2755
Szczegóły |
Tytuł |
2755 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2755 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2755 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2755 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Stanis�aw Maczek
Od podwody do czo�ga
Wspomnienia wojenne
1918_#1945
Tom
Ca�o�� w tomach
Zak�ad Nagra� i Wydawnictw
Zwi�zku Niewidomych
Warszawa 1996
`pa
T�oczono pismem punktowym
dla niewidomych w Drukarni
Zwi�zku Niewidomych,
Warszawa ul. Konwiktorska 9
Przedruk z wydawnictwa "Orbis Books (London) L$t$d", Londyn
1984
Pisa� A. Galbarski,
korekty dokona�y
K. Markiewicz
i E. Chmielewska
`st
�o�nierzom moim z lotnej, szturmowego, kawalerii i 1 dywizji pancernej ksi��k� t� po�wi�cam
`rp
Autor
`rp
"Bo kto siedzi w Ojczy�nie i cierpi niewol�, aby zachowa� �ycie, ten straci Ojczyzn� i �ycie; a kto opu�ci Ojczyzn�, aby broni� Wolno�� z nara�eniem �ycia swego, ten obroni Ojczyzn�, i b�dzie �y� wiecznie."
`rp
Mickiewicz
"Ksi�gi
Pielgrzymstwa Polskiego"
`rp
`pa
`ty
Przedmowa Autora
do drugiego wydania
`ty
W pierwszym wydaniu "Od podwody do czo�ga" poda�em �o�nierskie sprawozdanie z dzia�a� naszych tak w kraju, jak i na obczy�nie.
Nak�ad pierwszego wydania przez firm� "Tomar" w Edynburgu i jej wydawc� �p. Antoniego Herbicha jest ju� od dawna wyczerpany.
Obecne drugie wydanie nak�adem
"Orbisu" dotrze do r�k czytelnik�w w czterdziest� rocznic� walk Pierwszej Dywizji Pancernej o wyzwolenie Europy.
Wdzi�czny jestem "Orbisowi", �e dzi�ki niemu moje wspomnienia znajd� zn�w ch�tnych czytelnik�w w kraju i na Zachodzie. Chcia�bym, by m�ode pokolenie Polak�w zna�o prawdziw� histori� walki wojsk polskich na obczy�nie o wolno�� i niepodleg�o�� narodu polskiego, kt�ra, mimo �e nie ma "ostrego strzelania", trwa nadal.
`rp
Stanis�aw Maczek
`rp
`pa
`tc
Przedmowa
`tc+
Wydarzeniem s� te wspomnienia wojenne jednego z najt�szych polskich dow�dc�w drugiej wojny �wiatowej, tw�rcy i dow�dcy pierwszej "lotnej" kompanii na podwodach w zaraniu naszej niepodleg�o�ci, pierwszego dow�dcy jednostki pancerno_motorowej w wojsku polskim w przededniu ostatniej wojny, w kampanii wrze�niowej i francuskiej, pierwszego dow�dcy naszej pierwszej dywizji pancernej w wyzwole�czej kampanii we Francji, Belgii, Holandii, w zwyci�skiej ofensywie ko�cowej na Wilhelmshaven. Jak�e bogaty ten zaw�d wojskowy m�odego Polaka chorwackiego pochodzenia, akademika lwowskiego, polonisty
"filozofa" (ze szko�y Twardowskiego), kt�rego mobilizacja austriacka wyrwa�a z szereg�w naszego Zwi�zku Strzeleckiego i zamieni�a w
"strzelca tyrolskiego" z doborowego pu�ku
"Kaiser_Jaeger". Da�a mu w wyniku znakomit� cho� tward� szko�� przez lata wojny g�rskiej, wymagaj�cej w najwy�szym stopniu energii fizycznej i moralnej, zr�czno�ci, wytrzyma�o�ci, przytomno�ci umys�u, sztuki wyzyskania terenu, rzutko�ci, odwagi osobistej i dow�dczej, inicjatywy na ka�dym szczeblu. A tej inicjatywy, od razu powa�nie wykraczaj�cej poza zwyk�e ramy jego stopnia nigdy nie zabraknie m�odemu oficerowi_intelektuali�cie, gdy z upadkiem Austrii znajdzie si� b�yskawicznie w szeregach powstaj�cego wojska polskiego, poszukuj�c od razu okazji, by bi� si� za ukochany Lw�w. Co uderza w jego �yciu wojskowym, to niestrudzona praca my�li wci�� z��czona z wol� walki, nie s�abn�c� w najkrytyczniejszych sytuacjach, w kt�rych niejednokrotnie natchnienie przychodzi�o mu z pomoc�.
Ale ksi��ka ta to nie tylko pami�tnik �wietnego i szcz�liwego �o�nierza, kt�ry nigdy humanist� by� nie przesta�. Jest od pocz�tku do ko�ca relacj� doskona�ego znawcy wojskowego rzemios�a, kt�ry zagadnienia nowoczesnej wojny nie tylko do gruntu przemy�la�, ale i eksperymentowa� od m�odo�ci. Sam tytuz�: "Od podwody do czo�ga" zawiera w sobie pewn� syntez�: poszukiwanie uparte jedynej drogi do zwyci�stwa w nowoczesnej wojnie, zaskoczenia przez po��czenie szybko�ci z pot�g� dzia�ania - zatem w warunkach polskich 1918 r. z si�� ogniow� broni samoczynnej przy os�onie strzelc�w. Wtedy z braku motor�w improwizuje por. Maczek "lotn�" sw� kompani� na podwodach i pokazuje, czym mo�e by� taka jednostka przez zwi�kszon� szybko�� ruch�w i spot�gowan� energi� bojow�, skoro wchodzi w walk� nie utrudzona marszami. Po tej kompanii przychodzi jego
"batalion szturmowy" tak�e na wozach, w ramach 1. dywizji kawalerii. My�l ta sama, kt�ra si� w tej�e kampanii zaznaczy w zagonie samochodowym na Kowel; ale b�dzie to improwizacja dora�na. Idzie o stworzenie jednostek szybkich sta�ych, o wielkiej sile dzia�ania. Przysz�o�� w tym wskazuj� Liddell Hart (1927�), Fuller (1928�), de Gaulle (1934�), Sikorski (1935�). Wyrastaj� wielkie jednostki szybkie i pancerne w Niemczech i w Sowietach. A gdy wreszcie utorowa�a sobie i u nas drog� my�l powi�kszenia szybko�ci kawalerii przez jej zmotoryzowanie a jej pot�gi dzia�ania przez czo�gi i stworzenia kawalerii pancernej, na tego �wietnego piechura pada wyb�r jako dow�dcy pierwszej takiej jednostki zmorotyzowanej z przydaniem czo�g�w; jemu przypad�o zademonstrowa� stawiaj�c czo�o ca�emu XXIII korpusowi pancerno_motorowemu nieprzyjaciela, jak wielk� rol�, niewsp�miern� ze stosunkiem si� obustronnych mog�a by�a odegra� w tej kampanii nasza bitna i liczna kawaleria, gdyby obok tej
10 brygady kilka innych zdo�ano w por� zmotoryzowa� i upancerni�. A ju� by�a jakby ostrzegawcza ksi��ka Guderiana:
"Achtung, Panzers". Swoim i obcym m�wi�a: tej pot�dze nic si� nie oprze. Maczek pokaza�, �e mo�na szczup�ymi si�ami skutecznie j� szachowa�.
Cudownym by� zbieg okoliczno�ci, dzi�ki kt�remu gros brygady Maczka znalaz�o si� po przej�ciu granicy na W�grzech, stamt�d wyw�drowa�o szcz�liwie do Francji, tutaj ��cznie z wyewakuowanymi oficerami i szeregowymi formacyj czo�gowych stanowi�o mocn� podstaw� do sformowania dywizji pancerno_motorowej. W samych pocz�tkach jej tworzenia, gdy ostatnia wielka bitwa o Francj� bra�a obr�t krytyczny i ��dano od nas wprowadzenia tej dywizji w akcj� z alternatyw�: oddania �wie�o otrzymanego sprz�tu i broni dla jednostki francuskiej, gen. Maczek z nieomylnym swym instynktem �o�nierskim znalaz� wyj�cie - sam poszed� do walki z reprezentacyjnym niejako, kombinowanym oddzia�em i zaznaczy� krwawo udzia� swej brygady. Jej gros i trzy bataliony czo�g�w zosta�y na ty�ach i cho� bez sprz�tu znalaz�y si� w Wielkiej Brytanii. A p�niej, pojedynczo czy grupkami do��cza� zacz�li ci spod Montbard, i cudem prawdziwym sam genera� po nowym epizodzie swej Odyssei, o kt�rym daje pasjonuj�c� opowie��.
Grunt �e by�o z kogo stworzy� mocne kadry dywizji pancernej w W. Brytanii. Brakowa�o dw�ch rzeczy do�� istotnych: ludzi i sprz�tu. Tymczasem wobec gro��cej inwazji trzeba by�o wej�� jako pe�nowarto�ciowe jednostki bojowe w sk�ad si� maj�cych broni� tej wyspy. Wszystko musia�o si� zamieni� w brygady i bataliony przewo�onej piechoty, w sk�adzie I Korpusu W.$p., zanim nap�yw sprz�tu nie pozwoli� na przej�cie do pierwszej fazy motoryzacji, a wreszcie, zim� 1941, ukaza�y si� pierwsze czo�gi, dos�ownie jako nagroda dla naszych spieszonych czo�gist�w za doskona�� postaw� �o�niersk�. Odt�d szybko dojrzewa koncepcja naszej dywizji pancernej - i dow�dca korpusu patrzy� na post�py w tym kierunku z uczuciem, �e to si� dokonuje rzecz wielka a zarazem i z niepokojem, �e ten �ar�oczny noworodek ca�y korpus poch�onie. Poch�ania� istotnie zgodnie z etatami gros elementu kadrowego i specjalist�w, a gdy zawiod�y rachuby na wydobycie z Rosji niezb�dnego �o�nierza na uzupe�nienie, poch�on�� w ko�cu i same bratnie oddzia�y. Ale dojrza�a w ci�gu trzech lat dywizja tak wy�wiczona, z�yta i zgrana, jakby si� sk�ada�a nie z �o�nierzy tu�aczy cudem tu pozbieranych, ale ze starego, zawodowego regularnego wojska, wyposa�ona w sprz�t tak pot�ny, jak marzy� sobie przed laty w odwa�nej ksi��ce "Vers l'arm~ee du m~etier" pu�kownik de Gaulle. I taki by� na jej czele dow�dca, jakiego wyobra�a� sobie wtedy - nie w odleg�ym, g��bokim schronie przy lampce naftowej czekaj�cy na zestawienie wiadomo�ci, ale sam na polu walki, bezpo�rednio, osobi�cie j� prowadz�cy - dodajmy, �e jak Maczek pod Falaise z czo�gu dowodzenia, g�osem - a w nocy �pi�cy w wygrzebanym pod czo�giem dole.
Ca�o�� ksi��ki napisana jest porywaj�co. Ale kampania w Normandii przedstawiona przez gen. Maczka to fragment epopei. Tylko �e roi si� on od tak rzeczowego, prozaicznego pozornie materia�u jak numery korpus�w i dywizyj niemieckich, z kt�rymi nasza pancerna musia�a przez trzy dni prowadzi� samotnie walki na wszystkie strony, liczby czo�g�w i dzia� zniszczonych, je�c�w wzi�tych - i liczby strat w�asnych, ci�kich, wielokrotnie mniejsze od niemieckich; za ka�dego �o�nierza polskiego zabitego lub rannego pod Falaise paru Niemc�w by�o w niewoli, a drugie tyle zabitych czy rannych. By� w tym zadziwiaj�cy zbieg okoliczno�ci, �e to polskiej dywizji przypad�o by� - jak wyrazi� si� marsz. Montgomery - korkiem zatykaj�cym butelk� z Niemcami - ale by�o mo�e i przewidywanie, �e ten polski korek ca�y ich nap�r wytrzyma. A by� i inny zbieg okoliczno�ci: �e w�r�d dywizji niemieckich, potrzaskanych tu przez nasz� dywizj� pancern� - by�a 2 dywizja pancerna, z kt�r� bi�a si� brygada Maczka pod Wysok� w pierwszych dniach kampanii wrze�niowej. Odwet by� jednak nie tylko na niej i na kilku innych - elicie niemieckiej broni pancernej. To by� punkt, w kt�rym rozstrzyga�y si� losy kampanii na Zachodzie. I w tym w�a�nie punkcie bro� polska odnios�a druzgoc�ce zwyci�stwo.
Podobnie jak genera�owi Andersowi, zwyci�zcy spod Monte Cassino, tak i genera�owi Maczkowi, zwyci�zcy spod Falaise, zarzucaj� niekt�rzy w Kraju i na emigracji, �e wojska swego nie szcz�dzili w tych i innych bitwach. Straty w dywizji gen. Maczka by�y du�e, bolesne, ale nie wi�ksze ni� w dywizjach sprzymierzonych, a pomszczone sowicie. A na teori� wojny bez nara�ania si� na straty daje on dobitn� odpowied�. Istotnie, nie wolno cofa� si� przed perspektyw� strat, gdy nie tylko honor narodu naszego w grze, ale sprawa nasza, kt�r� tylko czyn �o�nierski utrzymywa� na powierzchni. A nie wype�nienie zadania aby strat nie ponie�� by�oby zatraceniem tych ogromnych warto�ci moralno_politycznych, kt�re wytworzy�a Polska walcz�ca w Kraju i na obczy�nie. Genera� Maczek widzia� to z przedziwn� jasno�ci� i szed� po tej linii bez wahania - jak tego Kraj od nas oczekiwa� i ��da�. A� do uroczystej chwili, gdy uczestniczy� w akcie bezwarunkowej kapitulacji Niemc�w, a dywizja jego zosta�a wyznaczona do zaj�cia Wilhelmshaven.
Ten triumf �o�nierza nie by� triumfem sprawy polskiej. Pierwsza dywizja pancerna przesta�a niebawem istnie�. Ale �y� b�dzie zawsze w mi�uj�cym wspomnieniu narodu. I nie tylko Polak�w. Wraz z jej dow�dc�, przy ko�cu jego ksi��ki, odbywamy dwukrotnie jej drog� przez Francj�, Flandri�, Holandi� - raz w�r�d walk, drugi raz szlakiem cmentarzy �o�nierskich i wiernej pami�ci ludno�ci miast i miasteczek przez t� dywizj� kiedy� oswobodzonych - i wdzi�czno�ci przekazywanej tam ju� nast�pnym pokoleniom.
Jest to wspania�a karta naszych dziej�w, nie tylko wojskowych. Pami�tnik ten jest cennym �r�d�em historycznym i historyczn� powie�ci�
"niek�aman� w niczym". Tym wi�cej, �e jest pisany z g��bok� mi�o�ci� tej swojej dywizji, z prawdziwie bratnim uczuciem dla swych towarzyszy broni ka�dego szczebla, wdzi�czno�ci� dla ka�dego kto dope�ni� powinno�ci, uznaniem ka�dej zas�ugi, wyrozumia�o�ci� dla b��d�w, szczer� sympati� dla sprzymierzonych, prze�o�onych i koleg�w brytyjskich i kanadyjskich. Raz tylko znajdzie si� tu zgrzytni�cie z�bami. Bardzo zrozumia�e. Pisa� to �o�nierz z dusz� dow�dcy, kochany przez swych �o�nierzy, gor�cy Polak i dobry, szlachetny cz�owiek. Niech�e ten raport z jego �o�nierskiego zawodu z�o�ony narodowi znajdzie si� w r�ku tysi�cy Polak�w.
`rp
Gen. M. Kukiel
`rp
`pa
`tc+
Cz�� I�
Lata sielskie_anielskie
`tc
`tc
Rozdzia� 1�
Wst�p�
i kilka s��w o sobie
`tc
Od podwody do czo�ga! - Tak!
Od wozu drabiniastego, zaprz�gni�tego w silne konie w latach 1919�8�#20�, przewo��cego
6_ciu do 8_miu morowych ch�opak�w, uzbrojonych w kb i granaty r�czne - ponad wszystko w ochot� do walki.
Poprzez p�ci�ar�wki i ci�ar�wki samochodowe, przewo��ce ka�da kilkunastu niemniej morowych u�an�w czy strzelc�w konnych w roku 1939 - ale ju� z bogatym dodatkiem broni przeciwpancernej i lekk� okras� czo�g�w lekkich i artylerii - a� do ci�kiej, ale jak szybkiej i zwrotnej dywizji pancernej w latach 1944�8�#45 z jej Cromwellami i Shermanami, niszczycielami czo�g�w i sextonami artylerii samobie�nej!
Oto na przestrzeni jednego �wier�wiecza od 1919 do 1945 roku prze�ycia wojenne �o�nierza polskiego w jednostkach, kt�re mo�na by obj�� wsp�ln� nazw� jednostek szybkich, w kt�rych szybko�� i ruchliwo�� by�a za�o�eniem, a si�a dezyderatem i d��eniem, zanim si� zrealizowa�a w ostatnim etapie.
Czy naprawd� by�a taka prosta linia rozwojowa - podwoda - samoch�d - czo�g?
Chyba nie!
Na tak� jednak lini� naj�atwiej mi nawi�za� moje wspomnienia osobiste, kt�re tak cz�sto staj� si� wspomnieniami oddzia�u przeze mnie dowodzonego, �e nieraz trudno je rozgraniczy�.
Mo�e nie najbardziej b�ahym szczeg�em dla mych wspomnie� jest, �e urodzi�em si� w Ma�opolsce Wschodniej, w powiecie lwowskim, fakt, kt�ry nada� du�o kolorytu moim prze�yciom wojennym w latach
1918�8�#20 i 1939 r. Kszta�towa�a mnie, m�j charakter, moj� mentalno��, a nawet poniek�d i moj� sylwetk� �o�niersk� ta sama rzeczywisto�� przedwojenna przed rokiem 1914 i potem lata wojny do 1920 roku. Ta sama rzeczywisto�� w Ma�opolsce, kt�ra urabia�a r�wnolegle typ akademika lwowskiego i krakowskiego, typ przysz�ego legionisty i typ oficera rezerwy armii austriackiej. Z tej samej �awy szkolnej czy uniwersyteckiej - jeden znalaz� si� w legionach - drugi w c.k. austriackim pu�ku. Wychowa�a nas ta sama wielce patriotyczna i pr�na atmosfera uczelni wy�szych i �rednich zak�ad�w naukowych w Ma�opolsce, to samo rozczytywanie si� najpierw w Sienkiewiczu, a potem w mistrzach "M�odej Polski": Kasprowiczu, Wyspia�skim, �eromskim i innych. I jak przez chorob� wieku dziecinnego przechodzili�my wszyscy od Skrzetuskiego do Kmicica, od Judyma do Roz�uckiego itd.
�eby jeszcze bardziej zagmatwa� obraz mej sylwetki, oto jako student "uniwerku" lwowskiego (m�wili�my
"s�uchacz") odby�em przeszkolenie i pierwsze �wiczenia w Zwi�zku Strzeleckim i tylko z powodu przedwczesnego powo�ania mnie do armii austriackiej nie dosta�em si� do legion�w, ale zosta�em
"strzelcem tyrolskim". 4 lata studiowa�em na Uniwersytecie Lwowskim filozofi� �cis�� pod kierownictwem du�ej miary pedagoga prof. Twardowskiego i polonistyk� u profesor�w Bruchnalskiego i Kallenbacha. Dla polonisty pracowa�em nad filozofi� Sebastiana Petrycego, filozofa XVII wieku, kt�ry przek�adaj�c na j�zyk polski Platona i Arystotelesa, przek�ad opatrywa� na marginesie obszernym komentarzem. I komentarz ten, mimo przemo�nego wp�ywu �w. Tomasza z Akwinu, ods�ania� wiele oryginalnych my�li naszego polskiego filozofa. Ale, �eby wy�owi� te b�yski oryginalno�ci, trzeba by�o dla por�wnania przedrze� si� przez grek� Platona i Arystotelesa i �acin� Tomasza z Akwinu. Ogrom benedykty�skiej pracy! Gdy odda�em t� prac� w seminarium prof. Kallenbacha, podczas dyskusji nad ni�, gdy tezy me by�y sprzeczne z pogl�dami jedynie wtedy drukowanej pracy prof. Stanis�awa Kota o Petrycym, mia�em po mej stronie dw�ch koleg�w, p�niejszego prof. Wac�awa Komarnickiego, zmar�ego w Londynie po wojnie i dra W�odzimierza Jampolskiego, mego serdecznego przyjaciela, redaktora "Kuriera Lwowskiego", rozstrzelanego przez Niemc�w we Lwowie w 1943 roku.
W roku 1913�8�#14 pracowa�em g��wnie w seminarium prof. Twardowskiego nad tematem z zakresu psychologii uczu�:
"Wyraz uczu� w literaturze".
Do�� oryginalne przygotowanie dla przysz�ego oficera i dow�dcy r�nych szczebli na wojnie jednej i drugiej?
Pierwsz� wojn� �wiatow� przetrwa�em "sportowo" i z pewnym rozmachem w formacjach wysokog�rskich i narciarskich pu�ku tyrolskiego, w kt�rym w miar� post�pu wojny, coraz mniej by�o Tyrolczyk�w, a coraz wi�cej bliskich mi pokrewie�stwem krwi Kroat�w. Dziadek m�j by� pochodzenia kroackiego. By�em w moim batalionie jedynym oficerem Polakiem - nie wolno mi wi�c by�o by� najgorszym - mno�y�y si� wst��eczki odznacze�, ale i ros�o do�wiadczenie w walkach g�rskich.
Do ko�ca mej s�u�by wojskowej by�em szcz�liwym, gdy teren na mapie zaczyna� si� gmatwa� i czerni� warstwicami - najlepiej mi si� wtedy wojowa�o. Przyda�o mi si� to i na Podkarpaciu w
1918�8�#19 roku i na Podhalu w
1939, a nawet pod Falaise w
1944.
A z polskim problemem, ju� nie abstrakcyjnym, zetkn��em si� z powrotem dopiero na wiosn� 1918 r., podczas 3_miesi�cznego urlopu na doko�czenie mych studi�w uniwersyteckich.
Ju� zaczyna�a si� rysowa� budowla, zwana monarchi� austro_w�giersk�, i kilku m�odych oficer�w w mundurach legionist�w i armii austriackiej zebra�o si� w jednej z kawiar� lwowskich z arcywa�nym zagadnieniem, co i jak na wypadek za�amania si� Austrii. By� z nami por. Nitman i Felek Daszy�ski, Hofman i Stark i K. Schleyen i kilku innych, kt�rych nie pami�tam. Ale urlop m�j wcze�niej si� sko�czy� ni� monarchia austro_w�gierska. Do
"spisku" ju� nie do��czy�em, gdy� koniec wojny zasta� mnie daleko i wysoko, bo ponad 3000 metr�w w Alpach austriackich - w pu�ku, kt�ry wci�� chcia� wygra� wojn� dla Austrii. Dzi�ki zupe�nemu brakowi wiary w to zwyci�stwo, a dobremu opanowaniu nart, jeszcze tego samego dnia, w kt�rym przysz�a wiadomo�� o za�amaniu si� frontu na dole, znalaz�em si� w Trydencie i dalej jakim� ewakuowanym poci�giem w Wiedniu. M�tne wiadomo�ci o sytuacji w Ma�opolsce - pierwsze odg�osy walk we Lwowie - i przesadzone wie�ci o trudno�ciach wydostania si� z Wiednia na wsch�d radzi�y przedzierzgn�� si� w "cywila". To te� zrobi�em i po�egnawszy si� serdecznie z bardzo mi oddanym ordynansem osobistym, kt�rego patriotyzm ukrai�ski wzywa� do formacji "siczowych" - uda�em si� do Krakowa. W Krakowie chciano mnie wcieli� do oficerskiego oddzia�u pilnuj�cego magazyn�w, gdy� na razie nie formowano oddzia��w frontowych - po prostu z braku szeregowych, gdy oficer�w by�o pod dostatkiem.
Chc� si� dosta� do walcz�cego Lwowa, do "mego" Lwowa, a gdy linia Przemy�l_Lw�w jest przeci�ta przez Ukrai�c�w - pr�buj� dosta� si� od po�udniowej strony przez Podkarpacie. Tote� dzie� 14 listopada zastaje mnie w d�ugim ogonku oficer�w do raportu dow�dcy garnizonu Krosno. Wszyscy uszeregowani wed�ug rangi: kapitanowie, porucznicy, podporucznicy, podchor��owie - a na szarym ko�cu ja, wprawdzie ju� "oberleutnant" wedle ostatnich mianowa� listopadowych, ale w cywilnym ubranku.
Siwy pu�kownik Swoboda przechodzi od jednego do drugiego, wys�uchuj�c nieko�cz�cej si� litanii; ten prosi o przydzia� do Krosna, tamten o urlop, o superrewizj� itd., a� do mnie, prosz�cego o przydzia� do formacji odchodz�cej najpr�dzej na odsiecz Lwowa. Na to z jowialnym u�miechem chwyta mnie pu�kownik w ramiona, m�wi�c: "Wreszcie mam dow�dc� kompanii odsieczy - gotowej do odmarszu, ale dotychczas bez dow�dcy".
Jeszcze tego samego dnia obejmuj� dow�dztwo kompanii kro�nie�skiej, bo tak si� b�dzie nazywa�a. Co za pierwszorz�dnych ch�opak�w w niej zasta�em! Podporucznicy i podchor��owie: Kulczycki z Krosna i Bartosz z Jas�a, obaj z armii austriackiej, legionista ze Szczypi�rna, Czerniatowicz i legionista Szmidt ze Lwowa. A strzelcy? P� na p� stary �o�nierz z przer�nych front�w i zdarze� armii austriackiej czy legion�w, i ch�opcy nieletni, niedorostki, wprost z �awy szkolnej lub spod opieku�czych skrzyde� matki. Ch�opacy z Krosna i Odrzykonia, Potoka i Jas�a. By� zapa�, entuzjazm i gdy rano, witaj�c si� z kompani�, a nie znaj�c dobrze polskich regulamin�w i zwyczaj�w, rzuca�em kompanii okrzyk "ochota jest - ch�opcy?"
- to w gromkiej odpowiedzi
"ochota jest panie poruczniku" - by�o tyle kapita�u zaufania, �e na wszystko mo�na by�o si� odwa�y� z tak� kompani�. Nic, �e po�owa nie umia�a u�ywa� sprz�tu bojowego - nawet �adowa� karabinu; nic, �e taki student inteligent z Krosna, gdy w pierwszym boju wygarn�� wr�cz na kilka kro�cy z karabinu, to na widok osuwaj�cego si� cia�a rozbecza� si� na g�os i trzeba by�o niemal bitw� przerwa�, by go uspokoi�; nic, �e ubrane to by�o po�al si� Bo�e, a uzbrojone jeszcze prymitywniej; nic to wobec tej ochoty, tego zapa�u, kt�ry zrozumie tylko ten, kto prze�ywa� podobne chwile w tym jedynym listopadzie 1918 roku w Polsce.
A w kilka dni p�niej, 20 listopada, ruszy�a wyprawa na odsiecz Lwowa. Ruszy�a na Sanok, gdzie z��czy�a si� z kompani� porucznika Bolka Czajkowskiego, kompani�, kt�ra przebi�a si� z broni� z Borys�awia, w kt�rej dusz� i sercem by� porucznik in�ynier Szczepanowski, ze znanej polskiej rodziny pionier�w przemys�u naftowego. Z��czy�a si� te� z kompani� sanock�, dowodzon� przez oberlejtnanta kawalerii Leszka Prag�owskiego, w czarnych salonowych spodniach, gdy� wypadki zaskoczy�y go na jakim� five o'clock'u w okolicy Sanoka. Z kompaniami tymi przysz�a ca�a paka pierwszorz�dnych �o�nierzy i dow�dc�w, kt�rzy znajd� si� potem w mej kompanii lotnej, a potem w baonie szturmowym, jak podchor��y Zygmunt Zawadowski, wielkiej miary "zabijaka", wypadowiec o bujnej ju� przesz�o�ci kawalerzysty w legionach, a przedtem wiertacz naftowy na Trynidadzie. Jak ppor. Tyszkiewicz. Jak podchor��y K. Michalewski, oddany mi �o�nierz we wszystkich formacjach, kt�rymi dowodzi�em - dzi� zamieszka�y w Detroit, w Stanach Zjednoczonych.
Jak podchor��y Mr�wka z Krosna, jak podchor��y Stradin, Gruzin nie m�wi�cy po polsku, jak wybitni podoficerowie z Haczowa: Kielar, Stepek Szajna, Szponar, Wojtun, Bienia i inni.
`tc
Rozdzia� 2�
Wyprawa na Chyr�w
`tc
Szcz�cie �o�nierskie jest od pocz�tku z nami.
W nocy z 20 na 21 listopada na stacj� kolejow� Ustrzyki Dolne na linii kolejowej Sanok_Chyr�w z dw�ch stron wje�d�aj� 2 poci�gi, jeden nasz, z improwizowanym opancerzeniem przednich wagon�w, obsadzony przez mych ch�opak�w - drugi ukrai�ski z batalionem siczownik�w i bateri� dzia� polowych. Ch�opcy moi, ostrze�eni przez polskich kolejarzy, s� szybsi i po kr�tkiej utarczce, w kt�rej kb i r�czne granaty wzi�y po raz pierwszy udzia� - poci�g ukrai�ski opanowany, a z nim pierwszy prezent - 4 dzia�a polowe oddane naszej grupie. Telegraficznie wezwana obsada artyleryjska z Krakowa, z�o�ona z samych oficer�w i podchor��ych, pozwala za trzy dni uruchomi� pierwsz� bateri� polsk� w naszej grupie.
Pierwszy sukces dzia�a cuda i po szeregu potyczek ju� z ko�cem listopada zdobywamy w�ze� kolejowy Chyr�w. Grupa nasza, zasilona batalionem 20 p.p. (cwancygerzy z Matk� Bosk� - jak nazywali�my we Lwowie ten pu�k jeszcze austriacki) uderza w kierunku na Sambor, by jak najpr�dzej odci��y� Lw�w, o kt�ry nam wszystkim tak chodzi.
"G��wne natarcie" - jakby si� to dzi� nazywa�o - prowadzi ten �wie�y batalion, wsparty t� bateri� i nasz� pancerk�, mocno ju� podci�gni�t� przez wmontowanie na lory dw�ch dzia� i wzmocnienie cz�ciowego opancerzenia w warsztatach kolejowych. Ale batalion z elementem rekruckim utyka w natarciu na Felsztyn, pierwszy przedmiot w drodze na Sambor. Zalega w ogniu artylerii ukrai�skiej i dalekich ogni ckm.
Coraz dalej do Lwowa - coraz dalej do Sambora, a nawet do tak bliskiego Felsztyna, kt�rego kominy dymi� poza wzg�rzem.
Temperament ponosi nas m�odych dow�dc�w, kt�rym dotychczasowe sukcesy uderzy�y jak woda sodowa do g�owy. Zbieramy si� razem i idziemy do dow�dcy, p�ka Swobody, z nielada propozycj�, a raczej niezwyk�� pro�b�, by powierzy� dow�dztwo w r�ce energiczne i m�ode. Ja jestem m�wc�, a por. Prag�owski upatrzony na tego dow�dc�.
P�k Swoboda, starszy rang� i wiekiem, kt�rego wypadki wyci�gn�y z emerytury na jakie� stanowisko administracyjne w armii austriackiej - cz�owiek pe�en patriotyzmu i dobrych ch�ci, ale wstrz��ni�ty teraz niepowodzeniem akcji, warunkuje sw� zgod� od tego, jak wi�kszo�� oficer�w grupy na to si� zapatruje. Zwo�ana odprawa oficerska daje nieznaczn� wi�kszo�� pu�kownikowi Swobodzie. Przewa�a du�a ilo�� oficer�w artylerii, u�ytych jako obs�uga dzia� w baterii i ona decyduje. Wobec tego prosz� pu�kownika o energiczne rozkazy do dalszej akcji. Rozkaz jest energiczny, ale tylko w formie i trybie rozkazuj�cym. Oto to, czego nie dokona� ca�y batalion
20 p.p. - ma wykona� treraz jedna kompania kro�nie�ska, dotychczas odwodowa. Ale c� robi� - po tej formie niemal buntu z powodu �lamazarskiej akcji - powiedzie�, �e to przerasta zadanie jednej kompanii? Trzeba p�aci� za pierwsz� ch�� buntu cho� z tak szlachetnych pobudek. Zabieram si� do wykonania. Zbieram kompani� i dyryguj�c jeden pluton wzd�u� toru kolejowego, kt�ry b�dzie wsparty ogniem naszej pancerki, sam reszt� kompanii prowadz�, ju� przes�oni�ty zapadaj�cym zmrokiem, wij�c� si� dolink� mi�dzy wzg�rzami, z kt�rych ukrai�skie ckm za dnia tak si� nam dawa�y we znaki.
Kierunek wybrany jest kompletnym zaskoczeniem dla Ukrai�c�w - jak i natarcie nocne, bezpo�rednio po utkni�ciu natarcia dziennego. Wychodz� �atwo na ty�y stacji kolejowej przygotowanej do obrony, ale tylko w kierunku Chyrowa. Wzi�ci je�cy, 3 ckm, jedno dzia�o
75�7�mm przygotowane do strza�u na wprost wzd�u� toru kolejowego.
Posz�o naprawd� �atwo, jak bardzo cz�sto w kryzysach bitwy. Obie strony je prze�ywaj� r�wnocze�nie i baon ukrai�ski by� w takim samym stanie wyczerpania jak nasz baon 20 p.p.
Ale na tym nasz zryw ofensywny sko�czy� si�. Na d�ugie tygodnie zimowe zalegamy w Chyrowie, trzymaj�c miasto i klasztor jezuit�w na B�kowicach, gdy Ukrai�cy siedz� naoko�o na wzg�rzach, wal�c w nas z dzia� i ckm.
Tracimy nawet przej�ciowo Chyr�w i znowu go odbijamy, ju� jako wzmocniona grupa brygadiera Minkiewicza.
Chyr�w mia� si� sta� nie tylko punktem przej�ciowym w marszu na Lw�w. Sta� si� dla nas na d�ugie dni i noce - tygodnie i miesi�ce zimowe - naszym garnizonem, naszymi le�ami zimowymi, jakby okre�li� Sienkiewicz, Zbara�em, od czasu do czasu obleganym przez Ukrai�c�w. Jedynie szosa i tor kolejowy na Ustrzyki_Sanok ��czy�a nas z polskim zapleczem.
Ale cz�sto zapomina�o si�, �e to wojna. Szkoli�o si� naszych ochotnik�w i doskonali�o w u�yciu wszelkiej broni. Nieraz trzask rkm i ckm w w�wozie szkolnym zlewa� si� w jeden ton z seriami karabin�w maszynowych w akcji. A gdy �niegi pokry�y wzg�rze, w�r�d �wicz�cych na przeciwstoku narciarzy cz�sto wybucha� pocisk artyleryjski, przenosz�cy zabudowania klasztorne.
Sielanka jeszcze bardziej �udz�ca wieczorami na
"kwaterach". Kompania borys�awska, kro�nie�ska i sanocka nowo stworzona kompania ci�kich karabin�w maszynowych, kt�rej by�em dow�dc� - z��czy�y si� w batalion strzelc�w sanockich, pod dow�dztwem por. Skiby, adwokata z Ma�opolski. Ca�y baon zakwaterowany by� w klasztorze na B�kowicach, na po�udniowym skraju Chyrowa. S�ynny zak�ad naukowy O$o. Jezuit�w - dziwnych i nad wiek wyros�ych dosta� wychowank�w, rozmieszczonych plutonami po sypialniach. Oficerowie mieli swoje pokoje, w kt�rych pe�no by�o i gwarno przy kartach i kieliszku, przy rozmowach g�o�nych, �piewach, muzyce, bo by� i fortepian, i skrzypce.
Nieraz alarm nocny tak nie m�czy� jak te "nocne rodak�w rozmowy". Pi�o si� t�go, wszystkie fasony akademickie na wz�r korporacji i wojskowe z trzech armii, protegowa�y ten zwyczaj. Byli�my m�odzi - bardzo m�odzi! Nie pi�em tylko wtedy, gdy mia�em na "oku" jak�� wypraw�, wypad czy rozpoznanie, albo gdy "w ko�ciach" czu�em, �e co� si� gotuje. Szanowano t� moj� abstynencj�, bo mimo oficjalnego dowodzenia komp. ckm by�em specjalist� od ci�g�ych wypad�w i mir m�j ustali� si� w�r�d koleg�w.
Nie wiem, czy to ta atmosfera listopada 1918 r., kt�ra nas zlepi�a, czy wsp�lne przej�cia wojenne, kt�re pachnia�y zawsze przygod�, nieraz pisan� przez wielkie "P", czy te� �ycie w kupie, jak w domu akademickim, sprawi�y, �e kole�e�stwo osi�gn�o najwy�szy poziom. Pami�tam, jak z nieudanej wyprawy, bo i takie si� zdarza�y, wr�ci�em ostatni i bardzo p�no, gdy� trzeba by�o jakiego� naszego rannego wyci�gn�� z opresji - zasta�em skonsternowanych koleg�w. Oto jeden z nas, por. Zalewski, dosta� nerwowego szoku i powtarza� w k�ko "Maczek nie wr�ci�". I gdy przemawia�em do niego i uspokaja�em jak dziecko, przez d�ugi czas dostawa�em odpowied� - "nie - nie, to nie ty - Maczek nie wr�ci�".
Ale by�y i godziny powa�ne, rozm�w i dyskusji nie ko�cz�cych si�, kt�re znowu przypomina�y mi dom akademicki we Lwowie na �ozi�skiego 1. Problemy zawi�e roztrz�sane przy syku lampki spirytusowej (primusem zwanej) - dla zagotowania wody na herbat�.
I godziny artystyczne, gdy kt�ry� z nas na fortepianie melodiami wyczarowywa� Lw�w, a por. Czerniatowicz, nasz skrzypek, targa� strunami naszej uczuciowo�ci. On to po wypadzie na Smereczn�, skomponowa� jaki� zlepek kujawiak�w, kt�ry nazwa�
"Smereczna_marsz". Pozytywn� stron� by�o, �e poznawali�my si� nawzajem - swe warto�ci i s�abizny - co tak u�atwia�o potem dob�r ludzi do zada� i do specjalnych oddzia��w.
Jedyn� form� ofensywn� pozosta�y wypady. Raczej p�ytkie, dorywcze, z garstk� mych dobranych, uzbrojonych w r�czne granaty, gdy� mia�em s�abo�� do tej broni, hukiem i efektem �atwo stwarzaj�cej zaskoczenie. Wypady, by wzi�� je�ca, usun�� jaki� dokuczliwy karabin maszynowy, by niepokoi�, by udawa� si�y, kt�rych nie by�o. Pami�tam jeden z takich wypad�w o formie i zasi�gu g��bszym, gdy� go szczeg�owo wypracowa�em.
Oto Chyr�w, obsadzony przez si�y dw�ch do trzech baon�w z dwoma dyonami artylerii, broni si� jako izolowany o�rodek oporu, wisz�cy zaopatrzeniem w �ywno�� i amunicj� na jednej linii kolejowej Chyr�w_Zag�rz. Ale na ty�ach naszych, na wzg�rzach wzd�u� linii kolejowej, siedz� lu�ne grupy ukrai�skie, rw�ce nasze linie zaopatrzenia. Jedna z takich grup, kilkana�cie �7�km na zach�d od Chyrowa, podci�gn�a bateri� haubic tak, �e tor kolejowy w tym miejscu znalaz� si� w zasi�gu skutecznego ognia artylerii i systematyczne ostrzeliwanie zacz�o hamowa� nasze dostawy. Dosta�em od bryg. Minkiewicza problem ten do rozgryzienia.
Przez ca�y tydzie�, noc w noc, w �niegu po pas brn��em z patrolem na r�ne punkty g�rskie, godzinami le�a�em na �niegu, gdy wysy�any przeze mnie oddzia� w innym miejscu stara� si� sprowokowa� ogie� tej baterii, aby ustali� dok�adnie stanowisko jej na ty�ach ukrai�skich. Wreszcie zafiksowa�em j� ponad wszelk� w�tpliwo��. Znajduje si� w dolinie poza wsi� Smereczn� na skraju lasu, kt�ry zbiega stromym stokiem z grzbietu g�rskiego. Jest szansa wydostania si� w nocy na ten grzbiet pomi�dzy dwiema plac�wkami ukrai�skimi i druga z rz�du dukta le�na sprowadzi wprost w d� na bateri�.
Korzystaj�c z mo�liwo�ci doboru ludzi, wybra�em ponad 100 z por. Szafranem jako moim pomocnikiem. Ca�o�� przebran� na wierzch na p�aszcze w �wie�o
"wyfasowan�" bielizn�, by nie odcina� si� w nocy od t�a �niegu, poprowadzi�em g�siego pomi�dzy ubezpieczeniami ukrai�skimi, sam na szpicy z kilkoma zgranymi ze mn� ch�opakami, by nikt mi zmyleniem trasy lub przedwczesnym strza�em nie sknoci� planu.
Ostro�ny i uci��liwy marsz w g��bokim �niegu po stokach zjad� wi�ksz� cz�� nocy i ju� prawie dnia�o, gdy z rozpacz� stwierdzi�em, �e musia�em min�� t� kierownicz� dukt� le�n�. G��boki �nieg wype�ni� przestrze� doln�, w kt�rej odleg�o�� od pni wyra�nie zarysowuje dukt�, a roz�o�yste ga��zie w g�rze z okapami �niegu zam�caj� ten obraz.
Trzeba by�o zawraca� - na szcz�cie nie daleko - by wreszcie odkry� zawian� �niegiem dukt�, kt�r��my min�li.
Dukta odnaleziona!
W g��bokim �niegu, potykaj�c si� o wykroty drzew powalonych, zbiegamy kup� w d�. Zanim dobiegli�my do stanowisk dzia�, odezwa� si� jaki� ckm ukrai�skich ubezpiecze�, wyra�nie wal�c na �lepo, wprost przed siebie, nie orientuj�c si� jeszcze, sk�d nadci�ga zagro�enie.
Zaalarmowana i zdezorientowana obs�uga dzia� wybiega ze wsi, prowadz�c konie do dzia�, by je wycofa� w ty�. Wpada wprost w nasze r�ce. Zdobyte dzia�a wraz z ko�mi uprowadzamy jako zdobycz.
Nie obchodzi si� jednak i bez strat. Mamy kilku rannych, mi�dzy nimi por. Szafrana z przestrzelon� piersi�. Jeste�my g��boko na ty�ach ukrai�skich, ale ani dzia�, ani rannych powrotn� drog� po stromych stokach nie przeprowadzimy.
Decyduj� si� przebi� g��wn� drog�, wij�c� si� w w�wozie a� do doliny rz. Strwi�� i toru kolejowego. Licz� na szybko�� i na og�ln� dezorientacj� w szeregach ukrai�skich. Jest pewne ryzyko, �e si� mo�emy postrzela� z wys�an� przeze mnie cz�ci� oddzia�u, kt�ra mia�a nad ranem natarciem frontalnym na cz�� stanowisk ukrai�skich u wylotu w�wozu odwr�ci� uwag� od naszego zamierzonego powrotu poprzedni� drog� grzbietem g�rskim. Mamy szcz�cie. Strzelanina, sprowokowana tym natarciem, milknie zanim dochodzimy do stanowisk ukrai�skich. W dobrym czasie odwraca uwag�. Podch. Zawadowski ze szpic� zaskakuje od ty�u nie spodziewaj�cych si� z tego kierunku uderzenia i bez straty bierze do niewoli pluton ukrai�ski z dwoma ckm i ju� bez trudu, triumfuj�c� kolumn� ze zdobytymi haubicami maszerujemy na Chyr�w.
A �e na g�rach by� g��boki �nieg, a w dole roztopy i b�oto, wi�c nie wygl�damy ca�kiem na nieskalane duchy - w pobrudzonej bieli�nie, wdzianej na p�aszcze.
Tak to wojowali moi ochotnicy z Haczowa, Krosna i Odrzykonia, z ka�dym dniem wyrastaj�c z amator�w_ochotnik�w na otrzaskanych w boju wiarus�w.
Front pod Chyrowem w r�wnej mierze zasilany nowymi oddzia�ami z obu stron, coraz bardziej sztywnia� - dla Ukrai�c�w jako ubezpieczenie po�udniowego skrzyd�a - dla nas ubezpieczenie si� pod Lwowem i we Lwowie, a co najwa�niejsze odci��enie wci�� ci�ko walcz�cego Lwowa.
Jak to wygl�da�a ta nasza wyprawa ochotnicza na odsiecz Lwowa z punktu widzenia nieco szerszego, powiedzmy operacyjnego? Ale nie od stolika sztabowego wy�szych dow�dztw, ale od nas, zapalonych m�odych porucznik�w czy podchor��ych, pr�cych do uwolnienia Lwowa?
Z pocz�tku bardzo naiwnie, niemal dziecinnie. Jak nie mo�emy dosta� si� do Lwowa wprost z zachodu przez Przemy�l_Gr�dek Jagiello�ski, to dostaniemy si� od po�udnia od Podkarpacia. Przecie� jeste�my odsiecz� Lwowa. Potem gdy wle�li�my do Chyrowa i utkn�li, spowa�nieli�my, a z nami i nasze zadanie. Ubezpieczamy Lw�w od po�udnia, w�a�nie od Podkarpacia, i wi��emy powa�ne si�y ukrai�skie, kt�re zwolnione mog�yby zawa�y� w bitwie o Lw�w. A potem gdy Lw�w_miasto coraz bardziej dawa� sobie rad� sam, cel operacyjny komplikowa� si�. Stan�li�my na rozdro�u. Na lewo pierwotny cel Lw�w - na prawo zag��bie naftowe z tysi�cami u�wiadomionych narodowo robotnik�w polskich, kt�rym tylko rzuci� bro� i zorganizowa� i powstanie nowa si�a.
Na tyle lat przed Stalingradem, ma si� rozumie� w ogromnym pomniejszeniu, niemal astronomicznym, stan�li�my przed podobn� sytuacj� jak Hitler: Moskwa - czy Baku? Za du�o by�o w�r�d nas borys�awiak�w i Ma�opolan ze wschodu, by ten drugi problem stale nas nie n�ci�.
Oto w te zimowe miesi�ce w Chyrowie powsta�a w�r�d nas my�l radykalnego rozwi�zania tego problemu.
Jakkolwiek front w samym Chyrowie by� "twardy", to boki jego, a szczeg�lnie po�udniowo_zachodnie zalesione wzg�rza by�y "mi�kkie", czego dowodem sukcesy naszych wypad�w na S�ochynie, Tele�nic� i na Smereczn�.
A t� Tele�nic� czy Smereczn� mo�na, wykorzystuj�c drogi obchodz�ce od po�udnia Chyr�w i Sambor, osi�gn�� przez wzg�rza Schodnicy - sam Borys�aw. Byle tylko uskrzydli� dobrany oddzia�, a �wietne warunki �nie�ne w tej porze roku prosi�y si� o taki "kulig" saniami. Po zwalczeniu ma�ych oddzia��w, jakie jedynie mogli�my spotka� na naszej drodze, jednym tchem znajdziemy si� w Borys�awiu. Du�o amunicji i r�cznych granat�w i poka�ny zapas karabin�w, a z miejsca zwielokrotnimy nasze si�y w Borys�awiu i zawa�ymy na og�lnej sytuacji.
Ja mia�em poprowadzi� ten wypad. Gdy wi�c por. in�. Szczepanowski z borys�awiakami opracowywa� plan, co si� zrobi w tym mie�cie, ja ze swoimi zaj��em si� technicznym przygotowaniem takiego ruchomego oddzia�u na wozach - pierwszej idei prymitywu motoryzacji oddzia�u.
Powr�t bryg. Minkiewicza z urlopu i jego zastrze�enia, �e ogo�ocenie Chyrowa z 200 do 300 doborowych �o�nierzy zmniejszy warto�� obrony w�z�a, przekre�li�y ten plan.
Kto mia� racj�, brygadier czy my, trudno bezstronnie dzi� oceni�, ostatecznie wykonanie tylko mog�o to obiektywnie stwierdzi�, a do niego nie dosz�o.
Szkoda!
Jedno jest pewne: idea oddzia�u szybkiego na wozach, w tym wypadku na saniach, z dobranym elementem �o�nierskim, cho� stworzonego mo�e dla jednego specjalnego zadania, pierwszy raz zarysowa�a si� jasno w naszych my�lach i pragnieniach i wyp�ynie ona znowu jak tylko okoliczno�ci na to pozwol�.
`tc
Rozdzia� 3�
Lotna Kompania powstaje�
i staje si� u�yteczna
`tc
W kwietniu 1919 zluzowa�a nas na odcinku chyrowskim 3 dyw. legionowa, a baon strzelc�w sanockich przesuni�to pod Lw�w do rejonu S�dowej Wiszni.
"By�y znaki na niebie i na ziemi", �e co� nadchodzi wi�kszego, pe�ne oczekiwania i napr�enia by�y umys�y nas m�odych. Ju� nawet nie przesuni�cie na kt�ry� z odcink�w obrony Lwowa, co kilka miesi�cy temu by�o szczytem naszych marze�, ale co� powa�niejszego wisia�o w powietrzu. Sko�czy si� nasze dreptanie na miejscu, nasze ma�e sukcesy, tu jaka� g�rka zdobyta, tam wie� zaj�ta, kilka ckm lub garstka je�c�w, nawet te dzia�a z takim triumfem przeprowadzone przez front.
Ci�gn�a nas przestrze�,
"awantura" na wi�ksz� skal�, my�l ruchu nieprzerwanego. Na wierzch wylaz�a przysypana �alem i gorycz�, �e jej nie wykonano - idea uderzenia oddzia�em na wozach na Borys�aw. Czy wiedzia� o tym �wczesny dow�dca 4 dyw. piech., gen. Aleksandrowicz, i jego szef sztabu p�k Tyszkiewicz, czy wyczu� te nastroje?
Wezwano mnie do sztabu dywizji i zaproponowano, by wobec rozwi�zania baonu strzelc�w sanockich i wcielenia cz�ciowo do 18 p.p. a cz�ciowo do 37 p.p. - wyci�gn�� mych
"szturmowc�w" i stworzy� ruchomy oddzia� na szczeblu dywizji. Ile by�o w tym my�li p�ka Tyszkiewicza, a ile mojej, ile wzor�w istniej�cych a znanych nam w armii austriackiej
"Jagd_commando", trudno mi dzi� powiedzie�. Got�w jestem w ca�o�ci zas�ug� tej idei odda� p�kowi Tyszkiewiczowi i sztabowi
4 dyw. piech., gdy� dzi�ki ich pomocy i energii w pierwszych tygodniach organizacji oddzia� ten powsta�. A powstanie pretensjonalnej nieco i zawi�ej nazwy tego oddzia�u najlepiej okre�la�o nadzieje zwi�zane z tym nowym tworem: "Lotna kompania po�cigowa 4 dyw. piech.", potem "Lotna kompania szturmowa". Pretensjonalna, ale mo�e nie w z�ym znaczeniu, bo �o�nierz lubi takie nazwy specjalne jak: szturmowy, lotny, po�cigowy i ch�tnie za nie p�aci krwi� na polu bitwy.
Tak w przeddzie� niemal ofensywy majowej w 1919 r. z rejonu pod Lwowem, powsta�a moja
"Lotna".
Organizacja prosta.
Oficerowie, poczet dowodzenia, ma�y zwiad konno.
4 plutony strzeleckie na zarekwirowanych cz�ciowo wozach, cz�ciowo na silnych wozach taboru po_austriackiego. Uzbrojenie kb i du�o r�cznych granat�w ofensywnych (austriackie Stielgranaten).
Silny pluton ci�kich karabin�w maszynowych, 4 ckm i 2 mo�dzierze, wkr�tce wzro�nie do
8 ckm przez uzupe�nienie ze zdobyczy.
Zebra�em wok� siebie wszystkich znanych mi zgranych w wielu akcjach ochotnik�w z ca�ego baonu strzelc�w sanockich. Dosta�em zapewnienie z dywizji, �e b�d� mia� pierwsze�stwo w uzupe�nianiu mych stan�w, gdy zajdzie potrzeba, najlepszymi �o�nierzami oddzia��w dywizji. Lotna kompania powsta�a naprawd� z doboru.
Jeszcze dzi� pami�tam sk�ad dow�dczy. Dow�dcy pluton�w: por. Kulczycki, por. Witek, por. Czerniatowicz, podch. Zawadowski, a plutonu ckm por. Walasek.
Po�owa maja 1919 r.
Zacz�o si�.
Od �witu strzelanina, huk dzia�, mijaj� nas kolumny piechoty i artylerii.
Jeste�my w odwodzie.
Po po�udniu rozkaz z dywizji do marszu. Podsuwaj� nas na wysoko�� wysuni�tego rzutu sztabu dow�dcy 4 dyw. piech.
Mamy by� os�on� sztabu.
Ju� tak kiedy� w niedawnej przesz�o�ci by�o.
Id� piechot� obok dow�dcy i jego szefa sztabu, szos�, oblan� s�o�cem i staram si� przypomnie� sobie. Tak, ju� tak by�o z t� os�on� sztabu pod Chyrowem, w drugiej akcji na ten w�ze� kolejowy na Podkarpaciu. Wezwa� mnie wtedy nowy dow�dca grupy bryg. Minkiewicz. Wobec wej�cia do akcji dw�ch �wie�ych baon�w
"beselerczyk�w" - baon�w
"regularnego" wojska - mam �ci�gn�� w ty� moich
"ochotnik�w", gdy� oddzia� m�j b�dzie ochrania� linie komunikacyjne grupy. A ju� widzia�em to nowe wojsko i a� mi oczy si� �wieci�y do ich nowiutkich niemieckich mundur�w i oporz�dzenia bojowego, do porz�deczku i dyscypliny. C� wobec nich moi kochani ch�opcy_ochotnicy, ubrani p� po wojskowemu, a p� po cywilnemu. I za zaszczyt chcia�em sobie poczyta�, �e b�d� oto po�yteczny dla takiego regularnego wojska polskiego!
Ale ju� drugiego dnia - jaka zmiana! Wzywaj� mnie znowu do sztabu pracuj�cego w wagonach kolejowych. Oto baony zaleg�y w frontalnym natarciu w dolinie rzeki Strwi��a i nie mo�na ich ruszy� ku przodowi. Tymczasem zakre�la si� ruch przeskrzydlaj�cy batalionu ukrai�skiego, kt�ry w przed�u�eniu wychodzi wprost na sztab grupy. Mam wobec tej sytuacji przed�u�y� m� kompani� lewe skrzyd�o natarcia i przez zaj�cie i utrzymanie za wszelk� cen� dominuj�cego wzg�rza w tym rejonie, ubezpieczy� i skrzyd�o i sztab grupy. Trzymanie tej g�ry jest rozstrzygaj�ce w obecnym po�o�eniu.
Szybko podci�gam mych ochotnik�w i przesuwam pod os�on� wysokiego nasypu toru kolejowego, za kt�rym zalegli
"beselerczycy". Nie podoba mi si� i boli zaobserwowany fakt jakiego� nieznanego mi dotychczas sposobu walki. �o�nierze le�� dobrze ukryci i wysuwaj�c karabiny ponad g�owy, na o�lep w prz�d strzelaj�.
Nieostrzelany, surowy rekrut!
Da�em si� nabra� poprzedniego dnia wygl�dem i energicznym stukaniem w obcasy.
Tymczasem oddzia� m�j posuwa si� szybko po stoku g�ry.
Szcz�cie �o�nierskie z nami!
O u�amek minuty przed Ukrai�cami osi�gam grzbiet. Szybko wyrzucone 2 ckm siej� d�ugimi seriami w mas� nierozwini�tego baonu ukrai�skiego, kt�rego ubezpieczenia min�y nas w lesie, id�c w sko�nym do nas kierunku. Po kilku minutach batalion w rozsypce - rozpryskuje si� formalnie na grupy �o�nierzy, zbiegaj�cych z powrotem w d�, pozostawiaj�c na miejscu zaskoczenia 5 ci�kich karabin�w maszynowych i kilkunastu zabitych i rannych.
Zadanie wykonane.
Utrzymanie wzg�rza "za wszelk� cen�" nie b�dzie ju� trudne.
Ale nie daj� mym my�lom spokoju ci na dole, strzelaj�cy sponad g�owy. Przecie� oni nigdy nie odczepi� si� od tego zbawiennego nasypu toru kolejowego, nie rusz� naprz�d i nie zdob�d� Chyrowa.
Chwila walki wewn�trznej. Czy to aby nie b�dzie niewykonaniem rozkazu "trzymania" g�ry? Zostawiam jeden pluton m�j ze zdobycznymi ckm, a sam z reszt� kompanii zbiegam w d� w �lad za uciekaj�cymi Ukrai�cami. Bez dalszej walki, wkr�tce znajduj� si� na g��bokich ty�ach i dochodz� do szosy i toru kolejowego i rzeki, ale ju� poza pozycj� obronn� Ukrai�c�w - mi�dzy nimi a Chyrowem. Zapadaj�ca szybko w g�rach noc sprzyja mi. Wpadaj� mi teraz w r�ce niemal bez walki grupki oddzia��w, wozy z zaopatrzeniem, jaki� dow�dca niedu�ej rangi, zdaje si� porucznik, ale robi si� pewien ruch, padaj� poszczeg�lne strza�y. Szukam oparcia i przyjaciela w terenie. Obsadzam ckm pag�rek zamykaj�cy w tym miejscu dost�p szos� i torem, nastawiam moje ckm korzystaj�c z jasnej nocy ksi�ycowej do strza�u na wprost tak, jak w tych warunkach mo�na to by�o zaimprowizowa�. Sam grasuj� z kompani� na szosie, wy�apuj�c co si� da i przygotowuj�c zasadzki pluton�w w razie wycofywania si� Ukrai�c�w na Chyr�w. Przygotowania moje wie�czy nad ranem sukces. Wycofuj�cy si� oddzia� ukrai�ski, zaskoczony ogniem z ckm z mej reduty, a r�cznymi granatami z zasadzek i gromkimi hurra ca�ego oddzia�u, rozprasza si�, nie podejmuj�c zupe�nie walki. Droga na Chyr�w otwarta.
Jeszcze w tym samym dniu zajm� go z patrolem mym na saniach, wyprzedzaj�c grubo oddzia�y grupy.
Ale wracam do lotnej i do Drohobycza.
Takie to my�li spod "Chyrowa" prze�ywam maszeruj�c obok szefa sztabu 4 dyw. piech., p�ka Tyszkiewicza i przez chwil� nie s�ysz� nawet, �e mi co� przedk�ada, co� co brzmi jak przed�u�enie mych wspomnie�:
"...przecie� oni tak� robot� nigdy nie wezm� Drohobycza".
Tak jak wtedy tamci - Chyrowa!
Czy�by identyczna szansa dla mego oddzia�u? Wysuwam m� propozycj�. Znam Drohobycz i jego okolic� jak w�asn� kiesze�. Ko�czy�em gimnazjum w tym mie�cie, jako harcerz du�o si� nawa��sa�em po tych polach.
Dostaj� pozwolenie w formie rozkazu: pom�c pu�kowi czo�owemu w opanowaniu miasta.
Podci�gam pr�dko wozy z mym oddzia�em do ostatniej przes�ony terenowej, kt�r� osi�gn�y oddzia�y w natarciu. Dziel� kompani� na mniejsze oddzia�y szturmowe z granatami r�cznymi i wskazuj� w terenie przedmioty, �atwe do osi�gni�cia po zapadni�ciu zmroku. Zmrok w mi�dzyczasie zapada. Zapewniam sobie ogie� artylerii na pewne partie skraju miasta, wi�cej dla odwr�cenia uwagi ni� dla bezpo�redniego zysku.
Sam z dwoma plutonami posuwam si� znanym mi podej�ciem terenowym, omijaj�c miasto od wschodu i kieruj�c si� najkr�tsz� drog� na rejon dworca g��wnego i olbrzymiej
"odbenzyniarni" przylegaj�cej do niego. Dalekie �wiat�a, �wisty lokomotyw �wiadcz� o gor�czkowej ewakuacji.
Gdy wpadam w pierwsze zabudowania przedmie�cia, z daleka, z r�nych punkt�w miasta zrywa si� gwa�towna strzelanina. Wpada w to huk artylerii w�asnej. Tym lepiej. Mnie si� uda�o przenikn�� bez zatrzymania. Rzucamy ju� teraz �mudne prze�a�enie p�ot�w i mur�w i biegniemy szybko ulic� g��wn� dworcow�, byle pr�dzej do dworca. Jeste�my m�odzie�czo pr�ni i nierozwa�ni. Kto� nuci
"Hej kto Polak na bagnety" i za chwil� wszyscy dr� si� wniebog�osy. Ale zamiast zgubnych nast�pstw, ma to raczej zbawienne. Tupet nasz parali�uje reakcj� Ukrai�c�w, wprowadzaj�c w�r�d nich istny zam�t. Otwieraj� si� drzwi i okna i wylatuj�c z domostw uradowani Polacy, chc� pom�c, daj� wiadomo�ci, prowadz�.
Dopiero na samym dworcu kolejowym dochodzi do kr�tkiej walki na r�czne granaty. Zatrzymujemy 3 poci�gi pod par�. Na jednym wywo�ona artyleria, na pozosta�ych cenny sprz�t zdemontowany z odbenzyniarni.
Zanim zebrali�my si� o �wicie dnia nast�pnego, oddaj�c miasto oddzia�om dywizji, zmiana sytuacji �ci�gn�a nowe zadanie dla kompanii lotnej i to do natychmiastowego wykonania. Oto, posuwaj�ca si� r�wnolegle na po�udnie 3 dywizja legionowa na kierunku Chyr�w_Borys�aw, zosta�a zatrzymana w g�rzystym i zalesionym terenie Schodnicy ko�o Borys�awia. A 9 pu�k u�an�w jako oddzia� ��cznikowy mi�dzy obydwiema dywizjami, uwik�a� si� w walki w kompleksie zalesionym mi�dzy Drohobyczem a Borys�awiem i straci� swego dow�dc� majora Bartma�skiego, co zahamowa�o tym bardziej ruch pu�ku. Wobec tego, kompania lotna ma uderzy� wzd�u� szosy Drohobycz_Borys�aw dla odci��enia sytuacji przez przeskrzydlenie oporu Ukrai�c�w.
Wci�� jeste�my w terenie mego dzieci�stwa. Znam ka�dy zakr�t szosy na Borys�aw, ka�de wzg�rze i zalesienie. Ponadto Borys�aw ma specjaln� warto�� uczuciow� dla nas - kilka miesi�cy przedtem chcieli�my g��bokim zagonem z Chyrowa zaj�� go i wyzyska� element polski w tym mie�cie.
Dzi� mamy ten oddzia� ruchomy, kt�ry ju� sprawdzi� sw� warto�� bojow� w walce o Drohobycz. Oto szanse zrealizowania dawnego planu cho� w odmiennych warunkach.
Szybko posuwa si� kolumna woz�w, poprzedzana konnym zwiadem. Omijam od wschodu kompleks las�w, w kt�rym ma si� znajdowa� 9 pu�k u�an�w i ze zwiadem osi�gam ostatni horyzont przed miastem, do kt�rego pierwszych zabudowa� dzieli nas jeszcze oko�o 3 kilometr�w.
Przez lornetk� obserwuj� du�y ruch na skraju zabudowa�.
Szos� ku nam sunie nieprzerwana kolumna, raczej zwarta masa - strumie� ludzi. I cisz� przerywa nagle odg�os setek syren, szyb�w naftowych i dzwon�w w ko�cio�ach.
To nie Ukrai�cy!
To masa robotnik�w polskich naftowych na wie�� o zaj�ciu Drohobycza, sama rozbraja oddzia�y i instytucje ukrai�skie i wychodzi na spotkanie �o�nierza polskiego. Chwila, kt�ra na zawsze pozostanie w mej pami�ci: to s�o�ce majowego dnia na szosie do Borys�awia i to s�o�ce w st�sknionych sercach prostych ludzi, witaj�cych oswobodzicieli.
I jak Lw�w i wiele miast i miasteczek przedtem i potem, ludno�� Borys�awia, stolicy zag��bia naftowego polskiego, stwierdza�a manifestacyjnie sw� polsko��!
Ulegli�my stokrotnej przemocy!
Rozdrapano m�j oddzia�, ka�da polska rodzina chcia�a go�ci� i poi� jednego z mych ch�opak�w. A ch�opcy z Borys�awia w cywilnych ubrankach z zaimprowizowanymi opaskami bia�o_czerwonymi, ze zdobycznymi karabinami obj�li samorzutnie ubezpieczenia i narzucili si� na przewodnik�w dla mych patroli dla nawi�zania ��czno�ci z 3 dywizj� i z 9 pu�kiem u�an�w. Wymog�em jedynie tyle, �e obiecano mi w razie alarmu lub nowego rozkazu syrenami zawiadomi�, by mi
"zniesiono" mych �o�nierzy na oznaczony plac alarmowy.
Gdy na drugi dzie� na rozkaz dywizji kolumna rusza�a na Stryj, d�ugiego czasu trzeba by�o na �wie�ym powietrzu i przy wstrz�sie p�dz�cych woz�w, by ch�opcy moi byli znowu... �o�nierzami.
Ale jeden zaw�d by� oczywisty. Nie danym mi by�o naprawd� walczy� w Borys�awiu, ani przedtem w zimie, ani teraz na wiosn�.
`tc
Rozdzia� 4�
Wy�cig lotnej do Zbrucza
`tc
Szybkie wysuni�cie si� kompanii lotnej na m. Ka�usz - przez Stryj, zaj�ty ju� przez nasze oddzia�y - zaskoczy�o zupe�nie Ukrai�c�w! Obrona ich na po�udniowo_wschodnim brzegu �omnicy, by�a w trakcie obsadzania przez baon siczowy. Du�y most na rzece, konstrukcji drewnianej, by� przygotowany do zniszczenia w oryginalny spos�b: oto w dw�ch miejscach mostu przygotowano sterty suchego �atwo palnego materia�u i skrzynie r�cznych granat�w. Gdy�my podeszli do mostu, jedna sterta bli�sza nas bucha�a ju� jasnym p�omieniem, druga by�a jeszcze nie zapalona. Na nasz� szpic� zbiegaj�c� do mostu posypa� si� grad pocisk�w z domostw przeciwleg�ego brzegu. Mimo dw�ch rannych, kaprale Wojtu� i Bienia podbiegaj� do pal�cej si� sterty i os�oni�ci ogniem pierwszych karabin�w z naszego brzegu zaczynaj� rzuca� do wody pal�ce si� bierwiona drzew, a przede wszystkim skrzynie z granatami. Za nimi szybko przebieg� przez most pluton podch. Zawadowskiego ju� bez strat i w�a�ciwie na tym ca�a potyczka si� sko�czy�a. Niezorganizowany jeszcze do obrony batalion rozpe�zaj�cy si� w�a�nie w terenie dla obsadzenia stanowisk, zupe�nie zaskoczony
"nieprzepisowym" tempem, da� za wygran� i �cigany ogniem naszym uchodzi� na wsch�d.
Droga na Stanis�aw�w by�a otwarta.
Jeszcze przed tym miastem, wychodz�ce z "podziemia" P$o$w wysz�o na nasze spotkanie. Sam �rodek miasta by� ju� w