Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2750 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Lewis Carroll - Alicja w Krainie Czar�w
przepisa�: Kesek -
[email protected]
* * *
Nota:
Ba�niowa opowie�� o przygodach Alicji w Krainie Czar�w powsta�a w gor�ce lipcowe popo�udnie 1862 roku, kiedy to podczas przeja�d�ki ��dk� po Tamizie Lewis Carroll, wyk�adowca matematyki w Oxfordzie i autor powa�nych ksi��ek matematycznych, opowiedzia� j� ma�ej Alicji Pleasaunce Liddel i jej dwu siostrom. I w�a�nie ta opowie�� (wydana drukiem w 1865 roku), a nie prace naukowe, przynios�a pisarzowi �wiatow� s�aw�. Zach�cony ogromnym powodzeniem ksi��ki, L. Carroll w kilka lat p�niej napisa� drugi tom. "O tym, co Alicja widzia�a po drugiej stronie lustra". Oba tomy zosta�y przet�umaczone na wiele j�zyk�w i mia�y mn�stwo wyda�. Pierwsze polskie wydanie ukaza�o si� w roku 1927.
"Alicja w Krainie Czar�w" jest utworem szczeg�lnym. Nie przedstawia �wiata takim, jakim go widzimy na co dzie�, lecz ukazuje go w �nie bohaterki, a snem, jak dobrze wiecie, rz�dz� odmienne prawa. Tote� w ksi��ce znane fragmenty rzeczywisto�ci uk�adaj� si� w ca�kiem nowe, cz�sto nonsensowne ca�o�ci, a postaci prawdziwe, przemieszane z fantastycznymi, wygl�daj� i zachowuj� si� inaczej ni� w �yciu.
I jeszcze jedna uwaga: "Alicja w Krainie Czar�w nale�y do tych ksi��ek, do kt�rych warto wraca�. Teraz odczytacie j� jako dziwn� ba��, pe�n� niezwyk�ych, zaskakuj�cych wydarze�, ale gdy si�gniecie po ni� za kilka lat, uka�e Wam wiele nowych tre�ci. Ka�dego jednak czytelnika zawsze zdumiewa� b�dzie bogactwo fantazji i pomys�owo�ci autora, ka�dy te� podda si� urokowi jego niepowtarzalnego humoru.
* * *
Alicja w Krainie Czar�w
��d� nasza p�ynie oci�ale,
S�o�ce przy�wieca cudnie;
Trudno sterowa� w tym upale,
Wios�owa� jeszcze trudniej;
Nios� nas wi�c �agodne fale
W z�ociste popo�udnie.
Niestety. W�a�nie w owym czasie,
Gdy cz�owiek by si� zdrzemn��,
Dziewczynki chc�, bym m�wi� ba�nie
I cisz� m�ci� senn�.
Lecz trudno. Na c� op�r zda si�?
I tak wygraj� ze mn�.
Ta pierwsza strasznie jest surowa
I ka�e zacz�� zaraz.
Ta druga wa�na chce osoba,
Bym co� o czarach znalaz�.
Trzecia przerywa mi wp� s�owa,
Chce wiedzie� wszystko naraz.
I nagle cisza. W wyobra�ni
�wiat s��w mych staje �ywy;
Dziewcz�ta s� w krainie ba�ni,
Ju� ich nie dziwi� dziwy
I mo�e �wiat ba�niowy ja�niej
Im �wieci ni� prawdziwy.
A gdy opowie�� ma ospale
Gdzie� si� zatrzyma czasem,
M�wi� zm�czony: - Dobrze, ale
Reszta nast�pnym razem.
Tak powsta�a ta opowie��
Przedziwna i n�c�ca;
S�oworodzi�o si� po s�owie,
A� ba�� dobieg�a ko�ca.
P�yniemy ra�no ku domowi
Ju� po zachodzie s�o�ca.
Alicjo! We� t� bajk� w d�onie,
A potem z�� j� lekko
W twoich dzieci�cych sn�w ustronie
I otocz j� opiek� -
Tak pielgrzym zwi�d�e kwiaty chroni
Zerwane gdzie� daleko.
Rozdzia� I - Przez kr�licz� nor�
Alicja mia�a ju� do�� siedzenia na �awce obok siostry i pr�nowania. Raz czy dwa razy zerkn�a do ksi��ki, kt�r� czyta�a siostra. Niestety, w ksi��ce nie by�o obrazk�w ani rozm�w. "A c� jest warta ksi��ka - pomy�la�a Alicja - w kt�rej nie ma rozm�w ani obrazk�w?"
Alicja rozmy�la�a w�a�nie - a raczej stara�a si� rozmy�la�, poniewa� upa� czyni� j� bardzo senn� i niemraw� - czy warto m�czy� si� przy zrywaniu stokrotek po to, aby uwi� z nich wianek. Nagle tu� obok niej przebieg� Bia�y Kr�lik o r�owych �lepkach.
W�a�ciwie nie by�o w tym nic nadzwyczajnego. Alicja nie dziwi�a si� nawet zbytnio s�ysz�c, jak Kr�lik szepta� do siebie: "O rety, o rety, na pewno si� sp�ni�". Dopiero kiedy Kr�lik wyj�� z kieszonki od kamizelki zegarek, spojrza� na� i pu�ci� si� p�dem w dalsz� drog�, Alicja zerwa�a si� na r�wne nogi. Przysz�o jej bowiem na my�l, �e nigdy przedtem nie widzia�a kr�lika w kamizelce ani kr�lika z zegarkiem. P�on�c z ciekawo�ci pobieg�a na prze�aj przez pole za Bia�ym Kr�likiem i zd��y�a jeszcze spostrzec, �e znik� w sporej norze pod �ywop�otem. Wczo�ga�a si� wi�c za nim do kr�liczej nory nie my�l�c o tym, jak si� p�niej stamt�d wydostanie.
Nora by�a pocz�tkowo prosta niby tunel, po czym skr�ca�a w d� tak nagle, �e Alicja nie mog�a ju� si� zatrzyma� i run�a w otw�r przypominaj�cy wylot g��bokiej studni.
Studnia by�a wida� tak g��boka, czy mo�e Alicja spada�a tak wolno, �e mia�a do�� czasu, aby rozejrze� si� doko�a i zastanowi� nad tym, co si� dalej stanie. Przede wszystkim stara�a si� dojrze� dno studni, ale jak to zrobi� w ciemno�ciach? Zauwa�y�a jedynie, �e �ciany nory zape�nione by�y szafami i p�kami na ksi��ki. Tu i �wdzie wisia�y mapy i obrazki. Mijaj�c jedna z p�ek Alicja zd��y�a zdj�� z niej s��j z naklejk� Marmolada pomara�czowa. Niestety by� on pusty. Alicja nie upu�ci�a s�oja, obawiaj�c si�, �e mo�e zabi� nim kogo� na dole. Postawi�a go po drodze na jednej z ni�szych p�ek.
"No, no - pomy�la�a - po tej przygodzie �aden upadek ze schod�w nie zrobi ju� na mnie wra�enia. W domu zdziwi� si�, �e jestem taka dzielna. Nawet gdybym spad�a z samego wierzcho�ka kamienicy, nie pisn�abym ani s��wka". Co do tego mia�a niew�tpliwie racj�).
W d�, w d�, wci�� w d�. Czy ju� nigdy nie sko�czy si� to spadanie?
- Ciekawa jestem, ile mil dotychczas przeby�am - rzek�a nagle Alicja. - Musz� by� ju� gdzie� w pobli�u �rodka ziemi. Zaraz... zaraz... To b�dzie, zdaje si�, oko�o tysi�ca mil. (Alicja uczy�a si� wielu podobnych rzeczy w szkole. Nie by�a to co prawda chwila na popisywanie si� wiedz�, no i imponowa� nie by�o komu. Uzna�a jednak, �e ma�a "powt�rka" bywa czasami po�yteczna).
"Tak, wydaje mi si�, �e to b�dzie w�a�nie tysi�c mil. Ciekawe, pod jak� szeroko�ci� i d�ugo�ci� geograficzn� obecnie si� znajduj�". (Alicja nie ima�a najmniejszego poj�cia, co oznacza "d�ugo��" lub "szeroko�� geograficzna", ale s�owa te wyda�y jej si� d�wi�czne i pe�ne m�dro�ci).
Tymczasem rozmy�la�a dalej:
"Chcia�abym wiedzie�, czy przelec� ca�� ziemi� na wylot. Jakie to b�dzie �mieszne, kiedy znajd� si� naraz w�r�d ludzi chodz�cych do g�ry nogami. Zapytam ich o nazw� kraju, do kt�rego przyby�am. "Przepraszam pani� bardzo, czy to Nowa Zelandia, czy Australia?" (Tu Alicja usi�owa�a dygn��, ale spr�bujcie to zrobi� w takich warunkach. Czy s�dzicie, �e Wam si� to uda?)
"I co oni sobie o mnie pomy�l�? Chyba �e jestem g�upia. Nie, ju� lepiej nie pyta�. Mo�e zobacz� gdzie� jaki napis".
W d�, w d�, wci�� w d�. Nie by�o nic do roboty, wi�c Alicja zabawia�a si� nadal rozmow� z sam� sob�:
"Jacek b�dzie t�skni� za mn� dzi� wieczorem". (Jacek by� to kot). "Mam nadziej�, �e w domu nie zapomn� da� mu mleka na podwieczorek. Kochany, najdro�szy Jacku! Gdybym ci� teraz mia�a przy sobie! Obawiam si�, co prawda, �e w powietrzu nie ma myszy, ale m�g�by� chwyta� nietoperze, a gacki bardzo przypominaj� myszy. Ale czy Jacek zjad�by gacka?"
Tu Alicji zachcia�o si� nagle spa� i zacz�a powtarza� na wp� sennie: "Czy Jacek zjad�by gacka? Czy Jacek zjad�by gacka?", a czasami: "Czy gacek zjad�by Jacka?" Tak czy inaczej, nie umia�a odpowiedzie� na te pytania, by�o jej wi�c w�a�ciwie wszystko jedno. Wreszcie poczu�a, ze zasypia. �ni�o jej si�, �e jest na spacerze z Jackiem i �e m�wi do niego bardzo gro�nie: "Powiedz mi teraz ca�� prawd�, Jacku, czy� ty kiedy zjad� nietoperza?" I nagle - tym razem ju� na jawie - Alicia usiad�a mi�kko na stosie chrustu i suchych li�ci. Spadanie sko�czy�o si�.
Alicja nie pot�uk�a si� ani troch� i po chwili by�a ju� na nogach. Spojrza�a w g�r�, lecz anowa�y tam straszne ciemno�ci. Przed ni� ci�gn�� si� znowu d�ugi korytarz. W dali spostrzeg�a p�dz�cego Bia�ego Kr�lika. Nie by�o ani chwili do stracenia.
Pu�ci�a si� wi�c w pogo� za Kr�likiem i przed jednym z zakr�t�w korytarza us�ysza�a jego zdyszany g�osik:
- O, na moje uszy i bokobrody, robi si� strasznie p�no!
By�a ju� zupe�nie blisko, ale za zakr�tem Bia�y Kr�lik znik� w spos�b niewyt�umaczony. Alicja znalaz�a si� w pod�u�nej, niskiej sali z d�ugim rz�dem lamp zwisaj�cych z sufitu.
Rozejrza�a si� doko�a i spostrzeg�a mn�stwo drzwi. Usi�owa�a otworzy� ka�de z nich po kolei, ale wszystkie by�y zaryglowane. Zasmucona, odesz�a wi�c ku �rodkowi sali, straci�a bowiem nadziej�, �e si� kiedykolwiek st�d wydostanie.
Nagle znalaz�a si� przed stolikiem na trzech nogach, zrobionym z grubego szk�a. Na stoliku le�a� male�ki, z�oty kluczyk. Alicja ucieszy�a si� my�l�c, i� otwiera on jakie� drzwi. Niestety. Czy zamki by�y zbyt wielkie, czy kluczyk zbyt ma�y, do�� ze nie pasowa� on nigdzie. Obchodz�c sal� po raz drugi, Alicja zauwa�y�a jednak co�, czego nie dostrzeg�a przedtem: zas�on�, za kt�r� znajdowa�y si� drzwi niespe�na p�metrowej wysoko�ci. Przymierzy�a z�oty kluczyk i przekona�a si� z rado�ci�, ze pasuje.
Drzwiczki prowadzi�y do korytarzyka niewiele wi�kszego od szczurzej nory. Alicja ukl�k�a i przez korytarzyk ujrza�a najpi�kniejszy chyba na �wiecie ogr�d. Jak�e pragn�a przechadza� si� tam w�r�d �licznych kwietnik�w i orze�wiaj�cych wodotrysk�w! ale jak tu o tym marzy�, skoro nie potrafi�aby wsun�� przez nork� nawet g�owy. "A zreszt�, gdyby nawet moja g�owa dosta�a si� do ogrodu, nie na wiele by si� zda�a bez ramion i reszty. Och, gdybym mog�a z�o�y� si� tak jak teleskop. Mo�e bym nawet i umia�a, ale jak si� do tego zabra�?" (Alicja bowiem dozna�a ostatnio tylu niezwyk�ych wra�e�, �e nic nie wydawa�o si� jej niemo�liwe).
D�u�ej sta� pod drzwiczkami nie mia�o sensu. Wr�ci�a wi�c do stolika z niejasnym przeczuciem, �e znajdzie na nim nowy kluczyk albo chocia� przepis na sk�adanie ludzi na wz�r teleskop�w. Tym razem na stoliku sta�a buteleczka("Na pewno nie by�o jej tu przedtem" - pomy�la�a Alicja) z przytwierdzon� do szyjki za pomoc� nitki karteczk�. Alicja przeczyta�a na niej pi�knie wykaligrafowane s�owa: Wypij mnie.
�atwo powiedzie� "Wypij mnie", ale nasza ma�a, m�dra Alicja bynajmniej si� do tego nie kwapi�a. "Zobacz� najpierw - pomy�la�a - czy nie ma tam napisu: Uwaga - Trucizna. Czyta�a bowiem wiele uroczych opowiastek o dzieciach, kt�re spali�y si�, zosta�y po�arte przez dzikie bestie lub dozna�y innych przykro�ci tylko dlatego, �e nie stosowa�y si� do prostych nauk: na przyk�ad, �e rozpalonym do bia�o�ci pogrzebaczem mo�na si� oparzy�, gdy trzyma si� go zbyt d�ugo w r�ku, albo �e - gdy zaci�� si� bardzo g��boko scyzorykiem, to palec krwawi. Alicja przypomnia�a sobie doskonale, �e picie z butelki opatrzonej napisem: "Uwaga - Trucizna rzadko komu wychodzi na zdrowie.
Ta buteleczka jednak nie mia�a napisu: Trucizna. Alicja zdecydowa�a si� wi�c skosztowa� p�ynu. By� on bardzo smaczny mia� jednocze�nie smak ciasta z wi�niami, kremu, ananasa, pieczonego indyka, cukierka i bu�eczki z mas�em), tak �e po chwili buteleczka zosta�a opr�niona.
* * *
- C� za dziwne uczucie - rzek�a Alicja - sk�adam si� zupe�nie jak teleskop.
Tak by�o naprawd�. Alicja mia�a teraz tylko �wier� metra wzrostu i radowa�a si� na my�l o tym, �e wejdzie przez drzwiczki do najwspanialszego z ogrod�w. Najpierw jednak odczeka�a par� minut, aby zobaczy�, czy si� ju� nie b�dzie dalej zmniejsza�a. Szczerze m�wi�c, obawia�a si� troch� tego. "Mog�oby si� to sko�czy� w taki spos�b, �e stopnia�abym zupe�nie niczym �wieczka. Ciekawe, jakbym wtedy wygl�da�a". Tu Alicja usi�owa�a wyobrazi� sobie, jak wygl�da p�omie� zdmuchni�tej �wiecy, ale nie umia�a przypomnie� sobie takiego zjawiska.
Po chwili, gdy uzna�a, �e jej wzrost ju� si� nie zmienia, postanowi�a p�j�� natychmiast do ogrodu. Niestety. Kiedy biedna Alicja znalaz�a si� przy drzwiach, uprzytomni�a sobie, �e zapomnia�a na stole kluczyka. Wr�ci�a wi�c, ale okaza�o si�, �e jest zbyt ma�a, by dosi�gn�� klucza. Widzia�a go wyra�nie poprzez szk�o, chcia�a nawet wspi�� si� po nogach stolika, ale by�y zbyt �liskie. Kiedy przekona�a si�, biedactwo, o bezskuteczno�ci swoich pr�b, usiad�a na pod�odze i zacz�a rzewnie p�aka�.
"Do�� tego - powiedzia�a sobie po chwili surowym tonem - p�acz nic ci nie pomo�e. Rozkazuj� ci przesta� natychmiast!" (Alicja udziela�a sobie cz�sto takich dobrych rad - cho� rzadko si� do nich stosowa�a - i czasami karci�a si� tak ostro, �e ko�czy�o si� to p�aczem. Raz nawet usi�owa�a przeci�gn�� si� za uszy, aby ukara� si� za oszukiwanie w czasie partii krokieta, kt�r� rozgrywa�a przeciwko sobie - Alicja bardzo lubi�a udawa� dwie osoby naraz. "Ale po c� - pomy�la�a - udawa� dwie osoby naraz, kiedy ledwie wystarczy mnie na jedn�, godn� szacunku osob�").
Nagle zauwa�y�a pod stolikiem ma�e, szklane pude�eczko. Otworzy�a je i znalaz�a w �rodku ciasteczko z napisem: Zjedz mnie, pi�knie u�o�onym z rodzynk�w.
- Dobrze, zjem to ciastko - rzek�a Alicja. - Je�li przez to urosn�, to dosi�gn� kluczyka, je�li za� jeszcze bardziej zmalej�, to b�d� mog�a przedosta� si� przez szpar� w drzwiach. Tak czy owak, dostan� si� do ogrodu, a reszta ma�o mnie obchodzi.
Odgryz�a kawa��k ciastka i czeka�a z niepokojem, trzymaj�c r�k� na czubku g�owy, aby zbada� w ten spos�b, czy ro�nie czy te� maleje. Przekona�a si� jednak ze zdziwieniem, �e jest nadal tego samego wzrostu. Co prawda zdarza si� to zwykle ludziom judz�cych ciastka, ale Alicja przyzwyczai�a si� tak bardzo do czar�w i niezwyk�o�ci, �e uwa�a�a rzeczy normalne i zwyk�e - po prostu za g�upie i nudne.
Jeszcze par� k�s�w - i po ciastku.
Rozdzia� II - Sadzawka z �ez
- Ach jak zdumiewaj�co! Coraz zdumiewaj�cej! - krzykn�a Alicja. By�a tak zdumiona, �e a� zapomnia�a o poprawnym wyra�aniu si�. - Rozci�gam si� teraz jak najwi�kszy teleskop na �wiecie. Do widzenia, nogi! - Spogl�daj�c w d�, Alicja zauwa�y�a, �e jej nogi wyd�u�a�y si� coraz bardziej i gin�y w oddali. - O moje biedne n�ki, kt� wam teraz b�dzie wk�ada� skarpetki i buciki? Bo ja z pewno�ci� nie dam sobie z tym rady, b�d� c od was tak daleko. Musicie sobie teraz radzi� same.
"Powinnam jednak by� dla nich uprzejma - pomy�la�a Alicja - bo mog� nie p�j�� tam, gdzie ja b�d� chcia�a. Zaraz, zaraz... Wiem. B�d� im dawa�a po nowej parze bucik�w na ka�de Bo�e Narodzenie".
Tu Alicja zacz�a zastanawia� si�, w jaki spos�b dor�czy im prezenty. "Chyba przez pos�a�ca - pomy�la�a. - Ale jakie to b�dzie �mieszne posy�a� podarunki swoim w�asnym nogom. A jak zabawnie b�dzie wygl�da� adres:
Wielmo�na Pani Prawa Noga Alicji, Dywanik przed Kominkiem, tu� obok paleniska, z serdecznym pozdrowieniem od Alicji.
O Bo�e, c� ja za g�upstwa wygaduj�!"
To m�wi�c Alicja uderzy�a g�ow� o sufit sali. Mia�a teraz blisko trzy metry wzrostu, wzi�a wi�c ze stolika z�oty kluczyk i po�pieszy�a ku drzwiom.
Biedactwo. Mog�a zaledwie jednym okiem zerka� do ogrodu, i to wtedy, kiedy le�a�a na boku. Przedostanie si� by�o bardziej ni� kiedykolwiek beznadziejne. Usiad�a wi�c i zacz�a na nowo p�aka�.
- Wstyd� si� - rzek�a po chwili - taka du�a dziwucha jak ty (to nie ulega�o w tej chwili w�tpliwo�ci), taka du�a dziewucha, �eby p�aka�a jak niemowl�. W tej chwili przesta�, rozkazuj� ci. - Ale i to nic nie pomog�o; Alicja p�aka�a dalej i wylewa�a takie potoki �ez, a� utworzy�a si� doko�a niej wielka, zajmuj�ca p� pokoju i g��boka na kilkana�cie centymetr�w ka�u�a.
Po chwili us�ysza�a czyje� kroki, otar�a wi�c �zy, aby przyjrze� si� przybyszowi. By� to powracaj�cy Bia�y Kr�lik bogato przyodziany, z par� bia�ych, sk�rkowych r�kawiczek w jednej r�ce i wielkim wachlarzem - w drugiej. Spieszy� si� bardzo i pod drodze mamrota� po nosem:
- O Ksi�no, Ksi�no! Czy aby nie b�dziesz w�ciek�a, �e da�em ci tak d�ugo czeka�?
Alicja by�a tak zrozpaczona, �e zwr�ci�aby si� o pomoc do ka�dego. Kiedy wi�c Kr�lik zbli�y� si� do niej, odezwa�a si� cichym i nie�mia�ym g�osikiem:
- Przepraszam pana. Przepraszam pana uprzejmie...
Kr�lik stan�� jak wryty, po czym upu�ciwszy wachlarz i r�kawiczki wzi�� nogi za pas i po chwili znik� w ciemno�ciach.
Alicja podnios�a wachlarz i r�kawiczki, a poniewa� by�o bardzo gor�co, zacz�a wachlowa� si� m�wi�c:
- M�j Bo�e, jakie wszystko jest dzisiaj dziwne. A wczoraj jeszcze �y�o si� zupe�nie normalnie. Czy aby noc� nie zmieniono mnie w kogo� innego? Bo, prawd� m�wi�c, czuj� si� jako� inaczej. Ale je�li nie jestem sob�, to w takim razie kim jestem? W tym tkwi najwi�ksza zagadka. - Tu Alicja zacz�a przypomina� sobie swoje r�wie�niczki i zastanawia� si�, kt�ra z nich mog�aby wchodzi� w rachub�.
- Na pewno nie jestem Ad� - powiedzia�a w ko�cu - poniewa� ona ma d�ugie loki, a moje w�osy wcale si� nie kr�c�. Nie mog� by� tak�e Ma�gosi�, bo znam si� na wielu rzeczach, a ona w�a�ciwie o niczym nie ma poj�cia. Poza tym ona jest sob�, a ja jestem sob� i - och, jakie� to wszystko zawi�e! Musz� sprawdzi�, czy pami�tam co� jeszcze z rzeczy, kt�re dawniej widzia�am. Zaraz, zaraz... cztery razy pi�� jest dwana�cie, cztery razy sze�� jest trzyna�cie, a cztery razy siedem - o Bo�e! W ten spos�b nigdy chyba nie dojd� do dwudziestu. ale tabliczka mno�enia nie jest taka wa�na. Spr�buj� lepiej geografii: ondyn jest stolic� Pary�a, Pary� jest stolic� Rzymu, a Rzym - nie, c� jak wygaduj�? To wszystko na pewno si� nie zgadza. Musia�am naprawd� zmieni� si� w Ma�gosi�. Spr�buj� jeszcze powiedzie�: "Pan kotek by� chory"... - Alicja splot�a d�onie, tak jak przy odpowiedzia� w szkole, i zacz�a deklamowa� wierszyk. Ale g�os jej brzmia� dziwnie i obco, a s�owa by�y takie niezwyk�e.
Pan Lew by raz chory i le�a� w ��eczku,
Wi�c przyszed� pan doktor:
- Jak si� masz, koteczku?
- Niedobrze, lecz teraz na obiad jest pora -
Rzek� Lew roz�alony i po�ar� doktora.
- To na pewno nie s� prawdziwe s�owa - powiedzia�a Alicja i oczy jej zasz�y �zami - a wi�c musia�am zmieni� si� w Ma�gosi�. B�d� teraz mieszka� w jej brzydkim domu i mie� zawsze tyle lekcji do odrabiania. Nie, nigdy si� na to nie zgodz�. Je�eli mam by� Ma�gosi�, to wol� pozosta� tu na dole. Mog� sobie zagl�da� na d� i wo�a�: "Wracaj do nas, kochanie". A ja spojrz� tylko w g�r� i odpowiem: "Kim ja w�a�ciwie jestem? Powiedzcie mi to naprz�d: je�eli b�d� chcia�a by� t� osob�, to wr�c�, a je�eli nie, to zostan� na dole, dop�ki nie zmieni� w kogo� milszego".
- M�j Bo�e! - krzykn�a nagle Alicja i znowu rozp�aka�a si�. - Jak�e gor�co chcia�abym, �eby to do mnie kto� zajrza�. To samotno�� tak mi ju� dokuczy�a.
Tu Alicja spojrza�a na swoje r�ce i zdziwi�a si� widz�c, �e bezwiednie w�o�y�a na r�k� jedn� z bia�ych r�kawiczek Kr�lika. "Jak to si� mog�o sta� - pomy�la�a. - Widocznie musia�am znowu zmale�".
Aby zmierzy� sw� wysoko��, Alicja podesz�a do stolika i stwierdzi�a, �e ma oko�o p� metra wzrostu i nadal si� zmniejsza. Przysz�o jej nagle na my�l, �e dzieje si� to za spraw� wachlarza, rzuci�a go wi�c szybko, w sam czas, aby zupe�nie nie znikn��.
- No, tym razem ocalala jakim� cudem - rzek�a Alicja, nie na �arty przestraszona nag�� zmian�, lecz zadowolona z tego, ze jeszcze �yje. - A teraz do ogrodu. - To m�wi�c Alicja pobieg�a w stron� ma�ych drzwiczek, ale niestety - by�y one zn�w zamkni�te, z�oty kluczyk za� le�a� jak przedtem na szklanym stoliku. "Sytuacja jest gorsza ni� dotychczas - pomy�la�a biedna Alicja - bo nigdy jeszcze nie by�am taka male�ka. To ju� naprawd� kl�ska".
Tu Alicja po�lizgn�a si� nagle i po chwili tkwi�a ju� po brod� w s�onej wodzie. Pierwsz� jej my�l� by�o, �e wpad�a do morza.
"Wobec tego b�d� musia�a wr�ci� poci�giem" - powiedzia�a sobie.
Alicja by�a tylko raz w �yciu nad morzem i to s�owo ��czy�o si� dla niej z widokiem k�pi�cych si� letnik�w, dzieci grzebi�cych �opatkami w piasku, rz�du pensjonat�w oraz po�o�onej w g��bi stacji kolejowej.
Szybko jednak zorientowa�a si�, �e wpad�a do s�onej ka�u�y, kt�r� wyp�aka�a maj�cy trzy metry wzrostu.
- Nie powinnam by�a tyle p�aka� - rzek�a, p�ywaj�c w poszukiwaniu miejsca dogodnego do l�dowania. - Spotyka mnie teraz za to taka kara, �e mog� si� utopi� w swoich w�asnych �zach. By�oby to naprawd� bardzo dziwne. Ale dzisiaj wszystko jest takie dziwne.
Alicja us�ysza�a w pobli�u plusk wody, pop�yn�a wi�c w tym kierunku. Pomy�la�a najpierw, �e spotka si� z morsem albo z hipopotamem. Przypomnia�a sobie jednak, jaka jest male�ka, i po chwili spostrzeg�a mysz, kt�ra r�wnie� wpad�a do ka�u�y.
"Czy warto przem�wi� do tej myszy? - zastanawia�a si� Alicja. - Wszystko jest dzisiaj takie dziwne. Kto wie, czy ona nie umie m�wi�? W ka�dym razie nie zaszkodzi spr�bowa�..."
I Alicja rozpocz�a bardzo grzecznie:
- O Myszy, czy nie wiesz, jak si� wydosta� z tej sadzawki? Zm�czy�am si� ju� bardzo tym p�ywaniem, droga Myszy. (Alicji wydawa�o si�, �e jest to w�a�ciwy spos�b zwracania si� do myszy. Nie mia�a co prawda do�wiadczenia w tych sprawach, ale przypomnia�o jej si�, �e widzia�a kiedy� w gramatyce starszego brata odmian�: "Mysz - myszy - myszy - mysz - mysz� - o myszy - myszy").
Mysz przypatrywa�a jej si� badawczo, mruga�a nawet jednym ze swych �lepek, ale nie odezwa�a si� ani s�owem.
"Mo�e nie rozumie po angielski - pomy�la�a Alicja. - Zapewne jest to mysz francuska, kt�ra przyby�a do nas z Wilhelmem Zdobywc�". (Alicja zna�a si� doskonale na historii, ale nie mia�a poj�cia, kiedy co si� dzia�o). Wi�c rozpocz�a na nowo:
- O� est ma chatte? (By�o to pierwsze zdanie z jej ksi��ki do francuskiego).
Mysz poderwa�a si� nagle i wyra�nie zadr�a�a ze strachu.
- Och, przepraszam pani� bardzo! - krzykn�a Alicja, gdy uprzytomni�a sobie sw�j nietakt. - Zupe�nie zapomnia�am, �e pani nie lubi kot�w!
- Nie lubi� kot�w! - wrzasn�a Mysz z w�ciek�o�ci�. - Ciekawa jestem, czy ty lubi�aby� koty b�d�c na moim miejscu.
- S�dz�, �e nie - odpar�a Alicja, chc�c za�agodzi� spraw�. - Bardzo prosz�, niech si� pani nie gniewa. Doprawdy chcia�abym, �eby pani zobaczy�a kiedy� naszego Jacka. Na pewno polubi�aby pani od razu wszystkie koty. On jest taki �liczny - ci�gn�a Alicja p�yn�c wolno po sadzawce - kiedy siedzi przy kominku, li�e �apki i myje sobie nimi mordk�. I tak przyjemnie z nim si� bawi� - jest taki mi�ciutki i tak �licznie mruczy. a poza tym tak �wietnie �apie myszy - och, przepraszam pani� bardzo! - Ale tym razem Mysz a� zatrz�s�a si� z oburzenia. Alicja doda�a wi�c szybko: - Nie b�dziemy ju� rozmawia�y na ten temat, dobrze?
- �adna mi rozmowa! - krzykn�a Mysz, dr��c jeszcze z trwogi. - Tak jakbym ja mog�a w og�le porusza� takie tematy. Moja rodzina nigdy nie mog�a znie�� kot�w, tych obrzydliwych, t�pych, pod�ych stworze�. Nie m�w mi o nich ani s�owa.
- Ju� nie b�d� - odrzek�a Alicja, pragn�c jak najpr�dzej zmieni� temat rozmowy. - A czy lubi pani... czy lubi pani psy? - Mysz nie odpowiada�a, Alicja ci�gn�a wi�c dalej z zapa�em: - Znam pewnego pieska, kt�rego pragn�abym pani przedstawi�. Nie widzia�a pani jeszcze teriera o tak sprytnych oczkach i k�dzierzawym futerku! A jak �licznie aportuje, s�u�y i umie jeszcze mn�stwo innych sztuk... Jego w�a�ciciel m�wi, �e ten pies wart jest ze sto funt�w. Podobno, wie pani, tak �wietnie �apie szczury i ... och, m�j Bo�e! - krzykn�a Alicja z rozpacz�. - Obawiam si�, �e zn�w pani� urazi�am.
Tymczasem obra�ona Mysz szybko odp�yn�a, robi�c wielkie poruszenie w ca�ej sadzawce.
Alicja wo�a�a za ni�:
- Kochana Myszko, wr�� do mnie! Przysi�gam ci, �e nie powiem ju� ani s��wka o kotach, ani o psach, je�li ich tak�e nie lubisz!
S�ysz�c to Mysz zawr�ci�a i zacz�a powoli p�yn�� w kierunku Alicji. By�a zupe�nie blada (Alicja pomy�la�a, �e ze w�ciek�o�ci). Po chwili Mysz odezwa�a si� cichym, dr��cym g�osem:
- Pop�yniemy teraz do brzegu, a potem opowiem ci moj� histori�, aby� zrozumia�a, dlaczego nienawidz� ps�w i kot�w.
By� ju� najwy�szy czas, aby opu�ci� sadzawk�, bo zrobi�o si� tam bardzo t�oczno. Mn�stwo ptak�w i zwierz�t powpada�o do wody, a w�r�d nich: Kaczka, Go��b, Papu�ka, Orze� i inne interesuj�ce stworzenia. ca�o to towarzystwo, z Alicj� na przedzie, pop�yn�o ku brzegowi.
Rozdzia� III - Wy�cigi ptasie i opowie�� Myszy
Towarzystwo zebrane na brzegu wygl�da�o naprawd� dziwacznie: ptaki o zab�oconych pi�rach oraz inne zwierz�ta ociekaj�ce wod�, zm�czone i z�e.
Najpilniejsz� spraw� by�o, rzecz prosta, osuszenie si�. Odbyto na ten temat narad�, w kt�rej wzi�a r�wnie� udzia� Alicja. Po paru minutach rozmawia�a ju� ze wszystkimi tak swobodnie, jak gdyby zna�a ich przez ca�e �ycie. Wda�a si� nawet w d�u�sz� sprzeczk� z Papu�k�, kt�ra w ko�cu obrazi�a si�, m�wi�c: "Jestem starsza od ciebie, wi�c musz� mie� racj�". Na to znowu Alicja nie mog�a si� zgodzi� nie znaj�c wieku Papu�ki. Poniewa� za� ta ostatnia odm�wi�a stanowczo odpowiedzi, nie by�o w�a�ciwie nic wi�cej do powiedzenia.
Na koniec Mysz, kt�ra robi�a wra�enie osoby ciesz�cej si� w tym towarzystwie du�ym szacunkiem, krzykn�a:
- Prosz� siada� i s�ucha�, co powiem1 Zaraz was wszystkich osusz�.
Usiedli wi�c ko�em z Mysz� po�rodku. Alicja wpatrywa�a si� w Mysz z niecierpliwo�ci�, obawia�a si� bowiem nie na �arty przezi�bienia.
- Hm, hm - odchrz�kn�a Mysz z bardzo wa�n� min� - czy jeste�cie ju� gotowi? Chcecie si� osuszy�? Wi�c s�uchajcie: oto najsuchrza rzecz, jak� znam. Prosz� o spok�j! "Wilhelm Zdobywca, kt�remu sprzyja� papie�, szybko podporz�dkowa� sobie Anglik�w, potrzebuj�cych przyw�dcy nawyk�ego do najazd�w i podboj�w. Edwin i Morcar, hrabiowie Mercii i Northumbrii..."
- Brr! - odezwa�a si� Papu�ka wstrz�saj�c si� gwa�townie.
- Bardzo przepraszam - rzek�a Mysz, gro�nie marszcz�c brwi - czy pani chcia�a mo�e co� powiedzie�?
- Nie, to nie ja! - krzykn�a szybko Papu�ka.
- Mia�am wra�enie, �e to w�a�nie pani - rzek�a Mysz z godno�ci�. - Je�li nie, to m�wi� dalej: "Edwin i Morcar, hrabiowie Mercii i Northumbrii, opowiedzieli si� za nim; nawet patriotyczny arcybiskup Canterbury, Stigand, znalaz� si�..."
- Co znalaz�? - zapyta�a Kaczka.
- "... znalaz� si�..." - odpowiedzia�a Mysz z wyra�n� irytacj�. - Wie pani chyba, co to znaczy?
- Wiem, co to znaczy, kiedy ja sama co� znajduj� - rzek�a Kaczka. - Przewa�nie jest to �aba albo owad, ale co znalaz� arcybiskup?
Mysz nie zwr�ci�a ju� uwagi na to pytanie i ci�gn�a dalej.
- "... znalaz� si� w ich odwodzie. Wraz z Edgarem Atheling uda� si� do Wilhelma i ofiarowa� mu koron�. Wilhelm zachowywa� si� pocz�tkowo w spos�b wstrzemi�liwy. Ale zuchwalstwo Norman�w..." - tu Mysz zwr�ci�a si� do Alicji z niespodziewanym pytaniem: - Jak si� czujesz, moja droga?
- Jestem tak samo morka jak i przedtem - odrzek�a smutnie Alicja. - Wcale mnie to nie osuszy�o.
- Wobec tego zg�aszam rezolucj� - rzek� powstaj�c Go��b - aby zebranie zosta�o odroczone ze wzgl�du na konieczno�� natychmiastowego zastosowania energiczniejszych �rodk�w...
- M�w pan po ludzku! - przerwa� Orze�ek. - Nie rozumiem nawet po�owy z tych s��w i obawiam si�, �e pan sam ich nie rozumie. - Tu Orze�ek odwr�ci� si� dyskretnie, aby skry� sw�j u�miech. Niekt�re gorzej wychowane ptaki zacz�y g�o�no chichota�.
- Chcia�em tylko powiedzie� - rzek� Go��b obra�ony - �e najlepiej osuszy�yby nas wy�cigi ptasie.
- Co to s� wy�cigi ptasie? - zapyta�a Alicja nie tyle z ciekawo�ci, ile z uprzejmo�ci, gdy� Go��b wyra�nie czeka� na dyskusj�, wszyscy za� milczeli jak zakl�ci.
- Hm - rzek� Go��b z powag� - najlepiej wyt�umacz� ci to praktycznie.
Poniewa� to, co powiedzia� Go��b, mo�e przyda� si� w nudny zimowy dzie� i Wam, drodzy Czytelnicy, przeto opowiem, w jaki spos�b zabra� si� do dzie�a: najpierw wyznaczy� tor wy�cigowy o kszta�cie zbli�onym do ko�a.
- Dok�adno�� nie gra roli - rzek� wyja�niaj�co.
Potem ca�e towarzystwo zosta�o rozstawione na torze jak popad�o.
Nast�pnie Go��b zawo�a�: Raz, dwa, trzy! - i wszyscy zacz�li p�dzi� w dowolnych kierunkach, przystaj�c i zn�w biegn��, jak im si� tylko podoba�o, tak �e trudno by�o ustali� chwil� zako�czenia wy�cigu. Mimo to, kiedy biegali tak dobre p� godziny i zupe�nie si� osuszyli, Go��b krzykn�� nagle:
- Koniec wy�cig�w!
Wtedy wszyscy otoczyli go, ci�ko dysz�c i pytaj�c:
- Kto zwyci�y�?
Aby da� odpowied� na to pytanie, Go��b musia� si� powa�nie zastanowi�. Siedzia� wi�c przez d�u�sz� chwil� z palcem na czole (ulubiona pozycja wielkich poet�w), gdy tymczasem reszta towarzystwa wyczekiwa�a z niepokojem na jego decyzj�. W ko�cu Go��b zdecydowa�:
- Wygrali wszyscy i wszyscy musz� dosta� nagrody.
- Ale kto nam rozda nagrody? - zapyta� ch�r g�os�w.
- Oczywi�cie, �e ona - rzek� Go��b, wskazuj�c palcem Alicj�.
Na te s�owa otoczy�a j� ca�a gromada, wo�aj�c:
- Nagrody, nagrody, chcemy nagr�d!
Alicja nie wiedzia�a, jak wybrn�� z tej sytuacji.
Przypadkowo wsun�a r�k� do kieszeni i znalaz�a tam pude�eczko cukierk�w szcz�liwym trafem nie roztopionych przez s�on� wod�. Rozda�a wi�c cukierki uczestnikom wy�cigu, przy czym starczy�o akurat po cukierku na osob�.
- Ale jej tak�e nale�y si� nagroda - zauwa�y�a Mysz.
- Oczywi�cie - rzek� Go��b z powag�. - Co masz jeszcze w kieszeni? - doda� zwracaj�c si� do Alicji.
- Tylko naparstek - rzek�a smutnie Alicja.
- Daj mi go!
Po czym wszyscy raz jeszcze otoczyli Alicj�, Go��b za� wr�czy� jej uroczy�cie naparstek, m�wi�c:
- Prosimy ci� o przyj�cie tego wytwornego naparstka. - To kr�tkie przem�wienie przyj�te zosta�o przez zebranych oklaskami.
Alicji wydawa�o si� to g�upie. Wszyscy mieli jednak tak powa�ne miny, �e nie odwa�y�a si� roze�mia�. Dygn�a wi�c po prostu, przybieraj�c najpowa�niejsz� min�, na jak� mog�a si� zdoby�.
Nast�pnym punktem programu by�o zjedzenie cukierk�w. Wywo�a�o to sporo ha�asu i zamieszania. Du�e ptaki skar�y�y si�, �e nie czuj� smaku cukierk�w, ma�e d�awi�y si� nimi i trzeba by�o bi� w plecy. W ko�cu jednak zapanowa� spok�j. Ptaki zasiad�y ko�em i poprosi�y Mysz, �eby im co� opowiedzia�a.
- Obieca�a�, �e opowiesz mi swoj� histori� - rzek�a Alicja. - Dlaczego nie znosisz "k" i "p" - doda�a p�szeptem, nie chc�c raz jeszcze obrazi� Myszy.
- Dobrze, obieca�a. Zobaczysz sama, jak bardzo ten problem jest zaogniony...
- Za o... - powt�rzy�a bezmy�lnie Alicja, nie bardzo rozumiej�c, o co chodzi. - Za o..., ale za co?... za ogony! - przypomnia�a sobie, gdy popatrzy�a na d�ugi i kr�ty ogon Myszy.
W ten spos�b jej historia przybra�a dla Alicji jakby kszta�t mysiego ogona:
P�dzi�a Myszka do dziury, by jej nie z�apa� Kot bury, ale nie pom�g� niebodze ten rozpaczliwy bieg, bo Kot jej stan�� na drodze i rzek�:
"- Nudz� si� dzi� srodze, wi�c ci wytoczy� chc� spraw�. Ja b�d� oskar�ycielem..."
"- A gdzie masz przysi�g�ych �aw�, gdzie s�dziego?" - pyta Mysz nie�miele.
"- Wi�c c� z tego? Proces formalnie si� odb�dzie, sam b�d� �aw� przysi�g�ych i s�dzi� - rzecze Kot przebieg�y, je��c sier�� - wszystko rozs�dz� i rozwa�� po czym ci� ska�� na �mier�!"
- Ty wcale nie s�uchasz! - rzek�a Mysz przerywaj�c swoj� opowie�� i patrz�c surowo na Alicj�. - O czym ty w�a�ciwie my�lisz?
- Przepraszam pani� najmocniej - odpowiedzia�a pokornie Alicja. - Zdaje si�, �e by�a pani przy czwartym zakr�cie?
- Nie wiem, o co ci idzie, m�w zwi�le - rzek�a Mysz z wyra�n� irytacj�.
- O jakim w�le mam m�wi�? - zapyta�a Alicja. - Je�li ma pani jaki� w�ze�, to mog� zaraz pom�c w rozpl�tywaniu go...
- Nie powiedzia�am nic podobnego - rzek�a Mysz, po czym wsta�a z obra�on� min�. - Zniewa�asz mnie m�wi�c takie g�upstwa.
- Ja naprawd� nie chcia�am! - zawo�a�a Alicja bliska p�aczu. - Pani tak �atwo si� obra�a...
Mysz mrukn�a tylko co� niezrozumia�ego.
- Bardzo prosz�, niech�e pani �askawie doko�czy swego opowiadania! - krzycza�a Alicja za odchodz�c� Mysz�.
Zwierz�ta przy��czy�y si� do jej pro�by wo�aj�c:
- Prosimy, prosimy! - ale Mysz potrz�sa�a niecierpliwie g�ow� i oddala�a si� coraz szybciej.
- Wielka szkoda, �e nie chce z nami zosta� - westchn�a Papu�ka, kiedy Mysz znik�a im z oczu.
A pewna stara Langusta rzek�a do c�rki:
- Pami�taj, moja droga, niech to b�dzie dla ciebie przestroga, �eby� niegdy nie traci�a r�wnowagi.
- Daj spok�j, mamo - odpowiedzia�a opryskliwie m�oda Langusta. - Ty mog�aby� wyprowadzi� z r�wnowagi nawet �limaka!
- Jak�ebym chcia�a mie� tu przy sobie Jacka - rzek�a Alicja na wp� do siebie. - Zaraz by j� sprowadzi� z powrotem!
- A kt� to jest Jacek, je�li wolno wiedzie�? - spyta�a Papu�ka.
Alicja odpowiedzia�a z zapa�em, by�a bowiem zawsze gotowa wychwala� swego ulubie�ca:
- Jacek to nasz kot. Nie mo�ecie sobie wyobrazi�, jak �wietnie �apie myszy! A jak si� ugania za ptakami! Je�li tylko dojrzy jakiego� ptaszka, to na pewno schwyta go i po�re!...
S�owa Alicji wywo�a�y ogromne poruszenie w�r�d obecnych. Niekt�re ptaki uciek�y natychmiast. Pewna stara Sroka otuli�a si� bardzo starannie skrzyd�ami, m�wi�c:
- B�d� musia�a ju� i�� do domu. Dzisiejsze powietrze wyra�nie szkodzi mi na gard�o.
Kanarek zawo�a� dr��cym g�osikiem do swych dzieci:
- Chod�cie, moje drogie! Ju� najwy�szy czas, aby�cie le�a�y w ��eczkach.
Pod r�nymi pretekstami ptaki rozbieg�y si� i Alicja zosta�a po chwili sama.
- Jaka szkoda, �e wspomnia�am Jacka! - rzek�a ze smutkiem. - Nikt go jako� tu na dole nie kocha, ale ja mimo to przysi�g�abym, �e jest to najmilszy kot na �wiecie! O drogi Jacku! Czy ci� jeszcze kiedy zobacz�? - To m�wi�c Alicja zacz�a p�aka�, poniewa� poczu�a si� nagle strasznie samotna i bezbronna. Po chwili jednak us�ysza�a w oddali odg�osy st�pania. Spojrza�a wi�c z ciekawo�ci�, s�dz�c, �e to Mysz rozmy�li�a si� i powraca, aby doko�czy� swej przerwanej opowie�ci.
Rozdzia� IV - Wys�annik Bia�ego Kr�lika
By� to raz jeszcze Bia�y Kr�lik. Szed� powoli i rozgl�da� si� trwo�liwie doko�a, jak gdyby czego� szukaj�c. Alicja us�ysza�a, jak mamrota� do siebie:
- O Ksi�no, Ksi�no! Na moje najdro�sze �apy! Na moje futerko i bokobrody, ka�esz mnie na pewno �ci��! Gdzie ja mog�em je zapodzia�, nieszcz�sny?
Alicja odgad�a, �e Kr�lik szuka wachlarza i pary bia�ych, sk�rkowych r�kawiczek. Zaraz wi�c zacz�a rozgl�da� si� za nimi, ale na pr�no. Nic zreszt� dziwnego, bo wszystko zmieni�o si� nie do poznania od czasu, kiedy Alicja p�ywa�a w sadzawce. Sala ze szklanym stolikiem i malute�kimi drzwiczkami dawno ju� znik�a.
Nagle Bia�y Kr�lik dostrzeg� Alicj� i zawo�a� gniewnie:
- Co ty tu robisz, Marianno? Biegnij w te p�dy do domu i przynie� im par� r�kawiczek i wachlarz. Ale ju�!
Alicja by�a tak przera�ona, �e nie pr�bowa�a nawet wyja�ni� nieporozumienia i pobieg�a natychmiast we wskazanym przez Kr�lika kierunku.
- Wzi�� mnie widocznie za swoj� pokoj�wk� - m�wi�a biegn�c. - B�dzie na pewno zdziwiony, kiedy dowie si�, kim jestem! Ale ja przynios� mu te jego r�kawiczki i wachlarz, je�eli je oczywi�cie znajd�. - Wtem ujrza�a ma�y domek, na kt�rego drzwiach l�ni�a mosi�na tabliczka z napisem: B. KR�LIK. Wesz�a bez pukania i pobieg�a pr�dziutko na g�r�, poniewa� ba�a si�, �e spotka prawdziw� Mariann�, a ta wyprosi j� z domu, zanim znajdzie wachlarz i r�kawiczki.
- Jakie to dziwne - powiedzia�a do siebie Alicja - biega� na posy�ki dla Kr�lika! Mo�e nied�ugo i Jacek b�dzie dawa� mi podobne zlecenia! - I zacz�a wyobra�a� sobie, jak to si� b�dzie odbywa�o: "Alicjo! Chod� tu natychmiast i przygotuj si� do spaceru!" "Zaraz, nianiu, dop�ki nie wr�ci Jacek musz� pilnowa� mysiej norki, �eby myszka mu nie uciek�a"! - Tak, tak, tylko w�tpi�, czy pozwolono by Jackowi pozosta� u nas w domu, gdyby zacz�� si� tak rz�dzi� i rozkazywa� ludziom.
Tymczasem Alicja znalaz�a si� w ma�ej, schludnej izdebce. Na stoliku pod oknem zauwa�y�a wachlarzyk i trzy pary male�kich r�kawiczek. Chcia�a ju� wyj�� z pokoju ze swoj� zdobycz�, kiedy wzrok jej pad� na stoj�c� obok lustra buleteczk�. Tym razem nie by�a nie niej naklejki z napisem: Wypij mnie. Alicja odkorkowa�a j� jednak i przy�o�y�a do ust.
"Wiem - rzek�a do siebie - �e musi si� zawsze cos wydarzy�, gdy cokolwiek zjem albo wypij�. Chc� przekona� si�, co stanie si� ze mn� po wypiciu tego p�ynu. Mam nadziej�, �e urosn�, bo doprawdy znudzi�o mi si� ju� by� takim malutkim stworzonkiem".
�yczenie Alicji spe�ni�o si� szybciej, ni� mog�a przypuszcza�.
Zanim wypi�a po�ow�, uderzy�a g�ow� o sufit i musia�a si� schyli�, aby zmie�ci� si� w pokoiku. Odstawi�a wi�c szybko buteleczk�, m�wi�c do siebie:
"To w zupe�no�ci wystarczy. Mam nadziej�, �e nie b�d� wi�cej ros�a, bo i tak nie mog� ju� wydosta� si� przez drzwi. Ach, po co wypi�am tego tak du�o?"
Niestety, by�o ju� za p�no. Alicja ros�a, ros�a bez przerwy i wkr�tce by�a ju� zmuszona ukl�kn��. Po chwili i na to by�o za ma�o miejsca. Spr�bowa�a wi�c po�o�y� si� z jedn� r�k� opart� o drzwi, drug� za� owini�t� doko�a szyi. Robi�o si� coraz cia�niej. Alicja musia�a wi�c wyci�gn�� jedn� r�k� przez okno, jedn� za� nog� wsun�� do komina. "To wszystko, co mog� zrobi� - pomy�la�a. - Co si� teraz ze mn� stanie?"
Szcz�liwie zawarto�� buteleczki przesta�a ju� dzia�a� i Alicja nie ros�a ju� dalej. Czu�a si� jednak tak marnie i tak ma�o widzia�a mo�liwo�ci wydostania si� z pokoiku, �e by�a doprawdy bardzo nieszcz�liwa.
"O wiele lepiej dzia�o mi si� w domu - pomy�la�a z �alem. - Tam przynajmniej cz�owiek nie r�s� wci�� i nie mala� na przemian i nie by� nara�ony na zuchwalstwa ze strony kr�lik�w i myszy. Bodajbym nigdy nie wchodzi�a w kr�licz� nor�, chocia�... chocia� te przygody s�, prawd� m�wi�c, ciekawe. Kiedy czyta�am bajki, zdawa�o mi si�, �e co� podobnego nie mo�e przydarzy� si� nikomu, a oto sama prze�ywam bajk� najdziwniejsz� w �wiecie! Doprawdy, kto� powinien napisa� ksi��k� o mnie. Albo ja sama napisz�, kiedy urosn�... Ale przecie� ja w�a�nie uros�am - uprzytomni�a sobie Alicja - i nie mog� ju� wi�cej rosn��, przynajmniej w tym domu... Lecz w takim razie nie b�d� ju� nigdy starsza! Z jednej strony wydaje si� to do�� wygodne - nigdy nie by� star� - ale kiedy pomy�l�, �e b�d� mia�a przez ca�e �ycie lekcje do odrabiania! Nie, to im si� wcale nie u�miecha!"
"Och, ty g�uptasku - powiedzia�a sobie po chwili - jak�eby� mog�a odrabia� lekcje tutaj? Ledwie starczy tu miejsca dla ciebie, a gdzie zmie�ci�yby si� twoje podr�czniki i zeszyty?"
Alicja zabawia�a si� tak przez par� minut stawianiem pyta� i dawaniem na nie odpowiedzi, z czego wywi�za�a si� ca�a rozmowa, gdy nagle us�ysza�a na zewn�trz jaki� piskliwy g�osik:
- Marianno! Marianno! Podaj mi w tej chwili moje r�kawiczki! - Nast�pnie da�o si� s�ysze� szybkie st�panie �apek po schodach. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e to Bia�y Kr�lik wraca do swego mieszkania. Alicja zapomnia�a widocznie o tym, �e by�a teraz z tysi�c razy wi�ksza od Kr�lika, bo zacz�a dygota� ze strachu, a wraz z ni� zatrz�s� si� ca�y domek.
Bia�y Kr�lik usi�owa� otworzy� drzwi. Poniewa� jednak otwiera�y si� one od wewn�trz, okaza�o si� to niemo�liwe. Alicja s�ysza�a, jak powiedzia� do siebie:
- Musz� p�j�� naoko�o i dosta� si� do �rodka oknem.
"To ci si� tak�e nie uda" - pomy�la�a Alicja.
Poczeka�a chwil�, a� Kr�lik zd��y obej�� sw�j domek, i trzepn�a nagle palcami wysuni�tej za okno r�ki. Cho� nie dotkn�a niczego, rozleg� si� cichy pisk i odg�os upadku, a potem brz�k t�uczonego szk�a. Alicja wywnioskowa�a, �e Kr�lik wpa�� musia� w inspekty albo w co� podobnego. Nast�pnie us�ysza�a gniewny g�osik:
- Bazyli, Bazyli, gdzie jeste�? - na co jaki� nieznany g�os odpowiedzia�:
- Tutaj jestem, ja�nie panie! Kopi� jab�ka, prosz� ja�nie pana.
- Kopie jab�ka, dajmy na to, �e kopie - rzek� Kr�lik z w�ciek�o�ci�. - Na razie jednak chod� tutaj i pom� mi si� st�d wydosta�! (Zn�w brz�k t�uczonego szk�a).
- Powiedz mi, Bazyli, co tam jest w oknie?
- Ani chybi r�ka, prosz� ja�nie pana.
- R�ka, ty o�le? Czy� kiedy widzia� r�k� takiej wielko�ci? Przecie� ona wype�nia ca�e okno!
- Tak jest, prosz� ja�nie pana, ale to jednak r�ka.
- Tak czy inaczej, ona nie ma tutaj nic do roboty. Id� i usu� j�.
Nast�pi�a d�uga cisza, w czasie kt�rej do uszu Alicji dochodzi�y tylko jakie� szepty. Zdo�a�a jedynie zrozumie�, �e Bazyli usi�owa� si� wykr�ci� od wykonania rozkazu, Kr�lik za� komenderowa�: "Ruszaj, ty tch�rzu!"
Na wszelki wypadek Alicja raz jeszcze trzepn�a palcami. Tym razem us�ysza�a a� dwa piski i g�o�niejszy brz�k t�uczonego szk�a. "Musi tam by� sporo tych inspekt�w - pomy�la�a. - Ciekawe, co oni teraz postanowi�. Je�li idzie o usuni�cie mnie st�d, to by�abym bardzo rada, gdyby im si� to uda�o. Pozostawanie tutaj d�u�ej zupe�nie mnie nie bawi".
Min�o znowu troch� czasu. Alicja us�ysza�a na koniec jakby dudnienie k� male�kich furmanek, a potem mn�stwo przekrzykuj�cych si� g�os�w. Rozr�nia�a s�owa: "Gdzie jest druga drabina?" "Mia�em przynie�� tylko jedn�, Bi� ma drug�". "Bi�, przystaw j� tutaj, ch�opcze. Oprzyj j� o ten r�g". "Tak, tak, trzeba j� najpierw zwi�za�". "Si�gaj� teraz do po�owy wysoko�ci". "Wystarcz� ci zupe�nie". "Nie b�d� taki wymagaj�cy". "Bi�, z�ap si� za t� lin�". "Czy dach tylko wytrzyma?" "Uwa�aj na obluzowan� dach�wk�!" "Och, spada!" (G�o�ny huk). "Kto j� zrzuci�?" "To chyba Bi�". "Kto wejdzie do pokoju przez komin?" "Nie, ja nie". "W�a�nie, �e ty!" "A w�a�nie, �e nie ja!" "Bi� wejdzie przez komin". "S�uchaj, Bi�, ja�nie pan m�wi, �e ty masz wej�� prze komin!"
"Ach, wi�c to Bis ma wej�� prze komin - rzek�a do siebie Alicja. - Wygl�da na to, �e oni wszystko zwalaj� na tego Bisia. Nie chcia�abym by� na jego miejscu. Ten komin jest bardzo w�ski, a poza tym my�l�, �e b�d� mog�a wyrzuci� go stamt�d nog�".
Alicja wystawi�a nog� tak daleko, jak tylko mog�a, i czeka�a, dop�ki zwierz�tko(nie wiedzia�a dok�adnie jakie) nie zacznie ha�asowa� u wylotu komina. Kiedy us�ysza�a odg�osy schodzenia, powiedzia�a sobie: "To musi by� Bi�" - i zrobi�a gwa�towny ruch uwi�zion� w kominie nog�, po czym czeka�a, co b�dzie dalej.
Najpierw us�ysza�a ca�y ch�r g�os�w wo�aj�cych w podnieceniu "To Bi� wraca!" Potem g�os Kr�lika: "Trzymajcie go, wy przy �ywop�ocie!" Nast�pnie, po chwili ciszy, nowy ch�r g�os�w: "Podnie�cie mu g�ow�". "Dajcie mu �yk w�dki". "Nie potrz�sajcie nim". "Co z tob�, przyjacielu?" "Co ci si� sta�o?" "Opowiedz nam o wszystkim".
Na koniec rozleg� si� s�aby piskliwy g�osik. ("To musi by� Bi�" - pomy�la�a Alicja).
- Naprawd�, ja nic nie wiem, tak samo jak i wy; teraz mi lepiej - jestem nazbyt wstrz��ni�ty, by opowiada�, wiem tylko, �e co� wyskoczy�o na mnie i pofrun��em w g�r� jak rakieta.
- Tak by�o, w�a�nie tak - zgodzili si� s�uchacze.
- Musimy spali� ten dom - zawyrokowa� Kr�lik.
Us�yszawszy to Alicja wrzasn�a na ca�y g�os:
- Je�li to zrobicie, poszczuj� na was Jacka!
Nast�pi�a zupe�na cisza. Alicja pomy�la�a sobie: "Ciekawe, co oni teraz zrobi�. Gdyby mieli troch� oleju w g�owach, zdj�liby dach".
Po dw�ch minutach rozpocz�o si� nowe bieganie i Alicja us�ysza�a g�os Kr�lika:
- Jedna beczu�ka powinna wystarczy� na pocz�tek.
"Beczu�ka czego? - pomy�la�a Alicja. Ale w tej chwili w okno uderzy� grad ma�ych kamyczk�w, z kt�rych cz�� ugodzi�a j� w twarz. Dosz�a wi�c do wniosku, �e musi po�o�y� kres temu atakowi, i zawo�a�a jak najgro�niejszym g�osem:
- Radz� wam przesta� w tej chwili! - co spowodowa�o ponownie g�uch� cisz�.
Alicja zauwa�y�a ze zdumieniem, �e le��ce na pod�odze kamyczki przemieniaj� si� w male�kie ciasteczka. I nagle przysz�o jej do g�owy, �e zjedzenie jednego z ciasteczek powinno jako� wp�yn�� na jej wzrost. "Poniewa� nie mog� ju� chyba urosn�� - pomy�la�a - wi�c przypuszczam, �e zrobi� si� mniejsza".
Nie zwlekaj�c d�ugo, zjad�a ciasteczko i stwierdzi�a z zachwytem, �e gwa�townie maleje. Kiedy by�a ju� tam ma�a, �e mog�a przej�� przez drzwi, wybieg�a szybko z domu, przed kt�rym zebra�a si� ca�a gromada ptak�w i innych zwierz�tek. Po�rodku zauwa�y�a Bisia (okaza�o si�, �e to ma�a jaszczurka) podtrzymywanego przez dwie �winki morskie, kt�re poi�y go p�ynem z jakiej� buteleczki. Wszystkie zwierz�ta rzuci�y si� ku Alicji, ale ona uciek�a, co si� w nogach. Wkr�tce znalaz�a si� w g�stym lesie, gdzie poczu�a si� wreszcie bezpieczna.
- Pierwsza rzecz, o kt�r� powinnam si� postara�, to odzyskanie mego prawdziwego wzrostu - rzek�a Alicja chodz�c po lesie. - A poza tym musz� wreszcie dosta� si� do tego przepi�knego ogrodu. S�dz�, �e to b�dzie w�a�ciwy plan dzia�ania na najbli�szy czas.
Plan ten by� prosty i poci�gaj�cy. Alicja nie mia�a jednak poj�cia, jak zabra� si� do jego wykonania. B��kaj�c si� mi�dzy drzewami pos�ysza�a nagle nad g�ow� g�o�ne szczekni�cie.
Olbrzymie szczeni� przypatrywa�o jej si� wielkimi, okr�g�ymi oczami i �agodnie tr�ca�o j� �ap�.
- �liczne, ma�e biedactwo - rzek�a Alicja mo�liwie jak najs�odszym g�osem i usi�owa�a zagwizda�. By�a przy tym �miertelnie przera�ona, �e szczeni� jest g�odne i �e po�re j� mimo jej s�odkich s��wek.
Nie wiedz�c, co czyni�, wyci�gn�a ku pieskowi jaki� patyczek. Szczeniak odbi� si� od ziemi wszystkimi czterema �apami naraz, podskoczy� w g�r� na znak zachwytu, szczekn�� i rzuci� si� na patyk z tak� min�, jak gdyby mia� zamiar zmia�d�y� go jednym k�apni�ciem z�b�w. Tymczasem Alicja ukry�a si� za wielkim ostem, przez co unikn�a stratowania. Szczeniak rzuci� si� znowu na patyk, fikn�� kozio�ka, podskoczy� kilkakrotnie do g�ry, a potem cofa� si� bardzo daleko w ty� i zn�w p�dzi� naprz�d, szczekaj�c bezustannie przez ca�y czas. Na koniec przysiad� ci�ko dysz�c, z wywieszonym j�zykiem i przymru�onymi �lepiami.
Alicja skorzysta�a z tej sposobno�ci, aby si� wymkn��. Bieg�a bardzo d�ugo a� do utraty si� i zatrzyma�a si� dopiero w�wczas, gdy szczekanie psa ju� ledwo dochodzi�o z oddali.
"To przemi�y szczeniak - pomy�la�a opieraj�c si� o jaskier i wachluj�c jednym z jego li�ci. - Bardzo bym chcia�a z nim pobaraszkowa�, gdybym tylko by�a troch� wi�ksza. M�j Bo�e! Zapomnia�am ca�kiem, �e musz� na nowo urosn��. Ale jak si� do tego zabra�? Przypuszczam, �e musz� co� zje�� albo wypi�, ale co - w tym s�k!"
Alicja rozejrza�a si� doko�a, ale nie zauwa�y�a poza kwiatami i traw� nic godnego uwagi. W pobli�u sta� du�y grzyb, mniej wi�cej jej wysoko�ci. Kiedy przyjrza�am mu si� dok�adnie od do�u i ze wszystkich mo�liwych stron, przysz�o jej na my�l, �e warto by r�wnie� zobaczy�, co dzieje si� z wierzchu na kapeluszu grzyba.
Wspi�a si� na paluszki i natychmiast zauwa�y�a ogromnego, niebieskiego pana G�sienic�. Siedzia� wygodnie z r�kami skrzy�owanymi na piersiach i pyka� wolno i uroczy�cie z olbrzymiej fajki, nie zwracaj�c najmniejszej uwagi na otoczenie.
Rozdzia� V - Rada pana G�sienicy
Pan G�sienica i Alicja przypatrywali si� sobie nawzajem przez kilka minut w zupe�nym milczeniu. Na koniec pan G�sienica wyj�� z ust fajk� i odezwa� si� s�abym, �pi�cym g�osem:
- Kim jeste�?
Nie by�o to zbyt zach�caj�ce. Alicja odpowiedzia�a nie�mia�o:
- Ja... ja naprawd� w tej chwili nie bardzo wiem, kim jestem, prosz� pana. Mog�abym powiedzie�, kim by�am dzi� rano, ale od tego czasu musia�am si� ju� zmieni� wiele razy.
- Co chcesz przez to powiedzie�? - zapyta� surowo pan G�sienica. - Wyt�umacz si�!
- Nie mog� si� wyt�umaczy� - odrzek�a Alicja - poniewa�, jak pan widzi, nie jestem sob�.
- Nic nie rozumiem - rzek� pan G�sienica.
- Obawiam si�, �e nie b�d� mog�a wyt�umaczy� panu tego ja�niej, poniewa�, szczerze m�wi�c, sama nic nie rozumiem. Te ci�g�e zmiany wzrostu dzia�aj� na cz�owieka raczej og�upiaj�co.
- Nie widz� powodu - rzek� pan G�sienica.
- By� mo�e, �e nie zazna� pan tego dotychczas - odpar�a uprzejmie Alicja - ale kiedy zmieni si� pan w poczwark�, a p�niej w motyla, to b�dzie to dla pana czym� r�wnie� bardzo dziwnym, prawda?
- Nieprawda - rzek� pan G�sienica.
- By� mo�e, ale pan te sprawy odczuwa inaczej. W ka�dym razie by�oby to dziwne dla mnie.
- Dla ciebie? - rzek� pan G�sienica pogardliwie. - A kim ty w�a�ciwie jeste�?
W ten spos�b powr�cili na nowo do pocz�tku rozmowy. Opryskliwe odpowiedzi pana G�sienicy mocno ju� zirytowa�y Alicj�, powiedzia�a wi�c z naciskiem:
- S�dz�, �e to pan powinien mi si� przedstawi� pierwszy.
- Dlaczego? - zapyta� pan G�sienica.
By�a to znowu sprawa nader k�opotliwa. Widz�c, �e pan G�sienica jest w bardzo kiepskim humorze, Alicja odwr�ci�a si� i zamierza�a odej��.
- Czekaj! - zawo�a� nagle pan G�sienica. - Mam ci co� wa�nego do powiedzenia.
Brzmia�o to do�� obiecuj�co. Alicja zawr�ci�a wi�c i zmieni�a si� w s�uch.
- Trzymaj nerwy na wodzy - rzek� pan G�sienica.
- Czy to ju� wszystko? - zapyta�a Alicja, usi�uj�c opanowa� gniew.
- Nie - odpar� pan G�sienica.
Alicja pomy�la�a, �e w�a�ciwie mo�e zaczeka� na dalszy ci�g tej rozmowy, bo i tak nie ma nic lepszego do roboty. Przez par� minut pan G�sienica milcz�co pyka� z fajki, po czym wyj�� cybuch z ust i zapyta�:
- Wi�c wydaje ci si�, �e nie jeste� sob�?
- Obawiam si�, �e nie jestem, prosz� pana - odpowiedzia�a Alicja. - Nie pami�tam ju� niczego w spos�b normalny, zmienia� wzrost co dziesi�� minut.
- Czego nie pami�tasz? - zapyta� pan G�sienica.
- Pr�bowa�am na przyk�ad powiedzie� "Pan kotek by� chory", ale wysz�o jako� inaczej.
- Powiedz "Ojca Wirgiliusza" - rzek� pan G�sienica.