2717

Szczegóły
Tytuł 2717
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2717 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2717 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2717 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

PHILP K. DICK CZAS POZA CZASEM Victor Nielson pchn�� w�zek wy�adowany po brzegi ziemniakami. Gdy zamkn�y si� drzwi ch�odni, wjecha� na zaplecze sklepu, przystan�� przy piramidzie prawie pustych skrzynek i zacz�� roz�adowywa� warzywa, odrzucaj�c zgni�e i uszkodzone. Dorodna bulwa wymkn�a mu si� z r�ki. Schyli� si�, aby j� podnie��, rzucaj�c przy tym spojrzenie na pe�ne kontenery. Spojrza� na uchylone drzwi, prowadz�ce na ulic�. Kilku przechodni�w przesz�o obok sklepu, jaki� klient wsiad� do volkswagena zaparkowanego przy latarni. Od wypolerowanych zderzak�w odbija�o si� letnie s�o�ce. - Czy to by�a mo�e moja �ona? - zapyta� Liz�, korpulentn� kasjerk� rodem z Texasu. - Nie, z pewno�ci� pozna�abym j� - odpowiedzia�a, podaj�c dwa kartony mleka i funt chudej wo�owiny. Jaki� starszy jegomo�� obmacywa� si� po kieszeniach w poszukiwaniu portfela. - Chcia�a wpa�� do mnie - ci�gn�� Vic. - Je�li przyjdzie, niech mnie pani zawo�a. Margo mia�a dzisiaj zaprowadzi� Sammy'ego na prze�wietlenie z�ba. By� kwiecie�. Gdy patrzy� w kalendarz, nie m�g� si� uwolni� od dr�cz�cej my�li o konieczno�ci uiszczenia podatku dochodowego. W�a�nie mija� termin p�atno�ci, a stan konta niepokoj�co opad�. Nie m�g� znie�� przeci�gaj�cego si� oczekiwania. Podszed� do automatu obok p�ki z zupami w puszkach. Wrzuci� dziesi�taka. - Hallo - zg�osi�a si� Margo. - Ju� go zaprowadzi�a� na zdj�cie? Margo by�a zdenerwowana. - Musia�am zadzwoni� do doktora Milesa i przesun�� termin. W po�udnie przypomnia�am sobie, �e w�a�nie dzisiaj z Ann� Rubinstein mia�y�my p�j�� do Wydzia�u Zdrowia i zanie�� nasze petycje. Musimy to zrobi� dzisiaj, bo, jak s�ysza�am, teraz wchodz� w �ycie kontrakty. - Jakie petycje? - Chcemy zmusi� magistrat do uprz�tni�cia resztek z wyburzonych w zesz�ym roku ruin. W zwalisku bawi� si� dzieci, a przecie� nietrudno o wypadek. Pe�no tam przerdzewia�ego �elastwa i betonowych kloc�w. - Nie mo�ecie wys�a� tego poczt�? - zapyta� zniecierpliwiony, lecz jednocze�nie poczu�, �e ci�ar spad� mu z serca. - Jak d�ugo zamierzasz tam siedzie�? Czy to znaczy, �e nie przyjedziesz po mnie? - Nie wiem. W domu mam teraz zebranie s�siadek. Nanosimy ostatnie poprawki. Je�li nie b�d� mog�a ci� odwie�� do domu, zadzwoni�, o'kay? Pa kochanie, musz� ju� lecie�. Odwiesi� s�uchawk� i powl�k� si� do kasy. W sklepie by�o pusto. Liza mia�a czas na szybkiego papierosa. U�miechn�a si� wsp�czuj�co, pyzata jak ksi�yc w pe�ni. - Jak z ma�ym? - W porz�dku. Pewnie si� cieszy, �e wizyta u dentysty odwlok�a si� do nast�pnego miesi�ca. - Znam takiego starszego, mi�ego lekarza - zaszczebiota�a Liza - ma chyba ze sto lat. A jaki zr�czny: nigdy mnie nie bola�o, gdy wyrywa� z�by. Ot, po prostu wyci�ga i po strachu. Czerwono wylakierowanym paznokciem podnios�a g�rn� warg�. Z lewej strony b�ysn�a z�ota koronka. Vica owion�a chmura dymu tytoniowego i zapach cynamonu. - Widzi pan? By� taki wielki, ale nic nie bola�o. W og�le �adnego b�lu! Ciekawe, co powiedzia�aby na to Margo, pomy�la�. Jak by zareagowa�a, gdyby wesz�a teraz przez automatycznie rozsuwaj�ce si� szklane drzwi i zobaczy�a, jak wisz� przy ustach Lizy. Przy�apany na gor�cym uczynku... C� to za osobliwy spos�b podniecania si�... Zagl�da� kobiecie w z�by. Po po�udniu sklep si� wyludni�. Na og� o tej porze klienci t�oczyli si� przy kasie, lecz dzisiaj by�o prawie pusto. Recesja, to na pewno skutki recesji. Victor pr�bowa� wyja�ni� przyczyn� zastoju w interesie. W lutym by�o pi�� milion�w bezrobotnych. To si� daje odczu�. Podszed� do wyj�cia i obserwowa� przechodni�w. Z pewno�ci� jest dzisiaj mniej ludzi ni� zwykle. Wszyscy siedz� w domach i gor�czkowo przeliczaj� oszcz�dno�ci. - Nie ma co liczy� na prosperity - odwr�ci� si� w stron� kasy. - A czym si� pan przejmuje? - odpowiedzia�a Liza. - W ko�cu to nie pa�ski sklep. Jest pan tylko pracownikiem, tak jak i ca�a reszta. A w dodatku mamy mniej roboty. Jaka� klientka zacz�a wyk�ada� na ladzie zakupy. Liza przebiera�a palcami po klawiszach kasy, nie przerywaj�c rozmowy. - Nie wierz� w �aden kryzys. To tylko straszenie demokrat�w. Pewnie sko�czyliby t� ponur� �piewk�, gdyby gospodarka znowu wpad�a w ich �apy. - Nie jest pani demokratk�? - zdziwi� si�. - Pochodzi pani z Po�udnia i nie jest pani demokratk�? - Ju� mam ich dosy�. Od kiedy tu zamieszka�am, zerwa�am z nimi. Poniewa� jest to stan republikan�w, ja tak�e jestem republikank�. Zad�wi�cza� dzwonek, Liza oderwa�a paragon, wyda�a reszt� i zacz�a wk�ada� towary do papierowej torby. Reklama "American Diner Cafe" z naprzeciwka przypomnia�a mu o fili�ance kawy. Teraz by� najbardziej stosowny czas na popo�udniowy odpoczynek. - Za dziesi�� minut b�d� z powrotem. Poradzi sobie pani sama? - Oh, sk�d te w�tpliwo�ci... - Liza ci�gle zmaga�a si� ze stosem zakup�w, kt�re upycha�a w firmowej torbie. - Prosz� tylko tak si� uwin��, �ebym i ja mog�a p�niej wyj��. Chc� jeszcze przej�� si� po sklepach. Niech pan ju� idzie. Wyszed� ze sklepu z r�koma w kieszeniach. Przez chwil� sta� na skrzy�owaniu, wypatruj�c jakiej� przerwy w korowodzie samochod�w t�ocz�cych si� na ulicy. Nigdy nie szed� do przej�cia ze �wiat�ami, lecz przekracza� jezdni� w miejscu tu� naprzeciwko kawiarni, nie oszcz�dzaj�c zreszt� czasu, gdy� d�ugo musia� czeka� na jaki� przesmyk w sznurze woz�w. Lecz nale�a�o to do poobiedniego rytua�u, �wiadczy�o o m�sko�ci, nie poddaj�cej si� wymogom przepis�w ruchu drogowego, wymy�lonych dla starszych kobiet i dzieci. Usiad� przy stoliku, kt�ry zajmowa� od lal. i z roztargnieniem miesza� brunatn�, paruj�c� ciecz. - Marny dzie� - odezwa� si� Jack Barnes. sprzedawca but�w w Domu Mody Samuela, przysiadaj�c si� do stolika Vica. Jack by� jak zwykle ospa�y i niemrawy, gdy� mia� za sob� kilka godzin tkwienia w nie klimatyzowanym pomieszczeniu w nie przepuszczaj�cej powietrza koszuli nylonowej. - Wszystkiemu winna ta pogoda - ci�gn�� sennie. - Ale jeszcze tylko kilka ciep�ych wiosennych dni, a zacznie si� wykupywanie rakiet tenisowych i kocher�w. Vic wygrzeba� z kieszeni najnowsz� broszur� Klubu Ksi��ki Miesi�ca. Zapisali si� do niego wraz z Margo przed paroma laty. gdy� mieszkali w dzielnicy, gdzie do lego rodzaju rzeczy przywi�zuje si� du�� wag�. Trzeba trzyma� fason. Po�o�y� ksi��k� na stoliku w ten spos�b, aby i Jack m�g� obejrze�. Lecz sprzedawca but�w nie wykazywa� �adnego zainteresowania. - Niech pan si� zapisze do Klubu Ksi��ki Miesi�ca -zaproponowa�. - Trzeba si� rozwija� intelektualnie - Czytam przecie� ksi��ki. - Tak, pewnie te broszury z kiosku Beckera. - Nie, naukowe. Dobrze pan wie, �e Klub kupczy powie�ciami pornograficznymi, babrz�cymi si� w tych wszystkich wyuzdanych obrzydliwo�ciach. Nie s�dz�, �eby tego rodzaju lektura mog�a by� pomocna w dociekaniach naukowych. - Dosta�em z Klubu Zarys historii Toynbee'go. To z pewno�ci� b�dzie odpowiada� pa�skim zainteresowaniom. Tom, kt�rym si� tak chwali�, otrzyma� jako premi� przy zapisywaniu si� do Klubu. Co prawda, nie przeczyta� go jeszcze w ca�o�ci, lecz wiedzia�, �e jest to ksi��ka w rodzaju tych, kt�re z powodzeniem mo�na ustawi� na honorowym miejscu rega�u w salonie. - Poza tym - doda� - wspomniana przez pana seria, cho� nie nale�y do literatury najwy�szego lotu, niew�tpliwie jest mniej szkodliwa dla moralno�ci ni� pe�ne seksu filmy o nastolatkach, te z Jamesem Deanem i sp�k�. Jack poruszaj�c wargami przeliterowa� tytu� "Ksi��ki miesi�ca". - Powie�� historyczna... O Po�udniu i Wojnie Domowej. Zawsze to reklamuj�. Czy te starsze panie, wysiaduj�ce godzinami w klubowych fotelach, nie nudz� si� czytaj�c ci�gle to samo? Vic nie mia� jeszcze sposobno�ci, aby dok�adniej przejrze� broszur�. - Nie bior� wszystkiego, co oferuj� - wyja�ni�. Spojrza� na tytu�: Chata wuja Toma. O autorze nie s�ysza�. Tak, nazwisko Harriet Beecher Stowe by�o mu obce. Ksi��k� reklamowano jako niezwykle plastyczne przedstawienie historii handlu �ywym towarem w Kentucky, sprzed wojny secesyjnej. Dokumentalny zapis najbardziej okrutnych i nieludzkich praktyk, uderzaj�cych przede wszystkim w bezradne, niewinne czarne dziewczyny. - O, to by�oby co� dla mnie - ucieszy� si� Jack. - Ee... nie mo�na si� da� z�apa� na taki prosty chwyt. Wszystko, cokolwiek dzisiaj si� pisze, reklamuj� tak samo. - To prawda - zgodzi� si� handlarz butami. - Nie ma dzisiaj �adnych zasad. Niech pan przypomni sobie te pi�kne dobre czasy sprzed wojny i por�wna z naszymi. C� za r�nica! Nie by�o wtedy mowy o nieuczciwo�ci i przest�pcach, i w og�le o tych wszystkich brudach, kt�rych pe�no wok� nas. Samochody, autostrady, bomby wodorowe... wszystko dla m�odzie�y. Ci�g�e podwy�ki... Kto na tym zarabia? Rozpocz�li niemraw� dyskusj�. Popo�udnie mija�o wolno i sennie, nie dzia�o si� nic godnego uwagi albo zgo�a nic. O siedemnastej Margo Nielson za�o�y�a p�aszcz, wzi�a kluczyki od samochodu i wysz�a przed domu. Rozejrza�a si� wok�, lecz nigdzie nie mog�a wypatrze� Sammy'ego. Z pewno�ci� gdzie� si� bawi. Nie mia�a czasu go szuka�. Spieszy�a si�, by zd��y� przywie�� Vica. Gdyby sp�ni�a si� cho� kilka minut, wr�ci�by autobusem. Wesz�a z powrotem do domu. W pokoju siedzia� Ragle, jej brat, popijaj�c z puszki piwo. Nieprzytomnie spojrza� na ni�. Uni�s� g�ow� i wymamrota�: - Ju� wr�ci�a�? - Nie mog� si� zebra�. Sammy gdzie� przepad�. M�g�by� zwr�ci� na niego uwag�, gdy mnie nie b�dzie? - Oczywi�cie. Z twarzy Ragle'a wyziera�o takie zm�czenie, �e na moment zapomnia�a o swoim po�piechu. Patrzy� na ni� przekrwionymi, za�zawionymi oczami, co chwila mrugaj�c. Krawat zwisa� niedbale, r�kawy wysoko podwini�te, r�ka dr�a�a podnosz�c do ust puszk�. Na pod�odze rozes�ane by�y notatki i wyci�gi, z kt�rych korzysta� w pracy. Otacza�y go, a on siedzia� w �rodku. Dobrze zrobi�aby mu kr�tka przechadzka, lecz ci�gle by� zbyt zaj�ty. - Ale nie zapomnij, �e przed sz�st� musz� zd��y� z tym wszystkim na poczt�. Z segregator�w wystawa�y setki zapisanych kartek. Ju� od lat zbiera� materia�: poradniki, diagramy, tabelki, przer�ne kompendia, encyklopedie. W tej w�a�nie chwili zapatrzy� si� w poszeregowane wed�ug kolejno�ci wysy�ki kopie diagram�w, sporz�dzone na przepuszczaj�cej �wiat�o folii. Przesuwa� je tak d�ugo, a� otrzyma� co�, co nazywa� 10 "wzorem". Margo ju� par� razy pr�bowa�a zorientowa� si�, na czym polega ta metoda, lecz nigdy nie dokona�a lej sztuki. I dlatego nigdy nie wygra�a. - Jak daleko ju� zaszed�e�? - W�a�nie ustali�em czas. Czwarta po po�udniu. Teraz musz� jeszcze... - skrzywi� si� - ustali� wsp�rz�dne w przestrzeni. Na d�ugim kawa�ku dykty roz�o�y� papiery z dzisiejszym zadaniem dostarczonym przez poranne gazety. Setki malutkich, chaotycznie ponumerowanych kwadrat�w. Ragle znalaz� element okre�laj�cy czas, oznaczony kratk� z liczb� 344. Widzia�a szpilk� z czerwon� g��wk�. Ale miejsce... Najwyra�niej by�o to du�o trudniejsze do rozwi�zania. - Daj sobie spok�j na par� dni - usi�owa�a wp�yn�� na nieust�pliwego brata. - Ci�ko pracowa�e� przez ostatnie dwa miesi�ce i zas�u�y�e� na jaki� relaks. - Je�li przestan�, wypadn� z formy. Strac� wszystko - wzruszy� ramionami. - Strac� wszystko, co ju� wygra�em od 15 stycznia. Za pomoc� suwaka logarytmicznego znalaz� punkt przeci�cia kilku linii. Ka�d� wysy�k�, wyja�nia� siostrze, opatrywa� dat�, kopi� za� sk�ada� w archiwum. Dzi�ki temu ros�y szans� na zagarni�cie najwy�szej stawki. Im d�u�sz� mia� praktyk� i wi�cej danych, tym prostsz� stawa�a si� ca�a ta zabawa. Takie przynajmniej wnioski nale�a�o wysnu� beznami�tnie obserwuj�c gr�, lecz ostatnio wydawa�o mu si� �e odnajdywanie w�a�ciwych liczb i miejsc staje si� coraz trudniejsze. Dlaczego? - zapyta�a go pewnego razu widz�c, jak brat marnieje w oczach. - Poniewa� nie mog� sobie pozwoli� na przegran� - wyja�ni�. - Im cz�ciej trafiam, tym wi�cej pracy musz� wk�ada� w to, aby ci�gle by� bezb��dnym. Konkurencja depta�a mu po pi�tach. Zapewne ju� dawno straci� trze�wy os�d zysk�w i strat. Zwyci�a� zawsze. Mia� talent i umia� go w�a�ciwie u�ywa�. Lecz to, co w przesz�o�ci rozpoczyna� jako niewinn� zabaw� w rozwi�zywanie wyrafinowanych zagadek, z biegiem lat sta�o si� codziennym przykrym obowi�zkiem lub, w najlepszym wypadku, czynno�ci� pozwalaj�c� zarobi� par� dolar�w. W tej chwili nie umia� ju� przesta�. Zapewne na tym polega ca�a ta sztuczka, rozmy�la�a Margo, wy�lesz raz i ju� wpad�e� w ich sid�a, maj� ci� na ca�e lata i nawet �ycia nie starczy, by odebra� przy kasie n�dzne par� cent�w. Lecz nie - Ragle ustawia� si� cz�sto po wyp�at�, gazeta sumiennie wywi�zywa�a si� ze zobowi�za�. Nie mia�a poj�cia, jak wysokie mog�y by� te sumy, lecz najwidoczniej si�ga�y co najmniej stu dolar�w tygodniowo. W ka�dym razie by�o to tyle, �e m�g� si� z tego utrzyma�. Pracowa� jednak zbyt du�o. Wi�cej, ni� gdyby mia� jak�� regularn� prac�. Od �smej rano, gdy ch�opak rzuca� gazety na werand�, a� do dziewi�tej lub dziesi�tej w nocy. Nieustanne poszukiwania. Wysubtelnianie metod. A przede wszystkim - sta�a obawa przed pope�nieniem b��du. Jeden jedyny b��d i wszystko przepadnie. Wcze�niej lub p�niej i tak nadejdzie ta chwila. Oboje o tym wiedzieli. - Przynie�� ci kaw�? - zapyta�a Margo. - Zanim wyjd�, zrobi� ci kanapk�. Przecie� nie jad�e� obiadu... Kiwn�� g�ow�, b��dz�c my�lami gdzie� daleko. Zdj�a p�aszcz, od�o�y�a torebk� i posz�a do kuchni. Otworzy�a lod�wk�, wypatruj�c czego�, co szybko mo�na by�oby poda� na st�. Gdy stawia�a talerz, drzwi wej�ciowe skrzypn�y, w progu za� stan�� Sammy wraz z psem s�siad�w, obaj ci�ko zdyszani, z trudem �api�cy oddech. - Pewnie s�ysza�e�, jak otwiera�am lod�wk�? - Jestem strasznie g�odny - powiedzia� Sammy. - Czy dostan� mro�onego hamburgera? Nie musisz odgrzewa�, zjem zimnego. Taki jest lepszy. Je si� d�u�ej! - Wsiadaj do samochodu. Zaraz zrobi� podwieczorek dla wujka Ragle'a i pojedziemy do supermarketu po ojca. Przy okazji zabierz st�d tego psa. To nie jego dom. - W porz�dku - powiedzia� Sammy. - Za�o�� si�, �e w sklepie dostan� co� do jedzenia. Drzwi trzasn�y. - W ko�cu go znalaz�am - postawi�a przed bratem talerz i szklank� soku jab�kowego. - Ju� nie musisz zaprz�ta� sobie g�owy. Bior� go ze sob�. Ragle wzi�� kanapk�. - Wiesz, my�l�, �e by�oby lepiej, gdybym zacz�� gra� na wy�cigach konnych. U�miechn�a si�. - Nic by� nie wygra�. - A mo�e... Ju� od godziny poci�ga ciep�e piwo z tej samej puszki. W jaki spos�b mo�e zajmowa� si� tymi skomplikowanymi rachunkami pij�c ciep�e piwo? - zastanawia�a si� w duchu, bior�c p�aszcz i torebk�. Wysz�a do samochodu. Przecie� to dzia�a jak narkoza. Mija�a rabatki, pchn�a furtk�, podesz�a do wozu. Przyzwyczai� si� pewnie w wojsku. Razem z koleg� stacjonowa� przez dwa lata na ma�ym rozkosznym atolu na Pacyfiku, konserwuj�c urz�dzenia meteorologiczne i radionadajnik. Popo�udniowy ruch by� jak zwykle du�y. Lecz wys�u�ony volkswagen zr�cznie lawirowa� mi�dzy pojazdami i par� naprz�d. Wi�ksze, niezgrabne auta sta�y w miejscu niczym ��wie na pla�y. To najlepszy nasz zakup, pomy�la�a. Bardzo praktyczne posuni�cie z tym kupnem zagranicznego wozu. Prawie wieczny. Ci Niemcy maj� wyczucie. Buduj� niezwykle precyzyjnie. Tylko skrzynia bieg�w troch� nie pasuje do wzorca idealnego samochodu... ale po pi�tnastu tysi�cach mil na liczniku... wszystko mo�e si� wydarzy�. �wiat te� nie jest bez skazy. Bomby wodorowe, Rosja, wzrost cen... Sammy, z nosem przylepionym do szyby, przerwa� te rozmy�lania. - Dlaczego nie mamy mercedesa? Czemu ci�gle je�dzimy tym przysadzistym kufrem na czterech k�kach? Oto, czego si� doczeka�a. W�asn� piersi� wykarmi�a zdrajc�. - Pos�uchaj, m�ody cz�owieku. Nie znasz si� na samochodach. Nie p�acisz podatku drogowego, nie musisz si� przeciska� zat�oczonymi ulicami i nie myjesz wozu. A skoro tak, to mo�esz zatrzyma� te pogl�dy dla siebie. Sammy skrzywi� si� pogardliwie. - Taka zabawka, zupe�nie jak samoch�d dla dzieci... - Powiedz to ojcu! - Nie dbam o jego zdanie. Patrz�c ci�gle na ch�opaka nie zauwa�y�a nadje�d�aj�cego z naprzeciwka autobusu. Zatr�bi�. Przekl�te pud�o. Zr�cznie wymin�a olbrzyma, przez trotuar przejecha�a obok neonu "Penny Supermarket" i zaparkowa�a przed wej�ciem. - Nareszcie jeste�my - odwr�ci�a si� do syna. - Mam nadziej�, �e nie przybyli�my za p�no. - Wejd�my do �rodka! - krzykn��. - Nie, poczekamy tutaj. Obserwowali d�ug� kolejk� wolno przeci�gaj�c� przed kasami. To ostatnie chwile robienia zakup�w. Klienci pchali za�adowane po brzegi w�zki i wychodzili na parking. Automatyczne drzwi otwiera�y si� i zamyka�y. S�ycha� by�o warkot uruchamianych silnik�w, trzaska�y klapy baga�nik�w. Przepi�kna, l�ni�ca, czerwona limuzyna majestatycznie zawin�a przed garbusem. Oboje przypatrywali si� z podziwem. - Zazdroszcz� tej kobiecie - westchn�a Margo. Kr��ownik szos by� tak pi�kny, jak jej volkswagen. Ale oczywi�cie zbyt wielki, by m�g� by� praktyczny. W ka�dym razie... By� mo�e w przysz�ym roku b�dzie okazja, �eby wymieni� garbusa na nowy w�z. Na szcz�cie, u�ywane volkswageny s� ostatnio w cenie. Koszty prawie si� zwr�c�... Czerwona limuzyna p�ynnie w��czy�a si� w ruch. Tego samego wieczoru o p� do �smej Ragle Gumm wyjrza� przez okno w salonie i dostrzeg� zbli�aj�ce si� ciemne sylwetki Black'�w. Blade �wiat�o latarni pozwala�o dostrzec jaki� przedmiot, kt�ry d�wiga�a Junie - skrzynk� albo karton. Ragle j�kn��. - Co si� sta�o? - zaniepokoili si� Margo i Victor, gapi�cy si� w telewizor. Na ekranie widnia� profil Sida Caesara. - Wizyta - podni�s� si� z fotela. W tej samej chwili u drzwi zad�wi�cza� dzwonek. - S�siedzi. Niestety, nie da si� ukry�, �e jeste�my w domu. - Mo�e si� wynios�, gdy zobacz�, �e ogl�damy film - z nadziej� odezwa� si� Vic. Blackowie, rozpierani ambicj�, przekonani, �e wdrapali si� na wy�szy szczebel drabiny spo�ecznej, utrzymywali, �e wzi�li rozbrat z telewizj� i wszystkim, co od niej pochodzi, niezale�nie od tego, czy na ekranie mo�na by�o podziwia� wyg�upy clown�w, czy transmisj� beethovenowskiego Fidelia z Wiener Staat-soper. Vic powiedzia� kiedy�, �e nawet gdyby telewizja obwie�ci�a ponowne przyj�cie Jezusa, Blackowie woleliby nie mie� z tym nic wsp�lnego. Ragle za� dorzuci�, �e wiadomo�ci o wybuchu trzeciej wojny �wiatowej i reporta� z wybuchu bomby H tak�e spotka�yby si� z niedowierzaniem tej rozs�dnej, wysubtelnionej rodziny, reaguj�cej z jednakow� oboj�tno�ci� na wszystko, co zosta�o utrwalone na ta�mie filmowej. Prawo prze�ycia. Ci wszyscy, kt�rzy nie reaguj� na nowe bod�ce, mog� mie� stuprocentow� pewno��, �e raczej pr�dzej ni� p�niej p�jd� do piachu. By� uwa�nym, albo przemin��... nowa wersja ponadczasowej regu�y. - P�jd� otworzy� drzwi - poderwa�a si� z fotela Margo. - Chyba nie mog� liczy�, �e kt�ry� z was zechce si� pofatygowa�. - Hallo! - pospieszy�a z powitaniami. - Co to jest? Co to ma znaczy�? Och, jakie to gor�ce! Ragle us�ysza� m�ody, pewny siebie g�os Billa Black'a. - Lasagne. Zanurzy� w gor�cej wodzie... - Zaraz b�d� gotowe - Junie podrepta�a do kuchni. - Zrobi� expresso. Przechlapane, pomy�la� Ragle. Na dzisiaj koniec z jakimkolwiek sensownym zaj�ciem. Dlaczego ci idioci, gdy naucz� si� czego� nowego, nie mog� znale�� nikogo innego, na kim mogliby wypr�bowywa� te sztuczki? W tym tygodniu expresso. W ubieg�ym lasagne. Dzi� wieczorem jedno i drugie. Niew�tpliwie, superelegancki zestaw. Pasuje jak ula�. Prawdopodobnie smakuje te� nie�le, cho� nigdy nie m�g� si� przyzwyczai� do mocnej w�oskiej kawy. Zawsze by�o j� czu� spalenizn�. Bili Black pojawi� si� w salonie. - Hallo, Ragle, hallo, Vic. Jak zwykle, elegancko ubrany. Ko�nierzyk spi�ty guziczkami, w�skie spodnie... i, oczywi�cie, fryzura, kt�r� Ragle tak dobrze pami�ta� z wojska. Zapewne le�a�o w intencjach m�odych ludzi delikatnie da� do zrozumienia przypadkowemu widzowi, �e funkcjonuj� jako tryby pot�nej machiny. W pewnym sensie rzeczywi�cie byli funkcjonariuszami. Nieprzyzwoicie dobrze ubrani m�odzie�cy pracowali najcz�ciej w biurach jako przeci�tni urz�dnicy na pa�stwowych �rednio wysoko op�acanych posadach. Bili Black by� typowym reprezentantem tej kasty dorobkiewicz�w. Ka�dego bezdeszczowego dnia maszerowa� w eleganckiej jednorz�d�wce do Wodoci�g�w Miejskich, przypominaj�c chodz�c� tyczk� do fasoli, a to z racji superw�skich spodni i opi�tej marynarki. Wygl�da� jak posta� z przedwojennego filmu. Nag�e wtargni�cie do salonu wzmocni�o jego os�d. Cho�by sam g�os, rozmy�la� Ragle. M�wi tak szybko. Zbyt wysokim tonem. Wr�cz krzykliwym. Ale dzi�ki temu dojdzie do czego�, u�wiadomi� sobie. To obrzydliwe, �e tacy zapale�cy, typki bez w�asnych pomys��w, ma�puj�ce prze�o�onych we wszystkim, od sposobu wi�zania krawata po spos�b strzy�enia w�s�w, zawsze zostaj� zauwa�eni. Wybra�cy. Pn� si� w g�r�. Trafiaj� do bank�w, towarzystw ubezpieczeniowych, elektrowni, fabryk zbrojeniowych, uniwersytet�w. Widzia� ju� takich w roli profesor�w wyk�adaj�cych co� ma�o zrozumia�ego - na przyk�ad histori� sekt chrze�cija�skich w pi�tnastym wieku - a jednocze�nie pn�cych si� w g�r� z ca�ych si� i umiej�tno�ci. Wszystkie �rodki dobre do osi�gni�cia celu, nawet je�li trzeba by�o pos�a� do rektoratu �on� na przyn�t�... Mimo to Ragle raczej lubi� Billa Blacka. Ten cz�owiek wydawa� mu si� taki m�ody. Ragle mia� czterdzie�ci sze�� lat, Black nie wi�cej ni� dwadzie�cia pi�� - sprawia� wra�enie rozs�dnego i zdolnego do prze�ycia. Uczy� si�, przyswaja� nowe fakty i przystosowywa� si�. Mo�na go by�o przekona�. Nie mia� sztywnych wyobra�e� na temat moralno�ci i prawdy. Dawa� si� porywa� przez bieg wypadk�w. Niech no tylko telewizja zostanie zaakceptowana w wy�szych sferach, pomy�la� Ragle, a Bili Black ju� nast�pnego dnia rano sprawi sobie kolorowy odbiornik. Co� za nim przemawia. Nie mo�na go nazwa� osobnikiem bez zdolno�ci przystosowawczych tylko dlatego, �e nie chce ogl�da� Sida Cesara. Gdy zaczn� spada� bomby wodorowe, alarm nikomu nie pomo�e. Wszyscy jednakowo znikniemy. - Jak idzie, Ragle? - Black usiad� z dystynkcj� na brze�ku sofy. Margo i Junie szwargota�y w kuchni, Vic wpatrzy� si� w telewizor z ponur� min�, w�ciek�y, usi�uj�c zrozumie� co� z ostatniej sceny z Cesarem i Carlen Reinerem. - Przykuty do pud�a dla debili - Ragle wskaza� na jarz�ce si� srebrn� po�wiat� pud�o w rogu pokoju, chc�c poci�gn�� s�siada za j�zyk. Lecz Black nabra� wody w usta. - Wielka narodowa strata czasu - mrukn��, wykr�caj�c si� do �ciany, aby nie patrze� w ekran. - My�la�em, �e ten jazgot przeszkadza panu w pracy - doda�. - Ju� sko�czy�em na dzisiaj - odrzek� Ragle, kt�ry punktualnie o sz�stej sta� przed okienkiem pocztowym z gotowym rozwi�zaniem. Scena w�a�nie dobrn�a do fina�u i pojawi�a si� reklama. Nie zd��y� zorientowa� si�, co tym razem poleca kupi� obna�ona panienka, gdy� Vic gniewnie wy��czy� aparat. Jego w�ciek�o�� skierowa�a si� przeciwko reklamie. - Wiecznie tak samo. Dlaczego przy tych bzdurnych kawa�kach z past� do z�b�w d�wi�k jest zawsze silniejszy ni� przy normalnych programach? Ci�gle musz� przycisza�! - Reklamy nadaj� na og� lokalne stacje, za� wszystko inne leci kablem ze Wschodu - wyja�ni� Ragle. - Z pewno�ci� mo�na by�oby znale�� radykalne rozwi�zanie tego problemu - odezwa� si� Black. Przeczuwaj�c, z czym chce wystrzeli�, Ragle postanowi� przystopowa� te zamiary. - Black, dlaczego nosi pan ci�gle te �mieszne w�skie spodnie? Wygl�da pan w nich jak tyczka. Bili u�miechn�� si�. - Nigdy pan nie widzia� New Yorkera! Nie wymy�li�em tego kroju. Nie jestem specem od m�skiej mody, nie mo�na wi�c obarcza� mnie win� za fason moich spodni. Znalaz�em to w gazecie... - Ale przecie� niekoniecznie trzeba pod��a� za ostatnimi nowo�ciami. - Ka�dy cz�owiek ma do czynienia z lud�mi, nie jest panem samego siebie, lecz musi dba� o pozory - odpowiedzia� Black. - I dlatego nosz� to, w co ubieraj� si� wszyscy. Victor przyznaje mi racj�, prawda? Pan te� musi dba� o fason... - Ju� od dziesi�ciu lat nosz� zwyczajn� bia�� koszul� 18 i normalne we�niane spodnie - odpar� Vic. - W mojej bran�y to zupe�nie wystarcza. - Nosi pan jeszcze fartuch. - Tylko wtedy, gdy czyszcz� sa�at�. - Jak jest w�a�ciwie z obrotami w tym miesi�cu? - Black postanowi� nie dopu�ci� do spi�cia. - Ci�gle jeszcze spadaj�? - Cz�ciowo - powiedzia� Vic. - Ca�e szcz�cie, nie jest to tendencja post�puj�ca. S�dzimy, �e za cztery, sze�� tygodni wszystko wr�ci do normy. Przynajmniej zawsze tak by�o. To zjawisko cykliczne, powtarza si� co roku. Ragle dobrze zna� szwagra. Gdy tylko gadka schodzi�a na interesy - na jego sklep - mia� si� na baczno�ci i dawa� wywa�one odpowiedzi. Tak naprawd� obroty ci�gle spada�y i nie by�o wida� nadziei na popraw�. Rynek pracy oferowa� coraz mniej miejsc zatrudnienia, pobory mala�y, ceny ros�y. To tak samo, jak z pytaniem o zdrowie. Zawsze si� m�wi, �e wszystko w porz�dku, my�la� Ragle. Zapytaj szwagra, co s�ycha� w interesie, a odpowie ci, �e wspaniale lub marnie. A przecie� obie odpowiedzi nic nie znacz�. To tylko frazesy. - A jak z wod�? Sprzedaje si� dobrze? - zwr�ci� si� do Billa. - Rynek stabilny? Black u�miechn�� si�, poznawszy dowcip. - Tak, ludzie si� jeszcze k�pi� i zmywaj� naczynia. Wesz�a Margo. - Ragle, chcesz expresso?) A ty, kochanie?... - Ja dzi�kuj� - odpar� Ragle. - Zbyt du�o kawy wypi�em na kolacj�. Jestem wystarczaj�co przytomny. - Tak, poprosz� fili�ank� - potwierdzi� Vic. - Lasagne... - to pytanie dotyczy�o trzech m�czyzn. - Nie, dzi�kuj� - Ragle by� nieust�pliwy. - Ch�tnie spr�buj� - odpowiedzia� Vic. Bili Black potakuj�co sk�oni� g�ow�. - Mam wam pom�c? - Nie trzeba - Margo znikn�la w kuchni. - Tylko nie zapchaj si� tym w�oskim paskudztwem - ostrzega� Ragle. - To ci�kostrawne. Ciasto i przyprawy. Chyba wiesz dobrze, jak to dzia�a na tw�j �o��dek. - Ma pan rzeczywi�cie lekko obrzmia�y brzuch, Vic - zauwa�y� Black. - A czego innego mo�na oczekiwa� od faceta, kt�ry pracuje w delikatesach? - za�artowa� Ragle. Victor lekko si� uni�s�. �ypn�� na szwagra i mrukn��: - Przynajmniej mam jak�� uczciw� prac�. - Jak mam to rozumie�? Doskonale wiedzia�, co Vic chcia� powiedzie�. Tak, z pewno�ci� wi�d� ustatkowany �ywot. Dzie� w dzie� wychodzi� rano do sklepu i wieczorem powraca� do domu z poczuciem dobrze spe�nionego obowi�zku g�owy rodziny. Nie mo�na by�o tego por�wna� z jego loteri�. Codzienny obrz�dek z gazet� i stert� papier�w... Jak dziecko, powiedzia� kiedy� Vic, gdy si� k��cili. Victor wzruszy� ramionami. - Nie wstydz� si�, �e pracuj� w supermarkecie. - Nie o tym pomy�la�e�. Z bli�ej nieokre�lonych powod�w zmierza� do starcia ze szwagrem. Chcia�, �eby ten wygarn�� mu, co my�li o jego zabawie z gazetowymi �amig��wkami. Tak, to by�o o wiele lepsze ni� obnoszenie si� z tym niepokojem, niepewno�ci� w�asnej warto�ci, codzienne samooskar�enia. Za chwil� jednak pomy�la�, �e te par� dolar�w by�o sum� o wiele wi�ksz� od dochod�w Vica. W dodatku m�g� spa� do �smej i nie wlec si� do miasta zat�oczonym autobusem. Bili Black wsta�, przysun�� sobie krzes�o, usiad� obok niego. - Chcia�bym wiedzie�, czy ju� pan to widzia�? Poda� mu egzemplarz dzisiejszej gazety. Niemal z szacunkiem otworzy� j� na stronie 14. Na g�rze ujrza� d�ugi szereg zdj�� m�czyzn i kobiet. Ze �rodka patrzy�a u�miechni�ta jego w�asna twarz, za� podpis g�osi�: Ragle Gumm. Mistrz naszych konkurs�w "Gdzie jutro b�dzie si� znajdowa� ma�y zielony czlowieczek?". Od dw�ch lat narodowy rekordzista, rekordzista wszechczas�w. Pozosta�e zdj�cia to podobizny pomniejszonych wielko�ci. Konkurs obj�� zasi�giem ca�y kraj i inne czasopisma, gdy� jedna gazeta nie mog�aby wyp�aci� obiecanych nagr�d. Sumy te znacznie przekroczy�y budz� s�awnej zgadywanki Old-Gold modnej w latach trzydziestych oraz wiecznie �ywe Myje si� tylko myd�em oxydolowym, gdy�... (i tu czytelnik powinien wstawi� od powi�dnie wyrazy, nie wi�cej jednak ni� dwadzie�cia pi��). Najwyra�niej w dzisiejszych czasach poziom inteligencji odgadywaczy znacznie wzr�s�. Nic dziwnego, przy takie poczytno�ci komiks�w... Nied�ugo upodobni� si� do Billa Blacka, pomy�l� Ragle. Obrazoburca, przeciwnik telewizji. Narodowa strata czasu. Pomy�lmy o tych wszystkich mieszkaniach, gdzie ludzie siedz� dumaj�c sm�tnie: "Co si� sta�o z tym krajem Gdzie podzia�a si� o�wiata? Moralno��? Dlaczego Troci zast�pi� wspania�� Jeanette MacDonald i Eddy'ego Nelsona?" Bili Black siedzia� tu� obok, trzyma� gazet� i gapi� si� na zdj�cia. Z pewno�ci� by� g��boko poruszony. Ch�opie Podobizna starego Ragle'a we wszystkich dziennikach C� za honor! Jaka s�awa mieszka tu� obok niego. - Rzeczywi�cie wygra� pan we wszystkich edycjach "Zielonego ludzika"? - zazdro�� wykrzywi�a mu twarz - No tak, co to za praca?... Kilka godzin �amig��wki i nagroda w kieszeni. - Oczywi�cie. Synekura dla obibok�w - ironicznie potwierdzi�. - Nie, nie to chcia�em powiedzie�. Wiem dobrze, ile pan wysi�ku wk�ada w to zaj�cie... To si� nazywa by panem samego siebie. �adna praca dla gryzipi�rk�w. - Ale ja te� siedz� przy biurku. - To jednak co� wi�cej ni� zwyk�e hobby - ci�gn� Bili. - Nie chcia�em pana urazi�. Taka praca jest czym powa�niejszym od picia biurowej herbatki. Znam dobrze to uczucie. Czasami te� co� majstruj� w gara�u. Ale pan i ja to zupe�nie inna sprawa. Ca�a klasa wy�ej. Zwr�ci� si� do Victora. - Pan mnie rozumie. Nie ma mowy o �adnym zbijaniu b�k�w czy groszor�bstwie. To tw�rcza praca. - Nie zauwa�y�em - odci�� si� Vic. - Uwa�a pan, �e nie ma tu tw�rczego wysi�ku? - Nie. Niekoniecznie. - To jak pan nazwie prac�, gdy w pocie czo�a cz�owiek wykuwa w�asn� przysz�o��? - S�dz� tylko, �e Ragle ma talent i troch� szcz�cia zgaduj�c prawid�owe liczby. - Zgaduj�c! - zakrzykn�� Ragle, kt�ry odczu� to jako osobist� zniewag�. - M�wisz tak, cho� dobrze wiesz, w jaki spos�b poszukuj� rozwi�zania? Przecie� widzia�e� ca�y ten m�yn! My�l o zgadywaniu by�aby ostatni�, kt�ra przysz�aby mu do g�owy, gdy mia� komu� opowiada� o swojej kator�niczej pracy. Je�li mowa o zgadywankach, najpro�ciej by�oby przecie� zamkn�� oczy i na chybi� trafi� wymaca� palcem jaki� kwadracik, p�niej drugi, za� otrzymane w ten spos�b wyniki wys�a� jako prawid�owe rozwi�zanie. I czekaj�c na rezultat. - Czy kiedy sk�adasz do Urz�du Skarbowego o�wiadczenie o dochodach, tak�e zgadujesz? - u�y� swego ulubionego por�wnania. - Je�li tak, to musisz przyzna�, �e bawisz si� tak tylko raz w roku. Ja tymczasem robi� to codziennie. Zwr�ci� si� do Billa. - Prosz� sobie wyobrazi�, �e dzie� w dzie� musi pan sk�ada� o�wiadczenie o dochodach. Ci�gle to samo. Codziennie por�wnuje pan nowy formularz z duplikatami poprzednich. To podstawa ca�ej pa�skiej dzia�alno�ci. Czy to jest zgadywanka? To tylko liczby. Dodawanie i odejmowanie. Tabele i liczby. Nic wi�cej. Zapanowa�a cisza. - Ale pana to bawi? - odezwa� si� w ko�cu Bili. - Zapewne. Przede wszystkim my�l�. - M�g�by pan mnie nauczy�? - naciska� Bili. - Nie. Bili ju� dawniej podchodzi� go w ten spos�b. Lecz za ka�dym razem nic z niego nie wydoby�. - Prosz� si� nie obawia�, nie chc� robi� panu konkurencji. Ragle roze�mia� si�. - Chcia�bym tylko wygra� par� dolar�w. Ju� od dawna nosz� si� z zamiarem, aby z ty�u domu zbudowa� mur ochronny, �eby w zimie nie wpada�o na taras ca�e to mokre �wi�stwo z ulicy. Materia� kosztowa�by oko�o sze��dziesi�t dolar�w. Przyj�wszy, �e m�g�bym wygra�, ile razy musia�bym zwyci�y�, �eby zebra� t� sum�? Cztery? - Tak, cztery. Za ka�dym razem otrzymuje pan dwadzie�cia kawa�k�w, za� pa�skie nazwisko trafia na tablic�. Wpad�by pan w wir konkurencji... - ...i wsp�zawodniczy�by z Charlesem Van Dorem - doda� Vic. - To du�y komplement - powiedzia� Ragle, lecz z�o�liwo�� nie poprawi�a pod�ego nastroju. Lasagne nie wystarczy�y na d�ugo. Wszyscy spr�bowali w�oskiej specjalno�ci, lecz Yictor dokonywa� cud�w w niepohamowanym ob�arstwie, kt�re postanowi� na przek�r przestrogom szwagra i s�siada. �ona przygl�da�a si� krytycznie, jak poch�ania� porcj� za porcj�. - Nie jesz tak �akomie tego, co ja gotuj� - powiedzia�a z wyrzutem. Gdyby to by�o mo�liwe, cofn��by czas, aby nie dostrzeg�a tej zdrady domowej kuchni. - Bo s� �wietne - nie m�g� ju� wybrn��. Junie Black zachichota�a. - Je�li pan chce, mo�e si� pan przenie�� na nasz wikt - jej ma�a, zuchwa�a twarzyczka przybra�a wyraz wsp�czucia. Margo zadr�a�a z oburzenia. Vic pomy�la�, �e jak na kobiet� nosz�c� okulary, Junie wygl�da�a na zadziwiaj�co zepsut�. Nie by�a brzydka. Gdyby tylko nie te czarne w�osy, zwisaj�ce w dw�ch warkoczach po obu stronach mysiej twarzyczki. Wcale go nie poci�ga�a. Nie znosi� ma�ych, czarnow�osych, chichocz�cych kobieci�tek, zrz�dliwie krz�taj�cych si� po mieszkaniu obcych ludzi i wtykaj�cych nos w nie swoje sprawy. Margo powiedzia�a kiedy�, �e Ragle bardzo pasuje do Junie Black. Oboje siedz� ca�y dzie� w domu i maj� wystarczaj�co du�o wolnego czasu. Nie, tak by� nie powinno. C� to w�a�ciwie za facet, przesiaduj�cy ci�gle w swoim pokoju, gdy inni m�owie pracuj� w biurach i tylko kobiety pozostaj� przy kuchni? - �eby nie sk�ama� - zwr�ci� si� do Margo Bili - to nie jest dzie�o Junie. Kupili�my to na Plum Street w drodze do domu. Junie Black roze�mia�a si�, wcale nie zak�opotana. Po kolacji, gdy panie uprz�ta�y naczynia, Black zaproponowa� partyjk� pokera. Przez chwil� rozmawiali, wreszcie wyci�gn�li �etony i potasowali karty. Ustalili, �e �eton r�wny jest centowi, za� wszystkie kolory s� jednakowej warto�ci. Vic rozda� karty. Ten sam rytua� powtarza� si� dwa razy w tygodniu. Nikt nie pami�ta� ju�, kiedy zacz�li. Najprawdopodobniej to panie zapocz�tkowa�y rozgrywki. Obie uwielbia�y gra� w karty. W po�owie partii w drzwiach stan�� Sammy. - Tato, mog� ci co� pokaza�? - Ju� od dawna zastanawiam si�, gdzie przepad�e�. To nie w twoim zwyczaju nie dawa� �ladu �ycia. Za oknem ci�gle cicho... Czego chcesz? Mo�e ch�opak potrzebowa� ojcowskiej rady. - Tylko szybko - spojrza�a znad kart Margo. - Nie widzisz, �e jeste�my zaj�ci? Spi�ty wyraz twarzy i lekko dr��cy g�os pozwala�y przypuszcza�, �e ma dobr� kart�. - Nie mog� doj��, w jaki spos�b przy��czy� anten� - poskar�y� si� Sammy. Po�o�y� na stole obok miseczki z chipsami metalowy przedmiot i co�, co wygl�da�o na jakie� elektroniczne podzespo�y. - Co to jest? - zapyta� Vic. - M�j detektor - odpowiedzia� ch�opak. - Co za detektor?... Ragle wpad� w s�owo. - Ja go do tego nam�wi�em - wyja�ni�. - Kiedy� opowiedzia�em mu o wojnie i o urz�dzeniach radiowych, kt�re obs�ugiwa�em. - Aaa... radio. Stare wspomnienia?-pokiwa�a Margo. - Co to jest w ko�cu? - zainteresowa�a si� Junie Black. - Radio? - Prymitywny odbiornik - wyja�ni� Ragle. - Najbardziej pierwotna forma radia. - Czy to nie jest niebezpieczne? - zaniepokoi�a si� siostra. - W �adnym wypadku. Nie ma nic wsp�lnego z elektryczno�ci�. - Obejrzyjmy - Vic podni�s� metalowy przedmiot i przyjrza� si� uwa�nie. Chcia�by umie� chocia� tyle, �eby m�c pom�c synowi. Ale o elektronice nie mia� najmniejszego poj�cia i mo�na to by�o zauwa�y�. - Hm - mrukn�� - mo�e tu gdzie� jest zwarcie. - Przypominacie sobie te audycje radiowe, kt�rych s�uchali�my w czasie wojny? Droga �ycia. Opery mydlane. Mary Martin. - Mary Marlin - poprawi�a j� Margo. - Dobry Bo�e, przecie� to by�o przed dwudziestu laty. Trzeba si� czerwieni� ze wstydu, �e�my si� tak postarzeli... Junie zanuci�a Claire de Lun� - tytu�owy szlagier z Mary Marlin. - Chyba brakuje mi radia - urwa�a na najwy�szej nucie Margo. - Masz przecie� radio i obraz - odpar� Bili Black. - Radio to tylko d�wi�k z telewizora. - Co mo�esz odbiera� tym detektorem? - zainteresowa� si� bezradny Vic. - Pracuj� jeszcze na tych falach jakie� stacje? Zawsze mi si� wydawa�o, �e ju� przed laty zlikwidowano wszelkie audycje na tych falach. - Prawdopodobnie mo�e s�ucha� radiostacji statk�w albo komunikat�w wie�y kontrolnej lotniska. - Policji... - doda� Sammy. - Rzeczywi�cie. Przecie� policja te� nadaje na ultrakr�tkich. Odda� sprz�t w�a�cicielowi. - Obejrz� p�niej. W tej chwili jestem zbyt zaj�ty. Mo�e jutro rano? - Pewnie odbiera jeszcze lataj�ce spodki - Junie nadal snu�a przypuszczenia. - O, tak - zaniepokoi�a si� Margo. - Trzeba to sprawdzi�. - O tym jeszcze nie my�la�em - ucieszy� si� Sammy. - Musz� spr�bowa�. - �adne lataj�ce spodki nie istniej� - zdenerwowa� si� Bili Black. Nerwowo postuka� swoj� tali� o blat. - Nie?... Nie b�d� taki pewny - Junie spodoba� si� temat. - Zbyt wielu ludzi je widzia�o, �eby m�c zarzuci� im �garstwo. A mo�e dajesz wiar� tylko urz�dowym raportom? - To balony meteorologiczne - nie da� si� zbi� z tropu Bili. Victor w pe�ni zgadza� si� z pogl�dami s�siada. - Tak - potwierdzi�. - Albo meteory. Lub jakie� inne zjawiska atmosferyczne. - Niew�tpliwie, nic innego. - Ale przecie� czyta�am, �e istniej� ludzie, kt�rzy rzeczywi�cie nimi latali... Wszyscy, poza Junie, wybuchn�li �miechem. - To prawda... Sama s�ysza�am w telewizji! - zawo�a�a Margo. Victor przypomnia� sobie w�asne prze�ycie z ubieg�ych wakacji. Siedz�c na campingu zobaczy� nagle jaskrawo �wiec�cy przedmiot, sun�cy po niebie z nadzwyczajn� szybko�ci�. Z pewno�ci� nie by� to samolot ani jakakolwiek znana mu maszyna. Raczej mo�na go by�o uzna� za projekcj� wyobra�ni. Po chwili znikn�� za horyzontem, brz�cz�c jak wielki trzmiel. I gdyby nie drganie szyb w campingowej przyczepie istotnie uzna�by, �e pad� ofiar� fatamorgany. Szcz�k szk�a s�ysza�a jednak tak�e Margo, kt�r�, podobnie jak Vica, chwyci�y za chwil� silne b�le g�owy. W jakim� artykule jednego z periodyk�w medycznych wyczyta�a, �e b�l i dzwonienie w g�owie mog� by� spowodowane podwy�szonym ci�nieniem krwi pochodz�cym od przebywania w terenie wystawionym na dzia�anie fal akustycznych o wysokiej cz�stotliwo�ci. Postanowi�a, �e p�jdzie do lekarza, aby si� przebada�. Odda� detektor Sammy'emu i wzi�� karty. Nast�pna partia nie sz�a mu dobrze i musia� podnie�� stawk�. - Postanowili�my, �e detektor jest oficjalnym wyposa�eniem Klubu i osoby nie upowa�nione nie mog� go u�ywa� - wyja�ni� ch�opak. Od teraz zostanie zamkni�ty w lokalu Klubu i tylko cz�onkowie b�d� mogli si� nim pos�ugiwa�. Dzieci z s�siedztwa postanowi�y rozwija� instynkt stadny. W tym celu na ty�ach osiedla zbudowa�y sza�as z listewek, pokryty sianem i pap�. Powsta�a w ten spos�b koszmarnie brzydka, lecz trwa�a budowla, gdzie co tydzie� odbywano posiedzenia. - �wietnie - powiedzia� Vic, studiuj�c d�o�. - Kiedy on m�wi, �e co� jest "�wietnie", to znaczy, �e kompletnie si� sp�uka� - wyja�ni� Ragle. - Ju� to zauwa�y�am - odezwa�a si� Junie. - Za� kiedy rzuca karty i wstaje od sto�u, mo�na mie� pewno��, �e trafi�y mu si� cztery jednakowe. Rzeczywi�cie, mia� w tej chwili ogromn� ochot�, aby podnie�� si� z twardego krzes�a. Lasagne i expresso robi�y swoje. Po��czone z tym, co zjad� na obiad, w�a�nie zacz�y dzia�a�. - Mo�e mam cztery jednakowe... - Wygl�dasz blado - zatroska�a si� Margo i pochyli�a si� w stron� Ragle'a. - Mo�e co� mu si� sta�o? - Z pewno�ci� mam azjatyck� gryp� - Vic odsun�� krzes�o i wygramoli� si�. - Za chwil� wracam. Musz� za�y� co� na �o��dek. - A, to tak. Zjad� za du�o - odezwa�a si� znad kart Junie. - Mia�a� racj�, Margo. Je�li kiedy� tw�j m�� umrze, b�dzie to moja wina. - Przecie� nie umieram - zaprotestowa� Vic. - Co powinienem po�kn��? - zapyta� �on�. kt�ra by�a odpowiedzialna za domow� apteczk�. - Dramamin� - odpowiedzia�a zmieszana, k�ad�c karty. - Na p�ce w �azience. - Chyba nie u�ywacie �rodk�w uspokajaj�cych przeciwko b�lom brzucha? - zapyta� ostro Bili Black, gdy Victor skierowa� si� w stron� �azienki. - Dramamina nie jest �rodkiem uspokajaj�cym - wymamrota� obola�y. - To pigu�ka przeciwko chorobie morskiej. - Wszystko jedno! - zakrzykn�� za nim Bili. Vic kwa�no prze�kn�� �lin�. Szuka� w��cznika. - Tylko si� pospiesz, kochanie! - zawo�a�a Margo. - Ile chcesz dobra� kart? Chcemy gra�, a ty nas powstrzymujesz. - W porz�dku, zaraz wracam - mrucza�, ci�gle poszukuj�c sznura w��cznika. - Chc� trzy karty! - wykrzykn��. - Do tych trzech na moim stoliku. - Nic z tego - zaprotestowa� Ragle. - Sam sobie dobierz. Bo inaczej za chwil� zarzucisz nam szwindel. W ciemno�ciach ci�gle nie m�g� wymaca� w��cznika. Z wolna zacz�� si� denerwowa�. Wyci�gn�� obie r�ce, wodz�c po �cianie w poszukiwaniu sznura lampy. D�onie kr��y�y niespokojnie, nadal bez rezultatu. G�ow� wyr�n�� w kant szafki. Zakl��. - Wszystko w porz�dku? - z pokoju dobieg� g�os Margo. - Co si� sta�o? - Nie mog� znale�� w��cznika - wysapa� gniewnie. Chcia� wreszcie po�kn�� te pigu�ki i wr�ci� do towarzystwa. Wyczuwa� kszta�ty przedmiot�w... nagle przypomnia� sobie, �e w �azience by� tylko zwyk�y kontakt, bez sznura. Resztk� si� znalaz� plastikowy w��cznik, zapali� �wiat�o i wyj�� z szafki tabletki. Nape�ni� szklank� wod�, po�kn�� lekarstwo. Z ulg� wyszed� na korytarz. Dlaczego ci�gle ko�ata mi si� po g�owie ten sznur? - rozmy�la� w drodze do pokoju. I to w dodatku tak dok�adnie, na okre�lonej wysoko�ci, w okre�lonym miejscu. Przecie� nie poszukiwa�em bezwolnie jakiego� znanego mi przedmiotu w obcym pomieszczeniu. Szuka�em sznura, za kt�ry cz�sto ci�gn��em w swojej w�asnej, doskonale znane mi �azience. - Przydarzy�o si� wam ju� co� podobnego? - zapyta� wchodz�c do salonu. - Nie. Siadaj i graj - zakomenderowa�a Margo. Wr�czono mu trzy nowe karty, podbi� stawk�, straci to, co mia�, obr�ci� si�, chc�c zapali� papierosa. Juni Black, pewna zwyci�stwa, �mia�a si� we w�a�ciwy sobie spos�b. - A co mia�o nam si� przydarzy�? - zainteresowa� si� Bili. - �e szukali�cie we w�asnej �azience kontaktu, kt�rego nigdy tam nie by�o? - I dlatego tak d�ugo �yka�e� tabletki - pokiwa�a g�ow� Margo, niezadowolona, gdy� w�a�nie straci�a kolejk� - Gdzie, u licha, mog�em widzie� sznur od lamp) zwisaj�cy z sufitu? - Nie mam poj�cia. Przebieg� my�lami wszystkie lampy, kt�re pami�ta�. Te z domu, ze sklepu, od znajomych. Nigdzie nie by�o takiego w��cznika. Odezwa�a si� Junie. - Nigdzie si� ju� dzi� nie u�ywa kontakt�w ze sznurkiem. Mo�na by�o spotka� je dawniej, przy tych staromodnych lampach nad sto�ami. Ale to lata trzydzieste... - To dlaczego mnie tak gn�bi ten sznurek?... - Interesuj�ce - mrukn�� Bili. - Z pewno�ci�. Nagle wszyscy zaj�li si� tym niecodziennym przypadkiem. - Co mo�na by�oby z tym zrobi�? - zastanawia� si� g�o�no Black, kt�ry uwa�a� si� za znawc� psychoanalizy. Freudowski �argon cz�sto mo�na by�o s�ysze� w jego obecno�ci, co mia�o wystawia� autorowi �wiadectwo, �e sprawy kultury nie by�y mu obce. - Nast�pstwa stresu z dzieci�stwa. Progresja impuls�w nie�wiadomo�ci. Niechybny to znak, �e co� jest nie w porz�dku z pana osobowo�ci�. Wielu doros�ych m�czyzn musi ponosi� skutki zaniedba� wieku ch�opi�cego. - C� za bzdury - przerwa� mu Victor. - Niech pan nie wydaje pochopnych s�d�w - ostrzeg�a go Junie. - Z pewno�ci� jest w pa�skiej pod�wiadomo�ci jaki� wy��cznik, kt�ry teraz daje o sobie znaki �ycia. Mo�e chodzi tu o stacj� benzynow�, gdzie pan cz�sto tankowa� stary samoch�d, zu�ywaj�cy nadmierne ilo�ci paliwa. Albo poci�ga� pan za ten sznurek w jakiej� miejscowo�ci, odwiedzanej w zamierzch�ej przesz�o�ci, kt�ra odcisn�a si� panu w pami�ci nieprzyjemnym wspomnieniem. A mo�e pralnia lub restauracja, istniej�ca poza obszarem oficjalnego �ycia... - Ju� mam dosy� - odsun�� si� od sto�u. - Jak tam z brzuchem? - zapyta�a Margo. - Jako� prze�yj�. Wydawa�o si�, �e wreszcie stracili zainteresowanie dla jego przygody w �azience. Wszyscy, poza Ragle'm, kt�ry spogl�da� na niego ostro�nie, lecz z ciekawo�ci�. Ch�tnie zapyta�by szwagra o co� jeszcze, lecz z niewyja�nionych powod�w wola� st�umi� ciekawo��. - Gra - przypomnia�a Junie. - Kto rozdaje? Bili rozda� karty. �etony posypa�y si� do garnka. Z drugiego pokoju pop�yn�y d�wi�ki muzyki. To Sammy zabawia� si� detektorem. Mieszkanie tchn�o przyjemnym ciep�em. O co tu chodzi? - zastanawia� si� Vic. O co si� potkn��em? Gdzie by�em i dlaczego nie mog� sobie przypomnie�? Baach! Ragle Gumm goli� si� przed lustrem w �azience. Us�ysza�, jak na werand� ch�opak rzuci� porann� gazet�. Rami� chwyci� skurcz. Maszynka gwa�townie przejecha�a po policzku. Odetchn�� g��boko. Zamkn�� na moment oczy, otworzy�, wr�ci� do golenia. - Sko�czysz zaraz? - siostra zawo�a�a zza zamkni�tych drzwi. - Jeszcze chwil�! - odkrzykn��. Wytar� twarz z resztek pianki, skropi� si� wod� kolo�sk�, osuszy� kark i ramiona, otworzy� drzwi. Margo sta�a w szlafroku. Szybko podesz�a do wanny. - Zdaje si�, �e s�ysza�am ch�opaka z gazet� - powiedzia�a w przelocie. Reszt� s�ysza� ju� przez zamkni�te drzwi. - Musz� odwie�� Vica do pracy. Czy m�g�by� wypchn�� Sammy'ego z domu? Jest w kuchni... G�os ucich� zag�uszony grzmi�cym strumieniem wody. Ragle wszed� do sypialni i za�o�y� koszul�. Spojrza� na p�k krawat�w, wybra� ciemnozielony, wprawnie zawi�za� i chwyci� marynark�. A teraz poczta. Zanim wyszed� przed dom, uporz�dkowa� pomoce naukowe - sterty wyci�g�w, wykres�w, akt, tabeli i przyrz�d�w geometrycznych. Robi�c najpierw porz�dki, zdo�a� odwlec pierwszy kontakt z gazet� o ca�e jedena�cie minut. Podni�s� blat sk�adanego sto�u w salonie. W pokoju by�o ch�odno, rze�kie nocne powietrze czu� by�o lekko zapachem wypalonych wczoraj wieczorem papieros�w. Otworzy� drzwi na werand� i wyszed� przed front domu. Na betonowych schodach, jak co rano, le�a�a zwini�ta w gruby rulon gazeta, opatrzona gumow� banderol�. Zdj�� gumk� i cisn�� w zaro�la. Przez chwil� czyta� doniesienia ze �wiata wype�niaj�ce pierwsz� stron�. Informowano go o zdrowiu prezydenta Eisenhowera, o d�ugu pa�stwowym, konfliktach na Bliskim Wschodzie. Wreszcie odwr�ci� pismo na stron� z komiksami. P�niej przeczyta� listy czytelnik�w. W�a�nie wybieg� Sammy. - Do widzenia! - wykrzykn��. - Wracam po po�udniu. - Cze�� - odmrukn��, nie zauwa�aj�c siostrze�ca. Jako nast�pna pojawi�a si� Margo. Pospiesznie min�a brata i skierowa�a si� ku wyj�ciu, szukaj�c w torebce klucza od volkswagena. Otworzy�a samoch�d, zapu�ci�a motor i wytar�a zawilgocone szyby. Po drugiej stronie ulicy dzieci bieg�y do szko�y. Z rury wydobywa�y si� smugi spalin. - Zapomnia�em odprowadzi� Sammy'ego - odezwa� si� Ragle znad gazety. - Ale poradzi� sobie beze mnie. - Wiecznie to samo - w drzwiach ukaza� si� Yictor. - Nie przem�czaj si� dzisiaj zbytnio z t� �amig��wk�. Przerzuciwszy marynark� przez rami� zszed� �cie�k� do furtki. Wsiad� do samochodu. Margo wrzuci�a bieg i za moment znikli w perspektywie drogi wiod�cej do miasta. Taki ma�y w�z, a robi tyle ha�asu, pomy�la� zdegustowany Ragle. Sta� przed domem zapatrzony w gazet�, a� poczu�, �e zmarz� i wr�ci� do kuchni. Do tej pory nie spojrza� jeszcze na stron� szesnast�, gdzie drukowano "Zielonego cz�owieczka". Zabawa zajmowa�a ca�� szpalt�, gdy� opr�cz zadania umieszczano tam zwykle wskaz�wki pomocne w rozwi�zywaniu, nowinki z zakresu gier logicznych oraz wykaz dotychczasowych zwyci�zc�w wraz z wynikami. Ka�dy, kto stale bra� udzia� w zawodach, m�g� przeczyta� w�asne nazwisko. Oczywi�cie nazwisko Ragle wydrukowano rozstrzelon� czcionk�. Jedyny. Mia� sw�j k�cik. Ogl�da� go codziennie. Niezmiennie na tym sa� pierwszym miejscu. Fluktuacje, w zale�no�ci od szcz�cia rozpoczyna�y si� dopiero pod nim. Wskaz�wki i uwagi czyta� zawsze na pocz�tku, przed przyst�pieniem do rozwi�zywania, czyli do odnalezienia jednego z 1028 kwadrat�w. Oczywi�cie nie mo�na tu te� znale�� �adnej istotnej pomocy, lecz czyta� je z przyzwyczajenia, w nadziei, �e gdzie� tam, na obrze�u, znajduj� potrzebne dane, kt�re czytaj�c wt�acza do �wiadomo�ci, je p�niej wydoby� w trakcie wielogodzinnych rozmy�la�. "Nawet ma�a jask�ka mo�e przefrun�� ocean" - wierny tej dewizie. Zawi�y proces kojarzenia... pozwoli� dr��y� zagadkowo brzmi�cej, niejasnej formule, chc�c wyzwoli� jakie� �wiadome przeb�yski. Jask�ka i latanie; Fruwanie jest symbolem seksualno�ci... Jask�ki zawsze powracaj� do Capistrano, miejscowo�ci w Kalifornii. Mo�e jask�ka wywo�uje skojarzenie z czym�, co jest wielkie jak Jask�ka i wieloryb... Tak, to dobra para. Frun�� nad wod�... do Kalifornii. P�niej my�la� o arce i go��bicy. Ga��zka oliwna i Grecja... gotowanie. Tak! Grecy ch�tnie pracuj� w restauracjach. Znowu jedzenie! Go��bie s� ulubion� potraw� wi�kszo�ci smakoszy. "Dzwoneczek dzwoni dzy� dzy�..." S�owa uwi�z�y w gardle. Z pewno�ci� absurdalny tok skojarze�. Lecz to znowu ka�e my�le� o homoseksualizmie. "Hi hi..." Kobiecy �miech peda�a. Kazanie Jot Donne'a z wersetem "Komu bije dzwon...". Ksi��ka Hemingway'a. Ma�e srebrne dzwoneczki. Budynek k�a tomy w Capistrano, gdzie jask�ki wij� gniazda! Pasuje. Gdy tak rozmy�la� o wskaz�wkach, us�ysza� przed domem kroki. Od�o�y� gazet� i pospieszy� wyjrze� do salonu. Do domu zbli�a� si� wysoki, szczup�y m�czyzna w �rednim wieku w obszernym garniturze tweedowym. Pali� cygaro. Pod pach� ni�s� akt�wk�. Rozpozna� przedstawicielawydawcy Gazety. Kilkakrotnie widzia� ju� tego cz�owieka, kt�ry czasami pojawia� si�, by osobi�cie wr�czy� mu czek, dostarczany zazwyczaj poczt�, niekiedy za� przychodzi� w celu wyja�nienia nieporozumie� zwi�zanych z wysy�k�. Ragle zaniepokoi� si� - czego tym razem mo�e chcie� Lowery? M�czyzna wolno podszed� do drzwi i zadzwoni�. Dzwonek - podj�� zerwany w�tek Ragle. Proboszcz. Mo�e wskaz�wki maj� go powiadomi� o tym, �e gazeta wysy�a do niego Lowery'ego z wizyt�. - Hallo, Mr. Lowery - otworzy� drzwi. - Hallo - jego promienny u�miech nie zdradza� t�umionej powagi, niczego, co mog�oby wskazywa�, �e przynosi niepomy�lne wiadomo�ci. - Z czym pan przychodzi dzisiaj? - zapyta�, dobre maniery po�wi�caj�c w imi� pragmatyzmu. Lowery cmokta� cygaro. - Przynosz� dwa czeki... Wydawca uwa�a, �e powinienem je panu przekaza� osobi�cie. Poza tym i tak mia�em przeje�d�a� w okolicy, robi� to jakby przy okazji... Weszli do salonu. - Mam jeszcze pytanie do pana. Tylko na wszelki wypadek. Wys�a� pan wczorajsze zadanie? - Tak. Sze�� arkuszy. - Owszem, sze��. Wszystkie sze�� otrzymali�my - Lowery zamruga� oczyma - lecz zapomnia� pan ponumerowa� je wed�ug wa�no�ci. Otworzy� teczk� i po�o�y� na stole sze�� kartonik�w. By�y to fotokopie wys�anych wczoraj rozwi�za�. Lowery poda� pi�ro. - Rozumiem, �e jest to przeoczenie... ale musi je pan ponumerowa�. - Cholera - mrukn�� Ragle. Jak m�g� do tego dopu�ci�? Pospiesznie powstawia� sze�� liczb. - Gotowe - odda� pi�ro i zdj�ci