2715
Szczegóły |
Tytuł |
2715 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2715 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2715 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2715 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ORSON SCOTT CARD
Chaos
WST�P
Pomi�my kwesti�, dlaczego kto� w og�le staje si� pisarzem. Sama arogancja wiary,
�e inni ludzie powinni p�aci� za czytanie naszych s��w, dowodzi, �e my, pisarze,
nie nadajemy si� do �ycia w przyzwoitej spo�eczno�ci. Jednak niewiele jest
spo�eczno�ci wynagradzaj�cych skromno�� i pogardzaj�cych tymi, kt�rzy wpychaj�
si� w �wiat�o reflektor�w. Natomiast wszystkie ludzkie spo�eczno�ci t�skni� za
tymi, co opowiadaj� historie; a tych, kt�rych historie lubimy, sk�onni jeste�my
dobrze wynagradza�. R�wnocze�nie ci, co opowiadaj�, bez przerwy na nowo
okre�laj� i definiuj� spo�ecze�stwo. A spo�ecze�stwo p�aci nam za k�sanie r�ki,
kt�ra karmi. Jeste�my ptakami, kt�re niszcz� i na nowo odbudowuj� ka�de gniazdo
na drzewie.
Dlatego zapomnijmy o pytaniu, czemu zosta�em pisarzem. Zamiast niego zadajmy
�atwiejsze: dlaczego postanowi�em pisa� science fiction?
Prosta odpowied� brzmi, �e wcale nie postanowi�em. Niekt�rzy rodz� si� do
fantastyki, inni wybieraj� fantastyk�, a jeszcze innym fantastyka zostaje
wmuszona. Ja nale�� do tej trzeciej kategorii. Z wyboru by�em dramatopisarzem.
Owszem, zacz��em studiowa� archeologi�, jednak szybko odkry�em, �e by�
archeologiem niekoniecznie oznacza by� Thorem Heyerdahlem czy Yigaelem Yadinem.
Oznacza raczej sortowanie o�miu miliard�w skorup. Oznacza przesypywanie g�ry
�y�eczk� do herbaty. Kr�tko m�wi�c, oznacza prac�. A zatem nie jest to dziedzina
dla mnie.
W czasie dw�ch semestr�w, jakie zaj�o mi dokonanie tego odkrycia, wys�ucha�em
czterech wyk�ad�w o teatrze na ka�dy wyk�ad z archeologii, i w�a�nie w teatrze
sp�dza�em wi�kszo�� czasu. Ucz�szcza�em do szko�y Brighama Younga, wi�c zanim
jeszcze rozpocz��em studia, bra�em udzia� w uniwersyteckich zaj�ciach
teatralnych. Przez wszystkie lata studi�w zajmowa�em si� produkcj� i
wyst�powa�em na scenie. Jako aktor nie osi�gn��em wiele - by�em zbyt
intelektualny, nie potrafi�em w dostatecznym stopniu wykorzystywa� cia�a, na
scenie nie wypada�em wi�c swobodnie. Ale �e �wietnie czyta�em na
przes�uchaniach, stale dostawa�em role. I kiedy zrezygnowa�em z archeologii,
teatr na mnie czeka�. Po raz pierwszy �wiadomie podj��em decyzj� opart� na mojej
autobiografii. Zamiast analizowa� swoje uczucia (kt�re i tak zmienia�y si� co
godzina) albo uk�ada� �mieszn� list� "za" i "przeciw", kt�ra zawsze wydaje si�
taka racjonalna, po prostu spojrza�em na kilka ostatnich lat �ycia. Przekona�em
si�, �e jedyne, do czego stale wraca�em, nie dbaj�c, czy przyniesie mi
jak�kolwiek korzy��, to teatr. Zmieni�em wi�c kierunek studi�w, w ten spos�b
okre�laj�c w�asn� przysz�o��.
Pierwszym skutkiem tej decyzji by�a utrata stypendium. Studiowa�em na
Uniwersytecie Brighama Younga z pe�nym stypendium prezydenckim - czesne,
ksi��ki, mieszkanie. Musia�em jednak utrzymywa� wysok� �redni�, co wprawdzie
by�o �atwe w przedmiotach naukowych, ale diabelnie trudne w subiektywnym �wiecie
sztuki. Sprawa by�a wyj�tkowa - �aden z prezydenckich stypendyst�w nie zajmowa�
si� dot�d sztuk�, nie istnia� wi�c mechanizm przeliczania subiektywnych ocen.
Je�li pracowa�em ile si� nad tematem akademickim, dostawa�em bardzo dobry.
Kropka. �adnych problem�w. Ale pracuj�c nad sztuk� mog�em zaharowa� si� na
�mier�, stara� si� ze wszystkich si�, a mimo to otrzyma� dostateczny, poniewa�
wyk�adowca nie zgadza� si� z moj� interpretacj�, nie odpowiada�o mu moje
rozegranie akcji albo zwyczajnie mnie nie lubi� i kto zechcia�by si� k��ci�? Nie
by�o w tym nic mierzalnego. Zatem studia artystyczne kosztowa�y mnie sporo
pieni�dzy. Nauczy�y te�, �e nie da si� zadowoli� krytyka, kt�ry postanowi� nie
lubi� twojego dzie�a. Musia�em starannie dobiera� wyk�adowc�w albo godzi� si� na
z�e oceny. Robi�em jedno i drugie.
Ale je�li nie pracowa�em dla stopni i nie pr�bowa�em zmieni� si� tak, by pasowa�
do z g�ry przyj�tych przez wyk�adowc�w za�o�e�, jakie powinno by� moje dzie�o,
to, nad czym w�a�ciwie pracowa�em? Odpowied� u�wiadamia�em sobie stopniowo, ale
kiedy ju� j� zrozumia�em, nigdy si� nie cofn��em. Odrzuci�em sugesti� jednego z
profesor�w literatury, �e cz�owiek powinien pisa� dla siebie. Jego zachowanie
by�o oczywistym zaprzeczeniem wznios�ej idei "tworz� dla siebie i dla Boga".
Przez p� �ycia wciska� swoje teksty ka�demu, kto tylko zechcia� je przeczyta�
albo wys�ucha�. Cz�owiek ten u�wiadomi� mi to, czego sam si� ju� domy�la�em:
sztuka to dialog z publiczno�ci�. Jedynym powodem tworzenia sztuki jest
przedstawienie jej innym ludziom; a przedstawia si� j� innym ludziom po to, by
ich zmieni�. To, co tworz�, musi zmienia� �wiat, uzna�em, inaczej nie warto si�
tym zajmowa�.
W ci�gu roku od uzyskania dyplomu pisa�em sztuki. Nie planowa�em tego. Nie
uznawa�em pisania za spos�b zarabiania na �ycie. W mojej rodzinie pisanie by�o
czym�, co si� po prostu robi. Tato cz�sto kupowa� "Writer's Digest"; par� razy,
jako nastolatek, bra�em udzia� w ich konkursach. G��wnie jednak uwa�a�em, �e
pisanie to skecze i obrazki w szkole albo przy ko�ciele - mormoni zawsze cenili
teatr. Pisanie oznacza�o te�, �e mog�, je�li tylko mam jakie� poj�cie o temacie,
bez wi�kszego k�opotu stworzy� prac� egzaminacyjn�. Ale to przecie� nie zaw�d.
Jako pocz�tkuj�cy re�yser prze�y�em frustracje zwi�zane z realizacj�
nieodpowiednich scenariuszy. Kiedy asystowa�em przy studenckiej produkcji
kwiat�w dla Algernona, znalaz�em w ko�cu profesora - re�ysera - kt�ry przyzna�
mi racj�: drugi akt by� straszny. Czyta�em opowiadanie i zachwyci�o mnie,
dlatego tak mocno by�em rozczarowany b��dnymi wyborami, jakich dokona� autor
adaptacji. Za zgod� re�ysera wr�ci�em do domu i napisa�em drugi akt na nowo.
Wykorzystali�my moj� wersj�.
Mniej wi�cej w tym samym czasie (tak mi si� wydaje) ucz�szcza�em na zaj�cia z
interpretacji, obejmuj�ce te� teatr czytelnika. Podoba�a mi si� koncepcja
ogo�ocenia sceny i pozwolenia aktorom - w zwyk�ych ubraniach, bez przygotowania
- na odegranie historii przed publiczno�ci�. W ramach zaj�� napisa�em adaptacj�
Tell Me that You Love Me, Junie Moon Marjorie Kellogg. Uwielbia�em t� ksi��k�, a
adaptacja by�a (i wci�� jest) jednym z moich najlepszych utwor�w, poniewa�
zachowuje zar�wno fabu��, jak i ostry styl pisania. Poprosi�em o zgod� na
re�yserowanie przedstawienia. Odpowiedziano mi, �e na interpretacji nie
przewiduje si� re�yserowania przez student�w. Tylko na jednych zaj�ciach
uczniowie mog� re�yserowa� sztuk�, odby�em ju� te zaj�cia, zaliczy�em na
dostateczny i to wszystko.
Ale to nie by�o wszystko. M�j wyk�adowca, Preston Gledhill, okaza� zrozumienie,
nagi�� troch� przepisy i dosta�em swoje przedstawienie: dwie noce w Teatrze
Eksperymentalnym, gdzie robi�em teatr czytelnika tak, jak jeszcze nigdy
przedtem. Publiczno�� �mia�a si� w odpowiednich miejscach. Szlochali na ko�cu.
Oklaski na stoj�co by�y zas�u�one. Aktorzy do dzi� pami�taj� - ja r�wnie� - �e
stworzyli�my co� niezwyk�ego. Owszem, wykorzysta�em cudz� opowie��, ale ta
studencka produkcja po raz pierwszy przekona�a mnie, �e potrafi� stworzy�
scenariusz i przedstawienie, kt�re publiczno�� przyjmie do siebie. Zmieni�em
ludzi.
Po tych dw�ch udanych adaptacjach postanowi�em na powa�nie spr�bowa�
dramatopisarstwa. Charles Wnitman, w tamtych czasach (p�ne lata sze��dziesi�te)
ulubieniec student�w, wyk�ada� te� dramatopisarstwo i by� gor�cym entuzjast�
teatru mormo�skiego. Uwa�a�, �e zajmuj�cy si� teatrem m�odzi mormoni powinni
tworzy� sztuki dla w�asnej spo�eczno�ci. Zgadza�em si� z nim - i wci�� si�
zgadzam. Nigdy nie przesta�em tworzy� mormo�skich sztuk, cz�sto daj�c im
pierwsze�stwo przed bardziej widoczn� i lukratywn� karier� "w �wiecie". Wyk�ady
Whitmana otworzy�y �luz�: napisa�em kilkana�cie sztuk. Pr�bowa�em swych si� w
realizmie, komedii, dramacie wierszem, jednoakt�wkach - we wszystkim, co nie
ucieka�o na drzewo i pozwoli�o si� pisa�. Adaptowa�em opowie�ci z historii
mormon�w i z Ksi�gi Mormona; wykorzystywa�em historie z �ycia w�asnego i
rodzic�w. A przez ca�y ten czas wci�� uwa�a�em si� g��wnie za aktora i re�ysera.
Z faktu, �e pisa�em wiele sztuk, nie wynika jeszcze, �e by�em dramatopisarzem.
Projektowa�em te� kostiumy, robi�em charakteryzacje, budowa�em dekoracje. Nie
zajmowa�em si� �wiat�em z tego tylko powodu, �e cierpia�em na zdrowy l�k
przestrzeni. Nie, nie by�em dramatopisarzem, by�em teatralnym cz�owiekiem do
wszystkiego. �wiadom� decyzj� o pisarstwie podj��em jednak dopiero pewnego dnia,
kiedy z grup� koleg�w siedzieli�my na Wydziale Teatralnym - chyba by�o to jakie�
zebranie, ale nie pami�tam. Mijaj�cy nas przypadkiem profesor zwr�ci� si� do
mnie: "A wi�c chcesz zosta� dramatopisarzem?" Co� w tych s�owach mnie urazi�o.
Pomy�la�em, �e stworzy�em z tuzin sztuk wystawianych przy pe�nej sali. By�em
pisarzem w takim samym stopniu, w jakim on by� aktorem, re�yserem czy
nauczycielem - poniewa� spr�bowa�em tego i zdo�a�em usatysfakcjonowa�
publiczno��. Odpowiedzia�em wi�c do�� ch�odnym tonem: ,,Nie chc� by�
dramatopisarzem. Ja jestem dramatopisarzem".
Wkr�tce potem odbywa�y si� akurat jego zaj�cia i wobec ca�ej grupy nawi�za� do
naszej rozmowy. "Niekt�rzy z was zostan� aktorami, niekt�rzy re�yserami, a
niekt�rzy dramatopisarzami", powiedzia�. Po czym wskaza� mnie palcem. "Z
wyj�tkiem tego oto Scotta Carda, kt�ry ju� jest dramatopisarzem". Wszyscy si�
�miali. Drwina, jak� - zdawa�o mi si� - us�ysza�em w jego g�osie, rozgniewa�a
mnie i rozczarowa�a. Potem dowiedzia�em si�, �e ten komentarz mia� wyra�a�
szacunek; p�niej pracowali�my razem nad kilkoma projektami. Wtedy jednak
odbiera�em wszystko z paranoj� typow� dla przeczulonych, dojrzewaj�cych
ch�opc�w. Uzna�em jego s�owa za wyzwanie. Rozmy�la�em o nich przez kilka dni.
Tygodni. W ko�cu doszed�em do wniosku, �e przecie� jestem dramatopisarzem, a
wszystkie inne zaj�cia teatralne s� nieistotne. Mog�em osi�gn�� w nich sukces
lub ponie�� pora�k�, ale nie zrobi�oby to wielkiej r�nicy - moja przysz�o��
wi�za�a si� z pisarstwem.
Przeskocz� teraz kilka lat. Lat, w czasie kt�rych zorganizowa�em zesp�
teatralny, kt�ry - w pewnym sensie - odni�s� wielki sukces. Jednak po tych kilku
latach mia�em dwadzie�cia tysi�cy dolar�w d�ug�w przy pi�ciu tysi�cach dolar�w
rocznego dochodu. Moje sztuki by�y popularne, jednak b��dne decyzje finansowe -
moje decyzje, musz� zaznaczy� - doprowadzi�y do katastrofy. Rozwi�za�em zesp� i
powinienem wtedy og�osi� bankructwo firmy i w�asne. Zamiast tego postanowi�em
wszystko sp�aci�.
Jak? Moje dochody jako redaktora w wydawnictwie Uniwersytetu Brighama Younga nie
wystarcza�y, �eby znacz�co zmniejszy� kwot� zad�u�enia. Musia�em zarobi� jakie�
dodatkowe pieni�dze. W jaki spos�b? Potrafi�em tylko pisa�, a �e moje sztuki
przeznaczone by�y dla mormo�skiej publiczno�ci, w �aden spos�b nie mog�y mi
przynie�� takich zysk�w. Po prostu nie wystarczy�oby widz�w z pe�nymi
portfelami. Zastanawia�em si�, czy nie pisa� dla publiczno�ci nowojorskiej, to
jednak by�oby ryzykowne i wymaga�oby tak wielkich inwestycji czasowych, �e
zrezygnowa�em z pomys�u. Postanowi�em pisa� beletrystyk�.
W pewien spos�b by�o to r�wnie ci�kie zadanie, jak pisanie sztuk teatralnych
dla ameryka�skiej publiczno�ci jako takiej. R�nica polega na tym, �e cz�owiek
szybciej odkrywa, i� poni�s� kl�sk�. Mo�na przez lata wysy�a� swoje sztuki do
teatr�w nowojorskich i nie osi�gn�� niczego - sko�czy� bez publiczno�ci, bez
pieni�dzy i bez przysz�o�ci. A w tej samej sytuacji mo�na si� znale�� po
zaledwie kilku miesi�cach rozsy�ania maszynopis�w powie�ci i opowiada�.
A kiedy zastanowi�em si�, jaki typ literatury mi odpowiada, bez trudu wybra�em
science fiction. Chcia�em zacz�� od opowiada�, a pod tym wzgl�dem science
fiction gwarantuje najszerszy rynek. Po pierwsze dlatego, �e zarabia si� na tym
niewiele, wi�c znani powie�ciopisarze trzymaj� si� zwykle z daleka, oddaj�c pole
kr�tkich tekst�w nowym nazwiskom. Po drugie, poniewa� science fiction �ywi si�
niezwyk�o�ci�, wi�c nowi tw�rcy s� w niej witani ch�tniej ni� gdzie indziej.
Prawdziwa niezwyk�o�� wymaga geniuszu, ale jej dobrym substytutem jest
niezwyk�o�� zawarta w unikalnym g�osie ka�dego tw�rcy. Kiedy wi�c autor science
fiction jest r�wnocze�nie nowy i kompetentny, rozb�yskuje pozornym geniuszem i
fantastyka przyjmuje go z otwartymi ramionami (inni mogliby powiedzie�, �e
prze�uwa go, po�yka, a potem wymiotuje, ale takie stwierdzenie by�oby wulgarne i
nieuprzejme; nie zawsze przecie� tak si� dzieje).
Tak wi�c, z czysto finansowych wzgl�d�w, zad�u�ony po uszy, wybra�em science
fiction. Mia�em szcz�cie i ju� drugie wys�ane opowiadanie sprzeda�o si� po
kilku zaledwie pr�bach (o kt�rych opowiadam w innym miejscu), po czym zaj�o
drugie miejsce w plebiscycie nagrody Hugo i zyska�o dla mnie Nagrod� Campbella
dla najlepszego debiutu. Dop�ki zatem ludzie p�acili mi zapisanie science
fiction, dlaczego mia�bym przesta�?
To by�a barwna, dowcipna, swobodna odpowied�. A tak�e oszustwo.
Poniewa� przez ca�y czas, kiedy "by�em" dramatopisarzem, pisa�em te� science
fiction. Zanim stworzy�em jak�kolwiek sztuk�, w wieku szesnastu lat wpad�em na
pomys� opowiadania, kt�re w ko�cu sta�o si� Gr� Endera. Chodzi�em na kursy
pisarskie w BYU i chocia� mia�em do�� rozs�dku, �eby nie oddawa� SF na
sprawdzianach, to sercem by�em przy historiach Worthing�w, kt�re pisa�em, zanim
jeszcze wystawiono moj� pierwsz� sztuk�. Podobnie jak sztuki, moje opowiadania
powstawa�y na liniowanych kartkach z ko�onotatnik�w i na pocz�tku matka
przepisywa�a mi je na maszynie. Wysy�a�em je potem i jak skarb przechowywa�em
wszystkie odmowy. Nie by�o ich wiele - par� opowiada�, kilka odpowiedzi. Ale
mi�dzy odmowami -i mi�dzy sztukami - zajmowa�em si� literatur� z takim zapa�em,
jak niczym innym w �yciu.
Zostawmy wi�c dowcipne odpowiedzi i spytajmy jeszcze raz: dlaczego science
fiction? Dlaczego opowiadania, jakie przychodz� mi do g�owy, zawsze nale�� do
science fiction i fantasy? Nie dlatego, �e nie czyta�em nic poza SF. Wr�cz
przeciwnie; kilka razy prze�y�em co prawda okres zauroczenia fantastyk�, jednak
w szkole �redniej i na studiach czyta�em tylko SF i fantasy, kt�re by�o w
modzie. Czyta�em Diun�, kiedy wszyscy czytali Diun�; tak samo W�adc� Pier�cieni,
Fundacj�, I Sing the Body Electric i S�onecznikowe wino. R�wnocze�nie czyta�em
The Wall and the White Lotus Herseya, Fountainhead Ayn Rand, Stanyan Street and
Other Sorrows Roda McKuena. Do licha, czyta�em nawet Khalila Gibrana. Mo�e nie
bra�em proch�w, ale te� nie by�em ca�kiem odizolowany od swojego pokolenia (na
szcz�cie, zanim ukaza�a si� Mewa, zd��y�em wystarczaj�co wydoro�le�, �eby
natychmiast uzna� j� za �miecie). Nigdy, ani razu, nawet przez chwil� nie
my�la�em o sobie jako "czytelniku science fiction". Niekt�re fantastyczne
ksi��ki by�y dla mnie objawieniem, to prawda, ale nie bardziej ni� inne - a
�adna nie wywar�a takiego wp�ywu, jak Szekspir i Joseph Smith, dwaj pisarze,
kt�rzy bardziej ni� ktokolwiek inny uformowali styl, w jakim my�l� i pisz�.
Je�li nie by�em czytelnikiem science fiction jako takim, dlaczego impuls
opowiadania historii objawi� si� u mnie w formie fantastyki? My�l�, �e z tej
samej przyczyny, dla kt�rej impuls pisania sztuk zawsze wyra�a� si� w tre�ciach
przeznaczonych dla publiczno�ci mormo�skiej. Mo�liwo�� transcendencji to tylko
cz�� wyja�nienia. Wa�niejszy jest fakt - gdy� mormonizm nie jest religi�
transcendentaln� - �e science fiction, podobnie jak mormonizm, dostarcza
s�ownika dla racjonalizacji transcendencji. To znaczy, �e w granicach science
fiction mo�liwe jest odnalezienie sensu �ycia bez uciekania si� do Tajemnicy.
Nie lubi� Tajemnicy (chocia� uwielbiam tajemnice); uwa�am, �e to nazwa, jak�
nadajemy naszej decyzji, by nie stara� si� rozumie�. Od Josepha Smitha nauczy�em
si� odrzuca� ka�d� filozofi�, kt�ra wymaga prze�kni�cia paradoksu, jakby by�
wyrazem g��bi; nauczy�em si�, �e je�li co� nie ma sensu, to prawdopodobnie jest
bzdur�. W ramach science fiction mog�em zrzuci� kajdany realizmu i tworzy�
�wiaty, w kt�rych problemy, o jakie mi chodzi�o, by�y wyra�one czysto i
wyra�nie. Histori� mo�na opowiedzie� wprost. Mo�e o czym� m�wi�.
Od tego czasu pozna�em sposoby, by bardziej realistyczna literatura tak�e o
czym� m�wi�a - ale nie takie, jakich pr�bowali mnie nauczy� moi profesorowie.
M�tne sposoby, stosowane przez wsp�czesnych literat�w ameryka�skich, prowadz�
do bankructwa, poniewa� zaniedbuj� publiczno��. S� jednak pisarze, kt�rzy poza
fantastyk� dokonuj� tego, o czym w wieku dwudziestu trzech lat s�dzi�em, �e jest
mo�liwe tylko w jej granicach. My�l� tu o Cold Sassy Tree Olive Ann Bums jako
kamieniu milowym, kt�ry przekona� mnie, �e wszystkich tak zwanych Tajemnic mo�na
dosi�gn�� poprzez opowie�ci o mi�o�ci, o seksie i o �mierci, o potrzebie
przynale�enia, o pragnieniach cia�a i poszukiwaniu indywidualnych warto�ci;
Spo�eczno��, Cielesno��, To�samo��. Tak naprawd� wszystkie opowie�ci dotycz� tej
triady. Najlepsze z nich to te, kt�re czyni� to lepiej dla konkretnej
publiczno�ci, w konkretnym miejscu i czasie. Stopniowo pr�buj� wi�c pisa� inne
utwory, dla czytelnik�w spoza spo�eczno�ci mormon�w i spo�eczno�ci science
fiction. Nie zmienia to faktu, �e w�a�nie w science fiction po raz pierwszy
znalaz�em mo�liwo�� m�wienia do niemormon�w o sprawach dla mnie najwa�niejszych.
Dlatego pisa�em science fiction, pisz� science fiction i b�d� pisa� science
fiction jeszcze przez wiele lat.
l. TYSI�C �MIERCI
- Nie b�dziesz przemawia� - uprzedzi� oskar�yciel.
- Nie s�dz�, �eby mi pozwolili - odpar� Jeny Crove, udaj�c pewno�� siebie,
kt�rej wcale nie czu�.
Oskar�yciel nie zachowywa� si� wrogo; bardziej przypomina� re�ysera szkolnego
przedstawienia ni� cz�owieka, kt�ry d��y� do �mierci Jerry'ego.
-Nie tylko ci nie pozwol�- ostrzeg� -ale je�li spr�bujesz, sko�czy si� to dla
ciebie o wiele gorzej. Mamy ci� jak na talerzu. Znale�li�my wi�cej dowod�w, ni�
potrzebowali�my.
- Niczego nie wykazali�cie.
- Wykazali�my, �e wiedzia�e� - nie ust�powa� oskar�yciel. -Teraz nie warto si�
k��ci�. Wiedzia�e� o zdradzie i nie zameldowa�e�, a to r�wna si� pope�nieniu
zdrady.
Jerry wzruszy� ramionami i odwr�ci� g�ow�.
�ciany celi by�y z szarego betonu, drzwi z litej stali. Zamiast ��ka dosta�
hamak zawieszony na wbitych w mur hakach. Za toalet� s�u�y�o wiadro ze
zdejmowanym plastykowym siedzeniem. Ucieczk� trudno by�o sobie nawet wyobrazi�.
W�a�ciwie nie by�o tu nic, co mog�oby zaj�� inteligentnego cz�owieka na d�u�ej
ni� pi�� minut. Przez trzy tygodnie, jakie tu sp�dzi�, nauczy� si� na pami��
ka�dej szczeliny betonu, ka�dej �rubki w drzwiach. Nie mia� ju� na co patrze� -
z wyj�tkiem oskar�yciela. Niech�tnie spojrza� mu w oczy.
- Co powiesz, kiedy s�dzia spyta, czy przyznajesz si� do winy?
- Nolo contendere.
- Dobrze, ale by�oby �adniej, gdyby� powiedzia�: jestem winny - poradzi�
oskar�yciel.
- Nie podoba mi si� to s�owo.
-Nie zapominaj o jednym. B�d� ci� filmowa� trzy kamery. Proces zostanie nadany
na �ywo. Jeste� reprezentantem wszystkich Amerykan�w. Musisz zachowywa� si�
godnie i spokojnie uzna� fakt, �e tw�j wsp�udzia� w zab�jstwie Petera
Andersena...
- Andrejewicza...
- Andersena, doprowadzi� ci� na pr�g �mierci, a teraz wszystko zale�y od �aski
s�du. Id� na lunch. Zobaczymy si� jeszcze wieczorem. I pami�taj: �adnych
przem�wie�. �adnych k�opot�w.
Jerry kiwn�� g�ow�. Nie warto si� k��ci�. Przez ca�e popo�udnie �wiczy�
koniugacje nieregularnych czasownik�w portugalskich. �a�owa�, �e nie mo�e cofn��
si� w czasie i odwr�ci� tej chwili, kiedy zgodzi� si� rozmawia� ze starcem,
kt�ry odkry� mu plan zab�jstwa Andrejewicza.
- Teraz musz� ci zaufa� - powiedzia� wtedy starzec. - Temos que confiar no
senhor americano. Kochacie wolno��, ne?
Kochamy wolno��? Kto jeszcze o tym wiedzia�? I czym jest wolno��? �e wolno robi�
szmal? Rosjanie byli sprytni; wiedzieli, �e je�li pozwol� Amerykanom zarabia�,
nikt si� nie b�dzie przejmowa�, jakim j�zykiem m�wi rz�d. Zreszt� rz�d i tak
m�wi po angielsku.
Propaganda, kt�r� go karmili, wcale nie by�a zabawna. By�a a� nazbyt prawdziwa.
Stany Zjednoczone nigdy nie zazna�y tak d�ugiego okresu spokoju. Od czas�w hossy
po wojnie w Wietnamie, trzydzie�ci lat temu, gospodarka nigdy jeszcze nie
znajdowa�a si� w tak kwitn�cym stanie. Leniwi, potulni Amerykanie jak zwykle
zajmowali si� interesami, jakby zawsze marzyli o portretach Lenina na �cianach i
na plakatach.
Niczym si� od nich nie r�ni�em, przypomnia� sobie. Wys�a�em podanie o prac�
razem z przysi�g� wierno�ci. Pokornie przyj��em propozycj� pracy guwernera u
jakiego� wysokiego dzia�acza partii. Przez trzy lata, w Rio, uczy�em nawet jego
przekl�te dzieciaki.
Powinienem pisa� sztuki.
Ale o czym mam pisa�? Mo�e komedie? Jankes i komisarz -�mieszna opowie�� o
kobiecie komisarzu, kt�ra wychodzi za m�� za Amerykanina b��kitnej krwi,
producenta maszyn do pisania. Oczywi�cie nie ma kobiet komisarzy, ale trzeba
podtrzymywa� iluzj� r�wnego i wolnego spo�ecze�stwa.
- Bruce, kochanie - m�wi komisarz z delikatnym, ale bardzo seksownym rosyjskim
akcentem. - Twoja fabryka maszyn do pisania jest podejrzanie bliska uzyskania
dochodu.
- A gdyby przynosi�a straty, donios�aby� na mnie, co, moja ma�a kluseczko?
(Wybuchy �miechu Rosjan na widowni; Amerykanie nie s� rozbawieni, ale w ko�cu
p�ynnie m�wi� po angielsku i nie potrzebuj� takich prostych dowcip�w. Zreszt�
partia i tak musi zaaprobowa� wszystkie recenzje, wi�c nie trzeba si� martwi� o
krytyk�w. Niech Rosjanie si� bawi� i pieprzy� ameryka�sk� widowni�!)
Dialog trwa dalej:
- Wszystko dla dobra Matki Rosji.
- Pieprzy� Matk� Rosj�.
- Zr�b to koniecznie - m�wi Natasza. - Mo�esz mnie uzna� za jej wcielenie.
O, tak. Rosjanie uwielbiaj� seks na scenie. W Rosji jest oczywi�cie zakazany,
ale przecie� wiadomo, �e Amerykanie s� dekadentami.
R�wnie dobrze m�g�bym projektowa� karuzele w Disneylandzie, my�la� Jerry. Albo
pisa� teksty do wodewilu. Albo jeszcze lepiej: wsadzi� g�ow� do piekarnika.
Chocia� przy moim szcz�ciu pewnie by�by elektryczny.
M�g� zasn�� - nie by� tego pewien. Ale drzwi otworzy�y si�, a on uni�s� powieki,
cho� nie s�ysza� zbli�aj�cych si� krok�w. Cisza przed burz�... a teraz burza.
�o�nierze byli m�odzi, ale to nie S�owianie. Pos�uszni, cho� byli Amerykanami.
Niewolnicy S�owian. Mo�na by to umie�ci� w jakim� wierszu, pomy�la�, gdyby
pozosta� jeszcze kto�, kto chce czyta� polityczne wiersze.
M�odzi ameryka�scy �o�nierze (maj� nieodpowiednie mundury; nie pami�tani ju�
dawnych, ale te nie s� szyte dla ameryka�skich cia�) prowadzili go przez
korytarze, po schodach, przez drzwi, a� w ko�cu znale�li si� na dworze i
wsadzili go do opancerzonej furgonetki. Czy oni sobie wyobra�aj�, �e nale�y do
spisku i towarzysze przyb�d� mu na ratunek? Czy nie wiedz�, �e cz�owiek w jego
sytuacji nie ma ju� �adnych przyjaci�?
Jerry widzia� ju� co� takiego w Yale. Doktor Swick by� cz�owiekiem lubianym,
chyba najlepszym wyk�adowc� na wydziale. Potrafi� najgorsze �mieci zmieni� w
sztuk�, obsadzi� fatalnych aktor�w i sprawi�, �eby dobrze wypadli, wpu�ci�
apatyczn� widowni� i zmieni� ich w ludzi pe�nych entuzjazmu i nadziei. A potem,
pewnego dnia, policja wpad�a do jego domu i odkry�a, �e Swick wraz z czw�rk�
aktor�w wystawiali sztuk� dla grupy najwy�ej dwudziestu przyjaci�. C� to
by�o... Kto si� boi Virginii Woolf?, przypomnia� sobie Jeny. Smutna sztuka,
rozpaczliwa, ale ostra. Dowodz�ca, �e rozpacz jest czym� paskudnym,
niszczycielskim. Ukazuj�ca k�amstwa jako samob�jstwo. Kr�tko m�wi�c, sztuka
budzi�a w widzach uczucie, �e, na Boga, co� jest nie tak z ich �yciem, �e spok�j
jest tylko iluzj�, dobrobyt oszustwem, �e ambicje Ameryki zosta�y wypalone i tak
wiele znikn�o z tego, co dobre i dumne...
Jerry u�wiadomi� sobie, �e ma �zy w oczach. �o�nierze, siedz�cy z nim w
opancerzonej furgonetce, odwracali g�owy. Jerry wytar� oczy.
Gdy tylko rozesz�a si� wie�� o aresztowaniu Swicka, nagle okaza�o si�, �e nikt
go nie zna. Ktokolwiek mia� jego listy, wiadomo�ci od niego czy nawet notatki z
wyk�ad�w z jego nazwiskiem, zniszczy� je natychmiast. Nazwisko znikn�o z
ksi��ki telefonicznej. Klasy, gdzie wyk�ada�, �wieci�y pustk�, poniewa� nikt nie
przychodzi�. Nikt nawet nie liczy� na zast�pstwo, gdy� uniwersytet nie posiada�
informacji, �e w og�le by� taki wyk�ad, a nawet taki profesor. Dom zosta�
sprzedany, �ona si� wyprowadzi�a i nikt nawet jej nie po�egna�. A potem, prawie
rok p�niej, w wiadomo�ciach CBS (gdzie zawsze nadawano sprawozdania z
oficjalnych proces�w) pokazali dziesi�� minut Swicka, kt�ry p�aka� i powtarza�:
- Ameryka nie zazna�a niczego lepszego ni� komunizm. Z mojej strony by�o to
g�upie i niedojrza�e pragnienie wykazania si� i zakpienia z w�adz. Niczego nie
planowa�em. Myli�em si�. Rz�d okaza� mi wi�cej �aski, ni� na to zas�u�y�em.
I tak dalej. G�upie s�owa, ale Jerry patrzy� ca�kowicie przekonany. Mo�e sam
tekst nie mia� znaczenia, lecz twarz Swicka wyra�a�a skupienie; m�wi� szczerze.
Samoch�d zahamowa� i tylne drzwi otworzy�y si� w�a�nie w chwili, gdy Jerry
przypomnia� sobie, �e spali� egzemplarz podr�cznika dramatopisarstwa Swicka.
Spali�, ale najpierw przepisa� wszystkie g��wne tezy. Niewa�ne, czy Swick o tym
wiedzia�, czy nie, ale co� po sobie zostawi�. A co ja zostawi�? - zastanawia�
si� Jerry. Dw�jk� rosyjskich dzieciak�w, kt�re pewnie teraz m�wi� ju� po
angielsku, a kt�rych ojciec wylecia� w powietrze na ich oczach; jego krew
zachlapa�a im twarze, poniewa� Jerry go nie uprzedzi�? C� za dziedzictwo.
Przez chwil� poczu� wstyd. �ycie to �ycie, niewa�ne, czyje i jak prze�ywane.
A potem przypomnia� sobie t� noc, kiedy Peter Andrejewicz (nie, Anderson;
ostatnio modne jest udawanie Amerykanina, pod warunkiem �e naprawd� jest si�
Rosjaninem) wezwa� go po pijanemu i jako pracodawca (tzn. w�a�ciciel) za��da�,
�eby Jerry na przyj�ciu odczyta� go�ciom swoje wiersze. Jerry pr�bowa� si�
roze�mia�, ale Peter nie by� a� tak pijany; nalega�. Jerry wr�ci� wi�c na g�r�,
przyni�s� wiersze i czyta� je grupie m�czyzn, kt�rzy ich nie rozumieli, i
grupie kobiet, kt�re rozumia�y i by�y tylko rozbawione.
Ma�y Andre powiedzia� potem:
- To by�y dobre wiersze, Jerry.
Ale Jerry czu� si� jak dziewica, kt�ra zosta�a zgwa�cona, a potem dosta�a od
gwa�ciciela dwa dolary napiwku.
Rzeczywi�cie Peter da� mu premi�, a Jerry j� wyda�.
Charlie Ridge, adwokat Jerry'ego, czeka� na niego tu� za progiem s�du.
- Jerry, ch�opie, nie�le sobie dajesz rad�. W og�le nie straci�e� na wadze.
- Na diecie z czystego krochmalu musia�bym ca�y dzie� biega� dooko�a celi, �eby
zachowa� lini�.
�miech. Cha, cha. Ale� si� �wietnie bawimy. Ale� jeste�my jowialni.
- Pos�uchaj, Jerry. Musisz to zrobi� jak nale�y. Sam wiesz. Oni mierz� reakcj�
widowni i potrafi� oceni�, w jakim stopniu jeste� szczery. Musisz m�wi� z
przekonaniem.
- Czy dawniej adwokaci nie pr�bowali walczy� o swoich klient�w? - spyta� Jerry.
- Takie podej�cie do niczego ci� nie doprowadzi. Nie �yjemy w dawnych dobrych
czasach, kiedy mogli cz�owieka uniewinni� z powodu jakiego� formalnego
uchybienia, a dobry prawnik potrafi� odk�ada� proces przez pi�� lat. Jeste�
winny jak diabli, lecz je�li b�dziesz wsp�pracowa�, nic ci nie zrobi�. Po
prostu ci� deportuj�.
- Niez�y z ciebie kumpel - odpar� Jerry. - Kiedy stoisz po mojej stronie, to
naprawd� nie mam si� o co martwi�.
- S�usznie - powiedzia� Charlie. - I nie zapominaj o tym.
W sali s�dowej sta�y kamery. (Jerry s�ysza�, �e za dawnych czas�w wolnej prasy
cz�sto usuwano kamery z sali s�dowej. Ale wtedy oskar�ony zwykle si� nie
przyznawa� i prawnicy z obu stron nie mogli realizowa� tego samego scenariusza.
Mimo wszystko zosta�a jeszcze prasa i dziennikarze wygl�dali tak, jakby
wierzyli, �e s� wolni.)
Przez prawie p� godziny Jeny nie mia� nic do roboty. Widownia (ciekawe, czy im
p�ac�, zastanawia� si� Jeny; w Ameryce na pewno) zaj�a miejsca i przedstawienie
zacz�o si� dok�adnie o �smej. Wszed� s�dzia; wygl�da� imponuj�co w swojej
todze, g�os mia� d�wi�czny i silny, jak ojciec w serialu, upominaj�cy
zbuntowanego syna. Ktokolwiek przemawia�, zwraca� si� do kamery, nad kt�r�
p�on�o czerwone �wiate�ko. Jeny by� zm�czony.
Wci�� by� zdecydowany wykorzysta� ten proces dla swoich cel�w, ale zastanawia�
si�, co mu z tego przyjdzie. Czy rzeczywi�cie zrealizuje jakie� cele? Z
pewno�ci� ukarz� go bardziej surowo. Z pewno�ci� si� rozz�oszcz� i odetn� mu
mikrofon. Ale przygotowa� swoj� mow�; by�aby to pe�na pasji scena fina�owa
jakiej� sztuki ("Crove przeciwko komunistom", a mo�e "Ostatni krzyk wolno�ci"),
a on by� bohaterem, kt�ry z rado�ci� oddaje �ycie za mo�liwo�� wzbudzenia
odrobiny patriotyzmu (odrobiny inteligencji, do diab�a z patriotyzmem!) w
sercach i umys�ach milion�w Amerykan�w przed telewizorami.
- Geraldzie Nathanie Crove, wys�ucha�e� postawionych ci zarzut�w. Wyst�p i
powiedz, czy przyznajesz si� do winy.
Jeny wsta� i przeszed� - mia� nadziej�, �e z godno�ci� - by zatrzyma� si� na X z
ta�my przyklejonej do pod�ogi, gdzie kaza� mu stan�� oskar�yciel. Spojrza� na
kamer� z czerwonym �wiate�kiem. Patrzy� na ni� w skupieniu, szczerze i
zastanawia� si�, czy jednak nie lepiej b�dzie powiedzie� nolo contendere, a
nawet Jestem winny" i mie� to ju� za sob�.
- Panie Crove - zaintonowa� s�dzia. - Ameryka patrzy. Czy przyznaje si� pan do
winy?
Ameryka rzeczywi�cie patrzy�a. A Jeny otworzy� usta i przem�wi� nie po �acinie,
lecz po angielsku, s�owami, kt�re tak cz�sto wyg�asza� w my�lach:
- Jest w�a�ciwy czas na odwag� i czas na tch�rzostwo, czas, kiedy cz�owiek mo�e
si� podda� tym, kt�rzy proponuj� mu wyrozumia�o��, i czas, kiedy musi si�
opiera� dla osi�gni�cia wy�szych cel�w. Ameryka by�a kiedy� wolnym narodem, ale
dop�ki oni p�ac� nam pensje, jeste�my chyba zadowoleni, �e zrobili z nas
niewolnik�w! Nie przyznaj� si� do winy, gdy� ka�de dzia�anie, kt�re pozwala
os�abi� rosyjsk� dominacj� nad dowolnym narodem na �wiecie, jest ciosem
wymierzonym w imieniu wszystkiego, co czyni �ycie wartym prze�ywania, przeciwko
tym, dla kt�rych si�a jest jedynym bogiem!
Aha, elokwencja. Kiedy to uk�ada�, nie s�dzi�, �e dojdzie tak daleko, a mimo to
jako� mu nie przerywali. Odwr�ci� si� do kamery, spojrza� na oskar�yciela, kt�ry
notowa� co� na ��tej kartce. Spojrza� na Charliego. Adwokat z rezygnacj� kr�ci�
g�ow� i chowa� papiery do teczki. Nikt si� specjalnie nie martwi�, �e Jeny m�wi�
to wszystko w telewizji. A przekazy by�y na �ywo - wielokrotnie podkre�lali, �e
musz� zrobi� wszystko jak nale�y za pierwszym razem, gdy� transmisja idzie na
�ywo.
K�amali, oczywi�cie. Jerry urwa� przemow� i wbi� r�ce w kieszenie tylko po to,
by odkry�, �e garnitur, kt�ry mu dali, nie ma kieszeni (oszcz�dzaj pieni�dze,
unikaj�c rzeczy niewa�nych, m�wi� slogan reklamowy) i d�onie zsun�y si�
bezsensownie po udach.
Oskar�yciel spojrza� zdziwiony, kiedy s�dzia chrz�kn�� znacz�co.
- Przepraszam bardzo - powiedzia�. - Przemowy trwaj� zwykle o wiele d�u�ej.
Gratuluj� panu, panie Crove, tej zwi�z�o�ci.
Jeny skin�� g�ow� z drwi�cym podzi�kowaniem, ale nie by�o mu weso�o,
- Zawsze przeprowadzamy pr�b� - powiedzia� oskar�yciel -aby wy�apa� wszystkich,
kt�rzy licz� na ostatni� szans�.
- Wszyscy o tym wiedzieli?
- Wszyscy opr�cz pana, oczywi�cie. No dobrze, mo�ecie ju� i�� do domu.
Widzowie wstali i spokojnie wyszli.
Oskar�yciel i Charlie podeszli do sto�u. S�dzia opar� podbr�dek na d�oni; nie
zachowywa� si� ju� po ojcowsku, by� tylko troch� znudzony.
- Ile pan ��da? - zapyta�.
- Nieograniczony - odpar� oskar�yciel.
- Naprawd� jest taki wa�ny?
R�wnie dobrze Jeny'ego mog�o tu nie by�.
- W Brazylii likwiduj� prawdziwych zamachowc�w.
- Pan Crove jest Amerykaninem - przypomnia� oskar�yciel -kt�ry pozwoli� na
zab�jstwo rosyjskiego ambasadora.
- Dobrze, dobrze - mrukn�� s�dzia, a Jerry zdziwi� si�, �e nie mia� �ladu
rosyjskiego akcentu.
- Geraldzie Nathanie Grove, s�d uznaje pana za winnego morderstwa i zdrady
Stan�w Zjednoczonych Ameryki i jej sprzymierze�ca, Zwi�zku Socjalistycznych
Republik Radzieckich. Ma pan co� do powiedzenia, zanim og�osz� wyrok?
- Zastanawiam si� tylko - powiedzia� Jeny - dlaczego wszyscy m�wicie po
angielsku.
- Poniewa� - odpar� lodowatym tonem oskar�yciel - jeste�my w Ameryce.
- Dlaczego w og�le robicie sobie k�opot z procesami?
- �eby powstrzyma� innych debili od tego, co ty zrobi�e�, tylko chce si� k��ci�,
Wysoki S�dzie.
S�dzia uderzy� m�otkiem.
- S�d skazuje Geralda Nathana Crove na �mier� ka�dym dost�pnym sposobem, do
chwili, kiedy przekonuj�co przeprosi lud ameryka�ski za swoje dzia�anie.
Rozprawa zako�czona. O Bo�e, ale� mnie boli g�owa.
Nie marnowali czasu. Pewnie go obserwowali, poniewa� o pi�tej rano, ledwie Jeny
zd��y� zasn��, natychmiast go obudzili ostrym wstrz�sem elektrycznym poprzez
metalow� pod�og�, na kt�rej le�a�. Dw�ch stra�nik�w - tym razem Rosjan -
wkroczy�o, rozebra�o go i powlok�o za sob� do komory �mierci, chocia� gdyby mu
tylko pozwolili, m�g�by sam p�j��.
Oskar�yciel ju� czeka�.
- Przydzielono mnie do pa�skiej sprawy - powiedzia� - poniewa� wygl�da na to, �e
b�dzie pan sporym wyzwaniem. Ma pan bardzo ciekawy profil psychologiczny, panie
Crove. Chcia�by pan zosta� bohaterem.
- Nie zdawa�em sobie z tego sprawy.
- Wykaza� pan to w sali s�dowej. Z pewno�ci� wie pan, zreszt� sugeruje to
pa�skie drugie imi�, jak brzmia�y ostatnie s�owa jednego ze szpieg�w podczas
rewolucji ameryka�skiej, niejakiego Nathana Hole'a. Powiedzia�: "�a�uj�, �e mam
tylko jedno �ycie, by odda� je dla mojego kraju". Odkryje pan, jak bardzo si�
myli�. Powinien si� cieszy�, �e ma tylko jedno �ycie.
Zaczerpn�� tchu.
- Poniewa� aresztowali�my pana kilka tygodni temu w Rio de Janeiro, zd��yli�my
ju� wyhodowa� ca�� seri� pa�skich klon�w. Przyspieszyli�my ich rozw�j, ale do
dzisiaj przebywa�y w �rodowisku bezwra�eniowym. Ich umys�y s� ca�kiem czyste.
S�ysza� pan z pewno�ci� o somecu, panie Crove?
Jeny kiwn�� g�ow�. �rodek usypiaj�cy ze statk�w kosmicznych.
- W rym przypadku nie jest nam, oczywi�cie, potrzebny, panie Crove. Ale metoda
rejestracji zawarto�ci umys�u, kt�rej u�ywano
w lotach mi�dzygwiezdnych, okaza�a si� bardzo u�yteczna. Podczas egzekucji
b�dziemy ca�y czas rejestrowa� stan pa�skiego m�zgu. Wszystkie pa�skie
wspomnienia zostan� do�� bezceremonialnie wt�oczone w g�ow� pierwszego klona,
kt�ry natychmiast stanie si� panem. B�dzie jednak doskonale pami�ta� ca�e
pa�skie �ycie, ��cznie z chwil� �mierci.
Przerwa�, czekaj�c, a� sens jego s��w dotrze do Jerry'ego. - W dawnych czasach
�atwo by�o zosta� bohaterem, panie Crove. Wtedy nie wiedzia�o si� na pewno, czym
jest �mier�. Czy jest wielkim snem, wielkim cierpieniem emocjonalnym, szybkim
opuszczeniem cia�a przez dusz�... �adna z tych mo�liwo�ci nie jest przesadnie
dok�adna.
Jeny by� przera�ony. Oczywi�cie, s�ysza� ju� kiedy� o wielokrotnej �mierci -
podobno istnia�a ze wzgl�du na swe odstraszaj�ce dzia�anie. "O�ywiaj� ci� i
zabijaj� znowu, i znowu", jak wyczyta� w jakim� opowiadaniu grozy. Teraz
wiedzia�, �e jest prawdziwe. A przynajmniej chcieli, by w to wierzy�.
By� przera�onym rodzajem �mierci, jaki dla niego wybrali: z haka w suficie
zwisa�a p�tla. Mo�na by�o j� wci�ga� i opuszcza�, ale nie by�o ani �ladu zapadni
i szansy na szybki, gwa�towny upadek i skr�cenie karku. Jeny kiedy� niemal
ud�awi� si� o�ci�. Wra�enie niemo�no�ci oddychania budzi�o w nim l�k.
- Jak mog� tego unikn��? - spyta�. D�onie mia� mokre od potu.
- Pierwszego razu w �aden spos�b - odpar� oskar�yciel. - Wi�c r�wnie dobrze mo�e
by� pan dzielny i przy tej okazji okaza� sw�j heroizm. Potem zrobimy panu pr�bne
zdj�cia i zobaczymy, jak bardzo przekonuj�ca b�dzie pa�ska skrucha. Wie pan,
jeste�my sprawiedliwi, staramy si� nie robi� takich rzeczy niepotrzebnie. Prosz�
usi���.
Jeny usiad�. M�czyzna w bia�ym fartuchu za�o�y� mu na g�ow� metalowy he�m.
Kilka igie� uk�u�o go w czaszk�.
- Pa�ski pierwszy klon w�a�nie uzyskuje �wiadomo�� - poinformowa� oskar�yciel. -
Ma ju� wszystkie pa�skie wspomnienia. W tej chwili prze�ywa pa�sk� panik�, czy
te� raczej pa�skie pr�by odwagi. Niech pan si� skoncentruje na tym, co si� za
chwil� stanie. B�dzie pan chcia� pami�ta� ka�dy szczeg�.
- Prosz� - odezwa� si� Jeny.
- Odwagi, m�ody cz�owieku. - Oskar�yciel u�miechn�� si� lekko. - W s�dzie by�e�
znakomity. Oka� teraz nieco tego szlachetnego oporu.
Stra�nicy podprowadzili go do p�tli i za�o�yli mu j� na szyj� -ostro�nie, �eby
nie przesun�� he�mu. Zacisn�li mocno i zwi�zali mu r�ce na plecach. Szorstki
sznur �askota� w szyj�. Jeny czeka�, a� unios� go w powietrze. Napina� mi�nie
szyi i stara� si� je usztywni�, chocia� wiedzia�, �e to na nic. Kolana si� pod
nim ugina�y. Wci�� czeka�, a� poci�gn� za lin�.
Pok�j by� zwyczajny. Nie mia� na czym zatrzyma� wzroku, a oskar�yciel wyszed�. W
�cianie naprzeciw umieszczono lustro. Ledwie m�g� na nie spojrze� bez odwracania
ca�ego cia�a. By� pewien, �e to okno obserwacyjne. Oczywi�cie, �e b�d� patrze�.
Mia� ochot� i�� do �azienki.
Pami�taj, powtarza� sobie. Naprawd� nie umrzesz. Za chwil� obudzisz si� w innym
pokoju. Ale cia�o nie by�o przekonane. Nie mia�o dla� znaczenia, �e kiedy to
wszystko si� sko�czy, jaki� Jerry Crove wstanie i odejdzie. Ten Jerry Crove na
pewno zginie.
- Na co czekacie? - zapyta�, i jakby to by� sygna�, stra�nicy poci�gn�li lin� i
unie�li go w powietrze.
Od samego pocz�tku by�o gorzej, ni� przypuszcza�. Sznur straszliwie mocno
zaciska� szyj�; nie by�o mowy, �eby mu si� opiera�. Z pocz�tku nie odczuwa�
mocno braku powietrza - przypomina�o to nurkowanie ze wstrzymanym oddechem. Ale
sam sznur sprawia� b�l, uciska� szyj� tak, �e Jerry chcia� krzykn�� z b�lu, ale
g�os nie m�g� si� przebi� przez gard�o.
Przynajmniej na pocz�tku.
Czu� jakie� szarpni�cia liny, podskakiwa� w g�r� i w d�, kiedy stra�nicy
przywi�zywali j� do haka w �cianie. Raz nawet dotkn�� stopami ziemi.
Zanim jednak znieruchomia�, skutki duszenia by�y coraz silniejsze i zapomnia� o
b�lu. Krew dudni�a mu w g�owie. Czu� obrzmiewaj�cy j�zyk. Nie potrafi� zamkn��
oczu. Marzy� o oddechu... Musia� odetchn��... Cia�o ��da�o powietrza.
Nie panowa� ju� nad nim. Wiedzia� przecie�, �e nie potrafi si�gn�� pod�ogi,
wiedzia�, �e �mier� b�dzie tylko chwilowa, ale teraz nie mia� �adnego wp�ywu na
mi�nie. Kopa� nogami i walczy�, by dosi�gn�� ziemi. R�ce napina�y wi�zy. Od
tych wysi�k�w tylko bardziej wytrzeszcza� oczy, wypychane ci�nieniem krwi nie
mog�cej przep�yn�� przez p�tl�. Ale tylko coraz bardziej �akn�� powietrza.
Nie by�o dla niego ratunku, lecz stara� si� wo�a� o pomoc. D�wi�k przebi� si�
przez krta�, ale kosztem powietrza. Mia� wra�enie, �e co� wpycha mu j�zyk do
nosa. Kopa� coraz gwa�towniej, cho� ka�dy ruch przyspiesza� agoni�. Obraca� si�
na linie, a� zobaczy� siebie w lustrze. Twarz mia� fioletow�.
Ile to jeszcze potrwa? Z pewno�ci� ju� nied�ugo! Ale trwa�o d�ugo.
Gdyby znalaz� si� pod wod� i wstrzymywa� oddech, na pewno ju� by zrezygnowa� i
uton��.
Gdyby mia� pistolet i woln� r�k�, zabi�by si� natychmiast, by sko�czy� z
cierpieniem i zwyk�ym fizycznym przera�eniem przed brakiem tchu. Ale nie mia�
pistoletu, nie m�g� nabra� powietrza, krew dudni�a mu w g�owie, a oczy widzia�y
wszystko w odcieniach czerwieni. A� wreszcie nie widzia� ju� nic.
Nic, opr�cz tego, co dzia�o si� w jego umy�le, a by� tam chaos, jak gdyby
�wiadomo�� szale�czo stara�a si� znale�� jaki� spos�b wyj�cia z tej sytuacji.
Ci�gle widzia� siebie w strumyku za domkiem, do kt�rego wpad� jako dziecko; kto�
rzuca� mu lin�, ale nie m�g�, nie potrafi� jej z�apa�. I nagle ta lina owin�a
si� wok� jego szyi i wci�gn�a go pod wod�.
Czarne p�atki k�u�y w oczy. Cia�o obrzmia�o, a potem wybuch�o; jelita, p�cherz i
�o��dek wyrzuci�y ca�� zawarto��, tyle �e wymioty stan�y w gardle i parzy�y.
Dr�enia cia�a zmieni�y si� w konwulsyjne szarpni�cia i spazmy. Przez moment
Jerry czu�, �e osi�ga tak oczekiwany stan nie�wiadomo�ci. A potem nagle odkry�,
�e �mier� nie jest takim dobrodziejstwem.
Nie istnieje co� takiego, jak spokojne odej�cie we �nie, nic takiego, jak
natychmiastowa �mier� czy te� �mier� �askawie ko�cz�ca b�l.
�mier� zbudzi�a go z nie�wiadomo�ci -by� mo�e na czas jednej dziesi�tej sekundy,
ale ta jedna dziesi�ta sekundy rozci�gn�a si� w wieczno��. W jej trwaniu
do�wiadczy� niesko�czonej agonii zbli�aj�cego si� nieistnienia. �ycie nie
przemkn�o mu przed oczami, natomiast brak �ycia eksplodowa� i Jerry do�wiadczy�
w duchu b�lu i strachu wi�kszego ni� wszystko, co przynios�o powieszenie.
A potem umar�.
Przez chwil� zawis� w przedpieklu: nie czu� i nie widzia� niczego. P�niej w
oczy zak�u�o �wiat�o i zdarto mu ze sk�ry cienk� piank�. Oskar�yciel sta� przed
nim i patrzy�, jak dyszy, pr�buje wymiotowa� i chwyta si� za gard�o. Sama
mo�liwo�� oddechu wydawa�a si� nieprawdopodobna. Gdyby mia� za sob� tylko
duszenie, m�g�by teraz odetchn�� z ulg� i powiedzie�: prze�y�em to raz i ju� nie
boj� si� �mierci. Ale duszenie to nic, duszenie by�o tylko preludium. I nadal
ba� si� �mierci.
Zmusili go, by wszed� do pokoju, gdzie umar�. Zobaczy� swoje cia�o o
poczernia�ej twarzy, zwisaj�ce z sufitu, wci�� z he�mem na g�owie i wysuni�tym
j�zykiem.
- Odetnij to - poleci� oskar�yciel.
Przez chwil� Jerry czeka�, a� kt�ry� z �o�nierzy us�ucha rozkazu. Ale oni tylko
wr�czyli mu n�.
Wci�� pami�taj�c swoj� �mier�, Jerry odwr�ci� si� i zaatakowa� oskar�yciela,
jednak stra�nik chwyci� go mocno za r�k�, a drugi przy�o�y� pistolet do g�owy.
- Chcesz tak szybko umrze� znowu? - spyta� oskar�yciel. Jerry j�kn��, uj�� n� i
spr�bowa� odci�� siebie z liny. Musia� stan�� na palcach, �eby si�gn�� powy�ej
w�z�a. Musia� stan�� tak blisko cia�a, �e go dotyka�. Smr�d by� nie do
wytrzymania. I fakt, �e �mier� by�a nieunikniona. Jerry ca�y dr�a� i z trudem
panowa� nad r�kami, lecz w ko�cu odci�� lin� i zw�oki spad�y na ziemi�,
powalaj�c go. Rami� upad�o mu na nogi, a twarz spojrza�a mu prosto w oczy.
Jerry krzykn��.
- Widzisz kamer�? Skin�� g�ow� w ot�pieniu.
- Spojrzysz w obiektyw i przeprosisz za wszystko, co zrobi�e� przeciwko rz�dowi,
kt�ry zaprowadzi� pok�j na �wiecie.
Jerry kiwn�� g�ow�, a prokurator rzuci�: - M�w.
- Drodzy Amerykanie - zacz�� Jerry. - Bardzo mi przykro. Pope�ni�em straszliwy
b��d. Myli�em si�. Nie mam nic przeciwko Rosjanom. Pozwoli�em, �eby zgin��
niewinny cz�owiek. Wybaczcie mi. Rz�d by� dla mnie bardziej �askawy, ni� na to
zas�uguj�.
I tak dalej. Jerry papla� przez ca�� godzin�, t�umacz�c, �e by� pod�y, �e jest
winny, �e jest zupe�nie bezwarto�ciowym cz�owiekiem, a rz�d tylko Bogu ust�puje
dobroci�.
A kiedy sko�czy�, wr�ci� oskar�yciel i pokr�ci� g�ow�.
- Panie Crove, na pewno potrafi pan to zrobi� lepiej. �aden z widz�w nawet przez
moment panu nie uwierzy�. Nikt z pr�bnej widowni, nawet jedna osoba nie uzna�a,
�e m�wi pan szczerze. Nadal pan uwa�a, �e ten rz�d nale�y obali�. Musimy wi�c
powt�rzy� kuracj�.
- Mo�e spr�buj� wyzna� to jeszcze raz.
- Zdj�cia pr�bne to zdj�cia pr�bne, panie Crove. Musimy lepiej zaznajomi� pana
ze �mierci�, zanim pozwolimy panu zaanga�owa� si� w �ycie.
Tym razem Jeny wrzeszcza� od samego pocz�tku. Nawet nie pr�bowa� udawa�
odwa�nego. Obwi�zali go pod pachami i zawiesili nad d�ugim cylindrem pe�nym
wrz�cego oleju. Opuszczali powoli. �mier� nadesz�a, gdy olej si�ga� mu do
piersi. Do tego czasu nogi mia� ju� ca�kiem ugotowane, a mi�so du�ymi kawa�ami
odchodzi�o od ko�ci.
Potem kazali mu wr�ci�, i kiedy olej by� ju� dostatecznie ch�odny, wy�owi�
wszystkie kawa�ki w�asnego cia�a.
Tym razem szlocha�, wyznaj�c swe winy, lecz pr�bna widownia pozosta�a
nieprzekonana.
- Ten facet oszukuje - m�wili. - Nie wierzy w ani jedno swoje s�owo.
- Mamy problem - wyzna� oskar�yciel. - Po �mierci wydaje si� pan ch�tny do
wsp�pracy, ale ma pan pewne opory. Nie m�wi pan z g��bi serca. Musimy jeszcze
raz panu pom�c.
Jerry wrzasn�� i rzuci� si� na oskar�yciela. Kiedy stra�nicy go odci�gn�li, a
oskar�yciel rozciera� rozbity nos, Jerry krzycza�:
- Oczywi�cie, �e k�ami�! Cho�by�cie zabili mnie nie wiem ile razy, nie zmieni to
faktu, �e ten rz�d w�ada g�upcami, a sk�ada si� ze zbrodniczych i k�amliwych
drani!
- Wr�cz przeciwnie - odpar� oskar�yciel, staraj�c si� zachowa� dobre maniery i
uprzejmy wyraz twarzy mimo �ciekaj�cej mu z nosa krwi. - Je�li zabijemy pana
dostateczn� ilo�� razy, ca�kowicie zmieni pan zdanie.
- Nie zmienicie prawdy!
- Zmienili�my j� dla ka�dego, kto przez to przeszed�. A nie jest pan pierwszym,
kt�ry dotar� do trzeciego klona. Ale tym razem, panie Crove, niech pan nie
zapomina o bohaterstwie.
Obdarli go �ywcem ze sk�ry, zaczynaj�c od r�k i n�g, wykastrowali go, a potem
zdarli sk�r� z brzucha oraz piersi. Umar� w milczeniu, kiedy rozci�li mu krta�.
Nie, nie w milczeniu, tyle �e bez g�osu. Odkry�, �e nawet bez g�osu mo�e szeptem
wydawa� krzyk, kt�ry dzwoni� mu w uszach, kiedy si� zbudzi� i musia� przenie��
swe pokrwawione zw�oki do sk�adnicy odpadk�w. Raz jeszcze wyzna� swoje winy,
lecz widownia nie by�a przekonana.
Powoli rozgnietli go na miazg�, a kiedy si� zbudzi�, musia� zeskroba� krew z
t�oka, ale widownia stwierdzi�a tylko: kogo ten czubek chce oszuka�?
Wypruli mu flaki i spalili na jego oczach. Zarazili go w�cieklizn� i pozwolili,
by umiera� przez dwa tygodnie. Ukrzy�owali go i odczekali, a� zginie z
wycie�czenia i pragnienia. Dwana�cie razy zrzucili go z dachu jednopi�trowego
budynku, dop�ki nie umar�.
A jednak widownia wiedzia�a, �e Jeny Crove nie �a�uje za swoje winy.
- Wielki Bo�e, Crove, my�li pan, �e jak d�ugo jeszcze to wytrzymam? - zapyta�
oskar�yciel.
Nie wydawa� si� ju� weso�y. Jerry pomy�la�, �e wygl�da na zrozpaczonego.
- Robi si� to dla pana k�opotliwe? - zapyta�, wdzi�czny za t� rozmow�, gdy�
oznacza�a, �e ma jeszcze kilka minut do nast�pnej �mierci.
- Za jakiego cz�owieka mnie pan uwa�a? Powtarzam sobie: i tak za chwil�
przywr�cimy go do �ycia, ale nie po to zaj��em si� t� prac�, �eby wymy�la� nowe
ohydne sposoby mordowania ludzi.
- Nie podoba si� to panu? A przecie� ma pan taki naturalny talent.
Oskar�yciel spojrza� ostro.
- Czy�by ironia? Potrafi pan jeszcze �artowa�? Czy �mier� nic dla pana nie
znaczy?
Jerry zamruga� tylko, pr�buj�c powstrzyma� �zy, kt�re ostatnio co kilka minut
nieproszone nap�ywa�y mu do oczu.
- Crove, to sporo kosztuje. My�li pan, �e to wszystko jest tanie? Wydali�my na
pana dok�adnie miliardy rubli. To masa pieni�dzy, nawet uwzgl�dniaj�c inflacj�.
- W bezklasowym spo�ecze�stwie pieni�dze nie s� potrzebne.
- Co to ma znaczy�, do cholery? Teraz pr�buje si� pan buntowa�? Teraz pr�buje
pan by� bohaterem?
- Nie.
- Nic dziwnego, �e musieli�my pana zabi� osiem razy! Ci�gle wymy�la pan chytre
argumenty przeciwko nam!
- Przykro mi. B�g �wiadkiem, �e mi przykro.
- Poprosi�em, �eby zwolnili mnie z tego zadania. Najwyra�niej nie potrafi� pana
z�ama�.
- Z�ama� mnie! Tak jakbym sam nie marzy�, �eby si� z�ama�.
- Zbyt wiele nas pan kosztuje. Sk�anianie przest�pc�w, �eby przekonuj�co kajali
si� w telewizji, przynosi wyra�ne zyski. Ale pan staje si� zbyt drogi. Stosunek
koszt�w do zysk�w ju� jest �mieszny. Jest pewna granica sumy, jak� mo�emy na
pana wyda�.
- Znam spos�b, �eby�cie zaoszcz�dzili pieni�dze.
- Ja te�. Prosz� przekona� t� przekl�t� publiczno��!
- Kiedy nast�pnym razem mnie zabijecie, nie zak�adajcie mi he�mu.
Oskar�yciel wydawa� si� zaszokowany.
- To by by�a kara g��wna. Jeste�my humanitarnym rz�dem. Nikogo nie zabijamy na
sta�e.
Strzelili mu w brzuch i pozwolili wykrwawi� si� na �mier�. Zrzucili go ze ska�y
do morza. Pozwolili, �eby rekin zjad� go �ywcem. Powiesili go za nogi tak, �e
g�ow� mia� tu� pod wod�. Kiedy w ko�cu si� zm�czy�, trzymaj�c j� nad
powierzchni�, uton��.
Ale przy tym wszystkim Jerry coraz bardziej przyzwyczaja� si� do cierpienia.
Umys� nauczy� si� w ko�cu, �e �aden z tych zgon�w nie jest trwa�y. Teraz, kiedy
nadchodzi�a chwila �mierci, to cho� nadal by�a straszna, znosi� j� lepiej. Mniej
krzycza�, spokojniej do tego podchodzi�. Przyspiesza� nawet ca�y proces,
�wiadomie wci�gaj�c do p�uc wielkie porcje wody, �wiadomie machaj�c r�kami, by
zwabi� rekina. Kiedy kazali stra�nikom skopa� go na �mier�, wrzeszcza�
"mocniej", dop�ki nie straci� g�osu.
Kiedy wreszcie zarz�dzili pr�bne zdj�cia, gor�czkowo t�umaczy� widowni, �e
rosyjski rz�d to najstraszniejsze imperium, jakie zna� �wiat, poniewa� tym razem
na zewn�trz nie pozosta�o ju� �adne miejsce, z kt�rego mogliby przyj��
barbarzy�cy, i poniewa� omamili najbardziej wolny nar�d w historii i przekonali
go, �eby pokocha� niewol�. M�wi� z g��bi serca - nienawidzi� Rosjan i kocha�
pami�� o tym, �e kiedy� w Ameryce panowa�y wolno��, prawo i sprawiedliwo��.
Oskar�yciel wszed� do pokoju poszarza�y na twarzy.
- Ty draniu - powiedzia�.
- Aha. Czy to znaczy, �e tym razem przekaz by� na �ywo?
- Dla stu lojalnych obywateli. A ty zdemoralizowa�e� ich wszystkich z wyj�tkiem
trzech.
- Zdemoralizowa�em?
- Przekona�e� ich.
Po chwili milczenia oskar�yciel usiad� i ukry� twarz w d�oniach.
- Straci pan prac�? - spyta� Jeny.
- Oczywi�cie.
- Przykro mi. By� pan w tym dobry. Oskar�yciel spojrza� na niego z nienawi�ci�.
- Nikt jeszcze nigdy dot�d nie zawi�d� przy takim zleceniu. I nigdy nie musia�em
nikogo prowadzi� dalej ni� do drugiej �mierci. Pan zgin�� dwana�cie razy, Crove,
i ju� si� pan przyzwyczai�.
- Nie chcia�em tego.
- Jak pan to robi?
- Nie wiem.
- Co z pana za zwierz�, Crove? Nie potrafi pan wymy�li� k�amstwa i w nie
uwierzy�?
Crove zachichota�. (Za dawnych czas�w na tym poziomie rozbawienia zarycza�by ze
�miechu. Ale przyzwyczajony do �mierci czy nie, mia� blizny. Ju� nigdy g�o�no
si� nie roze�mieje.)
- To by�a moja praca jako dramatopisarza. �wiadome zawieszenie niewiary.
Drzwi otworzy�y si� i wszed� wa�ny z wygl�du m�czyzna w obwieszonym medalami
wojskowym mundurze, a zanim czterech rosyjskich �o�nierzy. Oskar�yciel westchn��
i wsta�.
- �egnaj, Crove.
- Do widzenia - odpar� Jerry.
- Jest pan bardzo silnym cz�owiekiem.
- Pan r�wnie�. Oskar�yciel wyszed�.
�o�nierze zabrali Jerry'ego z wi�zienia w ca�kiem inne miejsce. Do du�ego
kompleksu budynk�w na Florydzie. Cape Canaveral. Skazali go na wygnanie,
u�wiadomi� sobie Jerry.
- Jak tam jest? - zapyta� technika, kt�ry