2701

Szczegóły
Tytuł 2701
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2701 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2701 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2701 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Michael Moorcock Zwiastun Burzy (Prze�o�y�: Andrzej Rosanoff) PROLOG Na Ziemi i poza jej granicami nasta� czas wielkiego poruszenia, kiedy w ku�ni Przeznaczenia decydowa�y si� losy ludzi i Bog�w, kiedy planowane by�y wspania�e czyny i wielkie wojny. W tych czasach, zwanych Wiekiem M�odych Kr�lestw, rodzili si� wielcy herosi. Najwspanialszym z nich by� poszukiwacz przyg�d, kt�rego dzia�aniami kierowa� Los - ten cz�owiek d�wiga� przy pasie �piewaj�cy miecz runiczny. Miecz, kt�rego nienawidzi�. A zwa� si� ten heros Elryk z Melnibon�. Kr�l Ruin, w�adca rasy, kt�ra rz�dzi�a staro�ytnym �wiatem, gdy teraz bezdomni, nieliczni Melnibon�anie rozproszyli si� po ca�ej Ziemi. Elryk, Elryk-czarnoksi�nik, Elryk - rycerz. Zab�jca krewnych, zdrajca ojczyzny, albinos o bia�ej twarzy. Ostatni potomek rodu, ostatni cesarz Melnibon�. Ten, kt�ry przyby� do miasta Karlaak nad P�acz�cym Pustkowiem i po�lubi� wybrank�, by u jej boku odnale�� wreszcie spok�j i ucieczk� od wewn�trznego cierpienia. Nie wiedz�c, �e Przeznaczenie zgotowa�o mu los o wiele bardziej skomplikowany ni� s�dzi�, spa� w�a�nie z �on�, Zarozini�, w swoim pa�acu w mie�cie Karlaak, a jego sen by� niespokojny. �ni�y mu si� czarne koszmary pewnej ponurej nocy w Miesi�cu Anemone. KSI�GA PIERWSZA POWR�T MARTWEGO BOGA W kt�rej Elryk nareszcie poznaje sw�j los, a W�adcy Prawa i Chaosu zbieraj� si�y na ostateczn� bitw�, kt�ra zdecyduje o przysz�o�ci Elrykowego �wiata. ROZDZIA� 1 Nisko nad ziemi� wisia�y ogromne chmury. Pioruny, roz�wietlaj�c czer� p�nocy, rozpruwa�y drzewa na dwoje i uderzaj�c w dachy, rozbija�y je w drzazgi. Ciemna bry�a lasu zadr�a�a pod ciosem gromu, a blade �wiat�o b�yskawicy ukaza�o przyczajonych sze�� potwornych, garbatych postaci. Nie byli to ludzie. Zatrzymali si� na skraju lasu i spojrzeli ponad niewysokimi wzg�rzami na ja�niej�ce w dali mury miasta; miasta o przysadzistych budowlach, o wysmuk�ych iglicach i wie�ach, o pe�nych gracji kopu�ach. Przyw�dca stwor�w zna� nazw� tego miasta. Zwano je Karlaak nad P�acz�cym Pustkowiem. Z�owieszcza burza tej nocy nie by�a dzie�em natury. Pod jej os�on� stwory przemkn�y przez otwarte bramy i przez ocienione miejsca dotar�y do pi�knego pa�acu, w kt�rym spa� Elryk. Przyw�dca bandy uni�s� w uzbrojonej w pazury �apie czarny top�r. Grupa zatrzyma�a si�. Patrzyli na pa�ac zajmuj�cy dosy� du�� powierzchni�, otoczony ogrodami, spowitymi teraz ci�k� bia�� mg��. Ziemia znowu zatrz�s�a si�, gdy grzmot zahucza� w czarnym niebie. - Chaos wspiera nas w tej sprawie - wychrz�ka� przyw�dca. - Patrzcie, stra�e ju� le�� pogr��one w magicznym �nie. To nam u�atwi wej�cie. W�adcy Chaosu s� dobrzy dla swoich s�ug. Przyw�dca m�wi� prawd�. Jaka� nadprzyrodzona si�a bra�a udzia� w tej intrydze i wojownicy strzeg�cy pa�acu Elryka le�eli teraz na ziemi, a ich chrapanie przedrze�nia�o grzmoty. S�udzy Chaosu przeszli cicho obok �pi�cych stra�y na g��wny dziedziniec. Stamt�d dostali si� wprost do ciemnego pa�acu. Bezb��dnie wybierali drog�. Wspi�li si� po spiralnych schodach, przebyli ciemne korytarze i znale�li si� przed drzwiami, za kt�rymi Elryk i jego �ona spali niespokojnym snem. Zaledwie przyw�dca po�o�y� �ap� na drzwiach, z komnaty rozleg� si� okrzyk: - Co si� dzieje? Co za piekielne stwory zak��caj� mi odpoczynek? - On nas widzi! - szepn�� jeden z grupy. - Nie. On tylko �ni - powiedzia� przyw�dca. - Ale czarownika takiego jak Elryk nie�atwo jest u�pi� i nie na d�ugo. Lepiej je�eli si� pospieszymy i zrobimy to, co do nas nale�y. Kiedy si� zbudzi, b�dzie nam o wiele trudniej wykona� zadanie. Trzymaj�c top�r w pogotowiu, przyw�dca nacisn�� klamk� i otworzy� drzwi. Za oknem b�yskawica przeci�a czarne niebo, w jej blasku ujrzeli bia�� twarz albinosa, spoczywaj�cego u boku czarnow�osej �ony. Gdy wpadli do komnaty, Elryk podni�s� si� sztywno i otworzy� oczy. Przez chwil� by�y zamglone, lecz szybko odzyska�y zdolno�� ostrego widzenia. Albinos spojrza� na intruz�w i g�o�no wykrzykn��: - Precz, wy kreatury z moich sn�w! Przyw�dca zakl�� i skoczy� do przodu. Rozkaz zabrania� mu zabi� tego cz�owieka, wi�c tylko uni�s� sw�j top�r i zagrozi�: - Milcz! Twoje stra�e nie mog� ci pom�c! Elryk wyskoczy� z ��ka, z�apa� potwora za przegub r�ki. Twarz Melnibon�anina znalaz�a si� blisko mordy z wystaj�cymi k�ami. Albinos by� s�aby na ciele i zwykle potrzebowa� magii i zi� by dawa�y mu si��. Jednak teraz porusza� si� niezwykle szybko i z ogromn� si�� - wyrwa� top�r bestii i wyr�n�� j� trzonkiem mi�dzy oczy. Z warkni�ciem potw�r upad� do ty�u, lecz w tym momencie inni rzucili si� na kr�la. By�o ich pi�ciu, pokrytych sier�ci� i bardzo silnych. Elryk zdo�a� roz�upa� czaszk� pierwszemu napastnikowi, podczas gdy reszta pr�bowa�a go uj��. Kiedy z g�owy potwora trysn�a cuchn�ca krew i m�zg, albinosowi na moment odebra�o dech. Zdo�a� jeszcze wyrwa� r�k�, podnie�� top�r i uderzy� nim w obojczyk nast�pnego potwora, ale w tej samej chwili poczu�, jak kto� go nagle chwyta za nogi, po czym run�� na ziemi�. To go troch� oszo�omi�o, ci�gle jednak miota� si� w�ciekle nie przestaj�c walczy�. Dopiero gdy na jego g�ow� spad�o pot�ne uderzenie i gdy przeszy� go pal�cy b�l, pad� na posadzk� bez czucia. Kiedy si� ockn�� z pulsuj�c� g�ow�, burza wci�� grzmia�a w�r�d nocy. U�ywaj�c ��ka jako podparcia, powoli stan�� na nogi. Rozejrza� si� nieprzytomnie dooko�a. Zarozinia znikn�a. Opr�cz niego w komnacie znajdowa�o si� tylko martwe cia�o bestii, kt�r� uda�o mu si� zabi�. Jego �ona, czarnow�osa pi�kna Zarozinia zosta�a uprowadzona. Elryk, trz�s�c si�, podszed� do drzwi i otworzywszy je gwa�townie, zawo�a� na stra�e. Ale nikt mu nie odpowiedzia�. Jego runiczny miecz, Zwiastun Burzy, wisia� w miejskiej zbrojowni i up�ynie troch� czasu, zanim b�dzie m�g� go wzi��. Gard�o albinosa �ciska�y b�l i z�o��, gdy bieg� przez korytarze, po schodach, oszo�omiony i pe�en trwogi, pr�buj�c poj�� co kryje si� za znikni�ciem �ony. Ponad pa�acem burza nie s�ab�a na sile. Budynki wydawa�y si� opuszczone i Elryk poczu� si� nagle bardzo samotny. Ale gdy wydosta� si� na g��wny dziedziniec i zobaczy� nieprzytomnych stra�nik�w, natychmiast zrozumia�, �e ich sen nie by� naturalny. My�la� o tym, kiedy bieg� przez ogrody i bramy w kierunku miasta. Nigdzie nie dostrzeg� �ladu po porywaczach. - Dok�d oni poszli? - zastanawia� si�. Spojrza� na szalej�ce niebo. Jego blada twarz by�a napi�ta, malowa�a si� na niej bezsilna z�o��. Nie widzia� w tym wszystkim �adnego sensu. Dlaczego j� uprowadzili? Wiedzia�, �e mia�a wrog�w, lecz �aden z nich nie by� w stanie �ci�gn�� tak pot�nej, nadprzyrodzonej pomocy. Kto, poza nim samym, umia� sprawi�, by ca�e miasto zasn�o, a niebo zatrz�s�o si� od grzmot�w? Do domu pana Voashoona, ojca Zarozinii, Najwy�szego Senatora Miasta Karlaak, Elryk dobieg� dysz�c jak wilk. Zacz�� wali� pi�ciami w drzwi krzycz�c na og�upia�ych s�u��cych. - Otwiera�, to ja, Elryk! Szybko! Zaledwie uchylono drzwi, Elryk wpad� do �rodka. Potykaj�c si�, zaspany Voashoon wolno zszed� po schodach. - O co chodzi, Elryku? - Zwo�aj swoich wojownik�w! Zarozinia zosta�a uprowadzona! Porwa�y j� demony, wi�c teraz mog� by� ju� daleko st�d, ale musimy ich szuka�, na wypadek gdyby si� okaza�o, �e uciekali l�dem. Twarz Voashoona sta�a si� w jednej chwili czujna i jeszcze s�uchaj�c wyja�nie� Elryka, zacz�� wydawa� zwi�z�e rozkazy swoim s�u��cym. - I musz� wej�� do zbrojowni - zako�czy� Elryk. - Musz� zabra� Zwiastuna Burzy! - Ale przecie� wyrzek�e� si� go ze strachu przed w�adz�, jak� miecz mia� nad tob� - Voashoon przypomnia� mu cicho. Elryk odpowiedzia� ze zniecierpliwieniem: - Racja, ale wyrzek�em si� miecza r�wnie� przez wzgl�d na Zaroz�ni�. Je�eli jednak teraz mam j� odnale��, musz� go mie�. Nie ma czasu na pr�ne gadanie. Szybko, daj mi klucze! Voashoon wyj�� klucze i nie m�wi�c ju� ani s�owa, poprowadzi� Elryka do zbrojowni. Znajdowa� si� tam or� i zbroje jego przodk�w, od wiek�w le�a�y nie u�ywane. Przez zakurzone pomieszczenia albinos dosta� si� do ciemnej niszy. Wydawa� si� mog�o, �e spoczywa�o w niej co� �ywego. Gdy cz�owiek wyci�gn�� szczup�� r�k�, by wzi�� le��cy tam wielki, czarny miecz, us�ysza� ciche zawodzenie klingi. Bro� by�a ci�ka, ale doskonale wywa�ona, jelce mia�a szerokie, a ponad p�torametrow� g�owni� g�adk� jak szk�o. Tu� za jelcem wyryto runy, kt�rych znaczenia nawet Elryk nie zrozumia� do ko�ca. - Oto wr�ci�em po ciebie, Zwiastunie Burzy - powiedzia� Elryk, zak�adaj�c pas z pochw�. - Tak blisko jeste�my z��czeni ze sob�, �e nic poza �mierci� nie mo�e nas rozdzieli�. Z tymi s�owami opu�ci� zbrojowni� i wyszed� na dziedziniec, gdzie je�d�cy dosiadali podenerwowanych wierzchowc�w, oczekuj�c rozkaz�w. Elryk stan�� przed nimi i wyci�gn�� Zwiastuna Burzy. Miecz promieniowa� dziwnym, czarnym �wiat�em, zalewaj�c po�wiat� bia�� twarz kr�la. - Dzisiejszej nocy wyprawicie si� w po�cig za demonami. Przeszukajcie okolice, lasy i pola w poszukiwaniu tych, kt�rzy porwali wasz� ksi�niczk�! I chocia� najprawdopodobniej porywacze skorzystali z nadprzyrodzonych �rodk�w ucieczki, nie mo�emy by� tego pewni. Szukajcie wi�c i dajcie z siebie wszystko. Przez ca�� noc trwa�y poszukiwania, ale nikt nie trafi� na �lad ani potwor�w, ani �ony Elryka. A kiedy nasta� i poranek, ludzie wr�cili do Karlaak, gdzie oczekiwa� ich kr�l, przepe�niony teraz nieczyst� energi�, kt�r� zapewnia�' mu Czarny Miecz. - Panie Elryku! - kto� zawo�a�. - Czy mamy p�j�� po naszych �ladach i zobaczy�, czy dzie� przyniesie co� nowego? ; - On ci� nie s�yszy - powiedzia� p�g�osem inny �o�nierz, poniewa� zatopiony w my�lach kr�l nie odpowiedzia�. ' Ale Elryk odwr�ci� g�ow� i z b�lem w g�osie rzek�: j - Przerwijcie poszukiwania. Przemy�la�em spraw� i wiem, �e musz� szuka� �ony z pomoc� magii. Rozejd�cie ; si�. Nic wi�cej nie mo�ecie zrobi�. Ruszy� w stron� pa�acu. Zna� jeszcze jeden spos�b, by ' dowiedzie� si� dok�d zabrano Zarozini�. To by� spos�b, kt�rego bardzo nie lubi�, lecz w�a�nie ten musia� teraz j zastosowa�. Dotar�szy do pa�acu, rozkaza� wszystkim opu�ci� jego komnat�, zaryglowa� drzwi i spojrza� na martwe cia�o. Trupa dot�d nie uprz�tni�to. Zakrzepni�ta krew plami�a ca�� posadzk�. Top�r, kt�rym Elryk zabi� potwora, zabrali z sob� towarzysze bestii. Albinos przygotowa� cia�o, uk�adaj�c je na pod�odze. Zamkn�� szczelnie okiennice i zapali� le��ce w palenisku przesi�kni�te oliw� sitowie. Podszed� do niewielkiej skrzyni stoj�cej przy oknie i wyj�� z niej woreczek. Ze �rodka wyci�gn�� gar�� suszonego ziela i szybkim ruchem wrzuci� w ogie�. Pal�c si� ziele wydawa�o md�y zapach. Pok�j nape�ni� si� dymem. Cz�owiek stan�� nad trupem i zaintonowa� magiczn� pie��. U�ywa� do tego starego j�zyka swoich praojc�w, cesarzy Melnibon�. Zupe�nie nie przypomina�a ludzkiej mowy, wznosi�a si� i opada�a, od niskiego j�ku po najwy�szy ton. P�omie� rzuca� na twarz Elryka czerwon� po�wiat�, a po pokoju przemyka�y groteskowe cienie. Trup poruszy� si�, jego rozbita g�owa przekr�ca�a si� z jednej strony na drug�. Elryk wyj�� sw�j runiczny miecz i po�o�y� go przed sob�. Obie d�onie trzyma� na r�koje�ci. - Powsta�, bezduszna kreaturo! - rozkaza�. Powoli, jakby w konwulsjach, potw�r podni�s� si� i stan�� sztywno niczym kuk�a. Jedn� �ap� wyci�gn�� w stron� Elryka, zasnute mg�� oczy patrzy�y gdzie� poza cz�owieka. - To wszystko by�o z g�ry zaplanowane - wyszepta�a bestia. - Nie my�l, �e uda ci si� uciec od twojego przeznaczenia, Elryku z Melnibon�. Jestem tworem Chaosu, to co zrobi�e� ze mn� zostanie pomszczone przez moich pan�w. - Jak? - Tw�j los jest ju� postanowiony. Nied�ugo b�dziesz wiedzia�. - Powiedz mi, trupie, dlaczego przybyli�cie porwa� moj� �on�. Kto was tu przys�a�? Dok�d j� zabrali�cie? - Trzy pytania, Elryku, wymagaj�ce trzech odpowiedzi. Wiesz, �e trup o�ywiony przy pomocy magii nie mo�e bezpo�rednio odpowiada� na pytania. - To wiem. Odpowiadaj wi�c tak jak umiesz. - S�uchaj zatem uwa�nie, bo mog� t� przepowiedni� wyrzec tylko raz. P�niej wr�c� do piekielnych otch�ani, gdzie butwiej�c, b�d� spokojnie zamienia� si� w nico��. S�uchaj: Poza oceanem bitwa wybuchnie Jeszcze dalej poleje si� krew Gdy krewny do��czy do Elryka (Nios�c bli�niaka miecza jego) Do miejsca gdzie ludzi ju� brak W kt�rym mieszka ten, kt�ry zginie Krwawa wymiana b�dzie zrobiona Elryka �ona zostanie zwr�cona. To rzek�szy, stw�r upad� na ziemi� i wi�cej si� nie poruszy�. Elryk podszed� do okna. Otworzy� okiennice. Jakkolwiek przyzwyczajony do zagadkowych wierszy-przepowiedni, ten musia� uzna� za szczeg�lnie trudny do rozwik�ania. P�on�ce sitowie zatrzeszcza�o, dym si� rozwia�, gdy �wiat�o dzienne wpad�o do pokoju. - "Poza oceanem"... Jest wiele ocean�w. Kr�l schowa� miecz do pochwy i po�o�y� si� na ��ku, �eby przemy�le� to, co powiedzia� trup. W ko�cu po d�ugich minutach rozmy�lania Elryk przypomnia� sobie :o�, co us�ysza� od podr�nika, kt�ry przyby� tu z pa�stwa Tarkesh, znajduj�cego si� na Zachodnim Kontynencie. Podr�nik opowiedzia� mu o niezgodzie wzbieraj�cej mi�dzy krajem Dharijor i innymi pa�stwami Zachodu. Dharijor �ama� wszystkie traktaty, kt�re zawar� z s�siadami, a teraz podpisa� nowy uk�ad z Teokrat� z Pan Tang. Pan Tang by� diabelsk� wysp� zdominowan� przez z�ych czarnoksi�nik�w. To w�a�nie stamt�d pochodzi� najdawniejszy wr�g Elryka, Theleb K'aarna. Stolic� Pan Tang by�o Hwamgaarl, zwane r�wnie� Miastem Krzycz�cych Pos�g�w. Do niedawna jego mieszka�cy mieli niewiele kontakt�w ze �wiatem zewn�trznym. Jagreen Lern by� nowym, ambitnym Teokrat�. Jego przymierze z Dharijorem mog�o oznacza�, �e zbiera� pot�g� wi�ksz� ni� pa�stwa M�odych Kr�lestw. Podr�nik doda�, �e walki mog�y wybuchn�� lada moment, poniewa� wszystko �wiadczy�o o tym, i� Dharijor i Pan Tang zawar�y przymierze wojenne. Teraz, kiedy je sobie przypomnia�, po��czy� te informacje z najnowszymi wiadomo�ciami. Kr�lowa Yishana z Jharkoru, kr�lestwa s�siaduj�cego z Dharijorem, zwerbowa�a na pomoc Dyvima Slorma i jego imrryria�skich najemnik�w. A Dyvim Slorm by� jego jedynym krewnym. To znaczy�o, �e Jharkor gotowa� si� do walki przeciwko Dharijorowi. Te dwa fakty ��czy�y si� logiczne z przepowiedni� i nie mo�na by�o ich zignorowa�. Tak rozmy�laj�c, Elryk zacz�� przygotowywa� si� do podr�y. Musia� jecha� do Jharkoru i to szybko, poniewa� tam spotka swojego pobratymca. Wszystko wskazuje, �e tam w�a�nie rozegra si� wkr�tce wielka bitwa. Jednak perspektywa podr�y, kt�ra zabierze wiele tygodni, w ci�gu kt�rych nie b�dzie mia� �adnych wiadomo�ci o swojej �onie, by�a przyczyn� lodowatego b�lu wzbieraj�cego w jego sercu. - Nie czas teraz na �ale - powiedzia� wi�c sam do siebie i zasznurowa� sw�j czarny pikowany kaftan. -Dzia�anie, i to szybkie dzia�anie, jest wszystkim czego si� teraz po mnie oczekuje. Trzymaj�c miecz przed sob� zapatrzy� si� w dal. Potem powiedzia� z moc�: - Przysi�gam na Ariocha, �e ci, kt�rzy to zrobili, czy byli lud�mi, czy nie, b�d� cierpie� za swoje czyny. Wys�uchaj mnie, Ariochu! To jest moja przysi�ga! Ale jego s�owa pozosta�y bez odpowiedzi i Elryk uzna�, �e Arioch, W�adca Chaosu, jego demon-str�, tym razem nie us�ysza� go. Lub nie chcia� s�ysze�. Albinos wyszed� z cuchn�cej �mierci� komnaty. ROZDZIA� 2 W miejscu gdzie Pustynia Westchnie� styka�a si� z wod�, pomi�dzy Tarkesh, Dharijorem i Shazarem le�a�o Bia�e Morze. Wody te by�y zimne i nieprzyjazne, ale statki wybiera�y szlaki przebiegaj�ce w�a�nie t�dy. Kapitanowie woleli omija� Cie�nin� Chaosu, gdzie czyha�y na nich �miertelne niebezpiecze�stwa w postaci wiecznych sztorm�w i zamieszkuj�cych te wody potwor�w. Elryk z Melnibon� owini�ty w p�aszcz sta� na pok�adzie ilmiora�skiego szkunera. Wstrz�sany dreszczami spogl�da� na pokryte chmurami niebo. Kr�py m�czyzna z weso�ymi niebieskimi oczami szed� zataczaj�c si� mocno. W r�kach ni�s� kubek grzanego wina. Podszed� do Elryka i poda� mu nap�j. - Dzi�ki, kapitanie - powiedzia� albinos z wdzi�czno�ci� i wypi� troch� p�ynu. - Ile jeszcze czasu up�ynie, nim dobijemy do portu w Banarvie? Kapitan postawi� ko�nierz sk�rzanego kaftana, �eby os�oni� smag�� nie ogolon� twarz. - P�yniemy powoli, ale powinni�my zobaczy� p�wysep Tarkesh przed zachodem s�o�ca. - Banarva by�a jednym z wa�niejszych miast portowych Tarkesh. Kapitan opar� si� o reling. - Ciekaw jestem, jak d�ugo jeszcze po tycn wodach b�d� mog�y p�ywa� statki, skoro wybuch�a wojna pomi�dzy kr�lestwami Zachodu. W przesz�o�ci Dharijor i Pan Tang znane by�y ze swych wypraw pirackich. Za�o�� si�, �e pod p�aszczykiem wojennych dzia�a� rozszerz� teraz i t� dzia�alno��. Elryk przytakn�� niewyra�nie. Piraci nie byli jego najwi�kszym zmartwieniem. Po zej�ciu ze statku albinos wkr�tce przekona� si�, �e na obszarze M�odych Kr�lestw naprawd� rozszala�a si� wojna. Jedynym tematem kr���cych pog�osek i rozm�w sta�y si� wygrane bitwy i polegli wojownicy. Niewiele si� dowiedzia� z pogmatwanych plotek, m�wiono jednak, �e na ostateczn� walk� czas jeszcze nie nadszed�. Od gadatliwych Banarvan us�ysza� r�wnie�, �e na ca�ym Zachodnim Kontynencie zbiera�y si� wojska. Powiedziano mu, �e z Myyrrhn lecia�y oddzia�y skrzydlatych wojownik�w. Z Jharkoru w kierunku Dharijor �pieszy�y Bia�e Lamparty, gwardia przyboczna kr�lowej Yishany, a na ich spotkanie d��y� Dyvim Slorm i jego najemnicy. Dharijor by� najsilniejszym pa�stwem Zachodu, a Pan Tang jego pot�nym sojusznikiem, bardziej ze wzgl�du na wiedz� magiczn� mieszka�c�w ni� na ich liczb�. Drugim co do pot�gi pa�stwem by� Jharkor, ale ani on sam, ani razem z Tarkesh, Myyrrhn i Shazarem nie stanowi� przeszkody dla pot�gi zagra�aj�cej bezpiecze�stwu M�odych Kr�lestw. Przez ostatnie kilka lat Dharijor poszukiwa� mo�liwo�ci podboj�w i zawarto w po�piechu przymierze by przeszkodzi� temu, zanim b�dzie za p�no. Czy ten wysi�ek przyniesie jaki� pozytywny skutek, tego Elryk nie wiedzia� i ci, z kt�rymi rozmawia�, byli r�wnie niepewni. Na ulicach Banarvy panowa� t�ok, ci�gn�li przez miasto �o�nierze, t�oczy�y si� powozy, sz�y konie i wo�y. W porcie sta�o mn�stwo okr�t�w wojennych i ci�ko by�o znale�� kwater�, poniewa� wi�kszo�� zajazd�w i dom�w prywatnych zosta�a zarekwirowana przez armi�. Taka sytuacja panowa�a na ca�ym Zachodnim Kontynencie. Wsz�dzie wojownicy ostrzyli bro�, przywdziewali zbroje, dosiadali ci�kich bojowych rumak�w i pod jasnymi, at�asowymi sztandarami wyruszali, �eby zabija� i pl�drowa�. Bez cienia w�tpliwo�ci gdzie� tu natkn� si� na bitw�, o kt�rej by�a mowa w przepowiedni - rozmy�la� Elryk. Spr�bowa� na chwil� zapomnie� o dr�cz�cej potrzebie zdobycia jakiejkolwiek wiadomo�ci o Zarozinii i skierowa� sw�j wzrok ku zachodowi. Zwiastun Burzy wisia� u jego boku jak wielka kotwica. Elryk nienawidzi� go, cho� to w�a�nie miecz dostarcza� mu si�y �yciowej. Sp�dziwszy noc w Bananie, rankiem wynaj�� dobrego konia i wyruszy� do Jharkoru. Jecha� przez sponiewierany wojn� �wiat. Jego szkar�atne oczy p�on�y szalonym gniewem na widok absurdu niszczenia, kt�re ogl�da�. Wzbiera�a w nim nienawi�� gdy patrzy� na ludzi, zabijaj�cych si� z byle powodu. A przecie� wojna nie by�a mu obca, sam niegdy� pl�drowa� i zabija�, a jego miecz syci� si� duszami mordowanych wrog�w. I nie w tym rzecz, �e wsp�czu� gin�cym i nienawidzi� morderc�w. Sprawy zwyk�ych ludzi by�y zbyt ma�e, �eby si� nimi przejmowa�. Lecz na sw�j w�asny spos�b by� idealist�, cierpia�, gdy� sam ca�ym udr�czonym sercem pragn�� wewn�trznego spokoju i poczucia bezpiecze�stwa, oburza� si� widz�c bezsens wojny. Wiedzia�, �e jego przodkowie obserwowali z przyjemno�ci� potyczki mi�dzy M�odymi Kr�lestwami, obserwowali je z dystansu, uwa�aj�c, �e sami s� ponad emocje, jakim dawa�y si� ponosi� walcz�ce M�ode Kr�lestwa. Przez dziesi�� tysi�cy lat cesarze z Melnibon� rz�dzili tym �wiatem. By�a to rasa pozbawiona sumienia i zasad moralnych, nie odczuwaj�ca �adnej potrzeby usprawiedliwiania swoich podboj�w i swoich wrodzonych z�ych sk�onno�ci. Lecz Elryk, ostatni z rodu, by� inny. Okrutny, uprawia� czarn� magi� i nikomu nie wsp�czu�, by� jednak w stanie kocha� i nienawidzi�. To w�a�nie zdolno�� do gwa�townych uczu� i fakt, i� nie znajdowa� zrozumienia w�r�d swoich rodak�w, doprowadzi�y do zerwania z ojczyzn�. Wyruszy� w �wiat by por�wna� si� z nowymi lud�mi. Z powodu mi�o�ci i nienawi�ci powr�ci� i zem�ci� si� na swoim kuzynie Yyrkoonie. Yyrkoon niegdy� sprowadzi� na narzeczon� Elryka magiczny sen, i sam bezprawnie obj�� w�adz� na Smoczej Wyspie, ostatnim terytorium nale��cym do �wietlanego Imperium. W szale zemsty albinos przy pomocy floty pirat�w zr�wna� z ziemi� Imrryr, Miasto Sn�w, i zniszczy� na zawsze ras�, kt�ra je zbudowa�a. Niedobitki rozproszy�y si� po �wiecie, jako najemnicy sprzedaj�c si� temu, kto dawa� wy�sz� cen�. Mi�o�� i nienawi�� sprawi�y, �e Elryk zabi� Yyrkoona, kt�ry zas�u�y� na �mier�, i �e sta� si� zab�jc� niewinnej Cymoril. Mi�o�� i nienawi��. Te dwa uczucia unosi�y si� w jego duszy jak gryz�cy dym, taki sam jak ten wisz�cy teraz wok� w powietrzu, w�r�d kt�rego biegli ludzie uciekaj�c w panice na o�lep przed siebie, byle dalej od �o�nierzy Dharijoru, kt�rzy zapu�cili si� daleko w g��b Tarkesh. Wa��saj�ce si� oddzia�y nie napotyka�y prawie �adnego oporu, poniewa� g��wne si�y kr�l Hilran skoncentrowa� przed wielk� bitw� na p�nocy. Elryk jecha� teraz opodal Zachodnich Moczar�w i granicy Jharkoru. W lepszych czasach widzia�o si� tu krzepkich drwali i �niwiarzy, lecz dzi� plony by�y zniszczone, a lasy spalone. Droga wiod�a przez pogorzelisko, pod kopytami konia sucho trzaska�y osmalone resztki ga��zi, a kikuty drzew kontrastowa�y ostro rysowa�y si� na niespokojnym, szarym niebie. Elryk naci�gn�� kaptur na g�ow�, twarz okry� cie�. Zacz�o pada�. Krople b�bni�y po szkieletach drzew, wszystko ton�o w ponurej szaro�ci. Ulewie towarzyszy�o przygn�biaj�ce zawodzenie wiatru. Albinos mija� ruin� czego�, co zdawa�o si� by� niegdy� domem, lecz na wp� zapad�o w ziemi�, gdy nagle dobieg� go skrzekliwy okrzyk: - Elryku z Melnibon�! Zdziwiony, �e kto� go rozpozna�, odwr�ci� g�ow�. Na tle resztki �cian ujrza� posta� odzian� w �achmany, gestem przywo�uj�c� go do siebie. Zaintrygowany podjecha� bli�ej, lecz nie m�g� odgadn��, czy by� to m�czyzna, czy kobieta. - Sk�d znasz moje imi�? - Jeste� legend� w�r�d M�odych Kr�lestw. Kto by nie rozpozna� tej bladej twarzy i ci�kiego ostrza, kt�re nosisz u boku? - Mo�e i racja, ale mam wra�enie, �e musi tu by� co� wi�cej ni� przypadek. Kim jeste� i sk�d znasz Wysok� Mow� Melnibon�an? - Elryk rozmy�lnie u�ywa� pospolitej Wsp�lnej Mowy. - Powiniene� wiedzie�, �e ci kt�rzy uprawiaj� czarn� magi� u�ywaj� Szlachetnej Mowy ulubionej przez mistrz�w tej sztuki. Czy nie zechcia�by� by� moim go�ciem przez chwil�? Elryk spojrza� na ruder� i pokr�ci� g�ow�. By� wybredny, a ta chata nie przypomina�a pa�acu. Nieszcz�nik u�miechn�� si� i wykonawszy szyderczy uk�on, przeszed� na Wsp�ln� Mow�: - Wi�c wielmo�ny pan wzgardzi� moim ubogim domem. Ale czy on nie zadaje sobie pytania dlaczego ogie�, kt�ry szala� w tym lesie, nic mi nie zrobi�? - Tak, to rzeczywi�cie interesuj�ca zagadka - odpowiedzia� Elryk z namys�em. Czarownik podszed� bli�ej. - �o�nierze z Pan Tang przybyli nieca�y miesi�c temu. Byli to Szata�scy Je�d�cy ze swoimi my�liwskimi tygrysami, biegn�cymi obok nich. Zniszczyli plony, spalili nawet lasy, �eby ci, kt�rzy uciekli, nie mogli polowa� na zwierzyn� i zbiera� jag�d. Mieszka�em w tym lesie przez ca�e moje �ycie uprawiaj�c proste czary i jasnowidzenie na w�asne potrzeby. Gdy jednak zobaczy�em �cian� ognia, kt�ra zaraz mia�a mnie poch�on��, wykrzykn��em imi� demona, kt�re zna�em, a kt�rego wcze�niej nie odwa�y�bym si� wezwa�. Demon z Chaosu zjawi� si� na moje wezwanie. - Uratuj mnie - krzykn��em. - A co mi ofiarujesz w zamian? - zapyta� demon. - Cokolwiek zapragniesz - rzek�em. - Przeto przeka� t� wiadomo�� od moich pan�w - powiedzia�. - Kiedy zab�jca krewnych, znany jako Elryk z Melnibon�, przejedzie t�dy, powiedz mu, �e jest jeden z jego rasy, kt�rego zabi� nie mo�e. A znajdzie go w Sequaloris. Je�eli Elryk kocha swoj� �on�, niech powierzon� mu rol� dobrze zagra. �ona zostanie mu zwr�cona. Przekazuj� tak, jak przysi�g�em. - Dzi�ki - odpowiedzia� Elryk - ale co najpierw odda�e� w zamian za moc wezwania takiego demona? - Moj� dusz�, oczywi�cie. Ona i tak ju� by�a stara i niewiele warta. Piek�o nie mo�e by� gorsze od tego, co tu mamy. - Wi�c dlaczego nie sp�on��e� razem z lasem? Oszcz�dzi�by� swoj� dusz�. - Chc� �y� - odpowiedzia� nieszcz�nik, u�miechaj�c si� ponownie. - Och, �ycie jest dobre. Moje w�asne jest mo�e n�dzne, lecz �ycie dooko�a jest tym, co kocham. Ale nie b�d� zatrzymywa� ci�, panie, poniewa� masz wa�niejsze sprawy na g�owie. Jeszcze raz czarnoksi�nik pok�oni� si�, a Elryk odjecha� zaintrygowany, ale z nadziej� w sercu. Jego �ona wci�� �y�a i by�a bezpieczna. Jaka to krwawa wymiana musi nast�pi�, zanim zostanie mu zwr�cona? Brutalnie spi�� konia i pogalopowa� w stron� Se�ualoris. Przez zas�on� deszczu dolecia� go z ty�u drwi�cy, ohydny chichot. Cel sta� si� teraz wyra�niejszy, wi�c jecha� szybko, ostro�nie omijaj�c wa��saj�ce si� bandy naje�d�c�w, a� dotar� do miejsca, gdzie wypalone r�wniny zamienia�y si� w nietkni�te jeszcze ogniem wojny pola uprawne poros�e bujn� pszenic� w prowincji Sequa, le��cej w pa�stwie Jharkor. Min�� jeszcze jeden dzie� jazdy i Elryk wjecha� do Sequaloris, ma�ego miasta otoczonego murami. Tu zobaczy� przygotowania czynione przed wojn�, dosta� te� wiadomo�ci o wielkiej dla niego wadze. Imrryria�scy najemnicy pod przyw�dztwem Dyvima Slorma, kuzyna Elryka, syna Dyvima Tvara - przyjaciela albinosa, mieli przyby� nast�pnego dnia. Mi�dzy Elrykiem i najemnikami panowa� kiedy� pewien rodzaj wrogo�ci, poniewa� to albinos zmusi� ich do opuszczenia Miasta Sn�w, do �ycia na obczy�nie. Ale tamte czasy dawno min�y i w ci�gu dw�ch poprzednich spotka� on i Imrryrianie walczyli po tej samej stronie. Cesarz Melnibon� by� ich w�adc�, a wi�zy tradycji przetrwa�y w starej rasie. Teraz Elryk modli� si� do Ariocha, �eby Dyvim Slorm mia� jakie� wie�ci o miejscu pobytu Zarozinii. Nast�pnego dnia w po�udnie armia najemnik�w wjecha�a dumnie do miasta. Albinos spotka� ich u bramy. Imrryria�scy wojownicy byli ob�adowani �upami, znu�eni d�ug� jazd�. Zanim zostali wezwani przez Yishan�, pl�drowali Shazar, le��ce niedaleko Mglistych Moczar�w. Ci sko�noocy wojownicy o spiczastych twarzach i wystaj�cych ko�ciach policzkowych r�nili si� od innych ras. Byli wysmukli, z d�ugimi, mi�kkimi jasnymi w�osami sp�ywaj�cymi na ramiona. Ich ozdoby pochodzi�y z grabie�y, niekt�re za� jeszcze z Melnibon�. Na iskrz�cych si� z�otem okryciach pobrz�kiwa�y niebieskie i zielone, misternej roboty metalowe naszyjniki o zawi�ych wzorach. W r�kach trzymali lance z d�ugimi grotami, a przy boku mieli zawieszone smuk�e miecze. Siedzieli wynio�le w siod�ach, przekonani o swojej wy�szo�ci nad innymi �miertelnikami, i tak jak Elryk byli nieludzcy w swojej nieziemskiej urodzie. Albinos wyjecha� na spotkanie Dyvima Slorma. Jego ciemny str�j kontrastowa� z jasnym ubiorem Imrryrian. Mia� na sobie sk�rzan� pikowan� kurt� o wysokim ko�nierzu, przepasan� szerokim, prostym pasem, przy kt�rym wisia�y sztylet i Zwiastun Burzy. Jego mlecznobia�e w�osy przytrzymywa�a czarna, spi�owa opaska, r�wnie� bryczesy by�y koloru czarnego. Ciemne barwy silnie podkre�la�y niezwyk�� biel sk�ry i szkar�at oczu. Dyvim Slorm pok�oni� si� w siodle okazuj�c niewielkie zdziwienie. - Kuzyn Elryk. Czyli omen by� prawdziwy. - Jaki omen, Dyvimie Slormie? - Sok�. To ptak twojego imienia, o ile pami�tam. By�o w zwyczaju Melnibon�an identyfikowa� nowo narodzone dzieci z ptakami. I tak Elryk by� soko�em, ptakiem drapie�nym. - Co on ci powiedzia�, kuzynie? - zapyta� Elryk skwapliwie. - Przekaza� mi zagadkow� wiadomo��. Pojawi� si�, ledwo opu�cili�my Mgliste Moczary, usiad� mi na ramieniu i przem�wi� ludzkim g�osem. Powiedzia�, �ebym jecha� do Sequaloris, gdzie spotkam mojego kr�la. Z Sequaloris wyruszymy razem, by po��czy� si� z armi� Yishany i bitwa, wygrana czy przegrana, poka�e nam kierunek naszej dalszej drogi. Czy rozumiesz co� z tego, kuzynie? - Cz�� - Elryk zmarszczy� brwi. - Ale teraz chod�, mam dla ciebie miejsce w zaje�dzie. Opowiem ci wszystko przy winie, je�eli w tym miejscu mo�na jeszcze znale�� porz�dne wino. Potrzebuj� pomocy, kuzynie, tyle pomocy ile mog� zdoby�, poniewa� Zarozinia zosta�a uprowadzona przez nadprzyrodzone si�y i mam uczucie, �e to porwanie i wojny s� tylko elementami wi�kszej rozgrywki. - Wi�c szybko do zajazdu. Rozbudzi�e� moj� ciekawo��. Ta sprawa staje si� coraz bardziej interesuj�ca. Najpierw soko�y i omeny, teraz porwania i walka! Co jeszcze, ciekaw jestem, mo�e nas spotka�? Ruszyli do zajazdu, Elryk, Dyvim Slorm i Imrryrianie, ledwie setka wojownik�w, lecz zaprawionych w bojach i ci�kim �yciu. Kiedy przybyli na miejsce, Elryk opowiedzia� o wszystkim. Dyvim Slorm, wypiwszy troch� wina, postawi� czark� delikatnie na stole i zmarszczy� czo�o. - Czuj� w ko�ciach, �e zn�w jestem tylko marionetk� w jakiej� walce pomi�dzy Bogami. Najprawdopodobniej nie zobaczymy wiele z tej wojny, no, mo�e kilka mniej wa�nych epizod�w. - Mo�e i tak - odpowiedzia� Elryk niecierpliwie - ale ogarnia mnie gniew na my�l, �e mnie w to wpl�tano i ��dam uwolnienia mojej �ony. Nie mam poj�cia dlaczego my dwaj musimy si� o ni� targowa�, ani nie zgaduj�, co takiego mamy, czego po��daj� porywacze. Je�li jednak omeny zosta�y wys�ane przez te same si�y, to najlepiej je�eli zrobimy tak, jak nam powiedziano. Przynajmniej na razie, dop�ki nie rozeznamy si� bardziej w tej sprawie. Wtedy mo�e b�dziemy mogli dzia�a� wedle naszej w�asnej woli. - To jest rozs�dne - przytakn�� Dyvim Slorm. - Jestem z tob�. - U�miechn�� si� i doda�: - Czy to mi si� podoba, czy nie. - Gdzie si� znajduj� g��wne si�y Dharijoru i Pan Tang? S�ysza�em, �e si� zbieraj�? - zapyta� Elryk. - Ju� si� zebra�y i podchodz� coraz bli�ej. Nadchodz�ca bitwa zdecyduje, kto b�dzie rz�dzi� zachodnim l�dem. Stoj� po stronie Yishany, nie tylko ze wzgl�du na to, �e nas wezwa�a do pomocy. Czuj�, �e je�li zdegenerowani w�adcy Pan Tang podbij� te narody, zapanuje tu tyrania, kt�ra zagrozi bezpiecze�stwu ca�ego �wiata. To smutne, �e Melnibon�anin musi martwi� si� takimi sprawami-u�miechn�� si� ironicznie. - Tak swoj� drog� to ich nie lubi�, tych w�adaj�cych magi� parweniuszy, kt�rzy chc� na�ladowa� �wietlane Imperium. - Racja - przytakn�� Elryk. - Ci z Pan Tang to wyspiarze, tak jak my. S� czarnoksi�nikami i wojownikami, tak jak nasi przodkowie. Ale ich magia jest wypaczona. Nasi przodkowie pope�niali straszliwe czyny, kt�re dla nich jednak by�y czym� naturalnym. Ci nowo przybyli s� bardziej ludzcy ni� my, ale oni wyzbyli si� sumienia, podczas gdy my nigdy go nie posiadali�my. Nie b�dzie jeszcze jednego �wietlanego Imperium, ani te� ich kultura nie przetrwa dziesi�ciu tysi�cy lat. Nasta� nowy czas, Dyvimie Slormie, wszystko si� zmienia. Czas subtelnej magii ust�puje miejsca nowym sposobom ujarzmiania si� natury. - Nasza wiedza jest staro�ytna - przytakn�� Dyvim. - I wydaje mi si�, �e ju� zbyt stara i niewiele ma wsp�lnego z dzisiejszymi czasami. Nasze my�lenie pasuje do przesz�o�ci - Chyba masz racj� - powiedzia� Elryk, kt�rego pomieszane uczucia nie pasowa�y ani do przesz�o�ci, ani do tera�niejszo�ci, ani do przysz�o�ci. - Tak powinno by�, jeste�my tu�aczami, bo nie ma dla nas miejsca na tym �wiecie. Byli w nie najlepszym nastroju. Pili w ciszy, rozmy�laj�c o r�nych sprawach. Jednak mimo wszystko my�li Elryka wci�� wraca�y do Zarozinii i czu� rosn�cy strach przed tym, co mo�e si� �onie przytrafi�. Jej niewinno��, s�abo�� i m�odo�� by�y, przynajmniej w jakim� stopniu, jego zbawieniem. Jego opieku�cza mi�o�� do niej powstrzyma�a go od rozmy�lania nad swoim w�asnym zgubnym losem, a jej towarzystwo �agodzi�o stany melancholii. Wci�� s�ysza� dziwn� przepowiedni� wyg�oszon� przez martwego potwora. Bezsprzecznie wspomina�a o wojnie, a i sok�, kt�rego spotka� Dyvim Slorm, te� m�wi� o walce. Z pewno�ci� nadchodz�ca bitwa pomi�dzy si�ami Yishany i armi� Sarosta z Dharijoru i Jagreena Lerna z Pan Tang by�a tym, co zapowiada�y omeny. Je�eli mia� odnale�� Zarozini�, musia� pojecha� z Dyvimem Slormem i wzi�� udzia� w walce. I chocia� m�g� zgin��, najlepiej b�dzie, gdy zrobi tak, jak podpowiadaj� wszystkie znaki. W innym przypadku mo�e straci� nawet najmniejsz� szans� na zobaczenie Zarozinii. Odwr�ci� si� do kuzyna. - Wyrusz� jutro razem z tob� i u�yj� swojego ostrza w walce. Czuj� te�, �e Yishanie potrzebny b�dzie ka�dy wojownik. - Stawk� jest nie tylko nasz los, ale losy ca�ych narod�w - zgodzi� si� Dyvim Slorm. ROZDZIA� 3 Dziesi�ciu straszliwych rycerzy mkn�o w ��tych rydwanach w d� czarnej g�ry, kt�ra rzygaj�c niebieskim i szkar�atnym ogniem, trz�s�a si� w przed�miertnych spazmach. W podobny spos�b na ca�ej planecie si�y natury budzi�y si� ze snu i dawa�y zna� o fakcie, z kt�rego znaczenia niewielu zdawa�o sobie spraw�: Ziemia si� zmienia�a. Dziesi�ciu wiedzia�o, dlaczego tak si� dzieje, wiedzieli r�wnie� o Elryku i to, w jaki spos�b ich wiedza ��czy si� z jego �yciem. Wiecz�r mia� kolor jasnej purpury, a krwistoczerwona tarcza s�o�ca wisia�a nad g�rami. Lato zbli�a�o si� ku ko�cowi. Dymi�ca lawa sp�ywa�a w doliny, po�era�a chaty pokryte s�omianymi strzechami. Sepiriz, jad�cy w pierwszym rydwanie, widzia� wie�niak�w uciekaj�cych jak mr�wki, kt�rych mrowisko zosta�o rozniesione przez jakiego� giganta. Odwr�ci� si� do b��kitnego rycerza i u�miechn�� si�. - Patrz jak uciekaj� - powiedzia�. - Patrz jak uciekaj�, bracie. Ale� ten widok podnosi na duchu! Takie dzia�aj� tu si�y! - To dobrze, �e zbudzili�my si� w tym czasie! - zgodzi� si� jego brat, przekrzykuj�c grzmot wulkanu. Po chwili u�miech znikn�� z twarzy Sepiriza, a jego oczy zw�zi�y si�. Smagn�� grubym biczem rumaki, a� ich boki zaczerwieni�y si� krwi�, i rydwan potoczy� si� jeszcze szybciej w d� stromej g�ry. W wiosce kto� zauwa�y� Dziesi�ciu i krzykn�� trwo�nie: - Ogie� wygna� ich z g�ry! Ratuj si�, kto mo�e! Rycerze z wulkanu obudzili si� i nadje�d�aj�. Dziesi�ciu rycerzy, tak jak m�wi przepowiednia. To koniec �wiata! - W tym momencie wulkan trysn�� gor�cymi od�amkami ska� i p�on�c� law�, zabijaj�c nieszcz�nika. Jego �mier� by�a niepotrzebna, poniewa� dla Dziesi�ciu ani on, ani inni wie�niacy nie mieli �adnego znaczenia. Kopyta koni zadudni�y na brukowanej ulicy, gdy Sepiriz i jego bracia pop�dzili przez wiosk�, zostawiaj�c w tyle rycz�c� g�r�. - Do Nihrain! - krzykn�� Sepiriz. - Musimy si� �pieszy�, bracia, bo mamy wa�ne zadanie przed sob�. Miecz musi by� przyniesiony z Otch�ani i dwaj m�owie musz� by� znalezieni, �eby zanie�� go do Xanyaw! Rado�� przepe�ni�a Sepiriza, gdy poczu�, �e ziemia si� trz�sie i gdy us�ysza� za plecami g�uchy grzmot wypluwanych ska�, huk ognia. Jego czarne cia�o b�yszcza�o czerwieni� p�on�cych dom�w. Konie ci�gn�y rydwan w dzikim p�dzie i wydawa�o si�, �e kopyta nie dotykaj� ziemi. Mo�e rzeczywi�cie tak by�o, poniewa� rumaki z Nihrain r�ni�y si� od ziemskich zwierz�t. Z ogromn� pr�dko�ci� wpadli do w�wozu i ju� po chwili wspinali si� po stromej g�rskiej �cie�ce, spiesz�c do Otch�ani w Nihrain, staro�ytnego domu Dziesi�ciu, w kt�rym ostatni raz byli przed dwoma tysi�cami lat. Ponownie Sepiriz wybuchn�� �miechem. Na nim i jego braciach ci��y�a straszliwa odpowiedzialno��. Nie b�d�c pod wp�ywem w�adzy ludzi ani Bog�w byli rzecznikami samego Przeznaczenia i z tego wzgl�du posiadali wielk� wiedz� w swoich nie�miertelnych umys�ach. Przez wieki spali w g�rskiej komnacie, tu� obok drzemi�cego serca wulkanu. Nie l�kali si� o �ycie, poniewa� ani mr�z, ani �ar nie mog�y im zaszkodzi�. Tryskaj�ce teraz ska�y zbudzi�y ich i wiedzieli, �e nadszed� czas. Czas, na kt�ry czekali przez milenia. Dlatego w�a�nie Sepiriza ogarn�a taka rado��. W ko�cu jemu i jego braciom pozwolono wype�ni� ostateczne zadanie. To wymaga�o r�wnie� udzia�u dw�ch Melnibon�an, dw�ch spadkobierc�w kr�lewskiej linii �wietlanego Imperium; dw�ch, kt�rzy prze�yli. Sepiriz wiedzia�, �e ci dwaj musieli �y�, inaczej plan Przeznaczenia by�by niemo�liwy do zrealizowania. Na Ziemi istnieli jednak i tacy, kt�rzy mieli na swe rozkazy tak wielk� pot�g�, �e mogli oszuka� Przeznaczenie, ich s�udzy byli wsz�dzie, a zw�aszcza w�r�d nowej rasy ludzi, ale nie tylko ludzie im s�u�yli, upiory i demony r�wnie� by�y na ich rozkazy. To sprawia�o, �e zadanie Dziesi�ciu by�o trudniejsze. Ale teraz do Nihrain! Do Nihrain, by sple�� nitki Przeznaczenia w doskona�� sie�. Czasu by�o niewiele i szybko ucieka�. I Czas Niepoj�ty by� panem wszystkiego... Namioty kr�lowej Yishany i jej sojusznik�w sta�y ciasno zgrupowane w pobli�u �a�cucha ma�ych zalesionych pag�rk�w. Z daleka drzewa stanowi�y niez�� os�on�, a �adne ognisko nie zdradza�o obozu. R�wnie� wszelkie odg�osy w�a�ciwe zgromadzeniu wielkiej armii wyciszono, jak tylko to by�o mo�liwe. Szpiedzy na koniach je�dzili tam i z powrotem, donosz�c o pozycjach nieprzyjaciela i mieli oczy i uszy otwarte. Elryk i Imrryrianie nie zostali zatrzymani, kiedy wje�d�ali do obozu, poniewa� �atwo by�o rozpozna� albinosa i jego ludzi. Wiedziano te�, �e straszni melnibon�a�scy najemnicy przybyli Yishanie z pomoc�. - Najlepiej b�dzie je�eli natychmiast z�o�� pok�on kr�lowej Yishanie przez wzgl�d na nasz stary zwi�zek - powiedzia� Elryk do Dyvima - ale nie chc�, �eby wiedzia�a o uprowadzeniu mojej �ony, bo mog�aby chcie� mnie zatrzyma�. Powiem jej, �e zjawi�em si� tu ze wzgl�du na nasz� przyja��. Dyvim Slorm przytakn�� i zaj�� si� rozstawianiem obozu. Jego kuzyn poszed� do namiotu Yishany, w kt�rym kr�lowa oczekiwa�a go z niecierpliwo�ci�. Wzrok mia�a zamglony, jej zmys�owa twarz nosi�a ju� pierwsze oznaki starzenia si�. D�ugie czarne w�osy mi�kko uk�ada�y si� wok� twarzy. Mia�a du�e piersi, a jej biodra zdawa�y si� szersze, ni� Elryk pami�ta�. Siedzia�a na mi�kko obitym krze�le, st� przed ni� by� zarzucony mapami wojennymi, pergaminami i przyborami do pisania. - Witaj, Wilku - powiedzia�a z p�u�miechem, jednocze�nie sardonicznym i prowokuj�cym. Moje stra�e donios�y o waszym przyje�dzie. To mi�o z twojej strony. Czy�by� zostawi� now� �on� i powr�ci� do subtelniejszych przyjemno�ci? - Nie - odpowiedzia�. Zdj�� ci�ki podr�ny p�aszcz i rzuci� go na �aw�. - Witaj, Yishano. Nic si� nie zmieni�a�. Podejrzewam, �e Theleb K'aarna da� ci si� napi� napoju Wiecznego �ycia, zanim go zabi�em. - Mo�e i da�. Jak si� uk�ada twoje ma��e�stwo? - Dobrze - odpowiedzia�, a ona przysun�a si� do niego, a� poczu� ciep�o jej cia�a. - No, teraz ja jestem zawiedziona - u�miechn�a si� ironicznie i wzruszy�a ramionami. Byli kochankami przy r�nych okazjach, pomimo �e Elryk by� cz�ciowo odpowiedzialny za �mier� jej brata w czasie najazdu na Imrryr. �mier� Darmita z Jharkoru zaprowadzi�a j� na tron, ale �e Yishana by�a ��dna w�adzy, �mier� brata nie bardzo j� martwi�a. Elryk jednak nie mia� zamiaru odnawia� ich stosunk�w i dlatego od razu przeszed� do omawiania spraw zwi�zanych ze zbli�aj�c� si� bitw�. - Widz�, �e jeste� przygotowana na co� wi�cej ni� zwyk�� potyczk� - powiedzia�. - Jakimi si�ami rozporz�dzasz i jakie s� twoje szans� na zwyci�stwo? - Mam Bia�e Lamparty - odpowiedzia�a. - Pi�ciuset doborowych wojownik�w, kt�rzy potrafi� biec tak szybko jak konie i s� silni jak g�rskie koty, i okrutni jak ��dne krwi rekiny. S� stworzeni do zabijania i tylko to jedno znaj�. Mam jeszcze inne oddzia�y, piechot�, kawaleri�. Najlepsza kawaleria jest z Shazaru, dzicy je�d�cy, ale zdyscyplinowani i przebiegli w walce. Tarkesh przys�a� mniej ludzi, poniewa� kr�l Hilran potrzebowa� wojownik�w do obrony swoich po�udniowych granic. W sumie z Tarkesh przyby�o oko�o tysi�ca pi��dziesi�ciu �o�nierzy piechoty i oko�o dwustu konnych. Razem mo�emy mie� na polu bitwy nie mniej ni� sze�� tysi�cy wyszkolonych �o�nierzy. Ch�opi i niewolnicy te� wezm� udzia� w walce, lecz pos�u�� tylko za mi�so armatnie i zgin� na pocz�tku bitwy. Elryk przytakn��. To by�a zwyk�a taktyka wojenna. - A co wiesz o wrogu? - My mamy wi�cej wojska, a oni maj� Szata�skich Je�d�c�w i my�liwskie tygrysy. Maj� te� jakie� bestie ukryte w klatkach, nie wiemy jednak co to jest. - S�ysza�em, �e ludzie z Myyrrhn te� nadci�gaj�. A skoro opu�cili swoje g�rskie gniazda, musi to by� dla nich bardzo wa�ne. - Je�eli przegramy t� bitw� - powiedzia�a ze smutkiem w g�osie - to Chaos z �atwo�ci� poch�onie Ziemi� i b�dzie ni� rz�dzi�. Ka�da wyrocznia st�d do Shazaru m�wi to samo: Jagreen Lern jest jedynie narz�dziem w r�kach nadprzyrodzonych si� i pomagaj� mu W�adcy Chaosu. Elryku, nie walczymy tylko o nasze ziemie, ale o ca�� ludzk� ras�! - Wi�c miejmy nadziej�, �e wygramy - odpowiedzia�. Melnibon�anin sta� w�r�d kapitan�w, dokonuj�cych przegl�du armii. Wysoki, pewny siebie Dyvim Slorm by� obok niego, z�ota koszula wisia�a lu�no na szczup�ym ciele W�adcy Smok�w. Patrzyli na �o�nierzy zaprawionych w wielu pomniejszych kampaniach; odzianych w grube zbroje niskich, ciemnosk�rych wojownik�w z Tarkesh o czarnych naoliwionych brodach i w�osach. Przybyli r�wnie� p�nadzy skrzydlaci wojownicy z Myyrrhn o jastrz�bich twarzach. Ich ogromne skrzyd�a by�y z�o�one na plecach, wzrok mieli ponury, stali spokojnie dostojni, ma�om�wni. Byli te� dow�dcy Shazarian, w szarych, br�zowych i czarnych kurtach oraz w zbrojach koloru rdzy. Razem z nimi sta� kapitan Bia�ych Lampart�w, d�ugonogi, pot�ny m�� z jasnymi w�osami zwi�zanymi w w�ze� z ty�u g�owy. By� albinosem jak Elryk, gwa�townym, gotowym do walki. Na jego srebrnej zbroi b�yszcza� wymalowany herb Lampart�w. Czas bitwy si� zbli�a�. I w szarym �wietle poranka dwie armie ruszy�y, podchodz�c z dw�ch ko�c�w szerokiej doliny, otoczonej po bokach niskimi zalesionymi wzg�rzami. Armia z Pan Tang i Dharijoru run�a jak czarna fala przyp�ywu. Elryk, wci�� bez zbroi, sta� jeszcze i patrzy�. Jego ko� ta�czy� pod nim niespokojnie gryz�c w�dzid�o. Dyvim Slorm, stoj�cy obok, wskaza� na co� i powiedzia�: - Patrz, tam s�! Sarosto po lewej i Jagreen Lern po prawej! Kr�l Sarosto i jego chudy sojusznik o orlim nosie, Jagreen Lern, jechali na czele swojej armii. Nad ich g�owami powiewa�y ciemne jedwabne sztandary. Jagreen Lern mia� na sobie b�yszcz�c� szkar�atem zbroj�, kt�ra wydawa�a si� rozgrzana do czerwono�ci i mo�e rzeczywi�cie by�a. Na he�mie mia� herb Trytona, rzekomy dow�d pokrewie�stwa z morskimi lud�mi. Zbroja Sarosta by�a matowa, koloru ciemno��tego, ozdobiona Gwiazd� z Dharijor, nad kt�r� widnia� Rozdwojony Miecz; m�wi�o si�, �e nale�a� do przodka Sarosta, Atarna Budowniczego. Za nimi, wyr�niaj�c si� z ca�ej armii, jechali Szata�scy Je�d�cy z Pan Tang. Za wierzchowce s�u�y�y im sze�cionogie gady, wyhodowane przy pomocy magii. Ciemnosk�rzy m�owie o zamy�lonych twarzach i ods�oni�tych brzuchach trzymali w r�kach zakrzywione szable. Mi�dzy nimi bieg�a ponad setka tygrys�w my�liwskich, wytresowanych jak psy, z wystaj�cymi k�ami, z pazurami, kt�re mog�y rozerwa� cz�owieka na strz�py jednym poci�gni�ciem. Na samym ko�cu Elryk zauwa�y� wierzcho�ki tajemniczych klatek. Jakie nieznane bestie si� w nich znajduj�? W tym momencie Yishana da�a rozkaz do ataku. Chmura strza� przelecia�a z grzechotem nad g�ow� Elryka, gdy poprowadzi� pierwsze oddzia�y piechoty przeciwko nieprzyjacielskiej armii. Czu� si� rozgoryczony, �e zmuszono go do ryzykowania �ycia, ale je�eli kiedykolwiek mia� zobaczy� Zarozini�, musia� dobrze odegra� narzucon� rol� i modli� si�, �eby prze�y�. Za piechot� pod��y� g��wny oddzia� kawalerii. Mia� on za zadanie chroni� skrzyd�a i okr��y� wroga. Z jednej strony jechali Imrryrianie, odziani w jasne stroje i Shazarianie w br�zowych zbrojach. Z drugiej strony - niebiesko zbrojni Tarkeshyci, z iskrz�cymi si� czerwieni� pi�ropuszami i opuszczonymi lancami oraz odziani w z�ote zbroje Jharkorianie z obna�onymi mieczami. W �rodku falangi prowadzonej przez Elryka bieg�y Bia�e Lamparty, a ich kr�lowa jecha�a pod sztandarem tu� za pierwsz� falang�, prowadz�c batalion rycerzy. Ruszyli w d� na nieprzyjaciela, kt�rego strza�y lecia�y do g�ry i opadaj�c napotyka�y metalowe he�my lub wbija�y si� w mi�kkie cia�a. W ciszy poranka rozbrzmia�y okrzyki wojenne, gdy wojownicy zbiegli ze zbocza i natarli na wroga. Elryk star� si� z chudym Jagreenem Lernem, ten os�oni� si� tarcz� przed uderzeniem Zwiastuna Burzy i albinos poj��, �e rozpalony do czerwono�ci metal jest odporny na ciosy czarodziejskiej broni. Kiedy Jagreen Lern rozpozna� przeciwnika, jego twarz wykrzywi� z�o�liwy grymas. - Powiedziano mi, �e tu b�dziesz, Bladolicy. Znam ci�, Elryku, i znam r�wnie� twoje przeznaczenie! - Wydaje mi si�, �e zbyt wielu ludzi zna moj� przysz�o�� lepiej ode mnie - odpowiedzia� albinos. Ale zanim ci� zabij�, mo�e wydob�d� od ciebie ten sekret. - O, nie! Tego nie ma w planie moich w�adc�w. - Ale jest w moim! Elryk uderzy� ponownie, lecz jeszcze raz Czarny Miecz odskoczy� z okrzykiem z�o�ci. Odczu� jak ostrze porusza si� w jego d�oni i pulsuje z zawodu, poniewa� wykuty w piekle miecz z �atwo�ci� przecina� ka�dy metal, bez wzgl�du na to, jak dobrze by� zahartowany. Ku zdziwieniu Elryka Jagreen Lern, b�d�c w dogodnej pozycji, zamiast na niego, zamachn�� si� na nieos�oni�t� g�ow� jego konia. Albinos gwa�townie poci�gn�� za wodze, �eby unikn�� uderzenia. Odjecha� i natar� ponownie, mierz�c czubkiem miecza w brzuch przeciwnika. Zwiastun Burzy zawy� z w�ciek�o�ci, nie mog�c przek�u� zbroi Jagreena Lerna. A tymczasem ogromny top�r wojenny Teokraty uderzy� po raz wt�ry. Uderzenie by�o tak silne, �e Elryk prawie spad� z konia, gdy Czarnym Mieczem zablokowa� cios. Jedna noga wysun�a mu si� ze strzemienia. Za nast�pnym ci�ciem Lern zdo�a� rozp�ata� na dwoje g�ow� rumaka, z kt�rej trysn�a zmieszana z m�zgiem krew. Elryk run�� na ziemi�, lecz nie zwa�aj�c na b�l podni�s� si� szybko i przygotowa� na nast�pny cios. Ku jego zdziwieniu napastnik zawr�ci� swojego konia i skierowa� si� w �rodek walki. - Przykro mi, ale nie ja mam odebra� ci �ycie, Bladolicy, to jest przywilej innych mocy! Jednak je�eli my wygramy, a ty prze�yjesz, by� mo�e ci� odszukam. Nie b�d�c w stanie zrozumie�, co si� sta�o, Elryk zacz�� rozpaczliwie rozgl�da� si� za nowym koniem. Po chwili ujrza� to, czego szuka�. Nie opodal, troch� z boku, wa��sa� si� samotny dharijoria�ski rumak w poszczerbionym, czarnym pancerzu. Szybko z�apa� wodze konia i osadziwszy go na miejscu zwinnie wspi�� si� na siod�o. Nie by�o ono przystosowane dla je�d�ca bez zbroi; stoj�c w strzemionach albinos wr�ci� w wir walki. Torowa� sobie drog� przez zast�py nieprzyjaci�. Ci�� mieczem to Szata�skiego Je�d�ca, to my�liwskiego tygrysa, skacz�cego na niego z obna�onymi k�ami, to przepi�knie opancerzonego dow�dc� z Dharijor, to dw�ch pieszych �o�nierzy, atakuj�cych go halabardami. Jego ko� pr�bowa� stawa� d�ba, lecz Elryk desperacko zmusza� go do galopu w stron� sztandaru Yishany, p�ki nie zauwa�y� jednego z herold�w. Armia kr�lowej dobrze si� spisywa�a, ale jej szyk zosta� z�amany. Dla wi�kszej skuteczno�ci trzeba by�o go sformowa� na nowo. - Tr�bi� sygna� Zbi�rki Kawalerii! - wrzasn�� Elryk. - Tr�bi� rozkaz dla kawalerii! Okrzyk Elryka odwr�ci� uwag� m�odego herolda, odpieraj�cego w�a�nie atak dw�ch Szata�skich Je�d�c�w, kt�rzy korzystaj�c z nieuwagi ch�opca zaszlachtowali go na �mier�. Przeklinaj�c Elryk podjecha� bli�ej i ci�� jednego z Je�d�c�w w g�ow�. Rycerz spad� z konia w zryt� kopytami ziemi�. Drugi zd��y� si� tylko odwr�ci�, gdy dosi�g�o go ostrze rycz�cego ze szcz�cia Zwiastuna Burzy. Miecz zabijaj�c rycerza wys�czy� z cia�a jego dusz�. Elryk zerwa� r�g z szyi herolda, kt�rego poci�te cia�o wci�� trzyma�o si� w siodle i zagra� Sygna� Zbi�rki Kawalerii. K�tem oka dostrzeg�, �e jego rycerze zawracaj�. Zauwa�y� te�, �e je�dziec trzymaj�cy jasny sztandar Jharkoru zosta� zabity. Podjecha� do trupa i przej�wszy proporzec, spr�bowa� zebra� kawaleri�. Powoli resztki rozbitej armii zebra�y si� wok� niego. Wtedy Elryk zrobi� jedyn� rozs�dn� rzecz, kt�ra mog�a jeszcze przynie�� im zwyci�stwo: wzi�� przebieg bitwy w swoje r�ce. Zagra� przeci�g�� zawodz�c� nut�. W odpowiedzi us�ysza� trzepot ci�kich skrzyde� wojownik�w z Myyrrhn, wznosz�cych si� do walki. Widz�c to, nieprzyjaciel wypu�ci� ze swoich tajemniczych klatek co�, co wyrwa�o z piersi Elryka krzyk rozpaczy. Wpierw da�o si� s�ysze� dziwne pohukiwanie, a nast�pnie ukaza�o si� stado olbrzymich s�w, uwa�anych za wymar�e nawet w Myyrrhn, miejscu ich pochodzenia. Nieprzyjaciel przygotowa� si� na atak z powietrza i jakim� nieznanym sposobem wyhodowa� odwiecznych wrog�w ludzi z Myyrrhn. Lecz skrzydlaci wojownicy nie przej�li si� tym przeciwnikiem i zaatakowali ogromne ptaki d�ugimi dzidami. Na walcz�cych na ziemi opad� deszcz krwi i pi�r, a potem z nieba run�y na nich cia�a ludzi i ptak�w, grzebi�c pod sob� je�d�c�w i piechot�. Pomimo zamieszania, Elryk wraz z Bia�ymi Lampartami utorowa� sobie drog�, by po��czy� si� z Dyvimem Slormem i jego Imrryrianami, niedobitkami tarkeshyckiej kawalerii i setk� Shazarian. Spojrzawszy w niebo przekona� si�, �e wi�kszo�� s�w zosta�a zabita, lecz ocala�a ledwie garstka wojownik�w z Myyrrhn. Zrobiwszy wszystko, co mogli, kr��yli teraz w k�ko. Widz�c beznadziejno�� dalszej walki, przygotowywali si� do opuszczenia pola bitwy. Elryk krzykn�� do Dyvima, gdy ich oddzia�y si� po��czy�y. - Bitwa jest przegrana, teraz tu rz�dz� Sarosto i Jagreen Lern! Dyvim podni�s� sw�j miecz i da� Elrykowi znak, �e si� z nim zgadza. - Je�eli mamy dope�ni� naszego przeznaczenia, lepiej �eby�my jak naj�pieszniej opu�cili to miejsce! - odpowiedzia�. Niewiele mogli tu zdzia�a�. - �ycie Zarozinii jest dla mnie wa�niejsze ni� wszystko inne! - krzykn�� Elryk. - Zajmijmy si� teraz w�asnymi problemami! Ale si�y wroga zakleszcza�y si� jak imad�o, mia�d��c Bladolicego i jego ludzi. Krew zala�a mu twarz, gdy dosta� cios w czo�o. Lepka ciecz zalepia�a mu oczy i musia� wci�� �ciera� j� lew� r�k�. Prawe rami� bola�o od ci�g�ych raz�w, kt�re zadawa� mieczem, tn�c i d�gaj�c rozpaczliwie wok� siebie. Cho� straszliwy or� by� �yw� istot�, zapewne nawet rozumn�, musia� zabija� aby m�c �y�, bez cudzych dusz niezdolny do �ycia. W pewnym sensie ta s�abo�� Zwiastuna Burzy cieszy�a Elryka, gdy� nienawidzi� swego miecza. Niestety potrzebowa� go z powodu energii, kt�rej �w mu dostarcza�. Bo Zwiastun Burzy wysysaj�c dusze mordowanych ludzi dzieli� si� zdobyt� moc� z monarch� z Melnibon�... W pewnym momencie szere