2696

Szczegóły
Tytuł 2696
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2696 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2696 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2696 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Michael Moorcock Per�owa Forteca (Prze�o�y�: Rados�aw Kot) Dla Dave Tate A gdy Elryk sk�ama� po trzykro� Cymoril, swej narzeczonej, i osadzi� ambitnego kuzyna Yyrkoona jako Regenta na Rubinowym Tronie w Melnibon�, pozwoliwszy tako� odej�� Rackhirowi, Czerwonemu �ucznikowi, wyruszy� potem ku nieznanym l�dom, by szuka� m�dro�ci maj�cej, jak wierzy�, pom�c mu rz�dzi� krain� Melnibon� tak, jak nigdy jeszcze nie by�a rz�dzona. Nie wzi�� jednak pod uwag�, �e przeznaczenie dawno ju� zdecydowa�o o naturze do�wiadcze� i nauk, jakie mia�y mu by� dane, i o kszta�cie pi�tna, kt�re mia�y na� wywrze�. Zanim jeszcze spotka� niewidomego kapitana i Statek, Kt�ry �eglowa� po Morzach Przeznaczenia, �miertelne niebezpiecze�stwa wystawi�y na pr�b� zar�wno jego idealizm, jak wierno�� samemu sobie. W Ufych-Sormeer zatrzyma� go sp�r pomi�dzy czterema nies�ownymi czarnoksi�nikami, kt�rzy bliscy byli nieumy�lnemu sprowadzeniu zag�ady na M�ode Kr�lestwa i kt�rzy ostatecznie oddali si� w s�u�b� R�wnowadze; w Filkhar zdarzy�o mu si� p�j�� za g�osem serca i prze�y� co�, o czym nigdy potem nie chcia� wspomnie� nawet s�owem. Poznawa� moc noszonego u boku Czarnego Miecza i poznawa� miar� cierpienia, kt�re temu towarzyszy�o, a wszystko to mia�o swoj� cen�. Najpierw by�o jednak pustynne miasto Quarzhasaat i przygoda, kt�ra zawa�y�a na losach Elryka na wiele d�ugich lat... KRONIKA CZARNEGO MIECZA CZʌ� PIERWSZA Czy jest szaleniec, kt�ry my�l� sam� Zmieni osnow� sennej mary szalonej. Demony skruszy. Chaos powstrzyma. Opu�ci w�adztwo i ukochan�. Rzuci si� w nurty, co w stron wiele p�yn�, A dum� odda, i b�lem zaznaczy? 1 UMIERANIE Elryk, dziedziczny cesarz Melnibon�, ostatni potomek rodu rz�dz�cego od ponad dziesi�ciu tysi�cy lat, a je�li zachodzi�a potrzeba - tak�e pot�ny i gro�ny mag, gotowa� si� na �mier� w otoczonym przez pustkowia mie�cie Quarzhasaat, zgubie wielu karawan, kt�re nigdy do� nie dotar�y. Lekarstwa i zio�a, zwykle przywracaj�ce mu zdrowie, wyczerpa�y si� podczas ostatnich dni d�ugiej w�dr�wki po�udniowym skrajem Pustyni Westchnie�, forteczne miasto za� by�o znane bardziej ze swych skarb�w, ni� medyk�w. Powoli i niepewnie ksi��� rozprostowa� naznaczone blado�ci� palce w smudze �wiat�a, kt�re o�ywi�o krwistoczerwony klejnot tkwi�cy w Pier�cieniu Kr�l�w, ostatnim widomym znaku pozycji wynikaj�cej z urodzenia. D�o� opad�a. Nadzieja na pomoc Actoriosa okaza�a si� nadziej� ulotn�, zreszt�, ma�y m�g� by� z kamienia po�ytek, skoro jego w�a�cicielowi brakowa�o si�, aby o�ywi� moce drzemi�ce w klejnocie. Poza wszystkim za� Elryk nie chcia� przyzywa� demon�w, nie tutaj. W�asne szale�stwo przywiod�o go do Quarzhasaat i nic nie mia� do mieszka�c�w miasta, pomimo �e ci z pewno�ci� zapa�aliby do niego nienawi�ci�, gdyby tylko wiedzieli, kim jest naprawd�. Niegdy� Quarzhasaat rz�dzi�o krain� rzek i malowniczych dolin, pomi�dzy kt�rymi zieleni�y si� puszcze i z�oci�y zbo�a, zmieni�o si� to jednak za spraw� nieostro�nego u�ycia kilku zakl�� podczas wojny z Melnibon� ponad dwa tysi�ce lat wcze�niej. W ten spos�b imperium Quarzhasaat stracone zosta�o dla obu stron i znikn�o pod zwa�ami piasku, kt�ry nadci�gn�� niczym przyp�yw, oszcz�dzaj�c jedynie stolic� i pami�� o dawnych czasach. Od tamtej pory mieszka�cy miasta �yli wy��cznie przesz�o�ci� przekonani, �e skoro Quarzhasaat istnia�o zawsze i ocala�o, ich zadaniem jest zachowa� je za wszelk� cen� w tym stanie przez ca�� wieczno��. Nie s�u�y�o ju� niczemu ani nikomu, jednak jego w�adcy czuli si� zobowi�zani do troski o miasto i nie mieli w tej mierze �adnych w�tpliwo�ci, gdy przychodzi�o do dzia�ania. Czterna�cie razy r�ne armie pr�bowa�y pokona� Pustyni� Westchnie�, by z�upi� bajecznie bogate Quarzhasaat, i czterna�cie razy piaski poch�ania�y zbrojnych. G��wnym zaj�ciem mieszka�c�w sta�o si� tymczasem knucie wyszukanych intryg przeciwko w�adcom (niekt�rzy zwykli mawia�, i� jest to najwa�niejsze z uprawianych tu rzemios�). Z nazwy jedynie republika, z pozoru tylko stolica pot�nego imperium, pogrzebanego przez diuny, Quarzhasaat rz�dzone by�o przez Rad� Siedmiu znan� te� pod osobliw� nazw�: Sze�ciu i Ten Jeden. Oni to sprawowali nadz�r nad wi�kszo�ci� bogactw i spraw miasta. Inni bogaci mieszczanie p�ci obojga, kt�rzy zdecydowali si� nie s�u�y� tej Septokracji, zadowalali si� wywieraniem nacisk�w, korzystaj�c w ten spos�b ze znacznej nawet w�adzy bez ryzyka, �e w�adza ich usidli. Jedn� z tego grona, jak Elryk zdo�a� si� ju� dowiedzie�, by�a Narfis, baronowa Kuwair, mieszkaj�ca w skromnej i pi�knej przy tym willi na po�udniowym skraju miasta, wi�kszo�� czasu i wysi�k�w po�wi�caj�ca walce ze swym rywalem, starym diukiem Ralem, patronem najlepszych artyst�w Quarzhasaat, kt�rego przytulnie i gustownie urz�dzony pa�ac wznosi� si� na pomocnych wzg�rzach. Tych dwoje, jak Elryk s�ysza�, wybiera�o po trzech cz�onk�w ka�dej Rady, podczas gdy si�dmy, zwykle bezimienny, a zwany po prostu Sekstokrat� (rz�dzi� bowiem pozosta�ymi sze�cioma), by� zdolny swym g�osem przewa�y� w spornej sprawie. Wszyscy, nawet baronowa Narfis i diuk Rai, starali si� zyska� przychylno�� Sekstokraty. Nie zamierzaj�c wik�a� si� w polityczne intrygi, Elryk skierowa� si� ku miastu wiedziony czyst� ciekawo�ci�, a tak�e dlatego, �e by�o to jedyne schronienie na rozleg�ych martwych obszarach na pomoc od bezimiennych g�r oddzielaj�cych Pustyni� Westchnie� od Pustkowia �ka�. Poprawiaj�c si� na cienkim pos�aniu ze s�omy, Elryk u�miechn�� si� sardonicznie na my�l, �e mo�e tu umrze�, a nikt nie dowie si�, i� potomek w�adc�w najwi�kszego wroga Quarzhasaat zosta� pochowany w tym mie�cie. Zastanawia� si�, czy taki w�a�nie los wybrali dla niego bogowie: los dalece gorszy od tego, o czym Elryk marzy�, niemniej nie pozbawiony pewnego uroku. Opu�ciwszy w po�piechu i zamieszaniu Filkhar, wszed� na pok�ad pierwszego statku, kt�ry wyp�ywa� z Raschil i tym sposobem dotar� do Jadmar. Tam, zaufawszy nierozwa�nie pewnemu staremu ilmiora�skiemu pijakowi, kupi� ode� map� maj�c� zdradza� po�o�enie legendarnego Tanelorn. Tak jak po trosze oczekiwa�, mapa okaza�a si� fa�szywa i zawiod�a Elryka z dala od wszelkich ludzkich siedzib. Got�w by� ju� sforsowa� g�ry, by przez Pustkowia �ka� dotrze� do Kaarlaak, jednak�e po spojrzeniu na wiarygodniejsz�, z Melnibon� pochodz�c� map�, uzna� �e Quarzhasaat le�y znacznie bli�ej. Nie uda�o mu si� odnale�� legendarnego Tanelorn i wiele wskazywa�o na to, �e nigdy nie ujrzy tego miasta jak z ba�ni. Kronikarze Melnibon� nie mieli w zwyczaju po�wi�ca� uwagi pokonanym wrogom, ale Elryk pami�ta�, �e wedle starych poda� czary Quarzhasaat chroni�y ca�e terytorium pa�stwa przed na wp� ludzkimi wrogami, tragedia za� by�a skutkiem zwyk�ej pomy�ki pope�nionej przez Fophena Dals, Diuka Czarnoksi�nika, przodka diuka Rai. Pomyli� on jeden ze znak�w runicznych w zakl�ciu, kt�re mia�o zasypa� armi� Melnibon� piaskiem i zbudowa� wa� ochronny wok� cesarstwa. Elryk nie ustali� jeszcze, jak wypadek �w t�umacz� sobie obecni mieszka�cy Quarzhasaat. Mo�e stworzyli szereg mit�w i legend t�umacz�cych pech miasta knowaniami z�ych si� emanuj�cych ze Smoczej Wyspy? I wspomnia�, jak jego w�asne op�tanie mitami przywiod�o go wprost do niechybnej zguby. - Przeliczy�em si� - mrukn��, zwracaj�c zn�w blado-szkar�atne spojrzenie na Actoriosa. - Dowiod�em, �e mam wiele wsp�lnego z przodkami tych ludzi. Dlatego w�a�nie zosta� niedawno znaleziony oko�o czterdziestu mil od swego martwego konia przez ch�opca, kt�ry poszukiwa� w piasku klejnot�w i drogocenno�ci, wydobywanych czasem na wierzch przez nawiedzaj�ce nieustannie t� cz�� pustyni burze piaskowe. Te same burze by�y po cz�ci odpowiedzialne za przetrwanie Quarzhasaat (jak i za zdumiewaj�c� wysoko�� imponuj�cych mur�w miejskich), od nich pochodzi�a te� pe�na melancholii nazwa pustyni. W lepszej chwili Elryk podziwia�by monumentalne pi�kno, pi�kno wyrafinowane, w�a�ciwe tylko temu miastu odci�temu od �wiata, tworzone wed�ug w�asnych kanon�w. Pomimo gigantycznych rozmiar�w zikkuraty i pa�ace nie by�y ani brzydkie, ani ci�kie, przeciwnie, zdumiewa�y lekko�ci� stylu, a to za spraw� l�ni�cej czerwieniami terakoty, b�yszcz�cego srebrzy�cie granitu, bielonych stiuk�w, intensywnych b��kit�w i zieleni wydaj�cych si� wy�ania� za spraw� czar�w wprost z powietrza. Na wielopoziomowych tarasach rozkwita�y bujnie ogrody pe�ne fontann i strumyk�w zasilanych wod� z g��binowych studni. Dzi�ki nim brukowane uliczki i obsadzone drzewami aleje wype�nia� koj�cy poszum i �wie�y zapach. Woda by�a tu racjonowana, a za jej kradzie� miejscowe prawo kara�o najsurowiej, surowiej nawet ni� za kradzie� klejnot�w; ca�a za� wilgo�, kt�ra mog�aby pos�u�y� do uprawy zbo�a, wykorzystywana by�a tylko w jednym celu - by utrzyma� splendor Quarzhasaat taki, jaki mia�o za czas�w pot�gi imperium. Obecna kwatera Elryka nie posiada�a nic z tej wspania�o�ci, sta�o w niej jedynie sk�adane ��ko, kamienna pod�oga zarzucona by�a s�om�, w �cianie widnia�o wysokie okno. Ca�o�ci dope�nia� prosty gliniany dzban i miska z odrobin� s�onawej wody, za kt�r� zap�aci� ostatnim szmaragdem. Cudzoziemcy nie mieli tu prawa do talon�w na wod�. Woda dla Elryka zosta�a najpewniej skradziona z kt�rej� z fontann. Elrykowi jednak potrzebne by�y przede wszystkim pewne bardzo rzadkie zio�a lecz�ce choroby krwi, ale ich cena, nawet gdyby by�y dost�pne, przekroczy�aby mo�liwo�ci ksi�cia. Ca�y jego maj�tek sk�ada� si� z kilku z�otych monet, fortuny w Kaarlaak, lecz zupe�nie bezwarto�ciowych w mie�cie, gdzie z�otem wyk�adano akwedukty i �cieki. Spacery ulicami by�y wi�c dla Elryka wyczerpuj�ce i przygn�biaj�ce, i ksi��� coraz wi�cej czasu sp�dza� w swoim schronieniu. Pewnego dnia odwiedzi� go �w ch�opiec, kt�ry odnalaz� go na pustyni i zaprowadzi� do tej kwatery. Przygl�da� si� teraz albinosowi niczym osobliwemu owadowi lub schwytanemu w potrzask gryzoniowi. Na imi� mia� Anigh i pos�ugiwa� si� pochodz�cym z melnibon�a�skiego linqua franca w�a�ciwym dla M�odych Kr�lestw, jednak akcent jego by� tak chropawy, �e chwilami trudno by�o zrozumie�, co m�wi�. Raz jeszcze Elryk spr�bowa� unie�� r�k� tylko po to, by szybko zrezygnowa�. Tego ranka pogodzi� si� z my�l�, �e nigdy wi�cej nie ujrzy ukochanej Cymoril i nigdy ju� nie zasi�dzie na Rubinowym Tronie. Owszem, odczuwa� �al, jednak niezbyt bolesny, bowiem choroba wprawia�a go w dziwnie radosny nastr�j. - Mia�em nadziej�, �e ci� sprzedam. Elryk zamruga�, usi�uj�c dojrze� co� w cieniach panuj�cych w drugim k�cie pokoju, gdzie nie dociera� wpadaj�cy do �rodka promie� s�o�ca. Poznawa� g�os, ale przy drzwiach majaczy�a mu tylko niewyra�na sylwetka. - Teraz widz�, �e w przysz�ym tygodniu zanios� na targ jedynie twoje truch�o i rzeczy, kt�re mia�e� ze sob�. - To by� Anigh, przygn�biony perspektyw� �mierci swej cennej zdobyczy. - Nadal jednak zadziwiasz. Twoje rysy przypominaj� twarze naszych pradawnych wrog�w, masz sk�r� bielsz� ni� ko��, a takich oczu jak twoje nigdy jeszcze nie widzia�em u cz�owieka. - Przykro mi, �e ci� zawiod�. - Elryk wspar� si� s�abo na �okciu. Uwa�a�, i� ujawnienie prawdy o sobie by�oby nieostro�ne, powiedzia� zatem, �e jest najemnikiem z Nadsokor, Miasta �ebrak�w, schronienia dla wszelkich ludzkich osobliwo�ci. - My�la�em, �e mo�e jeste� czarnoksi�nikiem i wynagrodzisz mnie uchylaj�c r�bka swej wiedzy tajemnej, dzi�ki kt�rej m�g�bym zosta� bogaty, a mo�e nawet dosta� si� do Sz�stki. Mog�e� te� by� duchem pustyni zdolnym wyposa�y� mnie w r�ne przydatne moce. Ale wygl�da na to, �e zmarnowa�em sw� wod�. Jeste� jedynie zubo�a�ym najemnikiem. Naprawd� nie masz ju� nic cennego? Mo�e by� nawet drobiazg, byle by� co� wart. - Oczy ch�opca pow�drowa�y do d�ugiego, smuk�ego tobo�ka, kt�ry sta� oparty o �cian� w pobli�u wezg�owia. - To nie s� skarby, ch�opcze - rzuci� Elryk. - Ten, kto to posiada, bierze na swe barki kl�tw�, kt�rej nie mo�na wygna� �adnymi czarami. - U�miechn�� si� widz�c oczami duszy ch�opaka usi�uj�cego znale�� kupca na Czarny Miecz, kt�ry owini�ty w podart� sukni� z czerwonego jedwabiu pomrukiwa� chwilami z cicha, niczym starzec usi�uj�cy przypomnie� sobie trudn� sztuk� wypowiadania s��w. - Ale to jest bro�, prawda? - spyta� Anigh a osadzone w szczup�ej, opalonej twarzy jasne oczy wyda�y si� jeszcze wi�ksze. - Tak. Miecz. - Stary? - Ch�opak si�gn�� pod pasiast�, brunatn� d�elabij� i podrapa� strup na ramieniu. - To nie oddaje istoty sprawy. - Elryk poczu� si� rozbawiony, pomimo �e nawet ta kr�tka rozmowa zd��y�a go ju� zm�czy�. - Jak stary? - Anigh post�pi� krok i znalaz� si� w smudze �wiat�a. Wygl�da� na doskonale przystosowanego do �ycia w�r�d palonych s�o�cem ska� i roz�arzonych piask�w Pustyni Westchnie�. - Pewnie z dziesi�� tysi�cy lat. - Maluj�ce si� na twarzy ch�opca zdumienie pozwoli�o Elrykowi zapomnie� na chwil� o bliskim zapewne kresie drogi. - Chyba jednak wi�cej... - To z pewno�ci� jest skarbem! Panie i panowie z Quarzhasaat wysoko ceni� takie rzeczy. Nawet ci z Sz�stki je zbieraj�. Na przyk�ad, jego wysoko�� Mistrz z Unicht Shlur ma komplet pancerzy ilmiora�skiej armii, a w ka�dym jest mumia prawdziwego wojownika. A lady Talith posiada zbi�r kilku tysi�cy sztuk broni, ka�da inna. Daj mi miecz, panie najemniku, a znajd� kupca. Potem poszukam tych zi�, kt�rych potrzebujesz. - I wtedy wyzdrowiej� na tyle, by� m�g� mnie sprzeda�? - Elryk by� coraz bardziej rozbawiony. - Och, nie, prosz� pana. Wtedy b�dzie pan do�� silny, by mi przeszkodzi�. Poszukam raczej dla pana jakiej� pracy. Elryk spojrza� �yczliwiej na ch�opca. Przez chwil� zbiera� si�y, by zn�w si� odezwa�. - S�dzisz, �e kto� zechce mnie tu zatrudni�? - Oczywi�cie - skrzywi� si� Anigh. - Mo�e pan zosta� osobistym stra�nikiem kogo� z Sz�stki, a przynajmniej kogo� z ich poplecznik�w. Z pana wygl�dem nie b�dzie �adnych k�opot�w! M�wi�em ju�, jakimi to rywalami i intrygantami s� nasi w�adcy. - To pocieszaj�ce. - Elryk zaczerpn�� g��boko powietrza. - Pocieszaj�ce, �e mog� liczy� w Quarzhasaat na ciekawe �ycie i op�ywa� w bogactwo. - Spr�bowa� spojrze� ch�opcu prosto w oczy, ale Anigh odsun�� si� ze smugi �wiat�a i tylko fragment jego postaci by� widoczny. - Niemniej z tego, co powiedzia�e� wywnioskowa�em, �e potrzebne mi zio�a rosn� tylko w Kwan, u st�p Strz�piastych Kolumn, a to ca�e dni drogi st�d. Zanim wys�annik przeb�dzie cho�by po�ow� drogi, ja b�d� ju� martwy. Chcesz mi os�odzi� ostatnie chwile, ch�opcze? A mo�e masz jakie� mniej szlachetne zamiary? - Powiedzia�em panu, gdzie ros� te zio�a. A co, je�li kto� ju� je zebra� i w�a�nie tu wraca? - Znasz kogo� takiego? I ile ten kto� za��da za tak drogocenne lekarstwo? A w og�le, czemu nie powiedzia�e� mi tego wcze�niej? - Bo wcze�niej o tym nie wiedzia�em. - Anigh usiad� na progu w ch�odzie tam panuj�cym. - Od czasu naszej ostatniej rozmowy chodzi�em i pyta�em. Jestem z posp�lstwa, wasza czcigodno��, nie pobiera�em nauk, nie potrafi� nawet g�adko m�wi�. Ale wiem, jak szuka� wiedzy. Nie jestem wykszta�cony, dobry panie, ale nie jestem g�upcem. - Podzielam twoje zdanie. - No to wezm� miecz i poszukam kupca? - Znowu pojawi� si� w smudze �wiat�a i wci�gn�� d�o� po tobo�ek. Elryk opad� na pos�anie. U�miechn�� si�, kr�c�c z wolna g�ow�. - I ja, Anigh, jestem w znacznym stopniu ignorantem. W odr�nieniu od ciebie jednak mog� si� tak�e okaza� g�upcem. - Z wiedzy p�ynie si�a - powiedzia� Anigh. - Gdy b�d� mia� jej do��, mo�e zaprowadzi mnie pomi�dzy najbli�szych poplecznik�w baronowej Narfis. M�g�bym zosta� kapitanem jej stra�y. Mo�e nawet szlachcicem! - Och, pewnego dnia z pewno�ci� zajdziesz nawet wy�ej. - Elryk z trudem odetchn�� zasta�ym powietrzem. Trz�s� si� ca�y, a p�uca mia� jak ogarni�te p�omieniem. - R�b, co chcesz, chocia� w�tpi�, by miecz pozwoli�, �eby� go zabra�. - Mog� go obejrze�? - Tak. - Pokonuj�c b�l, Elryk przetoczy� si� ku skrajowi ��ka i wy�uska� olbrzymi miecz z otulaj�cej go materii. Wykonany z czarnego l�ni�cego metalu, ca�y pokryty runami, kt�re zdawa�y si� dr�e� i migota�, zdobienia mia� misterne i wyra�nie dawnej roboty, niekt�re tajemnicze, inne przedstawia�y zwarte niby w walce smoki i demony. Stormbringer pochodzi� nie z tego �wiata, to by�o wida�. Ch�opakowi mow� odebra�o i cofn�� si�, jakby �a�owa�, �e w og�le pomys� sprzeda�y miecza przyszed� mu do g�owy. - Czy on jest �ywy? Elryk patrzy� na miecz z mieszanin� obrzydzenia i czego� na kszta�t zmys�owej czu�o�ci. - Niekt�rzy powiadaj�, �e posiada zar�wno umys�, jak i woln� wol�. Inni twierdz�, �e to demon, kt�ry popad� w nie�ask�. Jeszcze inni wierz�, �e uwi�zione s� w nim szcz�tki dusz wszystkich pot�pionych �miertelnik�w. Kiedy�, wed�ug starej legendy, pewnemu smokowi kazano zamieszka� w g�owicy innego miecza... - Z niesmakiem odkry�, �e czerpie spor� przyjemno�� z obserwowania narastaj�cego przera�enia ch�opca. - Czy nigdy jeszcze nie widzia�e� niczego, co by�oby dzie�em Chaosu, Anigh? Ani nikogo od Chaosu uzale�nionego? Jego niewolnika, na przyk�ad? - Zanurzy� d�ug� bia�� d�o� w m�tnej wodzie i zwil�y� wargi. Jego czerwone oczy migota�y niczym gasn�ce w�gle. - Podczas moich podr�y s�ysza�em, jak niekt�rzy rozpoznawali w tym ostrzu osobisty or� Ariocha, zdolny do rozdarcia muru pomi�dzy Sferami. Inni, umieraj�c pod jego ciosem, widzieli w nim �yw� istot�. Uwa�a si� tak�e, �e jest to przedstawiciel rasy �yj�cej w innym wymiarze, i mo�e, gdyby zapragn��, przywo�a� nawet milion swych braci. S�yszysz, jak to brzmi, Anigh? Czy to zach�ci i omota posp�lstwo na targu? - Spomi�dzy bladych warg wydoby� si� d�wi�k, kt�ry nie by� �miechem, zdradza� jednak ponure rozbawienie Elryka. Anigh pospiesznie wycofa� si� w p�mrok i odchrz�kn��. - Czy nazywasz to co� jakim� imieniem? - Nazywam go Zwiastun Burzy, ale ludzie z M�odych Kr�lestw znale�li dla niego, i dla mnie zreszt� te�, inne jeszcze imi�: Z�odziej Dusz, bo i zaiste, wypi� ich sporo. - Jeste� Z�odziejem Sn�w! - Anigh nie odrywa� spojrzenia od ostrza. - Czemu nikt ci� jeszcze nie zatrudni�? - Nie znam tego okre�lenia i nie wiem, kto m�g�by zatrudni� "z�odzieja sn�w". - Elryk spojrza� na ch�opaka oczekuj�c dalszych wyja�nie�, ale ten nadal wpatrywa� si� w miecz. - Czy on wypije i moj� dusz�, panie? - Je�li tak postanowi�. Jedyne, co m�g�bym zrobi�, aby cho� na chwil� odzyska� si�y, to pozwoli� mu zabi� ciebie i pewnie jeszcze kilku, a potem poczeka�, a� miecz przeka�e mi wasz� energi�. P�niej, bez w�tpienia, m�g�bym znale�� rumaka i odjecha�, najpewniej do Kwan. Pomruk czarnego miecza narasta�, jakby or� wyra�a� uznanie dla takich w�a�nie plan�w. - Och, Garnek Indianit! - Anigh wsta�, got�w w razie potrzeby do ucieczki. - To brzmi jak jedna z tych historii zapisanych na murach Mass'aboon. Takimi w�a�nie mieczami w�adali podobno ci, kt�rzy przywiedli nas do zguby! Tak, tamci wodzowie mieli taki sam or�. Nauczyciele m�wili mi o tym w szkole. By�em tam kr�tko, ale pami�tam, co opowiadali! - Zmarszczy� czo�o, wygl�daj�c jak �ywy dow�d na poparcie tezy, i� zaiste warto uwa�a� na lekcjach. Elryk po�a�owa�, �e tak wystraszy� ch�opaka. - Nie jestem sk�onny, m�odzie�cze, ratowa� swe �ycie za cen� odebrania �ycia komu�, kto nie uczyni� mi �adnej krzywdy. Poniek�d przez to w�a�nie znalaz�em si� w tak k�opotliwym po�o�eniu. Uratowa�e� mnie, wi�c nie chc� ci� zabi�. - Och, panie, ale ja si� ciebie boj�! - W przera�eniu u�y� j�zyka dawniejszego jeszcze ni� melnibon�a�ski, a Elryk, kt�ry w trakcie studi�w zajmowa� si� i j�zykami, b�yskawicznie go rozpozna�. - Gdzie nauczy�e� si� tego j�zyka zwanego opish? Zdziwienie przyt�umi�o na chwil� l�k. - Tutaj zw� go po prostu rynsztokowym, to �argon z�odziei, ich tajemna mowa. Ale s�dz�, �e w Nadsokor jest do�� popularny. - W Nadsokor owszem. - Elryk by� tym wszystkim coraz bardziej zaintrygowany. Wyci�gn�� r�k�, by uspokoi� ch�opaka, ale �w gest wystarczy�, by Anigh zacharcza� co� w przera�eniu, szarpn�� si� i nie czekaj�c na ci�g dalszy, wybieg� z pokoju wybijaj�c bosymi stopami szybki rytm na korytarzu i na w�skiej uliczce za oknem. Najwyra�niej nie oczekiwa� ze strony Elryka niczego przyjaznego. Pewny, �e Anigh znikn�� na dobre, Elryk posmutnia�. Naprawd� �a�owa� tylko jednego: �e nie ujrzy ju� Cymoril, �e nie wr�ci do Melnibon�, by po�lubi� j� zgodnie z obietnic�. Ponowne objecie Rubinowego Tronu nie liczy�o si� a� tak, zawsze waha� si� przed t� decyzj� (i jak s�dzi�, waha�by si� w przysz�o�ci), pomimo �e by�a to przecie� jego powinno��. Czy mo�e dlatego, �wiadomie i z rozmys�em, wybra� dla siebie n�dzny los, by uciec przed odpowiedzialno�ci�? Chocia� jego krew ulega�a powoli sile dziwnej infekcji, by�a jednak wci�� krwi� jego przodk�w, a nie jest �atwo wyprze� si� swego urodzenia ni przeznaczenia. Mia� nadziej�, �e pod jego rz�dami Melnibon� kiedy� przestanie by� odizolowanym od �wiata, umieraj�cym wspomnieniem po znienawidzonym imperium. Pragn�� widzie� je jako siedzib� narodu odrodzonego, mocnego do��, by zaprowadzi� na �wiecie pok�j i sprawiedliwo��, sta� si� o�wieconym przyk�adem dla wszystkich innych. Za szans� chocia� powrotu do Cymoril got�w by� odda� nie tylko Czarny Miecz, jednak rozstanie ze Stormbringerem nie wyda�o mu si� mo�liwe. Or� ten by� czym� wi�cej ni� �r�d�em si� �yciowych i broni� przeciwko wrogom. By� uosobieniem wi�zi ��cz�cej Elryka z przodkami, z Chaosem. A je�li oddawszy miecz dobrowolnie, nigdy ju� nie ujrzy Ariocha? Rozwa�aj�c te sprawy, sprawy wagi r�wnie wielkiej jak przeznaczenie, poczu�, �e z wolna traci jasno�� my�li. Takie pytania najlepiej omija� z daleka. - C�, mo�e szale�stwo me i �mier� b�dzie w�a�nie tym, co uwolni Melnibon� i pokrzy�uje plany jego starym nieprzyjacio�om. Oddech wydawa� si� p�ytszy, a p�uca ju� tak nie pali�y, Elryk zaczyna� nawet odczuwa� ch��d. Krew kr��y�a coraz wolniej, gdy spr�bowa� wsta� by podej�� do prostego drewnianego sto�u, gdzie le�a�y wszystkie jego skromne zapasy. Popatrzy� jednak tylko na czerstwy chleb, skwa�nia�e wino i pomarszczone kawa�ki suszonego mi�sa, kt�rego pochodzenia lepiej by�o nie dochodzi�. Nie m�g� si� podnie��, nie by� w stanie nawet si� ruszy�, chocia� pragn�� tego ca�� si�� woli. Got�w by� przyj�� �mier�, je�li nie ze spokojem, to przynajmniej, do pewnego stopnia, z godno�ci�. Zapadaj�c w pe�ne majak�w zamy�lenie, wspomnia� chwil�, gdy zdecydowa� si� opu�ci� Melnibon�. Pami�ta�, jak Cymoril zadr�a�a, pami�ta� skrywan� rado�� Yyrkoona, pami�ta�, co powiedzia� Rackhirowi, Wojownikowi Kap�anowi z Phum, kt�ry tak�e pragn�� odnale�� Tanelorn. Ciekawe, czy Rackhirowi, Czerwonemu �ucznikowi, lepiej powiod�o si� w poszukiwaniach, czy mo�e le�a� gdzie�, w innym zak�tku tej rozleg�ej pustyni, w strz�pach zszarganego przez wiatr szkar�atnego stroju, ze sk�r� przysychaj�c� z wolna do ko�ci. Elryk z ca�ego serca pragn��, by Rackhirowi uda�o si� trafi� do mitycznego miasta i by znalaz� tam obiecany spok�j. Potem powr�ci�a t�sknota za Cymoril i Elryk za�ka� mimowolnie. Wcze�niej jeszcze rozwa�a�, czy nie wezwa� na pomoc Ariocha, patronuj�cego mu Ksi�cia Chaosu, nadal jednak nawet samo rozwa�anie takiej mo�liwo�ci wywo�ywa�o w nim niech��. Obawia� si�, �e m�g�by straci� w�wczas o wiele wi�cej ni� samo �ycie. Za ka�dym razem, gdy si�y ponadnaturalne zgadza�y si� go wesprze�, wzmacnia� si� ich tajemniczy i niejednoznaczny zwi�zek z Elrykiem. Zreszt� to czysto akademickie rozwa�ania, zauwa�y� ironicznie Elryk. Arioch okazywa� zwyk� ostatnio szczeg�lne wahanie w kwestii udzielania pomocy. Najpewniej Yyrkoon dos�ownie potraktowa� zadanie zast�pienia cesarza we wszystkim... Wraz z t� my�l� wr�ci� b�l i t�sknota za Cymoril. Zn�w spr�bowa� si� podnie��. Plama s�o�ca przesun�a si� znacznie. Wyda�o mu si�, �e widzi Cymoril stoj�c� tu� przed nim. Po chwili zmienia�a si� w jedn� z postaci Ariocha. Czy to mo�e Ksi��� Chaosu bawi� si� z nim? Nawet teraz? Elryk odszuka� wzrokiem miecz, kt�ry zdawa� si� odrzuca� jedwabne okrycie i szepta� jakie� ostrze�enia, a mo�e gro�by. Odwr�ci� g�ow�. - Cymoril? - Przesun�� oczami po smudze blasku, a� wzrok jego utkwi� w b��kitnym bezchmurnym niebie. Dostrzega� tam jakie� postaci przybieraj�ce kszta�ty ludzi, zwierz�t i demon�w. Wszystkie nabiera�y wyrazisto�ci, a� w ko�cu upodobni�y si� do jego przyjaci�. Zn�w pojawi�a si� Cymoril. - Kochana! - j�kn�� Elryk w desperacji. Ujrza� Rackhira, Dyvim Tvara, nawet Yyrkoona. Przyzywa� ich g�o�no. Brzmienie w�asnego chrapliwego g�osu go otrze�wi�o. Pomy�la�, �e gor�czkuje trac�c resztki si� na ja�owe rojenia i �e jego tkanki zaczynaj� trawi� same siebie, a zatem �mier� musi ju� by� blisko. Dotkn�� czo�a wyczuwaj�c wilgo� oblewaj�cego go potu. Zastanowi� si�, jak� cen� mog�aby jedna taka kropla osi�gn�� na wolnym rynku. Rozbawi�o go to. Czy za pot otrzyma�by wi�cej wody, a przynajmniej troch� wina? A mo�e sprzeda� takiego towaru, p�ynu ostatecznie, by�a sprzeczna z surowymi prawami Quarzhasaat? Rzuci� okiem dalej, poza smug� �wiat�a, i wyda�o mu si�, �e widzi tam m�czyzn�. Najpewniej to stra�nik miejski przyszed� sprawdzi�, czy go�� ma po�r�d innych zezwole� takie zezwolenie na oddychanie. Z kolei mia� wra�enie, �e przez pok�j przemkn�� pustynny wiatr, wiatr, kt�rego w Quarzhasaat nigdy nie trzeba by�o daleko szuka�, przynosz�c ze sob� pierwotn� si��, mo�e t� w�a�nie, maj�c� pozwoli� duszy cesarza uda� si� ku miejscu ostatniego przeznaczenia. Elryk si� u�miechn��. Cieszy�o go poniek�d, �e oto nadchodzi kres zmaga�. Mo�e Cymoril do��czy wkr�tce do niego? Wkr�tce? C� m�g� znaczy� czas w bezczasowych wymiarach? A mo�e b�dzie musia� czeka� ca�� wieczno��, nim znowu si� po��cz�? Lub tylko chwil�? A je�li nigdy ju� jej nie ujrzy? A je�li wszystko, co go czeka, to pustka i nico��? Lub mo�e jego dusza wniknie w nowe cia�o, r�wnie chore jak obecne, i ponownie przyjdzie mu stawi� czo�o tym samym nierozwi�zywalnym problemom, tym samym przera�aj�cym moralnym dylematom i fizycznym cierpieniom, kt�re �ciga�y go, odk�d sta� si� doros�y? My�li Elryka dryfowa�y, zupe�nie jak zmyte z brzegu przez fal� powodzi zwierz� miotaj�ce si� rozpaczliwie w oczekiwaniu na �mier�. Chichota�, �ka� i majaczy� przysypiaj�c chwilami, a tymczasem �ycie wycieka�o z jego osobliwego, bia�ego jak ko�� cia�a wraz z przed�miertnymi potami. Gdyby kto� obcy ujrza� go w tej chwili, by�by przekonany, �e to nie cz�owiek rzuca si� na pryczy w agonii, ale okaleczona chora bestia. Zapad� zmrok, a wraz z nim nadesz�a parada postaci, kt�re przewin�y si� w przesz�o�ci przez �ycie albinosa. Czarnoksi�nicy, kt�rzy kszta�cili go w sztukach magicznych; matka, obca i nigdy nie poznana i taki� ojciec; okrutni przyjaciele z dzieci�stwa, kt�rzy sprawili, �e nie uprawia� okrutnych sport�w typowych dla Melnibon�; jaskinie i polany Smoczej Wyspy, smuk�e wie�e i ba�niowe pa�ace nieludzkiej rasy, kt�rej przodkowie przybyli z innego �wiata i zmienili si� w pe�ne tajemniczego pi�kna stwory ciesz�ce si� zwyci�stwami i w�adz�. Elryk zdawa� sobie spraw�, �e to wyczerpanie przywo�uje wizje skryte gdzie� w g��bi jego umys�u. Krzykn��, ujrzawszy w my�lach zmasakrowan� Cymoril, nad cia�em kt�rej chichocz�cy upiornie Yyrkoon odprawia� najbardziej odpychaj�ce rytua�y. A potem raz jeszcze zapragn�� �y�, zapragn�� wr�ci� do Melnibon�, uratowa� kobiet� ukochan� tak bardzo, �e nierzadko sam przez sob� nie chcia� przyzna� si� do si�y tego uczucia. Ale to by�y mrzonki. Gdy zjawy odesz�y i za oknem pojawi�o si� ciemnogranatowe niebo, Elryk zrozumia�, �e nied�ugo umrze i nie uratuje ju� kobiety, kt�r� przysi�g� po�lubi�. Nad ranem gor�czka opad�a. Tylko par� godzin dzieli�o go od �mierci. Gdy otworzy� zamglone oczy, ujrza� pierwsze nie�mia�e, z�ociste promienie s�o�ca, kt�re nie zagl�da�o jak wczoraj, wprost do pokoju, ale odbija�o si� od l�ni�cych mur�w pa�acu naprzeciw zajazdu. Czuj�c nag�y ch��d na pop�kanych wargach, odwr�ci� g�ow� i spr�bowa� dosi�gn�� miecza. Wyda�o mu si�, �e Ostrze Przymierza celuje w niego, najpewniej po to, by poder�n�� mu gard�o. - Zwiastunie Burzy... Jego g�os by� cichy, a r�ka zbyt s�aba, by unie�� si� ponad pos�anie, a co dopiero dosi�gn�� or�a. Zakaszla�, czu�, �e do gard�a s�czy mu si� jaki� p�yn. Nie by�a to mulista ciecz, kt�r� kupi�, ale co� czystego i �wie�ego. Pi� wi�c, staraj�c si� za wszelk� cen� dojrze� cokolwiek poprzez mg�� przes�aniaj�c� �wiat. Tu� przez oczami zobaczy� p�ask� manierk� ze srebra, ca�� w zdobieniach, z�ocist� pulchn� d�o�, dalej rami� spowite w kosztowny i delikatny brokat, a wy�ej komiczn� twarz kogo�, kogo nie zna�. Zn�w zakaszla�. Ten p�yn to nie by�a zwyk�a woda. Mo�e ch�opak znalaz� jakiego� lito�ciwego medyka? Nap�j przypomina� te, kt�re sam kiedy� destylowa�. Elryk zaczerpn�� z wysi�kiem powietrza i z wdzi�czno�ci� popatrzy� na dziwnego cz�owieka, kt�ry wskrzesi� go chocia� na par� chwil. Ten odst�pi� z u�miechem o krok, poruszaj�c si� w ci�kim stroju z wystudiowan� elegancj�. - Witam ci�, panie Z�odzieju. Mam nadziej�, �e nie przeszkadzam. S�ysza�em, �e jeste� mieszka�cem Nadsokor, gdzie praktykuje si� z dum� wszelkie mo�liwe odmiany kradzie�y? Zdaj�c sobie spraw� z delikatno�ci sytuacji, Elryk uzna�, �e najlepiej b�dzie si� nie sprzeciwia�. Przytakn�� powoli. Wci�� czu� si� obola�y. Wysoki, g�adko ogolony m�czyzna zamkn�� butelk�. - Ten ch�opak, Anigh, m�wi� mi, �e masz miecz do sprzedania? - Mo�e. - Wiedz�c ju�, �e poprawa by�a tylko chwilowa, Elryk nadal wola� zachowa� ostro�no��. - Chocia� s�dz�, �e ma�o kto z rado�ci� przysta�by na tak� transakcj�... - Bo na co dzie� to nie mieczami handlujesz, co? Najpewniej zgubi�e� gdzie� sw�j z�odziejski kij. A mo�e sprzeda�e� go za wod�? - Obcy spojrza� ze zrozumieniem na ksi�cia. Elryk postanowi� zgadza� si� w wszystkim z przybyszem i nie p�oszy� �witaj�cej nadziei na prze�ycie. Nap�j wzmocni� go na tyle, by powr�ci�a jasno�� my�li i �wiadomo�� s�abo�ci. - Tak - odpar�. - Mo�e. - C� to? Czy to w�asn� g�upot� i nieudolno�� mi zachwalasz? Czy to metoda Zwi�zku Z�odziei z Nadsokor? A mo�e chcesz powiedzie�, �e jeste� bardziej przebieg�y, ni� si� wydaje? - Ostatnie zdanie zosta�o wypowiedziane w tym samym �argonie, kt�rego poprzedniego dnia u�y� Anigh. Elryk poj��, �e ten bogaty m�czyzna jednoznacznie okre�li�, za kogo uwa�a albinosa i czego od niego oczekuje. W tych okoliczno�ciach dawa�o to szans� na popraw� po�o�enia. Elryk zdwoi� czujno��. - Chcesz kupi� moje us�ugi, jak rozumiem? Interesuj� ci� moje specyficzne umiej�tno�ci? Moje albo i mojego miecza? M�czyzna uda� oboj�tno��. - My�l, co chcesz. - By�o jednak oczywiste, �e zale�y mu na czasie. - Mam ci tylko przekaza�, �e ju� nied�ugo Krwawy Ksi�yc zap�onie nad Spi�owym Namiotem. - Rozumiem. - Elryk uda�, �e ten bezsensowny zlepek s��w wywar� na nim szczeg�lne wra�enie. - A zatem dobrze b�dzie zapewne, je�li si� pospieszymy. - Tak te� s�dzi m�j pan. Dla mnie to nic nie znaczy, ale ty wyra�nie wiesz, o co chodzi. Kazano mi da� ci drugi �yk napoju, je�li zrozumiesz t� wiadomo��. Prosz�. - Z jeszcze szerszym u�miechem wyci�gn�� zn�w manierk�, kt�r� Elryk przyj�� ch�tnie, czuj�c, jak wracaj� mu si�y i b�l �agodnieje. - Tw�j pan chce wynaj�� z�odzieja? C� takiego pragnie mie�, czego nie mog� dla� zdoby� z�odzieje z Quarzhasaat? - Nie do wiary, �e potrafisz wyra�a� my�li tak dos�ownie i szczerze. - Wzi�� z powrotem manierk�. - Jestem Raafi as-Keeme i s�u�� jednemu z wielkich tego cesarstwa. S�dz�, �e ma on dla ciebie zlecenie. Wiele s�yszeli�my o talentach Nadskorian i �ywili�my nadziej�, �e kt�ry� zab��dzi w te strony. Czy zamierza�e� nas okrada�? Nikomu si� jeszcze nie uda�o. Chyba lepiej ju� kra�� dla nas. - Zapewne to dobra rada. - Elryk podni�s� si� i opu�ci� stopy na posadzk�. Dzia�anie eliksiru zaczyna�o zn�w s�abn��. - Czy zechcesz, panie, powiedzie� mi w zarysach, jakie czeka mnie zadanie? - Wyci�gn�� r�k� po manierk�, ale Raafi as-Keeme schowa� j� do r�kawa. - Nawet ze szczeg�ami, panie, ale dopiero wtedy, gdy dowiemy si� czego� o tobie. Ch�opak m�wi�, �e kradniesz wi�cej ni� klejnoty. Dusze, podobno. Elryk zaniepokoi� si� i spojrza� podejrzliwie na m�czyzn�, kt�rego twarz pozosta�a niewzruszona. - W pewnym sensie mo�na to tak okre�li�... - Dobrze. M�j pan pragnie skorzysta� z twoich us�ug. Je�li ci si� uda, dostaniesz beczk� tego eliksiru, a to ci wystarczy, by dotrze� do M�odych Kr�lestw lub gdziekolwiek zapragniesz. - Proponujesz mi, panie, moje �ycie - powiedzia� powoli Elryk - i jestem got�w zap�aci� tyle, ile ono jest warte. - Widz�, �e masz w sobie r�wnie� �y�k� kupieck� i wiesz, jak ustala� cen�. S�dz�, �e dobijemy targu. Czy zechcesz uda� si� teraz ze mn� do pa�acu? Elryk uj�� z u�miechem Zwiastuna Burzy w obie d�onie i usiad� na ��ku, opieraj�c si� o zalan� s�o�cem �cian�. U�o�ywszy miecz na kolanach, zaprosi� go�cia szerokim gestem, by usiad� obok. - Czy nie wola�by� poczeka� jeszcze i zapozna� si� z tym, co mam do zaoferowania, panie? Bogato ubrany m�czyzna pokr�ci� z namys�em g�ow�. - Chyba nie. Z pewno�ci� przywyk�e� to tego smrodu i do woni w�asnego cia�a, ale zapewniam ci�, �e dla kogo� nieprzyzwyczajonego nie s� to zapachy mi�e. Elryk roze�mia� si�. Wsta�, przypasa� pochw� z czarnej sk�ry i schowa� do niej miecz. - A zatem prowad�, panie. Przyznam, �e ciekaw jestem, na jakie to szczeg�lne ryzyko mam si� wystawi�, skoro �aden z waszych z�odziei nie daje si� skusi� pomimo nagr�d godnych w�adcy Quarzhasaat. W my�lach jednak zgodzi� si� ju� na wszelkie warunki. Za drugim razem nie pozwoli, by jego �ycie zosta�o tak �atwo zagro�one. Przynajmniej tyle, jak uzna�, winien by� Cymoril. 2 PER�A W SERCU �WIATA Lord Gho Fhaazi przyj�� go�cia w komnacie zalanej �agodnym blaskiem s�cz�cym si� smugami �wietlistego py�u przez kratownic� pokrywaj�c� ozdobny dach zamku zwanego Goshasiz, budowli, kt�rej mury nosi�y �lady dzia�ania czego� o wiele bardziej z�owrogiego ni� czas. Gospodarz uraczy� Elryka znanym ju�, tajemniczym eliksirem oraz potrawami r�wnie wspania�ymi i kosztownymi jak wszystko, co znajdowa�o si� w pa�acu. Wyk�pany i przebrany w �wie�e szaty, Elryk zmieni� si� nie do poznania. Granatowe i zielone jedwabie podkre�la�y biel jego sk�ry i d�ugich, g�adkich w�os�w. Pochwa z mieczem sta�a oparta o rze�bione oparcie krzes�a do�� blisko, by si�gn�� po or� w przypadku, gdyby zaproszenie okaza�o si� sprytnie pomy�lan� pu�apk�. Str�j lorda Gho Fhaazi by� skromny i gustowny. Czarne w�osy i broda sp�ywa�y na pier� par� symetrycznych k�dzierzawych strug, d�ugie w�sy stercza�y namaszczone, ci�kie brwi ja�nia�y ponad bladozielonymi oczami. Sztucznie rozja�niona sk�ra przypomina�a odcieniem karnacj� Elryka, wargi b�yska�y jaskrawoczerwon� szmink�. Siedzia� ty�em do �wiat�a, przy drugim ko�cu sto�u, kt�ry obni�a� si� �agodnie w kierunku go�cia. Kojarzy� si� nieodparcie z s�dzi� maj�cym zaraz wyda� wyrok na z�oczy�c�. Na Elryku takie przyj�cie nie zrobi�o �adnego wra�enia. Sam gospodarz by� dosy� m�ody, oko�o trzydziestki, i mia� mi�y, lekko piskliwy g�os. Pulchnymi palcami wskaza� talerze pe�ne u�o�onych na li�ciach mi�ty fig i daktyli oraz szara�czy w miodzie, podsun�� Elrykowi manierk� z eliksirem. Stara� si� okaza� najwi�ksz� go�cinno��, lecz by�o wida�, �e na co dzie� do sto�u podaj� jednak u niego s�u��cy. - Jeszcze, kochany. Skosztuj i tego. - Wyra�nie nie wiedzia�, jak post�powa� z Elrykiem, kt�ry budzi� w nim niejasny niepok�j. Oczywistym by�o, �e czeka niecierpliwie chwili, kiedy wreszcie b�dzie m�g� przej�� do omawiania sprawy. - Czy mo�e brakuje tu jeszcze jakiej� twojej ulubionej potrawy? - Jestem twoim d�u�nikiem, lordzie Gho. - Elryk otar� usta ��t� serwetk�. - Nie jad�em tak dobrze od czasu opuszczenia M�odych Kr�lestw. - Aha. S�ysza�em, �e op�ywaj� tam �ywno��. - Podobnie jak mieszka�cy Quarzhasaat w diamenty. Czy by�e� kiedy� w Kr�lestwach, panie? - Nie odczuwamy sk�onno�ci do podr�owania - odpar� lord Gho z niejakim zdziwieniem. - C� takiego mo�e istnie� w dalekim �wiecie, co mog�o by budzi� nasze po��danie? Elryk pomy�la�, �e ta postawa w�a�ciwa jest chyba wszystkim mieszka�com Quarzhasaat, niezale�nie od urodzenia. Wzi�� jeszcze jedn� fig� i prze�uwaj�c j� powoli, aby wydoby� z mi��szu soczyst� s�odycz, spojrza� na lorda Gho. - Sk�d wiesz, panie, o zwyczajach Nadsokor? - My nie podr�ujemy, ale oczywi�cie, czasem kto� przybywa do nas, chocia�by z karawanami zd��aj�cymi do Kaarlaak czy gdzie� indziej. Czasem kto� przywiezie zbieg�ego niewolnika. Wszyscy oni opowiadaj� wiele zdumiewaj�cych k�amstw! - Roze�mia� si� pob�a�liwie. - Ale bez w�tpienia w niekt�rych k�amstwach tkwi ziarno prawdy. I tak, cho� Z�odzieje Sn�w s� tajemniczym klanem i niewiele wiadomo o ich pochodzeniu, s�yszeli�my, �e w Nadsokor rabusie wszelkiej ma�ci s� cenieni bardzo wysoko i wystarczy�o tylko pomy�le� chwil�, by wyci�gn�� w�a�ciwe wnioski... - Szczeg�lnie je�li pozostaje si� w b�ogos�awionej niewiedzy na temat innych kraj�w i narod�w. - U�miechn�� si� Elryk. Lord Gho Fhaazi albo nie rozpozna� ironii w g�osie Elryka, albo, co bardziej prawdopodobne, postanowi� zignorowa� uwag�. - Czy urodzi�e� si� w Nadsokor, czy tylko tam mieszkasz? - spyta�. - Raczej rzadko, czasami - odpar� zgodnie z prawd� Elryk. - Jeste� zadziwiaj�co podobny do mieszka�c�w Melnibon�, tych, kt�rych chciwo�� przywiod�a nas do obecnego stanu. Czy mia�e� ich po�r�d swoich przodk�w? - Bez w�tpienia. - Elryka zastanowi�o, dlaczego lord Gho nie uzna� za stosowne wyci�gn�� najbardziej narzucaj�cego si� wniosku. - Czy nadal �ywicie nienawi�� do mieszka�c�w Smoczej Wyspy? - Za ich zakusy na nasze cesarstwo? Zapewne tak, ale Smocza Wyspa za spraw� naszych czar�w pogr��y�a si� ju� dawno w morzu i �lad nie zosta� po imperium. Czemu� mieliby�my zawraca� sobie g�owy wymar�� ras�, kt�ra zosta�a ju� ukarana za swe niecne czyny? - W rzeczy samej. - Najwyra�niej ca�e wieki usprawiedliwiania najpierw pora�ki, a potem bierno�ci doprowadzi�y do tego, i� legendy uznane zosta�y w Quarzhasaat za szczer� prawd�. Tym samym - Elryk nie m�g� przyby� z Melnibon�, bowiem Melnibon� nie istnia�o... Zyska� nadziej� na unikni�cie przynajmniej niekt�rych k�opot�w. Co wi�cej, ci ludzie �ywili tak ma�� ciekawo�� �wiata, �e nawet lord Gho, raz ustaliwszy pochodzenie Elryka, nie odczuwa� potrzeby dalszych indagacji. Wielka jest pot�ga ludzkiego umys�u, stwierdzi� Elryk, gdy przychodzi do budowania �wiata w wyobra�ni i przekszta�cania go w �wiat rzeczywisty. Najwa�niejsz� spraw� by�o teraz dowiedzie� si�, w jakim w�a�ciwie charakterze i do jakiego zadania zamierza� zatrudni� go lord Gho. Szlachcic obmy� tymczasem perfumowan� wod� brod�, ostentacyjnie rozchlapuj�c na pokrytej mozaik� pod�odze krople wilgoci. - S�u��cy powiedzia� mi, �e zrozumia�e� jego s�owa - powiedzia�, wycieraj�c usta cienkim r�cznikiem. Zn�w da�o si� zauwa�y�, �e i to czynili zwykle s�u��cy, tym jednak razem lord wola� obs�u�y� si� sam. By� mo�e, l�ka� si� niepo��danych uszu przy tej rozmowie. - Dok�adnie rzecz bior�c, proroctwo brzmi nieco inaczej. Znasz je? - Nie - powiedzia� szczerze Elryk, zastanawiaj�c si�, co b�dzie, gdy lord Gho dowie si�, �e Elryk nie ma najmniejszego poj�cia o swym zadaniu. - Gdy Krwawy Ksi�yc zap�onie nad Spi�owym Namiotem, w�wczas otworzy si� Droga do Per�y. - Ach. W�a�nie. - Nomadzi powiedzieli, �e Krwawy Ksi�yc poka�e si� nad g�rami na nieca�y tydzie�. I zal�ni nad Per�owymi Wodami. - Dok�adnie. - I tym samym, rzecz jasna, odkryje si� droga do Fortecy. Elryk przytakn��, jakby zgadza� si� ze wszystkim. - A kto� taki jak ty, dysponuj�cy mocami ludzkimi i nadnaturalnymi zarazem, kto potrafi przenika� pomi�dzy tym i tamtym �wiatem, kto zna �cie�ki wiod�ce skrajem snu i przebudzenia, mo�e przedrze� si� przez zapory, pokona� stra�nik�w i ukra�� Per��! - krzykn�� lord Gho g�osem pe�nym mrocznego po��dania. - Zaiste - stwierdzi� cesarz Melnibon�. Lord Gho uzna� milkliwo�� Elryka za wyraz uznania. - Skradniesz dla mnie Per��, panie Z�odzieju? Elryk uda� g��bokie zastanowienie. - Sk�onny jestem przypuszcza�, �e z tym zadaniem mo�e wi�za� si� niejakie ryzyko. - Oczywi�cie, oczywi�cie. Jeste�my przekonani, �e nikomu pr�cz kogo� twego fachu nie uda si� nawet wej�� do Fortecy, o zdobyciu Per�y nie m�wi�c! - A gdzie le�y Per�owa Forteca? - Przypuszczam, �e w Sercu �wiata. Elryk zmarszczy� brwi. - Koniec ko�c�w - zniecierpliwi� si� lord Gho - ten klejnot znany jest jako Per�a w Sercu �wiata, prawda? - Wszystko to pojmuj� -powiedzia� Elryk, zwalczaj�c ch��, by podrapa� si� w ty� g�owy. Si�gn�� raz jeszcze po eliksir, chocia� czu� coraz wi�ksze zaniepokojenie zar�wno tonem tej rozmowy, jak i faktem, �e bezbarwny p�yn smakowa� mu coraz bardziej. - Ale z pewno�ci� s� jakie� sposoby...? - To ju� twoja sprawa, panie Z�odzieju. Najpierw, oczywi�cie, musisz uda� si� do Oazy Srebrnego Kwiatu. Nomadzi spotkaj� si� tam teraz na jednym ze swoich zebra�, jest ono zwi�zane niew�tpliwie w jaki� spos�b z Krwawym Ksi�ycem. Bardzo prawdopodobne, �e tam w�a�nie otworzy si� przed tob� droga. O Oazie naturalnie s�ysza�e�. - Lecz nie mam mapy - stwierdzi� Elryk jakby z za�enowaniem. - Map� dostaniesz. Nigdy nie podr�owa�e� Czerwon� Drog�? - Jak ju� wspomnia�em, odwiedzam wasze cesarstwo po raz pierwszy, lordzie Gho. - Ale geografia i historia twojego kraju musz� by� przecie� powi�zane z naszymi! - Obawiam si�, �e M�ode Kr�lestwa pozostawa�y tak d�ugo pod mrocznym wp�ywem Melnibon�, �e ignorancja sta�a si� w nich cenniejsza od nauki. - No tak - lord Gho uni�s� jasne brwi. - Oczywi�cie, nie mog�o by� inaczej. No dobrze, panie Z�odzieju, damy ci map�. Niemniej Czerwona Droga wiedzie prosto z Quarzhasaat do Oazy Srebrnego Kwiatu, a dalej s� ju� tylko g�ry, kt�re nomadzi nazywaj� Strz�piastymi Filarami. G�ry ci� nie interesuj�. Droga do Per�y powinna pokona� je za ciebie, przynajmniej tak s�dz�. To bardzo tajemnicza droga, zauwa�, kt�rej nie znajdziesz na �adnej zwyk�ej mapie. W ka�dym razie my takiej nie mamy, a nasze biblioteki s� najzasobniejszymi na �wiecie. Elryk zdecydowany by� wyci�gn�� wszelkie mo�liwe korzy�ci z odroczenia wyroku �mierci, nawet ci�gn�c t� fars� tak d�ugo, a� uda mu si� opu�ci� Quarzhasaat z realnymi widokami na dotarcie do M�odych Kr�lestw. - No i b�d� potrzebowa� wierzchowca. Mam nadziej�, �e dostan� konia? - Najlepszego. Czy b�dziesz musia� odkupi� sw�j kij? Czy to mo�e tylko rodzaj znaku twego rzemios�a? - Znajd� sobie nowy. - Jak chcesz, panie Z�odzieju. - Lord Gho pog�adzi� wypiel�gnowan� brod�. Elryk spr�bowa� zmieni� temat. - Nic jeszcze nie us�ysza�em o mojej zap�acie. - Wychyli� puchar, kt�ry lord Gho ponownie niezgrabnie nape�ni�. - A ile zwykle ��dasz? - C�, to nie jest zwyk�e zadanie. - Elryk zaczyna� by� rozbawiony sytuacj�. - Sam rozumiesz, panie, �e nawet w M�odych Kr�lestwach nie mam wielu r�wnych sobie w tym fachu, tutaj za�... - Je�li przyniesiesz mi t� w�a�nie Per��, panie Z�odzieju, obsypi� ci� wszelkim bogactwem i b�dzie tego do��, aby� zosta� jednym z najmo�niejszych, przynajmniej w M�odych Kr�lestwach. Otrzymasz wszystko, co potrzeba szlachetnie urodzonemu. Szaty, klejnoty, pa�ac, niewolnik�w. Lub, je�li zapragniesz dalej podr�owa�, dam ci karawan�, za kt�r� b�dziesz m�g� wykupi� w M�odych Kr�lestwach ca�y kraj. Zostaniesz ksi�ciem, a mo�e nawet kr�lem! - Kusz�ce perspektywy - mrukn�� cesarz. - Dodaj do tego wszystko, co ju� na ciebie wyda�em i wydam jeszcze, a uznasz, �e proponuj� ci szczodre wynagrodzenie! - Hojne, bez w�tpienia. - Elryk zmarszczy� czo�o i rozejrza� si� po wielkiej komnacie wy�o�onej mozaikami ze szlachetnych kamieni, zdobnej w draperie, rze�bione filary i gzymsy. Czu�, �e oczekuje si� po nim targowania i nie zamierza� zawie�� gospodarza. - Ale je�li wzi�� pod uwag� prawdziw� warto�� Per�y i to, co ona b�dzie tu znaczy� dla ciebie, to musisz przyzna�, �e chcesz j� mie� ca�kiem tanio. Lord Gho Fhaazi wygl�da� na rozbawionego. - Per�a zapewni mi miejsce w Radzie Sze�ciu, gdzie szykuje si� wolne miejsce. Bezimienny Si�dmy og�osi�, �e cen� za zaj�cie tego miejsca jest w�a�nie Per�a. Oto czemu musz� j� mie�, i to jak najszybciej. Ju� obieca�em. Tyle chyba sam si� domy�lasz. Oczywi�cie mam konkurent�w, ale �aden nie oferuje a� tyle. - A czy owi konkurenci wiedz� o twoich zamiarach? - Bez w�tpienia kr��� ju� jakie� plotki. Ostrzegam ci� jednak, by� zachowa� tajemnic� co do istoty twego zadania... - Nie obawiasz si�, �e mog� poszuka� w mie�cie lepszej oferty? - Owszem, kto� m�g�by ci obieca� wi�cej, gdyby� okaza� si� chciwy i nielojalny. Ale oni nie dadz� ci tego, co mog� da� ja, panie Z�odzieju - skrzywi� si� ironicznie lord Gho Fhaazi. - A to czemu? - Elryk poczu�, �e szykuje si� co� z�ego i odruchowo si�gn�� po miecz. - Bo tego nie maj�. - Lord Gho pchn�� manierk� w kierunku Elryka, kt�ry ze zdziwieniem stwierdzi�, �e zd��y� ju� osuszy� nast�pny puchar eliksiru. Nape�ni� naczynie ponownie i niespiesznie, w zamy�leniu s�czy� p�yn. Prawda zaczyna�a powoli do� dociera� i nie by�a to mi�a prawda. - C� mo�e by� r�wnie niedost�pne jak Per�a? - Albinos odstawi� puchar. Chyba ju� wiedzia�. Lord Gho przypatrywa� mu si� z uwag�. - Mam wra�enie, �e nie musz� odpowiada�. - Zn�w si� u�miechn��. - Tak. - Elryk straci� pewno�� siebie. Czu� ogarniaj�cy go strach zmieszany z gniewem. - To eliksir... - Och, zrobi� go jest stosunkowo �atwo. To, oczywi�cie, trucizna, kt�ra wys�cza z cz�owieka wszelkie �ycie, daj�c w zamian jedynie pozory witalno�ci. W ko�cu nie zostaje ju� nic i przychodzi �mier�, do�� nieprzyjemna. C� ona potrafi w tydzie�, lub co� ko�o tego, uczyni� z m�czyzn i kobiet, kt�rzy dopiero co twierdzili, �e gotowi s� zaw�adn�� �wiatem! - Lord Gho roze�mia� si�, a k�dziory zata�czy�y wko�o jego twarzy. - Ale nawet umieraj�c b�agaj� o jeszcze kropl� tego, co ich zabi�o. Czy to nie ironia, panie Z�odzieju? C� mo�e by� bardziej niedost�pne, ni� Per�a? - spyta�e�. Teraz ju� wiesz co. Czyje� �ycie. - A zatem umieram. Czemu niby mia�bym ci s�u�y�? - Poniewa�, rzecz jasna, jest i antidotum. Co�, co oddaje wszystko, co eliksir zabra�, co� co przywraca zdrowie w ci�gu paru dni i likwiduje uzale�nienie. Widzisz zatem, panie Z�odzieju, moja oferta wcale nie jest skromna. Mog� da� ci do�� eliksiru, by� wype�ni� zadanie i wr�ci� tu na czas, a otrzymasz antidotum. To chyba sporo? Elryk wyprostowa� si� na krze�le i po�o�y� d�o� na g�owicy Czarnego Miecza. - Powiedzia�em ju� twojemu wys�annikowi, �e moje w�asne �ycie nie ma dla mnie a� takiej warto�ci. Z pewno�ci� s� rzeczy, kt�re ceni� wy�ej. - Domy�lam si� - powiedzia� lord Gho z okrutn� jowialno�ci�. - I szanuj� tw�j system warto�ci, panie Z�odzieju. Dobrze to powiedzia�e�. Jest jednak jeszcze czyje� �ycie, kt�re mo�na po�o�y� na szali, prawda? �ycie twojego wsp�lnika. - Nie mam wsp�lnika, panie. - Nie masz? Naprawd� nie masz, panie Z�odzieju? Czy pozwolisz ze mn�? Wprawdzie Elryk nie ufa� gospodarzowi, jednak pod��y� za nim przez wielkie rze�bione drzwi. Uwieszony u pasa Zwiastun Burzy mrucza� co� i wierci� si� niczym podejrzliwy ogar. Wy�o�one zielonym, br�zowym i ��tym marmurem ch�odne przej�cia i korytarze wype�nia� subtelny zapach le�nych kwiat�w. Min�wszy salony, mena�erie, akwaria, seraj i zbrojowni�, dotarli do drewnianych odrzwi strze�onych przez dwu �o�nierzy w niepraktycznych, ci�kich od zdobie� zbrojach typowych dla Quarzhasaat. Ich namaszczone brody u�o�one by�y w nieregularne kszta�ty. Widz�c zbli�aj�cego si� lorda Gho, obaj zaprezentowali halabardy. - Otw�rzcie - rozkaza� lord i jeden ze stra�nik�w wyj�� spod napier�nika masywny klucz i umie�ci� go w zamku. Za drzwiami rozci�ga� si� ma�y podw�rzec z nieczynn� fontann�, ma�ym kru�gankiem i szeregiem kwater po przeciwleg�ej stronie. - Gdzie jeste�? Gdzie jeste�, m�j ma�y? Poka� si�! Szybciej! - niecierpliwi� si� gospodarz. Rozleg� si� szcz�k metalu i zza drzwi wy�oni�a si� jaka� posta�. W jednej d�oni �ciska�a kawa�ek owocu, w drugiej zebra�a kilka p�tli �a�cucha. Sz�a powoli i z trudno�ci�, bowiem �a�cuch przymocowany by� do obr�czy zaciskaj�cej si� wok� bioder. - Ach, panie - powiedzia� �w kto� do Elryka. - Nie pos�u�y�e� mi ani po cz�ci tak dobrze, jak na to liczy�em. - A mo�e na to akurat sobie zas�u�y�e�, Anigh? - u�miechn�� si� smutno Elryk nie kryj�c gniewu. - Ale to nie ja ci� uwi�zi�em, ch�opcze. Chyba sam to sprawi�e�. Wzi��e� si� za sprawy, kt�re znaj�cy miar� cz�owiek omija z daleka. - Dotar� do s�ugi Raafiego as-Keeme - powiedzia� lord Gho spogl�daj�c na ch�opca z niejakim zainteresowaniem - i zaproponowa� mu twoje us�ugi. Powiedzia�, �e jest twoim agentem. - Bo i poniek�d by� - zgodzi� si� Elryk wsp�czuj�c ch�opakowi. - Chyba nie naruszy� w ten spos�b waszego prawa? - Sk�d�e. By� zreszt� �wietny w tej roli. - To czemu go uwi�ziono? - Kwestia ostro�no�ci. Zgodzisz si� chyba, panie Z�odzieju? - W innych okoliczno�ciach podejrzewa�bym, �e z g�ry zamy�lono tu jak�� pod�o��. - Stwierdzi� ostro�nie Elryk. - Ale znam ci�, lordzie Gho, jako szlachcica. Z pewno�ci� nie wykorzysta�by� tego ch�opaka, by mnie szanta�owa�. To by�oby niegodne ciebie. - Mam nadziej�, �e moje szlachectwo nie podlega dyskusji. Niemniej w obecnych czasach coraz mniej szlachty przestrzega kodeksu honorowego. Szczeg�lnie gdy gra idzie o tak� stawk�. Zgodzisz si� chyba, chocia� sam jeste� szlachcicem, a nawet zapewne d�entelmenem. - W Nadsokor uwa�aj� mnie za takiego - zauwa�y� cicho Elryk. - Ach, oczywi�cie, w Nadsokor. - Lord Gho wskaza� na Anigha, kt�ry u�miechaj�c si� nie�mia�o, przenosi� wzrok z jednego na drugiego, nic najwyra�niej nie rozumiej�c z rozmowy. - W Nadsokor z pewno�ci� uznaliby za stosowne, by w podobnej sytuacji zatrzyma� zak�adnika. - Ale to nie jest w porz�dku, panie - g�os Elryka nabrzmia�y by� gniewem i wiele kosztowa�o ksi�cia, by nie si�gn�� po Czarny Miecz. - Je�li zgin� w drodze do celu, ten ch�opak umrze tak samo, jak gdybym uciek�. - No c�, kochany, to prawda. Widzisz, mam jednak nadziej�, �e wr�cisz. Je�li nie, c�, ch�opak przyda mi si� tak czy tak, �ywy lub martwy. Anigh ju� si� nie u�miecha�. W jego oczach pojawi�o si� narastaj�ce przera�enie. - Och, panowie! - Ale przecie� nic mu si� nie stanie - lord Gho po�o�y� ch�odn�, upudrowan� d�o� na ramieniu Elryka - bo ty wr�cisz z Per��. Prawda? Elryk zaczerpn�� g��boko powietrza, pr�buj�c si� opanowa�. Czu�, jak co� w nim narasta, co�, co trudno mu by�o nazwa�. By�a to ��dza krwi? Czy nie chcia� wyci�gn�� miecza i zabi� tego �otra? - M�j panie, je�li wypu�cisz ch�opca, zapewniam ci�, �e uczyni� wszystko co w mej mocy... Przysi�gn�... - Dobry Z�odzieju, Quarzhasaat pe�ne jest kobiet i m�czyzn go