2670

Szczegóły
Tytuł 2670
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2670 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2670 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2670 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Bohdan Arct Cena �ycia Zak�ad Nagra� i Wydawnictw Zwi�zku Niewidomych Warszawa 1996 T�oczono pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni Zak�adu Nagra� i Wydawnictw Zwi�zku Niewidomych, Warszawa, ul. Konwiktorska 9 Przedruk z wydawnictwa: "Ludowa Sp�dzielnia Wydawnicza", Warszawa 1991 r. Pisa� A. Galbarski, korekty dokona�y: I. Stankiewicz Bohdan Arct (1914_#1973) - prozaik, pilot, autor licznych ksi��ek o tematyce lotniczej. Bra� udzia� w wojnie obronnej 1939 roku; w latach 1940_#1944 walczy� w lotnictwie polskim na Zachodzie. Napisa� ponad czterdzie�ci ksi��ek, zyskuj�c miano "kronikarza dziej�w lotnictwa". Do najbardziej popularnych nale�� utwory przeznaczone g��wnie dla m�odzie�y: "W pogoni za Luftwaffe" (1946), "Messerschmidty w s�o�cu" (1947), "Niebo w ogniu" (1957), "Kamikadze - boski wiatr" (1961), "Cela �ycia" (1964), "Trzecie pokolenie" (1965), "Powietrze pe�ne �miechu" (1970) i inne. "Cena �ycia" to powie�� przygodowa z czas�w II wojny �wiatowej, oparta na prze�yciach angielskich lotnik�w, kt�rzy po upadku Singapuru dostaj� si� do japo�skiego obozu jenieckiego. Po udanej, pe�nej dramatycznego napi�cia pr�bie ucieczki bohaterowie przedzieraj� si� przez d�ungl� Sumatry i Jawy z nadziej� dotarcia do Australii. Memu synowi, Ryszardowi, kt�ry w czasie pisania tej ksi��ki usi�owa� zmusi� mnie do pracy przez dwadzie�cia pi�� godzin na dob�. Od autora (Notka do wydania pi�tego) Wydarzenia opisane na stronach tej ksi��ki nie s� bynajmniej fantazj� literack�. Opiera�em si� na faktach, zmieni�em jedynie, ze zrozumia�ych wzgl�d�w, nazwiska g��wnych bohater�w. Ku mej wielkiej satysfakcji "Cena �ycia" doczeka�a si� ju� pi�tego wydania. Mam wra�enie, i� znalaz�a uznanie w oczach Czytelnik�w. Mam te� nadziej�, i� rzuca odrobin� �wiat�a na trudno zrozumia�e dzieje zmaga� wojennych na Dalekim Wschodzie. Rozdzia� I �ycie w milionowym mie�cie powr�ci�o ju� do normalnego stanu, a ogromny Singapur pozornie zapomnia� o swej niedawnej tragedii. Po zalanych tropikalnym s�o�cem ulicach �r�dmie�cia p�yn�y sznury samochod�w. Po chodnikach spieszyli dostatnio i elegancko ubrani Europejczycy, �wiec�cy nienagann� biel� garnitur�w. Witryny sklep�w przyci�ga�y oko r�norodno�ci� wystawionych towar�w. Rozliczne kina, teatry, kabarety, restauracje i bary tej dzielnicy wype�nione by�y t�umami publiczno�ci, po�r�d kt�rej nie brakowa�o mundur�w wszystkich rodzaj�w broni. Wspania�a, szeroka tama w poprzek cie�niny Johore, pieczo�owicie odbudowana po zniszczeniu w 1942 roku, l�ni�a asfaltow� g�adzi� nawierzchni. Gdzieniegdzie tylko na bia�ych �cianach pretensjonalnych pa�acyk�w i willi europejskiej cz�ci miasta widnia�y szczerby po artyleryjskich i karabinowych pociskach. Czasem w rz�dzie budynk�w pojawi�a si� wyrwa w miejscu, gdzie ongi� wybuch lotniczej bomby poczyni� spustoszenia. A przecie� zaledwie przed czterema laty miasto i wysp� Singapur spowija�y dymy po�ar�w, doko�a rozlega� si� og�uszaj�cy �omot dzia�, ulicami przetacza�y si� stalowe cielska czo�g�w, w g�rze mkn�y wrogie samoloty, nios�ce �mier� i zag�ad�. Ubo�sze i przeludnione dzielnice tubylcze bardziej dotkni�te zosta�y minion� wojn�, wi�cej ucierpia�y podczas pami�tnego obl�enia. Znik�y z powierzchni ziemi setki drewnianych domostw. Inne, po�atane i wyreperowane byle jak, wystawia�y na widok publiczny sw� przera�aj�c� bied�, a rozliczne sklepiki i kramy szewc�w, krawc�w, fryzjer�w, handlarzy starzyzn� czy owocami, gnie�d��ce si� jeden obok drugiego, stwarza�y obraz odra�aj�cego, egzotycznego ub�stwa. Chi�czycy i Malajczycy, stanowi�cy przewa�aj�c� wi�kszo�� mieszka�c�w miasta, cierpieli niedostatek tak jak przed wojn� czy te� nieco p�niej, w czasie japo�skiej okupacji. Co gorzej, ich straty by�y niepowetowane, jako �e niemal w ka�dej rodzinie kto� zgin�� b�d� w czasie nalot�w, bombardowa� artyleryjskich, b�d� te�, cz�ciej, skutkiem okrucie�stwa naje�d�c�w z Krainy Wschodz�cego S�o�ca. Ale i w �r�dmie�ciu nie wszyscy zapomnieli o wojnie. W pobli�u obszernego placu Rafflesa, opodal zielonego skweru, gdzie mie�ci� si� swego czasu wielki dom towarowy Guthiego, kompletnie wypalony w pierwszym nieprzyjacielskim nalocie, przed wysokim murowanym budynkiem z powiewaj�c� na dachu flag� Union Jack (ang. - nazwa narodowej flagi brytyjskiej), sta� wyci�gni�ty i nieruchomy szereg �o�nierzy Military Police (ang. - policja wojskowa, �andarmeria). Ich od�wi�tne mundury, bia�e tropikalne kaski, bia�e pasy i kabury pistolet�w �wiadczy�y, i� w budynku mie�ci si� jaka� wa�na instytucja. Wra�enie to pot�gowa� i potwierdza� widok zaaferowanych oficer�w kr�c�cych si� przed gmachem oraz rz�dy wojskowych aut na prostok�tnym parkingu. Wysoki budynek oddany zosta� do u�ytku War Crimes Court (ang. - trybuna� powo�any do s�dzenia zbrodni wojennych), a w jednej z rozlicznych sal odtwarzano w�a�nie wydarzenia sprzed kilku lat, ustalano fakty, wyci�gano na jaw uczynki, kt�rych sprawca zosta� uj�ty i oddany do dyspozycji trybuna�u. Atmosfera by�a napi�ta, podniecenie dochodzi�o do zenitu, mimo za� otwartych okien, stale obracaj�cych si� pod sufitem �opat gigantycznych wentylator�w i stosunkowo p�nej pory dnia twarze �wieci�y potem, koszule lepi�y si� do sk�ry. Publiczno��, szczelnie wype�niaj�ca rz�dy krzese�, z niezwyk�ym skupieniem ws�uchiwa�a si� w zeznania �wiadk�w, w cyniczne o�wiadczenia oskar�onego i suchy g�os prokuratora. Za d�ugim sto�em, na podwy�szeniu, siedzia�o siedmiu s�dzi�w wojskowych z przewodnicz�cym, siwow�osym pu�kownikiem Hughesem Mitchellem w �rodku, i z zainteresowaniem, granicz�cym z obrzydzeniem, wpatrywa�o si� b�d� w posta� niskiego, sko�nookiego oficera, b�d� w le��cy na suknie sto�u zakrzywiony miecz, jeden z dowod�w rzeczowych. Miecz ten, a raczej szabla, typowa japo�ska bro� oficera piechoty, jeszcze niedawno nale�a�a do kapitana Teruci Amado."* Teruci Amado - posta� historyczna. Dane o jego zbrodniach wojennych zaczerpni�to z materia��w �r�d�owych. Zgodnie ze zwyczajem japo�skim w tek�cie podane jest najpierw nazwisko, potem za� imi�. Przed s�dziowskim sto�em, wyprostowany jak na paradzie, sta� oskar�yciel, major Marcus Shell, chudy, wysoki m�czyzna, o pod�u�nej, ko�skiej twarzy i ciemnych w�osach g�adko zaczesanych do ty�u. Co chwila nachyla� si�, spogl�da� na trzymane w d�oni maszynowe zapiski, cytowa� z nich co�, zn�w si� wyprostowywa�, a jego gestykulacja ogranicza�a si� do kilkakrotnego wskazania wyci�gni�tym ramieniem po�yskuj�cej g�adzi klingi miecza. Na �awie, umieszczonej tu� przed pierwszym rz�dem krzese� publiczno�ci, siedzia� w otoczeniu uzbrojonych �andarm�w kapitan Teruci, w wybrudzonej i wymi�tej koszuli koloru khaki, spodniach tej samej barwy i owijaczach na goleniach. Na jego p�askiej, okr�g�ej twarzy nie drga� �aden mi�sie�, nie uwidacznia�o si� �adne uczucie. Niski i barczysty Japo�czyk wzrok utkwiony mia� w zesp� s�dziowski, patrzy� na wrogich oficer�w odwa�nie, zuchwale, niemal wyzywaj�co. S�owa oskar�yciela wojskowego p�yn�y jedno po drugim, uk�ada�y si� w zdania, odtwarza�y fakty, ujawnia�y niepoj�t�, niemal patologiczn� mentalno�� oskar�onego, a tak�e system rz�d�w imperium "boskiego" tenno"* Hirohito, potomka bog�w, za�o�yciela epoki, przezwanej paradoksalnie Siowa."* Tenno (jap.) - japo�ski cesarz (u�ywany jest r�wnie� wyraz "mikado"). Siowa (jap.) - dos�ownie: L�ni�cy Pok�j. Nazwa epoki w historii japo�skiej, rozpocz�tej z chwil� wst�pienia na tron cesarza Hirohito w roku 1926 naszej ery (japo�ski rok kalendarzowy rozpoczyna si� od 660 przed n.e.). Ale gdy wyznaczony z urz�du t�umacz wiernie powtarza� kapitanowi pe�ny tekst oskar�enia, ten nie porusza� si�, nie usi�owa� protestowa� czy przeczy�, chocia� i bez t�umacza rozumia� s�owa Marcusa Shella. Czasem tylko kiwa� potakuj�co g�ow�, czasem za� beznami�tnie dodawa� jaki� szczeg�, uzupe�nia� zeznanie czy o�wiadczenie. - Wysoki S�d wys�ucha� ju� �wiadk�w - kontynuowa� major Shell. - Niekt�re zeznania zosta�y tylko odczytane, gdy� nie wszyscy zdo�ali dotrze� na czas do tej sali. Mam na my�li mi�dzy innymi majora Shannona, kt�rego zeznania stanowi� wa�ki przyczynek do aktu oskar�enia... W pierwszym rz�dzie krzese� dla publiczno�ci jaki� wysoki i opalony na ciemny br�z oficer w lotniczym mundurze, ze skrzyde�kami pilota na lewej piersi i rz�dem barwnych baretek odznacze�, poruszy� si� nagle, podni�s� z miejsca, ale po chwili potrz�sn�� g�ow�, mrukn�� co� niedos�yszalnie i opad� z powrotem na krzes�o. - Wszystko zosta�o wielokrotnie sprawdzone i potwierdzone, nie ma �adnych w�tpliwo�ci, co do wiarygodno�ci zezna� �wiadk�w i ustalonych fakt�w - m�wi� dalej oskar�yciel, odruchowo przyg�adzaj�c w�osy. - Sam Teruci przyzna� si� do pope�nionych przest�pstw, chocia� stara� si� wybieli� swe intencje - chudy major Shell na chwil� obr�ci� si� twarz� do kr�pego Japo�czyka i zmierzy� go wyblak�ymi, niebieskawymi oczami. - Oskar�ony zas�ania si� tradycjami samuraj�w,"* przytacza wskazania kodeksu Busido."* Wysoki s�dzie! Pozwol� sobie zwr�ci� wasz� uwag� na kilka wydarze�, przedstawi� je w skr�cie. Samuraj (jap.) - �redniowieczny rycerz japo�ski. Busido (jap.) - kodeks post�powania samuraj�w. Prokurator zawiesi� na moment g�os, odchrz�kn��, przelotnie spojrza� na notatki, wydoby� z kieszeni chustk� do nosa i otar� pot z czo�a. Na sali panowa�a g��boka cisza. Zesp� s�dziowski tkwi� nieruchomo za sto�em, nikt nie wykona� najl�ejszego ruchu. - Na par� lat przed rozpocz�ciem wojny i przed napadem na ameryka�sk� baz� w Pearl Harbor armie cesarza Hirohito uderzy�y na Chiny, zdobywaj�c prowincj� po prowincji. W zaborczej kampanii w Chinach bra� udzia� Teruci Amado, pod�wczas w stopniu porucznika. W pa�dzierniku 1938 roku dowodzona przez niego kompania piechoty przeprowadza�a w okolicach miasta Suczu �wiczebne ataki na bagnety. Dziwnego rodzaju by�y te �wiczenia - w g�osie oskar�yciela zabrzmia�a nuta ironii i pogardy. - Wykonywano je w ten spos�b, i� wi�zano schwytanych je�c�w chi�skich i u�ywano ich zamiast work�w treningowych. K�uto bagnetami, dop�ki nie padli martwi. Teruci jednak bagnetu nie u�ywa�, by� przecie� oficerem. Teruci t� oto broni� - major Shell wskaza� miecz na stole s�dziowskim - �ci�� g�owy co najmniej dwudziestu je�com chi�skim... Wzrok Japo�czyka przeni�s� si� powoli i leniwie z g�owy pu�kownika Mitchella na stal miecza. Wywody chudego prokuratora o ko�skiej szcz�ce poczyna�y go nu�y�. Teruci nie mia� �adnych z�udze� co do czekaj�cego go losu, ale przed�u�aj�ca si� procedura s�dowa z�o�ci�a go i denerwowa�a. Nieodgadnionym zrz�dzeniem bog�w biali mieli go w swych r�kach, mogli z nim zrobi�, co chcieli. To by�a tragiczna, ponura i przygn�biaj�ca prawda, z kt�r� nale�a�o si� pogodzi�. Ale jaki cel mia�a idiotyczna s�dowa farsa? Po co marnowa� czas, si�y i energi�? A przede wszystkim, jakim prawem gadatliwy prokurator zarzuca� mu pope�nienie zbrodni? Teruci walczy� z wrogiem, zabija�, bo wrog�w Nipponu"* trzeba by�o zabija�, bo obowi�zek nale�a�o wype�nia�. Nippon (jap.) - nazwa pa�stwa japo�skiego (u�ywany jest r�wnie� wyraz "Nihon"). "Bakajaro!" - zakl�� w duchu Japo�czyk. Po sali s�dowej roznios�y si� dalsze s�owa prokuratora: - Dnia dwudziestego drugiego stycznia 1942 roku resztki broni�cej si� Czterdziestej Pi�tej Brygady Australijskiej musia�y si� podda� u wybrze�y rzeki Simpang Kiri na P�wyspie Malajskim. Cz�� brygady zdo�a�a si� jako� przedrze�, poddali si� ranni, niezdolni do trzymania si� na nogach. Wtedy kapitan Teruci, ju� w�wczas cz�onek Kemei Tai... - Marcus Shell zatrzyma� si� i zastanowi�. - Wysoki S�d z pewno�ci� wie, co znaczy to okre�lenie. Kemei Tai to "policja my�li", japo�ski odpowiednik hitlerowskiego gestapo. Siwow�osy pu�kownik Mitchell pokiwa� kilkakrotnie g�ow�. Inni cz�onkowie zespo�u s�dziowskiego poruszyli si�, wymienili mi�dzy sob� kilka o�ywionych zda�. Na Dalekim Wschodzie policja Kemei Tai dobrze da�a si� wszystkim we znaki. - Nad brzegiem Simpang Kiri kapitan Teruci wraz z podleg�ymi sobie �o�nierzami, nie zwa�aj�c na flag� Czerwonego Krzy�a i oczywisty fakt poddania si� bezbronnych przeciwnik�w, rozpocz�li masakr�. Ranni Australijczycy zgin�li wszyscy, z wyj�tkiem jednego cz�owieka, kt�ry zdo�a� uciec niepostrze�enie. Teruci Amado w�asnor�cznie �ci�� g�owy czterem je�com t� oto broni� - palec oskar�yciela raz jeszcze skierowa� si� ku mieczowi. Oczy Teruci Amado b�ysn�y, ale ich b�ysk momentalnie zgin�� pod przymkni�tymi powiekami. Bogowie jednak okazali �ask�, w jednej chwili podsun�li honorowe wyj�cie z sytuacji pozornie beznadziejnej, wyj�cie godne potomka walecznych jusi (jap. - rycerz, wojownik), cz�onka wybranej rasy Jamato."* Tam, w odleg�o�ci zaledwie kilku ken,"* le�y przecie� jego miecz. Ten miecz u�yty zostanie raz jeszcze, za chwil�. Jamato (jap.) - cz�� �rodkowa Japonii, uwa�ana za kolebk� narodu. Ken (jap.) - miara d�ugo�ci, r�wna oko�o 1,5 metra. - W nocy z trzynastego na czternasty lutego 1942 roku kapitan Teruci bra� udzia� w masakrze w szpitalu Aleksandry w Singapurze. Na jego rozkaz �o�nierze wymordowali bagnetami wychodz�cych im na spotkanie lekarzy i sanitariuszy, zgwa�cili i wymordowali piel�gniarki opiekuj�ce si� rannymi - kobiety, kt�re nie chcia�y si� ewakuowa�, by nie�� pomoc innym. Podw�adni kapitana Teruci wymordowali p�niej wszystkich rannych, a kapitan - ten wyraz Shell wym�wi� przez z�by - Teruci w�asnor�cznie zabi� dwie piel�gniarki i trzech rannych �o�nierzy, u�ywaj�c do tego swej szabli... Wargi Teruci wykrzywi�y si�. Japo�czyk, dobrze znaj�cy j�zyk wrog�w, nie zamierza� upokarza� si� u�ywaniem angielskiej mowy. Nachyli� si� do t�umacza i co� mu szepn�� na ucho. Na twarzy t�umacza odmalowa�o si� zdumienie. Wsta� i oznajmi� g�o�no: - Taii"* Teruci Amado pragnie sprostowa� o�wiadczenie oskar�yciela. W szpitalu Aleksandry zabi� nie pi�ciu, ale o�miu wrog�w swego kraju. Taii (jap.) - stopie� oficerski, odpowiednik kapitana. W sali s�dowej War Crimes Court rozszed� si� szmer grozy. Wysoki oficer w lotniczym mundurze, siedz�cy w pierwszym rz�dzie krzese�, zerwa� si� z miejsca. Energiczny stukot m�otka przewodnicz�cego trybuna�u momentalnie przywr�ci� spok�j. - Po zako�czeniu dzia�a� wojennych na P�wyspie Malajskim i poddaniu si� twierdzy singapurskiej Teruci i jego koledzy z Kemei Tai, kt�rzy w kr�tkim czasie r�wnie� stan� przed obliczem Wysokiego S�du, zn�cali si� w czasie bada� nad je�cami wojennymi we wszystkich obozach, szczeg�lnie za� w obozie Pasmir Tansiang. Te fakty znane s� g��wnie z zeznania majora Shannona, poniewa� poza nim nikt z Pasir Pandziang nie unikn�� �mierci. Teruci w�asnor�cznie, jak zawsze mieczem, porani�, okaleczy� wielu je�c�w, kilku z nich zabi�... - Shell zatrzyma� si�, namy�li�, zajrza� do notatek i potrz�sn�� g�ow�. - O dzia�alno�ci oskar�onego na Jawie m�wi�em ju� poprzednio... Wysoki i opalony oficer w lotniczym mundurze po raz trzeci podni�s� si� z krzes�a i p�on�cym wzrokiem wpatrzy� w posta� Japo�czyka, odwr�conego do� plecami. D�onie mu dr�a�y, palce zakrzywia�y si� raz po raz, jakby za chwil� chwyci� mia�y taii Teruci za grdyk� i zacisn�� si� na niej �miertelnie. - Domagam si� dla kapitana Teruci Amado, oficera imperialnych wojsk japo�skich, kary �mierci. Kary �mierci przez powieszenie, nie za� rozstrzelanie - ko�czy� prokurator dono�nym g�osem, a jego ko�ska twarz, z kropelkami potu na czole, wyd�u�y�a si� jeszcze bardziej, przybra�a kszta�t niemal karykaturalny. - W tym przypadku najsurowsza kara jest zbyt �agodna! Teruci nieco si� poruszy�, poprawi� na �awie, niepostrze�enie spr�y� si� do skoku. Jego sko�ne oczy nie spogl�da�y teraz na szabl� - doskonale zna� jej po�o�enie na stole. Wzrok mia� utkwiony w przewodnicz�cym trybuna�u. Ten powinien pa�� pierwszy, jego g�owa pierwsza potoczy si� po pod�odze. Kodeks Bu �e najpierw nale�y zg�adzi� najwa�niejszego przeciwnika. Potem p�jd� inni s�dziowie, a je�eli bogowie b�d� nadal �askawi i u�ycz� si� ramieniu, zginie i prokurator, nad�ty, pysza�kowaty g�upiec. On sam, taii Teruci Amado, r�wnie� rozstanie si� z �yciem, ale w spos�b godny tego, by zasi��� w gronie dostojnych przodk�w i bohater�w narodowych. Nikt nie zdo�a powstrzyma� go od pope�nienia honorowego harakiri. - Teruci Amado to zaka�a nie tylko narodu japo�skiego, ale i ca�ego �wiata... Wzrok �andarm�w nie zdo�a� uchwyci� b�yskawicznego, tygrysiego skoku Japo�czyka. W u�amku sekundy Teruci znalaz� si� przy stole s�dziowskim. Z niebywa�� szybko�ci� chwyci� za r�koje�� szabli. W powietrzu zamigota�a stal, ale ostrze jej nie spad�o na niczyj� g�ow�. Pot�ne palce zacisn�y si� na d�oni kapitana, wykr�ci�y j�, wy�uska�y bro�. - Przeliczy�e� si�, Teruci - zabrzmia�y gniewne, rwane s�owa. - Nie uda ci si� tym razem. Japo�czyk znieruchomia�, potem powoli odwr�ci� si� do ty�u. Sta� przed wysokim oficerem w lotniczym mundurze. Na przystojnej, opalonej twarzy lotnika widnia�y blizny po ranach zadanych jakim� ostrym narz�dziem, jedno ucho by�o niemal ca�kowicie odci�te. Teruci pozna� go w jednej chwili. Zgarbi� si�, pochyli�, g�owa opad�a mu na piersi. W decyduj�cej sekundzie przegra�. Bogowie nie okazali si� �askawi, chocia�... starannie wybra� chwil�, szarpn�� si� z ca�ej si�y. R�ce �andarm�w trzyma�y go, niczym kleszcze. - Znasz mnie, Teruci? Jestem Peter Shannon. Ostatnim razem widzieli�my si� niedaleko st�d, przed paru laty. W obozie Pasir Pandziang. Dobrze zapami�ta�em twoj� twarz i nazwisko, kapitanie Teruci. D�ugo czeka�em na ponowne spotkanie! Miecz samuraj�w uni�s� si� w g�r�. Pu�kownik Mitchell otworzy� z wra�enia usta, major Shell post�pi� krok do przodu. W k�cie sali jaka� kobieta wrzasn�a histerycznie. Teruci schyli� si� jeszcze bardziej i przymkn�� z rezygnacj� oczy. Czeka�, a� ostrze spadnie na jego policzki, przekraje czo�o i uszy, jak ongi� przekraja�o czo�o, policzki i uszy stoj�cego przed nim cz�owieka. Ale Peter Shannon roze�mia� si� pogardliwie i spokojnie po�o�y� szabl� na stole s�dziowskim. - Nie jestem katem, jak ty, Teruci. Jestem oficerem. Wysoki lotnik sztywno sk�oni� si� pu�kownikowi Mitchellowi, obr�ci� na pi�cie i szybkim krokiem, nie ogl�daj�c si� za siebie, opu�ci� sal� War Crimes Court. Rozdzia� II Nast�pnego dnia rano major pilot Peter Shannon zameldowa� si� w biurze lorda Louisa Mountbattena, dowodz�cego pod�wczas ca�o�ci� wojsk brytyjskich na Dalekim Wschodzie. Kapitan Shirley, adiutant dow�dcy, dobrze znaj�cy lotnika, zapyta� o przyczyn� przybycia, gdy za� nieco zaambarasowany Peter oznajmi�, i� to sprawa czysto osobista, porozumia� si� telefonicznie z szefem. Po kr�tkiej chwili Shirley wskaza� przybyszowi drzwi do przyleg�ego gabinetu. - Co pana sprowadza do mnie, Shannon? - spyta� Mountbatten podaj�c podw�adnemu r�k� i zapraszaj�c uprzejmym gestem do zaj�cia miejsca naprzeciw, po drugiej stronie du�ego biurka zawalonego papierami. - Sprawa kapitana Teruci, sir. - Teruci? Aha, znam t� spraw�. Zd��y� pan do s�du? - Tak jest... to znaczy zeznania z�o�y�em poprzednio, do s�du przyjecha�em w ostatniej chwili. - Teruci zosta� wczoraj skazany na kar� �mierci przez powieszenie, prawda? - Tak jest. - Wyrok wykonano dzi� o �wicie, Shannon. - Tak jest. Mountbatten uni�s� brwi w g�r�. Na jego przystojnej, m�skiej twarzy odmalowa�o si� zdziwienie. - O co wi�c panu chodzi, majorze Shannon? - spyta� z odcieniem zniecierpliwienia w g�osie. Peter Shannon lekko si� zarumieni� pod opalenizn�, blizny na policzku uwidoczni�y si� wyra�niej. - Chcia�em prosi�... - zaj�kn�� si�, ale brn�� z determinacj� dalej. - Chcia�em prosi� o szabl� tego Japo�czyka, sir. Lord Mountbatten b�bni� palcami po politurze biurka. Odruchowo, automatycznie zacz�� porz�dkowa� papiery. - Po co panu japo�ska szabla, Shannon? - bada�. Lotnik odruchowo dotkn�� palcami szram na twarzy, nie powiedzia� ani s�owa. Mountbatten szybko zrozumia�. - Aha, tak. S�ysza�em o pa�skich prze�yciach, Shannon. Niezwyk�a historia, wprost nieprawdopodobna, ale prawdziwa. W porz�dku, majorze, szabla jest pa�ska. Stanie si� jakby pami�tk� rodzinn�, co? - Dow�dca za�mia� si� kr�tko, sucho. - Taak - przeci�gn�� znacz�co Peter. - Ten miecz zawi�nie na honorowym miejscu, sir. W p� godziny p�niej major Peter Shannon powt�rnie trzyma� w d�oni stalow� bro� samuraj�w. �ciska� j� obur�cz, jakby obawiaj�c si� zgubi� lub upu�ci� na kamienn� posadzk� hallu dow�dztwa. Kr�tko po�egna� si� z kapitanem Shirleyem, wolnym krokiem zszed� po schodach, opu�ci� budynek. Niedbale odsalutowa� wartownikom, przystan�� na ulicy zalanej potokami s�onecznego gor�ca. Mijaj�cy go przechodnie ze zdumieniem spogl�dali na wysokiego lotnika, mierzyli wzrokiem obna�on� kling�. Niekt�rzy rzucali �artobliwe uwagi, inni starali si� zagadn�� oficera, ale Peter milcza�, nie zwraca� uwagi na zaczepki. Migotliwa g�ad� stali fascynowa�a go, hipnotyzowa�a. Ostra jak brzytwa szabla taii Teruci Amado posiada�a przedziwne w�a�ciwo�ci, wydawa�a si� zaczarowana. Wyci�ga�a z zakamark�w m�zgu obrazy, o kt�rych Peter usilnie stara� si� zapomnie�, zmusza�a do odtwarzania ich, kaza�a raz jeszcze prze�y� dni, gdy wydawa�o si�, �e wszystko by�o stracone, gdy nie pozostawa�a odrobina nadziei... Kiedy pi�knego, s�onecznego, wrze�niowego przedpo�udnia 1940 roku podporucznik lotnictwa Peter Thomas Shannon po�lubia� dziewi�tnastoletni� Elisabeth Pearl, tocz�ca si� w Europie wojna by�a dla niego spraw� niemal zupe�nie oboj�tn� i w �adnym stopniu nie wp�ywa�a ani na tok jego pracy zawodowej, ani na sprawy osobiste. Tutaj, w pot�nej i nie zdobytej twierdzy Singapur, nie przejmowano si� gro�bami fanatycznego dyktatora Niemiec. Losy podbitej przed rokiem Polski i upokorzonej przed kilku miesi�cami Francji nie obchodzi�y nikogo. Nawet mo�liwo�� inwazji wysp brytyjskich nie wydawa�a si� zbyt istotna. Nic wi�c dziwnego, �e urz�dnik stanu cywilnego, dru�bowie i druhny oraz zebrani go�cie mieli twarze niemal r�wnie zadowolone i szcz�liwe jak m�oda para sk�adaj�ca ma��e�skie przyrzeczenia. Peter, wysoki i postawny dwudziestosze�cioletni m�czyzna by� pilotem stacjonuj�cej na singapurskim lotnisku Seletar my�liwskiego dywizjonu, wyposa�onego w samoloty Brecter "Buffalo". To ameryka�skie maszyny, pi�kne na oko, jednosilnikowe �redniop�aty, posiada�y wiele wad i usterek, nie mia�y dostatecznej szybko�ci, przede wszystkim jednak by�o ich za ma�o jak na potrzeby niezwykle wa�nego strategicznego punktu. Ale ani Peter, ani jego dywizjonowi koledzy bynajmniej nie trapili si� tym niepokoj�cym faktem. Wojna przecie� toczy�a si� tak daleko, �e... w�a�ciwie nie istnia�a. Od wielu lat, od wczesnego dzieci�stwa, Shannon przebywa� na P�wyspie Malajskim, a jego znajomo�� z Betty Pearl datowa�a si� od roku 1936. Mimo �e urodzi� si� w Anglii, w samym centrum metropolii, Peter by� w�a�ciwie bardziej Eurazyjczykiem ni� Europejczykiem, jako bowiem czteroletni brzd�c zosta� zabrany przez rodzic�w na Daleki Wsch�d, gdzie jego ojciec od lat dzier�awi� na P�wyspie Malajskim niewielk� plantacj� kauczuku i spodziewa� si� dorobi� maj�tku, by zapewni� sobie i rodzinie dostatnie �ycie. Nic dziwnego, �e Peter, kt�ry w dodatku odziedziczy� po babce doz� krwi malajskiej, z �atwo�ci� wyuczy� si� j�zyk�w malajskiego i chi�skiego, pozna� wiele miejscowych narzeczy oraz opanowa� w znacznym stopniu japo�ski. Cer� mia� ciemn�, k�ciki oczu leciutko podgi�te ku g�rze. Doskonale znosi� klimat, zab�jczy dla wielu Europejczyk�w, w podzwrotnikowej d�ungli czu� si� niemal jak w domu, wcze�nie pozna� jej tajniki. W towarzystwie krajowc�w porusza� si� z zupe�n� swobod�, ale traktowa� ich z g�ry, jako co� podrz�dniejszego i mniej warto�ciowego. Rodzinie Shannon�w nie powiod�o si� w tropikach. Matka, Helen Mary Shannon, cicha, drobna i chorowita kobieta, zmar�a skutkiem fatalnego klimatu, gdy Peter liczy� sobie zaledwie dziesi�� lat. Kiedy za� ch�opak uko�czy� szko�� �redni� w Sydney w Australii i powr�ci� na Malaje, dowiedzia� si� z �alem o niedawnej �mierci ojca, wyniszczonego prac� na plantacji, kt�ra nigdy nie przynosi�a wystarczaj�cych dochod�w. Peter nie zamierza� uprawia� kauczuku, chocia� si� i energii mu nie brakowa�o, a kondycji fizycznej m�g� mu pozazdro�ci� ka�dy r�wie�nik. Jego zainteresowania obr�ci�y si� w zgo�a innym kierunku. Poci�gn�y go podniebne przygody, urok latania, barwne i emocjonuj�ce �ycie ludzi powietrza. Zaci�gn�� si� do lotnictwa Raf_u,"* pocz�tkowo do personelu technicznego, p�niej za�, po przej�ciu odpowiedniego przeszkolenia, zosta� pilotem, otrzyma� przydzia� do jednostki my�liwskiej i wy�ywa� si� w karko�omnych akrobacjach, �wiczebnych walkach i treningowych strzelaniach. Raf (ang.) - skr�t od Royal Air Force - Kr�lewskie Si�y Powietrzne (nazwa angielskiego lotnictwa wojskowego). Z Betty Pearl pozna� si� przypadkiem, na jednej z zabaw w kasynie podoficerskim w Seletar, gdy jeszcze nosi� na ramionach naszywki sier�anckie. Pi�tnastoletnia dziewczyna o egzotycznej, bajkowej urodzie zapad�a mu g��boko w serce, ale pocz�tkowo nie by�o mowy o powa�niejszym romansie. Betty by�a wtedy niemal dzieckiem. Co wi�cej, jej pochodzenie sta�o pod znakiem zapytania. Ojciec dziewczyny, Eustace Pearl, warto�ciowy i wysoce inteligentny cz�owiek, rzucony na Malaje kaprysem losu i ci�kimi warunkami materialnymi w Anglii, piastowa�, co prawda, dosy� odpowiedzialne stanowisko zawiadowcy stacji kolejowej w Kucing, p�yn�a w nim czysta krew brytyjska, ale matka by�a "zwyk��" Malajk�. Stawia�o to przed Betty nieprzebyt� zapor� socjaln�, wyklucza�o z towarzystwa rdzennych Europejczyk�w, zazdro�nie przestrzegaj�cych rasowych przywilej�w. Swego czasu w podobnej sytuacji znalaz�a si� i matka Petera, ale Henry Ronald Shannon nie zwa�a� na bezsensowne przes�dy i uprzedzenia swych ziomk�w, by� zreszt� stosunkowo niezale�ny. Peter za�, kt�ry w dzieci�stwie godzinami bawi� si� z kolorowymi r�wie�nikami, czu� si� od nich lepszy, inny, by� po prostu Bia�ym, cz�onkiem zwyci�skiej, panuj�cej nad �wiatem rasy. W dodatku s�u�y� w Royal Air Force, a chocia� pozornie nie zwracano tam uwagi na kolor sk�ry i czysto�� krwi, jego kariera mog�aby zosta� zwichni�ta w przypadku ma��e�stwa z Eurazyjk�. Tak wi�c, widuj�c si� coraz cz�ciej z pi�kn� dziewczyn�, sp�dzaj�c z ni� ka�d� woln� od s�u�by chwil�, Peter nie czyni� w�a�ciwie �adnych post�p�w na sercowej drodze. Stara� si� powstrzyma� ogarniaj�ce go uczucie, zdusi� je, czasem �wiadomie odcina� si� od Betty, usi�owa� wzbudzi� w sobie zainteresowanie innymi kobietami. Nie uda�o mu si� to jednak, w miesi�c za� po wybuchu wojny m�ody lotnik doszed� do ostatecznego wniosku, �e jego dalsze �ycie bez Betty Pearl nie mia�oby najmniejszego sensu, a uroda i wewn�trzne warto�ci ukochanej stanowi�y cel znacznie atrakcyjniejszy i cenniejszy ni� wojskowa kariera i dywizjon my�liwski. Nie spos�b by�o nadal walczy� z uczuciem i Shannon podda� si�, ale w g��bi duszy �ywi� g�uchy, utajony �al do Eustacego Pearla za ma��e�stwo z Malajk�. Z pomoc� w powzi�ciu w�a�ciwej decyzji przysz�o przychylne stanowisko i dobre rady dow�dcy dywizjonu. Squadron Leadera"* Mclochlona, ma�ego, �ylastego i wysuszonego na wi�r Szkota, doskona�ego pilota, a zarazem trze�wo i zdrowo my�l�cego cz�owieka. Squadron Leader (ang.) - stopie� oficerski w lotnictwie Raf_u, odpowiednik majora. - Plu� na wszystkich snob�w, p�g��wk�w i b��kitnokrwistych niedojadk�w, Peter. Plu� trzykrotnie, a potem jeszcze raz - m�wi� pewnego wieczoru major, poci�gaj�c whisky z lodem, jako �e najtrze�wiej i najlogiczniej my�la�o mu si� po kilku g��bszych szklaneczkach trunku. - Czy my�lisz, �e w ich �y�ach naprawd� p�ynie b��kitna krew? Bzdury! Zakrzycz� ci� durnie, to prawda, zakrakaj�, te� prawda. Niekt�rzy z tych kretyn�w nie b�d� ci� poznawa� na ulicy - i to prawda. Wyrzuc� ci� na �eb ze wszystkich ekskluzywnych klub�w w Singapurze. Co z tego? I tak nie masz forsy ani czasu, �eby �azi� do tych zadymionych spelunek. Ale wierz mi, Peter, wszyscy ci kastowi krzykacze, ci bezp�ciowi g�wniarze nie s� warci jednego u�miechu twojej Betty, m�j drogi - Mclochlon u�miechn�� si� z rozczuleniem i szybko uzupe�ni� whisky w szklance. - Chc� ci tylko da� pewn� rad�, Peter. - S�ucham, panie majorze. - Poczekaj troch� ze �lubem. Shannon zerwa� si� z krzes�a. - Ale ja nie chc� czeka�! - zaperzy� si�. Ma�y Szkot przymru�y� jedno oko. - Chcia�aby dusza do raju, co? Nie chcesz czeka�, nie mo�esz, co? Rozumiem, rozumiem, m�j ch�opcze, ja te� by�em kiedy� w twoim wieku i wierz mi - zni�y� g�os - dziewczyny w ca�ym Glasgow lata�y za mn� jak op�tane. No, a ja, hm, r�wnie� za nimi goni�em, jeszcze jak! Shannon u�miechn�� si� dyskretnie. Nie potrafi� wyobrazi� sobie, by Mclochlon by� kiedykolwiek m�ody, a wr�cz niemo�liwe by�o przedstawi� go sobie w roli lowelasa, nawet przed dwudziestu laty. - Pos�uchaj mnie, Peter. M�wi� teraz powa�nie. Jeste� dobrym �o�nierzem i doskona�ym my�liwcem, chocia� bij� ci� w ka�dej walce powietrznej. Nie przecz, to prawda - major ruchem r�ki powstrzyma� protesty podw�adnego. - Za miesi�c jedziesz na kurs oficerski, za dwa lub trzy zostaniesz promowany. To sprawa zdecydowana. Wtedy za� twoja pozycja umocni si�, bo zdegradowa� nikt ci� nie zdo�a, nawet sam kr�l jegomo��. Chyba �e - w gardle Szkota zabulgota�a whisky - chyba �e, na przyk�ad, zamordujesz mnie w przyst�pie zazdro�ci, bo powiem ci otwarcie, �e ostrz� sobie na Betty z�by. �artuj�, �artuj� - po�o�y� uspokajaj�co d�o� na ramieniu podw�adnego, w oczach zata�czy�y mu ogniki humoru. - No i, dear (ang. - drogi) Peter, gdy na twych gorliwych ramionach uka�� si� niebieskawe paski Pilot Officer,"* ja w�asnor�cznie i obur�cz podpisz� ci zezwolenie na zawarcie zwi�zku ma��e�skiego z nadobn� pann� Elisabeth Pearl, kt�ra chwilowo r�wnie� musi obej�� si� bez s�odkich obowi�zk�w �ony. Ba, wydam ci rozkaz na pi�mie! Bloody hell, co sobie ta dziewczyna w tobie upatrzy�a, p�taku? Pilot Officer (ang.) - stopie� oficerski Raf_u, odpowiednik podporucznika. Tak wi�c dopiero we wrze�niu 1940 roku Elisabeth Pearl i podporucznik Peter Shannon stan�li na kobiercu �lubnym przed rozpromienionym jak ksi�yc w pe�ni obliczem urz�dnika Registry Office (ang. - urz�d stanu cywilnego). Dru�b� pana m�odego zosta� na w�asne ��danie major Douglas Mclochlon, pragn�cy w ten spos�b wykaza� sw�j stosunek do mieszanych ma��e�stw i zachwyt nad urod� m�odej Eurazyjki. Co wi�cej, uparty Szkot wyda� stosowne i nader ostre rozkazy, w kt�rych rezultacie szpaler honorowy przed budynkiem urz�du utworzyli nie tylko wszyscy cz�onkowie dywizjonu my�liwskiego, ale i ca�y personel lotniska Seletar. - A je�eli kt�remu� mato�owi nie spodoba si� pani Shannon, wstrzymam wyjazd na urlop na przeci�g roku - ostrzega� go�nie Mclochlon. - Nie, na dwa lata! Wkr�tce potem Shannonowie wynaj�li niewielki domek na przedmie�ciach miasta, w bezpo�redniej blisko�ci lotniska Seletar. Umeblowanie mieli nad wyraz skromne - ga�a podporucznika nie zezwala�a na luksusowe zakupy, ojciec Betty z trudem wi�za� koniec z ko�cem. W niczym nie wp�ywa�o to na szcz�cie i harmoni� m�odego ma��e�stwa. Betty i Peter �wiata poza sob� nie widzieli, a lotnik szybko zapomnia�, �e jego �ona by�a "tylko" Eurazyjk�. Ale, jak przewidywa� znaj�cy ludzi Szkot, nie zapomnieli o tym inni. Zarz�d oficerskiego klubu niedwuznacznie da� Shannonowi do zrozumienia, �e jego cz�onkostwo by�o w obecnych warunkach raczej niepo��dane. Peter, chocia� zakl�� soczy�cie, nie wzi�� zbytnio do serca tego afrontu, przesta� si� nawet boczy� na Eustace Pearla za "mazelians". Natomiast major Mclochlon, wymy�laj�c jak pijany szewc, w�asnor�cznie skre�li� si� z listy klubu, a przy okazji podbi� sekretarzowi lewe oko oraz pot�uk� temu dostojnikowi ulubiony wazon z kwiatami na biurku. Peter z regu�y wraca� do domu bezpo�rednio po zako�czeniu s�u�by na lotnisku, niezbyt udziela� si� kolegom, a towarzystwo �ony rekompensowa�o wszelkie poprzednie kontakty z elit� singapursk�. Sta�o mu si� zupe�nie oboj�tne, jaka krew p�yn�a w �y�ach jego �ony, nie mia�o znaczenia, czy Betty by�a Eurazyjk�, Angielk�, Chink�, Malajk� czy Francuzk�. By�a kobiet�, kt�r� kocha� tak bardzo, i� nie m�g� wyobrazi� sobie bez niej �ycia. Nie wszyscy koledzy i znajomi wyrzekli si� kontakt�w z Shannonami. Nader cz�stym go�ciem w ich domu by� Mclochlon, kt�rego Betty kompletnie oczarowa�a i kt�ry nigdy nie mia� do�� wyraz�w uznania i uwielbienia, chocia� nawet w jej obecno�ci nie potrafi� powstrzyma� si� od dziwacznych i cz�sto niecenzuralnych wyra�e�. Niemal codziennie wieczorem wpada� do nich rudy jak wiewi�rka porucznik Woodhill, wsp�zawodnik Petera w powietrznym strzelaniu i cichy adorator jego �ony. Nie zerwa� z mieszanym ma��e�stwem zast�pca dow�dcy dywizjonu, Flight Lieutenant"* Fitzpatrick, przyja�ni� si� z nimi Flying Officer"* Stanley White, mistrz lotniczej akrobacji. Bywali w domku Shannon�w porucznicy Macdonald i Rekhill. Nawet szczyc�cy si� arystokratycznym pochodzeniem porucznik Parker przyzna� musia� kiedy� z niech�ci�, �e Elisabeth Shannon prezentuje si� jak ksi�niczka z bajki i posiada maniery damy z najlepszego towarzystwa. Flight Lieutenant (ang.) - stopie� oficerski w lotnictwie Raf_u, odpowiednik kapitana. Flying Officer (ang.) - stopie� oficerski w lotnictwie Raf_u, odpowiednik porucznika. A wojna toczy�a si� dalej, niezale�nie od socjalnej pozycji ma��e�stwa Shannon i ekscentrycznych wyskok�w majora Mclochlona. Wojna, niczym str�cona z g�rskiego zbocza lawina, toczy�a si� �ywio�owo, szerzy�a jak plaga, obejmowa�a coraz nowe terytoria... Dla garnizonu singapurskiego, a r�wnie� dla reszty wojsk brytyjskich rozproszonych na Dalekim Wschodzie, sygna�em rozpocz�cia "w�a�ciwej" wojny by� japo�ski atak na baz� morsk� w Pearl Harbor i rozgromienie pot�nej ameryka�skiej floty Pacyfiku, nieroztropnie zgrupowanej w tym porcie. By�a to "w�a�ciwa" wojna, i co gorsze, rozpoczynaj�ca si� od kl�ski zadanej przez samoloty napastnika. Ale... toczy�a si� niemal tak daleko jak walki w Europie. W to za�, by dotrze� mog�a do Malaj�w i Singapuru, nikt nie wierzy�. Mo�na pokona� lekkomy�lnych i nie przygotowanych Jankes�w, mo�na zwyci�a� na wodach wschodniochi�skich. Ale kusi� si� o zaatakowanie Singapuru? Tego �aden szaleniec nie uczyni! Przecie� przez sze�� lat blisko dziesi�� tysi�cy ludzi bez przerwy pracowa�o przy fortyfikacjach. Przecie� w umocnieniach po�udniowo_wschodnich wybrze�y wyspy wylano setki tysi�cy ton betonu! Przecie� forty usiano �a�cuchem dzia�, po�r�d kt�rych nie brak�o olbrzym�w kalibru pi�tnastu cali! Nic dziwnego, �e dow�dca garnizonu singapurskiego, genera� Brooke_Potham, o�wiadczy� w oficjalnej przemowie: "...premier japo�ski Tojo skrobie si� w czo�o, rozmy�laj�c nad tym, jak wygra� wojn�..." Rzecz� natomiast bardziej dziwn� by� fakt, i� dow�dca dywizjonu my�liwskiego w Seletar, major Mclochlon, wzm�g� tempo po�udniowych trening�w i pocz�� gwa�townie, cho� bezskutecznie, domaga� si� zwi�kszenia stanu samolot�w oraz dostarczenia wi�kszych ilo�ci cz�ci zapasowych. Rzecz� za� zgo�a niezrozumia�� dla cz�onk�w jednostki sta�o si� twierdzenie �ylastego Szkota, wypowiedziane na jednej z odpraw personelu lataj�cego: - Je�eli dobior� si� nam do sk�ry, zagniot� nas jak karaluchy. Na tym lotnisku stacjonowa� winien nie jeden, ale pi�� dywizjon�w po�cigowych! S�owa te, kt�re zreszt� nie roznios�y si� poza obr�b lotniska, nie wywo�a�y �adnego odd�wi�ku, a major Mclochlon nie otrzyma� ani dodatkowych samolot�w, ani zapasowych cz�ci p�atowcowych i silnikowych. Tak wi�c jeszcze w listopadzie i grudniu 1941, gdy lotnictwo japo�skie odbywa�o intensywne przygotowania na okupowanym Taiwanie, a wojska imperium Nipponu wkracza�y do francuskich Indochin ze skwapliwym zezwoleniem rz�du Vichy i jego przedstawiciela w Indochinach, admira�a Decoux, europejski Singapur po prostu si� bawi�. Rozdzia� III Flaying Officer Peter Shannon odpi�� pasy kabiny, uwolni� si� od uprz�y spadochronu i zdj�� z g�owy kominiark� lotnicz�. Otar� pot z czo�a, odetchn�� g��boko. Czu� si� troch� zm�czony, ale jednocze�nie bardzo z siebie zadowolony. Przez blisko dwie godziny ugania� si� w swej maszynie pod singapurskim niebem, wykona� kilka kolejnych wi�zanek akrobacji, a potem, przywo�any radiowym rozkazem Mclochlona, rozpocz�� treningowe walki powietrzne z dow�dc�. Do tej pory, mimo wszelkich wysi�k�w, nigdy nie zdo�a� zaj�� za ogon maszyny Szkota, prawdziwego mistrza powietrznego kunsztu. Dzisiaj jednak uda�o si�. Albo Mclochlon nie by� w zwyk�ej formie, albo te� - Shannon stanowczo wola� t� alternatyw� - podw�adny pocz�� dor�wnywa� prze�o�onemu. Na sze�� przeprowadzonych pojedynk�w Peter wygra� trzy i Mclochlon, wydaj�c rozkaz l�dowania, rzuci� pod adresem porucznika kr�tk� i jak zwykle niecenzuraln� pochwa��. A pochwa�a z ust takiego dow�dcy znaczy�a bardzo wiele. Peter wyd�wign�� si�, wyszed� z kabiny na skrzyd�o i zeskoczy� na ziemi�. Mechanicy ju� kr�cili si� doko�a maszyny, uzupe�niali paliwo i olej, zagl�dali do silnika. Z s�siedniego "Buffalo" wygramoli� si� Mclochlon, przeci�gn��, pogrzeba� w kieszeniach, wydoby� fajk� i zapali�, nie zwa�aj�c na obowi�zuj�ce przepisy. Peter podbieg� do dow�dcy, a ten, wypuszczaj�c z fajki ogromne k��by dymu, odci�gn�� go na bok. - Starzej� si�, Peter, robi si� ze mnie kawa� �mierdz�cego, sflacza�ego �cierwa - powiedzia�, ale oczy b�yszcza�y mu weso�o. - A z ciebie zrobi si� kiedy� cz�owiek. Trzy razy zla�e� mi ty�ek, to za� ma swoj� wymow�, ch�opcze. Jutro puszcz� ci� w g�r� na rozpraw� ze Stanleyem White. To twarda sztuka. Je�eli i jego pobijesz, hm, postawi� ci podw�jn� whisky. - Major zamy�li� si� i przesun�� fajk� z jednego k�ta ust w drugi. - O czym to m�wi�em? Aha, whisky. Co dzisiaj robimy wieczorem, Peter? - Nie pomy�la�em o tym jeszcze, sir - b�kn�� niepewnie Shannon. Jego �ona wyjecha�a poprzedniego wieczoru do rodzic�w do Kucing. Nie widzia�a si� z nimi dawno, chcia�a ich odwiedzi� i przy okazji nam�wi� do przeprowadzenia si� do Singapuru. Zach�ci� j� do tego Mclochlon, kt�ry twierdzi�, �e mimo wszystko P�wysep Malajski jest zagro�ony inwazj� i w twierdzy b�dzie bezpieczniej. By�a to pierwsza roz��ka od dnia �lubu i Peter nagle poczu� dziwn� pustk� doko�a siebie, a przytulny domek wyda� mu si� obcy i jakby nie zamieszkany. - Nudno bez naszej Betty, co? - mrukn�� Szkot, bez trudu odgaduj�c stan podw�adnego. - Nudno, panie majorze. - Wiesz co, przejdziemy si� do Hotelu Morskiego - zaproponowa� Mclochlon. - W twojej cha�upie prawdziwa trupiarnia bez Betty, w mojej kawalerce zawsze jest trupiarnia. No, rusz si�, rozejrzymy si�, pos�uchamy wie�ci z szerokiego �wiata, oblejemy twoje dzisiejsze zwyci�stwo. Nie my�l tylko, �e zawsze b�dziesz grzmoci� w po�ladek starego Mclochlona. Jeszcze nieraz spior� ci kuper. - W to nie w�tpi�, sir. - Oby tylko Japo�czycy kupra ci nie sprali i nie naszpikowali go prawdziwymi pociskami. - Sk�d, panie majorze? Sk�d tutaj Japo�czycy? - Sk�d? Z Japonii, durniu! Poczekaj, jeszcze si� na nich napatrzysz! - Pan �artuje, majorze. - Ja nigdy nie �artuj�. Mniejsza z tym. Jedziemy. Wsiedli do przedpotopowego Forda, w�asno�ci Szkota, kt�ry prowadzi� ten rozlatuj�cy si� wehiku� z niesamowit� wpraw� i r�wnie niesamowitym nieposzanowaniem przepis�w drogowych, chocia� czasem, gdy szosa wiod�a pod g�r�, trzeba by�o ucieka� si� do si�y fizycznej i popycha� grata, czasem za� zatrzymywa� si� i zbiera� porozsypywane cz�ci karoserii i podwozia. W p� godziny p�niej major zaparkowa� auto w pobli�u ekskluzywnej restauracji, z kt�rej wn�trza dobiega�y d�wi�ki orkiestry i zmieszany gwar g�os�w. - Bardzo dawno tutaj nie by�em - zauwa�y� Peter. - Niewiele straci�e�. No, w�azimy do tej �mierdz�cej jaskini - burkn�� Mclochlon, kr�tkim skinieniem d�oni kwituj�c uk�on wygalowanego portiera. Znale�li si� w zat�oczonym wn�trzu wielkiej sali, w kt�rej roi�o si� od jasnych, tropikalnych mundur�w i wydekoltowanych sukien singapurskich pi�kno�ci. Szkot dojrza� wolny stolik w k�cie, tu� obok rozbawionej i podpitej gromady oficer�w, przecisn�� si� w�skim przej�ciem, nast�puj�c na pantofelek jakiej� rudow�osej damy, i poci�gn�� za sob� Shannona, troch� oszo�omionego i onie�mielonego niezwyk�ym dla niego otoczeniem. - Co pijesz, Peter? - spyta� major i dorzuci� z zabawnym grymasem: - Ja stawiam, m�j ch�opcze. Pami�taj, �e nie wszyscy Szkoci s� sk�pi. Peter zadowoli� si� wermuthem z lodem, ale Mclochlon oczywi�cie nie poprzesta� na takim napoju, odpowiednim, jego zdaniem, dla kobiet w ci��y i smakuj�cym jak mocz wielb��da chorego na nerki. Dla niego jedynym prawdziwym trunkiem by�a podw�jna whisky. - A teraz zamie�my si� w s�uch, nastawmy uszy jak para rasowych os��w - mrukn�� major, gdy kelner postawi� na stoliku nape�nione szklaneczki. - Tutaj mo�na si� nas�ucha�, a� w�troba puchnie. Tutaj wygrywa si� wojn�, m�j drogi! Ej, gdyby oni tak dzielnie walczyli z Japo�czykami jak z butelkami, za tydzie� znale�liby�my si� w Tokio i z�o�yli wizyt� u szanownego pana Hirohito. Dyskretnie wskaza� s�siedni st�, przy kt�rym oficerowie r�nych rodzaj�w broni zawzi�cie opr�niali kieliszki i szklanki, cz�stuj�c si� wzajemnie wiadomo�ciami "z pierwszej r�ki". Shannon z Mclochlonem pr�dko poznali tre�� owych wiadomo�ci. - Porucznik Jordan twierdzi� na podstawie informacji wywiadu, �e Japo�czycy nie potrafi� celnie strzela�, poniewa� s� zezowaci - perorowa� jaki� sztabowy oficer. - S�usznie! You've sight the nail on the head, colonel (ang. - Wyra�enie idiomatyczne: Trafi� pan w sedno, pu�kowniku). A poziom przeszkolenia "��tk�w" r�wny jest zeru, st�d te� nazwa ich my�liwc�w: "Zero" - dorzuci� chudy kapitan w lotniczym mundurze. Mclochlon ze stukiem odstawi� szklaneczk� z whisky. - To Flight Lieutenant Jackson z rozpoznawczej eskadry na "Catalina" - poinformowa� podw�adnego szeptem. - Da�bym ja mu "zero", gdybym go mia� w dywizjonie! Rozmowa przy s�siednim stoliku stawa�a si� coraz bardziej o�ywiona, a� Peter nie chcia� wierzy� w�asnym uszom. - M�ody cz�owieku, chocia� jest pan lotnikiem, a nie marynarzem, posiada pan zdumiewaj�c� spostrzegawczo��... Tak, spostrzegawczo��. Sko�ne oczy "��tk�w" s� przyczyn� bezspornego i stwierdzonego faktu, �e Japo�czycy nie potrafi� nawigowa� okr�tami wojennymi! - ta opinia wysz�a z ust oty�ego, siwiej�cego komandora, mocno ju� podgazowanego. - To Copham, stary pijaczyna i kobieciarz - pad� komentarz Szkota. - O ile si� orientuj�, ostatni raz p�ywa� na �aglowcach za czas�w kr�lowej Wiktorii. Peter z uwag� i niesmakiem przys�uchiwa� si� rozmowie s�siad�w. - Gentlemen... jest rzecz� oczywist�, gentlemen... chcia�em powiedzie�, gentlemen... �e ci zwyrodnialcy potrafi� tylko skopiowa� produkty zagraniczne, gentlemen... a p�niej sprzedawa� je za pensy, gentlemen, czy te� za semy,"* gentlemen, bo tak si� ich pensy nazywaj�, gentlemen... Podobne ma�powanie nie wystarcza... co chcia�em powiedzie�? Nie wystarcza, by wygra� z nami wojn�, gentlemen... Sem (jap.) - japo�ska jednostka monetarna. Mclochlon si�gn�� po szklaneczk�, zauwa�y�, i� by�a pusta i przywo�a� kelnera. - Ten dziadyga - wskaza� palcem na j�kaj�cego si� pu�kownika - to Henry Harrison. Ma w g�owie tyle szarej substancji m�zgowej, ile ja wody w szklance whisky. Uwa�a si� za wyroczni� w zagadnieniach ekonomicznych Dalekiego Wschodu z tej racji, �e przed mobilizacj� przez lata handlowa� z kupcami z Tokio i Jokohamy, dzi�ki czemu dorobi� si� niez�ej fortuny. Bloody hell!"* Do stu tuzin�w pustych butelek lemoniady! Jakim cudem on zosta� pu�kownikiem? Kelner! - Szkot zagrzmia� na ca�e gard�o. - Od p� godziny dopraszam si� podw�jnej whisky. Bez wody sodowej, kelner! Od wody �aby si� w brzuchu l�gn� i cz�owiek dostaje rozmi�kczenia m�zgu! Bloody hell (ang.) - dos�ownie: krwawe piek�o. Ordynarne przekle�stwo angielskie. - Ju� si� robi, panie majorze. - Czy nie dosy�, sir? - o�mieli� si� zapyta� Peter. Mclochlon poklepa� go po ramieniu. - Spokojnie, m�j ch�opcze. Wiesz dobrze, �e jeszcze nikt nie widzia� starego Douglasa Mclochlona pijanego. Jeszcze nigdy nie spl�ta� mi si� j�zyk. Pij�, bo mi whiky smakuje. Pij�, bo mi si� tak podoba. Pij�, bo mam dosy� ca�ego zafajdanego �wiata, a przede wszystkim dosy� takich wymoczk�w, hermafrodyt�w, pederast�w i syfilityk�w jak tamci - podrzutem g�owy wskaza� s�siedni stolik. Domoro�li stratedzy rozprawiali coraz ha�a�liwiej. - Mamy raporty z ich dzia�alno�ci w Chinach! �miechu warte! - Japo�ska armia to kupa kukie�, ma�p i p�ludzi. - Mniejsza z kuk�ami i japo�skimi ma�pami - rozwodzi� si� jaki� major piechoty, kt�rego Mclochlon rozpozna� jako majora Heltona. - Kto m�wi� o ma�pach? - roze�mia� si� g�upkowato i z ogromnym zainteresowaniem wpatrzy� si� w dwie m�ode i przystojne kobiety, siedz�ce opodal w wyzywaj�cych pozach i najwidoczniej czekaj�ce na zaczepk�. - Gentlemen, czy ma�pa potrafi kocha� kobiet�? - nie czeka� na odpowied� zdziwionych wsp�towarzyszy libacji i pl�t� dalej: - Nie, gentlemen, nie potrafi, bo nie ma pieni�dzy! Ale my, gentlemen, my pieni�dze mamy - Helton pos�a� zdobywcze spojrzenie ku dw�m pi�kno�ciom Hotelu Morskiego. - Po co rozprawia� o �mierdz�cych Japo�czykach? Nas interesuj� dziewcz�ta - obr�ci� si� do oficera marynarki ze �wie�o przyby�ego do Singapuru pancernika "Prince of Wales". - Prawda, poruczniku? Chwa�a Bogu, nie jeste�my ma�pami. Petera ogarn�o takie obrzydzenie, i� chcia� jak najpr�dzej opu�ci� zat�oczony, duszny i zadymiony lokal. Ale major Mclochlon jeszcze nie wys�czy� trunku z ostatniej szklaneczki. Uparty Szkot nie da�by si� odci�gn�� od whisky za �adne skarby �wiata. - Przy okazji poznam ci�, Peter, z rozs�dnym cz�owiekiem. Nie takim, jak ci zje�czali i niedorozwini�ci pieczeniarze. Alan Mcneill ma dobrze w g�owie. Podejrzewam, �e jest on... - major nie doko�czy� zdania, a jego whisky pozosta�a na stole niedopita. G�os dolatuj�cy od s�siedniego stolika wytr�ci� go nagle z r�wnowagi. - Dziewcz�ta dziewcz�tami, ma�py ma�pami. Licho wie, co lepsze - Henry Harrison wykr�ci� si� z krzes�em, potoczy� m�tnym wzrokiem po sali i utkwi� oczy w postaci Shannona. - Patrzcie, gentlemen - wyci�gn�� chwiejn� r�k�. - Oto w�a�nie osobnik, kt�ry pokala�... co chcia�em powiedzie�? Aha, gentlemen, pokala� nasz� ras�... Ten - palec pu�kownika Harrisona zatacza� w powietrzu niewyra�ne zygzaki, niemniej ci�gle celowa� w lotnika. - Ten osobnik, gentlemen... o�eni� si� z ma�p�, gentlemen... Peter zerwa� si� przewracaj�c krzes�o, spr�y� do skoku, ale ma�y Szkot uprzedzi� go o u�amek sekundy. Zadziwiaj�ce, jak� si�� mia�y suche i �ylaste ramiona Mclochlona. Lewy prosty, prawy prosty, lewy sierpowy... Wi�cej nie by�o trzeba. Bohaterski pu�kownik Harrison, rozbijaj�c szklanki i butelki,