2663
Szczegóły |
Tytuł |
2663 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2663 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2663 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2663 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
MERCEDES LACKEY
LARRY DIXON
Czarny Gryf
T�umaczy� Grzegorz Jasi�ski
Ksi��k� t� dedykuj�
Mel. White, Coyote Women
na zawsze pozostanie legend�
w sercach tych, kt�rzy j� znali
ROZDZIA� PIERWSZY
Cisza.
W nozdrza Skandranona uderza� zimny wiatr - tak zimny jak serca znajduj�cych si� pod nim zab�jc�w. Ich najwa�niejsze narz�dy wewn�trzne t�oczy�y krew niepodobn� do krwi jakichkolwiek innych stworze�: czarn�, g�st� krew; gor�c� tylko wtedy, gdy tego pragn� ich dow�dcy - tylko wtedy gdy lataj�, tylko wtedy gdy poluj�, tylko wtedy gdy zabijaj�.
Krew tych niesamowitych istot by�a zimna, a mimo to cieplejsza od krwi ich pan�w. Dobrze o tym wiedzia� Skandranon Rashkae, kt�ry walczy� z ich panami, odk�d si� tylko opierzy�. Makaary by�y okrutne i przebieg�e, a jednak nawet najgorsze cechy tych wymy�lonych straszyde� blad�y wobec okrucie�stwa ich tw�rc�w.
Cisza. Nie ruszaj si�. B�d� cicho.
Skandranon siedzia� bez ruchu, skulony, z pi�rami ciasno przyci�ni�tymi do cia�a. Zachowywa� si� tak cicho, �e zupe�nie nie by�o go s�ycha�; cisza by�a jedn� z mocy jego pana i przyjaciela, by�a moc� tak pot�n�, �e od niej w�a�nie wzi�to imi� jego w�adcy - Urtho, Mag Ciszy. Mistrzowie Urtho byli nie wykrywalni nawet za pomoc� magicznego wzroku swych przeciwnik�w - byli odporni na badanie umys�u, na dzia�anie czar�w, na magiczne wr�enie z kuli. Wrogowie jego pana musieli zu�ywa� wi�kszo�� swoich si� na pokonywanie tej bariery - jak si� wydawa�o bez �adnego skutku - i teraz skupili si� na bardziej bezpo�rednich metodach odebrania Urtho w�adzy nad bogactwami zielonych ziem �rodkowych.
Skan z�o�y� skrzyd�a, przyciskaj�c je do mi�kkich, czarnych pi�r po bokach piersi. - Najwa�niejsze to by� cicho, mie� spuszczon� g�ow�, nawet tu - z dala od obozowiska. Dotarcie do tego miejsca oznacza�o d�ugi, m�cz�cy lot i chocia� Skan by� w swojej najlepszej kondycji, mi�nie jego skrzyde� odmawia�y pos�usze�stwa. Na razie lepiej odpocz�� i obserwowa�. Ostry wiatr szarpa� jego pi�ra. Dzie� okaza� si� niezwykle zimny jak na t� por� roku, co wcale mu nie pomaga�o - no, mo�e troch�; w tak� pogod� makaary wykonywa�y tylko absolutnie konieczne loty.
Obserwowa�, jak �pi� niespokojnie, wstrz�sane drgawkami. Czy wiedz�, jak szybko przemija ich �ycie? W jaki spos�b ich tw�rcy je skonstruowali, rozmna�ali, ulepszali, ka��c gin�� s�abym w s�u�bie na granicy? Czy wiedz�, �e ich panowie wyznaczyli im kr�tki �ywot, aby nast�puj�ce szybko po sobie pokolenia ujawnia�y wady gatunku?
Bez wzgl�du na sw� straszn� powierzchowno�� i mordercze szpony, by�y godne politowania. Nigdy nie dane im by�o zazna� pieszczoty czu�ego kochanka - zna�y tylko gor�czk� przymusowego parzenia si�. Wiedzia�y, �e je�li zawiod�, ich przeznaczeniem s� �miertelne tortury. Nigdy nie le�a�y z przyjaci�k� na s�o�cu ani nie szybowa�y z kolegami w powietrzu...
Nigdy nie nara�a�y swego �ycia dla jakiej� sprawy tylko dlatego, �e czu�y, i� jest to s�uszne. Najbardziej godne po�a�owania by�o to, �e nie mo�na ich by�o za�ama�, poniewa� nie mia�y ani honoru, ani woli.
Mimo oczywistych wysi�k�w czarnych mag�w, by by�y imitacjami stwor�w Maga Ciszy, makaary i gryfy stanowi�y absolutne przeciwie�stwo. Gryfy by�y �agodn�, pe�n� wdzi�ku burz�, makaary za� gwa�town� nawa�nic�. Gryfy by�y �mia�e, inteligentne, zr�czne; makaary natomiast zaprogramowano do �lepego pos�usze�stwa. I gdyby spyta� Skandranona, kto jest bardziej atrakcyjny, z pewno�ci� odpowiedzia�by: "Ja".
Pyszny ptaku. B�dziesz pi�kn� ozdob� na �cianie pokoju komendanta.
Skandranon oddycha� g��boko, odpoczywaj�c za lini� drzew na szczycie wzg�rza; przed nim znajdowa�a si� Prze��cz Stelvi. Nadchodz�ca armia zdoby�a j� kosztem zaledwie kilkuset �o�nierzy; garnizon Urtho straci� ich tysi�c. Za prze��cz� le�a�a rozwidlaj�ca si� dolina. Po jednej jej stronie by�o niegdy� dobrze prosperuj�ce miasto handlowe, Laisfaar. Obecnie znajdowa�a si� w nim kwatera armii Ma'ara, a mieszka�cy, kt�rzy prze�yli, zostali jego niewolnikami. W drugim rozwidleniu doliny dow�dcy umie�cili tabory z zaopatrzeniem i stworzenia wraz ze �pi�cymi w tej chwili makaarami.
Mog�y spa� spokojnie; nie musia�y obawia� si�, �e kto� je obserwuje w magicznej kuli. Magowie armii dok�adnie os�onili obszar przed czarami wroga i �adne wysi�ki Urtho, aby przeszuka� dolin� za pomoc� magii, nie odnios�yby skutku. Pozosta�o tylko szpiegowanie z ukrycia - w najlepszym razie ryzykowne, w najgorszym - samob�jcze.
Skandranon oczywi�cie zg�osi� si� na ochotnika.
Le� dumnie ku swemu przeznaczeniu, �miej�c si�, pr�ny ptaku, najlepszy z najlepszych; masz wi�cej ch�ci ni� rozumu, wi�cej okaza�o�ci ni� m�dro�ci, ostre szpony gotowe wykopa� sw�j w�asny gr�b...
Jego spotkanie z Urtho by�o kr�tkie. Pad�a propozycja, aby pos�a� stra�nik�w i mag�w; Skandranon si� nie zgodzi�. Urtho zaproponowa�, �e wzmocni jego obronne zakl�cia, jak robi� to ju� wiele razy; Skan i na to nie przysta�. Skandranon poprosi� jedynie o wyostrzenie jego magicznych zmys��w - jego wzrok magiczny, nie u�ywany przez d�u�szy czas, straci� sw� ostro��. Urtho u�miechn�� si� i spe�ni� jego pro�b�, a Skandranon natychmiast wylecia� z Wie�y, chwytaj�c porywisty wiatr w szeroko rozpostarte skrzyd�a.
By�o to trzy tuziny mil i cztery posi�ki temu; wystarczaj�cy czas, aby pokona� tak� odleg�o��. Nieprzyjaciel by� mistrzem strategii. Dla Urtho katastrof� by� ju� sam fakt, �e armia wroga zbli�y�a si� do jego Wie�y, a teraz okaza�o si� jeszcze, �e wr�g by� got�w maszerowa� na sam� Wie��. Uk�ad obozowiska wskazywa�, �e w sk�ad armii wchodz� trzy korpusy wojska; makaary zosta�y przydzielone do dw�ch. Mi�dzy nimi znajdowa� si� w�z zbrojmistrza, silnie zabezpieczony i os�oni�ty, otoczony dwoma innymi przykrytymi brezentem.
Chwileczk�. B�d�c tak blisko miasta - gdzie jest palenisko i wygodne spanie - zbrojmistrz stacjonuje w namiocie?
Ka�da strona w tej wojnie mia�a swoich jasnowidz�w i wr�bit�w, kt�rych moc mog�a wypaczy� sekretne plany bez wzgl�du na to, jak misternie zosta�y opracowane. Jasnowidz na przyk�ad, przeczuwaj�c morderstwo, potrafi udaremni� ten czyn. W noc poprzedzaj�c� zaj�cie Prze��czy Stelvi, jedna z wr�ek mia�a wizj� straszliwej nowej broni, kt�ra zniszczy stacjonuj�cy w prze��czy garnizon Urtho. Kobieta powiedzia�a, �e jest to co� magicznego, ale znajduje si� w r�kach zwyk�ych �o�nierzy. Ju� samo to ostrze�enie wystarczy�o, aby Skan sta� si� podejrzliwy i zbada� t� dolin�.
W wojnie mag�w ograniczona liczba adept�w i mistrz�w u�atwia�a taktyczne posuni�cia - mo�na zbada� swoich przeciwnik�w, okre�li� ich si�y, a nawet zidentyfikowa� dow�dc�, tylko obserwuj�c jego strategi�. Skandranona zaalarmowa�a my�l, �e moc mag�w mog�a si� znale�� w r�kach nie wyszkolonych ludzi - tych, kt�rzy nie mieli wrodzonej mocy lub wyuczonych umiej�tno�ci pos�ugiwania si� magi�. Wyposa�one w tak� bro� oddzia�y sta�yby si� nieprzewidywalne i trudno by�oby si� przed nimi zabezpieczy�. Mistrz m�g� wjecha� na pole bitwy i u�y� swej mocy, wypuszczaj�c ogniste strza�y, b�yskawice, huragany - ale nadal by� to tylko jeden cz�owiek i mo�na go by�o wyeliminowa�. Gdyby jednak tak� moc zyskali zwykli �o�nierze, staliby si� prawdziwym postrachem, nawet je�li ka�dy z nich m�g� tylko raz u�y� swej broni. A gdyby adept odkry� spos�b, w jaki mo�na zasila� tak� bro� moc� magicznych w�z��w...
Wola� o tym nie my�le�. Skandranon dwadzie�cia miesi�cy temu zmierzy� si� z adeptem, Kiyamvirem Ma'arem, dow�dc� wszystkich znajduj�cych si� poni�ej oddzia��w. Zg�osi� si� do tej misji na ochotnika i przywl�k� si� z niej do domu ze z�amanym skrzyd�em, nawiedzany przez zmory. Widzia� swoich towarzyszy obdzieranych ze sk�ry przez zakl�cia adepta, kt�rych Skandranon nie potrafi� odeprze�. Zmory ju� go opu�ci�y, ale koszmarne wspomnienie kaza�o mu broni� ludzi Urtho przed bezlitosn� tyrani� Kiyamvira.
Skandranon obj�� spojrzeniem miasto Laisfaar. Garnizon Urtho nie sk�ada� si� z samych ludzi, byli tam tak�e hertasi, kilku tervardi i trzy rodziny gryf�w. Skan przebieg� wzrokiem po murach obronnych. Wst�gi dymu unosi�y si� nad zgliszczami... Tylko tyle pozosta�o po przypuszczonym przez wroga ataku. Jeszcze niedawno by�y tam legowiska gryf�w, rampy dla go�ci, s�oneczne le�a, gniazda gryfi�tek...
...krwawe plamy, spalone pi�ra, po�yskuj�ce �ebra...
Zwyk�e okrucie�stwo wojny. Do diab�a z tym.
Jeszcze tak niedawno by�a �ywa; umar�a z up�ywu krwi, uciek�a przed najgorszym... Makaary nie mia�y lito�ci dla gryf�w. W nagrod� od swych pan�w dostawa�y po bitwie jednego, jeszcze �ywego. Cz�sto by� to przera�ony m�odzik, podobny do szaropi�rej, kt�rej zw�oki widzia�. Inne gryfy bez w�tpienia pozbawiono skrzyde�, wsadzono do klatek i wys�ano do Kiyamvira, aby si� zabawi�. Skandranon dobrze wiedzia�, �e pod koniec dnia �adnego z nich nie b�dzie ju� mo�na uratowa�, chyba �e nie cierpi�ce zw�oki sprawy oderw� Ma'ara od ulubionego zaj�cia.
Gdyby m�g�, Skandranon upewni�by pojmanych, �e m�ka nie potrwa d�ugo. Nie by� w stanie pom�c kalekom w ucieczce, ale m�g� skr�ci� ich m�czarnie.
Musieli poczeka�; mia� pilniejsze sprawy.
Skrada� si�, tr�c brzuchem po ziemi niczym kot; stawiaj�c powoli �apy, pe�z� po podszyciu z tak daleko posuni�t� ostro�no�ci�, �e nawet li�� nie zaszele�ci�. Wok� woz�w zbrojmistrza sta�o wielu stra�nik�w, ale nawet sam mistrz nie m�g� kontrolowa� ca�ego terenu. W g�rach by�o wiele pokrytych zaro�lami w�woz�w, kt�rymi m�g� si� czo�ga� Skandranon, oraz skarp, kt�re go os�ania�y. Makaary strzeg�y obozu przed niespodziewanym szturmem z powietrza, jednak nie zapuszcza�y si� zbyt daleko; nikt nie podejrzewa�, �e gryf m�g� wyl�dowa� kilkaset st�p od wartownik�w i ruszy� dalej na piechot�.
Tylko gryf m�g� tego dokona�, gryf o imieniu Skandranon. Dow�dcy nie wystawili wart, strzeg�cych obozu przed jego atakiem. Skan nie potrzebowa� niczego wi�cej. Kiyamvir na pewno solidnie by ich zgani� za taki b��d - ale tylko on zdawa� sobie spraw� z mo�liwo�ci gryf�w. Dow�dcy zazwyczaj uwa�ali gryfy za inny rodzaj makaar�w i nie zawracali sobie g�owy wystawianiem czujek.
Skandranon przyczai� si� w cieniu zaro�li i bezszelestnie pe�zn�� dalej; w niczym nie przypomina� makaara.
Czas nie mia� dla niego �adnego znaczenia; gryf by� gotowy brn�� tak do celu cho�by i ca�� noc. Nawet w najbardziej zdyscyplinowanej armii po zwyci�stwie nast�puje rozprz�enie: �o�nierze s� zm�czeni i potrzebuj� odpoczynku; zwyci�stwo przyt�pia czujno��. W�a�nie taki czas wybra� dla swej misji Skan.
W granicach samego obozu nigdzie nie dostrzeg� wartownik�w; jego doskona�y s�uch podpowiada� mu, �e dow�dcy nie patroluj� terenu, jak to mieli w zwyczaju przed ka�d� bitw�. Bez w�tpienia komendanci byli tak samo zm�czeni jak �o�nierze i spali r�wnie g��boko.
Czekaj�c na dogodny moment, gryf pr�bowa� zapami�ta� szczeg�y. Gdyby zgin��, a Urtho zdo�a� wydosta� jego cia�o z r�k wroga - mag b�dzie m�g� podda� dok�adnemu badaniu jego pami��, by uzyska� potrzebne informacje. O ile umrze szybko: inaczej wspomnienia obozu zostan� zast�pione wspomnieniami tortur. Kilka razy odbijali ju� swych martwych towarzyszy, a ich pami�� przynosi�a wiele informacji.
Na przyk�ad dowiadywano si�, gdzie znajduje si� reszta gryfiej rodziny. Jednak t� zdolno�� do zapami�tywania szczeg��w m�g� te� wykorzysta� przeciwnik: cz�sto prze�amywano op�r je�c�w i wi�niowie udzielali informacji wrogowi. Dlatego w�a�nie Skandranon pozna� straszliwe zakl�cie �mierci, przynosz�ce wybawienie schwytanym gryfom.
Ca�ym sob� pragn�� jednak, by nie musia� go nigdy wi�cej u�y�.
W po�owie drogi do swego celu znieruchomia�, us�yszawszy kroki kogo� zbli�aj�cego si� do k�py wysokich traw, gdzie le�a� ukryty. Kryj�wka, kt�ra chwil� wcze�niej wydawa�a si� tak wspania�a, teraz mog�a okaza� si� pu�apk�...
Sprytny ptaku, ukryty w trawie, m�dl si� lepiej, �eby nie powia� wiatr...
Odg�os krok�w stawa� si� coraz bardziej wyra�ny, Skan wstrzyma� oddech, aby jego pozycji nie zdradzi� strumie� pary wydychanej w mro�ne powietrze. Znieruchomia� w p� kroku; prawy szpon zawis� nad ziemi�.
Nie by� w stanie zobaczy� cz�owieka, kt�ry w�a�nie nadszed�, bez obracania g�owy. A tego w�a�nie nie chcia� zrobi�. M�g� tylko czeka� i nas�uchiwa�.
Kroki usta�y, us�ysza� st�umione przekle�stwo i odg�os szarpania si� z ubraniem...
Potem wyra�ny odg�os strumyka cieczy spadaj�cej na traw�.
Cz�owiek chrz�kn�� i ziewn��. Gryf us�ysza� jeszcze, jak zapina spodnie, a potem oddalaj�ce si� kroki.
Skandranon poruszy� si�, opu�ci� nog� na ziemi�.
Dalsz� drog� do obozowiska przeby� ju� bez �adnych niespodzianek. W�lizgn�� si� pod k�p� krzak�w dzikiej �liwy, aby przeczeka� do �witu. Mija�y minuty i czu�, �e ob�a�� go chrz�szcze i paj�ki. Powstrzyma� nieodpart� ch�� strz��ni�cia ich, i pozostawa� nieporuszony. W cicho�ci ducha b�ogos�awi� tysi�ce drobnych n�ek, dzi�ki nim jego zmys�y pozostawa�y czujne.
Skandranon postanowi� czeka�, a� nastanie zupe�na ciemno��, potem wy�lizgnie si� z ukrycia i zbada ob�z. W armii uwa�ano, �e sw� umiej�tno�� ukrywania si� zawdzi�cza magii Urtho. Starzec jednak zaprzecza�, wyja�niaj�c to prawie obsesyjnym zainteresowaniem gryfa ta�cem. Cz�sto obserwowa�, jak Skandranon na�laduje w ukryciu artyst�w - ludzi, tervadi czy hertasi. Skan �wiczy� z oddaniem, do jakiego nigdy by si� nie przyzna�, chyba �e dotyczy�oby to latania, uprawiania mi�o�ci czy walki. W�a�nie te �wiczenia, a nie �adne czary czy sztuczki, czyni�y go cichszym od poszumu wiatru. Wy�wiczona gracja.
Sama cisza nie wystarcza. Urtho przekona� si� o tym w najbole�niejszy spos�b - stracili�my graniczne miasta na po�ow� pokolenia i dopiero teraz zaczynamy robi� co� wi�cej ni� tylko broni� naszych granic. No dobrze, Urtho nigdy nie mia� zamiaru by� arcymagiem. Bardziej nadaje si� do spokojnej d�ubaniny w srebrze i rze�bienia figurek ni� do musztrowania szereg�w wojska.
Szkoda, �e cz�owiek o tak dobrym sercu musi by� wojownikiem... lepszy on, ni� kto� zupe�nie pozbawiony serca.
Du�o bym da�, aby teraz robi� ma�e gryfi�tka.
To musi poczeka�, a� �wiat stanie si� bezpieczniejszym miejscem dla m�odych. Na razie Skandranon czeka�... a� od strony miasta dobieg� go straszny krzyk, kt�ry odbi� si� echem od �cian doliny.
Tylko wy�wiczona samokontrola powstrzyma�a go przed wyskoczeniem w powietrze. Szpony napi�y si�, gryf mia� ochot� drze� i targa�...
Co najmniej jeden jeszcze �yje. Nadchodz�, przyjacielu, nadchodz�.... wytrzymaj jeszcze troch�. Cho� odrobin�.
Skandranon wsta� i jeszcze raz przyjrza� si� obozowisku. Podobne krzyki s�ysza� ju� wiele razy w �yciu. Rozpostar� do po�owy skrzyd�a i skoczy� w kierunku woz�w zbrojmistrza, licz�c na sw� szybko��. Przeszywaj�cy wiatr za�wiszcza� mu w nozdrzach, mro��c zatoki, szarpi�c m�zg. Kiedy by� w ruchu, wszystko, co widzia� i s�ysza�, intensywnia�o, w jego polu widzenia pojawia�y si� nawet szczeg�y mijanych kszta�t�w.
Poderwa� si� i polecie�, oto tw�j plan, prawda, ty cholerny, g�upi ptaku? Masz zamiar zgin�� jak bohater, kt�rym ci� potem obwo�aj�. Dlaczego? Poniewa� nie mo�esz wytrzyma� ani chwili d�u�ej, gdy drugi gryf skr�ca si� z b�lu? Nie mo�esz jeszcze troch� poczeka�?
Wozy by�y coraz bli�ej, a ich magiczne alarmy b�yszcza�y w �wietle, czekaj�c, niczym kolczaste sid�a, aby je kto� ruszy�. Czy opr�cz tego, �e s� alarmami, s� te� pu�apkami? Czy torturowany gryf jest tylko przyn�t�?
A jakie to ma znaczenie? �atwo ci� przewidzie�, Skan, jeste� zbyt wra�liwy, nie mo�esz troch� poczeka�. Ona, zanim tam dotrzesz, i tak umrze, wiesz o tym. Po co to robisz?
Tr�jwymiarowe kolory i struktury mija�y go, kiedy coraz bli�ej skrada� si� do woz�w.
To dlatego, �e nie jeste� do�� sprytny, g�upi gryfie. G�upi, g�upi gryfie.
�mierci i tak nie da si� unikn��, a wi�c �mier� w imi� s�usznej sprawy jest...
...R�wnie� ko�cem.
G�upi gryfie.
Za p�no na �al... Obszar woz�w alarmowych majaczy� coraz bli�ej i Skan musia� zaryzykowa� jakie� zakl�cie, aby je rozbroi� - najpro�ciej by�o kaza� im sprawdzi� inne miejsce w pobli�u tego, kt�re mia�y rzeczywi�cie ochrania�.
Skoncentrowa� si� na nich, rzuci� zakl�cie, skierowa� pole ich oddzia�ywania na otwart� cz�� obozu... i alarmy nie zadzia�a�y. Teraz pozostali jeszcze �o�nierze, kt�rzy mogli go zobaczy�... i makaary, oczywi�cie. Potrafi� sprawi�, aby alarmy go nie wykry�y, ale nadal by� czarn� plam� widoczn� dla ka�dej pary oczu. �o�nierz z armii Ma'ara nie b�dzie si� zastanawia�, co to za cie� porusza si� po niebie - natychmiast podniesie alarm.
Gryf czeka�, a� go kto� wykryje; dopad�by ofiar�, zanim zdo�ano by rzuci� na niego jakiekolwiek czary. B�d�c ju� zdemaskowany, nie musia�by si� d�u�ej ukrywa�... m�g�by pos�u�y� si� zakl�ciem wykrywania, aby odnale�� gryfa, kt�rego krzyk s�ysza� wcze�niej. W przeciwnym razie by� skazany na d�ugie, ostro�nie prowadzone poszukiwania. Oczywi�cie zdemaskowanie ��czy�o si� tak�e z takimi k�opotami, jak strza�y, ogniste pioruny, pu�apki, zakl�cia...
Zwin�� skrzyd�a i wyl�dowa�, rozpryskuj�c grudki b�ota obok wozu. Kr�ci� g�ow� z boku na bok, szukaj�c zwiadowc�w. Nie dostrzeg� �adnego, ale to z pewno�ci� bardzo szybko si� zmieni. Zrobi� dwa kroki do przodu, wskoczy� na ty� wozu, a potem pod niego - nikt nigdy nie strze�e rzeczy od spodu, tylko z bok�w lub przy drzwiach - i zacz�� napiera� na pod�og�, niedaleko osi k�, gdzie b�oto, woda i tarcie podczas jazdy zawsze powoduj� butwienie drewna. Le�a� skulony na plecach, z ogonem podwini�tym mi�dzy �apami, ze skrzyd�ami z�o�onymi wzd�u� klatki piersiowej, tylnymi szponami przytrzymuj�c ich ko�ce. Ba� si� zahaczy� o p��tno plandeki wozu; z do�wiadczenia wiedzia�, �e pozornie s�aba os�ona bywa�a cz�sto naszpikowana zakl�ciami alarmuj�cymi. Jego szpony promieniowa�y delikatnie zakl�ciem zniszczenia i tam gdzie drapa�y, drewno zaczyna�o si� powoli zw�gla�. Jego skrzyd�a t�umi�y wszelkie d�wi�ki.
Wozy wrog�w tradycyjnie mia�y wej�cie z ty�u i tam w�a�nie pr�bowa� dosta� si� Skandranon... jeszcze czwarte ci�cie, pi�te, sz�ste i pod os�on� zakl�cia ciszy m�g� wyci�gn�� kilka desek. Zajrza� do �rodka, spojrza� na po��dany �up...
Zacz�� w my�lach recytowa� czar ciszy, przyzywaj�c zgromadzon� w sobie energi� i uwalniaj�c j� wok� wozu. Dba� o to, aby ukszta�towa� j� tu� przy samym wozie, poczynaj�c od ziemi. Umocnienia wozu mog�y by� wra�liwe na tego rodzaju czary. Trudno by�o cokolwiek przewidzie�, wci�� wymy�lano nowe pu�apki...
Mia� nadziej�, �e magowie Ma'ara nie otoczyli obozu tarczami chroni�cymi przed dzia�aniem magii. Wszystko idzie dobrze, a� za dobrze. Skan zacisn�� szpony i poci�gn�� za o�k� przy kole, wy�amuj�c j�; ca�e zawieszenie upad�o na ziemi� o kilka centymetr�w od jego dzioba...
...i oto Skandranon znalaz� si� twarz� w twarz z w�ciek�ym, wyrwanym ze snu zbrojmistrzem, kt�ry zacz�� co� wyci�ga� - na pewno bro� - spod swego pos�ania. Wycelowany w gryfa or� bojowy zacz�� si� zmienia�...
Prawy szpon Skana wystrzeli�, wbijaj�c si� w g�ow� cz�owieka, w jego oczod�. Wpi� si� w niego i Skan poczu�, jak cia�o cz�owieka ust�puje, poddaje si�. Bulgoc�cy krzyk s�ab� pod os�on� czaru ciszy, a� w ko�cu s�ycha� by�o jedynie odg�os wyci�ganego z ofiary szponu.
R�ce cz�owieka przeszed� skurcz. Upu�ci� bro� wycelowan� w Skana. By� to wypolerowany pr�t ze sk�rzan� r�koje�ci� i z wysuwanym b�yszcz�cym ostrym ko�cem. Wypad� on z martwych palc�w m�czyzny i potoczy� si� na ziemi�. Ostrze schowa�o si� z powrotem do pr�ta.
W pozycji na plecach, ukryty pod wozem, na dodatek w obozie wroga, zabi�e� jedn� r�k� zbrojmistrza? Nikt ci nie uwierzy. Nigdy. Posz�o za �atwo, za �atwo, g�upi gryfie.
Wkr�tce na pewno kto� nadejdzie, Skan. Ruszaj si�. Bierz to �wi�stwo i zmykaj. Tego w�a�nie ci trzeba. Zmyka�.
Skan uwolni� ko�ce skrzyde� i przeci�gn�� si� nad cia�em zabitego cz�owieka, ocieraj�c grzbietem o nier�wne kraw�dzie wy�amanego drewna. Brzegi skrzyde� zaczepi�y si�, unieruchamiaj�c go w otworze. Sapa� z wysi�ku, pr�buj�c przecisn�� si� przez ma�� dziur�. Wewn�trz wozu by�o ciemno, jedynie przez szpary w brezencie dochodzi�o s�abe �wiat�o. W otwartych skrzyniach le�a�y b�yszcz�ce przedmioty, takie same jak ten, kt�ry jeszcze przed chwil� trzyma� w d�oni zbrojmistrz, ka�dy d�ugi jak szpon Skana. I ostrzejszy od jego szpon�w, Skan by� tego pewien. Nigdy przedtem nie widzia� podobnej broni i nie potrzebowa� zakl��, �eby wiedzie�, �e wykona� j� mag. Magia promieniowa�a z niej, a jej skumulowana moc powodowa�a, �e sk�ra mu cierp�a, jakby znalaz� si� w �rodku maj�cej w�a�nie si� rozp�ta� burzy z piorunami. Teraz trzeba wzi�� cho� jedn� sztuk� i zmyka�! Skan si�gn�� do skrzyni, prawie dotykaj�c ju� jednego z tych przedmiot�w, gdy nagle jego wewn�trzny g�os krzykn��: nie!
Taki sam or� mia� zbrojmistrz... tych tutaj strzeg�... mog� okaza� si� niebezpieczne...
Cienki niczym w�os strumie� czerwonawej energii przep�yn�� mi�dzy broni� a jego wyci�gni�tym szponem, upewniaj�c gryfa co do s�uszno�ci obaw.
Jednak jest jedna sztuka, kt�ra z pewno�ci� nie spowoduje nic z�ego...
Skan poruszy� si� wolno, z�o�y� ciasno skrzyd�a, potem wycofa� si� na wszystkich czterech ko�czynach do ty�u wozu. Nast�pnie si�gn�� przez pogruchotane deski pod�ogi, szukaj�c po omacku broni zabitego zbrojmistrza. We w�asnej broni cz�owiek na pewno nie umie�ci� pu�apki; zbrojmistrzowie z regu�y byli pyszni i s�dzili, �e sami mog� sobie ze wszystkim poradzi�.
Niedobrze. Pierwszy b��d b�dzie ostatnim. O co chodzi, g�upi ptaku? Pysznisz si�, bo jeszcze �yjesz? Przecie� masz jeszcze co� do zrobienia, liczy si� ka�da sekunda.
W ko�cu Skan poczu� pr�t; by� gor�cy w dotyku, cho� szpony gryfa chroni�a gruba, �uskowata sk�ra. Gryf wycofa� si�, mru��c oczy i staraj�c si� nie dotkn�� skrzynek z chronion� przez czar broni�. Wetkn�� sw�j �up do dzioba i przeszed� ostro�nie nad zrobionym przez siebie otworem, si�gaj�c w kierunku nie zawi�zanej po�y brezentu.
Pomy�lmy, co mo�e sta� si� najgorszego? Dotkn� p��tna i ca�y w�z wyleci w powietrze, bo uwolni� energi� tych przedmiot�w? To podobne do Ma 'ara; je�li on nie mo�e ich mie�, to nikt inny te� nie... Powinienem si� z tym liczy�.
Skandranon napr�y� mi�nie n�g, przygotowuj�c si� do solidnego skoku przez wyj�cie, kiedy us�ysza� kroki na zewn�trz. Chwil� p�niej kto� szarpn�� klap� i w wej�ciu zamajaczy� przeklinaj�cy cie�.
Teraz. Teraz!
Gryf skoczy� w tej samej chwili, gdy posta� odchyli�a p��tno. Skan u�y� ramion m�czyzny jako podp�rki, si�� rozp�du rozgni�t� twarz m�czyzny o bok wozu. Rozpostar� skrzyd�a, zahaczaj�c nimi o brezent, i wzbi� si� w powietrze. Wtedy rozleg� si� og�uszaj�cy huk: pu�apka zastawiona w wozie zadzia�a�a i po ziemi rozpe�z� si� purpurowy okr�g ognia, zagarniaj�c cia�o cz�owieka i dosi�gaj�c drugiego wagonu. Ludzkie zw�oki wygi�y si� w �uk i w jednej chwili zmieni�y si� w popi�.
Wtedy obudzi�y si� makaary.
Koniec twojego pi�knego �ywota, gryfie. Zanim umrzesz, mo�esz wreszcie dzia�a�... znajd� j�, gdziekolwiek jest, uczy� przynajmniej to...
Skrzyd�a Skana uderza�y powietrze, powi�kszaj�c dystans dziel�cy go od obozu. Jednak sumienie nie pozwala�o mu wr�ci� do domu, zanim nie doko�czy pewnej sprawy. Gdzie� - jego umys� przeszukiwa� ob�z i miasto, aby j� znale�� - powoli umiera�a jedna z jego gatunku...
Szuka� i gdy wzni�s� si� nad grzbietem ska�, znalaz� jej udr�czony umys�. Poczu�, jakby w jej cia�o wbito tysi�ce szpilek, widzia� je poci�te przez setk� oszala�ych chirurg�w, potrzaskane drewnianym m�otkiem. A jednak nadal �y�a. Nast�pi� bolesny moment, gdy umys� Skana nie m�g� ju� d�u�ej znie�� tej udr�ki. Gryf poczu�, jak jego skrzyd�a sk�adaj� si� odruchowo.
Zabij mnie - krzycza�a - powstrzymaj ich, zr�b co�, cokolwiek!
Pos�uchaj mnie - wys�a� jej wiadomo�� Skan. - Pos�uchaj i zaufaj mi: najpierw b�dzie b�l, a potem wszystko stanie si� ciemno�ci�. Znowu wzlecisz, jak pragn�� tego Urtho...
Przesta�a krzycze�, poniewa� rozpozna�a s�owa zakl�cia �mierci. Nie zdarzy�o si�, aby kto� pr�bowa� je zatrzyma�...
Odwr�ci� si� od niej na chwil�, pr�buj�c wyr�wna� sw�j lot. Potem wypowiedzia� do ko�ca zakl�cie, pochwyci� jej umys� i uwolni� go z jej cia�a w ci�gu jednej skr�caj�cej wn�trzno�ci chwili. Zakl�cie zatrzyma�o prac� jej serca.
Przykro mi, tak mi przykro... wzlecisz znowu, gdy przemin� ciemno�ci...
Potem uwolni� jej ducha, by m�g� poszybowa� z wiatrem.
W odleg�ym wi�zieniu zwi�zane cia�o z poobcinanymi skrzyd�ami poruszy�o si� w konwulsjach i zastyg�o. Skandranon rzuci� si� w desperacki lot ponad dolin�, nie mog�c nawet nad ni� zap�aka�, gdy� siedem makaar�w pru�o po niebie, aby go dopa��.
W ko�cu genera� zasn��.
Bursztynowy �uraw zacz�� wstawa�, ale szybko opad� na swe miejsce obok ��ka, bo Corani przebudzi� si�, cicho wzdychaj�c. Niepok�j nadal wype�nia� komnat�. By� wyczuwalny nawet dla najs�abszego empaty, a dla kogo� tak silnego jak Bursztynowy �uraw b�l Coraniego stawa� si� niemal nie do zniesienia.
Bursztynowy �uraw czeka�, a� genera� zacznie m�wi�. Jednocze�nie promieniowa� ciep�em i poczuciem pewno�ci, a koj�ce zapachy, unosz�ce si� nadal w powietrzu, u�atwia�y mu zadanie. Wok� wyczuwalna by�a wo� bursztynu, olejku rumiankowego, kt�rego u�ywa� podczas masa�u, oraz ja�minu neutralizuj�cego smak zi� nasennych w herbatce, jak� poda� Coraniemu. Nie zwraca� uwagi na pulsuj�cy b�l w skroniach, �ci�ni�ty �o��dek i okropne przeczucie, kt�re ogarn�o go, gdy zosta� wezwany przez genera�a. Jego uczucia nie liczy�y si�, on by� kestra'chern, a jego klient - bardziej pacjent ni� klient, jak to cz�sto bywa�o - potrzebowa� go. On musia� by� t� silniejsz� stron�, t� opok�, na kt�rej mo�na si� oprze�. Nie zna� dobrze Coraniego - tym lepiej dla obydwu. Cz�sto ludzie sprawuj�cy w�adz� �atwiej otwierali si� przed obcym ni� przed przyjacielem.
Kwatera genera�a mie�ci�a si� w twierdzy Urtho, a nie w namiocie na terenie obozu. Tutaj mo�na by�o zaci�gn�� ci�kie zas�ony, aby odci�� si� od �wiata, zapali� pachn�ce lampy daj�ce delikatne �wiat�o, kt�re pozwala zapomnie� o wojskowym obozie znajduj�cym si� pod twierdz�. To nie genera� wezwa� Bursztynowego �urawia. Kilkakrotnie posy�a� do obozu po kestra'chern, ale chcia�, aby przyby�a Riannon SilKedre - je�li chodzi o umiej�tno�ci, by�a troch� s�absza od �urawia, ale r�wnie utalentowana i ceniona. Nie, zrobi� to jeden ze s�u��cych Urtho, kt�ry cicho wszed� do namiotu, a sw� liberi� okry� p�aszczem. To powiedzia�o wi�cej o jego wizycie ni� sam ch�opak.
Gdy Bursztynowy �uraw przyby�, genera� by� u Urtho. Corani wr�ci� w ko�cu do swojej kwatery, ale nie zdziwi� si�, widz�c tam kestra'chern. By� wyra�nie rozbity i Bursztynowy �uraw potrzebowa� kilku godzin i wszystkich swych umiej�tno�ci, aby sk�oni� go do zrzucenia ci�aru ze swego serca.
Wiedzia�, dlaczego Urtho wybra� jego, a nie Riannon. Czasami �atwiej by�o m�czy�nie dogada� si� z drugim m�czyzn� ni� z kobiet� - a Bursztynowy �uraw by� ca�kowicie godny zaufania. Zawsze zatrzymywa� dla siebie wszystko, co us�ysza�. Potrafi� zagra� r�ne role, na przyk�ad dzi� wiecz�r by� uzdrowicielem, kap�anem i zwyk�ym, nie wpl�tanym w �adne uk�ady "uchem".
- Musisz by� rozczarowany - powiedzia� genera� z rezygnacj� w glosie, wpatruj�c si� w przyciemnione �wiat�o lampy. - Pewnie my�lisz, �e jestem s�abeuszem.
Takie s�owa wypowiedzia� Corani, ale Bursztynowy �uraw dzi�ki swym zdolno�ciom us�ysza� to, co jego klient my�la�.
W rzeczywisto�ci m�wi�: "Budz� w tobie wstr�t, kiedy tak si� nad sob� rozczulam, i wydaj� si� taki nieopanowany" i "Pewnie mn� gardzisz i my�lisz, �e nie jestem wart swej pozycji".
- Nie - odpar� kr�tko Bursztynowy �uraw na oba - to wypowiedziane i to nie wypowiedziane - przypuszczenia. Nie chcia� my�le� o tym, co za�amanie genera�a oznacza dla niego samego; nie wolno mu o tym my�le�. Nie wolno mu pami�ta� o pos�a�cach, kt�rzy ostatniej nocy wyrwali ze snu ca�y ob�z, o przeczuciach, kt�re obudzi�y bardziej wra�liwych uzdrowicieli i kestra'chern z majak�w pe�nych koszmar�w o krwi i ogniu za lini� g�r. Nie wolno my�le� o tym, �e rodzina Coraniego pochodzi z Laisfaar, miasta le��cego za Prze��cz� Stelvi, i �e podczas gdy jego synowie dostali posady w wojsku, jego �ona i wszyscy krewni byli w�a�nie tam. Tam, gdzie polecia� Skandranon. On i Gesten nie wiedzieli, dlaczego i z jakiego powodu; wiedzieli tylko, �e odlecia� bez po�egnania.
- Nie - powt�rzy� Bursztynowy �uraw, ujmuj�c zwisaj�c� d�o� genera�a, zanim Corani zdo�a� j� cofn��, i ostro�nie zacz�� mu masowa� nadgarstek i palce. Mi�nie by�y napi�te i skurczone, a r�ka zimna. - Nie jestem g�upcem. Jeste� cz�owiekiem i jeste� �miertelny; na nasze �ycie sk�adaj� si� pomy�lne i z�e chwile. Ka�dego z nas dopadn� te drugie. Trzeba je pokona�; tym razem pad�o na ciebie. To nie wstyd prosi� o pomoc.
Gdzie�, g��boko w �rodku, zastanawia� si�, czy z�e chwile nie przysz�y r�wnie� na niego. Narasta�o w nim napi�cie, kt�re w ka�dej chwili grozi�o wybuchem. Nie by� a� tak pyszny, aby my�le�, �e sam potrafi sobie z tym poradzi�, bez niczyjej pomocy. Pytanie tylko, czy jaki� ratunek dla niego by� mo�liwy? Musia� pom�c zbyt wielu poranionym duszom, zbyt wiele posiniaczonych cia� pocieszy�, a mo�liwo�ci uzdrowicieli, jak i kestra'chern, by�y wykorzystane do ostateczno�ci. To �e by� blisko wyczerpania swych rezerw, nie mia�o wi�kszego znaczenia.
Zbyt wielu jego klient�w wyruszy�o na bitw� i nie powr�ci�o. Oczekiwa� Skana o wschodzie s�o�ca; kiedy s�u��cy Urtho przyprowadzili Bursztynowego �urawia do kwatery Coraniego, mia�o si� ju� prawie ku zachodowi. Skan nigdy si� nie sp�nia�.
Jednak w tej chwili kestra'chern musi pozby� si� dr�cz�cego go napi�cia. Nie mo�e niczego da� po sobie pozna� - nie powinien pozwoli�, aby cokolwiek os�abi�o jego koncentracj� i skupienie. Najpierw trzeba pocieszy� i wesprze� Coraniego, to on jest wal�c� si� �cian�. Musi wyzdrowie� i normalnie funkcjonowa�. W Prze��czy Stelvi sta�o si� co� niedobrego, co� strasznego. Corani nie powiedzia� mu co, ale Bursztynowy �uraw wiedzia� to z ca�� pewno�ci�. Prze��cz Stelvi zosta�a zaatakowana. Laisfaar, a wraz z nim rodzina Coraniego, przesta�o istnie�. Lepiej by�oby dla nich, gdyby nie �yli, ni� mieli znale�� si� w r�kach Ma'ara, chyba �e zdo�ali ukry� swoj� to�samo�� i znikn�li w�r�d ludno�ci. A to by�o ma�o prawdopodobne.
Corani przyj�� to tak, jak m�drzy genera�owie przyjmuj� wszystkie fakty. Podobnie zareagowa� na pocieszenia Bursztynowego �urawia. W ka�dym razie w tej chwili. By�a to jeszcze jedna z umiej�tno�ci tego kestra'chern - potrafi� oszuka� czas. Czas potrzebny, by nabra� dystansu, czas potrzebny do uzdrowienia.
- Moi synowie...
- My�l�, �e Urtho ju� si� z nimi widzia� - odpar� szybko Bursztynowy �uraw. Urtho wszystkiego dopatrzy�, taki by�.
Skan...
Szybko zdusi� t� my�l i b�l, jaki ona wywo�a�a.
�rodek nasenny dosypany do herbaty genera�a zaczyna� dzia�a�. W przyt�umionym �wietle Corani zmaga� si� z opadaj�cymi powiekami. Oczy mia� nadal zaczerwienione i opuchni�te od p�aczu. Genera� zwalcza� te �zy, walczy�, aby zatrzyma� je w �rodku z determinacj�, kt�ra uczyni�a go przyw�dc�. Bursztynowy �uraw zmaga� si� z t� jego determinacj� za pomoc� swej woli, kt�ra by�a nie mniej silna.
- Czas spa� - powiedzia� cicho.
Corani zamruga�, ale zmierzy� go jeszcze taksuj�cym spojrzeniem.
- Nie jestem pewien, czego si� spodziewa�em, gdy ujrza�em ci� tutaj - powiedzia� w ko�cu. - Zawsze liczy�em na Riannon...
- Riannon dawa�a ci wcze�niej to, czego wtedy potrzebowa�e� - odpar� Bursztynowy �uraw, lekko dotykaj�c policzka genera�a. - Ja robi� to, czego potrzebujesz teraz. Czasami jest to co� innego ni� to, czego spodziewa si� klient. - Po�o�y� d�o� na czole genera�a. - W ko�cu na tym polega zadanie kestra'chern, dawa� ka�demu to, czego mu trzeba.
- A niekoniecznie to, czego on sam chce - dopowiedzia� szybko Corani.
Bursztynowy �uraw pokiwa� g�ow�.
- Tak, generale. Niekoniecznie to, o czym my�li, �e chce. Serce wie, czego trzeba, ale g�owa ma cz�sto inne pomys�y. Na tym polega zadanie kestra'chern, aby zapyta� twoje serce, a nie twoj� g�ow�, czego ci trzeba, i odpowiedzie� na t� potrzeb�.
Corani skin�� g�ow�, jego powieki opad�y.
- Jeste� silnym cz�owiekiem i dobrym dow�dc�, generale Corani - ci�gn�� Bursztynowy �uraw - ale �aden cz�owiek nie mo�e by� w dw�ch miejscach naraz. Nie mog�e� by� jednocze�nie tam i tutaj. Nie mo�esz przewidzie� wszystkich posuni�� wroga. Wojna rz�dzi si� w�asnymi regu�ami. Nie jeste� odpowiedzialny za ca�� armi�. Zrobi�e�, co mog�e�, dobrze wype�ni�e� swe obowi�zki.
Mi�nie na szyi Coraniego napi�y si�, jakby usi�owa� nad sob� zapanowa�. Bursztynowy �uraw wyczu�, �e genera� po�yka �zy. Corani zmaga� si� jednak z czym� wi�cej ni� tylko ze �zami; by� bliski za�amania. A to by niczego nie da�o, absolutnie niczego. Ten cz�owiek potrzebowa� odpoczynku. Bursztynowy �uraw trzyma� r�k� na jego czole, pr�buj�c nagi�� go do swej woli.
- Musisz zasn�� - powiedzia� kestra'chern Bursztynowy �uraw, przekazuj�c rozkaz do m�zgu. Corani zamkn�� oczy i tym razem nie przebudzi� si�, gdy Bursztynowy �uraw wsta�, aby odej��.
Gesten najprawdopodobniej znajdowa� si� tam, gdzie by� od �witu, na l�dowisku, czeka� na powr�t Skandranona. Bursztynowy �uraw dyskretnie opu�ci� twierdz� w szkar�acie zachodz�cego s�o�ca. L�dowisko by�o niedaleko i kestra'chern postanowi� skierowa� si� tam, zamiast wraca� do swojego namiotu.
Przygn�bienie, kt�re czu� w sercu, nie znikn�o na widok Gestena, cierpliwie przygotowuj�cego si� do nocnego czuwania.
Bursztynowy �uraw milcza� przez chwil�, po czym odezwa� si�.
- Nie wraca - powiedzia� cicho.
Jego towarzysz, hertasi Gesten, spojrza� na niego swymi Wyrazistymi oczami i prychn��. Trzyma� sw�j �uskowaty pysk zamkni�ty przez d�ug� chwil�.
- Wr�ci. Zawsze wraca - powiedzia� w ko�cu Gesten. - Jako�.
Bursztynowy �uraw z ca�ego serca pragn��, aby ma�y hertasi mia� racj� i tym razem. Skandranon opu�ci� Wie�� dwa dni temu, a Prze��cz Stelvi by�a od niej oddalona o mniej ni� dzie� lotu. Nigdy przedtem si� tak nie sp�nia�. Gesten mia� zamiar rozpali� ognisko dla wsp�lnego przyjaciela, a po�r�d drewna na podpa�k� poutyka� naczynia z wydostaj�cym si� z nich kolorowym dymem. By� mo�e by� to bezu�yteczny gest, ale w tej chwili m�g� tylko wznieci� bia�o-niebieskie wst�gi dymu, aby powita� lotnika w domu, aby Skan ju� z daleka wiedzia�, �e za chwil� b�dzie bezpieczny...
Bursztynowy �uraw pr�bowa� mu pom�c, ale nie mia� serca do tej roboty.
- Urtho zwo�a� narad� - rzek�. Wiedzieli o tym wszyscy i nic si� nie stanie, je�li powie o tym teraz hertasi. - Dwa gryfy przyby�y z Laisfaar prosto do Wie�y, a dwie godziny p�niej Urtho przys�a� mi wiadomo��, abym uda� si� do genera�a Corani.
Gesten skin�� g�ow�, najwyra�niej rozumiej�c, co Bursztynowy �uraw mia� na my�li; Corani potrzebowa� szczeg�lnych umiej�tno�ci kestra'chern. Dop�ki Urtho nie zacz�� go bardziej potrzebowa� tutaj ni� w jego rodzinnym mie�cie, genera� by� na sta�e przydzielony do prze��czy. Przez ostatni tydzie� przebywa� w Wie�y, prosz�c Urtho o szczeg�ln� opiek� nad prze��cz� i miastem. O tym r�wnie� wszyscy wiedzieli.
- Co mo�esz mi powiedzie�? - Gesten wiedzia� dobrze, �e Bursztynowy �uraw niewiele m�g� mu wyjawi�. - Czego Corani potrzebowa�?
Zapytany zastanowi� si�, szukaj�c w�a�ciwego s�owa.
- Potrzebowa� wsp�czucia, Gestenie - odpar�, uk�adaj�c stos z oleistych klock�w opa�owych. - W Wie�y wydarzy�o si� co�, o czym nie chcia� rozmawia�; a ze sposobu, w jaki si� zachowuje, mog� przypuszcza�, �e wie�ci by�y z�e. M�wi�c mi�dzy nami, jest bliski za�amania. To do niego niepodobne. A teraz... Skandranon si� sp�nia.
Bursztynowy �uraw wyg�adzi� sw�j jedwabny kaftan, strzepuj�c drewniane wi�ry. Wiedzia�, �e bruzdy zmartwienia przeora�y jego przystojn� twarz, ale by� zbyt przygn�biony, �eby si� tym martwi�. Bezwiednie odgarnia� czarne w�osy, kt�re niesfornie opada�y mu na twarz.
- S�dz�, �e tym razem on nie wr�ci - rzek�. - Czuj� to w swoim brzuchu...
Gesten podni�s� jedn� k�od� i wycelowa� ni� w Bursztynowego �urawia.
- A ja czuj� w swoim brzuchu, �e on wr�ci, i nie mam zamiaru s�ucha� twojego j�czenia o "biednym Skanie". On zawsze wraca. Zawsze. Rozumiesz? A ja b�d� tutaj siedzia�, przy tym ognisku, dop�ki on nie powr�ci albo wojsko nie stratuje tego ogniska.
Bursztynowy �uraw cofn�� si�, zdziwiony gwa�towno�ci� mowy zwykle spokojnej jaszczurki. Gesten jeszcze przez chwil� sta�, wskazuj�c na niego k�od�, potem splun�� w powietrze i dorzuci� j� do rosn�cego stosu ogniska.
- Przepraszam, Gesten. - Chocia� Bursztynowy �uraw chcia� przeprosi� hertasi tylko za to, �e go zdenerwowa�, ten prawdopodobnie zrozumia� to w inny spos�b. - To dlatego, �e... no wiesz, co do niego czuj�.
- Phi. Wiem. Wszyscy o tym wiedz�. Wydajesz si� jedynym, kt�ry tego nie wie. - Hertasi otworzy� drzwiczki piecyka i wyci�gn�� poczernia�ymi szczypcami w�giel. Gdy m�wi�, ca�y czas macha� ogonem. - Wszystkimi si� przejmujesz, �uraw, i nie s�uchasz, co si� do ciebie m�wi. Nie ma w s�u�bie Uitho nikogo lepszego od Skana. Nikt inny prawdopodobnie by nie wr�ci�. - Gesten wrzuci� w�giel mi�dzy drewniane k�ody a naczynia dymne. - Nawet je�li nie wr�ci, to umrze tak, jak tego pragn��.
Bursztynowy �uraw przygryz� wargi. Gesten uwa�a�, �e jak zwykle ma racj�. Bez wzgl�du na to, co powiedzia�by kestra'chern, nic go nie przekona, �e sytuacja jest beznadziejna, jedynie informacje, kt�rych jednak nie wolno mu by�o zdradzi�. Musia� przyzna� Gestenowi racj�; nawet gdyby sta�o si� najgorsze, Skan umar�by tak, jak tego pragn��.
- B�d� cicho, dop�ki si� czego� nie dowiemy.
- Dobrze. A teraz wracaj do swego namiotu. Dzi� w nocy b�dziesz musia� sobie radzi� z klientami beze mnie. - Gesten skupi� si� na zapalaniu najpierw �rodka ogniska, a w chwil� potem zap�on�y bia�e i niebieskie naczynia dymne. Bursztynowy �uraw szed� w t� coraz ch�odniejsz� noc w kierunku Wie�y i ruchomego miasta, kt�re wok� niej wyros�o. Tylko raz jeszcze si� zatrzyma�, aby spojrze� do ty�u na samotn� posta�. Gdyby by�a taka potrzeba, Gesten b�dzie czeka� na Czarnego Gryfa cho�by i ca�� wieczno��. Jego serce, ju� i tak ci�kie, zosta�o obarczone jeszcze wi�kszym ci�arem, prawie nie do zniesienia: �zami, kt�re wstydzi� si� wyla�.
Nie, nie teraz, teraz tego mi nie trzeba...
Skandranon zmaga� si� z grawitacj� i z ostrym powietrzem, zaciskaj�c mocno szcz�ki na swoim �upie. Jego serce wali�o, jakby chcia�o wyskoczy� z piersi, a pogo� ledwo co si� zacz�a. �cigaj�ce go makaary by�y coraz bli�ej, a on dopiero przelecia� nad grzbietem g�r. Jakby nie do�� tego, �e makaary by�y szybsze od gryf�w, to jeszcze odznacza�y si� wi�ksz� wytrzyma�o�ci�. Wystarczy�o tylko, aby odci�y mu drog�...
Najwyra�niej w�a�nie to mia�y zamiar zrobi�. Jego przewaga polega�a na zdolno�ci szybszego nabierania i tracenia wysoko�ci. Przy odrobinie sprytu m�g� zmusi� je do reakcji zamiast ataku. Jedyna pociecha w tym, �e nie s� dobrze zorganizowane - chyba nie prowadzi ich Kili...
Skandranon odwr�ci� g�ow�, aby otaksowa� spojrzeniem swych prze�ladowc�w i dojrza� zbyt dobrze znane czarno-bia�e pr��ki Kili, starego dow�dcy makaar�w, kt�remu ubli�a� niezliczon� ilo�� razy. Kili, kt�ry ostatnim razem prawie go z�apa�, cho� dowodzi� o wiele mniejszym oddzia�em, lecia� teraz na wysoko�ci tysi�ca st�p, troch� powy�ej pozosta�ej sz�stki, wykrzykuj�c rozkazy.
Trzy szaro nakrapiane makaary pochyli�y skrzyd�a i przesz�y w p�ytkie nurkowanie, doganiaj�c go coraz bardziej, po�wi�caj�c wysoko�� na rzecz szybko�ci. Ich trajektoria wypad�a poni�ej jego i min�y go kilka sekund p�niej, a po nich to samo zrobi�y nast�pne trzy. Pr�bowa� mie� je wszystkie na oku. Przerzuca� wzrok z jednego na drugiego, gdy rozprasza�y si� i ponownie ��czy�y. Dlaczego zesz�y pod niego, kiedy wysoko�� jest taka wa�na w walce z gryfami?
Wysoko�� - cholera!
Instynkt wzi�� g�r�, zanim jeszcze przejrza� zagrywk� Kiliego. Z�o�y� prawe skrzyd�o i zanurkowa� beczk� w d�, podczas gdy najstarszy makaar przemkn�� obok niego prawie o d�ugo�� pi�ra. Mijaj�c Skana, Kili wyda� okropny wrzask w�ciek�o�ci. Gryf wyszed� z beczki, rozpo�cieraj�c znowu skrzyd�a i poruszaj�c si� po spirali g�ow� w d� ku ziemi i sze�ciu pozosta�ym makaarom.
Dra�! Mia� czelno�� nauczy� si� tego ode mnie!
Skan ponownie z�o�y� skrzyd�a i pomkn�� w d�. Szpony i ostre dzioby przeciwnik�w mign�y mu tylko przed oczami, gdy mija� je niczym strza�a. Pod��a� �lepo za ogonem Kiliego. Nie mia� wielu szans na wykonanie tego ruchu i uj�cie z �yciem - liczy� na swoj� szybko��. Na szcz�cie makaar nie uczyni� mu wi�kszej szkody, pozbawi� go tylko kilku pi�rek.
Dystans na rzecz szybko�ci... zobaczymy, czy s� w stanie i tego si� nauczy�.
Kili lecia� tu� przed nim i Skan czu� pokus�, by go zaatakowa�, ale jego g��wnym zadaniem by�o prze�y� i uciec. Obie eskadry makaar�w ju� lecia�y za nim, wrzeszcz�c z furi�. Gryf min�� ich dow�dc�, kt�ry zamierzy� si� na niego zbyt wcze�nie i straci� cenn� szybko��. Jej odzyskanie utrudni� mu podmuch wywo�any przelotem podw�adnych. Ca�a sz�stka przemkn�a obok niego, goni�c Skandranona, kt�ry skierowa� si� z powrotem ku Laisfaar.
G�upi gryfie, mia�e� ucieka� z tego miejsca!
Graniczne pasmo g�r wyros�o przed nim niespodziewanie szybko. Skandranon skupi� ca�� uwag� na skalnej p�aszczy�nie znajduj�cej si� przed nim i bada� szczeliny wy��obione w kamieniu przez czas. Jego oddech sta� si� nier�wny, gdy zmaga� si� ze zm�czeniem. K�tem oka ujrza� kolejne makaary szybuj�ce przez prze��cz w jego kierunku.
Gdy tylko zobacz�, jak rozk�adam skrzyd�a, b�d� my�la�y, �e chc� przyhamowa�, aby zakr�ci� lub polecie� do g�ry...
Skan z�o�y� skrzyd�a, pruj�c prosto na urwisko. Czu� na karku oddech ��dnych krwi makaar�w. Kamienna �ciana wype�ni�a mu ca�e pole widzenia, kiedy wykonywa� sw�j desperacki ruch. Podwin�� pod siebie skrzyd�a z g�o�nym kla�ni�ciem, a jego wyci�gni�te cia�o wykona�o kozio�ka. Run�� �ukiem w d�, ale si�a rozp�du i tak pchn�a go na nag� ska��.
Zderzywszy si� z czarn� �cian�, uderzy� g�ow� o swoj� pier�. Odr�twia�y, sparali�owany u�wiadomi� sobie, �e pojawi� si� nowy, ostry b�l w piersi, tam, gdzie wbi� si� czubek dzioba. Straci� orientacj�, a �wiat wok� pociemnia�; m�g� tylko zacisn�� szcz�ki i zastanawia� si�, ile ko�ci po�ama� tym razem.
Dalej, ptaku, zr�b to, zr�b to...
Napi�� mi�nie tylnych n�g i roz�o�y� ogon. Wiatr targa� jego pi�rami, gdy kozio�kuj�c, spada�.
Chwil� p�niej znalaz� si� po�r�d zaskoczonych makaar�w, trzy znajdowa�y si� ponad nim, a trzy poni�ej. �aden z nich nie zauwa�y� skalnej �ciany, kt�ra mia�a za sekund� przed nimi wyrosn��.
Chyba ci si� uda, g�upi szcz�ciarzu...
Gwa�towne zmiany szybko�ci oraz si�a przyci�gania ziemskiego zmiesza�y si� w uszach Skana z t�tnem jego serca i wrzaskiem makaar�w. Us�ysza�, jak ich ko�ci zderzaj� si� z kamieniem i p�kaj�. Nogi Skandranona dotkn�y nagiej ska�y znajduj�cej si� tu� za nim - i mocno si� odepchn��.
Ten dziwny manewr przerwa� spadanie, da� mu okazj� do rozpostarcia skrzyde� i zamiast kozio�kowa�, zacz�� nurkowa�.
Tylko �e ziemia by�a ju� tak strasznie blisko...
Hamuj, g�upi ptaku, hamuj!
Napinaj�c skrzyd�a, z bij�cym sercem musn�� ska�� na dnie urwiska. Dotkn�� j� ko�cami skrzyde�, wykorzysta� si�� p�du, aby wystrzeli� ponownie w niebo, min�� rozbry�ni�t� plam� na skale, kt�ra by�a wszystkim, co pozosta�o po jego prze�ladowcach.
Teraz zmiataj st�d, idioto!
Ruszy� z powrotem ku bezpiecznemu domowi - i spojrza� w d�.
Ujrza� setki kusz.
Dla nich by� tylko przelatuj�cym cieniem, jednak wiedzieli, �e tam jest. To wystarczy�o, by wype�nili niebo strza�ami i kamiennymi pociskami: jeden lub nawet wi�cej z pewno�ci� go trafi. Szybki rzut oka na obie strony u�wiadomi� mu, �e zosta� otoczony przez dwie nowe eskadry makaar�w, kt�re znajdowa�y si� o kilka d�ugo�ci ponad nim. Kili znikn�� mu z oczu; prawdopodobnie czeka� jeszcze wy�ej.
Jego jedyn� szans� by�a szybko��. Gdyby tylko m�g� min�� �ucznik�w, zanim oni wypuszcz� strza�y...
Za p�no.
Us�ysza� �wist strza�y; powietrze wok� niego wype�ni�o si� �miertelnym deszczem ognistych be�t�w i pocisk�w z procy. Skan zwin�� skrzyd�a w pr�nym wysi�ku, aby zaw�zi� obszar ra�enia.
Najpierw poczu� uderzenie, a potem zobaczy� krew, p�yn�c� z prawego skrzyd�a przy ka�dym ruchu. Wtedy si� z�ama�o. I zabola�o.
Gryf znowu zanurkowa� w spos�b, kt�rego nie nazwa�by kontrolowanym, wydaj�c z dzioba, w kt�rym mocno zaciska� skradzion� bro�, bez�adne piski.
Uderzy�y go dwa kolejne be�ty; tym razem o wiele szybciej poczu� b�l, ale Skan zmusi� si�, aby go zlekcewa�y�. Rzuci� si� w d�, ale tym razem nie m�g� si� odbi� od �adnego klifu.
Gryf zwin�� r�wnie� lewe skrzyd�o i lecia� g�ow� w d�; odzyskiwa� r�wnowag�, lecz ci�gle spada�. Nie �mia� przyhamowa�, bo jego zranione skrzyd�o mog�oby tego nie wytrzyma�. Zamiast tego rozci�gn�� nieco oba, aby przemieni� upadek w ostre nurkowanie, i skierowa� si� ku przyjaznemu terytorium. Gdy tylko rozwin�� skrzyd�a, ujrza�, jak Kili �mign�� tam, gdzie przed chwil� on sam si� znajdowa�.
Jeszcze troch� dalej - troch� dalej...
Ziemia zbli�a�a si� straszliwie szybko.
By� ju� teraz nad terytorium Urtho, po drugiej stronie linii frontu, ale nie m�g�, nie �mia� ca�kowicie rozpostrze� skrzyde�. Nadal nurkowa� ostro i szybko. Ziemia nigdy nie wygl�da�a tak zach�caj�co ani nie wydawa�a si� tak twarda.
O Sketi, to b�dzie bola�o...
ROZDZIA� DRUGI
Bursztynowy �uraw nie m�g� ze zm�czenia spa�. Nie by�o sensu le�e� i ogl�da� wn�trza swych powiek. Okry� ramiona kocem i uda� si� ciemnymi przej�ciami w�r�d namiot�w ku l�dowisku.
Kiedy wyszed� na otwart� przestrze�, ujrza� na wschodzie srebrn� po�wiat� zachodz�cego ksi�yca. Do �witu by�o ju� niedaleko. Gesten czeka� cierpliwie obok rozpalonego ogniska. Bursztynowy �uraw po�egna� ostatniego ze swoich klient�w, aby przy��czy� si� do swej jaszczurki, ale Gesten najwyra�niej nie by� w nastroju do rozmowy.
Kiedy przepe�nia�y ich uczucia, kt�rych nie mogli wyrazi�, i hertasi, i Bursztynowy �uraw milczeli: ten ostatni nauczy� si� zachowywa� cisz� dzi�ki �mudnym �wiczeniom. Milczenie pozwala�o zachowa� z�udzenie wiecznej i niezmiennej r�wnowagi.
Obowi�zkiem Bursztynowego �urawia by�o sprawia� wra�enie spokojnego opiekuna - poniewa� ostatnio ka�dy jego klient by� w jaki� spos�b poszkodowany, a wsp�czucie dzia�a�o lepiej ni� empatia.
Klienci nie chcieli wiedzie�, �e ich kestra'chern miewa w�asne problemy.
A poniewa� nie m�g� si� ich pozby�, musia� si� stara�, aby ich nie uzewn�trzni�. By�a to nieod��czna cz�� jego powo�ania i chocia� si� z ni� pogodzi�, nadal wywo�ywa�a g�uchy b�l podobny do b�lu wsp�czucia.
B�l wsp�czucia. Tak, do tego w�a�nie by�o to podobne.
Przygn�bienie pog��bia�o si� z ka�d� now� pog�osk� i obozow� plotk�. Skan nigdy tak si� nie sp�nia�, wracaj�c z misji. Nawet Gesten musi ju� teraz zdawa� sobie spraw� z tego, �e gryf nie wr�ci. Zawsze �artowa�, �e Skan p�dzi� do domu z misji, bo nie m�g� si� doczeka� nagrody i podziwu.
Ostatnie wie�ci donosi�y o odniesionej w Prze��czy Stelvi straszliwej kl�sce, najgorszej ze wszystkich, jakie ponios�y si�y Urtho. I chocia� nie wybuch�a panika, Bursztynowy �uraw zastanawia� si�, czy ktokolwiek w ich szeregach zdawa� sobie spraw� z tego, o czym on ju� wiedzia�: �e garnizon zosta� ca�kowicie starty z powierzchni ziemi. Ch��d nocy wkrada� si� powoli do serca Bursztynowego �urawia i ciasne owijanie kocem cia�a odzianego w jedwab nic nie dawa�o.
Gesten nadal si� nie odzywa�. W ko�cu Bursztynowy �uraw nie m�g� ju� d�u�ej tego wytrzyma�: wsta� i bez s�owa odszed� w ciemno��, czasami spogl�daj�c w ty� na ma�� plamk� �wiat�a i cierpliwie wyczekuj�c� posta�. Bola�o go serce i mia� �ci�ni�te gard�o od powstrzymywanego szlochu - powstrzymywanego, poniewa� nie by� pewien, czy gdy zacznie p�aka�, b�dzie w stanie przesta�. Szlochu nad Gestenem - i nad Skanem. Gdziekolwiek ten drugi by�.
Wyczekiwanie w ciemno�ciach na kogo�, kto nie wr�ci do domu, niczego nie rozwi��e. Wojna trwa�a nadal, rz�dz�c si� swoimi prawami, bez wzgl�du na �a�ob�. Bursztynowy �uraw, tak jak wielu Kaled'a'in, od dawna my�la� o wojnie jako o samoistnym bycie, kt�ry ma w�asne potrzeby, plany i ��dze. Ci, kt�rzy chcieli by� pos�uszni jej woli, i ci, kt�rzy przypadkiem znale�li si� na jej �cie�kach, musieli nadal �y� i pod��a� za swymi marzeniami, nawet je�li czuli si� tak, jakby stale pr�bowali wylewa� go�ymi r�kami wod� z dziurawej �odzi. Umiej�tno�ci, jakie posiada� Bursztynowy �uraw, by�y potrzebne bez wzgl�du na to, czy wojna szala�a czy s�ab�a - ludzie zawsze b�d� odczuwa� b�l, samotno��, chwiejno��, w�tpliwo�ci, napi�cie. Ju� dawno temu postanowi� nie zaprz�ta� sobie g�owy swoimi troskami, ale pomaga� w k�opotach tym, kt�rzy go potrzebowali. Nie, niekoniecznie jego: raczej jego umiej�tno�ci. Ta �wiadomo�� ch�odzi�a jego serce i kaza�a mu odej�� od ogniska.
Gesten s�u�y� tylko Bursztynowemu �urawiowi i Czarnemu Gryfowi. Kestra'chern m�g� sobie poradzi� bez niego przez jaki� czas. Hertasi najwyra�niej mia� zamiar pilnowa� ogniska i nie przejmowa� si� Bursztynowym �urawiem. Kestra'chern jednak mia� swe obowi�zki, a teraz czu� si� straszliwie, wr�cz przera�aj�co samotny. Jak�e inaczej mo�na si� czu�, gdy si� odda komu� kawa�ek siebie, a on nagle zniknie? Bursztynowy �uraw nigdy nie by� magicznie zwi�zany z Czarnym Gryfem, i nie m�g� pozna� z absolutn� pewno�ci�, czy ten �yje czy nie. Pozosta�a mu czysta dedukcja, a fakty jasno wskazywa�y, �e w�a�nie straci� przyjaciela. Zaufanego przyjaciela.
Zbli�a� si� do obozowiska.
Wchodz�c w o�wietlony obszar, pokusi� si� o lekki u�miech i teraz kroczy� dostojnie, aby wygl�da� na kogo�, kto zas�uguje na pe�ne zaufanie. O tej porze niewielu ludzi czuwa�o, ale i ci potrzebowali uspokojenia, gdyby go ujrzeli. Nachmurzony uzdrowiciel to z�y omen, a widok nieszcz�liwego kestra'chern oznacza�, �e jeden z jego klient�w powierzy� mu co� tak przygn�biaj�cego, co spowodowa�o silny wstrz�s i zachwia�o jego r�wnowag�. Poniewa� Bursztynowy �uraw by� jednym i drugim, wszystko, co nie by�o spokojem, mog�o wywo�a� nowe plotki, kt�re i tak ju� zalewa�y ca�y ob�z. W miejscach publicznych nigdy nie zapomina�, kim jest.
Stara� si� przybra� przyjemny wyraz twarzy, ale zm�czone i obola�e mi�nie odmawia�y pos�usze�stwa.
Ob�z Urtho by� bardzo dobrze zorganizowany, namioty sta�y w r�wnych rz�dach, co pi�ty rz�d by� o�wietlony latarni� wisz�c� na �erdzi. Ka�dy, kogo by spotka� Bursztynowy �uraw, ujrza�by jego twarz w pe�nym �wietle, musia� wi�c wygl�da� tak, jak gdyby w ci�gu ostatnich kilku godzin nic si� nie sta�o.
Doskonale wiedzia