2637

Szczegóły
Tytuł 2637
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2637 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2637 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2637 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

WIliam Golding B�G SKORPION Prze�o�yli Ma�gorzata Golewska-Stafiej i Leszek Stafiej Tytu� orygina�u: The Scorpion Gott, Faber and Faber, 1977 < 1956 and 1971 by William Golding � Copynght for the Polish edition by Wydawnictwo Literackie, 1988 B�G SKORPION ISBN 83-08-00835-6 �adna rysa, �adna skaza nie znaczy�a g��bokiej emalio- wej niebiesko�ci nieba. Nawet s�o�ce, zawieszone po�rodku, stapia�o tylko swe najbli�sze otoczenie tak, �e z�oto t ultramaryna zlewa�y si� i miesza�y ze sob�. �ar i blask spada�y z tego nieba niczym lawina, sprawiaj�c, �e wszystko, co znajdowa�o si� mi�dzy dwiema pod�u�nymi ska�ami, zastyg�o w takim samym jak one bezruchu. Powierzchnia wody w rzece by�a g�adka, m�tna i martwa. Jedyny �lad ruchu stanowi�y unosz�ce si� nad ni� opary. Pstre stada wodnych ptak�w stoj�ce tam, gdzie przybrze�ny mu� by� twardy i porysowany siatk� sze�ciok�tnych p�kni��, patrzy�y w pustk�. K�py uschni�tego papirusu tu i �wdzie rozdzielone zgi�t� czy z�aman� �odyg�, kt�ra przygniata�a inne, tkwi�y nieruchomo jak rz�dy trzcin wymalowanych na �cianach grobowca, chyba �e z uschni�tej korony wypada�o nasiono; ale nasiona trafiaj�c na mielizn� i tak pozostawa�y bez ruchu w tym samym miejscu. Dalej jednak, zapewne przez wiele d�ugich mil, ci�gn�a si� g��bia. I tam tak�e dociera�o s�o�ce, stapiaj�c niebiesk� emali� ni�szych warstw powietrza, kt�re ��czy�y si� z ciemnoniebieskim sklepieniem nad czerwonymi i ��tymi ska�ami. Teraz ska�y, jakby nie mog�c znie�� dw�ch s�o�c, skry�y si� do po�owy za �cian� powietrza i zacz�y dr�e�. Czarna ziemia mi�dzy ska�ami i rzek� by�a wypalona. Suche trawy wydawa�y si� tak samo martwe jak pi�ra tkwi�ce tu i tam mi�dzy pojedynczymi �d�b�ami. Nieliczne drzewa, palmy, akacje, opu�ci�y listowie jakby w ge�cie rezygnacji. Chaty z pobielanej gliny zdradza�y nie wi�cej oznak �ycia i trwa�y w takim samym bezruchu; w takim samym bezruchu jak m�czy�ni, kobiety i dzieci ustawieni po obu stronach bitego traktu, kt�ry ci�gn�� si� r�wnolegle do rzeki, w niewielkiej odleg�o�ci od brzegu. Ludzie patrzyli w dal, w d� rzeki, stoj�c ty�em do s�o�ca, kt�re k�ad�o kr�tkie kobaltowe cienie u ich stop. Stali nad swoimi cieniami i Spogl�dali w d� rzeki z lekko podniesionymi r�kami, szeroko otwartymi oczami i ustami. Od strony rzeki da� si� s�ysze� przyt�umiony ha�as. Czekaj�cy m�czy�ni spojrzeli po sobie, wytarli spocone d�onie w p��cienne sp�dniczki i podnie�li r�ce d�o�mi na zewn�trz, jeszcze wy�ej ni� przedtem. Nagie dzieci zacz�y krzycze� i biega� w k�ko, dop�ki kobiety w d�ugich p��ciennych szatach zebranych nad piersiami nie zmusi�y ich szturcha�cami do spokoju. Tam, gdzie droga wy�ania�a si� z cienia palm, pojawi� si� cz�owiek. Porusza� si� w spos�b, w kt�rym by�o co� z rozedrgania ska�. Nawet z tej odleg�o�ci nietrudno go by�o odr�ni� w�r�d rozproszonej grupy innych postaci, a to z powodu odmienno�ci stroju, a tak�e dlatego, �e oczy wszystkich skierowane by�y na niego. Kiedy znalaz� si� na otwartej przestrzeni poro�ni�tej wyschni�t� traw�, wida� by�o, �e biegnie drobnym truchtem, podryguj�c, a grupki mijanych ludzi wymachuj� r�kami, wykrzykuj� co�, kla- szcz� w d�onie i nie spuszczaj� go z oczu. W miar� jak zbli�a� si� do pierwszych poletek, coraz wyra�niej wida� by�o jego ubi�r, r�wnie niezwyk�y jak jego ruchy. Odziany by� w sp�dniczk� i wysok� czap�, obie z bia�ego p��tna. Z�otonie- bieskie b�yski pada�y od jego sanda��w, przegub�w i podska- kuj�cego na torsie szerokiego pektora�u, a tak�e od laski i bicza, kt�re trzyma� w d�oniach. Po�yskiwa�a te� jego ciemna sk�ra, po kt�rej sp�ywa� pot na sp�kan� ziemi�. Widz�c to, ludzie krzyczeli jeszcze g�o�niej. Ci, kt�rzy przez chwil� biegli razem z nim, ocierali w�asny pot i zwalniali, odprowadzaj�c go wzrokiem poza granice swoich p�l. Znajdowa� si� ju� tak blisko, �e mo�na by�o dostrzec wi�cej szczeg��w. Jego twarz, niegdy� owalna, pod wp�y- wem dostatniego �ycia i w�adzy sta�a si� prostok�tna i przystosowana do kr�pego tu�owia. Wygl�da� na cz�owieka o niezbyt szerokich pogl�dach, bezwzgl�dnie jednak trzyma- j�cego si� tych, kt�re posiada�. Teraz wiedzia�, �e ma biec i nie ustawa� w biegu. Tej my�li przewodniej towarzyszy�y jednak dwa w�tki uboczne: zdziwienie i oburzenie. Oburze- nie by�o ca�kowicie uzasadnione, gdy� p��cienna czapa co chwila opada�a mu na oczy i musia� j� odsuwa� pchni�ciami laski. Sznurki bicza z nanizanymi kulkami, na przemian z�otymi i niebieskimi, ch�osta�y go po twarzy, kiedy podnosi� bicz zbyt wysoko. Raz po raz, jakby nagle co� sobie przypominaj�c, krzy�owa� lask� i bicz na brzuchu, a bieg sprawia�, �e pociera� nimi ruchem przypominaj�cym ostrze- nie no�a. Okoliczno�ci te, oraz chmary much, w pe�ni t�umaczy�y jego oburzenie, lecz znacznie trudniej by�o wykry� przyczyn� zdziwienia. Wpad� teraz z g�uchym �osko- tem na pole. Towarzyszy� mu ju� tylko jeden biegn�cy � smuk�y, dobrze zbudowany m�odzieniec, kt�ry wznosi� okrzyki tonem zach�ty, modlitwy i pochwa�. � Biegnij, Wielki Domie! Zr�b to dla mnie! �ycie! Zdrowie! Si�a! Gdy dotarli na skraj pola, wydawa�o si�, �e przekraczaj� jak�� niewidzialn� granic�. Ludzie st�oczeni dot�d w pobli�u swych domostw rzucili si� do przodu, wo�aj�c: � B�g! B�g! Wielki Dom! W jednej chwili powsta� wielki tumult; rozgor�czkowa- nie m�odzie�ca udzieli�o si� wszystkim zebranym. Witali biegn�cego okrzykami i �zami rado�ci. Kobiety pospieszy�y, by zabiec mu drog�, zapominaj�c o dzieciach pl�cz�cych si� pod nogami. Wtoczy� si� w w�sk� uliczk� i m�czy�ni przy��czyli si� do niego. Nie opodal sta� �lepiec, chudy i s�katy jak kij, na kt�rym si� wspiera�. Z podniesion� r�k�, oczami bia�ymi jak kwarc spogl�da� w kierunku biegn�cego i -wykrzykiwa�, nie s�abiej od innych: � �ycie! Zdrowie! Si�a! Wielki Dom! Wielki Dom! Wielki Dom! Po chwili biegn�cy opu�ci� i t� wiosk�, odprowadzany przez m�odych m�czyzn. Kobiety pozosta�y w tyle, �miej�c si� i p�acz�c. � Widzia�a�, siostro? Dotkn�am go! A Wielki Dom nadal k�usowa�, wci�� d�gaj�c lask� niesforn� czap�, wci�� oburzony, a zdziwiony nawet bar- dziej ni� przedtem. Towarzyszy�o mu teraz zaledwie kilku m�czyzn, lecz �aden pr�cz smuk�ego m�odzie�ca nie d�u�ej ni� od ostatniej mijanej wioski. Po chwili i ci odpadli, bez tchu, lecz z u�miechem na twarzy, podczas gdy Wielki Dom wraz z m�odzie�cem bieg� dalej, przed swym rozta�czonym ogonem. S�ycha� by�o jedynie przyspieszone oddechy i tupot oddalaj�cych si� st�p. M�czy�ni powoli wracali do wsi, gdzie na sto�y ustawione wzd�u� zat�oczonej ulicy wynoszo- no naczynia i dzbany z m�tnym piwem. Kiedy ucich�y kroki biegn�cego, �lepiec stoj�cy dot�d przy drodze opu�ci� r�k�. Nie przy��czy� si� do t�umu wie�niak�w. Odwr�ci� si� i pomagaj�c sobie kijem przemie- rzy� pas wyschni�tej trawy, przedar� si� przez gmatwanin� zaro�li, a� wyszed� tam, gdzie w cieniu palm nagi mu�, poci�ty sze�ciok�tnymi p�kni�ciami znaczy� brzeg rzeki. W cieniu siedzia� ma�y ch�opiec. Siedzia� ze skrzy�owany- mi nogami, r�ce opar�szy swobodnie na udach, z pochylon� g�ow� tak, �e jedyny kosmyk w�os�w pozostawiony na wygolonej czaszce opada� mu za uchem na kolano. Ch�opiec by� r�wnie chudy jak �lepiec, cho� sk�r� mia� ja�niejsz�, a jego sp�dniczka by�a nieskazitelnie bia�a, je�li nie liczy� 10 miejsc, gdzie przylgn�y do nieJ pojedyncze ga��zki i nadrze- czny py�. �lepiec odezwa� si� z twarz� zwr�con� prosto przed siebie. � No, ju� go nie ma. Podobny widok nie powt�rzy si� wcze�niej ni� za siedem lat. Ch�opiec odpowiedzia� apatycznie: � Nic nie widzia�em. � Ten m�ody cz�owiek, ten kt�rego nazywaj� K�amc�, bieg� razem z nim. Przez ca�y czas co� m�wi�. - ' Ch�opiec poderwa� si�: � Trzeba mi by�o powiedzie�! � Dlaczego? � Poszed�bym obejrze�! � K�amc�? A nie Boga, twojego Ojca? � Ja go kocham. Opowiada mi k�amstwa, kt�re czyni� niebo l�ejszym. I on jest. � Jest czym? Ch�opiec roz�o�y� r�ce. � Po prostu jest. �lepiec usiad� na ziemi i po�o�y� kij na kolanach. � To wielki dzie�, ma�y Ksi���. Wiedzia�e� o tym, prawda? � Piastunki mi powiedzia�y, wi�c uciek�em. Wielki dzie� oznacza stanie w s�o�cu, bez ruchu. A potem jest mi niedobrze. Musz� cierpliwie znosi� jakie� dymy i zakl�cia. Musz� wk�ada� na siebie, je�� i pi� r�ne rzeczy. � Wiem. Ka�dy wie. Odg�os twoich krok�w przypomi- na ch�d ma�ego starca. Lecz dzisiaj B�g sprawdzi si� i mo�e poczujesz si� lepiej. � Jak on mo�e siebie sprawdzi�? Starzec zamy�li� si�. � Je�li ju� o to chodzi, to jak On w og�le mo�e podtrzymywa� niebo i podnosi� wod� w rzece? A jednak 11 mo�e. Niebo jest tam, na swoim miejscu; a rzeka wzbierze tak jak dawniej. To s� tajemnice. Ksi��� westchn��. � M�cz� mnie te tajemnice. � ,Dzi�ki nim �yjemy � odpar� �lepiec � Co� ci poka��. Widzisz t� palm� na lewo? � Razi mnie s�o�ce. � No dobrze. Gdyby� tam popatrzy�, zobaczy�by� znaki wyci�te na pniu. Na wysoko�ci wyci�gni�tej r�ki od korzenia znajduje si� Znak Smutku. Gdyby woda nie si�gn�a powy�ej tego znaku, ludzie pomarliby z g�odu. Ile masz lat? Dziesi��? Jedena�cie? Kiedy by�em niewiele starszy od ciebie, tak si� w�a�nie sta�o i wtedy tamten B�g za�y� trucizn�. � Naprawd� ludzie g�odowali? Umierali? : � M�czy�ni, kobiety i dzieci. Ale ten B�g jest silny. To wspania�y kochanek, chocia� pr�cz twojej siostry i ciebie nie ma wi�cej dzieci, wielki my�liwy, potrafi dobrze zje�� i wypi�. Woda podejdzie po pniu a� do Znaku Wielkiego Jedzenia. Mimo s�o�ca Ksi��� o�ywi� si�. � A po co jest to naci�cie na samej g�rze? �lepiec zabobonnie potrz�sn�� g�ow�. � Jest taka przepowiednia, nie pami�tam od kiedy. Ten znak zrobi� podobno kt�ry� z Bog�w, ale woda nigdy tam nie dosz�a. Lepiej za ma�o ni� za du�o. Ca�y �wiat by uton��, a woda wdar�aby si� do Domu �ycia. To si� nazywa... � przechyli� si� na bok i doko�czy� szeptem. � ...Znak Ostatecznej Kl�ski. Ksi��� nic nie odpowiedzia�. Po chwili �lepiec poruszy� si� niezdarnie i poklepa� go po kolanie. � To wiedza zbyt wielka dla ciebie. Niech tak zostanie. Kiedy�, gdy mnie ju� nie b�dzie, a B�g wst�pi w swe Teraz w Domu �ycia, ty sam zostaniesz Bogiem. Wtedy zrozumiesz. Ksi��� podni�s� g�ow� i krzykn�� g�osem pe�nym smutku i usilnej pro�by: � Nie chc� by� Bogiem! � Jak to! A kt� inny m�g�by? Ksi��� bi� w�t�ymi pi�ciami w wyschni�ty mu�. � Nie chc�! Nie mog� mnie zmusi�! � Ciszej, dziecko! Gdyby ci� us�yszeli... pomy�l o mnie. Lecz Ksi��� wpatrywa� si� w zbiela�e �renice tak, jakby m�g� zmusi� je, by go ujrza�y. � Nie chc�... nie potrafi�. Nie potrafi� zmusi� rzeki, by wyla�a, ani przytrzyma� nieba... mam jakie� sny... ciemno��. Co� na mnie spada, przyciska mnie, przygniata. Nie mog� si� ruszy� ani oddycha�... �zy sp�ywa�y po twarzy Ksi�cia. Pochlipywa� przez chwil�, potem wytar� nos ramieniem. � Nie chc� by� Bogiem! �lepiec zacz�� m�wi� g�o�no i stanowczo, jakby chcia� w ten spos�b zmusi� Ksi�cia do s�uchania: � Kiedy po�lubisz sw� Kr�lewsk� Siostr�... � Nie mam zamiaru nigdy si� �eni� � odrzek� Ksi��� z nag�� gwa�towno�ci�. � Nigdy. A ju� na pewno nie z Pi�knym Kwiatem, ale i tak nigdy. Kiedy jestem z ch�opaka- mi, chc� si� bawi� w polowanie, a mnie brakuje tchu. Kiedy jestem z dziewczynami, one chc� si� bawi� w ma��e�stwo, a ja musz� na nich skaka� w g�r� i w d�, a� mi dech zapiera, a. potem one zaczynaj� skaka� w g�r� i w d�, a mnie si� robi s�abo. '-� ! �lepiec milcza�. � No tak � powiedzia� w ko�cu. � Tak. � Chcia�bym by� dziewczyn� � rzek� Ksi���. � �adn� .�dziewczyn�, kt�ra nic by nie robi�a, tylko by�a �adna i nosi�a �adne rzeczy. Wtedy nie mogliby zrobi� ze mnie Boga. �lepiec podrapa� si� w nos. � Nie podtrzymywa� nieba? Nie podnosi� w�d rzeki? Nie zabija� byka ani nie strzela� do celu? � I tak nie zobaczy�bym �adnego celu, nie m�wi�c ju� o trafieniu. � Co ty opowiadasz, dziecko? � Mam jak�� bia�� mg�� przed oczami. � Ksi���! Czy m�wisz prawd�? � Ona g�stnieje. Powoli, ale g�stnieje. � Nie! � Sam widzisz... � Ale Ksi���, biedne dziecko... A co oni na to? � Nikomu nie powiedzia�em. Mam dosy� zakl�� i zapach�w, i wstr�tnych napoj�w. Jestem zm�czony. G�os �lepca przybiera� coraz wy�sze tony: � Ale� ty o�lepniesz! Stopniowo, z roku na rok, ...o�lep- niesz ...dziecko! Pomy�l o nas! Pomy�l o Znaku Ostatecznej Kl�ski! � A co to ma wsp�lnego ze mn�? Gdybym by� dzie- wczyn�... Pomagaj�c sobie kijem. �lepiec z trudem podnosi� si� na nogi. � Oni musz� wiedzie�. On musi dowiedzie� si� naty- chmiast... biedny Ksi���, biedny, s�aby Ksi���. Biedny lud!- Ch�opiec chwyci� �lepca za kostk�, lecz ten wyrwa� si� i stan�� niepewnie na nogach. � Nie m�w nikomu! � Musz�, biedaku! Oni ci� wylecz�... � Nie! � Zawo�am do Boga pod koniec Jego biegu i On mnie wys�ucha! � Nie chc� by� Bogiem! Lecz �lepiec odchodzi� pospiesznie, ostukuj�c kijem znajome drzewa, st�paj�c pewnie po w�skich �cie�kach mi�dzy wyschni�tymi rowami nawadniaj�cymi. Ksi��� to okr��a� go, to bieg� obok z p�aczem i krzykiem, szarpa� go za przepask�, chwyta� za r�k�. Wi�c �lepiec przyspieszy� kroku, mrucz�c co� pod nosem, potrz�saj�c g�ow�, op�dzaj�c si� kijem. � Biedne dziecko! Biedne dziecko! W ko�cu, zasapany, zap�akany i na wp� o�lepiony s�o�cem. Ksi��� da� za wygran�, zwolni�, powl�k� si� jeszcze kawa�ek i przystan��. Ukl�k� w pyle i za�ka�. Pop�akawszy troch�, pozosta� w tym samym miejscu, ze zwieszon� g�ow�. Po chwili zacz�� recytowa� jakie� zdania, jakby przymierza� si� do nich lub upewnia� si�, �e je zapami�ta. � Nie pojmuj�, o co mu chodzi. Przecie� ca�kiem dobrze widz�. I jeszcze zdanie pochwycone prawdopodobnie gdzie� w korytarzach Wielkiego Domu: � Ten cz�owiek jest op�tany. I jeszcze ca�kiem po prostu: � Jestem Ksi�ciem. Ten cz�owiek k�amie. Podpieraj�c si� obiema r�kami, wsta� i mru��c oczy przeszed� w cie� drzew. Id�c powtarza� jak wyuczon� lekcj�: �Ten cz�owiek k�amie. Ten cz�owiek k�amie." Potem nast�pi� trzepot sp�dnic, potok sp�dnic, paplani- na. Dwie piastunki, czarna i br�zowa, spad�y na niego i zagarn�y go. Obejmowa�y, przytula�y go do piersi, p�aka�y, przeklina�y, zaklina�y, strofowa�y, kocha�y i obsypywa�y pieszczotami. Porwa�y go w stron� Wielkiego Domu, po chwili postawi�y na ziemi, znowu �ciska�y i ca�owa�y, czy�ci�y sp�dniczk� i tuli�y w�r�d woni i potu obfitych piersi i t�ustych ramion. Wyrzuca�y mu, �e jest niegrzeczny, bo udawa�, �e �pi, kiedy one wymkn�y si�, by obejrze� Boga, �e wsz�dzie go szuka�y, �e nie wolno mu nikomu o tym m�wi�, �e jest niewdzi�czny wobec swych piastunek, kt�re ani na chwil� nie przestaj� troszczy� si� o jego szcz�cie. Potem, trzymaj�c Ksi�cia za r�ce, zaprowadzi�y go do bocznej 15 bramy Wielkiego Domu, wprowadzi�y do �rodka i pospie- sznie uporz�dkowa�y jego wygl�d tak, by m�g� pokaza� si� ludziom. Chyba nie s�ysza� o niebezpiecze�stwach gro��cych ze strony krokodyli, rzecznych potwor�w, lw�w, szakali i oble�nych staruch�w, bo � nie zwracaj�c na nie uwagi � Ksi��� ci�gle powtarza� p�g�osem: � On k�amie. W ko�cu powiod�y go przez Wielki Dom w kierunku dziedzi�ca, na kt�ry wychodzi�a g��wna brama. Mimo �e by� to dzie�, w kt�rym B�g mia� potwierdzi� sw� moc, dziedzi- niec by� niemal pusty. Lecz za bram� dwa rz�dy czarnych �o�nierzy uzbrojonych w ogromne tarcze i oszczepy tworzy�y szpaler, po obu stronach kt�rego zgromadzili si� ludzie z doliny rzeki. Gwar, jaki czynili, uton�� we wrzawie zwiastu- j�cej nadbiegaj�cego Boga. Dosy� ju� mieli patrzenia, nawet na Pi�kny Kwiat stoj�c� na podwy�szeniu, na tle swych kobiet, nie opodal bramy. Byli zm�czeni wpatrywaniem si� w g��b szpaleru i dalej, wzd�u� �cie�ki pod ska�ami, kt�r� B�g mia� powraca�. Piszcza�ki milcza�y. Pi�kny Kwiat sta�a nieruchomo, chocia� wygl�da�a dekoracyjnie. B�g wci�� by� jeszcze poza zasi�giem wzroku. A t�um chcia� nowego widowiska. Dostarczy� go Ksi���. Ukaza� si� na odleg�ym kra�cu dziedzi�ca, na stopniach u wej�cia do wielkiego Domu. Po bokach mia� pot�ne malowane kolumny i pot�ne piastunki. Na jego sp�dniczce nie by�o �ladu py�u, a z�ote klamry przy sanda�ach l�ni�y podobnie jak misterny �a�cuch na ramionach i bransolety na r�kach. Lok Ksi�cia, d�ugo czesany, szczotkowany i pomadowany, wygl�da� teraz jak wyrze�biony w hebanie. Blady, oficjalny u�miech, b��ka- j�cy si� wok� jego ust, zmieni� si� w u�miech prawdziwego zadowolenia, gdy kobiety z t�umu zacz�y g�o�no chwali� wygl�d i urod� Ksi�cia. Zatrzyma� si� na podium, spojrza� ukradkiem w g�r� na twarz Pi�knego Kwiatu, nim przes�oni� j� wachlarz, po czym w stosownym ge�cie po�o�y� d�o� na \kolanie. Piastunki pomog�y mu wspi�� si� na podwy�szenie, gdzie stan�� mru��c oczy. Pi�kny Kwiat pochyli�a si� p�ynnym ruchem. Jej u�miech wyra�a� mi�o��, gdy z kobie- cym wdzi�kiem dotkn�a jego policzka wierzchem d�oni. Zwr�ci�a si� do niego szeptem: �V� P�aka�e�, ma�y. Ksi��� przygl�da� si� swoim stopom. Zgie�k narasta�. Ksi��� podni�s� oczy, a Pi�kny Kwiat, kieruj�c si� w stron� kraw�dzi podwy�szenia, poci�gn�a go za sob�. Z ty�u kto� poda� im li�cie palmowe. Patrzyli tam, gdzie patrzy� t�um, wzd�u� rzeki. W g�r� rzeki, ju� w zasi�gu wzroku, znajdowa� si� pod�u�ny wyst�p skalny. Sta� na nim d�ugi, niski budynek, wzd�u� kt�rego porusza�a si� niewielka posta�. Po chwili obok niej pojawi�a si� druga. Trudno by�o je dostrzec: ich ruchy rozmazywa�y si� w rozedrganym, rozpalonym s�o�- cem powietrzu. Wygl�da�y jak kar�y, zmieniaj�ce kszta�t, momentami gin�ce nawet w�r�d drga�. I nagle t�um po obu stronach uliczki zamieni� si� w g�stwin�, �ywop�ot, gaj li�ci palmowych ko�ysanych nieustaj�cym wiatrem. Odezwa�y si�. piszcza�ki. � �ycie! Zdrowie! Si�a! .:�: Pierwsz� postaci� nie by� B�g. Poprzedza� go K�amca, smuk�y m�odzieniec, kt�ry bieg� przed siebie, od czasu do czasu zawrac,a�, okr��a� Boga, rozpaczliwymi gestami po- naglaj�c go do biegu. By� zlany potem, lecz nieutrudzony w swych zabiegach. Za nim pod��a� B�g, Wielki Dom, Ma��o- nek Kr�lowej, kt�ra ju� osi�gn�a wieczne Teraz, Byk Kr�lewski, Sok�, W�adca G�rnego Pa�stwa. Bieg� powoli, ostrz�c sw�j n� z zapami�taniem granicz�cym z rozpacz�. Jego sk�ra l�ni�a teraz bardziej mokrym blaskiem, sp�dnicz- ka oblepia�a uda. Wy�oni� si� z drga� ziemi i o�lepiaj�cego s�o�ca. Bia�e nakrycie g�owy opad�o mu na czo�o, lecz nie zwraca� ju� na nie uwagi i nie pr�bowa� poprawia� pchni�- ciami bicza czy laski. Nawet ogon zdawa� si� bi� powietrze niczym ogon zdychaj�cego zwierz�cia. Wielki Dom zatocz si�. K�amca krzykn��: i � Och, nie! J Okrzyki t�umu wyra�a�y tak� sam� rozpacz jak twa biegn�cego. / � Wielki Dom! Wielki Dom! Nawet w�r�d �o�nierzy zapanowa�o poruszenie. Odwra- cali si�, �amali szyki, jakby chcieli ruszy� z pomoc�. Ksi��� ujrza� znajom� posta� z kijem przeciskaj�c� si� ku drodze. �lepiec zatrzyma� si� z podniesion� g�ow�, z kijem wyci�g- ni�tym przed siebie. B�g z �oskotem przetoczy� si� uliczk� i t�um zamkn�� si� za nim. �lepiec krzycza� na ca�e gard�o, lecz nikt go nie s�ysza�. Stopy Boga znaczy�y nieregularny �lad w pyle drogi. Kolana ugina�y si� pod nim, usta z trudem �apa�y powietrze, oczy patrzy�y przed siebie nie widz�c. Upada�. Potkn�� si� o kij �lepca, ramiona mu opad�y, nogi odm�wi�y pos�usze�stwa. Z niezmienionym wyrazem twarzy upad� na kij, przewr�ci� si� na bok i pozosta� bez ruchu. Bia�a p��cienna czapa potoczy�a si� po ziemi. W ciszy, kt�ra nagle zapad�a, zabrzmia� dono�ny g�os �lepca: � Bo�e, Ksi��� traci wzrok! Tw�j syn traci wzrok! Ksi��� wykona� rozpaczliwy gest w kierunku Pi�knego Kwiatu, kt�ra nie przestawa�a si� u�miecha�. Wykrzycza� sw� odpowied�: � On k�amie! � Ksi��� traci wzrok! G�os Pi�knego Kwiatu zabrzmia� czysto, spokojnie: � Oczywi�cie, �e k�amie, drogie dziecko. �o�nierze, zabra� go do do�u! Popychaj�c, rozdaj�c razy, �o�nierze robili miejsce wok� powalonego Boga i kl�cz�cego przy nim K�amcy. Tymcza- sem ludzie t�oczyli si� wok� �lepca, kt�ry sta� si� teraz ich 18 zabawk�, krzycz�c� kuk��. 'Pi�kny Kwiat odezwa�a si� znowu: � To on rzuci� kij pod nogi Boga. Kilku �o�nierzy dopad�o �lepca, Szamotali si� wok� Boga le��cego na ziemi i kl�cz�cego obok K�amcy. Wzi�li starca mi�dzy siebie. Pi�kny Kwiat chwyci�a Ksi�cia za r�k�, potrz�sn�a ni� i zwracaj�c si� tylko do niego, rzek�a: � U�miechaj si�. � M�wi� ci, on k�amie. � G�uptas. U�miechaj si�. �zy zamaza�y u�miech Ksi�cia, gdy dziewczyna odci�g- n�a go od podwy�szenia. Zachowuj�c resztki godno�ci przekroczy� G��wn� Bram�. Paru �o�nierzy torowa�o im drog�, pozostali nie�li Boga. Po�piesznie odprowadziwszy ch�opca tam, gdzie piastunki ukry�y jego i jego �zy przed oczami t�umu. Pi�kny Kwiat i towarzysz�ce jej kobiety r�wnie� znikn�y. Na dziedzi�cu powita� Boga orszak, jakby specjalnie przygotowany na t� okazj�. Sze�ciu ludzi podtrzymywa�o lektyk�. By� tam cz�owiek w sk�rze lamparta i kto�, je�eli w og�le by� to cz�owiek, z g�ow� szakala. Procesj� otwiera� wysoki m�czyzna, znacznie starszy od Wielkiego Domu, odziany w d�ug� szat� z bia�ego p��tna. S�o�ce odbija�o si� od jego g�adko wygolonej czaszki. K�amca znalaz� si� przy nim pierwszy. � To okropne, Naczelniku^okropne i zupe�nie niepo- trzebne � to znaczy... Po prostu okropne! Sk�d wiedzia�e�? Jak si� domy�li�e�? Naczelnik u�miechn�� si�. � Mo�na si� by�o tego, spodziewa�. � Ale pami�taj, nie ma �adnego powodu, �eby... �adne- go! Naczelnik spojrza� na� z �askawym u�miechem. � No, no, m�j drogi K�amco. Zbyt nisko si� cenisz. 19 K�amca podskoczy�, jak uk�uty oszczepem. / � Sk�d�e znowu! Wierz mi, nie sta� mnie ju� na nic wi�cej! (� B�g spoczywa� w lektyce. Naczelnik odprowadza� wzro- kiem poch�d oddalaj�cy si� w stron� Wielkiego Domu. � On wci�� pragnie s�ucha� twoich k�amstw. Przed wej�ciem K�amca przytrzyma� Naczelnika za szat�. � S�ysza� je ju� tyle razy, �e m�g�by je sam zapami�ta� albo kaza� zrobi� z nich obrazki. Starzec spojrza� na niego przez rami�. � Wczoraj m�wi� co innego. � Jestem zupe�nie zbyteczny, zapewniam ci�! Naczelnik odwr�ci� si�, spojrza� na K�amc� i po�o�y� mu r�k� na ramieniu. � Powiedz mi. K�amco... pytam z czystej ciekawo�ci � dlaczego chcesz unikn�� �ycia? Lecz m�odzieniec nie s�ucha�. Wzrok jego, omijaj�c Naczelnika, skierowa� si� ku Wielkiemu Domowi. � Ale on przecie� jeszcze...? � Jeszcze co? � Jeszcze raz pobiegnie, prawda? Kto� go przewr�ci�. Jeszcze pobiegnie, prawda? Starzec przyjrza� mu si� z uwag�. � Chyba ju� nie � odrzek� �ciszonym g�osem. � W�a�ciwie jestem pewien, �e nie. Wszed� do Wielkiego Domu. Roztrz�siony K�amca pozosta� na schodach walcz�c z blado�ci� wok� ust. Pi�kny Kwiat wykorzysta�a chwil� wzgl�dnej samotno�ci w Wielkim Domu, by si� odegra� na Ksi�ciu. Wymierzy�a mu policzek, kt�ry � Ksi��� wiedzia� o tym � by� cen� czu�o�ci okazanej na podium. O zachodzie, rozkapryszony, poszed� spa�. 20 K�amca nie da� si� odprawi� tak �atwo. Natkn�a si� na niego w mrocznym korytarzu. Przytrzyma� j� za przegub d�oni. � Precz z �apami! � Jeszcze ci� nawet nie dotkn��em � wyszepta�. � Czy nie potrafisz my�le� o niczym pr�cz seksu? � Po tym, co zrobi�e�... � Ja? Chcia�a� chyba powiedzie� � my! � Nie chc� o tym my�le�. � Lepiej nie my�l. Pomy�l lepiej o tym, �eby ci si� uda�o. Tym si� zajmij! Przylgn�a do niego. � Taka jestem zm�czona, zagubiona... chcia�abym... sama nie wiem czego. Obj�� j� i pog�aska� po ramieniu. � No.dobrze, ju� dobrze. � Ty dr�ysz! � Dlaczego nie mia�bym dr�e�!? Jestem w �miertelnym niebezpiecze�stwie. Nie po raz pierwszy, ale nigdy nie by�o tak �le jak teraz. Wi�c lepiej postaraj si�. Rozumiesz? Wyprostowa�a si� i cofn�a o krok. � Chcesz, �ebym by�a dobra? Ty!? � Dobra? Nie... no, tak. Ty to nazywasz dobra. B�d� bardzo dobra! Oddali�a si� krokiem pe�nym godno�ci. � A wi�c dobrze. Z g��bi korytarza dobieg� jej uszu .szept. � Zr�b to dla mnie! Mimo gor�ca wstrz�sn�� ni� dreszcz. Odwraca�a wzrok od mglistych postaci wy�aniaj�cych si� z wysokich mur�w. Teraz ka�dy szept i tak uton��by w narastaj�cych od strony sali biesiadnej odg�osach pomieszanych rozm�w i d�wi�k�w muzyki. Przemierzy�a sal�, kieruj�c si� w jej najodleglejszy koniec, i odsun�a zas�on�. Przestrze� za zas�on� by�a 21 rz�si�cie o�wietlona. Tutaj czeka�y na ni� jej kobiety, milcz�ce w obawie przed jej farbowanymi henn� d�o�mi i pomalowanymi paznokciami. Lecz tego wieczoru Pi�kny Kwiat nie zwraca�a uwagi na swoje kobiety. Spokojna i pogr��ona we w�asnych my�lach, czysta i zdecydowana, pozwoli�a rozebra� si�, nama�ci� cia�o wonno�ciami, rozpu�- ci� w�osy i zmieni� klejnoty. Potem wsta�a i zasiad�a przed lustrem jak przed o�tarzem. Lustro Pi�knego Kwiatu by�o bezcenne. By�o bajeczne. Przede wszystkim odbija�o nie tylko twarz, ale ca�� posta� a� do pasa, za� pochyliwszy si� jeszcze bardziej mog�a ogl�da� w nim swoje stopy. Tylko w Wielkim Domu znajdowa�y si� takie skarby. Poza tym, opr�cz wielko�ci, mia�o i t� zalet�, �e nie by�o ani z miedzi, ani ze z�ota jak zwyczajne lustra tych kobiet, kt�re je w og�le posiada�y. Wykonano je z litego srebra, dzi�ki czemu jego w�a�cicielka posiada�a dar naj- wspanialszy � w�asne odbicie pozbawione wszelkiego po- chlebstwa i zniekszta�ce�. Po obu stronach l�ni�cej tafli sta�y z�otolite boginie nieba, podtrzymuj�c'j� w spos�b tak dyskretny, jakby nie chcia�y wywiera� �adnego wp�ywu na os�d przygl�daj�cej si�. Powierzchni� zwierciad�a t�oczono, klepano, szlifowano i g�adzono tak d�ugo, a� osi�gn�a niepor�wnywaln� g�adko��. I rzeczywi�cie, mo�na by po- wiedzie�, �e jako powierzchnia nie istnia�a, dop�ki odde- chem czy "dotykiem nie sprawdzi�o si� jej niedostrzegalnej namacalno�ci. Powierzchnia by�a poj�ciem,' niczym innym jak odwr�ceniem, kt�re stawia�o �wiat oko w oko nie ze swym odbiciem, a z samym sob�. '. �adnego zniekszta�cenia, �adnego pochlebstwa � w�a�- nie tego potrzebowa�a Pi�kny Kwiat. Siedzia�a wpatruj�c si� w sw� magiczn� siostr�, kt�ra tak�e si� jej przygl�da�a. By�y obie poch�oni�te sob�. Kobiety, wyzbywszy si� l�ku, zacz�y rozmawia� szeptem, krz�taj�c si� wok� niej w �wietle licznych lamp. Lecz ona nie s�ysza�a ani nie czu�a ich 22 obecno�ci. Siedzia�a na taborecie przy niskim stoliku, na kt�rym sta�o lustro. By�a teraz naga, jedynie z�oto-niebieski pas otacza� kibi�, nie kr�puj�c jej; na ca�e szcz�cie, gdy� jakiekolwiek skr�powanie tej najsmuklejszej cz�ci jej cia�a zniszczy�oby to, co natura po��czy�a w nim tak subtelnie. Pochlebstwa zwierciad�a, czy jakiekolwiek inne, by�y zupe�- nie zb�dne. Pi�kny Kwiat osi�gn�a najwspanialsze Teraz i �adna zmiana nie mog�a tu ju� nic poprawi�. Zebra�y jej czarne po�yskuj�ce w�osy i upi�y g�adko nad czo�em, cho� wymkn�o si� im kilka lok�w. Jej powieki nie drgn�y nawet, tak bardzo poch�oni�ta by�a swoim obrazem. Wzrok chiru- rga utkwiony w chorym, artysty stoj�cego przed w�asnym dzie�em, czy filozofa zatopionego w metafizycznych rozmy�- laniach nie wyra�a wi�kszego skupienia i oderwania od rzeczywisto�ci ni� wzrok Pi�knego Kwiatu zapatrzonej we w�asne odbicie. Zastanawia�a si� najwyra�niej nad wyborem koloru, bo w prawej d�oni trzyma�a trzcink�, gotowa zanurzy� j� zdecydowanym ruchem w jednym z naczynek na kamiennej palecie. Mia�a do wyboru roztarty w oliwie malachit, lapis lazuli, bia�� i czerwon� glink� lub szafran. Mog�a r�wnie� wybra� z�oto, gdyby chcia�a, bo tu� obok palety, na niewiel- .kim stojaku wisia�y p�atki z�otej folii, drgaj�ce jak skrzyd�a owad�w w powietrzu rozgrzanym p�omieniem lamp. � Ju� s� gotowi... Lecz Pi�kny Kwiat nie s�ucha�a swych kobiet, czy raczej zapomnia�a o ich istnieniu. Bolesnym wysi�kiem woli wy- rwa�a si� ze stanu niezdecydowania, by przej�� w stan oczywistego ol�nienia. Karmin, tylko karmin! � taki w�a�- nie wyb�r w niepoj�ty cho� logiczny spos�b dyktowa�y jej pozosta�e barwy. Uwolni�a doln� warg� spomi�dzy z�b�w i skin�a g�ow� swej magicznej siostrze. Karmin wzmocniony b��kitem, lecz nie tym ciemnym, niemal czarnym b��kitem nieba o p�nocy, ani te� nie czystym, g��bokim b��kitem nieba w po- 23 ludnie, a rozbielonym lazurem, takim, co si� mieni wewn�- trznym blaskiem. Z najwi�ksz� staranno�ci� na�o�y�a kolor. � Czekaj� ju�... Od�o�y�a trzcink� na miejsce. � Ja tak�e jestem gotowa. Z brz�kiem opadaj�cych bransolet opu�ci�a ramiona. Podnios�a si�, �wiat�o zal�ni�o �lizgaj�c si� migotliwie po jej g�adkiej, ciemnobr�zowej sk�rze. Kobiety okrywa�y j�, spowija�y, otula�y zwojami delikatnej tkaniny, a ona obraca- �a si� coraz wolniej i wolniej, a� ostatni si�dmy szal zakry� j� od st�p do g��w. Sta�a przez chwil� nieruchomo, zas�uchana w gwar rozm�w i d�wi�ki muzyki dobiegaj�ce z sali. Wyprostowa�a si�, i by� mo�e nie�wiadoma tego, �e m�wi g�o�no, tonem pe�nym smutku i zdecydowania rzek�a: � B�d� dobra! Odg�osy rozm�w w sali obok osi�gn�y ju� to nat�enie w�a�ciwe biesiadzie, kiedy pojedyncze g�osy zlewaj� si� w 'jednostajny szum. Jedynie z rzadka spogl�dano na Wielki Dom, kt�ry kontentowa� si� jedzeniem i piciem, gaw�dz�c przy tym z Naczelnikiem i K�amc�. Dobry ton nakazywa� nie zwraca� na� uwagi, czyli obdarza� go najwy�ej cenionym pochlebstwem dworskim � pozorn� oboj�tno�ci�. Tote� wzd�u� sto��w ustawionych po obu stronach sali tworzy�y si� grupki i wydawa�o -si�, �e rz�dy biesiadnik�w kurcz� si� i rozkurczaj� na przemian. Je�eli nawet tr�jka go�ci, powiedz- my dwie kobiety i m�czyzna, sprawia�a przez chwil� wra�enie zaj�tych sob�, to i tak wkr�tce jedna z os�b przy��cza�a si� do grupy s�siedniej, kt�ra z kolei rozpada�a si� w podobny spos�b. W monotonnej wrzawie podniesio- nych g�os�w ukwiecone nakrycia g�owy pod �cianami wzd�u� sto��w ko�ysa�y si� jakby rzucone na powierzchni� wody i poruszane lekkim wiatrem. Nikt nie by� jeszcze pijany. Mimo �e obserwowali Boga dyskretnie, w spos�b naturalny i niewymuszony, potrafili pi� r�wno z nim: nie mniej i nie 24 wi�cej. A �e B�g przewy�sza� wiekiem wszystkich pr�cz Naczelnika i najwyra�niej lepiej pi� ni� biega�, jasne by�o, �e wkr�tce upij� si�; nie wcze�niej jednak ni� B�g. On sam nie przejawia� takiego o�ywienia jak jego �wita. By� wypocz�ty i zadowolony. Le�a� na szerokim �o�u zdolnym pomie�ci� dwie osoby. Lewe jego rami� gin�o w sk�rzanych poduszkach. Ko�czy� w�a�nie delektowa� si� trzyman� w prawej r�ce pieczon� kaczk�. K�amca i Naczel- nik zajmowali miejsca poni�ej, przy niskim stole, gdzie znajdowa�a si� reszta jad�a. Naczelnik siedzia� spokojnie, u�miecha� si� i obserwowa� Wielki Dom z wyrazem uprzej- mego zainteresowania. K�amca natomiast, jak zwykle, wier- ci� si� niespokojnie. Wielki Dom sko�czy� je��, wyci�gn�� r�k� za siebie i resztki kaczki znik�y w �niadych d�oniach. Inna para r�k podsun�a naczynie, w kt�rym zanurzy� i op�uka� dwa palce oraz kciuk prawej d�oni. Jak na dany znak, trzej muzykanci, kt�rzy przykucn�li w drugim ko�cu sali, zagrali g�o�niej. Byli niewidomi. Jeden z nich zaintonowa� nosowym g�osem star�, bardzo star� pie��. Jak s�odkie s� twe obj�cia, ..:�; S�odkie jak mi�d i gor�ce jak letnia noc O, moja ukochana, moja siostro! B�g spojrza� ponuro na �piewaka. Zgi�� ma�y palec i uj�� w d�onie nast�pn� czark� z piwem podan� zza jego plec�w. Naczelnik podni�s� brwi, nie przestaj�c si� u�miecha�. � Czy m�drze czynisz, Wielki Domie? � Chce mi si� pi�. Przy sto�ach nape�niono naczynia. Wszyscy poczuli pragnienie. Naczelnik potrz�sn�� g�ow�. � Wiesz przecie�, �e to d�ugi taniec. B�g czkn�� dono�nie. Biesiadnicy ucichli, lecz po chwili wrzawa pomieszana z odg�osami czkania podnios�a si� na 25 nowo. W lewym rogu sali jaka� dama wymiotowa�a ha�a�li- wie i pomys�owo, wywo�uj�c tym og�ln� weso�o��. B�g poklepa� K�amc� po ramieniu. � Opowiedz mi jakie� k�amstwo. � Opowiedzia�em ci wszystko, co wiem. Wielki Domie. � Chcia�e� powiedzie�, wszystko, co potrafisz wymy�li� �wtr�ci� si� Naczelnik. � Nie jest k�amstwem to, co si� wie. K�amca spojrza� na niego, otworzy� usta, jakby chcia� co� powiedzie�, lecz zrezygnowa�. � Niech i tak b�dzie. � K�amstw! � Domaga� si� Wielki Dom. � Wi�cej k�amstw! Wi�cej k�amstw! � Nie bardzo potrafi�. Wielki Domie. � Opowiedz mi o bia�ych ludziach. � Ju� wszystko o nich wiesz. � Opowiadaj � rzek� B�g rozbawiony, ci�gn�c K�am- c� za ucho. � Opowiedz mi, jak� maj� sk�r�. � Wygl�daj� jak obrana cebula � zacz�� K�amca pos�usznie. � Ale bez po�ysku. Ca�e ich cia�o jest takie... � ...ka�dy cal... � Nie myj� si�... � Bo zesz�aby z nich ca�a farba! � podchwyci� Wielki Dom i rykn�� g�o�nym �miechem. Zawt�rowa�a mu ca�a sala. Dama, kt�ra wcze�niej wymiotowa�a, spad�a z krzes�a z histerycznym chichotem. � I �mierdz� � ci�gn�� K�amca � tak, jak ju� ci m�wi�em. Rzeka op�ywa ich ziemie dooko�a i wznosi si� wielkimi bry�ami. Woda w niej jest s�ona, a ten, kto jej spr�buje, dostaje pomieszania zmys��w i przewraca si�. Wielki Dom za�mia� si� raz jeszcze, po czym umilk�. � Ciekawe, dlaczego upad�em � powiedzia�. � To by�o bardzo dziwne. Bieg�em, a� nagle zabrak�o nast�pnego kroku. K�amca poderwa� si�. - 26 � Kto� ci� przewr�ci�, Wielki Domie. Widzia�em to. I tyle piwa wypi�e� przed biegiem... Nast�pnym razem... � Nie by�e� pijany, Wielki Domie � wtr�ci� nie przesta- j�c si� u�miecha� Naczelnik. � By�e� wyczerpany. B�g znowu poci�gn�� K�amc� za ucho. � Opowiedz mi � roze�mia� si� nagle � o tym, jak ta woda twardnieje. � Ju� to s�ysza�e�. B�g uderzy� w poduszki praw� r�k�. � Wi�c chc� to us�ysze� raz jeszcze. I jeszcze raz! I jeszcze raz! Gwar przycich� i zamar�. Zas�ona w drugim ko�cu sali rozsun�a si�, ukazuj�c co� na kszta�t monolitu z bia�ego p��tna wspartego na dw�ch drobnych stopach, kt�re poru- sza�y si� miarowo, a� monolit zatrzyma� si� po�rodku wolnej przestrzeni mi�dzy sto�ami. Odezwa� si� przyciszony g�os b�bna. � ...twarda zupe�nie jak kamie� � m�wi� K�amca. � W zimie ska�y przy wodospadach obrastaj� ni� jak kamienie wodorostami. Ale to tylko woda. � Dalej, dalej � nalega� Wielki Dom. � Opowiedz mi, jakie to jest bia�e, przejrzyste i zimne, i jak nieruchome... to bardzo wa�ne, ta nieruchomo��. Sk�d� wynurzy�a si� czarna dziewczyna. Trzyma�a jeden koniec szala i zbiera�a go, w miar� jak obraca�y si� pod nim drobne stopy. K�amca dalej rozmawia� z Bogiem, ale rzuca� w bok ukradkowe spojrzenia. � Bagna s� bia�o-czarne i twarde. Trzciny s� twarde jak ko��. I jest zimno... � Ach! Dalej... � Nie jest to ch��d zmierzchu, czy wiatru od rzeki. Ani ch��d chropawego dzbana na wod�, ale zimno, kt�re cz�owieka chwyta, ka�e mu najpierw ta�czy�, potem zwol- ni�, a� zupe�nie ustanie. 27 � S�ysza�e�, Naczelniku? � A kto po�o�y si� w bia�ym pyle, kt�ry jest wod�, nie mo�e si� ju� ruszy�. Natychmiast zmienia si� w kamie�, w sw�j w�asny pos�g. Wielki Dom krzykn��. � Jego Teraz jest nieruchome! Ju� si� nie porusza! Gwa�townie obj�� K�amc� ramieniem. �. Kochany K�amco, jeste� mi bardzo drogi! Usta K�amcy przybra�y brudnosin� barw�. > � Och, nie, Wielki Domie. Jeste� zbyt �askawy i uprzej- my... Ja nic nie znacz� dla nikogo! . Naczelnik zakaszla�. Odwr�cili si� obaj w jego stron�, a on wskaza� im wzrokiem, gdzie powinni patrze�. Szal w�a�nie zsuwa� si� z monolitu. Opad� �wietlisty strumie�. G�owa zwr�cona profilem zacz�a porusza� si� rytmicznie to w jedn�, to w drug� stron�. Strumie� po�yskiwa� i ko�ysa� si� zgodnie z rytmem b�bna. Drobnymi ruchami stopy wykona- �y obr�t. � Ale� to Pi�kny Kwiat! � krzykn�� B�g. Naczelnik potakiwa� z u�miechem. � Twoja pi�kna C�rka. Wielki Dom podni�s� r�k� w ge�cie powitania. U�mie- chaj�c si� przez rami�, Pi�kny Kwiat odwr�ci�a si� ty�em w doskona�ej harmonii z rytmem muzyki, zsun�� si� jeszcze jeden zw�j szala, a po�yskliwa kaskada w�os�w ko�ysa�a si� zalotnie omiataj�c biodra. Gwar wzd�u� sto��w zmieni� si� i dostroi� do u�miechu i powitalnego gestu Boga. Na wszyst- kich twarzach pojawi�y si� ciep�e u�miechy, zabrzmia�y zach�caj�ce pomruki, pe�ne zachwytu przyj�cie Pi�knego Kwiatu do rodziny. Instrument trzcinowy i harfa przy��czy- �y si� do b�bna. � Wydoro�la�a, wiecie � powiedzia� Wielki Dom. � Nie do pomy�lenia, jak ona wydoro�la�a. K�amca, oblizuj�c wargi, z trudem oderwa� uwag� od 28 Pi�knego Kwiatu. Pochyli� si� w stron� Wielkiego Domu i omal go nie potr�ci�. �- � To lepsze ni� twarda woda, prawda, Wielki Domie? Lecz spojrzenie Boga wybieg�o daleko, daleko poza Pi�kny Kwiat. � Opowiadaj dalej. K�amca zmarszczy� czo�o i zamy�li� si�. Co� postanowi�. Wykrzywi� ko�cist� twarz w lubie�nym u�miechu. � Obyczaje? � Obyczaje? Jakie obyczaje? � Kobiety � wyszepta� K�amca. Przysun�� si� jeszcze bli�ej i zas�aniaj�c usta d�oni� opowiada� szeptem. W oczach Boga pojawi�o si� zaciekawie- nie. U�miechn�� si�. Ich g�owy pochyla�y si� ku sobie. B�g si�gn�� za siebie i nie patrz�c, podni�s� do warg jeszcze jedno naczynie z piwem. Poci�gn�� z niego. Przeci�g�y chichot wstrz�sn�� K�amc�, a spoza jego d�oni dobieg�y s�owa. � ...bywa i tak, �e nigdy ich przedtem nie widzieli... obce kobiety! Wielki Dom parskn��, opryskuj�c K�amc� piwem. � Umiesz opowiada� najspro�niejsze... Naczelnik zakaszla� po raz wt�ry, tym razem surowo. Rytm muzyki zmieni� si�. Instrument trzcinowy zabrzmia� jakby bardziej nosowo, j�kliwie, jak gdyby poj��, czego pragnie, lecz nie wiedzia�, jak to osi�gn��. Pi�kny Kwiat zmieni�a si� tak�e. By�a ju� dostrzegalnie naga od pasa w g�r� i porusza�a si� szybciej. Przedtem porusza�y si� jedynie jej stopy. Teraz tylko stopy i g�owa pozostawa�y nierucho- me. U�miech znik� z jej twarzy; przygl�da�a si� swym piersiom, raz jednej, raz drugiej na przemian. Na przyk�ad: stoj�c, zas�ania�a twarz prawym ramieniem tak, �e skierowane ku do�owi przedrami� i wygi�ta na zewn�trz d�o� wskazywa�y lew� pier�, podczas gdy lewa d�o� podkre�- la�a j� od do�u. W ten spos�b pier� obrysowana d�o�mi by�a 29 jakby podawana i nieznacznym ruchem lewego ramienia; wprawiana w lekkie dr�enie, pulsowanie unaoczniaj�ce jej ciep�o i ci�ar, zapach i g�adko��. Nast�pnie Pi�kny Kwiat mi�kko przechodzi�a w lustrzane odbicie gestu, tym razem skupiaj�c uwag� na prawej piersi. I teraz w�a�nie, gdy para karminowych sutk�w rozsiewa�a wonie w ci�kim powietrzu komnaty, instrument trzcinowy zacz�� pojmowa�, o co mu chodzi. Nosowe d�wi�ki przerodzi�y si� w co� wi�cej ni� ludzki krzyk. Podj�to go wzd�u� sto��w, gdzie po�r�d toast�w oddawano si� ca�owaniu i dyskretnym ob�apia- niem. G�owa K�amcy powoli odwraca�a si� od Wielkiego Domu. Usta mia� �ci�gni�te niczym w grymasie pragnienia. � Ona jest pi�kna � j�kn��. � Pi�kna, pi�kna! � Tak, rzeczywi�cie � odrzek� B�g. � Opowiedz mi co� jeszcze. K�amco. K�amca j�kn�� jak konaj�cy. � � Musisz na ni� patrze�. Wielki Domie... czy nie rozumiesz? � Jeszcze zd���. Pi�kny Kwiat popisywa�a si� teraz obiema piersiami. Jej roziskrzone w�osy szala�y. K�amca usi�owa� dzieli� uwag� mi�dzy ni� a Boga. Obiema r�kami bi� si� po g�owie. � Doskonale � powiedzia� Wielki Dom obra�onym tonem. � Je�eli nie chcesz ju� opowiada�, zagram w warcaby z Naczelnikiem. Szachownica pojawi�a si� natychmiast, podobnie jak piwo. Gdy Wielki Dom pochyli� si� nad ni� i potrz�sn�� kubkiem z ko��mi, w nastroju biesiadnik�w zasz�a zmiana. Mniej by�o ob�apiania, wi�cej przyciszonych rozm�w o potrawach i napojach, wydarzeniach towarzyskich i grach. Pi�kny Kwiat i muzycy zdawali si� wyst�powa� sami dla siebie albo dla pustej sali. � Tw�j ruch � powiedzia� Wielki Dom. � Powodze- nia. 30 � Czasami wydaje mi si� � rzek� Naczelnik � �e by�oby ciekawiej, gdyby�my zamiast pozwala� przypad- kowi decydowa� o naszych posuni�ciach, sami je wymy- �lali. � Bardzo dziwna gra � zauwa�y� Wielki Dom. �-Nie by�oby w�wczas �adnych regu�. Podni�s� wzrok, zauwa�y� Pi�kny Kwiat i zanim ponow- nie opu�ci� g�ow�, pos�a� jej czaruj�cy u�miech. Zwraca�a teraz uwag� na smuk�o�� swej talii i z�o�on� no�no�� bioder, powoli zataczaj�cych kr�gi pod ostatnim szalem. Je�eli z jej twarzy pod warstw� wypracowanego makija�u mo�na by�o wyczyta� cokolwiek, to by� to niepok�j przeradzaj�cy si� w prawdziw� rozpacz. Przed�u�a�a ka�d� kolejn� figur� ta�ca, jakby chcia�a na si�� wymusi� zaproszenie. Jej cia�o l�ni�o ju� nie tylko olejkami. Muzykanci mieli trudne zadanie. Harfista szarpa� struny z zaci�to�ci� kobiety tr�cej ziarno mi�dzy dwoma kamienia- mi. Flecista zezowa�. Jedynie graj�cy na b�bnie uderza� w sw�j instrument swobodnie, zmieniaj�c od czasu do czasu r�ce, u�ywaj�c to jednej, to obu naraz. Pizy sto�ach rozma- wiano o grze w warcaby i polowaniu. � Tw�j ruch, Naczelniku. Naczelnik potrz�sn�� jednocze�nie g�ow� i kubkiem do gry. K�amca, w przyp�ywie �mia�o�ci, szarpa� Boga za sp�dniczk�, by przywo�a� jego uwag�. Ostatni szal zsun�� si� z Pi�knego Kwiatu. By�a naga i �wieci�a bardziej ni� jej klejnoty. Jej wargi, wykrzywione w stylizowanym grymasie po��dania, obna�a�y l�ni�ce z�by. Przesz�a do ostatniej figury. Poczynaj�c od przeciwleg�ego kra�ca sali, pod dy- ktando muzyki, z kt�rej czerpa� ca�� moc, taniec przywi�d� j� seri� konwulsji a� do podwy�szenia, co kilka krok�w wystawiaj�c na pokaz jej cia�o rozrzuceniem ramion, roz- warciem kolan, podaniem brzucha do przodu. Przeni�s� j� przez ca�� sal� od Teraz do Teraz. Jej uda potr�ci�y Boga, 31 kt�ry tr�ci� szachownic� tak, �e pionki z ko�ci s�oniowej rozsypa�y si� na wszystkie strony. B�g szarpn�� si� gniewnie do ty�u i podni�s� wzrok. � Jak �miesz! Cisza zapad�a wzd�u� sto��w, w�r�d wyczerpanych mu- zykant�w i na podium, gdzie pionki z ko�ci s�oniowej przesta�y si� toczy�, a jedyn� rzecz�, kt�ra si� porusza�a, by�y piersi Pi�knego Kwiatu. Upad�a wyczerpana na pod�o- g�, twarz� do ziemi. Wielki Dom poruszy� si�, wyraz gniewu znika� z jego twarzy. Przesun�� wierzchem d�oni po czole. � Och, tak. Oczywi�cie. Zapomnia�em. Spu�ci� nogi z �o�a i usiad� na brzegu. � Wiesz, ja... � Tak, Wielki Domie? Wielki Dom spojrza� na c�rk�. � Bardzo dobrze, kochanie. Bardzo podniecaj�ce. Naczelnik przysun�� si� bli�ej. � A zatem... K�amca miota� si� zrozpaczony mi�dzy Pi�knym Kwia- tem i �o�em. � Musisz, Wielki Domie! Musisz! Wielki Dom wspar� si� dwiema r�kami o �o�e. Zacisn�� d�onie, napinaj�c mi�nie ramion. Wyprostowa� si�, wci�g- n�� brzuch, tak �e pod trz�s�c� si� warstw� t�uszczu mo�na by�o dostrzec niewyra�ny zarys umi�nionego torsu. Pozo- sta� w tej pozycji przez kilka chwil. � Wielki Domie, prosz�! Drogi Wielki Domie! B�g zrobi� wydech. Jego spojrzenie zm�tnia�o, cia�o zapad�o si� mi�dzy rozlu�nione ramiona, a wn�trzno�ci powoli uwypukli�y zaokr�glony brzuch. Odezwa� si� bezna- mi�tnym tonem. � Nie mog�. Odg�os wci�ganego powietrza zabrzmia� jak �wist 32 ogromnej strza�y. Nikt z obecnych nie �mia� podnie�� g�owy. Nie drgn�� ani jeden palec, ani jedna powieka. ' Nagle Pi�kny Kwiat poderwa�a si� na nogi. Ukry�a twarz w d�oniach i potykaj�c si� przebieg�a roztrz�siona przez sal�, a� za zas�on�, kt�ra za ni� opad�a. Jaki� m�ody m�czyzna wybieg� z cienia za podwy�sze- niem. Pochyli� si� i co� szepn�� Bogu do ucha. � Ach, tak. Ju� id�. B�g wsta� i sal� wype�ni� szelest, gdy� go�cie tak�e podnie�li si� z miejsc; wszystkie g�owy pozosta�y jednak nadal pochylone, wszystkie usta milcza�y. Wielki Dom pod�- �y� za m�odzie�cem, min�� mroczne korytarze i wyszed� na zewn�trz. Nad dziedzi�cem oci�a�a noc si�ga�a zenitu, s�cz�c si� z g�ry i obna�aj�c miriady istot niebieskich. Pod kraw�dzi� nocy, tu� nad lini� horyzontu, niebo by�o bledsze, delikatniejsze, ledwie zdolne utrzyma� nadci�gaj�ce brze- mi�. Wielki Dom zatrzyma� si�, by rzuci� okiem na t� krucho��, cicho zagwizda�, po czym po�piesznie skierowa� si� ku jednemu z czterech naro�nik�w dziedzi�ca. Id�c odezwa� si� p�g�osem do m�odzie�ca. � O ma�y w�os by�bym si� sp�ni�. W naro�niku, pod murem, znajdowa� si� niski o�tarz. Wielki Dom obmy� si� �wi�t� wod�, spogl�daj�c z obaw� na ciemniej�ce niebo. Rzuci� szczypt� kadzid�a na roz�arzone w�gle i wymamrota� kilka s��w, a� gruby s�up dymu wzbi� si� w ciemno��. Po�piesznie obszed� pozosta�e trzy naro�niki, gdzie postawi� nast�pne s�upy. Przystan�� na chwil� obser- wuj�c je, potem zawr�ci�, kieruj�c si� do sali biesiadnej. Po drodze znowu wymamrota� co� do siebie lub do m�odzie�ca. � Przynajmniej potrafi� jeszcze podtrzyma� niebo. W sali go�cie siedzieli przy sto�ach sztywno, ze spuszczo- nymi oczyma, bez s�owa. K�amca kl�cza�, kurczowo zaciska- j�c d�onie na jednej z n�g �o�a, jakby szuka� ratunku przed utoni�ciem. Wielki Dom ci�ko opad� na �o�e i leg� na boku. B�g Skorpion 33. Przem�wi�. � Chcia�bym si� napi�. Lecz zanim ktokolwiek zd��y� si� ruszy�, Naczelnik chwyci� go za r�k� i zapyta� z �agodnym u�miechem. � Nie rozumiesz, Wielki Domie? Wielki Dom odwr�ci� si�. Jego st�a�e rysy drgn�y. � Co mam rozumie�? � Dzisiaj rano upad�e�. A teraz, wieczorem... , Wielki Dom wstrzyma� oddech. Potem roze�mia� si�. � M�wisz, �e to pocz�tek? � W�a�nie. Cisz� wzd�u� sto��w 'przerwa�a nag�a fala szept�w. � Pocz�tek! Pocz�tek! K�amca pu�ci� nog� �o�a i przywar� do wygi�tego wez- g�owia, przykl�kn�� obok z zamkni�tymi oczami i g�ow� zadart� do g�ry. Krzycza�. � Nie! Nie! Lecz Wielki Dom nie przestawa� si� �mia�. Spu�ci� nogi z �o�a i siedz�c tak przem�wi� ze �miechem: � Mocne piwo i �adnego kaca! Naczelnik u�miechn�� si� i przytakn��. � Pi�kne, wiecznie m�ode kobiety... K�amca zwr�ci� si� be�kotliwie do Boga: � Oczywi�cie, Wielki Domie. Czeg� wi�cej potrzeba m�czy�nie? Piwai kobiet, kobiet i piwa, jaki� or�... czeg� wi�cej? � W�asnego garncarza � wtr�ci� si� Naczelnik. � Muzykant�w. Piekarza, piwowara, z�otnika... Wielki Dom poci�gn�� K�amc� za ucho. � I w�asnego K�amcy. Be�kot K�amcy przybra� na sile tak bardzo, �e na sali zamar�y wszystkie inne d�wi�ki. Naczelnik poklepa� go po ramieniu. � Uspok�j si�, m�j drogi K�amco! 34 B�g spojrza� na niego, u�miechaj�c si� coraz szerzef. By� w �wietnym humorze. ' � O co ci chodzi? Po prostu nie wytrzyma�bym bez ciebie! K�amca wyda� z siebie przera�liwy okrzyk, zerwa� si� na r�wne nogi, rozgl�daj�c si� doko�a, potem ruszy� i przebieg� przez sal�. Da� nura mi�dzy muzykant�w, min�� ich i zerwa� jedn� z zas�on. Da�y si� s�ysze� odg�osy szamotaniny, jaki� �omot, szcz�k broni, uderzenia. Pad�y rozkazy. K�amca wrzasn��: � Nie chc�! Odg�osy szamotaniny i cios�w oddala�y si� w g��b korytarza; jeszcze raz, tym razem mniej wyra�nie, biesiadni- cy us�yszeli K�amc�, kt�ry wykrzykiwa� g�osem pe�nym przera�enia i oburzenia: � G�upcy! Czy nie mo�ecie u�y� kukie�? Nikt si� nie poruszy�. Wszystkie twarze pokry� rumieniec wstydu. Ciemna plama na miejscu, gdzie K�amca zerwa� zas�on�, wygl�da�a jak ohydna rana w materii samego �ycia. W ko�cu Naczelnik przerwa� cisz�. � Ju� nigdy wi�cej zm�czenia. Wielki Dom przytakn��. � I podnios� wody naszej rzeki. Przysi�gam. Teraz wzd�u� sto��w go�cie zacz�li �mia� si� i szlocha�. � Przebacz swemu K�amcy, Wielki Domie � szepn�� Naczelnik. � On jest chory. Ale b�dziesz go mia�. Go�cie opuszczali sto�y, przesuwaj�c si� w kierunku Wielkiego Domu. Szlochali, �miali si� i wyci�gali r�ce. Wielki Dom uroni� �z�. � Droga rodzino! Dzieci moje! Naczelnik zawo�a�: � Przynie�� klucz Wielkiemu Domowi! Go�cie rozst�pili si�, tworz�c przej�cie wzd�u� sali. Z mroku, tam gdzie kiedy� wisia�a zas�ona, wy�oni�a si� 35 drobna, stara kobieta z zas�oni�t� twarz�, nios�c powoli jakie� naczynie. Poda�a je Bogu i znik�a w cieniu. Wielki Dom przyj�� nap�j i za�mia� si� nerwowo. Uj�� naczynie obur�cz i uni�s� do g�ry. Krzykn�� pe�nym g�osem. � Aby zatrzyma� Teraz! Pi� i pi�, przechylaj�c g�ow� do ty�u; z wolna, nieznacznie suwaj�c nogami i cicho klaszcz�c w d�onie, go�cie zacz�li ta�czy�. Ta�cz�c, zacz�li �piewa�, kiwaj�c g�owami i spogl�- daj�c na siebie b�yszcz�cymi oczyma. Rzeka jest pe�na po brzegi. Niebieski kwiat si� otworzy� Teraz si� ju� zatrzyma�o. Wielki Dom wyci�gn�� si� na �o�u i zamkn�� oczy. Naczelnik pochyli� si� nad nim, uk�adaj�c jego cz�onki, zsuwaj�c razem kolana, wyg�adzaj�c zmi�t� sp�dniczk�. Muzykanci zagrali, podchwytuj�c od tancerzy rytm. Taniec sta� si� szybszy, a B�g u�miechn�� si� przez sen. Naczelnik uj�� jego ramiona i skrzy�owa� je, tak �e nie brakowa�o im ju� nic pr�cz bicza i laski. Sprawdzi� puls w lewym nadgarst- ku, s�ucha� oddechu, przyk�adaj�c ucho do piersi. Wypro- stowa� si�, podszed� do wezg�owia i wyci�gn�� poduszk� spod g�owy �pi�cego. �Rzeka podnios�a siei nie opadnie", �piewali. �Teraz jest wieczne". Poruszali si� niczym rozrzucona mozaika, kt�ra stopnio- wo uk�ada�a si� w koncentryczne kr�gi. P�omienie lamp migota�y w podmuchach gor�cego powietrza. S�u�ba i �o�nierze st�oczyli si� przy wej�ciu. Sp�dniczki i przejrzyste suknie lepi�y si� do wiruj�cych cia�. Naczelnik stan�� za �o�em, twarz� zwr�cony ku tance- rzom. Podni�s� r�ce. Taniec zamar�, jeden po drugim umilk�y instrumenty. Na dany znak �o�nierze i czy�ciciele 36 zacz�li przeciska� si� przez t�um. Z