2632
Szczegóły |
Tytuł |
2632 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2632 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2632 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2632 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Waris Dirie
Cathleen Miller
KWIAT
PUSTYNI
Z namiotu nomad�w
do Nowego Jorku
Z angielskiego prze�o�y�
Marek Wrze�niewski
r\
�WIAT KSI��KI
Tytu� orygina�u
Dese� Flower
Wydano po raz pierwszy nak�adem William Morrow and Company Inc.
Nowy Jork 1998
Redakcja
Piotr Jan Piegat
Redakcja techniczna
Lidia Lamparska
Korekta
Jacek Ring, Bo�enna Burzy�ska
Copyright � 1998 by Waris Dirie
� Copyright for the Polish edition by Berteismann Media Sp. z o.o.
Warszawa 1999
Wszelkie prawa zastrze�one
Berteismann Media Sp. z o.o.
�wiat Ksi��ki
Warszawa 2000
Sk�ad KOLONEL
Druk i oprawa Rzeszowskie Zak�ady Graficzne SA
ISBN 83-7227-280-8
Nr 2288
Mojej Mamie
Teraz wiem, �e przetrwanie burz i huragan�w niesionych
przez �ycie cz�sto jest mo�liwe tylko dzi�ki sile woli. Dedykuj�
t� ksi��k� mojej matce, Fattumie Ahmed Aden, kt�rej si�a by�a
niez�omna.
Pokaza�a nam, swoim dzieciom, �e trzeba zachowa� wiar�
nawet w obliczu najbardziej niewyobra�alnych przeciwno�ci losu.
By�o nas dwana�cioro, lecz ka�demu po�wi�ca�a si� w r�wnej
mierze - co samo w sobie jest osi�gni�ciem niebywa�ym. Jej
m�dro�� przyt�oczy�aby najm�drzejszych.
Po�wi�ca�a si� bez przerwy, skar�y�a rzadko. Widzieli�my, �e
oddaje nam bez wahania wszystko, co mo�e da�. Mimo �e
nieraz zazna�a b�lu utraty dziecka, trwa�a przy pozosta�ych
z niezmienn� si�� i odwag�. Bogactwo jej ducha i pi�kno cia�a
pozosta�y niezr�wnane.
Mamo, kocham Ci�, szanuj� i podziwiam, i dzi�kuj� Wszech-
mocnemu Allachowi, �e da� mi Ci� jako matk�. Moj� modlitw�
jest uszanowanie Twej spu�cizny przez wychowanie w�asnego
syna zgodnie z tym, co Ty nam wpaja�a�.
Jeste� strojnym ubiorem wy�nionym przez chwata,
O ty, niczym warta ca�e krocie szata.
Czy ujrz� jeszcze twarz raz tylko widzian�?
Rozpad�y si� zas�ony -jeste� jak stal kuta.
Jeste� niczym w Nairobi wyrze�bione z�oto,
S�o�ca wczesne promyki wschodz�ce co rano.
Czy ujrz� jeszcze twarz raz tylko widzian�?
ludowy poemat z Somalii
Nota autorska
Kwiat pustyni jest prawdziw� histori� �ycia Waris Dirie. Po-
niewa� wszystkie przedstawione tu wydarzenia mia�y miejsce
w rzeczywisto�ci, osoby wyst�puj�ce w ksi��ce zosta�y - w trosce
o zachowanie ich prywatno�ci - w wi�kszo�ci wypadk�w ukryte
pod pseudonimami.
l
Ucieczka
Zbudzi� mnie jaki� szmer. Otworzy�am oczy: sta� przede mn�
lew. Powieki rozwar�y mi si� tak szeroko, jakbym wzrokiem
chcia�a go ca�ego poch�on��. Spr�bowa�am wsta�, ale nie jad�am
od tak dawna, �e bezw�adnie osun�am si� na ziemi� pod drze-
wem, kt�re mia�o mnie chroni� przed bezlitosnym �wiat�em
po�udnia afryka�skiej pustyni. Zamkn�am oczy, moja g�owa
powoli opad�a do ty�u, a� poczu�am szorstko�� pokrywaj�cej
pie� kory. Lew by� tak blisko, �e rozpalone powietrze przenika�a
jego ostra wo�.
- To ju� koniec, Panie m�j. Przyjmij mnie do siebie - rzek�am
Allachowi.
Samotna w�dr�wka przez pustyni� musia�a si� tak zako�-
czy�. Nie mia�am broni, nie mia�am si�y ucieka�. Nawet gdy-
bym by�a do�� silna, �eby uciec na drzewo, nie mia�am �adnych
szans. Par� krok�w i - cap! - si�gn��by mnie �ap�, kt�rej
pazury by�y r�wnie przydatne do wspinaczki, co i do zabijania.
Ju� bez l�ku otworzy�am oczy i powiedzia�am:
- Bierz mnie, jestem gotowa.
By� to pi�kny samiec o z�otej grzywie, m�ody i w pe�ni si�, mia�
jakie� pi��, sze�� lat. D�ugi ogon leniwie smaga� to jeden, to
drugi bok, odganiaj�c natr�tne muchy. Wiedzia�am, �e mo�e
� 9 �
mnie zmia�d�y� w mgnieniu oka. I by� kr�lem. Ile� to razy
widywa�am �lady po�cigu i �mierci zwierz�t znacznie wi�kszych
ode mnie.
Lew gapi� si� oczami koloru miodu, mrugaj�c od czasu do
czasu. Po chwili obejrza� si� powoli za siebie.
- No ju�, zr�b to!
Znowu popatrzy� na mnie, znowu si� obejrza�. W ko�cu obliza�
wargi i przysiad� na zadzie. Zaraz wsta� i zacz�� si� przede mn�
przechadza� tam i z powrotem, seksowny i elegancki. W ko�cu
zawr�ci� i odszed�, stwierdziwszy zapewne, �e na moich ko�ciach
jest zbyt ma�o mi�sa, by zaprz�ta� sobie mn� g�ow�. Pogalopowa�
przez pustyni�, a� p�owe futro rozp�yn�o si� na t�e piasku.
Kiedy zda�am sobie spraw�, �e nie ma zamiaru mnie zabi�,
nie poczu�am ulgi. Nie ba�am si� przecie�, by�am gotowa na
�mier�. Najwyra�niej zawsze przyjazny mi B�g mia� wobec mnie
jakie� inne zamiary, jaki� pow�d, by pozostawi� mnie przy
�yciu. Rzek�am wi�c:
- Co to znaczy? We� mnie, kieruj mn�.
I ruszy�am w drog�.
Pocz�tek ca�ego tego koszmaru to ucieczka od ojca. Mia�am
wtedy 13 lat, �y�am na somalijskiej pustyni z moj� rodzin�,
plemieniem nomad�w. Pewnego dnia ojciec oznajmi�, �e po-
stanowi� o moim ma��e�stwie. Wiedzia�am, �e musz� dzia�a�
szybko, zanim przysz�y m�� zjawi si� i porwie mnie znienacka*.
Zwierzy�am si� matce, �e uciekn�; chcia�am odnale�� jej siostr�,
mieszkaj�c� w Mogadiszu, stolicy Somalii. Oczywi�cie nie by�am
nigdy ani w Mogadiszu, ani w �adnym innym mie�cie. Nigdy te�
nie widzia�am si� z ciotk�, ale dzieci�cy optymizm kaza� mi
s�dzi�, �e wszystko jako� si� u�o�y.
* W�r�d wielu plemion pustynnych istnieje tradycja porywania narzeczo-
nej - zazwyczaj po uzgodnieniu tego z jej rodzin� (przyp. t�um.).
� 10 �
Kiedy ojciec i reszta rodziny g��boko zasn�li, matka zbudzi�a
mnie i powiedzia�a:
- Teraz id�.
Rozejrza�am si�, �eby co� zabra�, ale niczego nie by�o - �adnej
butelki wody, dzbana mleka ani koszyka z jedzeniem - wi�c
bosa i odziana tylko w udrapowan� chust� ruszy�am w czer�
pustynnej nocy.
Nie zna�am drogi do Mogadiszu, po prostu pobieg�am
przed siebie. Z pocz�tku niezbyt szybko, bo nic nie widzia�am
- kluczy�am i potyka�am si� o korzenie. W ko�cu postano-
wi�am usi��� i doczeka� �witu. W Afryce w�e s� wsz�dzie,
a ja ba�am si� ich potwornie, ka�dy nadepni�ty korze� wy-
dawa� mi si� przyczajon� kobr�. Kiedy s�o�ce wytoczy�o si�
ponad horyzont, pogna�am jak gazela. Bieg�am i bieg�am go-
dzinami.
Do po�udnia zap�dzi�am si� daleko w czerwone piaski i g��-
boko we w�asne my�li. Dok�d, u diab�a, tak goni�? Nie wiedzia-
�am, dok�d i��. Pejza� wydawa� si� ci�gn�� w niesko�czono��,
piasek znaczy�y tylko pojedyncze akacje i kolcoro�le. G�odna,
spragniona i zm�czona, zwolni�am i zacz�am i�� noga za nog�.
Wlok�am si� znudzona dumaj�c, jak potoczy si� moje nowe
�ycie, co nowego mi si� przydarzy.
Kiedy tak roztrz�sa�am te kwestie, wyda�o mi si�, �e s�ysz�
wo�anie:
- Waris!... W-a-a-a-ris!.
To by� g�os ojca!!! Zacz�am si� miota� woko�o, wypatruj�c,
sk�d dochodzi wo�anie, ale nie zobaczy�am nikogo. Z pocz�tku
zdawa�o mi si�, �e uleg�am z�udzeniu, ale to �Waris!... W-a-a-a-
ris!" t�uk�o si� echem coraz bli�ej. Ton by� b�agalny, lecz m�j
l�k wcale nie sta� si� przez to mniejszy. Nic mi si� nie zdawa�o,
to naprawd� by� ojciec, z pewno�ci� pod��y� po moich �ladach
na piasku. Je�li mnie z�apie, zabierze z powrotem i nie do��, �e
wyda za tego faceta, to jeszcze zbije. Mimo �e by�am w drodze
od wielu godzin, zacz�am biec tak szybko, jak tylko si� da�o.
� 11 �
Nie dogoni mnie - my�la�am - bo jest stary, a ja m�oda
i szybka. W mych dzieci�cych wyobra�eniach ojciec by� cz�owie-
kiem starym. Teraz wydaje mi si� to �mieszne, mia� wtedy nieco
ponad trzydzie�ci lat. Wszyscy byli�my niebywale sprawni, bo
wsz�dzie i zawsze trzeba by�o biega�, nie mieli�my samochodu
ani �adnego innego �rodka transportu. A ja zawsze by�am bardzo
szybka, czy to gdy �ciga�am zwierz�ta, czy to szukaj�c wody,
czy to biegn�c w stron� domu po zmierzchu, by dopa�� bez-
piecznego schronienia, zanim zapadn� ciemno�ci.
Po pewnym czasie wo�anie usta�o, zwolni�am wi�c do marszu.
Pomy�la�am, �e wystarczy by� stale w ruchu, aby ojciec zm�czy�
si� i zawr�ci� do domu. Obejrza�am si� i zobaczy�am go, jak
zbli�a si� po stoku wzg�rza pi�trz�cego si� za moimi plecami.
Przera�ona, zacz�am biec coraz szybciej. To by�o jak surfing po
piaskowych falach: wspina�am si� mozolnie na kolejne wzg�rze,
a on ze�lizgiwa� si� ze zbocza poza mn�. Trwa�o to przez ca�e
godziny, a� w ko�cu zgubi�am go z oczu. Ju� nikt mnie nie wo�a�.
Serce bi�o mi jak szalone, wi�c przystan�am za jakim� krzakiem
i zacz�am si� rozgl�da�. Nic, �adnego d�wi�ku, �adnego ruchu.
Nie chcia�am powt�rzy� b��du poprzedniej nocy i zboczy�am na
ska�y, gdzie nikt nie m�g� dojrze� moich �lad�w. �eby jeszcze
bardziej utrudni� ojcu zadanie, zmieni�am kierunek marszu.
S�o�ce zacz�o chyli� si� ku zachodowi, by�am wi�c przeko-
nana, �e ojciec zawr�ci�. I tak musia� poszukiwa� domu w ciem-
no�ciach, nas�uchuj�c odg�os�w nocnego �ycia: dzieci�cych
okrzyk�w i �miechu, muczenia kr�w i beczenia k�z. Wiatr ni�s�
te g�osy daleko po pustyni. To by�y nasze latarnie morskie, gdy
zgubili�my si� w mroku nocy.
Zmieni�am kierunek marszu, ale by�o to bez znaczenia, bo nie
mia�am poj�cia, kt�r�dy i�� do Mogadiszu. Bieg�am a� do za-
chodu s�o�ca, bieg�am, a� nie mog�am ju� nic przed sob� zoba-
czy�. By�am g�odna, my�la�am tylko o jedzeniu. Moje stopy
krwawi�y. W ko�cu siad�am pod drzewem i zasn�am.
Obudzi�o mnie pal�ce s�o�ce poranka. Otworzy�am oczy i zo-
� 12 �
baczy�am li�cie wspania�ego eukaliptusa pn�cego si� ku niebu*.
Powoli dociera�o do mojej �wiadomo�ci, w jakiej sytuacji si�
znalaz�am: �M�j Bo�e, jestem sama. Co mam robi�?".
Wsta�am i znowu pobieg�am. Bieg�am tak przez wiele dni. Jak
d�ugo? - Nie wiem. Czas przesta� istnie�. By�y tylko g��d, prag-
nienie, strach i b�l. Gdy wiecz�r dojrzewa� zupe�nym mrokiem,
zatrzymywa�am si� i zasypia�am. W po�udnie, gdy skwar stawa�
si� nie do zniesienia, siada�am pod drzewem i za�ywa�am czego�
w rodzaju sjesty.
To w�a�nie podczas kolejnej takiej sjesty zbudzi� mnie ze snu
lew. Do tego momentu nie my�la�am wcale o wolno�ci. Jedyne,
czego chcia�am, to wr�ci� do mamy. Chcia�am tego bardziej ni�
jedzenia i wody. Byli�my przyzwyczajeni obywa� si� bez wody
i jedzenia przez dzie� lub dwa, ale wiedzia�am, �e nie da si�
przetrwa� du�o d�u�ej. Sta�am si� tak s�aba, �e ledwo udawa�o
mi si� porusza�. Stopy pop�ka�y i pokry�y si� ranami, ka�dy
krok by� straszliw� udr�k�. Kiedy lew oblizywa� si� na m�j
widok, by�o mi ju� wszystko jedno - w gruncie rzeczy z wdzi�cz-
no�ci� my�la�am o szybkim zako�czeniu tej m�czarni.
Lew jednak popatrzy� na ko�ci stercz�ce przez sk�r�, na za-
pad�e policzki i wytrzeszczone oczy - i poszed� sobie. Nie wiem,
czy poczu� lito�� na widok tak udr�czonej istoty, czy by�a to
czysto praktyczna decyzja, �e kiepski ze mnie k�sek, czy te� B�g
wstawi� si� za mn�. Dosz�am wszak�e do wniosku, �e B�g nie
m�g�by by� tak bezlitosny, �eby ocali� mnie przed lwem tylko
po to, by nast�pnie pozwoli� mi zgin�� jak�e okrutniejsz� �mier-
ci� g�odow�. Mia� w tym widocznie jaki� cel, wi�c zwr�ci�am si�
ku Niemu: �We� mnie, kieruj mn�". Trzymaj�c si� drzewa, aby
nie upa��, b�aga�am Go o pomoc.
* Eukaliptus ustawia li�cie r�wnolegle do s�o�ca, wi�c jego cie� s�abo
przed nim chroni (przyp. t�um.).
� 13 �
Znowu zacz�am i��. Po paru minutach zobaczy�am pastwisko
pe�ne wielb��d�w. Podbieg�am do wielb��dzicy z najbardziej
nabrzmia�ym wymieniem i zacz�am ssa� mleko jak ciel�. Do-
strzeg� mnie pasterz i wrzasn��:
- Wynocha, ty ma�a suko!
- Us�ysza�am �wist i trzask bykowca, ale by�am tak zdespe-
rowana, �e ssa�am dalej, szybko i mocno jak tylko si� da�o.
Pastuch bieg�, wrzeszcz�c wniebog�osy. Wiedzia�, �e je�li mnie
nie odp�dzi, bezcenne mleko przepadnie. Nie zd��y�: nasyci�am
si� i ruszy�am do biegu. Goni� mnie jeszcze, usi�uj�c dosi�gn��
biczem, ale by�am szybsza. Stan�� bezradnie w popo�udniowym
s�o�cu i miota� przekle�stwa.
Zatankowa�am pod korek; by�am teraz pe�na energii. Bieg�am
wi�c dalej i dalej, a� dotar�am do wioski. Nigdy przedtem nie
by�am w podobnym miejscu: by�y tu domy i ulice z ubitej na
kamie� ziemi. Sz�am sobie �rodkiem takiej ulicy, przekonana,
�e tak w�a�nie nale�y robi�. Spacerowa�am, gapi�c si� na wszyst-
ko doko�a. Przechodz�ca kobieta obrzuci�a mnie wzrokiem i za-
wo�a�a:
- G�upku jeden, sk�d�e� si� tu wzi�a? - A potem wrzasn�a
do innych wie�niak�w: - O Bo�e! Popatrzcie na jej stopy! - zdu-
miona widocznymi na nich ranami i strupami. - M�j Bo�e, to
musi by� jaki� przyg�up z zapad�ej wiochy! - pozna�a si� na
mnie. - Dziewczyno, je�li chcesz �y�, zejd� z ulicy. Z�a� z jezdni!
- Zepchn�a mnie na pobocze i za�mia�a si�.
Zdawa�am sobie spraw�, �e wszyscy j� s�ysz� i bardzo si�
wstydzi�am. Opu�ci�am g�ow�, ale dalej maszerowa�am �rodkiem
drogi, bo nie mia�am poj�cia, o co tej babie chodzi. Wkr�tce si�
dowiedzia�am. Biiip! biiip! - nadjecha�a ci�ar�wka. Gdybym nie
odskoczy�a, zmia�d�y�aby mnie na pewno. Zacz�am wi�c i��
brzegiem drogi, wystawiaj�c r�k� w nadziei, �e kto� si� zatrzyma
i pomo�e mi. Trudno powiedzie�, �e zdecydowa�am si� na podr�
autostopem, bo nie mia�am wtedy poj�cia, co to oznacza. Wresz-
cie stan�am i wystawi�am r�k� na drog�. Nast�pny samoch�d
� 14 �
przejecha� tak blisko, �e o ma�o mi jej nie urwa�. Targn�am r�k�
ku sobie, po czym wystawi�am j� ju� znacznie ostro�niej i zacz�-
�am powoli i�� dalej. Wpatrywa�am si� w twarze ludzi za szybami
samochod�w, b�agaj�c w duchu, by kt�ry� si� zatrzyma�.
No i jeden si� zatrzyma�. Nie bardzo chce mi si� chwali�, co
z tego wynik�o, ale c� na to poradz�? Mog� jedynie opowiedzie�
ca�� prawd�. Do dzisiaj, kiedy tylko to sobie przypomn�, chcia�a-
bym ponownie m�c zawierzy� swoim przeczuciom i za nic
w �wiecie nie skorzysta� z tej okazji.
Ci�ar�wka by�a wy�adowana kamieniami wielko�ci pi�ki te-
nisowej. W szoferce siedzia�o dw�ch m�czyzn. Kierowca ot-
worzy� drzwi i rzuci� po somalijsku:
- Wskakuj, kochanie!
Uczucie bezradno�ci i strach przyprawi�y mnie o md�o�ci.
- Jad� do Mogadiszu - wykrztusi�am.
- Zabior� ci�, gdzie tylko zechcesz - powiedzia� kierowca
i wyszczerzy� z�by w u�miechu.
Zna�am ten czerwony u�miech. Kierowca mia� z�by czer-
wone od khatu - narkotycznej ro�liny podobnej w dzia�aniu
do li�ci koki; m�j ojciec te� jej za�ywa� od czasu do czasu.
Kobietom w og�le nie pozwalano u�ywa� khatu, i bardzo
dobrze, bo po khacie m�czy�ni dostawali kr��ka, stawali si�
podnieceni i agresywni. Wielu z nich khat wr�cz zniszczy�
�ycie.
Przeczuwa�am, �e co� jest nie tak, ale nie bardzo wiedzia-
�am, co dalej ze sob� robi�, wi�c przysta�am na propozycj�.
Kierowca kaza� mi si� wspi�� na skrzyni� z �adunkiem. Ode-
tchn�am z ulg�, �e b�d� z dala od tych dw�ch w szoferce.
Wcisn�am si� w k�t, pr�buj�c sobie wm�wi�, �e jest mi bar-
dzo wygodnie na kupie kamieni. Zapad� ju� zmrok i jak to na
pustyni, od razu zrobi�o si� bardzo ch�odno. Ci�ar�wka gna�a
naprz�d, a ja rozci�gn�am si� na kamieniach poza zasi�giem
lodowatego wiatru.
Nagle zda�am sobie spraw�, �e kl�czy ko�o mnie towarzysz
� 15 �
kierowcy. Mia� ko�o czterdziestki i by� po prostu obrzydliwy.
Jego czaszka pozby�a si� ju� mn�stwa w�os�w i pr�bowa� to
sobie wynagrodzi� idiotycznym w�sikiem. Mocno przerzedzone,
pokryte czerwonym nalotem khatu z�by ros�y ka�dy w inn�
stron� - szczerzy� je teraz oble�nie. Cho�bym �y�a dwie�cie lat,
nie zapomn� tej g�by. Do tego by� t�usty, co sta�o si� jeszcze
bardziej oczywiste, gdy �ci�gn�� spodnie. Jego wypr�one pr�cie
dynda�o w mroku, gdy zacz�� si�� rozwiera� moje uda.
- Nie, prosz�, nie! - b�aga�am.
Zaplot�am patykowate nogi, jakbym chcia�a z nich zrobi�
precel, i nie puszcza�am. W�ciek�y, �e nie mo�e sobie ze mn�
poradzi�, trzasn�� mnie r�k� w twarz. M�j skowyt poch�on��
wicher szalej�cy po skrzyni ci�ar�wki p�dz�cej przez noc.
- Rozsu� nogi!
Walczyli�my zawzi�cie; jego ci�ar przygniata� mi plecy do
kanciastych kamieni. Znowu podni�s� rami� i chlasn�� mnie na
odlew, tym razem mocniej. Otrze�wi�o mnie to na tyle, �e pomy�-
la�am o zmianie taktyki - by� zbyt silny, �eby stawia� mu op�r
na o�lep. Najwyra�niej mia� wpraw� w tym, co robi�. W odr�-
nieniu ode mnie, by� w takiej walce do�wiadczony i bez w�tpienia
zgwa�ci� ju� niejedn� kobiet�; niewiele brakowa�o, aby i ze mn�
mu si� powiod�o. Chcia�am go zabi�. Zabi�! Nie mia�am jednak
�adnej broni. Zacz�am wi�c udawa� po��danie:
- No dobrze, dobrze. Ale pozw�l mi najpierw zrobi� siusiu
- zadysza�am s�odko.
Jeszcze bardziej si� podnieci�:
- Hej! ta ma�a chce tego! - i pu�ci� mnie.
Pope�z�am w drugi k�t mrocznej paki i kucn�am, udaj�c, �e
oddaj� mocz. Mia�am par� chwil wytchnienia i namys�u. Chwy-
ci�am najwi�kszy kamie�, jaki zdo�a�am wymaca�, wr�ci�am
i po�o�y�am si� obok niego.
Kiedy wlaz� na mnie, zebra�am wszystkie si�y i trzasn�am go
w skro�. Zachwia� si�. Waln�am znowu. Osun�� si� bez czucia.
Poczu�am w sobie niespo�yt� si��. Nie znasz takiej si�y, dop�ki ci�
� 16 �
kto� nie zaatakuje, nie spr�buje ci� zabi�, zniewoli�. Dop�ki co�
takiego si� nie wydarzy, nikt nie wie, jak mo�e by� silny. Kiedy tak
le�a�, uderzy�am go znowu i zobaczy�am, �e z jego ucha p�ynie krew.
Kumpel prowadz�cy ci�ar�wk� widzia� wszystko w lusterku.
- Co tam si� dzieje?!!! - wrzasn�� i zwolni�, szukaj�c w buszu
miejsca na przystanek.
Wiedzia�am, �e je�li mnie z�apie, to b�dzie m�j koniec. Kiedy
dostatecznie zwolni�, poczo�ga�am si� na koniec skrzyni i wyko-
na�am koci skok. Pobieg�am, wiedz�c doskona�e, �e chodzi o mo-
je �ycie.
Kierowca nie by� ju� m�ody. Wyskoczy� z kabiny i zacz�� si�
drze�:
- Zabi�a� mojego kumpla! Wracaj! Zabi�a� go!
Goni� mnie jaki� czas przez krzaki, a� wreszcie da� sobie
spok�j. Przynajmniej tak mi si� wydawa�o.
Wskoczy� do kabiny, zapali� silnik i zacz�� mnie �ciga� przez
pustyni�. �wiat�a ci�ar�wki o�wietla�y wszystko doko�a. S�y-
sza�am ryk silnika tu� za uchem; bieg�am tak szybko, jak tylko
mog�am, ale ci�gle by� za mn�. Zacz�am kluczy� i uskakiwa�
w mrok. Kiedy zgubi� mnie z zasi�gu reflektor�w, da� w ko�cu
za wygran� i zawr�ci� na szos�.
Bieg�am jak zwierz� �cigane przez drapie�nika. Przez pustyni�,
przez las, potem znowu przez pustyni� - nie mia�am poj�cia,
gdzie jestem. Kiedy podnios�o si� s�o�ce, pobieg�am dalej.
W ko�cu dotar�am do innej szosy. Mimo �e robi�o mi si� niedo-
brze na my�l o tym, co jeszcze mo�e si� wydarzy�, znowu za-
cz�am �apa� okazj�. Wiedzia�am, �e trzeba si� jak najbardziej
oddali� od znanej mi ju� ci�ar�wki i jej za�ogi. Nigdy nie
dowiedzia�am si�, jakie by�y losy napastnika, ale wiedza ta by�a
i jest ostatni� rzecz�, jakiej bym pragn�a.
Musia�am wygl�da� cudnie, kiedy tak sta�am w s�o�cu poran-
ka. Okrywaj�cy mnie zaw�j by� sk��bion� szmat�. Po ca�ych
dniach biegu przez piaski moja sk�ra i w�osy by�y pokryte
zlepionym kurzem, r�ce i nogi wygl�da�y jak ga��zki, kt�re
� 17 �
mo�e z�ama� byle podmuch wiatru. Moje stopy by�y poranione
i zniekszta�cone jak u tr�dowatej. Wystawia�am r�k� na drog�,
a� w ko�cu napatoczy� si� mercedes. Elegancki m�czyzna zje-
cha� na pobocze i zatrzyma� si� przy mnie. W�lizn�am si� do
�rodka i wprost zatka�o mnie na widok luksusu panuj�cego we
wn�trzu.
- Dok�d jedziesz? - zapyta� kierowca.
- Tam - wskaza�am kierunek, gdzie jecha�. M�czyzna a�
zani�s� si� od �miechu, pokazuj�c pi�kne, bia�e z�by.
2
Dorastanie w�r�d zwierz�t
Zanim uciek�am z domu, �y�am w rodzinie harmonijnie zwi�-
zanej z natur�, a zw�aszcza ze zwierz�tami utrzymuj�cymi nas
przy �yciu. Kiedy wspominam najwcze�niejsze lata, znowu za-
nurzam si� w �wiat dzielony z innymi dzie�mi, we wszystko, co
nas otacza�o. Pierwsze moje wspomnienie to m�j skarb - kozio-
�ek Billy. Zapewne kocha�am go a� tak mocno, bo jak ja by�
maluchem. Zdobywa�am dla niego najsmaczniejsze k�ski, a�
sta� si� najt�ustsz� i najszcz�liwsz� k�zk� z ca�ego stada. Matka
nie mog�a si� nadziwi�: ,,Dlaczego on jest taki gruby? Przecie�
inne to istne straszyd�a!". Opiekowa�am si� nim bez przerwy,
ci�gn�am go wsz�dzie ze sob�, g�aska�am go i przemawia�am
do niego ca�ymi godzinami.
Spos�b, w jaki odnosi�am si� do Billy'ego, by� w warunkach
somalijskiego �ycia czym� nieomal oczywistym. Los mojej ro-
dziny splata� si� nierozerwalnie z losem naszych trz�d. �cis�a
zale�no�� od zwierz�t powodowa�a, �e mieli�my dla nich wielki
szacunek, co znajdowa�o odbicie prawie we wszystkim, co robili�-
my. Ka�de dziecko, odk�d tylko by�o w stanie chodzi�, opieko-
wa�o si� jakim� zwierz�ciem. Kiedy zwierz�tom dobrze si� wiod-
�o, to i nam by�o dobrze; kiedy one cierpia�y, cierpieli�my i my.
Gdyby pad�y, grozi�a nam �mier�. Hodowali�my byd�o, owce
� 19 �
i kozy, ale chocia� moim ulubie�cem sta� si� kozio�ek, bez w�t-
pienia najwa�niejsze by�y nasze wielb��dy.
W Somalii wielb��d to zwierz�-legenda. �yje tam wi�cej wiel-
b��d�w ni� w jakimkolwiek innym kraju na �wiecie, wi�cej ni�
ludzi. W moim ojczystym kraju ogromnie d�ug� tradycj� ma
poezja przekazywana ustnie, a znaczna cz�� jej strof po�wi�cona
jest wielb��dom. Mama cz�sto �piewa�a star� pie��, kt�rej tre��
z grubsza brzmia�a tak: �M�j wielb��d znikn�� ze z�oczy�c�
- zabi� go albo skrad�. B�agam i modl� si� - zwr�� mi wielb��da".
Znaczenie wielb��d�w wpajano mi od wczesnego dzieci�stwa.
By�y dla naszej spo�eczno�ci czym� bezcennym, bo na pustyni
nie da si� bez nich �y�. Jak to uj�� somalijski poeta:
Wielb��dzica to matka
temu, kto j� ma.
Wielb��d to t�tnica,
w kt�rej �ycie gra.
To prawda. Wielb��d jest nawet miar� ludzkiego �ycia: gdy
zostanie pope�nione zab�jstwo, klan zab�jcy musi odda� klanowi
ofiary sto wielb��d�w. Je�eli tak si� nie stanie, klan ofiary ma
prawo pozbawi� zab�jc� �ycia. Zwyczajowa op�ata za narzeczo-
n� te� jest uiszczana w wielb��dach. Na co dzie� wielb��dy
zwyczajnie utrzymywa�y nas przy �yciu. �aden inny gatunek
zwierz�cia nie jest r�wnie dobrze przystosowany do �ycia na
pustyni. Cho�by i w najwy�szych temperaturach wielb��d nie
traci p�yn�w. Wielb��dzica potrzebuje wody tylko raz na tydzie�,
ale wytrzyma bez niej nawet miesi�c, a i tak b�dzie dawa�
mleko, kt�re pozwoli ludziom przetrwa� okres suszy. Do tego
jeszcze wielb��dy �ywi� si� suchymi badylami i krzakami, zo-
stawiaj�c traw� innym zwierz�tom.
Hodowali�my wielb��dy, �eby d�wiga�y nas i nasz dobytek
oraz by�my mogli sp�aca� nasze d�ugi. Gdzie indziej mo�na
wskoczy� w samoch�d i �mign�� w dal, ale na pustyni jedynym
�rodkiem transportu jest zazwyczaj wielb��d.
� 20 �
Usposobieniem przypomina konia: przywi�zuje si� do swojego
pana i potrafi robi� na jego polecenie rzeczy, kt�rych nigdy nie
wykona dla nikogo innego. Uje�d�anie m�odego wielb��da, na-
ginanie go do siod�a i uzdy nie jest zaj�ciem bezpiecznym. Trzeba
to robi� pewnie i mocno. Kiedy wielb��d wyczuje s�abo�� je�d�ca,
zrzuca go natychmiast i kopie bez lito�ci.
Jak wi�kszo�� Somalijczyk�w, wiedli�my sielskie �ycie pas-
terzy. Mimo �e ci�gle trzeba by�o walczy� o przetrwanie, posia-
dane stada wielb��d�w, kr�w i k�z pozwala�y nam �y� na po-
ziomie wysokim jak na warunki naszego kraju. Zgodnie z trady-
cj� bracia zajmowali si� du�ymi zwierz�tami, a my, dziewcz�ta,
dba�y�my o mniejsze.
Naszym domem by�a chata pokryta plecionk� z trawy, r�wnie
por�czna jak namiot. Budow� zaczyna�o si� od ustawienia szkie-
letu z pr�t�w, kt�ry obk�adali�my matami z trawy utkanymi
przez matk�. Powstawa�a z tego kopu�a wysoka prawie na dwa
metry. Kiedy nadesz�a pora przeprowadzki, rozbierali�my maty
i szkielet, po czym juczyli�my nimi i pozosta�ym nielicznym
sprz�tem domowym wielb��dy. Najmniejsze dzieci wspina�y si�
na te niespo�yte zwierz�ta, by odby� na nich drog� do nast�p-
nego postoju. Reszta rodziny sz�a pieszo, poganiaj�c trzody.
Kiedy napotkali�my �r�d�o wody i wystarczaj�co du�e pastwis-
ka, ob�z by� rozbijany na nowo.
Chata by�a schronieniem dla najmniejszych dzieci, oaz� cienia,
gdzie przechowywano �wie�e mleko. Pozostali cz�onkowie ro-
dziny nocowali poza chat�, pod gwiazdami. K�adli�my si� na
matach, przytuleni ciasno jedno do drugiego. Po zachodzie s�o�-
ca na pustyni robi�o si� ch�odno. Nie by�o tylu ko�der, �eby
ka�dy mia� w�asn�, do tego jeszcze nasze ubrania by�y wi�cej ni�
skromne, wi�c �eby nie zmarzn��, korzystali�my ze wsp�lnego
ciep�a. Ojciec spa� z brzegu -jak stra�nik i obro�ca ca�ej rodziny.
Wstawali�my ze wschodem s�o�ca. Aby zwierz�ta nie pogubi�y
si� w nocy, robili�my w ka�dym miejscu postoju p�ot z suchych
ga��zi i przer�nych patyk�w. Najpierw trzeba by�o p�j�� do
takiej zagrody i wydoi� mleczne samice; oseski trzymali�my
� 21 �
osobno, inaczej wszystko by przez noc wyssa�y. Jednym z moich
zada� by�o dojenie kr�w. Musia�am zostawi� do�� mleka, �eby
go starczy�o dla ciel�t. Z tego, co udoi�am, matka robi�a mas�o.
Dopiero po dojeniu dopuszcza�y�my m�ode sztuki do wymion.
Potem dostawali�my �niadanie z wielb��dziego mleka. Ma
ono najwi�ksze warto�ci od�ywcze spo�r�d wszystkich rodza-
j�w mleka, zawiera bowiem witamin� C. Mieszkali�my na ob-
szarach zbyt suchych, �eby uprawia� jakiekolwiek ro�liny, nie
by�o wi�c mowy o chlebie czy jarzynach. By uzupe�ni� nasz�
diet�, pod��ali�my czasami tropem gu�c�w, wielkich dzikich
�wi� afryka�skich, kt�re potrafi�y wyw�szy� pod ziemi� jadalne
korzenie.
Zabijanie zwierz�t na mi�so uwa�ali�my za marnotrawstwo.
Ub�j by� ostateczno�ci�, usprawiedliwion� tylko przez gro�b�
g�odu lub szczeg�ln� okazj�, na przyk�ad wesele. Zwierz�ta by�y
zbyt cenne, �eby je tak po prostu zabija� i zjada�. Hodowali�my
je dla mleka i w celu wymiany na inne potrzebne nam dobra.
Wielb��dzie mleko by�o w zasadzie jedynym sk�adnikiem dwu
g��wnych posi�k�w dnia, �niadania i kolacji. Czasami brakowa�o
go dla wszystkich, wtedy pierwsze jad�y najm�odsze dzieci, potem
starsze i tak dalej. Matka nie tkn�a jedzenia, zanim wszystkie
si� nie najad�y�my. Tak naprawd� to trudno mi sobie przypo-
mnie�, �ebym j� kiedykolwiek widzia�a przy jedzeniu, chocia�
wiem, �e przecie� co� je�� musia�a. Ale nawet je�li na kolacj� nie
by�o nic, ma�o kto robi� z tego problem, p�aka� czy te� si�
skar�y�. P�aka� mog�y tylko ma�e dzieci; starsze zna�y zasady
gry i po prostu sz�y spa�. Starali�my si� zachowa� pogod� ducha,
cisz� i spok�j, bo przecie� z bosk� pomoc� jako� si� temu w ko�-
cu zaradzi. In'shallach, czyli: je�li B�g zechce - to by�a nasza
filozofia. Wiedzieli�my, �e nasze �ycie zale�y od sil natury, a to
przecie� B�g nad nimi panuje, a nie my.
Kiedy ojciec przynosi� worek ry�u, by�o to wydarzenie, kt�re
da si� por�wna� chyba tylko do �wi�tecznej uczty w innych
cz�ciach �wiata. Od czasu do czasu ojciec zamienia� koz� na
ziarno uprawiane w bardziej wilgotnych cz�ciach Somalii. Ro-
� 22 �
bili�my z ry�u potrawy z mlekiem albo pra�yli�my go na patelni
nad ogniskiem. Mo�na by�o wreszcie u�y� mas�a robionego
przez wytrz�sanie krowiego mleka w koszyczku wyplecionym
r�kami matki. Kiedy miejsce postoju wypad�o w pobli�u innych
rodzin, dzielili�my si� jedzeniem z s�siadami. Je�li kto� mia�
daktyle lub jadalne korzenie albo zabi� swoje zwierz� na mi�so,
rozdzielano to wszystkim po r�wno. Dzielili�my si� naszym
szcz�ciem z innymi, bo cho� przewa�nie jedna lub dwie rodziny
podr�owa�y osobno, to wszyscy byli�my cz�stkami wi�kszej
spo�eczno�ci. Mia�y te� znaczenie wzgl�dy czysto praktyczne:
nie mieli�my lod�wek, wi�c mi�so i wszystko, co mog�o si�
zepsu�, musia�o by� zjedzone od razu.
Po �niadaniu trzody by�y wyp�dzane z zagr�d. Kiedy sko�-
czy�am sze�� lat, dosta�am pod opiek� stado sze��dziesi�ciu czy
siedemdziesi�ciu owiec i k�z. Bra�am d�ugi kij i chodzi�am z nimi
sama na pustynne pastwiska, nuc�c pod nosem piosenki. Kiedy
jaka� sztuka oddzieli�a si� od stada, zagania�am j� z powrotem.
A rozbiega�y si� ch�tnie, bo po wyj�ciu z zagrody ka�da chcia�a
si� naje��. Najwa�niejsze by�o to, �eby wyj�� ze stadem jak
najszybciej. Im wcze�niej si� wysz�o, tym wi�ksza by�a szansa na
znalezienie trawy i wody przed innymi pasterzami. Gleba wysu-
szana podnosz�cym si� w g�r� s�o�cem wypija�a ka�d� kropl�.
Musia�am zapewni� moim zwierz�tom tyle wody, �eby napi�y
si� do syta, bo m�g� up�yn�� ca�y tydzie�, zanim mia�yby po
temu nast�pn� okazj�. Tydzie� albo dwa, a mo�e trzy - kt�
m�g� to przewidzie�. Najsmutniej by�o patrze�, jak zwierz�ta
gin� z pragnienia. Czasami szli�my w poszukiwaniu wody coraz
dalej i dalej, a� w ko�cu nie by�o ju� komu i��. Widok padaj�-
cych zwierz�t rodzi� najokropniejsze ze wszystkich uczucie bez-
radno�ci - wiedzia�e�, �e to ju� koniec i nic wi�cej nie da si�
zrobi�.
Trawiaste somalijskie przestrzenie nie mia�y w�a�cicieli. To od
sprytu, zmy�lno�ci pasterza zale�a�o, jak du�o paszy dostan�
Jego kozy i owce. Bez przerwy wypatrywa�am na niebie chmur
obiecuj�cych deszcz. Gdy si� zbli�a�, dawa�y mi o tym zna�
� 23 �
i inne zmys�y: pojawia� si� wtedy szczeg�lny zapach i jakie�
napi�cie w powietrzu.
Kiedy zwierz�ta szczypa�y traw�, rozgl�da�am si� za drapie�-
nikami, kt�re w Afryce mo�na spotka� wsz�dzie. Na sztuki
oddalaj�ce si� od stada czyha�y hieny. Ba�am si� te� lw�w i dzi-
kich ps�w w��cz�cych si� ca�ymi stadami. A ja by�am sama.
Patrz�c wci�� w niebo i wok� siebie, musia�am bardzo uwa-
�a�, �eby odej�� od obozu tylko tak daleko, aby zd��y� wr�ci�
przed zmrokiem. Jednak wiele razy zdarzy�o mi si� przeliczy�
i wtedy dopiero mog�am mie� prawdziwe k�opoty. Najgorsze
by�y hieny, bo gdy poluj�, nie spoczn�, dop�ki nie dopadn�
upatrzonej ofiary. A w mroku atakuj� �mielej ni� za dnia, bo
wiedz�, �e ma�o kt�re zwierz� je widzi. Nawet gdybym zdzieli�a
jedn� czy drug� kijem i odp�dzi�a od stada, to i tak w pobli�u
czai�a si� reszta zgrai. Kiedy wieczorem wpuszcza�am moje kozy
i owce do zagrody, liczy�am je po kilka razy, by mie� pewno��,
�e �adna nie zosta�a na zewn�trz. Pewnego razu, a by�a to ju�
g��boka noc, zauwa�y�am brak jednej kozy. Policzy�am jeszcze
raz, i jeszcze raz. Nagle zda�am sobie spraw�, �e nie widz�
Billy'ego. Wpad�am do zagrody, szukaj�c go jak w gor�czce, ale
nie znalaz�am. Pobieg�am do matki z krzykiem:
- Mamo, Billy si� zgubi�. Co mam robi�?
Oczywi�cie by�o za p�no, �eby zrobi� cokolwiek, wi�c matka
tylko przytuli�a mnie, a ja zacz�am rozpaczliwie �ka�. Zda�am
sobie spraw�, �e hieny w�a�nie zjadaj� mojego ma�ego t�u�-
cioszka.
Cokolwiek by si� jednak wydarzy�o, trzeba by�o my�le� o �y-
wym inwentarzu. To by�o nasze naczelne zadanie, cho�by wok�
panowa�y susza, choroby czy wojna. Ci�g�e zamieszanie poli-
tyczne w Somalii powodowa�o straszne problemy w miastach,
ale my byli�my od tego tak daleko, �e nikt si� o to nie troszczy�.
�o�nierzy unikali�my jak zarazy. Nie mia�o znaczenia, czy byliby
to �o�nierze somalijscy, czy �o�nierze z Marsa - po prostu nie
nale�eli do naszego ludu, nie byli nomadami. S�yszeli�my te�
historie o gwa�ceniu dziewcz�t, kt�re oddali�y si� od rodzinnego
� 24 �
obozowiska; sama zna�am jedn� z nich. Kiedy mia�am jakie�
dziewi�� lat, w pobli�u naszego obozu pojawi�a si� ca�a armia.
Tego poranka ojciec kaza� mi napoi� wielb��dy, pop�dzi�am
wi�c stado do wodopoju. Kiedy usz�am ju� kawa� drogi, zoba-
czy�am w dolinie ogromny ob�z wojskowy. Zapewne przybyli
tu ostatniej nocy, a teraz jak okiem si�gn�� rozci�ga�y si� ich
namioty i ci�ar�wki. Ukrywszy si� za drzewem, obserwowa�am
k��bi�cych si� w dole umundurowanych m�czyzn. Przypomnia-
�am sobie zgwa�con� dziewczyn� i zamar�am z przera�enia. By-
�am sama; ci faceci mogli ze mn� zrobi�, cokolwiek by chcieli.
Znienawidzi�am ich od pierwszego spojrzenia. Znienawidzi�am
ich mundury, samochody i karabiny. Nigdy si� nie dowiedzia�am,
co tam robili, ale nawet gdyby mieli zbawi� Somali�, moja
niech�� nie by�aby mniejsza. Tymczasem wielb��dy potrzebowa�y
wody, a jedyna droga omijaj�ca ob�z wojskowy w bezpiecznej
odleg�o�ci by�a zbyt d�uga i kr�ta, wi�c zdecydowa�am si� pu�ci�
zwierz�ta luzem, maj�c nadziej�, �e same trafi� do wodopoju.
I posz�y przez sam �rodek obozu, mi�dzy �o�nierzami, a ja,
ukrywaj�c si� za krzakami i drzewami, pobieg�am naoko�o, a�
spotka�am je znowu przy �r�dle. Kiedy niebo zacz�o szarze�,
powt�rzyli�my wszystko w odwrotnym kierunku i przed zmro-
kiem dotarli�my bezpiecznie do domu.
Ka�dego wieczora, kiedy zagna�am ju� swoje stado do za-
grody, nadchodzi�a znowu pora udoju. Na szyjach wielb��d�w
wieszali�my drewniane dzwonki. Podczas dojenia pobrz�kiwa�y
g��boko, a ich d�wi�k by� prawdziw� muzyk� dla ucha ka�dego
nomada. Wielb��dzie dzwonki by�y jak �wiat�a pozycyjne obo-
zowiska, pozwalaj�ce zagubionym w mroku w�drowcom od-
nale�� drog� do domu. Rytua� wieczornego obrz�dku odbywa�
si� pod ciemniej�cym sklepieniem pustynnego nieba, a sygna�em
do zako�czenia pracy by�o pojawienie si� nad horyzontem jasnej
plamki dalekiej planety. Inne narody nazywaj� t� planet� imie-
niem Wenus, bogini mi�o�ci, ale w moim kraju nazywali�my j�
maqual hidhid, co znaczy: chowanie jagni�t.
O tej porze cz�sto przytrafia�y mi si� r�ne przykro�ci. Po
� 25 �
pracy trwaj�cej bez przerwy od wschodu s�o�ca nie mog�am ju�
zazwyczaj patrze� na oczy i zdarza�o mi si� nagle zasn��. Gdy
by�am w marszu, budzi�y mnie skacz�ce na mnie kozy. Musia�am
si� te� pilnowa�, �eby ojciec nie zobaczy�, jak podczas dojenia
kiwa mi si� g�owa, a mleko kapie na ziemi�. Kocham go, ale to
straszny gwa�townik; kiedy przy�apa� mnie �pi�c� podczas pracy,
dostawa�am lanie, �ebym w przysz�o�ci traktowa�a swoje zadania
powa�niej i z wi�ksz� staranno�ci�.
Po obrz�dku dostawali�my kolacj� z wielb��dziego mleka.
Potem zbierali�my drwa na wielkie ognisko i siadali�my kr�giem
w jego cieple, gwarz�c i �miej�c si� a� do za�ni�cia. Te wieczory
to moje ulubione wspomnienia z Somalii. Siedzia�am z matk�
i ojcem, siostrami i bra�mi, ka�dy by� syty, wszyscy si� �miali.
Starali�my si� by� zawsze w dobrym nastroju. Nikt si� nie skar�y�
i nie j�cza�, nikomu nie przysz�o na my�l, �eby na przyk�ad
rzuci� propozycj�: no to porozmawiajmy sobie o �mierci. �y�o
si� nam ci�ko, przetrwanie wymaga�o wyt�ania wszystkich si�,
a pesymizm tylko by os�abia� nasz� �yciow� energi�.
Chocia� �yli�my z dala od ludzkich skupisk, nigdy nie czu�am
si� samotna. Mia�am starszego brata, dwie starsze siostry i kil-
koro m�odszego rodze�stwa. Ganiali�my si� bez ustanku, wspi-
nali�my na drzewa jak ma�py, grali�my w k�ko i krzy�yk rysuj�c
palcami po piasku, ryli�my do�ki w ziemi i zbierali kamienie,
�eby gra� w afryka�sk� gr� zwan� mancala. Mieli�my r�wnie�
w�asn� odmian� jacks*, tyle �e zamiast gumowej pi�ki i metalo-
wych kostek te� u�ywali�my kamieni. To zreszt� moja ulubiona
gra, bo by�am w niej �wietna, i zawsze pr�bowa�am nam�wi�
m�odszego brata Alego, �eby si� ze mn� zmierzy�.
Najwi�ksz� przyjemno�ci� by�o jednak po prostu �ycie dziecka
natury, swoboda bycia jej cz�stk�, do�wiadczanie wci�� nowych
widok�w, d�wi�k�w i zapach�w. Wypatrywali�my grupki lw�w
wyleguj�cych si� w s�o�cu, patrzyli�my, jak przewala�y si� z boku
na bok, rycz�c i pr꿹c �apy. Ich maluchy goni�y si� i bawi�y
* Gra przypominaj�ca nasze swojskie �ciupy" (przyp. t�um.).
� 26 �
zupe�nie jak my. Biegali�my za �yrafami, zebrami i lisami. Szcze-
g�lnie lubili�my g�ralki*, zwierz�tka wielko�ci kr�lika, cho�
w rzeczywisto�ci najbli�szych krewnych s�oni. Czekali�my cierp-
liwie przed ich norami, a kiedy pokazywa�y malutkie mordki,
�cigali�my je po piasku.
Podczas jednej z takich wypraw znalaz�am strusie jajo i za-
chcia�o mi si� je zabra�, �eby wyhodowa� sobie ma�ego strusia
na w�asny u�ytek. Takie jajo ma wielko�� blisk� kuli do kr�gli.
Wyd�uba�am je z piasku i zacz�am d�wiga� do domu, kiedy
pojawi�a si� mama stru� i pogna�a za mn�, a wierzcie mi, strusie
s� szybkie, mog� biega� nawet sze��dziesi�t pi�� kilometr�w na
godzin�. Od razu mnie dopad�a i zacz�a dzioba� w g�ow�. �up!
�up! �up! Mia�am wra�enie, �e roz�upie mi czaszk� jak skorupk�
jajka, zostawi�am wi�c jej dziecko i umkn�am, ratuj�c �ycie.
Rzadko zbli�ali�my si� do teren�w zalesionych, ale kiedy tak
si� zdarzy�o, uwielbiali�my z ukrycia w koronach drzew pod-
gl�da� s�onie. Ju� z daleka s�ycha� by�o ich pot�ne tr�bienie.
Tak jak lwy, ma�py i ludzie, s�onie �yj� we wsp�lnotach. Ka�dy
doros�y s�o�, czy to kuzyn, wuj, ciotka, siostra, czy matka, dba
o to, �eby nikt si� nie zbli�y� do ma�ego s�onika, wi�c my,
ludzkie dzieci, musia�y�my si� wspina� bardzo wysoko.
Szcz�liwe chwile z rodzin� odchodzi�y jednak stopniowo
w przesz�o��. Starsza siostra uciek�a z domu, brat poszed� do
szko�y w mie�cie. Zaczyna�am si� orientowa� w r�nych nie-
przyjemnych aspektach �ycia mojej rodziny i �ycia w og�le.
Deszcz przesta� pada�. Opieka nad trzodami stawa�a si� coraz
trudniejsza. �ycie stawa�o si� coraz trudniejsze. A ja razem z nim.
By�am coraz bardziej harda, po cz�ci dlatego, �e widzia�am
�mier� moich braci i si�str. Urodzi�o si� nas dwana�cioro, ale
pozosta�a sz�stka. Matka urodzi�a bli�ni�ta, kt�re umar�y zaraz
po porodzie. By�a te� �liczna siostrzyczka, kt�ra prze�y�a tylko
* Najmniejsze ssaki kopytne (przyp. t�um.).
� 27 �
sze�� miesi�cy. Ca�y czas by�a silna i zdrowa, a� kiedy� us�ysza-
�am krzyk matki:
- Waaaris!!!
Przybieg�am natychmiast i zobaczy�am, �e matka kl�czy nad
ni�. By�am ma�� dziewczynk�, lecz wiedzia�am, �e dzieje si� tu
co� strasznego - siostrzyczka wygl�da�a okropnie.
- Waris, przynie� wielb��dziego mleka - zarz�dzi�a matka.
Ale ja nie mog�am ruszy� si� z miejsca.
- No, pospiesz si�!
Sta�am i gapi�am si� na siostr� jak w transie.
- Co si� z tob� dzieje!? - wydar�a si� matka.
Wreszcie posz�am, wiedz�c dobrze, co zobacz� po powrocie.
Przynios�am mleko, ale siostra nadal by�a okropnie spokojna
- widzia�am, �e jest martwa. Kiedy na ni� patrzy�am, matka
uderzy�a mnie z ca�ej si�y.
Jeszcze d�ugo potem obwinia�a mnie o jej �mier�, wierz�c, �e
mam jak�� czarodziejsk� moc, kt�ra przez samo wpatrywanie
si� mo�e zabi� dziecko. Ja nie mia�am �adnych nadnaturalnych
zdolno�ci, ale jeden z m�odszych braci by� kim� niezwyk�ym
- wszyscy to przyznawali. Nazywali�my go Starcem, bo kiedy
mia� sze�� lat, ca�y osiwia�. By� niesamowicie inteligentny i wkr�t-
ce wszyscy mieszkaj�cy akurat w pobli�u zacz�li zg�asza� si� do
niego po porad�. Przychodzi� taki kto� i m�wi�:
- Gdzie jest stary cz�owiek?
Potem sadza� siwow�osego ch�opczyka na kolanach i pyta�:
- Czy s�dzisz, �e deszcz spadnie jeszcze w tym roku?
I kln� si� na Boga, �e cho� m�j brat, s�dz�c z jego wieku, by�
dzieckiem, nie zachowywa� si� jak dziecko. Siada�, my�la�, m�wi�
i porusza� si� jak m�dry starzec pe�en godno�ci. Mimo �e ka�dy
go szanowa�, wszyscy si� bali, bo by�o oczywiste, �e nie jest taki
jak inni. Jednak cho� biologicznie m�ody, Starzec umar� bardzo
wcze�nie - zupe�nie jakby w ci�gu tych paru lat chcia� zamkn��
ca�y ludzki cykl �ycia. Nikt nie wiedzia�, dlaczego tak si� sta�o,
ale ka�dy czu�, �e jego odej�cie �wiadczy�o o tym, i� nie nale�a�
do tego �wiata.
� 28 �
Jak to cz�sto bywa w du�ych rodzinach, ka�demu z nas przy-
pisywano jak�� rol�. Ja by�am buntowniczk�. Na tak� opini�
zapracowa�am sobie mn�stwem poczyna� - dla mnie zupe�nie
oczywistych i usprawiedliwionych okoliczno�ciami - kt�re
w oczach doros�ych, a zw�aszcza ojca, by�y szokuj�ce.
Siedzieli�my sobie kiedy� pod drzewem z m�odszym bratem
Alim, jedz�c bielutki ry� z wielb��dzim mlekiem. Ali po�ar�
swoj� porcj� od razu z wilczym apetytem, a ja smakowa�am
z wolna tak rzadki dar losu. Cho� w zasadzie jedzenie nie by�o
przez nas uwa�ane za co� nadzwyczajnego, to ja zawsze cieszy�am
si� ka�dym k�sem. Kiedy zosta�a mi ju� w misce tylko resztka,
wstrzyma�am si� na chwil� z jedzeniem, �eby porozkoszowa� si�
nim jeszcze. Ali znienacka si�gn�� swoj� �y�k� i nie zosta�o mi
nic, nawet ziarenko. Bez namys�u chwyci�am le��cy w pobli�u
n� i wbi�am go bratu w udo. Ten wrzasn��, ale zaraz wyci�gn��
ostrze i wbi� mi je dok�adnie w to samo miejsce. Oboje padli�my
ranni, ale oczywi�cie wina by�a po mojej stronie, bo to ja ude-
rzy�am go najpierw. Do dzisiaj nosimy z Alim �lady tej naszej
uczty.
Jeden z pierwszych wybuch�w otwartego buntu wi�za� si�
z moim pragnieniem posiadania but�w. Ca�e �ycie mam obsesj�
na ich punkcie. Mimo �e jestem modelk�, nie mam wielu ubra�,
jakie� tam d�insy i podkoszulki, ale moje szafy wypchane s�
sanda�kami, cz�enkami, szpilkami, tenis�wkami i kozakami,
do kt�rych - o ironio! - przewa�nie nie mam co za�o�y�. Jako
dziecko rozpaczliwie chcia�am mie� buty, cho� nie wszystkie
dzieci w naszej rodzinie mia�y w�asne ubrania, a ju� na pewno
nie by�o na te buty pieni�dzy. Ja jednak marzy�am, �e tak jak
moja matka nosz� pi�kne sk�rzane sanda�y. Chcia�am zak�ada�
je przed wyj�ciem na wypas i nie przejmowa� si� ju� wi�cej
kamieniami, cierniami, w�ami i skorpionami. Moje stopy by�y
zawsze podrapane i posiniaczone, do dzisiaj mam na nich blizny.
Nieraz przebi�am sobie stop� cierniem, kt�ry czasami �ama� si�
i zostawa� pod sk�r�, a lekarzy ani lekarstw na pustyni nie by�o.
� 29 �
Musia�am dalej maszerowa�, bo wymaga�a tego opieka nad
zwierz�tami. Nikt nie m�wi�: nie dam rady. Ka�dy wstawa�
skoro �wit i ku�tyka�, najlepiej jak umia�.
Ahmed, jeden z braci ojca, by� bardzo zamo�ny. Wuj �y�
w mie�cie Galcaio*, a my opiekowali�my si� jego stadami. Zo-
sta�am wybrana do pasienia jego k�z, bo robi�am to doskonale,
potrafi�am znale�� zwierz�tom wod� i pasz�, ustrzec je przed
drapie�nikami. Mia�am mniej wi�cej siedem lat, kiedy podczas
kolejnej wizyty zagadn�am wuja Ahmeda:
- S�uchaj, chc� �eby� mi kupi� buty!
Popatrzy� na mnie i za�mia� si�.
- No dobra, dobra. Dostaniesz buty.
Kiedy us�ysza�am od ojca, �e wuj pojawi� si� znowu, zadr�a�am
z podniecenia - oto dzi� dostan� swoje pierwsze buty. Gdy tylko
nadarzy�a si� okazja, wyrzuci�am z siebie pytanie:
- No i co, przywioz�e� je?
- Tak, tak, mam je tutaj - odpowiedzia� i wr�czy� mi pa-
czk�.
Wydoby�am sw�j prezent i oniemia�am: to by�y gumowe kla-
pki. Nie pi�kne sk�rzane sanda�y, jakie nosi�a mama, ale tanio-
cha, ��te klapki. Wprost nie mog�am w to uwierzy�.
- To s� moje buty?!!! - wrzasn�am i cisn�am klapkami w wu-
ja Ahmeda.
Kiedy odbi�y si� od jego twarzy, ojciec z pocz�tku pr�bowa�
si� zdenerwowa�, ale tym razem mu si� nie uda�o, zacz�� si�
skr�ca� ze �miechu. Wuja zatka�o i wykrztusi� tylko:
- Nie do wiary. Jak ty chowasz swoje dzieci!
Rzuci�am si� na niego wymachuj�c r�kami, bo rozczarowanie
doprowadzi�o mnie do prawdziwego sza�u.
- To ja tak harowa�am na takie nic? - dar�am si�. - Co�
takiego za tyle roboty? Tfu! Wol� chodzi� boso, a� mi si� stopy
zakrwawi�, ni� nosi� takie �mieci!
* Miasto w prowincji Mudug w �rodkowej Somalii, oko�o 600 km od
Mogadiszu. Inna pisownia nazwy: Gallakajo, Gaalkacyo (przyp. t�um.).
� 30 �
Wuj Ahmed popatrzy� na mnie, wzni�s� oczy do nieba i wes-
tchn��:
- O Allachu!
Przygarbi� si�, podni�s� swoje klapki i zabra� je do domu.
Nie uwa�a�am, �e sprawa jest za�atwiona. Ka�dego krewnego,
znajomego i nieznajomego, kt�ry udawa� si� do Galcaio, prosi-
�am o przekazanie wujowi jednej wiadomo�ci: �Waris chce bu-
t�w!". Na spe�nienie marzenia przysz�o mi jednak czeka� jeszcze
wiele lat. Tymczasem trzeba by�o dalej opiekowa� si� kozami
Ahmeda i reszt� rodzinnych stad, przemierzaj�c tysi�ce mil na
bosaka.
Na d�ugo przed histori� z klapkami, kiedy mia�am oko�o
czterech lat, odwiedzi� nas pewnego razu Guban, dobry znajomy
ojca. Zagl�da� do nas do�� cz�sto. Sta� sobie, gwarz�c z rodzi-
cami, w zapadaj�cym zmroku, a� w ko�cu matka spojrza�a
w niebo na wynurzaj�c� si� jasn� plamk� magual hidhid i za-
uwa�y�a, �e czas zap�dzi� jagni�ta do zagrody. Guban na to:
- Och, dlaczego nie mia�bym tego zrobi� dla ciebie. Waris mi
pomo�e.
Poczu�am si� bardzo wa�na - przyjaciel taty wybra� mnie,
a nie kt�rego� z braci. Wzi�� mnie za r�k�, wyszli�my z chaty
i zacz�li�my zagania� stado. Zazwyczaj przy takich okazjach
biega�am dziko to tu, to tam, ale robi�o si� coraz ciemniej, wi�c
ze strachu trzyma�am si� blisko Gubana. Ten za� ni st�d, ni
zow�d zdj�� kurtk�, po�o�y� na piasku i przysiad� na jej brzegu.
Przygl�da�am si� temu ze zdziwieniem i zaprotestowa�am:
- Czemu siadasz? Robi si� ciemno, musimy si� zaj�� zwie-
rz�tami.
Guban na to:
- Mamy czas. Zajmiemy si� nimi za chwil�. - Wyci�gn�� si�
na kurtce i klepn�� wolne miejsce obok. - Chod� tu i usi�d�.
Podesz�am z wahaniem, ale jako dziecko uwielbia�am bajki,
wi�c wyda�o mi si�, �e to �wietna okazja, by jakiej� pos�ucha�.
� 31 �
- Opowiesz mi bajk�? - spyta�am.
Guban znowu klepn�� kurtk�, m�wi�c:
- Opowiem, jak usi�dziesz.
Kiedy tylko to zrobi�am, popchn�� mnie, jakby chcia�, �ebym
si� po�o�y�a.
- Nie chc� le�e�. Chc� bajki! - nalega�am uparcie, zrywaj�c
si� przy tym na r�wne nogi.
- No chod�, chod� - zamrucza� i przytrzyma� mnie mocno za
rami�. - K�ad� si� i patrz w gwiazdy, a ja opowiem ci bajk�.
Po�o�y�am si� z g�ow� na kurtce, wbijaj�c stopy w ch�odny
piasek, i wpatrzy�am si� w migocz�c� Drog� Mleczn�. Kolor
nieba przechodzi� od indygo do czerni, jagni�ta skaka�y gdzie�
w ciemno�ciach, a ja czeka�am z niepokojem na pocz�tek opo-
wie�ci. Nagle Drog� Mleczn� przes�oni�a mi twarz Gubana.
Kucn�� mi�dzy moimi udami i zerwa� szerok� szarf� przepasu-
j�c� mnie w biodrach. Potem poczu�am, �e co� twardego i mok-
rego usi�uje mi si� wcisn�� w krocze. Zamar�am w bezruchu
- nie wiedzia�am, co si� dzieje, ale przeczuwa�am, �e to nic
dobrego. Ucisk by� coraz silniejszy, a� w ko�cu poczu�am strasz-
ny b�l.
- Chc� do mamy!!!
Nagle obryzga� mnie jaki� ciep�y p�yn, a nocne powietrze
przenikn�� md�y smr�d.
- Zesika�e� si� na mnie! - wrzasn�am przera�ona. Zerwa�am
si� i przepask� zacz�am �ciera� z n�g cuchn�ce paskudztwo.
- No ju� dobrze, wszystko w porz�dku - zaszemra� uspoka-
jaj�co Guban. - Pr�bowa�em tylko opowiedzie� ci bajk�.
Odzyskawszy swobod� ruch�w, natychmiast pobieg�am do
domu, a Guban za mn�, usi�uj�c mnie po drodze schwyta�.
Zobaczy�am, �e mama stoi przy ognisku, z o�wietlon� na poma-
ra�czowo twarz�. Przypad�am do niej i wczepi�am si� kurczowo
w jej nogi.
- Co si� dzieje, Waris? - spyta�a zaalarmowana.
Wkr�tce przybieg� zdyszany Guban. Matka popatrzy�a na
niego uwa�nie:
� 32 �
- Co jej si� sta�o?
Roze�mia� si� swobodnie i pomacha� mi r�k�.
- Oj, oj, pr�bowa�em opowiedzie� jej bajk� i si� przestraszy�a.
Trzyma�am matk� w �elaznym u�cisku. Chcia�am powiedzie�,
co zrobi� mi przyjaciel taty, ale nie mog�am znale�� w�a�ciwych
s��w, bo nie wiedzia�am, co tak naprawd� zrobi�. Patrzy�am na
g�b� �miej�c� si� w �wietle ogniska, g�b�, kt�ra przypomina�a
mi si� raz po raz przez ca�e lata, i wiedzia�am, �e b�d� go
nienawidzi�a do ko�ca �ycia.
Matka oderwa�a moj� g�ow� od swojego uda, pog�aska�a
mnie i rzek�a:
- Ju� dobrze, Waris. To by�a tylko bajka, dziecino. To si� nie
dzia�o naprawd�.
A potem odwr�ci�a si� do Gubana i spyta�a: - Co z jagni�tami?
3
�ycie koczownika
Wychowawszy si� w Afryce, nie nabra�am poczucia historii,
kt�re wydaje si� tak wa�ne w innych cz�ciach �wiata. A� do
roku 1973 j�zyk somalijski nie mia� pisemnej formy przekazu,
wi�c nie uczyli�my si� ani czyta�, ani pisa�. Wiedza by�a prze-
kazywana z pokolenia na pokolenie ustnie - przez poezj� i klech-
dy ludowe - oraz, co najwa�niejsze, dzi�ki temu, �e uczono
dzieci sztuki prze�ycia na pustyni. Na przyk�ad matka nauczy�a
mnie wyplata� z wysuszonej trawy naczynia o tak �cis�ym splocie,
�e nie wylewa�o si� z nich mleko. Ojciec nauczy� mnie, jak
opiekowa� si� zwierz�tami i jak rozpoznawa�, czy s� zdrowe.
Nie m�wili�my du�o o przesz�o�ci, bo nikt nie mia� na to czasu.
Dzie� dzisiejszy by� wszystkim, wi�c m�wi�o si� przede wszystkim
o tym, co jest do zrobienia dzisiaj: czy wszystkie dzieci wr�ci�y
do chaty? czy zwierz�ta s� bezpieczne? co b�dziemy dzi� jedli?
gdzie mo�na znale�� wod�?
�yli�my w Somalii �yciem naszych przodk�w, tak samo od
tysi�cy lat, bez �adnych dramatycznych zwrot�w. Koczownicy
nie mieli elektryczno�ci, telefon�w, samochod�w; �e ju� nie
wspomn� o komputerach, telewizji i podr�ach kosmicznych.
Dlatego wsp�lne nam wszystkim poczucie czasu mia�o zupe�nie
inny charakter ni� panuj�ce w krajach Zachodu.
� 34 �
Tak jak i reszta mojej rodziny, nie wiedzia�am, ile mam lat
- mog�am tylko przypuszcza�. Dziecko rodz�ce si� w moim
kraiu mia�o niewielkie szans� na to, �e do�yje roku, wi�c nie
uwa�ano, aby zapisywanie daty jego urodzenia by�o szczeg�lnie
istotne. �yli�my wtedy poza sztucznymi ramami czasu, tworzo-
nymi przez zegary, kalendarze i rozk�ady jazdy. Bieg czasu
wyznacza�o s�o�ce i pory roku. Nasze plany zale�a�y od deszczu
i od tego, ile dnia pozosta�o do zmroku. Kiedy m�j cie� wyci�ga�
si� w stron� zachodu, znaczy�o to, �e jest poranek; kiedy k�ad�
si� na moje stopy - by�o po�udnie; kiedy przechodzi� na przeciw-
n� stron� - zbli�a� si� koniec dnia. Kiedy cienia zaczyna�o szybko
przybywa�, nale�a�o szuka� drogi powrotnej do domu, �eby nie
zosta� samemu w ciemno�ciach.
Gdy wsta�o si� rano, trzeba by�o postanowi�, co jest dzi� do
zrobienia, i robi� to, najlepiej jak si� potrafi, a� si� sko�czy�o
albo a� by�o zbyt ciemno, �eby cokolwiek zobaczy�. Nikomu
nie przychodzi�o do g�owy, �eby planowa� sobie dok�adnie pory
poszczeg�lnych zaj��. W Nowym Jorku bez przerwy spotykam
si� z lud�mi, kt�rzy wyci�gaj� terminarze i pytaj�: Masz czas
w porze lunchu czternastego - albo mo�e pi�tnastego? Odpo-
wiadam im na to: Dlaczego, je�li chcesz si� ze mn� um�wi�, po
prostu nie zadzwonisz dzie� wcze�niej? Ilekro� notuj� w swoim
kalendarzu te wszystkie spotkania, tylekro� u�wiadamiam sobie,
�e nie potrafi� si� przyzwyczai� do samego pomys�u tworzenia
takiego spisu. Kiedy po raz pierwszy przyjecha�am do Londynu,
nie mog�am zrozumie�, o co chodzi ludziom, kt�rzy wbijaj�
wzrok w nadgarstek i wo�aj�: No to musz� lecie�! Zdawa�o mi
si�, �e wszyscy wsz�dzie si� spiesz�, �e ka�de dzia�anie musi si�
sko�czy� jak najszybciej. Czas afryka�ski p�ynie powoli i spokoj-
nie. Kiedy m�wisz: Zobaczymy si� jutro ko�o po�udni