2628
Szczegóły |
Tytuł |
2628 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2628 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2628 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2628 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Joan Brady
Teoria wojny
Przek�ad Andrzej Chajewski
Tytu� orygina�u THEORY OF WAR
Redakcja stylistyczna DOROTA KIELCZYK
Redakcja techniczna ANNA BONIS�AWSKA
Korekta GRA�YNA NAWROCKA
Opracowanie graficzne ok�adki WYDAWNICTWO AMBER
Informacje o nowo�ciach i pozosta�ych ksi��kach Wydawnictwa AMBER oraz mo�liwo�� zam�wienia mo�ecie Pa�stwo znale�� na stronie Internetu http://www.amber.supermedia.pl
Copyright (c) 1 994 by Joan Brady. All rights reserved.
For the Polish edition
Copyright (c) 1998 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
ISBN 83-7245-027-7
Alexandrowi Brady'emu i jego dzieciom oraz dzieciom jego dzieci
Niepe�nosprawno�� jest alegori� �ycia w spo�ecze�stwie.
Robert E. Murphy, The Body Silent
Oczywi�cie, to samo tyczy si� niewolnictwa, ale s�awo "niewolnictwo" funkcjonuje w j�zyku g��wnie jako metafora i nikt ju� nie zwraca uwagi na jego prawdziwe znaczenie.
dr Nathaniel Carrick (z ta�my z nagraniem wywiadu)
Cz�� I
Wtorek
Rekonesans
I
M�odzi s� tacy g�upi. Kiedy mia�am dwadzie�cia jeden lat, posz�am na Uniwersytet Columbia; na filozofi�. Pragn�am szuka� prawdy. Zatrudni�am pomoc; kto� musia� pcha� w�zek. Profesorowie m�wili: "Prawda istnieje. Jest rzeczywista i absolutna. Znaczenie ma jednak tylko w takich pytaniach jak: Czy jutro b�dzie deszcz? Wystarczy poczeka� do nast�pnego dnia. I prosz� bardzo; oto prawda". Tak; ale co ja mam z tego? �yj� tutaj, przykuta do w�zka inwalidzkiego. Chc� wi�cej.
Zaczn� od Sweetbrier. Nie cierpi� �rodkowego zachodu, a zw�aszcza Sweetbrier, kt�re zawsze by�o dziur�. Dzisiaj zosta�o tam kilka chat rozrzuconych przy drodze biegn�cej wzd�u� pola kukurydzy. Wszyscy omijaj� to miejsce. Farmerzy gdzie indziej szukaj� sklep�w i rozrywek. Na jednym z dom�w mo�na si� doczyta� nazwiska w�a�ciciela sklepu Benbowa Wikina, ale w �rodku p�ki �wiec� pustkami. Nieliczni klienci s� tak strupieszali jak staruch drzemi�cy za lad�.
Tutaj zaczyna si� prawda.
Upadek Sweetbrier rozpocz�� si� w roku tysi�c dziewi��set dwudziestym trzecim, kiedy kolej Midwest Pacific postanowi�a zamkn�� dworzec, na kt�rym poci�gi jad�ce z Topeki do Jefferson City i tak zatrzymywa�y si� tylko po wod�. Miejscowi tego nie widzieli. Ludzie lubi� si� oszukiwa�. Wiadomo�� opublikowano w "Stra�niku L�dowym", ale nikt nie da� jej wiary. Mieszka�cy miasta uwierzyli dopiero, kiedy senator George Stoke - wielki blagier - powiedzia� im, �e to prawda. Historycy nazywaj� tego blagiera "niez�omnym libera�em".
9
Pisz� o tym, �e zreformowa� senat; �e sprzeciwia� si� I wojnie �wiatowej; �e pot�pi� traktat wersalski; zg�asza� projekty umocnienia w�adzy federalnej - jeden tak s�ynny, �e a� strach go wspomina�; i jeszcze te programy pomocy farmerom. John R Kennedy przedstawi� t� posta� w Sylwetkach odwa�nych. A ja i tak powt�rz�, �e Stoke by� blagierem. Wi�cej, nazw� go gnojem i powiem, �e powinien sko�czy� gorzej, du�o gorzej, ni� sko�czy�. Jeszcze do tego wr�c�.
George Stoke stworzy� komitety walki z kolej�, zanim inni zrozumieli, co si� w�a�ciwie dzieje. Redakcja "Stra�nika" wyst�pi�a z pomys�em pikniku na skwerze przed will� senatora, czyli w miejscu, gdzie ten polityk u schy�ku kariery wci�� zajmowa� si� swym polem uprawnym - w�adz�. Nawozi� je solidnie pieni�dzmi i wieloletnim rozdawnictwem stanowisk. Sia� wiosn�, a zasiew rozkwita� latem, by dojrze� w listopadzie, kiedy nadchodzi�a pora �niw, wybor�w, �wi�t, jab�k�wki, woz�w z plonami, zbior�w i sukces�w, po kt�rych trzeba zaora� ziemi� pod kolejne lata upraw. Senator mieszka� tu� za miastem. "Damy to na ca�� stron�, panie senatorze", m�wi� wysoki, chudy dziennikarz. "Ma si� rozumie�". Brwi "niez�omnego libera�a" poruszy�y si� jak d�d�ownice w puszce w�dkarza.
Naturalnie chcia�abym wiedzie�, co to jest prawda. Na uniwersytecie powiedzieli, �e naucz� nas �wietnej techniki stopniowego dochodzenia do "przybli�e� prawdy". "To co� jak rachunek r�niczkowy", wyja�nili. Tylko �e rachunek r�niczkowy daje nam konkrety: styczne do krzywej i orbity planet. Zapytajcie filozof�w, co oni nam daj�. B�d� be�kotali o wczorajszej prognozie pogody i dzisiejszym deszczu. Powtarzam, to nie wystarczy. Poza tym, id� o zak�ad, �e prawda jest cz�sto prawdziwsza, kiedy j� wymy�lamy. Tak jak t� sobot� w czerwcu tysi�c dziewi��set dwudziestego trzeciego roku i skwer przed will� senatora. Nie by�o mnie tam. Ale i tak widz� �ony miejscowych dygnitarzy, kt�re nakrywaj� do sto��w ustawionych na trawniku. Widz� grecki portyk domu, wygl�daj�cy jak kto�, kogo biegunka dopad�a na skraju pola golfowego. Obrusy powiewaj� na wietrze. Wiklinowe kosze p�kaj� od szynek, sa�atek, ciast, lemoniad i lod�w. Kobiety plotkuj� przy pracy. Kapelusiki dr��. Suknie faluj�. M�j wujek. Atlas, zna� wi�kszo�� tych pa�. Opowiedzia� mi o nich wiele lat temu; by�am wtedy m�oda i guz w moim kr�gos�upie jeszcze nie
10
rozsadzi� ko�ci. Pami�tam imiona dam: Harfie, Maude, Gertrud�, Carrie, Hope.
O jedenastej trzydzie�ci zje�d�aj� si� go�cie z ca�ego stanu Kansas. Panowie w od�wi�tnych garniturach dolewaj� z piersi�wek d�in do lemoniady. Alkohol pochodzi� prawdopodobnie z kontrabandy. W latach dwudziestych obowi�zywa�a prohibicja. Co to zreszt� za r�nica? Ch�opcy w szortach, dziewcz�ta w sukniach z krynolin�. Psy szczekaj�. Flaga z napisem RATUJCIE SWEETBRIER za�amuje si� na wietrze. Wiatru mog�o nie by�. To bez znaczenia. O dwunastej zaczynaj� si� ta�ce. O pierwszej gruby senator tratuje traw� porastaj�c� skwer, zmierzaj�c na m�wnic�. "Najwa�niejsze, �eby trafi� we w�a�ciw� chwil�", g�osi�. "Pozw�lcie mi j� wybra�, a przekabac� wam publik� w try miga". Zatrzymuje si� co jaki� czas i odbija u�miech na r�kawiczkach wybranych dam. Wykonuje niebezpieczny sk�on, by przyj�� lody od dziewczynki z kr�conymi w�osami.
Fotografie sze��dziesi�ciodwuletniego polityka nie s� zbyt udane. Po wielu grubasach nie wida� tuszy. U senatora by�a wyra�na. T�uszcz si� na nim przelewa�. Czcigodny Stoke mia� obwis�e dolne powieki; przebarwione, ci�gle za�zawione, cho� gniewnie patrz�ce oczy wychodzi�y czarne na starych zdj�ciach prasowych. Sad�o wylewaj�ce si� znad sztywnego ko�nierzyka wygl�da�o jak t�usta, nadpsuta wieprzowina. Chodzi� z lask� zwie�czon� r�czk� w kszta�cie g�owy w�a, z prawdziwymi z�bami i per�ami zamiast oczu. Mia� na sobie surdut, wy�wiecony na �okciach i skrojony wed�ug mody sprzed trzydziestu lat. Ta cz�� garderoby by�a dla niego bardzo wa�na. Ma r�wnie� du�e znaczenie dla mnie i dla tej opowie�ci. Zniszczone okrycie towarzyszy�o senatorowi w ca�ej jego karierze. Wszyscy s�yszeli o surducie George'a Stoke'a i o niebywa�ej wulgarno�ci senatora. Libera� ci�ko pracowa� na t� s�aw�. Zanosi� si� �miechem, patrz�c na wstrz��ni�t� jego s�owami dam� lub zaszokowanego d�entelmena. "Widzisz ten papierek lakmusowy?", zapyta� kiedy� jednego z dostojnik�w. "W�o�� ci go do ust. O, w ten spos�b. I kln� si�..." Tu kolej na moje ulubione, smakowicie obrzydliwe powiedzonko. Przez ca�e �ycie usi�owa�am go u�y� i nigdy, przenigdy, nie trafi�a si� w�a�ciwa chwila. A mo�e tylko zabrak�o mi odwagi, pewno�ci siebie. "I kln� si� na nie tkni�t� piczuchn� matki Jezusowej, �e b�d� wiedzia�, komu wczoraj liza�e� dup�",
11
m�wi� George Stoke, demokrata ze stanu Kansas, od niepami�tnych czas�w filar Senatu Stan�w Zjednoczonych.
S�owa to nie wszystko. Senator by� kobr� w�r�d polityk�w. Wiedzia�, czego chce. Doskonale zna� potrzeby swojego elektoratu. I nikt ani nic nie mog�o wp�yn�� na zmian� stanowiska Stoke'a. Dzielny George ob�askawia� wrog�w, a potem wyciska� z nich sok i odrzuca� resztki. Przetrwa� w polityce bardzo d�ugo. Wybierano go raz za razem i to zgodnie z prawem, kt�re w ka�dym cywilizowanym kraju wykluczy�oby takiego cz�owieka ju� na pocz�tku. K�opot w tym, �e nie istniej� cywilizowane kraje. Prawda?
M�j dziadek dobrze zna� George'a Stoke'a. Wychowali si� razem, ale trudno sobie wyobrazi� ludzi bardziej niepodobnych do siebie. Przynajmniej na zewn�trz. George by� powolny. Dziadek za� ognisty. Tak jak huty w Cardiff le��ce wzd�u� g��wnej drogi ��cz�cej Wali� z Angli�. Wiod� tam cudzoziemski �ywot w r�wninnym pejza�u odlewni, piec�w, walcowni i komin�w. Po zmierzchu ca�a okolica l�ni na czerwono od ukrytego ognia. To jest piek�o na ziemi. Zasnuwa je ca�un dymu. Nieruchomego, dysz�cego, �wietlistego miazmatu zatruwaj�cego powietrze i wod� w Kanale Bristolskim. Tak jak z�o�� dziadka zatruwa moje �ycie, cho� ten cz�owiek zmar�, zanim si� urodzi�am. By� g�odnym drapie�nikiem, jak m�wi� o sobie niekoronowany kr�l Arabii. To dlatego szuka�am prawdy na Uniwersytecie Columbia. Chcia�am wiedzie�, jakie znaczenie mia�o �ycie mojego dziadka. Wolno mi pyta�. Ci��y na mnie jego kl�twa.
Kiedy by�am dzieckiem, ojciec opowiada� mi o dziadku, zapami�ta�am jednak tylko historie Atlasa. Wczuwa�am si� w nie; prze�ywa�am je w latach dojrzewania. "Kiedy m�j ojciec po raz pierwszy zobaczy� George'a Stoke'a..." Na te s�owa wyt�a�am wzrok, �eby dostrzec George'a, tak jak po raz pierwszy ujrza� go m�j dziadek. Nie zamierza�am tylko ocali� przesz�o�ci od zapomnienia. Po��da�am wspomnie� dziadka w biblijnym sensie. By�o to grzeszne, skrywane pragnienie. Chcia�am zobaczy�, zapami�ta� i zatrzyma� te ulot-
12
ne zbli�enia w mojej pami�ci. Wykra�� wszystkie i posi��� na w�asno��. Atlas powiedzia� kiedy�: "Jecha� pierwszym poci�giem przez G�ry Skaliste". Przez moj� g�ow� przemkn�y s�owa: "Czy ja to pami�tam? Pami�tam? Mam czelno�� pami�ta�?" Gdyby cz�owiek by� wystarczaj�co szybki, m�g�by sam poca�owa� si� w usta. Czasem, w samotno�ci, pr�buj� nawet mi to wychodzi. No, prawie. Tak s�dz�. Kr�ci mi si� w g�owie od tych pr�b, ale kiedy znowu zaczynam jasno widzie�, jestem taka jak przedtem. Nic si� nie zmienia. Absurdalny pomys�. Nie mog� pami�ta� �ycia mojego dziadka, przecie� nigdy nawet nie widzia�am czcigodnego antenata.
Dziadek nazywa� si� Jonathan Carrick. By� mniej wi�cej lwa lata m�odszy od senatora. Wuj Atlas m�wi�, �e nikt nie zna� dok�adnej r�nicy wieku. Daty urodzin dziadka nigdzie nie odnotowano. W dniu przyj�cia u senatora mia� oko�o sze��dziesi�tki. Mimo i� Jonathana i George'a pod wzgl�dem wygl�du i zachowania dzieli�o bardzo wiele, to jednak co� ich tak�e ��czy�o. Nie tylko wsp�lna przesz�o��. Co� znacznie g��bszego. Blisko�� wrog�w; �o�nierzy.
Nie ma znacznych r�nic mi�dzy wojn� dwojga ludzi a wojn� dw�ch kraj�w. Zacznijmy od tego, co wida�. Wojska musz� nie� sztandary, proporce, mundury. Dziadek i senator te� je wsiadali. Jonathan Carrick chodzi� w surducie; senator r�wnie�. Okrycia obu m�czyzn by�y bardzo niemodne. Surdut jako god�o? Dlaczego nie, skoro god�em narodu s� jakie� r�e, kokardy czy pi�ra. M�j dziadek �wietnie wygl�da� w surducie z aksamitnym ko�nierzem. Prawd� m�wi�c, �adnemu we wszystkim �adnie. Jonathana zdecydowanie wyr�nia�a spo�r�d zwyk�ych ludzi swoboda i pewno�� ruch�w. Dziadek wspaniale gestykulowa�. Czasami odpowiada� wy��cznie gestem r�k, ale nie by�o w�tpliwo�ci, co mia� na my�li. Atlas )powiada� mi o tym ujmuj�cym darze, nieoczekiwanym, zaskakuj�cym u osoby tak bardzo nerwowej. Gracja, magiczna elegancja i wielki urok - wszystko to wzbudza�o w miejscowych kobietach macierzy�skie uczucia wobec dziadka. Natomiast gor�cy temperament Jonathana wywo�ywa� w sercach iam wielkie emocje. Kiedy taki m�czyzna traci �on�, wiele si� o nim m�wi.
Ludzie powtarzali, �e za bardzo si� przej�� �mierci� �ony. Nie powinien dalej �y�. Ale jak tu �y�? Po co? Kiedy robili�my zakupy, zatrzymywa� si� w p� kroku na ulicy. Na jego twarzy
13
by�o wida� b�l. "To serce", plotkowali ludzie. Ale mylili si�. Chodzi�o o wojn�. Robi� tak� min�, kiedy nagle zda� sobie spraw�, �e zostawi� bez obrony jedn� z flanek. Noc� chodzi� po pustym ciemnym domu, zastanawiaj�c si� nad psychik� wroga. "Czy to ma jakie� znaczenie?", pyta�. "A mo�e to w og�le nie jest wa�ne? Je�li nie... Niemo�liwe... Nie, do licha. Tego ju� za wiele. S�yszysz? Nie!"
Rozwa�my dok�adniej problematyk� wojny. Przypomnijmy podstawow� zasad� strategii autorstwa wielkiego filozofa -militarysty Karla von Clausewitza: Przewag� ma ta strona, kt�ra wyra�niej widzi sw�j cel. Jonathan sprawdza� wszystkie mo�liwo�ci. Mo�e to? Tego chcia�? Nie, do cholery. A mo�e to? Nie! Istnia�o wi�c tylko jedno wyj�cie: George Stoke. M�j dziadek znalaz� informacj� o przyj�ciu w ukazuj�cym si� w Seattle "Wywiadowcy". Mia� farm� pod miasteczkiem Hannaville. Na p�nocy, w�r�d bagien i sosnowych las�w stanu Waszyngton, p� kontynentu od Sweetbrier i balu u senatora. Przeczyta� o tym wydarzeniu towarzyskim tego samego dnia, w kt�rym trafi� na wiadomo�� o dorocznym zje�dzie metodyst�w przygotowywanym w Topece. Topeka by�a zaledwie pi��dziesi�t kilometr�w od willi senatora. Clausewitz napisa�, �e wojna to doskona�a jedno�� trzech czynnik�w: emocji, rozumu oraz przypadku. I oto m�j dziadek dzi�ki "Wywiadowcy", gazecie tak beznadziejnie nudnej jak "Stra�nik L�dowy" wychodz�cy w Sweetbrier, znalaz� si� po w�a�ciwej stronie "w grze prawdopodobie�stw", jak pisa� Clausewitz, "dzi�ki kt�rym wojna staje si� swobodnym dzia�aniem ludzkiej duszy".
Dziadek nie doczyta� wiadomo�ci o przyj�ciu na skwerze. Rzuci� gazet�, wybieg� na podw�rze i zacz�� przygotowywa� swojego wys�u�onego saxona do podr�y. Tydzie� p�niej ruszy� polnymi drogami p�nocnego zachodu, koleinowymi szlakami przez G�ry Skaliste i prostymi �wirowymi przecinkami biegn�cymi przez pola kukurydzy stan�w Kolorado i Kansas.
Kiedy m�j dziadek zatrzyma� w�z przed ostrym zakr�tem drogi dojazdowej na posiad�o�� senatora, nie m�g� widzie� George'a. Jestem pewna. By�am w Sweetbrier i obejrza�am
14
okolic�. M�g� dostrzec t�um, faluj�ce kapelusiki i zwiewne sukienki. Us�ysza� George'a dopiero, kiedy znajdowa� si� w po�owie trawnika. Wszystkie gazety przedrukowa�y przem�wienie senatora. Nie powiedzia� nic nadzwyczajnego. Ze wzgl�du jednak na to, co si� sta�o p�niej, prasa po�wi�ci�a mu wi�cej uwagi ni� jakiemukolwiek m�owi stanu, w��cznie z tymi, kt�rzy s�ono p�ac� dziennikarzom za zainteresowanie.
Wyobra�am sobie, �e pierwsze s�owa przem�wienia, kt�re dotarty do Jonathana, brzmia�y: "... i co nam m�wi� ci eleganccy panowie w garniturkach? Co? Mamy po�wi�ci� nasze Sweetbrier dla dobra narodu? Zgadza si�?"
Kiedy by�am ma�a, wraz ze swoimi dwiema siostrami sp�dzi�am rok poza domem w eleganckiej szkole z internatem. Moi rodzice okropnie si� k��cili. Uznali wi�c, �e lepiej usun�� dzieci z linii ognia. Trzy ma�e dziewczynki w szkole. Przy skwerze ros�y rz�dy rododendron�w. Do dzi� zapach tych ro�lin przypomina mi, jak bardzo by�am nieszcz�liwa w tamtym czasie i miejscu. Tak samo pewnie czu� si� Jonathan, kiedy po czterdziestu latach us�ysza� g�os George'a.
"Chc� nas wyrolowa�? Midwest Pacific nas? Wiecie, co my na to, przyjaciele?"
Jonathan wzi�� oddech i zacz�� przemawia� do genera��w zebranych w obozie Topeka, gdzie w�a�nie si� zaczyna� zjazd metodyst�w. "Uprzejmo�� sprzedawcy. Od tego zale�y wszystko; tak by�o i tak pozostanie. Teraz daje ona si��. I pieni�dze. Co dalej? Co� dziwnego. Sk�d te puste oczy? Z chciwo�ci? Ze strachu?"
George zosta� komiwoja�erem, kiedy mia� pi�tna�cie lat, a jego rodzina bardzo zbiednia�a. By� bardzo du�y na sw�j wiek. Dziesi�� lat po wojnie secesyjnej ludzie wci�� nazywali ch�opc�w doboszami. George b�bni� handlowe formu�ki, sprzedaj�c tyto� do �ucia ze Sweetbrier w First Chance, Dixon, Nirvanie i wielu innych miasteczkach, kt�re ci�gle trwaj� porozrzucane na �rodkowym zachodzie niczym t�uste plamy na starym obrusie.
Jonathan nie widzia� si� z George'em od blisko pi��dziesi�ciu lat, cho� ogl�da� go, coraz starszego i grubszego, na zdj�ciach w prasie. Gazety cz�sto publikowa�y fotografie wielkiego senatora. Stoke zrobi� zawrotn� karier�. Mimo to, kiedy Jonathan my�la� o George'u, przypomina� mu si� ch�opak,
15
kt�ry �wiczy� komiwoja�erskie od�ywki: oparty �okciem o kontuar, z b�yszcz�cymi czarnymi oczami m�wi�: "Nalej nam co�, kolego. Dla mnie bourbon".
W m�odo�ci jeste�my bezlito�ni, dzicy. A na staro��? Szkoda gada�. Przyjrzyjcie si� temu groteskowemu, staremu grubasowi na schodach. Gdzie si� podzia� ten ch�opak o b�yszcz�cych oczach? Widzicie te t�uste uda? Stykaj� si�, chocia� starzec stoi na szeroko rozstawionych platfusowatych stopach. George kupi� pierwszy surdut, kiedy surduty by�y bardzo modne. Musia� mie� porz�dny przyodziewek do roboty. "Dobosz powinien by� dobrze ubrany, je�li chce co� opchn�� tym frajerom". Kupi� go w Sears. Surdut mia� sztywn� podszewk� i paciorkowe guziki. Na my�l o tym Jonathan a� si� zachwia�; a jego twarz odzwierciedla�a to samo cierpienie, jakie prze�ywa� w Hannaville, kiedy s�abo�� ogarnia�a strudzony wojn� umys�.
- Nic panu nie jest?
Spojrza� w d� na kobiet� w faluj�cej sukni, w�a�cicielk� jednego z podskakuj�cych kapelusik�w.
- Nie najlepiej pan wygl�da - powiedzia�a. Na butach mia�a kokardki. - Mo�e powinien pan p�j�� w cie�? Nie jest pan st�d, prawda?
Dlaczego, u licha, ludzie wtr�caj� si� w nie swoje sprawy? Jakim prawem? Nie zdawa� sobie sprawy, �e w oczach zal�ni�y mu gniewne ogniki. Wiedzia�, i� w jego g�osie ten gniew na pewno by zabrzmia�. Pi�knymi r�kami wykona� wi�c tylko gest, z kt�rego wynika�o, �e wszystko w porz�dku, �e nie chce jej robi� k�opotu.
- Oj! - krzykn�a zachwycona, zaintrygowana, bo wszystkich intryguj� �lady t�umionych uczu�. - Pan nie potrzebuje s��w, prawda? Gdzie pan si� tego nauczy�? - Rozp�dzi�a si� na dobre. - Nie robi mi pan k�opotu. Naprawd�. Mieszkam tutaj.
Patrzy� na kobiet� z g�ry. Nie dowierza�. Znowu wykona� r�kami gest, kt�rego znaczenie by�o tak oczywiste, �e wniebowzi�ta dama g�o�no si� roze�mia�a.
- Tak - odpar�a. - Ma pan racj�. Senator jest moim ojcem. Pan pozwoli, pomog� panu.
Zaprowadzi�a Jonathana przez trawnik na ty�y willi. Trawa cudownie skrzypia�a pod jego stopami, jakby skwer wci�� znajdowa� si� w okowach zimowych mroz�w, gdy reszta �wia-
16
ta prze�ywa�a letni dzie�. Weszli do domu. W�drowali d�ugim korytarzem. Najpierw st�pali po czarno-bia�ych marmurowych p�ytach, potem po dywanie, parkiecie i znowu dywanie.
- Prosz� tu usi��� - powiedzia�a kobieta. - Przynios� panu szklank� wody.
Pod trzema �cianami sta�y wysokie rega�y z ksi��kami. Czwart� zdobi�y dwa kandelabry, ka�dy z g�ow� or�a. Mi�dzy nimi wisia� obraz przedstawiaj�cy jedn� z bitew czas�w rewolucji. Powiewa�y flagi, konie sta�y d�ba, b�oto by�o wsz�dzie z wyj�tkiem miejsca, w kt�rym le�a� martwy �o�nierz ubrany w nieskazitelnie bia�e spodnie i at�asowy p�aszcz. Na szyi mia� �liczn� plamk� krwi. Jonathan z odraz� patrzy� na poleg�ego. �ywi� puryta�ski wstr�t do fa�szu. Umieraj�cy sraj� w bia�e spodnie. Maj� rozdziawione usta. Trzeba im podwi�za� szcz�k�, tak jak zrobi� to Ichabod Crane, bo �uchwa po �mierci opada. Nie pami�taj� o tym aktorzy. Ka�dego wieczoru umieraj� na telewizyjnych ekranach i wygl�daj� identycznie jak postaci na elegijnych obrazach w stylu malowid�a nale��cego do George'a Stoke'a.
C�rka senatora zjawi�a si� ze szklank� wody. Za plecami kobiety sta�o zdobione biurko. Na blacie widzia� dagerotyp w srebrnej oprawce. Jonathan wiedzia�, co na nim by�o; co musia�o na nim by�.
- Studiujesz? - zapyta� wprost.
Z rado�ci� szybko usiad�a ko�o niego.
- Jednak pan m�wi. My�la�am, �e jest pan niemow�. Wellesley Studiuj� na Wellesley. Na wydziale romanistyki. Za tydzie� jad� do Pary�a. Pary�! Co� wspania�ego. My�li pan, �e Francuzi znaj� angielski?
- Jedziesz z ojcem?
- Ale� prosz� si� nie martwi�. - U�miechn�a si�. Nie zrozumia�a Jonathana. - Senator Stoke nie opu�ci�by Sweetbrier w potrzebie. Wyjazd do Europy szkodzi�by jego wizerunkowi. - Znowu si� roze�mia�a. - Wizerunek ojca to najwa�niejsza sprawa dla Ameryki. Nie. Wyruszam z mam�. Zostawimy tat� samego na ca�e dwa miesi�ce.
Kiedy odchodzi�a, powiedzia�a Jonathanowi, �e mo�e odpoczywa� tak d�ugo, jak b�dzie chcia�. Zwykle szpiegowanie to powolna, �mudna praca, ale czasem sprzyja nam szcz�cie. Majestatyczny B�g niekiedy zrywa
2 Teoria wojny
17
z nud� i z u�miechem wkracza do akcji. Co� takiego zdarzy�o si� Jonathanowi. Wszystkie odpowiedzi spad�y mu z nieba. W og�le nie musia� si� wysila�. Zna� rozk�ad domu. Wiedzia�, �e George jest na miejscu. Podszed� do zdj�cia oprawionego w srebrn� ramk�. Siadaj�c zamkn�� oczy. Kiedy je otworzy�, zobaczy�, tak jak si� spodziewa�, Alvaha Stoke'a.
Cz�� II
�roda rano
Rewolucja
I
Rewolucyjne malowid�o by�o bardzo dobrze dobrane. Nie pasowa� tylko �o�nierz w nieskazitelnie bia�ych spodniach na polu bitwy jak z bajki, ale pomi�my szczeg�y; s� bez znaczenia. Liczy si� fakt, �e pierwsza wojna Jonathana Carricka, tak jak pierwsza wojna naszego kraju, mia�a rewolucyjny charakter. Najpot�niejsz� si�� poprzedniego re�imu stanowi� Alvah Stoke. By� jak piechota, je�li nie Gwardia Republika�ska. Alvah nale�a� do pierwszych osadnik�w; chocia� palma pierwsze�stwa przypad�a jednak Benbowowi Wikinowi, kt�rego omsza�y sklep nadal stoi przy drodze. Tu� przed rokiem tysi�c osiemset pi��dziesi�tym w Sweetbrier istnia� tylko jeden przybytek - Sklep i Poczta Wikina. Moja opowie�� zaczyna si� pi�tna�cie lat p�niej, kilka miesi�cy po wojnie secesyjnej. W tym czasie osada by�a ju� prawdziwym miastem z saloonem, zak�adem pogrzebowym, kancelari� prawnicz�, fryzjerem i konkurencyjnym sklepem, w kt�rym sprzedawano ser z Nowego Jorku. Zacz�� si� ukazywa� "Stra�nik L�dowy", p�niejszy pomys�odawca przyj�cia u senatora. Ka�dego sobotniego ranka w Sweetbrier zjawiali si� farmerzy wraz z �onami. Deptak kipia� perkalowymi sukienkami, prosi�tami, ko�mi, drobiem i Indianami, kt�rym uda�o si� prze�y� masakry trwaj�ce w okolicy.
Pewnej wrze�niowej soboty w tysi�c osiemset sze��dziesi�tym pi�tym roku Alvah Stoke wszed� na zaplecze Sklepu i Poczty Wikina.
- Chc� kupi� ch�opaka - powiedzia�; i od tego si� zacz�o.
- Po co? - zapyta� Benbow.
21
- Do pracy.
Benbow, kt�ry handlowa� towarami, jakich tylko ludzie mogliby potrzebowa�, przesun�� jakie� pakunki le��ce na kontuarze.
- Ale za wszystko trzeba zap�aci� - wyja�ni�. Alvah milcza�.
- Nie ma ustalonej ceny na ch�opc�w - ci�gn�� Wikin. -Zacznij od niskiej sumy. Alvah milcza�.
- Trzeba to jako� og�osi� - t�umaczy� Wikin. - Pod tym wzgl�dem mo�esz na mnie liczy�.
"Stra�nik L�dowy" ju� wtedy by� ma�omiasteczkow� gazet�, kt�r� na zawsze pozosta�. Niewyra�ny druk, kiepski papier, krzykliwe nag��wki o uchwa�ach kobiecych klub�w i anonse o �lubach miejscowych przyg�up�w: ona z ogromn� �uchw� i t�pym spojrzeniem, on pryszczaty, z niskim czo�em. Kiedy zabrak�o plotek, a gazeta szuka�a tematu, dopiero wtedy pisano o wojnach z Indianami lub o kolejach �elaznych; by�o to na d�ugo, zanim poci�gi Midwest Pacific dojecha�y do Sweetbrier.
Og�oszenie brzmia�o nast�puj�co:
Potrzebny ch�opiec, wiek: sze�� do o�miu lat. Dom do dwudziestego pierwszego roku �ycia. Cena dwadzie�cia dolar�w, do uzgodnienia. Zainteresowani zg�osz� si� w sklepie B. Wikina w sobot� o pi�tnastej.
Czarny ch�opak nie wchodzi� w gr�. Wojna domowa si� sko�czy�a. Poza tym czarni byli bardzo drodzy. Tysi�c dolar�w za ma�ego ch�opca lub dziewczynk�. W ka�dej wojnie ginie wielu m�czyzn, a zostaj� biedne wdowy i g�odne dzieci. Wojna pozbawia te� pracy �o�nierzy, kt�rzy nie potrafi� wykarmi� swojego potomstwa i powstrzyma� si� od p�odzenia kolejnych maluch�w. Plonem wojny secesyjnej by�y gromady niepotrzebnych dzieci. Farmerzy mogli mie� je bardzo tanio i korzystali z tego. Brali ch�opc�w, tylko bia�ych. Mn�stwo ludzi tak robi�o. Nazywali to polowaniem. Alvah nie wierzy�, �e znajdzie parobka za dwadzie�cia dolar�w. Liczy� si� z wydatkiem trzydziestu dolar�w i odpraw�, kiedy (nale�a�oby powiedzie� "je�li") pomocnik sko�czy dwadzie�cia jeden lat.
- Zdarzaj� si� okazje - m�wi� Benbow, zacieraj�c r�ce.
22
Lecia�am z Londynu do stanu Waszyngton p�nocnym korytarzem powietrznym. Nad biegunem i tysi�cami kilometr�w bia�ego, martwego pejza�u. Chcia�am us�ysze�, co wujek Atlas wie o Jonathanie, moim dziadku. Wszystko sta�o si� pod wp�ywem wydarze� chwili. Czytaj�c ksi��k� o paradoksach, natkn�am si� na wspomnienie o Lichtenbergu: "By� zdumiony, �e otwory w sk�rze kota s� dok�adnie tam, gdzie znajduj� si� oczy zwierz�cia". Nie mog�am poj��, dlaczego nie wpad�am na to, �eby pogada� z wujem Atlasem. Nie powinnam d�u�ej czeka�. Ze wzgl�du na wiek Atlasa. Gdybym si� nie pospieszy�a, mog�abym si� nie dowiedzie�, gdzie s� otwory w futerku tego kota. A gdyby wuj umar�? Kto by mi zosta�? Mia�am bezprzewodowy telefon przy w�zku. Zamontowa� mi go ten sam cz�owiek z Cambridge, kt�ry skonstruowa� w�zek wielkiemu profesorowi Hawkingowi. Wystuka�am numer wuja Atlasa. By�am tak przej�ta, �e zupe�nie zapomnia�am o r�nicy czasu. Okaza�o si�, �e na zachodnim wybrze�u Ameryki - sze�� tysi�cy kilometr�w od Devon - dochodzi�a pierwsza w nocy. U nas budzi� si� ranek, mleczarz, listonosz i roznosiciel gazet. Pocz�tkowo Atlas nie okaza� entuzjazmu. Z up�ywem czasu stawa� si� tak samo ch�tny do rozmowy o dziadku Jonathanie jak ja; no, prawie tak samo.
- W pi�tek id� do szpitala - powiedzia�. - To nic powa�nego - zacz�� wyja�nia�. - Nie b�d� jednak m�g� si� st�d ruszy� przez miesi�c. Ale potem z pewno�ci� odzyskam dobr� form�. Kiedy chcia�a� przyjecha�?
Nie zapyta�am, co mu jest. Domy�li�am si�, �e idzie na jak�� operacj�. Bardzo si� przestraszy�am.
- Dzisiaj mamy wtorek - odrzek�am. - Przylec� do Waszyngtonu jutro wieczorem. Wyjedziesz po mnie?
Po kilku godzinach znajdowa�am si� w samolocie nad zamarzni�tym pustkowiem. Przewo�nicy s� cudowni dla inwalid�w na w�zkach, zw�aszcza je�li wymy�li� historyjk� o cudownym leku. Szkoda, �e Atlas go nie mia�.
Zawsze si� lubili�my z Atlasem, mimo �e dzieli� nas ocean i oboje nie znosili�my pisa� list�w. Dawno temu m�wi�, �e jestem bystrym dzieckiem. Ja czu�am do niego sympati�, bo by� taki ciep�y. Wyjecha� po mnie jednym z tych wielkich,
23
ameryka�skich woz�w, kt�re je�d�� tak mi�kko, jakby je produkowano do przewozu d�emu w s�oikach. Zapad�a ju� noc, kiedy przesz�am przez kontrol� paszportow�. Wyruszyli�my do domu Adasa. Pokonywali�my kolejne kilometry drogi, w ciemno�ciach przypominaj�cej dwupasmow� wst�g� w kropeczki: czerwone punkciki tylnych �wiate� z jednej strony i bia�ych przednich reflektor�w ze strony drugiej. �liczny widok. Jeszcze w wozie postanowili�my, �e nast�pnego dnia zaczniemy nagrywa�, a kolejny sp�dzimy w Hannaville, miasteczku mojego dziadka; sto kilometr�w na p�noc od domu Atlasa.
Ambitny plan jak na prawie osiemdziesi�ciolatka, kt�rego w dodatku za kilka dni czeka�a operacja, ale nie mieli�my wyj�cia. Atlas mia� g�ste w�osy. By� krzepki, masywny i wystarczaj�co silny, �eby mnie wsadzi� i wynie�� z samochodu. Nadal leczy�. Przez ca�e �ycie sprawowa� rozmaite funkcje lekarskie. Cz�sto by�y do�� podejrzane. Cho�by praca w charakterze dyrektora medycznego w nowojorskim instytucie bada� tytoniu. Na staro�� wkr�ci� si� na posad� geriatry w jednym z ameryka�skich gett dla starc�w, gdzie trawniki s� przero�ni�te, domy przypominaj� motele, a psy i dzieci nie maj� wst�pu. Stanowisko szefa tego osiedla piastowa� osobnik, kt�rego nazwisko brzmia�o - c� za bezczelno�� - Wigor. W moim pokoju na nocnym stoliku - udogodnienia dla starc�w bardzo mi pomaga�y - le�a� magazyn o nazwie "Spo�eczno�� Starszych Ludzi". Na ok�adce pisma widnia�o zdj�cie podstarza�ej paniusi o grubych udach i ogromnym biu�cie zebranym w jednocz�ciowym kostiumie k�pielowym, niemodnym ju� od lat.
Nie zna�am �ony Atlasa. Okaza�a si� kobiet� do przesady praktyczn�. By�a m�odsza od Atlasa, cho� nie tak bardzo. Pozna�y�my si�, kiedy jad�am p�atki.
- To jest Claire - oznajmi� wuj.
- Przykro mi, �e nie przywita�am si� wczoraj - m�wi�a wyjmuj�c mleko z lod�wki. Mia�a typowo ameryka�sk� twarz. Bez wzgl�du na wiek, ani jej sk�ra, ani oczy i usta nie zdradzi�yby �adnych my�li i uczu�. Wygl�da�a tak higienicznie jak nowa rolka papieru toaletowego. Ani �ladu �ycia. Przypomina�a bezpieczny dom, a nie cz�owieka.
- Czeka mnie ci�ki dzie�. Powiedzia� ci?
- Nie - odpar�am.
24
- Wydaj� dzisiaj francusk� kolacj�. W naszym klubie. G�upio to brzmi. Wiem. I prowincjonalnie. Ale jest inaczej... wcale nie tak idiotycznie. Dzi� moja kolej...
- Nie wiedzia�am. Narobi�am wam k�opot�w.
- Poradz� sobie - odrzek�a troch� kwa�no. - Tylko na czym ja posadz� a� siedem os�b?
- W czym problem? - zapyta� Atlas.
- Jest tylko sze�� krzese�...
- Claire, my�lisz, �e ta ofiara - pokaza� na mnie - poprosi�aby o krzes�o, nawet gdyby�my je mieli?
Niekt�rzy pe�nosprawni ludzie, do kt�rych nale�a� Atlas, m�wi� jeszcze gorsze rzeczy i nie chc� nikogo urazi�. Wr�cz przeciwnie, daj� do zrozumienia, �e traktuj� kalek� jak swojego.
- Ta kolacja to co� w sam raz dla ciebie, Nate - �achn�a si� Claire. Tylko rodzina nazywa�a wuja Atlas. Wizyt�wka na jego drzwiach g�osi�a eleganckimi literami: Doktor Nathaniel Carrick. Claire nie lubi�a s�owa Atlas. M�wi�a, �e sycz�ce sp�g�oski na ko�cu imienia s� okropne. Wed�ug mnie, Nathaniel brzmi jeszcze gorzej. Ca�� uwag� skupi�a na m�u. Przypomina�a niegrzeczn� dziewczynk�.
- B�dzie pi�� gatunk�w wina.
- Pi��? Dlaczego a� tyle?
- Jak we Francji.
- To we Francji maj� pi�� gatunk�w wina?
- Tak jest napisane w ksi��ce. Sp�jrz. Mi�dzynarodowa ksi��ka kucharska Reader's Digest. Pi�� win.
- Claire, przecie� te prostaki nie odr�ni� wina od szczyn wieprza. A ty im chcesz da� pi�� gatunk�w?
- No w�a�nie.
Tu� po �niadaniu wyprosi�a nas z kuchni do jego gabinetu. Pili�my kaw� i nagrywali�my wspomnienia Atlasa o swoim ojcu.
M�j ojciec by� bratem Atlasa, najstarszym synem Jonathana Carricka. W dzieci�stwie s�ysza�am jego opowie�ci o Jonathanie. Straszne historie. Ba�am si� swego przodka tak jak inne dzieci boj� si� wilko�aka. Wiedzia�am, jak wygl�da. Teraz tak�e widz� go wyra�nie. Ubiera�am dziadka - co te� si� mo�e zrodzi� w dziecinnej g�owie - w czarny str�j. Mia� czarny kapelusz, czarny p�aszcz, ci�gn�a si� za nim czarna chmura, kt�ra poch�ania�a wszystko i wszystkich, co tylko znalaz�o si� w pobli�u. Po�yka�a przedmioty i osoby Najdrobniejsza rzecz znika�a w niej na zawsze. Nie ba�am si� napad�w z�o�ci Jona-25
thana. Us�ysza�am o nich dopiero od Atlasa. Nie wiedzia�am o ogniu, buzuj�cym w �y�ach antenata. Nie kojarzy� mi si� z hutami pod Cardiff. Patrzy�am na dziadka oczami mojego ojca, kt�ry w nim widzia� zimne niczym l�d - jak r�nie dwaj bracia mog� postrzega� ojca? - uosobienie bezsensownej, ale nieuchronnej sprawiedliwo�ci. Jakikolwiek grzech pope�ni�e�, trzeba go wypleni� i ukara� z ca�� surowo�ci�; niewa�ne, czy zgrzeszy�e� �wiadomie czy nie. Jestem ateistk� z wychowania i przekonania. M�j ateizm mo�na nazwa� ortodoksyjnym. Mimo to mam dusz� religijnego cz�owieka. Boj� si� w�asnych grzech�w. Wszystkich. Tych, kt�re pope�niam �wiadomie, i tych, kt�rych nie jestem �wiadoma. Ojciec m�wi� na Jonathana "stary". Kiedy schody zatrzeszcza�y w ciemno�ci, by�am pewna, �e idzie po mnie "stary". Kiedy budzi�am si� w �rodku nocy, to znaczy�o, �e on przyszed�. Kiedy co� uderzy�o w okno...
Opowie�� o ognistej duszy mojego dziadka Atlas zacz�� od wspomnie� o Alvahu Stoke'u.
Alvah mia� osiem lat, kiedy zacz�� pracowa� przy pieleniu plantacji tytoniowych na farmie w New Hampshire. Jako dwudziestosze�ciolatek wyci�ga� dwa dolary dziennie za ci�k� har�wk� od �witu do nocy na tej samej farmie. Robi�, co mu kazali, i uwa�nie s�ucha� Jasona Voxalla, w�drownego lekarza, ojca pot�nej dziewczyny. Jason o�eni� si� z bogat� wdow�, kt�ra nie chcia�a widzie� w swoim domu potomstwa nowego m�a.
- Nie my�la�e�, �eby pojecha� na zach�d? - zapyta� Alvaha.
- A po co?
- No wiesz, Alvah, moja C�ra gotuje, prz�dzie i trzyma kury. Bardzo porz�dna kobieta. By�aby �wietn� �on�.
- Jak jej na imi�?
- Powiedzia�em: C�ra.
- To nie jest imi� - skrzywi� si� Alvah.
- A jak mam na ni� m�wi�? Jak p�jdzie za m��, b�d� j� nazywa� �oncia. Zadowolony?
- C�ra nie umie czyta�.
Alvah nie mia� �adnego wykszta�cenia, ale nawet on potrafi� sk�ada� litery.
- A po co baba ma czyta�, durniu? Matka zostawi�a jej trzysta dolar�w. O�e� si�, to b�d� twoje.
Alvah i Jason pozowali na mocnych m�czyzn lat pi��dziesi�tych ubieg�ego stulecia. Zapomnijmy o pi�knym, wymu-
26
skanym bohaterze hollywoodzkich film�w. Prawdziwy m�czyzna tamtej epoki to brutalny potw�r z piek�a rodem. Ponury, bezwzgl�dny, ot�pia�y cymba�, kt�ry nie rozstawa� si� z psami, krowami, strzelb� i butelczyn� marnej whiskey. Z dum� oddawa� si� rozrywkom godnym zwierz�t w ogrodzie zoologicznym. Jego twarz mia�a tyle wyrazu, ile jego ty�ek. By� niezr�wnanym t�pakiem, je�li chodzi o konwersacj�, przyja��, zaloty, seks, �ycie rodzinne, sztuk�, muzyk�, pisanie i czytanie. Og�ada - cecha niegodna m�czyzny - powinna jednak charakteryzowa� �on�. Kocmo�uchowate lenistwo C�ry dra�ni�o Alvaha. Jej twarz przypomina�a kleiste ciasto na chleb. Kobieta pali�a glinian� fajk�. Pieni�dze mia�y znaczenie, ale �eby si� urz�dzi� na zachodzie, nale�a�o mie� pi��set dolar�w na p�ugi, narz�dzia, zwierz�ta. Sk�d kto� taki jak Alvah wzi��by brakuj�ce dwie setki?
- C�ra, chod� tu - powiedzia� Jason. C�ra podnios�a fartuch i ukry�a w nim twarz. - Widzisz ten ty�ek? Jak ch�op ma kobiet� z takim ty�kiem, nie potrzebuje konia. Sp�jrz na te biodra. To s� biodra matki ziemi. Pomy�l o dzieciach, kt�re ci urodzi.
Kobiety cz�sto ci�gn�y p�ug. Taki byt zwyczaj. Dzieciaki gracowa�y. Je�li si� leni�y, obrywa�y w dup�. C�ra roze�mia�a si�. Ona te� pasowa�a do swoich czas�w. Tyle tylko, �e nie umia�a pisa� ani czyta�. U�o�y�a usta w �uk Kupidyna. Fajka zagrzechota�a o jej z�by. Posypa�y si� iskry i popi�. O tak, solidny ty�ek. Alvah nic nie powiedzia�, cho� serce zabi�o mu szybciej.
- Wiesz co? - odezwa� si� Jason. - Dorzuc� worek nasion tytoniu.
- Jakiego?
- Najlepszego.
- Dwa worki.
Wesele odby�o si� tydzie� p�niej. Alvah i �ona- albo �oncia, jak nazwano C�r� w dniu �lubu - w�drowali po kraju, najmuj�c si� w ciep�e miesi�ce do pracy na r�nych farmach, a zim� do roboty na kolei. Kiedy dotarli do Sweetbrier - by�o to nast�pnego lata po o�enku - Benbow Wikin mia� w sklepie niemal wszystkie niezb�dne artyku�y. Prawda, �e ludzie potrzebowali niewiele: soli, miodu, proszku do pieczenia, octu i czasem dorsza (solonego i w�dzonego), nad kt�rym unosi�a si� chmura much tak wyg�odnia�ych, jak g�odni ziemi s� nowi osadnicy. Benbow by� te� komisarzem
27
do spraw grunt�w. Pom�g� Alvahowi znale�� dzia�k�. Alvah z natury nie grzeszy� wyobra�ni�. Pragn�� kupi� pod Nowym Orleanem pole tytoniu i sprzedawa� plony po dziewi�� cent�w za fant. Marzy� te�, �e kiedy� wybuduje drewniany dom. To wszystko. �oncia w og�le nie snu�a �adnych plan�w. By�a zbyt zm�czona, �eby marzy�. Sprz�ta�a, gotowa�a, tka�a, prz�d�a, my�a naczynia, karmi�a kury, hodowa�a warzywa w ogr�dku, rodzi�a dzieci... i ci�gn�a p�ug.
Najpierw przyszed� na �wiat Alyoshus, dwa lata p�niej Cathem, potem urodzi�o si� kilkoro martwych dzieci. Trzeci potomek, kt�ry prze�y�, mia� na imi� George. By� to przysz�y senator George Stoke. Kiedy urodzi�a George'a, wspania�e �ono odm�wi�o jej pos�usze�stwa. Nie rezygnowa�a jednak. Alvah te�. Kry� j� od ty�u, aby szybciej osi�gn�� po��dany efekt. Poza tym geny, kt�re spowodowa�y, �e ich pierwszy syn na staro�� sta� si� niezwykle wstr�tny, w przypadku �ony da�y zna� o sobie bardzo wcze�nie. Kolejnych dzieci jednak si� nie doczekali. Ona p�aka�a. Alvah milcza�. Jak na m�czyzn� przysta�o. Ale sprawa nie dawa�a mu spokoju. Niespodziewana ja�owo�� oznacza�a z�amanie umowy, a takie rzeczy nale�y kara�.
Kiedy dawa� w "Stra�niku" og�oszenie, �e chce kupi� ch�opca, szuka� nie tylko dodatkowej pary r�k do pracy, ale r�wnie� sposobno�ci do zemsty.
W dniu wymienionym w og�oszeniu, czyli we wrze�niow� sobot� roku tysi�c osiemset sze��dziesi�tego pi�tego o godzinie pi�tnastej, u Wikina zjawi�o si� dw�ch ch�opc�w. Kiedy przyszed� Alvah, sklepikarz wzi�� go na bok.
- Tego nie bierz - powiedzia� wskazuj�c chudego, ospowatego ch�opaka. Alvah pokiwa� g�ow� ze zrozumieniem.
Drugi dzieciak mia� d�ugie czarne loki i niebieskie, ciekawe wszystkiego oczy. To tylko m�j domys�. Podobno ja tak wygl�da�am w dzieci�stwie. Ch�opiec zagada� co� do siebie, wij�c si� w u�cisku r�ki brodatego m�czyzny.
- To jest parobek dla ciebie - oznajmi� Benbow.
- Sklep Wikina to sklepina - klepa�o dziecko. - Myd�o, szyd�o i powid�o.
28
- Co on wygaduje? - Alvah spojrza� na Wikina.
- Nie wiem. Miele i miele tym ozorem. Ch�opak podskakiwa� wok� brodatego m�czyzny, a ten kr�ci� si� w k�ko, �eby utrzyma� dzieciaka.
- Tata, tata, daj ziemniaka.
Porwany mundur i zniszczone �o�nierskie buty opiekuna ch�opca powiedzia�y Alvahowi wszystko. Ukl�kn�� przy dziecku.
- Mama gotuje ratatuj�. Mama gotuje...
- Spok�j - rozkaza� Alvah, przyk�adaj�c ucho do piersi ch�opaka. Dziecko znieruchomia�o. Alvah klepn�� je w piersi, potem w plecy. - Troch� ma�y - oceni�. Otworzy� dziecku usta i obejrza� z�by. - On ma sze�� lat? Najwy�ej cztery.
�o�nierz milcza�.
Alvah wyprostowa� si�.
- Pi�tna�cie dolar�w - rzuci�.
Wiarus spojrza� na dziecko, na Alvaha i znowu na dziecko. Kiwn�� g�ow�.
Benbow wyj�� kartk� papieru spod parapetu i zabra� si� do pisania. �o�nierz patrzy� bez ruchu. Ch�opiec biega� po pomieszczeniu, zagl�da� do work�w, wciska� si� mi�dzy beczki i trajlowa�.
Benbow sko�czy�.
- Tu jest napisane: "Daniel Carrick, szeregowiec armii Stan�w Zjednoczonych, za pi�tna�cie dolar�w odst�puje Alvahowi Stoke'owi Jonathana Carricka do czasu osi�gni�cia przez ch�opca wieku dwudziestu jeden lat". - Spojrza� na m�czyzn. - "Kiedy Jonathan Carrick osi�gnie ten wiek, otrzyma dwadzie�cia pi�� dolar�w i siod�o. Podpisano, Alvah Stoke i Daniel Carrick". Za�atwione?
Obaj pokiwali g�owami.
- No to zawarli�my umow�. Podpisz, Alvah. - Alvah nagryzmoli� ko�lawe litery. - A tutaj Daniel Carrick. - �o�nierz postawi� krzy�yk.
Tak oto mojego dziadka sprzedano w niewol�, a ja, cho� jestem zwyk�� bia�� kobiet�, mam wsp�lne korzenie z wi�kszo�ci� czarnych Amerykan�w. Takich jak ja jest wi�cej. Handelek - dzisiaj wolimy o nim zapomnie� - w tamtych czasach by� bardzo rozpowszechniony. Chodzi o co� wi�cej ni� o sam fakt oddania w niewol�. Ot� drzewo genealogiczne mojej rodziny usch�o, kiedy podpisano akt kupna. Nikt
29
wi�cej nie widzia� brodatego m�czyzny. W�a�ciwie nie wiadomo, czy naprawd� nazywa� si� Daniel Carrick.
Alvah umie�ci� sw�j nabytek na wozie. W drodze zacz�y go jednak nachodzi� w�tpliwo�ci. Dlaczego ten wojak by� taki ch�tny? Im g��biej si� nad tym zastanawia�, tym silniejsz� zyskiwa� pewno��, �e ojciec dzieciaka wzi��by dziesi�� dolar�w albo jeszcze mniej, a ju� na pewno nie zachodzi�a potrzeba obiecywania �adnego siod�a. Na koniec uzna�, �e pad� ofiar� oszustwa.
Jonathan siedzia� z ty�u, uk�adaj�c i przek�adaj�c kilka �d�be� siana.
- Szust, szust. Hop na w�z - za�piewa�. - Szust, szust...
- Zamknij si� - przerwa� mu Alvah.
Jonathan umilk�, ale ju� po chwili cichutko zanuci�.
- Wio, koniku. Nie przystawaj.
Dzieci Alvaha tak nie �piewa�y. Ani Alyoshus, ani Cathem, ani George. Ch�opak by� niedorozwini�ty. Przyg�up. Alvah czyta� o dzieciakach, kt�re podpala�y siano i nie chcia�y pracowa�.
- Stul pysk! - rykn��, puszczaj�c lejce, �eby zdzieli� ch�opca. Zachwia� si� i uderzy� mocniej, ni� zamierza�. Jonathan pisn��. Z ust pociek�a mu krew.
- Milcz! Dziecko umilk�o.
IV
- Na strychu mam jego pami�tniki - wtr�ci� Atlas w czasie rozmowy na jaki� inny temat. - Chcesz je zobaczy�?
- Pami�tniki? - zaj�kn�am si�. - Tw�j ojciec pisa� pami�tniki? To niemo�liwe. Nigdy o nich nie s�ysza�am. Jeste� pewien?
- Jasne. Trzymam te zapiski od wielu lat. Zosta�o po nim mn�stwo rzeczy. Nie wiedzia�em, co z nimi zrobi�. Zanios�em wi�c zeszyty na...
-Zachowa�y si� wszystkie? Bo�e, pewnie, �e chc�... S� tutaj? W tym domu?
Atlas wzruszy� ramionami.
- Tak. Nie s�dzi�em, �e b�dziesz zainteresowana. Najzabawniejsze, �e szyfrowa� ka�de s�owo. My�la�em, �e pewnego dnia odczytam wspomnienia ojca, ale jako� si� zesz�o...
30
- Szyfrowa�? Naprawd�? Dlaczego? Atlas znowu wzruszy� ramionami. Dawniej na pewno uchodzi� za przystojniaka.
- By�em tak przystojny, �e na my�l o tym ciarki mnie przechodz� - rzek� mi kiedy� wuj.
Nawet teraz, kiedy dobiega� osiemdziesi�tki i mia� wole, a na nosie grube okulary, wygl�da� niczym s�dziwy gwiazdor filmowy.
- Atlas, prosz�, przynie� pami�tniki. Musz� je zobaczy�. Natychmiast.
D�wign�� si� z fotela i znikn��. W gabinecie panowa� ba�agan. Na kraw�dzi biurka niebezpiecznie dr�a� stos papier�w, na stoliku wala�a si� zawarto�� kilku otwartych teczek. Pedantyczna Claire dostawa�a sza�u na ten widok. Atlas ba� si� �ony.
- Siwa kobieta i tyle - orzek�a moja ciocia, Ruth, kiedy Atlas oznajmi�, �e chce si� zwi�za� z Claire. Ruth by�a wtedy jedyn� �yj�c� siostr� Atlasa. Jest ju� na tamtym �wiecie, jak reszta. - Po c� on si� �eni ze star�, siw� kobiet�?
Wr�ci� z nar�czem papier�w. Pi�� tom�w dziennik�w. Pi��! W Babilonie pi�tka stanowi�a tajemnic� wszech�wiata. Atlas mia� pi�� �on. Claire m�wi�a o pi�ciu gatunkach wina, o kt�rych czyta�a w "Reader's Digest". Pi�tka to cyfra waszyngto�skiego Pentagonu, cyfra wojny. Pi�tka to pentagram, a pentagram by� broni� przeciw diab�owi, kt�rego szuka�am. Pi�� grubych tom�w. Dobrze si� zachowa�y, cho� nie pasowa�y do siebie. Na grzbiecie ka�dego tomu widnia�a data. Pierwszy zbi�r zapisk�w mia� sk�rzan� opraw�. Trzy �rodkowe powleka�o p��tno. Ostatni - najwi�kszy skarb ze wszystkich - okaza� si� zwyk�ym zeszytem szkolnym.
M�j dziadek stawia� kanciaste, nier�wne litery. Cz�sto ich nie ko�czy�; jakby jego my�li bieg�y zbyt szybko, �eby m�g� nad��y�. Szyfr by� jednak prosty. Od razu to wiedzia�am. R�nego rodzaju kody zawsze mnie interesowa�y. Lubi� tajemnice. Po powrocie do Anglii - tydzie� po dniu nagrywania - kiedy siad�am przed komputerem, potrzebowa�am niespe�na p� godziny, �eby znale�� klucz, wed�ug kt�rego nale�a�o czyta� pami�tniki. Pierwsze notatki, zapisane po wielu latach, dotyczy�y popo�udnia w sklepie Wikina i pierwszego tygodnia u Stoke'�w. Nawet kiedy ze wszystkich si� wyt�a� pami��, Jonathan nie potrafi� sobie przypomnie�
31
�adnych fakt�w sprzed pami�tnej wrze�niowej soboty tysi�c osiemset sze��dziesi�tego pi�tego roku, kiedy zosta� niewolnikiem. Ani jednej twarzy, �adnego g�osu, pomieszczenia; zupe�nie nic. Ch�tnie jednak wsiad� do wozu. Cieszy� si� nawet na przeja�d�k�. Kiedy Alvah uderzy� go za trajkotanie, by� po prostu zdziwiony. Dochodzi�a sz�sta wieczorem, gdy ko� pos�uszny lejcom w r�kach Alvaha poszed� w stron� tej cz�ci szopy, w kt�rej mie�ci�a si� stajnia.
- Mieszkasz w stajni? - zapyta� Jonathan, schodz�c z wozu. - Dlaczego...
- Milcz, ch�opcze - rzek� Alvah, popychaj�c go do drzwi z darni.
Wiele lat wcze�niej, kiedy Alvah i �ona przybyli do Kansas, wsz�dzie, jak okiem si�gn��, ros�a trawa. Nie by�o drzew, ska�, gliny, �adnego budulca, a kilka jam w ziemi zaj�� ju� kto� inny. Musieli wi�c sami zbudowa� darniowy sza�as. �ona ci�gn�a p�ug wyposa�ony w specjalne urz�dzenie. Alvah zerwa� dar� z akra ziemi, �eby wybudowa� chat�. �ciany zrobi� z b�otnych blok�w. Ka�da wa�y�a pi��dziesi�t, mo�e sto kilo i ustawi� j� bez �adnych lewar�w ani narz�dzi. Dach by� z topoli i darni. Alvah, �ona, dzieci, �winia, myszy, robale, grzyb i chwasty wyrastaj�ce z sufitu wszystko to �y�o w tej szopie.
- Mieszkasz w domu z piachu, z ma�ymi drzwiami? - zagada� ponownie Jonathan.
- Milcz!
Przez jedyne okienko wpada�o tylko tyle �wiat�a, �e w izbie panowa� p�mrok, cho� na zewn�trz �wieci�o jeszcze s�o�ce. �oncia by�a ogromna. Okutana w jakie� �achmany, pochyla�a si� nad saganem wisz�cym nad paleniskiem. Z garnka bucha�a para. Kiedy kobieta si� odwr�ci�a, Jonathan ujrza� w �wietle czerwonych p�omieni jej twarz jak bochen chleba.
- Ale du�a kobieta! - pisn�� Jonathan i zakry� d�oni� usta;
kazano mu przecie� milcze�.
- To ma by� ten ch�opak? - zapyta�a z irytacj� w g�osie �oncia.
Z przodu wydawa�a si� nawet wi�ksza ni� z ty�u. Mia�a szerokie bary, ogromne piersi i pot�ne d�onie. Porusza�a wielkimi ko�czynami, jakby wci�� ci�gn�a p�ug. Sama rodzi�a dzieci. Sama wykopa�a groby dla tych, kt�re przychodzi�y na �wiat martwe.
32
- Po co nam ch�opak? - Ruchem ramion wyrazi�a swoj� pretensj� i znowu zajrza�a do gara. - Lepiej by�o kupi� ciel�... albo �wini�. - Wpad�a w k��tliwy ton. Jonathan mocniej �cisn�� r�k� Alvaha.
- Pu��! - powiedzia� Alvah.
Na �rodku izby sta�a drewniana skrzynia po jakim� towarze. Przewr�cona do g�ry nogami, s�u�y�a za st�. Alvah usiad� na ma�ej skrzynce znajduj�cej si� obok sto�u. Wzi�� gazet�, ustawi� j� w stron� okna i zacz�� czyta�. Stare gazety, gnij�ce od wilgoci, pokrywa�y wszystkie �ciany. W pomieszczeniu panowa� kwa�ny od�r. Z k�ta izby wyszed� ch�opak w wieku Jonathana.
- Jak si� nazywa? - zapyta� George Stoke, przysz�y senator we w�asnej osobie. Z b�yskiem w oku ogl�da� Jonathana, kt�ry by� wyra�nie pod wra�eniem. Na zdj�ciach George'a z dzieci�stwa wida� pulchnego, �ywego ch�opca z grubymi nogami i okr�g�ymi, l�ni�cymi, czarnymi oczami.
- Jak si� nazywa? - powt�rzy�.
- Jonathan Carrick - odpowiedzia� Alvah. George okr��y� Jonathana, bez ruchu czekaj�cego na werdykt.
- Carrick, Darrick, Farrick! - rzek� w ko�cu George i uderzy� Jonathana w nos.
Nawet w najbardziej anielskich maluchach rodz� si� gwa�towne emocje. Tylko z powodu braku si� i umiej�tno�ci dzieci nie post�puj� w zgodzie z tym, co im dyktuj� uczucia. George nie nale�a� do anio�k�w. Jego cios nie by� zbyt silny, ale Jonathan, dzi�ki zwierz�cemu instynktowi, dostrzeg� w nim prawd� o duszy George'a. Odwr�ci� si� i ruszy� biegiem w stron� drzwi.
Z�apa�a go wyci�gni�ta r�ka Alvaha.
- To nasz dom - wrzeszcza� George. - Nie tw�j! Nasz!
- Jedzenie - oznajmi�a �oncia.
George wspi�� si� na jedn� z ma�ych skrzynek s�u��cych za taborety. Zza ��ka wyszli Alyoshus i Cathern. Cathem mia�a rude warkocze; Alyoshus by� bardzo gruby. �oncia roz�o�y�a gulasz na metalowe talerze, a rodzina natychmiast zjad�a straw�. Jonathan patrzy� na to w milczeniu.
- Co si� sta�o? - sarkn�a kobieta. Och�ap strawy wypad� jej z ust i poszybowa� w stron� Jonathana. - Nie smakuje mu?
- Jedz, ch�opcze - odezwa� si� Alvah.
3 - Teoria wojny
33
W okamgnieniu Jonathan znowu sta� przy drzwiach. Tym razem wrzeszcza� i kopa�, kiedy go od nich odci�gali. �oncia chwyci�a ch�opaka jedn� d�oni� za oba nadgarstki, drug� za kostki. Zwi�za�a krn�brnego malca link�. Kiedy nie�li swego niewolnika, tak wierzga�, �e obijali si� o �ciany ciasnego pokoju.
- George, daj bat - rozkaza� Alvah.
Po pierwszym ciosie ofiara znieruchomia�a i spojrza�a na Alvaha. Jonathan mia� niedowierzanie w oczach, nawet kiedy m�czyzna zamachn�� si� po raz drugi. Po trzecim bacie zacz�� p�aka�.
Alvah pokiwa� g�ow� i od�o�y� bat.
Nast�pnego dnia, gdy Alvah z dzie�mi poszli w pole, Jonathan bieg� do drzwi, kiedy tylko �oncia odwr�ci�a wzrok. Wali� pi�ciami w �ciany. Zanim kobieta wysz�a do roboty, wbi�a w klepisko pal i uwi�za�a ch�opca lin�, kt�rej wola�aby u�y� do palowania ciel�cia. Jonathan by� na uwi�zi do ko�ca tygodnia. Pi�, poniewa� nie umia� wypluwa� p�yn�w, kt�re wlewano mu si�� do gard�a, ale nic nie jad�. Codziennie pr�bowa� zerwa� powr�z. Codziennie obrywa� od Alvaha.
Pod koniec tygodnia - wszyscy pracowali wtedy w polu -Jonathan zdo�a� wyci�gn�� pal z klepiska. �cie�ka przed domem znika�a w trawie. Ch�opiec zacz�� ucieka�, wlok�c za sob� pal na powrozie. Faluj�ca na wietrze trawa przerasta�a Jonathana. Malec zgubi� �cie�k�. Kiedy j� znalaz�, rzuci� si� p�dem i wkr�tce stan�� przed chat�, z kt�rej uciek�. Alvah czeka� na niego z batem w r�ku.
Nast�pnego dnia zawi�z� niepos�usznego parobka do sklepu Wikina.
- Opowiedz mu o jego matce - powiedzia�, sadzaj�c zwi�zanego ch�opca na kontuarze.
- Nie wi��cie ch�opaka - oburzy� si� Benbow. By� niskim cz�owiekiem o wypuk�ej, ptasiej klatce piersiowej. - To wbrew przepisom.
- Jest m�j. Tak czy nie?
- No tak, ale...
- Gadaj o jego matce.
- Wyjd� na chwil� - poprosi� Benbow, ale Alvah sta� bez ruchu. - Jak nie wyjdziesz, nic mu nie powiem.
- Chc� wr�ci� do domu - odezwa� si� ch�opiec, kiedy Alvah znikn��.
34
- To nie takie proste - rzek� Benbow, rozwi�zuj�c Jonathana. - W�a�ciwie nie znam twojej mamy. Przyby�a do miasta sama na tydzie� przed tym, jak ty pozna�e� Alvaha. Nikt jej tu wcze�niej nie widzia�. Nie wiem nawet, jak tu dojecha�a. Nie mia�a konia ani wozu. Zjawi�a si� znik�d.
- Gdzie si� podzia�a?
Benbow schyli� si�, �eby rozwi�za� ch�opcu nogi.
- Sp�dzi�e� u Alvaha ju� ponad tydzie�, prawda? Chyba si� nie orientowa�a, co ci� czeka. Nie wiem nawet... - Urwa� i pog�aska� malca po g�owie.
- Gdzie ona jest, prosz� pana?
- Widzisz... nie mam nawet pewno�ci, czy nazywa�a si� Garnek. Nie wiem, czy ty si� tak nazywasz. Co� mi si� wydaje, �e wymy�lili to nazwisko. Niebrzydkie; tak te� ci� zapisa�em, ale... - znowu przerwa�.
- Gdzie on jest?
- Kto? Alvah?
- Nie. Ten cz�owiek - nalega� Jonathan.
- Tw�j ojciec? Je�li by� twoim ojcem. Nie wiem. Widzia�em go tylko raz, kiedy ci� tu przyprowadzi�. Pewnie pojecha� na zach�d. Jak wi�kszo�� m�czyzn.
- Gdzie moja mama? Gdzie?
- No w�a�nie, ch�opcze. Jak mog� znale�� twoich bliskich, skoro nie wiesz, jak si� nazywasz.
- Jonathan. - W miejsce l�ku w oczach ch�opca nagle pojawi� si� gniew, kt�ry tak cz�sto b�dzie decydowa� o �yciu Jonathana. - Gdzie moja mama?
- Jonathan; a jak dalej? Powiesz mi?
- Jonathan! Jonathan!
- Wi�cej nie pami�tasz?
- Jonathan.
- Widzisz? Jeste� za ma�y, �eby zrozumie� pewne rzeczy. Pami�tasz, jak kaszla�a? Suchoty.
- Co to s� suchoty?
- Taka... choroba.
- Mama jest chora?
- Nie; w�a�ciwie nie.
Jonathan wpatrywa� si� w pop�kane naczynia krwiono�ne na policzkach Benbowa.
Umar�a? - M�g� si� zdoby� tylko na szept. Obiecaj, �e nie b�dziesz p�aka�. Bo ci nie powiem.
35
Kiedy wr�ci� Alvah, Jonathan siedzia� na beczce. Zastyg� w bezruchu jak wtedy, pod badawczym spojrzeniem George'a. Alvah kiwn�� g�ow� w stron� drzwi. Jonathan poszed� za nim. Wspi�� si� na w�z i siedzia� na nim nieruchomo.
G�odny drapie�nik musia� si� nauczy� cierpliwo�ci.
V
Ca�� zim� w garnku nad ogniem gotowa�a si� lukrecja z przyprawami. Tyto� sech� na stojakach. W wilgotnym p�mroku Alvah uczy� Jonathana obrywa� li�cie, ugniata� je i pakowa� w niebieski papier z napisem: "Tyto� do �ucia Sweetbrier". Ma�y Carrick nie m�g� uciec; trawa by�a za wysoka. Zapami�ta� lekcj�. Ka�dej nocy, cho� nie zna� �adnego boga, modli