2566
Szczegóły |
Tytuł |
2566 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2566 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2566 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2566 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Harry Harrison
Planeta �mierci 1
przek�ad : Wac�aw Niepok�lczycki
1. 2. 3. 4. 5. 6. 7. 8. 9. 10. 11. 12. 13. 14.
15. 16.
17. 18. 19. 20. 21. 22. 23. 24. 25. 26. 27. 28.
Harry Harrison Planeta �mierci 1
. 1 .
Da�o si� s�ysze� �agodne westchnienie pneumatycznego przewodu
komunikacyjnego i do ma�ego korytka wypad�a kapsu�ka. Rozleg� si� d�wi�k
dzwonka sygnalnego i ucich�. Jason dinAlt patrzy� na niewinn� kapsu�k� jak
na cykaj�c� bomb� zegarow�.
Sprawa by�a podejrzana. Jason dinAlt poczu� ucisk w do�ku. To nie by�
�aden rachunek za us�ugi hotelowe ani zwyk�e upomnienie, ale
zapiecz�towana prywatna wiadomo��. Jednak�e nie zna� nikogo na tej
planecie, poniewa� przyby� tu zaledwie przed o�mioma godzinami. A �e nawet
nazwisko mia� nowe - datuj�ce si� od ostatniej przesiadki ze statku na
statek - nie m�g� otrzyma� od nikogo �adnej wiadomo�ci. Jednak�e otrzyma�.
Zerwawszy paznokciem kciuka piecz��, zdj�� przykrywk�. Miniaturowy
magnetofon w kapsu�ce wielko�ci o��wka nada� zarejestrowanemu g�osowi
metaliczne brzmienie, kt�re nie m�wi�o nic o w�a�cicielu:
- Kerk Pyrrus chcia�by si� zobaczy� z Jasonem dinAltem. Czekam w hallu
hotelowym.
Podejrzane, ale c�... Niewykluczone, �e sprawa jest ca�kiem niewinna.
Mo�e to jaki� komiwoja�er albo cz�owiek bior�cy go za kogo� innego.
Jednakowo� Jason odbezpieczy� rewolwer i starannie u�o�y� za poduszk�
tapczanu. Trudno przewidzie�, jak si� potocz� wypadki. Da� zna� do
recepcji, aby przys�ano go�cia na g�r�. Gdy drzwi si� otworzy�y, Jason
siedzia� niedbale w rogu tapczanu, popijaj�c z wysokiej szklanki.
By�y zapa�nik - przemkn�o mu przez my�l, gdy ujrza� w drzwiach go�cia.
Kerk Pyrrus by� szpakowatym, wielkim jak g�ra m�czyzn�, o ciele jakby
wykutym z p�askich bry� mi�ni. Jego szary garnitur by� tak tradycyjny w
kroju, �e przypomina� niemal mundur. Na przedramieniu widnia�a
przytroczona mocno i nosz�ca �lady zu�ycia pochwa pistoletu, z kt�rej
wyziera� t�po otw�r lufy.
- Jeste� dinAlt, gracz - rzek� nieznajomy bez ogr�dek. - Mam dla ciebie
propozycj�.
Jason patrzy� na niego znad kraw�dzi szklanki, zastanawiaj�c si�, z kim
ma do czynienia. Mog�a to by� albo policja, albo konkurencja - a on nie
chcia� mie� nic wsp�lnego ani z jednymi, ani z drugimi. Musia� wiedzie�
znacznie wi�cej przed p�j�ciem na jakiekolwiek uk�ady.
- Przykro mi, przyjacielu - Jason u�miechn�� si�. - Trafi�e� pod z�y
adres. Rad bym ci s�u�y�, ale moja gra zawsze przynosi wi�kszy po�ytek
kasynom ni� mnie. Wi�c widzisz...
- Pom�wmy szczerze - przerwa� Kerk dudni�cym w piersi g�osem. - Jeste�
dinAlt i jeste� r�wnie� Bohel. Je�li chcesz, abym powiedzia� wi�cej, mog�
jeszcze wymieni� Planet� Mahuata, Kasyno Mg�awicowe i wiele, wiele innych.
Mam propozycj�, kt�ra przyniesie korzy�� nam obu, wi�c lepiej jej
wys�uchaj.
�adna z wymienionych nazw nie spowodowa�a najmniejszej zmiany w
u�miechu Jasona. Ale by� ca�y w pe�nym czujno�ci napi�ciu. Ten umi�niony
nieznajomy zna� rzeczy, kt�rych nie powinien zna�. Pora by�a zmieni�
temat.
- Masz nie byle jak� bro� przy sobie - rzek� Jason. - Ale ona mnie
denerwuje. By�bym ci wdzi�czny, gdyby� od�o�y� ten pistolet.
Kerk spojrza� gniewnie na sw�j pistolet, jakby go pierwszy raz
zobaczy�.
- Nie, nigdy go nie odpinam. - Sprawia� wra�enie lekko zirytowanego
sugesti� Jasona.
Okres pr�by min��. Jason musia� zdoby� przewag� nad przybyszem, je�li
mia� wyj�� �ywy z tego impasu. Schylaj�c si�, aby odstawi� szklank� na
stolik, wsun�� drug� r�k� - niby od niechcenia - za poduszk�. I kiedy
m�wi�: - ��dam jednak tego stanowczo. Czuj� si� zawsze troch� nieswojo w
towarzystwie uzbrojonych ludzi - trzyma� ju� d�o� na kolbie swego
rewolweru. Nie przestaj�c m�wi�, dla odwr�cenia uwagi przeciwnika,
wyci�gn�� bro�. G�adko i zr�cznie.
R�wnie dobrze m�g�by to zrobi� w takim tempie jak na zwolnionym filmie.
Kerk Pyrrus sta� jak martwy, gdy Jason wyci�ga� rewolwer i kierowa� luf� w
jego stron�. Dopiero w ostatnim u�amku sekundy zacz�� dzia�a�. Zrobi� to
tak b�yskawicznie, �e jego ruch by� niewidoczny. Pistolet, kt�ry przed
chwil� znajdowa� si� w przytroczonej do przedramienia pochwie, by� nagle
wymierzony mi�dzy oczy Jasona. By�a to nieprzyjemna, ci�ka bro�, o
nad�artej ogniem lufie, �wiadcz�cej o cz�stym u�ywaniu.
Jason wiedzia�, �e gdyby uni�s� luf� swego rewolweru cho�by o milimetr,
by�oby po nim. Opu�ci� r�k� ostro�nie, z�y na siebie, �e zamiast pomy�le�,
pr�bowa� uciec si� do przemocy. Kerk z tak� sam� �atwo�ci�, z jak� bro�
wyj��, schowa� j� z powrotem do pochwy.
- A teraz do�� tego - rzek�. - Pom�wmy o interesach. Jason si�gn�� po
szkapk� i poci�gn�� z niej spory �yk, opanowuj�c irytacj�. By� �wietnym
strzelcem - wielekro� zawdzi�cza� temu �ycie - i oto pierwszy raz kto�
okaza� si� od niego szybszy. Przybysz zrobi� to niedbale, od niechcenia, i
to w�a�nie zirytowa�o Jasona.
- Nie jestem przygotowany do takich rozm�w - odpar� cierpko. -
Przyby�em na Cassyli�, aby wypocz��, zapomnie� o pracy.
- Nie oszukujmy si� nawzajem, dinAlt - powiedzia� Kerk ze
zniecierpliwieniem. - Nigdy, w ca�ym swoim �yciu, nie zajmowa�e� si�
uczciw� prac�. Jeste� zawodowym graczem i w�a�nie dlatego postanowi�em ci�
odwiedzi�.
Jason zd�awi� gniew i cisn�� rewolwer w r�g tapczanu, aby si� ponownie
nie pokusi� o czyn samob�jczy. By� �wi�cie przekonany, �e nikt na Cassylii
go nie zna, i ju� si� cieszy� na wielk� wygran� w kasynie. Ale tym zajmie
si� p�niej. Ten typek o wygl�dzie zapa�nika wydaje si� bardzo du�o
wiedzie�. Trzeba da� mu m�wi� i zobaczy�, do czego zmierza.
- Dobra, czego chcesz?
Kerk usiad� na krze�le, kt�re zatrzeszcza�o z�owr�bnie pod jego
ci�arem i wyj�� z kieszeni kopert�. Pogrzeba� w niej chwil� i rzuci� na
st� plik l�ni�cych galaktycznych banknot�w wymienialnych. Jason spojrza�
na nie i podni�s� si� z tapczanu.
- Co to... fa�szywe banknoty? - spyta� ogl�daj�c jeden z nich pod
�wiat�o.
- Nie, prawdziwe - zapewni� Kerk. - Podj��em je z banku. Dok�adnie
dwadzie�cia siedem, czyli... dwadzie�cia siedem milion�w kredyt�w. Chc�,
�eby� pos�u�y� si� nimi dzi� wieczorem w kasynie. Aby� je postawi� i
wygra�.
Banknoty wygl�da�y na prawdziwe... zreszt� mo�na to zawsze sprawdzi�.
Jason przebiera� je w palcach w zamy�leniu, staraj�c si� przejrze� swojego
rozm�wc�.
- Nie wiem, do czego zmierzasz - powiedzia�. - Ale musisz sobie zdawa�
spraw�, �e niczego nie mog� gwarantowa�. Owszem, grywam... ale nie zawsze
wygrywam.
- Grywasz... i ilekro� chcesz, wygrywasz - odpar� Kerk pos�pnie. -
Zbadali�my to gruntownie, zanim do ciebie przyszed�em.
- Je�li chcesz powiedzie�, �e szachruj�... - znowu postara� si� usilnie
opanowa� gniew. Irytuj�c si� niczego nie osi�gnie. Tymczasem Kerk,
ignoruj�c rozdra�nienie Jasona, m�wi� dalej tym samym, spokojnym g�osem:
- Mo�e nie nazywasz tego szachrajstwem, szczerze m�wi�c nic mnie to nie
obchodzi. Dla mnie m�g�by� mie� pe�ne r�kawy as�w i na ka�dym palcu u nogi
elekromagnes. Byleby� wygra�. Nie jestem tutaj, aby ci� umoralnia�. Jak
powiedzia�em, mam dla ciebie propozycj�. Ci�ko pracowali�my na te
pieni�dze... ale potrzebujemy ich jeszcze wi�cej. M�wi�c dok�adnie,
potrzebujemy trzech miliard�w kredyt�w. Tak� sum� mo�emy jedynie wygra�,
pos�uguj�c si� tymi dwudziestoma siedmioma milionami.
- A co ja b�d� mia� z tego? - spyta� Jason spokojnie, jakby ta ca�a
fantastyczna propozycja rzeczywi�cie mia�a sens.
- Wszystko powy�ej trzech miliard�w. To ci� powinno zadowoli�. Nie
ryzykujesz w�asnych pieni�dzy, a mo�esz dosta� tyle, �e starczy ci do
ko�ca �ycia. Je�eli wygrasz.
- A je�eli przegram?
Kerk zastanowi� si� nad tym chwil� z niesmakiem.
- Tak, istnieje mo�liwo��, �e przegrasz. Nie bra�em jej pod uwag�.
Pomy�la� i zdecydowa� si�:
- No c�, �e jest to ryzyko, kt�re musimy podj��. Cho� my�l�, �e wtedy
bym ci� zabi�. Tym, co oddali �ycie dla zdobycia tych dwudziestu siedmiu
milion�w, nale�y si� przynajmniej to. - Wypowiedzia� te s�owa spokojnie,
bez z�o�ci, raczej jak przemy�lan� decyzj� ni� gro�b�.
Zerwawszy si� na r�wne nogi, Jason nape�ni� ponownie swoj� szklank�, a
potem drug�, dla Kerka, kt�ry kiwn�� mu w podzi�kowaniu g�ow�. Nie mog�c
usiedzie� spokojnie, Jason kr��y� po pokoju. Gniewa�a go ta ca�a
propozycja, kt�ra mia�a w sobie co� ze zgubnej fascynacji. By� graczem i
ta rozmowa by�a dla niego jak widok narkotyk�w dla narkomana.
Zatrzyma� si� nagle, bo zda� sobie spraw�, �e ju� jaki� czas temu
powzi�� decyzj�. Wygra czy przegra - b�dzie �y� czy zginie - jak�e by m�g�
zrezygnowa� z szansy przyst�pienia do gry z takimi pieni�dzmi! Odwr�ci�
si� i wycelowa� palec w wielkiego m�czyzn� na krze�le.
- Zrobi� to - rzek�. - Ty zapewne wiedzia�e� o tym od pierwszej chwili.
Jednak�e musz� postawi� swoje warunki. Musz� wiedzie�, kim jeste� i kim s�
ci tajemniczy oni, o kt�rych wci�� napomykasz. A tak�e jakie jest �r�d�o
tych pieni�dzy... czy s� kradzione?
Kerk wys�czy� nap�j i odsun�� od siebie szklank�.
- Kradzione? Nie, wr�cz przeciwnie. To owoc dwuletniej pracy przy
wydobywaniu i rafinowaniu rudy. Rud� t� wydobyli�my na Pyrrusie, a
sprzedali�my na Cassylii. Mo�esz to z �atwo�ci� sprawdzi�. Sam j�
sprzeda�em. Jestem ambasadorem Pyrrusa na tej planecie. - U�miechn�� si�
na my�l o tym. - Co wcale nie ma wielkiego znaczenia. Jestem r�wnie�
ambasadorem Pyrrusa na sze�ciu innych planetach. Bardzo to wygodne, je�li
si� chce za�atwia� jakie� interesy.
Jason przyjrza� si� temu muskularnemu m�czy�nie z siwiej�cymi w�osami
i w podniszczonym ubraniu o wojskowym kroju i wstrzyma� u�miech. Na
planetach pogranicza dzia�y si� r�ne dziwne rzeczy i Kerk m�g� m�wi�
prawd�. Chocia� Jason nie s�ysza� nigdy o Pyrrusie, ale to nie mia�o
znaczenia. W zamieszkanym wszech�wiecie by�o ponad trzydzie�ci tysi�cy
znanych planet.
- Sprawdz�, co mi powiedzia�e� - rzek�. - Je�li jest zgodne z prawd�,
ubijemy interes. Wpadnij do mnie jutro...
- Nie - odpar� Kerk. - Musisz wygra� te pieni�dze dzi� wieczorem.
Wystawi�em ju� czek na te dwadzie�cia siedem milion�w. Sprawa rozniesie
si� a� po Plejady, je�li do rana nie zdeponuj� tych pieni�dzy w banku,
wi�c nie mamy czasu do stracenia.
Z ka�d� chwil� rzecz nabiera�a coraz bardziej fantastycznych kszta�t�w
i coraz bardziej intrygowa�a Jasona. Spojrza� na zegarek. Mia� jeszcze
dosy� czasu, aby sprawdzi�, czy Kerk nie k�amie.
- Zgoda - o�wiadczy�. - Zrobimy to dzi� wieczorem. Tylko chcia�bym mie�
jeden z tych banknot�w do sprawdzenia.
Kerk wsta�.
- Bierz wszystkie. Spotkamy si� dopiero, jak wygrasz. B�d� oczywi�cie w
kasynie, ale udawaj, �e mnie nie znasz. Lepiej, �eby tam nie wiedzieli,
sk�d pochodz� te pieni�dze i ile ich masz.
I wyszed� po mia�d��cym u�cisku d�oni, kt�ry Jason odczu� jak ucisk
szcz�k imad�a. Zosta� sam z pieni�dzmi. Roz�o�ywszy je w d�oni jak karty,
patrzy� na ich sepiowoz�ote barwy i stara� si� przekona�, �e nie �ni.
Dwadzie�cia siedem milion�w kredyt�w. C� mog�o go powstrzyma� od tego,
�eby wyj�� z tymi pieni�dzmi za drzwi i znikn��? Nic, tylko w�asne
poczucie honoru.
Kerk Pyrrus, cz�owiek o nazwisku, kt�re brzmia�o jak nazwa jego
rodzimej planety, by� najwi�kszym g�upcem we wszech�wiecie. Albo po prostu
wiedzia�, co robi. Z odbytej rozmowy wynika�o, �e raczej to drugie.
- On wie, �e zdecydowanie bardziej wol� gra� tymi pieni�dzmi, ni� je
ukra�� - rzek� do siebie z kwa�n� min�.
Wsun�� rewolwer do pochwy pod pach�, w�o�y� pieni�dze do kieszeni i
wyszed�.
nast�pny
Harry Harrison Planeta �mierci 1
. 2 .
Gdy Jason pokaza� jeden z banknot�w w kasie banku, robot kasjerski a�
gwizdn�� od elektronicznego wstrz�su i b�yskiem odpowiedniej tabliczki
skierowa� go do wiceprezesa Waina. Wain by� cz�owiekiem uk�adnym, ale na
widok pliku banknot�w wyba�uszy� oczy i zblad�.
- Pan... pragnie zdeponowa� te pieni�dze u nas? - spyta� g�aszcz�c je
bezwiednie palcami.
- Nie dzi� - odpar� Jason. - Sp�acono mi nimi zaci�gni�ty d�ug. Prosz�
z �aski swojej sprawdzi�, czy nie s� fa�szywe, i rozmieni�. Chcia�bym je
mie� w banknotach po pi��set tysi�cy.
Wychodz�c z banku mia� obie wewn�trzne kieszenie mocno wypchane.
Pieni�dze okaza�y si� prawdziwe i Jason czu� si� niczym chodz�ca wytw�rnia
papier�w warto�ciowych. Pierwszy raz w �yciu by� niesw�j maj�c przy sobie
tak wielk� sum�. Kiwn�wszy r�k� na przelatuj�ce mimo helitaxi, uda� si�
wprost do kasyna, gdzie m�g� by� bezpieczny. Do czasu.
Kasyno cassylijskie by�o domem gry pobliskiego skupiska system�w
gwiezdnych. Jason ogl�da� je pierwszy raz, ale zna� ten typ kasyn. Wi�ksz�
cz�� �ycia sp�dzi� w podobnych kasynach innych �wiat�w. Wystrojem wn�trza
r�ni�o si� oczywi�cie, ale ca�a reszta by�a taka sama. Na oko gry
hazardowe i towarzyskie spotkania - a za t� os�onk� wszelkie mo�liwe
wyst�pki, na jakie kogo sta�. Teoretycznie gra bez ogranicze�, ale w
rzeczywisto�ci do pewnego punktu. Kiedy kasyno zaczyna�o ponosi� straty,
uczciwa gra przestawa�a by� uczciwa i szcz�liwy gracz musia� si� dobrze
mie� na baczno�ci. Z takimi przeciwno�ciami Jason dinAlt boryka� si�
niezliczon� ilo�� razy. By� czujny i w miar� spokojny.
Sala restauracyjna �wieci�a pustkami i kierownik sali szybko wyszed� na
spotkanie nieznajomego w elegancko skrojonym garniturze. Jason by�
szczup�y i ciemnow�osy i porusza� si� w spos�b znamionuj�cy pewno��
siebie. Nie sprawia� wra�enia zawodowego gracza, lecz kogo�, kto
odziedziczy� znaczny maj�tek. Kuchnia wygl�da�a na ca�kiem przyzwoit�, a
piwnica okaza�a si� wr�cz znakomita. Czekaj�c na zup�, Jason odby� z
kelnerem entuzjastyczn� i nacechowan� znawstwem rozmow� na temat win,
nast�pnie zabra� si� do jedzenia.
Jad� nie spiesz�c si� i wielka sala restauracyjna zd��y�a si� zape�ni�,
nim sko�czy�. Obejrzenie programu rozrywkowego i wypalenie d�ugiego cygara
wype�ni�o reszt� czasu. Gdy w ko�cu wszed� do salon�w gry, by�o w nich
rojno i gwarno.
Kr���c powoli mi�dzy sto�ami, stawia� tu i �wdzie po kilka tysi�cy
kredyt�w. Niewiele uwagi po�wi�ca� samym grom, interesowa� si� raczej ich
atmosfer�. Wygl�da�y na uczciwe i �adne z urz�dze� do gry nie by�o
spreparowane. Zdawa� sobie jednak spraw�, �e mog�o to si� bardzo szybko
zmieni�. Zwykle nie by�o jednak potrzebne; procent od gry wystarcza� na
zapewnienie zysku kasynu.
Raz k�tem oka dostrzeg� Kerka, ale nie zwraca� na niego uwagi.
Ambasador traci� w pokera niewielkie sumy i by� jakby troch�
zniecierpliwiony. Pewnie dlatego, �e jego wsp�lnik jeszcze nie rozpocz��
powa�nej gry. Jason u�miechn�� si� i poszed� wolno dalej.
W ko�cu usiad� przy stoliku do gry w ko�ci, tak jak zwykle. By� to
najlepszy spos�b do zapewnienia sobie drobnych wygranych. A je�li j� dzi�
odczuj�, oczyszcz� z forsy to kasyno. To w�a�nie by�a jego tajemnica, ta
si�a, kt�ra pozwala�a mu stale wygrywa�, a czasem nawet ogra� kasyno i
szybko si� wynie��, zanim naj�te zbiry zd��y�y go z�apa� i ograbi�.
Przysz�a kolej na niego i zdoby� �semk�, par� czw�rek. Stawki by�y
niewysokie i Jason nie wysila� si�, unika� tylko si�demek. Potem spud�owa�
i ko�ci posz�y dalej.
Siedz�c tak i wp�acaj�c machinalnie drobne stawki, podczas gdy ko�ci
kr��y�y wok� sto�u, my�la� o tej sile. �mieszne, �e po tylu latach
docieka� tak ma�o wiadomo o sile psi. Mo�na ludzi troszk� podszkoli�,
rozwin�� w nich jej zal��ki - ale na tym koniec.
Dzi� czu� j� w sobie, wiedzia�, �e pieni�dze, kt�re ma w kieszeni,
stanowi� dodatkowy czynnik pot�guj�cy w nim zdolno�� jej rozbudzenia. Z na
wp� przymkni�tymi oczyma wzi�� ko�ci ze sto�u i zacz�� w duchu zestawia�
z lubo�ci� wzorki kropek w zag��bieniach. Nagle ko�ci jakby same
wystrzeli�y mu z r�ki i ujrza� przed sob� si�demk�.
Od lat nie czu� w sobie tak wielkiej si�y. Zawdzi�cza� j� sztywnemu
plikowi banknot�w warto�ci milion�w kredyt�w. Mia� w oczach jasny i ostro
zarysowany obraz wszystkiego wok� siebie i ko�ci by�y ca�kowicie w jego
w�adzy. Wiedzia� z dok�adno�ci�, do jednej dziesi�tej kredytu, ile
pozostali gracze maj� w portfelach i jakie karty trzymaj� w r�kach ludzie
siedz�cy przy stoliku za jego plecami.
Powoli, ostro�nie, podwy�sza� stawki.
Ko�ci by�y mu ca�kowicie pos�uszne - toczy�y si� i zatrzymywa�y jak
tresowane psy. Jason nie spieszy� si� i skupi� uwag� na psychice graczy i
krupiera. Zaj�o mu prawie dwie godziny, nim jego wygrana osi�gn�a sum�
siedmiuset tysi�cy. Potem zauwa�y� ledwo dostrzegalny znak krupiera, �e ma
przy stoliku gracza z du�� wygran�. Zaczeka� wi�c, a� do stolika podejdzie
cz�owiek o zimnym spojrzeniu, �eby si� przyjrze� grze, a wtedy chuchn�� na
ko�ci, postawi� ca�� wygran�, jaka le�a�a obok niego na stoliku, i...
przegra� wszystko jednym rzutem. Przedstawiciel zarz�du kasyna u�miechn��
si� pogodnie, krupier odetchn�� z ulg�, a Jason dostrzeg� k�tem oka, �e
Kerk zrobi� si� purpurowy.
Spocony, blady, z lekko dr��cymi r�koma, Jason rozpi�� marynark� i
wyj�� jedn� z dziesi�ciu kopert z nowymi banknotami. Rozerwawszy kopert�,
po�o�y� na stole dwa banknoty.
- Mo�emy zagra� bez ogranicze�? - zapyta�. - Chcia�bym si� troch�...
odegra�!
Tym razem krupier z trudem pohamowa� u�miech. Spojrza� przez st� na
przedstawiciela zarz�du, kt�ry kiwn�� g�ow� przyzwalaj�co. Znale�li
frajera, wi�c go oskubi�. Przez ca�y wiecz�r gra� pieni�dzmi z portfela,
teraz rozerwa� zapiecz�towan� kopert�, aby spr�bowa� si� odegra�. W
dodatku koperta jest gruba, a pieni�dze prawdopodobnie nie jego. Ale co to
ich mo�e obchodzi�? Pieni�dz nie zna pana. Gra potoczy�a si� dalej ku
zadowoleniu przedstawicieli kasyna.
A Jason tego w�a�nie pragn��. Musi si� dobrze dobra� im do sk�ry, zanim
ktokolwiek zda sobie spraw�, �e to oni mog� by� przegrani. Wkr�tce zacznie
si� ostra przeprawa i trzeba op�ni� j� jak najbardziej. Trudno b�dzie
wygra� g�adko - a si�a psi mo�e go szybko odst�pi�. To si� ju� zdarza�o.
Gra� teraz przeciwko kasynu, dwaj pozostali gracze byli wyra�nie
podstawieni, i wok� sto�u zbi� si� ciasny t�um. Po zmiennym pocz�tkowo
okresie gry, Jason mia� ca�y nieprzerwany ci�g udanych rzut�w z pierwszej
r�ki i kupka z�otych monet obok niego wci�� ros�a. Oceni� z grubsza, �e
by�o w niej blisko miliard kredyt�w. Ko�ci wci�� pada�y, jak chcia�. By�
zlany potem od st�p do g��w. Stawiaj�c ca�y stos �eton�w na jeden rzut,
si�gn�� po ko�ci. Krupier okaza� si� jednak szybszy.
- Kasyno ��da nowych ko�ci - rzek� bezbarwnym g�osem. Jason wyprostowa�
si� i wytar� r�ce, rad z chwilowej przerwy. Ju� trzeci raz zmieniano
ko�ci, pragn�c prze�ama� jego szcz�liw� pass�. By� to przywilej kasyna.
Zimnooki pracownik kasyna otworzy� teczk�, tak jak to ju� przedtem czyni�,
i wyj�� par� nowych ko�ci. Zdar�szy z nich plastykow� pow�ok�, cisn�� je
przez st� do Jasona. Upad�y tworz�c si�demk� i Jason u�miechn�� si�.
Kiedy je wzi�� do r�ki, u�miech zwolna spe�z� mu z twarzy. Ko�ci by�y
przezroczyste, starannie wykonane, r�wno wywa�one i... szachrajskie.
Pigmentem kropek na pi�ciu �ciankach ka�dej kostki by� stop jakiego�
ci�kiego metalu, prawdopodobnie o�owiu. Sz�sta �cianka zawiera�a zwi�zek
�elaza. Takie ko�ci tocz� si� normalnie, p�ki nie natrafi� na pole
magnetyczne - co oznacza�o, �e ca�a powierzchnia sto�u mog�a by�
magnetyzowana. Jason nigdy by tego nie spostrzeg�, gdyby nie �sz�sty
zmys�".
Potrz�saj�c ko��mi, rozejrza� si� po stole. Znalaz�, czego szuka�.
Popielniczk� z magnesem w dnie, aby trzyma�a si� metalowego sto�u.
Przesta� potrz�sa� ko��mi, spojrza� na nie kpi�co i chwyci� popielniczk�.
Przy�o�y� ko�ci do dna popielniczki.
Gdy uni�s� popielniczk� do g�ry, z ust wszystkich zebranych wok� sto�u
wyrwa� si� okrzyk. Ko�ci przywar�y do dna popielniczki.
- To maj� by� ko�ci do uczciwej gry? - spyta�.
M�czyzna, kt�ry je rzuci� na st�, si�gn�� szybko do tylnej kieszeni
spodni. Tylko Jason widzia�, co si� potem sta�o. �ledzi� t� r�k� pilnie,
sam mia� palce na kolbie rewolweru. Gdy pracownik kasyna wsadzi� r�k� do
kieszeni, nagle z t�umu za jego plecami wysun�a si� inna. S�dz�c po
kszta�cie, mog�a to by� d�o� tylko jednego znanego Jasonowi cz�owieka. Jej
kciuk i palec wskazuj�cy obj�y przegub si�gaj�cego po bro�. Pracownik
kasyna krzykn�� i uni�s� r�k� z d�oni� zwisaj�c� bezw�adnie jak pusta
r�kawiczka u pogruchotanego nadgarstka.
Maj�c tak� ochron�, Jason m�g� bez obawy gra� dalej. - Poprosz� o
poprzedni� par� - rzek� spokojnie.
Krupier, oszo�omiony, poda� mu wycofane z gry ko�ci. Jason potrz�sn��
je szybko w d�oniach i rzuci�. I oto, jeszcze nim dotkn�y sto�u, zda�
sobie spraw�, �e straci� nad nimi w�adz� � ulotna si�a psi opu�ci�a go.
Ko�ci toczy�y si� i toczy�y. Kiedy si� zatrzyma�y, liczba oczek
wynosi�a siedem.
Zdobyte �etony utworzy�y sum� blisko miliarda kredyt�w. Tyle by
wygrali, gdyby teraz zako�czy� gr� - ale brakowa�o jeszcze du�o do trzech
miliard�w, kt�rych Kerk potrzebowa�. No c�, b�dzie si� musia� zadowoli�
tym, co jest. Si�gaj�c po z�ote �etony napotka� wzrok stoj�cego po drugiej
stronie sto�u Kerka. Dojrza� w nim zdecydowany zakaz.
- Grajmy dalej - powiedzia� wi�c ze znu�eniem. - Ostatnia kolejka.
Chuchn�� na ko�ci, przetar� je o mankiet, utyskuj�c w duchu, �e musia�
popa�� w takie tarapaty. Miliardy kredyt�w zale�a�y od tej pary ko�ci.
By�a to suma, jak� wynosi� roczny doch�d niejednej planety. O dopuszczeniu
do tak wysokich stawek decydowa� fakt, �e w�adze planetarne mia�y udzia� w
zyskach kasyna. Jason d�ugo potrz�sa� ko��mi, staraj�c si� odzyska� si��,
kt�ra go opu�ci�a, w ko�cu rzuci�.
Wszelka dzia�alno�� w kasynie usta�a i gracze stali na krzes�ach i
sto�ach, obserwuj�c przebieg gry. Panowa�a kamienna cisza. Ko�ci odbi�y
si� od sto�u z g�o�nym grzechotem i potoczy�y si� po suknie.
Pi�tka i jedynka. Sze��. Musia� wi�c jeszcze raz wyrzuci� sz�stk�, by
wygra�. Zgarn�wszy ko�ci, Jason przemawia� do nich, mamrota� pradawne
zakl�cia przynosz�ce szcz�cie i rzuci� ponownie.
Musia� rzuci� jeszcze pi�� razy, nim wysz�a sz�stka.
T�um powt�rzy� echem jego westchnienie ulgi i szybko podni�s� si� gwar.
Jason rad by teraz odpocz��, odetchn�� g��boko, ale wiedzia�, �e nie mo�e.
Wygranie pieni�dzy stanowi�o tylko cz�� zadania - pozosta�o jeszcze
wynie�� je z kasyna. Trzeba to by�o zrobi� w spos�b pozornie niedba�y.
W�a�nie obok przechodzi� kelner z tac� z kieliszkami. Jason zatrzyma� go i
wsun�� mu do kieszeni stukredytowy banknot.
- Pijcie, ja stawiam! - krzykn�� zabieraj�c kelnerowi tac�. Gratuluj�cy
mu wygranej szybko zabrali nape�nione kieliszki i Jason zsypa� na tac�
�etony. Nie zmie�ci�y si� wszystkie, ale w tej samej chwili pojawi� si�
Kerk z drug� tac�.
- Ch�tnie panu pomog� - rzek� - je�li pan nie ma nic przeciwko temu.
Jason spojrza� na niego i u�miechn�� si� przyzwalaj�co. Dopiero teraz
m�g� mu si� bli�ej przyjrze�. Kerk mia� na sobie co� w rodzaju
purpurowego, lu�no skrojonego wieczorowego ubrania, kt�re opina�o si� na
sztucznie zrobionym brzuchu. R�kawy mia�o d�ugie i obwis�e, wi�c Kerk
wydawa� si� raczej oty�y ni� muskularny. By�o to proste, ale skuteczne
przebranie.
Nios�c ostro�nie za�adowane �etonami tace, otoczeni t�umem podnieconych
graczy, udali si� do okienka kasjera. Zastali tam samego dyrektora, kt�ry
mia� na twarzy wymuszony u�miech. Ale nawet ten u�miech znik�, kiedy
dyrektor policzy� �etony.
- Czy m�g�by pan przyj�� rano? - spyta� Jasona. - Obawiam si�, �e nie
mamy pod r�k� a� tylu pieni�dzy.
- Co jest! - krzykn�� Kerk. - Chcecie si� wymiga� od wyp�acenia mu
pieni�dzy? Kiedy ja przegra�em, kazali�cie mi od razu p�aci�... teraz
p�a�cie wy!
T�um go�ci, zawsze rad, kiedy kasyno przegrywa, zaszemra� z
niezadowoleniem.
- P�jd� wam na r�k� - zako�czy� spraw� Jason. - Dajcie mi ca�� got�wk�,
jak� macie, a na reszt� wystawcie czek. Dyrektor nie mia� innego wyj�cia.
Pod bacznym okiem rozentuzjazmowanego t�umu zapakowa� banknoty do koperty
i wypisa� czek. Jason sprawdzi� czek i w�o�y� do wewn�trznej kieszeni. Z
wielk� kopert� pod pach� ruszy� za Kerkiem ku wyj�ciu.
Poniewa� na sali byli go�cie, nikt nie pr�bowa� ich zatrzyma�, ale gdy
znale�li si� przy bocznym wyj�ciu, dwaj ludzie natychmiast zatarasowali im
drog�.
- Chwileczk� - rzek� jeden z nich. Nie zd��y� doko�czy� tego, co mia�
do powiedzenia. Kerk wszed� mi�dzy niego i jego towarzysza i obaj run�li
jak powalone kr�gle. Kerk i Jason znale�li si� na zewn�trz i szybko si�
oddalili.
- Na parking - powiedzia� Kerk. - Mam tam w�z.
Kiedy skr�cili za r�g, nagle wyjecha� na nich samoch�d. Nim Jason
zd��y� wyj�� rewolwer spod pachy, Kerk znalaz� si� przed nim. Uni�s� r�k�
i z r�kawa wyskoczy�a, rozdar�szy materia�, jego ci�ka, gro�na bro�,
l�duj�c na p�ask w d�oni. Kierowca pad� od jednego strza�u i samoch�d
nagle skr�ci�, uderzy� w mur. Dw�ch pozosta�ych zbir�w zgin�o wychodz�c z
wozu. Pistolety wypad�y im z bezw�adnych r�k.
Potem zbiegowie nie mieli ju� k�opot�w. Kerk jecha�, jak tylko m�g�
najszybciej, oddalaj�c si� od kasyna. Rozerwany r�kaw �opota� w podmuchu
powietrza, ukazuj�c raz po raz gro�n� bro� w przytroczonej do
przedramienia pochwie.
- Jak b�dzie okazja - rzek� Jason - musisz mi pokaza�, jak dzia�a ta
magiczna bro�.
- Jak b�dzie okazja - odpar� Kerk, skr�caj�c w tunel do miasta.
nast�pny
Harry Harrison Planeta �mierci 1
. 3 .
Dom, przy kt�rym si� zatrzymali, by� jedn� z okazalszych rezydencji na
Cassylii. Podczas jazdy Jason przeliczy� pieni�dze i oddzieli� sw�j zysk.
By�o tego blisko szesna�cie milion�w kredyt�w. Wci�� wydawa�o mu si� to
wszystko jakie� nierealne. Kiedy samoch�d stan��, Jason odda� reszt�
pieni�dzy Kerkowi.
- Masz swoje trzy miliardy. Nie my�l, �e �atwo mi przysz�y.
- Mog�o by� gorzej - pad�a jedyna odpowied�.
Zapisany na ta�mie magnetofonowej g�os zazgrzyta� w g�o�niku nad
drzwiami:
�Pan Ellus uda� si� na spoczynek. Prosz� przyj�� rano. Wszystkie wizyty
musz� by� uprzednio..."
S�owa urwa�y si�, gdy Kerk pchn�� drzwi i zamek pu�ci�. Kerk zrobi� to
niemal bez wysi�ku, otwart� d�oni�. Gdy wchodzili, Jason przyjrza� si�
resztkom poskr�canego metalu, kt�re zwisa�y w miejscu, gdzie przedtem by�
zamek, i zaduma� si� nad swoim towarzyszem.
Si�a - co� wi�cej ni� si�a fizyczna. On jest jak �ywio�. Odnosz�
wra�enie, �e nic nie jest w stanie go zatrzyma�.
Gniewa�o go to... a zarazem fascynowa�o. Nie chcia� zako�czy� tej
sprawy, zanim nie dowie si� czego� wi�cej o Kerku i jego planecie. I owych
tajemniczych ludziach, jacy oddali �ycie dla zdobycia pieni�dzy, kt�rych
u�y� w grze.
Pan Ellus by� stary, �ysiej�cy i z�y, nie przyzwyczajony, by mu
przerywano sen. Jego przyboczni stan�li jak wryci, gdy Kerk rzuci�
pieni�dze na st�.
- Czy statek jest za�adowany, Ellus? Oto reszta nale�no�ci. Ellus przez
chwil� nie m�g� wydoby� z siebie s�owa, tylko przebiera� w palcach
banknoty.
- Statek... ale� tak, oczywi�cie. Zacz�li�my �adowa� towar, gdy tylko
da� nam pan zadatek. Niech mi pan wybaczy to moje zmieszanie, ale to
wszystko jest takie niezwyk�e. Nigdy nie przeprowadzamy podobnych
transakcji za got�wk�.
- Ja zwykle w�a�nie tak za�atwiam interesy - odpar� Kerk. -
Uniewa�ni�em dan� uprzednio zaliczk� i to jest ca�a suma. A teraz prosz� o
pokwitowanie.
Ellus wypisa� pokwitowanie i dopiero wtedy si� opami�ta�. Trzymaj�c
pokwitowanie w r�ku patrzy� z niepokojem na trzy miliardy roz�o�one na
stole.
- Wolnego... nie mog� teraz przyj�� tych pieni�dzy. Musi pan przyj��
rano do banku. Tak si� normalnie za�atwia sprawy - oznajmi� stanowczo.
Kerk delikatnie wyj�� pokwitowanie z jego d�oni.
- Dzi�kuj� bardzo - powiedzia�. - Rano ju� mnie tu nie b�dzie, wi�c
musimy si� tym zadowoli�. A je�li boisz si� o te pieni�dze, proponuj�,
aby� postawi� na nogi ca�� swoj� stra� fabryczn� albo prywatn� policj�.
B�dziesz si� czu� bezpieczniejszy.
Gdy wychodzili przez nieco uszkodzone drzwi, Ellus jak szalony wykr�ca�
numery na tarczy ekranu. Nim jeszcze Jason zdo�a� otworzy� usta, Kerk
odpowiedzia� na jego pytanie:
- Domy�la�em si�, �e chcia�by� m�c si� nacieszy� pieni�dzmi, kt�re masz
w kieszeni, wi�c kupi�em dwa bilety na statek mi�dzyplanetarny. - Spojrza�
na tarcz� zegarka w samochodzie. � Statek startuje za mniej wi�cej dwie
godziny, mamy zatem mn�stwo czasu. Jestem g�odny, poszukajmy jakiej�
restauracji. Spodziewam si�, �e nie zostawi�e� u siebie w hotelu nic
takiego, po co warto wraca�. By�oby to raczej trudne.
- Nic, za co warto by�oby zosta� zabitym - odpar� Jason. - Dok�d
p�jdziemy co� zje��? Chcia�bym ci zada� kilka pyta�.
Pokr��yli troch� wok�, �eby sprawdzi�, czy nikt ich nie �ledzi, i
zjechali na poziom transportowych arterii przelotowych. Kerk wjecha� w
cie� jakiej� rampy za�adunkowej i tam zostawili samoch�d.
- Zawsze mo�emy postara� si� o inny - rzek� - a na ten pewnie wzi�li
ju� namiar. Wr��my teraz do arterii przelotowej, widzia�em tam jak��
restauracj�.
Ca�y parking zape�nia�y ciemne i ponure kszta�ty �rodk�w transportu
naziemnego. Przeszli obok wysokich na ch�opa k� i weszli do ciep�ej i
ha�a�liwej restauracji. Kierowcy i udaj�cy si� na pierwsz� zmian�
robotnicy nie zwr�cili na nich uwagi, kiedy usiedli w lo�y w g��bi sali i
wykr�cili na tarczy numery zamawianych da�.
Kerk uci�� sobie spory kawa� grubego befsztyka i w�o�y� do ust.
- Pytaj, o co chcesz - powiedzia� Jasonowi. - Od razu lepiej si�
poczu�em.
- Co jest na tym statku, kt�ry dzi� zam�wi�e�? Dla jakiego to �adunku
ryzykowa�em g�ow�?
- S�dzi�em, �e ryzykowa�e� g�ow� dla pieni�dzy - odpar� Kerk cierpko. -
Ale mo�esz by� pewien, �e w s�usznej sprawie. Ten �adunek to ocalenie
�wiata. Bro�, amunicja, miny, materia�y wybuchowe i temu podobne.
Jason omal si� nie ud�awi� k�sem jad�a, kt�ry mia� w ustach.
- Przemyt broni! Co ty robisz? Finansujesz prywatn� wojn�? I jak mo�esz
m�wi� o ocaleniu czegokolwiek przy pomocy tak �mierciono�nych �rodk�w? Nie
pr�buj we mnie wmawia�, �e s� one pokojowe. Kogo zabijacie?
Olbrzym straci� ca�y dobry humor - jego twarz przybra�a znany ju�
Jasonowi ponury wyraz.
- Tak, s�owo �pokojowe" by�oby bardzo trafne. Bo wszystko czego
pragniemy, to w�a�nie pokoju. �eby�my mogli �y� w pokoju. I nie zabijamy
�adnego k o g o �, tylko c o �.
Jason gniewnym ruchem odsun�� od siebie talerz.
- M�wisz zagadkami - rzek�. - W tym nie ma najmniejszego sensu.
- Jest - odpar� Kerk. - Ale tylko na jednej planecie we wszech�wiecie.
Powiedz, co wiec o Pyrrusie.
- Absolutnie nic.
Przez chwil� Kerk siedzia� zatopiony w my�lach. Potem zn�w zacz��
m�wi�:
- Ludzie s� na Pyrrusie obcym elementem... chocia� �yj� tam ju� niemal
trzysta lat. �rednia d�ugo�� �ycia na naszej planecie wynosi szesna�cie
lat. Wi�kszo�� doros�ych �yje oczywi�cie znacznie d�u�ej, ale wysoka
�miertelno�� dzieci ogromnie obni�a przeci�tn�. Jest ta planeta wszystkim,
czym �wiat cz�owieczy by� nie powinien. Panuje na niej grawitacja prawie
dwukrotnie wi�ksza od ziemskiej. Dzienna temperatura mo�e si� waha� od
arktycznej do tropikalnej. Klimat... no c�, trzeba to prze�y� samemu, aby
m�c uwierzy�. Czego� takiego nie widzia�e� w ca�ej galaktyce.
- Przera�asz mnie - zauwa�y� Jason cierpko. - Co tam macie, metany czy
zwi�zki chloru? Bywa�em na podobnych planetach...
Kerk trzasn�� pi�ci� w st�, a� podskoczy�y talerze i zatrzeszcza�y
nogi sto�u.
- Reakcje laboratoryjne! - warkn��. - �wietnie wygl�daj� w pracowni...
ale co si� dzieje, kiedy masz ca�y �wiat wype�niony takimi zwi�zkami? W
skali czasu ca�a ich gwa�towno�� zostaje zamkni�ta w przyjemnych trwa�ych
zwi�zkach. Taka atmosfera mo�e by� zab�jcza dla kogo�, kto oddycha tlenem,
ale sama w sobie jest nieszkodliwa jak s�abe piwo. Jeden tylko zestaw
zwi�zk�w czyni atmosfer� planetarn� nie do zniesienia. Mn�stwo H2O,
najbardziej uniwersalnego rozpuszczalnika, jaki istnieje, plus wolny tlen,
kt�ry mo�e dzia�a� na...
- Woda i tlen! - przerwa� mu Jason. - Chyba masz na my�li ziemi� albo
tak� planet� jak Cassylia! To �mieszne.
- Wcale nie. Poniewa� urodzi�e� si� w tego rodzaju �rodowisku, uwa�asz
je za w�a�ciwe i naturalne. Jest dla ciebie rzecz� sam� przez si�
zrozumia��, �e metale koroduj�, linie brzeg�w si� zmieniaj�, a burze
powoduj� zak��cenia w komunikacji. S� to normalne zdarzenia w �wiatach,
gdzie wyst�puje tlen i woda. Na Pyrrusie wszystkie te zjawiska s� nasilone
do entej pot�gi. O� planety jest nachylona pod k�tem prawie czterdziestu
dw�ch stopni, co powoduje ogromne r�nice temperatur pomi�dzy porami roku.
Jest to jedna z podstawowych przyczyn sta�ych zmian pokrywy lodowej.
Stwarza to klimat, kt�ry, m�wi�c najdelikatniej, jest bardzo
spektakularny.
- Je�li to wszystko - zauwa�y� Jason - nie rozumiem po co...
- To wcale n i e wszystko... to zaledwie pocz�tek. Morza spe�niaj�
podw�jnie destrukcyjn� rol�. Dostarczaj� par� wodn�, kt�ra si� potem
skrapla, i gigantyczne p�ywy. Dwa satelity Pyrrusa, Samas i Bessos, ��cz�
okresowo swoje wp�ywy powoduj�c powstanie trzydziestometrowych fal. A
je�li nie widzia�e�, jak taka fala przyp�ywu przelewa si� przez kraw�d�
krateru czynnego wulkanu, to nic nie widzia�e�. Sprowadzi�y nas na t�
planet� pierwiastki ci�kie... i w�a�nie te pierwiastki utrzymuj� Pyrrusa
w wulkanicznym wrzeniu. W bezpo�rednim s�siedztwie gwiezdnym by�o co
najmniej trzyna�cie supernowych. Ci�kie pierwiastki mo�na oczywi�cie
znale�� na wi�kszo�ci planet... ale tak�e atmosfery, kt�rymi nie spos�b
oddycha�. D�ugoterminow� eksploatacj� z�� mo�na zrealizowa� tylko przez
stworzenie samowystarczalnej kolonii. To wskazywa�o na Pyrrusa, gdzie
pierwiastki radioaktywne s� zamkni�te w j�drze planety otoczonym skorup�
pierwiastk�w lekkich. I chocia� z jednej strony stwarza to odpowiedni� dla
ludzi atmosfer�, z drugiej powoduje nieustann� aktywno�� wulkaniczn�,
poniewa� p�ynna magma stara si� si�� wydoby� na powierzchni�.
Jason po raz pierwszy s�ucha� w milczeniu. Pr�bowa� wyobrazi� sobie,
jak mo�e wygl�da� �ycie na planecie, kt�ra jest w sta�ej walce z sob�
sam�.
- Ale najlepsze pozostawi�em na koniec - rzek� Kerk z wisielczym
humorem. - Teraz, gdy ju� masz poj�cie, jak wygl�da nasze �rodowisko
naturalne, pomy�l, jakie formy �ycia mog� w nim istnie�. W�tpi�, czy
jakikolwiek obcy gatunek m�g�by w nim przetrwa� cho�by minut�. Ro�liny i
zwierz�ta na Pyrrusie s� bardzo odporne. Walcz� z panuj�cymi tam warunkami
i sob� nawzajem. Setki tysi�cy lat genetycznych eliminacji stworzy�y co�,
co przyprawi�oby nawet elektroniczny m�zg o koszmarne sny. Zwierzaki
uzbrojone w �uski truj�ce, zaopatrzone w k�y i szpony. Dotyczy to zar�wno
tego, co chodzi i lata, jak i tego, co tylko siedzi w ziemi i ro�nie.
Widzia�e� kiedykolwiek uz�bion� ro�link�, kt�ra... gryzie? S�dz�, �e nawet
nie chcia�by� zobaczy�. Bo musia�by� przyjecha� na nasz� planet�, a to
oznacza�oby twoj� �mier� w ci�gu zaledwie kilku sekund po wyj�ciu ze
statku. Nawet ja musz� odby� kurs doszkalaj�cy przed wyj�ciem poza obr�b
zamkni�tych budowli kosmodromu. Wci�� nie ko�cz�ca si� walka o przetrwanie
sprawia, �e wsp�zawodnicz�ce z sob� formy �ycia nieustannie si�
zmieniaj�. Sama �mier� jest prosta, ale sposoby jej zadawania zbyt liczne,
aby je mo�na by�o wymieni�.
Szerokie barki Kerka pochyli�y si� w przygn�bieniu. Po jakim� czasie
otrz�sn�� si� z zamy�lenia. Zaj�wszy si� na powr�t jedzeniem i maczaj�c
chleb w sosie, zacz�� znowu m�wi�:
- Przypuszczam, �e nie istnieje �aden logiczny pow�d, aby�my tam trwali
i prowadzili t� nie ko�cz�c� si� wojn�. Lecz Pyrrus jest nasz� ojczyzn�. -
Ostatni kawa�ek namoczonego w sosie chleba znik� i Kerk pokiwa� widelcem w
stron� Jasona. - Ciesz si�, �e jeste� z innego �wiata i nigdy nie b�dziesz
musia� tego ogl�da�.
- Mylisz si� - odrzek� Jason jak m�g� najspokojniej. - Bo jad� z tob�.
nast�pny
Harry Harrison Planeta �mierci 1
. 4 .
- Nie b�d� g�upi - powiedzia� Kerk wykr�caj�c na tarczy zam�wienie na
nast�pny befsztyk. - S� du�o prostsze sposoby pope�nienia samob�jstwa. Czy
nie zdajesz sobie sprawy, �e jeste� teraz milionerem? Z tym, co masz w
kieszeni, m�g�by� sp�dzi� reszt� �ycia na jednej z wypoczynkowych planet.
Pyrrus jest planet� �mierci, nie o�rodkiem turystycznym dla pragn�cych
wypoczynku ludzi. Nie mog� pozwoli�, aby� tam ze mn� pojecha�.
Gracze, kt�rzy trac� panowanie nad sob�, nie �yj� d�ugo. Jason by�
teraz z�y. Przejawem tego by� nienaturalny spok�j, m�wi� powoli, z twarz�
pozbawion� wyrazu:
- Nie m�w mi, co wolno, a czego nie wolno, Kerku. Jeste� olbrzymi i
bardzo szybki... ale to jeszcze nie czyni ciebie moim opiekunem. Mo�esz mi
tylko nie pozwoli� jecha� twoim statkiem. Ale z �atwo�ci� dostan� si� tam
inaczej. I nie pr�buj we mnie wm�wi�, �e chc� tam jecha� w celach
turystycznych, gdy nie masz poj�cia, jakie s� tego prawdziwe powody.
Jason nawet nie pr�bowa� wyja�ni� owych powod�w, by�y zbyt osobiste i
nawet dla niego samego niezbyt jasne. Im wi�cej podr�owa�, tym bardziej
wszystko wydawa�o mu si� takie samo. Stare, cywilizowane planety by�y
bardzo do siebie podobne. �wiaty pogranicza przypomina�y swoj� surowo�ci�
prowizoryczne obozowiska w lesie. Nie znaczy to, �e galaktyczne �wiaty go
nudzi�y. Tyle, �e odkry� ich ograniczenia - nigdy natomiast nie odkry�
w�asnych. P�ki nie spotka� Kerka, nie zna� cz�owieka, kt�ry by go w czym�
przewy�sza� lub chocia� mu dor�wnywa�. To by�o co� wi�cej ni� zwyk�y
egotyzm. Przemawia�y za tym fakty. A teraz stan�� przed faktem, �e
istnieje �wiat ludzi, kt�rzy go przewy�szaj�. Jason nie m�g�by nigdy
odzyska� spokoju, gdyby nie sprawdzi� tego naocznie. Cho�by mia� postrada�
w swych usi�owaniach �ycie.
Jednak�e nie m�g� powiedzie� tego wszystkiego Kerkowi. Istniej� inne
powody, kt�re ten lepiej zrozumie.
- Jeste� bardzo kr�tkowzroczny, zabraniaj�c mi jecha� na Pyrrusa -
powiedzia�. - Nie wspomn� ju� nawet o wdzi�czno�ci, jak� jeste� mi winien
za wygranie tych pieni�dzy. A co zrobisz nast�pnym razem? Skoro raz
potrzebowa�e� takiej ogromnej ilo�ci �rodk�w �mierciono�nych, zapewne
kiedy� b�dziesz ich znowu potrzebowa�. Nie lepiej by�oby mie� pod r�k�
mnie, wypr�bowanego i wiernego przyjaciela, ni�li snu� jakie� nowe i by�
mo�e niepewne projekty?
Kerk �u� w zamy�leniu nowy k�s befsztyka.
- To ca�kiem sensowne. Musz� przyzna�, �e nie pomy�la�em o tym
przedtem. My, Pyrrusanie, mamy t� wad�, �e nie my�limy o przysz�o�ci.
�ycie z dnia na dzie� przysparza nam i tak a� za wiele k�opot�w. Zajmujemy
si� wi�c dora�nymi sprawami i nie martwimy si�, co b�dzie w przysz�o�ci.
Mo�esz ze mn� jecha�. Mam nadziej�, �e b�dziesz jeszcze �y�, kiedy
staniesz si� nam potrzebny. Jako ambasador Pyrrusa zapraszam ci�
oficjalnie na nasz� planet�. Wszystkie wydatki pokrywamy my. Pod
warunkiem, �e b�dziesz bezwzgl�dnie pos�uszny wszystkim naszym
zarz�dzeniom dotycz�cym twego osobistego bezpiecze�stwa.
- Przyjmuj� ten warunek - rzek� Jason i sam sobie si� dziwi�, �e tak
ochoczo podpisa� w�asny wyrok �mierci.
Kerk by� w�a�nie w po�owie trzeciego deseru, gdy jego zegarek
zabrz�cza� cichutko. Natychmiast od�o�y� widelec i wsta�.
- Pora i�� - rzuci�. - Teraz musimy dzia�a� zgodnie z ustalonym
harmonogramem. - I kiedy Jason przygotowywa� si� do wyj�cia, Kerk wsuwa�
monet� za monet� w otw�r licznika, p�ki nie b�ysn�� sygna�: �Zap�acone".
Potem wyszli na zewn�trz i ruszyli ra�nym krokiem.
Jason wcale si� nie zdziwi�, kiedy znale�li si� przy schodach ruchomych
tu� za restauracj�. Zaczyna� zdawa� sobie spraw�, �e od wyj�cia z kasyna
ka�dy ich ruch by� szczeg�owo zaplanowany. Niew�tpliwie podniesiono alarm
i szukano ich po ca�ej planecie. Jednak�e, jak dot�d, nie dostrzegli
najmniejszego �ladu pogoni. Nie pierwszy to raz Jason usi�owa�
przechytrzy� w�adze - nigdy jednak nie robi� tego pod czyim� kierunkiem.
Bawi�o go w�asne machinalne przyzwolenie na ten stan rzeczy. By� tyle lat
samotnikiem, �e znajdowa� jak�� przewrotn� przyjemno�� w takim
uzale�nieniu si� od kogo� innego.
- Pr�dzej - warkn�� Kerk spojrzawszy na zegarek. Narzuci� r�wne,
mordercze tempo na ruchomych schodach. Pokonali w ten spos�b pi�� poziom�w
- nie napotkawszy nikogo - nim wreszcie Kerk ust�pi� i uzna�, �e sama
szybko�� schod�w wystarczy, by zd��yli na czas.
Jason chlubi� si� swoj� kondycj� fizyczn�, ale ta nag�a wspinaczka po
nieprzespanej nocy sprawi�a, �e ci�ko dysza� i by� zlany potem.
Oddychaj�c normalnie i bez �ladu potu na czole Kerk nie zdradza� oznak
najmniejszego zm�czenia.
Byli na drugim poziomie komunikacji samochodowej, kiedy Kerk zszed� z
wolno wznosz�cych si� schod�w i kiwn�� na Jasona, aby uczyni� to samo. Gdy
wyszli na ulic�, jaki� samoch�d zatrzyma� si� nagle obok nich. Jason mia�
do�� rozs�dku, aby nie chwyci� za rewolwer. Kierowca otworzy� drzwi i
wysiad�, a Kerk bez s�owa poda� mu jak�� karteczk� i siad� za kierownic�.
Ledwie Jason znalaz� si� w �rodku, w�z ruszy�. Ca�e to wydarzenie trwa�o
niepe�ne trzy sekundy.
Jason widzia� kierowc� tylko przez mgnienie oka, ale to wystarczy�o, by
znaj�c Kerka, rozpozna� w tym cz�owieku rdzennego Pyrrusanina.
- Da�e� pokwitowanie Ellusa - rzek�.
- Oczywi�cie. To za�atwia spraw� statku i �adunku. Zanim kasyno si�
po�apie, �e czek trafi� do Ellusa, statek wystartuje i b�dzie daleko.
Musimy wi�c teraz zatroszczy� si� o siebie samych. Wyt�umacz� ci ca�y plan
szczeg�owo, �eby nie by�o �adnych potkni�� z twojej strony. Najpierw
powiem ci wszystko, a je�li b�d� jakie� niejasno�ci, mo�esz mnie pyta�,
ale dopiero jak sko�cz�.
Rozkazuj�cy ton jego g�osu by� tak naturalny, �e Jasonowi nie przysz�o
do g�owy si� sprzeciwia�. �mieszy�o go jednak to z g�ry za�o�one
przypuszczenie, �e mo�e czego� nie rozumie�.
Kerk w��czy� si� w ci�g pojazd�w zd��aj�cych poza miasto, w stron�
kosmodromu. Prowadzi� nie przestaj�c m�wi�:
- Szukaj� nas w mie�cie, ale mo�emy sobie z tego nic nie robi�. Jestem
pewien, �e Cassylianie nie b�d� chcieli si� chwali� swoim niesportowym
zachowaniem i nie posun� si� do zamkni�cia ruchu na trasie. Ale na
kosmodromie b�dzie rojno od agent�w. Wiedz�, �e je�li pieni�dze opuszcz�
planet�, ju� ich nie odzyskaj�. B�d� pewni, �e mamy pieni�dze przy sobie,
kiedy zobacz� nas na kosmodromie. A zatem statek z amunicj� odleci bez
k�opot�w.
- Chcesz powiedzie�, �e celowo zwracamy na siebie uwag�, aby statek
m�g� spokojnie wystartowa�? - zapyta� nieco zaskoczony Jason.
- Mo�esz to tak uj��. Poniewa� jednak my te� musimy opu�ci� planet�,
zrobimy z naszej ucieczki zas�on� dymn� dla statku.
A teraz milcz, p�ki nie sko�cz�. Je�li mi przerwiesz jeszcze raz,
wyrzuc� ci� z samochodu.
Jason wiedzia�, �e nie s� to czcze pogr�ki. S�ucha� pilnie i w
milczeniu. Kerk powt�rzy� to, co ju� raz powiedzia�, a nast�pnie ci�gn��
dalej:
- Wjazd dla pojazd�w s�u�bowych b�dzie zapewne otwarty, poniewa� je�dzi
tamt�dy du�o woz�w. I wielu agent�w b�dzie po cywilnemu. Mo�e nawet
zdo�amy si� dosta� na kosmodrom nie rozpoznani, w co w�tpi�. Ale to
niewa�ne. Wjedziemy przez bram� s�u�bow� i pomkniemy na p�yt� startow�. Na
�Dumie Darkhanu", na kt�r� mamy bilety, w��cz� w�a�nie dwuminutow� syren�
i b�d� odczepiali schodni�. Ledwo zd��ymy zaj�� miejsca, statek
wystartuje.
- Wszystko to bardzo pi�kne - zauwa�y� Jason. - Ale co przez ca�y ten
czas b�d� robi�y stra�e?
- B�d� strzela�y do nas i siebie nawzajem. Korzystaj�c z rozgardiaszu,
wejdziemy na �Dum� Darkhanu".
Odpowied� nie zadowoli�a Jasona, ale na razie da� spok�j tej sprawie.
- Zgoda, powiedzmy, �e znajdziemy si� na statku. A co b�dzie, je�li oni
wstrzymaj� start do chwili, p�ki nas nie pochwyc� w swoje �apy i nie
postawi� pod mur?
Kerk spojrza� na niego z pogard�.
- M�wi�em ci, �e statek nazywa si� �Duma Darkhanu". Gdyby�
przestudiowa� histori� tego systemu, wiedzia�by�, jakie to ma znaczenie.
Cassylia i Darkhan s� siostrzanymi planetami i rywalizuj� mi�dzy sob� we
wszystkim. Przed niespe�na dwoma stuleciami prowadzi�y wewn�trz systemow�
wojn�, kt�ra o ma�o nie doprowadzi�a do ich unicestwienia. Obecnie panuje
mi�dzy nimi zbrojny rozejm, kt�rego �adna ze stron nie �mie naruszy�. Z
chwil� gdy si� znajdziemy na statku, b�dziemy na terytorium Darkhanu.
Pomi�dzy tymi planetami nie ma