2555

Szczegóły
Tytuł 2555
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2555 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2555 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2555 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Autor: Ronald Anthony Cross Tytul: Droga do miasta Teelee (The Way to Teelee Town) Z "NF" 10/94 Kiedy siostra Mary przyby�a do Ziemskiej Bazy na planecie Anubis, od razu podesz�a do okien wychodz�cych na ubog� dzielnic� prymitywnego miasta Strebe i potrz�saj�c g�ow�, ale i u�miechaj�c si� lekko powiedzia�a: "Praca". Jim Rodricks, szef tej ma�ej bazy, kt�ra sk�ada�a si� g��wnie z centrum ��czno�ci komputerowej i dzia�u zaopatrzenia, niewielkiej za�ogi i kilku przebywaj�cych tu czasowo antropolog�w, by� troch� zaskoczony t� reakcj�, szczeg�lnie, �e zamierza� w�a�nie wyg�osi� swoj� mow� "Witamy na Anubis". Mia� to by� kr�tki, ale przemy�lany wyst�p, pe�en humoru, kt�rego celem by�o o�ywi� wa�ne, acz nudne, informacje przekazywane nowemu personelowi. Zastyg� na chwil� w bezruchu, z otwartymi ustami. Przecie�, mimo wszystko, to on by� tutaj szefem. Jednak, jak si� domy�la� (s�usznie zreszt�), siostra Mary nie uznawa�a �adnego szefa. Odzyska� wreszcie zdolno�� ruchu. - Zawsze mo�esz bra� jeden z ma�ych �lizgaczy. �atwo si� tu zgubi�. Lepiej u�ywac �lizgacza. I pami�taj o swoim radiotelefonie. Mo�na go przypi�� do paska - powiedzia� i natychmiast poczu� si� g�upio. Siostra Mary, kt�ra nosi�a tradycyjny habit, u�miechn�a si�. - Nie mam paska - stwierdzi�a. - Mog� go przypi�� do r�a�ca. I oczywi�cie Rodricks wiedzia� ju�, �e siostra nie b�dzie nosi�a radiotelefonu - prawdopodobnie nie b�dzie r�wnie� u�ywa� �lizgacza. Jakby odpowiadaj�c powiedzia�a: - Jedynym sposobem, �eby pozna� ludzi, jest wej�� mi�dzy nich. Ale najlepszym sposobem, �eby pozna� Strebe, to lata� nad nimi, pomy�la� Jim Rodricks wygl�daj�c przez okno. B�dziemy z ni� mieli k�opoty. Kolejny pow�d do zmartwie�. Jakby czytaj�c w jego my�lach, siostra Mary powiedzia�a: - Prosz� si� nie martwi�, panie Rodricks. Jestem tu po to, �eby by� w k�opotach, ale nie sprawia� problemy innym. Pan wie o tym r�wnie dobrze jak ja. Przyjecha�am tu w s�u�bie Bo�ej, je�eli mog� to tak okre�li�. Mo�esz, na pewno mo�esz - pomy�la� Jim Rodricks. Kiedy siostra si� u�miechn�a, po raz pierwszy zda� sobie spraw�, �e by�a pi�kn� kobiet�, delikatn�, ale siln�, o szlachetnych rysach, z kt�rych przebija�a duma. Dok�adnie to, czego nam potrzeba. Same k�opoty. - Tak wi�c - siostra m�wi�a dalej - niech pan nie przeszkadza mi w mojej pracy, a ja nie b�d� wkracza�a mi�dzy pana i pa�ski komputer. Na samym pocz�tku, zaraz po powitaniu, Jim przedstawi� sw�j komputer. - To jest Big Ben - powiedzia� - g��wny pow�d istnienia tej bazy. - Itd., itd. Zda� sobie spraw�, �e zdradzi� si� tym stwierdzeniem. Powinien by� ostro�niejszy. Nie po raz pierwszy �a�owa�, �e nie ma natury odkrywcy. Bra�by teraz udzia� w jednej z wa�nych ekspedycji badaj�cych planety zamiast tkwi� tu w bazie, gdzie nigdy nic wielkiego si� nie dzia�o. Opr�cz k�opot�w. Ale nawet k�opoty by�y niedu�e. - Kim jeste�? - spyta�a siostra Mary Strebe, kt�ry ni�s� ci�ki karton pe�en rzeczy (ci�ki dla cz�owieka, ale nie dla Strebe). - Gdzie to postawi�? - spyta� Strebe. Jim zacz�� si� zastanawia�, jak on sie nazywa? Trudno odr�ni� jednego Strebe od drugiego. Ale ten by� troszk� inny. Troszk� bystrzejszy. Grebe? Strebe zwany Grebe? Jim zdusi� w sobie chichot i wskaza� r�k� r�g pokoju. - Kim jeste�? - spyta�a znowu siostra Mary nie zra�ona brakiem odpowiedzi. M�wi�a w dialekcie Strebe. I to doskonale. Znacznie lepiej ni� on sam, zauwa�y� Jim. Musia�a si� uczy� na statku, pomy�la�. Pilnie si� uczy�. Praca, jak to okre�la�a. Ale w ko�cu, je�li si� jest siostr� zakonn�... - Grib - powiedzia� Strebe i doda�: - Ja jestem Grib, ty siostra Mary. - Sk�d wiesz, jak si� nazywam? - Du�o si� tu o tobie m�wi�o, siostro, zanim przyjecha�a� - stwierdzi� Grib. Siostra Mary u�miechn�a si�. - Nie w�tpi�. Potem odwr�ci�a si� do Jima Rodricksa i powiedzia�a do niego jak do s�u��cego: - Grib b�dzie mi potrzebny do noszenia sprz�tu medycznego i pos�u�y jako po�rednik w kontaktach z mieszka�cami. Chyba nie b�d� potrzebowa�a nic wi�cej. W razie czego dam zna�. Na razie ma mnie pan z g�owy. Jim chcia� zaprotestowa�, ale pomy�la�, �e mo�e warto straci� Griba, �eby mie� z g�owy siostr� Mary. Zawsze b�dzie m�g� znale�� sobie innego Strebe. Postanowi� zgodzi� si�, ale ona nie zwracaj�c na niego uwagi zaj�a si� czym� innym. Poczu� si�, jakby utraci� troch� ze swojej godno�ci. - Grib, czy m�g�by� otworzy� tamten karton? Poka�� ci, jak si� pakuje torb� lekarsk�. Widzisz? To jest przyrz�d do analiz, wk�ada si� go w ten spos�b. Jim Rodricks zda� sobie spraw�, �e w�a�ciwie nie ma ju�, do cholery, nic do powiedzenia. Ta kobieta odprawi�a go. Nawet Strebe go odprawi�. Sta� tam, wykonuj�c jej polecenia, jakby by�a kr�low� Strebe, je�eli Strebe w og�le mog� mie� kr�low�. Tak, siostro Mary. Nie, siostro Mary. Przygotowuj� si� jak do wielkiej wyprawy, kt�rej celem, jak to siostra Mary wyra�nie podkre�li�a, b�dzie praca. Codzienna, mozolna praca. Jednak nie m�g� nic na to poradzi�, �e siostra Mary go fascynowa�a. Pomy�le� tylko, �e by�a w bazie dopiero od kilku minut i zd��y�a ju� naubli�a� g��wnemu oficerowi, zabra� mu jego najlepszego s�u��cego i szykowa� si� na wypraw� do dzikiego miasta Strebe. Jak oni nazywaj� to ponure miejsce? Ciemne Miasto. Ciekawe, co ona takiego zrobi�a, �e j� tu zes�ali? Ta my�l rozbawi�a go. Ale zaraz przysz�o mu do g�owy pytanie, co on zrobi�, �e go tu zes�ali? To rozbawi�o go znacznie mniej. Kiedy siostra Mary po raz pierwszy us�ysza�a o Teelee, my�la�a �e to legenda. Stali na �rodku brudnej drogi, otoczeni przez rozwalaj�ce si� drewniane konstrukcje, kt�re tworzy�y ponure Ciemne Miasto. Grib powi�d� r�k� naoko�o i powiedzia�: - Okropno��. - Ciemne Miasto to najlepsza nazwa. Nie ma tu �wiat�a. - Za�o�� si�, �e niekt�re wasze miasta musz� by� pi�kne - powiedzia�a siostra Mary. - Ile? Siostra Mary spojrza�a zdziwiona: - Ile miast? - O ile si� za�o�ysz? Przyjrza�a mu si� uwa�nie, staraj�c si� odgadn��, co mia� na my�li. Czy chcia� jej co� przekaza�? Jak zwykle u Strebe, jego twarz pozostawa�a zupe�nie bez wyrazu, bez nawet najl�ejszego �ladu humoru. - Ja tak naprawd� to nie chcia�am si� za�o�y�. - To dlaczego tak powiedzia�a�? - Nie wiem, to po prostu spos�b m�wienia. Nazywamy to metafor�. - To dobrze - stwierdzi� Grib. - Przegra�aby�. - Co bym przegra�a? - To, o co si� metaforycznie chcia�a� za�o�y�. Straci�aby�. Wszystkie miasta Strebe s� brzydkie. - Obr�ci� si�, jakby pr�buj�c obj�� wzrokiem Ciemne Miasto. - Bardzo, bardzo brzydkie - doda�. - My nie jeste�my Teelee - doda�. - Kim s� Teelee? - spyta�a siostra Mary oboj�tnie. - Teelee s� wspania�e i pe�ne blasku. Mieszkaj� w Mie�cie Szcz�cia. To przyci�gn�o jej uwag�. - Czy Teelee s� bogami? Grib spojrza� na ni� z�y. Tak si� przynajmniej wydawa�o siostrze Mary. To by� jedyny wyraz emocji, s�aby zreszt�, jaki kiedykolwiek u niego zauwa�y�a. By� du�ym, kr�pym, ow�osionym stworzeniem, o zdecydowanie humanoidalnych rysach, ale znacznie bardziej umi�niony ni� jakikolwiek cz�owiek. Jednak nie by� specjalnie du�y jak na Strebe. Siostra Mary nie mog�a si� powstrzyma� od my�lenia o nim jako o pewnym rodzaju goryla, chocia� wstydzi�a si� tego. Cz�sto. - Nie, Teelee to nie bogowie. Teelee prawdziwe. Po chwili spyta�: - Kiedy m�wisz B�g, to jest metafora? Teraz Siostra Mary spojrza�a na niego ze z�o�ci�. Po raz pierwszy Grib widzia� j� tak�, ale nie mia� trudno�ci, �eby si� zorientowa�, co ona my�li. Szczeg�lnie, �e towarzyszy�y temu charakterystyczne gesty, zaci�ni�te pi�ci, tak jakby siostra przygotowywa�a si� psychicznie do ataku. Ludzie to takie �mieszne, s�abe stworzenia, zupe�nie jak Teelee. Nigdy z nimi nic nie wiadomo. Grib odsun�� si� o krok. - B�g jest prawdziwy - powiedzia�a siostra Mary stanowczym tonem. - Najprawdziwszy ze wszystkiego. On jest rzeczywisto�ci�. - B�g stworzy� �wiat, ludzi i Strebe? - spyta� Grib niewinnie. - Tak. - Prosz�, popro� go, �eby to miasto by�o czyste i �adne. �eby wszyscy chorzy poczuli si� lepiej. Niech da wszystkim jedzenie. Siostra Mary w po�piechu szuka�a odpowiedzi. - B�g uczyni� te wszystkie cuda, o kt�rych pisz� w tej ksi��ce, kt�r� nam czytasz, ale teraz ju� przesta�? - spyta� Grib. - Mo�e B�g umar�? Siostra Mary nie mog�a powstrzyma� u�miechu, mimo �e wci�� czu�a z�o��. Mo�e umar�, a mo�e On by� bytem transcendentnym, a teraz staje si� bytem immanentnym, powiedzia�a do siebie, nie chc�c t�umaczy� Gribowi swojej ulubionej teorii. Czy ja naprawd� w to wierz�, pomy�la�a z przestrachem. - Ale Teelee nie umar�y. Wi�c Teelee to nie B�g. Teelee prawdziwe. Za bardzo prawdziwe. Za bardzo z�e. - Dlaczego? - Dalej posuwali si� do przodu szukajac jednej z chat zbudowanych z kartonowych pude�, gdzie prawdopodobnie czeka�y na nich chore Strebe. Grib ni�s� lekarskie przyrz�dy siostry Mary. - Teelee potrafi� by� niebezpieczne. - Jakie s� Teelee? Co one robi�? - Teelee ucz� Strebe m�wi�. To dlatego Strebe tak dobrze m�wi�. Zastanawia�am si� nad tym, pomy�la�a siostra Mary, u�miechajac si�. - Ale po co one to robi�? Grib potrz�sn�� masywn� g�ow�. - Musz� czego� chcie�. Tylko Teelee wiedz� czego. - Co jeszcze mog� robi� Teelee? Grib stan�� i wskaza� r�k� zniszczony pi�ciopi�trowy budynek ze spr�chnia�ego, pozbawionego jakiegokolwiek koloru drewna. - Teelee mog� przeskoczy� ten budynek - powiedzia�. - Za jednym razem? - siostra Mary nie mog�a si� powstrzyma� od pytania. - Przeskoczy� mo�na tylko za jednym razem. Inaczej to by�oby wskoczy� i potem zeskoczy� - odpowiedzia� Grib. - Tak, masz racj� - zgodzi�a si� siostra Mary i pomy�la�a sobie, �e wyobra�enie o Teelee by�o na pewno pierwszym prymitywnym przejawem religii w �wiadomo�ci Strebe; pierwszym wierzeniem, kt�re za jaki� czas mo�e si� przekszta�ci� w pytania o sens i pochodzenie �ycia. "Si�a, kt�ra przemienia ziarno w kwiat". Ale na tym etapie rozwoju Strebe nie wydawa�y si� zainteresowane uzyskaniem odpowiedzi na jakiekolwiek pytania. Ich umys�y by�y szalenie konkretne. Grib by� najbardziej rozwini�tym przedstawicielem Strebe, jakiego siostra Mary dot�d spotka�a. Poza tym stanowi� dla niej nieocenion� pomoc w czasie pracy, s�u��c jako niezb�dny po�rednik w kontaktach z nieufnymi z natury Strebe z Ciemnego Miasta. Pami�taj�c o tym siostra opanowa�a gniew i z�agodnia�a. Przecie� mieli tyle pracy. Wa�nej pracy. Ale dzi�, jak prawie zawsze, przypadek, do kt�rego tak si� �pieszyli, okaza� si� ca�kiem zwyczajny. Kilka rodzin Strebe mieszka�o w �cisku, na jednym pi�trze prymitywnego, zrujnowanego bloku. Wszyscy z�apali tego samego, prostego wirusa. Grib u�y� swojej si�y przekonywania i ju� po godzinie jeden z nich zgodzi� si�, �eby siostra Mary pobra�a mu krew. Krew zosta�a nast�pnie zbadana za pomoc� ma�ego przyrz�du do analiz, kt�ry siostra Mary zawsze nosi�a ze sob� (albo raczej to Grib nosi�). Maszyna nie poinformowa�a nawet o wynikach badania - nie by�o takiej potrzeby - wskaza�a tylko, jakiego lekarstwa nale�y u�y�. Oczywi�cie do tego zostanie dodana dawka multiwitaminy i lek�w wzmacniaj�cych. Ale najpierw Grib sp�dzi� p� godziny na przekonywaniu chorych, ale upartych Strebe, �eby pozwolili siostrze Mary u�y� strzykawki. W ko�cu du�y samiec, kt�ry pierwszy podda� si� badaniu krwi, zdoby� si� na taki akt odwagi. Mniej wi�cej godzin� p�niej Grib prowadzi� siostr� z powrotem do Ziemskiej Bazy, gdzie uzyskane dane zostan� przekazane Wielkiemu Bratu, czule nazywanemu przez wszystkich Big Benem. Nic specjalnego si� nie wydarzy�o. Siostra Mary tylko dlatego zapami�ta�a ten dzie�, �e wtedy po raz pierwszy us�ysza�a o Teelee. Ciekawa legenda. Jest jeszcze dla nich jaka� nadzieja. Ale kiedy po raz pierwszy spotka�a Teelee, na pewno nie by�a to rutynowa wizyta u chorego na gryp�. Tym razem sprawa wydawa�a si� powa�na. P�niej zastanawia�a si�, czy by� to zwyk�y zbieg okoliczno�ci, czy tak to zosta�o zaplanowane. Przez Teelee. Kiedy wszystko ju� si� sko�czy�o i stara�a si� wr�ci� my�lami do minionych wydarze�, �eby nada� im jaki� logiczny sens, zda�a sobie spraw�, �e nic, co by�o zwi�zane z Teelee, nie da�o si� wyt�umaczy�. Nie mo�na ich by�o zrozumie�. Ani tego, co mog�y zrobi�, ani dlaczego to robi�y. Pada� deszcz. Brudna droga, ktor� tu nazywano ulic�, przypomina�a rzek� pe�n� b�ota. Staruszek le�a� tak pokryty b�otem, �e nie mo�na by�o rozr�ni� jego rys�w. Ca�y trz�s� si� i j�cza�. Siostra Mary z przera�eniem patrzy�a na ekran. Pojawi� si� tam napis "NIE WIEM". - Nie wiem? - siostra Mary powiedzia�a do siebie g�o�no po angielsku. Grib, kt�ry kl�cza� obok niej, nie zrozumia� s��w, ale pozna� ju� siostr� na tyle, �e zauwa�y� jej zmieszanie. Dotkn�� r�k� jej ramienia. - Co m�wi maszyna? - spyta�. - Powiedz, prosz�. - Nie jest w stanie opisa� choroby na podstawie badania krwi. Najwyra�niej nie mo�e si� zorientowa�, co jest temu biedakowi. Jednak, je�eli dotrzemy do bazy i przeka�emy dane do Big Bena, na pewno nam si� uda... Pos�uchaj, Grib, zostan� tu z nim. Dam mu zwyk�� seri� zastrzyk�w. Ty p�jdziesz po pomoc. Potem zabierzemy go do bazy i b�dziemy mogli... - jej g�os zamar�. Grib przecz�co pokiwa� g�ow�. - Nie, siostro, nie zostawi� ci� tu samej. To niebezpieczne. Zostan� z tob�. Siostra Mary spojrza�a mu w oczy - spokojne, uparte czy po prostu g�upie? Zawstydzona w�asnymi my�lami, ale nie mog�c si� ich pozby�, po raz pierwszy rozejrza�a si� wok� siebie i ujrza�a t�um Strebe poruszaj�cy si� niestrudzenie w deszczu. Du�e powolne istoty, kt�rym najwidoczniej by�o oboj�tne, czy zmokn� albo zmarzn�. Ruch by� tak samo du�y jak w czasie �adnej pogody. Niekt�re Strebe kicha�y, pociaga�y nosem, ale nie zwraca�y uwagi na panujace wok� warunki. Czy naprawd� by�y a� tak g�upie? Bo�e, przebacz mi. - Prosz�, Grib, musisz sprowadzi� pomoc. Nie wiem, co jest temu staruszkowi. Nie wiem, co mam robi�. Grib potrz�sn�� g�ow� - Nie zostawi� ci�. Stary Strebe j�kn��. Najwyra�niej mia� du�� gor�czk�. Umiera�. - Grib, musisz. Nie rozumiesz tego? On umrze, je�li tego nie zrobisz. Czy ci� to nie obchodzi? Co si� z tob� dzieje? Co si� dzieje z wami wszystkimi? Nagle, wbrew swojej woli, siostra Mary zacz�a p�aka�. Grib wzruszy� ramionami (tego gestu nauczy� si� od siostry Mary). - To tylko Strebe - powiedzia�. - Nie zostawi� ci� tu. Teraz po policzkach siostry Mary sp�ywa�y �zy, ale kt� by to zobaczy� w deszczu? Powinnam by�a zosta� na Ziemi, pomy�la�a. Przebacz mi, Bo�e. Przebacz mi. Nie wiedz�c, co robi�, nie robi�a nic. Wszyscy troje przez chwil� pozostali nieruchomi. Siostra Mary i Grib kl�czeli w b�ocie i deszczu, otoczeni przez oboj�tnych Strebe. Powoli siostra zda�a sobie spraw�, �e dzieje si� co� dziwnego. Strebe ju� nie poruszali si� obok nich; wszyscy pochylili g�owy. - Zakryj twarz - powiedzia� Grib. - Nadchodz� Teelee. Siostra Mary zobaczy�a w oddali co�, co porusza�o si� w jej kierunku i �wieci�o w deszczu. Wstrzymuj�c oddech obserwowa�a zbli�anie si� tego czego�, podczas kiedy Grib i reszta Strebe kuli�a si� w b�ocie z oczami zas�oni�tymi wielkimi, ow�osionymi d�o�mi. Kiedy posta� zbli�y�a si�, siostra mog�a ju� rozpozna�, �e by�a to istota cz�ekokszta�tna, podobnie jak Strebe, tylko mniejsza. Mniejsza nawet od siostry Mary. Nie potrafi�a powiedzie�, czy by� to m�czyzna, czy kobieta, ani rozr�ni� rys�w. Otoczona blaskiem twarz wydawa�a si� zamglona, niewyra�na, jej rysy jakby zmienia�y si�, poruszaj�c si� ci�gle. - Prosz�, pom� mi - zdziwiona us�ysza�a sw�j w�asny g�os. - Czy ty jeste� Teelee? Czy mo�esz mi pom�c? Czy m�wisz w j�zyku Strebe? Dziwna istota wydawa�a si� obserwowa� j�, ale siostra Mary nie by�a tego pewna. - Tak - odezwa� si� wysoki, delikatny g�os, podobny do g�osu ma�ego dziecka. - Ale dlaczego Teelee mia�yby pom�c? Min�a chwila, zanim siostra Mary zorientowala si�, �e ta dziwna istota m�wi do niej po angielsku. - O Bo�e - powiedzia�a. - Ty m�wisz po angielsku. - Tak, porozumiewanie si� jest tu bardzo wa�ne - odpowiedzia� s�odki g�os. - Istoty podobne do ciebie u�ywaj� prymitywnego sposobu komunikowania si�, podobnie jak Strebe. Wszystko, co dzieje si� w twoim umy�le, jest dla nas zrozumia�e. Po prostu zrozumia�e. Jeste� dla Teelee jak... jak karaluch, rozumiesz? Teelee mog� si� z tob� porozumiewa�, ale nie musz�. - Wi�c dlaczego to robisz? - siostra Mary �ka�a, ze zdziwieniem zdaj�c sobie spraw�, �e albo wci�� p�acze, albo zacz�a p�aka� po raz drugi. - Kaprys - powiedzia� Teelee. - To miej taki kaprys, �eby mi pom�c. Powiedz mi, co mam robi�, je�eli do cholery rzeczywi�cie wszystko wiesz - by�a zaskoczona tym, co powiedzia�a. - Nic nie r�b - odpar� Teelee. - To jest epidemia. Rozumiesz? Albo to, co wy nazywacie epidemi�. Niepowstrzymywalna fala chor�b, cierpienia i �mierci. Siostra Mary dr�a�a na ca�ym ciele, chocia� nie by�o jej zimno. - Niepowstrzymywalna? Dla ciebie? Na pewno nie. - Dlaczego Teelee mia�yby zatrzyma� epidemi�? Epidemia jest dobra dla Strebe. Jest ich za du�o. - Na mi�o�� Bosk�, pom� nam. Powiedz, co mamy robi�. Teelee nie odpowiedzia�. - Pom� mi chocia� teraz, prosz�. Nie wiem, co mam robi�. Nie mog� tu zostawi� tego staruszka, a Grib nie chce wezwa� pomocy. Nie mo�esz czego� zrobi�? Nagle cia�o chorego Strebe unios�o si� nad ziemi�, zawirowa�o w powietrzu i spad�o wij�c si� konwulsyjnie. Towarzyszy� temu g�o�ny d�wi�k. Strebe zwin�� si� ca�y i znieruchomia� - nieomylny znak �mierci. - O m�j Bo�e - krzykn�a siostra Mary. - Zabi�e� go! - To tylko Strebe - odpar� Teelee, odszed� drog� i powoli znikn��. - Wsta�, Grib, wsta�. Przesta� kl�cze� w tym b�ocie. On ju� poszed�. Zabi� tego staruszka. - Grib ostro�nie ods�oni� oczy. - Przecie� poprosi�a� go o pomoc - przypomnia� jej. Wtedy oczywi�cie siostra Mary pomodli�a si� za staruszka. Modli�a si� za Strebe. Modli�a si�, �eby to nie by�a prawda. �eby nie by�o epidemii. Ale zgodnie z tym, co powiedzia� Grib, jej modlitwa jak zwykle pozosta�a bez odpowiedzi. - Nikt ci� nie s�ucha? - spyta� Grib niewinnie. Zanim up�yn�y trzy tygodnie, po�owa Ciemnego Miasta by�a chora, �miertelnie chora. Nikt z zara�onych nie pokona� choroby. Oczywi�cie Strebe nie robi�y nic, �eby temu zapobiec. Ci, kt�rych jeszcze epidenia nie dopad�a, sp�dzali ca�e dnie wyplataj�c wielkie kolorowe kosze ze s�omy. - Trumny - powiedzia� Grib ku przera�eniu siostry Mary. Okaza�o si�. �e cia�a wk�adane by�y do tych s�omianych sarkofag�w, potem kosze zaszywano, uk�adano na wozach i wywo�ono za miasto. Najpierw ka�dy Strebe robi� jeden kosz dla siebie, a potem dla zmar�ych przyjaci� i krewnych - by�o to prawdziwe �wi�to �mierci. Najbardziej przera�a� siostr� Mary nie oboj�tny stosunek Griba do innych Strebe, ale jego zachowanie w obliczu epidemii - zupe�nie go nie obchodzi�o, czy si� zarazi, czy nie. W odpowiedzi na niespokojne pytania siostry Mary pokiwa� tylko g�ow� i powiedzia�: - My jeste�my tylko Strebe. Wszyscy opr�cz ciebie. - I delikatnie dotkn�� jej policzka wielk� d�oni�. To bardzo j� poruszy�o. - Nie - powiedzia�a. - Ty jeste� specjalny. Ka�dy jest specjalny. - To dlaczego wybuch�a epidemia? - spyta� Grib tonem, kt�ry siostra Mary ju� nauczy�a si� rozpoznawa� jako z�o�liwy. Potem by� ten sen. Siostra Mary znalaz�a si� z powrotem w domu, na Ziemi. To musia� by� dom. Przecie� by� tam ojciec Brenner. Siedzia� naprzeciwko niej za swoim du�ym biurkiem. Ten spryciarz zawsze sadza� innych na ma�ym drewnianym krzese�ku, podczas kiedy sam siedzia� za tym wielkim d�bowym biurkiem jak na tronie i patrzy� na wszystkich z g�ry. Wybacz mi, wybacz, �e tak my�l�. - Dobrze, siostro Mary. Wr��my do tego jeszcze raz. Jak mog�a� mi to zrobi�? I siostrze Klarze? Ko�cio�owi? My�lisz, �e Ko�ci� odniesie z tego jakie� korzy�ci... To musia�a by� Ziemia, ale za oknem (nie przypomina�a sobie jako� tego wielkiego okna) - za oknem wida� by�o Ciemne Miasto, miasto Strebe. - Siostra Klara powierzy�a ci odpowiedzialne zadanie. Mia�a� swoje obowi�zki. Przysi�ga�a� pos�usze�stwo. Ty jednak... - Jestem pos�uszna przede wszystkim Bogu - wtr�ci�a siostra Mary. - Bogu? Czy to B�g kaza� ci zak�ada� zwi�zek zawodowy prostytutek zamiast czy�ci� kuchni� w klasztorze? Rozmawiasz osobi�cie z Bogiem? Jak �miesz? To Ko�ci� decyduje o tym, czego chce B�g. Siostro, ty przecie� nawet nie wiesz, czy wierzysz w Boga, prawda? Siostra Mary zerwa�a si� z krzes�a. - To nieprawda. To wcale nie jest prawda. W ka�dym razie ja wierz� w te prostytutki. Wierz�, �e w ka�dej z nich jest cz�stka Boga. - Chrzanisz. - To s�owo zabrzmia�o dziwnie w ustach ojca Brennera. - Ty w nic nie wierzysz, siostro Mary. Nic, pustka. Zero. Wyznajesz zasad�, �e "jak trwoga, to do Boga". Wiesz o tym tak samo dobrze jak ja. - Nie, nie - krzycza�a siostra Mary. - To nieprawda. Wierz� w mi�o��... Kocham... Kocham... - Nikogo nie kochasz - stwierdzi� ojciec Brenner. - Dlaczego jeste� zawsze tak pe�na zapa�u do pracy i chcesz pomaga� ludziom? Bo tak naprawd� nikogo nie kochasz, nie potrafisz kocha�, wstydzisz si� tego i pr�bujesz to ukry�. - Nie, nie! - siostrze Mary �ni�o si�, �e krzyczy. Nawet j�kn�a przez sen. Nagle ojciec Brenner wsta�, chwyci� j� za ramiona i potrz�sn�� (ojciec Brenner!?), jego d�onie zacisn�y si� jak stalowe kleszcze. Przyci�gn�� j� �kaj�c� do okna. - Widzisz to? W to wierzysz. W Teelee, nie w Boga. Tanie czary, oto czego szukasz, a nie mi�o�ci. Co ty wiesz o Bogu? Spytaj Teelee, nie Ko�cio�a. Chcesz rozwi�za� wszystkie problemy na �wiecie. Niech Teelee ci pomog�. W taki czy inny spos�b rozwi��� twoje zmartwienia. Ich metody ci si� nie podobaj� - ale przecie� nikt nie jest doskona�y. A mo�e Teelee s�? Teraz dostrzeg�a Teelee unosz�ce si� nad Ciemnym Miastem, zbli�aj�ce si� do okna, promieniejace, z roz�o�onymi ramionami. Dlaczego nie kl�kniesz jak reszta dzikich Strebe i nie zaczniesz oddawa� boskiej czci tym Teelee? - Poczekaj chwil�, ojcze. Co ty robisz na Anubis? Ty nie powiniene� tu by�; ty jeste� na Ziemi. To tylko sen. We �nie nie mo�esz mnie skrzywdzi�, bo to wszystko nie jest prawdziwe, nawet B�g. - Nic opr�cz Teelee - odpowiedzia� u�miechajac si� z�o�liwie. I nagle Teelee by�y w pokoju, wci�� przybli�a�y si�, pe�ne �wiat�a. - Podejd� tu moje dziecko - odezwa� si� s�odkim g�osem Teelee do siostry Mary. - Zgrzeszy�a�. Siostra Mary obudzi�a si� zlana potem. Dobrze, ojcze, pomy�la�a, w jednym masz racj�. Po raz pierwszy w �yciu, ty �winio, masz racj�. To do Teelee trzeba si� zwroci�. Teelee posiadaj� moc. Co Grib o nich powiedzia�? Co to by�o...? �wietliste istoty w Z�otym Mie�cie czy w Unosz�cym si� Mie�cie, co� takiego. Dlaczego nie s�ucha�a go uwa�niej? Dlaczego wcze�niej o tym nie pomy�la�a? Siostra Mary wsta�a, wzi�a prysznic, ubra�a si� szybko i wysz�a. Kiwn�a g�ow� Jimowi, kt�ry siedzia� popijaj�c kaw�. Wygl�da� na przygn�bionego albo obra�onego. Mo�e to dlatego, �e zabra�a mu wszystkich Strebe, �eby budowali wiat�, pomy�la�a siostra. Wystarczy�o wyj�� za drzwi. Rz�dy ��ek pe�nych umieraj�cych Strebe, j�cz�cych i spoconych, krzycz�cych i �mierdz�cych - wszystko to pod prymitywnie skleconym, drewnianym dachem. Tu ziemska baza spotyka�a si� z Ciemnym Miastem. - Po co si� spieszy�? Usi�d� i napij sie ze mn� wystrza�owej kawy - powiedzia� gorzko Rodricks. Teraz siostra Mary zauwa�y�a na stole otwart� butelk� brandy. - Nie za wcze�nie na to? - spyta�a, starajac si� nie podnosi� g�osu. Wola�aby ju� wyj��, ale nie chcia�a ca�kiem ignorowa� Rodricksa. - Nie, nie - odpar� - wcale nie jest za wcze�nie ani za p�no. W sam raz. Zanim nie zara�� si� t� pieprzon� chorob�. Och, przepraszam siostro. - Nie ma powodu, by uwa�a�, �e ta choroba przenosi si� ze Strebe na ludzi - powiedzia�a siostra Mary id�c w stron� drzwi. - Nie zarazisz si�. - Ale ja ju� jestem chory - Jim stwierdzi� smutno, nalewajac sobie brandy do kubka. - Pr�bowa�a� kiedy� kawy z brandy bez kawy? �wietne. To m�j wynalazek. Doskona�e. My�l�, �e kiedy umr�, ludzie b�d� mnie za to ciep�o wspomina�. Jezu, nawet nie mog� normalnie powiedzie� "ludzie". Co ja m�wi�em? Co ja... A tak, ju� mnie dopad�o. Ta zaraza i siostra. Nie mam pracownik�w. Co jeszcze? Aha, ekspedycja Prestona zbli�a si� tu, ale nie wyl�duj�, dop�ki to si� nie sko�czy i zanim wszyscy nie pomrzemy. Dop�ki nie staniemy si� tylko wspomnieniem. Tak jak ja. Za ten nap�j, kt�ry wymy�li�em. - Nala� sobie wi�cej. Potem doda� powa�nym tonem: - Ja ju� si� zarazi�em. Jestem po tamtej stronie. Boj� si�. Jestem samotny i nie wierz� ju� w nic. D�ugo utrzymywa�em si� na kraw�dzi. Ale teraz jestem ju� po drugiej stronie. Nie wiem, jak wr�ci�. - Przykro mi - odpowiedzia�a siostra Mary - ale mam du�o pracy. - Po co? Powiedz mi po co? Jaki jest w tym sens? Przecie� to nic nie zmieni - nie widzisz tego? Strebe wymr�, w tym niby- szpitalu, w kt�rym zatrudni�a� moj� za�og�. Albo w mie�cie. Co to za r�nica? Chodzi o to, �e... Ta epidemia ma nam przypomnie�, �e i tak wszyscy umrzemy. Ja, ty, wszyscy. To, co robimy, nie zmieni zupe�nie, absolutnie nic. Nawet tyle - powiedzia� unosz�c palec jaki� centymetr nad st�. - Nie, nawet nie tyle - doda� opuszczaj�c d�o� jeszcze ni�ej. - Mylisz si� - powiedzia�a siostra Mary. - Wszystko ma znaczenie. Nie wiem, jak ci� przekona�. Ale nie masz racji. - Si�d� tu ze mn� i napij si�. Spr�buj mojego wynalazku. - Przykro mi, ale nie mam na to czasu. Czeka mnie praca. - Odwr�ci�a si� do drzwi. - A nie zapomnia�a� czasem o porannej modlitwie? Powinna� przecie� chyba codziennie przez godzin� si� modli�. - Praca jest modlitw� - powiedzia�a siostra Mary raczej do siebie ni� do Rodricksa, wychodz�c na zewn�trz. Tego dnia skierowa�a si� prosto do miejsca, gdzie spa� Grib, aby doda� zapa�u do pracy za�odze, ale nawet nie czeka�a na odpowied�. - Co? - wymamrota� Grib siadaj�c, wci�� na p� �pi�cy. - Grib, czy wiesz gdzie mieszkaja Teelee? Skin�� g�ow�. - W Mie�cie Szcz�cia - odpar�. - Gdzie to jest? Musisz mnie tam zaprowadzi�. Czy to daleko? Tylko one mog� co� poradzi�. One maj� si��. Zabierz mnie tam. B�agam ci�, Grib. Siostrze Mary wydawa�o si�, �e Grib by� naprawd� zdziwiony (Czy�by nauczy�a si� rozpoznawa� jego uczucia? Kiedy� uwa�a�aby to za zwyk�e skrzywienie). - Pozw�l mi jeszcze pospa�. Teelee nie interesuj� si� Strebe - powiedzia�. - Ale musimy spr�bowa�. Nie widzisz, �e to jedyna szansa, �eby uratowa� twoj� ras�? Czy to bardzo daleko? Bo�e, �eby to by�o blisko. - W ko�cu B�g wys�uchuje twoich modlitw, siostro. To jest blisko. Ale nie zabior� ci� tam. - Grib, co ty m�wisz? Musisz mnie zaprowadzi�. - Teelee mog� by� niebezpieczne - powiedzia�. - Ju� nie pami�tasz? Teelee potrafi� zabi�. - Trudno, Grib - powiedzia�a siostra Mary. Teraz ju� nie kry�a z�o�ci. - Wiem, �e mog� by� niebezpieczne. Ale to nasza jedyna szansa. Musimy spr�bowa�. Musimy. Grib potrz�sn�� g�ow�. Nagle siostra Mary straci�a kontrol� nad sob� i wybuch�a. - Zawsze m�wisz, jacy jeste�cie g�upi i o ile gorsi. Do cholery, je�eli to prawda, to jak �miesz podejmowa� za mnie decyzj�? R�b, co ci m�wi� i koniec. Grib milcza�. Tym razem siostra Mary nie potrafi�a rozszyfrowa� jego uczu�. Czy poczu� si� zraniony? Z�y? Czy po prostu �pi�cy? - Masz racj�, siostro. Zrobi� wszystko, co mi ka�esz. Do tego Strebe si� nadaj�. Zaprowadz� ci� tam dzi� wieczorem. To ca�kiem blisko, w tamtym kierunku. - Pokaza� r�k�. - W lesie, niedaleko naszego cmentarza. Siostra Mary zadr�a�a na my�l o tych stosach koszy, eufemistycznie nazywanych cmentarzem. - Dlaczego wieczorem, a nie teraz? - spyta�a. Grib wzruszy� ramionami. - W nocy �atwiej znale��. - Dlaczego? - Bo w nocy to miasto �wieci. - A potem, widz�c, �e siostra Mary wci�� nie jest zadowolona, doda�: - Poza tym, czy nie potrzebujesz czasu, �eby prosi� o przebaczenie za to, �e tak przeklinasz, siostro? Dochodzi ju� do tego, �e wi�cej klniesz ni� si� modlisz. Wi�c zostaw mnie na chwil�. Pom�dl si�. Ja b�d� spa�. Potem p�jdziemy. Tego wieczora, kiedy ju� si� �ciemnia�o, Grib poprowadzi� siostr� Mary poza granice miasta, ostro�nie mijaj�c z zawietrznej cmentarz, w kierunku lasu. Id�c za nim siostra Mary pomy�la�a, �e jego wolny, niezdecydowany marsz m�g� wyra�a� niech��, ale mo�e by�a to tylko niepewno��; nie wydawa�o jej si�, �eby zna� drog�. Nied�ugo potem da�a mu znak, �eby sie zatrzymali. Zadajac pytanie ze zdziwieniem zda�a sobie spraw�, �e szepcze. - Gdziekolwiek wejdziesz do lasu, zawsze tam trafisz - odpowiedzia� Grib. Szli cicho, otacza�a ich coraz g��bsza ciemno��. Poskr�cane ga��zie przypomina�y jakie� ciemne postacie, skrzaty, trolle. Ich podr� zaczyna�a przypomina� sen. Zapachy lasu, kwiat�w i gnij�cej ro�linno�ci, dziwna mieszanina, kt�ra najpierw wydawa�a si� przyjemna, teraz przywodzi�a na my�l niebezpiecze�stwo. Wszystko ro�nie, potem umiera i gnije, przysz�o jej do g�owy. Wszystko i wszyscy. Siostra Mary by�a teraz pewna, �e zgubili si�. Jak mog�a pozwoli� Gribowi, �eby j� tu przyprowadzi�? Znowu da�a mu znak, �eby si� zatrzymali i tym razem, cichym szeptem, powiedzia�a mu, �e chce zawr�ci�. - Ale� siostro, nie zauwa�y�a�, �e powoli si� rozja�nia? Jeste�my ju� blisko Teelee. Teraz, kiedy zwr�ci� jej na to uwag�, rzeczywi�cie zacz�a dostrzega�, �e jest ja�niej. Nie mog�a jednak zidentyfikowa� �r�d�a tego blasku. Po prostu nie by�o ju� tak ciemno. Ruszyli dalej i niebo stawa�o si� coraz ja�niejsze, a� zrobi�o si� widno jak w dzie�, a mo�e nawet ja�niej. Siostra Mary nigdy nie widzia�a tak wyra�nie: mog�a odr�ni� ka�dy li�� na drzewie. Towarzyszy�o temu brz�czenie, kt�re stawa�o si� coraz g�o�niejszy, jakby �wiat�o wybucha�o z coraz wi�ksz� si��. Nagle Grib pad� na ziemi� i zakry� oczy. - Nie p�jd� dalej - powiedzia�. - Jak mam znale�� drog�? - cicho spyta�a siostra Mary. Ale Grib nie odpowiedzia�. Nie musia� odpowiada�. Ze zdziwieniem zrozumia�a, �e wie, gdzie i��. Teraz �wiat�o sta�o si� tak jasne, �e nie wida� by�o kolor�w. Wszystko b�yszcza�o jak mieni�ce si� srebro. Drzewa i krzewy wydawa�y si� rozpuszcza� w morzu blasku. Jest zbyt jasno, �eby co� widzie� - stwierdzi�a siostra Mary. Wszystko, co mog�a dostrzec, by�o �wiat�em. Chyba o�lepn�, przemkn�o jej przez my�l. Ale wci�� sz�a dalej. Ze zdziwieniem spostrzeg�a, �e las nie sta� si� niewidoczny, po prostu si� sko�czy�. Teraz to morze �wiat�a zacz�o si� dzieli� i wszystko na nowo przybiera�o kszta�ty, tylko tym razem siostra Mary mia�a wra�enie, jakby przedmioty nie odbija�y �wiat�a, ale by�y jego �r�d�em, tak jak Teelee, a teraz i ona sama. Tak jak bym na nowo si� narodzi�a, pomy�la�a, zastanawiaj�c si�, czy nie blu�ni. Nie potrafi�a opisa� miasta Teelee ani nawet zapami�ta� tego, co widzia�a. Zda�a sobie spraw�, �e wzrok nie wystarcza� do zrozumienia tego zjawiska. Co wi�cej, pozosta�e zmys�y r�wnie� nie pomaga�y. Wydawa�o si�, jakby miasto ci�gle pozostawa�o w ruchu, mieni�o i zmienia�o si�. By�o cz�ci� Teelee, a nie oddzieln� struktur� zbudowan� przez nich. To, co ona nazywa�a miastem, stanowi�o obraz tego, co Teelee robi�y, czym by�y, co chcia�y przekaza�. Mia�a wra�enie ogromnej z�o�ono�ci. I ogromnej prostoty. Wielko�ci. Ale oczywi�cie nie w wymiarze fizycznym. Miasto Teelee nie zajmowa�o miejsca w przestrzeni. Intuicyjnie wyczuwa�a, �e by�o istot� stworzenia, ca�ym wszech�wiatem. Oczywi�cie nie mog�a tego obj�� umys�em. Ale mia�a wra�enie, �e prawie to rozumia�a. Czu�a, �e w ka�dej chwili wszystko mo�e si� sta� dla niej jasne. Ale wiedzia�a te�, �e wtedy nie by�aby ju� siostr� Mary, tylko Teelee. Wszystko przez te Teelee, powiedzia�a do siebie. To jest nie do wytrzymania. Czu�a obecno�� jasnych istot. One te� j� wyczuwa�y. Nie musia�a nic m�wi�, ani s�ucha�, �eby zrozumie�, co chc� jej przekaza�: "Id� st�d, ciemna istoto". Albo: "Nieczysta istoto". Tak by to brzmia�o uj�te w s�owa. Potrafi� nawiaza� ��czno�� z Teelee, czyta� w ich my�lach, pomy�la�a. Przecie� mog� to zrobi� z ka�dym i wsz�dzie. To takie proste. Ja... - Id� st�d. - Nie, czekajcie - powiedzia�a w my�lach. - Jeszcze chwil� wytrzymam. Dlaczego w�a�ciwie tu jestem? Co to by�o? Co� strasznego. Zaraza. Tak, w�a�nie dlatego przysz�am. Musicie pom�c Strebe. Przysz�am b�aga� was o to. Musicie... - Trudno, je�li nie chcesz odej��... Nagle siostra Mary znalaz�a si� z powrotem w lesie. Wspomnienie miasta Teelee by�o jakby jasn� kul� zapadaj�c� si� w ocean ciemno�ci. Wszystko, co czu�a, wiedzia�a czy odkry�a, albo prawie odkry�a, albo... Kula rozpad�a si�, znik�a. - Grib - zawo�a�a. Grib odpowiedzia�. Siostra Mary s�ysza�a, jak porusza� si� w�r�d zaro�li. Znowu go zawo�a�a i za chwil� by� ju� obok niej. Wskaza� na niebo: �wiat�o zdawa�o si� oddala�. - Teelee przenosz� swoje miasto dalej od ciebie, siostro. Teelee znik�y. �wiat�o zgas�o. - Nie p�acz - powiedzia� Grib. A siostra Mary zda�a sobie spraw�, �e znowu p�acze. - Nie mog� sobie przypomnie� - powiedzia�a. Zaraza czyni�a spustoszenie w�r�d Strebe, jakby karmi�c si� nimi, ale nie przepuszczaj�c okazji, �eby ich wcze�niej pom�czy�. Niewiele mo�na by�o im pom�c, ale siostra Mary robi�a co w jej mocy. Co dziwniejsze, Rodricks jakby pokona� swoje za�amanie i teraz sp�dza� wi�kszo�� czasu towarzysz�c im w pracy. Mo�e nie uzyska� patentu na sw�j wynalazek, pomy�la�a siostra Mary z�o�liwie, nie zapominajac potem doda�: "Bo�e, przebacz mi". Siostra Mary robi�a odpraw� swoich pracownik�w ka�dego ranka, ale tak naprawd� wszyscy robili, co mogli i teraz, kiedy praca by�a zorganizowana, ka�dy wykonywa� swoje obowi�zki. Jej miejsce by�o w�r�d chorych. Jej i Griba. By�a tak wyczerpana, �e straci�a ju� poczucie czasu, zapomnia�a o Teelee, o Ziemi, nawet o religii. Wszystko, poza walk� jej i Griba, wydawa�o si� odleg�ym marzeniem. Pr�bowali ul�y� w b�lu, sprawi�, �eby �mier� nie by�a taka straszna. Pewnego razu, po szczeg�lnie ci�kim dniu powiedzia�a do Griba: - Komputer powinien ju� co� znale��. Przypomnij mi, �ebym jutro porozmawia�a o tym z Rodricksem. Rano. - Nie mog� z tob� jutro pracowa�, siostro. - Ale� musisz. Nie mo�esz mnie teraz zostawi�, na lito�� Bosk�. - Przykro mi, siostro Mary. Zarazi�em si�, jestem chory, musz� umrze�. I tak te� si� sta�o. Siostra Mary siedzia�a na wozie i m�wi�a do kosza, w kt�rym znajdowa�o si� jego cia�o, kiedy wie�li je na cmentarz. Nie czu�a ju� zapachu. Nic jej nie obchodzi�o. - Chyba dotar�am do kresu - m�wi�a. - Wkraczam na teren Rodricksa. Zaczynam spada� w niesko�czony ocean ciemno�ci. Nic mnie ju� nie obchodzi; zaraza, Strebe, B�g. Jestem zbyt zm�czona. Rozumiesz to, Grib? - A ty? - spyta�a kierowcy. - Ty rozumiesz? - Jest mi wszystko jedno - powiedzia�. - W�a�nie. - Roze�mia�a si� ochryple. - W ko�cu staj� si� Strebe. Szkoda, �e tego nie do�y�e�, Grib. Ale dopiero, kiedy dojechali do cmentarza zda�a sobie spraw� z rozmiar�w epidemii. Wielka pusta przestrze� by�a pokryta s�omianymi koszami, u�o�onymi na innych koszach. Panowa� niewyobra�alny, niezno�ny smr�d. - Nie. Nie wracam. Zostan� tu chwil� z moim przyjacielem. - powiedzia�a kierowcy. Popatrzy� na ni� oboj�tnie. - Wiem - powiedzia�a. - Jest ci wszystko jedno. Ca�y dzie� siedzia�a obok kosza, w kt�rym by�o cia�o Griba. M�wi�a do niego. Pochyla�a si� nad koszem. Majaczy�a. Mamrota�a co� do siebie jak lunatyk. Do siebie i do Griba. Pod koniec dnia, kiedy zapada� wiecz�r, kosz zacz�� �wieci�. Siostra Mary odsun�a si� i uczyni�a znak krzy�a. - Bo�e, czy to prawda? Powiedz mi, czy to si� dzieje naprawd�? Nie rozumiem tego. Kosz otworzy� si� i wynurzy�a si� z niego ostro�nie ma�a istotka. - Grib? - spyta�a siostra Mary. - Ju� nie Grib - odpar� Teelee po angielsku. - Zaraza - wyszepta�a siostra Mary. - Kiedy Teelee umieraj� zmieniaja si� w... Teelee wskaza� na cmentarz pe�en koszy ze zmar�ymi Strebe. - S� niczym - powiedzia�. - Mniej ni� jedno ziarno na tysi�c staje si� drzewem. Mniej ni� jeden Strebe na milion staje si� Teelee. Siostra Mary potrz�sn�a stanowczo g�ow�. - Nie, nie. Przykro mi, ale nie mog� si� z tym pogodzi� - tyle �mierci dla jednego Teelee. - To tylko Strebe - powiedzia�. - Id� ju�. - Gdzie idziesz? Co teraz b�dziesz robi�? Grib! Wiem, �e ju� nie jeste� Gribem, prawda? - Id�, �eby sta� si� Teelee. - Czy odpowiesz mi na jedno pytanie, Grib? Przepraszam - Teelee? Mo�esz to zrobi�? - Dlaczego Teelee mia�by si� tob� przejmowa�? Jeste� dla Teelee jak robak dla cz�owieka. - Ale zaprzyja�niony robak, prawda, Grib? Przepraszam, nie Grib. Odpowiedz mi na jedno pytanie. Za to wszystko, co razem prze�yli�my. Teraz, kiedy jeste� Teelee i kiedy oni wszyscy umarli, �eby� ty m�g� robi� to, co robi� Teelee, teraz, kiedy wiesz wszystko, powiedz mi - prawie nie mog�a tego wym�wi� - czy B�g istnieje? - wyszepta�a zachrypni�tym g�osem. - To, co uwa�asz za Boga, nie istnieje. Ale wtedy to, co uwa�asz za nie-Boga, nie istnieje. I po prostu znik�, pozostawiaj�c siostr� Mary z jej my�lami. Znowu dosz�a bardzo blisko rozwi�zania, ale ono nagle znik�o. Prawdopodobnie jest teraz w drodze do miasta Teelee, powiedzia�a do siebie. Gdziekolwiek to jest albo raczej cokolwiek to jest. Albo jakkolwiek. Nie ma w�tpliwo�ci, �e nie znam odpowiedzi. Nie potrafi� nawet postawi� pytania. Ale my�l�, �e straci�am tu wystarczaj�co du�o czasu. Musz� wraca�. Czeka na mnie praca. Mo�e to praca jest odpowiedzi�. Gdybym tylko potrafi�a znale�� w�a�ciwe pytanie. Sz�a pogr��ona w my�lach. Mo�e znowu dosz�am do kresu. Jak Rodricks. Nie wiedz�c kiedy. My, ludzie, jeste�my pewni, �e Teelee nie istniej�, ale potrafimy zmieni� zdanie. Zaskakujemy samych siebie. Mo�e ze mn� jest wszystko w porz�dku. By�am ju� na dnie, ale podnios�am si�. Mo�e jestem troch� mocniejsza ni� przedtem. I mo�e to zas�uga Griba. Albo Teelee, kt�ry by� Gribem. Mo�e on wie, co ja teraz my�l�. W przeb�ysku intuicji zrozumia�a, �e w pewnym sensie by�a to prawda. On wiedzia�. I nie by�o mu to oboj�tne. Jak cz�owiekowi nie jest oboj�tny zaprzyja�niony robak. A mo�e Teelee bardziej troszczy si� o zaprzyja�nionego robaka ni� ludzie troszcz� si� o cokolwiek. Posz�a kawa�ek dalej, potem u�miechn�a si� i powiedzia�a na g�os: - A mo�e nie. Prze�o�y�a Anna Koszur RONALD ANTHONY CROSS Autor ameryka�ski, urodzony w 1937 r. Pierwsze opowiadanie "The Story of Three Cities" (Opowie�� o trzech miastach) opublikowa� w 1973 r., pierwsz� powie�� - "Prisoners of Paradise" (Wi�niowie raju) w 1988 r. Jego utwory maj� zazwyczaj do�� ponur� wymow�. Opowiadanie, kt�re przedstawiamy, bardziej zadaje pytania ni� stawia odpowiedzi. I dlatego wydaje si� interesuj�ce. D.M.