2555
Szczegóły |
Tytuł |
2555 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2555 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2555 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2555 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Autor: Ronald Anthony Cross
Tytul: Droga do miasta Teelee
(The Way to Teelee Town)
Z "NF" 10/94
Kiedy siostra Mary przyby�a do Ziemskiej Bazy na planecie
Anubis, od razu podesz�a do okien wychodz�cych na ubog�
dzielnic� prymitywnego miasta Strebe i potrz�saj�c g�ow�,
ale i u�miechaj�c si� lekko powiedzia�a: "Praca".
Jim Rodricks, szef tej ma�ej bazy, kt�ra sk�ada�a si�
g��wnie z centrum ��czno�ci komputerowej i dzia�u
zaopatrzenia, niewielkiej za�ogi i kilku przebywaj�cych tu
czasowo antropolog�w, by� troch� zaskoczony t� reakcj�,
szczeg�lnie, �e zamierza� w�a�nie wyg�osi� swoj� mow�
"Witamy na Anubis". Mia� to by� kr�tki, ale przemy�lany
wyst�p, pe�en humoru, kt�rego celem by�o o�ywi� wa�ne, acz
nudne, informacje przekazywane nowemu personelowi. Zastyg�
na chwil� w bezruchu, z otwartymi ustami. Przecie�, mimo
wszystko, to on by� tutaj szefem. Jednak, jak si� domy�la�
(s�usznie zreszt�), siostra Mary nie uznawa�a �adnego szefa.
Odzyska� wreszcie zdolno�� ruchu.
- Zawsze mo�esz bra� jeden z ma�ych �lizgaczy.
�atwo si� tu zgubi�. Lepiej u�ywac �lizgacza. I pami�taj o
swoim radiotelefonie. Mo�na go przypi�� do paska -
powiedzia� i natychmiast poczu� si� g�upio.
Siostra Mary, kt�ra nosi�a tradycyjny habit, u�miechn�a
si�.
- Nie mam paska - stwierdzi�a. - Mog� go przypi�� do r�a�ca.
I oczywi�cie Rodricks wiedzia� ju�, �e siostra nie b�dzie
nosi�a radiotelefonu - prawdopodobnie nie b�dzie r�wnie�
u�ywa� �lizgacza.
Jakby odpowiadaj�c powiedzia�a:
- Jedynym sposobem, �eby pozna� ludzi, jest wej�� mi�dzy
nich.
Ale najlepszym sposobem, �eby pozna� Strebe, to lata� nad
nimi, pomy�la� Jim Rodricks wygl�daj�c przez okno. B�dziemy
z ni� mieli k�opoty. Kolejny pow�d do zmartwie�.
Jakby czytaj�c w jego my�lach, siostra Mary
powiedzia�a:
- Prosz� si� nie martwi�, panie Rodricks.
Jestem tu po to, �eby by� w k�opotach, ale nie sprawia�
problemy innym. Pan wie o tym r�wnie dobrze jak ja.
Przyjecha�am tu w s�u�bie Bo�ej, je�eli mog� to tak
okre�li�.
Mo�esz, na pewno mo�esz - pomy�la� Jim Rodricks. Kiedy
siostra si� u�miechn�a, po raz pierwszy zda� sobie spraw�,
�e by�a pi�kn� kobiet�, delikatn�, ale siln�, o szlachetnych
rysach, z kt�rych przebija�a duma. Dok�adnie to, czego nam
potrzeba. Same k�opoty.
- Tak wi�c - siostra m�wi�a dalej - niech pan nie
przeszkadza mi w mojej pracy, a ja nie b�d� wkracza�a mi�dzy
pana i pa�ski komputer.
Na samym pocz�tku, zaraz po powitaniu, Jim
przedstawi� sw�j komputer.
- To jest Big Ben - powiedzia� - g��wny pow�d istnienia
tej bazy. - Itd., itd. Zda� sobie spraw�, �e zdradzi� si�
tym stwierdzeniem. Powinien by� ostro�niejszy. Nie po raz
pierwszy �a�owa�, �e nie ma natury odkrywcy. Bra�by teraz
udzia� w jednej z wa�nych ekspedycji badaj�cych planety
zamiast tkwi� tu w bazie, gdzie nigdy nic wielkiego si� nie
dzia�o. Opr�cz k�opot�w. Ale nawet k�opoty by�y niedu�e.
- Kim jeste�? - spyta�a siostra Mary Strebe, kt�ry ni�s�
ci�ki karton pe�en rzeczy (ci�ki dla cz�owieka, ale nie
dla Strebe).
- Gdzie to postawi�? - spyta� Strebe. Jim zacz�� si�
zastanawia�, jak on sie nazywa? Trudno odr�ni� jednego
Strebe od drugiego. Ale ten by� troszk� inny. Troszk�
bystrzejszy. Grebe? Strebe zwany Grebe? Jim zdusi� w sobie
chichot i wskaza� r�k� r�g pokoju.
- Kim jeste�? - spyta�a znowu siostra Mary nie zra�ona
brakiem odpowiedzi. M�wi�a w dialekcie Strebe. I to
doskonale. Znacznie lepiej ni� on sam, zauwa�y� Jim.
Musia�a si� uczy� na statku, pomy�la�. Pilnie si� uczy�.
Praca, jak to okre�la�a. Ale w ko�cu, je�li si� jest
siostr� zakonn�...
- Grib - powiedzia� Strebe i doda�: - Ja jestem Grib, ty
siostra Mary.
- Sk�d wiesz, jak si� nazywam?
- Du�o si� tu o tobie m�wi�o, siostro, zanim przyjecha�a� -
stwierdzi� Grib.
Siostra Mary u�miechn�a si�.
- Nie w�tpi�.
Potem odwr�ci�a si� do Jima Rodricksa i powiedzia�a do
niego jak do s�u��cego:
- Grib b�dzie mi potrzebny do noszenia sprz�tu medycznego
i pos�u�y jako po�rednik w kontaktach z mieszka�cami. Chyba
nie b�d� potrzebowa�a nic wi�cej. W razie czego dam zna�. Na
razie ma mnie pan z g�owy.
Jim chcia� zaprotestowa�, ale pomy�la�, �e mo�e warto
straci� Griba, �eby mie� z g�owy siostr� Mary. Zawsze b�dzie
m�g� znale�� sobie innego Strebe. Postanowi� zgodzi� si�,
ale ona nie zwracaj�c na niego uwagi zaj�a si� czym� innym.
Poczu� si�, jakby utraci� troch� ze swojej godno�ci.
- Grib, czy m�g�by� otworzy� tamten karton? Poka�� ci, jak
si� pakuje torb� lekarsk�. Widzisz? To jest przyrz�d do
analiz, wk�ada si� go w ten spos�b.
Jim Rodricks zda� sobie spraw�, �e w�a�ciwie nie ma ju�,
do cholery, nic do powiedzenia. Ta kobieta odprawi�a go.
Nawet Strebe go odprawi�. Sta� tam, wykonuj�c jej polecenia,
jakby by�a kr�low� Strebe, je�eli Strebe w og�le mog� mie�
kr�low�. Tak, siostro Mary. Nie, siostro Mary. Przygotowuj�
si� jak do wielkiej wyprawy, kt�rej celem, jak to siostra Mary
wyra�nie podkre�li�a, b�dzie praca. Codzienna, mozolna praca.
Jednak nie m�g� nic na to poradzi�, �e siostra Mary go
fascynowa�a. Pomy�le� tylko, �e by�a w bazie dopiero od
kilku minut i zd��y�a ju� naubli�a� g��wnemu oficerowi,
zabra� mu jego najlepszego s�u��cego i szykowa� si� na
wypraw� do dzikiego miasta Strebe. Jak oni nazywaj� to
ponure miejsce? Ciemne Miasto. Ciekawe, co ona takiego
zrobi�a, �e j� tu zes�ali? Ta my�l rozbawi�a go. Ale zaraz
przysz�o mu do g�owy pytanie, co on zrobi�, �e go tu
zes�ali? To rozbawi�o go znacznie mniej.
Kiedy siostra Mary po raz pierwszy us�ysza�a o Teelee,
my�la�a �e to legenda. Stali na �rodku brudnej drogi,
otoczeni przez rozwalaj�ce si� drewniane konstrukcje, kt�re
tworzy�y ponure Ciemne Miasto. Grib powi�d� r�k�
naoko�o i powiedzia�:
- Okropno��.
- Ciemne Miasto to najlepsza nazwa. Nie ma tu
�wiat�a.
- Za�o�� si�, �e niekt�re wasze miasta musz� by� pi�kne -
powiedzia�a siostra Mary.
- Ile?
Siostra Mary spojrza�a zdziwiona:
- Ile miast?
- O ile si� za�o�ysz?
Przyjrza�a mu si� uwa�nie, staraj�c si� odgadn��, co mia� na
my�li. Czy chcia� jej co� przekaza�? Jak zwykle u Strebe,
jego twarz pozostawa�a zupe�nie bez wyrazu, bez nawet
najl�ejszego �ladu humoru.
- Ja tak naprawd� to nie chcia�am si� za�o�y�.
- To dlaczego tak powiedzia�a�?
- Nie wiem, to po prostu spos�b m�wienia. Nazywamy to
metafor�.
- To dobrze - stwierdzi� Grib. - Przegra�aby�.
- Co bym przegra�a?
- To, o co si� metaforycznie chcia�a� za�o�y�. Straci�aby�.
Wszystkie miasta Strebe s� brzydkie. - Obr�ci� si�, jakby
pr�buj�c obj�� wzrokiem Ciemne Miasto.
- Bardzo, bardzo brzydkie - doda�. - My nie jeste�my
Teelee - doda�.
- Kim s� Teelee? - spyta�a siostra Mary oboj�tnie.
- Teelee s� wspania�e i pe�ne blasku. Mieszkaj� w Mie�cie
Szcz�cia.
To przyci�gn�o jej uwag�.
- Czy Teelee s� bogami?
Grib spojrza� na ni� z�y. Tak si� przynajmniej wydawa�o
siostrze Mary. To by� jedyny wyraz emocji, s�aby zreszt�,
jaki kiedykolwiek u niego zauwa�y�a.
By� du�ym, kr�pym, ow�osionym stworzeniem, o zdecydowanie
humanoidalnych rysach, ale znacznie bardziej umi�niony ni�
jakikolwiek cz�owiek. Jednak nie by� specjalnie du�y jak na
Strebe. Siostra Mary nie mog�a si� powstrzyma� od my�lenia o
nim jako o pewnym rodzaju goryla, chocia� wstydzi�a si�
tego. Cz�sto.
- Nie, Teelee to nie bogowie. Teelee prawdziwe.
Po chwili spyta�:
- Kiedy m�wisz B�g, to jest metafora?
Teraz Siostra Mary spojrza�a na niego ze z�o�ci�. Po raz
pierwszy Grib widzia� j� tak�, ale nie mia� trudno�ci, �eby
si� zorientowa�, co ona my�li. Szczeg�lnie, �e towarzyszy�y
temu charakterystyczne gesty, zaci�ni�te pi�ci, tak jakby
siostra przygotowywa�a si� psychicznie do ataku. Ludzie to
takie �mieszne, s�abe stworzenia, zupe�nie jak Teelee. Nigdy
z nimi nic nie wiadomo. Grib odsun�� si� o krok.
- B�g jest prawdziwy - powiedzia�a siostra Mary stanowczym
tonem. - Najprawdziwszy ze wszystkiego. On jest
rzeczywisto�ci�.
- B�g stworzy� �wiat, ludzi i Strebe? - spyta� Grib niewinnie.
- Tak.
- Prosz�, popro� go, �eby to miasto by�o czyste i �adne.
�eby wszyscy chorzy poczuli si� lepiej. Niech da wszystkim
jedzenie.
Siostra Mary w po�piechu szuka�a odpowiedzi.
- B�g uczyni� te wszystkie cuda, o kt�rych pisz� w tej
ksi��ce, kt�r� nam czytasz, ale teraz ju� przesta�? - spyta�
Grib. - Mo�e B�g umar�?
Siostra Mary nie mog�a powstrzyma� u�miechu, mimo �e wci��
czu�a z�o��.
Mo�e umar�, a mo�e On by� bytem transcendentnym, a teraz
staje si� bytem immanentnym, powiedzia�a do siebie, nie
chc�c t�umaczy� Gribowi swojej ulubionej teorii. Czy ja
naprawd� w to wierz�, pomy�la�a z przestrachem.
- Ale Teelee nie umar�y. Wi�c Teelee to nie B�g. Teelee
prawdziwe. Za bardzo prawdziwe. Za bardzo z�e.
- Dlaczego? - Dalej posuwali si� do przodu szukajac jednej z
chat zbudowanych z kartonowych pude�, gdzie prawdopodobnie
czeka�y na nich chore Strebe. Grib ni�s� lekarskie przyrz�dy
siostry Mary.
- Teelee potrafi� by� niebezpieczne.
- Jakie s� Teelee? Co one robi�?
- Teelee ucz� Strebe m�wi�. To dlatego Strebe tak dobrze
m�wi�.
Zastanawia�am si� nad tym, pomy�la�a siostra Mary,
u�miechajac si�.
- Ale po co one to robi�?
Grib potrz�sn�� masywn� g�ow�.
- Musz� czego� chcie�. Tylko Teelee wiedz� czego.
- Co jeszcze mog� robi� Teelee?
Grib stan�� i wskaza� r�k� zniszczony pi�ciopi�trowy budynek
ze spr�chnia�ego, pozbawionego jakiegokolwiek koloru drewna.
- Teelee mog� przeskoczy� ten budynek - powiedzia�.
- Za jednym razem? - siostra Mary nie mog�a si� powstrzyma� od
pytania.
- Przeskoczy� mo�na tylko za jednym razem. Inaczej to by�oby
wskoczy� i potem zeskoczy� - odpowiedzia� Grib.
- Tak, masz racj� - zgodzi�a si� siostra Mary i pomy�la�a
sobie, �e wyobra�enie o Teelee by�o na pewno pierwszym
prymitywnym przejawem religii w �wiadomo�ci Strebe;
pierwszym wierzeniem, kt�re za jaki� czas mo�e si�
przekszta�ci� w pytania o sens i pochodzenie �ycia. "Si�a,
kt�ra przemienia ziarno w kwiat". Ale na tym etapie rozwoju
Strebe nie wydawa�y si� zainteresowane uzyskaniem odpowiedzi
na jakiekolwiek pytania. Ich umys�y by�y szalenie konkretne.
Grib by� najbardziej rozwini�tym przedstawicielem Strebe,
jakiego siostra Mary dot�d spotka�a.
Poza tym stanowi� dla niej nieocenion� pomoc w czasie pracy,
s�u��c jako niezb�dny po�rednik w kontaktach z nieufnymi z
natury Strebe z Ciemnego Miasta. Pami�taj�c o tym siostra
opanowa�a gniew i z�agodnia�a. Przecie� mieli tyle pracy.
Wa�nej pracy.
Ale dzi�, jak prawie zawsze, przypadek, do kt�rego tak si�
�pieszyli, okaza� si� ca�kiem zwyczajny. Kilka rodzin Strebe
mieszka�o w �cisku, na jednym pi�trze prymitywnego,
zrujnowanego bloku. Wszyscy z�apali tego samego, prostego
wirusa. Grib u�y� swojej si�y przekonywania i ju� po
godzinie jeden z nich zgodzi� si�, �eby siostra Mary pobra�a
mu krew. Krew zosta�a nast�pnie zbadana za pomoc� ma�ego
przyrz�du do analiz, kt�ry siostra Mary zawsze nosi�a ze
sob� (albo raczej to Grib nosi�). Maszyna nie poinformowa�a
nawet o wynikach badania - nie by�o takiej potrzeby -
wskaza�a tylko, jakiego lekarstwa nale�y u�y�. Oczywi�cie do
tego zostanie dodana dawka multiwitaminy i lek�w
wzmacniaj�cych. Ale najpierw Grib sp�dzi� p� godziny na
przekonywaniu chorych, ale upartych Strebe, �eby pozwolili
siostrze Mary u�y� strzykawki. W ko�cu du�y samiec, kt�ry
pierwszy podda� si� badaniu krwi, zdoby� si� na taki akt
odwagi. Mniej wi�cej godzin� p�niej Grib prowadzi� siostr�
z powrotem do Ziemskiej Bazy, gdzie uzyskane dane zostan�
przekazane Wielkiemu Bratu, czule nazywanemu przez
wszystkich Big Benem. Nic specjalnego si� nie wydarzy�o.
Siostra Mary tylko dlatego zapami�ta�a ten dzie�, �e wtedy
po raz pierwszy us�ysza�a o Teelee. Ciekawa legenda. Jest
jeszcze dla nich jaka� nadzieja.
Ale kiedy po raz pierwszy spotka�a Teelee, na pewno nie by�a
to rutynowa wizyta u chorego na gryp�. Tym razem sprawa
wydawa�a si� powa�na. P�niej zastanawia�a si�, czy by� to
zwyk�y zbieg okoliczno�ci, czy tak to zosta�o zaplanowane.
Przez Teelee. Kiedy wszystko ju� si� sko�czy�o i stara�a
si� wr�ci� my�lami do minionych wydarze�, �eby nada� im jaki�
logiczny sens, zda�a sobie spraw�, �e nic, co by�o zwi�zane
z Teelee, nie da�o si� wyt�umaczy�. Nie mo�na ich by�o
zrozumie�. Ani tego, co mog�y zrobi�, ani dlaczego to
robi�y.
Pada� deszcz. Brudna droga, ktor� tu nazywano ulic�,
przypomina�a rzek� pe�n� b�ota. Staruszek le�a� tak pokryty
b�otem, �e nie mo�na by�o rozr�ni� jego rys�w. Ca�y trz�s�
si� i j�cza�. Siostra Mary z przera�eniem patrzy�a na ekran.
Pojawi� si� tam napis "NIE WIEM".
- Nie wiem? - siostra Mary powiedzia�a do siebie g�o�no po
angielsku.
Grib, kt�ry kl�cza� obok niej, nie zrozumia� s��w, ale pozna�
ju� siostr� na tyle, �e zauwa�y� jej zmieszanie. Dotkn��
r�k� jej ramienia.
- Co m�wi maszyna? - spyta�. - Powiedz, prosz�.
- Nie jest w stanie opisa� choroby na podstawie badania krwi.
Najwyra�niej nie mo�e si� zorientowa�, co jest temu
biedakowi. Jednak, je�eli dotrzemy do bazy i przeka�emy dane
do Big Bena, na pewno nam si� uda... Pos�uchaj, Grib,
zostan� tu z nim. Dam mu zwyk�� seri� zastrzyk�w. Ty
p�jdziesz po pomoc. Potem zabierzemy go do bazy i b�dziemy
mogli... - jej g�os zamar�. Grib przecz�co pokiwa� g�ow�.
- Nie, siostro, nie zostawi� ci� tu samej. To niebezpieczne.
Zostan� z tob�.
Siostra Mary spojrza�a mu w oczy - spokojne, uparte czy
po prostu g�upie? Zawstydzona w�asnymi my�lami, ale nie
mog�c si� ich pozby�, po raz pierwszy rozejrza�a si� wok�
siebie i ujrza�a t�um Strebe poruszaj�cy si� niestrudzenie w
deszczu. Du�e powolne istoty, kt�rym najwidoczniej by�o
oboj�tne, czy zmokn� albo zmarzn�. Ruch by� tak samo du�y
jak w czasie �adnej pogody. Niekt�re Strebe kicha�y,
pociaga�y nosem, ale nie zwraca�y uwagi na panujace wok�
warunki. Czy naprawd� by�y a� tak g�upie? Bo�e, przebacz mi.
- Prosz�, Grib, musisz sprowadzi� pomoc. Nie wiem, co jest
temu staruszkowi. Nie wiem, co mam robi�.
Grib potrz�sn�� g�ow�
- Nie zostawi� ci�.
Stary Strebe j�kn��. Najwyra�niej mia� du�� gor�czk�.
Umiera�.
- Grib, musisz. Nie rozumiesz tego? On umrze, je�li tego nie
zrobisz. Czy ci� to nie obchodzi? Co si� z tob� dzieje? Co
si� dzieje z wami wszystkimi?
Nagle, wbrew swojej woli, siostra Mary zacz�a p�aka�.
Grib wzruszy� ramionami (tego gestu nauczy� si� od siostry
Mary).
- To tylko Strebe - powiedzia�. - Nie zostawi� ci� tu.
Teraz po policzkach siostry Mary sp�ywa�y �zy, ale kt� by
to zobaczy� w deszczu? Powinnam by�a zosta� na Ziemi,
pomy�la�a. Przebacz mi, Bo�e. Przebacz mi.
Nie wiedz�c, co robi�, nie robi�a nic. Wszyscy troje przez
chwil� pozostali nieruchomi. Siostra Mary i Grib
kl�czeli w b�ocie i deszczu, otoczeni przez oboj�tnych
Strebe.
Powoli siostra zda�a sobie spraw�, �e dzieje si� co�
dziwnego. Strebe ju� nie poruszali si� obok nich; wszyscy
pochylili g�owy.
- Zakryj twarz - powiedzia� Grib. - Nadchodz� Teelee.
Siostra Mary zobaczy�a w oddali co�, co porusza�o si� w jej
kierunku i �wieci�o w deszczu. Wstrzymuj�c oddech
obserwowa�a zbli�anie si� tego czego�, podczas kiedy Grib i
reszta Strebe kuli�a si� w b�ocie z oczami zas�oni�tymi
wielkimi, ow�osionymi d�o�mi.
Kiedy posta� zbli�y�a si�, siostra mog�a ju� rozpozna�, �e
by�a to istota cz�ekokszta�tna, podobnie jak Strebe, tylko
mniejsza. Mniejsza nawet od siostry Mary. Nie potrafi�a
powiedzie�, czy by� to m�czyzna, czy kobieta, ani rozr�ni�
rys�w. Otoczona blaskiem twarz wydawa�a si� zamglona,
niewyra�na, jej rysy jakby zmienia�y si�, poruszaj�c si�
ci�gle.
- Prosz�, pom� mi - zdziwiona us�ysza�a sw�j w�asny
g�os. - Czy ty jeste� Teelee? Czy mo�esz mi pom�c? Czy m�wisz
w j�zyku Strebe?
Dziwna istota wydawa�a si� obserwowa� j�, ale siostra Mary
nie by�a tego pewna.
- Tak - odezwa� si� wysoki, delikatny g�os, podobny
do g�osu ma�ego dziecka. - Ale dlaczego Teelee mia�yby
pom�c?
Min�a chwila, zanim siostra Mary zorientowala si�, �e ta
dziwna istota m�wi do niej po angielsku.
- O Bo�e - powiedzia�a. - Ty m�wisz po angielsku.
- Tak, porozumiewanie si� jest tu bardzo wa�ne - odpowiedzia�
s�odki g�os. - Istoty podobne do ciebie u�ywaj� prymitywnego
sposobu komunikowania si�, podobnie jak Strebe. Wszystko, co
dzieje si� w twoim umy�le, jest dla nas zrozumia�e. Po prostu
zrozumia�e. Jeste� dla Teelee jak... jak karaluch, rozumiesz?
Teelee mog� si� z tob� porozumiewa�, ale nie musz�.
- Wi�c dlaczego to robisz? - siostra Mary �ka�a, ze
zdziwieniem zdaj�c sobie spraw�, �e albo wci�� p�acze, albo
zacz�a p�aka� po raz drugi.
- Kaprys - powiedzia� Teelee.
- To miej taki kaprys, �eby mi pom�c. Powiedz mi, co mam
robi�, je�eli do cholery rzeczywi�cie wszystko wiesz - by�a
zaskoczona tym, co powiedzia�a.
- Nic nie r�b - odpar� Teelee. - To jest epidemia. Rozumiesz?
Albo to, co wy nazywacie epidemi�. Niepowstrzymywalna fala
chor�b, cierpienia i �mierci.
Siostra Mary dr�a�a na ca�ym ciele, chocia� nie by�o jej zimno.
- Niepowstrzymywalna? Dla ciebie? Na pewno nie.
- Dlaczego Teelee mia�yby zatrzyma� epidemi�? Epidemia jest
dobra dla Strebe. Jest ich za du�o.
- Na mi�o�� Bosk�, pom� nam. Powiedz, co mamy robi�.
Teelee nie odpowiedzia�.
- Pom� mi chocia� teraz, prosz�. Nie wiem, co mam robi�. Nie
mog� tu zostawi� tego staruszka, a Grib nie chce wezwa�
pomocy. Nie mo�esz czego� zrobi�?
Nagle cia�o chorego Strebe unios�o si� nad ziemi�,
zawirowa�o w powietrzu i spad�o wij�c si� konwulsyjnie.
Towarzyszy� temu g�o�ny d�wi�k. Strebe zwin�� si� ca�y i
znieruchomia� - nieomylny znak �mierci.
- O m�j Bo�e - krzykn�a siostra Mary. - Zabi�e� go!
- To tylko Strebe - odpar� Teelee, odszed� drog� i powoli
znikn��.
- Wsta�, Grib, wsta�. Przesta� kl�cze� w tym b�ocie. On
ju� poszed�. Zabi� tego staruszka. - Grib ostro�nie ods�oni�
oczy.
- Przecie� poprosi�a� go o pomoc - przypomnia� jej.
Wtedy oczywi�cie siostra Mary pomodli�a si� za staruszka.
Modli�a si� za Strebe. Modli�a si�, �eby to nie by�a prawda.
�eby nie by�o epidemii. Ale zgodnie z tym, co powiedzia� Grib,
jej modlitwa jak zwykle pozosta�a bez odpowiedzi.
- Nikt ci� nie s�ucha? - spyta� Grib niewinnie.
Zanim up�yn�y trzy tygodnie, po�owa Ciemnego Miasta by�a
chora, �miertelnie chora. Nikt z zara�onych nie pokona�
choroby. Oczywi�cie Strebe nie robi�y nic, �eby temu
zapobiec. Ci, kt�rych jeszcze epidenia nie dopad�a, sp�dzali ca�e
dnie wyplataj�c wielkie kolorowe kosze ze s�omy.
- Trumny - powiedzia� Grib ku przera�eniu siostry Mary.
Okaza�o si�. �e cia�a wk�adane by�y do tych s�omianych
sarkofag�w, potem kosze zaszywano, uk�adano na wozach i
wywo�ono za miasto.
Najpierw ka�dy Strebe robi� jeden kosz dla siebie, a potem
dla zmar�ych przyjaci� i krewnych - by�o to prawdziwe
�wi�to �mierci.
Najbardziej przera�a� siostr� Mary nie oboj�tny stosunek
Griba do innych Strebe, ale jego zachowanie w obliczu
epidemii - zupe�nie go nie obchodzi�o, czy si�
zarazi, czy nie. W odpowiedzi na niespokojne pytania siostry
Mary pokiwa� tylko g�ow� i powiedzia�:
- My jeste�my tylko Strebe. Wszyscy opr�cz ciebie. - I
delikatnie dotkn�� jej policzka wielk� d�oni�.
To bardzo j� poruszy�o.
- Nie - powiedzia�a. - Ty jeste� specjalny. Ka�dy jest
specjalny.
- To dlaczego wybuch�a epidemia? - spyta� Grib tonem, kt�ry
siostra Mary ju� nauczy�a si� rozpoznawa� jako z�o�liwy.
Potem by� ten sen. Siostra Mary znalaz�a si� z powrotem w
domu, na Ziemi. To musia� by� dom. Przecie� by� tam ojciec
Brenner. Siedzia� naprzeciwko niej za swoim du�ym biurkiem.
Ten spryciarz zawsze sadza� innych na ma�ym drewnianym
krzese�ku, podczas kiedy sam siedzia� za tym wielkim d�bowym
biurkiem jak na tronie i patrzy� na wszystkich z g�ry.
Wybacz mi, wybacz, �e tak my�l�.
- Dobrze, siostro Mary. Wr��my do tego jeszcze raz. Jak
mog�a� mi to zrobi�? I siostrze Klarze? Ko�cio�owi? My�lisz,
�e Ko�ci� odniesie z tego jakie� korzy�ci...
To musia�a by� Ziemia, ale za oknem (nie przypomina�a sobie
jako� tego wielkiego okna) - za oknem wida� by�o Ciemne
Miasto, miasto Strebe.
- Siostra Klara powierzy�a ci odpowiedzialne zadanie. Mia�a�
swoje obowi�zki. Przysi�ga�a� pos�usze�stwo. Ty jednak...
- Jestem pos�uszna przede wszystkim Bogu - wtr�ci�a siostra
Mary.
- Bogu? Czy to B�g kaza� ci zak�ada� zwi�zek zawodowy
prostytutek zamiast czy�ci� kuchni� w klasztorze? Rozmawiasz
osobi�cie z Bogiem? Jak �miesz? To Ko�ci� decyduje o tym,
czego chce B�g. Siostro, ty przecie� nawet nie wiesz, czy
wierzysz w Boga, prawda?
Siostra Mary zerwa�a si� z krzes�a.
- To nieprawda. To wcale nie jest prawda. W ka�dym razie
ja wierz� w te prostytutki. Wierz�, �e w ka�dej z nich jest
cz�stka Boga.
- Chrzanisz. - To s�owo zabrzmia�o dziwnie w ustach ojca
Brennera. - Ty w nic nie wierzysz, siostro Mary. Nic,
pustka. Zero. Wyznajesz zasad�, �e "jak trwoga, to do
Boga". Wiesz o tym tak samo dobrze jak ja.
- Nie, nie - krzycza�a siostra Mary. - To nieprawda. Wierz� w
mi�o��... Kocham... Kocham...
- Nikogo nie kochasz - stwierdzi� ojciec Brenner. - Dlaczego
jeste� zawsze tak pe�na zapa�u do pracy i chcesz pomaga�
ludziom? Bo tak naprawd� nikogo nie kochasz, nie potrafisz
kocha�, wstydzisz si� tego i pr�bujesz to ukry�.
- Nie, nie! - siostrze Mary �ni�o si�, �e krzyczy. Nawet
j�kn�a przez sen.
Nagle ojciec Brenner wsta�, chwyci� j� za ramiona i
potrz�sn�� (ojciec Brenner!?), jego d�onie zacisn�y si� jak
stalowe kleszcze. Przyci�gn�� j� �kaj�c� do okna.
- Widzisz to? W to wierzysz. W Teelee, nie w Boga. Tanie
czary, oto czego szukasz, a nie mi�o�ci. Co ty wiesz o Bogu?
Spytaj Teelee, nie Ko�cio�a. Chcesz rozwi�za� wszystkie
problemy na �wiecie. Niech Teelee ci pomog�. W taki czy inny
spos�b rozwi��� twoje zmartwienia. Ich metody ci si� nie
podobaj� - ale przecie� nikt nie jest doskona�y. A mo�e Teelee
s�?
Teraz dostrzeg�a Teelee unosz�ce si� nad Ciemnym Miastem,
zbli�aj�ce si� do okna, promieniejace, z roz�o�onymi
ramionami.
Dlaczego nie kl�kniesz jak reszta dzikich Strebe i nie
zaczniesz oddawa� boskiej czci tym Teelee?
- Poczekaj chwil�, ojcze. Co ty robisz na Anubis? Ty nie
powiniene� tu by�; ty jeste� na Ziemi. To tylko sen. We �nie
nie mo�esz mnie skrzywdzi�, bo to wszystko nie jest
prawdziwe, nawet B�g.
- Nic opr�cz Teelee - odpowiedzia� u�miechajac si� z�o�liwie.
I nagle Teelee by�y w pokoju, wci�� przybli�a�y si�, pe�ne
�wiat�a.
- Podejd� tu moje dziecko - odezwa� si� s�odkim g�osem
Teelee do siostry Mary. - Zgrzeszy�a�.
Siostra Mary obudzi�a si� zlana potem. Dobrze, ojcze,
pomy�la�a, w jednym masz racj�. Po raz pierwszy w �yciu, ty
�winio, masz racj�. To do Teelee trzeba si� zwroci�. Teelee
posiadaj� moc.
Co Grib o nich powiedzia�? Co to by�o...?
�wietliste istoty w Z�otym Mie�cie czy w Unosz�cym si�
Mie�cie, co� takiego. Dlaczego nie s�ucha�a go uwa�niej?
Dlaczego wcze�niej o tym nie pomy�la�a?
Siostra Mary wsta�a, wzi�a prysznic, ubra�a si� szybko i
wysz�a. Kiwn�a g�ow� Jimowi, kt�ry siedzia� popijaj�c kaw�.
Wygl�da� na przygn�bionego albo obra�onego. Mo�e to
dlatego, �e zabra�a mu wszystkich Strebe, �eby budowali
wiat�, pomy�la�a siostra.
Wystarczy�o wyj�� za drzwi. Rz�dy ��ek pe�nych umieraj�cych
Strebe, j�cz�cych i spoconych, krzycz�cych i �mierdz�cych -
wszystko to pod prymitywnie skleconym, drewnianym dachem. Tu
ziemska baza spotyka�a si� z Ciemnym Miastem.
- Po co si� spieszy�? Usi�d� i napij sie ze mn� wystrza�owej
kawy - powiedzia� gorzko Rodricks. Teraz siostra Mary
zauwa�y�a na stole otwart� butelk� brandy.
- Nie za wcze�nie na to? - spyta�a, starajac si� nie podnosi�
g�osu. Wola�aby ju� wyj��, ale nie chcia�a ca�kiem ignorowa�
Rodricksa.
- Nie, nie - odpar� - wcale nie jest za wcze�nie ani za p�no.
W sam raz. Zanim nie zara�� si� t� pieprzon� chorob�. Och,
przepraszam siostro.
- Nie ma powodu, by uwa�a�, �e ta choroba przenosi si� ze
Strebe na ludzi - powiedzia�a siostra Mary id�c w stron�
drzwi. - Nie zarazisz si�.
- Ale ja ju� jestem chory - Jim stwierdzi� smutno, nalewajac
sobie brandy do kubka. - Pr�bowa�a� kiedy� kawy z brandy bez
kawy? �wietne. To m�j wynalazek. Doskona�e. My�l�, �e
kiedy umr�, ludzie b�d� mnie za to ciep�o wspomina�. Jezu,
nawet nie mog� normalnie powiedzie� "ludzie". Co ja m�wi�em?
Co ja... A tak, ju� mnie dopad�o. Ta zaraza i siostra. Nie mam
pracownik�w. Co jeszcze? Aha, ekspedycja Prestona zbli�a si�
tu, ale nie wyl�duj�, dop�ki to si� nie sko�czy i zanim
wszyscy nie pomrzemy. Dop�ki nie staniemy si� tylko
wspomnieniem. Tak jak ja. Za ten nap�j, kt�ry wymy�li�em. -
Nala� sobie wi�cej. Potem doda� powa�nym tonem: - Ja ju� si�
zarazi�em. Jestem po tamtej stronie. Boj� si�. Jestem
samotny i nie wierz� ju� w nic. D�ugo utrzymywa�em si� na
kraw�dzi. Ale teraz jestem ju� po drugiej stronie. Nie wiem,
jak wr�ci�.
- Przykro mi - odpowiedzia�a siostra Mary - ale mam du�o
pracy.
- Po co? Powiedz mi po co? Jaki jest w tym sens? Przecie� to
nic nie zmieni - nie widzisz tego? Strebe wymr�, w tym niby-
szpitalu, w kt�rym zatrudni�a� moj� za�og�. Albo w mie�cie.
Co to za r�nica? Chodzi o to, �e... Ta epidemia ma nam
przypomnie�, �e i tak wszyscy umrzemy. Ja, ty, wszyscy. To, co
robimy, nie zmieni zupe�nie, absolutnie nic. Nawet tyle -
powiedzia� unosz�c palec jaki� centymetr nad st�. - Nie,
nawet nie tyle - doda� opuszczaj�c d�o� jeszcze ni�ej.
- Mylisz si� - powiedzia�a siostra Mary. - Wszystko ma
znaczenie. Nie wiem, jak ci� przekona�. Ale nie masz racji.
- Si�d� tu ze mn� i napij si�. Spr�buj mojego wynalazku.
- Przykro mi, ale nie mam na to czasu. Czeka mnie praca.
- Odwr�ci�a si� do drzwi.
- A nie zapomnia�a� czasem o porannej modlitwie? Powinna�
przecie� chyba codziennie przez godzin� si� modli�.
- Praca jest modlitw� - powiedzia�a siostra Mary raczej do
siebie ni� do Rodricksa, wychodz�c na zewn�trz.
Tego dnia skierowa�a si� prosto do miejsca, gdzie spa�
Grib, aby doda� zapa�u do pracy za�odze, ale nawet nie
czeka�a na odpowied�.
- Co? - wymamrota� Grib siadaj�c, wci�� na p� �pi�cy.
- Grib, czy wiesz gdzie mieszkaja Teelee?
Skin�� g�ow�.
- W Mie�cie Szcz�cia - odpar�.
- Gdzie to jest? Musisz mnie tam zaprowadzi�. Czy to
daleko? Tylko one mog� co� poradzi�. One maj� si��. Zabierz
mnie tam. B�agam ci�, Grib.
Siostrze Mary wydawa�o si�, �e Grib by� naprawd� zdziwiony
(Czy�by nauczy�a si� rozpoznawa� jego uczucia? Kiedy�
uwa�a�aby to za zwyk�e skrzywienie).
- Pozw�l mi jeszcze pospa�. Teelee nie interesuj� si�
Strebe - powiedzia�.
- Ale musimy spr�bowa�. Nie widzisz, �e to jedyna szansa,
�eby uratowa� twoj� ras�? Czy to bardzo daleko? Bo�e, �eby
to by�o blisko.
- W ko�cu B�g wys�uchuje twoich modlitw, siostro. To jest
blisko. Ale nie zabior� ci� tam.
- Grib, co ty m�wisz? Musisz mnie zaprowadzi�.
- Teelee mog� by� niebezpieczne - powiedzia�. - Ju� nie
pami�tasz? Teelee potrafi� zabi�.
- Trudno, Grib - powiedzia�a siostra Mary. Teraz ju� nie
kry�a z�o�ci. - Wiem, �e mog� by� niebezpieczne. Ale to
nasza jedyna szansa. Musimy spr�bowa�. Musimy.
Grib potrz�sn�� g�ow�.
Nagle siostra Mary straci�a kontrol� nad sob� i wybuch�a.
- Zawsze m�wisz, jacy jeste�cie g�upi i o ile gorsi. Do
cholery, je�eli to prawda, to jak �miesz podejmowa� za mnie
decyzj�? R�b, co ci m�wi� i koniec.
Grib milcza�. Tym razem siostra Mary nie potrafi�a
rozszyfrowa� jego uczu�. Czy poczu� si� zraniony? Z�y? Czy
po prostu �pi�cy?
- Masz racj�, siostro. Zrobi� wszystko, co mi ka�esz. Do tego
Strebe si� nadaj�. Zaprowadz� ci� tam dzi� wieczorem. To
ca�kiem blisko, w tamtym kierunku. - Pokaza� r�k�. - W lesie,
niedaleko naszego cmentarza.
Siostra Mary zadr�a�a na my�l o tych stosach koszy,
eufemistycznie nazywanych cmentarzem.
- Dlaczego wieczorem, a nie teraz? - spyta�a.
Grib wzruszy� ramionami.
- W nocy �atwiej znale��.
- Dlaczego?
- Bo w nocy to miasto �wieci. - A potem, widz�c, �e siostra
Mary wci�� nie jest zadowolona, doda�: - Poza tym, czy nie
potrzebujesz czasu, �eby prosi� o przebaczenie za to, �e tak
przeklinasz, siostro? Dochodzi ju� do tego, �e wi�cej
klniesz ni� si� modlisz. Wi�c zostaw mnie na chwil�. Pom�dl
si�. Ja b�d� spa�. Potem p�jdziemy.
Tego wieczora, kiedy ju� si� �ciemnia�o, Grib poprowadzi�
siostr� Mary poza granice miasta, ostro�nie mijaj�c z
zawietrznej cmentarz, w kierunku lasu. Id�c za nim
siostra Mary pomy�la�a, �e jego wolny, niezdecydowany marsz
m�g� wyra�a� niech��, ale mo�e by�a to tylko niepewno��; nie
wydawa�o jej si�, �eby zna� drog�.
Nied�ugo potem da�a mu znak, �eby sie zatrzymali. Zadajac
pytanie ze zdziwieniem zda�a sobie spraw�, �e szepcze.
- Gdziekolwiek wejdziesz do lasu, zawsze tam trafisz -
odpowiedzia� Grib.
Szli cicho, otacza�a ich coraz g��bsza ciemno��. Poskr�cane
ga��zie przypomina�y jakie� ciemne postacie, skrzaty,
trolle. Ich podr� zaczyna�a przypomina� sen. Zapachy lasu,
kwiat�w i gnij�cej ro�linno�ci, dziwna mieszanina, kt�ra
najpierw wydawa�a si� przyjemna, teraz przywodzi�a na my�l
niebezpiecze�stwo. Wszystko ro�nie, potem umiera i gnije,
przysz�o jej do g�owy. Wszystko i wszyscy.
Siostra Mary by�a teraz pewna, �e zgubili si�. Jak mog�a
pozwoli� Gribowi, �eby j� tu przyprowadzi�? Znowu da�a mu
znak, �eby si� zatrzymali i tym razem, cichym szeptem,
powiedzia�a mu, �e chce zawr�ci�.
- Ale� siostro, nie zauwa�y�a�, �e powoli si� rozja�nia?
Jeste�my ju� blisko Teelee.
Teraz, kiedy zwr�ci� jej na to uwag�, rzeczywi�cie
zacz�a dostrzega�, �e jest ja�niej. Nie mog�a jednak
zidentyfikowa� �r�d�a tego blasku. Po prostu nie by�o ju�
tak ciemno.
Ruszyli dalej i niebo stawa�o si� coraz ja�niejsze, a�
zrobi�o si� widno jak w dzie�, a mo�e nawet ja�niej.
Siostra Mary nigdy nie widzia�a tak wyra�nie: mog�a
odr�ni� ka�dy li�� na drzewie. Towarzyszy�o temu
brz�czenie, kt�re stawa�o si� coraz g�o�niejszy, jakby
�wiat�o wybucha�o z coraz wi�ksz� si��.
Nagle Grib pad� na ziemi� i zakry� oczy.
- Nie p�jd� dalej - powiedzia�.
- Jak mam znale�� drog�? - cicho spyta�a siostra Mary. Ale
Grib nie odpowiedzia�. Nie musia� odpowiada�. Ze zdziwieniem
zrozumia�a, �e wie, gdzie i��.
Teraz �wiat�o sta�o si� tak jasne, �e nie wida� by�o
kolor�w. Wszystko b�yszcza�o jak mieni�ce si� srebro.
Drzewa i krzewy wydawa�y si� rozpuszcza� w morzu blasku.
Jest zbyt jasno, �eby co� widzie� - stwierdzi�a siostra
Mary. Wszystko, co mog�a dostrzec, by�o �wiat�em. Chyba
o�lepn�, przemkn�o jej przez my�l.
Ale wci�� sz�a dalej. Ze zdziwieniem spostrzeg�a, �e las nie
sta� si� niewidoczny, po prostu si� sko�czy�.
Teraz to morze �wiat�a zacz�o si� dzieli� i wszystko na
nowo przybiera�o kszta�ty, tylko tym razem siostra Mary
mia�a wra�enie, jakby przedmioty nie odbija�y �wiat�a, ale
by�y jego �r�d�em, tak jak Teelee, a teraz i ona sama. Tak
jak bym na nowo si� narodzi�a, pomy�la�a, zastanawiaj�c si�,
czy nie blu�ni.
Nie potrafi�a opisa� miasta Teelee ani nawet zapami�ta�
tego, co widzia�a. Zda�a sobie spraw�, �e wzrok nie
wystarcza� do zrozumienia tego zjawiska. Co wi�cej,
pozosta�e zmys�y r�wnie� nie pomaga�y.
Wydawa�o si�, jakby miasto ci�gle pozostawa�o w ruchu,
mieni�o i zmienia�o si�. By�o cz�ci� Teelee, a nie
oddzieln� struktur� zbudowan� przez nich. To, co ona
nazywa�a miastem, stanowi�o obraz tego, co Teelee robi�y,
czym by�y, co chcia�y przekaza�. Mia�a wra�enie ogromnej
z�o�ono�ci. I ogromnej prostoty. Wielko�ci. Ale oczywi�cie
nie w wymiarze fizycznym. Miasto Teelee nie zajmowa�o
miejsca w przestrzeni. Intuicyjnie wyczuwa�a, �e by�o istot�
stworzenia, ca�ym wszech�wiatem. Oczywi�cie nie mog�a tego
obj�� umys�em. Ale mia�a wra�enie, �e prawie to rozumia�a.
Czu�a, �e w ka�dej chwili wszystko mo�e si� sta� dla niej
jasne. Ale wiedzia�a te�, �e wtedy nie by�aby ju� siostr�
Mary, tylko Teelee. Wszystko przez te Teelee, powiedzia�a do
siebie. To jest nie do wytrzymania.
Czu�a obecno�� jasnych istot. One te� j� wyczuwa�y.
Nie musia�a nic m�wi�, ani s�ucha�, �eby
zrozumie�, co chc� jej przekaza�: "Id� st�d, ciemna istoto".
Albo: "Nieczysta istoto". Tak by to brzmia�o uj�te w s�owa.
Potrafi� nawiaza� ��czno�� z Teelee, czyta� w ich my�lach,
pomy�la�a. Przecie� mog� to zrobi� z ka�dym i wsz�dzie. To
takie proste. Ja...
- Id� st�d.
- Nie, czekajcie - powiedzia�a w my�lach. - Jeszcze
chwil� wytrzymam. Dlaczego w�a�ciwie tu jestem? Co to by�o?
Co� strasznego. Zaraza. Tak, w�a�nie dlatego przysz�am.
Musicie pom�c Strebe. Przysz�am b�aga� was o to. Musicie...
- Trudno, je�li nie chcesz odej��...
Nagle siostra Mary znalaz�a si� z powrotem w lesie.
Wspomnienie miasta Teelee by�o jakby jasn� kul� zapadaj�c�
si� w ocean ciemno�ci. Wszystko, co czu�a, wiedzia�a czy
odkry�a, albo prawie odkry�a, albo... Kula rozpad�a si�,
znik�a.
- Grib - zawo�a�a.
Grib odpowiedzia�. Siostra Mary s�ysza�a, jak porusza� si�
w�r�d zaro�li. Znowu go zawo�a�a i za chwil� by� ju� obok
niej.
Wskaza� na niebo: �wiat�o zdawa�o si� oddala�.
- Teelee przenosz� swoje miasto dalej od ciebie, siostro.
Teelee znik�y.
�wiat�o zgas�o.
- Nie p�acz - powiedzia� Grib. A siostra Mary zda�a sobie
spraw�, �e znowu p�acze.
- Nie mog� sobie przypomnie� - powiedzia�a.
Zaraza czyni�a spustoszenie w�r�d Strebe, jakby karmi�c si�
nimi, ale nie przepuszczaj�c okazji, �eby ich wcze�niej
pom�czy�. Niewiele mo�na by�o im pom�c, ale siostra Mary
robi�a co w jej mocy.
Co dziwniejsze, Rodricks jakby pokona� swoje za�amanie i
teraz sp�dza� wi�kszo�� czasu towarzysz�c im w pracy. Mo�e nie
uzyska� patentu na sw�j wynalazek, pomy�la�a siostra Mary
z�o�liwie, nie zapominajac potem doda�: "Bo�e, przebacz mi".
Siostra Mary robi�a odpraw� swoich pracownik�w ka�dego
ranka, ale tak naprawd� wszyscy robili, co mogli i teraz,
kiedy praca by�a zorganizowana, ka�dy wykonywa� swoje
obowi�zki. Jej miejsce by�o w�r�d chorych. Jej i Griba.
By�a tak wyczerpana, �e straci�a ju� poczucie czasu,
zapomnia�a o Teelee, o Ziemi, nawet o religii. Wszystko,
poza walk� jej i Griba, wydawa�o si� odleg�ym marzeniem.
Pr�bowali ul�y� w b�lu, sprawi�, �eby �mier� nie by�a taka
straszna. Pewnego razu, po szczeg�lnie ci�kim dniu
powiedzia�a do Griba:
- Komputer powinien ju� co� znale��. Przypomnij mi,
�ebym jutro porozmawia�a o tym z Rodricksem. Rano.
- Nie mog� z tob� jutro pracowa�, siostro.
- Ale� musisz. Nie mo�esz mnie teraz zostawi�, na lito��
Bosk�.
- Przykro mi, siostro Mary. Zarazi�em si�, jestem chory, musz�
umrze�.
I tak te� si� sta�o. Siostra Mary siedzia�a na wozie i
m�wi�a do kosza, w kt�rym znajdowa�o si� jego cia�o, kiedy
wie�li je na cmentarz. Nie czu�a ju� zapachu. Nic jej nie
obchodzi�o.
- Chyba dotar�am do kresu - m�wi�a. - Wkraczam na
teren Rodricksa. Zaczynam spada� w niesko�czony ocean
ciemno�ci. Nic mnie ju� nie obchodzi; zaraza, Strebe, B�g.
Jestem zbyt zm�czona. Rozumiesz to, Grib?
- A ty? - spyta�a kierowcy. - Ty rozumiesz?
- Jest mi wszystko jedno - powiedzia�.
- W�a�nie. - Roze�mia�a si� ochryple. - W ko�cu staj� si�
Strebe. Szkoda, �e tego nie do�y�e�, Grib.
Ale dopiero, kiedy dojechali do cmentarza zda�a sobie spraw�
z rozmiar�w epidemii. Wielka pusta przestrze� by�a pokryta
s�omianymi koszami, u�o�onymi na innych koszach. Panowa�
niewyobra�alny, niezno�ny smr�d.
- Nie. Nie wracam. Zostan� tu chwil� z moim przyjacielem. -
powiedzia�a kierowcy. Popatrzy� na ni� oboj�tnie.
- Wiem - powiedzia�a. - Jest ci wszystko jedno.
Ca�y dzie� siedzia�a obok kosza, w kt�rym by�o cia�o Griba.
M�wi�a do niego. Pochyla�a si� nad koszem. Majaczy�a.
Mamrota�a co� do siebie jak lunatyk. Do siebie i do Griba.
Pod koniec dnia, kiedy zapada� wiecz�r, kosz zacz�� �wieci�.
Siostra Mary odsun�a si� i uczyni�a znak krzy�a.
- Bo�e, czy to prawda? Powiedz mi, czy to si� dzieje
naprawd�? Nie rozumiem tego.
Kosz otworzy� si� i wynurzy�a si� z niego ostro�nie ma�a
istotka.
- Grib? - spyta�a siostra Mary.
- Ju� nie Grib - odpar� Teelee po angielsku.
- Zaraza - wyszepta�a siostra Mary. - Kiedy Teelee umieraj�
zmieniaja si� w...
Teelee wskaza� na cmentarz pe�en koszy ze zmar�ymi Strebe.
- S� niczym - powiedzia�. - Mniej ni� jedno ziarno na tysi�c
staje si� drzewem. Mniej ni� jeden Strebe na milion staje
si� Teelee.
Siostra Mary potrz�sn�a stanowczo g�ow�.
- Nie, nie. Przykro mi, ale nie mog� si� z tym pogodzi� -
tyle �mierci dla jednego Teelee.
- To tylko Strebe - powiedzia�. - Id� ju�.
- Gdzie idziesz? Co teraz b�dziesz robi�? Grib! Wiem, �e
ju� nie jeste� Gribem, prawda?
- Id�, �eby sta� si� Teelee.
- Czy odpowiesz mi na jedno pytanie, Grib? Przepraszam -
Teelee? Mo�esz to zrobi�?
- Dlaczego Teelee mia�by si� tob� przejmowa�? Jeste� dla
Teelee jak robak dla cz�owieka.
- Ale zaprzyja�niony robak, prawda, Grib? Przepraszam, nie
Grib. Odpowiedz mi na jedno pytanie. Za to wszystko, co
razem prze�yli�my. Teraz, kiedy jeste� Teelee i kiedy oni
wszyscy umarli, �eby� ty m�g� robi� to, co robi� Teelee,
teraz, kiedy wiesz wszystko, powiedz mi - prawie nie mog�a
tego wym�wi� - czy B�g istnieje? - wyszepta�a zachrypni�tym
g�osem.
- To, co uwa�asz za Boga, nie istnieje. Ale wtedy to, co
uwa�asz za nie-Boga, nie istnieje.
I po prostu znik�, pozostawiaj�c siostr� Mary z jej my�lami.
Znowu dosz�a bardzo blisko rozwi�zania, ale ono nagle
znik�o. Prawdopodobnie jest teraz w drodze do miasta Teelee,
powiedzia�a do siebie. Gdziekolwiek to jest albo raczej
cokolwiek to jest. Albo jakkolwiek. Nie ma w�tpliwo�ci, �e
nie znam odpowiedzi. Nie potrafi� nawet postawi� pytania.
Ale my�l�, �e straci�am tu wystarczaj�co du�o czasu. Musz�
wraca�. Czeka na mnie praca. Mo�e to praca jest odpowiedzi�.
Gdybym tylko potrafi�a znale�� w�a�ciwe pytanie.
Sz�a pogr��ona w my�lach. Mo�e znowu dosz�am do kresu.
Jak Rodricks. Nie wiedz�c kiedy. My, ludzie, jeste�my pewni,
�e Teelee nie istniej�, ale potrafimy zmieni� zdanie.
Zaskakujemy samych siebie.
Mo�e ze mn� jest wszystko w porz�dku. By�am ju� na dnie,
ale podnios�am si�. Mo�e jestem troch� mocniejsza ni�
przedtem. I mo�e to zas�uga Griba. Albo Teelee, kt�ry by�
Gribem. Mo�e on wie, co ja teraz my�l�. W przeb�ysku
intuicji zrozumia�a, �e w pewnym sensie by�a to prawda. On
wiedzia�. I nie by�o mu to oboj�tne. Jak cz�owiekowi nie
jest oboj�tny zaprzyja�niony robak.
A mo�e Teelee bardziej troszczy si� o zaprzyja�nionego
robaka ni� ludzie troszcz� si� o cokolwiek.
Posz�a kawa�ek dalej, potem u�miechn�a si� i powiedzia�a
na g�os:
- A mo�e nie.
Prze�o�y�a Anna Koszur
RONALD ANTHONY CROSS
Autor ameryka�ski, urodzony w 1937 r. Pierwsze
opowiadanie "The Story of Three Cities" (Opowie�� o trzech
miastach) opublikowa� w 1973 r., pierwsz� powie�� -
"Prisoners of Paradise" (Wi�niowie raju) w 1988 r. Jego
utwory maj� zazwyczaj do�� ponur� wymow�.
Opowiadanie, kt�re przedstawiamy, bardziej zadaje pytania
ni� stawia odpowiedzi. I dlatego wydaje si� interesuj�ce.
D.M.