2528

Szczegóły
Tytuł 2528
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2528 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2528 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2528 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

FRANK HERBERT DZIECI DIUNY Prze�o�y� Marek Mastalerz Dla BEV: Za cudowne zrozumienie w naszej mi�o�ci i za to, �e dzieli�a ze mn� swe pi�kno i m�dro��, poniewa� to Ona naprawd� natchn�a t� ksi��k�. Nauki Muad'Diba sta�y si� polem do popisu dla przes�dnych i zepsutych scholastyk�w. Naucza� on harmonijnego sposobu �ycia, filozofii, dzi�ki kt�rej cz�owiek m�g� sprosta� problemom wynikaj�cym z wiecznej zmienno�ci wszech�wiata. Powiada�, �e rodzaj ludzki wci�� ewoluuje, �e proces ten nie ma ko�ca. M�wi�, �e ewolucja dzia�a na zmieniaj�cych si� wci�� zasadach, znanych tylko wieczno�ci. Czy wypaczone rozumowanie mo�e w og�le nadwyr�y� prawd� tkwi�c� w tych s�owach? "S�owa mentata", Duncan Idaho Na grubym, czerwonym dywanie pokrywaj�cym go�� ska�� groty pojawi�a si� plama �wiat�a. L�ni�a bez widocznego �r�d�a, objawiaj�c si� jedynie na czerwonej powierzchni tkaniny wykonanej z w��kna przyprawowego. B��dz�cy kr�g o �rednicy dw�ch centymetr�w porusza� si� drgaj�c - to wyd�u�ony, to zn�w okr�g�y. Natkn�wszy si� na ciemnozielony bok ��ka, podskoczy� w g�r�, za�amuj�c si� na jego powierzchni. Pod zielonymi przykryciami le�a�o dziecko o rudawych w�osach, twarzy wci�� jeszcze okr�g�ej i szerokich ustach - posta�, kt�rej brakowa�o smuk�o�ci typowej dla rasy Fremen�w, lecz bez nadawanej przez wod� pe�no�ci kszta�t�w, charakterystycznej dla przybysz�w z innych planet. Ch�opczyk drgn��, gdy promie� przemkn�� po jego zamkni�tych powiekach. �wiat�o b�ysn�o, by po chwili zgasn��. W komnacie s�ycha� by�o tylko p�ytki oddech i dobiegaj�ce gdzie� z ty�u monotonne kapanie zbieraj�cej si� w basenie wody, wychwytywanej przez oddzielacz wiatru umieszczony wysoko nad jaskini�. �wiat�o zab�ys�o ponownie - troch� silniejsze, ja�niejsze o kilka lumen�w. Tym razem mo�na by�o zidentyfikowa� jego �r�d�o: zakapturzona posta� wype�ni�a sklepione wej�cie w k�cie izby i przes�oni�a dobywaj�c� si� stamt�d po�wiat�. Raz jeszcze promie� przesun�� si� dooko�a komnaty, badaj�c wszystkie jej za�omy. Stwarza� atmosfer� niebezpiecze�stwa, nieustannego niepokoju. Omijaj�c �pi�ce dziecko, �wiat�o zatrzyma�o si� na zakratowanym wlocie powietrza w g�rnym rogu, spenetrowa�o wybrzuszenia w zielonych i z�otych obiciach, �agodz�cych nieprzyjemne wra�enie wywierane przez lit� ska��. Po chwili zgas�o znowu. Posta� w kapturze poruszy�a si�, szeleszcz�c tkanin�, i przystan�a z boku sklepionych drzwi. Ka�dy jako tako zaznajomiony ze zwyczajami panuj�cymi w siczy Tabr zacz��by od razu podejrzewa�, �e to zapewne Stilgar, naib siczy, opiekun osieroconych bli�ni�t, kt�re pewnego dnia zast�pi� swego ojca, Paula Maud'Diba. Stilgar cz�sto dokonywa� nocnych inspekcji w pokojach bli�ni�t, zawsze wchodz�c najpierw do izby, w kt�rej spa�a Ghanima, a ko�cz�c j� tu, w przyleg�ym pokoju, gdzie m�g� si� upewni�, �e Leto jest bezpieczny. "Stary g�upiec ze mnie" - pomy�la� Stilgar. Przejecha� palcami po zimnej powierzchni projektora �wiat�a, zanim umie�ci� go w p�tli przy pasie owini�tym wok� bioder. Projektor denerwowa� go nawet wtedy, gdy naib go potrzebowa�. Najnowszy wytw�r Imperium, przyrz�d s�u��cy do wykrywania obecno�ci du�ych, �ywych obiekt�w, w kr�lewskich komnatach sypialnych wykazywa� jedynie obecno�� �pi�cych dzieci. Stilgar pomy�la�, �e jego my�li i uczucia w pewnym sensie przypominaj� to �wiat�o. Nie m�g�, nie potrafi� opanowa� bezustannych wewn�trznych projekcji. Jego zachowanie kontrolowa�a jaka� wy�sza si�a. Przywiod�a go do miejsca, w kt�rym wyczu� spi�trzone niebezpiecze�stwo. Tu w�a�nie spoczywa� magnes przyci�gaj�cy sny o pot�dze. Tu spoczywa�o doczesne bogactwo, �wiecka w�adza i najpot�niejszy ze wszystkich mistycznych talizman�w; boska istota religijnej spu�cizny po Muad'Dibie. W tych bli�ni�tach - Leto i jego siostrze Ghanimie - skoncentrowa�a si� przera�aj�ca moc. Poniewa� �y�y, Muad'Dib, cho� zmar�y, �y� w nich. Nie by�y zwyk�ymi, dziewi�cioletnimi dzie�mi: by�y si�� natury, �ywio�em, obiektem boskiej czci i l�ku. By�y dzie�mi Paula Atrydy, kt�ry zosta� Muad'Dibem, Mahdim wszystkich Fremen�w. Muad'Dib zmieni� oblicze ludzko�ci; Fremeni wyruszyli z tej planety na d�ihad, nios�c przez zasiedlony lud�mi wszech�wiat fal� �aru religijnego uniesienia, kt�rego zasi�g i wszechmocna w�adza wywar�y pi�tno na ka�dej planecie. "Mimo to dzieci Muad'Diba s� z krwi i ko�ci - pomy�la� Stilgar. - Dwa zwyczajne pchni�cia no�em s� w stanie zatrzyma� bicie ich serc. Ich woda powr�ci�aby do plemienia." Na t� my�l jego niepos�uszny umys� opanowa�y natr�tne obrazy. Zabi� dzieci Muad'Diba! Minione lata obdarzy�y go m�dro�ci� introspekcji. Wiedzia�, jakie �r�d�o jest �r�d�em tej potwornej my�li. Pochodzi�a z lewej r�ki - przekle�stwa, nie z prawej - b�ogos�awie�stwa. Ajat i burhan �ycia nie mia�y przed nim tajemnic. Kiedy� by� dumny z tego, �e my�li o sobie jako o Fremenie, o pustyni jak o przyjacielu, �e nazywa planet� Diun� - nie Arrakis, jak oznaczano j� na wszystkich gwiezdnych mapach Imperium. "O ile prostsze by�o �ycie, gdy nasz Mesjasz by� tylko marzeniem - pomy�la�. - Znajduj�c Mahdiego, wyzwolili�my we wszech�wiecie niezliczone mesjanistyczne rojenia. Ludzie ujarzmieni przez d�ihad marz� teraz o nadej�ciu nowego przyw�dcy." Spojrza� w g��b pogr��onej w ciemno�ci komnaty. "Czy uczyniliby mnie mesjaszem, gdyby m�j n� ich uwolni�?" Us�ysza�, jak Leto niespokojnie wierci si� przez sen. Stilgar westchn��. Nigdy nie zna� dziadka - Atrydy, kt�rego imi� otrzyma�o to dziecko, lecz wielu mawia�o, �e z tego w�a�nie �r�d�a pochodzi�a moralna si�a Muad'Diba. Czy przera�aj�cy dar prawo�� i przeni�s� si� i na to pokolenie? Stilgar stwierdzi�, �e nie jest w stanie odpowiedzie� na owo pytanie. Pomy�la�: "Sicz Tabr nale�y do mnie. Ja tu rz�dz�. Jestem naibem Fremen�w. Beze mnie nie by�oby �adnego Muad'Diba. Ale te bli�ni�ta... Dzi�ki Chani, ich matce, a mojej krewniaczce, w ich �y�ach p�ynie moja krew. Jestem w nich ja, Muad'Dib i Chani, i wszyscy inni. C� my uczynili�my z tym wszech�wiatem?" Nie m�g�by wyja�ni�, dlaczego w�r�d nocy nasz�y go takie my�li i dlaczego sprawi�y, �e czuje si� winny. Schowa� si� g��biej w szacie z kapturem. Rzeczywisto�� absolutnie nie przypomina�a marze�. Przyjazna Pustynia, niegdy� rozpo�cieraj�ca si� od bieguna do bieguna, skurczy�a si� do po�owy dawnego obszaru. Mityczny raj kr�luj�cej zieleni napawa� go l�kiem. Nie przypomina� tego, o kt�rym marzyli Fremeni. I gdy jego planeta si� zmienia�a, dotar�o do niego, �e zmienia si� i on sam. Sta� si� kim� o wiele bardziej wyrafinowanym ni� niegdysiejszy przyw�dca siczy. Sta� si� �wiadom wielu rzeczy - sztuki rz�dzenia oraz odleg�ych konsekwencji najdrobniejszych decyzji. Mimo to czu�, �e jego wiedza i subtelno�� s� cienk� otoczk� pokrywaj�c� nienaruszone j�dro prostszej, bardziej deterministycznej osobowo�ci. Ta dawna istota nawo�ywa�a go, n�ci�a powrotem do czystszych warto�ci. W jego my�li zacz�y si� wdziera� d�wi�ki siczowego poranka. Poczu� powiew na policzkach: to ludzie wychodzili przez grodzie w ciemno�ci przed�witu. Powiew �wiadczy� o ich beztrosce, by� znakiem obecnych czas�w. Mieszka�com dr��ni nie chcia�o si� ju� zachowywa� re�imu wody z dawnych czas�w. Dlaczego mieliby to czyni�, skoro na planecie notowano deszcze, gdy widywano chmury, gdy o�miu Fremen�w zosta�o porwanych przez nag�� pow�d� w wadi? DO tego czasu s�owo "zatopiony" nie istnia�o w j�zyku Diuny; to jednak ju� nie by�a Diuna, lecz Arrakis... i poranek dnia pe�nego wydarze�. "Jessika, matka Muad'Diba, babka bli�ni�t, wraca dzi� na t� planet� - my�la�. - Dlaczego w�a�nie teraz ko�czy to sobie samej narzucone wygnanie? Dlaczego opu�ci�a zacisze i bezpiecze�stwo Kaladanu dla niebezpiecze�stw Arrakis?" Troska�y go i inne rzeczy: czy ona wyczuje jego zw�tpienie? Jako czarownica Bene Gesserit przesz�a przez najintensywniejsze szkolenie zakonu �e�skiego i sta�a si� pe�noprawn� Matk� Wielebn�. Czy ka�e mu nadzia� si� na n�, tak jak rozkaza� Umma-Obro�ca Liet-Kynes? "Dlaczego mia�bym jej s�ucha�?" - zastanowi� si�. Nie m�g� odpowiedzie� na to pytanie. Miast tego pomy�la� o Liecie-Kynesie, planetologu, kt�ry marzy� o przekszta�ceniu og�lnoplanetarnej pustyni w sprzyjaj�c� ludziom zielon� krain�, jak� si� teraz stawa�a. Liet-Kynes by� ojcem Chani. Bez niego nie by�oby marzenia, nie by�oby Chani ani kr�lewskich bli�ni�t. Krucho�� delikatnego �a�cucha zdarze� przera�a�a Stilgara. Jak dosz�o do tego, �e si� spotkali�my? - zada� sobie pytanie. - Jak si� po��czyli�my? Dla jakiego celu? Czy moim obowi�zkiem jest sko�czy� z tym wszystkim, unicestwi� owo wielkie po��czenie?" Stilgar pogodzi� si� z niepokojem panuj�cym w jego duszy. Czu� si� na si�ach dokona� wyboru, odrzuci� mi�o�� i rodzin�, by uczyni� to, do czego naibowie od czasu do czasu byli zmuszeni: zabi� dla dobra plemienia. Z pewnego punktu widzenia taki mord stanowi� najwy�sz� zdrad�, kra�cowe okrucie�stwo. Zabi� dzieci! Jednak nie by�y to tylko dzieci. Spo�ywa�y melan�, uczestniczy�y w orgiach siczy, szpera�y po pustyni w poszukiwaniu piaskop�ywak�w, bawi�y si� w inne zabawy freme�skich dzieci... I zasiada�y w Radzie Monarszej. Dzieci w tak niewinnym wieku, a jednak na tyle m�dre, by zasiada� w Radzie! Cho� by�y dzie�mi z cia�a, z do�wiadczenia by�y s�dziwe, urodzone z sum� genetycznej pami�ci, przera�aj�c� �wiadomo�ci�, dziel�c� ich ciotk� Ali� i je same od ca�ej reszty ludzko�ci. Wiele razy, przez wiele nocy Stilgar �apa� si� na tym, �e jego my�li kr��� wok� owej r�nicy. Wielokrotnie budzi� si� ze snu, ogarni�ty my�lowym zam�tem, i przychodzi� tu, do sypialni bli�ni�t z niedo�nionymi snami. Jego w�tpliwo�ci nabiera�y teraz ostro�ci. Wiedzia�, �e niepowodzenie pr�by podj�cia decyzji samo w sobie jest decyzj�. Bli�ni�ta i ich ciotka przebudzili si� w �onach matek, maj�c w pami�ci ca�� wiedz� przekazan� im przez przodk�w. By� to efekt narkotycznego uzale�nienia od przyprawy, uzale�nienia ich matek - lady Jessiki i Chani. Lady Jessika urodzi�a syna, Muad'Diba, zanim popad�a w uzale�nienie. Alia przysz�a na �wiat ju� po tym. Niezliczone pokolenia selektywnego chowu prowadzonego przez Bene Gesserit wyda�y wreszcie Muad'Diba, lecz w planach zakonu �e�skiego nie wzi�to pod uwag� melan�u. Och, wied�my Bene Gesserit wiedzia�y o takiej mo�liwo�ci, lecz ba�y si� jej i nazywa�y j� Paskudztwem. By�a dla nich czym� skrajnie przera�aj�cym. Paskudztwo. Musia�y mie� jakie� powody, by tak s�dzi�. A skoro orzek�y, �e Alia jest Paskudztwem, musia�y ten s�d przenie�� tak�e na bli�ni�ta, poniewa� Chani r�wnie� by�a uzale�niona, jej cia�o przesi�k�o przypraw�, a geny w jaki� spos�b uzupe�ni�y geny Muad'Diba. My�li Stilgara toczy�y si� niespokojnie. Nie mo�na by�o w�tpi�, �e bli�ni�ta zasz�y dalej ni� ich ojciec, lecz w jakim kierunku? Ch�opiec m�wi� o zdolno�ciach bycia swoim ojcem - i dowodzi� tego. Nawet jako niemowl� Leto ujawnia� wspomnienia, o kt�rych m�g� wiedzie� tylko Muad'Dib. Czy w szerokim wachlarzu pami�ci czaili si� r�wnie� tacy przodkowie, kt�rych wierzenia i obyczaje stwarza�y niebezpiecze�stwo dla �ywych ludzi? Paskudztwa - orzek�y �wi�te wied�my Bene Gesserit. A mimo to zakon �e�ski z zawi�ci� spogl�da� na genotyp dzieci. Wied�my po��da�y nasienia i kom�rek jajowych bez uszkodzenia cia�, kt�re je wytwarza�y. Czy dlatego lady Jessika wraca�a w�a�nie teraz? Niegdy� zerwa�a z zakonem, by poprze� ksi���cego kochanka, lecz plotka g�osi�a, �e powr�ci�a do metod Bene Gesserit. "M�g�bym sko�czy� z tym wszystkim - pomy�la� Stilgar. - By�oby to tak proste!" Raz jeszcze zdziwi� si�, �e mo�e rozwa�a� taki wyb�r. Czy dzieci Muad'Diba ponosi�y odpowiedzialno�� za rzeczywisto��, kt�ra burzy�a marzenia innych? Nie. By�y jedynie soczewkami, przez kt�re pada�o �wiat�o skupiaj�ce si� tak, i� ukazywa�o nowe kszta�ty wszech�wiata. W udr�ce wr�ci� my�lami do pierwotnych freme�skich wierze� i powt�rzy� sobie: "Bo�y rozkaz nadchodzi; nie staraj si� go przyspiesza�. To B�g ma wskaza� drog�; a s� tacy, kt�rzy z niej zbaczaj� ". To w�a�nie religia Muad'Diba nape�nia�a Stilgara najwi�kszym niepokojem. Dlaczego obwo�ano Muad'Diba bogiem? Po co u�wi�ca� cz�owieka, o kt�rym wiadomo, �e by� z krwi i ko�ci? "Z�ote Remedium �ycia" Muad'Diba stworzy�o biurokratycznego potwora, kt�ry rozpanoszy� si� w codziennych, ludzkich sprawach. Rz�d i religia zjednoczy�y si�, a z�amanie prawa sta�o si� grzechem. Zapach blu�nierstwa jak dym unosi� si� wok� wszelkiego kwestionowania rz�dowych edykt�w. Bunty sta�y si� zaproszeniem do rozniecania piekielnych ogni i samos�d�w. A przecie� to ludzie tworzyli owe edykty. Stilgar ze smutkiem potrz�sn�� g�ow�, nie zauwa�aj�c s�u��cych, kt�rzy weszli do Kr�lewskiego Antyszambra, by pe�ni� poranne obowi�zki. Przejecha� palcami po krysno�u u pasa, my�l�c o przesz�o�ci, kt�r� symbolizowa� jego n�: niejednokrotnie odczuwa� sympati� dla buntownik�w, kt�rych stale upadaj�ce powstania t�umi� w�asnymi rozkazami. Zam�t ogarn�� jego my�li, pragn�� wiedzie�, jak si� go pozby�, jak powr�ci� do dawnej prostoty. Ale wszech�wiat nie m�g� odwr�ci� swego biegu; by� wielk� maszyn� puszczon� w ruch na tle szarej pustki nieistnienia. N�, gdyby przyni�s� bli�ni�tom �mier�, odbi�by si� tylko od tej pr�ni, wnosz�c nowe powik�ania wichruj�ce bieg ludzkiej historii, tworz�c przestrzenie rozpadu, zmuszaj�c ludzko�� do wykreowania nowych postaci �adu i chaosu. Westchn��, u�wiadamiaj�c sobie, �e wok� niego wre ruch. Tak, ci s�u��cy reprezentowali ten rodzaj porz�dku, kt�ry stworzono dla bli�ni�t Muad'Diba. Istnieli od chwili do chwili, radz�c sobie ze swymi trywialnymi problemami bez zastanawiania si� nad nimi. "Najlepiej gorliwie ich na�ladowa� - powiedzia� sobie Stilgar. - Najlepiej nie przejmowa� si� z g�ry tym, co mo�e si� zdarzy�". "Jestem teraz s�u��cym - my�la� dalej. - Panem moim jest B�g, Mi�osierny i Lito�ciwy. - I zacytowa� sobie: - Z pewno�ci� My na�o�yli�my im na szyje p�ta a� po brody, tak �e maj� podniesione g�owy; i My postawili�my barier� przed nimi i barier� za nimi, i My nakryli�my ich, tak �e nic nie widz� ". Tak powiedziano w dawnej freme�skiej religii. Skin�� g�ow� w�asnym my�lom. Widzie�, przewidywa� nast�pn� chwil�, tak jak to robi� Muad'Dib ze swoj� napawaj�c� l�kiem wizj� przysz�o�ci - to stanowi�o przeciwwag� dla ludzkich spraw. Tworzy�o nowe mo�liwo�ci decyzji. By� wolnym od wi�z�w, tak, to mog�o sugerowa� boski kaprys, jeszcze jedno powik�anie poza zasi�giem do�wiadczenia zwyczajnej ludzkiej istoty. Stilgar zdj�� r�k� z no�a. My�l podporz�dkowa�a si� palcom, ostrze, kt�re kiedy� b�yszcza�o w przepastnej paszczy pustynnego czerwia, pozosta�o w pochwie. Wiedzia�, �e nie dob�dzie no�a, by zabi� bli�ni�ta. Decyzja zapad�a. Lepiej zachowa� t� dawn� cnot�, kt�rej wci�� ho�dowa�: lojalno��. Lepsze te powik�ania, kt�re s� mu znane, ni� te, kt�rych nie umia� sobie wyobrazi�. Lepsza tera�niejszo�� ni� przysz�o�� kre�lona przez marzenia. Gorzki posmak w ustach podpowiada� mu, jak puste i buntownicze mog� by� niekt�re z nich. "Dosy�! Nigdy wi�cej marze�!" INWOKACJA: Widzia�e� Kaznodziej�? RESPONS: Widzia�em czerwia. INWOKACJA: Co czyni ten czerw? RESPONS: Daje nam powietrze, kt�rym oddychamy. INWOKACJA: Wiec dlaczego niszczymy nasz �wiat? RESPONS: Albowiem Szej-hulud [czerw deifikowany] tak chce. "Zagadki z Arrakis" pi�ra Harq al-Ady Tak jak to by�o we freme�skim zwyczaju, atrydzkie bli�ni�ta wsta�y na godzin� przed �witem. Ziewa�y i przeci�ga�y si� w swych przylegaj�cych do siebie izbach, wyczuwaj�c wok� krz�tanin� w jaskini-dr��ni. S�ysza�y w przedpokoju s�u��cych przygotowuj�cych �niadanie - prosty kleik z daktylami i orzechami polanymi p�ynem zebranym z cz�ciowo przefermentowanej przyprawy. W przedpokoju unosi�y si� kule �wi�toja�skie i ich mi�kkie, ��te �wiat�o pada�o przez otwarte wej�cie do komnat sypialnych. W tym �agodnym �wietle bli�ni�ta ubra�y si� szybko, s�ysz�c siebie nawzajem. Tak jak si� um�wi�y, wdzia�y filtrfraki chroni�ce przed wiatrem pustyni. Po chwili kr�lewska para spotka�a si� w antyszambrze, dostrzegaj�c, jak s�u�ba raptownie milknie. Zauwa�ono, �e Leto na szary, g�adki filtrfrak narzuci� czarno obrze�on�, br�zow� peleryn�. Jego siostra w�o�y�a zielon�. Ko�nierze obydwu spi�te by�y z�otymi klamrami w kszta�cie atrydzkich jastrz�bi z czerwonymi klejnotami w miejscu oczu. - Widz�, �e ubrali�cie si�, by odda� cze�� swojej babce - powiedzia�a Hara, jedna z �on Stilgara. Leto wzi�� misk� ze �niadaniem, zanim spojrza� w ciemn� i pobru�d�on� przez wiatr twarz kobiety. Potrz�sn�� g�ow�. - Sk�d wiesz, czy to nie sobie oddajemy cze��? - rzek�. Hara wytrzyma�a sarkastyczne spojrzenie, nie uchylaj�c wzroku. - Moje oczy s� r�wnie niebieskie jak twoje - odpar�a. Ghanima roze�mia�a si� na g�os. Hara zawsze bra�a udzia� we freme�skiej grze w inwokacje. Jednym tchem powiedzia�a: - Nie szyd� ze mnie, ch�opcze. Mo�esz sobie by� kr�lewskim dzieckiem, ale oboje nosimy znami� uzale�nienia od melan�u - oczy bez bia�ek. Jakiego wi�cej Fremen potrzebuje stroju czy oznaki honoru? Leto u�miechn�� si�, potrz�saj�c ze smutkiem g�ow�. - Haro, moja kochana, gdyby� tylko by�a m�odsza i nie nale�a�a do Stilgara, uczyni�bym ci� swoj� �on�! Hara z �atwo�ci� zaakceptowa�a drobne zwyci�stwo, daj�c znak innym s�ugom, by kontynuowali przygotowywanie pomieszcze� na wa�ne wydarzenie dzisiejszego dnia. - Zjedzcie �niadanie - powiedzia�a. - B�dzie wam dzi� potrzebne du�o si�. - Zatem zgadzasz si�, �e nie jeste�my na tyle reprezentacyjni, by stan�� przed nasz� babk�? - spyta�a Ghanima, m�wi�c z ustami pe�nymi kleiku. - Nie b�j si� jej, Ghaniu - rzek�a Hara. Leto prze�kn�� obfit� porcj� kleiku, posy�aj�c pytaj�ce spojrzenie w stron� Hary. Ta kobieta by�a piekielnie roztropna, skoro tak szybko przejrza�a gierk� z paradnymi strojami. - Czy uwierzy, �e si� jej boimy? - zapyta�. - Mo�e tak, mo�e nie - powiedzia�a Hara. - By�a nasz� Matk� Wielebn�, pami�tam. Znam jej metody. - Jak Alia si� ubra�a? - spyta�a Ghanima. - Nie widzia�am jej - odpowiedzia�a kr�tko Hara, odwracaj�c si�. Leto i Ghanima wymienili porozumiewawcze spojrzenia i nachylili si� szybko nad rozpocz�tym �niadaniem. Gdy sko�czyli, wyszli na wielki, �rodkowy korytarz. Ghanima przem�wi�a w jednym ze staro�ytnych j�zyk�w, kt�re mieli zakodowane w genetycznej pami�ci: - Wi�c od dzisiaj mamy babk�. - To bardzo k�opocze Ali� - rzek� Lato. - Kto lubi oddawa� w�adz�? - zapyta�a Ghanima. Leto roze�mia� si� mi�kko, dziwnie doros�ym g�osem jak na tak m�ode cia�o. - Tu chodzi o co� wi�cej. - Czy oczy jej matki wypatrz� to, co my zobaczyli�my? - A dlaczego nie? - spyta� Leto. - Tak... W�a�nie tego Alia mo�e si� obawia�. - Kt� zna Paskudztwo lepiej ni� ono samo? - zapyta� Leto. - Wiesz, �e mo�emy si� myli� - rzek�a Ghanima. - Ale nie mylimy si� - odpar� i zacytowa� z "Ksi�gi Azhara" Bene Gesserit: -"Za spraw� rozumu i przera�aj�cych do�wiadcze� nazywamy przed-urodzonych Paskudztwami, kt� bowiem wie, jak upad�e i przekl�te osoby z naszej strasznej przesz�o�ci mog� przej�� w�adz� nad �yj�cym cia�em?" - Znam t� histori� - powiedzia�a Ghanima. - Ale je�eli to prawda, dlaczego nas nic nie atakuje od wewn�trz? - Mo�e nasi rodzice stoj� w nas na stra�y? - powiedzia� Leto. - To dlaczego nie s� r�wnie� stra�nikami Alii? - Nie wiem. Mo�e dlatego, �e jedno z jej rodzic�w wci�� pozostaje w�r�d �yj�cych. Mo�e po prostu dlatego, �e my wci�� jeste�my m�odzi i silni. Mo�e gdy b�dziemy starsi i bardziej cyniczni... - Musimy bardzo ostro�nie post�powa� z nasz� babk� - przerwa�a mu Ghanima. - I nie rozmawia� z ni� o tym Kaznodziei, kt�ry w�druje poprzez nasz� planet�, g�osz�c herezje? - Nie my�lisz chyba, �e to naprawd� nasz ojciec! - Nie wiem, ale Alia si� go boi. Ghanima gwa�townie potrz�sn�a g�ow�. - Nie wierz� w te brednie o Paskudztwie! - Masz tyle samo wspomnie�, co ja - powiedzia� Leto. - Mo�esz wierzy� w co chcesz. - My�lisz, �e to dlatego, i� nie odwa�yli�my si� na trans przyprawowy, a Alia tak?! - rzek�a Ghanima. - Tak w�a�nie my�l�. Zamilkli, wmieszali si� w ludzki strumie� w �rodkowym korytarzu. W siczy Tabr by�o ch�odno, lecz filtrfraki dawa�y ciep�o i bli�ni�ta odrzuci�y w ty� kaptury-skraplacze. Twarze dzieci zdradza�y wsp�ln� matryc� gen�w: du�e usta, szeroko rozwarte oczy z przyprawowym b��kitem w b��kicie. Leto pierwszy zauwa�y� zbli�aj�c� si� ciotk� Ali�. - W�a�nie idzie - powiedzia� ostrzegawczo, przechodz�c na atrydzki j�zyk walki. Ghanima skin�a g�ow�, gdy Alia zatrzyma�a si� przed nimi, a nast�pnie powiedzia�a: - �up Wojenny wita sw� znamienit� krewn�. - U�ywaj�c j�zyka Chakobsa, Ghanima podkre�li�a znaczenie w�asnego imienia: �up wojenny. - Widzisz, kochana ciociu - powiedzia� Leto - przygotowujemy si� na dzisiejsze spotkanie z twoj� matk�. Alia, jedyna osoba na licznym imperialnym dworze, kt�ra nigdy si� nie dziwi�a z powodu doros�ego zachowania dzieci, spogl�da�a teraz to na jedno, to na drugie. Wreszcie wypali�a: - Trzymajcie j�zyk za z�bami, oboje! Br�zowe w�osy Alii splata�y si� z ty�u w dw�ch z�otych pier�cieniach wody. Jej owaln� twarz ��obi�y bruzdy. Szerokie usta z opuszczonymi k�cikami �wiadcz�cymi o pob�a�liwo�ci wobec samej siebie zaci�ni�te by�y w w�sk� lini�. Wok� b��kitnych w b��kicie oczu rozpo�ciera�a si� wachlarzem sie� zmarszczek. - M�wi�am wam obojgu, jak macie si� dzisiaj zachowywa� - rzek�a. - Wiecie r�wnie dobrze jak ja, dlaczego. - Wiemy, z jakich powod�w, ale ty mo�esz nie zna� naszych - powiedzia�a Ghanima. - Gnaniu! - mrukn�a gniewnie Alia. Leto spojrza� ponuro na swoj� ciotk� i powiedzia�: - Zw�aszcza dzisiaj nie mamy najmniejszej ochoty na udawanie bezradnych niemowlak�w! - Nikt nie chce, �eby�cie udawali bezradno�� - odpar�a Alia. - Uwa�amy jednak, �e nie by�oby z waszej strony objawem rozs�dku prowokowa� w waszej babce niebezpieczne my�li. Irulana si� ze mn� zgadza. Kto wie, jak� rol� wybierze dla siebie lady Jessika? Jest przecie� mimo wszystko Bene Gesserit. Leto potrz�sn�� g�ow�, zastanawiaj�c si�: "Dlaczego Alia nie dostrzega, o co j� podejrzewamy? Czy�by zasz�a ju� za daleko?" Jeszcze raz odnotowa� na jej twarzy subtelne oznaki cech, kt�re otrzyma�a w genach odziedziczonych po dziadku ze strony matki. Baron Vladimir Harkonnen nie by� kim� mi�ym. Poczyniwszy to spostrze�enie, Leto odczu� niespokojne poruszenie w swym wn�trzu i pomy�la�: "By� r�wnie� moim przodkiem". - Lady Jessika zosta�a przeszkolona, by sprawowa� w�adz� - powiedzia�. Ghanima skin�a g�ow�. - Dlaczego w�a�nie teraz zdecydowa�a si� wr�ci�? Alia nachmurzy�a si�. - Mo�e po prostu pragnie ujrze� swoje wnucz�ta? - odpar�a. Ghanima pomy�la�a: "Na to w�a�nie liczysz, ciotuniu, ale to piekielnie ma�o prawdopodobne". - Nie mo�e tu rz�dzi� - powiedzia�a Alia. - Ma Kaladan, to powinno jej wystarczy�. Ghanima odezwa�a si� uspokajaj�co: - Kiedy nasz ojciec odszed� na pustyni� by umrze�, ustanowi� ciebie Regentk�. On... - Chcesz si� na co� poskar�y�? - zapyta�a z naciskiem Alia. - To by� rozs�dny wyb�r - powiedzia� Leto, kontynuuj�c my�l Ghanimy. - By�a� jedyn� osob�, kt�ra wiedzia�a, co znaczy narodzi� si� tak jak my. - Kr��� pog�oski, �e moja matka powr�ci�a do zakonu �e�skiego - rzek�a Alia. - Wiecie oboje, co Bene Gesserit s�dz� o... - Paskudztwie? - doko�czy� Leto. - W�a�nie! - Alia skrzywi�a si� na to s�owo. - Je�li kto� urodzi� si� wied�m�, ju� ni� zostanie. Tak si� przynajmniej powiada - rzek�a Ghanima. "Siostrzyczko, podejmujesz ryzykown� gr�" - pomy�la� Leto, ale przejmuj�c jej spos�b rozumowania, powiedzia�: - Nasza babka ma znacznie prostsz� natur� ni� inne siostry. Dysponujesz jej wspomnieniami, Alio, wi�c niew�tpliwie musisz wiedzie�, czego si� po niej spodziewa�. - Prostota! - powiedzia�a Alia potrz�saj�c g�ow�, rozgl�daj�c si� w zat�oczonym korytarzu i ponownie kieruj�c wzrok na bli�ni�ta. - Gdyby moja matka mia�a mniej z�o�on� natur�, nie by�oby tutaj �adnego z was. Ani mnie. By�abym jej pierworodn� i nic z tego... - Dreszcz wstrz�sn�� jej ramionami. - Ostrzegam was oboje, b�d�cie bardzo ostro�ni we wszystkim, co dzisiaj zrobicie. - Podnios�a wzrok. - Nadchodzi stra�. - I wci�� uwa�asz, �e towarzyszenie ci do portu kosmicznego nie jest dla nas bezpieczne? - zapyta� Leto. - Czekajcie tu - odpar�a Alia. - Przyprowadz� j�. Leto wymieni� spojrzenie z siostr�. - Powtarza�a� nam wiele razy, �e wspomnieniom odziedziczonym po tych, kt�rzy przemin�li przed nami, brak pewnej u�yteczno�ci, dop�ki nie do�wiadczymy dosy� w naszych w�asnych cia�ach, by umie� z nich korzysta�. Moja siostra i ja wierzymy w to. Przewidujemy niebezpieczne zmiany wraz ze zjawieniem si� babki. - Dalej wi�c w to wierzcie - powiedzia�a Alia. Odwr�ci�a si� i wesz�a w zamkni�ty kr�g stra�niczek. Ruszy�y szybko w g��b korytarza, ku Wyj�ciu Pa�stwowemu, gdzie oczekiwa�y na nie ornitoptery. Ghanima otar�a �z� z prawego oka. - Woda dla zmar�ych? - szepn�� Leto, bior�c siostr� pod rami�. Ghanima wci�gn�a g��boko oddech, my�l�c o obserwacji ciotki, o Metodzie, kt�r� zna�a z nagromadzonych do�wiadcze� przodk�w. - To efekt transu przyprawowego, prawda? - zapyta�a, wiedz�c, co odpowie Leto. - A co innego by� sugerowa�a? - Zastan�w si�, cho�by teoretycznie: dlaczego nasz ojciec... ani nawet nasza babka nie zostali nawiedzeni? Popatrzy� na ni� badawczo przez chwil�. - Znasz odpowied� r�wnie dobrze jak ja. W czasie, kiedy przybyli na Arrakis, stanowili ju� ukszta�towane osobowo�ci. Trans przyprawowy, no... - Wzruszy� ramionami. - Nie przyszli na ten �wiat op�tani przez przodk�w. Alia jednak�e... - Dlaczego nie wierzy�a w ostrze�enia Bene Gesserit? - Ghanima przygryz�a doln� warg�. - Alia mia�a te same informacje, mog�a doj�� do tych samych wniosk�w co my. - Ju� wtedy nazywa�y j� Paskudztwem - powiedzia� Leto. - Nie s�dzisz, �e by�oby kusz�ce stwierdzi�, czy jeste� silniejsza ni� wszyscy ci, kt�rzy... - Nie, nie s�dz�! - Ghanima uciek�a wzrokiem od badawczego spojrzenia brata. Zadr�a�a. Musia�a zasi�gn�� rady w genetycznej pami�ci, aby ostrze�enia zakonu przybra�y �ywe kszta�ty. Przed-urodzeni, stwierdzono, mieli tendencj� do nabywania w procesie dorastania ohydnych nawyk�w. A prawdopodobnie przyczyn� tego by�o... Znowu zadr�a�a. - Szkoda, �e nie mamy przed-urodzonych w�r�d naszych przodk�w - powiedzia� Leto. - Mo�e mamy? - Ale wiedzie... Ach tak, to stare pytanie bez odpowiedzi. Czy rzeczywi�cie mamy swobodny dost�p do ca�o�ci wspomnie� ka�dego z naszych przodk�w? Leto czu� niebywa�y zam�t w g�owie i wiedzia�, �e tak samo wyczerpuj�ca musia�a by� ta rozmowa dla siostry. Rozwa�ali �w problem wielokrotnie, zawsze bez ostatecznych wniosk�w. - Musimy zwleka� i opiera� si� za ka�dym razem, kiedy Alia nak�ania nas do transu. Najwy�sza ostro�no�� przy dawkowaniu przyprawy to nasza najlepsza metoda post�powania - wycedzi�. - Przedawkowanie musia�oby by� ca�kiem spore - powiedzia�a Ghanima. - Nasza tolerancja jest prawdopodobnie wysoka - zgodzi� si�. - Zauwa�, jak wiele melan�u potrzebuje Alia. - �al mi jej - powiedzia�a Ghanima. - Musia�a by� to subtelna i zdradliwa przyn�ta, czyhaj�ca na ni� dop�ki... - Jest ofiar�, tak - powiedzia� Leto. - Paskudztwem. - Mo�emy si� myli�. - Zgadza si�. - Ci�gle si� zastanawiam - mrukn�a Ghanima - czy nast�pn� pami�ci� przodk�w, kt�rej b�d� szuka�a, b�dzie ta, kt�ra... - Przesz�o�� jest od ciebie nie dalej ni� twoja poduszka - rzek� Leto. - Musimy poszuka� okazji, by porozmawia� o tym z nasz� babk�. - Do tego przynagla mnie jej pami�� we mnie - powiedzia� Leto. Ghanima napotka�a jego wzrok i odpar�a: - Zbyt wiele wiedzy nigdy nie u�atwia decyzji. Do Lieta, do Kynesa, Do Stilgara, do Muad'Diba, I raz jeszcze do Stilgara Nale�a�a sicz na skraju pustyni. Naibowie jeden po drugim zasypiaj� w piasku Ale sicz wci�� trwa. z freme�skiej ple�ni Gdy odchodzi�a od bli�ni�t, Alia czu�a, jak szybko bije jej serce. Przez kilka pe�nych napi�cia sekund odczuwa�a niemal przymus, by zosta� z nimi i b�aga� o pomoc. C� za idiotyczna s�abo��! Wspomnienie tego nakaza�o jej czujno��. Czy bli�niaki pr�bowa�y przysz�owidzenia? �cie�ka, kt�ra poch�on�a ich ojca, musia�a je poci�ga�: trans przyprawowy po��czony z jasnowidzeniem mami�cym jak z�ota tkanina mieni�ca si� w podmuchach wiatru. "Dlaczego nie mog� zobaczy� przysz�o�ci? - zastanowi�a si�. - Tak bardzo si� staram, wi�c dlaczego mi si� wci�� wymyka?" "Trzeba zmusi� bli�ni�ta do pr�by" - powiedzia�a sobie. Mo�na je by�o do tego zach�ci�. Ciekawo�� dzieci wi�za�a si� w nich ze wspomnieniami ogarniaj�cymi tysi�clecia. "Tak jak u mnie" - pomy�la�a. Jej stra� otwar�a grod� w Wyj�ciu Pa�stwowym siczy i rozstawi�a si� po bokach, gdy Alia pojawi�a si� na l�dowisku, na kt�rym czeka�y ornitoptery. Wiatr z pustyni miota� kurzem, ale dzie� by� jasny. Nag�e wyj�cie z p�mroku siczy w �wiat�o dnia spowodowa�o, i� Alia znowu zacz�y targa� w�tpliwo�ci. Dlaczego lady Jessika wraca�a w�a�nie teraz? Czy na Kaladan trafi�y ju� opowie�ci o tym, jak wygl�da�a Renegacja... - Musimy si� pospieszy�, pani moja - powiedzia�a jedna ze stra�niczek, podnosz�c g�os, by s�ycha� j� by�o po�r�d kurzawy. Alia pozwoli�a pom�c sobie przy wsiadaniu do ornitoptera i zapinaniu pas�w bezpiecze�stwa, lecz jej my�li wyrywa�y si� naprz�d. "Dlaczego w�a�nie teraz?" Gdy za�opota�y skrzyd�a ornitoptera i kad�ub zarzucaj�c wzni�s� si� w powietrze, odczu�a znaczenie i moc swej pozycji prawie jak co� fizycznego - ale by�y one tak kruche, och, jak kruche! Dlaczego w�a�nie teraz, gdy nie doprowadzi�a swych plan�w do ko�ca? Chmury py�u dryfowa�y, k��bi�y si� i rwa�y w g�r�. Widzia�a jaskrawe �wiat�o s�o�ca nad zmieniaj�cym si� krajobrazem planety: szerokie po�acie zielonej ro�linno�ci rozci�ga�y si� tam, gdzie kiedy� by�a tylko spalona ziemia. "Bez wizji przysz�o�ci mo�e mi si� nie uda�. Och, jakich cud�w mog�abym dokona�, gdybym tylko mog�a patrze� tak, jak patrzy� Paul! Nie dla mnie gorycz, jak� nios� wizje prorocze." Dr��y� j� dr�cz�cy g��d i opanowywa�a przemo�na ch�� pozbycia si� mocy. Och, by� tak�, jakimi byli inni - �lep� w najbezpieczniejszy z wszystkich rodzaj�w �lepoty, �yw� tylko hipnotycznym p�-�yciem, w kt�re szok narodzin wtr�ca� wi�kszo�� ludzko�ci! Ale nie. Urodzi�a si� jako cz�onkini rodu Atryd�w, jako ofiara obejmuj�ca tysi�clecia �wiadomo�ci, powo�ana do �ycia przez uzale�nienie si� jej matki od przyprawy. "Dlaczego matka wraca dzisiaj?" Zapewne b�dzie z ni� Gurney Halleck - zawsze oddany s�uga, najemny morderca ze wstr�tn� szram�, lojalny i bezpo�redni; muzyk, kt�ry r�wnie �atwo gra� w zabijanie za pomoc� pchlego sztychu, jak biegle pos�ugiwa� si� dziewi�ciostrunow� baliset�. Niekt�rzy powiadali, �e zosta� kochankiem jej matki. To te� trzeba by�o rozgry��; mog�o to dostarczy� najwarto�ciowszej d�wigni. Opu�ci�o j� pragnienie bycia tak� jak inni. "Trzeba nak�oni� Leto do transu przyprawowego" - pomy�la�a. Przypomnia�a sobie, �e kiedy� spyta�a ch�opca, jak poradzi�by sobie z Gurneyem Halleckiem. A Leto, wyczuwaj�c podteksty ukryte w pytaniu, powiedzia�, �e Halleck jest lojalny "do przesady". I doda�: "Podziwia�... mojego ojca". Zauwa�y�a chwil� wahania. Leto prawie powiedzia�: "mnie" zamiast "mojego ojca". Tak, czasami ci�ko izolowa� genetyczn� pami�� od ci�ciwy �ywego cia�a. Gurney Halleck nie u�atwi�by mu tego rozdzielenia. Surowy u�miech dotkn�� ust Alii. Gurney zdecydowa� si� na wypraw� z lady Jessik� na Kaladan po wej�ciu Paula na imperialny tron. Powr�t Hallecka popl�ta�by wiele spraw. Wracaj�c na Arrakis, sprawi�by, �e do istniej�cych powik�a� dosz�yby nowe. S�u�y� ojcowi Paula, a sukcesja przesz�a na nast�pne pokolenia: Leto I - Paul - Leto II. A poza programem chowu Bene Gesserit: Jessik� - Alia - Ghanima, tworz�ce boczn� lini�. Gurney w po��czeniu z zak��ceniami to�samo�ci Leto m�g�by okaza� si� przydatny. "Co zrobi�by, gdyby dowiedzia� si�, �e mamy w sobie krew Harkonnen�w, kt�rych tak zaciekle nienawidzi?" U�miech na ustach Alii sta� si� bardziej zamy�lony. Bli�ni�ta to mimo wszystko dzieci. Dzieci o niesko�czonej liczbie rodzic�w - ich wspomnienia nale�a�y zar�wno do nich samych, jak i do innych. B�d� zapewne sta� na skalnej p�ce w siczy Tabr i obserwowa� drog� l�duj�cego w Basenie Arraka�skim statku babki. P�on�cy znak przelotu statku, widoczny na niebie - czy uczyni przybycie Jessiki bardziej realnym dla jej wnucz�t? "Matka zapyta mnie o ich wychowanie - pomy�la�a Alia. - Czy sprawiedliw� r�k� dozorowa�am dyscyplin� pranabindu? Powiem wtedy, �e �wicz� same - tak jak kiedy� ja. Zacytuj� jej wnuka: Po�r�d obowi�zk�w w�adzy jest konieczno�� karania... ale tylko wtedy, gdy za��da tego ofiara". Alia zrozumia�a nagle, �e gdyby skoncentrowa�a uwag� lady Jessiki dostatecznie silnie na bli�ni�tach, ona sama mog�aby umkn�� jej bli�szemu badaniu. Co� takiego mog�o si� uda�. Leto by� bardzo podobny do Paula. A dlaczego by nie? Mo�e by� Paulem, kiedy sobie tego za�yczy. Nawet Ghanima posiad�a ow� szarpi�c� nerwy zdolno��. "Tak jak ja mog� by� swoj� matk�, czy kimkolwiek z tych, kt�rzy dzielili �ycie z nami". Oddali�a od siebie t� my�l, patrz�c na zanikaj�cy pejza� Muru Zaporowego. "Jak mog�a opu�ci� ciep�e bezpiecze�stwo bogatego w wod� Kaladanu i powr�ci� na Arrakis, na pustynn� planet�, gdzie zabito jej ksi�cia, a syn umar� jako m�czennik?" Dlaczego lady Jessik� wraca w�a�nie teraz? Alia nie znalaz�a odpowiedzi - �adnej pewnej odpowiedzi. Mog�a korzysta� z czyjej� obcej �wiadomo�ci, lecz gdy wydarzenia pod��a�y rozbie�nymi drogami, motywy r�wnie� stawa�y si� odmienne. Istota decyzji zale�a�a od niezale�nych dzia�a� podejmowanych przez jednostki. Dla przed-urodzonych, wielokro�-urodzonych Atryd�w pozostawa�o to najwy�sz� regu��, w swej istocie innym rodzajem narodzin: na tym polega�o oddzielenie �yj�cego, oddychaj�cego cia�a od �ona, w kt�rym si� jeszcze znajdowa�o i kt�re naznaczy�o je zwielokrotnion� �wiadomo�ci�. Alia nie widzia�a nic niezwyk�ego w kochaniu i nienawidzeniu matki r�wnocze�nie. By�a to konieczno��, po��dana r�wnowaga bez miejsca na win� czy wyrzuty. Gdzie mog�a ko�czy� si� mi�o�� b�d� nienawi��? Czy mo�na wini� Bene Gesserit za to, �e nada�y lady Jessice pewn� orientacj�? Wina i odpowiedzialno�� zaczyna�y si� rozmywa�, kiedy pami�� obejmowa�a millenia. Zakon stara� si� jedynie wyhodowa� Kwisatz Haderach - m�skiego odpowiednika w pe�ni rozwini�tej Matki Wielebnej... I wi�cej - istoty ludzkiej o najwy�szej wra�liwo�ci na bod�ce, posiadaj�cej absolutn� �wiadomo��, Kwisatz Haderach, kt�ry mo�e by� w wielu miejscach r�wnocze�nie. A lady Jessika, pionek w programie chowu, mia�a na tyle z�y smak, by zakocha� si� w partnerze hodowlanym, kt�remu zosta�a przypisana. Spe�niaj�c pragnienie ukochanego ksi�cia, wyda�a na �wiat syna zamiast c�rki, kt�rej zakon �yczy� sobie jako pierworodnej. "Pozwalaj�c, bym narodzi�a si� ju� po tym, jak uzale�ni�a si� od przyprawy! A teraz mnie nie chc�. Teraz si� mnie boj�! I maj� ku temu pow�d." Osi�gn�y Paula - swojego Kwisatz Haderach - o pokolenie za wcze�nie. To drobna pomy�ka w tak dalekosi�nym planie. A teraz mia�y kolejny problem - Paskudztwo nios�ce bezcenne geny, kt�rych szuka�y przez wiele pokole�. Alia spostrzeg�a sun�cy nad ni� cie�. Spojrza�a w g�r�. Eskorta przygotowywa�a si� do l�dowania. Kobieta potrz�sn�a g�ow� w zadumie nad swymi rozproszonymi my�lami Jakiemu dobru s�u�y�o wywo�ywanie dawnych pokole� i wzajemne �cieranie ich omy�ek? Trzeba by�o �y� w�asnym �yciem. Duncan Idaho zada� swej mentackiej �wiadomo�ci pytanie, dlaczego Jessika wraca w�a�nie teraz. Wa�y� problem w ludzko-komputerowy spos�b, kt�ry by� jego darem. Stwierdzi�, �e wr�ci�a, by zabra� bli�ni�ta do zakonu. Bli�ni�ta r�wnie� nosi�y cenne geny. Duncan prawdopodobnie mia� racj�. To mog�o wystarczy� do wyrwania lady Jessiki z narzuconego sobie odosobnienia na Kaladanie. Skoro zakon zarz�dzi�... w�a�nie, bo dlaczego niby mia�aby wraca� do miejsc, kt�re musz� otworzy� stare rany? - Zobaczymy... - mrukn�a Alia. Poczu�a, jak ornitopter zetkn�� si� z dachem Cytadeli. Gwa�towne i zgrzytliwe l�dowanie nape�ni�o j� ponurym przeczuciem. Melan� (melan�, r�wnie� ma'land�) n-s, pochodzenie niepewne (przypuszczalnie ze staro�ytnego terra�skiego j�zyka Franzh): a. mieszanina przypraw; b. przyprawa z Arrakis (Diuny) o geriatrycznych w�a�ciwo�ciach, pierwszy raz zauwa�onych przez Yanshupha Ashkoko, nadwornego chemika na dworze Szakkada M�drego; melan� arraka�ski znajdowany tylko w najg��bszych pustynnych piaskach Arrakis, dzi�ki kt�remu Paul Muad'Dib, pierwszy Mahdi Fremen�w, doznawa� proroczych wizji; u�ywany przez Nawigator�w Gildii Planetarnej i Bene Gesserit "S�ownik Kr�lewski" (pi�te wydanie) Dwa wielkie koty wychyn�y znad ska�y w �wiat�o �witu, skacz�c z lekko�ci�. Nie bra�y na razie udzia�u w zapami�ta�ym polowaniu, jedynie patrolowa�y swoje terytorium. Nazywane by�y tygrysami laza, a stanowi�y specjaln� ras�, sprowadzon� tu, na Salusa Secundus, prawie osiem tysi�cy lat temu. Genetyczna praca nad pradawnym terra�skim gatunkiem zlikwidowa�a niekt�re z oryginalnych tygrysich cech i wysubtelni�a inne elementy. Ich k�y pozosta�y d�ugie, pyski szerokie, oczy czujne i inteligentne. Ich �apy powi�kszono, by da� im oparcie na nier�wnym pod�o�u, a schowane pazury, mog�ce wyci�gn�� si� prawie na dziesi�� centymetr�w, wyostrzone by�y na ko�cu jak brzytwy. Koty mia�y g�adk�, porudzia�� sier��, kt�ra czyni�a je niewidocznymi na tle piasku. W jeszcze jeden spos�b r�ni�y si� od przodk�w: gdy by�y jeszcze koci�tami, w ich m�zgi zosta�y wszczepione serwostymulatory. Stymulatory czyni�y je uleg�e wobec ka�dego, kto posiada� transmiter. By�o zimno i koty zatrzyma�y si�, by zbada� teren. Ich oddechy tworzy�y w powietrzu mgie�k�. Wok� rozci�ga� si� suchy i wypra�ony region Salusa Secundus, miejsce b�d�ce siedliskiem n�dznej garstki piaskop�ywak�w przemyconych z Arrakis i utrzymywanych przy �yciu w nadziei, �e monopol na przypraw� mo�e zosta� z�amany. Tam, gdzie sta�y koty, krajobraz by� poznaczony br�zowymi ska�ami i rzadkimi k�pami krzak�w, srebrz�c� si� zieleni� po�r�d d�ugich cieni porannego s�o�ca. Nagle koty sta�y si� czujne. Podnios�y g�owy, a nast�pnie ich oczy zwr�ci�y si� powoli na lewo. Daleko w g��bi spustoszonego krajobrazu dwoje dzieci si�owa�o si�, id�c r�ka w r�k� w g�r� po kamienistym zboczu. Wydawa�y si� by� w jednym wieku, mo�e dziewi�� albo dziesi�� lat standardowych. Mia�y rude w�osy i nosi�y filtrfraki cz�ciowo ukryte pod przedniego gatunku bia�ymi burkami. Na kapturach szat dzieci widnia�y god�a rodu Atryd�w - jastrz�bie utkane ni�mi z klejnot�w ognia. Dzieci gaw�dzi�y sobie beztrosko, a ich g�osy dolatywa�y do poluj�cych kot�w. Tygrysy laza zna�y t� gr�, gra�y w ni� przedtem, ale na razie spokojnie czeka�y na zach�t� w postaci impulsu ze serwostymulator�w, sygna�u wyzwalaj�cego po�cig. W pewnej chwili na szczycie skaty za kotami pojawi� si� m�czyzna. Zatrzyma� si� i zbada� wzrokiem widok: koty, dzieci. M�czyzna mia� na sobie zielono-czarny mundur sardaukara z insygniami levenbrecha, adiutanta baszara. Wok� jego szyi owini�te by�y pasy, kt�re dalej przebiega�y pod ramionami, by utrzyma� serwotransmiter na piersi, sk�d �o�nierz z �atwo�ci� m�g� dosi�gn�� przycisk�w. Koty nie zwr�ci�y uwagi na jego przybycie. Zna�y zapach i odg�osy wydawane przez tego cz�owieka. M�czyzna zszed� ze skaty, stan�� dwa kroki od kot�w i otar� czo�o. Powietrze by�o ch�odne, ale wysi�ek rozgrzewa�. Jego blade oczy ponownie zbada�y sytuacj�: koty, dzieci. Wepchn�� niewielki kosmyk jasnych w�os�w pod czarny, polowy he�m i dotkn�� mikrofonu wszczepionego w gard�o. - Koty maj� je na oku. Odpowied� dotar�a do niego przez odbiorniki wbudowane za ka�dym z jego uszu: - Widzimy je. - To ju� teraz? - zapyta� levenbrech. - Czy zrobi� to bez impulsu po�cigu? - sparowa� g�os. - S� gotowe - odpar� levenbrech. - Bardzo dobrze. Zobaczymy wi�c, czy cztery sesje warunkowania wystarcz�. - Powiedzcie, kiedy b�dziecie gotowi. - W ka�dej chwili - Zatem teraz - rzek� levenbrech. Dotkn�� czerwonego klawisza po prawej stronie serwotransmitera, najpierw odci�gn�wszy zasuwk�, kt�ra go os�ania�a. W jednej chwili koty zosta�y uwolnione od wszelkich powstrzymuj�cych je wi�z�w. M�czyzna trzyma� d�o� zawieszon� nad czarnym klawiszem znajduj�cym si� pod czerwonym, got�w zatrzyma� zwierz�ta, gdyby si� zwr�ci�y przeciw niemu. Ale one go nie zauwa�y�y. Spr�y�y si� i pocz�ty posuwa� w d� zbocza, w stron� dzieci. Wielkie �apy drga�y w g�adkich, posuwistych ruchach. Levenbrech przykucn��, by to obserwowa�, �wiadom, �e ukryte gdzie� transoko przekazuje ca�� t� scen� do tajnego monitora w pa�acu, w kt�rym mieszka� jego ksi���. Po chwili koty zacz�ty posuwa� si� susami, wreszcie biec. Dzieci zaj�te wspinaniem si� po kamienistym gruncie wci�� nie widzia�y niebezpiecze�stwa. Jedno z nich krzykn�o wysokim, �piewnym g�osem. Drugie potkn�o si� i odzyskuj�c r�wnowag�, spostrzeg�o koty. - Patrz! - zawo�a�o. Zatrzyma�y si� i patrzy�y uwa�nie na zbli�aj�ce si� zwierz�ta. Wci�� jeszcze sta�y, gdy tygrysy laza uderzy�y na nie - jeden na ch�opca, drugi na dziewczynk�. Dzieci zgin�y natychmiast, z b�yskawicznie z�amanymi karkami. Koty zacz�ty po�era� cia�a. - Mam je odwo�a�? - zapyta� levenbrech. - Niech sko�cz�. Dobrze si� sprawi�y. Wiedzia�em, �e tak b�dzie. To wspania�a para. - Najlepsza, jak� kiedykolwiek widzia�em - przyzna� levenbrech. - W takim razie bardzo dobrze. Wys�ano po ciebie transport. Ko�czymy na razie. Levenbrech wsta� i przeci�gn�� si�. Powstrzyma� si� przed spojrzeniem na wzniesienie po lewej stronie, gdzie ostrzegawczy blask m�wi� o kryj�wce transoka przekazuj�cego pi�kny wyst�p jego baszarowi, daleko st�d, do zielonych kra�c�w Stolicy. Levenbrech u�miechn�� si�. Za dzisiejsz� prac� prawdopodobnie otrzyma awans. Czu� ju� na ko�nierzu insygnia batora, i pewnego dnia bursega... mo�e kiedy� nawet baszara. Ludzie, kt�rzy dobrze s�u�yli w si�ach Farad'na, wnuka zmar�ego Szaddama IV, otrzymywali wysokie awanse. Pewnego dnia, gdy ksi��� zasi�dzie na nale�nym mu tronie, mo�liwe stan� si� nawet wi�ksze awanse. Ranga baszara nie musia�a by� ko�cem kariery. Na wielu planetach, kiedy ju� usunie si� atrydzkie bli�ni�ta, b�d� do obj�cia baronie i hrabstwa. Fremeni musz� powr�ci� do pierwotnej wiary, do swojego geniuszu w tworzenia ludzkich spo�eczno�ci; musz� powr�ci� do przesz�o�ci, gdy uczyli si� lekcji �ycia w walce z Arrakis. Jedynym problemem Fremena powinno by� otwarcie na wewn�trzne nauki Planety Imperium, Landsraadu i Kompanii KHOAM nie maj� �adnej warto�ci, kt�r� mog�yby im ofiarowa�. Obrabuj� ich tylko z dusz. "Kaznodzieja w Arrakin" Wsz�dzie dooko�a lady Jessiki, si�gaj�c daleko w ceglast� p�aszczyzn� l�dowiska, na kt�rym spocz�� transportowiec, sta� ocean ludzi. Oceni�a, �e �ci�gn�o ich tu oko�o p� miliona i tylko jedna trzecia wygl�da�a na pielgrzym�w. Stali w milczeniu, z uwag� skupion� na platformie wyj�ciowej transportera, kt�rej ocieniony �uk skrywa� j� i jej �wit�. Brakowa�o dw�ch godzin do po�udnia, lecz ju� teraz powietrze nad t�umem falowa�o z�otym py�em, zwiastuj�c nadej�cie �aru dnia. Jessika dotkn�a wystaj�cych spod kaptura aby Matki Wielebnej okolonych srebrem, miedzianego koloru w�os�w, otaczaj�cych jej owaln� twarz. Wiedzia�a, �e po d�ugiej podr�y nie wygl�da najlepiej i �e czer� nie pasuje do niej. Ale nosi�a ju� tutaj wcze�niej ten str�j. Nie mog�a straci� okazji wywarcia wra�enia na Fremenach. Westchn�a. Podr�e kosmiczne wyra�nie jej nie odpowiada�y, a to miejsce obci��one by�o brzemieniem wspomnie� o innej podr�y: z Kaladanu na Diun�, gdy ksi�ciu Leto I wmuszono lenno wbrew jej ostrze�eniom. Powoli, pos�uguj�c si� wyszkolon� przez Bene Gesserit zdolno�ci� wykrywania znacz�cych szczeg��w, przegl�da�a morze ludzi. Wida� w nim by�o matowoszare kaptury filtrfrak�w - stroje Fremen�w z g��bokiej pustyni. Gdzieniegdzie znajdowa�y si� rozproszone grupki bogatych handlarzy, bez kaptur�w, w lekkich strojach, by wystawi� na pokaz swe lekcewa�enie dla utraty wody w rozpra�onym powietrzu Arrakin... By�a te� delegacja Wsp�lnoty Wiernych w zielonych szatach i ci�kich kapturach, stoj�ca z boku w aurze �wi�to�ci w�asnej grupy. Tylko wtedy, gdy przenosi�a wzrok nad t�um, sceneria stawa�a si� podobna do tej, jaka wita�a pierwsze przybycie ksi���cej pary. Jak dawno to by�o? Ponad dwadzie�cia lat temu. Nie lubi�a my�le� o minionych chwilach, dniach i latach. Czas zalega� w niej jak balast, tak jak gdyby lata sp�dzone z dala od tej planety nigdy si� nie zdarzy�y. "Ponownie w paszcz� smoka" - pomy�la�a. Tu, na r�wninie, jej syn wydar� Imperium z r�k zmar�ego Szaddama IV. Konwulsja historii odcisn�a to miejsce w ludzkich umys�ach i wierzeniach. Us�ysza�a niespokojne szepty tu� za sob� i znowu westchn�a. Musz� czeka� na oci�gaj�c� si� Ali�. Dostrzeg�a jej �wit� przedzieraj�c� si� przez t�um i tworz�c� w nim ludzk� fal�, kiedy klin Gwardii Kr�lewskiej otwiera� przej�cie. Jessika raz jeszcze zbada�a wzrokiem okolic�. Uwa�nemu spojrzeniu nie umkn�a �adna istotna r�nica. Do wie�y kontrolnej l�dowiska dodano kazalnic�. A daleko po lewej, za r�wnin�, wida� by�o stos plastali, z kt�rej Paul zbudowa� fortec� - swoj� sicz nad piaskiem. By�a to najbardziej gigantyczna pojedyncza konstrukcja, jak� kiedykolwiek wybudowa�a r�ka cz�owieka. Ca�e miasta mog�y znale�� si� w jej murach i jeszcze pozosta�oby wolne miejsce. Teraz mie�ci�a najpot�niejsz� rz�dz�c� si�� w Imperium, Wsp�lnot� Wiernych Alii, powsta�� po �mierci jej brata. "Co� musi si� zacz�� dzia�" - pomy�la�a Jessika. Delegacja Alii osi�gn�a pr�g rampy i przystan�a w oczekiwaniu. Jessika rozpozna�a rysy Stilgara. "Bo�e, odwr�� cios!" Poza tym ksi�na Irulana kryj�ca sw� dziko�� w uwodzicielskim ciele, pod grzyw� z�otych w�os�w wystawionych na zb��kane powiewy wiatru. Wydawa�o si�, �e Irulana nie postarza�a si� ani o jeden dzie�. I oto na ostrzu klina sta�a Alia, z rysami zuchwale m�odzie�czymi, oczyma spogl�daj�cym w g�r�, w cienie luku. Usta Jessiki zacisn�y si� w prost� lini�, gdy wpatrzy�a si� w twarz c�rki. Przygniataj�cy b�l zapulsowa� w jej ciele, gdy ws�ucha�a si� w przyb�j odczu� ze swego wn�trza. Plotki sprawdzi�y si�. To straszne! Straszne! Alia wesz�a na zakazan� drog�. Dow�d by� widoczny dla ka�dego wtajemniczonego. Paskudztwo! W ci�gu kilku chwil, jakie zabra�o jej odzyskanie r�wnowagi, zrozumia�a, jak siln� �ywi�a nadziej�, i� pog�oski oka�� si� fa�szywe. "Co z bli�ni�tami? - zada�a sobie pytanie. - Czy te� s� zgubione?" Powoli, jak przysta�o matce boga, Jessika wynurzy�a si� z cienia na skraj rampy. Poinstruowana �wita pozosta�a z ty�u. Kilka nast�pnych chwil zadecyduje o wszystkim. Jessika stan�a sama, wystawiona na widok t�umu. Us�ysza�a, jak Gurney Halleck kaszle za ni� nerwowo. Gurney sprzeciwia� si� takiej ceremonii przybycia: "Nawet bez tarczy? Na Boga, kobieto! Jeste� szalona!" Lecz do najbardziej cennych zalet Gurneya nale�a�o te� pos�usze�stwo. M�wi�, co mia� do powiedzenia, a p�niej dostosowywa� si�. Teraz te� tak by�o. Kiedy Jessika pojawi�a si�, ludzkie morze wyda�o d�wi�k podobny do syku gigantycznego czerwia. Podnios�a ramiona w ge�cie b�ogos�awie�stwa. Z licznymi grupkami sp�nionych, lecz wci�� jak jeden olbrzymi organizm, ludzie opadli na kolana. Nawet oficjalna �wita ukorzy�a si�. Jessika odnotowa�a miejsca, gdzie zwlekano z oddaniem ho�du, i przypomnia�a sobie, �e tak�e inne oczy poza ni�, oczy agent�w ukrytych w ci�bie zapami�tywa�y dora�n� map�, przy pomocy kt�rej zamierza�y wy�apa� zwlekaj�cych. Jessika wci�� sta�a z podniesionymi ramionami, kiedy wy�oni� si� Gurney i jego ludzie. Zbiegli b�yskawicznie w d� rampy, ignoruj�c przestraszone spojrzenia oficjalnej ekipy, i rzucili si� w w�skie przej�cie. Kilka z ich ofiar dojrza�o wcze�niej niebezpiecze�stwo i usi�owa�o uciec. Z tymi by�o naj�atwiej: ci�ni�ty n�, dusicielska p�tla i uciekinierzy padali. Innych, zataczaj�cych si�, wyci�gni�to z ci�by ze zwi�zanymi r�koma. Przez ca�y ten czas Jessika sta�a z wyci�gni�tymi ramionami, b�ogos�awi�c swoj� obecno�ci�, utrzymuj�c przyby�ych w pokorze. Spostrzeg�a oznaki szerz�cego si� podniecenia. Zna�a pog�osk�, jaka posz�a w t�um, poniewa� zosta�a zaszczepiona na jej polecenie: "Matka Wielebna wraca, by usun�� zw�tpienie. B�ogos�awcie matk� naszego Pana!" Gdy wszystko si� sko�czy�o - kilka martwych cia� pozosta�o na piasku, a je�c�w odprowadzono do podziemnych sk�ad�w pod wie�� l�dowiska - Jessika opu�ci�a r�ce. Min�y mo�e trzy minuty. Wiedzia�a, �e to ma�o prawdopodobne, by Gurney i jego ludzie pochwycili kt�regokolwiek z prowodyr�w, tych, kt�rzy tworzyli najbardziej istotne zagro�enie. Ci byli czujni i ostro�ni. Ale od pojmanych mogli prawdopodobnie uzyska� jakie� interesuj�ce szczeg�y. Jessika opu�ci�a ramiona i zach�ceni tym ludzie podnie�li si� na nogi. Tak jakby nic si� nie wydarzy�o, zesz�a sama po rampie, unikaj�c c�rki i wymuszaj�c na Stilgarze wzmo�enie czujno�ci. Czarna broda, �ciel�ca si� wachlarzem na szyi filtrfraka, przetkana by�a pasmami siwizny, lecz spojrzenie Fremena mia�o t� sam� intensywno�� wynikaj�c� z braku bia�k�wek, jak� zauwa�y�a podczas pierwszego spotkania na pustyni. Stilgar zrozumia�, co si� wydarzy�o, i aprobowa� to. Sta� tu prawdziwy freme�ski naib, przyw�dca zdolny do krwawych czyn�w. Pierwsze wypowiedziane s�owa by�y zupe�nie w jego stylu: - Witamy w domu, moja pani. Zawsze przyjemnie jest przygl�da� si� tak udanej akcji. Jessika pozwoli�a sobie na nik�y u�miech. - Zamknij port, Stilgar. Niech nikt go nie opu�ci, dop�ki nie przes�uchamy pojmanych. - Ju� zrobione, moja pani - powiedzia� Stilgar. - Ludzie Gurneya i ja zaplanowali�my to razem. - Zatem ci, kt�rzy pomagali, byli twoimi lud�mi. - Niekt�rzy z nich, pani. Wyczu�a ukryte zastrze�enie i skin�a g�ow�. - Pozna�e� mnie zupe�nie nie�le w tamtych czasach, Stilgar. - Jak raczy�a� mi raz powiedzie�, pani, nale�y obserwowa� tych, kt�rzy prze�yli, i uczy� si� od nich. W tym momencie Alia post�pi�a naprz�d i Stilgar odst�pi� na bok, podczas gdy Jessika zwr�ci�a si� ku c�rce. Wiedz�c, �e nie ma sposobu, by ukry� to, czego si� dowiedzia�a, Jessika nie pr�bowa�a si� nawet maskowa�. Alia mog�a odczyta� najdrobniejsze szczeg�y, kiedy chcia�a, r�wnie dobrze jak jakakolwiek inna adeptka zakonu. Prawdopodobnie ju� wywnioskowa�a z zachowania lady Jessiki, co ta dostrzeg�a i jak to zinterpretowa�a. By�y sobie wrogie tak, �e w odniesieniu do nich s�owo "�miertelnie" dotyka�oby tylko nask�rka istoty uczu�. Alia wybra�a gniew jako najprostsz� i najw�a�ciwsz� reakcj�. - Jak wa�y�a� si� zaplanowa� co� takiego bez konsultacji ze mn�? - zapyta�a z naciskiem, przysuwaj�c