2521
Szczegóły |
Tytuł |
2521 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2521 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2521 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2521 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Harry Harrison
Stalowy Szczur ocala �wiat
(Prze�o�y�: Jaros�aw Kotarski)
1
- Jamesie Bolivarze di Griz, jeste� �otrem! - o�wiadczy� Inskipp, ko�cz�c t� wypowied� nieartyku�owanym chrz�kni�ciem i potrz�saj�c w�ciekle w moj� stron� plikiem papier�w.
Cofn��em si� a� pod biurko, ca�y czas robi�c min� zszokowanej oskar�eniem niewinno�ci.
- Jestem niewinny! - pisn��em. - Pad�em ofiar� oszczerczej kampanii wyrachowanych k�amstw!
Tu� za sob� mia�em jego pude�ko z cygarami, pod palcami wyczuwa�em zamek.
- Wredna, z�o�liwa �winia. A nawet gorzej. Ci�gle jeszcze nap�ywaj� do mnie raporty. Zgnoi�e� i swoj� w�asn� firm�, i swoich kumpli...
- Przenigdy! - krzykn��em manipuluj�c przy zamku.
- Nie bez powodu nazywaj� ci� Chytrym, a czasem nawet Wy�lizguj�cym si�!
- Zwyk�a pomy�ka i zbieg okoliczno�ci. Dzieci�ce przezwisko. Po�lizgn��em si� kiedy� przy k�pieli i matka mnie tak nazwa�a. - Zamek pu�ci� i poczu�em delikatny aromat tytoniu.
- Wiesz, na ile nakrad�e�? - Jego twarz przybra�a niezdrow�, krwistoczerwon� barw�, a oczy omal nie wylaz�y z orbit.
- Ja? Ukrad�em? Pierwej bym si� pod ziemi� zapad�! - o�wiadczy�em z emfaz�, umieszczaj�c w kieszeniach pierwsz� gar�� nader kosztownych cygar, kt�re Inskipp przeznacza� dla wizytuj�cych nas czasami Bardzo Wa�nych Osobisto�ci.
Uwa�a�em, �e spotka je lepszy los, je�li sam je wypal�, a nie ma to jak koneser. Musz� te� przyzna�, �e moja uwaga skupiona by�a g��wnie na tytoniu i ledwie rejestrowa�em gl�dzenie Inskippa. Dlatego te� nie od razu zwr�ci�em uwag� na dziwne zmiany w jego g�osie. Gdy wreszcie dotar�o to do mnie, z ledwo�ci� mog�em go us�ysze�. Zaniepokoi�o mnie to zjawisko - nie dlatego, �e by�em ciekaw, co jeszcze powie, ale dlatego, i� by�o po prostu nienormalne.
- Nie przerywaj sobie - oznajmi�em mu uprzejmie. - Czy te� mo�e poczu�e� nagle, jak ci�kie s� fa�szywe oskar�enia?
Cofn��em si� od biurka, wykonuj�c jednocze�nie p�obr�t, aby zamaskowa� fakt posiadania nienaturalnie wybrzuszonej kieszeni, wype�nionej wyrobami tytoniowymi o ponadstukredytowej warto�ci.
Nie zareagowa�. Nadal potrz�sa� papierami, tyle �e teraz bezg�o�nie.
- Nie czujesz si� dobrze? - zatroszczy�em si�, i to ca�kiem powa�nie, wygl�da� bowiem blado.
Zanikn��em na chwil� oczy, po czym spojrza�em ponownie. Przeszed�em kawa�ek, a on nie odwr�ci� nawet g�owy i wpatrywa� si� w miejsce, w kt�rym sta�em przed chwil�. Nie, to nie by�a blado��. On wygl�da� przezroczy�cie. Przez jego g�ow� wyra�nie prze�witywa�o oparcie krzes�a.
- Przesta�! - rykn��em, ale nie wywar�o to na nim �adnego wra�enia. - Co ty znowu knujesz? Tr�jwymiarowa projekcja, by og�upi� Chytrego Jima? Nie tak �atwo zrobi� mnie na szaro!
Podbieg�em do niego i wycelowa�em wskazuj�cy palec prosto w jego czo�o. Wnikn�� w nie przy minimalnym oporze i ca�kowitym braku reakcji ze strony zainteresowanego. Lecz kiedy wyci�gn��em palec, rozleg�o si� cichutkie pla�ni�cie i Inskipp znikn��. Sterta trzymanych przez niego papier�w rozsypa�a si� po pod�odze.
- Whargh! - to, co doby�o si� z mojego gard�a, nie by�o mo�e tym akurat d�wi�kiem, ale na pewno bardzo zbli�onym.
Schyli�em si� pod krzes�o z zamiarem poszukania ukrytego pod nim mechanizmu, gdy drzwi z trzaskiem wlecia�y do �rodka pomieszczenia.
To by�o wreszcie co�, co mog�em zrozumie�! Nadal w przysiadzie, obr�ci�em si� i gor�co przyj��em pierwszego, kt�ry wpad� przez powsta�y w tak nieoczekiwany spos�b otw�r. Kantem d�oni trafi�em go idealnie w szyj�, tu� pod kraw�dzi� maski gazowej. Go�� j�kn�� i run�� na pod�og�. Lecz za nim t�oczy�a si� ju� ca�a kupa, a wszyscy w maskach, bia�ych kombinezonach i z jakimi� podejrzanymi, czarnymi pojemnikami na plecach. I ka�dy z jakim� napr�dce skombinowanym argumentem w gar�ci (dominowa�y gaz-rurki i nogi od sto�u). Wszystko to by�o nader dziwne. Robi�em, co mog�em, jednego trafiaj�c w splot s�oneczny, innego zn�w w szcz�k�, ale swoj� mas� przygnietli mnie w ko�cu do �ciany. Paln��em jeszcze jednego w kark. Facet pad� z cichym j�kiem i znikn�� w po�owie drogi na pod�og�.
Interesuj�ce. Liczba ludzi w pokoju zacz�a si� raptownie zmienia�, gdy� ka�dy, kogo znokautowa�em, znika�. By�oby to ze wszech miar po��dane i po�yteczne, gdyby wyr�wna�o rachunek, lecz inni z kolei zacz�li pojawia� si� z powietrza, i to z mniej wi�cej t� sam� cz�stotliwo�ci�.
Rzuci�em si� ku drzwiom i w tym momencie kto� r�bn�� mnie w g�ow�. Niedok�adnie, co prawda, ale wystarczaj�co.
Widzia�em wszystko jak na zwolnionym filmie. Czu�em si�, jakbym p�ywa� w kleju. Z�apali mnie za r�ce i nogi i czym pr�dzej wynie�li z pokoju. Nie przyj��em tego, rzecz jasna, biernie, ale wszystkie moje reakcje ograniczone zosta�y do paru podryg�w i p�ynnego, pe�nego kunsztownych wi�zanek przeklinania w oko�o dwunastu narzeczach. Donie�li mnie do windy, nic sobie z tego nie robi�c, i mimo moich wysi�k�w jeden z nich w�adowa� mi prosto w twarz zawarto�� pojemnika z gazem.
Nie czu�em �adnych skutk�w dzia�ania gazu, opr�cz narastaj�cej w�ciek�o�ci. Zanim osi�gn�li�my cel w�dr�wki, opanowa� mnie rzadki raczej, jak na mnie, stan ducha: got�w by�em zabija�. Zosta�em jednak fachowo przymocowany do jakiego� nowego modelu krzes�a elektrycznego i jedyn� rzecz�, jak� mog�em zrobi�, by�o ul�enie mojemu j�zykowi - co te� niezw�ocznie uczyni�em.
- Mo�ecie potem m�wi�, �e James di Griz umar� jak cz�owiek, wy pierdolone skurwysyny, kt�rych matki... - Na g�ow� nasuni�to mi jaki� stalowy kube� i zapanowa�a ciemno��.
Wbrew pozorom nie by�a to egzekucja pr�dem o napi�ciu dwudziestu czterech tysi�cy wolt�w. W og�le nic z tych rzeczy. W�a�ciwie nic si� nie wydarzy�o. Zdj�to mi owo nakrycie g�owy, ponownie zaaplikowano jaki� gaz i nagle si� uspokoi�em. Zdziwi�o mnie to troch�, ale zanim oprzytomnia�em, moje ko�czyny by�y ju� wolne, a wi�kszo�� napastnik�w pozby�a si� masek. Ku memu zdziwieniu rozpozna�em w nich technik�w i naukowc�w Korpusu.
- Czy kto� by�by na tyle uprzejmy, aby o�wieci� mnie, prostego ch�opa, co tu jest grane? - spyta�em uprzejmie.
- Najpierw na�� to! - stwierdzi� autorytatywnie jeden z nich, podaj�c mi czarne pude�ko - takie, jakie nosili tu wszyscy - i pomagaj�c mi umocowa� je na plecach. Zaopatrzone by�o w przew�d z przyciskiem. Szpakowaty jegomo�� wdusi� go i umie�ci� na moim karku.
- Aha, zdaje si�, �e mam przyjemno�� z profesorem Coypu? - domy�li�em si� w ko�cu.
- Masz - zgodzi� si� z u�miechem.
- Czy w zwi�zku z tym nie uzna mnie pan za nieuprzejmego natr�ta, je�li poprosz� raz jeszcze o wyja�nienia?
- Bynajmniej, jest to zupe�nie zrozumia�e. Bardzo przepraszam za t� napa��, ale by� to jedyny spos�b, aby wytr�ci� ci� z r�wnowagi i doprowadzi� do w�ciek�o�ci. Umys�y b�d�ce pod wp�ywem silnego uczucia s� nadzwyczaj odporne na bod�ce zewn�trzne i mog� przetrwa� nawet powa�ne zagro�enia bez uszczerbk�w. Gdyby�my pr�bowali powoli i uprzejmie powiedzie� ci, o co tu chodzi, to najprawdopodobniej nigdy by�my nie zd��yli. Do diab�a, to staje si� coraz silniejsze, nawet tutaj!
Jeden z bia�o odzianych gentleman�w wyblak� nagle i znikn��.
- Inskippowi przytrafi�o si� to samo - poinformowa�em profesora.
- Powinno by�o. Wiesz, pierwszy w kolejce...
- Dlaczego? - spyta�em uprzejmie, maj�c nieodparte wra�enie, i� w �yciu nie prowadzi�em r�wnie krety�skiej rozmowy.
- Celem tego wszystkiego jest Korpus. Zamiarem pierwszego uderzenia jest likwidacja tych, kt�rzy stali na g�rze.
- Kto to wymy�li�?
- Nie wiem.
Zmusi�em si� do spokoju i spyta�em �agodnie:
- Czy m�g�by mi pan, profesorze, wyja�ni� to troch� dok�adniej? Lub te� znale�� kogo�, kto by�by w stanie zrobi� to nieco przyst�pniej ni� pan?
- Przepraszam, to moja wina. - Z widocznym wysi�kiem otar� pot z czo�a. - Ale to wszystko potoczy�o si� tak szybko. Sygna� alarmu i zaraz potem to. Mo�na to nazwa� wojn� czasow�. W jaki� spos�b kto� zmienia rzeczywisto�� manipuluj�c czasem. Oczywi�cie pierwszym celem tego kogo� sta� si� Korpus Specjalny. Zrozumia�e, �e jako najefektywniej dzia�aj�ca mi�dzyplanetarna organizacja porz�dkowa w historii galaktyki stanowimy zapor� nie do omini�cia, i to niezale�nie od tego, jaki cel �w kto� pragnie osi�gn��. Je�liby za� uda�o si� temu komu� wyeliminowa� Inskippa i kilku innych, bezpo�rednio mu podleg�ych, znacznie obni�y�yby si� mo�liwo�ci Korpusu. Zacz�o mi si� ju� wszystko myli�.
- Czy znalaz�by si� tu jaki� p�yn, kt�ry zaprowadzi�by troch� �adu w�r�d moich szarych kom�rek? - przerwa�em jego wyw�d.
- Wspania�y pomys�. Dziwne, �e sam na� nie wpad�em! - ucieszy� si� Coypu.
Wn�trze lod�wki ujawni�o jak�� zielonkaw� ciecz, kt�r� zadowoli� si� gospodarz, ja za�, starym zwyczajem, si�gn��em po wypr�bowan� trucizn�. Syrian Panther Sweat, zakazana, na wi�kszo�ci planet, jak zwykle mia�a na mnie zbawienny wp�yw.
- Niech pan mi przerwie, je�li si� myl�, ale czy to nie pan przypadkiem mia� wyk�ad o niepodobie�stwie podr�y w czasie? - o�wieci�o mnie nagle.
- Oczywi�cie, �e mia�em! Zas�ona dymna - tak si� to chyba nazywa. Podr�e w czasie znamy ju� od paru �adnych lat, boimy si� tylko wykorzysta� t� wiedz�. Niemniej jednak mamy ju� przygotowany plan czasowych inwigilacji. Dlatego te�, gdy rozpocz�� si� atak, tak szybko wiedzieli�my, o co chodzi. Wszystko sz�o tak b�yskawicznie, �e nie zd��yli�my nikogo uprzedzi�. Musieli�my dzia�a�, bo jeste�my jedynymi, kt�rzy mog� co� zrobi�. To laboratorium otoczone jest izolatorem czasowym, a poza tym wszyscy nosimy osobiste modulatory. Ty te� ju� go masz.
- A co to robi? - spyta�em z szacunkiem, wskazuj�c na czarne pude�ko.
- Mie�ci sta�y zapis twojej pami�ci i co trzy milisekundy wt�acza go z powrotem do twojego m�zgu. M�wi ci po prostu, �e ty to ty, i usuwa wszelkie zmiany, do kt�rych dosz�o w trakcie tych milisekund. Inaczej m�wi�c, umo�liwia ci istnienie. Czysto obronne urz�dzenie, lecz to wszystko, co mamy.
K�tem oka zauwa�y�em znikni�cie nast�pnego z asystent�w. Coypu musia� tak�e to zauwa�y�, gdy� g�os jego nagle stwardnia�.
- Musimy atakowa�, je�li chcemy ocali� Korpus!
- Atakowa�? Jak?
- Wysy�aj�c kogo� w przesz�o��, aby odkry� te si�y, kt�re wywo�a�y wojn�, i zniszczy� je, zanim one nas zniszcz�. Mamy tu odpowiednie urz�dzenie.
- Aha, ochotnik. Wygl�da na to, �e to robota dla mnie.
- Zapomnia�em tylko doda�, �e to podr� w jedn� stron�. Nie mamy mo�liwo�ci �ci�gni�cia ci� z powrotem.
- Cofam ostatnie stwierdzenie. Podoba mi si� tu!
Nagle co� mi si� przypomnia�o. Najwidoczniej za�adowano mi ponownie pami�� i to nag�e skojarzenie zje�y�o mi w�osy na g�owie.
- Angelina! Musz� si� z ni� natychmiast...
- Ona nie jest jedyna!
- Dla mnie tak! A teraz z drogi, albo przejd� przez pana, profesorze!
Musia�em wygl�da� do�� przekonywaj�co, bo ust�pi� mi natychmiast. Wystuka�em kod na wideofonie i po paru miaukni�ciach na ekranie pojawi�a si� Angelina.
- Jeste� tam! - odetchn��em.
- A gdzie spodziewa�e� si� mnie znale��?! - zdumia�a si� i zmarszczy�a brwi, poci�gaj�c jednocze�nie nosem, zupe�nie jakby wideofon przenosi� zapachy. - Znowu pi�e�! Nie do��, �e wcze�nie, to jeszcze sporo!
- Tylko kropelk�, ale nie dlatego dzwoni�. Jak si� czujesz? Wygl�dasz dobrze, rzek�bym wspaniale, i na ca�e szcz�cie nie jeste� ani troch� przezroczysta.
- Kropelk�? Wygl�da na to, �e to by�o wi�cej ni� flaszka. - G�os Angeliny nagle stwardnia�. - Proponuj� ci, �eby� po dobroci odwiesi� si�, wzi�� proszki i zadzwoni�, jak wytrze�wiejesz.
S�owom tym towarzyszy� ruch w stron� przycisku przerywaj�cego po��czenie.
- Nie! Jestem trze�wy jak �winia, czego zreszt� niezmiernie �a�uj�, ale to jest na powa�nie. Niebezpiecze�stwo. Zabieraj bli�niaki i grzej tu jak najszybciej!
- Jasne! - Ju� by�a na nogach. - Tylko gdzie ty jeste�?
- Po�o�enie laboratorium! - wrzasn��em w stron� profesora,
- Poziom 120, pok�j 30.
- S�ysza�a�? - zwr�ci�em si� ku ekranowi. By� czarny.
- Angelina...
Przerwa�em po��czenie i ponownie wystuka�em kod. Ekran rozb�ysn�� wiadomo�ci�: "Ten numer nie jest przy��czony".
Run��em ku drzwiom. Kto� pr�bowa� mnie powstrzyma�, lecz b�yskawicznie odepchn��em go pod przeciwleg�� �cian�. Otwar�em drzwi i zamar�em. Za nimi nie by�o nic. Bezkszta�tna i bezbarwna pustka, kt�ra wyczynia�a przer�ne brewerie z moim m�zgiem. Zaraz potem drzwi zosta�y zamkni�te i Coypu zapar� je w�asnymi plecami, dysz�c przy tym ci�ko.
- Znikn�o - szepn�� chrapliwie. - Korytarz, ca�a staga, wszystko. Tylko laboratorium zosta�o. Korpus Specjalny ju� nie istnieje. W ca�ej galaktyce nie ma nikogo, kto mia�by cho� mgliste wspomnienie o naszych osobach. Gdy dzia�anie izolatora os�abnie, my te� znikniemy.
- Ale Angelina... gdzie ona jest? Gdzie s� pozostali?
- Nigdy si� nie narodzili i nigdy ich nie by�o.
- Ale ja ich, do cholery, wszystkich pami�tam!
- I to jest jedyna rzecz, na kt�r� mo�emy liczy�. Jak d�ugo jest cho� jedna osoba, kt�ra nas pami�ta, tak d�ugo mamy - mikroskopijn� wprawdzie, ale zawsze - szans� przetrwania. Kto� musi powstrzyma� ten atak - je�li nie ze wzgl�du na Korpus, to z uwagi na wszech�wiat. Teraz zacz�o si� zmienianie historii, a do jakich zmian mo�e jeszcze doj��, tego nikt nie jest w stanie przewidzie�. Musimy zatrzyma� tego idiot�!
Wycieczka, i to bez mo�liwo�ci powrotu, do obcego czasu i �wiata. Ten, kt�ry tam pod��y, b�dzie najbardziej samotny ze wszystkich �yj�cych istot, bytuj�c o tysi�clecia przed swoimi bliskimi i przyjaci�mi...
- Dobra - przerwa�em snucie tych buduj�cych perspektyw. - Gdzie macie ten czasowy tramwaj?
2
- Najpierw musimy wiedzie�, dok�d ma ci� zawie�� i w jaki okres - ostudzi� m�j zapa� Coypu, podchodz�c do komputera, z kt�rego sp�ywa�y tasiemcowe wst�gi wydruk�w. - I to bardzo dok�adnie. �ledz�c linie zak��ce� jeste�my w stanie wyznaczy� i miejsce, i czas. Planet� ju� mamy, teraz tylko trzeba ci� wyzerowa� w czasie. A to jest bardzo wa�ne, bo je�li znajdziesz si� tam za p�no, to oni mog� ju� sko�czy� sw� robot�. A z kolei, je�li b�dziesz za wcze�nie, to zd��ysz si� zestarze�, zanim zjawi� si� nasi przeciwnicy.
- Brzmi to raczej zach�caj�co. A co to za planeta?
- Dziwna nazwa, czy raczej nazwy. Okre�lano j� mianem Brud albo Ziemia. Przypuszczalnie jest legendarn� kolebk� ludzko�ci.
- Jeszcze jedna!? Nigdy o niej nie s�ysza�em.
- Nie mog�e�, zosta�a zniszczona w wojnie atomowej wieki temu - wyja�ni� mi uprzejmie Coypu. - O, jest. Musisz cofn�� si� w czasie o 32598 lat. Nie gwarantujemy marginesu b��du mniejszego ni� trzy miesi�ce.
- Nie s�dz�, �eby robi�o mi to r�nic� - uspokoi�em go. - Kt�ry to b�dzie rok?
- No c�. Grubo przed powstaniem naszego kalendarza. Jak s�dz�, b�dzie to 1975 rok po �mierci Chrystusa, jak okre�laj� to prymitywne przekazy z tamtego okresu.
- Nie takie to prymitywne, skoro znali podr�e w czasie! - zaoponowa�em.
- Z pewno�ci� tylko nieliczni.
- A jak mam ich znale��? - spyta�em �agodnie.
- Za pomoc� tego.
Jeden z asystent�w wr�czy� mi pude�ko z dwoma skalami i przyciskami. Na jednej ze skal, do z�udzenia przypominaj�cej kompas, dr�a�a ig�a, kt�ra dzia�a�a jak zwyk�a ig�a magnetyczna, bo jakkolwiek bym manewrowa� pude�kiem, zawsze wskazywa�a jeden kierunek.
- Wykrywacz generatora energii czasowej - wyja�ni� Coypu. - Przeno�na wersja tego, co tutaj mamy. Teraz pokazuje na nasz time-helix. Na miejscu poka�e ci w�a�ciwy generator. Druga skala to odleg�o�ciomierz.
Przyjrza�em si� pude�ku i co� m�drego za�wita�o mi w g�owie.
- Je�li mog� zabra� to pude�ko, to mog� te� zabra� inne wyposa�enie, tak?
- Owszem, niewielkie przedmioty, kt�re mog� by� przymocowane do twojego cia�a - potwierdzi� Coypu. - Pole jest typu powierzchniowego, podobnie jak elektryczne...
- No to zabieram ca�y arsena�, jaki tu macie! - o�wiadczy�em rado�nie.
- Niewiele tego, same duperele - zmartwi� mnie.
- No to mog� go sobie zrobi�. - Nic nie by�o w stanie zmusi� mnie do zaniechania tego zamiaru, - Jest tu kto� z rusznikarzy?
Coypu rozejrza� si� wok� i oczy nagle mu rozb�ys�y.
- Old Jarl jest z sekcji uzbrojenia. Ale nie ma czasu na robienie czego� nowego.
- Nie o to chodzi. Dawa� go!
Old Jarl musia� zarobi� sobie na ten przydomek na zasadzie kontrastu, wygl�da� bowiem na prawid�owo rozwini�tego dziewi�tnastolatka.
- Chc� jego zestaw pami�ci! - poinformowa�em zebranych.
Jarl podskoczy� jak znienacka kopni�ty i przyciskaj�c do siebie czarn� skrzynk�, ruszy� ku drzwiom.
- To moje! Nie mo�esz tego dosta�! To �wi�stwo tak m�wi�! Bez tego przecie� mnie nie b�dzie! - W jego oczach pojawi�y si� �zy.
- G�uptasie! Przecie� nie chc� ci tego odebra�. Po prostu chc� mie� duplikat twego dysku. Nie martw si�!
Technicy otoczyli go ko�em i zacz�li co� tam grzeba�, a Coypu uni�s� w g�r� brwi.
- Nic nie rozumiem - przyzna� w zamy�leniu.
- Proste. Prawdopodobnie b�d� mia� do czynienia z organizacj�. Mog� wi�c potrzebowa� ci�kiej artylerii. Nie mog� jej zabra�, ale mog� j� zrobi�. Je�li b�dzie trzeba, wpakuj� dysk Jarla do mego m�zgu i u�yj� jego pami�ci jako �r�d�a wiedzy - o�wieci�em go.
- Ale�... ale� on b�dzie tob�, zaw�adnie twoim cia�em. Tego nigdy dot�d nie robiono.
- No to si� zrobi. Pomylone czasy wymagaj� pomylonych pomys��w. To przypomnia�o mi o jeszcze jednym drobiazgu. Powiedzia� pan, �e nie mo�na stamt�d wr�ci�?
- Time-helix mo�e zabra� ci� w przesz�o��, ale tam nie b�dzie helixu, kt�ry odes�a�by ci� z powrotem - przyzna� ze smutkiem.
- A gdybym go sobie zbudowa�, to m�g�bym wr�ci�? - upewni�em si�.
- Teoretycznie tak, ale nigdy tego nie pr�bowano. A poza tym wi�kszo�� materia��w i ekwipunku b�dzie nieosi�galna na tak prymitywnym etapie rozwoju...
- A je�li materia� si� znajdzie, to da si� zrobi�?
- Teoretycznie tak.
- A kto wie, jak to si� robi?
- Tylko ja. Helix jest konstrukcj� mojego pomys�u - przyzna� ze skromno�ci�.
- �licznie! W takim razie chc� r�wnie� pa�ski dysk. Niech tylko podpisz�, kt�ry jest kt�ry, �eby mi si� nie pomyli�o...
W�r�d technik�w zapanowa�o nag�e poruszenie.
- Izolator traci moc! - rozleg� si� rozpaczliwy j�k.
- Kiedy pole zniknie, zginiemy. Nigdy nas ju� nie b�dzie! To nie... - jeden z asystent�w rozdar� si� przera�liwie i r�wnie niespodziewanie zamilk�, gdy reszta towarzystwa zaaplikowa�a mu �rodki uspokajaj�ce.
- Szybko! - rykn�� dla odmiany Coypu. - Zabra� di Griza do maszyny i przygotowa� go do drogi.
Faktycznie, wszystko odby�o si� szybko, by nie powiedzie� b�yskawicznie. Z�apali mnie jak worek sieczki i zanie�li do s�siedniego pokoju, prze�cigaj�c si� nawzajem w ofiarowywaniu dobrych rad. Prawie uda�o im si� mnie upu�ci�, gdy dw�ch technik�w znikn�o r�wnocze�nie. Co bardziej odleg�e �ciany zacz�y zdradza� �ywe tendencje do przezroczysto�ci i zanikania. W ko�cu, wsp�lnymi si�ami, uda�o im si� ubra� mnie w kombinezon. W�wczas dopiero zdo�a�em uwolni� si� od tego rozhisteryzowanego t�umu.
- Na�� kask, ale uszczelnij go dopiero w ostatniej chwili. - Coypu by� jedynym, kt�ry w tym momencie zachowywa� spok�j. - Tu masz dyski pami�ci i grawitator. Mam nadziej�, �e umiesz go obs�ugiwa�? Pojemnik z broni� na piersiach, detektor...
Ledwie mog�em usta� przyt�oczony wyposa�eniem, ale w my�l starej zasady: "Co mam w dupie, tego nikt mi nie wy�upie", nie protestowa�em. Ba, zacz��em si� nawet pewnych rzeczy domaga�.
- Translator! - wrzasn��em. - Przecie� musz� si� jako� dogada� z tubylcami.
- Nie mamy go tutaj - odpar� Coypu, wciskaj�c mi pojemnik z gazem. - Ale masz tu memorygram...
- Dostaj� od tego migreny!
- ...i mo�esz go u�y�, aby si� nauczy� lokalnego dialektu.
- Zaraz, moment, gdzie ja si� tam znajd�?
- W stratosferze. Jedyna mo�liwo�� unikni�cia wypadk�w w stylu wpakowania ci� na jak�� ska�� czy wie�owiec.
- Przednie laboratorium znikn�o! - rozleg� si� czyj� krzyk. Ten, kt�ry go wyda�, znikn�� w chwil� p�niej.
- Do time-helixu! - wrzasn�� Coypu, popychaj�c mnie ku nast�pnym drzwiom.
Pomagaj�cy mi technicy i asystenci znikali jeden po drugim jak przek�ute baloniki. Zaledwie czterech dotar�o z nami do urz�dzenia. By� to seledynowy snop zwini�tego jak spr�yna �wiat�a, emitowanego wi�zk� grub� jak moje rami� przez niewielk� prostok�tn� maszynk�.
- To skondensowana i poddana dzia�aniu pola elektromagnetycznego o wysokim nat�eniu wi�zka energii zwanej helixem. Przy odpowiednim polu�nieniu pola wyniesie ci� w po��dan� przesz�o��, znikaj�c p�niej bez �ladu w przysz�o�ci - wyja�nia� Coypu, manipuluj�c jednocze�nie przy tablicy rozdzielczej. - Czas na ciebie!
Zosta�o nas trzech.
- Pami�taj mnie! - krzykn�� kr�py, ciemnow�osy technik. - Jak d�ugo b�dziesz pami�ta� Charliego Nate'a, b�d�...
Zostali�my z Coypu sami. �ciany znikn�y, a powietrze zacz�o mrocznie�.
- Dotknij tego! - krzykn�� Coypu.
Rzuci�em si� do przodu, prawie wpadaj�c w seledynow� kolumn�. Nie by�o �adnych sensacji, nic mnie nie kopn�o, ale zobaczy�em, �e ca�a moja posta� zosta�a otoczona seledynow� po�wiat�. Profesor z�apa� za do�� poka�nych rozmiar�w d�wigni� i poci�gn��.
3
Wszystko zamar�o.
Coypu trzyma� r�k� na d�wigni, ja za� gapi�em si� w jego stron�, ale nie by�em w stanie poruszy� si� ani o mikron.
Nagle u�wiadomi�em sobie, �e nie oddycham ani nie odczuwam uderze� swego serca. Co� tu posz�o nie tak - tego by�em pewien, tym bardziej �e time-helix nadal trwa� w formie spoistej kolumny. Moja panika spot�gowa�a si�, gdy Coypu zacz�� robi� si� przezroczysty. Potem to posz�o ju� b�yskawicznie. Wisia�em w pustce przestrzeni kosmicznej niczym kamienna rze�ba i nie mog�em ruszy� nawet palcem. Moim przeciwnikom trzeba by�o przyzna� jedno: dzia�ali skutecznie i z rozmachem, nawet po asteroidzie kryj�cej baz� nie pozosta� najmniejszy �lad...
Co� drgn�o.
By�em w drodze.
Opisanie tej drogi jest rzecz� niemo�liw�, jako �e nie ma to nijakiego odpowiednika we wszelkich dotychczasowych prze�yciach ludzko�ci. Prowadzi�a w kierunku, o kt�rym nie wiedzia�em nawet, czy istnieje. Time-helix zacz�� si� rozpr�a�. Mo�e zreszt� dzia�o si� to przez ca�y czas, tyle �e ja nie zdawa�em sobie z tego sprawy. Teraz sta�o si� to widoczne. Gwiazdy porusza�y si� coraz szybciej i szybciej, a� przybra�y posta� cienkich linii �wiat�a mkn�cych przez kosmos. Przestrze� zmieni�a si� w szar� zawiesin�, kt�ra musia�a oddzia�ywa� hipnotycznie, gdy� m�j m�zg zapad� w rodzaj niby-�pi�czki i zastyg� na pograniczu trwania i niebytu, pozbawiony �wiadomo�ci i poczucia up�ywu czasu. Mog�o to trwa� u�amek sekundy, ale mog�o te� trwa� ca�� wieczno��.
Nie wiedzia�em tego wtedy i nadal nie wiem. Nie zastanawia�em si� zreszt� nad tym: mia�em co� wa�niejszego na uwadze. Przetrwanie. Zawsze by�o dla mnie spraw� do�� istotn�, a obecnie tylko o to mog�em si� troszczy�. Poniewa� by�o ca�kiem prawdopodobne, �e zwariuj� w trakcie tej wycieczki, skupi�em wszystkie pozosta�e mi si�y umys�u na kwestii przetrwania i czeka�em, a� co� wreszcie zacznie si� dzia�.
I w ko�cu co� si� zacz�o.
Po diabli wiedz� jak d�ugim czasie przybywa�em.
I to w o wiele bardziej dramatycznych warunkach, ni� odje�d�a�em, gdy� wszystko dzia�o si� r�wnocze�nie. Mog�em si� porusza� i widzie�. �wiat�o - normalne, porz�dne �wiat�o tr�jwymiarowego �wiata - o�lepia�o mnie, nie czu�em w�asnego cia�a ani nie mia�em poczucia kierunku.
To ostatnie by�o szczeg�lnie nieprzyjemne, gdy� w�a�nie spada�em, i to do�� szybko. Gdy tylko sobie to u�wiadomi�em, �o��dek skr�ci� mi si� z wra�enia i po do�� d�ugim okresie (plus minus 32598 lat) moje serce objawi�o aktywno��, tyle tylko, �e w miejscu do�� nieoczekiwanym, a mianowicie w gardle.
Spadaj�c tak obr�ci�em si� i mog�em wreszcie nieco przeanalizowa� sytuacj�. Nade mn� by�o s�o�ce, pode mn� pokrywa bia�ych ob�ok�w, ja sam za� tkwi�em (to z�udzenie, rzecz jasna) w pasie atramentowo-czarnego nieba. Ca�e wyposa�enie, kt�rym mnie obwieszono, by�o jak dot�d na miejscu, a po uruchomieniu grawitatora mog�em stwierdzi�, �e co� z tego z�omu nawet dzia�a. Wy��czy�em go i poczeka�em, a� zanurkuj� w chmury.
Gdy si� z nich wynurzy�em, przestawi�em grawitator na powolne opadanie i zaj��em si� wst�pnym lustrowaniem terenu. �wiat ten, kt�ry, by� mo�e, naprawd� by� kolebk� ludzko�ci, mia� si� ostatecznie sta� moim grobowcem. Gdzie� z pi�� mil pode mn� majaczy�y drzewa, og�lnie rzecz bior�c, krajobraz by� typowo rolniczy. Dok�adne obejrzenie okolicy utrudnia�a zaparowana szyba he�mu. Mia�em jednak nadziej�, �e moi przodkowie nie zwykli oddycha� amoniakiem czy metanem, wi�c odchyli�em przes�on� i poci�gn��em nosem.
Nie�le. Troch� za zimne i za rzadkie - ale jestem jeszcze do�� wysoko - za to �wie�e i s�odkie. No i nie zabi�o mnie od razu, co by�o do�� wa�ne, jako �e zapasu w kombinezonie nie wystarczy�oby ju� na d�ugo.
Ze spokojem zdj��em kask i rozejrza�em si� dok�adnie. Ca�kiem nie�le. Malowniczy krajobraz: zielony lasy, b��kitne jeziora, rozleg�e ��ki poprzecinane drogami, a na horyzoncie jakie� otoczone dymami miasto. Postanowi�em, �e na razie b�d� trzyma� si� z daleka od tego ostatniego. Najpierw musz� si� gdzie� ukry� i zaaklimatyzowa�, a potem...
Moje my�li przerwa�o brz�czenie - co� jakby owad, tyle tylko, �e �aden owad nie mo�e lata� na takiej wysoko�ci. Gdyby nie zafascynowanie okolic�, ju� dawno zwr�ci�bym uwag� na ten odg�os. Gdy w ko�cu zerkn��em przez rami�, by� to ju� og�uszaj�cy ryk.
Zd�bia�em. To by�a jaka� staro�ytna odmiana urz�dzenia lataj�cego. Nap�dzana by�a �mig�em, a w cz�ciowo przezroczystym wn�trzu siedzia� cz�owiek i wytrzeszcza� na mnie os�upia�e oczy. B�yskawicznie w��czy�em wznoszenie i skry�em si� ponownie w zbawczych chmurach.
Pocz�tek zdecydowanie do dupy! Pilot widzia� mnie zbyt dobrze, by mie� w�tpliwo�ci. M�g�, co prawda, nie uwierzy� w�asnym oczom, ale to by�o ma�o prawdopodobne. Uwierzy�. ��czno�� musia�a tu by� ca�kiem dobrze rozwini�ta, a mania prze�ladowcza, czyli dominacja wojskowych w ka�dym k�cie, jeszcze bardziej, gdy� po paru minutach us�ysza�em ryk silnik�w odrzutowych. Maszyny kr��y�y poni�ej, a jedna przelecia�a nawet przez chmury. Po d�u�szym czasie uspokoi�o si� na tyle, �e pozostaj�c nadal w chmurach, zdecydowa�em si� na zmian� miejsca. Grawitator nie jest przewidziany do podr�y w poziomie, lecz kiedy nie trzeba w�drowa� daleko, to od biedy si� przydaje. U�ywa�em go zatem w tym charakterze przez jakie� pi�tna�cie minut, po czym ostro�nie wyjrza�em z ob�oczk�w.
Oczami wyobra�ni widzia�em ca�y komplet detektor�w kieruj�cych na mnie swe czujniki i anteny i ��cz�cych si� pospiesznie z r�nej ma�ci machinami wojennymi. Mo�e zreszt� i tak by�o, tyle �e ja nic z tego nie ujrza�em. Nic, poza paroma bia�ymi ptakami, kt�re nie poczu�y si� uszcz�liwione moim pojawieniem si� ponad tafl� jeziora. Da�em poprawk� i zbli�y�em si� do brzegu.
Wznoszenie w��czy�em dopiero wtedy, gdy by�em poni�ej poziomu wzg�rz okalaj�cych jezioro. Wszelkie detektory pozosta�y w ten spos�b poza horyzontem i by�em bezpieczny. I w tej chwili zrobi�o mi si� gor�co. Mimo poprawki spada�em do wody, a zderzenie z ni� przy tej szybko�ci przypomina�oby spotkanie z betonow� p�yt�.
Wyhamowa�em, mocz�c jedynie stopy w wodzie. Ostatecznie, jak na spadek z granic atmosfery to nie by�o �le. Unios�em si� i podlecia�em do przeciwleg�ego brzegu, nad kt�rym wznosi�a si� szarawa ska�a. Potrzebowa�em schronienia, a ska�a - w dw�ch trzecich g�adka jak �ciana - na jednej trzeciej powierzchni mia�a p�eczk�, akurat, by usi���. Zrobi�em wiec siad p�aski. Wok� panowa�a cisza. �adnych g�os�w, ryku silnik�w czy innych �lad�w ludzkiej obecno�ci. Jedyne, co s�ysza�em, to wiej�cy w r�nych tonacjach wiatr. S�owem, wspaniale.
Do dobrego samopoczucia brakowa�o mi tylko czego� rozgrzewaj�cego. Niestety, by�a to jedna z nielicznych podstawowych rzeczy, kt�re zapomnia�em zabra�. Mia�em mocne przeczucie, �e wkr�tce uzupe�ni� ten brak. Rozsiadaj�c si� wygodniej, poczu�em, �e co� uwiera mnie w tylnej kieszeni spodni. Po kr�tkiej szamotaninie ze skafandrem wydoby�em stamt�d gar�� zmasakrowanych cygar Inskippa. M�j nastr�j wyra�nie si� poprawi�, gdy znalaz�szy jedno, jakim� cudem ocala�e, zaci�gn��em si� aromatycznym dymem.
Pomi�dzy najprzer�niejszym elektronicznym z�omem, jakim zosta�em obci��ony w ostatnich chwilach istnienia laboratorium, by�o co�, co zwano masserem: drobiazg, kt�rego r�koje�� przechodzi�a w gruszkowaty korpus ko�cz�cy si� spiczastym ostrzem. Na tym�e ko�cu wytwarzane by�o pole mog�ce koncentrowa� wi�kszo�� rzeczy poprzez �ciskanie tworz�cych je atom�w. Przy nie zmienionej masie zmienia�o to ich wymiary. W zale�no�ci od u�ytej mocy i rodzaju materia�u mo�na by�o zmniejszy� nawet do po�owy.
U�y�em tego wynalazku, by urz�dzi� sobie jak�� przytuln� jaskini�. Najtrudniejszy by� pocz�tek, ale gdy fragmenty wielko�ci mojej pi�ci, a o ci�arze o�owiu zacz�y opada� do jeziora tworz�c wg��bienie, to posz�o ju� jak z p�atka. Jeszcze potem odkry�em, �e mog� wytwarza� sferyczne pole daj�ce od�amki wielko�ci mojej g�owy, i robota ruszy�a z miejsca. Co prawda, wyrzucaj�c te skoncentrowane g�azy do jeziora omal sam za nimi nie wylecia�em, ale to ju� drobiazg.
Gdy s�o�ce zbli�y�o si� do horyzontu, mia�em ju� prymitywne i niezbyt przestronne pomieszczenie, wystarczaj�ce jednak, by ukry� mnie i wszystkie moje bambetle.
Usiad�em, by na chwil� odsapn��. Podr� musia�a by� bardziej m�cz�ca, ni� s�dzi�em, bo nast�pn� rzecz�, z jakiej zda�em sobie spraw�, by� fakt, �e na czarnym niebie p�yn�� wielki ksi�yc. M�j ty�ek by� zzi�bni�ty od kontaktu ze ska��, a reszta cia�a zdr�twia�a od spania na siedz�co.
- Do roboty, przysz�y zbawco �wiata. - J�kn��em, gdy moje cia�o da�o zna�, co o tym my�li.
Jednak trzeba by�o si� ruszy�, skoro ju� tak postanowi�em. Jak dot�d, nie wiedzia�em nawet, czy jestem we w�a�ciwym miejscu i czasie, nie m�wi�c ju� o takim drobiazgu jak brak pewno�ci, czy teoria Coypu by�a s�uszna. To ostatnie zreszt� mog�em sprawdzi� ju� wcze�niej, zaraz po przybyciu. Kln�c sw� g�upot�, wygrzeba�em ze zwalonego na kup� wyposa�enia czarne pude�ko, kt�re by�o detektorem generatora energii s�u��cej do przemieszczania si� w czasie. Ku swojemu szczeremu �alowi stwierdzi�em, �e ig�a kr�ci si� w k�ko, niczego nie wskazuj�c.
- Idioto! - stwierdzi�em sam o sobie. - To mog�oby dzia�a�, gdyby� je w��czy�!
Wstrzymuj�c oddech przekr�ci�em w��cznik. Nadal to samo, czyli nic. By�a, co prawda, du�a szansa, �e urz�dzenie nie pracuje stale i trafi�em akurat na przerw�, w trakcie kt�rej nikt nie podr�uje w czasie, lecz mog�y to r�wnie dobrze by� tylko moje p�onne nadzieje. Tak czy inaczej, musia�em si� tu jako� zadomowi�. Zabra�em si� wi�c do roboty.
Najwa�niejsze by�y informacje, tote� rozdzieli�em grawitator od skafandra i sprawdzi�em stan tego pierwszego. By� na�adowany do po�owy i m�g� jeszcze d�ugo s�u�y� jako transporter. Zapi��em pasy i wyszed�em na skaln� p�eczk�. Polecia�em ku najbli�szej z zaobserwowanych wczoraj dr�g. Po drodze zaj��em si� zegarkiem, kt�ry zawsze nosz�. Podawanie czasu jest jedynie marginaln� funkcj� tego urz�dzenia. Parokrotne sprawdzenie znak�w charakterystycznych i dotkni�cie prawego przycisku wystarczy�o, aby wy�wietli�a si� ig�a radiokompasu skierowana na jaskini�. Zadowolony, bezg�o�nie sp�yn��em w d�.
Ksi�yc o�wietla� okolic� w wystarczaj�cym stopniu, tote� nie musia�em pos�ugiwa� si� latark� pokonuj�c jardy dziel�ce moje l�dowisko od drogi. Ostatni kawa�ek drogi przeby�em, rzecz jasna, ze zrozumia�� ostro�no�ci�. Jak okiem si�gn�� - co w lesie nie jest nigdy spor� przestrzeni� - by�o pusto. Sprawdzi�em, z czego zrobiono nawierzchni�. Okaza�o si�, �e z kamienia, bez �ladu jakichkolwiek linii przesy�owych czy energetycznych, ca�kiem nieciekawa.
Podnios�em si� i ruszy�em w kierunku widzianego z g�ry miasta. By� to do�� powolny spos�b poruszania si�, ale wola�em oszcz�dza� niemo�liwe tu do zdobycia paliwo.
To, co nast�pi�o potem, zawdzi�cza� mog�em tylko w�asnej beztrosce i ca�kowitej nieznajomo�ci zwyczaj�w tego �wiata. Rozmy�la�em sobie w�a�nie o Angelinie i o dzieciach, i o tym, �e wszyscy oni istniej� teraz tylko w mojej pami�ci, co by�o nader przygn�biaj�ce, gdy min�wszy zakr�t us�ysza�em niespodziewanie g�o�ny ryk silnik�w. Znajdowa�em si� najwyra�niej na zniwelowanym szczycie wzg�rza, gdy� stoki po obu stronach by�y do�� strome i nie mia�em �adnej mo�liwo�ci ucieczki poza uniesieniem si� w powietrze. Tyle �e tam zosta�bym natychmiast zauwa�ony, gdy� zbli�aj�ce si� pod g�r� �wiat�a nieomal ju� mnie dosi�g�y. By�em mocno oszo�omiony i po prostu zaskoczony. Jedyne, co mog�em zrobi�, to pa�� na pysk w �wir pobocza. Zrobi�em to b�yskawicznie i ukry�em twarz w d�oniach. Ubranie mia�em neutralnej, szarej barwy, by�a wi�c szansa, �e mog� pozosta� nie zauwa�ony.
Ryk zbli�a� si�, �wiat�a przemkn�y po mnie; ryk oddali� si�, a ja natychmiast usiad�em i stara�em si� dojrze� szczeg�y konstrukcyjne tych dziwnych pojazd�w, kt�re omal nie rozjecha�y mi g�owy. Szczeg��w nie zd��y�em zaobserwowa�, wygl�da�y jednak na konstrukcje zbli�one do motocykli, z ma�ym czerwonym �wiate�kiem z ty�u. Maszyny nagle zwolni�y i zakr�ci�y w moj� stron�. Bez dw�ch zda�, tym razem nale�a�a mi si� dw�ja z maskowania.
4
Jedn� z moich naczelnych zasad by�o zawsze pozwoli� innym na pierwszy ruch, gdy sytuacja wygl�da�a niepewnie. Mog�em uciec, ale po pierwsze - oni mogli mie� bro�, a ja by�bym w�wczas pi�knym celem, po drugie za� - nawet je�liby mi si� to uda�o, to kto� z pewno�ci� zwr�ci�by baczn� uwag� na ten rejon, a tego nale�a�o za wszelk� cen� unikn��.
Odwr�ci�em si� plecami, tak by ich reflektory mnie nie o�lepia�y, i spokojnie poczeka�em, a� mnie okr���. Najlepiej by�oby dowiedzie� si� od razu, czego chc� te typy. S�ucha�em ich rozmowy, ale niestety, ani jedno s�owo z ich szwargotu nie by�o mi znajome. Oni natomiast musieli si� w ko�cu dogada�, gdy� jeden z nich zgasi� silnik, zlaz� ze swego wehiku�u i zbli�y� si� do mnie.
Przyjrzeli�my si� sobie z wyra�nym zainteresowaniem. By� ni�szy ode mnie, ale wzrostu dodawa� mu garnkowaty he�m z metalu zako�czony ostrym szpikulcem. Ca�o�� robi�a niezbyt atrakcyjne wra�enie, zw�aszcza w po��czeniu z reszt� stroju, kt�ry wykonany by� z czarnego plastiku z b�yszcz�cymi zamkami, �a�cuszkami i trupimi czaszkami.
- Kryz putzbki? - spyta� w do�� obra�liwy spos�b. W odpowiedzi u�miechn��em si�, aby pokaza�, �e jestem pokojowo nastawiony, i odpar�em najcieplej, jak umia�em:
- B�dziesz wygl�da� jeszcze bardziej odra�aj�co po �mierci, kt�ra mo�e ci� spotka� szybciej, ni� my�lisz, je�li b�dziesz si� do mnie tak odzywa�.
Wygl�da� na zaskoczonego. Nast�pnie dosz�o do ostrej wymiany zda� z pozosta�ymi. W wyniku konwersacji nast�pny typ do��czy� do mojego rozm�wcy. Musia� by� bardziej bystry, gdy� pierwsz� rzecz�, na kt�r� zwr�ci� uwag�, by� m�j zegarek. Inni te� wlepili wzrok w urz�dzenie. Dzikimi wrzaskami objawili zainteresowanie, kt�re szybko zmieni�o si� w z�o��, gdy schowa�em r�k� za plecy.
- Prubl! - wrzasn�� pierwszy, robi�c krok do przodu. W jego pi�ci co� szcz�kn�o metalicznie i wyskoczy�o z niej po�yskuj�ce ostrze. To by� j�zyk, z kt�rego zrozumieniem nie mia�em �adnego k�opotu, i to od paru dobrych lat. Niemal si� u�miechn��em. Nie ma tu nadmiaru sprawiedliwych, chyba �e lokalne prawa zezwalaj� u�ywa� broni wobec obcych w celu obrabowania ich. Teraz zna�em mniej wi�cej zasady i mog�em ju� z typkami porozmawia�.
- Prubl, prubl? - pisn��em odskakuj�c i podnosz�c r�ce w ge�cie rozpaczy.
- Prubl, drubl! - odwrzasn�� i skoczy� na mnie.
- Jak ci si� to podoba za prubla? - spyta�em go uprzejmie, kopi�c w nadgarstek.
N� polecia� w mrok, a on j�kn�� z b�lu. J�k szybko zmieni� si� w cichn�cy charkot, gdy moja d�o� trafi�a go w szyj�. Do tego momentu oczy pozosta�ych musia�y ju� by� zwr�cone na mnie, wi�c odpali�em wyci�gni�t� uprzednio zza mankietu miniflar� i rzuci�em j� przed siebie, zamykaj�c jednocze�nie mocno oczy. Zala�a mnie fala gor�ca, a gdy zn�w otwar�em powieki, widok przes�ania�y mi czerwone ko�a. By�o to i tak niewiele w por�wnaniu z tym, jakie wra�enie wywar� �w b�ysk na moich adwersarzach, kt�rzy chwilowo byli zupe�nie �lepi. Dowodzi�y tego najrozmaitsze j�ki i mamrotania. �aden nie zwr�ci� na mnie uwagi, gdy wszed�em pomi�dzy nich, rozdaj�c sprawiedliwie po kopniaku w najwra�liwsze miejsce. Wszyscy zacz�li wrzeszcze� i lata� w k�ko, dop�ki dw�ch si� nie zderzy�o, co zapocz�tkowa�o z kolei niemi�osiern� m��ck�, gdy� obaj nie �a�owali si� w przekonaniu, �e maj� do czynienia ze mn�. W tym czasie obejrza�em sobie ich pojazdy.
By�y do�� dziwne: mia�y tylko dwa ko�a i �adnego �yra do stabilizacji, pojedyncze siedzenie, na kt�rym spoczywa� kierowca i prowadz�c pojazd, utrzymywa� go jednocze�nie w r�wnowadze. Nie wygl�da�y zbyt bezpiecznie i nie mia�em najmniejszej ochoty uczy� si� nimi pos�ugiwa�.
Pozostawa� problem, co mam zrobi� z ich w�a�cicielami. Nigdy nie zabija�em bez potrzeby, tote� najprostsze rozwi�zanie odpada�o. Je�li byli kryminalistami, a wygl�dali na takich, istnia�y minimalne szanse, �e zamelduj� jakimkolwiek w�adzom o tym, co ich tu spotka�o.
I wtedy mnie ol�ni�o. Przecie� w�a�nie tacy jak oni byli dla mnie idealnym �r�d�em informacji, to znaczy jeden tylko, reszta by�a w tej sytuacji zb�dna. Najlepiej nadawa� si� ten pierwszy, bo z jego przetransportowaniem mia�bym najmniej k�opot�w. Zaczyna� ju� wraca� do przytomno�ci, o czym �wiadczy�y r�ne nieartyku�owane j�ki, lecz rozduszona pod jego nosem kapsu�ka z gazem usypiaj�cym po�o�y�a kres tym mamrotaniem. Przypi��em �a�cuch, kt�ry zwisa� mu z talii, do mego oporz�dzenia i obj�wszy faceta przyjacielskim u�ciskiem, w��czy�em grawitator.
Zanim przyszed� do siebie, mia�em ju� gotowe wszystko, co niezb�dne, by go powita�. Musia�em go porz�dnie wytrzaska� po g�bie, �eby doszed� troch� do przytomno�ci, a efekt by� taki, �e siad� i z j�kiem z�apa� si� za g�ow�. Ten gaz musia� mie� widocznie jakie� uboczne dzia�anie. Pami�taj�c jednak, jak �adnie przywita� mnie no�em, nie da�em si� ponie�� samaryta�skim instynktom. Nie trwa�o zreszt� d�ugo, zanim zupe�nie odzyska� �wiadomo�� i �ypn�� dziko na mnie i na urz�dzenia. Potem gwa�townie podci�gn�� pod siebie nogi i jak dziki skoczy� ku wyj�ciu. Natychmiast jednak zwali� si� z g�uchym �oskotem na pod�og�, gdy zwi�zany na jego kolanach sznur, kt�rego drugi koniec przymocowany by� do �ciany, podci�� mu nogi.
- Koniec zabawy, zabieramy si� do roboty. - Osadzi�em go niezbyt delikatnie na powr�t pod �cian� i zapi��em na jego przegubie drobiazg w�asnego pomys�u.
Wymy�li�em to i zrobi�em, gdy spa�. Urz�dzenie by�o proste, ale skuteczne. Zawiera�o czujnik z odczytem ci�nienia i �adunku elektrostatycznego sk�ry oraz jeszcze par� innych miernik�w sk�adaj�cych si� na detektor k�amstwa, a do tego nadajnik wsp�dzia�aj�cy z trzymanym przeze mnie w d�oni odbiornikiem. Zawiera�o tak�e otwarty obw�d emituj�cy pr�d o ma�ym nat�eniu. Nie u�y�bym tych metod, dobrych w laboratorium dla zwierz�t, wobec cz�owieka, ale byli�my w jego �wiecie i istotne by�y tu jedynie jego zasady, a na dodatek nie mia�em czasu. Kiedy zacz�� wrzeszcze� (a by�em pewien, �e nie s� to pochwalne hymny s�awi�ce moj� osob�), nacisn��em przycisk zamykaj�c tym samym obw�d. Kwikn�� i trzasn�� w ska�� (dobrze mu to wysz�o, tyle musz� przyzna�), gdy pr�d przeszed� przez jego cia�o. Nie by� to zn�w taki mocny pr�d - sprawdzi�em to wcze�niej na sobie - lecz wystarczaj�cy, by nikt nie mia� ochoty odczuwa� go dobrowolnie.
- Zaczynamy! - stwierdzi�em. - Ale najpierw pozwolisz, �e si� przygotuj�.
Gapi� si� na mnie w ciszy, gdy umieszcza�em elektrody na skroniach i uruchamia�em urz�dzenie.
- Kluczem jest s�owo... - przyjrza�em mu si� uwa�nie - wstr�tny. Teraz zaczynamy.
Obok mnie le�a�o par� do�� prostych przedmiot�w. Wzi��em pierwszy z brzegu i trzymaj�c przed sob�, powiedzia�em g�o�no:
- Ska�a!
Po czym nasta�a cisza. Przerwa�em j� naci�ni�ciem guzika, co spowodowa�o nowy podskok i przera�one spojrzenie.
- Ska�a - powt�rzy�em g�o�no i cierpliwie.
Troch� czasu zaj�o mu zrozumienie, o co tu chodzi, lecz uczy� si� szybko. Co prawda pr�bowa� ok�amywa�, ale z pomoc� detektora i elektrod oduczy�em go tego brzydkiego nawyku. W ko�cu doszed� do wniosku, �e pro�ciej b�dzie mi pom�c, przy czym wzi�� to sobie do serca tak dos�ownie, �e szybko wyczerpa�y si� moje zapasy tutejszych przedmiot�w. Przy wydatnej pomocy memogramu nowe s�owa zosta�y upakowane w m�j i tak ju� prze�adowany m�zg, kt�ry zaprotestowa� dotkliwym b�lem g�owy. Po�kn��em pastylk� i zacz��em drugi etap nauki - przyswajanie gramatyki i struktur.
Jak si� nazywasz - pomy�la�em i doda�em s�owo-klucz wstr�tny.
- Jak... nazwisko? - spyta�em g�o�no, dochodz�c jednocze�nie do wniosku, �e jest to faktycznie nader nieciekawy j�zyk.
- Slasher.
- Moje... Jim.
- Pu�� mnie. Nie zrobi�em ci nic, nie?
- Najpierw nauka... odej�� potem. Teraz powiedz, jaki rok.
- Co, jaki rok?
- Jaki rok teraz, durniu?!
Co� z pi�� minut zaj�o powtarzanie mu tego na r�ne sposoby, zanim sens pytania przedar� si� przez kamienne sklepienie jego czaszki. Zaczyna�em si� ju� poci�, gdy w ko�cu go ol�ni�o.
- Aaaa, rok. Siedemdziesi�ty pi�ty. Dziewi�tnasty czerwca 1975.
Dok�adnie w celu! Przez ten ca�y szmat wiek�w i ca�� t� odleg�o�� dotar�em dok�adnie tam, gdzie chcia�em. Postanowi�em solennie podzi�kowa� Coypu przy pierwszej okazji, co - bior�c pod uwag�, �e istnia� tylko w mej pami�ci - da�o si� zrobi� natychmiast. Podbudowany duchowo t� nowin� zabra�em si� do dalszej nauki. Do rana zu�y�em trzy pastylki i by�em ju� w stanie obej�� si� bez memogramu. M�j przymusowy wsp�lnik zapad� w sen, przem�czony wyra�nie trudami wielogodzinnej sesji, co wykorzysta�em, by wy��czy� i zdemontowa� ��cz�c� nas aparatur�. Nast�pnie wzi��em stymulanta i przygotowa�em �niadanie.
Slasher obudzi� si� prawie na czas posi�ku, ale zjad� dopiero wtedy, gdy zobaczy�, �e ja pierwszy jem. Nie bardzo mu si� dziwi�em, bo racje desantowe, kt�rymi dysponowa�em, nie wzbudza�y ani specjalnego zaufania, ani apetytu. W ko�cu obaj czkn�li�my sobie uczciwie, a on, po dok�adnym obejrzeniu tego, co z mojego wyposa�enia le�a�o na wierzchu, zdecydowa� si� odezwa�.
- Wiem, kto ty jeste�! - o�wiadczy� z moc�.
- No to mi powiedz.
- Jeste� z Marsa!
- Co to Mars?
- Planeta, tu, blisko.
- Mo�e i masz racj�, ale to i tak niewa�ne. Pomo�esz mi zdoby� fors�?
- M�wi�em ci, �e jestem na warunku! Jak mnie dupn�, to zapuszkuj� mnie bez gadania!
- Nie �am si�! Trzymaj si� mnie, a nikt ci� nie ruszy. B�dziesz p�ywa� w forsie. Masz jak�� przy sobie? Chc� zobaczy�, jak to wygl�da.
- Nie! - zaprzeczy�, macaj�c si� jednocze�nie po wybrzuszeniu spodni.
Tak proste k�amstwa nauczy�em si� rozszyfrowywa� bez u�ycia techniki, tote� zamiast traci� czas na dyskusje zaoferowa�em mu troch� gazu nasennego i ze spokojem przetrz�sn��em kieszenie. Ta, po kt�rej si� maca�, by�a prymitywnie ukryta wewn�trz spodni i zawiera�a zgniecione kawa�ki brudnego i zat�uszczonego papieru z zielonym nadrukiem. Bez w�tpienia to w�a�nie by�a owa forsa, kt�rej - jak twierdzi� - nie mia�.
Przyjrza�em si� jej i po paru chwilach �mia�em si� jak szalony. Ani �ladu fizycznych, chemicznych czy promieniotw�rczych identyfikator�w. Zwyk�y zadrukowany papier z wtopionymi ni�mi jakiego� metalu, nie stanowi�cy �adnego problemu dla duplikatora. Gdybym go mia�... zaraz, zaraz, a sk�d niby wiem, �e go nie mam? Pod koniec zrobili przecie� ze mnie choink� i wieszali wszystko, co by�o pod r�k�. Pogrzeba�em w stercie ekwipunku i znalaz�em przeno�ny model turystyczny. Co prawda - papieru z niego nie by�em w stanie wydoby�, ale po kilkunastu pr�bach mia�em odpowiedniej grubo�ci i struktury foli�, kt�ra na pierwszy, a nawet na drugi rzut oka niczym nie r�ni�a si� od orygina�u. Najwi�kszym nomina�em, jaki mia� Slasher, by�a dziesi�tka, tote� skopiowa�em par� razy w�a�nie ten �wistek. Efekt by� ca�kiem zadowalaj�cy. Co prawda, wszystkie banknoty mia�y ten sam numer, ale z w�asnego do�wiadczenia wiedzia�em, �e ludzie i tak nie ogl�daj� dok�adnie pieni�dzy, kt�re dostaj�.
Tak oto nadszed� historyczny moment mojej penetracji spo�ecze�stwa tej prymitywnej planety Ziemi - nazwa zreszt� nie by�a do ko�ca w�a�ciwa i mia�a te� inne znaczenia. Zabra�em wyposa�enie, kt�re mog�o przyda� si� w najbli�szej przysz�o�ci i widz�c nieprzytomnego Slashera, ruszy�em w d�, ku powierzchni jeziora. To, co zosta�o w grocie, i tak mog�em zawsze zabra�, nie lubi�em jednak si� przeci��a�. M�j pasa�er chrapa�, a� echo nios�o, co w po��czeniu ze wzmo�onymi obecnie odg�osami ruchu na drodze zmusi�o mnie do schronienia si� w lesie. Tam te� zakopa�em co zb�dne, oznaczaj�c to miejsce na wszelki wypadek kierunkowym nadajnikiem, i obudzi�em Shlashera.
- Co... czego? - wymamrota�, gdy zadzia�a�o antidotum. Rozejrza� si� zbarania�ym wzrokiem po otaczaj�cym lesie.
- Zbieraj dup� w troki. Zje�d�amy st�d! - poinformowa�em go uprzejmie.
Jako� uda�o mu si� utrzyma� pion, ale po dw�ch krokach wlaz� na mnie w p�przytomnej malignie. C�, trzeba by�o uciec si� do skuteczniejszych metod. Podsun��em mu pod nos plik banknot�w.
- Jak ci si� to podoba?
Zaiste, skutek by� magiczny. Oprzytomnia� od razu.
- Aaa... ale m�wi�e�, �e nie masz waluty?
- Nie mia�em, wi�c sobie zrobi�em - o�wieci�em go. - S� dobre?
- A p...pewno, nigdy nie widzia�em lepszych. - Oceni� okiem zawodowca. - Tylko �e maj� ten sam numer. Poza tym prima zielki.
By� to ca�y komentarz. Wychodzi�o na to, �e znalaz�em sobie idealnego kumpla - bez wyobra�ni i z ma�� ilo�ci� skrupu��w. Sam fakt, �e mia�em fors�, uspokoi� wszelkie jego obawy co do mojej osoby, tote� id�c poboczem pogr��yli�my si� w gor�cej dyskusji na temat, jak zwi�kszy� nasz zapas got�wki.
- Twoje ciuchy s� fest, ale z daleka. Musisz mie� co� ludzkiego do �a�enia. Za t� g�rk� jest sklep. Poczekasz tu sobie, a ja kupi�, co trza. I mo�e skombinuj� jaki� w�zek, bo �a�enie na piecht� to nie na moje zdrowie.
Jak powiedzia�, tak zrobi�, ale po w�zek poszli�my razem. Opr�cz sklepu by�a tu jaka� fabryczka zasmradzaj�ca w straszliwy spos�b powietrze. Jej zalet� natomiast by� parking. Sta�o tam kilkana�cie r�nobarwnych pojazd�w na gumowych ko�ach. Id�c za przyk�adem Slashera, zgi��em si� wp� i ruszy�em za nim pod os�on� masek. Zatrzymali�my si� przy maszynie o mi�ej sylwetce i buraczkowym kolorku. M�j towarzysz pomajstrowa� troch� przy jej drzwiach pogi�tym drutem, potem to samo zrobi� z mask� wozu. Otworzy� oba otwory i a� gwizdn�� z zachwytu. Na m�j skromny gust nie by�o si� z czego a� tak cieszy� - prymitywny silnik spalinowy i tyle - ale on by� innego zdania, co wyt�umaczy� mi podczas ��czenia kabli, kt�r� to czynno�� nazywa� braniem na styk.
- Nowy model z turbospr�ark�. Prawie n�wka. Ma pewnie ze trzy setki koni. W�a� szybko do �rodka i spieprzamy, zanim kto� si� do nas doczepi.
Lekko oszo�omiony wlaz�em, gdzie kaza�. Z wcze�niejszej rozmowy wiedzia�em, �e ko� to do�� du�y czworon�g, a tutaj miejsca pod mask� by�o do�� ma�o. Jedynym wyt�umaczeniem, jakie przychodzi�o mi do g�owy, by�a miniaturyzacja zwierz�t, ale nie wygl�da�o mi to na rozwi�zanie sensowne. W ka�dym razie pojazd by� szybki. Slasher przek�ada� co chwila jak�� d�wigni� w pod�odze, dusi� peda�y i kr�ci� sporym ko�em, co w efekcie wyprowadzi�o nas na g��wn� drog�, i to bez niezdrowej aktywno�ci za plecami. Bardzo uwa�nie obserwowa�em, co robi i jak mu si� to udaje, �e ca�y czas jedzie gdzie chce, nie przesta�em jednak zasi�ga� informacji w najistotniejszej obecnie kwestii.
- S�uchaj no, gdzie tu trzymaj� jak�� wi�ksz� fors�? Wiesz, jakie� takie zamkni�cie ze stra�nikami.
- Chodzi ci o bank? Takie z mocnymi �cianami, pot�nymi sejfami i kup� stra�nik�w dooko�a i w �rodku. Jeden taki jest w ka�dym wi�kszym miasteczku.
- A im wi�ksze miasto, tym wi�kszy bank?
- Pewno.
- No to jedziemy do najbli�szego du�ego miasta i szukamy najwi�kszego banku w okolicy. Potrzebuj� du�o forsy, i to z du�ym przyspieszeniem. Tak zatem, jak s�dz�, musimy to zrobi� jeszcze tej nocy.
- �wirujesz? - Slasher by� najwyra�niej wstrz��ni�ty. - Oni tam maj� najnowsze systemy alarmowe.
- Mam gdzie� ich technik� z epoki kr�la �wieczka. Znajd� mi miasto z bankiem i co� do �arcia. Ca�� reszt� bior� na siebie. Mog� ci tylko powiedzie�, �e jeszcze dzi� w nocy staniemy si� bardzo bogaci.
5
Prawd� m�wi�c, nigdy nie obrabowa�em banku z wi�ksz� �atwo�ci�. Budynek, kt�ry wybra�em, le�a� w samym �rodku miasta o uroczy�cie brzmi�cej nazwie Hartford. Wzniesiono go z szarego kamienia, a wszystkie okna mia�y imponuj�cej grubo�ci kraty. Drzwi by�y podobnie zaopatrzone. Dla r�wnowagi jednak dwie boczne �ciany by�y wsp�lne z s�siednimi budowlami. Szczury maj� to do siebie, �e raczej rzadko wchodz� przez g��wne wej�cie.
By� wczesny wiecz�r, gdy zacz�li�my. Slashera doprowadzi�o to do rozstroju nerwowego, mimo �e wch�on�� przedtem du�� ilo�� niskoprocentowego napoju alkoholowego.
- Po choler� si� spieszy�? - argumentowa�. - Za du�o wiary �azi po ulicach.
- W�a�nie tak jest dobrze. Nikt nie zwr�ci uwagi na dw�ch wi�cej. Teraz zaparkuj za rogiem i przynie� torby!
Swoje narz�dzia mia�em w gustownej walizeczce, Slasher za� taszczy� torby na got�wk�.
Budowla na lewo od banku wygl�da�a na ciemn� i opuszczon�, tote� tam w�a�nie skierowa�em swoje kroki. Drzwi zewn�trzne by�y, rzecz jasna, zamkni�te, co przy tego typu zamku (sprawdzi�em go za dnia), nie stanowi�o �adnego problemu. Wystarczy� zag�uszacz alarmu w lewej d�oni i wytrych w prawej. Otworzy�em je tak �atwo, �e Slasher nie musia� nawet zwalnia� kroku. �ywa dusza na ulicy nie zwr�ci�a na nas uwagi. Za tymi drzwiami by� szeroki korytarz wiod�cy przez ca�y budynek. Po przej�ciu przez p� tuzina drzwi (r�wnie �atwo jak przez pierwsze) doszli�my do biura na samym ko�cu, przy murze.
- Ten pok�j s�siadowa� powinien z bankiem i w�a�nie zamierzam to sprawdzi� - poinformowa�em wsp�lnika.
Pogwizduj�c zabra�em si� do roboty. W tym �wiecie by� to m�j debiut i nie zamierza�em zamieni� go w benefis. Tym bardziej �e obrabowanie banku jest najbardziej satysfakcjonuj�cym zjawiskiem tak dla osoby bezpo�rednio zainteresowanej, jak i dla og�u �rodowiska. Ten, kto wykonuje robot�, dostaje got�wk�; spo�ecze�stwo za� ma w udziale zysk z puszczania jej na rynek, co z kolei polepsza stan ekonomii, dostarcza rozrywki i og�lnie o�ywia koniunktur�. A policja ma przynajmniej okazj� wykaza� sw� warto�� (najcz�ciej bardzo nisk�). Jednym s�owem, po�ytek dla wszystkich. No i nikt przy tej okazji niczego nie traci, gdy� bank jest ubezpieczony, a firma ubezpieczeniowa operuje takimi kwotami, �e i tak odbije sobie strat� prawie w ca�o�ci. W najgorszym wypadku dywidendy wyp�acone pod koniec roku b�d� nieco mniejsze. Zaiste, niewiele to za tyle korzy�ci. Praktycznie wyst�powa�em w roli dobroczy�cy spo�ecze�stwa, gdy sprawdza�em sonar