2513

Szczegóły
Tytuł 2513
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2513 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2513 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2513 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Alfred Hichcock Brudny interes * * * Projekt ok�adki: Artur �obu� Redakcja: Danuta Sadkowska � Copyright by Siedmior�g ISBN 83-7254-1 78-7 Wydawnictwo Siedmior�g ul. �wi�tnicka 7, 52-018 Wroc�aw Ksi�garnia internetowa: WWW.SIEDMIOROC.COM.PL Wydanie pierwsze Wroc�aw 2000 * * * Rozdzia� 1 TRIUMFALNY POWR�T BANKRUTA Sala konferencyjna w biurowcu �PEN Co" w Beverly Hilis by�e nabita po brzegi reporterami. Spodziewano si� sensacji. Czy pr� �e� firmy, Raif Scott, og�osi upad�o��? Mo�e chce publicznie odda� si� w r�ce policji? Kogo� oskar�y� o swoje bankructwo? Trzej Detektywi stali pod �cian� w pobli�u wej�cia na sal�. Fo tele przeznaczono dla dziennikarzy zaproszonych na konferencje prasow�, ale wst�p by� wolny. Pan Andrews, ojciec Boba, siedzia w pierwszym rz�dzie: jako reporterowi �Los Angeles Su�" przys�u giwa�o mu na spotkaniach z pras� jedno z eksponowanych miejsc Na g�owie mia� swoj� nieod��czn� baseballow� czapeczk�, na ko �anach notatnik i dyktafon. � Mo�e by tak wyskoczy� na hamburgera? � zaproponowa Jupiter Jones. � Zd��ymy wr�ci� przed ko�cem. Nie pasjonuj, mnie bajeczki bankrut�w. � A twoja dieta? � zapyta� Pete Crenshaw, prawa r�ka szef trzyosobowej sp�ki detektywistycznej. � Mam dob� przerwy mi�dzy dietami � mrukn�� szef, dotyka j�� podw�jnego podbr�dka. � Ostatnio zrzuci�em par� kilo. � Sprytnie to ukrywasz � u�miechn�� si� Pete. Jupe uda�, �e nie dos�ysza�. Mia� w�ciek�� ch�� na soczysteg hamburgera z keczupem. Na podw�jnego, �ci�le m�wi�c. � Lepiej zosta�my � powiedzia� Bob Andrews. � Wed�ug ojc zanosi si� na bomb�. By�a punkt dziesi�ta, gdy na podium wszed� spr�ystym krokier prezes Raif Scott. Rudawy, drobny, w nienagannie skrojonym kr( mowym garniturze, z p�ask� twarz� ja�niej�c� zadowoleniem. Tu� za nim stan�o dwoje: miedzianow�osa dziewczyna o sennych, jakby nieobecnych oczach i bardzo �niady m�czyzna w arabskiej chu�cie na g�owie, ale ubrany po europejsku, z wysmakowan� elegancj�. �Zaprosi�em pa�stwa, aby rozwia� ba�amutne plotki o bankruc- twie �PEN Co" � zacz�� Raif Scott i ogarn�� nabit� sal� ciep�ym, troch� naiwnym i dobrotliwym spojrzeniem. � Kr��y�y ju� pog�oski o moim aresztowaniu, przepowiadano, �e pope�ni� samob�jstwo. To prawda, �e �PEN Co" popad�a w d�ugi i utraci�a p�ynno�� finanso- w�, ale ja nie przestawa�em wierzy�, �e poradzimy sobie, l oto sta�o si�! �Wyj�� z kieszeni dokument, zademonstrowa� dziennikarzom: � Ten kontrakt opiewa na miliony dolar�w. Wkr�tce b�d� nast�p- ne. Moja firma przekroczy�a pr�g niewyobra�alnego sukcesu. A wszystko dzi�ki temu gad�etowi, opatentowanemu przez �PEN Co". Prezes Scott znowu si�gn�� do kieszeni i uni�s� wysoko nad g�o- w� gruby kolorowy d�ugopis. Pozwoli� zebranym zdziwi� si�, potem zbli�y� d�ugopis do mikrofonu: zabrzmia�a skoczna melodia �Jin- glebells". � Nasze graj�ce d�ugopisy podbi�y serca wszystkich pa�stw arabskich � zakomunikowa� triumfalnie. � S� upragnionym ga- d�etem na ca�ym Bliskim i �rodkowym Wschodzie. Potwierdzi�y to badania rynk�w. Kraje islamskie ogarnia d�ugopisowe szale�stwo, a moja firma mu sprosta. Pojutrze odp�ywa do Bahtiaru kolejna wielka partia graj�cych d�ugopis�w.�Wyci�gn�� rami� w kierun- ku stoj�cego obok m�czyzny w arabskiej chu�cie. � Przedsta- wiam pa�stwu ksi�cia Ahmeda ibn Rahmana z Bahtiaru, prezesa �B.M.C. Inc.", naszego partnera w tamtej cz�ci �wiata, ambasado- ra graj�cych d�ugopis�w. Ksi��� Ahmed sk�oni� si� lekko i co� powiedzia� po arabsku. Na podium wskoczy� sekretarz ksi�cia, �ysy olbrzym z sumiastym czar- nym w�sem i przet�umaczy� do mikrofonu: � Moi rodacy dzi�kuj� Ameryce za to cudowne �piewaj�ce pi�ro. Prezes Scott poinformowa� dziennikarzy, �e ksi��� Ahmed jest znanym dobroczy�c�, za�o�ycielem fundacji �Szcz�cie Dzieciom", i �e zamierza zbudowa� Centrum Dzieci �wiata na przedmie�ciach Los Angeles, a �PEN Co" rozwa�a mo�liwo�� ofiarowania fundacji teren�w pod t� budow�. Za chwi l� c�rka prezesa, Li ly � tu wskaza� na rudow�os� dziewczyn� o sennych nieobecnych oczach � pod- pisze z przedstawicielem znanej agencji nieruchomo�ci umow� potwierdzaj�c� kupno tych teren�w. Na podium wszed� przedstawiciel z plikiem dokument�w goto- wych do podpisania i zbli�y� si� do Lily Scott. Jupe tr�ci� �okciem Boba. � Sp�jrz na ksi�cia... Co� tu jest nie tak. Ksi��� mia� zmarszczone brwi. Pochyli� si� do swego sekreta- rza stoj�cego przy podium i co� mrukn��. �ysy olbrzym wspi�� si� na podwy�szenie. � O ile mojemu szefowi wiadomo, dzi� mia�y by� podpisane dwa dokumenty. Umowa potwierdzaj�ca kupno i akt przekazania teren�w fundacji �Szcz�cie Dzieciom". � Oczywi�cie � przytakn�� prezes Scott. � Akt darowizny moja c�rka podpisze na osobnej uroczysto�ci, z udzia�em w�adz Los Angeles. �PEN Co" zamierza wyda� z tej okazji bankiet. Liczy- my na obecno�� pa�stwa � zwr�ci� si� do dziennikarzy. � Co� tu jest nie tak � powt�rzy� szeptem jupe, przypatruj�c si� twarzy w�satego olbrzyma, skamienia�ej w gniewnym gryma- sie, i zaci�ni�tym wargom ksi�cia Ahmeda. Lily Scott apatycznie podesz�a do stolika i we wskazanym przez ojca miejscu podpisa�a dokument graj�cym d�ugopisem. Zad�wi�- cza�y dzwoneczki �Jingle bells". B�ysn�y flesze. Scott co� szepn�� c�rce. Zwr�ci�a si� twarz� do reporter�w i u�miechn�a si� jak lalka. Dziewcz�ta w kolorowych minisp�dniczkach ruszy�y przez sal� z koszyczkami pe�nymi graj�cych d�ugopis�w, rozdaj�c je obec- nym. D�ugonoga brunetka podesz�a do Boba � w�a�nie do Boba, do jego czaruj�cego u�miechu, uwodzicielskiego spojrzenia a la Redford � i zach�ci�a do wzi�cia pi�ra. Jupe go ubieg�, wzi�� dwa. Pete zadowoli� si� jednym. � Sp�jrz na ni� � d�ugonoga ruchem g�owy wskaza�a na Lity Scott. � Ale podobna, co? � Do kogo? � nie zrozumia� Bob. � No, do tej. Bob nadal nie rozumia�, Jupe troch� tak: mia� fotograficzn� pa- mi��, gdzie� widzia� ostatnio prawie identyczn� twarz. Ale gdzie? Reporterzy ruszyli do szturmu, zasypuj�c Scotta pytaniami. Chcieli dociec, jak dochodzi do cudu z przemian� bankructwa w sukces. Trzej Detektywi wymkn�li si� z sali. Przy hamburgerach w �McDonald^ie" zgodzili si� z Jupiterem, �e co� tu jest nie tak. Ksi��� i jego �ysy sekretarz te� opu�cili konferencj� prasow�, naj- wyra�niej w�ciekli. Prezes Scott nie pr�bowa� ich zatrzyma�. Stali teraz przed biurowcem �PEN Co", rozmawiaj�c o czym� � ch�op- cy obserwowali ich przez szyb� restauracji po�o�onej naprzeciw. Po chwili podjecha�a czarna limuzyna z arabsk� rejestracj�, ksi��� wsiad� do �rodka, a sekretarz zawr�ci� do budynku. � Ch�tnie pos�ucha�bym, jak rozmawia w cztery oczy ze Scot- tem � powiedzia� Jupe, dojadaj�c hamburgera. � U�yj moich uszu � zaproponowa� Bob Andrews. � Mo�e pos�uchasz. Konferencja prasowa dobiega�a ko�ca. Bob wjecha� wind� na najwy�sze pi�tro, gdzie mie�ci� si� gabinet prezesa. Na ko�cu ko- rytarza wy�o�onego grubym turkusowym dywanem zobaczy� ple- cy �ysego: sta� przy oknie i najwyra�niej czeka� na Scotta. Bob zjecha� pi�tro ni�ej i st�paj�c na palcach wspi�� si� po scho- dach na g�r�. Olbrzym go nie zauwa�y�. W sekretariacie nie by�o nikogo, sekretarka towarzyszy�a szefowi na konferencji. Bob rozej- rza� si� po gabinecie prezesa: elegancja, rattanowe meble, pano- ramiczne okno z widokiem na Bulwar Zachodz�cego S�o�ca i ciemnozielone wzg�rza Beverly Hilis. Dojrza� boczne drzwi. Za nimi znajdowa�a si� marmurowa �azienka ze z�oceniami i toaleta te� z r�owego marmuru, z poz�acanym sedesem. Bob ukry� si� w toalecie, drzwi pozostawi� nie domkni�te. Nie musia� d�ugo czeka�. Us�ysza� g�osy, potem przez szpar� w drzwiach dostrzeg� Raifa Scotta i �ysego z w�sami. Scott zamkn�� drzwi do sekretariatu. � Czym mog� s�u�y�, panie Ramirez? � zapyta�. � Mia�o by� inaczej � powiedzia� olbrzym. � Ksi��� jest za- wiedziony. Nie rozumie roli pa�skiej c�rki. � M�oda dama pasuje do fundacji dobroczynnej bardziej ni� ja. � Ksi�ciu nie pasuje op�nienie z aktem darowizny grunt�w. Co to za sztuczka, Scott? � Moja Lily nie umie si� spieszy�. Jest z natury powolna i tro- ch� kapry�na, ale to dobre dziecko. �Jak mam rozumie� �troch� kapry�na"? � zapyta� chrapliwie Ramirez. � Licz�, �e nie zmieni jednak zdania i podaruje ksi�ciu Ahme- dowi obiecane tereny. Cho� bardzo jej si� podobaj� te pomara�- czowe ogrody nad rzek�. Cisza trwa�a dobre p� minuty. Potem rozleg� si� niski,' podszyty pogr�k� g�os olbrzyma: � Mamy dar perswazji. Szybko przekonamy was oboje. � Mnie nie trzeba przekonywa� � zapewni� Scott. � Ale Lily bywa czasami nieprzewidywalna. Je�li co� jej strzeli do g�owy... � Potrafimy zadba�, �eby nie strzeli�o � powiedzia� z naci- skiem Ramirez. � Miejcie si� na baczno�ci. Fracht wyp�ynie zgod- nie z planem, co do minuty. A tereny maj� by� nasze. Chce pan �y�? Bob zobaczy� przez szpar�, jak olbrzym odwraca si� i opusz- cza pok�j. Scott siad� za biurkiem, ukry� twarz w d�oniach. Chude ramiona dr�a�y mu pod kremowym jedwabiem marynarki. Jak d�u- go b�dzie tak siedzia�? Trzeba si� st�d wydosta�. Bob rozejrza� si� po toalecie. Na zewn�trz pod okienkiem bieg� szeroki gzyms w kierunku okna na korytarzu, kt�re by�o otwarte. Bob nie przepada� za wysoko�ciow� wspinaczk�, ale uzna�, �e nie ma wyboru. Wysun�� przez okienko najpierw nogi, potem ostro�- nie przecisn�� tu��w, ramiona. Przywar� p�asko do granitowej p�yty elewacyjnej i nie patrz�c w d� zacz�� kroczek po kroczku przesu- wa� si� wzd�u� gzymsu. Nagle zakr�ci�o mu si� w g�owie. Gzyms zacz�� ucieka� spod st�p. Dwadzie�cia pi�ter przestrzeni zamieni�o si� w ssaw� jak dy- sza odrzutowca... Opanowa� przera�enie. Wyobrazi� sobie, �e stoi na k�adce p� metra nad ziemi�, a tam jakie� kwiatki, strumyk. Pomog�o. Ale na korytarzu, gdy stan�� ju� mocno na puchatym dywanie, stwierdzi�, �e ca�y jest mokry od potu. W przyczepie kempingowej, na skraju sk�adowiska staroci, ro- dzinnego biznesu wujostwa Jupitera Jonesa, panowa� �agodny p�- mrok. Jupe i Pete s�uchali w skupieniu relacji Boba. Ko�c�wk� z gzymsem darowa� im: kto lubi przyznawa� si� do s�abo�ci, do banalnego strachu, kt�ry pasuje do detektywa jak w� do karety? � Pr�ba wymuszenia � podsumowa� Pete. � Szanta�. Pogr�- ki. Scottowi grozi niebezpiecze�stwo. jupe przeczesa� palcami proste czarne w�osy. By� dziwnie za- my�lony, jakby drzema�. � Raczej jego c�rce � powiedzia� Bob. � Chodzi o jej pod- pis. A wygl�da na to, �e Lily Scott lubi te pomara�czowe gaje nad rzek� i nie pali si� do darowizny. � To po co Scott kupi� je na c�rk�? � zapyta� sennie Jupe. � Je�eli zamierza� podarowa� fundacji? � Bez sensu � mrukn�� Pete. � Jest sens � powiedzia� Jupe. � Je�eli przyj��, �e pan Scott nie chce si� rozsta� z gruntami. Zapowie c�rce, �eby nie ust�powa- �a, a sam spr�buje stawi� czo�o ksi�ciu. Mo�e si� jednak przeliczy�. � Ten �ysy wygl�da na niebezpiecznego faceta � przytakn�� Bob. � Chyba wiem, o jakie tereny chodzi � powiedzia� Pete. � W s�siedztwie centrum handlowego Sears. To s� najdro�sze dzia�- ki w Los Angeles. Jupe wyj�� z kieszeni gruby kolorowy d�ugopis, obejrza� go ze wszystkich stron i nacisn�� spr�ynk�. Zad�wi�cza�y weso�e dzwo- neczki �Jingle bells". 10 � My�licie, �e Arabowie mogliby oszale� na punkcie czego� takiego? � zapyta�. � Tam podobno kochaj� �wiecide�ka � powiedzia� Bob. � Wygl�da na to, �e ksi��� Ahmed domaga si� wysokiej pro- wizji � zauwa�y� Pete. � Spr�bujemy pom�c Scottowi? � Pomy�lmy o dziewczynie � powiedzia� Bob, a jego b��kitne oczy rozb�ys�y marzycielsko. �Jest bardzo �adna i taka... delikat- na, krucha. � Wpad�a ci w oko? � zapyta� Pete i w tym momencie u�wia- domi� sobie, �e na nim Lily te� wywar�a wra�enie. Nie przepada� za dziewcz�tami o osowia�ym usposobieniu, ale tu mia� miejsce wyj�tek. Mo�e si� spotkaj�? A wtedy, oczywi�cie, g�r� b�dzie Bob ze swoim zniewalaj�cym wdzi�kiem. Niestety. Jupiter Jones zn�w popad� w zadum�, bezwiednie g�aszcz�c oba podbr�dki. Lu�na bawe�niana koszulka mia�a maskowa� kr�- g�y brzuszek, lecz nie spe�nia�a do ko�ca swego zadania. � Na razie nic si� takiego nie dzieje � powiedzia� wreszcie i popatrzy� na obu przyjaci� szeroko otwartymi oczami koloru mio- du. � Ale mam przeczucie, �e b�dzie si� dzia�. Przeczucia nigdy nie zawodzi�y jupitera Jonesa. ROZDZIA� 2 SEKRET ORLEGO GNIAZDA Pete Crenshaw ju� po raz drugi dzisiaj zawi�d� si� na swoim fordzie mustangu. Najpierw z�apa� gum� i d�ugo nie m�g� odkr�ci� zapieczonych �rub. Teraz wysiad�y hamulce. Rozs�dek nakazywa� nie mie� pretensji do wys�u�onego wozu z ponad dwudziestk� na karku, kupionego za trzysta dolar�w, lecz irytacja nie poddaje si� rozs�dkowi. Pete zjecha� na pobocze tu� przed �wiat�ami na skrzy- �owaniu Oakland i Riverside Drive, nieca�e pi�� kilometr�w od sk�adu staroci, gdzie czeka� na niego Jupiter Jones. Obieca� mu po- m�c przy polerowaniu mahoniowej serwantki nabytej okazyjnie przez wuja Tytusa, l oczywi�cie si� sp�ni. Podni�s� mask�. Bardzo szybko odkry� p�kni�cie w szarym ze staro�ci przewodzie hamulcowym. Zbiornik p�ynu by� prawie pu- sty. Na szcz�cie, za rogiem jest stacja benzynowa: przylepiec i p�yn hamulcowy za�atwi� spraw� na kr�tki czas. Potem trzeba b�dzie wymieni� przewody. Pod �wiat�ami z piskiem opon zatrzyma� si� lexus. Pete zwr�ci� uwag� na wyzywaj�co z�oty kolor luksusowego japo�skiego auta i dlatego popatrzy� na kierowc�. Spodziewa� si� szpanera, a zoba- czy� Raifa Scotta. Pozna� go natychmiast. Osobie mu towarzysz�- cej nie zd��y� si� przyjrze�, bo zmieni�y si� �wiat�a i samoch�d pomkn�� szos� w kierunku p�nocnego nabrze�a Rocky Beach. Czego szuka w ich ma�ym miasteczku prezes �PEN Co"? Ta szosa prowadzi do podmiejskich rezydencji i kolonii domk�w letnisko- wych nad pla��. Tam si� ko�czy. Dziwne. Chyba �e Raif Scott ma tutaj znajomych, mo�e rodzi- 12 n�? Ma�o prawdopodobne: Pete Crenshaw urodzi� si� w Rocky Beach i zna prawie wszystkich tutejszych mieszka�c�w. Scott do nikogo tu nie pasuje. Naprawa uk�adu hamulcowego zaj�a Pete'owi prawie godzin�. Nie pojecha� jednak prosto na sk�adowisko staroci, tylko ruszy� na p�noc, jecha� powoli, w spacerowym tempie, mijaj�c rzadko roz- rzucone wille w wie�cach tropikalnej zieleni. Gdzieniegdzie na podjazdach sta�y samochody, ale �aden nawet nie przypomina� z�o- tego lexusa. Przyje�d�aj�c do kogo� w go�cin� nie parkuje si� auta w gara�u. Gdzie si� podzia� Scott? Szosa zamieni�a si� w bulwar, p�niej w alej�. Pete dojecha� a� do samego jej ko�ca. Zawr�ci�. Kiedy dotar� do sk�adu staroci, po- czerwienia�e s�o�ce stacza�o si� ju� do morza, spryskuj�c fale fos- foryzuj�c� purpur�. Przy polerowaniu serwantki pomaga� Jupe'owi Bob Andrews. � Dzi�kuj� ci za punktualno�� � powiedzia� z przek�sem Jupe. �Zegarmistrz nie mia�by z ciebie pociechy. � �ledzi�em Raifa Scotta � wyja�ni� Pete. Spodziewa� si� zaskoczenia, ale jupe i Bob tylko spojrzeli na siebie znacz�co. � l wy�ledzi�e�? � zapyta� Jupe. � Mia�em zepsuty samoch�d. Ale pojecha�em za nimi na p�- noc, a� do samego ko�ca North Drive, jak tylko naprawi�em ha- mulce. Nie mogli mi si� wymkn��. �Jednak si� wymkn�li �zauwa�y� Bob. �Tak jak mnie ksi�- �� Ahmed i jego sekretarz. Te� odjechali na p�noc swoj� czarn� limuzyn�. Przedtem bardzo d�ugo tankowali na stacji benzynowej, jakby czekali na kogo�. Obserwowa�em ich. Ca�y czas popatry- wali na szos�. Ruszyli, gdy obok stacji przejecha� z�ocisty samo- ch�d. �Japo�ski lexus. �Zgadza si� potwierdzi� Bob. � Dalszy ci�g pertraktacji na odludnym terenie. � Nie s�dz� � powiedzia� Jupiter Jones, zawzi�cie szlifuj�c 13 szmatk� mahoniow� g�ad� serwantki. � Um�wieni ze sob�, nie musz� si� czai�. Proponuj� ma�� przeja�d�k� na p�noc. Czerwony mustang Pete'a tym razem zachowa� si� po d�entel- me�sku: przyspiesza� p�ynnie, hamowa� r�wno, nie naje�d�a� na gwo�dzie. Sun�c p�nocn� alej� Detektywi rozgl�dali si� uwa�nie, niekiedy zatrzymywali w�z i odbywali pieszy spacer, zagl�daj�c w g��b podjazd�w i do gara�y, je�li nie by�y zamkni�te. Nie natkn�li si� ani na czarn� limuzyn� z arabsk� rejestracj�, ani na z�otego lexusa. � Je�li tu byli, ju� ich nie ma � stwierdzi� Bob. � Wracamy? � Zobaczmy jeszcze tamt� will� � Jupe wskaza� na bia�y bu- dynek z wie�yczkami, po�o�ony na uboczu i jakby wczepiony w skaliste urwisko nad sam� pla��. Prowadzi�a do niego boczna droga, kamienista i w�ska. � To jest Orle Gniazdo � powiedzia� Pete. � Od lat nikt tam nie mieszka. W�tpi�, czy dojedziemy t� �cie�k�. � Spr�buj jednak � poprosi� Jupe. Dojechali. Budynek by� rzeczywi�cie opuszczony, zamkni�ty na g�ucho. Okna przes�ania�y czarne metalowe �aluzje. Podjazd by� zaro�ni�ty chwastami, przed bram� widnia�a przekrzywiona tablica DO WYNAJ�CIA. Jupe pierwszy wysiad� z samochodu. Po- kr�ci� si� przed domem, zbada� zaniedbany trawnik na podje�dzie. � Ca�kiem niedawno kto� tu parkowa�. � Wskaza� dwie kole- iny z przygniecionym zielskiem. � Jeszcze sok nie wysech� na badylach. Ale tylko jeden w�z. � Drugi m�g� podjecha� p�niej i sun�� po �ladach pierwsze- go � zauwa�y� Bob. � Koleiny by�yby nier�wne. My�l�, �e limuzyna nie musia�a a� tutaj podje�d�a�. Zw�aszcza, je�li panowie nie byli ze sob� um�- wieni. Pete z�o�y� d�onie w tub�. � Heeej, jest tu ktooo?! � zawo�a�. � Haaalooo! Odpowiedzia�o mu echo prze�amane pog�osem fal daleko w dole. � Ani �ywego ducha � stwierdzi� Bob. � Kto by�, ten si� zmy�. 14 Zamarli. Z g��bi domu dobieg� �omot, jakby kto� przewr�ci� me- bel albo st�uk� ci�ki wazon z kryszta�u. Potem rozleg�o si� trza- �niecie drzwi. S�o�ce ju� wesz�o do morza, powietrze zacz�o si� robi� grana- towe. Powia�a ch�odna bryza. Na pociemnia�ym niebie pojawi� si� blady jeszcze zarys ksi�yca. � Wchodzimy do �rodka? � zapyta� szeptem Bob i wskaza� na ma�e piwniczne okienko, jedyne bez krat i �aluzji. Podobnych okienek Trzej Detektywi mieli za sob� ju� wiele; by je otworzy�, wystarcza� scyzoryk albo gw�d�. � Ale po co? � Pete, jak zwykle ostro�ny, spojrza� na Jupe'a, cho� nie liczy� na jego poparcie. Tym razem Jupiter mile go rozczarowa�. � Nie teraz�powiedzia� cicho.�Je�li kto� tam jest, musi nas obserwowa�. A nasza zasada to dzia�a� przez zaskoczenie. � l, tym razem, dono�nie: � Po co do �rodka? Kurze zamiata�? Przecie� tam nie ma nikogo! Mustang zawr�ci� na podje�dzie i odjecha� ko�ysz�c si� na ka- mieniach, omiataj�c �wiat�ami popl�tany g�szcz. Kiedy znale�li si� w Kwaterze G��wnej, Jupe najpierw wysun�� szufladk� pod komputerem, pogrzeba� w niej i wyci�gn�� orzecho- wy balonik. � Musz� od�wie�y� umys� � poinformowa�. � M�j m�zg potrzebuje cukru, l przesta�cie si� g�upio u�miecha�, bo w�a�nie zrzuci�em kolejny kilogram. Mog� sobie pozwoli� na par� gram�w s�odyczy u�ytecznej. � Co to jest s�odycz u�yteczna? � zapyta� Pete. � Ta, kt�ra zamienia si� w czyst� energi� i zasila intelekt � wyja�ni� Jupiter Jones. � Intensywna praca umys�owa nie dopusz- cza do powstawania tkanki t�uszczowej, a nawet spala istniej�c�. To najnowsze odkrycie dietetyk�w: odchudza� si� przez my�lenie. Zamierzam wypr�bowa� t� diet�. Mo�na je��, ile si� chce, byle przy tym intensywnie rozmy�la�. � W takim razie powiniene� by� chudy jak szczapa � powie- 15 dzia� Bob, s�dz�c, �e pochlebi tym Jupiterowi, ale do Jupe'a jako� to nie trafi�o; od�o�y� nie dojedzony balonik i zabra� si� do maso- wania podbr�dk�w. Bob szybko zmieni� temat: �Wszystkie gazety pisz� o graj�cych d�ugopisach i triumfie firmy Scotta. Ojciec m�wi, �e pr�bowano przeprowadzi� wywiady z ksi�ciem Ahmedem, ale nie zgodzi� si� na �aden. Potwierdza tylko, �e �wiat arabski ub�stwia ��piewaj�ce pi�ra" i �e kontrakt ze Scottem opiewa na miliony do- lar�w. � Nie wierz� w ich mi�o�� do graj�cych d�ugopis�w Scotta � powiedzia� w zadumie Jupiter Jones. � Dlaczego? � zapyta� Bob. � Wyja�ni� wam to p�niej. Na razie musimy sprawdzi�, co si� dzieje w Orlim Gnie�dzie. Mo�e tam kryje si� sekret konfliktu mi�dzy Scottem a ksi�ciem Ahmedem. Zbi�rka o p�nocy. �Ja nie mog� powiedzia� Pete. � Ojciec pracuje na nocn� zmian� i prosi� mnie... � W porz�dku � przerwa� mu Jupe. � P�jd� z Bobem. Po powrocie do domu Pete poczu� si� nieswojo: na tak� wypra- w�, by� mo�e niebezpieczn�. Trzej Detektywi powinni wyrusza� razem. Ojciec mu wybaczy. Zadzwoni� do Jupitera, �eby mu o tym powiedzie�, lecz nikt nie odebra� telefonu. W�o�y� dres. Postano- wi� zrobi� kolegom niespodziank�: dotrze� pla�� do Orlego Gniazda � przy okazji pobiega�, wykona� troch� �wicze�, przep�yn�� pa- r�set metr�w. W Rocky Beach, jak to w Kalifornii latem, noc zapada gwa�to- wnie i jest czarna jak krucze skrzyd�o, zw�aszcza gdy ksi�yc przy- s�aniaj� niewidoczne ob�oki. Ale tutejsze pla�e Pete zna� na pami��. Bieg� pewnie, ciesz�c si� gr� mi�ni, s�uchaj�c plusku fal szelesz- cz�cych kamykami. Min�� jak�� ca�uj�c� si� par�, potem roz�pie- wany piknik wok� ogniska. Dalej nie by�o ju� nikogo. P�nocne pla�e w Rocky Beach s� i w dzie� pustawe, a co dopiero po zmierz- chu. Ksi�yc wysun�� si� zza chmur. W jego matowym �wietle Pete zobaczy� urwisko i bia�awy zarys willi zwanej Orlim Gniazdem. 16 Spojrza� na zegarek: do p�nocy brakowa�o trzech kwadrans�w. Zd��y pop�ywa�. Nie zd��y�. Kto� p�yn�� w stron� brzegu. Pete s�ysza� r�wno- mierne uderzenia ramion o wod�. Potem co� zabulgota�o i rozleg� si� histeryczny krzyk. Pete Crenshaw bez namys�u skoczy� na pomoc: kto� si� topi�, i to ca�kiem niedaleko. Krzyk powt�rzy� si�, s�ycha� by�o jakby sza- motanin�. W par� chwil Pete dotar� do miejsca, gdzie woda k��bi- �a si� i bulgota�a. W blasku ksi�yca, kt�ry wynurzy� si� zza chmur, zobaczy� uniesione nad wod� rami�. Chwyci� je, poci�gn�� w g�r�. Holuj�c bezw�adne cia�o, b�yskawicznie dotar� do brzegu. Dziewczyna le�a�a na piasku i nie dawa�a znak�w �ycia. Pete Crenshaw wiedzia�, co robi� w takich sytuacjach � udzielanie to- pielcom pierwszej pomocy Trzej Detektywi mieli w ma�ym palcu. Zacz�� od sztucznego oddychania. Ju� to wystarczy�o: topielica gwa�townie zakas�a�a, z jej ust chlusn�a woda. Dziewczyna ode- pchn�a Pete'a i usiad�a, rozgl�daj�c si� w oszo�omieniu. � Ty mnie chcia�e� utopi�? � zapyta�a po pauzie, przez zaci- �ni�te z�by. � Ja ci� wyci�gn��em z wody � powiedzia� Pete. � Topi�a� si� sama. � Nikogo wi�cej nie by�o? � Pete przytakn�� ruchem g�owy. � Aha, ju� pami�tam. � Otrz�sn�a si� jak psiak, podci�gn�a biustonosz. � Kurcz mnie z�apa�. Ale b�l! Chyba straci�am przy- tomno��. Dzi�kuj�, stary. Ksi�yc zn�w rozepchn�� chmury. W jego srebrnym �wietle Pete rozpozna� dziewczyn�. � Jestem Pete Crenshaw � przedstawi� si�. � Nie ma za co dzi�kowa�. � A ja jestem... � nie doko�czy�a. jej twarz z bliska by�a du�o �adniejsza ni� z perspektywy po- dium. Oczy ju� nie wygl�da�y na senne ani na nieobecne. Jarzy�y si� ognikami, jakby odbija�y ksi�ycowy poblask. Usta mia�a pe�- niejsze, nos bardziej wydatny, ale by�a to na pewno ona. 2 � Brudny interes 1 7 � Wiem, kim jeste� � powiedzia� Pete. � Nazywasz si� Lily Scott, prawda? Widzia�em ci� z ojcem na konferencji prasowej. Lily parskn�a �miechem. By�a �adn�, nadzwyczaj �adn� dziew- czyn�, bardzo w typie Crenshawa. Wsta�a z piasku. Mia�a dosko- na�� sylwetk� modelki, takiej z ok�adki �urnaia. � Nawet noc� w morzu nie mo�na zachowa� incognito � powiedzia�a. � Chyba nie jeste� reporterem? Pete chcia� powiedzie�, kim jest, ale ugryz� si� w j�zyk. Po- twierdzi� tylko, �e nie zajmuje si� pisaniem do gazet. � To �wietnie � ucieszy�a si� Lily. � Ojciec ukry� mnie tutaj przed reporterami. Je�li by�e� na konferencji, wiesz, �e jeste�my sensacj�. Jak si� tam znalaz�e�? Pete wyja�ni�. Nie wspomnia� jednak, �e Trzej Detektywi inte- resuj� si� Scottem. Nie powiedzia� te�, �e Lily na spotkaniu z pras� wygl�da�a du�o mniej atrakcyjnie ni� teraz. Wskaza� g�ow� na ob- rysowan� ksi�ycow� po�wiat� sylwet� Orlego Gniazda. � Tam ojciec ci� ukry�. � Zaraz... Crenshaw... Z tych Crenshaw�w? Wielki r�d ban- kierski? � l, nie czekaj�c na odpowied� zaskoczonego Pete'a: � Jeste� toczka w toczk� podobny do prezesa �Worid Banki ng Sys- tem", musisz by� jego synem. � M�wi�, �e jestem bardzo podobny do taty � zgodzi� si� Pete i by�a to szczera prawda; co� go powstrzyma�o przed wyja�nieniem, �e Crenshaw senior nie ma nic wsp�lnego z bankierskim klanem. Lily Scott zrobi�a krok w jego stron�. Pete poczu� wilgotny za- pach jej w�os�w. W blasku ksi�yca wydawa�y si� czarne. � Musz� ju� i�� � us�ysza�. � Prosz�, nie m�w nikomu, �e mnie spotka�e�. � Boisz si� kogo�? Tych dw�ch? �Jakich dw�ch? � oczy Liiy znowu znieruchomia�y. � Ksi�cia Ahmeda i jego sekretarza � wypali� Pete. � Wygl�- da�o na to... � Ja nikogo si� nie boj� � g�os dziewczyny zabrzmia� hardo, jakby z nutk� ironii. � Uratowa�e� mi �ycie, chc� ci podzi�kowa�. 18 Nieoczekiwanie dziewcz�ce ramiona oplot�y szyj� Pete'a. Po- czu� na ustach ciep�e wargi. A� mu si� zakr�ci�o w g�owie. Obj�� Lily, przytuli� mocno. To nie by� poca�unek wdzi�czno�ci. Zwinnie wy�lizgn�a si� z jego ramion. Te� przez moment wy- gl�da�a na oszo�omion�, lecz opanowa�a si� b�yskawicznie. � B�d� ci� pami�ta�a, Pete. B�d� o tobie my�le�. � Zobaczymy si�? � Nie szukaj mnie, prosz�. Ja znajd� ciebie. Na pewno si� zo- baczymy. Ma�o brakowa�o, a Pete wygada�by si� o podejrzeniach Trzech Detektyw�w, spr�bowa�by ostrzec Lily, zasypa�by j� pytaniami. Ale dziewczyna raz jeszcze dotkn�a ustami jego warg i rozp�yn�a si� w mroku. �ni�? S�ysza� szelest piasku pod biegn�cymi stopami. Potem wszyst- ko ucich�o. Ksi�yc znik�. Wok� zapanowa�a smolista ciemno��, naszpikowana szmerem fal li��cych brzeg. Troch� potrwa�o, nim Pete doszed� do siebie i przypomnia� so- bie, po co si� tu znalaz�. By� ju� kwadrans po p�nocy. Trzeba do��- czy� do Jupe'a i Boba. Pete westchn�� (wci�� czu� zapach w�os�w Lily) i zacz�� wspi- na� si� zwinnie po zboczu w kierunku Orlego Gniazda. Willa by�a martwa, �adnego d�wi�ku, �wiate�ka. Gdy znajdowa� si� w po�owie drogi, us�ysza� jaki� �omot, potem zduszony krzyk. Zastyg�. Krzyk si� nie powt�rzy�. Pete przyspieszy� wspinaczk�, przedzieraj�c si� mi�dzy krze- wami. Pierwszy akt wydarze� rozegra� si� p� godziny wcze�niej. JupeJones i Bob Andrews, ukryci w krzakach, omawiali szeptem szczeg�y przenikni�cia do �rodka willi przez nie okratowane piw- niczne okienko, gdy nagle otworzy�y si� drzwi wej�ciowe i w pro- 19 gu stan�� dwumetrowy Murzyn. Mocny blask ksi�yca o�wietla� muskularn� sylwetk� boksera, twarz ze z�amanym nosem i kij ba- seballowy trzymany w r�ce. Murzyn nas�uchiwa�. Rozejrza� si� kilkakrotnie i chcia� ju� za- wr�ci�, kiedy zza w�g�a willi wypad�a tr�jka m�czyzn w ciemnych kombinezonach i kominiarkach. Murzyn zastyg�, widz�c wycelo- wan� luf� pistoletu z t�umikiem � mierzy�a mu w czo�o. Nie stawia� oporu. Pozwoli� odebra� sobie kij i przeszuka� si� jednemu z m�czyzn, co zako�czy�o si� znalezieniem rewolweru ukrytego z ty�u za paskiem spodni. Stan�� twarz� do drzwi i za�o�y� pos�usznie r�ce za plecy. Szcz�kn�y kajdanki. Wszystko to odby- wa�o si� w pe�nej ciszy, bez jednego s�owa. Gdy Murzyn by� ju� rozbrojony i skuty, z cienia wynurzyli si� ksi��� Ahmed i jego sekretarz. � Prowad� do niej � rozkaza� p�g�osem w�saty olbrzym. � Nikogo tu nie ma... � wymamrota� Murzyn. Ramirez spojrza� na m�czyzn�, kt�ry wci�� celowa� w Murzyna. � Zastrzel go � rzuci� kr�tko. � Nie, nie!... � j�kn�� dwumetrowiec. � Ona zaraz wr�ci, tylko zesz�a pop�ywa�, lito�ci! Ksi��� Ahmed ruchem g�owy da� jaki� znak sekretarzowi. Mu- rzyna zakneblowano i wszyscy weszli do budynku. � Co robimy? � zapyta� szeptem Bob. Jupe kaza� mu i�� za sob�. Skradaj�c si� ostro�nie, by nie trza- sn�a ga��zka, obeszli doko�a Orle Gniazdo. Zatrzymali si� pod werand� zwr�con� ku morzu, jej uchylone drzwi prowadzi�y za- pewne do salonu. Je�li Murzyn nie k�ama�, Lily Scott musia�a wyj�� t�dy. l t�dy wr�ci po k�pieli. � Mo�emy j� ostrzec... � zacz�� Bob. Nie doko�czy�. Na taras wyszed� m�czyzna w kominiarce. Nie zauwa�y� ich: zd��yli skry� si� w bluszczu oplataj�cym s�upy pod- trzymuj�ce taras. R�wnocze�nie zobaczyli dziewcz�c� sylwetk� wspinaj�c� si� �cie�k� po urwisku. By�a blisko willi. Nie mog�a widzie� m�czyzny, bo skry� si� w cieniu. Ale on j� widzia�. 20 Jupe Jones skalkulowa� b�yskawicznie, �e w tym momencie na ostrze�enie dziewczyny jest za p�no. Dogoni�. Mog� strzela�. Eki- pa ksi�cia Ahmeda wygl�da�a na pozbawion� skrupu��w, to musz� by� profesjonali�ci. Dziewczyna wbieg�a po schodkach na werand�. Nie zauwa�y- �a m�czyzny w kominiarce skrytego za framug� drzwi. �John? Ju� jestem. Wspania�a woda... �omot. Zduszony okrzyk. Potem pauza i drwi�cy g�os Ramireza: � Co za niespodzianka, panno Scott. Szanowny tatu� okaza� si� przewiduj�cy, ale kryj�wk� wybra� dla ciebie kiepsk�. Odlu- dzie to dobre miejsce na rozmow�. � Pu��cie mnie! To boli! John, na pomoc! � Obawiam si�, �e tw�j ochroniarz nie po�pieszy z pomoc� � powiedzia� Ramirez. �Jest chwilowo nieczynny. B�d� rozs�dna, panienko. Odg�os szarpaniny, trzask przewr�conego krzes�a, przekle�stwo: � ...Ugryz�a mnie! � Przykujcie j� do fotela � rozkaza� Ramirez. � A ty przesta� si� rzuca�, bo moi ludzie s� nerwowi, mo�e sta� ci si� krzywda. � Tatu� wam poka�e. � Porozmawiajmy spokojnie, panno Scott� rozleg� si� niski g�os o obcym akcencie, z pewno�ci� nale��cy do ksi�cia Ahmeda. � Chcemy tylko uzyska� to, co nam przyrzeczone. Jeste�my lud�- mi interesu. Je�li oka�e pani rozwag�, szybko dojdziemy do poro- zumienia i nikomu nie spadnie w�os z g�owy. M�wi� nienagann� angielszczyzn�. Przez uchylone drzwi we- randy s�ycha� by�o ka�de s�owo. � Czego ode mnie chcecie? � spyta�a Lily Scott. � Podpisu pod aktem przekazania grunt�w mojej fundacji � odpar� ksi��� Ahmed. � Zgodnie z umow�. � Niczego nie podpisz�. � S� dwa sposoby, �eby si� dogada� � zabrzmia� g�os Ramire- za. � Pierwszy to �agodna perswazja. Drugi b�dzie bola�, wi�c nie b�d� idiotk�. Masz dwie minuty do namys�u. 21 Bob przybli�y� wargi do ucha Jupe'a. � Co robimy? � wyszepta�. Jupe pokaza� mu trzymany w r�ku dyktafon wielko�ci paczki papieros�w. � Tylko to, materia� dowodowy. Nagrywam ka�de s�owo. Na razie... Urwa�. Ksi�yc wyp�yn�� zza niewidocznej chmurki i w jego matowym �wietle Jones zobaczy� sztachety ogrodzenia na skraju urwiska. Co� si� tam poruszy�o. Sylwetka ludzka �mign�a nad szta- chetami i bezszelestnie opad�a po wewn�trznej stronie. Zacz�a si� skrada� w ich kierunku. Zasadzka. Wy�ledzono ich. Mog� by� w pu�apce. Ucieka�? � To Pete � us�ysza� szept Boba. Bob szczyci� si� doskona�ym wzrokiem, nazywa� to nadwzrocz- no�ci�. W ciemno�ciach widzia� jak kot. Po kilku chwilach okaza�o si�, �e mia� racj�: Pete wyl�dowa� tu� przy nich i zastyg�, przywie- raj�c do s�upa, kt�ry podpiera� werand�. Nie zauwa�y� ukrytych w bluszczu Detektyw�w. Drgn�� i spr�y� si�, gdy jupiter dotkn�� jego ramienia. � To my � szepn�� Jupe. � Sk�d si� tu wzi��e�? Pete od�o�y� wyja�nienia na p�niej. Spyta�, co si� dzieje, jupi- ter Jones w paru s�owach przedstawi� mu sytuacj�. �Tw�j czas do namys�u min���dobieg� z g�ry g�os Ramireza i Jupe w��czy� dyktafon. � Podpisujesz? � Mowy nie ma. � Podziwiam twoj� odwag�, ale obawiam si�, �e nie masz wyj- �cia � powiedzia� ksi��� Ahmed, z cudzoziemska akcentuj�c ka�de s�owo. � To nie odwaga, tylko g�upota � rzuci� Ramirez. � Mamy ze sob� podr�ne �elazko. Ma�e prasowanko i zrobisz si� grzecz- niejsza. � Tylko spr�bujcie! � w g�osie Lily da� si� wyczu� l�k. � Gdzie tu jest gniazdko elektryczne? O, tutaj. W��czcie �e- lazko. Za p� minuty nagrzeje si� i uprasujemy ci nosek. 22 Pete poczu�, jak napinaj� mu si� mi�nie. Pozwoli torturom dziewczyn�, z kt�r� dopiero co si� ca�owa�, kt�rej ocali� �ycie? � Musimy co� zrobi� � sykn�� w ucho Jupe'owi. � S� uzbrojeni, nie mamy szans � szepn�� Pierwszy De ktyw. � Sp�osz� ich. Kamieniem w okno. Nie pozwol�, �eby... Nie doko�czy�. � �elazko ju� jest gor�ce � zabrzmia� ponury g�os Ramire � Podpisujesz? � Frajer jeste�, nie znasz tutejszych przepis�w � �miech by� troch� sztuczny, z nutk� udawanej brawury. � M�j podpis nie b�dzie wart bez zgody ojca. Jestem niepe�noletnia. Zabier �elazko! Ksi��� Ahmed wypowiedzia� jakie� d�ugie zdanie w obcyrr zyku. Potem zapad�a cisza. Rozleg�y si� kroki, dwaj m�cz^ wyszli na werand�, zamykaj�c za sob� drzwi. � Ona ma racj� � powiedzia� ksi��� Ahmed. � Uprzedza ci�, �e jej podpis nie wystarczy. � Mamy wariant �B". � l coraz mniej czasu. �adunek musi wyp�yn�� zgodnie z monogramem. Zabierajmy si� do roboty. � Tak jest, .szefie. Jutro Scott przyniesie nam w z�bach T\ na przekazanie grunt�w. Bardzo kocha swoj� c�reczk�. M�czy�ni wr�cili do pokoju, zostawiaj�c drzwi uchylone. wspi�� si� po s�upie i przez szpar� w drzwiach zobaczy� Lily \ kut� kajdankami do fotela. Mia�a ci�gle na sobie str�j k�piel Na znak Ramireza ludzie w kominiarkach zakleili usta Lily piast rozkuli j�, zwi�zali z ty�u r�ce i okryli pledem. Na g�ow� narz no jej worek. Pete poczu� bolesny ucisk w do�ku. Zawsze ta agowa�, kiedy czu� si� bezsilny. Czy s�usznie robi�, nie robi�c pozwalaj�c porwa� dziewczyn�? W�a�nie j� uprowadzano. Dwaj w kominiarkach wzi�li Lih r�ce i wynie�li z pokoju, bo nie chcia�a i�� dobrowolnie. Za ruszyli ksi��� i jego sekretarz. 23 Pete zsun�� si� ze s�upa. Gdzie� w oddali zawarcza� samocho- dowy silnik. � Gdyby�my mieli tu w�z, mogliby�my pojecha� za nimi � mrukn�� Bob. � Ale nie mamy � powiedzia� Jupe. � Trzeba b�dzie ich po- dej�� od drugiej strony. Zrozumieli, �e Pierwszy Detektyw ma ju� jaki� plan. ROZDZIA� 3 WARIANT,^ Ranek ja�nia� b��kitem, s�o�ce szpera�o promieniami w�r�d s�w staroci, zalegaj�cych sk�adowisko. Bob Andrews siedzia� skrzyni obok przyczepy i delektuj�c si� porannym ciepe�kiem pi rzuca� �wie�y numer �Los Angeles Su�". Na pierwszej stronie bito wielkimi literami sprawozdanie z konferencji prasowej R Scotta: CUD W �PEN Co" � GRAJ�CE D�UGOPISY PODBIJ KRAJE ISLAMSKIE�WIELOMILIONOWY KONTRAKT DLA B/ KRUTA. Autorem relacji by� ojciec Boba. Ni�ej, mniejsz� czc k�, informowano o wydarzeniach na gie�dzie i o�enku gwiazc Hollywood z hiszpa�sk� modelk�. Nigdzie ani s�owa o upro dzeniu Lily Scott. Jeszcze nikt o tym nie wiedzia�. Powiedzie� o By�by pierwszy z bombow� sensacj� dla swojej gazety. Ale � zna zasada Trzech Detektyw�w nie dopuszcza�a kontakt�w z s� przed zamkni�ciem sprawy. Przy sk�adowisku staroci zatrzyma� si� czerwony mustang te'a Crenshawa. Co� zaklekota�o z ty�u podwozia, zapewne wydechowa zacz�a si� sypa�, ale Pete si� tym nie przej��. wczorajszego wieczoru umia� my�le� tylko o Lily Scott. Ch po chwili przerabia� w pami�ci holowanie bezw�adnego cia�, brzegu, zimne wargi Lily, gdy robi� jej sztuczne oddychanie, i p�o jej ust, kiedy poca�owa�a go, zapewniaj�c, �e si� odez Wspomnienie owego ciep�a przyprawia�o Pete'a o dreszcz d nego niepokoju. Lily nie by�a pierwsz� dziewczyn�, z kt�r� ca�( si� Crenshaw, mia� ju� za sob� par� dziewcz�cych poca�uni ale �adnego nie wspomina� z przej�ciem, z nerwowym bi( 25 serca. Zakocha�em si�? � pomy�la�. � Przecie� mi�o�� od pierw- szego wejrzenia jest tylko w ksi��kach. Mo�liwe. Tylko jak, w ta- kim razie, ma wyt�umaczy� sobie przy�pieszony oddech na sam� my�l o Lily i dr�cz�ce pragnienie, aby zn�w j� spotka�? Jak wyja- �ni� l�k o jej los, nie licuj�cy z zimnym opanowaniem detekty- wa? Przywita� si� z partnerami. Weszli do przyczepy. JupeJones sta- rannie zamkn�� drzwi, cho� nikt nie m�g�by ich s�ysze� � wuj Tytus pojecha� na wyprzeda� antyk�w do s�siedniego miasteczka, ciotka Matylda jeszcze nie wr�ci�a z supermarketu. � Musimy j� odnale�� � zacz�� gor�czkowo Pete. � Jed�my zaraz do Los Angeles... Bob spojrza� na niego ze zdziwieniem. Zaskoczy�o go podnie- cenie Pete'a, jego niezwyk�a nerwowo��. Zazwyczaj bywa� pow�ci�- gliwy i ostro�ny a� do przesady. Co go ugryz�o? � Nie mamy zlecenia � przypomnia� Jupiter. � Pan Scott mo�e jeszcze nie wiedzie�, �e porwano mu c�rk�. � Albo dogada� si� ju� z porywaczami i odzyska� Lily � doda� Bob Andrews. � Chyba nale�y to przedtem sprawdzi�. Jupe wyj�� z kieszeni graj�cy d�ugopis i uruchomi� pozytywk�. Rozleg�y si� weso�e dzwoneczki �Jingle bells". � Bob ma racj� � powiedzia�, bawi�c si� d�ugopisem. � Tracimy czas! � wyrwa�o si� Pete'owi. � Je�li co� jej si� stanie... � A co si� sta�o z tob�? � zapyta� Bob. � Nie poznaj� ci�. � Poniewa�... � Pete zaj�kn�� si�. � Nie mia�em kiedy wam opowiedzie�. Zrelacjonowa� spotkanie z Lily nad brzegiem morza. Poca�u- nek pomin��. � Wzi�a ci� za syna tego milionera Crenshawa? � zapyta� Jupiter Jones. � l to j� tak zainteresowa�o? � Niekoniecznie w�a�nie to � mrukn�� Pete. � Przyrzek�a, powiadasz, �e ci� odnajdzie � kontynuowa� Jupe, wci�� obracaj�c w palcach d�ugopis z pozytywk�. 26 � A tobie najwyra�niej zale�y, aby do tego dosz�o � wtr�ci� Bob z u�mieszkiem. � Daj spok�j � Pete wzruszy� ramionami. � G�upie aluzje. � Jedziemy do Los Angeles � zdecydowa� Jupiter. Winda stan�a na najwy�szym pi�trze biurowca �PEN Co". Drzwi sekretariatu by�y szeroko otwarte, asystentka prezesa Scotta przebiega�a palcami po klawiaturze komputera z szybko�ci� bojo- wego my�liwca. Odwr�ci�a g�ow� dopiero wtedy, gdy Jupe dwu- krotnie chrz�kn��. � Chcia�bym si� widzie� z prezesem Scottem � powiedzia� Pierwszy Detektyw. Sekretarka krytycznie przyjrza�a si� wyp�owia�ej bawe�nianej koszulce i zielonkawym d�insom, ca�ej kr�g�ej sylwetce Jupitera Jonesa, po czym zajrza�a do terminarza. � By� pan um�wiony? Nie mam tu notatki. � Prezes mnie przyjmie. To wa�na sprawa. � Nie w�tpi� � powiedzia�a sekretarka ze s�odkim u�miechen lalki. � Niestety, pan prezes Scott jest bardzo zaj�ty. Mog� wst�p nie zapisa� pana na przysz�� �rod�, godzina dziewi�ta czterdzie�c pi��. Prosz� przedtem zadzwoni�. A w jakiej sprawie? � Ta sprawa nie cierpi zw�oki i jest wa�na dla prezesa - powiedzia� Jupe; wyj�� z kieszeni wizyt�wk�, skre�li� na odwro ci� par� s��w i poda� sekretarce: � Prosz� to zanie�� panu Scotto wi. Sekretarka zawaha�a si� przez moment, lecz ponagli�o j� surc we spojrzenie Jupitera Jonesa. Znikn�a za obitymi sk�r� drzwiarr gabinetu. Po dw�ch minutach drzwi otworzy�y si�, sekretarka wysz�; a w progu stan�� rudawy Raif Scott w doskonale skrojonym b��ki nym garniturze. Przez chwil� z uwag� przygl�da� si� Jupe'owi, p( tem uprzejmym gestem zaprosi� go do �rodka, zamkn�� za sob drzwi i wskaza� rattanowy fotel przed biurkiem. Sam usiad� z dn giej strony biurka. Popatrzy� na wizyt�wk�: 27 TRZEJ DETEKTYWI Badamy wszystko ? ? ? Pierwszy Detektyw............ Jupiter Jones Drugi Detektyw .............. Peter Crenshaw Dokumentacja ............... Bob Andrews � Co takiego badacie? � zapyta�. � Wszystko, co nie jest w porz�dku � odpar� Jupe, zajmuj�c miejsce w fotelu. � Interesujemy si� pa�sk� c�rk�. � Z moj� c�rk�, o ile wiem, wszystko jest w porz�dku � po- wiedzia� Raif Scott. �Czy wie pan, gdzie si� w tej chwili znajduje?�spyta� Jupiter Jones. Twarz Raifa Scotta spochmurnia�a. Zaraz potem znowu sta�a si� pogodna. � Co masz na my�li, ch�opcze? � Prosz� mi powiedzie�, gdzie, wed�ug pana, przebywa teraz Lily Scott. Bo na pewno nie w domu. Oczy prezesa zw�zi�y si�, przewierci�y Jupitera na wylot, jakby chcia�y wybada�, do czego zmierza. � Nie rozumiem, dlaczego obchodz� ci� nasze rodzinne spra- wy � powiedzia� sucho. � Moja c�rka jest tam, gdzie by� powin- na. To wszystko? Jestem bardzo zaj�ty. � Gdyby tak by�o, nie przyj��by mnie pan � powiedzia� Pierw- szy Detektyw. Prezes �PEN Co" pochyli� g�ow�, odwr�ci� wizyt�wk� i zapa- trzy� si� w zdanie napisane przez Jupe'a. � M�w. S�ucham. � By� pan wczoraj w Rocky Beach. W obawie przed ksi�ciem Ahmedem ukry� pan c�rk� w willi Orle Gniazdo pod opiek� ciem- nosk�rego ochroniarza. Czy pan ju� wie, co sta�o si� p�niej? Bystre oko Jupitera Jonesa dostrzeg�o w twarzy prezesa dziwny wyraz ulgi. Przez moment. A mo�e tylko mu si� wydawa�o? 28 � Ksi��� jest moim przyjacielem, a przyjaci� si� nie obawiam _ powiedzia� Scott. � Lily chcia�a troch� odpocz�� na odludziu. � Zosta�a porwana � powiedzia� Jupe, nie odrywaj�c oczu od twarzy Scotta. � Porwa� j� ksi��� Ahmed. Byli�my �wiadkami. Raif Scott poderwa� si� z fotela. Oczy otworzy�y mu si� szero- ko, prawie wysz�y na wierzch. � Nie wierz�! � wysapa�. � Musia�bym wiedzie�! Czego chcieli od niej? � ��dali, �eby zrzek�a si� grunt�w na rzecz fundacji ksi�cia, ale odm�wi�a podpisu � powiedzia� Jupe. � Mieli ze sob� �elaz- ko. Obserwowali�my wszystko z ukrycia. Czeka� na reakcj� Scotta. Ten nie zapyta� jednak, czy c�rk� tor- turowano. Po kr�tkiej pauzie spyta�, czy w ko�cu podpisa�a. � Powiedzia�a, �e jest niepe�noletnia i bez pa�skiej zgody jej podpis nie jest wa�ny � wyja�ni� Jupe. � To prawda � przytakn�� Raif Scott, jakby uspokojony. �Wtedy wywie�li jaz Orlego Gniazda. Nazwali to wariantem �B". Na pewno b�d� pana szanta�owa�. � Zawiadomili�cie policj�? � spyta� Scott. �Jeszcze nie. Przedtem chcia�em porozmawia� z panem. Je�li powierzy nam pan t� spraw�, by� mo�e potrafimy pom�c. Oczy Raifa Scotta niespodziewanie zwilgotnia�y. Chyba nade- sz�o za�amanie. � Moje biedne dziecko � j�kn��. � To straszne, ona jest taka wra�liwa... Przecie� ja bym przekaza� te ziemie, chcia�em uroczy- �cie... Co oni z ni� zrobili?! � Spr�bujemy odnale�� pa�sk� c�rk� � zacz�� Jupiter. � Nie, nie! � przerwa� mu Raif Scott. � l bardzo dobrze, �e nie zawiadomili�cie policji. Porywacze na pewno odezw� si�, a ja zrobi�, co tylko zechc�. �To ryzykowne, panie Scott�powiedzia� Jupe.�Mog� ogra- bi� pana do suchej nitki. Mamy do�wiadczenie w podobnych spra- wach. � Nie �ycz� sobie niczyjej pomocy � rzuci� twardo prezes 29 �PEN Co". � Sam to za�atwi�. Lily jest dla mnie wszystkim. Sk�d wiecie, �e w porwanie zamieszany jest ksi��� Ahmed? Jupe chcia� wyja�ni�, �e ksi��� osobi�cie kierowa� uprowadze- niem, ale nie zd��y�. Na biurku zadzwoni� telefon. Scott podni�s� s�uchawk�. Par� minut s�ucha� w milczeniu. � Nie odwa�ycie si� � powiedzia�. � Chyba nie jeste�cie g�up- cami. Musz� mie� czas do namys�u. Od�o�y� s�uchawk� na wide�ki. � Jakie stawiaj� warunki? � zapyta� Jupe. � To moja sprawa � odpar� Scott. � Mam pro�b�, trzymajcie si� od tego z daleka. � Wysun�� szuflad� biurka, wyj�� stamt�d gar�� graj�cych d�ugopis�w. � Z podzi�kowaniem za fatyg�, ch�opcze. Jupe si�gn�� po swoj� wizyt�wk�, dopisa� na niej numer telefonu. � Na wypadek, gdyby pan zmieni� zdanie. Jeste�my do us�ug. Czarna limuzyna z arabsk� rejestracj� ruszy�a sprzed hotelu �Im- peria�" i wtopi�a si� w fal� aut p�yn�c� Bulwarem Zachodz�cego S�o�ca. Zdezelowany mustang ledwo za ni� nad��a�. Pete brawu- rowo wyprzedza�, kogo si� da, ale fordowi wyra�nie brakowa�o zry- wu. Z pomoc� od czasu do czasu przychodzi�y czerwone �wiat�a na skrzy�owaniach. W limuzynie obok kierowcy siedzia� w�saty olbrzym, sekretarz ksi�cia. Przegl�da� jakie� papiery, inaczej m�g�by zauwa�y�, �e kto� ich �ledzi. � W�tpi�, czy tam w�a�nie jad� � mrukn�� Bob. � Mieliby- �my cholerne szcz�cie. � To nie amatorzy � zgodzi� si� Pete. � Dok�d� jednak jad�. Martwi� si� o Lily, nie m�g� o niej zapomnie�. Wyobra�a� sobie roz�arzone �elazko zbli�aj�ce si� do jej twarzy i przera�enie w ciemnych oczach, usta rozwarte do krzyku. Zgodnie z planem Jupitera, przemierzyli centrum miasta, ro- bi�c przegl�d aut przed eleganckimi hotelami. Mieli szcz�cie: ju� po godzinie na parkingu �Imperialu" dostrzegli znajom� limuzyn�. Akurat wsiada� do niej Ramirez. Dok�d jedzie? 30 � Ciekawe, jak posz�o Jupe'owi ze Scottem � powiedzia� Bob. � Musi by� spanikowany. Pete'a nie obchodzi� stan ducha prezesa �PEN Co". My�la� o Li- ly i o tym, �eby nie zgubi� z oczu czarnej limuzyny, kt�ra zjecha�a na autostrad�, kieruj�c si� w stron� portu. Stan�a przy magazy- nach. Ramirez wysiad�, rozejrza� si� i wszed� do budynku krytego czerwon� blach�. Nie zwr�ci� uwagi na zaparkowanego nieopo- dal, pod wiat�, forda mustanga z podniesion� mask� i dw�ch maj- struj�cych przy nim m�odych ludzi. Pete dosta� si� do budynku od strony rampy kolejowej. Maga- zyn by� pe�en skrzy�, w�r�d kt�rych snuli si� m�czy�ni w kombi- nezonach. �ysy olbrzym zaczepi� kr�pego bruneta ze szram� na lewym policzku. Odeszli na bok. Pete przycupn�� za skrzyniami, kilka metr�w od nich; na ka�dej ze skrzy� widnia�a naklejka z na- drukiem CARGO. GRAJ�CE D�UGOPISY. BAHTIAR, �B.M.C. Inc." � Towar w komplecie, Swen? � dobieg� go �ciszony g�os Ra- mireza. � W�a�nie dosz�a ostatnia partia. Po po�udniu za�adunek. �Ju� po odprawie celnej? �Posz�o jak po ma�le�m�czyzna za�mia� si� cicho. �John- son zajrza� tylko do pierwszych trzech skrzy�, tak jak by�o w umowie. � Co z zastawem? � Troch� rozrabia, ale Jack daje sobie rad�. Zmieniam go po po�udniu. � Nie spuszczaj z niej oka � mrukn�� Ramirez. � S. do jutra zmi�knie. Wariant �B" musi wypali�. Rozeszli si� w r�ne strony, jakby spotkanie by�o przypadkowe. Pete rozejrza� si� po magazynie: pod�u�nych drewnianych skrzy� o solidnej konstrukcji, zaadresowanych do Bahtiaru, by�a co naj- mniej setka. Klucz�c mi�dzy skrzyniami, Pete dotar� do wyj�cia. Bob czeka� na niego w samochodzie. Widzieli, jak czarna limuzyna odje�d�a sprzed magazynu. � Nie jedziemy za nimi? � zdziwi� si� Bob. 31 Pete nie zd��y� odpowiedzie�: z telefonu kom�rkowego dobie- g�o kilka takt�w �Sonaty Ksi�ycowej". Jupiter Jones pyta�, gdzie s�. Wys�ucha� raportu i poinformowa�, �e Scott ich nie chce zatrudni�. � No to wycofujemy si� � powiedzia� Bob Andrews, nie kry- j�c zadowolenia. Pami�ta� pistolet z t�umikiem wycelowany w g�o- w� ciemnosk�rego ochroniarza Lily i rozkaz Ramireza: �Zabij go". Wola� unika� takich przeciwnik�w. �Ja bym tej sprawy nie zostawia� � powiedzia� Pete ku zasko- czeniu Boba, kt�ry by� pewien, �e jego ostro�ny przyjaciel przyj- mie wiadomo�� z jeszcze wi�kszym zadowoleniem. � Mam szans� dotrze� do ich kryj�wki. � �ledztwo trwa � us�yszeli g�os Pierwszego Detektywa. � Spr�buj dotrze�. Bob poszuka w internecie Bahtiaru i danych o kor- poracji �B.M.C. Inc." oraz o fundacji �Szcz�cie Dzieciom". Zbi�r- ka w kwaterze o si�dmej wiecz�r. Kontakt telefoniczny. W czytelni czasopism panowa� przyjemny ch�odek. Jupiter Jo- nes wertowa� zszywk� �Los Angeles Times" z ostatniego miesi�ca. Przeczyta� dwa artyku�y o nieuchronnym bankructwie koncernu �PEN Co" i o dochodzeniu wszcz�temu przeciwko prezesowi firmy w zwi�zku ze skargami wierzycieli. Reporter wyw�szy�, �e Raif Scott ma k�opoty ze swoj� c�rk� jedynaczk�, usi�owa� dociec w wywia- dzie, jakiego s� rodzaju, ale Scott stanowczo odm�wi� rozmowy na tematy osobiste: �Moja c�rka jest o.k./ prosz� nie wierzy� plotkom, przebywa u dziadk�w w Northwich. A co do problem�w koncernu, zapewniam, �e s� to trudno�ci przej�ciowe. Prowadzimy negocja- cje, kt�re pozwol� nam wkr�tce odzyska� p�ynno�� finansow�". Obok wywiadu ze Scottem na pierwszej stronie gazety widnia�a pu- blikacja o uj�ciu przez policj� m�odocianej oszustki Diany Bundy, okradaj�cej bogatych d�entelmen�w. Na zdj�ciu arogancko u�mie- cha�a si� skuta kajdankami dziewczyna w asy�cie dw�ch policjant�w. Jupiter Jones zamy�li� si� na d�u�sz� chwil�. W naj�wie�szych numerach gazety opisywano sensacyjn� trans- akcj� �PEN Co" z bahtiarsk� korporacj� �B.M.C. Inc.", reprezento- 32 wan� przez ksi�cia Ahmeda ibn Rahmana. �Czy w�r�d gaj�w poma- ra�czowych na przedmie�ciach Los Angeles powstanie Centrum Dzie- ci �wiata? � pyta� reporter. � Ameryka�skie graj�ce d�ugopisy podbijaj� serca muzu�man�w!" Informacje o strajku kalifornijskich transportowc�w, o mi�dzynarodowych terrorystach pos�uguj�cych si� najnowszymi modelami broni mad� in USA i wizycie prezy- denta Stan�w Zjednoczonych w Polsce gin�y w cieniu d�ugopiso- wej sensacji. Jupe znowu zamy�li� si� i co� zapisa� w notesie. Ka�de zanoto- wane s�owo ko�czy�o si� znakiem zapytania. W Kwaterze G��wnej mieszcz�cej si� w przyczepie na sk�ado- wisku staroci Bob Andrews, rozparty w foteliku przed kompute- rem, �eglowa� po internecie, szukaj�c danych o Bahtiarze, korporacji �B.M.C. Inc." i jej prezesie. Niewiele tego by�o. �B.M.C. Inc.", po- �rednictwo handlowe na Bliskim i �rodkowym Wschodzie i �patrz: Ahmed ibn Rahman, prezydent korporacji". Pod has�em �Ahmed ibn Rahman" widnia� odsy�acz � �patrz: �B.M.C. Inc." G��wna siedziba korporacji nie mie�ci�a si� w Bahtiarze. A gdzie? Bob Andrews by� specjalist� od internetu. Min�a jednak dobra godzina, zanim w rejestrach firm, pod has�em �raje podatkowe", dotar� do Wysp Dziewiczych � w�a�nie tam znajdowa�a si� sie- dziba korporacji ksi�cia Ahmeda. Nie by�o adresu, tylko numei skrytki pocztowej i kod internetowy. Bob, z natury skrupulatny (nie przypadkiem zarz�dza� archiwami agencji Trzech Detektyw�w) spr�bowa�, dla potwierdzenia, wywo�a� �B.M.C. Inc.", ale bez skut- ku. �adna odpowied� nie nadesz�a. Kolejn� godzin� zaj�o Bobowi szukanie danych o ksi�ciu Ahme dzie. By� ju� zrezygnowany, kiedy pod has�em �g�o�ne procesy terro ryst�w" natkn�� si� na �Rahman ibn Ahmed, zatrzymany w Brukseli podejrzany o wsp�dzia�anie z islamsk� grup� terrorystyczn�, unie winnionyz braku dowod�w; obywatel Bahtiaru, spokrewniony z ro dzin� kr�lewsk�, biznesmen, handlowiec". 3 -- Brudny interes 33 Niewinny czy tylko uniewinniony? Na wszelki wypadek Bob zrobi� wydruk informacji o ksi�ciu i o �B.M.C. Inc." zarejestrowa- nej na Wyspach Dziewiczych, gdzie nie p�aci si� podatk�w� st�d �raj podatkowy". Potem wprowadzi� do pami�ci komputera has�o �Graj�ce d�ugopisy" i zdobyte dane. Gdy ju� ko�czy�, trzasn�y drzwi za plecami. Kto� wszed� do przyczepy. Bob okr�ci� si� na obrotowym fotelu. Odruchowo wy- ��czy� komputer. W progu sta� Ramirez. Ruiny fabryki, po�o�onej na odludziu i zaro�ni�tej chwastami, otacza� wyszczerbiony mur. Volkswagen Swena wtoczy� si� przez ko�law� zardzewia�� bram� na dziedziniec fabryczny. Pete obszed� ogrodzenie, znalaz� w murze wy�om i ostro�nie w�lizgn�� si� do �rodka. Volkswagen zaparkowa� pod wiat� obok zdezelowanego pon- tiaca. Z fabryki wyszed� piegowaty chudzielec w szarej bawe�nia- nej koszulce i przywita� si� ze zmiennikiem. � Wszystko w porz�dku, Jack? � zapyta� Swen. � Pyskata smarkula � mrukn�� chudzielec. � Nie chce �re� konserw, ��da krewetek z majonezem i straszy tatusiom. Wymy�la mi od durni�w. � Niech nie �re, szybko spu�ci z tonu. Spok�j? � Kompletny. �Jed� do portu, jeszcze kupa roboty. Towar b�dzie jutro rano. Co on gada, przecie� ich towar jest ju� w magazynie