2513
Szczegóły |
Tytuł |
2513 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2513 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2513 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2513 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Alfred Hichcock
Brudny interes
* * *
Projekt ok�adki:
Artur �obu�
Redakcja:
Danuta Sadkowska
� Copyright by Siedmior�g
ISBN 83-7254-1 78-7
Wydawnictwo Siedmior�g
ul. �wi�tnicka 7, 52-018 Wroc�aw
Ksi�garnia internetowa: WWW.SIEDMIOROC.COM.PL
Wydanie pierwsze
Wroc�aw 2000
* * *
Rozdzia� 1
TRIUMFALNY POWR�T BANKRUTA
Sala konferencyjna w biurowcu �PEN Co" w Beverly Hilis by�e
nabita po brzegi reporterami. Spodziewano si� sensacji. Czy pr�
�e� firmy, Raif Scott, og�osi upad�o��? Mo�e chce publicznie odda�
si� w r�ce policji? Kogo� oskar�y� o swoje bankructwo?
Trzej Detektywi stali pod �cian� w pobli�u wej�cia na sal�. Fo
tele przeznaczono dla dziennikarzy zaproszonych na konferencje
prasow�, ale wst�p by� wolny. Pan Andrews, ojciec Boba, siedzia
w pierwszym rz�dzie: jako reporterowi �Los Angeles Su�" przys�u
giwa�o mu na spotkaniach z pras� jedno z eksponowanych miejsc
Na g�owie mia� swoj� nieod��czn� baseballow� czapeczk�, na ko
�anach notatnik i dyktafon.
� Mo�e by tak wyskoczy� na hamburgera? � zaproponowa
Jupiter Jones. � Zd��ymy wr�ci� przed ko�cem. Nie pasjonuj,
mnie bajeczki bankrut�w.
� A twoja dieta? � zapyta� Pete Crenshaw, prawa r�ka szef
trzyosobowej sp�ki detektywistycznej.
� Mam dob� przerwy mi�dzy dietami � mrukn�� szef, dotyka
j�� podw�jnego podbr�dka. � Ostatnio zrzuci�em par� kilo.
� Sprytnie to ukrywasz � u�miechn�� si� Pete.
Jupe uda�, �e nie dos�ysza�. Mia� w�ciek�� ch�� na soczysteg
hamburgera z keczupem. Na podw�jnego, �ci�le m�wi�c.
� Lepiej zosta�my � powiedzia� Bob Andrews. � Wed�ug ojc
zanosi si� na bomb�.
By�a punkt dziesi�ta, gdy na podium wszed� spr�ystym krokier
prezes Raif Scott. Rudawy, drobny, w nienagannie skrojonym kr(
mowym garniturze, z p�ask� twarz� ja�niej�c� zadowoleniem. Tu�
za nim stan�o dwoje: miedzianow�osa dziewczyna o sennych, jakby
nieobecnych oczach i bardzo �niady m�czyzna w arabskiej chu�cie
na g�owie, ale ubrany po europejsku, z wysmakowan� elegancj�.
�Zaprosi�em pa�stwa, aby rozwia� ba�amutne plotki o bankruc-
twie �PEN Co" � zacz�� Raif Scott i ogarn�� nabit� sal� ciep�ym,
troch� naiwnym i dobrotliwym spojrzeniem. � Kr��y�y ju� pog�oski
o moim aresztowaniu, przepowiadano, �e pope�ni� samob�jstwo.
To prawda, �e �PEN Co" popad�a w d�ugi i utraci�a p�ynno�� finanso-
w�, ale ja nie przestawa�em wierzy�, �e poradzimy sobie, l oto sta�o
si�! �Wyj�� z kieszeni dokument, zademonstrowa� dziennikarzom:
� Ten kontrakt opiewa na miliony dolar�w. Wkr�tce b�d� nast�p-
ne. Moja firma przekroczy�a pr�g niewyobra�alnego sukcesu.
A wszystko dzi�ki temu gad�etowi, opatentowanemu przez �PEN Co".
Prezes Scott znowu si�gn�� do kieszeni i uni�s� wysoko nad g�o-
w� gruby kolorowy d�ugopis. Pozwoli� zebranym zdziwi� si�, potem
zbli�y� d�ugopis do mikrofonu: zabrzmia�a skoczna melodia �Jin-
glebells".
� Nasze graj�ce d�ugopisy podbi�y serca wszystkich pa�stw
arabskich � zakomunikowa� triumfalnie. � S� upragnionym ga-
d�etem na ca�ym Bliskim i �rodkowym Wschodzie. Potwierdzi�y to
badania rynk�w. Kraje islamskie ogarnia d�ugopisowe szale�stwo,
a moja firma mu sprosta. Pojutrze odp�ywa do Bahtiaru kolejna
wielka partia graj�cych d�ugopis�w.�Wyci�gn�� rami� w kierun-
ku stoj�cego obok m�czyzny w arabskiej chu�cie. � Przedsta-
wiam pa�stwu ksi�cia Ahmeda ibn Rahmana z Bahtiaru, prezesa
�B.M.C. Inc.", naszego partnera w tamtej cz�ci �wiata, ambasado-
ra graj�cych d�ugopis�w.
Ksi��� Ahmed sk�oni� si� lekko i co� powiedzia� po arabsku. Na
podium wskoczy� sekretarz ksi�cia, �ysy olbrzym z sumiastym czar-
nym w�sem i przet�umaczy� do mikrofonu:
� Moi rodacy dzi�kuj� Ameryce za to cudowne �piewaj�ce
pi�ro.
Prezes Scott poinformowa� dziennikarzy, �e ksi��� Ahmed jest
znanym dobroczy�c�, za�o�ycielem fundacji �Szcz�cie Dzieciom",
i �e zamierza zbudowa� Centrum Dzieci �wiata na przedmie�ciach
Los Angeles, a �PEN Co" rozwa�a mo�liwo�� ofiarowania fundacji
teren�w pod t� budow�. Za chwi l� c�rka prezesa, Li ly � tu wskaza�
na rudow�os� dziewczyn� o sennych nieobecnych oczach � pod-
pisze z przedstawicielem znanej agencji nieruchomo�ci umow�
potwierdzaj�c� kupno tych teren�w.
Na podium wszed� przedstawiciel z plikiem dokument�w goto-
wych do podpisania i zbli�y� si� do Lily Scott.
Jupe tr�ci� �okciem Boba.
� Sp�jrz na ksi�cia... Co� tu jest nie tak.
Ksi��� mia� zmarszczone brwi. Pochyli� si� do swego sekreta-
rza stoj�cego przy podium i co� mrukn��. �ysy olbrzym wspi�� si�
na podwy�szenie.
� O ile mojemu szefowi wiadomo, dzi� mia�y by� podpisane
dwa dokumenty. Umowa potwierdzaj�ca kupno i akt przekazania
teren�w fundacji �Szcz�cie Dzieciom".
� Oczywi�cie � przytakn�� prezes Scott. � Akt darowizny
moja c�rka podpisze na osobnej uroczysto�ci, z udzia�em w�adz
Los Angeles. �PEN Co" zamierza wyda� z tej okazji bankiet. Liczy-
my na obecno�� pa�stwa � zwr�ci� si� do dziennikarzy.
� Co� tu jest nie tak � powt�rzy� szeptem jupe, przypatruj�c
si� twarzy w�satego olbrzyma, skamienia�ej w gniewnym gryma-
sie, i zaci�ni�tym wargom ksi�cia Ahmeda.
Lily Scott apatycznie podesz�a do stolika i we wskazanym przez
ojca miejscu podpisa�a dokument graj�cym d�ugopisem. Zad�wi�-
cza�y dzwoneczki �Jingle bells". B�ysn�y flesze. Scott co� szepn��
c�rce. Zwr�ci�a si� twarz� do reporter�w i u�miechn�a si� jak lalka.
Dziewcz�ta w kolorowych minisp�dniczkach ruszy�y przez sal�
z koszyczkami pe�nymi graj�cych d�ugopis�w, rozdaj�c je obec-
nym. D�ugonoga brunetka podesz�a do Boba � w�a�nie do Boba,
do jego czaruj�cego u�miechu, uwodzicielskiego spojrzenia a la
Redford � i zach�ci�a do wzi�cia pi�ra. Jupe go ubieg�, wzi�� dwa.
Pete zadowoli� si� jednym.
� Sp�jrz na ni� � d�ugonoga ruchem g�owy wskaza�a na Lity
Scott. � Ale podobna, co?
� Do kogo? � nie zrozumia� Bob.
� No, do tej.
Bob nadal nie rozumia�, Jupe troch� tak: mia� fotograficzn� pa-
mi��, gdzie� widzia� ostatnio prawie identyczn� twarz. Ale gdzie?
Reporterzy ruszyli do szturmu, zasypuj�c Scotta pytaniami.
Chcieli dociec, jak dochodzi do cudu z przemian� bankructwa
w sukces. Trzej Detektywi wymkn�li si� z sali. Przy hamburgerach
w �McDonald^ie" zgodzili si� z Jupiterem, �e co� tu jest nie tak.
Ksi��� i jego �ysy sekretarz te� opu�cili konferencj� prasow�, naj-
wyra�niej w�ciekli. Prezes Scott nie pr�bowa� ich zatrzyma�. Stali
teraz przed biurowcem �PEN Co", rozmawiaj�c o czym� � ch�op-
cy obserwowali ich przez szyb� restauracji po�o�onej naprzeciw.
Po chwili podjecha�a czarna limuzyna z arabsk� rejestracj�, ksi���
wsiad� do �rodka, a sekretarz zawr�ci� do budynku.
� Ch�tnie pos�ucha�bym, jak rozmawia w cztery oczy ze Scot-
tem � powiedzia� Jupe, dojadaj�c hamburgera.
� U�yj moich uszu � zaproponowa� Bob Andrews. � Mo�e
pos�uchasz.
Konferencja prasowa dobiega�a ko�ca. Bob wjecha� wind� na
najwy�sze pi�tro, gdzie mie�ci� si� gabinet prezesa. Na ko�cu ko-
rytarza wy�o�onego grubym turkusowym dywanem zobaczy� ple-
cy �ysego: sta� przy oknie i najwyra�niej czeka� na Scotta.
Bob zjecha� pi�tro ni�ej i st�paj�c na palcach wspi�� si� po scho-
dach na g�r�. Olbrzym go nie zauwa�y�. W sekretariacie nie by�o
nikogo, sekretarka towarzyszy�a szefowi na konferencji. Bob rozej-
rza� si� po gabinecie prezesa: elegancja, rattanowe meble, pano-
ramiczne okno z widokiem na Bulwar Zachodz�cego S�o�ca
i ciemnozielone wzg�rza Beverly Hilis. Dojrza� boczne drzwi. Za
nimi znajdowa�a si� marmurowa �azienka ze z�oceniami i toaleta
te� z r�owego marmuru, z poz�acanym sedesem. Bob ukry� si�
w toalecie, drzwi pozostawi� nie domkni�te.
Nie musia� d�ugo czeka�. Us�ysza� g�osy, potem przez szpar�
w drzwiach dostrzeg� Raifa Scotta i �ysego z w�sami. Scott zamkn��
drzwi do sekretariatu.
� Czym mog� s�u�y�, panie Ramirez? � zapyta�.
� Mia�o by� inaczej � powiedzia� olbrzym. � Ksi��� jest za-
wiedziony. Nie rozumie roli pa�skiej c�rki.
� M�oda dama pasuje do fundacji dobroczynnej bardziej ni� ja.
� Ksi�ciu nie pasuje op�nienie z aktem darowizny grunt�w.
Co to za sztuczka, Scott?
� Moja Lily nie umie si� spieszy�. Jest z natury powolna i tro-
ch� kapry�na, ale to dobre dziecko.
�Jak mam rozumie� �troch� kapry�na"? � zapyta� chrapliwie
Ramirez.
� Licz�, �e nie zmieni jednak zdania i podaruje ksi�ciu Ahme-
dowi obiecane tereny. Cho� bardzo jej si� podobaj� te pomara�-
czowe ogrody nad rzek�.
Cisza trwa�a dobre p� minuty. Potem rozleg� si� niski,' podszyty
pogr�k� g�os olbrzyma:
� Mamy dar perswazji. Szybko przekonamy was oboje.
� Mnie nie trzeba przekonywa� � zapewni� Scott. � Ale Lily
bywa czasami nieprzewidywalna. Je�li co� jej strzeli do g�owy...
� Potrafimy zadba�, �eby nie strzeli�o � powiedzia� z naci-
skiem Ramirez. � Miejcie si� na baczno�ci. Fracht wyp�ynie zgod-
nie z planem, co do minuty. A tereny maj� by� nasze. Chce pan �y�?
Bob zobaczy� przez szpar�, jak olbrzym odwraca si� i opusz-
cza pok�j. Scott siad� za biurkiem, ukry� twarz w d�oniach. Chude
ramiona dr�a�y mu pod kremowym jedwabiem marynarki. Jak d�u-
go b�dzie tak siedzia�? Trzeba si� st�d wydosta�.
Bob rozejrza� si� po toalecie. Na zewn�trz pod okienkiem bieg�
szeroki gzyms w kierunku okna na korytarzu, kt�re by�o otwarte.
Bob nie przepada� za wysoko�ciow� wspinaczk�, ale uzna�, �e nie
ma wyboru. Wysun�� przez okienko najpierw nogi, potem ostro�-
nie przecisn�� tu��w, ramiona. Przywar� p�asko do granitowej p�yty
elewacyjnej i nie patrz�c w d� zacz�� kroczek po kroczku przesu-
wa� si� wzd�u� gzymsu.
Nagle zakr�ci�o mu si� w g�owie. Gzyms zacz�� ucieka� spod
st�p. Dwadzie�cia pi�ter przestrzeni zamieni�o si� w ssaw� jak dy-
sza odrzutowca...
Opanowa� przera�enie. Wyobrazi� sobie, �e stoi na k�adce p�
metra nad ziemi�, a tam jakie� kwiatki, strumyk. Pomog�o. Ale na
korytarzu, gdy stan�� ju� mocno na puchatym dywanie, stwierdzi�,
�e ca�y jest mokry od potu.
W przyczepie kempingowej, na skraju sk�adowiska staroci, ro-
dzinnego biznesu wujostwa Jupitera Jonesa, panowa� �agodny p�-
mrok. Jupe i Pete s�uchali w skupieniu relacji Boba. Ko�c�wk�
z gzymsem darowa� im: kto lubi przyznawa� si� do s�abo�ci, do
banalnego strachu, kt�ry pasuje do detektywa jak w� do karety?
� Pr�ba wymuszenia � podsumowa� Pete. � Szanta�. Pogr�-
ki. Scottowi grozi niebezpiecze�stwo.
jupe przeczesa� palcami proste czarne w�osy. By� dziwnie za-
my�lony, jakby drzema�.
� Raczej jego c�rce � powiedzia� Bob. � Chodzi o jej pod-
pis. A wygl�da na to, �e Lily Scott lubi te pomara�czowe gaje nad
rzek� i nie pali si� do darowizny.
� To po co Scott kupi� je na c�rk�? � zapyta� sennie Jupe. �
Je�eli zamierza� podarowa� fundacji?
� Bez sensu � mrukn�� Pete.
� Jest sens � powiedzia� Jupe. � Je�eli przyj��, �e pan Scott
nie chce si� rozsta� z gruntami. Zapowie c�rce, �eby nie ust�powa-
�a, a sam spr�buje stawi� czo�o ksi�ciu. Mo�e si� jednak przeliczy�.
� Ten �ysy wygl�da na niebezpiecznego faceta � przytakn��
Bob.
� Chyba wiem, o jakie tereny chodzi � powiedzia� Pete. �
W s�siedztwie centrum handlowego Sears. To s� najdro�sze dzia�-
ki w Los Angeles.
Jupe wyj�� z kieszeni gruby kolorowy d�ugopis, obejrza� go ze
wszystkich stron i nacisn�� spr�ynk�. Zad�wi�cza�y weso�e dzwo-
neczki �Jingle bells".
10
� My�licie, �e Arabowie mogliby oszale� na punkcie czego�
takiego? � zapyta�.
� Tam podobno kochaj� �wiecide�ka � powiedzia� Bob.
� Wygl�da na to, �e ksi��� Ahmed domaga si� wysokiej pro-
wizji � zauwa�y� Pete. � Spr�bujemy pom�c Scottowi?
� Pomy�lmy o dziewczynie � powiedzia� Bob, a jego b��kitne
oczy rozb�ys�y marzycielsko. �Jest bardzo �adna i taka... delikat-
na, krucha.
� Wpad�a ci w oko? � zapyta� Pete i w tym momencie u�wia-
domi� sobie, �e na nim Lily te� wywar�a wra�enie. Nie przepada�
za dziewcz�tami o osowia�ym usposobieniu, ale tu mia� miejsce
wyj�tek. Mo�e si� spotkaj�? A wtedy, oczywi�cie, g�r� b�dzie Bob
ze swoim zniewalaj�cym wdzi�kiem. Niestety.
Jupiter Jones zn�w popad� w zadum�, bezwiednie g�aszcz�c
oba podbr�dki. Lu�na bawe�niana koszulka mia�a maskowa� kr�-
g�y brzuszek, lecz nie spe�nia�a do ko�ca swego zadania.
� Na razie nic si� takiego nie dzieje � powiedzia� wreszcie
i popatrzy� na obu przyjaci� szeroko otwartymi oczami koloru mio-
du. � Ale mam przeczucie, �e b�dzie si� dzia�.
Przeczucia nigdy nie zawodzi�y jupitera Jonesa.
ROZDZIA� 2
SEKRET ORLEGO GNIAZDA
Pete Crenshaw ju� po raz drugi dzisiaj zawi�d� si� na swoim
fordzie mustangu. Najpierw z�apa� gum� i d�ugo nie m�g� odkr�ci�
zapieczonych �rub. Teraz wysiad�y hamulce. Rozs�dek nakazywa�
nie mie� pretensji do wys�u�onego wozu z ponad dwudziestk� na
karku, kupionego za trzysta dolar�w, lecz irytacja nie poddaje si�
rozs�dkowi. Pete zjecha� na pobocze tu� przed �wiat�ami na skrzy-
�owaniu Oakland i Riverside Drive, nieca�e pi�� kilometr�w od
sk�adu staroci, gdzie czeka� na niego Jupiter Jones. Obieca� mu po-
m�c przy polerowaniu mahoniowej serwantki nabytej okazyjnie
przez wuja Tytusa, l oczywi�cie si� sp�ni.
Podni�s� mask�. Bardzo szybko odkry� p�kni�cie w szarym ze
staro�ci przewodzie hamulcowym. Zbiornik p�ynu by� prawie pu-
sty. Na szcz�cie, za rogiem jest stacja benzynowa: przylepiec i p�yn
hamulcowy za�atwi� spraw� na kr�tki czas. Potem trzeba b�dzie
wymieni� przewody.
Pod �wiat�ami z piskiem opon zatrzyma� si� lexus. Pete zwr�ci�
uwag� na wyzywaj�co z�oty kolor luksusowego japo�skiego auta
i dlatego popatrzy� na kierowc�. Spodziewa� si� szpanera, a zoba-
czy� Raifa Scotta. Pozna� go natychmiast. Osobie mu towarzysz�-
cej nie zd��y� si� przyjrze�, bo zmieni�y si� �wiat�a i samoch�d
pomkn�� szos� w kierunku p�nocnego nabrze�a Rocky Beach.
Czego szuka w ich ma�ym miasteczku prezes �PEN Co"? Ta szosa
prowadzi do podmiejskich rezydencji i kolonii domk�w letnisko-
wych nad pla��. Tam si� ko�czy.
Dziwne. Chyba �e Raif Scott ma tutaj znajomych, mo�e rodzi-
12
n�? Ma�o prawdopodobne: Pete Crenshaw urodzi� si� w Rocky
Beach i zna prawie wszystkich tutejszych mieszka�c�w. Scott do
nikogo tu nie pasuje.
Naprawa uk�adu hamulcowego zaj�a Pete'owi prawie godzin�.
Nie pojecha� jednak prosto na sk�adowisko staroci, tylko ruszy� na
p�noc, jecha� powoli, w spacerowym tempie, mijaj�c rzadko roz-
rzucone wille w wie�cach tropikalnej zieleni. Gdzieniegdzie na
podjazdach sta�y samochody, ale �aden nawet nie przypomina� z�o-
tego lexusa. Przyje�d�aj�c do kogo� w go�cin� nie parkuje si� auta
w gara�u. Gdzie si� podzia� Scott?
Szosa zamieni�a si� w bulwar, p�niej w alej�. Pete dojecha� a�
do samego jej ko�ca. Zawr�ci�. Kiedy dotar� do sk�adu staroci, po-
czerwienia�e s�o�ce stacza�o si� ju� do morza, spryskuj�c fale fos-
foryzuj�c� purpur�. Przy polerowaniu serwantki pomaga� Jupe'owi
Bob Andrews.
� Dzi�kuj� ci za punktualno�� � powiedzia� z przek�sem Jupe.
�Zegarmistrz nie mia�by z ciebie pociechy.
� �ledzi�em Raifa Scotta � wyja�ni� Pete.
Spodziewa� si� zaskoczenia, ale jupe i Bob tylko spojrzeli na
siebie znacz�co.
� l wy�ledzi�e�? � zapyta� Jupe.
� Mia�em zepsuty samoch�d. Ale pojecha�em za nimi na p�-
noc, a� do samego ko�ca North Drive, jak tylko naprawi�em ha-
mulce. Nie mogli mi si� wymkn��.
�Jednak si� wymkn�li �zauwa�y� Bob. �Tak jak mnie ksi�-
�� Ahmed i jego sekretarz. Te� odjechali na p�noc swoj� czarn�
limuzyn�. Przedtem bardzo d�ugo tankowali na stacji benzynowej,
jakby czekali na kogo�. Obserwowa�em ich. Ca�y czas popatry-
wali na szos�. Ruszyli, gdy obok stacji przejecha� z�ocisty samo-
ch�d.
�Japo�ski lexus.
�Zgadza si� potwierdzi� Bob. � Dalszy ci�g pertraktacji na
odludnym terenie.
� Nie s�dz� � powiedzia� Jupiter Jones, zawzi�cie szlifuj�c
13
szmatk� mahoniow� g�ad� serwantki. � Um�wieni ze sob�, nie
musz� si� czai�. Proponuj� ma�� przeja�d�k� na p�noc.
Czerwony mustang Pete'a tym razem zachowa� si� po d�entel-
me�sku: przyspiesza� p�ynnie, hamowa� r�wno, nie naje�d�a� na
gwo�dzie. Sun�c p�nocn� alej� Detektywi rozgl�dali si� uwa�nie,
niekiedy zatrzymywali w�z i odbywali pieszy spacer, zagl�daj�c
w g��b podjazd�w i do gara�y, je�li nie by�y zamkni�te.
Nie natkn�li si� ani na czarn� limuzyn� z arabsk� rejestracj�,
ani na z�otego lexusa.
� Je�li tu byli, ju� ich nie ma � stwierdzi� Bob. � Wracamy?
� Zobaczmy jeszcze tamt� will� � Jupe wskaza� na bia�y bu-
dynek z wie�yczkami, po�o�ony na uboczu i jakby wczepiony
w skaliste urwisko nad sam� pla��. Prowadzi�a do niego boczna
droga, kamienista i w�ska.
� To jest Orle Gniazdo � powiedzia� Pete. � Od lat nikt tam
nie mieszka. W�tpi�, czy dojedziemy t� �cie�k�.
� Spr�buj jednak � poprosi� Jupe.
Dojechali. Budynek by� rzeczywi�cie opuszczony, zamkni�ty
na g�ucho. Okna przes�ania�y czarne metalowe �aluzje. Podjazd
by� zaro�ni�ty chwastami, przed bram� widnia�a przekrzywiona
tablica DO WYNAJ�CIA. Jupe pierwszy wysiad� z samochodu. Po-
kr�ci� si� przed domem, zbada� zaniedbany trawnik na podje�dzie.
� Ca�kiem niedawno kto� tu parkowa�. � Wskaza� dwie kole-
iny z przygniecionym zielskiem. � Jeszcze sok nie wysech� na
badylach. Ale tylko jeden w�z.
� Drugi m�g� podjecha� p�niej i sun�� po �ladach pierwsze-
go � zauwa�y� Bob.
� Koleiny by�yby nier�wne. My�l�, �e limuzyna nie musia�a a�
tutaj podje�d�a�. Zw�aszcza, je�li panowie nie byli ze sob� um�-
wieni.
Pete z�o�y� d�onie w tub�.
� Heeej, jest tu ktooo?! � zawo�a�. � Haaalooo!
Odpowiedzia�o mu echo prze�amane pog�osem fal daleko w dole.
� Ani �ywego ducha � stwierdzi� Bob. � Kto by�, ten si� zmy�.
14
Zamarli. Z g��bi domu dobieg� �omot, jakby kto� przewr�ci� me-
bel albo st�uk� ci�ki wazon z kryszta�u. Potem rozleg�o si� trza-
�niecie drzwi.
S�o�ce ju� wesz�o do morza, powietrze zacz�o si� robi� grana-
towe. Powia�a ch�odna bryza. Na pociemnia�ym niebie pojawi� si�
blady jeszcze zarys ksi�yca.
� Wchodzimy do �rodka? � zapyta� szeptem Bob i wskaza� na
ma�e piwniczne okienko, jedyne bez krat i �aluzji.
Podobnych okienek Trzej Detektywi mieli za sob� ju� wiele; by
je otworzy�, wystarcza� scyzoryk albo gw�d�.
� Ale po co? � Pete, jak zwykle ostro�ny, spojrza� na Jupe'a,
cho� nie liczy� na jego poparcie.
Tym razem Jupiter mile go rozczarowa�.
� Nie teraz�powiedzia� cicho.�Je�li kto� tam jest, musi nas
obserwowa�. A nasza zasada to dzia�a� przez zaskoczenie. � l, tym
razem, dono�nie: � Po co do �rodka? Kurze zamiata�? Przecie�
tam nie ma nikogo!
Mustang zawr�ci� na podje�dzie i odjecha� ko�ysz�c si� na ka-
mieniach, omiataj�c �wiat�ami popl�tany g�szcz.
Kiedy znale�li si� w Kwaterze G��wnej, Jupe najpierw wysun��
szufladk� pod komputerem, pogrzeba� w niej i wyci�gn�� orzecho-
wy balonik.
� Musz� od�wie�y� umys� � poinformowa�. � M�j m�zg
potrzebuje cukru, l przesta�cie si� g�upio u�miecha�, bo w�a�nie
zrzuci�em kolejny kilogram. Mog� sobie pozwoli� na par� gram�w
s�odyczy u�ytecznej.
� Co to jest s�odycz u�yteczna? � zapyta� Pete.
� Ta, kt�ra zamienia si� w czyst� energi� i zasila intelekt �
wyja�ni� Jupiter Jones. � Intensywna praca umys�owa nie dopusz-
cza do powstawania tkanki t�uszczowej, a nawet spala istniej�c�.
To najnowsze odkrycie dietetyk�w: odchudza� si� przez my�lenie.
Zamierzam wypr�bowa� t� diet�. Mo�na je��, ile si� chce, byle
przy tym intensywnie rozmy�la�.
� W takim razie powiniene� by� chudy jak szczapa � powie-
15
dzia� Bob, s�dz�c, �e pochlebi tym Jupiterowi, ale do Jupe'a jako�
to nie trafi�o; od�o�y� nie dojedzony balonik i zabra� si� do maso-
wania podbr�dk�w. Bob szybko zmieni� temat: �Wszystkie gazety
pisz� o graj�cych d�ugopisach i triumfie firmy Scotta. Ojciec m�wi,
�e pr�bowano przeprowadzi� wywiady z ksi�ciem Ahmedem, ale
nie zgodzi� si� na �aden. Potwierdza tylko, �e �wiat arabski ub�stwia
��piewaj�ce pi�ra" i �e kontrakt ze Scottem opiewa na miliony do-
lar�w.
� Nie wierz� w ich mi�o�� do graj�cych d�ugopis�w Scotta �
powiedzia� w zadumie Jupiter Jones.
� Dlaczego? � zapyta� Bob.
� Wyja�ni� wam to p�niej. Na razie musimy sprawdzi�, co
si� dzieje w Orlim Gnie�dzie. Mo�e tam kryje si� sekret konfliktu
mi�dzy Scottem a ksi�ciem Ahmedem. Zbi�rka o p�nocy.
�Ja nie mog� powiedzia� Pete. � Ojciec pracuje na nocn�
zmian� i prosi� mnie...
� W porz�dku � przerwa� mu Jupe. � P�jd� z Bobem.
Po powrocie do domu Pete poczu� si� nieswojo: na tak� wypra-
w�, by� mo�e niebezpieczn�. Trzej Detektywi powinni wyrusza�
razem. Ojciec mu wybaczy. Zadzwoni� do Jupitera, �eby mu o tym
powiedzie�, lecz nikt nie odebra� telefonu. W�o�y� dres. Postano-
wi� zrobi� kolegom niespodziank�: dotrze� pla�� do Orlego Gniazda
� przy okazji pobiega�, wykona� troch� �wicze�, przep�yn�� pa-
r�set metr�w.
W Rocky Beach, jak to w Kalifornii latem, noc zapada gwa�to-
wnie i jest czarna jak krucze skrzyd�o, zw�aszcza gdy ksi�yc przy-
s�aniaj� niewidoczne ob�oki. Ale tutejsze pla�e Pete zna� na pami��.
Bieg� pewnie, ciesz�c si� gr� mi�ni, s�uchaj�c plusku fal szelesz-
cz�cych kamykami. Min�� jak�� ca�uj�c� si� par�, potem roz�pie-
wany piknik wok� ogniska. Dalej nie by�o ju� nikogo. P�nocne
pla�e w Rocky Beach s� i w dzie� pustawe, a co dopiero po zmierz-
chu.
Ksi�yc wysun�� si� zza chmur. W jego matowym �wietle Pete
zobaczy� urwisko i bia�awy zarys willi zwanej Orlim Gniazdem.
16
Spojrza� na zegarek: do p�nocy brakowa�o trzech kwadrans�w.
Zd��y pop�ywa�.
Nie zd��y�. Kto� p�yn�� w stron� brzegu. Pete s�ysza� r�wno-
mierne uderzenia ramion o wod�. Potem co� zabulgota�o i rozleg�
si� histeryczny krzyk.
Pete Crenshaw bez namys�u skoczy� na pomoc: kto� si� topi�,
i to ca�kiem niedaleko. Krzyk powt�rzy� si�, s�ycha� by�o jakby sza-
motanin�. W par� chwil Pete dotar� do miejsca, gdzie woda k��bi-
�a si� i bulgota�a. W blasku ksi�yca, kt�ry wynurzy� si� zza chmur,
zobaczy� uniesione nad wod� rami�. Chwyci� je, poci�gn�� w g�r�.
Holuj�c bezw�adne cia�o, b�yskawicznie dotar� do brzegu.
Dziewczyna le�a�a na piasku i nie dawa�a znak�w �ycia. Pete
Crenshaw wiedzia�, co robi� w takich sytuacjach � udzielanie to-
pielcom pierwszej pomocy Trzej Detektywi mieli w ma�ym palcu.
Zacz�� od sztucznego oddychania. Ju� to wystarczy�o: topielica
gwa�townie zakas�a�a, z jej ust chlusn�a woda. Dziewczyna ode-
pchn�a Pete'a i usiad�a, rozgl�daj�c si� w oszo�omieniu.
� Ty mnie chcia�e� utopi�? � zapyta�a po pauzie, przez zaci-
�ni�te z�by.
� Ja ci� wyci�gn��em z wody � powiedzia� Pete. � Topi�a�
si� sama.
� Nikogo wi�cej nie by�o? � Pete przytakn�� ruchem g�owy.
� Aha, ju� pami�tam. � Otrz�sn�a si� jak psiak, podci�gn�a
biustonosz. � Kurcz mnie z�apa�. Ale b�l! Chyba straci�am przy-
tomno��. Dzi�kuj�, stary.
Ksi�yc zn�w rozepchn�� chmury. W jego srebrnym �wietle Pete
rozpozna� dziewczyn�.
� Jestem Pete Crenshaw � przedstawi� si�. � Nie ma za co
dzi�kowa�.
� A ja jestem... � nie doko�czy�a.
jej twarz z bliska by�a du�o �adniejsza ni� z perspektywy po-
dium. Oczy ju� nie wygl�da�y na senne ani na nieobecne. Jarzy�y
si� ognikami, jakby odbija�y ksi�ycowy poblask. Usta mia�a pe�-
niejsze, nos bardziej wydatny, ale by�a to na pewno ona.
2 � Brudny interes 1 7
� Wiem, kim jeste� � powiedzia� Pete. � Nazywasz si� Lily
Scott, prawda? Widzia�em ci� z ojcem na konferencji prasowej.
Lily parskn�a �miechem. By�a �adn�, nadzwyczaj �adn� dziew-
czyn�, bardzo w typie Crenshawa. Wsta�a z piasku. Mia�a dosko-
na�� sylwetk� modelki, takiej z ok�adki �urnaia.
� Nawet noc� w morzu nie mo�na zachowa� incognito �
powiedzia�a. � Chyba nie jeste� reporterem?
Pete chcia� powiedzie�, kim jest, ale ugryz� si� w j�zyk. Po-
twierdzi� tylko, �e nie zajmuje si� pisaniem do gazet.
� To �wietnie � ucieszy�a si� Lily. � Ojciec ukry� mnie tutaj
przed reporterami. Je�li by�e� na konferencji, wiesz, �e jeste�my
sensacj�. Jak si� tam znalaz�e�?
Pete wyja�ni�. Nie wspomnia� jednak, �e Trzej Detektywi inte-
resuj� si� Scottem. Nie powiedzia� te�, �e Lily na spotkaniu z pras�
wygl�da�a du�o mniej atrakcyjnie ni� teraz. Wskaza� g�ow� na ob-
rysowan� ksi�ycow� po�wiat� sylwet� Orlego Gniazda.
� Tam ojciec ci� ukry�.
� Zaraz... Crenshaw... Z tych Crenshaw�w? Wielki r�d ban-
kierski? � l, nie czekaj�c na odpowied� zaskoczonego Pete'a: �
Jeste� toczka w toczk� podobny do prezesa �Worid Banki ng Sys-
tem", musisz by� jego synem.
� M�wi�, �e jestem bardzo podobny do taty � zgodzi� si� Pete
i by�a to szczera prawda; co� go powstrzyma�o przed wyja�nieniem,
�e Crenshaw senior nie ma nic wsp�lnego z bankierskim klanem.
Lily Scott zrobi�a krok w jego stron�. Pete poczu� wilgotny za-
pach jej w�os�w. W blasku ksi�yca wydawa�y si� czarne.
� Musz� ju� i�� � us�ysza�. � Prosz�, nie m�w nikomu, �e
mnie spotka�e�.
� Boisz si� kogo�? Tych dw�ch?
�Jakich dw�ch? � oczy Liiy znowu znieruchomia�y.
� Ksi�cia Ahmeda i jego sekretarza � wypali� Pete. � Wygl�-
da�o na to...
� Ja nikogo si� nie boj� � g�os dziewczyny zabrzmia� hardo,
jakby z nutk� ironii. � Uratowa�e� mi �ycie, chc� ci podzi�kowa�.
18
Nieoczekiwanie dziewcz�ce ramiona oplot�y szyj� Pete'a. Po-
czu� na ustach ciep�e wargi. A� mu si� zakr�ci�o w g�owie. Obj��
Lily, przytuli� mocno. To nie by� poca�unek wdzi�czno�ci.
Zwinnie wy�lizgn�a si� z jego ramion. Te� przez moment wy-
gl�da�a na oszo�omion�, lecz opanowa�a si� b�yskawicznie.
� B�d� ci� pami�ta�a, Pete. B�d� o tobie my�le�.
� Zobaczymy si�?
� Nie szukaj mnie, prosz�. Ja znajd� ciebie. Na pewno si� zo-
baczymy.
Ma�o brakowa�o, a Pete wygada�by si� o podejrzeniach Trzech
Detektyw�w, spr�bowa�by ostrzec Lily, zasypa�by j� pytaniami. Ale
dziewczyna raz jeszcze dotkn�a ustami jego warg i rozp�yn�a si�
w mroku.
�ni�?
S�ysza� szelest piasku pod biegn�cymi stopami. Potem wszyst-
ko ucich�o. Ksi�yc znik�. Wok� zapanowa�a smolista ciemno��,
naszpikowana szmerem fal li��cych brzeg.
Troch� potrwa�o, nim Pete doszed� do siebie i przypomnia� so-
bie, po co si� tu znalaz�. By� ju� kwadrans po p�nocy. Trzeba do��-
czy� do Jupe'a i Boba.
Pete westchn�� (wci�� czu� zapach w�os�w Lily) i zacz�� wspi-
na� si� zwinnie po zboczu w kierunku Orlego Gniazda. Willa by�a
martwa, �adnego d�wi�ku, �wiate�ka.
Gdy znajdowa� si� w po�owie drogi, us�ysza� jaki� �omot, potem
zduszony krzyk.
Zastyg�.
Krzyk si� nie powt�rzy�.
Pete przyspieszy� wspinaczk�, przedzieraj�c si� mi�dzy krze-
wami.
Pierwszy akt wydarze� rozegra� si� p� godziny wcze�niej.
JupeJones i Bob Andrews, ukryci w krzakach, omawiali szeptem
szczeg�y przenikni�cia do �rodka willi przez nie okratowane piw-
niczne okienko, gdy nagle otworzy�y si� drzwi wej�ciowe i w pro-
19
gu stan�� dwumetrowy Murzyn. Mocny blask ksi�yca o�wietla�
muskularn� sylwetk� boksera, twarz ze z�amanym nosem i kij ba-
seballowy trzymany w r�ce.
Murzyn nas�uchiwa�. Rozejrza� si� kilkakrotnie i chcia� ju� za-
wr�ci�, kiedy zza w�g�a willi wypad�a tr�jka m�czyzn w ciemnych
kombinezonach i kominiarkach. Murzyn zastyg�, widz�c wycelo-
wan� luf� pistoletu z t�umikiem � mierzy�a mu w czo�o.
Nie stawia� oporu. Pozwoli� odebra� sobie kij i przeszuka� si�
jednemu z m�czyzn, co zako�czy�o si� znalezieniem rewolweru
ukrytego z ty�u za paskiem spodni. Stan�� twarz� do drzwi i za�o�y�
pos�usznie r�ce za plecy. Szcz�kn�y kajdanki. Wszystko to odby-
wa�o si� w pe�nej ciszy, bez jednego s�owa.
Gdy Murzyn by� ju� rozbrojony i skuty, z cienia wynurzyli si�
ksi��� Ahmed i jego sekretarz.
� Prowad� do niej � rozkaza� p�g�osem w�saty olbrzym.
� Nikogo tu nie ma... � wymamrota� Murzyn.
Ramirez spojrza� na m�czyzn�, kt�ry wci�� celowa� w Murzyna.
� Zastrzel go � rzuci� kr�tko.
� Nie, nie!... � j�kn�� dwumetrowiec. � Ona zaraz wr�ci,
tylko zesz�a pop�ywa�, lito�ci!
Ksi��� Ahmed ruchem g�owy da� jaki� znak sekretarzowi. Mu-
rzyna zakneblowano i wszyscy weszli do budynku.
� Co robimy? � zapyta� szeptem Bob.
Jupe kaza� mu i�� za sob�. Skradaj�c si� ostro�nie, by nie trza-
sn�a ga��zka, obeszli doko�a Orle Gniazdo. Zatrzymali si� pod
werand� zwr�con� ku morzu, jej uchylone drzwi prowadzi�y za-
pewne do salonu. Je�li Murzyn nie k�ama�, Lily Scott musia�a wyj��
t�dy. l t�dy wr�ci po k�pieli.
� Mo�emy j� ostrzec... � zacz�� Bob.
Nie doko�czy�. Na taras wyszed� m�czyzna w kominiarce. Nie
zauwa�y� ich: zd��yli skry� si� w bluszczu oplataj�cym s�upy pod-
trzymuj�ce taras. R�wnocze�nie zobaczyli dziewcz�c� sylwetk�
wspinaj�c� si� �cie�k� po urwisku. By�a blisko willi. Nie mog�a
widzie� m�czyzny, bo skry� si� w cieniu. Ale on j� widzia�.
20
Jupe Jones skalkulowa� b�yskawicznie, �e w tym momencie na
ostrze�enie dziewczyny jest za p�no. Dogoni�. Mog� strzela�. Eki-
pa ksi�cia Ahmeda wygl�da�a na pozbawion� skrupu��w, to musz�
by� profesjonali�ci.
Dziewczyna wbieg�a po schodkach na werand�. Nie zauwa�y-
�a m�czyzny w kominiarce skrytego za framug� drzwi.
�John? Ju� jestem. Wspania�a woda...
�omot. Zduszony okrzyk. Potem pauza i drwi�cy g�os Ramireza:
� Co za niespodzianka, panno Scott. Szanowny tatu� okaza�
si� przewiduj�cy, ale kryj�wk� wybra� dla ciebie kiepsk�. Odlu-
dzie to dobre miejsce na rozmow�.
� Pu��cie mnie! To boli! John, na pomoc!
� Obawiam si�, �e tw�j ochroniarz nie po�pieszy z pomoc� �
powiedzia� Ramirez. �Jest chwilowo nieczynny. B�d� rozs�dna,
panienko.
Odg�os szarpaniny, trzask przewr�conego krzes�a, przekle�stwo:
� ...Ugryz�a mnie!
� Przykujcie j� do fotela � rozkaza� Ramirez. � A ty przesta�
si� rzuca�, bo moi ludzie s� nerwowi, mo�e sta� ci si� krzywda.
� Tatu� wam poka�e.
� Porozmawiajmy spokojnie, panno Scott� rozleg� si� niski
g�os o obcym akcencie, z pewno�ci� nale��cy do ksi�cia Ahmeda.
� Chcemy tylko uzyska� to, co nam przyrzeczone. Jeste�my lud�-
mi interesu. Je�li oka�e pani rozwag�, szybko dojdziemy do poro-
zumienia i nikomu nie spadnie w�os z g�owy.
M�wi� nienagann� angielszczyzn�. Przez uchylone drzwi we-
randy s�ycha� by�o ka�de s�owo.
� Czego ode mnie chcecie? � spyta�a Lily Scott.
� Podpisu pod aktem przekazania grunt�w mojej fundacji �
odpar� ksi��� Ahmed. � Zgodnie z umow�.
� Niczego nie podpisz�.
� S� dwa sposoby, �eby si� dogada� � zabrzmia� g�os Ramire-
za. � Pierwszy to �agodna perswazja. Drugi b�dzie bola�, wi�c nie
b�d� idiotk�. Masz dwie minuty do namys�u.
21
Bob przybli�y� wargi do ucha Jupe'a.
� Co robimy? � wyszepta�.
Jupe pokaza� mu trzymany w r�ku dyktafon wielko�ci paczki
papieros�w.
� Tylko to, materia� dowodowy. Nagrywam ka�de s�owo. Na
razie...
Urwa�. Ksi�yc wyp�yn�� zza niewidocznej chmurki i w jego
matowym �wietle Jones zobaczy� sztachety ogrodzenia na skraju
urwiska. Co� si� tam poruszy�o. Sylwetka ludzka �mign�a nad szta-
chetami i bezszelestnie opad�a po wewn�trznej stronie. Zacz�a si�
skrada� w ich kierunku.
Zasadzka. Wy�ledzono ich. Mog� by� w pu�apce. Ucieka�?
� To Pete � us�ysza� szept Boba.
Bob szczyci� si� doskona�ym wzrokiem, nazywa� to nadwzrocz-
no�ci�. W ciemno�ciach widzia� jak kot. Po kilku chwilach okaza�o
si�, �e mia� racj�: Pete wyl�dowa� tu� przy nich i zastyg�, przywie-
raj�c do s�upa, kt�ry podpiera� werand�. Nie zauwa�y� ukrytych
w bluszczu Detektyw�w. Drgn�� i spr�y� si�, gdy jupiter dotkn��
jego ramienia.
� To my � szepn�� Jupe. � Sk�d si� tu wzi��e�?
Pete od�o�y� wyja�nienia na p�niej. Spyta�, co si� dzieje, jupi-
ter Jones w paru s�owach przedstawi� mu sytuacj�.
�Tw�j czas do namys�u min���dobieg� z g�ry g�os Ramireza
i Jupe w��czy� dyktafon. � Podpisujesz?
� Mowy nie ma.
� Podziwiam twoj� odwag�, ale obawiam si�, �e nie masz wyj-
�cia � powiedzia� ksi��� Ahmed, z cudzoziemska akcentuj�c ka�de
s�owo.
� To nie odwaga, tylko g�upota � rzuci� Ramirez. � Mamy
ze sob� podr�ne �elazko. Ma�e prasowanko i zrobisz si� grzecz-
niejsza.
� Tylko spr�bujcie! � w g�osie Lily da� si� wyczu� l�k.
� Gdzie tu jest gniazdko elektryczne? O, tutaj. W��czcie �e-
lazko. Za p� minuty nagrzeje si� i uprasujemy ci nosek.
22
Pete poczu�, jak napinaj� mu si� mi�nie. Pozwoli torturom
dziewczyn�, z kt�r� dopiero co si� ca�owa�, kt�rej ocali� �ycie?
� Musimy co� zrobi� � sykn�� w ucho Jupe'owi.
� S� uzbrojeni, nie mamy szans � szepn�� Pierwszy De
ktyw.
� Sp�osz� ich. Kamieniem w okno. Nie pozwol�, �eby...
Nie doko�czy�.
� �elazko ju� jest gor�ce � zabrzmia� ponury g�os Ramire
� Podpisujesz?
� Frajer jeste�, nie znasz tutejszych przepis�w � �miech
by� troch� sztuczny, z nutk� udawanej brawury. � M�j podpis
nie b�dzie wart bez zgody ojca. Jestem niepe�noletnia. Zabier
�elazko!
Ksi��� Ahmed wypowiedzia� jakie� d�ugie zdanie w obcyrr
zyku. Potem zapad�a cisza. Rozleg�y si� kroki, dwaj m�cz^
wyszli na werand�, zamykaj�c za sob� drzwi.
� Ona ma racj� � powiedzia� ksi��� Ahmed. � Uprzedza
ci�, �e jej podpis nie wystarczy.
� Mamy wariant �B".
� l coraz mniej czasu. �adunek musi wyp�yn�� zgodnie z
monogramem. Zabierajmy si� do roboty.
� Tak jest, .szefie. Jutro Scott przyniesie nam w z�bach T\
na przekazanie grunt�w. Bardzo kocha swoj� c�reczk�.
M�czy�ni wr�cili do pokoju, zostawiaj�c drzwi uchylone.
wspi�� si� po s�upie i przez szpar� w drzwiach zobaczy� Lily \
kut� kajdankami do fotela. Mia�a ci�gle na sobie str�j k�piel
Na znak Ramireza ludzie w kominiarkach zakleili usta Lily piast
rozkuli j�, zwi�zali z ty�u r�ce i okryli pledem. Na g�ow� narz
no jej worek. Pete poczu� bolesny ucisk w do�ku. Zawsze ta
agowa�, kiedy czu� si� bezsilny. Czy s�usznie robi�, nie robi�c
pozwalaj�c porwa� dziewczyn�?
W�a�nie j� uprowadzano. Dwaj w kominiarkach wzi�li Lih
r�ce i wynie�li z pokoju, bo nie chcia�a i�� dobrowolnie. Za
ruszyli ksi��� i jego sekretarz.
23
Pete zsun�� si� ze s�upa. Gdzie� w oddali zawarcza� samocho-
dowy silnik.
� Gdyby�my mieli tu w�z, mogliby�my pojecha� za nimi �
mrukn�� Bob.
� Ale nie mamy � powiedzia� Jupe. � Trzeba b�dzie ich po-
dej�� od drugiej strony.
Zrozumieli, �e Pierwszy Detektyw ma ju� jaki� plan.
ROZDZIA� 3
WARIANT,^
Ranek ja�nia� b��kitem, s�o�ce szpera�o promieniami w�r�d
s�w staroci, zalegaj�cych sk�adowisko. Bob Andrews siedzia�
skrzyni obok przyczepy i delektuj�c si� porannym ciepe�kiem pi
rzuca� �wie�y numer �Los Angeles Su�". Na pierwszej stronie
bito wielkimi literami sprawozdanie z konferencji prasowej R
Scotta: CUD W �PEN Co" � GRAJ�CE D�UGOPISY PODBIJ
KRAJE ISLAMSKIE�WIELOMILIONOWY KONTRAKT DLA B/
KRUTA. Autorem relacji by� ojciec Boba. Ni�ej, mniejsz� czc
k�, informowano o wydarzeniach na gie�dzie i o�enku gwiazc
Hollywood z hiszpa�sk� modelk�. Nigdzie ani s�owa o upro
dzeniu Lily Scott. Jeszcze nikt o tym nie wiedzia�. Powiedzie� o
By�by pierwszy z bombow� sensacj� dla swojej gazety. Ale �
zna zasada Trzech Detektyw�w nie dopuszcza�a kontakt�w z
s� przed zamkni�ciem sprawy.
Przy sk�adowisku staroci zatrzyma� si� czerwony mustang
te'a Crenshawa. Co� zaklekota�o z ty�u podwozia, zapewne
wydechowa zacz�a si� sypa�, ale Pete si� tym nie przej��.
wczorajszego wieczoru umia� my�le� tylko o Lily Scott. Ch
po chwili przerabia� w pami�ci holowanie bezw�adnego cia�,
brzegu, zimne wargi Lily, gdy robi� jej sztuczne oddychanie, i
p�o jej ust, kiedy poca�owa�a go, zapewniaj�c, �e si� odez
Wspomnienie owego ciep�a przyprawia�o Pete'a o dreszcz d
nego niepokoju. Lily nie by�a pierwsz� dziewczyn�, z kt�r� ca�(
si� Crenshaw, mia� ju� za sob� par� dziewcz�cych poca�uni
ale �adnego nie wspomina� z przej�ciem, z nerwowym bi(
25
serca. Zakocha�em si�? � pomy�la�. � Przecie� mi�o�� od pierw-
szego wejrzenia jest tylko w ksi��kach. Mo�liwe. Tylko jak, w ta-
kim razie, ma wyt�umaczy� sobie przy�pieszony oddech na sam�
my�l o Lily i dr�cz�ce pragnienie, aby zn�w j� spotka�? Jak wyja-
�ni� l�k o jej los, nie licuj�cy z zimnym opanowaniem detekty-
wa?
Przywita� si� z partnerami. Weszli do przyczepy. JupeJones sta-
rannie zamkn�� drzwi, cho� nikt nie m�g�by ich s�ysze� � wuj
Tytus pojecha� na wyprzeda� antyk�w do s�siedniego miasteczka,
ciotka Matylda jeszcze nie wr�ci�a z supermarketu.
� Musimy j� odnale�� � zacz�� gor�czkowo Pete. � Jed�my
zaraz do Los Angeles...
Bob spojrza� na niego ze zdziwieniem. Zaskoczy�o go podnie-
cenie Pete'a, jego niezwyk�a nerwowo��. Zazwyczaj bywa� pow�ci�-
gliwy i ostro�ny a� do przesady. Co go ugryz�o?
� Nie mamy zlecenia � przypomnia� Jupiter. � Pan Scott mo�e
jeszcze nie wiedzie�, �e porwano mu c�rk�.
� Albo dogada� si� ju� z porywaczami i odzyska� Lily � doda�
Bob Andrews. � Chyba nale�y to przedtem sprawdzi�.
Jupe wyj�� z kieszeni graj�cy d�ugopis i uruchomi� pozytywk�.
Rozleg�y si� weso�e dzwoneczki �Jingle bells".
� Bob ma racj� � powiedzia�, bawi�c si� d�ugopisem.
� Tracimy czas! � wyrwa�o si� Pete'owi. � Je�li co� jej si�
stanie...
� A co si� sta�o z tob�? � zapyta� Bob. � Nie poznaj� ci�.
� Poniewa�... � Pete zaj�kn�� si�. � Nie mia�em kiedy wam
opowiedzie�.
Zrelacjonowa� spotkanie z Lily nad brzegiem morza. Poca�u-
nek pomin��.
� Wzi�a ci� za syna tego milionera Crenshawa? � zapyta�
Jupiter Jones. � l to j� tak zainteresowa�o?
� Niekoniecznie w�a�nie to � mrukn�� Pete.
� Przyrzek�a, powiadasz, �e ci� odnajdzie � kontynuowa� Jupe,
wci�� obracaj�c w palcach d�ugopis z pozytywk�.
26
� A tobie najwyra�niej zale�y, aby do tego dosz�o � wtr�ci�
Bob z u�mieszkiem.
� Daj spok�j � Pete wzruszy� ramionami. � G�upie aluzje.
� Jedziemy do Los Angeles � zdecydowa� Jupiter.
Winda stan�a na najwy�szym pi�trze biurowca �PEN Co".
Drzwi sekretariatu by�y szeroko otwarte, asystentka prezesa Scotta
przebiega�a palcami po klawiaturze komputera z szybko�ci� bojo-
wego my�liwca. Odwr�ci�a g�ow� dopiero wtedy, gdy Jupe dwu-
krotnie chrz�kn��.
� Chcia�bym si� widzie� z prezesem Scottem � powiedzia�
Pierwszy Detektyw.
Sekretarka krytycznie przyjrza�a si� wyp�owia�ej bawe�nianej
koszulce i zielonkawym d�insom, ca�ej kr�g�ej sylwetce Jupitera
Jonesa, po czym zajrza�a do terminarza.
� By� pan um�wiony? Nie mam tu notatki.
� Prezes mnie przyjmie. To wa�na sprawa.
� Nie w�tpi� � powiedzia�a sekretarka ze s�odkim u�miechen
lalki. � Niestety, pan prezes Scott jest bardzo zaj�ty. Mog� wst�p
nie zapisa� pana na przysz�� �rod�, godzina dziewi�ta czterdzie�c
pi��. Prosz� przedtem zadzwoni�. A w jakiej sprawie?
� Ta sprawa nie cierpi zw�oki i jest wa�na dla prezesa -
powiedzia� Jupe; wyj�� z kieszeni wizyt�wk�, skre�li� na odwro
ci� par� s��w i poda� sekretarce: � Prosz� to zanie�� panu Scotto
wi.
Sekretarka zawaha�a si� przez moment, lecz ponagli�o j� surc
we spojrzenie Jupitera Jonesa. Znikn�a za obitymi sk�r� drzwiarr
gabinetu.
Po dw�ch minutach drzwi otworzy�y si�, sekretarka wysz�;
a w progu stan�� rudawy Raif Scott w doskonale skrojonym b��ki
nym garniturze. Przez chwil� z uwag� przygl�da� si� Jupe'owi, p(
tem uprzejmym gestem zaprosi� go do �rodka, zamkn�� za sob
drzwi i wskaza� rattanowy fotel przed biurkiem. Sam usiad� z dn
giej strony biurka. Popatrzy� na wizyt�wk�:
27
TRZEJ DETEKTYWI
Badamy wszystko
? ? ?
Pierwszy Detektyw............ Jupiter Jones
Drugi Detektyw .............. Peter Crenshaw
Dokumentacja ............... Bob Andrews
� Co takiego badacie? � zapyta�.
� Wszystko, co nie jest w porz�dku � odpar� Jupe, zajmuj�c
miejsce w fotelu. � Interesujemy si� pa�sk� c�rk�.
� Z moj� c�rk�, o ile wiem, wszystko jest w porz�dku � po-
wiedzia� Raif Scott.
�Czy wie pan, gdzie si� w tej chwili znajduje?�spyta� Jupiter
Jones.
Twarz Raifa Scotta spochmurnia�a. Zaraz potem znowu sta�a si�
pogodna.
� Co masz na my�li, ch�opcze?
� Prosz� mi powiedzie�, gdzie, wed�ug pana, przebywa teraz
Lily Scott. Bo na pewno nie w domu.
Oczy prezesa zw�zi�y si�, przewierci�y Jupitera na wylot, jakby
chcia�y wybada�, do czego zmierza.
� Nie rozumiem, dlaczego obchodz� ci� nasze rodzinne spra-
wy � powiedzia� sucho. � Moja c�rka jest tam, gdzie by� powin-
na. To wszystko? Jestem bardzo zaj�ty.
� Gdyby tak by�o, nie przyj��by mnie pan � powiedzia� Pierw-
szy Detektyw.
Prezes �PEN Co" pochyli� g�ow�, odwr�ci� wizyt�wk� i zapa-
trzy� si� w zdanie napisane przez Jupe'a.
� M�w. S�ucham.
� By� pan wczoraj w Rocky Beach. W obawie przed ksi�ciem
Ahmedem ukry� pan c�rk� w willi Orle Gniazdo pod opiek� ciem-
nosk�rego ochroniarza. Czy pan ju� wie, co sta�o si� p�niej?
Bystre oko Jupitera Jonesa dostrzeg�o w twarzy prezesa dziwny
wyraz ulgi. Przez moment. A mo�e tylko mu si� wydawa�o?
28
� Ksi��� jest moim przyjacielem, a przyjaci� si� nie obawiam
_ powiedzia� Scott. � Lily chcia�a troch� odpocz�� na odludziu.
� Zosta�a porwana � powiedzia� Jupe, nie odrywaj�c oczu od
twarzy Scotta. � Porwa� j� ksi��� Ahmed. Byli�my �wiadkami.
Raif Scott poderwa� si� z fotela. Oczy otworzy�y mu si� szero-
ko, prawie wysz�y na wierzch.
� Nie wierz�! � wysapa�. � Musia�bym wiedzie�! Czego
chcieli od niej?
� ��dali, �eby zrzek�a si� grunt�w na rzecz fundacji ksi�cia,
ale odm�wi�a podpisu � powiedzia� Jupe. � Mieli ze sob� �elaz-
ko. Obserwowali�my wszystko z ukrycia.
Czeka� na reakcj� Scotta. Ten nie zapyta� jednak, czy c�rk� tor-
turowano. Po kr�tkiej pauzie spyta�, czy w ko�cu podpisa�a.
� Powiedzia�a, �e jest niepe�noletnia i bez pa�skiej zgody jej
podpis nie jest wa�ny � wyja�ni� Jupe.
� To prawda � przytakn�� Raif Scott, jakby uspokojony.
�Wtedy wywie�li jaz Orlego Gniazda. Nazwali to wariantem
�B". Na pewno b�d� pana szanta�owa�.
� Zawiadomili�cie policj�? � spyta� Scott.
�Jeszcze nie. Przedtem chcia�em porozmawia� z panem. Je�li
powierzy nam pan t� spraw�, by� mo�e potrafimy pom�c.
Oczy Raifa Scotta niespodziewanie zwilgotnia�y. Chyba nade-
sz�o za�amanie.
� Moje biedne dziecko � j�kn��. � To straszne, ona jest taka
wra�liwa... Przecie� ja bym przekaza� te ziemie, chcia�em uroczy-
�cie... Co oni z ni� zrobili?!
� Spr�bujemy odnale�� pa�sk� c�rk� � zacz�� Jupiter.
� Nie, nie! � przerwa� mu Raif Scott. � l bardzo dobrze, �e
nie zawiadomili�cie policji. Porywacze na pewno odezw� si�, a ja
zrobi�, co tylko zechc�.
�To ryzykowne, panie Scott�powiedzia� Jupe.�Mog� ogra-
bi� pana do suchej nitki. Mamy do�wiadczenie w podobnych spra-
wach.
� Nie �ycz� sobie niczyjej pomocy � rzuci� twardo prezes
29
�PEN Co". � Sam to za�atwi�. Lily jest dla mnie wszystkim. Sk�d
wiecie, �e w porwanie zamieszany jest ksi��� Ahmed?
Jupe chcia� wyja�ni�, �e ksi��� osobi�cie kierowa� uprowadze-
niem, ale nie zd��y�. Na biurku zadzwoni� telefon.
Scott podni�s� s�uchawk�. Par� minut s�ucha� w milczeniu.
� Nie odwa�ycie si� � powiedzia�. � Chyba nie jeste�cie g�up-
cami. Musz� mie� czas do namys�u.
Od�o�y� s�uchawk� na wide�ki.
� Jakie stawiaj� warunki? � zapyta� Jupe.
� To moja sprawa � odpar� Scott. � Mam pro�b�, trzymajcie
si� od tego z daleka. � Wysun�� szuflad� biurka, wyj�� stamt�d gar��
graj�cych d�ugopis�w. � Z podzi�kowaniem za fatyg�, ch�opcze.
Jupe si�gn�� po swoj� wizyt�wk�, dopisa� na niej numer telefonu.
� Na wypadek, gdyby pan zmieni� zdanie. Jeste�my do us�ug.
Czarna limuzyna z arabsk� rejestracj� ruszy�a sprzed hotelu �Im-
peria�" i wtopi�a si� w fal� aut p�yn�c� Bulwarem Zachodz�cego
S�o�ca. Zdezelowany mustang ledwo za ni� nad��a�. Pete brawu-
rowo wyprzedza�, kogo si� da, ale fordowi wyra�nie brakowa�o zry-
wu. Z pomoc� od czasu do czasu przychodzi�y czerwone �wiat�a
na skrzy�owaniach.
W limuzynie obok kierowcy siedzia� w�saty olbrzym, sekretarz
ksi�cia. Przegl�da� jakie� papiery, inaczej m�g�by zauwa�y�, �e kto�
ich �ledzi.
� W�tpi�, czy tam w�a�nie jad� � mrukn�� Bob. � Mieliby-
�my cholerne szcz�cie.
� To nie amatorzy � zgodzi� si� Pete. � Dok�d� jednak jad�.
Martwi� si� o Lily, nie m�g� o niej zapomnie�. Wyobra�a� sobie
roz�arzone �elazko zbli�aj�ce si� do jej twarzy i przera�enie
w ciemnych oczach, usta rozwarte do krzyku.
Zgodnie z planem Jupitera, przemierzyli centrum miasta, ro-
bi�c przegl�d aut przed eleganckimi hotelami. Mieli szcz�cie: ju�
po godzinie na parkingu �Imperialu" dostrzegli znajom� limuzyn�.
Akurat wsiada� do niej Ramirez. Dok�d jedzie?
30
� Ciekawe, jak posz�o Jupe'owi ze Scottem � powiedzia� Bob.
� Musi by� spanikowany.
Pete'a nie obchodzi� stan ducha prezesa �PEN Co". My�la� o Li-
ly i o tym, �eby nie zgubi� z oczu czarnej limuzyny, kt�ra zjecha�a
na autostrad�, kieruj�c si� w stron� portu. Stan�a przy magazy-
nach. Ramirez wysiad�, rozejrza� si� i wszed� do budynku krytego
czerwon� blach�. Nie zwr�ci� uwagi na zaparkowanego nieopo-
dal, pod wiat�, forda mustanga z podniesion� mask� i dw�ch maj-
struj�cych przy nim m�odych ludzi.
Pete dosta� si� do budynku od strony rampy kolejowej. Maga-
zyn by� pe�en skrzy�, w�r�d kt�rych snuli si� m�czy�ni w kombi-
nezonach. �ysy olbrzym zaczepi� kr�pego bruneta ze szram� na
lewym policzku. Odeszli na bok. Pete przycupn�� za skrzyniami,
kilka metr�w od nich; na ka�dej ze skrzy� widnia�a naklejka z na-
drukiem CARGO. GRAJ�CE D�UGOPISY. BAHTIAR, �B.M.C. Inc."
� Towar w komplecie, Swen? � dobieg� go �ciszony g�os Ra-
mireza.
� W�a�nie dosz�a ostatnia partia. Po po�udniu za�adunek.
�Ju� po odprawie celnej?
�Posz�o jak po ma�le�m�czyzna za�mia� si� cicho. �John-
son zajrza� tylko do pierwszych trzech skrzy�, tak jak by�o w umowie.
� Co z zastawem?
� Troch� rozrabia, ale Jack daje sobie rad�. Zmieniam go po
po�udniu.
� Nie spuszczaj z niej oka � mrukn�� Ramirez. � S. do jutra
zmi�knie. Wariant �B" musi wypali�.
Rozeszli si� w r�ne strony, jakby spotkanie by�o przypadkowe.
Pete rozejrza� si� po magazynie: pod�u�nych drewnianych skrzy�
o solidnej konstrukcji, zaadresowanych do Bahtiaru, by�a co naj-
mniej setka.
Klucz�c mi�dzy skrzyniami, Pete dotar� do wyj�cia. Bob czeka�
na niego w samochodzie. Widzieli, jak czarna limuzyna odje�d�a
sprzed magazynu.
� Nie jedziemy za nimi? � zdziwi� si� Bob.
31
Pete nie zd��y� odpowiedzie�: z telefonu kom�rkowego dobie-
g�o kilka takt�w �Sonaty Ksi�ycowej". Jupiter Jones pyta�, gdzie s�.
Wys�ucha� raportu i poinformowa�, �e Scott ich nie chce zatrudni�.
� No to wycofujemy si� � powiedzia� Bob Andrews, nie kry-
j�c zadowolenia. Pami�ta� pistolet z t�umikiem wycelowany w g�o-
w� ciemnosk�rego ochroniarza Lily i rozkaz Ramireza: �Zabij go".
Wola� unika� takich przeciwnik�w.
�Ja bym tej sprawy nie zostawia� � powiedzia� Pete ku zasko-
czeniu Boba, kt�ry by� pewien, �e jego ostro�ny przyjaciel przyj-
mie wiadomo�� z jeszcze wi�kszym zadowoleniem. � Mam szans�
dotrze� do ich kryj�wki.
� �ledztwo trwa � us�yszeli g�os Pierwszego Detektywa. �
Spr�buj dotrze�. Bob poszuka w internecie Bahtiaru i danych o kor-
poracji �B.M.C. Inc." oraz o fundacji �Szcz�cie Dzieciom". Zbi�r-
ka w kwaterze o si�dmej wiecz�r. Kontakt telefoniczny.
W czytelni czasopism panowa� przyjemny ch�odek. Jupiter Jo-
nes wertowa� zszywk� �Los Angeles Times" z ostatniego miesi�ca.
Przeczyta� dwa artyku�y o nieuchronnym bankructwie koncernu �PEN
Co" i o dochodzeniu wszcz�temu przeciwko prezesowi firmy
w zwi�zku ze skargami wierzycieli. Reporter wyw�szy�, �e Raif Scott
ma k�opoty ze swoj� c�rk� jedynaczk�, usi�owa� dociec w wywia-
dzie, jakiego s� rodzaju, ale Scott stanowczo odm�wi� rozmowy na
tematy osobiste: �Moja c�rka jest o.k./ prosz� nie wierzy� plotkom,
przebywa u dziadk�w w Northwich. A co do problem�w koncernu,
zapewniam, �e s� to trudno�ci przej�ciowe. Prowadzimy negocja-
cje, kt�re pozwol� nam wkr�tce odzyska� p�ynno�� finansow�".
Obok wywiadu ze Scottem na pierwszej stronie gazety widnia�a pu-
blikacja o uj�ciu przez policj� m�odocianej oszustki Diany Bundy,
okradaj�cej bogatych d�entelmen�w. Na zdj�ciu arogancko u�mie-
cha�a si� skuta kajdankami dziewczyna w asy�cie dw�ch policjant�w.
Jupiter Jones zamy�li� si� na d�u�sz� chwil�.
W naj�wie�szych numerach gazety opisywano sensacyjn� trans-
akcj� �PEN Co" z bahtiarsk� korporacj� �B.M.C. Inc.", reprezento-
32
wan� przez ksi�cia Ahmeda ibn Rahmana. �Czy w�r�d gaj�w poma-
ra�czowych na przedmie�ciach Los Angeles powstanie Centrum Dzie-
ci �wiata? � pyta� reporter. � Ameryka�skie graj�ce d�ugopisy
podbijaj� serca muzu�man�w!" Informacje o strajku kalifornijskich
transportowc�w, o mi�dzynarodowych terrorystach pos�uguj�cych
si� najnowszymi modelami broni mad� in USA i wizycie prezy-
denta Stan�w Zjednoczonych w Polsce gin�y w cieniu d�ugopiso-
wej sensacji.
Jupe znowu zamy�li� si� i co� zapisa� w notesie. Ka�de zanoto-
wane s�owo ko�czy�o si� znakiem zapytania.
W Kwaterze G��wnej mieszcz�cej si� w przyczepie na sk�ado-
wisku staroci Bob Andrews, rozparty w foteliku przed kompute-
rem, �eglowa� po internecie, szukaj�c danych o Bahtiarze, korporacji
�B.M.C. Inc." i jej prezesie. Niewiele tego by�o. �B.M.C. Inc.", po-
�rednictwo handlowe na Bliskim i �rodkowym Wschodzie i �patrz:
Ahmed ibn Rahman, prezydent korporacji". Pod has�em �Ahmed
ibn Rahman" widnia� odsy�acz � �patrz: �B.M.C. Inc." G��wna
siedziba korporacji nie mie�ci�a si� w Bahtiarze.
A gdzie?
Bob Andrews by� specjalist� od internetu. Min�a jednak dobra
godzina, zanim w rejestrach firm, pod has�em �raje podatkowe",
dotar� do Wysp Dziewiczych � w�a�nie tam znajdowa�a si� sie-
dziba korporacji ksi�cia Ahmeda. Nie by�o adresu, tylko numei
skrytki pocztowej i kod internetowy. Bob, z natury skrupulatny (nie
przypadkiem zarz�dza� archiwami agencji Trzech Detektyw�w)
spr�bowa�, dla potwierdzenia, wywo�a� �B.M.C. Inc.", ale bez skut-
ku. �adna odpowied� nie nadesz�a.
Kolejn� godzin� zaj�o Bobowi szukanie danych o ksi�ciu Ahme
dzie. By� ju� zrezygnowany, kiedy pod has�em �g�o�ne procesy terro
ryst�w" natkn�� si� na �Rahman ibn Ahmed, zatrzymany w Brukseli
podejrzany o wsp�dzia�anie z islamsk� grup� terrorystyczn�, unie
winnionyz braku dowod�w; obywatel Bahtiaru, spokrewniony z ro
dzin� kr�lewsk�, biznesmen, handlowiec".
3 -- Brudny interes 33
Niewinny czy tylko uniewinniony? Na wszelki wypadek Bob
zrobi� wydruk informacji o ksi�ciu i o �B.M.C. Inc." zarejestrowa-
nej na Wyspach Dziewiczych, gdzie nie p�aci si� podatk�w� st�d
�raj podatkowy". Potem wprowadzi� do pami�ci komputera has�o
�Graj�ce d�ugopisy" i zdobyte dane.
Gdy ju� ko�czy�, trzasn�y drzwi za plecami. Kto� wszed� do
przyczepy. Bob okr�ci� si� na obrotowym fotelu. Odruchowo wy-
��czy� komputer.
W progu sta� Ramirez.
Ruiny fabryki, po�o�onej na odludziu i zaro�ni�tej chwastami,
otacza� wyszczerbiony mur. Volkswagen Swena wtoczy� si� przez
ko�law� zardzewia�� bram� na dziedziniec fabryczny. Pete obszed�
ogrodzenie, znalaz� w murze wy�om i ostro�nie w�lizgn�� si� do
�rodka.
Volkswagen zaparkowa� pod wiat� obok zdezelowanego pon-
tiaca. Z fabryki wyszed� piegowaty chudzielec w szarej bawe�nia-
nej koszulce i przywita� si� ze zmiennikiem.
� Wszystko w porz�dku, Jack? � zapyta� Swen.
� Pyskata smarkula � mrukn�� chudzielec. � Nie chce �re�
konserw, ��da krewetek z majonezem i straszy tatusiom. Wymy�la
mi od durni�w.
� Niech nie �re, szybko spu�ci z tonu. Spok�j?
� Kompletny.
�Jed� do portu, jeszcze kupa roboty. Towar b�dzie jutro rano.
Co on gada, przecie� ich towar jest ju� w magazynie