2485

Szczegóły
Tytuł 2485
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2485 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2485 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2485 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

David Eddings �wietli�ci Ksi�ga druga Tamuli Dla Taty Zosta�y nam tylko cudowne wspomnienia, Kt�re musz� zape�ni� puste miejsca w naszych sercach. W golfa radzi�e� sobie ca�kiem przyzwoicie, w bilard by�e� diablo dobry Brak nam Ciebie PROLOG Wyj�tek z rozdzia�u trzeciego Sporu cyrga�skiego: Spojrzenia na niedawny kryzys, opracowanego przez Wydzia� Historii Najnowszej Uniwersytetu Matherio�skiego Podobne opracowanie, stanowi�ce dzie�o wielu uczonych, w spos�b nieunikniony musi przedstawia� ich odmienne punkty widzenia. I cho� jako autor tej cz�ci niniejszego dzie�a �ywi� niezwyk�y szacunek dla swego godnego podziwu kolegi, kt�ry tak zgrabnie u�o�y� poprzedni rozdzia�, czuj� si� w obowi�zku poinformowa� czytelnika, i� odmiennie od niego interpretuj� pewne niedawne wydarzenia. Stanowczo nie zgadzam si� z pogl�dem, i� interwencja agent�w ko�cio�a Chyrellos podczas kryzysu cyrga�skiego by�a ca�kowicie bezinteresowna. Bez wahania natomiast podpisuj� si� pod wyra�onym przez mego przedm�wc� podziwem i uznaniem dla Zalasty ze Styricum. Nie da si� przeceni� zas�ug owego m�drego i wiernego m�a stanu, niestrudzenie s�u��cego imperium. Tote� kiedy rz�d jego wysoko�ci poj�� w pe�ni znaczenie kryzysu cyrga�skiego, rzecz� ca�kowicie naturaln� by�o, i� ministrowie zwr�cili si� do Zalasty o rad�. Mimo jednak �ywionego przez nas powa�ania dla owego wybitnego obywatela Styricum musimy przyzna�, i� umys� Zalasty jest tak szlachetny, �e czasami nie dostrzega on mniej godnych cech u innych. Niekt�rzy cz�onkowie rz�du jego wysoko�ci wyra�ali powa�ne w�tpliwo�ci, kiedy Zalasta nalega�, by�my zwr�cili si� poza granice Tamuli w poszukiwaniu rozwi�zania problemu, kt�ry gwa�townie narasta� do rozmiaru kryzysu. Jego sugestia, i� rycerz pandionita, pan Sparhawk, najlepiej poradzi sobie z zaistnia�� sytuacj�, nie spodoba�a si� bardziej konserwatywnej cz�ci Rady Cesarskiej. Cho� nikt nie w�tpi� w wojskowy geniusz pana Sparhawka, trzeba jednak pami�ta�, i� jest on cz�onkiem jednego z zakon�w rycerskich ko�cio�a Chyrellos, a rozwa�ni ludzie maj� si� na baczno�ci, gdy konieczno�� zmusza ich do kontakt�w z t� szczeg�ln� instytucj�. Pan Sparhawk zwr�ci� na siebie uwag� Zalasty w czasie drugiej wojny zemoskiej pomi�dzy rycerzami ko�cio�a Chyrellos i s�ugami Othy z Zemochu. Nawet Zalasta, kt�rego m�dro�� jest zaiste legendarna, nie potrafi� stwierdzi� dok�adnie, co zdarzy�o si� w mie�cie Zemoch podczas brzemiennego w skutki spotkania pana Sparhawka z Oth� i zemoskim bogiem Azashem. I cho� dotar�y do nas m�tne pog�oski, jakoby pan Sparhawk wykorzysta� podczas tego spotkania staro�ytny talizman zwany Bhelliomem, �aden uznany autorytet naukowy nie zdo�a� odkry� szczeg��w dotycz�cych owego talizmanu ani te� jego w�a�ciwo�ci. Mniejsza jednak o metody, jakimi dokona� swego zdumiewaj�cego czynu; nie da si� zaprzeczy�, i� pan Sparhawk odni�s� zwyci�stwo, i w�a�nie �w niezwyk�y sukces przekona� rz�d jego cesarskiej wysoko�ci, aby zwr�ci� si� do owego pandionity o pomoc we wczesnej fazie kryzysu cyrga�skiego, mimo powa�nych w�tpliwo�ci pewnych wysoce szanowanych ministr�w, kt�rzy ca�kiem s�usznie podkre�lali, i� sojusz pomi�dzy cesarstwem a ko�cio�em Chyrellos mo�e okaza� si� nader niebezpieczny. Na nieszcz�cie �aska cesarza zwr�ci�a si� w stron� frakcji kierowanej przez ministra spraw zagranicznych Oscagne'a, i kanclerz Pondia Subat nie zdo�a� zapobiec podj�ciu przez rz�d dzia�a� mog�cych wi�za� si� z powa�nym zagro�eniem imperium. Sam minister spraw zagranicznych Oscagne wyruszy� z misj� do Chyrellos, stolicy ele�skiego ko�cio�a, aby zaapelowa� do arcypra�ata Dolmanta i prosi� o pomoc pana Sparhawka. I cho� nikt nie mo�e kwestionowa� zdolno�ci dyplomatycznych Oscagne'a, jego pogl�dy polityczne budz� powa�ny niepok�j w pewnych kr�gach. Powszechnie te� wiadomo, �e w przesz�o�ci minister i kanclerz cz�sto nie zgadzali si� ze sob�. Polityczna sytuacja na kontynencie eozja�skim jest niezwykle zawik�ana, nie istnieje tam bowiem centralny o�rodek w�adzy. Nader cz�sto ko�ci� Chyrellos wchodzi w konflikt z panuj�cymi monarchami odr�bnych kr�lestw ele�skich. Jako rycerz ko�cio�a, pan Spurhawk podlega�by w normalnych okoliczno�ciach rozkazom arcypra�ata Dolmanta, jednak�e sytuacj� komplikuje fakt, i� Sparhawk jest jednocze�nie ksi�ciem ma��onkiem kr�lowej Klenii, u tym samym musi by� pos�uszny jej kaprysom. Tu w�a�nie minister spraw zagranicznych Oscagne m�g� w pe�ni zademonstrowa� sw�j talent dyplomatyczny. Arcypra�at Dolmant natychmiast dostrzeg� zbie�no�� interes�w ko�cio�a i imperium w tej kwestii, jednak�e kr�lowa Ehlana nie dawa�a si� przekona�. W�adczyni Elenii jest m�oda i czasem jej uczucia bior� g�r� nad rozs�dkiem. Najwyra�niej perspektywa d�ugiego rozstania z ma��onkiem nie wzbudzi�a w niej entuzjazmu, jednak�e minister Oscagne rozwi�za� �w problem jednym zr�cznym posuni�ciem, proponuj�c, by podr� pana Sparhawka na kontynent daresia�ski odby�a si� pod pretekstem oficjalnej wizyty kr�lowej Elenii na dworze cesarskim w Matherionie. Jako ksi��� ma��onek, pan Sparhawk naturaln� kolej� rzeczy towarzyszy�by swej �onie, co ca�kowicie t�umaczy�oby jego obecno��. Ta propozycja ug�aska�a kr�low�, kt�ra w ko�cu na ni� przysta�a. Podr�uj�c ze stosown� eskort�, z�o�on� z setki rycerzy ko�cio�a, kr�lowa Ehlana wsiad�a na okr�t i po�eglowa�a do portu Salesha we wschodnim Zemochu. Stamt�d orszak kr�lewski ruszy� na p�noc, do Basne, gdzie czeka�y na nich dodatkowe si�y je�d�c�w ze wschodniej Pelosii. Zgromadziwszy posi�ki, Eleni przekroczyli granic� Astelu w zachodniej Daresii. Relacje z podr�y kr�lowej, kt�rymi dysponujemy, pe�ne s� ra��cych nie�cis�o�ci. Wielu moich koleg�w mia�o obiekcje i twierdzi�o, �e je�li przyjmiemy za dobr� monet� s�owa owych Elen�w, oka�e si�, i� mamy do czynienia z absurdem. Wszelako rozwa�ywszy starannie t� kwesti�, autor niniejszych s��w mo�e stwierdzi� z ca�� stanowczo�ci�, i� owe pozorne rozbie�no�ci daj� si� z �atwo�ci� wyt�umaczy�, je�li ci, kt�rzy tak gwa�townie protestuj�, zadadz� sobie trud, aby zbada� r�nice pomi�dzy kalendarzem ele�skim i tamulskim. Kr�lowa Elenii nie udawa�a wcale, �e lotem b�yskawicy pokona�a ca�y kontynent, jak twierdz� niekt�rzy prze�miewcy. Tempo jej podr�y by�o ca�kiem normalne, czego z �atwo�ci� mo�na dowie��, gdyby tylko uczeni panowie zechcieli zauwa�y� fakt, i� ele�ski tydzie� jest d�u�szy od naszego! W ka�dym razie orszak kr�lewski dotar� do stolicy Astelu, Darsas. Tam kr�lowa Ehlana tak bardzo oczarowa�a kr�la Alberena, i� - wedle dowcipnej relacji ambasadora Fontana - nieszcz�nik got�w by� odda� jej w�asn� koron�. Tymczasem ksi��� Sparhawk skupi� si� na prawdziwym celu swojej podr�y do Tamuli, gromadz�c informacje na temat zjawisk, kt�re Eleni z w�a�ciwym sobie dramatyzmem nazwali spiskiem. W Darsas do orszaku do��czy�y dwa legiony ata�skich wojownik�w pod dow�dztwem Engessy, szefa garnizonu w Cenae. Razem ruszyli w drog� do Peli le��cej na stepach �rodkowego Astelu, by tam spotka� si� z w�drownymi Peloi. Nast�pnie skierowali si� do styrickiego miasta Sarsos w p�nocno-wschodnim Astelu. Tu jednak w relacjach z podr�y pojawia si� niepokoj�ca nuta. Minister spraw zagranicznych, b�d� to oszukany, b�d� to z w�asnej woli wsp�pracuj�c z Hienami, zameldowa�, �e niedaleko od Sarsos orszak kr�lewski natkn�� si� na Cyrgaich! �w wyra�ny dow�d pr�by oszukania rz�du jego wysoko�ci wzbudzi� powa�ne obawy nie tylko co do lojalno�ci samego Oscagne'a, lecz tak�e szczero�ci zamiar�w Elen�w. Jak zauwa�y� kanclerz Subat, minister spraw zagranicznych Oscagne, cho� niezwykle b�yskotliwy, bywa czasami roztargniony, co cz�sto mo�na spotka� u wysoce utalentowanych ludzi. Co wi�cej - doda� kanclerz - ksi��� Sparhawk i jego towarzysze s� przecie� rycerzami ko�cio�a, a ko�ci� Chyrellos, jak powszechnie wiadomo, jest na kontynencie Eosii pot�g� nie tylko duchow�, ale te� i polityczn�. W komnatach rz�du jego wysoko�ci zal�g�y si� mroczne podejrzenia. Wielu wyra�a�o w�tpliwo�ci co do rozwagi naszego post�powania. Niekt�rzy posun�li si� nawet do podejrze�, �e niepokoje tu, w Tamuli, mog� w istocie mie� swe korzenie w Elenii i dostarcza�, jak to si� zdarzy�o, idealnego pretekstu do odwiedzin na kontynencie rycerzy ko�cio�a, znanych agent�w arcypra�ata Dolmanta. Czy mo�liwe jest - pytali ministrowie - �e ca�a ta sprawa zosta�a zaplanowana przez Dolmanta po to, by da� jego ko�cio�owi sposobno�� nawr�cenia przemoc� ca�ego Tamuli na wiar� w ele�skiego boga, i przez to przekazania w�adzy politycznej nad imperium w jego r�ce? Nale�y doda�, i� kanclerz Subat osobi�cie wspomnia� autorowi tych s��w, i� powa�nie obawia si� takiej ewentualno�ci. W Sarsos do orszaku kr�lowej Ehlany do��czy�a Sephrenia, dawna nauczycielka pandionit�w, kt�rym udziela�a instrukcji na temat sekret�w Styricum, a obecnie cz�onkini Tysi�ca, rady rz�dz�cej miastem. Opr�cz niej do podr�nych przy��czy� si� sam Zalasta, fakt �w uspokoi� nasze obawy dotycz�ce motyw�w kieruj�cych Elenami. Niew�tpliwie tylko wysi�kom Zalasty zawdzi�czamy fakt, i� Tysi�c da� si� przekona�, aby zaofiarowa� sw� pomoc, mimo odwiecznych i - wedle opinii wielu - w pe�ni uzasadnionych podejrze�, kt�re wszyscy Styricy �ywi� wobec Elen�w. Nast�pnie Eleni wyruszyli do Atanu, gdzie kr�lowa Ehlana ponownie oczarowa�a w�adc� i jego ma��onk�. Wyra�nie z tego wida�, i� ta m�oda osoba obdarzona jest nie byle jakim charakterem. Cho� raport ministra spraw zagranicznych Oscagne'a, opisuj�cy zetkni�cie z domniemanymi Cyrgai, wzbudzi� wiele podejrze�, nikt nie mo�e poda� w w�tpliwo�� prawdom�wno�ci relacji z tego, co si� zdarzy�o potem, gdy nasi go�cie opu�cili Atan�. Ten raport bowiem pochodzi od samego Zalasty i �aden rozs�dny cz�owiek w rz�dzie nie podwa�a�by s��w pierwszego obywatela Styricum. W g�rach le��cych na zach�d od granicy Tamulu w�a�ciwego orszak ponownie zosta� zaatakowany i Zalasta potwierdzi� informacj�, i� napastnicy nie byli lud�mi. W ci�gu ostatniego roku w g�rach Atanu wielokrotnie widywano straszliwe potwory, cho� sceptycy lekcewa�yli dochodz�ce stamt�d meldunki, twierdz�c, i� chodzi jedynie o kolejne z�udzenia wywo�ywane przez tych, kt�rzy zamierzaj� doprowadzi� do rozpadu rz�du jego cesarskiej wysoko�ci. Te u�udy ogr�w, wampir�w, wilko�ak�w i �wietlistych terroryzowa�y prostych mieszka�c�w Tamuli od kilkunastu lat, tote� widz�c g�rskie monstra, uczeni doszli do wniosku, i� pozostaje tylko jedno rozwi�zanie: sprawdzi� samemu. Zalasta zapewnia nas jednak, i� owe wielkie w�ochate stwory to naprawd� trolle, zamieszkuj�ce pono� P�wysep Thalezyjski w Eosii, kt�re migruj�c, dotar�y na p�nocne wybrze�e Atanu poprzez l�d polarny, zapewne przybywaj�c na wezwanie wrog�w imperium. Pan Sparhawk, po raz kolejny potwierdzaj�c, i� dobra opinia �ywiona przez Zalast� jest usprawiedliwiona, szybko opracowa� taktyk� pozwalaj�c� pokona� olbrzym�w. Po bitwie orszak kr�lowej Ehlany przekroczy� granic� Tamulu w�a�ciwego i wkr�tce dotar� do imperialnej stolicy, Matherionu, skrytej pod kopu�ami ognia, w kt�rej przybysz�w powita� �askawie sam cesarz Sarabian. Mimo protest�w kanclerza Subata ele�-scy go�cie zyskali niemal nieograniczony dost�p do jego wysoko�ci. Kr�lowa Elenii wkr�tce oczarowa�a cesarza, jak to wcze�niej uczyni�a z pomniejszymi monarchami na zachodzie. Rzetelno�� nakazuje nam przyzna�, i� cesarz Sarabian przejawia ostatnio niefortunn� sk�onno�� do mieszania si� w sprawy rz�du i odrzucania rad ludzi posiadaj�cych znacznie wi�ksze kwalifikacje w dziedzinie codziennego zarz�dzania tak ogromnym pa�stwem. Kanclerz, za namow� ministra spraw wewn�trznych Kolaty, postanowi� podporz�dkowa� ksi�cia Sparhawka poleceniom Ministerstwa Spraw Wewn�trznych. Jak s�usznie zauwa�y� Ko�ata, trudno oczekiwa�, by pan Sparhawk, Elen z Eosii, rozumia� liczne kultury Tamuli, potrzebowa� zatem kogo�, kto zapewni�by mu wsparcie i pokierowa� jego posuni�ciami zmierzaj�cymi do wyeliminowania naszych nieprzyjaci�. Cesarz Sarabian jednak si� nie zgodzi�. Zamiast tego da� owemu cudzoziemcowi niemal ca�kowicie woln� r�k� w rozwi�zywaniu podobnych problem�w. Mimo rezerwy, z jak� traktowali�my ksi�cia Sparhawka, jego kr�low� i towarzyszy, musimy niech�tnie przyzna�, i� ich obecno�� w Matherionie zapobieg�a tragicznej katastrofie. W�r�d innych budowli na terenie zespo�u cesarskiego znajduje si� r�wnie� kopia zamku ele�skiego, zaprojektowanego specjalnie po to, by ele�scy dygnitarze czuli si� w nim jak w domu. Kr�lowa Ehlana i towarzysze tam w�a�nie zamieszkali; wkr�tce oka�e si�, i� fakt ten mia� niebagatelne znaczenie. W spos�b, kt�rego jak dot�d nie uda�o nam si� ustali�, pan Sparhawk i jego wsp�lnicy w samym Matherionie odkryli spisek zmierzaj�cy do obalenia rz�du. Zamiast zameldowa� o swym odkryciu Ministerstwu Spraw Wewn�trznych Eleni postanowili zachowa� je dla siebie i pozwoli� spiskowcom zorganizowa� atak. Gdy owej pami�tnej nocy u bram cesarskiego zespo�u pa�acowego stan�� zbrojny t�um, ksi��� Sparhawk i jego towarzysze po prostu wycofali si� do zamku ele�skiego, zabieraj�c ze sob� cesarza i rz�d. My, Tamulowie, nie pojmujemy do ko�ca faktu, �e architektura mo�e r�wnie� stanowi� bro�. Przy ca�kowitej niewiedzy rz�du jego wysoko�ci Eleni Sparhawka przebudowali nieco zamek i w sekrecie zgromadzili w nim zapasy, jednocze�nie konstruuj�c niszczycielskie machiny, za pomoc� kt�rych tocz� wojny. T�um, zdecydowany obali� rz�d, bez przeszk�d opanowa� zesp� pa�acowy, po czym nagle odkry�, �e stoi pod murami nie zdobytego zamku, pe�nego bezwzgl�dnych ele�skich wojownik�w, kt�rzy rutynowo u�ywaj� wrz�cej smo�y i ognia do obrony swych twierdz. Groza owej nocy pozostanie na zawsze w pami�ci ludzi cywilizowanych. Jak nakazuje tamulska tradycja, wielu m�odszych syn�w wielkich rod�w Tamuli do��czy�o do buntownik�w. Powodowa�a nimi w wi�kszym stopniu ciekawo�� ni� zamiar pope�nienia zbrodni. Zawsze w przesz�o�ci owych m�odych ryzykant�w oddzielano od prawdziwych przest�pc�w, udzielano im surowej nagany i odsy�ano do rodzic�w. Chronieni przez sw� pozycj� i rodziny, nie musieli si� l�ka� reakcji w�adz. Jednak�e wrz�ca smo�a nie odr�nia pozycji, a m�ody, zapalczywy arystokrata oblany olejem p�onie r�wnie szybko jak najgorszy �otr z rynsztoka. Co wi�cej, kiedy t�um wtargn�� ju� na tereny pa�acowe, Eleni zamkn�li g��wne bramy i uwi�zili wszystkich wewn�trz, niewinnych i zbrodniarzy razem. Groz� zwi�kszy�a jeszcze szar�a, jak� przypu�cili na nieszcz�nik�w pelojscy je�d�cy. Bunt zosta� ostatecznie st�umiony, gdy bramy otwar�y si� ponownie, by wpu�ci� do �rodka dwadzie�cia legion�w Ata-n�w, dzikus�w przyby�ych �wie�o z g�r, kt�rzy nie otrzymali �adnych instrukcji i nie znali cywilizowanych zwyczaj�w. Owi Atani mordowali wszystkich, kt�rzy stan�li im na drodze. Wielu m�odych szlachcic�w, drogich student�w naszego uniwersytetu, zgin�o tej nocy, mimo �e pokazywali �o�nierzom oznaki swej pozycji, kt�re winny zapewni� im ca�kowit� nietykalno��. Cho� ludzie uczciwi na ca�ym �wiecie ze zgroz� my�l� o podobnie gwa�townej reakcji, musimy pogratulowa� panu Sparhaw-kowi i jego towarzyszom. Powstanie zosta�o nie tyle zduszone, ile raczej krwawo st�umione przez ele�skich dzikus�w i rozszala�ych Atan�w. Wszelako rz�d jego cesarskiej wysoko�ci nie zyska� sobie wielu przyjaci� owej straszliwej nocy. Cho� bowiem wszystkie potworno�ci stanowi�y niew�tpliwie dzie�o Elen�w, fakt, i� pan Sparhawk znalaz� si� tu, w Matherionie, wezwany osobi�cie przez cesarza, nie umkn�� uwadze wielkich rod�w Tamulu. Co gorsza, Eleni wykorzystali bunt jako pretekst, aby odes�a� patriarch� Embana - wysokiej rangi cz�onka ele�skiego kleru, oficjalnie pe�ni�cego rol� duchowego doradcy kr�lowej Ehlany -z powrotem do Chyrellos, aby nam�wi� arcypra�ata do wys�ania do Tamuli rycerzy ko�cio�a, kt�rzy mieliby pom�c przy "zaprowadzaniu porz�dku". Pondia Subat, kanclerz, wyzna� w sekrecie, �e powoli traci w�adz� i mo�e ju� tylko bezradnie obserwowa� z boku, podczas gdy wydarzenia tocz� si� coraz szybciej. Osobi�cie zwierzy� si� z tego autorowi niniejszych s��w. Minister spraw zagranicznych Oscagne najwyra�niej wykorzystuje wp�yw, jaki wywiera na cesarza, aby manipulowa� sytuacj�. Zaproszenie pana Sparhawka do Tamuli stanowi�o niew�tpliwie jedynie wst�p do realizacji znacznie szerszego i gro�niejszego planu. Wykorzystuj�c obecne zamieszki w Tamuli, minister spraw zagranicznych pokierowa� cesarzem tak, �e ten ofiarowa� Dolmantowi pretekst, kt�rego arcypra�at potrzebuje, aby usprawiedliwi� wypraw� rycerzy ko�cio�a na kontynent Daresii. Autor tych s��w jest �wi�cie przekonany, �e imperium stan�o w�a�nie w obliczu najwi�kszego zagro�enia w swej d�ugiej, wspania�ej historii. Uczestnictwo Atan�w w masakrze na terenach zespo�u pa�acowego dowodzi wyra�nie, �e nie mo�na ju� liczy� nawet na ich lojalno��. Do kogo mo�emy zwr�ci� si� o pomoc? Gdzie na ca�ym �wiecie zdo�amy znale�� si�� zdoln� odeprze� atak wrogich s�ug Dolmanta z Chyrellos? Czy imperium w swej chwale musi lec u st�p ele�skich fanatyk�w? P�acz� tedy, moi bracia, nad chwa��, kt�ra musi przemin��. Matherion o ognistych kopu�ach, miasto �wiat�a, siedziba prawdy i pi�kna, p�pek �wiata, skazany jest na zag�ad�. Zapada zmrok i nie ma wi�kszej nadziei na to, i� kiedykolwiek zn�w nastanie brzask. CZʌ� PIERWSZA CYNESGA ROZDZIA� PIERWSZY D�ugie lato dobiega�o ko�ca, w powietrzu czu�o si� ju� powiew jesieni. Ulice Matherionu o ognistych kopu�ach zasnu�a lekka mg�a. Ksi�yc wsta� do�� p�no, wie�e i dachy, opalizuj�ce w jego bladym �wietle, odcina�y si� ostr� kresk� na tle nieba, mgie�ka za� nabra�a lekkiego po�ysku. Matherion, migocz�cy niczym klejnot, sta� ze stopami sk�panymi w po�yskliwej mgle i blad� twarz� uniesion� ku nocnemu niebu. Sparhawk czu� zm�czenie. Napi�cie ostatniego tygodnia i gwa�towne kulminacyjne wydarzenia wyczerpa�y jego si�y, jednak�e nie m�g� zasn��. Otulony w czarny pandionicki p�aszcz, sta� na murze, spogl�daj�c z melancholi� na rozci�gaj�ce si� w dole b�yszcz�ce miasto. By� znu�ony, lecz potrzeba oceny, analizy, zrozumienia sytuacji zbyt go n�ka�a, by mia� p�j�� do ��ka i pozwoli� swoim my�lom zaton�� w mi�kkiej otch�ani snu, przynajmniej dop�ki wszystkie kawa�ki �amig��wki nie trafi� na swoje miejsca. - Co tu robisz, Sparhawku? - spyta� cicho Khalad. Jego g�os tak bardzo przypomina� g�os ojca, �e Sparhawk gwa�townie odwr�ci� g�ow�, by upewni� si�, �e Kurik we w�asnej osobie nie powr�ci� z Domostw Umar�ych, aby go zruga�. Khalad by� m�odzie�cem o prostej, nieurodziwej twarzy, szerokich ramionach i szorstkim usposobieniu. Jego rodzina s�u�y�a rodowi Sparhaw-ka od trzech pokole� i ch�opak, podobnie jak jego ojciec, zazwyczaj zwraca� si� do swego pana prosto i otwarcie. - Nie mog�em zasn�� - odpar� Sparhawk, wzruszaj�c ramionami. - Czy wiesz, �e twoja �ona wyprawi�a na poszukiwania p� garnizonu? Sparhawk skrzywi� si�. - Czemu zawsze musi tak reagowa�? - To twoja wina. Wiesz przecie�, �e za ka�dym razem, gdy oddalisz si�, nie uprzedzaj�c jej o tym, wy�le za tob� ludzi. M�g�by� oszcz�dzi� sobie - i nam - mn�stwa czasu i k�opotu, gdyby� wspomnia� jej, dok�d si� wybierasz. Mam wra�enie, �e sugerowa�em ci to ju� kilkana�cie razy. - Nie dyryguj mn�, Khaladzie. Jeste� r�wnie okropny jak tw�j ojciec. - To u nas rodzinne. Czy zechcesz zej�� na d� i uspokoi� �on�, zanim wezwie s�u�b� i ka�e rozbiera� mury? Sparhawk westchn��. - W porz�dku. - Odwr�ci� si� plecami do wspania�ej nocnej panoramy. - A przy okazji: chyba powiniene� wiedzie�, �e nied�ugo wyruszamy w drog�. - Ach tak? A dok�d si� wybieramy? - Musimy odebra� pewien przedmiot. Pom�w z kowalami, Parana trzeba podku� na nowo. Zupe�nie star� praw� przedni� podkow�; jest cienka jak papier. - To twoja wina, Sparhawku. Nie dosz�oby do tego, gdyby� siedzia� prosto w siodle. - My, starsi ludzie, zaczynamy si� przekrzywia�. To jedna z rzeczy, kt�re nie omin� i ciebie. - Dzi�ki. Kiedy wyruszamy? - Gdy tylko zdo�am wymy�li� dostatecznie przekonuj�ce k�amstwo, by moja �ona zechcia�a mnie pu�ci� samego. Wola�bym unikn�� jej towarzystwa. - A zatem mamy mn�stwo czasu. - Khalad wyjrza� na sk�pany w blasku ksi�yca Matherion, zanurzony w po�yskliwej mgle. Srebrzyste promienie krzesa�y t�czowe blaski na l�ni�cych kopu�ach miasta. - �adne - zauwa�y�. - Czy tylko na tyle ci� sta�? Patrzysz na najcudowniejsze , miasto �wiata i m�wisz, �e jest �adne? - Nie jestem arystokrat�, Sparhawku. Nie musz� wymy�la� kwiecistych fraz, aby zaimponowa� innym - albo sobie samemu. Chod� do �rodka, zanim wilgo� osi�dzie ci w p�ucach. Wy, pokrzywieni starcy, miewacie cz�sto delikatne zdrowie. * * * Kr�lowa Ehlana, blada, jasnow�osa i niezwykle czaruj�ca, by�a bardziej zirytowana ni� z�a. Sparhawk dostrzeg� to natychmiast. Zauwa�y� te�, �e zada�a sobie mn�stwo trudu, by wygl�da� mo�liwie naj�adniej. Mia�a na sobie szat� z ciemnoniebieskiej satyny, starannie wyszczypa�a sobie policzki, aby zarumieni�y si� nieco, a kunsztownie u�o�one w�osy sprawia�y wra�enie czaraj�cego nieporz�dku. Natychmiast zacz�a wyrzuca� m�owi brak poszanowania jej uczu�. Czyni�a to tonem, kt�ry z �atwo�ci� m�g� doprowadzi� do p�aczu nawet stary pie� i wzbudzi� l�k w najtwardszych g�azach. Jej g�os unosi� si� i opada� w starannie odmierzonym rytmie, gdy m�wi�a m�owi, co dok�adnie czuje. Sparhawk u�miechn�� si� ukradkiem. Ehlana, stoj�c po�rodku spowitej w b��kitne draperie kr�lewskiej komnaty, przemawia�a do niego na dw�ch poziomach jednocze�nie. Jej s�owa wyra�a�y g��bokie niezadowolenie, natomiast staranne przygotowania �wiadczy�y o czym� zupe�nie odmiennym. Przeprosi�. Jego �ona nie przyj�a przeprosin i gniewnie odmaszerowa�a do sypialni, trzaskaj�c za sob� drzwiami. - C� za temperament! - mrukn�a Sephrenia. Drobna czarodziejka przycupn�a w k�cie. Jej bia�a styricka szata po�yskiwa�a w blasku �wiec. - Zauwa�y�a�? - Sparhawk u�miechn�� si�. - Cz�sto to robi? - O tak. To j� bawi. Czemu jeszcze nie �pisz, mateczko? - Aphrael chcia�a, �ebym z tob� pom�wi�a. - Czemu po prostu nie przysz�a do mnie sama? Nie musi przecie� w�drowa� tu z drugiej strony miasta. - To do�� uroczysta okazja, Sparhawku. W takich momentach zazwyczaj wyst�puj� w jej imieniu. - Czy to ma jakikolwiek sens? - Mia�oby, gdyby� by� Styrikiem. Kiedy ruszymy po Bhel-liom, b�dziemy musieli dokona� paru zmian w sk�adzie naszej grupy. Khalad bez trudu mo�e zast�pi� swego ojca, jednak�e decyzja Tynina o powrocie do Chyrellos z Embanem naprawd� poruszy�a Aphrael. M�g�by� przekona� go, �eby zmieni� zdanie? Sparhawk potrz�sn�� g�ow�. - Nie zamierzam nawet pr�bowa�, Sephrenio. Nie okalecz� go do ko�ca �ycia tylko dlatego, �e Aphrael mo�e za nim t�skni�. - Jego rami� jest naprawd� w tak z�ym stanie? - Wystarczaj�co z�ym. Strza�a z kuszy przebi�a staw barkowy. Je�li zacznie nim rusza�, nie zro�nie si�, a to prawa r�ka. - Wiesz chyba, �e Aphrael mo�e to naprawi�. - Przeciwnie, nie mo�e - chyba �e ujawni�aby, kim jest, a na to jej nie pozwol�. - Nie pozwolisz? - Spytaj, czy chce narazi� na szwank umys� matki tylko po to, by zachowa� symetri�. Wybierzcie na jego miejsce kogo� innego. Je�li Aphrael zgadza si� przyj�� Khalada zamiast Kurika, powinna wybra� tak�e kogo�, aby zast�pi� Tyniana. Czemu w og�le to dla niej takie wa�ne? - Nie zrozumia�by�. - Mo�e jednak spr�bujesz mi to wyja�ni�? A nu� ci� zaskocz�. - Masz dzisiaj osobliwy humor. - W�a�nie zosta�em zbesztany. To zawsze wywiera wp�yw na m�j nastr�j. Czemu Aphrael tak bardzo zale�y na obecno�ci tej samej grupy ludzi? - Ma to zwi�zek z towarzysz�cym temu uczuciem, Sparhaw-ku. Obecno�� jakiejkolwiek osoby to co� wi�cej ni� tylko jej wygl�d czy brzmienie g�osu. Dochodzi do tego r�wnie� tok my�li i, co zapewne jeszcze wa�niejsze, uczucia, jakie �ywi wobec Aphrael. Dla Aphrael stanowi� one co� w rodzaju bariery ochronnej. Kiedy sprowadzasz kogo� nowego, owa otoczka uczu� zmienia si�, to za� troch� zbija Aphrael z panta�yku. - Spojrza�a na niego. - Nie zrozumia�e� ani s�owa, prawda? - Wr�cz przeciwnie. Co powiesz na Vaniona? Kocha j� r�wnie mocno jak Tynian i ona go r�wnie�. Od pocz�tku wyprawy i tak towarzyszy� nam duchem. Poza tym jest rycerzem. - Vanion? Nie b�d� niem�dry, Sparhawku. - Nie jest przecie� inwalid�. W Sarsos �ciga� si� z m�odzie��, a kiedy walczyli�my z trollami, znakomicie radzi� sobie z kopi�. - Absolutnie niemo�liwe. Nie zamierzam nawet o tym dyskutowa�. Sparhawk podszed� do niej, uni�s� przeguby Sephrenii i uca�owa� jej d�onie. - Kocham ci� bardzo, mateczko, ale tym razem decyzja nale�y do mnie. Nie mo�esz bezpiecznie spowija� Vaniona w owcze runo do ko�ca jego �ycia tylko dlatego, �e boisz si�, i� m�g�by skaleczy� si� w palec. Je�li sama nie zaproponujesz Aphrael jego kandydatury, ja to uczyni�. Sephrenia zakl�a po styricku. - Czy nie rozumiesz, Sparhawku? O ma�o go nie straci�am. -Jej l�ni�ce b��kitne oczy spojrza�y na niego z b�lem. - Je�li co� mu si� stanie, umr�. - Nic mu si� nie przydarzy. Pom�wisz o tym z Aphrael, czy wolisz, �ebym ja to zrobi�? Ponownie zakl�a. - Gdzie nauczy�a� si� podobnych s��w? - spyta� �agodnie. -A teraz, skoro rozwi�zali�my ju� nasz problem, musz� ucieka�. Sp�ni� si� do sypialni. - Niezupe�nie pojmuj�. - Ju� czas na poca�unki i zawarcie rozejmu. Wszystko to powinno odbywa� si� w stosownym rytmie. Je�li zaczekam zbyt d�ugo z przeprosinami, Ehlana zacznie s�dzi�, �e przesta�em j� kocha�. - Chcesz powiedzie�, �e ca�e to dzisiejsze przedstawienie stanowi�o jedynie zaproszenie do ��ka? - Uj�a� to do�� otwarcie, ale owszem. Chodzi�o tak�e i o to. Czasami bywam zbyt zaj�ty i zapominam o ma��e�skich obowi�zkach. Je�li trwa to zbyt d�ugo, Ehlana wyg�asza mow�. Przypomina mi w ten spos�b, �e j� zaniedbuj�. Ca�ujemy si� wtedy i godzimy, i zn�w panuje mi�dzy nami harmonia. - Czy nie pro�ciej by by�o, gdyby po prostu przysz�a do ciebie i powiedzia�a ci o tym bez tych wszystkich gierek? - Oczywi�cie, ale z pewno�ci� nie bawi�aby si� tak dobrze. A teraz, je�li pozwolisz... * * * - Czemu zawsze mnie unikasz, Bericie rycerzu? - spyta�a cesarzowa Elysoun, wydymaj�c z niezadowoleniem usta. - Wasza wysoko�� �le pojmuje moje zachowanie - odpar� Berit, rumieni�c si� lekko i odwracaj�c wzrok. - Czy jestem brzydka, Bericie rycerzu? - Oczywi�cie, �e nie, wasza wysoko��. - Czemu zatem nigdy na mnie nie patrzysz? - Eleni uwa�aj�, i� dobrze wychowany m�czyzna nie powinien patrze� na rozebran� kobiet�, wasza wysoko��. - Ja jednak nie jestem Elenk�, panie rycerzu, tylko Yalezjan-k�. Nie jestem te� naga. Mam na sobie mn�stwo ubra�. Je�li zechcesz towarzyszy� mi do mojej komnaty, zademonstruj� ci r�nic�. Sparhawk szuka� w�a�nie pana Berita, aby uprzedzi� go o zbli�aj�cej si� podr�y. Skr�ciwszy w korytarz prowadz�cy do kaplicy, ujrza� swego m�odego przyjaciela raz jeszcze osaczonego przez cesarzow� Elysoun. Odk�d ca�a rodzina cesarza Sarabiana zamieszka�a w zamku ze wzgl�d�w bezpiecze�stwa, mo�liwe trasy ucieczki Berita niebezpiecznie si� skurczy�y, a Elysoun bezwstydnie wykorzystywa�a sytuacj�. Yalezja�ska �ona cesarza by�a pi�kn� dziewczyn� o br�zowej sk�rze. Jej str�j narodowy �mia�o ods�ania� nagie piersi. Cho� Sarabian wielokrotnie wyja�nia� Beritowi, �e Yalezjanie kieruj� si� zupe�nie odmiennym kodeksem moralnym, m�ody rycerz wci�� zachowywa� stosowny dystans - i cnot�. Elysoun uzna�a to za wyzwanie i niestrudzenie polowa�a na m�odego Elena. Sparhawk mia� ju� odezwa� si� do swego przyjaciela, zamiast tego jednak u�miechn�� si� i cofn�� za r�g, aby pos�ucha�. Ostatecznie by� tymczasowym mistrzem Zakonu Pandionu i do jego obowi�zk�w nale�a�o dbanie o dusze jego ludzi. - Czy zawsze musisz zachowywa� si� jak Elen? - spyta�a rycerza Elysoun. - Jestem Elenem, wasza wysoko��. - Ale wy, Eleni, jeste�cie tacy nudni - o�wiadczy�a. - Czemu cho�by przez jedno popo�udnie nie m�g�by� sta� si� Valezjaninem? To znacznie zabawniejsze, i nie trwa�oby nawet zbyt d�ugo, chyba �e sam by� tego pragn��. - Urwa�a. - Naprawd� wci�� jeste� prawiczkiem? - spyta�a ciekawie. Berit spiek� raka. Elysoun roze�mia�a si� z zachwytem. - Co za absurdalny pomys�! - wykrzykn�a. - Nie ciekawi ci� cho� troch�, co tracisz, zachowuj�c cnot�? Ch�tnie pozbawi� ci� nu��cego brzemienia dziewictwa, Bericie rycerzu. I nie b�dzie to nawet specjalnie bola�o. Sparhawk po�a�owa� nieszcz�nika i uzna�, �e ju� czas zainterweniowa�. - A, tu jeste�, Bericie - rzek�, wychodz�c zza zakr�tu i przemawiaj�c po tamulsku, aby kr�lowa tak�e mog�a go zrozumie�. -Wsz�dzie ci� szuka�em. Wynik�a pewna nie cierpi�ca zw�oki sprawa. - Sk�oni� si� przed cesarzow�. - Wasza cesarska wysoko�� - mrukn�� - obawiam si�, �e musz� pozbawi� ci� towarzystwa twojego przyjaciela. Sprawy wagi pa�stwowej, rozumiesz. Elysoun pos�a�a mu zab�jcze spojrzenie. - Nie w�tpi�, �e wasza wysoko�� zrozumie - doda�, sk�aniaj�c si� ponownie. - Chod�, Bericie, to powa�na sprawa, a my ju� jeste�my sp�nieni. Razem skr�cili w najbli�szy opalizuj�cy korytarz. Cesarzowa Elysoun odprowadzi�a ich gniewnym wzrokiem. - Dzi�ki, Sparhawku - westchn�� z ulg� Berit. - Czemu po prostu nie trzymasz si� od niej z daleka? - Nie mog�. Wsz�dzie za mn� chodzi. Raz dopad�a mnie nawet w �a�ni - w �rodku nocy. Oznajmi�a, �e chce si� ze mn� wyk�pa�. - Bericie! - Sparhawk u�miechn�� si� lekko. - Jako tw�j prze�o�ony i przewodnik duchowy powinienem pogratulowa� ci oddania idea�om zakonu, natomiast jako tw�j przyjaciel musz� rzec, i� ucieczka tylko pogarsza twoj� sytuacj�. Musimy zosta� w Matherionie, a je�li zatrzymamy si� tu dostatecznie d�ugo, w ko�cu ci� dopadnie. Jest bardzo zdeterminowana. - Owszem, zauwa�y�em. - To naprawd� �adna dziewczyna - doda� Sparhawk sugestywnym tonem. - Czemu tak bardzo przera�a ci� pomys� zawarcia z ni� bli�szej znajomo�ci? - Sparhawku! Pot�ny pandionita westchn��. - Obawia�em si�, �e mo�esz spojrze� na to w ten spos�b. Pos�uchaj, Bericie. Elysoun wywodzi si� z innej kultury, kieruj�cej si� odmiennymi zasadami moralnymi. Nie uwa�a tych rzeczy za grzech. Sarabian da� nam jasno do zrozumienia, i� oczekuje, by niekt�rzy z nas zaspokoili jej zachcianki, ona za� wybra�a ciebie jako szcz�ciarza, kt�ry powinien to uczyni�. To polityczna konieczno��, wi�c musisz od�o�y� na bok swe delikatne uczucia. Je�li chcesz, potraktuj to jako rycerski obowi�zek. Gdyby� uzna� za konieczne, mog� te� poprosi�, by Emban udzieli� ci dyspensy. Berit zaniem�wi�. - Zaczynasz przynosi� nam wstyd - doda� Sparhawk. - Elysoun nie daje Sarabianowi spokoju. Mimo �e bez przerwy zawraca mu g�ow�, cesarz nie zamierza wkroczy� i nakaza� ci, by� zaspokoi� jej pragnienia, jednak�e niew�tpliwie oczekuje, i� ja z tob� pom�wi�. - Nie wierz� w�asnym uszom, Sparhawku. - Po prostu zr�b to, Bericie. Je�li nie chcesz, nie musi ci to sprawia� przyjemno�ci, ale zr�b to. I r�b to tak cz�sto, jak b�dziesz musia�. Spraw tylko, aby przesta�a zadr�cza� cesarza. To tw�j obowi�zek, przyjacielu, a kiedy ju� poturlacie si� po sypialni z Elysoun kilka razy, cesarzowa zapewne zacznie sobie szuka� nowych towarzyszy zabaw. - A je�li nie? - Nie przejmowa�bym si� zanadto. Gdyby zasz�a taka konieczno��, patriarcha Emban ma torby pe�ne dyspens. * * * Nieudany bunt dostarczy� cesarzowi Sarabianowi idealnego pretekstu do ucieczki przed rz�dem. Udaj�c tch�rzostwo, w�adca oznajmi�, �e czuje si� bezpiecznie jedynie wewn�trz mur�w zamku Ehlany, i to tylko w�wczas, gdy fosa pozostaje nape�niona, a most zwodzony uniesiony. Jego ministrowie, od dawna przywykli do kontrolowania ka�dego kroku cesarza, uznali to za niezwykle k�opotliwe. Jednak�e post�powaniem Sarabiana kierowa�o nie tylko pragnienie zaznania wzgl�dnej wolno�ci. Pr�ba przewrotu ujawni�a fakt, i� minister spraw wewn�trznych Ko�ata jest zdrajc�, jednak�e Sarabian i jego przyjaciele uznali, �e nie nadszed� jeszcze dobry moment, by og�osi� to publicznie. Dop�ki cesarz pozostawa� wewn�trz zamku Ehlany, �atwo mogli wyja�ni�, dlaczego Ko�ata tak�e go nie opuszcza. Ostatecznie kierowa� policj� i jego podstawowym obowi�zkiem by�a ochrona osoby cesarza. Minister, pilnie strze�ony przez �o�nierzy Ehlany, kierowa� z jej twierdzy si�ami policyjnymi imperium. Jego spotkania z podw�adnymi odbywa�y si� z regu�y w nieco napi�tej atmosferze, gdy� Stragen siadywa� w�wczas obok niego z jedn� r�k� spoczywaj�c� niby przypadkiem na r�koje�ci sztyletu. Pewnego ranka ambasador Norkan, przedstawiciel tamulski na dworze kr�la Androla i kr�lowej Betuany z Atanu, w towarzystwie eskorty wkroczy� do ol�niewaj�cej sali tronowej pseudo-ele�skiego zaniku. Norkan, jak zwykle odziany w uroczyst� z�ocist� szat�, rozgl�da� si� wok� ze zdumieniem. Cho� usi�owa� ukry� �w fakt, najwyra�niej nie by� zachwycony odkryciem, �e jego cesarz wybra� na t� okazj� str�j w zachodnim stylu - tunik� i nogawice ciemno�liwkowej barwy. - Czy oczarowa�a� tak�e mojego cesarza, kr�lowo Ehlano? -spyta�, sk�adaj�c obowi�zkowy uk�on. Norkan by� cz�owiekiem niezwykle b�yskotliwym; na swoje nieszcz�cie przejawia� tak�e tendencj� do otwartego wyra�ania pogl�d�w. - C� za pomys�, ekscelencjo! - zaoponowa�a �agodnie Ehla-na w niemal doskona�ym j�zyku tamulskim. Praktycznie bior�c, to kr�lowa Elenii by�a gospodyni� zamku, tote� siedzia�a na tronie przystrojona w oficjaln� szkar�atn� sukni� i z�ot� koron�. Teraz odwr�ci�a si� do swego cesarskiego "go�cia", kt�ry rozparty na stoj�cym obok krze�le powoli przesuwa� sznurkiem po l�ni�cej pod�odze, zabawiaj�c kota ksi�niczki Danae. - Czy�bym ci� oczarowa�a, Sarabianie? - spyta�a kr�lowa. - O, bez w�tpienia, Ehlano - odpar� po ele�sku cesarz. -Pozostaj� ca�kowicie w twojej w�adzy. - Czy kto� podczas mojej nieobecno�ci otworzy� tu szko�� j�zykow�, Oscagne? - spyta� Norkan. - Chyba mo�na tak powiedzie� - odpar� minister spraw zagranicznych - cho� znajomo�� ele�skiego jego wysoko�ci datuje si� jeszcze sprzed czas�w wizyty kr�lowej Ehlany. Nasz czcigodny cesarz mia� przed nami sporo tajemnic. - Wolno mu robi� co� takiego? S�dzi�em, �e ma by� tylko wypchan� lalk�, kt�r� wyprowadzamy na dw�r podczas uroczystych okazji. Nawet Oscagne zakrztusi� si� lekko, s�ysz�c te s�owa, jednak�e Sarabian wybuchn�� szczerym �miechem. - T�skni�em za tob�, Norkanie - oznajmi�. - Czy mia�a� ju� okazj� pozna� naszego wspania�ego Norkana, Ehlano? - Zakosztowa�am jego dowcipu w Atanie, Sarabianie. - Kr�lowa u�miechn�a si�. - Jego uwagi zawsze wydaj� si� tak... ach... nieoczekiwane. - Istotnie. - Sarabian roze�mia� si�, wstaj�c z krzes�a, i zakl��, gdy wisz�cy u jego boku rapier zapl�ta� si� mi�dzy drewniane nogi. Cesarz nadal nie przywyk� do noszenia broni. -Norkan uczyni� kiedy� jedn� ze swych nieoczekiwanych uwag, komentuj�c rozmiar st�p mojej siostry, i musia�em odes�a� go do Atanu, bo w przeciwnym razie kaza�aby go zamordowa�. -Unosz�c brwi, spojrza� na ambasadora. - Naprawd� powinienem by� ci� zmusi�, �eby� j� po�lubi�, Norkanie. W�wczas m�g�by� obra�a� j� na osobno�ci. Wiesz chyba, �e publiczne afronty wymagaj� stosownej reakcji. - Czuj� si� zaszczycony bardziej, ni� potrafi� wyrazi�, wasza cesarska wysoko�� - odpar� Norkan. - Perspektywa zostania twoim szwagrem wystarczy, by na dobre wstrzyma� bicie mego serca. - Nie lubisz mojej siostry - rzuci� oskar�ycielsko Sarabian. - Tego nie powiedzia�em, wasza wysoko��. Wol� jednak oddawa� jej cze�� z daleka, a przynajmniej poza zasi�giem jej st�p. Zreszt� to w�a�nie wywo�a�o ow� niefortunn� uwag�. Tego dnia dolega�a mi podagra, a ona nast�pi�a mi na palec. By�aby ca�kiem mi�� dziewczyn�, gdyby tylko uwa�a�a, gdzie stawia te barki do przewozu byd�a, kt�rych u�ywa zamiast but�w. - Nie stanowiliby raczej idealnej pary, Sarabianie - oznajmi�a z u�miechem Ehlana. - Pozna�am ju� twoj� siostr� i obawiam si�, �e nie dotar�aby do niej g��bia dowcipu jego ekscelencji. - Czyba masz racj�, moja droga - zgodzi� si� Sarabian. -Niemniej ch�tnie bym si� jej pozby�. Dra�ni mnie od dnia, kiedy przysz�a na �wiat. Co robisz w Matherionie, Norkanie? Jedna z brwi ambasadora unios�a si� gwa�townie. - Rzeczywi�cie zasz�y tu powa�ne zmiany, Oscagne. Czy teraz mamy m�wi� mu otwarcie, co si� naprawd� dzieje? - Cesarz Sarabian postanowi� wzi�� rz�dy we w�asne r�ce. -Oscagne westchn�� �a�o�nie. - Czy to aby zgodne z prawem? - Obawiam si�, �e tak, stary druhu. - Zechcesz przyj�� moj� rezygnacj�? - Nie, raczej nie. - Nie chcesz ju� dla mnie pracowa�, Norkanie? - spyta� Sarabian. - Osobi�cie nic przeciw tobie nie mam, wasza wysoko��, ale je�li zdecydujesz si� miesza� w sprawy rz�du, ca�e imperium mo�e run�� w gruzy - Wspaniale, Norkanie. Uwielbiam, kiedy zaczynasz gada�, zanim zastanowisz si� do ko�ca. Widzisz, Ehlano? A nie m�wi�em? Wszyscy cz�onkowie mojego rz�du oczekuj�, �e b�d� u�miecha� si� dostojnie, bez zb�dnych pyta� przyjmowa� ich rekomendacje i pozostawia� im rz�dy nad krajem. j; - Co za nuda! - Istotnie, moja droga, ale zamierzam to zmieni�. Teraz, kiedy ujrza�em prawdziwego w�adc� w akcji, otwar�y si� przede mn� nowe horyzonty. Nadal nie odpowiedzia�e� na moje pytanie, Norkanie. Co ci� sprowadza do Matherionu? - Atani zaczynaj� si� niepokoi�, wasza wysoko��. - Czy�by ostatnie wydarzenia naruszy�y ich lojalno��? - Nie, wasza wysoko��, wr�cz przeciwnie. Bunt niezwykle ich podnieci�. Androl pragnie zebra� swe si�y, ruszy� na Matherion i zaj�� go, aby w ten spos�b zagwarantowa� ci bezpiecze�stwo. Nie s�dz�, �eby by� to najlepszy pomys�. Atani nie zwracaj� zbyt wielkiej uwagi na rang� i pozycj� ludzi, kt�rych zamierzaj� zabi�. - Zauwa�yli�my - odpar� cierpko Sarabian. - Po dzia�aniach Engessy, kt�re mia�y zdusi� bunt, otrzyma�em mn�stwo petycji i protest�w od szlachetnych rod�w tamulskich. - Rozmawia�em z Betuan�, wasza wysoko�� - ci�gn�� dalej Norkan. - Przyrzek�a skr�ci� smycz swojemu m�owi, dop�ki nie przy�l� jej instrukcji. Zwa�ywszy na zdolno�ci umys�owe Androla, powinny by� kr�tkie i tre�ciwe, na przyk�ad: "Siad! Zosta�!" - Jakim cudem zosta�e� dyplomat�, Norkanie? - K�ama�em jak naj�ty. - Mog� co� zasugerowa�, cesarzu Sarabianie? - wtr�ci� Ty-nian. - Ale� prosz�, panie Tynianie. - Tak naprawd� nie chcemy dra�ni� kr�la Androla, tote�, zamiast odsy�a� go do ��ka bez kolacji, lepiej zasugerowa�, i� trzymamy go w odwodzie ze wzgl�du na mo�liwo�� pojawienia si� wi�kszego niebezpiecze�stwa. Sarabian wybuchn�� �miechem. - C� za nowatorskie okre�lenie, panie Tynianie! W porz�dku. Norkanie, wy�lij Engess�. Norkan wzdrygn�� si� lekko. - Uwa�aj, cz�owieku - warkn�� Sarabian. - B�dziesz musia� do tego przywykn��, Sarabianie - rzek� Oscagne. - Cesarz my�li czasem nieco na skr�ty. - Ach, rozumiem. - Norkan zastanawia� si� przez moment. -Czy mog� spyta�, dlaczego Atan Engessa mia�by by� lepszym pos�a�cem ni� ja, wasza wysoko��? - Poniewa� Engessa potrafi szybciej biega�, a poza tym zdo�a przekaza� m�j rozkaz Androlowi w znacznie przyst�pniejszy spos�b. Trzeba te� uwzgl�dni� fakt, i� obecno�� Engessy sugeruje militarny pow�d podj�cia takiej decyzji, a to pozwoli dodatkowo ug�aska� Androla. Mo�esz wyja�ni� prawdziwe powody naszego post�powania Betuanie, kiedy wr�cisz. - Wiesz co, Oscagne - mrukn�� Norkan. - Wygl�da na to, �e mo�e jednak nie b�dzie tak �le, rzecz jasna, je�li zdo�amy powstrzyma� go przed pope�nieniem na pocz�tku zbyt wielu niezr�czno�ci. Oscagne skrzywi� si�. Sparhawk dotkn�� ramienia Vaniona i skin�� g�ow�. Obaj rycerze powoli wycofali si� na ty�y sali tronowej. - Mam pewien problem, Vanionie - oznajmi� p�g�osem. - Ach tak? - Stale wyt�am umys�, usi�uj�c wymy�li� jaki� pretekst, kt�ry pozwoli�by nam wydosta� si� z Matherionu na dostatecznie d�ugo, by odzyska� Bhelliom, jak dot�d jednak nie znalaz�em rozwi�zania. Nawet dziecko przejrza�oby moje k�amstwa, a Ehla-na nie jest g�upia. - Istotnie, nie jest. - Aphrael nie poda�a co prawda konkretnej daty, mam jednak wra�enie, i� chce, aby�my po�eglowali tym samym statkiem, kt�rym maj� odp�yn�� Emban i Tynian, i zaczyna mi ju� brakowa� powod�w do dalszego op�niania ich odjazdu. Mo�e tobie co� wpadnie do g�owy? - Popro� o pomoc Oscagne'a. - Vanion wzruszy� ramionami. - To dyplomata, wi�c k�amstwa stanowi� jego drug� natur�. - Niez�y pomys�, ale nie mog� mu przecie� powiedzie�, dok�d si� wybieramy i co zamierzamy tam zrobi�. - Wi�c nie m�w. Poinformuj go jedynie, �e potrzebujesz powodu, aby na jaki� czas opu�ci� miasto. Przybierz ponur�, tajemnicz� min� i milcz. Oscagne nie od wczoraj kr�ci si� na dworze, z �atwo�ci� rozpozna objawy oficjalnej ma�om�wno�ci. - Czemu wcze�niej o tym nie pomy�la�em? - Zapewne dlatego, �e przeszkadza�a ci twoja przysi�ga. Wiem, i� �lubowa�e� zawsze m�wi� prawd�, nie oznacza to jednak, �e musisz m�wi� ca�� prawd�. Wolno ci przemilcze� pewne rzeczy. W istocie to jedna z prerogatyw mistrza zakonu. Sparhawk westchn��. - Znowu wracamy do szko�y. Obawiam si�, �e skazany jestem przez ca�e �ycie wys�uchiwa� twoich poucze� - i czu� si� jak niezr�czny dzieciak. - Po to w�a�nie istniej� przyjaciele, Sparhawku. * * * - Nie zamierzasz mi powiedzie�, prawda? - Sparhawk bardzo stara� si�, by nie zabrzmia�o to oskar�ycielsko. - Jeszcze nie - odpar�a ksi�niczka Danae, starannie wi���c wst��ki czepka dla lalek wok� pyszczka kotki. Mmrr najwyra�niej nie by�a zachwycona tym pomys�em, jednak�e z rezygnacj� znosi�a zabaw� swojej pani. - Czemu nie? - spyta� c�rk� Sparhawk, opadaj�c ci�ko na jeden z b��kitnych foteli w komnacie kr�lewskiej. - Poniewa� wci�� jeszcze mo�e zdarzy� si� co�, co sprawi, �e ta wyprawa nie b�dzie konieczna. Nie znajdziesz Bhelliomu, p�ki ci na to nie pozwol�, ojcze. - Ale chcesz, �eby�my po�eglowali z Tynianem i Embanem? - Owszem. - Jak daleko? - To nieistotne. Po prostu potrzebuj� obecno�ci Tyniana, kiedy wyruszymy w drog�. - Zatem nie musimy dotrze� do �adnego okre�lonego celu -to znaczy na statku? - Oczywi�cie, �e nie. Wystarczy, �eby Tynian towarzyszy� nam przez par� dni. Mo�emy wyp�yn�� kawa�ek w morze, a potem �eglowa� w k�ko, je�li chcesz. Nie czyni mi to �adnej r�nicy - Dzi�ki - odpar� kwa�no. - Dla ciebie wszystko. Prosz�. - Unios�a kotk�. - Czy� nie jest urocza w swym nowym czepeczku? - Czaruj�ca. Mmrr pos�a�a Sparhawkowi g��boko zniesmaczone spojrzenie. * * * - Nie mog� wyja�ni�, dlaczego, ekscelencjo - wyzna� Sparhawk, zwracaj�c si� do Oscagne'a troch� p�niej tego samego popo�udnia, gdy znale�li si� razem w jednym z korytarzy. - Powiem jedynie, �e potrzebuj� pretekstu, aby wyjecha� z Mathe-rionu z grup� dziewi�ciu czy dziesi�ciu przyjaci� na czas bli�ej nie okre�lony, mniej wi�cej kilkna�cie tygodni. Pow�d musi by� dostatecznie wa�ny, by przekona� moj� �on�, �e nasz wyjazd jest absolutnie konieczny, lecz nie tak gro�ny, aby j� zaniepokoi�. A do tego musz� wyruszy� tym samym statkiem, kt�rym odp�yn� Emban i Tynian. - W porz�dku - zgodzi� si� Oscagne. - Jak dobrym jeste� aktorem, ksi��� Sparhawku? - Nie s�dz�, aby ktokolwiek zechcia� zap�aci� za m�j wyst�p. Oscagne pu�ci� t� uwag� mimo uszu. - Zgaduj�, i� ca�e to przedstawienie odbywa si� wy��cznie ze wzgl�du na twoj� �on�? - Owszem. - Zatem by�oby najlepiej, gdyby pomys� wyprawienia was z miasta wyszed� w�a�nie od niej. Spr�buj� j� wymanewrowa� tak, �e rozka�e wam wyruszy� na jak�� bezsensown� wypraw�. Dalej sam ju� sobie poradzisz, ksi���. - Chcia�bym zobaczy�, jak manipulujesz Ehlan�. - Zaufaj mi, stary druhu. Zaufaj. * * * - Tega? - spyta� z niedowierzaniem Sarabian swego ministra spraw zagranicznych. - Jedyny przes�d, jakiemu ulegaj� mieszka�cy wyspy Tega, to ten, �e je�li co roku nie podnios� cen muszli, spotka ich nieszcz�cie. - W przesz�o�ci nigdy o tym nie wspominali, poniewa� zapewne bali si�, i� uznamy, �e zachowuj� si� niem�drze, wasza wysoko�� - odpar� uprzejmie Oscagne. Minister najwyra�niej nie czu� si� najlepiej w b��kitnej tunice i nogawkach, kt�re przywdzia� z rozkazu Sarabiana. Nie wiedzia�, co pocz�� z r�kami, i wyra�nie kr�powa� si� swych ko�cistych n�g. - S�owo "niem�dry" wydaje si� porusza� najg��bsze struny tega�skich dusz. To najnudniejsi ludzie �wiata. - Wiem. Gahenas, moja tega�ska �ona, potrafi mnie u�pi� , niemal natychmiast, nawet podczas... - Cesarz zerkn�� szybko na Ehlan� i nie doko�czy�. - Teganie wynie�li nudziarstwo na wy�yny sztuki, wasza wysoko�� - zgodzi� si� Oscagne. - W ka�dym razie �w stary tega�ski mit g�osi, i� �awice per�op�aw�w s� nawiedzane przez syren�. Podobno �ywi si� ona ma��ami, kt�re po�era razem z muszlami, a to naprawd� nie podoba si� Teganom. Uwodzi tak�e ich nurk�w, kt�rzy zazwyczaj ton� podczas wymiany pieszczot. - Czy syrena nie jest przypadkiem p� dziewczyn�, p� ryb�? - spyta� Ulath. - Tak g�osi legenda - odpar� Oscagne. - I czy jej rybia cz�� nie zaczyna si� od pasa w d�? - Owszem, tak mi m�wiono. - Zatem jak...? - Ulath tak�e zerkn�� ukradkiem na Ehlan� i urwa� gwa�townie. - Jak co, panie Ulacie? - zada�a pytanie niewinnym tonem kr�lowa. - To... c�... nieistotne, wasza wysoko�� - odrzek� rycerz i zakas�a� z zak�opotaniem. - Nie wspomina�bym nawet o tym absurdalnym micie waszym wysoko�ciom - kontynuowa� Oscagne, zwracaj�c si� do Sarabiana i Ehlany - gdyby nie ostatnie wydarzenia. Paralele pomi�dzy wampirami w Ard�unie, �wietlistymi w po�udniowym Atanie oraz wilko�akami, upiorami i ogrami w pozosta�ych cz�ciach imperium s� doprawdy uderzaj�ce, zgodzicie si� chyba? Podejrzewam, �e gdyby kto� wybra� si� do T�gi i zacz�� rozpytywa� wok�, us�ysza�by opowie�ci o jakim� prehistorycznym po�awiaczu pere�, kt�ry niedawno powsta� z martwych. Zasta�by tam te� zapewne kogo� przemawiaj�cego w imieniu owego bohatera i jego p� rybiej, p� ludzkiej kochanki i obiecuj�cego, �e poprowadz� ma��e do ataku na Matherion. - Jakie� to zabawne! - mrukn�� Sarabian. - Wybacz, wasza wysoko�� - przeprosi� Oscagne. - Chodzi mi o to, �e najprawdopodobniej w Tedze mamy do czynienia ze stosunkowo niedo�wiadczonym spiskowcem. Dopiero zaczyna sw� dzia�alno��, tote� z pewno�ci� pope�ni sporo b��d�w - niezale�nie jednak od swego do�wiadczenia niew�tpliwie do�� du�o wie na temat konspiracji. Poniewa� nasi przyjaciele nie pozwalaj� nam zbyt dok�adnie przes�ucha� Kolaty, musimy rozejrze� si� za informacjami gdzie indziej. - Nie jest to kwestia delikatno�ci, ekscelencjo - odpar� Kal-ten. - Po prostu widzieli�my ju�, co si� dzieje z wi�niami, kt�rzy mieli powiedzie� nam co� wa�nego. Ko�ata jest nadal u�yteczny, ale tylko dop�ty, dop�ki pozostanie w jednym kawa�ku. Nie na wiele nam si� przyda, je�li drobinki i strz�pki jego cia�a rozprysn� si� po ca�ym zamku. Oscagne zadr�a�. - Wierz� na s�owo, panie Kaltenie. W ka�dym razie, wasza wysoko��, je�li cz�� naszych ele�skich przyjaci� zechcia�aby wybra� si� do T�gi, schwyta� owego cz�owieka i pom�wi� z nim, zanim nasz nieprzyjaciel zdo�a rozedrze� go na strz�py, zapewne zdo�aliby przekona� go, aby wyzna� nam wszystko, co mu wiadomo. Z tego, co s�ysza�em, pan Sparhawk �ywi w tym wzgl�dzie pewne zamiary. Pragnie si� przekona�, czy potrafi �cisn�� kogo� dostatecznie mocno, by jego w�osy zacz�y krwawi�. - Masz bardzo bujn� wyobra�ni�, Sparhawku - zauwa�y� Sarabian. - Jak s�dzisz, Ehlano? Czy ob�dziesz si� przez jaki� czas bez swego m�a? Gdyby wraz z paroma rycerzami wybra� si� do T�gi i przytrzyma� ca�� wysp� pod wod� przez kilka godzin, B�g jeden wie, jakie informacje mog�yby wyp�yn�� na powierzchni�. - To bardzo dobry pomys�, Sarabianie. Sparhawku, mo�e by� zebra� paru przyjaci�, wyruszy� na Teg� i sprawdzi�, co zdo�acie odkry�? - Wola�bym nie rozstawa� si� z tob�, moja droga - odpar� Sparhawk z udawan� niech�ci�. - To bardzo s�odkie z twojej strony, ale mamy przecie� swoje obowi�zki. - Czy�by� mi rozkazywa�a, Ehlano? - Nie musisz tego ujmowa� w taki spos�b, Sparhawku. To jedynie sugestia. - Jak sobie �yczy moja kr�lowa - westchn�� rycerz. Jego twarz przybra�a melancholijny wyraz. ROZDZIA� DRUGI Cesarzowa Gahenas by�a Tegank� w �rednim wieku, o surowej twarzy i zaci�ni�tych w�skich wargach. Mia�a na sobie prost� szar� sukni�, zapi�t� a� po szyj�, i d�ugie r�kawiczki z szorstkiej we�ny. W�osy zaczesywa�a w kok tak ciasny, �e a� jej oczy na wierzch wysadza�, a uszy stercza�y po obu stronach g�owy niczym otwarte wrota stodo�y. Cesarzowa by�a nastawiona nie�yczliwie do ca�ego �wiata. Wyra�nie dawa�o si� to dostrzec od pocz�tku rozmowy. Przyby�a do komnaty Sparhawka, aby przekaza� mu gar�� informacji na temat wyspy Tega, jednak nie zjawi�a si� tam sama. Cesarzowa Gahenas nie chodzi�a nigdzie bez towarzystwa czterech przyzwoitek, grupki starych tega�skich wied�m, kt�re przycupn�y na �awie z malowanego drewna, niczym rz�dek gargulc�w. By� ciep�y wczesnojesienny dzie�, jednak�e gdy do �rodka wkroczy�a nagle cesarzowa Gahenas otoczona przez czw�rk� surowych stra�niczek jej cnoty, Sparhawkowi wyda�o si�, �e promienie s�o�ca wpadaj�ce przez okno jego komnaty przygas�y i os�ab�y. Przez nast�pn� godzin� cesarzowa wyg�asza�a wyk�ad dotycz�cy produktu narodowego brutto jej ojczyzny tonem, kt�ry sugerowa�, �e pod koniec zarz�dzi sprawdzian, aby przekona� si�, ile zapami�ta�. Sparhawk z najwy�szym trudem powstrzymywa� ziewanie. W istocie nie interesowa�y go liczby opisuj�ce produkcj� i koszt pracy. Pragn�� przede wszystkim, aby cesarzowa o odstaj�cych uszach poda�a mu jak najwi�cej szczeg��w dotycz�cych codziennego �ycia na wyspie, mog�cych nieco o�ywi� listy, kt�re pisa� w�a�nie do swojej �ony; zaufani ludzie mieli przesy�a� owe listy Ehlanie, by podtrzyma� iluzj�, �e Sparhawk wraz z przyjaci�mi �ciga przyw�dc�w rebelii i innych spiskowc�w, ukrytych w�r�d mieszka�c�w T�gi. - Ach... - przerwa� delikatnie monotonny monolog Gahenas. - To niezmiernie fascynuj�ce, wasza wysoko��, ale czy mogliby�my wr�ci� na moment do systemu rz�d�w na wyspie? W dalszym ci�gu nie mog� poj��, jak dzia�a. - Tega jest republik�, ksi��� Sparhawku. Naszych w�adc�w wybieramy co pi�� lat. Dzieje si� tak od dwudziestu pi�ciu stuleci. - Wasi urz�dnicy nie s� obierani do ko�ca �ycia? - Oczywi�cie, �e nie. Kto chcia�by do ko�ca �ycia by� skazany na tak� prac�? - I nikt nie pragnie w�adzy? - Nasz rz�d nie ma �adnej w�adzy, ksi��� Sparhawku. Istnieje jedynie po to, by wype�nia� wol� elektoratu. - Czemu akurat pi�� lat? - Poniewa� nikt nie chce d�u�ej pozostawa� odsuni�ty od w�asnych zaj��. - A co si� dzieje, je�li kto� zostanie wybrany ponownie? - To sprzeczne z prawem. Nikt nie s�u�y og�owi ponad jedn� kadencj�. - A przypu��my, �e kto� okaza�by si� absolutnym geniuszem w swej nowej pracy. Nie chcieliby�cie go tam zatrzyma�? - Jak dot�d nie znale�li�my nikogo do tego stopnia niezast�pionego. - Odnosz� wra�enie, �e podo