2483

Szczegóły
Tytuł 2483
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2483 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2483 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2483 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

DAVID EDDINGS KR�L MURG�W KSI�GA DRUGA MALLOREONU SCAN-DAL PROLOG B�d�cy opowie�ci� o tym, jak wykradziono Syna Belgariona i jak on sam dowiedzia� si�, �e porywaczem by� Zandramas, przed kt�rym ostrzega� pot�ny Klejnot Aldura. - z "�ywot�w Belgariona Wielkiego" (Wst�p, tom IV) Na Pocz�tku Dni Bogowie stworzyli �wiat i zape�nili go wszelkimi bestiami, ptactwem skrzydlatym i ro�linami. Uczynili r�wnie� cz�owieka, a ka�dy z Bog�w wybra� spo�r�d ras ludzkich t�, kt�r� b�dzie prowadzi� i kt�r� b�dzie w�ada�. Lecz B�g Aldur nie wybra� �adnego ludu, albowiem zdecydowa� prowadzi� samotne �ycie w swej wie�y i bada� stworzenie, kt�re oni uczynili. Lecz nadszed� czas, gdy zjawi�o si� w wie�y Aldura g�odne dziecko, a Aldur wzi�� je do siebie i nauczy� je Woli i S�owa, dzi�ki kt�rym mo�na u�ywa� wszelkiej mocy zwanej przez ludzi czarami. Poniewa� ch�opiec dobrze si� zapowiada�, Aldur nada� mu imi� Belgarath i uczyni� go swym uczniem. Potem przyszli inni; ich te� Aldur przygarn�� i uczyni� ich swymi uczniami. By� po�r�d nich ch�opiec o zdeformowanym ciele, kt�rego Aldur nazwa� Beldin. Nadszed� dzie�, w kt�rym Aldur podni�s� kamie�, nada� mu kszta�t i nazwa� go Klejnotem, poniewa� kamie� ten spad� spoza gwiazd i by� �r�d�em wielkiej mocy, siedzib� jednego z dw�ch Przeznacze�, kt�re od Pocz�tku Dni walczy�y o w�adz� nad ca�ym stworzeniem. Lecz B�g Torak po��da� kamienia i skrad� go, gdy� Ciemne Przeznaczenie pragn�o, by dusza Klejnotu mu s�u�y�a. Wtedy ludzie z Alorii, zwani Alornami, spotkali si� z Belgarathem, kt�ry poprowadzi� Chereka o Nied�wiedzich Barach i jego trzech syn�w na daleki Wsch�d, gdzie Torak zbudowa� Cthol Mishrak, Miasto Nocy. Tam ukradkiem wykradli Klejnot i powr�cili z nim. Id�c za rad� Bog�w, Belgarath podzieli� Alori� na kr�lestwa: Chereku, Drasni�, Algari� i Riv�, a ka�da nazwa pochodzi�a od imienia kr�la, kt�ry mia� ni� w�ada�. Rivie o �elaznej D�oni, kt�ry mia� obj�� w�adze nad Wysp� Wiatr�w, powierzy� piecze nad Klejnotem. On umie�ci� Klejnot w g�owicy wielkiego miecza, kt�ry wisia� na �cianie sali tronowej w Cytadeli Riva�skiego Kr�la, za jego tronem. Belgarath uda� si� w�wczas na poszukiwanie swego domu, lecz zamiast niego znalaz� rozpacz. Jego ukochana �ona Poledra odesz�a z tego �wiata, daj�c �ycie dw�m bli�niaczym siostrom. W swoim czasie czarodziej wys�a� Beldaran Jasnow�os�, aby zosta�a ma��onk� Rivy o �elaznej D�oni i za�o�y�a dynasti� Riva�skich Kr�l�w. Sw� drug� c�rk�, Polgar�, zatrzyma� przy sobie, gdy� w�r�d jej ciemnych w�os�w by� jeden jasny kosmyk, co oznacza�o, �e jest czarodziejk�. Moc Klejnotu strzeg�a Zachodu, �ycie w nim p�yn�o spokojnie i pomy�lnie przez tysi�ce lat. Potem, w dniu z�a, Riva�ski Kr�l Gorek, jego synowie i synowie jego syn�w zostali zamordowani przez plugawych zdrajc�w. Jednak�e jedno dziecko prze�y�o i odt�d Belgarath i Polgara strzegli ch�opca, trzymaj�c go w ukryciu. Na Wyspie pogr��ony w smutku Stra�nik Rivy, Brand, przej�� w�adz� po swoim zamordowanym panu, a jego synowie strzegli Klejnotu przez wiele lat; wszyscy oni znani byli pod imieniem Brand. Lecz nadszed� czas, gdy Zedar zwany Odst�pc� znalaz� dziecko tak niewinne, �e mog�o dotkn�� Klejnotu i nie zgin�� od jego p�omieni. Dzi�ki temu Zedar ukrad� Klejnot i uciek� z nim ku miejscu, w kt�rym ukrywa� si� jego u�piony Mistrz, Torak. Kiedy Belgarath dowiedzia� si� o tym, uda� si� na ma��, spokojn� farm� w Sendarii, gdzie Polgara wychowywa�a ch�opca o imieniu Garion, kt�ry by� ostatnim potomkiem dynastii riva�skiej. Wzi�li dziecko ze sob� i wyruszyli na poszukiwanie Klejnotu. Po wielu mro��cych krew w �y�ach przygodach znale�li ch�opca, kt�rego nazwali Podarkiem, a kt�ry by� powiernikiem Klejnotu. Nast�pnie powr�cili, aby umie�ci� Klejnot na powr�t w g�owicy miecza. Wtedy Garion, zwany Belgarionem odk�d wykaza� si� swoj� si�� magiczn�, pozna� Proroctwo, kt�re objawi�o, �e nadchodzi� czas, gdy on, jako Dzieci� �wiat�a, b�dzie musia� stawi� czo�o przekl�temu Bogowi Torakowi i zabi� go lub samemu zgin��. Przepe�niony l�kiem m�odzieniec wyruszy� na wsch�d ku Miastu Nocy, aby wype�ni�o si� jego przeznaczenie. Lecz dzi�ki pomocy wielkiego miecza z Klejnotem Aldura odni�s� zwyci�stwo i u�mierci� Boga. W ten spos�b Belgarion, potomek Rivy �elaznopalcego, zosta� Kr�lem Rivy i W�adc� Zachodu. Wzi�� sobie za �on� tolnedra�sk� ksi�niczk� Ce'Nedr�, natomiast Polgara wysz�a za wiernego kowala Durnika, gdy� bogowie wskrzesili go z martwych i obdarzyli moc� czarodziejsk�, aby by� jej r�wny. Belgarath, Polgara i Durnik udali si� do Doliny Aldura w Algarii, aby tam zaj�� si� wychowaniem dziwnego, delikatnego ch�opca Podarka. Mija�y lata, a Belgarion nauczy� si� by� m�em swojej m�odej �ony, zacz�� doskonali� swoje zdolno�ci magiczne oraz dba� o sw�j tron. Na Zachodzie panowa� spok�j, ale niepok�j n�ka� Po�udnie, gdzie Kal Zakath, imperator Mallorei, prowadzi� wojn� przeciwko kr�lowi Murg�w. Powracaj�cy z Mallorei Belgarath potwierdzi� prawdziwo�� wie�ci o kamieniu zwanym Sardion. Ale czym m�g� on by�, opr�cz tego, �e by� obiektem budz�cym strach, tego czarodziej nie m�g� powiedzie�. Pewnej nocy, kiedy Podarek bawi� z go�cin� w Cytadeli w Rivie, jego i Belgariona obudzi� g�os Proroctwa, kt�ry odezwa� si� w ich umys�ach i wezwa� ich do sali tronowej. Tam b��kitny Klejnot nagle poczerwienia� z gniewu i odezwa� si� tymi s�owami: "Zagra�a wam Zandramas!". Ale w �aden spos�b nie mogli dowiedzie� si�, kim lub czym by� ten Zandramas. Po latach oczekiwania Ce'Nedra urodzi�a dziecko. Lecz fanatyczni wyznawcy kultu Nied�wiedzia ponownie dali o sobie zna�. Krzyczeli, �e �adna Tolnedranka nie mo�e zosta� Kr�low� i �e Kr�l powinien j� oddali� i poj�� za �on� prawdziw� Alornk�. Kiedy do rozwi�zania pozosta�o ju� niewiele czasu, Kr�lowa zosta�a napadni�ta w k�pieli, a niedosz�a zab�jczyni prawie j� utopi�a, po czym zbieg�a na wie�� Cytadeli i rzuci�a si� stamt�d na ska�y. Ksi��� Kheldar, Drasanin uwielbiaj�cy przygody, znany r�wnie� jako Silk, stwierdzi� na podstawie ubrania kobiety, �e mog�a by� wyznawczyni� kultu. Belgarion zapa�a� gniewem, lecz jeszcze nie rozpocz�� wojny. Min�� pewien czas i Kr�lowa Ce'Nedra urodzi�a pi�knego, zdrowego nast�pc� Tronu Rivy. Rado�� na ziemiach Alorn�w i poza nimi nie mia�a granic, w Rivie zebrali si� dostojnicy, by �wi�towa� i cieszy� si� tymi szcz�liwymi narodzinami. Kiedy wszyscy ju� odjechali i spok�j znowu zapanowa� w Cytadeli, Belgarion doko�czy� swych studi�w nad staro�ytnym Proroctwem, kt�re ludzie nazywali Kodeksem Mrin. D�ugo niepokoi�a go dziwna plama, a� zrozumia�, �e w �wietle Klejnotu mo�e odczyta� ukryte pod ni� s�owa. Dzi�ki temu dowiedzia� si�, �e Ciemne Proroctwo i jego, Belgariona, zobowi�zania jako Dzieci�cia �wiat�a nie sko�czy�y si� wraz ze �mierci� Toraka. Dzieci�ciem Ciemno�ci by� teraz Zandramas, z kt�rym musi si� spotka� "w miejscu, kt�rego ju� nie ma". Z ogromnym ci�arem na duszy uda� si� pospiesznie do Doliny Aldura, aby om�wi� t� spraw� ze swoim dziadkiem Belgarathem. Lecz wtedy, gdy rozmawia� ze starcem, pos�aniec przyni�s� mu kolejne z�e wiadomo�ci. Mordercy wdarli si� noc� do Cytadeli i zabili wiernego Stra�nika Rivy, Branda. Wraz z Belgarathem i Polgar� Belgarion pospieszy� do Rivy. Jeden z zab�jc�w �y� jeszcze. Przyby� tak�e ksi��� Kheldar i stwierdzi�, �e le��cy teraz bez przytomno�ci morderca by� cz�onkiem kultu Nied�wiedzia. Dzi�ki nowym poszlakom odkryto, �e kult gromadzi� armi� w Rheonie w Drasni i budowa� flot� w Jarviksholmie na wybrze�u Chereku. W�wczas Kr�l Belgarion wypowiedzia� wojn� kultowi Nied�wiedzia. Id�c za rad� pozosta�ych monarch�w Alorn�w, uderzy� najpierw na stocznie w Jarvikshohmie, aby uniemo�liwi� wrogiej flocie wp�yni�cie na Morze Wiatr�w. Atak by� niespodziewany i okrutny. Jarviksholm zosta� starty na proch, a na wp� gotowa flota zosta�a spalona, zanim jeden kil dotkn�� wody. Lecz zwyci�stwo obr�ci�o si� wniwecz, kiedy dotar�y do nich wie�ci z Rivy. Ma�y syn kr�la zosta� porwany. Belgarion, Belgarath i Polgara za pomoc� czar�w zamienili si� w ptaki i dolecieli do Rivy w jeden dzie�. Miasto zosta�o ju� przeszukane dom po domu. Dzi�ki pomocy Klejnotu Belgarion uda� si� tropem porywaczy na zachodni brzeg Wyspy. Tam on i jego przyjaciele napotkali band� Cherek�w, wyznawc�w kultu i napadli na nich. Jeden z wrog�w prze�y� i Polgara zmusi�a go do m�wienia. Powiedzia� im, �e dziecko zosta�o porwane na rozkaz Ulfgara, przyw�dcy kultu Nied�wiedzia, kt�rego siedziba znajdowa�a si� w Rheonie we wschodniej Drasni. Lecz zanim Polgara zdo�a�a wydusi� z niego wi�cej informacji, fanatyk rzuci� si� z urwiska, na kt�rym stali i zgina� na ska�ach le��cych poni�ej. Wojna przenios�a si� do Rheonu. Belgarion zda� sobie spraw�, �e przeciwnicy maj� nad nim liczebn� przewag�. Gdy zbli�a� si� do miasta, wpad� w zasadzk�. Grozi�a mu kl�ska, kiedy zjawi� si� Ksi��� Kheldar z najemnymi Nadrakami i odmieni� losy bitwy. Wzmocnieni przez Nadrak�w Riva�czycy rozpocz�li obl�enie miasta Rheon. Belgarion i Durnik po��czyli swoj� Wol�, aby os�abi� podstawy mur�w, dzi�ki czemu katapulty barona Mandorallena mog�y szybciej je zburzy�. Prowadzeni przez Belgariona Ri-va�czycy i Nadrakowie wdarli si� do miasta. Walka by�a zaci�ta, ale fanatycy musieli si� cofn��; w ko�cu wi�kszo�� z nich zgin�a. W�wczas Belgarion i Durnik pochwycili przyw�dc� kultu, Ulfgara. Cho� Belgarion wiedzia� ju�, �e jego syna nie ma w mie�cie, mia� nadziej�, �e dzi�ki dok�adnemu przes�uchaniu uda mu si� wyci�gn�� z Ulfgara wiadomo�ci o miejscu pobytu dziecka. Jednak�e fanatyk uparcie odmawia� udzielenia odpowiedzi; wtedy nieoczekiwanie Podarek wydosta� informacje bezpo�rednio z jego umys�u. Sta�o si� jasne, �e to Ulfgar by� odpowiedzialny za pr�b� pozbawienia �ycia Ce'Nedry, ale nie bra� udzia�u w porwaniu dziecka. W rzeczy samej, jego g��wnym celem by�o pozbawienie syna Belgariona �ycia, najlepiej jeszcze przed narodzinami ch�opca. Najwyra�niej nic nie wiedzia� o porwaniu, kt�re krzy�owa�o jego plany. Wtedy przyszed� do nich czarodziej Beldin. Od razu pozna�, �e Ulfgar to Harakan, podw�adny ostatniego ucznia Toraka, Urvona. Nagle Harakan znikn��, a Beldin uda� si� za nim w po�cig. W�wczas przybyli pos�a�cy z Rivy. �ledztwo, rozpocz�te po wyje�dzie Belgariona, doprowadzi�o do wykrycia pasterza ze wzg�rz, kt�ry widzia� posta� nios�c� co�, co mog�o by� dzieckiem, kt�ra wsiad�a na nyissa�ski statek i pop�yn�a na po�udnie. Wieszczka z Kell, Cyradis, wys�a�a do nich swoj� projekcj�, aby udzieli� im wi�cej informacji. Wed�ug niej dziecko zosta�o porwane przez Zandramasa, kt�ry uprz�d� tak� sie� k�amstw, aby zrzuci� win� na Harakana, �e nawet pozostali przy �yciu fanatycy wierzyli w to wszystko, czego Polgara dowiedzia�a si� na urwisku. Wieszczka powiedzia�a, �e Dzieci� Ciemno�ci ukrad�o syna Belgariona dla pewnego celu, kt�ry ma zwi�zek z Sardionem. Teraz musz� �ciga� Zandramasa. Nie chcia�a im wyjawi� niczego wi�cej, poza imionami os�b, kt�re musz� towarzyszy� Belgarionowi. Potem znikn�a, zostawiaj�c swojego niemego, ogromnego przewodnika Totha, aby uda� si� z nimi. Serce Belgariona zamar�o, gdy zda� sobie spraw�, �e porywacz mia� nad nimi wiele miesi�cy przewagi i �e jego �lad by� ju� bardzo niewyra�ny. Pogr��ony w smutku zebra� swych przyjaci� i ruszy� w po�cig za Zandramasem, got�w �ciga� go na kraniec �wiata, je�li zasz�aby taka potrzeba. CZʌ� PIERWSZA W�owa Kr�lowa Rozdzia� I Gdzie� w ciemno�ciach rozlega�o si� powolne, monotonne kapanie krystalicznej wody. Powietrze wok� Gariona by�o ch�odne, pachnia�o ska�ami i wilgoci�. Czu� tak�e st�ch�y od�r jakich� bia�ych ro�lin, kt�re krzewi�y si� w ciemno�ci i kurczy�y od �wiat�a. Stwierdzi�, �e uwa�nie nas�uchuje wszelkich d�wi�k�w, kt�re rozlega�y si� w ciszy ulgoskich jaski� - kapania wody, �lizgania si� obluzowanych kamyk�w, kt�re powoli sun�y po zakurzonym niskim stoku, jak r�wnie� ponurych westchnie� wiatru docieraj�cego z powierzchni poprzez szczeliny skalne. Belgarath zatrzyma� si� i uni�s� w g�r� dymi�c� pochodni�, kt�ra nape�nia�a korytarz dr��cym pomara�czowym �wiat�em i ruchomymi cieniami. - Zaczekajcie tu chwil� - powiedzia� i odszed� mrocznym pasa�em, szuraj�c po nier�wnym pod�o�u swymi butami pochodz�cymi z dw�ch r�nych par. Jego towarzysze stali w ciemno�ciach napieraj�cych na nich ze wszystkich stron. - Nie znosz� tego - burkn�� Silk na wp� do siebie. - Naprawd� tego nie znosz�. Czekali. R�owe, migocz�ce �wiat�o pochodni Belgaratha ukaza�o si� na ko�cu pasa�u. - W porz�dku - powiedzia�. - T�dy. Garion obj�� szczup�e ramiona Ce'Nedry. Otoczy�a j� dziwna, g��boka cisza, odk�d wyruszyli na po�udnie z Rheonu, kiedy sta�o si� jasne, �e ca�a kampania przeciwko kultowi Nied�wiedzia we wschodniej Drasni nie przynios�a �adnych efekt�w, opr�cz tego, �e da�a Zandramasowi, uciekaj�cemu z porwanym Geranem, przewag�, kt�r� bardzo trudno b�dzie odrobi�. Rozpacz sprawiaj�ca, �e Garion chcia� zacisn�� pi�ci i wali� nimi w ska�y, wyj�c z bezradnej z�o�ci, Ce'Nedr� pchn�a w stan g��bokiej depresji. Sz�a potykaj�c si� przez ciemne jaskinie, pogr��ona w zoboj�tniaj�cym na wszystko cierpieniu, nie wiedz�c i nie interesuj�c si� tym, dok�d j� prowadz�. Garion zwr�ci� twarz ku Polgarze, a na jego obliczu malowa�a si� ca�a jego troska. Odwzajemni�a si� powa�nym, nieprzeniknionym spojrzeniem. Rozsun�a po�y swej niebieskiej tuniki i wykona�a d�o�mi niemal niedostrzegalne ruchy w drasna�skim tajnym j�zyku. - Upewnij si�, �e jest jej ciep�o - powiedzia�a. - Jest teraz bardzo podatna na przezi�bienie... P� tuzina rozpaczliwych pyta� naraz przysz�o Garionowi do g�owy ale maj�c Ce'Nedr� przy boku i obejmuj�c j� jedn� r�k�, nie mia� jak ich zada�. - Musisz zachowa� spok�j, Garionie - rzek�y do niego palce Polgary. - Nie pozw�l, by si� domy�li�a, jak bardzo ci� to dr�czy. O, gdy nadejdzie czas... Belgarath znowu si� zatrzyma� i sta�, nerwowo tarmosz�c ucho i wpatruj�c z pow�tpiewaniem w g��b jednego korytarza, a potem zagl�daj�c do drugiego, kt�ry odchodzi� st�d w lewo. - Znowu si� zgubi�e�, prawda? - oskar�y� go Silk. Ma�y Drasanin o czerwonej twarzy zrezygnowa� ze swego per�owo-szarego p�aszcza, klejnot�w i z�otych �a�cuch�w i mia� teraz na sobie br�zow�, star�, wy�wiechtan� tunik�, z�arty przez mole futrzany p�aszcz i bezkszta�tny, zniszczony kapelusz. Po raz kolejny przywdzia� jedno ze swoich niezliczonych przebra�. - Oczywi�cie, �e si� nie zgubi�em - odpowiedzia� ostro Belgarath. - Po prostu nie do�� dok�adnie mog� okre�li�, gdzie si� w tej chwili znajdujemy. - Belgaracie, to w�a�nie oznacza s�owo "zgubi� si�". - Bzdura. My�l�, �e powinni�my p�j�� t�dy. - Wskaza� na korytarz po lewej stronie. - My�lisz? - Och, Silku - kowal Durnik ostrzeg� go szeptem. - Naprawd� powiniene� m�wi� ciszej. Ten sufit wcale nie wygl�da solidnie, a czasami wystarcza jedno g�o�niej wypowiedziane s�owo, �eby co� takiego spad�o na g�ow�. Silk zamar� i boja�liwie wzni�s� oczy do g�ry, a na czo�o wyst�pi�y mu krople potu. - Polgaro - powiedzia� zduszonym g�osem. - Ka� mu przesta�. - Daj mu spok�j, Durniku - rzek�a spokojnie. - Wiesz, jak on si� czuje w jaskiniach. - Ja tylko pomy�la�em sobie, �e powinien o tym wiedzie�, Pol - wyja�ni� kowal. - R�ne rzeczy zdarzaj� si� w jaskiniach. - Polgaro! - w g�osie Silka s�ycha� by�o cierpienie. - Prosz�! - Wr�c� i zobacz�, jak Podarek i Toth radz� sobie z ko�mi - o�wiadczy� Durnik. - Tylko staraj si� nie krzycze� - poradzi�. Kiedy min�li kolejny zakr�t korytarza, ujrzeli przed sob� ogromn� pieczar�. Po suficie bieg�a szeroka �y�a kwarcu. W jakim� miejscu, mo�e o wiele mil st�d, �y�a wychodzi�a na powierzchni� i za�amywa�a �wiat�o, kt�re rozszczepia�o si� na �ciankach minera�u, po czym wlewa�o do pieczary rozta�czonymi t�czami, kt�re b�yska�y i znika�y, przelatuj�c nad powierzchni� ma�ego, p�ytkiego jeziorka po�rodku jaskini. W drugim ko�cu jeziorka znajdowa� si� ma�y wodospad, w kt�rym hucza�a przewalaj�ca si� pomi�dzy ska�ami woda, co nape�nia�o ca�e pomieszczenie szczeg�ln� muzyk�. - Ce'Nedro, sp�jrz - zawo�a� Garion. - Tak - unios�a g�ow�. - Ach, rzeczywi�cie - powiedzia�a oboj�tnym tonem. - Bardzo �adne. - Po czym powr�ci�a do swego milczenia. Garion spojrza� bezradnie na Polgar�. - Ojcze - odezwa�a si� Polgara. - My�l�, �e czas ju� na lunch. Wydaje mi si�, �e w tym miejscu mo�emy odrobin� odpocz�� i zje�� co nieco. - Pol, nigdy tam nie dojdziemy, je�li b�dziemy si� zatrzymywa� co mil� lub dwie. - Dlaczego zawsze si� ze mn� k��cisz, ojcze? Czy to jaka� twoja dziwaczna zasada? Przez chwil� przygl�da� si� jej ze z�o�ci�, po czym odwr�ci� si�, mrucz�c co� do siebie. Podarek i Toth zaprowadzili konie nad brzeg krystalicznego jeziora, aby je napoi�. Stanowili dziwnie niedobran� par�. Podarek by� drobnym, m�odym m�czyzn� o jasnych, kr�conych w�osach; nosi� zwyk��, br�zow�, ch�opsk� bluz�. Toth g�rowa� nad nim jak gigantyczne drzewo nad m�odym krzaczkiem. Mimo �e do Kr�lestw Zachodu nadci�ga�a zima, olbrzymi niemowa nosi� tylko sanda�y, przepasany w talii kaftan, a przez rami� przerzuci� sobie bezbarwny we�niany koc. Nagie ramiona i nogi wygl�da�y jak pnie drzew, a musku�y pr�y�y si�, gdy si� tylko poruszy�. Br�zowe w�osy zaczesane by�y do ty�u i zwi�zane przy karku kr�tkim rzemieniem. Niewidoma Cyradis powiedzia�a, �e ten niemy olbrzym pomo�e im w poszukiwaniu Zandramasa i uprowadzonego syna Gariona, ale dotychczas Toth z zadowoleniem szed� z nimi i do niczego si� nie wtr�ca�, niczym nie zdradzaj�c nawet tego, czy interesuje go, dok�d si� udaj�. - Czy mog�aby� mi pom�c, Ce'Nedro? - zapyta�a �agodnie Polgara, rozwi�zuj�c sznurek na jednej z paczek. Ce'Nedra, oboj�tna i jakby nieobecna, przesz�a powoli po g�adkim, kamiennym pod�o�u pieczary i stan�a przy jucznym koniu, wci�� nic nie m�wi�c. - B�dziemy potrzebowa� chleba - rzek�a Polgara, grzebi�c w paczce, jakby nie zdawa�a sobie sprawy z braku zainteresowania Ce'Nedry dla br�zowych bochenk�w wiejskiego chleba i u�o�y�a je na wyci�gni�tych r�kach kr�lowej, jak szczapy drewna na ognisko. - I sera, oczywi�cie - doda�a, podnosz�c pokryt� woskiem bry�� sendaria�skiego cheddara. - A mo�e by tak jeszcze odrobin� szynki, co ty na to? - Chyba tak - odpowiedzia�a Ce'Nedra niczego nie wyra�aj�cym tonem. - Garionie - m�wi�a dalej Polgara. - Czy m�g�by� po�o�y� ten materia� na tamtym p�askim kamieniu? - Spojrza�a znowu na Ce'Nedr�. - Nie znosz� jedzenia przy nie nakrytym stole, a ty? - Mhm - burkn�a. Obie kobiety zanios�y bochenki chleba, ser i szynk� na zaimprowizowany st�. Polgara klasn�a w d�onie i pokr�ci�a g�ow�. - Zapomnia�am o no�u. Czy mo�esz mi go przynie��? Ce'Nedra skin�a g�ow� i ruszy�a z powrotem w stron� jucznego konia. - Co jej jest, ciociu Pol? - zapyta� Garion pe�nym napi�cia szeptem. - To pewien rodzaj melancholii, kochanie. - Czy to niebezpieczne? - Tak, je�li b�dzie trwa�o zbyt d�ugo. - Czy mo�esz co� z tym zrobi�? To znaczy, czy mo�esz da� jej jakie� lekarstwo czy co� takiego? - Wola�abym tego nie robi�, o ile nie b�d� musia�a, Garionie. Czasami lekarstwa tylko maskuj� objawy i w�wczas zaczynaj� si� pojawia� inne problemy. W wi�kszo�ci przypadk�w najlepiej jest pozwoli�, by choroba min�a sama. - Ciociu Pol, nie mog� patrze�, jak ona si� m�czy. - B�dziesz musia� znosi� to przez jaki� czas, Garionie. Po prostu zachowuj si� tak, jakby� nie zauwa�a� zmian w jej sposobie bycia. Jeszcze nie jest gotowa, by z tego wyj��. -Odwr�ci�a si� z u�miechem. - Ach, jeste� - powiedzia�a, bior�c n� od Ce'Nedry. - Dzi�kuj�, kochanie. Wszyscy zgromadzili si� przy prowizorycznym stole Polgary, aby zje�� prosty posi�ek. Kowal Durnik jad� i w zamy�leniu spogl�da� na ma�e, krystalicznie czyste jeziorko. - Ciekawe, czy s� tam jakie� ryby - zaduma� si�. - Nie, kochanie - powiedzia�a Polgara. - Ale to jest mo�liwe, Pol. Je�li do tego jeziora wpadaj� strumienie z powierzchni, to ryby mog�y tu wp�yn��, kiedy by�y jeszcze ma�e i... - Nie, Durniku. Westchn��. Po lunchu weszli z powrotem w nieko�cz�ce si�, pe�ne zakr�t�w korytarze. Belgarath znowu szed� na czele i �wieci� im pochodni�. Godziny wlok�y si�, a oni z trudem poruszali si� naprz�d; nap�r ciemno�ci by� niemal fizycznie wyczuwalny. - Jak daleko musimy jeszcze i��, dziadku? - zapyta� Garion, id�c obok starca. - Trudno to dok�adnie okre�li�. W takiej jaskini �atwo pomyli� si� co do odleg�o�ci. - Czy w og�le wiesz, z jakiego powodu tu weszli�my? To znaczy, czy co� jest napisane w Kodeksie Mrin albo w Kodeksie Dari�skim o tym, co powinno si� zdarzy� w Ulgo? - Niczego takiego nie pami�tani, nie. - Nie my�lisz, �e mogli�my co� �le zrozumie�, prawda? - Nasz przyjaciel by� dosy� dok�adny, Garionie. Powiedzia�, �e po drodze musimy si� zatrzyma� w Prolgu, poniewa� co�, co ma si� zdarzy�, w�a�nie tam si� przydarzy. - A czy to nie mo�e sta� si� bez nas? - dopytywa� si� Garion. - Pl�czemy si� po tych jaskiniach, a tymczasem Zandramas i m�j syn s� od nas coraz dalej. - Co to? - zapyta� nagle Podarek id�cy za nimi. - Chyba co� s�ysza�em. Zatrzymali si� i zacz�li nas�uchiwa�. Migocz�cy p�omie� pochodni zdawa� si� nagle wydawa� bardzo g�o�ne d�wi�ki, gdy Garion wyt�y� s�uch, pr�buj�c si�gn�� nim w ciemno�� i pochwyci� ka�dy podejrzany odg�os. Gdzie� przed nim rozlega�o si� mi�kkie echo kapi�cych kropli, a ciche westchnienia wiatru docieraj�cego tu przez szczeliny w ska�ach, stanowi�y ponury akompaniament. Potem Garion us�ysza� bardzo cichy �piew, ch�r, kt�ry wznosi� dziwnie nieharmonijny, lecz pe�en szacunku hymn na cze�� ULa. Rozbrzmiewa� on tutaj przez ponad pi�� tysi�cleci, odbijaj�c si� od �cian jaski� nieko�cz�cym si� echem. - Ach, Ulgos - odezwa� si� z zadowoleniem Belgarath. - Jeste�my ju� prawie w Prolgu. Mo�e teraz dowiemy si�, co ma si� tutaj wydarzy�. Przeszli jeszcze oko�o mili korytarzem, kt�ry do�� nieoczekiwanie sta� si� bardziej stromy i prowadzi� ich coraz ni�ej w g��b ziemi. - Yakk! - odezwa� si� przed nimi jaki� ostry g�os. - Tacha velk? - Belgarath, lyun hak - odpowiedzia� spokojnie czarodziej. - Belgarath? - w nieznanym g�osie s�ycha� by�o zaskoczenie. - Zajek kallig, Belgarath? - Marekeg Gorim, lyun zajek. - Yeed mo. Mar ishum Ulgo. Belgarath zgasi� pochodni�, gdy ulgoski wartownik zbli�y� si� do nich, nios�c wysoko przed sob� fluorescencyjn� drewnian� czar�. - Yad ho, Belgarath. Groja UL. - Yad ho - starzec odpowiedzia� rytualnym pozdrowieniem. - Groja UL. Niski, szeroki w barach Ulgos sk�oni� si� szybko, po czym odwr�ci� si� i poprowadzi� ich ponurym pasa�em. Od drewnianej czary rozchodzi�o si� zielonkawe, jasne �wiat�o i nape�nia�o ciemny korytarz jak�� niesamowit� po�wiat�, w kt�rej twarze wszystkich ludzi by�y blade, jakby byli duchami. Gdy przeszli kolejn� mil�, pasa� rozszerzy� si� i zmieni� w jedn� z obszernych pieczar. Blade, zimne �wiat�o, nad kt�rym zapanowali Ulgosi, mruga�o do nich z setek otwor�w w najwy�szych cz�ciach skalnych �cian. Ostro�nie przeszli wzd�u� w�skiego wyst�pu ku podstawie skalnych schod�w, kt�re wykuto w �cianie jaskini. Ich przewodnik zamieni� kilka s��w z Belgarathem. - B�dziemy musieli zostawi� tutaj konie - powiedzia� starzec. - Mog� z nimi zosta� - zaofiarowa� si� Durnik. - Nie. Ulgosi zajm� si� nimi. Chod�my. - Zacz�� wchodzi� po w�skich schodach. Wspinali si� w milczeniu, odg�osy ich krok�w odbija�y si� pustym echem w odleg�ych cz�ciach pieczary. - Podarku, nie wychylaj si� tak nad kraw�d� - powiedzia�a Polgara, gdy przeszli ju� mniej wi�cej po�ow� drogi. - Chcia�em tylko zobaczy�, jak tu jest g��boko - odrzek�. - Czy wiedzia�a�, �e tam w dole jest woda? - To jeden z powod�w, dla kt�rych wola�abym, �eby� trzyma� si� z dala od kraw�dzi. U�miechn�� si� do niej i pomaszerowa� dalej. Kiedy dotarli na szczyt schod�w, pokonali jeszcze kilkaset jard�w, obchodz�c brzeg podziemnej przepa�ci, po czym weszli do jednego z pasa�y, gdzie w wydr��onych w skale izdebkach mieszkali i pracowali Ulgosi. Za nimi znajdowa�a si� s�abo o�wietlona pieczara Gorima z jeziorem, wysp� i dziwnym domem w kszta�cie piramidy, otoczonym dostojnymi, bia�ymi kolumnami. Na ko�cu marmurowej grobli przecinaj�cej jezioro sta� Gorim z Ulgo, jak zawsze ubrany w bia�� szat� i przygl�da� si� im poprzez wod�. - Belgarath? - zawo�a� dr��cym g�osem. - Czy to ty? - Tak, to ja, Przenaj�wi�tszy - odpowiedzia� starzec. - Mog�e� si� domy�li�, �e znowu si� tu zjawi�. - Witaj, stary przyjacielu. Belgarath ruszy� ku grobli, lecz Ce'Nedra wyprzedzi�a go, biegn�c z rozwianymi lokami w kolorze miedzi i wyci�gaj�c przed siebie r�ce. - Ce'Nedra? - zapyta�, mrugaj�c oczami, gdy zarzuci�a mu ramiona na szyj�. - Och, �wi�ty Gorimie - za�ka�a, kryj�c twarz w jego ramieniu. - Kto� zabra� moje dziecko. - Co takiego? - wykrzykn��. Garion niemal odruchowo podszed� do grobli, �eby stan�� u boku Ce'Nedry, ale Polgara po�o�y�a d�o� na jego ramieniu, �eby go powstrzyma�. - Jeszcze nie, kochanie - szepn�a. - Ale... - Mo�e w�a�nie tego potrzebuje, Garionie. - Ale, ciociu Pol, ona p�acze. - Tak, kochanie. Na to w�a�nie czeka�am. Musimy pozwoli�, �eby �al zapanowa� nad ni�, zanim zacznie wychodzi� z tego stanu. Gorim trzyma� �kaj�c� ma�� kr�low� w ramionach, mrucz�c co� do niej cichym, pocieszaj�cym tonem. Kiedy uciszy�a si� pierwsza burza p�aczu, uni�s� sw� pokryt� zmarszczkami twarz. - Kiedy to si� sta�o? - zapyta�. - Pod koniec lata - odpowiedzia� mu Belgarath. - To dosy� skomplikowana historia. - Wejd�cie wi�c wszyscy - rzek� Gorim. - Moja s�u�ba przygotuje wam co� do jedzenia i picia, porozmawiamy w czasie posi�ku. Przeszli rz�dem do dziwnego domu stoj�cego na wyspie Gorima i znale�li si� w du�ej komnacie, w kt�rej sta�y kamienne �awki i st�, a z sufitu zwisa�y na �a�cuchach kryszta�owe, l�ni�ce lampy; �ciany dziwnie pochyla�y si� do wewn�trz. Gorim powiedzia� kilka s��w do jednego ze swoich milcz�cych s�u��cych, po czym obr�ci� si�, wci�� obejmuj�c Ce'Nedr� ramieniem. - Usi�d�cie, przyjaciele - rzek� do nich. Kiedy zaj�li miejsca przy kamiennym stole, wszed� s�u��cy Gorima, nios�c na tacy wypolerowane kryszta�owe kielichy i kilka karafek z ognistym ulgoskim napitkiem. - A wi�c - odezwa� si� �wi�tobliwy starzec. - Co si� sta�o? Belgarath nape�ni� sobie jeden z kielich�w i szybko opisa� wydarzenia ostatnich miesi�cy, opowiadaj�c Gorimowi o zamordowaniu Branda, o pr�bie zasiania niezgody w szeregach Alorn�w i o kampanii przeciwko twierdzy fanatyk�w w Jarviksholmie. - A potem - m�wi� dalej, kiedy s�u�ba przynios�a tace ze �wie�ymi owocami i warzywami oraz dymi�c� piecze� na szpikulcu ro�na - dok�adnie wtedy, gdy zdobyli�my Jarviksholm, kto� wkrad� si� do komnaty dziecinnej w Rivie i zabra� ksi�cia Gerana z ko�yski. Kiedy wr�cili�my na Wysp�, okaza�o si�, �e Klejnot poprowadzi nas �ladem dziecka, w ka�dym razie dop�ki b�dzie si� ono znajdowa�o na suchym l�dzie. Zaprowadzi� nas na zachodni brzeg Wyspy, gdzie natkn�li�my si� na kilku Cherek�w, wyznawc�w kultu Nied�wiedzia, kt�rych pozostawi� za sob� porywacz. Kiedy ich wypytywali�my, powiedzieli nam, �e nowy przyw�dca kultu, Ulfgar, rozkaza� porwa� dziecko. - Ale to, co wam powiedzieli, nie by�o prawd�? - zapyta� bystro Gorim. - Ani w cz�ci - odpowiedzia� Silk. - Oczywi�cie problem polega� na tym, �e oni nie wiedzieli, i� k�ami� - kontynuowa� Belgarath. - Zostali bardzo dobrze przygotowani i historia, kt�r� nam opowiedzieli, brzmia�a bardzo wiarygodnie - zw�aszcza, �e ju� toczyli�my wojn� z kultem. W ka�dym razie, ruszyli�my na ostatni� twierdz� fanatyk�w w Rheonie w p�nocno-wschodniej Drasni. Kiedy zdobyli�my miasto i pochwycili�my Ulfgara, prawda zacz�a wyp�ywa� na wierzch. Okaza�o si�, �e Ulfgar to mallorea�ski Grolim o imieniu Harakan i �e nie mia� on absolutnie nic wsp�lnego z porwaniem. Prawdziwym winowajc� by� ten tajemniczy Zandramas, o kt�rym m�wi�em ci par� lat temu. Nie jestem pewien, jak� rol� gra w tym Sardion ale z jakiego� powodu Zandramas chce zabra� dziecko do miejsca, o kt�rym jest mowa w Kodeksie Mrin - do miejsca, kt�rego ju� nie ma. Urvon za wszelk� cen� chce temu zapobiec, wi�c wys�a� swojego poplecznika tu na Zach�d, aby zabi� dziecko i w ten spos�b nie dopu�ci�, �eby si� to wszystko sta�o. - Czy domy�lasz si�, sk�d nale�y rozpocz�� poszukiwania? - zapyta� Gorim. Belgarath wzruszy� ramionami. - Mamy tylko kilka wskaz�wek. Jeste�my w zasadzie pewni, �e Zandramas opu�ci� Wysp� Wiatr�w na pok�adzie nyissa�skiego statku, wi�c w�a�nie tam chcemy zacz��. Kodeks m�wi, �e mam znale�� drog� do Sardiona w przepowiedniach, a jestem prawie pewien, �e kiedy znajdziemy Sardion, Zandramas i dziecko b�d� ju� blisko. Mo�e podpowiedz� mi te Proroctwa, o ile b�d� m�g� kiedykolwiek znale�� nieuszkodzone kopie. - Zdaje si�, �e Wieszczki z Kell zaczynaj� si� w to bezpo�rednio anga�owa� - doda�a Polgara. - Wieszczki? - g�os Gorima wyra�a� zdziwienie. - Nigdy tego nie robi�y. - Wiem - odpar�a. - Jedna z nich, dziewczyna o imieniu Cyradis, pojawi�a si� w Rheonie i udzieli�a nam dodatkowych informacji oraz da�a pewne instrukcje. - To do nich bardzo niepodobne. - My�l�, �e zbli�amy si� do ostatecznej rozgrywki, Przenaj�wi�tszy - powiedzia� Belgarath. - Tak bardzo koncentrujemy si� na spotkaniu Gariona z Torakiem, �e zapomnieli�my, i� prawdziwe spotkania to te, w kt�rych bierze udzia� Dzieci� �wiat�a i Dzieci� Ciemno�ci. Cyradis powiedzia�a nam, �e to b�dzie ostatnie spotkanie i �e tym razem wszystko rozstrzygnie si� raz na zawsze. Przypuszczam, �e w�a�nie dlatego wieszczki wreszcie si� zadeklarowa�y po kt�rej� stronie. Gorim zmarszczy� brwi. - Nie my�la�em, �e one mog�yby zajmowa� si� sprawami innych ludzi - rzek� ponuro. - Kim w�a�ciwie s� te wieszczki, �wi�ty Gorimie? - zapyta�a st�umionym g�osem Ce'Nedra. - To nasze kuzynki, dziecko - odrzek� po prostu. Jej spojrzenie zdradzi�o, �e niczego nie pojmowa�a. - Kiedy Bogowie uczynili rasy ludzi, nadszed� czas wyboru - wyja�ni�. - By�o siedem ras ludzkich - tak jak jest siedmiu Bog�w. Lecz Aldur zdecydowa� si� p�j�� swoj� w�asn� drog�, a to oznacza�o, �e jedna z ras pozostanie nie wybrana i nie b�dzie mia�a swojego Boga. - Tak - skin�a g�ow�. - T� cz�� ju� znam. - Wszyscy pochodzili�my z tego samego ludu - m�wi� dalej Gorim. - My, Morindimowie, Karandowie z p�nocy Mallorei, Melcenowie z dalekiego Wschodu i Dalowie. Najbli�si nam byli Dalowie, ale kiedy wyruszyli�my na poszukiwanie Boga ULa, oni ju� zwr�cili oczy ku niebu chc�c czyta� z gwiazd. Nalegali�my, by poszli z nami, ale nie chcieli. - I stracili�cie z nimi kontakt, tak? - Od czasu do czasu przychodz� do nas ich wieszczki, zwykle po to, aby wype�ni� jak�� swoj� misj�, o kt�rej nie chc� m�wi�. Wieszczki s� bardzo m�dre, gdy� Widzenie obdarza je wiedz� na temat przesz�o�ci, tera�niejszo�ci i przysz�o�ci - i, co wa�niejsze, przekazuje im znaczenie tego wszystkiego. - A wi�c s� to same kobiety? - Nie. �yj� tam r�wnie� m�czy�ni. Kiedy maj� Widzenie, zawi�zuj� sobie oczy przepaskami, �eby odp�dzi� od siebie zwyk�e �wiat�o i dostrzega� wyra�niej to inne. Zawsze, kiedy pojawia si� wieszczka, jest z ni� niemowa - jej przewodnik i obro�ca. �yj� w parach, po��czeni ze sob� na zawsze. - Dlaczego Grolimowie tak si� ich boj�? - zapyta� nagle Silk. - By�em kilka razy w Mallorei i widzia�em, jak mallorea�scy Grolimowie umieraj� ze strachu, gdy tylko wspomni si� Kell. - Przypuszczam, �e Dalowie podj�li pewne kroki, �eby nie dopu�ci� Grolim�w do Kellu. To le�y w samym centrum ich nauki, a Grolimowie s� szczeg�lnie nietolerancyjni wobec wszystkiego, co nie jest angarackie. - Co jest celem tych wieszczek, Przenaj�wi�tszy? - chcia� wiedzie� Garion. - Nie chodzi tylko o wieszczki, Belgarionie - odrzek� Gorim. - Dalowie interesuj� si� wszelkimi rodzajami wiedzy tajemnej, nekromancj�, magi� czarodziej�w i czarn� magi�, tym wszystkim i nie tylko. Nikt, chyba opr�cz samych Dal�w, nie wie, czemu to ma s�u�y�. Ale cokolwiek by to by�o, s� temu bezgranicznie oddani. I ci w Mallorei, i ci tu na Zachodzie. - Na Zachodzie? - Silk zamruga� ze zdziwienia. - Nie wiedzia�em, �e s� tu jacy� Dalowie. Gorim potakn��. - Podzieli�o ich Morze Wschodnie, kiedy Torak u�y� Klejnotu, �eby roz�upa� ziemi�. W trzecim tysi�cleciu Dalowie z Zachodu stali si� niewolnikami Murg�w. Lecz gdziekolwiek mieszkaj�, na Wschodzie czy na Zachodzie, od wielu eon�w pracuj� nad jakim� zadaniem. Nie wiadomo, czym ono jest, ale oni s� przekonani, �e zale�y od niego los ca�ego stworzenia. - A czy tak jest? - zapyta� Garion. - Tego nie wiemy, Belgarionie. Nie wiemy, na czym polega to zadanie, wi�c nie mo�emy nic powiedzie� na temat jego znaczenia. Natomiast wiemy, �e nie wype�niaj� �adnego z Proroctw, kt�re w�adaj� �wiatem. Oni wierz�, �e to zadanie zosta�o im zlecone przez jak�� wy�sz� konieczno��. - I to mnie w�a�nie niepokoi - odezwa� si� Belgarath. - Cyradis manipuluje nami za pomoc� tych swoich tajemniczych zapowiedzi; a z tego, co wiem, wynika, �e manipuluje r�wnie� Zandramasem. Nie lubi�, jak kto� wodzi mnie za nos, zw�aszcza, je�li nie rozumiem motyw�w jego post�powania. Ona to wszystko komplikuje, a ja nie przepadam za komplikacjami. Ja lubi� mi�e, jasne sytuacje i mi�e, jasne rozwi�zania. - Dobro i Z�o? - podsun�� Durnik. - To nie jest a� tak proste, Durniku. Wol� "oni i my". W ten spos�b pozbywamy si� zb�dnego baga�u i mo�emy zabiera� si� od razu do interesuj�cych nas spraw. Tej nocy Garion spa� niespokojnie i wsta� wcze�nie. Mia� wra�enie, �e jego g�owa by�a pe�na piachu. Posiedzia� jaki� czas na jednej z kamiennych �awek w g��wnej komnacie w domu Gorima; potem, wiedziony jakim� wci�� powracaj�cym niepokojem, wyszed� na zewn�trz, �eby zobaczy�, co znajduje si� po przeciwnej stronie jeziora. Wisz�ce na �a�cuchach pod sufitem pieczary globusy roz�wietla�y przy�mionym �wiat�em powierzchni� zbiornika wody. Nape�nia�o to jaskini� jasno�ci�, kt�ra bardziej przypomina�a �wiat�o widziane we �nie, ni� jakiekolwiek o�wietlenie spotykane w rzeczywistym �wiecie. Gdy tak sta� pogr��ony w my�lach na brzegu jeziora, dostrzeg�, �e co� poruszy�o si� w odleg�ym kra�cu pieczary. Nadchodzi�y pojedynczo i w grupach po dwie, trzy osoby; by�y to blade, m�ode kobiety o du�ych, ciemnych oczach i bezbarwnych w�osach, charakterystycznych dla Ulgos�w. Wszystkie mia�y na sobie skromne bia�e suknie, sta�y nie�mia�o przy brzegu na dalekim ko�cu marmurowej grobli i czeka�y w przy�mionym �wietle. Garion spojrza� na nie poprzez jezioro i zawo�a� podniesionym g�osem: - Czy chcecie czego�? Przez chwil� szepta�y miedzy sob�, po czym wypchn�y naprz�d jedn� kobiet�, �eby m�wi�a w ich imieniu. - My... my chcemy zobaczy� si� z ksi�niczk� Ce'Nedr� - wyrzuci�a z siebie l�kliwie, a na jej twarzy pojawi� si� rumieniec. - To znaczy, je�li nie jest zbyt zaj�ta. - Jej g�os zdradza� niezdecydowanie, jakby m�wi�a j�zykiem, kt�ry nie do ko�ca opanowa�a. - Zobacz�, czy ju� si� obudzi�a - zaofiarowa� si� Garion. - Dzi�kuj� panu - odpowiedzia�a, cofaj�c si�, by znale�� ochron� w grupie swoich towarzyszek. Garion wszed� do domu i zasta� Ce'Nedr� siedz�c� w ��ku. Na jej twarzy nie wida� by�o ani �ladu apatii, zwyk�ej w ci�gu ostatnich tygodni, oczy by�y bardzo czujne. - Wcze�nie wsta�e� - zauwa�y�a. - Nie bardzo mog�em spa�. Dobrze si� czujesz? - Tak, Garionie. Dlaczego pytasz? - Ja tylko... - urwa� i wzruszy� ramionami. - Na zewn�trz czekaj� jakie� m�ode ulgoskie kobiety. Chc� si� z tob� zobaczy� Zmarszczy�a brwi. - Kim one mog� by�? - Zdaje si�, �e ci� znaj�. Powiedzia�y, �e chc� si� widzie� z Ksi�niczk� Ce'Nedr�. - Oczywi�cie! - wykrzykn�a, wyskakuj�c z ��ka. - Prawie o nich zapomnia�am. - Szybko w�o�y�a na siebie zielony szlafrok i wybieg�a z komnaty. Wiedziony ciekawo�ci� Garion zacz�� i�� za ni�, ale zatrzyma� si� w korytarzu, kiedy zobaczy�, �e przy kamiennym stole siedz� w milczeniu Polgara, Durnik i Gorim. - Co si� dzieje? - zapyta�a Polgara, patrz�c na biegn�c� kr�low�. - Na zewn�trz czekaj� jakie� ulgoskie kobiety - odpowiedzia� Garion. - Chyba s� jej przyjaci�kami. - Cieszy�a si� du�� popularno�ci�, kiedy tu przebywa�a - powiedzia� Gorim. - Ulgoskie dziewczyny s� bardzo nie�mia�e, ale Ce'Nedra zaprzyja�ni�a si� z nimi wszystkimi. Uwielbia�y j�. - Przepraszam Wasz� �wi�tobliwo�� - rzek� Durnik - ale czy jest tu gdzie� Relg? Pomy�la�em sobie, �e m�g�bym zajrze� do niego, skoro tu jeste�my. - Relg i Taiba zabrali swoje dzieci i przenie�li si� do Maragoru - odpowiedzia� Gorim. - Do Maragoru? - Garion a� zamruga� ze zdziwienia. - A co z tamtejszymi duchami? - Chroni ich b�g Mara - powiedzia� mu Gorim. - Zdaje si�, �e istnieje jakie� porozumienie pomi�dzy Mar� i ULem. Nie jestem pewien, czy w�a�ciwie to rozumiem, ale Mara twierdzi, �e dzieci Taiby s� Maragami i przysi�g�, �e b�dzie si� nimi opiekowa� w Maragorze. Garion zmarszczy� brwi. - Ale czy ich pierworodny syn nie zostanie kiedy� Gorimem? Starzec skin�� g�ow�. - Tak. Oczy ma wci�� b��kitne jak szafiry. Na pocz�tku ja te� si� tym przejmowa�em, Belgarionie, ale jestem pewien, �e w odpowiednim czasie UL sprowadzi syna Relga z powrotem do jaski� Ulgo. - Jak si� dzisiaj czuje Ce'Nedra, Garionie? - zapyta�a powa�nie Polgara. - Wydaje si�, �e prawie wr�ci�a do siebie. Ale czy to znaczy, �e czuje si� dobrze? - To dobry znak, kochanie, cho� mo�e by� jeszcze troch� za wcze�nie, �eby�my mogli mie� pewno��. Mo�e by� poszed� do niej i mia� na ni� oko? - Dobrze. - Spr�buj si� tylko nie narzuca�. Nie chcemy, �eby sobie pomy�la�a, i� j� szpiegujemy. - B�d� ostro�ny, ciociu Pol. Wyszed� na zewn�trz i zacz�� spacerowa� po wysepce, jakby chcia� tylko rozprostowa� nogi. Cz�sto spogl�da� na grupk� postaci na drugim brzegu. Blade, ubrane w bia�e suknie kobiety otoczy�y Ce'Nedr� szczelnym ko�em. W zielonej sukni i z p�omiennymi, czerwonymi w�osami zdecydowanie wyr�nia�a si� spo�r�d grupy kobiet. Przez my�l Gariona przemkn�� nagle pewien obraz. Ce'Nedra bardzo przypomina�a purpurow� r�� wyrastaj�c� z kobierca bia�ych lilii. Min�o oko�o p� godziny, kiedy z domku wysz�a Polgara. - Garionie - rzek�a. - Czy widzia�e� dzi� rano Podarka? - Nie, ciociu Pol. - Nie ma go w jego komnacie. - Zmarszczy�a lekko brwi. - Co ten ch�opak sobie my�li? Id�, poszukaj go. - Dobrze - odpowiedzia� automatycznie. Poszed� w kierunku grobli, u�miechaj�c si� do siebie. Pomimo tego wszystkiego, co si� wydarzy�o, on i ciocia Pol wci�� byli wobec siebie tacy, jak wtedy, gdy Garion by� tylko ch�opcem. �ywi� uzasadnione podejrzenie, �e z regu�y nie pami�ta�a o tym, i� jest on kr�lem i dlatego wysy�a�a go z r�nymi zadaniami jak ch�opca na posy�ki, nie u�wiadamiaj�c sobie tak naprawd�, �e by�o to poni�ej jego godno�ci. Co wi�cej, stwierdzi�, �e wcale mu to nie przeszkadza�o. Podporz�dkowuj�c si� jej stanowczym rozkazom pozbywa� si� konieczno�ci podejmowania trudnych decyzji i przenosi� si� w dawne czasy, gdy by� tylko prostym, wiejskim ch�opakiem, kt�remu obce by�y troski i obowi�zki wi���ce si� z koron� Rivy. Ce'Nedra i jej przyjaci�ki siedzia�y na ska�ach nieopodal zamglonego brzegu. Rozmawia�y cicho, a twarz kr�lowej znowu by�a smutna. - Dobrze si� czujesz? - zapyta�, zbli�aj�c si� do nich. - Tak - odpowiedzia�a mu. - Po prostu rozmawia�y�my sobie. Spojrza� na ni�, ale postanowi� nic wi�cej nie m�wi�. - Czy widzia�a� Podarka? - zapyta�, zmieniaj�c temat. - Nie. Nie ma go w domu? Pokr�ci� g�ow�. - My�l�, �e poszed� na przechadzk�. Ciocia Pol prosi�a, �ebym go znalaz�. Jedna z m�odych kobiet szepn�a co� Ce'Nedrze na ucho. - Saba m�wi, �e widzia�a go w g��wnym pasa�u, kiedy tutaj sz�a - powiedzia�a kr�lowa. - To by�o oko�o godzin� temu. - Gdzie to jest? - zapyta�. - Tam - wskaza�a wej�cie wiod�ce z powrotem pomi�dzy ska�y. Skin�� g�ow�. - Czy jest ci ciep�o? - Nic mi nie jest, Garionie. - Za chwilk� b�d� z powrotem - rzeki i poszed� w stron� pasa�u, kt�ry mu wskaza�a. G�upio si� czu� zmuszony, by tak z ni� rozmawia�, ale �wiadomo�� tego, �e nieostro�na uwaga mog�aby wp�dzi� j� z powrotem w stan g��bokiej depresji, sprawia�a, �e by� bardzo czujny i odzywa� si� prawie ze strachem. Fizyczne niedomaganie to jedno, ale choroba umys�u by�aby czym� przera�aj�cym. Pasa�, do kt�rego wszed�, podobnie jak wszystkie jaskinie i korytarze zamieszka�e przez Ulgos�w, by� s�abo o�wietlony przy�mionym �wiat�em bij�cym z fluorescencyjnych ska�. Izdebki rozmieszczone po obu stronach pasa�u by�y utrzymane w skrupulatnym porz�dku, widzia� ca�e rodziny zasiadaj�ce do �niadania przy kamiennych sto�ach, kt�rym najwyra�niej nie przeszkadza�o to, �e wej�cia do ich siedzib sta�y otworem dla ka�dego, kto przechodzi� obok i mia�by ochot� zaj�� si� ich obserwacj�. Poniewa� niewielu Ulgos�w zna�o jego j�zyk, Garion nie m�g� zapyta� kogokolwiek, czy przechodzi� t�dy Podarek. Wkr�tce stwierdzi�, �e wa��sa si� w�a�ciwie bez celu, maj�c nadziej�, �e natknie si� przypadkiem na przyjaciela. Gdy dotar� do ko�ca korytarza, wszed� do obszernej pieczary, sk�d wiod�a w d� kondygnacja wykutych w skale schod�w. Pomy�la�, �e Podarek m�g� zej�� tam, aby odwiedzi� swojego Konia, ale co� zdawa�o si� m�wi� mu, �e powinien zawr�ci�, a nie schodzi� po stopniach wiod�cych wok� skraju przepa�ci. Przeszed� zaledwie kilkaset jard�w, kiedy us�ysza� g�osy wydobywaj�ce si� z wylotu ciemnego korytarza, skr�caj�cego �ukiem z powrotem ku ska�om. G�osy przemieszcza�y si�, wi�c nie m�g� rozr�ni� ich i okre�li�, do kogo mog�yby nale�e�, ale zdawa�o mu si�, �e s�yszy Podarka. Kieruj�c si� tylko tymi odg�osami, wszed� do pasa�u. Na pocz�tku nie u�ywany korytarz by� zupe�nie ciemny i Garion musia� szuka� drogi po omacku. Lecz kiedy dotar� do zakr�tu, zobaczy� �wiat�o gdzie� przed sob�; by� to jaki� szczeg�lny rodzaj jednostajnej, bia�ej jasno�ci, ca�kowicie r�nej od s�abego, zielonkawego, fluorescencyjnego blasku, kt�ry zazwyczaj wype�nia� ciemny �wiat jaski�. Dalej korytarz nagle skr�ca� ostro w lewo; kiedy min�� zakr�t, zobaczy� Podarka rozmawiaj�cego z wysok� postaci� w bia�ej szacie. Oczy Gariona rozszerzy�y si�. �wiat�o, kt�re widzia�, emanowa�o od tej osoby; z dr�eniem serca poczu� obecno�� istoty wy�szej. �wietlista posta�, nie odwracaj�c si�, odezwa�a si� spokojnym, cichym g�osem: - Podejd� do nas, Garionie. Witaj nam. Garion stwierdzi�, �e dr�y, kiedy bez s�owa wype�nia� polecenie. Potem istota w bieli odwr�ci�a si� i Garion spojrza� w ponadczasow� twarz samego ULa. - Udziela�em m�odemu Eriondowi wskaz�wek, co do zadania, kt�re przed nim stoi - powiedzia� Ojciec Bog�w. - Eriondowi? - Tak brzmi jego w�a�ciwe imi�, Belgarionie. Czas ju�, by odrzuci� imi� dziecka i przyj�� to w�a�nie imi�, prawdziwe imi�. Zaprawd�, tak jak ty ukrywa�e� si� pod prostym imieniem Garion, tak i on nosi� miano Podarka. Wielka w tym m�dro�� le�y, bowiem prawdziwe imi� cz�owieka, kt�ry ma do wype�nienia donios�e zadanie, mo�e sprowadzi� na jego g�ow� niebezpiecze�stwo, je�li nie jest jeszcze got�w obj�� swego dziedzictwa. - To dobre imi�, nie s�dzisz, Belgarionie? - zapyta� z dum� Eriond. - Wspania�e, Eriondzie - zgodzi� si� Garion. Klejnot, tkwi�cy w g�owicy wielkiego miecza, kt�ry Garion przytroczy� sobie do plec�w, odpowiedzia� niebieskim blaskiem na jarz�ce si� bia�o �wiat�o, bij�ce od ULa, a B�g skin�� do niego g�ow� z podzi�kowaniem. - Ka�demu z was wyznaczono zadanie - m�wi� dalej UL. - A tak�e waszym towarzyszom. Wszystkie musz� zosta� wype�nione, zanim ponownie nast�pi spotkanie Dzieci�cia �wiat�a z Dzieci�ciem Ciemno�ci. - Prosz�, o Przenaj�wi�tszy - odezwa� si� Garion - czy mo�esz mi powiedzie�, czy m�j syn jest zdr�w? - Nic mu nie jest, Belgarionie. Osoba, kt�ra go posiada, zajmie si� jego potrzebami. W tej chwili nie grozi mu �adne niebezpiecze�stwo. - Dzi�kuj� - odpowiedzia� z wdzi�czno�ci� Garion, po czym uni�s� bezradnie ramiona. - A jakie jest moje zadanie? -zapyta�. - Twoje zadanie wyjawi�a ci ju� wieszczka z Kell, Belgarionie. Zandramas nie mo�e dotrze� do Sardionu, musisz tego dopilnowa�; je�eli bowiem Dzieci� Ciemno�ci i tw�j syn dotkn� przekl�tego kamienia, Ciemno�� odniesie zwyci�stwo w ostatecznym spotkaniu. Garion zamar�, po czym nagle wyrzuci� z siebie nast�pne pytanie, boj�c si� odpowiedzi, kt�r� mia� us�ysze�. - Wyrocznie Ashabi�skie g�osz�, �e B�g Ciemno�ci znowu nadejdzie - powiedzia�. - Czy to oznacza, �e Torak narodzi si� na nowo i �e znowu b�d� musia� z nim walczy�? - Nie, Belgarionie. M�j syn nie powr�ci. Tw�j p�on�cy miecz pozbawi� go �ycia, Toraka ju� nie ma. Wr�g, kt�ry przyb�dzie na to spotkanie, b�dzie jeszcze gro�niejszy. Duch, kt�ry nawiedzi� Toraka, znalaz� sobie inne miejsce. Torak by� okaleczony i niedoskona�y z powodu swojej dumy. Ten, kto zajmie jego miejsce - o ile zawiedziesz - b�dzie niezwyci�ony; ani tw�j miecz, ani wszystkie miecze �wiata nie b�d� mog�y mu si� oprze�. - Wobec tego moim przeciwnikiem jest teraz Zandramas - rzek� ponuro Garion. - Nie ma w�tpliwo�ci, �e mam ku temu wiele powod�w. - Spotkanie Dzieci�cia �wiat�o�ci z Dzieci�ciem Ciemno�ci nie b�dzie spotkaniem pomi�dzy tob� i Zandramasem - o�wiadczy� mu UL. - Ale Kodeks m�wi, �e Zandramas jest Dzieci�ciem Ciemno�ci - sprzeciwi� si� Garion. - Teraz tak, podobnie jak i ty jeste� teraz Dzieci�ciem �wiat�a. Brzemienia tego i ty, i Zandramas zostaniecie pozbawieni, zanim ostateczne spotkanie b�dzie mog�o si� odby�. Zadania, kt�re czekaj� ciebie i twoich towarzyszy, s� liczne i wszystkie musz� zosta� wykonane przed czasem wyznaczonym na to spotkanie. Je�eli tobie lub komu� z twoich przyjaci� nie uda si� wype�ni� kt�rego� zadania, wszelkie nasze wysi�ki, podejmowane przez niezliczone wieki, oka�� si� daremne. Ostateczne spotkanie pomi�dzy Dzieci�ciem �wiat�a i Dzieci�ciem Ciemno�ci musi si� dokona� i musz� by� spe�nione wszystkie konieczne warunki, albowiem to w czasie tego spotkania wszystko, co zosta�o podzielone, znowu stanie si� jednym. Los tego �wiata, i wszystkich innych �wiat�w, spoczywa w twoich r�kach, Belgarionie, lecz rezultat b�dzie zale�a� nie od twego miecza, a od wyboru, kt�rego b�dziesz musia� dokona�. Ojciec Bog�w spojrza� na obu ludzi z czu�o�ci�. - Nie l�kajcie si�, synowie moi - rzek� do nich - albowiem cho� bardzo si� r�nicie, jest w was ten sam duch. Wspierajcie si� nawzajem i niech was pociesza �wiadomo��, �e ja jestem z wami. - Potem ja�niej�ca posta� zamigota�a i znikn�a, a w jaskiniach Ulgo rozleg�o si� echo przypominaj�ce odg�os niewyobra�alnie wielkiego dzwonu. Rozdzia� II Gariona ogarn�� spok�j, zdecydowanie bardzo podobny do tego, jakiego do�wiadcza�, stawiaj�c czo�a Torakowi w obracaj�cych si� w ruin� murach Miasta Nocy w innej cz�ci �wiata. Kiedy p�niej zastanawia� si� nad tym, doszed� do zadziwiaj�cego odkrycia. Okaleczonemu Bogowi chodzi�o nie tylko o fizyczne zwyci�stwo. Ca�� straszliw� si�� swej Woli stara� si� zmusi� ich, aby mu si� podporz�dkowali i to g��wnie ich wytrwa�y op�r, a nie p�on�cy miecz Gariona, doprowadzi� wreszcie do zwyci�stwa. Prawda dotar�a do Gariona powoli, niczym �wit przedzieraj�cy si� przez mroki nocy. Z�o wydawa�o si� niezwyci�one, kiedy n�ka�o �wiat w ciemno�ciach, jednak i ono t�skni�o do �wiat�a i tylko je�li �wiat�o podda�oby si�, ciemno�� mog�aby odnie�� zwyci�stwo. Dop�ki Dzieci� �wiat�a by�o wytrwa�e i nieugi�te, nic nie mog�o go pokona�. Gdy tak sta� w ciemnej jaskini i s�ucha� odg�os�w oddalaj�cego si� ULa, wydawa�o mu si�, �e przenika umys� swego wroga. Gdzie� w g��bi istoty Toraka czai� si� strach, a w tej chwili to samo uczucie n�ka�o serce Zandramasa. W�wczas Garionowi objawi�a si� jeszcze jedna prawda, zarazem niezwykle oczywista i g��boka tak, �e jej bezmiar porazi� ka�dy jego nerw. Nie istnia�o co� takiego, jak ciemno��! To, co wydawa�o si� tak ogromne i obezw�adniaj�ce, by�o niczym innym, jak tylko brakiem �wiat�a. Dop�ki Dzieci� �wiat�a b�dzie o tym pami�ta�, dop�ty Dzieci� Ciemno�ci nie b�dzie mog�o zwyci�y�. Torak zdawa� sobie z tego spraw�; Zandramas te� o tym wiedzia�; teraz wreszcie zrozumia� to tak�e Garion i ta �wiadomo�� nape�ni�a go nag�� rado�ci�. - �atwiej jest, kiedy si� rozumie, prawda? - zapyta� cicho m�ody cz�owiek, kt�rego zawsze nazywano Podarkiem. - Wiesz, o czym my�la�em, prawda? - Tak. Czy to ci przeszkadza? - Nie. Chyba nie. - Garion rozejrza� si�. Pasa�, w kt�rym si� znajdowali, wyda� si� niezwykle ciemny, kiedy opu�ci� ich UL. Garion zna� drog�, ale my�l, kt�ra w�a�nie do niego dotar�a, potrzebowa�a jakiego� potwierdzenia. Odwr�ci� g�ow� i powiedzia� do Klejnotu l�ni�cego w g�owicy miecza: - Czy mo�esz da� nam troch� �wiat�a? Klejnot odpowiedzia�, zamieniaj�c si� w niebieski ogie� i nape�niaj�c umys� Gariona wyra�nie s�yszaln� pie�ni�. Garion spojrza� na Erionda. - Czy mo�emy ju� wraca�? Ciocia Pol by�a troch� zaniepokojona, kiedy nie mog�a ci� znale��. Zawr�cili i poszli z powrotem opuszczonym korytarzem, a Garion obj�� przyjaciela ramieniem. W tej chwili czuli si� z jakiej� przyczyny bardzo sobie bliscy. Wyszli z pasa�u na skraju ciemnej przepa�ci, w kt�rej blade �wiat�a gra�y na nagich �cianach, a pomruk znajduj�cego si� w dole wodospadu zdawa� si� skierowanym ku nim szeptem. Nagle Garion przypomnia� sobie co�, co wydarzy�o si� dzie� wcze�niej. - O co chodzi�o cioci Pol w zwi�zku z tob� i wod�, bo bardzo si� wczoraj denerwowa�a? - zapyta� z zainteresowaniem. Eriond za�mia� si� - Ach, o to chodzi. Kiedy by�em ma�y, tu� po tym, jak przenie�li�my si� do domku Poledry w Dolinie, dosy� cz�sto wpada�em do wody. Garion u�miechn�� si�. - Wed�ug mnie to zupe�nie normalne. - Dawno ju� si� to nie wydarzy�o, ale my�l�, i� Polgara uwa�a, �e czekam z tym na jak�� specjaln� okazj�. Garion roze�mia� si�, wchodzili w�a�nie do korytarza z izdebkami, kt�ry prowadzi� w stron� pieczary Gorima. Ulgosi, kt�rzy tam mieszkali i pracowali, rzucali im zdziwione spojrzenia. - Och, Belgarionie - powiedzia� Eriond. - Klejnot ca�y czas si� �wieci. - A! Zapomnia�em o tym. - Garion obejrza� si� przez rami� na rado�nie p�on�cy Klejnot. - Wszystko jest ju� w porz�dku - rzek� do niego. - Mo�esz przesta�. Klejnot b�ysn�� po raz ostatni, jakby nieco rozczarowany. Pozostali cz�onkowie dru�yny zebrali si� w du�ej komnacie w domu Gorima, aby zje�� �niadanie. Polgara podnios�a g�ow�, kiedy weszli dwaj przyjaciele. - Gdzie�cie si�... - zacz�a, ale przerwa�a i przyjrza�a si� dok�adniej oczom Erionda. - Co� si� wydarzy�o, prawda? - zapyta�