2443

Szczegóły
Tytuł 2443
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2443 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2443 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2443 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Krzysztof Varga Ch�opaki nie p�acz� Lampa i Iskra Bo�a Warszawa 1996 Copyright by Krzysztof Varga Rysunek na ok�adce: Piotr Komorowski Korekta: Zubrovka Jabkovi� ISBN 83-86735-10-4 Druk: EFEKT, ul. Lubelska 30/32, Warszawa Siedzimy na tarasie willi Szamana na Mokotowie. Jest dok�adnie po�owa czerwca. Pachnie ja�min i kie�baski z grilla. Szaman, Kud�aty, Matka, Antoni, D�aba, zaraz pojawi si� Mister, p�niej przychodz� Hipolity. Nie ma z nami Kaczora, kt�rego z domu nie wypuszczaj� �ona i te�ciowa, Grze�ka, kt�ry uczy si� do egzaminu na aplikacj� adwokack�, Lewego, kt�ry tyje, Milcz�cego, kt�ry czeka na swoje pierwsze dziecko (przez chwil� pojawia si� Ryba, kt�ry lada moment b�dzie ojcem bli�niak�w, �ona ju� w szpitalu, on od dw�ch dni pijany). No, nie ma jeszcze oczywi�cie Ojca, kt�ry w�a�nie porzuci� swoj� kolejn� prac�, tym razem w modnym i przede wszystkim dobrze p�ac�cym pi�mie dla kobiet. Nie ma Ma�ego, kt�ry mimo �e przyjecha� z Anglii ponad p� roku temu, to czas wolny po pracy Asystenta Dyrektora Do Spraw Finansowych w Jakiej� Du�ej Firmie Konsultingowej bierze kwasy i chodzi tylko na techno party. Na stole sze�� butelek bia�ego wytrawnego wina, musztarda francuska (z Dijon oczywi�cie, najlepsza na �wiecie) musztarda angielska, majonez, ser bia�y, ser rokpol, pomidory z bazyli� (dzie�o Antoniego). Pomi�dzy talerzami bezprzewodowy telefon. W ka�dej chwili mo�e by� potrzebny. Gdy zadzwoni Ania i Szaman b�dzie musia� ukry� si� w pokoju i zeznawa�, a ona opowie mu o swoich fobiach (boi si� widliszk�w i wiertarek elektrycznych) albo gdy ju� Kud�aty najedzony kie�baskami, po kilku drinkach wyjmie kalendarzyk z magicznymi numerami i zacznie dzwoni� do wszystkich swoich zaprzesz�ych mi�o�ci, pi�ciominutowych narzeczonych, nieskonsumowanych kochanek, przyjaci�ek od serca, s�siadek, sekretarek z pracy, tancerek z Go-Go. Matka z zabanda�owan� nog�. Patrz bracie, pop�ka�y mi chrz�stki w stopie, kurwa, jak ja teraz b�d� chodzi�, nie m�wi�c ju� o ta�czeniu. I rzeczywi�cie, kilka godzin p�niej Matka wykonuj�c skomplikowan� figur� retoryczno-taneczn� w salonie, mi�dzy kominkiem a szaf� gda�sk�, pada z j�kiem, doczo�guje si� do krzes�a (arcydzie�o tapicerki) i j�cz�c obmacuje swoj� lew� stop�. Matka �ysiej�cy, a przecie� swoje blond w�osy ukocha� najbardziej, rzadka kozia br�dka, jasny d�insowy komplecik. Antoni dystyngowany, na czarno, z elegancj� i szwajcarsk� precyzj� pal�cy papierosy, z tym uroczym francuskim akcentem, D�aba z nerwowym oczopl�sem, z nog� na nog�, wbity w ogrodowy fotel, co chwil� proponuj�cy Matce, �eby pojecha� do Runia na imprez�. Szaman elokwentny, coraz bardziej pijany, za kilka godzin przestanie kontrolowa� sytuacj�, na razie trzyma si� dobrze, prowadzi z Antonim francusk� konwersacj�. Kud�aty ju� zaczyna gmera� sobie we w�osach. Niech Antoni przyniesie chleba, m�wi D�aba, chrupi�c kie�bask� umaczan� w musztardzie z Dijon, wsuwaj�c sobie w usta plasterek pomidora z bazyli�, si�gaj�c po kieliszek z winem. Zaraz dam jeszcze co� do jedzenia, m�wi Szaman widz�c �e grill pustoszeje. Lepiej by� da� telefon do jakiego� dobrego burdelu, m�wi Kud�aty. Podobno najlepszy jest na Mickiewicza. Matka prosi o pled. Jeszcze nie chce woreczk�w z gor�cym piaskiem na kolana. Wreszcie Szaman z Kud�atym sprowadzaj� jak�� kobiet�, przyjaci�k� by�ej kochanki Kud�atego, kt�ra, jak zeznaje sam Kud�aty, okaza�a si� kurw�. Panna zaje�dza w przeci�gu dwudziestu minut, ale nie mo�e wyj�� z taks�wki, bo ch�opcy si� k��c�, kto ma zap�aci�. O, masz rude w�osy, m�wi� do niej, lubi� rude w�osy. Nie rude, tylko burgundowe - panna na to. A do Kud�atego: masz straszne zmarszczki. Gdzie, gdzie, Kud�u� maca si� nerwowo po twarzy. Na dupie, odpowiada inteligentnie panna o burgundowych w�osach. Ta panna jedzie gleb�, m�wi Hipolit. To prawda, ale c�. Za dwie godziny i tak b�dzie obiektem adoracji na przemian Szamana i D�aby. Zaczynasz lubi� mieszcza�skie �ycie, m�wi z przek�sem Gra�yna, gdy nast�pnego dnia podaj� jej przez balkon dziesi�� grubych powie�ci (paru Amerykan�w i Marquez) na wakacje. Gra�yna z Jasiem po�yczonym samochodem jad� do s�odkiej Francji. Gra�yna chce zwiedza� zabytki i obcowa� z kultur� europejsk�, tudzie� pokaza� si� tu i tam, Jasio chce przywie�� calvados. Grill to symbol starzenia si� i popadania w mieszcza�stwo, w dodatku w z�ym niemieckim stylu, kontynuuje Gra�yna, kt�ra zna si� na tym co wypada a co nie. Ja�min, r�e, bia�e wino. Starzejesz si� Dziubas, m�wi a ja stoj� boso na zimnej terakocie, w przybrudzonym szlafroku (ha, ha Dziubas w szlafroku, nie mog�), i t�po wpatruj� si� w dziel�c� nas barierk�. Trzy tygodnie we Francji. To by�oby mi�e. U Szamana na tarasie zadecydowali�my, �e jak zwykle, by dope�ni� obrz�dku pojedziemy w lipcu do Ch�apowa. Hipolit ma jeszcze zesz�oroczny karnet do weso�ego miasteczka. Dnie i wieczory b�dziemy sp�dza� na pla�y, noce w knajpie w o�rodku sportowym w Cetniewie, rano wraca� wzd�u� morza, id�c ci�ko, po kostki w wodzie. Wszystko jest przewidywalne. Siedz� przed komputerem, wbijam wzrok w monitor, czasami wystukam na klawiaturze �le skonstruowane zdanie, na dodatek pozbawione sensu. S�ucham The Smiths, p�yt sprzed dziesi�ciu lat, jest sentymentalne, mieszcza�skie niedzielne po�udnie. Telewizor obiecuje familijne seriale i programy krajoznawcze. Powinienem za�atwi� par� spraw. Zmieniam kasety. "Hatful of Hollow" zamieniam na "Meat Is Murder", cho� wczoraj zjad�em oko�o dziesi�ciu kie�basek. No c�, jestem hipokryt�. Mam jeszcze "Queen Is Dead", "Louder Than Bombs", "Strangeways Here We Come". "Rank", w�a�ciwie mam wszystko, nie wspominaj�c o solowych p�ytach Mozera. Morrissey jest taki angielski, powiedzia�a w radiu Siouxsie Sioux, zamkni�ty w sobie, nie otwiera si� na innych ludzi, jest niesamowitym indywidualist�. Wielka Siouxsie. Ich wczesne p�yty: "Scream", "JuJu", "Hyaena". P�niej zacz�li si� gubi�. Lubi�em ten okres kiedy w Banshees gra� na gitarze Robert Smith. Oczywi�cie, �e szala�em na punkcie The Cure. �apa�o si� przy nich cudowne do�y egzystencjalne. S�ucha�em te� Joy Divison, za to nie ci��em si� ani razu, ani nie pr�bowa�em powiesi�. Muniek uwa�a, �e jestem najwi�kszym fanem pedalskiej angielskiej muzyki. Daj�c mi sw�j tomik wierszy "Gand�a" w dedykacji napisa� "Klossowi, fanowi pedalskiej angielskiej muzyki". "Gand�a" to wiersze, kt�re napisa� po trawie na zaj�ciach studium wojskowego. Jest tam du�o brzydkich wyraz�w. S� tam wiersze o Runiu i Leninie, a tak�e o dupach, pipach i chujach. Muniek jest polonist�, to si� zna. Opr�cz pedalskich kapel (raptem dwie: Smiths i Suede, Mu�kowi si� zdaje, �e wszystko co jest nagrywane w bli�szych czy dalszych okolicach Manchesteru to pedalstwo. A ja akurat lubi� Madchester. Wszystkie Stone Roses, Charlatans, Happy Mondays, cho� rzeczywi�cie najbardziej The Smiths). Uwielbiam te� te wszystkie gitarowe kapelki, w kt�rych �piewaj� �adne panienki o anielskich g�osikach - The Sundays, Lush, lubi� Sleeper, Elastik�, lubi� Belly, cho� Tanya Donelly jest bardziej drapie�na, tak jak Dolores O'Riordan z Cranberries. Jezu, lubi� nawet St. Etienne. Te piosenki w stylu "Only Love Can Break Your Heart" czy "Pale Movie". Lubi� panienki. Cho� czasami puszczam sobie, szczeg�lnie w pijackim towarzystwie Pogues (ten stary, dobry, bezz�bny Shane MacGowan) punkowe, neopunkowe i postpunkowe kapele, chocia� coraz rzadziej do nich si�gam. To kolejny dow�d, �e si� starzej�. Cho� Lewy, kt�ry od kiedy przekroczy� sto kilo wagi uwa�a, �e jest zupe�nie dojrza�ym, ukszta�towanym m�czyzn�, stwierdza co jaki� czas, �e nie wydoro�la�em. Lewy ju� nie s�ucha punkowej muzyki, cho� dziesi�� lat temu przegrywali�my od siebie Vibrators�w, Pistols�w, Ramones�w, nie m�wi�c ju� o g�wnach typu GBH albo Exploited, wieszali�my na sobie �a�cuchy, nabijali�my pasy �wiekami, pisali�my "No Future" jednocze�nie chodz�c do katolickiego liceum. Lewy pisze s�ownik wulgaryzm�w i ogl�da telewizyjne ki�y w stylu "Kabaret OTTO". Chyba wiecie o co mi chodzi. No tak, czasami s�ucham te� ska. Przegrywam sobie od Runia, kt�ry postanowi�, �e b�dzie mia� najwi�ksz� w tym kraju p�ytotek� ska. Sprowadza sobie z Anglii i Niemiec wszystkie, nawet najgorsze p�yty, je�eli jest na nich cho� jeden kawa�ek w kt�rym pobrzmiewa jakie� ska. No jasne, g��wnie Madness, ale s�ucham te� The Busters, Bad Manners i tym podobne. Lubi� te� francuskie kapelki w stylu Les Negresses Vertes, Raymond et Blanc Becs, lewak�w z Beurre Noir. Oczywi�cie, �e lubi� Mano Negr�, cho� ostatnio za bardzo lec� w latynoskie klimaty. Oni te� s� lewakami. Tak jak Cortazar, z kt�rego na Wschodzie chcieli zrobi� pisarza socjalistycznego, a on by� po prostu lewakiem. Ostatnia p�yta Mano Negry, "Casa Babylon" to ju� czysta Ameryka Po�udniowa, cho� odlatuj� tam na punkcie jednego masochistycznego numeru "Love and Hate" z refrenem "For all the women I never had". Runio jest tajemniczy, nigdy nie wiadomo, czy w�a�nie jest trockist� czy faszyst�. Si�gam bo butelk� "Sophii", nalewam zimne wino do kieliszka, bior� w palce papierosa. Szaman coraz bardziej pijany Zapominam s��w, m�wi, mo�e mam Alzheimera. Kud�aty coraz bardziej zniecierpliwiony, Matce nawarstwiaj� si� choroby. Zapalam. W�a�nie zacz��em o was pisa� ksi��k�, ch�opaki, m�wi�, zaci�gaj�c si� papierosem dla zyskania czasu. Bardzo dobrze, m�wi Szaman, przecie� jeste�my m�od� inteligencj� czasu prze�omu. Musimy zostawi� po sobie �lad. Opisz jak Kud�aty �piewa� "Jest noc, duszna, pe�na ciem", jak Szaman wykopa� w Ch�apowie znak drogowy, jak D�aba sta� nago u Ma�ego w domu i krzycza�, gdzie s� kurwa moje majtki, gdy robili�my Helikoptera w pokoju a Szaman trzyma� list� spo�eczn�, cho� Helikopter powiedzia�a po czwartym, �e ma dosy� i jak zwykle nie za�apa� si� Matka, a wszyscy ci co chcieli to zaruchali. Napisz, jak Rybie wydawa�o si�, �e ma dwa serca, jak Szaman zje�d�a� na nartach po schodach. Siedz� w pokoju, s�ucham "Back to the Old House", popo�udnie si� wyci�ga. Wstawaj D�aba, pijemy, m�wi Kud�aty, sz�sta pi�tna�cie, kwadrans �o�nierski. Bo�e, gdzie ja jestem, nie wie D�aba, Kud�aty szarpie, �ci�ga go z ��ka. Gdzie s� te panienki, kt�re tu by�y wczoraj wieczorem? Barmanka uciek�a, m�wi Kud�aty, a tamte dwie przed chwil� posz�y, wstawaj, s�yszysz? Kwadrans �o�nierski, Bo�e, rzeczywi�cie, z radia dobiegaj� wojskowe piosenki. Sz�sta pi�tna�cie, dwie godziny snu, jeszcze jestem pijany, m�wi D�aba. A gdzie Matka? Od p� godziny myje z�by. Ma�o co, a by�cie si� nawzajem przelecieli. Kud�aty podsuwa butelk�. Wszystko wam si� popieprzy�o przez w�osy. O Jezu, rzeczywi�cie. Przecie� i Matka i D�aba maj� d�ugie w�osy, a te panienki mia�y kr�tkie. Matka my�la� �e to D�aba jest kobiet�, a D�aba by� przekonany, �e kobiet� jest Matka. Kud�aty zadowolony, pije w�dk� z butelki, chwali si� �e przelecia� obie, kiedy Matka i D�aba prawie si� nawzajem nie zrobili. Nie, nie chc� w�dki. Pij, pij, namawia Kud�aty, zaraz jedziemy do tych panienek. Bo�e wp� do si�dmej, umieram, j�czy D�aba. To maj� by� wakacje? Mazury, jeziora, ��dki, �wie�e powietrze. A tutaj od po�udnia do p�nocy w barze, pani Gra�ynko, jeszcze raz to samo. Zamiast wdycha� zdrowe powietrze pali si� jednego papierosa za drugim. Bezpo�rednia, gor�ca linia telefoniczna z naszego apartamentu do baru, pani Gra�ynko, trzy �ubr�wki z sokiem grejpfrutowym, b�dziemy za pi�� minut. A teraz przyda�oby si� co� zje��. Wziuuuu... i paruj�ce jajecznice z pieczarkami zje�d�aj� specjaln� wind�, specjalnie dla nas. Ubieraj si� szybciej, m�wi Kud�aty i zagryza w�dk� papierosem. Matka ju� si� ubra�, teraz wymachuje swoim wielkim no�em, kurwa, co tu si� dzieje. Wstawa�, wstawa�, kwadrans �o�nierski, szybciej, kurwa, jedziemy. Wyskakujemy z pokoju, zbiegamy po schodach , jak komandosi wyskakuj�cy na akcj� specjaln�, szybciej, szybciej. Dopadamy samochodu, odpalaj Matka. Matka pijany, rusza z kopyta, jak nic zaraz si� rozbijemy. Ju� to widz�, pogrzeb, rodziny, przyjaciele, tacy m�odzi, m�j Bo�e, ale sami sobie winni, byli kompletnie pijani, pono� nie by�o co zbiera�. Ju� raz Matka ma�o co nas nie zabi�, gdy wracali�my z urodzin jednej z by�ych ukochanych Kud�atego (pi�kna willa: w podziemiach kominek, barek i miejsce do ta�czenia, na parterze wielki salon z szerokim wyj�ciem na taras, a stamt�d do tajemniczego ogrodu. Du�a kasa, odesz�a od Kud�atego z jakim� W�ochem po us�yszeniu piosenki Erosa Ramazzottiego. Mo�na si� porzyga�). Matka by� nawalony, zreszt� chyba nikt nie by� trze�wy, tylko resztki rozs�dku mia� Milcz�cy, kt�ry przekonywa� brata, �eby ten zjecha� na prawy pas i nie grza� ponad setk� pod pr�d. Sko�czy�o si� i tak spokojnie, bo tylko na ma�ej st�uczce. P�niej samoch�d Matki zar�s� traw� na Saskiej K�pie, a sam Matka nied�ugo potem straci� prawo jazdy. Na razie jeszcze je ma, jeste�my na drodze z o�rodka "Kormoran" do o�rodka MSW, gdzie zamieszkuj� panny ze sp�dzielni "Prymat". Szybciej Matka, co jest. W lewo, kurwa, w lewo. Dobrze, teraz prosto i p�niej w prawo, tam za zakr�tem. Sp�dzielnia "Prymat" czeka. To droga na Gda�sk, mo�e by�my pojechali nad morze? Wszystko w swoim czasie, na razie dziewcz�ta ze sp�dzielni "Prymat" s� priorytetem. B�dziemy je zabierali na imprezy p�n� jesieni�, gdy o dziewi�tej wieczorem b�dzie ju� bardzo zimno, deszcz b�dzie zacina� o szyby mieszkania Szamana, kt�remu na poprzedniej imprezie ukradziono komplet sztu�c�w, spokojnie Szaman, my nie kradniemy, wyluzuj si�, i rzeczywi�cie, Szaman ju� po dw�ch drinkach jest wyluzowany. Z jego obwieszonej kolorowymi samoprzylepnymi karteczkami z dobrymi radami i poleceniami rodzic�w lod�wki wyci�gamy warzywa, owoce, sery, robimy sa�atki, wysublimowane potrawy, tylko Matka zjada ca�y s�oik mi�sa, kt�ry sta� w drzwiach lod�wki. Niez�e, m�wi, tylko za du�o chrz�stek, zaznacza oblizuj�c �y�k�. Kurwa, co zrobili�cie z jedzeniem mojego psa, krzyczy Szaman wznosz�c w g�r� pusty s�oik jak odci�t� g�ow� buntownika. Matka przemyka si� do pokoju obok. Wygl�dasz jak ma�pa, m�wi do jednej z dziewczyn Hipolit. Ta obra�a si� i idzie do domu, w dodatku zabieraj�c ze sob� przyjaci�k�. Kurwa, Hipolit, zawsze musisz przegoni� towar. Hipolit robi min�. Nam nie pozostaje nic innego ni� wzruszenie ramion, machni�cie r�k�, kr�tka uwaga. Hipolit ma �on�. Go-Go albo zapasy w b�ocie. Przed tak� alternatyw� stawia nas Kud�aty. Nie, Kud�aty, opanuj si�. Czy w tym mie�cie nie ma ju� przyjemniejszych rozrywek w pi�tkowy wiecz�r? Nie. Dlatego trzeba st�d wyjecha�. Nad morze. O tak. Jedziemy nad morze. I kiedy ju� byli�my we W�adys�awowie, le��c na szerokiej pla�y, grzej�c nabrzmia�e cia�a w popo�udniowym s�o�cu, powoli tasuj�c karty, si�gaj�c po papierosy lub butelk� wody mineralnej, Kud�aty powiedzia�: Mo�e by�my pojechali do Gda�ska na Go-Go. Zupe�nie ci odpierdoli�o, powiedzia� Hipolit. Mo�emy is� do COS-u, powiedzia� D�aba. Szaman nic nie powiedzia�, bo go nie by�o. Znikn�� gdzie� za przyl�dkiem Rozewie razem z Misterem i Miko�ajem, najprawdopodobniej siedz� na pla�y w D�bkach i patrz� t�pym wzrokiem w morze, cho� pewnie Miko�aj nie przerwa� monologu. W wysokiej skarpie jask�ki wybi�y otwory swych gniazd, kto� napisa� ogromnymi literami "�KS". Karta nie sz�a. Kupimy pi�� kilo kie�basy, skrzynk� w�dki i musztard�. I chleb, oczywi�cie. Zaprosimy recepcjonistki i te dwie, kt�re si� obok nas rozbi�y. Grill rozstawimy na skarpie, st�d wida� ca�e morze. I zach�d s�o�ca, oczywi�cie. Na stromych schodach wiod�cych z kempingu nas pla�� wieczorami siedz� dwuosobowe zestawy i pojedynczy samotnicy na jednym ze 156 stopni, spogl�daj�c na kresk� horyzontu lub hipnotyzuj�c czerwony kamie� s�o�ca spadaj�cy powoli w g�st� smo�� Ba�tyku. Jestem gitarzyst� i poet�, m�wi Kud�aty ob�apiaj�c dziewczyn� w d�insowej kurtce. Mog� powiedzie� ci jeden z moich wierszy, a do D�aby i Hipolita: spierdalajcie st�d. Mogliby�my pojecha� do D�bek, m�wi D�aba przypalaj�c hipolitowego papierosa. Nigdzie nie jedziemy, m�wi Hipolit i kilkana�cie minut p�niej jedziemy star� wybrukowan� kostk� drog�, przeje�dzamy przez Jastrz�bi� G�r� roz�wietlon� neonami dyskotek, w kt�rych �wietle po�yskuj� li�cie palm w donicach i sztucznych kwiat�w zwisaj�cych znad bar�w, odb�yski kwadrat�w szk�a i plastiku, st�umione pobrzmiewanie transowej muzyki, zje�d�amy w boczn�, ziemn� drog�, wsuwamy si� w drewniany �uk triumfalny przed nocnym sklepem, robimy zakupy. Kiedy zatrzymujemy si� przy barze stoj�cym jak rogatka na granicy miejscowo��i, Szaman i Mister w�a�nie ruszaj� z Helu, kto� uwa�nie czyta wszystkie og�oszenia z serii jeste�my tu, b�dziemy tam, czekaj na nas, szukaj nas na pla�y, znajdziesz nas w kawiarni, przyjedziemy tu w przysz�ym miesi�cu szukaj�c informacji od nieistniej�cych kobiet, �udz�c si� mo�liwo�ci� �atwego romansu, mi�dzy ginem z tonikiem "Pod Kasztelem" a piwem "U Byczka", id�c deptakiem w kierunku odwrotnie proporcjonalnym do zamierzonego, zwalaj�c si� na mokry piasek po nocnym niespodziewanym deszczu, kt�ry przynosi kilkudniowe och�odzenie. Suniemy piaszczyst� drog� mi�dzy campingami i dzikimi polami biwakowymi, nad kt�rymi na r�wnych prawach unosz� si� dymy z gotuj�cych si� na butlach gazowych zup w proszku, kie�bas i stek�w z tr�jno�nych grilli i marihuany z misternie rze�bionych, stylizowanych na india�skie fajek i zwyk�ych szklanych fifek. Parkujemy przed kioskiem ze s�odyczami chronionym zapor� zielonych arbuzowych min i idziemy ci�ko w g��bokim piachu, wchodz�c co chwil� na inne pole, zagl�daj�c do namiot�w, rozgarniaj�c krzaki. Wreszcie decydujemy si� na zej�cie na pla��, przez wydeptan� w zagajniku �cie�k� albo id�c wzd�u� kana�u przy nabrze�u kt�rego stoj� ��to-czarne �odzie i kutry rybackie, na metalowych szkieletach rozpi�te sieci, zapach ryb i smaru, w brunatnej, m�tnej wodzie k�pi� si� ze �miechem grubi m�czy�ni, chlapi�c na wszystkie strony i prychaj�c, rybie wn�trzno�ci bezw�adnie obijaj� si� o drugi, nier�wny, mulisty brzeg. Wzd�u� pla�y na styku l�du i wody le�� martwe fl�dry. Niekt�re zosta�y zgilotynowane, innym wyrwano wn�trzno�ci, jedne nie maj� ogon�w, jakby wykonano na nich zbiorowy koszmarny wyrok, zamiast zabija� humanitarnie, torturowano je na ��to-czarnych �odziach. Objuczony aparatami fotograficznymi m�czyzna w militarno-podr�niczym komplecie khaki pochyla si� wraz ze swoim ultranowoczesnym sprz�tem nad malownicz� grupk� kamieni nastawi�j�c obiektyw, dw�ch gapi�w nie mo�e wyj�� z podziwu, c� takiego da si� zobaczy� w grupce oblewanych przez s�on� i brudn� wod� kamieni. Kosmos, m�wi m�czyzna. Kurwa, no, kurwa, gdzie ja jestem, Szaman podrywa si� z �awki, na kt�rej spa� od dw�ch godzin i przera�onym wzrokiem rozgl�da si� wko�o. W�adys�awowo, godzina �sma trzydzie�ci. Wczasowicze id� na �niadania (zupa mleczna, twaro�ek, kakao), niekt�rzy na poranne spacery (du�o jodu). Inni jeszcze �pi�, bo sen leczy z chor�b duszy i cia�a. My te� przed chwil� jeszcze spali�my. Na turystycznym deptaku, le��c na niewygodnych, twardych drewnianych �awkach, po ca�onocnym pija�stwie, kt�re zacz�li�my w jednej, doprawdy rzec mo�na pod�ej knajpie, poprzez zabaw� na pla�y (�ar tropik�w), ta�ce w o�rodku sportowym (sport to zdrowie), ponownie pla�� z k�piel� o wschodzie s�o�ca (hold me baby), g�adka tafla wody, melodramatyczne skrzeczenie mew, rozgrzane do czerwono�ci alkoholem cia�a, kt�re trzeba ch�odzi� w zimnej wodzie. P�niej konsternacja - sklep otwieraj� dopiero o dziewi�tej, zosta�y wi�c jeszcze dwie d�ugie jak droga mleczna godziny. Do namiotu nie ma po co wraca�, nied�ugo i tak nagrzeje si� do temperatury pieca hutniczego i wypu�ci z siebie sur�wk� w postaci dw�ch albo trzech nieogolonych, wymi�tych i skacowanych facet�w z nabrzmia�ymi od zbyt kr�tkiego snu twarzami, kt�rzy zapewne zasn�li w opakowaniach, bo nie mieli nawet si�y zdj�� but�w. Wi�c nie ma po co wraca�. Trzeba poczeka� te dwie godziny a� otworz� sklep i zanim nadejdzie kac, pierwsze objawy, �omot w g�owie, zanim zacznie nieprzyjemnie telepa� jak w trafionych samolotach, kt�re zaraz eksploduj�, trzeba si� szybko czego� napi�. I jeszcze jedno: nie zaczyna si� zdania od "wi�c". Ch�opaki, gdzie jeste�cie, no kurwa, no, wyszczekuje z siebie pojedyncze s�owa Szaman. Wzrok szale�ca. Popatrz mamo: bezdomny, powiedzia�o przed chwil� dziecko mijaj�ce Szamana, gdy jeszcze zwini�ty jak zielono-niebieska larwa spa� na �awce, kiedy my z Kud�atym zapalali�my papierosy trzymaj�c si� w niewielkiej a zarazem w miar� bezpiecznej odleg�o�ci. Jakby co, nie znamy go, sk�d�e, pierwszy raz widzimy tego cz�owieka na oczy, nie ma co, �adni z nas przyjaciele. Tu, tu jeste�my, uspok�j si�. O Jezu, dobrze �e jeste�cie ch�opaki, m�wi Szaman, ch�opiec z dobrego domu, czysta koszulka polo, wyprasowane spodnie, bia�e du�e z�by, twarz Roberta Redforda. Gdyby go widzieli jego kochaj�cy rodzice, kt�rzy jeszcze niedawno m�wili: nie trujcie nam Tomka dymem papierosowym, a on p�niej do nas: ch�opaki wybaczcie, musz� ju� lecie�, w domu czekaj� z kolacj�. Albo wyperfumowany, wytalkowany, zanurzony w formalinie, razem z Ann� wybieraj�cy si� na kolejn� premier� teatraln�, albo, och, co za cudowny wernisa�, a p�niej: no, to mo�e by�my si� czego� napili. Spokojnie stary, jeste�my przy tobie. O Jezu, ch�opaki, jak dobrze was znowu widzie�. No, ja my�l�. Powr�t do rzeczywisto�ci, cho�by nawet do�� nieprzyjemnej, jest jednak uspokajaj�cy. Szaman dochodzi do siebie, jeszcze tylko ci�ko oddycha. Gdy si� obudzi�, wydawa�o mu si�, �e jest na innej planecie. �eby w innym, nieznanym mie�cie, dalej, w nieznanym kraju, ale na INNEJ PLANECIE. Domy jak u nas, ulice te�, nawet ludzie, wcale nie zielone kurduple z migaj�cymi diodami zamiast oczu i dyndaj�cymi czu�kami na czubku baloniastej, p�katej g�owy, zwykli ludzie, ZIEMIANIE, ale planeta inna. To jest to, czasy r�wnoleg�e, dok�adna kalka naszej cywilizacji, ile� tam milion�w lat �wietlnych st�d, ale jest jeden problem - no return. Nie ma powrotu. Teletransportowa�e� si� tam, tw�j wyb�r, mo�e tw�j pech. Ale nie ma reteletransportacji. Zostaniesz tu ju� na zawsze. Znam to uczucie, gdy kiedy� napalili�my si� trawy z Kaczorem i chodzili�my wyj�ci z kontekstu po naszym osiedlu, zbyt dobrze znanym od pi�tnastu lat, ale teraz zupe�nie gdzie indziej si� znajduj�cym. Lepiej tu zosta�. Mimo wszystkich niedogodno�ci ta planeta bywa naprawd� mi�a, globalne miasto. Galaktyka Billa Gatesa. O pi�tej rano dzwoni� telefon, patrzy�em nieprzytomnym, pal�cym wzrokiem przez przybrudzon� firank�, wstawa�o s�o�ce i pies, kt�rego obudzi� d�wi�k telefonu w�a�nie zadeklarowa� gotowo�� wyj�cia na spacer, co jest kurwa, pomy�la�em. No, co tam, us�ysza�em w s�uchawce g�os Hipolita. Przyje�d�aj, jeste�my u Szamana, w�a�nie sko�czy�a nam si� w�dka, m�g�by� po drodze kupi� ze dwa flakony i paczk� fajek. Niech kupi browar, ju� nie mog� w�dki, s�ycha� w tle Szamana, a Kud�aty, jak zwykle mamrocze co� o agencjach towarzyskich. Ch�opaki, odpierdolcie si�, jest pi�ta rano, m�wi�. Ale za to jak przyjemnie, odpowiadaj�, i nie mo�na odm�wi� im racji. Kiedy ostatnio widzia�e� wsch�d s�o�ca, pytaj� si�, i przez chwil� my�l�, pewnie gdzie� na Mazurach, albo nad morzem, pewnie by�em wtedy z wami. Wschody s�o�ca kojarz� si� z porannymi powrotami na camping, zm�czeniem, pojawiaj�cym si� kacem. Z wyczekiwaniem na nieludzko zimnym przystanku gdzie� po drugiej stronie rzeki, na nieludzkiej ziemi na pierwszy autobus, z jazd� na dworzec �eby z�apa� poci�g 6.40. gdzie� do S�upska lub innego r�wnie absurdalnego miejsca. Zachod�w s�o�ca prawie nie zauwa�am. Tylko na kiczowatych poczt�wkach. Ostatnio wstaj� cz�sto mi�dzy trzeci� a czwart� rano, jest ciemno i straszno, m�j pies ma biegunk�, co ty kurwa znowu ze�ar�e�, wrzeszcz� na niego, trz�sie mn� niepewno�� istnienia, nie zasn� do rana. O trzeciej w nocy wszystko jest absurdalne, mimo rze�kiego powietrza wentyluj�cego oskrzela. Wdycham je nozdrzami, ustami, uszami, oczami, ko�c�wkami w�os�w, ca�ym cia�em. Pies skupia si� na defekacji, w�azi w jakie� krzaki, na chwil� znika mi z oczu. Trzecia albo czwarta rano, zasn� mo�e o pi�tej, ty skurwielu, mamrocz� do psa, patrz�cego na mnie wielkimi oczami, w kt�rych miesza si� niemy wyrzut z poczuciem winy. Wydaje mu si�, �e wszystko jest przez jego sraczk�. Nie przejmuj si�, m�wi�, gdy zakr�camy na osiedlowej alejce okr��aj�c blok i rozpoczynaj�c fragment powrotny naszej sta�ej trasy. Gdyby tylko twoja sraczka by�a tu problemem. Coraz trudniej doczeka� �witu, to znaczy �e zbli�a si� jesie�. Wieczory s� ju� troch� ch�odniejsze, mimo, �e w dzie� s�o�ce wypala stygmaty na g�owie i plecach. Nadchodzi pora deszczowa, zaczn� si� kolejne magiczne wyprawy, tour de Varsovie, pubs and the clubs, nocne autobusy, szturmy ponurych zamczysk, gotyckie historie, forsowania rzeki. Trzeba zebra� wierne wojska. Idziemy korytarzem, jak tajni agenci id� aresztowa� gro�nego przest�pc�, morderc�, przemytnika, jak zawodowi mordercy id� wykona� wyrok. R�wno, troch� w zwolnionym tempie, filmowo. Chwil� si� wahamy, patrzymy na siebie porozumiewawczo i nagle otwieramy drzwi. A tam, jak�e by inaczej, ch�opczyk z dziewczynk� pod brudnym, �mierdz�cym br�zowo-granatowym kocem. Na pod�odze sterta ubra�, w kt�rej grzebi� szukaj�c swojej kurtki. Kurwa, gdzie jest MOJA KURTKA! Runio stoi i kiwa si� jakby mia� stopy zabetonowane w miednicy. W prz�d, w ty�, w prz�d, w ty�. Muniek podchodzi do drugiego ��ka i podnosi kolejny �mierdz�cy koc. A tam inna dziewczynka. To my, naje�d�cy z kosmosu, m�wi Muniek i znika za gwiezdnymi wrotami. Spierdalamy st�d, m�wi D�aba i ci�gnie Runia za r�kaw. Runio wali si� z hukiem na pod�og�, chocia� co to za huk, pewnie nie wa�y nawet pi��dziesi�ciu kilogram�w. Zygmunt, wychodzimy st�d, m�wi D�aba. Zaraz, zaraz, bzyczy gdzie� w ciemno�ciach Muniek. Wielka sala, w kt�rej nagle zgas�o �wiat�o. Nigdzie, po tej stronie rzeki nie by�o nagle �wiat�a. D�ugi st�, du�o wyrafinowanego jedzenia i �wiece, z kt�rych skapywa�a gor�ca stearyna na papierowy obrus. Barokowa impreza, powiedzia� Muniek, a ja zaj��em si� tac� pe�n� bu�ki faszerowanej schabem, albo na odwr�t, bo wielka micha sa�atki jarzynowej w�a�nie odjecha�a w przeciwleg�ym kierunku, przynajmniej dobrze, �e wsz�dzie pod r�k� by� alkohol, za to nie by�o �adnej muzyki. Jak na chrzcinach, powiedzia� Danton, ju� zaczyna� robi� dziwne miny, p�niej wyemigrowa� do Londynu, �eby rozwozi� pizz� na skuterze i co jaki� czas popada� w dziwne mi�o�ci. Wtedy jeszcze by� prezenterem radiowym o zmys�owym ciep�ym g�osie, nastoletnie panienki szala�y za nim w swoich obwieszonych plakatami kolorowych idoli ma�ych pokojach w szarych blokach wielkich osiedli, a on wygina� swoje chude cia�o na dyskotekach i wszelkiego rodzaju balangach. Ale kiedy� zapomnia� czego� wy��czy� i w eter pop�yn�o: kurwa, pierdol� to wszystko, koniec roboty, spierdalam do domu. W jego zmys�owy g�os ws�ucha�o si� trzy miliony statystycznych s�uchaczy tej stacji, nic dziwnego �e rzeczywi�cie spieprzy� szybko do domu, ale zamiast sam pierdoli� zosta� wypierdolony przez kierownictwo. Tak si� ko�cz� dobrze zapowiadaj�ce si� kariery. Wierzcie mi, kochani, g�wno cz�sto wpada w wentylator. Jedna fifka i �wiat ruszy� z ponadd�wi�kow� szybko�ci�. Najpierw szli�my w powietrzu. Jakie� 20 centymetr�w od chodnika. Obok siebie i jednocze�nie za sob�. Swobodnie pokonuj�c materi� powietrza widzia�em siebie id�cego przed sob�, jakie� dwa metry mi�dzy mn� i mn� bis. Ulica Krymska by�a ulic� Krymsk�, tylko �e na innej planecie, wiecz�r, jesie� (pa�dziernik albo listopad, hm, chyba raczej pa�dziernik) wszystko si� zgadza, tylko �e to inna planeta. No return. P�niej stali�my si� ci�cy. Jakie� problemy z grawitacj�, mo�e przeszli�my ju� na Antypody. Zapadamy si� po kolana w asfalt, ci�ko brodzimy, wios�ujemy mozolnie r�koma. Coraz trudniej, coraz gorzej. No return. Zostaniemy tu na zawsze. Gor�ca kula przetacza si� przez moje trzewia i serce zaczyna wali� w rytmie trashmetalowym. Ca�a planeta wybucha. I teraz Szaman wreszcie dochodzi do siebie. Zaraz kupimy trzy wina i dzie� wstanie pi�kny i s�oneczny, trzeba jeszcze ukra�� Ma�emu papierosy. Kurwa, odpierdol si� od moich papieros�w, skrzeczy Ma�y z g��bi namiotu, tak jak skrzecza� dwa lata wcze�niej w Serwach, gdy mia� 15 lat, kurwa, ch�opaki, ale dupa, a p�niej: spierdalaj kurwo, a ch�opcy na to: zobacz Ma�y czy ci czego� nie ukrad�a, gdy D�aba z Lewym i Kaczorem spali ci�ko, trzecia rano, spierdala� kurwy, wrzeszcza� Ryba i zdaje si� Ojciec. Bo problem polega na tym, �e kurwy to te, kt�re nie chc� si� odda�, przynajmniej nie pierwszej nocy, a te kt�re od razu daj� si� zmieli� jak mi�so z bu�k� na kotlet s� w porz�dku. Wi�c Ma�y by� wtedy podniecony, spierdala� kurwy, wrzeszcza�, a one, no c�, musia�y i�� o trzeciej nad ranem, 20 kilometr�w do Augustowa, ale numer, ch�opaki, pogonili�my te kurwy, sprawd� Ma�y czy ci nie ukrad�y Yardleya. No tak, to najwi�kszy problem, �eby nie zgin�� Yardley, bo wszyscy z niego korzystamy, psikaj�c si� bez umiaru w zag��bienia cia�, kosztowa� 120 dolar�w, wyrywa go Ma�y. Teraz te� usi�uje broni� swoich papieros�w, dobra, dobra, m�wi� i wychodz� z namiotu zabieraj�c paczk� Cameli. Wstaje nowy dzie�. Nawalona jak przecinak, powiedzia� Runio wskazuj�c na rzeczywi�cie kompletnie pijan�, grub� dziewczyn� przy barze przewracaj�c� oczami i wyginaj�c� wargi we wszystkie strony jakby chcia�a w ten spos�b zamanifestowa� bezbrze�n� pogard� dla �wiata. �adnej wentylacji, dym papierosowy wype�nia wszystkie uskoki terenu, nier�wno�ci �cian, osiada jak kurz na sto�ach, ci�kimi chmurami zawisa nad g�owami, nawet ju� muzyce trudno si� przez niego przebi�. Rzeczywi�cie, zupe�nie pijana, ale c�, nie znalaz�a sobie dzisiaj kr�lewicza w tym sm�tnym kurwidole, gdzie przychodz� coraz m�odsi i g�upsi, a kr�tko obci�te anoreksyjne panienki z pobliskiego liceum usi�uj� podnieci� ch�opc�w z kozimi br�dkami opowiadaj�c im �e s� lesbijkami. Miksujemy si� st�d, m�wi�, zaraz tu umr�, jestem stary, nic mi nie sprawia takiej przyjemno�ci jak wczesnym wieczorem po�o�y� si� do ��ka i przy �ciszonym radiu nabo�nie przewracaj�c strony i uwa�nie wpatruj�c si� w zdj�cia i grafiki czyta� gazety, pisma literackie i muzyczne. Dawniej w najstraszliwsze ulewy i wichury wybiega�em z domu by w��czy� si� od knajpy do knajpy w przeciwdeszczowym p�aszczu z postawionym ko�nierzem, w przekrzywionym na jedn� stron� kapeluszu, zamawiaj�c nieodmiennie podw�jn� whisky bez lodu i pr�buj�c co� wyci�gn�� z pos�pnie czyszcz�cych szklanki barman�w, kt�rzy udaj�, �e nie wiedz� o co chodzi i upad�ych gangster�w, kt�rzy na d�wi�k nazwiska Myszki Malone'a zamykali si� w sobie jak ostrygi. Stop. Popl�tanie konwencji. Mo�e jeszcze po piwie, pyta si� Runio, a ja m�wi�: dla mnie sok pomara�czowy. Nie ma tu pi�knych i perwersyjnych kobiet, nie ma kobiet dla nas. Grudzie� jak listopad, sylwester jak pi�tkowy wiecz�r, najch�tniej sp�dzi�bym go w ��ku ogl�daj�c telewizj�. Wi�c co robimy, pytam si� Hipolita, pewnie zn�w potwierdzi si� sinusoidalno�� sylwestr�w, w zesz�ym roku by� wspania�y, w tym roku b�dzie koszmarny. Mogliby�my skoczy� na trzy dni do Zakopca, mityczne miejsce, tam gdzie zawsze zbierali si� arty�ci, sportowcy i nuworysze, a geniusze pochowani na tamtejszym cmentarzu zmieniali pod ziemi� p�e�. To, co tam kocham to zapach dymu z komin�w. Czyta�em ostatnio przewodnik po halucynogenach, m�wi� do Runia, �eby co� m�wi�, bo pi� i tak ju� nie mam czego, mieli�cie szcz�cie, �e nie zeszli�cie wtedy po tym astmosanie, albo wszyscy nie wyskoczyli�cie przez okno. Chodzi�y po nas robaki, m�wi Runio, jednego nawet zjad�y, inny poszed� na policj� i powiedzia�, �e to on jest tym morderc�, powiem wam gdzie ukry�em zw�oki, tylko odwo�ajcie te helikoptery, kt�re mnie �ledz�. Spadaj facet, powiedzieli gliniarze, machaj�c r�kami jakby atakowa�y ich w�ciek�e osy. D�aba kiedy� o pi�tej rano wyskoczy� z domu, �eby �apa� pierwszy autobus do psychiatryka, b�aga� o podw�jn� porcj� uspokajaczy, bo w�a�nie mu si� wydawa�o, �e za chwil� umrze, co� w �rodku szykowa�o si� by wybuchn��, zamieniaj�c wn�trzno�ci w kup� dygocz�cych flak�w. Bezsenno�� na przemian z delirycznymi snami, nag�e zrywanie si� w �rodku nocy. Sleep cures everything but insomnia, insomnia �piewa pi�kna Marijne van der Vlugt. Marcina goni�o trzystu Krzy�ak�w a przed nim wyrasta�a wysoka, g�adka �ciana, w jego pokoju pojawia�y si� gibi�c niezliczonymi szyjami ziej�ce ogniem smoki. Mam w szafie dwie setki cytryn�wki, jakby co, m�wi D�aba do Runia patrz�c urzeczony na rudow�os� kelnerk�: du�e piwo i du�� fant�. Fant�? Nie mog� ju� ��opa� browaru, m�wi D�aba, rzyga� mi si� chce na sam widok. Czy jest cytryn�wka, pyta si� dzie� wcze�niej w drink barze "Barnaba" gdy Marcin coraz niecierpliwiej oczekuje na swoje piwo. A �ubr�wka? No dobrze, to mo�e niech b�dzie gin z tonikiem, m�wi D�aba. Jeste�my w dobrym wieku, m�wi Runio popijaj�c piwo, mo�emy r�n�� i nastolatki i czterdziechy. To idealny wiek. Jeszcze jedn� fant�? Czemu nie. Naprawd� maj� tu naj�adniejsze kelnerki w okolicy, szkoda tylko �e kantuj� na piwie. Czy maj� pa�stwo �ubr�wk�? Nie? Kurwa, czy w tym mie�cie nie mo�na ju� napi� si� zwyk�ej �ubr�wki? Dwa piwa, m�wi Marcin do nad�sanej barmanki. Zanurzaj� si� w szklankach, odstawiaj� je po jakim� czasie gdy wypita zostaje po�owa. Teraz po papierosku. Rozmawiaj� o artystycznych chorobach. Arystokratyczno�� syfilisu, modernistyczno�� gru�licy, postmodernistyczno�� AIDS, ponadczasowo�� astmy, niedomykalno�� zastawki. Kiedy� my�la�em, �e mam syfa, po jaki� wakacjach, wyznaje D�aba w po�owie drugiego piwa. Poszed�em do przychodni wenerologicznej, w poczekalni siedzia�a jaka� brzydka dziewczyna, w rozci�gni�tym swetrze, ci�kich pionierkach, taka niedomyta, typ oazowo-turystyczny. Jezus jest z tob�, szepn�a gdy spocony rozgl�da�em si� nerwowo, niewyra�nie szepc�c swoje nazwisko w rejestracji. Z gabinetu zabiegowego wyszed� niski �ysawy facet podobny do Danny'ego de Vito, w przybrudzonym kitlu i da� mi znak. To pana dziewczyna, zapyta� si� wskazuj�c szpetn� dwudziestoletni� siedz�c� z uduchowion� min� na twardym krze�le w korytarzu. Nie, Bo�e uchowaj. Ale to od niej pan to z�apa�? Nie, nie, ona tylko tutaj nawraca. Nic pan nie ma, powiedzia� po paru minutach. Ale na przysz�o�� lepiej by� ostro�nym. Chocia� teraz to nie jest problem. Zastrzyk z penicyliny i szlus, u�miechn�� si�. Wyszed�em szcz�liwy, cho� szpetna religijna �ciga�a mnie po schodach chc�c bym poda� jej numer mojego telefonu, i proponuj�c randk� z Jezusem. Teraz ju� nie tak �atwo z�apa� syfa. Dawniej to co innego. Syf to jest co�. Teraz jest HIV, ale on jest taki prostacki, ka�dy mo�e go z�apa�, to ju� nie to. Albo gru�lica, rozmarza si� D�aba, gru�lica jest szlachetna. Bez TBC nie by�o by XIX-wiecznej sztuki i literatury. Naprawd� �cigali ci� Krzy�acy? pyta si� D�aba z lekkim niedowierzaniem. Krzy�acy, templariusze i rycerze malta�scy. S� jeszcze jakie� dwa zakony w Hiszpanii ale oni si� nie licz�, m�wi Runio, takie kluby starszych pan�w. Templariusze przyznali si� w�a�nie �e maj� �wi�tego Graala. Podobno wygl�da jak kieliszek do jajek. O rany, �apie si� za ogolon� na �yso g�ow� Runio. To wszystko wyja�nia, to �e Chrystus jest Bogiem. Jak maj� Graala to mog� wszystko. Zreszt� zakon templariuszy zosta� przecie� powo�any g��wnie po to, �eby znale�� Graala. No i go maj�. Pomy�lcie - kosmiczne odpusty, miliardy Graal�w jak ogrodowe krasnale, na straganach wzd�u� g��wnych dr�g. Graale plastikowe, porcelanowe, Graale z modeliny, w r�ne wzory, kolory, mniejsze i wi�ksze, bogato inkrustowane i tandentne. Oczywi�cie o r�nych stopniach magiczno�ci. �eby nie by�o piractwa, ka�dy powinien mie� certyfikat podpisany przez papie�a, stwierdzaj�cy jego oryginalno�� i cudotw�rczo��. Wielki Mistrz m�g�by nadzorowa� to osobi�cie. Bogato inkrustowany Graal na wielkie uroczysto�ci, Graal turystyczny, sk�adany, Graal polowy dla kapelan�w wojskowych, por�czny, �atwy do przechowywania w trudnych warunkach polowych, mo�na tak�e opracowa� wersj� desantowo-szturmow�. Koszulki z napisem "Graal Power". Gie�dy u�ywanych Graali. Akcje "Graal Industries Inc." by�yby lepiej notowane ni� "Jordan Water Ltd." i "Drzazga z Krzy�a sp.z.o.o". Je�eli ludzko�� chce prze�y�, nie powinna popada� w zw�tpienie. Zadzwoni� Matka, kiedy by�em pomi�dzy zup� a drugim daniem, od razu zacz�� m�wi� o swoich z�bach. Ju� nie o sercu, p�ucach, nerkach ani kr�gos�upie. To dobrze. Z dziurawymi z�bami mo�na �y�, z rozpieprzonym sercem, albo zardzewia�ymi nerkami nie bardzo. Z m�zgiem jak m�wi�, mo�na sobie poradzi�, wygl�da sensownie napisa� Julian Barnes Obawiam si� natomiast, �e serce, ludzkie serce wygl�da na strasznie popieprzone. A teraz ja: obawiam si�, �e ludzki m�zg te� jest strasznie popieprzony. Wi�c wyda�em ju� mn�stwo pieni�dzy na te plomby, a to, bracie, nie s� nawet utwardzane, tylko udaj�, trzymaj� ci przy z�bie co� i udaj� �e utwardzaj�. A ja mam ju� coraz mniejszy z�b po prawej stronie, bo mi wyborowali i zostawili kraw�dzie. I nie mog� je�� bo one si� krusz�. Wiecie jak Matka potrafi nawija�, przynajmniej p� godziny, w�a�ciwie bez oddechu, wielopi�trowe konstrukcje zda�. Chodzi o to, �eby m�wi�, a ja jestem przecie� tak wdzi�cznym s�uchaczem. Kud�aty by powiedzia�: przesta� pieprzy� Matka, w dodatku Kud�aty ostatnio u�ywa wy��cznie telefonu kom�rkowego i jak do kogo� dzwoni, to tylko po to, �eby powiedzie�, �e musi ju� ko�czy� bo licznik bije. O Jezu, co za kretyn, zupe�nie go pokr�ci�o, m�wi Matka, kt�rego w�a�nie pokr�ci�o lumbago albo isjasz i nagle zapomina o swoich z�bach. O wszystkich dentystach na �wiecie, ale zaraz po od�o�eniu s�uchawki przypomn� mu si� kr�garze, neurolodzy, kardiolodzy, onkolodzy, no i weterynarze, cho� przecie� wszystkich praktykuj�cych w tym mie�cie zd��y� ju� wyzwa� od skurwieli. Kiedy� usi�owa� udusi� piel�gniark�. Praca w s�u�bie zdrowia jest nie tylko ma�o p�atna ale i bardzo niebezpieczna. Jego wyjazdy z Zaj�cami nad morze, dwa dni hedonizmu, zero spania, zero jedzenia, trzydzie�ci browar�w i trzy paczki papieros�w. Oparzenia drugiego stopnia u Zaj�ca, ci�kie przejaranie si� traw� Dziewula, paranoja u Matki. I Matka wypuszczaj�cy si� z Dziewulami w miasto. I przed wyj�ciem amfa, i zaraz po wyj�ciu joint, p�niej ju� s� prawie w knajpie, kiedy decyduj�, �e trzeba wr�ci� i zostawi� samoch�d, �eby nie je�dzi� po pijaku, wi�c w domu trzeba jeszcze raz wci�gn�� amf� a na deser zarzuci� grzyba. I mo�na ju� i�� na piwo. A dwa tygodnie p�niej w Ch�apowie Matka zastanawia si� czy wraca� do domu czy zosta� jeszcze trzy albo cztery dni. Mam wra�enie, �e marnuj� tutaj sw�j czas, m�wi Matka a mi i Hipolitowi nie pozostaje nic innego jak zrobi� porozumiewawcze miny. Tak jakby� Matka nie marnowa� swojego czasu w Warszawie, siedz�c w zaciemnionym pokoju i popadaj�c w schizofreni�. Nie odzywaj�c si� do swojego bli�niaczego brata. Popijaj�c z dziwnymi kolesiami w�dk� na ostrogach na Wi�le, tu� przed wschodem s�o�ca, maj�c szcz�cie do znajdowania si� zawsze w epicentrum dymu, gdy policja wpada na jakie� przyj�cie i zakuwa biesiadnik�w w kajdanki i oczywi�cie Matka l�duj�cy na komisariacie i jego ojciec wykorzystuj�cy wszystkie swoje dawne koneksje, Matka ruszaj�cy w miasto i chlej�cy z obcymi, poznanymi p� godziny wcze�niej facetami, kt�rzy po paru godzinach przystawiaj� mu n� do gard�a, zabieraj�c reszt� kasy i zegarek. W sierpniu Matka wyje�d�a do W�adys�awowa. Z w�asnym ojcem. Mieszkaj� w o�rodku sportowym, Matka chodzi na zabiegi. Wieczorami galopuje na dyskotek�, gdzie, jak si� chwali wszystkim po powrocie, udaje mu si� za namiotem, w kt�rym jest bar, przelecie� Miss Lata. Oczywi�cie gubi jej telefon, p�niej usi�uje j� znale��, ale s�one fale zmywaj� �lady st�p. Ci�cie. Po powrocie do miasta Matka ch�onie kurz w pokoju, z wyuczon� regularno�ci� wychodzi z psem na spacery, dok�adnie specjaln� szczoteczk� czy�ci mu z�by i p�ucze je wod� "Volvic" (6 litr�w dziennie, sami sobie przeliczcie ile na to idzie kasy), podaje witaminy, podnosi mu �ap�, �eby Aramis m�g� si� bezwysi�kowo odla�. Potem Matka wyje�d�a do sanatorium. Jego szkielet potrzebuje odnowy. Uzdrowisko w mi�dzywojennym stylu. Lecznicze wody, pot�ni piel�gniarze wyrywaj�cy ko�czyny i zjadaj�cy zmaltretowane cia�a, cudownie przywracaj�ce sprawno�� w sparali�owanych ko�czynach zabiegi, artystowscy lekarze, pon�tne piel�gniarki z pot�nymi zadami i wampirzymi ustami, prze�arci przez pi�kne choroby arty�ci, z�erani powoli i dok�adnie od �rodka geniusze, ob��kani mesjasze. Automobile dowo��ce wyperfumowane �ony ministr�w. Nikodem Dyzma i kwiat oficerskiej braci. Tydzie� p�niej Matka opuszcza sanatorium w atmosferze skandalu. Prosz� pana, to jest sanatorium a nie burdel, m�wi mu kierownik uzdrowiska. Mo�e zreszt� m�wi co� innego. Jest w tym w ka�dym razie jaka� kurtuazja. Matka zamiast bezwolnie poddawa� si� zabiegom i przestrzega� rygorystycznego zestawu �ami�cych prawa obywatelskie obostrze�, urywa si� do pobliskiego miasteczka gdzie przesiaduje w knajpach i brata si� z prostym ludem, staj�c si� wkr�tce kim� w rodzaju guru. Po powrocie z eskapady zazwyczaj jest smarowany przez piel�gniarzy dziwnym b�otem, kt�re podobno ma go uzdrowi�. W ramach kary za nieprzepisowe wyskoki aplikuj� mu te� nieprzyjemne k�piele. W dodatku znakomita wi�kszo�� pensjonariuszy swoje inicjacje mia�o w okolicach pierwszej wojny �wiatowej, tej kosmicznej rzezi, gdzie ca�e narody sz�y pod �miertelny ogie� karabin�w maszynowych, najnowszego gad�etu znudzonej XIX wiekiem Europy, jakby po prostu nie mia�y lepszego pomys�u, na to, co ze sob� zrobi�. Matka jest niemile zaskoczony. Nikt go nie uprzedza�, �e w�r�d pensjonariuszy sanatorium nie b�dzie fajnych lasek. Matka poznan� w miasteczku wiejsk� wariatk� musi przemyca� w nocy, innym razem wykupuje dodatkowy pok�j. Albo przyjecha� si� pan tu leczy� albo pieprzy�, m�g�by powiedzie� kierownik sanatorium, ale chyba tak nie m�wi. Mo�e najwy�ej tak my�li. I tak mia�em st�d wyjecha�, m�wi Matka, kurewsko tu nudno. W�a�nie ze stacji kolejowej przyje�d�a bryczka z chorym na lumbago upad�ym hrabi�-morfinist�. Micha� Choroma�ski zaczyna pisa� kolejn� powie��. Cofn��em si� w czasie, jest ciep�y prze�om lat 50. i 60., jaka� impreza, muzyka, dziewczyny w kwiecistych sukienkach, id� z jedn� z nich do ��ka, zreszt� atmosfera jest bardzo lu�na, co chwil� jaka� para znika w kt�rym� z pokoi, moja atrakcyjno�� chyba wynika z tego, �e jestem cz�owiekiem przysz�o�ci. trzydzie�ci kilka lat do przodu, dziewczyna jest m�oda, ma 18 mo�e 20 lat, ale w 1994, z kt�rego przyby�em b�dzie kobiet� po pi��dziesi�tce, teraz jest pi�kna, g�adka, smuk�a, gdy ja b�d� dwudziestoparolatkiem, jej cia�o b�dzie ju� brzydkie, pomarszczone, cho� mo�e wcze�niej umrze na raka. Nowotw�r spokojnie i systematycznie b�dzie po�era� jej tkanki, a mo�e szybko i pazernie jak packman w grach komputerowych, chrum, chrum, mniam, mniam. Po �mierci zacznie najpierw gni� w�troba, robactwo zaatakuje oczy. Na razie jednak zauroczony jej m�odo�ci� id� za ni� w czasowe odm�ty, nie zastanawiam si� jak wr�c� do 1994, by� mo�e jest to spraw� oczywist�. Jazz wype�nia wszystkie pomieszczenia, nie wiadomo dlaczego za oknem przelatuj� nowoczesne helikoptery, jakbym zabra� je ze sob� w podr� w czasie, mo�e czekaj� by mnie odwie�� do domu. Zastanawiam si�, czy b�d� potrafi� wr�ci� tutaj z mojego czasu, mojego �wiata. Zawsze takie klimaty budzi�y we mnie dreszcz podniecenia tajemnic�. Ekspiacja odwiecznych ci�got do poznania przyczyn up�ywu czasu. Dni, tygodnie, miesi�ce, lata. Kalendarze. Horoskopy. Porady w pismach. Koszulki w gwiazdy. Sparali�owany geniusz Hawking og�asza z katedry swego inwalidzkiego w�zka: podr�e w czasie s� mo�liwe. I co wy na to, ch�opaki? P�n� jesieni�, wtedy naj�atwiej o galopad� wyobra�ni, ogl�daj�c idiotyczny film z Belmondem i popalaj�c haszysz, rozmy�lamy z Runiem o teoriach �wiat�w r�wnoleg�ych, o �wiat�w powtarzalno�ci, o tym, �e ile� tam milion�w lat �wietlnych od osiedla Za �elazn� Bram� jeste�my identyczni, w takim samym mie�cie, domu, ogl�daj�c g�upawy film i pal�c haszysz, a mo�e nie jeste�my wcale tacy sami. Mo�e Runio nie jest Runiem tylko Runioxem, mo�e zamiast esencji z konopi palimy w stu procentach chemiczne a jednocze�nie nieprawdopodobnie zdrowe narkotyki przy okazji mi�ych wizji lecz�ce kosmiczn� astm�, w swoich skafandrach, teraz nieregulaminowo rozche�stanych. Za ogromnym iluminatorem przelatuj� dostojnie wielkie transportowce i mi�dzyplanetarne jumbo-jety, powietrzne tramwaje kursuj�ce po niewidzialnych torach mi�dzy unosz�cymi si� w przestrzeni osiedlami. Albo my dwaj, miliardy lat temu, biliony lat p�niej. Cyklicznie powtarzaj�ce si� wieczory, ewolucje, rewolucje, zgony genialnych wynalazc�w i ich powt�rne narodziny, mi�o�ci licealist�w i szale�stwa motorniczych, nic nie warte po�wi�cenia. Powtarzaj�ce si� co �ci�le odmierzony czas �ycia, egzaminy, awanse, pisane sprawozdania, wydruki komputerowe. Ja i Runio siedz�cy w groteskowo ma�ym mieszkaniu w du�ym bloku osiedla Za �elazn� Bram�. Jest oto sam pocz�tek lat 90, w�a�nie co� p�k�o, co� si� zmieni�o, niedaleko st�d otwarto supermarket. Kupujemy w nim w�dk�, soki owocowe, a nawet w przyp�ywie explorystycznych i do�wiadczalnych ci�got nabywamy ameryka�skie wino "Thunderbird", kt�re okazuje si� by� koszmarnym wprost, pal�cym gard�o jabolem. Z�owieszczy pisk tramwaju na zakr�cie, powolno�� autobusu zbli�aj�cego si� do przystanku. Knajpa "U Rze�biarzy", kt�r� wkr�tce zamienimy na "Plastyk�w" serwuj�cych ciep�e piwo i niepowtarzaln� atmosfer� wytwarzan� przez niespe�nionych, chyba g��wnie seksualnie artyst�w, my�licieli i baletmistrz�w. To jedyne miejsce, w kt�rym nie puszczaj� �adnej muzyki. Wsz�dzie indziej wkracza w zab�oconych gumofilcach grunge. My jako starzy punkowcy nie ufamy i jeste�my przeciw. Miron przynosi sobie kolejny winiak luksusowy. To, co tu najciekawsze, to zupe�ny brak pi�knych kobiet. Wi�c jak tam by�o, pyta si� Szaman, tutaj nic si� nie zmieni�o, tutaj nigdy nic si� nie zmienia. Wiem, wiem, dlatego tu wr�ci�em, t�skni�em za tym miastem, za jego cudownym zapachem spalin wypuszczanych przez niezgrabne pude�kowate autobusy, drzew, ciep�ego asfaltu, �cian dom�w, za klekotaniem tramwai, zat�skni�em za waszymi mordami, za tymi wszystkimi eskapadami, kt�re by�y zawsze i kt�re zawsze b�d�, p�ki my �yjemy, p�ki nie dopadn� nas zawa�y, marsko�ci, raki, wylewy, zatrucia, p�ki jelita maj� si�� przerabia� na g�wno nasze uniesienia, nim nieszcz�liwe wypadki zamieni� nas w r�bank�. Co w pierwszej kolejno�ci. Wi�c jak, miasta portowe, burdele, knajpy, alkohole, �r�dmiejskie pasa�e, tajlandzkie prostytutki w witrynach, albo mi�kkie fotele, czerwone �ciany, lustrzane sufity, barek w z�ym gu�cie, z�oto-srebrny, lustra wsz�dzie lustra, czujesz si� jak w ogromnej hali, nieko�cz�cy si� szereg mi�kkich sk�rzanych kanap, r�wny jak drzewa przy drodze, rz�d pos�g�w Adonisa, wszystko ci�gnie si� w niesko�czono�� jak �lina �pi�cego w autobusie. A my tutaj chodzimy do Go-Go. Oczywi�cie to pomys� Kud�atego, jutro mamy i�� na zapasy w b�ocie. Kud�aty za ka�dym razem zakochuje si� w kurwach wij�cych si� wok� jakiej� rury, kupuje im kwiaty i m�wi nam, wiecie, ona wcale taka nie jest, to bardzo inteligentna dziewczyna, to �ycie zmusi�o j� do takiej pracy. I przypomina mi si�, �e postanowili�my z Misterem kupi� dla Kud�atego gumow� lal�, �eby ukoi�a jego b�l samotno�ci i ju� notuj� sobie w kalendarzu: dzwoni� do Mistera, ale nagle okazuje si�, �e Mister si� na mnie obrazi�, bo zostawi�em w mieszkaniu jego siostry papierki po prezerwatywach. Ma�o tego, podobno dwie z nich wci�� p�ywa�y w kiblu. O Jezu, pono� Misterowi piana leje si� z pyska na d�wi�k mojego nazwiska, odgania si� od mojego cienia, kt�ry czasami w�druje z ch�opakami, gdy ja zupe�nie martwy jestem daleko st�d, nad Morzem P�nocnym, na szerokiej pla�y w godzinach popo�udniowych, patrz� jak morze przychodzi i odchodzi, jak dr��� powietrze mewa i latawiec. I wtedy zadzwoni� Matka. A mo�e to ja do niego zadzwoni�em. W ka�dym razie rozmawiali�my chyba godzin�. Oczywi�cie g��wnie on m�wi�. Matka nie nale�y do ludzi, kt�rzy mieliby uspokajaj�cy g�os. Lubi� s�ucha� zmys�owych g�os�w w telefonie, je�eli nawet m�wi� od rzeczy, najwa�niejsze �eby by�y spokojne, matowe, powolna artykulacja, smakowanie ka�dego s�owa. Pastelowe kolory mowy. Matka skrzypi, rz�zi i charczy, raz m�wi szybko, raz przeci�ga sylaby jakby sprawdza� ich rozci�gliwo��. I m�wi. O swoich b�lach kr�gos�upa, nerek, serca, o swoim 16-letnim pudlu kr�lewskim, kt�ry od kiedy znam Matk� wci�� umiera i nie mo�e umrze�. Oczywi�cie psia eutanazja nie wchodzi w gr�. Matka uwa�a �e jego matka chce zniszczy� psa. Dlatego Matka nie �pi po nocach, najwy�ej 3-4 godziny drzemki, w dodatku ten kr�gos�up. Wi�c Matk� co tydzie� nawiedza masa�ysta wygl�daj�cy na ostrego peda�a, kt�ry go ugniata, rozci�ga, wyg�adza, pewnie poklepuje mu przy okazji ko�ciste po�ladki, Matka spocony bierze gor�ce k�piele, potrafi siedzie� w wannie trzy godziny, bo tyle ma czasu dla siebie mi�dzy jednym a drugim spacerem z psem. I teraz Matka m�wi, cho� mo�e rzeczywi�cie t