2428

Szczegóły
Tytuł 2428
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2428 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2428 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2428 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ISAAC ASIMOV KONIEC WIECZNO�CI Przek�ad - Adam Kaska 1. TECHNIK Andrew Harlan wszed� do kot�a. �ciany kot�a by�y doskonale okr�g�e i przylega�y dok�adnie do pionowego szybu, sporz�dzonego z rzadko rozmieszczonych pr�t�w, kt�re sto osiemdziesi�t centymetr�w nad g�ow� Harlana przekszta�ca�y si� w migotliw�, niewyra�n� mgie�k�. W��czy� zesp� sterowania i poruszy� lekko chodz�cy starter. Kocio� ani drgn��. Harlan bynajmniej nie spodziewa� si� ruchu ani w g�r�, ani w d�, w prawo czy w lewo, naprz�d czy w ty�. Jednak odst�py mi�dzy pr�tami stopnia�y w szaraw� czer�, kt�ra by�a twarda w dotyku, jakkolwiek niematerialna. Przy tym czu� lekki niepok�j w �o��dku i nieznaczny (psychosomatyczny?) zawr�t g�owy, wskazuj�cy, �e wszystko, co kocio� zawiera, ��cznie z samym Harlanem, p�dzi przez Wieczno��. Wszed� do kot�a w 575 Stuleciu - bazowym stuleciu operacji, przydzielonym mu dwa lata wcze�niej. Wiek 575 by� najodleglejszy ze wszystkich, do kt�rych podr�owa�. A teraz przemieszcza� si� ku 2456 Stuleciu. Normalnie czu�by si� nieco zagubiony w tej sytuacji. Jego ojczyste stulecie le�a�o w odleg�ej przesz�o�ci - m�wi�c dok�adnie by� to wiek 95. Wiek 95 surowo ograniczaj�cy u�ycie energii atomowej, do�� sielankowy, lubuj�cy si� w naturalnym drzewie jako materiale konstrukcyjnym, nastawiony na eksport pewnych gatunk�w destylowanych napoj�w do wszystkich niemal epok i import nasienia koniczyny. Jakkolwiek Harlan nie by� w 95 wieku od czasu, gdy przeszed� specjalne przeszkolenie i jako pi�tnastoletni ch�opiec zosta� Nowicjuszem, to jednak zawsze czu� si� nieco zagubiony, gdy oddala� si� od "domu". Wiek 2456 b�dzie okr�g�ym dwustu czterdziestym tysi�cleciem od narodzin Harlana, a jest to szmat czasu, nawet dla zahartowanego Wieczno�ciowca. W normalnych okoliczno�ciach wszystko by tak wygl�da�o. Lecz teraz Harlan by� w zbyt kiepskim nastroju, by my�le� o czymkolwiek, poza tym, �e dokumenty ci��� mu w kieszeni, a ca�y plan dzia�ania ci�ko le�y na sercu. By� nieco przestraszony, troch� podniecony i zmieszany. Jego r�ce odruchowo zatrzyma�y kocio� na w�a�ciwym przystanku we w�a�ciwym stuleciu. Dziwne, �e Technik m�g� czu� si� podniecony czy zdenerwowany czymkolwiek. Co to kiedy� m�wi� Edukator Yarrow? "Technik musi by� przede wszystkim beznami�tny. Zmiana Rzeczywisto�ci, jakiej dokonuje, mo�e wp�ywa� na �ycie nawet pi��dziesi�ciu miliard�w ludzi. Dla miliona czy wi�cej spo�r�d nich efekty b�d� tak drastyczne, �e trzeba ich uwa�a� za ca�kowicie nowe jednostki. W tych warunkach emocjonalne podej�cie do sprawy stanowi powa�n� przeszkod�". Harlan gwa�townym potrz��ni�ciem g�owy wyrzuci� ze swego umys�u wspomnienie suchego g�osu nauczyciela. W tamtych czasach nawet sobie nie wyobra�a�, �e zostanie w�a�nie Technikiem. Ale emocje zacz�� prze�ywa� mimo wszystko. Nie z racji pi��dziesi�ciu miliard�w ludzi. Kto w Czasie troszczy si� o pi��dziesi�t miliard�w ludzi? Chodzi tylko o jednego. O jedn� osob�. U�wiadomi� sobie, �e kocio� stoi, w kr�ciutkiej przerwie, dla zebrania my�li, wprawi� si� w ten ch�odny, rzeczowy nastr�j, jaki musi cechowa� Technika. Potem wysiad�. Kocio�, kt�ry opu�ci�, nie by� oczywi�cie tym samym, do kt�rego wsiad� - w tym sensie, �e nie sk�ada� si� z tych samych atom�w. Nie troszczy� si� o to bardziej ni� inni Wieczno�ciowcy. Tylko Nowicjusze i nowi przybysze do Wieczno�ci interesowali si� bardziej mistyk� podr�y w Czasie ni� samym jej faktem. Znowu zrobi� kr�tk� przerw� przy niesko�czenie cienkiej kurtynie z Nie-Przestrzeni i Nie-Czasu, kt�ra z jednej strony oddziela�a go od Wieczno�ci, a z drugiej - od zwyk�ego Czasu.Znalaz� si� w ca�kiem dla siebie nowej sekcji Wieczno�ci. Oczywi�cie cokolwiek z grubsza o niej wiedzia�, przejrzawszy odpowiedni rozdzia� Podr�cznika Czasu. Jednak nie mog�o to zast�pi� osobistych odwiedzin, wi�c przygotowa� si� na pocz�tkowy szok adaptacji. Odpowiednio nastawi� zesp� sterowania (prosta sprawa przy wkraczaniu do Wieczno�ci, natomiast bardzo skomplikowana w przej �ciu do Czasu, lecz ten typ podr�y zdarza� si� rzadziej). Przekroczy� kurtyn� i przymru�y� oczy od blasku. Odruchowo podni�s� r�k�, by je os�oni�. Naprzeciw niego sta� tylko jeden cz�owiek. Z pocz�tku Harlan widzia� go bardzo niewyra�nie. Cz�owiek odezwa� si�: - Jestem Socjolog. Kantor Voy. Pan jest pewnie Technikiem Marianem? Harlan skin�� g�ow� i powiedzia�: - Ojcze Czasie! Czy t� iluminacj� mo�na troch� przygasi�? Voy obejrza� si�, a potem powiedzia� wyrozumiale: - My�li pan o emulsjach cz�steczkowych? - Oczywi�cie - odpar� Harlan. - Podr�cznik wspomina� o nich, ale nie m�wi� o tak szale�czych refleksach �wietlnych. Harlan uwa�a� swe oburzenie za do�� uzasadnione. 2456 Stulecie orientowa�o si� na materi�, podobnie jak wi�kszo�� stuleci, wi�c od samego pocz�tku mia� prawo oczekiwa�, �e wszystko b�dzie do�� podobne. Nie spodziewa� si� tu straszliwego chaosu (straszliwego dla kogo�, kto urodzi� si� w epoce zorientowanej na materi�) wir�w energii trzechsetnych stuleci ani dynamiki pola sze��setnych wiek�w. W wieku 2456 dla wygody przeci�tnego Wieczno�ciowca materii u�ywano do wszystkiego - od �cian do gwo�dzi tapicerskich. Nawiasem m�wi�c, jest materia i materia. Obywatel zorientowanego na energi� stulecia mo�e sobie tego nie u�wiadamia�. Dla niego wszelka materia mo�e wygl�da� jak drobne odmiany czego� grubego, ci�kiego, barbarzy�skiego. Jednak nastawiony na materi� Harlan rozr�nia� drzewo, metale (ci�kie i lekkie), plastik, krzem, wapno, sk�r� i tak dalej. Lecz materia sk�adaj�ca si� wy��cznie z luster! To by�o pierwsze wra�enie z 2456 Stulecia. Ka�da powierzchnia odbija�a �wiat�o i b�yszcza�a. Wsz�dzie by�a iluzja absolutnej g�adko�ci: efekt emulsji cz�steczkowej. W tych nie ko�cz�cych si� odbiciach samego Harlana i Socjologa Voya, wszystkiego, co tylko m�g� zobaczy� w u�amkach i ca�o�ciach, pod wszystkimi k�tami, by� chaos. Jaskrawy chaos, wywo�uj�cy obrzydzenie. - Bardzo mi przykro - powiedzia� Voy. - To obyczaj Stulecia, a odpowiednia sekcja uwa�a, �e nale�y przyjmowa� miejscowe obyczaje, je�li s� praktyczne. Przyzwyczai si� pan do tego po pewnym czasie. Voy ruszy� gwa�townie po stopach innego Voya, odwr�conego g�ow� w d� pod posadzk�, kt�ry wraz z nim podszed� do sto�u. Przesun�� do punktu zerowego cienk� jak w�os wskaz�wk� na spiralnej skali. Odbicia znik�y, jaskrawe �wiat�o zblad�o. Harlan poczu�, jakjego �wiat si� zestala. - Prosz� teraz za mn� - rzek� Voy. Harlan poszed� za nim przez puste korytarze, kt�re przed paroma chwilami musia�y jarzy� si� orgi� sztucznego �wiat�a i refleks�w, po pochylni i przez przedpok�j do gabinetu. Na tej kr�tkiej drodze nie spotkali nikogo. Harlan tak by� do tego przyzwyczajony, �e z pewno�ci� zaskoczy�oby go i niemal wywo�a�o wstrz�s, gdyby ujrza� oddalaj�c� si� szybko posta� ludzk�. Bez w�tpienia rozesz�y si� ju� wie�ci, �e przybywa Technik. Nawet Voy trzyma� si� na dystans, a gdy przypadkowo d�o� Harlana otar�a si� o jego r�kaw, Socjolog drgn�� i cofn�� si�. Harlana nieco zaskoczy�a odrobina goryczy, jakiej przy tym wszystkim doznawa�. My�la�, �e muszla, kt�ra wyros�a wok� jego duszy, jest grubsza, bardziej nieprzenikliwa. Je�li si� myli�, je�li ten pancerz sta� si� cie�szy, przyczyna mog�a by� tylko jedna: Noys! Socjolog Kantor Voy pochyli� si� ku Technikowi niby w do�� przyjacielski spos�b, lecz Harlan zauwa�y�, �e siedz� po przeciwnych ko�cach pod�u�nej osi do�� du�ego sto�u. Voy powiedzia�: - Ciesz� si�, �e tak s�ynny Technik interesuje si� naszym drobnym problemem. - Tak - odpar� Harlan z ch�odn� oboj�tno�ci�, jakiej ludzie po nim oczekiwali. - Ten problem ma swoje interesuj�ce aspekty. (Czy by� do�� oboj�tny? Z pewno�ci�jego prawdziwe motywy musz� by� widoczne, a wina ujawnia si� w kropelkach potu na czole). Wydoby� z wewn�trznej kieszeni arkusik folii z sumarycznym projektem Zmiany Rzeczywisto�ci. By�a to ta sama kopia, kt�r� miesi�c wcze�niej wys�ano do Rady Wszechczas�w. Dzi�ki swym kontaktom ze Starszym Kalkulatorem Twissellem (samym Twissellem!) Harlan nie mia� wiele k�opotu z uzyskaniem tego egzemplarza. Przed rozwini�ciem rolki upu�ci� j� na powierzchni� sto�u, gdzie zosta�a zatrzymana przez s�abe pole paramagnetyczne, i zamy�li� si� na chwil�. Pokrywaj�ca st� emulsja cz�steczkowa by�a przygaszona, ale nie ciemna. Ruch w�asnej r�ki przyci�gn�� na chwil� jego wzrok, odbicie twarzy zdawa�o si� patrze� na niego ponuro z blatu sto�u. Mia� trzydzie�ci dwa lata, lecz wygl�da� starzej. Wiedzia� o tym. Mo�e to w�a�nie jego d�uga twarz i czarne brwi nad czarnymi oczyma powodowa�y po cz�ci, �e mia� �w marsowy wygl�d i ch�odne nieruchome spojrzenie, typowe dla karykaturalnego obrazu Technika w wyobra�eniach Wieczno�ciowc�w. A mo�e powodowa� to fakt, �e Harlan stale pami�ta� o tym, i� jest Technikiem. Rozpostar� foli� na stole i wr�ci� do sprawy. - Nie jestem Socjologiem - rzek�. Voy u�miechn�� si�. - To brzmi wspaniale. Gdy kto� zaczyna m�wi� o braku kompetencji w danej dziedzinie, zazwyczaj zaraz potem wyst�puje z jak�� stanowcz� opini�. - Nie - powiedzia� Harlan. - To nie opinia. Tylko pro�ba. Chcia�bym, �eby pan rzuci� okiem na to podsumowanie i sprawdzi�, czy gdzie� tu nie ma drobnej pomy�ki. Voy natychmiast spowa�nia�. - Mam nadziej�, �e nie - powiedzia�. Harlan trzyma� jedn� r�k� na oparciu fotela, drug� na kolanach. Musia� uwa�a�, �eby nie b�bni� palcami. Ani nie zagryza� ust. Nie m�g� w �adnym wypadku wyjawia� swych uczu�. Od czasu gdy ca�a orientacja jego �ycia si� zmieni�a, studiowa� konspekty projektowanych Zmian Rzeczywisto�ci, kt�re nap�ywa�y poprzez pracuj�cy na wysokich obrotach m�yn administracyjny do Rady Wszechczas�w. Jako przyboczny Technik Starszego Kalkulatora Twissella potrafi� to zorganizowa�, lekko tylko naginaj�c zasady zawodowej etyki. Szczeg�lnie �e Twissell coraz wi�cej uwagi po�wi�ca� swemu gigantycznemu przedsi�wzi�ciu. (Harlan gor�czkowa� si�. Teraz wiedzia� co� nieco� o naturze tego przedsi�wzi�cia). Nie mia� pewno�ci, �e we w�a�ciwym czasie znajdzie to, czego szuka�. Gdy pierwszy raz rzuci� okiem na projekt Zmiany Rzeczywisto�ci 2456-2781, numer seryjny V-5, by� prawie przekonany, �e pragnienia zm�ci�y mu umys�. Przez ca�y dzie� sprawdza� r�wnania i zwi�zki w przygniataj�cej niepewno�ci, zmieszanej ze wzrastaj�cym podnieceniem i gorzk� satysfakcj�, �e nauczy� si� przynajmniej podstaw psychomatematyki. Teraz Voy przegl�da� te same perforowane wzory na p� zdumionym, na p� gniewnym wzrokiem. Powiedzia�: - Wydaje mi si�, powiadam: wydaje mi si�, �e wszystko jest w najlepszym porz�dku. Harlan powiedzia�: - Polecam panu szczeg�lnie spraw� charakterystyki okresu narzecze�stwa w bie��cej Rzeczywisto�ci tego� stulecia. To nale�y do socjologii i za to chyba pan odpowiada. Dlatego te� chcia�em si� spotka� raczej z panem ni� z kimkolwiek innym. Voy zmarszczy� czo�o. Nadal by� grzeczny, lecz ch�odny. Powiedzia�: - Obserwatorzy przydzieleni do naszej sekcji s� wysoce kompetentni. Mam absolutn� pewno��, �e ci, kt�rych wyznaczono do tego projektu, dostarczyli dok�adnych danych. Ma pan powody s�dzi�, �e by�o inaczej? - Bynajmniej, Socjologu. Przyjmuj� ich materia�y. Kwestionuj� natomiast opracowanie materia��w. Czy nie mo�na znale�� alternatywnego rozga��zienia w tym punkcie, je�li we�mie si� w�a�ciwie pod rozwag� dane o narzeczonych? Voy spojrza�, a potem odetchn�� z ulg�. - Oczywi�cie, Techniku, oczywi�cie, lecz to rozga��zienie przekszta�ca si� w to�samo��. To p�tla ma�ych rozmiar�w bez �adnych �wiadcze� z kt�rejkolwiek strony. S�dz�, �e wybaczy mi pan ten malowniczy j�zyk zamiast precyzyjnych wyra�e� matematycznych. - Lubi� go - powiedzia� Harlan sucho. - Nie jestem bardziej Kalkulatorem ni� Socjologiem. - Doskonale. Alternatywne rozga��zienie, o kt�rym pan m�wi, albo rozwidlenie drogi, jak by�my powiedzieli, jest nieznaczne. Oba ramiona si� ��cz� i powstaje znowu jedna droga. Nie ma nawet potrzeby o tym wspomina� w naszych zaleceniach. - Skoro pan tak twierdzi, to przyjmuj�, �e pan ma racj�. Jednak nadal pozostaje kwestia MPZ. Socjolog j�kn�� przy tych inicja�ach, ale Harlan spodziewa� si� tego. MPZ - Minimum Potrzebnych Zmian. Tutaj Technik by� mistrzem. Socjolog m�g� si� uwa�a� za niedost�pnego dla krytyki ni�szych istot we wszystkim, co dotyczy�o matematycznej analizy niesko�czenie mo�liwych Rzeczywisto�ci w Czasie, ale w sprawach MPZ Technik sta� wy�ej. Mechaniczne komputowanie nie wystarczy. Najwi�kszy komputaplex, jaki kiedykolwiek zbudowano, obs�ugiwany przez najm�drzejszego i najbardziej do�wiadczonego Starszego Kalkulatora, potrafi najwy�ej wskaza� granice, w kt�rych mo�na ustali� MPZ. Dopiero Technik, przegl�daj�c dane, wybiera� okre�lony punkt w tym zakresie. Dobry Technik rzadko si� myli�, Technik wybitny nie myli� si� nigdy. Harlan nie myli� si� nigdy. - Tymczasem zalecane przez wasz� sekcj� MPZ - odezwa� si� Harlan - (m�wi� ch�odno, oboj�tnie, precyzyjnie wymawiaj�c zg�oski standardowego j�zyka mi�dzyczasowego) - ��czy si� ze spowodowaniem wypadku w przestrzeni kosmicznej i gwa�town�, okrutn� �mierci� dziesi�ciu czy wi�cej ludzi. - Nieuniknione - powiedzia� Voy wzruszaj�c ramionami. - Ze swej strony - odpar� Harlan - uwa�am, �e MPZ mo�na zredukowa� do zwyk�ego przeniesienia zasobnika z jednej p�ki na drug�. Prosz�! - Wskaza� palcem, podkre�laj�c wypiel�gnowanym paznokciem malutki znaczek obok kolumny perforacji. Voy w milczeniu rozmy�la� nad wzorami. Harlan powiedzia�: - Czy to nie zmienia sytuacji pa�skiego nieprzewidzianego rozwidlenia? Czy nie zmienia wide�ek mniejszego prawdopodobie�stwa niemal w pewno�� i nie prowadzi do... - Do MPO - szepn�� Voy. - W�a�nie, do Maksymalnie Po��danej Odpowiedzi - rzek� Harlan. Voy podni�s� g�ow�, na jego ciemnej twarzy malowa�a si� walka mi�dzy strachem a gniewem. Harlan mimowolnie zauwa�y�, �e mi�dzy dwoma du�ymi g�rnymi siekaczami tego cz�owieka jest szpara, co nadawa�o mu kr�liczy wygl�d, dziwnie k��c�cy si� z t�umion� energi� j ego s��w. - Wi�c b�d� przes�uchany przez Rad� Wszechczas�w? - zapyta� Voy. - Nie s�dz�. O ile si� orientuj�, Rada Wszechczas�w nie wie o tym. W ka�dym razie projekt Zmiany Rzeczywisto�ci przekazano mi bez komentarzy. - Nie wyja�ni� s�owa "przekazano", ale Voy nie zada� �adnego pytania. - Wi�c to pan wykry� t� pomy�k�? - Ja. - I nie z�o�y� pan raportu Radzie Wszechczas�w? - Nie z�o�y�em. Najpierw ulga, a potem st�enie rys�w twarzy. - Dlaczego nie? - Ma�o kto potrafi�by unikn�� tej omy�ki. Wydawa�o mi si�, �e mog� j� naprawi�, zanim stanie si� szkoda. Zrobi�em to. Po co ci�gn�� spraw� dalej? - No c�... dzi�kuj�. Techniku. Post�pi� pan jak przyjaciel. Omy�ka sekcyjna, kt�ra, jak pan sam stwierdzi�, praktycznie by�a nie do unikni�cia, bardzo nieprzyjemnie wygl�da�aby w raporcie. -Zrobi� kr�tk� przerw� i ci�gn�� dalej: - Oczywi�cie, w obliczu zmian w osobowo�ci, jakie zostan� wprowadzone przez t� Zmian�, �mier� paru ludzi na wst�pie nie ma wi�kszego znaczenia. Harlan my�la� oboj�tnie: nie wygl�da na to, �eby by� szczeg�lnie wdzi�czny. Prawdopodobnie jest z�y. Gdy przestanie my�le�, b�dzie jeszcze bardziej z�y, �e Technik uchroni� go przed nagan� s�u�bow�. Gdybym by� Socjologiem, u�ciska�by mi r�k�, ale Technikowi... Z zimn� krwi� potrafi skaza� dziesi�ciu ludzi na �mier�, lecz nie dotknie Technika. A poniewa� czekanie, a� gniew Voya wzro�nie, by�oby fatalne, Harlan oznajmi� bez zw�oki: - My�l�, �e pana wdzi�czno�� si�ga tak daleko, i� pa�ska sekcja wykona dla mnie pewn� ma�� rob�tk�. - Rob�tk�? - Problem Biografii. Mam przy sobie odpowiednie informacje. Mam r�wnie� dane dotycz�ce proponowanej Zmiany Rzeczywisto�ci w 482. Chcia�bym zna� wp�yw tej zmiany na prawdopodobn� przysz�o�� pewnej osoby. - Chyba niezupe�nie pana rozumiem - powiedzia� z wolna Socjolog. - Z pewno�ci� ma pan przecie� mo�no�� za�atwienia tego w swojej sekcji? - Mam. Jestem jednak zaanga�owany w prywatne badania, kt�rych jeszcze nie chcia�bym wykazywa� w raportach. By�oby trudno wykona� to w mojej sekcji bez... - Gestem wyrazi� konkluzj� nie doko�czonego zdania. Voy powiedzia�: - Wi�c nie chce pan robi� tego oficjalnie? - Chc�, �eby to zosta�o zrobione poufnie. Pragn� poufnej odpowiedzi. - Hm... to jest wbrew przepisom. Nie mog� si� na to zgodzi�. Harlan zmarszczy� czo�o. - Chyba nie bardziej wbrew przepisom ni� moja rezygnacja z zameldowania Radzie Wszechczas�w o pa�skiej omy�ce. Przeciwko temu nie zg�osi� pan zastrze�e�. Je�li mamy post�powa� �ci�le oficjalnie w jednej sprawie, musimy by� r�wnie� oficjalni w drugiej. S�dz�, �e pan mnie rozumie? Wystarczy�o spojrze� na twarz Voya. Socjolog wyci�gn�� r�k�: - Czy mog� zobaczy� dokumenty? Harlan poczu� pewn� ulg�. G��wna przeszkoda zosta�a pokonana. Patrzy� w napi�ciu, jak Voy pochyla g�ow� nad arkuszami. Tylko raz Socjolog si� odezwa�: - Och, Czasie, to jest ma�a Zmiana Rzeczywisto�ci. Harlan wykorzysta� okazj� i zacz�� improwizowa�: - Tak jest. Chyba bardzo ma�a. O to toczy si� ca�y sp�r. To Zmiana poni�ej krytycznej r�nicy, wi�c wybra�em pewn� jednostk� na pr�b�. Oczywi�cie by�oby niedyplomatycznie wykorzystywa� �rodki naszej sekcji, p�ki nie uzyskam pewno�ci, �e mam racj�. Voy nie odpowiada� i Harlan urwa�. Nie by�o sensu przeci�ga� tego dalej. Voy wsta�. - Dam to jednemu z naszych Biografist�w. Spraw� utrzymamy w tajemnicy. Rozumie pan chyba, �e nie mo�na tego uwa�a� za precedens. - Oczywi�cie, �e nie. - I je�li nie ma pan nic przeciwko temu, ch�tnie poszed�bym popatrze�, jak si� dokonuje Zmiana Rzeczywisto�ci. Mam nadziej�, �e zrobi pan nam ten zaszczyt i przeprowadzi MPZ osobi�cie. Harlan skin�� g�ow�. - Przyjmuj� ca�kowit� odpowiedzialno��. Kiedy weszli do sali obserwacyjnej, dzia�a�y tam dwa ekrany. In�ynierowie ze�rodkowali je ju� wedle dok�adnych koordynat w Przestrzeni i Czasie, a potem wyszli. Harlan i Voy byli sami w b�yszcz�cej sali. (Urz�dzenia z emulsji cz�steczkowych by�y widoczne i nawet troch� wi�cej ni� widoczne, lecz Harlan patrzy� na ekrany). Oba obrazy tkwi�y nieruchomo. Wygl�da�y na fotografie, poniewa� przedstawia�y matematyczne momenty Czasu. Jeden obraz by� w ostrych, naturalnych barwach i ukazywa� jakie� maszyny; Harlan wiedzia�, �e jest to maszynownia do�wiadczalnego statku kosmicznego. Zamyka�y si� w�a�nie drzwi i w szczelinie tkwi� po�yskuj�cy but z czerwonego, na p� przezroczystego materia�u. Ale nie porusza� si�. Nic si� nie porusza�o. Gdyby obraz by� na tyle ostry, �e by�oby na nim wida� drobiny py�u w powietrzu, one te� by�yby nieruchome. Voy powiedzia�: - Przez dwie godziny i trzydzie�ci sze�� minut od obserwowanego momentu ta maszynownia pozostanie pusta. To znaczy - w bie��cej Rzeczywisto�ci. - Wiem - mrukn�� Harlan. Wk�ada� r�kawiczki i utrwala� sobie w pami�ci po�o�enie na p�ce zasobnika o decyduj�cym znaczeniu, mierz�c kroki do niego, wybieraj�c najlepsze miejsce, w kt�re nale�a�o go przenie��. Pospiesznie rzuci� okiem na drugi ekran. Podczas gdy maszynownia znajduj�ca si� w polu okre�lonym jako "tera�niejszo��" - w odniesieniu do tej sekcji Wieczno�ci, w jakiej si� znajdowali - by�a jasna i w naturalnych kolorach, to drugi obraz, p�niejszy o jakie� dwadzie�cia pi�� Stuleci, mia� b��kitn� po�wiat�, tak� jak widoki z "przysz�o�ci". To by� port kosmiczny. Intensywnie niebieskie niebo, niebieskawo zabarwione budynki z surowego metalu na niebieskozielonym gruncie. Niebieski cylinder dziwnego kszta�tu o wybrzuszonym dnie sta� na pierwszym planie. Dwa podobne znajdowa�y si� w g��bi. Wszystkie trzy wznosi�y swe rozdwojone dzioby do g�ry, a rozci�cia si�ga�y g��boko w kad�ub statku. - Bardzo dziwaczne - powiedzia� zamy�lony Harlan. - Elektrograwitacyjne - odpar� Voy. - Tylko 2481 Stulecie ma elektrograwitacyjne pojazdy kosmiczne. Bez dysz, bez silnik�w j�drowych. Konstrukcja, kt�ra daje du�e prze�ycia estetyczne. Wielka szkoda, �e musieli�my to podda� Zmianie. Wielka szkoda. - Utkwi� oczy w Marianie z widoczn� dezaprobat�. Harlan zacisn�� wargi. Wyra�na dezaprobata! Czemu nie? Przecie� jest Technikiem. Tak to jest: by� kiedy� pewien Obserwator, kt�ry stwierdzi� zjawisko narkomanii. By� jaki� Statystyk, kt�ry wykaza�, �e najnowsze Zmiany pomno�y�y liczb� narkoman�w; osi�gn�a ona najwi�kszy procent w ca�ej bie��cej Rzeczywisto�ci cz�owieka. Jaki� Socjolog, prawdopodobnie sam Voy, opracowa� ten problem z psychiatrycznego punktu widzenia. Wreszcie jaki� Kalkulator udowodni�, �e w celu ograniczenia narkomanii do bezpiecznego poziomu konieczna jest Zmiana Rzeczywisto�ci, i wykry�, �e w efekcie ubocznym musi na tym ucierpie� elektrograwitacyjna komunikacja kosmiczna. Dziesi�ciu czy stu ludzi w ca�ej Wieczno�ci przyk�ada�o do tego r�k�. Lecz wreszcie, na koniec, musi wkroczy� Technik, taki jak Harlan. Wype�niaj�c dyrektywy, jakie wszyscy inni wymy�lili i mu przekazali, musi zapocz�tkowa� aktualn� Zmian� Rzeczywisto�ci. A potem wszyscy patrz� na niego i oskar�aj� wynio�le. Ich spojrzenia m�wi�: "To nie my, to ty zniszczy�e� to pi�kno". I za to b�d� go pot�pia� i unika�. Zrzuca� w�asn� win� na jego barki i b�d� nim pogardzali. Harian powiedzia� szorstko: - Statki si� nie licz�. Jeste�my zainteresowani tylko tymi istotami. "Istoty" by�y lud�mi, wygl�daj�cymi kar�owato na tle statku kosmicznego, tak jak Ziemia i ziemskie spo�ecze�stwa wygl�daj� na tle Kosmosu. Ci ludzie przypominali grup� marionetek. Ich malutkie r�czki i n�ki zastyg�y w nienaturalnych pozach uchwyconych w okre�lonym momencie Czasu. Voy wzruszy� ramionami. Harian w�a�nie przymocowywa� ma�y generator pola do swego lewego przegubu. - Trzeba wykona� t� robot�. - Chwileczk�. Chc� si� skontaktowa� z Biografist�i dowiedzie�, ile czasu zajmie mu ta praca dla pana. Chcia�bym, �eby i to zosta�o wykonane. Jego r�ce manipulowa�y sprawnie przy ma�ym ruchomym przycisku, a ucho s�ucha�o uwa�nie serii tykni��, kt�re nadesz�y w odpowiedzi. (Jeszcze jedna charakterystyczna cecha tej sekcji Wieczno�ci, my�la� Harian - kody d�wi�kowe. M�dre, ale afektowane, podobnie jak emulsje cz�steczkowe). - M�wi, �e nie zajmie mu to wi�cej ni� trzy godziny - rzek� wreszcie Voy. - Poza tym podziwia imi� badanej osoby. Noys Lambent. To kobieta, prawda? Harlanowi zasch�o w gardle. - Tak. Wargi Voya rozci�gn�y si� w u�miechu. - To brzmi interesuj�co. Chcia�bym j� pozna�. Od miesi�cy nie mieli�my kobiet w naszej sekcji. Harian ba� si� odpowiedzie�. Przez chwil� wpatrywa� si� w Socjologa, a potem gwa�townie si� odwr�ci�. Je�li istnia�a jaka� skaza na Wieczno�ci, to w�a�nie w zwi�zku z kobietami. Wiedzia� o tym niemal od pierwszego wej�cia w Wieczno��, lecz osobi�cie zacz�� odczuwa� dopiero od tego dnia, kiedy spotka� Noys. Od tego momentu by�a ju� prosta droga do punktu, w kt�rym si� teraz znalaz�, zak�amany wobec swej przysi�gi Wieczno�ciowca i wszystkiego, w co wierzy�. - Dla kogo? Dla Noys. I nie wstydzi� si�. To w�a�nie by�o najbardziej wstrz�saj�ce. Nie wstydzi� si�. Nie czu� si� winny lawiny zbrodni, jak� spowodowa�, zbrodni, wobec kt�rych ostatnia - nielegalne u�ycie poufnego Biografowania - by�a zaledwie drobnym grzechem. Je�li b�dzie trzeba, nie cofnie si� przed najgorszym. Po raz pierwszy nasun�a mu si� wyrazi�cie pewna my�l. I chocia� j� odrzuci� ze zgroz�, wiedzia�, �e skoro raz ju� si� pojawi�a, to na pewno wr�ci. My�l by�a prosta: je�li zajdzie potrzeba, zniszczy Wieczno��. 2. OBSERWATOR Harlan sta� w bramie Czasu i my�la� o sobie na nowy spos�b. Kiedy� wszystko by�o bardzo proste. Istnia�o co� takiego jak idea�y albo przynajmniej has�a, dla kt�rych si� �y�o. Ka�de stadium �ycia Wiecz-no�ciowca mia�o sw�j sens. Jak si� zaczynaj� "Podstawowe zasady"? "�ycie Wieczno�ciowca mo�na podzieli� na cztery okresy...". Wszystko to dzia�a�o dotychczas g�adko, lecz teraz si� zmieni�o. A co si� raz rozpad�o, nie da si� z�o�y� znowu w jedn� ca�o��. Przeszed� jednak wytrwale przez wszystkie cztery stadia �ycia Wieczno�ciowca. Przez pierwsze pi�tna�cie lat w og�le nie by� Wieczno�ciowcem, tylko mieszka�cem Czasu. Jedynie istota ludzka istniej�ca poza Czasem, mianowicie Czasowiec, mog�a sta� si� Wiecz-no�ciowcem; nikt nie m�g� si� urodzi� w tej roli. Maj�c lat pi�tna�cie, po przebyciu starannego procesu eliminacji, o kt�rego istocie nie mia� wtedy poj�cia, zosta� wybrany. Po dramatycznym po�egnaniu z rodzin� przeniesiono go za kurtyn� Wieczno�ci. (Ju� wtedy wyja�niono mu, �e cokolwiek si� zdarzy, on nigdy nie wr�ci. Prawdziwego powodu tej zasady mia� si� dowiedzie� w d�ugi czas potem). Znalaz�szy si� w Wieczno�ci, sp�dzi� dziesi�� lat w szkole jako Nowicjusz, a potem awansowa�, by zacz�� trzecie stadium w charakterze Obserwatora. Dopiero potem mia� zosta� Specjalist�, prawdziwym Wieczno�ciowcem. By�o to czwarte i ostatnie stadium �ycia w Wieczno�ci: Czasowiec, Nowicjusz, Obserwator i Specjalista. Harlan g�adko przeszed� przez to wszystko. Mo�na nawet powiedzie�, �e z powodzeniem. Wyra�nie przypomnia� sobie chwil�, gdy uko�czy� Nowicjat i wraz ze swymi kolegami zosta� niezale�nym cz�onkiem Wieczno�ci: chwil�, gdy nie b�d�c jeszcze Specjalistami, otrzymali ju� tytu� Wieczno�ciowca. Pami�ta� to dok�adnie. Sko�czy� szko�� i Nowicjat i wraz z pi�cioma kolegami sta� s�uchaj�c ze splecionymi z ty�u r�kami. Edukator Yarrow przemawia� do nich siedz�c przy biurku. -Harlan dobrze pami�ta� Yarrowa: ma�y, energiczny m�czyzna, ze zmierzwion� czupryn�, piegowatymi r�kami i nieprzytomnym wyrazem oczu (ten nieprzytomny wyraz oczu nie by� u Wieczno�ciowca niczym niezwyk�ym - powodowa�a go utrata domu i rodzinnego otoczenia, utajona i zakazana t�sknota za jedynym Stuleciem, kt�rego nigdy �aden z nich nie m�g� zobaczy�). Harlan oczywi�cie nie pami�ta� dok�adnie s��w Yarrowa, lecz ich tre�� ostro wry�a mu si� w pami��. Yarrow powiedzia� mniej wi�cej tak: - B�dziecie teraz Obserwatorami. Nie jest to wysokie stanowisko. Specjali�ci nie traktuj� go powa�nie. Mo�liwe, �e wy, Wieczno�ciowcy (specjalnie zrobi� przerw� po tym s�owie, �eby ka�dy m�g� si� wyprostowa� i u�miechn��), r�wnie�. Je�li tak, jeste�cie g�upcami i nie zas�ugujecie na miano Obserwator�w. Kalkulatorzy nie mieliby czego kalkulowa�. Biografi�ci nie mieliby materia�u do biografii. Socjologowie nie mieliby spo�ecze�stw do profilowania. �aden ze Specjalist�w nie mia�by nic do roboty, gdyby nie by�o Obserwator�w. Wiem, �e ju� wam to m�wiono, ale chcia�bym, �eby�cie byli absolutnie przekonani i nie mieli �adnej w�tpliwo�ci w tej sprawie. To wy, najm�odsi, b�dziecie wychodzili w Czas, w najbardziej niepomy�lnych warunkach, �eby dostarczy� fakt�w, suchych, obiektywnych, niezale�nych od osobistych opinii i upodoba�. Fakt�w wystarczaj�co �cis�ych, by nakarmi� nimi komputery, a do�� okre�lonych, by mog�y pos�u�y� do rozwi�zywania r�wna� spo�ecznych. Fakt�w wystarczaj�co uczciwych, by mog�y tworzy� podstaw� dla Zmian Rzeczywisto�ci. I jeszcze jedno musicie zapami�ta�: wasza s�u�ba w roli Obserwator�w nie jest czym�, co nale�y odb�bni� mo�liwie szybko i bez k�opot�w. W�a�nie jako Obserwatorzy wyrabiacie sobie mark�. Nie to, co�cie robili w szkole, lecz to, co zrobicie jako Obserwatorzy, b�dzie okre�la�o wasz� specjalizacj� i stopie�, do jakiego w niej dojdziecie. To b�dzie wasz podyplomowy sta�, Wieczno�ciowcy, a niepowodzenie w nim, nawet ma�e niepowodzenie, zepchnie was do Obs�ugi, niezale�nie od tego, jak wygl�daj� teraz wasze potencjalne mo�liwo�ci. To wszystko. Poda� r�k� ka�demu z nich, a Harlan, powa�ny, uroczysty, dumny w swej wierze, i� najwi�kszym przywilejem Wieczno�ciowca jest przywilej odpowiedzialno�ci za szcz�cie wszystkich istot ludzkich, kt�re s� albo b�d� w zasi�gu Wieczno�ci, by� pe�en nabo�nego szacunku dla samego siebie. Pierwsze zadanie Harlana by�o drobne i wykona� je pod �cis�ym nadzorem, lecz potem rozwija� swe talenty w kilkunastu Stuleciach na kilkunastu Zmianach Rzeczywisto�ci. W pi�tym roku pracy otrzyma� awans na Starszego Obserwatora ze skierowaniem do 482 wieku. Po raz pierwszy mia� wykona� prac� bez nadzoru i gdy sobie to u�wiadomi�, melduj�c si� Kalkulatorowi sekcji, straci� nieco pewno�� siebie. By� to zast�pca Kalkulatora Hobbe Finge; podejrzliwie �ci�gni�te usta i zmarszczone brwi wygl�da�y �miesznie w jego twarzy. Brakowa�o mu tylko kolor�w i kosmyka siwych w�os�w, a m�g�by uchodzi� za wizerunek �wi�tego Miko�aja. �wi�ty Miko�aj albo Santa Claus, albo Kriss Kringle. Harlan zna� wszystkie trzy imiona. W�tpi�, czy cho�by jeden na sto tysi�cy Wieczno�ciowc�w s�ysza� o kt�rym� z nich. Harlan czerpa� sekretn� wstydliw� dum� ze swej tajemnej wiedzy. Od najwcze�niejszych dni w szkole je�dzi� na swym koniku historii Prymitywu, a Edukator Yarrow zach�ca� go do tych studi�w. Harlan ogromnie polubi� te dziwaczne, przewrotne Stulecia, kt�re znajdowa�y si� nie tylko przed pocz�tkiem Wieczno�ci, w wieku 27, lecz nawet przed wynalezieniem Pola Czasowego, w 24 wieku. Studiowa� stare ksi��ki i periodyki. Podr�owa� nawet daleko w przesz�o��, do najwcze�niejszych Stuleci, gdy tylko mu na to pozwolono, by korzysta� z lepszych �r�de�. Przez pi�tna�cie z g�r� lat zgromadzi� znaczn� bibliotek�, prawie w ca�o�ci sk�adaj�c� si� z ksi��ek drukowanych na papierze. Mia� w niej tom pisarza zwanego H.G. Wells i inny - W. Szekspira, oba do�� postrz�pione. A najciekawszy by� komplet oprawnych tygodnik�w z epoki Prymitywu, kt�re zajmowa�y ogromn� przestrze�, lecz Harlan nie mia� serca zredukowa� ich do mikrofilmu. Od czasu do czasu gubi� si� w �wiecie, gdzie �ycie by�o �yciem, a �mier� �mierci�; gdzie cz�owiek podejmowa� decyzje nieodwo�alne, gdzie nie mo�na by�o zapobiec z�u ani popiera� dobra i gdzie przegrana bitwa pod Waterloo by�a naprawd� przegrana na zawsze. A potem by� trudny, niemal szokuj�cy powr�t my�li do Wieczno�ci i �wiata, w kt�rym Rzeczywisto�� jest czym� gi�tkim i szybko znikaj�cym, czym�, co ludzie, tacy jak on sam, mog� utrzyma� w d�oniach i ukszta�towa� w lepsz� form�. Skojarzenie ze �wi�tym Miko�ajem prys�o, gdy Hobbe Finge zacz�� m�wi� energicznie i rzeczowo. - Mo�e pan rozpocz�� jutro od zwyk�ego przegl�du bie��cej Rzeczywisto�ci. Ma to by� zrobione wnikliwie i dok�adnie. Nie zezwala si� na �adn� niedba�o��. Pana pierwsza karta przestrzenno-czasowa b�dzie gotowa na jutro rano. Wszystko jasne? - Tak, Kalkulatorze - powiedzia� Harlan. Ju� wtedy zorientowa� si�, �e stosunki mi�dzy nim a zast�pc� Kalkulatora nie u�o�� si� dobrze, i �a�owa� tego. Nast�pnego ranka otrzyma� kartk� pokryt� skomplikowanymi perforowanymi wzorami, tak jak wysz�a z komputapleksu. U�y� swego kieszonkowego odkodywacza w celu przet�umaczenia ich na standardowy j�zyk mi�dzyczasowy, boj�c si�, �eby nie pope�ni� najdrobniejszej pomy�ki na samym pocz�tku. Oczywi�cie osi�gn�� ten etap, �e m�g� czyta� perforacje bezpo�rednio. Karta m�wi�a mu, gdzie i kiedy ma si� znale�� w 482 Stuleciu; dok�d mo�e si� uda�, a dok�d nie; czego ma unika� za wszelk� cen�. Jego obecno�� mia�a si� ograniczy� tylko do tych miejsc i czasu, w kt�rych nie by�aby niebezpieczna dla Rzeczywisto�ci. Nie lubi� 482 Stulecia. Nie by�o podobne do jego ojczystej, powa�nej i nonkonformistycznej ery. By�y to jego zdaniem czasy bez etyki i bez zasad. Stulecie hedonistyczne, materialistyczne i troch� nad miar� matriarchalne. By�a to jedyna era (sprawdzi� to w raportach bardzo dok�adnie) z ektogenicznymi urodzinami, a w okresie ich najwi�kszego rozwoju czterdzie�ci procent kobiet mia�o dzieci sk�adaj�c tylko zap�odnione jajo w owarium. Ma��e�stwa ��czy�y si� i rozwi�zywa�y za obop�ln� zgod�, prawo nie uznawa�o ich za nic wi�cej ni� prywatne porozumienie bez mocy obowi�zuj�cej. Zwi�zek zawarty dla urodzin dziecka by� oczywi�cie �ci�le oddzielony od spo�ecznych funkcji ma��e�stwa i dzia�a� na czysto eugenicznych zasadach. Pod wieloma wzgl�dami Harlan uwa�a� to spo�ecze�stwo za chore i dlatego pragn�� Zmiany Rzeczywisto�ci. Wielokrotnie przychodzi�o mu do g�owy, �e jego obecno�� w Stuleciu, jako cz�owieka z innych czas�w, mog�aby rozdwoi� jego histori�. Je�li zak��cenia t� obecno�ci� spowodowane by�yby do�� silne w pewnym kluczowym punkcie, rzeczywisty sta�by si� inny nurt prawdopodobie�stwa, nurt, w kt�rym miliony szukaj�cych przyg�d kobiet przekszta�ci�yby si� w prawdziwe matki o czystych sercach. Znalaz�yby si� w innej Rzeczywisto�ci ze wszystkimi wspomnieniami do niej przynale�nymi, niezdolne m�wi�, �ni�, wyobra�a� sobie, �e kiedykolwiek by�y kim� innym. Na nieszcz�cie, �eby tego dokona�, musia�by przekroczy� granice wyznaczone mu w karcie przestrzenno-czasowej, a to by�o nie do pomy�lenia. Ale nawet gdyby by�o, wyj�cie poza te granice na chybi� trafi� mog�oby zmieni� Rzeczywisto�� na wiele sposob�w. Mog�aby sta� si� jeszcze gorsza. Tylko staranna analiza i kalkulacja pozwala�y precyzyjnie okre�li� charakter Zmiany Rzeczywisto�ci. Zewn�trznie, mimo swych osobistych pogl�d�w, Harlan pozosta� Obserwatorem, idealny Obserwator za� by� jedynie zestawem o�rodk�w zmys�owo-percepcyjnych do��czonych do mechanizmu pisz�cego raporty. Mi�dzy percepcj� a raportem nie powinno by� miejsca na uczucia. Pod tym wzgl�dem raporty Harlana stanowi�y szczyt doskona�o�ci. Zast�pca Kalkulatora Finge wezwa� go po drugim tygodniowym raporcie. - Gratuluj�, Obserwatorze - powiedzia� g�osem, w kt�rym nie wyczuwa�o si� ciep�a - kompozycji i jasno�ci pana raport�w. Ale co pan w�a�ciwie my�li? Harlan przybra� taki wyraz twarzy, jakby by�a mozolnie wyci�ta z 95-wiecznego drzewa. Powiedzia�: - Nie mam �adnych w�asnych my�li w tej sprawie. - Ale, ale! Pan jest z 95 Stulecia i obaj wiemy, co to znaczy. Z pewno�ci� tamto stulecie dzia�a panu na nerwy. Harlan wzruszy� ramionami. - Czy cokolwiek w moich raportach sk�ania pana do wniosku, �e moje nerwy s� nie w porz�dku? By�o to niemal bezczelne pytanie. Finge zacz�� b�bni� t�pymi paznokciami po blacie biurka. - Prosz� odpowiedzie� na pytanie - rzek�. Harlan powiedzia�: - Socjologicznie wiele aspekt�w tego stulecia osi�gn�o skrajno��. Spowodowa�o to ostatnie trzy Zmiany Rzeczywisto�ci w tej epoce. S�dz�, �e w ko�cu sprawa zostanie uregulowana. Skrajno�ci nigdy nie s� zdrowe. - Wi�c zada� pan sobie trud sprawdzenia ostatnich Rzeczywisto�ci Stulecia? - Jako Obserwator musz� sprawdzi� wszystkie zasadnicze fakty. To by� mocny argument. Harlan oczywi�cie mia� prawo i obowi�zek sprawdza� te fakty i Finge o tym wiedzia�. Ka�dym Stuleciem wstrz�sa�y ci�g�e Zmiany Rzeczywisto�ci. �adne obserwacje, niezale�nie od tego jak pracoch�onne, nie mog�y utrzyma� si� d�ugo bez ponownego sprawdzania. W Wieczno�ci przestrzegano procedury ci�g�ego obserwowania ka�dego Stulecia. A �eby w�a�ciwie obserwowa�, trzeba by�o zna� nie tylko fakty bie��cych Rzeczywisto�ci, lecz r�wnie� ich zwi�zki z poprzednimi Rzeczywisto�ciami. Harlan zauwa�y�, �e to sprawdzanie przez Finge'a pogl�d�w Obserwatora to nie tylko nie�yczliwo��. Finge by� nastawiony zdecydowanie wrogo. Innym razem Finge powiedzia� do Harlana, wchodz�c do jego ma�ego gabinetu: - Pa�skie raporty robi� doskona�e wra�enie na Radzie Wszechczas�w. Harlan milcza� niepewnie, a potem wymamrota�: - Dzi�kuj� panu. - Wszyscy si� zgadzaj�, �e wykazuje pan niezwyk�� przenikliwo��. - Staram si�, jak mog�. Finge zapyta� nagle: - Czy pan zna Starszego Kalkulatora Twissella? - Kalkulatora Twissella? - Harlan wytrzeszczy� oczy. - Nie. Dlaczego pan pyta? - Wydaje si�, �e pa�skie raporty szczeg�lnie go interesuj�. -Finge zamy�li� si� i zmieni� temat. - Wydaje mi si�, �e pan sobie wypracowa� w�asn� filozofi�, pewien punkt widzenia na histori�. Harlana dr�czy�a pokusa. Pr�no�� i ostro�no�� walczy�y ze sob� i wreszcie pr�no�� zwyci�y�a. - Studiowa�em histori� Prymitywu. - Histori� Prymitywu? W szkole? - Niezupe�nie, Kalkulatorze. Sam. To jest... m�j konik. To jest zupe�nie tak, jakby si� obserwowa�o histori� stoj�c� nieruchomo, zamro�on�! Mo�na j � studiowa� w szczeg�ach, podczas gdy Stulecia Wieczno�ci stale si� zmieniaj�. - Zapali� si� na my�l o tym. - To jest tak, jakby�my wzi�li seri� kadr�w z ksi��kowego filmu i studiowali uwa�nie ka�dy kadr. Zobaczymy o wiele wi�cej, ni� gdyby�my po prostu pu�cili film. To mi bardzo pomaga w mojej pracy. Finge popatrzy� rozszerzonymi ze zdziwienia oczyma i wyszed� bez s�owa. Jednak p�niej, przy jakiej� okazji, wr�ci� do tematu historii Prymitywu i przyj�� pe�ne skruchy komentarze Harlana bez �adnego zdecydowanego wyrazu na swej t�ustej twarzy. Harlan nie by� pewny, czy ma �a�owa� ca�ej sprawy, czy traktowa� j� jako szans� przy�pieszenia swego awansu. Zdecydowa� jednak, �e to ostatnie nie wchodzi w gr�, gdy� mijaj�c go pewnego dnia na korytarzu A, Finge odezwa� si� niespodziewanie, tak by inni s�yszeli: - Wielki Czasie, Harlan, czy pan si� nigdy nie u�miecha? U�wiadomi� sobie, �e Finge go nienawidzi. Ale wkr�tce jego stosunek do Finge'a zacz�� przypomina� wstr�t. W ci�gu trzech miesi�cy bada� nad 482 sprawdzono wszystko, co by�o w tym Stuleciu ciekawego, i gdy Harlan otrzyma� nag�e wezwanie do biura Finge'a, nie by� zaskoczony. Spodziewa� si� zmiany zadania. Jego ostateczny raport by� gotowy ju� od kilku dni. 482 wiek pragn�� eksportowa� wi�cej tekstyli�w, produkowanych na bazie celulozy, do Stuleci, w kt�rych lasy zosta�y wytrzebione, takich jak 1174, lecz nie chcia� otrzymywa� w zamian w�dzonej ryby. Do tego do��czona by�a d�uga lista podobnych pozycji z odpowiedni� analiz�. Wzi�� ze sob� brulion raportu. Ale o 482 Stuleciu nawet nie wspomniano. Natomiast Finge przedstawi� Harlana staremu, pomarszczonemu cz�owieczkowi o rzadkich, siwych w�osach i twarzy gnoma. Twarz ta przez ca�y czas rozmowy by�a u�miechni�ta. W po��k�ych palcach tkwi� zapalony papieros. By� to pierwszy papieros, jaki Harlan w �yciu widzia�; gdyby nie to, po�wi�ci�by wi�cej uwagi cz�owiekowi, a mniej p�on�cej rurce, i by�by lepiej przygotowany na prezentacj� Finge'a. Finge powiedzia�: - Starszy Kalkulatorze, to jest Obserwator Andrew Harlan. Oczy Harlana gwa�townie przeskoczy�y z papierosa na twarz cz�owieczka. Starszy Kalkulator Twissell odezwa� si� piskliwym g�osem: - Jak si� masz? A wi�c to ty jeste� tym m�odym cz�owiekiem, kt�ry pisze znakomite raporty? Harlan nie m�g� wykrztusi� s�owa. Laban Twissell by� legend�, �yj�cym mitem. Laban Twissell by� cz�owiekiem, kt�rego powinien natychmiast rozpozna�. By� wybitnym Kalkulatorem w Wieczno�ci, innymi s�owy - najwybitniejszym �yj�cym Wieczno�ciowcem i dziekanem Rady Wszechczas�w. Kierowa� wi�ksz� liczb� Zmian Rzeczywisto�ci ni� ktokolwiek inny... by�... mia�... Harlana ca�kiem opu�ci�a przytomno�� umys�u. Skin�� g�ow� u�miechaj�c si� g�upio i nie powiedzia� nic. Twissell przy�o�y� papierosa do ust, zaci�gn�� si� szybko i odsun�� go. - Zostaw nas, Finge. Chc� porozmawia� z ch�opakiem. Finge wsta�, mrukn�� co� i wyszed�. Twissell powiedzia�: - Wygl�dasz na zdenerwowanego, ch�opcze. Nie ma si� co denerwowa�. Lecz spotkanie z Twissellem by�o jak wstrz�s. Zawsze cz�owiek jest zbity z tropu, gdy stwierdzi, �e kto�, kogo uwa�a� za olbrzyma, w rzeczywisto�ci ma sto sze��dziesi�t pi�� centymetr�w wzrostu. Czy za cofni�tym, g�adkim czo�em kryje si� m�zg geniusza? Czy to przenikliwa inteligencja, czy tylko jowialno�� promieniuje z ma�ych oczek otoczonych tysi�cem zmarszczek? Harlan nie wiedzia�, co s�dzi�. Zdawa�o si�, �e widok papierosa do reszty odebra� mu przytomno�� umys�u. Wyra�nie wzdrygn�� si�, gdy dotar� do niego k��b dymu. Oczy Twissella zw�zi�y si�, jakby pr�bowa�y przenikn�� dym, i Kalkulator powiedzia� w straszliwym dialekcie dziesi�tego tysi�clecia: - Czy p�dziesz si� czu� lepiej, kdy p�d� m�wi� tw�j dialekt, ch�obcze? Harlan omal nie wybuchn�� histerycznym �miechem, lecz powiedzia� ostro�nie: - M�wi� do�� biegle standardowym mi�dzyczasowym, Kalkulatorze. Powiedzia� to w j�zyku mi�dzyczasowym, kt�rego on i wszyscy inni Wieczno�ciowcy u�ywali od pierwszych miesi�cy pobytu w Wieczno�ci. - Nonsens - oznajmi� w�adczo Twissell. - Nie obchodzi mnie mi�dzyczasowy. M�j j�zyk dziesi�tego tysi�clecia jest a� za dobry. Harlan domy�la� si�, �e musia�o min�� przynajmniej czterdzie�ci lat, od chwili gdy Twissell mia� w u�yciu czasowe dialekty. Lecz Kalkulator zrobiwszy t� uwag�, najwidoczniej dla w�asnej satysfakcji, przeszed� na mi�dzyczasowy i ju� dalej si� nim pos�ugiwa�. Powiedzia�: - Zaproponowa�bym ci papierosa, ale jestem pewny, �e nie palisz. Rzadko kiedy w dziejach przyjmowa�o si� palenie. Naprawd� dobre papierosy robiono jedynie w 72 wieku, a moje s� specjalnie importowane z tej epoki. Daj� ci t� wskaz�wk� na wypadek, gdyby� zacz�� pali�. To wszystko jest bardzo smutne. W ubieg�ym tygodniu musia�em na dwa dni wyskoczy� do 123 wieku. Palenie wzbronione. Nawet w sekcji Wieczno�ci po�wi�conej 123 wiekowi Wieczno�ciowcy przyj�li tamtowieczne obyczaje. Gdybym zapali� papierosa, nast�pi�oby co� w rodzaju katastrofy kosmicznej. Czasami my�l�, �e ch�tnie skalkulowa�bym jedn� wielk� Zmian� Rzeczywisto�ci i zni�s� zakazy palenia we wszystkich Stuleciach. Niestety, jakakolwiek Zmiana w tym rodzaju spowodowa�aby wojny w pi��dziesi�tym �smym i niewolnictwo w tysi�cznym. Zawsze co� przeszkadza. Harlan najpierw by� zmieszany, potem zaciekawiony. Z pewno�ci� w tej gadaninie co� si� kry�o. Czu� lekkie �ciskanie w gardle, gdy zapyta�: - Czy mog� wiedzie�, dlaczego pan chcia� mnie pozna�, Kalkulatorze? - Podobaj� mi si� twoje raporty, ch�opcze. W oczach Harlana pojawi� si� b�ysk przyt�umionej rado�ci. - Dzi�kuj� panu - powiedzia�. - Jest w nich polot artysty. Masz intuicj�. Prze�ywasz wszystko silnie. Wiem, jaka powinna by� twoja pozycja w Wieczno�ci, i przyby�em ci j� zaofiarowa�. Harlan pomy�la�: nie mog� w to uwierzy�. Stara� si�, by w jego g�osie nie zabrzmia�a nuta triumfu. - Czuj� si� bardzo zaszczycony, Kalkulatorze - powiedzia�. Starszy Kalkulator Twissell, sko�czywszy jednego papierosa, niedostrzegalnym ruchem wyci�gn�� i zapali� drugiego, po czym odezwa� si� w�r�d k��b�w dymu: - Na mi�o�� Czasu, ch�opcze, m�wisz tak, jakby� recytowa� wyuczon� lekcj�. Bardzo zaszczycony... bzdura. Po prostu m�w, co czujesz. Cieszysz si�? - Tak, Kalkulatorze - potwierdzi� Harlan ostro�nie. - W porz�dku. Powiniene� si� cieszy�. Chcia�by� zosta� Technikiem? - Technikiem! - wykrzykn�� Harlan, zrywaj�c si� z fotela. - Siadaj. Siadaj. Wygl�dasz na zaskoczonego. - Nie spodziewa�em si�, �e bada Technikiem, Kalkulatorze. - Dziwnym trafem -- odpar� Twissell sucho - nikt si� tego nigdy nie spodziewa. Oczekuj� wszystkiego, tylko nie tego. Jednak o Technik�w jest trudno i stale ich potrzebujemy. Ani jedna sekcja w Wieczno�ci nie uwa�a, �e ma ich dosy�. - Chyba si� nie nadaj�. - Masz na my�li, �e nie nadajesz si� do podj�cia k�opotliwej roboty? Ale na mi�o�� Czasu, je�li jeste� oddany Wieczno�ci, tak jak przypuszczam, nie b�dzie ci to przeszkadza�o. Owszem, g�upcy b�d� ci� unikali i spotkasz si� z ostracyzmem. Ale przyzwyczaisz si� do tego. A zyskasz satysfakcj�, �e jeste� potrzebny, i to bardzo. W�a�nie mnie. - Panu? W�a�nie panu? - Tak jest. - Stary cz�owiek u�miechn�� si� chytrze. - Nie b�dziesz tylko Technikiem. B�dziesz moim Technikiem osobistym na specjalnych prawach. Jak ci si� to podoba? - Nie wiem. Kalkulatorze - odpar� Harlan. - Mog� si� nie nadawa�. Twissell energicznie potrz�sn�� g�ow�. - Potrzebuj� ci�. W�a�nie ciebie. Twoje raporty daj� mi pewno��, �e jeste� akurat odpowiednim cz�owiekiem. - Dotkn�� czo�a upier�cienionym palcem. - Jako Nowicjusz zyska�e� dobr� opini�. Sekcje, dla kt�rych prowadzi�e� obserwacje, oceni�y ci� bardzo pozytywnie. Wreszcie raport Finge'a by� bardzo korzystny. To naprawd� poruszy�o Harlana. - Kalkulator Finge wystawi� mi korzystn� opini�? - Nie spodziewa�e� si� tego? - Ja... nie wiem. - Dobrze ch�opcze. Nie m�wi�, �e raport by� przychylny. M�wi�, �e by� korzystny. W gruncie rzeczy raport Finge'a nie by� przychylny. Zaleca�, �eby ci� odsuni�to od wszelkich zaj�� zwi�zanych ze Zmianami Rzeczywisto�ci. Sugerowa�, �e trzymanie ci� gdziekolwiek poza dzia�em obs�ugi jest niebezpieczne. Harlan poczerwienia�. - Jak on to uzasadnia�, Kalkulatorze? - Wygl�da na to, �e masz hobby, ch�opcze. Jeste� zainteresowany histori� Prymitywu, co? - Zrobi� szeroki gest r�k� z papierosem, a Harlan, zapominaj�c w gniewie o kontrolowaniu oddechu, po�kn�� haust dymu i rozkaszla� si� gwa�townie. Twissell, dobrodusznie obserwuj�c ten atak kaszlu, zapyta�: - Czy to prawda? - Kalkulator Finge nie ma prawa... - zacz�� Harlan. - Ale, ale! Powiedzia�em ci, co by�o w raporcie, poniewa� ��czy si� to z celem, do kt�rego przede wszystkim ci� potrzebuj�. Ponadto raport by� poufny i musisz zapomnie�, �e ci m�wi�em, co w nim jest. Raz na zawsze, ch�opcze. - A co w tym z�ego, �e kto� interesuje si� histori� Prymitywu? - Finge uwa�a, �e twoje zainteresowanie wskazuje na silny pop�d do Czasu. Rozumiesz mnie, ch�opcze? Harlan rozumia�. Nie spos�b by�o nie przyswoi� sobie pewnych okre�le� z �argonu psychiatrycznego, a tego okre�lenia przede wszystkim. Przyjmowa�o si�, �e ka�dy cz�onek Wieczno�ci ma silny pop�d (tym silniejszy, �e oficjalnie t�umiony we wszystkich przejawach), by wr�ci�, niekoniecznie do swojej epoki, ale przynajmniej do jakiego� okre�lonego Czasu: by sta� si� raczej cz�ci� okre�lonego Stulecia ni� by� w�drowcem po wszystkich Stuleciach. Oczywi�cie u wi�kszo�ci Wieczno�ciowc�w pop�d ten pozostawa� bezpiecznie ukryty w pod�wiadomo�ci - Nie my�l�, �eby zachodzi� ten przypadek - rzek� Harlan. - Ja r�wnie� nie przypuszczam. Uwa�am, �e twoje hobby jest interesuj�ce i cenne. Jak ju� wspomnia�em, w�a�nie dlatego wybieram ciebie. Chc�, �eby� wszystkiego, co umiesz i czego mo�esz si� nauczy� z historii Prymitywu, nauczy� pewnego Nowicjusza, kt�rego ci przyprowadz�. Poza tym b�dziesz r�wnie� moim osobistym Technikiem. Rozpoczniesz prac� za kilka dni. Jeste� zadowolony? Zadowolony? Mie� oficjalne zezwolenie na nauczanie wszystkiego o czasach sprzed Wieczno�ci? By� osobi�cie zwi�zanym z najwybitniejszym ze wszystkich Wieczno�ciowc�w? Nawet nieprzyjemny status Technika wydawa� si� zno�ny w tych warunkach. Lecz ostro�no�� nie ca�kowicie opu�ci�a Harlana. Powiedzia�: - Je�li to jest potrzebne dla dobra Wieczno�ci, Kalkulatorze... - Dla dobra Wieczno�ci? - wykrzykn�� podobny do gnoma Kalkulator w nag�ym podnieceniu. Rzuci� papierosa tak gwa�townie, �e niedopa�ek trafi� w przeciwleg�� �cian� i rozprysn�� si� fontann� iskier. - Potrzebuj� ci� dla istnienia Wieczno�ci. 3. NOWICJUSZ Harlan przebywa� kilka tygodni w 575 stuleciu, nim pozna� Brins-leya Sheridana Coopera. Mia� czas przyzwyczai� si� do nowego mieszkania i antyseptyki szk�a i porcelany. Nauczy� si� nosi� znaczek Technika nie kurcz�c si� przy tym zbytnio i nie staj�c w ten spos�b, by znaczek by� zwr�cony do �ciany albo zas�oni�ty jakim� przedmiotem. Inni bowiem u�miechali si� pogardliwie, kiedy to robi�, i zaczynali odnosi� si� do niego z rezerw�, jakby podejrzewali pr�b� zdobycia ich przyja�ni pod fa�szywymi pretekstami. Starszy Kalkulator Twissell codziennie przedstawia� mu swe problemy. Harlan studiowa� je, pisa� analizy, kt�re przepisywano po cztery razy, i ostatni� wersj� oddawa� te� jeszcze nie bez opor�w. Twissell chwali� je, kiwa� g�ow�, powtarza�: - Dobre. Dobre. Potem rzuca� szybkie spojrzenie swych starych niebieskich oczu na Harlana, a jego u�miech przygasa� nieco, gdy m�wi�: - Sprawdz� t� prognoz� na komputapleksie. Analiz� zawsze nazywa� prognoz�. Nigdy nie podawa� Harlanowi wyniku sprawdzenia na komputapleksie, a Harlan nie �mia� pyta�. By� przygn�biony faktem, �e nigdy nie polecono mu zrealizowa� ani jednej z jego analiz. Czy oznacza�o to, �e komputaplex ich nie potwierdza? �e Harlan wybiera niew�a�ciwy punkt do wprowadzenia Zmiany Rzeczywisto�ci? �e braknie mu sprytu do wykrycia Minimum Potrzebnych Zmian we wskazanym zakresie? (Dopiero p�niej zacz�� swobodnie u�ywa� snobistycznego okre�lenia "MPZ"). Pewnego dnia Twissell przyszed� z jakim� wystraszonym osobnikiem, kt�ry nie �mia� nawet spojrze� Harlanowi w oczy. Twissell powiedzia�: - Techniku Harlan, to jest Nowicjusz B.S. Cooper. Harlan odruchowo powiedzia� "Cze��". Ale nie by� zachwycony tym cz�owiekiem. Facet by� niski, o czarnych w�osach, z przedzia�kiem na �rodku. Mia� spiczast� brod�, oczy jasnobr�zowe, uszy nieco za du�e, paznokcie poogryzane. - To ten ch�opak, kt�rego b�dziesz uczy� historii Prymitywu -powiedzia� Twissell. - Wielki Czasie! - zawo�a� Harlan z gwa�townie wzrastaj�cym zainteresowaniem. - Cze��! - Niemal�e zapomnia� o tym. Twissell rzek�: - U�� z nim plan, jaki ci odpowiada, Harlan. Je�li dasz rad� -dwa popo�udnia tygodniowo; my�l�, �e to wystarczy. Stosuj w�asn� metod� nauczania. Zostawiam to do twego uznania. Je�li potrzeba ci mikrofilm�w albo starych dokument�w, to mi powiedz, dostaniemy je, je�li istniej� gdziekolwiek w Wieczno�ci czy w jakiejkolwiek osi�galnej cz�ci Czasu. Zgoda, ch�opcze? Wyci�gn�� zapalonego papierosa znik�d (jak si� zawsze wydawa�o) i zapachnia�o dymem. Harlan zakaszla�, a zaci�ni�te usta Nowicjusza �wiadczy�y, �e zrobi�by to samo, gdyby tylko �mia�. Po wyj�ciu Twissella Harlan powiedzia�: - No, siadaj - zawaha� si� chwil�, a potem doda� zdecydowanym tonem - synu. Siadaj, synu. M�j gabinet jest do�� marny, ale nale�y r�wnie� do ciebie, ilekro� jeste�my razem. Harlana ogarn�a fala zapa�u. To by� jego projekt! Historia Prymitywu to by�o co� ca�kowicie w�asnego. Nowicjusz podni�s� oczy (po raz pierwszy chyba) i powiedzia� j�kaj�c si�: - Pan jest Technikiem. Cz�� podniecenia i zapa�u Harlana od razu si� ulotni�a. - Wi�c co z tego? - Nic - odpar� Nowicjusz. - Ja po prostu... - S�ysza�e�, jak Kalkulator Twissell tytu�owa� mnie Technikiem? - Tak, prosz� pana. - Czy�by� my�la�, �e si� pomyli�? �e to zbyt z�e, �eby by�o prawdziwe? - Nie, prosz� pana. - Czemu tak be�koczesz? - zapyta� Harlan brutalnie i zawstydzi� si� tego. Cooper zaczerwieni� si� gwa�townie. - Niezbyt biegle m�wi� standardowym mi�dzyczasowym. - Dlaczego? Jak d�ugo jeste� Nowicjuszem? - Mniej ni� rok, prosz� pana. - Mniej ni� rok? Ile ty masz lat, na mi�o�� Czasu? - Dwadzie�cia cztery lata fizjologiczne, prosz� pana. Harlan wytrzeszczy� oczy. - Usi�ujesz mi wm�wi�, �e wzi�li ci� do Wieczno�ci, kiedy mia�e� dwadzie�cia trzy lata? - Tak, prosz� pana. Harlan usiad� i zatar� r�ce. Czego� takiego si� po prostu nie stosowa�o. Do Wieczno�ci wchodzi�o si� w wieku pi�tnastu do szesnastu lat. Wi�c co to mo�e znaczy�? Czy Twissell robi z nim jak�� now� pr�b�, �eby go sprawdzi�? - Siadaj i zaczynamy. Twoje pe�ne nazwisko i epoka