2410

Szczegóły
Tytuł 2410
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2410 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2410 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2410 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Dok�dkolwiek drogami �wiata Wyb�r poezji �wiatowej Opracowa�a Ma�gorzata Ryl PWZN "Print 6" Lublin 1995 rok Drogi Czytelniku! Serdecznie zapraszamy Ci� do odbycia wyprawy szlakami dwudziestowiecznej poezji ameryka�skiej, angielskiej, francuskiej, hebrajskiej, niemieckiej i rosyjskiej. W�druj�c odkrytymi i mniej znanymi �cie�kami literatury, na pewno dostrzegasz, �e problemy zawarte w utworach, s� bliskie ka�demu wsp�czesnemu Czytelnikowi. G��wnym ich tematem jest cz�owiek, jego warto�� intelektualna i moralna. Tw�rcy prezentuj� Ci nowatorskie, pr�by wersyfikacyjne, urzekaj� walorami d�wi�kowymi, co niestety tylko w przybli�eniu oddaje przek�ad... --------------------------- Literatura anglo-ameryka�ska Robert Frost Robert Frost (1874-1963); studiowa� filozofi� klasyczn� na Harvard University; dopiero w Anglii dostrze�ono jego talent; naturaln� konwersacyjno��, przejrzyst� rzeczowo�� i dociekliwo��, klasyczn� gr� zmys�owej obserwacji i metafizycznej refleksji; w 1915�r. powr�ci� do Stan�w Zjednoczonych jako uznany poeta. Wpatrzy� si� w co� na kszta�t tej gwiazdy W zasi�gu wzroku najja�niejsza@ Gwiazdo, wznios�o�ci twej nie zmniejsza@ Prawo do skrycia si� w ob�oku@ (Nie "w nocy": w nocy, cho� jest g�stsza,@ L�nisz w�a�nie ja�niej na tle mroku):@ Dumnym przystoj� tajemnice.@ A jednak, tak zupe�nie milcze�,@ Jakby� rzec chcia�a: "Dajcie spok�j"?@ O�wie� nas s�owem: powt�rzone,@ Przetrwa w nas, gdyby� nam uciek�a.@ Powiedz co�! I powiada: "P�on�".@ Tak, ale ile z tego ciep�a@ W stopniach Celsjusza, Fahrenheita?@ Wyja�nij nam to w ludzkiej mowie.@ Wylicz sk�adniki pierwiastkowe.@ Wiedza w praktyce ma�o warta,@ Lecz co� tam w ko�cu nam to powie.@ I, niewzruszony jak w sonecie@ Keatsa, punkt jasny na wy�ynie@ Trwa, od nas ma�o chc�c: jedynie@ Powtarza nam, �e sta� nas przecie�@ Na to, by wtedy, gdy osacza@ Nas t�um - czy wrogi, czy przyjazny -@ Wpatrzy� si� w co� na kszta�t tej gwiazdy,@ I�� w �lad za blaskiem i nie zbacza�. Pustkowia �nieg pada, noc zapada, �piesznie, och, jak �piesznie,@ Nad polem, kt�re min�, gdy ca�kiem si� zmierzchnie,@ I prawie ca�� ziemi� g�adko �nieg okrywa,@ Tylko badyle stercz� nad bia�� powierzchni�. Bory doko�a maj� na w�asno�� to r�ysko.@ Le�ny zwierz �pi, zaszyty w ciep�e legowisko.@ Zbyt nieobecny duchem, prawie si� nie licz�;@ Lecz samotno�� mnie w��cza w sw�j kr�g - mimo wszystko. Je�li w tej samotno�ci cokolwiek si� zmienia,@ To tylko to, �e wi�cej w niej osamotnienia:@ Narasta pusta bia�o�� bezwiednego �niegu,@ Co nic nie m�wi - nie ma nic do powiedzenia. Nie straszcie mnie kosmosem, gdzie pr�nia ja�owa@ Mi�dzygwiezdnych przestrzeni - bez �ycia, bez s�owa.@ O wiele bli�ej - w sobie - mam tego do�� wiele,@ By mnie straszy�y w�asne, prywatne pustkowia. Akceptacja Kiedy s�o�ce, resztkami si�, ko�cem promienia@ Uczepione ob�oku, spada w otch�a� ognia -@ Nad tym, co zasz�o, krzyku grozy lub zdumienia@ Nie podnosi przyroda. Przecie� niepodobna,@ By ptaki nie wiedzia�y, �e mrok niedaleko.@ Wiedz�: jeden przyt�umia dr��cy w piersi pomruk@ I m�tniej�ce oko zasuwa powiek�,@ Inny, nisko nad gajem �piesz�cy do domu,@ Zaskoczony przez nag�y zmierzch, w ostatniej chwili@ Zapada w gniazdo, w zapami�tane ga��zie -@ Co najwy�ej pomy�li czy za�wierka: "Czyli@ Zd��y�em! Niech si� wok� noc mrokiem oprz�dzie;@ Niech si� stanie do�� ciemna, by mrok zasnu� wsz�dzie@ To, co ma by�. To co ma by�, b�dzie: niech b�dzie." Ku ziemi Mi�o�� tyka�a ust m�odych@ Tak czule, �e a� niebezpiecznie;@ Zbyt g�sta by�a jej s�odycz:@ �y�em powietrzem P�yn�cym od skrytych wonno�ci,@ Powiewem - niech mi si� przypomni@ Ta wo� ze wzg�rz - winoro�li@ W zmierzch nieprzytomny? W zawrocie, w b�lu g�owy@ W zapach bz�w nurza�em si� noc�,@ Skrapiany ich miodem liliowym,@ Strz��ni�t� ros�. �akn��em s�odyczy, lecz smak ten@ Tylko wtedy ostro odurza�:@ W m�odo�ci - ju� samym p�atkiem@ K�u�a mnie r�a. Dzi� - smak rado�ci jest inny:@ Musi w nim by� szczypta soli,@ B�lu, znu�enia i winy;@ Dojrza�o�� woli Zasch�y �lad �ez, t� gorycz@ Po tak wielkiej, �e ci�kiej mi�o�ci;@ Smakuje jej cierpko�� kory@ I dymny go�dzik. Gdy, sztywny i obola�y,@ Cofam zdr�twia�e rami�,@ Na kt�rym si� opiera�em,@ P�le��c w trawie, Ten b�l to za ma�o jeszcze,@ Ten ci�ar to wci�� nie do�� wiele:@ Chc� szorstk� ziemi powierzchni�@ Czu� w ca�ym ciele. Raz przynajmniej - co� Kpi� ze mnie, �e ilekro� chc� zajrze� w g��b studni,@ Kl�kam przy cembrowinie nie tak jak nale�y,@ Pod �wiat�o - wzrok nie wnika g��biej, zatrzymany@ Przez lustro wody, kt�re odwzajemnia mi si�@ Mn� samym, jakby bogiem wychylonym z nieba@ W wie�cu z paproci, na tle pykni�� kumulus�w.@ Raz tylko, opieraj�c podbr�dek o kraw�d�,@ Dostrzeg�em - tak mi si� zdawa�o - za odbiciem,@ Poprzez nie, co� bia�ego, nieokre�lonego,@ Przynale�nego g��bi - lecz widok mi umkn��.@ Woda sama skarci�a sw� zbytni� przejrzysto��.@ Z paproci spad�a kropla i kolistne zmarszczki@ Wprawi�y w dr�enie to co�, co le�a�o na dnie,@ Rozmy�y, zamaza�y t� biel. Co to by�o?@ Prawda? Kwarcowy kamyk? Raz przynajmniej - co�. Telefon - Kiedy dzi� sobie st�d poszed�em, wprost@ Przed siebie, jak najdalej,@ I kiedy w pewnej chwili@ Le�a�em w trawie - jaki� kwiat samotnie@ Do ucha mi si� nachyli�@ I dobieg� mnie tw�j g�os.@ Nie m�w mi, �e tak nie by�o, �e wcale@ Nic nie m�wi�a� - w ten kwiat, tu na oknie,@ Musia�a� szepn�� co�. Pami�tasz tre�� tych s��w? - Wpierw ty powiedz, co ci si� zdawa�o, �e s�yszysz. - Odszuka�em kwiat w trawie, przegna�em ospale@ Brz�cz�c� nad nim pszczo�� i przytkn��em zn�w@ Ucho do p�atk�w; i nie tylko g�os,@ Lecz jakby s�owo jakie� us�ysza�em w ciszy -@ Co to by�o za s�owo? Moje imi�? Potem@ Powiedzia�a�, - je�eli nie ty sama, kto�@ Powiedzia� "Wr�� ju�"; tyle do mnie dosz�o. - Mog�am co� w tym rodzaju pomy�le� - nie g�o�no. - W ka�dym razie - jestem z powrotem. Droga nie wybrana Dwie drogi w ��tym lesie sz�y w dwie r�ne strony:@ �a�uj�c, �e si� nie da jecha� dwiema naraz@ I by� jednym podr�nym, sta�em, zapatrzony@ W g��b pierwszej z dr�g, a� po jej zakr�t oddalony,@ Gdzie widok nikn�� w g�stych krzakach i konarach; Potem ruszy�em drug� z nich, nie mniej ciekaw�,@ Mo�e wart� wyboru z tej jednej przyczyny,@ �e, rzadziej u�ywana, zarasta�a traw�;@ A jednak mog�em skr�ci� tak w lewo, jak w prawo:@ Tu i tam takie same by�y koleiny, Pe�ne li�ci, na kt�rych w tej porannej porze@ Nie znaczy�y si� jeszcze �lad�w czarne smugi.@ Och, wiedzia�em: cho� pierwsz� na p�niej od�o��,@ Drogi nas w inne drogi prowadz� - i mo�e@ Nie zjawi� si� w tym samym mieszkaniu po raz drugi. Po wielu latach, z twarz� przez zmarszczki zoran�,@ Opowiem to, z westchnieniem i mglistym mora�em:@ Zdarzy�o mi si� niegdy� ujrze� w lesie rano@ Dwie drogi; pojecha�em t� mniej ucz�szczan� -@ Reszta wzi�a si� z tego, �e to j� wybra�em. Objawienie Budujemy sobie na uboczu@ Z przekomarza� i kpin tajny sza�as,@ Ale serce omal nie wyskoczy:@ �eby kto� z nas z nasz� prawd� znalaz�! �al a� bierze, gdy takie warownie@ Po (umownie rzecz bior�c) minucie@ Run�: w ko�cu zn�w m�wimy dos�ownie,@ Gdy potrzebne nam czyje� wsp�czucie. Tak ze wszystkim: od dzieci�cej zabawy@ W chowanego a� do Boga w b��kicie,@ Kto si� schowa� nazbyt dobrze, ten wyjawi -@ Odezwawszy si� - swoje ukrycie. --------------------------- Edward Estlin Cummings Edward Estlin Cummings (1894-1962); studiowa� w Harvard Universety grek� i j�zyki nowo�ytne; powie�ciopisarz, poeta, eseista, czo�owa posta� artystycznej awangardy swego kraju; poeta mi�o�ci pisz�cy pod patronatem Apollinaire'a. Te z r�anych krzew�w te z r�anych krzew�w prababki mojej matki bia�e@ r�e s� najmniej jak tylko mo�na prawdopodobnymi r�ami@ jej nieprawdopodobnego �wiata i zapewne@ r�wnie� niemo�liwego naszego@ - s� mo�e w niebiosach Boga@ poezje (prababka mojej matki wie o tym dobrze)@ najczystszej poezji i blaski najczulszego blasku@ odrobin� jednak mniej wiarygodne@ ni� (czy nawet On Wszechmocny m�g�by si� smuci�@ kiedy zakwita�y) te r�e kt�re s� naprawd�@ snami r� -@ "i kto" zapyta�em jedyn� "je�li nie On Sam@ m�g� wymy�le� te tchnienia tak �arliwie niewinne@ mi�osiernej s�odyczy?"@ - "nikt" powiedzia�a@ "chyba �e to u�miech kogo�" (i u�miechn�a si�)@ "kto Sam jest dla Siebie bia�� r�yczk� dziecka" Artur Mi�dzyrzecki Dzi�ki Ci Bo�e za ten cudowny... Dzi�ki Ci Bo�e za ten cudowny@ dzie�: za dusze drzew w zielonym skoku@ i za prawdziwie niebieski sen nieba; za wszystko@ co jest naturalne jest niesko�czone jest czystym tak (umar�em i znowu dzisiaj �yj�,@ to urodzinowy dzie� s�o�ca; to urodzinowy@ dzie� �ycia i mi�o�ci, skrzyde�: i tej wielko�ci@ radosnej ziemi w stawaniu si� bez ko�ca) czy m�g�by kto� kto doznaje dotyka s�yszy widzi@ oddycha - wydobyty z samego nie@ z zupe�nie nic - zadowoli� si� tym co ludzkie@ w�tpi� o Tobie niewyobra�alnym (budz� si� teraz uszy moich uszu@ przejrza�y oczy moich oczu) Artur Mi�dzyrzecki Je�li s� w og�le jakie� nieba... je�li s� w og�le jakie� nieba moja matka b�dzie (sama dla siebie) mia�a@ jedno z nich. Nie b�dzie to niebo us�ane bratkami ani@ delikatne niebo konwaliowe lecz@ b�dzie to niebo z czarno_czerwonych r� m�j ojciec b�dzie (g��boki jak r�a@ wysoki jak r�a) sta� obok mojej (ko�ysz�c si� nad ni�@ w milczeniu)@ z oczyma kt�re naprawd� s� p�atkami i nic nie widz� z twarz� poety kt�ra jest@ naprawd� kwiatem a nie twarz� z@ d�o�mi@ kt�re szepcz�@ Oto moja ukochana moja (nagle w blasku s�o�ca@ sk�oni si�,@ & ca�y ogr�d si� sk�oni) Stanis�aw Bara�czak --------------------------- Vachel Lindsay Vachel Lindsay (1879-1931) - studiowa� w Hiram College, chicagowskim Artystycznym Institute i nowojorskiej School of Art; w�drowa� przez floryd�, Georgi�, �piewaj�c swoje wiersze i ballady,, staj�c si� bardem pokrzywdzonych; spopularyzowa� folklor murzy�ski w�r�d bia�ych poet�w. Go��b nowego �niegu Daj� ci �nie�ny dom@ I na nim chor�giew wiatru,@ Daj� ci szpaler@ Za�nie�onych krzew�w,@ Go��bia �niegu ci daj�@ I prosz� by� go kocha�a. �nie�ny go��b zlatuje@ Ku oknu �nie�nego domu,@ Jest duchem@ I nie rzuca cienia.@ Jego krzyk jest g�osem mi�o�ci@ Od ��ki, od za�nie�onej@ ��ki, gdzie st�pa� w blasku,@ Promiennej ��ki anielskiej. Artur Mi�dzyrzecki Do Z�otow�osej z Luizjany Gdyby gwiazda zamiast s�o�ca mia�a wschodzi�,@ By�aby� wschodem s�o�ca.@ Gdyby gwiazda zast�pi� mia�a ksi�yc,@ By�aby� wschodem ksi�yca.@ Gdyby twarz objawi� si� mia�a w kwiatach@ Zamiast ga��zi jab�oni,@ By�aby� wiosn�.@ Gdyby twoje serce by�o tak czyste@ Jak twoje m�ode oczy,@ By�aby� moj� mi�o�ci�. Artur Mi�dzyrzecki Czemu g�osowa�em na socjalist�w Niesprawiedliwy - bi� si� chce za sprawiedliwo��.@ �ycie mia�em niegodne, lecz wybieram godno��.@ Ja, sam nieczu�y, chcia�bym, �eby �wiat by� czu�y.@ Ja, �lepiec, krzyk podnosz� przeciw swej �lepocie. Cz�owiek, dziwaczne zwierz�, pie�ci swoje mrzonki,@ Zmaga si� z cz�owiecze�stwem o sw�j s�odki zbytek.@ Cho�by pozosta� taki, niechaj dobre prawa@ Panuj� i powszechna ch�� �ycia w harmonii. G�osujmy przeciw naszej cz�owieczej naturze,@ Znad wszystkich urn wyborczych przyzywaj�c Boga,@ �eby da� nam porzuci� grzeszno�� zatwardzia��@ I uczyni� z nas m�drc�w z odmienion� twarz�. Artur Mi�dzyrzecki --------------------------- Edgar Lee Masters Edgar Lee Masters (1869-1950) - autor wielu tom�w, dramat�w, esej�w; studiowa� prawo w Chicago, bior�c udzia� w �wczesnym ruchu poetyckim. Milczenie Pozna�em milczenie gwiazd i milczenie morza,@ Milczenie miasta, kt�re odpoczywa,@ Milczenie mi�dzy kobiet� i m�czyzn�@ I milczenie chorego,@ Kiedy b��dzi wzrokiem po pokoju.@ I pytam was: czy to, co w g��bi, potrzebuje j�zyka?@ Zwierz� �yj�ce na swobodzie skar�y si� j�kiem,@ Kiedy �mier� wydziera mu ma�e,@ Nam rzeczywisto�� odbiera mow�,@ Stajemy si� niemi. Ciekawsi ch�opak pyta starego �o�nierza@ Siedz�cego przed sklepem spo�ywczym:@ "Gdzie straci� pan nog�?"@ �o�nierz milczy.@ My�l jego ulatuje daleko,@ Nie ma odwagi zatrzyma� si� w Gettysburgu.@ Wraca �artobliwa.@ Wi�c �o�nierz odpowiada: "Nied�wied� mi j� odgryz�".@ Ch�opiec si� dziwi a stary �o�nierz@ W milcz�cej zadumie s�yszy raz jeszcze@ Strza�y karabinowe, huk armat,@ Krzyki mordowanego.@ Widzi siebie le��cego na ziemi@ I lekarzy szpitalnych, i lancety@ I d�ugie dni sp�dzone w ��ku.@ Gdyby umia� opisa� to wszystko,@ By�by artyst�.@ Ale gdyby by� artyst�, znalaz�yby si� rany g��bsze,@ Kt�rych nie umia�by opisa�. Jest milczenie wielkiej nienawi�ci,@ Milczenie wielkiej mi�o�ci@ I milczenie rozgoryczonej przyja�ni.@ Jest milczenie duchowego prze�omu,@ Przez kt�re cudownie udr�czona dusza@ Przechodzi w dziedzin� wy�szego �ycia@ �ledz�c widzenia,@ Kt�rych nie da si� wypowiedzie� s�owami. Jest milczenie kl�ski@ I milczenie niesprawiedliwie ukaranego,@ Jest milczenie konaj�cego, kt�rego r�ka@ Chwyta nagle twoj� r�k�,@ I milczenie mi�dzy ojcem i synem,@ Kiedy ojciec nie mo�e wyt�umaczy� si� ze swojego �ycia,@ Mimo �e milczenie jego b�dzie �le zrozumiane. Jest milczenie mi�dzy m�em i �on�@ I milczenie tych, kt�rym si� nie powiod�o.@ Jest wielkie milczenie@ Otaczaj�ce uci�nione narody i podbitych wodz�w@ I milczenie Lincolna@ Zamy�lonego nad swoim ubogim dzieci�stwem.@ Jest milczenie Napoleona@ Po Waterloo,@ I milczenie Jeanne d'Arc,@ Kt�ra wo�a w�r�d p�omieni "B�ogos�awiony niech b�dzie Jezus"@ Objawiaj�c w tych s�owach ca�y sw�j b�l, ca�� nadziej�.@ Jest milczenie p�nego wieku@ Zbyt pe�nego m�dro�ci, by j�zyk m�g� je wypowiedzie�@ W s�owach zrozumia�ych dla tych, kt�rzy nie prze�yli jeszcze@ Pe�nego kr�gu �ycia. ... Je�li my, kt�rzy �yjemy, nie potrafimy m�wi�@ O swoich wewn�trznych do�wiadczeniach,@ Dlaczego dziwimy si�, �e nie�ywi@ Nie m�wi� nam o �mierci?@ Ich milczenie stawa� si� b�dzie bardziej zrozumia�e@ W miar�, jak b�dziemy si� ku nim zbli�a�. Julia Hartwig Petit, Poeta Ziarenka w suchym str�ku, tik, tik, tik,@ tik, tik, tik, jak sk��cone drobiny -@ nik�e jamby, kt�re mocny podmuch budzi -@ a z kt�rych sosny uczyni� symfoni�.@ Triolety, wilanele, rondele i ronda,@ ballady nu��ce wci�� niezmienn� my�l�:@ przepad�y r�e i niegdysiejsze �niegi;@ a czym jest mi�o��? - to r�a, co wi�dnie.@ �ycie wok� mnie, tutaj, w miasteczku:@ tragedie i komedie, prawda i heroizm,@ m�stwo i wytrwa�o��, odwaga i kl�ska -@ wszystko w tych krosnach, ach, jakie ich wzory!@ Polany, le�ne ��ki, strumienie i rzeki -@ ca�e me �ycie by�em na to �lepy.@ Triolety, wilanele, rondele i ronda,@ ziarenka w suchym str�ku, tik, tik, tik,@ tik, tik, tik, jak�e nik�e jamby,@ skoro Homer i Whitman huczeli w�r�d sosen? Micha� Sprusi�ski --------------------------- Marianne Moore Marianne Moore (1887-1972); poetka, uczy�a scenografii w india�skiej szkole, pracowa�a jako bibliotekarka; redaktor miesi�cznika "The Dial", nazywa�a swe utwory "kompozycyjnymi hybrydami"; osobisty dla wyrazistych obraz�w, wypowiedzi na stronie, filozoficznych dygresji, ironii, "cytat�w z �ycia i mowy". Twarz "Nie jestem zdradliwa, nieczu�a, zazdrosna, zabobonna,@ wynios�a, jadowita albo te� ca�kiem ohydna".@ Studiuj�c jej wyraz ka�dego dnia, w desperackim porywie@ i nie powodowana �adn� ostateczno�ci�,@ najch�tniej rozbi�abym lustro. Cho� zami�owanie do porz�dku, �arliwo�� i bezpo�rednia prostota@ ze znamieniem dociekliwo�ci s� jedynymi zaletami, jakich si� po niej oczekuje,@ to przecie� pewne twarze, bodaj kilka, cho�by jedna z nich,@ utrwalona w pami�ci,@ jest mi niezb�dnie potrzebna@ dla rado�ci umys�u i oczu. Julia Hartwig Nieogl�dne ogrodnictwo Je�eli ��ty kolor oznacza niewierno��,@ jestem niewierna.@ Nie znios�abym niech�ci ��tej r�y,@ skoro ksi��ki m�wi�, �e ��te przynosi nieszcz�cie,@ bia�e wr�y pomy�lno��.@ Ale twoje niezwyk�e opanowanie@ i sk�onno�� do �ycia z dala od ludzkich oczu@ na pewno potrafi� z�agodzi� ka�d� obraz�@ i nie b�d� pob�a�a� zuchwalstwu. Julia Hartwig Czym s� lata? Czym jest nasza niewinno��@ a czym nasza wina? Wszyscy s� nadzy,@ nikt nie jest bezpieczny.@ Sk�d p�ynie m�stwo: rzecz bez odpowiedzi,@ harda w�tpliwo�� -@ co niema krzyczy, g�ucha nas�uchuje -@ na przek�r nieszcz�ciu i �mierci@ dodaje m�stwa innym i w kl�sce swej sprawia, �e duch krzepnie? Widzi do g��bi@ i szcz�liwy ten,@ kto przysta� na �miertelno��@ i w wi�zieniu w�asnym@ wznosi si� ponad siebie,@ jak morze, co szamoc�c si� w otch�ani,@ chce by� wolne, cho� by� nim nie mo�e,@ w swoich pora�kach@ odnajduje ci�g�o��. Ten, kto czuje mocno,@ �yje jak trzeba. Niczym ptak,@ ro�nie, kiedy �piewa,@ prostuje si�. Chocia� uwi�ziony,@ mocnym �piewem g�osi,@ �e sytym by� to rzecz pozioma,@ czysta jest rado��.@ To jest �miertelno��.@ To jest wieczno��. Julia Hartwig Bohater Idziemy za tym, co lubimy.@ Tam, gdzie grunt jest kwa�ny,@ gdzie wysoko wybuja�a ziele� zdzicza�ej fasoli@ i kryj� si� z�by �mii, albo gdzie wiatr@ niesie "g�osy, co przera�aj� dzieci"@ z zapuszczonej k�py cis�w, w�r�d kt�rych@ �pi� i czuwaj� p�szlachetne kocie oczy sowy@ i "nastawione ostro uszy", i tak@ dalej - mi�o�� si� nie urodzi. Nie lubimy niekt�rych rzeczy i bohater@ tak�e nie lubi: myl�cych nagrobk�w@ i niepewno�ci; chodzenia@ tam, dok�d nie chcemy i��;@ cierpienia bez s�owa; przystawiania i nas�uchiwania,@ gdzie co� si� ukrywa. Bohater wzdryga si�,@ kiedy to wylatuje na bezszelestnych skrzyd�ach@ patrz�c dwojgiem ��tych oczu i t�ucze si� wok�, wydaj�c urywany d�wi�k podobny do parowego gwizdka, na przemian@ niski i wysoki basowo_falsetowy �wiergot,@ od kt�rego cierpnie sk�ra.@ Umieraj�cy Jakub zapyta�@ J�zefa: Kim oni s�? i pob�ogos�awi� obydwu syn�w,@ ale gorej�cej m�odszego, ku strapieniu J�zefa. Z kolei@ J�zef sta� si� czyim� utrapieniem,@ i Cincinnatus; i Regulus; i niekt�rzy nasi bli�ni,@ cho�by nabo�ni byli jak Pielgrzym, co musi i�� powoli,@ by odnale�� sw�j rytm; zm�czony, ale pe�en nadziei -@ a nadzieja nie jest nadziej�,@ dop�ki nie znikn� wszelkie przes�anki nadziei;@ wyrozumiale spogl�daj�cy@ na ludzkie pomy�ki@ z uczuciem matki -@ kobiety albo kota. Obok groty@ dostojny Murzyn w surducie odpowiada@ �mia�ej dziewczynie w��cz�cej si� po �wiecie,@ kt�ra wypytuje towarzysz�cego jej m�czyzn�,@ co jest to, a co tamto i gdzie pochowana jest Marta:@ "Genera� Washington le�y tam, jego ma��onka tu"; m�wi@ jak na scenie, nie widz�c jej;@ z poczuciem ludzkiej godno�ci@ i w poszanowaniu tajemnicy, nieruchomy@ jak cie� wierzby. Moj�esz nie m�g�by by� wnukiem Faraona.@ Nie to, co jadam,@ jest moim pokarmem - m�wi bohater.@ Puszcza si� w drog� nie po to, �eby zwiedzi� �wiat,@ lecz by obejrze� kryszta� g�rski -@ niezwyk�ego El Greca@ jarz�cego si� wewn�trznym �wiat�em -@ i nie po��da niczego, czemu pozwoli� odej��. W�a�nie po tym@ mo�esz pozna� bohatera. Julia Hartwig --------------------------- Theodore Roethke Theodore Roethke (1908-1963); poeta, studiowa� na Uniwersytecie Michigan w Ann Arbor i na Harvard University; wyk�ada� literatur� angielsk� w Stanach Zjednoczonych, Anglii, Irlandii, cierpia� na schizofremi�, uzna� j� za �r�d�o swej tw�rczo�ci; zakres gatunk�w jest rozleg�y: od prostych dzieci�cych rym�w i poezji dowcipnego nonsensu poprzez pie�ni mi�osn� i wilenell�, po medytacj�. W ciemny czas W ciemny czas wzrok powraca, oko zn�w postrzega,@ W�asny cie� napotykam w coraz g��bszym mroku;@ W�asne echo rozr�niam w echach lasu wok� -@ Ja, korona stworzenia, pl�cz� u st�p drzewa.@ �yj� pomi�dzy czapl� a czy�em; pomi�dzy@ Szczytem or��w i kozic a jaskini� w�y. Czym jest szale�stwo, je�li nie godno�ci�, z kt�r�@ Dusza nie godzi si� na �wiat, na sytuacj�?@ Po�ar dnia! Wiem, jak czyste s� czyste rozpacze,@ M�j cie� bywa� przyparty do spotnia�ych mur�w.@ Ta skalna okolica - czy w niej jaski� cienie,@ Czy kr�ta �cie�ka? Kraw�d� - oto moje mienie. Morze odpowiednio�ci, w nieprzerwanym sztormie!@ Po brzegi pe�na ptak�w noc, ksi�yc chropawy,@ P�noc, powracaj�ca w bia�y dzie�! Do prawdy@ O sobie cz�owiek d��y d�ugo i opornie -@ Poprzez konanie "ja" pod suchym okiem nocy,@ Przez blask nieziemski z wszystkich ziemskich form bij�cy. Mrok, mrok jest w moim �wietle, a g��bsze ��dz mroki.@ Dusza, jak mucha w�ciek�a od upa�u, jeszcze@ Bzyczy u szyby, tr�ca szk�o. Kt�ry ja jestem@ Mn�? Upad�y, pod�wigam si� z ka�u�y trwogi.@ My�l wnika w siebie. B�g w my�l: Pojedynczo�� z wolna@ Staje si� pojednaniem, w rw�cym wietrze wolna. Stanis�aw Bara�czak Przebudzenie B��dzi�em@ W pe�nym polu; s�o�ce@ Wysz�o za pr�g;@ Lato by�o pomy�lne. To tu! To tutaj!@ B�yska�o gard�o strzy�yka;@ Dla kwiat�w@ Kwiaty �piewa�y. �piewa�y@ Kamienie ma�e,@ Podskakiwa�y kwiaty@ Jak ko�l�tka. Poruszy� si� zje�ony@ Rz�d stokrotek;@ Nie by�em sam@ Pod jab�oniami. Daleko w lesie@ Westchn��o piskl�;@ Zapasy wczesne@ Wyzwoli�a rosa. Szed�em nad rzek�@ P�yn�c� po kamieniach;@ Uszy moje pozna�y@ Rado�� porann�. Wszystkie pr�dy@ Wszystkich strumieni@ �piewa�y w moich �y�ach@ Tego dnia. Artur Mi�dzyrzecki Elegia dla Jane (Mojej studentki zrzuconej przez konia) Pami�tam jej loki na karku, mi�kkie i wilgotne jak p�dy ro�liny@ I jej szybkie spojrzenie, i uko�ny u�miech m�odego szczupaczka,@ A kiedy ju� uda�o si� nak�oni� j� do m�wienia, jak lekko pada�y s�owa z jej ust,@ I ko�ysa�a si� lekko, zachwycona w�asnymi my�lami,@ Szcz�liwy strzy�yk z ogonkiem na wietrze,@ Jej �piew wprawia� w dr�enie ga��zki drzew,@ Cie� �piewa� z ni� do wt�ru;@ Li�cie szeleszcz�c obraca�y si� do poca�unku@ I ziemia �piewa�a w jasnych dolinach pod krzewami r�. Ach, kiedy by�a smutna, rzuca�a si� w tak czyste g��bie,@ �e nie m�g�by jej odnale�� nawet w�asny ojciec:@ Roztr�ca�a najprzejrzystsz� wod�. M�j wr�belku, nie ma ci� tutaj,@ Oczekuj�cej jak papro�, co rzuca kolczasty cie�.@ I nie pocieszaj� mnie mokre p�yty kamienne@ Ani mchy zranione ostatnimi promieniami. Tak chcia�bym wyrwa� ci� z tego snu,@ Moje okaleczone dziecko, moja trzepotliwa go��bko,@ Nad tym wilgotnym grobem m�wi� ci s�owa mi�o�ci,@ Bez �adnych praw do tego,@ Ani tw�j ojciec, ani tw�j kochanek. Julia Hartwig Rozmy�lania nad Rzek� Ostryg I. Nad nisk�, oblepion� skorupiakami �cian� ska� w kolorze s�onia@ Zbli�a si� ku mnie pierwsze, niemal bezg�o�ne falowanie przyp�ywu,@ Biegn�c wzd�u� w�skich bruzd wybrze�a i pok�ad�w martwych muszli ma��y;@ Potem pojawia si� strumyk wody za mn�, skradaj�c si� coraz bli�ej@ I pe�en �ycia, z ma�ymi pr��kowanymi rybkami i m�odymi krabami@ wype�zaj�cymi i wpe�zaj�cymi do wody. �adnych odg�os�w z zatoki. Nic gwa�townego.@ nawet mewy zachowuj� si� spokojnie na odleg�ych ska�ach,@ Siedz� cicho w pog��biaj�cym si� �wietle, Zaniechawszy kociego miauczenia@ I dziecinnych kwile�. Na koniec jeden d�ugi ruch pomarszczonej,@ Czarnoniebieskiej wody, od miejsca gdzie siedz�,@ Wywo�uj� niemal fal� nad przegrod� ma�ych kamyk�w,@ Rozchlapuj�c si� lekko o zatopiony pie�.@ Zanurzam stopy w s�onej pianie uciekaj�cej od brzegu,@ Potem cofam si� wy�ej, na ska�� urwiska. Wiatr s�abnie, lekki teraz jak �ma odbijaj�ca si� skrzyd�em o kamie�,@ Podmuch zmierzchu, lekki jak oddech dziecka,@ Nie poruszaj�cy li�ci, nie marszcz�cy wody. Rosa o�ywa na trawach wydm.@ Trzeszczy wymoczone w s�onej wodzie zw�glone drzewo;@ Ptak rybojad kr�ci si� na swojej �erdzi (to martwe drzewo w uj�ciu rzeki),@ Jego skrzyd�a chwytaj� ostatnie b�yski odbitego s�o�ca. Ii. Ja�� trwa dalej, uparcie jak umieraj�ca gwiazda,@ Senna i zatrwo�ona. Twarz �mierci wy�ania si� na nowo@ Mi�dzy nie�mia�ymi zwierz�tami - przy jeleniu li��cym s�l,@ Przy �ani, kt�ra wygi�wszy grzbiet przecina szos� jednym skokiem,@ Przy m�odym w�u prostuj�cym si� mi�dzy zielonymi li��mi w oczekiwaniu na much�,@ Przy kolibrze wiruj�cym od kwiatu pigwy do powoju -@ Z nim chcia�bym pozosta�.@ I z wod�: fale snuj�ce naprz�d bezustannie,@ Fale, to zn�w �awice piasku, pok�ady wodorost�w, kawa�y dryfuj�cego drzewa,@ Gnane krzy�uj�cymi si� wiatrami, szarpane kr�tymi wirami podwodnymi,@ Kiedy szumi�cy przyp�yw sunie mi�dzy kraw�dziami g�az�w@ I j�zyki wody pe�zn� bez po�piechu. Iii. O tej godzinie,@ W tym pierwszym raju poznania,@ Cia�o obiera stan r�wnowagi z duchem,@ Osi�ga na chwil� beztrosk� brod�ca,@ Pewno�� kolibra, zr�czno�� zimorodka. Przenosz� si� na moj� ska�� i my�l�@ O pierwszych dr�eniach strugi w Michigan, gdy nadchodzi kwiecie�,@ Ma�ej rzeczki biegn�cej wzd�u� kamiennych brzeg�w,@ I o tej nie grubszej ni� przegub r�ki kaskadzie bij�cej z rozpadliny skalnej,@ Gdy jej py� wodny �wieci wczesnym rankiem podw�jn� t�cz�,@ Tak niewielk�, �e mo�na by j� obj�� wyci�gn�wszy ramiona,@ Albo w Tittabawasee, w porze mi�dzy zim� i wiosn�,@ Kiedy l�d topnieje wzd�u� brzeg�w wczesnym popo�udniem@ I �rodkowy przepust zaczyna trzeszcze� i wzdycha� pod naporem z do�u,@ L�d spi�trza si� wysoko, zanurzaj�c na powr�t, p�kaj�c noc�,@ I t�skni� za wybuchem dynamitu,@ Za nag�ym wsysaj�cym rykiem, gdy przepust rozlu�nia st�oczone resztki ga��zi i patyk�w -@ K��bowisko cynowych puszek, wiader, zniszczonych gniazd ptasich,@ z dziecinnym bucikiem podr�uj�cym na k�odzie -@ Kiedy spi�trzony l�d odrywa si� od poobijanych pali@ I ca�a rzeka zaczyna rusza� naprz�d, wstrz�saj�c mostami. Iv. Teraz, w tym bl�dn�cym �wietle,@ �yje we mnie jeszcze rytm poranka;@ W ko�ysce tego, co mnie otacza,@ Zapadam w p�sen ukojony ko�ysank�@ Rozpryskuj�cych si� fal@ I nawo�ywaniem brod�ca. Woda to m�j wyb�r i przeznaczenie@ I duch bie�y bezustannie@ W �lad za nikn�c� to zn�w wy�aniaj�c� si� fal�,@ Bie�y z nieustraszonym ptactwem morskim -@ Jak�e wdzi�cznie znosz�cym niebezpiecze�stwo! kiedy wschodzi ksi�yc,@ Wszystko jest migotaniem,@ Wszystko jest blaskiem. --------------------------- Gertrude Stein Gertrude Stein (1874-1946); autorka powie�ci, opowiada�, esej�w i wierszy; w 1903�r. wyjecha�a do Francji; w�a�cicielka legendarnego salonu, gdzie spotykali si� wybitni pisarze i malarze; g�osi�a pryzmat konkretno�ci, intensywno�ci prze�ycia, autentyczno�ci do�wiadczenia. Jestem r�a Jestem R�a mam niebieskie oczy@ Jestem R�a nie znam ci� z imienia@ Jestem R�a i kiedy za�piewam@ Jestem R�a nie do podrobienia Artur Mi�dzyrzecki Nim zwi�d�y kwiaty przyja�ni, zwi�d�a przyja�� Xviii Kiedy �pi� �pi� i nic mi si� nie �ni poniewa� jestem w�a�nie@ tym czym si� wydaj� kiedy jestem w ��ku i �pi�. Xxii Lubi by� z ni� wi�c m�wi �e lubi by� z ni� tak m�wi. Xxix Kocham moj� mi�o�� ca�ym m@ Bo jest w�a�nie taka@ Kocham siebie ca�ym a i b@ Bo jestem przy tym@ Kr�lem@ Kocham moj� mi�o�� ca�ym a@ Bo jest kr�low�@ Kocham moj� mi�o�� i kocham a bo a jest czym� najlepszym@ Pomy�l i zosta� kr�lem@ Pomy�l dobrze i jeszcze pomy�l@ Kocham moj� mi�o�� sukni� i kapeluszem@ Kocham moj� mi�o�� nie dlatego albo tamtego@ Kocham moj� mi�o�� bo jest moj� ukochan�@ Kocham j� ca�ym m bo jest moj� mi�o�ci� przy mnie@ Dzi�kuj� �e jeste� obok@ Nikomu nic do tego@ Dzi�kuj� �e jeste� tu@ Bo nie jeste� tam@ I ze mn� i beze mnie jakakolwiek jestem a bez niej ona mo�e si� sp�ni�@ I wtedy jak i wszystko doko�a my�limy i widzimy �e pora nam p�aka�@ Jej i mnie. Julia Hartwig --------------------------- William Carlos Williams William Carlos Williams (1883-1963); prozaik i dramatopisarz, poeta; apologeta j�zyka bezpo�redniego i wyzbytego wielos�owia, poetyckiej ekspresji i leksyki jako naj�ci�lej ameryka�skiej, nie stroni� od dosadnych okre�le�. D�ungla ... to nie ci�ka nieruchomo��@ drzew, duszny@ interior pni@ spl�tanych z grub� jak pi��@ winoro�l�, to nie muchy, gady@ i wiecznie trwo�liwe ma�py@ wrzeszcz�ce i uganiaj�ce si�@ po ga��ziach -@ ale@ nie�mia�a, ciemna, wilgotnooka@ dziewczyna, kt�ra czeka@ by zaprowadzi� ci�@ na g�r�, sir. Julia Hartwig Sielanka Ma�e wr�belki@ skacz� niewinnie@ po chodniku@ k��c� si�@ wysokimi g�osami o to@ co je obchodzi.@ My za�, kt�rzy jeste�my m�drzejsi,@ miotamy si� tu i tam@ i nikt z nas naprawd� nie wie@ czy my�limy dobrze@ czy �le.@ Tymczasem@ stary cz�owiek zbieraj�cy@ psie odchody@ idzie wzd�u� rynsztoka@ nie odrywaj�c oczu od ziemi@ i jego krok@ jest bardziej dostojny@ ni� krok ksi�dza episkopalnego@ kiedy w niedziel�@ zbli�a si� do ambony.@ Takie rzeczy@ zdumiewaj� mnie niewymownie. Julia Hartwig Portret damy Twoje uda to jab�onie@ kt�rych kwiat dotyka nieba.@ Kt�rego nieba? Nieba@ na kt�rym Watteau zawiesi� pantofelek@ damy. Twoje kolana@ s� po�udniowym wietrzykiem lub@ podmuchem �niegu. Ale jakim@ cz�owiekiem by� Fragonard?@ - jakby to mog�o wyja�ni�@ cokolwiek. O, tak, pod@ twoimi kolanami, poniewa� melodia@ tak w�a�nie p�ynie, trwa@ jeden z tych bia�ych letnich dni,@ wysoka trawa twoich kostek@ b�yska nad brzegiem -@ Nad jakim brzegiem? -@ piasek przylgn�� mi do warg -@ Nad jakim brzegiem?@ Mo�e to p�atki. Sk�d@ mog� wiedzie�?@ Nad jakim brzegiem? Nad jakim?@ Powiedzia�em - ptaki z drzewa jab�oni. Julia Hartwig Wiersz Ca�y jest@ w d�wi�ku. Piosenka.@ Nie zawsze piosenka. Powinien by@ By� piosenk� - z�o�on�@ ze szczeg��w, goryczki,@ lotu osy - czym�@ natychmiastowym, no�yczkami@ rozwartymi, oczami@ zbudzonej - ruchem@ od�rodkowym, centrycznym. Artur Mi�dzyrzecki To s� w�a�nie... ...te przygn�biaj�ce i ciemne tygodnie,@ kiedy ja�owo�� natury@ dor�wnuje niedorzeczno�� ludzi. Rok zanurza si� g��boko@ w noc, a serce zapada@ g��biej od nocy w przewiane pustkowie, gdzie nie ma@ s�o�ca i gwiazd, i osobliwe@ �wiat�o, jakby �wiat�o my�li, zapala ciemny@ ogie�, wiruje@ w ch�odzie, wyjawia nie�wiadomym przybyszom@ ods�aniaj�ce si� dziedziny@ samotno�ci - nawet zjawa �aknie u�cisku - otch�a�,@ rozpacz (razem@ skowycz� i j�cz�) po�r�d b�yskawic i �oskotu wojny;@ domy, gdzie zimno mieszka�@ jest nie do wyobra�enia, t�umy nieobecnych, kt�rych@ kochali�my, puste ��ka, wilgotne@ kanapy, opuszczone krzes�a - Niech wezm� je dok�d�, poza �wiadomo��, niech im pozwol�@ zakorzeni� si� i rozrosn��,@ nie bacz�c na zawistne oczy i uszy - tylko dla siebie. Wszyscy@ przychodz� dr��y� te podziemne z�o�a.@ Czy to cena dost�pu do najs�odszej muzyki? �r�d�o poezji, kt�ra m�wi@ na widok zatrzymanego zegara:@ czy�by zatrzyma� si� zegar, co wczoraj szed� tak dzielnie?@ i s�ucha szmeru wody@ w jeziorze skamienia�ym. --------------------------- + Literatura francuska Guillaume Apollinaire Guillaume Apollinaire (1880-1918) - syn arystokratki polskiej i w�oskiego oficera; obywatel Francji; walczy� w czasie I wojny �wiatowej i umar� od odniesionej na froncie rany g�owy; przyw�dca awangardy kubistycznej; 1913�"Kubi�ci, rozwa�ania estetyczne"; w 1919 nowatorski tom pt. "Alkohole"; stworzy� podstawy dwudziestowiecznej sztuki kreacyjnej; Vitam impendere amori Mi�o�� umar�a w twych ramionach@ Pomnij na pierwsze jej spotkanie@ Gdy zechcesz wr�ci odrodzona@ I zn�w ci wyjdzie na spotkanie Wiosna min�a jeszcze jedna@ Tyle mi da�a czu�ych wspomnie�@ Zamieraj�ca poro �egnaj@ Jak dawniej czu�a wr�cisz do mnie * Ile mi�o�ci w zmierzch uwi�d�y@ Potyka si� i traci ducha@ Z dala od cieni kt�re zbieg�y@ Pami�� o tobie �ni w �a�cuchach O r�ce w przypomnienia matni@ I jak na stosie gorej�ce@ Gdzie feniks �agwi si� ostatni@ Ca�� sw� czer� unosz�c w s�o�ce �a�cuch ogniwo po ogniwie@ P�ka i wyzwolone z kajdan@ Umyka drwi�c wspomnienie �ywe@ Gdy zn�w u kolan twoich padam * Ci���cej mojej tajemnicy@ Nie znasz i orszak ci�gnie obok@ Nie pozb�dziemy si� goryczy@ �e nie jeste�my w zmowie z sob� Porywa r�� pr�d na rzece@ Maski znikn�y ju� za nami@ Pulsuje we mnie jak dzwoneczek@ Serce tajemnic nie wyznanych * Kiedy ogrody w zmierzchu ton�@ One historie snuj� swoje@ Przed noc� kt�ra im z ironi�@ Rozrzuca czarnych w�os�w zwoje O dzieci ma�e dzieci ma�e@ Ju� ulecia�y wasze skrzyd�a@ Wzbraniasz si� r�o i bez chwa�y@ Wo� ci zwietrzeje niedo�cig�a Chwila ju� kr��y nam zawrotnie@ Skradania kwiat�w pi�r warkoczy@ Zrywajmy wodotrysku krople@ Mi�o�ci r� w ogrodzie nocy * Schodzi�a� w wod� tak przejrzyst�@ I zaton��em w twym spojrzeniu@ Szed� �o�nierz i patrz�ca za nim@ Odwraca si� i ga��� �amie Wody ci� nocny pr�d porywa@ P�omie� me serce odwr�cone@ Szylkretem mieni si� grzebienia@ Kt�ry tw� fal� rozpromienia * Girlando moja porzucona@ Sp�owia�e lata mej m�odo�ci@ Zbli�a si� pora przeznaczona@ Pogardy i podejrzliwo�ci Pejza� po p��tnach swoich toczy@ Krwi nieprawdziwej strugi zwodne@ Pod drzewem gwiazd zakwitaj�cych@ B�azen jedynym jest przechodniem Pr�szy swe py�y zimny p�omie�@ Na dekoracje na twe skronie@ Strza� z rewolweru krzyk i echa@ Portret z ciemno�ci si� u�miecha B�ys�o pod ram� szk�o rozp�k�e@ Melodia nie do okre�lenia@ Mi�dzy my�lami dr�y i d�wi�kiem@ Jutrzejszym dniem i snem wspomnienia Girlando moja porzucona@ Sp�owia�e lata mej m�odo�ci@ Zbli�a si� pora przeznaczona@ �al�w dojrza�ych i m�dro�ci Znak W�adcy Znaku Jesieni jestem przypisany@ Owoce tylko wielbi� nie znosz� kwitnienia@ Ka�dego z poca�unk�w �a�uj� rozdanych@ Niby orzech co wiatrom wyjawia cierpienia Jesienie moje wieczne o duszy sezony@ D�onie kochanek dawnych ziemi� wam �cieli�y@ Do�cign�� mnie fatalny m�j cie� po�lubiony@ W ostatni lot wieczorny go��bie si� wzbi�y Cyganka Cyganka losy nam wr�y�a@ Roz��ka nocy naznaczone@ Kiedy rzekli�my �egnaj do niej@ Nadzieja z g��bin za�wieci�a Mi�o�� jak nied�wied� oswojony@ Ta�czy�a ci�ko i �askawie@ �cisza�o si� �ebrak�w Ave@ I zimorodek pi�rka roni� Wierzymy zguby swojej pewni@ �e mi�o�� w drodze napotkamy@ I wp� obj�ci rozmy�lamy@ O tej cyga�skiej przepowiedni * * * Dusza jest smutna wraca zima@ Serce nie umie ni� wyrazi�@ Mo�e niczego nigdzie nie ma@ Zima mi�o�ci gr�b wymarz�y@ I jedna tylko rozpacz niema Wi�c czemu moje serce dzwoni@ Z samej g��biny zasmucenia?@ Czekasz mnie z sercem swym na d�oni@ I nie wiesz �e si� w b��kit zmieniam@ I �e ci� spotkam przemieniony Jestem b��kitnym snu �o�nierzem@ Porzu� rozs�dek my�l�c o mnie@ Marzenie co do ko�ca zmierza@ Roztapia si� na niebosk�onie@ Cofaj�c si� spod twoich wejrze� Ty kt�r� kocham bez pami�ci@ Gdy ku jutrzence wznosz� oczy@ Kocham jak d�ugo s�o�ce �wieci@ I wielbi� z zapadni�ciem nocy Gdyby przysz�o mi zgin�� Gdyby przysz�o mi zgin�� gdzie� na naszych liniach@ Zap�aka�aby� po mnie moja Lou jedyna@ I gas�yby wspomnienia jak t�umi swe ognie@ Pocisk kt�ry wybucha gdzie� na naszych liniach@ Pi�kny pocisk do kwiat�w mimozy podobny Rozprys�yby si� wspomnie� od�amki w przestrzeni@ I ca�y �wiat doko�a krwi� by moj� broczy�@ Gwiazda b��dna powierzchnie g�r m�rz i zieleni@ S�o�ca dojrzewaj�ce cudownie w przestrzeni@ Jak dojrzewaj� z�ote z Baratier owoce Blask miniony co w rzeczach si� wszystkich odnowi@ Barwi� b�d� koniuszki twych piersi r�owych@ Twe usta i krwawi�ce w�os�w twoich sploty@ Nigdy nie postarza�y wdzi�k si� tw�j odnowi@ O wiecznie m�odniej�ca na wieczne zaloty Purpurowe try�ni�cie krwi mojej na ziemi�@ Jasno�� s�o�ca pomno�y o b�yski nieznane@ Mocniejsza b�dzie mi�o�� co zst�pi na ziemi�@ I w twym ciele rozwartym mocniejszy kochanek Lou gdy zgin� bledn�cy cie� pami�ci o mnie@ Przez chwil� wspomnij czasem szale�stwo ogromne@ M�odo�ci i mi�o�ci w cudownej malignie@ Moja krew to wzruszenia �r�d�o nie ostyg�e@ I niech ci los przepi�kna szcz�cie da niep�onne Mi�o�ci ma jedyna szale�stwo ogromne@ Lecz d�ugo krwawy los si� toczy@ O tej godzinie przeczu� dr��cych@ Udzia� pod zimnym niebem nocy 30 stycznia 1915, Nimes --------------------------- Louis Aragon Aragon Lauis (1897-1982) - poeta i prozaik; za�o�yciel czasopisma "Literature"; zwi�za� si� z ruchem dadaistycznym; wsp�tw�rca i teoretyk surrealizmu; debiut 1920�"Ogie� rado�ci", 1925�"Ruch wiekuisty; powie�ci: "Panorama"(1921), "Wie�niak paryski" (1926); w 1927�zwi�za� si� z parti� komunistyczn�, zerwa� z surrealizmem; w 1937r. "Hurra Ural!" na cze�� rewolucji pa�dziernikowej; w czasie wojny bra� udzia� w ruchu oporu; M�czyzna przechodzi pod oknem i �piewa Dla wolno�ci byli�my stworzeni@ Stworzeni dla los�w szcz�liwych@ Jak szyba dla szron�w jesieni@ Nieszpory dla �al�w tkliwych@ Alkohol dla oszo�omienia@ Maj dla mi�o�ci �arliwych@ Dla wolno�ci byli�my stworzeni@ Stworzeni dla los�w szcz�liwych Ty w ramionach nios�e� marzenia@ I krwi szkar�aty gwa�towne@ W porze pierwiosnk�w kwitnienia@ Gdy p�aka� jest nawet cudownie@ Piosenki s�a�e� jak westchnienia@ Z Diab�em i Panem Bogiem w zmowie@ Ty w ramionach nios�e� marzenia@ I krwi szkar�aty gwa�towne Moja czu�a szalona bezsenna@ Ty co ognia mia�a� pi�kno�ci@ We w�osach z�oto nie do kupienia@ A w ustach wod� mi�o�ci@ Co� uczyni�a z warg swych czerwieni�@ Z poca�unkami na dni �a�o�ci@ Moja czu�a szalona bezsenna@ Ty co ognia mia�a� pi�kno�ci Mija czas mija czas nie �artuj�c@ Z p�tlami sznura kr��y obok@ Kochank�w kt�rzy si� ca�uj�@ Nie widz�c go pomi�dzy sob�@ Przechodzi oczy im pi�tnuj�c@ I czo�a im szyderczo ��obi�c@ Mija czas mija czas nie �artuj�c@ Z p�tlami sznura kr��y obok Co si� da�o ach nazbyt to ma�o@ Zagarn��em w m�odo�ci imi�@ Tym kt�rym lepiej si� uda�o@ Stawk� m� oddam je�lim winien@ Czy trzeba by nas to bola�o@ Spad� cios i zimorodek ginie@ Co si� da�o ach nazbyt to ma�o@ Zagarn��em w m�odo�ci imi� Czy mo�na ca�ym z�em nazywa�@ Serce po kt�re wiek ju� si�ga@ Ach to nie mi�o�� si� zu�ywa@ Kiedy rozkosze m�wi� �egnaj@ Na pro�b� co spojrzeniem wzywa@ Nigdy si� s�o�ce nie sprzysi�ga@ Czy mo�na ca�ym z�em nazywa�@ Serce po kt�re wiek ju� si�ga A je�li�my nie winni sami@ Poka�cie kto tej grze przewodzi@ Kto skrad� nam to co z nieba mamy@ Wzi�� to co z nieba �ask pochodzi@ Mnie albo was ta wina plami@ Panowie kto� tu t�go szkodzi@ A je�li�my nie winni sami@ Poka�cie kto tej grze przewodzi Dla wolno�ci byli�my stworzeni@ Stworzeni dla los�w szcz�liwych@ �wiat jest po to by �y� na tej ziemi@ Ca�a reszta to cyrk osobliwy@ Wasze prawa bublie anatemy@ Ob��d kt�ry ob��dem si� �ywi@ Dla wolno�ci byli�my stworzeni@ Stworzeni dla los�w szcz�liwych Piosenka opuszczonego zwierciad�a Gdzie jeste� st�paj�ca we mnie@ P�on�ca we mnie b�yskiem nag�ym@ I gdzie twej d�oni poruszenie@ Kiedy nak�adasz r� na wargi Gdzie jeste� m�j kapry�ny skarbie@ Ulotne szcz�cie mojej nocy@ Kr�lowo o w�osach z paproci@ �renico o deszczowej barwie Czekam na chwil� gdy przechodzisz@ Jak ziemia wiosny czekaj�ca@ I jak jeziora woda �pi�ca@ Czeka na wios�a swoich �odzi W mojej przepastnej ciemnej g��bi@ Daj� ci skryte me spojrzenia@ Ach bli�ej bli�ej podejd� �eby@ Zagarn�� obszar mego cienia Jak armia wejd� do mej krainy@ W pola i wzg�rza mych przestrzeni@ Bierz gmachy lasy s�l mej ziemi@ Marzenia moje zmierzchy dymy Poka� mi jaka jeste� pi�kna@ Nie mniej od spisku i zab�jstwa@ Bardziej ni� o m�wi�ce usta@ Ni� lud co buntu si� nie l�ka Ni� dzikich ptak�w bezszelestne@ Przeloty czujne nad mokrad�em@ Ach gdy si� moich zrzekasz pragnie�@ Do w�asnych d��ysz unicestwie� Przybli� si� twarz� do mej twarzy@ Zwr�� oczy w oczy swoje bliskie@ Oddaj mi nieba chmury wszystkie@ Wr�� mnie do wzroku i mira�y z "Elzy" * * * Chc� ci wyzna� tajemnic� Czas jest tob�@ Czas jest kobiet� Jest osob�@ Pochlebion� gdy si� pada na kolana@ U jej st�p czas jak suknia rozpinana@ Czas jak nie ko�cz�ca si� w�os�w fala@ Rozczesywana bez ko�ca@ Czas jak lustro co si� w oddechu rozja�nia i zm�ca@ O �wicie kiedy si� budz� czas jak ty �pi�ca czas jak ty@ Jak n� przebijaj�cy mi gard�o Ach czy nazw� nareszcie@ T� udr�k� czasu kt�ry nie odp�ywa t� udr�k�@ Czasu zatrzymanego jak krew w naczyniu krwiono�nym@ To gorsze ni� pragnienie nigdy nie spe�nione ni� nienasycenie@ Oczy kiedy przechodzisz przez pok�j i dr�� z obawy@ By nie prys�o urzeczenie@ To jeszcze gorsze ni� przeczuwa� ci� obc�@ W ucieczce@ Z my�lami gdzie indziej z innym ju� stuleciem w duszy@ M�j Bo�e jakie ci�kie s� s�owa I tak by� musi@ Moja mi�o�� ponad rozkoszami mi�o�ci nieprzyst�pna dzi� dla zagro�e�@ Bij�ca w mojej skroni m�j pulsuj�cy zegarze@ Kiedy wstrzymujesz oddech dusz� si�@ W moim t�tnie waha si� i przystaje tw�j krok@ Chc� ci wyzna� tajemnic� Ka�de s�owo@ Na mych wargach jest n�dzark� kt�ra �ebrze@ Utrapieniem dla twych d�oni czym� co ga�nie pod twym wzrokiem@ Wi�c powtarzam �e ci� kocham bo mnie zwodzi@ Kryszta� frazy nie do�� jasny by zawisn�� na twej szyi@ Wybacz mow� pospolit� Ona jest@ Czyst� wod� kt�ra przykro syczy w ogniu Chc� ci wyzna� tajemnic� Nie potrafi�@ Opowiedzie� ci o czasie kt�ry ciebie przypomina@ I o tobie nie potrafi� ja jedynie tak udaj�@ Jak ci kt�rzy bardzo d�ugo stoj� na peronie dworca@ I machaj� jeszcze d�oni� cho� poci�gi odjecha�y@ A� im s�abnie przegub r�ki pod ci�arem nowej �zy Chc� ci wyzna� tajemnic� Ja si� boj�@ Ciebie tego co wieczorem ka�e podej�� ci do okien@ Twoich gest�w i s��w jakich nie wymawia si� zazwyczaj@ Powolnego i szybkiego czasu boj� si� i ciebie@ Chc� ci wyzna� tajemnic� Zamknij drzwi@ �atwiej umrze� jest ni� kocha� i dlatego@ �ycie moje znie�� umia�em@ Moja mi�o�ci * * * Nie chc� mi uwierzy� Na pr�no@ Pisz� moj� krwi� strunami moich �y� moimi rymami@ W nocy nie umiej� ju� m�wi� dawn� mow� wiose�@ Nad wielk� wod�@ M�wi� ciemnym dialektem m�czyzn i kobiet@ M�wi� jak kto� inny do innej z d�o�mi w d�oniach@ Jak be�koc�ce szcz�cie@ Jak usta kt�re zgubi�y wszystkie s�owa niepodobne do poca�unku@ Jak j�k niedowierzania@ Jak odmowa na zbytek �aski@ O doskona�e s�owa poza s�owami@ Wynios�y �piewie osnowo krzyku@ Nadchodzi chwila gdy d�wi�k dosi�ga nadzwyczajnych tonacji@ Ucho nie chwyta ju� muzyki tak wysokiej@ Ale nie chc� nie chc� mi uwierzy� Na pr�no@ M�wi� miesi�cami wiosny i akordami organ�w@ M�wi� wszystkimi sylabami nieba@ Z niezwyk�� orkiestr� rzeczy zwyczajnych@ I banalno�ci� g�uchych aleksandryn�w@ Na pr�no m�wi� barbarzy�skimi instrumentami@ Na pr�no m�wi� pi�ci� zniewolon�@ Na pr�no m�wi� tak jak podpala si� las pa�stwowy@ Na pr�no m�wi� tak jak wypowiada si� wojn�@ Jak piek�o wybucha z po�ykacza ognia@ Nie chc� mi uwierzy� By� mo�e stworzyli sobie@ M�j obraz na swoje podobie�stwo@ Ubieraj� mnie w swoje zapasowe ubrania@ Chodz� ze mn� na spacer i cytuj� nawet moje wiersze@ W taki spos�b by odda�y mi us�ug�@ Albo sta�y si� ich urocz� piosenk�@ Jestem po trosze ich handlow� transakcj�@ Zanim stan� si� ich ulic�@ Jestem w s�ownikach@ I w podr�cznikach szkolnych@ Skandal jest mi wzbroniony Na pr�no krzycz� �e ci� uwielbiam@ �e jestem twoim kochankiem jedynie --------------------------- Andre Frenaud Nienawistnie mi�o�ci moja, poezjo Jak w�� kt�ry p�ynie w g��bi rzek@ Jak szpada kt�ra uderza powracaj�ca bez s�owa@ Jak brzemienna kobieta we wzburzeniu@ Jak sp�kana fasola kt�ra wybucha@ nad przeczesan� ziemi�@ Jak na murze kt�ry trawi� g�ody salamandry@ samotny ogie� w pr�ni przeci�tej jej b�yskiem@ Jak wiatr toczony przez noc@ Przy�miony jak �wietlik@ Rozpromieniona jak d�ugo wygas�a gwiazda@ kt�ra nagle odzyskuje �wiat�o@ nienawistnie mi�o�ci moja, poezjo 6 kwietnia 1945 Wyschni�cie rany Poleg�ym Ksi�yc chropawy wyg�adza� �wiat wybuja�y,@ ksi�yc majacze� g�uchy jest na westchnienie. S�o�ce si� l�ka sp�ukanych �r�de� oczu,@ s�o�ce si� sprawdza w odr�twia�o�ci zemdlonych. Ogie� sobie pohula� po w�osach i udach,@ ogie� sobie zapobieg� i opu�ci� popio�y. Ziemia wyszorowa�a wszystko co na niej l�ni�o,@ ziemia jest wystrojona i zalotnie si� �mieje. Woda we�nista nios�a plamy gor�cych smar�w,@ woda przegl�da si�, b�yszczy, nie czerwienieje ju�, kr��y. Wiatr nad polami zwietrzy� �e sprawa by�a nieczysta,@ dmucha, rozrzuca ziarna, wiatr nie pami�ta imion. Stara pami�� Jean Bazaine'owi Z czo�em wspartym o kamie�@ tysi�clecie rozpami�tuj�@ m�odziutk� Francj� roz�o�on� na wzg�rzach@ jej g�st� polewk� z chleba i studnie �pi�cej wody@ uprawy wdzieraj�ce si� w g��bokie lasy@ pierwsze winobrania i nowych wtajemniczonych@ zadziwione �wiat�o ksi�ycowej pe�ni@ pierwszy b�ysk poranny siedziby i zabudowa�@ szpalery grusz i stawy rybne pod r�k�@ czujki kruk�w i przera�one ich g�osy@ ogie� ulatuj�cy od zwyci�onej dziewicy@ �nieg na przebijaj�cych cierniach@ domy�lne �wity i zbrukane zachody@ wielkie s�o�ce zapalaj�ce ziele� g�r@ delikatno�� wyg�adzonego drewna@ abdykacje i honor@ staro�ytn� �mier�@ cierpienie codzienne@ gorzk� mi�o��@ poblad�e szcz�cie@ ciebie mnie tyle co nic 19-20�stycznia 1957 Si l'amour fut Czy� by�a m� mi�o�ci� czy jedynym wzlotem,@ imieniem kt�re s�owo nada�o pragnieniu?@ Czy istnia�e�, ty, inny? Czy naprawd� by�o@ pod cienistymi jab�oniami domu@ to d�ugie cia�o wyci�gni�te tyle lat? Czy b��kit by� prawdziw� odrobin� czasu?@ Czym nie wymy�li� luki w nieprzejrzystym?@ Czy przysz�a� do mnie, ty kt�ra odesz�a�?@ Czy by�em ogniem rozb�ys�ym, nikn�cym? Wszystko tak jest dalekie. Nieobecno�� parzy jak l�d.@ Ju� si� zw�gli�y ga��zie pami�ci.@ Zatrzymany tu jestem do samego ko�ca@ ze swym wspomnieniem co kszta�t utraci�o. Je�li snem jest mi�o�� wieczna@ i tak jej nie opuszcz�@ trwaj�cy w opuszczeniu i zwi�zany.@ Pustynia ostateczna, duma zapad�a w g��b.@ Kiedy powr�cisz z odmienion� twarz�@ nie poznam ci�, trac� wzrok, nic ju� nie ma. By�o wczoraj. Przemieszane b��kitem i dr��ce,@ sterowane zmieniaj�cym si� spojrzeniem.@ B�yszcza�y w�osy w gwa�townym nie�adzie@ uk�adaj�ce si� wok� mnie, tak my�la�em. Czas przesypywa� si� w podziemnej trawie.@ Dni przebiega�y w �wiat�ach gniewu i �miechu.@ By�o wczoraj.@ Zanim wszystko run�o, trwa�a mi�o��,@ �ywe s�owo i ludzka rzecz �miertelna. Moja mi�o�� kt�ra dr�a�a w niepewno�ci nocy,@ moja mi�o�� kt�r� oko burzy por�czy�o@ i kt�ra si� zapad�a. Patrycja Musz� nazwa� ci� martw� by o�mieli� si� marzy� o tobie@ Patrycjo zestroi�em ci� z moim szale�stwem@ ma�a dziewczynka stworzona by zachwyca�@ odnalaz�a ci� tu w zniknieniu Twoja mowa sk�ada�a si� z u�miech�w i poca�unk�w@ czule upewniona w swojej czystej sile@ Objawienie niepomnego na nic szcz�cia@ milczenie doskonal�ce wybuch wyobra�onego s�owa@ pow�j zielony we w�osach kolano dziecka@ lotna krew barwi�ca dok�adn� r�� Ta�czy�a� rzuca�a� uroki Przeczuwa�em ju�@ zbli�aj�c� si� w twoich oczach gdzie czuwa weso�o��@ okrutn� wojownic� wy�aniaj�c� si� z niewinnego u�miechu Nie to nie po��danie by�o ale oszo�omienie@ w obliczu formy nie do zast�pienia kt�ra zawsze@ jest mi wzbroniona... Ach b�d� szcz�liwa@ ma�a �owczyni na dzieci�cym skraju swego biegu!@ I niech ci� B�g ma w swojej opiece niewstrzymana i nieuchwytna@ Patrycjo --------------------------- + Literatura nowohebrajska Jehuda Amichaj Jehuda Amichaj (1924, Wuerzburg); poeta, j�zykoznawca, autor wierszy, powie�ci i opowiada� przet�umaczonych na wiele j�zyka ("Dzisiaj i ongi�", "Na odleg�o�� dw�ch nadziei") Joreh: Deszcz Jesienny Widzia�em, �e jest pi�kna. Odgad�em, �e jest dumna.@ Sprzedawszy mi w po�piechu ciastko bakaliowe,@ z nasta�ym ci�arem w oczach@ odwr�ci�a si� znowu ku morzu. Kiedy horyzont zapowiedzia� nawa�nic�@ b�yskami, kt�re szy�y sin� chmur�, ona patrzy�a tam dalej,@ sta�a dr��c z b�lu, na pewno z b�lu, nie z l�ku,@ plecami do mnie. Jej cia�o, okryte p�przezroczyst�@ jeszcze letni� sukni�,@ dawa�o znaki chmurom -@ pytaj�c je czy odpowiadaj�c?@ Wstrz�sn�a, otrz�sn�a si� kilka razy@ jak silny pies, zerwany ze snu. Co wiem jeszcze? W zamkni�tym pokoju@ w�r�d czuwaj�cych przyjaci�@ przesiedzia�a potem ca�y wiecz�r,@ �eby s�ucha�, jak deszcz listopadowy, joreh,@ dobija si� chmarami do okna@ i �eby s�ucha� g�osu zmar�ego cz�owieka@ z magnetofonu. Ta�ma kr�ci�a si� odwrotnie@ do kierunku czasu. Pi�kno Pi�kno tej kobiety jest podobne@ do snu wsp�czesnego architekta:@ umiar �mia�o�ci, wzlot delikatnych linii@ jak z magazynu m�d dla anio��w. Lecz kobieta zapomina i kobieta traci!@ A wszystko, co zapomina i co traci,@ to w�a�nie manuskrypt jej �ycia@ pozostawiony mnie do nauki czytania:@ teraz, kiedy umiem czyta�@ i unosz� g�ow�,@ ona odesz�a. Twoje �