24

Szczegóły
Tytuł 24
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

24 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 24 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

24 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

TYTUL: Grazyna. Powiesc litewska. AUTOR: Adam Mickiewicz OPRAC. : Kasia Piksa ([email protected]) ----------------------------------------------------------------- -------- w opracowaniu Dr Stefana Pape Coraz to ciemniej; wiatr p�nocny ch�odzi, Na dole tuman, a miesi�c wysoko Po�r�d kr���cej czarnych chmur powodzi, We mgle nie ca�e pokazywa� oko; I �wiat by� nakszta�t gmachu sklepionego, A niebo nakszta�t sklepu ruchomego, Ksi�yc, jak okno, kt�r�dy dzie� schodzi. Zamek na barkach nowogr�dzkiej g�ry Od miesi�cznego bra� poz�ot� blasku; Po wa�ach z darni i po sinym piasku Olbrzymim s�upem �ama� si� cie� bury, Spadaj�c na fos�, gdzie w�r�d wiecznych cie�ni Dysza�a woda spod zielonych ple�ni. Miasto ju� spa�, w zamku ognie zgas�y, Tylko po wa�ach i po basztach stra�e Powtarzanymi p�osz� senno�� has�y; Wtem si� co� zdala na polu uka�e: Jakowi� ludzie bieg� tu po b�oniach, A ga��� cieniu za ka�dym si� czerni, A bieg� pr�dko � musz� by� na koniach, A �wiec� mocno � musz� by� pancerni. Zar�a�y konie, zagrzmia�a podkowa. Trzej to rycerze jad� wzd�u� parowa; Zjechali, staj� � a pierwszy z rycerzy Krzyknie i w tr�bk� mosi�n� uderzy; Uderzy� potem raz drugi i trzeci � Stra�nik mu baszty rogiem odpowiada � Brz�k�y wrzeci�dze, pochodnia za�wieci I most zwodzony z �oskotem opada. Na t�tent koni zbiegli si� stra�nicy, Chc�c bli�ej pozna� i m�e i stroje. Pierwszy m�� jecha� w zupe�nej zbroicy, Jak� zwyk� Niemiec przywdziewa� na boje; I krzy� mia� czarny na bia�ej kapicy, I krzy� na piersiach u z�otej p�tlicy, Tr�bk� na plecach, kopij� u toku, R�aniec w pasie i szabl� u boku. Poznali m�a Litwini z tych znak�w, Wi�c cicho jeden do drugiego szepce: �To jaki� urwisz od psiarni Krzy�ak�w, Tuczny, bo prusk� krew codziennie ch�epce. O, gdyby nie by� nikt tu wi�cej z warty, Zarazby w bagnie sk�pa� si� ten plucha, A� pod most pi�ci� zgi��bym �eb zadarty!� � Tak oni m�wi�; on niby nie s�ucha, Lecz musia� s�ysze�, bo si� bardzo zdumia�, A chocia� Niemiec, g�os ludzki rozumia�. �Ksi��� jest w zamku?� � �Jest, lecz o tej porze Bardzo�cie wasze poselstwo sp�nili; Dzi� nie mo�ecie stawi� si� we dworze, Chyba na jutro�. � �Jutro? Ani chwili! Zaraz, natychmiast, cho� w sp�nion� por�, Litaworowi o pos�ach donie�cie; Niebezpiecze�stwo na m� g�ow� bior�, A wy dla znaku pier�cie� tylko we�cie! Nie trzeba wi�cej: skoro ujrzy god�o, Pozna, kto jestem i co nas przywiod�o�. Cicho�� doko�a, zamek we �nie le�y. Co za dziw? P�noc, jesieni� noc d�uga; Zac� dotychczas w Litawora wie�y Lampa, jak gwiazdka, mi�dzy krat� mruga? Wszak dzi� powr�ci�, je�dzi� w kraj daleki, Snu potrzebuj� troskliwe powieki. On przecie nie �pi. � Pos�ano na zwiady: Nie �pi � lecz �aden z pa�acowej stra�y, Ani z dworzan�w, ani z pan�w rady, Do progu jego zbli�y� si� nie wa�y. Daremnie pose� i grozi i prosi: Gro�ba i pro�ba na nic si� nie przyda. Kazano wreszcie obudzi� Rymwida: On wol� pa�sk� nosi i odnosi, On g�ow� w radzie, praw� r�k� w boju, Jego nazywa ksi��� drugim sob�, W obozie, w zamku jemu ka�d� dob� Wst�p do pa�skiego otwarty pokoju. W pokoju ciemno i tylko od sto�a Kaganiec �wiat�em konaj�cym p�on��. Litwaor chodzi� po gmachu doko�a, A potem stan�� i w my�lach uton��. S�ucha, co Rymwid o Niemcach powiada, Ale mu na to nic nie odpowiada. To si� rumieni, to wzdycha, to blednie, Wydaj�c twarz� troski niepowszednie. Poszed� ku lampie, �eby j� poprawi�, Wrzakomo poprawia, a do g��bi ci�nie; Wcisn�� nareszcie i ca�kiem zad�awi� � Nie wiem, przypadkiem, czyli te� umy�lnie. Sna�, �e poskromi� nie m�g� wn�trznej wrzawy I w pogodniejsze wystroi� si� lice, A jednak nie chcia�, by s�uga z postawy Zgadn�� pa�skiego serca tajemnice. Znowu komnat� obchodzi doko�a, Lecz, kiedy okna kratowane mija�, Widna przy blasku miesi�cznego ko�a, Co si� przez szyby i kraty przebija�, Widna pos�pno�� zmarszczonego czo�a, Przyci�te usta, oczu b�yskawica I surowego zagorza�o�� lica. Potem w r�g gmachu zwraca si� z po�piechem, Ka�e podwoje zamkn�� Rymwidowi � Siad� i z k�amliw� spokojno�ci� m�wi, Szyderskim mow� zaprawuj�c �miechem; �Wszak mi sam z Wilna przywioz�e�, Rymwidzie, �e Wito�d, pan nasz mo�ny i �askawy, Mia� mi� podwy�szy� ksi���ciem na Lidzie I spad�e dla mnie po �onie dzier�awy, Jak swoj� w�asno�� lub zdobycze cudze. Litaworowi podarowa� s�udze?� - �To prawda, ksi��� � �My wi�c po te dary, Jako przysta�o, wyst�pimy godnie! Ka� wynie�� na dw�r ksi���ce sztandary, Zapali� w zamku ognie i pochodnie! Gdzie s� tr�bacze? Niechaj o p�nocy Zjad� na miasto i, stan�wszy w rynku, Na cztery wiatry tr�bi� bez spoczynku, P�ki si� wszystko rycerstwo rozbudzi! Niech ka�dy piersi zbroj� ubezpiecza, Nasadzi groty i poci�gnie miecza! Zgotowa� �ywno�� dla koni i ludzi! Ka�demu z m��w zgotuje niewiasta, Ile zje�� mo�na od ranku do zmroku. Czyj ko� na paszy, sprowadzi� do miasta, Nakarmi� i wzi�� na drog� obroku, A skoro s�o�ce z szczorsowskiej granicy Pierwszym promieniem gr�b Mendoga dra�nie, Wszyscy staniecie na Lidzkiej ulicy! Czeka� mi� rze�wo, zbrojno i zapa�nie!� Tak m�wi� ksi���. Wprawdzie jego mowa Zaleca zwyk�e do drogi przybory � Lecz zaco nagle i niezwyk�ej pory? Dlaczego posta� by�a tak surowa? A kiedy m�wi�, cho� gwa�towne s�owa Bieg�, �e jedno drugiego nie �cignie, Zda si�, jakby wysz�a ich po�owa, A reszta w piersiach przyt�umiona stygnie. Ta posta� co� mi niedobrego wr�y I g�os ten my�li spokojnej nie s�u�y. Umilk� Litawor; zda�o si�, �e czeka, A� Rymwid z wzi�tym odejdzie rozkazem � I Rymwid milczy, a odej�cia zwleka, Bo to, co s�ysza� i co widzia� razem, Kiedy stosuje i wa�y w rozmowie, Z lekkich s��w ci�k� rzecz odgadn�� umie. Ale c� pocznie? Zna, �e ksi��� m�ody, Namowom cudzym ma�o daje ucha I, nie lubi�cy w d�ugie brn�� wywody, Zamiary knuje w swojej g��bi ducha, A skoro uknu�, nie dba na przeszkody I hamowany, tym sro�ej wybucha. Lecz Rymwid, jako wierna panu rada I zacny rycerz w litewskim narodzie, Zapewne ha�bie niemi�ej podpada, Gdzieby powszechnej nie zbie�a� szkodzie. Milcze�, czy radzi�? Na dwoje my�l dzieli, Waha si�, wko�cu na drugie o�mieli. �Panie, gdziekolwiek ch�ci twoje godz�, Nigdy� na ludziach i koniach nie zb�dzie: Wska� tylko drog�, my za twoj� wodz�, Nie patrz�c, k�dy, gotowi i�� wsz�dzie, Posp�lstwo, �lepe twoich r�k narz�dzie, I m��w, kt�rzy na co� wi�cej zdatni. Bo i tw�j ojciec, cho� lubi� sam z siebie Wyci�ga� skrycie przysz�ych dzie� osnowy, Jednak, nim gminne miecze ku potrzebie, Wprz�dy ku radzie m�dre wzywa� g�owy, K�dy ja nieraz z wolnym zdaniem siada�, A com umy�li�, �mia�o wypowiada�. Wi�c i dzi� wybacz, je�li w szczerym g�osie Zeznam, co serce ustom przekaza�o. D�ugo ja �y�em i na siwym w�osie D�wigam i czas�w i czyn�w niema�o; Przed si� dzi� widz�, oby nie ze szkod�, Rzecz, dla nas starych niezwyk�� i m�od�. Je�eli prawda, �e na Lidzkie pa�stwo Ci�gniesz, do twojej nale��ce w�a�ci � Ten poch�d skory, co� nakszta�t napa�ci, Zrazi i nowe i dawne podda�stwo. Ci, jak zwyci�zcy, czekaj� zdobyczy, Tamci kajdan�w, jak lud niewolniczy. Zaraz po kraju wie�� ziarna rozsypie, Ucho je gminne chwyta i przesadza � Sk�d w ko�cu gorzki owoc si� wyradza, Co truje zgod� i co s�aw� szczypie; Okrzykn� zaraz, �e� chciwy �upie�y, Wdar� si� na pa�stwo, kt�re� nie nale�y. Inaczej cale po dawnym zwyczaju Litewskie niegdy� st�pa�y ksi���ta, Nios�c stolic� do w�asnego kraju: Tych ksi���t dobrze wiek m�j zapami�ta � I, je�li zechcesz i�� po starym trybie, Spuszczaj si� na mnie, w niczym nie uchybi�. Naprz�d rycerstwo obe�lemy wsz�dy, I tych, co w mie�cie zostali si� bliscy, I co na wiejskie powr�cili grz�dy, Maj� na zamek zgromadzi� si� wszyscy; Wi�c krewne pany, wi�c starsze urz�dy, Ku bezpiecze�stwu, a wi�kszej ozdobie, Z sowitym pocztem niech stan� przy tobie. Co nim dokonasz, ja mog� tymczasem Wyruszy� jutro lub pojutrze z rana Ze s�u�b�, z �wi�t� osob� kap�ana, Tudzie� z potrzebnym do uczty zapasem, Aby si� wszystko z�atwi�o na przodzie, A na zwierzynie nie brak�o i miodzie. Nie tylko bowiem sam nar�d prostaczy, Lecz i starszyzna za �akoci� goni, A widz�c zrazu pa�skiej hojno�� d�oni, Dobrze st�d sobie na przysz�o�� t�umaczy. Tak zaw�dy by�o w Litwie i na �mudzi; Je�li nie wierzysz, pytaj starych ludzi!� Sko�czy�, podchodzi ku oknom i doda: �Wietrzno, niepewna na jutro pogoda... Jakiego� widz� rumaka przy wie�y, A tu� i rycerz oparty na ��ku... Drudzy dwaj chodz�, konie wodz�c w r�ku... Pos�y niemieckie � pozna�em z odzie�y; Czy ich zawo�a�, czyli niech na dole Przez usta s�ugi odbior� tw� wol�?� To m�wi�c, okno przymkni�te zaszczepi�, Niby niechc�cy, i patrzy� i gada�, Ale umy�lnie pytanie uczepi�, By co� o pos�ach niemieckich wybada�. Na to mu pr�dko Litawor odpowie: �Je�eli kiedy wychodz� po rad� Do cudzych, w�asnej nie ufaj�c g�owie � Zaw�dy twe zdanie na pocz�tku k�ad�, Bo� zewsz�d godzien mojej czci i wiary,, Jak w polu m�ody, tak na radzie stary. Wi�c, cho� nie lubi�, by dzie� przysz�ych ko�ce Lada czyjemu widne by�y oku � Zamiar, wyl�g�y w my�lenia pomroku, �le jest przed czasem wykaza� na s�o�ce; Niechaj rzecz ca�a, dokonania bliska, Jak piorun: wprz�dy zabija ni� b�yska. Przto� ja kr�tko pytania odbywam: �Kiedy? � �Dzi�, jutro�... � �Gdzie?� � �Na �mud�, do Rusi�... �To by� nie mo�e!� � �B�dzie i by� musi... Lecz dzisiaj tobie g��b serca rozkrywam. Dlatego kaza� do konia i zbroi, Dlatego nagle i or�nie godz�, Bo wiem Wito�da, �e z wojskami stoi, Gotowy wstr�ty czyni� mi po drodze; A mo�e na to chcia� do Lidy zwabi�, By zwabionego pojma� albo zabi�. Ale ja z mistrzem Pruskiego Zakonu Tajemne zaraz zwi�za�em przymierze, Aby mi swoje da� w pomoc rycerze, Za co w nagrod� ust�pi� cz�� plonu. Je�li, jak s�ysz�, przybyli pos�owie, Zna�, �em na jego nie zwiedziony s�owie. Wprz�d wi�c, nim zajd� siedmiorakie gwiazdy, Ruszymy przyda� ku litewskiej sile Niemc�w pancernej trzy tysi�ce jazdy I pieszych knecht�w we dw�jnas�b tyle. B�d�c u mistrza, sam sobie wybra�em, Jakie ma przys�a� rumaki i ch�opy, Od wszystkich naszych ogromniejsze cia�em, �elazem kute od g�owy do stopy; Wiesz, jako dzielnie brzeszczotami siek�, I dzid� sro�si od naszych daleko. Knecht zasi� ka�dy ma �elazn� �mij�, Kt�r� o�owiem i sadz� utuczy, Potem, ku wrogom nawracaj�c szyj�, Podra�ni iskr�: wnet paszcza zahuczy Ogniem i gromem, zrani lub zabije, Kogo jej strzelca trafny wzrok poruczy. Od takiej broni niegdy� obalony Pradziad Gedymin na sza�cach Wielony. Wszystko gotowe; tajemnymi drogi Jutro, gdy Wito�d w zaufaniu zbytnim Na Lidzie s�abe zostawi� za�ogi, Wpadniem, podpalim, zabierzem i wytniem�. Rymwid, niezwyk�� ra�ony nowin�, Sta� pe�en dziwu, nieprzytomny sobie Przegl�da burz�, my�li o sposobie, Sk��cone my�li jedne w drugich gin�. Ale rzecz nag�a, pr�no zwleka� zdanie. Z gniewem i �alem zawo�a: �O panie! Bogdajbym nigdy nie do�y� tej pory! Brat przeciw bratu ma podnosi� d�onie! Wczoraj wyszczerbi� na Niemc�w topory � Dzi� ma je ostrzy� ku Niemc�w obronie? Z�a jest niezgoda � ale gorsz� zgod� Chcesz nas pojedna�; raczej ogie� z wod�! Zdarza si� wprawdzie, �e s�siad s�siada, Z kt�rym nieprzyja�� toczy� od lat wielu, U�ciska wreszcie, gniewne serce sk�ada, Jeden drugiego zowi�c: �przyjacielu� � �e bardziej jeszcze, ni�li z�e s�siady, Gniewne na siebie Litwiny i Lachy Cz�sto u wsp�lnej pijaj� biesiady, Snu u�ywaj� pod jednymi dachy I miecze ��cz� ku wsp�lnej potrzebie � A jeszcze bardziej nad litewskie m�e I nad Polaki zawzi�tsi na siebie Od wiek�w s� ludzie i w�e � A przecie�, je�li do domowych prog�w W�� zaproszony go�ciem od cz�owieka, Je�li dla chwa�y nie�miertelnych bog�w Litwin mu chleba nie sk�pi i mleka � Wtenczas gad swojski pe�znie w jego r�ce Spo�em wieczerza, z jednych kubk�w pij� I nieraz senne piersi niemowl�ce Mosi�nym wiankiem bez szkody obwija. Lecz krzy�ackiego gadu nie ug�aszcze Nikt ni go�cin�, ni pro�b�, ni dary! Ma�o� Prusaki i Mazowsza cary Ziem, ludzi, z�ota wepchn�li mu w paszcze? On wiecznie g�odny! Cho� po�ar� tak wiele, Na reszt� nasz� rozdziera gardziele. Sp�lna moc tylko zdo�a nas ocali�. Darmo hordami ci�gniemy co roku Burzy� ich twierdze i mie�ciny pali�! Przebrzyd�y Zakon podobny do smoku: Jeden �eb utniesz, drugi ro�nie skoro I ten uci�ty ro�nie w dziesi�cioro! Wszystkie utnijmy! Napr�no si� trudzi, Kto naszych szczerze chce godzi� z Krzy�aki, Bo czy to z kniazi�w, czyli z prostych ludzi, Na Litwie ca�ej nie znajdzie si� taki, Coby ich nie zna� chytro�ci i dumy, Nie stroni� od nich, jak od krymskiej d�umy, Coby nie wola� stokro� od ich broni Raczej �mier� w polu, ni�li pomoc zyska�, Raczej �elazo rozpalone w d�oni, Ni�li krzy�ack� prawic� u�ciska�! Lecz Wito�d grozi? � Czy� bez obcych mieczy Ju� nie zdo�amy rozeprze� si� w polu? Albo czy do tych kres�w zasz�y rzeczy, I� domowego naszych zwad k�kolu Nie zdo�a wyrwa� d�o� bratniej przyja�ni, Or� dla cudzej zachowuj�c ka�ni? Sk�d�e masz pewno��, �e s�uszna twa skarga. �e Wito�d znowu, stawi�c si� upornie, Zdrady napina i umowy targa? Pos�uchaj, szlij mnie do niego powt�rnie, Wznowim umow�...� � �Do�� tego, Rymwidzie! Znane mi dobrze Wito�da umowy. Wczoraj mu taki wiatr zawia� do g�owy, Dzisiaj na� znowu co innego przyjdzie. Wczora ufa�em ksi���cemu s�owu, �e sobie Lid� w dziedzictwo zabior� � Dzi� Wito�d uknu� co� r�nego znowu: Na gwa�t swobodn� wy�ledziwszy por�, Gdy si� do dom�w rozjechali moi, A on u Wilna obozami stoi, Dzi� oznajmuje, jakoby Lidzianie Za swego pana s�ucha� mi� nie chcieli � Wi�c Wito�d Lid� dla siebie wydzieli, Mnie za� w nagrod�, inny kraj dostanie!... Pewnie Ru� go��, lub bagna Warega, Bo tam wskazana jest siedziba nasza, Tam Wito�d braci i krewnych wyp�asza, A �wi�t� Litw� sam jeden zalega! Patrz, jak uradzi� � a wie, na co radzi�, Bo w jedno bije, chocia� r�n� drog�: Chcia�by si� jeden nad wszystkich posadzi� I sobie r�wnych cisn�� pod sw� nog�. Przeb�g! Czy� nie do��, �e Wito�da buta Na koniu wiecznie trzyma ca�� Litw�? Pier� nasza wiecznie do zbroi przykuta, Szyszaki ju� nam przyros�y do czo�a! Z �up�w po �upy i z bitwy na bitw�, �wiat, jako wielki, zbiegli�my doko�a: To na krzy�actwo � to znowu przez Tatry Na Polski pi�kne zbudowane sio�a � Stamt�d, po stepach �egluj�cy z wiatry, Goni�c b��dnego obozy Mongo�a. A co�my skarbu z zamk�w wy�amali I co �ywego szablica nie dotni�, G��d nie dogryzie, ogie� nie dopali � Jemu znosimy, sp�dzamy ochotnie. Na trudach naszych w pot�g� urasta: Od Fi�skich zatok po Chazar�w morze Wszystkie pod siebie zagarn�� ju� miasta... Sam w jakim mie�cie, w jakim siedzi dworze! Widzia�em pysznych Krzy�ak�w warownie, Na kt�re Prusak nie spojrzy bez strachu, A przecie� mniejsze od Wito�da gmachu, Co jest na Wilnie lub Trockim jeziorze! Widzia�em pi�kn� dolin� przy Kownie, K�dy rusa�ek d�o� wiosn� i latem �ciele muraw�, kra�nym dzierzga kwiatem: Jest to dolina, najpi�kniejsza w �wiecie... Lecz � kt�by wierzy�? � u syna Kiejstuta W pa�acu �wie�sza murawa i kwiecie: Takim po �cianach rozwis�e bistory Z li�ciem ze srebra i kwieciem ze z�ota... Nad dzie�o bogi�, nad smug r�nowzory Cudniejsza branek lechickich robota. W kratach u niego szklane okienice, Przywo�ne k�dy� a� od ziemi ko�ca, B�yszcz�, jak polskich rycerzy zbroice, Albo, jak Niemen, przed oczyma s�o�ca Spod �niegu zimne gdy ods�oni lice. A ja com zyska� za rany i znoje? Com zyska�, �e od male�kiego wieku, Z pieluch�w zaraz przwiniony w zbroje, Ksi��e, jak Tatar, �y� o ko�skim mleku? Ca�y dzie� konno, w wiecz�r ko�ska grzywa Poduszk� moj� � przy niej noc wystoj� � A rankiem znowu tr�ba na ko� wzywa; �e wtenczas, kiedy moi r�wie�nicy, Je�d��c na kijach, szablami z �uczywa Bezpiecznie sobie grali po ulicy, By siw� matk� lub dziecinn� siostr� Zabawi� wojny k�amanej obrazem � Wtenczas z Tatary jam goni� na ostre, Lub wr�cz z Polaki �cina� si� �elazem! Przecie� me pa�stwa od Erdwi��a czasu I pi�dzi� szerzej ziemi nie zaleg�y. Patrz na te mury z d�bowego lasu I na ten pa�ac m�j z czerwonej ceg�y � P�jd� przez komnaty, pradziad�w siedliska: Gdzie szklane kuple? Gdzie kruszczowe �upy? Miasto blach z�otych � mokry kamie� b�yska, Miasto kobierc�w � �niade mchu skorupy! C�em chcia� wynie�� z ognia i kurzawy? Pa�stwa, czy skarby? Nie � nic, kromia s�awy! Ale i s�aw� wszystkim ponad g�ow� Wito�d podlecia�, Wito�d wszystkich gasi. Jego, jakoby drugiego Mindow�, Na ucztach wielbi� wajdeloci nasi � Jego na strunach i na wieszczym rymie Do potomnego wysy�aj� blasku; Nasze �r�d gminu kto wypatrzy imi�? Kto podj�� raczy z niepami�ci piasku? Przecie� nie zajrzym. Niech walczy, nich gromi, Niechaj si� w imi� i skarby bogaci � Tylko niech z�ba chciwego poskromi Od swych ojczyc�w, od ziemi swej braci! Czy� dawno w �rodku pokoju i zgody Gwa�tem litewska wstrz��niona stolica? Czy� dawno Wito�d kniazi�w wielkich grody Naszed� i z tronu zmi�t� Olgierdowica I sam ow�adn��? A tak lubi w�ada�, By jego pose�, jak Krywejty goniec, Ksi���t podwy�sza�, albo zmusza� spada�! O, czas, �e temu po�o�ymy koniec, Czas, �e po sobie je�dzi� nie dozwolim! P�ki m�odego w piersiach �ywi� ducha, P�ki �elazo r�ki zdrowej s�ucha, Dop�ki ko� m�j ze skrzyd�em sokolim, Com z �up�w krymskich jednego wzi�� sobie, Jakiemu r�wny dany tobie drugi, A jeszcze dziesi�� r�e przy moim ��obie, Kt�rymi wierne poobdzielam s�ugi � Dop�ki ko� m�j... p�ki szabla moja!...� Tu mu gniew s�owa i tchnienie zat�oczy�. Umilk�, lecz chrz�stem ozwa�a si� zbroja; Zna�, �e si� wzdrygn�� i z miejsca wyskoczy�. Jaki� to p�omie� nad g�ow� mu b�ysn��? Jak oderwana gwiazda przez niebiosa Spada, z d�ugiego �ary trz�s�c w�osa, Tak on brzeszczotem ko�o stropu cisn�� I siek� w pod�og�, od t�giego razu Rz�siste iskry sypn�y si� z g�azu. Znowu ich g�uche obesz�o milczenie, Znowu rzek� ksi���: �Dosy� pr�nej mowy, Oto noc prawie dochodzi po�owy, Wkr�tce us�yszym drugich kur�w pianie... Wiesz, com rozkaza�. B�d�cie w pogotowiu! Ja legn�; mo�e duch troskliwy spocznie I cia�o troch� pokrzepi� na zdrowiu, Bom trzy dni nie spa�. Teraz jeszcze mrocznie, Lecz dzi� zape�nia ksi�yc rogi nowiu � �wiat b�dzie widny. Ruszymy niezw�ocznie, Synom Kiejstuta w Lidzie zostawimy Godne dziedzictwo � popio�y i dymy!� To powiedziawszy, usiad� i w d�o� klasn��; Skoczyli s�udzy � kaza� zwleka� szaty I leg�, nie na to mo�e, aby zasn��; Lecz, aby Rymwid mia� si� precz z komnaty. I on, gdy widzi, i�by nic nie sprawi� � Ani co m�wi�, ani d�u�ej bawi�: Poszed� � a jako zna� powinno�� s�ugi, Wytr�bi� ukaz, rycerstwo zgromadzi�, Potem do zamku wr�ci� si� raz drugi. Poc�? Czy, �eby znowu z panem radzi�? Nie. W inn� stron�, wi�d� on kroki swoje: Na lewe skrzyd�o zamkowej budowy, Gdzie ku stolicy spada� most zwodowy, Szed� kru�gankami przed ksi�nej podwoje. By�a naonczas ksi���ciu zam�n� C�ra na Lidzie mo�nego dziedzica, Z c�r nadnieme�skich pierwsza krasawica, Zwana �Gra�yn��, czyli �pi�kn� ksi�n��; A chocia� wiekiem od m�odej jutrzenki Pod lat niewie�cich schodzi�a po�udnie, Oboje: dziewki i matrony wdzi�ki Na jednym licu zespoli�a cudnie. Powag� zdziwi a �wie�o�ci� zn�ca � Zda si�, �e lato ogl�dasz przy wio�nie, �e kwiat m�odego nie straci� rumie�ca, A razem owoc wnet pe�ni doro�nie. Nie tylko licem nikt jej nie m�g� sprosta�: Ona si� jedna w dworze ca�ym szczyci, �e bohatersk� Litawora posta� Wzrostem wysmuk�ej dor�wna kibici. Ksi���ca para, kiedy j� okoli S�u�ebne grono � jak w poziomym lesie S�siednia para dorodnych topoli � Nad wszystkich g�ow� wystrzelon� niesie. Twarz� podobna i r�wna z postawy, Sercem te� ca�ym wydawa�a m�a. Ig��, wrzeciono, niewie�cie zabawy Gardz�c, twardego ima�a or�a; Cz�sto, my�liwa, na �mudzkim rumaku, W szorstkim, ze sk�ry nied�wiedziej kirysie, Spi�wszy na czole bia�e szpony rysie, Po�r�d strzelczego hasa�a orszaku; Z pociech� m�a nieraz w tym ubiorze, Wracaj�c z pola, oczy myli gminne, Nieraz od s�u�by zwiedzionej na dworze Odbiera ho�dy, ksi���ciu powinne. Tak zjednoczona zabaw� i trudem, Os�oda smutku, sp�lniczka wesela, Nie tylko �o�e i serce podziela, Lecz my�li jego i w�adz� nad ludem. Wojny i s�dy i tajne uk�ady Cz�stokro� od jej zale�a�y rady � Acz innym rzecz ta nie by�a �wiadoma, Bo ksi�na, wy�sza nad �on prostych rz�dy, Kt�re, zbyt rade, �e panuj� doma, Chcia�yby z tym si� popisowa� wsz�dy, - Owszem, cudzemu pilnie kry�a oku, Z jak� pot�g� w sercu m�a w�adnie; Nawet baczniejsi i bli�si jej boku Na pr�dko mogli zbada� i nie snadnie. Mimo to Rymwid m�dry odgadywa�, Gdzie mu jedyne pozosta�o wsparcie; Szed� wi�c i ksi�nej wynurzy� otwarcie Wszystko, co widzia� i co przewidywa�, Jaka st�d dawnym zwyczajom obraza, Ksi���ciu ha�ba, narodowi skaza. Mocno Gra�yn� wie�� nowa uderzy, Lecz, pani� swojej b�d�c postaci, Udaje wrzekomo, i� temu nie wierzy, Pokoju w g�osie i w twarzy nie traci. �Nie wiem ja � rzek�a � czyli nad rycerzy Wi�cej u pana s�owo niewiast p�aci: To wiem, �e sobie sam radzi roztropnie; Wiem jeszcze lepiej; co uradzi, dopnie. Wreszcie, je�eli nag�a gniewu flaga Doczesn� burz� w sercu jego wzbudzi, Je�li niekiedy, lotem m�odych ludzi, Ch�� sw� nad s�uszno�� lub nad mo�no�� wzmaga: Zostawmy, niech czas i cicha uwaga Rozja�ni my�li, zapa�y przystudzi, Pierzchliwe s�owa niepami�� pogrzebie � Tymczasem drugich nie tw�my i siebie!� - �Wybaczaj, ksi�no! O, nie s� to s�owa, Co z ust w gor�cej pryskaj� godzinie, Kt�rych, zagas�ych, pami�� nie dochowa; Nie jest to zamiar, kt�ry w pl�taninie Ch�ci niewczesnych rodzi my�l ja�owa, Kt�ry, jako dym, zamroczy i zginie. Ten dym strasznego zwiastunem wybuchu! Nie dzisiaj jestem przy pa�skiej osobie: Od lat dwunastu zna� mi� wiernym s�ug�; Przecie� na pami�� nie przywiod� sobie, By ze mn� m�wi� tak szczerze, tak d�ugo. Odk�ada� pr�no; co rozkaza�, zrobi�. Bo ju� rozkaza�, bym przed gwiazd� drug� Zgromadzi� wojska nad gr�b Peresieka; Noc b�dzie widna, droga niedaleka�. - �Co s�ysz�! Jutro? Biada mojej g�owie! Nie chc�, a�eby po Litwie gadano, �e brat na bratnie nast�powa� zdrowie, Wzi�� gard�o, lub da� za Gra�yny wiano! P�jd� i w pierwszej z ksi���ciem rozmowie... Owszem, dzi� id�, chocia� ju� nierano... Wprz�d, ni�li nocn� �wit op�dzi ros�, Tusz�, i� dobr� odpowied� przynios�. �egnaj� siebie po tym rozhoworze, A w jedno miejsce d��yli oboje: Ksi�na, i chwili nie bawi�c w komorze, Spieszy w gmach pa�ski przez tajne pokoje � Rymwid, nie bawi�c i chwili na dworze, Spieszy kru�gankiem i � w pa�skie podwoje �e nie �mia� wst�pi� � na progu usiada, Szczelin� patrzy i ucha dok�ada. Nied�ugo czeka�. Klamka zaszele�ci, Z ubocznych prog�w mignie posta� w bieli. �Kto?� � wo�a ksi���, zerwa� si� z po�cieli � �Kto?� � �Ja� � odpowie znany g�os niewie�ci. Potem co� d�u�ej rozmawia� zacz�li, A chocia� Rymwid domy�la� si� tre�ci, G�osu nie z�owi�, bo, w echo wpl�tany, Po�kn�o miejsce, lub odbi�y �ciany. Rozmowa coraz �wawsza i zmieszana, Coraz zwolnia�a, coraz trudniej s�ycha�, Cz�ciej g�os pani, bardzo rzadko pana; Milcza�, niekiedy zdawa� si� u�miecha�. Nakniec ksi�na pad�a na kolana � Wsta�, nie wiadomo: podnie��, czy odpycha� � Kilka s��w potem wym�wi� gor�cej, A potem milcza� i nie m�wi� wi�cej. I by�o cicho. Znowu posta� w bieli Przemknie si� ku drzwiom, klamk� zaszele�ci; Czy uprosi�a, czy si� nie o�mieli Prosi� do d�u�ej � ju� w sw�j gmach niewie�ci Odesz�a ksi�na. Ksi��� do po�cieli Wr�ci�, leg�. Cicho � i wida� z tej cisze, �e go sen twardy wpr�dce uko�ysze. Rymwid daremnie jeszcze chwil� bada� � Odszed� nareszcie i w lewym balkonie Giermka obaczy, kt�ry z Niemcy gada�. S�ucha ciekawie, lubo ku tej stronie Nie sz�a rozmowa i wiatr j� okrada�; Wtem giermek r�k� ukaza� ku bronie... Coby oznacza�, Rymwid �acno zgada�. Strasznie to pych� Krzy�ak�w ubod�o: Zbieg�, chwyci� konia, poskoczy� na siod�o, �Przysi�gam � wrzeszcz�c � gdybym nie by� pos�em, Przysi�gam na ten krzy�, komtura znami�, I� za obelg�, kt�r� dzi� ponios�em, Pr�dkoby zemst� znalaz�o to rami�! Mi�dzy monarchy na poselstwach wzros�em � Ni przy cesarskiej, ni papieskiej bramie Nie spotka�o mi�, co u twego panka: Pod go�ym niebem doczeka� si� ranka, I�� precz, za czyim � za giermka rozkazem! Ale ostrzegam, �e nas nie u�owi Poga�ski wykr�t i nie minie p�azem! Wo�a� nas wrzakomo przeciw Wito�dowi, A potem wsp�lnym otoczy� �elazem! No, obaczymy, czy Wito�d odbije Ten miecz, zanadto waszej bliski szyje! Powiedz ksi���ciu, je�li nie dowierza, Sam niechaj spyta, powt�rzy� gotowym, Cho� razy dziesi�� tym�e samym s�owem, Teraz i zawsze � bo ze s��w rycerza Nic nie wyrzuci�, jak ze s��w pacierza! A, com rzek� usty, prawic� dowiod�. Jama, kt�r��cie pod nami kopali, Na wasz� w�asn� wykopana szkod�, Dzi� jeszcze, jeszcze tej nocy si� zwali, Tak, jakem Ditrich Halstark von Kniprode, Komtur Zakonu! � Za mn� knechty, dalej!� Zaczeka� jednak. Lecz po kr�tkiej zw�oce, Gdy nic nie s�ysza�, bram� w pole goni; Kiedy niekiedy zbroja zamigoce, Kiedy niekiedy s�ycha� r�enie koni; Coraz znikaj� w dali i w pomroce, Las ich nakoniec i g�ra zas�oni. �Jed�cie szcz�liwie! Bodaj wasza noga Nigdy w litewskiej nie posta�a ziemi!� � Rzek� Rymwid, patrz�c z u�miechem za niemi. � �Dzi�ki o ksi�no! Jaka zmiana b�oga, Jak niespodziana! Prosz� teraz, kto tu Pochlebi sobie, �e zna serce cudze? �w g�os gniewliwy, owa posta� sroga � S�owa wiernemu nie da� wyrzec s�udze! Ptaszego, zda si�, chcia� po�yczy� lotu, By spa�� co pr�dzej na Wito�da g�ow� � Wtem or�, zmusza do powrotu!... Nie dziw zapomnia� starzec siwobrody, �e ksi�na pi�kna a Litawor m�ody!� Tak m�wi�c z sob�, wzni�s� do g�ry oczy � Mo�e si� lampka za krat� uka�e... Napr�no patrzy�: ciemno�� okna mroczy � Wraca wi�c znowu i na ganek kroczy, Azali ksi��� wo�a� nie rozka�e. Napr�no czeka�, zapytywa� stra�e; Zbli�a si� ku drzwiom: w pokoju noc cicha, A ksi��� dot�d snem twardym oddycha. �Cuda prawdziwe! Nie odgadn� cale, Jakim dzi� wszystko idzie u nas torem: Niedawno wo�a� w najwi�kszym zapale, Rozkaza� wojsko zgromadzi� wieczorem, A sam �pi dot�d? Mia� wyci�gn�� rano, Stoj� rycerze od Niemc�w wezwani � A Niemcom z niczym odjecha� kazano? Kt� zani�s� rozkaz? Oto giermek pani!... Ile z wczorajszej wr�y�am rozmowy... Wprawdzie �adnegom nie s�ysza� wyrazu, Lecz d�ugie pro�by, g�os pana surowy... Mia�aby� ksi�na pomimo rozkazu Wa�y� si� sama a� na krok takowy, Ufna pot�dze niewie�cich pie�cide�?... L�kam si� bardzo, aby tego razu Zbytniej �mia�o�ci nie pu�ci�a skrzyde�... Prawda, i� nieraz poczyna�a �miele � Lecz to by�oby wi�cej, ni� za wiele!� Dalsze rozmowy przerwa� mu pos�aniec, Kt�rym wszed� cicho i z daleka mruga � Wi�c oba �piesz� w zamku lewy kraniec; Stamt�d kru�gankiem zbieg�a ksi�nej s�uga, Wprowadza i drzwi za sob� zamyka. �Radco s�dziwy, niedobrze si� dzieje, Ale rozpaczy odda� si� nie godzi; Je�li nas dzisiaj zawiod�y nadzieje, Szcz�liwsze jutro mo�e wynagrodzi. B�d�my cierpliwi; nie robi� ha�asu Mi�dzy �o�nierstwem i dworsk� gawiedzi�! Pos�y odprawim do innego czasu, A�eby ksi��� nag�� odpowiedzi� Nie przyrzek� Niemcom, p�ki zemst� p�onie, Coby rad cofn��, gdy z gniewu och�onie. Ty si� nie l�kaj! Jakkolwiek wypadnie, Zamiarom pana nic si� nie uszkodzi. I potem wojsko mo�e zwo�a� snadnie, Je�eli czas mu serca nie och�odzi. Dzisiaj mia� jecha�, ale, wyznam szczerze, Ja tak kwapionej wyprawie nie wierz�. Ledwie w domowe powr�cony progi, Wczora zaledwie z piersi z�o�y� zbroje, Z dalekiej jeszcze nie wytchn�wszy drogi, Mia��eby znowu dzi� rusza� na boje?� - �Co s�ysz�, ksi�no? Ty m�wisz o zw�okach? Jak ci�, niestety, rachuba omyli! Ju� jest za p�no, ju� po tylu krokach Nie b�dzie czeka� godziny, p� chwili! Wreszcie obaczym...Lecz wprz�d chcia�bym wiedzie�, Jak przyj�� ksi��� wczorajsz� namow�?� � Gra�yna w�a�nie mia�a odpowiedzie�, Gdy ich zdarzenie pomiesza�o nowe. T�tent jezdnego s�ycha� na dziedzi�cu, Zdyszany giermek dopada komnaty, Przynosi wie�ci od litewskiej czaty, Kt�ra, po lidzkim biegaj�c go�ci�cu, Teraz od Niemca dosta�a j�zyka, �e w�dz krzy�ak�w jazd� z lasu ruszy�, A za ni� knecht�w i ob�z pomyka � I �e przed �witem, jak czatownik tuszy� I jak niemieckie wyznawa�y bra�ce, Chce miasto ubiec i szturmowa� sza�ce. Niechaj wi�c Rymwid wraz do pana skoczy, By go przebudzi� i pr�dko rozsadzi�, Czyli na polu Niemcom zajrze� w oczy. Czatownik radzi, aby�my si� skradali Do nich z ubocza, bo s� niedaleko; Wprz�d, nim si� knechty z dzia�ami przewlek�, Aby�my z nag�a na lud jezdny padli; Tak zap�dzonym na chrapy i rowy, �acno rajtarom i bratom �by zmieciem. Potem fussknecht�w wzi�wszy pod podkowy, Do szcz�tu plemi� jaszczurze wygnieciem. � Mocno Rymwida dziwi ta nowina, Daleko mocniej dziwi si� Gra�yna. �Giermku � zawo�a � k�dy� s� pos�owie?� Umilkn�� giermek, a niepewne lice I pytaj�ce topi�c w niej �renice: �Co s�ysz�, ksi�no? � zdumiony odpowie � Albo� o w�asnym zapomnia�a� s�owie? Niedawno, kiedy pia�y drugie kury, Sama� mi rozkaz ksi���cy przynios�a, A�ebym biega� co pr�dzej do pos�a I wyprawi� go przed �witem za mury!� �Tak� � rzecz ksi�na, twarz odwraca zblad��, Lecz pomieszanie, widne w jej osobie, Do ust wyrazy nieporz�dne k�ad�o � �Tak, prawd� m�wisz, przypominam sobie... Jak�e to wszystko z g�owy mi wypad�o! Biegn� � nie, st�jmy � albo, wiem, co zrobi�...� Stan�a, milczy, przymkniona powieka, Czo�o pochy�e, w kt�rym si� przebija Jaka� my�l, jeszcze ciemna i daleka, W niepewnych rysach oka�e si�, mija I znowu wschodzi, ca�� twarz obleka... Dojrzewa zamiar, staje si� wyrokiem... Ju� umy�li�a, post�pi�a krokiem. "Tak jest, raz jeszcze id� budzi� m�a... Wojsko niech zaraz w drog� si� wybiera! Ty, giermku, rozka� osiod�a� hestera I wynie�� reszt� pa�skiego or�a! Wszystko to ma by� natychmiast gotowe! Przykazuj� wam imieniem ksi���cia, Odpowied�, starcze, wk�adam na tw� g�ow�. Jaki cel, k�dy mierz� przedsi�wzi�cia, Nie gada�, ani pyta� do poranku! Id�cie i pana czekajcie na ganku!" Wybieg�a, drzwiczki za sob� zatrzas�a. Wybiega Rymwid, a my�li po drodze: "Gdzie id�? po co? Wszak wojska i wodze Ju� zgromadzone, ju� wydane has�a!" Odetchn�� tedy, zwolni� nieco kroku, Stan�� z nagi�tym ku ziemi obliczem I, my�l�c d�ugo, nie my�la� o niczem, Bo w mnogich zdarze� i wnioskach nat�oku My�li samopas pl�cz� si� bezw�adnie, Ani ich rozum znu�ony ow�adnie. "Pr�no tu czekam. Ju� bliski poranek - Wkr�tce si� ca�a zagadka rozwi��e. Musze z nim m�wi�, �pi, czy nie �pi ksi���". Wi�c st�pa� prosto na pa�acu ganek. A wtem si� z lekka rozwar�y podwoje - Litawor wyszed� sam jeden do sieni. Szat� mia�, w jak� stroi si� na boje, Ca�� od sutej b�yszcz�c� czerwieni; G�ow� pod he�mem, piersi miasto zbroje Pancerz obwija� z �elaznych pier�cieni, W lewicy tarcz� mniejszego ob��ku, A pas od miecza na prawym ni�s� r�ku. Gniewem lub trosk� zda� si� ko�atany, Nier�wnym st�pa� i niepewnym krokiem; Gdy si� zbli�y�y rycerze i pany, Uczci� �askawym nie raczy� ich okiem. Dr��cy z r�k giermka wzi�� �uk i ko�czany, Miecz nawet zwiesi� ponad prawy bokiem, A chocia� wszyscy omy�k� widzieli. Przestrzega� pana nikt si� nie o�mieli. Ju� zst�pi� z ganku, ju� chor�giew z�ota, Wzniesiona, pocznie na dzie� krwawy �wita� - Ju� dosiad� konia, ju� przyboczna rota Mia�a go wrzaskiem i tr�bami wita� - Lecz da� znak r�k�, aby zamkn�� wrota, Jecha� w milczeniu i o nic nie pyta�, A pacholiki i nadworne s�ugi A� za most wywi�d� na dziedziniec drugi. St�d nie go�ci�cem pu�cili rumaki, Ale, na pewno skr�caj�c si� do�em, Przepadli mi�dzy kurhany i krzaki, Znowu ku drodze nawracaj�c ko�em. W�w�z ciemnymi wiedzie ich zatoki, �cienione coraz rozsuwaj� boki. Jest od przykop�w miejskich tak daleka, Jako niemieckiej broni grzmot doniesie, Ma�a, zaledwie znana komu rzeka, W�skim korytem b��dz�ca po lesie; Ku drodze jednak coraz szerzej �cieka, Gubi�c si� w wielkim jeziora okresie; Puszcza okrywa z bok�w jej zwierciad�a, A z przodu g�ra wynios�a usiad�a. Tam, gdy litewskie wymkn�y si� roty, Ujrz� �r�d g�ry przy blasku ksi�yca Zbroje, chor�gwie, szyszaki i groty. B�syn�o, zagrzmi na has�o rusznica; Sypi� si� m�e, �ciskaj� si� roty, Murem krzy�acka stan�a konnica. Tak w noc miesi�czn� wygl�daj� �wietnie Na czole Ponar zasadzone bory, Gdy z nich oskubie wicher szaty letnie, A rosa, jasne wieszaj�c bisiory, Nagle si� mrozem w szron per�owy zetnie; B��dnym przechodniom zdaj� si� u wnij�cia Lasy ze srebra, a z kryszta�u li�cia. Ten widok gniewny w ksi���ciu poduszcza. Skoczy� z wynios�ym nad g�ow� �elazem - Wali si� zbrojna w �lady jego t�uszcza, Ale si� wodze dziwi�, �e tym razem Wojsko bez sprawy ladajako puszcza, Ani ich zwyk�ym ostrze�e rozkazem, K�dy sam my�li na czele ugodzi�, A jakie skrzyd�a odda im przywodzi�. Wi�c Rymwid, pa�sk� zast�puj�c wol�, Obiega hufy, szykuje �r�d drogi, Wkl�s�e ku g�rze �ciskaj�c p�kole, Pancernych w �rodek, �ucznik�w na rogi: Tak zawsze Litwa zwyk�a stawi� pole. Warkn�y struny, �wisn�a strza� chmura... "Jezus! Marya! Naprz�d! Hop hop, ura!" Dopiero�, drzewca u�o�ywszy w toku, Zerw� si� bli�ej - pier� na pier� uderzy... Zac� wydar�a potomnemu oku Noc i zwyci�stwa i kl�ski rycerzy? Swoi i cudzy zmieszani w nat�oku - Zewsz�d szcz�k raz�w, wrzask, chrz�sty pancerzy, - Pryskaj� bronie, lec� he�my, g�owy - Co miecz oszcz�dza, druzgoc� podkowy. Ksi���, jak skoczy�, tak goni na czele, Ani si� jeden mi�dzy t�umem boi; Znaj� czerwony p�aszcz nieprzyjaciele, Poznali god�a na he�mie i zbroi: Cofa si�, walcz�c, nie�mia�a gromada - Zwyci�zca p�dzi i na karki wsiada. Lecz kt�ry� z bog�w si�� w nim os�abi�? C� st�d, �e zbieg�ych natarczywie goni? C� st�d, �e bije? - Nikogo nie zabi�! Bezw�adna szabla po pancerzach dzwoni, Albo si� zwija, odbita �elazem, Albo uchybia, albo idzie p�azem. Czuj�c Krzy�acy tak s�abe natarcie, Odzyszcz� serce; z okropnym ha�asem Nawr�c� czo�a, potkn� si� za�arcie I g�stych w��czni otocz� go lasem; Czy przel�kniony, czy spl�tany w t�umie, Bra� ich na szable i tarcze nie umie. Trudno mu by�o ca�� unie�� szyj�: Krzy�actwo zewsz�d kole, strzela, siecze; Wtem huf litewski nawa�� rozbije, Bior�c go mi�dzy puklerze i miecze: Ten s�abe razy swoimi poprawia, A ten od cudzych raz�w go zastawia. Ju� noc pierzcha�a, ju� r�ane w�osy Zorza na wschodnim roztacza ob�oki - Bitwa wre dot�d, �lepe lec� ciosy, Ni w ty�, ni naprz�d nie ruszono kroku, A b�g zwyci�stwa, przysz�e wa��c losy, R�wny krwi ci�ar st�d i zow�d bierze, I szala dot�d w r�wnej stoi mierze. Tak ojciec Niemen, mnogich piastun �odzi, Gdy Rumszyskiego napotka olbrzyma, Wko�o go mokrym ramieniem obchodzi, Dnem podkopuje, pier� g�r� wydyma; Ten, natarczywej bior�c si� powodzi, Na twardych barkach gwa�t jej dot�d trzyma, Ani si� ruszy ska�a, w piasek wryta, Ani jej rzeka ust�pi koryta. Krzy�actwo, d�ugiej niecierpliwe bitwy, Na wierzchu g�ry stoj�cy odwodem, Ostatni hufiec p�dz� w �rodek Litwy: Komtur ich wiedzie, sam uderza przodem, A zmordowanych d�ugimi gonitwy Gdy napar� �wie�ym i dzielnym narodem, �ami� si� szyki, krzy�actwo zwyci�a. Wtem z g�ry zagrzmia� straszliwy g�os m�a... Ku niemu wszystkich podnosz� si� oczy: Stoi na koniu, a, jako rozwiod�a Szeroko cienie stercz�cych warkoczy Na �nie�nej g�rze wybuja�a jod�a, Tak go szeroki p�aszcz doko�a mroczy - Czarny p�aszcz, czarny ko� i he�m i god�a. Trzykro� zawo�a�, zlecia� nakszta�t gromu, Nie wiedzie�, za kim, albo przeciw komu. Dobiega Niemc�w mi�dzy t�umem tonie. Bitwy nie ujrzysz, ale zgie�k i j�ki Daj� odgadn�� w jakiej walka stronie I jak straszliwy piorun jego r�ki: Tam szyszak zniknie, �wdzie sztandar padnie... T�oczy si� hufiec, miesza si� bezw�adnie. Jako, le�nicy gdy sosny lub d�by Siek� wzd�u� puszczy, s�ycha� �oskot w dali, J�cz� topory, chroboc� pi� z�by, Kiedy niekiedy wierzcho�ek si� zwali, Nakoniec, mi�dzy wyci�tymi zr�by, Ujrzysz i m��w i b�yskanie stali - Takie wysiek�szy �rodkiem Niemc�w �omy, Dar� si� ku Litwie rycerz nieznajomy. �pieszaj, rycerzu, o�ywi� duch m�ski, Krzepi� s�abn�cych! Spieszaj, jeszcze pora! Litwini bliscy ostatecznej kl�ski: Dzid i puklerz�w warowna zapora Ju� roz�amana, sam komtur zwyci�ski Po ca�ym polu szuka Litawora: On si� nie kryje - oba konie bod�, Wkr�tce �miertelny pojedynek zwiod�. Litawor szabl� wynosi do ci�cia, Komtur da� ognia z piorunowej broni... Zadr�� Litwini, pojrz� na ksi���cia - Niestety, szabla wypad�a mu z d�oni, Cugle z s�abego wyciek�y uj�cia; Ju� pod szyszakiem nie dotrzyma skroni, Sp�ywaj�c z siod�a, ju� si� bokiem chyli, Kiedy mu swoi na pomoc skoczyli. J�kn�� m�� czarny, a - jak czarna chmura, Rykn�wszy, b�y�nie piorunowym gradem - Z tak� szybko�ci� leci na komtura. Zaledwie pierwszym zwarli si� napadem, Pojrze� - ali�ci komtur ju� pod koniem, A rycerz bie�y i tratuje po nim! Gdzie obskoczy�y ksi���cia dworzany, Przybiega, chwyta, rwie pancerza w�z�y, Ostro�nie zdziera blach zafarbowany, Wy�ledza postrza�, g��boko ugrz�z�y. Wtem krew na nowo wytrysn�a z rany - B�l zemdlonego do zmys��w przywo�a; Otwiera oczy, spoziera doko�a I znowu wciska na oczy przy�bic�; Z gniewem �o�nierze i s�ugi odpycha, A Rymwidowi �ciskaj�c prawic�: "Ju� jest po wszystkim, starcze - m�wi z cicha - precz mi od piersi, szanuj tajemnic�! Ratunek pr�ny, wkr�tce umrze� musz�... Wie�cie do zamku, tam wyzion� dusz�!" Rymwid szerokie oczy w nim utopi� - Ledwie �mie wierzy�, od zmys��w odchodzi, Upuszcza r�k�, kt�r� �zami kropi�, Dreszcz ko�ci wstrz�sa, pot mu czo�o ch�odzi. Teraz poznaje g�os, nieznany wczora - Niestety, nie by� to g�os Litawora! Tymczasem rycerz upuszczone wodze Starcowi wr�czy�, sam do pana skoczy� - Rumaki ka�e nawr�ci� ku drodze, Chwiej�cego si� ramieniem otoczy�, Sk�ada na piersiach, krew d�oni� zaciska - Da� znak, samotrze� p�dz� z bojowiska. I zbli�aj� si� pod okopy grodu. Zaszli im drog� ciekawi mieszka�ce; Ci, bod�c konie, przez t�umy narodu W milczeniu �piesz� na zamkowe sza�ce, A skoro wpadli, uchylono zwodu. Rycerz stra�nikom przykazuje srogo, Ni tam, ni za si� nie puszcza� nikogo. Wnet z reszt� hufc�w ci�gn� bojownicy, A, cho� wygrali tak powa�ne pole, Ma�a st�d rado�� by�a po stolicy: B�l serca �cisn��, �a�oba