2398
Szczegóły |
Tytuł |
2398 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2398 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2398 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2398 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
AROL MAY
CZARNY GERARD
Tower Press 2000
COPYRIGHT BY TOWER PRESS, GDA�SK 2000
GERARD MASON
Na zachodzie Nowego Meksyku rozpo�ciera si� r�wnina, kt�r� por�wna� mo�na z pustyni�
Sahar�. Rosn� tam ostro kolczaste kaktusy, postrach ludzi i zwierz�t, ze wzgl�du na niebezpiecz-
ne kolce. Dla konia, kt�ry wbije w kopyto taki kolec, nie ma ratunku. Je�dziec zostaje bez wier-
nego towarzysza, pada na pustyni i staje si� ofiar� drapie�nych s�p�w, kt�re kr��� wysoko w
chmurach.
Jeszcze pod jednym wzgl�dem pustynia ta jest niebezpieczna. Drogi przez pustyni� znaczone
s� wysokim, �ysymi s�upami, a w��czy si� po niej wszelka ho�ota, kt�ra wyrywa pale i ustawia je
w fa�szywym kierunku. Kto idzie w stron� w jak� wskazuj�, wpada coraz g��biej w pustyni�,
gdzie mamie ginie z pragnienia i g�odu. A na to tylko czekaj� rabusie.
Pustynia na zachodzie ograniczona jest rzek� Rio Peros, dop�ywem Rio Grand� del Norte.
Nad ni� le�y twierdza Guadalupe. W swoim czasie by�a tam Emma Arbelel ze swoj� przyjaci�k�
Kari� a w czasie powrotu do domu wpad�y w r�ce Komancz�w.
Go�ci�y wtedy u krewnego Pedro Arbelleza, Pirnera, kt�ry uchodzi� za najbogatszego cz�o-
wieka w okolicy. Przyby� tu nie wiedzie� sk�d i o�eni� si� z pi�kn�, bogat� kuzynk� Pedra.
�ona jego zmar�a wkr�tce i pozostawi�a jedyn� c�reczk�. �mier� jej nie zmieni�a bardzo we-
so�ego usposobienia ma��onka. �y� szcz�liwie i beztrosko. C�rka jego, �liczna Resedilla nie
mia� ochoty do zam��p�j�cia, on za� pragn�� dosta� zi�cia i mie� pewno��, �e c�rka, w razie jego
�mierci b�dzie szcz�liwa i bezpieczna. Mia�a ju� prawie trzydzie�ci lat, ale wci�� zachowa�a
m�odo�� Europejki.
Pirnero posiada� wielki dom, na kt�rym by�o mn�stwo vaqueros. Dom pr�cz parteru posiada�
piwnic� i pi�tro. W piwnicach by� jego sk�ad, na parterze sklep i wyszynk, ca�e za� pi�tro zajmo-
wa�y pokoje.
Pewnego dnia, mimo z�ej pogody, w szynku nie by�o nikogo. Pirnero nie by� w dobrym humo-
rze. Siedzia� przy oknie i patrzy� na g�ste chmury, przy drugim oknie siedzia�a Resedilla i szy�a.
Pirnero zacz�� czyni� c�rce wym�wki, z kt�rych ona sobie zupe�nie nic nie robi�a. Owszem
cieszy�o j� bardzo, kiedy przys�uchiwa�a si� dziwnym wyst�pom czynionym na temat zam��p�j-
�cia.
� Straszliwy wiatr! � zamrucza� Pirnero.
Nic nie odpowiedzia�a, wi�c po chwili doda�:
� Prawdziwa wichura!
I teraz milcza�a. Dlatego zapyta� j� wprost:
� Nieprawda� Rosedello?
� Owszem.
� I taki sam straszliwy kurz.
Nie odpowiedzia�a nic, dlatego obr�ci� si� do niej i rzek�:
� Je�eli nadal b�dziesz tak milcz�ca, to nigdy nie wyjdziesz za m��?
� Milcz�ca �ona jest lepsza ni� gderliwa!
Zakaszla� par� razy. Rozmowa nie klei�a si�, ale po chwili znowu zacz��:
� A tu nie ma �adnych go�ci.
I na to nie odpowiedzia�a nic. Wtedy zwr�ci� si� ku niej:
� Co, nieprawda? Widzisz mo�e go�ci w tej izbie?
� Uwa�asz mnie za �lep�? � za�mia�a si�.
� No widzisz! Ani jednego go�cia! A to nie jest dobre dla dziewczyny, kt�ra szuka m�a. Czy
mo�e ju� jakiego...?
� Nie jeszcze.
� Nie? Dlaczego nie?
� Nie lubi� �adnego z nich.
� �adnego? Hm. G�upstwo! M�� dla �ony, to tyle co podeszwa dla trzewika.
� Nale�y go mocno naciska�?
� G�upstwo, bez podeszwy nie mo�na biega�!
Zrozumia�, �e musi zacz�� z innej beczki.
� Widzia�a�, tam na dachu co� si� zepsu�o? Kto to naprawi? Przecie� nie ja, tylko m�j zi��...
Ale musi by� porz�dny, a nie ten obdartus, co tu czasem przychodzi.
Nie spostrzeg� jej rumie�ca. Widocznie wiedzia�a o kim mowa.
� Wiesz o kim m�wi�? Wiesz. Nie pozwol�, by on zosta� mym zi�ciem. Wiesz, kim by� m�j
ojciec? Kominiarzem, cz�owiekiem, kt�ry obraca� si� na g�rze. A m�j dziadek? Handlarzem
ostryg. Wiesz przecie�, sk�d pochodzimy... Tam dziewcz�ta, godnie wychodz� za m�� musz�,
gdy� inaczej spr�chniej�. Czy wiesz sk�d pochodz�?
� Tak, z Niemiec, z jakiego� miasteczka Pirna.
� To najpi�kniejsze miasto w �wiecie. Od niego w�a�nie przyj��em swoje nazwisko. S�ynie
ono z najpi�kniejszych dziewcz�t. Ty tak�e odziedziczy�a� t� urod� i dlatego nazwa�em ci� Rese-
da, Resedilla. Mnie twoja matka od razu po�lubi�a, a ty nie chcesz �adnego, nawet gdyby pocho-
dzi� z Pirny.
By�by gada� dalej ale t�tent konia przerwa� jego mow�. Przyby� jaki� je�dziec.
� O, ten obszarpaniec nie potrzebuje mi przychodzi� nawet wtedy, gdy nie mam go�ci. Niech
nawet nie marzy o tym, �e zostanie moim zi�ciem.
Resedilla schyli�a si� nad rob�tk�, aby ukry� rumieniec. Go�� wszed� do izby, uk�oni� si�
grzecznie i usiad� na jednym z krzese� i zam�wi� szklank� julepu, napoju alkoholowego z zio�a-
mi, lubianego w ca�ej Ameryce.
By� wysoki i silnie zbudowany, ciemn� twarz pokrywa�a broda. Mia� oko�o trzydziestu lat.
Ubrany by� po meksyka�sku. Strzelba jego, z wygl�du, nie by�a warta nawet grosza, jak w og�le
ca�e jego ubranie. Ale w ca�ej jego postawie by�o co� szlachetnego.
Kiedy zrzuci� kapelusz, pokaza�a si� g��boka, dopiero co zagojona blizna.
� Co za julep to ma by�? � zapyta� gburowato gospodarz.
� Z pio�unem, prosz�.
Gospodarz przyni�s� ��dany trunek. Go�� skosztowa� i zwr�ci� si� w stron� okna. Mo�na by�o
spostrzec, jak ukradkiem przygl�da� si� dziewczynie, kt�ra spu�ci�a oczy w d�.
Staremu milczenie zacz�o przeszkadza�, poruszy� si� na krze�le i rzek�:
� Straszliwy wiatr!
Przybysz nie odpowiedzia�, wi�c gospodarz pyta� dalej:
� Mo�e nie?
� Nie tak bardzo � brzmia�a oboj�tna odpowied�.
� Ale kurz ohydny!
� Ba!
� Co za ba? My�licie, �e to nie kurz? Czy nie leci on ludziom w oczy...
� To trzeba je zamkn��.
� Zamkn��? No pewnie, to najpro�ciej! Ale ubranie si� niszczy!
� Nale�y w�o�y� stare.
To by�a woda na jego m�yn. Zaraz zrobi� uwag� go�ciowi:
� Tak, jak pan. Nie masz pan lepszego?
� Nie � odpar� oboj�tnie, co srodze oburzy�o starego. Meksykanin uwa�a bardzo na str�j.
Ubiera si� malowniczo, a tego wszystkiego nie wida� by�o na przybyszu.
� A dlaczego pan nie ma?
� Bo jest dla mnie za drogie.
� To senior jeste� biedakiem?
� Tak � odpar� oboj�tnie i popatrzy� na Resedill�, kt�ra w oczach mia�a pro�b� o pob�a�liwo��
dla ojca. Ale kupiec pyta� dalej:
� A kim pan jeste�?
� My�liwym.
� I z tego pan �yje? To mi pana �al. Jak mo�e wy�y� taki my�liwy? Dawniej by�o inaczej.
By�o du�o takich, przed kt�rymi musiano mie� respekt. Znali�cie Nied�wiedzie Serce, Bawole
Czo�o, albo Piorunowego Grota, ten ostatni by� moim rodakiem.
� Zna�em ich wszystkich.
� Ale najwi�kszym by� Ksi��� Ska�, tak�e m�j rodak, bo Niemiec. By� kiedy� lekarzem i na-
zywa� si� Sternau.
� Sternau? � zapyta� przybysz.
� Tak, Karol Sternau, o kt�rym opowiada� mi m�j krewny Pedro Arbellez, w�a�ciciel hacjendy
del Erina.
� A czy Sternau jest �onaty?
� �onaty, z hrabiank� R� de Rodriganda.
� Ten sam, ten sam � rzek� przybysz niby do siebie, ale tak, �e oboje us�yszeli.
� Zna go pan?
� Nawet bardzo dobrze. Uratowa� moj� ton�c� siostr�.
� No, widzicie, co to za cz�ek. On nawet wyci�ga ludzi z wody. To by� wielki my�liwy. Nie
mamy teraz takich ani w lasach ani na prerii, z wyj�tkiem jednego. S�yszeli�cie mo�e o nim?
� O kim?
� O Czarnym Gerardzie. Ma podobno czarn� brod� i dlatego tak go nazywaj�. Znacie go?
� S�ysza�em o nim.
� To wiecie, �e to jedyny s�awny my�liwy na naszej granicy. Nawet si� diab�a nie zl�knie.
Strza�y jego zawsze trafiaj� do celu, n� te� jest nieomylny. Przed takim ma si� respekt. Zwr�ci�
baczn� uwag� na bandy rabusi�w drogowych. Ju� prawie ca�kiem si� ich pozby�. Mam mu du�o
do zawdzi�czenia, gdy� przedtem moje towary rzadko kiedy trafia�y w me r�ce. Taki chwat
m�g�by zosta� moim zi�...
Urwa�. Wobec tego go�cia nie chcia� zdradza� swych marze�. Po chwili doda�:
� Chcia�bym wiedzie� sk�d on pochodzi? Mo�e nawet z Pirny, bo tam s� ludzie nadzwyczaj
dzielni. Wy sk�d jeste�cie?
� Z Francji.
� O, to pan Francuz?
� Naturalnie.
� Tak! Hm, hm. To dobrze, senior.
Odwr�ci� si�, Francuzi nie byli w jego w �askach. Po chwili jednak wsta�, da� znak c�rce, aby
za nim sz�a do sklepu.
� S�yszysz, to Francuz! Musz� ci� ostrzec.
� Dlaczego?
� To jest w�a�nie najistotniejsze. Wiesz, �e Francuzi przynie�li nam austriackiego ksi�cia, kt�-
ry ma zosta� cesarzem Meksyku?
� Wiem, wsz�dzie o tym m�wi�.
� Uwa�am, �e Austriacy to dobre ch�opy. Nie mam nic przeciwko nim. I ten ksi��� Maksymi-
lian jest pewnie dobrym ksi�ciem. Ale Meksykanom nie podoba si� to, �e go nadaj� Francuzi.
Powiadaj�, �e Napoleon jest k�amc�, nie dotrzymuje swoich obietnic. Pozostawi Maksymiliana
samego sobie. Meksykanie nie chc� cesarza. Chc� mie� prezydenta, ma nim by� Juarez.
� Kt�ry obecnie przebywa w Paso del Norte?
� Tak. Francuzi ch�tnie by go z�apali. Ju� zaj�li ca�y kraj i w Chihuahua prawie go mieli, ale
umkn�� szcz�liwie do Paso del Norte. Francuzi tak daleko do granicy nie dojd�, ale m�wi�, �e
chc� wys�a� ludzi, kt�rzy go schwyc�. Dlatego trzeba strzec si� Francuz�w.
� Ale ty nie, bo co ci� obchodz� Francuzi i Juarez?
� Nawet bardzo. Dotychczas milcza�em o mym nadzwyczajnym talencie do polityki. Nie jest
mi rzecz� oboj�tn�, czy przyjdzie Maksymilian, czy Juarez. Maksymilian nie utrzyma si� tutaj,
bo jest zale�ny od Francuz�w. Napoleon zaci�gn�� dwie po�yczki, aby ugruntowa� cesarstwo
meksyka�skie. Z tego dosta�a si� Meksykowi tylko garstka, reszta pozosta�a przy Francji. To
czyste oszustwo, a biedny Maksymilian nic tu nie poradzi. Juarez za� zna nasz kraj, nie chce
Francuz�w. Ale na to trzeba pieni�dzy. Dlatego wys�a� pos��w do prezydenta Stan�w Zjedno-
czonych. Pose� powr�ci� z dobrymi wie�ciami. Stany Zjednoczone te� nie chc� cesarza w Mek-
syku i udziel� nam po�yczki trzydziestu milion�w dolar�w. Par� milion�w jest ju� w drodze.
Dowiedzieli si� o tym Francuzi i mo�liwe, �e zechc� przechwyci� transport. Gdyby nie mo�na
by�o pieni�dzy dalej transportowa�, maj� si� dosta� do nas, do portu Guadaloupe i zostan� ukryte
w naszym domu. Juarez wy�le nam obstaw�, a my musimy obawia� si� ka�dego Francuza, gdy�
mo�e by� szpiegiem. Zdaje mi si�, �e ten drab, co tam siedzi jest nim. M�wi ma�o, nawet na cie-
bie nie spogl�da.
Resedilla wiedzia�a, �e ojciec si� myli.
� Nie s�dz�, nie wygl�da na szpiega � rzek�a.
� Nie? Mylisz si� bardzo. Nie poka�� mu si� wi�cej, bo m�g�by z mojej miny pozna�, kim
w�a�ciwie jestem. Ty go b�dziesz obs�ugiwa�a, ale prosz� ci�, nie daj mu pozna�, �e jestem zwo-
lennikiem Juareza!
St�umi�a �miech i odpar�a:
� Nie troszcz si�! Mam po tobie dyplomatyczne zdolno�ci. Nie przy�apie mnie.
� Wierz�, b�d� nawet dla niego dobra. U�miechem pr�dzej z�owi si� wroga. Znam to jeszcze z
Pirny.
Wr�ci�a do izby. Na twarzy jej igra� u�miech. Usiad�a ko�o okna. Oboje milczeli, wreszcie ona
zacz�a:
� Czy pan naprawd� jest Francuzem? � zapyta�a.
� Tak. Czy wygl�dam na takiego, kt�ry mo�e pani� ok�amywa�?
� O nie, my�la�am, �e pan �artuje, bo Francuz�w w tej okolicy nie lubi�.
� Ja te�, chocia� jestem Francuzem. Nie wr�c� ju� do mojej ojczyzny, nie mam tam czego
szuka�.
� Tu smutne?
� Nie tak smutne jak zdrada i niewierno��.
� Pana to spotka�o?
� Tak, niestety.
Po tych s�owach wyraz smutku zawita� na jego oblicze. Dziewczyna za� bardzo zaciekawi�a
si�, wi�c spyta�a:
� Zdradzi�a pana ukochana, musia�a by� bez serca.
� Kocha�em j� tak bardzo, a ona mnie zatru�a, dr�czy�a.
� Musi pan o niej zapomnie�!
� To bardzo trudne. Wprawdzie nie kocham jej ju�, ale unieszcz�liwi�a mnie na ca�e �ycie,
zdradzi�a.
� Czyli, �e pana ok�ama�a?
� Nie, powiedzia�a prawd�!
� �artuje pan?
� Nie mam potrzeby.
Zdziwi�a si� bardzo, a potem doda�a ch�odniejszym ju� g�osem:
� Prosz� wybaczy�, �e zasypuj� pana pytaniami. Bywaj� ludzie, kt�rzy od pierwszego spotka-
nia wydaj� si� znajomi. Pozna�e� pan to kiedy�?
� Tak, ale dopiero tutaj.
Zarumieni�a si�. Zauwa�y� to, wi�c zacz�� si� usprawiedliwia�:
� Prosz� nie bra� moich s��w za z�e. Je�li pani� zrani�em, to nie przyjd� tu nigdy wi�cej.
� Nie, to nie o to chodzi. Prosz� mi zrobi� przyjemno�� i rozchmurzy� si�. Chcia�abym wie-
dzie�, jak si� pan nazywa.
� Mason, seniorito.
� A dalej?
� Dalej, je�li to konieczne, na imi� mam Gerard.
� Gerard? Mo�e ten �Czarny�, o kt�rym m�wi� m�j ojciec? Co w�a�ciwie znaczy to imi�?
� Pe�en si�y albo obro�ca. Tak mi kiedy� powiedzia� nauczyciel.
� Pe�en si�y? To licuje z pa�skim wygl�dem, a kto silny, ten mo�e by� obro�c�.
� Niestety, nie by�em nim, raczej kim� przeciwnym. By�em garoterem.
� Garoterem? Co to znaczy?
� Tak. Pani na pewno nigdy nie spotka�a si� z tym okre�leniem. No c�, w wielkich miastach
setki tysi�cy ludzi nie wiedz� wieczorem sk�d wezm� chleb. Je�li w nocy nie ukradn�, musz� na
drugi dzie� przymiera� z g�odu. Staj� si� z�oczy�cami. To niewolnicy zbrodni, cho� nie ponosz�
za to winy. Ojciec wychowuje syna na z�oczy�c�, matka c�rk�. Nikt nie wie co to szacunek dla
prawa.
� Niemo�liwe! To straszne.
� Mimo to prawdziwe! Nie wini� nikogo, ale sta�em si� takim przez ojca. Byli�my biedni, ale
gardzili�my prac�. Ojciec krad�, a ja by�em silny, wi�c garotowa�em. To znaczy napada�em w
nocy na samotnych ludzi, dusi�em ich i wypr�nia�em ich kieszenie. R�wnie� moj� siostr� chcie-
li�my sprowadzi� na z�� drog�, ale ona rzuci�a si� w wod�. Doktor Sternau, o kt�rym ojciec pani
m�wi�, wyratowa� j�.
� O m�j Bo�e, to straszne.
Zblad�a. Oto jedyny m�czyzna, kt�remu mog�a i chcia�a ofiarowa� swoj� mi�o��, okaza� si�
zbrodniarzem. By�a za�amana, ale ciekawo�� przemog�a strach i rzek�a:
� A co pan robi� dalej?
Opowiedzia� jej � koleje �ycia i zako�czy� znanym zaj�ciem z Alfonsem, kt�remu, jak wiemy,
zabra� w Niemczech portfel.
� Chcia�em sta� si� uczciwym cz�owiekiem. Odda�em wszystko Mignon, ale ona mnie oszu-
ka�a. Przeszasta�a z jednym paniczem moje pieni�dze i zagrozi�a, �e mnie zadenuncjuje...
� Zabi� j� pan?
� Nie, odszed�em i rzuci�em si� do pracy. Co ja wycierpia�em! Ale sta�em si� uczciwym cz�o-
wiekiem. Wreszcie sumienie moje wyp�dzi�o mnie z ojczyzny. Chc� za wszystko odpokutowa�,
a potem mog� umrze�.
Nast�pi�a cisza. W jej oczach b�ysn�a �za.
� Po co mi pan to powiedzia�? Po co?
� S�dzi�em, �e kocha�em Mignon, ale to by�o tylko z�udzenie. Przyjecha�em do Ameryki,
przew�drowa�em g�ry, puszcze i prerie.
Zosta�em my�liwym, kt�ry zas�u�y� na dobre imi�. Pozna�em swoje serce na wskro�. A kiedy
potem ujrza�em pani�, poczu�em co znaczy prawdziwa mi�o��. Ci�gn�a mnie do pani jaka� nie-
przezwyci�ona si�a. Postanowi�em si� przed pani� wyspowiada�. Je�eli teraz jestem dla pani
kim� odpychaj�cym to odejd�! Odejd� i nie wr�c� wi�cej... Ale prosz� nie opowiada� tego niko-
mu, gdy� wielu przynios�oby to szkod�. Musia�bym t� okolic� opu�ci�.
Chwyci� strzelb� i chcia� wyj��. Wsta�a i zast�pi�a mu drog�.
� Senior, dzi�kuj� za szczero��. Prosz� mi jeszcze powiedzie�, czy nie jeste� przypadkiem
szpiegiem francuskim?
� Nie. Nie jestem, tak jak Meksykanie popieram Juareza. Czy to wystarczy?
� Tak, jestem spokojna.
� �egnam wi�c pani�.
� Naprawd� chce pan odej��?
� Na zawsze od pani, ale nie z Guadalupy. Zobacz� mnie tu jeszcze.
Spojrza� w jej oczy, w kt�rych stan�y �zy. Gerard chcia� j� wzi�� w ramiona, my�l�c, �e i ona
tego pragnie. Ale zapanowa� nad sob�, nie mia� przecie� prawa niszczy� jej �ycia. Wyszed�.
Resedilla ukry�a twarz w d�oniach i zap�aka�a g�o�no.
� Gerard! Pe�en si�y, kt�ry zwyci�a nawet siebie!
S�ysza� jej p�acz pod drzwiami, ale nie wr�ci�. Pojecha� w preri�, tam ugasi� sw� mi�o��... Po-
kutnik ze strzelb� w d�oni, kt�ry postawi� sobie za zadanie oczy�ci� preri� z rozb�jniczej ho�oty.
Nie powiedzia� o tym Resedilli, nie przyzna� si�, �e jest owym Czarnym Gerardem.
Le�a� w trawie, obok pas� si� rumak. Nagle naje�y� grzyw�, parskn�� na znak, �e kto� si� zbli-
�a.
Gerard wsta� spojrza� doko�a. Spostrzeg� je�d�ca, kt�ry p�dzi� prosto na niego. Oblicze jego
przybra�o obraz zadowolenia.
� Uspok�j si�, to Nied�wiedzie Oko, nasz druh!
Indianin zbli�a� si� szybko. By� bardzo m�ody i podobny do zaginionego Nied�wiedziego Ser-
ca.
� M�j czerwony brat d�ugo da� na siebie czeka�,
� My�li brat m�j, �e Nied�wiedzie Oko nie umie jecha�? Musia� on nads�uchiwa�. W Paso del
Norte jest Juarez. Przyprowadz� mu dziesi�� razy po stu wojownik�w, aby zaj�� znowu Chihu-
ahua. Powiedzia�em mu, �e spotkam tutaj mojego bia�ego brata. Prosi� przekaza�, by� odwiedzi�
seniorit� Emili�.
� Uczyni� to.
� Czeka�em na ciebie w Pas del Norte. Jecha�em przez Czarcie G�ry i ju� by�em blisko rzeki,
kiedy odkry�em �lady trzech bia�ych je�d�c�w. Pojecha�em za nimi i pods�ucha�em. Jeden by�
Meksykaninem, dwaj pozostali to Francuzi.
� Pewnie oficerowie!
� M�j bia�y brat ma racj�. Jeden z nich mia� na szyi sznur, na kt�rym wisia�y dwa okr�g�e
szk�a. On bra� je na nos i patrzy�.
� A, to oficerowie! S�ysza� m�j brat o czym m�wili?
� Nie znam ich mowy, dlatego przyjecha�em po ciebie.
Pop�dzili galopem. Po dziesi�ciu minutach dotarli do rozpadliny, gdzie zostawili konie, weszli
do lasu i niebawem przez otw�r li�ci zobaczyli trzech m�czyzn, kt�rzy spokojnie palili cygara.
M�wili po francusku i to tak g�o�no, jakby si� znajdowali na jarmarku, a nie w lesie.
� Tak, koniec z Juarezem � rzek� jeden � Niech czeka, czy te czerwone �otry zrobi� go swoim
cesarzem.
� Ju� po nich! � zauwa�y� drugi. � Ca�y poch�d by� tylko zabawk�. Wi�cej trud�w nie zada-
wa�bym sobie nawet z tym arcyksi�ciem.
� Z nim? Chodzi�o o nas, ale tak aby inne pa�stwa nie przejrza�y tego. On w swoim czasie
wr�ci do domu. Bazaine zostanie prezydentem, a on doprowadzi do takich konflikt�w, �e Napo-
leon b�dzie zmuszony wtargn�� tutaj i ca�y Meksyk uzna� za prowincj� francusk�. Nikt tego nie
zmieni. A kraj jest cudny. Najbardziej podobaj� mi si� damy.
� Podzielam tw�j gust.
� S� cudowne. Pe�ne ognia, czaru, bystre i bardzo przyst�pne.
� Tak, Meksyk jest krajem kt�ry trzeba zdoby� ze wzgl�du na p�e� nadobn�. Widzia�e� mo�e
w Pary�u tak� pi�kno�� jak seniorita Emilia?
� Niech j� bies porwie!
� Dlaczego? Da�a ci kosza?
� Prawdziwego! Ale to prawdziwa boginka.
� Ale bardzo przebiera, a ty jeste� tylko porucznikiem.
� Ty za� kapitanem, co za r�nica.
� Drobna, ale musimy si� zbiera�. Ja do Chihuahua. Ty za� by�e� ju� w Guadaloupa?
� Nawet cztery razy. Teraz pozostan� tam d�u�ej. Mam czeka� na przybycie mojej kompani,
kt�ra ma t� dziur� zdoby� i zaj��.
� No, to b�dziesz si� tam nudzi� bez Emilii.
� Nie, znam tam c�rk� niejakiego Pirnero, najbogatszego kupca w tej miejscowo�ci. Pi�kna,
ale cho� niezbyt m�oda, ci�ka do zdobycia. Kokieterii ani troszk�. Zimne poczucie obowi�zku,
ale w plastycznie sko�czonej formie. W obj�ciach jej pewnie lepiej si� znale�� ni� samej senio-
rity Emilii.
� Patrzcie! Chcia�bym j� widzie�!
� A ja posiada�!
� To niemo�liwe. Tu trzeba odwagi. Je�li meksyka�ska dama kogo� nie chce, tego zwyk�a k�-
sa�.
� Za��my si�!
� O co?
� Tysi�c sztuk najlepszych cygar.
� S�owo?
� S�owo honoru!
� Co zrobisz?
� Powiem ci, ja by�em tam cztery razy i za ka�dym razem spa�em sam. Ogl�da�em sobie do-
brze zamki. �rubowane, nie trzeba do nich klucza. Resedilla �pi w swoim pokoju, a ty obok. Ju�
kiedy� sprawdza�em zamki w jej drzwiach. Bardzo �atwo si� z nimi uporam i tak dostan� si� do
�o�a seniority. A reszta to ju� moja rzecz...
� Zawo�a o pomoc.
� Dziewczyna, kt�ra budzi si� w ramionach innego?! Mo�esz to m�wi� takiemu, kt�ry w ten
spos�b nie zdobywa� kobiet.
� Masz wi�c do�wiadczenie?
� I to ile. W ten spos�b zdobywa�em hrabianki i praczki, dziewki i �ony profesor�w, aktorki i
zakonne siostrzyczki. �adna si� nie wzdryga przed tak� mi�o�ci� i nie wo�a o pomoc. Wiem, �e i
teraz zwyci��.
� �ycz� ci szcz�cia, a potem wszystko opowiesz dok�adnie.
� Naturalnie. Dowiesz si� tak, jakby� si� temu przygl�da�. A co z Czarnym Gerardem?
� Bazaine wyznaczy� za jego g�ow� pi�� tysi�cy frank�w. On dla Juareza wi�cej znaczy ni�
ca�e wojsko. Gro�niejszy od Pantery Po�udnia. Zawsze wie o wszystkim. Ale o naszym nowym
zadaniu dowie si� zbyt p�no.
� Kiedy oddzia� przyjedzie do Guadalupy?
� Moja kompania, za pi�� dni. Przyjedzie przez Rio del Norte prosto do fortecy. Ale teraz
zbierajmy si�.
Wr�cili do swych koni. Gerard opowiedzia� Indianinowi o czym rozmawiali.
� Uderz� na Guadalup� z moimi Apaczami. Ale nie m�w o tym Juarezowi, aby moi ludzie do-
stali przynale�ne im �upy.
� S�ysza�em, �e Francuzi dostan� pomoc, sze�ciuset Komancz�w.
Rozstali si�. Nied�wiedzie Oko pojecha� na zach�d, Gerard wr�ci� do Guadalupy. Nie spieszy�
si�, mia� czas do nocy.
O zmierzchu Pirnero jak zwykle siedzia� przy oknie, c�rka jego tak�e. Nadal mia� wisielczy
humor, kt�ry pog��bi� si� jeszcze na widok nadje�d�aj�cego francuskiego kapitana.
� Czy mog� na t� noc pozosta� tutaj, seniorito? � zapyta� grzecznie.
� Prosz� spyta� ojca, on jest panem domu.
Przybysz po�era� j� wzrokiem, zam�wi� sobie szklaneczk� wina i rozpocz�� rozmow�. Stary
Pirnero dowiedzia� si�, �e kapitan by� jeszcze kawalerem, lubi� chleb z szynk�, a z kwiat�w naj-
bardziej rezed�. Kapitan pr�bowa� porozmawia� te� z c�rk�, ale ta nie mog�a zapomnie� o czym
m�wi�a z Gerardem. Po wieczerzy Francuz uda� si� do swej sypialni. Spr�bowa� odkr�ci� zamek
przy drzwiach Resedilli, nie stawia� oporu.
Wieczorem do fortecy przyby� Gerard. Uda� si� do domu Pirnera. Wiedzia� on, �e szli spa�
wcze�nie, ale spostrzeg�, �e jego ukochana pracuje jeszcze w kuchni. Sam zakrad� si� do domu i
poszed� na strych. Gerard zna� zamiary kapitana, poszed� pod drzwi ukochanej, spr�bowa� za-
mek, potem wr�ci� na swoje miejsce.
Po godzinie da� si� s�ysze� szelest.
� Nadchodzi! � pomy�la�. � Teraz wk�ada klucz!!
Kapitan otworzy� ostro�nie drzwi, w pokoju pali�o si� �wiat�o. Rcsedilla le�a�a tak, �e j� m�g�
spokojnie zobaczy�.
Mia�a ciemn� koszulk�, kt�ra obna�a�a jej �liczne ramiona. Wida� by�o, jak przy oddechu
podnios�a si� marmurowo bia�a pier�. Zamkn�� cichutko za sob� drzwi i podbieg� do ��ka.
W tej chwili by� przy drzwiach, otworzy� je i przez ma�� luk� obserwowa� rozw�j sytuacji.
Kapitan sta� przy �o�u, zatopiony wzrokiem w cudnych wdzi�kach. Nie m�g� si� powstrzy-
ma�, z�o�y� na jej ustach poca�unek. Resedilla ockn�a si�, ale nie przysz�a jeszcze do siebie,
wtedy kapitan po�o�y� jej na usta r�k�.
� Ani s�owa, seniorito! � ostrzega� p�g�osem. � Inaczej musz� ci� zabi�!
Popatrzy�a na� oczyma szeroko rozwartymi. Nie broni�a si�.
� Zamknij oczy! � rozkaza�. � Je�li mi obiecasz, �e nie b�dziesz krzycza�a, zostawi� usta wol-
ne. Dobrze?
Kiwn�a g�ow�, on odj�� r�k�.
� Czego pan chce? � zapyta�a p�on�c ze wstydu i trwogi.
� Ciebie! Wybieraj mi�o�� albo �mier�.
� �mier�! � odezwa�a si� p�g�osem, a z ty�u us�ysza� szelest.
Kapitan odskoczy� przestraszony. Ujrza� stoj�cego za nim my�liwego. Wyci�gn�� n�, ale Ge-
rard, obali� go na pod�og�. Sta�o si� to tak szybko, �e dziewczyna nie mia� czasu nawet krzykn��.
Teraz st�umionym g�osem spyta�a:
� Senior Gerard, m�j Bo�e, co to?
� Nie obawiaj si� pani. Przyszed�em obroni� ci� przed t� ho�ot�, francuskim kapitanem. Pod-
s�ucha�em, jak zak�ada� si� ze swym koleg�, �e pani� tej nocy zdob�dzie.
Porozmawiali serdecznie, Gerard obieca� opiek�, ona uca�owa�a go w czo�o, a potem zetkn�y
si� ich usta.
� Jeszcze nigdy nie poca�owa�am m�czyzny � rzek�a. � Widocznie sam B�g posy�a panu ten
ca�us. Nie b�d� taki smutny i zamkni�ty w sobie. Wr�ci szcz�cie, wr�ci... Dobrej nocy!
Uca�owali si�, on zabra� kapitana, solidnie skr�powa�, wsadzi� na konia, sam wsiad� na dru-
giego i wyjechali.
Nie mia� czasu do stracenia, za pi�� dni musia� wr�ci�. Przekroczy� rzek� i pop�dzi� przez g�-
ry w kierunku po�udniowo-zachodnim.
Podczas jazdy rozmy�la� Gerard o tym, co ma czyni� z wi�niem. Ch�tnie by mu darowa� �y-
cie, bo by� w dobrym humorze, ale roztropno�� kaza�a czyni� co innego. Nad ranem spostrzeg�,
�e kapitan dobrze siedzia� w siodle i patrzy� spokojnie w dal. Gerard powiedzia� kim jest i sta-
nowczo doda�o, �e czeka go �mier� za wszelkie niegodziwo�ci, kt�re pope�ni� i pope�ni� chcia�.
Po chwili kula Gerarda zako�czy�a kres jego �ywota. Gerard zm�wi� za� �Ojcze nasz�, dosiad�
konia i pogna� do Chihuahua.
Musia� przedziera� si� przez stra�e. Przypi�� konia w lesie i w nocy dosta� si� do miasta, kt�re
znakomicie zna�. Przeskoczy� przez p�ot jednego domu, zakwili� jak orze� i na ten znak otwar�y
si� drzwi, a jaka� kobieca posta� zapyta�a:
� Has�o?
� Meksyk � brzmia�a odpowied�.
� A kto przybywa?
� Juarez.
� Czekaj chwil�.
Gdy wr�ci�a podesz�a wprost do niego i rzek�a:
� Tu masz ubranie; droga wolna.
Poda�a mu habit zakonny, kt�ry naci�gn�� na siebie.
� Dzisiaj musicie bardzo uwa�a� � rzek�a. � Emilia zaprosi�a do siebie majora. Przyjdzie za
dwie godziny, obudz� ci� wtedy.
Za�o�y� habit i poszed� na podw�rze, a st�d dosta� si� do domku, kt�rego drzwi otwar�y si�
przed nim go�cinnie.
Na jego spotkanie wysz�a pi�kna kobieta.
Bezprzyk�adnie bujne, czarne w�osy osadzone w formie korony na kszta�tnej g�owie spada�y
a� do bioder, sp�ywa�y wij�c si� oko�o czaruj�cych kszta�t�w. Nie mo�na by�o uwierzy�, �e natu-
ra jest zdolna stworzy� tak� kobiet� pe�n� doskona�o�ci.
Podesz�a do przyby�ego, poda�a mu obie r�ce i zawo�a�a:
� Nareszcie, nareszcie kochany Gerardzie. Chod�, niech ci� poca�uj�!
Obj�a go ramionami i z czu�o�ci� ca�owa�a jego usta, a on nawet nie odpowiedzia� na jej po-
ca�unek. Potem popchn�a go na sof�, a sama z�o�y�a prze�liczn� swoj� g��wk� na jego piersi.
Tak siedzieli oboje: on w starej, brudnej, krwi� przesi�kni�tej bluzie, ona za� w prze�roczy-
stej, jedwabnej sukni.
� Chcia�a pani wyj��, jak widz� � rzek� zimno.
12
------------------------------------------------------------- page 13
� Tak, na dwie godziny na spotkanie towarzyskie, a potem oczekiwa�am majora. Ale je�li wi-
dz� ciebie, to nie musz� wychodzi�. A wiesz, �e ten brzydki kapitan na par� dni wyjecha�, nie
wiem dok�d.
� Nawet major nie wie, tw�j major?
� Nie. Trzeba si� z tym uda� do komendanta.
� A, co zacz�� si� ju� do ciebie zaleca�?
� Naturalnie, ale jako wielka ryba, bardzo dyskretnie. Zaprosi� mnie na jutro. Ty dzisiaj b�-
dziesz ze mn�, a jutro pods�uchasz wszystko.
� Niemo�liwe. Jeszcze tej nocy musz� wyjecha�. Od wczoraj wieczora bez przerwy jecha�em
na nieosiod�anym koniu i nie spa�em wcale.
� M�j Bo�e! I musisz wraca�. Wyko�czysz si�!
� Wytrzymam. Mam �elazne zdrowie. Musz� jecha�, bo pieni�dze ze Stan�w Zjednoczonych
maj� przyj�� do nas.
� Pieni�dze? Och, potrzebuj� ich bardzo. Musisz bowiem wiedzie�, �e prezydent od trzech
miesi�cy nie p�aci mi. Uchodz� tutaj za bogat� i musz� prowadzi� wielki dom, aby s�u�y� waszej
sprawie. Ale moja kasa jest pr�na. Wiem, �e Juarez musi cierpie� niedostatek, ale ja musia�am
zaci�gn�� po�yczk�. Ale d�ugo tak nie potrafi�.
� Prezydent, chocia� ogo�ocony zawsze posy�a ci pieni�dze. Umie ceni� zas�ugi, jakie nam
przynosi twoja uroda. Mam te pieni�dze.
� Wspaniale! Chod�, poca�uj� ci�!
Wida� by�o, �e rado�� nie pochodzi�a z ��dzy posiadania, a z potrzeby.
� Nosi�em pieni�dze ju� dwa tygodnie, musisz mi wybaczy�, nie mog�em wcze�niej przyby�.
Masz pensj� za p� roku. Zadowolona?
� Bardzo!
Wyci�gn�� pakiet z but�w, ona przeliczy�a.
� Znowu jestem bogata! Gerardzie, musisz mi sprawi� przyjemno�� i przyj�� ode mnie jeden z
tych papier�w.
Trzyma�a w r�ce stufuntowy banknot. Odsun�� j�:
� Dzi�kuj�, Emilio za twoje dobre serce, ale ja ich nie potrzebuj�.
� Nie potrzebujesz? Popatrz tylko na siebie! Spojrza� po sobie, potem po buduarze.
� Aha, nie licuje z twoj� komnat�, ale dla mnie zupe�nie wystarcza. Zreszt� powiem ci, �e nie
jestem taki biedny. Odkry�em w g�rach �y�� z�ota, wi�c dzi�ki ci za dar! Daj mi raczej je��, bo
jestem diabelnie g�odny!
Za�mia�a si� g�o�no, d�wi�cznie.
� Z g�odu mojego si� �miejesz? Pewnie. Panowie, kt�rzy ci� odwiedzaj�, marz� o pi�kno�ci,
szcz�ciu, zachwytach i mi�o�ci. Z ko�c�w twoich paluszk�w wysysaj� ambrozj�, z ust nektar, a
ja, zwyczajny nied�wied�, chc� je��. To wielka r�nica.
Zamkn�a mu usta poca�unkiem.
� Cicho, nied�wiedziu! Wiesz, �e jeste� mi milszym tysi�c razy bardziej ni� oni. W tobie wi-
dz� m�czyzn�. Ale odrzucasz moj� mi�o��, to przyjmij chocia� przyja��. Powiedz, co chcesz
je��?
� Przynie� mi kawa� suchego chleba i nieco mi�sa.
� I nic wi�cej? To cz�owiek!
Wysz�a, jak kr�lowa, a on patrzy� za ni� okiem politowania:
� A mimo to � rzek� � nie czuje si� tak bardzo nieszcz�liwa, lubi zbytek, przepych i w tym
jest szcz�liwa. Ale nie pomy�la�bym nigdy, aby taki byk, jak ja, m�g� si� podoba� tak �licznej
kobiecie. Mi�o�� naprawd� jest dziwna!
13
------------------------------------------------------------- page 14
Wr�ci�a, on rzuci� si� na jedzenie z wilczym apetytem, ona mu si� przygl�da�a...
Rozmawiali. Przypomnieli sobie dawne, dziecinne lata.
� Moi i twoi rodzice mieszkali w oficynie. Ja by�em silnym ch�opcem, a ty tak� ma��, s�odk�
dziewczynk�. Potem poszed�em do kowala, a ty do szko�y.
� A kiedy sko�czy�am szko��, ty zosta�e� garoterem.
� Niestety. A kiedy porzuci�em garot�, ty zosta�a� gryzetk�, da�a� si� uwie�� ameryka�skiemu
oszustowi i uciek�a� za morze.
� Porzuci� mnie i popad�am w ogromn� n�dz�. Wtedy spotkali�my si� w St. Louis nad rzek�.
Chcia�am si� rzuci� w wod�. Podszed�e� do mnie, poznali�my si� i by�am uratowana. Pracowa�e�
dla mnie, dzieli�e� ze mn� wszystkim. Znalaz�e� dla mnie miejsce u jednej damy, z kt�r� przy-
by�am do Meksyku. Zawdzi�czam ci i jeszcze wi�cej.
� Nie ma o czym m�wi�. Od tego czasu uczyni�a� dla mnie i dla mojej sprawy wystarczaj�co.
Nigdy nie my�la�em, �e z ciebie taka dama wyro�nie. Emilio, jeste� pi�kna i wspania�a.
Odsun�� talerz �eby si� jej przygl�dn��. Ona usiad�a mu na kolana i przytuli�a g�ow� do jego
czarnej brody.
� To wszystko nic. Chcia�abym zosta� twoj� �on� cho�by nawet kr�tki roczek, a potem
umrze� szcz�liwa.
� Nie pasujemy do siebie. Oboje jeste�my w gor�cej wodzie k�pani.
� Wiem. Ka�de z nas powinno si� zwi�za� z kim� o spokojnym charakterze, byliby�my ze so-
b� nieszcz�liwi. Ale ja wszystko zawdzi�czam tobie i nawet m� urod�. Ty jednak jeste� oboj�t-
ny na moje wdzi�ki. Jeste� twardy. Raz wst�piwszy na drog� cnoty, nie chcesz jej porzuci�. Co
mi wi�c pozostaje.
By�a w tej chwili prze�liczna. Gerard odwr�ci� si�, aby nie ulec sile jej wdzi�k�w. Wiedzia�a,
�e nie osi�gnie jego mi�o�ci. Odwr�ci�a si� i stan�a przy oknie, po chwili oboj�tnym g�osem rze-
k�a.
� Dziwna rzecz, ci�gle ci� kocham... ale m�wmy o czym� innym.
� Dobrze. Wiesz, �e mamy nowego pretendenta do prezydentury, niejakiego Pablo Korteja, z
Meksyku.
� Tak, on by� jednym z pierwszych, kt�rzy wsp�pracowali z Francuzami, on i Pantera Po�u-
dnia. Jak d�ugo Juarez by� pot�ny, Kortejo nie zdradza� si� ze swych plan�w. Teraz s�dzi, �e mu
si� uda. Agituje w po�udniowych prowincjach. Post�p�w jednak nie robi wielkich. Pantera Po�u-
dnia jest po jego stronie, a on ma wp�ywy. Sam Kortejo ma pieni�dze, a najwi�cej agituje za nim
jego c�rka.
� Pi�kna? M�oda?
� Dlaczego pytasz?
� To wa�ne, tak, jak na przyk�ad u ciebie.
� Seniorita J�zefa jest wyj�tkowo brzydka. Mimo to ka�e rozdawa� swoje fotografie, bo ko-
bieta je�li chodzi o ni� sam�, nie jest obiektywna. Zreszt� sam zobacz.
Przynios�a album, pokaza�a fotografi�.
� Oto ona, ta sucha os�bka. Jak ci si� podoba?
� Nadzwyczaj interesuj�ca! Twoje przeciwie�stwo, ale dosy�. Jakie znasz jeszcze nowo�ci?
� Napoleon zaczyna uk�ada� si� ze Stanami Zjednoczonymi, co do Meksyku.
� Czyli koniec kariery cesarskiej Maksymiliana?
� Chyba tak. Stany Zjednoczone nie znios� �adnego cesarza w Meksyku. To stara sprawa. Se-
kretarz Stan�w Zjednoczonych wys�a� not� do swego pos�a w Pary�u, z protestem przeciw mo-
narchii w Meksyku. Wtedy cesarz francuski wola� wojn�, teraz woli pok�j. Najprawdopodobniej
arcyksi��� padnie ofiar� uk�adu... Wi�cej �adnych nowo�ci nie mam. O, kapitanie wiesz wi�cej
14
------------------------------------------------------------- page 15
ni� ja. Ale teraz musisz si� uda� do swojej kryj�wki; major jest bardzo punktualny. Masz klucze i
latarni�, a ubranie ju� tam le�y. Chcia� wyj��, ale zatrzyma�a go jeszcze:
� Nie po�egnasz si� ze mn� nawet. Za godzin� pozb�d� si� majora: powiem, �e mam migren�.
U�cisn�� j� i wyszed� bocznymi drzwiami do ma�ego pokoiku. Zapali� swoj� latark� i zobaczy�
przy jej �wietle ubranie s�u��cego, w�o�y� je i nas�uchiwa�.
Wkr�tce us�ysza� g�osy, przyby� major.
� O Dios, jaka jeste� dzisiaj pi�kna, seniorita! � zawo�a�.
� Schlebia mi pan, nie najlepiej si� czuj�.
� Jak to?
� Ca�y dzie� dr�czy mnie migrena. My�la�am nawet, �e odwo�am nasze spotkanie, ale pa�skie
towarzystwo mo�e mi ul�y, prosz� usi���.
Gerard by� zadowolony. Wyszed� z kom�rki i uda� si� do mieszkania majora, znajduj�cego si�
w bocznym skrzydle tego samego domu. Wszed� do �rodka i przeszuka� rzeczy. Musia� znale��
co� wa�nego, gdy� wyj�� z szuflady papier i zacz�� przepisywa� jakie� notatki.
Po godzinie by� got�w, posk�ada� wszystko jak by�o, zgasi� latark�, wr�ci� do siebie i ponow-
nie podszed� do drzwi. Major chcia� ju� widocznie wyj��, gdy� s�ycha� by�o jak m�wi�:
� Jestem niepocieszony, �e musz� ju� i��, kiedy b�d� m�g� znowu pani� odwiedzi�?
� Za cztery dni, gdy� wtedy dopiero b�d� zdrowa. Major wreszcie wyszed�, a Gerard powr�-
ci�.
� Major by� dzisiaj ma�o rozmowny, ma�o si� dowiedzia�am.
� A ja przeciwnie. Major ma u siebie wa�ne dokumenty i wie ju� o przesy�ce Stan�w dla Ju-
areza. Jutro dwie kampanie wyrusz� na granic�, aby ten transport przechwyci�, tylko, �e im si� to
nie uda. Dlatego musz� jecha�
� Kiedy ci� zn�w zobacz�?
� My�l�, �e wkr�tce, dobrej nocy � i wyszed� nie wiedz�c o tym, �e idzie wprost w r�ce nie-
przyjaciela.
Kiedy tu wchodzi�, spostrzeg� go jeden ze stra�nik�w, ale s�dzi�, �e to jaki� zwierz. Dopiero
przy blasku latarki ujrza� na piasku g��bokie �lady i doni�s� o tym komendantowi. Ten powa�nie
wzi�� si� do dzie�a, zbada� rzecz na miejscu i zastawi� zasadzk� z pi�tnastu doskonale uzbrojo-
nych ludzi.
� Nadchodzi! � szepn�� kto� w pobli�u.
�o�nierze zobaczyli posta�, kt�ra chcia�a przemkn�� ostro�nie obok. W tej chwili le�a�a na
ziemi, przytrzymywana pot�nie przez kilku ludzi.
Musia� si� podda�, by�o ich za wielu. Broni nie pr�bowa� u�y�, gdy� mog�o to pogorszy� jego
po�o�enie.
� Pu��cie mnie, nie mam zamiaru ucieka�!
Jeden z �o�nierzy zwi�za� mu r�ce. Ale Gerard wiedzia�, jak sobie z tym poradzi�.
� Kim jeste�?
� Vaquero.
� Nie wygl�dasz na takiego. Sk�d przychodzisz?
� Z Chirokole. Odwiedzi�em moj� dziewczyn�.
� Idziemy do komendanta.
By�o ciemno. Gerard m�g� uciec, gdy� jedno rami� ju� uwolni�. Ale jak ucieka� bez dubel-
t�wki starej, wiernej towarzyszki? Mia� nadziej�, �e znajdzie jaki� wykr�t z tej ca�ej afery.
Dotarli do komendanta, u kt�rego odbywa�a si� zabawa. Gerarda zaprowadzono wi�c do war-
towni. Siedzieli tam podoficerowie i pili, a z nimi markietanka. O dziwo! Stoj�c na progu Gerard
pozna� w niej dawn� sw� kochank�. Mignon!
15
------------------------------------------------------------- page 16
Daleko zasz�a!
� Macie go? � zapyta� jeden z kaprali.
� Tak. M�wi, �e jest Vaquero z Chirocote. Ale zdaje si�, �e k�amie.
Wtem markietanka wsta�a z kolan podoficera i spojrzawszy na pojmanego zawo�a�a:
� Vaquero! Nie dajcie si� oszuka�! To kowal z Pary�a, to Gerard, garoter!
� Garoter? A to mu si� dostanie! Czy to prawda, co ta panienka m�wi?
� Od kiedy ma u was warto�� s�owo ulicznicy?
� Ulicznicy? Ulicznicy? Obrazi� nas!
Nadszed� jaki� oficer i zapyta� o przyczyn� krzyku. Opowiedziano mu ca�e zaj�cie.
� Ha, nie wiecie, kogo z�apali�cie! Je�li to Gerard, to mo�e Czarny Gerard! Odpowiadaj?
Duma obudzi�a si� w Gerardzie. Nie chcia� k�ama�.
� Prosz� mnie przeszuka�, poruczniku!
� M�wi si� �panie poruczniku�, rozumiesz? Zreszt� wszystko mi jedno, czy si� przyznasz.
M�wi�, �e kolba Czarnego Gerarda jest bardzo ci�ka, gdy� ulana ze z�ota i pokryta o�owiem.
Ni� tak �miertelnie uderza. Odebrali�cie mu bro�?
� Tu mamy!
� Dajcie n�. O��w jest mi�kki, zobaczcie, czy jest pod nim z�oto!
Gerard wiedzia�, �e go zdemaskowano, bo oficer powiedzia� prawd�. Kolba jego by�a nie tyl-
ko broni�, ale i sakw�. Je�li mia� kiedy� co� zap�aci�, to tylko nacina� kolb�.
� A do diab�a, dlatego dubelt�wka by�a taka ci�ka! To z�oto! � krzykn�� porucznik.
� Tak, teraz id� do komendanta i sam mu powiem, kogo mamy.
Wyszed�, a oni milczeli z respektem; nawet markietanka zamy�li�a si�. Przypomnia�a sobie
dawne czasy.
Porucznik wszed� do sali balowej i salutuj�c oznajmi�, �e z�apano Czarnego Gerarda.
Komendant a� podskoczy�, go�cie zdziwili si� wielce. Co za rado��! Juarez straci� ogromnie
na swej warto�ci, skoro utraci� Gerarda! Ciekawi zobaczy� tego strasznego cz�owieka.
� Wprowadzi� go do mojego mieszkania!
Nagle jedna z obecnych dam poprosi�a, aby im pokazano s�awnego bandyt�. Kaza� wi�c
wprowadzi� go do salonu i tu ogl�dano bro� trapera, szczeg�lnie ow� strzelb� ze z�ot� kolb� po-
wleczon� o�owiem. Wreszcie komendant o�wiadczy�, �e za liczne zbrodnie, dokonane przeciw
Francuzom, skazuje Czarnego Gerarda na �mier� przez rozstrzelanie. Tego Gerard si� nie spo-
dziewa�. Szybko wyrwa� r�ce zza pasa, kt�rym by� skr�powany, chwyci� sw� dubelt�wk�, powa-
li� ni� stra�nik�w, a komendanta obali� na ziemi� zamaszystym uderzeniem pi�ci.
Sam skoczy� przez okno, pop�dzi� w stron� koni, dosiad� jednego z nich i w szalonym galopie
rzuci� si� w stron� rzeki. Przep�yn�� j� i znikn�� z oczu �cigaj�cych go Francuz�w. Skierowa� si�
do Guadeloupy.
* * *
La� rz�sisty deszcz, Pirnero siedzia� z c�rk� przy oknie i swoim zwyczajem zrz�dzi�, kiedy
zjawi� si� Gerard i ociekaj�c deszczem zam�wi� kieliszek julepu, a potem uda� si� na spoczynek,
gdzie zaprowadzi�a go Resedilla wbrew woli ojca. Nie wiedzia� biedak, �e go�ci� u siebie Czar-
nego Gerarda.
� Przeby�em dwie�cie mil w cztery dni, bez odpoczynku � powiedzia� Gerard do Resedilli.
Kiedy zasn��, Resedilla wsun�a si� do pokoju, aby ogl�dn�� jego strzelb�. Wielka by�a jej ra-
do��, kiedy przekona�a si�, �e strzelba rzeczywi�cie jest ci�ka, a kolba ze szczerego z�ota.
16
------------------------------------------------------------- page 17
� Przeczucie mnie nie zawiod�o! Sam nie chcia� si� przyzna�, jest zbyt skromny. Uszanuj� je-
go tajemnic� � i wr�ci�a do szynku.
Deszcz ci�gle la�. Pirnero ci�gle siedzia� przy oknie, gdy nagle przyby� jaki� chudy go��, w li-
chych szatach, na ma�ym, niepoka�nym koniku. Pirnero zobaczy� go i postanowi� nie da� mu
wi�cej, ni� kieliszek julepu, gdy� s�dzi�, �e biedak nie b�dzie m�g� zap�aci�.
� Zap�a� pan naprz�d ten kieliszek, dam panu drugi � rzek� do go�cia.
� Uwa�a mnie pan za biedaka?
Si�gn�� do kieszeni, wyj�� sk�rzany woreczek i poda� Pirnero pieni�dze. Przy tym wyj�� nugat
wielko�ci orzecha. Uzgodnili jego warto�� na dwadzie�cia pi�� dolar�w, kt�re Pirnero natych-
miast wyp�aci�.
Go�� ur�s� w oczach poczciwca.
� Przybywam z Lhano Estacado � rzek� obcy.
� Sam? � zapyta� zdziwiony gospodarz.
� Naturalnie.
� To niemo�liwe. Na to odwa�y� si� mo�e tylko bardzo �mia�y cz�ek!
� Hm!
Wreszcie rozgadali si�. Przybysz by� poszukiwaczem z�ota i pochodzi� z Niemiec. To ucie-
szy�o starego Pirnera.
� Resedillo, przynie� wina, gdy� �wi�tujemy. Rodaku, b�d� moim go�ciem, nie potrzebujesz
p�aci�! Ma pan rodzin�?
� Brata tylko, mieszka w Moguncji, jest pomocnikiem nadle�niczego w Kreuznach.
� Tak, tak! Ale czy pan sam �onaty? Nie smutno panu?
� Dzi�kuj�, wcale. Mam inne obowi�zki. Wie, pan, co znaczy polityk i dyplomata? To po-
wiem panu, i� przyby�em tutaj, aby spotka� si� z Czarnym Gerardem.
� A!
� M�wiono mi, �e ju� tu jest. Sp�ata� Francuzom niez�ego figla.
� Tak, z�apali go, a on im uciek�! Opowiada� mi o tym my�liwy, kt�ry �pi u mnie.
� Dobrze, pom�wi� z nim rano, skoro si� obudzi.
� Dobrze, a tymczasem pogadamy o naszych stronach.
Na drugi dzie� rano Gerard pierwszy wszed� do izby. Resedilla przywita�a go:
� Dobrze spa�e�, senior?
� Lepiej ni� dobrze. Dzi�kuj�. Przez ca�� noc marzy�em o pani.
Zarumieni�a si� i wysz�a po czekolad�. Niebawem wszed� Pirnero i pozdrowi� my�liwego.
� Wyspa� si� pan?
� Pewnie.
� A pewnie, gdzie tak d�ugo spa�. Czy na prerii te� �pi pan tak d�ugo? W takim razie nie jest
pan prawdziwym traperem, tylko mr�wkojadem.
Pirnero by� w kiepskim humorze, co odczu� na sobie Gerard.
� Straszna s�ota! � zacz�� znowu Pirnero.
� S�dz�, �e on tu nie przyjdzie.
� Kto?
� Jak to kto? Czarny Gerard! O kim m�wi�! Przecie� na niego czekam. I jeszcze kto�.
� Kto taki? Mo�e pa�ska c�rka?
� Ta? Ani jej to w g�owie! Niech b�dzie ich tysi�c. Ale my�liwy, kt�ry przyjecha� wczoraj,
kiedy pan ju� spa�!
� I czeka?
� Tak, czeka. Przyby� z Lhano Estacado. Oto i on!
17
------------------------------------------------------------- page 18
Wszed�, pozdrowi� wszystkich i przygl�dn�� si� Gerardowi. Widocznie spodoba� mu si�, bo
usiad� obok i wszcz�� rozmow�.
� Wyspa� si� pan porz�dnie?
� Oczywi�cie!
� D�ugo pan tu zostaniesz?
� Mo�e par� godzin, potem w g�ry!
� Sam?
� Sam.
� Uwa�aj pan. Tam mn�stwo czerwonych.
� To mnie nie obchodzi!
� Nie b�d� pan taki lekkomy�lny. Inaczej b�dziesz m�wi�, gdy ci� z�api�. Zna pan Czarnego
Gerarda? Prosz� mu powiedzie�, �e jest tutaj kto�, kto go oczekuje.
� A kiedy mnie zapyta, kto to taki?
� Powiedz mu pan, �e oczekuje go ma�y Andr�.
� Ma�y Andr�? A wi�c to pan?
� Wprawdzie nazywam si� Andrzej Stranbenberger. Francuzi wo�aj� na mnie Andr�, dodaj�c
s�owo ma�y, gdy� nie jestem olbrzymem.
� Znam je, senior. Zreszt� mo�emy gada� po niemiecku, chocia� jestem Francuzem. Nazy-
wam si� Mason.
W tej chwili Resedilla przynios� trzy czekolady.
� Komu? Czy senior Mason tak�e to zam�wi�? � krzykn�� ostro Pirnero. � Zanim wypije, musi
zap�aci�!
Zaczerwieni�a si�, a Mason rzuci� pieni�dze staremu na st�. Ma�y Andr� przygl�da� si� ze
zdziwieniem tej scenie. Pokiwa� g�ow� i rzek�:
� Nie miej mu senior tego za z�e! Je�li rzeczywi�cie jeste� my�liwym, to wiesz, co uczyni�by
prawdziwy traper w tym wypadku.
� Wiem, paln��by panu Pirnero kulk� albo przebi�by go no�em.
� A czemu pan tego nie czynisz? Nie jeste� traperem.
� By� mo�e. Adieu, senior!
Wyszed�. W sieni spotka�a go Resedilla.
� M�j Bo�e, ojciec znowu pana obrazi�. Ale prosz� mu to wybaczy� i znowu do nas przyje-
cha�.
� Jeszcze dzisiaj tu b�d�!
�cisn�� jej d�o�. Wyszed� powa�ny, z jakim� postanowieniem. Mia� punktualnie w po�udnie
spotka� si� z Nied�wiedzim Okiem.
� M�j bia�y brat jest bardzo punktualny � rzek� Indianin na jego widok.
� M�j czerwony brat tak�e � odrzek� zeskoczywszy z konia i podaj�c r�k� Indianinowi.
� Juarez ufa memu bia�emu bratu, kt�ry ma imi� Czarny Gerard. Ka�e mi poprowadzi� moich
wojownik�w na Francuz�w, kt�rzy maj� napa�� na fortec� Guadaloup�. Mam pi�� razy po stu
wojownik�w.
� Na pomoc Francuzom idzie sze�ciuset Komancz�w.
� Tak, ale oni nie od razu opuszcz� sw�j ob�z. Dowiedzieli si�, �e Juarez oczekuje na pieni�-
dze, kt�re maj� by� przewiezione przez pustyni� Lhano Estacado. Pods�ucha�em ich narad�. Dzi-
siaj wy�l� dwustu wojownik�w, aby odnale�� �lady tych, co wioz� z�oto. Ludzi pozabijaj�, z�oto
zabior� Francuzi, a skalpy i reszt� Komancze. Potem dopiero wyrusz�, by napa�� na Juareza.
18
------------------------------------------------------------- page 19
� To bardzo wa�na wiadomo��. Musz� zaraz ruszy� do Lhado Estacado. Droga wiedzie przez
Czarcie G�ry. Jest tam �adny w�w�z i nim b�d� z pewno�ci� przechodzi� dzisiaj wieczorem lub
jutro rano.
� Dobrze, moi wojownicy, synowie Apacz�w, s� tutaj. Wyruszyli. Zwyczajem Indian jeden
jecha� za drugim.
� Uff! Je�d�cy. Ilu naliczy� m�j bia�y brat? � ozwa� si� Nied�wiedzie Oko, kiedy ju� byli u
celu.
� Dwudziestu.
� Ja te�. Ich uniformy b�yszcz�. Widz� r�wnie� kobiety, sze��. Wielki duch odebra� im rozum
i dlatego wlok� ze sob� dziewczyny. A �lady zostawiaj�, jakby p�dzi�a t�dy gromada bizon�w.
Zgin�. Za p� godziny b�d� w w�wozie.
Francuzi jechali bez zachowania jakichkolwiek �rodk�w ostro�no�ci. Oddzia� sk�ada� si� w�a-
�ciwie z dwudziestu wojskowych. Pr�cz tego dw�ch m�czyzn w cywilu i sze�� m�odych dam,
Meksykanek �licznie siedz�cych w siodle, gdy� Meksykanki umiej� je�dzi� konno.
Oficerowie rozgl�dali si� na wszystkie strony, na przedzie jecha� kapitan i porucznik. Rozma-
wiali szeptem o pi�knych Meksykankach. Kapitan kocha� si� w �licznej Zilli, porucznik w jej
siostrze Pepi. Oficerowie w skryto�ci ducha musieli przyzna�, �e dziewcz�ta zakochane by�y w
austriackich lekarzach, kt�rzy w celach naukowych przy��czyli si� do francuskiego oddzia�u.
� Je�li spotkam jeszcze raz Pepi z tym lekarzem, to paln� mu w �eb!
� Ja to samo uczyni� z lekarzem mojej Zilli.
� S�owo?
� S�owo!
Podali sobie r�ce. Postanowili zg�adzi� lekarzy, z tak� oboj�tno�ci�, jakby chodzi�o o zaj�ce
lub lisy.
Tymczasem obie �liczne Meksykaneczki siedzia�y w swoim namiocie i utyskiwa�y na los.
Bowiem wiede�scy lekarze nie reagowali jako� na ich wdzi�ki, w przeciwie�stwie do francu-
skich oficer�w. Ale Meksykanki nie s� �atwe do zdobycia, maj� zatrute sztylety, przed kt�rymi
Europejczycy czuj� respekt.
Wieczorem, gdy obaj oficerowie, opowiadali o swoich spostrze�eniach co do si�str, ko�o ich
namiot�w biegali cicho Apacze, a Czarny Gerard pods�uchiwa� rozmow�.
Zawzi�li si� obaj oficerowie na swych rywali. Pad�o podejrzenie, �e Austriacy chc� zdradzi�
spraw� Francuz�w.
Niebawem zap�on�y ognie, na skraju lasu �ci�to dwa pnie i wbito je mi�dzy ogniska. Przy-
wi�zano do nich lekarzy, zabrzmia�a komenda i po dw�ch minutach ca�a kompania z oficerami
sta�a gotowa do strza�u.
Obie siostry przybieg�y na ratunek ukochanym. Dowiedzia�y si�, �e lekarze oskar�eni byli o
spisek na �ycie marsza�ka Bazaina. Mieli zosta� natychmiast rozstrzelani. Gor�ce Meksykanki
nie mog�y tego znie��.
� To k�amstwo! S� niewinni! Nie s� zdrajcami! � wo�a�a Pepi.
Rzuci�y si� w stron� uwi�zionych i zas�aniaj�c ich swoimi cia�ami krzycza�y:
� Sta�! Kto nas dotknie, zginie! Nasze sztylety s� zatrute kurar�!
Tymczasem z krzak�w wy�oni� si� wysoki m�czyzna, a za nim Apacze.
Rozpocz�a si� rze�. Obu lekarzy i kobiety oszcz�dzono, Apacze nie wojuj� z bia�og�owami.
Ocaleni mieli si� uda� z Apaczami i Gerardem do Guadaloupy.
* * *
19
------------------------------------------------------------- page 20
Pirnero, kiedy przyby� Gerard siedzia� na swym sta�ym miejscu.
� Dzie� dobry! � powiedzia� przybysz..
Resedilla sk�oni�a g��wk� i zarumieni�a si�, stary za� uda�, �e nie spostrzeg� wchodz�cego. Ge-
rard popija� julep w milczeniu, ale Pirnero nie umia� milcze�, dlatego zacz��:
� �liczna pogoda!
Nie odpowiedzia� mu nikt, wi�c zwr�ci� si� do Gerarda i rzek�:
� No, jak. Czemu pan nie odpowiadasz, kiedy pijesz tylko jeden julep. Czy Czarny Gerard pija
tak�e jeden?
� O ile wiem, tylko jeden! Ale czy nie ma pan jakiego� ubrania dla trapera?
� Mam, ale pan nie ma pieni�dzy... Mimo to dam panu na pr�b�, abym wiedzia�, jak le�y.
Wzrost masz znaczny. Tymczasem wszed� ma�y Andr�.
� Ile kosztuje ten habit?
� Osiemdziesi�t dolar�w wystarczy!
� Dla was tak, a dla mnie, niekoniecznie!
Gerard wyj�� n�, po�o�y� strzelb� na stole i r�n�� no�em par� razy w ci�k� kolb�. Za trzecim
razem wypad� spory kawa�ek szczerego z�ota.
� A do diab�a! � zawo�a� stary.
� A do kaduka! � krzynkn�� ma�y. � Senior, kim jeste�?
A on odbi� jeszcze par� kawa�k�w. Pinero sta� jak skamienia�y.
� Senior Pirnero? � zapyta� Gerard. � Czy ta strzelba jest naprawd� takim starym, niepotrzeb-
nym �elastwem, jak m�wi�e�?
Wtedy ma�y traper zawo�a�:
� Panie, jeste� Czarnym Gerardem, nieprawda�?!
� Zgad� pan � odpar�.
Pirnero za�ama� r�ce i zawo�a�:
� O, jaki ze mnie osio�! Potr�jny!
� S�dz�, �e z pana to wielki dyplomata! � za�mia� si� Gerard.
� Hipopotamem jestem! � odpowiedzia� stary. � Ale ja ten b��d zaraz naprawi�!
Chwyci� c�rk� za r�k� i podprowadzi� do Gerarda.
� Oto ona! A pan b�dzie moim zi�ciem! Resedilla zarumieni�a si�.
� Senior Pirnero, nie pope�niaj pan drugiego b��du. Seniorita ma prawo wybra� m�a, jaki jej
si� podoba.
� A kiedy przyjad� Apacze?
� To nie trzeba panu zi�cia, do pomocy. Oni nie pij� w�dki. Kupi� tylko o��w, no�e, proch i
nie wst�pi� nawet do sklepu. Nied�wiedzie Oko sam wszystko kupi i rozdzieli mi�dzy swoich
ludzi.
� A to mnie cieszy.
Pirnero wyszed�, a wtedy Gerard porozmawia� z ma�ym Andr� na temat jego zadania.
� Transportujemy pieni�dze dla Juareza, potrzebujemy pa�skiej pomocy. Mam pi�ciuset Apa-
cz�w, oni je przewioz�.
Wreszcie us�yszeli t�tent kopyt. Przybyli Indianie. Nied�wiedzie Oko wszed� do szynku, po-
zdrowi� wszystkich i podszed� do Gerara, kt�ry powt�rzy� to co dowiedzia� si� od ma�ego Andr�.
Potem traperzy pojechali do pobliskiej hacjendy, a Pirnero mia� znowu spok�j. Zwr�ci� ca�� sw�
uwag� na obu lekarzy z Wiednia i j�� ich namawia� do �eniaczki.
Po po�udniu wr�ci� Gerard z Andr�. W�dz Apacz�w chcia� zaraz jecha� na spotkanie trans-
portuj�cych pieni�dze. Gerard tak�e mia� ma�o czasu na po�egnanie z Resedilla. Uczyni� to w
pokoiku, w kt�rym ocali� j� od ha�by. Oboje widocznie przypomnieli sobie t� chwil�, dziewczy-
20
------------------------------------------------------------- page 21
na by�a wyra�nie zak�opotana. Spojrza�a na wysok� posta� z widocznym upodobaniem, bowiem
nowy str�j, jaki mia� na sobie, uwidoczni� m�skie kszta�ty.
� Nie my�la�am, �e senior tak pr�dko zechce nas opu�ci� � rzek�a.
� Ja r�wnie�, chcia�em pozosta� w fortecy a� do jutra.
� Czy wolno zapyta�, gdzie jedziesz?
� Odpowiem otwarcie, bo nie boj� si� zdrady z pani strony. Udajemy si� w kierunku rzeki
Salado, by broni� transportu pieni�dzy.
� Pan dowodzi?
� Nied�wiedzie Oko i ja.
� Czy mog� mie� pro�b�? Chcia�abym tylko ostrzec przed niebezpiecze�stwami, jakie na pana
czekaj� i bardzo prosi� o unikanie ich.
� B�d� ostro�ny, seniorita. Ale dlaczego pani o to prosi?
Spu�ci�a wzrok ku ziemi, on za� chwyci� j� za r�k� i zapyta�:
� Nie gniewa si� pani, �e ojciec nas dzisiaj skojarzy�?
� O nie! � odrzek�a cicho.
� A to, �e odrzuci�em propozycj�, naszego ma��e�stwa?
� O nie, senior, gdyby m�j ojciec by� tylko troch� inny.
� Rozumiem. Musi pani jeszcze du�o znie�� i niejedno cierpkie s�owo zd�awi�. Prosz� by�
cierpliw�. Musz� odjecha� i to zaraz. Czy wolno mi wr�ci�, seniorita?
� Prosz� o to.
� Wkr�tce?
� O tak.
Wpatrzy� si� w jej oczy, kt�re zasz�y �zami, przyci�gn�� j� do siebie. Nie opiera�a si�. Jej
pi�kna, pe�na pier� spocz�a lekko na jego sercu, lekko obj�a go za szyj�, on za� wyszepta�:
� B�d� o tobie my�la�, Resedillo.
� Ja r�wnie� ci� nie zapomn�, Gerardzie � odrzek�a szeptem.
Nami�tnie przycisn�� jej smuk�� kibi� do piersi i pocz�� ca�owa� jej w�osy m�wi�c:
� B�g zap�a� za dobre s�owo, teraz mog� �mia�o wyruszy� przeciwko Komanczom, bo wiem,
�e te pi�kne usta b�d� modli�y si� o mnie. Do widzenia, kochanie!
� Niech B�g ci�