2383

Szczegóły
Tytuł 2383
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2383 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2383 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2383 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Philip K. Dick Trzy stygmaty Palmera Eldritcha Prze�o�y�: Zbigniew Kr�licki 1 Barney Mayerson zbudzi� si� z niezwykle silnym b�lem g�owy i stwierdzi�, �e znajduje si� w obcej sypialni, w obcym domu. Obok, okryta a� po nagie, g�adkie ramiona spa�a nieznajoma dziewczyna. Lekko oddycha�a przez usta; jej w�osy by�y bia�e jak bawe�na. Na pewno sp�ni� si� do pracy, pomy�la�. Wy�lizn�� si� z ��ka i wsta� chwiejnie, nie otwieraj�c oczu i powstrzymuj�c md�o�ci. Do biura mia� z pewno�ci� kilka godzin jazdy. A mo�e nawet nie znajdowa� si� w Stanach Zjednoczonych. Jednak z pewno�ci� by� na Ziemi; ci��enie, pod kt�rego wp�ywem si� zachwia�, by�o znajome i normalne. A w s�siednim pokoju, przy sofie sta�a znajoma walizka jego psychiatry, doktora Smile'a. Boso pocz�apa� do salonu i usiad� obok walizeczki; otworzy� j�, pstrykn�� prze��cznikami i w��czy� doktora Smile'a. Czujniki o�y�y i mechanizm zacz�� cicho mrucze�. - Gdzie jestem? - spyta� Barney. - I jak daleko st�d do Nowego Jorku? To by�o najwa�niejsze. Teraz spostrzeg� zegar wisz�cy na �cianie kuchni; 7.30. Wcale nie tak p�no. Mechanizm, kt�ry by� przeno�nym terminalem doktora Smile'a, po��czonym radiowo z komputerem w piwnicy mieszkalni Barneya, czyli Renown 33 w Nowym Jorku, stwierdzi� metalicznym g�osem: - Ach, pan Bayerson. - Mayerson - sprostowa� Barney przyg�adzaj�c w�osy dr��cymi palcami. - Co pami�tasz z ostatniej nocy? Z uczuciem g��bokiej odrazy dostrzeg� stoj�ce na kredensie w kuchni na p� opr�nione butelki burbona, wod� sodow�, cytryn�, tonik i pojemniki na l�d. - Kim jest ta dziewczyna? - Ta dziewczyna w ��ku to panna Rondinella Fugate -zakomunikowa� dr Smile. - Prosi�a, by pan j� nazywa� Roni. Brzmia�o to dziwnie znajomo, a jednocze�nie w jaki� niejasny spos�b wi�za�o si� z jego prac�. - S�uchaj - powiedzia� do walizki, ale w tej samej chwili dziewczyna w sypialni poruszy�a si�. Szybko zamkn�� doktora Smile'a i wsta�, czuj�c si� �mieszny i niezgrabny w samych gatkach. - Wsta�e� ju�? - spyta�a sennie dziewczyna. Wypl�ta�a si� z po�cieli i usiad�a patrz�c na niego. Do�� �adna, stwierdzi� Barney; ma pi�kne, du�e oczy. - Kt�ra godzina i czy nastawi�e� wod� na kaw�? Pomaszerowa� do kuchni i uruchomi� kuchenk�. Us�ysza� trzask zamykanych drzwi; dziewczyna posz�a do �azienki. Da� si� s�ysze� szum wody. Roni bra�a prysznic. Wr�ciwszy do salonu zn�w w��czy� doktora Smile'a. - Co ona ma wsp�lnego z P.P. Layouts? - spyta�. - Panna Fugate jest pa�sk� now� asystentk�. Przyby�a wczoraj z Chin Ludowych, gdzie pracowa�a dla P.P. Layouts jako konsultantka-prognostyczka na ten region. Jednak panna Fugate, cho� utalentowana, jest bardzo niedo�wiadczona i pan Bulero zdecydowa�, �e kr�tka praktyka w charakterze pa�skiej asystentki... Powiedzia�bym "pod pa�skim zwierzchnictwem", ale mog�oby to zosta� �le zrozumiane, zwa�ywszy... - Wspaniale - rzek� Barney. Wszed� do sypialni, znalaz� swoje ubranie rzucone - z pewno�ci� przez siebie samego - na pod�og� i zacz�� si� powoli ubiera�. Wci�� czu� si� okropnie i z trudem powstrzymywa� md�o�ci. - To si� zgadza - powiedzia� do doktora Smile'a wracaj�c do salonu i dopinaj�c koszul�. - Przypominam sobie wiadomo�� od Fridaya o pannie Fugate. Jej talent jest troch� nier�wny. Pope�ni�a powa�ny b��d z t� wystaw� o wojnie domowej w USA... Wyobra� sobie, my�la�a, �e to b�dzie piorunuj�cy sukces w Chinach Ludowych. - Roze�mia� si�. Drzwi do �azienki uchyli�y si� odrobin�. W szparze dostrzeg� r�ow�, czyst� Roni wycieraj�c� si� po k�pieli. - Wo�a�e� mnie, kochanie? - Nie - odpar�. - Rozmawia�em ze swoim lekarzem. - Ka�dy pope�nia b��dy - powiedzia� dr Smile, troch� bez przekonania. - Jak to si� sta�o, �e ona i ja... - rzek� Barney robi�c gest w kierunku sypialni. - Tak od razu? - Chemizm - rzek� dr Smile. - Daj spok�j. - No, oboje jeste�cie jasnowidzami. Przewidzieli�cie, �e to w ko�cu nast�pi... �e zaanga�ujecie si� erotycznie. Tak wi�c stwierdzili�cie - po kilku kieliszkach - �e nie ma sensu czeka�. �ycie kr�tkie, sztuka... Walizka umilk�a, poniewa� Roni Fugate wy�oni�a si� z �azienki i przesz�a nago obok Barneya kieruj�c si� do sypialni. Barney stwierdzi�, �e ma smuk�e cia�o i naprawd� wspania�� figur�, a jej ma�e, ostre piersi wie�cz� sutki nie wi�ksze ni� para r�owych groszk�w. A raczej para r�owych pere�, poprawi� si� w my�lach. - Chcia�am ci� zapyta� w nocy - powiedzia�a Roni Fugate - dlaczego konsultujesz si� z psychiatr�? Nosisz t� walizk� ca�y czas ze sob�. Odstawi�e� j� dopiero wtedy, gdy... i mia�e� j� w��czon� a� do... Podnios�a brwi i spojrza�a na niego badawczo. - Jednak wtedy j� wy��czy�em - podkre�li� Barney. - Uwa�asz, �e jestem �adna? Staj�c na palcach wyprostowa�a si�, wyci�gn�a r�ce nad g�ow� i ku jego zdumieniu zacz�a seri� �wicze�, skacz�c i podskakuj�c, ko�ysz�c piersiami. - Z ca�� pewno�ci� - mrukn�� zaskoczony. - Wa�y�abym ton� - sapn�a Roni Fugate - gdybym nie robi�a co rano tych �wicze� opracowanych przez Wydzia� Broni ONZ. Id� i nalej kaw� do fili�anek, dobrze, kochanie? - Czy naprawd� jeste� moj� now� asystentk� w P.P. Layouts? - spyta� Barney. - Tak, oczywi�cie. To ty nie pami�tasz? No tak, my�l�, �e jeste� taki jak wi�kszo�� czo�owych jasnowidz�w. Tak dobrze widzisz przysz�o��, �e m�tnie przypominasz sobie przesz�o��. A w�a�ciwie to co pami�tasz z ostatniej nocy? Na chwil� przesta�a �wiczy�, z trudem �api�c oddech. - Och - rzek� Barney - chyba wszystko. - S�uchaj. Jedynym powodem, dla kt�rego taszczysz ze sob� psychiatr�, mo�e by� to, �e dosta�e� kart� powo�ania. Zgadza si�? Po kr�tkim wahaniu kiwn�� g�ow�. To pami�ta�. Znajoma pod�u�na, niebieskozielona koperta przyby�a tydzie� temu. W przysz�� �rod� w wojskowym szpitalu ONZ w Bronxie b�d� sprawdza�, czy jest przy zdrowych zmys�ach. - Czy to pomog�o? Czy on... - gestem wskaza�a walizeczk� - zrobi� ci� dostatecznie chorym? Odwracaj�c si� do przeno�nego doktora Smile'a Barney zapyta�: - Zrobi�e�? Walizeczka odpar�a: - Niestety, jest pan wci�� ca�kowicie zdatny, panie Mayerson. Mo�e pan znie�� stres dziesi�ciofreudowy. Przykro mi. Jednak mamy jeszcze kilka dni. Dopiero zacz�li�my. Wszed�szy do sypialni Roni Fugate wzi�a bielizn� i zacz�a si� ubiera�. - I pomy�le� tylko - westchn�a. - Je�eli pana powo�aj�, panie Mayerson, i wy�l� do kolonii... mo�e si� okaza�, �e obejm� pa�sk� posad�. U�miechn�a si� pokazuj�c wspania�e, r�wne z�by. By�a to ponura perspektywa. I zdolno�� jasnowidzenia niewiele mu pomog�a. Ostateczny rezultat by� niepewny, a szale przyczyny i skutku w idealnej r�wnowadze. - Nie poradzisz sobie - orzek�. - Nie mog�a� sobie poradzi� nawet w Chinach, a to stosunkowo nieskomplikowana sytuacja, je�li chodzi o analiz� rozk�adu prawdopodobie�stw. Jednak kiedy� da sobie rad� - Barney m�g� to przewidzie� bez trudu. By�a m�oda i obdarzona wybitnym talentem. Jedyne, czego potrzebowa�a, by mu dor�wna� - a on by� w swoim fachu najlepszy- to kilka lat praktyki. W miar� jak odzyskiwa� �wiadomo�� sytuacji, coraz ja�niej zdawa� sobie z tego spraw�. By�o bardzo prawdopodobne, �e zostanie powo�any, a nawet je�li nie, Roni Fugate mo�e odebra� mu dobr�, wygodn� posad�, na kt�r� wspina� si� szczebel po szczeblu przez d�ugie trzyna�cie lat. Do�� szczeg�lne rozwi�zanie problemu: p�j�� z ni� do ��ka. Zastanawia� si�, jak na to wpad�. Nachyliwszy si�, rzek� cicho do doktora Smile'a: - Chcia�bym, �eby� mi wyja�ni�, sk�d, do cholery, przysz�o mi... - Ja mog� na to odpowiedzie� - zawo�a�a z sypialni Roni Fugate. W�a�nie za�o�y�a do�� obcis�y bladozielony sweter i zapina�a go przed lustrem toaletki. - Powiedzia�e� mi to w nocy, po pi�tym burbonie z wod�. M�wi�e�... - Urwa�a. W jej oczach zab�ys�y figlarne iskierki. - To by�o niezbyt eleganckie. Powiedzia�e�: "Je�li nie mo�na ich pokona�, trzeba ich polubi�". Tyle �e, przykro mi to m�wi�, u�y�e� nieco innego czasownika. - Hmm - mrukn�� Barney i poszed� do kuchni nala� sobie kawy. W ka�dym razie znajdowa� si� niedaleko od Nowego Jorku; skoro panna Fugate by�a zatrudniona w P.P. Layouts, to nie mog�a mieszka� daleko od firmy. Zatem mog� pojecha� razem. Wspaniale. Zastanawia� si�, czy ich pracodawca, Leo Bulero, pochwali�by to, gdyby wiedzia�. Czy firma zajmowa�a jakie� oficjalne stanowisko w sprawie sypiania pracownik�w ze sob�? Zajmowa�a je niemal w ka�dej innej sprawie... chocia� nie mia� poj�cia, jak cz�owiek sp�dzaj�cy ca�e �ycie na pla�ach kurort�w Antarktyki lub w niemieckich klinikach Terapii E by� w stanie stworzy� dogmaty obejmuj�ce wszystko. Pewnego dnia, powiedzia� sobie, b�d� �y� jak Leo Bulero, zamiast tkwi� w Nowym Jorku podczas czterdziestostopniowych upa��w... Nagle poczu� lekkie pulsowanie pod nogami; pod�oga zatrz�s�a si�. To w��czy� si� system ch�odz�cy. Zacz�� si� nowy dzie�. Za oknami kuchni gor�ce, nieprzyjazne s�o�ce wy�oni�o si� zza budynk�w. Barney zmru�y� oczy pod wp�ywem blasku. Zapowiada� si� kolejny bardzo upalny dzie�. Jak nic, dojdzie do dwudziestu w skali Wagnera. Nie trzeba by� jasnowidzem, �eby to przewidzie�. W mieszkalni o n�dznym, wysokim numerze 492 na peryferiach miasta Marilyn Monroe w stanie New Jersey Richard Hnatt bez entuzjazmu jad� �niadanie jednocze�nie przegl�daj�c, z uczuciem jeszcze dalszym od entuzjazmu, porann� wideogazet� z notowaniami zespo�u pogodowego z poprzedniego dnia. G��wny lodowiec, Ol' Skintop, cofn�� si� o 4,62 grabli w ci�gu ostatnich dwudziestu czterech godzin. A temperatura w Nowym Jorku w po�udnie by�a wy�sza o 1,46 wagnera ni� dwa dni temu. Ponadto wilgotno�� powietrza spowodowana parowaniem oceanu wzros�a o 16 selkirk�w. By�o wi�c cieplej i wilgotniej; proces naturalny nieuchronnie toczy� si� - ku czemu? Hnatt od�o�y� gazet� i podni�s� poczt� dostarczon� przed �witem... sporo czasu up�yn�o, od kiedy listonosze przestali w��czy� si� za dnia. Pierwszy rachunek, jaki wpad� mu w oko, by� zwyk�ym zdzierstwem za ch�odzenie mieszkania; Hnatt zalega� administracji mieszkalni 492 dok�adnie dziesi�� i p� skina za ostatni miesi�c, co oznacza�o podwy�k� o trzy czwarte skina w stosunku do kwietnia. Kiedy�, pomy�la�, zrobi si� tak gor�co, �e nic nie uchroni mieszkad�a od roztopienia si�. Pami�ta� dzie�, kiedy jego kolekcja nagra� zlepi�a si� w brylast� mas�. To by�o gdzie� w '04 - z powodu chwilowej awarii systemu ch�odz�cego mieszkalni. Teraz mia� ta�my �elazowe, kt�re si� nie topi�y. Wtedy jednocze�nie pad�y wszystkie papu�ki i wenusja�skie minikanarki w budynku, a ��w s�siada ugotowa� si� we w�asnej skorupie. Oczywi�cie zdarzy�o si� to w dzie� i wszyscy - a przynajmniej wszyscy m�czy�ni - byli w pracy. �ony kuli�y si� na najni�szej z podziemnych kondygnacji, my�l�c (pami�ta�, jak opowiada�a mu o tym Emily), �e w ko�cu nadesz�a ta okropna chwila. Nie za sto lat, ale w�a�nie teraz. �e prognozy Politechniki Kalifornijskiej by�y b��dne... ale rzecz jasna nie by�y; po prostu przerwany zosta� kabel energetyczny nowojorskich s�u�b komunalnych. Roboty szybko przyby�y i naprawi�y go. W pokoju sto�owym jego �ona siedzia�a w niebieskim szlafroczku, cierpliwie pokrywaj�c szk�em wodnym jaki� przedmiot z nie wypalonej ceramiki; wystawi�a czubek j�zyka, a oczy jej b�yszcza�y... zr�cznie operowa�a p�dzelkiem i Hnatt by� pewny, �e rzecz b�dzie dobra. Widok Emily przy pracy przypomnia� mu o zadaniu, jakie dzi� przed nim sta�o. Niemi�a perspektywa. - Mo�e powinni�my jeszcze troch� zaczeka�, zanim si� z nim skontaktujemy - rzek� opryskliwie. Nie patrz�c na niego Emily powiedzia�a: - Nigdy nie b�dziemy mu mogli zaprezentowa� lepszej kolekcji, ni� mamy teraz. - A co, je�li powie nie? - B�dziemy pr�bowa� dalej. A czego si� spodziewa�e�, �e zrezygnujemy tylko dlatego, i� m�j dawny m�� nie potrafi lub nie zechce przewidzie�, jakim sukcesem oka�� si� one na rynku? - Znasz go, ja nie - odpar� Richard Hnatt. - Chyba nie jest m�ciwy, co? Nie �ywi urazy? A w�a�ciwie jak� uraz� m�g� �ywi� dawny ma��onek Emily? Nikt nie zrobi� mu krzywdy. Je�eli ju� o tym mowa, to by�o chyba na odwr�t, a przynajmniej tak wynika�o z relacji Emily. Dziwnie si� czu� ci�gle s�uchaj�c o Barneyu Mayersonie, nigdy go nie poznawszy, nigdy nie spotkawszy osobi�cie. Teraz si� to zmieni, poniewa� dzi� o dziewi�tej ma um�wione spotkanie z Mayersonem w jego biurze w P.P. Layouts. Mayerson rzecz jasna b�dzie mia� przewag�. Mo�e rzuci� jedno kr�tkie spojrzenie na zestaw ceramiki i uprzejmie podzi�kowa�. Nie, mo�e powiedzie�, P.P. Layouts nie jest zainteresowany. Prosz� wierzy� moim zdolno�ciom prekognicyjnym, mojemu talentowi prognozowania mody i do�wiadczeniu... I Richard Hnatt wyjdzie z kolekcj� naczy� pod pach�, nie maj�c dok�d si� uda�. Wygl�daj�c przez okno zobaczy� z niech�ci�, �e ju� zrobi�o si� zbyt gor�co, by cz�owiek m�g� to znie��. Ruchome chodniki opustosza�y gwa�townie, gdy� wszyscy szukali schronienia pod dachem. By�a �sma trzydzie�ci i musia� ju� wyj��. Podni�s� si� i ruszy� do przedpokoju, by wyj�� z szafy he�m i obowi�zkowy aparat ch�odz�cy. Prawo nakazywa�o, by ka�dy doje�d�aj�cy do pracy nosi� go na plecach a� do zmroku. - Do widzenia - skin�� g�ow� �onie przystaj�c przy drzwiach. - Do widzenia i wiele szcz�cia. Jeszcze pilniej zaj�a si� pracoch�onnym glazurowaniem i Richard poj��, �e �wiadczy�o to o napi�ciu. Nie mog�a sobie pozwoli� cho� na chwil� przerwy. Otworzy� drzwi i wyszed� do holu, czuj�c ch�odny podmuch przeno�nego aparatu ch�odz�cego pykaj�cego za jego plecami. - Och - zawo�a�a Emily, gdy zacz�� zamyka� drzwi; unios�a g�ow� i odgarn�a z oczu d�ugie, br�zowe w�osy. - Daj zna� zaraz po wyj�ciu z biura Barneya, gdy tylko b�dziesz wiedzia�, na czym stoimy. - W porz�dku - odpar� i zamkn�� za sob� drzwi. Na dole, w banku, otworzy� sejf i wyj�wszy kasetk� z depozytem zani�s� j� do odosobnionego pomieszczenia. Wyj�� z niej pud�o zawieraj�ce pr�bki ceramiki, kt�re mia� pokaza� Mayersonowi. Wkr�tce potem znalaz� si� na pok�adzie izotermicznego pojazdu komunikacji miejskiej, w drodze do �r�dmie�cia Nowego Jorku i P.P. Layouts - wielkiego budynku z brudnobia�ego syntetycznego cementu, gdzie narodzi�a si� Perky Pat i ca�y jej miniaturowy �wiat. Lalka, rozmy�la� Hnatt, kt�ra podbi�a cz�owieka podbijaj�cego w�a�nie planety Uk�adu S�onecznego. Perky Pat, obsesja kolonist�w. C� za komentarz do �ycia w koloniach... c� mo�na rzec wi�cej o tych nieszcz�liwcach, kt�rzy - zgodnie z ONZ-owskim prawem o selektywnym poborze do s�u�by - zostali wykopani z Ziemi i musieli rozpocz�� nowe, obce �ycie na Marsie, Wenus, Ganimedzie czy te� gdzie� indziej, gdzie biurokratom z ONZ przysz�o do g�owy ich umie�ci�... Niekt�rym mo�e nawet udawa�o si� prze�y�. A my uwa�amy, �e tu jest �le, powiedzia� do siebie. Osobnik w s�siednim fotelu, m�czyzna w �rednim wieku nosz�cy szary he�m, koszul� bez r�kaw�w i jasnoczerwone szorty popularne w�r�d biznesmen�w, napomkn��: - Zn�w b�dzie gor�co. - Tak. - Co ma pan w tym wielkim kartonie? �arcie na piknik dla stada marsja�skich kolonist�w? - Ceramik� - odrzek� Hnatt. - Za�o�� si�, �e wypala j� pan wystawiaj�c po prostu przed drzwi w po�udnie - zachichota� biznesmen, po czym wyj�� porann� wideogazet� i zacz�� przegl�da�. - Donosz�, �e statek spoza Uk�adu S�onecznego rozbi� si� na Plutonie - rzek�. - Wys�ano zesp�, aby to zbada�. My�li pan, �e to Proxi? Nie znosz� tych z innych system�w. - Bardziej prawdopodobne, �e to jeden z naszych w�asnych statk�w - stwierdzi� Hnatt. - Widzia� pan kiedy takiego z Proximy? - Tylko zdj�cia. - Okropne - zauwa�y� biznesmen. - Je�li znajd� ten rozbity statek na Plutonie i oka�e si�, �e to Proxi, to mam nadziej�, �e zmiot� ich laserem. W ko�cu prawo zakazuje im przylatywa� do naszego uk�adu. - Racja. - M�g�bym zobaczy� pa�sk� ceramik�? Ja robi� w krawatach. Niby r�cznie robione �ywe krawaty Wernera we wszystkich kolorach Tytana... Mam jeden na sobie, widzi pan? Te kolory s� w rzeczywisto�ci prymitywn� form� �ycia, kt�r� przywozimy i hodujemy tu na Ziemi. Spos�b zmuszania ich do reprodukcji to nasza tajemnica. Wie pan, tak jak I sk�ad Coca-Coli. Hnatt powiedzia�: - Z podobnego powodu nie mog� pokaza� panu tej ceramiki, mimo �e bardzo bym chcia�. To nowe wzory. Wioz� je do prognosty-jasnowidza w P.P. Layouts. Je�li zechce je zminiaturyzowa� do komplet�w Perky, to b�dziemy w domu. Wystarczy przes�a� info do prezentera P.P.... jak on si� nazywa?... kr���cego wok� Marsa. Dalej ju� p�jdzie. - R�cznie robione krawaty Wernera s� cz�ci� zestaw�w Perky - poinformowa� go tamten. - Jej ch�opiec Walt ma ich ca�� szaf�. - Rozpromieni� si�. - Kiedy P.P. Layouts zdecydowa�y si� na miniaturyzacj� naszych krawat�w... - Czy to z Barneyem Mayersonem prowadzi� pan rozmowy? - Ja z nim nie rozmawia�em; to nasz miejscowy kierownik dzia�u sprzeda�y. M�wi�, �e Mayerson jest trudny. Zdaje si� kierowa� impulsami, a kiedy ju� podejmie decyzj�, nigdy jej nie zmienia. - Zdarzaj� mu si� pomy�ki? Odrzuca rzeczy, kt�re staj� si� modne? - Pewnie. Mo�e to jasnowidz, ale jest tylko cz�owiekiem. Powiem panu co�, co mo�e by� pomocne. Jest bardzo podejrzliwy w stosunku do kobiet. Jego ma��e�stwo rozpad�o si� kilka lat temu i nigdy si� z tym nie pogodzi�. Widzi pan, jego �ona zasz�a w ci��� dwa razy i zarz�d jego mieszkalni, zdaje si�, �e numer 33, przeg�osowa� na zebraniu eksmisj� jego i �ony z powodu naruszenia przepis�w administracji. No, zna pan 33; wie pan, jak trudno dosta� si� do budynku o tak niskim numerze. Tak wi�c zamiast zrezygnowa� z mieszkad�a wola� rozwie�� si� z �on� i ona si� wyprowadzi�a zabieraj�c dziecko. P�niej widocznie doszed� do wniosku, �e pope�ni� b��d, i �a�owa� tego. Rzecz jasna obwinia� si� o pope�nienie tej pomy�ki. To jednak do�� zrozumia�e, na Boga, czego nie oddaliby�my, �eby mieszka� w 33, a nawet w 34? Nigdy si� znowu nie o�eni�; mo�e jest neokatolikiem. W ka�dym razie, kiedy p�jdzie pan sprzedawa� mu swoj� ceramik�, niech pan b�dzie bardzo ostro�ny w kwestii kobiet. Niech pan nie m�wi: "to spodoba si� paniom" ani nic takiego. Wi�kszo�� transakcji detalicznych... - Dzi�ki za rad� - przerwa� mu Hnatt wstaj�c. Nios�c pud�o z ceramik� przecisn�� si� do wyj�cia. Westchn�� w duchu. To b�dzie trudne, mo�e nawet beznadziejne, nie by� w stanie pokona� okoliczno�ci, wydarze�, kt�re mia�y miejsce na d�ugo przed jego zwi�zkiem z Emily i jej naczyniami. Tak to jest. Na szcz�cie zdo�a� z�apa� taks�wk�. Gdy wioz�a go przez zat�oczone �r�dmie�cie, przeczyta� porann� wideogazet�, a szczeg�lnie rewelacje o statku, kt�ry - jak uwa�ano -wr�ci� z Proximy tylko po to, by rozbi� si� na mro�nym pustkowiu Plutona. Co za sugestia! Domy�lano si� ju�, �e mo�e tu chodzi� o dobrze znanego mi�dzyplanetarnego przemys�owca Palmera Eldritcha, kt�ry dziesi�� lat temu wyruszy� do uk�adu Proximy na zaproszenie humanoidalnej Rady Proximy. Chcieli, by zmodernizowa� ich autofabryki na spos�b ziemski. Od tej pory nikt nie s�ysza� o Eldritchu. A� do teraz. Prawdopodobnie by�oby lepiej dla Ziemi, gdyby Eldritch nie wr�ci�, zdecydowa� po namy�le. Palmer Eldritch by� zbyt nieokie�znanym i b�yskotliwym indywidualist�. Dokona� cud�w w dziedzinie zautomatyzowanej produkcji na planetach skolonizowanych, ale - jak zwykle - poszed� za daleko, zbyt wiele planowa�. Produkty pi�trzy�y si� w nieprawdopodobnych miejscach, gdzie nie by�o kolonist�w, kt�rzy by je wykorzystali. Zmienia�y si� w g�ry �mieci, w miar� jak pogoda niszczy�a je niepowstrzymanie, kawa�ek po kawa�ku. Szczeg�lnie burze �nie�ne, je�li wierzy�, �e takie jeszcze gdzie� istniej�... podobno s� miejsca, gdzie jest naprawd� zimno. W rzeczy samej, a� za zimno. - Jeste�my na miejscu, wasza wysoko�� - poinformowa� go autonomiczny system taks�wki, zatrzymuj�c pojazd przed du�� budowl�, kt�rej wi�ksza cz�� kry�a si� pod ziemi�. P.P. Layouts. Pracownicy wchodzili do budynku przez szereg izolowanych termicznie tuneli. Zap�aci� za taks�wk�, wyskoczy� z niej i przemkn�� przez otwart� przestrze� do tunelu trzymaj�c pud�o obiema r�kami. �wiat�o s�oneczne dotkn�o go przelotnie i Hnatt poczu� - czy te� wyobrazi� sobie, �e czuje - skwierczenie sk�ry. Upieczony jak g�, wysuszony na wi�r, pomy�la�, dotar�szy bezpiecznie do tunelu. Po chwili by� pod ziemi�. Recepcjonistka wpu�ci�a go do biura Mayersona. Pokoje, ch�odne i mroczne, zach�ca�y do odpoczynku, ale nie zatrzyma� si�. Mocniej �cisn�� pud�o z pr�bkami, spr�y� si� i cho� nie by� neokatolikiem, odm�wi� w duchu modlitw�. - Panie Mayerson. - Recepcjonistka, wy�sza od Hnatta i robi�ca wra�enie w swej wydekoltowanej sukni i butach na wysokich obcasach, zwr�ci�a si� do siedz�cego za biurkiem m�czyzny. - To jest pan Hnatt - poinformowa�a go. - Panie Hnatt, to jest pan Mayerson. Za Mayersonem sta�a dziewczyna w bladozielonym sweterku. Mia�a zupe�nie bia�e w�osy. W�osy by�y zbyt bia�e, a sweter zbyt ciasny. - To panna Fugate, panie Hnatt. Asystentka pana Mayersona. Panno Fugate, to pan Richard Hnatt. Siedz�cy za biurkiem Barney Mayerson dalej studiowa� jaki� dokument, nie zdradzaj�c, �e zauwa�y� przybycie go�cia, i Richard Hnatt czeka� w milczeniu miotany r�nymi uczuciami. Poczu�, jak narasta w nim gniew; podchodzi mu do gard�a i uciska pier�. Poza tym oczywi�cie l�k, a potem dominuj�cy nad tym dreszcz rosn�cej ciekawo�ci. A wi�c to by� dawny m�� Emily, kt�ry - je�li wierzy� sprzedawcy �ywych krawat�w - wci�� g��boko �a�owa� decyzji o uniewa�nieniu ma��e�stwa. Mayerson by� do�� kr�pym m�czyzn� po trzydziestce z niezwykle d�ugimi i faluj�cymi w�osami, kt�re nie by�y aktualnie w modzie. Wygl�da� na znudzonego, ale nie okazywa� wrogo�ci. Jednak mo�e jeszcze nie... - Zobaczmy pa�skie garnki - rzek� nagle Mayerson. Po�o�ywszy pud�o na biurku Richard Hnatt otworzy� je, wyj�� naczynia jedno po drugim i ustawiwszy je cofn�� si� o krok. Po chwili Barney Mayerson powiedzia�: - Nie. - Nie? - zapyta� Hnatt. - Co "nie"? - Nie przejd� - oznajmi� Mayerson. Podni�s� dokument i podj�� przerwan� lektur�. - Chce pan powiedzie�, �e zdecydowa� pan tak po prostu? - pyta� Hnatt, nie mog�c uwierzy�, �e ju� po wszystkim. - W�a�nie tak - przytakn�� Mayerson. Nie okazywa� dalszego zainteresowania ceramik�. Dla niego Hnatta i jego naczy� ju� tu nie by�o. - Przepraszam, panie Mayerson - odezwa�a si� panna Fugate. Zerkaj�c na ni� Barney Mayerson zapyta�: - Co jest? - Przykro mi to powiedzie�, panie Mayerson - odpar�a panna Fugate. Podesz�a do naczy�, podnios�a jedno z nich i zwa�y�a w r�kach g�adz�c emaliowan� powierzchni�. - Jednak mam zupe�nie inne wra�enie ni� pan. Czuj�, �e ta ceramika przejdzie. Hnatt spogl�da� raz na jedno, raz na drugie z nich. - Prosz� mi to da�. - Mayerson wskaza� na ciemnoszary wazon i Hnatt natychmiast mu go poda�. Mayerson przez chwil� trzyma� go w r�ku. - Nie - rzek� w ko�cu. Zmarszczy� brwi. - Nadal nie mam wra�enia, �e ten towar odniesie sukces. Moim zdaniem jest pani w b��dzie, panno Fugate. Postawi� waz� z powrotem. - Ale ze wzgl�du na r�nic� pogl�d�w mi�dzy mn� a pann� Fugate - oznajmi� drapi�c si� w zadumie po nosie - prosz� zostawi� te pr�bki na kilka dni. Po�wi�c� im jeszcze troch� uwagi. Jednak wida� by�o, �e nie mia� takiego zamiaru. Panna Fugate si�gn�a i wzi�wszy ma�e naczynie o dziwnym kszta�cie przycisn�a je niemal czule do piersi. - Szczeg�lnie to. Odbieram bardzo silne emanacje. To b�dzie najwi�kszym sukcesem. - Postrada�a� zmys�y, Roni - powiedzia� cicho Barney Mayerson. Teraz wydawa� si� naprawd� z�y; a� poczerwienia� na twarzy. - Odezw� si� do pana - zwr�ci� si� do Hnatta - kiedy podejm� ostateczn� decyzj�. Nie widz� jednak powodu zmienia� zdania, wi�c niech pan nie b�dzie optymist�. W rzeczy samej, lepiej niech si� pan nie k�opocze zostawianiem tutaj tych naczy�. Rzuci� nieprzyjemne, twarde spojrzenie swojej asystentce. 2 Tego samego ranka, o dziesi�tej, Leo Bulero, prezes zarz�du P. P. Layouts, odebra� w swoim biurze wideotelefon - kt�rego si� spodziewa� - od Tr�jplanetarnej Stra�y Ochrony Prawa, prywatnej agencji policyjnej. Kilka minut wcze�niej dowiedzia� si� o katastrofie statku wracaj�cego z Proximy. Chocia� wiadomo�ci by�y donios�ej wagi, s�ucha� nieuwa�nie, poniewa� mia� inne sprawy na g�owie. To by� bana� w por�wnaniu z przechwyceniem przez jednostk� bojow� Wydzia�u Narkotyk�w ONZ ca�ego �adunku Can-D w pobli�u p�nocnego bieguna Marsa, mimo �e P. P. Layouts corocznie p�aci�a ONZ ogromny haracz za nietykalno��. �adunek o warto�ci blisko miliona skin�w przewo�ono z silnie strze�onych plantacji na Wenus. Widocznie �ap�wki nie dotar�y do w�a�ciwych ludzi na odpowiednich szczeblach skomplikowanej hierarchii ONZ. Jednak nic na to nie m�g� poradzi�. ONZ by�a monolityczn� bry��, nad kt�r� nie mia� �adnej w�adzy. Bez trudu rozszyfrowa� intencje Wydzia�u Narkotyk�w. Chcieli, by P. P. Layouts wszcz�o sp�r prawny domagaj�c si� zwrotu �adunku. W ten spos�b zosta�oby dowiedzione, �e nielegalny narkotyk Can-D, u�ywany przez wielu kolonist�w, jest uprawiany, przetwarzany i rozprowadzany przez towarzystwo, za kt�rym stoi P. P. Layouts. Tak wiec, mimo �e �adunek by� naprawd� cenny, lepiej go po�wi�ci� ni� ryzykowa� proces. - Wideogazety mia�y racj� - m�wi� z ekranu Felix Blau, szef agencji policyjnej. - To Palmer Eldritch i wydaje si�, �e �yje, chocia� jest ci�ko ranny. Dowiedzieli�my si�, �e okr�t liniowy ONZ przewiezie go do szpitala w jednej z baz, kt�rej lokalizacji oczywi�cie nie podano. - Hmm - mrukn�� Bulero kiwaj�c g�ow�. - Ale je�li chodzi o to, co Eldritch odkry� w uk�adzie Proximy... - Tego si� nigdy nie dowiecie - stwierdzi� Leo. - Eldritch nie powie ani s�owa i na tym sprawa si� sko�czy. - Ustalono - ci�gn�� Blau - jeden interesuj�cy fakt. Na pok�adzie swojego statku Eldritch mia� - nadal ma - troskliwie kultywowan� hodowl� porost�w bardzo podobnych do tych z Tytana, z kt�rych otrzymuje si� Can-D. My�la�em, �e w zwi�zku z.... Blau urwa� taktownie. - Czy jest jaki� spos�b, aby zniszczy� t� hodowl� porost�w? - spyta� odruchowo Leo. - Niestety, ludzie Eldritcha ju� dotarli do szcz�tk�w statku. Niew�tpliwie sprzeciwiliby si� wszelkim pr�bom w tym kierunku. Blau wydawa� si� pe�en wsp�czucia. - Rzecz jasna mo�emy spr�bowa�... Nie rozwi��emy problemu si��, ale mo�e uda�oby si� ich przekupi�. - Spr�bujcie - nakaza� Leo, chocia� zgadza� si� z Blauem: by�a to niew�tpliwie strata czasu i wysi�ku. - Czy nie obowi�zuje ich zarz�dzenie ONZ zakazuj�ce importowania obcych form �ycia z innych uk�ad�w planetarnych? Z pewno�ci� dobrze by�oby, gdyby uda�o si� nak�oni� si�y ONZ do zbombardowania szcz�tk�w statku Eldritcha. Dla pami�ci zapisa� w notatniku: zadzwoni� do prawnik�w, wystosowa� skarg� do ONZ dotycz�c� importu porost�w. - P�niej porozmawiamy - rzuci� Blauowi i wy��czy� si�. Mo�e poskar�� si� bezpo�rednio, pomy�la�. Przycisn�wszy guzik interkomu powiedzia� do sekretarki: - Po��cz mnie z ONZ w Nowym Jorku, z kim� z g�ry. Najlepiej popro� z samym Sekretarzem Hepburn-Gilbertem. W ko�cu po��czono go z tym zr�cznym hinduskim politykiem, kt�ry w zesz�ym roku zosta� Sekretarzem Generalnym ONZ. - Ach, pan Bulero - u�miechn�� si� chytrze Hepburn-Gilbert. - Chce pan z�o�y� skarg� w sprawie zatrzymania �adunku Can-D, kt�ry... - Nie wiem nic o �adnym �adunku Can-D - odpar� Leo. - Ja w zupe�nie innej sprawie. Czy wy tam zdajecie sobie spraw� z tego, co wyprawia Palmer Eldritch? Sprowadzi� do naszego uk�adu porosty z Proximy. To mo�e zapocz�tkowa� zaraz� podobn� do tej, kt�r� mieli�my w dziewi��dziesi�tym �smym. - Zdajemy sobie z tego spraw�. Jednak ludzie Eldritcha twierdz�, �e to porost z Uk�adu S�onecznego, kt�ry pan Eldritch zabra� ze sob� w drodze na Proxim� i teraz przywozi z powrotem... To jego �r�d�o protein, jak m�wi�. Hindus b�ysn�� bia�ymi z�bami w u�miechu wy�szo�ci; owo wyja�nienie bawi�o go. - I uwierzyli�cie w to? - Oczywi�cie, �e nie. - U�miech Hepburn-Gilberta poszerzy� si�. - A dlaczego interesuje si� pan t� spraw�, panie Bulero? Czy�by przedmiotem pa�skiej troski by�y... porosty? - Jestem obywatelem Uk�adu S�onecznego kieruj�cym si� trosk� o interes spo�eczny. I nalegam, aby podj�� pan odpowiednie kroki. - Podj�li�my je - rzek� Hepburn-Gilbert. - Prowadzimy dochodzenie... Przydzielili�my je panu Larkowi. Zna go pan, prawda? Rozmowa osi�gn�a martwy punkt i Leo Bulero w ko�cu roz��czy� si� czuj�c uraz� do wszystkich polityk�w. Zawsze potrafili podejmowa� zdecydowane dzia�ania w stosunku do niego, ale kiedy chodzi�o o Palmera Eldritcha... Ach, panie Bulero, przedrze�nia� niedawnego rozm�wc�, to, prosz� pana, zupe�nie inna sprawa. Tak, zna� Larka. Ned Lark by� szefem Wydzia�u Narkotyk�w ONZ i cz�owiekiem odpowiedzialnym za przechwycenie ostatniego transportu Can-D. W��czenie Larka w afer� z Eldritchem by�o fortelem ze strony Sekretarza Generalnego. Dzia�anie ONZ to jedno wielkie nieporozumienie: b�d� przeci�ga� spraw� i nie zrobi� �adnego ruchu przeciw Eldritchowi, dop�ki Leo Bulero nie spr�buje odzyska� �adunku Can-D. Czu� to, ale oczywi�cie nie m�g� niczego udowodni�. Mimo wszystko Hepburn-Gilbert, ten ciemnosk�ry, sprytny, niedorozwini�ty politykier, nie powiedzia� tego wprost. Tak si� ko�cz� wszelkie rozmowy z ONZ, rozmy�la� Leo. Afroazjatycka polityczka. Bagno. Obsadzone, prowadzone i kierowane przez cudzoziemc�w. Z w�ciek�o�ci� spojrza� na pusty ekran. Kiedy zastanawia� si�, co robi�, jego sekretarka panna Gleason brz�kn�a interkomem: - Panie Bulero, w poczekalni jest pan Mayerson. Chcia�by zamieni� z panem kilka s��w. - Przy�lij go. - By� rad, �e cho� na chwil� b�dzie m�g� zapomnie� o k�opotach. Chwil� p�niej ekspert-prognostyk w dziedzinie mody wszed� do gabinetu marszcz�c brwi. W milczeniu usiad� naprzeciw Leo. - Co ci� gryzie, Mayerson? - spyta� Bulero. - No m�w, po to tu jestem. Mo�esz wyp�aka� si� na moim ramieniu. - Stara� si�, by jego g�os brzmia� lodowato. - Chodzi o moj� asystentk�, pann� Fugate. - Tak, s�ysza�em, �e z ni� sypiasz. - Nie o to idzie. - Ach tak - zauwa�y� Leo ironicznie. - To drobiazg bez znaczenia. - Chcia�em tylko powiedzie�, �e przyszed�em tu z innego powodu. Przed chwil� mieli�my powa�ne nieporozumienie. Przyniesiono pr�bki... - Odrzuci�e� co� - przerwa� mu Leo - a ona si� z tym nie zgodzi�a. - Tak. - Ach wy, jasnowidze! Godne uwagi. Mo�e istniej� alternatywne przysz�o�ci. - I chcesz, �ebym jej nakaza�, aby w przysz�o�ci ci� popiera�a? - Jest moj� asystentk� - rzeki Barney Mayerson. - To oznacza, �e ma robi�, co ka��. - No... a czy sypianie z tob� nie jest wyra�nym krokiem w tym kierunku? - roze�mia� si� Leo. - Jednak powinna ci� poprze� w obecno�ci sprzedaj�cego, a je�li mia�a jakie� zastrze�enia, to powinna ci je przekaza� p�niej, w cztery oczy. - Nie �ycz� sobie nawet tego. - Barney zmarszczy� si� jeszcze bardziej. - Wiesz, �e podda�em si� Terapii E i praktycznie sam jestem jasnowidzem. Czy to by� sprzedawca naczy�? Ceramiki? Barney niech�tnie skin�� g�ow�. - To projekty twojej by�ej �ony - stwierdzi� Leo. Jej ceramika dobrze sz�a; widzia� og�oszenia w wideogazetach. Sprzedawa� je jeden z najbardziej ekskluzywnych salon�w sztuki w Nowym Orleanie, a tak�e tu, na Wschodnim Wybrze�u, i w San Francisco. - Czy one p�jd�, Barney? - Spojrza� bacznie na swojego jasnowidza. - Czy panna Fugate mia�a racj�? - Nigdy nie p�jd�; taka jest prawda - rzek� Barney bezbarwnym g�osem. Zbyt bezbarwnym, zdecydowa� Leo, jak na to, co m�wi�. Zbyt wypranym z uczu�. - Tak przewiduj� - doda� uparcie Mayerson. - W porz�dku - kiwn�� g�ow� Leo. - Przyjmuj� twoje wyja�nienie. Jednak je�li te naczynia stan� si� sensacj�, a my nie b�dziemy mieli miniatur dla kolonist�w... - Zamy�li� si�. - Mo�e si� okaza�, �e twoja ��kowa towarzyszka zasi�dzie na twoim sto�ku! - zagrozi�. Podnosz�c si� Barney powiedzia�: - A wi�c poinstruuje pan pann� Fugate, jak si� powinna zachowywa� w stosunkach ze zwierzchnikiem? Leo rykn�� �miechem. Barney poczerwienia� i wymamrota�: - Mo�e to inaczej sformu�uj�... - Dobra, Barney, pogro�� jej palcem. Jest m�oda, prze�yje to. A ty si� starzejesz. Musisz dba� o swoj� godno��, nie mo�esz pozwala�, �eby kto� ci zaprzecza�. Leo tak�e si� podni�s� z fotela. Podszed� do Barneya i poklepa� go po plecach. - Jednak s�uchaj, co ci powiem. Przesta� si� tym gry��. Zapomnij o swojej by�ej �onie. W porz�dku? - Ju� zapomnia�em. - Zawsze s� inne kobiety - m�wi� Leo my�l�c o Scotty Sinclair, swojej aktualnej kochance; Scotty, kt�ra w�a�nie teraz czeka�a ze swym drobnym cia�em i wydatnym biustem w willi na oddalonym o osiemset kilometr�w satelicie, a� Leo zrobi sobie tydzie� urlopu. - Jest ich niesko�czenie wiele, nie tak jak pierwszych znaczk�w pocztowych USA czy sk�rek trufli, kt�rych u�ywamy jako waluty. Nagle przysz�o mu do g�owy, �e m�g�by udost�pni� Barneyowi jedn� ze swych porzuconych, lecz wci�� niez�ych kochanek. - Co� ci powiem - zacz��, ale Barney natychmiast przerwa� mu gwa�townym gestem. - Nie? - zdziwi� si� Leo. - Nie. Jestem mocno zwi�zany z Roni Fugate. Jedna na raz to wystarczy dla normalnego cz�owieka. - Barney obrzuci� pracodawc� dzikim spojrzeniem. - Zgadzam si� z tym. Ja te� mog� si� widywa� tylko z jedn� na raz. Czy�by� my�la�, �e mam harem w Chatce Puchatka? Nastroszy� si�. - Kiedy by�em tam ostatnio - powiedzia� Barney - to znaczy na pa�skim przyj�ciu urodzinowym w styczniu... - Och, tak. Te przyj�cia. To zupe�nie co innego. Tego, co dzieje si� podczas przyj��, nie mo�na bra� pod uwag�. Odprowadzi� Mayersona do drzwi gabinetu. - Wiesz co, Mayerson, s�ysza�em plotk� o tobie, kt�ra mi' si� nie spodoba�a. Kto� widzia� ci� taszcz�cego jeden z tych walizkowych terminali komputera psychiatrycznego... Dosta�e� kart� powo�ania? Zapad�a cisza. W ko�cu Barney kiwn�� g�ow�. - I nie mia�e� zamiaru nam o tym powiedzie� - zauwa�y� Leo. - Kiedy mieli�my si� o tym dowiedzie�? W dniu, w kt�rym znajdziesz si� na pok�adzie statku lec�cego na Marsa? - Wykr�c� si� od tego. - Na pewno, tak jak wszyscy. W�a�nie w ten spos�b ONZ uda�o si� zasiedli� cztery planety, sze�� ksi�yc�w... - Nie przejd� przez testy psychologiczne - oznajmi� Barney. - M�j zmys� jasnowidzenia m�wi mi to wyra�nie. Nie mog� znie�� wystarczaj�co wielu freud�w stresu, aby ich zadowoli�. Prosz� spojrze�... Podni�s� d�onie na wysoko�� oczu. Wyra�nie dr�a�y. - Niech pan rozwa�y moj� reakcj� na t� nieszkodliw� uwag� panny Fugate. Prosz� spojrze�, jak si� zachowa�em, kiedy Hnatt przyni�s� naczynia Emily. Prosz�... - W porz�dku - przerwa� Leo, ale wci�� by� zaniepokojony. Zazwyczaj karty powo�ania wr�czano na dziewi��dziesi�t dni przed terminem, a panna Fugate z pewno�ci� nie b�dzie jeszcze mog�a zaj�� miejsca Barneya. Oczywi�cie mo�na przenie�� z Pary�a Maca Ronstona, ale nawet Ronston ze swym pi�tnastoletnim do�wiadczeniem nie zast�pi Barneya Mayersona. Talentu nie nabywa si� z czasem; talent jest cz�owiekowi dany. ONZ naprawd� si� do mnie dobiera, pomy�la� Leo. Zastanawia� si�, czy karta powo�ania Barneya, przychodz�ca w�a�nie w tym momencie, by�a zwyk�ym zbiegiem okoliczno�ci czy te� kolejn� pr�b� wysondowania jego s�abych punkt�w. Je�eli tak, to uda�o im si�. I nie m�g� wywrze� �adnego wp�ywu na ONZ, by wyreklamowa� Barneya. A wszystko tylko dlatego, �e dostarczam kolonistom Can-D, pomy�la�. Przecie� kto� musi to robi�; musz� go mie�. Inaczej po co by im by�y zestawy Perky Pat? A ponadto by� to jeden z najbardziej dochodowych interes�w w Uk�adzie S�onecznym. Chodzi�o o wiele milion�w skin�w. ONZ te� o tym wiedzia�a. O dwunastej trzydzie�ci czasu nowojorskiego Leo Bulero zjad� lunch z now� dziewczyn�, kt�ra w�a�nie zacz�a prac� w biurze. Siedz�c naprzeciw niego w kameralnej salce restauracji Purple Fox, Pia Jurgens jad�a pos�uguj�c si� sztu�cami z precyzj� chirurga. Jej mocne, r�wne z�by sprawnie odgryza�y k�sy. By�a ruda, a on lubi� rude: by�y albo w�ciekle brzydkie, albo niemal nieludzko pi�kne. Panna Jurgens nale�a�a do tych drugich. Teraz je�li tylko znajdzie jaki� pretekst, by przenie�� j� do Chatki Puchatka... zak�adaj�c oczywi�cie, �e Scotty si� nie sprzeciwi. A to w�a�nie nie wydawa�o si� zbyt prawdopodobne. Scotty by�a osob� obdarzon� siln� wol�, co jest zawsze niebezpieczne u kobiety. Szkoda, �e nie uda�o mi si� podrzuci� Scotty Barneyowi Mayersonowi, powiedzia� sobie w duchu. Rozwi�za�oby to od razu dwa problemy: ustabilizowa�o Barneya emocjonalnie, a jego uwolni�o od... Bzdury! - pomy�la�. - Barney musi by� przecie� niestabilny emocjonalnie, inaczej tak jakby ju� by� na Marsie. To dlatego wynaj�� t� gadaj�c� walizk�. Najwidoczniej nie rozumiem wcale wsp�czesnego �wiata. �yj� w przesz�o�ci, w dwudziestym wieku, kiedy psychoanalitycy byli po to, aby czyni� ludzi mniej podatnymi na stres. - Czy pan nigdy nic nie m�wi, panie Bulero? - spyta�a panna Jurgens. - Nie. Czy uda�oby mi si� co� zmieni� w osobowo�ci Barneya? - zastanawia� si�. - Pom�c mu... jak to si� m�wi, sta� si� mniej zdolnym? Jednak nie by�o to takie proste, jak si� wydawa�o. Wyczuwa� to instynktownie dzi�ki rozro�ni�temu p�atowi czo�owemu. Nie mo�na zdrowych ludzi uczyni� chorymi na rozkaz. A mo�e jednak? Przeprosi�, zawo�a� kelnera-robota i poleci� mu przynie�� wideotelefon. Par� minut p�niej po��czy� si� z pann� Gleason w biurze. - S�uchaj, zaraz jak wr�c�, chc� si� zobaczy� z pann� Rondinell� Fugate, z personelu Mayersona. A sam Mayerson nie ma o niczym wiedzie�. Zrozumia�a�? - Tak, prosz� pana - odpar�a panna Gleason notuj�c. - Wszystko s�ysza�am - oznajmi�a Pia Jurgens, kiedy si� roz��czy�. - Wie pan, mog�abym powiedzie� o tym panu Mayersonowi. Widz� go prawie codziennie w... Leo roze�mia� si�. My�l o Pii Jurgens odrzucaj�cej wspania�� przysz�o��, jaka si� przed ni� otwiera�a, ubawi�a go. - S�uchaj - rzek� poklepuj�c j� po r�ce. - Nie b�j si�, to nie ma nic wsp�lnego z m�skimi potrzebami. Sko�cz sw�j krokiet z ganimeda�skiej �aby i wracajmy do biura. - Chcia�am tylko powiedzie� - o�wiadczy�a ch�odno panna Jurgens - �e wyda�o mi si� troch� dziwne, i� jest pan taki szczery w obecno�ci kogo�, kogo prawie pan nie zna. Zmierzy�a go spojrzeniem i jej biust - tak nadmiernie wybuja�y i zach�caj�cy - wysun�� si� jeszcze bardziej do przodu, gdy wypr�y�a si� z urazy. - A wi�c powinienem pozna� ci� bli�ej - powiedzia� Leo patrz�c na ni� �akomie. - �u�a� kiedy� Can-D? - spyta� retorycznie. - Powinna� spr�bowa�, mimo �e wywo�uje uzale�nienie. Niezwyk�e prze�ycie. Oczywi�cie mia� zapas najlepszej jako�ci narkotyku w Chatce Puchatka. Cz�sto przydawa� si�, gdy przychodzili go�cie; inaczej to, co robili, mog�oby wydawa� si� nudne. - Pytam dlatego, �e wygl�dasz na kobiet� o �ywej wyobra�ni, a reakcja na Can-D zale�y przede wszystkim od zdolno�ci tw�rczych tej wyobra�ni. - Ch�tnie spr�bowa�abym kiedy� - powiedzia�a panna Jurgens. Rozejrza�a si� wok�, �ciszy�a g�os i nachyli�a si� do niego. - Tylko �e to nielegalne. - Naprawd�? - wytrzeszczy� oczy. - Dobrze pan wie. Dziewczyna wygl�da�a na dotkni�t�. - S�uchaj - powiedzia� Leo - mog� za�atwi� ci troch�. Oczywi�cie b�dzie �u� razem z ni�; w ten spos�b umys�y za�ywaj�cych ��czy�y si�, stawa�y now� jedno�ci�... a przynajmniej takie odnosi�o si� wra�enie. Kilka wsp�lnych sesji z Can-D i b�dzie wiedzia� co trzeba o Pii Jurgens. Mia�a w sobie co� - opr�cz oczywi�cie walor�w fizycznych - co go fascynowa�o. Nie m�g� si� doczeka� chwili zbli�enia. - Nie u�yjemy zestawu. C� za ironia, �e on, tw�rca i producent mikro�wiata Perky Pat, wola� u�ywa� Can-D w pr�ni. Co m�g� uzyska� Ziemianin za pomoc� zestawu, kt�ry stanowi� miniatur� warunk�w istniej�cych w ka�dym przeci�tnym mie�cie na Ziemi? Dla osadnik�w na smaganych wichrem pustyniach Ganimeda, kul�cych si� w n�dznych budach chroni�cych przed gradem kryszta��w metanu, zestawy Perky Pat by�y czym� zupe�nie innym - drog� powrotn� do �wiata, kt�ry musieli opu�ci�. Jednak on, Leo Bulero, by� cholernie zm�czony tym �wiatem, na kt�rym si� urodzi� i na kt�rym wci�� mieszka�. I nawet Chatka Puchatka ze wszystkimi swymi mniej i bardziej dziwacznymi przyjemno�ciami nie wype�nia�a pustki. Mimo to... - Ten Can-D - powiedzia� do panny Jurgens - to wspania�a rzecz i nic dziwnego, �e jest zakazany. Jest jak religia. Tak, Can-D jest religi� kolonist�w. - Zachichota�. - We�miesz ma�y kawa�ek, pozujesz pi�tna�cie minut i... nie ma n�dznego baraku. Nie ma zamro�onego metanu. Masz pow�d, by �y�. Czy� to niewarte ryzyka i ceny? Tylko jak� ma warto�� dla nas? - spyta� siebie w duchu i poczu� smutek. Wytwarzaj�c zestawy Perky Pat oraz uprawiaj�c i rozprowadzaj�c porosty b�d�ce substratem do produkcji Can-D, czyni� zno�nym �ycie ponad miliona osadnik�w przymusowo wysiedlonych z Ziemi. Ale co z tego mia�? Po�wi�ci�em swoje �ycie dla innych, pomy�la�, a teraz zaczynam wierzga�, bo mi to nie wystarcza. Mia� Scotty czekaj�c� na niego na satelicie; mia� jak zwykle do rozwi�zania skomplikowane problemy dotycz�ce obu interes�w, legalnego i nielegalnego... ale czy� �ycie nie powinno by� czym� wi�cej? Nie wiedzia�. Nikt nie wiedzia�, poniewa� wszyscy, tak jak Barney Mayerson, powielali r�ne warianty tego samego schematu. Barney ze swoj� Rondinell� Fugate - gorsza replika Leo Bulero i panny Jurgens. Gdziekolwiek spojrza�, by�o tak samo. Zapewne nawet Ned Lark, szef Wydzia�u Narkotyk�w, �y� podobnie, tak samo jak Hepburn-Gilbert, kt�ry prawdopodobnie utrzymywa� blad�, wysok� szwedzk� gwiazdk� z piersiami wielko�ci ku� do gry w kr�gle i r�wnie twardymi. Nawet Palmer Eldritch. Nie, u�wiadomi� sobie nagle. Nie Palmer Eldritch; ten znalaz� co� innego. Przez dziesi�� lat przebywa� w uk�adzie Proxi-my, a przynajmniej lecia� tam i z powrotem. Co tam znalaz�? Czy co�, co by�o warte tego wysi�ku, warte katastrofy na Plutonie? - Widzia�a� wideogazety? - spyta� pann� Jurgens. - Czyta�a� o statku na Plutonie? Tacy jak Eldritch trafiaj� si� raz na miliard. Nie ma drugiego takiego jak on. - Czyta�am - powiedzia�a panna Jurgens - �e on jest w�a�ciwie stukni�ty. - Pewnie. Dziesi�� lat �ycia, tyle mord�gi i po co? - Mo�e pan by� pewny, �e te dziesi�� lat dobrze mu si� op�aci�o - odpar�a panna Jurgens. - Mo�e to wariat, ale sprytny. Pilnuje swoich spraw. Nie jest a� t a k stukni�ty. - Chcia�bym si� z nim spotka� - stwierdzi� Leo Bulero. - Porozmawia� z nim, cho�by przez minut�. W duchu postanowi�, �e to zrobi. P�jdzie do szpitala, w kt�rym le�y Palmer Eldritch, i dostanie si� do jego pokoju si�� lub przekupstwem, �eby si� dowiedzie�, co tamten znalaz�. - Kiedy� my�la�am - m�wi�a panna Jurgens - �e gdy po raz pierwszy statki opuszcz� nasz uk�ad i polec� do gwiazd... Pami�ta pan, kiedy to by�o? S�dzi�am, �e dowiemy si�... - Zamilk�a na chwil�. - To takie g�upie, ale by�am wtedy tylko dzieckiem, wtedy gdy Arnoldson po raz pierwszy polecia� do Proximy i z powrotem. To znaczy, by�am jeszcze dzieckiem, kiedy wr�ci�. Naprawd� s�dzi�am, �e tak daleko znajdzie... - Odwr�ci�a g�ow�, unikaj�c spojrzenia Bulero. - �e znajdzie Boga. Ja te� tak s�dzi�em, pomy�la� Leo. A by�em ju� doros�y. Po trzydziestce. Kilkakrotnie wspomina�em o tym Barneyowi. I lepiej, �ebym nadal w to wierzy�, nawet teraz. Po tym dziesi�cioletnim locie Palmera Eldritcha. Po lunchu, wr�ciwszy do swojego biura w P. P. Layouts, po raz pierwszy spotka� Rondinell� Fugate. Czeka�a na niego. Niczego sobie, pomy�la� zamykaj�c drzwi gabinetu. �adna figura i jakie pi�kne b�yszcz�ce oczy. Wygl�da�a na zdenerwowan�: za�o�y�a nog� na nog�, wyg�adzi�a sp�dniczk� i zerka�a na niego spod oka, gdy siada� naprzeciw niej za biurkiem. Bardzo m�oda, u�wiadomi� sobie Leo. Dzieciak, kt�ry zabiera g�os i zaprzecza swojemu zwierzchnikowi, poniewa� uwa�a, �e ten si� myli. Rozbrajaj�ce... - Czy wie pani, po co pani� wezwa�em? - spyta�. - Domy�lam si�, �e jest pan z�y, poniewa� sprzeciwi�am si� panu Mayersonowi. Jednak naprawd� widzia�am przysz�o�� przed t� ceramik�. C� wi�c innego mog�am zrobi�? - spyta�a b�agalnie, na p� wstaj�c z fotela. - Wierz� pani - rzek� Leo. - Jednak pan Mayerson jest dra�liwy. Skoro �yje z nim pani, to powinna pani wiedzie�, �e wsz�dzie taszczy ze sob� przeno�nego psychiatr�. Otworzywszy szuflad� biurka wyj�� pude�ko Cuesta Reys, najlepszego gatunku cygar. Zaproponowa� jedno pannie Fugate, kt�ra przyj�a je z wdzi�czno�ci�. Poda� ogie� najpierw jej, potem sobie i wyci�gn�� si� wygodnie w fotelu. - Wie pani, kim jest Palmer Eldritch? - Tak. - Czy mo�e pani u�y� swoich zdolno�ci prekognicyjnych do czego� innego ni� prognozowanie mody? Za miesi�c czy dwa wideogazety b�d� ju� podawa� lokalizacj� szpitala, w kt�rym przebywa Eldritch. Chcia�bym, �eby spojrza�a pani na te gazety i powiedzia�a mi, gdzie ten cz�owiek przebywa w tej chwili. Wiem, �e mo�e pani to zrobi�. Lepiej, �eby� mog�a, powiedzia� sobie w duchu, je�li chcesz tu dalej pracowa�. Czeka�, pal�c cygaro, patrz�c na dziewczyn� i my�l�c z odrobin� zazdro�ci, �e je�li jest taka dobra w ��ku, jak na to wygl�da... Zacinaj�cym si� g�osem panna Fugate powiedzia�a: - Odbieram tylko s�abe wra�enie, panie Bulero. - Nic nie szkodzi, chc� to us�ysze�. Si�gn�� po d�ugopis. Zabra�o jej to kilka minut, ale w ko�cu zapisa� w notesie: Szpital Weteran�w imienia Jamesa Riddle'a, Baza III na Ganimedzie. Nale��cy oczywi�cie do ONZ. Spodziewa� si� tego. Sprawa nie by�a jednak przes�dzona; mo�e uda mu si� tam dosta�. - On nie przebywa tam pod swym nazwiskiem - doda�a panna Fugate, blada i os�abiona wysi�kiem. Zapali�a cygaro, kt�re tymczasem zgas�o, i usiad�szy prosto w fotelu zn�w skrzy�owa�a zgrabne nogi. - Wideogazety donios�, �e pan Eldritch zosta� wpisany do rejestru jako pan... Urwa�a i zacisn�a mocno powieki. - Och, do diab�a - westchn�a. - Nic mi nie wychodzi. Jedna sylaba. Frent. Brent. Nie, my�l�, �e raczej Trent. Tak, Eldon Trent. U�miechn�a si� z ulg�. Jej wielkie oczy skrzy�y si� dziecinnym, naiwnym zadowoleniem. - Naprawd� zadali sobie wiele trudu, �eby go ukry�. Gazety podaj�, �e jest przes�uchiwany. A wi�c musi by� przytomny. Nagle zmarszczy�a brwi. - Niech pan zaczeka. Widz� nag��wek... jestem w swoim mieszkadle, sama. Jest wczesny ranek i czytam pierwsz� stron�. O rany! - Co pisz�? - dopytywa� si� Leo. Wyczuwa� przera�enie dziewczyny. - Nag��wki g�osz�, �e Palmer Eldritch nie �yje - szepn�a panna Fugate. Zamruga�a oczami, rozejrza�a si� wok�. Spojrza�a na Leo z l�kiem i niepewno�ci�, niemal wyczuwalnie zamykaj�c si� w sobie. Odsun�a si� od niego i wtuli�a w oparcie fotela nerwowo splataj�c palce. - I to pana o to oskar�aj�, panie Bulero. Naprawd�. Tak jest w nag��wku. - Chce pani powiedzie�, �e ja go zamorduj�? Kiwn�a g�ow�. - Jednak... to nie takie pewne. Widzia�am to tylko w jednej z przysz�o�ci... rozumie pan? Chc� powiedzie�, �e my, jasnowidze, dostrzegamy... - Zrobi�a niewyra�ny gest. - Wiem. Zna� jasnowidz�w; Barney Mayerson pracowa� dla P. P. Layouts od trzynastu lat, a niekt�rzy jeszcze d�u�ej. - To mo�e si� zdarzy� - rzek� ochryple. Czemu tak powiedzia�? - zadawa� sobie pytanie. Trudno w tej chwili orzec. Mo�e kiedy dotrze do Eldritcha, porozmawia z nim... a wszystko wskazuje na to, �e mu si� to uda. Panna Fugate doda�a: - S�dz�, �e w �wietle mo�liwych zdarze� nie powinien pan kontaktowa� si� z panem Eldritchem. Zgadza si� pan z tym, panie Bulero? Chc� powiedzie�, �e ryzyko istnieje i to znaczne. S�dz�, �e oko�o czterdziestu. - Czterdziestu czego? - Procent. Niemal jeden do dw�ch. Ju� bardziej opanowana, przygl�da�a mu si� pal�c cygaro. Jej oczy, czarne i skupione, spogl�da�y na niego bez zmru�enia. Kry�a si� w nich ciekawo��. Wsta� z fotela i podszed� do drzwi. - Dzi�kuj�, panno Fugate. Jestem wdzi�czny pani za pomoc w tej sprawie. Stan�� przy drzwiach, daj�c do zrozumienia, �e czeka, a� dziewczyna wyjdzie. Jednak panna Fugate nie ruszy�a si� z miejsca. Napotka� ten sam szczeg�lny up�r, kt�ry zdenerwowa� Barneya Mayersona. - Panie Bulero - powiedzia�a spokojnie - my�l�, �e w�a�ciwie powinnam z tym p�j�� do policji ONZ. My, jasnowidze... Zamkn�� drzwi. - Wy, jasnowidze - przerwa� - zbytnio zajmujecie si� �yciem innych ludzi. Jednak wiedzia�, �e mia�a go. Zastanawia� si�, co z tym zrobi. - Pan Mayerson mo�e zosta� powo�any - m�wi�a panna Fugate. - Oczywi�cie wie pan o tym. Czy zamierza pan u�y� swoich wp�yw�w, aby go przed tym uchroni�? - Mam zamiar zrobi� co� w tym kierunku - odpar� szczerze. - Panie Bulero - powiedzia�a cicho i stanowczo - zawrzyjmy umow�. Niech go powo�aj�, a ja zostan� pa�sk� prognostyczk� mody na Nowy Jork. Zamar�a w oczekiwaniu, podczas gdy Leo Bulero milcza�. - Co pan na to? - spyta�a po chwili. Wyra�nie nie by�a przyzwyczajona do takich rokowa�. Jednak zamierza�a dopi�� swego, o ile to mo�liwe. Mimo wszystko, pomy�la�, ka�dy, nawet najsprytniejszy, musi od czego� zacz��. Mo�e by� w�a�nie �wiadkiem czego�, co stanie si� pocz�tkiem wielkiej kariery. Nagle co� sobie przypomnia�. Przypomnia� sobie, dlaczego przeniesiono j� z Pekinu do biura w Nowym Jorku i zrobiono asystentk� Mayersona. Jej przepowiednie bywa�y nietrafne. W istocie niekt�re z nich - zbyt wiele - okaza�y si� b��dne. Mo�e i obraz przysz�ych nag��wk�w m�wi�cych o tym, �e oskar�ono go o pope�nienie morderstwa na Palmerze Eldritchu - zak�adaj�c, �e m�wi�a prawd� i rzeczywi�cie je widzia�a - by� tylko kolejn� pomy�k�. Fa�szywym proroctwem, jak te, przez kt�re znalaz�a si� w Nowym Jorku. - Prosz� da� mi czas do namys�u - zaproponowa�. - Par� dni. - Do jutra rana - powiedzia�a stanowczo panna Fugate. Leo roze�mia� si�. - Teraz rozumiem, dlaczego Barney by� taki rozdra�niony. I Barney, dzi�ki swoim zdolno�ciom jasnowidzenia, musia� przeczuwa�, cho�by niejasno, �e panna Fugate podstawi mu nog�, zagra�aj�c jego pozycji. - Prosz� pos�ucha�. Jest pani kochank� Mayersona - rzek� Leo podchodz�c do niej. - Mo�e zechcia�aby pani to zmieni�? Mog� zaoferowa� ca�ego satelit� do pani dyspozycji. Zak�adaj�c, rzecz jasna, �e uda si� wyrzuci� stamt�d Scotty, pomy�la�. - Nie, dzi�kuj� - pokr�ci�a g�ow� panna Fugate. - Dlaczego? - Leo by� zdumiony. - Pani kariera... - Lubi� pana Mayersona - odpar�a. - I niespecjalnie przepadam za banio... - ugryz�a si� w j�zyk. - Lud�mi, kt�rzy ewoluowali w tych klinikach. Ponownie otworzy� drzwi. - Jutro rano dam pani zna�. Patrzy�, jak przechodzi przez korytarz i hol recepcji, i my�la�: to da mi czas na dotarcie na Ganimeda i do Palmera Eldritcha. Wtedy b�d� wiedzia� wi�cej. Dowiem si�, czy przepowiadasz fa�szywie, czy nie. Zanikn�wszy drzwi z