2356

Szczegóły
Tytuł 2356
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2356 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2356 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2356 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ANDRE NORTON ZAGUBIENI W CZASIE TYTU� ORYGINA�U QUEST CROSSTIME PRZEK�AD: KONRAD BRZOZOWSKI 1 Pot�ny, ponury masyw skalny stromym urwiskiem wrzyna� si� we wzburzony ocean. Sprawia� wra�enie rozdartego przez jaki� kataklizm w przesz�o�ci, poniewa� rana klifu ods�ania�a warstwy, z kt�rych by� zbudowany: szare, czerwonawobrunatne i bia�e jak wapie�. Ca�y krajobraz o przyt�umionych barwach nieprzyjemnie przyt�acza� obserwatora. Nawet fale, rozbijaj�ce si� o podn�e ska�y z ogromn� si��, odbija�y mroczny, stalowo zimny cie� nisko zawieszonych burzowych chmur. Z otoczeniem kontrastowa�a dolina rzeczna, w kt�rej toczy�a si� walka po�r�d zielonych kopu�. By� to �wiat bez ludzi, zwierz�t, ptactwa czy gad�w, kt�remu obca by�a wszelka, najdrobniejsza nawet forma kom�rkowego �ycia, jak� odnale�� mo�na w zwyk�ej wodzie. W tej krainie ja�owych ska� �ycie pojawi�o si� wraz z cz�owiekiem, kt�ry w swojej nieokie�znanej ��dzy zmian zapragn�� naruszy� surowy prymityw jej przyrody. Nadchodz�ca burza zapowiada�a si� wyj�tkowo gwa�townie. Marfy Rogan zerkn�a w g�r� na k��bi�ce si� chmury, na mrok, kt�ry ze sob� nios�y. G�upio zrobi�a, zostaj�c tutaj. Jednak... Zamiast wsta�, u�o�y�a si� w rozpadlinie, kt�r� upatrzy�a sobie wcze�niej, i wspar�szy czo�o na zgi�tej w �okciu r�ce, przycisn�a rami� do twardej ska�y. W napi�ciu pr�bowa�a nawi�za� kontakt. Chwilowy niepok�j ju� dawno przerodzi� si� w strach. Marva! - Jej usta poruszy�y si�, gdy wysy�a�a niemy, telepatyczny krzyk, kt�ry uton�� w olbrzymim, dzikim i pustym �wiecie. Huk spienionych fal m�g�by ca�kowicie zag�uszy� normalny okrzyk, ale ten, wys�any przez umys� do innego umys�u, by� nie do powstrzymania. Chyba �e co� by si�. sta�o z osob�, do kt�rej by� adresowany. G�ucha cisza oznacza�a, �e co� jest nie tak, i to ona zaniepokoi�a Marfy. Mi�dzy wieloma przyrz�dami przyczepionymi do paska mia�a niewielkie, dostrojone do swojego cia�a urz�dzenie, kt�re wyra�nie pokazywa�o, �e z ni� sam� wszystko jest w porz�dku. Lecz kto� m�g� je przecie� przestroi�... Ka�da zmiana osobistych ustawie� by�aby wynikiem celowej ingerencji. Co mog�o by� przyczyn� tak szalonego czynu? Oczywi�cie, wszyscy, kt�rzy znajdowali si� teraz w terenie, widz�c ostrze�enia o nadci�gaj�cej burzy, szukaliby kryj�wki tam, gdzie s�, nie martwi�c si� zbytnio o powr�t do bazy. Jednak fizyczna odleg�o�� nie stanowi�a �adnej przeszkody dla tak silnie zwi�zanych ze sob� bli�niaczek. A helikopter nie by� ani odpowiednio wyposa�ony, ani zaopatrzony do d�ugiej podr�y przez niesko�czone kamienne pustkowie. Osobisty dysk potwierdza�, �e wszystko z ni� w porz�dku, ale umys� i zmys�y Marry gwa�townie temu zaprzecza�y. A ona sama bardziej wierzy�a swojemu przeczuciu ni� temu, co pokazywa� dysk. Gdyby tylko w obozie na dole by� kto� inny opr�cz Isina Kutura, Marfy mog�aby rozwia� swoje obawy ju� godzin� temu. Poniewa� jednak Isin da� im wyra�nie do zrozumienia, �e nie s� tu mile widziane i �e najch�tniej pozb�dzie si� ich pod lada pretekstem, Marfy pozosta�a na g�rze. Zachowa�a si� jak tch�rz, bo je�li jej przypuszczenia by�y prawdziwe... Unios�a g�ow�. �liczne jasne w�osy targa� wiatr, ods�aniaj�c twarz, kt�rej na policzkach i na czole nie ozdabia�y modne na Vroomie wzory. Zamkn�a oczy i zacisn�a usta, by lepiej si� skupi� na nerwowym telepatycznym poszukiwaniu. Jej twarz barwy ko�ci s�oniowej charakteryzowa�a si� delikatno�ci� i elegancj� rys�w, kultywowanych przez pokolenia w trosce o szlachetny wygl�d. Po�r�d skalnego rumowiska wygl�da�a jak kwiat wyrastaj�cy samotnie na kamieniu. Marva! - Bezg�o�ne wo�anie przerodzi�o si� w krzyk. Odpowiedzi nie by�o. Wiatr wyci�ga� w jej stron� ruchliwe palce. Otworzy�a oczy, gdy pierwsze krople deszczu uderzy�y o ska��. Nie mog�a ju� zej�� �cie�k� prowadz�c� do obozu. Nie mia�a odwagi rzuci� wyzwania wzmagaj�cej si� wichurze i nadci�gaj�cej ulewie. Pragnienie wyrwania si� z obozu, gdzie by�a stale pod obserwacj�, okaza�o si� mie� zar�wno z�e, jak i dobre skutki. Z�e, bo straci�a kontakt wzrokowy z baz� i by�a ca�kowicie zdana na siebie. Dobre, bo zdo�a�a znale�� schronienie przed burz�. Ukryta w rozpadlinie, nie widzia�a nic poza skrawkiem poszarza�ego nieba, kt�re przecina�y szalej�ce b�yskawice. Zna�a tutejsze burze i wiedzia�a, �e sp�dzi tu co najmniej godzin�. Marva! - Po raz ostami wys�a�a wiadomo��, trac�c nadziej� na odpowied�. Marva, wbrew wszelkim pozorom, znajdowa�a si� poza zasi�giem kontaktu, cho� dysk wskazywa�, �e jest w pobli�u, ca�a i zdrowa podobnie jak ona sama. A wi�c dysk k�ama�. A to, jak uczono Marfy, by�o absolutnie niemo�liwe! Gdy przydzielono je do tego Projektu, zosta�y dok�adnie przeszkolone. A Marva, cho� czasem niecierpliwa i ��dna przyg�d, nigdy nie by�a lekkomy�lna i na pewno nie podj�aby �adnego wyzwania bez porozumienia si� z siostr�, nie m�wi�c ju� o urz�dzeniach ochrony osobistej. Poza tym ani w tym, ani w �adnym innym z wielu dost�pnych im �wiat�w nie by�o powod�w, by kto� celowo zmienia� ustawienia osobowe dysku. Kutur bez wzgl�du na uraz�, jak� do nich �ywi�, dla w�asnego dobra dopilnowa�, �eby przesz�y szkolenie Stu. By�y c�rkami samego Erca Rogana i odbywa�y t� szczeg�owo zaplanowan� mi�dzyczasow� praktyk� za jego oficjaln� zgod�. Chyba �e - Marfy zadr�a�a na t� my�l - chyba �e Limiterzy. .. Obliza�a mokre od deszczu wargi. Marva cz�sto oskar�a�a j� o nadmiern� podejrzliwo��. Jako bli�niaczki by�y bardzo podobne, ale ka�da by�a odr�bn� osobowo�ci�, nie jedynie po�ow� tego samego, rozdwojonego organizmu. Limiterzy stanowili du�� parti�, kt�ra opowiada�a si� za ograniczeniem podr�y w czasie. Nadz�r nad nimi sprawowa�aby oczywi�cie komisja wybrana przez Saura To'Kekropsa, to znaczy on sam i jego poplecznicy. Je�li tylko dosz�oby do wypadku potwierdzaj�cego zagro�enie, jakie nios�y ze sob� mi�dzyczasowe podr�e, wskazuj�cego na potrzeb� �ci�lejszej ich kontroli, wypadku, w kt�ry zamieszany by�by kt�ry� z cz�onk�w Stu lub jego rodzina... Marfy a� westchn�a z wra�enia. Ale To'Kekrops nie o�mieli�by si�! Poza tym, jak uda�oby mu si� zmieni� ustawienia dysku? Poza baz� nie by�o innej drogi dost�pu do tego �wiata ani innych pojazd�w do takiej podr�y opr�cz oficjalnie zarejestrowanych. Za�oga Projektu by�a poza tym wrogo nastawiona do Limiter�w, gdy� ich Projekt zosta�by odwo�any jako pierwszy. Marva... Nad niewielkim schronieniem Marfy szala�a nawa�nica. Widzia�a takie burze na rejestracjach w kwaterze g��wnej. Min�y ju� cztery... nie, pi�� stuleci od czasu, gdy jej rodacy otworzyli bramy czasowe Vroomu i wyruszyli - nie w ty� czy w prz�d, lecz "w poprzek", by odwiedza� inne �wiaty r�wnoleg�ych ga��zi-poziom�w, kt�rych historia pod��a�a szlakami odmiennymi ni� Vroom; im "dalej" od Vroomu, tym bardziej odmiennymi. Czasem �mier� zaledwie jednego cz�owieka powodowa�a ��czenie si� lub podzia� �wiat�w, tworz�c �wietlist� sie� czasowych dr�g-ga��zi niekiedy tak rozbie�nych, �e ci, kt�rzy do nich nale�eli, nie byli ju� w pe�ni lud�mi z punktu widzenia Marfy i jej rodak�w. A ten �wiat nale�a� do najdziwniejszych, nigdy bowiem nie pojawi�a si� w nim nawet najprostsza forma �ycia. Woda, kamienie, ziemia, wiatr, deszcz i s�o�ce, ale ani �ladu czego� �ywego, organicznego. A potem ustanowiono Projekt, by pod �cis�� kontrol� posia� tu �ycie lub przynajmniej podj�� tak� pr�b�. Ca�y eksperyment by� oczkiem w g�owie jednej z najwi�kszych naukowych grup, do kt�rej nale�a�o dwudziestu cz�onk�w Rady Stu. Nie, z ca�� pewno�ci� sam personel Projektu nie uczyni�by nic, co zagrozi�oby jego powodzeniu. Przez ostatnie kilka dni Marva by�a niespokojna. Lubi�a towarzystwo innych. Dreszcz emocji zwi�zany z podr� ��czy�a z ch�ci� poznania innych poziom�w, kt�re nie by�y jedynie nagimi pustyniami. Odwiedzi�a z siostr� dwa takie �wiaty, wcze�niej sk�adaj�c przysi�g� przestrzegania zasad i rozkaz�w, i za ka�dym razem by�a rozczarowana ograniczeniami, jakim by�y poddane. Tu dano im wi�cej swobody, bo planeta nie by�a zamieszkana przez nikogo, kto m�g�by przypadkiem odkry� ich pochodzenie. Dalsze spekulacje by�y bezcelowe; cho� zna�a zaledwie kilka fakt�w, wyobra�nia wci�� zasypywa�a j� coraz to innymi wyja�nieniami, z kt�rych ka�de nast�pne by�o dziwniejsze od poprzedniego. Pozostawa�o jej tylko jedno: gdy burza si� sko�czy, zejdzie do obozu, by porozmawia� z Kuturem. Za��da tego, czego najbardziej stara�a si� unikn��, gdy zorientowa�a si�, �e ona i Marva nie s� tu mile widziane. Mia�a zamiar poprosi� o prawo do transmisji i zda� relacj�... tylko komu? Erc Rogan w�a�nie podr�owa�. Dokonywa� przegl�du plac�wek, by upewni� si�, �e Limiterzy nie dopatrz� si� �adnych uchybie�, kt�re na nast�pnym zje�dzie mogliby wykorzysta� do podj�cia ataku. M�g� znajdowa� si� na ka�dej z pi��dziesi�ciu stacji. Marfy wprawdzie mog�a zostawi� mu wiadomo�� na ka�dej z nich, ale wiedzia�a, �e jedynie w sprawach najwy�szej wagi wolno jej wykorzystywa� po��czenia. Wys�ana na tak szerok� skal� wiadomo�� wywo�a�aby zam�t i plotki w ca�ym systemie czasowym. Do kogo wi�c powinna si� zwr�ci�? Mo�e do Coma... Coma Varlta? Pozna�a Coma jeszcze jako m�odszego stra�nika-sta�yst�, kiedy obie z Marv�, w wieku sze�ciu lat, przyby�y na Poziom Lasu, by obejrze� zwierz�ta. Posiad�o�ci rodziny Varlta s�siadowa�y z posiad�o�ci� Rogana, jednocze�nie za� zwi�zek mi�dzy rodzinami umacnia�y dwa wcze�niej zawarte ma��e�stwa. Jak si� okaza�o, Varlt mia� w tym miesi�cu dy�ur na rodzinnej planecie. Tak, po�le wiadomo�� Varltowi, cho� i to r�wnie� mo�e wyda� si� komu� podejrzane. Chyba �e Marva... Marfy potrz�sn�a g�ow� w odpowiedzi na w�asne my�li, odsuwaj�c od siebie niezno�ne odczucie, kt�re stara�o si� ni� zaw�adn��, ilekro� pomy�la�a o siostrze i o nieodebranej telepatycznej wiadomo�ci. Przeczeka burz� tutaj i przez ten czas wymy�li odpowiedni� wiadomo�� dla Varlta. Potem, gdy najgorsza nawa�nica ustanie, wr�ci do obozu, stanie przed Kuturem i za��da prawa do transmisji. Prom by� niewielki, ale wygodny. Bez najnowszych rozwi�za�, oczywi�cie, ale dobrze wyposa�ony do tak rutynowego przelotu. Blake Walker rozejrza� si� po kabinie. Dwa mi�kkie, os�oni�te fotele tu� przed panelem kontroli, za nimi szafki z cz�ciami zapasowymi, aparatura rejestruj�ca i narz�dzia. By�a to najbezpieczniejsza metoda mi�dzyczasowej podr�y, jak� dot�d wynaleziono. Wy�mienita opinia, jak� si� cieszy� po wcieleniu do s�u�by, umo�liwi�a mu ten samodzielny lot. W paczce tu� przed nim znajdowa� si� rzekomy pow�d jego podr�y: dostarczenie specjalistycznego sprz�tu naukowego do bazy Projektu, kt�rego celem by�o zaszczepienie �ycia na zupe�nie ja�owym �wiecie. Jednak nieoficjalny cel misji poda� mu sam starszy stra�nik Com Varlt: sprawdzi�, co dzieje si� z c�rkami Rogana. Niedawno, zanim Limiterzy doszli do w�adzy - to zastanawiaj�ce, �e ich reakcyjne ugrupowanie tak szybko uros�o w si�� i zyska�o olbrzymie poparcie - podr�e r�wnoleg�e wykorzystywano do wakacyjnego wypoczynku, studenci zdobywali w ten spos�b wiedz�, a handlowcy robili interesy. Ale protesty Limiter�w drastycznie zmniejszy�y liczb� wydawanych pozwole�. Zabroniono rozrywkowo-wypoczynkowych podr�y z wyj�tkiem niezamieszkanych le�nych �wiat�w, zabroniono wszystkiego, co mog�oby stworzy� jakiekolwiek zagro�enie. Takie posuni�cie nie by�o zbyt m�dre, bo dawa�o To'Kekropsowi kolejny argument. Za��da� wyja�nie�, dlaczego odmawiano wydawania pozwole�, skoro podr�e czasowe s� rzekomo takie bezpieczne. Rogan zdecydowanie sprzeciwi� si� ograniczeniu liczby pozwole�, uzna� to za niew�a�ciw� odpowied� na insynuacje To'Kekropsa i wyra�nie bojkotuj�c zakaz, wys�a� swoje c�rki do pracy w Projekcie, daj�c im pozwolenia na praktyki studenckie. Musia� udzieli� oficjalnego wyja�nienia, ale nie zmieni� pogl�d�w i wykorzystuj�c sw� pozycj�, robi� wszystko, by przywr�ci� dawny porz�dek. Blake opar� si� o ochronne poduszki fotela. Wyliczy� kod podr�y i uzyska� potwierdzenie. Teraz pozosta�o jedynie uruchomi� procedur� startu. Ale nawet do�wiadczeni podr�nicy zawsze wyj�tkowo starannie podchodzili do kodowania. Ka�dy pilot wiedzia�, �e metoda potr�jnego sprawdzania przed uaktywnieniem kodu nie by�a niczyim widzimisi�. Najdrobniejsze odchylenie mog�o doprowadzi� nie tylko do l�dowania w �wiecie innym od zaplanowanego, ale sta� si� nawet przyczyn� �mierci, gdyby prom zmaterializowa� si� w przestrzeni zaj�tej ju� przez inne cia�o sta�e. Tote� Blake wybra� czas, dokona� oblicze�, uzyska� trzykrotne potwierdzenie prawid�owo�ci kodu i dopiero wtedy wprowadza� go za pomoc� r�cznych kluczy. Poczu� zawirowanie, przechy� przyprawi� go o md�o�ci, gdy prom wyrwa� si� ze stabilnego czasu poziomu Vroomu i rozpocz�� podr� przez kolejne, s�siaduj�ce ze sob� �wiaty. Zamkni�ty w kabinie, Blake nie widzia� tych �wiat�w nawet w postaci przesuwaj�cych si� cieni. Wcze�niej, w czasie swej pierwszej podr�y na nielegalnym promie pewnego mi�dzyczasowego przest�pcy widzia� je, jak si� ��czy�y, dzieli�y, p�ka�y, formowa�y na nowo i zmienia�y poza granicami nieos�oni�tego pomostu, na kt�rym przycupn��. On sam pochodzi� z jednego z tych �wiat�w, wci�gni�ty - nie z w�asnej woli, ale z powodu swych zdolno�ci psi - w akcje zespo�u �owc�w Coma Varlta. Najpierw wsp�lnie odwalili niez�y kawa� niebezpiecznej roboty, a potem, gdy zesp� pr�bowa� wszczepi� mu fa�szywe wspomnienia, okaza�o si�, �e ma naturalny dar blokady umys�owej. Musieli wi�c zabra� go ze sob�. W �wiecie, z kt�rego go zabrano, Blake by� obcy. Przyszli opiekunowie, kt�rzy znale�li go jako dziecko na ulicy, zmarli, zanim dor�s�. Dlatego te� zaakceptowa� przyja�� Vroomianina i propozycj� kariery stra�nika. Cho� nigdy tego nie udowodniono, Com Varlt wierzy�, �e on, Blake, pochodzi ze �wiata bliskiego Vroomowi. Jego mieszka�cy byli o krok od podr�y mi�dzyczasowych, kiedy �a�cuchowa reakcja atomowa ca�kowicie zniszczy�a planet�. Czy by� jedynym, kt�ry prze�y�? By� mo�e by� synem eksperymentatora, kt�ry widz�c zbli�aj�cy si� koniec, uzna�, �e jedynym ratunkiem b�dzie wys�anie Blake'a do innego �wiata. By� mo�e. Ale jego pochodzenie nie mia�o teraz �adnego znaczenia. By� zadowolony z oferty Vroomian, nie m�wi�c ju� o tym, jak ogromn� rado�� sprawi�a mu indywidualna misja. Po ustawieniu i w��czeniu kod dzia�a� samoczynnie. Blake mia� troch� wi�cej ni� godzin�, je�li w tych warunkach mo�na by�o w og�le okre�li� czas. �aden ze stra�nik�w nie nosi� galowego munduru na co dzie�. Ubi�r ten, na kt�ry sk�ada�a si� kasztanowa marynarka, obcis�e spodnie i buty zapinane na metalowe klamry, zak�adano z regu�y trzy lub cztery razy w ci�gu ca�ej s�u�by. Szczup�y i wysoki Blake mia� teraz na sobie jednolity skafander, kt�ry nosili z pewno�ci� wszyscy cz�onkowie Projektu. Na tle jasnego stroju jego naturalnie br�zowa sk�ra wydawa�a si� jeszcze ciemniejsza, a ciemnorude w�osy kontrastowa�y wyra�nie z jasnym wn�trzem promu. Nosi� pas z ekwipunkiem badacza, w sk�ad kt�rego wchodzi�y �rodki obrony i prze�ycia, na szyi za� identyfikator; jego ch��d czu� przy ka�dym ruchu. Po zako�czeniu szkolenia odby� ju� trzy rutynowe podr�e, wszystkie jako szary cz�onek za�ogi. A teraz jeszcze mia� s�u�y� jako "przechodzie�" lub cz�onek zespo�u kontaktowego przebywaj�cy d�u�ej na jednym z obcych poziom�w. Czasem zadanie tego typu wymaga�o zastosowania chirurgii plastycznej i r�nego rodzaju technik nauczania, kt�re trwale zmienia�y za�og�, tak �e jej cz�onkom po zako�czeniu misji trzeba by�o na nowo przywraca� pierwotn� to�samo��. Ale do tych zada� przydzielano jedynie dobrze wyszkolonych, sprawdzonych stra�nik�w o wy�szej randze. Poza tym trzeba by�o mie� cho� jeden solidny talent. Wszystkie legendarne na jego poziomie zdolno�ci psi znane by�y stra�nikom, a niekt�rzy mieli nawet dwie lub trzy z nich. Lewitacja, telepatia, telekineza, prekognicja - Blake zapozna� si� z nimi wszystkimi i widzia�, jak dzia�aj�, zar�wno podczas pr�b, jak i "w akcji". Ale w por�wnaniu z kolegami ze szkolenia i innymi stra�nikami jego naturalne zdolno�ci by�y skromne. Posiada� dwa "dary", je�li w og�le mo�na by�o je tak nazwa�. Pierwszy, kt�rego u�ywa� przez ca�e �ycie, polega� na instynktownym wyczuwaniu zbli�aj�cego si� niebezpiecze�stwa. Je�li chodzi o drugi dar, kt�ry odkry� dopiero po kontakcie ze stra�nikami �cigaj�cymi zbieg�ego przest�pc�, nikt nie m�g� si� z nim r�wna�. �wiadomie lub nie, rozwin�� w sobie umiej�tno�� blokady umys�u tak mocn�, �e nawet najlepsi specjali�ci w tej dziedzinie, kt�rzy na szkoleniu podj�li pr�b� jej prze�amania, nie mogli ani czyta� jego my�li, ani telepatycznie go kontrolowa�. W tym telepatycznym gronie posiad� naturalny mechanizm obronny, doskonalszy od wszelkich wyuczonych zabezpiecze�. Stara� si� r�wnie� opanowa� inne zdolno�ci, wierz�c, �e takie predyspozycje mog� by� utajone. Ale wszelkie wysi�ki spe�z�y na niczym. By� mo�e to w�a�nie brak tych zdolno�ci sprawia�, �e gdy sz�o o powa�niejsze misje, Blake pozostawa� uziemiony. Ta my�l by�a jak dawno zabli�niona rana, kt�ra jednak wci�� boli. Jednak�e �wiat Projektu nie wymaga� �adnych specjalnych zdolno�ci. Po prostu dostarczy przesy�k�, upewni si�, �e z c�rkami Rogana wszystko w porz�dku, i za par� godzin b�dzie m�g� wr�ci� na Vroom. Zwyk�a rutynowa misja. Nast�pna, do Poziomu Lasu, zapowiada�a si� znacznie ciekawiej. Niezamieszkany �wiat pe�en �yj�cych na wolno�ci zwierz�t, kt�re nie ba�y si� ludzi. Poziom Lasu by� ulubionym miejscem odwiedzin dzieci i celem wyjazd�w wakacyjnych. Ka�d� tak� wycieczk� ubezpiecza�o trzech stra�nik�w, z zachowaniem wszelkich �rodk�w ostro�no�ci. Jak dot�d nie by�o �adnych protest�w ze strony Limiter�w ani wniosk�w o wstrzymanie takich wypraw. Poziom Lasu by� niezwykle popularny i partia To'Kekropsa narazi�aby si� wielu osobom, wnosz�c o wstrzymanie takich wycieczek. Na panelu sterowania zapali�a si� kontrolka. Blake po�o�y� d�o� na przycisku. Policzy� do dwudziestu, by upewni� si�, �e min�o wystarczaj�co du�o czasu i �e prom zako�czy� l�dowanie. Nast�pnie otworzy� w�az. Prom stan��, zewn�trzne drzwi si� otworzy�y. Blake spojrza� na zewn�trz, na terminal o�wietlony s�abym niebieskawym �wiat�em. Mru��c oczy, przyjrza� si� stoj�cemu przed nim m�czy�nie. By� to Tursha Scylias, zast�pca kierownika ca�ego Projektu. Cokolwiek przywi�z�, musia�o mie� wi�ksz� warto��, ni� go poinformowano. Odchyli� zabezpieczenia, wyci�gn�� paczk� ze schowka i uni�s� j� z niezwyk�� ostro�no�ci�. Jednak Scylias odebra� j� prawie niedbale, ca�y czas uwa�nie go obserwuj�c. - Jeste� nowy. - To nie by�o pytanie, lecz suche stwierdzenie faktu. - To prawda - odpar� Blake, staraj�c si� nie ujawni�, jak wiele racji mia� rozm�wca. Mia� w ustach metaliczny posmak i jednocze�nie czu�, jak sk�ra napina mu si� na plecach. K�opoty! Teraz... lub za moment! Natychmiast, na wp� �wiadomie, umys� Blake'a uruchomi� wewn�trzn� blokad�. Tego nauczono go na kursie. Teraz musia� ukry� t� blokad� pod warstw� pozornie prawdziwych my�li. W chwilach stresu wystarczy�a sekunda, by zmyli� ka�dego - opr�cz prawdziwego eksperta - �e jego umys� nie jest niczym chroniony. Stan�� na go�ej skale, kt�ra stanowi�a pod�o�e bazy, �a�uj�c, �e jego telepatyczne zdolno�ci nie pozwalaj� mu wydoby� od Scyliasa cho� wskaz�wki, czym jest �r�d�o k�opot�w. - Sprawozdania - powiedzia� zast�pca kierownika Projektu i szybko wyj�� z paczki dwa zwoje ta�my w kasetach. Nie przesun�� si� nawet o centymetr, by zej�� Blake'owi z drogi, jakby si� ba�, �e stra�nik b�yskawicznie wycofa si� do pojazdu. Po chwili jednak zorientowa� si�, �e jego zachowanie musi wygl�da� podejrzanie, wi�c nie protestowa�, kiedy Blake umie�ci� pojemnik z ta�mami wewn�trz promu i ponownie obr�ci� si� w jego stron�. - Czy wszystko w porz�dku? - zapyta� Blake. - Jak najbardziej - odpar� Scylias, po czym doda� szorstko: - Zjesz z nami? Ju� po�udnie. - Dobrze. Dzi�kuj�. Sprawdz� jeszcze tylko punkt ��czno�ci... Scylias przesun�� si�, jakby chcia� zagrodzi� Blake'owi drog� do wyj�ciowych drzwi terminalu i skierowa� go w stron� tunelu ��cz�cego terminal z reszt� bazy. - Na dworze jest burza - rzek� beznami�tnie. - Nie dostaniesz si� do anten, dop�ki nie ustanie. K�opoty... k�opoty... Blake czu� pulsowanie w g�owie. Nie chodzi o burz�, nie, mo�e o anteny... Ale dlaczego? �aden normalny dow�dca lub pracownik stacji nie dopu�ci�by do problem�w z antenami! Zosta� odci�tym bez szansy nawi�zania kontaktu. Tego nie chcia�by nikt. Ale co w takim razie dzia�o si� ze Scyliasem? Facet mia� najwyra�niej nerwy nie w porz�dku. Gdzie� tu, wyczuwa� Blake, kry�o si� prawdziwe niebezpiecze�stwo, du�e k�opoty. 2 By� mo�e ze wzgl�du na brak jakiejkolwiek ro�linno�ci, kt�ra hamowa�aby podmuchy wiatru, jego si�a wydawa�a si� tutaj wi�ksza ni� w normalnym �wiecie. Blake przygl�da� si� ulewie, jak gnana przez wiatr zaciekle atakowa�a ob�z. Znajdowali si� w dolinie, kt�ra by�a jedyn� przerw� w stromym masywie skalnym wybrze�a. Na �cianie pomieszczenia, tu� ko�o Blake'a, rozwieszona by�a mapa. Dolin� przecina�a leniwa rzeka, tworz�c przy uj�ciu do morza niewielk� zamulon� delt�. Tu� za ni�, ju� na morzu, rozci�ga�a si� zatoka cz�ciowo os�oni�ta falochronem rafy koralowej. Wzd�u� bli�szego brzegu rzeki wida� by�o hodowl� ro�lin, starannie rozplanowan� i utrzyman�. Sk�ada�y si� na ni� wodorosty, algi i inne prymitywne formy �ycia przeniesione z laboratori�w na Vroomie. Projekt znajdowa� si� w pocz�tkowej fazie realizacji, ale Blake zdawa� sobie spraw�, jak wiele w�o�ono w niego trudu i ile zainwestowano pieni�dzy. Podr�e na inne poziomy by�y interesem, dyskretnym interesem, kt�ry stanowi� podstaw� gospodarki Vroomu. Handel mi�dzy �wiatami, zasoby naturalne przywo�one z gorzej rozwini�tych i prymitywnych poziom�w, wreszcie warto�ciowe towary pochodz�ce z lepiej rozwini�tych cywilizacji - nigdy jednak a� tyle, by wzbudza� niezadowolenie lub podejrzenia tubylc�w. I je�li doda� do tego mo�liwo�� eksploatacji �wiat�w bezu�ytecznych jak ten oraz zdobycze wiedzy, przysz�o�� Vroomu zdawa�a si� zabezpieczona. Na zewn�trz pada� tak g�sty deszcz, �e Blake m�g� dojrze� jedynie zarys s�siedniego budynku. Przez moment jego uwag� przyku�a mapa, lecz po chwili zwr�ci� si� w stron� kolorowych widok�w wy�wietlonych na �cianie - wsz�dzie tylko ska�y, morza, rzeki lub jeziora zewsz�d otoczone ska�ami. Ska�y by�y r�nokolorowe, czasem nieco ja�niejsze, przykuwaj�ce wzrok, nigdzie jednak nie da�o si� dostrzec jakiegokolwiek �ladu ro�linno�ci. Gdy Blake przygl�da� si� tym obrazom, niepok�j, kt�ry odczu� zaraz po przybyciu, zacz�� narasta�. Cho� od momentu, gdy Scylias wprowadzi� go do tego pomieszczenia, pozornie ogl�da� jedynie �wiat zewn�trzny, jednak ca�y czas nas�uchiwa�. Jak dot�d nie widzia� nikogo z personelu. Pr�bowa� sobie przypomnie�, co wiedzia� o ludziach zwi�zanych z Projektem. Jego kierownikiem by� Isin Kutur, znany ze swej determinacji i twardej r�ki. Radzi� sobie w niepewnych sytuacjach, ale cz�sto kosztem przyjaci� lub znajomych. W Radzie Stu zajmowa� wysok� pozycj�. Dwa razy uda�o mu si� ocali� kosztowne projekty, kt�re inni ju� spisali na straty. Blake widzia� go kiedy� w jednym z program�w telewizyjnych: pow�ci�gliwy, barczysty m�czyzna o przedwcze�nie posiwia�ych w�osach, kt�ry na pytania rozm�wcy odpowiada� zdawkowo i ze zniecierpliwieniem. Isin Kutur, Scylias - Blake stwierdzi�, �e o innych osobach z Projektu nic nie wie. Nie licz�c oczywi�cie c�rek Rogana, lecz o nich zaledwie s�ysza� od Varlta. C�rki rodu od czterech pokole� zajmuj�cego miejsce w Radzie Stu. Blake uwa�nie obejrza� ich zdj�cie, kt�re pokaza� mu Varlt. Nie bardzo m�g� sobie wyobrazi�, po co by�y tu potrzebne. - Stra�niku? - W drzwiach sta�a kobieta. Nie by�a to jednak �adna z c�rek Rogana. By�a od nich co najmniej o dwadzie�cia lat starsza, a jej twarz o ostrych rysach przecina�a g��boka zmarszczka mi�dzy brwiami. - Zaczynamy posi�ek. Gdyby zechcia� pan przyj��. - M�wi�a nienaturalnie i by�a spi�ta. Blake uda� si� za ni� do wi�kszej sali, z kt�rej dochodzi� zapach jedzenia, g��wnie syntetyk�w z racji �ywieniowych. Wszyscy zgromadzeni przy stole zdawali si� traktowa� ten sparta�ski posi�ek jak prawdziw� uczt�. Kutur siedzia� wsparty �okciem na notatniku i od czasu do czasu co� w nim szybko zapisywa�. Poza tym nie zwraca� �adnej uwagi na otoczenie. Opr�cz niego w pomieszczeniu by�o jeszcze pi�� os�b: kobieta, kt�ra wprowadzi�a Blake'a, Scylias oraz troje innych pracownik�w stacji - dwaj m�czy�ni i jaka� kobieta. Po c�rkach Rogana ani �ladu. Poniewa� nikt nie wydawa� si� skory do rozmowy, Blake waha� si�, czy przerywa� cisz�. Kutur nawet na niego nie spojrza� znad swego notatnika. Blake popija� ciep�y p�yn i czeka�. Nagle jego wewn�trzny alarm zn�w si� uruchomi�. Problem polega� jednak na tym, �e Blake nie potrafi� sprecyzowa� ani �r�d�a, ani charakteru zbli�aj�cych si� k�opot�w. By� jednak pewien, �e nadci�gaj�. M�g� jedynie pohamowa� niepok�j, zosta� przy stole, prze�uwa� paskudne jedzenie i czeka�, a� co� si� wyja�ni. Kutur odsun�� tac� na bok, podni�s� g�ow� i rozejrza� si� dooko�a. Przesuwa� wzrokiem od jednego ko�ca sto�u do drugiego. Zobaczywszy Blake'a, nieznacznie skin�� g�ow�. Trudno powiedzie�, czy by�o to powitanie, czy po prostu znak, �e dostrzeg� Blake'a w�r�d reszty za�ogi. - Gdzie dziewczyna? - Ton g�osu nie pasowa� ani do masywnej piersi m�wi�cego, ani do jego t�giego karku. Wypowied� nie by�a gwa�towna czy ostra, a s�owa dobra� tak starannie, �e pytanie nabra�o melodyjnego wyd�wi�ku. Blake s�ysza� aktor�w i m�wc�w, kt�rzy mniej umiej�tnie potrafili modulowa� ton i rytm wypowiedzi. - Marfy? - Kobieta, kt�ra przyprowadzi�a tu Blake'a, rzuci�a szybkie spojrzenie na puste miejsce po swojej lewej stronie, jakby spodziewa�a si� zobaczy� tam nieobecn�. Zacisn�a usta, a zmarszczka mi�dzy jej brwiami uwydatni�a si�. Upu�ci�a wafel, kt�ry trzyma�a ju� przy ustach, szybkim ruchem odpi�a od pasa niewielki dysk i przy�o�ywszy go do ucha, zwr�ci�a si� do Kutura: - Posz�a w g�r� klifu tu� przed burz�, panie kierowniku. Odczyt w porz�dku. Musia�a s�ysze� sygna� ostrzegawczy. Wszyscy go s�yszeli�my! Kutur zn�w zlustrowa� ich wzrokiem, zaczynaj�c od Scyliasa, a Blake'a wyr�ni� nawet d�u�szym spojrzeniem. - Widocznie nie s�ysza�a albo �wiadomie go zlekcewa�y�a. Tutaj nie mo�na tolerowa� takiej bezmy�lno�ci. Ju� o tym m�wi�em. I ci�gle to powtarzam na tyle g�o�no, by dotar�o do wszystkich t�pak�w: podr�e czasowe wykluczaj� wszelk� bezmy�lno�� i g�upot�! Nie ma czasu na uganianie si� za zaginionymi. - Jego grube palce powoli odnalaz�y na pasku urz�dzenie w kszta�cie monety, podobne do tego, jakie trzyma�a kobieta. Czubkiem palca uruchomi� dysk i przy�o�y� go do ucha. - Nic jej nie grozi - powiedzia�. - No, mo�e poza przemoczonym ubraniem i wych�odzeniem, kt�re dadz� jej do my�lenia na przysz�o��. Nie mo�emy zajmowa� si� dzie�mi, kt�re nie szanuj� prostych i elementarnych zasad. Tursha, nadaj dzi� wiadomo�� do w�adz, �e w przysz�o�ci nie �yczymy sobie k�opotliwych go�ci bez wzgl�du na to, ile oficjalnych pozwole� otrzymali! Jedna z c�rek Rogana, jak domy�li� si� Blake, nie znalaz�a wystarczaj�cego schronienia przed burz�. Jednak za�oga upewni�a si�, czy wszystko w porz�dku. To wystarczy�o, by uspokoi� Kutura mimo braku jakichkolwiek szczeg��w. Ale co z drug� dziewczyn�? Nikt do tej pory o niej nie wspomnia�. Siedzieli przy d�ugim stole. Wko�o by�o mn�stwo pustych miejsc. Blake stara� si� odgadn��, kogo jeszcze opr�cz dw�ch si�str brakowa�o. Czy mia� do�� odwagi, by zapyta� wprost? Szcz�cie mu sprzyja�o. Kutur zn�w podj�� rozmow�: - Wierz�, �e helikopter zd��y� si� ukry�. Mam nadziej�, �e to jedyna niesubordynacja. Scylias przytakn��: - Helikopter wyl�dowa�, zanim zacz�a si� burza. Garglos twierdzi�, �e znale�li nisz� wystarczaj�c� do ca�kowitego ukrycia maszyny. - Teraz widz�, �e za ka�dy przejaw inteligencji u podw�adnych trzeba szczeg�lnie serdecznie dzi�kowa� losowi - zamrucza� Kutur. - A ty, stra�niku, czy masz dla mnie jakie� rozkazy? Kolejne zakazy lub nakazy, kt�re pomog� nam unikn�� b��d�w na tym skalnym pustkowiu. Pr�ba �artu? Raczej sarkazm. - Rutynowa kontrola anten, kierowniku - odpar� kr�tko. - Bardzo dobrze. - Kutur pokiwa� g�ow�. - R�b swoje, stra�niku. Ale przed odlotem przyjd� do mnie. Przeka�� ci wiadomo��, osobist� wiadomo�� dla Cz�onka Rady, Rogana. Nie �ycz� sobie - m�wi�c to, uderza� d�ugopisem niczym w��czni� o le��cy obok notatnik - nie �ycz� sobie kolejnych k�opot�w z powodu niewyro�ni�tych uczennic ani teraz, ani nigdy wi�cej! Ponownie obieg� wzrokiem ca�e towarzystwo, patrz�c, czy kto� sprzeciwi si� temu ultimatum. Jednak nikt si� nie odwa�y�. G�o�ne chrz�kni�cie zwr�ci�o uwag� wszystkich na m�czyzn� siedz�cego obok Scyliasa: - Przeja�nia si�. Przez kr�tk� chwil� Blake zastanawia� si�, sk�d towarzysz Scyliasa m�g� to wywnioskowa�, siedz�c w pomieszczeniu bez okien. Po czym sam zorientowa� si�, �e g�uche dudnienie deszczu o dach centrum dowodzenia Projektu s�abnie. Kutur wsta� b�yskawicznie, got�w do dzia�ania. - Ulad, Kyogle, za mn� do pomieszcze� na dole. Je�li mamy szcz�cie, woda, by� mo�e, nie zala�a plonu pracy ostatnich dwudziestu dni. - A co z Marfy? - zapyta�a kobieta. Kutur spojrza� na nich, jakby chcia� ich policzy�, po czym wskazuj�c na Blake'a, powiedzia�: - Zdaje si�, �e twoim zadaniem jest ochrona podr�nych, czy� nie? Id� na zewn�trz, znajd� t� zwariowan� dziewczyn� i przyprowad� j� tutaj, nawet je�li musia�by� j� taszczy� przez ca�� drog�! Szybkim krokiem wyszed� z pokoju, zostawiaj�c Blake'a z kobiet�. Na sw�j spos�b mia� racj�. Zadaniem stra�nika by�a przede wszystkim ochrona przybysz�w z Vroomu w labiryncie czasowych dr�g. Ale od czego mia� zacz�� tutaj? A poczucie zagro�enia czaj�cego si� w jakim� mrocznym zak�tku... czy mia�o zwi�zek z Marfy Rogan? - Jej zachowanie by�o... by�o wyj�tkowo nierozwa�ne - powiedzia�a kobieta. - Tutejsze burze s� bardzo gwa�towne i dlatego zawsze wysy�amy sygna� ostrzegawczy. Ka�de z nas nosi przy sobie dostrojony dysk - rzek�a, wskazuj�c na urz�dzenie przy pasku. - Je�li mamy k�opoty, wysy�a wo�anie o pomoc, kt�re odbieraj� pozosta�e dyski. To najlepsze zabezpieczenie w razie zagro�enia. Dzi�ki dyskom wiemy, kto i gdzie si� znajduje. Poczekaj, przynios� ci jeden z kwatery Kutura. Ruszy�a, a Blake pod��y� za ni�. Dosz�a do drzwi, wesz�a do �rodka i zamkn�a je tu� przed nim, by za moment powr�ci� z nieco wi�kszym dyskiem wyposa�onym w drgaj�cy wska�nik. - Ju� go nastawi�am. My�l�, �e kierownik nie b�dzie z�y na mnie za t� samowol�. Sam wyda�by podobny rozkaz, gdyby mia� czas. Ale przez ten deszcz... Je�li poziom wody w rzece si� podniesie, mo�e, jak powiedzia� Kutur, zatopi� efekty naszej pracy. Trzy ulewy w ci�gu tygodnia, nigdy dot�d nie pada�o tak cz�sto. Nadmiar wody staje si� pal�cym problemem. Marfy wybra�a najgorszy moment na dra�nienie si� z Kuturem, podczas gdy on musi zajmowa� si� wa�niejszymi sprawami! Widzisz, ig�a czujnika ju� drga. Kieruj si� jej ruchem, a znajdziesz dziewczyn�. Och, i we� te� to. - Szybkim ruchem otworzy�a inne drzwi i wyj�a dwa p�aszcze przeciwdeszczowe. Da�a je Blake'owi, a sama, za�o�ywszy trzeci, skierowa�a si� do wyj�cia, naci�gaj�c na g�ow� kaptur. Zabezpieczony przed deszczem, z drugim p�aszczem pod pach� i urz�dzeniem naprowadzaj�cym w r�ce, Blake ruszy� jej �ladem. Burza przesz�a, wci�� jednak pada� g�sty deszcz. Wok� tworzy�y si� niewielkie strumyki �ciekaj�cej ze ska� wody, ale wyci�cie na oczy w kapturze nie pozwala�o Blake'owi zobaczy� zbyt wiele. Ig�a wykrywacza odwr�ci�a si� od budynk�w nad rzek� w stron� skalistego urwiska po prawej stronie. B�oto oblepia�o buty; Blake z determinacj� brn�� w kierunku klifu. Jak tu pomy�le� co� mi�ego o dziewczynie, kt�rej teraz szuka�. Nie dziwi�o go rozdra�nienie Kutura, je�li ten wyczyn by� zaledwie pr�bk� mo�liwo�ci obu si�str. No i przez ca�y czas pod�wiadomie wyczuwa� zbli�aj�ce si� k�opoty. Na zachodzie chmury rozrzedzi�y si�, i walcz�c z p�mrokiem, wyjrza�o s�o�ce. Blake zdj�� kaptur. Surowo�� krajobrazu, mimo chwilowego przeja�nienia, przygn�bia�a. Nawet jedna drobna ro�linka by�aby korzystn� odmian� na tym pustkowiu. Je�li Projekt zostanie w�a�ciwie zrealizowany, by� mo�e w odleg�ej przysz�o�ci dolin� rzeki pokryje bujna ro�linno��. Teraz w dolinie s�ycha� by�o krzyki i odg�osy pracuj�cych silnik�w. Blake obejrza� si�. Z gara�y wyprowadzano sprz�t w stron� wezbranej rzeki i ogrodzonych poletek. Poziom rzeki by� tak wysoki, �e niewiele brakowa�o, by woda przela�a si� przez mury i zala�a uprawy. Kutura i jego podw�adnych czeka�o trudne zadanie. Przed Blakiem wznosi�o si� co� na kszta�t drabiny prowadz�cej w g�r� urwiska. Jednak zanim zacz�� pi�� si� do g�ry, us�ysza�, �e kto� schodzi t� drog� w d�. Po chwili zobaczy� niewielk� posta� odzian� w szary roboczy, niemi�osiernie ubrudzony i przemoczony po szyj� kombinezon, kt�ra porusza�a si� wzd�u� niszy skalnej z lekkomy�lnym po�piechem. Dziewczyna zmierza�a w jego kierunku. - Ahoj! - Okrzyk by� s�aby i zniekszta�cony przez echo. Pomacha�a mu �ywo, daj�c do zrozumienia, by zosta� tam, gdzie jest. Id�c wzd�u� stromego i zdradzieckiego zej�cia, porusza�a si� pewnie i z wdzi�kiem. Gdy znalaz�a si� troch� bli�ej, zobaczy�, jak wpatruje si� w niego szeroko otwartymi oczami. Ostatnie metry pokona�a tak pewnie, jakby zna�a t� drog� na pami��. R�nica mi�dzy dziewczyn� ze zdj�cia a t� przemoczon� i wysmagan� wiatrem postaci� by�a tak ogromna, �e Blake zacz�� si� zastanawia�, czy rzeczywi�cie wszystko jest w porz�dku. W�osy mia�a splecione i spi�te tu� przy g�owie, na policzkach i czole �adnych wyszukanych wzor�w, cho� by� to ostatni krzyk mody na Vroomie. Co wi�cej, wygl�da�a na starsz�, ni� by�a w rzeczywisto�ci. - Ty... ty nie jeste� z Projektu. - Przyhamowa�a, wspieraj�c si� o wyst�p skalny. Przyjrza�a mu si� podejrzliwie. - Walker, MS 7105 - odpowiedzia� oficjalnie. - Walker - powt�rzy�a, jakby ju� samo obce imi� brzmia�o podejrzanie. - Walker! - Nie spodziewa� si�, �e go zna. - Blake Walker! - Na z�by Farzusa! Czy to Com Varlt ci� przys�a�? Ale sk�d wiedzia�... Ojciec! Co� sta�o si� ojcu! - Ze�lizgn�a si� do niego b�yskawicznie i chwyci�a za r�k� z si�� wystarczaj�c�, �eby go przewr�ci�. - Nie, po prostu patroluj� teren - odpar� Blake. - Nie wr�ci�a� do obozu, wi�c wys�ali mnie, �ebym ci� znalaz�. Masz, bo chyba znowu b�dzie pada�. Lepiej to za��. - Rozpostar� drugi p�aszcz i okry� jej przemoczone ramiona. Jednak wida� by�o, �e jego wyja�nienia nie uspokoi�y dziewczyny. Wci�� �ciska�a jego rami� i czu�, �e jest spi�ta. - Co si� sta�o? - zapyta�, widz�c, �e to nie burza jest powodem jej niepokoju. - Marva! Wyruszy�a w teren helikopterem dzi� rano i znikn�a! Blake przypomnia� sobie rozmow� przy stole: - Odebrano wiadomo��, �e helikopter wyl�dowa� bezpiecznie przed nadej�ciem burzy - zacz��, ale dziewczyna zdecydowanie potrz�sn�a g�ow�. - Nie jest bezpieczna. Bo nie ma jej tutaj. - Ale wed�ug tego - Blake wskaza� dysk na jej pasku - czy nie by�oby wiadomo, �e... Marfy chwyci�a urz�dzenie i przystawi�a do ucha. - Pos�uchaj! - powiedzia�a g�osem nie znosz�cym sprzeciwu. - Powiedz mi, co s�yszysz? S�ysza� pulsuj�ce bicie serca, r�wnie spokojne jak jego w�asne. - Regularne uderzenia - powiedzia� zgodnie z prawd�. - Tak, i to ma oznacza�, �e wszystko jest w porz�dku, �e Marva tam gdzie� jest - powiedzia�a, wskazuj�c r�k�. - Siedzi sobie gdzie� pod ska�� z Nagenem Garglosem, by� mo�e co� je i czeka, a� poprawi si� pogoda, �eby wr�ci� na wieczorny posi�ek. Tylko �e nie ma w tym ani troch� prawdy! To by�o to, podpowiada� mu jego dar. Przed tym ostrzega� wewn�trzny alarm. Blake zacz�� uwa�niej s�ucha� dziewczyny. Czy jednak wiedzia�a co� wi�cej? - Sk�d wiesz? Marfy Rogan spojrza�a na niego gniewnie, a w wyrazie jej twarzy by�o co� z niezmiennej pewno�ci siebie i arogancji, kt�r� widzia� u Kutura: - Jeste�my bli�niaczkami i mo�emy porozumiewa� si� za pomoc� my�lomowy. Zawsze tak robimy. Siedzia�am rano w obozie, cz�ciowo po��czona z Marv�, i nagle nic! - pstrykn�a palcami. - Kontakt si� urwa�! Co� takiego zdarzy�o si� po raz pierwszy i z pocz�tku my�la�am, �e mo�e chodzi� o jaki� ekran. Kutur ma tu wiele eksperymentalnych urz�dze�, kt�re zlecono mu wypr�bowa� w atmosferze tego poziomu. Gdy straci�am kontakt, przysz�am z obozu a� tutaj - wskaza�a na urwisko powy�ej - �eby wyj�� spod wp�ywu wszelkich fal. Ale to nic nie da�o, nawet pr�ba bezpo�redniego po��czenia... Blake nie m�g� dokonywa� bezpo�rednich po��cze�, ale w przesz�o�ci by� ich adresatem i zna� ich si��. W wypadku bli�niaczek raport musia� by� pot�ny. - Potem - Marfy ponownie machn�a mu dyskiem przed oczami - to pokazywa�o ca�y czas, �e wszystko w porz�dku, niebo niebieskie i �adnych przeszk�d, jakby tak by�o naprawd�. Ta rzecz k�amie przez ca�y czas! Bo Marvie co� si� sta�o! - Mo�e tw�j dysk jest uszkodzony - powiedzia� Blake - albo jej? - Nie wiem, jak to mo�liwe. Przecie� gwarantuje si� ich niezawodno��. Poczekaj! - Chwyci�a lokator, kt�ry przyni�s� z obozu. - Zobaczymy! Obr�ci�a przyrz�d w r�ku i zacz�a nerwowo wciska� ma�y przycisk. Gdy sko�czy�a, obr�ci�a urz�dzenie tak, by oboje mogli widzie� wy�wietlacz. Wska�nik, kt�ry jeszcze przed chwil� zdecydowanie pokazywa� urwisko, teraz waha� si� lu�no, by w ko�cu si� zatrzyma�. Poruszy� si� bezw�adnie, gdy potrz�sn�a przyrz�dem. - Marva! -jej g�os wype�nia� strach. - Co to znaczy? - Blake uj�� jej rami� i delikatnie potrz�sn��, gdy� sta�a, wpatruj�c si� t�po w wy�wietlacz. - Jej... jej tu nie ma... nie ma! - Po raz kolejny gor�czkowo wstrz�sn�a urz�dzeniem i patrzy�a, jak ig�a wska�nika skacze bezsensownie. - Ale mog�a... - Mog�a... co? - Opu�ci� ten poziom! By�am tam na dole, w pokoju obok terminalu wszystko wydawa�o si� w porz�dku, dop�ki kontakt si� nie urwa�. Nasz prom jest na Vroomie. Nie ma innej drogi, a poza tym nie odlecia�aby bez s�owa... Mo�liwe by�o inne wyt�umaczenie, ale Blake nie odwa�y� si� wypowiedzie� go na g�os. Gdzie� na tym skalistym pustkowiu mog�a le�e� martwa dziewczyna. A jednak bicie serca, kt�re s�ysza�... - Marfy powiedzia�a co prawda, �e odczyt dysku wskazuje, i� nic z�ego si� nie sta�o... W ka�dym razie wydarzy�o si� co� niepokoj�cego i Blake musia� dowiedzie� si� prawdy. - Wiadomo��... - Marfy umocowa�a lokator na pasku pod p�aszczem - chc� wys�a� wiadomo�� do Coma Varlta. Co� sta�o si� Marvie. Ruszy�a biegiem w kierunku obozu, a Blake oci�ale pod��y� za ni�. 3 Okaza�o si� wkr�tce, �e nie mo�na wys�a� wiadomo�ci. Kiedy dobrn�li wreszcie do obozu, Blake zatrzyma� si� gwa�townie. Na niezamieszkanym poziomie maskowanie nie by�o potrzebne, wi�c wszystkie instalacje zamontowano na zewn�trz. Zasilane energi� anteny, umo�liwiaj�ce komunikacj� pomi�dzy baz� Projektu i Vroomem, wznosi�y si� lub raczej powinny by�y si� wznosi� na wysoko�� latarni morskiej. Teraz okaza�o si�, �e jedna jest przygi�ta szerokim �ukiem do ziemi, a drugiej, po przeciwnej stronie bazy, w og�le nie widzia�! Jak to si� sta�o...? Ich znaczenie dla budowniczych obozu by�o tak oczywiste, �e na pewno mocno je osadzono i zabezpieczono przed si�ami natury. A jednak nieprawdopodobne sta�o si� faktem. Brn�c przez b�oto i wod�, Blake dosta� si� do pochylonej anteny. S�up wydawa� si� prawid�owo umieszczony w skale, ale w jej podstawie widnia�a szczelina, kt�ra by�a przyczyn� os�abienia konstrukcji. Blake zmarszczy� brwi. Nie by� specjalist�, ale wiedzia�, �e pracuj�cy tu ludzie nie nale�� ani do g�upich, ani do niedba�ych, a wyb�r z�ego miejsca na podstaw� dla anteny komunikacyjnej wydawa� si� zupe�nie nieprawdopodobny. Gdy tylko z�o�ony zostanie raport, powinno zosta� wszcz�te �ledztwo. A tym, kto z�o�y raport, b�dzie on sam, bezpo�rednio. - Antena jest... - powiedzia�a Marfy, do��czaj�c szybko do Blake'a. - Bezu�yteczna. Poza tym nie widz� drugiej, kt�ra prawdopodobnie si� przewr�ci�a. Ale jak mo�na by�o doprowadzi� do takich zaniedba�? - Zapytaj - powiedzia�a szybko - a mo�e dowiesz si� r�wnie�, dlaczego dyski nie dzia�aj� poprawnie! Odg�os pracuj�cej maszyny kaza� Blake'owi rozejrze� si� dooko�a. Jedna ze spycharek, kt�r� widzia�, brn�c w stron� zalanych zagr�d, zmierza�a teraz w ich kierunku. M�czyzna w szoferce pokiwa� im, by zeszli z drogi. Gdy Blake odci�gn�� Marfy na bok, maszyna przetoczy�a si� ko�o nich z ha�asem i zacz�a spi�trza� ziemi� tak, by uchroni� podstaw� przed dalszym przechy�em. Ale je�li nawet jedn� anten� uda si� w�a�ciwie ustawi�, a drug� podnie��, dostrojenie ich obu tak, by przywr�ci� kontakt z Vroomem, zajmie wiele godzin drobiazgowej pracy. A Blake nie by� pewien, czy w bazie Projektu znajduje si� cho� jeden technik, kt�ry potrafi�by to zrobi�. B�dzie zmuszony z�o�y� raport osobi�cie i powr�ci� tu z ekip� specjalist�w. A im szybciej to zrobi, tym lepiej. Wci�� trzymaj�c Marfy za rami�, odwr�ci� si� w stron� g��wnego budynku. - Wracasz? - zapyta�a. - Wi�c polec� z tob�. - To zale�y od kierownika. Prawda? Nawet kr�tkoterminowi go�cie podlegali rozkazom Kutura. To by� jeden z warunk�w otrzymania pozwolenia. Jedynie stra�nicy mogli przybywa� i odchodzi� bez zezwolenia lokalnych w�adz. Podlegali tylko swoim zwierzchnikom. Po raz pierwszy, przez kr�tk� chwil�, Blake widzia� j� u�miechni�t�. - Nie wydaje mi si�, by Isin Kutur mia� co� przeciw temu. Raczej si� ucieszy, �e mo�e si� mnie pozby�. Chyba �e... - Umilk�a. - Chyba �e co? - Chyba �e nie chce, by kto� z zewn�trz dowiedzia� si� o znikni�ciu Marvy. - Dlaczego... - zacz�� Blake. Odwr�ci�a si�. Jej twarz wyra�a�a pogard� dla jego naiwno�ci: - Limiterzy! Taki skandal jest im potrzebny. Marva zagubiona w czasie... - Jak mo�esz by� taka pewna? - Blake odni�s� wra�enie, �e dziewczyna zbyt pochopnie wyci�ga wnioski. - Ale jej nie ma w tym �wiecie! Nigdzie! - Przecie� sama powiedzia�a�, �e nie u�y�a, nie mog�aby u�y� promu z bazy. - Co oznacza, �e gdzie� i z jakiego� powodu znajduje si� inny prom - natychmiast odpowiedzia�a Marfy surowym g�osem kogo�, kto ju� podj�� pewne decyzje i b�dzie przy nich trwa�. - Ach, wi�c pewnie wydaje ci si� to niemo�liwe? - naskoczy�a na Blake'a, widz�c niedowierzanie maluj�ce si� na jego twarzy. - Takie rzeczy si� ju� zdarza�y i dobrze o tym wiesz! Rzeczywi�cie: przemykaj�ce z poziomu na poziom nielegalne promy, podobne do tego, kt�ry zabra� go w ow� przera�aj�c� podr�, gdy po raz pierwszy zetkn�� si� z Vroomianami. Ale od tego czasu tak zaostrzono przepisy, �e Blake'owi trudno by�o uwierzy�, i� jacy� nowi przest�pcy lub szalony, niezarejestrowany badacz mogli wchodzi� w gr�. - Chc� dosta� si� do ComaVarlta - powiedzia�a Marfy. - On b�dzie wiedzia�, jak skontaktowa� si� z ojcem. - Ale kto... - Blake zda� sobie spraw�, �e sam potrafi da� przynajmniej kilka odpowiedzi: Limiterzy, by wywo�a� skandal, przemytnicy, kt�rzy mogli mie� tu swoj� kryj�wk�, lub te� nielegalny badacz. By� mo�e Marva i pilot �mig�owca natkn�li si� na co�, czego nie powinni byli widzie�, i zostali zatrzymani, by nie ujawni� odkrycia. Z kolei pilot twierdzi� w raporcie, �e znale�li bezpieczne schronienie przed nawa�nic�. Chyba wi�c przypuszczenia Blake'a mija�y si� z prawd�. Ale nie wolno lekcewa�y� obaw Marfy zwi�zanych z utrat� telepatycznego kontaktu z siostr�. Tego w por�wnaniu z odczytem z maszyny nie mo�na sfa�szowa�. Wed�ug dziewczyny kontakt urwa� si� przed nadej�ciem burzy i przed wiadomo�ci� od pilota. A jego w�asne przeczucia... m�g� na nich polega�, nawet je�li w gr� wchodzi�o jedynie og�lne ostrze�enie. By�oby o wiele �atwiej, gdyby tylko potrafi� je dok�adnie sprecyzowa�. - Kto? - powt�rzy�a Marfy. Rozprostowa�a rami� i palce obu d�oni, pokazuj�c brudne od b�ota paznokcie. - Na poczekaniu mog� poda� ci kilka powod�w. Ale chc� rozpocz�� poszukiwania Marvy natychmiast. - G�os uwi�z� jej w gardle. - W porz�dku. Mo�emy wr�ci� i... - Stra�niku. - Kutur wychyli� si� z szoferki kolejnej maszyny i ci�ko zeskoczy� na ziemi�, by podej�� do nich przy wej�ciu do g��wnego budynku. Ten postawny m�czyzna ca�y umazany by� b�otem, kt�re oblepia�o nawet jego twarz. Zdj�� kaptur i powiedzia�: - Widzia�e�, co sta�o si� z antenami. Co za niekompetencja! Czysta niekompetencja! Trzeba to zg�osi�. We�miesz ze sob� ta�m� z moim nagraniem. Zapewniano mnie o ca�kowitej wsp�pracy, a co tu mamy? Niekompetencj� ze strony tych, od kt�rych zale�y nasze bezpiecze�stwo! A ponadto - obr�ci� si� do Marfy, jakby dopiero teraz j� zauwa�y� - lekkomy�lne pogwa�cenie rozkaz�w przez niepowa�ne m�ode damy, kt�re nie maj� tu nic do roboty! Bez wzgl�du na pozwolenie, dziewczyno, natychmiast wracasz na Vroom! - A Marva? - przenikliwym g�osem przerwa�a mu Marfy. - Marva te�. Jak tylko Garglos wr�ci do obozu, zostanie wys�ana w �lad za tob�. I nie b�d� wi�cej musia� boryka� si� ze skutkami czyjej� g�upoty! - Jak tylko Marva i Garglos wr�c�? - upiera�a si� Marfy. - A kiedy to nast�pi, kierowniku Kuturze, i sk�d maj� wr�ci�? Wpatrywa� si� w ni�, jakby m�wi�a od rzeczy. - Wr�c� z lotu patrolowego i to bardzo pr�dko, chyba �e Garglos zlekcewa�y rozkazy, co nigdy mu si� nie zdarza. A co do miejsca, z kt�rego wracaj�, to jest nim sektor numer jeden, o czym doskonale wiesz. Marfy zaprzeczy�a: - Marva opu�ci�a ten poziom jeszcze przed nadej�ciem burzy, na d�ugo przed ni�. Kutur wolno pokr�ci� g�ow�, otrz�saj�c si� ze zdziwienia: - O czym ty m�wisz, dziewczyno? To jakie� bzdury. Sama widzia�a� swoj� siostr� odlatuj�c� helikopterem. Skok mi�dzyczasowy, m�wisz? Kompletna bzdura! - Pokaza� na dysk przy pasku. - Odczyt wskazuje, �e wszystko z ni� w porz�dku. Czemu opowiadasz te brednie? - Nie obchodzi mnie, co pokazuje dysk! - sprzeciwi�a si� Marfy - Straci�am z ni� kontakt umys�owy! Marvy nie ma na tym poziomie, a je�li twoje zabawki wskazuj� na co� innego, k�ami�! Kutur a� poczerwienia� na twarzy. Jego ramiona napr�y�y si�. Uni�s� r�ce, nieznacznie przebieraj�c palcami. - Ty! - wybuchn��, wskazuj�c na Blake'a. - Zabieraj j�, zabierz j� st�d natychmiast! Dwie zagrody ca�kiem zatopione, obie anteny uszkodzone, a teraz jeszcze mam wys�uchiwa� tych bredni. To ponad moje si�y! Zabieraj j� ze sob�! To nie pro�ba, ale rozkaz! Nie b�d� tego wi�cej s�ucha�. Jak tylko wr�ci jej siostra, zostanie natychmiast odes�ana na Vroom. - Kiedy spodziewa si� pan helikoptera? - spyta� Blake. - Prom jest ma�y, ale mog� poczeka� i zabra� je obie. - Poczeka�? - Kutur wyd�� wargi. - Jak m�wi�, �e macie jecha�, to nie ma czekania! Potrzebni mi tu technicy, by podnie�� z powrotem anteny, nie wiadomo, ile burz nas jeszcze czeka. Niewykluczone, �e trzeba b�dzie budowa� wszystko od nowa. Co da si� ocali� teraz, trzeba ocali�. Lecicie natychmiast! - Kierowniku - w drzwiach, za prze�o�onym, stan�� Scylias - Forkus donosi, �e od godziny nie ma sygna�u z helikoptera. Pr�bowa� na kr�tkich i d�ugich falach. Przez sekund� lub dwie wydawa�o si�, �e Kutur nie us�ysza� swego asystenta. Blake uwa�nie przygl�da� si� kierownikowi. Nawet je�li Kutur oczekiwa� tej wiadomo�ci, nie da� tego po sobie pozna� i b�yskawicznie przyst�pi� do dzia�ania. Wyda� kilka szybkich polece� i ju� po chwili wytoczono niedu�y �mig�owiec obserwacyjny. Blake odrzuci� niepor�czny p�aszcz i wspi�� si� po schodkach do kabiny, w kt�rej za sterami zasiad� sam Kutur. Kierownik obrzuci� stra�nika spojrzeniem. - Co ty... Blake, �wiadomy swoich uprawnie� w tej sytuacji, zdecydowanie przerwa� mu w p� zdania: - Jestem odpowiedzialny za... - zacz��. Kutur westchn��: - Wsiadaj, wsiadaj. Nie ma teraz czasu na recytacj� praw i obowi�zk�w. Oci�gaj�c si� i gl�dz�c, mo�esz przyczyni� si� do czego�, czego by� na pewno nie chcia�, stra�niku! Blake nie zd��y� jeszcze dobrze zamkn�� drzwi, a ju� byli w powietrzu. Kutur mia� ci�k� nog�; podrywaj�c maszyn� do g�ry, prawie wyrzuci� Blake'a z fotela. Po chwili z ogromn� pr�dko�ci� oddalali si� od obozu. Wydawa�o si�, �e Kutur wie, gdzie ma lecie�. Pop�kane, skaliste pustkowie szybko przesuwa�o si� pod nimi, gdy wylecieli z doliny. Wyra�nie wida� by�o efekt dzia�ania wulkan�w i Blake doszed� do wniosku, �e przeczesanie tej okolicy na piechot� by�oby niemo�liwe. Ale maj�c do dyspozycji helikopter, mogli zbada� ogromne po�acie terenu. Pod nimi przesun�a si� kolejna rzeka, zamkni�ta w w�wozie o stromych, ostro zako�czonych �cianach. Jej wody p�yn�y spienione na skutek ci�g�ego uderzania o ska�y. Wznosili si� teraz nad r�wnin�, sk�d wida� by�o pozosta�e masywy g�rskie na wschodzie. Kutur zwolni�, zatoczy� ko�o i w ko�cu posadzi� maszyn�, kt�ra nie osiad�a zbyt �agodnie na do�� r�wnym pod�o�u. Cho� wyl�dowali, Kutur niespecjalnie kwapi� si� do wyj�cia. Zamiast tego wychyli� si� do przodu i przez okno kokpitu obserwowa� zbocza g�r. Blake po�o�y� d�o� na klamce, ale nie mia� zamiaru wysiada� bez Kutura. Zmys� ca�y czas go ostrzega�, na tyle �agodnie jednak, �e nie by�o mowy o natychmiastowym niebezpiecze�stwie. - No wi�c - po chwili przerwa� milczenie, gdy Kutur wci�� tkwi� na swoim miejscu - kt�r�dy teraz? - Tam! - wskaza� kierownik. - Helikopter powinien by� pod tym wyst�pem. Skalny uskok m�g�by z �atwo�ci� pomie�ci� drugi helikopter taki jak ten, kt�rym tu przylecieli. Jednak kryj�wka by�a pusta. Tylko go�a ska�a, jak wsz�dzie wok�. - To niemo�liwe. Sam zobacz! - Kutur wyci�gn�� w jego kierunku r�k�, w kt�rej trzyma� osobisty dysk odpi�ty z paska. - Z odczytu wynika, �e s� bezpieczni, �e wszystko w porz�dku. Lokator pokazuje to miejsce. A przecie� tu nic nie ma! - By� mo�e ju� wylecieli w powrotn� drog� do obozu - zasugerowa� Blake. - Ale� nie - odpar� Kutur, uderzaj�c pi�ci� w udo - wracaj�c, nie mieli powodu zbacza� z drogi, a je�li byliby ju� w powietrzu, zobaczyliby�my ich. Poza tym odpowiedzieliby na wezwanie. Tylko nie m�w mi, �e tak po prostu zapadli si� pod ziemi�. To niemo�liwe! - To dzikie pustkowie i wy�ledzi� tutaj wrak... - wydusi� z siebie Blake. - Nie w��czy�a si� opcja automatycznego wezwania o pomoc - przerwa� mu Kutur, potrz�saj�c g�ow�. - One - zacz��, wskazuj�c na dysk - one nie k�ami�. By�y gwarancj� naszego bezpiecze�stwa i w naszym Projekcie, i w wielu innych miejscach, gdzie niebezpiecze�stwo czyha�o na ka�dym kroku. A ten tutaj pokazuje co�, czego nie mo�emy zobaczy�. Nic z tego nie rozumiem, zupe�nie nic. - By� rozw�cieczony do tego stopnia, �e wyzby� si� w�a�ciwej mu arogancji i pewno�ci siebie. Nie wiedz�c sam, czego szuka, Blake wysiad� i podszed� powoli do wyst�pu w nadziei, �e by� mo�e znajdzie tam jakikolwiek �lad po helikopterze. Ulewa pozostawi�a w zag��bieni