2339
Szczegóły |
Tytuł |
2339 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2339 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2339 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2339 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Maria Zi�kowska
Szczodry wiecz�r
szczodry dzie�
obrz�dy, zwyczaje, zabawy
Ludowa Sp�dzielnia Wydawnicza
Warszawa 1989
Od autorki
Gaw�dy zawarte w tym zbiorze powsta�y z mojego sentymentu do nie
wyplenionych po dzi� dzie� r�nych praktyk poga�skich. M�wi�c o
wierzeniach, l�kach i rado�ciach naszych dawnych przodk�w, o rodowodzie
r�nych �wi�t, o obrz�dach i zwyczajach, z kt�rych wiele zamieni�o si� z
biegiem wiek�w w uciechy biesom jeno mi�e i w inne malownicze zabawy
ludowe.
Ksi��ka jest owocem moich penetracji w starych ksi�gach i szparga�ach
bibliotecznych - zbiorach guse�, zabobon�w, przes�d�w, facecji i anegdot -
oraz mojej serdecznej przyja�ni z kilkoma autorami, etnografami r�nych
czas�w. Mam nadziej�, �e przebywanie z nimi, zabieraj�cymi cz�sto g�os na
kartkach tej ksi��ki, sprawi Wam, Kochani Czytelnicy, pewn� przyjemno��.
Opr�cz powag naukowych, jak - wymieniaj� po starsze�stwie - �ukasz
Go��biowski, Oskar Kolberg, Zygmunt Gloger, Jan Stanis�aw Bystro� i inni,
wyst�puj� tu r�wnie� liczni wspominkarze. W�r�d tych ostatnich jest m�j
najulubie�szy (mo�e dlatego przywo�ywany tak cz�sto), nie przebieraj�cy w
s�owach J�drzej Kitowicz, niegdy� �o�nierz, konfederat barski, zawadiaka,
co by diab�u �eb urwa�, a p�niej ksi�ulo, proboszcz w Rzeczycy, pisz�cy w
zaciszu swej plebanii pami�tnik z czas�w Augusta Iii i Stanis�awa Augusta.
Wi�kszo�� zabaw tu opisanych odbywa si� w karczmie albo zaczyna na
drogach i placach pod go�ym niebem, a ko�czy w karczmie. Bo "karczma w
�yciu wsi pa�szczy�nianej - jak stwierdza profesor J�zef Burszta w swej
znakomitej ksi��ce Spo�ecze�stwo i karczma - by�a... najwa�niejsz� i
niezb�dn� instytucj�: by�a jedynym miejscem zebra� s�siedzkich,
gromadzkich, odbywania wesel, chrzcin, pogrzeb�w i praktykowania wszelkiego
rodzaju zwyczaj�w".
Radykalne zmiany, zachodz�ce ostatnio w stylu naszego �ycia na wsi i w
mie�cie, sprawiaj�, �e i tradycyjne zabawy ludowe staj� si� prze�ytkiem.
Zapraszam wi�c na dawne polskie drogi, do zajazd�w i karczem na
rozstajach, i w wiele innych miejsc, mi�dzy ludzi, kt�rzy bawili si� po
staropolsku.
-------------------------
Prima aprilis
albo najpierwszy dzie� kwietnia,@ Do rozmaitych �art�w moda staroletnia.
Wac�aw Potocki
A� trudno uwierzy�, �e ten weso�y dzie� wiosenny, daj�cy prawo
bezkarnego, dowcipnego oszukiwania bli�nich i �miania si� z �atwowiernych,
uchodzi� w dawnych czasach za jeden z najbardziej ponurych dni roku, za
feralny, za pechowy. A to dlatego, �e jest podobno dniem urodzin Judasza
Iskarioty, s�abego cz�owieczyny, kasjera pierwszej gminy chrze�cija�skiej,
kt�ry za trzydzie�ci srebrnik�w zdradzi� Jezusa, wyda� Go prze�ladowcom, a
potem z �alu i wstydu powiesi� si� na osice.
Niekt�rzy "uczeni w pi�mie" stawiaj� ten problem na g�owie. Twierdz�,
jakoby nie dlatego prima aprilis by� dniem feralnym, �e stanowi� urodziny
Judasza, lecz odwrotnie - �e biedny ch�opiec z Kariotu zosta� Judaszem, bo
mia� nieszcz�cie przyj�� na �wiat w tak fa�szywym dniu.
Jeszcze na Judasza ptaszki nie �wista�y - dowodz� z surow� powag� -
jeszcze ziemia chlapa�a si� w potopie, a dzie� odpowiadaj�cy p�niejszemu
prima aprilis ju� by� fa�szywy. Wszelkie ludzkie zaufanie nara�one by�o
tego dnia na przykre nadu�ycie, a nadzieja na sromotny zaw�d. Po co daleko
szuka� - stary Noe biblijny pijaczyna, zosta� wystrychni�ty na dudka
w�a�nie haniebnego dnia pierwszego kwietnia. I to przez w�asny g�os
wewn�trzny! Kiedy pru� bezmiary w�d swoj� ark�, zbudowan� z �ywicznego
drewna i za�adowan� przedstawicielami wszystkich �yj�cych istot p�ci
obojej, pewnego ranka co� mu w duszy powiedzia�o, �e czas jego �eglowania
ma si� w�a�nie ku ko�cowi. Wypu�ci� na zwiady kruka. Kruk lata�, lata�,
wypatrywa� suchego l�du, wreszcie machn�� ogonem i wr�ci� z niczym.
To by�o dawno i nieprawda - podsumowuj� ich inni i ze spokojem m�drc�w
wschodu twierdz�, �e prima aprilis jest echem hinduskiego �wi�ta,
obchodzonego uroczy�cie wiosn� na cze�� Kamy, boga mi�o�ci. W dniu tym -
m�wi� - nawet cz�onkowie kasty zajmuj�cej wysok� pozycj� w spo�ecze�stwie
mieszali si� z t�umem i niepomni na swoje dostoje�stwo figlowali obsypuj�c
kogo si� da�o czerwonym proszkiem albo ochlapuj�c go kolorow� wod�,
podstawiaj�c mu nog�, gdy si� zagapi�, szarpi�c go z ty�u za ubranie... To
�wi�to weso�o�ci i bezkarnych psot przetrwa�o do dzi� pod nazw� "holi".
Mo�e tak, a mo�e nie tak - przeciwstawiaj� si� z pob�a�liwym u�mieszkiem
ci, wed�ug kt�rych wszystko, co m�dre, "mawiali staro�ytni Rzymianie", i w
og�le "wszystkie drogi (obrz�dowe te�) prowadz� do Rzymu". - Prima aprilis
wywodzi si� ze staro�ytnych uroczysto�ci ku czci bogini Cerery, zwanej te�
Ceres, opiekunki ziarna. Koniec, kropka.
A nasz znakomity archeolog, znawca zwyczaj�w ludowych �ukasz Go��biowski
(1773-1849), niby zgadza si� na tak� mo�liwo�� pochodzenia
prima-aprilisowych szale�stw, ale nie bez zastrze�e�.
"Zwracaj�c uwag� na to, �e i ni�sze klasy chocia� nie rozumiej� tego
wyrazu, ten obyczaj zawsze primaaprilis zowi�, nale�a�oby przypuszcza�, �e
ten �art przyj�li�my od Rzymian z wprowadzeniem wiary chrze�cija�skiej" -
przyznaje uczony. Dalej jednak m�wi: "...lecz kiedy zwa�ymy, �e my,
Rossyanie i wszystkie ludy s�owia�skie trzymaj� si� tego zwyczaju, a
mytologi� greck� i rzymsk� p�niej dopiero przybiera� zacz�li�my, gdy u nas
wzros�y nauki; znowu ta w�tpliwo�� sprawuje, azali ten zwyczaj nie jest
miejscowy raczej".
No, w�a�nie! Ale ciekawa rzecz, �e w wielu krajach Europy, i w Polsce
r�wnie� przez d�ugie wieki nikomu do g�owy nie przysz�o dowcipkowa� w tym
dniu, wierzono bowiem jakoby pierwszy kwietnia by� dob� szczeg�lnej
dokuczliwo�ci si� nadprzyrodzonych. Duchy zmar�ych mia�y tego dnia
opuszcza� groby i dochodz�c swoich krzywd m�ci� si� na �ywych, zsy�aj�c na
nich niespodziewane nieszcz�cia lub co najmniej straszy� winowajc�w. We
francuskich, niemieckich i holenderskich podaniach ludowych, w starych
klechdach, wyst�puje prima aprilis jako doba rozrachunku niegodziwc�w
(g��wnie oszust�w, zdrajc�w, rzadziej z�ych pan�w) z ich w�asnym sumieniem.
Rozrachunek taki cz�sto ko�czy si� samob�jstwem przez powieszenie.
A kiedy zacz�to dowcipkowa� na prima aprilis?
Trudno dociec. Podobno ju� w Xiii wieku. Niekt�rzy historycy i badacze
obyczaj�w wysuwaj� tez�, jakoby zwyczaj wzajemnego zwodzenia si� by�
dalekim echem �redniowiecznych misteri�w pasyjnych, w kt�rych przedstawiono
t�umom sceny ci�g�ego odsy�ania Chrystusa od Annasza do Kajfasza. Mo�e
istotnie spos�b o�mieszenia przez zwodzenie zszed� z desek scenicznych w
�ycie? Nie mo�na te� ustali�, czy l�d przekaza� �w zwyczaj dworom i
pa�acom, czy odwrotnie.
Niew�tpliwe jest natomiast, �e na dworze francuskiego Bourbona kr�la
Ludwika Xiii, a wi�c w pierwszej po�owie Xvii wieku, odbywa�y si� na prima
aprilis arcyweso�e zabawy, polegaj�ce na wzajemnym wprowadzaniu si� w b��d.
Monarcha nie tylko zezwala� na r�ne dowcipy, ale sam ch�tnie bra� w nich
udzia�. Przebiera� si� na przyk�ad za "wie�niaka, miejskiego �yka abo
inszego hetk�-p�telk�" i wyst�powa� w "uciesznych komedyach" wed�ug
obmy�lonych przez siebie scenariuszy. J�dro kawa�u mia�o tkwi� naturalnie
przede wszystkim w tym przebraniu, przeobra�eniu.
A w Polsce?
Zygmunt Gloger (1845-1910), wybitny historyk kultury i etnograf, pisze w
swej Encyklopedii staropolskiej: "Polacy od czas�w dawnych w dzie� pierwszy
kwietnia rozsy�ali listy ze zmy�lonymi wiadomo�ciami lub tylko kartk� z
napisem Prima Aprilis, a tak�e zwodzili si� ustnie, by na�mia� si� z
�atwowiernych. St�d powsta�o to polskie przys�owie: "Na Prima Aprilis nie
wierz, bo si� omylisz"".
Owe zmy�lone wiadomo�ci dotyczy�y zawsze wydarze� niezwyk�ych, mia�y na
celu wprowadzenie adresata w stan os�upienia.
Oto drobne przyk�ady:
Piotr Konaszewicz-Sahajdaczny (ok. 1570-1622), bohater i hetman
Kozaczyzny polskiej otrzyma� od niejakiego kniazia Koziki list zawieraj�cy
tak� relacj�:
Pod Kukizowem, miasteczkiem na Podolu, w jednej g�rze ch�op glin� kopi�c
nalaz� klucz, w kt�rym by�o rozmaite schowanie; By�a w nim armata
macedo�ska, wojenny rynsztunek i naczynie gospodarskie. Rzeczy insze rdza w
nim popsowa�a. By� tak wielki jako 19�si��eni. Kiedy si� tam ludzie
zje�d�ali, owo wszystko pozbierali, a klucz podle jednej cerkwi postawili,
kt�ry dotychczas stoi. Chowaj� w nim cerkiewne statki, jak we szpiklerzu.
Powiedaj�, �e ten klucz kt�rego� olbrzyma, co tam mieszka�; bo tam�e te�
znaleziono by�o od bota podkow�, co by�a jak p� kadzi najwi�kszej
Henryk Nakwaski (1800-1876), publicysta polski i - mo�na powiedzie� -
pionier w zajmowaniu si� modn� dzi� spraw� wolnego czasu, bo autor wydanej
w Pary�u ju� w roku 1832�ksi��ki O u�yciu najkorzystniejszem czasu,
przeczyta� w li�cie prima-aprilisowym od szlachcica Szczerzeckiego, �e po
puszczy niepo�omickiej
... hula k�usownik, tak zr�czny, szelma, �e jedn� kul� cztery sarny
przestrzela wzd�u�, trafiaj�c ka�dej prosto w zwierciad�o (jasne miejsce
pod ogonem, zwane te� w j�zyku my�liwskim sedno, chusteczka, serweta - MZ).
Antoni Nag�rny (1821-1896), zacny guberni podolskiej obywatel i
ekonomista, autor dzie�a Kwestia w�dki uwa�ana ze strony ekonomicznej
wykszta�cony w Petersburgu, a potem urz�duj�cy w Kutaisie, pisze do swego
dawnego s�siada, �e w�a�nie w Kutaisie szumi�eb jakowy�, podchmieliwszy
t�go, wdrapa� si� na maszt srodze namydlony i tam stan�wszy na g�owie
od�piewa� aryjk� tak rzewn�, �e liczn� gawied� do wzruszenia serdecznego
przywi�d�.
O wiele cz�ciej ni� listownie przekazywano sobie zmy�lone nowiny ustnie.
Dawa�o to oszukuj�cemu przyjemno�� bezpo�redniego przekonania si�, jakie
wra�enie robi jego �garstwo.
Zwodzenie bli�nich nie polega�o jedynie na "wcieraniu myd�a w oczy", jak
kiedy� nazywano podawanie wierutnych bredni za prawd�. Dowcipnisie i
wykpisze nabierali naiwnych nie tylko mow�, ale i uczynkiem. Na przyk�ad,
posy�ali ich do apteki po nasiona z�otych monet, po s�owicze mleko, maj�ce
powi�kszy� zdolno�ci �piewacze delikwenta, czy po lekarstwo na
nieszcz�liw�, beznadziejn� mi�o��.
A oto wierszyk na ten temat:
Zabawa setna - pierwszego kwietnia@ do miasta wys�a� Jasia g�uptasia,@ by
kupi� naczco, nie maj�c nic w g�owie:@ kwadratowe ko�o, mleko go��bie,@
z�by indycze lub �zy krokodyla!@ - wr�ci g�odny i z niczem -@ ot i
krotochwila!
Z czasem miejsce nieszkodliwych i ma�o skomplikowanych dowcip�w zacz�y
zajmowa� grubsze, wymy�lne, wyrafinowane.
Cho� ju� w Xviii wieku wydawano prima-aprilisowe "jednodni�wki" i inne
druczki - w Polsce wyszed� w roku 1747 "Kuryer Wsz�dziebylski (...) z
oficyny Figiel Baja (...) wyprawiony" - dopiero p�niejszy rozw�j prasy i
czytelnictwa podsun�� niekt�rym weso�kom pomys� wodzenia za nos jednym
�artem wielu tysi�cy ludzi. Celowali w tym dziennikarze, kt�rych pocz�tkowo
gazeciarzami zwano, mistrzowie od "puszczania kaczek" przez ca�y rok. Ale
zdarzali si� i zmy�lni ludzie innych zawod�w. Na przyk�ad - jacy� dwaj
ameryka�scy d�entelmeni, trudni�cy si� wyrobem okular�w, zamie�cili w
nowojorskiej gazecie "The Sun" w roku 1835 zawiadomienie, jakoby wynale�li
nadzwyczajny teleskop, dzi�ki kt�remu obejrze� mo�na z najwi�ksz�
dok�adno�ci� ksi�yc, rozr�niaj�c na tej tajemniczej planecie
najdrobniejsze nawet przedmioty. Sami wynalazcy mieli widzie� przez cudowne
szk�a teleskopu nie tylko bazaltowe ska�y, zielone pola i doliny, ale i
ma�e zwierz�tka przypominaj�ce ziemskie koty, a co najwa�niejsze i
zatrwa�aj�ce zarazem - zauwa�yli na ksi�ycu istot� cz�ekokszta�tn� z
wielkimi nietoperzowymi skrzyd�ami u ramion. Istot� ow� nazwali "vespertilo
homo". Wiele czasopism, nie wy��czaj�c najpowa�niejszych, da�o si� z�apa�.
Roztrz�sa�y z ca�� powag� ewentualne konsekwencje tego niezwyk�ego
odkrycia. Po jakim� czasie "rewelacja, kt�ra mia�a rozpocz�� now� er�
wiedzy ludzkiej" okaza�a si� wymys�em.
Zabawa w zwodzenie uda�a si� tak�e innej gazecie nowojorskiej -
"Graphic". W 1876�roku ukaza�a si� tam notatka, �e s�ynny wynalazca Thomas
Alva Edison (1847-1931) zbudowa� maszyn� przerabiaj�c� w okamgnieniu
zwyk�� wod� z ma�ym dodatkiem octu w najprzedniejsze wino. Maszyna mia�a
by� poruszana pr�dem elektrycznym o bardzo niskim napi�ciu. Wiadomo�� t�
podj�y b�yskawicznie inne gazety, przewa�nie brukowe, i wypisywa�y hymny
na cze�� Edisona, kt�ry wysi�kiem swego genialnego umys�u umo�liwi ludziom,
zw�aszcza biednym, pope�nienie pi�tego z siedmiu n�c�cych grzech�w
g��wnych. Podobno w�r�d naiwnych fabrykant�w win zapanowa�a konsternacja.
Dopiero po kilku dniach powszechnej rado�ci i fabrykanckich obaw "Graphic"
zamie�ci�a drug� notatk�, powiadamiaj�c� zainteresowanych, �e wino
produkowane maszyn� Edisona... kaleczy j�zyk. �atwowierni po�apali si� w
dowcipie.
Kawa�y primaaprilisowe ulegaj� ci�g�ym zmianom, ale cho� rozwija si�
technika, cho� dzisiejsi spece w telewizji przed ka�dym pierwszym kwietnia
�ami� sobie g�owy nad wymy�laniem sensacyjnych, a jednocze�nie najbardziej
prawdopodobnych, coraz rzadziej udaje im si� nabra� widz�w.
Zanika stary zwyczaj, a szkoda. Tylko dowcipni mog� go uratowa�.
Niekt�rzy twierdz�, �e przyszed� czas, aby w dniu pierwszym kwietnia m�wi�
wy��cznie szczer� prawd�. Dopiero by�oby weso�o!
-------------------------
Marzanna
Marzanna, Marzena, Morzena, Marena...
Kto zacz? B�stwo s�owia�skie! I to nie jaka� tam Hetka-p�telka, lecz
gro�na bogini �mierci i zimy. Jej nazw� wywodz� s�owia�scy etymologowie od
"mru", "moriu".
Odesz�a w mroki zapomnienia razem z �ywi� - bogini� �ycia, Pochwistem
albo Pogwizdem - bogiem wiatru, Dziedzili� - bogini� ma��e�stwa, i z
wieloma, wieloma innymi mieszka�cami �wi�tych gaj�w. Nie przeniesiono jej
kultu na �adn� inn� posta� z chrze�cija�skiego �wiata. Nie mia�a takiego
szcz�cia jak inni bogowie, na przyk�ad Perun - w�adca grom�w, kt�rego
kultem s�owianie wschodni obdarowali �wi�tego Eliasza. Zosta�a - o, ha�bo!
- jeno ba�wanem poga�skim, szkaradn� kuk�� uosabiaj�cym zim�, topion�
ka�dej wiosny.
Topienie Marzanny symbolizuje walk� zimy z wiosn�. Aby pom�c nadchodz�cej
radosnej porze roku w pogn�bieniu okrutnej zimy, nasi dalecy przodkowie -
kt�rzy wierzyli w uto�samienie si� b�stwa z przedmiotem je wyobra�aj�cym -
robili kuk�� ze s�omy i wrzucali j� najch�tniej do rzeki lub do strumienia,
bo wartki bieg wody przy�piesza� odp�yni�cie zimy. Gdy nie by�o w pobli�u
bystro bie��cej wody, topiono Marzann� w byle ka�u�y.
Zajrzyjmy do starych dokument�w.
Oto nakaz dla duchowie�stwa zawarty w uchwale synodu odbytego w Poznaniu
w roku 1420: "Nie dozwalajcie, aby w niedziel�, kt�r� zwie si� Laetare
(�ac. dos�. raduj si�; nazwa czwartej niedzieli postu - MZ) albo Bia�a
Niedziela odbywa� si� zabobonny zwyczaj wynoszenia jakowej� postaci, kt�r�
�mierci� nazywaj� i w ka�u�y topi�".
Nakaz, chyba nawet skrupulatnie wype�niany, nie da� oczekiwanych wynik�w.
Jan D�ugosz (1415-1480), nasz znakomity historyk i historiograf, autor
Kroniki s�awnego Kr�lestwa Polskiego odnotowuje, �e za jego czas�w w
niedziel� zwan� Laetare wynoszono ze wsi ba�wana umieszczonego na wysokiej
tyce i topiono go w wodzie.
Joachim Bielski (ok. 1550-1599), syn Marcina Bielskiego, wybitnego
kronikarza i sam te� kronikarz, pisze: "Za mojej jeszcze pami�ci by� on
obyczaj u nas po wsiach, �e na Bia�� Niedziel� w po�cie topili ba�wana,
jeden ubrawszy snob konopi albo s�omy w odzienie cz�owiecze, kt�ry wszystk�
wie� prowadzi� gdzie najbli�ej by�o jakie� jeziorko albo ka�u�a, tam�e
zebrawszy z niego odzienie, wrzucali do wody, �piewaj�c �artobliwie:
"�mier� si� wije u p�otu, szukaj�cy k�opotu", potem co pr�dzej do domu od
miejsca tego bie�ali; kt�ry albo kt�ra si� w�wczas powali�a albo powali�,
wr�b� t� mieli, i� tego roku umrze; zwali tego ba�wana "Marzanna"".
Maciej Stryjkowski, w�a�ciwie Strykowski (1574 - po 1582), wierszopis i
historyk pisze w swojej Kronice polskiej: "...w Wielkiej Polszcze i w
�l�sku (...) dzieci w niedziel� �rzodopostn�, uczyniwszy sobie ba�wan na
kszta�t Ziewoniej albo Marzanny (...) wetkn�wszy na kij d�ugi nosz�
�a�o�nie �piewaj�c (...) albo na w�zku wo��c. Potem w ka�u�� albo w rzek�
wrzucaj�, a do dom�w co w skok uciekaj�".
A na pocz�tku Xviii wieku topnienie Marzanny po��czone by�o ju� z
chodzeniem po w��czebnem. Przynajmniej w �ywcu. M�wi o tym J�drzej
Komoniecki (ok. 1664 - ok. 1734), w�jt tego miasta, a przy tym malarz
(malowa� obrazy religijne dla ko�cio��w okolicy �ywca) i kronikarz. "... w
post dziewcz�ta miejskie - powiada - sprawiwszy sobie na d�ugiej �erdzi
Marzann�, po mie�cie nosi�y, �piewaj�c r�nie, kt�rym dawano w domach co
czyja �aska by�a".
Jan Stanis�aw Bystro� (1892-1964), nieod�a�owany profesor wielu
dzisiejszych etnolog�w i socjolog�w pisze w swej Etnografii Polski: "Do
dzi� dnia tu i �wdzie w�a�nie w t� Bia�� Niedziel� chodz� dziewcz�ta po wsi
"ze �mierzciom", tj. z lalk� ubran� w bia�e p��tno, jaskrawe wst��ki i
koszule, �piewaj�c piosenk� z pro�b� o datki; niedziela ta nazywa si� tam
"�mierztn�". Utrzyma�y si� te� te zwyczaje na �l�sku, gdzie r�wnie� obnosi
si� "marzank�" po wsi, a nast�pnie topi j� w stawie".
Dodajmy, �e i w Niemczech nad Bia�� Elster� w okolicach Lipska, i w
ca�ych Czechach. Tu wynoszeniu Marzanny towarzyszy�a �piewka:
Ji� nesem smrt ze vsy,@ Nove leto do vsy.@ Vitaj leto libezne!@ Obili
zelene!
(Ju� niesiem �mier� ze wsi,@ Nowe lato do wsi.@ Witaj lato ulubione!@
Zbo�e zielone!)
A w okolicach Gliwic bawi� si� odprawianiem tego, odwiecznego tutaj,
obrz�du dziewcz�ta i m�ode kobiety.
Obrz�d topienia Marzanny przetrwa� do naszych czas�w.
Ostatnio "odkryty" zosta� przez harcerzy. Oczywi�cie jako zabawa.
-------------------------
Gra w zielone
Gra w zielone znana by�a w drugiej po�owie Xvii wieku, a mo�e i
wcze�niej. Cho� wygl�da na szcz�tkowe pozosta�o�ci jakiego� pradawnego
zaklinania urodzaju, nie ma z tymi praktykami nic wsp�lnego. Powsta�a
raczej jako flirt, jeden z pretekst�w kontaktowania si� m�odych os�b
"maj�cych si� ku sobie".
Wespazjan Kochowski (1633-1700), sarmacki poeta, rycerz, co z kr�lem
Janem walczy� pod Wiedniem, uzna� t� gr� za godn� uwiecznienia w wierszu:
Maj zielony nam nastaje,@ Zieleni� si� sady, gaje,@ Wiosna zimie gnu�nej
�aje,@ A "Zielone" w r�k� daje.
(...)
Zieleni� si� wierzby m�ode.
Wi�c z nich zrywam latoro�le,@ Te Marynie pi�knej po�l�,@ "Zielonem"
niech si� zabawi,@ A niech s�uszny zak�ad stawi.
Ta gra tam si� prawem chlubi:@ Komu zwi�dnie, kto je zgubi,@ Lub go
zb�dzie inszym kszta�tem,@ Op�aca zak�ad rycza�tem.
O co za�o�y� si� im� Kochowski z pi�kn� Maryn� i kto wygra� zak�ad - nie
wiadomo. Mo�na tylko przypuszcza�, �e bawili si� w to przed odsiecz�
Wiednia, bo czy wojak po powrocie z tak zwyci�skiej wyprawy potrzebowa�by
jeszcze umizga� si� do panien gr� w zielone?
�ukasz Go��biowski m�wi o "zielonem". Ta gra ju� nie chwilowa, ale
trwalsza, zaczyna si� w�a�ciwie od drugiego �wi�ta Wielkanocy, a ci�gnie
si� do �wi�tego Micha�a. Dwie osoby umawiaj� si�, �e przez ca�y tego czasu
przeci�g zawsze zielone przy sobie mie� b�d� (...) robi� oraz jakby zak�ad;
czym si� okupi ta, kt�ra bez zielonego zdyban� b�dzie. Gra to (...) mog�ca
dawa� sposobno�� do robienia upominku, nazwana imienione, �e cz�sto zielone
trzeba odmienia�, albo �e mi�dzy sob� t� zielono�� graj�ce osoby
zamienia�y".
Dzi� jest to gra dziecinna, g��wnie dziewczy�ska, praktykowana od chwili
ukazania si� pierwszej zieleni. Zak�ady obejmuj� zwykle kilka dni, tydzie�.
Zamiast listka nosi si� teraz trawk� zamotan� wok� guzika.
-------------------------
Wielkanoc
Zacz�tk�w tego pi�knego �wi�ta doszukali si� religioznawcy w odleg�ych
czasach przedchrze�cija�skich. Ju� ludy my�liwskie w Indiach i w basenie
Morza �r�dziemnego przechodz�ce na osiad�y tryb �ycia (od Iv do Ii
tysi�clecia p.n.e.) i na uprawianie roli stworzy�y sobie b�stwa ro�linno�ci
i s�o�ca, umieraj�ce jesieni� i zmartwychwstaj�ce wiosn�. Wierzenia te by�y
wynikiem wniosk�w wysnutych z obserwacji przyrody. Owe b�stwa umieraj�ce i
zmartwychwstaj�ce wyobra�ano sobie pocz�tkowo w postaci ro�lin lub
zwierz�t, a� wreszcie i w postaci ludzi - pi�knych m�odzie�c�w. Sumerowie,
zamieszkuj�cy w ko�cu Iv i Iii tysi�cleciu p.n.e. po�udniow� Mezopotami�,
mieli Tammuza (po sumeryjsku Dumuzi) przedstawianego z k�osami w r�ku lub
ramion. We Frygii, �yznej krainie w dorzeczu rzek Meander i Hermos, w Azji
Mniejszej, bogiem wegetacji by� Attis. Pocz�tkowo czczono go w postaci
sosny, kt�r� w dobie wiosennego zr�wnania si� dnia z noc� (24�czerwca)
�cinano, przynoszono do �wi�tyni i ozdabiano wizerunkiem b�stwa. W nocy
kap�ani z wielkim ceremonia�em sk�adali wizerunek boga w grobie, a
nazajutrz rano - gr�b by� pusty. Attis zmartwychwsta�. Egipcjanie mieli
swego Ozyrysa, boga ro�linno�ci, wyobra�onego z ber�em i biczem w r�kach
(wierzyli, �e to on nauczy� ich rolnictwa). Bogiem symbolem zamierania
przyrody i budzenia sie jej do �ycia, bogiem s�o�ca lud�w indoira�skich,
czczonym szczeg�lnie w Iranie, by� Mitra. To prastare drugorz�dne b�stwo
aryjskie, przeistoczone w religii staroperskiej w boga pierwszej rangi,
mia�o szcz�cie do popularno�ci. Z Iranu kult jego rozszerzy� si� - w
czasie podboj�w perskich na ca�� Azj� przedni�, od I wieku p.n.e. na kraje
zachodnie, gdzie wystawiono mu wiele �wi�ty�. Mitra urodzi� si� w grocie.
Wierzono, �e ma wr�ci�, by dobrych nagrodzi� wieczn� szcz�liwo�ci�, a
z�ych skaza� na pot�pienie. Niekt�re obrz�dy kultowe Mitry tak dalece
przypomina�y p�niejsze obrz�dy chrze�cija�skie, �e pisarz ko�cielny
Tertulian (ok. 160 - ok. 240), rzecznik pierwsze�stwa wiary przed rozumem,
dopatrywa� si� tu perfidnej polityki diabelskiej, polegaj�cej na
wyprzedzeniu zjawisk. Nie on jeden zreszt�.
Dla nas, chrze�cijan, szczeg�lnie interesuj�ca jest Pascha, z kt�rej
niejako bezpo�rednio wywodzi si� Wielkanoc. Pasch�, �wi�to wiosny znali ju�
Hebrejowie, lud pasterski, prowadz�cy koczowniczy tryb �ycia na ziemiach
p�nocno-wschodniej Sahary mi�dzy Nilem a Morzem Czerwonym. Hebrajskie
s�owo "passah" lub "paszach" znaczy "przekroczy�" i "omin��". Jedne �r�d�a
podaj�, jakoby Pascha pochodzi�a w�a�nie od "passah", gdy� w czasie tego
�wi�ta zarzynano baranka i krwi� jego ochlapywano zewn�trzne �ciany
namiot�w, aby demony pustynne nalizawszy si� do syta, nie zagl�da�y do
wn�trza i nie n�ka�y ludzi, lecz omija�y ich i sz�y dalej. Inni badacze
widz� i w samym �wi�cie, i w jego nazwie "Pascha" pami�tk� opuszczenia
przez Hebrej�w Egiptu, przekroczenia granicy tego pa�stwa, pod wodz�
Moj�esza w Xiv wieku p.n.e.
Po osiedleniu si� w po�owie Xiii wieku p.n.e. w ziemi Chanaan (na
obszarze p�niejszej Palestyny) i zaj�ciu si� rolnictwem Hebrejowie zacz�li
obchodzi� wiosenne �wi�to rolnicze, zwi�zane ze �niwami, a nazwane Chaga -
Mazzoth - �wi�to Macy (maca - prza�ny placek j�czmienny, pieczony na to
�wi�to ze �wie�ej m�ki). Z czasem gdy w uformowanym, mimo ci�g�ych wojen z
s�siadami, pa�stwie Hebraj�w ustali�o si� poj�cie i kult Jehowy, Pascha i
Chaga-Mazzoth po��czy�y si� w jedno �wi�to pod nazw� Pascha. A po zdobyciu
i zburzeniu Jeruzalem przez w�adc� Babilonu Nabuchodonozora Ii, podczas tak
zwanej "niewoli babilo�skiej", trwaj�cej od oko�o 597 do oko�o 537�roku
p.n.e., zjawia si� wiara w Mesjasza i w nie�miertelno�� ziemsk� pa�stwa
Hebrej�w. Pascha staje si� dla �yd�w, bo tak w tym czasie nazywano
Hebrej�w, �wi�tem oczekiwania na Mesjasza, Zbawiciela, kt�ry wyzwoli nar�d
z niewoli i doprowadzi do zmartwychwstania �ydowskiego kr�lestwa. P�niej
powsta�y mity o m�ce i �mierci Mesjasza, Pascha nabra�a charakteru
�a�obnego, nazwano j� Pasch� M�ki.
Pierwsi wyznawcy Chrystusa, �ydzi, �wi�towali Pasch� po dawnemu, w
synagogach. Dopiero w drugim stuleciu istnienia chrze�cija�stwa �wi�to
Paschy po��czone z poj�ciami o m�ce, ukrzy�owaniu i zmartwychwstaniu
Chrystusa, i uwznio�lone nimi, zacz�to obchodzi� w pierwsz� niedziel� po
wiosennym zr�wnaniu dnia z noc�, jako Wielkanoc, �wi�to Zmartwychwstania
Pa�skiego, a dawn� Pasch� M�ki rozsnuto na ca�y Wielki Tydzie�.
Ze �wi�tem Wielkanocy, kt�re nasi przodkowie Pras�owianie te� obchodzili
jako �wi�to zwyci�skiej wiosny, ale i �wi�to zmar�ych, wi��� si� liczne
obrz�dy, pozosta�e jako refleks dawnych praktyk magicznych.
-------------------------
Nie ja bij�,
wierzba bije
Palma nale�y do tych przedmiot�w liturgii ko�cielnej, kt�re znalaz�y
zastosowanie w praktykach zabobonnych.
Najprostsz� palm� by�a zawsze, i jeszcze jest, ga��zka wierzbowa obsypana
srebrnymi baziami. Nie tylko dlatego, �e wierzba wcze�nie i �adnie zakwita,
lecz ze wzgl�du na pradawne magiczne znaczenie tego drzewa. Ju� w czasach
fetyszyzmu, czyli kultu rzeczy opanowanych przez duchy, wierzba by�a
fetyszem naszych przodk�w. Zamieszkiwa� w niej dobry duch, opiekuj�cy si�
cz�owiekiem i jego chudob�. P�niej sta�a si� drzewem p�odno�ci. Ludy
pasterskie modli�y si� do wierzby o rozrodczo�� zwierz�t. Zganiano stada
pod okap jej korony, aby raczy�a im swojej p�odnej mocy.
W wierzeniach niekt�rych lud�w Europy przetrwa�o do dzi� przekonanie, �e
ga��zki wierzbowe, �wi�cone w Niedziel� Palmow� w ko�ciele maj� cudowne
w�a�ciwo�ci zapewnienia wszelkiego dobra: zdrowia, bogactwa, szcz�cia w
hodowli zwierz�t domowych.
W Polsce, na Litwie (gdzie wierzba wyst�puje w wielu pi�knych legendach),
na Ukrainie, w Niemczech, na wschodnich obszarach Francji jeszcze na
pocz�tku naszego wieku ludzie po wyj�ciu z ko�cio�a uderzali si� �wie�o
po�wi�conymi palmami i sk�adali sobie najlepsze �yczenia. Bicie palm� mia�o
pobudzi� si�y �ywotne uderzanego, ponadto dziewcz�tom przysporzy� urody, a
ch�opcom odwagi. U nas bij�cy usprawiedliwiali si� przy tym s�owami: "Nie
ja bij�, wierzba bije". (Pami�tajmy, jak Witek w Ch�opach ch�osta� J�zk�
wykrzykuj�c te s�owa.)
Po powrocie z ko�cio�a gospodarz obchodzi� cha�up� i uderza� palm� w
ka�dy w�gie�. Robi� to "do trzech razy", aby w ten gu�larski (o czym nie
wiedzia�) spos�b, maj�cy pozory chrze�ija�skiego obrz�du, zapewni� domowi
spok�j i dobrobyt.
Po wniesieniu palmy do izby ca�a rodzina wyskubywa�a z ga��zki wierzbowej
bazie, zwane te� bagni�tkami, i z namaszczeniem po�yka�a. By� to zabieg
profilaktyczny. Ta po�wi�cona kuleczka chroni�a przed b�lem gard�a, przed
chorobami od uroku, i w og�le krzepi�a cia�o, a dusz� uodpornia�a na pokusy
szatana.
Reszt� palmy zatykano za �wi�ty obraz nad ��kiem, aby w razie potrzeby
u�y� jej jako cudownej r�d�ki (na po�udniu Polski palm� nazywa si�
r�d�k�). W czasie burzy, ustawiona ko�o komina, broni�a przed piorunem.
Pod�o�ona pod pierwsz� skib� podczas orki broni�a pole przed wyschni�ciem,
gradobiciem i innymi nieszcz�ciami, a zapewnia�a wysokie plony. Gdy krowa
zrobi�a si� "jaka� nieswoja" lub ko� osowia� i zleniwia�, bardzo dobrze
by�o obmie�� im boki palemk�. A kiedy byd�o wychodzi�o po raz pierwszy po
zimie na pastwisko, trzeba by�o, obowi�zkowo, ka�d� sztuk� uderzy� palm� po
grzbiecie. Wierzbowe ga��zki z palmy wk�adano te� do uli, aby pszczo�y, aby
pszczo�y rozmna�a�y si� i dawa�y du�o miodu, a rybacy wplatali te ga��zki w
sieci, co uniemo�liwia�o czarownicom dost�p do po�ow�w. U Osetyjczyk�w w
�rodkowym Kaukazie, u Rumun�w w Siedmiogrodzie, u Bu�gar�w, a tak�e w
pewnej mierze u Czech�w, gdzie �lady pradawnego charakteru Wielkanocy jako
"Zadusznicy" wyra�niej si� utrzyma�y, panowa� zwyczaj wtykania ga��zek
wierzbowych z palmy w groby bliskich na cmentarzu i w le�ne mogi�y ludzi
nieznanych. Ga��zka ta koi�a pono� niepokoje dusz na tamtym �wiecie.
Dzi�, kiedy ca�a magiczna moc wyparowa�a z wierzby i przemin�a z
wiatrem, ga��zka obsypana srebrnymi baziami stanowi jedynie tradycyjny
sk�adnik upi�kszaj�cy.
Od pewnego czasu, palma sta�a si� przedmiotem dekoracyjnym, jak
wycinanki, nalepianki z kwiat�w, drewniane �wi�tki itp.
W Niedziel� Palmow� katolicy �wi�c� palmy w ko�ciele na pami�tk�
triumfalnego wjazdu Chrystusa do Jeruzalem, kiedy to us�ano mu drog�
palmami. A potem przynosz� te palmy do domu, wk�adaj�c w dzbanek i ciecz�
nimi oczy jako sezonow� ozdob� mieszkania, maj�c� charakter religijnego
symbolu.
Pi�kne, bardzo durze palmy robi� tw�rcy ludowi na Kurpiach i w okolicy
Tarnowa oplataj�c kwiatami i wst�gami pot�ne kije. Za uderzenie tak�
palm�, cho�by z najlepszymi �yczeniami - serdecznie dzi�kuj�.
-------------------------
Puchery
Ten dziwny wyraz pochodzi od �aci�skiego "pueri" (ch�opcy) i stanowi
nazw� imprezy obrz�dowo-zabawowej, znanej w Polsce ju� w Xvi wieku lub
wcze�niej, a praktykowanej jeszcze dzisiaj w okolicach Krakowa.
Pocz�tkowo Puchery, organizowane przez �aczk�w szk� parafialnych, mia�
tylko jeden cel, zbo�ny: urozmaici� liturgi� uroczystego nabo�e�stwa w
Palmow� Niedziel�, zwan� te� Kwietn� Niedziel�. Ch�opcy ubrani
"och�do�nie", czyli czysto a skromnie, ustawieni w dwa d�ugie szeregi od
wielkiego o�tarza a� po g��wne wej�cie do ko�cio�a, z bukietami do boku
przypi�tymi, trzymaj�c w r�ku palmy przewi�zane fontaziem, to jest w�z�em
ze wst��ek, wyg�aszali po kolei "oracye wierszem z�o�one" na temat wjazdu
Chrystusa do Jeruzalem. A czynili to dla przypomnienia wiernym owych
dziatek jerozolimskich, kt�re zachodzi�y drog� Zbawicielowi rzucaj�c mu pod
nogi r�d�ki oliwne i �piewaj�c "Hosanna Synowi Dawidowemu". Deklamacje
pucherowe odbywa�y si� zawsze pod koniec nabo�e�stwa. W 1591�roku wysz�a w
Krakowie ksi��ka Stanis�awa Skoreckiego zawieraj�ca zbi�r oracyj dla
pachl�t szkolnych, z przeznaczeniem na puchery.
Ale ch�opcy nie byliby ch�opcami, gdyby nie pr�bowali urozmaici� tej
ko�cielnej ceremonii odrobin� �wieckiego humoru. Zacz�li wi�c po
wyg�oszeniu wierszy pobo�nych i po sko�czonym nabo�e�stwie deklamowa�
rymowane utwory w�asnego wyrobu - o dokuczliwo�ciach Wielkiego Postu, o
uprzykrzonym �ledziu, o t�sknym wyczekiwaniu na wielkanocne smako�yki z
t�ust� kie�bas�, d�ug� na p� mili.
Wprawdzie Sebastian Petrycy z Pilzna (ok. 1554 - 1626), lekarz, filozof,
profesor Akademii Krakowskiej, bardzo kosym okiem patrzy� na te samowole
ch�opc�w i ostrzega�, �e "kto �akiem w szkole niepos�usznym, potem w
Rzeczypospolitej mieszczaninem zuchwa�ym", ale nie bardzo s�uchano uczonego
zrz�dy.
Puchery o charakterze rozrywkowym zdoby�y sobie od razu gor�cych
zwolennik�w. Nie tylko biernych, czyli widowni�, lecz i czynnych,
tw�rczych, posiadaj�cych pewne talenty aktorskie i literackie. Ceremonia
ko�cielna przekszta�ci�a si� w widowisko teatralne.
Jak wygl�da�y puchery w wieku Xviii dowiemy si� z zapisk�w proboszcza z
Rzeczycy, ksi�dza J�drzeja Kitowicza (1727-1804), bacznego obserwatora i
troch� prze�miewc� obyczaj�w za Augusta Iii i Stanis�awa Augusta.
"Gdy dzieci sko�czy�y swoje perory, wysuwali si� z ty�u na czo�o
doro�lejszy ch�opakowie, a czasem i s�uszni ch�opi, ubrani po dziwacku za
pastuch�w, za pielgrzym�w, za olejkarzy, za �o�nierz�w, przyprawuj�c sobie
brody z konopi albo z jakiej sk�ry sier�ci� okrytej, ko�uchy futrem do g�ry
wywr�ciwszy. Ci za�, co �o�nierz�w udawali, na g�owie maj�c infu�y z
papieru wyklejone, obuch drewniany, usmolony w r�ku, z kart greckich (karty
do grania - MZ) zrobione flintpasy (pasy do flint - MZ) i �adownice i
szabl� przy boku drewnian�; kt�rzy nie mieli w�s�w i brod�w, robili sobie z
sadzy z t�usto�ci� zmieszanych pr�g� (...) wzd�u� brody i dwie pod nosem w
g�r� zakrzywione na kszta�t w�s�w. Ka�dy z tych orator�w prawi� peror� do
postaci - jak� wzi�� na siebie - przystosowan�, z samych �miesznych wyra�e�
u�o�on�".
Jak to cz�sto bywa z ceremoniami szczeg�lnie dzia�aj�cymi na wyobra�ni�,
puchery te� wysz�y z ko�cio�a w szeroki �wiat, aby tu, sparodiowane,
rozpocz�� nowy �ywot.
"Po odbytych w ko�ciele perorach rozbiegali si� (...) po domach, po
szynkowniach i nawet po pa�acach, gdzie tylko wcisn�� si� mogli (...),
wsz�dzie g�osem nat�onym i bij�c co trzecie s�owo obuchem w ziemi�"
deklamowali najrozmaitsze rymowanki. Na przyk�ad:
A wo ja wyrwiko�ek,@ By�em za wo�nic�,@ Mia�em ojca wisielaka,@ Matk�
czarownic�.
Kupi�em se, kupi�,@ Konia za dwa grosa,@ Jakiego �ebskiego,@ Z kija
brzozowego,@ Siode�ko do tego,@ Z wiechcia grochowego,@ Uzdeczk� do tego,@
Z �yka wierzbowego.
Wlaz�em na g�r�,@ Gwizdn��em na kur�,@ Kury do dziury,@ Zjecha�em z
g�ry,@ Wyjad� na sosn�,@ Pacierz m�wi� pocn�,@ Przylecia�a sowa,@ Zmyli�a
mi cztery s�owa,@ A ja za sowic�,@ Z �elazn� palic�...
Nie wszystkie wierszyd�a by�y przyzwoite. Niekiedy �aczek okazywa� si�
przedwcze�nie dojrza�y i wyg�asza� dowcipy, jakich by si� nikt po nim nie
spodziewa�.
Pucherzy udawali tak�e pielgrzym�w powracaj�cych z ziemi �wi�tej. Ci w
odwiedzanych domach bawili gospodarzy "lask� pielgrzymsk� wytrz�saj�c (...)
na dow�d peregrynacyi swojej r�ne osobliwo�ci z to by wyjmuj�c i
pokazuj�c: z�by ko�skie, ko�tuny, czapczyska, boty zdarte, ogony bydl�ce i
inne tym podobne rupiecie z �mieci wywleczone".
Niekt�rzy bezczelnicy, nie znaj�cy umiaru w dowcipach, usi�owali
wprowadzi� swoje s�owne i pantomimicznie zberezie�stwa do pucher�w
ko�cielnych. Ale co za du�o, to niezdrowo.
"Gdy te b�aze�stwa w uczciwym domu, dopiero� w ko�ciele nieprzystojne, z
ma�ej pocz�tkowo kwoty (ilo�ci - MZ) do wi�kszej coraz post�powa�y liczby
tak, i� lud na nabo�e�stwie zgromadzony, skromnie si� zrazu u�miechaj�cy, w
gwa�towny si� potem �miech wylewa� ra��c modestyj� ko�cieln� �liwicki,
wizytator misyjonarski, proboszcz warszawski �w. Krzy�a, najpierwszy
zabroni� ko�cio�a swego tym nieprzystojnym oratorom, a za jego przyk�adem z
wszystkich innych ich wygnano, zostawiwszy tylko wed�ug ceremonia�u
ko�cielnego dziecinne perory. Ci za� oratorowie obuchowi tylko si� po
szynkowniach i przekupkach (targowiskach - MZ) lat kilka po wygnaniu z
ko�cio��w jeszcze uwijali, nareszcie za odmian� gustu gminnego wsz�dzie
znikn�li, nie maj�c tego akcydensu (wp�ywu - MZ) do kieszeni, kt�ry im z
pocz�tku sprzyja�".
Z takim b�ogim przekonaniem sympatyczny ksi�dz J�drzej postawi� kropk� po
kwestii pucher�w w swoim Opisie obyczaj�w za panowania Augusta Iii. Mia� do
tego podstawy, Tym bardziej �e nie tylko w Warszawie, ale i w innych
miastach, i w Krakowie, gdzie puchery szczeg�lnie si� "rozswywoli�y", kuria
biskupia surowo zabroni�a wystawiania �aczk�w do deklamacji wierszyde�
"prawie zawsze sensu nie maj�cych".
Tymczasem...
Zwyczaje ludowe okazuj� si� niezmiernie �ywotne. Jeszcze dzi� pod
Krakowem w Palmow� Niedziel� chodz� po wsi puchery (albo pucheroki,
pucherniki), ch�opy pod w�sem, umazane sadzami, ubrane w b�aze�skie czapki,
w ko�uchy do g�ry we�n�, przepasane na krzy� powr�s�ami, zbrojne w
drewniane czekany. Maj� te� kosze do zbierania jaj. Prawi� po cha�upach
weso�e oracje, bawi� s�uchaczy �piewkami i przymawiaj� si� do pocz�stunku
ca�kiem nowocze�nie:
Czapeczki na bakier,@ Czekaniki w d�oniach,@ Dajcie, co tam macie,@ Mo�e
by� i koniak.
-------------------------
U�miercanie Judasza
U�miercanie Judasza przez zrzucenie go z wie�y ko�cielnej, a potem
jeszcze utopienie w ka�u�y by�o jedn� z atrakcji Wielkiego Tygodnia.
Wydawa�oby si� - s�dz�c po g��wnej postaci dramatu - �e mamy tu doczynienia
z odbiciem jakiego� �redniowiecznego misterium o dydaktycznym wyd�wi�ku
ponoszenia kary za zdrad�.
A tymczasem...
Etnografowie, z Janem Stanis�awem Bystroniem, autorem Dziej�w obyczaj�w w
dawnej Polsce i wielu innych znakomitych dzie� z dziedziny ludoznawstwa,
utrzymuj�, �e zabawa ta jest przer�bk� obrz�du czysto poga�skiego, po
prostu jeszcze jedn� wersj� u�miercania zimy.
Ksi�dz J�drzej Kitowicz utrzymuje, �e zrzucanie Judasza z wie�y odby�o
si� w Wielk� �rod�. Inni naoczni �wiadkowie i nawet uczestnicy tej imprezy,
kt�rych relacje poni�ej przytoczymy, twierdz�, jakoby dzia�o si� to w
Wielki Pi�tek.
Ksi�dz J�drzej Kitowicz pisze: "W Wielk� �rod�, po odprawionej jutrzni w
ko�ciele, kt�ra si� nazywa ciemn� jutrzni�, dlatego i� za ka�dym psalmem
od�piewanym gasz� po jednej �wiecy (...) ch�opcy (...) zrobiwszy ba�wan z
jakich starych ga�gan�w, wypchany s�om� na znak Judasza, wyprawiali z nim
na wie�� ko�cieln� jednego lub dw�ch spomi�dzy siebie, a drudzy z kijami na
pogotowiu przed ko�cio�em stan�li. Skoro Judasz zosta� zrzucony z wie�y,
natychmiast jeden, porwawszy za postronek, uwi�zany u szyi tego Judasza,
w��czy� go po ulicy biegaj�c z nim tu i �wdzie; a drudzy goni�c za nim bili
go kijami, nieprzestannie wo�aj�c co z gard�a (na ca�e gard�o - MZ):
"Judasz!", p�ki owego ba�wana w niwecz nie popsuli".
Pan Ambro�y Grabowski (1792-1868), antykwariusz, historyk Krakowa i
autor barwnych Wspomnie� relacjonuje: "W Wielki Pi�tek obdzierali�my z
najbli�szej stodo�y lub szopy snopek; ten okrywali�my byle jakim �achmanem,
szmat� itp. i wi�zali na powr�zku, a nast�pnie zawlekli bij�c kijami na
cmentarz. Tego ba�wana nazywali�my Judaszem. Jeden z ch�opc�w wchodzi� na
wie�� ko�cieln� i tego Judasza zrzuca� z wie�y na ziemi�; tam czekaj�ca
czereda ch�opc�w, bij�c go kijami i prawie roztrzepawszy s�om� na sieczk�,
bra�a t� resztk� Judasza i topi�a zawl�k�szy do najbli�szej ka�u�y".
Kazimierz W�adys�aw W�jcicki (1807-1879) zbieracz materia��w
historycznych i folklorysta, w swoich Pami�tnikach dziecka Warszawy notuje:
"W Wielki Pi�tek ca�e Stare Miasto z bocznymi ulicami wybiega�o pod ko�ci�
Panny Marii na Nowym Mie�cie dla widzenia "�mierci" Judasza". Ch�opcy od
szewc�w w towarzystwie pachl�t rybak�w du�� ze s�omy lalk�, dziwacznie
przystrojon�, wci�gali na wysok� wie�� pomienionego ko�cio�a: mia�a to by�
posta� Judasza. Stamt�d zrzucali j� na bruk w�r�d okrzyk�w przekle�stwa, po
czym bito kijami; gdy przywi�zano do szyi du�y kamie�, gromadnie ci�gni�t�
na sznurze topiono w bia�ych nurtach Wis�y".
I pomy�le�, �e ch�opcom bior�cym odwet na Judaszu za jego haniebny
post�pek, nawet do g�owy nie przysz�o, i� przeklinaj�, t�uk� kijami i
topi�... kuk�� zimy!
-------------------------
Kraszanki, pisanki
Podanie greckie z X wieku zapewnia, �e zwyczaj malowania jej na Wielkanoc
zapocz�tkowa�a Maria Magdalena, zrazu grzesznica, potem gor�ca wyznawczyni
Jezusa, kt�remu towarzyszy�a wiernie a� na Golgot�, p�niej kanonizowana na
�wi�t�.
Podobno by�o tak: Bolej�cej przy pustym grobie Zbawiciela ukaza� si�
anio� i rzek�: "Nie p�acz, Maryjo! Chrystus zmartwychwsta�!" Uradowana
pobieg�a do domu i ze zdziwieniem stwierdzi�a, �e wszystkie jajka, jakie
mia�a w misce, przyj�y kolor czerwony. Wynios�a je na drog� i podarowa�a
przechodz�cym w�a�nie aposto�om. Oznajmi�a im przy tym nowin� o
zmartwychwstaniu Pa�skim. A� tu nagle czerwone jajka zamieni�y si� w ptaki,
kt�re z weso�ym �wierkaniem wyfrun�y z r�k aposto��w i unios�y si� w
b��kit. Odczytali to jako znak, �e po �mierci nast�puje zmartwychwstanie i
nowe �ycie.
My te� mamy swoje legendy o narodzinach zwyczaju malowania wielkanocnych
jaj. Jedna g�osi, �e to kamienie, kt�rymi ukamienowano �wi�tego Szczepana,
pierwszego m�czennika chrze�cija�skiego, zamieni�y si� w czerwone jajka.
Druga - �e gdy Jezusa prowadzono na �mier�, pewien biedak, nios�cy do
miasta na sprzeda� kilka uzbieranych od jednej kury jaj, postawi� kobia�k�
przy drodze i pom�g� Zbawicielowi d�wiga� krzy�. Gdy powr�ci�, ujrza� w
kobia�ce jajka zabarwione na czerwono.
Zar�wno w greckiej klechdzie, jak i w naszych, wyst�puj� jajka czerwone.
Nie przypadkiem. Jajka stanowi� zacz�tek �ycia, uto�samiane by�y z krwi�,
b�d�c� w poj�ciach pierwotnych esencj� wszelkiego �ywota. By�y tak�e
pospolit� ofiar� dla b�stw, a �e r�ni�y si� kolorem od najcenniejszej
obiaty, krwi ofiarnej, pocz�to barwi� je na czerwono.
W staro�ytnej Grecji i Rzymie kolor czerwony mia� rang� wyj�tkow�, by�
najbardziej uroczysty i najpowa�niejszy. Zmar�ego zawijano w czerwon�
p�acht� lub ubierano w czerwone szaty, cia�o jego i gr�b obsypywano
czerwonymi r�ami, w ofierze sk�adano mu czerwone jajka.
Ludom po�udniowo-zachodniej Azji malowanie jaj znane by�o w Iii p.n.e.
S�owianie, u kt�rych jajko odgrywa�o tak�e powa�n� rol� w liturgii kultu
zmar�ych, robili kraszanki w Ix wieku albo nieco wcze�niej, a Polacy, co
zosta�o stwierdzone bez �adnych w�tpliwo�ci, ju� w X wieku. Z tego wieku
bowiem pochodz� najstarsze, jak dot�d, kraszanki polskie, odkryte w
Ostr�wku na Opolszczy�nie.
Ale myli�by si�, kto by s�dzi�, �e od razu w X wieku, �wie�o po przyj�ciu
wiary chrze�ciaja�skiej, przodkowie nasi dali jajku naczelne miejsce na
stole wielkanocnym. Duchowie�stwo chrze�cija�skie, kt�re samo jeszcze w
g��bi duszy wierzy�o w istnienie demon�w, a tylko bohatersko zakazywa�o ich
kultu, widzia�o w jaku powa�ny atrybut magii poga�skiej, gro�ny dla
nowochrzcze�c�w, bo trzymaj�cy ich sw� moc� przy starych praktykach.
Zabroniono wi�c wszelkiego bawienia si� jajami, szczeg�lnie podczas �wi�t,
a nawet jadania ich w dni �wi�teczne.
Ale czy jakiekolwiek wierzenia mo�na wyp�oszy� z cz�owieka zakazem? Nasi
przodkowie obok nowej, oficjalnej, wiary mieli swoj� prywatn�, domow�,
dawn�, i swoje stare praktyki, w kt�rych jajko wcale nie straci�o na
znaczeniu. Nadal pos�ugiwano si� nim w obrz�dach ku czci zmar�ych i w
wielu, wielu gus�ach. By�o u nas, podobnie jak kiedy� u staro�ytnych Grek�w
i Rzymian, �rodkiem odczyniaj�cym przeciw urokom, czarom, chorobom, a nawet
z�ym zamiarom, knutym w podst�pnej duszy wroga. A ile potrafi�o zdzia�a� w
sztuce uwodzenia! Na przyk�ad - aby ch�opaka zniewoli� do �lepej mi�o�ci,
dziewczyna pociera�a sobie jajkiem te cz�ci cia�a, kt�re uwa�a�a za
najatrakcyjniejsze dla swego wybra�ca, rozbija�a jajko i przelewa�a je
przez z�o�one na krzy� patyki ze starej miot�y brzozowej, a skorupk�
�ciera�a na proszek i dosypywa�a mi�emu do jedzenia. By� to zreszt� jeden z
najniewinniejszych sposob�w.
Dopiero w dwie�cie lat po wprowadzeniu u nas chrze�cija�stwa duchowni z
wiek� ostro�no�ci� zezwolili Polakom na jedzenie jaj w okresie Wielkanocy,
i to ju� od Wielkiego Czwartku, pod warunkiem jednak, �e jajka te "prz�dzi
zostan� w ko�ciele po�wi�cone", czyli odka�one od ewentualnych demonicznych
w�a�ciwo�ci. I tak jajka dopuszczone zosta�y do �ask uczestniczenia w
obrz�dzie ko�cielnym. Z czasem uznano je oficjalnie za symbol
zmartwychwstania, a narwienie ich, �wi�cenie i obdarowywanie nimi bli�nich
sta�o si� zwyczajem wielkanocnym.
Jak dalece zwyczaj ten przyj�� si� nie tylko w ko�ciele
rzymskokatolickim, ale i prawos�awnym, �wiadczy cho�by Guillaume le Vaseur
de Beauplan (ok. 1600-1673), francuski in�ynier i geograf, kt�ry za
Zygmunta Iii i W�adys�awa Iv, przez siedemna�cie lat s�u�y� jako kapitan
artylerii pod hetmanem Koniecpolskim na Ukrainie, a po powrocie do Francji
wyda� swoje s�ynne dzie�o Cescription d'Ukraine (Opis Ukrainy). Dowiadujemy
si�, �e po procesji rezurekcyjnej kobiety znosi�y popowi jaja ca�ymi
koszami, w podarku oczywi�cie, m�wi�c "Chrystos woskres", a pop przyjmowa�
te jaja i ca�owa� ofiarowczynie. Ale nie wszystkie - tylko "najpi�kniejsze
mo�odyce". Starym babom fundowa� jedynie d�o� do poca�owania. Podobno sam
metropolita kijowski mia� tak� "facon d'etre", czyli form� zachowania si� w
tych okoliczno�ciach. Nawiasem m�wi�c - to r�wnie� wiadomo�� od Beauplana -
w ci�gu dw�ch godzin pop potrafi� zebra� oko�o pi�ciu tysi�cy jaj. A ile
przy tym ca�us�w skorzysta� ca�kiem bezgrzesznie!
Wprowadzenie jajka do obrz�d�w ko�cielnych nie odebra�o mu warto�ci
potrawy dla ludzi zza grobu. W Polsce zwyczaj noszenia jaj na groby
przetrwa� do po�owy Xix wieku (por. "R�kawka"). A na wschodzie i
po�udniowym wschodzie Europy, gdzie jeszcze w pierwszych latach naszego
stulecia utrzymywa�y si� szcz�tkowo obchody zaduszne w czasie Wielkanocy,
dzielono si� jajkiem ze zmar�ymi. Rumunowie w Besarabii po rezurekcji
odprawianej noc� przed Zmartwychwstaniem nosili malowane na czerwono jajka
na groby swoich rodzic�w. K�ad�c je na ziemi m�wili: "Chrystus
zmartwychwsta�!", a rodzice odpowiadali bezg�o�nie: "Zaiste,
zmartwychwstwa�!". Wielkorusowie obchodzili w tygodniu przewodnim
"radunic�", Bia�orusim "radawic�". Oto opis tych obrz�d�w podany przez
Witolda Klingera (1875-1962), wybitnego filologa klasycznego i
folkloryst�: "... lud t�umnie gromadzi si� na cmentarzach, tarza na
mogi�ach na krzy� barwione jaja lub zakopuje je do ziemi, modlili si� za
zmar�ych, ucztuje sam i wzywa na uczt� przodk�w". Nakarmiwszy ich odchodzi.
Ale "w niekt�rych" (...) guberniach (...) baby wiejskie w sobot� przed
Przewodni� niedziel� z miot�ami i o�ogami w r�ku wyp�dzaj� ze wsi "�mier�",
kt�ra tam prawdopodobnie zast�puje zmar�ych".
Nazwy jaj wielkanocnych zale�ne s� od sposobu barwienia. "Kraszanki" to
jajka czerwone, od wyrazu "krasa" - czerwie�, uroda. Barwiono je w odwarze
z robaczk�w, pluskwiak�w, zwanych czerwcami. Jajka o innych kolorach
nazywano "malowankami". Zielone otrzymywano przez gotowanie jaj w wodzie z
listkami jemio�y lub m�odego �yta, albo z kotkami osiki i odrobin� a�unu.
Fioletow� barw� uzyskiwa�y w wywarze z p�atk�w kwiat�w ciemnej malwy,
br�zow� - przez moczenie si� w wodzie stoj�cej w wydr��onym pniu d�bowym,
czarn� - przez gotowanie z kor� olchy i m�odych li�ci klonu czarnego, ��t�
- w odwarze z kory dzikiej jab�oni, a kolor, kt�ry dzi� nazywamy
"yellow-Bahama" - w �upinach cebuli.
Je�li na jednolitym tle kraszanki czy malowanki wyskrobano wzorek,
zamienia�a si� ona w "skrobank�". Gdy przed zanurzeniem jajka w barwi�cym
roztworze napisano na nim wzory woskiem, kt�ry p�niej zosta� usuni�ty,
malowanka stawa�a si� pisank�. A s� jeszcze naklejanki - malowanki z
naklejonym na nich deseniem z "duszy" sitowia, z zasuszonych listk�w,
p�atk�w kwiatowych, ga�gank�w.
Malowaniem jaj "bawi�y si�" w Wielkim Tygodniu dziewcz�ta i m�ode
m�atki, ch�opcy za� uwa�ali to zaj�cie za czysto babskie. Oni bawili si� -
i to ju� bez cudzys�owu - pisankami dopiero w �wi�ta.
W Polsce ju� za Piast�w znana by�a zabawa w "wybitki", zwana te�
"walatk�". Polega�a na tym, �e dwaj ch�opcy brali do prawej r�ki po jednym
barwionym jajku i uderzali jedno o drugie. Kt�re jajko zosta�o zbite, ten
przegrywa�.
Wincenty zwany Kad�ubkiem (ok. 1150-1223), biskup krakowski, autor
�aci�skiej kroniki, obejmuj�cej dzieje Polski od czas�w legendarnych do
roku 1202, pisz�c o krn�brno�ci Polak�w wzgl�dem w�adzy, stwierdza, �e
bawili si� swymi panami, jak malowanymi jajkami.
Niekt�re bardzo, zdawa�oby si�, nieatrakcyjne zabawy maj� nadspodziewanie
d�ugi �ywot. Dwadzie�cia lat temu widzia�am na Mazowszu ch�opc�w graj�cych
w czasie Wielkanocy pisankami w wybitki. Wygra� ten, kt�ry mia� jajko...
drewniane.
Ach, te drewniane jajka, malowane byle jakimi farbkami w koszmarne
wzorki, te gipsowe skrobanki zawalaj�ce r�ne kramy z pami�tkarsk� tandet�!
Gdy cz�owiek na to patrzy, ogarnia go l�k, �e oryginalne pisanki nale�� ju�
do bezpowrotnej przesz�o�ci. Na szcz�cie nie jest tak �le. Wprawdzie
pisanczarki, artystki ludowe uprawiaj�ce sztuk� malowania wielkanocnych
jaj, s� coraz mniej liczne, wprawdzie rzadko ju� u�ywaj� barwnik�w
naturalnych, ale przecie� s� i tworz� - w Zielonog�rskiem, w Krakowskiem, w
�owickiem (tu g��wnie nalepianki), na Pomorzu... Istniej� jeszcze u nas
autentyczne, tworzone na skorupkach jaj, pisanki o regularnych motywach,
odmiennych dla poszczeg�lnych region�w. Warto, cho� dro�sze od drewnianych,
kupi� sobie kilka w sklepach Cepelii, aby pozna� z bliska prawdziwe polskie
kraszanki i pisanki, maj�ce ju� przecie� tysi�cletni� histori�.
-------------------------
Uciechy sto�u
�niadanie wielkanocne, szczeg�lnie poci�gaj�ce po czterdziestodniowym,
szczerym po�cie, zaczyna�o si� od "�wi�conego", czyli od dar�w bo�ych
po�wi�conych przez kap�ana w Wielk� Sobot�. By�a to chwila spe�niania si�
t�sknych, snutych przy pustym �o��dku marze�, wyra�onych w piosence:
Dobre placki przek�adane@ I kie�basy nadziewane.@ Daj mi, Chryste, do�y�
tego,@ Daj doczeka� �wi�conego.
Henryk Sienkiewicz (1846-1916), nasz znakomity powie�ciopisarz
rozmi�owany w historii a tak�e baczny obserwator �ycia codziennego, notuje
w "Sprawach bie��cych", aktualnych w roku 1873:
"... a� na koniec przyszed� dzie� oczekiwany... i c� przyni�s�?
Zg�odnia�y i wyposzczony ojciec rodziny zasiad� w jej gronie... Tak jest,
zasiad� - bo ju� dzi� ma�o kto zabiera si� do spo�ycia tego, co B�g da�, a
przyrz�dzi�a gospodyni, stoj�cy, by uczci� �wi�cone przynajmniej w pierwsze
�wi�to, a cho�by tylko przy pierwszym przyst�pieniu do sto�u. Ot� ojciec
rodziny dzisiejszej zasiad� w jej gronie z go��mi, jacy si� zeszli do
sk�adania i otrzymywania �ycze� niby, a w�a�ciwie dla jedzenia i picia.
�ciskano si�, zapewniano si� o niepo�ytej przyja�ni; jedzono, pito, przez
par� dni od poranku do wieczora..."
Nie wdaj�c si� w rozwa�anie kwestii upadku, czy mo�e tylko zmiany
obyczaj�w przyst�pmy do sto�u, kt�rego �rodek zajmuje bia�y baranek z cukru
ze z�oconymi rogami, albo upieczony z ciasta, albo wyrze�biony nieraz
ca�kiem udanie z bry�y mas�a, ale zawsze ustawiony na zielonym