2306

Szczegóły
Tytuł 2306
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2306 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2306 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2306 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

HOWARD PYLE Weso�e przygody Robin Hooda Tytu� orygina�u The Merry Adventures of Robin Hood By� niedo�cignionym mistrzem w strzelaniu z �uku. Odwa�ny, dzielny, szlachetny, urodziwy. Wraz z band� weso�ych kompan�w jak on wyj�tych spod prawa - znalaz� schronienie w go�cinnych, rozleg�ych lasach Sherwoodu, gdzie wi�d� �ycie beztroskie i� pe�ne przyg�d. Pomaga� biedakom i przetrz�sa� kiesy wielmo�om. Dzi�ki sile, zr�czno�ci, sprytowi i brawurze wymyka� si� z najprzemy�lniejszych zasadzek. Z niezr�wnanym dowcipem i tupetem o�miesza� swych prze�ladowc�w. W �redniowieczu na jego cze�� urz�dzano zawody i zabawy ludowe. Na jarmarkach w�drowni kuglarze* przedstawiali epizody z jego �ycia. Poeci uk�adali o nim ballady, minstrele �piewali pie�ni. Legenda o Robin Hoodzie rozesz�a si� szeroko, poza granice jego ojczystego kraju. Sta�a si� integraln� cz�ci� kultury europejskiej, przedmiotem wielu opracowa� literackich. Sugestywno�� i wdzi�k tej postaci zapewni�y nie�miertelno�� pewnemu m�odemu cz�owiekowi, kt�ry obra� Robin Hooda za bohatera swej powie�ci. By� nim Howard Pyle (urodzony 3.III. 1853 w Wilmington w stanie Delaware - zmar� we Florencji 9.XI.1911), znany ameryka�ski pisarz i r�wnocze�nie ilustrator swoich ksi��ek. Biografowie Pyle'a powtarzaj� zabawn� anegdotk� maj�c� dawa� �wiadectwo jego wczesnym zami�owaniem literackim. Opowiada ona o tym, jak ma�y Howard pisa� pierw�zy w �yciu poemat. Zacz�� od przemy�liwania nad form� swego dzie�a i... na tym te� poprzesta�, gdy� - ku swemu wielkiemu roz�aleniu - zda� sobie spraw�, �e jeszcze nie potrafi czyta� ani pisa�. Karier� rozpocz�� Pyle w Nowym Jorku, dok�d wyjecha� po uko�czeniu Akademii Sztuk Pi�knych, w roku, 1870. Wsp�pracowa� tam ze znanymi periodykami, kt�re zamieszcza�y jego opowiadania i rysunki. Wr�ci� do rodzinnego miasta jako 26-letni m�odzieniec, w blasku s�awy. Obdarzony bujn� fantazj�, Pyle zrewolucjonizowa� sztuk� ilustratorstwa w Stanach Zjednoczonych. Celowa� zw�aszcza w rysowaniu pi�rkiem, ale malowa� tak�e akwarele. Dzi� wiele jego prac znajduje si� w ameryka�skich galeriach sztuki. S� to przewa�nie scenki rodzajowe z dziej�w pionierstwa ameryka�skiego oraz motywy �redniowieczne. Odznaczaj� si� romantyk�, bogactwem kolor�w i du�� staranno�ci� w odtworzeniu t�a historycznego. Pyle by� r�wnie� �wietnym pedagogiem. Prowadzi� klas� rysunku w Instytucie Technologii im. Drexela w Filadelfii. Swym talentem, �agodno�ci� charakteru i niebanaln� osobowo�ci� podbija� serca s�uchaczy. Howard Pyle jest autorem wielu ksi��ek dla m�odzie�y, z kt�rych niemal wszystkie po�wi�cone s� jego ulubionej tematyce - �redniowiecznym legendom* Opisywa� rycerstwo, zamki i turnieje! rycerskie obyczaje. T�em tych opowie�ci bywa Stara Weso�a Anglia, czasem S�odka Francja, ale zawsze s� pe�ne przyg�d, fantazji, wiernie oddaj� klimat i koloryt wiek�w �rednich, a zarazem osobisty, entuzjastyczny stosunek pisarza do historii. Kiedy Pyle obchodzi� 50 urodziny, jego uczniowie chc�c sprawi� mu niespodziank�, przebrali si� za postaci z jego ulubionej ksi��ki: "Weso�e przygody Robin Hooda" (1883). Napisana pi�knym, j�drnym j�zykiem, zawiera malownicze plenery i obrazki obyczajowe z XII-wiecznej Anglii.. Jest to powie�� pe�na s�o�ca, humoru, rado�ci �ycia i optymizmu. Jej bohaterowie s� dzielni, odwa�ni i wierni. Kochaj� wolno��, przygod�, muzyk�, wino. Autor traktuje ich nieco z przymru�eniem oka, podkpiwa sobie z ich rubaszno�ci i nadmiernej mi�o�ci w�asnej. A jednocze�nie ceni za wra�liwo�� na ludzk� krzywd�, za dum� i odwag� w obliczu �mierci. �ycie w XII-wiecznej Anglii nie by�o bynajmniej sielankowe. Pyle wspomina - gwoli prawdy historycznej - o okrutnych prawach dla wie�niak�w, o �dzierstwie mo�nych i przekupstwie w�adz miejskich, o d�ugoletnich wojnach krzy�owych. Ale s� to wzmianki jakby przyciszone, przyt�umione. Bo "Weso�e przygody Robin Hooda" to niefrasobliwa ba�� o wdzi�ku m�odo�ci i rado�ci �ycia, szlachetnych zb�jcach i niezwyk�ych przygodach, o starych, dobrych czasach - jakie przetrwa�y w pie�niach trubadur�w. Ewa Kieruzalska Prolog, kt�ry opowiada o zwadzie Robin Hooda z kr�lewskim le�niczym, a tak�e o tym, jak Robin stworzy� band� i w weso�ej przygodzie zdoby� sobie przyjaciela, s�awnego Ma�ego Johna Za dawnych czas�w, gdy w weso�ej Anglii panowa� dobry kr�l Henryk II, w sherwoodzkich borach, nie opodal miasta Nottingham, �y� s�awny rozb�jnik imieniem Robin Hood. Nie by�o na �wiecie tak znakomitego �ucznika jak on ani nie by�o nigdy tak uciesznej kompanii jak jego stu czterdziestu kamrat�w, kt�rzy wraz z nim' buszowali po le�nych ost�pach. �yli 'sobie weso�o w sherwoodzkich borach, bez trosk i niedostatk�w, zabawiaj�c si� urz�dzaniem zawod�w �uczniczych albo szermierczych pojedynk�w na kije, �ywi�c si� kr�lewsk� dziczyzn�, t�go popijan� pa�dziernikowym piwem. Nie tylko sam Robin Hood, ale i wszyscy jego kamraci byli wyj�ci spod prawa i trzymali si� � dala od ludzi, a jednak pro�ci mieszka�cy okolic kochali ich, gdy� kto tylko w potrzebie zwr�ci� si� do weso�ego Robina o pomoc, nie odchodzi� nigdy z pustymi r�kami. A teraz opowiem wam, jak to si� sta�o, �e Robin Hood pope�ni� przest�pstwo, za co �cigany by� przez prawo. Gdy Robin Hood wyr�s� na osiemnastoletniego m�odzie�ca, o krzepkich mi�niach i dzielnym sercu, Szeryf Nottinghamu og�osi� zawody �ucznicze, wyznaczaj�c w nagrod� anta�ek piwa za najcenniejsz� strza�� w ca�ym hrabstwie Nottingham. "Wybior� si� i ja - rzek� Robin - rad bym spr�bowa� szcz�cia dla �licznych oczu mojej dziewczyny r anta�ka dobrej pa�dziernikowi!". Wsta� wi�c, wzi�� sw�j t�gi cisowy �uk, z tuzin albo i wi�cej wysmuk�ych strza� i wyruszy� do Nottinghamu z miasta Locksley przez sherwoodzkie bory. By� radosny majowy poranek, gdy �ywop�oty si� zieleni�, a ��ki ton� w kwiatach; 'gdy r�nobarwne stokrotki i ��te p�ki rze�uchy, i �liczne pierwiosnki sypi� si� wzd�u� ciernistych g�og�w; gdy kwitn� jab�onie i ptaki s�odko �piewaj�, skowronek. O brzasku, drozd i kuku�ka; gdy ch�opcy i dziewcz�ta spozieraj� na siebie z my�l� s�odk�; gdy skrz�tne gospodynie rozpo�cieraj� p��tna na soczystej trawie, by je s�o�ce wybieli�o. Szed� przez cudny las, w�r�d rozmigotanych li�ci ptaki �piewa�y pe�n� piersi� I rozweselony Robin pogwizdywa� sobie, id�c tak i my�l�c o jasnych oczach Marianny, bo o takiej porze my�li ch�opi�ce ch�tnie uciekaj�"do ukochanej dziewczyny. Kiedy tak szed� szparkim krokiem, pogwizduj�c beztrosko, natkn�� si� niespodzianie na grup� le�niczych siedz�cych pod ogromnym d�bem. By�o ich pi�tnastu, zabawiali si� ucztuj�c i pij�c. Obsiedli kr�giem olbrzymi pasztet, kt�rym ka�dy si� raczy� pe�n� .gar�ci� i popija� spienionym piwem, czerpi�c je wielkimi rogamr ze stoj�cej obok bary�ki. Ubrani w str�j le�niczych z jasnozielonego sukna, pi�knie si� prezentowali siedz�c tak na murawie pod roz�o�ystym, wspania�ym drzewem. Kt�ry� z nich, z pe�nymi ustami, zawo�a� do Robina: - Hej, dok�d to idziesz, ch�opaczku, z �ukiem za dwa grosze i ko�czanem niewartym szel�ga? Robin oburzy� si�, jako �e ch�opcy nie' cierpi�, aby im wytykano ^smarka ty wiek. - M�j �uk i moje strza�y - odpar� - nie gorsze s� od waszych. Co wi�cej, id� do miasta NottinghanVna zawody �ucznicze, sam Szeryf je og�osi�. I b�d� strzela� wraz z innymi dzielnymi szlachcicami, a najlepszy otrzyma w nagrod� anta�ek wybornego piwa. Na co odezwa� si� le�niczy ze spienionym rogiem w r�ce: - Patrzcie no go! Ch�opaczku, masz mleko pod nosem, a pleciesz, �e dor�wnasz najt�szym- strzelcom z Nottinghamu? Przecie� ty nawet prawdziwego �uku nie potrafisz porz�dnie naci�gn��. - Za�o�� si� z wami o dwadzie�cia marek - rzek� �mia�o Robin- �e na sto metr�w trafi� ka�dy cel z pomoc� Najja�niejszej Panienki,. Tamci wybuchn�li �miechem, a kt�ry� powiedzia�: -- Brawo, osesku, brawo za przechwa�k�! Dobrze wiesz, �e nikt ci� nie sprawdzi, bo nie ma tu do czego strzela�. A inny zawo�a�: - Zafunduj sobie, ch�opaczku, piwo z mleczkiem. Rozw�cieczy�o to Robina. - S�uchajcie no, wy - powiedzia�. - Tam, na skraju polany, widz� stado jeleni, dalej ni� sto metr�w. Za�o�� si� o dwadzie�cia marek, �e upoluj� najt�szego rogacza w stadzie, z przyzwoleniem Matki Naj�wi�tszej. - Przybijam - zawo�a� ten, kt�ry go zaczepi�. - I k�ad� dwadzie�cia marek. Za�o�� si�, �e nie ubijesz �adnej zwierzyny, cho�by� do jutra wzywa� Matk� Naj�wi�tsz�. Robin wzi�� do r�ki sw�j cisowy �uk, opar� go gryfem o podbicie stopy i zr�cznie na�o�y� ci�ciw�; po czym osadzi� smuk�� strza�� i podnosz�c �uk przyci�gn�� szare pi�ro do swego ucha; w jednej chwili zabrz�cza�a ci�ciwa i strza�a pomkn�a nad polan�, szybuj�c jak jastrz�b na p�nocnym wietrze. Na j szlachetniejszy rogacz w stadzie wspi�� si� rozpaczliwie i pad� martwy, rosz�c zielon� �cie�k� serdeczn� krwi�. - Ha! - wykrzykn�� Robin - jak wam si� ten strza� podoba, druhu mi�y? Dawaj zak�ad. Szkoda, �e nie za�o�y�em si� o trzysta funt�w. Le�niczych gniew ogarn��, a ten, kt�ry zaczepi� Robina i przegra� zak�ad, roze�li� si� najwi�cej. - Fig� dostaniesz, a nie zak�ad - zawo�a�. - I zmykaj lepiej, gdzie pieprz ro�nie, bo jak mi B�g mi�y, tak ci obij� gnaty, ze ci si� wszystkiego odechce. - Czy ty nie wiesz - powiedzia� drugi - �e zabi�e� kr�lewskiego jelenia i wedle praw Najja�niejszego Pana, kr�la Henryka, powinno ci si� zgoli� uszy? - �apa� go! - zawo�a� trzeci. - Wara - odezwa� si� czwarty - pu��my go wolno, bo to m�odzik jeszcze. Robin Hood nie odezwa� si� ni s�owem, tylko patrzy� na le�niczych ponuro; wreszcie odwr�ci� si� na pi�cie i poszed� precz przez polan�. Ale okrutny gniew �ciska� mu serce, gdy� Robin mia� krew m�od�, gor�c� i sk�onn� do wrzenia. Ot� lepiej by by�o dla tego, kt�ry, go pierwszy zaczepi�, gdyby zostawi� Robina w spokoju; ale z�o�� go ponios�a, bo mia� ju� mocno w czubie i nie m�g� znie��, �e taki smarkacz zakpi� sobie z niego. Wi�c znienacka zerwa� si� na nogi i schwyci� �uk. - Dam ci bobu! - zawo�a� i te �wistem wypu�ci� strza�� za Robinem. Robin powinien by� dzi�kowa� Bogu, �e le�niczemu od piwska we �bie si� kr�ci�o, inaczej po�egna�by si� z �yciem; strza�a �wisn�a o trzy cale od jego g�owy. Robin odwr�ci� si�, b�yskawicznie napi�� �uk i pos�a� swoj� strza��. - Powiedzia�e�, �e �aden ze mnie �ucznik - zakrzykn�� - ale spr�buj to powt�rzy�! Grot pomkn�� pro�ciutko, le�niczy z krzykiem" zwali� si� na ziemi� � leg� twarz� w trawie, z ko�czana grzechocz�c sypn�y si� strza�y, a szary be�t tkwi�cy w jego piersi zbroczy� si� krwi�. Ledwie tamci och�on�li t przera�enia, Robin znik� ju� w g��bi boru. Kilku pu�ci�o si� za nim, ale bez zbytniego zapa�u, gdy� i bali si� losu swego towarzysza. Zawr�cili wi�c, d�wign�li cia�o zabitego i ponie�li je do miasta Nottingham. Tymczasem Robin umyka� przez las. Przepad�a wszelka rado�� i nic go ju� nie cieszy�o, gdy� serce �ciska�o mu si� z �alu, a na duszy leg� ci�ar dokonanego morderstwa. - O, biada! - zawo�a�. - Przekona�e� si�, niestety, jaki ze mnie strzelec, twoja �ona b�dzie wi� si� z rozpaczy! Wola�bym, �eby� nie zaczepi� mnie ni s�owem albo �ebym nigdy nie spotka� ci� na swej drodze, albo �ebym straci� wielki palec u prawej r�ki, zanim do tego dosz�o! Porywczy jestem, ale bolej� potem nad miar� l - Jednak�e przy ca�ym frasunku przypomnia� sobie stare przys�owie: "Co si� sta�o, to si� nie odstanie" i "Nie skleisz rozbitego jajka". I tak to Robin musia� zamieszka� w borze, kt�ry sta� si� jego domem na d�ugie lata, nigdy ju� nie mia� zazna� szcz�liwych dni w gronie ch�opc�w i dziewcz�t z mi�ego miasta Locksley. Zosta� bowiem wyj�ty spod prawa nie tylko dlatego, �e pope�ni� morderstwo, ale i z tej przyczyny, �e zabijaj�c kr�lewskiego jelenia dopu�ci� si� k�usownictwa, i dwie�cie funt�w wyznaczono za jego g�ow� w nagrod� dla ka�dego, kto przywiedzie go przed kr�lewski s�d. A Szeryf Nottinghamu zaprzysi�g�, �e w�asnor�cznie dostarczy tego �otra, Robin Hooda, przed oblicze sprawiedliwo�ci, i to z dw�ch wzgl�d�w: najpierw, �e sam chcia� zagarn�� dwie�cie funt�w, a po wt�re, �e le�niczy, kt�rego zabi� Robin, by� krewniakiem Szeryfa. Ale Robin Hopd zaszy� si� na rok w sherwoodzkich borach t w ci�gu tego czasu zgromadzi�o si� przy nim wielu jemu-podobnych banit�w, wyrzuconych ze swoich spo�eczno�ci za to czy owo. Jedni upplowali jelenia podczas g�odowej zjmy, kiedy nie by�o co w�o�y� do garnka, i zostali przy�apani przez le�niczych, ale zdo�ali im uciec ratuj�c w�asne uszy; innych wydziedziczono z gospodarstw, aby powi�kszy� �owieckie tereny kr�la w sherwoodzkich borach; jeszcze innych obdar� doszcz�tnie Jaki� wielki baron albo bogaty opat, alba wielmo�a - wszyscy z tej czy innej przyczyny zbiegli do Sherwoodu, aby uj�� prze�ladowaniom i bezprawiu. Tak wi�c w ci�gu tego roku ze stu albo-i wi�cej dzielnej szlachty zebra�o si� wok� Robin Hooda i obwo�a�o go swym naczelnikiem i wodzem. Wnet poprzysi�gli, �e tak jak ich ograbiono, tak te� b�d� grabili swoich ciemi�zc�w, ju� to opat�w! baron�w, rycerzy czy wielmo��w, i ka�demu odbiera� to, co tamci wymusili na biedakach przez niesprawiedliwe podatki albo dzier�awy, albo krzywdz�ce grzywny; ale ubogim b�d� zawsze spieszy� z pomoc� i zwraca� im to, co im bezprawnie wydarto. Ponadto przysi�gli, �e nigdy nie skrzywdz� dziecka ani niejviasty - panienki, zam�nej czy wdowy. Tak wi�c po pewnym czasie, kiedy ludzie spostrzegli, �e nie grozi im od nich �adna krzywda, �e pieni�dzmi czy �ywno�ci� wspomagaj� w potrzebie niejedn� zubo�a�� rodzin�, w�wczas zacz�li wys�awia� Robin Hooda i jego weso�� kompani� . i opowiada� wiele historii o nim i jego czynach w sherwoodzkim borze, gdy� czuli, �e jest im bratem. Kt�rego� pi�knego ranka, kiedy wszystkie ptaki �piewa�y rado�nie w�r�d li�ci, Robin wsta� ze snu, a wraz z nim wstali jego weseli kompani, aby umy� si� dziarsko w zimnym strumieniu, kt�ry pluska� swawolnie w�r�d g�az�w. Rzek� im Robin: "Od dw�ch tygodni nie mieli�my rozrywki, p�jd� wi�c poszuka�, przygody Ale wy, ch�opcy, zosta�cie wszyscy w lesie, baczcie tylko dobrze na m�j sygna�. Gdy b�d� w potrzebie, po trzykro� zadm� w. r�g, wtedy czym pr�dzej spieszcie mi na pomoc". Co powiedziawszy pow�drowa� przez szumi�ce le�ne polany, a� znalaz� si� na granicy sherwoodzkich bor�w. Tam wa��sa� si� d�ugo t�dy i ow�dy, po jarach i parowach na skraju las�w. To spotka� ho�� dziewczyn� na cienistej �cie�ce i zamieni� z ni� �arcik; to jad�c� st�pa pi�kn� dam� w siodle, przed kt�r� zami�t� ko�pakiem, a ona odk�oni�a si� godnie mi�emu m�odzianowi; to ujrza� t�ustego mnicha na objuczonym o�le; to wspania�ego rycerza z kopi�, tarcz� i w zbroi b�yskaj�cej w s�o�cu; to pazia odzianego na czerwono; to zn�w krzepkiego mieszczucha z dobrego miasta Nottingham, zd��aj�cego naprz�d statecznym krokiem; wszystko to widzia�, ale przygody nie napotka� �adnej. Wreszcie poszed� skrajem lasu, �cie�yn�, kt�ra prowadzi�a w dolin� nad szeroki �wirowaty strumie� do w�ziutkiego mostku z jednej belki. Schodz�c nad wod� Robin zauwa�y�, �e jaki� dr�gal zbli�a si� do mostku z przeciwnej strony. Robin od razu przy�pieszy� kroku, a nieznajomy uczyni� to samo; ka�dy chcia� przej�� pierwszy. - Nie pchajcie no si� - zawo�a� Robin - pu��cie najpierw tego, kt�ry lepszy. - W takim razie sam si� nie pchaj - odpar� nieznajomy - bo widzi mi si�, �e to ja jestem lepszy. - To si� zaraz oka�e - rzek� Robin. - Spr�buj tylko ruszy� si� z miejsca. Kln� si� na g�ow� �wi�tej Elfridy, �e poka�� ci, jak si� w Nottinghamie ta�czy ze strza�� pod pi�tym �ebrem. - A ja ci wygarbuj� sk�r� na tyle odcieni, ile ma �ebracza opo�cza - odpar� nieznajomy - je�li tylko dotkniesz si� ci�ciwy tego �uku, kt�ry trzymasz w r�ce. - Gadasz jak osio� - rzek� Robin - bo mog� ci przedziurawi� �licznie zadufane serduszko, zanim mnich moczy morda zd��y odm�wi� dzi�kczynienie nad pieczon� g�si� na �wi�tego Micha�a. - A ty gadasz jak tch�rz - odpar� nieznajomy - bo trzymasz w gar�ci dobry cisowy �uk, ja za� nie mam nic pr�cz zwyk�ej pa�ki, �eby si� z tob� zmierzy�. - Ha! - zakrzykn�� Robin - ,na m� cze��, nikt mnie jeszcze nie wyzwa� od tch�rz�w. Od�o�� m�j wierny �uk � strza�y i je�li o�mielisz si� na mnie zaczeka�, p�jd� i wytn� t�g� pa��, i zobaczymy, co z ciebie za m�czyzna. - Ohoho. Zaczekam, zaczekam, i to z ch�ci�- rzek� nieznajomy, po czym wspar� si� krzepko o swoj� pa�k�. 'Robin skoczy� w zaro�la i wyci�� dobr� pa�k� z m�odego d�bczaka, prost�, bez s�k�w, d�ug� na sze�� �okci, � wr�ci� obciosuj�c ga��zki, podczas gdy nieznajomy wsparty ha kiju czeka� na niego, pogwizduj�c sobie i rozgl�daj�c si� wok�. Robin sposobi�c pa�k� przygl�da� mu si� bacznie k�tem oka, mierz�c go od st�p do g��w, i my�la�, �e nigdy jeszcze nie widzia� tak krzepkiego i po-t�nego ch�opa. Robin by� wysoki, ale nieznajomy przerasta� go o g�ow�, mia� ponad dwa metry wzrostu. Robin by� t�gi w barach, ale nieznajomy t�szy co najmniej o dwie d�onie, � w pasie gruby na �okie�. "A jednak - powiedzia� sobie. Robin - z rado�ci� policz� ci gnaty, druhu mi�y", po czym g�o�no rzuci�: - Hej, oto moja pa�a, t�ga i mocna. Zast�p mi drog�, je�li �miesz, i zmierz si� ze mn�, je�li si� nie boisz. Zobaczymy, kto pierwszy wykopyrtnie si� do wody. - W to mi graj! - zawo�a� nieznajomy i zakr�ci� kijem takiego m�ynka nad g�ow�, a� za�wiszcza�o. Nawet rycerze Okr�g�ego Sto�u nie stoczyli nigdy zaci�tszej walki jaK ci dwaj. W jednej chwili Robin wskoczy� na k�adk�, na kt�rej sta� nieznajomy. Najpierw zafuszerpwa�, a potem wymierzy� taki cios w g�ow�, �e gdyby doszed� do celu, tamten piorunem wyl�dowa�by w strumieniu, lecz przeciwnik zgrabnie sparowa� cios i odda� mu nie gorzej, ale i Robin Hood zd��y� sparowa�. Z dobr� godzin� walczyli nie cofaj�c si� o cal, wiele cios�w pad�o z obu stron, tu i �wdzie pojawi�y si� ju� si�ce i guzy, a �aden z walcz�cych ani my�la� zawo�a�: "Do��", ani nie kwapi� si� spa�� z k�adki. Co pewien czas dla odpoczynku przerywali pojedynek i jeden my�la� o drugim, �e w �yciu nie spotka� takiego mistrza w fechtunku na kije. Wreszcie Robin trafi� tamtego w bok, a� mu kurtka zakurzy�a jak wilgotna strzecha na s�o�cu. Cios by� tak pot�ny, �e przeciwnik o ma�y w�os nie zwali� si� z.k�adki, ale b�yskawicznie odzyska� r�wnowag� i z prawicy wyr�n�� Robina w �eb, a� krew posz�a, Robin rozw�cieczy� si� do bia�ej gor�czki i �wisn�� pa�k� z ca�ych si�, ale tamten odpar� cios i znowu grzmotn�� Robina tak pi�knie, �e Robin na �eb i szyj� zwali� si� do wody, tak jak kr�lowa w grze w kr�gle. - No i gdzie� si� podzia�, m�j ch�opcze? - zawo�a� nieznajomy, �miej�c si� do rozpuku. - A p�yn� sobie z pr�dem - odkrzykn�� Robin, chichocz�c z w�asnej biedy. Odzyskawszy grunt pod nogami zacz�� brodzi� do brzegu, p�osz�c pluskaniem przera�one i umykaj�ce na wsze strony rybki. - Podaj mi tek� - zawo�a�, kiedy doszed� do brzegu.- Musz� przyzna�, �e z ciebte dzielny ch�op i pa�k� nosisz nie od parady. Tak mi przy�o�y�e�, �e W g�owie mi szumi jak w ulu. Po czym przycisn�� do ust sw�j r�g i zagra� sygna�, kt�ry rozp�yn�� si� echem po le�nych ost�pach. - Dalib�g - odezwa� si� znowu - ch�op z ciebie jak �wieca, no i dzielny na dodatek. W�tpi�, �eby st�d do Canterbury znalaz� si� kto�, kto by mnie tak potrafi� urz�dzi�. - A ty - odpar� �miej�c si� nieznajomy r- mimo �e ci� obi�em, zachowujesz si� jak. prawdziwy chwat. Ale oto zaszele�ci�y zaro�la i raptem z dwa tuziny t�gich zabijak�w w zielonym odzieniu wypad�o z g�stwiny z weso�ym Willem Stutely na czele. - C� to, wodzu? - zawo�a� Will. - Mokry jeste� od st�p do g��w, suchej nitki nie widz� na tobie. - W rzeczy samej - odpar� Robin - to ten osi�ek zwali� mnie do wody na z�amanie karku i jeszcze wy�oi� mi sk�r�. -To my mu dopiero sprawimy �a�ni�! - krzykn�� Wili Stutely. - Bra� go, ch�opcy! Rzucili si� na niego hurmem, ale on broni� si� zadaj�c t�gie ciosy pa�k�, i cho� uleg� przewadze, niejednemu nabi� guza, zanim go pokonali. - Do��, zabraniam! - zawo�a� Robin �miej�c si�, a� go zn�w Zabola�y obite boki. - To naprawd� dobry cz�ek i prawy, nie wolno mu robi� krzywdy. S�uchaj no, bracie, nie chcia�by� zosta� ze mn� i przy��czy� si� do mojej bandy? Dostaniesz co roku trzy nowe ubrania z zielonego sukna, czterdzie�ci marek zap�aty i b�dziesz dzieli� z nami wszystko, co B�g da. Zajada� smakowit� sarnin� i pi� najmocniejsze piwo. Naznacz� ci� swoim zast�pc� bo nigdy w �yciu nie widzia�em takiego mistrza w walce na pa�ki M�w, przystaniesz do mojej weso�ej kompanii? - Tego to ja nie wiem - odpar� opryskliwie nieznajomy, z�y �e go tak poturbowano. - Je�li tak samo radzisz sobie z �ukiem jak z d�bow� pa�k�, to nie wart jeste�, aby ci� nazwa� szlachcicem. Ale je�li kto� z was potrafi strzeli� celniej ode mnie, to wtedy si� zastanowi�, czyby do was nie przysta�. - Jak Boga kocham - powiedzia� Robin - zuchwa�y z ciebie �otrzyk, mo�panie. Ale ugn� si� przed tob� jak przed nikim jeszcze. Stutely, bracie, skocz no, wytnij �adny kawa�ek bia�ej kory na jakie� cztery pa�ce i przytwierd� go z osiemdziesi�t metr�w st�d, o, na tamtym d�bie. No, chojraku, poceluj w to �licznie, skoro� taki �ucznik. - A� ch�ci� - odpar� nieznajomy. - Dajcie mi mocny �uk i dobr� strza��, jak nie poceluj�, to mo�ecie �ci�gn�� mi �achy i osmaga� na go�o ci�ciwami. Po czym wybra� najmocniejszy �uk po �uku Robina i smuk�� strza��, dobrze opierzon� i g�adk�, i bior�c cel - podczas gdy tamci roz�o�eni na murawie obserwowali go bacznie - napi�� �uk i wypu�ci� strza�� tak zgrabnie, �e trafi�a pro�ciutko w sam �rodek bia�ego wycinka z kory. - Aha! - zawo�a� - popraw, je�li potrafisz. Nawet ch�opcy Robin Hooda nagrodzili go oklaskami. - Sprytny strza�, rzeczywi�cie - przyzna� Robin - poprawi� go nie mog�, ale zepsu� mo�e mi si� uda. Bior�c sw�j wypr�bowany �uk i mierz�c Jak najuwa�niej, strzeli� z niezr�wnanym kunsztem, Strza�a �mign�a prosto, jej grot trafi� w sam� nasad� strza�y tamtego tak silnie, �e rozszczepi� j� na drzazgi. Le�ni ludzie zerwali si� krzycz�c z rado�ci, �e ich w�dz tak si� wspaniale popisa�. - O, na cisowy �uk �wi�tego Witholda - zawo�a� nieznajomy - to dopiero strza�, w �yciu czego� takiego nie widzia�em! Zostaj�, druhu, z tob�, i to na dobre. Adam Bell to by� �ucznik, ale nawet on tego'nie potrafi�! - No, to zyska�em dzi� prawdziwego chwata - powiedzia� weso�y Robin. -, A jak�e si� zwiesz, bracie? - W moich stronach zw� mnie John Ma�y - odpar� tamten. Na co odezwa� si� Will Stutely, kt�ry lubi� dobre �arty. - Nie, male�stwo kochane - rzek� - nie podoba mi si� twoje imi� i z ch�ci� bym je przeinaczy�. Ma�y jeste� zaiste, taki drobniutki i cherlawy, a zatem nadajemy ci imi� Ma�ego Johna, a ja b�d� twym ojcem chrzestnym. Wszyscy wybuchn�li g�o�nym �miechem, a� tamten si� obruszy�. - Je�li kpisz sobie ze mnie - zwr�ci� si� do Willa - to zaraz tego gorzko po�a�ujesz. - Nie, przyjacielu - powiedzia� Robin Hood - porzu� gniew, bo to imi� pasuje do ciebie jak ula�. Ma�ym Johnem odt�d b�dziemy ci� zwa� i niech tak pozostanie. Jazda, ch�opcy, id�my przygotowa� chrzciny na cze�� naszego noworodka. Ruszaj�c precz od strumienia zanurzyli si� w las i szli nim d�ugo, a� dotarli do swego obozowiska w g��bi bor�w. Sta�y tam sza�asy z ga��zi i kory, zaopatrzone w legowiska z wonnego sitowia i p�owych sk�r. Po�rodku wznosi� si� ogromny, .roz�o�ysty d�b, pod kt�rym na tronie z zielonego mchu w czasie uczt i zabaw siadywa� R�bin w otoczeniu swoich towarzyszy. Spotkali tu reszt� dru�yny, niekt�rzy w�a�nie powr�cili z �ow�w d�wigaj�c t�uste �anie. Wsp�lnie rozniecili wielkie ogniska, upiekli zwierzyn� na ro�nie i odszpuntowali beczk� musuj�cego piwa. Kiedy uczta by�a gotowa, zasiedli do niej, a Rob�n posadzi� Ma�ego Johna po swej prawicy, gdy� odt�d mia� on by� pierwszym po wodzu. Po sko�czonej uczcie odezwa� si� Will Stutely: - Widzi mi si�, �e czas ochrzci� nasze drogie dzieci�, co wy na to, ch�opcy? - Tak! Tak! - zawo�ali zgodnie, �miej�c si�, a� b�r hucza� od ich weso�o�ci. - Przyda si� z siedmioro rodzic�w chrzestnych - powiedzia� Will Stutely wy�apuj�c z gromady najt�szych zabijak�w. - O, na �wi�tego Dunstana - krzykn�� Ma�y John zrywaj�c si� z miejsca - niejeden z was gorzko po�a�uje, jak mnie tylko dotknie palcem. Ale tamci bez s�owa rzucili si� na niego, schwycili go za nogi i za ramiona, cho� si� wyrywa�, i trzymaj�c go mocno, d�wign�li w g�r�, a inni otoczyli ich ko�em, ciekawi zabawy. Wtedy wyst�pi� ten, kt�rego wybrano na ksi�dza, bo by� �ysy jak kolano; dzier�y� w r�ce spieniony kufel piwa. - Kto trzyma to dzieci� do chrztu? - zapyta� z ca�� powag�. - Ja, ojcze wielebny - odpar� Will Stutely. - A jakim imieniem go zwiesz? - Zw� go Ma�y John. - Ot�, Ma�y Johnie - powiedzia� "niby-ksi�dz" -,do tej pory nie �y�e� wcale, tylko pa��ta�e� si� po �wiecie, ale od tej chwili �y� b�dziesz naprawd�. Kiedy nie �y�e�, zwano ci� John Ma�y, ale teraz, kiedy �yjesz naprawd�, zwa� si� b�dziesz Ma�y John, chrzcz� ci� przeto. - Z tymi s�owy wyla� kufel na g�ow� Ma�ego Johna. Wybuchn�li gromkim �miechem widz�c, }ak brunatne piwo �cieka mu po brodzie, kapie z nosa, szczypie w oczy, kt�rymi mruga� rozpaczliwie. Z pocz�tku chcia� .si� rozgniewa�, ale inni tak si� �wietnie bawili, �e i on roze�mia� si� z nimi. Robin wzi�� to s�odkie dzieci�, odzia� je od st�p do g��w w zielone sukno, wr�czy� mu dobry, mocny �uk i tak przyj�� go na kamrata do swojej weso�ej bandy. Tak to si� sta�o, �e Robin Hood zosta� wyj�ty spod prawa; tak to zebra�a si� jego weso�a kompanja i tak to zdoby� sobie przyjaciela i zast�pc�, Ma�ego Johna; i na tym ko�czy si� prolog. A teraz opowiem, jak Szeryf Nottinghamu po trzykro� usi�owa� schwyta� Robin Hood� i ani razu mu si� nie uda�o". Cz�� pierwsza, kt�ra opowiada o tym, jak Szeryf Nottinghamu poprzysi�g� rozprawi� si� z Robin Hoodem i po trzykro� pr�bowa�, a za ka�dym, razem zosta� wystrychni�ty na dudka I. Robin Hood i Kotlarz Wspominali�my ju�, �e za g�ow� Robin Hooda wyznaczono dwie�cie funt�w nagrody, a Szeryf Nottinghamu przysi�g�, �e w�asnor�cznie pojmie Robina, bo sam mia� chrapk� na pieni�dze i chcia� "si� zem�ci� za �mier� swego krewniaka. Ot� Szeryf nie wiedzia� jeszcze, jak� si�� ma przy sobie Robin w sherwoodzkich borach, i my�la�, �e wystarczy wyda� nakaz aresztowania, tak jak na ka�dego zwyk�ego przest�pc�. Obiecywa� przeto czterdzie�ci z�otych dukat�w temu, kto przedstawi Robinowi �w nakaz. Ale mieszka�cy Nottinghamu, wiedzieli o Robin Hoodzie i jego czynach wi�cej ni� Szeryf i �mieli si� w ku�ak na sam� my�l o dor�czeniu nakazu dzielnemu banicie, zdaj�c sobie spraw�, �e. mog� na tym zarobi� tylko pot�nego guza; wi�c te� nikt si� do tego nie kwapi�. Przesz�y ze dwa tygodnie, a �ywa .dusza nie zg�osi�a si� na ochotnika. Zdumia� si�" Szeryf i powiedzia�: - Nielich� nagrod� obieca�em ka�demu, kto dor�czy m�j nakaz Robin Hoodowi, i dziwi� si�, �e nikt nie zg�osi� si� do tej pory. Na co jeden z jego ludzi, kt�ry by� w pobli�u, powiedzia�: TT- �askawy panie, nie wiesz, jak� si�� Robin Hood ma przy sobie i jak ma�o go obchodzi werdykt kr�la czy Szeryfa. Zaprawd�, nikt nie ma ochoty podj��' si� tego zadania ze strachu o w�asn� sk�r�. - Wi�c wszyscy Nottinghamczycy to tch�rze! - powiedzia� Szeryf. - I niech mi ktokolwiek w ca�ym hrabstwie Nottingham o�mieli si�*' nie us�ucha� werdyktu mi�o�ciwie nam panuj�cego kr�la Henryka, a na bazylik� �wi�tego Edmunda, powiesz� takiego na najwy�szej so�nie l Ale je�li nikt w Nottinghamie nie ma odwagi zdoby� czterdziestu dukat�w, to poszukamy gdzie indziej, bo przecie� gdzie� s� odwa�ni ludzie w tym kraju. Wezwa� zaufanego pos�a�ca, kaza� mu osiod�a� konia, wybra� si� do miasta Lincoln i zobaczy�, czy znajdzie si� kto�, kto nie stch�rzy i zdob�dzie nagrod�. Tak wi�c tego samego ranka pos�aniec wyruszy� ze swoj� misj�. Jaskrawe s�o�ce pra�y�o na trakcie, kt�ry wi�d� z Nottinghamu do miasta Lincoln, ci�gn�c si� wyjrtowia�� wst�g� przez g�ry i do�y. Na go�ci�cu by�o pe�no kurzu i pos�aniec na�yka� go si� dosy�, wi�c serce w nim z, rado�ci podskoczy�o, gdy ujrza� przed sob� szyld ober�y pod '"B��kitnym Dzikiem",' a zrobi� ju� wi�cej ni� po�ow� drogi. Gospoda przypad�a mu do gustu, rosn�ce wok� d�by rzuca�y tak ch�odny i przyjemny cie�, �e zsiad� z konia, aby chwil� odpocz��, i zawo�a� o garniec piwa dla przep�ukania gard�a. Ujrza� tam rozbawion� kompani� siedz�c� pod roz�o�ystym d�bem, kt�ry ocienia� warzywne grz�dy przed gospod�. By� w�r�d nich kotlarz, dw�ch bosonogich mnich�w i sze�ciu kr�lewskich le�niczych odzianych w stroje z zielonego sukna; popijali wszyscy musuj�ce piwo i �piewali weso�e ballady z dawnych, dobrych czas�w. Le�niczy �mieli si� g�o�no, dogaduj�c sobie nawzajem - jeszcze g�o�niej �mieli si� braciszkowie, bo byli to krzepcy ludzie z brodami k�dzierzawymi jak czarne barany, ale najg�o�niej �mia� si� Kotlarz i �piewa� z nich wszystkich naj�adniej. Torba jego i miot wisia�y na d�bowym s�ku, obok sta�a wsparta o pie� maczuga, gruba jak pi��. - Chod�cie - zawo�a� jeden z le�niczych do znu�onego pos�a�ca -r- wypijcie z nami jedn� kolejk�. Hej, gospodarzu, jeszcze raz po pe�nym garncu dla ka�dego. Pos�aniec ca�kiem ch�tnie przysiad� si� do nich, gdy� czu� zm�czenie w ko�ciach, a piwo by�o przednie. - C� to za wie�ci niesiecie? - zagadn�� jeden z biepiadni-k�w. - I dok�d wam tak spieszno'? Pos�aniec by� cz�ekiem gadatliwym i lubi� sobie poptot&�wa�, a garniec piwa nastroi� go serdecznie; usadowi� si� na �awie - podczas gdy gospodarz opar� si� o framug� drzwi, a gospodyni sta�a z r�kami za�o�onymi pod fartuchem - i wy�o�y� sw�j zapas wie�ci z wielk� satysfakcj�. Opowiedzia� wszystko od samego pocz�tku: jak Robin Hood zabi� le�niczego i ukry� si� w borach, aby uj�� przed prawem; jak �y� sobie w lesie gardz�c wszelkimi zakazami, B�g �wiadkiem, poluj�c na kr�lewskie jelenie i pobieraj�c myto od t�ustych opat�w, rycerzy i wielmo��w, tak �e nikt nie odwa�y si� podr�owa� nawet szerokim traktem Watling ani przez Fosse Way ze strachu przed nim; o tym, jak Szeryf, niech B�g ma go w swojej opiece, pan �askawy, kt�ry jemu, pos�a�cowi, wyp�aca co sobot� sze�� pens�w bit� kr�lewsk� monet�, nie licz�c bary�ki piwa na �wi�tego Micha�a i t�ustej g�si na Bo�e Narodzenie, postanowi� w imieniu kr�la wyda� nakaz aresztowania na tego �otra, cho� tamten gwi�d�e sobie na s�owo kr�la czy Szeryfa, bo daleko mu do tego, aby by� cz�ekiem prawomy�lnym. Z kolei opowiedzia�, �e nikt w ca�ym mie�cie Nottingham nie podj�� si� dor�czenia tego nakazu ze strachu o w�asn� sk�r� i jak to on, pos�aniec, jedzie w�a�nie do Lincolnu zobaczy�, co s� warci tamtejsi m�czy�ni, i czy znajdzie si� kto�, kto o�miek si� dor�czy� on�e nakaz; no i �e nie siedzia� jeszcze w tak znakomitej kompanii i w �yciu nie pr�bowa� tak dobrego piwa. S�uchali go z otwartymi ustami, bo by�a to dla nich wy�mienita gadka. A kiedy sko�czy�, odezwa� si� rubaszny Kotlarz. - Wszak pochodz� z zacnego miasta Banbury - rzek� - i nikt z Nottinghamu - ani z samego Sherwoodu, je�li o to chodzi - nie sprosta mi w walce na pa�ki. Baczcie no, ch�opcy, czy� nie spotka�em si� z tym zwariowanym samochwa��, Szymonem z Ely, i to na s�awnym jarmarku w Hertfordzie, gdzie pokona�em go na oczach sir Roberta z Leslie i jego ma��onki? Ten�e sam Robin Hood, o kt�rym - co tu gada� - pierwszy raz s�ysz�, to niczego sobie zabijaka, a je�li tak silny, to czy� jam nie silniejszy? A je�li sprytny, to czy� mnie brak sprytu? O, na cudne oczy Kasi z M�yna i na me w�asne imi�, jakem Wat Maczuga, i na syna mej matki, to znaczy na siebie, kln� si�, �em got�w jest, ja sam, Wat Maczuga, w pojedynk� spotka� tego zatwardzia�ego �otra, i je�li nie uszanuje piecz�ci .mi�o�ciwie nam panuj�cego kr�la Henryka i nakazu zacnego Szeryfa hrabstwa Nottingham, to tak mu poharatam, ponabijam i rozkwasz� �epetyn�, �e wi�cej ma�ym palcem nie poruszy! S�yszeli�cie, ch�opaki? No to wypijmy se jeszcze po dzbanie. - Znalaz�em was w korcu maku - zawo�a� pos�aniec. - Natychmiast jedziecie ze mn� do Nottinghamu. - Co to, to nie - powiedzia� Kotlarz, powoli kr�c�c g�ow�. - Z nikim nie pojad�, chyba �e sam zechc�. - Ma si� rozumie� - powiedzia� pos�aniec. - W ca�ym hrabstwie Nottingham nie ma takiego, kto by m�g� ci� do czego� zmusi�, dzielny cz�eku. - Obym by� dzielny - rzek� Kotlarz. - Wszak jeste�, jeste� dzielny - powiedzia� pos�aniec. - Tylko �e nasz dobry Szeryf obieca� czterdzie�ci szczeroz�otych dukat�w ka�demu, kto dor�czy Robin Hoodowi nakaz aresztowania, cho� to i tak na niewiele si� zda. - W takim razie p�jd� z tob�, brachu. Poczekaj, tylko wezm� torb�, m�ot i pa�k�. Niech jeno spotkam tego tam Robin Hooda, a zobaczymy, czy nie pos�ucha kr�lewskiego nakazu. Tak wi�c zap�aciwszy swoj� cz�� pos�aniec z Kotlarzem krocz�cym u strzemienia wyruszyli z powrotem do Nottinghamu. W jaki� czas potem, kt�rego� pi�knego poranka Robin Hood wyruszy� do Nottinghamu, aby si� dowiedzie�, co s�ycha� w mie�cie. Szed� sobie weso�o brzegiem go�ci�ca, po murawie pe�nej stokrotek, rozgl�daj�c si� i my�l�c o tym i owym. R�g ko�ysa� �mu si� na biodrze, �uk i ko�czan przewiesi� przez plecy, a w r�ce ni�s� t�gi d�bowy kij, kt�rym id�c wywija� m�ynka. Zapuszczaj�c si� w ocieniony par�w ujrza� jakiego� kotlarza, kt�ry zbli�a� si� z naprzeciwka, wy�piewuj�c weso�� piosenk�. Na plecach mia� torb� i m�ot, w gar�ci nielich� maczug�, a �piewa� sobie tak: Gdy str�ki grochu p�kaj� - a r�g G�osi ogarom, �e zacz�te �owy - Gdy mali ch�opcy nad brzegami strug Pas� owieczki i �aciate krowy... - Witaj, przyjacielu! .- zawo�a� Robin. Ja sobie zbieram czerwone poziomki - Witaj! - powt�rzy� Robin. W le�nym parowie w�r�d mi�kkiego mchu. - Hej, czy� ty g�uchy, cz�eku! Przyjacielu, wo�am! - A kto� ty taki, �e �miesz przerywa� �adn� �piewk�? - rzek� Kotlarz urywaj�c pie��. - Sam witaj, jak ci� tam zwa�, czy� przyjaciel, czy nie. Ale powiadam ci z g�ry, m�j drabie, je�li� jest przyjacielem, to chwa�a nam obu, a je�li nie, to marny tw�j los. - B�d�my przyjaci�mi - rzek� swawolny Robin - bo marnie, je�li marnie, a marniej, je�li twoja pa�a nie obr�ci si� na marne, wi�c b�d�my przyjaci�mi. - Zgoda - powiedzia� Kotlarz. - Ale, m�ody przyjacielu, tak gibko obracasz j�zykiem, �e nad��y� za tob� nie spos�b z takim ci�kim pomy�lunkiem jak m�j, a m�w�e pro�ciej, je�li �aska, bo ze mnie prosty cz�ek, s�owo daj�. - A sk�d�e ty pochodzisz, t�gi chwacie? - zagadn�� Robin. - Z Banbury - odpar� Kotlarz. - O, na Boga! - rzek� Robin. - Z�e wie�ci dosz�y mnie dzi� rano. - Ha, co ty powiesz? - zawo�a� skwapliwie Kotlarz. - A dy� gadaj szybko. Jako widzisz, jestem kotlarz, a w moim fachu cz�ek si� robi �asy na wie�ci niczym katabas na szel�gi. - No to s�uchaj, co ci powiem - rzek� Robin - ale trzymaj si� dzielnie, bo wie�ci s� paskudne, bracie. Dosz�o do moich uszu, �e dwaj kotlarze siedz� w dybach za picie miodu i piwa! - A niech ci� zaraza ze�re, ciebie i twoje wie�ci, ty parszywy psie - zawo�a� Kotlarz - bo �le si� wyra�asz o dobrych ludziach. Ale to naprawd� smutna wiadomo��, kiedy dw�ch siedzi w dybach. - Nie, bracie - powiedzia� Robin - mylisz si�, s�ysza�e� dzwon, ale nie wiesz, gdzie on. Wiadomo�� jest smutna, bo tylko dw�ch siedzi w dybach, a reszta swobodnie szwenda si� po kraju. - O, na cynowy p�misek �wi�tego Dunstana - zawo�a� Kotlarz - mam wielk� ochot� policzy� ci gnaty za ten pod�y �art. Ale je�li ludzi pakuj� w dyby za picie miodu i piwa, to licz�, �e i ciebie ta przyjemno�� nie ominie. Za�mia� si� Robin szeroko i zawo�a�: - Brawo, Kotlarzu, brawo! Ale� tw�j dowcip jest jak piwo, zaczyna si� pieni�, kiedy dobrze �cierpnie. Chod��e wi�c ze mn� pro�ciute�ko pod "B��kitnego Dzika" i jak potrafisz tyle wypi�, na ile wygl�dasz, a g�ow� dam, �e mnie nie zawiedziesz, to przygotuj gard�o na taki napitek, �e lepszego nie ma w ca�ym szerokim hrabstwie Nottingham. - O, jak Boga kocham - powiedzia� Kotlarz - dobry z ciebie ch�op mimo parszywego j�zyka. Przypad�e� mi do serca, kochasiu, je�li zaraz nie p�jd� z tob� pod "B��kitnego Dzika", mo�esz mnie zwa� �mierdz�cym poganinem. - Opowiedz mi, co w �wiecie s�ycha�, przyjacielu - rzek� Robin, kiedy tak w�drowali razem. - Kotlarze, moim zdaniem, s� tak naszpikowani wiadomo�ciami jak prosi� farszem. - Masz szcz�cie, �e pokocha�em ci� jak brata, m�j ty zuchu - rzek� Kotlarz - inaczej nic bym ci nie opowiedzia�. Bo przebieg�y jestem, cz�eku, i czeka mnie tak powa�ne zadanie, �e wyt�y� musz� ca�y dowcip. Id� w�a�nie na poszukiwanie �mia�ego rozb�jnika, kt�rego tutejsi ludzie zw� Robin Hoodem. W sakwie mam nakaz aresztowania, s�owo daj�, pi�knie wypisany na pergaminie i z wielk� czerwon� piecz�ci� na znak, �e jest prawomocny. Gdyby mi si� tylko uda�o spotka� tego Robin Hooda, po�o�� na nim areszt, a jakby nie pos�ucha�, to spior� go tak, a� wszystkie jego �ebra zaczn� wrzeszcze�: "Amen". Ale ty mieszkasz w tych stronach, mo�e znasz go osobi�cie, przyjacielu? - A owszem, znam go troch�,- rzek� Robin. - Widzia�em go nawet dzisiaj. Ale ludziska powiadaj�, Kotlarzu, �e z niego zwyk�y zb�j, ponury i chytry. Lepiej pilnuj swego nakazu, cz�eku, bo jeszcze ci go ukradnie z twojej w�asnej sakwy. - Niech tylko spr�buje! - krzykn�� Kotlarz. - Mo�e on i chytry, ale jam te� nie w ciemi� bity. Niechbym go spotka� oko w oko! - i potrz�sn�� swoj� maczug�. - Ale jak on wygl�da, ch�opcze? - Do mnie podobny - za�mia� si� Robin - z wzrostu i postawy, a wiekiem prawie m�j r�wie�nik i oczy ma te� niebieskie jak moje. - E, tam - powiedzia� Kotlarz - z ciebie jeszcze ca�kiem m�ody ch�opak. Wyobra�am sobie, �e to t�gi i brodaty cz�ek, nottinghamczycy tak si� go boj�. - Pewno, �e jest m�odszy od was i nie taki postawny - powiedzia� Robin. - Ale powiadaj�, �e umie nie�le m��ci� pa�k�. - Mo�liwe - odpar� �mia�o Kotlarz - ale ja lepiej potrafi�, czy� nie pokona�em Szymona z Ely na jarmarku w Hertfordzie? Ale je�li znasz go, m�j ty zuchu, mo�e poszed�by� i zaprowadzi� mnie do niego? Czterdzie�ci szczeroz�otych dukat�w obieca� mi Szeryf, je�li po�o�� areszt na tym �otrzyku, dziesi�� b�dzie dla ciebie, jak mi go wska�esz. - Dobrze, zgoda - rzek� Robin. - Ale poka� mi ten glejt, cz�eku, �ebym zobaczy�, czy co� wart, czy nie. - O, tego nie poka�� nawet rodzonemu bratu - odpar� Kotlarz. - Nikt mego glejtu nie zobaczy, p�ki go nie przywal� tamtemu na amen. - Niech ci b�dzie - rzek� Robin. - Chocia� je�li nie mnie, to sam nie wiem, komu go poka�esz. Ale oto i ober�a "Pod B��kitnym Dzikiem", wejd�my i skosztujmy wybornej pa�dziernik�wki. Przyjemniejszej gospody ni� ta nie znalaz�oby si� w ca�ym hrabstwie Nottingham. �adnej nie otacza�y takie pi�kne drzewa ani nie oplata� tak g�sto wonny pow�j; w �adnej nie by�o tak dobrego piwa ani tak musuj�cego miodu; a w zimie, kiedy wy� p�nocny wiatr i zamie� hula�a w�r�d �ywop�ot�w, nigdzie nie znalaz�o si� tak buzuj�cego ognia na kominie jak w "B��kitnym Dziku". O takiej porze nieraz zbiera�a si� zacna kompania szlachty czy kmieci, zasiadali przy trzaskaj�cym ogniu, dogaduj�c sobie weso�o, kiedy pteczone jab�uszka bulgota�y w garncach piwa na kominie. Robin i jego banda �wietnie znali t� ober��, bo tam w�a�nie zbierali si� gromadnie, z Ma�ym Johnem, Willem Stutely albo m�odym Dawidem z Doncasteru, kiedy ca�y las ton�� w �niegu. Co do ober�ysty, ten umia� trzyma� j�zyk za z�bami, bo wiedzia� a� za dobrze, z czego chleb je, gdy� Robin i jego banda byli najlepszymi klientami, nie pili na kredyt, tylko p�acili zawsze �yw� got�wk�. Tote� kiedy Robin Hood i Kotlarz weszli do gospody i zawo�ali g�o�no o dwa garnce piwa, nikt by nie pozna� po ober�y�cie, �e kiedykolwiek widzia� rozb�jnika na oczy. - Poczekaj tu chwilk� - zwr�ci� si� Robin do Kotlarza - p�jd� dopilnowa�, �eby nasz gospodarz utoczy� nam piwa z w�a�ciwej beczki, bo ma przedni� pa�dziernik�wk�, dobrze wiem, i to warzon� przez samego Witholda z Tamworth. To rzek�szy poszed� do komory i szepn�� ober�y�cie, �eby zaprawi� piwo flamandzk� gorza�k�. Tamten to zrobi� i przyni�s� im dwa garnce. - Jak Boga kocham - odezwa� si� Kotlarz poci�gn�wszy sobie setnie - ten ci Withold z Tamworth... pi�kne saskie imi�, �eby�cie wiedzieli... warzy takie piwo, jakiego jeszcze nigdy nie mia� w ustach sam Wat Maczuga. - Pij, cz�eku, pij - wo�a� Robin, sam ledwie maczaj�c usta. - Hej, gospodarzu, przynie�cie mojemu przyjacielowi jeszcze garniec tego samego. Czekamy na �piewk�, weso�y druhu. - A za�piewam ci, mi�y bracie, za�piewam - rzek� Kotlarz - odk�d �yj�, nie kosztowa�em takiego piwa. Jak Bozi� kocham, jeszcze mi szumi w g�owie! Przybli�cie si�, pani gospodyni, je�li chcecie pos�ucha�, a i ty te�, dzieweczko mi�a, bo najlepiej mi si� �piewa, jak tylko spojrz� na mnie �liczne ocz�ta. ' Zaintonowa� star� ballad� z czas�w dobrego kr�la Artura, zwan� "�lub sir Gawaine'a", a kiedy �piewa�, wszyscy s�uchali tej wspania�ej opowie�ci o szlachetnym rycerzu i jego po�wi�ceniu dla monarchy. Ale zanim doszed� do ostatniej zwrotki, w g�owie mu zaszumia�o i j�zyk zacz�� mu si� pl�ta� od gorza�ki zmieszanej z piwem. Be�kota�, mamrota�, g�owa zacz�a mu si� kiwa�, a� zasn�� tak twardo, jakby mia� si� nigdy nie obudzi�. Wtedy Robin Hood za�mia� si� gromko i zwinnymi palcami wysup�a� szybko z sakwy Kotlarza nakaz aresztowania. - Sprytriy� bo sprytny, Kotlarzu - mrukn�� przy tym - ale nie tak sprytny jak ten przebieg�y zb�j, Robin Hood. Przywo�a� ober�yst� i rzek� mu: - Masz tu dziesi�� szyling�w, poczciwy cz�eku, za pyszn� zabaw�, jak� nam tu zgotowa�e�. A zaopiekuj si� dobrze swoim mi�ym go�ciem. Kiedy si� obudzi, za��daj i od niego dziesi�ciu szyling�w, a jak nie b�dzie mia�, to za zap�at� mo�esz mu wzi�� torb�, m�ot i kapot� nawet. Tak karz� tych, kt�rzy o�mielaj� si� ze mn� zadziera�. A co do ciebie, bracie, to jeszcze nie zna�em ober�ysty, kt�ry by nie policzy� dwa razy tyle, je�li tylko nadarza si� sposobno��. Gospodarz u�miechn�� si� na to przebiegle, jakby powtarza� sobie w duchu stare porzekad�o: "Uczysz srok� wypija� jajka". Kotlarz spa� przez ca�e popo�udnie. A kiedy si� obudzi�, d�ugie cienie k�ad�y si� ju� pod borem. �ypn�� okiem, spojrza� na niebo, spojrza� w ziemi�, spojrza� na wsch�d i na zach�d, zanim si� wreszcie opami�ta�. Najpierw przyszed� mu na my�l weso�y kompan, kt�ry gdzie� znik�. Potem maczuga, kt�ra sta�a pod r�k�. Potem glejt i czterdzie�ci dukat�w za aresztowanie Robin Hooda. Si�gn�� do sakwy i nie znalaz� ani papierka, ni szel�ga. Rozw�cieczony zerwa� si� na nogi. - Hej, gospodarzu! - krzykn��. - Gdzie si� podzia� ten �otr, kt�ry by� tu ze mn� przed chwil�? - O jakim �otrze wasza �askawo�� wspomina? - powiedzia� ober�ysta schlebiaj�c mu tym tytu�em, aby go ug�aska�. - Nie widzia�em w waszym towarzystwie �adnego �otra, wasza �askawo��, kln� si�, �e nikt nie o�mieli�by si� w pobli�u sherwoodzkich bor�w nazwa� tego cz�eka �otrem. Prawego i dzielnego szlachcica widzia�em z wasz� �askawo�ci�, ale my�la�em, �e wasza �askawo�� go zna, bo przecie wszyscy go tu znaj�. - Jakim sposobem, skoro nie zagl�dam do twego chlewu, mam zna� ka�d� �wini�? Co to za jeden, je�li go tak dobrze znasz? - Jak�e? Przecie� to zacny ch�op, kt�rego ludziska zw� Robin Hoodem, ten�e sam... - Na Boga! - rykn�� Kotlarz grubym g�osem jak rozsierdzony byk - to ty widzia�e�, �e wchodz� z nim do twojej ober�y, ja, solidny, uczciwy rzemie�lnik, i nie ostrzeg�e� mnie przed nim, cho� wiesz, kto to taki! O, r�ka mnie �wierzbi, �eby ci rozkwasi� t� szelmowsk� �epetyn�! - Porwa� maczug� i spojrza� na ober�yst�, jakby go chcia� zabi� na miejscu. - Nie! - krzykn�� ober�ysta os�aniaj�c si� r�k�, gdy� ba� si� ciosu. - Sk�d mog�em wiedzie�, �e wa�� go nie znasz? - Dzi�kuj Bogu - powiedzia� Kotlarz - �e ze mnie cierpliwy cz�owiek i nie rozwal� ci �ysego �ba, inaczej nie oszuka�by� wi�cej �adnego klienta. A tego �otra, Robin Hooda... ju� ja go znajd� i jak mu nie poprzetr�cam gnat�w, to por�b moj� maczug� na podpa�k� i zwij mnie bab�. - Co m�wi�c zacz�� si� zbiera� do odej�cia. - Hola - zawo�a� ober�ysta rozczapierzaj�c r�ce, jakby zagania� g�si, ,gdy� ch�� zysku doda�a mu odwagi - nie p�jdziesz, dop�ki nie zap�acisz rachunku. - A on ci nie zap�aci�? - Ani z�amanego szel�ga! A wypili�cie obaj za dobrych dziesi�� szyling�w. O nie, nie odejdziesz wa�� bez zap�aty, spr�buj, a nasz dobry Szeryf dowie si� o tym. - Kiedy nie mam czym zap�aci�, przyjacielu luby - rzek� Kotlarz. - Tylko nie "luby" - odpar� ober�ysta. - Luby to ja nie jestem, kiedy mam straci� dziesi�� szyling�w! Zap�a�, co si� nale�y, �yw� got�wk�, a jak nie, to dawaj kubrak, torb� i m�ot. Bogiem a prawd� i tak strac� na tym. Nie, bratku, mam dobrego psa, rusz si� tylko, a poszczuj� go na ciebie. Magda, spu�� Briana, je�li ten jegomo�� zrobi cho� krok. - Nie trzeba - zawo�a� Kotlarz; w�druj�c po kraju pozna� psy na w�asnej sk�rze. - Bierz, co chcesz, daj mi odej�� w spokoju i niech ci� zaraza we�mie. Ale niech no z�api� tego parszywego �ajdaka, przysi�gam, �e zap�aci z nawi�zk� za wszystko. To rzek�szy ruszy� w stron� lasu burcz�c pod nosem, a ober�ysta z �on� i c�rk� patrzyli za nim i, kiedy znik� im z oczu, wybuchn�li �miechem. - Oporz�dzili�my z Robinem zgrabnie tego os�a - zauwa�y� ober�ysta. Zdarzy�o si�, �e Robin szed� w�a�nie przez las, zmierzaj�c do .Fosse Way, aby zobaczy�, co dzieje si� na tym trakcie, gdy� ksi�yc by� w pe�ni i noc zapowiada�a si� jasna. �ciska� w gar�ci d�bow� pa�k�, przez plecy mia� przewieszony r�g. Kiedy tak sobie szed�, pogwizduj�c, le�n� �cie�k�, nie wiedzia�, �e z przeciwnej strony nadchodzi Kotlarz, kt�ry burcza� pod nosem i potrz�sa� g�ow� jak rozsierdzony byk. Na zakr�cie wpadli raptem na siebie i znale�li si� oko w oko. Chwil� stali obaj zaskoczeni, a� odezwa� si� Robin. - Witaj, ptaszku - powiedzia� ze �miechem - jak ci piwko smakowa�o? Nie za�piewasz mi nowej piosenki? Kotlarz zrazu nic nie odpowiedzia�, tylko spogl�da� na Robina spode �ba. - Ha - odezwa� si� wreszcie - bardzo si� ciesz�, �e ci� spotka�em. Jak ci zaraz nie pogruchocz� gnat�w, to masz prawo postawi� mi nog� na gardle. - Z wielk� przyjemno�ci� - zawo�a� weso�o Robin. - Poka�, co potrafisz, i policz mi gnaty. Co m�wi�c zacisn�� w gar�ci pa�k� i stan�� got�w do walki.. Kotlarz poplu� w gar�� i schwyciwszy sw�j s�kacz ruszy� na przeciwnika. Zada� ze dwa czy trzy ciosy, ale wpr�dce spostrzeg�, �e trafi�a kosa na kamie�. Robin bowiem sparowa� je g�adko i, nim si� Kotlarz ockn��, pomaca� go silnie po �ebrach. Za�mia� si� z tego g�o�no, co tak rozw�cieczy�o Kotlarza, �e. zamachn�� si� z ca�ych Si�. Robin odpar� zn�w dwa ciosy, al� przy trzecim pa�ka p�k�a od si�y uderzenia. - B�d� przekl�ta - zawo�a� Robin, gdy strzaskana pa�ka wypad�a mu z r�k - za to, �e mnie tak zawiod�a� w potrzebie! - Poddaj si� - rzek� Kotlarz - jeste� moim je�cem. Jak si� nie poddasz, rozkwasz� ci �eb. Robin Hood nic na to nie odpowiedzia�, tylko przytkn�� do ust sw�j r�g i zad�� we� po trzykro�, g�o�no i czysto. - A tr�b sobie, tr�b - powiedzia� Kotlarz - i tak p�j�� musisz ze mn� do Nottinghamu, gdzie Szeryf rad ci� czeka. No, poddajesz si�, czy mam ci roz�upa� mak�wk�? - Jak nawarzy�em sobie piwa, to i wypi� musz� - rzek� Robin. - Ale nie podda�em si� jeszcze nikomu zdr�w i ca�y, nawet bez dra�ni�cia. A jak sobie pomy�l�, to i teraz si� nie poddam. Hej�e, ch�opcy! �ywo do mnie! Z lasu wypad� Ma�y John i sze�ciu zabijak�w w jasnozielonych strojach. - Co si� sta�o, wodzu - zawo�a� Ma�y John - �e d��e� w r�g tak g�o�no? - Widzicie go? - rzek� Robin. - To Kotlarz, rad by zawlec mnie do Nottinghamu na szubienic�. - No, to sam zaraz b�dzie dynda� - zawo�a� Ma�y John i skoczy� wraz z innymi schwyta� Kotlarza. - Nie trzeba, nie ruszcie go - rzek� Robin - to kawa� chwata. �elazem si� para, i sam jest twardy jak �elazo, w dodatku �adnie �piewa ballady. Powiedz no, bracie, przystaniesz do mojej ^weso�ej bandy? Otrzymasz co roku trzy ubrania z zielonego sukina, ponadto czterdzie�ci marek �o�du, b�dziesz dzieli� z nami wszystko i czeka si� w borze naprawd� weso�e �ycie. W naszej puszsczy nie znamy ni trosk, ni trw�g. Polujemy po kr�lewsku i nie bn-ak nam ni dziczyzny, ni s�odkich plack�w owsianych, twarogu ani miodu. P�jdziesz ze mn�? - Dalib�g, rad do was przystan� - rzek� Kotlarz - bo kocham weso�e �ycie i kocham ciebie, dobry wodzu, chociiia� wystrychn��e� mnie na dudka i pomaca�e� po �ebrach. Ch�tniie przyznam, �e jeste� mocniejszy i sprytniejszy ode mnie. Przyzrzekam ci pos�usze�stwo i wiern� s�u�b�. Ruszyli wi�c wszyscy razem w g��b lasu, do puszczy^, gdzie Kotlarz mia� odt�d zamieszka�. D�ugo jeszcze �piewa� incu swoje ballady, dop�ki nie przy��czy� si� do bandy s�awny Allan z Doliny, przy kt�rego cudnym g�osie wszystkie inne brzmia�y jak kwakanie. Ale o nim dowiemy si� w swoim czasie. II. Zawody �ucznicze w mie�cie Nottingham Tedy Szeryf rozsierdzi� si� wielce, �e nie uda�o mu si� pojma� weso�ego Robina, albowiem dosz�o do jego uszu - jak to zazwyczaj bywa ze z�ymi nowinami - �e ludzie �miej� si� :z niego i kpi� sobie, �e chcia� urz�dowym papierkiem pokona� �mia�ego rozb�jnika; a nie ma dla cz�eka nic gorszego, ni� sta� si� po�miewiskiem; rzek� tedy Szeryf: "Najja�niejszy nasz Kr�l i P�an osobi�cie dowie si� � tym, jak banda zbuntowanych rzezimieszk�w gwa�ci i lekcewa�y ustanowione przez niego prawa. A teg�o sprzedawczyka, Kotlarza, jak mi wpadnie w r�ce, powiesz� na najwy�szej szubienicy w ca�ym hrabstwie Nottingham". Poleci� tedy swojej �wicie i s�ugom gotowa� si� do podr�y, aby w Londynie prosi� o pos�uchanie u kr�la. Na zamku Szeryfa zapanowa� rwetes, krz�tano si� gor�.czkowo, biegano t�dy i ow�dy, podczas gdy w ku�niach miejskich jarzy�y si� ognie i mruga�y czerwono w'noc jak gwiazdy, wszyscy bowiem kowale kuli i naprawiali zbroje dla orszaku Szeryfa. Trudzono si� tak przez dwa dni, a na trzeci wszystko by�o gotowe do podr�y. Wyruszyli wi�c w s�oneczny poranek z Nottinghamu do Fosse Way, a stamt�d do Watling Street; podr�owali .tak przez dwa dni, a� ujrzeli wreszcie dzwonnice i wie�e wielkiego miasta Londynu; przechodnie przystawali po drodze, podziwiaj�c strojny orszak, po�yskliwe zbroje, zawadiackie pi�ra, bogat� uprz��. Kr�l Henryk i pi�kna kr�lowa Eleonora utrzymywali w Londynie wspania�y dw�r, pe�en dam w jedwabiach, at�asach, aksamitach i z�otog�owiach, pe�en dzielnych rycerzy i wytwornych dworzan. Szeryf uda� si� tam i zosta� dopuszczony przed kr�lewskie oblicze. - Petycj� przed tron tw�j wnosz�, Panie