2273
Szczegóły |
Tytuł |
2273 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2273 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2273 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2273 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Julia Hunter
Najpi�kniejsza r�a lata
Tom
Ca�o�� w tomach
Zak�ad Nagra� i Wydawnictw
Zwi�zku Niewidomych
Warszawa 1995
Prze�o�y�a Ewa Przybylska
T�oczono pismem punktowym
3 3 64 0 0 108 1 ff 1 74 1
dla niewidomych w Drukarni
Zak�adu Nagra� i Wydawnictw
Zwi�zku Niewidomych,
Warszawa, ul. Konwiktorska 9
Przedruk z wydawnictwa "Alfa",
Warszawa 1992
Pisa�a G. Cagara
Korekty dokonali
St. Makowski
i I. Stankiewicz
`ty
1
- Przykro mi, panno Shelley,
ten etat jest ju� od dw�ch
tygodni zaj�ty.
- Jak to panie Schapski, nie
rozumiem.
Carina nie wierzy�a w�asnym
uszom.
Przecie� dosta�am list. Jest w
nim napisane, �e jako
nauczycielka angielskiego mam
obj�� si�dm� klas�.
Wyci�gn�a list z torebki i
chcia�a go poda� temu
m�czy�nie, kt�ry sprawia�
wra�enie niezwykle osch�ego.
Siedz�cy za biurkiem pan
Schapski nie wzi�� go jednak,
lecz wyra�nie rozdra�niony
pokiwa� jedynie g�ow�.
- Nie musz� go wcale czyta� i
tak wiem, kto jest jego autorem.
Pani Schmidt pracowa�a u nas
tylko przez miesi�c, ale nawet w
tak kr�tkim czasie zdo�a�a
pope�ni� mn�stwo b��d�w
organizacyjnych. Obawiam si�, �e
pani r�wnie� pad�a jej ofiar�.
Etat, o kt�ry pani si� ubiega,
zosta� ju� w mi�dzyczasie, ku
naszemu zadowoleniu, obsadzony.
Niestety, nie mog� pani pom�c,
panno Shelley.
- Zapewne s� jakie� inne wolne
miejsca pracy w tej szkole...
Carina nie potrafi�a zrozumie�
tej ca�ej sytuacji.
- Przykro mi, panno Shelley.
Jego s�owa zabrzmia�y tak
zdecydowanie, �e Carinie
�cisn�o si� serce. Jej plany
spe�z�y na niczym.
Musia�a mie� wypisan� rozpacz
na twarzy, gdy� osch�y, rzeczowy
ton m�czyzny za biurkiem, sta�
si� nieco �agodniejszy.
- Niech pani poczeka chwil�.
Wsta� i opu�ci� biuro.
W Carin� wst�pi�a iskierka
nadziei, ale czu�a r�wnocze�nie,
�e nawet najmniejsze
niepowodzenie mo�e j� za�ama�.
Podczas oczekiwania na powr�t
pana Schapskiego ogarn�a j�
jeszcze wi�ksza rozpacz.
Oto najwi�ksza przygoda w jej
�yciu mia�a okaza� si�
katastrof�. Nie mog�a uwierzy�,
�e jeszcze czterdzie�ci osiem
godzin temu sta�a na podium,
gdzie w�r�d oklask�w i
gratulacji profesor�w oraz
student�w odbiera�a dyplom.
Od trzech tygodni my�la�a
wy��cznie o pracy w Niemczech.
Promienia�a rado�ci� od momentu,
gdy otrzymaa�a list z
potwierdzeniem, �e czeka na ni�
etat.
Przyjaciele radzili, by jak
najszybciej wsiad�a w samolot,
zameldowa�a si� w szkole, a
potem a� do podj�cia pracy w
sierpniu, zwiedza�a Europ�.
Tak czy inaczej, musia�aby
liczy� si� z pieni�dzmi, bo
prawie wszystkie oszcz�dno�ci
wyda�a na bilet lotniczy i
zni�kowe bilety kolejowe. Jej
zasoby finansowe wystarcza�y
zaledwie na dwa posi�ki dziennie
i kwatery w czasie wakacji.
Na pewno nie sta� j� ju� na
bilet powrotny. A teraz ta
odmowa przyj�cia do pracy. Nigdy
dot�d nie znalaz�a si� w
podobnej sytuacji bez wyj�cia.
- �a�uj�, panno Shelley -
powiedzia� pan Schapski
wr�ciwszy do biura - tak jak
przypuszcza�em, nie mamy w
szkole �adnego wolnego etatu.
Zgas�a ostatnia iskierka
nadziei. Carina wsta�a i jak
odurzona ruszy�a w stron� drzwi.
- Serdecznie dzi�kuj� za
pa�skie starania, panie
Schapski.
- Panno Shelley, nie mog�
wprawdzie zaoferowa� pani
posady, ale mo�e chocia�
wys�ucha pani mojej rady. Jeden
z powa�niejszych biznesmen�w w
naszym mie�cie, niejaki pan von
Stade, poszukuje nauczycielki
dla swoich dzieci. Nie znam
niestety szczeg��w, ale je�li
by�aby pani zainteresowana, mog�
um�wi� pani� na rozmow� z panem
von Stade.
Carina nie waha�a si�. Nie
mia�a innego wyboru, jak
skorzysta� z ka�dej mo�liwo�ci.
- By�abym panu bardzo
wdzi�czna.
- Dobrze, prosz� i�� ze mn�.
Carina uda�a si� z nim do
innego pomieszczenia, gdzie
zwr�ci� si� do kobiety siedz�cej
za zawalonym papierami biurkiem.
- Pani Klein, prosz� um�wi�
pani� Shelley na jutro z panem
von Stade.
Potem odwr�ci� si� w stron�
Cariny.
- �ycz� pani pomy�lno�ci i
prosz� wybaczy� t� nieprzyjemn�
pomy�k�.
Podczas gdy kobieta
telefonowa�a, Carina nie�mia�o
usiad�a na jedynym krze�le,
jakie znajdowa�o si� w pokoju.
- Pan von Stade oczekuje pani�
jutro o czternastej w swoim
mieszkaniu. - Poda�a jej kartk�
z adresem.
- Dzi�kuj� bardzo.
Carina u�miechn�a si�.
- To drobiazg. �ycz� pani du�o
szcz�cia. Je�li dostanie pani
prac� u pana von Stade, b�dzie
pani z pewno�ci� zadowolona. Do
widzenia, panno Shelley.
Carina schowa�a kartk� z
adresem do torebki i opu�ci�a
budynek szkolny. By�a
szcz�liwa, gdy znalaz�a si� na
rozgrzanej s�o�cem ulicy.
Chocia� jej przysz�o�� sta�a
nadal pod znakiem zapytania
cieszy�a si� perspektyw�
jutrzejszej rozmowy. Odczu�a
ulg�, �e nie b�dzie musia�a
sp�dza� ca�ego roku szkolnego w
tym starym budynku, kt�ry przed
chwil� opu�ci�a.
Podczas spaceru po uliczkach
wzd�u� Menu jeszcze raz
przemy�la�a swoj� obecn�
sytuacj�.
Mog�a sprzeda� bilety
kolejowe, kt�re zapewnia�y jej
wielokrotn� podr� poci�giem w
ci�gu dw�ch miesi�cy. Za
uzyskan� kwot� i pozosta�e jej
jeszcze czeki podr�ne mog�aby
op�aci� bilet lotniczy w
powrotn� stron�.
Jednak w domu w Elderwood w
stanie Indiana jej sytuacja nie
uleg�aby wcale istotnej
poprawie, gdy� wujek Ron i
ciocia Jeanne udali si� na
trzytygodniowy urlop. S�dzili
bowiem, �e Carina pozostanie w
Europie co najmniej przez rok.
Carina nie mia�a nawet kluczy
do domu, nie mia�a te� �adnych
perspektyw na znalezienie tam
pracy. Poza tym, by�oby raczej
nieprzyjemnie wraca� tak szybko
z powrotem.
Mia�a nadziej�, �e otrzyma t�
posad� u pana von Stade. Je�eli
zaj�cie to nie oka�e si� z g�ry
nie do przyj�cia, gotowa by�a
zgodzi� si� na ka�de
wynagrodzenie i sprosta�
wszelkim wymaganiom. Zaakceptuje
te� wszystkie warunki, byle
tylko pozosta� na jaki� czas w
Europie. Przy odrobinie
szcz�cia uda�oby si�, by� mo�e,
jeszcze troch� pozwiedza�.
Do rozmowy pozosta�o jej
jeszcze oko�o dwudziestu
czterech godzin. Postanowi�a
zwiedzi� malownicze miasto
W~urzburg. Popo�udnie sp�dzi�a
spaceruj�c po parku w centrum
miasta i po wzg�rzu Marienburg,
kt�re wznosz�c si� ponad
uliczkami i Menem, sprawia�o
nadzwyczajne wra�enie.
Ogl�da�a wystawy sklepowe przy
g��wnych ulicach. Szczeg�lnie
spodoba�y jej si� sklepy mi�sne
- pe�ne w�dlin i kie�bas
rozmaitych wielko�ci i
kszta�t�w.
W tych sklepach unosi� si� tak
cudowny zapach, �e Carina
zdecydowa�a si� wreszcie kupi�
troch� kie�basy, by zje�� j� na
kolacj� wraz z chlebem, serem,
popijaj�c do tego wino.
Czu�a zm�czenie d�ugim lotem z
Nowego Jorku do Frankfurtu, wi�c
postanowi�a wcze�nie po�o�y�
si�. Chcia�a, ponadto,
nast�pnego dnia by� w jak
najlepszej formie podczas
rozmowy z panem von Stade.
Le��c ju� w ��ku rozmy�la�a o
tym, co przyniesie kolejny
dzie�. Nie by�o dotychczas mowy
o pani von Stade, ale to zapewne
nie mia�o znaczenia.
Carina nie wiedzia�a nawet
iloma dzie�mi mia�aby si�
opiekowa� i w jakim s� one
wieku. Sekretarka w szkole
powiedzia�a, �e z tej posady,
je�li j� otrzyma, b�dzie
zadowolona.
Po chwili zapad�a w g��boki,
spokojny sen.
Promie� s�o�ca, przenikaj�cy
prez szpar� w ci�kich
zas�onach, obudzi� Carin�
nast�pnego ranka. Min�a d�u�sza
chwila, zanim u�wiadomi�a sobie,
gdzie si� znajduje.
Z przyjemno�ci� ziewa�a i
przeci�ga�a si� na mi�kkich
poduszkach podczas uk�adania
planu na przedpo�udnie.
Najpierw pragn�a zje�� dobre
�niadanie - bu�eczk�, jajko na
mi�kko i kaw�. Spojrza�a na
zegarek i podskoczy�a w
przera�eniu.
By�a ju� dwunasta. Za dwie
godziny oczekiwana jest przez
pana von Stade.
Wyskoczy�a z ��ka i chwyci�a
szlafrok. Wzrok zatrzyma�a na
wywieszce przy drzwiach. By�o na
niej napisane, �e �niadanie
wydawane jest do godziny
jedenastej. I tak ju� nie mia�a
czasu, by my�le� o �niadaniu.
Po�piesznie wzi�a prysznic i
umy�a g�ow�. Jej kasztanowe
w�osy o wspania�ym po�ysku
cz�sto budzi�y podziw. Fryzjer
zachwyca� si� nimi. Carina
wiedzia�a, �e prawie w ka�dej
fryzurze jest jej do twarzy.
Teraz mia�a w�osy lekko
wycieniowane, si�gaj�ce do
ramion, wdzi�cznie okalaj�ce
twarz.
Jej makija� ogranicza� si�
zwykle do odrobiny r�u, lecz
dzi� nawet i to by�o zb�dne,
gdy� zdenerwowanie i podniecenie
nada�y jej policzkom r�owego
koloru.
Pozosta�a ju� tylko godzina do
rozmowy.
Wyb�r garderoby nie sprawi�
jej k�opotu. Zabra�a w podr�
tylko kilka rzeczy, poniewa�
du�y kufer z ubraniami mia�
zosta� nades�any w p�niejszym
terminie.
Swoj� ulubion� sukienk�
rozwiesi�a na wieszaku przy
oknie ju� poprzedniego wieczoru,
tak �e wygl�da�a teraz �wie�o.
By�a to sukienka w ulubionym
kolorze Cariny, intensywnym
r�u, z kr�tkimi r�kawkami i
lekko faluj�c� sp�dniczk�,
podkre�laj�c� w�sk� tali�.
Szybko si� ubra�a i z
satysfakcj� stwierdzi�a, �e
kolor sukienki doskonale
harmonizuje z barw� jej oczu.
Za�o�y�a sanda�y na p�askim
obcasie i zesz�a do
recepcji.Swoim dalekim od
doskona�o�ci niemieckim
poprosi�a recepcjonistk� o
zam�wienie taks�wki.
Postanowi�a poczeka� na
zewn�trz. Spojrza�a na zegarek,
mia�a jeszcze p� godziny czasu.
Ogarn�o j� zdenerwowanie. Ta
rozmowa mia�a wielkie znaczenie.
Nie mog�oby przytrafi� si� jej
nic gorszego, jak sp�nienie na
spotkanie z panem von Stade.
Gdy w ci�gu nast�pnych
dziesi�ciu minut taks�wka nadal
nie przyje�d�a�a, Carina by�a
bliska rozpaczy. Uda�a si�
ponownie do recepcji i raz
jeszcze przedstawi�a swoj�
spraw� recepcjonistce.
Recepcjonistka u�miechn�a si�
przyja�nie i powiedzia�a:
- Tak, panno Shelley.
Jednak Carina wiedzia�a ju�,
�e kobieta za lad� nie
zrozumia�a ani s�owa. Je�li
teraz co� si� nie zdarzy, b�dzie
zgubiona.
W tym momencie podesz�a do
niej starsza dama.
- Niechc�co by�am �wiadkiem
pani rozmowy - powiedzia�a
�amanym angielskim.
Carina odetchn�a z ulg�.
- Czy mog� pani w czym� pom�c?
- zaproponowa�a.
Carina wyja�ni�a jej swoj�
sytuacj�.
- Wi�c chce pani dosta� si� do
von Stade. Ach tak. Willa le�y
na przedmie�ciu. Musi si� pani
pospieszy�, by punktualnie
dotrze� na miejsce. Prosz�
poczeka�, zawo�am taks�wk�.
Kilka minut p�niej podjecha�
samoch�d i starsza dama
rozmawia�a z kierowc�.
- Powiedzia�am mu, �e ma
najkr�tsz� drog� zawie�� pani�
do von Stade - wyja�ni�a
Carinie.
Carina nie mia�a nawet czasu,
by podzi�kowa�. Samoch�d z
piskiem ruszy� i b�yskawicznie
w��czy� si� do ruchu ulicznego.
Jazda by�a pasjonuj�ca, nie
tyle ze wzgl�du na cudowne
zabytki, kt�re mijali niestety w
mgnieniu oka, ile z powodu
szale�czej pr�dko�ci.
Zanim Carina si� spostrzeg�a,
dotarli do wspania�ej willi w
�licznym parku. Dom sprawia�
wra�enie pa�acu.
Taks�wkarz zatrzyma� samoch�d
przed szerokimi kamiennymi
schodami prowadz�cymi do
pot�nych drzwi, po czym
odwr�ci� si� do Cariny.
- Dochodzi druga - powiedzia�
wyra�nie po niemiecku i za�mia�
si� z satysfakcj�.
Carina zap�aci�a, nie �a�uj�c
szczodrego napiwku. Potem
wbieg�a po schodach, nacisn�a
dzwonek i us�ysza�a melodyjny
d�wi�k "ding_dong". Prawie w tej
samej chwili - otworzy�y si�
pot�ne drzwi. Drobna kobieta w
podomce i fartuszku spyta�a:
- S�ucham pani�?
- Nazywam si� Carina Shelley.
Pan von Stade oczekuje mnie o
czternastej.
- Pan von Stade jest chwilowo
nieobecny. Ale s�dz�, �e
przyjmie pani� pani Linden. Pani
ubiega si� o posad� guwernantki?
- Tak.
- Prosz� i�� ze mn�.
Kobieta doskonale m�wi�a po
angielsku. Zaprowadzi�a Carin�
do wielkiego pokoju, z wysokimi
rega�ami pe�nymi ksi��ek i
wskaza�a na sk�rzany fotel.
- Prosz� usi���. Powiem pani
Linden, �e ju� pani przysz�a.
- Bardzo dzi�kuj�.
Pokoj�wka wysz�a zamykaj�c za
sob� ci�kie, podw�jne drzwi.
Carina poczu�a si� opuszczona
i nieswojo w tym wielkim,
eleganckim pomieszczeniu.
Przed otwartymi drzwiami
prowadz�cymi na werand� sta�o
olbrzymie mahoniowe biurko. Z
zewn�trz dociera�y g�osy dzieci.
Carina podesz�a do oszklonych
drzwi, w nadziei, �e ujrzy
swoich przysz�ych podopiecznych,
o ile oczywi�cie w og�le
dostanie t� posad�.
Wprawdzie s�ysza�a g�osy, ale
dzieci nie by�o wida�. Carina
wychyli�a si� i rozgl�da�a
wok�, niemniej zza g�stych
krzew�w nie by�a w stanie
dostrzec kogokolwiek.
- Panna Shelley? - us�ysza�a
za sob� ostry g�os kobiecy.
Odwr�ci�a si� zmieszana.
- Tak - odpar�a. - Nazywam si�
Carina Shelley.
- Prosz� usi���. Niestety mam
niewiele czasu.
Carina ponownie usiad�a w
g��bokim fotelu ze sk�ry, a
kobieta zaj�a miejsce naprzeciw
niej. Rozmowa jeszcze si� nie
zacz�a. Carina zd��y�a ju� mie�
w�tpliwo�ci co do pomy�lnego jej
przebiegu.
- Nazywam si� Linden. Jestem
g��wn� sekretark� pana von
Stade. Jest on niezwykle zaj�ty
interesami, dlatego podj�am si�
zadania przeprowadzenia rozm�w z
osobami ubiegaj�cymi si� o
posad� nauczyciela. Czy mog�
spyta�, ile pani ma lat?
- W sierpniu sko�cz�
dwadzie�cia dwa lata.
- Dwadzie�cia jeden? Czy nie
jest pani aby zbyt m�oda, by
podejmowa� si� tak
odpowiedzialnego zadania?
- Jestem wykwalifikowan�
nauczycielk�...
- Czy ma pani do�wiadczenie w
zawodzie - przerwa�a pani
Linden.
- Jak dot�d nie.
- Nie pracowa�a pani jeszcze
jako nauczycielka?
- Nie, to by�aby moja pierwsza
praca. Dopiero kilka dni temu
zda�am egzamin.
- Ale m�wi pani p�ynnie po
niemiecku?
- M�wi� po niemiecku, ale
by�oby przesad� twierdzi�, �e
p�ynnie - odpar�a uczciwie
Carina.
- Ale�, panno Shelley, dzieci
pana von Stade m�wi� tylko po
niemiecku.
- Je�li jestem dobrze
poinformowana, mia�am uczy�
dzieci angielskiego. Naj�atwiej
jest opanowa� j�zyk obcy, je�li
si� ma z nim sta�y kontakt. Znam
niemiecki na tyle, �eby
porozumie� si� z nimi, co i tak
wkr�tce nie by�oby ju�
konieczne.
- Dzieci s� jeszcze ma�e.
- Tym lepiej. Naucz� si�
szybciej. Czy mog� zapyta�, ile
maj� lat? Ch�tnie bym je
pozna�a.
- Nie s�dz�, aby by�o to
potrzebne, panno Shelley.
Pi�kna, aczkolwiek pozbawiona
kobiecego ciep�a, pani Linden
wsta�a. Wydaje si�, �e podj�a
ju� decyzj�, zanim jeszcze
zacz�a rozmow� z Carin�. Carina
za� nie widzia�a najmniejszej
mo�liwo�ci wp�yni�cia na zmian�
jej postanowienia.
Podj�a jednak jeszcze jedn�
pr�b�.
- Pani Linden, mam doskona�e
�wiadectwo i listy polecaj�ce.
Pracowa�am ju� z dzie�mi i
jestem przekonana, �e sprostam
wymaganiom...
- Powiem pani otwarcie -
uwa�nym gestem dotkn�a
nieskazitelnie u�o�one w kok
rude w�osy. Chcia�am odda� panu
Schapskiemu przys�ug� i dlatego
pozwoli�am pani tu przyj��.
Odby�am ju� kilka rozm�w z
odpowiednimi na t� posad�
lud�mi. Ze wzgl�du na to, �e nie
ma pani do�wiadczenia, nie
mo�emy niestety wzi�� pani pod
uwag�.
Pani Linden odwr�ci�a si�
plecami do Cariny i ruszy�a w
stron� wyj�cia. W tym samym
momencie otworzy�o si� jedno
skrzyd�o drzwi i niezwykle
atrakcyjny m�czyzna w
eleganckim, br�zowym garniturze
wkroczy� do pokoju. Mia� na
sobie bia�� koszul�, rozpi�t�
pod szyj�. Jego g�ste, ciemne,
lekko faluj�ce w�osy by�y nieco
rozwichrzone. Radosny u�miech
rozja�nia� jego twarz, a uwag�
przyci�ga�y czaruj�co niebieskie
oczy.
Podczas gdy Carina
zastanawia�a si�, kim jest ten
m�czyzna, pani Linden zrobi�a
krok do przodu i zawo�a�a
uszcz�liwionym g�osem.
- Eriku! Wspaniale!
Nie zauwa�y� jeszcze Cariny,
kt�rej drobna sylwetka zgin�a w
g��bokim fotelu. Wsta�a z lekkim
wahaniem.
- O, dzie� dobry - powiedzia�
niezwykle przystojny m�czyzna
podchodz�c do niej - jestem Erik
von Stade.
Przez g�ow� Cariny przewija�y
si� chaotycznie przer�ne my�li.
Czy jest on wujkiem tych dzieci?
Przecie� nie mo�e by� tym
biznesmenem, o kt�rym wszyscy
m�wi� z takim szacunkiem? Tamten
musi by� znacznie starszy.
M�czyzna, kt�ry sta� teraz
przed ni�, mo�e mie� najwy�ej
ko�o trzydziestki.
- Dzie� dobry. Nazywam si�
Carina Shelley i chcia�am...
Greta Linden przerwa�a jej.
- Ta m�oda dama ubiega�a si� o
posad� nauczycielki.
Poinformowa�am j�, �e mamy ju�
wystarczaj�co du�o kandydat�w do
wyboru.
Erik nie odrywa� wzroku od
Cariny, podczas zadawania Grecie
pytania:
- Czy ju� kogo� pani
zatrudni�a?
- Ale� nie. Ostatnie s�owo
nale�y do pana. Um�wi�am na
jutro trzy panie, by m�g� pan
podj�� ostateczn� decyzj�.
- �wietnie, dzi�kuj� za pani
trud, Greto. Teraz chcia�bym
osobi�cie porozmawia� z t� m�od�
dam�.
- Oczywi�cie, ale musz� pana
uprzedzi�, �e...
- T� spraw� zaj��em pani zbyt
wiele cennego czasu, Greto. Sam
porozmawiam teraz z Carin�.
Ta elegancka kobieta mimo tak
uprzejmej odprawy zachowa�a
sztywn� i pe�n� dystansu
postaw�, ale Carina zauwa�y�a,
�e czuje si� ona g��boko
dotkni�ta.
- Wi�c, Carino - odezwa� si�
Erik von Stade z u�miechem na
twarzy. Wzi�� j� pod r�k� i
poprowadzi� po puszystym
dywanie.
- Prosz� usi��� ze mn� na
kanapie. Pani jest Amerykank�,
prawda?
- Tak, sk�d pan wie?
By�o to zb�dne pytanie i
Carina u�miechn�a si� chytrze.
Erik odpar�:
- Mo�na to pozna� po pani
akcencie. Podoba mi si�. Czy
mog� zwraca� si� do pani po
imieniu?
- Oczywi�cie.
Po raz pierwszy od chwili
przybycia do Niemiec poczu�a si�
naprawd� dobrze.
- Prosz� mi opowiedzie�, co
sprowadzi�o pani� do Niemiec.
Bez trudu opowiedzia�a mu o
nieporozumieniu ze szko��. Erik
s�ucha� i wsp�czu� Carinie.
- Pomy�ka, kt�ra mo�e mie�
nieprzyjemne nast�pstwa. Czy
wr�ci pani do Ameryki, je�li nie
znajdzie tu posady?
- Nie chc� wraca�. Marz� o
tym, by zwiedzi� Europ�. Ale ze
wzgl�du na sytuacj� finansow�
nie b�d� chyba mia�a innego
wyboru.
- My�l�, �e to doskona�y
pomys�, aby powierzy� moje
dzieci m�odej nauczycielce,
kt�rej j�zykiem ojczystym jest
w�a�nie angielski.
Wsta� i podszed� do uchylonego
okna.
A wi�c to jest ten s�ynny Erik
von Stade. Carina nie mog�a
poj�� swojego szcz�cia. Jeszcze
kilka minut temu spotka�a si� z
odmow�, teraz wygl�da na to, �e
jednak dostanie t� posad�.
- Gabrielo, Jens, przyjd�cie
prosz� do biblioteki - zawo�a� w
stron� ogrodu.
Potem przysiad� na biurku i
wyja�ni� Carinie: Jestem szefem
towarzystwa zajmuj�cego si�
importem i eksportem. Handlujemy
g��wnie antykami. Angielski jest
mi�dzynarodowym j�zykiem w
biznesie. Sam cz�sto podr�uj� i
ch�tnie zabiera�bym dzieci ze
sob�, dlatego chcia�bym, �eby
jak najszybciej opanowa�y
angielski. S� jeszcze bardzo
ma�e, jednak im wcze�niej
zaczn�, tym lepiej.
Podczas gdy m�wi�, z rozmachem
otworzy�y si� drzwi i dwoje
dzieci o zar�owionych
policzkach rzuci�o si� w jego
otwarte ramiona. Odwzajemni� im
gor�ce u�ciski na powitanie i
odwr�ci� si� z powrotem do
Cariny.
- Dzieci, to jest Miss Carina
Shelley. Carino, czy mog�
przedstawi� ci Gabi i Jensa.
Gabi ma pi�� a Jens cztery lata.
Ma�a Gabi uk�oni�a si� na
przywitanie. Mia�a puco�owat�
buzi�, jasne �liczne loczki i te
same niebieskie oczy jak jej
ojciec. W przysz�o�ci b�dzie
zapewne czaruj�co pi�kna.
R�wnie� Jens uk�oni� si�
sztywno, przygl�daj�c si�
Carinie ze zmarszczonym czo�em.
Mia�, podobnie jak ojciec,
ciemne w�osy. Carina pomy�la�a:
- matka dzieci jest z pewno�ci�
niezwykle pi�kna.
- Dzieci, przywitajcie pann�
Carin�. Czy mog� si� zwraca� do
pani po imieniu?
- Prosz� - zgodzi�a si�
Carina, kt�ra niczego nie
pragn�a tak bardzo jak mi�ej,
przyjacielskiej atmosfery.
- Dzie� dobry Gabi, dzie�
dobry Jens.
- Dzie� dobry - nie�mia�o
odpowiedzia�y dzieci.
Potem odwr�ci�y si� do ojca i
pospiesznie zacz�y mu co�
t�umaczy�. Carina zrozumia�a, �e
prosz� go, by bawi� si� z nimi w
ogrodzie.
- Zgoda - Erik von Stade da�
si� przekona�. - Pobawcie si�
przez chwilk� sami. Za kilka
minut do��cz� do was.
Dzieci wybieg�y do ogrodu.
Ojciec u�miechaj�c si� spogl�da�
za nimi.
Wprawdzie dzieci wywar�y na
Carinie bardzo mi�e wra�enie,
jednak jej uwag� przyci�ga�
przede wszystkim ich atrakcyjny
ojciec.
Erik von Stade odwr�ci� si� w
jej stron�.
- My�l�, �e b�dzie pani do nas
doskonale pasowa�. Musz� teraz
do��czy� do dzieci, ale mam
nadziej�, �e wkr�tce znowu pani�
zobacz�. Teraz zaopiekuje si�
pani� pani Linden.
- Dzi�kuj� panu. Dzieci bardzo
mi si� spodoba�y.
Promienia� z rado�ci.
Komplement wzruszy� go do g��bi.
- Niech pani m�wi do mnie Erik
- poprosi�.
Potem podni�s� jej d�o� do
swoich ust, poca�owa� i wyszed�
do ogrodu.
Carina poczu�a lekkie ciep�o w
miejscu, kt�re musn�� swoimi
wargami. W zamy�leniu dotkn�a
r�k�. Ten zwyczaj istnia� wi�c
nie tylko w powie�ciach i
filmach.
U�miechn�a si�. Uzna�a, �e to
wyj�tkowo mi�y zwyczaj,
szczeg�lnie w wykonaniu tak
poci�gaj�cego m�czyzny.
- Niestety jest �onaty - sama
siebie ostrzeg�a. Nie mog�a
jednak przesta� my�le� o jego
niebieskich oczach.
Wychodz�c Erik von Stade
zostawi� drzwi lekko uchylone.
Carina s�ysza�a jego rozmow� z
sekretark�.
- Mo�e pani odwo�a� spotkania
z kandydatkami. Zdecydowa�em si�
zatrudni� pann� Shelley.
- Ale� chyba nie m�wi pan
powa�nie, Eriku. Przecie� pan
nawet nie widzia� pozosta�ych
pa�. Jestem przekonana, �e
nadaj� si� o wiele bardziej...
- Greto, dzi�kuj� pani za jej
trud, ale Carina jest w�a�nie t�
osob�, o jak� mi chodzi�o.
Prosz� porozmawia� z ni� o
wynagrodzeniu, tak jak
ustalili�my, i zadba� o pok�j
dla niej.
- Eriku, ona nie ma �adnego
do�wiadczenia w tym zawodzie,
jest poza tym za m�oda. Musz�
si� stanowczo sprzeciwi�
pa�skiej decyzji.
- Panna Shelley otrzyma t�
posad� - odpar�.
Potem zapanowa�a cisza.
Po chwili pani Linden wesz�a
do pokoju, zamykaj�c drzwi nieco
mocniej ni� by�o to konieczne.
- Panno Shelley, odnosz�
wra�enie, �e pan von Stade chce
jak najszybciej za�atwi� t�
spraw� i dlatego postanowi� da�
pani szans�, mimo braku
do�wiadczenia zawodowego.
Oczekujemy, �e b�dzie pani do
naszej dyspozycji w czasie
nienormowanym. Proponujemy
bardzo wysokie wynagrodzenie.
Dzieci maj� wprawdzie opiekunk�,
ale r�wnie� opieka nad nimi
b�dzie czasem nale�a�a do pani
obowi�zk�w. Umowa o prac� jest
na czas nieokre�lony, co nie
oznacza, �e nie mo�e zosta�
zerwana. Je�li te warunki pani
odpowiadaj�, dam pani p�niej
dalsze instrukcje.
2
Carina wielce zdziwiona
rozgl�da�a si� wok�, pod��aj�c
za pokoj�wk� Gisel� do swojego
pokoju.
- Czy to jest skrzyd�o dla
s�u�by - zapyta�a nie
dowierzaj�c w�asnym oczom, gdy
stan�a w wielkim, gustownie
urz�dzonym pokoju.
- Nie, to jest jeden z pokoi
go�cinnych.
- Pani Linden �yczy�a sobie,
�ebym zamieszka�a w cz�ci
przeznaczonej dla personelu -
rzek�a Carina.
- Niech pani nie s�ucha pani
Linden. Ja spe�niam polecenia
pana von Stade i radz� pani
post�powa� tak samo. Prosi�
mnie, �ebym ten w�a�nie pok�j
przygotowa�a dla pani i uwa�am,
�e zadecydowa� s�usznie. Tak
pi�kna kobieta jak pani, powinna
mieszka� w pi�knym pokoju.
Carina u�miechn�a si�.
- Dzi�kuj�, Giselo. To
rzeczywi�cie �liczny pok�j. Nie
mog� wprost uwierzy�, �e pan von
Stade przeznaczy� dla mnie tak
wspania�y pok�j. Jestem tu
pracownikiem, a on z pewno�ci�
potrzebuje go dla swoich go�ci.
- To tylko jeden z wielu pokoi
go�cinnych. Za moich czas�w
jeszcze nigdy nie zdarzy�o si�,
�eby wszystkie by�y jednocze�nie
zaj�te. W skrzydle zamieszka�ym
przez rodzin� jest dwana�cie
sypialni, a na drugim pi�trze
przeznaczonym dla s�u�by jest
ich dziesi��. Ch�tnie poka��
kiedy� pani ca�y dom.
Prawdopodobnie zosta� zbudowany
ju� w XIV wieku. Podobno go�ci�
tu nawet kr�l Francji Ludwik.
- Co te� pani m�wi! Czternasty
wiek?
- Cz�sto by� przebudowywany i
modernizowany. Jednak od
pocz�tku znajdowa� si� w
posiadaniu rodziny von Stade,
Miss Shelley.
- Giselo, czy nie zechcia�aby�
m�wi� do mnie po imieniu?
Jeste�my prawie w tym samym
wieku.
- Ch�tnie, ale tylko w�wczas,
gdy b�dziemy same. Nie chc�
straci� posady.
- Czy pan von Stade jest taki
surowy?
- Ach, pan von Stade jest
najlepszym szefem, o jakim mo�na
tylko marzy�. Sprawiedliwym i
uczciwym. Sam jest
zdyscyplinowany i pracowity i
tego samego oczekuje od nas.
Dok�adnie wie, czego chce.
Dop�ki wszystko przebiega
zgodnie z jego oczekiwaniami,
jest prawdziw� przyjemno�ci�
pracowa� dla niego. Jedyn�
osob�, kt�ra utrudnia nam �ycie,
jest pani Linden.
Ostatnie s�owa Gisela
wypowiedzia�a szeptem, po czym
ods�oni�a ci�kie zas�ony przy
drzwiach werandy.
Zanim Carina zd��y�a
dowiedzie� si�, co mia�a na
my�li m�wi�c o pani Linden,
Gisela zmieni�a temat.
- Masz nawet werand�, Carino.
Jest ona poprzez �ywop�ot
po��czona z g��wn� werand� przy
salonie. Przy okazji musisz,
koniecznie, obejrze� ogr�d. Nie
widzia�a� jeszcze czego� tak
uroczego.
- W�asna weranda? Nie mog�
uwierzy�.
Carinie wydawa�o si� to
wszystko pi�knym snem.
- Tak, ka�dy z pokoi
go�cinnych posiada werand�, albo
balkon. Powiedz teraz, gdzie s�
twoje rzeczy, to ka�� je
przys�a�. Aha, tutaj masz
�azienk�. �wie�� po�ciel i
r�czniki znajdziesz w szafie.
- M�j baga� jest w hotelu na
Elbertstrasse.
Carina nie mog�a doczeka�
si�, kiedy Gisela wreszcie
zostawi j� sam�, aby w spokoju
mog�a obejrze� swoje mieszkanko.
W drodze do drzwi Gisela
zatrzyma�a si� jeszcze.
- Kolacj� podaje si�
punktualnie o dziewi�tnastej.
Pan von Stade za�yczy� sobie,
�eby� spo�ywa�a posi�ki wsp�lnie
z rodzin�. Ale mo�e chcia�aby�
ju� teraz co� przek�si�?
- Ch�tnie. Ze zdenerwowania
nie mog�am rano niczego
prze�kn��. Ale pani Linden
m�wi�a przecie�, �e mam je��
posi�ki ze s�u�b�.
- Ju� m�wi�am, nie s�uchaj jej
- odrzek�a Gisela, �miej�c si� i
zatrzaskuj�c za sob� drzwi.
Carina sta�a przez chwil� w
bezruchu, wczuwaj�c si� w
atmosfer� pokoju. Potem podesz�a
do podw�jnego ��ka i
wypr�bowa�a materac. Najpierw
po�o�y�a si� delikatnie, po czym
roz�o�y�a si� na nim wygodnie.
��ko by�o fantastyczne.
Nie mog�a tego poj��. Co za
dziwny przypadek losu sprowadzi�
j� w�a�nie tu. Odk�d pos�ucha�a
rady profesora z uniwersytetu,
by ubiega� si� o posad�
nauczycielki w Niemczech, jej
�ycie zdawa�o si� by� kierowane
przez tajemne moce. By�a
przekonana, �e b�dzie naucza�
niesforn� klas� w prywatnej
szkole, a dosta�a prac� jako
prywatna nauczycielka w domu
maj�tnego, wp�ywowego
biznesmena.
Carina nie zaznawa�a spokoju.
Wiele pyta� pozostawa�o nadal
bez odpowiedzi. Najwa�niejsze z
nich, to oczywi�cie, jakim
wymaganiom b�dzie musia�a
sprosta� jako nauczycielka. Gabi
i Jens byli dzie�mi dobrze
wychowanymi, ale bardzo
nie�mia�ymi. Ju� teraz, na
szcz�cie, mia�a wiele pomys��w
jak zorganizowa� nauk�, by by�a
urozmaicona i weso�a.
R�wnie� matka dzieci, o kt�rej
nikt dot�d nie wspomnia�, nie
dawa�a jej spokoju. Nie
potrafi�a te� okre�li� roli,
jak� spe�nia w tym domu niezbyt
sympatyczna pani Linden.
Nie mia�a tak�e jasno�ci co do
w�asnej pozycji. Greta Linden
nakaza�a jej mieszka� i jada� ze
s�u�b�, a tymczasem siedzia�a w
tym pi�knym pokoju, a kolacj�
mia�a zje�� z rodzin� von Stade.
Carina postanowi�a skorzysta� z
rady Giseli i spe�nia� wy��cznie
polecenia pana von Stade.
Carina odkry�a w�a�nie
przestronn� szaf� w �cianie, gdy
nagle rozleg�o si� pukanie do
drzwi.
- Ma�a przek�ska. Gdzie
postawi� tac�?
- Tam na stole. Dzi�kuj�
bardzo.
Dziewczyna odesz�a. Carina
wypi�a herbat� i zjad�a z
apetytem kanapki z serem. Jej
baga� jeszcze nie dotar�, tote�
po jedzeniu postanowi�a zwiedzi�
ogr�d, kt�rym tak bardzo
zachwyca�a si� Gisela.
Otworzy�a drzwi werandy i
wysz�a na wyk�adany kafelkami
taras. Otacza� j� wysoki, g�sty
�ywop�ot. Zauwa�y�a w nim dwa
korytarze; jeden z nich
prowadzi� na olbrzymi taras, na
kt�rym sta�y metalowe meble
ogrodowe.
Na jej werandzie znajdowa�y
si� dwa wygodne le�aki. Carina
mia�a nadziej�, �e b�dzie mia�a
troch� wolnego czasu, by z nich
skorzysta�.
Z tarasu rozpo�ciera� si�
wspania�y widok. Zobaczy�a
szpaler cudownie kwitn�cych
��tych r�. Poprzez p�dy r�
dojrza�a wielk� po�a� trawnika.
Spogl�daj�c przez pn�ce r�e,
Carina zauwa�y�a pi�kn� scenk�.
Przed ni� by� ogromny trawnik,
kt�ry w pewnym momencie
przekszta�ca� si� w plac zabaw.
Na ga��zi starego d�bu wisia�a
opona. Obok drzewa znajdowa�a
si� piaskownica, drabinka do
wspinania i zje�d�alnia.
Na trawniku, przed placem
zabaw, zobaczy�a Carina swego
pracodawc�. Zdj�� marynark�,
podwin�� r�kawy koszuli i bawi�
si� z dzie�mi.
�eby m�c dok�adniej przyjrze�
si� zabawie, Carina przesun�a
si� nieco i opar�a o drzewo.
M�czyzna ten na pewno kocha�
swoje dzieci ponad wszystko,
pomy�la�a. Uwag� Cariny zwr�ci�y
jego muskularne ramiona.
�wietnie bawi� si� z dzie�mi
podrzucaj�c do g�ry piszcz�c�
Gabi i kr�c�c ma�ym Jensem wok�
siebie jak samolot.
Zmusi�a si� do oderwania od
tej scenki, jak�e sympatycznej,
czuj�c, �e ch�tnie przy��czy�aby
si� do bawi�cych.
Powr�ci�a na taras i ruszy�a
teraz drugim korytarzem w
�ywop�ocie. Znalaz�a si� na
�cie�ce przys�oni�tej wysokimi
krzewami i drzewami. Czu�a si�
jak w tunelu. Po kilku metrach
pojawi�a si� przed ni� droga do
cudownego ogrodu. Grz�dki
kwiat�w doskonale zachowuj�ce
symetri� otoczone by�y niskimi
przystrzy�onymi �ywop�otami.
Carina zastanawia�a si�, ilu
ogrodniki�w zatrudnia pan von
Stade.
W �ywop�otach kry�y si� liczne
korytarze. Z drugiej strony
ogrodu przyci�gn�� uwag� Cariny
rz�d czerwonych pn�cych r�.
Znowu znalaz�a si� na w�skiej
dr�ce otoczonej �ywop�otem.
Dosz�a do miejsca, w kt�rym
droga rozwidla�a si�. Wreszcie
musia�a zawr�ci�, bo droga
ko�czy�a si�.
Carina nagle zrozumia�a, �e
znalaz�a si� w
ogrodzie_labiryncie. Ciekawa
by�a, jak� tajemnic� kryje w
sobie ten zielony labirynt.
B��dz�c po wielu dr�kach
dotar�a do polany, na �rodku
kt�rej sta�a pi�kna altanka,
pomalowana bia�� farb�, otoczona
prze�licznymi r�ami.
Carina usiad�a na �awce i nie
potrafi�a wyrazi� swojego
szcz�cia. Jak cudownie by�oby w
tym uroczym miejscu uczy�
dzieci.
Ch�tnie zosta�aby tu d�u�ej.
By�o tak cicho i spokojnie w
altance. Jednak spojrzawszy na
zegarek, zdecydowa�a, �e musi
wraca�, je�li chce przed kolacj�
rozpakowa� swoje rzeczy i
od�wie�y� si�.
Ruszy�a w kierunku jedynego
przej�cia w �ywop�ocie. Bez
problemu trafi�a na polank�,
wi�c i droga powrotna nie
powinna nie�� niespodzianek.
Carina sz�a szybkim krokiem,
zachwycaj�c si� tajemnicz�
atmosfer� niezwyk�ego ogrodu.
Przeby�a �adny kawa�ek drogi,
nie zauwa�aj�c wyj�cia. Nagle
zatrzyma�a si�, bo przysz�o jej
na my�l, �e mo�e zab��dzi�a.
Wysokie krzewy wok� niej
sta�y si� raptem ponure i
gro�ne. Trzyma�y j� w pu�apce.
Carina nie mia�a poj�cia, gdzie
si� znajduje, jak wielki mo�e
okaza� si� ten ogr�d. Teraz
ur�s� w jej wyobra�ni do
niespotykanych rozmiar�w. Jej
spacer przeci�ga� si� w czasie.
Za p� godziny mia�a zej�� na
kolacj� i nie mog�a sobie
pozwoli� na brak punktualno�ci.
Przyspieszy�a kroku, ale czu�a,
�e ogarnia j� panika.
Przystan�a. Musz� post�powa�
zgodnie z logik�, pomy�la�a. Bez
trudu trafi�am na polank� z
altank�. Wr�c� tam z powrotem i
zaczn� od pocz�tku.
Na nowo wst�pi�a w ni� odwaga
i ruszy�a w stron� �rodka
labiryntu. Teraz droga okaza�a
si� d�u�sza, jednak wreszcie
stan�a przed altank�.
Usiad�a na �awce, by odpocz��
po przebytej drodze. W�a�ciwie
znalaz�a si� w �miesznej
sytuacji. Ale je�li nie b�dzie
si� denerwowa� i pospieszy si�,
dotrze w por� na kolacj�.
Niestety nie zd��y si� ju�
przebra�.
Ruszy�a w drog�, ale nie
znalaz�a jednak wyj�cia z
labiryntu.
Min�a ju� si�dma. Kr�ci�a si�
w ko�o i by�a bliska �ez.
Dlaczego musia�o jej si� co�
takiego przytrafi�? Dlaczego
baczniej nie obserwowa�a drogi?
By�o jej przykro, �e zb��dzi�a w
ogrodzie, po kt�rym w og�le nie
powinna spacerowa�.
Carina zrezygnowa�a z
beznadziejnych poszukiwa� i
wolnym krokiem kierowa�a si� w
stron� altanki. Je�li w og�le
uda mi si� st�d wydosta�, b�d�
musia�a prze�y� najokropniejsze
chwile swojego �ycia,
rozmy�la�a. Straci z pewno�ci�
zaufanie Erika von Stade.
Wcale si� nie zdziwi, je�li
cz�owiek, kt�ry przywi�zuje
wielk� wag� do tego, by w jego
domu panowa� �ad i porz�dek,
ulegnie radom pani Linden i nie
przyjmie jej do pracy.
By�a ju� prawie �sma i w
ogrodzie zrobi�o si� ch�odniej.
Carina mia�a na sobie tylko
letni� sukienk� i trz�s�a si� z
zimna.
Gdy Erik von Stade z trwog� na
twarzy wkroczy� na polank�,
zobaczy� zak�opotan� i
zmarzni�t� Carin�.
Wiedzia�a, �e wcze�niej czy
p�niej, jej nieobecno��
zostanie zauwa�ona, �e kto�
wyruszy na poszukiwanie. Mia�a
jednak nadziej�, �e tym kim�,
b�dzie kto� ze s�u�by. Nie
liczy�a si� z tym, �e uwolni j�
z labiryntu jej nowy pracodawca.
Erik von Stade opar� si�
niedbale, z r�koma w kieszeniach
spodni, o altank�. Carina nie
by�a w stanie wydusi� z siebie
ani jednego s�owa.
- Halo, panno Shelley. Czy nie
jest pani g�odna - spyta�,
udaj�c powag�, cho�
prawdopodobnie doskonale si�
orientowa�, co si� jej
przydarzy�o.
Carina wsta�a.
- Tak. Przepraszam, �e nie
przysz�am na kolacj�. Niestety,
zb��dzi�am w ogrodzie.
Pr�bowa�am znale�� wyj�cie, ale
ca�kowicie straci�am orientacj�.
- Czego pani tu w�a�ciwie
szuka�a?
Mia� przyjazny wyraz twarzy,
lecz jego rozbawione spojrzenie
z�o�ci�o Carin�.
- Chcia�am obejrze� ogr�d,
zanim dotrze m�j baga�. Gisela
tak bardzo si� nim zachwyca�a...
- Pani ciekawo�� zwiod�a pani�
zbyt daleko z drogi.
Jego ton rozdra�ni� j� do
g��bi. To by�o jak
przes�uchanie. Czy by� naprawd�
z�y, czy �artowa�? Niezale�nie
od tego, co on sobie w tej
chwili my�li, nie podoba�o jej
si�, �e stoi przed nim jak
dziecko przy�apane na z�ym
uczynku.
- Panie von Stade. Ju�
przeprosi�am. Przyznaj�, �e
powinnam zachowa� wi�ksz�
ostro�no��. Ale trzeba by�o mnie
te� uprzedzi�, �e do niekt�rych
cz�ci ogrodu wst�p jest
wzbroniony. Poza tym nie mia�am
poj�cia o tym, �e to
ogr�d_labirynt. Obiecuj�, �e w
przysz�o�ci b�d� go omija�, a
je�li s� tu jeszcze inne
miejsca, w kt�rych jestem
niemile widziana, to prosz� mnie
z g�ry uprzedzi�.
Erik von Stade za�mia� si�.
- Obieca�a pani zwraca� si� do
mnie po imieniu. Nie pami�ta
pani? Pani marznie?
Zdj�� sw�j cienki sweter i
po�o�y� Carinie na ramionach. -
Dla pani nie ma �adnych zakaz�w.
Musi pani jedynie zachowa�
wi�ksz� ostro�no�� w trakcie
wypraw.
Jego promieniste, niebieskie
oczy wpatrywa�y si� g��boko w
jej b�yszcz�ce zielone oczy.
Przez moment patrzyli na siebie
bez s�owa. Carin� ogarn�o
nieznane uczucie.
- Kaza�em podgrza� pani
kolacj� - powiedzia� Erik
przerywaj�c milczenie. - Na
pewno jest pani g�odna. Idziemy.
Wzi�� j� za r�k�. Potem szli
przez labirynt, kt�ry poprzednio
j� tak przerazi�. Ci�gn�� j� za
sob� jak niepos�uszne dziecko.
Czy wm�wi�a sobie, �e jego silny
u�cisk jest pe�en czu�o�ci?
Prawdopodobnie w obu wariantach
tkwi�a przesada. Carina
przy�apa�a si� na tym, �e na
zbyt wiele pozwala swojej
fantazji. Zosta�a zatrudniona
przez Erika von Stade i nic poza
tym.
Wkr�tce dotarli do wyj�cia i
znale�li si� w pobli�u
dwuszeregu pn�cych r�, kt�re
zwabi�y j� do labiryntu. Erik
przystan�� i odwr�ci� si� w
stron� Cariny.
- Nie powinna si� pani obawia�
tego ogrodu. Mo�e pani tu
przychodzi�, gdy tylko tego
zapragnie. Zdradz� pani
tajemnic�. Tu...
Odsun�� cierniste ro�liny i
wskaza� na ukryt� pod nimi
tabliczk� metalow�.
- Prosz� przeczyta�.
- 1562 - powiedzia�a Carina -
to na pewno data.
- Tak, w tym w�a�nie roku moi
przodkowie za�o�yli ten ogr�d.
Od tamtej pory ca�kowicie
zdzicza�. Przed kilkoma laty
kaza�em go urz�dzi� na nowo. Ta
data jest kluczem do ogrodu. Raz
w prawo, 5 razy w lewo, 6 razy w
prawo i dwa razy ponownie w
lewo. W ten spos�b trafia si� do
wyj�cia. Za to droga do �rodka
nie sprawia �adnych trudno�ci -
za�mia� si�.
Carinie nie wydawa�o si� to
wcale �mieszne. Nie mog�a nawet
zmusi� si� do u�miechu. Dotarli
do tarasu przy jej pokoju.
- Sk�d pan wiedzia�, gdzie
mnie znale��? - zapyta�a przed
drzwiami swojej sypialni.
- Zauwa�y�em pani� w ogrodzie,
podczas zabawy z dzie�mi. Gdy
p�niej nie pojawi�a si� pani na
kolacji, pomy�la�em, �e b��ka
si� pani po ogrodzie.
- Dzi�kuj�, �e mnie pan
uratowa�. Mog�a by� to dla mnie
d�uga i zimna noc.
- Uczyni�em to z przyjemno�ci�
- powiedzia�, podczas gdy ich
spojrzenia spotka�y si� znowu.
- Czy mam kaza� poda� pani
kolacj� do pokoju?
- Bardzo prosz�.
Carina pragn�a zosta� sama,
nie odzyska�a jeszcze r�wnowagi
po koszmarnej w�dr�wce po
ogrodzie.
- �niadanie jemy z dzie�mi o
�smej. Mog�aby je pani wtedy
nieco lepiej pozna�. Musimy te�
jeszcze porozmawia� o pani
obowi�zkach. Baga� pani dotar�
ju�. Prosz� teraz wypocz��.
- Tak, ch�tnie to uczyni�,
panie von Stade.
Z niejak� pretensj� pokr�ci�
g�ow�.
- Czy nie nazywam si� Erik?
- Erik - wyszepta�a
spogl�daj�c na niego spod rz�s.
Nie by�o �atwo zwraca� si� do
niego po imieniu. Wydawa�o si�
jej, �e tkwi w tym zbyt du�o
poufa�o�ci. To uczucie
pot�gowa�o si� jeszcze, gdy on z
mi�ym, niemieckim akcentem
wymawia� jej imi�.
- Tak, ju� lepiej, pi�kna
Carino - u�miechn�� si� do niej
i odszed�.
Carina odetchn�a z ulg�. Tym
razem si� jeszcze uda�o.
Nieostro�no�� nie sko�czy�a si�
utrat� posady. Zjad�a smaczn�
kolacj�, kt�r� pokoj�wka
przynios�a jej do pokoju, a
potem pouk�ada�a sw�j skromny
dobytek w szafach i rega�ach.
Nast�pnie wyk�pa�a si� w
eleganckiej �azience i wreszcie
poczu�a si� odpr�ona. Nadal
jednak nie mog�a uwierzy� w
szcz�liwy koniec tej pechowej
wyprawy do ogrodu.
3
Carina nastawi�a budzik na
wczesn� por�, by nast�pnego
ranka bez po�piechu ubra� si�, a
przede wszystkim punktualnie
stawi� si� na �niadaniu.
Nie mia�a poj�cia, jaki str�j
obowi�zuje w zwyk�y, roboczy
dzie� w tak eleganckim domu. Jej
wyb�r pad� na lekk�, skromn�
sukienk�. Powietrze by�o
wprawdzie jeszcze ch�odne, ale
s�o�ce obiecywa�o pi�kny, ciep�y
dzie�.
Kr�tko przed �sm� wyruszy�a na
poszukiwanie pokoju, w kt�rym
podawano �niadanie. Szybko
dobieg�y do niej g�osy, a w�r�d
nich m�ski bas pana von Stade.
Pod��y�a za dochodz�cymi
odg�osami i wnet dotar�a do
jadalni bogatej w okaza�e,
kryszta�owe lichtarze, wspania�e
meble antyczne, orientalne
dywany.
Pan domu rozmawia� przez
telefon, opieraj�c si� o
kredensik. Mia� na sobie ciemny,
doskona�ego kroju garnitur i
wygl�da� niebywale atrakcyjnie.
- Dzie� dobry, Carino -
pozdrowi� j� po od�o�eniu
s�uchawki.
- Dobrze, �e przysz�a pani
nieco wcze�niej. Mo�emy
porozmawia�, zanim Urszula
przyprowadzi dzieci.
Zaprowadzi� j� do niemal�e
�wi�tecznie nakrytego sto�u i
przysun�� krzes�o.
- Podoba si� pani jej
sypialnia?
Pytanie wyda�o si� Carinie
absurdalne. Pomy�la�a o ma�ym
pokoiku, kt�ry dzieli�a z
kuzynk� Jen� kiedy sko�czy�a
pi�� lat. Jej rodzice zgin�li w
wypadku samochodowym. Prawie
wcale ich nie pami�ta�a.
Przygarn�o j� wujostwo. Carina
nie czu�a si� nigdy prawdziwym
cz�onkiem tej rodziny.
Ten styl �ycia, kt�ry mia� si�
sta� teraz cho� przez jaki� czas
jej udzia�em, nie da� si� w
�aden spos�b por�wna� z jej
do�wiadczeniami z dzieci�stwa.
- Tak, panie... Eriku. Jest
wspania�a. Bardzo mi si� podoba
- odpowiedzia�a cichym g�osem.
Nie czu�a si� pewnie w tym
przepychu. Erik von Stade zdawa�
si� j� rozumie�.
- Prosz� si� odpr�y�, Carino.
Odnosz� wra�enie, �e nie czuje
si� pani swobodnie. Dom jest za
du�y dla naszej ma�ej rodziny.
Ale mo�na go polubi�.
Podano �niadanie. Podczas
jedzenia Erik wyja�ni� Carinie,
na czym polega� b�d� jej
obowi�zki. Wysoko��
wynagrodzenia przekroczy�a jej
naj�mielsze wyobra�enia. Erik
podkre�li�, �e w czasie wolnym
od pracy mo�e robi� wszystko, na
co ma ochot�.
Ich rozmow� przerwa� dzwonek
telefonu. Gisela podnios�a
s�uchawk�.
- Przepraszam, panie von
Stade, pani Linden chce z panem
rozmawia�.
Wzi�� s�uchawk�, rozmowa by�a
kr�tka, rzeczowa, po czym wr�ci�
do sto�u.
- Niestety, musz� ju� i��.
Aha, Giselo... pani Linden zje
dzi� z nami kolacj�. Carino,
chcia�bym, �eby nauka by�a dla
dzieci bardziej zabaw�, ni�
obowi�zkiem. Szofer jest w
ka�dej chwili do pani
dyspozycji. Proponuj� wybra� si�
z dzie�mi na wycieczk� i jak
najwi�cej m�wi� do nich po
angielsku. Jestem przekonany, �e
one pani� polubi�.
Podczas gdy rozmawia� z
Carin�, do pokoju wesz�a Gabi i
Jens. Padli ojcu w ramiona. Po
ciep�ym przywitaniu odwr�ci� si�
z niezwykle powa�nym wyrazem
twarzy w stron� ciemnow�osej
dziewczyny towarzysz�cej
dzieciom.
- Urszulo, dzieci sp�ni�y si�
o ca�y kwadrans - oznajmi�
ostrym tonem - �niadanie jadamy
o �smej i nie �ycz� sobie, �eby
w przysz�o�ci dochodzi�o do
takich sytuacji. Ju� czas na
mnie. To si� nie mo�e powt�rzy�.
- Tak, panie von Stade -
powiedzia�a Urszula cienkim
g�osem.
Erik ruszy� w stron� drzwi.
Carina odprowadzi�a go
zdziwionym wzrokiem. Nie zna�a
go z tej strony. Po raz pierwszy
zobaczy�a, �e potrafi by� surowy
i wynios�y.
Urszula z zak�opotaniem
usiad�a obok dzieci. Carinie
by�o przykro z powodu tego, co
spotka�o dziewczyn�. Urszula
by�a od niej o kilka lat
m�odsza. Mia�a kszta�tn� buzi� i
du�e br�zowe oczy.
- Nazywam si� Carina Shelley -
przedstawi�a si�.
Chc�c doda� dziewczynie odwagi
z u�miechem uzupe�ni�a: Jestem
nauczycielk� angielskiego.
- Wiem, jestem opiekunk�
dzieci, na imi� mam Urszula.
- Pan von Stade post�pi� chyba
zbyt surowo. Gisela wspomina�a
mi, �e jest sympatycznym szefem,
ale odnios�am teraz inne
wra�enie. Nawet nie spyta� o
pow�d sp�nienia.
- Jens obla� Gabi wod� i
musia�am wysuszy� jej w�osy i
przebra�. Pan von Stade wymaga,
aby wszystko gra�o i nie
interesuj� go usprawiedliwienia.
Dop�ki wszystko przebiega bez
zak��ce�, jest rzeczywi�cie
�wietnym szefem. R�wnie� dzieci
s� urocze.
Urszula u�miechn�a si� do
dzieci, daj�c w ten spos�b wyraz
szczerej do nich sympatii.
- Ale o tym wszystkim pani
przecie� wie.
- Jak to, niby sk�d?
- My, to znaczy s�u�ba,
s�dzili�my, �e jest pani
przyjacielem rodziny, albo
krewn�...
- Nie, nie jestem ani
przyjacielem rodziny, ani
krewn�.
- Naprawd�? - Urszula
zamy�li�a si�.
- Co si� sta�o Urszulo?
- Nic, tylko �e pani Linden
poleci�a nam przygotowa� pok�j
dla pani w skrzydle dla
personelu. Teraz okazuje si�, �e
mieszka pani w pokoju go�cinnym.
Teraz Carina zrozumia�a.
Zrobi�o jej si� przykro, �e z
jakiego� powodu zosta�a
wyr�niona. Obawia�a si�, �e
Urszula ma jej to za z�e.
�ycie w tym domu mo�e okaza�
si� trudne, je�li nie uda mi si�
zaprzyja�ni� z kole�ankami,
pomy�la�a.
- B�d� przez jaki� czas
potrzebowa�a pani pomocy, dzieci
musz� si� do mnie przyzwyczai�,
zanim rozpoczniemy nauk�. A
pani� one chyba bardzo lubi�?
Urszula nabra�a nieco zaufania
do Cariny i podczas �niadania
opowiedzia�a jej o
przyzwyczajeniach i charakterze
dzieci. Carina zorientowa�a si�
w ich rozk�adzie dnia i om�wi�a
z opiekunk� plan zaj��.
- Chcia�abym nast�pne dni
sp�dzi� w pani i dzieci
towarzystwie. Mogliby�my si�
lepiej pozna� - zaproponowa�a.
Urszula wyrazi�a zgod�. Po
�niadaniu wybrali si� do ogrodu
i bawili w chowanego. W porze
obiadowej Carina uzna�a, �e
potrzebna jest jej chwila
odpr�enia. Odszuka�a Gisel�,
kt�ra w jadalni czy�ci�a srebra.
- Halo, czy to przygotowania
do wielkiego przyj�cia? -
zapyta�a.
- Nie, srebra czy�ci si�
codziennie. Pani Linden sprawdza
je i je�li co� jest nie w
porz�dku, dostajemy za swoje.
- Tak? Jest chyba bardzo
wymagaj�ca?
- Owszem, ale przede wszystkim
si� strasznie wywy�sza.
- Cz�sto uczestniczy w
posi�kach?
- Zbyt cz�sto - odpowiedzia�a
Gisela i mrugn�a do Cariny,
kt�ra ch�tnie pozna�aby wi�cej
szczeg��w, ale ten temat
wyra�nie dra�ni� dziewczyn�,
wi�c zaniecha�a dalszych pyta�.
- My�la�am, �e mo�e znajdziesz
woln� chwil�, �eby pokaza� mi
dom.
- Ale� ch�tnie.
Gisela natychmiast wsta�a z
krzes�a.
- Mo�e p�niej? Powiedz mi,
kiedy b�dziesz mia�a troch�
czasu.
- Zd��� z robot�.
Gisela ruszy�a do drzwi, daj�c
znak Carinie, by sz�a za ni�.
Obesz�y wszystkie
pomieszczenia, ��cznie z
kuchni�. Carina podziwia�a
kominki, kt�re znajdowa�y si� we
wszystkich prawie pokojach.
- S� sprawne. Zim� cz�sto si�
z nich korzysta - opowiada�a
Gisela. - Pan von Stade bardzo
sobie ceni przytulny nastr�j.
Na pierwszym pi�trze znajdowa�
si� gabinet pana von Stade, a
tak�e pokoje dzieci, pok�j
Urszuli, pok�j zabaw i liczne
pokoje go�cinne. Na ko�cu
korytarza zatrzyma�y si� przed
du�ymi dwuskrzyd�owymi drzwiami.
- To jest pok�j pana von
Stade. Tyle pi�knych pokoi dla
samotnego m�czyzny.
Gisela otworzy�a drzwi.
Co si� sta�o z pani� von
Stade, zastanawia�a si� Carina.
Chwyci�a Gisel� za rami�.
- Chyba nie powinny�my tu
zagl�da�. Nie wiem, czy by�by
zadowolony.
- Ale te pokoje s� takie
wspania�e, Carino. Nie b�dziesz
mia�a pe�nego wyobra�enia o tym
domu, je�li ich nie zobaczysz.
Wesz�y do olbrzymiego pokoju,
w kt�rym uwag� przyci�ga�o
przede wszystkim podw�jne ��ko
sporych rozmiar�w. Przed
poka�nym kominkiem sta�y dwa
fotele. Obok znajdowa� si� drugi
pok�j z biurkiem przy oknie i
wysokimi rega�ami na ksi��ki.
Nast�pnie przesz�y do garderoby
wyposa�onej w �cienne szafy i
rze�bione kom�dki. Przed du�ym
lustrem w z�otej ramie sta�
male�ki stolik.
- Ten pok�j urz�dzono na rok
przed �mierci� pani von Stade.
Szkoda, �e teraz stoi pusty.
- To by� pok�j matki Jensa i
Gabi?
- Tak, Hilda von Stade by�a
kobiet� o nieprzeci�tnej
urodzie. Zmar�a podczas porodu
Jensa. Ale ch�opiec ma si� o tym
nigdy nie dowiedzie�. Tak sobie
�yczy pan von Stade.
Wr�ci�y do sypialni. Carina
zwr�ci�a uwag� na trzy
fotografie w ramkach stoj�ce na
biurku. Rozpozna�a zar�owione
buzie Jensa i Gabi. Trzecia
fotografia przyku�a jej uwag�.
By�a to twarz pi�knej, m�odej
kobiety o niezwykle delikatnej
urodzie i wspania�ych, jasnych
w�osach.
- Czy to �ona Erika? - spyta�a
Carina.
Wzi�a fotografi� do r�ki i
czeka�a na odpowied� Giseli.
- Ale�, bardzo prosz�! - od
strony drzwi dobieg� ha�a�liwy
g�os kobiecy.
Carina wystraszy�a si� i
omal�e nie wypu�ci�a fotografii
z r�k. Czu�a si� jak dziecko
przy�apane na z�ym uczynku.
Odstawi�a zdj�cie na miejsce i
odwr�ci�a si�. Greta Linden
sta�a przed ni� ze z�owrogo
b�yszcz�cymi oczyma.
- Giselo, mo�e pani odej��.
P�niej z pani� porozmawiam -
burkn�a do pokoj�wki.
- Szanowna pani, ja...
- Mo�e pani odej��.
- Tak jest, szanowna pani -
Gisela z przera�eniem spojrza�a
w stron� Cariny i wysz�a.
- Panno Shelley, czego pani
szuka�a w tym pokoju - zwr�ci�a
si� Greta do Cariny.
- Gisela oprowadza�a mnie po
domu - odpowiedzia�a Carina
lekko trwo�liwym g�osem.
W obecno�ci tej wynios�ej
kobiety czu�a si� nieswojo.
- Czy to pow�d, by wdziera�
si� do prywatnych pomieszcze�
pana von Stade. Zachowuje si�
pani niezwykle zuchwale.
- Zapewniam pani�, �e nie
mia�am z�ych zamiar�w. Gisela
chcia�a mi pokaza�
najpi�kniejsze pokoje.
Carina broni�a si� zaciekle.
Czy Gisela mia�a wi�ksze prawo
do przekraczania tych prog�w?
- Poucz� Gisel�, gdzie
zwiedzanie domu powinno mie�
swoje granice - powiedzia�a
Greta zimnym tonem. - A odno�nie
pani pytania: - kobieta na
fotografii, to zmar�a �ona pana
von Stade. Ale to nie jest pani
sprawa. Pani tu tylko pracuje,
panno Shelley. A je�li nadal
b�dzie pani przekracza� swoje
kompetencje, pani obecno�� w tym
domu b�dzie zagro�ona. �ycie
prywatne pana von Stade nie
powinno by� przedmiotem pani
zainteresowa�. I jeszcze jedno.
Niech pani nie o�miela si�
zwraca� do swego pracodawcy po
imieniu, niezale�nie od tego,
czy w jego obecno�ci, czy poza
jego plecami.
Carina nie mia�a ochoty k��ci�
si� z t� kobiet�. By�a raczej
zainteresowana tym, by schodzi�
jej z drogi.
- Prosz� mi wybaczy�, pani
Linden. Dzieci ju� na pewno si�
przebudzi�y - powiedzia�a
ch�odno. Omin�a Gret� i szybkim
krokiem opu�ci�a pok�j,
zamkn�wszy za sob� drzwi.
Mimo stara�, by sprawia�
wra�enie opanowanej, by�a
g��boko poruszona tym
wydarzeniem.
Co my�li sobie ta Greta.
Zosta�a jej przedstawiona jako
sekretarka pana von Stade, ale
wyra�nie zajmuje eksponowan�
pozycj� w tym domu.
Rozwa�ania Cariny przerwa�o
pukanie do drzwi. W pierwszej
chwili chcia�a wydosta� si� z
pokoju przez t