2273

Szczegóły
Tytuł 2273
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2273 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2273 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2273 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Julia Hunter Najpi�kniejsza r�a lata Tom Ca�o�� w tomach Zak�ad Nagra� i Wydawnictw Zwi�zku Niewidomych Warszawa 1995 Prze�o�y�a Ewa Przybylska T�oczono pismem punktowym 3 3 64 0 0 108 1 ff 1 74 1 dla niewidomych w Drukarni Zak�adu Nagra� i Wydawnictw Zwi�zku Niewidomych, Warszawa, ul. Konwiktorska 9 Przedruk z wydawnictwa "Alfa", Warszawa 1992 Pisa�a G. Cagara Korekty dokonali St. Makowski i I. Stankiewicz `ty 1 - Przykro mi, panno Shelley, ten etat jest ju� od dw�ch tygodni zaj�ty. - Jak to panie Schapski, nie rozumiem. Carina nie wierzy�a w�asnym uszom. Przecie� dosta�am list. Jest w nim napisane, �e jako nauczycielka angielskiego mam obj�� si�dm� klas�. Wyci�gn�a list z torebki i chcia�a go poda� temu m�czy�nie, kt�ry sprawia� wra�enie niezwykle osch�ego. Siedz�cy za biurkiem pan Schapski nie wzi�� go jednak, lecz wyra�nie rozdra�niony pokiwa� jedynie g�ow�. - Nie musz� go wcale czyta� i tak wiem, kto jest jego autorem. Pani Schmidt pracowa�a u nas tylko przez miesi�c, ale nawet w tak kr�tkim czasie zdo�a�a pope�ni� mn�stwo b��d�w organizacyjnych. Obawiam si�, �e pani r�wnie� pad�a jej ofiar�. Etat, o kt�ry pani si� ubiega, zosta� ju� w mi�dzyczasie, ku naszemu zadowoleniu, obsadzony. Niestety, nie mog� pani pom�c, panno Shelley. - Zapewne s� jakie� inne wolne miejsca pracy w tej szkole... Carina nie potrafi�a zrozumie� tej ca�ej sytuacji. - Przykro mi, panno Shelley. Jego s�owa zabrzmia�y tak zdecydowanie, �e Carinie �cisn�o si� serce. Jej plany spe�z�y na niczym. Musia�a mie� wypisan� rozpacz na twarzy, gdy� osch�y, rzeczowy ton m�czyzny za biurkiem, sta� si� nieco �agodniejszy. - Niech pani poczeka chwil�. Wsta� i opu�ci� biuro. W Carin� wst�pi�a iskierka nadziei, ale czu�a r�wnocze�nie, �e nawet najmniejsze niepowodzenie mo�e j� za�ama�. Podczas oczekiwania na powr�t pana Schapskiego ogarn�a j� jeszcze wi�ksza rozpacz. Oto najwi�ksza przygoda w jej �yciu mia�a okaza� si� katastrof�. Nie mog�a uwierzy�, �e jeszcze czterdzie�ci osiem godzin temu sta�a na podium, gdzie w�r�d oklask�w i gratulacji profesor�w oraz student�w odbiera�a dyplom. Od trzech tygodni my�la�a wy��cznie o pracy w Niemczech. Promienia�a rado�ci� od momentu, gdy otrzymaa�a list z potwierdzeniem, �e czeka na ni� etat. Przyjaciele radzili, by jak najszybciej wsiad�a w samolot, zameldowa�a si� w szkole, a potem a� do podj�cia pracy w sierpniu, zwiedza�a Europ�. Tak czy inaczej, musia�aby liczy� si� z pieni�dzmi, bo prawie wszystkie oszcz�dno�ci wyda�a na bilet lotniczy i zni�kowe bilety kolejowe. Jej zasoby finansowe wystarcza�y zaledwie na dwa posi�ki dziennie i kwatery w czasie wakacji. Na pewno nie sta� j� ju� na bilet powrotny. A teraz ta odmowa przyj�cia do pracy. Nigdy dot�d nie znalaz�a si� w podobnej sytuacji bez wyj�cia. - �a�uj�, panno Shelley - powiedzia� pan Schapski wr�ciwszy do biura - tak jak przypuszcza�em, nie mamy w szkole �adnego wolnego etatu. Zgas�a ostatnia iskierka nadziei. Carina wsta�a i jak odurzona ruszy�a w stron� drzwi. - Serdecznie dzi�kuj� za pa�skie starania, panie Schapski. - Panno Shelley, nie mog� wprawdzie zaoferowa� pani posady, ale mo�e chocia� wys�ucha pani mojej rady. Jeden z powa�niejszych biznesmen�w w naszym mie�cie, niejaki pan von Stade, poszukuje nauczycielki dla swoich dzieci. Nie znam niestety szczeg��w, ale je�li by�aby pani zainteresowana, mog� um�wi� pani� na rozmow� z panem von Stade. Carina nie waha�a si�. Nie mia�a innego wyboru, jak skorzysta� z ka�dej mo�liwo�ci. - By�abym panu bardzo wdzi�czna. - Dobrze, prosz� i�� ze mn�. Carina uda�a si� z nim do innego pomieszczenia, gdzie zwr�ci� si� do kobiety siedz�cej za zawalonym papierami biurkiem. - Pani Klein, prosz� um�wi� pani� Shelley na jutro z panem von Stade. Potem odwr�ci� si� w stron� Cariny. - �ycz� pani pomy�lno�ci i prosz� wybaczy� t� nieprzyjemn� pomy�k�. Podczas gdy kobieta telefonowa�a, Carina nie�mia�o usiad�a na jedynym krze�le, jakie znajdowa�o si� w pokoju. - Pan von Stade oczekuje pani� jutro o czternastej w swoim mieszkaniu. - Poda�a jej kartk� z adresem. - Dzi�kuj� bardzo. Carina u�miechn�a si�. - To drobiazg. �ycz� pani du�o szcz�cia. Je�li dostanie pani prac� u pana von Stade, b�dzie pani z pewno�ci� zadowolona. Do widzenia, panno Shelley. Carina schowa�a kartk� z adresem do torebki i opu�ci�a budynek szkolny. By�a szcz�liwa, gdy znalaz�a si� na rozgrzanej s�o�cem ulicy. Chocia� jej przysz�o�� sta�a nadal pod znakiem zapytania cieszy�a si� perspektyw� jutrzejszej rozmowy. Odczu�a ulg�, �e nie b�dzie musia�a sp�dza� ca�ego roku szkolnego w tym starym budynku, kt�ry przed chwil� opu�ci�a. Podczas spaceru po uliczkach wzd�u� Menu jeszcze raz przemy�la�a swoj� obecn� sytuacj�. Mog�a sprzeda� bilety kolejowe, kt�re zapewnia�y jej wielokrotn� podr� poci�giem w ci�gu dw�ch miesi�cy. Za uzyskan� kwot� i pozosta�e jej jeszcze czeki podr�ne mog�aby op�aci� bilet lotniczy w powrotn� stron�. Jednak w domu w Elderwood w stanie Indiana jej sytuacja nie uleg�aby wcale istotnej poprawie, gdy� wujek Ron i ciocia Jeanne udali si� na trzytygodniowy urlop. S�dzili bowiem, �e Carina pozostanie w Europie co najmniej przez rok. Carina nie mia�a nawet kluczy do domu, nie mia�a te� �adnych perspektyw na znalezienie tam pracy. Poza tym, by�oby raczej nieprzyjemnie wraca� tak szybko z powrotem. Mia�a nadziej�, �e otrzyma t� posad� u pana von Stade. Je�eli zaj�cie to nie oka�e si� z g�ry nie do przyj�cia, gotowa by�a zgodzi� si� na ka�de wynagrodzenie i sprosta� wszelkim wymaganiom. Zaakceptuje te� wszystkie warunki, byle tylko pozosta� na jaki� czas w Europie. Przy odrobinie szcz�cia uda�oby si�, by� mo�e, jeszcze troch� pozwiedza�. Do rozmowy pozosta�o jej jeszcze oko�o dwudziestu czterech godzin. Postanowi�a zwiedzi� malownicze miasto W~urzburg. Popo�udnie sp�dzi�a spaceruj�c po parku w centrum miasta i po wzg�rzu Marienburg, kt�re wznosz�c si� ponad uliczkami i Menem, sprawia�o nadzwyczajne wra�enie. Ogl�da�a wystawy sklepowe przy g��wnych ulicach. Szczeg�lnie spodoba�y jej si� sklepy mi�sne - pe�ne w�dlin i kie�bas rozmaitych wielko�ci i kszta�t�w. W tych sklepach unosi� si� tak cudowny zapach, �e Carina zdecydowa�a si� wreszcie kupi� troch� kie�basy, by zje�� j� na kolacj� wraz z chlebem, serem, popijaj�c do tego wino. Czu�a zm�czenie d�ugim lotem z Nowego Jorku do Frankfurtu, wi�c postanowi�a wcze�nie po�o�y� si�. Chcia�a, ponadto, nast�pnego dnia by� w jak najlepszej formie podczas rozmowy z panem von Stade. Le��c ju� w ��ku rozmy�la�a o tym, co przyniesie kolejny dzie�. Nie by�o dotychczas mowy o pani von Stade, ale to zapewne nie mia�o znaczenia. Carina nie wiedzia�a nawet iloma dzie�mi mia�aby si� opiekowa� i w jakim s� one wieku. Sekretarka w szkole powiedzia�a, �e z tej posady, je�li j� otrzyma, b�dzie zadowolona. Po chwili zapad�a w g��boki, spokojny sen. Promie� s�o�ca, przenikaj�cy prez szpar� w ci�kich zas�onach, obudzi� Carin� nast�pnego ranka. Min�a d�u�sza chwila, zanim u�wiadomi�a sobie, gdzie si� znajduje. Z przyjemno�ci� ziewa�a i przeci�ga�a si� na mi�kkich poduszkach podczas uk�adania planu na przedpo�udnie. Najpierw pragn�a zje�� dobre �niadanie - bu�eczk�, jajko na mi�kko i kaw�. Spojrza�a na zegarek i podskoczy�a w przera�eniu. By�a ju� dwunasta. Za dwie godziny oczekiwana jest przez pana von Stade. Wyskoczy�a z ��ka i chwyci�a szlafrok. Wzrok zatrzyma�a na wywieszce przy drzwiach. By�o na niej napisane, �e �niadanie wydawane jest do godziny jedenastej. I tak ju� nie mia�a czasu, by my�le� o �niadaniu. Po�piesznie wzi�a prysznic i umy�a g�ow�. Jej kasztanowe w�osy o wspania�ym po�ysku cz�sto budzi�y podziw. Fryzjer zachwyca� si� nimi. Carina wiedzia�a, �e prawie w ka�dej fryzurze jest jej do twarzy. Teraz mia�a w�osy lekko wycieniowane, si�gaj�ce do ramion, wdzi�cznie okalaj�ce twarz. Jej makija� ogranicza� si� zwykle do odrobiny r�u, lecz dzi� nawet i to by�o zb�dne, gdy� zdenerwowanie i podniecenie nada�y jej policzkom r�owego koloru. Pozosta�a ju� tylko godzina do rozmowy. Wyb�r garderoby nie sprawi� jej k�opotu. Zabra�a w podr� tylko kilka rzeczy, poniewa� du�y kufer z ubraniami mia� zosta� nades�any w p�niejszym terminie. Swoj� ulubion� sukienk� rozwiesi�a na wieszaku przy oknie ju� poprzedniego wieczoru, tak �e wygl�da�a teraz �wie�o. By�a to sukienka w ulubionym kolorze Cariny, intensywnym r�u, z kr�tkimi r�kawkami i lekko faluj�c� sp�dniczk�, podkre�laj�c� w�sk� tali�. Szybko si� ubra�a i z satysfakcj� stwierdzi�a, �e kolor sukienki doskonale harmonizuje z barw� jej oczu. Za�o�y�a sanda�y na p�askim obcasie i zesz�a do recepcji.Swoim dalekim od doskona�o�ci niemieckim poprosi�a recepcjonistk� o zam�wienie taks�wki. Postanowi�a poczeka� na zewn�trz. Spojrza�a na zegarek, mia�a jeszcze p� godziny czasu. Ogarn�o j� zdenerwowanie. Ta rozmowa mia�a wielkie znaczenie. Nie mog�oby przytrafi� si� jej nic gorszego, jak sp�nienie na spotkanie z panem von Stade. Gdy w ci�gu nast�pnych dziesi�ciu minut taks�wka nadal nie przyje�d�a�a, Carina by�a bliska rozpaczy. Uda�a si� ponownie do recepcji i raz jeszcze przedstawi�a swoj� spraw� recepcjonistce. Recepcjonistka u�miechn�a si� przyja�nie i powiedzia�a: - Tak, panno Shelley. Jednak Carina wiedzia�a ju�, �e kobieta za lad� nie zrozumia�a ani s�owa. Je�li teraz co� si� nie zdarzy, b�dzie zgubiona. W tym momencie podesz�a do niej starsza dama. - Niechc�co by�am �wiadkiem pani rozmowy - powiedzia�a �amanym angielskim. Carina odetchn�a z ulg�. - Czy mog� pani w czym� pom�c? - zaproponowa�a. Carina wyja�ni�a jej swoj� sytuacj�. - Wi�c chce pani dosta� si� do von Stade. Ach tak. Willa le�y na przedmie�ciu. Musi si� pani pospieszy�, by punktualnie dotrze� na miejsce. Prosz� poczeka�, zawo�am taks�wk�. Kilka minut p�niej podjecha� samoch�d i starsza dama rozmawia�a z kierowc�. - Powiedzia�am mu, �e ma najkr�tsz� drog� zawie�� pani� do von Stade - wyja�ni�a Carinie. Carina nie mia�a nawet czasu, by podzi�kowa�. Samoch�d z piskiem ruszy� i b�yskawicznie w��czy� si� do ruchu ulicznego. Jazda by�a pasjonuj�ca, nie tyle ze wzgl�du na cudowne zabytki, kt�re mijali niestety w mgnieniu oka, ile z powodu szale�czej pr�dko�ci. Zanim Carina si� spostrzeg�a, dotarli do wspania�ej willi w �licznym parku. Dom sprawia� wra�enie pa�acu. Taks�wkarz zatrzyma� samoch�d przed szerokimi kamiennymi schodami prowadz�cymi do pot�nych drzwi, po czym odwr�ci� si� do Cariny. - Dochodzi druga - powiedzia� wyra�nie po niemiecku i za�mia� si� z satysfakcj�. Carina zap�aci�a, nie �a�uj�c szczodrego napiwku. Potem wbieg�a po schodach, nacisn�a dzwonek i us�ysza�a melodyjny d�wi�k "ding_dong". Prawie w tej samej chwili - otworzy�y si� pot�ne drzwi. Drobna kobieta w podomce i fartuszku spyta�a: - S�ucham pani�? - Nazywam si� Carina Shelley. Pan von Stade oczekuje mnie o czternastej. - Pan von Stade jest chwilowo nieobecny. Ale s�dz�, �e przyjmie pani� pani Linden. Pani ubiega si� o posad� guwernantki? - Tak. - Prosz� i�� ze mn�. Kobieta doskonale m�wi�a po angielsku. Zaprowadzi�a Carin� do wielkiego pokoju, z wysokimi rega�ami pe�nymi ksi��ek i wskaza�a na sk�rzany fotel. - Prosz� usi���. Powiem pani Linden, �e ju� pani przysz�a. - Bardzo dzi�kuj�. Pokoj�wka wysz�a zamykaj�c za sob� ci�kie, podw�jne drzwi. Carina poczu�a si� opuszczona i nieswojo w tym wielkim, eleganckim pomieszczeniu. Przed otwartymi drzwiami prowadz�cymi na werand� sta�o olbrzymie mahoniowe biurko. Z zewn�trz dociera�y g�osy dzieci. Carina podesz�a do oszklonych drzwi, w nadziei, �e ujrzy swoich przysz�ych podopiecznych, o ile oczywi�cie w og�le dostanie t� posad�. Wprawdzie s�ysza�a g�osy, ale dzieci nie by�o wida�. Carina wychyli�a si� i rozgl�da�a wok�, niemniej zza g�stych krzew�w nie by�a w stanie dostrzec kogokolwiek. - Panna Shelley? - us�ysza�a za sob� ostry g�os kobiecy. Odwr�ci�a si� zmieszana. - Tak - odpar�a. - Nazywam si� Carina Shelley. - Prosz� usi���. Niestety mam niewiele czasu. Carina ponownie usiad�a w g��bokim fotelu ze sk�ry, a kobieta zaj�a miejsce naprzeciw niej. Rozmowa jeszcze si� nie zacz�a. Carina zd��y�a ju� mie� w�tpliwo�ci co do pomy�lnego jej przebiegu. - Nazywam si� Linden. Jestem g��wn� sekretark� pana von Stade. Jest on niezwykle zaj�ty interesami, dlatego podj�am si� zadania przeprowadzenia rozm�w z osobami ubiegaj�cymi si� o posad� nauczyciela. Czy mog� spyta�, ile pani ma lat? - W sierpniu sko�cz� dwadzie�cia dwa lata. - Dwadzie�cia jeden? Czy nie jest pani aby zbyt m�oda, by podejmowa� si� tak odpowiedzialnego zadania? - Jestem wykwalifikowan� nauczycielk�... - Czy ma pani do�wiadczenie w zawodzie - przerwa�a pani Linden. - Jak dot�d nie. - Nie pracowa�a pani jeszcze jako nauczycielka? - Nie, to by�aby moja pierwsza praca. Dopiero kilka dni temu zda�am egzamin. - Ale m�wi pani p�ynnie po niemiecku? - M�wi� po niemiecku, ale by�oby przesad� twierdzi�, �e p�ynnie - odpar�a uczciwie Carina. - Ale�, panno Shelley, dzieci pana von Stade m�wi� tylko po niemiecku. - Je�li jestem dobrze poinformowana, mia�am uczy� dzieci angielskiego. Naj�atwiej jest opanowa� j�zyk obcy, je�li si� ma z nim sta�y kontakt. Znam niemiecki na tyle, �eby porozumie� si� z nimi, co i tak wkr�tce nie by�oby ju� konieczne. - Dzieci s� jeszcze ma�e. - Tym lepiej. Naucz� si� szybciej. Czy mog� zapyta�, ile maj� lat? Ch�tnie bym je pozna�a. - Nie s�dz�, aby by�o to potrzebne, panno Shelley. Pi�kna, aczkolwiek pozbawiona kobiecego ciep�a, pani Linden wsta�a. Wydaje si�, �e podj�a ju� decyzj�, zanim jeszcze zacz�a rozmow� z Carin�. Carina za� nie widzia�a najmniejszej mo�liwo�ci wp�yni�cia na zmian� jej postanowienia. Podj�a jednak jeszcze jedn� pr�b�. - Pani Linden, mam doskona�e �wiadectwo i listy polecaj�ce. Pracowa�am ju� z dzie�mi i jestem przekonana, �e sprostam wymaganiom... - Powiem pani otwarcie - uwa�nym gestem dotkn�a nieskazitelnie u�o�one w kok rude w�osy. Chcia�am odda� panu Schapskiemu przys�ug� i dlatego pozwoli�am pani tu przyj��. Odby�am ju� kilka rozm�w z odpowiednimi na t� posad� lud�mi. Ze wzgl�du na to, �e nie ma pani do�wiadczenia, nie mo�emy niestety wzi�� pani pod uwag�. Pani Linden odwr�ci�a si� plecami do Cariny i ruszy�a w stron� wyj�cia. W tym samym momencie otworzy�o si� jedno skrzyd�o drzwi i niezwykle atrakcyjny m�czyzna w eleganckim, br�zowym garniturze wkroczy� do pokoju. Mia� na sobie bia�� koszul�, rozpi�t� pod szyj�. Jego g�ste, ciemne, lekko faluj�ce w�osy by�y nieco rozwichrzone. Radosny u�miech rozja�nia� jego twarz, a uwag� przyci�ga�y czaruj�co niebieskie oczy. Podczas gdy Carina zastanawia�a si�, kim jest ten m�czyzna, pani Linden zrobi�a krok do przodu i zawo�a�a uszcz�liwionym g�osem. - Eriku! Wspaniale! Nie zauwa�y� jeszcze Cariny, kt�rej drobna sylwetka zgin�a w g��bokim fotelu. Wsta�a z lekkim wahaniem. - O, dzie� dobry - powiedzia� niezwykle przystojny m�czyzna podchodz�c do niej - jestem Erik von Stade. Przez g�ow� Cariny przewija�y si� chaotycznie przer�ne my�li. Czy jest on wujkiem tych dzieci? Przecie� nie mo�e by� tym biznesmenem, o kt�rym wszyscy m�wi� z takim szacunkiem? Tamten musi by� znacznie starszy. M�czyzna, kt�ry sta� teraz przed ni�, mo�e mie� najwy�ej ko�o trzydziestki. - Dzie� dobry. Nazywam si� Carina Shelley i chcia�am... Greta Linden przerwa�a jej. - Ta m�oda dama ubiega�a si� o posad� nauczycielki. Poinformowa�am j�, �e mamy ju� wystarczaj�co du�o kandydat�w do wyboru. Erik nie odrywa� wzroku od Cariny, podczas zadawania Grecie pytania: - Czy ju� kogo� pani zatrudni�a? - Ale� nie. Ostatnie s�owo nale�y do pana. Um�wi�am na jutro trzy panie, by m�g� pan podj�� ostateczn� decyzj�. - �wietnie, dzi�kuj� za pani trud, Greto. Teraz chcia�bym osobi�cie porozmawia� z t� m�od� dam�. - Oczywi�cie, ale musz� pana uprzedzi�, �e... - T� spraw� zaj��em pani zbyt wiele cennego czasu, Greto. Sam porozmawiam teraz z Carin�. Ta elegancka kobieta mimo tak uprzejmej odprawy zachowa�a sztywn� i pe�n� dystansu postaw�, ale Carina zauwa�y�a, �e czuje si� ona g��boko dotkni�ta. - Wi�c, Carino - odezwa� si� Erik von Stade z u�miechem na twarzy. Wzi�� j� pod r�k� i poprowadzi� po puszystym dywanie. - Prosz� usi��� ze mn� na kanapie. Pani jest Amerykank�, prawda? - Tak, sk�d pan wie? By�o to zb�dne pytanie i Carina u�miechn�a si� chytrze. Erik odpar�: - Mo�na to pozna� po pani akcencie. Podoba mi si�. Czy mog� zwraca� si� do pani po imieniu? - Oczywi�cie. Po raz pierwszy od chwili przybycia do Niemiec poczu�a si� naprawd� dobrze. - Prosz� mi opowiedzie�, co sprowadzi�o pani� do Niemiec. Bez trudu opowiedzia�a mu o nieporozumieniu ze szko��. Erik s�ucha� i wsp�czu� Carinie. - Pomy�ka, kt�ra mo�e mie� nieprzyjemne nast�pstwa. Czy wr�ci pani do Ameryki, je�li nie znajdzie tu posady? - Nie chc� wraca�. Marz� o tym, by zwiedzi� Europ�. Ale ze wzgl�du na sytuacj� finansow� nie b�d� chyba mia�a innego wyboru. - My�l�, �e to doskona�y pomys�, aby powierzy� moje dzieci m�odej nauczycielce, kt�rej j�zykiem ojczystym jest w�a�nie angielski. Wsta� i podszed� do uchylonego okna. A wi�c to jest ten s�ynny Erik von Stade. Carina nie mog�a poj�� swojego szcz�cia. Jeszcze kilka minut temu spotka�a si� z odmow�, teraz wygl�da na to, �e jednak dostanie t� posad�. - Gabrielo, Jens, przyjd�cie prosz� do biblioteki - zawo�a� w stron� ogrodu. Potem przysiad� na biurku i wyja�ni� Carinie: Jestem szefem towarzystwa zajmuj�cego si� importem i eksportem. Handlujemy g��wnie antykami. Angielski jest mi�dzynarodowym j�zykiem w biznesie. Sam cz�sto podr�uj� i ch�tnie zabiera�bym dzieci ze sob�, dlatego chcia�bym, �eby jak najszybciej opanowa�y angielski. S� jeszcze bardzo ma�e, jednak im wcze�niej zaczn�, tym lepiej. Podczas gdy m�wi�, z rozmachem otworzy�y si� drzwi i dwoje dzieci o zar�owionych policzkach rzuci�o si� w jego otwarte ramiona. Odwzajemni� im gor�ce u�ciski na powitanie i odwr�ci� si� z powrotem do Cariny. - Dzieci, to jest Miss Carina Shelley. Carino, czy mog� przedstawi� ci Gabi i Jensa. Gabi ma pi�� a Jens cztery lata. Ma�a Gabi uk�oni�a si� na przywitanie. Mia�a puco�owat� buzi�, jasne �liczne loczki i te same niebieskie oczy jak jej ojciec. W przysz�o�ci b�dzie zapewne czaruj�co pi�kna. R�wnie� Jens uk�oni� si� sztywno, przygl�daj�c si� Carinie ze zmarszczonym czo�em. Mia�, podobnie jak ojciec, ciemne w�osy. Carina pomy�la�a: - matka dzieci jest z pewno�ci� niezwykle pi�kna. - Dzieci, przywitajcie pann� Carin�. Czy mog� si� zwraca� do pani po imieniu? - Prosz� - zgodzi�a si� Carina, kt�ra niczego nie pragn�a tak bardzo jak mi�ej, przyjacielskiej atmosfery. - Dzie� dobry Gabi, dzie� dobry Jens. - Dzie� dobry - nie�mia�o odpowiedzia�y dzieci. Potem odwr�ci�y si� do ojca i pospiesznie zacz�y mu co� t�umaczy�. Carina zrozumia�a, �e prosz� go, by bawi� si� z nimi w ogrodzie. - Zgoda - Erik von Stade da� si� przekona�. - Pobawcie si� przez chwilk� sami. Za kilka minut do��cz� do was. Dzieci wybieg�y do ogrodu. Ojciec u�miechaj�c si� spogl�da� za nimi. Wprawdzie dzieci wywar�y na Carinie bardzo mi�e wra�enie, jednak jej uwag� przyci�ga� przede wszystkim ich atrakcyjny ojciec. Erik von Stade odwr�ci� si� w jej stron�. - My�l�, �e b�dzie pani do nas doskonale pasowa�. Musz� teraz do��czy� do dzieci, ale mam nadziej�, �e wkr�tce znowu pani� zobacz�. Teraz zaopiekuje si� pani� pani Linden. - Dzi�kuj� panu. Dzieci bardzo mi si� spodoba�y. Promienia� z rado�ci. Komplement wzruszy� go do g��bi. - Niech pani m�wi do mnie Erik - poprosi�. Potem podni�s� jej d�o� do swoich ust, poca�owa� i wyszed� do ogrodu. Carina poczu�a lekkie ciep�o w miejscu, kt�re musn�� swoimi wargami. W zamy�leniu dotkn�a r�k�. Ten zwyczaj istnia� wi�c nie tylko w powie�ciach i filmach. U�miechn�a si�. Uzna�a, �e to wyj�tkowo mi�y zwyczaj, szczeg�lnie w wykonaniu tak poci�gaj�cego m�czyzny. - Niestety jest �onaty - sama siebie ostrzeg�a. Nie mog�a jednak przesta� my�le� o jego niebieskich oczach. Wychodz�c Erik von Stade zostawi� drzwi lekko uchylone. Carina s�ysza�a jego rozmow� z sekretark�. - Mo�e pani odwo�a� spotkania z kandydatkami. Zdecydowa�em si� zatrudni� pann� Shelley. - Ale� chyba nie m�wi pan powa�nie, Eriku. Przecie� pan nawet nie widzia� pozosta�ych pa�. Jestem przekonana, �e nadaj� si� o wiele bardziej... - Greto, dzi�kuj� pani za jej trud, ale Carina jest w�a�nie t� osob�, o jak� mi chodzi�o. Prosz� porozmawia� z ni� o wynagrodzeniu, tak jak ustalili�my, i zadba� o pok�j dla niej. - Eriku, ona nie ma �adnego do�wiadczenia w tym zawodzie, jest poza tym za m�oda. Musz� si� stanowczo sprzeciwi� pa�skiej decyzji. - Panna Shelley otrzyma t� posad� - odpar�. Potem zapanowa�a cisza. Po chwili pani Linden wesz�a do pokoju, zamykaj�c drzwi nieco mocniej ni� by�o to konieczne. - Panno Shelley, odnosz� wra�enie, �e pan von Stade chce jak najszybciej za�atwi� t� spraw� i dlatego postanowi� da� pani szans�, mimo braku do�wiadczenia zawodowego. Oczekujemy, �e b�dzie pani do naszej dyspozycji w czasie nienormowanym. Proponujemy bardzo wysokie wynagrodzenie. Dzieci maj� wprawdzie opiekunk�, ale r�wnie� opieka nad nimi b�dzie czasem nale�a�a do pani obowi�zk�w. Umowa o prac� jest na czas nieokre�lony, co nie oznacza, �e nie mo�e zosta� zerwana. Je�li te warunki pani odpowiadaj�, dam pani p�niej dalsze instrukcje. 2 Carina wielce zdziwiona rozgl�da�a si� wok�, pod��aj�c za pokoj�wk� Gisel� do swojego pokoju. - Czy to jest skrzyd�o dla s�u�by - zapyta�a nie dowierzaj�c w�asnym oczom, gdy stan�a w wielkim, gustownie urz�dzonym pokoju. - Nie, to jest jeden z pokoi go�cinnych. - Pani Linden �yczy�a sobie, �ebym zamieszka�a w cz�ci przeznaczonej dla personelu - rzek�a Carina. - Niech pani nie s�ucha pani Linden. Ja spe�niam polecenia pana von Stade i radz� pani post�powa� tak samo. Prosi� mnie, �ebym ten w�a�nie pok�j przygotowa�a dla pani i uwa�am, �e zadecydowa� s�usznie. Tak pi�kna kobieta jak pani, powinna mieszka� w pi�knym pokoju. Carina u�miechn�a si�. - Dzi�kuj�, Giselo. To rzeczywi�cie �liczny pok�j. Nie mog� wprost uwierzy�, �e pan von Stade przeznaczy� dla mnie tak wspania�y pok�j. Jestem tu pracownikiem, a on z pewno�ci� potrzebuje go dla swoich go�ci. - To tylko jeden z wielu pokoi go�cinnych. Za moich czas�w jeszcze nigdy nie zdarzy�o si�, �eby wszystkie by�y jednocze�nie zaj�te. W skrzydle zamieszka�ym przez rodzin� jest dwana�cie sypialni, a na drugim pi�trze przeznaczonym dla s�u�by jest ich dziesi��. Ch�tnie poka�� kiedy� pani ca�y dom. Prawdopodobnie zosta� zbudowany ju� w XIV wieku. Podobno go�ci� tu nawet kr�l Francji Ludwik. - Co te� pani m�wi! Czternasty wiek? - Cz�sto by� przebudowywany i modernizowany. Jednak od pocz�tku znajdowa� si� w posiadaniu rodziny von Stade, Miss Shelley. - Giselo, czy nie zechcia�aby� m�wi� do mnie po imieniu? Jeste�my prawie w tym samym wieku. - Ch�tnie, ale tylko w�wczas, gdy b�dziemy same. Nie chc� straci� posady. - Czy pan von Stade jest taki surowy? - Ach, pan von Stade jest najlepszym szefem, o jakim mo�na tylko marzy�. Sprawiedliwym i uczciwym. Sam jest zdyscyplinowany i pracowity i tego samego oczekuje od nas. Dok�adnie wie, czego chce. Dop�ki wszystko przebiega zgodnie z jego oczekiwaniami, jest prawdziw� przyjemno�ci� pracowa� dla niego. Jedyn� osob�, kt�ra utrudnia nam �ycie, jest pani Linden. Ostatnie s�owa Gisela wypowiedzia�a szeptem, po czym ods�oni�a ci�kie zas�ony przy drzwiach werandy. Zanim Carina zd��y�a dowiedzie� si�, co mia�a na my�li m�wi�c o pani Linden, Gisela zmieni�a temat. - Masz nawet werand�, Carino. Jest ona poprzez �ywop�ot po��czona z g��wn� werand� przy salonie. Przy okazji musisz, koniecznie, obejrze� ogr�d. Nie widzia�a� jeszcze czego� tak uroczego. - W�asna weranda? Nie mog� uwierzy�. Carinie wydawa�o si� to wszystko pi�knym snem. - Tak, ka�dy z pokoi go�cinnych posiada werand�, albo balkon. Powiedz teraz, gdzie s� twoje rzeczy, to ka�� je przys�a�. Aha, tutaj masz �azienk�. �wie�� po�ciel i r�czniki znajdziesz w szafie. - M�j baga� jest w hotelu na Elbertstrasse. Carina nie mog�a doczeka� si�, kiedy Gisela wreszcie zostawi j� sam�, aby w spokoju mog�a obejrze� swoje mieszkanko. W drodze do drzwi Gisela zatrzyma�a si� jeszcze. - Kolacj� podaje si� punktualnie o dziewi�tnastej. Pan von Stade za�yczy� sobie, �eby� spo�ywa�a posi�ki wsp�lnie z rodzin�. Ale mo�e chcia�aby� ju� teraz co� przek�si�? - Ch�tnie. Ze zdenerwowania nie mog�am rano niczego prze�kn��. Ale pani Linden m�wi�a przecie�, �e mam je�� posi�ki ze s�u�b�. - Ju� m�wi�am, nie s�uchaj jej - odrzek�a Gisela, �miej�c si� i zatrzaskuj�c za sob� drzwi. Carina sta�a przez chwil� w bezruchu, wczuwaj�c si� w atmosfer� pokoju. Potem podesz�a do podw�jnego ��ka i wypr�bowa�a materac. Najpierw po�o�y�a si� delikatnie, po czym roz�o�y�a si� na nim wygodnie. ��ko by�o fantastyczne. Nie mog�a tego poj��. Co za dziwny przypadek losu sprowadzi� j� w�a�nie tu. Odk�d pos�ucha�a rady profesora z uniwersytetu, by ubiega� si� o posad� nauczycielki w Niemczech, jej �ycie zdawa�o si� by� kierowane przez tajemne moce. By�a przekonana, �e b�dzie naucza� niesforn� klas� w prywatnej szkole, a dosta�a prac� jako prywatna nauczycielka w domu maj�tnego, wp�ywowego biznesmena. Carina nie zaznawa�a spokoju. Wiele pyta� pozostawa�o nadal bez odpowiedzi. Najwa�niejsze z nich, to oczywi�cie, jakim wymaganiom b�dzie musia�a sprosta� jako nauczycielka. Gabi i Jens byli dzie�mi dobrze wychowanymi, ale bardzo nie�mia�ymi. Ju� teraz, na szcz�cie, mia�a wiele pomys��w jak zorganizowa� nauk�, by by�a urozmaicona i weso�a. R�wnie� matka dzieci, o kt�rej nikt dot�d nie wspomnia�, nie dawa�a jej spokoju. Nie potrafi�a te� okre�li� roli, jak� spe�nia w tym domu niezbyt sympatyczna pani Linden. Nie mia�a tak�e jasno�ci co do w�asnej pozycji. Greta Linden nakaza�a jej mieszka� i jada� ze s�u�b�, a tymczasem siedzia�a w tym pi�knym pokoju, a kolacj� mia�a zje�� z rodzin� von Stade. Carina postanowi�a skorzysta� z rady Giseli i spe�nia� wy��cznie polecenia pana von Stade. Carina odkry�a w�a�nie przestronn� szaf� w �cianie, gdy nagle rozleg�o si� pukanie do drzwi. - Ma�a przek�ska. Gdzie postawi� tac�? - Tam na stole. Dzi�kuj� bardzo. Dziewczyna odesz�a. Carina wypi�a herbat� i zjad�a z apetytem kanapki z serem. Jej baga� jeszcze nie dotar�, tote� po jedzeniu postanowi�a zwiedzi� ogr�d, kt�rym tak bardzo zachwyca�a si� Gisela. Otworzy�a drzwi werandy i wysz�a na wyk�adany kafelkami taras. Otacza� j� wysoki, g�sty �ywop�ot. Zauwa�y�a w nim dwa korytarze; jeden z nich prowadzi� na olbrzymi taras, na kt�rym sta�y metalowe meble ogrodowe. Na jej werandzie znajdowa�y si� dwa wygodne le�aki. Carina mia�a nadziej�, �e b�dzie mia�a troch� wolnego czasu, by z nich skorzysta�. Z tarasu rozpo�ciera� si� wspania�y widok. Zobaczy�a szpaler cudownie kwitn�cych ��tych r�. Poprzez p�dy r� dojrza�a wielk� po�a� trawnika. Spogl�daj�c przez pn�ce r�e, Carina zauwa�y�a pi�kn� scenk�. Przed ni� by� ogromny trawnik, kt�ry w pewnym momencie przekszta�ca� si� w plac zabaw. Na ga��zi starego d�bu wisia�a opona. Obok drzewa znajdowa�a si� piaskownica, drabinka do wspinania i zje�d�alnia. Na trawniku, przed placem zabaw, zobaczy�a Carina swego pracodawc�. Zdj�� marynark�, podwin�� r�kawy koszuli i bawi� si� z dzie�mi. �eby m�c dok�adniej przyjrze� si� zabawie, Carina przesun�a si� nieco i opar�a o drzewo. M�czyzna ten na pewno kocha� swoje dzieci ponad wszystko, pomy�la�a. Uwag� Cariny zwr�ci�y jego muskularne ramiona. �wietnie bawi� si� z dzie�mi podrzucaj�c do g�ry piszcz�c� Gabi i kr�c�c ma�ym Jensem wok� siebie jak samolot. Zmusi�a si� do oderwania od tej scenki, jak�e sympatycznej, czuj�c, �e ch�tnie przy��czy�aby si� do bawi�cych. Powr�ci�a na taras i ruszy�a teraz drugim korytarzem w �ywop�ocie. Znalaz�a si� na �cie�ce przys�oni�tej wysokimi krzewami i drzewami. Czu�a si� jak w tunelu. Po kilku metrach pojawi�a si� przed ni� droga do cudownego ogrodu. Grz�dki kwiat�w doskonale zachowuj�ce symetri� otoczone by�y niskimi przystrzy�onymi �ywop�otami. Carina zastanawia�a si�, ilu ogrodniki�w zatrudnia pan von Stade. W �ywop�otach kry�y si� liczne korytarze. Z drugiej strony ogrodu przyci�gn�� uwag� Cariny rz�d czerwonych pn�cych r�. Znowu znalaz�a si� na w�skiej dr�ce otoczonej �ywop�otem. Dosz�a do miejsca, w kt�rym droga rozwidla�a si�. Wreszcie musia�a zawr�ci�, bo droga ko�czy�a si�. Carina nagle zrozumia�a, �e znalaz�a si� w ogrodzie_labiryncie. Ciekawa by�a, jak� tajemnic� kryje w sobie ten zielony labirynt. B��dz�c po wielu dr�kach dotar�a do polany, na �rodku kt�rej sta�a pi�kna altanka, pomalowana bia�� farb�, otoczona prze�licznymi r�ami. Carina usiad�a na �awce i nie potrafi�a wyrazi� swojego szcz�cia. Jak cudownie by�oby w tym uroczym miejscu uczy� dzieci. Ch�tnie zosta�aby tu d�u�ej. By�o tak cicho i spokojnie w altance. Jednak spojrzawszy na zegarek, zdecydowa�a, �e musi wraca�, je�li chce przed kolacj� rozpakowa� swoje rzeczy i od�wie�y� si�. Ruszy�a w kierunku jedynego przej�cia w �ywop�ocie. Bez problemu trafi�a na polank�, wi�c i droga powrotna nie powinna nie�� niespodzianek. Carina sz�a szybkim krokiem, zachwycaj�c si� tajemnicz� atmosfer� niezwyk�ego ogrodu. Przeby�a �adny kawa�ek drogi, nie zauwa�aj�c wyj�cia. Nagle zatrzyma�a si�, bo przysz�o jej na my�l, �e mo�e zab��dzi�a. Wysokie krzewy wok� niej sta�y si� raptem ponure i gro�ne. Trzyma�y j� w pu�apce. Carina nie mia�a poj�cia, gdzie si� znajduje, jak wielki mo�e okaza� si� ten ogr�d. Teraz ur�s� w jej wyobra�ni do niespotykanych rozmiar�w. Jej spacer przeci�ga� si� w czasie. Za p� godziny mia�a zej�� na kolacj� i nie mog�a sobie pozwoli� na brak punktualno�ci. Przyspieszy�a kroku, ale czu�a, �e ogarnia j� panika. Przystan�a. Musz� post�powa� zgodnie z logik�, pomy�la�a. Bez trudu trafi�am na polank� z altank�. Wr�c� tam z powrotem i zaczn� od pocz�tku. Na nowo wst�pi�a w ni� odwaga i ruszy�a w stron� �rodka labiryntu. Teraz droga okaza�a si� d�u�sza, jednak wreszcie stan�a przed altank�. Usiad�a na �awce, by odpocz�� po przebytej drodze. W�a�ciwie znalaz�a si� w �miesznej sytuacji. Ale je�li nie b�dzie si� denerwowa� i pospieszy si�, dotrze w por� na kolacj�. Niestety nie zd��y si� ju� przebra�. Ruszy�a w drog�, ale nie znalaz�a jednak wyj�cia z labiryntu. Min�a ju� si�dma. Kr�ci�a si� w ko�o i by�a bliska �ez. Dlaczego musia�o jej si� co� takiego przytrafi�? Dlaczego baczniej nie obserwowa�a drogi? By�o jej przykro, �e zb��dzi�a w ogrodzie, po kt�rym w og�le nie powinna spacerowa�. Carina zrezygnowa�a z beznadziejnych poszukiwa� i wolnym krokiem kierowa�a si� w stron� altanki. Je�li w og�le uda mi si� st�d wydosta�, b�d� musia�a prze�y� najokropniejsze chwile swojego �ycia, rozmy�la�a. Straci z pewno�ci� zaufanie Erika von Stade. Wcale si� nie zdziwi, je�li cz�owiek, kt�ry przywi�zuje wielk� wag� do tego, by w jego domu panowa� �ad i porz�dek, ulegnie radom pani Linden i nie przyjmie jej do pracy. By�a ju� prawie �sma i w ogrodzie zrobi�o si� ch�odniej. Carina mia�a na sobie tylko letni� sukienk� i trz�s�a si� z zimna. Gdy Erik von Stade z trwog� na twarzy wkroczy� na polank�, zobaczy� zak�opotan� i zmarzni�t� Carin�. Wiedzia�a, �e wcze�niej czy p�niej, jej nieobecno�� zostanie zauwa�ona, �e kto� wyruszy na poszukiwanie. Mia�a jednak nadziej�, �e tym kim�, b�dzie kto� ze s�u�by. Nie liczy�a si� z tym, �e uwolni j� z labiryntu jej nowy pracodawca. Erik von Stade opar� si� niedbale, z r�koma w kieszeniach spodni, o altank�. Carina nie by�a w stanie wydusi� z siebie ani jednego s�owa. - Halo, panno Shelley. Czy nie jest pani g�odna - spyta�, udaj�c powag�, cho� prawdopodobnie doskonale si� orientowa�, co si� jej przydarzy�o. Carina wsta�a. - Tak. Przepraszam, �e nie przysz�am na kolacj�. Niestety, zb��dzi�am w ogrodzie. Pr�bowa�am znale�� wyj�cie, ale ca�kowicie straci�am orientacj�. - Czego pani tu w�a�ciwie szuka�a? Mia� przyjazny wyraz twarzy, lecz jego rozbawione spojrzenie z�o�ci�o Carin�. - Chcia�am obejrze� ogr�d, zanim dotrze m�j baga�. Gisela tak bardzo si� nim zachwyca�a... - Pani ciekawo�� zwiod�a pani� zbyt daleko z drogi. Jego ton rozdra�ni� j� do g��bi. To by�o jak przes�uchanie. Czy by� naprawd� z�y, czy �artowa�? Niezale�nie od tego, co on sobie w tej chwili my�li, nie podoba�o jej si�, �e stoi przed nim jak dziecko przy�apane na z�ym uczynku. - Panie von Stade. Ju� przeprosi�am. Przyznaj�, �e powinnam zachowa� wi�ksz� ostro�no��. Ale trzeba by�o mnie te� uprzedzi�, �e do niekt�rych cz�ci ogrodu wst�p jest wzbroniony. Poza tym nie mia�am poj�cia o tym, �e to ogr�d_labirynt. Obiecuj�, �e w przysz�o�ci b�d� go omija�, a je�li s� tu jeszcze inne miejsca, w kt�rych jestem niemile widziana, to prosz� mnie z g�ry uprzedzi�. Erik von Stade za�mia� si�. - Obieca�a pani zwraca� si� do mnie po imieniu. Nie pami�ta pani? Pani marznie? Zdj�� sw�j cienki sweter i po�o�y� Carinie na ramionach. - Dla pani nie ma �adnych zakaz�w. Musi pani jedynie zachowa� wi�ksz� ostro�no�� w trakcie wypraw. Jego promieniste, niebieskie oczy wpatrywa�y si� g��boko w jej b�yszcz�ce zielone oczy. Przez moment patrzyli na siebie bez s�owa. Carin� ogarn�o nieznane uczucie. - Kaza�em podgrza� pani kolacj� - powiedzia� Erik przerywaj�c milczenie. - Na pewno jest pani g�odna. Idziemy. Wzi�� j� za r�k�. Potem szli przez labirynt, kt�ry poprzednio j� tak przerazi�. Ci�gn�� j� za sob� jak niepos�uszne dziecko. Czy wm�wi�a sobie, �e jego silny u�cisk jest pe�en czu�o�ci? Prawdopodobnie w obu wariantach tkwi�a przesada. Carina przy�apa�a si� na tym, �e na zbyt wiele pozwala swojej fantazji. Zosta�a zatrudniona przez Erika von Stade i nic poza tym. Wkr�tce dotarli do wyj�cia i znale�li si� w pobli�u dwuszeregu pn�cych r�, kt�re zwabi�y j� do labiryntu. Erik przystan�� i odwr�ci� si� w stron� Cariny. - Nie powinna si� pani obawia� tego ogrodu. Mo�e pani tu przychodzi�, gdy tylko tego zapragnie. Zdradz� pani tajemnic�. Tu... Odsun�� cierniste ro�liny i wskaza� na ukryt� pod nimi tabliczk� metalow�. - Prosz� przeczyta�. - 1562 - powiedzia�a Carina - to na pewno data. - Tak, w tym w�a�nie roku moi przodkowie za�o�yli ten ogr�d. Od tamtej pory ca�kowicie zdzicza�. Przed kilkoma laty kaza�em go urz�dzi� na nowo. Ta data jest kluczem do ogrodu. Raz w prawo, 5 razy w lewo, 6 razy w prawo i dwa razy ponownie w lewo. W ten spos�b trafia si� do wyj�cia. Za to droga do �rodka nie sprawia �adnych trudno�ci - za�mia� si�. Carinie nie wydawa�o si� to wcale �mieszne. Nie mog�a nawet zmusi� si� do u�miechu. Dotarli do tarasu przy jej pokoju. - Sk�d pan wiedzia�, gdzie mnie znale��? - zapyta�a przed drzwiami swojej sypialni. - Zauwa�y�em pani� w ogrodzie, podczas zabawy z dzie�mi. Gdy p�niej nie pojawi�a si� pani na kolacji, pomy�la�em, �e b��ka si� pani po ogrodzie. - Dzi�kuj�, �e mnie pan uratowa�. Mog�a by� to dla mnie d�uga i zimna noc. - Uczyni�em to z przyjemno�ci� - powiedzia�, podczas gdy ich spojrzenia spotka�y si� znowu. - Czy mam kaza� poda� pani kolacj� do pokoju? - Bardzo prosz�. Carina pragn�a zosta� sama, nie odzyska�a jeszcze r�wnowagi po koszmarnej w�dr�wce po ogrodzie. - �niadanie jemy z dzie�mi o �smej. Mog�aby je pani wtedy nieco lepiej pozna�. Musimy te� jeszcze porozmawia� o pani obowi�zkach. Baga� pani dotar� ju�. Prosz� teraz wypocz��. - Tak, ch�tnie to uczyni�, panie von Stade. Z niejak� pretensj� pokr�ci� g�ow�. - Czy nie nazywam si� Erik? - Erik - wyszepta�a spogl�daj�c na niego spod rz�s. Nie by�o �atwo zwraca� si� do niego po imieniu. Wydawa�o si� jej, �e tkwi w tym zbyt du�o poufa�o�ci. To uczucie pot�gowa�o si� jeszcze, gdy on z mi�ym, niemieckim akcentem wymawia� jej imi�. - Tak, ju� lepiej, pi�kna Carino - u�miechn�� si� do niej i odszed�. Carina odetchn�a z ulg�. Tym razem si� jeszcze uda�o. Nieostro�no�� nie sko�czy�a si� utrat� posady. Zjad�a smaczn� kolacj�, kt�r� pokoj�wka przynios�a jej do pokoju, a potem pouk�ada�a sw�j skromny dobytek w szafach i rega�ach. Nast�pnie wyk�pa�a si� w eleganckiej �azience i wreszcie poczu�a si� odpr�ona. Nadal jednak nie mog�a uwierzy� w szcz�liwy koniec tej pechowej wyprawy do ogrodu. 3 Carina nastawi�a budzik na wczesn� por�, by nast�pnego ranka bez po�piechu ubra� si�, a przede wszystkim punktualnie stawi� si� na �niadaniu. Nie mia�a poj�cia, jaki str�j obowi�zuje w zwyk�y, roboczy dzie� w tak eleganckim domu. Jej wyb�r pad� na lekk�, skromn� sukienk�. Powietrze by�o wprawdzie jeszcze ch�odne, ale s�o�ce obiecywa�o pi�kny, ciep�y dzie�. Kr�tko przed �sm� wyruszy�a na poszukiwanie pokoju, w kt�rym podawano �niadanie. Szybko dobieg�y do niej g�osy, a w�r�d nich m�ski bas pana von Stade. Pod��y�a za dochodz�cymi odg�osami i wnet dotar�a do jadalni bogatej w okaza�e, kryszta�owe lichtarze, wspania�e meble antyczne, orientalne dywany. Pan domu rozmawia� przez telefon, opieraj�c si� o kredensik. Mia� na sobie ciemny, doskona�ego kroju garnitur i wygl�da� niebywale atrakcyjnie. - Dzie� dobry, Carino - pozdrowi� j� po od�o�eniu s�uchawki. - Dobrze, �e przysz�a pani nieco wcze�niej. Mo�emy porozmawia�, zanim Urszula przyprowadzi dzieci. Zaprowadzi� j� do niemal�e �wi�tecznie nakrytego sto�u i przysun�� krzes�o. - Podoba si� pani jej sypialnia? Pytanie wyda�o si� Carinie absurdalne. Pomy�la�a o ma�ym pokoiku, kt�ry dzieli�a z kuzynk� Jen� kiedy sko�czy�a pi�� lat. Jej rodzice zgin�li w wypadku samochodowym. Prawie wcale ich nie pami�ta�a. Przygarn�o j� wujostwo. Carina nie czu�a si� nigdy prawdziwym cz�onkiem tej rodziny. Ten styl �ycia, kt�ry mia� si� sta� teraz cho� przez jaki� czas jej udzia�em, nie da� si� w �aden spos�b por�wna� z jej do�wiadczeniami z dzieci�stwa. - Tak, panie... Eriku. Jest wspania�a. Bardzo mi si� podoba - odpowiedzia�a cichym g�osem. Nie czu�a si� pewnie w tym przepychu. Erik von Stade zdawa� si� j� rozumie�. - Prosz� si� odpr�y�, Carino. Odnosz� wra�enie, �e nie czuje si� pani swobodnie. Dom jest za du�y dla naszej ma�ej rodziny. Ale mo�na go polubi�. Podano �niadanie. Podczas jedzenia Erik wyja�ni� Carinie, na czym polega� b�d� jej obowi�zki. Wysoko�� wynagrodzenia przekroczy�a jej naj�mielsze wyobra�enia. Erik podkre�li�, �e w czasie wolnym od pracy mo�e robi� wszystko, na co ma ochot�. Ich rozmow� przerwa� dzwonek telefonu. Gisela podnios�a s�uchawk�. - Przepraszam, panie von Stade, pani Linden chce z panem rozmawia�. Wzi�� s�uchawk�, rozmowa by�a kr�tka, rzeczowa, po czym wr�ci� do sto�u. - Niestety, musz� ju� i��. Aha, Giselo... pani Linden zje dzi� z nami kolacj�. Carino, chcia�bym, �eby nauka by�a dla dzieci bardziej zabaw�, ni� obowi�zkiem. Szofer jest w ka�dej chwili do pani dyspozycji. Proponuj� wybra� si� z dzie�mi na wycieczk� i jak najwi�cej m�wi� do nich po angielsku. Jestem przekonany, �e one pani� polubi�. Podczas gdy rozmawia� z Carin�, do pokoju wesz�a Gabi i Jens. Padli ojcu w ramiona. Po ciep�ym przywitaniu odwr�ci� si� z niezwykle powa�nym wyrazem twarzy w stron� ciemnow�osej dziewczyny towarzysz�cej dzieciom. - Urszulo, dzieci sp�ni�y si� o ca�y kwadrans - oznajmi� ostrym tonem - �niadanie jadamy o �smej i nie �ycz� sobie, �eby w przysz�o�ci dochodzi�o do takich sytuacji. Ju� czas na mnie. To si� nie mo�e powt�rzy�. - Tak, panie von Stade - powiedzia�a Urszula cienkim g�osem. Erik ruszy� w stron� drzwi. Carina odprowadzi�a go zdziwionym wzrokiem. Nie zna�a go z tej strony. Po raz pierwszy zobaczy�a, �e potrafi by� surowy i wynios�y. Urszula z zak�opotaniem usiad�a obok dzieci. Carinie by�o przykro z powodu tego, co spotka�o dziewczyn�. Urszula by�a od niej o kilka lat m�odsza. Mia�a kszta�tn� buzi� i du�e br�zowe oczy. - Nazywam si� Carina Shelley - przedstawi�a si�. Chc�c doda� dziewczynie odwagi z u�miechem uzupe�ni�a: Jestem nauczycielk� angielskiego. - Wiem, jestem opiekunk� dzieci, na imi� mam Urszula. - Pan von Stade post�pi� chyba zbyt surowo. Gisela wspomina�a mi, �e jest sympatycznym szefem, ale odnios�am teraz inne wra�enie. Nawet nie spyta� o pow�d sp�nienia. - Jens obla� Gabi wod� i musia�am wysuszy� jej w�osy i przebra�. Pan von Stade wymaga, aby wszystko gra�o i nie interesuj� go usprawiedliwienia. Dop�ki wszystko przebiega bez zak��ce�, jest rzeczywi�cie �wietnym szefem. R�wnie� dzieci s� urocze. Urszula u�miechn�a si� do dzieci, daj�c w ten spos�b wyraz szczerej do nich sympatii. - Ale o tym wszystkim pani przecie� wie. - Jak to, niby sk�d? - My, to znaczy s�u�ba, s�dzili�my, �e jest pani przyjacielem rodziny, albo krewn�... - Nie, nie jestem ani przyjacielem rodziny, ani krewn�. - Naprawd�? - Urszula zamy�li�a si�. - Co si� sta�o Urszulo? - Nic, tylko �e pani Linden poleci�a nam przygotowa� pok�j dla pani w skrzydle dla personelu. Teraz okazuje si�, �e mieszka pani w pokoju go�cinnym. Teraz Carina zrozumia�a. Zrobi�o jej si� przykro, �e z jakiego� powodu zosta�a wyr�niona. Obawia�a si�, �e Urszula ma jej to za z�e. �ycie w tym domu mo�e okaza� si� trudne, je�li nie uda mi si� zaprzyja�ni� z kole�ankami, pomy�la�a. - B�d� przez jaki� czas potrzebowa�a pani pomocy, dzieci musz� si� do mnie przyzwyczai�, zanim rozpoczniemy nauk�. A pani� one chyba bardzo lubi�? Urszula nabra�a nieco zaufania do Cariny i podczas �niadania opowiedzia�a jej o przyzwyczajeniach i charakterze dzieci. Carina zorientowa�a si� w ich rozk�adzie dnia i om�wi�a z opiekunk� plan zaj��. - Chcia�abym nast�pne dni sp�dzi� w pani i dzieci towarzystwie. Mogliby�my si� lepiej pozna� - zaproponowa�a. Urszula wyrazi�a zgod�. Po �niadaniu wybrali si� do ogrodu i bawili w chowanego. W porze obiadowej Carina uzna�a, �e potrzebna jest jej chwila odpr�enia. Odszuka�a Gisel�, kt�ra w jadalni czy�ci�a srebra. - Halo, czy to przygotowania do wielkiego przyj�cia? - zapyta�a. - Nie, srebra czy�ci si� codziennie. Pani Linden sprawdza je i je�li co� jest nie w porz�dku, dostajemy za swoje. - Tak? Jest chyba bardzo wymagaj�ca? - Owszem, ale przede wszystkim si� strasznie wywy�sza. - Cz�sto uczestniczy w posi�kach? - Zbyt cz�sto - odpowiedzia�a Gisela i mrugn�a do Cariny, kt�ra ch�tnie pozna�aby wi�cej szczeg��w, ale ten temat wyra�nie dra�ni� dziewczyn�, wi�c zaniecha�a dalszych pyta�. - My�la�am, �e mo�e znajdziesz woln� chwil�, �eby pokaza� mi dom. - Ale� ch�tnie. Gisela natychmiast wsta�a z krzes�a. - Mo�e p�niej? Powiedz mi, kiedy b�dziesz mia�a troch� czasu. - Zd��� z robot�. Gisela ruszy�a do drzwi, daj�c znak Carinie, by sz�a za ni�. Obesz�y wszystkie pomieszczenia, ��cznie z kuchni�. Carina podziwia�a kominki, kt�re znajdowa�y si� we wszystkich prawie pokojach. - S� sprawne. Zim� cz�sto si� z nich korzysta - opowiada�a Gisela. - Pan von Stade bardzo sobie ceni przytulny nastr�j. Na pierwszym pi�trze znajdowa� si� gabinet pana von Stade, a tak�e pokoje dzieci, pok�j Urszuli, pok�j zabaw i liczne pokoje go�cinne. Na ko�cu korytarza zatrzyma�y si� przed du�ymi dwuskrzyd�owymi drzwiami. - To jest pok�j pana von Stade. Tyle pi�knych pokoi dla samotnego m�czyzny. Gisela otworzy�a drzwi. Co si� sta�o z pani� von Stade, zastanawia�a si� Carina. Chwyci�a Gisel� za rami�. - Chyba nie powinny�my tu zagl�da�. Nie wiem, czy by�by zadowolony. - Ale te pokoje s� takie wspania�e, Carino. Nie b�dziesz mia�a pe�nego wyobra�enia o tym domu, je�li ich nie zobaczysz. Wesz�y do olbrzymiego pokoju, w kt�rym uwag� przyci�ga�o przede wszystkim podw�jne ��ko sporych rozmiar�w. Przed poka�nym kominkiem sta�y dwa fotele. Obok znajdowa� si� drugi pok�j z biurkiem przy oknie i wysokimi rega�ami na ksi��ki. Nast�pnie przesz�y do garderoby wyposa�onej w �cienne szafy i rze�bione kom�dki. Przed du�ym lustrem w z�otej ramie sta� male�ki stolik. - Ten pok�j urz�dzono na rok przed �mierci� pani von Stade. Szkoda, �e teraz stoi pusty. - To by� pok�j matki Jensa i Gabi? - Tak, Hilda von Stade by�a kobiet� o nieprzeci�tnej urodzie. Zmar�a podczas porodu Jensa. Ale ch�opiec ma si� o tym nigdy nie dowiedzie�. Tak sobie �yczy pan von Stade. Wr�ci�y do sypialni. Carina zwr�ci�a uwag� na trzy fotografie w ramkach stoj�ce na biurku. Rozpozna�a zar�owione buzie Jensa i Gabi. Trzecia fotografia przyku�a jej uwag�. By�a to twarz pi�knej, m�odej kobiety o niezwykle delikatnej urodzie i wspania�ych, jasnych w�osach. - Czy to �ona Erika? - spyta�a Carina. Wzi�a fotografi� do r�ki i czeka�a na odpowied� Giseli. - Ale�, bardzo prosz�! - od strony drzwi dobieg� ha�a�liwy g�os kobiecy. Carina wystraszy�a si� i omal�e nie wypu�ci�a fotografii z r�k. Czu�a si� jak dziecko przy�apane na z�ym uczynku. Odstawi�a zdj�cie na miejsce i odwr�ci�a si�. Greta Linden sta�a przed ni� ze z�owrogo b�yszcz�cymi oczyma. - Giselo, mo�e pani odej��. P�niej z pani� porozmawiam - burkn�a do pokoj�wki. - Szanowna pani, ja... - Mo�e pani odej��. - Tak jest, szanowna pani - Gisela z przera�eniem spojrza�a w stron� Cariny i wysz�a. - Panno Shelley, czego pani szuka�a w tym pokoju - zwr�ci�a si� Greta do Cariny. - Gisela oprowadza�a mnie po domu - odpowiedzia�a Carina lekko trwo�liwym g�osem. W obecno�ci tej wynios�ej kobiety czu�a si� nieswojo. - Czy to pow�d, by wdziera� si� do prywatnych pomieszcze� pana von Stade. Zachowuje si� pani niezwykle zuchwale. - Zapewniam pani�, �e nie mia�am z�ych zamiar�w. Gisela chcia�a mi pokaza� najpi�kniejsze pokoje. Carina broni�a si� zaciekle. Czy Gisela mia�a wi�ksze prawo do przekraczania tych prog�w? - Poucz� Gisel�, gdzie zwiedzanie domu powinno mie� swoje granice - powiedzia�a Greta zimnym tonem. - A odno�nie pani pytania: - kobieta na fotografii, to zmar�a �ona pana von Stade. Ale to nie jest pani sprawa. Pani tu tylko pracuje, panno Shelley. A je�li nadal b�dzie pani przekracza� swoje kompetencje, pani obecno�� w tym domu b�dzie zagro�ona. �ycie prywatne pana von Stade nie powinno by� przedmiotem pani zainteresowa�. I jeszcze jedno. Niech pani nie o�miela si� zwraca� do swego pracodawcy po imieniu, niezale�nie od tego, czy w jego obecno�ci, czy poza jego plecami. Carina nie mia�a ochoty k��ci� si� z t� kobiet�. By�a raczej zainteresowana tym, by schodzi� jej z drogi. - Prosz� mi wybaczy�, pani Linden. Dzieci ju� na pewno si� przebudzi�y - powiedzia�a ch�odno. Omin�a Gret� i szybkim krokiem opu�ci�a pok�j, zamkn�wszy za sob� drzwi. Mimo stara�, by sprawia� wra�enie opanowanej, by�a g��boko poruszona tym wydarzeniem. Co my�li sobie ta Greta. Zosta�a jej przedstawiona jako sekretarka pana von Stade, ale wyra�nie zajmuje eksponowan� pozycj� w tym domu. Rozwa�ania Cariny przerwa�o pukanie do drzwi. W pierwszej chwili chcia�a wydosta� si� z pokoju przez t