2238

Szczegóły
Tytuł 2238
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2238 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2238 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2238 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jerzy Pietrkiewicz (Peterkiewicz) Odosobnienie Powie�� w pi�ciu aktach Tom Ca�o�� w tomach Polski Zwi�zek Niewidomych Zak�ad Wydawnictw i Nagra� Warszawa 1992 Przek�ad autoryzowany Bronis�awy Balutowej T�oczono pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni Pzn, Warszawa, ul. Konwiktorska 9. Przedruk z wydawnictwa "Pa�stwowy Instytut Wydawniczy", Warszawa 1990 Pisa� J. Podstawka Korekty dokona�y: E. Chmielewska i K. Kruk Wst�p Jerzy Pietrkiewicz, urodzony w r. 1916 w ziemi dobrzy�skiej, do szko�y ucz�szcza� we W�oc�awku, a studia, rozpocz�te na Uniwersytecie Warszawskim, uko�czy� w 1944 r. w Edynburgu, w trzy lata p�niej za� uzyska� stopie� doktora na Uniwersytecie Londy�skim, gdzie nast�pnie przez wiele lat by� wyk�adowc� j�zyka i literatury polskiej. Jako poeta debiutowa� ju� w r. 1935 tomem "Wiersze o dzieci�stwie"; po nim przysz�o kilka tom�w wierszy i poemat�w, a w r. 1943 pierwszy tom opowiada�. Od 1953 r. Pietrkiewicz publikuje pod nazwiskiem Peterkiewicz powie�ci pisane po angielsku i t�umaczy. Owocem jego pracy translatorskiej jest wydana w 1956 r. antologia "Five Centuries of Polish Poetry" ("Pi�� wiek�w poezji polskiej"), a w dwa lata p�niej "Antologia liryki angielskiej" oraz dwa tomy wierszy Karola Wojty�y. Pietrkiewicz zajmuje si� r�wnie� eseistyk� i na �amach r�nych periodyk�w og�asza liczne artyku�y. W Polsce wydano w 1980 r. wyb�r jego wierszy "Kula magiczna", a w r. 1986 zbi�r studi�w i rozpraw "Literatura polska w perspektywie europejskiej". Angielskie powie�ci tego autora ciesz� si� uznaniem krytki i czytelnik�w, odznaczaj� si� bowiem oryginalno�ci�, najwyra�niej mo�e widoczn� w "Odosobnieniu" (1969 r.). W ksi��ce tej niezwyk�a, szalona mi�o�� szpiega na urlopie i �ony po�udniowoameryka�skiego dyplomaty nabiera cech rytua�u, w miar� jak kochankowie, w ca�kowitym odosobnieniu, w izolacji od �wiata, zrzucaj� kolejne maski. Atmosfera ich mi�o�ci, cho� tak nami�tnej, jest nieco teatralna, co zreszt� podkre�laj� tytu�y rozdzia��w_akt�w. W ostatnim akcie komedii, zaprawionej poezj� i dowcipem, ton si� zmienia, a bohater dowiaduje si� czego� nowego o mi�o�ci, samotno�ci i najwa�niejszej postaci zza sceny - swej zmar�ej �onie. Akt pierwszy Dekoracja i rekwizyty 1 Szpieg na urlopie, jak mu kiedy� powiedziano, powinien bardziej zainteresowa� si� �on�, je�li j� ma, albo znale�� sobie kochank�. Aleksander znalaz� kochank� w dniu, w kt�rym zmar�a jego �ona, lecz nie by�a to w �adnym razie okoliczno�� dogodna. Tydzie� przedtem postanowi� udzieli� sobie urlopu. Nikt inny nie zrobi�by tego, bo takiej osoby nie by�o. Gdyby Aleksander, wype�niaj�c formularze, m�g� podawa� sw�j prawdziwy zaw�d, okre�li�by siebie zapewne jako niezale�nego szpiega. Jak wi�kszo�� ludzi wolnego zawodu, nie korzysta� w og�le z urlop�w, tym razem jednak postanowi� odst�pi� od zasady. Zarobi� niez�� sumk� w Ameryce �rodkowej, a co si� tyczy Ameryki �rodkowej, to i ona, jak si� zdaje, udzieli�a sobie d�u�szego urlopu od rewolucji. W tej chwili czeka� w londy�skiej kawiarni na kobiet�, pochodz�c� wedle wszelkiego prawdopodobie�stwa z tej w�a�nie cz�ci �wiata, o kt�rej pragn�� zapomnie�, przynajmniej na okres urlopu. Sp�nia�a si�, lecz Aleksander przeczuwa�, �e zjawi si� za p� godziny, za godzin� - mniejsza o to. Czekanie to forma urlopowego relaksu, mo�e mniej cenna, lecz warta wypr�bowania przed rozpocz�ciem ewentualnego romansu. Czekaj�c usi�owa� odtworzy� w wyobra�ni rysy jej twarzy. Zawsze to robi�, gdy mia� si� spotka� z kim� nowo poznanym. Wyodr�bnia� w�wczas jeden szczeg� twarzy - nozdrza lub brze�ek ucha - i snu� jakie� fantazje na temat jej w�a�ciciela - co� jakby ca�kiem subiektywne wprowadzenie do postaci, o kt�rej nic nie wiedzia�. Z pewno�ci� o Dolores wiedzia� bardzo ma�o. Prawd� m�wi�c, zna� tylko jej imi�, lecz pami�ta�, �e podbr�dek mia�a zbyt silnie zarysowany w stosunku do reszty twarzy, owianej ow� nieuchwytn� pi�kno�ci� kobiet mieszanej krwi. Pozna� j� na przyj�ciu w Londynie, pierwszym, na jakie go zaproszono, chyba wskutek pomy�ki dyplomatycznej, nie umia� bowiem zidentyfikowa� ani gospodarza, ani nikogo innego w pokoju. By�o to jednak niew�tpliwie przyj�cie dyplomatyczne. Wi�kszo�� go�ci mia�a na twarzach �w nieod��czny p�u�miech, jaki tylko dyplomaci i kelnerzy potrafi� ustawi� pod w�a�ciwym k�tem, podobnie jak muszk� przy ko�nierzyku. A skoro ka�dy m�g�by by� tym nieznanym gospodarzem, Aleksander stara� si� odnosi� r�wnie uprzejmie do wszystkich obecnych. Troch� go przygn�bi�o spostrze�enie, �e pr�buje w otaczaj�cym go t�umie odr�ni� Nikaragua�czyk�w od Kostarykan; widocznie wraca do dawnych profesjonalnych nawyk�w, a przecie� dopiero co rozpocz�� urlop! Ruszy� do drzwi. I momentalnie pojawi�a si� ona - nie wiadomo sk�d, z u�miechem skierowanym wprost do niego, z oczyma rozb�ys�ymi ciekawo�ci� i triumfem, jakby przy�apa�a umykaj�cy pos�g Apollina. - Dolores, el profesor est~a aqui - powiedzia� starszy pan widoczny nad g�owami dw�ch indywidu�w szukaj�cych czego� na dywanie. G�owy podnios�y si�, pan znik� za ich os�on�. Ha�as przyj�cia poch�on�� jego g�os. - Co za okropny wiecz�r - rzek�a i po�o�y�a d�o� na ramieniu Aleksandra. Gest by� zaskakuj�cy, lecz bardzo przyjazny, a d�o� lekka. - C�, skoro pani tak m�wi... - mrukn�� Aleksander. Poczu� zapach perfum, sygna� zagadkowy, ale bardziej intymny ni� jej pierwszy gest. - W�a�nie wychodz� - doda� patrz�c jej w twarz. Czarne oczy odwzajemni�y spojrzenie. - Wiem - powiedzia�a. - To nudne przyj�cie. To znaczy, ludzie. Niech pan tylko na nich spojrzy! - zatoczy�a kr�g r�k� i str�ci�a przy tym co� ze stoj�cego za ni� stolika z koktajlami. Nie zada�a sobie trudu, �eby zobaczy�, co to by�o. Jej angielszczyzna odznacza�a si� dyskretn� perfekcj� rytmu i intonacji, kt�ra nie najlepiej harmonizowa�a z jej twarz� i spontaniczno�ci� ruch�w. Twarz mia�a w sobie co� dramatycznie niezdeterminowanego. Krew hiszpa�ska wci�� walczy�a o lepsze z india�sk� w mimice i w nastroju. Szczeg�lnie wok� nosa jaka� niby wyrze�biona twardo�� opiera�a si� przyp�ywowi m�odszej krwi, a jej temperament zdawa� si� zarazem �ywy i spokojny. Niepokoi�y go te kontrasty w jej urodzie. Aleksander us�ysza� w�asne s�owa: - Chcia�bym si� z pani� jeszcze spotka�. Ale nie na takim przyj�ciu. Dolores zn�w po�o�y�a mu r�k� na ramieniu i pozostawi�a j� tam przez chwil�. - Nie na takim przyj�ciu, o nie! - wykrzykn�a. - Tu jest okropnie, prawda? - Wi�c gdzie si� spotkamy? - Wyczuwa�, �e g�os jego brzmi chyba zbyt natarczywie, by osi�gn�� cel, lecz co� przecie� osi�gn��, bo odpowiedzia�a, tym razem stonowan�, grzeczn� angielszczyzn�: - Gdzie tylko pan sobie �yczy. - Jest taka przyjemna kawiarnia w okolicy Leicester Square, miejsce, kt�re odwiedzaj� m�odzi obiecuj�cy aktorzy. Do�� zabawny lokal. Nazywa si� troch� dziwnie, "Zmiana Dekoracji". Roze�mia�a si� i wyj�a z torebki o��wek do brwi. - Niech pan napisze adres. O, tutaj. Odwr�ci�a si� szybko na swych wysokich obcasach i chwyci�a ze stolika z koktajlami papierow� serwetk�. Aleksander pochyli� si� i zacz�� rysowa� ma��c� kredk� plan centrum Londynu. Podsun�a mu torebk�, by m�g� oprze� papier na czym� twardym. - To jest tu� obok. - Dotkn�� kredk� kwadracika wyrysowanego na serwetce, zamazuj�c go jeszcze bardziej. - Prosz� nie psu� pa�skiego �adnego rysunku. B�d� si� nim kierowa�a. Bez zastrze�e�. Zaakcentowa�a to "bez zastrze�e�" tak, jak gdyby pragn�a nasun�� mu w�tpliwo�ci, czy m�wi to wszystko na serio. Lecz Aleksander nie w�tpi�. Mia� pewno�� siebie harcerza, a mo�e szpiega. - Wi�c tam si� spotkamy. - Sta� ju� w drzwiach. - Nie powiedzia� mi pan, kiedy chce si� pan ze mn� spotka�. - W jej g�osie brzmia�a nutka kpiny. Zauwa�y� to na tyle szybko, by raz jeszcze podkre�li� pewno�� siebie. - Mo�e od dzi� za tydzie�. - Powiedzia� to w spos�b niegrzecznie zdawkowy. - Czy b�dzie pani mia�a czas od dzi� za tydzie�, to jest w pi�tek? - Tak, naturalnie. - U�miechn�a si� teraz �agodnie, jakby uspokajaj�c rozdra�nionego m�okosa. Odczu� t� zmian� w jej nastroju. Przez my�l przemkn�o szybko par� skojarze� i przypomnia� sobie sw�j wiek: trzydzie�ci dziewi�� lat. - Trzecia trzydzie�ci? - podda�, ci�gle tonem stanowczym. - Wp� do czwartej? Doskonale. - Dolores otworzy�a torebk� i wrzuci�a do �rodka z�o�ony papierek. Jej twarz straci�a wyrazisto��. W tym momencie poj��, jak bardzo jego umys� ulega nawykom. W swoim zawodzie wypracowa� sobie system pozostawiania przerw mi�dzy sprawami, kt�re wypad�y niespodziewanie lub nad kt�rymi m�g� tylko cz�ciowo zapanowa�. Na przyk�ad, ilekro� umawia� si� z osob� spotkan� przypadkowo, niezmiennie pozostawia� sobie tydzie�, na wypadek, gdyby jakie� po�yteczne informacje zd��y�y dotrze� do niego przed um�wionym spotkaniem. Musia� stworzy� szanse, aby up�ywaj�cy czas m�g� przynie�� mu jakie� ewentualne korzy�ci. I tak samo, z przyzwyczajenia, post�pi� z Dolores. Ju� j� odsun�� na odleg�o�� tygodnia, a teraz czekanie na ni� w kawiarni by�o cz�ci� owego nawykowego i obsesyjnego wyrachowania szpiega - i za to sob� pogardza�. Wesz�a do kawiarni w lu�nym czerwonym p�aszczu. Topnia�y na nim p�atki �niegu, gdy zbli�a�a si� do stolika. Zegar umieszczony na �cianie mi�dzy dwoma afiszami teatralnymi zatrzyma� si� dyskretnie. Nie by�a tak bardzo sp�niona. Dolores wyci�gn�a r�k�, kt�r� uca�owa�. - �nieg pada - powiedzia�a, szczerze tym zdziwiona. - Nie wiedzia�am, gdzie zaparkowa� w�z. I spyta�am o "Zmian� Scen" zamiast "Dekoracji". Co za g�upota z mojej strony. O, widz�, �e tutaj s� dekoracje. Tak jak nale�y. Bardzo zreszt� stosowne. - Podesz�a do �ciany i obejrza�a oprawione w ramy plansze dekoracji, kt�re ostatecznie jej si� nie spodoba�y; powiedzia�a to siadaj�c. - Dzi�kuj�, �e pani przysz�a. - Aleksander przygl�da� si� jej. Nie m�g� si� powstrzyma�. Tego typu uroda przyci�ga�a spojrzenia, zmienia�a si� bowiem w zale�no�ci od nastroju. Pod ruchliw� powierzchni� trwa�o niezmiennie pi�tno dw�ch ras. P�aszcz zsun�� jej si� z ramion mi�kkimi fa�dami, a szyja, nagle obna�ona, zdawa�a si� wynurza� z fal czerwieni. Dolores widzia�a, jak pie�ci wzrokiem jej szyj�, i przesun�a po niej palcami, jakby chcia�a j� chroni� lub bardziej go sprowokowa�. Ten powolny gest pobudzi� zapach jej sk�ry. Aleksandra otoczy� magiczny kr�g perfum. - Powinnam pana przeprosi� - powiedzia�a otwieraj�c papiero�nic�. Podsun�� jej swoj� paczk� papieros�w; wzi�a jednego i zacz�a obraca� go w palcach, podczas gdy zapa�ka, kt�r� trzyma�, dopala�a si� cierpliwie. - Nic nie szkodzi, �e na pani� czeka�em. - Aleksander nie zrozumia�, o co jej chodzi. U�miechem skwitowa�a ten przejaw m�skiej zarozumia�o�ci i wyja�ni�a: - Tak bardzo si� nie sp�ni�am, prawda? Mam na my�li to okropne przyj�cie w zesz�ym tygodniu. Musia� pan strasznie si� wynudzi�. Jej spos�b operowania przymiotnikami zdradza� idiomatyczn� zdawkowo�� rozm�w towarzyskich i jedynie to w jej zachowaniu Aleksandra instynktownie razi�o. Lecz nigdy nie przysz�oby mu do g�owy rozmawia� z ni� po hiszpa�sku, kt�ry to j�zyk prawdopodobnie zna� r�wnie dobrze jak ona angielski. Od pocz�tku widocznie zaakceptowa� ow� gr� kontrast�w u Dolores, w jej wygl�dzie, w gestach i w mowie. - Mniejsza o przyj�cie. To oboj�tne - powiedzia� zapalaj�c nast�pn� zapa�k�. Tym razem przyj�a ogie�. Kelnerka przynios�a dwie czarne kawy i zn�w odesz�a. - Ale mnie nie jest oboj�tne. - Dlaczego? Nawet nie pozna�em pana domu, wi�c dlaczego mia�bym si� tym przejmowa�? - Pozna� pan, se~nor. - Rzuci�a mu to hiszpa�skie s�owo z naciskiem. Podni�s� oczy zdziwiony. - Ale to nie pan, tylko pani domu - doda�a szybko. - I jest tutaj. Aleksander spostrzeg�, �e jej papieros zgas�, zapali� now� zapa�k� i po chwili wahania roze�mia� si�, kiwaj�c g�ow� nad sw� fili�ank� jak g�upiec. - Rozumiem, teraz rozumiem. - W ko�cu przesta� si� �mia�. Za�enowany b�bni� palcami po stole. - Wi�c pani jest �on� jego ekscelencji. - Jeszcze nie jest ekscelencj�, ale kiedy� b�dzie. - Traktowa�a to jako rzecz oczywist�, nie przejawiaj�c ani dumy z powodu widok�w na przysz�o�� swego m�a, ani gniewu, �e Aleksander nic nie wiedzia� o jej obecnej pozycji. Przeciwnie, jakby jej si� podoba�a jego zupe�na nie�wiadomo��, kim jest i dlaczego przyj�a jego wysoce niedyplomatyczne zaproszenie. Aleksander w por� zdo�a� wyb�ka� co� o niew�tpliwych zdolno�ciach jej m�a jako dyplomaty, cho� prawd� powiedziawszy nie zna� nawet jego nazwiska i narodowo�ci. Dolores widocznie nie odpowiada� ten obr�t rozmowy. Dobitnie zako�czy�a temat, wyg�aszaj�c zdanie, kt�re brzmia�o jak komunikat ambasady: - M�j m�� odbywa obecnie oficjaln� wizyt� w stolicy. - Nie powiedzia�a w jakiej. - Wraca w kwietniu. Aleksander szybko zanotowa� w pami�ci dwie rzeczy: �e jest dopiero koniec lutego i �e Dolores �yczy sobie, by ka�d� aluzj� do jej m�a uzna� za tabu. Poniek�d ch�tnie przyj�� do wiadomo�ci ustanowienie owego tabu. Najbardziej ob�udnym chwytem, jaki kobiety zwykle stosuj� w niedozwolonych romansach, jest wspominanie raz po raz o nieobecnym m�u - taki po�redni szanta�yk, bo �aden z zainteresowanych m�czyzn nie m�g�by nigdy dopu�ci� si� omawiania obiektu ich mi�osnego sporu twarz� w twarz z rywalem, a og�lnie rzecz bior�c, kochankowi przypada gorsza cz�stka, gdy� nie mo�e konkurowa� z moralnymi komentarzami ukochanej na temat praw ma��e�skich. Dolores wyeliminowa�a ca�y ten ma��e�ski szanta� jednym zdaniem, kt�re zaokr�gli�a jednym gestem d�oni. Niby baga� oddany do przechowalni, mia� czeka� na odebranie do jakiego� bli�ej nie okre�lonego dnia w kwietniu. "Wraca w kwietniu" - tyle dok�adnie chcia�a mu wyja�ni�. Budzi� si� w nim podziw wobec tych oryginalnych chwyt�w, tak odmiennych od zachowania kobiet zam�nych, kt�re najcz�ciej zni�aj� si� do przygody, usi�uj�c przez ca�y czas wspiera� si� o piedesta� z m�em ustawionym na wierzchu w nader czcigodnej pozie. Pragn�� okaza� jej sw�j podziw, i to w r�wnie niebanalny spos�b. Jedyne, co m�g� zrobi� pod natchnieniem chwili, to zachowa� si� tak, jakby jeszcze nic o niej nie wiedzia�. Dolores podoba�o si�, gdy pozostawa� nie�wiadomy, a dzi�ki temu - pewny siebie. W jej oczach przemienia�o go to od razu z m�czyzny w m�odego ch�opca, kt�ry wzdycha do tego, by wydawa� si� ca�kiem doros�ym i zaborczym. - Spotkamy si� znowu, dobrze? - powiedzia� niemal ch�odno. Bardzo szybko przejrza�a jego gr� i podnieci� j� ten pierwszy akt mi�osny, rozwijaj�cy si� na tle wiadomym z g�ry. Odpowiedzia�a na�laduj�c ostry rytm jego pytania: - Mo�e od dzi� za tydzie�. B�dzie pan mia� czas od dzi� za tydzie�? Pi�tek, tak samo o trzeciej trzydzie�ci. - Dolores prawie s�owo w s�owo powt�rzy�a zdanie, kt�re wyrzuci� z siebie opuszczaj�c jej dom, lecz on si� nie zorientowa�. - Tak, pi�tek, trzecia trzydzie�ci. �wietnie. Pani zapewne b�dzie w tym tygodniu bardzo zaj�ta. - Stara� si� nie okazywa�, �e wola�by si� z ni� zobaczy� wcze�niej. - O tak, bardzo. - Dolores przybra�a zn�w sw�j zdawkowy angielski styl rozmowy. - Wie pan, do czwartku musz� wyda� cztery przyj�cia. Oczywi�cie nie zaprosz� pana na �adne z nich. Na pewno b�d� r�wnie nudne jak tamto. Nie powinien pan ju� si� pokazywa� na �adnym moim przyj�ciu. Widzi pan, ja nigdy nie zapraszam przyjaci�. Moi prawdziwi przyjaciele nie pracuj� w dyplomacji, a ja nie cierpi� dyplomat�w. Wszyscy wygl�daj� i zachowuj� si� jak tresowane foki. Rozumie pan, foki! - Rozumiem. - Aleksandra zaskoczy� ten nag�y wybuch z�o�ci na eleganckie towarzystwo. - Mo�e pan rozumie. Moi prawdziwi przyjaciele s� r�wnie zwariowani i nieodpowiedzialni jak ja. Czy pan jest nieodpowiedzialny? Nie, na pewno nie. Nie wygl�da pan na to. Prawdopodobnie jest pan szalony. Szale�cy s� najcz�ciej szale�cami dlatego, �e odczuwaj� nadmiar odpowiedzialno�ci. - Jestem... - Aleksander chcia� co� powiedzie� o tym, �e jest archeologiem lub amatorem prac wykopaliskowych - przyj�ty i do�� modny kamufla� dla pos�pnego zawodu szpiega - lecz nie pozwoli�a mu doko�czy�. Sta�a si� nagle rozmowna, m�wi�a nerwowo, jakby nagrywaj�c na ta�m� niewidzialnego magnetofonu swoje w�asne kwestie do pierwszego aktu mi�o�ci, cho� nie by�a pewna, czy to b�dzie mi�o��. - Nie chc� wiedzie�, kim pan jest. - Nie wie pani nawet, jak si� nazywam. - Aleksander u�miechn�� si�, got�w odegra� �artobliw� ceremoni� wzajemnej prezentacji. Lecz Dolores i tego nie chcia�a. Zmarszczka przeci�a jej czo�o jak b�yskawica. Doda�a szybko: - Gdybym chcia�a pozna� pa�skie nazwisko i ca�� reszt�, jaka temu towarzyszy, mog�abym poprosi� naszego sekretarza o przyniesienie listy go�ci, do kt�rych wys�ano zaproszenia. - Dlaczego pani tego nie zrobi�a? - zainteresowa� si�. - Bo to by�oby zbyt �atwe. - Ze wzgl�d�w praktycznych dobrze jest mie� przynajmniej jedno imi�, Dolores. Jak pani widzi, ja znam pani imi�. Moje brzmi Aleksander. - Ale nie znasz mojego nazwiska, Aleksandrze. - Nie, Dolores. Nie znam go. - Dobrze. Jeste� idealnym partnerem, Aleksandrze. - Partnerem do czego? - Jakby gra� w ping_ponga s�owami, �atwymi do odrzucenia, kt�rymi zabawiaj� si� kochankowie, p�ki nie stan� si� dla nich zawad� w ��ku. - Do zwi�zku o charakterze nomadycznym, Aleksandrze - powiedzia�a tonem bardzo powa�nym i wsta�a, szykuj�c si� do odej�cia. Nie by� ca�kiem pewny, co ona przez to rozumie. Odprowadzi� j� do drzwi. Jej samoch�d by� ma�y, a na tablicy rejestracyjnej widnia�y litery Cd. Do po�owy zawiane �niegiem, podobnie jak dach samochodu. Aleksander wzi�� gar�� �niegu z dachu, �cisn�� w d�oni, po czym upu�ci� na sw�j bucik. Dolores przybra�a rzeczowy wyraz twarzy, z kt�rym by�o jej zdumiewaj�co �adnie, i zapyta�a: - A z tym pi�tkiem... Czy mam przyj�� do ciebie? - To niemo�liwe, Dolores. Jestem �onaty. - Stara� si� ubra� te s�owa w zdawkowy ton, by zabrzmia�y podobnie jak jej ma��e�skie tabu. Poj�a jego intencj�. - Nic nie szkodzi, spotkamy si� w "Zmianie Dekoracji". Bardzo mi si� podoba ta nazwa. A tym czasem ja co� wymy�l�. Wol� ten spos�b, Aleksandrze. Powiedzia�am ci, �e jeste� idealnym partnerem. - Naprawd�? - W istocie zastanawia� si� teraz, czy powinien j� poca�owa� na po�egnanie. Jako� nie uchodzi�o jednak traktowa� Dolores jak zwyczajn� kobiet�, kt�ra ma niebawem pope�ni� cudzo��stwo. Machinalnie po�o�y� r�k� na dachu samochodu, nabra� troch� �niegu i dotkn�� go ustami. Dolores si�gn�a po jego r�k�, otworzy�a j� powoli i z�o�y�a poca�unek na �niegu topniej�cym w d�oni. 2 Kiedy spotkali si� w nast�pny pi�tek, rozmawiali przewa�nie o jej samochodzie. Dolores zdawa�a si� pe�na zadumy i zadowolona z siebie, lecz nie pad�o mi�dzy nimi �adne dwuznaczne s�owo, kt�re by mog�o skojarzy� dwa lekko rzucone zdania i zapocz�tkowa� flirt. Ostrzeg�a Aleksandra niemal serio, �e zawsze b�dzie go wozi� swoim samochodem. �aden inny pojazd nie m�g� wchodzi� w gr� przy aran�owaniu ich spotka�. - Jestem typem koczowniczym, Aleksandrze, a koczownicy zawsze wol� je�dzi� na w�asnych wielb��dach. - Nie mam nic przeciw temu - powiedzia�. W rzeczywisto�ci by� jej wdzi�czny. Prowadzenie samochod�w nie imponowa�o mu ani go nie bawi�o. Poza tym prze�y� jeden paskudny wypadek na drodze w okolicach Caracas, z kt�rego wyszed� ca�o, lecz pami�ta� jeszcze tego drugiego faceta w samochodzie - ponurego india�skiiego konfidenta, kt�ry spali� si� �ywcem z kierownic� wbit� w p�uca. Aleksander wola�, aby kto� inny wi�z� go do ko�ca, je�li koniec mia� oznacza� zmotoryzowan� �mier�. Dolores oczyni�aby to w spos�b najmniej nieprzyjemny. - Litery Cd to fatalna sprawa - rozwa�a�a. - Ludzie zwracaj� uwag� na te rzeczy, a policja a� za bardzo garnie si� do pomocy. �ebym tak mia�a zwyczajny numer! - Tablic� mo�na zmieni�, Dolores. Mo�na te� zrobi� fa�szyw� do przykrywania tamtej w razie potrzeby. Spodoba�a jej si� wzmianka o potrzebie. Obdarzy�a go spojrzeniem czu�ym i pe�nym nadziei. Czy odgad�a w tej chwili jego zaw�d? By� mo�e, lecz by�o mu wszystko jedno - tak czy nie. Przypomnia� sobie raz jeszcze, �e jest na urlopie, korzysta z rzadkiego dla szpiega odpoczynku od napi�cia i nikt nie b�dzie od niego wymaga� nawet koncentracji koniecznej do prowadzenia samochodu. Pomy�la�, �e mog�oby to zabawi� Dolores, gdyby rzeczywi�cie zrobi� dla niej t� nie rzucaj�c� si� w oczy zapasow� tabliczk�. - Jest pi�tna�cie po czwartej - powiedzia�a wstaj�c od stolika. W "Zmianie Dekoracji" zwyk�e grono dora�nie zatrudnianych aktor�w i ca�kowicie zaabsorbowanych agent�w teatralnych s�czy�o kaw� z ekspresu i obserwowa�o nieznajomych. Dolores by�a dla nich egzotyczn� cudzoziemk�, tak� now�, troch� pulchniejsz� Dolores de Rio, r�wnie ch�odn� i dumn� jak tamta, a zarazem - r�wnie� jak tamta - dost�pn� dla wszystkich chciwych spojrze�. �ciany kawiarni tworzy�y jak gdyby poczw�rny ekran, na kt�rym gra�a, niczym uosobienie zbiorowej ��dzy. Aleksander uczu� dziwny skurcz serca, ale nie chcia� si� przyzna� sam przed sob�, �e by�o to uczucie zazdro�ci. Dlaczego mia�by by� o ni� zazdrosny? Nie jest jej kochankiem i mo�e nigdy nie b�dzie. Najbezpieczniejsz� taktyk� - jak w�a�ciwie zawsze w mi�o�ci - jest czekanie na ruch partnerki. Lecz przecie� czeka� ju� od pewnego czasu i widzia� jej kolejne manewry: w drzwiach na przyj�ciu; podczas pierwszego spotkania, gdy schlebiaj�c mu podsyca�a agresj� w jego sposobie bycia; teraz za� kokietowa�a innych m�czyzn, budz�c w nim gniew i ch�� rywalizacji. - Chod�my st�d - powiedzia�. Gdy podeszli do samochodu Dolores zaparkowanego za starym kinem, otworzy�a drzwi i w�lizgn�a si� do �rodka. Usiad� obok niej. Dolores prowadzi�a jak m�czyzna, a jej precyzyjne ruchy bra�y si� z ukrytej si�y cia�a, kontrastuj�cej z mi�kk� lini� n�g i niedbale rozwiewaj�cych si� czarnych w�os�w. Prowadz�c w�z rzadko si� odzywa�a, on za� czu� si� jak wi�zie� skazany na przyjemno��, o kt�rej z g�ry nic nie potrafi�by powiedzie�. Siedzia� wi�c i milcza�. Samoch�d zatrzyma� si� przy czerwonych �wiat�ach ko�o Marble Arch, Dolores rzuci�a mu szybkie spojrzenie i w tym spi�ciu ich oczu b�ysn�� pierwszy sygna� nami�tno�ci, lecz w tej chwili nie mogli odgadn��, co znaczy� dla obojga. Dolores wychyli�a si� przez okno i spojrza�a w g�r�, wprost w b��kitny neon z nazw� hotelu. Pomin�� w my�lach pierwsze oczywiste skojarzenie, a g�o�no wyrazi� drugie, z cich� nadziej�, �e nie przekroczy w�t�ej granicy mi�dzy dowcipem a wulgarno�ci�. - W Pary�u mo�na by mie� inne problemy, ale nie ten. Tam nie ma bezdomnych kochank�w. �wiat�a si� zmieni�y i samoch�d ruszy�. Dolores skr�ci�a w boczn� ulic�, zatrzyma�a w�z, otworzy�a torebk� i zacz�a si� pudrowa�. Aleksander zobaczy� w lusterku puderniczki figlarny p�u�miech. - Tu si� ko�cz� nasze problemy mieszkaniowe - powiedzia�a. - M�wi�am ci, �e co� wymy�l�. Ona wyjecha�a do Nicei. - Kto wyjecha�, Dolores? - Moja przyjaci�ka. - Bardzo nieodpowiedzialna? - Tak, bardzo. Goni teraz swojego kochanka na po�udniu Francji. Widzisz, on bierze sobie od niej urlop co najmniej dwa razy do roku, ale ona zawsze robi to co teraz - goni tego biedaka od Cannes do Wenecji i z powrotem. - Jestem jej niezmiernie wdzi�czny. - Aleksander otworzy� drzwi, wyskoczy� i podszed� od drugiej strony, �eby jej pom�c przy wysiadaniu. Zostawili samoch�d przy budce telefonicznej. Dolores ruszy�a przodem, prowadz�c w milczeniu. Po drodze przebiega�y mu przez g�ow� r�ne my�li i p�dzi�y tam i z powrotem, przeskakuj�c szalone odleg�o�ci dziel�ce podniecenie od niepokoju, strach od rado�ci. Przez chwil� doznawa� niemi�ego uczucia, �e ostatecznie zasadzki seksu niewiele si� r�ni� od niebezpiecze�stw z gatunku p�aszcza i szpady. Czy mo�e Dolores podsuwa�a mu takie por�wnania, wiedziona jakim� przewrotnym poczuciem humoru? - To na parterze. Portiera nale�y ignorowa�, je�eli gdzie� tu b�dzie. Dostaje mn�stwo niepotrzebnych napiwk�w od Eli, to jest od mojej przyjaci�ki. Nad wej�ciem Aleksander zauwa�y� dostojnie brzmi�ce nazwisko. Dom by� blokiem mieszkalnym. - Co b�dziemy sobie wyobra�ali wchodz�c ? Czym jeste�my? - M�wi�c to poprawi� ukryt� dyskretnie pod r�k� paczk�, kt�ra zawiera�a butelk� wina i korkoci�g. Przezorno�� szpiega mia�a swoje dobre strony. Jego pytanie zachwyci�o Dolores. Po�o�y�a mu d�o� na ramieniu i przycisn�a je z westchnieniem. Nie zwa�a�a na to, �e stali tu� pod lamp� w widocznym na przestrza� holu. - Och, Aleksandrze! - szepn�a. - Udawajmy, �e jeste�my par� bardzo wzi�tych dekorator�w wn�trz. Ja jestem twoj� asystentk�. Ty jeste� wielkim ekspertem. Nast�pnym razem przynios� rolki tapet i linijki, i r�no�ci. - A ja mog� przynie�� wiadro, Dolores? - Dobrze, przynie�. - Roze�mia�a si� tak g�o�no, �e mog�aby obudzi� portiera nawet na najwy�szym pi�trze, ale w holu nie spotkali nikogo. Zgrzytn�� klucz i oto znale�li si� w ciemnym mieszkaniu, w kt�rym czu�o si� zapach wody kolo�skiej, zalatuj�cy gdzie� z k�t�w. Dolores uj�a go za r�k� i wprowadzi�a do s�siedniego pokoju. Jego paczka z butelk� upad�a na co� mi�kkiego. Zapomnia� o winie i o absurdalno�ci ca�ej sytuacji. W istocie by�aby z niej �wietna asystentka, gdyby inne ich zainteresowania r�wnie� si� zbiega�y. W blasku elektrycznego kominka, wystrzelaj�cym jak gdyby wprost z bia�ego dywanu, Dolores ukl�k�a z r�koma wspartymi mocno o sofk�, jakby mia�a si� modli�. Zatrwa�aj�ce przeczucie ostatecznego wtajemniczenia, jakie mia�o si� dokona� przez pr�b� ich cia�, zbli�a�o si� teraz ku nim niby przewodnik - bezosobowy i niemal okrutny w swej gotowo�ci udzielenia wiedzy. - Powiedz co�, prosz� ci�, powiedz co� - szepn�a Dolores, a potem zacz�a m�wi� po hiszpa�sku, prosi�, by zatrzyma� w sobie te dwie, trzy czy cztery osoby, kt�re - czuje to teraz - odrywaj� si� od jego zwyk�ego, codziennego "ja". - Nie mog� ci powiedzie�, �e ci� kocham. Nie wiem, czy kiedykolwiek si� pokochamy. - Tak, nic nam nie wiadomo, p�ki nie rzucimy na szal� naszych dusz. Zdziwi�o go, �e m�wi o ich duszach, ale to w�a�nie mia�a na my�li. Co komu by przysz�o z jego duszy? Co by�a warta? Jego dusza by�aby, jak s�dzi�, najmniej cenn� stawk�. A jej dusza? Nie m�g� nawet pokusi� si� o jej ocen�. Kochali si� gniewnie, jakby pr�bowali udowodni� komu� innemu - kto tkwi� w nich teraz, lecz poza t� chwil� by� nieosi�galny - �e to przelotne rozpoznanie jego to�samo�ci wa�y wi�cej ni� jego odr�bno��. Porywali si� na przezwyci�enie wszystkiego, co jeszcze zdawa�o si� oddzielne w otaczaj�cej ich przestrzeni, w�r�d mebli i cieni na �cianach, w blasku ognia i w zaj�kliwych zegarze. Dlatego - mo�e jedynie dlatego? - wyginali nogi i r�ce, przed�u�ali okrucie�stwo ��dzy, uczyli si� ca�ej ludzkiej geografii rozkoszy raz po raz, po to tylko, by na nowo o niej zapomnie� przed nast�pnym aktem. Dolores wysun�a si� spod jego n�g, ze�lizgn�a na dywan i na wp� okryta cieniem stoj�cej lampy wpatrywa�a si� z daleka w jego oczodo�y, wg��bione w bezosobow� mask� �mierci, jaka nak�ada si� na twarze po ponawianym akcie mi�o�ci. Aleksander widzia� tylko zarys jej cia�a i ten postrz�piony �wiat�em elektrycznego kominka zarys sugerowa� mocniejsz� budow�, a uda zdawa�y si� t�sze w pozycji le��cej. I w tym momencie, wbrew woli, musia� zda� sobie spraw�, �e gdzie� z g��bi, jakby migocz�ce w otch�ani �wiate�ko, pojawi�a si� nowa, ca�kowicie jasna �wiadomo��, �e ju� odda� si� uczuciu �atwemu do zidentyfikowania, kt�re posiada r�wnie� realn� posta� fizyczn� w kszta�cie jej bioder, w cieple jej ud, w jej g�osie i znu�onym milczeniu. By�o to oddanie si� mi�o�ci. Liczy� na co�, co towarzyska paplanina nazywa romansem, i ryzykowa� tyle� co ona. Lecz teraz widzia� le��c� u swoich st�p obc� w rzeczywisto�ci osob�, kt�ra dzi�ki jego mi�o�ci wydawa�a si� zarazem dziwnie rzeczywista i dziwnie obca, i tak mia�o ju� by�. Bowiem od tego oddania nie by�o ucieczki, p�ki samo uczucie wi�za�o si� z jej fizyczn� realno�ci�. Dolores wiedzia�a, �e Aleksander odczuwa teraz groz� mi�o�ci, i pragn�a przynie�� mu ulg�, lecz nie �pieszy�a ze s�owami, kt�re mog�yby obr�ci� si� w banalne czu�o�ci. Jednak trzeba by�o przerwa� milczenie. Powiedzia�a prawie z pokor�: - Zosta� ze mn� d�u�ej. Nie odpowiedzia�; wtedy zn�w przem�wi�a. - Rozumiem, jaki cz�owiek si� czuje bezbronny, kiedy to si� zdarza. Aleksander u�miechn�� si� w ciemno�ciach. Nie musia� ju� sili� si� na pewno�� siebie w jej obecno�ci i niczego jej udowadnia�. To, �e mia� w sobie co� z pana i co� z gigola, nie liczy�o si� wcale wobec jego si�y innego rodzaju, jak� rozporz�dza� przez czas trwania aktu. Wyszli z tego miejsca tak, jak przyszli, macaj�c w ciemno�ciach meble i �ciany. - Gdzie mieszkasz, Aleksandrze? - W Hampstead. - Zawioz� ci� tam. - Nie, pojad� taks�wk�. Lecz nalega�a, aby go dostarczy� - jak si� wyrazi�a - na sam pr�g, i tak zrobi�a, tylko �e poda� jej fa�szywy adres. Jaki mia�a sens ca�a ta ostro�no��, gdy wszystko, co ch�tnie od niej przyjmowa� i w niej akceptowa�, czyni�o samo poj�cie ostro�no�ci pustym d�wi�kiem? Ale nie chcia�o mu si� roztrz�sa� swoich racji o drugiej nad ranem. Jego dom znajdowa� si� przy ulicy biegn�cej r�wnolegle. Dotar� tam piechot� i zobaczy� otwarte drzwi. W holu sta�a piel�gniarka, pogr��ona w rozmowie z kim�, kogo na razie nie m�g� rozpozna�. - O, pan Arnin! - wykrzykn�a. - Szukali�my pana wsz�dzie. W klubie, u profesora Kellera, nawet w tym ma�ym kinie przy stacji. A ksi�dz Murphy tak nam pomaga�! - Bardzo ksi�dzu dzi�kuj� - zwr�ci� si� odruchowo do m�czyzny stoj�cego w holu. Potem spyta� piel�gniark�: - co si� sta�o? - No, w�a�nie... pani Arnin, prosz� pana. Po�kn�a jakie� pigu�ki. Ja od razu wezwa�am karetk�. Godzin� temu dzwonili ze szpitala. Bardzo mi przykro, ale s� z�e wiadomo�ci. Widocznie zn�w pr�bowa�a... Aleksander przerwa� jej. - Wiem, tak, wiem. Czy mog� chwil� z ksi�dzem porozmawia�? - Oczywi�cie, prosz� pana - odrzek� ksi�dz i popchn�� delikatnie piel�gniark� w kierunku pokoju na lewo. Po czym zamkn�� za ni� drzwi. Na parapetach okien zalega�y jeszcze grudy �niegu i oblane �wiat�em ksi�yca przypomina�y mi�kkie czaszki niemowl�t. 3 Tak ju� jest, �e po ka�dej nowej wojnie profesj� szpiegowsk� otacza nimb niezwyk�o�ci, a poniewa� wojny wybuchaj� mniej wi�cej w regularnych odst�pach czasu, agenci co dwadzie�cia lat prze�ywaj� renesans. I tak to idzie dalej, chyba �e znajdzie si� kto�, kto ca�y �w rozg�os traktuje z zawodow� oboj�tno�ci�. Aleksander Arnin odnosi� si� do swego zawodu z umiarkowanym respektem, lecz ceni� w nim raczej mo�liwo�ci prze�y� w wymiarze ludzkim, jakich to zaj�cie dostarcza�o, ni� m�odzie�cze dreszczyki i do�� ograniczone chwyty techniczne. Chwyty techniczne do pewnego stopnia odziedziczy� po ojcu, kt�ry by� p�_turkiem, a p� czym� tam innym; obie te po�owy wyl�dowa�y w pewnej sp�ce okr�towej, kt�rej n�dzne biura rozproszone by�y po wszystkich portach �r�dziemnomorskich. Pensja, wyp�acana ojcu w ka�dy pierwszy dzie� miesi�ca, obra�a�a jego poczucie w�asnej godno�ci i aby to sobie duchowo i materialnie zrekompensowa�, dostarcza� innym sp�kom okr�towym po�ytecznych informacji za godziwym wynagrodzeniem. Syn mia� wszelkie dane na to, aby przej�� po ojcu jego uboczne interesy: wychowany w Londynie przez matk� Angielk�, by� w tej korzystnej sytuacji, �e rozpoczyna� karier� jako d�entelmen, ze znajomo�ci� troch� dziwacznego zestawu j�zyk�w obcych. Poza angielskim i tureckim w�ada� nowogreckim, hiszpa�skim, portugalskim i arabskim. Dla podtrzymania tych umiej�tno�ci Aleksander Arnin znajdowa� si� w ci�g�ym ruchu, zaj�ty zbieraniem i dostarczaniem informacji - lecz jego dochody by�y o wiele wi�cej ni� godziwe; by�y wysoce elitarne, gdy� Aleksander okaza� si� artyst� pod wzgl�dem zasadniczym: swoich klient�w traktowa� protekcjonalnie. Jak prawdziwy artysta nade wszystko ceni� sobie niezale�no��, a prywatna praktyka szpiegowska dawa�a mu szersze mo�liwo�ci r�norodnych dzia�a�. Nie znosi� rutyny. Tylko podczas wojny szed� niekiedy na kompromis i pracowa� dla rz�du, pocieszaj�c si�, �e ostatecznie istnieje co� takiego jak tymczasowi arty�ci wojenni. Niezale�nie od zdolno�ci j�zykowych Aleksander mia� w sobie co� z naukowca. Pasjami lubi� zdobywa� niezwyk�e informacje, wola� nieprzyjemne szczeg�y od uog�lnie�, fakty mia� starannie poszufladkowane, a nawet sama jego pami�� przypomina�a sprawny system rejestracyjny z segregatorami, kartami i indeksem imponuj�cych rozmiar�w. Cho� nie mia� nic przeciw okre�laniu samego siebie mianem zawodowego prywatnego agenta, wola� raczej wyobra�a� sobie profesjonaln� stron� tego interesu jako pewnego rodzaju jednoosobowe biuro porad. By� faktycznie doradc� w sprawach specjalnych, sprzedaj�cym specjalne informacje. I oczywi�cie nie martwi� si� o przysz�o��: do wieku emerytalnego na pewno zgromadzi do�� wiadomo�ci z r�nych dziedzin, aby zasiada� we wszelkich trustach m�zg�w lub w jury wszystkich gier telewizyjnych! M�g�by nawet zyska� w kraju rozg�os i z ca�� gotowo�ci� obdarzy� kochaj�c� publiczno�� sensacyjnymi wspomnieniami. Pod tym wzgl�dem mia� co� wsp�lnego z uczonymi na emeryturze - z profesorami filozofii, z archeologami, antropologami, z kolekcjonerami motyli i z fenomenami pami�ci. Ich zawody i jego w�asne zaz�bia�y si�, zw�aszcza pod wzgl�dem widok�w na przysz�o��. Aleksander nie powinien by� si� �eni�. Prywatny doradca specjalny, kt�rego zaw�d wymaga du�ej ruchliwo�ci, powinien podr�owa� bez obci��enia, a �ona w podr�y jest jak nadwaga baga�u. Natomiast �ona szpiega to jeszcze co� gorszego: przypomina rzecz zgubion�, czekaj�c� na w�a�ciciela. Nie trzeba nawet wspomina� o tym, �e Aleksander nie o�eni� si� dla pieni�dzy; tych mia� do��. Nie potrzebowa� te� �ony dla cel�w kamufla�u. Jego uczone chimery dostarcza�y lepszego kamufla�u ni� domowa idylla. Po prostu w wieku lat dwudziestu siedmiu zat�skni� za ci�arem sta�ej odpowiedzialno�ci. Poniewa� pragn��, aby by�a sta�a, musia� o�eni� si� z mi�o�ci, a w prze�omowym wieku dwudziestu siedmiu lat Kupidyn wydaje si� wr�cz naje�ony strza�ami. Jego �ona nale�a�a do �ydowskich uchod�c�w, co r�wnie� stanowi�o argument, gdy� m�g� uto�sami� swoje uczucia do niej z niejasn� �wiadomo�ci� aspiracji humanitarnych. A je�li ktokolwiek potrzebowa� bezpiecznej przystani ma��e�skiej, to na pewno Kira. Widzia�a w Aleksandrze m�a, kt�ry, podobnie jak jej ojciec, odznacza� si� solidno�ci�, przejawia� przy tym lekkomy�lno�� podobnie jak jej brat, a jego mi�o�� by�a zaborcza jak mi�o�� jej matki. Pragn�a wi�c znale�� w nim po��czenie ich wszystkich po to, by mog�a improwizowa� nieprzerwane zebranie rodzinne przy stole i w ��ku. Kira mia�a napi�ty, prawie histeryczny wyraz twarzy i leniwe cia�o, a to po��czenie czyni�o j� w jego oczach godn� po��dania, przynajmniej w pierwszych latach ma��e�stwa. Zabiera� j� ze sob� w podr�e, nawet gdy zawodowy rozs�dek to odradza�. Niezmiennie nudzi�o j� wyczekiwanie na niego w jakiej� macedo�skiej ruderze lub w boliwijskim hotelu "de lujo". Nie umia� jednak przyj�� do wiadomo�ci oczywistego faktu, �e przy zmianie otoczenia Kira traci�a poczucie bezpiecze�stwa, �e podr�e kojarzy�y si� jej z prze�ladowaniem, ukrywaniem si� i ucieczk�. Ostatecznie ona sama dostrzeg�a niebezpiecze�stwo i uprosi�a go, by zamieszkali na sta�e w Anglii, w przyzwoitej podmiejskiej willi, w otoczeniu sympatycznych znajomych z pracy, regularnie zapraszanych na kolacje. Jej mitologiczny papa podlega� w�wczas jeszcze jednej reinkarnacji i na ciele Aleksandra hodowa� przytulny brzuszek, lekkomy�lnego braciszka za� trzyma�a w rezerwie na igraszki sobotnich wieczor�w, z popijaniem, ta�cami przy muzyce gramofonowej i robieniem sobie kawa��w. W stosunkach z Kir� nigdy nie osi�gn�� takiego stopnia zaufania i szczero�ci, by m�g� wyjawi�, co oznaczaj� jego dziwne podr�e s�u�bowe, bezsensowne wykopaliska i dr�twe wyk�ady dla cierpliwej egzotycznej publiczno�ci. Pod powierzchni� mi�o�ci i wiary w donios�o�� poczucia odpowiedzialno�ci Aleksander zachowa� wystarczaj�c� porcj� sceptycyzmu, kt�ry uzwgl�dnia� ludzkie - a wi�c i jego w�asne - z�udzenia, drobne zdrady, jakich dopuszcza si� umys� wzgl�dem serca, a tak�e nieuchronn� domieszk� nudy i irytacji. Poj�� w ko�cu, �e dla uratowania ich ma��e�stwa musi zawrze� kompromis raczej ze sw� mi�o�ci� do Kiry ni� z sam� Kir�. I to by� nast�pny b��d. Mi�o�� narzuca w�asne praktyczne rozwi�zania i naiwne chwyty na u�ytek chwil, w kt�rych pozostaje jakby w zawieszeniu, lecz nie znosi kompromis�w, je�li dokonuj� si� one kosztem wzajemnych uczu�. Ostateczne poddanie si� Aleksandra �yczeniom Kiry by�o kompromisem, kt�ry pozbawi� ich mi�o�� tre�ci, a na powierzchni pozostawi� nienaruszone