2238
Szczegóły |
Tytuł |
2238 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2238 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2238 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2238 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jerzy Pietrkiewicz
(Peterkiewicz)
Odosobnienie
Powie�� w pi�ciu aktach
Tom
Ca�o�� w tomach
Polski Zwi�zek Niewidomych
Zak�ad Wydawnictw i Nagra�
Warszawa 1992
Przek�ad autoryzowany
Bronis�awy Balutowej
T�oczono pismem punktowym
dla niewidomych
w Drukarni Pzn,
Warszawa, ul. Konwiktorska 9.
Przedruk z wydawnictwa
"Pa�stwowy Instytut
Wydawniczy",
Warszawa 1990
Pisa� J. Podstawka
Korekty dokona�y:
E. Chmielewska
i K. Kruk
Wst�p
Jerzy Pietrkiewicz, urodzony w
r. 1916 w ziemi dobrzy�skiej, do
szko�y ucz�szcza� we W�oc�awku,
a studia, rozpocz�te na
Uniwersytecie Warszawskim,
uko�czy� w 1944 r. w Edynburgu,
w trzy lata p�niej za� uzyska�
stopie� doktora na Uniwersytecie
Londy�skim, gdzie nast�pnie
przez wiele lat by� wyk�adowc�
j�zyka i literatury polskiej.
Jako poeta debiutowa� ju� w r.
1935 tomem "Wiersze o
dzieci�stwie"; po nim przysz�o
kilka tom�w wierszy i poemat�w,
a w r. 1943 pierwszy tom
opowiada�. Od 1953 r.
Pietrkiewicz publikuje pod
nazwiskiem Peterkiewicz powie�ci
pisane po angielsku i t�umaczy.
Owocem jego pracy
translatorskiej jest wydana w
1956 r. antologia "Five
Centuries of Polish Poetry"
("Pi�� wiek�w poezji polskiej"),
a w dwa lata p�niej "Antologia
liryki angielskiej" oraz dwa
tomy wierszy Karola Wojty�y.
Pietrkiewicz zajmuje si� r�wnie�
eseistyk� i na �amach r�nych
periodyk�w og�asza liczne
artyku�y.
W Polsce wydano w 1980 r.
wyb�r jego wierszy "Kula
magiczna", a w r. 1986 zbi�r
studi�w i rozpraw "Literatura
polska w perspektywie
europejskiej".
Angielskie powie�ci tego
autora ciesz� si� uznaniem
krytki i czytelnik�w, odznaczaj�
si� bowiem oryginalno�ci�,
najwyra�niej mo�e widoczn� w
"Odosobnieniu" (1969 r.). W
ksi��ce tej niezwyk�a, szalona
mi�o�� szpiega na urlopie i �ony
po�udniowoameryka�skiego
dyplomaty nabiera cech rytua�u,
w miar� jak kochankowie, w
ca�kowitym odosobnieniu, w
izolacji od �wiata, zrzucaj�
kolejne maski. Atmosfera ich
mi�o�ci, cho� tak nami�tnej,
jest nieco teatralna, co zreszt�
podkre�laj� tytu�y
rozdzia��w_akt�w. W ostatnim
akcie komedii, zaprawionej
poezj� i dowcipem, ton si�
zmienia, a bohater dowiaduje si�
czego� nowego o mi�o�ci,
samotno�ci i najwa�niejszej
postaci zza sceny - swej zmar�ej
�onie.
Akt pierwszy
Dekoracja i rekwizyty
1
Szpieg na urlopie, jak mu
kiedy� powiedziano, powinien
bardziej zainteresowa� si� �on�,
je�li j� ma, albo znale�� sobie
kochank�. Aleksander znalaz�
kochank� w dniu, w kt�rym zmar�a
jego �ona, lecz nie by�a to w
�adnym razie okoliczno�� dogodna.
Tydzie� przedtem postanowi�
udzieli� sobie urlopu. Nikt inny
nie zrobi�by tego, bo takiej
osoby nie by�o. Gdyby
Aleksander, wype�niaj�c
formularze, m�g� podawa� sw�j
prawdziwy zaw�d, okre�li�by
siebie zapewne jako niezale�nego
szpiega. Jak wi�kszo�� ludzi
wolnego zawodu, nie korzysta� w
og�le z urlop�w, tym razem
jednak postanowi� odst�pi� od
zasady. Zarobi� niez�� sumk� w
Ameryce �rodkowej, a co si�
tyczy Ameryki �rodkowej, to i
ona, jak si� zdaje, udzieli�a
sobie d�u�szego urlopu od
rewolucji.
W tej chwili czeka� w
londy�skiej kawiarni na kobiet�,
pochodz�c� wedle wszelkiego
prawdopodobie�stwa z tej w�a�nie
cz�ci �wiata, o kt�rej pragn��
zapomnie�, przynajmniej na okres
urlopu. Sp�nia�a si�, lecz
Aleksander przeczuwa�, �e zjawi
si� za p� godziny, za godzin� -
mniejsza o to. Czekanie to forma
urlopowego relaksu, mo�e mniej
cenna, lecz warta wypr�bowania
przed rozpocz�ciem ewentualnego
romansu. Czekaj�c usi�owa�
odtworzy� w wyobra�ni rysy jej
twarzy. Zawsze to robi�, gdy
mia� si� spotka� z kim� nowo
poznanym. Wyodr�bnia� w�wczas
jeden szczeg� twarzy - nozdrza
lub brze�ek ucha - i snu� jakie�
fantazje na temat jej
w�a�ciciela - co� jakby ca�kiem
subiektywne wprowadzenie do
postaci, o kt�rej nic nie
wiedzia�.
Z pewno�ci� o Dolores wiedzia�
bardzo ma�o. Prawd� m�wi�c, zna�
tylko jej imi�, lecz pami�ta�,
�e podbr�dek mia�a zbyt silnie
zarysowany w stosunku do reszty
twarzy, owianej ow� nieuchwytn�
pi�kno�ci� kobiet mieszanej krwi.
Pozna� j� na przyj�ciu w
Londynie, pierwszym, na jakie go
zaproszono, chyba wskutek
pomy�ki dyplomatycznej, nie
umia� bowiem zidentyfikowa� ani
gospodarza, ani nikogo innego w
pokoju. By�o to jednak
niew�tpliwie przyj�cie
dyplomatyczne. Wi�kszo�� go�ci
mia�a na twarzach �w nieod��czny
p�u�miech, jaki tylko dyplomaci
i kelnerzy potrafi� ustawi� pod
w�a�ciwym k�tem, podobnie jak
muszk� przy ko�nierzyku. A skoro
ka�dy m�g�by by� tym nieznanym
gospodarzem, Aleksander stara�
si� odnosi� r�wnie uprzejmie do
wszystkich obecnych.
Troch� go przygn�bi�o
spostrze�enie, �e pr�buje w
otaczaj�cym go t�umie odr�ni�
Nikaragua�czyk�w od Kostarykan;
widocznie wraca do dawnych
profesjonalnych nawyk�w, a
przecie� dopiero co rozpocz��
urlop! Ruszy� do drzwi. I
momentalnie pojawi�a si� ona -
nie wiadomo sk�d, z u�miechem
skierowanym wprost do niego, z
oczyma rozb�ys�ymi ciekawo�ci� i
triumfem, jakby przy�apa�a
umykaj�cy pos�g Apollina.
- Dolores, el profesor est~a
aqui - powiedzia� starszy pan
widoczny nad g�owami dw�ch
indywidu�w szukaj�cych czego� na
dywanie. G�owy podnios�y si�,
pan znik� za ich os�on�. Ha�as
przyj�cia poch�on�� jego g�os.
- Co za okropny wiecz�r -
rzek�a i po�o�y�a d�o� na
ramieniu Aleksandra. Gest by�
zaskakuj�cy, lecz bardzo
przyjazny, a d�o� lekka.
- C�, skoro pani tak m�wi...
- mrukn�� Aleksander. Poczu�
zapach perfum, sygna� zagadkowy,
ale bardziej intymny ni� jej
pierwszy gest. - W�a�nie
wychodz� - doda� patrz�c jej w
twarz. Czarne oczy odwzajemni�y
spojrzenie.
- Wiem - powiedzia�a. - To
nudne przyj�cie. To znaczy,
ludzie. Niech pan tylko na nich
spojrzy! - zatoczy�a kr�g r�k� i
str�ci�a przy tym co� ze
stoj�cego za ni� stolika z
koktajlami. Nie zada�a sobie
trudu, �eby zobaczy�, co to by�o.
Jej angielszczyzna odznacza�a
si� dyskretn� perfekcj� rytmu i
intonacji, kt�ra nie najlepiej
harmonizowa�a z jej twarz� i
spontaniczno�ci� ruch�w. Twarz
mia�a w sobie co� dramatycznie
niezdeterminowanego. Krew
hiszpa�ska wci�� walczy�a o
lepsze z india�sk� w mimice i w
nastroju. Szczeg�lnie wok� nosa
jaka� niby wyrze�biona twardo��
opiera�a si� przyp�ywowi
m�odszej krwi, a jej temperament
zdawa� si� zarazem �ywy i
spokojny. Niepokoi�y go te
kontrasty w jej urodzie.
Aleksander us�ysza� w�asne
s�owa:
- Chcia�bym si� z pani�
jeszcze spotka�. Ale nie na
takim przyj�ciu.
Dolores zn�w po�o�y�a mu r�k�
na ramieniu i pozostawi�a j� tam
przez chwil�.
- Nie na takim przyj�ciu, o
nie! - wykrzykn�a. - Tu jest
okropnie, prawda?
- Wi�c gdzie si� spotkamy? -
Wyczuwa�, �e g�os jego brzmi
chyba zbyt natarczywie, by
osi�gn�� cel, lecz co� przecie�
osi�gn��, bo odpowiedzia�a, tym
razem stonowan�, grzeczn�
angielszczyzn�:
- Gdzie tylko pan sobie �yczy.
- Jest taka przyjemna
kawiarnia w okolicy Leicester
Square, miejsce, kt�re
odwiedzaj� m�odzi obiecuj�cy
aktorzy. Do�� zabawny lokal.
Nazywa si� troch� dziwnie,
"Zmiana Dekoracji".
Roze�mia�a si� i wyj�a z
torebki o��wek do brwi.
- Niech pan napisze adres. O,
tutaj.
Odwr�ci�a si� szybko na swych
wysokich obcasach i chwyci�a ze
stolika z koktajlami papierow�
serwetk�. Aleksander pochyli�
si� i zacz�� rysowa� ma��c�
kredk� plan centrum Londynu.
Podsun�a mu torebk�, by m�g�
oprze� papier na czym� twardym.
- To jest tu� obok. - Dotkn��
kredk� kwadracika wyrysowanego
na serwetce, zamazuj�c go
jeszcze bardziej.
- Prosz� nie psu� pa�skiego
�adnego rysunku. B�d� si� nim
kierowa�a. Bez zastrze�e�.
Zaakcentowa�a to "bez
zastrze�e�" tak, jak gdyby
pragn�a nasun�� mu w�tpliwo�ci,
czy m�wi to wszystko na serio.
Lecz Aleksander nie w�tpi�. Mia�
pewno�� siebie harcerza, a mo�e
szpiega.
- Wi�c tam si� spotkamy. -
Sta� ju� w drzwiach.
- Nie powiedzia� mi pan, kiedy
chce si� pan ze mn� spotka�. - W
jej g�osie brzmia�a nutka kpiny.
Zauwa�y� to na tyle szybko, by
raz jeszcze podkre�li� pewno��
siebie.
- Mo�e od dzi� za tydzie�. -
Powiedzia� to w spos�b
niegrzecznie zdawkowy. - Czy
b�dzie pani mia�a czas od dzi�
za tydzie�, to jest w pi�tek?
- Tak, naturalnie. -
U�miechn�a si� teraz �agodnie,
jakby uspokajaj�c rozdra�nionego
m�okosa. Odczu� t� zmian� w jej
nastroju. Przez my�l przemkn�o
szybko par� skojarze� i
przypomnia� sobie sw�j wiek:
trzydzie�ci dziewi�� lat.
- Trzecia trzydzie�ci? -
podda�, ci�gle tonem stanowczym.
- Wp� do czwartej? Doskonale.
- Dolores otworzy�a torebk� i
wrzuci�a do �rodka z�o�ony
papierek.
Jej twarz straci�a wyrazisto��.
W tym momencie poj��, jak
bardzo jego umys� ulega nawykom.
W swoim zawodzie wypracowa�
sobie system pozostawiania
przerw mi�dzy sprawami, kt�re
wypad�y niespodziewanie lub nad
kt�rymi m�g� tylko cz�ciowo
zapanowa�. Na przyk�ad, ilekro�
umawia� si� z osob� spotkan�
przypadkowo, niezmiennie
pozostawia� sobie tydzie�, na
wypadek, gdyby jakie� po�yteczne
informacje zd��y�y dotrze� do
niego przed um�wionym
spotkaniem. Musia� stworzy�
szanse, aby up�ywaj�cy czas m�g�
przynie�� mu jakie� ewentualne
korzy�ci. I tak samo, z
przyzwyczajenia, post�pi� z
Dolores. Ju� j� odsun�� na
odleg�o�� tygodnia, a teraz
czekanie na ni� w kawiarni by�o
cz�ci� owego nawykowego i
obsesyjnego wyrachowania szpiega
- i za to sob� pogardza�.
Wesz�a do kawiarni w lu�nym
czerwonym p�aszczu. Topnia�y na
nim p�atki �niegu, gdy zbli�a�a
si� do stolika. Zegar
umieszczony na �cianie mi�dzy
dwoma afiszami teatralnymi
zatrzyma� si� dyskretnie. Nie
by�a tak bardzo sp�niona.
Dolores wyci�gn�a r�k�, kt�r�
uca�owa�.
- �nieg pada - powiedzia�a,
szczerze tym zdziwiona. - Nie
wiedzia�am, gdzie zaparkowa�
w�z. I spyta�am o "Zmian� Scen"
zamiast "Dekoracji". Co za
g�upota z mojej strony. O,
widz�, �e tutaj s� dekoracje.
Tak jak nale�y. Bardzo zreszt�
stosowne. - Podesz�a do �ciany i
obejrza�a oprawione w ramy
plansze dekoracji, kt�re
ostatecznie jej si� nie
spodoba�y; powiedzia�a to
siadaj�c.
- Dzi�kuj�, �e pani przysz�a.
- Aleksander przygl�da� si� jej.
Nie m�g� si� powstrzyma�. Tego
typu uroda przyci�ga�a
spojrzenia, zmienia�a si� bowiem
w zale�no�ci od nastroju. Pod
ruchliw� powierzchni� trwa�o
niezmiennie pi�tno dw�ch ras.
P�aszcz zsun�� jej si� z
ramion mi�kkimi fa�dami, a
szyja, nagle obna�ona, zdawa�a
si� wynurza� z fal czerwieni.
Dolores widzia�a, jak pie�ci
wzrokiem jej szyj�, i przesun�a
po niej palcami, jakby chcia�a
j� chroni� lub bardziej go
sprowokowa�. Ten powolny gest
pobudzi� zapach jej sk�ry.
Aleksandra otoczy� magiczny kr�g
perfum.
- Powinnam pana przeprosi� -
powiedzia�a otwieraj�c
papiero�nic�. Podsun�� jej swoj�
paczk� papieros�w; wzi�a
jednego i zacz�a obraca� go w
palcach, podczas gdy zapa�ka,
kt�r� trzyma�, dopala�a si�
cierpliwie.
- Nic nie szkodzi, �e na pani�
czeka�em. - Aleksander nie
zrozumia�, o co jej chodzi.
U�miechem skwitowa�a ten przejaw
m�skiej zarozumia�o�ci i
wyja�ni�a:
- Tak bardzo si� nie
sp�ni�am, prawda? Mam na my�li
to okropne przyj�cie w zesz�ym
tygodniu. Musia� pan strasznie
si� wynudzi�.
Jej spos�b operowania
przymiotnikami zdradza�
idiomatyczn� zdawkowo�� rozm�w
towarzyskich i jedynie to w jej
zachowaniu Aleksandra
instynktownie razi�o. Lecz nigdy
nie przysz�oby mu do g�owy
rozmawia� z ni� po hiszpa�sku,
kt�ry to j�zyk prawdopodobnie
zna� r�wnie dobrze jak ona
angielski. Od pocz�tku widocznie
zaakceptowa� ow� gr� kontrast�w u
Dolores, w jej wygl�dzie, w
gestach i w mowie.
- Mniejsza o przyj�cie. To
oboj�tne - powiedzia� zapalaj�c
nast�pn� zapa�k�. Tym razem
przyj�a ogie�. Kelnerka
przynios�a dwie czarne kawy i
zn�w odesz�a.
- Ale mnie nie jest oboj�tne.
- Dlaczego? Nawet nie pozna�em
pana domu, wi�c dlaczego mia�bym
si� tym przejmowa�?
- Pozna� pan, se~nor. -
Rzuci�a mu to hiszpa�skie s�owo
z naciskiem. Podni�s� oczy
zdziwiony. - Ale to nie pan,
tylko pani domu - doda�a szybko.
- I jest tutaj.
Aleksander spostrzeg�, �e jej
papieros zgas�, zapali� now�
zapa�k� i po chwili wahania
roze�mia� si�, kiwaj�c g�ow� nad
sw� fili�ank� jak g�upiec.
- Rozumiem, teraz rozumiem. -
W ko�cu przesta� si� �mia�.
Za�enowany b�bni� palcami po
stole. - Wi�c pani jest �on�
jego ekscelencji.
- Jeszcze nie jest
ekscelencj�, ale kiedy� b�dzie.
- Traktowa�a to jako rzecz
oczywist�, nie przejawiaj�c ani
dumy z powodu widok�w na
przysz�o�� swego m�a, ani
gniewu, �e Aleksander nic nie
wiedzia� o jej obecnej pozycji.
Przeciwnie, jakby jej si�
podoba�a jego zupe�na
nie�wiadomo��, kim jest i
dlaczego przyj�a jego wysoce
niedyplomatyczne zaproszenie.
Aleksander w por� zdo�a�
wyb�ka� co� o niew�tpliwych
zdolno�ciach jej m�a jako
dyplomaty, cho� prawd�
powiedziawszy nie zna� nawet
jego nazwiska i narodowo�ci.
Dolores widocznie nie odpowiada�
ten obr�t rozmowy. Dobitnie
zako�czy�a temat, wyg�aszaj�c
zdanie, kt�re brzmia�o jak
komunikat ambasady:
- M�j m�� odbywa obecnie
oficjaln� wizyt� w stolicy. -
Nie powiedzia�a w jakiej. -
Wraca w kwietniu.
Aleksander szybko zanotowa� w
pami�ci dwie rzeczy: �e jest
dopiero koniec lutego i �e
Dolores �yczy sobie, by ka�d�
aluzj� do jej m�a uzna� za
tabu. Poniek�d ch�tnie przyj��
do wiadomo�ci ustanowienie owego
tabu. Najbardziej ob�udnym
chwytem, jaki kobiety zwykle
stosuj� w niedozwolonych
romansach, jest wspominanie raz
po raz o nieobecnym m�u - taki
po�redni szanta�yk, bo �aden z
zainteresowanych m�czyzn nie
m�g�by nigdy dopu�ci� si�
omawiania obiektu ich mi�osnego
sporu twarz� w twarz z rywalem,
a og�lnie rzecz bior�c,
kochankowi przypada gorsza
cz�stka, gdy� nie mo�e
konkurowa� z moralnymi
komentarzami ukochanej na temat
praw ma��e�skich.
Dolores wyeliminowa�a ca�y ten
ma��e�ski szanta� jednym
zdaniem, kt�re zaokr�gli�a
jednym gestem d�oni. Niby baga�
oddany do przechowalni, mia�
czeka� na odebranie do jakiego�
bli�ej nie okre�lonego dnia w
kwietniu. "Wraca w kwietniu" -
tyle dok�adnie chcia�a mu
wyja�ni�. Budzi� si� w nim
podziw wobec tych oryginalnych
chwyt�w, tak odmiennych od
zachowania kobiet zam�nych,
kt�re najcz�ciej zni�aj� si� do
przygody, usi�uj�c przez ca�y
czas wspiera� si� o piedesta� z
m�em ustawionym na wierzchu w
nader czcigodnej pozie.
Pragn�� okaza� jej sw�j
podziw, i to w r�wnie niebanalny
spos�b. Jedyne, co m�g� zrobi�
pod natchnieniem chwili, to
zachowa� si� tak, jakby jeszcze
nic o niej nie wiedzia�. Dolores
podoba�o si�, gdy pozostawa�
nie�wiadomy, a dzi�ki temu -
pewny siebie. W jej oczach
przemienia�o go to od razu z
m�czyzny w m�odego ch�opca,
kt�ry wzdycha do tego, by
wydawa� si� ca�kiem doros�ym i
zaborczym.
- Spotkamy si� znowu, dobrze?
- powiedzia� niemal ch�odno.
Bardzo szybko przejrza�a jego
gr� i podnieci� j� ten pierwszy
akt mi�osny, rozwijaj�cy si� na
tle wiadomym z g�ry.
Odpowiedzia�a na�laduj�c ostry
rytm jego pytania:
- Mo�e od dzi� za tydzie�.
B�dzie pan mia� czas od dzi� za
tydzie�? Pi�tek, tak samo o
trzeciej trzydzie�ci. - Dolores
prawie s�owo w s�owo
powt�rzy�a zdanie, kt�re
wyrzuci� z siebie opuszczaj�c
jej dom, lecz on si� nie
zorientowa�.
- Tak, pi�tek, trzecia
trzydzie�ci. �wietnie. Pani
zapewne b�dzie w tym tygodniu
bardzo zaj�ta. - Stara� si� nie
okazywa�, �e wola�by si� z ni�
zobaczy� wcze�niej.
- O tak, bardzo. - Dolores
przybra�a zn�w sw�j zdawkowy
angielski styl rozmowy. - Wie
pan, do czwartku musz� wyda�
cztery przyj�cia. Oczywi�cie nie
zaprosz� pana na �adne z nich.
Na pewno b�d� r�wnie nudne jak
tamto. Nie powinien pan ju� si�
pokazywa� na �adnym moim
przyj�ciu. Widzi pan, ja nigdy
nie zapraszam przyjaci�. Moi
prawdziwi przyjaciele nie
pracuj� w dyplomacji, a ja nie
cierpi� dyplomat�w. Wszyscy
wygl�daj� i zachowuj� si� jak
tresowane foki. Rozumie pan,
foki!
- Rozumiem. - Aleksandra
zaskoczy� ten nag�y wybuch
z�o�ci na eleganckie towarzystwo.
- Mo�e pan rozumie. Moi
prawdziwi przyjaciele s� r�wnie
zwariowani i nieodpowiedzialni
jak ja. Czy pan jest
nieodpowiedzialny? Nie, na pewno
nie. Nie wygl�da pan na to.
Prawdopodobnie jest pan szalony.
Szale�cy s� najcz�ciej
szale�cami dlatego, �e odczuwaj�
nadmiar odpowiedzialno�ci.
- Jestem... - Aleksander
chcia� co� powiedzie� o tym, �e
jest archeologiem lub amatorem
prac wykopaliskowych - przyj�ty
i do�� modny kamufla� dla
pos�pnego zawodu szpiega - lecz
nie pozwoli�a mu doko�czy�.
Sta�a si� nagle rozmowna, m�wi�a
nerwowo, jakby nagrywaj�c na
ta�m� niewidzialnego magnetofonu
swoje w�asne kwestie do
pierwszego aktu mi�o�ci, cho�
nie by�a pewna, czy to b�dzie
mi�o��.
- Nie chc� wiedzie�, kim pan
jest.
- Nie wie pani nawet, jak si�
nazywam. - Aleksander
u�miechn�� si�, got�w odegra�
�artobliw� ceremoni� wzajemnej
prezentacji. Lecz Dolores i tego
nie chcia�a. Zmarszczka
przeci�a jej czo�o jak
b�yskawica. Doda�a szybko:
- Gdybym chcia�a pozna�
pa�skie nazwisko i ca�� reszt�,
jaka temu towarzyszy, mog�abym
poprosi� naszego sekretarza o
przyniesienie listy go�ci, do
kt�rych wys�ano zaproszenia.
- Dlaczego pani tego nie
zrobi�a? - zainteresowa� si�.
- Bo to by�oby zbyt �atwe.
- Ze wzgl�d�w praktycznych
dobrze jest mie� przynajmniej
jedno imi�, Dolores. Jak pani
widzi, ja znam pani imi�. Moje
brzmi Aleksander.
- Ale nie znasz mojego
nazwiska, Aleksandrze.
- Nie, Dolores. Nie znam go.
- Dobrze. Jeste� idealnym
partnerem, Aleksandrze.
- Partnerem do czego? - Jakby
gra� w ping_ponga s�owami,
�atwymi do odrzucenia, kt�rymi
zabawiaj� si� kochankowie, p�ki
nie stan� si� dla nich zawad� w
��ku.
- Do zwi�zku o charakterze
nomadycznym, Aleksandrze -
powiedzia�a tonem bardzo
powa�nym i wsta�a, szykuj�c si�
do odej�cia.
Nie by� ca�kiem pewny, co ona
przez to rozumie. Odprowadzi� j�
do drzwi. Jej samoch�d by� ma�y,
a na tablicy rejestracyjnej
widnia�y litery Cd. Do po�owy
zawiane �niegiem, podobnie jak
dach samochodu. Aleksander wzi��
gar�� �niegu z dachu, �cisn�� w
d�oni, po czym upu�ci� na sw�j
bucik.
Dolores przybra�a rzeczowy
wyraz twarzy, z kt�rym by�o jej
zdumiewaj�co �adnie, i zapyta�a:
- A z tym pi�tkiem... Czy mam
przyj�� do ciebie?
- To niemo�liwe, Dolores.
Jestem �onaty. - Stara� si�
ubra� te s�owa w zdawkowy ton,
by zabrzmia�y podobnie jak jej
ma��e�skie tabu. Poj�a jego
intencj�.
- Nic nie szkodzi, spotkamy
si� w "Zmianie Dekoracji".
Bardzo mi si� podoba ta nazwa. A
tym czasem ja co� wymy�l�. Wol�
ten spos�b, Aleksandrze.
Powiedzia�am ci, �e jeste�
idealnym partnerem.
- Naprawd�? - W istocie
zastanawia� si� teraz, czy
powinien j� poca�owa� na
po�egnanie. Jako� nie uchodzi�o
jednak traktowa� Dolores jak
zwyczajn� kobiet�, kt�ra ma
niebawem pope�ni� cudzo��stwo.
Machinalnie po�o�y� r�k� na
dachu samochodu, nabra� troch�
�niegu i dotkn�� go ustami.
Dolores si�gn�a po jego r�k�,
otworzy�a j� powoli i z�o�y�a
poca�unek na �niegu topniej�cym
w d�oni.
2
Kiedy spotkali si� w nast�pny
pi�tek, rozmawiali przewa�nie o
jej samochodzie. Dolores zdawa�a
si� pe�na zadumy i zadowolona z
siebie, lecz nie pad�o mi�dzy
nimi �adne dwuznaczne s�owo,
kt�re by mog�o skojarzy� dwa
lekko rzucone zdania i
zapocz�tkowa� flirt. Ostrzeg�a
Aleksandra niemal serio, �e
zawsze b�dzie go wozi� swoim
samochodem. �aden inny pojazd
nie m�g� wchodzi� w gr� przy
aran�owaniu ich spotka�.
- Jestem typem koczowniczym,
Aleksandrze, a koczownicy zawsze
wol� je�dzi� na w�asnych
wielb��dach.
- Nie mam nic przeciw temu -
powiedzia�. W rzeczywisto�ci by�
jej wdzi�czny. Prowadzenie
samochod�w nie imponowa�o mu ani
go nie bawi�o. Poza tym prze�y�
jeden paskudny wypadek na drodze
w okolicach Caracas, z kt�rego
wyszed� ca�o, lecz pami�ta�
jeszcze tego drugiego faceta w
samochodzie - ponurego
india�skiiego konfidenta, kt�ry
spali� si� �ywcem z kierownic�
wbit� w p�uca. Aleksander
wola�, aby kto� inny wi�z� go do
ko�ca, je�li koniec mia�
oznacza� zmotoryzowan� �mier�.
Dolores oczyni�aby to w spos�b
najmniej nieprzyjemny.
- Litery Cd to fatalna sprawa
- rozwa�a�a. - Ludzie zwracaj�
uwag� na te rzeczy, a policja a�
za bardzo garnie si� do pomocy.
�ebym tak mia�a zwyczajny numer!
- Tablic� mo�na zmieni�,
Dolores. Mo�na te� zrobi�
fa�szyw� do przykrywania tamtej
w razie potrzeby.
Spodoba�a jej si� wzmianka o
potrzebie. Obdarzy�a go
spojrzeniem czu�ym i pe�nym
nadziei. Czy odgad�a w tej
chwili jego zaw�d? By� mo�e,
lecz by�o mu wszystko jedno -
tak czy nie. Przypomnia� sobie
raz jeszcze, �e jest na urlopie,
korzysta z rzadkiego dla szpiega
odpoczynku od napi�cia i nikt
nie b�dzie od niego wymaga�
nawet koncentracji koniecznej do
prowadzenia samochodu. Pomy�la�,
�e mog�oby to zabawi� Dolores,
gdyby rzeczywi�cie zrobi� dla
niej t� nie rzucaj�c� si� w oczy
zapasow� tabliczk�.
- Jest pi�tna�cie po czwartej
- powiedzia�a wstaj�c od
stolika. W "Zmianie Dekoracji"
zwyk�e grono dora�nie
zatrudnianych aktor�w i
ca�kowicie zaabsorbowanych
agent�w teatralnych s�czy�o kaw�
z ekspresu i obserwowa�o
nieznajomych. Dolores by�a dla
nich egzotyczn� cudzoziemk�,
tak� now�, troch� pulchniejsz�
Dolores de Rio, r�wnie ch�odn� i
dumn� jak tamta, a zarazem -
r�wnie� jak tamta - dost�pn� dla
wszystkich chciwych spojrze�.
�ciany kawiarni tworzy�y jak
gdyby poczw�rny ekran, na kt�rym
gra�a, niczym uosobienie
zbiorowej ��dzy.
Aleksander uczu� dziwny skurcz
serca, ale nie chcia� si�
przyzna� sam przed sob�, �e by�o
to uczucie zazdro�ci. Dlaczego
mia�by by� o ni� zazdrosny? Nie
jest jej kochankiem i mo�e nigdy
nie b�dzie. Najbezpieczniejsz�
taktyk� - jak w�a�ciwie zawsze w
mi�o�ci - jest czekanie na ruch
partnerki. Lecz przecie� czeka�
ju� od pewnego czasu i widzia�
jej kolejne manewry: w drzwiach
na przyj�ciu; podczas pierwszego
spotkania, gdy schlebiaj�c mu
podsyca�a agresj� w jego
sposobie bycia; teraz za�
kokietowa�a innych m�czyzn,
budz�c w nim gniew i ch��
rywalizacji.
- Chod�my st�d - powiedzia�.
Gdy podeszli do samochodu
Dolores zaparkowanego za starym
kinem, otworzy�a drzwi i
w�lizgn�a si� do �rodka. Usiad�
obok niej. Dolores prowadzi�a
jak m�czyzna, a jej precyzyjne
ruchy bra�y si� z ukrytej si�y
cia�a, kontrastuj�cej z mi�kk�
lini� n�g i niedbale
rozwiewaj�cych si� czarnych
w�os�w. Prowadz�c w�z rzadko si�
odzywa�a, on za� czu� si� jak
wi�zie� skazany na przyjemno��,
o kt�rej z g�ry nic nie
potrafi�by powiedzie�. Siedzia�
wi�c i milcza�.
Samoch�d zatrzyma� si� przy
czerwonych �wiat�ach ko�o
Marble Arch, Dolores rzuci�a mu
szybkie spojrzenie i w tym
spi�ciu ich oczu b�ysn��
pierwszy sygna� nami�tno�ci,
lecz w tej chwili nie mogli
odgadn��, co znaczy� dla obojga.
Dolores wychyli�a si� przez okno
i spojrza�a w g�r�, wprost w
b��kitny neon z nazw� hotelu.
Pomin�� w my�lach pierwsze
oczywiste skojarzenie, a g�o�no
wyrazi� drugie, z cich�
nadziej�, �e nie przekroczy
w�t�ej granicy mi�dzy dowcipem a
wulgarno�ci�.
- W Pary�u mo�na by mie� inne
problemy, ale nie ten. Tam nie
ma bezdomnych kochank�w.
�wiat�a si� zmieni�y i
samoch�d ruszy�. Dolores
skr�ci�a w boczn� ulic�,
zatrzyma�a w�z, otworzy�a
torebk� i zacz�a si� pudrowa�.
Aleksander zobaczy� w lusterku
puderniczki figlarny p�u�miech.
- Tu si� ko�cz� nasze problemy
mieszkaniowe - powiedzia�a. -
M�wi�am ci, �e co� wymy�l�. Ona
wyjecha�a do Nicei.
- Kto wyjecha�, Dolores?
- Moja przyjaci�ka.
- Bardzo nieodpowiedzialna?
- Tak, bardzo. Goni teraz
swojego kochanka na po�udniu
Francji. Widzisz, on bierze
sobie od niej urlop co najmniej
dwa razy do roku, ale ona
zawsze robi to co teraz - goni
tego biedaka od Cannes do
Wenecji i z powrotem.
- Jestem jej niezmiernie
wdzi�czny. - Aleksander otworzy�
drzwi, wyskoczy� i podszed� od
drugiej strony, �eby jej pom�c
przy wysiadaniu. Zostawili
samoch�d przy budce
telefonicznej. Dolores ruszy�a
przodem, prowadz�c w milczeniu.
Po drodze przebiega�y mu przez
g�ow� r�ne my�li i p�dzi�y tam
i z powrotem, przeskakuj�c
szalone odleg�o�ci dziel�ce
podniecenie od niepokoju, strach
od rado�ci. Przez chwil�
doznawa� niemi�ego uczucia, �e
ostatecznie zasadzki seksu
niewiele si� r�ni� od
niebezpiecze�stw z gatunku
p�aszcza i szpady. Czy mo�e
Dolores podsuwa�a mu takie
por�wnania, wiedziona jakim�
przewrotnym poczuciem humoru?
- To na parterze. Portiera
nale�y ignorowa�, je�eli gdzie�
tu b�dzie. Dostaje mn�stwo
niepotrzebnych napiwk�w od Eli,
to jest od mojej przyjaci�ki.
Nad wej�ciem Aleksander
zauwa�y� dostojnie brzmi�ce
nazwisko. Dom by� blokiem
mieszkalnym.
- Co b�dziemy sobie wyobra�ali
wchodz�c ? Czym jeste�my? -
M�wi�c to poprawi� ukryt�
dyskretnie pod r�k� paczk�,
kt�ra zawiera�a butelk� wina i
korkoci�g. Przezorno�� szpiega
mia�a swoje dobre strony. Jego
pytanie zachwyci�o Dolores.
Po�o�y�a mu d�o� na ramieniu i
przycisn�a je z westchnieniem.
Nie zwa�a�a na to, �e stali tu�
pod lamp� w widocznym na
przestrza� holu.
- Och, Aleksandrze! -
szepn�a. - Udawajmy, �e
jeste�my par� bardzo wzi�tych
dekorator�w wn�trz. Ja jestem
twoj� asystentk�. Ty jeste�
wielkim ekspertem. Nast�pnym
razem przynios� rolki tapet i
linijki, i r�no�ci.
- A ja mog� przynie�� wiadro,
Dolores?
- Dobrze, przynie�. -
Roze�mia�a si� tak g�o�no, �e
mog�aby obudzi� portiera nawet
na najwy�szym pi�trze, ale w
holu nie spotkali nikogo.
Zgrzytn�� klucz i oto znale�li
si� w ciemnym mieszkaniu, w
kt�rym czu�o si� zapach wody
kolo�skiej, zalatuj�cy gdzie� z
k�t�w. Dolores uj�a go za r�k�
i wprowadzi�a do s�siedniego
pokoju. Jego paczka z butelk�
upad�a na co� mi�kkiego.
Zapomnia� o winie i o
absurdalno�ci ca�ej sytuacji. W
istocie by�aby z niej �wietna
asystentka, gdyby inne ich
zainteresowania r�wnie� si�
zbiega�y.
W blasku elektrycznego
kominka, wystrzelaj�cym jak
gdyby wprost z bia�ego dywanu,
Dolores ukl�k�a z r�koma
wspartymi mocno o sofk�, jakby
mia�a si� modli�. Zatrwa�aj�ce
przeczucie ostatecznego
wtajemniczenia, jakie mia�o si�
dokona� przez pr�b� ich cia�,
zbli�a�o si� teraz ku nim niby
przewodnik - bezosobowy i
niemal okrutny w swej gotowo�ci
udzielenia wiedzy.
- Powiedz co�, prosz� ci�,
powiedz co� - szepn�a Dolores,
a potem zacz�a m�wi� po
hiszpa�sku, prosi�, by zatrzyma�
w sobie te dwie, trzy czy cztery
osoby, kt�re - czuje to teraz -
odrywaj� si� od jego zwyk�ego,
codziennego "ja".
- Nie mog� ci powiedzie�, �e
ci� kocham. Nie wiem, czy
kiedykolwiek si� pokochamy.
- Tak, nic nam nie wiadomo,
p�ki nie rzucimy na szal�
naszych dusz.
Zdziwi�o go, �e m�wi o ich
duszach, ale to w�a�nie mia�a na
my�li. Co komu by przysz�o z
jego duszy? Co by�a warta? Jego
dusza by�aby, jak s�dzi�,
najmniej cenn� stawk�. A jej
dusza? Nie m�g� nawet pokusi�
si� o jej ocen�.
Kochali si� gniewnie, jakby
pr�bowali udowodni� komu� innemu
- kto tkwi� w nich teraz, lecz
poza t� chwil� by� nieosi�galny
- �e to przelotne rozpoznanie
jego to�samo�ci wa�y wi�cej ni�
jego odr�bno��. Porywali si� na
przezwyci�enie wszystkiego, co
jeszcze zdawa�o si� oddzielne w
otaczaj�cej ich przestrzeni,
w�r�d mebli i cieni na �cianach,
w blasku ognia i w zaj�kliwych
zegarze. Dlatego - mo�e jedynie
dlatego? - wyginali nogi i r�ce,
przed�u�ali okrucie�stwo ��dzy,
uczyli si� ca�ej ludzkiej
geografii rozkoszy raz po raz,
po to tylko, by na nowo o niej
zapomnie� przed nast�pnym aktem.
Dolores wysun�a si� spod jego
n�g, ze�lizgn�a na dywan i na
wp� okryta cieniem stoj�cej
lampy wpatrywa�a si� z daleka w
jego oczodo�y, wg��bione w
bezosobow� mask� �mierci, jaka
nak�ada si� na twarze po
ponawianym akcie mi�o�ci.
Aleksander widzia� tylko zarys
jej cia�a i ten postrz�piony
�wiat�em elektrycznego kominka
zarys sugerowa� mocniejsz�
budow�, a uda zdawa�y si� t�sze
w pozycji le��cej.
I w tym momencie, wbrew woli,
musia� zda� sobie spraw�, �e
gdzie� z g��bi, jakby migocz�ce
w otch�ani �wiate�ko, pojawi�a
si� nowa, ca�kowicie jasna
�wiadomo��, �e ju� odda� si�
uczuciu �atwemu do
zidentyfikowania, kt�re posiada
r�wnie� realn� posta� fizyczn� w
kszta�cie jej bioder, w cieple
jej ud, w jej g�osie i znu�onym
milczeniu. By�o to oddanie si�
mi�o�ci. Liczy� na co�, co
towarzyska paplanina nazywa
romansem, i ryzykowa� tyle� co
ona. Lecz teraz widzia� le��c� u
swoich st�p obc� w
rzeczywisto�ci osob�, kt�ra
dzi�ki jego mi�o�ci wydawa�a si�
zarazem dziwnie rzeczywista i
dziwnie obca, i tak mia�o ju�
by�. Bowiem od tego oddania nie
by�o ucieczki, p�ki samo uczucie
wi�za�o si� z jej fizyczn�
realno�ci�.
Dolores wiedzia�a, �e
Aleksander odczuwa teraz groz�
mi�o�ci, i pragn�a przynie�� mu
ulg�, lecz nie �pieszy�a ze
s�owami, kt�re mog�yby obr�ci�
si� w banalne czu�o�ci. Jednak
trzeba by�o przerwa� milczenie.
Powiedzia�a prawie z pokor�:
- Zosta� ze mn� d�u�ej.
Nie odpowiedzia�; wtedy zn�w
przem�wi�a.
- Rozumiem, jaki cz�owiek si�
czuje bezbronny, kiedy to si�
zdarza.
Aleksander u�miechn�� si� w
ciemno�ciach. Nie musia� ju�
sili� si� na pewno�� siebie w jej
obecno�ci i niczego jej
udowadnia�. To, �e mia� w sobie
co� z pana i co� z gigola, nie
liczy�o si� wcale wobec jego
si�y innego rodzaju, jak�
rozporz�dza� przez czas trwania
aktu.
Wyszli z tego miejsca tak, jak
przyszli, macaj�c w ciemno�ciach
meble i �ciany.
- Gdzie mieszkasz,
Aleksandrze?
- W Hampstead.
- Zawioz� ci� tam.
- Nie, pojad� taks�wk�.
Lecz nalega�a, aby go
dostarczy� - jak si� wyrazi�a -
na sam pr�g, i tak zrobi�a,
tylko �e poda� jej fa�szywy
adres. Jaki mia�a sens ca�a ta
ostro�no��, gdy wszystko, co
ch�tnie od niej przyjmowa� i w
niej akceptowa�, czyni�o samo
poj�cie ostro�no�ci pustym
d�wi�kiem? Ale nie chcia�o mu
si� roztrz�sa� swoich racji o
drugiej nad ranem.
Jego dom znajdowa� si� przy
ulicy biegn�cej r�wnolegle.
Dotar� tam piechot� i zobaczy�
otwarte drzwi. W holu sta�a
piel�gniarka, pogr��ona w
rozmowie z kim�, kogo na razie
nie m�g� rozpozna�.
- O, pan Arnin! - wykrzykn�a.
- Szukali�my pana wsz�dzie. W
klubie, u profesora Kellera,
nawet w tym ma�ym kinie przy
stacji. A ksi�dz Murphy tak nam
pomaga�!
- Bardzo ksi�dzu dzi�kuj� -
zwr�ci� si� odruchowo do
m�czyzny stoj�cego w holu.
Potem spyta� piel�gniark�: - co
si� sta�o?
- No, w�a�nie... pani Arnin,
prosz� pana. Po�kn�a jakie�
pigu�ki. Ja od razu wezwa�am
karetk�. Godzin� temu dzwonili
ze szpitala. Bardzo mi przykro,
ale s� z�e wiadomo�ci. Widocznie
zn�w pr�bowa�a...
Aleksander przerwa� jej.
- Wiem, tak, wiem. Czy mog�
chwil� z ksi�dzem porozmawia�?
- Oczywi�cie, prosz� pana -
odrzek� ksi�dz i popchn��
delikatnie piel�gniark� w
kierunku pokoju na lewo. Po czym
zamkn�� za ni� drzwi.
Na parapetach okien zalega�y
jeszcze grudy �niegu i oblane
�wiat�em ksi�yca przypomina�y
mi�kkie czaszki niemowl�t.
3
Tak ju� jest, �e po ka�dej
nowej wojnie profesj�
szpiegowsk� otacza nimb
niezwyk�o�ci, a poniewa� wojny
wybuchaj� mniej wi�cej w
regularnych odst�pach czasu,
agenci co dwadzie�cia lat
prze�ywaj� renesans. I tak to
idzie dalej, chyba �e znajdzie
si� kto�, kto ca�y �w rozg�os
traktuje z zawodow�
oboj�tno�ci�.
Aleksander Arnin odnosi� si�
do swego zawodu z umiarkowanym
respektem, lecz ceni� w nim
raczej mo�liwo�ci prze�y� w
wymiarze ludzkim, jakich to
zaj�cie dostarcza�o, ni�
m�odzie�cze dreszczyki i do��
ograniczone chwyty techniczne.
Chwyty techniczne do pewnego
stopnia odziedziczy� po ojcu,
kt�ry by� p�_turkiem, a p�
czym� tam innym; obie te po�owy
wyl�dowa�y w pewnej sp�ce
okr�towej, kt�rej n�dzne biura
rozproszone by�y po wszystkich
portach �r�dziemnomorskich.
Pensja, wyp�acana ojcu w ka�dy
pierwszy dzie� miesi�ca,
obra�a�a jego poczucie w�asnej
godno�ci i aby to sobie duchowo
i materialnie zrekompensowa�,
dostarcza� innym sp�kom
okr�towym po�ytecznych
informacji za godziwym
wynagrodzeniem.
Syn mia� wszelkie dane na to,
aby przej�� po ojcu jego uboczne
interesy: wychowany w Londynie
przez matk� Angielk�, by� w tej
korzystnej sytuacji, �e
rozpoczyna� karier� jako
d�entelmen, ze znajomo�ci�
troch� dziwacznego zestawu
j�zyk�w obcych. Poza angielskim
i tureckim w�ada� nowogreckim,
hiszpa�skim, portugalskim i
arabskim. Dla podtrzymania tych
umiej�tno�ci Aleksander Arnin
znajdowa� si� w ci�g�ym ruchu,
zaj�ty zbieraniem i
dostarczaniem informacji - lecz
jego dochody by�y o wiele wi�cej
ni� godziwe; by�y wysoce
elitarne, gdy� Aleksander okaza�
si� artyst� pod wzgl�dem
zasadniczym: swoich klient�w
traktowa� protekcjonalnie. Jak
prawdziwy artysta nade wszystko
ceni� sobie niezale�no��, a
prywatna praktyka szpiegowska
dawa�a mu szersze mo�liwo�ci
r�norodnych dzia�a�. Nie znosi�
rutyny. Tylko podczas wojny
szed� niekiedy na kompromis i
pracowa� dla rz�du, pocieszaj�c
si�, �e ostatecznie istnieje co�
takiego jak tymczasowi arty�ci
wojenni.
Niezale�nie od zdolno�ci
j�zykowych Aleksander mia� w
sobie co� z naukowca. Pasjami
lubi� zdobywa� niezwyk�e
informacje, wola� nieprzyjemne
szczeg�y od uog�lnie�, fakty
mia� starannie poszufladkowane,
a nawet sama jego pami��
przypomina�a sprawny system
rejestracyjny z segregatorami,
kartami i indeksem imponuj�cych
rozmiar�w. Cho� nie mia� nic
przeciw okre�laniu samego siebie
mianem zawodowego prywatnego
agenta, wola� raczej wyobra�a�
sobie profesjonaln� stron� tego
interesu jako pewnego rodzaju
jednoosobowe biuro porad. By�
faktycznie doradc� w sprawach
specjalnych, sprzedaj�cym
specjalne informacje.
I oczywi�cie nie martwi� si�
o przysz�o��: do wieku
emerytalnego na pewno zgromadzi
do�� wiadomo�ci z r�nych
dziedzin, aby zasiada� we
wszelkich trustach m�zg�w lub w
jury wszystkich gier
telewizyjnych! M�g�by nawet
zyska� w kraju rozg�os i z ca��
gotowo�ci� obdarzy� kochaj�c�
publiczno�� sensacyjnymi
wspomnieniami. Pod tym wzgl�dem
mia� co� wsp�lnego z uczonymi na
emeryturze - z profesorami
filozofii, z archeologami,
antropologami, z kolekcjonerami
motyli i z fenomenami pami�ci.
Ich zawody i jego w�asne
zaz�bia�y si�, zw�aszcza pod
wzgl�dem widok�w na przysz�o��.
Aleksander nie powinien by�
si� �eni�. Prywatny doradca
specjalny, kt�rego zaw�d wymaga
du�ej ruchliwo�ci, powinien
podr�owa� bez obci��enia, a
�ona w podr�y jest jak nadwaga
baga�u. Natomiast �ona szpiega
to jeszcze co� gorszego:
przypomina rzecz zgubion�,
czekaj�c� na w�a�ciciela.
Nie trzeba nawet wspomina� o
tym, �e Aleksander nie o�eni�
si� dla pieni�dzy; tych mia�
do��. Nie potrzebowa� te� �ony
dla cel�w kamufla�u. Jego uczone
chimery dostarcza�y lepszego
kamufla�u ni� domowa idylla. Po
prostu w wieku lat dwudziestu
siedmiu zat�skni� za ci�arem
sta�ej odpowiedzialno�ci.
Poniewa� pragn��, aby by�a
sta�a, musia� o�eni� si� z
mi�o�ci, a w prze�omowym wieku
dwudziestu siedmiu lat Kupidyn
wydaje si� wr�cz naje�ony
strza�ami.
Jego �ona nale�a�a do
�ydowskich uchod�c�w, co r�wnie�
stanowi�o argument, gdy� m�g�
uto�sami� swoje uczucia do niej
z niejasn� �wiadomo�ci�
aspiracji humanitarnych. A je�li
ktokolwiek potrzebowa�
bezpiecznej przystani
ma��e�skiej, to na pewno Kira.
Widzia�a w Aleksandrze m�a,
kt�ry, podobnie jak jej ojciec,
odznacza� si� solidno�ci�,
przejawia� przy tym
lekkomy�lno�� podobnie jak jej
brat, a jego mi�o�� by�a
zaborcza jak mi�o�� jej matki.
Pragn�a wi�c znale�� w nim
po��czenie ich wszystkich po to,
by mog�a improwizowa�
nieprzerwane zebranie rodzinne
przy stole i w ��ku.
Kira mia�a napi�ty, prawie
histeryczny wyraz twarzy i
leniwe cia�o, a to po��czenie
czyni�o j� w jego oczach godn�
po��dania, przynajmniej w
pierwszych latach ma��e�stwa.
Zabiera� j� ze sob� w podr�e,
nawet gdy zawodowy rozs�dek to
odradza�. Niezmiennie nudzi�o j�
wyczekiwanie na niego w jakiej�
macedo�skiej ruderze lub w
boliwijskim hotelu "de lujo".
Nie umia� jednak przyj�� do
wiadomo�ci oczywistego faktu, �e
przy zmianie otoczenia Kira
traci�a poczucie bezpiecze�stwa,
�e podr�e kojarzy�y si� jej z
prze�ladowaniem, ukrywaniem si�
i ucieczk�.
Ostatecznie ona sama
dostrzeg�a niebezpiecze�stwo i
uprosi�a go, by zamieszkali na
sta�e w Anglii, w przyzwoitej
podmiejskiej willi, w otoczeniu
sympatycznych znajomych z pracy,
regularnie zapraszanych na
kolacje. Jej mitologiczny papa
podlega� w�wczas jeszcze jednej
reinkarnacji i na ciele
Aleksandra hodowa� przytulny
brzuszek, lekkomy�lnego
braciszka za� trzyma�a w
rezerwie na igraszki sobotnich
wieczor�w, z popijaniem, ta�cami
przy muzyce gramofonowej i
robieniem sobie kawa��w.
W stosunkach z Kir� nigdy nie
osi�gn�� takiego stopnia
zaufania i szczero�ci, by m�g�
wyjawi�, co oznaczaj� jego
dziwne podr�e s�u�bowe,
bezsensowne wykopaliska i dr�twe
wyk�ady dla cierpliwej
egzotycznej publiczno�ci. Pod
powierzchni� mi�o�ci i wiary w
donios�o�� poczucia
odpowiedzialno�ci Aleksander
zachowa� wystarczaj�c� porcj�
sceptycyzmu, kt�ry uzwgl�dnia�
ludzkie - a wi�c i jego w�asne -
z�udzenia, drobne zdrady, jakich
dopuszcza si� umys� wzgl�dem
serca, a tak�e nieuchronn�
domieszk� nudy i irytacji.
Poj�� w ko�cu, �e dla
uratowania ich ma��e�stwa musi
zawrze� kompromis raczej ze sw�
mi�o�ci� do Kiry ni� z sam�
Kir�. I to by� nast�pny b��d.
Mi�o�� narzuca w�asne praktyczne
rozwi�zania i naiwne chwyty na
u�ytek chwil, w kt�rych
pozostaje jakby w zawieszeniu,
lecz nie znosi kompromis�w,
je�li dokonuj� si� one kosztem
wzajemnych uczu�. Ostateczne
poddanie si� Aleksandra
�yczeniom Kiry by�o kompromisem,
kt�ry pozbawi� ich mi�o��
tre�ci, a na powierzchni
pozostawi� nienaruszone