2213

Szczegóły
Tytuł 2213
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2213 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2213 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2213 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Antonina Doma�ska Przy kominku Tom Ca�o�� w tomach Polski Zwi�zek Niewidomych Zak�ad Wydawnictw i Nagra� Warszawa 1990 T�oczono w nak�adzie 20 egz. pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni Pzn, Warszawa, ul. Konwiktorska 9 Pap. kart. 140 g kl. III_B�1 Ca�o�� nak�adu 100 egz. Przedruk z wydawnictwa "Nasza Ksi�garnia", Warszawa 1988 Pisa� A. Galbarski Korekty dokona�y: K. Kruk i K. Kopi�ska Wst�p Antonina Doma�ska, powie�ciopisarka i dzia�aczka pracuj�ca w organizacjach opiekuj�cych si� dzie�mi, urodzi�a si� w roku 1853 w Kamie�cu Podolskim, zmar�a w roku 1917 w Krakowie. Debiutowa�a w roku 1890 drobnymi utworami dla dzieci, a nast�pnie od 1909 roku zacz�a pisa� powie�ci historyczne, kt�re sta�y si� bardzo popularne w�r�d �wczesnych czytelnik�w dzieci�cych. G��boka znajomo�� epoki, oparta na sumiennych studiach historycznych, umiej�tno�� sugestywnego odtwarzania klimatu opisywanych czas�w, barwna, niekiedy wr�cz sensacyjna fabu�a, �ywe postaci i humor - to wielkie zalety pisarstwa Doma�skiej, dzi�ki kt�rym jej ksi��ki wznawiane s� do dzi�. Do najcz�ciej wydawanych powie�ci nale�� "Paziowie kr�la Zygmunta" (1910), "Historia ��tej ci�emki" (1913) i "Krysia Bezimienna" (1914). Ksi��ka "Przy kominku" ukaza�a si� po raz pierwszy w roku 1911. Jest to zbi�r ba�ni osnutych na tradycyjnych motywach poda� ludowych. Czytelnicy, kt�rzy lubi� ba�nie, na pewno przeczytaj� j� z zainteresowaniem i du�� przyjemno�ci�. Zetkn� si� tu z nowymi, nie znanymi sobie w�tkami i b�d� mieli okazj� wzbogaci� swoje s�ownictwo, ba�nie bowiem napisane s� stylizowanym j�zykiem, na�laduj�cym mow� polskiej wsi z czas�w, kiedy w powszechnym u�yciu by�y jeszcze gwary. (Wies�awa Sk�ad) Gdy w �piewie ptaszk�w s�ysz� ludzk� mow�,@ gdy w kwiatach widz� zakl�te kr�lewny,@ we mgle korow�d rusa�ek powiewny,@ a w soplach lodu stroje brylantowe...@ Gdy zbrodnia smocze skrzyd�a rozpo�ciera,@ a z�o�� w osobie staje czarownika,@ z klatki z�ocistej rajski ptak umyka,@ a znad strumienia dziwotw�r wyziera...@ Powietrzem p�yn� niewidzialne grajki,@ a krasnoludki skacz� w takt muzyki,@ w skalnych szczelinach kryj� si� chochliki...@ Ludzie si� �miej�... bajki, bajki, bajki!@ Wy - ludzie mali, tego nie powiecie,@ bo wam nie dziwne, smoki, czarowniki,@ ptaki m�wi�ce i b��dne ogniki.@ Wy rzuca� urok najlepiej umiecie,@ wam ka�da chwila nowe stwarza cuda,@ wasz �wiat u�ud�, a �wiatem u�uda.@ Rycerz Taran Dawno ju� temu bardzo �y� w ubogiej wiosce nad Wis�� rybak stary. Mia� trzech syn�w; najstarszy wios�owa� tak zr�cznie, �e gdy si� pu�ci� w swej �odzi na rzek�, nie by�o na dziesi�� mil woko�o takiego, co by go prze�cign��. Przy tym zastawia� sid�a na ptaki tak jako� sprawnie, �e ile tylko zechcia�, tyle na�apa�. M�odszy syn �owi� wybornie ryby na w�dk�, przy czym gwizda� prze�licznie, a rybki, oczarowane muzyk�, procesjami si� gromadzi�y i nieledwie r�k� dawa�y si� chwyta�. Trzeci syn wcale nie by� uczony ani zr�czny, ani sprytny, za to si�� mia� olbrzymi� i prawd� pali� prosto z mostu, czy go o to proszono, czy nie. Ludzie za� dziwne maj� usposobienie... gdy im kto powie na przyk�ad: "Strasznie masz nos czerwony" albo: "A to z pani bajczarka!", albo: "Co prawda, to nie grzech, prochu wcale nie wynalaz�e�", to si� d�saj� i obra�aj�. Wi�c te� nie cierpieli wszyscy Jacusia i przezwali go "Taranem". Wyraz ten oznacza, jak wiadomo, narz�dzie ci�kie i grube, a s�u�y do rozbijania mur�w i �amania ska�. Ale Jacu� nic sobie z tego przezwiska nie robi�, owszem, nawet lepiej mu si� podoba�o by� Taranem, ni� Jacusiem. Pewnego dnia ojciec i dwaj starsi synowie poszli z sieci� na ryby. Jacu� ofiarowa� si� z pomoc�, a w my�li sobie powtarza�: "Musz� strasznie uwa�a�, bym czego nie sp�ata� i tatu� mnie zn�w nie �ajali. Ta sie� taka cieniutka i s�abiuchna niczym tiul, sama si� w r�kach roz�azi". A sie� by�a z grubego szpagatu, ino jego r�ce tak wszystko targa�y. Przebiera� tedy delikatnie palcami, �eby sieci nie popsu�, i trzymaj�c za jeden koniec zapuszcza� j� do wody, a bracia z ojcem we trzech trzymali drugi koniec. Jako� wcale nie�le si� uda�o, czuli, �e ryb musi by� pe�no, bo ledwie mogli uci�gn��. Widz�c Jacu�, �e im ci�ko, chcia� za nich si�� nad�o�y�, jak te� z lekka ino od swego ko�ca szarpn��, tak tamci sie� pu�cili, popadali na ziemi�, a ryby poucieka�y. - Nie �lijcie si�, tatusiu, na mnie - przeprasza� Jacu� pokornie - do takiej roboty trza s�abowitego cz�owieka; co ja temu winien, �em taki mocny. Gdy bracia wyrzekali na niezgrabiasza i zabierali pr�n� sie� do domu, pokaza�o si�, �e co� ci�kiego zaczepi�o si� na samym dnie. �aden nie m�g� wypl�ta� ani ud�wign��. - Chod� no ty, Walig�ro Taranie, zobacz, co tam takiego wisi. A Jacusiowi a� si� oczy zaiskrzy�y. Ledwie r�k� do sieci w�o�y�, bez �adnego trudu wyci�gn�� �w ci�ki przedmiot... By� to miecz ogromny, z b�yszcz�cej stali, bez �ladu rdzy, cho�, po wielko�ci i kszta�cie s�dz�c, bardzo by� stary i pewno setki lat w wodzie przele�a�. - Wiwat! - zawo�a� Jacu�. - Mam sobie mieczyk jak si� patrzy, teraz wal� w �wiat i zdob�d� kr�lestwo! �mign�� olbrzymi or� w g�r�, wykr�ci� nim m�y�ca i opar� ko�cem o ziemi�. Bracia chcieli mu wydrze� zdobycz z r�ki, ale we dw�ch nie byli w stanie d�wign�� miecza, wi�c dali spok�j. - Oj, g�upi, g�upi... - roze�mia� si� ojciec - kr�lestwo b�dzie zdobywa�! My�lisz, �e wystarczy miecz w r�ku, �eby kr�lem zosta�? Ale Jacu� nie da� sobie wyperswadowa�: "P�jd� i p�jd�, nie bro�cie mi". Na drugi dzie� zerwa� si� raniute�ko, po�egna� rodzic�w, braci i pow�drowa� w �wiat. Idzie, idzie, idzie, idzie, a� mu si� dziwno zdaje, �e ten �wiat taki ogromny. Co przejdzie jedn� rzek�, to za ma�� chwileczk� sk�dci� si� druga bierze. To zn�w g�ra przed nim wysoka, a� pod samo niebo; dalej�e Jacu� na g�r�, niech ju� raz b�dzie koniec. Gdzie tam... wylaz� na szczyt, a tu pola, rzeki, lasy i g�ry przed nim - pola, lasy, rzeki i g�ry za nim. C� to za robota znowu, nigdy ko�ca nie b�dzie, czy co takiego? I wali prosto przed siebie. Na pszenicy siedz� wr�ble i �wierkaj�: - Dziw, dziw, dziw... Jacu� idzie w �wiat, �wiat, �wiat! A wilga si� wy�miewa: - Fiju, fiju... weso�ej drogi! Kruki na drzewie przypatruj� mu si� z g�ry i krzycz�: - Aha, Taran! Aha, Taran! - Znacie mnie? Ano, to dzie� dobry wam! I poszed� znowu prosto przed siebie. - A to nudno, jak Boga kocham, na tym szerokim �wiecie... Gadaj� ludzie o smokach, o lwach, o tygrysach... gdzie tu jaki smok? Gdzie tygrys? �eby cho� nied�wied� si� nadarzy�, toby si� cz�owiek poboryka�, miecza spr�bowa�... Droga szeroka, g�adka, a� si� spa� chce. �ciemnia�o si� ju� dobrze, gdy Jacu� doszed� do jakiego� ogromnego lasu. Idzie, idzie, patrzy... �wiate�ko. Zbli�a si� po cichutku, ga��zki r�koma odgarnia, dech w sobie wstrzymuje, bo strasznie ciekawy, co by to by�o, a nie chce, �eby go spostrze�ono. Z trzech stron �ciany skalne, ognisko wielkie si� pali, przed nim czterech brodaczy strasznych, z no�ami, pa�kami... ani chybi rozb�jnicy. A w k�cie na ziemi le�y cz�owiek skr�powany i j�czy. - Dobrze nam si� uda�o, �e�my starego przy�apali - powiada jeden zb�jca - musi nas do zamku zaprowadzi� i da� swoich skarb�w cho� po�ow�. - Ej, chytry z niego czarownik - odpar� drugi - nic nie da, jeszcze nas got�w w jakie psy albo koty pozaklina�. - Albo to prawda? P�ki r�ce i nogi zwi�zane, p�ty nam nic nie zrobi. A nie zechce po dobroci, to mu sk�rk� nad ogniem przypieczemy, i koniec. - A niedoczekanie wasze, �otry bezecne! - krzykn�� Jacu� wskakuj�c do jaskini. - Zaraz mi puszczajcie wolno tego cz�owieka, bo... - Strasznie si� ciebie boimy, g�upi m�okosie! - wrzasn�� przyw�dca zb�jc�w. - Nas czterech, a ty� sam jeden! Krucho z tob�! I porwali si� wszyscy do broni. A Jacu� jak nie zakr�ci m�y�ca swoim mieczem olbrzymim, tak dwie g�owy od razu na ziemi le�a�y. Machn�� drugi raz, przeci�� trzeciego zb�ja na dwa kawa�y, a czwartego p�azem leku�ko po �bie smyrgn�� i zabi� na miejscu. Po czym rozci�� wi�zy staruszka i rzecze: - Id�cie teraz do domu spokojnie, ju� wam te pajace nic z�ego nie zrobi�; pok�adli si� na ziemi� jak trusie i �pi�. Stary czarodziej podzi�kowa� bardzo Jacusiowi i zaprosi� go do swego zamku. W jaskini le�a�a latarka, za�wieci� j� i poszli. Id�, id� pod g�r�, a tak stromo, jakby si� kto na �cian� drapa�. Ale jako� wyszli na wierzch. I znowu g�sty las, a w tym lesie ska�a g�adka niczym szk�o, a czarna jak w�giel. Czarodziej uderzy� trzy razy laseczk� w on� ska��, zagrzmia�o gdzie� w g��bi, rozsun�y si� g�azy i weszli w jaki� korytarz w�ski a d�ugi. Ska�a si� za nimi na powr�t zamkn�a, poszli prosto jak strzeli� i trafili do ogromnej sali, w kt�rej nie by�o okien, tylko z�ota kula wisia�a u pu�apu i od niej �wiat�o bi�o, a� oczy bola�y. Nagle szare, brudne �achmany opad�y z czarownika i ukaza� si� oczom Jacusia wysoki starzec, ze srebrzyst� po pas brod�, w sukni bia�ej, at�asowej, ca�ej usianej gwiazdami. Zaprowadzi� Jacusia do pi�knej komnaty z obiciem haftowanym w przer�ne osoby, drzewa i kwiaty. Na �rodku by� st� nakryty cieniusie�kim obrusem, w srebrnych naczyniach potrawy przewyborne, w krzyszta�owych karafkach wina wy�mienite, w z�otych koszykach owoce zamorskie, s�owem, jedzenie, jakiego Jacu� nie tylko nigdy nie kosztowa�, ale nawet w �yciu nie widzia�. Zanim si� ch�opiec napatrzy� i opami�ta�, czarodziej si� gdzie� podzia�. Zasiad� tedy Jacu� do sto�u, spo�y� doskona�� wieczerz�, popi� winem starym, zak�si� brzoskwini� i ananasem, przeci�gn�� si�, ziewn��, patrzy na �cian�, a� tu zegar wisi z�ocisty... wyskoczy�a z niego kuku�ka, zatrzepota�a skrzyde�kami i zakuka�a dwana�cie razy. Wi�c si� pr�dko rozebra� i poszed� spa�. A co za �o�e by�o wspania�e! Poduszki jedwabne, poszewki haftowane, ko�dra z�otolita, a nad g�ow� baldachim adamaszkowy! Spa�o si� te� to, smacznie spa�o, jak nigdy w �yciu. Rano s�o�ce zagl�da do okien, Jacu� nie chce wstawa�, obr�ci� si� do �ciany i �pi dalej. A� tu co� zaszumia�o mu nad g�ow�; nie m�g� si� wstrzyma� od ciekawo�ci, spojrza�, papuga zlatuje jakby od sufitu, k�ania mu si� nisko i rzecze: - Najni�sza s�uga pana dobrodzieja! Mam zaszczyt zawiadomi� Jego Wielmo�no��, �e mistrz Furibundus, najwi�kszy z mag�w ca�ego �wiata, �yczy sobie pom�wi� par� s��w z Wielmo�nym Taranem. Zerwa� si� Jacu� na r�wne nogi, ali�ci wanna z ciep�� wod� wy�azi spod pod�ogi... wi�c si� zaraz wyk�pa�. Chce si� ubiera� - na krze�le przy ��ku str�j wojskowy, z�otem szamerowany mundur pu�kownika. Epolety szczeroz�ote, spodnie z �osiowej sk�ry, buty po kolana, ostrogi srebrne, a miecz staro�ytny spoczywa w nowej pochwie, bogato cyzelowanej, na z�otym pendencie. * Ju� si� Jacu� niczemu nie dziwi�, ubra� si� ino �piesznie i za papug� do czarodzieja pod��y�. Papuga naturalnie podlatywa�a naprz�d i ogl�da�a si� raz po raz na Jacusia; a co si� obejrza�a, to fik_mik - przewr�ci�a kozio�ka z wielkiego uszanowania. Zapuka�a dziobem we drzwi, a te si� same otworzy�y. Jacu� wszed� do komnaty. By�a to widocznie pracownia astrologa: narz�dzia jakie� tajemnicze - niby tr�by, niby rury - sta�y na tr�jnogach wysokich, skierowane do sufitu, a ca�y sufit szklany z rozsuwanymi szybami. Pendent - pas zak�adany przez rami�, s�u��cy do noszenia broni bia�ej, np. szabli, szpady itp. Mistrz Furibundus siedzia� przy stole i wymierza� cyrklem jakie� linie, a znaczy� cyfry z�otym o��wkiem na pergaminie. Przywita� Jacusia skinieniem g�owy, kaza� mu usi��� przy stole i tak si� odezwa�: - Ju� wczoraj wiedzia�em, �e moce nadludzkie tob� si� opiekuj�, gdy sam jeden czterech zb�jc�w pokona�e�. Jeden rzut oka wystarczy� mi, by si� przekona�, �e posiadasz skarb wielki, miecz ksi�cia Bojomira. O tym mieczu historia nas uczy, �e nazywa� si� Pogrom, nale�a� do najwaleczniejszego rycerza na �wiecie; po jego �mierci wrzucon zosta� na dno rzeki g��bokiej, gdzie mia� spoczywa� lat dwa tysi�ce i dosta� si� w r�ce niewinne cz�owieka, kt�ry nigdy nie sk�ama�, a kt�rego los wybra� do wielkich czyn�w. Pyta�em gwiazd dzi� w nocy, jakim prawem or� ten dosta� si� w twoje posiadanie. Wyczyta�em w nich odpowied�, �e syn rybaka, Jacu�, zwany Taranem, jest w�a�nie owym m�odzie�cem prawdom�wnym, niewinnym a silnym i �e ma spe�ni� wielkie dzie�o, a mianowicie wyzwoli z zakl�cia nader niebezpiecznego kr�lewn� Morgan�. Tyle powiedzia�y gwiazdy. Jakimi czarami sp�tana jest kr�lewna, gdzie jej szuka�, w jakiej �wiata stronie, o tym si� nie mog�em dowiedzie�. Ale mam jeszcze spos�b: ranek jest pi�kny, wolno mi rozm�wi� si� z promieniem s�o�ca. Zobaczymy, co on nam powie. Powsta� stary czarodziej, wyj�� ze szklanej szafy malusie�kie krzese�ko z ko�ci s�oniowej i postawi� je na stole. Po czym ods�oni� firank�, otworzy� okno z po�udniowej strony, s�oneczne blaski wpad�y szerokim strumieniem do komnaty. Krzese�ko z ko�ci s�oniowej ca�e by�o zalane �wiat�em. Mistrz Furibundus chwyci� to �wiat�o w r�ce, zacz�� je mi��, zwija�, skr�ca�, a� uformowa� malutk� os�bk�, strasznie fertyczn�, ruchliw�, u�miechni�t�, z oczkami barwy topazu, a w�osami kr�tymi z dukatowego z�ota. Os�bka usiad�a na krzese�ku i spyta�a: - Czego ��dasz ode mnie, mistrzu? - Powiedz mi - rzek� Furibundus - gdzie przebywa Morgana, c�rka kr�lewska? Promie� s�o�ca namy�la� si� d�ugo, kr�ci� g��wk� w prawo i w lewo, a� z lok�w iskry lata�y, w ko�cu rzek�: - Znam wszystkie a wszystkie kr�lewny na ca�ej kuli ziemskiej; gdzie nikt wej�� nie zdo�a, tam ja z �atwo�ci� wpadam. Widzia�em dzieci kr�lewskie biegaj�ce doko�a fontanny o kroplach t�czowych, widzia�em ksi�niczki jad�ce konno z soko�em na r�ku, widzia�em - rzadko wprawdzie - kr�lewny nios�ce pociech� do chat n�dzarzy, widzia�em c�rki cesarza chi�skiego, o poczernionych brwiach i skr�powanych n�kach, widzia�em kr�lewny hotentockie i przysmali�em im sk�r� na czarno, widzia�em indyjskie ksi�niczki... ale tej, o kt�r� pytasz, kr�lewny Morgany, nie znam wcale. - Bardzo ci dzi�kuj� za fatyg�, le� z Bogiem - rzek� czarodziej. Os�bka zerwa�a si� pr�dzej, ni� to pomy�le� mo�na, co� si� mign�o w oknie i ju� jej nie by�o. - Poczekajmy wieczora; je�eli promie� ksi�yca nam nie odpowie, to ju� naprawd� nie wiem, co robi�. Ledwie si� �ciemni�o, tarcza ksi�yca ukaza�a si� spoza drzew, mistrz Furibundus wyj�� zn�w ze szklanej szafy krzese�ko, tym razem alabastrowe, i dalej post�powa� tak samo jak rano; urobi� cz�owieczka bladego, spokojnego, o twarzy pe�nej, nieco nawet za okr�g�ej, posadzi� go na krzese�ku i pyta�: - Powiedz mi, ksi�ycowy promieniu, gdzie przebywa Morgana, c�rka kr�lewska? Promie� ksi�yca przem�wi� g�osem cichym i �agodnym: - Wiele c�rek kr�lewskich spotyka�em w swej podr�y oko�o ziemi: niejedna wychodzi�a na balkon swego pa�acu, by mi si� przypatrzy�, zagl�da�em do okien niejednej kr�lewny, gdy spa�a, ale Morgany, c�rki kr�lewskiej, nie widzia�em, jak �yj�. - Dzi�kuj� ci za fatyg�, le� z Bogiem. Blady cz�owieczek rozwia� si� jak mg�a i wyp�yn�� w postaci bia�ego ob�oczka za okno. Czarodziej za�wieci� lamp� wisz�c� ponad sto�em i rzek� do Jacusia z min� sk�opotan�: - Teraz to ju� doprawdy nie wiem, do kogo si� uda�. Dziwne to stworzenie ta ksi�niczka Morgana... kt�rej ani s�o�ce ani ksi�yc nie znaj�. Rozpar� si� w fotelu i zapatrzy� w zamy�leniu w p�omie� lampy. Wtem ku wielkiemu zdziwieniu mistrza i Jacusia cieniutki g�osik za�wiergota�: - Ciekaw jestem, dlaczego mnie nie chcesz zapyta�! Zamigota�o co� w lampie i na knocie siedzia� ma�y, czerwony ch�opaczek i trzyma� si� pod boki. - A c� ty, biedaku, mo�esz wiedzie�, je�li s�o�ce i ksi�yc nie wiedz�? - Ot� to w�a�nie, �e bardzo ldu�o wiem! - hardo burkn�� p�omie� lampy i odchrz�kn��, a� zaskwiercza�o. - No to powiedz, kiedy� taki m�dry. - Zanim przyszed�em do ciebie, mieszka�em u mojej mamy, olbrzymiej lampy w pa�acu kr�lewny Morgany. Znakomitego rodu jestem; ani wiesz, z kim m�wisz: moja mama pe�ni s�u�b� s�o�ca w pa�acu i jak ca�y dw�r kr�lewski mo�e za�wiadczy�, wywi�zuje si� ze swego zadania kapitalnie. Widywa�em kr�lewn� co dzie�, gdy si� przechadza�a po ogrodzie. - Jak mo�esz zmy�la� tak bezczelnie! Wszak by�by j� tam spostrzeg� promie� s�o�ca albo ksi�yca! - NIe lubi�, jak kto plecie o rzeczach, na kt�rych si� nie rozumie... - prychn�� zuchwale czerwony ch�opczyk. - Ogr�d ksi�niczki Morgany znajduje si� w ogromnej, przeogromnej hali kamiennej bez okien, o�wietlonej przez moj� mam�. Drzewa w nim s� ze srebra, z�ota i innych szlachetnych metali, a kwiaty z drogich kamieni. Tak cudnego ogrodu najbujniejsza wyobra�nia odmalowa� nie jest w stanie. - Gdzie jest ten ogr�d? - W stolicy pa�stwa Barokko, a Morgana jest c�rk� kr�la. - Dzi�kuj� ci bardzo; rzeczywi�cie wielk� nam przys�ug� wy�wiadczy�e�. Czy wracasz do mamy? Czerwony ch�opaczek mrukn�� co� niewyra�nie, ukruszy� si� i spad� poza palnik, a lampa �wieci�a dalej jasno i weso�o. No, teraz dowiemy si� reszty - rzek� mistrz z wielkim zadowoleniem i wyj�� z biblioteki ogromn� ksi�g�, w grub� sk�r� oprawn�, przewr�ci� kilkadziesi�t kartek, natrafi� na to, czego mu by�o trzeba, i czyta�: - "Kr�lestwo Barokko, na samym ko�cu �wiata, dwa kilometry na lewo. Stolica Rokoko_Kakadu, nad rzek� Ceregiel�, mieszka�c�w trzysta tysi�cy, obecnie panuj�cy kr�l: Pompacy Xvi..." Teraz sobie p�jdziemy do ��eczka, bo�my si� wszystkiego dowiedzieli. Dobranoc, id� spa�. Nazajutrz rano, pokrzepiwszy przysz�ego bohatera wybornym �niadaniem, odprowadzi� go czarodziej a� do drzwi w skale, kt�re si� same otworzy�y. Ledwie wyszed� na ��czk� w lesie, ujrza� przywi�zanego za uzd� do drzewa prze�licznego siwka z�otogrzywka, ju� osiod�anego i gotowego do drogi. Wsiad� na� Jacu� Taran i pogalopowa� w �wiat. Zwiedzi� kraj�w niema�o, wojowa� ze smokami i jednoro�cami, zwyci�a� najstraszniejsze potwory, a s�awa jego imienia rozbrzmiewa�a wielkim echem na sto mil woko�o. A� w ko�cu dojecha� do kr�lestwa Barokko i nie zatrzymuj�c si� nigdzie po drodze, dotar� pewnego ranka do szerokiej rzeki Ceregieli, nad brzegami kt�rej rozsiad�a si� wspania�a stolica - Rokoko_Kakadu. A z odczarowaniem ksi�niczki Morgany to taka by�a historia. �y�a w tym pa�stwie stara i wielce znamienita boginka, kt�ra si� srodze pyszni�a i g�ow� ponad inne wr�ki zadziera�a, gdy� by�a ostatni� z rodu czarodzieja Merlina, a prababk� mia�a c�rk� kr�la elf�w ze Skandynawii. Pot�na to pani, z�o�liwa i zawistna, obrazi�a si� srodze na kr�la Pompacego i ma��onk� jego Dziwomod�, �e sprawiaj�c chrzciny swej c�rki Morgany zapomnieli zaprosi� j� na t� uroczysto��. I kiedy oboje kr�lestwo bawili si� w najlepsze ze swoimi go��mi, nagle drzwi si� z trzaskiem otwar�y, wpad�a wr�ka Pychos�awa z orszakiem swych s�u�ebnic, pobieg�a prosto do ko�yski ma�ej kr�lewny i przepowiedzia�a jej straszne nieszcz�cie, a nawet �mier�, je�eli przed szesnastym rokiem ujrzy cho�by przez najmniejsz� szczelin� promie� s�o�ca albo ksi�yca. Na te s�owa skamienieli wszyscy ze strachu, a kr�lowa Dziwomoda tak si� zapomnia�a, �e nie wo�aj�c nawet nia�ki porwa�a ksi�niczk� na swe dostojne r�ce i uciek�a z ni� p�dem do piwnicy. Nast�pnie zamurowano wszystkie okna w pa�acu, wszelkie wej�cia opatrzono poczw�rnymi drzwiami, s�owem, strapieni rodzice uczynili wszystko, co by�o w ich mocy, by zabezpieczy� ukochan� dziecink� przed spe�nieniem przekle�stwa Pychos�awy. Lecz musia�a ta niepoczciwa czarodziejka rzuci� jeszcze jaki� niedostrzegalny czar na serce kr�lewny, bo pokaza�o si�, �e gdy sko�czy�a lat szesna�cie i �mia�o ju� mog�a korzysta� ze �wiat�a s�onecznego i cieszy� si� cudami przyrody, ona wr�cz o�wiadczy�a rodzicom, �e czuje najg��bszy wstr�t do �wiata rzeczywistego, nie chce zna� s�o�ca ani ksi�yca, brzydzi si� prawdziwymi drzewami, �ywymi kwiatami, �wie�� traw� i nigdy poza mury swego pa�acu nie wyjdzie. Zrozpaczeni rodzice wys�ali poselstwo do z�o�liwej boginki, by zdj�a czar z serca ich c�rki i wr�ci�a jej zdrowie. Lecz ta nie przyj�a bogatych dar�w, jakie jej pos�owie u st�p k�adli, a rzek�a tylko, �e jest bardzo �atwe lekarstwo na chorob� kr�lewny, lecz sprawi ono cudowny skutek wtedy tylko, gdy m�ody rycerz, kt�ry zechce wyleczy� Morgan�, sam w�asn� my�l� i wol� to lekarstwo wynajdzie. A kr�lewna �y�a sobie dalej w zamkni�ciu i czu�a si� zupe�nie szcz�liw�. Uprosi�a rodzic�w, by jej wybudowali ow� sal�, czy hal� olbrzymi�, i za�o�yli w niej sztuczny ogr�d, o czym to p�omie� lampy opowiada� ju� Jacusiowi i czarodziejowi. Kto tego ogrodu nie widzia�, nie zrozumie nawet, co to by�o za cacko. Pnie drzew by�y �liczne, na ciemny br�z lakierowane, li�cie z delikatnej zielonej materii lub ze sztywnej sk�ry, stosownie do tego, jak bywa u naturalnych drzew i krzew�w. ��te kwiaty by�y ze z�ota, bia�e ze srebra albo z rybich �usek, czerwone z rubin�w, niebieskie z turkus�w lub szafir�w. W ponurych ska�ach z masy papierowej wy��obione by�y groty zaciszne, ponad szklanymi strumykami przerzucone mostki ze z�oconego drzewa prowadzi�y do ma�ych �wi�tynek greckich, mniej lub wi�cej rozpadaj�cych si� w sztuczne gruzy. Na ga��ziach drzew umieszczono gniazdka przez nadwornych koszykarzy i tapicer�w nader wiernie na�ladowane, a w nich siedzia�y szklane ptaszki �licznie �piewaj�ce. Co par� godzin przychodzi� zegarmistrz najja�niejszego pana i nakr�ca� ptaszki, �eby lata�y i �piewa�y. Na drucianych szpalerach pi�y si� sztuczne winogrady, a grona z�otawe lub ciemnoszafirowe, by�y arcydzie�em cukiernika kr�lowej i zawiera�y w ka�dej jag�dce kropl� s�odkiego wina. Czy to nawet spami�ta� mo�na, jak tam by�o w onym ogrodzie wszystko na centymetry wymierzone, na kratki podzielone, milutkie, czy�ciutkie, pomalowane, wylakierowane, z kurzu poocierane... ach, nie do opisania cudne! Do utrzymywania porz�dku w ogrodzie by�o osobnych dziesi�ciu lokai; drugich dziesi�ciu przybiega�o ze wschodem s�o�ca (to znaczy z chwil� za�wiecenia dziennej lampy, gdy� na noc �wieci� sztuczny ksi�yc), ci wi�c przybiegali wczas rano i zakrapiali kielichy kwiat�w stosownymi zapachami. Nazywali si� oni wonnikami i mieli nad sob� prze�o�onego, nadwornego wonnika jej kr�lewskiej wysoko�ci. Z wolna, z wolna, z pocz�tku bardzo nieznacznie, potem coraz pr�dzej, zarazi� si� ca�y dw�r chorob� kr�lewny Morgany. Obrzydzenie do wszystkiego, co naturalne, wzrasta�o z ka�dym dniem: dosz�o do tego, �e damy dworu, a nawet urz�dnicy kr�lewscy wpadali w omdlenie poczuwszy zapach prawdziwej r�y lub fio�ka. Na�ladowali �lepo ka�dy niem�dry kaprys ksi�niczki, robili z siebie prawdziwe straszyd�a na wr�ble, byle jej si� tylko przypodoba�. M�czy�ni strzygli sobie w�osy przy samej sk�rze, a na ich miejsce wdziewali spi�trzone peruki; panie tak�e usadza�y na g�owach jakie� upudrowane olbrzymie koafiury do kosz�w, ul�w, skrzyde� podobne i my�la�y, �e im w tym jest prze�licznie. Zamiast zgrabnych, wygodnych sukien, �ci�ga�y si� �elaznymi pancerzami, by cienko w pasie wygl�daa�, ubiera�y si� w sztywne, wyd�te jak dzwon sp�dnice, trzewiki nosi�y na �wiekowych obcasach i tak wystrojone b��ka�y si� po papierowych grotach sztucznego ogrodu kr�lewny; potem pl�sa�y po �cie�kach z�otym piaskiem wysypanych i w�cha�y rubinowe r�e lub ametystowe hiacynty. Wykrygowani lokaje, przedstawiaj�cy staro�ytnych niewolnik�w, roznosili na tacach czekolad� z imitacj� �mietanki. Wie�� o zaczarowanej kr�lewnie rozesz�a si� po ca�ym �wiecie: kr�lewicze, ksi���ta, b��dni rycerze zbiegali si� rojno do kr�lestwa Barokko i do stolicy Rokoko_Kakadu, z pe�nym zapa�u sercem i niez�omn� ch�ci� wyzwolenia biednej Morgany, a kr�l Pompacy powtarza� wszem wobec i ka�demu z osobna, �e p� kr�lestwa daruje i c�rk� odda za �on� temu, kto j� uleczy� zdo�a. Ale niestety... kto tylko przekroczy� progi zakl�tego pa�acu i przez jedn� minut� oddycha� jego powietrzem, popada� w t� sam� chorob�; ka�dy z ksi���t kaza� sobie od razu strzyc w�osy, sprawia� s��nist� peruk�, zbli�a� si� w krygach i dryygach do uroczej kr�lewny, wypowiada� jej oracj� tak zawi�� i nienaturaln�, �e ani m�wi�cy, ani s�uchaj�cy jednego zdania poj�� nie mogli, a z ostatnim wyrazem, kt�ry zazwyczaj bywa� niebotycznie przesadzonym komplementem, nast�powa�o �miertelne pora�enie... rycerz czy ksi��� kamienia� w jednej chwili i jako porcelanowy Chi�czyk stanowi� ozdob� sali tronowej kr�la Pompacego. Zast�py takich zaczarowanych lalek umiej�cych tylko kiwa� na wszystko g�owami, siedzia�y bezmy�lne i bezduszne pod �cianami. Gdy rycerz Taran przeje�d�a� na swym siwku z�otogrzywku przez ulice miasta, mieszka�cy wychylali si� z okien, a nawet wybiegali przed domy, by mu si� lepiej przypatrze�; takiego bowiem m�odzie�ca urodziwego i zdrowego, a wspaniale strojnego, dawno ju� nie widzieli. A on sobie jecha� prosto na zamek i kaza� si� do kr�la prowadzi�. Kamerdyner, kt�remu objawi� to swoje �yczenie, poprosi� go do eleganckiej poczekalni, a ledwie drzwi za sob� zamkn��, wybiegli do� z przeciwleg�ej komnaty jacy� dwaj �mieszni panowie i ofiarowali swoje us�ugi. Pierwszy z nich by� nadwornym fryzjerem, a drugi krawcem. Perukarz przyskoczy� do Jacusia z no�ycami, ale dosta� takiego klapsa po r�kach, �e mu si� na miesi�c odechcia�o. - Wyno� mi si� precz... koczkodanie jaki�! - zawo�a� rycerz Taran wyrzucaj�c go za drzwi. - Chybabym musia� zmys�y postrada�, gdybym pozwoli� komukolwiek tkn�� moich pi�knych z�otych w�os�w, a oszpeci� si� t� szkaradn� peruk�! Krawiec z niskim pok�onem prosi� s�odziutkim g�osem, by m�g� dost�pi� zaszczytu wzi�cia miary dostojnemu rycerzowi. - Jakiej miary? Na co miary? - pyta� dostojny rycerz. - Na frak i spode�ki... - Ani fraka, ani spode�k�w za nic w �wiecie nie wdziej�, mam �liczny mundur, spodnie �osiowe i buty z ostrogami, na tym mi do��. I wyrzuci� krawca tak samo jak fryzjera za drzwi. W par� minut p�niej ukaza� si� wielki ochmistrz dworu, za nim dwudziestu kamerdyner�w. - Racz, ja�nie o�wiecony panie... - rzek� dr��cym g�osem - uda� si� ze mn� do sali tronowej, gdzie oczekuje ci� jej wysoko�� ksi�niczka Morgana... lecz b�agam wasz� ksi���c� mo�� i zaklinam, by zechcia� odpi�� przynajmniej ostrogi, je�eli ju� nie ma zamiaru zmieni� stroju... - A to po co? - Jej kr�lewska wysoko�� raczy by� w najwy�szym stopniu nerwow�. - Niech si� odzwyczai, bo to g�upstwo - odpar� Taran. Wielki ochmistrz poszed� tedy przodem, dzwoni�c z�bami i dygoc�c na ca�ym ciele, za nim maszerowa� ostro rycerz Taran; kamerdynerzy bladzi jak p��tno zamykali poch�d. - Co to za krzyki? - spyta� Jacu� przechodz�c przez podw�rze. - To jeden z wonnik�w kr�lewny zas�u�y� na plagi: zamiast bowiem r�anego olejku, u�y� przez pomy�k� mi�towego i wszystkie r�e mi�t� pachn�. Skutkiem tej strasznej pomy�ki ulubiona dama dworu kr�lewny dosta�a zapalenia organu w�chu. - Czemu nie powiesz po prostu, �e jej nos spuch�? - zadziwi� si� Jacu�. - Zaraz mi rozwi�za� tego biedaka i pu�ci� wolno - doda� rozkazuj�cym g�osem, a nikt nie o�mieli� si� nawet w my�li sprzeciwia� si� jego woli. Weszli do wielkiego przedsionka. Jeden z dwudziestu kamerdyner�w otworzy� podwoje i anonsowa�: - Ja�nie o�wiecony ksi��� Taran z Prawdowic. Jacu� da� mu kuksa�ca za te k�amliwe tytu�y, ale nie by�o czasu odwo�ywa�, chc�c nie chc�c musia� wej�� do sali tronowej. Wielkim p�kolem otaczali dworzanie i dostojne damy osoby ich kr�lewskich mo�ci. Pompacy Xvi i ma��onka jego Dziwomoda siedzieli na wzniesieniu; poni�ej, na mniejszym tronie ksi�_niczka Morgana. Kilkudziesi�ciu Chi�czyk�w przytakuj�cych g�owami zajmowa�o praw� stron� sali, po lewej rozpoczyna� si� sztuczny ogr�d z ca�ym przepychem swych z�otych i brylantowych kwiat�w. S�oneczna lampa rzuca�a jaskrawe blaski. Na widok wchodz�cego Jacusia szepty oburzenia da�y si� s�ysze�: - Przeb�g... ten cz�owiek o�mieli� si� nie przywdzia� peruki! Ma swoje w�asne w�osy... Taran tymczasem, nie zwa�aj�c na nic i na nikogo, szed� butnie, dzwoni�c ostrogami, wprost do kr�lewskiego tronu. Uk�oni� si� najja�niejszemu pa�stwu i kr�lewnie Morganie i zasiad� bez ceremonii na fotelu dla siebie przygotowanym. Nikt nie przewidzia� rzeczy nadzwyczaj przykrej, a mianowicie, �e m�ody rycerz kilkana�cie ostatnich godzin sp�dzi� w lesie i �wie�e, orze�wiaj�ce powietrze, pe�ne woni �ywicznej, wesz�o z nim razem do sali. Ca�e zgromadzone towarzystwo zacz�o kicha� lub w�cha� flakoniki z perfumami, a ksi�niczka, chc�c jak najpr�dzej pozby� si� gbura, nie rozpocz�a z nim wcale rozmowy. Prawie nie patrz�c na� rzuci�a mu pierwsze z trzech pyta�, jakie zadawa�a swym wielbicielom: - Gdzie jest najpi�kniejszy ogr�d na �wiecie? Dot�d ka�dy z m�odych panicz�w odpowiada� bez zaj�knienia: "W�a�nie go ogl�daj� moje oczy; tw�j ogr�d, kr�lewno, jest najpi�kniejszy w �wiecie". Ale rycerz Taran rzuci� pogardliwym wzrokiem dooko�a i rzek�: - P�jd� ze mn�, ksi�niczko, do lasu, spojrzyj na jod�y niebotyczne, na d�by roz�o�yste, pos�uchaj ich pot�nego szumu, pos�uchaj �piewu ptaszk�w, zobacz sarny i jelenie, jak si� pas� swobodnie, zobacz m�ode zaj�czki i pl�saj�ce po drzewach wiewi�rki, a potem powiesz mi, czy mo�e by� pi�kniejszy ogr�d nad ten, do kt�rego ci� wprowadz�. To szkaradzie�stwo tutaj jest niem�dr� a kosztown� zabawk� zrobion� z metalu i kamieni; tego nikt rozumny nie nazwie przecie ogrodem. Kr�lewna skrzywi�a buzi�, damy dworskie zakry�y si� ze wstydu wachlarzami, a panowie mrukn�li pogardliwie: "Gbur". �aden jednak nie wym�wi� tego s��wka g�o�no, posta� rycerza i jego miecz olbrzymi przejmowa�y ich niezmiernym szacunkiem; gdy spojrza� na kt�rego� z nich, ten spuszcza� zaraz oczy i liczy� tafle posadzki. A ponad pa�acem przeci�ga�a czarna chmura i da� si� s�ysze� grzmot gro�ny. Kr�lewna zada�a drugie pytanie: - Czy znasz s�o�ce nad s�o�ca? Zazwyczaj odpowiadano jej na to: "Najcudniejsze s�o�ce �wieci w twoim pa�acu, o pani!" Ale Jacu� ruszy� ramionami i rzek�: - Nie rozumiem tego pytania. wiadomo ka�demu, �e jedno tylko jest s�o�ce, to jasne, wspania�e, ogniste, co o�wieca nasz� ziemi�. Nie przypuszczam, by si� znalaz� w�r�d nas kto� tak bardzo ograniczony, co by mia� ten du�y kaganek z olejem s�o�cem nazwa�. Morgana zblad�a jak �mier�... trzyna�cie panien i pi�ciu pan�w omdla�o i spad�o z krzese�. A nad kopu�� pa�acu zagrzmia�o po raz drugi, a� si� mury zatrz�s�y. Kr�lewna powsta�a z tronu, post�pi�a jeden krok i bezd�wi�cznym g�osem zada�a trzecie pytanie: - Kt�ra ksi�niczka jest najpi�kniejsza w �wiecie? Cisza grobowa zapanowa�a na sali, dworzanie wstrzymali oddech nas�uchuj�c odpowiedzi. A Taran m�wi� g�o�no i dobitnie: - Podr�owa�em wiele, widzia�em ksi�niczek na tuziny: by�y mi�dzy nimi �adne i brzydkie, ale �mia�o i otwarcie mog� powiedzie�, �e takiego stracha na wr�ble jak ty, kr�lewno, jeszcze jak �yj�, nie spotka�em! Ca�y dw�r kr�la Pompacego rzuci� si� w konwulsjach na ziemi�, najja�niejsi pa�stwo patrzyli w os�upieniu to na c�rk�, to na zuchwa�ego przybysza, a Taran ani si� zaj�kn��, tylko r�ba� dalej: - Masz cudze w�osy na g�owie, posypane prochem nie wiedzie� po co, bo nie rozumiem, dlaczego m�oda dziewczyna ma by� siwa jak stara baba. Z tych w�os�w wyprawiasz nies�ychane jakie� dziwol�gi, twarz usmarowa�a� bielid�em i r�em, ponalepia�a� jakie� plasterki czarne, jakby� mia�a dwadzie�cia pryszczy na twarzy. Zesznurowa�a� biedne cia�o, �e wygl�dasz cienka, jak osa, ani je��, ani pi�, ani �mia� si� nie mo�esz. Sp�dnica twoja twarda i sztywna rozdyma si� jak beczka, a zamiast chodzi� uczciwie na w�asnych stopach, �azisz niezgrabnie na jakich� szczud�ach. Bardzo mi to przykro wyzna�, ale w�a�ciwie jest� najbrzydsz� ksi�niczk� na ca�ym �wiecie. Ledwie rycerz Taran wym�wi� ostatnie s�owa, ze strasznym hukiem uderzy� piorun w pa�ac kr�la Pompacego, mury pop�ka�y a� do fundament�w i poprzewraca�y si� na wszystkie strony, nie rani�c szcz�ciem nikogo. Straszna tr�ba powietrzna zerwa�a dach razem z kopu�� i lamp� s�oneczn� i ponios�a gdzie� na drugi koniec �wiata. A z grzmotami i piorunami lun�� deszcz rz�sisty i tak gwa�towny, �e po�ama�, powywraca� sztuczne drzewa i krzewy, sp�uka� �cie�ki z�ocone, poni�s� w bystrych potokach groty, mostki, �wi�tynie a� het tam, gdzie pieprz ro�nie... Gdzie przed chwil� wznosi� si� pa�ac kr�lewski i hala ze sztucznym ogrodem, zosta�o miejsce opustosza�e i nagie. Ali�ci po deszczu t�cza ukaza�a si� na niebie, s�o�ce wyjrza�o spoza chmur, a na ogrzanej jego promieniami ziemi zacz�o si� co� niby trawka zieleni�. Tu i �wdzie wystrzeli�y kwiateczki r�nobarwne, fio�ki, stokrocie, dzwonki, konwalie... Znalaz�a si� cudem jakim� pot�na ska�a mchem poro�ni�ta, z jej szczelin trysn�o �r�de�ko, w przeci�gu kwadransa wyskoczy�y spod ziemi krzaki zielone, zlecia�y si� roje ptactwa i obsiad�y ga��zie, s�owem, nie min�a godzina, a w miejscu starego pa�acu i przebrzyd�ej imitacji * ogrodu rozpostar� si� gaik uroczy, pe�en kwiat�w, ptaszk�w i bujnej zielono�ci. Imitacja - na�ladowanie. C� si� dzia�o tymczasem z kr�lewn� Morgan� i ca�ym jej dworem? Oj, i z nimi obesz�a si� burza nader bezwzgl�dnie. Robrony * sztywne i niezgrabne gdzie� si� podzia�y, a wszystkie panie, nie wy��czaj�c kr�lewny, mia�y g�ste, jasne lub ciemne w�osy i nie potrzebowa�y wcale zas�ania� ich perukami. Dopiero teraz musia� przyzna�, jak cudownie pi�kn� by�a ksi�niczka Morgana. Robron - strojna suknia o szerokiej, usztywnionej sp�dnicy, noszona w Polsce w Xviii w. Rycerz Taran zbli�y� si� do niej i wyci�gn�� r�k�; poda�a mu swoj� nie tylko bez gniewu, ale z u�miechem i rado�ci�. Czar by� z�amany - kr�lewna zdrowa zupe�nie. Trzystu rycerzy pr�bowa�o nadaremnie j� uleczy�, �aden si� nie domy�li�, �e jedynym lekarstwem na jej chorob� by�a prawda wypowiedziana w oczy najsurowiej, i to koniecznie trzy razy. Rycerz Taran o�eni� si� z kr�lewn� Morgan�; po �mierci kr�la Pompacego wst�pi� na tron pa�stwa Barokko, panowa� m�drze i sprawiedliwie, uwielbiany przez swych poddanych. Synowie kr�lewscy - a by�o ich dwunastu - odznaczali si� roztropno�ci� i niezmiern� si��, c�rki - a by�o ich dwana�cie - zachwyca�y urod� i dobroci�. �yli wszyscy zdrowo i szcz�liwie, a je�eli nie pomarli, to dot�d jeszcze �yj�. Wodnik W chacie rybaka Andrzeja siedzi przy kominie babka jego, Paw�owa: starowinka to zgrzybia�a... mo�e ma lat dziewi��dziesi�t, mo�e sto... sama ju� nie pami�ta ile. R�ce jej si� trz�s�, nogi nie chc� s�ucha�, oczy troch� gorzej widz� ni� w onych dobrych czasach, gdy mia�a lat pi�tna�cie. I uszy niedomagaj�, jakie� w nich szumy, jakie� szmery... To te lata ci�kiej pracy, niedoli, smutk�w, utrapie� szepc� do niej swe dzieje dawno minione. Straszna zima na �wiecie, mr�z parzy, a �nieg si� iskrzy i skrzypi pod nogami. Wszystko, co m�ode i zdrowe, prawie ca�a wie� wybra�a si� do miasteczka do ko�cio�a, bo to dzi� Bo�e Narodzenie; po cha�upach zostali tylko starcy i dzieci ma�e. Paw�owa grzeje si� u komina, a przy jej nogach na niziutkich �aweczkach dwoje prawnucz�t najm�odszych, Janek i Kasia - bli�niaki. Noc zapad�a, rodzic�w jako� nie wida�, dzieciom si� przykrzy... - Opowiedzcie, babuniu, o wilko�aku... - prosi Janek. - Nie, nie, lepiej o Wodniku - przerywa mu Kasia. I babunia opowiada dziwy straszne o z�o�liwym potworze, co w pa�acu kryszta�owym na dnie jeziora mieszka. - A wy�cie go widzieli kiedy, babusiu, tego Wodnika? - Widzie�, tak jak ciebie w tej chwili, to niby nie, bo si� go zaw�dy okrutnie ba�am, co by mnie nie porwa�. Ale z daleka, ho_ho, ma�o dwadzie�cia razy. - No to powiedzcie, bardzo strasznie wygl�da? - Oj, bardzo! Najlepiej si� na niego wybra� na ten przyk�ad w zimie, bo to ze �niegu mo�na kopczyk uzgarnia�, schowa� si� jak za p�ot i podgl�da�. W lecie nie wiadomo, w kt�rej stronie go szuka�, w zimie �atwiej, bo cho� calutkie Gop�o na kamie� zmarznie, to zaw�dy tu albo �wdzie okr�g�a dziura zostanie wolna (ju� takie widno jego prawo), coby mia� kt�r�dy na �wiat wyziera�. - A on na brzeg jeziora wy�azi, babusiu? - Nigdy w �wiecie, nie wolno mu. Zreszt� cho�by nawet chcia�, to si� boi, boby go ludzie wid�ami ubili. Nieraz �e�my si� zmawiali, ch�opcy i dziewcz�ta, robili�my wa� ze �niegu na skraju lasu, tu� niedaleczko brzegu, i tam, bywa�o, ze dwie godziny marzn�c siedzieli�my i czatowali na onego. - No i co, babusiu? No i co? - Czasem daremne by�o nasze czekanie, mr�z nas pali� jak gromnicami, a Wodnik w swoim pa�acu na dnie jeziora siedzia�; a znowu czasem... - A znowu czasem, babusiu? - Jak nie we�mie l�d p�ka� raz za razem, trask... trask... przysi�g�by kto, �e fornale z bat�w strzelaj�. Albo i gorzej, jak nieraz hukn�o na Gople, to a�e echa bi�y przemocne. - A wy co? - A my siedzim jak trusie, bo ka�dy wie, co takie trzaskanie znaczy. - No to gadajcie, pr�dko, bo my nie wiemy. - Znaczy, �e si� Wodnikowi zima uprzykrzy�a, ciasno mu i nudno, wi�c si� przeci�ga, ko�ci sobie prostuje, a co si� plecami o l�d zaprze, to w tym miejscu jakby siekier� uci��, rysa leci od �rodka a� do brzegu i strzela. I wtedy najcz�ciej wy�azi do swojego okienka, d�wiga si� na onych �apach szkaradnych i wytrzeszcza �lepie na �wiat bo�y. Dokumentnie go dojrze� to chyba nikt nie dojrza�, bo zawsze jakie� mg�y, jakie� opary ko�o niego si� podnosz�; ale wielki jest jak sze�ciu ludzi, g�ow� ma g�stymi kud�ami poros��, r�ce ohydne, p�etwiaste, a jak wzdychnie albo chrz�knie, to ani grzmot lepiej nie zdoli. - A co on z�ego robi, �e powiadacie, co by go chcieli wid�ami ubi�? - Nie wiesz co? Dusze ludzkie w niewoli trzyma, a jak�e - taka z niego potwora. Skoro ino jaki nieboraczek w jeziorze utonie, czyli w zimie, czy w lecie, czy z dopuszczenia boskiego, czyli z diabelskiej namowy, jeszcze do samgo dna nie doszed�, ju�ci go ten �lepor�d chwyta jak swego, dusz� mu gwa�tem wydziera, do szklanego g�sioreczka szczelnie zamyka, a samego do swojej s�u�by zabiera i bez nijakiej lito�ci katuje. - C�