2213
Szczegóły |
Tytuł |
2213 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2213 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2213 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2213 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Antonina Doma�ska
Przy kominku
Tom
Ca�o�� w tomach
Polski Zwi�zek Niewidomych
Zak�ad Wydawnictw i Nagra�
Warszawa 1990
T�oczono w nak�adzie 20 egz.
pismem punktowym dla niewidomych
w Drukarni Pzn,
Warszawa, ul. Konwiktorska 9
Pap. kart. 140 g kl. III_B�1
Ca�o�� nak�adu 100 egz.
Przedruk z wydawnictwa
"Nasza Ksi�garnia",
Warszawa 1988
Pisa� A. Galbarski
Korekty dokona�y:
K. Kruk
i K. Kopi�ska
Wst�p
Antonina Doma�ska,
powie�ciopisarka i dzia�aczka
pracuj�ca w organizacjach
opiekuj�cych si� dzie�mi,
urodzi�a si� w roku 1853 w
Kamie�cu Podolskim, zmar�a w
roku 1917 w Krakowie.
Debiutowa�a w roku 1890 drobnymi
utworami dla dzieci, a nast�pnie
od 1909 roku zacz�a pisa�
powie�ci historyczne, kt�re
sta�y si� bardzo popularne w�r�d
�wczesnych czytelnik�w
dzieci�cych.
G��boka znajomo�� epoki,
oparta na sumiennych studiach
historycznych, umiej�tno��
sugestywnego odtwarzania klimatu
opisywanych czas�w, barwna,
niekiedy wr�cz sensacyjna
fabu�a, �ywe postaci i humor -
to wielkie zalety pisarstwa
Doma�skiej, dzi�ki kt�rym jej
ksi��ki wznawiane s� do dzi�. Do
najcz�ciej wydawanych powie�ci
nale�� "Paziowie kr�la
Zygmunta" (1910), "Historia
��tej ci�emki" (1913) i "Krysia
Bezimienna" (1914).
Ksi��ka "Przy kominku" ukaza�a
si� po raz pierwszy w roku 1911.
Jest to zbi�r ba�ni osnutych na
tradycyjnych motywach poda�
ludowych. Czytelnicy, kt�rzy
lubi� ba�nie, na pewno
przeczytaj� j� z
zainteresowaniem i du��
przyjemno�ci�. Zetkn� si� tu z
nowymi, nie znanymi sobie
w�tkami i b�d� mieli okazj�
wzbogaci� swoje s�ownictwo,
ba�nie bowiem napisane s�
stylizowanym j�zykiem,
na�laduj�cym mow� polskiej wsi
z czas�w, kiedy w powszechnym
u�yciu by�y jeszcze gwary.
(Wies�awa Sk�ad)
Gdy w �piewie ptaszk�w s�ysz�
ludzk� mow�,@ gdy w kwiatach
widz� zakl�te kr�lewny,@ we mgle
korow�d rusa�ek powiewny,@ a w
soplach lodu stroje
brylantowe...@
Gdy zbrodnia smocze skrzyd�a
rozpo�ciera,@ a z�o�� w osobie
staje czarownika,@ z klatki
z�ocistej rajski ptak umyka,@ a
znad strumienia dziwotw�r
wyziera...@
Powietrzem p�yn� niewidzialne
grajki,@ a krasnoludki skacz� w
takt muzyki,@ w skalnych
szczelinach kryj� si�
chochliki...@ Ludzie si�
�miej�... bajki, bajki, bajki!@
Wy - ludzie mali, tego nie
powiecie,@ bo wam nie dziwne,
smoki, czarowniki,@ ptaki
m�wi�ce i b��dne ogniki.@
Wy rzuca� urok najlepiej
umiecie,@ wam ka�da chwila nowe
stwarza cuda,@ wasz �wiat u�ud�,
a �wiatem u�uda.@
Rycerz Taran
Dawno ju� temu bardzo �y� w
ubogiej wiosce nad Wis�� rybak
stary. Mia� trzech syn�w;
najstarszy wios�owa� tak
zr�cznie, �e gdy si� pu�ci� w
swej �odzi na rzek�, nie by�o na
dziesi�� mil woko�o takiego, co
by go prze�cign��. Przy tym
zastawia� sid�a na ptaki tak
jako� sprawnie, �e ile tylko
zechcia�, tyle na�apa�. M�odszy
syn �owi� wybornie ryby na
w�dk�, przy czym gwizda�
prze�licznie, a rybki,
oczarowane muzyk�, procesjami
si� gromadzi�y i nieledwie r�k�
dawa�y si� chwyta�. Trzeci syn
wcale nie by� uczony ani
zr�czny, ani sprytny, za to si��
mia� olbrzymi� i prawd� pali�
prosto z mostu, czy go o to
proszono, czy nie.
Ludzie za� dziwne maj�
usposobienie... gdy im kto powie
na przyk�ad: "Strasznie masz nos
czerwony" albo: "A to z pani
bajczarka!", albo: "Co prawda,
to nie grzech, prochu wcale nie
wynalaz�e�", to si� d�saj� i
obra�aj�.
Wi�c te� nie cierpieli wszyscy
Jacusia i przezwali go
"Taranem". Wyraz ten oznacza,
jak wiadomo, narz�dzie ci�kie i
grube, a s�u�y do rozbijania
mur�w i �amania ska�. Ale Jacu�
nic sobie z tego przezwiska nie
robi�, owszem, nawet lepiej mu
si� podoba�o by� Taranem, ni�
Jacusiem.
Pewnego dnia ojciec i dwaj
starsi synowie poszli z sieci�
na ryby. Jacu� ofiarowa� si� z
pomoc�, a w my�li sobie
powtarza�: "Musz� strasznie
uwa�a�, bym czego nie sp�ata� i
tatu� mnie zn�w nie �ajali. Ta
sie� taka cieniutka i
s�abiuchna niczym tiul, sama si�
w r�kach roz�azi". A sie� by�a z
grubego szpagatu, ino jego r�ce
tak wszystko targa�y. Przebiera�
tedy delikatnie palcami, �eby
sieci nie popsu�, i trzymaj�c za
jeden koniec zapuszcza� j� do
wody, a bracia z ojcem we trzech
trzymali drugi koniec. Jako�
wcale nie�le si� uda�o, czuli,
�e ryb musi by� pe�no, bo ledwie
mogli uci�gn��. Widz�c Jacu�, �e
im ci�ko, chcia� za nich si��
nad�o�y�, jak te� z lekka ino od
swego ko�ca szarpn��, tak tamci
sie� pu�cili, popadali na
ziemi�, a ryby poucieka�y.
- Nie �lijcie si�, tatusiu, na
mnie - przeprasza� Jacu�
pokornie - do takiej roboty trza
s�abowitego cz�owieka; co ja
temu winien, �em taki mocny.
Gdy bracia wyrzekali na
niezgrabiasza i zabierali pr�n�
sie� do domu, pokaza�o si�, �e
co� ci�kiego zaczepi�o si� na
samym dnie. �aden nie m�g�
wypl�ta� ani ud�wign��.
- Chod� no ty, Walig�ro
Taranie, zobacz, co tam takiego
wisi.
A Jacusiowi a� si� oczy
zaiskrzy�y. Ledwie r�k� do sieci
w�o�y�, bez �adnego trudu
wyci�gn�� �w ci�ki przedmiot...
By� to miecz ogromny, z
b�yszcz�cej stali, bez �ladu
rdzy, cho�, po wielko�ci i
kszta�cie s�dz�c, bardzo by�
stary i pewno setki lat w wodzie
przele�a�.
- Wiwat! - zawo�a� Jacu�. -
Mam sobie mieczyk jak si�
patrzy, teraz wal� w �wiat i
zdob�d� kr�lestwo!
�mign�� olbrzymi or� w g�r�,
wykr�ci� nim m�y�ca i opar�
ko�cem o ziemi�. Bracia chcieli
mu wydrze� zdobycz z r�ki, ale
we dw�ch nie byli w stanie
d�wign�� miecza, wi�c dali
spok�j.
- Oj, g�upi, g�upi... -
roze�mia� si� ojciec -
kr�lestwo b�dzie zdobywa�!
My�lisz, �e wystarczy miecz w
r�ku, �eby kr�lem zosta�?
Ale Jacu� nie da� sobie
wyperswadowa�: "P�jd� i p�jd�,
nie bro�cie mi".
Na drugi dzie� zerwa� si�
raniute�ko, po�egna� rodzic�w,
braci i pow�drowa� w �wiat.
Idzie, idzie, idzie, idzie, a�
mu si� dziwno zdaje, �e ten
�wiat taki ogromny. Co
przejdzie jedn� rzek�, to za
ma�� chwileczk� sk�dci� si�
druga bierze. To zn�w g�ra przed
nim wysoka, a� pod samo niebo;
dalej�e Jacu� na g�r�, niech ju�
raz b�dzie koniec. Gdzie tam...
wylaz� na szczyt, a tu pola,
rzeki, lasy i g�ry przed nim -
pola, lasy, rzeki i g�ry za nim.
C� to za robota znowu, nigdy
ko�ca nie b�dzie, czy co
takiego? I wali prosto przed
siebie.
Na pszenicy siedz� wr�ble i
�wierkaj�:
- Dziw, dziw, dziw... Jacu�
idzie w �wiat, �wiat, �wiat!
A wilga si� wy�miewa:
- Fiju, fiju... weso�ej drogi!
Kruki na drzewie przypatruj�
mu si� z g�ry i krzycz�:
- Aha, Taran! Aha, Taran!
- Znacie mnie? Ano, to dzie�
dobry wam!
I poszed� znowu prosto przed
siebie.
- A to nudno, jak Boga kocham,
na tym szerokim �wiecie...
Gadaj� ludzie o smokach, o
lwach, o tygrysach... gdzie tu
jaki smok? Gdzie tygrys? �eby
cho� nied�wied� si� nadarzy�,
toby si� cz�owiek poboryka�,
miecza spr�bowa�... Droga
szeroka, g�adka, a� si� spa�
chce.
�ciemnia�o si� ju� dobrze, gdy
Jacu� doszed� do jakiego�
ogromnego lasu. Idzie, idzie,
patrzy... �wiate�ko. Zbli�a si�
po cichutku, ga��zki r�koma
odgarnia, dech w sobie
wstrzymuje, bo strasznie
ciekawy, co by to by�o, a nie
chce, �eby go spostrze�ono. Z
trzech stron �ciany skalne,
ognisko wielkie si� pali, przed
nim czterech brodaczy
strasznych, z no�ami, pa�kami...
ani chybi rozb�jnicy. A w k�cie
na ziemi le�y cz�owiek
skr�powany i j�czy.
- Dobrze nam si� uda�o, �e�my
starego przy�apali - powiada
jeden zb�jca - musi nas do zamku
zaprowadzi� i da� swoich skarb�w
cho� po�ow�.
- Ej, chytry z niego czarownik
- odpar� drugi - nic nie da,
jeszcze nas got�w w jakie psy
albo koty pozaklina�.
- Albo to prawda? P�ki r�ce i
nogi zwi�zane, p�ty nam nic nie
zrobi. A nie zechce po
dobroci, to mu sk�rk� nad ogniem
przypieczemy, i koniec.
- A niedoczekanie wasze, �otry
bezecne! - krzykn�� Jacu�
wskakuj�c do jaskini. - Zaraz mi
puszczajcie wolno tego
cz�owieka, bo...
- Strasznie si� ciebie boimy,
g�upi m�okosie! - wrzasn��
przyw�dca zb�jc�w. - Nas
czterech, a ty� sam jeden!
Krucho z tob�!
I porwali si� wszyscy do
broni.
A Jacu� jak nie zakr�ci m�y�ca
swoim mieczem olbrzymim, tak
dwie g�owy od razu na ziemi
le�a�y. Machn�� drugi raz,
przeci�� trzeciego zb�ja na dwa
kawa�y, a czwartego p�azem
leku�ko po �bie smyrgn�� i zabi�
na miejscu. Po czym rozci��
wi�zy staruszka i rzecze:
- Id�cie teraz do domu
spokojnie, ju� wam te pajace nic
z�ego nie zrobi�; pok�adli si�
na ziemi� jak trusie i �pi�.
Stary czarodziej podzi�kowa�
bardzo Jacusiowi i zaprosi� go
do swego zamku. W jaskini le�a�a
latarka, za�wieci� j� i poszli.
Id�, id� pod g�r�, a tak
stromo, jakby si� kto na �cian�
drapa�. Ale jako� wyszli na
wierzch. I znowu g�sty las, a w
tym lesie ska�a g�adka niczym
szk�o, a czarna jak w�giel.
Czarodziej uderzy� trzy razy
laseczk� w on� ska��, zagrzmia�o
gdzie� w g��bi, rozsun�y si�
g�azy i weszli w jaki� korytarz
w�ski a d�ugi. Ska�a si� za nimi
na powr�t zamkn�a, poszli
prosto jak strzeli� i trafili do
ogromnej sali, w kt�rej nie by�o
okien, tylko z�ota kula wisia�a
u pu�apu i od niej �wiat�o bi�o,
a� oczy bola�y.
Nagle szare, brudne �achmany
opad�y z czarownika i ukaza� si�
oczom Jacusia wysoki starzec, ze
srebrzyst� po pas brod�, w sukni
bia�ej, at�asowej, ca�ej usianej
gwiazdami. Zaprowadzi� Jacusia
do pi�knej komnaty z obiciem
haftowanym w przer�ne osoby,
drzewa i kwiaty. Na �rodku by�
st� nakryty cieniusie�kim
obrusem, w srebrnych naczyniach
potrawy przewyborne, w
krzyszta�owych karafkach wina
wy�mienite, w z�otych koszykach
owoce zamorskie, s�owem,
jedzenie, jakiego Jacu� nie
tylko nigdy nie kosztowa�, ale
nawet w �yciu nie widzia�.
Zanim si� ch�opiec napatrzy� i
opami�ta�, czarodziej si� gdzie�
podzia�. Zasiad� tedy Jacu� do
sto�u, spo�y� doskona��
wieczerz�, popi� winem starym,
zak�si� brzoskwini� i ananasem,
przeci�gn�� si�, ziewn��, patrzy
na �cian�, a� tu zegar wisi
z�ocisty... wyskoczy�a z niego
kuku�ka, zatrzepota�a
skrzyde�kami i zakuka�a
dwana�cie razy. Wi�c si� pr�dko
rozebra� i poszed� spa�. A co za
�o�e by�o wspania�e! Poduszki
jedwabne, poszewki haftowane,
ko�dra z�otolita, a nad g�ow�
baldachim adamaszkowy! Spa�o si�
te� to, smacznie spa�o, jak
nigdy w �yciu.
Rano s�o�ce zagl�da do okien,
Jacu� nie chce wstawa�, obr�ci�
si� do �ciany i �pi dalej. A� tu
co� zaszumia�o mu nad g�ow�; nie
m�g� si� wstrzyma� od
ciekawo�ci, spojrza�, papuga
zlatuje jakby od sufitu, k�ania
mu si� nisko i rzecze:
- Najni�sza s�uga pana
dobrodzieja! Mam zaszczyt
zawiadomi� Jego Wielmo�no��, �e
mistrz Furibundus, najwi�kszy z
mag�w ca�ego �wiata, �yczy sobie
pom�wi� par� s��w z Wielmo�nym
Taranem.
Zerwa� si� Jacu� na r�wne
nogi, ali�ci wanna z ciep�� wod�
wy�azi spod pod�ogi... wi�c si�
zaraz wyk�pa�.
Chce si� ubiera� - na krze�le
przy ��ku str�j wojskowy,
z�otem szamerowany mundur
pu�kownika. Epolety
szczeroz�ote, spodnie z �osiowej
sk�ry, buty po kolana, ostrogi
srebrne, a miecz staro�ytny
spoczywa w nowej pochwie, bogato
cyzelowanej, na z�otym
pendencie. * Ju� si� Jacu�
niczemu nie dziwi�, ubra� si�
ino �piesznie i za papug� do
czarodzieja pod��y�. Papuga
naturalnie podlatywa�a naprz�d i
ogl�da�a si� raz po raz na
Jacusia; a co si� obejrza�a, to
fik_mik - przewr�ci�a kozio�ka z
wielkiego uszanowania. Zapuka�a
dziobem we drzwi, a te si� same
otworzy�y. Jacu� wszed� do
komnaty. By�a to widocznie
pracownia astrologa: narz�dzia
jakie� tajemnicze - niby tr�by,
niby rury - sta�y na tr�jnogach
wysokich, skierowane do sufitu,
a ca�y sufit szklany z
rozsuwanymi szybami.
Pendent - pas zak�adany przez
rami�, s�u��cy do noszenia broni
bia�ej, np. szabli, szpady itp.
Mistrz Furibundus siedzia�
przy stole i wymierza� cyrklem
jakie� linie, a znaczy� cyfry
z�otym o��wkiem na pergaminie.
Przywita� Jacusia skinieniem
g�owy, kaza� mu usi��� przy
stole i tak si� odezwa�:
- Ju� wczoraj wiedzia�em, �e
moce nadludzkie tob� si�
opiekuj�, gdy sam jeden czterech
zb�jc�w pokona�e�. Jeden rzut
oka wystarczy� mi, by si�
przekona�, �e posiadasz skarb
wielki, miecz ksi�cia Bojomira.
O tym mieczu historia nas uczy,
�e nazywa� si� Pogrom, nale�a�
do najwaleczniejszego rycerza na
�wiecie; po jego �mierci wrzucon
zosta� na dno rzeki g��bokiej,
gdzie mia� spoczywa� lat dwa
tysi�ce i dosta� si� w r�ce
niewinne cz�owieka, kt�ry nigdy
nie sk�ama�, a kt�rego los
wybra� do wielkich czyn�w.
Pyta�em gwiazd dzi� w nocy,
jakim prawem or� ten dosta� si�
w twoje posiadanie. Wyczyta�em w
nich odpowied�, �e syn rybaka,
Jacu�, zwany Taranem, jest
w�a�nie owym m�odzie�cem
prawdom�wnym, niewinnym a silnym
i �e ma spe�ni� wielkie dzie�o,
a mianowicie wyzwoli z zakl�cia
nader niebezpiecznego kr�lewn�
Morgan�. Tyle powiedzia�y
gwiazdy.
Jakimi czarami sp�tana jest
kr�lewna, gdzie jej szuka�, w
jakiej �wiata stronie, o tym si�
nie mog�em dowiedzie�. Ale mam
jeszcze spos�b: ranek jest
pi�kny, wolno mi rozm�wi� si� z
promieniem s�o�ca. Zobaczymy, co
on nam powie.
Powsta� stary czarodziej,
wyj�� ze szklanej szafy
malusie�kie krzese�ko z ko�ci
s�oniowej i postawi� je na
stole. Po czym ods�oni� firank�,
otworzy� okno z po�udniowej
strony, s�oneczne blaski wpad�y
szerokim strumieniem do komnaty.
Krzese�ko z ko�ci s�oniowej ca�e
by�o zalane �wiat�em. Mistrz
Furibundus chwyci� to �wiat�o w
r�ce, zacz�� je mi��, zwija�,
skr�ca�, a� uformowa� malutk�
os�bk�, strasznie fertyczn�,
ruchliw�, u�miechni�t�, z
oczkami barwy topazu, a w�osami
kr�tymi z dukatowego z�ota.
Os�bka usiad�a na krzese�ku i
spyta�a:
- Czego ��dasz ode mnie,
mistrzu?
- Powiedz mi - rzek�
Furibundus - gdzie przebywa
Morgana, c�rka kr�lewska?
Promie� s�o�ca namy�la� si�
d�ugo, kr�ci� g��wk� w prawo i w
lewo, a� z lok�w iskry lata�y, w
ko�cu rzek�:
- Znam wszystkie a wszystkie
kr�lewny na ca�ej kuli
ziemskiej; gdzie nikt wej�� nie
zdo�a, tam ja z �atwo�ci�
wpadam. Widzia�em dzieci
kr�lewskie biegaj�ce doko�a
fontanny o kroplach t�czowych,
widzia�em ksi�niczki jad�ce
konno z soko�em na r�ku,
widzia�em - rzadko wprawdzie -
kr�lewny nios�ce pociech� do
chat n�dzarzy, widzia�em c�rki
cesarza chi�skiego, o
poczernionych brwiach i
skr�powanych n�kach, widzia�em
kr�lewny hotentockie i
przysmali�em im sk�r� na czarno,
widzia�em indyjskie
ksi�niczki... ale tej, o kt�r�
pytasz, kr�lewny Morgany, nie
znam wcale.
- Bardzo ci dzi�kuj� za
fatyg�, le� z Bogiem - rzek�
czarodziej.
Os�bka zerwa�a si� pr�dzej, ni�
to pomy�le� mo�na, co� si�
mign�o w oknie i ju� jej nie
by�o.
- Poczekajmy wieczora; je�eli
promie� ksi�yca nam nie
odpowie, to ju� naprawd� nie
wiem, co robi�.
Ledwie si� �ciemni�o, tarcza
ksi�yca ukaza�a si� spoza
drzew, mistrz Furibundus wyj��
zn�w ze szklanej szafy
krzese�ko, tym razem
alabastrowe, i dalej post�powa�
tak samo jak rano; urobi�
cz�owieczka bladego, spokojnego,
o twarzy pe�nej, nieco nawet za
okr�g�ej, posadzi� go na
krzese�ku i pyta�:
- Powiedz mi, ksi�ycowy
promieniu, gdzie przebywa
Morgana, c�rka kr�lewska?
Promie� ksi�yca przem�wi�
g�osem cichym i �agodnym:
- Wiele c�rek kr�lewskich
spotyka�em w swej podr�y
oko�o ziemi: niejedna wychodzi�a
na balkon swego pa�acu, by mi
si� przypatrzy�, zagl�da�em do
okien niejednej kr�lewny, gdy
spa�a, ale Morgany, c�rki
kr�lewskiej, nie widzia�em, jak
�yj�.
- Dzi�kuj� ci za fatyg�, le� z
Bogiem.
Blady cz�owieczek rozwia� si�
jak mg�a i wyp�yn�� w postaci
bia�ego ob�oczka za okno.
Czarodziej za�wieci� lamp�
wisz�c� ponad sto�em i rzek� do
Jacusia z min� sk�opotan�:
- Teraz to ju� doprawdy nie
wiem, do kogo si� uda�. Dziwne
to stworzenie ta ksi�niczka
Morgana... kt�rej ani s�o�ce ani
ksi�yc nie znaj�.
Rozpar� si� w fotelu i
zapatrzy� w zamy�leniu w p�omie�
lampy.
Wtem ku wielkiemu zdziwieniu
mistrza i Jacusia cieniutki
g�osik za�wiergota�:
- Ciekaw jestem, dlaczego mnie
nie chcesz zapyta�!
Zamigota�o co� w lampie i na
knocie siedzia� ma�y, czerwony
ch�opaczek i trzyma� si� pod
boki.
- A c� ty, biedaku, mo�esz
wiedzie�, je�li s�o�ce i ksi�yc
nie wiedz�?
- Ot� to w�a�nie, �e bardzo
ldu�o wiem! - hardo burkn��
p�omie� lampy i odchrz�kn��, a�
zaskwiercza�o.
- No to powiedz, kiedy� taki
m�dry.
- Zanim przyszed�em do ciebie,
mieszka�em u mojej mamy,
olbrzymiej lampy w pa�acu
kr�lewny Morgany. Znakomitego
rodu jestem; ani wiesz, z kim
m�wisz: moja mama pe�ni s�u�b�
s�o�ca w pa�acu i jak ca�y dw�r
kr�lewski mo�e za�wiadczy�,
wywi�zuje si� ze swego zadania
kapitalnie. Widywa�em kr�lewn�
co dzie�, gdy si� przechadza�a
po ogrodzie.
- Jak mo�esz zmy�la� tak
bezczelnie! Wszak by�by j� tam
spostrzeg� promie� s�o�ca albo
ksi�yca!
- NIe lubi�, jak kto plecie o
rzeczach, na kt�rych si� nie
rozumie... - prychn�� zuchwale
czerwony ch�opczyk. - Ogr�d
ksi�niczki Morgany znajduje si�
w ogromnej, przeogromnej hali
kamiennej bez okien, o�wietlonej
przez moj� mam�. Drzewa w nim s�
ze srebra, z�ota i innych
szlachetnych metali, a kwiaty z
drogich kamieni. Tak cudnego
ogrodu najbujniejsza wyobra�nia
odmalowa� nie jest w stanie.
- Gdzie jest ten ogr�d?
- W stolicy pa�stwa Barokko, a
Morgana jest c�rk� kr�la.
- Dzi�kuj� ci bardzo;
rzeczywi�cie wielk� nam
przys�ug� wy�wiadczy�e�. Czy
wracasz do mamy?
Czerwony ch�opaczek mrukn��
co� niewyra�nie, ukruszy� si� i
spad� poza palnik, a lampa
�wieci�a dalej jasno i weso�o.
No, teraz dowiemy si� reszty -
rzek� mistrz z wielkim
zadowoleniem i wyj�� z
biblioteki ogromn� ksi�g�, w
grub� sk�r� oprawn�, przewr�ci�
kilkadziesi�t kartek, natrafi�
na to, czego mu by�o trzeba, i
czyta�:
- "Kr�lestwo Barokko, na samym
ko�cu �wiata, dwa kilometry na
lewo. Stolica Rokoko_Kakadu, nad
rzek� Ceregiel�, mieszka�c�w
trzysta tysi�cy, obecnie
panuj�cy kr�l: Pompacy Xvi..."
Teraz sobie p�jdziemy do
��eczka, bo�my si� wszystkiego
dowiedzieli. Dobranoc, id� spa�.
Nazajutrz rano, pokrzepiwszy
przysz�ego bohatera wybornym
�niadaniem, odprowadzi� go
czarodziej a� do drzwi w skale,
kt�re si� same otworzy�y. Ledwie
wyszed� na ��czk� w lesie,
ujrza� przywi�zanego za uzd� do
drzewa prze�licznego siwka
z�otogrzywka, ju� osiod�anego i
gotowego do drogi. Wsiad� na�
Jacu� Taran i pogalopowa� w
�wiat.
Zwiedzi� kraj�w niema�o,
wojowa� ze smokami i
jednoro�cami, zwyci�a�
najstraszniejsze potwory, a
s�awa jego imienia rozbrzmiewa�a
wielkim echem na sto mil woko�o.
A� w ko�cu dojecha� do kr�lestwa
Barokko i nie zatrzymuj�c si�
nigdzie po drodze, dotar�
pewnego ranka do szerokiej rzeki
Ceregieli, nad brzegami kt�rej
rozsiad�a si� wspania�a stolica
- Rokoko_Kakadu.
A z odczarowaniem ksi�niczki
Morgany to taka by�a historia.
�y�a w tym pa�stwie stara i
wielce znamienita boginka, kt�ra
si� srodze pyszni�a i g�ow�
ponad inne wr�ki zadziera�a,
gdy� by�a ostatni� z rodu
czarodzieja Merlina, a prababk�
mia�a c�rk� kr�la elf�w ze
Skandynawii. Pot�na to pani,
z�o�liwa i zawistna, obrazi�a
si� srodze na kr�la Pompacego i
ma��onk� jego Dziwomod�, �e
sprawiaj�c chrzciny swej c�rki
Morgany zapomnieli zaprosi� j�
na t� uroczysto��. I kiedy oboje
kr�lestwo bawili si� w najlepsze
ze swoimi go��mi, nagle drzwi
si� z trzaskiem otwar�y, wpad�a
wr�ka Pychos�awa z orszakiem
swych s�u�ebnic, pobieg�a prosto
do ko�yski ma�ej kr�lewny i
przepowiedzia�a jej straszne
nieszcz�cie, a nawet �mier�,
je�eli przed szesnastym rokiem
ujrzy cho�by przez najmniejsz�
szczelin� promie� s�o�ca albo
ksi�yca. Na te s�owa
skamienieli wszyscy ze strachu,
a kr�lowa Dziwomoda tak si�
zapomnia�a, �e nie wo�aj�c nawet
nia�ki porwa�a ksi�niczk� na
swe dostojne r�ce i uciek�a z
ni� p�dem do piwnicy. Nast�pnie
zamurowano wszystkie okna w
pa�acu, wszelkie wej�cia
opatrzono poczw�rnymi drzwiami,
s�owem, strapieni rodzice
uczynili wszystko, co by�o w ich
mocy, by zabezpieczy� ukochan�
dziecink� przed spe�nieniem
przekle�stwa Pychos�awy.
Lecz musia�a ta niepoczciwa
czarodziejka rzuci� jeszcze
jaki� niedostrzegalny czar na
serce kr�lewny, bo pokaza�o si�,
�e gdy sko�czy�a lat szesna�cie
i �mia�o ju� mog�a korzysta� ze
�wiat�a s�onecznego i cieszy�
si� cudami przyrody, ona wr�cz
o�wiadczy�a rodzicom, �e czuje
najg��bszy wstr�t do �wiata
rzeczywistego, nie chce zna�
s�o�ca ani ksi�yca, brzydzi si�
prawdziwymi drzewami, �ywymi
kwiatami, �wie�� traw� i nigdy
poza mury swego pa�acu nie
wyjdzie.
Zrozpaczeni rodzice wys�ali
poselstwo do z�o�liwej boginki,
by zdj�a czar z serca ich c�rki
i wr�ci�a jej zdrowie. Lecz ta
nie przyj�a bogatych dar�w,
jakie jej pos�owie u st�p
k�adli, a rzek�a tylko, �e jest
bardzo �atwe lekarstwo na
chorob� kr�lewny, lecz sprawi
ono cudowny skutek wtedy tylko,
gdy m�ody rycerz, kt�ry zechce
wyleczy� Morgan�, sam w�asn�
my�l� i wol� to lekarstwo
wynajdzie.
A kr�lewna �y�a sobie dalej w
zamkni�ciu i czu�a si� zupe�nie
szcz�liw�. Uprosi�a rodzic�w,
by jej wybudowali ow� sal�, czy
hal� olbrzymi�, i za�o�yli w
niej sztuczny ogr�d, o czym to
p�omie� lampy opowiada� ju�
Jacusiowi i czarodziejowi.
Kto tego ogrodu nie widzia�,
nie zrozumie nawet, co to by�o
za cacko. Pnie drzew by�y
�liczne, na ciemny br�z
lakierowane, li�cie z delikatnej
zielonej materii lub ze sztywnej
sk�ry, stosownie do tego, jak
bywa u naturalnych drzew i
krzew�w. ��te kwiaty by�y ze
z�ota, bia�e ze srebra albo z
rybich �usek, czerwone z
rubin�w, niebieskie z turkus�w
lub szafir�w. W ponurych ska�ach
z masy papierowej wy��obione
by�y groty zaciszne, ponad
szklanymi strumykami przerzucone
mostki ze z�oconego drzewa
prowadzi�y do ma�ych �wi�tynek
greckich, mniej lub wi�cej
rozpadaj�cych si� w sztuczne
gruzy. Na ga��ziach drzew
umieszczono gniazdka przez
nadwornych koszykarzy i tapicer�w
nader wiernie na�ladowane, a w
nich siedzia�y szklane ptaszki
�licznie �piewaj�ce. Co par�
godzin przychodzi� zegarmistrz
najja�niejszego pana i nakr�ca�
ptaszki, �eby lata�y i �piewa�y.
Na drucianych szpalerach pi�y
si� sztuczne winogrady, a grona
z�otawe lub ciemnoszafirowe,
by�y arcydzie�em cukiernika
kr�lowej i zawiera�y w ka�dej
jag�dce kropl� s�odkiego wina.
Czy to nawet spami�ta� mo�na,
jak tam by�o w onym ogrodzie
wszystko na centymetry
wymierzone, na kratki
podzielone, milutkie,
czy�ciutkie, pomalowane,
wylakierowane, z kurzu
poocierane... ach, nie do
opisania cudne!
Do utrzymywania porz�dku w
ogrodzie by�o osobnych
dziesi�ciu lokai; drugich
dziesi�ciu przybiega�o ze
wschodem s�o�ca (to znaczy z
chwil� za�wiecenia dziennej
lampy, gdy� na noc �wieci�
sztuczny ksi�yc), ci wi�c
przybiegali wczas rano i
zakrapiali kielichy kwiat�w
stosownymi zapachami. Nazywali
si� oni wonnikami i mieli nad
sob� prze�o�onego, nadwornego
wonnika jej kr�lewskiej
wysoko�ci.
Z wolna, z wolna, z pocz�tku
bardzo nieznacznie, potem coraz
pr�dzej, zarazi� si� ca�y dw�r
chorob� kr�lewny Morgany.
Obrzydzenie do wszystkiego, co
naturalne, wzrasta�o z ka�dym
dniem: dosz�o do tego, �e damy
dworu, a nawet urz�dnicy
kr�lewscy wpadali w omdlenie
poczuwszy zapach prawdziwej r�y
lub fio�ka. Na�ladowali �lepo
ka�dy niem�dry kaprys
ksi�niczki, robili z siebie
prawdziwe straszyd�a na wr�ble,
byle jej si� tylko przypodoba�.
M�czy�ni strzygli sobie w�osy
przy samej sk�rze, a na ich
miejsce wdziewali spi�trzone
peruki; panie tak�e usadza�y na
g�owach jakie� upudrowane
olbrzymie koafiury do kosz�w,
ul�w, skrzyde� podobne i
my�la�y, �e im w tym jest
prze�licznie. Zamiast zgrabnych,
wygodnych sukien, �ci�ga�y si�
�elaznymi pancerzami, by cienko
w pasie wygl�daa�, ubiera�y si�
w sztywne, wyd�te jak dzwon
sp�dnice, trzewiki nosi�y na
�wiekowych obcasach i tak
wystrojone b��ka�y si� po
papierowych grotach sztucznego
ogrodu kr�lewny; potem pl�sa�y
po �cie�kach z�otym piaskiem
wysypanych i w�cha�y rubinowe
r�e lub ametystowe hiacynty.
Wykrygowani lokaje,
przedstawiaj�cy staro�ytnych
niewolnik�w, roznosili na tacach
czekolad� z imitacj� �mietanki.
Wie�� o zaczarowanej kr�lewnie
rozesz�a si� po ca�ym �wiecie:
kr�lewicze, ksi���ta, b��dni
rycerze zbiegali si� rojno do
kr�lestwa Barokko i do stolicy
Rokoko_Kakadu, z pe�nym zapa�u
sercem i niez�omn� ch�ci�
wyzwolenia biednej Morgany, a
kr�l Pompacy powtarza� wszem
wobec i ka�demu z osobna, �e p�
kr�lestwa daruje i c�rk� odda za �on�
temu, kto j� uleczy� zdo�a. Ale
niestety... kto tylko
przekroczy� progi zakl�tego
pa�acu i przez jedn� minut�
oddycha� jego powietrzem,
popada� w t� sam� chorob�; ka�dy
z ksi���t kaza� sobie od razu
strzyc w�osy, sprawia� s��nist�
peruk�, zbli�a� si� w krygach i
dryygach do uroczej kr�lewny,
wypowiada� jej oracj� tak zawi��
i nienaturaln�, �e ani m�wi�cy,
ani s�uchaj�cy jednego zdania
poj�� nie mogli, a z ostatnim
wyrazem, kt�ry zazwyczaj bywa�
niebotycznie przesadzonym
komplementem, nast�powa�o
�miertelne pora�enie... rycerz
czy ksi��� kamienia� w jednej
chwili i jako porcelanowy Chi�czyk
stanowi� ozdob� sali tronowej
kr�la Pompacego. Zast�py takich
zaczarowanych lalek umiej�cych
tylko kiwa� na wszystko g�owami,
siedzia�y bezmy�lne i bezduszne
pod �cianami.
Gdy rycerz Taran przeje�d�a�
na swym siwku z�otogrzywku przez
ulice miasta, mieszka�cy
wychylali si� z okien, a nawet
wybiegali przed domy, by mu si�
lepiej przypatrze�; takiego
bowiem m�odzie�ca urodziwego i
zdrowego, a wspaniale strojnego,
dawno ju� nie widzieli. A on
sobie jecha� prosto na zamek i
kaza� si� do kr�la prowadzi�.
Kamerdyner, kt�remu objawi� to
swoje �yczenie, poprosi� go do
eleganckiej poczekalni, a ledwie
drzwi za sob� zamkn��, wybiegli
do� z przeciwleg�ej komnaty
jacy� dwaj �mieszni panowie i
ofiarowali swoje us�ugi.
Pierwszy z nich by� nadwornym
fryzjerem, a drugi krawcem.
Perukarz przyskoczy� do Jacusia
z no�ycami, ale dosta� takiego
klapsa po r�kach, �e mu si� na
miesi�c odechcia�o.
- Wyno� mi si� precz...
koczkodanie jaki�! - zawo�a�
rycerz Taran wyrzucaj�c go za
drzwi. - Chybabym musia� zmys�y
postrada�, gdybym pozwoli�
komukolwiek tkn�� moich
pi�knych z�otych w�os�w, a
oszpeci� si� t� szkaradn� peruk�!
Krawiec z niskim pok�onem
prosi� s�odziutkim g�osem, by
m�g� dost�pi� zaszczytu wzi�cia
miary dostojnemu rycerzowi.
- Jakiej miary? Na co miary? -
pyta� dostojny rycerz.
- Na frak i spode�ki...
- Ani fraka, ani spode�k�w za
nic w �wiecie nie wdziej�, mam
�liczny mundur, spodnie �osiowe
i buty z ostrogami, na tym mi
do��.
I wyrzuci� krawca tak samo jak
fryzjera za drzwi.
W par� minut p�niej ukaza�
si� wielki ochmistrz dworu, za
nim dwudziestu kamerdyner�w.
- Racz, ja�nie o�wiecony
panie... - rzek� dr��cym g�osem
- uda� si� ze mn� do sali
tronowej, gdzie oczekuje ci� jej
wysoko�� ksi�niczka Morgana...
lecz b�agam wasz� ksi���c� mo��
i zaklinam, by zechcia� odpi��
przynajmniej ostrogi, je�eli ju�
nie ma zamiaru zmieni� stroju...
- A to po co?
- Jej kr�lewska wysoko�� raczy
by� w najwy�szym stopniu nerwow�.
- Niech si� odzwyczai, bo to
g�upstwo - odpar� Taran.
Wielki ochmistrz poszed� tedy
przodem, dzwoni�c z�bami i
dygoc�c na ca�ym ciele, za nim
maszerowa� ostro rycerz Taran;
kamerdynerzy bladzi jak p��tno
zamykali poch�d.
- Co to za krzyki? - spyta�
Jacu� przechodz�c przez podw�rze.
- To jeden z wonnik�w kr�lewny
zas�u�y� na plagi: zamiast
bowiem r�anego olejku, u�y�
przez pomy�k� mi�towego i
wszystkie r�e mi�t� pachn�.
Skutkiem tej strasznej pomy�ki
ulubiona dama dworu kr�lewny
dosta�a zapalenia organu w�chu.
- Czemu nie powiesz po prostu,
�e jej nos spuch�? - zadziwi�
si� Jacu�. - Zaraz mi rozwi�za�
tego biedaka i pu�ci� wolno -
doda� rozkazuj�cym g�osem, a
nikt nie o�mieli� si� nawet w
my�li sprzeciwia� si� jego woli.
Weszli do wielkiego
przedsionka. Jeden z dwudziestu
kamerdyner�w otworzy� podwoje i
anonsowa�:
- Ja�nie o�wiecony ksi���
Taran z Prawdowic.
Jacu� da� mu kuksa�ca za te
k�amliwe tytu�y, ale nie by�o
czasu odwo�ywa�, chc�c nie chc�c
musia� wej�� do sali tronowej.
Wielkim p�kolem otaczali
dworzanie i dostojne damy osoby
ich kr�lewskich mo�ci. Pompacy
Xvi i ma��onka jego Dziwomoda
siedzieli na wzniesieniu;
poni�ej, na mniejszym tronie
ksi�_niczka Morgana.
Kilkudziesi�ciu Chi�czyk�w
przytakuj�cych g�owami zajmowa�o
praw� stron� sali, po lewej
rozpoczyna� si� sztuczny ogr�d z
ca�ym przepychem swych z�otych i
brylantowych kwiat�w. S�oneczna
lampa rzuca�a jaskrawe blaski.
Na widok wchodz�cego Jacusia
szepty oburzenia da�y si�
s�ysze�:
- Przeb�g... ten cz�owiek
o�mieli� si� nie przywdzia�
peruki! Ma swoje w�asne w�osy...
Taran tymczasem, nie zwa�aj�c
na nic i na nikogo, szed�
butnie, dzwoni�c ostrogami,
wprost do kr�lewskiego tronu.
Uk�oni� si� najja�niejszemu
pa�stwu i kr�lewnie Morganie i
zasiad� bez ceremonii na fotelu
dla siebie przygotowanym.
Nikt nie przewidzia� rzeczy
nadzwyczaj przykrej, a
mianowicie, �e m�ody rycerz
kilkana�cie ostatnich godzin
sp�dzi� w lesie i �wie�e,
orze�wiaj�ce powietrze, pe�ne
woni �ywicznej, wesz�o z nim
razem do sali. Ca�e zgromadzone
towarzystwo zacz�o kicha� lub
w�cha� flakoniki z perfumami, a
ksi�niczka, chc�c jak
najpr�dzej pozby� si� gbura, nie
rozpocz�a z nim wcale rozmowy.
Prawie nie patrz�c na� rzuci�a
mu pierwsze z trzech pyta�,
jakie zadawa�a swym wielbicielom:
- Gdzie jest najpi�kniejszy
ogr�d na �wiecie?
Dot�d ka�dy z m�odych panicz�w
odpowiada� bez zaj�knienia:
"W�a�nie go ogl�daj� moje oczy;
tw�j ogr�d, kr�lewno, jest
najpi�kniejszy w �wiecie".
Ale rycerz Taran rzuci�
pogardliwym wzrokiem dooko�a i
rzek�:
- P�jd� ze mn�, ksi�niczko,
do lasu, spojrzyj na jod�y
niebotyczne, na d�by roz�o�yste,
pos�uchaj ich pot�nego szumu,
pos�uchaj �piewu ptaszk�w,
zobacz sarny i jelenie, jak si�
pas� swobodnie, zobacz m�ode
zaj�czki i pl�saj�ce po drzewach
wiewi�rki, a potem powiesz mi,
czy mo�e by� pi�kniejszy ogr�d
nad ten, do kt�rego ci�
wprowadz�. To szkaradzie�stwo
tutaj jest niem�dr� a kosztown�
zabawk� zrobion� z metalu i
kamieni; tego nikt rozumny nie
nazwie przecie ogrodem.
Kr�lewna skrzywi�a buzi�, damy
dworskie zakry�y si� ze wstydu
wachlarzami, a panowie mrukn�li
pogardliwie: "Gbur". �aden
jednak nie wym�wi� tego s��wka
g�o�no, posta� rycerza i jego
miecz olbrzymi przejmowa�y ich
niezmiernym szacunkiem; gdy
spojrza� na kt�rego� z nich, ten
spuszcza� zaraz oczy i liczy�
tafle posadzki.
A ponad pa�acem przeci�ga�a
czarna chmura i da� si� s�ysze�
grzmot gro�ny. Kr�lewna zada�a
drugie pytanie:
- Czy znasz s�o�ce nad s�o�ca?
Zazwyczaj odpowiadano jej na
to: "Najcudniejsze s�o�ce �wieci
w twoim pa�acu, o pani!" Ale
Jacu� ruszy� ramionami i rzek�:
- Nie rozumiem tego pytania.
wiadomo ka�demu, �e jedno tylko
jest s�o�ce, to jasne,
wspania�e, ogniste, co o�wieca
nasz� ziemi�. Nie przypuszczam,
by si� znalaz� w�r�d nas kto�
tak bardzo ograniczony, co by
mia� ten du�y kaganek z olejem
s�o�cem nazwa�.
Morgana zblad�a jak �mier�...
trzyna�cie panien i pi�ciu pan�w
omdla�o i spad�o z krzese�. A
nad kopu�� pa�acu zagrzmia�o po
raz drugi, a� si� mury zatrz�s�y.
Kr�lewna powsta�a z tronu,
post�pi�a jeden krok i
bezd�wi�cznym g�osem zada�a
trzecie pytanie:
- Kt�ra ksi�niczka jest
najpi�kniejsza w �wiecie?
Cisza grobowa zapanowa�a na
sali, dworzanie wstrzymali
oddech nas�uchuj�c odpowiedzi. A
Taran m�wi� g�o�no i dobitnie:
- Podr�owa�em wiele,
widzia�em ksi�niczek na tuziny:
by�y mi�dzy nimi �adne i
brzydkie, ale �mia�o i otwarcie
mog� powiedzie�, �e takiego
stracha na wr�ble jak ty,
kr�lewno, jeszcze jak �yj�, nie
spotka�em!
Ca�y dw�r kr�la Pompacego
rzuci� si� w konwulsjach na
ziemi�, najja�niejsi pa�stwo
patrzyli w os�upieniu to na
c�rk�, to na zuchwa�ego
przybysza, a Taran ani si�
zaj�kn��, tylko r�ba� dalej:
- Masz cudze w�osy na g�owie,
posypane prochem nie wiedzie� po
co, bo nie rozumiem, dlaczego
m�oda dziewczyna ma by� siwa jak
stara baba. Z tych w�os�w
wyprawiasz nies�ychane jakie�
dziwol�gi, twarz usmarowa�a�
bielid�em i r�em, ponalepia�a�
jakie� plasterki czarne, jakby�
mia�a dwadzie�cia pryszczy na
twarzy. Zesznurowa�a� biedne
cia�o, �e wygl�dasz cienka, jak
osa, ani je��, ani pi�, ani
�mia� si� nie mo�esz. Sp�dnica
twoja twarda i sztywna rozdyma
si� jak beczka, a zamiast
chodzi� uczciwie na w�asnych
stopach, �azisz niezgrabnie na
jakich� szczud�ach. Bardzo mi to
przykro wyzna�, ale w�a�ciwie
jest� najbrzydsz� ksi�niczk� na
ca�ym �wiecie.
Ledwie rycerz Taran wym�wi�
ostatnie s�owa, ze strasznym
hukiem uderzy� piorun w pa�ac
kr�la Pompacego, mury pop�ka�y
a� do fundament�w i
poprzewraca�y si� na wszystkie
strony, nie rani�c szcz�ciem
nikogo. Straszna tr�ba
powietrzna zerwa�a dach razem z
kopu�� i lamp� s�oneczn� i
ponios�a gdzie� na drugi koniec
�wiata. A z grzmotami i
piorunami lun�� deszcz rz�sisty
i tak gwa�towny, �e po�ama�,
powywraca� sztuczne drzewa i
krzewy, sp�uka� �cie�ki z�ocone,
poni�s� w bystrych potokach
groty, mostki, �wi�tynie a� het
tam, gdzie pieprz ro�nie...
Gdzie przed chwil� wznosi� si�
pa�ac kr�lewski i hala ze
sztucznym ogrodem, zosta�o
miejsce opustosza�e i nagie.
Ali�ci po deszczu t�cza ukaza�a
si� na niebie, s�o�ce wyjrza�o
spoza chmur, a na ogrzanej jego
promieniami ziemi zacz�o si�
co� niby trawka zieleni�. Tu i
�wdzie wystrzeli�y kwiateczki
r�nobarwne, fio�ki, stokrocie,
dzwonki, konwalie... Znalaz�a
si� cudem jakim� pot�na ska�a
mchem poro�ni�ta, z jej szczelin
trysn�o �r�de�ko, w przeci�gu
kwadransa wyskoczy�y spod ziemi
krzaki zielone, zlecia�y si�
roje ptactwa i obsiad�y ga��zie,
s�owem, nie min�a godzina, a w
miejscu starego pa�acu i
przebrzyd�ej imitacji * ogrodu
rozpostar� si� gaik uroczy,
pe�en kwiat�w, ptaszk�w i bujnej
zielono�ci.
Imitacja - na�ladowanie.
C� si� dzia�o tymczasem z
kr�lewn� Morgan� i ca�ym jej
dworem? Oj, i z nimi obesz�a si�
burza nader bezwzgl�dnie.
Robrony * sztywne i niezgrabne
gdzie� si� podzia�y, a wszystkie
panie, nie wy��czaj�c kr�lewny,
mia�y g�ste, jasne lub ciemne
w�osy i nie potrzebowa�y wcale
zas�ania� ich perukami. Dopiero
teraz musia� przyzna�, jak
cudownie pi�kn� by�a ksi�niczka
Morgana.
Robron - strojna suknia o
szerokiej, usztywnionej
sp�dnicy, noszona w Polsce w
Xviii w.
Rycerz Taran zbli�y� si� do
niej i wyci�gn�� r�k�; poda�a mu
swoj� nie tylko bez gniewu, ale
z u�miechem i rado�ci�.
Czar by� z�amany - kr�lewna
zdrowa zupe�nie.
Trzystu rycerzy pr�bowa�o
nadaremnie j� uleczy�, �aden si�
nie domy�li�, �e jedynym
lekarstwem na jej chorob� by�a
prawda wypowiedziana w oczy
najsurowiej, i to koniecznie
trzy razy.
Rycerz Taran o�eni� si� z
kr�lewn� Morgan�; po �mierci
kr�la Pompacego wst�pi� na tron
pa�stwa Barokko, panowa� m�drze
i sprawiedliwie, uwielbiany
przez swych poddanych. Synowie
kr�lewscy - a by�o ich dwunastu
- odznaczali si� roztropno�ci� i
niezmiern� si��, c�rki - a by�o
ich dwana�cie - zachwyca�y urod�
i dobroci�. �yli wszyscy zdrowo
i szcz�liwie, a je�eli nie
pomarli, to dot�d jeszcze �yj�.
Wodnik
W chacie rybaka Andrzeja
siedzi przy kominie babka jego,
Paw�owa: starowinka to
zgrzybia�a... mo�e ma lat
dziewi��dziesi�t, mo�e sto...
sama ju� nie pami�ta ile. R�ce
jej si� trz�s�, nogi nie chc�
s�ucha�, oczy troch� gorzej
widz� ni� w onych dobrych
czasach, gdy mia�a lat
pi�tna�cie. I uszy niedomagaj�,
jakie� w nich szumy, jakie�
szmery... To te lata ci�kiej
pracy, niedoli, smutk�w,
utrapie� szepc� do niej swe
dzieje dawno minione.
Straszna zima na �wiecie, mr�z
parzy, a �nieg si� iskrzy i
skrzypi pod nogami. Wszystko,
co m�ode i zdrowe, prawie ca�a
wie� wybra�a si� do miasteczka
do ko�cio�a, bo to dzi� Bo�e
Narodzenie; po cha�upach
zostali tylko starcy i dzieci
ma�e. Paw�owa grzeje si� u
komina, a przy jej nogach na
niziutkich �aweczkach dwoje
prawnucz�t najm�odszych, Janek i
Kasia - bli�niaki. Noc zapad�a,
rodzic�w jako� nie wida�,
dzieciom si� przykrzy...
- Opowiedzcie, babuniu, o
wilko�aku... - prosi Janek.
- Nie, nie, lepiej o Wodniku -
przerywa mu Kasia.
I babunia opowiada dziwy
straszne o z�o�liwym potworze,
co w pa�acu kryszta�owym na dnie
jeziora mieszka.
- A wy�cie go widzieli kiedy,
babusiu, tego Wodnika?
- Widzie�, tak jak ciebie w
tej chwili, to niby nie, bo si�
go zaw�dy okrutnie ba�am, co by
mnie nie porwa�. Ale z daleka,
ho_ho, ma�o dwadzie�cia razy.
- No to powiedzcie, bardzo
strasznie wygl�da?
- Oj, bardzo! Najlepiej si� na
niego wybra� na ten przyk�ad w
zimie, bo to ze �niegu mo�na
kopczyk uzgarnia�, schowa� si�
jak za p�ot i podgl�da�. W lecie
nie wiadomo, w kt�rej stronie go
szuka�, w zimie �atwiej, bo cho�
calutkie Gop�o na kamie�
zmarznie, to zaw�dy tu albo
�wdzie okr�g�a dziura zostanie
wolna (ju� takie widno jego
prawo), coby mia� kt�r�dy na
�wiat wyziera�.
- A on na brzeg jeziora
wy�azi, babusiu?
- Nigdy w �wiecie, nie wolno
mu. Zreszt� cho�by nawet chcia�,
to si� boi, boby go ludzie
wid�ami ubili. Nieraz �e�my si�
zmawiali, ch�opcy i dziewcz�ta,
robili�my wa� ze �niegu na
skraju lasu, tu� niedaleczko
brzegu, i tam, bywa�o, ze dwie
godziny marzn�c siedzieli�my i
czatowali na onego.
- No i co, babusiu? No i co?
- Czasem daremne by�o nasze
czekanie, mr�z nas pali� jak
gromnicami, a Wodnik w swoim
pa�acu na dnie jeziora siedzia�;
a znowu czasem...
- A znowu czasem, babusiu?
- Jak nie we�mie l�d p�ka� raz
za razem, trask... trask...
przysi�g�by kto, �e fornale z
bat�w strzelaj�. Albo i gorzej,
jak nieraz hukn�o na Gople, to
a�e echa bi�y przemocne.
- A wy co?
- A my siedzim jak trusie, bo
ka�dy wie, co takie trzaskanie
znaczy.
- No to gadajcie, pr�dko, bo
my nie wiemy.
- Znaczy, �e si� Wodnikowi
zima uprzykrzy�a, ciasno mu i
nudno, wi�c si� przeci�ga, ko�ci
sobie prostuje, a co si� plecami
o l�d zaprze, to w tym miejscu
jakby siekier� uci��, rysa leci
od �rodka a� do brzegu i
strzela. I wtedy najcz�ciej
wy�azi do swojego okienka,
d�wiga si� na onych �apach
szkaradnych i wytrzeszcza �lepie
na �wiat bo�y. Dokumentnie go
dojrze� to chyba nikt nie
dojrza�, bo zawsze jakie� mg�y,
jakie� opary ko�o niego si�
podnosz�; ale wielki jest jak
sze�ciu ludzi, g�ow� ma g�stymi
kud�ami poros��, r�ce ohydne,
p�etwiaste, a jak wzdychnie albo
chrz�knie, to ani grzmot lepiej
nie zdoli.
- A co on z�ego robi, �e
powiadacie, co by go chcieli
wid�ami ubi�?
- Nie wiesz co? Dusze ludzkie
w niewoli trzyma, a jak�e - taka
z niego potwora. Skoro ino jaki
nieboraczek w jeziorze utonie,
czyli w zimie, czy w lecie, czy
z dopuszczenia boskiego, czyli z
diabelskiej namowy, jeszcze do
samgo dna nie doszed�, ju�ci go
ten �lepor�d chwyta jak swego,
dusz� mu gwa�tem wydziera, do
szklanego g�sioreczka szczelnie
zamyka, a samego do swojej
s�u�by zabiera i bez nijakiej
lito�ci katuje.
- C�