2139

Szczegóły
Tytuł 2139
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2139 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2139 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2139 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

SALMAN RUSHDIE Szata�skie Wersety Szatan tedy, skazany na dole w��cz�gi, bezdomnego w�drowca, cho� z racji swej anielskiej natury posiada co� na kszta�t kr�lestwa w wodnych pustkowiach lub w powietrzu, to jednak z pewno�ci� cz�ci� jego kary jest to, �e nie ma nic sta�ego, �adnego miejsca, gdzie m�g�by oprze� stop�. Daniel Defoe, Historia Diab�a I. ANIO� GIBRIL 1 Aby narodzi� si� ponownie - �piewa� Gibril Fariszta, spadaj�c z niebios - najpierw musisz umrze�. Ho d�i! Ho d�i! Aby bezpiecznie wy�adowa� na Matce Ziemi, trzeba najpierw lata�. Tat-taa! Taka-tun! Jak mo�e w og�le na twojej twarzy pojawi� si� u�miech, je�eli wcze�niej nie zap�aczesz? Hej, panie szanowny, jak chcesz pan zdoby� mi�o�� swojej ukochanej bez jednego westchnienia? Baba, je�eli chcesz narodzi� si� ponownie... - Tu� przed �witem, pewnego zimowego poranka, w Nowy Rok albo co� ko�o tego, dw�ch ca�kiem realnych, ca�kiem doros�ych �ywych m�czyzn spada�o z bardzo wysoka, bo z dziesi�ciu tysi�cy metr�w, wprost do kana�u La Manche, nie korzystaj�c z dobrodziejstwa spadochron�w czy skrzyde�. Spada�o wprost z jasnego nieba. - M�wi� ci, musisz umrze�, m�wi� ci, m�wi� - rozlega�o si� wci�� i wci�� pod alabastrowym ksi�ycem, a� w ko�cu g�o�ny okrzyk przeci�� noc: - Do diab�a z twoim �piewaniem! - s�owa te zawis�y jak kryszta� w mro�nej bia�ej nocy. - Przy kr�ceniu film�w rusza�e� tylko ustami do muzyki z playbacku, oszcz�d� mi wi�c teraz tych piekielnych ha�as�w. Gibril, ten solista bez s�uchu, bryka� sobie dot�d w �wietle ksi�yca. �piewa� swoj� zaimprowizowan� pie�� mi�osn�, p�ywa� w powietrzu motylkiem albo �abk�, to znowu zwija� si� w k��bek, aby nast�pnie rozpostrze� r�ce i nogi, wyzywaj�c prawie-niesko�czono�� prawie-�witu i przybieraj�c heraldyczne postawy - stoj�c�, le��c� z podniesion� g�ow�, przeciwstawiaj�c sobie niewa�ko�� i przyci�ganie ziemskie. Teraz, wype�niony rado�ci� przekozio�kowa� w kierunku, z kt�rego dochodzi� sardoniczny g�os: - Ohe, Salad baba, och to ty, wprost nie do wiary. Cze��, stary Czamczo. - Na co tamten, gderliwy cie� lec�cy g�ow� w d�, w szarym garniturze z marynark� zapi�t� na wszystkie guziki, z r�koma przy ciele i przyjmuj�cy jako rzecz oczywist� absurd melonika na swojej g�owie, wykrzywi� si� jak cz�owiek, kt�ry nienawidzi przezwisk. - Hej, Spoono - wrzasn�� Gibril, prowokuj�c tym nast�pny grymas. - Ten W�a�nie Londyn, bhai! Oto nadchodzimy! Ci skurwiele tam na dole nie b�d� nawet wiedzie�, co w nich stukn�o: meteory, b�yskawica czy te� zemsta bo�a. Jak grom z jasnego nieba, dziecinko! Dharrraaammm! Kirach! No nie? Co za wej�cie, jar. Daj� s�owo: chlup. Jak grom z jasnego nieba - wielka eksplozja, a zaraz po niej spadaj�ce gwiazdy. Pocz�tek wszystkiego, miniaturowe echo narodzin czasu... odrzutowiec pasa�erski Bustan lot numer AI-420 eksplodowa� bez jakiegokolwiek ostrze�enia wysoko nad olbrzymim, gnij�cym i pi�knym, spowitym w �nieg i jasno o�wietlonym miastem Mahagonny, Babilon, Alphaville. Ale przecie� Gibril ju� je nazwa�, nie wolno mi tu si� wtr�ca�: Ten W�a�nie Londyn, stolica Wilajatu, mruga� �wiat�ami w ciemno�ci nocy. W tym czasie na himalajskiej wprost wysoko�ci kr�tkotrwa�e i przedwczesne s�o�ce wtargn�o w pe�ne py�u styczniowe powietrze, echo znikn�o z ekran�w radar�w, a rozrzedzona przestrze� wype�ni�a si� cia�ami spadaj�cymi z Everestu katastrofy ku mlecznej bieli morza. Kim jestem? Czy jest kto� jeszcze? Samolot rozpad� si� na p� jak str�k wyrzucaj�cy nasiona albo jajko ods�aniaj�ce swoj� tajemnic�. Dwaj aktorzy - ha�a�liwy Gibril i zapi�ty pod sam� szyj� pan Saladyn Czamcza o mocno zaci�ni�tych ustach - spadali jak okruchy tytoniu ze starego, po�amanego cygara. Nad nimi, za nimi, pod nimi, wsz�dzie w tej pr�ni zawis�y odchylone do ty�u fotele lotnicze, stereofoniczne s�uchawki, w�zeczki do rozwo�enia drink�w, torebki u�ywane w razie choroby lokomocyjnej, karty l�dowania, kasety wideo zakupione w wolnoc�owej cz�ci lotniska, czapki ze z�oconymi sznurkami nad daszkiem, papierowe kubki, koce, maski tlenowe. A tak�e - poniewa� na pok�adzie by�a pewna liczba migrant�w - by�o w powietrzu sporo �on, uprzednio przes�uchiwanych przez rozs�dnych urz�dnik�w wykonuj�cych po prostu swoj� prac�, �on pytanych o wielko�� genitali�w swoich m��w i charakterystyczne brodawki na nich, a tak�e o to, jak� ilo�� dzieci uwa�aj� za wystarczaj�c� - zreszt� co do �lubnego pochodzenia tych dzieci, rz�d brytyjski zawsze mia� uzasadnione w�tpliwo�ci - tak wi�c mieszaj�c si� ze szcz�tkami samolotu, p�yn�y r�wnie rozkawa�kowane i r�wnie absurdalne szcz�tki dusz, przerywane wspomnienia, odrzucone osobowo�ci, obci�te ojczyste j�zyki, pogwa�cone prawa do w�asnego �ycia, nieprzet�umaczalne dowcipy, wygas�e nadzieje na przysz�o��, utracone �ycie, zapomniane znaczenia pustobrzmi�cych s��w, ojczyzna, poczucie przynale�no�ci, dom. Nieco og�uszeni przez eksplozj� Gibril i Saladyn spadali pionowo jak zawini�tka upuszczone przez jakiego� bociana, kt�ry nieostro�nie otworzy� dzi�b. Poniewa� jednak Czamcza spada� g�ow� w d�, w pozycji przyjmowanej przez noworodka wchodz�cego do kana�u rodnego matki, zacz�� odczuwa� pewn� irytacj�, kiedy Gibril odm�wi� spadania w tak prosty spos�b. Saladyn nurkowa�, natomiast Fariszta, machaj�c r�koma i nogami, obejmowa� powietrze i przytula� si� do niego, zapracowany aktorzyna bez techniki. W dole czeka�y na ich wej�cie spowite w chmurach, z wolna krzepn�ce pr�dy morskie kana�u La Manche w wyznaczonej im strefie wodnej reinkarnacji. - Hej, ram, japo�skie buty mam - za�piewa�, t�umacz�c star� piosenk� na angielski - chyba z na wp� �wiadomego szacunku dla zbli�aj�cych si� gwa�townie gospodarzy tej ziemi. - O, prosz�, angielskie spodnie nosz�. Na g�ow� wci�ni�ta czerwona czapka ruska, a pod tym strojem dusza hinduska. - Chmury jak p�czniej�ce b�ble szybko p�dzi�y ku nim i prawdopodobnie, czy to z powodu tajemniczej przepastno�ci cumulusa i cumulonimbusa (pot�ne, falowane ob�oki z czo�a burzy sta�y przy tym na wschodzie jak olbrzymie m�oty), czy te� dlatego, �e uwaga obu skupiona by�a na piosenkach (pierwszego na ich wy�piewywaniu, drugiego na wygwizdywaniu), czy te� przyczyni�o si� do tego dr�enie wywo�ane przez eksplozj� - w ka�dym razie oszcz�dzona im zosta�a �wiadomo�� tego, co nieuchronnie zaraz nast�pi. Jaka by tego nie by�a przyczyna, ci dwaj ludzie, Gibrilsaladyn Farisztaczamcza, skazani na to nie ko�cz�ce si�, a jednocze�nie zbli�aj�ce si� do ko�ca anielsko-diabelskie spadanie, nie zauwa�yli po prostu chwili, w kt�rej rozpocz�� si� proces ich transmutacji. Mutacji? Yessir, ale nie przypadkowej. Tam, w g�rze, w przestrzeni powietrznej, w tym delikatnym, niezauwa�alnym obszarze, kt�ry zaistnia� dzi�ki temu wiekowi i kt�ry nast�pnie umo�liwi� ten wiek, staj�c si� jednym z miejsc definiuj�cych to stulecie, aren� ruchu i wojny, �rodkiem zmniejszaj�cym planet� i poch�aniaczem pot�gi, najbardziej niepewn� i kr�tkotrwa�� ze stref, iluzjonistyczn�, nieci�g��, metamorficzn� - poniewa� kiedy wyrzuci si� wszystko w g�r�, w powietrze, wszystko staje si� mo�liwe - w ka�dym razie, daleko tam w g�rze, w tych b��dz�cych aktorach zasz�y zmiany, zmiany, kt�re uradowa�yby serce starego pana Lamarcka: pod wp�ywem ekstremalnych warunk�w �rodowiska pojawi�y si� pewne cechy charakterystyczne. Jakie cechy? Powoli, powoli; my�licie, �e Akt Stworzenia przebiega w po�piechu? Przecie� z objawieniem r�wnie� tak si� nie dzieje... Popatrzcie na tych dw�ch. Zauwa�yli�cie co� nadzwyczajnego? Po prostu dwaj br�zowi faceci, spadaj�cy bezw�adnie jak kamienie. Nic nowego, mo�ecie pomy�le�: wdrapali si� za wysoko, przeskoczyli samych siebie, lecieli zbyt blisko s�o�ca, czy� nie tak? Nie, nie o to chodzi. Pos�uchajcie: Pan Saladyn Czamcza, przera�ony d�wi�kami wydobywaj�cymi si� z ust Gibrila Fariszty, odpowiedzia� na ten atak w�asnymi strofami. I oto Fariszta us�ysza�, jak przez nieprawdopodobne nocne niebo p�ynie stara piosenka, wiersz Jamesa Thomsona od wersu tysi�c siedemset do tysi�c siedemset czterdzie�ci osiem. - ...z polecenia Niebios - pop�yn�y radosne wersety z ust Czamczy, kt�rego wargi przybra�y z zimna szowinistyczny, czerwono-bia�o-niebieski kolor, - heeen - tam, z lazuroweeego powsta� oceanu. - Przera�ony Fariszta �piewa� coraz g�o�niej o japo�skich bucikach, rosyjskich czapkach, niezmiennie czystych subkontynentalnych sercach, lecz wci�� nie m�g� uciszy� gwa�townej recytacji Saladyna: - A anio�ooowie str���e �piewali rado�nie. Sp�jrzmy prawdzie w oczy: to by�o absolutnie niemo�liwe, aby mogli si� wzajemnie s�ysze�, a co dopiero rozmawia� czy te� wsp�zawodniczy� w piosenkach. Przecie� lecieli coraz szybciej w stron� planety, a powietrze wok� nich by�o wype�nione rykiem. Jak wi�c by�o to mo�liwe? Lecz przyjmijmy do wiadomo�ci r�wnie� i to, �e tak jednak by�o. P�dzili w d�, a zimowy mr�z, oszraniaj�c im rz�sy i gro��c zamro�eniem serc, niemal wyrwa� ich z szalonego snu na jawie i w�a�nie mieli dostrzec nadzwyczajno�� ich w�asnego �piewu i dojrze� deszcz ko�czyn ludzkich i niemowl�t, kt�rego sami byli cz�ci�, jak i dopu�ci� do siebie strach przed przeznaczeniem, kt�re p�dzi�o w ich stron� z do�u, kiedy uderzyli w kipiel chmur o zerowej temperaturze, kt�ra ca�kowicie ich przemoczy�a i natychmiast pokry�a lodem. Znajdowali si� teraz w czym�, co wydawa�o si� by� d�ugim pionowym tunelem. Czamcza, dok�adny, sztywny i wci�� jeszcze do g�ry nogami, zobaczy� zbli�aj�cego si� do� Gibrila Fariszt�, kt�ry p�yn�� w tej swojej szkar�atnej koszuli poprzez tunel o �cianach z chmur, i ju� mia� krzykn��: "Odejd�, trzymaj si� z dala ode mnie", kiedy co� mu przeszkodzi�o, co�, jakby pocz�tek ma�ej trzepocz�cej i krzycz�cej rzeczy w jego brzuchu. Tak wi�c zamiast wyrzuci� z siebie s�owa protestu, Czamcza otworzy� ramiona i Fariszta wp�yn�� w nie nogami, splataj�c si� z nim w odwr�conym u�cisku. Si�a zderzenia by�a tak wielka, �e zacz�li kozio�kowa� coraz szybciej i szybciej, kr�c�c podw�jnego m�ynka przez ca�� drog� w d� i wzd�u� tej dziury, kt�ra prowadzi�a do Krainy Czar�w. Kiedy w�a�nie czynili wysi�ki, aby wydosta� si� z tej bieli, pojawi� si� szereg chmur o r�nych kszta�tach, nieustannie przeobra�aj�cych si�: bogowie w byki, kobiety w paj�ki, ludzie w wilki. Wok� nich t�oczy�y si� hybrydyczne chmury-stworzenia, wisz�ce na mi�sistych �odygach gigantyczne kwiaty o kobiecych piersiach, skrzydlate koty, centaury - i w ko�cu pogr��onemu w p�wiadomo�ci Czamczy zdawa�o si�, �e on r�wnie� posiad� cechy chmur, staj�c si� metamorficzn� hybryd�, jak gdyby przeobra�a� si� w osob�, kt�rej g�owa znajdowa�a si� obecnie mi�dzy nogami, a nogi owija�y si� wok� jej d�ugiej, patrycjuszowskiej szyi. Osoba ta nie mia�a jednak czasu na takie "podniebne dyrdyma�y"; w rzeczy samej nie by�a ona w og�le zdolna do dyrdymalenia, poniewa� akurat chwil� wcze�niej ujrza�a wy�aniaj�c� si� z k��bu chmur posta� wspania�ej kobiety w nieokre�lonym wieku. Mia�a na sobie brokatowe zielono-z�ote sari, w nosie diamentow� ozdob�, a jej w�osy pokrywa� lakier chroni�cy kunsztownie spi�trzone loki przed huraganowym wiatrem tych wysoko�ci. Siedzia�a na swoim lataj�cym dywanie. - Rekha Merchant - przywita� j� Gibril. - Nie mog�a� znale�� drogi do nieba, czy co? Twarde s�owa, je�eli zauwa�ymy, �e s� skierowane do nie�yj�cej kobiety! Co prawda usprawiedliwia� go mo�e wstrz�s i gwa�townie spadanie... Czamcza, zaciskaj�c kurczowo nogi, zapyta�, niczego nie rozumiej�c: - Co, u diab�a? - Nie widzisz jej? - wrzasn�� Gibril. - Nie widzisz tego jej cholernego bucharskiego dywanu? - Nie, nie, Gibbo - szepn�a mu do ucha - nie spodziewaj si�, �e potwierdzi. Ukazuj� si� wy��cznie twoim oczom, mo�e zaczynasz wariowa�, jak my�lisz, ty namaqool, ty kawa�ku �wi�skiego �ajna, m�j ty kochany. Wraz ze �mierci� przychodzi znowu szczero��, kochanie, a wi�c mog� ci� nazywa� prawdziwymi imionami. Chmurna Rekha wci�� szepta�a swoje cierpkie czu�o�ci, lecz Gibril ponownie krzykn�� do Czamczy: - Hej, Spoono? Widzisz j� czy nie? Saladyn Czamcza niczego nie widzia�, niczego nie s�ysza�, nic nie powiedzia�. Gibril sam stawi� jej czo�a. - Nie powinna� by�a tego robi� - upomnia� j�. - Nie, moja pani. Grzech. To okropna rzecz. - O tak, teraz mo�esz prawi� mi kazania - za�mia�a si�. - Pomy�le�, �e ty w�a�nie masz tak du�e poczucie moralno�ci, dobre sobie. Przecie� to ty mnie porzuci�e�. - Jej g�os niemal wgryza� si� w jego ucho - To przecie� ty, O ksi�ycu mej rozkoszy, skry�e� si� za chmur�. A ja w ciemno�ci, o�lepiona, stracona, dla mi�o�ci. Przerazi� si�. - Czego chcesz? Nie, lepiej nie m�w, po prostu odejd�. - Kiedy by�e� chory, nie mog�am ci� zobaczy� z obawy przed skandalem. Wiedzia�e�, �e nie mog� przyj��, �e trzymam si� z dala przez wzgl�d na ciebie, ale p�niej ukara�e� mnie, wykorzystuj�c to jako wym�wk�, by mnie porzuci� jak chmur�, za kt�r� si� skry�e�. I na dobitk� jeszcze ona, ta kobieta z lodowc�w. Dra�. A teraz skoro ju� umar�am, zapomnia�am, co to przebaczenie. Przeklinam ci�, m�j Gibrilu, niech twoje �ycie b�dzie piek�em. Piek�em, poniewa� tam mnie pos�a�e�, niech ci� diabli, poniewa� w�a�nie stamt�d przyszed�e�, diable, i tam w�a�nie zmierzasz. �ycz� ci, frajerze, cholernie przyjemnego spadania. - Przekle�stwo Rekhi; a po nim wersety w j�zyku, kt�rego nie rozumia�, j�zyku, kt�ry ca�y by� wype�niony chropowatymi i sycz�cymi d�wi�kami. Wydawa�o mu si�, �e wy�owi� kilkakrotnie powtarzane imi� Al-lat... a zreszt�, mo�e nie... Mocniej uchwyci� Czamcz�; przebili si� przez dno chmur. P�d, poczucie p�du powr�ci�o, gwi�d��c swoj� przera�liw� melodi�. Dach chmur uciek� w g�r�, a wodna pod�oga przybli�y�a si� i powi�kszy�a. Otworzy�y im si� oczy. Wrzask, ten sam wrzask, kt�ry trzepota� si� we wn�trzno�ciach Czamczy, gdy p�yn�� poprzez niebo, wyrwa� si� z jego warg. Snop s�onecznego �wiat�a przebi� otwarte usta i wyzwoli� si�. Lecz ju� uprzednio Czamcza i Fariszta mieli styczno�� z przeobra�aj�cymi si� chmurami i teraz na kraw�dziach ich postaci dawa�a si� zauwa�y� jaka� p�ynno��, brak wyrazisto�ci i kiedy �wiat�o s�oneczne uderzy�o Czamcz�, wydoby�o z niego co� wi�cej ni� ha�as. - Le� - wrzasn�� Czamcza do Gibrila. - Zacznij lata�, no ju�. - I doda� nast�pne polecenie, nie wiedz�c, sk�d si� ono wzi�o: - I �piewaj. Jak nowe przychodzi na ten �wiat? Jak si� rodzi? Z jakich po��cze� i przekszta�ce� powstaje? I jak mo�e przetrwa�, zwa�ywszy jego ekstremalny i niebezpieczny charakter? Na jakie musi p�j�� kompromisy, jakich dokona� transakcji, jakich odst�pstw od swojej tajemnej natury musi to co� si� dopu�ci�, aby zapobiec dzia�aniu niszczycielskiej brygady, anio�a �mierci, gilotyny? Czy narodziny s� zawsze upadkiem? Czy anio�owie maj� skrzyd�a? Czy ludzie potrafi� lata�? Kiedy pan Saladyn Czamcza wypad� z chmur nad kana�em La Manche, poczu�, �e jego serce chwyta si�a tak nieprzejednana, i� niemo�liwe jest, aby umar�. P�niej, kiedy znowu sta� mocno na ziemi, cz�sto zaczyna� w to w�tpi� i przypisywa� swoj� niewiarygodn� podr� zaburzeniom w postrzeganiu wywo�anym przez eksplozj�, a swoje ocalenie, swoje i Gibrila, przypadkowi, �lepemu zbiegowi okoliczno�ci. Ale wtedy nie mia� najmniejszej w�tpliwo�ci; zaw�adn�a nim ch�� �ycia, ch�� ogromna, nieprzeparta, prawdziwa. Kiedy tylko to uczucie pojawi�o si�, na wst�pie poinformowa�o go, �e nie chce mie� nic wsp�lnego z jego �a�osn� osob�, z tym na wp� zrekonstruowanym przypadkiem na�ladownictwa i g�os�w. Uczucie to zamierza�o pomin�� go ca�kowicie i zaskoczony stwierdzi�, �e poddaje si� - ale� tak, oczywi�cie - jak gdyby by� przygodnym widzem w swoim w�asnym umy�le, we w�asnym ciele, jako �e mia�o ono sw�j pocz�tek w samym �rodku jego wn�trza i rozprzestrzenia�o si� na zewn�trz, przekszta�caj�c krew w �elazo, zmieniaj�c cia�o w stal. Poza tym mia� wra�enie, �e ogarn�o go ono z zewn�trz jak pot�na d�o� i trzyma go w straszliwie mocnym, a zarazem niezno�nie delikatnym u�cisku. A� w ko�cu ca�kowicie zapanowa�o nad nim i mog�o porusza� jego wargami, palcami, ka�d� cz�ci� cia�a, i skoro ju� upewni�o si� co do swej ca�kowitej kontroli, rozszerzy�o si� poza jego cia�o i z�apa�o Gibrila Fariszt� za j�dra. - Le� - rozkaza�o ono Gibrilowi. - �piewaj. Czamcza wci�� trzyma� Gibrila, kiedy ten zacz�� macha� r�koma z pocz�tku wolno, a potem coraz szybciej i silniej. Trzepota� coraz mocniej, i kiedy tak trzepota�, wyrwa�a si� z jego ust pie��. I podobnie jak pie�� �piewana przez ducha Rekhi Merchant, r�wnie� i ta by�a w j�zyku, kt�rego nie zna�, i do melodii, kt�rej nigdy przedtem nie s�ysza�. Gibril nigdy potem nie zaprzecza�, �e by� to cud; odmiennie ni� Czamcza, kt�ry usi�owa� racjonalnie t�umaczy�, �e nic takiego nigdy nie mia�o miejsca. Gibril nie przestawa� m�wi�, �e to gazal zes�ana przez niebo, �e przecie� na nic by si� zda�o samo machanie r�koma bez pie�ni i �e gdyby nie to trzepotanie, to jak nic, bez w�tpienia uderzyliby w fale jak w ska�� i po prostu rozpadliby si� na kawa�ki przy zetkni�ciu z napi�t� tafl� wody. Zamiast tego zacz�li zwalnia�. Im bardziej stanowczo Gibril trzepota� i �piewa�, �piewa� i trzepota�, tym wolniejsze stawa�o si� ich spadanie, a� w ko�cu obydwaj zacz�li lekko ko�ysa� si� w powietrzu i z wolna opada� ku wodom kana�u La Manche jak skrawki papieru na wietrze. Byli jedynymi, kt�rzy prze�yli katastrof�, jedynymi pasa�erami Bustana, kt�rzy spadli z tej wysoko�ci i �yli. Znaleziono ich na pla�y, gdzie zostali wyrzuceni przez fale. Ten bardziej elokwentny z dw�jki, ten w szkar�atnej koszuli, m�wi� bardzo chaotycznie i przysi�ga�, �e chodzili po wodzie i �e fale przynios�y ich delikatnie do brzegu. Jednak ten drugi, do kt�rego g�owy przywar� jakby za dotkni�ciem czarodziejskiej r�d�ki nasi�kni�ty wod� melonik, zaprzeczy� temu. - Bo�e, ale� nam si� uda�o - powiedzia�. - Czeg� mo�na jeszcze chcie�? Ja oczywi�cie znam prawd�. Obserwowa�em ca�� t� histori�. Na razie nie roszcz� sobie �adnych pretensji do wszechobecno�ci i wszechwiedzy, ale mam nadziej�, �e na tyle mnie sta�. Czamcza doprowadzi� do tego si�� swojej woli, a Fariszta wykona� to, do czego zosta� zmuszony. Kt�ry z nich by� cudotw�rc�? Jakiego rodzaju by�a pie�� Fariszty - anielska czy szata�ska? Kim jestem? Albo, powiedzmy: kto wie, jaka jest najlepsza pie��? A oto pierwsze s�owa, jakie wypowiedzia� Gibril Fariszta, budz�c si� na zasypanej �niegiem pla�y, gdzie przy jego uchu znalaz�o si� co� tak nieprawdopodobnego jak rozgwiazda: - Narodzili�my si� ponownie, Spoono, ty i ja. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, szanowny panie, wszystkiego najlepszego. Na te s�owa Saladyn Czamcza. zakaszla�, bryzn�� �lin�, otworzy� oczy i jak przysta�o na noworodka, wybuchn�� niedorzecznym p�aczem. 2 Reinkarnacja zawsze by�a czym� bardzo wa�nym dla Gibrila, kt�ry przez pi�tna�cie lat by� najwi�ksz� gwiazd� w historii filmu hinduskiego i to nawet wtedy, kiedy pokona� "w spos�b nadprzyrodzony" Wirusa Widmo, kt�ry, jak powszechnie sadzono, mia� po�o�y� kres jego kontraktom. Tak wi�c, mimo �e nikt tego nie zrobi�, mo�e kto� powinien by� przepowiedzie�, �e kiedy Gibril wr�ci po chorobie do swoich zaj��, uda mu si� odnie��, �e tak powiem, sukces tam, gdzie wirusy przegra�y i odej�� ze swojego dotychczasowego �ycia na zawsze, w tygodniu, w kt�rym przekroczy� czterdziestk�, znikn��, pstryk! Taka sztuczka, rozp�yn�� si� w powietrzu. Pierwsi zauwa�yli jego nieobecno�� czterej pracownicy studia filmowego, wo��cy go w fotelu na k�kach. Na d�ugo przed chorob� wpad� on w nawyk przemieszczania si� po terenie wielkiego studia filmowego D.W. Ramy z jednego planu na drugi przy pomocy tej grupy szybkich, zaufanych atlet�w, gdy� cz�owiek, kt�ry r�wnocze�nie przygotowuje si� do jedenastu film�w, musi oszcz�dza� swoje si�y. Pos�uguj�c si� skomplikowanym systemem kodowania, sk�adaj�cym si� z kresek, k�ek i kropek, kt�ry to Gibril pami�ta� jeszcze z dzieci�stwa sp�dzonego w�r�d legendarnych go�c�w-roznosicieli obiad�w w Bombaju (o kt�rych szerzej p�niej), ci wsp�cze�ni tragarze lektyk b�yskawicznie i bezszelestnie przerzucali go z jednej roli do drugiej, dostarczaj�c na miejsce r�wnie punktualnie i niezawodnie, jak jego ojciec czyni� to niegdy� z obiadami. Po ka�dych zdj�ciach do filmu Gibril zwykle wskakiwa� z powrotem na fotel, kt�ry jak naj�pieszniej pilotowano w kierunku nast�pnego planu. Tam przebierano Gibrila w nowy kostium, ponownie charakteryzowano i dawano do r�ki tekst nast�pnej roli. - Kariera aktora graj�cego w filmach d�wi�kowych w Bombaju - powiedzia� on swojej lojalnej brygadzie tragarzy - podobna jest raczej do wy�cigu foteli na k�kach z kilkoma przerwami przy punktach �ywno�ciowych na trasie. Po wyj�ciu z choroby, po zwyci�stwie nad Upiornym Wirusem, Tajemnicz� Przypad�o�ci�, nad samym Zarazkiem, Gibril powr�ci� do pracy, pozwalaj�c sobie na kr�cenie jedynie siedmiu film�w jednocze�nie... A� tu nagle, po prostu pstryk-pstryk i nie ma go tam. Fotel na k�kach sta� pusty pomi�dzy wyciszonymi planami filmowymi; znikni�cie Fariszty ods�oni�o ca�e bezgu�cie dekoracji filmowych. Czw�rka tragarzy usprawiedliwia�a nieobecn� gwiazd� filmow�, kiedy w�ciek�e szefostwo wytw�rni rzuci�o si� na nich. - Szanowny panie, on na pewno jest chory. Zawsze przecie� s�yn�� z punktualno�ci, no nie, dlaczego od razu go krytykowa�, szefie - od czasu do czasu trzeba przymkn�� oczy na kaprysy wielkich artyst�w. - Ta ich obrona Fariszty spowodowa�a, �e stali si� pierwszymi ofiarami jego tajemniczego znikni�cia, jego - uwaga - hokus-pokus; wylano ich z roboty, cztery trzy dwa jeden, ekdumjaldi, wydalono za bramy studia filmowego, a fotel na k�kach sta� opuszczony pod malowanymi palmami kokosowymi, to w tym, to w tamtym rogu trocinowej pla�y, i pokrywa� si� kurzem. Gdzie by� Gibril? Producenci filmowi, pozostawieni siedmiokro� w�asnemu losowi, wpadli w straszn� panik�. Widzicie tam, na terenie klubu golfowego Willingdon, gdzie obecnie jest jedynie dziewi�� do�k�w, a z pozosta�ych dziewi�ciu drapacze chmur wyrastaj� jak gigantyczne chwasty lub, powiedzmy, jak grobowce oznaczaj�ce miejsce spoczynku rozdartych zw�ok starego miasta - i tam, w�a�nie tam, widzicie urz�dnik�w wysokiego stopnia, kt�rzy nie mog� trafi� do do�ka z bliskiej odleg�o�ci. A popatrzcie wy�ej, kosmyki um�czonych w�os�w, wyrywanych z g��w urz�dnik�w, opadaj� w powietrzu z okien na najwy�szych pi�trach. �atwo mo�na by�o zrozumie� wzburzenie producent�w filmowych, poniewa� w tym czasie, kiedy kurczy�a si� liczba widz�w w salach kinowych, a sie� stacji telewizyjnych tworzy�a melodramatyczne seriale historyczne i wykreowa�a wsp�czesn� krucjat� gospody� domowych, tylko jedno jedyne nazwisko umieszczone w czo��wce filmu wci�� jeszcze by�o w stanie wykrzesa� entuzjazm w widzach, tylko ono dawa�o stuprocentow� gwarancj� na Super Przeb�j, Nadzwyczajn� Sensacj�; a tu w�a�ciciel powy�szego nazwiska odszed�, wszystko jedno czy w g�r�, w d�, czy te� w bok, jednak niezaprzeczalnie i z ca�� pewno�ci� da� drapaka... W ca�ym mie�cie rozdzwoni�y si� telefony. Gliniarze, motocykli�ci, nurkowie i �odzie przeczesuj�ce wody portu w poszukiwaniu jego cia�a - nic nie przynios�o efektu. Zacz�y kr��y� wspomnienia o zgas�ej gwie�dzie. Na jednym z siedmiu dotkni�tych niemoc� plan�w pojawi�a si� panna Pimple Billimoria, bomba reklamuj�ca czerwony pieprz i inne przyprawy - �adna tam trzpiotowata panienka, lecz seksowna-�apy-przy-sobie-panowie paczuszka dynamitu - przy odziana w lekki p�aszczyk, spod kt�rego wyziera� negli� tancerki �wi�tynnej, i ustawi�a si� pod powykr�canymi tekturowymi podobiznami kopuluj�cych tantrycznych figur z okresu dynastii Czandel�w, - i widz�c, ze nie dojdzie do kr�cenia jej najwa�niejszej sceny i �e szans� na zasadniczy prze�om w karierze zosta�y pogrzebane - da�a z�o�liwe przedstawienie wobec audytorium z�o�onego z in�ynier�w d�wi�ku i elektryk�w �mi�cych cyniczne cygaretki. W asy�cie pora�onej nieszcz�ciem s�u��cej, same �okcie, Pimple pr�bowa�a szyderczego tonu. - Bo�e, co za szcz�cie, s�owo daj� - krzykn�a. - Chodzi mi o to, �e dzi� mieli�my kr�ci� t� scen� mi�osn�, fuj. Po prostu umiera�am z obrzydzenia na sam� my�l, �e b�d� musia�a zbli�y� si� do tego t�u�ciocha o oddechu gnij�cego �ajna karaluch�w. - Tupn�a. Ci�kie jak dzwon bransolety na jej nogach zadzwoni�y gwa�townie. - Ma diabelne szcz�cie, �e filmy nie pachn�, bo nie dosta�by nawet roli tr�dowatego. I w tym miejscu monolog Pimple zamieni� si� w stek tak plugawych uwag, �e wszyscy palacze cygaretek po raz pierwszy zaciekawili si� i zacz�li z o�ywieniem por�wnywa� s�ownictwo Pimple z zasobem s��w kr�lowej bandyt�w, z�ej s�awy Phulan Devi, kt�rej przekle�stwa mog�y topi� lufy karabin�w i w oka mgnieniu zmienia�y dziennikarskie o��wki w gum�. Wyj�cie Pimple. P�acz�ca, ocenzurowana, skrawek papieru na pod�odze w pokoju cenzor�w. Kiedy sz�a, imitacje diament�w spad�y z jej p�pka, pod��aj�c t� sam� drog� co �zy... Co si� jednak tyczy zgni�ego oddechu Fariszty, Pimple nie by�a daleka od prawdy, co najwy�ej wyrazi�a si� o tej sprawie zbyt ogl�dnie. Wyziewy Gibrila, te brunatno��te chmury siarki chemicznej i siarki piekielnej w po��czeniu z odstaj�cymi na czubku g�owy kruczoczarnymi w�osami zawsze nadawa�y mu wygl�d raczej pos�pny, a nie �wietlisty, i to pomimo archanielskiego imienia. Po znikni�ciu Gibrila powiedziano, �e odnalezienie go powinno by� �atwe; wszystko, czego trzeba, to w miar� przyzwoity nos... i w tydzie� po jego znikni�ciu pewne wyj�cie, o wiele bardziej tragiczne od wyj�cia Pimple Billimorii, przyczyni�o si� w du�ym stopniu do wzmocnienia tego piekielnego odoru, kt�ry zacz�� na dobre wi�za� si� z tym tak mile dot�d pachn�cym imieniem. Mo�na powiedzie�, �e zszed� on z ekranu na ziemi�, a w �yciu, w przeciwie�stwie do �wiata filmu, ludzie potrafi� rozpozna�, czy co� �mierdzi, czy nie. Jeste�my istotami powietrznymi, Nasze korzenie w marzeniach i chmurach, odrodzeni W locie. Do widzenia. Ten enigmatyczny li�cik znalaz�a policja w luksusowym mieszkaniu Gibrila Fariszty mieszcz�cym si� na ostatnim pi�trze drapacza chmur Everest Vilas na wzg�rzu Malabar, czyli w najwy�ej po�o�onym mieszkaniu najwy�szego budynku zbudowanego w najwy�szym punkcie miasta. By�o to jedno z tych mieszka�, z kt�rych rozpo�ciera si� rozleg�y widok w dw�ch kierunkach - albo na wieczorny naszyjnik alei Marin� Drive albo te� a� do Scandal Point i na morze. Li�cik pozwoli� nag��wkom w gazetach na kontynuacj� ich dotychczasowej kakofonii. FARISZTA NURKUJE POD ZIEMI� - takie zdanie wyra�a� w cokolwiek makabryczny spos�b "Btitz", natomiast Pracowita Pszcz�ka w "The Daily" wola�a tytu� GIBRIL WYLATUJE Z KLATKI. Ukaza�o si� wiele fotografii tej legendarnej rezydencji, w kt�rej francuscy dekoratorzy wn�trz legitymuj�cy si� listami polecaj�cymi od Rezy Pahlawiego - w dow�d uznania za prac�, jak� wykonali w Persepolis - zu�yli milion dolar�w na odtworzenie na tych wysoko�ciach czego�, co przypomina�oby namiot Beduina. Jeszcze jedna iluzja zniszczona poprzez jego nieobecno��; GIBRIL ZWIJA OB�Z, krzycza�y nag��wki, lecz dok�d si� uda� - czy w g�r�, w d�, czy te� w bok? Nikt nie wiedzia�. W tej metropolii j�zyk�w i szept�w nawet najbardziej czu�e uszy nie mog�y wy�owi� niczego wiarygodnego. Jednak pani Rekha Merchant, czytaj�c wszystkie gazety, s�uchaj�c wszystkich stacji radiowych i wlepiaj�c oczy we wszystkie programy telewizji Doordarshan, wy�uska�a co� z listu Fariszty, znalaz�a w nim nut�, kt�ra usz�a uwagi innych. Zabra�a swoje dwie c�rki i syna na spacer po dachu wie�owca, w kt�rym mieszka�a. A nazywa� si� on Everest Vilas. Jego s�siadka; prawd� powiedziawszy, z mieszkania bezpo�rednio pod nim. Jego s�siadka i przyjaci�ka; dlaczego mam powiedzie� co� wi�cej? Oczywi�cie skandalizuj�ce i z�o�liwe czasopisma tego miasta zape�ni�y kolumny insynuacjami i aluzjami. Po co teraz szarga� jej reputacj�? Kim by�a? Bogat� kobiet�, z pewno�ci�, ale ostatecznie wie�owiec Everest Vilas to nie to samo co kamienica czynszowa w Kuria, no nie? M�atk�, tak m�j panie, od trzynastu lat, a jej m�� - grub� ryb� w �o�yskach kulkowych. Niezale�na, jej salony wystawowe z dywanami i antykami, pierwszorz�dnie usytuowane w Kolaba, prosperowa�y �wietnie. Swoje dywany nazywa�a klimami i klinami, natomiast staro�ytne r�kodzie�a - amtykami. Tak, a do tego by�a pi�kna, mia�a t� surow� i g�adk� urod� rozcie�czonych mieszkanek podniebnych apartament�w miasta, przy tym kszta�t jej cia�a, sk�ra i postawa - wszystko �wiadczy�o o tym, �e od dawna ju� nie mia�a nic wsp�lnego z t� zubo�a��, ci�k� i roj�c� si� od stworze� ziemi�. Wszyscy byli zgodni co do tego, �e ma ona siln� osobowo��, pije jak smok z kryszta��w Lalique'a, bezwstydnie wiesza sw�j kapelusz na rze�bie Natarad�y z epoki Czol�w, wie, czego chce i w jaki spos�b b�yskawicznie to zdoby�. Jej m�� by� szar�, bogat� mysz�, maszyn� do robienia pieni�dzy. Rekha Merchant przeczyta�a po�egnalny komunikat Gibrila Fariszty zamieszczony w gazetach, napisa�a w�asny list, zebra�a dzieci, przywo�a�a wind� i ruszy�a w stron� niebios (jedno pi�tro) na spotkanie wybranemu przez siebie przeznaczeniu. "Wiele lat temu - pisa�a w li�cie. - Wysz�am za m�� z tch�rzostwa. Teraz wreszcie robi� co� odwa�nego." Na swoim ��ku pozostawi�a gazet� ze s�owami Gibrila podkre�lonymi na czerwono trzema nier�wnymi grubymi liniami, z kt�rych jedna przebi�a stron� na wylot. Oczywistym wi�c by�o, �e pisz�ce o tym brukowe gazety cieszy�y si� du�ym powodzeniem i �e nag��wki nie m�wi�y o niczym innym, jak o SKOKU USYCHAJ�CEJ Z MI�O�CI �LICZNOTKI i o tym, �e ZROZPACZONA PI�KNO�� DECYDUJE SI� NA OSTATNI SKOK. Ale: By� mo�e ona r�wnie� mia�a fio�a na punkcie powt�rnych narodzin, a Gibril, nie rozumiej�c potwornej pot�gi metafory, zaleci� lot. Aby ponownie si� narodzi�, najpierw musisz, a przecie� by�a podniebnym stworzeniem, pi�a szampana z Lalique'a, �y�a na Evere�cie i jeden z wsp�mieszka�c�w Olimpu odlecia�; a je�eli on to potrafi�, to i ona mog�a ulecie� na skrzyd�ach i powr�ci� do marze�. Nie uda�o jej si�. Pasztun, zatrudniony jako portier w drapaczu Everest Vilas, oferowa� �wiatu nast�puj�ce pozbawione upi�ksze� �wiadectwo: - Akurat chodzi�em sobie, a tu tutaj, tylko po terenie nale��cym do budynku, kiedy nagle us�ysza�em g�uche uderzenie, �uppp. Odwr�ci�em si�. By�o to cia�o najstarszej c�rki. Mia�a kompletnie zmia�d�on� czaszk�. Spojrza�em w g�r� i zobaczy�em, �e spada ch�opiec, a za nim m�odsza dziewczynka. Co tu du�o gada�, o ma�y w�os nie spadli wprost na mnie. Zakry�em usta r�k� i podszed�em do nich. M�odsza dziewczynka cicho j�cza�a. Wtedy jeszcze raz spojrza�em w g�r� i zobaczy�em, �e spada pani. Jej sari wyd�o si� jak balon, w�osy mia�a rozpuszczone. Przenios�em wzrok na co� innego, gdy� spada�a i patrzenie by�oby nietaktem. Rekha i jej dzieci spad�y z Everestu; �adne z nich nie ocala�o. Win� po cichu obci��ono Gibrila. C�, na jaki� czas pozostawmy �w w�tek w tym miejscu. Aha, nie zapomnijcie: on j� widzia� po tym, jak umar�a Widzia� j� kilka razy. Sporo czasu min�o, zanim ludzie zrozumieli, jak bardzo chory by� ten wielki cz�owiek. Gibril gwiazda. Gibril, kt�ry pokona� Nieznan� Chorob�. Gibril, kt�ry obawia� si� snu. Po odej�ciu Gibrila wszechobecne dot�d podobizny jego twarzy zacz�y niszcze�. Z jaskrawych, gigantycznych tablic reklamowych, z kt�rych roztacza� opiek� nad przechodniami, zacz�y opada� kawa�kami i rozsypywa� si� jego leniwe powieki. Opada�y coraz bardziej, a� t�cz�wki zacz�y wygl�da� jak dwa ksi�yce poprzecinane chmurami lub mi�kkimi ostrzami d�ugich rz�s. Ostatecznie powieki odpad�y, powoduj�c, �e namalowane oczy Gibrila sta�y si� wy�upiaste i szalone. W pobli�u pa�ac�w przemys�u filmowego w Bombaju zauwa�ono, �e olbrzymie tekturowe podobizny Gibrila marniej� coraz bardziej i przekrzywiaj� si�. Bezw�adnie zwisaj�c na podtrzymuj�cych je szafotach, potraci�y r�ce, konaj�, trzaskaj� im karki. Portrety z ok�adek czasopism nabra�y �miertelnej blado�ci, a oczy sta�y si� jakie� zapad�e i puste. W ko�cu podobizny Gibrila po prostu znikn�y z zadrukowanych stron, tak �e b�yszcz�ce ok�adki le��cych w kioskach czasopism takich jak "Celebrity", "Society" i "Illustrated Weekly"� nagle zgas�y, za� ich w�a�ciciele z miejsca wylali drukarzy z pracy, a win� zwalili na z�� jako�� farby drukarskiej. Nawet na samym srebrnym ekranie, hen, wysoko ponad g�owami jego wyznawc�w siedz�cych w ciemno�ci, ta, zdawa�oby si�, nie�miertelna fizjonomia zacz�a rozk�ada� si�, pokrywa� p�cherzami i bledn�c; z niewyja�nionych powod�w aparaty projekcyjne zacina�y si� za ka�dym razem, kiedy wy�wietla�y Gibrila. Jego filmy zatrzymywa�y si�, a �ar z lamp niesprawnych projektor�w wypala� ich celuloidow� pami��: gwiazda przekszta�cona w supernow�, przy czym spalaj�cy wszystko ogie� szed� od �rodka na zewn�trz, i jak nale�a�o si� spodziewa�, wychodzi� z jego ust. By�a to �mier� Boga lub co� bardzo do niej podobnego. Czy� ta olbrzymich rozmiar�w twarz, zawieszona nad swoimi wielbicielami w sztucznej kinematograficznej nocy, nie �wieci�a jak twarz jakiej� boskiej istoty, stoj�cej gdzie� co najmniej po�rodku mi�dzy �wiatem �miertelnik�w a �wiatem bog�w? Jednak bli�ej nie�miertelnych, dowodzi�oby wielu, poniewa� wi�kszo�� jedynej w swoim rodzaju kariery Gibril sp�dzi� wcielaj�c si� z absolutnym przekonaniem w niezliczone b�stwa P�wyspu Indyjskiego, graj�c w filmach popularnego gatunku, zwanego "teologicznym". Magia jego osobowo�ci polega�a mi�dzy innymi na tym, �e udawa�o mu si� przekracza� bariery religijne bez obra�ania religijnych uczu�. B��kitnosk�ry, jako Kryszna, ta�czy� z fletem w d�oni w�r�d pi�knych gopi i ich kr�w o ci�kich wymionach. To znowu prowadzi� medytacje nad cierpieniem ludzko�ci (jako Gautama Budda), skupiony i pogodny z d�o�mi odwr�conymi ku g�rze, siedz�c pod rozlatuj�cym si� drzewem bodhi w studiu filmowym. W tych rzadkich razach, kiedy zst�powa� z nieba, nigdy nie posun�� si� za daleko, graj�c na przyk�ad zar�wno Wielkiego Mogo�a, jak i jego znanego z przebieg�o�ci ministra w klasycznym utworze "Akbar i Birbal". Przez ponad p�torej dekady reprezentowa� on najbardziej mo�liw� do przyj�cia i �atwo rozpoznawaln� twarz Najwy�szego wobec setek milion�w wiernych tego kraju, w kt�rym po dzi� dzie� liczba ludno�ci jest niemal trzykrotnie wi�ksza od liczby b�stw. Dla wielu wielbicieli jego talentu granica mi�dzy aktorem i granymi przez niego rolami przesta�a istnie� dawno, dawno temu. No tak, wielbiciele, a co dalej? A sam Gibril? Ta twarz. W prawdziwym �yciu, w otoczeniu �miertelnik�w, kurczy�a si� do normalnych rozmiar�w i jawi�a si� wcale nie jako twarz gwiazdora. Te opadaj�ce powieki mog�y nadawa� mu wygl�d cz�owieka zm�czonego. By�o r�wnie� co� pospolitego w kszta�cie jego nosa, usta mia� zbyt mi�siste, aby mog�y �wiadczy� o sile charakteru, d�ugie uszy wygl�da�y jak karbowany owoc drzewa chlebowego. Najbardziej pospolita z twarzy, najbardziej zmys�owa z g�b. W kt�rej zreszt� da�o si� ostatnio zauwa�y� bruzdy wyryte przez jego prawie �mierteln� chorob�. A jednak pomimo pospolito�ci i og�lnego os�abienia by�a to twarz w niewyt�umaczalny spos�b wpl�tana w �wi�to��, doskona�o��, �ask�: Bo�e rzeczy. C�, s� gusta i gu�ciki, i tyle. W ka�dym razie zgodzicie si� chyba, �e taki aktor (zreszt� kt�rykolwiek aktor, by� mo�e nawet Czamcza, przede wszystkim Czamcza) nie by� specjalnie zdziwiony czyim� bzikiem na punkcie awatar�w, takich jak wcielenia Wisznu po wielkiej metamorfozie. Powt�rne narodziny: to r�wnie� Bo�a rzecz. Lub, ale, z drugiej strony... nie zawsze. Istniej� r�wnie� �wieckie reinkarnacje. Gibril Fariszta urodzi� si� jako Ismail Nad�muddin w miejscowo�ci Puna, to jest w brytyjskiej Punie - na bezwarto�ciowych obrze�ach imperium na d�ugo zanim sta�a si� Pune w prowincji Rad�ni� itd. (Tak, Pune, Wadodara, Mumbaj; nawet miasta mog� obecnie przybiera� artystyczne pseudonimy). Ismail - po dziecku, kt�re uczestniczy�o w ofierze Ibrahima, a Nad�muddin, gdy� oznacza to gwiazd� wiary; przybieraj�c sobie imi� anio�a, Gibril rezygnowa� wi�c z ca�kiem �wietnego miana. P�niej, kiedy Bustan znalaz� si� w mocy porywaczy i pasa�erowie, boj�c si� o swoj� przysz�o��, uciekali ka�dy w swoj� przesz�o��, Gibril zwierzy� si� Saladynowi Czamczy, �e wybieraj�c ten pseudonim, sk�ada� niejako ho�d pami�ci zmar�ej matki, - mojej drogiej mamusi, Spoono, mojej jednej i jedynej Mamy, bo przecie� kto inny jak nie ona rozpocz�� t� ca�� anielsk� spraw�, nazwa�a mnie swoim anio�em, fariszt�, poniewa� najwyra�niej by�em wprost cholernie rozkoszny, wierz mi lub nie, by�em diabelnie dobrym dzieckiem. Puna nie mog�a zatrzyma� go d�ugo: jeszcze w dzieci�stwie zosta� zabrany do tego pieskiego miasta, by�a to jego pierwsza migracja; ojciec znalaz� prac� w�r�d szybkonogich prekursor�w przysz�ych kwartet�w pchaj�cych fotele na k�kach, czyli w�r�d go�c�w roznosz�cych obiady - inaczej dabbawall�w Bombaju. A w wieku lat trzynastu Ismail-anio� poszed� w �lady ojca. Gibril, zak�adnik na pok�adzie samolotu, numer rejsu AI-420, pogr��y� si� w wybaczalne wychwalanie przesz�o�ci. Utkwiwszy b�yszcz�cy wzrok w Czamczy, wyja�nia� tajemnice szyfru u�ywanego przez go�c�w; czarna swastyka, czerwone ko�o, ��ta kreska, kropka - ten niesamowity kod, wed�ug kt�rego dwa tysi�ce dabbawall�w roznosi�o codziennie ponad sto tysi�cy naczy� z obiadami, a w z�y dzie�, Spoono, mo�e pi�tna�cie trafia�o pod z�y adres. Wi�kszo�� z nas nie umia�a pisa�, czyta�, ale znaki te by�y naszym tajnym Je�ykiem. Bustan kr��y� wok� Londynu, ludzie z automatami patrolowali przej�cia pomi�dzy siedzeniami, a �wiat�a w kabinach pasa�erskich zgaszono. Jednak energia Gibrila roz�wietla�a mrok. Na przybrudzonym ekranie, na kt�rym nieco wcze�niej niezmordowany bohater film�w wy�wietlanych na pok�adzie, Walter Matthau, po raz kolejny wpad� na wszechobecna w tych filmach Goldie Hawn, porusza�y si� cienie spowodowane przez nostalgi� zak�adnik�w, a po�r�d nich najwyra�niej zarysowany by� ten dorastaj�cy chudonogi Ismail Nad�muddin, mamusiny anio� w czapce Gandhiego, roznosz�cy biegiem drugie �niadanie po mie�cie. M�ody dabbawalla zwinnie i lekko przebiega� przez t�um cieni, poniewa� przywyk� do takich warunk�w. "Pomy�l, Spoono, wyobra� sobie, trzydzie�ci cztery obiady na d�ugiej drewnianej tacy na twojej g�owie i kiedy podmiejski poci�g zatrzymuje si�, masz mo�e jedn� minut� na wepchni�cie si� do wagonu i wyskoczenie przy pe�nej pr�dko�ci, jar, a wsz�dzie wok� ci�ar�wki autobusy skutery rowery i co tam jeszcze, raz dwa, raz dwa, obiad tutaj, obiad tam, dabba musz� si� przedosta�, a w porze monsunu pobiec wzd�u� linii kolejowej, kiedy poci�g ma awari�, lub brn�� po pas w wodzie jak�� tam zatopion� ulic�. Poza tym by�y w mie�cie gangi. Salad baba, naprawd�, zorganizowane gangi z�odziei kradn�cych go�com paczki zjedzeniem. Jest to g�odne miasto, dziecino, co tu du�o m�wi�, ale potrafili�my da� sobie z nimi rad�, byli�my wsz�dzie, wiedzieli�my wszystko, �adni z�odzieje nie mogli uj�� nie zauwa�eni przez nas. Nigdy nie chodzili�my na �adn� policj�, sami pilnowali�my naszych spraw." Wieczorem ojciec i syn wracali wyczerpani do swojego sza�asu przy pasie startowym portu lotniczego Santacruz i kiedy matka Ismaila widzia�a powr�t syna o�wietlonego zieleni� czerwieni� ��ci� odlatuj�cych odrzutowc�w pasa�erskich, zazwyczaj m�wi�a, �e ju� samo spojrzenie na niego jest spe�nieniem wszystkich jej marze�; by� to pierwszy sygna� nadzwyczajnych w�a�ciwo�ci Gibrila, poniewa� wydaje si�, �e od samego pocz�tku potrafi� spe�nia� najskrytsze marzenia ludzi, nie maj�c poj�cia, w jaki spos�b to robi. Zdaje si�, �e jego ojcu, Nad�muddinowi Seniorowi, nigdy nie przeszkadza�o, �e �ona zainteresowana jest jedynie synem, ani to, �e co wiecz�r stopy syna otrzymuj� swoj� porcj� u�cisk�w, natomiast nogi ojca musz� si� oby� bez g�askania. Syn jest b�ogos�awie�stwem, a b�ogos�awie�stwo wymaga wdzi�czno�ci ze strony obdarowanego. Naima Nad�muddin umar�a. Potr�ci� j� autobus i na tym koniec. Gibrila nie by�o w pobli�u i nie m�g� odpowiedzie� na jej modlitwy o �ycie. Ani ojciec, ani syn nie rozmawiali o swoim �alu. W milczeniu, jak gdyby nale�a�o to do zwyczaju i jak gdyby oczekiwano tego od nich, zag�uszyli sw�j smutek dodatkow� prac�, podejmuj�c nie wypowiedziany wy�cig, a to kto potrafi unie�� najwi�cej pude�ek z jedzeniem na g�owie, a to kto zdo�a uzyska� najwi�cej nowych kontrakt�w w ci�gu miesi�ca, a to znowu kto potrafi szybciej pobiec, jak gdyby wi�kszy wysi�ek mia� oznacza� wi�ksz� mi�o��. Kiedy Ismail Nad�muddin patrzy� wieczorami na ojca, na kt�rego skroniach i karku wida� by�o nabrzmia�e �y�y, zaczyna� rozumie�, jak wielk� uraz� ten do� czuje i jak wa�ne jest dla ojca pokonanie syna, a tym samym odzyskanie zagarni�tego przez syna prawa pierwsze�stwa do uczu� zmar�ej �ony. Skoro ju� m�ody cz�owiek zda� sobie z tego spraw�, zwolni� tempo, lecz ojciec nadal pozostawa� niestrudzony w swoim zapale i wkr�tce otrzyma� awans; nie by� ju� prostym go�cem, lecz jednym z organizuj�cych i kontroluj�cych. Kiedy Gibril uko�czy� dziewi�tna�cie lat, Nad�muddin Senior zosta� cz�onkiem konfraterni go�c�w-roznosicieli obiad�w w Bombaju, s�ynnego Bombajskiego Zwi�zku Roznosicieli Obiad�w, a kiedy mia� lat dwadzie�cia, jego ojciec umar�, zatrzymany nagle w biegu przez udar, kt�ry prawie rozsadzi� go na kawa�ki. - On po prostu sam wp�dzi� si� do grobu - powiedzia� Sekretarz Generalny cechu, nie kto inny jak sam Babasaheb Mhatre - ten biedny skurczybyk, po prostu zabrak�o mu pary. Lecz osierocony ch�opak wiedzia� lepiej. Wiedzia�, �e ojciec w ko�cu pobieg� na tyle zdecydowanie i na tyle daleko, aby pokona� granic� pomi�dzy dwoma �wiatami i �e po prostu uciek� z w�asnej sk�ry wprost w ramiona �ony, kt�rej udowodni� raz na zawsze wy�szo�� swojej mi�o�ci. Niekt�rzy w�drowcy s� szcz�liwi, kiedy mog� wyruszy� w drog�. Babasaheb Mhatre siedzia� w niebieskim biurze za zielonymi drzwiami nad labiryntem bazaru; posta� budz�ca l�k, oty�y jak Budda, by� jedn� z si� nap�dowych metropolii. Posiada� nadprzyrodzony dar, kt�ry polega� na tym, �e pozostaj�c w absolutnym bezruchu i nie wysuwaj�c nosa ze swojego pokoju, by� wa�n� osob� i spotyka� si� ze wszystkimi tymi, kt�rzy liczyli si� w Bombaju. Nast�pnego dnia po tym, jak ojciec m�odego Ismaila przeby� biegiem granic�, aby spotka� si� z Naim�, Babasaheb wezwa� m�odego cz�owieka przed swoje oblicze. - No i? Zdenerwowany czy nie? - Odpowied�, ze spuszczonymi oczyma: - Dzi�kuj�, szanowny panie Baba-d�i, czuj� si� nie�le. - Zamknij si� - powiedzia� Babasaheb Mhatre - Od dzi� mieszkasz u mnie. - Ale, ale Baba-d�i... - �adnego "ale". Ju� powiedzia�em �onie. Sko�czy�em. - Przepraszam bardzo, ale jak co dlaczego? - Koniec dyskusji, rzek�em. Gibril Fariszta nigdy nie dowiedzia� si�, dlaczego Babasaheb postanowi� ulitowa� si� nad nim i wyrwa� go z beznadziei ulic, ale po pewnym czasie zacz�� si� domy�la�. Chuda pani Mhatre wygl�da�a przy swoim Babasehebie jak o��wek przy gumce, jednak by�a tak przepe�niona mi�o�ci� macierzy�sk�, �e w rzeczy samej powinna by� p�kata jak balon. Kiedy Baba wraca� do domu, w�asnymi r�koma wk�ada�a mu s�odycze do ust, a wieczorami go��, kt�ry przyby� do ich domu, m�g� us�ysze�, jak wielki Sekretarz Generalny BZRO (Bombajskiego Zwi�zku Roznosicieli Obiad�w) protestuje: - Zostaw mnie �ono, potrafi� sam si� rozebra�. - Podczas �niadania karmi�a Mhatre'a �y�k�, podaj�c mu du�e porcje mleka ze s�odow� kaszk�, a przed wyj�ciem do pracy czesa�a go. Byli ma��e�stwem bezdzietnym i m�ody zrozumia�, �e Babasaheb chcia�, by razem z nim znosi� owo brzemi�. Zastanawiaj�ce by�o jednak to, �e pani Mhatre nie uwa�a�a m�odego cz�owieka za dziecko. - Rozumiesz chyba, on jest doros�ym facetem - odpowiedzia�a m�owi, kiedy nieszcz�sny Mhatre b�aga� j�: - Daj�e ch�opcu t� cholern� �y�k� mleka z kaszk� s�odow�. - Tak, on b�dzie doros�ym facetem, musimy zrobi� z niego prawdziwego m�czyzn�, m�u, �adnego rozpieszczania. - Wobec tego, do jasnej cholery - wybuchn�� Babasaheb - dlaczego mnie tak traktujesz? - Pani Mhatre rozp�aka�a si�. - Ale� ty jeste� dla mnie wszystkim - szlocha�a. - Jeste� dla mnie ojcem, kochankiem i dzieckiem. Jeste� moim panem i moim oseskiem. Je�eli czym� wywo�a�am twoje niezadowolenie, to nie ma dla mnie �ycia. Uznaj�c si� za pokonanego, Babasaheb Mhatre prze�kn�� porcj� kaszki. By� dobrotliwym cz�owiekiem, co stara� si� zamaskowa� obelgami i krzykiem. Aby pocieszy� osieroconego ch�opca cz�sto m�wi� mu w niebieskim biurze o filozofii powt�rnych urodzin, przekonuj�c go, �e jego rodzice na pewno zostali ju� wyznaczeni do ponownego przyj�cia w kt�rym� zak�tku �wiata, chyba �e ich �ycie by�o tak �wi�te, �e zdo�ali uzyska� stan ostatecznej �aski. Tak wi�c to Mhatre pchn�� Fariszt� w t� ca�� reinkarnacj� i zreszt� nie tylko reinkarnacj�. Babasaheb amatorsko zajmowa� si� spiritualizmem, by� specjalist� od wiruj�cych stolik�w i od pakowania duch�w w szklanki. - Jednak zarzuci�em to - zwierza� si� swojemu pupilowi, stosuj�c przy tym odpowiednio melodramatyczn� modulacj� g�osu, pomagaj�c sobie gestem, skrzywieniem twarzy - po seansie, kt�ry nap�dzi� mi cholernego stracha. - Kiedy� - opowiada� Mhatre - w szklance zjawi� si� duch bardzo ch�tny do wsp�pracy, taki zbyt przyjazny facet, rozumiesz, wi�c postanowi�em zada� mu kilka z tych wa�nych pyta�. Czy istnieje B�g, i wtedy ta szklanka, kt�ra dot�d kr��y�a ochoczo jak b�k, nagle zatrzyma�a si� w miejscu na �rodku sto�u i ani drgn�a, kompletna klapa, kaput. Wobec tego powiedzia�em sobie, dobrze, je�eli nie chcesz odpowiedzie� na to pytanie, masz tu w zamian inne, i bez wahania pytam: Czy istnieje Szatan. Momentalnie szklanka - baprebap! - zacz�a trz��� si� - nie do wiary! - najpierw wolno wolniutko, a p�niej szybciej i szybciej, jak galaretka, a� w ko�cu skoczy�a, niestety, ai - hai! - ze sto�u, w powietrze, spad�a bokiem i - �ups! - rozbi�a si� na tysi�c i jeden kawa�k�w. Wierz albo nie wierz - Babasaheb Mhatre powiedzia� swojemu podopiecznemu. - Lecz od razu nauczy�o mnie to rozumu: nie w�cibiaj nosa, Mhatre, w co�, czego nie rozumiesz. Opowiadanie to wywar�o wielki wp�yw na �wiadomo�� m�odego s�uchacza, poniewa� jeszcze przed �mierci� matki doszed� do przekonania, �e istnieje �wiat nadprzyrodzony. Czasami, kiedy rozgl�da� si� wok� siebie, szczeg�lnie w popo�udniowym upale, kiedy powietrze stawa�o si� lepkie, widzialny �wiat, jego rysy oraz mieszka�cy i rzeczy, zdawa�y si� wystawa� z oceanu powietrza jak las gor�cych g�r lodowych i mia� wra�enie, �e wszystko trwa tam na dole pod powierzchni� g�stej atmosfery: ludzie, samochody, psy, filmowe tablice og�oszeniowe, drzewa, dziewi�� dziesi�tych ich prawdziwej natury "kryte jest przed okiem ludzkim. Mruga� i z�udzenie znika�o, lecz jego znaczenia nigdy nie zapomnia�. Dorasta� wierz�c w Boga, anio�y, diab�y, z�e demony, d�inny - wszystko to by�o dla niego tak oczywiste Jak zaprz�gi wo��w czy s�upy o�wietleniowe i zastanawia�o go, �e gdy nie widzia� ducha; przypisywa� to wr�cz jakiej� wadzie wzroku. Teraz marzy� o znalezieniu czarodziejskiego optyka, u kt�rego kupi�by par� zielonych okular�w, kt�re skorygowa�yby jego po�a�owania godn� kr�tkowzroczno��: by�by wtedy w stanie przebija� wzrokiem g�sty, o�lepiaj�cy ocean powietrza i si�gn�� do bajecznego �wiata pod nim. Od swojej matki, Naimy Nad�muddin, s�ysza� wiele opowiada� o Proroku i nawet je�eli do jej wersji wkrad�y si� jakie� nie�cis�o�ci, nie zale�a�o mu, by wiedzie�, na czym one polega�y. "Co za cz�owiek! - my�la�. - Jaki� to anio� nie zechcia�by przemawia� do niego?" Czasami jednak �apa� si� na formu�owaniu blu�nierczych my�li, jak na przyk�ad wtedy, kiedy zasypia� na swoim sk�adanym ��ku w domu pa�stwa Mhatre i gdy zupe�nie bez udzia�u woli wyobra�nia zaczyna�a por�wnywa� jego w�asn� sytuacj� z po�o�eniem Proroka w chwili, kiedy ten - osierocony i bez pieni�dzy - �wietnie poprowadzi� interesy bogatej wdowy Chadid�y jako jej administrator i w ko�cu zosta� jej m�em. Zapadaj�c w sen, Gibril ujrza� siebie siedz�cego na pokrytym p�atkami r�y podwy�szeniu, u�miechaj�cego si� p�ochliwie pod zas�on� palia, kt�r� z przesadnej skromno�ci zas�oni� twarz, a jego �wie�o po�lubiony m��, Babasaheb Mhatre, z czu�o�ci� wyci�ga r�k�, chc�c odchyli� tkanin�, i poszukuje rysy, wpatruj�c si� w lustro, kt�re umie�ci� na jego kolanach. Pod wp�ywem tego snu o po�lubieniu Babasaheba obudzi� si�, ca�y czerwony ze wstydu, a p�niej zacz�� si� martwi�, czy aby nie ma w jego charakterze czego� nieczystego, co mo�e wywo�ywa� takie przera�aj�ce wizje. Przewa�nie jednak nie traktowa� wiary jako pierwszoplanowej sprawy; by�a to ta cz�� jego osobowo�ci, kt�rej nale�a�oby po�wi�ci� tyle samo uwagi, co pozosta�ym. Kiedy Babasaheb Mhatre wzi�� go do swojego domu, umocni�o to m�odego cz�owieka w przekonaniu, �e nie jest sam na �wiecie, �e co� opiekuje si� nim. Nie by� wi�c ca�kowicie zaskoczony, kiedy w dniu swoich dwudziestych pierwszych urodzin Babasaheb wezwa� go rankiem do niebieskiego biura i zwolni� z pracy, nie chc�c nawet przygotowa� si� do wys�uchania b�aga�. - Jeste� wylany. - Mhatre powiedzia� z naciskiem, ca�y promieniej�c. - Zdegradowany, pozbawiony pozycji. Odprawiony. - Ale� wuju. - Zamknij g�b�. I w�wczas Babasaheb da� osieroconemu ch�opcu najwi�kszy prezent w jego �yciu, informuj�c go, �e zaaran�owano mu ju� przes�uchanie w studiu legendarnego magnata filmowego, pana D. W. Ramy. - To tylko dla zachowania pozor�w - powiedzia� Babasaheb. - Rama jest moim dobrym znajomym i m�wili�my ju� o tym. Ma�a r�lka na pocz�tek, p�niej wszystko nale�y do ciebie. Teraz znikaj mi z oczu i przesta� stroi� miny cz�owieka pokornego, to naprawd� nie przystoi. - Ale� wuju. - Ch�opiec taki jak ty jest naprawd�, psiakrew, za przystojny, aby ca�e �ycie nosi� obiady na g�owie. Zbieraj si� teraz, id�, b�d� tym aktorem film�w homoseksualnych. Ja wyla�em ci� z roboty pi�� minut temu. - Ale� wuju. - Sko�czy�em. Podzi�kuj swojej szcz�liwej gwie�dzie. Zosta� Gibrilem Fariszt�, lecz przez pierwsze cztery lata nie by� gwiazd�, terminowa� w ca�ym szeregu ma�ych ha�a�liwych r�lek komicznych. Pozosta� spokojny, nie spieszy� si�, jak gdyby widzia� przysz�o��, a jego pozorny brak ambicji czyni� go w tym najbardziej samolubnym z przemys��w czym� w rodzaju outsidera. S�dzono jednak, �e jest g�upi lub zarozumia�y albo te�, �e ��czy w sobie obie te cechy. W ci�gu tych czterech samotnych lat nie poca�owa� w usta ani jednej kobiety. Na ekranie gra� koz�a ofiarnego, idiot�, kt�ry kocha pi�kn� kobiet� i nie rozu