2120
Szczegóły |
Tytuł |
2120 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2120 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2120 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2120 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jeffrey Archer
Czy powiemy pani prezydent?
Tom
Ca�o�� w tomach
Zak�ad Nagra� i Wydawnictw
Polskiego Zwi�zku NIewidomych
Warszawa 1995
Prze�o�y� Stefan Wilkosz
Wydanie II zmienione
T�oczono w nak�adzie 20 egz.
pismem punktowym dla niewidomych
w drukarni Pzn,
Warszawa, ul. KOnwiktorska 9
Przedruk z wydawnictwa
"Czytelnik",
Warszawa 1991
Pisa� R. Du�
Korekty dokonali
St. Makowski
i I. Stankiewicz
`tc
Wst�p
Ksi��ka ta zosta�a napisana w
1976 roku, a jej tre�� mia�a
si� rozgrywa� w pi�� lat
p�niej, przy czym centraln�
postaci�, doko�a kt�rej obraca
si� intryga powie�ci, mia� by�
Edward Kennedy - wed�ug
powszechnej opinii
najprawdopodobniejszy kandydat
na nast�pnego prezydenta Stan�w
Zjednoczonych, zwyci�zca
wybor�w z 1980 roku.
Przewidywania te nie sprawdzi�y
si�, tote� t�umacz�c ksi��k� w
1982 roku uaktualni�em j�,
dokonuj�c licznych zmian.
Uzyska�em na to zgod� autora,
kt�ry bardzo zainteresowa� si�
wprowadzanymi przeze mnie
zmianami. Zainteresowanie to
wyda�o owoce. Jeffrey Archer
wyda� obecnie bardzo powa�nie
zmienion� ksi��k�. Jej akcja
toczy si� w ostatnim
dziesi�cioleciu naszego wieku.
Zamiast Edwarda Kennedy, kt�ry
odszed� w polityczn� niepami��,
prezydentem Ameryki po raz
pierwszy w jej historii zostaje
kobieta. I to Polka -
Florentyna Kane, c�rka polskich
emigrant�w Abla i Zofii
Rosnowskich, bohater�w
poprzednich powie�ci tego
samego autora pt. "Kain i Abel"
oraz "Marnotrawna c�rka". (Obie
te ksi��ki zosta�y nagrane na
kasety.)
S. W.
20 stycznia,
wtorek po po�udniu
godz. #/12#26
- Ja, Florentyna Kane
przysi�gam uroczy�cie...
- Ja, Florentyna Kane
przysi�gam uroczy�cie...
...�e b�d� sumiennie
sprawowa�a urz�d prezydenta
Stan�w Zjednoczonych...
- �e b�d� sumiennie
sprawowa�a urz�d prezydenta
Stan�w Zjednoczonych...
...i w najlepszej wierze
pilnowa�a, strzeg�a i broni�a
konstytucji Stan�w
Zjednoczonych. Tak mi dopom�
B�g.
- I w najlepszej wierze
pilnowa�a, strzeg�a i broni�a
konstytucji Stan�w
Zjednoczonych. Tak mi dopom�
B�g.
Z r�k� spoczywaj�c� na
siedemnastowiecznej Biblii,
czterdziesty trzeci prezydent -
kobieta u�miechn�a si� do
pierwszego d�entelmena kraju.
By� to koniec jednej batalii i
pocz�tek nast�pnej. Florentyna
Kane wiedzia�a, jak walczy�.
Zacz�o si� od jej wyboru do
Kongresu, nast�pnie do Senatu,
wreszcie, po czterech latach,
zosta�a - jako pierwsza kobieta
- prezydentem Stan�w
Zjednoczonych. Po ostrej
kampanii w przedwyborach
czerwcowych uda�o jej si�
niewielk� wi�kszo�ci� pokona�
na Narodowej Konwencji Partii
Demokratycznej senatora Ralpha
Brooksa, ale dopiero w pi�tym
g�osowaniu. W listopadzie
wygra�a jeszcze ci�sz� batali�
z kandydatem republika�skim,
by�ym kongresmenem z Nowego
Jorku. Florentyna Kane zosta�a
wybrana prezydentem wi�kszo�ci�
105.000 g�os�w, czyli jednego
procenta g�osuj�cych. By�o to
zwyci�stwo wyborcze o
najmniejszej r�nicy g�os�w w
historii Stan�w Zjednoczonych,
mniejszej nawet ni� ta, kt�r�
uzyska� John Kennedy w 1960,
zwyci�aj�c Richarda Nixona
wi�kszo�ci� 118.000 g�os�w.
Kiedy umilk�y oklaski, pani
prezydent odczeka�a, by
przebrzmia�y d�wi�ki dwudziestu
jeden salw honorowych,
odchrz�kn�a, spojrza�a na t�um
sk�adaj�cy si� z pi��dziesi�ciu
tysi�cy obywateli zebranych na
placu przed Kapitolem i
pomy�la�a, �e jeszcze dwie�cie
milion�w widz�w patrzy na ni�
na ekranach telewizor�w.
Dzisiaj nikomu nie by�y
potrzebne koce i ciep�e
p�aszcze, kt�re zazwyczaj
towarzysz� tej uroczysto�ci.
Pogoda by�a wyj�tkowo �agodna
jak na koniec stycznia, a
nabity lud�mi trawnik przed
wschodni� fasad� Kapitolu, cho�
nieco podmi�k�y, nie by� ju�
pokryty biel� �niegu, kt�ry
sypa� w czasie Bo�ego
Narodzenia.
- Panie wiceprezydencie
Bradley, panie przewodnicz�cy
S�du Najwy�szego, panie
prezydencie Carter, panie
prezydencie Reagan, dostojni
duchowni, obywatele!
Pierwszy d�entelmen rozpozna�
s�owa, kt�re podpowiedzia�
�onie, gdy uk�ada�a swe
przem�wienie, u�miechn�� si� i
rzuci� jej porozumiewawcze
spojrzenie.
Ten ich dzie� rozpocz�� si�
oko�o sz�stej trzydzie�ci rano.
Nie spa�o im si� dobrze tej
nocy. Po wspania�ym koncercie
wydanym na ich cze��,
Florentyna Kane raz jeszcze
przejrza�a swoj� mow�
inauguracyjn�, podkre�li�a
czerwonym flamastrem wa�niejsze
s�owa i zrobi�a kilka drobnych
poprawek.
Florentyna wsta�a wcze�nie i
szybko na�o�y�a na siebie
niebiesk� sukni�. Przypi�a do
niej ma�� broszk�, prezent od
Richarda, jej pierwszego m�a,
otrzymany tu� przed jego
�mierci�.
Ilekro� nosi�a t� broszk�,
przypomina�a sobie dzie�, kiedy
Richard nie m�g� polecie�
samolotem z powodu strajku
obs�ugi i wynaj�� samoch�d, by
sta� u boku �ony, gdy ta
wyg�asza�a przem�wienie na
zako�czenie roku akademickiego
w uniwersytecie Harvarda.
Jednak�e Richard nie us�ysza�
tego przem�wienia, kt�re
tygodnik "Newsweek" uzna� za
otwarcie kampanii
prezydenckiej. Gdy Florentyna
dojecha�a do szpitala, Richard
ju� nie �y�.
Wr�ci�a znowu do
rzeczywisto�ci, do �wiata, w
kt�rym by�a najpot�niejszym z
przyw�dc�w. Ale nie tak
pot�nym, by przywr�ci�
Richarda do �ycia. Florentyna
spojrza�a w lustro. Poczu�a
wielk� pewno�� siebie. By�a ju�
prezydentem od blisko dw�ch
lat, od chwili nag�ej �mierci
prezydenta Parkina. Historycy
zdziwiliby si�, gdyby im
powiedziano, �e dowiedzia�a si�
o �mierci swojego prezydenta w
chwili, kiedy stara�a si�
trafi� pi�k� golfow� do
odleg�ego o p�tora metra
do�ka. Gra�a przeciwko swemu
najstarszemu przyjacielowi i
przysz�emu m�owi, Edwardowi
Winchester.
Gdy helikoptery zacz�y
kr��y� nad ich g�owami,
zatrzymali gr�. Jedna z maszyn
wyl�dowa�a. Wyskoczy� z niej
kapitan piechoty morskiej,
zasalutowa� i powiedzia�: "Pani
prezydent, prezydent nie �yje!"
A teraz nar�d Ameryki
potwierdzi�, �e nadal pragnie
mie� kobiet� w Bia�ym Domu. Po
raz pierwszy w historii Stany
Zjednoczone wybra�y z pe�n�
�wiadomo�ci� kobiet� na
najbardziej zaszczytny urz�d w
politycznym spektrum Ameryki.
Florentyna spojrza�a przez okno
na szerok�, po�yskuj�c� w
porannym s�o�cu rzek� Potomac.
Opu�ci�a sypialni� i przesz�a
do prywatnej jadalni, gdzie jej
m��, Edward, rozmawia� z jej
dzie�mi Williamem i Annabel�.
Uca�owa�a ca�� tr�jk� i
zasiad�a do �niadania.
Rozmawiali o przesz�o�ci z
rozbawieniem, o przysz�o�ci z
powag� i kiedy zegar uderzy�
�sm�, Florentyna opu�ci�a
rodzin� i posz�a do Owalnego
Gabinetu. W korytarzu czeka� na
ni� ju� szef jej sztabu
urz�dniczego, ciemnow�osa Janet
Brown.
- Dzie� dobry, pani
prezydent.
- Dzie� dobry, Janet. Czy
wszystko w porz�dku ? -
zapyta�a Florentyna z
u�miechem.
- Wydaje mi si�, �e tak.
- To dobrze. Wi�c m�w mi, co
mam dzi� robi�. B�d� spokojna.
B�d� jak zwykle wykonywa�a
twoje instrukcje. Od czego
zaczynamy.
- Nadesz�o 842 telegram�w i
2412 list�w. Wszystkie mog�
poczeka�, z wyj�tkiem depesz od
szef�w pa�stw. Na te przygotuj�
odpowiedzi i przynios� je o
dwunastej.
- Postaw na nich dzisiejsz�
dat�, to im si� spodoba.
Podpisz� je osobi�cie, jak
tylko b�d� gotowe.
- Dobrze, pani prezydent. Tu
jest rozk�ad dnia. Zaczyna pani
o jedenastej od kawy z by�ym
prezydentem Reaganem i by�ym
prezydentem Carterem, potem
pojedziecie pa�stwo razem na
ceremoni� inauguracji. Po
przysi�dze jest obiad w
Senacie, a nast�pnie przyjmie
pani inauguracyjn� defilad�,
przed Bia�ym Domem.
Janet Brown poda�a
Florentynie plik spi�tych
spinaczem kartek, tak jak to
robi�a co dzie� od pi�tnastu
lat, to znaczy od czasu kiedy
zacz�a pracowa� dla
Florentyny, gdy ta zosta�a
wybrana do Kongresu. Zawiera�y
one szczeg�owy rozk�ad zaj��
godzina po godzinie. By� dzi�
raczej kr�tszy ni� zwykle.
Florentyna przejrza�a kartki i
podzi�kowa�a swojemu szefowi
sztabu. W drzwiach pojawi� si�
Edward Winchester. Kiedy
obr�ci�a si� w jego stron�,
u�miechn�� si� jak zwykle
u�miechem pe�nym mi�o�ci i
podziwu. Florentyna pomy�la�a,
�e nie �a�uje impulsywnej
decyzji po�lubienia go, kt�r�
powzi�a w tym niezwyk�ym dniu,
gdy stoj�c przy ostatnim do�ku
golfowego pola dowiedzia�a si�
o �mierci prezydenta Parkina.
By�a pewna, �e Richard
pochwali�by t� decyzj�.
- B�d� pracowa�a nad
papierami do jedenastej -
powiedzia�a mu. Edward skin��
g�ow� i odszed�, by przygotowa�
si� do zada� nadchodz�cego
dnia.
Przed Bia�ym Domem zebra� si�
ju� t�um gapi�w.
- Wola�bym, �eby pada�o -
mrukn�� H. Stuart Knight, szef
Tajnej S�u�by, zwracaj�c si� do
swego zast�pcy. W jego �yciu
by� to r�wnie� jeden z
najwa�niejszych dni. - Wiem, �e
wi�kszo�� tych ludzi jest
zupe�nie nieszkodliwa, ale mimo
to ciarki chodz� mi po plecach!
T�um liczy� oko�o sto
pi��dziesi�t os�b, przy czym
pi��dziesi�t z nich nale�a�o do
ekipy Knighta. Samoch�d
policyjny, kt�ry zawsze jecha�
pi�� minut przed prezydenckim,
sprawdza� ju� dok�adnie drog�
do Bia�ego Domu. Cz�onkowie
ochrony bacznie przygl�dali si�
zebranym na tarasie grupom
ciekawskich. Niekt�rzy z nich
powiewali chor�giewkami.
Przyszli tu, by m�c opowiedzie�
wnukom, �e widzieli Florentyn�
Kane w dniu jej inauguracji na
prezydenta Stan�w
Zjednoczonych.
O #/10#59 lokaj otworzy�
frontowe drzwi i z t�umu
rozleg�y si� radosne okrzyki.
Prezydent i jej ma��onek
pozdrowili uniesieniem r�ki
wpatrzonych w nich ludzi i
tylko do�wiadczenie i instynkt
zawodowy podpowiedzia�y im, �e
co najmniej pi��dziesi�t par
oczu nie patrzy w ich stron�.
O godzinie #/11#00 dwie
czarne limuzyny zajecha�y
bezszelestnie przed p�nocne
wej�cie do Bia�ego Domu.
Kompania honorowa sprezentowa�a
bro� przed dwoma by�ymi
prezydentami i ich �onami.
Florentyna Kane sta�a na
schodach, by ich powita�. By�
to wy��czny przywilej
przybywaj�cych w odwiedziny
szef�w pa�stw. Prezydent
poprowadzi�a go�ci do
biblioteki na kaw� z Edwardem,
Williamem i Annabel�.
Starszy z by�ych prezydent�w
marudzi�, �e mu zdrowie nie
dopisuje, poniewa� od o�miu lat
zdany jest na kuchni� swojej
�ony.
- Nie dotkn�a patelni od
wiek�w, ale idzie jej coraz
lepiej. Na wszelki wypadek
podarowa�em jej ksi��k�
kucharsk� "New York Timesa".
Jest to chyba jedyna ich
pozycja wydawnicza, w kt�rej
mnie nie krytykuj�.
Florentyna u�miechn�a si�,
cho� z trudem trzyma�a nerwy na
wodzy. Chcia�a, �eby ceremonia
zacz�a si� jak najszybciej,
ale rozumia�a, �e dla obydwu
eks_prezydent�w znalezienie si�
zn�w w Bia�ym Domu by�o
przyjemn� okazj�. Tote�
udawa�a, �e s�ucha uwa�nie,
uk�adaj�c twarz w uprzejm�
mask�, co po przesz�o
dwudziestu latach �ycia
politycznego przychodzi�o jej
bez trudu.
- Pani prezydent - Florentyna
musia�a si� b�yskawicznie
opanowa� po to, by nikt nie
zauwa�y� jej instynktownej
reakcji na te s�owa. - Jest
minuta po dwunastej.
Florentyna spojrza�a na
swojego sekretarza prasowego,
wsta�a z fotela i zaprowadzi�a
eks_prezydent�w i ich �ony na
schody Bia�ego Domu. Orkiestra
piechoty morskiej po raz
ostatni zagra�a im "Chwa�a
Dow�dcy". O pierwszej zagra t�
sam� melodi� po raz pierwszy,
tym razem dla Florentyny.
Oficerowie ochrony
zaprowadzili by�ych prezydent�w
do pierwszego samochodu. By�a
to czarna, kuloodporna limuzyna
o przezroczystym dachu.
Przewodnicz�cy Izby
Reprezentant�w, Jim Wright i
przyw�dca wi�kszo�ci Senatu,
Robert Byrd, jako reprezentanci
Kongresu, siedzieli ju� w
drugim wozie. Bezpo�rednio za
t� limuzyn� czeka�y dwa
samochody wype�nione agentami
Tajnej S�u�by. Florentyna i
Edward wsiedli do pi�tego
samochodu. Wiceprezydent
Bradley z New Jersey i jego
�ona jechali w nast�pnym.
Stuart Knight jeszcze raz
wszystko sprawdzi�. Zesp� jego
ludzi ur�s� z pi��dziesi�ciu
do setki. Za chwil� b�dzie
liczy� wraz z miejscow� policj�
i kontyngentem Fbi pi�ciuset
ludzi. Je�eli nie liczy�
ch�opc�w w Cia, pomy�la�
Knight ze z�o�ci�. Ci nie
poinformowali go oczywi�cie
nawet, czy zjawi� si�, czy nie.
A on nie zawsze potrafi�
odr�ni� ich w t�umie.
Przys�uchiwa� si� wiwatom
gapi�w, kt�re w chwili, gdy
prezydencka limuzyna ruszy�a w
drog� na Kapitol, dosz�y do
zenitu.
Edward m�wi� co� do niej z
u�miechem, ale Florentyna by�a
my�lami daleko. Machinalnie
pozdrawia�a ludzi stoj�cych
wzd�u� Pennsylvania Avenue, ale
w my�lach powtarza�a sobie raz
jeszcze tekst przem�wienia.
Min�li �wie�o odnowiony hotel
Willard, siedem biurowych
gmach�w w budowie, nowe domy
mieszkalne przypominaj�ce
skalne osiedle india�skie, nowe
sklepy i restauracje, szerokie
aleje spacerowe. Potem gmach J.
Edgara Hoovera - siedzib�
Fbi, wbrew wysi�kom
niekt�rych senator�w wci��
nosz�c� imi� swojego pierwszego
dyrektora. Jak�e bardzo
zmieni�a si� ta ulica w ci�gu
ostatnich pi�tnastu lat.
Kiedy zbli�ali si� do
Kapitolu, Edward przerwa� ci�g
my�li Florentyny.
- Niech ci� B�g prowadzi,
kochanie - powiedzia�.
U�miechn�a si� i �cisn�a mu
r�k�. Sze�� limuzyn zatrzyma�o
si�.
Prezydent Kane wesz�a do
Kapitolu. Edward pozosta� na
chwil�, aby podzi�kowa�
kierowcy. Pasa�er�w innych
samochod�w otoczyli agenci
Tajnej S�u�by, kt�rzy
prowadzili ich z osobna na
zarezerwowane dla nich miejsce
na platformie zbudowanej na
stopniach Kapitolu. Tymczasem
mistrz ceremonii przeprowadzi�
Florentyn� przez tunel do
frontowego hallu. Po drodze
�o�nierze piechoty morskiej
rozstawieni co dziesi�� krok�w
oddawali jej honory. W hallu
czeka� ju� wiceprezydent
Bradley. Florentyna zatrzyma�a
si� przy nim. Porozmawiali
sobie przyjacielsko o niczym,
nie s�uchaj�c wzajemnych
odpowiedzi.
U�miechni�ci byli prezydenci
wy�onili si� z tunelu. Po raz
pierwszy chyba starszy z nich
wygl�da� na swoje lata,
wydawa�o si�, �e w�osy
posiwia�y mu w ci�gu jednej
nocy. Raz jeszcze u�cisn�li
r�ce Florentyny. Tego dnia
formalno�� ta czeka�a ich
jeszcze siedem razy. Nast�pnie
mistrz ceremonii zaprowadzi�
ich na platform�. Ludzie wstali
ze swych miejsc i przez dobr�
minut� wiwatowali na cze��
nowego prezydenta i dw�ch
eks_prezydent�w, kt�rzy z kolei
pozdrawiali t�um. Wreszcie
wszyscy usiedli i w milczeniu
czekali na pocz�tek
inauguracyjnej ceremonii.
- Bracia Amerykanie! W chwili
kiedy obejmuj� ten urz�d,
sytuacja �wiatowa stawia Stany
Zjednoczone wobec licznych,
gro�nych problem�w. W Afryce
Po�udniowej trwa bezlitosna
wojna domowa mi�dzy bia�ymi i
czarnymi. Na Bliskim Wschodzie
zabli�niaj� si� rany
zesz�orocznej wojny, ale obie
strony zamiast odbudowywa�
szko�y, szpitale i fermy,
odnawiaj� swoje zapasy broni.
Na granicach Chin i Indii oraz
Rosji i Pakistanu trwa napi�cie
gro��ce konfliktem pomi�dzy
czterema najludniejszymi
krajami �wiata. Ameryka
Po�udniowa opanowana jest albo
przez skrajn� prawic�, albo
skrajn� lewic�, ale �adna z
tych formacji nie jest zdolna
podnie�� poziomu �ycia swych
obywateli. Spo�r�d pierwotnych
sygnatariuszy Organizacji Paktu
P�nocno_Atlantyckiego, dwa -
Francja i W�ochy - przygotowuj�
si� do wycofania z Paktu.
W 1949 roku prezydent Truman
o�wiadczy�, �e Stany
Zjednoczone gotowe s� u�y�
ca�ej swojej pot�gi i wszelkich
zasob�w, aby broni� wolno�ci
wsz�dzie tam, gdzie mo�e by�
zagro�ona. Dzisiaj kto� m�g�by
powiedzie�, �e ta wielkoduszna
oferta ponios�a pora�k� i �e
Ameryka by�a i jest za s�aba,
by wzi�� na siebie ci�ar
prowadzenia �wiata. W obliczu
powtarzaj�cych si� kryzys�w,
ka�dy obywatel Ameryki ma prawo
zapyta�, po co ma si� zajmowa�
wydarzeniami tak od nas
odleg�ymi i dlaczego ma czu�
si� odpowiedzialny za obron�
wolno�ci poza obszarem Stan�w
Zjednoczonych.
Nie odpowiem na te
w�tpliwo�ci w�asnymi s�owami.
"Cz�owiek nie jest wysp� -
pisa� John Donne przesz�o
trzysta lat temu. - Cz�owiek
jest cz�ci� kontynentu". Stany
Zjednoczone ci�gn� si� od
Atlantyku po Pacyfik i od
Arktyki po r�wnik. "Jestem
cz�ci� ca�ej ludzko�ci; nie
pytaj nigdy, komu bije dzwon;
on bije tobie".
Edwardowi podoba�a si� ta
cz�� przem�wienia, bo
wyra�a�a jego w�asne my�li.
Zastanawia� si� jednak, czy
s�uchacze zareaguj� dzi� z
takim samym entuzjazmem, z
jakim witali race krasom�wcze
Florentyny w przesz�o�ci.
Pot�ne brawa przelewaj�ce si�
burzliw� fal� uspokoi�y go. Jej
magia wci�� dzia�a�a.
- Stworzymy w naszym kraju
s�u�b� zdrowia, kt�rej
pozazdro�ci nam ca�y wolny
�wiat. Pozwoli ona wszystkim
obywatelom korzysta� w r�wnym
stopniu z najlepszej pomocy
lekarskiej. �aden Amerykanin
nie mo�e umrze� dlatego, �e nie
sta� go na ratowanie �ycia.
Wielu demokrat�w g�osowa�o
przeciwko Florentynie Kane,
w�a�nie ze wzgl�du na jej
stanowisko w sprawie
ubezpiecze� zdrowotnych. Pewien
stary siwy lekarz powiedzia�
jej: Amerykanie musz� nauczy�
si� sta� na w�asnych dw�ch
nogach. - Jak mog� sta�, skoro
ju� le�� martwym bykiem! -
odpowiedzia�a Florentyna. -
Niech nas Pan B�g broni przed
prezydentem_kobiet�! -
zareplikowa� doktor i poszed�
g�osowa� na republikan�w.
- Ale g��wn� platform� tej
administracji b�dzie prawo i
porz�dek. W tym celu mam zamiar
przedstawi� Kongresowi pakiet
ustaw, kt�ry zablokuje sprzeda�
broni palnej bez specjalnego
zezwolenia.
Tym razem oklaski t�umu nie
by�y ju� tak spontaniczne.
Florentyna podnios�a g�ow�. -
A wi�c, bracia Amerykanie,
niechaj koniec tego stulecia
stanie si� okresem, w kt�rym
Stany Zjednoczone b�d�
przewodzi� �wiatu pod wzgl�dem
sprawiedliwo�ci i si�y, troski
i przedsi�biorczo�ci, okresem,
w kt�rym wypowiedz� wojn�:
chorobom, dyskryminacji, n�dzy.
Florentyna usiad�a. Jej
s�uchacze zerwali si�
jednocze�nie na nogi.
Szesnastominutowe
przem�wienie przerywane by�o
dziesi�ciokrotnie brawami. Ale
kiedy nowy szef pa�stwa
odwr�ci�a si� od mikrofonu,
oczy jej nie wodzi�y po
twarzach s�uchaczy. Spo�r�d
zebranych na platformie
dygnitarzy zale�a�o jej na
jednej tylko osobie. Podesz�a
do swojego m�a - poca�owa�a go
w policzek i wzi�a pod r�k�.
Energiczny mistrz ceremonii
�agodnie sprowadzi� ich z
platformy.
Sutart Knight nie lubi�
posuni�� rujnuj�cych ustalony
porz�dek uroczysto�ci. A
dzisiaj nic nie przebiega�o
zgodnie z programem. Wszyscy
sp�ni� si� na obiad o co
najmniej trzydzie�ci minut.
Siedemdziesi�ciu sze�ciu
go�ci powsta�o, kiedy pani
prezydent wesz�a na sal�. Byli
to m�czy�ni i kobiety, kt�rzy
przewodzili obecnie Partii
Demokratycznej. Znajdowali si�
w�r�d nich tak�e przyw�dcy z
p�nocnych stan�w, kt�rzy
zdecydowali si� poprze�
kandydata_kobiet�. Brakowa�o
tylko ma�ej grupki tych, kt�rzy
popierali senatora Ralpha
Brooksa.
Niekt�rzy spo�r�d obecnych
byli ju� cz�onkami nowego
gabinetu, a wszyscy odegrali
jak�� rol� w powrocie
Florentyny do Bia�ego Domu.
Nie mia�a ona ani czasu, ani
ochoty na obiad; wszyscy
chcieli z ni� natychmiast co�
om�wi�. Menu zosta�o u�o�one z
jej ulubionych da� zaczynaj�c
od zupy z homara, rozbefu, a
ko�cz�c na specjalno�ci szefa
kuchni - mro�onego tortu
czekoladowego w kszta�cie
Bia�ego Domu. Edward przygl�da�
si� swojej �onie, kt�ra
zignorowa�a le��cy przed ni�
kawa�ek tortu przedstawiaj�cy
Gabinet Owalny. "To dlatego
nigdy nie musi przeprowadza�
kuracji odchudzaj�cej",
zauwa�y�a Marian Edelman, kt�ra
niespodziewanie zosta�a
ministrem sprawiedliwo�ci.
Marian w�a�nie opowiada�a
Edwardowi o wielkim znaczeniu
praw dziecka. Edward pr�bowa�
s�ucha�, ale po chwili
zrezygnowa�.
Kiedy ostatnia d�o� zosta�a
u�ci�ni�ta i ostatni kawa�ek
Bia�ego Domu znikn�� z talerzy,
okaza�o si�, �e pani prezydent
i jej ludzie sp�nieni s� na
inauguracyjn� parad� ju� o trzy
kwadranse. Kiedy wreszcie
zjawili si� na trybunie
ustawionej przed Bia�ym Domem,
najszcz�liwsz� grup� w
dwustutysi�cznym t�umie by�a
prezydencka gwardia honorowa,
kt�ra od przesz�o godziny sta�a
na baczno��. Pani prezydent
zaj�a swoje miejsce i parada
rozpocz�a si�. Otworzy�y j�
stanowe oddzia�y wojskowe
krocz�ce w takt marsz�w Sousy i
pie�ni "Bo�e, b�ogos�aw
Ameryk�", wykonywanych przez
orkiestr� Marynarki Wojennej.
�ywe obrazy ze wszystkich
stan�w, przeje�d�aj�ce na
platformach ci�ar�wek,
urozmaica�y poch�d. Niekt�re z
nich, jak na przyk�ad ten z
Illinois, przedstawia�y
fragmenty z �ycia Florentny i
podkre�la�y jej polskie
pochodzenie. Dla niej by�a to
uroczysta i powa�na chwila.
Jest to jedyny nar�d na
�wiecie, my�la�a, kt�ry
zechcia�by powierzy� c�rce
imigranta sw�j najwy�szy urz�d.
Kiedy trzygodzinny poch�d
zako�czy� si� i ostatnia
ci�ar�wka znikn�a z ulicy,
Janet Brown, szef sztabu
prezydenta, zapyta�a
Florentyn�, co zamierza robi� w
czasie, kt�ry pozosta� do
rozpocz�cia pierwszego Balu
Inauguracyjnego.
- Podpisz� wszystkie
nominacje rz�dowe, listy do
szef�w pa�stw, �eby pozostawi�
na jutro czyste biurko -
zabrzmia�a natychmiastowa
odpowied�. - Tak b�dzie przez
nast�pne cztery lata.
Pani prezydent powr�ci�a do
Bia�ego Domu. Kiedy zbli�y�a
si� do po�udniowego wej�cia,
orkiestra Marynarki Wojennej
zagra�a "Chwa�a Dow�dcy".
Jeszcze w drodze do Owalnego
Gabinetu Florentyna zdj�a
p�aszcz. Run�a na fotel
stoj�cy przed wielkim d�bowym
biurkiem o pokrytym sk�r�
blacie. Rozejrza�a si� po
pokoju. Wszystko zosta�o w nim
urz�dzone wed�ug jej �ycze�.
Tu� za ni� na �cianie wisia�a
fotografia Richarda i Williama
graj�cych w pi�k�. Na biurku
le�a� przycisk z wyrytym na nim
przytaczanym cz�sto przez
Annabel cytatem z Bernarda
Shawa: "Niekt�rzy ludzie widz�
rzeczy takimi, jakimi s� i
pytaj�: dlaczego? Mnie marz�
si� rzeczy, kt�rych nigdy nie
by�o, i pytam: dlaczego nie?"
Na lewo od fotela sta�
sztandar prezydencki, na prawo
flaga Stan�w Zjednoczonych. Na
�rodku biurka sta� model hotelu
Bristol w Warszawie wykonany
przez Williama, kiedy mia�
czterna�cie lat. Na kominku
p�on�� ogie�. Abraham Lincoln
patrzy� z portretu na nowo
zaprzysi�on� pani� prezydent,
a za wykuszowym oknem zielony
trawnik ci�gn�� si� jak
gigantyczny dywan a� po iglic�
pomnika Waszyngtona. Florentyna
u�miechn�a si�. Powr�ci�am do
domu, pomy�la�a.
Po chwili si�gn�a po plik
papier�w i przebieg�a oczami
nazwiska os�b, przysz�ych
cz�onk�w jej gabinetu. Ponad
trzydzie�ci nominacji.
Podpisa�a ka�d� z nich
zamaszy�cie. Ostatni� by�o
powo�anie Janet Brown na szefa
sztabu personelu. Poleci�a
natychmiastowe odes�anie
wszystkich nominacji do
Kongresu. Sekretarz prasowy
Florentyny zebra�a wi�c
papiery, kt�re mia�y dyktowa�
histori� nast�pnych czterech
lat �ycia Ameryki i
powiedzia�a: - Dzi�kuj�, pani
prezydent - po czym doda�a: -
Czym chcia�aby si� pani zaj��
teraz?
- Lincoln powiedzia�, �e
trzeba zawsze zaczyna� od
sprawy najwa�niejszej. Zajmijmy
si� wi�c projektem ustawy o
kontroli nad sprzeda�� i
posiadaniem broni.
Sekretarz prasowy prezydenta
wzdrygn�a si� bezwiednie.
Wiedzia�a dobrze, �e w ci�gu
nast�pnych dw�ch lat walka w
Kongresie b�dzie z pewno�ci�
r�wnie ci�ka i niebezpieczna
jak wojna domowa, kt�r�
prowadzi� Lincoln. Tak wielu
ludzi wci�� uwa�a�o, �e
posiadanie broni palnej jest
ich �wi�tym prawem. Modli�a si�
tylko, �eby to wszystko nie
sko�czy�o si� ca�kowitym
roz�amem.
3 marca, czwartek
(dwa lata p�niej)
godz #/5#45 po po�udniu
Nick Stames mia� ju� ochot�
p�j�� do domu. Siedzia� za
biurkiem od si�dmej rano, a
teraz by�a pi�ta czterdzie�ci
pi�� po po�udniu. Nie pami�ta�
nawet, czy jad� dzi� obiad, czy
nie. Jego �ona, Norma, znowu
b�dzie narzeka�a, �e nigdy nie
zjawia si� w domu w porze
kolacji, a kiedy przychodzi, to
to, co ugotowa�a, jest prawie
nie do jedzenia. Z trudem
przypomnia� sobie, kiedy uda�o
mu si� w og�le zje�� ca��
kolacj�. Kiedy Nick wychodzi�
do pracy o sz�stej trzydzie�ci,
Norma le�a�a w ��ku. Teraz,
kiedy dzieci uczy�y si� ju�
poza domem, jej jedynym
zaj�ciem by�o przygotowanie
kolacji dla m�a. Nick
znajdowa� si� w sytuacji bez
wyj�cia. Gdyby by� z�ym
urz�dnikiem, Norma te� by
narzeka�a. Ale na szcz�cie -
odstuka� - mia� sukcesy w
pracy. A kiedy jest si�
najm�odszym kierownikiem
lokalnego oddzia�u Fbi, bo w
wieku zaledwie czterdziestu
jeden lat - nie mo�na utrzyma�
si� na stanowisku wracaj�c co
wiecz�r punktualnie do domu na
kolacj�. Poza tym Nick
uwielbia� swoj� prac�. By�a
jego jedyn� kochank� i Norma
powinna by�a j� b�ogos�awi�.
Ju� od dziewi�ciu lat Stames
by� szefem Waszyngto�skiego
Biura Fbi. Chocia� rozci�ga�o
opiek� nad najmniejszym
obszarem kraju - okr�g Kolumbia
mia� zaledwie 100 kilometr�w
kwadratowych powierzchni - by�o
trzecim pod wzgl�dem wielko�ci
biurem Ameryki. W jego sk�ad
wchodzi�y 22 brygady - w tym
dwana�cie kryminalnych i
dziesi�� politycznych. Co tu
gada� - by� odpowiedzialny za
porz�dek stolicy �wiata! C�
dziwnego, �e od czasu do czasu
sp�nia� si� do domu. Ale
dzisiejszego wieczoru chcia�
do�o�y� specjalnych stara�.
Kiedy czas na to pozwala -
uwielbia� �on�. Tote�
postanowi� w�a�nie dzisiaj -
spr�bowa� nie sp�ni� si�.
Podni�s� s�uchawk� wewn�trznego
telefonu i po��czy� si� z
koordynatorem brygad
kryminalnych, Grantem Nanna.
- Grant.
- Szefie?
- Id� do domu.
- Nie wiedzia�em, �e masz
dom.
- Mam, tak samo jak ty.
Nick od�o�y� s�uchawk� i
przeczesa� d�oni� d�ugie,
ciemne w�osy. Wygl�da� bardziej
na przest�pc� z kryminalnego
filmu ni� na agenta Fbi.
Wszystko w nim by�o ciemne:
ciemne oczy, ciemna sk�ra,
ciemne w�osy, a nawet ciemne
ubranie i buty, jak przysta�o
na dobrego agenta. W klapie
marynarki nosi� znaczek
przedstawiaj�cy flagi Stan�w
Zjednoczonych i Grecji.
Przed kilku laty
zaproponowano mu awans i
przeniesienie na drug� stron�
ulicy do G��wnej Kwatery Fbi
na stanowisko jednego z
jedenastu zast�pc�w dyrektora.
Ale nie odpowiada�a mu rola
zast�pcy - wi�c odm�wi�. Ten
awans oznacza�by przeprowadzk�
z rudery do pa�acu.
Waszyngto�skie Biuro Fbi
mie�ci�o si� na trzecim,
czwartym i si�dmym pi�trze,
starego budynku Starej Poczty
na Pennsylvania �Avenue.
Powinien by� zosta� zburzony
przed co najmniej dwudziestu
pi�ciu laty. Ale �ona
prezydenta Johnsona uzna�a go
za narodowy zabytek. Pokoje
tego gmachu by�y tak ciasne jak
wagony kolejowe. Gdyby
znajdowa� si� w getcie
murzy�skim, zosta�by z
pewno�ci� przeznaczony na
rozbi�rk�.
S�o�ce kry�o si� za wysokimi
budynkami miasta i gabinet
Nicka powoli pogr��a� si� w
ciemno�ci. Podszed� do
wy��cznika �wiat�a. "Oszcz�dzaj
energi�" sugerowa�
nafosforyzowany napis przy
wy��czniku. Ta rz�dowa
inicjatywa �wiadczy�a o tym, �e
dyrektorzy federalnego Urz�du
Energetycznego zajmowali dwa
pi�tra w tym samym ponurym
budynku na Pennsylvania Avenue.
Podobnie jak nieustanny ruch
ubranych na ciemno pracownik�w
obojga p�ci wskazywa� na to, �e
mie�ci si� tam Waszyngto�skie
Biuro Fbi.
Narodowa Fundacja Kultury i
Sztuki od dawna planowa�a
remont owego zabytkowego
gmachu, by umie�ci� w nim sale
wystaw i w�asne biura. Plany
zosta�y wykonane, ale zabrak�o
fundusz�w. Centralny Urz�d
Kwatermistrzowski rozgl�da� si�
za nowymi siedzibami dla
Federalnego Urz�du Energetyki i
dla Fbi. Ale na razie Stames
prowadzi� swoj� bardzo
nowoczesn� i ogromnie
wyspecjalizowan� dzia�alno�� w
budynku, kt�ry by� w gruncie
rzeczy ruder�.
Nick podszed� do okna i
spojrza� na now� siedzib�
G��wnej Kwatery Fbi po�o�on�
po drugiej stronie ulicy. By�
to potwornie brzydki
architektoniczny olbrzym
uko�czony w 1976 roku, kt�rego
ka�da winda by�a wi�ksza od
gabinetu Nicka. Ale on nie
przejmowa� si� tym. Doszed� ju�
do osiemnastej grupy p�acowej i
tylko dyrektor zarabia� wi�cej
od niego. Nie pozwoli si�
zakotwiczy� za biurkiem do
samej emerytury, kiedy to
dostanie na po�egnanie
tradycyjn� par� z�otych spinek.
Chcia� mie� sta�y kontakt z
agentami kr���cymi po ulicach,
zawsze trzyma� r�k� na pulsie
Biura. Chcia� pozosta� do ko�ca
w Waszyngto�skim Biurze Fbi.
Wola� umrze� stoj�c, ni�
sp�dzi� �ycie na siedz�co.
Raz jeszcze chwyci�
s�uchawk�.
- Julio, zaraz wychodz� do
domu.
Julia Bayers spojrza�a na
zegarek.
- Tak jest, szefie.
Przechodz�c przez jej pok�j
u�miechn�� si�.
- Mussaka, ry� i �ona. Nie
m�w nic Mafii.
By� jedn� nog� za progiem,
kiedy zadzwoni� jego
bezpo�redni telefon.
Wystarczy�o zrobi� jeszcze
jeden krok i znale�� si� w
drodze do domu. Ale Nick nie
m�g� si� na to zdoby�. Julia
wsta�a i jak zwykle Nick z
uznaniem spojrza� na jej nogi.
A bujne piersi niemal
zas�ania�y klawiatur� maszyny
do pisania. Czy za uwiedzenie
w�asnej sekretarki grozi kara
wi�zienia? Przyrzek� sobie, �e
sprawdzi przepisy prawa
federalnego w tej materii.
- Zostaw, Julio, sam odbior�.
Wr�ci� do gabinetu i podni�s�
s�uchawk� rozdzwonionego
telefonu.
- Stames.
- Dobry wiecz�r. Tu porucznik
Blake z policji miejskiej.
- Hej, Dave, winszuj� awansu.
Nie widzia�em ci� chyba od... -
zawaha� si� - chyba od pi�ciu
lat, co? By�e� wtedy
sier�antem. Jak si� masz?
- Dzi�kuj�, doskonale.
- A wi�c, poruczniku,
polujesz teraz na grub�
zwierzyn�! Z�apa�e� pewnie
czternastolatka, co ukrad�
paczk� gumy do �ucia i
potrzebna ci jest pomoc moich
najlepszych agent�w, �eby
wykry�, gdzie przest�pca ukry�
�up?
Blake roze�mia� si�.
- Nie jest a� tak �le. W
szpitalu Woodrowa Wilsona mamy
faceta, kt�ry ��da rozmowy z
szefem Fbi. Przysi�ga, �e ma
mu co� bardzo wa�nego do
powiedzenia.
- Czy to jest kt�ry� z
naszych sta�ych informator�w?
- Nie.
- Jak si� nazywa?
- Angelo Casefikis. - Blake
przeliterowa� nazwisko.
- Masz jego rysopis?
- Nie. Rozmawia�em z nim
tylko przez telefon. Nie chcia�
nic wi�cej powiedzie�, tylko
tyle, �e je�eli Fbi go nie
wys�ucha, to b�d� przykre
konsekwencje dla ca�ego kraju.
- Tak powiedzia�? Poczekaj
chwil�. Sprawdz� to nazwisko.
Mo�e wariat?
Nick Stames nacisn�� guzik i
po��czy� si� z dy�uruj�cym
urz�dnikiem.
- Kto jest na s�u�bie?
- Paul Fredericks, szefie.
- Paul, zajrzyj do pud�a
wariat�w.
"Pud�em wariat�w" nazywano
kolekcj� bia�ych fiszek, na
kt�rych widnia�y nazwiska
wszystkich ludzi lubi�cych
telefonowa� do Fbi w �rodku
nocy z takimi na przyk�ad
informacjami: �e Marsjanie
wyl�dowali w ich ogr�dku albo
�e wykryli spisek Cia
przeciwko ca�emu �wiatu.
Agent nazwiskiem Fredericks
odezwa� si� po chwili.
O�wiadczy�, �e ma przed sob�
pud�o wariat�w.
- Ju� jestem, sir. O jakie
nazwisko chodzi?
- Angelo Casefikis.
- Znowu jaki� zwariowany Grek
- mrukn�� Fredericks. - Z tymi
cudzoziemcami nigdy nie
wiadomo...
- Grecy nie s� cudzoziemcami
- warkn�� Stames. Jego w�asne
nazwisko, zanim zosta�o
skr�cone, brzmia�o Stamatakis.
Nigdy nie przebaczy� ojcu -
�wie� Panie nad jego dusz� -
zamerykanizowania wspania�ego
helle�skiego nazwiska.
- Przepraszam, sir. �adnego
takiego nazwiska nie widz� ani
w pudle, ani na li�cie
informator�w. Czy ten facet
wymieni� jakiego� agenta?
- Nie. Domaga� si� g�owy
Fbi.
- To tak, jak my wszyscy...
- Dosy� dowcip�w, Paul, bo
kropn� ci dodatkowy dy�ur.
Ka�dy z agent�w Biura
dy�urowa� przez jeden tydzie� w
roku przy pudle wariat�w
odpowiadaj�c przez ca�� noc na
telefony, odp�dzaj�c
przewrotnych Marsjan,
unicestwiaj�c �ajdackie intrygi
Cia, nie nara�aj�c przy tym
na szwank opinii Fbi. Agenci
unikali tej pracy, jak tylko
mogli. Fredericks szybko
odwiesi� s�uchawk�. Dwa
tygodnie takiej pracy i mo�na
dorzuci� do pud�a kartk� z
w�asnym nazwiskiem.
- Co o tym my�lisz, Dave? -
zapyta� Nick Blake'a i wyj�� z
szuflady biurka papierosa. -
Jakim tonem m�wi� ten facet?
- By� zdenerwowany i j�ka�
si� - odpar� Blake. - Pos�a�em
mu jednego z moich ludzi. Nie
potrafi� wyci�gn�� od faceta
nic poza tym, �e Ameryka musi
mu uwierzy�, �e ma co� wa�nego
do powiedzenia. Wydawa� si�
naprawd� przera�ony. Ma ran�
postrza�ow� w nodze. Jest
zaka�ona. Najwyra�niej chodzi�
bez opatrunku przez kilka dni,
zanim zg�osi� si� do szpitala.
- W jaki spos�b zosta� ranny?
- Nie wiemy. Staramy si�
znale�� �wiadk�w, ale jeszcze
nie znale�li�my �adnego, a
Casefikis nie chce nam nic
wi�cej powiedzie�.
- Dlaczego chce koniecznie
rozmawia� z Fbi? Policja mu
nie wystarczy?
Stames natychmiast po�a�owa�
tej uwagi, ale by�o za p�no,
s��wko si� rzek�o.
- Dzi�kuj�, poruczniku.
Przydziel� zaraz kogo� do tej
sprawy. Porozumiem si� z wami
jutro rano.
Od�o�y� s�uchawk�. Ju�
sz�sta! Dlaczego cofn��em si�
od drzwi? Niech szlag trafi ten
telefon! Grant Nanna da�by
sobie doskonale rad� i nie
zrobi�by tej g�upiej uwagi na
temat policji. Jest chyba dosy�
powod�w do zadra�nie� mi�dzy
tymi dwoma urz�dami.
Nick raz jeszcze po��czy� si�
przez wewn�trzn� lini� z
kierownikiem wydzia�u
kryminalnego.
- Grant.
- Zdawa�o mi si�, �e
poszed�e� do domu.
- Zajrzyj do mnie na chwil�,
dobrze?
- Ju� id�, szefie.
Po chwili Grant Nanna zjawi�
si� w gabinecie Stamesa ze
swoim nieod��cznym cygarem.
Mia� na sobie marynark�, kt�r�
wk�ada� zawsze, kiedy szed� do
gabinetu Nicka.
Kariera Nanny by�a wzorcowa.
Urodzi� si� w El Campo w
Teksasie i uko�czy� Baylor
College. Potem uzyska�
magisterium prawa w stanowym
uniwersytecie Missisipi i jako
m�ody agent rozpocz�� prac� w
Pittsburghu. Tam spotka� swoj�
przysz�� �on�. Betty by�a
stenotypistk� w Fbi. Mia� z
ni� czterech syn�w, kt�rzy
uko�czyli studia na
uniwersytecie w Wirginii. Dwaj
zostali in�ynierami, jeden
lekarzem i jeden dentyst�.
Nanna pracowa� w Fbi od
przesz�o trzydziestu lat, o
dwana�cie lat d�u�ej ni� Nick,
kt�ry by� niegdy� jego
podw�adnym. Ale Nanna nie czu�
si� tym dotkni�ty. By� przecie�
kierownikiem wydzia�u
kryminalnego, lubi� swoj� prac�
i wysoko ceni� Nicka. Kiedy
byli sami, m�wili sobie po
imieniu.
- Jaki mamy problem, szefie?
Stames spojrza� na Nann�
przyja�nie. Pomy�la�, �e ten
pi��dziesi�cioletni, silnie
zbudowany, kr�py m�czyzna,
stale �uj�cy cygaro, stanowczo
przekroczy� wag� okre�lon� jako
"po��dan�" w regulaminie Biura.
Pracownik wysoko�ci metr
siedemdziesi�t trzy powinien
by� wa�y� od siedemdziesi�ciu
do siedemdziesi�ciu trzech
kilogram�w. Nanna z regu�y
miga� si�, kiedy odbywa�o si�
kwartalne wa�enie agent�w
Fbi. Musia� wielokrotnie
przeprowadza� kuracj�
odchudzaj�c�, �eby
zado���uczyni� przepisom. By�y
one szczeg�lnie ostro
egzekwowane za rz�d�w Hoovera,
kiedy wymagano od pracownik�w,
�eby byli chudzi i odpychaj�cy.
Do licha, pomy�la� Stames,
do�wiadczenie i wiedza Granta
s� bezcenne, a on sam wart jest
kilkunastu szczup�ych, m�odych,
atletycznych agent�w, od
kt�rych roi�o si� w biurach
Waszyngto�skiego Oddzia�u.
Tote� postanowi� - tak jak to
kilkaset razy przedtem - �e
zajmie si� spraw� nadwagi
Granta w niedalekiej
przysz�o�ci.
Nick zreferowa� Grantowi, co
powiedzia� mu porucznik Blake o
dziwnym Greku w szpitalu
imienia Wilsona.
- Chcia�bym, �eby� tam pos�a�
dw�ch ludzi. Zadzwo� do mnie do
domu, je�eli sprawa oka�e si�
wa�na. Kogo masz pod r�k�?
- Jeszcze nie wiem, ale
je�eli podejrzewasz, �e mo�e to
kt�ry� z naszych kapusi�w, to
na pewno nie mog� tam pos�a�
Aspiryny.
"Aspiryn�" nazywano jednego z
najstarszych agent�w
pracuj�cych w waszyngto�skim
biurze. Dwadzie�cia siedem lat
pracy u Hoovera nauczy�o go
za�atwia� wszystkie sprawy
�ci�le wed�ug przepis�w, czym
doprowadza� ludzi do sza�u. W
ko�cu roku mia� i�� na
emerytur�, i z�o��, jak�
odczuwali w stosunku do niego
wsp�pracownicy, ju� zaczyna�a
zamienia� si� w nostalgi�.
- S�usznie. Aspiryny nie
wysy�aj. We� dw�ch m�odych.
- Mo�e Calverta i Andrewsa?
- Zgoda - odpowiedzia�
Stames. - Poinformuj ich co i
jak, a ja mo�e jeszcze zd��� do
domu na kolacj�. Je�eli b�dzie
co� wa�nego, to dzwo�.
Grant wyszed� z gabinetu, a
Nick u�miechn�� si� szelmowsko
do Julii i po�egna� si� z ni�
po raz drugi. Julia podnios�a
g�ow� i odpowiedzia�a mu
nonszalanckim skrzywieniem ust.
By�a jedyn� atrakcyjn� istot� w
ca�ym Biurze. "Mog� pracowa�
dla agent�w Fbi, ale nie ma
mowy o tym, �ebym mog�a wyj��
za m�� za kt�rego� z nich" -
powiedzia�a do ma�ego lusterka
w g�rnej szufladzie biurka,
kiedy upewni�a si�, �e Nick jej
na pewno nie s�yszy.
Grant natychmiast po powrocie
do siebie po��czy� si� z
wydzia�em kryminalnym.
- Przy�lijcie mi Calverta i
Andrewsa.
- Tak jest, sir.
Po chwili rozleg�o si� mocne
stukanie w drzwi i do pokoju
Nanny wesz�o dw�ch specjalnych
agent�w. Barry Calvert by�
bardzo wysoki, mierzy� 188
centymetr�w w skarpetkach, ale
niewielu by�o takich, kt�rzy
kiedykolwiek widzieli go bez
but�w. Mia� trzydzie�ci dwa
lata i opini� najambitniejszego
pracownika wydzia�u
kryminalnego. Ubrany by� w
ciemnozielon� marynark�,
spodnie w nieokre�lonym,
ciemnym kolorze i rozcz�apane,
czarne sk�rzane buty. Kr�tko
strzy�one, kasztanowate w�osy
rozdziela� przedzia�kiem z
prawej strony. Jedynym jego
ust�pstwem na rzecz mody lat
osiemdziesi�tych by�y wielkie,
przyciemnione okulary. Mo�na go
by�o z regu�y zasta� w biurze
jeszcze d�ugo po zako�czeniu
urz�dowania, czyli po godzinie
pi�tej trzydzie�ci i to nie
tylko ze wzgl�du na ch��
awansu. Ten cz�owiek po prostu
kocha� swoj� robot�. W ka�dym
razie wiadomo by�o, �e nie
kocha �adnej ludzkiej istoty, a
je�eli nawet tak, to na kr�tko.
Pochodzi� ze �rodkowego Zachodu
i wst�pi� do Fbi po
uko�czeniu socjologii na
uniwersytecie w Indianie i
pi�tnastotygodniowym kursie
akademii Fbi w Quantico. By�
typowym agentem Biura.
Tymczasem Mark Andrews by�
chyba najbardziej niezwyk�ym
okazem swojej bran�y. Po
studiach historycznych na
uniwersytecie Yale uko�czy�
wydzia� prawa tego
uniwersytetu, po czym uzna�, �e
zanim przyst�pi do jakiej�
firmy adwokackiej, musi co�
prze�y�. Doszed� do wniosku, �e
powinien pozna� zar�wno �wiat
przest�pczy, jak i metody
policji od wewn�trz. Nie
umie�ci� tych motyw�w w podaniu
o przyj�cie do pracy w Fbi -
wszak nie wolno traktowa� pracy
w Biurze jako eksperymentu
akademickiego. Jeszcze Hoover
stawia� karier� w biurze na tak
wysokim piedestale, �e nigdy
nie przyjmowa� z powrotem
agent�w, kt�rzy je raz
porzucili. Andrews mia� metr
osiemdziesi�t wzrostu, ale przy
Calvercie wygl�da� jak
karze�ek. Jego �wie�a cera,
regularne rysy, niebieskie oczy
i niezbyt d�ugie, faluj�ce
jasne w�osy sprawia�y, �e by�
przystojnym m�czyzn�. Mia�
dwadzie�cia osiem lat i by�
jednym z najm�odszych
pracownik�w Biura. Ubiera� si�
starannie i modnie, cho� nie
zawsze zgodnie z regulaminem.
Stames zobaczy� go raz w
czerwonej sportowej marynarce i
br�zowych spodniach i odes�a�
do domu, �eby si� przebra�. Nie
wolno kompromitowa� Biura.
Wdzi�k Marka ratowa� go cz�sto
przed wieloma k�opotami, a poza
tym jego up�r i wytrwa�o��
liczy�y si� na r�wni z
wykszta�ceniem i manierami,
kt�re naby� w jednym z
najlepszych ameryka�skich
uniwersytet�w. By� pewny
siebie, ale nigdy nie
przepycha� si� �okciami dla
kariery. Zreszt� nikogo nie
wtajemnicza� w swoje �yciowe
plany.
Grant Nanna stre�ci� agentom
histori� z przestraszonym
facetem ze szpitala imienia
Wilsona.
- Murzyn? - zapyta� Calvert.
- Nie. Grek.
Na twarzy Calverta odmalowa�o
si� zdziwienie. Osiemdziesi�t
procent mieszka�c�w Waszyngtonu
i dziewi��dziesi�t procent
aresztowanych za przest�pstwa
kryminalne stanowili Murzyni.
Jednym z powod�w, dla kt�rych
w�amanie do Watergate wzbudzi�o
od pocz�tku podejrzenia w�adz,
by� fakt, �e sprawcami nie byli
czarni. Nikt oczywi�cie nie
chcia� si� do tego przyzna�.
- Okey, Barry, my�lisz, �e
dasz sobie rad�?
- Oczywi�cie. Raport na jutro
rano?
- Szef chce, �eby�
skontaktowa� si� z nim
bezpo�rednio. Gdyby si�
okaza�o, �e w tym co� jest. Ale
nawet je�eli nie, to z��
raport jeszcze dzi� wieczorem.
Telefon na biurku Nanny
zadzwoni�. M�wi�a Polly, nocna
telefonistka.
- Pan Stames na linii. M�wi z
samochodu i prosi o po��czenie
z panem.
- Ten cz�owiek nie mo�e �y�
bez pracy... - mrukn�� Grant
zakrywaj�c d�oni� mikrofon
s�uchawki.
- Hej, szefie.
- S�uchaj, Grant, m�wi�em, �e
ten Grek ma ran� postrza�ow� w
nodze i �e jest ona
zainfekowana, prawda?
- Zgadza si�.
- W takim razie zr�b co� dla
mnie. Zatelefonuj do mojego
ko�cio�a, do ojca Gregory. To
ko�ci� pod wezwaniem �wi�tego
Konstantego i �wi�tej Heleny.
Popro� go, �eby poszed� do
szpitala i odwiedzi� tego
faceta.
- Zaraz to zrobi�.
- I uciekaj do domu. Aspiryna
mo�e sam zosta� na dy�urze.
- W�a�nie zabiera�em si� do
wyj�cia.
Telefon zamilk�.
- No dobra, panowie. Do
roboty.
Dwaj specjalni agenci ruszyli
szarym, brudnym korytarzem do
windy. Robi�a wra�enie, �e nie
ruszy bez u�ycia korby. Na
Pennsylvania Avenue wsiedli do
s�u�bowego samochodu.
Mark zasiad� za kierownic�
ciemnogranatowego Forda. Min�li
budynek Archiw�w Pa�stwowych i
Galeri� Mellona, objechali
doko�a poro�ni�te bujn�
zieleni� tereny Kapitolu, po
czym ruszyli przez Independence
Avenue w kierunku
po�udniowo_wschodniej dzielnicy
stolicy. Kiedy czekali na
zielone �wiat�o na Pierwszej
Ulicy tu� przy Bibliotece
Kongresu, Barry powiedzia�
kilka brzydkich s��w o g�stym
ruchu ulicznym i spojrza� na
zegarek.
- Dlaczego nie dali tej
parszywej roboty Aspirynie?
- Kto pos�a�by Aspiryn� do
szpitala? - u�miechn�� si�
Mark. Dwaj agenci polubili si�
od pierwszego wejrzenia,
jeszcze w Akademii Fbi w
Quantico. W dniu rozpocz�cia
pi�tnastotygodniowego kursu
wszyscy rekruci otrzymali
telegramy potwierdzaj�ce ich
skierowanie. Przy czym ka�dy z
nich mia� sprawdzi� to�samo��
s�siad�w z prawej i lewej
strony. Mark spojrza� na
telegram Barry'ego i odda� mu
go z u�miechem.
- My�l�, �e jeste� w
porz�dku. O ile oczywi�cie
regulamin Fbi dopuszcza
przyjmowanie na kurs King
Konga.
- Wiesz, co ci powiem -
odpar� Calvert czytaj�c uwa�nie
skierowanie Marka. - Pewnego
dnia mo�e ci si� przyda� taki
King Kong.
�wiat�o zmieni�o si� na
zielone, ale w�z stoj�cy przed
nimi na wewn�trznym pasie
chcia� skr�ci� na Pierwsz�
Ulic�. Przez chwil� agenci byli
zablokowani.
- Jak my�lisz, co ten facet
mo�e nam powiedzie�?
- Mam nadziej�, �e wie co� o
napadzie na ten bank w centrum
miasta. Od trzech tygodni
zajmuj� si� t� spraw� i nie mam
�adnych rezultat�w. Stames
zaczyna si� denerwowa�.
- Nie, to nie mo�e by� ta
sprawa. Ma przecie� kul� w
nodze. Ja my�l�, �e to nowy
kandydat do pud�a wariat�w.
Pewno �ona postrzeli�a go, bo
sp�ni� si� do domu na greck�
kolacj�. Nasz szef pos�a� mu
ksi�dza, bo te� jest Grekiem.
Tacy jak my mog� si� sma�y� w
piekle, je�eli o niego
chodzi...
Obydwaj m�czy�ni roze�mieli
si�. Wiedzieli, �e je�li kt�ry�
z nich znalaz�by si� w opa�ach,
Nick Stames ruszy z posad
Kolumn� Waszyngtona, gdyby to
by�o potrzebne. W miar� jak
posuwali si� Independence
Avenue i zbli�ali do �rodka
po�udniowo_wschodniego
Waszyngtonu, ruch uliczny
mala�. Min�li Dziewi�tnast�
Ulic�, Zbrojowni� i dojechali
do szpitala imienia Wilsona.
Znale�li parking dla go�ci, a
Calvert starannie sprawdzi�
zamki we wszystkich drzwiach
wozu. Najprzykrzejsz� rzecz�,
jaka mo�e si� wydarzy�
agentowi, jest kradzie� jego
samochodu, zw�aszcza je�eli
potem znajdzie go policja. To
najprostsza droga do
ca�omiesi�cznego dy�uru przy
pudle wariat�w.
Wej�cie do szpitala by�o
ciemne i odrapane, a korytarze
pomalowane na szaro i ponure.
Nocna recepcjonistka
poinformowa�a ich, �e Casefikis
jest w pokoju 4308 na czwartym
pi�trze. Agent�w zdziwi� brak
wszelkich �rodk�w
bezpiecze�stwa. Nie kazano im
pokaza� legitymacji, pozwolono
swobodnie chodzi� po ca�ym
budynku, jak gdyby byli
lekarzami. Nikt im si� dobrze
nie przyjrza�. By� mo�e, �e z
racji swojego zawodu byli
przeczuleni na te sprawy.
Rozklekotana, staro�wiecka
winda zawioz�a ich na czwarte
pi�tro. M�czyzna o kulach i
kobieta na w�zku inwalidzkim
jechali razem z nimi.
Rozmawiali z o�ywieniem.
Powolna jazda nie przeszkadza�a
im. Mieli wida� mn�stwo czasu.
Kiedy znale�li si� wreszcie na
czwartym pi�trze, Calvert
zapyta� o dy�urnego lekarza.
- Wydaje mi si�, �e doktor
Dexter sko�czy�a ju� dy�ur, ale
zaraz sprawdz� - odpowiedzia�a
piel�gniarka i oddali�a si�
po�piesznie. Wizyty z Fbi nie
zdarzaj� si� codziennie, a ten
ch�opak o b�yszcz�cych
b��kitnych oczach by� taki
przystojny! Po chwili powr�ci�a
wraz z lekark�. Pani doktor
Dexter zrobi�a du�e wra�enie na
Andrewsie i Calvercie.
Przedstawili si� jej. Co za
nogi, pomy�la� Mark. Ostatni
raz widzia� r�wnie pi�kne nogi,
kiedy mia� pi�tna�cie lat.
Posiadaczk� ich by�a Anne
Bancroft, bohaterka filmu
"Absolwent". W�wczas to po raz
pierwszy zwr�ci� uwag� na
kobiece nogi. Od tego czasu
wesz�o mu to w nawyk.
Wykrochmalony fartuch
lekarski zdobi�a czerwona
plastikowa tabliczka, a na niej
bia�ymi literami widnia� napis:
Elizabeth Dexter. Dr med. Pod
rozpi�tym fartuchem Mark
zauwa�y� czerwon� jedwabn�
bluzk� i modn� sp�dnic� z
czarnego jedwabiu si�gaj�c�
nieco powy�ej kolan. By�a
�redniego wzrostu, szczup�a i
drobna. O ile Mark m�g� si�
zorientowa�, nie mia�a �adnego
makija�u. Jej delikatna cera i
ciemne oczy nie wymaga�y
upi�kszenia. Wi�c nie
przyjechali�my tu na darmo,
pomy�la�. Barry nie wykaza�
zainteresowania pi�kn� lekark�
i zapyta� o kart� szpitaln�
Casefikisa. Mark gor�czkowo
zastanawia� si� nad sposobem
nawi�zania jakiej� konwersacji.
- Czy jest pani mo�e
spokrewniona z senatorem
Dexterem? - spyta� podkre�laj�c
nieco s�owo "senator".
- Tak, to m�j ojciec -
odpowiedzia�a. By�a zapewne
przyzwyczajona do podobnych
pyta� i znudzona tym, �e byli
ludzie, kt�rzy uwa�ali ten fakt
za istotny.
- Ucz�szcza�em na jego
wyk�ady na ostatnim roku moich
studi�w prawniczych w Yale -
ci�gn�� Mark zdaj�c sobie
spraw� z tego, �e przechwala
si� i obawiaj�c si�
jednocze�nie, �e Calvert za
chwil� sko�czy czyta� t�
cholern� kart� szpitaln�.
- O, to pan te� by� w Yale?
Kiedy pan ko�czy� studia?
- W siedemdziesi�tym
dziewi�tym.
- Mogli�my si� spotka�. Ja
tam sko�czy�am medycyn�. W
osiemdziesi�tym roku.
- Gdybym pani� spotka�, droga
pani doktor, nie zapomnia�bym
tego.
- Absolwenci presti�owych
uczelni maj� sobie zawsze
mn�stwo do powiedzenia -
przerwa� im Barry Calvert. -
Ale prostak ze �rodkowego
Zachodu chcia�by przyst�pi� do
roboty.
Nie ma co, pomy�la� Mark,
Barry zas�uguje na to, �eby
kiedy� zosta� dyrektorem Biura.
- Co pani doktor mo�e nam
powiedzie� o tym cz�owieku? -
zapyta� Calvert.
- Obawiam si�, �e niewiele -
odpar�a lekarka odbieraj�c mu
kart� szpitaln�. - Zjawi� si�
tu sam, o�wiadczy�, �e ma ran�
postrza�ow�. Rana by�a
zaka�ona, chyba ju� od
tygodnia. Powinien by� przyj��
do nas wcze�niej. Dzi� rano
wyj�am mu kul�. Jak pan wie,
panie Calvert, naszym
obowi�zkiem jest meldowa�
natychmiast policji o ka�dym
pacjencie z postrza�ow� ran�.
Tote� jeszcze dzi� rano
zawiadomili�my waszych ludzi.
- To nie s� nasi ludzie -
poprawi� j� Mark.
- Przepraszam - odpar�a
raczej sucho lekarka - dla
lekarza policjant jest
policjantem.
- A dla policjanta lekarz
jest lekarzem, chocia� wy tak�e
macie r�ne specjalno�ci -
ortopedi�, ginekologi�,
neurologi� - prawda? Pani chyba
nie uwa�a, �e wygl�dam na
tajniaka z policji?
Doktor Dexter nie da�a si�
sprowokowa� do pochlebstwa.
Otworzy�a teczk� rannego i
powiedzia�a:
- Wiemy tylko, �e jest
Grekiem z pochodzenia i nazywa
si� Angelo Casefikis. Nigdy nie
by� naszym pacjentem. Poda�, �e
ma trzydzie�ci osiem lat. To
wszystko, co mog� panom
powiedzie�.
- Dzi�kuj�, tyle mniej wi�cej
dowiadujemy si� w takich
wypadkach. Czy mo�emy go
zobaczy�?
- Oczywi�cie, prosz� za mn�.
Doktor ruszy�a szybko
korytarzem. Mark i Barry poszli
za ni�. Barry szuka� wzrokiem
drzwi oznaczonych numerem
4308, Mark patrzy� na nogi
lekarki. Kiedy doszli do drzwi
pokoju Casefikisa, zajrzeli do
�rodka przez ma�e okienko i
zobaczyli dw�ch m�czyzn.
Jednym by� Angelo Casefikis, a
drugim pogodnie wygl�daj�cy
Murzyn, kt�ry wpatrywa� si� w
telewizor z wy��czonym
d�wi�kiem.
- Czy mogliby�my z nim
porozmawia� sam na sam? -
zapyta� Calvert.
- Dlaczego? - spyta�a
lekarka.
- Nie wiemy, co chce nam
powiedzie�, a mo�e w og�le nie
zechce m�wi� przy �wiadkach.
- Prosz� si� uspokoi� -
u�miechn�a si� doktor. - Jego
towarzysz, a m�j ulubiony
pacjent, listonosz Benjamin
Reynolds jest g�uchy jak pie�.
B�dziemy go operowali w
przysz�ym tygodniu, ale na
razie nie us�ysza�by nawet
tr�by Archanio�a Gabriela w
dzie� S�du Ostatecznego. A c�
dopiero tajemnicy pa�stwowej!
Calvert po raz pierwszy
u�miechn�� si�.
- �adny by�by z niego
�wiadek.
Doktor Dexter wprowadzi�a
Calverta i Andrewsa do pokoju,
obr�ci�a si� na swoich smuk�ych
nogach i wysz�a. Do szybkiego
zobaczenia, pi�kna pani -
powiedzia� Mark bezg�o�nie.
Calvert spojrza� podejrzliwie
na Benjamina Reynoldsa, ale
czarny listonosz jedynie
u�miechn�� si� do niego weso�o,
pomacha� r�k� i w dalszym ci�gu
ogl�da� obraz telewizyjny bez
g�osu. Barry stan�� pomi�dzy
nim a ��kiem Casefikisa
blokuj�c Murzynowi widok Greka,
na wypadek, gdyby listonosz
umia� czyta� z ruchu warg.
Barry by� rzeczywi�cie bardzo
zapobiegliwym cz�owiekiem.
- Pan Casefikis?
- Tak.
Grek mia� chorobliwie szar�
cer�, by� �redniego wzrostu,
posiada� wyj�tkowo du�y nos,
krzaczaste brwi i niespokojne
oczy. Jego r�ce spoczywaj�ce na
bia�ym prze�cieradle mia�y
nabrzmia�e �y�y i by�y ogromne.
Nie golona od wielu dni broda
okala�a jego ciemn� twarz.
W�osy mia� g�ste, ciemne i
rozwichrzone. Grubo
zabanda�owan� nog� trzyma� na
wierzchu ko�dry. Wodzi� nerwowo
oczami po twarzach swoich
go�ci.
- Jestem specjalnym agentem
Fbi, nazywam si� Calvert, a
to jest m�j kolega, Andrews.
Chcia� nas pan widzie�.
Obaj m�czy�ni wyj�li z
prawych wewn�trznych kieszeni
marynarek legitymacje i
trzymaj�c je w lewej r�ce
pokazali Casefikisowi. Nawet
taki drobny szczeg� by�
wynikiem starannego treningu.
Chodzi�o o to, �eby silniejsza
prawa r�ka by�a zawsze wolna w
razie konieczno�ci zadania
ciosu.
Casefikis przyjrza� si�
legitymacjom ze zdziwion� min�
i j�zykiem zwil�y� wargi. Wida�
nie mia� poj�cia, jak odr�ni�
autentyczny dokument od
falsyfikatu. Na prawdziwej
legitymacji podpis agenta jest
zawsze cz�ciowo zakryty
piecz�ci� Ministerstwa
Sprawiedliwo�ci. Grek
przeczyta� numer 3302
widniej�cy na legitymacji
Marka, a nast�pnie spojrza� na
jego oznak�