2120

Szczegóły
Tytuł 2120
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2120 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2120 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2120 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jeffrey Archer Czy powiemy pani prezydent? Tom Ca�o�� w tomach Zak�ad Nagra� i Wydawnictw Polskiego Zwi�zku NIewidomych Warszawa 1995 Prze�o�y� Stefan Wilkosz Wydanie II zmienione T�oczono w nak�adzie 20 egz. pismem punktowym dla niewidomych w drukarni Pzn, Warszawa, ul. KOnwiktorska 9 Przedruk z wydawnictwa "Czytelnik", Warszawa 1991 Pisa� R. Du� Korekty dokonali St. Makowski i I. Stankiewicz `tc Wst�p Ksi��ka ta zosta�a napisana w 1976 roku, a jej tre�� mia�a si� rozgrywa� w pi�� lat p�niej, przy czym centraln� postaci�, doko�a kt�rej obraca si� intryga powie�ci, mia� by� Edward Kennedy - wed�ug powszechnej opinii najprawdopodobniejszy kandydat na nast�pnego prezydenta Stan�w Zjednoczonych, zwyci�zca wybor�w z 1980 roku. Przewidywania te nie sprawdzi�y si�, tote� t�umacz�c ksi��k� w 1982 roku uaktualni�em j�, dokonuj�c licznych zmian. Uzyska�em na to zgod� autora, kt�ry bardzo zainteresowa� si� wprowadzanymi przeze mnie zmianami. Zainteresowanie to wyda�o owoce. Jeffrey Archer wyda� obecnie bardzo powa�nie zmienion� ksi��k�. Jej akcja toczy si� w ostatnim dziesi�cioleciu naszego wieku. Zamiast Edwarda Kennedy, kt�ry odszed� w polityczn� niepami��, prezydentem Ameryki po raz pierwszy w jej historii zostaje kobieta. I to Polka - Florentyna Kane, c�rka polskich emigrant�w Abla i Zofii Rosnowskich, bohater�w poprzednich powie�ci tego samego autora pt. "Kain i Abel" oraz "Marnotrawna c�rka". (Obie te ksi��ki zosta�y nagrane na kasety.) S. W. 20 stycznia, wtorek po po�udniu godz. #/12#26 - Ja, Florentyna Kane przysi�gam uroczy�cie... - Ja, Florentyna Kane przysi�gam uroczy�cie... ...�e b�d� sumiennie sprawowa�a urz�d prezydenta Stan�w Zjednoczonych... - �e b�d� sumiennie sprawowa�a urz�d prezydenta Stan�w Zjednoczonych... ...i w najlepszej wierze pilnowa�a, strzeg�a i broni�a konstytucji Stan�w Zjednoczonych. Tak mi dopom� B�g. - I w najlepszej wierze pilnowa�a, strzeg�a i broni�a konstytucji Stan�w Zjednoczonych. Tak mi dopom� B�g. Z r�k� spoczywaj�c� na siedemnastowiecznej Biblii, czterdziesty trzeci prezydent - kobieta u�miechn�a si� do pierwszego d�entelmena kraju. By� to koniec jednej batalii i pocz�tek nast�pnej. Florentyna Kane wiedzia�a, jak walczy�. Zacz�o si� od jej wyboru do Kongresu, nast�pnie do Senatu, wreszcie, po czterech latach, zosta�a - jako pierwsza kobieta - prezydentem Stan�w Zjednoczonych. Po ostrej kampanii w przedwyborach czerwcowych uda�o jej si� niewielk� wi�kszo�ci� pokona� na Narodowej Konwencji Partii Demokratycznej senatora Ralpha Brooksa, ale dopiero w pi�tym g�osowaniu. W listopadzie wygra�a jeszcze ci�sz� batali� z kandydatem republika�skim, by�ym kongresmenem z Nowego Jorku. Florentyna Kane zosta�a wybrana prezydentem wi�kszo�ci� 105.000 g�os�w, czyli jednego procenta g�osuj�cych. By�o to zwyci�stwo wyborcze o najmniejszej r�nicy g�os�w w historii Stan�w Zjednoczonych, mniejszej nawet ni� ta, kt�r� uzyska� John Kennedy w 1960, zwyci�aj�c Richarda Nixona wi�kszo�ci� 118.000 g�os�w. Kiedy umilk�y oklaski, pani prezydent odczeka�a, by przebrzmia�y d�wi�ki dwudziestu jeden salw honorowych, odchrz�kn�a, spojrza�a na t�um sk�adaj�cy si� z pi��dziesi�ciu tysi�cy obywateli zebranych na placu przed Kapitolem i pomy�la�a, �e jeszcze dwie�cie milion�w widz�w patrzy na ni� na ekranach telewizor�w. Dzisiaj nikomu nie by�y potrzebne koce i ciep�e p�aszcze, kt�re zazwyczaj towarzysz� tej uroczysto�ci. Pogoda by�a wyj�tkowo �agodna jak na koniec stycznia, a nabity lud�mi trawnik przed wschodni� fasad� Kapitolu, cho� nieco podmi�k�y, nie by� ju� pokryty biel� �niegu, kt�ry sypa� w czasie Bo�ego Narodzenia. - Panie wiceprezydencie Bradley, panie przewodnicz�cy S�du Najwy�szego, panie prezydencie Carter, panie prezydencie Reagan, dostojni duchowni, obywatele! Pierwszy d�entelmen rozpozna� s�owa, kt�re podpowiedzia� �onie, gdy uk�ada�a swe przem�wienie, u�miechn�� si� i rzuci� jej porozumiewawcze spojrzenie. Ten ich dzie� rozpocz�� si� oko�o sz�stej trzydzie�ci rano. Nie spa�o im si� dobrze tej nocy. Po wspania�ym koncercie wydanym na ich cze��, Florentyna Kane raz jeszcze przejrza�a swoj� mow� inauguracyjn�, podkre�li�a czerwonym flamastrem wa�niejsze s�owa i zrobi�a kilka drobnych poprawek. Florentyna wsta�a wcze�nie i szybko na�o�y�a na siebie niebiesk� sukni�. Przypi�a do niej ma�� broszk�, prezent od Richarda, jej pierwszego m�a, otrzymany tu� przed jego �mierci�. Ilekro� nosi�a t� broszk�, przypomina�a sobie dzie�, kiedy Richard nie m�g� polecie� samolotem z powodu strajku obs�ugi i wynaj�� samoch�d, by sta� u boku �ony, gdy ta wyg�asza�a przem�wienie na zako�czenie roku akademickiego w uniwersytecie Harvarda. Jednak�e Richard nie us�ysza� tego przem�wienia, kt�re tygodnik "Newsweek" uzna� za otwarcie kampanii prezydenckiej. Gdy Florentyna dojecha�a do szpitala, Richard ju� nie �y�. Wr�ci�a znowu do rzeczywisto�ci, do �wiata, w kt�rym by�a najpot�niejszym z przyw�dc�w. Ale nie tak pot�nym, by przywr�ci� Richarda do �ycia. Florentyna spojrza�a w lustro. Poczu�a wielk� pewno�� siebie. By�a ju� prezydentem od blisko dw�ch lat, od chwili nag�ej �mierci prezydenta Parkina. Historycy zdziwiliby si�, gdyby im powiedziano, �e dowiedzia�a si� o �mierci swojego prezydenta w chwili, kiedy stara�a si� trafi� pi�k� golfow� do odleg�ego o p�tora metra do�ka. Gra�a przeciwko swemu najstarszemu przyjacielowi i przysz�emu m�owi, Edwardowi Winchester. Gdy helikoptery zacz�y kr��y� nad ich g�owami, zatrzymali gr�. Jedna z maszyn wyl�dowa�a. Wyskoczy� z niej kapitan piechoty morskiej, zasalutowa� i powiedzia�: "Pani prezydent, prezydent nie �yje!" A teraz nar�d Ameryki potwierdzi�, �e nadal pragnie mie� kobiet� w Bia�ym Domu. Po raz pierwszy w historii Stany Zjednoczone wybra�y z pe�n� �wiadomo�ci� kobiet� na najbardziej zaszczytny urz�d w politycznym spektrum Ameryki. Florentyna spojrza�a przez okno na szerok�, po�yskuj�c� w porannym s�o�cu rzek� Potomac. Opu�ci�a sypialni� i przesz�a do prywatnej jadalni, gdzie jej m��, Edward, rozmawia� z jej dzie�mi Williamem i Annabel�. Uca�owa�a ca�� tr�jk� i zasiad�a do �niadania. Rozmawiali o przesz�o�ci z rozbawieniem, o przysz�o�ci z powag� i kiedy zegar uderzy� �sm�, Florentyna opu�ci�a rodzin� i posz�a do Owalnego Gabinetu. W korytarzu czeka� na ni� ju� szef jej sztabu urz�dniczego, ciemnow�osa Janet Brown. - Dzie� dobry, pani prezydent. - Dzie� dobry, Janet. Czy wszystko w porz�dku ? - zapyta�a Florentyna z u�miechem. - Wydaje mi si�, �e tak. - To dobrze. Wi�c m�w mi, co mam dzi� robi�. B�d� spokojna. B�d� jak zwykle wykonywa�a twoje instrukcje. Od czego zaczynamy. - Nadesz�o 842 telegram�w i 2412 list�w. Wszystkie mog� poczeka�, z wyj�tkiem depesz od szef�w pa�stw. Na te przygotuj� odpowiedzi i przynios� je o dwunastej. - Postaw na nich dzisiejsz� dat�, to im si� spodoba. Podpisz� je osobi�cie, jak tylko b�d� gotowe. - Dobrze, pani prezydent. Tu jest rozk�ad dnia. Zaczyna pani o jedenastej od kawy z by�ym prezydentem Reaganem i by�ym prezydentem Carterem, potem pojedziecie pa�stwo razem na ceremoni� inauguracji. Po przysi�dze jest obiad w Senacie, a nast�pnie przyjmie pani inauguracyjn� defilad�, przed Bia�ym Domem. Janet Brown poda�a Florentynie plik spi�tych spinaczem kartek, tak jak to robi�a co dzie� od pi�tnastu lat, to znaczy od czasu kiedy zacz�a pracowa� dla Florentyny, gdy ta zosta�a wybrana do Kongresu. Zawiera�y one szczeg�owy rozk�ad zaj�� godzina po godzinie. By� dzi� raczej kr�tszy ni� zwykle. Florentyna przejrza�a kartki i podzi�kowa�a swojemu szefowi sztabu. W drzwiach pojawi� si� Edward Winchester. Kiedy obr�ci�a si� w jego stron�, u�miechn�� si� jak zwykle u�miechem pe�nym mi�o�ci i podziwu. Florentyna pomy�la�a, �e nie �a�uje impulsywnej decyzji po�lubienia go, kt�r� powzi�a w tym niezwyk�ym dniu, gdy stoj�c przy ostatnim do�ku golfowego pola dowiedzia�a si� o �mierci prezydenta Parkina. By�a pewna, �e Richard pochwali�by t� decyzj�. - B�d� pracowa�a nad papierami do jedenastej - powiedzia�a mu. Edward skin�� g�ow� i odszed�, by przygotowa� si� do zada� nadchodz�cego dnia. Przed Bia�ym Domem zebra� si� ju� t�um gapi�w. - Wola�bym, �eby pada�o - mrukn�� H. Stuart Knight, szef Tajnej S�u�by, zwracaj�c si� do swego zast�pcy. W jego �yciu by� to r�wnie� jeden z najwa�niejszych dni. - Wiem, �e wi�kszo�� tych ludzi jest zupe�nie nieszkodliwa, ale mimo to ciarki chodz� mi po plecach! T�um liczy� oko�o sto pi��dziesi�t os�b, przy czym pi��dziesi�t z nich nale�a�o do ekipy Knighta. Samoch�d policyjny, kt�ry zawsze jecha� pi�� minut przed prezydenckim, sprawdza� ju� dok�adnie drog� do Bia�ego Domu. Cz�onkowie ochrony bacznie przygl�dali si� zebranym na tarasie grupom ciekawskich. Niekt�rzy z nich powiewali chor�giewkami. Przyszli tu, by m�c opowiedzie� wnukom, �e widzieli Florentyn� Kane w dniu jej inauguracji na prezydenta Stan�w Zjednoczonych. O #/10#59 lokaj otworzy� frontowe drzwi i z t�umu rozleg�y si� radosne okrzyki. Prezydent i jej ma��onek pozdrowili uniesieniem r�ki wpatrzonych w nich ludzi i tylko do�wiadczenie i instynkt zawodowy podpowiedzia�y im, �e co najmniej pi��dziesi�t par oczu nie patrzy w ich stron�. O godzinie #/11#00 dwie czarne limuzyny zajecha�y bezszelestnie przed p�nocne wej�cie do Bia�ego Domu. Kompania honorowa sprezentowa�a bro� przed dwoma by�ymi prezydentami i ich �onami. Florentyna Kane sta�a na schodach, by ich powita�. By� to wy��czny przywilej przybywaj�cych w odwiedziny szef�w pa�stw. Prezydent poprowadzi�a go�ci do biblioteki na kaw� z Edwardem, Williamem i Annabel�. Starszy z by�ych prezydent�w marudzi�, �e mu zdrowie nie dopisuje, poniewa� od o�miu lat zdany jest na kuchni� swojej �ony. - Nie dotkn�a patelni od wiek�w, ale idzie jej coraz lepiej. Na wszelki wypadek podarowa�em jej ksi��k� kucharsk� "New York Timesa". Jest to chyba jedyna ich pozycja wydawnicza, w kt�rej mnie nie krytykuj�. Florentyna u�miechn�a si�, cho� z trudem trzyma�a nerwy na wodzy. Chcia�a, �eby ceremonia zacz�a si� jak najszybciej, ale rozumia�a, �e dla obydwu eks_prezydent�w znalezienie si� zn�w w Bia�ym Domu by�o przyjemn� okazj�. Tote� udawa�a, �e s�ucha uwa�nie, uk�adaj�c twarz w uprzejm� mask�, co po przesz�o dwudziestu latach �ycia politycznego przychodzi�o jej bez trudu. - Pani prezydent - Florentyna musia�a si� b�yskawicznie opanowa� po to, by nikt nie zauwa�y� jej instynktownej reakcji na te s�owa. - Jest minuta po dwunastej. Florentyna spojrza�a na swojego sekretarza prasowego, wsta�a z fotela i zaprowadzi�a eks_prezydent�w i ich �ony na schody Bia�ego Domu. Orkiestra piechoty morskiej po raz ostatni zagra�a im "Chwa�a Dow�dcy". O pierwszej zagra t� sam� melodi� po raz pierwszy, tym razem dla Florentyny. Oficerowie ochrony zaprowadzili by�ych prezydent�w do pierwszego samochodu. By�a to czarna, kuloodporna limuzyna o przezroczystym dachu. Przewodnicz�cy Izby Reprezentant�w, Jim Wright i przyw�dca wi�kszo�ci Senatu, Robert Byrd, jako reprezentanci Kongresu, siedzieli ju� w drugim wozie. Bezpo�rednio za t� limuzyn� czeka�y dwa samochody wype�nione agentami Tajnej S�u�by. Florentyna i Edward wsiedli do pi�tego samochodu. Wiceprezydent Bradley z New Jersey i jego �ona jechali w nast�pnym. Stuart Knight jeszcze raz wszystko sprawdzi�. Zesp� jego ludzi ur�s� z pi��dziesi�ciu do setki. Za chwil� b�dzie liczy� wraz z miejscow� policj� i kontyngentem Fbi pi�ciuset ludzi. Je�eli nie liczy� ch�opc�w w Cia, pomy�la� Knight ze z�o�ci�. Ci nie poinformowali go oczywi�cie nawet, czy zjawi� si�, czy nie. A on nie zawsze potrafi� odr�ni� ich w t�umie. Przys�uchiwa� si� wiwatom gapi�w, kt�re w chwili, gdy prezydencka limuzyna ruszy�a w drog� na Kapitol, dosz�y do zenitu. Edward m�wi� co� do niej z u�miechem, ale Florentyna by�a my�lami daleko. Machinalnie pozdrawia�a ludzi stoj�cych wzd�u� Pennsylvania Avenue, ale w my�lach powtarza�a sobie raz jeszcze tekst przem�wienia. Min�li �wie�o odnowiony hotel Willard, siedem biurowych gmach�w w budowie, nowe domy mieszkalne przypominaj�ce skalne osiedle india�skie, nowe sklepy i restauracje, szerokie aleje spacerowe. Potem gmach J. Edgara Hoovera - siedzib� Fbi, wbrew wysi�kom niekt�rych senator�w wci�� nosz�c� imi� swojego pierwszego dyrektora. Jak�e bardzo zmieni�a si� ta ulica w ci�gu ostatnich pi�tnastu lat. Kiedy zbli�ali si� do Kapitolu, Edward przerwa� ci�g my�li Florentyny. - Niech ci� B�g prowadzi, kochanie - powiedzia�. U�miechn�a si� i �cisn�a mu r�k�. Sze�� limuzyn zatrzyma�o si�. Prezydent Kane wesz�a do Kapitolu. Edward pozosta� na chwil�, aby podzi�kowa� kierowcy. Pasa�er�w innych samochod�w otoczyli agenci Tajnej S�u�by, kt�rzy prowadzili ich z osobna na zarezerwowane dla nich miejsce na platformie zbudowanej na stopniach Kapitolu. Tymczasem mistrz ceremonii przeprowadzi� Florentyn� przez tunel do frontowego hallu. Po drodze �o�nierze piechoty morskiej rozstawieni co dziesi�� krok�w oddawali jej honory. W hallu czeka� ju� wiceprezydent Bradley. Florentyna zatrzyma�a si� przy nim. Porozmawiali sobie przyjacielsko o niczym, nie s�uchaj�c wzajemnych odpowiedzi. U�miechni�ci byli prezydenci wy�onili si� z tunelu. Po raz pierwszy chyba starszy z nich wygl�da� na swoje lata, wydawa�o si�, �e w�osy posiwia�y mu w ci�gu jednej nocy. Raz jeszcze u�cisn�li r�ce Florentyny. Tego dnia formalno�� ta czeka�a ich jeszcze siedem razy. Nast�pnie mistrz ceremonii zaprowadzi� ich na platform�. Ludzie wstali ze swych miejsc i przez dobr� minut� wiwatowali na cze�� nowego prezydenta i dw�ch eks_prezydent�w, kt�rzy z kolei pozdrawiali t�um. Wreszcie wszyscy usiedli i w milczeniu czekali na pocz�tek inauguracyjnej ceremonii. - Bracia Amerykanie! W chwili kiedy obejmuj� ten urz�d, sytuacja �wiatowa stawia Stany Zjednoczone wobec licznych, gro�nych problem�w. W Afryce Po�udniowej trwa bezlitosna wojna domowa mi�dzy bia�ymi i czarnymi. Na Bliskim Wschodzie zabli�niaj� si� rany zesz�orocznej wojny, ale obie strony zamiast odbudowywa� szko�y, szpitale i fermy, odnawiaj� swoje zapasy broni. Na granicach Chin i Indii oraz Rosji i Pakistanu trwa napi�cie gro��ce konfliktem pomi�dzy czterema najludniejszymi krajami �wiata. Ameryka Po�udniowa opanowana jest albo przez skrajn� prawic�, albo skrajn� lewic�, ale �adna z tych formacji nie jest zdolna podnie�� poziomu �ycia swych obywateli. Spo�r�d pierwotnych sygnatariuszy Organizacji Paktu P�nocno_Atlantyckiego, dwa - Francja i W�ochy - przygotowuj� si� do wycofania z Paktu. W 1949 roku prezydent Truman o�wiadczy�, �e Stany Zjednoczone gotowe s� u�y� ca�ej swojej pot�gi i wszelkich zasob�w, aby broni� wolno�ci wsz�dzie tam, gdzie mo�e by� zagro�ona. Dzisiaj kto� m�g�by powiedzie�, �e ta wielkoduszna oferta ponios�a pora�k� i �e Ameryka by�a i jest za s�aba, by wzi�� na siebie ci�ar prowadzenia �wiata. W obliczu powtarzaj�cych si� kryzys�w, ka�dy obywatel Ameryki ma prawo zapyta�, po co ma si� zajmowa� wydarzeniami tak od nas odleg�ymi i dlaczego ma czu� si� odpowiedzialny za obron� wolno�ci poza obszarem Stan�w Zjednoczonych. Nie odpowiem na te w�tpliwo�ci w�asnymi s�owami. "Cz�owiek nie jest wysp� - pisa� John Donne przesz�o trzysta lat temu. - Cz�owiek jest cz�ci� kontynentu". Stany Zjednoczone ci�gn� si� od Atlantyku po Pacyfik i od Arktyki po r�wnik. "Jestem cz�ci� ca�ej ludzko�ci; nie pytaj nigdy, komu bije dzwon; on bije tobie". Edwardowi podoba�a si� ta cz�� przem�wienia, bo wyra�a�a jego w�asne my�li. Zastanawia� si� jednak, czy s�uchacze zareaguj� dzi� z takim samym entuzjazmem, z jakim witali race krasom�wcze Florentyny w przesz�o�ci. Pot�ne brawa przelewaj�ce si� burzliw� fal� uspokoi�y go. Jej magia wci�� dzia�a�a. - Stworzymy w naszym kraju s�u�b� zdrowia, kt�rej pozazdro�ci nam ca�y wolny �wiat. Pozwoli ona wszystkim obywatelom korzysta� w r�wnym stopniu z najlepszej pomocy lekarskiej. �aden Amerykanin nie mo�e umrze� dlatego, �e nie sta� go na ratowanie �ycia. Wielu demokrat�w g�osowa�o przeciwko Florentynie Kane, w�a�nie ze wzgl�du na jej stanowisko w sprawie ubezpiecze� zdrowotnych. Pewien stary siwy lekarz powiedzia� jej: Amerykanie musz� nauczy� si� sta� na w�asnych dw�ch nogach. - Jak mog� sta�, skoro ju� le�� martwym bykiem! - odpowiedzia�a Florentyna. - Niech nas Pan B�g broni przed prezydentem_kobiet�! - zareplikowa� doktor i poszed� g�osowa� na republikan�w. - Ale g��wn� platform� tej administracji b�dzie prawo i porz�dek. W tym celu mam zamiar przedstawi� Kongresowi pakiet ustaw, kt�ry zablokuje sprzeda� broni palnej bez specjalnego zezwolenia. Tym razem oklaski t�umu nie by�y ju� tak spontaniczne. Florentyna podnios�a g�ow�. - A wi�c, bracia Amerykanie, niechaj koniec tego stulecia stanie si� okresem, w kt�rym Stany Zjednoczone b�d� przewodzi� �wiatu pod wzgl�dem sprawiedliwo�ci i si�y, troski i przedsi�biorczo�ci, okresem, w kt�rym wypowiedz� wojn�: chorobom, dyskryminacji, n�dzy. Florentyna usiad�a. Jej s�uchacze zerwali si� jednocze�nie na nogi. Szesnastominutowe przem�wienie przerywane by�o dziesi�ciokrotnie brawami. Ale kiedy nowy szef pa�stwa odwr�ci�a si� od mikrofonu, oczy jej nie wodzi�y po twarzach s�uchaczy. Spo�r�d zebranych na platformie dygnitarzy zale�a�o jej na jednej tylko osobie. Podesz�a do swojego m�a - poca�owa�a go w policzek i wzi�a pod r�k�. Energiczny mistrz ceremonii �agodnie sprowadzi� ich z platformy. Sutart Knight nie lubi� posuni�� rujnuj�cych ustalony porz�dek uroczysto�ci. A dzisiaj nic nie przebiega�o zgodnie z programem. Wszyscy sp�ni� si� na obiad o co najmniej trzydzie�ci minut. Siedemdziesi�ciu sze�ciu go�ci powsta�o, kiedy pani prezydent wesz�a na sal�. Byli to m�czy�ni i kobiety, kt�rzy przewodzili obecnie Partii Demokratycznej. Znajdowali si� w�r�d nich tak�e przyw�dcy z p�nocnych stan�w, kt�rzy zdecydowali si� poprze� kandydata_kobiet�. Brakowa�o tylko ma�ej grupki tych, kt�rzy popierali senatora Ralpha Brooksa. Niekt�rzy spo�r�d obecnych byli ju� cz�onkami nowego gabinetu, a wszyscy odegrali jak�� rol� w powrocie Florentyny do Bia�ego Domu. Nie mia�a ona ani czasu, ani ochoty na obiad; wszyscy chcieli z ni� natychmiast co� om�wi�. Menu zosta�o u�o�one z jej ulubionych da� zaczynaj�c od zupy z homara, rozbefu, a ko�cz�c na specjalno�ci szefa kuchni - mro�onego tortu czekoladowego w kszta�cie Bia�ego Domu. Edward przygl�da� si� swojej �onie, kt�ra zignorowa�a le��cy przed ni� kawa�ek tortu przedstawiaj�cy Gabinet Owalny. "To dlatego nigdy nie musi przeprowadza� kuracji odchudzaj�cej", zauwa�y�a Marian Edelman, kt�ra niespodziewanie zosta�a ministrem sprawiedliwo�ci. Marian w�a�nie opowiada�a Edwardowi o wielkim znaczeniu praw dziecka. Edward pr�bowa� s�ucha�, ale po chwili zrezygnowa�. Kiedy ostatnia d�o� zosta�a u�ci�ni�ta i ostatni kawa�ek Bia�ego Domu znikn�� z talerzy, okaza�o si�, �e pani prezydent i jej ludzie sp�nieni s� na inauguracyjn� parad� ju� o trzy kwadranse. Kiedy wreszcie zjawili si� na trybunie ustawionej przed Bia�ym Domem, najszcz�liwsz� grup� w dwustutysi�cznym t�umie by�a prezydencka gwardia honorowa, kt�ra od przesz�o godziny sta�a na baczno��. Pani prezydent zaj�a swoje miejsce i parada rozpocz�a si�. Otworzy�y j� stanowe oddzia�y wojskowe krocz�ce w takt marsz�w Sousy i pie�ni "Bo�e, b�ogos�aw Ameryk�", wykonywanych przez orkiestr� Marynarki Wojennej. �ywe obrazy ze wszystkich stan�w, przeje�d�aj�ce na platformach ci�ar�wek, urozmaica�y poch�d. Niekt�re z nich, jak na przyk�ad ten z Illinois, przedstawia�y fragmenty z �ycia Florentny i podkre�la�y jej polskie pochodzenie. Dla niej by�a to uroczysta i powa�na chwila. Jest to jedyny nar�d na �wiecie, my�la�a, kt�ry zechcia�by powierzy� c�rce imigranta sw�j najwy�szy urz�d. Kiedy trzygodzinny poch�d zako�czy� si� i ostatnia ci�ar�wka znikn�a z ulicy, Janet Brown, szef sztabu prezydenta, zapyta�a Florentyn�, co zamierza robi� w czasie, kt�ry pozosta� do rozpocz�cia pierwszego Balu Inauguracyjnego. - Podpisz� wszystkie nominacje rz�dowe, listy do szef�w pa�stw, �eby pozostawi� na jutro czyste biurko - zabrzmia�a natychmiastowa odpowied�. - Tak b�dzie przez nast�pne cztery lata. Pani prezydent powr�ci�a do Bia�ego Domu. Kiedy zbli�y�a si� do po�udniowego wej�cia, orkiestra Marynarki Wojennej zagra�a "Chwa�a Dow�dcy". Jeszcze w drodze do Owalnego Gabinetu Florentyna zdj�a p�aszcz. Run�a na fotel stoj�cy przed wielkim d�bowym biurkiem o pokrytym sk�r� blacie. Rozejrza�a si� po pokoju. Wszystko zosta�o w nim urz�dzone wed�ug jej �ycze�. Tu� za ni� na �cianie wisia�a fotografia Richarda i Williama graj�cych w pi�k�. Na biurku le�a� przycisk z wyrytym na nim przytaczanym cz�sto przez Annabel cytatem z Bernarda Shawa: "Niekt�rzy ludzie widz� rzeczy takimi, jakimi s� i pytaj�: dlaczego? Mnie marz� si� rzeczy, kt�rych nigdy nie by�o, i pytam: dlaczego nie?" Na lewo od fotela sta� sztandar prezydencki, na prawo flaga Stan�w Zjednoczonych. Na �rodku biurka sta� model hotelu Bristol w Warszawie wykonany przez Williama, kiedy mia� czterna�cie lat. Na kominku p�on�� ogie�. Abraham Lincoln patrzy� z portretu na nowo zaprzysi�on� pani� prezydent, a za wykuszowym oknem zielony trawnik ci�gn�� si� jak gigantyczny dywan a� po iglic� pomnika Waszyngtona. Florentyna u�miechn�a si�. Powr�ci�am do domu, pomy�la�a. Po chwili si�gn�a po plik papier�w i przebieg�a oczami nazwiska os�b, przysz�ych cz�onk�w jej gabinetu. Ponad trzydzie�ci nominacji. Podpisa�a ka�d� z nich zamaszy�cie. Ostatni� by�o powo�anie Janet Brown na szefa sztabu personelu. Poleci�a natychmiastowe odes�anie wszystkich nominacji do Kongresu. Sekretarz prasowy Florentyny zebra�a wi�c papiery, kt�re mia�y dyktowa� histori� nast�pnych czterech lat �ycia Ameryki i powiedzia�a: - Dzi�kuj�, pani prezydent - po czym doda�a: - Czym chcia�aby si� pani zaj�� teraz? - Lincoln powiedzia�, �e trzeba zawsze zaczyna� od sprawy najwa�niejszej. Zajmijmy si� wi�c projektem ustawy o kontroli nad sprzeda�� i posiadaniem broni. Sekretarz prasowy prezydenta wzdrygn�a si� bezwiednie. Wiedzia�a dobrze, �e w ci�gu nast�pnych dw�ch lat walka w Kongresie b�dzie z pewno�ci� r�wnie ci�ka i niebezpieczna jak wojna domowa, kt�r� prowadzi� Lincoln. Tak wielu ludzi wci�� uwa�a�o, �e posiadanie broni palnej jest ich �wi�tym prawem. Modli�a si� tylko, �eby to wszystko nie sko�czy�o si� ca�kowitym roz�amem. 3 marca, czwartek (dwa lata p�niej) godz #/5#45 po po�udniu Nick Stames mia� ju� ochot� p�j�� do domu. Siedzia� za biurkiem od si�dmej rano, a teraz by�a pi�ta czterdzie�ci pi�� po po�udniu. Nie pami�ta� nawet, czy jad� dzi� obiad, czy nie. Jego �ona, Norma, znowu b�dzie narzeka�a, �e nigdy nie zjawia si� w domu w porze kolacji, a kiedy przychodzi, to to, co ugotowa�a, jest prawie nie do jedzenia. Z trudem przypomnia� sobie, kiedy uda�o mu si� w og�le zje�� ca�� kolacj�. Kiedy Nick wychodzi� do pracy o sz�stej trzydzie�ci, Norma le�a�a w ��ku. Teraz, kiedy dzieci uczy�y si� ju� poza domem, jej jedynym zaj�ciem by�o przygotowanie kolacji dla m�a. Nick znajdowa� si� w sytuacji bez wyj�cia. Gdyby by� z�ym urz�dnikiem, Norma te� by narzeka�a. Ale na szcz�cie - odstuka� - mia� sukcesy w pracy. A kiedy jest si� najm�odszym kierownikiem lokalnego oddzia�u Fbi, bo w wieku zaledwie czterdziestu jeden lat - nie mo�na utrzyma� si� na stanowisku wracaj�c co wiecz�r punktualnie do domu na kolacj�. Poza tym Nick uwielbia� swoj� prac�. By�a jego jedyn� kochank� i Norma powinna by�a j� b�ogos�awi�. Ju� od dziewi�ciu lat Stames by� szefem Waszyngto�skiego Biura Fbi. Chocia� rozci�ga�o opiek� nad najmniejszym obszarem kraju - okr�g Kolumbia mia� zaledwie 100 kilometr�w kwadratowych powierzchni - by�o trzecim pod wzgl�dem wielko�ci biurem Ameryki. W jego sk�ad wchodzi�y 22 brygady - w tym dwana�cie kryminalnych i dziesi�� politycznych. Co tu gada� - by� odpowiedzialny za porz�dek stolicy �wiata! C� dziwnego, �e od czasu do czasu sp�nia� si� do domu. Ale dzisiejszego wieczoru chcia� do�o�y� specjalnych stara�. Kiedy czas na to pozwala - uwielbia� �on�. Tote� postanowi� w�a�nie dzisiaj - spr�bowa� nie sp�ni� si�. Podni�s� s�uchawk� wewn�trznego telefonu i po��czy� si� z koordynatorem brygad kryminalnych, Grantem Nanna. - Grant. - Szefie? - Id� do domu. - Nie wiedzia�em, �e masz dom. - Mam, tak samo jak ty. Nick od�o�y� s�uchawk� i przeczesa� d�oni� d�ugie, ciemne w�osy. Wygl�da� bardziej na przest�pc� z kryminalnego filmu ni� na agenta Fbi. Wszystko w nim by�o ciemne: ciemne oczy, ciemna sk�ra, ciemne w�osy, a nawet ciemne ubranie i buty, jak przysta�o na dobrego agenta. W klapie marynarki nosi� znaczek przedstawiaj�cy flagi Stan�w Zjednoczonych i Grecji. Przed kilku laty zaproponowano mu awans i przeniesienie na drug� stron� ulicy do G��wnej Kwatery Fbi na stanowisko jednego z jedenastu zast�pc�w dyrektora. Ale nie odpowiada�a mu rola zast�pcy - wi�c odm�wi�. Ten awans oznacza�by przeprowadzk� z rudery do pa�acu. Waszyngto�skie Biuro Fbi mie�ci�o si� na trzecim, czwartym i si�dmym pi�trze, starego budynku Starej Poczty na Pennsylvania �Avenue. Powinien by� zosta� zburzony przed co najmniej dwudziestu pi�ciu laty. Ale �ona prezydenta Johnsona uzna�a go za narodowy zabytek. Pokoje tego gmachu by�y tak ciasne jak wagony kolejowe. Gdyby znajdowa� si� w getcie murzy�skim, zosta�by z pewno�ci� przeznaczony na rozbi�rk�. S�o�ce kry�o si� za wysokimi budynkami miasta i gabinet Nicka powoli pogr��a� si� w ciemno�ci. Podszed� do wy��cznika �wiat�a. "Oszcz�dzaj energi�" sugerowa� nafosforyzowany napis przy wy��czniku. Ta rz�dowa inicjatywa �wiadczy�a o tym, �e dyrektorzy federalnego Urz�du Energetycznego zajmowali dwa pi�tra w tym samym ponurym budynku na Pennsylvania Avenue. Podobnie jak nieustanny ruch ubranych na ciemno pracownik�w obojga p�ci wskazywa� na to, �e mie�ci si� tam Waszyngto�skie Biuro Fbi. Narodowa Fundacja Kultury i Sztuki od dawna planowa�a remont owego zabytkowego gmachu, by umie�ci� w nim sale wystaw i w�asne biura. Plany zosta�y wykonane, ale zabrak�o fundusz�w. Centralny Urz�d Kwatermistrzowski rozgl�da� si� za nowymi siedzibami dla Federalnego Urz�du Energetyki i dla Fbi. Ale na razie Stames prowadzi� swoj� bardzo nowoczesn� i ogromnie wyspecjalizowan� dzia�alno�� w budynku, kt�ry by� w gruncie rzeczy ruder�. Nick podszed� do okna i spojrza� na now� siedzib� G��wnej Kwatery Fbi po�o�on� po drugiej stronie ulicy. By� to potwornie brzydki architektoniczny olbrzym uko�czony w 1976 roku, kt�rego ka�da winda by�a wi�ksza od gabinetu Nicka. Ale on nie przejmowa� si� tym. Doszed� ju� do osiemnastej grupy p�acowej i tylko dyrektor zarabia� wi�cej od niego. Nie pozwoli si� zakotwiczy� za biurkiem do samej emerytury, kiedy to dostanie na po�egnanie tradycyjn� par� z�otych spinek. Chcia� mie� sta�y kontakt z agentami kr���cymi po ulicach, zawsze trzyma� r�k� na pulsie Biura. Chcia� pozosta� do ko�ca w Waszyngto�skim Biurze Fbi. Wola� umrze� stoj�c, ni� sp�dzi� �ycie na siedz�co. Raz jeszcze chwyci� s�uchawk�. - Julio, zaraz wychodz� do domu. Julia Bayers spojrza�a na zegarek. - Tak jest, szefie. Przechodz�c przez jej pok�j u�miechn�� si�. - Mussaka, ry� i �ona. Nie m�w nic Mafii. By� jedn� nog� za progiem, kiedy zadzwoni� jego bezpo�redni telefon. Wystarczy�o zrobi� jeszcze jeden krok i znale�� si� w drodze do domu. Ale Nick nie m�g� si� na to zdoby�. Julia wsta�a i jak zwykle Nick z uznaniem spojrza� na jej nogi. A bujne piersi niemal zas�ania�y klawiatur� maszyny do pisania. Czy za uwiedzenie w�asnej sekretarki grozi kara wi�zienia? Przyrzek� sobie, �e sprawdzi przepisy prawa federalnego w tej materii. - Zostaw, Julio, sam odbior�. Wr�ci� do gabinetu i podni�s� s�uchawk� rozdzwonionego telefonu. - Stames. - Dobry wiecz�r. Tu porucznik Blake z policji miejskiej. - Hej, Dave, winszuj� awansu. Nie widzia�em ci� chyba od... - zawaha� si� - chyba od pi�ciu lat, co? By�e� wtedy sier�antem. Jak si� masz? - Dzi�kuj�, doskonale. - A wi�c, poruczniku, polujesz teraz na grub� zwierzyn�! Z�apa�e� pewnie czternastolatka, co ukrad� paczk� gumy do �ucia i potrzebna ci jest pomoc moich najlepszych agent�w, �eby wykry�, gdzie przest�pca ukry� �up? Blake roze�mia� si�. - Nie jest a� tak �le. W szpitalu Woodrowa Wilsona mamy faceta, kt�ry ��da rozmowy z szefem Fbi. Przysi�ga, �e ma mu co� bardzo wa�nego do powiedzenia. - Czy to jest kt�ry� z naszych sta�ych informator�w? - Nie. - Jak si� nazywa? - Angelo Casefikis. - Blake przeliterowa� nazwisko. - Masz jego rysopis? - Nie. Rozmawia�em z nim tylko przez telefon. Nie chcia� nic wi�cej powiedzie�, tylko tyle, �e je�eli Fbi go nie wys�ucha, to b�d� przykre konsekwencje dla ca�ego kraju. - Tak powiedzia�? Poczekaj chwil�. Sprawdz� to nazwisko. Mo�e wariat? Nick Stames nacisn�� guzik i po��czy� si� z dy�uruj�cym urz�dnikiem. - Kto jest na s�u�bie? - Paul Fredericks, szefie. - Paul, zajrzyj do pud�a wariat�w. "Pud�em wariat�w" nazywano kolekcj� bia�ych fiszek, na kt�rych widnia�y nazwiska wszystkich ludzi lubi�cych telefonowa� do Fbi w �rodku nocy z takimi na przyk�ad informacjami: �e Marsjanie wyl�dowali w ich ogr�dku albo �e wykryli spisek Cia przeciwko ca�emu �wiatu. Agent nazwiskiem Fredericks odezwa� si� po chwili. O�wiadczy�, �e ma przed sob� pud�o wariat�w. - Ju� jestem, sir. O jakie nazwisko chodzi? - Angelo Casefikis. - Znowu jaki� zwariowany Grek - mrukn�� Fredericks. - Z tymi cudzoziemcami nigdy nie wiadomo... - Grecy nie s� cudzoziemcami - warkn�� Stames. Jego w�asne nazwisko, zanim zosta�o skr�cone, brzmia�o Stamatakis. Nigdy nie przebaczy� ojcu - �wie� Panie nad jego dusz� - zamerykanizowania wspania�ego helle�skiego nazwiska. - Przepraszam, sir. �adnego takiego nazwiska nie widz� ani w pudle, ani na li�cie informator�w. Czy ten facet wymieni� jakiego� agenta? - Nie. Domaga� si� g�owy Fbi. - To tak, jak my wszyscy... - Dosy� dowcip�w, Paul, bo kropn� ci dodatkowy dy�ur. Ka�dy z agent�w Biura dy�urowa� przez jeden tydzie� w roku przy pudle wariat�w odpowiadaj�c przez ca�� noc na telefony, odp�dzaj�c przewrotnych Marsjan, unicestwiaj�c �ajdackie intrygi Cia, nie nara�aj�c przy tym na szwank opinii Fbi. Agenci unikali tej pracy, jak tylko mogli. Fredericks szybko odwiesi� s�uchawk�. Dwa tygodnie takiej pracy i mo�na dorzuci� do pud�a kartk� z w�asnym nazwiskiem. - Co o tym my�lisz, Dave? - zapyta� Nick Blake'a i wyj�� z szuflady biurka papierosa. - Jakim tonem m�wi� ten facet? - By� zdenerwowany i j�ka� si� - odpar� Blake. - Pos�a�em mu jednego z moich ludzi. Nie potrafi� wyci�gn�� od faceta nic poza tym, �e Ameryka musi mu uwierzy�, �e ma co� wa�nego do powiedzenia. Wydawa� si� naprawd� przera�ony. Ma ran� postrza�ow� w nodze. Jest zaka�ona. Najwyra�niej chodzi� bez opatrunku przez kilka dni, zanim zg�osi� si� do szpitala. - W jaki spos�b zosta� ranny? - Nie wiemy. Staramy si� znale�� �wiadk�w, ale jeszcze nie znale�li�my �adnego, a Casefikis nie chce nam nic wi�cej powiedzie�. - Dlaczego chce koniecznie rozmawia� z Fbi? Policja mu nie wystarczy? Stames natychmiast po�a�owa� tej uwagi, ale by�o za p�no, s��wko si� rzek�o. - Dzi�kuj�, poruczniku. Przydziel� zaraz kogo� do tej sprawy. Porozumiem si� z wami jutro rano. Od�o�y� s�uchawk�. Ju� sz�sta! Dlaczego cofn��em si� od drzwi? Niech szlag trafi ten telefon! Grant Nanna da�by sobie doskonale rad� i nie zrobi�by tej g�upiej uwagi na temat policji. Jest chyba dosy� powod�w do zadra�nie� mi�dzy tymi dwoma urz�dami. Nick raz jeszcze po��czy� si� przez wewn�trzn� lini� z kierownikiem wydzia�u kryminalnego. - Grant. - Zdawa�o mi si�, �e poszed�e� do domu. - Zajrzyj do mnie na chwil�, dobrze? - Ju� id�, szefie. Po chwili Grant Nanna zjawi� si� w gabinecie Stamesa ze swoim nieod��cznym cygarem. Mia� na sobie marynark�, kt�r� wk�ada� zawsze, kiedy szed� do gabinetu Nicka. Kariera Nanny by�a wzorcowa. Urodzi� si� w El Campo w Teksasie i uko�czy� Baylor College. Potem uzyska� magisterium prawa w stanowym uniwersytecie Missisipi i jako m�ody agent rozpocz�� prac� w Pittsburghu. Tam spotka� swoj� przysz�� �on�. Betty by�a stenotypistk� w Fbi. Mia� z ni� czterech syn�w, kt�rzy uko�czyli studia na uniwersytecie w Wirginii. Dwaj zostali in�ynierami, jeden lekarzem i jeden dentyst�. Nanna pracowa� w Fbi od przesz�o trzydziestu lat, o dwana�cie lat d�u�ej ni� Nick, kt�ry by� niegdy� jego podw�adnym. Ale Nanna nie czu� si� tym dotkni�ty. By� przecie� kierownikiem wydzia�u kryminalnego, lubi� swoj� prac� i wysoko ceni� Nicka. Kiedy byli sami, m�wili sobie po imieniu. - Jaki mamy problem, szefie? Stames spojrza� na Nann� przyja�nie. Pomy�la�, �e ten pi��dziesi�cioletni, silnie zbudowany, kr�py m�czyzna, stale �uj�cy cygaro, stanowczo przekroczy� wag� okre�lon� jako "po��dan�" w regulaminie Biura. Pracownik wysoko�ci metr siedemdziesi�t trzy powinien by� wa�y� od siedemdziesi�ciu do siedemdziesi�ciu trzech kilogram�w. Nanna z regu�y miga� si�, kiedy odbywa�o si� kwartalne wa�enie agent�w Fbi. Musia� wielokrotnie przeprowadza� kuracj� odchudzaj�c�, �eby zado���uczyni� przepisom. By�y one szczeg�lnie ostro egzekwowane za rz�d�w Hoovera, kiedy wymagano od pracownik�w, �eby byli chudzi i odpychaj�cy. Do licha, pomy�la� Stames, do�wiadczenie i wiedza Granta s� bezcenne, a on sam wart jest kilkunastu szczup�ych, m�odych, atletycznych agent�w, od kt�rych roi�o si� w biurach Waszyngto�skiego Oddzia�u. Tote� postanowi� - tak jak to kilkaset razy przedtem - �e zajmie si� spraw� nadwagi Granta w niedalekiej przysz�o�ci. Nick zreferowa� Grantowi, co powiedzia� mu porucznik Blake o dziwnym Greku w szpitalu imienia Wilsona. - Chcia�bym, �eby� tam pos�a� dw�ch ludzi. Zadzwo� do mnie do domu, je�eli sprawa oka�e si� wa�na. Kogo masz pod r�k�? - Jeszcze nie wiem, ale je�eli podejrzewasz, �e mo�e to kt�ry� z naszych kapusi�w, to na pewno nie mog� tam pos�a� Aspiryny. "Aspiryn�" nazywano jednego z najstarszych agent�w pracuj�cych w waszyngto�skim biurze. Dwadzie�cia siedem lat pracy u Hoovera nauczy�o go za�atwia� wszystkie sprawy �ci�le wed�ug przepis�w, czym doprowadza� ludzi do sza�u. W ko�cu roku mia� i�� na emerytur�, i z�o��, jak� odczuwali w stosunku do niego wsp�pracownicy, ju� zaczyna�a zamienia� si� w nostalgi�. - S�usznie. Aspiryny nie wysy�aj. We� dw�ch m�odych. - Mo�e Calverta i Andrewsa? - Zgoda - odpowiedzia� Stames. - Poinformuj ich co i jak, a ja mo�e jeszcze zd��� do domu na kolacj�. Je�eli b�dzie co� wa�nego, to dzwo�. Grant wyszed� z gabinetu, a Nick u�miechn�� si� szelmowsko do Julii i po�egna� si� z ni� po raz drugi. Julia podnios�a g�ow� i odpowiedzia�a mu nonszalanckim skrzywieniem ust. By�a jedyn� atrakcyjn� istot� w ca�ym Biurze. "Mog� pracowa� dla agent�w Fbi, ale nie ma mowy o tym, �ebym mog�a wyj�� za m�� za kt�rego� z nich" - powiedzia�a do ma�ego lusterka w g�rnej szufladzie biurka, kiedy upewni�a si�, �e Nick jej na pewno nie s�yszy. Grant natychmiast po powrocie do siebie po��czy� si� z wydzia�em kryminalnym. - Przy�lijcie mi Calverta i Andrewsa. - Tak jest, sir. Po chwili rozleg�o si� mocne stukanie w drzwi i do pokoju Nanny wesz�o dw�ch specjalnych agent�w. Barry Calvert by� bardzo wysoki, mierzy� 188 centymetr�w w skarpetkach, ale niewielu by�o takich, kt�rzy kiedykolwiek widzieli go bez but�w. Mia� trzydzie�ci dwa lata i opini� najambitniejszego pracownika wydzia�u kryminalnego. Ubrany by� w ciemnozielon� marynark�, spodnie w nieokre�lonym, ciemnym kolorze i rozcz�apane, czarne sk�rzane buty. Kr�tko strzy�one, kasztanowate w�osy rozdziela� przedzia�kiem z prawej strony. Jedynym jego ust�pstwem na rzecz mody lat osiemdziesi�tych by�y wielkie, przyciemnione okulary. Mo�na go by�o z regu�y zasta� w biurze jeszcze d�ugo po zako�czeniu urz�dowania, czyli po godzinie pi�tej trzydzie�ci i to nie tylko ze wzgl�du na ch�� awansu. Ten cz�owiek po prostu kocha� swoj� robot�. W ka�dym razie wiadomo by�o, �e nie kocha �adnej ludzkiej istoty, a je�eli nawet tak, to na kr�tko. Pochodzi� ze �rodkowego Zachodu i wst�pi� do Fbi po uko�czeniu socjologii na uniwersytecie w Indianie i pi�tnastotygodniowym kursie akademii Fbi w Quantico. By� typowym agentem Biura. Tymczasem Mark Andrews by� chyba najbardziej niezwyk�ym okazem swojej bran�y. Po studiach historycznych na uniwersytecie Yale uko�czy� wydzia� prawa tego uniwersytetu, po czym uzna�, �e zanim przyst�pi do jakiej� firmy adwokackiej, musi co� prze�y�. Doszed� do wniosku, �e powinien pozna� zar�wno �wiat przest�pczy, jak i metody policji od wewn�trz. Nie umie�ci� tych motyw�w w podaniu o przyj�cie do pracy w Fbi - wszak nie wolno traktowa� pracy w Biurze jako eksperymentu akademickiego. Jeszcze Hoover stawia� karier� w biurze na tak wysokim piedestale, �e nigdy nie przyjmowa� z powrotem agent�w, kt�rzy je raz porzucili. Andrews mia� metr osiemdziesi�t wzrostu, ale przy Calvercie wygl�da� jak karze�ek. Jego �wie�a cera, regularne rysy, niebieskie oczy i niezbyt d�ugie, faluj�ce jasne w�osy sprawia�y, �e by� przystojnym m�czyzn�. Mia� dwadzie�cia osiem lat i by� jednym z najm�odszych pracownik�w Biura. Ubiera� si� starannie i modnie, cho� nie zawsze zgodnie z regulaminem. Stames zobaczy� go raz w czerwonej sportowej marynarce i br�zowych spodniach i odes�a� do domu, �eby si� przebra�. Nie wolno kompromitowa� Biura. Wdzi�k Marka ratowa� go cz�sto przed wieloma k�opotami, a poza tym jego up�r i wytrwa�o�� liczy�y si� na r�wni z wykszta�ceniem i manierami, kt�re naby� w jednym z najlepszych ameryka�skich uniwersytet�w. By� pewny siebie, ale nigdy nie przepycha� si� �okciami dla kariery. Zreszt� nikogo nie wtajemnicza� w swoje �yciowe plany. Grant Nanna stre�ci� agentom histori� z przestraszonym facetem ze szpitala imienia Wilsona. - Murzyn? - zapyta� Calvert. - Nie. Grek. Na twarzy Calverta odmalowa�o si� zdziwienie. Osiemdziesi�t procent mieszka�c�w Waszyngtonu i dziewi��dziesi�t procent aresztowanych za przest�pstwa kryminalne stanowili Murzyni. Jednym z powod�w, dla kt�rych w�amanie do Watergate wzbudzi�o od pocz�tku podejrzenia w�adz, by� fakt, �e sprawcami nie byli czarni. Nikt oczywi�cie nie chcia� si� do tego przyzna�. - Okey, Barry, my�lisz, �e dasz sobie rad�? - Oczywi�cie. Raport na jutro rano? - Szef chce, �eby� skontaktowa� si� z nim bezpo�rednio. Gdyby si� okaza�o, �e w tym co� jest. Ale nawet je�eli nie, to z�� raport jeszcze dzi� wieczorem. Telefon na biurku Nanny zadzwoni�. M�wi�a Polly, nocna telefonistka. - Pan Stames na linii. M�wi z samochodu i prosi o po��czenie z panem. - Ten cz�owiek nie mo�e �y� bez pracy... - mrukn�� Grant zakrywaj�c d�oni� mikrofon s�uchawki. - Hej, szefie. - S�uchaj, Grant, m�wi�em, �e ten Grek ma ran� postrza�ow� w nodze i �e jest ona zainfekowana, prawda? - Zgadza si�. - W takim razie zr�b co� dla mnie. Zatelefonuj do mojego ko�cio�a, do ojca Gregory. To ko�ci� pod wezwaniem �wi�tego Konstantego i �wi�tej Heleny. Popro� go, �eby poszed� do szpitala i odwiedzi� tego faceta. - Zaraz to zrobi�. - I uciekaj do domu. Aspiryna mo�e sam zosta� na dy�urze. - W�a�nie zabiera�em si� do wyj�cia. Telefon zamilk�. - No dobra, panowie. Do roboty. Dwaj specjalni agenci ruszyli szarym, brudnym korytarzem do windy. Robi�a wra�enie, �e nie ruszy bez u�ycia korby. Na Pennsylvania Avenue wsiedli do s�u�bowego samochodu. Mark zasiad� za kierownic� ciemnogranatowego Forda. Min�li budynek Archiw�w Pa�stwowych i Galeri� Mellona, objechali doko�a poro�ni�te bujn� zieleni� tereny Kapitolu, po czym ruszyli przez Independence Avenue w kierunku po�udniowo_wschodniej dzielnicy stolicy. Kiedy czekali na zielone �wiat�o na Pierwszej Ulicy tu� przy Bibliotece Kongresu, Barry powiedzia� kilka brzydkich s��w o g�stym ruchu ulicznym i spojrza� na zegarek. - Dlaczego nie dali tej parszywej roboty Aspirynie? - Kto pos�a�by Aspiryn� do szpitala? - u�miechn�� si� Mark. Dwaj agenci polubili si� od pierwszego wejrzenia, jeszcze w Akademii Fbi w Quantico. W dniu rozpocz�cia pi�tnastotygodniowego kursu wszyscy rekruci otrzymali telegramy potwierdzaj�ce ich skierowanie. Przy czym ka�dy z nich mia� sprawdzi� to�samo�� s�siad�w z prawej i lewej strony. Mark spojrza� na telegram Barry'ego i odda� mu go z u�miechem. - My�l�, �e jeste� w porz�dku. O ile oczywi�cie regulamin Fbi dopuszcza przyjmowanie na kurs King Konga. - Wiesz, co ci powiem - odpar� Calvert czytaj�c uwa�nie skierowanie Marka. - Pewnego dnia mo�e ci si� przyda� taki King Kong. �wiat�o zmieni�o si� na zielone, ale w�z stoj�cy przed nimi na wewn�trznym pasie chcia� skr�ci� na Pierwsz� Ulic�. Przez chwil� agenci byli zablokowani. - Jak my�lisz, co ten facet mo�e nam powiedzie�? - Mam nadziej�, �e wie co� o napadzie na ten bank w centrum miasta. Od trzech tygodni zajmuj� si� t� spraw� i nie mam �adnych rezultat�w. Stames zaczyna si� denerwowa�. - Nie, to nie mo�e by� ta sprawa. Ma przecie� kul� w nodze. Ja my�l�, �e to nowy kandydat do pud�a wariat�w. Pewno �ona postrzeli�a go, bo sp�ni� si� do domu na greck� kolacj�. Nasz szef pos�a� mu ksi�dza, bo te� jest Grekiem. Tacy jak my mog� si� sma�y� w piekle, je�eli o niego chodzi... Obydwaj m�czy�ni roze�mieli si�. Wiedzieli, �e je�li kt�ry� z nich znalaz�by si� w opa�ach, Nick Stames ruszy z posad Kolumn� Waszyngtona, gdyby to by�o potrzebne. W miar� jak posuwali si� Independence Avenue i zbli�ali do �rodka po�udniowo_wschodniego Waszyngtonu, ruch uliczny mala�. Min�li Dziewi�tnast� Ulic�, Zbrojowni� i dojechali do szpitala imienia Wilsona. Znale�li parking dla go�ci, a Calvert starannie sprawdzi� zamki we wszystkich drzwiach wozu. Najprzykrzejsz� rzecz�, jaka mo�e si� wydarzy� agentowi, jest kradzie� jego samochodu, zw�aszcza je�eli potem znajdzie go policja. To najprostsza droga do ca�omiesi�cznego dy�uru przy pudle wariat�w. Wej�cie do szpitala by�o ciemne i odrapane, a korytarze pomalowane na szaro i ponure. Nocna recepcjonistka poinformowa�a ich, �e Casefikis jest w pokoju 4308 na czwartym pi�trze. Agent�w zdziwi� brak wszelkich �rodk�w bezpiecze�stwa. Nie kazano im pokaza� legitymacji, pozwolono swobodnie chodzi� po ca�ym budynku, jak gdyby byli lekarzami. Nikt im si� dobrze nie przyjrza�. By� mo�e, �e z racji swojego zawodu byli przeczuleni na te sprawy. Rozklekotana, staro�wiecka winda zawioz�a ich na czwarte pi�tro. M�czyzna o kulach i kobieta na w�zku inwalidzkim jechali razem z nimi. Rozmawiali z o�ywieniem. Powolna jazda nie przeszkadza�a im. Mieli wida� mn�stwo czasu. Kiedy znale�li si� wreszcie na czwartym pi�trze, Calvert zapyta� o dy�urnego lekarza. - Wydaje mi si�, �e doktor Dexter sko�czy�a ju� dy�ur, ale zaraz sprawdz� - odpowiedzia�a piel�gniarka i oddali�a si� po�piesznie. Wizyty z Fbi nie zdarzaj� si� codziennie, a ten ch�opak o b�yszcz�cych b��kitnych oczach by� taki przystojny! Po chwili powr�ci�a wraz z lekark�. Pani doktor Dexter zrobi�a du�e wra�enie na Andrewsie i Calvercie. Przedstawili si� jej. Co za nogi, pomy�la� Mark. Ostatni raz widzia� r�wnie pi�kne nogi, kiedy mia� pi�tna�cie lat. Posiadaczk� ich by�a Anne Bancroft, bohaterka filmu "Absolwent". W�wczas to po raz pierwszy zwr�ci� uwag� na kobiece nogi. Od tego czasu wesz�o mu to w nawyk. Wykrochmalony fartuch lekarski zdobi�a czerwona plastikowa tabliczka, a na niej bia�ymi literami widnia� napis: Elizabeth Dexter. Dr med. Pod rozpi�tym fartuchem Mark zauwa�y� czerwon� jedwabn� bluzk� i modn� sp�dnic� z czarnego jedwabiu si�gaj�c� nieco powy�ej kolan. By�a �redniego wzrostu, szczup�a i drobna. O ile Mark m�g� si� zorientowa�, nie mia�a �adnego makija�u. Jej delikatna cera i ciemne oczy nie wymaga�y upi�kszenia. Wi�c nie przyjechali�my tu na darmo, pomy�la�. Barry nie wykaza� zainteresowania pi�kn� lekark� i zapyta� o kart� szpitaln� Casefikisa. Mark gor�czkowo zastanawia� si� nad sposobem nawi�zania jakiej� konwersacji. - Czy jest pani mo�e spokrewniona z senatorem Dexterem? - spyta� podkre�laj�c nieco s�owo "senator". - Tak, to m�j ojciec - odpowiedzia�a. By�a zapewne przyzwyczajona do podobnych pyta� i znudzona tym, �e byli ludzie, kt�rzy uwa�ali ten fakt za istotny. - Ucz�szcza�em na jego wyk�ady na ostatnim roku moich studi�w prawniczych w Yale - ci�gn�� Mark zdaj�c sobie spraw� z tego, �e przechwala si� i obawiaj�c si� jednocze�nie, �e Calvert za chwil� sko�czy czyta� t� cholern� kart� szpitaln�. - O, to pan te� by� w Yale? Kiedy pan ko�czy� studia? - W siedemdziesi�tym dziewi�tym. - Mogli�my si� spotka�. Ja tam sko�czy�am medycyn�. W osiemdziesi�tym roku. - Gdybym pani� spotka�, droga pani doktor, nie zapomnia�bym tego. - Absolwenci presti�owych uczelni maj� sobie zawsze mn�stwo do powiedzenia - przerwa� im Barry Calvert. - Ale prostak ze �rodkowego Zachodu chcia�by przyst�pi� do roboty. Nie ma co, pomy�la� Mark, Barry zas�uguje na to, �eby kiedy� zosta� dyrektorem Biura. - Co pani doktor mo�e nam powiedzie� o tym cz�owieku? - zapyta� Calvert. - Obawiam si�, �e niewiele - odpar�a lekarka odbieraj�c mu kart� szpitaln�. - Zjawi� si� tu sam, o�wiadczy�, �e ma ran� postrza�ow�. Rana by�a zaka�ona, chyba ju� od tygodnia. Powinien by� przyj�� do nas wcze�niej. Dzi� rano wyj�am mu kul�. Jak pan wie, panie Calvert, naszym obowi�zkiem jest meldowa� natychmiast policji o ka�dym pacjencie z postrza�ow� ran�. Tote� jeszcze dzi� rano zawiadomili�my waszych ludzi. - To nie s� nasi ludzie - poprawi� j� Mark. - Przepraszam - odpar�a raczej sucho lekarka - dla lekarza policjant jest policjantem. - A dla policjanta lekarz jest lekarzem, chocia� wy tak�e macie r�ne specjalno�ci - ortopedi�, ginekologi�, neurologi� - prawda? Pani chyba nie uwa�a, �e wygl�dam na tajniaka z policji? Doktor Dexter nie da�a si� sprowokowa� do pochlebstwa. Otworzy�a teczk� rannego i powiedzia�a: - Wiemy tylko, �e jest Grekiem z pochodzenia i nazywa si� Angelo Casefikis. Nigdy nie by� naszym pacjentem. Poda�, �e ma trzydzie�ci osiem lat. To wszystko, co mog� panom powiedzie�. - Dzi�kuj�, tyle mniej wi�cej dowiadujemy si� w takich wypadkach. Czy mo�emy go zobaczy�? - Oczywi�cie, prosz� za mn�. Doktor ruszy�a szybko korytarzem. Mark i Barry poszli za ni�. Barry szuka� wzrokiem drzwi oznaczonych numerem 4308, Mark patrzy� na nogi lekarki. Kiedy doszli do drzwi pokoju Casefikisa, zajrzeli do �rodka przez ma�e okienko i zobaczyli dw�ch m�czyzn. Jednym by� Angelo Casefikis, a drugim pogodnie wygl�daj�cy Murzyn, kt�ry wpatrywa� si� w telewizor z wy��czonym d�wi�kiem. - Czy mogliby�my z nim porozmawia� sam na sam? - zapyta� Calvert. - Dlaczego? - spyta�a lekarka. - Nie wiemy, co chce nam powiedzie�, a mo�e w og�le nie zechce m�wi� przy �wiadkach. - Prosz� si� uspokoi� - u�miechn�a si� doktor. - Jego towarzysz, a m�j ulubiony pacjent, listonosz Benjamin Reynolds jest g�uchy jak pie�. B�dziemy go operowali w przysz�ym tygodniu, ale na razie nie us�ysza�by nawet tr�by Archanio�a Gabriela w dzie� S�du Ostatecznego. A c� dopiero tajemnicy pa�stwowej! Calvert po raz pierwszy u�miechn�� si�. - �adny by�by z niego �wiadek. Doktor Dexter wprowadzi�a Calverta i Andrewsa do pokoju, obr�ci�a si� na swoich smuk�ych nogach i wysz�a. Do szybkiego zobaczenia, pi�kna pani - powiedzia� Mark bezg�o�nie. Calvert spojrza� podejrzliwie na Benjamina Reynoldsa, ale czarny listonosz jedynie u�miechn�� si� do niego weso�o, pomacha� r�k� i w dalszym ci�gu ogl�da� obraz telewizyjny bez g�osu. Barry stan�� pomi�dzy nim a ��kiem Casefikisa blokuj�c Murzynowi widok Greka, na wypadek, gdyby listonosz umia� czyta� z ruchu warg. Barry by� rzeczywi�cie bardzo zapobiegliwym cz�owiekiem. - Pan Casefikis? - Tak. Grek mia� chorobliwie szar� cer�, by� �redniego wzrostu, posiada� wyj�tkowo du�y nos, krzaczaste brwi i niespokojne oczy. Jego r�ce spoczywaj�ce na bia�ym prze�cieradle mia�y nabrzmia�e �y�y i by�y ogromne. Nie golona od wielu dni broda okala�a jego ciemn� twarz. W�osy mia� g�ste, ciemne i rozwichrzone. Grubo zabanda�owan� nog� trzyma� na wierzchu ko�dry. Wodzi� nerwowo oczami po twarzach swoich go�ci. - Jestem specjalnym agentem Fbi, nazywam si� Calvert, a to jest m�j kolega, Andrews. Chcia� nas pan widzie�. Obaj m�czy�ni wyj�li z prawych wewn�trznych kieszeni marynarek legitymacje i trzymaj�c je w lewej r�ce pokazali Casefikisowi. Nawet taki drobny szczeg� by� wynikiem starannego treningu. Chodzi�o o to, �eby silniejsza prawa r�ka by�a zawsze wolna w razie konieczno�ci zadania ciosu. Casefikis przyjrza� si� legitymacjom ze zdziwion� min� i j�zykiem zwil�y� wargi. Wida� nie mia� poj�cia, jak odr�ni� autentyczny dokument od falsyfikatu. Na prawdziwej legitymacji podpis agenta jest zawsze cz�ciowo zakryty piecz�ci� Ministerstwa Sprawiedliwo�ci. Grek przeczyta� numer 3302 widniej�cy na legitymacji Marka, a nast�pnie spojrza� na jego oznak�