2116
Szczegóły |
Tytuł |
2116 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2116 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2116 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2116 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
JOseph Smith Fletcher
Morderstwo w Rides Park
Tom
Ca�o�� w tomach
Polski Zwi�zek Niewidomych
Zak�ad Nagra� i Wydawnictw
Warszawa 1995
Z angielskiego prze�o�y�
Jan S. Zaus
T�oczono w nak�adzie 10 egz.
pismem punktowym dla niewidomych
w Drukarni PZN
Warszawa, ul. KOnwiktorska 9.
Pap. kart. 140 g kl. III-B�1
Ca�o�� nak�adu 50 egz.
Przedruk
z "Wydawnictwa Pozna�skiego",
Pozna� 1990
Pisa� R. Du�
KOrekty dokonali:
St. Makowski
i K. Kruk
Rozdzia� I~
Kim jest ten cz�owiek?
Przyby�em tu dok�adnie w
pierwszym dniu marca 1920 roku.
Tego dnia m�j opiekun, kt�ry
wychowywa� mnie od dziecka i
kt�ry zarz�dza� moim maj�tkiem,
wyp�aci� mi sum� sze�ciu tysi�cy
funt�w, kt�re stanowi�y ca�y m�j
maj�tek. Sze�� tysi�cy funt�w,
z�o�one na pi�� procent, dawa�o
doch�d zaledwie trzystu funt�w
rocznie; musia�em zatem zrobi�
co�, aby t� sum� uzupe�ni�.
Pytanie brzmia�o: jak to zrobi�?
Nigdy nie mia�em inklinacji do
s�u�by we flocie ani w armii,
nie m�wi�c ju� o stanie
duchownym, nie mia�em r�wnie�
mo�liwo�ci zaanga�owania si� w
teatrze, nie mog�em pracowa�
jako lekarz lub adwokat. NIe
mia�em powo�ania do �adnego z
tych zawod�w. MUsia�em jednak
co� zrobi�. PIerwsz� moj�
czynno�ci� po przej�ciu
w�asno�ci by�o kupienie
najnowszego wydania "Timesa".
Tam, w kolumnie pod nag��wkiem
"Osobiste", przeczyta�em
nast�puj�ce, ciekawe i
intryguj�ce og�oszenie:
"Og�aszaj�cy pragnie pozna�
m�odego m�czyzn�, dobrze
u�o�onego, wykszta�conego i z
zami�owaniem do ksi��ek, kt�ry
by zechcia� zamieszka� na wsi i
lubi� podr�e. Kandydat powinien
posiada� umiej�tno�� gry w
bilard i w wista (preferansa lub
bryd�a) i zadowoli�by si�
wynagrodzeniem pi�Ciuset funt�w
rocznie. W odpowiedzi prosz�
za��czy� fotografi� z opisem i
dwa nienaganne polecenia.
Adresowa�: Skrytka pocztowa
X.Y.C. 3748 "Times", E.C. 4".
Czytaj�c powy�sze og�oszenie
jad�em lunch w restauracji
Holborn. Gdy sko�czy�em posi�ek,
postanowi�em przygotowa�
odpowied� na t�, jak mi si�
wydawa�o, interesuj�c�
propozycj�. Jej autor m�g�
nale�e� do ludzi, jakich w�a�nie
teraz poszukiwa�em.
W pewnym stopniu posiada�em
zami�owanie do ksi��ek, sam
mia�em do�� dobrze wyposa�on�
bibliotek�. Nawet wola�em �ycie
na wsi, dawa�o ono wiele urok�w
niedost�Pnych w mie�cie. NIe
mia�em �adnych obiekcji co do
podr�owania (nawet poza granice
Anglii), przeciwnie - lubi�em te
rzeczy! Mia�em doskona�� r�K� do
bilarda, kt�ry oczywi�cie
uprawia�em amatorsko. Wreszcie
wychowany by�em w domu, gdzie -
aczkolwiek nie lubiano
nowoczesnego bryd�a - grano w
wista, tego kr�la wszystkich
gier w karty.
Wygl�d m�j r�wnie� zdawa�
si� spe�nia� wymagania.
Fotografia, kt�r� mog�em
zaprezentowa�, dok�adnie to
potwierdza�a.
Co do referencji - bardzo
dobre.
Bior�c to wszystko pod uwag�,
tym bardziej, �e propozycja
wydawa�a si� korzystna,
wystosowa�em do nieznajomego
list, kt�ry mia� mu przekaza�
"Times".
PRzez dwa tygodnie nie
dosta�em �adnej odpowiedzi.
Zw�tpi�em ju� w skuteczno��
mojej oferty, gdy wreszcie
pewnego ranka otrzyma�em
nast�puj�c� wiadomo��:
"Rides Park, Havering_St.
MIchael
Surrey, 15 marca 1920 r.
Pan Christopher NIcholas
przesy�a pozdrowienia dla pana
Ronalda Camberwella i potwierdza
odbi�r jego listu z dnia 1 marca
1920. Pan Nicholas b�dzie bardzo
zobowi�zany, je�eli pan
Camberwell zechce odwiedzi� go
jutro, 16 marca, w hotelu
Claridge, o godzinie czwartej po
po�udniu. JE�eli termin ten nie
odpowiada�by panu Camberwellowi,
proszony jest o podanie takiego
czasu i miejsca, jakie b�d� dla
NIego dogodne."
Wyznaczone przez pana
NIcholasa termin i miejsce
spotkania odpowiada�y mi
ca�kowicie. PI�� minut przed
czwart� zjawi�em si� w hotelu
Claridge i zameldowa�em swoje
przybycie. S�dzi�em, �e pan
NIcholas przyjecha� do stolicy,
aby spotka� si� z ca�ym zast�Pem
podobnych do mnie kandydat�w.
Przypuszcza�em, �e b�d� tylko
jednym z wielu. GDy wprowadzono
mnie do apartamentu, stan��em
natychmiast przed panem
NIcholasem.
W pokoju zasta�em dwie osoby,
a poniewa� odegraj� one w tym
opowiadaniu wa�n� rol�, postaram
si� wi�c kr�tko opisa� moje
wra�enie. PIerwsz� by� wysoki i
szczup�y m�czyzna. Szacowa�em
go na sze��dziesi�t,
sze��dziesi�t pi�� lat (jak si�
p�Niej okaza�o, mia� mniej!).
Rzadkie w�osy, potargana broda i
w�s poczyna�y ju� siwie�.
Zgarbiona sylwetka i blado��
policzk�w nasun�y mi my�l, �e
jest to cz�owiek schorowany.
Ubrany by� bardzo elegancko.
Jedyna tylko rzecz wskazywa�a,
�e mam do czynienia z
przedstawicielem naszej nieco
staromodnej klasy posiadaczy
ziemskich: by� to doskona�ej
jako�ci niebieski krawat
zawi�zany w gruby w�Ze�.
M�czyzna ten patrzy� dooko�a
dziwnie niespokojnym wzrokiem,
wida� by�o wyra�Nie, �e albo
teraz mia� jakie� zmartwienie,
albo nie m�g� przyj�� jeszcze do
siebie po minionym. W ka�dym
razie wydawa� si� sympatyczny,
mia� �agodny wyraz twarzy, a
spos�b w jaki mnie przywita�,
by� bardzo serdeczny. NIemal
ojcowski! Oto co przede wszyst-
kim rzuci�o mi si� w oczy.
Drug� osob�, kt�ra znajdowa�a
si� w pokoju, by�a m�oda
kobieta, w wieku mniej wi�cej
dwudziestu trzech lat. By�a to
dziwna osoba. Jak na kobiet�
zbyt m�ska i s�dzi�em, �e ta
silna, dobrze zbudowana posta�
ukrywa pod rozwini�tymi
mi�niami niepo�ledni� si��.
Talia zbyt gruba, r�ce jak u
m�czyzny, twarz raczej brzydka.
Kwadratowa szcz�ka, niekszta�tny
nos, rudawe w�osy, para
ponurych, przenikliwych oczu -
te szczeg�y odbiera�y raczej
uroku, a niekorzystnego wra�enia
dope�nia�o skrojone po m�sku
ubranie. W chwili, gdy
wchodzi�em do pokoju, m�wi�a co�
o �yciu na wsi.
- MOja siostrzenica, panna
Starr - przedstawi� Christopher
NIcholas. - Panna Rhoda Starr.
Skierowa�em uk�on w stron�
panny Starr, kt�ra, jak mi si�
wydawa�o, dopiero teraz mnie
zauwa�y�a. Pan NIcholas wskaza�
mi krzes�o pomi�dzy nim a
siostrzenic� i kontynuowa�
rozmow� z pann� Starr.
Zachowywa� si� tak, jakbym
siedzia� z nimi od pocz�tku.
MImo woli stwierdzi�em, �e
siostrzenica pana NIcholasa
prowadzi�a dyskusj� oszcz�dnie,
ale b�yskotliwie i nigdy nie
m�wi�a, je�li si� jej nie
sprowokowa�o. JEj wuj przeciwnie
by� rozmowny i w ci�gu
nast�Pnych kilku minut
rozumieli�my si� bardzo dobrze.
Ja, w ka�dym razie, doskonale
wiedzia�em, czego ode mnie
oczekiwa�.
Pan NIcholas postawi�
wszystko jasno: chcia� mie� u
siebie m�odego m�czyzn�, kt�ry
m�g�by z nim gra� w bilard lub
wista, kt�ry podr�owa�by z nim,
uczestniczy� w �yciu codziennym,
dziel�c z nim rado�ci i k�opoty
- tak, jakby by� jego synem.
M�wi� mi to, poniewa� wyda�em mu
si� cz�owiekiem sympatycznym i
odpowiednim do obj�cia tego
rodzaju stanowiska.
- O jednej rzeczy jeszcze
dot�d nie wspomnia�em - rzek�
wreszcie. - Ma pan zami�owanie
do ksi��ek? Ot� wi�c, czy
potrafi�by pan skatalogowa� moj�
bibliotek�? Widzi pan, gdy
wprowadzi�em si� do Rides Park
kilka lat temu, mieszka�a tam
moja ciotka, panna NIcholas.
Zasta�em tam wtedy wspania��
bibliotek� z�o�on� z XVII_ i
XVIII_wiecznych dzie� -
prawdziwie bezcenn� kolekcj�,
jak mi powiedziano. Bardzo mi
zale�y na sklasyfikowaniu tych
zbior�w. Mam nadziej�, �e
podejmie si� pan tej pracy. -
Nast�Pnie doda� wyja�niaj�co: -
Oczywi�cie b�Dzie pan mia� na to
sporo czasu. Nie ma potrzeby si�
spieszy�.
Ch�tnie przysta�em na t� i
inne propozycje, gdy� od chwili
gdy go ujrza�em, pan NIcholas
wzbudzi� moj� sympati�. By�o w
nim co�, co poci�ga�o i
jednocze�nie zaciekawia�o.
Na koniec uzgodnili�my, �e
przyjad� do Rides Park w
nast�Pny poniedzia�ek.
- My�l�, �e b�dzie nam si�
dobrze pracowa�o - rzek� ze
zwyk�ym u�miechem i potrz�sn��
moj� d�o� na po�egnanie - i by�
mo�e polubi pan Rides. To
naprawd� pi�Kne i cudownie
po�o�one miejsce.
Ujrzawszy Rides przyzna�em mu
ca�kowit� racj�. Le�a�o w
przepi�Knej dolinie, w
najbardziej uroczym zak�tku
Surrey, pomi�dzy wiosk� a ma�ym
miasteczkiem Havering_St.
MIchael. Jedn� mil� od
miasteczka, trzy mile od wioski.
Dom, pi�Kny stary budynek z
epoki georgia�skiej, * teraz
zmodernizowany i wyposa�ony we
wszystkie nowoczesne urz�dzenia,
sta� po�R�d parku licz�cego
kilkaset akr�w, bogatego w
drzewa i upi�Kszonego meandrami
ma�ej rzeczki, kt�ra sp�ywaj�c z
pobliskich wzg�rz d��y�a na
po�udnie. Sam dom otoczony by�
pi�Knym ogrodem. Wszystko
przemawia�o za tym, �e jego
w�a�ciciel ma zar�wno dobry
smak, jak i... pieni�dze!
Okres 1714_#1860 (przyp.
t�um.).
Je�li posiad�o�� pana
NIcholasa prezentowa�a si� ju�
na pierwszy rzut oka w ten
spos�b, to perspektywa
zamieszkania w niej i pracy
wydawa�a si� raczej pon�tna. W
Rides Park nie spotka�em si�
p�Niej z niczym, co by�oby zbyt
wulgarne, czy zbyt ostentacyjne.
Znalaz�em tam wszystko to, co
by�o potrzebne do prowadzenia
kulturalnego trybu �ycia. Pan
NIcholas zatrudnia� du�� ilo��
s�u�by, mia� do dyspozycji kilka
samochod�w, a w stajni trzyma�
wyborowe wierzchowce. Bior�c pod
uwag�, �e by�o nas tylko troje w
"rodzinie", to s�u�ba by�a zbyt
liczna! M�czy�NI, kobiety oraz
ch�opcy, razem oko�o szesnastu,
osiemnastu os�b, kt�re stanowi�y
s�u�b� domow�. Osobn� grup� by�a
s�u�ba zatrudniona poza domem:
od szofer�w, stangret�w,
koniuszych, ch�opc�w stajennych
na ogrodnikach ko�cz�c. Wszystko
to by�o dla mnie bardzo
skomplikowane, gdy� w ci�gu
miesi�ca, kt�ry min�� od mego
przybycia do Rides, a kt�ry
zapocz�tkowa� nowy, sensacyjny
rozdzia� w moim �yciu,
przebywa�em jedynie w
towarzystwie pana NIcholasa,
kt�ry nie przyjmowa� �adnych
go�ci. Nabra�em przekonania,
kt�re potwierdzi� przydzielony
mi specjalnie lokaj, �e nigdy
ich nie przyjmowa�. Jedynymi
lud�Mi przewijaj�cymi si� przez
pokoje, nie licz�c domownik�w,
by�a dyskretna i doskonale
wyszkolona s�u�ba. O dwojgu z
nich musz� tu wspomnie� bli�ej:
Hoiler, g��wny lokaj i pani
Hands, zarz�dczyni domu. Pani
Hands by�a postawn�, podobn� do
grenadiera kobiet�. Chocia�
niezmiennie traktowa�a mnie z
wielk� grzeczno�ci� i respektem,
wiedzia�em z ca�� pewno�ci�, �e
uwa�a mnie za nieodpowiednie dla
siebie towarzystwo. W podobnym,
ale nieco odmiennym stylu by�
Hoiler. Spokojny, starannie
ubrany, mniej wi�cej
pi��dziesi�cioletni m�czyzna.
Bardzo dok�adny w pracy i
ciesz�cy si� wielkim zaufaniem
swego pana. Tych dwoje, HOiler i
pani Hands prowadzi�o ca�e
gospodarstwo tak, jakby
zarz�dzali wykwintnym
pensjonatem, w kt�rym pan
Nicholas i panna Starr, oni sami
i ja grali�my rol� g��wnych i
jedynych go�ci. Wszystko tak si�
zgadza�o, jak w dobrze
naoliwionej precyzyjnej
maszynie.
Zaznajomiwszy si� ze
zwyczajami pana Nicholasa,
zadomowi�em si� ca�kowicie. Na
og� prowadzi� �ycie do��
spokojne i usystematyzowane.
Je�li dzie� by� pogodny, rano
pan Nicholas i panna Starr
udawali si� na konn�
przeja�d�k�. Po powrocie pan
domu szed� do ogrodu lub
biblioteki i przebywa� tam do
lunchu. PO lunchu lubi�
zdrzemn�� si� do godziny
trzeciej, aby p�Niej wraz z
siostrzenic� wyjecha� raz
jeszcze, ale tym razem
samochodem. PO powrocie, oko�o
godziny pi�tej, pi� herbat�, a
potem gra� w bilard a� do czasu,
gdy nasta�a pora, aby przebra�
si� na obiad. PO obiedzie,
regularnie ka�dego wieczoru o
godzinie dziewi�tej, zasiada� do
partyjki wista. I tu nast�powa�o
co�, co mnie zastanawia�o:
czwartym do gry by� Hoiler.
Zjawia� si� punktualnie co do
minuty i ustawia� okr�g�y st�
do gry w karty. Gra�em w wista
do�� dobrze, panna Starr r�wnie�
by�a dobrym graczem, lecz ze
wszystkich graczy, jakich dot�d
widzia�em, najlepszy zesp�
stanowili pan Nicholas i jego
lokaj HOiler. Nawet sama Sarah
BAttle by�aby z nich dumna.
Zdawa�o si�, �e karty dopiero w
ich r�kach nabieraj� �ycia. Ju�
pierwszego wieczoru zaraz po
przybyciu zastanawia�em si�,
widz�c nami�tno�� z jak� gra�
pan Nicholas, kto, do czasu mego
przybycia, by� tym czwartym?
Wkr�tce rozwi�za�em t� zagadk� -
czwartym partnerem by� Jeeves,
pierwszy lokaj, szczery
m�odzieniec, kt�ry p�Niej
zwierza� mi si�, �e stara� si�
gra� jak najlepiej, ale �e pan i
HOiler graj� tak wspaniale, i�
jego wysi�ki, aby im dor�wna�,
przyprawiaj� go tylko o zawr�t
g�owy...
NIc poza rutyn� dnia
codziennego nie dzia�o si� w
Rides Park podczas pierwszego
miesi�ca mojego pobytu. P�dzi�em
�ycie przyjemne, regularne i
monotonne. MIa�em do dyspozycji
�adny pok�j, s�u��cego, kt�ry
obs�ugiwa� wy��cznie mnie, a
wyj�wszy parti� bilarda i nocne
posiedzenia przy wi�cie,
praktycznie nie robi�em nic i
mia�em do dyspozycji du�o
wolnego czasu.
Od czasu do czasu urz�dzali�my
w parku ma�e polowanie i pan
Nicholas obiecywa�, �e skoro
tylko nadejdzie maj,
rozpoczniemy sezon krykieta w
pobliskim klubie. Na szcz�cie
znalaz�em wiele interesuj�cych
rzeczy w starej bibliotece, o
kt�rej wspomina� w czasie naszej
rozmowy w hotelu Claridge.
Biblioteka wype�nia�a trzy
pokoje - by�y tam tysi�ce tom�w
wszystkich rozmiar�w, od
ogromnych folia��w, poprzez
�semki, a� do ma�ych dwunastek.
Nale�a�o je, wed�ug s��w pana
Nicholasa, uporz�dkowa�, u�o�y�
i skatalogowa� - ogromna praca i
to na d�ugi czas!
Tego ranka pracowa�em w�r�d
ksi��ek. MIn�y ju� cztery
tygodnie od czasu mojego
przybycia do Rides. Do
biblioteki wszed� Jeeves i
podszed� szybko do mnie.
Wygl�da� na zmieszanego.
- Przepraszam, �e pana
niepokoj� - powiedzia� - ale tam
jest... nie wiem jak to opisa�,
sir... bardzo dziwna, hm...
osoba. Wszed� do domu i
twierdzi, �e pan Nicholas go
zna, jednak nie chcia� poda�
swego nazwiska... pan Nicholas
wyjecha� w�a�nie z pann� Starr,
a pan HOiler r�wnie� jest
nieobecny, ma dzi� wolny dzie�,
sir. Wi�c... wi�c przyszed�em do
pana.
- Co to za osoba, Jeeves? -
zapyta�em.
- Jest w jadalni, sir - odpar�
Jeeves. - On... prawd� m�wi�c,
sam si� tam wpakowa�! Gdy
otworzy�em frontowe drzwi i
powiedzia�em, �e pana Nicholasa
nie ma w domu, o�wiadczy�, �e to
mu nie przeszkadza i �e poczeka
na jego powr�t... Potem
przekroczy� pr�g, odsun��
mnie... To jaki� wysoki, silny i
bardzo grubosk�rny cz�owiek,
sir. Potem rozejrza� si� po
hallu i wszed� do jadalni.
Widzia�em, jak podszed� do
kredensu.
Uda�em si� do jadalni, a
Jeeves poszed� za mn�. PO drodze
zastanawia�em si�, kim m�g� by�
�w nachalny nieznajomy. Drzwi
jadalni by�y nieznacznie
uchylone - pchn��em je silnie i
ujrza�em dziwny widok. Obok
du�ego kredensu sta� wysoki,
dobrze zbudowany, muskularny
m�czyzna. W jednej r�ce trzyma�
szklank� do po�owy nape�nion�
whisky, a w drugiej syfon z wod�
sodow�.
Rozdzia� II~
Przybywa Dengo
By�em do tego stopnia
zaskoczony bezczelno�ci� tego
cz�owieka, �e przez chwil�
sta�em i patrzy�em bezradnie,
nie mog�c wydoby� g�osu.
Tymczasem obcy krzykn�� na m�j
widok gromkim g�osem:
- Halo, m�odzie�cze! - w
g�osie tym brzmia�a niezwyk�a
pewno�� siebie. - KIm pan jest?
- MO�e najpierw pan odpowie na
to pytanie - o�wiadczy�em. -
Jakim prawem wszed� pan tu si��?
Przerwa� nalewanie wody
sodowej do szklanki i przez
moment przypatrywa� mi si� z
uwag�. Nast�Pnie spokojnie
doko�czy� rozpocz�t� czynno��,
usiad� na stole z r�kami w
kieszeniach i spojrza� mi
badawczo w oczy.
- POwoli, ch�opcze, powoli! -
rzek�. - NIe wiesz, z kim
rozmawiasz, tak! Nie b�d� taki
grubosk�rny i nerwowy. Trzymaj
fason, m�j stary! NO, a teraz,
gdzie jest... - przerwa� na
chwil�, a ja odnios�em wra�enie,
�e mia� na ko�cu j�zyka inne
nazwisko ni� to, kt�re wymieni�
- gdzie jest Nicholas?
- Pan Nicholas wyszed� -
odpar�em.
- Wyszed�? Ooo!? Na jak d�ugo? -
pyta�. - Tylko bez bujania!
- Pan Nicholas powinien wr�ci�
w ka�dej chwili - odpar�em -
i...
- To �wietnie! - przerwa�. -
POczekam na niego. Spok�j i
cisza, kieliszek dobrego trunku
w r�ce... cz�owiek tak skromny
jak ja nie ��da niczego wi�cej.
Ale uwa�aj, m�odzie�cze!
Przeby�em przed �niadaniem spory
kawa�ek drogi i jestem nieco
g�odny. POzostawi� jednak sw�j
apetyt na p�Niej, a� do lunchu
z Nicholasem. Chwilowo kilka
kanapek... Jadam tylko dobre!
Patrzy�em na niego, gdy m�wi�.
Co� ostrzeg�o mnie, abym nie
zwraca� na nic uwagi i
zachowywa� si� spokojnie.
Wygl�da� wprost odpychaj�co. NIe
mog�em jednak wywnioskowa�, czym
si� zajmuje i jaka jest jego
spo�eczna pozycja. POstawny,
pot�nej budowy m�czyzna,
ubrany wykwintnie, w nowy
garnitur i nowe doskonale
wyczyszczone buty. Co� mi
nasuwa�o przypuszczenie, �e mam
do czynienia z marynarzem; by�o
w nim "co� z morza"...
Zauwa�y�em, �e jego zdumiewaj�co
pot�ne r�ce nosz� �lady
ci�kiej fizycznej pracy.
- Czy pan Nicholas zna pana? -
spyta�em nagle.
Spojrza� na mnie z
politowaniem i chrz�kn��.
- Czy mnie zna? - powt�rzy�. -
Czy zna?! Ach, przypuszczam, �e
mnie zna! Ha, ha... On i ja...
Ale to ci� nic nie obchodzi, m�j
drogi! Gdzie te kanapki? MOg�
by� dwa plasterki pieczonego
kurcz�cia pomi�dzy kawa�kami
chleba z mas�em.
- POwiem s�u�bie - odpar�em. -
S�dz�, �e b�dzie pan m�g�
otrzyma� wszystko wed�ug
�yczenia.
- Drogi ch�opcze! - rzek� z
uznaniem tr�c r�ce. - Traktuj�c
mnie dobrze wi�cej zyskasz, ni�
gdyby�...
Ale nie dane mi by�o us�ysze�,
co by si� sta�o, gdybym go �le
traktowa�. Wyszed�em z pokoju i
spotkawszy pani� Hands
powt�rzy�em jej ��danie obcego.
Pani Hands nie by�a wcale tym
wszystkim zaskoczona.
- MOg� panu co� o nim
powiedzie�, panie Camberwell -
rzek�a. - Jest to marynarz
w��cz�cy si� po �wiecie, kt�rego
pan Nicholas pozna� w czasie
swojej podr�y morskiej. Zostaw
pan tego cz�owieka mnie.
Uczyni�em to oczywi�cie z ca��
przyjemno�ci�. Wiedz�c, �e pan
Nicholas mo�e powr�ci� lada
moment, uda�em si� do hallu, by
mu oznajmi�, kto na niego czeka.
Wkr�tce ukaza�a si� pani Hands z
ma�� tac� w r�ce i wesz�a do
jadalni. Us�ysza�em zduszony
okrzyk rado�ci naszego go�cia -
przypuszczalnie na widok
jedzenia. Pani Hands zamkn�a
drzwi; niew�tpliwie uzna�a za
sw�j obowi�zek godne
potraktowanie dziwacznego
go�cia. Widz�c, �e pani Hands
jest przy nim, wr�ci�em do
biblioteki.
W dziesi�� minut p�Niej
ujrza�em pana Nicholasa i pann�
Starr jad�cych przez park, wi�c
uda�em si� ponownie do jadalni.
Go�� by� sam; pani Hands
odesz�a. Zjad� wszystko, co mu
przynios�a i na dodatek
przyrz�dzi� sobie now� szklank�
whisky z wod� sodow�. POza tym
zauwa�y�em na rogu sto�u cygaro
przyniesione widocznie z
gabinetu. Spojrza� na mnie i
rzek�:
- Halo, przyjacielu, co
nowego? Przyszed� pan dotrzyma�
mi towarzystwa?
- Nadchodzi pan Nicholas -
odpar�em wskazuj�c na okno. -
Id� mu oznajmi�, �e pan tu jest.
Jakie mam poda� nazwisko?
Zerwa� si� z krzes�a i
podbieg� do okna. Wyjrza� na
zewn�trz.
- Oczywi�cie! - zawo�a�. -
Naturalnie! W samej rzeczy, to
Nicholas! Pozna�bym go w�r�d
tysi�cy!
- Pa�skie nazwisko?... -
powt�rzy�em.
Odwr�ci� si� i powiedzia�
zagadkowo:
- Nazwisko pan chce? Nazwisko!
Dobrze, m�j drogi, ale nazwiska
s� niewa�ne mi�dzy przyjaci�mi.
Jednak skoro upierasz si�,
zakomunikuj Nicholasowi, �e
czeka na niego Dengo! Dengo!
D_e_n_g_o. To wystarczy. Czeka
na niego Dengo, to wszystko!
Wyszed�em przed dom. Pan
Nicholas i panna Starr w�a�nie
zsiadali z koni, kt�re
odprowadzono do stajni.
Widocznie co� wyczytali w mojej
twarzy, gdy� pan Nicholas spyta�
szybko:
- Czy co� si� sta�o, panie
Camberwell?
- NIe mam poj�cia co to ma
znaczy�, sir - odpar�em - ale w
jadalni jest jaki� jegomo��,
kt�ry wtargn�� si�� twierdz�c,
�e chce si� z panem widzie�.
O�wiadczy�, �e b�dzie czeka� na
pa�ski powr�t...
- M�czyzna! - przerwa�! - Kto
to jest?
- Kaza� panu powiedzie�, �e
nazywa si� Dengo - rzek�em. -
Jego...
POdni�s� r�K� przerywaj�c mi i
odwr�ci� si� szybko, jakby
chcia� ukry� pzede mn� lub
przed pann� Starr wyraz swej
twarzy. Ale ja zd��y�em
zauwa�y�, �e nagle zblad�.
- Dengo? - zamrucza� i za�mia�
si� nienaturalnie. - Och, tak,
tak, to m�j stary znajomy...
Gdzie on jest?
- W jadalni - odpar�em.
Skierowa� si� do drzwi i
wszed� do domu. ZOsta�em sam z
pann� Starr. Przez chwil�
zdawa�o mi si�, �e zamierza mnie
o co� spyta�, potem jednak
odwr�ci�a si� i szybko odesz�a w
kierunku ogrodu. By�a milcz�c�,
sztywn� i trudn� w po�yciu
kobiet�. Szczeg�lnie ze mn�
m�wi�a bardzo niewiele.
Powr�ci�em do pracy w
bibliotece. MIjaj�c drzwi
jadalni us�ysza�em g�osy, lecz
nie mog�em z nich wywnioskowa�,
jaki by� charakter tej dyskusji.
Przez nast�Pne p� godziny nie
mia�em sposobno�ci widzie� ani
pana Nicholasa, ani jego go�cia.
W ko�cu pojawi� si� pan
Nicholas. Stara� si� nie
okazywa� niczego po sobie, ale
zauwa�y�em, �e by� wyprowadzony
z r�wnowagi.
- Camberwell - rzek� - musz�
wyj�� na godzin�, mo�e dwie, do
miasta. Panna Starr jest gdzie�
ko�o domu. Gdy j� pan zobaczy,
prosz� zawiadomi�, �e
prawdopodobnie nie wr�c� na
lunch.
PO tych s�owach wyszed�, a w
minut� p�Niej ujrza�em, jak
szed� przez park w towarzystwie
cz�owieka, kt�ry poleci� nazywa�
siebie "Dengo". Skierowali si�
wprost do Havering_St. Michael i
poszli pieszo. By�o w tym co�
niezwyk�ego. Pan Nicholas rzadko
wybiera� si� na tak d�ugie
spacery. A teraz poszed� - i to
tak nagle! Obcy z trudem
dotrzymywa� mu kroku. Dop�ki
mia�em ich w polu widzenia,
zauwa�y�em, �e pan Nicholas nie
zwraca� si� do towarzysza, szed�
w milczeniu i patrzy� przed
siebie.
Do lunchu nie zobaczy�em
r�wnie� panny Starr. POs�a�em po
ni�, ale nie dawa�a �adnej
odpowiedzi. Jak ju� przedtem
zauwa�y�em, panna Starr by�a
niezwykle milcz�ca i
pow�ci�gliwa. BY�a najbardziej
oszcz�dna w s�owach ze znanych
mi kobiet. Prawie do ko�ca
lunchu jad�a i pi�a w milczeniu.
Gdy Jeeves, kt�ry nam us�ugiwa�,
opu�ci� pok�j, nagle spyta�a:
- Kim by� ten m�czyzna, kt�ry
chcia� si� widzie� z panem
Nicholasem?
- NIe mam najmniejszego
poj�cia! - odpar�em.
- Ale pan go widzia�... -
rzek�a ostro.
- Ma si� rozumie�, �e go
widzia�em! - rzek�em. - MImo to
jednak nie wiem, kto to jest.
Powiedzia�, �e nazywa si� Dengo.
Przypuszczam jednak, �e to
fa�szywe nazwisko.
- Czego chcia�? - spyta�a
znowu.
- Tego te� nie wiem! Wiem
tylko, �e chcia� si� widzie� z
panem Nicholasem.
- Wuj wyszed� razem z nim?...
Dok�d?
- Nie wiem, ale widzia�em, jak
przecinali park i skierowali si�
prosto do Havering_St. Michael -
odrzek�em.
Zanim zd��y�a co� na to
powiedzie�, doda�em:
- Pani Hands m�wi�a mi, �e to
stary znajomy z morskiej
podr�y. Czy� pan Nicholas nie
zwraca� si� do niego jak do
starego znajomego? NIe wygl�da�
jednak na kogo�, kto
potrzebowa�by wsparcia.
- Jak wygl�da�? - spyta�a
podnosz�c brwi.
OPisa�em wygl�d owego Dengo,
jego zachowanie i spos�b, w jaki
skraca� sobie czas oczekiwania.
Bada�em przy tym jej twarz,
usi�uj�c dostrzec w niej jaki�
znak, �e zna obcego. Na pr�no.
Twarz jej pozosta�a martwa, bez
wyrazu. Wsta�a od sto�u i wysz�a
z pokoju. Mia�a do dyspozycji
szereg pokoj�w i tam sp�dza�a
wi�kszo�� czasu. Widywa�em j�
jedynie podczas posi�k�w.
NIe widzia�em pana Nicholasa
a� do obiadu, z kt�rym d�ugo na
niego czekali�my. NIe wiem nawet,
o kt�rej godzinie wr�ci�.
Kaza�em poda� sobie herbat� do
biblioteki, przypuszcza�em, �e
pan Nicholas jeszcze nie wr�ci�.
Gdy spotkali�my si� przy stole,
uderzy�y mnie trzy dziwne
rzeczy: pierwsza to fakt, �e nie
by� jak zwykle przebrany do
obiadu - by�a to czynno��,
kt�rej dokonywa� zawsze z
niezwyk�� staranno�ci�. Druga,
�e by� milcz�cy, przy obiedzie
m�wi� tylko to, co by�o
niezb�dne. PO trzecie, jad�
bardzo ma�o, za to pi� du�o.
Dot�d mia�em go za cz�owieka
pij�cego niewiele, z wielkim
umiarem - szklaneczk� lub dwie
lekkiego wina i to zawsze przy
jedzeniu, poza tym kieliszek
porto - to wszystko. Ale teraz
pi� whisky. Nape�nia� kieliszek
za kieliszkiem i nie zwraca�
uwagi na moje zdziwienie. KIlka
razy spojrza�em porozumiewawczo,
z niemym pytaniem, na pann�
Starr, ale ona milcza�a, a
niesamowite milczenie pana
Nicholasa nie zach�ca�o do
jakichkolwiek uwag i rozmowy.
Tego wieczoru nie by�o wista.
Jak tylko obiad dobieg� ko�ca,
panna Starr wy�lizgn�a si�, a
ja stwierdziwszy, �e pan
Nicholas nie potrzebuje mnie,
poszed�em do biblioteki.
Usiad�em, zacz��em czyta� i
zapali�em papierosa. Pana
Nicholasa zostawi�em przy stole
w jadalni, w�a�nie nalewa� sobie
nast�Pny kieliszek whisky. Ca�y
ten wzrastaj�cy niepok�j i
zmieszanie oznacza�y, �e co�
si� musia�o wydarzy�, i �e z
pewno�ci� mia�o to zwi�zek z
odwiedzinami zagadkowego
cz�owieka o nazwisku Dengo.
MNiej wi�cej w p� godziny po
obiedzie uda�em si� do pokoju, w
kt�rym pozostawi�em rano
ksi��k�. Przechodzi�em w�a�nie
przez hall, gdy zauwa�y�em przy
drzwiach frontowych pana
Nicholasa. Mia� na sobie
prochowiec, sportow� czapk� i
dostrzeg�em k�tem oka, �e
wybiera� lask� ze stojaka. W
sekund� potem otworzy� drzwi i
wyszed� za pr�g. To by�o co�
zupe�nie niezwyk�ego, nie
widzia�em, aby kiedykolwiek
wieczorem wychodzi� z domu.
Ale nie by�a to jedyna
niezwyk�a rzecz tego wieczoru!
Znalaz�em moj� ksi��k� i
wraca�em w�a�nie, gdy
dostrzeg�em, �e panna Starr
r�wnie� wychodzi. Spotka�em j�,
gdy sz�a do drzwi wyj�ciowych;
min�li�my si� szybko, zdo�a�em
jednak dostrzec, �e na twarz
mia�a spuszczon� g�st� woalk�.
Wszystkie te pi�trz�ce si�
wok� Rides Park tajemnice
przedyskutowa�em nast�Pnego
ranka z Jeevesem, kt�ry
przyszed� do biblioteki.
Co by�o przyczyn�, �e pan
Nicholas wyszed� z domu, a za
nim siostrzenica? Dlaczego
wyszli oddzielnie? I do tego tak
p�nym wieczorem! Dok�d poszli? W
pobli�u nie by�o, jak s�dzi�em,
miejsc, kt�re mogliby
odwiedzi�... Jedynym miejscem,
gdzie mogli si� uda�, by�a
plebania, odleg�a o dwie mile od
domu. PR�dzej mog�em
przypuszcza�, �e poszli na
spotkanie z tym Dengo! Ale kim
on w�a�ciwie by�?
Nie widzia�em jeszcze od rana
ani pana Nicholasa, ani panny
Starr. Jeeves pomagaj�c mi w
pracy zauwa�y�:
- Wczoraj dzia�y si� dziwne
rzeczy, sir. Czy widzia� pan,
jak pan Nicholas wraca� do domu?
Dzieje si� co� z�ego, sir! On
by�... powiem szczerze, jakie
odnios�em wra�enie... milcz�cy i
ponury! NIgdy przedtem takie
rzeczy nie zdarza�y si�... NIgdy
go takim nie widzia�em!
NIe by�em tym wszystkim, co mi
powiedzia� Jeeves, zaskoczony.
NO dobrze, ale dok�d chodzi� pan
Nicholas? Albo, dok�d wysz�a
panna Starr? �niadanie zjad�em
sam. Potem uda�em si� do
Havering_St. MIchael wykona�
jakie� zlecenie pana Nicholasa.
POwr�ci�em oko�o po�udnia.
Przywita� mnie HOiler. To, co
powiedzia�, by�o bardzo dziwne:
pan Nicholas i panna STarr
wyjechali do miasta na kilka
dni. Tych kilka dni przed�u�y�o
si� w dwa tygodnie, podczas
kt�rych nie mia�em �adnych
wie�ci od mego pracodawcy. CA�e
Rides Park by�o przez ten czas
do mojej dyspozycji... Wszystko
zdawa�o si� by� normalne i
codzienne. Wydawa�o si�, �e nikt
nie jest zaskoczony
nieobecno�ci� pana Nicholasa;
Hoiler, zapytany w tej sprawie,
odpowiada�, �e pan Nicholas i
panna Starr mog� wr�ci� w ka�dej
chwili, ale mog� te� wr�ci� du�o
p�Niej... Przesta�em si� nad
tym zastanawia� i powr�ci�em do
mojej pracy.
Pewnego ranka przyszed� Jeeves
i o�wiadczy� mi, �e nadle�niczy
Grayson chce si� ze mn� widzie�.
Grayson odci�gn�� mnie szybko na
bok i wyszepta� z przej�ciem:
- Panie Camberwell... Nie
m�wi�em o tym jeszcze nikomu.
POmy�la�em, �e skoro pan
Nicholas jest nieobecny,
powinienem panu pierwszemu to
powiedzie�. Znalaz�em cia�o
jakiego� m�czyzny w Middle
Spinney, naszym zaagajniku.
Rozdzia� III~
Laska_sztylet
Ostatnie s�owa le�niczego
spowodowa�y, �e poczu�em, jak
robi mi si� s�abo. Sta�em jak
zahipnotyzowany - przez moment
odebra�o mi mow�, wpatrywa�em
si� b��dnym wzrokiem w Graysona.
- On go znalaz� - m�wi� dalej
wskazuj�c na psa, kt�rego
trzyma� przy nodze. Ma dobry
w�ch. W rowie zaro�ni�tym
krzakami... By� prawie ca�kiem
zagrzebany!
Wreszcie odzyska�em r�wnowag�.
- Kto to jest? - spyta�em. -
Zna go pan?
POtrz�sn�� g�ow�, ale w tym
ge�cie dostrzeg�em co� wi�cej
ni� zaprzeczenie.
- Tego nie wiem, sir - odpar�
- ale... - i przerwa� na chwil�
patrz�c na mnie, jakby nie m�g�
powiedzie� tego, co chcia�. -
Wydaje mi si� jednak, sir, �e go
przedtem gdzie� widzia�em -
stwierdzi� wreszcie. -
Oczywi�cie �ywego.
- Gdzie?.. Kiedy... - pyta�em.
- MNiej wi�cej dwa tygodnie
temu, sir. Szed� przez park
razem z panem Nicholasem. Dobrze
zbudowany, wysoki, masywny
m�czyzna.
- Jest pan pewien, �e to ten
cz�owiek? - dopytywa�em. - Ten
sam?
- Ten sam, sir! Widzia�em go
wtedy, jak szed� razem z panem
Nicholasem. Sta�em oddalony od
nich o jakie pi��dziesi�t
jard�w. By�o to oko�o po�udnia,
niedaleko bramy.
- M�wi pan, �e le�y w rowie? -
spyta�em. - Idziemy tam. Niech
pan o niczym nie wspomina
s�u�bie.
Chwyci�em kapelusz i
pospieszy�em za le�niczym przez
park. MIddle Spinney nie
odpowiada� wygl�dem swej nazwie.
By� to raczej las, a nie
zagajnik, rozci�gaj�cy si� na
przestrzeni oko�o jednego akra,
pe�en starych drzew. Przez jego
�rodek przebiega�a dolina,
po�r�d kt�rej p�yn�� w�ski
strumie� z przerzuconym przeze�
drewnianym wiejskim mostkiem. W
miejscu, gdzie drzewa by�y
rzadsze, znajdowa�a si� grupa
zaro�li. PIes Graysona w�szy� po
ziemi niespokojnie, a gdy
doszli�my do g�stwiny, wyrwa�
si� nagle do przodu.
- Tak jak m�wi�em, sir... Tu
go znalaz� - stwierdzi� Grayson.
- W�szy� tak jak teraz, nagle
rzuci� si� z nosem przy ziemi w
kierunku tego rowu. Odwracam si�
i patrz�... Nie wiedzia�em
jeszcze, o co chodzi. Nagle
zobaczy�em nog�! Wystawa�a spod
tego... - Prosz� t�dy, sir.
Zeszli�my ze �cie�ki w
gmatwanin� zaro�li, gdzie bieg�
pomi�dzy drzewami g��boki r�w.
Miejsce, w kt�rym r�w okr��a�
grup� usch�ych krzak�w, zawalone
by�o stosem gnij�cych work�w i
innych odpadk�w.
- To tam, sir! - wyszepta�
Grayson. - Wystawa� tu kawa�ek
ciemniejszego sukna, chwyci�em
je i... Ale on niezbyt
przyjemnie wygl�da, sir!
MIn�Li�my zakole i rzuci�em
okiem na �mieci. NIe musia�em
specjalnie szuka� i przygl�da�
si� temu, co znalaz�em. To by�
Dengo!
Wyprostowa�em si� w milczeniu.
Zastanawia�em si�, co mam robi�.
Lecz Grayson wiedzia� doskonale.
- To robota dla policji, panie
Camberwell - rzek�. - POwinni�my
zatelefonowa� do Havering i
wezwa� ich, aby niezw�ocznie
przybyli. NIe powinien go nikt
rusza� do czasu przybycia
policji... Ja zostan� i b�d�
pilnowa�, a pan wr�ci do domu i
zatelefonuje do inspektora w
Havering. Przyjad� zaraz po
zawiadomieniu. A... a czy pan
widzia� ju� kiedy tego
cz�owieka?
NIe mog�em ukrywa�, i tak
wszystko wysz�oby na jaw.
- Tak - odpar�em. - To
cz�owiek, kt�ry mniej wi�cej
przed dwoma tygodniami chcia�
si� widzie� z panem Nicholasem.
Aha! - wykrzykn��. - Teraz
rozumiem, sir! To ten, co szed�
przez park z panem Nicholasem. Jak
si� tu dosta�? POlicja to
wykryje. NIech pan idzie
telefonowa�, panie Camberwell.
Zostawi�em Graysona na stra�y
i poszed�em w kierunku domu.
POdejrzane zachowanie mego
chlebodawcy, strach,
w�tpliwo�ci, wszystko to
przemyka�o mi przez g�ow�. Co
znaczy� ten trup w Middle
Spinney? Jak si� tam znalaz�?
Czy ten cz�owiek zmar� �mierci�
naturaln�? A mo�e to morderstwo?
Je�li zosta� zamordowany, to kim
jest morderca? Na te pytania na
razie nie pr�bowa�em nawet
szuka� odpowiedzi.
Wchodz�c do domu spotka�em
HOilera i pani� Hands. MUsia�em
wygl�da� do�� szczeg�lnie, skoro
lokaj ujrzawszy mnie, spyta�
podchodz�c:
- Sta�o si� co�, sir? MO�e
pan?...
Potrz�sn��em g�ow�.
- Ze mn�, HOiler, wszystko w
porz�dku. Ale wydarzy�o si� co�
powa�nego. Pani Hands, czy
pami�ta pani tego cz�owieka,
kt�ry dwa tygodnie temu
przyjecha� do pana Nicholasa?
Nazywa� siebie Dengo. Grayson,
le�niczy, znalaz� jego zw�oki w
Middle Spinney. W�a�nie go
rozpozna�em. Id� zatelefonowa�
po policj�.
POwiedziawszy to obr�ci�em
si�, nie czekaj�c na odpowied�.
Gdy ko�czy�em rozmow�
telefoniczn�, dostrzeg�em z boku
HOilera.
- Czy zna pan przyczyn�
�mierci, sir? - spyta�. - By�em
wtedy ca�y dzie� poza domem i
nie widzia�em tego Dengo. Pani
Hands m�wi�a mi, �e to pot�ny,
brutalny i silny, pewien siebie
m�czyzna. S�dz�, �e by� bogaty.
�adnych �lad�w, poszlak,
przypuszcze�, sir?
- Nie mog� panu nic
powiedzie�, HOiler - odpar�em. -
NIe przygl�da�em si� cia�u.
Spojrza�em tylko na twarz.
Wracam tam teraz na spotkanie z
policj�, je�li pan chce, to mo�e
pan i�� ze mn�.
W chwili, gdy szli�my w
kierunku MIddle Spinney, przez
park przejecha� szybko policyjny
samoch�d. Wewn�trz siedzia�
inspektor z Havering_St. MIchael
i dw�ch ludzi, a ponadto lekarz
policyjny.
PO kr�tkim streszczeniu
okoliczno�ci, w jakich odkry�em
zw�oki poszli�my do miejsca,
gdzie Grayson pe�ni� stra�.
Hoiler i ja stan�Li�my na
uboczu, podczas gdy lekarz
rozpocz�� wst�Pne badania. Nie
czekali�my d�ugo na jego
orzeczenie.
- Ten cz�owiek zosta�
zamordowany! - zawo�a�,
podnosz�c si�. - Ma przebite
serce. Ciosu dokonano z ty�u. Ma
ran� w plecach! Taki cios m�g�
wykona� tylko tch�rzliwy
morderca!
Zaskoczeni, w milczeniu
patrzyli�my na trupa. Potem
lekarz pochyli� si� znowu, a
inspektor zwr�ci� si� do mnie i
zarzuci� mnie pytaniami. Kto
znalaz� cia�o? Czy kto� zna tego
cz�owieka? Czy to ten, kt�ry
odwiedzi� pana Nicholasa przed
dwoma tygodniami? Czy p�Niej
pan Nicholas widzia� si� z nim?
Gdzie jest pan Nicholas? Poza
domem? A wi�c kiedy wr�ci?...
Adres nieznany... A zatem...
MUsimy odnale�� pana Nicholasa!
Podszed� policjant, kt�ry
przeszukiwa� ubranie martwego.
- Widzia�em ju� przedtem tego
cz�owieka, sir - rzek�. -
Spotka�em go dwa razy, mniej
wi�cej dwa tygodnie temu. Pierw-
szy raz oko�o godziny
dziesi�tej; zwr�ci� si� do mnie
na High Street i spyta�, czy
mog� wskaza� mu drog� do Rides
Park. PO raz drugi widzia�em go
o godzinie drugiej lub mo�e
troch� po drugiej, szed� zn�w
przez High Street, a wraz z nim
by� pan Nicholas. Pan Nicholas
wszed� do banku, natomiast ten
cz�owiek pozosta� na zewn�trz i
czeka�. Gdy pan Nicholas wr�ci�,
razem poszli dalej wzd�u� High
Street, a� znikn�Li mi z oczu.
- MUsimy, je�li to mo�liwe,
nawi�za� kontakt z panem
Nicholasem - rzek� inspektor.
Zwr�ci� si� zn�w do mnie: - Czy
s�dzi pan, �e jest w LOndynie? -
spyta�. - Gdzie normalnie si�
zatrzymuje, wyje�d�aj�c do
stolicy?
- JEdyny hotel, jaki znam to
Claridge - odpar�em. - MOg� tam
zatelefonowa�.
- Dobrze - zgodzi� si�. -
Musimy wreszcie wyja�ni�, kim
w�a�ciwie jest ten cz�owiek.
Czy b�dzie pan tak �askaw, panie
Camberwell, i zatelefonuje
zaraz? My tymczasem rozejrzymy
si� tu nieco...
POwr�cili�my z Hoilerem do
domu. Natychmiast po��czy�em si�
z hotelem. Ale od dawna ju� nie
by�o tam ani pana Nicholasa, ani
panny Starr. Spr�bowa�em jeszcze
zatelefonowa� do kilku hoteli na
West Endzie - bez rezultatu,
nigdzie ich nie by�o. W
momencie gdy ko�czy�em m�j
wywiad, w drzwiach stan�� pan
Nicholas wraz z siostrzenic�.
A zatem nareszcie dowiem si�
czego�! POd��y�em za nimi do
pracowni. MIlcza�em, on jednak
zacz�� m�wi�, jak cz�owiek
maj�cy wiele do powiedzenia. By�
pe�en projekt�w.
- Camberwell! - m�wi�. - Czy
przypomina pan sobie, �e jednym
z warunk�w pa�skiego przyj�cia
by�o to, i� b�dzie pan musia�
podr�owa�? NO w�a�nie!... Chc�
przedsi�wzi�� podr� dooko�a
�wiata! B�dziemy poza domem
oko�o dw�ch do trzech lat i
obejrzymy w tym czasie wszystko,
co godne jest widzenia... I mam
nadziej�, �e b�dziemy mogli
wyruszy� natychmiast. NIe mam
pan nic przeciwko temu? B�dzie
pan mia� �wietn� sposobno��, aby
poszerzy� sw� wiedz�.
Nagle przerwa� dostrzeg�szy
co� w wyrazie mojej twarzy.
- Niech pan nie m�wi, �e nie
podoba mu si� ten pomys� -
wykrzykn��. - Chc�, by pan
jecha�!
- POmys� jest wspania�y, sir -
odpar�em. - Ale gdyby by� r�wnie
realny jak wspania�y,
pojecha�bym z panem... Jednak
b�Dziemy musieli pozosta� w
Rides, ze wzgl�du na... na
pewne wypadki, jakie mia�y tu
miejsce podczas pa�skiej
nieobecno�ci. Czy pami�ta pan
cz�owieka, kt�ry odwiedzi� pana
jakie� dwa tygodnie temu?
Nazywa� si� Dengo...
Odwr�ci� si� szybko do mnie, w
jego oczach pojawi� si� b�ysk,
zna�em ju� ten b�ysk - by� to
strach.
- Co z tego? Co si� z nim
sta�o? - rzuci� przez z�by. - On
nie jest...
- Znaleziono jego cia�o w
Middle Spinney, dzi� rano -
rzek�em - lekarz stwierdzi�, �e
zosta� zamordowany!
POwiedzia�em to wprost i teraz
zacz��em �a�owa�. Wargi pana
Nicholasa zblad�y jak papier,
dysz�c pochyli� si� do przodu. W
nast�Pnej chwili zwali� si�
ci�ko na pod�og�, zanim
zdo�a�em go pochwyci�.
PO raz pierwszy w �yciu by�em
�wiadkiem tego, jak kto�
zemdla�. Wstrz��ni�ty wybieg�em
do hallu - na szcz�cie by� tam
Hoiler. Natychmiast pobieg� do
jadalni i przyni�s� do pracowni
butelk� najlepszej whisky; w
kilka minut p�Niej pan Nicholas
odzyska� przytomno��. W pierw-
szej chwili rozkaza� nam zamkn��
drzwi.
- Przepraszam za k�opot... -
wymamrota� wolno. - MOje serce.
Ale nie m�wcie nic pannie Starr.
Wkr�tce wr�c� do siebie. POm�
mi wsta�, Hoiler.
Podprowadzili�my go do fotela,
zacz��em usprawiedliwia� si� z
pope�nionej niezr�czno�Ci.
- "All Right", m�j ch�opcze -
rzek�. - Pan przecie� nie
wiedzia�. Jestem ostatnio w
stanie depresji... Organizm m�j
nie wytrzymuje. Tyle ostatnio
si� wydarzy�o... Ale, daj mi
nieco whisky, HOiler, m�w dalej,
Camberwell. W�a�nie zacz��e�,
gdy przerwa� ci m�j... Wi�c m�w
o wszystkim, co wiesz.
OPowiedzia�em mu o wszystkim.
S�ucha� spokojnie do ko�ca i
wreszcie spyta�:
- Czy... czy przy trupie
znaleziono co�? Na przyk�ad,
pieni�dze?
- Gdy odchodzi�em,
rozpoczynali go przeszukiwa� -
odpar�em. - Przypuszczam, �e
policja wkr�tce o wszystkim nam
powie.