2105
Szczegóły |
Tytuł |
2105 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2105 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2105 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2105 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Janusz L. Wi�niewski
SAmotno�� w Sieci
D^Z
Wydawnictwo
Warszawa 2001
Copyright (c) Janusz Leon Wi�niewski 2001
Projekt ok�adki Rados�aw Renka Wykorzystano fragment ilustracji Anity Andrzejewskiej
Redakcja Jan Ko�biel
Redakcja techniczna El�bieta Babi�ska
�amanie
El�bieta Rosi�ska Monika Lefler
Korekta Jadwiga Piller Gra�yna Nawrocka
ISBN 83-7255-925-2
Wydawcy:
Wydawnictwo Czarne S.C.
38-307 S�kowa, Wo�owiec 11
Pr�szy�ski i S-ka SA
02-651 Warszawa, ul. Gara�owa 7
Druk i oprawa
OPOLGRAF Sp�ka Akcyjna
45-085 Opole, ul. Niedzia�kowskiego 8-12
Ze wszystkich rzeczy wiecznych mi�o�� trwa najkr�cej...
DZIEWI�� MIESI�CY WCZE�NIEJ...
Z rampy przy torze czwartym na peronie jedenastym stacji kolejowej Berlin Lichtenberg skacze pod poci�g najwi�cej samob�jc�w. Tak m�wi� oficjalne, skrupulatne jak zawsze niemieckie statystyki dla wszystkich dworc�w Berlina. To zreszt� wida�, gdy si� siedzi na �awce przy torze czwartym na peronie jedenastym. Szyny s� tam znacznie bardziej b�yszcz�ce ni� na innych peronach. Hamowanie awaryjne, cz�sto powtarzane, pozostawia na d�ugo wyszlifowane tory. Poza tym normalnie ciemnoszare i przybrudzone betonowe podk�ady kolejowe s� w kilku miejscach na d�ugo�ci ca�ego peronu jedenastego o wiele ja�niejsze ni� w innych - gdzieniegdzie prawie bia�e. W tych miejscach s�u�by utrzymania dworca u�ywa�y silnych detergent�w, aby zmy� plamy krwi rozrywanych i wleczonych przez lokomotywy i wagony cia�a samob�jc�w.
Lichtenberg jest jedn� z najbardziej peryferyjnych stacji w Berlinie i jest przy tym stacj� najbardziej zaniedban�. Odbieraj�c sobie �ycie na stacji Berlin Lichtenberg, ma si� wra�enie, �e pozostawia si� za sob� szary, brudny, �mierdz�cy moczem, obdrapany z tynku �wiat pe�en �piesz�cych si� smutnych lub nawet zrozpaczonych ludzi. Zostawi� taki �wiat na zawsze jest o wiele �atwiej.
Wej�cie po kamiennych schodach na peron jedenasty jest ostatnim wej�ciem w tunelu mi�dzy hal� kasow� i zamykaj�cym go pomieszczeniem transformator�w. Tor czwarty jest najbardziej skrajnym torem na ca�ym dworcu. Gdyby w hali kasowej dworca Berlin Lichtenberg postanowi� zabi� si�, skacz�c pod poci�g, to id�c na ramp� toru czwartego na peronie jedenastym, �yje si� najd�u�ej. Dlatego samob�jcy prawie zawsze wybieraj� tor czwarty na peronie jedenastym.
Na rampie przy torze czwartym s� dwie pokryte graffiti, ponacinane no�ami drewniane �awki, przykr�cone ogromnymi �rubami do betonowego pod�o�a. Na �awce bli�ej wyj�cia z tunelu siedzia� wychudzony, cuchn�cy m�czyzna. Od lat mieszka� na ulicy. Dr�a� z zimna i l�ku. Siedzia� z nienaturalnie skr�conymi stopami, r�ce trzyma� w kieszeni podartej i poplamionej ortalionowej kurtki, sklejonej w kilku miejscach ��t� ta�m� samoprzylepn� z niebieskim napisem Just do it. Pali� papierosa. Obok niego na �awce sta�o kilka puszek po piwie i pusta butelka po w�dce. Obok �awki, w foliowej reklam�wce sieci Aldi, z kt�rej dawno ju� wytar�a si� ��ta farba, znajdowa� si� ca�y jego dobytek. Spalony w kilku miejscach koc, kilka strzykawek, pude�ko na tyto�, paczuszki bibu�ek do skr�cania papieros�w, album ze zdj�ciami z pogrzebu syna, otwieracz do konserw, pude�ko zapa�ek, dwa opakowania methadonu, poplamiona kaw� i krwi� ksi��ka Remarque'a, stary sk�rzany portfel z po��k�ymi, podartymi i ponownie sklejonymi fotografiami m�odej kobiety, z dyplomem uko�czenia studi�w i za�wiadczeniem o niekaralno�ci. Tego wieczoru do jednej z fotografii m�odej kobiety m�czyzna przypi�� spinaczem list oraz banknot stumarkowy.
Teraz czeka� na poci�g z dworca Berlin ZOO do Angermuende. Dwana�cie minut po p�nocy. Po�pieszny z obowi�zkow� rezerwacj� miejsc i wagonem Mitropy przy wagonach pierwszej klasy. Poci�g ten nigdy nie zatrzymuje si� na stacji Lichtenberg. Przeje�d�a bardzo szybko torem czwartym i znika w ciemno�ci. Ma ponad dwadzie�cia wagon�w. Latem nawet wi�cej. M�czyzna wiedzia� to od dawna. Przychodzi� na ten poci�g ju� wiele razy.
M�czyzna ba� si�. Ten dzisiejszy l�k by� jednak zupe�nie inny. Uniwersalny, powszechnie znany, nazwany i zbadany dog��bnie. Wiedzia� dok�adnie, czego si� ba�. Najgorszy jest l�k przed czym�, czego nie mo�na nazwa�. Na l�k bez imienia nie pomagaj� nawet strzykawki.
Dzisiaj przyszed� po raz ostatni na ten dworzec. Potem ju� nigdy nie b�dzie samotny. Nigdy. Samotno�� jest najgorsza. Czekaj�c na ten poci�g, siedzia� spokojny, pogodzony z sob�. Niemal radosny.
Na drugiej �awce, za kioskiem z pras� i napojami, siedzia� inny m�czyzna. Trudno by by�o okre�li� jego wiek. Oko�o trzydziestu siedmiu, czterdziestu lat. Opalony, pachn�cy drog� wod� kolo�sk�, w czarnej we�nianej marynarce, jasnych markowych spodniach, rozpi�tej oliwkowej koszuli i zielonym krawacie. Obok �awki postawi� metalow� walizk� z etykietami linii lotniczych. W��czy� komputer, kt�ry wyj�� z czarnej sk�rzanej torby, ale zaraz zdj�� go z kolan i odstawi� obok siebie na �awk�. Ekran komputera migota� w ciemno�ci. Wskaz�wka zegara nad peronem min�a liczb� dwana�cie. Rozpoczyna�a si� niedziela,
30 kwietnia. M�czyzna opar� g�ow� na swoich d�oniach. Przymkn�� oczy. P�aka�.
M�czyzna z �awki przy wej�ciu podni�s� si�. Si�gn�� po plastikow� reklam�wk�. Upewni� si�, �e list i banknot s� w portfelu, wzi�� czarn� puszk� z piwem i ruszy� w kierunku ko�ca rampy, zaraz przy semaforze. To miejsce upatrzy� sobie ju� dawno. Min�� kiosk z napojami i wtedy zobaczy� go. Nie spodziewa� si� nikogo na peronie jedenastym po p�nocy. Zawsze by� tutaj sam. Ogarn�� go niepok�j inny ni� l�k. Obecno�� tego drugiego m�czyzny zak��ca�a mu ca�y plan. Nie chcia� spotka� nikogo w drodze na koniec rampy. Koniec rampy... To b�dzie naprawd� koniec.
Nagle poczu�, �e chce po�egna� si� z tym cz�owiekiem. Podszed� do �awki. Odsun�� komputer i usiad� blisko niego.
- Kolego, wypijesz �yk piwa ze mn�? Ostatniego �yka. Wypijesz? -zapyta�, dotykaj�c jego uda i wysuwaj�c puszk� z piwem w jego kierunku.
ON; Min�a p�noc. Schyli� g�ow� i poczu�, �e nie zatrzyma tych �ez. Ju� dawno nie czu� si� taki samotny. To przez te urodziny. Samotno�� jako uczucie od kilku lat rzadko dociera�a do niego w szalonym p�dzie codzienno�ci. Samotnym jest si� tylko wtedy, gdy ma si� na to czas. On nie mia� czasu. Tak skrz�tnie organizowa� sobie �ycie, �eby nie mie� czasu. Projekty w Monachium i w USA, habilitacja i wyk�ady w Polsce, konferencje naukowe, publikacje. Nie, w jego biografii nie by�o ostatnio przerw na rozmy�lanie o samotno�ci, rozczulenia i takie s�abo�ci jak ta teraz tutaj. Tutaj, na tym szarym, opuszczonym dworcu, skazany na bezczynno��, nie m�g� zaj�� si� niczym innym, by zapomnie�, i samotno�� pojawi�a si� jak atak astmy. To, �e jest tutaj i ma t� niezaplanowan� przerw�, to tylko pomy�ka. Zwyczajna, banalna, bezsensowna pomy�ka. Jak b��d w druku. Sprawdza� przed l�dowaniem na Berlin Hegel, w Internecie, rozk�ad jazdy poci�g�w i nie zwr�ci� uwagi, �e ze stacji Berlin Lichtenberg do Warszawy kursuj� tylko w dni robocze. A przecie� przed chwil� sko�czy�a si� sobota. Nawet mia� prawo tego nie zauwa�y�. To by�o rano i mia� za sob� kilkana�cie godzin lotu z Seattle, lotu ko�cz�cego tydzie� pracy bez wytchnienia.
Urodziny o p�nocy na dworcu Berlin Lichtenberg. Co� tak absurdalnego. Czy trafi� tutaj z jak�� misj�?! To miejsce mog�oby by� doskona�� sceneri� akcji filmu, koniecznie czarno-bia�ego, o bezsensie, szaro�ci i udr�ce �ycia. By� pewien, �e Wojaczek tutaj w takiej chwili napisa�by sw�j najmroczniejszy wiersz.
Urodziny. Jak on si� rodzi�? Jak to by�o? Jak bardzo j� bola�o? Co my�la�a, gdy j� bola�o? Nigdy jej o to nie zapyta�. W�a�ciwie dlaczego nie? Tak po prostu: "Mamo, bola�o ci� bardzo, gdy mnie rodzi�a�?".
Dzi� chcia�by to wiedzie�, ale gdy jeszcze �y�a, nie przysz�o mu to nigdy do g�owy.
Teraz ju� jej nie ma. I innych te�. Wszyscy najwa�niejsi ludzie, kt�rych kocha�, umarli. Rodzice, Natalia... Nie mia� nikogo. Nikogo wa�nego. Mia� tylko projekty, konferencje, terminy, pieni�dze i czasami uznanie. Kto w og�le pami�ta, �e on ma dzisiaj urodziny? Dla kogo ma to znaczenie? Kto to zauwa�y? Czy jest kto�, kto pomy�li o nim dzisiaj? I wtedy przysz�y te �zy, kt�rych nie zdo�a� ju� powstrzyma�.
Nagle poczu� szturchni�cie.
- Kolego... Wypijesz �yk piwa ze mn�? Ostatniego �yka. Wypijesz? - us�ysza� zachrypni�ty g�os.
Podni�s� g�ow�. Przekrwione, wystraszone oczy w za du�ych oczodo�ach wychudzonej, zaro�ni�tej i pokrytej ranami twarzy patrzy�y na niego b�agalnie. W wyci�gni�tej dr��cej d�oni m�czyzny, kt�ry siedzia� obok, by�a puszka piwa. M�czyzna zauwa�y� jego �zy, odsun�� si� i powiedzia�:
- S�uchaj, kolego, ja nie chc� ci przeszkadza�. Nie chcia�em, naprawd�. Ja te� nie lubi�, gdy ja p�acz� i kto� si� przyczepia. Ja ju� sobie id�. P�aka� trzeba w spokoju. Tylko wtedy ma si� z tego rado��.
Nie pozwoli� mu odej��, chwytaj�c za kurtk�. Wzi�� puszk� z jego r�ki i powiedzia�:
- Nie przeszkadzasz. S�uchaj, ty nawet nie wiesz, jak bardzo chc� si� z tob� napi�. Mam od kilku minut urodziny. Nie odchod�. Mam na imi� Jakub.
I nagle zrobi� co�, co wydawa�o mu si� w tamtym momencie zupe�nie naturalne i czemu nie m�g� si� oprze�. Przyci�gn�� tego m�czyzn� i przytuli� do siebie. Opar� g�ow� na ramieniu okrytym podart� ortalionow� kurtk�. Trwali tak chwil�, czuj�c, �e dzieje si� co� uroczystego. W pewnym momencie cisz� zak��ci� poci�g, przelatuj�c z hukiem obok �awki, na kt�rej siedzieli przytuleni do siebie. Wtedy m�czyzna skuli� si� jak przestraszone dziecko, wtuli� si� w niego i powiedzia� co�, co zag�uszy� stukot k� p�dz�cego poci�gu. Po chwili poczu� zawstydzenie. Ten drugi musia� poczu� to samo, odsun�� si� bowiem gwa�townie, bez s�owa wsta� i poszed� w kierunku schod�w prowadz�cych do tunelu. Przy jednym z metalowych koszy na �mieci zatrzyma� si�, wyj��
kartk� papieru ze swojej plastikowej torby, zgni�t� j� w d�oni i wrzuci� do pojemnika. Po chwili znikn�� w tunelu.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Jakub - powiedzia� g�o�no, wypijaj�c ostatni �yk piwa z puszki, kt�r� tamten m�czyzna postawi� obok migocz�cego komputera.
To tylko chwila s�abo�ci. Atak arytmii serca, kt�ry min��. Usiad� wyprostowany na �awce. Si�gn�� do torby po telefon kom�rkowy. Wyci�gn�� berli�sk� gazet�, kt�r� kupi� rano, odnalaz� reklam� serwisu taxi. Wybra� numer. Spakowa� komputer i ci�gn�c z hukiem po wybojach rampy walizk�, poszed� w kierunku tunelu prowadz�cego do hali kasowej i wyj�cia do miasta.
Jak to by�o? Jak on to powiedzia�? "P�aka� trzeba w spokoju. Tylko wtedy ma si� z tego rado��...".
ONA: Ju� dawno �aden m�czyzna a� tak bardzo nie stara� si�, aby mia�a taki nastr�j, czu�a si� atrakcyjna i mia�a najlepsze drinki w kieliszku.
- Nikt nie zaprzeczy, �e Kopciuszek mia� wyj�tkowo smutne dzieci�stwo. Wredne przyrodnie siostry, praca ponad si�y i straszna macocha. Poza tym, �e musia�a zatruwa� si�, wyci�gaj�c popi� z popielnika, to na dodatek nie mia�a nawet kana�u MTV - powiedzia�, wybuchaj�c �miechem, m�ody m�czyzna siedz�cy naprzeciwko niej przy barze.
By� o kilka lat m�odszy od niej. Mia� nie wi�cej ni� dwadzie�cia pi��. Przystojny. Perfekcyjnie elegancki. Dawno nie widzia�a m�czyzny tak harmonijnie ubranego. W�a�nie tak. Harmonijnie. By� wytworny jak jego pi�kne, szyte na miar� garnitury. Wszystko si� w nim zgadza�o ze sob�. Zapach wody kolo�skiej pasowa� do koloru krawata, kolor krawata pasowa� do koloru kamieni w z�otych spinkach przy mankietach nieskazitelnie b��kitnej koszuli. Z�ote spinki przy mankietach - kto teraz jeszcze u�ywa w og�le takich spinek? - swoim rozmiarem i odcieniem z�ota pasowa�y do z�otego zegarka, kt�ry nosi� na przegubie prawej r�ki. A zegarek pasowa� do pory dnia. Teraz, wieczorem, na to spotkanie z ni� w barze w�o�y� elegancki, prostok�tny zegarek z delikatnym sk�rzanym paskiem w kolorze jego garnituru. Rano na zebraniu w berli�skiej siedzibie ich firmy mia� ci�kiego, dostojnego roleksa. Poza tym rano inaczej te� pachnia�. Wie to dok�adnie, bo celowo wsta�a ze swojego miejsca i wychyli�a si� po butelk� z wod� sodow� dok�adnie nad jego g�ow�, cho� mia�a ca�� tac� z butelkami przed sob�.
Przygl�da�a mu si� ca�e przedpo�udnie. Mia� na imi� Jean i by� Belgiem "z absolutnie francuskiej cz�ci Belgii", jak sam podkre�la�. Nie wiedzia�a, czym francuska cz�� Belgii r�ni si� tak bardzo od flamandzkiej, ale za�o�y�a, �e widocznie by� z francuskiej cz�ci jest wi�kszym zaszczytem.
Jak si� potem okaza�o, Jean nie tylko wed�ug niej by� najwi�ksz� atrakcj� tego cyrku w Berlinie. �ci�gn�li ich z ca�ej Europy do centrali w Berlinie, aby powiedzie�, �e tak naprawd� nie maj� nic do powiedzenia. Od roku tkwi�a wesp� z ich belgijskim odpowiednikiem w projekcie, kt�ry w Polsce nie m�g� si� uda�. Urz�dzenia, kt�re chcieli sprzedawa�, po prostu nie pasowa�y do polskiego rynku. Trudno sprzedawa� Eskimosom kremy utrwalaj�ce opalenizn�. Nawet je�li s� to kremy najwy�szej jako�ci.
W og�le nie chcia�a tutaj przyje�d�a� i robi�a wszystko, aby przerzuci� ten wyjazd na kogo� innego z jej dzia�u. Planowali z m�em od dawna wyjazd w Karkonosze z wypadem do Pragi. Nie uda�o si�. Na wyra�ne polecenie z Berlina mia�a przyjecha� w�a�nie ona. Na dodatek poci�giem, bo �eby ten pobyt w Berlinie mia� w og�le sens, musia�a najpierw sp�dzi� jeden dzie� w filii ich firmy w Poznaniu.
Jad�c tutaj z Warszawy - ostatnio nienawidzi�a je�dzi� poci�gami -mia�a bardzo du�o czasu, aby opracowa� strategi�, kt�ra pozwoli�aby jej odwie�� central� od tego projektu. Jednak Jean, ten Belg ze spinkami pasuj�cymi chyba nawet do pogody, przekona� wszystkich, �e "rynek w Polsce jeszcze sam nie wie, �e potrzebuje tych urz�dze�" i �e on "ma genialnie prosty pomys� na to, aby polski rynek si� o tym dowiedzia�". Potem przez godzin� na tle wypieszczonych, kolorowych slajd�w opowiada� o swoim "genialnie prostym pomy�le".
Ma�o, �e ona sama opowiedzia�aby o tym w kwadrans i do tego znacznie lepsz� angielszczyzn�, to na dodatek nic - z wyj�tkiem mapy Polski - na jego slajdach nie odpowiada�o rzeczywisto�ci. Ale to nie zrobi�o na nikim opr�cz niej specjalnego wra�enia. By�o wida�, �e dyrektorka z Berlina podj�a decyzj� ju� przed prezentacj�. Ona te� podj�a decyzj� ju� przed prezentacj�. Problem polega� na tym, �e by�y to decyzje ca�kowicie odmienne. Ale jak dyrektorka mog�a si� z ni� zgodzi�? Czy� kto� tak ujmuj�co przystojny, m�wi�cy po angielsku z tak czaruj�cym francuskim akcentem m�g� si� myli�? Dyrektorka patrzy�a na Belga opowiadaj�cego bzdury na tle kolorowych fantazji jak na przystojnego faceta, kt�ry lada chwila zacznie si� rozbiera�. Ci�ki przypadek menopauzy. Ale c�, pokusa z pewno�ci� warta by�a, wed�ug dyrektorki,
14
pieni�dzy akcjonariuszy. Poza tym zawsze mo�na przekona� Eskimos�w, �e opalaj� si� tak�e w trakcie d�ugiej nocy polarnej. Od promieniowania kosmicznego. I kremy przydadz� si� im na pewno.
Po Jeanie wyst�pi�a ona. Dyrektorka nawet nie czeka�a do ko�ca jej prezentacji. Wysz�a, wywo�ana przez sekretark� do telefonu. W ten spos�b wszyscy si� dowiedzieli, �e nie warto jej s�ucha�. Schylili si� jak na komend� nad klawiaturami swoich laptop�w i zaj�li Internetem. W zasadzie mog�a recytowa� wiersze lub opowiada� po polsku dowcipy - oni i tak nie zauwa�yliby tego. Tylko Belg, gdy ju� zako�czy�a swoj� prezentacj�, stan�� przed ni� i z tym swoim rozbrajaj�cym u�miechem powiedzia�:
- Jest pani najbardziej uroczym in�ynierem, jakiego znam. Nawet je�li nie ma pani racji, to s�ucha�em tego, co pani m�wi�a, z zapartym tchem i z najwi�ksz� uwag�.
Kiedy si�gn�a do torby, aby pokaza� mu swoje obliczenia, doda�:
- Czy mog�aby pani przekona� mnie o swoich racjach dzisiaj wieczorem w barze naszego hotelu? Powiedzmy oko�o dwudziestej drugiej?
Zgodzi�a si� bez wahania. Nawet nie pr�bowa�a niczego utrudnia� �adnymi wymy�lonymi na poczekaniu k�amstewkami o tym, jak bardzo zaj�ta jest wieczorem. Wszystko oficjalne, co mo�na by�o robi� wieczorami, ju� si� odby�o. Poci�g do Warszawy mia�a jutro, oko�o po�udnia. Poza tym chcia�a by� z Belgiem chocia� raz tak, aby nie by�o przy tym ich berli�skiej dyrektorki.
Teraz tutaj, w hotelowym barze, cieszy�a si�, �e rano nie protestowa�a zbyt zapalczywie w sprawie tego projektu. Belg by� naprawd� czaruj�cy. Wygl�da�o na to, �e cz�sto bywa w tym hotelu. Z barmanem rozmawia� po francusku - sie� hoteli Mercure, w kt�rych firma tradycyjnie rezerwowa�a im noclegi, nale�y do Francuz�w, w zwi�zku z czym personel m�wi po francusku - i wygl�da�o na to, �e s� zaprzyja�nieni.
Teraz, gdy projekt przed�u�ono na nast�pny rok, b�dzie mia�a okazj� spotyka� go znacznie cz�ciej. Podoba� si� jej. My�la�a o tym, patrz�c na niego, gdy zamawia� nast�pnego drinka. Kiedy barman poda� im szklanki z p�ynami o niespotykanych pastelowych kolorach i egzotycznych francuskich nazwach, Belg zbli�y� swoj� twarz do jej.
- Ju� dawno nie zaczyna�em niedzieli z kim� tak czaruj�cym. Min�a p�noc. Mamy trzydziestego kwietnia - powiedzia�, po czym uderzy� lekko swoj� szklank� w jej d�o� i ustami delikatnie dotkn�� jej w�os�w.
To by�o elektryzuj�ce. Ju� dawno nie czu�a takiej ciekawo�ci, co zdarzy si� dalej. Czy ma pozwoli� mu bra� swoje w�osy do ust? Czy ma prawo czu� tak� ciekawo��? Co tak naprawd� chcia�aby, aby zdarzy�o si� dalej? Ona, �ona przystojnego m�a, kt�rego zazdroszcz� jej wszystkie kole�anki. Jak daleko mog�aby si� posun��, aby poczu� co� wi�cej ni� tylko ten dawno zapomniany dreszcz, gdy m�czyzna znowu ca�uje jej w�osy, zamykaj�c przy tym oczy? Jej m�� od dawna nie ca�uje jej w�os�w i jest tak... tak potwornie przewidywalny.
My�la�a o tym ostatnio bardzo cz�sto. W zasadzie z niepokojem. Nie, �eby wszystko spowszednia�o. Nie a� tak. Ale znikn�� ten nap�d. Rozproszy� si� gdzie� w codzienno�ci. Wszystko ostyg�o. Czasami tylko rozgrzewa�o si�, na chwil�. W pierwsz� noc po powrocie jej lub jego z jakiego� d�u�szego wyjazdu, po �zach i k��tni, kt�r� postanowili zako�czy� w ��ku, po alkoholu lub jakich� wonnych li�ciach palonych na przyj�ciach, na urlopie w obcych ��kach, na obcych pod�ogach, przy obcych �cianach lub w obcych samochodach.
To ci�gle by�o. Powiedzmy, bywa�o. Ale bez tej dziko�ci. Tej mistycznej tantry z pocz�tku. Tego nienasycenia. Tego g�odu, kt�ry powodowa�, �e na sam� tylko my�l o tym krew, szumi�c, odp�ywa�a w d� jak oszala�a i pojawia�a si�, jak na zawo�anie, wilgotno��. Nie! Tego nie by�o ju� dawno. Ani po winie, ani po li�ciach, ani nawet na parkingu przy autostradzie, na kt�ry zjecha�, gdy wracaj�c pewnej nocy z jakiego� przyj�cia i nie zwa�aj�c na to, �e jad� niesamowicie szybko, wepchn�a - tak jako� j� nasz�o pod wp�ywem muzyki w radiu - g�ow� pod jego r�ce na kierownicy i zacz�a rozpina� pasek jego spodni.
To pewnie przez t� dost�pno��. Wszystko by�o na wyci�gni�cie r�ki. Nie trzeba by�o o nic zabiega�. Zna�o si� ka�dy sw�j w�osek, ka�dy mo�liwy zapach, ka�dy mo�liwy smak sk�ry i suchej, i wilgotnej. Zna�o si� wszystkie zakamarki swoich cia�, s�ysza�o wszystkie westchnienia, przewidywa�o wszystkie reakcje i uwierzy�o si� ju� dawno we wszystkie wyznania. Niekt�re by�y od czasu do czasu powtarzane. Ale nie robi�y ju� wra�enia. Nale�a�y po prostu do scenariusza.
Ostatnio wydawa�o jej si�, �e seks z ni� ma dla jej m�a nastr�j -jak mog�o jej to w og�le przyj�� do g�owy?! - katolickiej mszy. Po prostu p�j��, nad niczym si� nie zastanawia� i znowu ma si� spok�j na ca�y tydzie�.
Mo�e tak jest u wszystkich? Czy mo�na si� dziko po��da�, gdy zna si� od kilkunastu lat i gdy widzia�o si� go, gdy krzyczy, wymiotuje, chrapie, siusia i zostawia brudn� muszl� klozetow�?
16
A mo�e to nie jest a� takie wa�ne? Mo�e potrzebne jest tylko na pocz�tku? Mo�e nie najwa�niejsze jest chcie� i�� z kim� do ��ka, ale chcie� wsta� nast�pnego dnia rano i zrobi� sobie nawzajem herbat�?
- Czy zrobi�em co� z�ego? - To Jean wyrwa� j� z zamy�lenia.
- Jeszcze nie wiem - odpowiedzia�a z wymuszonym u�miechem. -Przepraszam na chwil�. Zaraz wr�c�.
W toalecie wyci�gn�a z torebki szmink�. Patrz�c w lustro, powiedzia�a do siebie:
- Masz jutro d�ug� drog� przed sob�. Zacz�a malowa� usta.
- I m�a te� masz - doda�a, gro��c palcem odbiciu w lustrze. Wysz�a z toalety. Przechodz�c obok recepcji, us�ysza�a, jak jaki� m�czyzna, odwr�cony do niej plecami, literuje recepcjonistce swoje
imi�:
J-a-k-u-b...
Ju� nie czu�a ciekawo�ci, co "zdarzy si� dalej". T�skni�a za m�em. Podesz�a do baru, do czekaj�cego na ni� m�czyzny. Stan�a na palcach i poca�owa�a go w policzek.
- Nie zrobi� pan nic z�ego. Wr�cz przeciwnie.
Z torebki wyj�a swoj� wizyt�wk�, odwrotn�, pust� stron� przycisn�a mocno do ust b�yszcz�cych od �wie�o na�o�onej szminki. Po�o�y�a wizyt�wk� na barze obok swojego kieliszka z niedopitym pastelowym p�ynem.
- Dobranoc - powiedzia�a cicho.
ON: Taks�wkarz, kt�ry podjecha� pod opustosza�y dworzec Berlin Lichtenberg, by� Polakiem. Pono� 30 procent berli�skich taks�wkarzy
to Polacy.
- Niech pan zawiezie mnie do hotelu, w kt�rym jest bar, kt�ry znajduje si� blisko dworca Berlin ZOO i jest drogi.
- To nietrudne w tym mie�cie. - Taks�wkarz za�mia� si� g�o�no. Zameldowa� si� w hotelu. Zanim odszed� od recepcji, zapyta�:
- Czy by�by pan uprzejmy obudzi� mnie na p�torej godziny przed odjazdem pierwszego poci�gu z dworca ZOO do Warszawy?
M�ody recepcjonista podni�s� g�ow� znad jakich� dokument�w i wpatrywa� si� w niego, nie rozumiej�c.
- Jak to... P�torej godziny? Jakiego poci�gu? To znaczy o kt�rej? Spokojnie odpowiedzia�:
- Widzi pan, ja sam tego nie wiem dok�adnie. Ale wy piszecie tak wzruszaj�co w reklamie waszego hotelu - wskaza� kolorowy prospekt le��cy obok jego paszportu - �e Mercure to nie tylko bezpieczny dach nad g�ow� w podr�y. Mercure to tak�e podr�. Prosz� wi�c zadzwoni� na stacj�, sprawdzi�, o kt�rej jest poci�g do Warszawy, i obudzi� mnie dok�adnie na dziewi��dziesi�t minut przed jego odjazdem. By�bym tak�e wdzi�czny za zam�wienie mi taks�wki. Chc� wyjecha� na dworzec na godzin� przed odjazdem poci�gu.
- Tak, oczywi�cie... - odpowiedzia� zmieszany recepcjonista.
- Pozwoli pan, �e nie p�jd� jeszcze do pokoju i zostawi� baga� w recepcji. Chcia�bym teraz wyda� du�o pieni�dzy w barze pa�skiego hotelu. Dopilnuje pan, aby w tym czasie m�j baga� by� bezpieczny, prawda?
Nie czekaj�c na odpowied�, po�o�y� sk�rzan� torb� z laptopem na walizce i odszed� w kierunku drzwi, spoza kt�rych dochodzi�a muzyka.
Z kulistych g�o�nik�w podwieszonych pod sufitem wype�nionej gwarem sali dochodzi�a spokojna muzyka. Natalie Cole �piewa�a o mi�o�ci. Rozejrza� si�. Tylko jeden podwy�szony sto�ek przy eliptycznym barze by� wolny. Gdy tam dotar� i zobaczy� nape�nion� do po�owy szklank�, by� rozczarowany. Chcia� odej��, s�dz�c, �e miejsce jest zaj�te. W tym momencie m�ody m�czyzna siedz�cy na s�siednim sto�ku odwr�ci� si� i powiedzia� po angielsku:
- To miejsce zrobi�o si� niestety wolne. Mo�e pan tu usi���, je�li ma pan ochot�. - I spogl�daj�c na niego z u�miechem, doda�: - To dobre miejsce. Barman przychodzi tutaj bardzo cz�sto.
Usiad� i od razu poczu� zapach subtelnych perfum. Lanc�me? Bia-giotti? Zamkn�� oczy. Chyba jednak Biagiotti.
Perfumy fascynowa�y go od dawna. S� jak wiadomo��, kt�r� chce si� przekaza�. Nie potrzeba do tego �adnego j�zyka. Mo�na by� g�uchoniemym, mo�na by� z innej cywilizacji, a i tak zrozumie si� t� wiadomo��. W perfumach jest jaki� irracjonalny, tajemniczy element. Channel No 5, L'Air du Temps czy Poeme s� jak wiersz, kt�ry nosi si� na sobie. Niekt�re s� tak niepoprawnie sexy. Zmuszaj� do obejrzenia si�, nawet pod��enia za kobiet�, kt�ra ich u�ywa. Pami�ta, jak dwa lata temu zwiedza� Prado. W pewnym momencie przesz�a obok niego kobieta w czarnym kapeluszu i otoczy� go mistyczny zapach. Zapomnia� o El Greco, Goi i innych. Poszed� za t� kobiet�. Teraz pomy�la�, �e za kobiet�, kt�ra tutaj przed chwil� siedzia�a i zostawi�a sw�j zapach, te� chcia�by p�j��.
Wychyli� si� i opar� �okciami na barze, aby zwr�ci� uwag� barmana, kt�ry rzekomo przychodzi w to miejsce cz�sto. Wtedy zauwa�y�
18
le��c� obok szklanki wizyt�wk�. Kontur ust wyra�nie odci�ni�ty na bia�ej tekturce. Dolna warga wyra�nie szersza, zdecydowany �uk g�rnej. Prze�liczne usta. Natalia mia�a w�a�nie takie. Podni�s� wizyt�wk� do nosa. Na pewno Biagiotti! Musia�a nale�e� do kobiety, kt�ra siedzia�a tutaj przed kilkoma minutami. Postanowi� sprawdzi�, do kogo nale�a�a. Odwraca� wizyt�wk�, gdy us�ysza�:
- Przepraszam pana, ale ta wizyt�wka jest przeznaczona dla mnie.
- Ale� oczywi�cie. Chcia�em w�a�nie pana o to zapyta� - sk�ama�, podaj�c m�czy�nie wizyt�wk�.
Sp�ni� si�. Nie dowie si�, do kogo nale�a�a. M�czyzna wzi�� j�, schowa� do kieszeni marynarki, zostawi� napiwek dla barmana na spodku fili�anki z kaw� i bez s�owa odszed�.
- Butelk� dobrze sch�odzonego proseco. I cygaro. Najdro�sze, jakie pan ma - powiedzia� do barmana, kt�ry zjawi� si� w tym momencie
przed nim.
Takie usta mia�a tak�e jego matka. Ale matka wszystko mia�a �liczne. Ten dzie�, kt�ry min��, i tych kilka godzin nale�a�y w pewnym sensie do jego matki. I wcale nie przez to, �e w swoje urodziny my�li o tym, jak go rodzi�a.
Przylecia� wczoraj rano z Seattle do Berlina tylko po to, aby w ko�cu zobaczy�, gdzie urodzi�a si� jego matka. Jej biografia interesowa�a go ostatnio jak powie��, w kt�rej kilku wa�nych rozdzia�ach bra� udzia�. Chcia� koniecznie pozna� te pierwsze.
Urodzi�a si� niedaleko dworca Berlin Lichtenberg, w szpitalu prowadzonym przez samarytanki. Dziadek wywi�z� do Berlina swoj� na ostatnich nogach �on� w nadziei, �e w Berlinie b�dzie im lepiej. Jak to teraz nazywaj�? Emigrant gospodarczy. Tak. W�a�nie tak. W tydzie� po przyje�dzie do Berlina babcia urodzi�a jego matk�. W szpitalu samarytanek. Tylko tam przywo�ono rodz�ce prosto z ulicy. Te bez pieni�dzy. By� wczoraj przy tym budynku. Teraz jest tam jaki� turecki teatr eksperymentalny.
Po trzech miesi�cach wr�cili do Polski. Nie mogli �y� w Niemczech. Ale to nic nie szkodzi, �e to by�y tylko trzy miesi�ce. W akcie urodzenia na zawsze pozosta�a ta historyczna adnotacja: miejsce urodzenia - Berlin. Jego matka zosta�a w ten prosty spos�b Niemk�. To dzi�ki temu on ma teraz niemiecki paszport i mo�e lata� do Seattle bez wizy. Ale i tak lata zawsze z dwoma paszportami. Kiedy� zapomnia� polskiego i czu� si� jak bezpa�stwowiec. Bo on mo�e by� tylko Polakiem.
Kelner przyni�s� b��kitn� butelk� proseco, srebrzyst� tub� z kuba�skim cygarem i ma�� gilotyn�. Otwiera� butelk�, gdy on zapala� cygaro. Pierwszy kieliszek wypi� duszkiem. Cygaro by�o doskona�e. Dawno nie pali� tak dobrych cygar. Kiedy� w Dublinie. Wiele lat temu.
Nie m�g� przesta� my�le� o wczorajszym spacerze po przesz�o�ci matki. Jej niemiecko�� jednak�e to nie tylko szpital samarytanek w przedwojennym Berlinie i nie tylko ten zapis w jej akcie urodzenia. To by�o bardziej skomplikowane. Tak samo jak jej biografia.
On urodzi� si� pewnego 30 kwietnia jako trzecie dziecko trzeciego m�a swojej matki. W ten dzie� jest Jakuba. Wszyscy my�l�, �e w�a�nie dlatego ma na imi� Jakub. Ale tak nie jest. Jakub mia� na imi� drugi m�� jego matki. Polski artysta, kt�ry w 1944 roku zosta� Niemcem tylko dlatego, �e urodzi� si� o 12 kilometr�w za bardzo na zach�d, a pod Stalingradem trzeba by�o mie� pe�ne okopy. Wtedy ci naprawd� prawdziwi Niemcy mniej prawdziwymi Niemcami robili wszystkich. Zaraz po tym oczywi�cie robili ich tak�e niemieckimi �o�nierzami. �o�nierzami zostawali wtedy wszyscy. Kulawi, chorzy psychicznie, gru�licy. Wszyscy mogli i powinni by� w tamtych dniach �o�nierzami. Drugi m�� jego matki nie wiedzia� tego. Nie wyobra�a� sobie dnia i nocy bez jego matki. Dlatego przed terminem komisji lekarskiej najpierw celowo poci� si�, a potem biega� noc� boso po �niegu w parku - mia� nadziej�, �e dostanie gru�licy. Dosta�. Ale i tak wzi�li go do okop�w.
Po wojnie nigdy si� nie odnale�li. Nie pomog�a im nawet wielka mi�o��. Gdy wydoby�a si� z t�sknoty i uwierzy�a, �e artyst� zabra�a jej wojna i �e tak po prostu musi by�, w jej �yciu pojawi� si� jego, Jakuba, ojciec. Wychudzony, przystojny do zauroczenia, stuprocentowy Polak po Stutthofie. Ona z niemieck� narodowo�ci�, on po trzech latach obozu. Ojciec nigdy nie da� mu odczu�, �e nienawidzi Niemc�w. Chocia� nienawidzi�. Ciekawe, czy wybaczy�by mu, �e zamieszka� w Niemczech?
Jego rodzice to najlepszy dow�d, �e te polsko-niemieckie podzia�y to tylko umowa historyk�w, kt�rym uda�o si� przekona� ca�e narody. Zreszt�, ca�a historia to tylko umowa. G��wnie co do wsp�lnego oszustwa. Um�wiono si�, �e w�a�nie o tym, a nie innym oszustwie b�dzie si� naucza� w szkole.
Znowu robi�o si� mu smutno. Dosy� by�o smutku na dzisiaj. Ma przecie� urodziny. Wyj�� butelk� ze srebrnego kube�ka z lodem. Nala� sobie nast�pny kieliszek. Dzisiaj jedzie do domu.
20
ONA: Wszystkie miejsca w wagonach pierwszej klasy by�y wyprzedane. Pope�ni�a b��d, nie wykupuj�c miejsc�wek na powr�t jeszcze w Warszawie. Kasjerka na dworcu Berlin ZOO powiedzia�a:
- Mam tylko kilka wolnych miejsc w drugiej klasie. Wszystkie w przedzia�ach dla pal�cych. Bierze pani?
Perspektywa kilkunastu godzin jazdy w zadymionej klatce przera�a�a j�. Ale co mia�a zrobi�?
Usiad�a przy oknie. Twarz� w kierunku jazdy. By�a sama w przedziale. Poci�g mia� odjecha� dopiero za p� godziny. Z walizki wyj�a ksi��k� i skoroszyt z dokumentami ze spotkania w Berlinie. Okulary. Butelk� wody mineralnej. Telefon kom�rkowy. Odtwarzacz p�yt kompaktowych, p�yty, zapasowe baterie. Zsun�a buty i rozpi�a dwa guziczki przy sp�dnicy.
Przedzia� zape�nia� si� powoli. Przez megafony og�oszono odjazd poci�gu, a jedno miejsce wci�� pozostawa�o puste. Poci�g ju� rusza�, gdy nagle drzwi przedzia�u si� rozsun�y. Podnios�a g�ow� znad ksi��ki i ich oczy si� spotka�y. Wytrzyma�a jego spojrzenie. To on opu�ci� g�ow�. Wygl�da� w tym momencie troch� jak zawstydzony ma�y ch�opiec. Walizk� umie�ci� na p�ce pod sufitem. Ze sk�rzanej torby wyj�� komputer. Usiad� na wolnym miejscu przy drzwiach. Wydawa�o si� jej, �e patrzy na ni�. Nogi wsun�a w buty. Zastanawia�a si�, czy widzi rozpi�te guziczki jej sp�dnicy.
Po chwili wsta�. Z torby wyj�� puszk� dietetycznej coca-coli i trzy kolorowe czasopisma: "Spiegla", "Playboya" i "Wprost". Po�o�y� je sobie na kolanach. Nie wiedzia�a dlaczego, ale to, �e by� Polakiem, ucieszy�o j�.
Zdj�� marynark�. Podwin�� r�kawy ciemnoszarej koszuli. By� opalony. W�osy mia� w takim nie�adzie, jak gdyby przyszed� do przedzia�u prosto z ��ka. By� nieogolony. Mia� rozpi�t� koszul�. Nie by� m�ody, ale m�odzie�czy. Od momentu kiedy wszed�, mia�a nadziej�, �e nikt nie zapali teraz papierosa. Wchodz�c, wype�ni� przedzia� zapachem swojej wody toaletowej. Chcia�a jak najd�u�ej czu� ten zapach.
Spogl�da�a na niego ukradkiem spod okular�w. Zacz�� czyta�. Ona te� wr�ci�a do swojej ksi��ki. W pewnym momencie poczu�a niepok�j. Podnios�a g�ow�. Wpatrywa� si� w ni�. Mia� smutne, zm�czone, zielonkawe oczy. Palcami prawej d�oni dotyka� ust i przenikliwie wpatrywa� si� w ni�. Zrobi�o jej si� dziwnie ciep�o. U�miechn�a si� do niego.
Od�o�y� gazety i si�gn�� po komputer. Pasa�erowie w przedziale przygl�dali mu si� z ciekawo�ci�. Z kieszeni marynarki wyj�� telefon kom�rkowy, po czym wychyli� si� do przodu i pod��czy� go do specjalnego gniazdka w tylnej cz�ci komputera. Mo�e nie wszyscy w przedziale rozumieli, co on mia� zamiar teraz zrobi�, ale ona wiedzia�a, �e po��czy si� z Internetem.
Przez chwil� my�la�a, �e to, co on robi, jest pretensjonalne i na pokaz, tutaj, w tym poci�gu, zaraz po wyje�dzie z Berlina, ale gdy przygl�da�a mu si�, wpatrzonemu z tak� uwag� w ekran, pomy�la�a, �e to... �e on nie jest pretensjonalny i na pokaz.
W�o�y�a r�k� pod bluzk� i dyskretnie zapi�a guziczki przy sp�dnicy. Poprawi�a w�osy i wyprostowa�a si� na siedzeniu.
ON: Je�eli w Niemczech mo�na na kogo� liczy�, to jedynie na sprz�taczki z Chorwacji.
Nikt nie obudzi� go oczywi�cie na dziewi��dziesi�t minut przed odjazdem poci�gu do Warszawy. Nawet nie by�o komu powiedzie�, �e to jest absolutnie skandaliczne w hotelu po 300 dolar�w za noc. Recepcjonisty z nocy ju� dawno nie by�o za lad�, a blondynka, kt�ra przej�a po nim dy�ur, nie wygl�da�a na wiedz�c�, gdzie na mapie znajduje si� Warszawa.
Obudzi�a go sprz�taczka, kt�ra s�dz�c, �e pok�j jest pusty, wesz�a, aby posprz�ta�, gdy on ci�gle jeszcze spa�. Nie wiedzia�, o kt�rej jest poci�g do Warszawy, ale gdy zobaczy�, �e jest za pi�� jedenasta, poczu�, �e nie ma wiele czasu.
Nie zwraca� uwagi na to, �e sprz�taczka ci�gle jeszcze tam stoi. Wyskoczy� nagi z ��ka, krzykn��: "O kurwa ma�!" i zacz�� si� w szale�czym po�piechu ubiera�. Poniewa� sprz�taczka by�a z Chorwacji, doskonale zrozumia�a "o kurwa ma�" i gdy on wrzuca� do kosmetyczki wszystko jak leci z pulpitu w �azience, ona pakowa�a do jego walizki wszystko, co le�a�o na stoliku nocnym i przy telewizorze. Po paru minutach wybieg� z pokoju. W pierwszym odruchu podbieg� do recepcji, ale tamtego recepcjonisty na szcz�cie nie by�o. Gdy si� zorientowa�, �e blondynka z recepcji nie ma poj�cia, o co chodzi, nawet nie zap�aci�. Maj� numer jego karty kredytowej. Poza tym w poci�gu mo�e wej�� do Internetu i zap�aci�. Karta American Express, kt�r� mia� od firmy, pozwala�a na to.
Przed hotelem sta� rz�d taks�wek. Taks�wkarz dostosowa� si� do sytuacji: w dziesi�� minut byli na dworcu. Nie kupi� biletu. Przebieg� na peron i wsiad� do wagonu, kt�ry sta� na wprost wyj�cia z tunelu. Uda�o si�. Poci�g ruszy�. Otworzy� drzwi pierwszego z brzegu przedzia�u.
22
Siedzia�a pod oknem. Z ksi��k� na kolanach. Mia�a usta jak te odci�ni�te na wizyt�wce w barze. W�osy spi�te z ty�u. Wysokie czo�o. By�a �liczna.
Zaj�� jedyne wolne miejsce. Nie mia� oczywi�cie rezerwacji. Niewa�ne. Rozwi��e ten problem, gdy przyjdzie konduktor. Z kartki naklejonej na drzwiach przedzia�u wynika�o, �e to miejsce i tak by�o zarezerwowane dopiero od Frankfurtu nad Odr�.
Wyci�gn�� gazety. Kiosk w hotelu sprzedawa� tak�e polskie czasopisma! Obok francuskich, ameryka�skich, angielskich i w�oskich. "Wyborcza" dost�pna codziennie jak "Paris Soir" w hotelowym kiosku w centrum Berlina jest tysi�c razy wa�niejsza ni� te wszystkie deklaracje o "gotowo�ci Polski do wej�cia do Europy".
W pewnym momencie nie m�g� si� powstrzyma�. Podni�s� g�ow� znad gazety i zacz�� si� jej przygl�da�. Opr�cz szminki na wargach nie mia�a �adnego makija�u. Czyta�a, co rusz dotykaj�c palcami ucha. Jej d�onie by�y fascynuj�ce. Gdy odwraca�a strony ksi��ki, wydawa�o si�, �e muska je tylko d�ugimi palcami.
Podnios�a g�ow� i u�miechn�a si� do niego. Tym razem nie zawstydzi� si�. Odpowiedzia� u�miechem.
Nie mia� ochoty wi�cej czyta�. Pod��czy� telefon do komputera i uruchomi� program poczty elektronicznej. Powoli przebrn�� przez ca�� procedur� identyfikacji. Modem w telefonie kom�rkowym jest chyba najwolniejszym modemem, jaki istnieje. Cz�sto zastanawia� si�, dlaczego. Sprawdzi to, gdy tylko wr�ci do Monachium.
W jego skrzynce pocztowej w komputerze instytutu w Monachium by� tylko jeden e-mail. W adresie by�a nazwa domeny jakiego� banku w Anglii.
Znowu jaka� reklam�wka - pomy�la�.
Chcia� j� od razu usun��, ale jego uwag� zwr�ci�a pierwsza cz�� adresu: Jennifer@. W jego wspomnieniach to imi� brzmia�o jak muzyka. Postanowi� przeczyta�.
Camberley, Surrey, Anglia, 29 kwietnia
Ty jeste� J.L., prawda???!!!
Tak wynika z Twojej strony internetowej. Sp�dzi�am na niej ca�e dzisiejsze przedpo�udnie w swoim biurze w banku. Zamiast wej�� na stron� gie�dy londy�skiej i pracowa�, za co mi tu nawet nie�le p�ac�, czyta�am s�owo po s�owie na Twojej stronie. Potem wzi�am taks�wk� i pojecha�am do ksi�garni w centrum Camberley, aby kupi� s�ownik polsko-angielski. Wzi�am najwi�kszy, jaki mieli. Chcia�am zrozumie� r�wnie� te fragmenty, kt�re opublikowa�e� na tej stronie po polsku. Nie zrozumia�am wszystkiego, ale zrozumia�am klimat. Taki klimat umia� robi� tylko L.J., wi�c to pewnie jednak Ty.
Po pracy posz�am do mojego ulubionego baru "Club 54" w pobli�u dworca i si� upi�am. Jestem na g�od�wce od 4 dni, dwa razy do roku bowiem "oczyszczam si�", g�oduj�c przez tydzie�. Wiesz, �e gdy przetrwasz pierwsze 3 dni absolutnej g�od�wki, to wpadasz w stan swoistego transu? Tw�j organizm nie musi nic trawi�. Dopiero w�wczas zauwa�asz, z czego okrada ci� proces trawienia. Masz nagle tak du�o energii. �yjesz jak na rauszu. Jeste� kreatywny, podniecony, masz niesamowicie wzmocnione i wyostrzone wszystkie zmys�y. Twoja percepcja jest jak sucha g�bka, gotowa wsysa� wszystko, co si� tylko znajdzie w jej pobli�u. Pisze si� wtedy pono� pi�kne wiersze, wymy�la si� nies�ychanie rewolucyjne naukowe teorie, rze�bi lub maluje prowokacyjnie i awangardowe, a tak�e kupuje z wyj�tkowym powodzeniem na gie�dzie. To ostatnie mog� z pewno�ci� potwierdzi�. Poza tym Bach na "g�odzie" jest... no, jaki jest... Jest tak, jak gdyby gra� go sam Mozart.
Taki stan osi�ga si� jednak dopiero wtedy, gdy przebrnie si� "w cierpieniu" przez pierwsze 2 lub 3 dni. Te 2 lub 3 dni to nieustanna walka z g�odem. Ja budz� si� nawet z g�odu w nocy. Ale przebrn�am przez to wszystko i zaczyna�am czu� dzisiaj rano rausz "nietrawienia". i na tym rauszu natrafi�am na Twoj� stron� internetow�. Nie mog�o by� lepszego momentu.
i wszystko inne sta�o si� ma�o wa�ne.
W zasadzie to tak naprawd� nie przerwa�am g�od�wki. W tym barze przecie� nic nie jad�am. Tylko pi�am. G��wnie za wspomnienia. Nie pij nigdy -nawet je�li to jest bloody mary tak dobra, jak serwuj� w "Clubie 54", i masz najpi�kniejsze wspomnienia - w czwartym dniu g�od�wki. Zjedz co� przed tym.
Potem wr�ci�am do domu i napisa�am ten e-mail. Jest jak kartka z pami�tnika wyg�odnia�ej (3 dni bez jedzenia), pijanej (2 bloody mary i 4 guinnessy) kobiety po przej�ciach (12 lat biografii).
Dlatego prosz�, potraktuj go z ca�� powag�.
P(rzed) Scriptum: "Wyspa" w tym tek�cie - gdyby� zapomnia� - to moja Wyspa Wight. Male�ka plamka na mapie mi�dzy Francj� a Angli� na kanale La Manche. Tam, gdzie si� urodzi�am.
Drogi J.L,
Wiesz, �e pisa�am ten list minimum 1000 razy?
Pisa�am go w my�lach, pisa�am go na piasku na pla�y, pisa�am go na najlepszym papierze, jaki mo�na by�o kupi� w Zjednoczonym Kr�lestwie, pisa�am go sobie d�ugopisem na udzie. Pisa�am go na obwolutach p�yt z muzyk� Szopena.
Pisa�am go tyle razy...
24
Nigdy go nie wys�a�am. Przez ostatnich 12 lat - bo to by�o prawie dok�adnie 12 lat temu - nie wys�a�am co najmniej tysi�ca list�w do NIEGO.
Bo to wcale nie jest list do Ciebie. To jest list do L. Jota. Bo ja odwr�ci�am mu inicja�y, po��czy�am je i nazywa�am go Eljot.
Ty jeste� wprawdzie J.L., ale go znasz. Znasz go pewnie tak, jak nikt inny go nie zna. Obiecaj mi, �e opowiesz mu, co napisa�am. Opowiesz?
Bo Eljot mia� by� jak antrakt mi�dzy pierwszym a drugim aktem opery. Ja wtedy pij� najlepszego szampana, jakiego maj� w barze. Je�li mnie na to nie sta�, to zostaj� w domu i s�ucham p�yt. On mia� by� jak ten szampan. Tylko na przerw�. Mia� uderzy� do g�owy. Mia� smakowa� i mia� wywo�a� ten rausz na nast�pny akt. Aby muzyka by�a jeszcze pi�kniejsza.
Eljot by� taki. Jak najlepszy i najdro�szy w barze szampan. Oszo�omi� mnie. Potem mia�a by� jeszcze druga przerwa. A potem koncert mia� si� sko�czy�, i szampan te�. Ale tak nie by�o. Po raz pierwszy w �yciu z ca�ej opery najlepiej zapami�ta�am przerw� mi�dzy pierwszym i drugim aktem. Ta przerwa tak naprawd� nigdy si� nie sko�czy�a. Zda�am sobie z tego spraw� dzisiaj rano w tym klubie. G��wnie dzi�ki zmys�om wyostrzonym czwartym dniem g�od�wki i czwartej szklance guinnessa.
Sp�dzi�am z nim 88 dni i 16 godzin mojego �ycia. �aden m�czyzna nie mia� tak ma�o czasu i nie da� mi tak wiele. Jeden by� ze mn� przez 6 miesi�cy, a nie umia� mi da� tego, co mia�am z Eljotem ju� po 6 godzinach. By�am tym facetem, bo uwa�a�am, �e tych jego "6 godzin" dopiero nadejdzie. Czeka�am. Ale one nigdy nie przysz�y. Kt�rego� dnia w czasie bezsensownej sprzeczki zacz�� wrzeszcze�:
- Co ci takiego da� ten cholerny Polak, po kt�rym nie zosta�o ci nic? Nawet jedno cholerne zdj�cie. - A kiedy triumfuj�co doda�: - Czy on chocia� wiedzia�, co to aparat fotograficzny?! - wystawi�am jego do po�owy pust� walizk�, z kt�r� wprowadzi� si� do mnie, za drzwi.
Co mi wi�c da� ten "cholerny Polak"? No co?
Da� mi na przyk�ad ten optymizm. Nigdy nie m�wi� o smutku, a wiedzia�am, �e prze�y� smutek ostateczny. Zara�a� optymizmem. U niego deszcz by� tylko kr�tk� faz� przed nadej�ciem s�o�ca. Ka�dy, kto mieszka� w Dublinie, wie, �e takie my�lenie to przyk�ad totalnego optymizmu. To przy nim zauwa�y�am, �e mo�na nosi� rzeczy, kt�re nie musz� by� czarne. To przy nim uwierzy�am, �e m�j ojciec kocha moj� matk�, tylko nie umie tego okaza�. W to nie wierzy�a nigdy nawet moja matka. Jej psychoterapeutka tak�e nie.
Da� mi na przyk�ad to uczucie, gdy wydaje ci si�, �e za chwil� oszalejesz z po��dania, i wiesz przy tym na pewno, �e si� spe�ni. Umia� opowiedzie� mi ba�� o ka�dym kawa�ku mojego cia�a. Nie by�o chyba takiego, kt�rego nie dotkn�� lub nie posmakowa�. Gdyby mia� czas, poca�owa�by ka�dy w�os na mojej g�owie. Ka�dy po kolei. Przy nim zawsze chcia�am rozebra� si� jeszcze bardziej. Mia�am uczucie, �e czu�abym si� chyba dopiero naprawd� naga, gdyby m�j ginekolog wyj�� mi spiral�.
Nigdy nie szuka� erogennych miejsc na moim ciele. Za�o�y�, �e kobieta jest erogennym miejscem jako ca�o��, a z tej ca�o�ci i tak najbardziej erogenny jest m�zg. Eljot s�ysza� o okrzyczanym G-punkcie w pochwie kobiety, ale szuka� go w moim m�zgu, i prawie zawsze znajdowa�.
Dosz�am z nim do ko�ca ka�dej drogi. Zaprowadzi� mnie do tak cudownie grzesznych miejsc. Niekt�re z nich s� teraz dla mnie �wi�to�ci�. Czasami, gdy kochali�my si�, s�uchaj�c oper lub Beethovena, wydawa�o mi si�, �e nie mo�na ju� by� bardziej czu�ym. Jakby mia� dwa serca zamiast dw�ch p�uc. Mo�e nawet mia�...
Da� mi na przyk�ad taki ma�y, czerwony gumowy termoforek w kszta�cie serca. Niewiele wi�kszy od d�oni. S�odki. Tylko on m�g� co� takiego wynale�� w Dublinie. Bo tylko on zwraca� uwag� na takie rzeczy. Wiedzia�, �e ja mam straszne PMS-y przed jeszcze gorszym okresem i �e jestem wtedy niesprawiedliw�, okrutn�, egoistyczn�, wredn� j�dz�, kt�rej wszystko przeszkadza. Nawet to, �e wsch�d jest na wschodzie, a zach�d na zachodzie. Kt�rego� dnia pojecha� na drugi koniec Dublina i kupi� go. Tej nocy, gdy tak bardzo bola�o, wsta� w nocy, nape�ni� go ciep�� wod� i po�o�y� mi go na brzuchu. Ale najpierw ca�owa� mnie tam. Centymetr po centymetrze. Powoli, delikatnie i tak niewiarygodnie czule. Potem po�o�y� mi to na brzuchu i kiedy ja, zachwycona, wpatrywa�am si� w to male�stwo, on zacz�� ca�owa� i ssa� palce moich st�p. Jeden po drugim. Stopa po stopie. Patrzy� mi ca�y czas w oczy i ca�owa�. Nawet je�li nie masz PMS-�w, mo�esz wyobrazi� sobie, �e to by�o cudowne. Prze�y�am z nim niestety tylko trzy PMS-y i trzy okresy.
Da� mi na przyk�ad t� dzieci�c� ciekawo�� �wiata. On pyta� o wszystko. Naprawd� tak, jak dziecko, kt�re ma prawo pyta�. Chcia� wiedzie�. Nauczy� mnie, �e "nie wiedzie�" to "�y� w zagro�eniu". Interesowa� si� wszystkim. Wszystko podwa�a�, we wszystko w�tpi� i we wszystko by� sk�onny uwierzy�, gdy tylko uda�o si� go przekona� faktami. Pami�tam, jak zaszokowa� mnie pewnego dnia, pytaj�c:
- My�lisz, �e Einstein si� onanizowa�?
Nauczy� mnie, na przyk�ad, �e nale�y ulega� swoim pragnieniom wtedy, kiedy nadchodz�, i nic nie odk�ada� na p�niej. Tak jak wtedy, gdy podczas przyj�cia w ogromnym domu jakiego� bardzo wa�nego profesora genetyki, w trakcie bardzo wa�nej nudnej naukowej dyskusji o "uwarunkowaniach genetycznych seksualizmu ssak�w" wsta� nagle, podszed� do mnie, nachyli� si� -wszyscy zamilkli, patrz�c na nas - i wyszepta�:
- Na pierwszym pi�trze tego domu jest �azienka, jakiej jeszcze nie widzia�a�. Nie mog� skupi� si� na tej dyskusji o seksualizmie, patrz�c na ciebie. Chod� ze mn� teraz do tej �azienki.
I doda�:
- My�lisz, �e to jest uwarunkowane genetycznie? Wsta�am pos�usznie, poszli�my na g�r�. Bez s�owa opar� mnie o kryszta�owe lustro drzwi szafy, zsun�� spodnie, rozsun�� moje nogi i... i "uwarunkowany
26
genetycznie seksualizm ssak�w" nabra� zupe�nie innego, cudownego znaczenia. Gdy po kilku minutach wr�cili�my na d� i usiedli�my na swoich miejscach, na chwil� zapad�a cisza. Kobiety patrzy�y na mnie wnikliwie. M�czy�ni zapalili cygara.
Da� mi na przyk�ad poczucie, �e jestem dla niego kobiet� najwa�niejsz�, i �e wszystko, co robi�, ma dla niego znaczenie. Ka�dego ranka, nawet gdy spali�my ze sob�, ca�owa� mi d�o� na powitanie. Otwiera� oczy, wyci�ga� moj� d�o� spod ko�dry i ca�owa�, i m�wi� przy tym: "Dzie� dobry". Zawsze po polsku. Tak jak to zrobi� pierwszego dnia, gdy zostali�my sobie przedstawieni.
Czasami, gdy obudzi� si� w nocy "pora�ony jakim� pomys�em" - tak to nazywa� - wysuwa� si� cichutko z ��ka i szed� pracowa� do tych swoich gen�w. Wraca� nad ranem, wsuwa� si� pod ko�dr�, aby poca�owa� mnie w r�k� i powiedzie� "dzie� dobry". My�la� naiwnie, �e ja tego nie zauwa�a�am. Ja zauwa�a�am nanosekundy bez niego.
Potrafi� przybiec do instytutu, gdzie mia�am zaj�cia, i powiedzie� mi, �e sp�ni si� 10 minut na kolacj�. Abym si� nie martwi�a. Rozumiesz, ca�e niewiarygodnie d�ugie 10 minut...
Da� mi na przyk�ad w tych 88 dniach i 16 godzinach wi�cej ni� 50 purpurowych r�. Bo ja najbardziej lubi� purpurowe r�e. Ostatni� da� mi w tej ostatniej, 16. godzinie. Tu� przed odlotem, na lotnisku w Dublinie. Wiesz, �e gdy wraca�am z tego lotniska, to wydawa�o mi si�, �e ta r�a jest najwa�niejsz� rzecz�, jak� dotychczas ktokolwiek da� mi w moim �yciu?
By� moim kochankiem i najlepsz� przyjaci�k� jednocze�nie. Takie co� zdarza si� tylko w filmach i tylko tych z Kalifornii. Mnie zdarzy�o si� naprawd� w deszczowym Dublinie. Dawa� mi to wszystko i nic nie chcia� w zamian. Nic zupe�nie. �adnych obietnic, �adnych przyrzecze�, �adnych przysi�g, �e "tylko on i nigdy nikt inny". Po prostu nic. To by�a ta jego jedyna, potworna wada. Nie mo�e by� dla kobiety wi�kszej udr�ki ni� m�czyzna, kt�ry jest tak dobry, tak wierny, tak kochaj�cy, tak niepowtarzalny i kt�ry nie oczekuje �adnych przyrzecze�. Po prostu jest i daje jej pewno��, �e b�dzie na wieczno��. Boisz si� tylko, �e ta wieczno�� - bez tych wszystkich standardowych obietnic - b�dzie kr�tka.
Moja wieczno�� mia�a 88 dni i 16 godzin.
W 17. godzinie 89. dnia zacz�am czeka� na niego. Ju� tam na lotnisku. Z bramy terminalu odjecha� autobusem. On wszed� powoli na schody prowadz�ce do samolotu i na samej g�rze, tu� przed wej�ciem, odwr�ci� si� w kierunku tarasu widokowego, na kt�rym sta�am - wiedzia�, �e tam stoj� - i po�o�y� praw� d�o� na swojej lewej piersi. Sta� tak przez chwil� i patrzy� w moim kierunku. Potem znikn�� w samolocie.
Wi�cej go nie widzia�am.
Pierwsze 3 dni g�od�wki to nic w por�wnaniu z tym, co prze�y�am przez pierwsze 3 miesi�ce po jego wyje�dzie. Nie napisa�. Nie zadzwoni�. Wiedzia�am, �e samolot dotar� do Warszawy, bo po tygodniu jego milczenia zatelefonowa�am do biura LOT-u w Londynie, aby si� upewni�.
Po prostu po�o�y� sobie d�o� na sercu i znikn�� z mojego �ycia.
Cierpia�am jak dziecko, kt�re odda�o si� na tydzie� do domu dziecka i potem zapomnia�o odebra�. T�skni�am. Nieprawdopodobnie. Kochaj�c go, nie potrafi�am mu �yczy� nic z�ego i tym bardziej cierpia�am. Po pewnym czasie, z zemsty, przesta�am s�ucha� Szopena. Potem, z zemsty, wyrzuci�am p�yty wszystkich oper, kt�rych s�uchali�my razem. Potem, z zemsty, znienawidzi�am wszystkich Polak�w. Opr�cz jednego. Jego w�a�nie. Bo ja tak na dobr� spraw� nie potrafi� si� m�ci�.
Potem m�j ojciec porzuci� moj� matk�. Musia�am przerwa� na p� roku studia i z Dublina wr�ci� na Wysp�, aby jej pomaga�. To pomog�o najbardziej mnie samej. Na Wyspie wszystko jest proste. Wyspa przywraca w�a�ciwe proporcje rzeczom. Gdy idziesz na klif, kt�ry by� tam ju� 8 tysi�cy lat temu, to wiele spraw, o kt�re ludzie zabiegaj�, bo s� dla nich takie wa�ne, traci na znaczeniu.
Sze�� miesi�cy po jego wyje�dzie, tu� przed Bo�ym Narodzeniem, przys�ali mi na Wysp� pakiet list�w adresowanych do mnie do Dublina. W�r�d nich znalaz�am kartk� od Eljota. T� jedn� jedyn� w ci�gu 12 lat. Na kiczowatej papeterii jakiego� hotelu w San Diego napisa�:
Jedyne, co mog�em zrobi�, aby przetrwa� t� roz��k�, to znikn�� z Twojego �wiata zupe�nie. Nie by�aby� szcz�liwa tutaj ze mn�. Ja nie by�bym szcz�liwy tam.
Jeste�my z podzielonego �wiata.
Nawet nie prosz�, aby� mi wybaczy�a. Tego, co zrobi�em, nie mo�na wybaczy�. To mo�na tylko zapomnie�.
Zapomnij. Jakub
PS Zawsze, kiedy mam wi�cej czasu w Warszawie, jad� do �elazowej Woli. Gdy tam jestem, siadam na �awce w ogrodzie przy dworku i s�ucham muzyki. Czasami p�acz�.
Nie zapomnia�am. Ale ta kartka mi pomog�a. Nawet je�li nie zgadza�am si� z tym, dowiedzia�am si�, jak on postanowi� poradzi� sobie z tym, co by�o mi�dzy nami. To by�o najbardziej egoistyczne postanowienie, jakie znam, ale przynajmniej dowiedzia�am si�, �e co� postanowi�. Mia�am chocia� to jego "czasami p�acz�". Kobiety �yj� wspomnieniami. M�czy�ni tym, co zapomnieli.
Wr�ci�am do Dublina, sko�czy�am studia. Potem ojciec postanowi�, �e b�d� prowadzi� interesy naszej rodzinnej firmy na Wyspie. Wytrzyma�am rok. Upewni�am si�, �e m�j ojciec jest facetem o zerowym wsp�czynniku inteligencji emocjonalnej. Jego wysokie IQ nic tu nie zmienia�o. �eby go ca�kiem nie znienawidzi�, postanowi�am uciec z Wyspy.
Wyjecha�am do Londynu. Zrobi�am doktorat z ekonomii w Oueens Mary College, nauczy�am si� gra� na fortepianie, chodzi�am na balet, znalaz�am prac�
28
na gie�dzie, s�ucha�am oper. Nie by�o ju� nigdy wi�cej takiej przerwy, kt�ra by�aby wa�niejsza od przedstawienia, i takiego szampana te� nie.
Potem przyszli m�czy�ni bez sensu. Z ka�dym kolejnym mniej chcia�am zbli�y� si� do nast�pnego. Dosz�o do tego, �e czasami, gdy by�am z nimi w ��ku i nawet wtedy, gdy oni "tam na dole" mnie ca�owali, to ja "tam na g�rze" i tak czu�am si� samotna. Bo oni mnie tylko mechanicznie dotykali powierzchni� nask�rka na swoich wargach lub j�zyku. A Eljot... Eljot mnie po prostu "zjada�". Tak �apczywie, jak zjada si� pierwsz� truskawk�. Czasami zanurza� j� w szampanie.
Nie potrafi�am pokocha� �adnego z tych m�czyzn, kt�rzy mieli tylko nask�rek na wargach.
Po 2 latach pobytu w