2089
Szczegóły |
Tytuł |
2089 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2089 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2089 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2089 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Charlotte Bront~e
Dziwne losy Jane Eyre
Tom
Ca�o�� w tomach
Polski Zwi�zek Niewidomych
Zak�ad Wydawnictw i Nagra�
Warszawa 1990
Prze�o�y�a Teresa �widerska
T�oczono
pismem punktowym dla niewidomych
w Drukarni Pzn,
Warszawa, ul. Konwiktorska 9
Wydanie II
pap. kart. 140 g kl. III_B�1
Przedruk z wydawnictwa:
"Piw", Warszawa
Pisa� A. Galbarski,
korekty dokona�y:
D. Jagie��o
i K. Kruk
Rozdzia� I
Niepodobna by�o tego dnia
wyj�� na spacer. Rano, co
prawda, b��kali�my si� z godzin�
po bezlistnym ogrodzie, ale po
obiedzie (pani Reed jada�a
wcze�nie, gdy nie by�o go�ci)
ch�odny wiatr zimowy nap�dzi�
tak ciemne chmury i deszcz tak
siek�cy, �e dalsze przebywanie
na �wie�ym powietrzu sta�o si�
niemo�liwe.
Rada by�am z tego; nigdy nie
lubi�am d�ugich spacer�w,
zw�aszcza w ch�odne popo�udnia;
tak si� obawia�am tych powrot�w
do domu o zmroku ze zmarzni�tymi
palcami u r�k i n�g, z sercem
�ci�ni�tym upomnieniami Bessie,
naszej bony, i upokorzona
�wiadomo�ci�, �e Eliza, John i
Georgiana Reed s� o tyle
zr�czniejsi i silniejsi ode
mnie.
Eliza, John i Georgiana
skupili si� teraz doko�a swej
mamy w salonie. Pani Reed
spoczywa�a na kanapce przy
kominku, a maj�c wok� siebie
swoich pieszczoch�w (kt�rzy w
tej chwili nie k��cili si� i nie
krzyczeli), robi�a wra�enie
zupe�nie szcz�liwej. Mnie
zabroni�a zbli�y� si� do siebie.
�a�uje - m�wi�a - i� musi
trzyma� mnie z daleka, lecz
dop�ki nie us�yszy od Bessie i
sama nie zauwa�y, �e naprawd�
staram si� wyrobi� w sobie
bardziej towarzyskie,
odpowiedniejsze dziecku
usposobienie, �e staram si� by�
naturalniejsza, �ywsza i
przyjemniejsza w obej�ciu,
dop�ty b�dzie musia�a odm�wi� mi
tych przywilej�w, jakie si�
nale�� tylko zadowolonym i
weso�ym dzieciom.
- O co Bessie skar�y�a si� na
mnie? - zapyta�am.
- Nie znosz� chwytania za
s�owa i dopytywa�, Jane, a przy
tym to doprawdy oburzaj�ce, gdy
dziecko w ten spos�b przemawia
do starszych. Si�d� sobie, gdzie
ci si� podoba, i b�d� cicho,
dop�ki nie nauczysz si� m�wi�
grzecznie.
Pokoik, gdzie jada�o si�
�niadanie, przylega� do salonu.
Tam si� wsun�am. Sta�a tu p�ka
z ksi��kami; niebawem
wyci�gn�am jaki� tom,
upewniwszy si� przedtem, �e jest
obficie ilustrowany. Wdrapa�am
si� na kanapk� w zag��bieniu
okna, podwin�am nogi i usiad�am
po turecku, a zaci�gn�wszy
prawie szczelnie p�sow� zas�on�
z we�nianej mory, poczu�am, �e
jestem ukryta i odosobniona.
Fa�dy p�sowej draperii
zas�ania�y mi widok z prawej
strony; z lewej szklana szyba
chroni�a, cho� nie odgradza�a
mnie od pos�pno�ci listopadowego
dnia. Co jaki� czas, obracaj�c
karty ksi��ki, przygl�da�am si�
naturze. Daleko na horyzoncie
rozpo�ciera�a si� blada pustka
mgie� i chmur; bli�ej wida� by�o
mokry trawnik i krzew szarpany
wiatrem oraz nieustaj�ce potoki
deszczu, gwa�townie gnane
wichrem.
Powr�ci�am do ksi��ki. By�a to
"Historia ptak�w brytyjskich"
Bewicka. O tekst drukowany ma�o,
naturalnie, dba�am; jednak�e
by�y tam pewne wst�pne stronice,
kt�re zajmowa�y mnie mimo mych
lat dziecinnych. By�a w nich
mowa o siedzibach i gniazdach
ptak�w morskich, "o samotnych
ska�ach i przyl�dkach", kt�re
tylko one zamieszkuj�, i o
wybrze�ach Norwegii z szeregiem
wysepek biegn�cych od
po�udniowego kra�ca - od
Lindesn~as czy Naze - a� do
przyl�dka p�nocnego.
Tam gdzie Arktyku wartka,
ch�odna fala@ tuli samotn�
wysepk�, okala;@ tam gdzie do
Hebryd wody Atlantyku@ szturm
ponawiaj� w�r�d ba�wan�w ryku.@
Nie mog�am te� pomin��
wzmianki o zimnych wybrze�ach
Laponii, Syberii, Spitsbergenu,
Nowej Ziemi, Islandii,
Grenlandii z ich olbrzymi�
przestrzeni� strefy arktycznej,
tym strasznym bezludnym
przestworem, zbiornikiem mrozu i
�niegu, gdzie stwardnia�e pola
lodowe, przez ca�e wieki
narastaj�c do wy�yn alpejskich,
otaczaj� biegun i s� siedzib�
najsro�szego zimna. O tej
�miertelnie bia�ej krainie
wytworzy�am sobie w�asne
poj�cia: mgliste jak wszystkie
na wp� zrozumiane wyobra�enia,
niejasno tworz�ce si� w umys�ach
dzieci, ale dziwnie przejmuj�ce.
Tekst tych stronic wst�pnych
nawi�zywa� do nast�puj�cych
dalej obrazk�w i nadawa�
znaczenie to skale, stercz�cej
samotnie w�r�d morza ba�wan�w
i piany, to zdruzgotanej �odzi,
wyrzuconej na opuszczone
wybrze�a, to zimnej, widmowej
twarzy ksi�yca, spogl�daj�cego
spoza zwa��w chmur na ton�cy
w�a�nie okr�t.
Nie umiem powiedzie�, jaki
nastr�j wia� ze spokojnego,
opuszczonego cmentarza z
widniej�cym na nim nagrobkiem,
furtk�, dwoma drzewami na tle
niskiego horyzontu, cmentarza
okolonego wyszczerbionym murem,
nad kt�rym unosi� si� cienki
sierp ksi�yca, zwiastuj�cy
nadej�cie wieczoru.
Dwa statki, le��ce bez ruchu
na spokojnym morzu, wyda�y mi
si� nierzeczywiste. Szybko
odwr�ci�am oczy od potwora
ci�gn�cego za sob� straszn�
sfor�; by� to widok zbyt
okropny. R�wnie okropny by�
widok czarnego, rogatego stwora
siedz�cego wysoko na skale i
przygl�daj�cego si� dalekiemu
t�umowi, zebranemu wok� jakiej�
szubienicy.
Ka�dy obrazek co� opowiada�,
cz�sto co� zagadkowego dla
mojego dziecinnego umys�u i
niedokszta�conych uczu�, ale
zawsze co� g��boko zajmuj�cego;
jak te bajki, kt�re nam niekiedy
w zimowe wieczory opowiada�a
Bessie, gdy by�a w dobrym
humorze. Wtedy to, przysun�wszy
st� do prasowania przed kominek
w dziecinnym pokoju, pozwala�a
nam usi��� doko�a i prasuj�c
koronkowe falbanki pani Reed
albo rurkuj�c brzegi jej nocnych
czepk�w, karmi�a nasz� ciekawo��
opowiadaniami o mi�o�ci i
przygodach, zaczerpni�tymi ze
starych bajek i jeszcze
starszych ballad lub te� (jak
p�niej odkry�am) z kart "Pameli
i Henryka, hrabiego Moreland".
Z Bewickiem na kolanach czu�am
si� w owej chwili szcz�liwa, a
przynajmniej po swojemu
szcz�liwa. Ba�am si� tylko,
�eby mi nie przeszkodzono;
niestety, sta�o si� to a� nazbyt
pr�dko. Otworzy�y si� drzwi od
salonu.
- H�! panno mrukliwa! -
us�ysza�am krzyk Johna Reeda,
lecz nagle umilk�; pok�j
widocznie wyda� mu si� pusty. -
Gdzie, u licha, ona mo�e by�! -
wo�a� dalej. - Lizzy, Georgiano
- wo�a� na siostry - Jane tu nie
ma; powiedzcie mamie, �e
wylecia�a na deszcz, niezno�ne
zwierz�tko!
"Dobrze zrobi�am, �e
zaci�gn�am zas�on�" -
pomy�la�am, gor�co pragn�c, by
nie odkry� mojej kryj�wki. John
Reed nie by�by jej odkry�
samodzielnie; nie by� on ani
bystry, ani pomys�owy, ale Eliza
w tej�e chwili wsun�a g�ow�
przez drzwi i od razu
powiedzia�a:
- Siedzi przecie� we framudze
okiennej, John!
Ja te� natychmiast wysz�am z
ukrycia, gdy� dr�a�am na my�l,
�e mnie John stamt�d wyci�gnie.
- Czego chcesz? - zapyta�am
bardzo zal�kniona.
- Powiedz raczej: "Czego
panicz chce" - odpowiedzia�. -
Chc�, �eby� tu przysz�a!
I zasiad�szy w fotelu, wskaza�
mi gestem, �e mam si� przybli�y�
i stan�� przed nim.
John Reed by� czternastoletnim
uczniem, o cztery lata starszym
ode mnie, gdy� mia�am wtedy
dziesi�� lat. By� du�y i t�gi na
sw�j wiek, o nieczystej i
niezdrowej cerze, grubych rysach
na rozlanej twarzy, ci�kiej
budowie i wielkich r�kach i
nogach. Objada� si� zawsze przy
stole, co wp�ywa�o �le na jego
w�trob�, powodowa�o m�tno�� oczu
i obwis�o�� policzk�w. Powinien
by� znajdowa� si� w szkole;
jednak�e matka zabra�a go do
domu na miesi�c lub dwa "z
powodu delikatnego zdrowia". Pan
Miles, nauczyciel, utrzymywa�,
�e John by�by najzupe�niej
zdr�w, gdyby mu nie przysy�ano z
domu tyle ciast i s�odyczy.
Serce matki jednak�e nie
podziela�o tak surowego s�du i
pani Reed przypisywa�a z�y
wygl�d Johna raczej
przepracowaniu, a mo�e t�sknocie
za domem.
John nie by� wielce
przywi�zany do matki i si�str, a
mnie po prostu nie cierpia�.
Obchodzi� si� ze mn� brutalnie i
bi� mnie, i to nie dwa lub trzy
razy na tydzie� albo raz lub dwa
razy na dzie�, ale stale. Ba�am
si� go ka�dym nerwem, dr�a�am na
ca�ym ciele, gdy si� do mnie
zbli�a�. By�y chwile, gdy
traci�am wprost przytomno��,
takim przejmowa� mnie strachem,
gdy� nie mia�am znik�d ochrony
przed jego gro�bami i
szturcha�cami; s�u�ba nie mia�a
ochoty ujmowa� si� za mn�, by
nie nara�a� si� m�odemu panu, a
pani Reed by�a g�ucha i �lepa na
jego zachowanie: nigdy nie
widzia�a, aby John mnie bi�,
nigdy nie s�ysza�a, aby mi
wymy�la�, cho� nieraz to czyni�
w jej obecno�ci, jakkolwiek
cz�ciej za jej plecami.
Jak zwykle pos�uszna mu,
zbli�y�am si� do jego fotela;
najpierw pokaza� mi j�zyk w
ca�ej okaza�o�ci, trzymaj�c go
tak wyci�gni�tym przez jakie
trzy minuty; wiedzia�am, �e za
chwil� mnie uderzy, a cho�
l�ka�am si� ciosu, to patrz�c na
Johna, nie mog�am si� op�dzi�
my�li, �e jest brzydki i
wstr�tny. Mo�e wyczyta� te my�li
z mojej twarzy, gdy� nic nie
m�wi�c, nagle uderzy� mnie z
ca�ej si�y. Zachwia�am si�, a
odzyskawszy r�wnowag�, cofn�am
si� par� krok�w.
- To za twoje zuchwa�e
odpowiadanie mamie - powiedzia�
- i za twoje skradanie si� i
chowanie za firankami, i za to
spojrzenie przed chwil�, ty
szelmo!
Przyzwyczajona do besztania ze
strony Johna, nie pomy�la�am
nawet, by mu odpowiedzie�;
zastanawia�am si� tylko, jak
znie�� szturchaniec, kt�ry z
pewno�ci� nast�pi po obeldze.
- Co� ty robi�a za zas�on�? -
zapyta�.
- Czyta�am.
- Poka� ksi��k�.
Posz�am do okna i przynios�am
j� stamt�d.
- Nie masz prawa bra� naszych
ksi��ek; mama powiedzia�a, �e
jeste� tutaj na �asce; nie masz
pieni�dzy; tw�j ojciec nic ci
nie zostawi�; powinna by�
�ebra�, a nie mieszka� z
pa�skimi dzie�mi, takimi jak my,
jada� to samo, co my jadamy, i
nosi� suknie, za kt�re nasza
mama p�aci. A teraz ja ci�
naucz�, co to znaczy
gospodarowa� w moich p�kach z
ksi��kami; bo one s� moje;
ca�y dom do mnie nale�y albo
b�dzie nale�a� za kilka lat. Id�
i sta� przy drzwiach, z daleka
od lustra i od okien.
Uczyni�am to nie
zorientowawszy si� od razu w
jego zamiarze, ale gdy
zobaczy�am, �e John podnosi,
wa�y w r�ku ksi��k� i wstaje
chc�c ni� we mnie cisn��,
instynktownie uskoczy�am w bok z
okrzykiem przestrachu; nie do��
jednak szybko; tom zosta�
rzucony, trafi� mnie, a ja
upad�am, uderzaj�c g�ow� o drzwi
i rozcinaj�c j� sobie. Rana
krwawi�a, b�l by� bardzo ostry;
strach przesili� si� we mnie,
natomiast obudzi�y si� inne
uczucia.
- Niegodziwy, okrutny
ch�opaku! - zawo�a�am. - Nie
jeste� lepszy od rozb�jnika...
od poganiacza niewolnik�w... od
rzymskich cesarzy!
Przeczyta�am w�a�nie "Histori�
Rzymu" Goldsmitha i mia�am
wyrobione zdanie o Kaliguli,
Neronie i ich nast�pcach.
Robi�am nieraz por�wnania w
milczeniu, nigdy nie
przypuszczaj�c, �e je w ten
spos�b g�o�no wypowiem.
- Co? Co? - krzykn��. - Czy
ona to do mnie powiedzia�a?
S�ysza�y�cie, Elizo, Georgiano?
Je�eli ja tego mamie nie powiem!
Ale najpierw...
Rzuci� si� ku mnie; poczu�am,
�e chwyta mnie za w�osy i za
rami�; ale tym razem walczy� ze
zrozpaczonym stworzeniem. Ja
rzeczywi�cie widzia�am w nim
tyrana, morderc�. Czu�am, �e
kilka kropel krwi �cieka mi z
g�owy po karku, przejmowa� mnie
b�l piek�cy, kt�ry zag�uszy� we
mnie strach; opanowa�a mnie
w�ciek�o��. Nie wiem dobrze, co
moje r�ce uczyni�y, do�� �e
John wrzasn��: "Ty szelmo! ty
szelmo!", i zawy� na g�os. Zaraz
te� nadesz�a pomoc: dziewcz�ta
pobieg�y po pani� Reed, kt�ra
by�a na g�rze; stan�a teraz
wobec tego, co si� dzia�o, a za
ni� Bessie i jej panna s�u��ca,
Abbot. Roz��czono nas;
us�ysza�am s�owa:
- Rany boskie! A c� to za
z�o�nica, �eby tak si� rzuca� na
panicza Johna!
- Czy widzia� kto kiedy tak�
uciele�nion� w�ciek�o��?
A pani Reed dorzuci�a:
- Zabierzcie j� do czerwonego
pokoju i tam j� zamknijcie!
Czworo r�k pochwyci�o mnie
natychmiast i zaniesiono mnie
na g�r�.
Rozdzia� II
Stawia�am op�r przez ca��
drog�; by� to objaw nowy
zupe�nie i wielce pog��biaj�cy
z�e wyobra�enie, jakie Bessie i
Abbot sk�onne by�y mie� o mnie.
Faktycznie straci�am panowanie
nad sob�; wiedzia�am, �e
chwilowym buntem �ci�gn�am ju�
na siebie dziwne kary, lecz jak
ka�dy zbuntowany niewolnik, w
rozpaczy postanowi�am i�� do
ko�ca.
- Prosz� trzyma� jej r�ce,
panno Abbot! Rzuca si� jak
w�ciek�a kotka.
- Wstyd! Wstyd! - wo�a�a panna
s�u��ca. - Jakie to
nieprzyzwoite zachowanie, panno
Eyre, bi� m�odego panicza, syna
swojej dobrodziejki! swojego
m�odego pana!
- Pana! Jakim sposobem jest on
moim panem? Czy� ja jestem
s�u��c�?
- Nie; panienka jest mniej
ni� s�u��ca, gdy� nic nie robi
na swe utrzymanie. No, prosz�
usi��� i zastanowi� si� nad
swoj� niegodziwo�ci�.
Wnios�y mnie tymczasem do
wskazanego przez pani� Reed
pokoju i rzuci�y na otoman�;
natychmiastowym odruchem
chcia�am zeskoczy� jak spr�yna;
dwie pary r�k powstrzyma�y mnie
w tej chwili.
- Je�eli panienka nie b�dzie
siedzie� spokojnie, b�dziemy j�
musia�y przywi�za� - rzek�a
Bessie. - Panno Abbot, niech mi
panna po�yczy swoich podwi�zek;
moje zerwa�aby od razu.
Panna Abbot odwr�ci�a si�, by
zdj�� z grubej nogi potrzebne
tasiemki. To przygotowywanie
wi�z�w i dodatkowa ha�ba z tym
z��czona uspokoi�y mnie nieco.
- Prosz� nie zdejmowa�
podwi�zek - zawo�a�am. - B�d�
siedzia�a spokojnie.
I na poparcie tych s��w
chwyci�am si� r�kami siedzenia.
- No, wi�c prosz� pami�ta� -
rzek�a Bessie; a przekonawszy
si�, �e si� rzeczywi�cie
uspokajam, przesta�a mnie
przytrzymywa�; teraz sta�y
obydwie za�o�ywszy r�ce, patrz�c
chmurnie i podejrzliwie w moj�
twarz, jak gdyby niepewne, czy
jestem przy zdrowych zmys�ach.
- Nic podobnego nigdy
przedtem nie zrobi�a - rzek�a w
ko�cu Bessie, zwracaj�c si� do
pokojowej.
- Ale to zawsze w niej tkwi�o
- brzmia�a odpowied�. - Cz�sto
m�wi�am pani, co s�dz� o tym
dziecku, a pani zgadza�a si� ze
mn�. To chytre ma�e stworzenie;
nigdy nie widzia�am dziecka w
jej wieku tak bardzo skrytego.
Bessie nie odpowiedzia�a. Po
chwili jednak, zwracaj�c si� do
mnie, rzek�a:
- Panienka powinna rozumie�,
�e ma obowi�zki wdzi�czno�ci
wzgl�dem pani Reed; pani Reed
panienk� utrzymuje; gdyby
panienk� wygna�a, musia�aby
panienka i�� do przytu�ku.
Milcza�am na te s�owa, gdy�
nie by�y dla mnie nowin�. Od
czasu jak si�gam pami�ci�,
s�ysza�am ju� nieraz podobne
napomknienia. To wymawianie mi,
�e jestem na �asce, obija�o si�
o moje uszy jak niejasna
zwrotka; bardzo by�o przykre i
upokarzaj�ce, ale tylko przez
p� zrozumia�e. Abbot dorzuci�a:
- I nie powinna si� panienka
uwa�a� za r�wn� z pannami Reed i
paniczem dlatego, �e pani
�askawie pozwala, by si�
panienka chowa�a razem z nimi.
Oni b�d� mieli du�o pieni�dzy, a
panienka nie b�dzie mia�a nic;
panience przystoi by� pokorn� i
stara� si� im podoba�.
- To, co panience m�wimy, to
tylko dla jej dobra - doda�a
Bessie �agodniejszym g�osem. -
Panienka powinna stara� si� by�
po�yteczna i mi�a, a wtedy mo�e
b�dzie panienka mia�a tutaj sw�j
dom; ale je�li panienka b�dzie
gwa�towna i szorstka, to jestem
pewna, �e pani wy�le st�d
panienk�.
- A przy tym - wtr�ci�a Abbot
- Pan B�g mo�e panienk� pokara�.
Mo�e jej zes�a� nag�� �mier� w
chwili, gdy wyprawia� b�dzie
hece, a wtedy dok�d p�jdzie?
Chod�my, Bessie, zostawimy j�
tu. Nie chcia�abym za nic mie�
takie serce jak ona. Niech si�
panienka pomodli, gdy zostanie
sama, bo je�eli panienka nie
oka�e skruchy, to co� z�ego mo�e
tu przyj�� przez komin i porwa�
panienk�.
Wysz�y zamykaj�c drzwi za sob�
i przekr�caj�c klucz w zamku.
Czerwony pok�j by� to pok�j
zapasowy, w kt�rym bardzo rzadko
sypiano, chyba �e niespodziewany
nap�yw go�ci do Gateshead Hall
zmusza� gospodarzy do u�ycia
wszystkich pokoi. A jednak by�
to jeden z najwi�kszych i
najokazalszych pokoi we dworze.
Na �rodku, podobne do
tabernakulum, sta�o �o�e,
wsparte na masywnych mahoniowych
filarach z kotar� z
ciemnop�sowego adamaszku; dwa
wielkie okna z zapuszczonymi
stale �aluzjami udrapowane by�y
w festony i fa�dy z podobnej
materii; dywan by� czerwony;
st� w nogach �o�a nakryty by�
karmazynowym suknem; �ciany
mia�y delikatny be�owy kolor z
odcieniem r�owym; szafa,
toaleta, krzes�a by�y z ciemno
politurowanego starego mahoniu.
Na tle tych ciemnych barw
wznosi� si� wysoko i ja�nia�
bia�o�ci� stos materac�w i
poduszek na �o�u, nakrytym
�nie�nobia�� pikow� kap�.
Niemniej, zwraca� uwag� szeroki
wy�cie�any fotel, stoj�cy u
wezg�owia �o�a, r�wnie� bia�y, z
ustawionym przed nim podn�kiem;
pomy�la�am patrz�c na�, �e
wygl�da jak jaki� blady tron.
W pokoju tym by�o ch�odno,
gdy� rzadko w nim palono; cicho,
gdy� le�a� daleko od dziecinnego
pokoju i od kuchni; uroczy�cie,
gdy� by�o wiadomo, �e tak rzadko
go u�ywano. S�u��ca tylko
chodzi�a tam co sobot� zetrze�
tygodniowy kurz z luster i z
mebli, sama za� pani Reed
odwiedza�a go czasami, by
przejrze� zawarto�� pewnej
tajemnej szuflady w szafie,
gdzie by�y z�o�one r�ne
pergaminy, jej szkatu�ka z
klejnotami i miniatura jej
nieboszczyka m�a. Tu le�y
tajemnica czerwonego pokoju,
tajemnica jego opuszczenia mimo
okaza�o�ci.
Pan Reed nie �y� ju� od lat
dziewi�ciu; w tym pokoju wyda�
ostatnie tchnienie; tutaj le�a�
wystawiony na paradnym
katafalku; st�d ludzie z
przedsi�biorstwa pogrzebowego
wynie�li jego trumn� - i od tego
dnia uczucie u�wi�caj�cej grozy
chroni�o ten pok�j od cz�stych
odwiedzin.
Niska otomana, na kt�rej
zostawi�y mnie jak przykut�
Bessie i z�o�liwa Abbot, sta�a
blisko marmurowego kominka;
��ko wznosi�o si� przede mn�;
po prawej r�ce umieszczona by�a
wysoka ciemna szafa, kt�rej
b�yszcz�ca powierzchnia
za�amywa�a odblaski �wiat�a; po
lewej znajdowa�y si� udrapowane
okna; wielkie lustro pomi�dzy
oknami odbija�o opuszcnony
majestat ��ka i pokoju. Nie
by�am zupe�nie pewna, czy one
zamkn�y drzwi na klucz, i gdy
odwa�y�am si� poruszy�, wsta�am
i posz�am si� przekona�.
Niestety, tak; �adne wi�zienie
nie mog�o by� pewniejsze.
Wracaj�c musia�am przej�� obok
lustra; m�j wzrok, jakby
urzeczony, spocz�� na nim
bezwiednie. Wszystko wygl�da�o w
lustrze zimniejsze ni� w
rzeczywisto�ci, a dziwna ma�a
figurka patrz�ca stamt�d na
mnie, z bia�� twarz� i bia�ymi
r�kami, jak plamy w ciemno�ci i
b�yszcz�cymi, wystraszonymi
oczami, poruszaj�ca si�
nie�mia�o tam, gdzie wszystko
ton�o w nieruchomo�ci, zrobi�a
na mnie wra�enie prawdziwego
ducha; pomy�la�am, �e podobna
jest do tych zjaw, co to s� niby
boginki, niby chochliki, kt�re
wedle wieczornych opowiada�
Bassie wychodz� z odludnych,
paproci� zaros�ych zak�tk�w
w�r�d wrzosowisk i jawi� si�
sp�nionym podr�nym. Powr�ci�am
na swoje miejsce.
Strach zabobonny ju� w tej
chwili zaczyna� mnie ogarnia�,
ale nie by�a to jeszcze godzina
jego zupe�nego zwyci�stwa:
czu�am jeszcze ciep�� krew w
sobie; nastr�j zbuntowanego
niewolnika krzepi� mnie gorzk�
moc�; musia�am wpierw zatamowa�
szybki p�d my�li, biegn�cej
wstecz, zanim bym si� ugi�a
przed straszn� chwil� obecn�.
Ca�a brutalna tyrania Johna
Reeda, dumna oboj�tno�� jego
si�str, odraza ich matki,
stronniczo�� s�u�by, wszystko to
burzy�o si� w mojej
zaniepokojonej duszy jak brudny
osad w zam�conej studni. Dlaczego
ja mam zawsze cierpie�, zawsze
by� upokarzana, zawsze
oskar�ana, na zawsze pot�piona?
Dlaczego nie mog�am nigdy nikomu
dogodzi�? Dlaczego daremnie
stara�am si� pozyska�
czyjekolwiek wzgl�dy? Eliz�,
kt�ra by�a uparta i samolubna,
szanowano. Georgianie,
rozpieszczonej, kapry�nej,
skwaszonej, k��tliwej i
aroganckiej w obej�ciu, og�lnie
pob�a�ano. Jej uroda, r�owe
policzki i z�ote loki
najwidoczniej zachwyca�y
ka�dego, kto na ni� patrzy�, i
okupywa�y bezkarno��. Johnowi
nikt si� nie sprzeciwia�, tym
bardziej nikt go nie kara�,
chocia� ukr�ca� g��wki go��biom,
zabija� ma�e pawi�ta, szczu�
owce psami, winogrona w
cieplarni ogo�aca� z owoc�w,
ob�amywa� p�czki najrzadszych
ro�lin w oran�erii; m�wi� do
matki "moja stara", niekiedy
ur�ga� jej, �e ma brzydk�,
ciemn� cer�, tak�, jak on sam
mia�; szorstko opiera� si�
wszelkim jej �yczeniom, nieraz
rozdar� lub splami� jej jedwabn�
sukni�, a jednak by� zawsze jej
"najdro�szym kochaniem". Ja nie
o�miela�am si� w niczym zawini�,
usi�owa�am spe�nia� wszystkie
swoje obowi�zki, a jednak od
rana do po�udnia i od po�udnia
do wieczora nazywano mnie
niegrzeczn� i nudn�, kwa�n� i
skryt�.
G�owa wci�� mnie jeszcze
bola�a i krwawi�a od uderzenia i
upadku. Nikt nawet nie zgani�
Johna za to, �e mnie nies�usznie
uderzy�, lecz gdy w obronie
przed dalszym bezpodstawnym
gwa�tem zwr�ci�am si� przeciw
niemu, spad�o na mnie og�lne
pot�pienie.
"Co za niesprawiedliwo��! Co
za niesprawiedliwo��!" - wo�a�
m�j rozum, pobudzony przez b�l
do przedwczesnej, cho�
przej�ciowej przenikliwo�ci, i
podniecona doznan� krzywd�
szuka�am w my�li jakich�
niezwyk�ych sposob�w wydobycia
si� z tego niezno�nego ucisku.
Przemy�liwa�am, czyby nie uciec,
a gdyby to okaza�o si�
niemo�liwe, czyby ju� nie je��
ani nie pi� i w ten spos�b
umrze�.
Jaka� rozterka targa�a moj�
dusz� tego okropnego
popo�udnia! Jak m�zg m�j wrza�
niepokojem, a serce buntem! A
jednak w jakiej ciemnicy i
g��bokiej nie�wiadomo�ci toczy�a
si� ta walka duchowa! Nie mog�am
znale�� odpowiedzi na wci��
powracaj�ce pytanie, dlaczego ja
tak cierpi�; teraz z odleg�o�ci
tylu lat znajduj� j� �atwo.
By�am dysonansem w Gateshead
Hall; do nikogo tam nie by�am
podobna; nie mia�am nic
wsp�lnego z pani� Reed, jej
dzie�mi i dobranymi przez ni�
domownikami. Je�eli oni mnie nie
kochali, to i ja r�wnie� ich nie
kocha�am. Nie mieli obowi�zku
kocha� stworzenia, kt�re nie
mog�o my�le� tak jak oni;
stworzenia tak odr�bnego, tak
kra�cowo r�ni�cego si� od nich
temperamentem, zdolno�ciami,
sk�onno�ciami; stworzenia
niepotrzebnego, nie mog�cego
s�u�y� ich interesom lub
przysparza� im przyjemno�ci;
szkodliwego stworzenia,
nosz�cego w duszy zarodki
oburzenia na ich traktowanie,
pogard� dla ich s�du. Wiem, �e
gdybym by�a dzieckiem �wawym,
weso�ym, niedba�ym, wymagaj�cym,
�adnym, rozpuszczonym, cho�
r�wnie zale�nym i r�wnie bez
przyjaci�, pani Reed ch�tniej
znosi�aby moj� obecno��, dzieci
jej okazywa�yby mi wi�cej
serdeczno�ci, kole�e�skich
uczu�, a s�u�ba mniej by�aby
sk�onna robi� ze mnie koz�a
ofiarnego w dziecinnym pokoju.
�wiat�o dzienne w czerwonym
pokoju zaczyna�o zanika�. By�o
ju� po czwartej, a chmurne
popo�udnie chyli�o si� ku
pos�pnemu zmrokowi. S�ysza�am,
jak krople deszczu bezustannie
bi�y w okno nad schodami, jak
wiatr wy� po�r�d klomb�w za
domem; czu�am, �e stopniowo
zi�bn� na ko��, a wtedy opu�ci�a
mnie odwaga. Zwyk�y m�j nastr�j
upokorzenia, pow�tpiewania we
w�asne si�y, smutnej depresji
opad� jak wilgotna mg�a na
dogasaj�ce ognisko mojego
gniewu. Wszyscy m�wi�, �e jestem
z�a, a mo�e to rzeczywi�cie
prawda? Jak�� to my�l mia�am
przed chwil�? Zag�odzi� si� na
�mier�? Przecie� to z pewno�ci�
by�aby zbrodnia; a czy jestem
przygotowana na �mier�? I czy
krypta pod ambon� w ko�ciele w
Gateshead jest pon�tnym
schronieniem? M�wiono mi, �e w
takiej krypcie pochowano pana
Reeda. Ta my�l przywiod�a mi go
na pami��; z coraz wi�kszym
l�kiem rozmy�la�am teraz o nim.
Nie mog�am go pami�ta�, ale
wiedzia�am, �e by� moim rodzonym
wujem, bratem mojej matki, �e
wzi�� mnie do swojego domu, gdy
by�am ma�ym dzieckiem, sierot�
zupe�n�; �e na �o�u �mierci
wym�g� od pani Reed obietnic�,
�e b�dzie mnie chowa�a i
utrzymywa�a, jak w�asne dziecko.
Pani Reed prawdopodobnie
uwa�a�a, �e dotrzymuje
obietnicy; i dotrzymywa�a jej
niezawodnie tak, jak na to
pozwala�a jej natura; ale w
istocie, jak�e mog�a lubi�
narzucone sobie dziecko nie z
jej rodu, nie zwi�zane z ni� po
�mierci m�a �adnymi wi�zami?
Musia�o jej by� ci�ko czu� si�
zniewolon� wymuszonym
przyrzeczeniem do zast�powania
matki obcemu dziecku, kt�rego
kocha� nie mog�a, i widzie� to
tak odmienne, obce stworzenie
sta�ym uczestnikiem jej
rodzinnego k�ka.
Szczeg�lna my�L zacz�a we
mnie �wita�. Nie w�tpi�am, tak,
nie w�tpi�am nigdy, �e gdyby pan
Reed �y�, obchodzi�by si� ze mn�
dobrotliwie; a teraz, gdym tak
siedzia�a patrz�c na bia�e ��ko
i ciemniej�ce �ciany - raz po
raz jak urzeczona spogl�daj�c ku
niejasno po�yskuj�cemu
zwierciad�u - zacz�am sobie
przypomina�, co s�ysza�am o
umar�ych, nie mog�cych zazna�
spokoju w grobach, kiedy si�
pogwa�ca ich ostatnie �yczenia,
i odwiedzaj�cych ten �wiat,
a�eby ukara� wiaro�omnych i
pom�ci� uci�nionych. Pomy�la�am,
�e duch pana Reeda, dr�czony
krzywd� dziecka jego siostry,
m�g�by opu�ci� swoj� siedzib� -
czy to w krypcie ko�cielnej, czy
gdzie� w nieznanym �wiecie
umar�ych - i stan�� przede mn� w
tym oto pokoju. Otar�am �zy i
powstrzyma�am �kanie w obawie,
by ten objaw gwa�townego �alu
nie zbudzi� jakiego�
nadnaturalnego g�osu ku memu
pocieszeniu albo nie wywo�a� z
mroku twarzy w aureoli,
schylaj�cej si� nade mn� z
dziwn� lito�ci�. Czu�am, �e
przypuszczenie to, pocieszaj�ce
teoretycznie, by�oby straszne,
gdyby si� zi�ci�o; ca�� moc�
stara�am si� je odegna�,
stara�am si� by� odwa�na.
Odgarn�wszy w�osy z oczu,
podnios�am g�ow� i usi�owa�am
�mia�o rozejrze� si� po ciemnym
pokoju. W tej chwili jakie�
�wiat�o zaja�nia�o na �cianie.
"Czy to promie� ksi�yca -
zada�am sobie pytanie -
przedziera si� przez szpar� w
�aluzji?" Nie: �wiat�o ksi�yca
by�oby nieruchome, a to si�
porusza; gdym na nie patrzy�a,
przesun�o si� na sufit i
zadr�a�o nad moj� g�ow�. �atwo
dzi� mog� zrozumie�, �e ta smuga
�wiat�a najprawdopodobniej
pochodzi�a z latarni niesionej
przez kogo�, kto przechodzi� pod
oknami; wtedy jednak, oczekuj�c
rzeczy strasznych, maj�c nerwy
rozbite z powodu wstrz�su,
wyobrazi�am sobie, i� ten nag�y
b�ysk �wiat�a to zwiastun
nadci�gaj�cej zjawy z drugiego
�wiata. Serce zabi�o we mnie
mocno, krew uderzy�a mi do
g�owy, w uszach poczu�am szum,
kt�ry wzi�am za szum skrzyde�;
wyda�o mi si�, �e co� si� do
mnie zbli�a; tchu nie mog�am
z�apa�, nie starczy�o mi
wytrzyma�o�ci; rzuci�am si� do
drzwi i zacz�am rozpaczliwym
wysi�kiem szarpa� klamk�. Wzd�u�
korytarza us�ysza�am kroki;
obr�cono klucz w zamku i wesz�a
Bessie z Abbot.
- Panno Eyre, czy panienka
chora? - zapyta�a Bessie.
- Co za straszny ha�as! A� mn�
zatrz�s�! - zawo�a�a Abbot.
- Wypu��cie mnie! Pozw�lcie mi
p�j�� do dziecinnego pokoju! -
krzycza�am.
- Dlaczego? Czy si� panience
co sta�o? Czy panienka co
zobaczy�a? - znowu zapyta�a
Bessie.
- Ach! Zobaczy�am �wiat�o i
my�la�am, �e to duch przychodzi!
- chwyci�am teraz r�k� Bessie,
kt�rej mi nie cofn�a.
- Ona umy�lnie wrzeszcza�a -
o�wiadczy�a krzywi�c si� Abbot.
- A co to by� za wrzask! Gdyby
j� co� bardzo bola�o, mo�na by
to jeszcze darowa�, ale ona
tylko chcia�a �ci�gn�� nas
wszystkich tutaj; ju� ja znam
jej mi�e sztuczki!
- Co si� tutaj dzieje? -
zapyta� inny g�os rozkazuj�co;
to pani Reed nadesz�a korytarzem
w rozwianym czepeczku, gro�nie
szumi�c jedwabiami. - Abbot,
Bessie, zdaje si�, �e wyda�am
rozkaz, aby Jane pozosta�a w
czerwonym pokoju, dop�ki ja sama
do niej nie przyjd�.
- Panienka Jane krzycza�a tak
g�o�no, prosz� pani - t�umaczy�a
si� Bessie.
- Pu�� j� - brzmia�a
odpowied�. - Pu�� r�k� Bessie,
dziecko; nie uda ci si� wydosta�
st�d tym sposobem, b�d� pewna.
Nie znosz� chytro�ci, zw�aszcza
u dzieci. Mam obowi�zek pokaza�
ci, �e podst�pne sztuczki na nic
si� nie zdadz�; zostaniesz tu
jeszcze o godzin� d�u�ej, a
wypuszcz� ci� tylko wtedy, kiedy
b�dziesz uleg�a i cicha.
- O wujenko, miej lito��!
Przebacz mi! Nie mog� tego
znie��! Ukarz mnie innym
sposobem! To zabije mnie,
je�eli...
- Cicho b�d�! Co za wstr�tna
gwa�towno��!
Wujenka zapewne tak czu�a;
by�am w jej oczach przedwcze�nie
dojrza�� komediantk�; szczerze
widzia�a we mnie mieszanin�
z�o�liwych nami�tno�ci, niskiego
charakteru i niebezpiecznej
ob�udy.
Bessie i Abbot odesz�y, a pani
Reed, zniecierpliwiona moim
nowym gwa�townym wybuchem b�lu i
rozpaczliwego szlochania,
wtr�ci�a mnie z powrotem do
pokoju i zamkn�a drzwi na klucz
bez dalszego gadania. S�ysza�am,
jak odchodzi. Wkr�tce po jej
odej�ciu - przypuszczam -
musia�am dosta� jakiego� ataku.
Straci�am przytomno��.
Rozdzia� III
Przypominam sobie, �e potem
obudzi�am si� z uczuciem, jakby
straszna zmora dr�czy�a mnie we
�nie. Widzia�am przed sob�
okropny czerwony blask,
popstrzony grubymi, czarnymi
dr�gami; s�ysza�am g�ucho
brzmi�ce g�osy, jakby st�umione
p�yn�c� wod� albo wiatrem:
wzburzenie, niepewno�� i
g�ruj�ce nad wszystkim
przera�enie zm�ci�y moje zmys�y.
Niebawem poczu�am, �e kto� mnie
dotyka, �e mnie podnosi i
podtrzymuje w pozycji siedz�cej,
i to delikatniej, ni� to
kiedykolwiek czyniono ze mn�.
Opar�am g�ow� o poduszk� czy
rami� i poczu�am si� lepiej.
Po pi�ciu minutach chmura
otumanienia rozwia�a si�;
wyra�nie zda�am sobie spraw�, �e
znajduj� si� we w�asnym ��ku i
�e ten czerwony blask to ogie�
na kominku w pokoju dziecinnym.
By�a noc; �wieca pali�a si� na
stole; Bessie sta�a w nogach
��ka z miednic� w r�kach, a
jaki� pan siedzia� na krze�le
ko�o mojej poduszki pochylaj�c
si� nade mn�.
Poczu�am niewymown� ulg�,
uspokajaj�c� pewno�� opieki i
bezpiecze�stwa, gdy si�
przekona�am, �e w pokoju jest
obcy cz�owiek, kto�, kto nie
nale�y do Gateshead ani nie jest
krewnym pani Reed. Odwr�ciwszy
si� od Bessie (cho� jej obecno��
nie by�a mi tak niemi�a, jak
by�aby, na przyk�ad, obecno��
Abbot) przyjrza�am si� twarzy
tego pana. Pozna�am go; by� to
pan Lloyd, aptekarz, wzywany
niekiedy przez pani� Reed, gdy
zachorowa� kto� ze s�u�by; do
siebie i dzieci wzywa�a doktora.
- No, prosz�, kto ja jestem? -
zapyta�.
Wym�wi�am jego nazwisko i
r�wnocze�nie poda�am mu r�k�.
Wzi�� j� u�miechaj�c si� i
powiedzia�:
- Pomale�ku si� poprawiamy.
Po czym u�o�y� mnie z powrotem
i zapowiedzia� Bessie, �e musz�
mie� zupe�ny spok�j w nocy. Da�
jeszcze kilka wskaz�wek,
zapowiedzia�, �e zajrzy
nazajutrz i odszed� ku mojemu
zmartwieniu; dop�ki siedzia�
przy moim ��ku, czu�am si�
bezpiecznie, a gdy zamkn�� drzwi
za sob�, ca�y pok�j pociemnia� i
serce si� we mnie �cisn�o;
osiad� w nim niewymowny smutek.
- Czy panienka czuje, �e
b�dzie mog�a zasn��? - zapyta�a
Bessie wcale �agodnie.
Zaledwie �mia�am jej
odpowiedzie�, tak si� ba�am, �e
nast�pne zdanie b�dzie brzmia�o
szorstko.
- Spr�buj�.
- Czy nie chcia�aby panienka
napi� si� czego? A mo�e by
panienka co zjad�a?
- Nie, dzi�kuj�.
- Je�eli tak, to ja si�
po�o��, bo to ju� po dwunastej;
ale mo�e mnie panienka zawo�a�,
gdyby potrzebowa�a czego w nocy.
Co za zadziwiaj�ca
uprzejmo��! O�mieli�o mnie to,
wi�c zapyta�am:
- Co si� to ze mn� dzieje? Czy
jestem chora?
- Zas�ab�a panienka, zdaje
si�, w czerwonym pokoju od
p�aczu, ale wkr�tce z pewno�ci�
panienka wydobrzeje.
Bessie wesz�a do pokoju
s�u��cej, kt�ry znajdowa� si�
obok. S�ysza�am, jak m�wi�a:
- Saro, �pij ze mn� w pokoju
dziecinnym; za nic w �wiecie nie
chcia�abym by� sama z tym
biednym dzieckiem dzi� w nocy, a
nu� umrze. To taka dziwna rzecz,
�e mia�a ten atak; ciekawa
jestem, czy ona co zobaczy�a.
Pani by�a za surowa.
Bessie wr�ci�a z Sar�;
po�o�y�y si�; szepta�y z sob�
przed za�ni�ciem dobre p�
godziny. Z urywk�w ich rozmowy,
kt�re mnie dolatywa�y a� nadto
wyra�nie, dorozumie� si� mog�am,
o czym m�wi�.
- Co� ko�o niej przesz�o, ca�e
ubrane na bia�o, i znik�o...
Wielki czarny pies szed� za
nim... Trzy g�o�ne stukni�cia do
drzwi pokoju... �wiat�o na
cmentarzu wprost nad jego
grobem... Itp., itp.
W ko�cu obie zasn�y. Ogie� na
kominku wygas�, �wieca si�
wypali�a; d�uga wyda�a mi si� ta
noc strasznej bezsenno�ci; oczy,
uszy i umys� wyostrza� strach -
taki strach, jaki dzieci tylko
potrafi� odczuwa�.
�adna powa�na d�u�sza choroba
nie nast�pi�a po tym wypadku w
czerwonym pokoju; uleg�am tylko
wtedy wstrz�sowi nerw�w, kt�rego
�lady odczuwam do dzi� dnia.
Tak, pani Reed, tobie
zawdzi�czam niekt�re straszne
m�ki duchowe, ale powinna bym ci
wybaczy�, gdy� nie wiedzia�a�,
co czynisz; szarpi�c struny mego
serca s�dzi�a�, �e tylko
wykorzeniasz ze mnie z�e
sk�onno�ci.
Nazajutrz w po�udnie, wstawszy
i ubrawszy si�, usiad�am otulona
w szal przy kominku w pokoju
dziecinnym. Fizycznie czu�am si�
s�aba i wyczerpana; ale wi�cej
dokucza�o mi to, �e czu�am si�
tak niewypowiedzianie
nieszcz�liwa; tak
nieszcz�liwa, �e mi to
wyciska�o milcz�ce �zy z oczu;
ledwie jedn� s�on� kropl�
otar�am z policzka, p�yn�a za
ni� druga. "A jednak - my�la�am
- powinna bym si� czu� dobrze,
gdy� �adnej z moich kuzynek nie
ma w pobli�u." Wyjecha�y powozem
z matk�. I Abbot szy�a w innym
pokoju, a Bessie, krz�taj�c si�
tu i tam, zbieraj�c zabawki i
porz�dkuj�c w szufladach,
przemawia�a do mnie raz po raz
niezwykle dobrotliwie. Taki stan
rzeczy powinien by� by� dla mnie
rajem, dla mnie, przyzwyczajonej
do ci�g�ej besztaniny, do
ci�g�ego komenderowania; w
rzeczywisto�ci moje rozstrojone
nerwy by�y w takim stanie, �e
�aden spok�j nie m�g� ich
uciszy�, �adna przyjemno�� nie
by�a im mi�a.
Bessie zesz�a do kuchni i
przynios�a mi ciasteczko z
owocami na barwnie malowanym
porcelanowym talerzu. To
malowid�o na porcelanie,
przedstawiaj�ce rajskiego ptaka
otoczonego girland� p�czk�w
r�anych, by�o zawsze
przedmiotem mojego najgor�tszego
podziwu. Cz�sto prosi�am, �eby
mi pozwolono wzi�� ten talerz do
r�ki, by si� dok�adniej
przyjrze� malowaniu - nigdy
jednak nie uwa�ano mnie za godn�
tego przywileju. Ten cenny
przedmiot umieszczono mi teraz
na kolanach i zapraszano
serdecznie, �ebym zjad�a
delikatne ciasteczko. Daremna
�aska! Przychodzi�a za p�no jak
wiele innych upragnionych, a
d�ugo odwlekanych �ask. Nie
mog�am zje�� ciastka, a
upierzenie ptaka i barwy kwiat�w
wyda�y mi si� dziwnie wyblak�e;
odsun�am talerz i ciastko.
Bessie zapyta�a, czy poda� mi
jak� ksi��k�: s�owo ksi��ka
pobudzi�o mnie na razie,
poprosi�am j�, �eby mi
przynios�a z biblioteki "Podr�e
Gulliwera". Ksi��k� t� czyta�am
wiele razy z rozkosz�. Uwa�a�am
j� za opowie�� prawdziw� i
wi�cej mnie zajmowa�a ni� bajki
o wr�kach i krasnoludkach. Co
si� tyczy krasnoludk�w, to
poniewa� szuka�am ich na pr�no
pod li��mi �opianu i dzwonk�w,
pod grzybami i pod cieniem
bluszcz�w, os�aniaj�cych stare
zak�tki mur�w, pogodzi�am si� w
ko�cu z t� smutn� prawd�, �e
wszystkie one musia�y opu�ci�
Angli� i przenie�� si� gdzie� do
dzikiego kraju, gdzie lasy s�
wi�ksze i g�stsze, a ludno�� nie
tak liczna. Natomiast wierzy�am
w istnienie krainy Lilliput�w i
Brobdingnag�w * i nie w�tpi�am,
�e kiedy�, odbywszy d�ug�
podr�, zobacz� na w�asne oczy
te ma�e p�lka, domki i drzewka,
tych malusie�kich cz�owieczk�w,
krowy, owce i ptaki
jednego kr�lestwa oraz zbo�a,
wysokie jak lasy, olbrzymie psy,
potworne koty, m�czyzn i
kobiety jak wie�e - drugiego
kraju. Jednak�e gdy dosta�am
teraz do r�k ten ulubiony tom,
gdy zacz�am obraca� jego karty,
szukaj�c w przedziwnych
obrazkach tego uroku, kt�ry tam
dotychczas zawsze znajdowa�am -
wszystko to wyda�o mi si�
niesamowite i straszne; olbrzymi
byli jakimi� ogromnymi upiorami,
pigmejczycy - z�o�liwymi,
przera�liwymi chochlikami, za�
Gulliwer by� nieszcz�snym
w�drowcem po strasznych i
niebezpiecznych krainach.
Mowa tu o krainach z "Podr�y
Gulliwera" Jonatana Swifta.
Zamkn�am ksi��k�, kt�rej nie
�mia�am ju� d�u�ej ogl�da�, i
po�o�y�am j� na stole obok
nietkni�tego ciastka.
Bessie sko�czy�a tymczasem
�ciera� kurze i porz�dkowa� w
pokoju. Umywszy r�ce, otworzy�a
ma�� szuflad�, pe�n� wspania�ych
resztek jedwabiu i at�as�w, i
zacz�a fabrykowa� nowy kapelusz
dla lalki Georgiany. Przy
robocie �piewa�a. By�a to
piosenka, kt�ra si� zaczyna�a:
Kiedy szli�my na w�dr�wk�@
dawno temu...@
Ile razy dawniej s�ysza�am t�
piosenk�, zawsze odczuwa�am �yw�
przyjemno��, gdy� Bessie mia�a
mi�y g�os, przynajmniej mnie si�
takim wydawa�. Ale tym razem,
chocia� g�os jej ci�gle by�
mi�y, odczu�am w tej melodii
niewys�owiony smutek. Chwilami,
zaj�ta swoj� robot�, �piewa�a
ko�cowy refren ciszej, mocno go
zwalniaj�c. "Dawno temu"
brzmia�o jak najsmutniejszy
refren �a�obnego hymnu. Zacz�a
�piewa� inn� ballad�, tym razem
naprawd� smutn�.
Stopy mam obola�e i chwiejny
m�j krok,@ a droga taka d�uga
przez g�rskie wykroty;@ wkr�tce
sp�ynie na �cie�k� bezmiesi�czny
mrok@ i noc zagubi �lady ubogiej
sieroty.@
O, czemu� mi� wys�ano w t�
samotn� dal,@ gdzie wrzos si�
jeno pleni od groty do groty?@
Twarde s� ludzkie serca i obcy
im �al,@ anio� czuwa� jedynie
nad drog� sieroty.@
Delikatny i ciep�y owiewa� mi�
wiatr@ i gwiazdy z nich mi s�a�y
blask senny i z�oty,@ jak gdyby
sam B�g Ojciec w dobroci swej
k�ad�@ spoczynek i nadziej� pod
stopy sieroty.@
Gdyby nawet pode mn� mia�
zwali� si� most@ czy b��dny
ognik zwi�d� mi� w to� ziej�c�
b�otem -@ wiem, �e m�j Ojciec w
niebie us�yszy m�j g�os@ i
przytuli do �ona ubog� sierot�.@
Wiem, �e jest kto� na niebie,
kto doda mi si�,@ cho� nie mam
ju� do �ycia na ziemi ochoty,@
dzi� niebo moim domem, gdy
ziemi� mrok skry�,@ a B�g jest
przyjacielem ubogiej sieroty.@
(Prze�o�y�
W�odzimierz Lewik.)
- No, prosz�, panno Jane,
prosz� nie p�aka� - powiedzia�a
Bessie sko�czywszy. Mog�a r�wnie
dobtrze powiedzie� ogniowi: "Nie
pal si�." Lecz sk�d�e ona mog�a
odgadn��, jak bardzo cierpi�.
Przed po�udniem przyszed� znowu
pan Lloyd.
- Jak to? Wstali�my ju�? -
zapyta� wchodz�c. - Jak�e, panno
Bessie, czuje si� nasza chora?
Bessie odpowiedzia�a, �e czuj�
si� bardzo dobrze.
- W takim razie powinna mie�
weselsz� mink�. Prosz� tu
przyj��, panno Jane; panience na
imi� Jane, prawda?
- Tak, prosz� pana, Jane Eyre.
- Ot� panienka p�aka�a; czy
mo�e mi panienka powiedzie�
dlaczego? Czy panienk� co boli?
- Nie, prosz� pana.
- Ach! My�l�, �e ona p�acze,
poniewa� nie mog�a wyjecha� z
pani� powozem - wtr�ci�a Bessie.
- Z pewno�ci� nie dlatego. Za
du�a jest na tak� dziecinad�.
I ja to samo my�la�am, a
dotkni�ta w mi�o�ci w�asnej tym
nies�usznym zarzutem,
odpowiedzia�am czym pr�dzej:
- Nigdy w �yciu dla czego�
podobnego nie p�aka�am; nie
cierpi� je�dzi� powozem. P�acz�,
bo jestem nieszcz�liwa.
- O, mog�aby si� panienka
wstydzi�! - rzek�a Bessie.
Poczciwy aptekarz zdawa� si�
troch� zdziwiony. Sta�am przed
nim; przygl�da� mi si� d�ugo;
mia� ma�e, siwe oczy, nie bardzo
jasne, ale dzi� nazwa�abym je
bystrymi; twarz jego o surowych
rysach mia�a wyraz poczciwo�ci.
Przypatrzywszy mi si� do woli,
powiedzia�:
- Wskutek czego to panienka
zachorowa�a?
- Upad�a - rzek�a Bessie, zn�w
si� wtr�caj�c.
- Upad�a! To znowu jak ma�e
dzieci�tko! Czy to ona nie umie
chodzi� w tym wieku? Musi mie�
chyba z osiem albo dziewi�� lat.
- Upad�am, bo mnie uderzono -
da�am �mia�e wyja�nienie, kt�re
wyrwa�a ze mnie zn�w bole�nie
dotkni�ta duma. - Ale to nie od
tego zachorowa�am - doda�am,
podczas gdy pan Lloyd za�ywa�