2085

Szczegóły
Tytuł 2085
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2085 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2085 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2085 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Dom Wydawniczy REBIS wyda� nast�puj�ce ksi��ki PHILIPAK. DICKA Doktor Bluthgeld Ubik Trzy stygmaty Palmera Eldritcha Galaktyczny druciarz Mo�emy ci� zbudowa� Przez ciemne zwierciad�o Labirynt �mierci Opowiadania najlepsze Wyznania �garza S�oneczna loteria Czas poza czasem w przygotowaniu �wiat wed�ug Jonesa A teraz zaczekaj na zesz�y rok PHILIP K. DICK CZ�OWIEK O JEDNAKOWYCH Z�BACH Prze�o�y� Tomasz Hornowski Dom Wydawniczy REBIS Pozna� 2000 Tytu� orygina�u The Ma� Whose Teeth Wer� Ali Exactly Alike Copyright (c) 1984 by The Estate of Philip K. Dick Ali rights reserved Copyright (c) for the Polish edition by REBIS Publishing House Ltd., Pozna� 2000 Redaktor Grzegorz Dziamski Opracowanie graficzne ok�adki Jacek Pietrzy�ski Ilustracja na ok�adce Beav Regard / MASTERFILE / EAST NEWS Wydanie I ISBN 83-7120-871-5 Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o. ul. �migrodzka 41/49, 60-171 Pozna� tel. 867-47-08, 867-81-40; fax 867-37-74 e-mail: [email protected] www.rebis.com.pl Sk�ad Gda�sk, tel./fax (0-58) 347-64-44 Dla Vincenta F. Evansa Cz�owieka o jednakowych z�bach Philip K. Dick napisa� zim� i wiosn� 1960 roku w Point Reyes Station na zam�wienie wydawnictwa Harcourt, Brace and Company w Nowym Jorku. Podobnie jednak jak dziesi�� innych nale��cych do g��wnego nurtu (nie fantastyczno-naukowych) powie�ci Dicka z lat pi��dziesi�tych, i ta nie doczeka�a si� wydania bezpo�rednio po uko�czeniu. W chronologii tw�rczo�ci Dicka Cz�owiek o jednakowych z�bach zajmuje miejsce mi�dzy Wyznaniami �garza a Cz�owiekiem z Wysokiego Zamku - powie�ci� uhonorowan� nagrod� Hugo, kt�ra rozpocz�a nowy etap w karierze pisarza. Paul Williams wykonawca testamentu literackiego Philipa K. Dicka Rozdzia� pierwszy Technik z West Marin Water Company rozrzuci� nog� kamienie i li�cie, ods�aniaj�c p�kni�t� rur�, kt�ra za�ama�a si� pod ci�arem nale��cej do hrabstwa furgonetki, gdy ta najecha�a na ni� podczas cofania. Samoch�d przywi�z� ekip� robotnik�w komunalnych, kt�rzy mieli przyci�� drzewa rosn�ce przy drodze; od tygodnia wspinali si� na cyprysy i pi�owali ga��zie. To w�a�nie ci robotnicy zatelefonowali z pobliskiej po�arniczej wie�y obserwacyjnej do Carquinez, gdzie mie�ci�o si� przedsi�biorstwo wodoci�gowe. Technik nie mia� pretensji do kierowcy furgonetki, cho� z powodu awarii musia� przejecha� dwadzie�cia mil. Rury by�y stare i kruche. Co najmniej raz w tygodniu kt�ra� z nich p�ka�a - czasem nast�pi�a na ni� krowa, innym razem kruszy�a si� pod naporem korzeni drzew. Technik wielokrotnie powtarza� klientom firmy, �e rury nale�y wymieni�. Nie robi� z tego tajemnicy. M�wi� te�, �e latem, kiedy ci�nienie wody spada, w�a�ciciel przedsi�biorstwa wodoci�gowego powinien uruchamia� pomp� wspomagaj�c�. M�wi� o tym tak�e w�a�cicielowi. Poniewa� jednak firma nie przynosi�a �adnego zysku i ka�dego roku trzeba by�o do niej dop�aca�, w�a�ciciel postanowi� j� sprzeda� i do minimum ogranicza� koszty eksploatacyjne. Technik wspi�� si� na wzg�rze i znalaz� p�kni�cie: 9 mi�dzy dwoma cyprysami wida� by�o ciemn� plam� wody. Nie mia� jednak zamiaru si� spieszy�. Spomi�dzy drzew dobieg�y go dzieci�ce g�osy i zobaczy� id�cego na czele grupki m�odzie�y m�czyzn�, kt�ry m�wi� do swych podopiecznych i pokazywa� na co� palcem. Technik rozpozna� w nim nauczyciela czwartej klasy, pana Whartona, kt�ry wybra� si� z uczniami na szkoln� wycieczk�. Na poboczu, nieopodal furgonetki przedsi�biorstwa wodoci�gowego, sta� zaparkowany samoch�d kombi. Pan Wharton i jego gromadka przyszli t� sam� �cie�k� co technik i obaj m�czy�ni stan�li twarz� w twarz. - Znowu p�k�a rura - odezwa� si� technik. - Wcale mnie to nie dziwi - powiedzia� pan Wharton. - Idzie pan do kamienio�om�w? - Wapienne kamienio�omy znajdowa�y si� kilometr od drogi, przy �cie�ce. Technik wiedzia�, �e co roku pan Wharton pokazuje je uczniom. - Tak, znowu- odpar� z u�miechem pan Wharton. Twarz mia� zaczerwienion� od marszu, a czo�o zroszone potem. - Niech pan nie pozwala dzieciakom �azi� po rurze -za�artowa� mechanik. Obaj roze�mieli si� na my�l, �e stara, skorodowana rura mog�aby p�kn�� pod ci�arem dzieci. Nie by�o to jednak nazbyt �mieszne i obaj spowa�nieli. Dzieci rzuca�y w siebie sosnowymi szyszkami, krzycza�y i papla�y. - My�li pan, �e Bob Morse ma racj�, m�wi�c o zanieczyszczeniu wody? - zapyta� pan Wharton. - Tak - odpar� technik. - Bez w�tpienia. Widz�c, �e nie rozz�o�ci� go swoim pytaniem, Wharton doda�: - Czasami jest tak m�tna, �e nie wida� dna miski. I zostawia plamy na ust�pie. - To przez rdz� z rur - poinformowa� go technik. -Nie ma powodu do niepokoju. - Stop� rozgarn�� ziemi� i obaj m�czy�ni spojrzeli w d�. - Bardziej martwi� mnie 10 �cieki z szamb, kt�re przes�czaj� si� do rur. W okolicy nie ma ani jednej studni, w kt�rej by�aby czysta woda. I niech pan nie wierzy, gdy kto� twierdzi, �e jest inaczej. Pan Wharton skin�� g�ow�. - W tym rejonie w og�le nie powinno si� korzysta� ze studni - ci�gn�� technik. - Wielu ludzi, kt�rym nie podoba�a si� nasza mulista woda, wykopa�o sobie studnie, w kt�rych mieli �adn�, na poz�r czyst� wod�. Ale ta ich woda jest dziesi�� razy bardziej zanieczyszczona ni� dostarczana przez nasz� firm�. Jedyne szkodliwe substancje, jakie mog� si� dosta� do naszej wody... Nie m�wi� o tym, jak wygl�da, liczy si� nie to, co wida�... Kr�tko m�wi�c, chodzi o zanieczyszczenia przes�czaj�ce si� do rur. A do tego potrzeba wiele czasu, nawet w wypadku tak starych i skorodowanych rur jak te. - Wyra�nie si� rozkr�ci� i zacz�� m�wi� podniesionym g�osem. - Rozumiem - rzek� Wharton. Szli jaki� czas obok siebie; dzieci pod��a�y za nimi. - �adny dzie�, w og�le nie ma wiatru - zauwa�y� pan Wharton. - Tutaj, bli�ej oceanu, jest ch�odniej. Ja pochodz� z San Rafael. Tam s� naprawd� piekielne upa�y. - Uff, nie znosz� tej spiekoty w dolinie. Obaj m�czy�ni toczyli podobne rozmowy z niemal ka�d� napotkan� osob�. Czasem rozmawiali o lekarstwach, jakie doktor Terance, lekarz rejonowy, przepisywa� pacjentom, a tak�e o medykamentach sprzedawanych przez aptekarza z Carquinez ludziom, kt�rych nie by�o sta� na wizyt� u doktora Terance'a. Lekarz by� m�odym, wiecznie zaj�tym cz�owiekiem. Je�dzi� nowym chryslerem, a w weekendy nigdy nie by�o go w swoim rejonie. Gdyby w sobot� lub niedziel� wydarzy� si� wypadek samochodowy, ranni mieliby pecha. Musiano by ich zawie�� na drug� stron� g�ry Tamahjaseff -do Mili Yalley. - No to jeste�my przy cmentarzu - stwierdzi� pan Wharton. - Prosz�? - Naszym nast�pnym przystankiem jest cmentarz. Nie wiedzia� pan, �e tu obok jest ma�y cmentarzyk? Co roku prowadz� tam swoich uczni�w. Niekt�re nagrobki maj� nawet sto pi��dziesi�t lat. Wharton zamieszka� w tej okolicy ze wzgl�du na jej histori�. Ka�dy tutejszy farmer mia� kolekcj� grot�w strza�, igie� i topor�w zrobionych przez Indian. On tak�e mia� pi�kny zbi�r strza� i grot�w do w��czni z obsydianu - po�yskliwie czarnych i bardzo twardych. Umie�ci� go w szklanych gablotach ustawionych w holu szko�y podstawowej, by mogli je podziwia� rodzice uczni�w. Pod wieloma wzgl�dami Wharton by� lokalnym autorytetem w dziedzinie india�skich wyrob�w. Prenumerowa� "Scientific American" i trzyma� w domu w�e - w pracowni razem z minera�ami, skamielinami, muszlami olbrzymich �limak�w, odci�ni�tymi w skale �ladami robak�w i jajami rekina. Ze wszystkich swoich skarb�w najwy�ej ceni� skamienia�e trylobity, lecz podczas pokaz�w - czy to urz�dzanych w klasie, czy w domu - publiczno�� najbardziej entuzjastycznie przyjmowa�a promieniotw�rcze ska�y, kt�re w �wietle ultrafioletowym (mia� lamp� z �ar�wk� daj�c� takie �wiat�o) mieni�y si� wieloma kolorami. Ka�dy, kto znalaz� jaki� dziwny minera�, ro�lin�, ptasie jajo lub co�, co wygl�da�o na skamielin� albo wyr�b india�ski, szed� z tym do niego. Prawie zawsze Wharton potrafi� orzec, czy znalezisko jest cenne, czy nie. Niewielki, stary, bardzo zaniedbany cmentarz, o kt�rym wiedzia�o tylko paru doros�ych z tej okolicy, na pewno mia� warto�� historyczn�: le�eli tu pochowani pierwsi osadnicy. Na nagrobkach, z kt�rych cz�� by�a przewr�cona, widnia�y stare szwajcarskie i w�oskie nazwiska. Sus�y rozkopa�y ziemi�, tote� wi�kszo�� ro�lin obumar�a, z wyj�tkiem krzak�w dzikich r�, kt�re rozros�y si� na wy�ej po�o�onym terenie. Najstarsze groby mia�y 12 drewniane krzy�e z wyci�tymi po amatorsku literami. Niekt�re ca�kowicie zakrywa�a wysoka trawa i owies. Cmentarz stale jednak odwiedzali ludzie - najwyra�niej z dalekich stron - i zostawiali na mogi�ach kwiaty. Co roku, kiedy przychodzi� tu ze swoj� klas�, znajdowa� s�oiki po majonezie, z kt�rych stercza�y zesch�e kwiaty lub, zwi�dni�te, zwiesza�y si� na boki. Wharton i jego klasa szli �cie�k� w stron� cmentarza, gdy do nauczyciela podbieg�a jedna z uczennic i zacz�a z nim rozmawia�. Wyrzuciwszy z siebie kilkana�cie zda� na r�ne tematy, zapyta�a go z wahaniem, czy wierzy w duchy. Co najmniej jedno z dzieci na ka�dej takiej wycieczce przychodzi�o do niego z podobnymi obawami, tote� nauczyciel by� do tego przyzwyczajony i mia� gotow� odpowied�. Zwracaj�c si� do ca�ej klasy, przypomnia� uczniom, jak to w szk�ce niedzielnej - ka�de dziecko z tej okolicy chodzi�o do szk�ki niedzielnej - pastor opowiada im o niebie. Skoro dusze umar�ych id� do nieba, m�wi� Wharton, to jakim cudem duchy mog� si� b��ka� po ziemi? Zwr�ci� im uwag�, �e skoro B�g daje cz�owiekowi dusz� - w ka�dym razie tak uczono dzieci - to musi j� te� zabra� z powrotem. Strach przed duszami umar�ych jest r�wnie niem�dry, co strach przed duszami ludzi jeszcze nie narodzonych, duszami przysz�ych pokole�. Urwa�, a po chwili, bardziej z nauczycielskiego obowi�zku, zwr�ci� im uwag� na jeszcze jeden fakt. Sp�jrzcie, powiedzia� do nich, wskazuj�c na otaczaj�ce ich drzewa, krzewy i ziemi�. Nie my�lcie tylko o ludziach, kt�rzy odeszli. Pomy�lcie o wszystkich formach �ycia, kt�re od milion�w lat pojawia�y si� na tym �wiecie i odchodzi�y. Dok�d odchodzi�y? Z powrotem do ziemi. Oto, czym w istocie jest ziemia: g�st� i �yzn� warstw�, z kt�rej wyrasta nowe �ycie, istnieje na �wiecie przez jaki� czas, po czym z powrotem do niej trafia. To cykliczny, naturalny proces. Wszystko, co umar�o, ci�gn�� nauczyciel, po��czy�o 13 si� ze sob� - od bakterii, poprzez ro�liny i ma�e zwierz�ta, a� po ludzi - i teraz spoczywa pod naszymi stopami. Jest przesz�o�ci�. To sprawiedliwy i doskona�y system. Przerwa� i wskaza� na usypany obok drzewa mandro�o stos gnij�cych li�ci i kredowobia�ych grzyb�w przeznaczonych na kompost. Wzi�� do r�ki gar�� nawozu, mieszanki ziemi i zgni�ych ro�lin, by pokaza� uczniom, jaka to �yzna i wilgotna substancja. Kaza� im j� pow�cha� i dotkn��. To samo dzieje si� z cz�owiekiem, rzek�. Nasi przodkowie r�wnie� podlegali temu procesowi. Tak jak w poprzednich latach, jego wyk�ad uspokoi� dzieci. Przesta�y si� ba�, ucich�y rozmowy i nerwowe chichoty. Dlatego je tutaj przyprowadzi�. Chcia�, by u�wiadomi�y sobie t� sytuacj�, by wiedzia�y, �e cykl rozwoju dotyczy r�wnie� ich. Nie b�jcie si� natury, powiedzia� im. I pami�tajcie, �e wszystko, co si� dzieje na ziemi, podlega jej prawom. Nic nie jest spod nich wyj�te. I tak, na sw�j spos�b, u�mierzy� ich zabobonny l�k, a przy tym jego wyja�nienie nie zaprzecza�o temu, co m�wi� katechizm i co s�ysza�y w szk�ce niedzielnej. Nauczanie w wiejskiej szkole podstawowej wymaga�o taktu. Rodzice jego uczni�w byli rolnikami o konserwatywnych pogl�dach w sprawach religii, polityki i obyczajowo�ci. Du�� cz�� klasy stanowili oci�ali umys�owo dwunastolatkowie, niemal debile, kt�rych ledwie mo�na by�o nauczy� czyta� i pisa�. W ko�cu i tak wracali na swoje farmy i zajmowali si� produkcj� mleka. Ich �ycie by�o z g�ry zaplanowane. Mia� r�wnie� w klasie par� bystrych dzieciak�w, kt�rych rodzice przenie�li si� z miasta, oraz ambitnych syn�w i c�rki miejscowych notabli: w�a�cicieli sklep�w, dentyst�w i przedstawicieli wolnych zawod�w. Mia� nawet kilkoro uczni�w z bardzo bogatych rodzin, kt�re mieszka�y w wielkich domach z frontonami wychodz�cymi na pla��. W oddali wida� by�o czubki granitowych pomnik�w -najwi�kszych i najbardziej okaza�ych. 14 Pana Whartona i jego uczni�w nie obchodzi�y jednak wysokie grobowce i pomniki znajduj�ce si� na �rodku cmentarza. Przyszli, by zobaczy� najstarsze mogi�y. Te, kt�re znajdowa�y si� na obrze�ach cmentarza, a nawet za otaczaj�cym go p�otem. Czy�by zsun�y si� po zboczu na pastwisko McRaego? A mo�e, kiedy kilkana�cie lat temu stawiano p�ot, nie zauwa�ono tych niepozornych grob�w? Wharton otwiera� bram� obserwowany przez kilka pas�cych si� kr�w, kt�rym nie wolno by�o wchodzi� na teren cmentarza. Jaki� ch�opiec szybko dopad� pierwszego grobu i przeczytawszy napis na kamieniu, zakrzykn��: - Prosz� pana, niech pan spojrzy! 1884! Leo Runcible, miejscowy po�rednik handlu nieruchomo�ciami, wi�z� swoim samochodem starsze ma��e�stwo, kt�re przez ca�� drog� narzeka�o na wiatr i wilgo�. Ma��onkowie uwa�ali, �e tutaj, bli�ej wybrze�a, klimat jest mniej zdrowy ni� w g��bi l�du. Wchodz�c do domu, kt�ry mieli obejrze�, m�czyzna stwierdzi�, �e dooko�a ro�nie za wiele paproci. Na chwil� przerwa� starcze narzekania, by zrobi� celn� uwag�: tam, gdzie rosn� paprocie, panuje du�a wilgotno��. - C� - powiedzia� Runcible - nie ma sprawy. Mog� panu pokaza� kilka dom�w w suchej wiejskiej okolicy. S� w doskona�ym stanie i kosztuj� tyle, ile jest pan sk�onny zap�aci�. Jechali w�a�nie, by je zobaczy�. Lecz by�y to tylko wiejskie zagrody, nie tak stylowe jak w�a�nie obejrzane przez nich domy znajduj�ce si� na wsch�d od wzg�rz w Bolinas. Poza tym wcale nie by�y w dobrym stanie. Runcible wiedzia� o tym i zdawa� sobie spraw�, �e dla starszego ma��e�stwa taki wiejski dom to po prostu cha�upa - zaniedbana i brudna. Domy te zbudowali pro�ci ludzie, m�ynarze i robotnicy drogowi. Na dodatek postawili 15 je na bagnistym terenie. Nie lubi� ich pokazywa�, stara� si� te� nie bra� ich w ofert�. Na mi�o�� bosk�, pomy�la�, czy chcecie do zmroku p�ta� si� po dworze, na wietrze i we mgle, czy te� wolicie sp�dzi� wiecz�r w salonie przy kominku? Przez ca�� drog� powtarza� sobie w duchu t� uwag�, bo wiedzia�, �e ta para nie kupi od niego �adnej wiejskiej cha�upy. Je�li mia�by im co� sprzeda�, to jaki� dom na wzg�rzach, ze stiukami i kryty dach�wk�, a nie chat� z bia�ym deskowaniem. - Czy tam, dok�d nas pan wiezie, domy stoj� na du�ych dzia�kach? - zapyta� m�czyzna. - Nie- odpar� Runcible, po czym doda�:- Lepiej mie� ma�o ziemi. - Ma��onkowie nadstawili uszu, bo zaciekawi� ich nacisk, z jakim po�rednik wypowiedzia� t� uwag�. - W pewnym wieku cz�owiek powinien si� wreszcie zacz�� cieszy� �yciem, a nie by� niewolnikiem kilku akr�w chwast�w, kt�re lokalne w�adze ka�� mu co roku pieli� ze wzgl�du na zagro�enie po�arem. Powiem panu co�: hrabstwo opublikowa�o list� ponad czterdziestu ro�lin, kt�re nie mog� rosn�� na pa�skiej ziemi. Musi pan wiedzie�, jak ka�da z nich wygl�da, i biada, je�li zauwa�� je na pa�skim polu, bo zap�aci pan s�ony mandat. - A co ich to obchodzi? - zapyta�a kobieta. - Idzie o bezpiecze�stwo byd�a - odpar� Runcible. -Mo�e si� pani zapozna� z t� list� w ka�dym urz�dzie pocztowym. Same trudne do wyplenienia chwasty, za to �atwo si� rozprzestrzeniaj�ce. Domy, kt�re wkr�tce mia� im pokaza�, sta�y przy gminnych drogach. Z ka�dego wida� by�o wszystkie pozosta�e. Na niekt�rych podw�rkach le�a�y wraki samochod�w. Zawsze go to denerwowa�o, ilekro� tamt�dy przeje�d�a�. Istnia�o teraz prawo stanowe... Przysz�o mu do g�owy, �e mo�e powinien napisa� do policji drogowej albo kogo� w San Rafael i poda� nazwiska winowajc�w. Oskar�y� ich o obni�anie warto�ci nieruchomo�ci, pomy�la�. Ale co takich jak oni obchodz� s�siedzi? 16 - Czym si� pan zajmuje, panie Diters? - zapyta� m�czyzn�. - Jestem na emeryturze. Pracowa�em w bankowo�ci. Przez wiele lat dla American Trust Company, a przedtem dla Crockera. Starsi pa�stwo zaznaczyli, �e dom nie mo�e kosztowa� wi�cej ni� dziewi�� tysi�cy dolar�w, lecz Runcible oceni�, �e da si� ich naci�gn�� na dziesi��, a nawet dziesi�� tysi�cy pi��set. Cieszy� si�, poniewa� mia� kilka dom�w w tej cenie. Pogoda dopisywa�a, a latem �atwiej si� pokazywa�o nieruchomo�ci ni� zim�, kiedy jest mokro i ch�odno. Po prawej stronie wida� by�o br�zowe pola i mostek nad zaro�ni�t� trzcinami wod�. - A jak tu jest z pr�dem i innymi mediami? - spyta�a pani Diters. - Nie ma gazu ziemnego, prawda? - Nie, ludzie korzystaj� z butanu w butlach - odpar� Runcible. - Pr�d dostarcza firma PG&E, a wod� West Marin Water Company, kt�ra mie�ci si� w Carquinez. - A �mieci? - zapyta� m�czyzna. - S� wywo�one raz na tydzie�. Jest r�wnie� firma, kt�ra opr�nia szamba. - Prawda, nie ma tu kanalizacji - odezwa�a si� kobieta. - To wiejska okolica - stwierdzi� Runcible. - Ale prosz� pami�ta�: nie trzeba p�aci� podatku miejskiego. Poza tym jest stra� po�arna w Carquinez, zast�pca szeryfa, lekarz, dentysta, sklep spo�ywczy, apteka, poczta - s�owem wszystko, co trzeba. Chcecie pa�stwo chodzi� piechot� do miasta czy te� wolicie je�dzi� samochodem? -Do biura Runcible'a przyjechali starym, ale bardzo dobrze utrzymanym czarnym packardem. - Raz w tygodniu mo�emy jecha� na zakupy do San Rafael - odpowiedzia� Diters. - My�l�, �e tak wypadnie taniej ni� gdyby�my kupowali w tutejszych sklepach. - Chwileczk� - odezwa� si� Runcible. - Taniej? - Nie 17 lubi� takiego nastawienia... Odbierania pracy lokalnym przedsi�biorcom i kupcom. To s� przecie� wasi s�siedzi, pomy�la�. Albo nimi b�d�. Poza tym trzeba tak�e wzi�� pod uwag� koszt benzyny plus czas potrzebny na pokonanie g�ry Tamalpais. To ca�odzienna wyprawa. - Wszystko mo�ecie pa�stwo kupi� na miejscu, i to po bardzo przyst�pnych cenach. I powiem pa�stwu jeszcze jedno: je�li nigdy w �yciu nie mieszkali�cie w ma�ej miejscowo�ci, czeka was mi�a niespodzianka. Tutejsi kupcy odpowiadaj� za towar, kt�ry sprzedaj�. Musz�, bo wiedz�, �e znowu was spotkaj�. Wasze dzieci razem si� bawi�, a je�li nie macie dzieci, i tak znacie wszystkich w okolicy. Wie��, �e w jakim� sklepie zostali�cie �le potraktowani, szybko si� rozniesie. Przemy�lcie to. Spotkacie si� pa�stwo z obs�ug� jak za dawnych dobrych czas�w. Wszystko tu si� opiera na osobistych kontaktach. Kiedy to m�wi�, zjecha� z gminnej szosy na piaszczyst� drog� prowadz�c� do posesji. W oddali, za bambusowym gajem, wida� by�o chat� Petersona. Mi�dzy przepe�nionymi kub�ami na �mieci bawi�o si� kilkoro brudnych dzieci. - To nie jest, rzecz jasna, lepsza cz�� tutejszej spo�eczno�ci - mrukn�� pod nosem. - Wi�kszo�� z tych, kt�rzy tu mieszkaj�, nie ma sta�ej pracy. Ale to dobrzy i uczciwi ludzie. - Zatrzyma� samoch�d i otworzy� drzwi. Pani Peterson wysz�a na werand� parterowego, czteropokojowego domu i pokiwa�a do nich. Runcible odwzajemni� pozdrowienie. Ujadaj�c, nadbieg� pies. Nie wysiadaj�c z samochodu, pan Diters o�wiadczy�: - Nie s�dz�, �eby to nas interesowa�o. - Te� tak my�l� - zgodzi�a si� jego �ona. Wida� by�o, �e nie maj� ochoty nawet obejrze� domu. Chcieli od razu jecha� dalej. - Cena jest bardzo umiarkowana - rzek� Runcible, zadowolony z rozwoju sytuacji. Chcieli�cie tu przyjecha�, to macie, powiedzia� sobie. Gdy obejrzycie ca�y Zak�tek Biedoty, z rado�ci� kupicie dom na wzg�rzu w Bolinas. 18 - Takie tu pustkowie - zauwa�y�a pani Diters. - Owszem, cz�owiek czuje si� tu troch� samotny, ale tylko z pocz�tku - odpar� Runcible ze wsp�czuciem w g�osie. - Ludzie s� bardzo przyja�ni, skorzy do pomocy. Nikt nie zamyka drzwi na klucz. Zapali� silnik i ruszy�. Ma��onkowie kiwn�li g�owami z wdzi�czno�ci�. Runcible nie pochodzi� z tych stron. Przed wojn� mieszka� w Los Angeles. W 1940 roku wst�pi� do marynarki i cztery lata p�niej dowodzi� kutrem torpedowym operuj�cym u wybrze�y Australii. Tego roku odni�s� sw�j najwi�kszy w �yciu sukces. Jak sam zwyk� mawia�, by� Jedynym �ydem, kt�ry zatopi� japo�sk� ��d� podwodn� w �wi�to Jom Kipur". Po wojnie zaj�� si� handlem nieruchomo�ciami w San Francisco. W 1955 roku kupi� letni domek w Carquinez; chcia� mieszka� blisko wody. Od razu te� zorganizowa� jachtklub, a w�a�ciwie wskrzesi� jego dzia�alno��. Trzy lata temu, w 1957 roku, przeni�s� do Carquinez swoje biuro. Jedynym jego konkurentem by� niezbyt rzutki, podstarza�y jegomo�� nazwiskiem Thomas, kt�ry przez trzydzie�ci pi�� lat mia� monopol w Carquinez na sprzeda� nieruchomo�ci i polis ubezpieczeniowych. Thomas wci�� po�redniczy� w kupnie i sprzeda�y dom�w mi�dzy starymi mieszka�cami, lecz wszystkich nowych klient�w, kt�rzy przyjechali w te strony -zar�wno m�odych, jak i starych - przej�o biuro Runcible'a. Og�oszenia, kt�re zamieszcza� w gazetach wychodz�cych w San Rafael, zwabi�y wielu nabywc�w, kt�rzy w innym razie nigdy by si� nie dowiedzieli o istnieniu Carquinez. Miasto le�a�o nad brzegiem oceanu, nieco na p�noc od Bolinas, odci�te od reszty hrabstwa Marin g�r� Tamalpais. Kiedy� by�o nie do pomy�lenia, �eby mieszka� na zach�d od g�r, a pracowa� w San Francisco lub w p�askiej cz�ci hrabstwa. Lecz teraz drogi i samochody by�y lepsze, tote� z miesi�ca na miesi�c coraz wi�cej 19 ludzi przyje�d�a�o, by si� osiedli� w hrabstwie Marin. Wi�ksze miasta stawa�y si� zat�oczone, a ceny nieruchomo�ci sz�y w g�r�. - Jakie �adne drzewa - zachwyci�a si� pani Diters. Znowu jechali przez las. - Po tej spiekocie w cieniu jest bardzo przyjemnie. Skrajem drogi maszerowa�a grupka dzieci. Na przedzie szed� m�czyzna. Runcible pozna� go. W�r�d dzieci by� jego dziewi�cioletni syn, Jerome. Nauczyciel, pan Wharton, pokaza� dzieciom, �eby zesz�y z drogi i przepu�ci�y samoch�d; uczniowie stan�li na poro�ni�tym traw� poboczu. Niekt�rzy rozpoznali studebakera Runciblea i pomachali im r�k�. Po�rednik zobaczy�, jak na twarz syna wyst�puje u�miech, i chwil� p�niej r�ka Jerome'a kilkakrotnie unios�a si� i opad�a. - Piesza wycieczka - powiedzia� do Diters�w. - Czwartoklasi�ci z naszej szko�y podstawowej. - Machanie r�kami, u�miech na twarzy syna i pozdrowienie pana Whartona, kt�ry go rozpozna�, sprawi�o, �e rozpiera�a go rado�� i duma. Gdyby�cie tu pomieszkali przez jaki� czas, do was te� by pomachali, pomy�la� Runcible. Dobrze by wam tu by�o - samotnym, starym ludziom z miasta marz�cym o miejscu, w kt�rym u schy�ku �ycia czuliby si� bezpieczni i potrzebni. Oddam wam przys�ug�, pomy�la�, i osiedl� w tej okolicy. Tu, gdzie wszyscy si� znaj�. Powoli i statecznie pomacha� do uczni�w szko�y podstawowej w Carquinez, ukradkiem dostrzegaj�c, �e Ditersowie nie spuszczaj� z niego wzroku. W ich oczach wida� by�o t�sknot� i zazdro��. W tym momencie wiedzia� ju�, �e sprzeda im dom. Kto wie, mo�e jeszcze podczas tego dnia? Mia� to jak w banku. Rozdzia� drugi Walter Dombrosio postawi� dwie puszki farby olejnej przy drzwiach mieszcz�cego si� na parterze warsztatu. - S�uchacie meczu?- zagadn�� m�czyzn stoj�cych przy tokarkach. - Willy w�a�nie zepsu� zagranie. Ch�opak zamiataj�cy pod�og� przystan�� z szufelk� pe�n� wi�r�w i stwierdzi�: - Tak czy owak, Giganci zdobyli punkt. - Ten nowy na drugiej bazie jest naprawd� dobry -odezwa� si� jeden z pracownik�w, po czym wszyscy w��czyli tokarki. Ich ryk przerwa� rozmow�. Dombrosio i ch�opak umilkli. - Ch�opaki, m�wi� wam- rzek� Dombrosio, odczekawszy, a� ha�as ucichnie. - Chyba bym si� zabi�, gdybym zepsu� zagranie na oczach czterdziestu tysi�cy ludzi. - W zasadzie nie interesowa� si� baseballem, ale uwa�a�, �e kiedy zachodzi na d� do warsztatu, powinien zapyta� pracownik�w, co s�dz� o meczu; w ten spos�b pokazywa� im, �e on r�wnie� interesuje si� tym, co si� dzieje na boisku, i �e cho� pracuje na g�rze i nosi krawat, jest takim samym cz�owiekiem jak oni. - Za bardzo si� stara� - doda�. - To dowodzi, �e nigdy nie nale�y si� za bardzo stara�. Jeden z pracownik�w skin�� g�ow� i znowu w��czy� tokark�. Nie obchodzi ich moje zdanie, pomy�la� Dombrosio. Czuj�c, �e oblewa si� rumie�cem, podni�s� puszki 21 z farb� i ruszy� w kierunku schod�w. Przyspieszaj�c lekko kroku, wszed� na g�r�. Na pi�trze, gdzie sufit gin�� w�r�d krokwi, spraw� o�wietlenia za�atwia�y jarzeni�wki na n�kach. W przeciwie�stwie do warsztatu, �wiat�o s�oneczne tutaj nie dociera�o. W k�tach by�o zimno i ciemno... P�yty z cello-teksu poch�ania�y d�wi�k i nadawa�y biuru nowoczesny i wystudiowany wygl�d. Pomieszczenia, w kt�rych projektowano nowe opakowania do ry�u i piwa, te� powinny si� odpowiednio prezentowa�, cho�by mie�ci�y si� tylko w magazynie w portowej dzielnicy San Francisco. Belki z surowego drewna - wszystko by�o do siebie dopasowane. Przy schodach recepcja i p�ki z pr�bkami: ich opakowaniami. Dombrosio sam tu wszystko wymalowa� i po�o�y� cellotex. Materia� ten w jaki� dziwny spos�b t�umi� stukot elektrycznej maszyny do pisania sekretarki, tak �e trudno by�o zgadn��, jakiej wielko�ci s� pomieszczenia. D�wi�ki gin�y w ich zakamarkach. W rzeczywisto�ci biuro Lausch Company by�o ma�e. Drzwi, kt�re udawa�y, �e prowadz� do pracowni, tak naprawd� by�y drzwiami do szaf. Nios�c farby, Dombrosio wszed� do odgrodzonej cz�ci biura, gdzie projektowano nowe opakowania. Jednak nawet ta najwa�niejsza cz�� firmy by�a niewielka. Wype�nia�y j� biurka i deski kre�larskie trzech projektant�w. M�czyzna siedz�cy przy pierwszym biurku sprawia� wra�enie, jakby zrobi� sobie przerw� w pracy. Zas�ania�y go puszki piwa Lucky Lager. Sta�y pionowo i wygl�da�y na pe�ne. B�yszcz�cy metal nie nosi� �lad�w otwierania. - Cze��, Walt - przywita� go z u�miechem Bob Fox. Wzi�� jedn� z puszek i poda� Dombrosiowi. - Przy��cz si� do mnie. Puszki by�y oczywi�cie z gipsu. Gdy si� je wzi�o do r�ki, czu�o si�, �e jak na aluminiowe pojemniki s� zbyt 22 ci�kie i masywne. Jedynie wygl�da�y na prawdziwe puszki z piwem, ale to w zupe�no�ci wystarcza�o. Na zdj�ciu lub na p�kach zaaran�owanego przez nich sklepu spo�ywczego b�d� sprawia�y wra�enie prawdziwych. We w�a�ciwym czasie przedstawiciel firmy Lucky Lager dzi�ki nim zdecyduje o przyj�ciu b�d� odrzuceniu nowego wzoru opakowania. Udaj�c, �e pij� piwo, Dombrosio i Fox odprawili sw�j prywatny rytua�: wyimaginowan� konsumpcj� nie istniej�cej zawarto�ci pojemnika. Czasem pili piwo, innym razem jedli niewidzialne p�atki owsiane, lody, mro�one warzywa lub palili sztuczne papierosy. Raz pokazali nawet sekretarce par� niewidocznych nylonowych po�czoch. �wiat pozor�w... - Nie za ciep�e? - spyta� Fox, wskazuj�c na atrapy. -Je�li wolisz ch�odniejsze, we� sobie z lod�wki. - Nie, dzi�kuj�, jest w sam raz. Wci�� trzymaj�c puszk� piwa w r�ku, Dombrosio podszed� do swojego sto�u. - Moje opakowanie - upomnia� go Fox i ruszy� za nim, by odebra� swoj� w�asno��. Dombrosio odda� mu puszk� i usiad� przy biurku, by podj�� prac� w miejscu, w kt�rym j� przerwa�. - Nad czym pracujesz? - zapyta� go Fox. Wzi�� le��cy na stole odlew gipsowy i obejrza� go okiem eksperta. - Nie znam tego projektu. Czy�by to by�a os�ona na zderzak dla tego francuskiego samochodu? - Nie - zaprzeczy� Dombrosio, odbieraj�c mu odlew. -To co�, nad czym pracuj� w wolnym czasie - wyja�ni�. -Taki �art. - Ach, rozumiem. - Fox kiwn�� g�ow�. - Jeden z twoich niewinnych dowcip�w. - Inny z projektant�w, Pete Quinn, przerwa� prac� i Fox zwr�ci� si� do niego: - Pami�tasz jego �art o Henrym Fordzie? - Nie czekaj�c na odpowied�, zacz�� powtarza� opowie�� Dombrosia o jednym z jego szalonych uniwersyteckich wybryk�w. 23 W owych czasach, a by�o to w latach czterdziestych, Walt Dombrosio mia� mn�stwo troch� starszych od siebie koleg�w, kt�rzy wyjechali do Dearborn, by pracowa� dla Forda. Mia� wtedy domowy warsztat, kt�ry urz�dzi� sobie w gara�u, i postanowi� zrobi� sobie przebranie. Zacz�� od maski z gumy w zielonym odcieniu sk�ry nieboszczyka, z wystaj�cymi z�bami, zapadni�tymi policzkami i w�osami porastaj�cymi czo�o niczym k�pki mchu. Potem uszy� sobie workowaty p�aszcz i czarne bufiaste spodnie. Do tego kamasze i trzcinowa laska. B��dz�c po omacku, odwiedzi� w tym stroju kilku projektant�w pracuj�cych dla Forda. Zrobi� na nich wra�enie: wygl�dali, jakby zobaczyli samego Starego, kt�ry wsta� z grobu. To, co kiedy� by�o hobby, sta�o si� teraz jego zawodem. - Chcia�bym zobaczy� miny tych facet�w, kiedy Walt zastuka� do drzwi i wszed� do �rodka, mamrocz�c co� pod nosem i macaj�c powietrze przed sob� jak �lepiec -doko�czy� Fox i roze�mia� si�. Quinn tak�e si� u�miechn��. - Wyci��e� inne podobne numery? - zapyta�. Pracowa� w firmie najkr�cej, dopiero od miesi�ca. - Che, che, by�o ich tyle, �e nie potrafi� zliczy� - za�mia� si� Dombrosio. - Ten kawa�, kt�ry zrobi�em ch�opakom od Forda, to pestka. Opowiem wam o czym� naprawd� godnym uwagi. Dombrosio zdawa� sobie spraw�, �e by� to okrutny dowcip, tote� gdy o nim opowiada�, zmieni� troch� przebieg zdarze�, tak by wszystko wygl�da�o oryginalniej i �mieszniej. Uda�o mu si�. Uznanie maluj�ce si� na twarzach s�uchaj�cych go m�czyzn zach�ci�o go do dalszego ubarwiania opowie�ci. Stwierdzi�, �e pod koniec opowiadania wymachuje r�kami, plastycznie odmalowuj�c wydarzenie w trzech wymiarach. Gdy sko�czy�, Fox i Quinn odeszli, a on usiad� samotnie przy biurku. Ogarn�y go lekkie wyrzuty sumienia. Przede wszystkim by�o mu wstyd z powodu upi�kszenia 24 opowie�ci. Kiedy m�wi�, zapomnia� o bo�ym �wiecie, lecz p�niej, gdy zosta� sam i emocje opad�y, nie mia� nic, co by mu s�u�y�o za tarcz�. Z jednej strony- z praktycznego punktu widzenia - grozi�o mu, �e okrzykn� go �garzem. Kto wie, mo�e ju� cieszy� si� tak� opini� u niekt�rych pracownik�w Lausch Company. Ludzie �miali si� z jego opowie�ci, lecz za jego plecami mrugali do siebie porozumiewawczo i m�wili o nim to, co -jak s�ysza� -m�wili te� o innych: �e nie mo�na mie� do nich zaufania. A zaufanie u ludzi, zw�aszcza w kwestii prawdom�wno�ci, to jedna z najwa�niejszych spraw. Przysz�o mu do g�owy, �e cz�owiek, kt�ry nie m�wi prawdy, przypuszczalnie nie potrafi jej odr�ni� od k�amstwa. Do podobnego wniosku mog� doj�� jego wsp�pracownicy. A w jego pracy umiej�tno�� odr�nienia fakt�w od fikcji ma powa�ne nast�pstwa ekonomiczne. W ka�dym razie po�rednio. Siedz�c przy biurku, pr�bowa� - jak to cz�sto robi� -postawi� si� w ich po�o�eniu. Spr�bowa� sobie wyobrazi�, jak wygl�da w ich oczach. Wysoki, co do tego nie ma w�tpliwo�ci, o wypuk�ym czole i przerzedzonych w�osach. Okulary zbyt ciemne i ci�kie, nadaj�ce mu wygl�d intelektualisty, jak to okre�li�a jego �ona. Typ naukowca z badawczym, zatroskanym spojrzeniem. Odsun�� si� z krzes�em od biurka i rozejrza�, by sprawdzi�, czy nikt go nie obserwuje. Nie obserwowa�. Ostro�nie opu�ci� wi�c r�k� i wsun�� j� w spodnie. Robi� to wielokrotnie w ci�gu ostatnich kilku miesi�cy. Zawsze, ilekro� zabola�o go w pachwinie. Kiedy ni�s� puszki z farb�, zn�w poczu� uk�ucie b�lu i musia� dotkn�� bol�cego miejsca. Nie m�g� si� powstrzyma�. Nie, pachwina jest w porz�dku. Nie ma mi�kkiej, ciastowatej opuchlizny. Pomasowa� znajome miejsce, czuj�c niech�� do swojego cia�a. Nie lubi� tego robi�, ale musia�. Przypu��my, �e pewnego dnia, kiedy go zaboli, znowu, jak przed kilku laty, wyczuje opuchlizn�? Co wtedy? Jednak operacja? 25 Przepuklina przypuszczalnie by�a zaleczona, cho� nie wyleczona ca�kowicie. A nawet je�li si� wyleczy�, mo�liwy jest przecie� nawr�t choroby. Wystarczy podnie�� zbyt ci�ki karton albo wyci�gn�� r�ce przy zmienianiu �ar�wki... I zn�w poczuje ten okropny rozdzieraj�cy b�l i albo przez kolejne lata b�dzie musia� nosi� pas, albo czeka go d�ugo odk�adana operacja. A na dodatek to ryzyko - ryzyko, �e po operacji mo�e by� bezp�odny. On, kt�ry jeszcze nie ma dzieci, mia�by si� sta� bezp�odny. Masuj�c niezdecydowanie pachwin�, ujrza� nagle k�tem oka jaki� ruch. Kto� szed� w jego stron�. Wyrwa� r�k� ze spodni w tym samym momencie, kiedy przybysz stan�� przed jego biurkiem. Poczu� okropne za�enowanie, co� w rodzaju dzieci�cego wstydu z powodu przy�apania na... Podobnie musia�a si� czu� kobieta, kt�ra przed nim stan�a. Zarumieni� si� i uciek� spojrzeniem w bok, przelotnie dostrzegaj�c damski p�aszcz, torebk� i gustownie ubran� posta� z kr�tko obci�tymi w�osami. I wtem u�wiadomi� sobie, �e kobieta, kt�ra przed nim stoi, jest jego �on�. Sherry zdoby�a si� na przyj�cie do jego biura. Prosz�, prosz�. Podni�s� wzrok i stwierdzi�, �e bacznie go obserwuje. Jego poczucie winy wzros�o. Wiedzia�, �e uwidoczni�o si� to na jego twarzy. - Co robi�e�? - zapyta�a. - Nic - odpar�. - Czy tym zajmujecie si� przez ca�y dzie�? Dombrosio siedzia� ze spuszczon� g�ow�, splataj�c i rozplataj�c d�onie. - Przysz�am, �eby� mi zrealizowa� czek - zaszczebiota�a Sherry. - Chc� p�j�� do fryzjera, a potem na lunch. - Jak dosta�a� si� do miasta? - Samoch�d rzecz jasna wzi�� on, �eby pojecha� do pracy. A teraz auto znajdowa�o si� w warsztacie i w og�le nie by�o na chodzie. - Doi�y Fergesson mnie podwioz�a. - Usiad�a, otworzy�a torebk�, wyci�gn�a pi�ro i ksi��eczk� czekow� i zacz�a wypisywa� blankiet. 26 - Przejecha�a� taki kawa� drogi tylko po to, by p�j�� do fryzjera? - Owszem. - Poda�a mu czek i zacz�a chowa� pi�ro i ksi��eczk� czekow� do torebki. - Czemu mi go dajesz? Sama id� z nim do ksi�gowo�ci. Mam du�o pracy. - Kiedy przysz�am, nie pracowa�e� - odpar�a jego �ona. - Pos�uchaj, spiesz� si�. - Patrzy�a na niego ch�odno i wyzywaj�co, a� w ko�cu Dombrosio z�ama� si� i wzi�� czek. - Dzi�ki - rzuci�a. Kilka minut p�niej sta� w biurze, czekaj�c, a� ksi�gowy przyniesie pieni�dze. Z miejsca, w kt�rym si� znajdowa�, widzia� Sherry. Chodzi�a od biurka do biurka, rozmawiaj�c z projektantami. Wszyscy j� oczywi�cie znali i witali z u�miechem. Przygl�da�a si�, kto nad czym pracuje. Gdyby�cie j� lepiej znali, nie chwaliliby�cie si� tym, co robicie, pomy�la� Dombrosio. Zawsze si� obawiali�cie przenikni�cia szpieg�w do biura. A teraz ona ukradnie wam pomys�y. Rozpowie o nich na mie�cie. Jego �ona czu�a si� tu jak ryba w wodzie. �atwo znajdowa�a wsp�lny j�zyk z projektantami. Siedz�c na kraw�dzi biurka, wygl�da�a bardzo szykownie w swojej br�zowej we�nianej sukience, sanda�ach i r�cznie robionych kolczykach. Wr�ciwszy najszybciej, jak m�g�, Dombrosio stan�� obok �ony i Quinna, kt�ry pokazywa� jej swoje rysunki. Byli tak zaj�ci, �e go nie zauwa�yli. Wygl�da�o na to, �e Sherry wytkn�a mu jaki� b��d, bo Quinn marszczy� czo�o. Zaraz ci powie, co �le zrobi�e�, pomy�la� Dombrosio. - Zobaczysz, �e ci dobrze doradzi - rzuci� na g�os. Powiedzia� to �artobliwym tonem, tote� zar�wno Sherry, jak i Quinn u�miechn�li si�. Ten ostatni jednak wci�� przygl�da� si� rysunkowi. - Sherry przez rok studiowa�a w akademii sztuk plastycznych - rzek� Dombrosio. 27 - Trzy lata - poprawi�a cicho. - Och, wybacz - rzuci� lekcewa��co. - I zapominasz o moich pracach. - Jakich pracach? - Mobilach. - P�ywaj�cych kawa�kach drewna - poinformowa� Quinna. - A tak�e o wyrobach ze sk�ry i o mojej bi�uterii, kt�r�, wci�� robi�, mimo wielu zaj��- dopowiedzia�a Sherry. - Zaj�� polegaj�cych na siedzeniu w domu i zbijaniu b�k�w, czy tak? - Poczekajcie, a� b�dziecie mieli dzieci - mrukn�� Quinn. - To dopiero b�dzie dzie� - powiedzia�a Sherry. - Chcia�bym j� zobaczy� przy wiertarce - rzuci� Dombrosio, staraj�c si� pochwyci� spojrzenie Quinna, by mrugn�� do niego okiem. - Wiesz, czym by si� to sko�czy�o. Przewierci�aby sobie d�o� na wylot. - Chwyci� praw� r�k� �ony, ale mu j� wyrwa�a. Zobaczy� jednak smuk�e palce z pomalowanymi na zielono paznokciami. -Zielone - zauwa�y�, a do Quinna powiedzia�: - Pami�tasz, jak zrobili�my kiedy� manekin kobiety z zielonymi paznokciami i... co to by�o?... metalicznie srebrnymi w�osami. - Roze�mia� si�. - Wygl�da�a, jakby mia�a osiemdziesi�t lat. - To teraz modne kolory - o�wiadczy�a Sherry. Wstaj�c, wzi�a od niego pieni�dze. - Dzi�ki za zrealizowanie czeku. Do zobaczenia wieczorem. - Ruszy�a w kierunku drzwi. Dombrosio poszed� za ni�. - Przy okazji - zacz�a i urwa�a, jakby si� namy�laj�c. - Chc� ci� o co� zapyta�. Pami�tasz t� ��k� za domem, gdzie znajduje si� szambo? T� za patio. Mo�esz mi wyt�umaczy�, dlaczego zbiera si� tam woda? Dzi� rano zauwa�y�am ka�u�� wielko�ci... - Zrobi�a niezdecydowany ruch r�k�. - Niedu��. Trawa zd��y�a si� zazieleni�, wi�c chyba stoi tam co 28 najmniej od tygodnia. Biegn� tamt�dy dreny rozs�czaj�ce, prawda? To chyba z nich cieknie? - Owszem, nie s� w stanie odebra� ca�ej wody - zgodzi� si� Dombrosio. - Czy mamy pow�d do zmartwienia? - Nie, to normalne. - Jeste� pewny? - Tak. - No c� - rzek�a i utkwi�a w nim wzrok. Szaroniebieskie oczy spogl�da�y czujnie. - Czasem zbytnia pewno�� siebie nie pop�aca. - Kiedy ciecz odp�ywa rurami, jak na przyk�ad wtedy, gdy bierzesz k�piel lub robisz pranie... - zacz�� t�umaczy� poirytowany. - My�la�am, �e pralka powt�rnie wykorzystuje t� sam� wod�. - Owszem, lecz w ko�cu musi ona sp�yn��. Woda, kt�ra wydostaje si� na powierzchni�... c�, w tym miejscu jest najwyra�niej jakie� zag��bienie terenu. Pewnie od pocz�tku si� tam gromadzi�a, lecz dopiero teraz to zauwa�y�a�. - Zim� b�dzie gorzej. - Z pewno�ci�- potwierdzi�, staraj�c si� zachowa� cierpliwo��. - Poniewa� ziemia b�dzie wch�ania� mniej wody. - Mo�e powinnam zadzwoni� do Johna Floresa? Flores zajmowa� si� w okolicy napraw� szamb. - Nie - odpar� Dombrosio. - A wi�c nikomu nie mam o tym m�wi�? - Nikomu. - Ze stoj�cego obok biurka wzi�� notatnik, chwyci� pi�ro i zacz�� rysowa�. - Czy rozumiesz, jak dzia�aj� dreny rozs�czaj�ce? Z tego, co wp�ywa do szamba, zanieczyszczenia sta�e opadaj� na dno, gdzie rozk�adaj� je bakterie, natomiast woda przes�cza si� przez ten osad i drenami jest odprowadzona na zewn�trz do gruntu. Sherry przyjrza�a si� rysunkowi i powiedzia�a: 29 - Bardzo pouczaj�ce, ale mimo to zadzwoni�am do Arbartha. Jego firma zbudowa�a nasz dom. Dombrosio zagapi� si� na �on�, zaskoczony. Nie wiedzia�, co powiedzie�. - Co takiego? - odezwa� si� w ko�cu. - Kiedy do niego zadzwoni�a�? Czemu wcze�niej nie porozumia�a� si� ze mn�? Wzruszy�a ramionami. - Pojecha�e� do pracy. - Co powiedzia�? - Powiedzia�, �e o tej porze roku to nienormalne i �e to bardzo z�y znak. Przyjedzie jutro, najwcze�niej, jak b�dzie m�g�, �eby zrobi� ogl�dziny. By� mo�e b�dziemy musieli za�o�y� dodatkowe czterdzie�ci metr�w dren�w. -Na twarzy Sherry pojawi� si� lekki, kpi�cy u�miech. - Skoro do niego zadzwoni�a� - wydusi� w ko�cu - to dlaczego mnie pyta�a�, czy sprawa jest powa�na? Przecie� wiedzia�a�, �e jest. A poza tym powiedz mi, ile sobie za�yczy�? A mo�e nie by�a� �askawa go zapyta�? - Pi�� dolar�w za metr - odpar�a Sherry. Dombrosio przez chwil� milcza�, po czym powiedzia�: - A zatem dwie�cie dolar�w. - To sporo, ale chyba trzeba to zrobi�. Tak w ka�dym razie twierdzi Arbarth. - Sprawia�a wra�enie ca�kowicie opanowanej. - Nie... mamy dwustu dolar�w na rury - wycedzi� najwolniej, jak potrafi�. - Porozmawia�am szczerze z Arbarthem. Mo�emy mu zap�aci� w czterech ratach. Je�li, oczywi�cie, zdecydujemy si� skorzysta� z jego us�ug. Ale zadzwoni�am tak�e do Floresa. Trzeba zebra� jak najwi�cej ofert. - Powinna� to by�a najpierw om�wi� ze mn� - rzuci� ochryple. - Powinna� mi by�a powiedzie�; sam zadzwoni�bym do Arbartha. To nale�y do mnie, a nie do ciebie. Nie mam zamiaru wybuli� tyle forsy... Zatrudni� kilku licealist�w z okolicy, kupi� dreny u Grandiego, a �wir przywioz� z Tocalomy wynaj�t� ci�ar�wk�! 30 - Arbarth powiedzia�, �e k�opoty wzi�y si� st�d, �e instalacja od pocz�tku by�a �le wykonana. Trzeba to zrobi� dobrze. - Spojrza�a na zegarek, odwr�ci�a si� na pi�cie i szybko wysz�a. K�tem oka Dombrosio dostrzeg� Doi�y Fergesson stoj�c� w holu; ona r�wnie� by�a szykownie ubrana. Obie panie przygotowane by�y na ca�odzienne zakupy i wypad do restauracji. Gdy odprowadza� �on� wzrokiem, podszed� do niego Quinn. W r�ku trzyma� rysunek. - Nie wiem, o co jej chodzi�o - powiedzia�, podnosz�c rysunek i marszcz�c czo�o. - Wkurzy�a ci�. Nie martw si� z jej powodu. To tylko sfrustrowana malarka amatorka. Wiesz, jakie one s�. Gospodynie domowe, kt�re ca�ymi dniami nic nie robi� i nudz� si� jak mopsy. - Nagle jednak ogarn�y go wyrzuty sumienia, �e obgaduje w�asn� �on�. - Ale zdolna z niej bestia - doda� p�g�osem. - Powiniene� zobaczy� niekt�re jej prace. Kiedy� mia�a wystaw� w restauracji w Sausalito. - Naprawd� mog�a zrobi� karier�, pomy�la�. - Ale postanowi�a wyj�� za m��, jak inne kobiety -powiedzia� na g�os. Wci�� lekko oszo�omiony, wr�ci� do swojego biurka i usiad�, by zabra� si� do pracy. Dwie�cie dolar�w... Przez jaki� czas nie by� w stanie niczego zrobi�. Tego samego dnia o pi�tej trzydzie�ci sta� w ch�odnym warsztacie samochodowym, spogl�daj�c na swoj� alf� romeo stoj�c� na podno�niku. Co zrobi�, je�li naprawa b�dzie droga? - zada� sobie pytanie. Zw�aszcza teraz, gdy trzeba kupi� nowe dreny. Mechanik wyszed�; nie mia� okazji powiedzie� Dombrosiowi, co zosta�o zrobione przy samochodzie albo co jeszcze nale�y przy nim zrobi�. A je�li Charley nie zd��y naprawi� go przed �sm�? -zastanawia� si�, chodz�c z r�kami w kieszeniach po drewnianej pod�odze warsztatu. O Bo�e, a je�li trzeba sprowadzi� 31 jak�� cz��? Co wtedy? Jak w og�le dostan� si� do domu? Nie po raz pierwszy sta� po pracy w tym pustym, ch�odnym baraku, trz�s�c si� z zimna, patrz�c na sw�j samoch�d i zastanawiaj�c si�, ile b�dzie kosztowa�a naprawa... a potem modl�c si�, by tylko dosta� go z powrotem. Mniejsza o koszty, byle tylko ruszy�. W drzwiach �azienki pojawi� si� mechanik: wysoki, chudy Murzyn, kt�ry od wielu lat naprawia� mu w�z. Dombrosio spojrza� na niego pytaj�co. - Jest gotowy - uspokoi� go Chuck Halpin. Kamie� spad� mu z serca. - To wspaniale! - wykrzykn��. - Co by�o? - Nic takiego. Zatarte zwrotnice - odpar� Chuck, wycieraj�c r�ce szmat�. Ukl�kn�� przy podno�niku i zacz�� opuszcza� samoch�d na ziemi�. - Mo�na polega� na twoim s�owie - stwierdzi� Dombrosio. - Kiedy� podaruj� ci zestaw kluczy i sam b�dziesz m�g� otworzy� warsztat - za�artowa� Chuck, ale wida� by�o, �e uwaga Dombrosia zrobi�a mu przyjemno��. -Przecie� zawsze tw�j samoch�d jest gotowy na czas -doda�. - No, prawie zawsze. Podszed� drugi mechanik i powiedzia�: - Charley musia� pojecha� a� do San Francisco po twoje zwrotnice. - Wskaza� na cadillaca rocznik '49, kt�ry nale�a� do Chucka Halpina; auto sta�o na podje�dzie, na biegu. - Dopiero niedawno wr�ci�. - Mogli�my kaza� je dostarczy� autobusem, ale prawdopodobnie dotar�yby dopiero jutro - wtr�ci� Chuck. Widz�c, �e Dombrosio chce co� powiedzie�, doda�: -Wszystko jest na rachunku, nie martw si�. - Si�gn�� po o��wek i zacz�� go podlicza�. - Pos�uchaj, zr�b mi przyjemno��- odezwa� si� po chwili Dombrosio. Chuck Halpin spojrza� na niego badawczo. 32 - Mo�e przyszed�by� do mnie na obiad? - zaproponowa� Dombrosio. Pod wp�ywem emocji doda�: - Zawioz� ci� i przywioz� z powrotem. Je�li chcesz, mo�esz sam poprowadzi� alf�. Pami�tasz, jak by�em u ciebie ostatnim razem? Wspomnia�e�, �e ch�tnie by� si� ni� kiedy� przejecha�. - Ju� j� prowadzi�em - powiedzia� powoli Halpin. - Tylko dooko�a warsztatu. Halpin bezmy�lnie bazgra� o��wkiem. - Co powie na to twoja �ona? Jeste� �onaty, prawda? - Zadzwoni� do niej - odpar�. Przeszed� obok Halpina i otworzy� drzwi do jego biura. - Co ty na to? Umowa stoi? - W porz�dku... skoro nalegasz - powiedzia� cicho mechanik. - �wietnie - ucieszy� si� Dombrosio. Zamkn�� za sob� drzwi, usiad� przy telefonie, podni�s� s�uchawk� i wykr�ci� numer. Sherry, oczywi�cie, nie by�o w domu: jeszcze nie wr�ci�a z wypadu do miasta. Ale to nie mia�o znaczenia. W ka�dym razie w tej chwili. Rozkoszowa� si� ju� tym, jak� zrobi jej niespodziank�. Je�li jej si� nie spodoba, tym gorzej dla niej, pomy�la�. Mo�e si� zachowa� niezr�cznie. Ale w sumie dobrze jej to zrobi. Powinna si� nauczy�, jak post�powa� w takich sytuacjach. Prawdziwa pani domu powinna umie� przyj�� ka�dego go�cia. Gdy wyszed� z biura, zobaczy�, �e Halpin g��boko si� nad czym� zastanawia. Na jego widok podni�s� g�ow� i powiedzia�: - S�uchaj, Walt, czy w twoim mie�cie mieszkaj� jacy� Murzyni? - Nie wiem - odpar� Dombrosio, ale to nie by�a prawda. Wiedzia�, �e nie mieszka tam ani jeden Murzyn. - Nie chc� obni�a� warto�ci twojej nieruchomo�ci -za�artowa� i Dombrosio r�wnie� si� u�miechn��. - Ale przecie� b�dzie ciemno, gdy tam zajedziemy. 33 Dombrosio klepn�� go w szczup�e plecy i poczu�, jak zginaj� si� pod uderzeniem. - Nie b�d� przewra�liwiony - powiedzia�. - Takie rzeczy nale�� ju� do przesz�o�ci. Popatrz na dru�yny sportowe: na Gigant�w z Willym Maysem i tym nowym go�ciem na pierwszej bazie, Samem Jonesem. Mechanik nie spyta�, czy Dombrosio skontaktowa� si� z �on�. Najwyra�niej uzna�, �e tak. Zacz�� si� przebiera�. Jego ruchy by�y powolne i niezgrabne: rozpi�cie wszystkich guzik�w kombinezonu zaj�o mu sporo czasu. Dombrosio wyszed� z warsztatu i usiad� w samochodzie, cierpliwie czekaj�c. Rozdzia� trzeci Z kuchni dobieg� Leo Runcible'a znajomy d�wi�k. Odg�os przypalanej patelni, o kt�rej kto� zapomnia�. Wkr�tce jej zawarto�� wyparuje i droga stalowa patelnia z miedzianym dnem, stanowi�ca cz�� kompletu, b�dzie si� nadawa�a do wyrzucenia. Janet ju� zd��y�a zniszczy� nowy czajnik. Mia�a zwyczaj nalewa� wod�, nastawia� palnik na maksimum, a potem i�� do �azienki, by wzi�� d�ug� k�piel, czytaj�c ksi��k�. Czasami wyje�d�a�a do miasta na zakupy, zostawiaj�c na kuchence patelni� z jajecznic�, a raz nawet zapomnia�a wy��czy� wisz�cy na �cianie piekarnik elektryczny. Kiedy wr�ci�a do domu, poczu�a sw�d spalonego drewna: �ciana zacz�a si� tli�. Od�o�y� gazet�. Dok�d posz�a jego �ona? Brz�k szk�a: robi�a sobie drinka. Wsta�, przeszed� przez salon i zajrza� do jadalni. Sta�a przy kredensie, bez reszty poch�oni�ta mieszaniem cukru, wody i gorzkiej w�dki. Z miejsca, w kt�rym sta�, oceni�, �e drink b�dzie za s�odki -kryszta�ki cukru osiada�y na �ciankach szklanki. Nie m�wi�c ani s�owa, ruszy� dalej do kuchni. Na ma�ej patelni bulgota�a jaka� papka: tworzy�y si� w niej b�ble jak w lawie, ods�aniaj�c sczernia�e stalowe dno. Tak, pokr�t�o kuchenki by�o nastawione na maksimum. Runcible zdj�� naczynie i wy��czy� palnik, kt�ry niebezpiecznie rozgrza� si� do czerwono�ci. Pozosta�e 35 garnki i patelnie sta�y z boku pod pokrywkami; st� by� nakryty i wszystko wskazywa�o na to, �e obiad jest gotowy. Jak zwykle Janet zapragn�a wypi� drinka przed jedzeniem. Nic mu nie m�wi�c, postanowi�a op�ni� obiad, byle tylko wypi� jeszcze jedn� szklaneczk�. A gdyby co� jej powiedzia�, na przyk�ad, �e jest g�odny, przynios�aby drinka, jak gdyby nigdy nic postawi�aby go na stole i popija�a do obiadu. Zamiast kawy albo wody. - Co to za sos? - zapyta�, wchodz�c z powrotem do jadalni. - Do kalafiora - odpar�a Janet. Tym razem nalewa�a sobie taniego bourbona, Cyrus Nobel, kt�rego kupi�a na rynku. U�miechn�a si� do niego. - Zrobi�am sos serowy, kt�ry tak lubisz. - Na kredensie, w ka�u�y wody z roztopionych kostek lodu, le�a�a otwarta ksi��ka kucharska. Wiele rzeczy w domu by�o zrobionych �le lub nie zrobionych wcale. Na przyk�ad z dworu dobiega� go szum wody ciekn�cej z w�a; zostawi�a odkr�cony kurek i zapomnia�a o nim. Przez tydzie� nie opr�nia�a stoj�cego w salonie kosza na �mieci, tak �e koperty po rachunkach wysypywa�y si� na pod�og�. Co robi�a przez ca�y dzie�? Na pewno gra�a w scrabble z przyjaci�kami. Kiedy wr�ci� do domu o pi�tej, znalaz� plansz� do gry roz�o�on� na stoliczku. - Mog� ci w czym� pom�c? - zapyta�. - Czy m�g�by�... - Wygl�da�o, jakby nie mog�a zebra� my�li. - Mo�e pokroi�by� ser. - Przesz�a obok niego i wr�ci�a do kuchni. Widok patelni zdj�tej z palnika nie wzbudzi� jej zainteresowania. Jakby w og�le nie zdawa�a sobie sprawy, �e zdj�� j� za ni�. - Zale�y ci, �eby�my od razu siedli do sto�u? - zapyta�a. - Wieczorem przychodz� Wi�by. - Pierwsze s�ysz�. Nie odpowiedzia�. Sta� i rozgl�da� si� po kuchni, zastanawiaj�c si�, co ma zrobi�, �eby przyspieszy� przygotowania 36 do obiadu. Nie chcia� jednak wywiera� na ni� presji. Gdyby to zrobi�, gdyby sta�a si� spi�ta, zupe�nie by si� pogubi�a. Naczynia zacz�yby jej lecie� z r�k, a kiedy pr�bowa�aby posprz�ta�, pozbiera� szk�o i wytrze� pod�og�, zdenerwowa�aby si� jeszcze bardziej. Znienacka jej zdenerwowanie przerodzi�oby si� w z�o��. Oskar�y�aby go, �e si� czepia. A potem w og�le przesta�aby cokolwiek robi�. Mog�aby nawet rzuci� miot�� lub szmat� - cokolwiek by trzyma�a w r�ku- p�j�� do szafy, wyci�gn�� p�aszcz i wyj�� z domu. Gdyby si� to wydarzy�o po zmroku, wyjecha�aby gdzie� samochodem. Znalaz�by si� sam z ba�aganem w kuchni, nie doko�czonym obiadem, bez �ony, z ca�� domow� robot� na swojej g�owie. Wszystko musia�by zrobi� sam. Tylko co dla niej stanowi�o presj�? Po kilku drinkach obni�a� si� jej poziom percepcji, a wtedy wszystko mog�aby nazwa� presj�. Mog�a przekr�ci� sens jego s��w lub nada� im ca�kowicie fa�szywe znaczenie. Mog�o j� zdenerwowa� nawet to, �e on stoi teraz w kuchni. Mo�e powinien przykr�ci� ten palnik albo nastawi� tamten. Zdj�� sos z ognia - to te� mog�o wytr�ci� j� z r�wnowagi. Nie wiedzia�, ile wypi�a, a by�o to bardzo wa�ne. Snuj�c takie rozwa�ania, sam si� zez�o�ci�. Wiedzia�, �e �ona �le go traktuje. Dlaczego we w�asnym domu ma chodzi� na paluszkach? Zw�aszcza wtedy, kiedy oczekuje wa�nych go�ci? Na dobr� spraw� powinien my�le� o swoich starych dobrych przyjacio�ach, Wilbych. Problem wiecznej nadwra�liwo�ci �ony po wypiciu kilku drink�w nie powinien zaprz�ta� jego uwagi. - Czemu nic nie m�wisz? - odezwa�a si� Janet za jego plecami. - Chcia�bym, �eby�my sp�dzili mi�y wiecz�r - odpowiedzia�. - Posiedzieli i pogadali bez �adnych tar�. Nie chc�, �eby� znowu zacz�a d�ugo i chaotycznie opowiada� o tym, co ci akurat przyjdzie do g�owy. 37 - Kochanie, nie rozumiesz - rzek�a, o dziwo nie wpadaj�c w z�y humor. - Kiedy sobie troch� wypij�... - Sta�a w progu i u�miecha�a si� do niego, lecz odni�s� wra�enie, �e lekko si� chwieje. - Wszystko mam przygotowane, tylko trudno mi si� zorganizowa�. - Dobrze by by�o, gdyby dzi� wiecz�r ci si� to uda�o -stwierdzi�. - Jestem skonany, a Paul r�wnie� b�dzie zm�czony po d�ugiej podr�y. - Po czym doda�: - Wiesz, �e je�li wszystko p�jdzie dobrze, by� mo�e si� tutaj sprowadz�. W ka�dym razie mam tak� nadziej�. Janet otworzy�a szeroko oczy. - Naprawd�? - Przecie� ci m�wi�em, �e s� zainteresowani domem McGuffey�w. - Umilk� i odwr�ci� si� w stron� kuchenki, koncentruj�c ca�� uwag� na pokr�t�ach palnik�w. �ona powoli podesz�a do niego. - Nie zawiod� ci� - powiedzia�a zarazem �agodnie i powa�nie. - Wiem, ile to dla ciebie znaczy. Zobaczy�, �e ma mokre oczy, a r�ka, kt�r� dotkn�a jego ramienia, dr�y. Nie ma nic gorszego ni� �ycie z sentymentaln� pijaczk�, pom