2070

Szczegóły
Tytuł 2070
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2070 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2070 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2070 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Alfred Szklarski Tomek w�r�d �owc�w g��w Tom Ca�o�� w tomach Polski Zwi�zek Niewidomych Zak�ad Wydawnictw i nagra� Warszawa 1989 T�oczono w nak�adzie 20 egz. pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni PZN, Warszawa, ul. Konwiktorska 9 Pap. kart. 140 g kl. III_B�1 Ca�o�� nak�adu 100 egz. Przedruk z wydawnictwa "�l�sk", Katowice 1965 Prolog Isla de la Mala Gente * Wyspa z�ych ludzi - nazwa nadana Nowej Gwinei przez portugalskich i hiszpa�skich �eglarzy, kt�rzy w XVI wieku odkryli t� wysp�. Nazw� Nowa Gwinea nada� jej Hiszpan Ortiz de Retes w roku 1545, poniewa� tropikalne lasy i podobna do Murzyn�w ludno�� przypomina�y mu zachodnioafryka�skie wybrze�e. Eleli Koghe samotnie szed� �cie�yn� przez d�ungl� porastaj�c� g�rskie zbocza. Nat�onym wzrokiem uwa�nie rozgl�da� si� po g�szczu tropikalnej zieleni. Jego we�nistow�os� g�ow� zdobi�y br�zowo_zielono_czerwone pi�ra kr�lewskiego rajskiego ptaka. Uj�te przepasan� wysoko na czubie g�owy plecionk� z �yka, wygl�da�y jak szeroko roz�o�ony wachlarz, mieni�cy si� purpur� krwi. Wed�ug wierze� niekt�rych papuaskich plemion, pi�ra tego wspania�ego ptaka mia�y nie tylko chroni� wojownika przed zranieniem w otwartej walce lub z zasadzki, lecz by�y r�wnie� skutecznym amuletem przeciwko puri-puri, czyli czarom, kt�rych obawiali si� nawet najodwa�niejsi. M�ny Eleli Koghe nigdy nie rozstawa� si� ze swoim cennym pi�ropuszem i dlatego w�a�nie obdarzono go imieniem, oznaczaj�cym w miejscowym narzeczu - Czerwony Rajski Ptak. Niemal od ch�opi�cych lat by� wojownikiem i my�liwym, tak jak prawie wszyscy m�czy�ni �yj�cy w g��bi tej olbrzymiej, tajemniczej wyspy. Na prawym ramieniu ni�s� teraz widome tego oznaki: �uk z palmowego drzewa, d�ugie strza�y z zadziorami, dzid� i kamienny top�r, mocno przytwierdzony �ykiem do styliska z ga��zi. Krajowiec by� nagi. Jedynie biodra os�ania�a opaska z bia�ej kory. Ca�e ciemnobr�zowe, b�yszcz�ce cia�o pomalowane by�o w czarne i bia�e pasy. Lekko wyd�te usta oraz przenikliwie spogl�daj�ce, czarne jak w�giel oczy otacza�y ko�a z jasnoczerwonego i ��tego barwnika. Wysuszone, nadple�nia�e �wi�skie ogonki, zwisaj�ce z przedziurawionych muszli usznych i ko�� kazuara w chrz�stce nosowej wskazywa�y, �e Eleli Koghe by� niepospolit� osobisto�ci� w�r�d swoich. Na szyi przecie� nosi� sznur upleciony z cienkich lian, na kt�rym widnia�o zawi�zanych osiem w�z��w. Ka�dy z nich oznacza� w�asnor�cznie pokonanego wroga. Eleli Koghe szed� ostro�nie, got�w do odparcia niespodziewanej napa�ci. By� przecie� cz�stk� d�ungli, w kt�rej od wiek�w trwa�a, jak w ca�ej przyrodzie, nieustanna walka. Atak, obrona, triumf i �mier� sz�y tam z sob� w parze. Zwyci�a� bardziej przedsi�biorczy, s�abszy musia� gin��, aby silniejszy m�g� dalej istnie�. Korony drzew pi�y si� w szale�czym wy�cigu ku niebu. W niezwyk�ej pl�taninie trudno nawet by�o odgadn��, kto zwyci�y�, a kto zosta� zwyci�ony. W dole, u st�p le�nych olbrzym�w, bujnie krzewi� si� drugi, jeszcze bardziej bezlitosny, ni�szy g�szcz paproci, kolczastych palm, bambus�w i r�nych pn�czy. �wiat ro�linny i zwierz�cy tworzy�y w d�ungli nierozerwaln� ca�o�� w walce o zachowanie swego gatunku. Drzewa i liany dusi�y si� wzajemnie w u�ciskach, owady dr��y�y drzewa, ptaki po�era�y owady, ludzie polowali na ptaki, a jedyny drapie�nik nowogwinejskiej d�ungli - krokodyl czyha� na wszystkie �yj�ce istoty z cz�owiekiem w��cznie. Krajowcy zamieszkuj�cy d�ungl� r�wnie� toczyli mi�dzy sob� prawie nieustanne wojny i uprawiali kanibalizm. * Kanibalizm - ludo�erstwo. Kanibal - ludo�erca. Eleli Koghe samotnie pod��a� przez d�ungl� do strumienia, bowiem niedawno odkry� miejsce, w kt�rym �atwo mo�na by�o �owi� ryby. Nikt z jego plemienia nie kwapi� si� mu z pomoc�. Do owego miejsca po�owu trzeba by�o i�� przez okolic� nawiedzan� przez z�e duchy. Eleli Koghe by� odwa�ny, lecz mimo to niepok�j jego pot�gowa� si� teraz z ka�dym krokiem. Ju� niedaleko, w zielonej g�stwinie po prawej stronie �cie�yny le�a� olbrzymi, samotny g�az. Na jego p�asko �ci�tym szczycie, pokrytym grub� warstw� zielono��tego mdhu, ros�a k�pa s�katych drzew. Ich korzenie zwisa�y wok� jak ��te, jadowite w�e i cz�ciowo os�ania�y widoczn� tu� przy ziemi czarn� szczelin�. Nikt nie potrafi� wyja�ni�, w jaki spos�b samotny blok skalny dosta� si� w g��b d�ungli, lecz z pokolenia na pokolenie w�r�d okolicznych mieszka�c�w przekazywano sobie legend�, �e w ciemnej grocie pod g�azem zamieszkiwa�y bardzo z�e duchy. Mia�y posiada� ogniste oczy, z kt�rych wyrasta�y ��te ��d�a. W pobli�u g�szczu kryj�cego samotn� ska�� Eleli Koghe przyspieszy� kroku. Odwr�ci� g�ow�, by przypadkiem nie napotka� zabijaj�cego spojrzenia demona. T�dy nawet w dzie� najbezpieczniej by�o przechodzi� w towarzystwie czarownika, znaj�cego r�ne zakl�cia. Tym razem r�wnie� uda�o si� m�nemu Eleli Koghe przej�� spokojnie obok siedliska duch�w. Westchnienie ulgi wyrwa�o si� z jego piersi. Pobieg� w kierunku brzegu strumienia. Wkr�tce us�ysza� szum wody przedzieraj�cej si� przez rzeczne progi. Las rzedn��... Eleli Koghe zwolni� kroku. Zacz�� si� uwa�nie rozgl�da�. Niebawem odnalaz� miejsce, w kt�rym poprzednim razem przygotowa� sprz�t rybacki. Stanowi� go m�ody bambus ogo�ocony z kwiatostanu. Wierzcho�ek bambusa by� przywi�zany mocn� lian� do dolnej partii pnia i tworzy� owaln� obr�cz o �rednicy ponad p�tora metra. Ku swemu zadowoleniu Eleli Koghe stwierdzi�, �e by�a ona ju� zasnuta sieci� utkan� w du�e oczka. Z wdzi�czno�ci� spojrza� na siedz�cego w niej paj�ka wielko�ci laskowego orzecha, o w�ochatych, ciemnobr�zowych nogach. Pomys�owi mieszka�cy tej doliny nieraz wykorzystywali pracowitego paj�ka do robienia oryginalnych sieci na ryby. W tym celu wybierali w lesie odpowiedni rozmiarami bambus, zginali go od wierzcho�ka w kab��k, a reszty pracy dokonywa� za nich paj�k, kt�ry znalaz�szy obr�cz, nadaj�c� si� do sporz�dzenia zasadzki na owady, zasnuwa� j� elastyczn�, do�� mocn� i trwa�� sieci�, odporn� nawet na wod�. Eleli Koghe dzid� ostro�nie przep�oszy� paj�ka, po czym kamiennym toporkiem �ci�� bambus. Teraz ruszy� ku pobliskiemu brzegowi strumienia. Niebawem przystan�� na du�ym kamieniu. W tym w�a�nie miejscu rumowisko skalne cz�ciowo tarasowa�o nurt rzeki, powoduj�c pr�d wsteczny i wirowanie wody. Eleli Koghe od�o�y� bro�. Uj�� w d�onie bambus i szerokim ruchem zagarn�� sieci� wod� w toni. Po jakim� czasie z�owi� kilka niedu�ych ryb. W�o�y� je do siatki uplecionej z lian, a nast�pnie zarzuci� j� na rami�; zabra� bro� oraz sie� i ruszy� w kierunku grupy ska�, gdzie zamierza� ukry� sw�j sprz�t rybacki. Wkr�tce zna�az� odpowiednie miejsce. Teraz powraca� do wioski wzd�u� �agodnego, bezdro�nego zbocza g�rskiego. Naraz z platformy po�o�onej na ostro �ci�tym szczycie rozbrzmia�y melancholijne okrzyki. Eleli Koghe przystan��. Zacz�� nas�uchiwa�. Po chwili u�miechn�� si�, to ptak golove * �piewa� swoj� mi�osn� pie��... Ptak-ogrodnik (Amblyornis inornatus) spotykany w g�rach Arfak (P�wysep Ptasia G�owa - Vogelkopf), a w okolicach g�r Fuyughe zwany golove, jest spokrewniony z ptakami rajskimi. Z ptasich budowniczych osi�gn�� najwi�ksz� doskona�o�� w budowaniu oryginalnych altan godowych. Do tej odmiany rajskich ptak�w nale�� r�wnie�, zamieszkuj�ce znaczn� cz�� Australii, i najlepiej poznane budniki, zwane tak�e altannikami (Ptilonorhynchus violaceus), dochodz�ce do 28 cm d�ugo�ci. Eleli Koghe bez najmniejszego szmeru ostro�nie wspi�� si� na ostro �ci�ty szczyt. Ukryty w g�szczu przygl�da� si� uzdolnionemu ptakowi. Ptak ten, zwany przez nas ogrodnikiem, jest nadzwyczaj pomys�owym budowniczym. Na okres god�w samiec golove przygotowuje w ci�gu kilku miesi�cy wspania�� sal� balow�. Przede wszystkim wybiera odpowiednie miejsce, jak najbardziej r�wne i nie poro�ni�te drzewami. Dziobem i pazurkami oczyszcza ziemi� z trawy, niweluje j�; je�li s� tam jakie� krzewy, zrywa z nich li�cie oraz kor�, aby zwi�d�y. Pozostawia tylko jeden krzak i naoko�o niego buduje ziemn� platform� w kszta�cie ko�a o �rednicy mniej wi�cej jednego metra. Nast�pnie przynosi szorstki mech i proste �odygi pewnego gatunku storczyka (Dendrobium), kt�ry ro�nie p�kami na ga��ziach omsza�ych, wielkich drzew, by z nich zrobi� ok�adzin� wzmacniaj�c� kraw�d� platformy. Potem zbiera w lesie z�ote ga��zki i listki, jagody czerwone, bia�e i zielone, z kt�rych uk�ada r�ne wzory na swej sali godowej. W�r�d ozd�b nie brak r�wnie� kolorowych kwiat�w, owoc�w, a nawet grzybk�w i pi�knie ubarwionych owad�w. Gdy ozdoby przez d�u�sze le�enie strac� �wie�o��, ptak je wyrzuca i zast�puje innymi. Eleli Koghe w skupieniu przys�uchiwa� si� mi�osnym trelom golove. Cieszy� si� razem z ptasim zalotnikiem. Krajowcy doskonale znali zwyczaje golove i uwa�nie �ledzili ich prace przy budowie "sal godowych". Poszczeg�lne czynno�ci ptaka_ogrodnika stanowi�y dla nich naturalny terminarz w�asnych zaj�� gospodarskich. Gdy golove zaczyna� drapa� ziemi�, kobiety wiedzia�y, �e czas ju� oczyszcza� miejsce na poletko. Kiedy ptak przyst�powa� do budowania platformy, kobiety kopa�y sw� ziemi� zaostrzonymi kijami, natomiast gdy wzmacnia� platform� ok�adzin� z mchu, one ogradza�y poletka, by ochroni� je przed dzikami. Przystrajanie platformy r�nymi ozdobami oznaczy�o czas sadzenia jarzyn, uko�czenie za� budowy i mi�osny �piew by�y zapowiedzi�, �e warzywa dojrzewa�y na poletkach. Dlatego te� rado�� ow�adn�a sercem Eleli Koghe. Oto nadchodzi�a pora �niw, syto�ci, �piew�w i ta�c�w. Eleli Koghe po cichu wycofa� si� z kryj�wki. Niebawem by� na skraju d�ungli. Tropikalny �ar s�oneczny uciszy� �ycie g�szczy le�nych. Eleli Koghe bez po�piechu wszed� do d�ungli. Mia� do�� czasu, by powr�ci� do wioski, zanim kobiety zaczn� przygotowywa� przed zmierzchem g��wny posi�ek dnia. Wtem w ciszy le�nej, niemal jednocze�nie, rozleg� si� �wist strza�y i ostry krzyk �miertelnie ugodzonego rajskiego ptaka. Eleli Koghe odruchowo przykucn�� za pniem drzewa. �owi� uchem trzepot skrzyde�, szelest ga��zi i g�uchy odg�os spadaj�cego na ziemi� ptaka. Kilka cichych skok�w przybli�y�o Eleli Koghe do miejsca nieoczekiwanych �ow�w. Ostro�nie rozchyli� pn�cze. Zaledwie o par� krok�w od niego, u st�p drzewa, pochyla� si� nad swym �upem jaki� m�czyzna z �ukiem w d�oni. Ubrany by� w szeroki, pleciony czarny pas i przepask� z kory. Nos, przez kt�rego chrz�stk� przegrodow� przesuni�ta by�a ko�� kazuara, * pomalowany mia� na ��to, a na policzkach symetryczne czerwone pasy. Z uszu zwisa�y mu wysuszone kolibry, na szyi za� sznury muszli i psich z�b�w. Obok niego porzucone le�a�y: dzida i kamienny top�r. Przykl�kn�� nad jeszcze drgaj�cym ptakiem. Kazuar - du�y ptak, pokrewny strusiom, noc sp�dza w le�nej g�stwinie, a w dzie� �eruje w wysokich trawach. �ywi si� pokarmem ro�linnym, a tak�e rybami, �abami i jaszczurkami. W ogrodach zoologicznych kazuary jedz� chleb, ziarno i pokrajane jab�ka. B�ysk gniewu zamigota� w oczach Eleli Koghe. Obcy my�liwy nale�a� do plemienia Mafulu, z kt�rym plemi� Tawade pozostawa�o na wojennej stopie. Pobliski strumie� stanowi� granic� pomi�dzy terenami �owieckimi obydw�ch plemion. Przekroczenie jej przez kt�r�kolwiek stron� zawsze powodowa�o krwawy odwet. Eleli Koghe ostro�nie opar� dzid� o drzewo; top�r i siatk� z rybami po�o�y� u jego st�p. Uj�� haczykowat� strza��, po czym mocno napi�� ci�ciw� �uku. Strza�a ostro bzykn��a w powietrzu. Nieszcz�sny Mafulu z szyj� przebit� na wylot poderwa� si� z ziemi, lecz w tej chwili druga strza�a ugodzi�a go prosto w pier�. Wydawszy st�umiony okrzyk, ci�ko osun�� si� na martwego rajskiego ptaka. Eleli Koghe podbieg� do pokonanego wroga. Wojny w�r�d krajowc�w przewa�nie ogranicza�y si� do pojedynczych napad�w z zasadzki. Ten, kto zabija� nieprzyjaciela, nie nara�aj�c siebie, zyskiwa� s�aw� najwi�kszego bohatera. Tote� Eleli Koghe z dum� zawi�za� teraz dziewi�ty w�ze� na swym z�owieszczym naszyjniku z lian. Pospiesznie zabra� bro� zabitego Mafulu oraz martwego rajskiego ptaka i w�asn� sie� z rybami, a nast�pnie pobieg� w kierunku wioski z radosn� wie�ci�. Rodzinna wie� Eleli Koghe le�a�a na ostro �ci�tym p�askowy�u g�rskim. Kilkana�cie dom�w, zbudowanych ponad ziemi� na wysokich palach, sta�o w dw�ch r�wnoleg�ych rz�dach, obramowuj�c do�� szeroki plac z ubitej czerwonej gliny. Na samym ko�cu, tu� nad brzegiem przepa�ci, znajdowa�a si� nieco obszerniejsza od innych budowla, zwana emone. S�u�y�a ona za miejsce zebra� starszyzny, a zarazem by�a sta�ym mieszkaniem wodz�w oraz sypialni� kawaler�w. Ka�dy dom posiada� z frontu ma�� nadziemn� platform�, ocienion� okapem dachu, tworz�cego jakby wygi�ty do g�ry �uk. Ca�a wioska otoczona by�a p�kolist� palisad� z zaostrzonych na ko�cu pali. Ostro�no�� ta �wiadczy�a o wojowniczo�ci Tawade, kt�rzy, stale napadaj�c na s�siad�w, sami ustawicznie musieli strzec si� odwetu. Eleli Koghe bieg� co tchu do swoich. Ju� wpad� w obr�b palisady. Zwyci�ski okrzyk wojownika od razu zwr�ci� na niego uwag� m�czyzn gaw�dz�cych na werandach. Zaraz te� pod��yli za nim do emone, tam bowiem skierowa� si� Eleli Koghe. Wiadomo�� o nowym zwyci�stwie lotem b�yskawicy obieg�a ca�� wie�. Kilku wojownik�w natychmiast przygotowa�o si� do drogi, aby wyruszy� z Eleli Koghe do d�ungli po krwawe, ludzkie trofeum. Wszystkich ogarn�o radosne podniecenie. Podczas gdy jedna grupa szybko oddala�a si� w d�ungl�, druga pospieszy�a do kobiet pracuj�cych na poletkach na niedalekim zboczu g�rskim. Wobec pojawienia si� wroga na terenach Tawade, nale�a�o natychmiast wzmocni� stra� pilnuj�c� bezpiecze�stwa kobiet. Wkr�tce grupka wojownik�w rozbieg�a si� po wzg�rzach otaczaj�cych p�lka, sk�d dobrze by�o wida� najbli�sz� okolic�. Wie�� o nieoczekiwanej mo�liwo�ci napadu rozesz�a si� b�yskawicznie po polach. Niskie, grube, przewa�nie niezgrabne kobiety podawa�y j� sobie z ust do ust. Tubylki chodzi�y niemal nago. Jedynie male�kie fartuszki ze sznurk�w lian zakrywa�y doln� cz�� brzucha. Nigdy nie myte cia�a u wielu by�y oszpecone strupami po �le leczonych ranach. Jak przysta�o w wojowniczym plemieniu, kobiety nosi�y na szyi nanizane na cienkich lianach ko�ci swych m��w lub bliskich krewnych poleg�ych w walce. Zaledwie kobiety us�ysza�y wie�ci przyniesione przez wojownik�w, zacz�y krz�ta� si� jeszcze �ywiej. Nale�a�o przecie� zebra� wi�cej jarzyn na wieczorn� uczt�. W obszernych siatkach uplecionych z lian znika�y czerwonawobrunatne, chropowate bataty, * kt�re stanowi�y podstawowe po�ywienie mieszka�c�w wyspy, taro wyros�e jak kalarepy z czarnymi sk�rami, * trzcina cukrowa * i najcenniejsze z wszystkich papuaskich jarzyn - du�e bulwy zwane jams. * W nast�pnej kolejno�ci do siatek w�o�ono ma�e, pasiaste dynie, og�rki i nieco li�ci tytoniowych. Batat, zwany tak�e s�odkim kartoflem (Ipomoea batatos poir) jest spokrewniony z powojem. Rodzi bulwy podobne do bulw kartofla; jest m�czysty, w smaku s�odki. Uprawia si� go w ca�ej strefie ciep�ej. Taro nale�y do ro�lin obrazkowatych. Ro�nie w Indiach, na Archipelagu Malajskim i w Ameryce. Ro�liny te wydaj� bulwy o wadze 0,5-3,5 kg, przewa�nie o bia�ym mi��szu. Surowe niejadalne. Po ugotowaniu lub upieczeniu jada si� je jak kartofle. Trzcina cukrowa nale�y do traw prosowatych. Osi�ga wysoko�� od 2 do 6 m. Posiada �d�b�a o grubo�ci 2-6 cm wype�nione soczystym i bardzo s�odkim mi��szem. Ro�nie bardzo szybko, zbi�r nast�puje po 5 miesi�cach. Trzcina cukrowa uprawiana by�a od bardzo dawna w Mezopotamii, dolinie Gangesu w Indiach, a p�niej w Indochinach, Chinach i na Archipelagu Malajskim. Od Hindus�w przej�li jej upraw� Arabowie, a od nich Hiszpanie i Portugalczycy, kt�rzy przenie�li j� na Wyspy Antylskie. Obecnie najwi�ksze plantacje trzciny cukrowej s� na Jawie, Kubie, Wyspach Hawajskich i w Afryce. Jams (yams) - nazw� t� obejmuje si� ro�liny jednoli�cienne z rodzaju Discorea, rodz�ce bulwy podziemne, a niekiedy r�wnie� na �odygach. Z licznych gatunk�w najwa�niejsza jest Discorea batatas pochodz�ca z wschodniej Azji. Posiada bulwy o r�nych kszta�tach i barwie, zwykle walcowate, zewn�trz ciemne, w �rodku bia�e, r�owe, czerwone lub fio�kowe, o wadze od 1 do 10 kg. Bulwy te s� m�czyste, wodniste, o smaku zbli�onym do m�odych kartofli. Jams nie wymaga zbyt obfitej wilgoci. Niekt�re gatunki o drobnych bulwach na p�dach zawieraj� substancje truj�ce. Gdy wszystkie kobiety by�y ju� przygotowane do powrotnej drogi, zarzuci�y sobie na plecy p�kate siatki, przewi�zuj�c je paskiem, prze�o�onym przez czo�o na pochylonej do przodu g�owie. Na samym wierzchu olbrzymiego �adunku warzyw i rur bambusowych nape�nionych wod�, matki sadza�y okrakiem swe niemowl�ta lub te� umieszcza�y je tam zamkni�te w specjalnych bambusowych klatkach. Je�li kt�ra� z kobiet wykarmia�a w�asn� piersi� prosiaka, nios�a go na r�kach przed sob�. Ob�adowane niczym juczne mu�y, kobiety ruszy�y w drog�, eskortowane przez m�czyzn nios�cych jedynie swoj� bro�. Natychmiast po powrocie do wioski kobiety rozpali�y ogniska, aby w nich rozgrza� a� do bia�o�ci d�ugie, p�askie kamienie. Pieczenie potraw w my�l miejscowego zwyczaju odbywa�o si� w ten spos�b, �e do wykopanego w ziemi rowu na przemian k�adziono gor�ce kamienie i warstw� produkt�w, a� zaimprowizowany piec nape�niono po brzegi. Wtedy przysypywano go ziemi�. Mniej wi�cej po dw�ch godzinach rozgrzebywano kopiec i rozpoczynano uczt�. Tym jednak razem, zanim jeszcze g�azy zosta�y nagrzane, radosny nastr�j zak��ci� niezbyt fortunny powr�t wojownik�w, kt�rzy razem z Eleli Koghe udali si� do d�ungli. Ot� zamiast pokonanego Mafulu przynie�li dw�ch zabitych w�asnych wojownik�w. W pobli�u miejsca, gdzie Eleli Koghe stoczy� zwyci�sk� walk�, znacznie liczebniejszy oddzia� Mafulu, ukryty w le�nych zaro�lach, znienacka zasypa� ich gradem strza� z �uk�w. Od razu pad�o dw�ch Tawade, kilku innych zosta�o rannych. Jedynie dzi�ki ostro�no�ci Mafulu, kt�rzy mimo przewagi bardzo obawiali si� s�yn�cych z okrucie�stwa wojowniczych s�siad�w, uda�o si� Tawade wycofa� z tak gro�nrj sytuacji. Dzi�ki temu poleg� tylko brat Eleli Koghe i jeszcze jeden starszy wojownik. �mier� brata Eleli Koghe, zgodnie z miejscowymi zwyczajami, mog�a by� traktowana jako wyr�wnanie porachunk�w. Przecie� tym razem w�a�nie Eleli Koghe pierwszy zabi� jednego Mafulu, a tutaj w d�ungli obowi�zywa�o niepisane prawo: g�owa za g�ow�. Lecz drugi poleg�y Tawade oraz kilku innych rannych powinni by� pomszczeni, co najmniej tak� sam� liczb� zabitych i rannych. Z okolicznych g�r p�yn�� melancholijny rechot ma�ych �ab, kt�ry brzmia� jak subtelny d�wi�k srebrnych dzwoneczk�w. To w�a�nie tak zwane toundule rozpoczyna�y sw�j przedwieczorny koncert. Tymczasem w wiosce Tawade zamiast radosnych pie�ni rozlega�y si� p�acze i lamenty. Jedyna �ona poleg�ego brata Eleli Koghe i trzy �ony starszego wojownika, ca�e wysmarowane bia�� glin� na znak �a�oby, tarza�y si� w popiele i g�o�no zawodzi�y. S�awi�y utraconych m��w i na przemian z�orzeczy�y zab�jcom. M�czy�ni r�wnie� nie pr�nowali. Eleli Koghe przewi�za� sw�j kamienny top�r przepask� biodrow� poleg�ego brata i zaprzysi�g� krwaw� zemst�. Podobne przyrzeczenia sk�adali bli�si i dalsi krewni innych zabitych, bowiem ognie zapalone na szczytach g�rskich roznios�y wie�� o tragicznym wydarzeniu i spokrewnione plemiona ju� �ci�ga�y na styp�. Tego dnia dopiero p�nym wieczorem kobiety rozkopa�y smakowicie dymi�ce "piece". Dwie zabite na styp� �winie oraz ca�e stosy jarzyn rozdzielono mi�dzy domownik�w i go�ci. Starszyzna oraz s�awni wojownicy otrzymali najlepsze cz�ci mi�siwa i jams. Ka�dy bra� swoj� porcj� na li�� i zajada� j� na uboczu. Kobietom rozdano och�apy i jarzyny. W ko�cu dzieci i psy zacz�y wygrzebywa� z popio�u w piecach resztki jedzenia. Uroczysto�ci pogrzebowe mia�y trwa� d�u�szy czas. Tote� po zako�czeniu wieczerzy m�czy�ni udali si� do emone na narad� wojenn�. Zasiedli rz�dami po obydw�ch stronach ognia, �arz�cego si� w wylepionym glin� rowku po�rodku pod�ogi wzd�u� domu. Naczelnik plemienia zwin�� w rulon kilka ��tawych li�ci tytoniu, po czym wydoby� z siatki oryginaln� fajk�. Stanowi�a j� do�� gruba rurka bambusowa o d�ugo�ci oko�o trzydziestu centymetr�w, zamkni�ta na obydw�ch kra�cach naturalnymi przegrodami. W pobli�u ko�c�w fajki, na wierzchu rury, znajdowa�y si� pojedyncze otwory. W jeden z nich naczelnik zatkn�� rulonik li�ci, kt�ry zapali� p�on�c� ga��zk�. Nast�pnie prze�o�y� usta do drugiego otworu w fajce i tak d�ugo wci�ga� powietrze, a� ca�a rurka nape�ni�a si� dymem. Teraz wyrzuci� niedopa�ek li�ci i poda� fajk� swemu s�siadowi. Ka�dy z zebranych kolejno zaci�ga� si� nagromadzonym w jej wn�trzu dymem. Po tej ceremonii rozpocz�y si� d�ugie narady. Jednomy�lnie postanowiono szuka� pomsty na Mafulu, co niew�tpliwie powinno ucieszy� dusze obydw�ch poleg�ych. Wojownicy wylegli na plac. By�o tam ludno i gwarno, bowiem kobiety, a nawet i dzieci nie k�ad�y si� spa� tej nocy. Wdowy wci�� objawia�y publicznie swoj� rozpacz; kaleczy�y cia�a ostrymi bambusowymi no�ami, tarza�y si� w popiele i lamentowa�y. Wojownicy rozpocz�li przygotowania do wojennej wyprawy. Oporz�dzali bro�, malowali cia�a sadz� i bia�� glin� w czarne i bia�e pasy, g�owy przystrajali pi�ropuszami z ptasich pi�r, a na szyjach zawieszali naszyjniki z z�b�w dzikich �wi�. Jeszcze przed �witem byli gotowi do wyruszenia w drog�. Teraz mia� odby� si� wojenny taniec. Wojownicy w pe�nym uzbrojeniu podzielili si� na dwie grupy, kt�re stan�y naprzeciwko siebie twarz� w twarz. Najpierw obydwa oddzia�y mierzy�y si� gro�nym wzrokiem, nuc�c p�tonem przera�aj�c� pie��. Potem tancerze gwa�townie potrz�sali dzidami, �ukami i kamiennymi maczugami. Stoj�c w miejscu mocno uderzali stopami o ziemi�, a� czerwonawy py� spowi� ich mglistym ob�okiem. Tempo ta�ca stawa�o si� coraz szybsze. Obydwie grupy post�powa�y krok do przodu, potem dwa do ty�u, robi�y krok w prawo i jeden w lewo, by naraz skoczy� ku sobie z g�o�nym okrzykiem bojowym. Przez d�ugi czas to cofali si�, to zn�w nacierali na siebie, a� w ko�cu powietrze nape�ni�o si� �wistem strza� wystrzelonych z �uk�w. Naraz obydwa oddzia�y zatrzyma�y si�, jakby wros�y w ziemi�. Zamilk�a bojowa pie��. W tej w�a�nie chwili skrawek tarczy s�onecznej wychyli� si� zza g�r. Po tropikalnej nocy nastawa� dzie�. Tym samym z�e duchy d�ungli traci�y sw� moc. Wojownicy mogli ju� wyruszy� na wojenn� wypraw�. Tego jeszcze dnia naczelny w�dz Tawade - Eleli Koghe przekroczy� graniczny strumie� i spl�drowa� najbli�sz� wie� Mafulu. Pola�a si� krew. Odt�d przez d�ugie tygodnie Tawade b�d� Mafulu na przemian wyprawiali uczty na cze�� zwyci�stwa lub stypy na znak �a�oby. * * * Eleli Koghe zn�w przygotowywa� wojenn� wypraw� na Mafulu. Przecie� ka�dy napad powodowa� ofiary w ludziach, kt�re trzeba by�o pom�ci�. Starszyzna i wojownicy naradzali si� w emone. M�wi� Eleli Koghe. Przypomina� krzywdy wyrz�dzone im przez Mafulu oraz korzy�ci, jakie wojna przynios�a plemieniu Tawade. Przychylny pomruk wojownik�w coraz wi�cej go podnieca�. Hojnie obdarowani �upem wojennym czarownicy zapewniali Tawade zwyci�stwo. W�a�nie zapalono fajk�, aby u�wi�ci� decyzj� podj�cia wojennej wyprawy. Emone zaleg�a cisza. Wtem gdzie� od szczyt�w g�rskich sp�yn�� g�os zwielokrotniony przez echo. "Hoooooo! Hoooooo! Wy tam w dole strumienia, s�uchajcie!" roznosi�o si� po dolinie. Eleli Koghe sugestywnym gestem nakaza� milczenie. Wybieg� na werand�. Z�o�y� obydwie d�onie przy ustach i jak przez tub� odkrzykn��: "Hooooo! W g�rze strumienia, m�wcie, s�uchamy!" "Hoooo! Zbli�aj� si� bia�e duchy o kszta�tach ludzi! Zabieraj� z d�ungli najbarwniejsze ptaki i kwiaty! Z kij�w miotaj� pioruny! Pal� wod�! Zabieraj� ptaki i kwiaty! Biada nam!" M�ne serce Eleli Koghe zadr�a�o na wie�� o niezwyk�ych duchach. Milcza� przez chwil�, a potem zebrawszy si�y, krzykn��: "Hoooo! Czy bia�e duchy id� do nas?!" "D��� w g�r� strumienia! Za trzy ksi�yce * b�d� u was. Miejcie si� na baczno�ci, bro�cie naszych ptak�w!" Krajowcy Nowej Gwinei nie znali kalendarza; czas mierzyli "Ksi�ycami", z kt�rych jeden stanowi� dob�. Rozdzia� 1 Spotkanie w Sydney Na przedmie�ciu w po�udniowej cz�ci Sydney, * w willi dyrektora Parku Taronga - olbrzymiego ogrodu zoologicznego, odbywa�o si� przyj�cie. Pan Filip Hart podejmowa� niezwyk�ych go�ci, bowiem z wyj�tkiem jego przyjaciela, Karola Bentleya, dyrektora ogrodu zoologicznego w Melbourne, * wszyscy inni byli dla niego zupe�nie obcymi lud�mi. Sydney - stolica stanu Nowa Po�udniowa Walia, a zarazem jeden z najwi�kszych port�w Australii. Jest r�wnie� najlepszym portem �wiata. W 1972 r. stan zaludnienia miasta wraz z przedmie�ciami wynosi� 2.850.600. Melbourne - stolica stanu Wiktoria w Australii po�udniowo_ wschodniej, po�o�ona na p�nocnym kra�cu zatoki Port Phillip u uj�cia Yarra Yarra. Wraz z przedmie�ciami posiada 2.388.900 mieszka�c�w (dane z roku 1971). Doskona�y port. Jest drugim pod wzgl�dem wielko�ci miastem w Australii. W latach 1901-1927 by�o przej�ciowo stolic� Zwi�zku Australijskiego powsta�ego w 1900 r. Inicjatorem tego przyj�cia by� znany zoolog Karol Bentley. Kilka lat temu odby� jako doradca wypraw� �owieck� w g��b kontynentu australijskiego. Przewodzili jej polscy �owcy dzikich zwierz�t, zatrudnieni w hamburskim przedsi�biorstwie Hagenbecka. Razem z doros�ymi m�czyznami wzi�� wtedy udzia� w �owach m�ody ch�opiec, Tomasz Wilmowski, syn kierownika wyprawy. Bentley bardzo polubi� Tomka. Chcia� go nawet przyj�� na wychowanie, gdy� obawia� si�, �e ustawiczne podr�owanie ojca uniemo�liwi ch�opcu nauk�. Tomek ze wzruszeniem podzi�kowa� Bentleyowi za wielkoduszn� propozycj�, lecz nie zgodzi� si� pozosta� w Australii. Od 1904 roku min�y ju� cztery lata. W tym czasie Tomek bra� udzia� w wielu wyprawach �owieckich i wyr�s� na bardzo dzielnego m�odzie�ca. Bentley, powiadomiony listownie o bytno�ci w Australii swych polskich przyjaci�, telegraficznie zaproponowa� im spotkanie w Sydney. Przyj�li jego zaproszenie i oto teraz razem z nim go�cili u pana Filipa Harta. Wilmowscy oraz ich przyjaciele przyjechali do Australii wprost z wyprawy na Syberi�, sk�d dopomogli uciec z zes�ania kuzynowi Tomka, Zbyszkowi Karskiemu. * Wraz ze Zbyszkiem r�wnie� umkn�a jego narzeczona, m�oda studentka medycyny, Natasza W�adimirowna Bestu�ewa. Dramatyczna walka o uwolnienie polskiego zes�a�ca zosta�a opisana w ksi��ce "Tajemnicza wyprawa Tomka". Podczas pierwszego pobytu w Australii �owcy poznali w Nowej Po�udniowej Walii hodowc� owiec, Allana. Pa�stwo Allan niemal uwielbiali Tomka, gdy� on to w�a�nie odnalaz� wtedy zagubion� w buszu ich dwunastoletni� jedynaczk�, Sally. Od tej pory Sally i Tomek �yli w wielkiej przyja�ni. Widywali si� cz�sto, poniewa� Sally tak jak Tomka wys�ano do szk� w Anglii w Londynie. Obecnie m�oda panienka otrzyma�a matur�. Przed wst�pieniem na dalsze studia przyjecha�a na kilkumiesi�czny wypoczynek do swych rodzic�w. Pa�stwo Allan dowiedzieli si� od c�rki, �e Tomek i jego towarzysze przebywaj� na Dalekim Wschodzie. Zaprosili ich na �wi�ta Bo�ego Narodzenia. W ten spos�b ca�a gromadka Polak�w zn�w znalaz�a si� w Australii. Po blisko miesi�cznym odpoczynku podr�nicy z prawdziwym �alem opu�cili farm� Allan�w. Nie mogli sobie pozwoli� na d�u�sze wakacje. W Sydney oczekiwa� na nich Bentley, a ponadto mieli tam sporo pilnych w�asnych spraw do za�atwienia. Mianowicie w tym najdogodniejszym z port�w �wiata sta� na kotwicy dalekomorski jacht bosmana Nowickiego. Nale�y wyja�ni�, �e w wyprawie na Syberi�, uczestniczy� brat Maharani Alwaru w Indiach, Pandit Davasarman. Aby u�atwi� uprowadzenie zes�a�ca, pi�kna i szlachetna Maharani, * kt�ra polubi�a Tomka, nie tylko nak�oni�a swego brata do wzi�cia udzia�u w wyprawie, lecz zaofiarowa�a tak�e w�asny jacht. W Rabaulu, * gdzie w drodze powrotnej z Syberii nast�pi�o po�egnanie z Pandit Davasarmanem, spotka�a Polak�w, a szczeg�lnie bosmana Nowickiego ogromna niespodzianka. Mianowicie Pandit Davasarman wr�czy� dobrodusznemu marynarzowi akt w�asno�ci jachtu, podpisany przez ksi�n�. Jednocze�nie powiadomi� �owc�w, �e z cz�ci� za�ogi wraca do Indii niemieckim parowcem. Bosman najpierw oniemia�, a potem odm�wi� przyj�cia tak kosztownego daru. Ostatecznie opory jego zosta�y prze�amane przez Jana Smug�, podr�nika i �owc�, kt�ry najd�u�ej przyja�ni� si� z ksi�n�. Klepn�� on bosmana w rami� i rzek�: Maharani - (maha - wielka, raja - ksi�na) - tytu� hinduskiej ksi�nej. Rabaul - miasto i port na wyspie Nowa Brytania w Archipelagu Bismarcka. Do I wojny �wiatowej by� stolic� Ziemi Cesarza Wilhelma, czyli �wczesnej kolonii w Nowej Gwinei. "No, spe�ni�y si� twoje marzenia! Wprawdzie nie zdobyli�my z�ota w g�rach A�tyn_tag, za kt�re chcia�e� kupi� sobie jak�� star� kryp�, ale mimo to teraz zosta�e� kapitanem. Bierz, kiedy ci daj� ze szczerego serca! W zamian przy okazji prze�lesz ksi�nej jaki� oryginalny upominek!" W ten spos�b bosman zosta� kapitanem na w�asnym jachcie. Pierwszy samodzielny rejs odby� z przyjaci�mi do Sydney. Tam pozostawili jacht pod opiek� zaufanej hinduskiej za�ogi, sami za� udali si� z wizyt� na farm� Allan�w. Po powrocie do Sydney zamieszkali na jachcie, gdy� w tym, bardzo ruchliwym, portowym mie�cie nie�atwo by�o o wynaj�cie odpowiedniego mieszkania. W przeciwie�stwie do poczciwego kapitana Nowickiego, Tomek wcale nie by� w najrado�niejszym usposobieniu. Tak si� cieszy� z tych �wi�t u Allan�w, a tymczasem zasta� tam r�wnie� kuzyna Sally, kt�ry razem z ni� przyjecha� z Anglii. James (czyt. D�ejms, D�im, D�immi) Balmore, nieco starszy od Tomka, by� krewnym brata pana Allana, stale mieszkaj�cego w Londynie. U niego to w�a�nie przebywa�a Sally, ucz�c si� w Anglii. James lub Jimmie, jak go zdrobniale nazywa�a Sally, wci�� asystowa� swej �adnej kuzynce. To w�a�nie psu�o Tomkowi humor. Bentley zaprosi� r�wnie� Allan�w na spotkanie w Sydney. Ojciec Sally nie m�g� opu�ci� swego gospodarstwa na d�u�szy czas, tote� przyby�a jedynie pani Allan z c�rk� i kuzynem Jamesem Balmore'm. Od samego pocz�tku przyj�cia Tomek by� roztargniony. Z trudem skupia� uwag� na og�lnej rozmowie. Bentley w�a�nie zapowiada� jak�� niezwyk�� niespodziank� dla swych przyjaci�, a Tomek tymczasem zerka� w kierunku werandy, gdzie przebywa�a reszta m�odzie�y. �owi� uchem weso�y �miech Sally i powa�ny g�os Jamesa Balmore'a. Zaraz po drugim �niadaniu gospodarz poprowadzi� go�ci do gabinetu. Nadesz�a chwila ujawnienia niespodzianki. - Prosz�, bardzo prosz�, siadajcie wszyscy - m�wi� Bentley. - Chcia�em powiedzie� wam co� interesuj�cego. Hm, chc�c by� szczery, musz� wyzna�, �e nawet specjalnie w tym celu zorganizowa�em to niecodzienne dzisiejsze spotkanie. - M�w pan prosto z mostu, szanowny panie Bentley. Mi�dzy starymi znajomymi nie potrzeba zbytnich ceregieli - wtr�ci� kapitan Nowicki. - Skoro tak, przyst�puj� od razu do sedna rzeczy. Ty, kochany Tomku, s�uchaj mnie szczeg�lnie uwa�nie. Bardzo licz� na ciebie - powiedzia� Bentley, u�miechaj�c si� �yczliwie do m�odzie�ca. - Nie wiem, w czym m�g�bym panu pom�c? - zdziwi� si� Tomek. - Czy pan nie �artuje? - Nie, nie, m�j drogi! Naprawd� chc� wam co� zaproponowa� i by�bym bardzo rad, gdyby� ty zapali� si� do mego projektu. - Nie pojmuj�, dlaczego mog�oby panu na tym tak bardzo zale�e�? - zapyta� Tomek widz�c, �e zoolog powa�nie traktuje swe s�owa. - Wydaje mi si�, �e tw�j zapa� zach�ci�by innych do mojej sprawy - wyja�ni� Bentley. - Nie pos�dza�em pana dot�d o tak� przebieg�o�� - weso�o zauwa�y� Nowicki. - Faktycznie jednak masz pan racj�. Ten m�odzik cz�sto wodzi nas za nos! Ca�e towarzystwo wybuchn�o �miechem. - Je�li chodzi o mnie, zawsze ch�tnie s�ucham rad Tomka - odezwa� si� Smuga. - Niezwyk�a intuicja rzadko zawodzi naszego m�odego przyjaciela. Tomek siedzia� za�enowany pochwa�ami. Tymczasem Bentley m�wi�: - Pewien bardzo zamo�ny przemys�owiec australijski jest zapalonym kolekcjonerem rajskich ptak�w i storczyk�w. Pragnie uzupe�ni� swoje zbiory nowymi, ma�o lub w og�le dot�d nie znanymi okazami. W tym celu zaproponowa� mi zorganizowanie wyprawy badawczej... * Ptaki rajskie (Paradiseidae) stoj� blisko ptak�w krukowatych, od kt�rych, pr�cz innych cech, r�ni� si� przede wszystkim brakiem szczeciniastych pi�r u nasady dzioba. Samce odznaczaj� si� takim przepychem pi�r ozdobnych i tak wspania�ymi barwami, �e bodaj tylko kolibry mog� si� z nimi r�wna�. Obecnie znamy oko�o 100 gatunk�w rajskich ptak�w. Storczyki, czyli orchidee, s� najosobliwszymi ro�linami na Ziemi. Budz� podziw r�norodno�ci� postaci, kszta�tem, barw�, zapachem kwiat�w, sposobem �ycia, zapylania itp. Istnieje ich oko�o 12-13 tysi�cy gatunk�w, a mo�e i wi�cej. Rozpowszechnione s� na ca�ej Ziemi, nieliczne tylko w wysokich g�rach i w pobli�u biegun�w. Poza Brazyli� i s�siednimi krajami Ameryki Po�udniowej szczeg�lnie obficie wyst�puj� na Madagaskarze, wyspach Oceanu Indyjskiego i w ca�ej strefie tropikalnej. - Ho, Ho! Jest to wi�c wyprawa nawet o pewnym romantycznym pod�o�u - wtr�ci� Tomek. - Paradisea apoda, czyli beznogie rajskie ptaki! Wszyscy zaciekawieni spojrzeli na m�odzie�ca, a impulsywna Sally zawo�a�a: - Nie s�ysza�am nigdy o rajskich ptakach bez n�g, to chyba jaka� legenda?! - Oczywi�cie, �e to legenda, romantyczna legenda - potwierdzi� Tomek. - Nie znam jej, prosz�, Tommy, opowiedz j� nam! - zaproponowa�a Sally. - P�niej, moja droga! Przepraszam, �e mimo woli przerwa�em panu - zwr�ci� si� Tomek do Bentleya. - Czy�by� ju� kiedy� interesowa� si� rajskimi ptakami, m�odzie�cze? - zapyta� Hart, bacznie obserwuj�c Tomka. - Czyta�em ksi��k� markiza de Raggi, kt�ry przy ko�cu XVIII wieku odby� specjaln� wypraw� do Nowej Gwinei w celu badania �ycia tych ptak�w - odpar� Tomek. - Je�li tak, to przy��czam si� do pro�by panny Sally i prosz� o wyja�nienie nam, dlaczego powsta�a legenda, �e rajskie ptaki nie posiadaj� n�g - rzek� Hart. Tomek w jednej chwili zda� sobie spraw�, �e dyrektor ogrodu zoologicznego w Sydney pragnie sprawdzi� zas�b jego wiadomo�ci na ten temat. Tote� zmiesza� si� troch�, lecz mimo to zaraz zacz�� m�wi� opanowanym g�osem: - Do�� dawna to historia, bowiem pierwsze informacje o istnieniu rajskich ptak�w dotar�y do Europy jeszcze przed odkryciem drogi morskiej do Indii i na d�ugo przedtem, zanim Europejczycy wyl�dowali w Nowej Gwinei. Sk�rki rajskich ptak�w z Nowej Gwinei oraz pobliskich wysp najpierw przewie�li na Jaw� miejscowi kupcy. Tam w�a�nie po raz pierwszy zobaczy� je kupiec wenecki Nicolo de Conti, kt�ry przebywa� na tej wyspie * w po�owie pi�tnastego wieku. W 1522 roku wsp�uczestnik wyprawy Magellana naoko�o �wiata otrzyma� od w�adcy Batianu na Molukkach * sk�rk� rajskiego ptaka i przywi�z� j� do Europy. W okresie XVII i XVIII wieku barwne pi�ra rajskich ptak�w sta�y si� bardzo poszukiwane, zw�aszcza w Chinach i Indiach, a wkr�tce zapanowa�a na nie moda i w Europie, gdzie kobiety zacz�y zdobi� nimi swoje kapelusze. W�wczas to powsta�a legenda, �e te pi�kne ptaki pochodz� wprost z biblijnego raju. Po wykluciu si� tam z jaj mia�y frun�� w kierunku s�o�ca, od kt�rego bezpo�rednio otrzymywa�y wspania�e ubarwienie pi�r. W my�l legendy rajskie ptaki by�y pozbawione n�g, aby nie mog�y pobrudzi� swego upierzenia osiadaj�c na ziemi. Zni�a�y si� ku niej jedynie w celu po�ywienia si� ros�. Je�li nie mog�y zaspokoi� g�odu w locie, po prostu umiera�y. Jawa - wyspa na Oceanie Indyjskim nale��ca do Republiki Indonezyjskiej. Indonezja zajmuje najwi�kszy na �wiecie archipelag - Sundajski, po�o�ony mi�dzy Azj� i Australi�. Dzieli si� on na Wielkie i Ma�e Wyspy Sundajskie oraz Molukki. Do Indonezji nale�y tak�e zachodnia cz�� Nowej Gwinei (Irian Zachodni). W sk�ad Indonezji wchodzi 3000 zamieszka�ych wysp, z kt�rych najwi�ksze s�: Borneo Indonezyjskie (Kalimantan) - 539.460 km�2, Sumatra (Sumatera) - 473.607 km�2, Celebes (Sulawesi) - 189.035 km�2, Jawa (Djawa) - 126.703 km�2, Halmahera - 17.998 km�2, Flores - 15.610 km�2. Na Jawie znajduje si� stolica Indonezji - D�akarta. Molukki (Wyspy Korzenne) - grupa wysp Archipelagu Malajskiego, pomi�dzy Celebesem i Now� Gwine�, nale��ca do Indonezji. - Zgadzam si� z tob�, Tommy, �e jest to bardzo romantyczna legenda, lecz chyba brak jej jakiego� logicznego uzasadnienia - zauwa�y�a pani Allan. - Powstanie legendy jest bardzo �atwe do wyt�umaczenia - wyja�ni� Tomek. - W niekt�rych regionach rozmieszczenia rajskich ptak�w, jak na przyk�ad na Wyspach Aru i w Nowej Gwinei, krajowcy interesowali si� jedynie ich bajecznie kolorowymi pi�rami, kt�rych u�ywali do ceremonialnego zdobienia g��w. Tote� obdzieraj�c zabite ptaki ze sk�ry odcinali bezwarto�ciowe dla siebie ko�czyny. W takim stanie r�wnie� sprzedawali cenne sk�rki kupcom i bezwiednie przyczynili si� do stworzenia dziwnej legendy. - Nic o tym nie wiedzia�am, ale przecie� ptaki musia�y gdzie� sk�ada� i wysiadywa� jaja - niedowierzaj�co powiedzia�a pani Allan. - Przypadkowo tw�rcy legendy i na to znale�li wyt�umaczenie - odpar� Tomek. - Przypuszczali, �e rajskie ptaki, nie mog�c wyl�giwa� potomstwa na ziemi, radz� sobie w inny spos�b. Mianowicie samiczki mia�y sk�ada� i wysiadywa� jaja na grzbietach samc�w unosz�cych si� w powietrzu. W p�niejszych czasach legenda uleg�a pewnej poprawce. W dalszym ci�gu wierzono, �e rajskie ptaki nie posiadaj� n�g, lecz za to dwa d�ugie pi�ra w ogonie, zakrzywione na ko�cu, mia�y umo�liwia� im zawieszanie si� na ga��ziach drzew na czas koniecznego odpoczynku. Legenda o beznogich rajskich ptakach znalaz�a nawet pewne potwierdzenie naukowe, gdy szwedzki uczony, Karol Linneusz, doda� s�owo "apoda" czyli "bez n�g", dla okre�lenia w j�zyku �aci�skim wielkiego rajskiego ptaka. Z czasem przestano wierzy� w legend�, gdy� wielu my�liwych, szczeg�lnie malajskich, urz�dza�o specjalne wyprawy �owieckie na rajskie ptaki do Nowej Gwinei. W�wczas naocznie stwierdzili, �e rajskie ptaki, tak jak wszystkie inne, maj� nogi, buduj� na drzewach gniazda i wysiaduj� w nich jaja.