2067
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 2067 |
Rozszerzenie: |
2067 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 2067 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 2067 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
2067 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Maria D�browska
__
_
DZIENNIKI POWOJENNE
1960 -1965t. 4
Wyb�r
wst�p i przypisy
Tadeusz Drewnowski
Czytelnik. WarszawA 1996
1960
3 I 1960. Niedziela
Przed po�udniem mimo padaj�cego deszczu posz�y�my do Ho�y�-
skich z �yczeniami noworocznymi.
Jaka� scena Goyowsko-Brueglowska. Ich w zesz�ym roku zbudowa-
na cha�upina zaroi�a si� od suczek - wszystkie nami�tnie przyjazne
i uradowane zachowuj� si� tak, jakby�my do nich w�a�nie przysz�y
w go�cin�. Jest si� obskoczonym, dokumentnie na wszystkie strony ob-
lizanym, wszystko to si� �asi, wdzi�czy, jedno na kolanach, drugie w�azi
pod pach�, trzecie wspina si� na kark i li�e w ucho, inne wij� si� u n�g,
li�� r�ce. Zgie�k, jazgot, skomlenie - ledwo mo�na rozmawia�.[...]
Pani Ho�y�ska od razu na wst�pie zapyta�a, czy Dyl wr�ci�. I obie
z Nadzi�' opowiedzia�y nam wzzuszaj�c� przygod� Dyla. Nadzia jecha-
�a z suczk� "na wesele" do W�och, nagle okaza�o si�, �e Dyl jest w ko-
lejce. Kto� zacz�� wo�a�: "To pies pani D�browskiej". Kto inny: "To
trzeba go przerzuci� do pierwszego wagonu. Pani D�browska zawsze
je�dzi w pierwszym wagonie". Kto� jeszcze: "Gdzie by pani D�browska
tak wioz�a go bez smyczy. On si� zab��ka�". Nadzia poradzi�a, �eby go
wyrzuci� z poci�gu w Pruszkowie. "A czy on trafl do domu?" "Trafi,
trafi". Konduktor wi�c w Pruszkowie go wyrzuci�. I Dyl trafi�, a nam
nawet przez my�l nie przesz�o, co si� z nim dzia�o.
1 N a d z i e j a I w a n i e c, pochodzi�a z Bia�orusi, od 14 roku �ycia pracowa�a
u J. i I. Ho�y�skich, w�wczas przy hodowli ps�w.
4 I 1960. Poniedzia�ek
Rano nieoczekiwanie przyszed� m�� wnuczki starego Czekana'.
Przyni�s� mi [wiadomo��)od swego te�cia, Jerzego Czekanowskiego:-
S�ucha� on 2 stycznia audycji z Londynu, kt�r� Wierzy�ski "po�wi�ci�
mojej osobie", prosz�c s�uchaczy o powiadomienie mnie o tym. Audy-
cj� mia� zako�czy� s�owami: "D�browskajest nam danajak talizman na
szcz�cie", przeciwstawiaj�c mnie "wielu pisarzom, kt�rzy swoim po-
5
st�powaniem i serwilizmem wywo�uj� burz� tak w kraju, jak za grani-
c�". Co za stek uproszcze� i nieporozumie�! Nie cierpi� panegiryk�w,
nawet gdy dyktowane s� najszczerszymi uczuciami. Wij� si� pod nimi,
jak deptana - bardziej ni� pod naganami.
A pr�cz tego - nigdy nie stara�am si� przypodoba� emigracji, ani
dbam o jej wzgl�dy. Najch�tniej m�wi�abym tzw. gorzkie prawdy nie
tylko naszemu rz�dowi, ale i naszemu spo�ecze�stwu, i naszej emigra-
cji. Nie mog� ich m�wi� rz�dowi, milcz� te� wobec spo�ecze�stwa i
emigracji. To ca�a tajemnica mojego rzekomego talizmanu. Nie m�wi�
ju� o tym, �e taka audycja nie wy�wiadcza mi dobrej przys�ugi tu w kra-
ju. O tym nigdy nie pomy�l� emigranci, zw�aszcza wybitni, podobni w
tym do wybitnych �yd�w z czas�w okupacji, pogr��aj�cy siebie i swo-
ich polskich "schronodawc�w", bo mi�o�� w�asna nigdy nie pozwala im
do ko�ca wytrwa� w ukryciu tego, �e s� w�a�nie tacy wybitni. �a�osna
sprawa.
Potem Brzostkowa w emocjach zawiadomi�a, �e proboszcz "idzie do
nas z kol�d�". Jako� przyszed�, bardzo ugrzeczniony, zapytuj�c, czy
mo�e "dokona� po�wi�cenia domu". "Ale�, bardzo prosz�".
Pokropi� (w�a�ciwie symbolicznie, bo nawet nie widzia�am, by pad�a
cho� kropla �wi�conej wody) pokoje, ale zapomnia� o miejscu najwa�-
niejszym, o kuchni i pokoiku Brzostkowej, dla kt�rej jedynej ta ceremo-
nia mia�a realne znaczenie. Wskaza�am mu dyskretnie drog� i po�wi�ci�
dziedzin� Brzostkowej, ofiarowuj�c jej trzy �wi�cone obrazki. Przym�-
wi� si� o "nabycie moich ksi��ek" - ofiarowa�am mu z dedykacj� nowe
y "
wydanie "Noc i dni.
' B a r b a r a M a r i a B u k o w i e c k a z d. Czekanowska (ur. 1930), c�rka Je-
rzego, a wnuczka Stanis�awa Czekanowskiego.
Franciszek Ksawery Bukowiecki(ur.1921),drin�.��karz,jejm��;
pracownik Instytutu Melioracji i U�ytk�w Zielonych w Falentach.
5 I 1960. Wtorek
Na wiecz�r chcia�am zobaczy�, dlaczego Tula nie mo�e zapami�ta�
formu�y chemicznej nadtlenku wodoru, dlaczego w og�le nie mo�e, jak
wida�, zrozumie� chemu, kt�r� od wczoraj wkuwa popo�udniami. Wie-
czorem po kolacji posiedzia�am z ni� troch� nad t� chemi� i zdj�o mnie
przera�enie. Od czasu, gdy by�am w szko�ach, uros�a ca�a olbrzymia no-
wa chemia, kt�ra ju� w �smej klasie (dawnej czwartej gimnazjalnej)
graniczy i z now� (monstrualnie trudn�) fizyk�, i niemal z wy�sz� mate-
matyk�. Teoretycznie to si� to wie, ale jak wejrze� w to praktycznie,
w�osy staj� d�ba na g�owie. Umys� trzynastoletniego dziecka nie jest w
stanie tego wszystkiego dobrze si� nauczy� ani ca�kiem zrozumie�, o ile
nie ma specjalnych zdolno�ci do nauk �cis�ych. Problem reformy �red-
niego og�lnego wykszta�cenia staje si� wr�cz pal�cy. Jedyne, co mog�o-
by go rozwi�za�, nie jest w dzisiejszych okoliczno�ciach ani w tym
ustroju mo�liwe.
Jedynie tylko szeroka wolno�� nauczania, mo�no�� otwierania pry-
watnych szk� i szk� eksperymentalnych, i szk� dla dzieci o specjal-
nym typie umys�u i osobowo�ci; jedynie powr�t do kilku typ�w szk�
�rednich og�lnokszta�c�cych (przyrodniczy, humanistyczny) m�g�by tu
co� pom�c. Rozlu�ni�by przeludnione klasy, stworzy� mo�liwe warunki
dla pracy nauczyciela i nauki dziecka, pozwoli�by kierowa� dzieci we-
d�ug ich uzdolnie� i upodoba� do odpowiedniego typu szk�. Inaczej
wi�kszo�� b�dzie si� tylko m�czy�, a m�odym pokoleniom b�dzie grozi-
�o biologiczne wyniszczenie. Wci�� rosn�cego zasobu wiedzy nic nie
jest mo�liwym [sic!] do wt�oczenia we wszystkie umys�y nawet przy
12-letniej szkole.
Szko�a jest dzi� rzeczywi�cie m�czarni� i gehenn�. Od pewnego cza-
su pytam ka�de poznane lub znajome dziecko, czy lubi swoj� szko��.
Znam bardzo ma�o takich, kt�re odpowiadaj� pozytywnie. Tak�e ch�o-
piec, kt�ry wczoraj przyszed� tu z ksi�dzem, Grzegorz Bielicki, skrzy-
wi� si� na to zapytanie. A pami�tam, jak w zesz�ym roku, w Moskwie,
ma�y Staniukowicz zapytany o to powiedzia�: "Cztob ona (tj. szko�a)
sgorie�a".
"Beznadziejne to wszystko" - jak pisze w �wi�tecznym felietonie-
powtarzaj�c to niby refren - m�ody Konwicki.
6 I 1960. �roda
Oko�o 10 rano Tula wyje�d�a. O dwunastej przyjecha� Henryk - oca-
li�am dla niego (tak�e przed w�asnym �akomstwem) troch� chru�ciku-
arcydzie�a Anny.
O trzeciej wyjecha�.
Zrobi�o si� strasznie pusto. To a� dziwne - ale brak mi Tulci. Przy
wszystkich przykrych cechach usposobienia, trzeba przyzna�, �e jest
idealnie dyskretna, cicha, a czuje si� przynajmniej �ywego cz�owieka za
�cian�. Tyle� potrzebuj� samotno�ci, co zaczynam si� od pewnego cza-
su ba� przebywania samotnie w tym przera�liwie pustym domu.
6
10 I 1960. Niedziela
Ca�y czwartek, pi�tek i sobot� odwala�am zalegaj�c� stosami kore-
spondencj�. Jestem a� do niestrawno�ci na�arta korespondencj�. Ale
dzi� chybaju� z tym sko�cz�. Mam najdziwniejszych korespondent�w.
Nudne jak lukrecja s� listy dzieci ze szk�', wszystkie na to samo ko-
pyto. Ale czasem przemknie si� w nich co� naiwnie i wzruszaj�co w�as-
nego, lecz bardzo rzadko. Kartki z podzi�kowaniami zabieraj� mi nie-
zmiernie du�o bezpowrotnie umykaj�cego czasu. Ci�kie s� zagranicz-
ne listy, na kt�re musz� odpowiada� w obcych j�zykach. Zabieraj� trzy
razy tyle czasu, co polskie.
Ale najgorsi s� grafomani i natr�ci (jak owa R. z wierszami swego
zmar�ego m�a). "Matysiakowie"z ju� te� wywieraj� sw�j wp�yw. Jaki�
s�uchacz z Elbl�ga przys�a� mi swoje dwa kawa�ki: trywialna bzdura pi-
sana pod "Matysiak�w". Jeden z nich - niby fikcyjna rozmowa ze mn�.
B�g wie, co takiemu strzeli do g�owy i komu jeszcze po�le t� rozm�w-
k�. Odsy�aj�c t� przesy�k� musia�am mu to zgani� jako nadu�ycie czyje-
go� nazwiska. Je�eli tyle ludzi uwierzy�o, �e wydan� w Kaliszu w 1912
roku bzdur� pt. "�yje si� tylko raz", pope�nion� przez jak�� Mari� D�-
browsk�, napisa�am ja3, a nawet w bibliografii IBL-u i w Moskwie
w Bibliotece Lenina ta broszurka figurowa�a pod moim has�em - to
i nonsens owego Wizela [?] z Elbl�ga kto� mo�e wzi�� serio.
Namno�y�o si� te� starych babsk, kt�re raptem przypomnia�y sobie,
�e mia�y kole�anki szkolne o nazwisku Maria D�browska. [...] Swoj�
drog� wielkim b��dem by�o nie zosta� przy swoim panie�skim nazwi-
sku Szumska, o tyle jednak rzadszym ni� D�browska. Oszcz�dzi�oby mi
to wielu, wielu godzin traconych na korespondencj�. Tak zreszt� robi
wi�kszo�� kobiet spodziewaj�cych si� rozg�osu swej tw�rczo�ci, lecz ja
si� go nie spodziewa�am. Jedna Orzeszkowa zyska�a na zmianie nader
cz�stego nazwiska Paw�owska na oryginalne m�owskie Orzeszko. Nie-
wa�ne zreszt�.
i W swym archiwum D�browska zachowa�a listy dzieci sprzed wojny, kiedy poprzez
czytanki i lektury szkolne kontaktjej ze szko�� by� �ywszy (Oddzia� R�kopis�w BUW).
2 Popularna powie�� radiowa zbiorowego autorstwa (J. Janicki, D. Po�torzycka
S. Stampfl, W. �es�awski; obecnie ju� tylko pierwszych dwoje), ci�gn�ca si� od 1955
do dzi�.
3 iVlowa tu o wierszowanym pamflecie na mieszka�c�w miasta Wielowody (w kt�-
rym n;etrudno rozpozna� Kalisz) pt. �yjmy tylko, aby u�y�! Gawgdy i obrazki, Kalisz,
druk. A. Czerwi�skiego,1912. Prawdopodobnie, zgodnie z od�egnywaniem si� D�bro-
wskiej, wyszed� on spod innego pi�ra, jakkolwiek w jej dzienniku pod dat� 14 XII 1915
spotka� mo�na podobne strofy (por. M. D�browska - Dzienniki,1988, t. I).
11 I 1960. Poniedzialek
W nocy zerwa� si� wiatr i wieje ca�y dzie�. Mr�z zel�a� na pi�� sto-
pni. Ci�nienie spad�o. Chwilami sypie troch� �niegu, lecz idzie, zdaje
si�, do odwil�y. Dzie� mroczny. Pustka taka, �e pr�cz ludzi id�cych
niekiedy z kolejki �ywego ducha nie wida�. G�ucha pustka i jak dla m-
nie - obco�� straszliwa tego Komorowa. Jeszcze nigdy nie �y�am w tak
absolutnej samotno�ci i nie my�la�am, �e na tak� samotno�� skazana b�-
i d� w staro�ci.
; Pr�buj� czyta� Faulknera: "Absalomie, Absalomie...." i "�wiat�o��
# w sierpniu". I wci�� porzucam t� lektur�. Ten pisarz jest nie tylko trud-
ny. Jest w jaki� m�cz�cy spos�b nudny. Jaki� "crispe" i zarazem "stri-
dent"1. Czytaj�c go mam uczucie, �e kurcz� si� wewn�trznie, jak pod
�widruj�cym borkiem dentystycznym.
Conrad ma te� bardzo trudne konstrukcje utwor�w. Ale u Conrada
' przerywanie w�tku, nawracanie i wybieganie naprz�d nie przeszkadza
# bo w ka�dym zdaniu jest tak przykuwaj�cy i fascynuj�cy �adunek wiel-
kiej sztuki i wielkiej poezji, �e przy ka�dym zapominamy ch�tnie o
i wszystkim innym i do wszystkiego innego r�wnie ch�tnie z woli tw�r-
czej pot�gi konstruktora tej ca�ej budowy wracamy. Z Faulknerem jest
inaczej -jego prozajest zbyt ma�o nasycona poezj�, niecierpliwimy si�,
, gdy przerywa w�tek, co nas zaj�� - sk�onni jeste�my szuka� jego nawro-
, tu. Wci�� jeszcze nie wiem, w czym jest wielko�� Faulknera, cho� wie-
rz� jak mog� temu, co m�wi� o jego wielko�ci.
" p y
W "Szkicach o Conradzie na om kam, �e w "Dzikich palmach '
i w "Starym" zdaj� si� by� pewne wp�ywy Conrada2. Co� o Conradzie
w zwi�zku z Faulknerem pisa� Iwaszkiewicz w swoich rozmowach
o ksi��kach. Teraz, kiedy wiem ju� co� nieco� o biografii Conrada, do-
strzegam jeszcze inne opr�cz literackich powi�zania jego z Conradem.
Faulkner jest z po�udniowych stan�w, ze stan�w "feudalnego" - jak si�
teraz m�wi - ziemia�stwa, z tych stan�w, kt�re krwi� broni�y niewol-
nictwa Murzyn�w, a jednocze�nie mia�y do nich patriarchalny stosunek.
Co� troch� w rodzaju kresowego pochodzenia Conrada, kt�ry jest nadto
tw�rc� "rotmistrza Blunta" ("Z�ota strza�a"), kt�ry m�wi� o sobie: "Je
� suis Americain, catholique et gentilhomme"#.
W tym �wietle zrozumia�ym si� staje, dlaczego na Faulknera w m�o-
do�ci wra�enie zrobi�o Sienkiewicza "Na polu chwa�y", kt�re, o ile pa-
t mi�tam z jakiego� wywiadu, zachowa� w swej bibliotece dla pewnego
arcypolskiego zdania (ju� nie pami�tamjakiego)4.
8
1 C r i s p e (fr.) - tu: niecierpliwi�cy; s t r i d e n t (fr.) - przera�liwy
z M. D�browska - Po�egnanie z Conradem w: Szkice o Conradzie, 1959.
3 J e s u i s... (fr.) -jestem Amerykaninem, katolikiem i d�entelmenem, Z�otu str#a-
�a,1948, s. 42.
4 We wst�pie do The Fau�kner Reader, powsta�ym w 1953, pisarz wspomina, �e za
m�odu, w roku 1915-16 wzi�� z biblioteki swego dziadka i przeczyta� "napisan� przez
Polaka Sienkiewicza opowie�� o czasach Sobieskiego, kiedy Polacy ratowali Europ�
przed Turkami", �e szczeg�lnie zapad�a mu w pami�� przedmowa do tej ksi��ki z przy-
taczanymi swobodnie s�owami o pisaniu dla pokrzepienia serc, kt�re sta�y si� dla niego
dewiz� ca�ej przysz�ej tw�rczo�ci. Nie wiadomo, kt�ra ksi��ka okaza�a si� dla Faulkne-
ra wa�na: czy by�o to Na po�u chwa�y, czy ostatnia cz�� Trylogii, i oczywi�cie nie
przedmowa, lecz ko�cowa apostrofa, przynosz�ca s�ynn� formu�� pisarstwa H. Sienkie-
wicza: "dla pokrzepienia serc", rozumiana zreszt� i rozwijana przez Faulknera swoi�cie.
O tej idei wypowiada� si� Faulknerju� wcze�niej, z powodu nadania mu Nagrody Nob-
la (1949), lecz bez wskazania nazwiska swego patrona.
ll I(sic!) 1960. Poniedzia�ek
Ca�y dzie� nad opowiadaniem, kt�remu da�am tytu�: "Klara i Angeli-
ka".
12 I 1960. Wtorek
Dalej nad opowiadaniem. Chcia�abym napisa� tom opowiada� zabar-
wionych humorem i z tragiczno�ci� tylko w tle. Ale je�li b�d� pisa� tyl-
ko jedno opowiadanie na rok?'
i Jak wida�, K�ar� i Ange�ik� przeznacza�a D�browska do zamierzonego tomu Ma�e
ob��dy istnienia. kt�rego nie zrealizowa�a.
Kalisz. 22 I 1960. Pi�tek
Rano pakujemy si� do Kalisza. Ju� o pierwszej przyjecha�o auto z
pani� Sutarzewicz, polonistk� z Liceum Pedagogicznego'. Na pierwszy
rzut oka sympatyczna, �adna, �adnie ubrana, siwawa, lecz o m�odej syl-
wetce i twarzy pani. O trzy na drug� wyje�d�amy.
Zarezerwowano nam pok�j w Hotelu Europejskim (al. Wolno�ci
dawna - J�zefiny). [...] Kiedy�my ju� zjad�y i zabiera�y si� do spania,
raptem... zastuka�a i wesz�a pani Fuldowa, objuczona kobia�kami. Po-
my�la�am: "Biedna kobieta, dopiero teraz wraca z pracy i w dodatku ob-
juczona sprawunkami". Jakie� by�o za�enowanie i zdziwienie, gdy si�
okaza�o, �e... przynios�a nam kolacj�: herbat� w termosie, jak�� sa�atk�,
Halina Sutarzewicz
mn�stwo smako�yk�w. By�a przera�ona, gdy si� okaza�o, �e�my za to
wszystko podzi�kowa�y nie b�d�c w stanie zje�� po raz drugi kolacji.
Zachowywa�a si� dziwnie, prawie jak jedna z "wariatek z Chaillot".
Uni�ona, niemal pe�za�a przede mn�, co mnie doprowadza�o do szale�-
stwa i w�ciek�o�ci. A jednak ta stara sentymentalna wariatka jest �r�d
ludzi spotkanych w Kaliszu jedn� z dramatyczniejszych, z najbardziej
"powie�ciowych" postaci.
Pami�tam, jak w 1930 czy 193I roku go�ci�am u niej w podkaliskim
maj�tku �ydowie, w luksusowo urz�dzonym domu - i jak mi tam do
��ka podano luksusowe �niadanie. Potem stracili wszystko, nie przyj�li
volkslisty. Fulde przesiedzia� 6 lat w obozie, rozstrzelano mu jedynego
syna, b�d�cego w konspiracyjnym AK (w Neu Reichu!)z. A teraz przy-
nosi mi kolacj� w kobia�kach. Prawie gotowe opowiadanie: "Dwa �nia-
dania" czy "Dwie kolacje".
# H a 1 i n a S u t a r z e w i c z (1910-1991), polonistka. Uko�czy�a fslologi� polsk�
na Uniwersytecie Pozna�skim. Podczas okupacji pracowa�a w Kaliszu jako robotnica.
10 II
prowadz�c r�wnocze�nie tajne nauczanie. Po wyzwoleniu uczy�a w szko�ach �rednich,
a w I. 1960-75 w studium nauczycielskim. Przewodnicz�ca kaliskiego ko�a Towarzy-
stwa im. M. Konopnickiej. Interesuje si� pisarzami zwi�zanymi z Kaliszem, w�r�d nich
M. D�browsk� (wiele publikacji na jej temat w "Roczzuku Kaliskim" i "Po�udniowej
Wielkopolsce"); wyda�a m.in.: Asnyk, Konopnicka i D�browska w Kaliszu,1977.
z Informacje nie�cis�e. Kole�anka D�browskiej z kaliskiej pensji, �ucja Fibiger, wy-
sz�a za m�� za Fuldego, przemys�owca i w�a�ciciela maj�tku �yd�w. Gdy D�browska
w okresie nu�dzywojennym wybra�a si� do Kalisza z wieczorem autorskim, zatrzyma�a
si� w �ydowie. Podczas okupacji Fuldowie z dzie�mi, podobnie jak wielu innych zie-
mian niemieckiego pochodzenia na terenach w��czonych do Rzeszy, podpisali volksli-
st� i pozostali nadal w �ydowie. Na prze�omie 1941/42 sporo m�odzie�y z tych �wie�o
spolszczonych, p�niemieckich jeszcze rodzin, m.in. z rodziny Fibiger�w, przyst�pi�o
do konspiracji antyhitlerowskiej i mia�o powi�zania z AK; w marcu i grudniu 1944 na-
st�pi�y w�r�d nich aresztowania; m.in. aresztowano m�odych Elwir� Fibiger�wn� i Hen-
ryka Fulde, skazano ich na �mier� i na kilka dni przed ucieczk� z Kalisza, mimo �e wy-
roki by�y nieprawomocne, rozstrzelano. W tym�e procesie na �awie oskar�onych zasia-
da� Fulde-ojciec, kt�ry zosta� skazany na 10 lat wi�zienia i prosi� s�d o zamian� wyro-
k�w z synem. Podobno �. Fuldowa marzy�a, aby D�browska napisa�a o losie ich syna.
23 I 1960. Sobota
O wp� do dwunastej zawie�li nas do teatru na ow� uroczyst� sesj�
Rad Narodowych Miejskiej i Powiatowej. Okaza�o si�, o czym mnie
w �adnym zaproszeniu nie zawiadomiono, �e to nie tylko inauguracja
1800-lecia Kalisza', ale i "rocznica wyzwolenia". Ca�a sesja mia�a cha-
rakter wybitnie propagandowy i upolityczniony. Przem�wienia by�y nie
tylko monstrualnie d�ugie i z�e, ale wszystkie nieodmiennie ko�czy�y si�
awanturami z neohitleryzmem w Niemczech Zachodnich, kt�re s� istot-
nie przera�aj�ce, ale podejrzewam, �e s� prowokowane przez Rosj�, od-
powiednio sobie przygotowuj�c� atmosfer� na "spotkanie na szczycie".
Nie mam poj�cia, co o tym wszystkim my�le�, ale �le i "nie u #iebie"
czuj� si� w tym wszystkim. Bardzo �le. Fatalnie.
Po wr�czeniu dyplom�w i "u�ciskaniu si�" z Kulisiewiczemz - wy-
chrypia�am par� s��w podzi�kowania i usprawiedliwienia si� wci�� dr�-
12 13
�ucja i Emil Fuldowie
Jubileusz XVIII wiek�w Kalisza. Akademii przewodniczy Piotr Jaroszewicz, za sto�em
prezydialnym m.in. M. D�browska i T. Kulisiewicz
cz�c� mnie chrypk�, �e nie m�wi� wi�cej. Przy wyj�ciu z teatru oblega-
�y mnie t�umy, zw�aszcza m�odzie�y szkolnej, usi�uj�cej mnie fotogra-
fowa�. T�um przyciska� si� wprost do szyby samochodu, czu�am si� jak
zwierz w zoo - i mimo woli my�la�am, jak cierpie� musz� zwierz�ta ob-
legane przez ludzi w klatkach zoo.
Pojecha�y�my do hotelu, a okaza�o si�, �e powinny�my by�y jecha�
wprost do Ratusza na bankiet. Sp�ni�y�my si� tam, wszyscy ju� jedli
i wiwatowali. Siedzia�am przy Kulisiewiczu. Jedzenie by�o dobre.
Z drugiej strony siedzia� Jaroszewicz3. Nie opodal mnie siedzieli g�rni-
cy... spod Konina, z nowych kopal� w�gla czy rudy �elaznej, albo jed-
nego i drugiego. Toasty r�wnie� upolitycznione, a nawet, oho, ho - ze
wstawaniem na toast za "dru�b�" polsko-sowieck�, za "uspiechy" etc.
etc. Nawet by�y przem�wienia konsul�w (ze Szczecina i Wroc�awia) ro-
syjskiego i niemieckiego!
Jedyny do rzeczy i dowcipny toast by� Gieysztora4, profesora zas�u-
�onego w archeologii kaliskiej i w komitecie uczczenia tych staro�ytno-
�ci: - "za sprawc� tego, �e si� teraz tak musimy m�czy�, za Klaudiusza
Ptolemeusza"5.
Oko�o sz�stej urwa�y�my si� do hotelu [...). Ale jeszcze przychodzili
do hotelu ludzie - pani Sutarzewicz, pani Fuldowa, a ju� kiedy le�a�y-
�my, zastuka� jaki� m�ody cz�owiek, �e chce zamieni� kilka s��w. Prze-
prosi�am, �eju� nie mo�na.
' Kalisz dzi�ki Ptolemeuszowi, kt�ry w formie "Kalisia" odnotowa� jego istnienie
w II w.n.e., ma najstarsz� w Polsce metryk� pisan�. Okoliczno�ci jubileuszowe sk�oni�y
do rozwini�cia bada� archeologicznych i historycznych dotycz�cych Kalisza. Podczas
uroczystej sesji rad narodowych z powodu tego wyj�tkowego jubileuszu dwoje wybit-
nych kaliszan: Maria D�browska i Tadeusz Kulisiewicz, otrzyma�o honorowe obywatel-
stwa miasta (by�y to pierwsze akty tego rodzaju, p�niej tytu� ten spowszednia�j.
W ramach dalszych obchod�w 22-24 VII 1960 odby� si� w Kaliszu Zlot by�ych Wy-
chowank�w Kaliskich Szk� �rednich, w kt�rym D�browska obieca�a sw�j udzia�. Nie
mog�c ze wzgl�du na stan zdrowia przyjecha�, przes�a�a do swych kole�anek i koleg�w
pi�kny list (por. H. Sutarzewicz - Wspomnienia, powrotv, materii #ycia przetwarzanie,
"Po�udniowa Wielkopolska",1983, nr 6).
= T a d e u s z K u I i s i e w i c z (1899-1988), znany rysownik, grafik. Studiowal
w Szkole Sztuk Pi�knych w Warszawie u W. Skoczylasa i M. Kotarbi�skiego. I 926-39
nale�a� do stowarzyszenia Ryt. Od I946 profesor grafiki w ASP w Warszawie. Do 1939
uprawia� g��wnie drzeworyt (m.in. z podr�y do Francji i Belgii 1930, cykl Szlembark,
1931). Po wojnie tworzy prawie wy��cznie cykle rysunk�w tuszem, poszukuj�c ci�gle
nowych rozwi�za� (m.in. Warszawa I945, I945-45, Szlembark,1947-48, Chinv, 1953,
"Kaukuskie kredowe ko�o" B. Brechta,1955, Indie,1956, Brazvlia,1963).
# P i o t r J a ro s z e w i c z (1909-I992), polityk, genera�. Do 1939 pracowa�jako
nauczyciel. Podczas wojny przebywa� w ZSRR, od 1943 w Armu Polskiej, gdzie w 1944
zosta� zast�pc� dow�dcy I Armii do spraw politycznych. W 1. 1945-50 wiceminister ob-
rony narodowej. W 1. 1950-62 zast�pca przewodnicz�cego PKPG, 1952-70 wicemini-
ster, od 1964 w Biurze Politycznym KC PZPR. W 1. 1970-80 premier. W 1981 wyklu-
czony z PZPR. W 1992 zamordowany wraz z �on�, Iren� Solsk� (dziennikark�), w ich
willi w Aninie.
# A 1 e k s a n d e r G i e y s z t o r (ur. 1916), historyk. Podczas wojny pracownik
DIP w Delegaturze Rz�du londy�skiego. Od 1949 profesor UW, od 1955 dyrektor In-
stytutu Historii PAN; w 1. 1980-83 i 1990-92 prezes PAN. W 1. 1948-53 sta� na czele
Kierownictwa Zespo�u Bada� nad Pocz�tkami Pa�stwa Polskiego; m.in. uczestniczy� w
pracach nad najstarsz� histori� Kalisza, redagowa� wraz z K. D�browskim Osiemna�cie
wiek�#v Kuli.sza. Studia i materiah# do d#iej�w m. Kulis#a i regtonu kaliskiego, t. I-III,
Kalisz 1960-62, dyr. Zamku Kr�lewskiego w Warszawie 1980-91. Wyda� m.in. Wiad#a
Karola Wielklego iv opinii sv.sp�fc#esnej, 1938, Encvkltki Sergius:.a IV, 1948, wsp�au-
14
Pierwsi honorowi obywatele Kalisza: M. D�browska i T.
Kulisiewicz
tor Historii Polski, t. I, 1958, Historia kultury �redniowiecznej w Polsce,1963, Mitolo-
gia s�owia�ska,1982.
5 K 1 a u d i u s z P t o 1 e m e u s z (ok. 100-168), astronom, matematyk, geograf i
teoretyk muzyki. Ca�okszta�t �wczesnej wiedzy astronomicznej zawar� w 13-tomowym
dziele Megdle syntaxis, znanym pt. Almagest. Drugie jego dzie�o, Wstgp do geografii,
omawia�o zasady konstruowania map oraz zawiera�o zestawienie ok. 8 tys. nazw geo-
graficznych (na jednej z za��czonych map zaznaczony zosta� w�a�nie Kalisz), pierwot-
nie znane g��wnie w �wiecie arabskim, na �acin� prze�o�one dopiero w XV w. Ponadto
jego Harmonikd (w 3 ksi�gach) nale�y do g��wnych �r�de� wiedzy o muzyce staro�yt-
nej Grecji.
24 I 1960. Niedziela
Droga by�a dobra. Dzie� mro�ny, przepysznie s�oneczny. Po drodze
widzia�y�my w wielu miejscach stada kuropatw. Setki, tysi�ce kuro-
patw. Chodzi�y nawet po szosie, dziwnie �mia�o. �adne stado nie zry-
wa�o si� i nie ucieka�o nawet przed samochodem. Trzeba by�o je wymi-
ja� biegn�ce pieszo niby kury czy kaczki. Pierwszy raz w �yciu widzia-
�am co� podobnego.
S�ysza�am, �e kuropatwy i ba�anty s� pod ochron� jako niszczyciele
stonki. Ale czy�by wiedzia�y o tym?
Warszawa. 28 I 1960. Czwartek
Jestem ju� o tyle zdrowa (czy ju� co� teraz mo�na u mnie nazwa�
zdrowiem?), �e aby nie robi� zamieszania, pojecha�am z Ann� na "pro-
szony" obiad u Zawieyskiego. Trzypokojowe mieszkanko w nowym
bloku na Polnej. Mieszka z "przyjacielem" (dopiero par� lat temu do-
wiedzia�am si�, �e i on jest homoseksualist�), te� ju� niem�odym pa-
nem, bardzo sympatycznym psychologiem wieku szkolnego. Nie wiem
nawet, jak si� nazywa, tylko �e na imi� ma Sta�l. Zawieyski zapowie-
dzia� "niespodziank�" - okaza�o si�, �e zaprosi�... Jurka. Obiad z sakra-
mentalnym indykiem (nie cierpi� indyk�w) by� suto zakrapiany domo-
w� �liwowic�, kt�r� Jurek i Zawieyski bardzo si� podpili.
Do kawy Zawieyski zapowiedzia� likier trapist�w ofiarowany mu
przez Prymasa - i kt�ry dla nas dopiero otworzy�. Po spr�bowaniu oka-
za� si� to gorzki jak pio�un ekstrakt eukaliptusowy. Anna powiedzia�a:
"
Dajcie okulary" i odczyta�a etykietk� butelki. Odczyta�a po w�osku, �e
to jest niezawodne lekarstwo na influenz�. Nasypali�my do kieliszk�w
cukru i zjedli to "jako krople na cukrze". Setnie�my si� przy tym na-
�mieli, �e Zawieyski nie zna swego Prymasa. Likiery i kardyna� Wy-
szy�ski, jako� to nie pasuje do siebie - i c� innego m�g� przywie�� od
tra ist�w, jak nie gorzkie lekarstwo?
Ale nastr�j tego "m�skiego domu" jest jaki� przyjemny i mimo wszy-
stkie okropno�ci chwili, o kt�rych Z. wci�� napomyka - jaki� weso�y.
Zawieyski w swej roli cz�onka Rady Pa�stwa robi du�o dobrego lu-
dziom i jako sposobno�� do tego traktuje t� ca�� swoj� posad�. Jest te�
mediatorem mi�dzy Gomu�k� i Prymasem.
W najwi�kszej tajemnicy opowiada� nam, �e doprowadzi� do spotka-
nia tych dwu "opatrzno�ciowych m��w. W cztery oczy, w miejscu
neutralnym. Rozmowa trwa�a cztery godziny.
2 - Dzienniki, t. 4
17
Prymas Stefan Wyszy�ski i Jerzy Zawieyski w warszawskim
Klubie lnteligencji Katolickiej
Ale trudno nie widzie�, �e ta nieoczekiwana kariera wprawia go chy-
ba w troch� zbytni� eufori�. I �e mimo woli ulega opiniom �rodowiska
partyjnego, w kt�rym si� obraca. Wr�ci�y�my jednak z tej wizyty w do-
brych humorach.
Zapomnia�am doda�, �e w Kaliszu jedynym dyskretnym "wielbicie-
lem" by� jaki� pan, kt�ry zaraz po przyje�dzie poda� mi go�dziki z kar-
tk�: "Od przypadkowego przechodnia, kt�ry widz�c nadje�d�aj�c� Ma-
ri� D�browsk�" etc. Bez podpisu - i natychmiast si� wycofa�. Musia�
wiele czasu czeka� na przyj�cie samochodu. Dzi�kuj�c zapyta�am jed-
nak o nazwisko. Jaki� lekarz Pniewskiz, ale nie krewny architekta. Ten
mi zosta� w najwdzi�czniejszej pami�ci, bo niczego nie ��da�, nawet
"chwilki rozmowy".
' S t a n i s � a w T r � b a c z k i e w i c z (1910-1980), dr psychologii rozwojowej,
kt�r� od lat 60. wyk�ada� na KUL-u. Przyja�� z Zawieyskim trwa�a od lat 30. Po �mierci
Zawieyskiego w mieszkaniu na Brzozowej prowadzi� salon literacko-aktorski. Pocho-
wany w Laskach.
# T a d e u s z P n i e w s k i ( 1914-1994), doktor medycyny. Studia medyczne roz-
pocz�� przed wojn� w Poznaniu, uko�czy� w 1946 na Uniwersytecie ��dzkim. Podczas
okupacji �o�nierz AK, od 1944 Ludowego Wojska Polskiego. Speejalizowa� si� w za-
kresie diagnostyki laboratoryjnej i transfuzji. W 1946-62 by� kierownikiem Pracowni
Analitycznej Szpitala Miejskiego a nast�pnie dyrektorem Wojew�dzkiej Stacji Krwio-
dawstwa w Kaliszu. Od 1966 w �odzi; dyrektor WSK i kierownik Zak�adu Diagnostyki
Szpitala Chor�b P�uc. Autor ok. 50 publikacji naukowych. W rodzinnym Kaliszu udzie-
la� si� spo�ecznie: by� radnym miejskim, cz�onkiem Komitetu Jubileuszowego; honoro-
wy obywatel m. Kalisza. Napisa� wspomnienia Kalisz z oddali.
Podczas wizyty pisarki z okazji 1800-lecia miasta z ramienia Rady Narodowej opie-
kowa� si� D�browsk�. Jak �wiadczy powy�szy zapis, czyni� to dyskretnie.
29 I 1960. Pi�tek
Rano przed wyj�ciem do miasta przyjechali do mnie Kasi�ski i Szy-
ma�ska, kt�rej si� ucieszy�am, bo jest zawsze pe�na �yeia i werwy.
Przyjechali, niby to �eby om�wi� wyj�cie z impasu, jaki powsta� oko�o
wydania pism Jerzego Stempowskiego. Ale w�a�ciwie m�wili�my
o wszystkim, tylko nie o tym.
O tak tajemniczo zakomunikowanym nam spotkaniu Wyszy�skiego
z Gomu�k� wszyscy ju� g�o�no m�wi�. Ma z tego wyj�� zachowanie
dotychczasowego status quo w stosunkach z Ko�cio�em. A ju� podobno
by�o postanowione "upaksowi�" katolicyzm, to znaczy zrobi� taki ko-
�ci� rz�dowy jak w Rosji. To zdaje si� wi�c tymczasem przesta�o nam
zagra�a�.
Wieczorem (na zaproszenie Anny przez ambasad� japo�sk�) posz�y-
�my na japo�ski film "Narayama Bushi-Ko"1. Kolorowy film - ilustra-
cjajakiej� pie�ni, ballady, czy podania o g�odnej wsi, kt�ra swoich star-
c�w wysy�a na g�r� �mierci, by pozby� si� cho� jednej g�by do osz-
cz�dnego zapasu ry�u. W�a�ciwie historia bohaterskiej 70-letniej kobie-
ty, kt�ra ma z�ego wnuka a dobrego syna, kt�ra jest dusz� domu, i za-
nim uda si� na g�r� �mierci, wszystko urz�dza tak, by pozostaj�cym
by�o jak najlepiej. Dobry syn sam niesie matk� na g�r� Narayama, a
gdy zaczyna pada� �nieg, �egnaj�c j� wo�a: "Matko, masz szcz�cie.
Zaczyna pada� �nieg". To znaczy, zamarznie pod nim - nie rozdziob�
jej �ywcem kr���ce s�py i kruki. Film okrutny i ponury, ale chyba
�wietnie zrobiony - bo straszna pami�� tych obraz�w zostaje d�ugo.
Bardzo umowny. Ca�y w atelier robiony i bez ukrywania sztuczno�ci
krajobraz�w. Lekkie zas�ony z jednym widokiem rozsuwaj� si�, aby
ukaza� drugi. Jaskrawo kolorowy. �wietnie grany, zw�aszcza owa mat-
kajest doskona�� aktork�2, cho� wygl�da nie na 70, ale na 170 lat.
Jej tragedia - �e mimo to ma wszystkie z�by, tym wi�c gro�niejsza
19
Tadeusz Pniewski, Kalisz, I 958
jako partner do n�dznej miski. Okrzykni�ta za czarownic�, niezdoln�
odej�� na g�r� �mierci. Aby unikn�� tej "ha�by", wybija sobie kamie-
niami wszystkie przednie z�by i pokazuje skrwawione dzi�s�a na do-
w�d, �eju� godnajest odej�cia w dobrowoln� �mier�. Obrzydliwie stra-
szne.
Siedz�ca obok mnie S�onimska pomrukiwa�a, �e pejza�e s� kiczem
a la Rapacki. W samej rzeczy za ma�o zachowano w nich precyzyjnej
doskona�o�ci malarstwa japo�skiego. Ale rzecz jest w swoim rodzaju
mocna i w swej beznadziejno�ci n�dzy, ciemnoty i okrucie�stwa zabo-
bonu.
iBallada o Narayamie,1958, re�. Keisuke Kinoshita (ten sam mit powt�rnie sfilmo-
wany pod tym samym tytu�em,1983, re�. Skodrei Imamura).
2 K i n y o T a n a k a (1910-1977), aktorka i re�yserka, weteranka filmu, gwiazda
pierwszego m�wionego filmu japo�skiego. W m�odo�ci wyst�powa�a w tradycyjnym
zespole muzycznym. W 14 roku �ycia zacz�a pracowa� w wytw�mi Shochilen, kr�ci�a
ponad 10 film�w rocznie. W ostatnich latach gra�a m.in. w filmach: Siostrv Munehata,
1950, Okusan,1952, �ycie O'Hary,1953, star� kobiet� w Balladzie o Narayamie,1958;
re�yserowa�a m.in.: List mtlosny, G�rnik skazany na �mier�, Parasolka w �wietle k.ri�vcu.
Komor�w. 30 I 1960. Sobota
Pani Ho�y�ska podobno jest na mnie obra�ona o opowiadanie
"Szcz�liwa istota", cho� dalib�g niczym jej w nim nie ubli�y�am, prze-
ciwnie - jedynie "ferma ps�w rasowych" jest w nim potraktowana bez
ironu.
31 I 1960. Niedziela
O czwartej odprowadzam Ann� i Tul� na stacj�. Na chwil� spu�ci�am
Dyla i od razu uciek�. Tym razem chyba ju� nie wr�ci. Na dworze jest
12 st. mrozu.
Gdzie� zamarznie. Szkoda. To by� mi�y - cho� bardzo k�opotliwy
piesek. Jak czyni� panowie, mia� dwa domy i by� wieczny k�opot z pil-
nowaniem go, �eby nie ucieka� do Ho�y�skich. Bardzo go lubi�, ale tym
razem nie mia�amju� si�y, aby po niego i��. Ostatnio,14 stycznia zazi�-
bi�am si� szukaj�c i wo�aj�c go po lesie. Cho� jestem ju� u podn�a Na-
rayamy - nie chce mi si� umiera� dla psa. Skoro tak niewierny - trudno,
niech ju� raczej ginie przede mn�. Ale �al mi go, lituj� si� nad jego sza-
le�stwem, kt�re je�li nie tym razem jeszcze, kt�rym� nast�pnym przy-
prawi go o �mier� nieuchronnie.
2 II 1960. Wtorek
J�zefa Retingera "Conrad and his Contemporaries"'. [...] To nie jest
�adna �wie�o wydana ksi��ka. Pisana przed wojn�, wysz�a w New Yor-
ku w 1943. W pierwszej chwili wprawia w za�enowanie r�wnorz�dnym
traktowaniem w�asnej biografii z biografi� Conrada. Niby dwa r�wno-
leg�e losy, nawet to samo gimnazjum w Krakowie i mieszkanie na tej
samej ulicy, ten sam pocz�tek woja�u: najpierw Francja, potem Anglia-
tyle, �e wszystko o 20 lat p�niej. Akcentowanie tej r�wnoleg�o�ci, nie-
mal rozwodzenie si� nad ni�, jest a� tak zabawne, skoro z jednego losu
wyszed� Conrad, a z drugiego posta� sk�din�d interesuj�ca, o �yciu pe�-
nym przyg�d ([...] w czasie wojny - ju� 50-letni skaka� ze spadochro-
nem do Polski), ale jednak tylko Retinger (tzw. Jussuf). Poza tym ksi��-
ka czyta si� lekko i daje du�o ciekawego (cho� czasem w�tpliwej warto-
�ci) materia�u. Bodaj najciekawszy jest rozdzia� o Arnoldzie Bennetcie,
20 21
Psia ferma Ho�y�skich
nad kt�rym Ret. te� si� tak bardzo rozpisa� z uwagi na siebie. Mianowi-
cie Bennett wprowadzi� go do Conrada i w "serce" spraw angielskich.
#J�zef Hieronim Retinger(1888-1960).Po�mierciojca,adwokatakra-
kowskiego, opiekowa� si� nim hr. W�adys�aw Zamoyski. Uko�czy� studia na Sorbonie
ze stopniem doktora filologu. W 1911 wydawa� "Miesi�cznik Literacki i Artystyczny".
Z ramienia polskich stronnictw niepodleg�o�ciowych przed I wojn� �wiatow� znalaz� si�
w Londynie, gdzie propagowa� spraw� polsk� i dla swej akcji pozyska� Josepha Conra-
W Prezydium Rady Ministr�w w Londynie. Od lewej: sekretarz Adam Ku�akowski, Ka-
rol Popiel, gen. W�adys�aw Sikorski, J�zef Hieronim Retinger
da. Najego zaproszenie Conrad w 1914 odwiedzi� Polsk�. Po I wojnie wydalony z Fran-
cji wyw�drowa� do Meksyku, s�u�y� rewolucji meksyka�skiej, a nawet w jej imieniu po-
dejmowa� misje pojednawcze w USA. R�wnocze�nie od 1923 sta� si�jak gdyby ��czni-
kiem mi�dzy Labour Party i PPS. Pisywa� w "Wiadomo�ciach Literackich" pod pseudo-
nimem Jussuf i przyja�ni� si� z pisarzami tego kr�gu. W miar� wzrastaj�cej opozycji
wobec Pi�sudskiego zbli�a� si� do gen. W�. Sikorskiego i sta� si� za granic� rzecznikiem
Frontu Morges. Gdy podczas ll wojny �wiatowej rz�d gen. Sikorskiego (nie bez pomocy
Retingera) znalaz� si� w Anglu, prowadzi� jego sekretariat cywilny i sta� si� "szar� emi-
nencj�". Odbywa� wiele podr�y dyplomatycznych, m.in. do ZSRR. Jako zaufany An-
glu odby� w kwietniu-lipcu 1944 podr� informacyjn� do okupowanego kraju. Po woj-
nie czynny w ruchu integracyjnym zachodniej Europy, m.in. przy tworzeniu zacho-
dnioeuropejskiego parlamentu. Uwa�any za masona. Napisa� m.in. Conrad and his
Contemporarie.r, London,1941, Memoirs ofan Eminence Grise,1972.
D�browska pozna�a J. H. Retingera w Londynie przed I wojn� �wiatow�, gdy pe�ni�
podobne funkcje jak jej m��. To on u�atwi� Marianowi D�browskiemu przeprowadzenie
dla "Tygodnika Ilustrowanego" rozmowy z Conradem, kt�ra odby�a si� w Londynie,
prawdopodobnie w mieszkaniu Retinger�w (por. M. D�browska - Polski wywiad pra-
sowv :. Conradem w: S4kice o Conradzie,1959).
7 II 1960. Niedziela
Ku mojemu zdziwieniu dzisiaj sko�czy�am definitywnie przedwczo-
raj zacz�te przepisywanie opowiadania "Klara i Angelika". Wysz�o ja-
ko� do�� �wawo, prawie by z tego mog�a by� jednoakt�wka do telewi-
zji. Ale wierna Or�owskiej, posy�amjej to do radia'.
Dawno nic nie zrobi�o na mnie tak silnego wra�enia, jak artyku� St.
Ossowskiego (w "�yciu Warszawy") o �wiadomym macierzy�stwie`.
Dot�d (b�d�c zreszt� zwolenniczk� regulacji urodzin) patrzy�am na t�
akcj� troch� przez rami�, jak na Lig� Kobiet, walk� z alkoholizmem,
esperanto itp. zabawy poczciwych ludzi, nie rozporz�dzaj�cych �adny-
mi istotnymi �rodkami naprawy, argumentuj�cych za� nieudolnie i nud-
nie. Dopiero Ossowski postawi� to zagadnienie w spos�b zdolny ka�de-
go zdoby�, a nadto z tak� si�� przekonania, jak� mo�e mie� tylko rzetel-
ny naukowiec i wielkiej klasy cz�owiek-humanista. To jest wezwanie
pod adresem propagandy walcz�cej z regulacj� urodzin, czyli m�wi�c
jasno - pod adresem Ko�cio�a. Ale z jakim taktem i umiarem to jest zro-
bione, z jak� umiej�tno�ci� i dobr� wol� nieobra�ania nikogo, a pokazy-
wania tylko w jakim� jaskrawym blasku uczciwej prawdy �ycia. Gdyby
ka�da argumentacja wyja�niaj�ca aktualne przemiany �ycia i �wiata by-
�a tak nieodparta, nier�wnie mniej by�oby tej strasznej grudy i zakalca w
stosunkach mi�dzyludzkich. Niestety, nie ka�da g�oszona dzisiaj prawda
jest r�wnie prawdziwa i nie ka�da nadaje si� do tak rzetelnej obrony.
Rozumiem zreszt� wyst�powanie przeciw przerywaniu ci��y. To ju�
jest zabijanie �ycia i mo�e by� stosowane tylko w wypadku konieczno-
�ci ratowania �ycia matki. Ale kto chce, �eby nas by�o 60 milion�w przy
dzisiejszym stanie opanowania epidemii, ztnniejszania �miertelno�ci
niemowl�t i przed�u�enia �ycia - ten chce nie tylko g�odu (o zagra�aj�-
cym mno��cemu si� �wiatu braku �ywno�ci pisz� najpowa�niejsze pis-
ma i ksi��ki bogatych kraj�w Europy), nie tylko wojny i innych przed-
potopowych �rodk�w regulowania przyrostu naturalnego, ale ten chce
22 23
te� coraz wi�kszej m�czarni dzieci w prze�adowanych szko�ach, coraz
wi�kszego scherlaczenia m�odych pokole� itp. Nie m�wi�c o tym, �e
ilo�� nie decyduje dzi� o jako�ci, o warto�ci narod�w.
Holandia, Dania, Szwecja, Norwegia, Szwajcaria i Belgia s� ka�da
w swoim rodzaju krajami wielkich narod�w, cho� licz� po kilka mili�-
n�w mieszka�c�w. Ilo�� w znaczeniu demograficznym by�a potrzebna
przy wojnach dawnego typu, przy prymitywnych cywilizacjach nawie-
dzanych morem i g�odem, przy �miertelno�ci wszystkich niemal chor�b,
gdy dzisiaj wi�kszo�� przesta�a by� �miertelna. Doprawdy, rzadko co
jest r�wnie sprzeczne z aktualnym stanem wiedzy i cywilizacji jak wal-
ka z regulacj� przyrostu naturalnego, a raczej ze spo�eczn� �wiadomo-
�ci� nieuchronno�ci zapobiegania nadmiernemu przyrostowi naturalne-
mu. Kiedy si� pomy�li w dodatku, �e naprawd� najobficiej mno�� si�
alkoholicy i gru�licy, ciarki przechodz� z przera�enia o przysz�o�� naro-
du. Artyku� Ossowskiego powinien by� przedrukowany przez ca�� pras�
polsk�.
# M. D�browska - Klara i Angelika, pierwodruk "Tw�rczo��" 1960, z. 4; opowiada-
nie nadane przez radio, a nast�pnie przerobione przez W. L. Terleckiego na,jedno-
akt�wk� do telewizji".
z S t a n i s � a w O s s o w s k i (1897-1963), socjolog, teoretyk kultury, metodo-
log nauk spo�ecznych. Studiowa� na UW u J. �ukasiewicza i W. Tatarkiewicza. Debiu-
towa� w 1917 w "Pro arte et studio" szkicem Opatriotyzmie. W 1934 doktoryzowa� si�
u T. Kotarbi�skiego na podstawie pracy Analiza poj�cia znaku. Od 1933 docent UW, od
1936 przy katedrze socjologu prof. J. St. Bystronia. Dzia�a� w�wczas spo�ecznie na tere-
nie WSM. W 1. 1945-47 profesor uniwersytetu w �odzi, 1956-62 kierownik Zak�adu
Kultury i Przemian Spo�ecznych Instytutu Filozofii i Socjologii PAN. Od 1956 prze=
wodnicz�cy Polskiego Towarzystwa Socjologicznego, w 1.1956-62 wiceprzewodnicz�-
cy International Sociological Association. G��wne prace: U podstaw estetyki, 1933,
Wi� spoleczna i dziedzichvo knvi, 1939, Ku nowymformom �ycia spolecznego, 1943,
Struktura klasowa w spolecznej �wiadomo�ci, 1957, O osobliwo�ciach nauk spolec:-
nych,1962.
Omawiany tu artyku� Ossowskiego Jak wytlumaczy� t� propagand� ?, "�ycie War-
szawy" 1960, nr 33, b#� nieco skr�conym stenogramem przem�wienia z dyskusji na
zje�dzie Towarzystwa Swiadomego Macierzy�stwa.
8 II 1960. Poniedzia�ek
Przeczyta�am trzy pozycje m�odej literatury: Stanis�awa Stanucha
"
Portret z pami�ci"' (w�a�ciwie trzy portrety), Aleksandra Minkowskie-
go "Nigdy na �wiecie"z i W�odzimierza Odojewskiego "Miejsca nawie-
dzone"3.
Wszystkie troch� chybiaj� w tytu�ach. Wed�ug mego rozumienia po-
winno by�: "Portrety z pami�ci", "Nigdy w �wiecie" i "Miejsce nawie-
dzone" - ale wszystkie s� interesuj�ce, wszystkie �wiadcz� o tym, �e
zaczynamy mimo wszystko wchodzi� w co�, co mo�na ju� nazwa� kul-
tur� literack�. Zaczynamy posiada� to, o co si� upomina�am w 1945 ro-
ku w ankiecie �wczesnej "Tw�rczo�ci" - po prostu dobr� literatur�.
Dawniej mieli�my tylko wieszcz�w i geniuszy (albo co gorsza pretensje
do tej rangi) i bezwarto�ciow� szmir�. Dzi� wi�kszo�� ukazuj�cych si�
ksi��ekjest na poziomie.
Wszystkie trzy ksi��ki s� raczej pesymistyczne, dwie z nich zajmuj�
si� psychologi� stan�w raczej psychopatycznych. To nic nie szkodzi.
Autorzy zgodnie z klasyczn� maksym� Flauberta nie wyprowadzaj�
wniosk�w. Te nale�� do czytelnika.
Nawet najbardziej kontrowersyjnie usposobiony - musi my�le�,
czu�, rusza� si� duchem. Dla ka�dego (pr�cz tych, co nie s� jeszcze na
poziomie odpowiedniego wyrobienia artystycznego) s� te ksi��ki - mo-
g� i powinny by� w ka�dym razie - p�odn� lektur�.
Najbardziej oryginalnie polska jest "Nigdy w �wiecie". To bardzo
dobra ksi��ka. Trudno o mniej schematyczne i bardziej prawdom�wne
zaanga�owanie si� w "tematyk� aktualn�". Dramat m�odego lekarza za-
grzebanego w miasteczku g�uchej prowincji. Walka o zachowanie god-
no�ci i uczciwo�ci w grz�zawisku niedoli zap�nionego w kulturze i cy-
wilizacji �rodowiska. Troch� zbyt schematycznie, z najlepsz� zreszt�
wol� potraktowana posta� ksi�dza. Znam i w tym �rodowisku mn�stwo
ludzi usi�uj�cych sprosta� godno�ci i uczciwo�ci. A zadanie to jest u
nich niepomiernie trudniejsze jak u �wieckich. Fala nabo�nej ciemnoty,
maj�cej niewiele wsp�lnego z chrze�cija�stwem i katolicyzmem, kt�ry
wyznaje - sama niesie. W�r�d m�odych �wiat�ych ksi�y s� postacie tak
samo si� m�cz�ce jak lekarz Minkowskiego. Zreszt�, prawd� m�wi�c,
Minkowski daje racj� i ksi�dzu. Wi�c to naprawd� dobra ksi��ka.
�wietne powiedzenie "patriarchalne stosunki i XX wiek - piorunuj�ca
mieszanka. A my jeste�my w �rodku i musimy z tym co� zrobi�" - m�-
wi sekretarz partii, pierwszy tego rodzaju �ywy cz�owiek w literaturze.
Powie�� troch� przypomina Hamsuna. Tak, a� Hamsuna! W sensie po-
krewie�stw - nie wp�yw�w. U nas ju� dawno nie wydaje si� i nie czyta
Hamsuna.
Dwie pozosta�e ksi��ki s� wyra�nie pod wp�ywami zagranicznymi-
J. Joyce i Kafka, i zw�aszcza powie�ciopisarska technika francuska teo-
rii o "antypowie�ci" itp. przychodz� tu na my�l. Nie wiem, czy pod
wp�ywami bezpo�rednimi, czy z drugiej r�ki te wp�ywy.
24 25
"
Portret z pami�ci" nie tylko z powodu tytu�u ka�e my�le� o "Portre-
cie nieznajomego" Nathalie Sarraute. Przypomina j� tak�e w szczeg�-
�ach4. Troch� za du�o strach�w [s�owo nieczytelne], uczucia tropienia
i bycia tropionym. Niekt�re partie ka�� my�le� o Czechowie, np. miej-
sce, gdzie m�ody cz�owiek przychodzi stara� si� o posad�, a siedz�cy za
sto�em dyrektor po �wietnej zreszt� tyradzie "bohatera" m�wi do niego:
"Gdyby biedny ojciee zna� pana pogl�dy, by�by bardzo zasmucony"
("M�czyzna"). Zbie�no�� mo�e bye przypadkowa, a mo�e by� �wiado-
ma. Nie dziwi�abym si� przyjmowaniu wp�yw�w od Czechowa. Uwa-
�am go za prekursora dzisiejszej literatury. Dostojewski wywiera�
wp�yw na Zach�d w czasie Gide'a i Prousta. Czechow jest na wskro�
dzisiejszy i dzisiejsi w�a�nie pisarze mog� si� wiele od niego nauczy�.
Gdy my�l� o "Trzech siostrach", musz� my�le� o "Czekaj�c na Go-
dota". Ma�a "krotochwila" - "Nied�wied�" (ca�kiem trywialnie potrak-
towana przez recenzent�w) przypomina Osborne'a. "Sala nr 6" i "Moje
�ycie" zwiastuj� "Upadek" Camusa.
Musz� doda�, �e Stanuch jest bardziej zajmuj�cy od Nathalie Sarrau-
te (zreszt� cudownie nudnej), czyta si� z pasj�. Wiele nale�y oczekiwa�
po takim debiucie. W obecnych warunkach trzeba si� cieszy�, �e takie
ksi��ki jednak wychodz�. H�asko nie by� wi�c meteorem - s� ju� dzi�
m�odzi r�wnie dobrzy, a mo�e b�d� lepsi od niego.
A dlaczego si� tak rozpisa�am o wp�ywach? Na og� tego nie lubi�
i wi�kszo�� docieka� na ten temat wydaje mi si� nietrafna. Ale to spo-
sobno��, �eby w�a�nie stan�� w obronie "wp�yw�w". Odci�� si� od ob-
cych wp�yw�w - sk�d ja to znam? Aha, to tak przecie� zaczynaj� si�
"Noce i dnie".
"Niechcicowie (dawni) czuli si� organiczn� cz�ci� pot�nego jakby
plemienia, kt�re wystarcza�o samo sobie, mia�o w�asn� rodzinno-przyja-
cielsk� gwar�, zastanawia�o si�, w jaki spos�b wychowywa� swe dzieci,
aby je raz na zawsze uchroni� przed wp�ywami z zewn�trz"... Taka po-
stawa nie mo�e trwa� - i na szcz�cie ju� Bogumi� chce budowa� no-
woczesne mieszkania dla s�u�by folwarcznej (sprawa dot�d aktualna),
a Barbara - uczy� dzieci obcych j�zyk�w. Odci�� kogo� od wp�yw�w
z zewn�trz, to udusi� go we w�asnym sosie.[...]
Ciekawe, �e Anglia i Ameryka nie odesz�y w�a�ciwie od tradycyj-
nych form powie�ci, ulepszy�y je tylko, rozszerzy�y problematyk� (Ca-
ry5, Angus Wilsonb), nada�y prozie j�drno��, zwi�z�o��, precyzj�. Zmie-
nili postaw� do zagadnie�. Najwi�cej zmian formalnych daje Francja.
Wszystko to jest r�nymi formami rozwoju, a nie upadku literatury.
Mimo tytu�u i paru szczeg��w z Sarraute, nie Stanuch a Odojewski
wydaje mi si� do niej troch� podobny. Troch� te� tu z Kafki, z Camusa.
Przy tym temat umieraj�cego gru�lika ma ju� w polskiej literaturze wca-
le dobr� pozycj�, jak na owe czasy dosy� rewelacyjn� i oryginaln�. To
"�mier�" Ignacego D�browskiego. Zdaje si�, �e tak si� to nazywa�o'.
Osobi�cie chyba najwy�ej stawiam Minkowskiego "Nigdy na �wie-
cie". Nic nie wiem o tych autorach. O �adnym.
"Les Arts" pisz�c o pogarszaj�cej si� sytuacji literatury w Polsce za-
ko�czy�o s�owami: "�adnego nowego H�aski na horyzoncie". Nie mia�o
racji. Jeste�my wytrawne konie, umiemy bra� przeszkody - �y� i two-
rzy� w�r�d przeszk�d.
Co nie znaczy, �e nie trzeba w pocie czo�a usuwa� przeszk�d, uw�a-
czaj�cych XX wiekowi. I tak znajdzie si� ich dosy�, wynikaj�cych z sa-
mej natury komplikuj�cego si� �wiata.
Wracaj�c do tych trzech ksi��ek m�odych pisarzy, to za�amuj� si�
tylko na sprawach erotycznych. Tu z wyj�tkiem paru trafnych odkryw-
czych spostrze�e� panuje absolutna wulgarno��, i to niestety - mimo-
wolna. Tematem literatury francuskiej bywa�a d�ugi czas amor profanus
albo po prostu stosunki z prostytutkami. Ale i w tym temacie Francuzi
dawali pe�n� gam� liryzmu, tragizmu, satyry lub ironicznego humoru.
Tu nie ma �adnej skali, cho� przedstawione stosunki erotyczne dotycz�
studenckiej m�odzie�y. Panuje lepka wulgarno��, w kt�rej ani s�awny
Casanova ani Restif de la Bretonne nie dor�wnywaj� naszym uzdolnio-
nym debiutantom. Ale i tojestjakie� gorzkie �wiadectwo prawdy nasze-
go czasu.
Nawet s�awny wiersz Villona jest wobec Stanucha pe�en poezji. Wo-
bec niekt�rych postaci "trzeciego portretu" Stanucha H�asko jest czysty
jak lilia (a propos: w tym�e "Portrecie" jest scena z dyrektorem i Cze-
chowowskim zdaniem [?]. Nie darmo autor da� i motto z Czechowa).
Istot� tych utwor�w jest osaczenie cz�owieka (to samo jest i w prozie
R�ewicza), z kt�rego motto ca�ej ksi��ki.
# S t a n i s � a w S t a n u c h (ur. 1931), prozaik, publicysta. Uko�czy� wydzia�
dziennikarski UJ. Debiutowa� w 1951 na �amach prasy jako poeta. Prowadzi� sta�y felie-
ton o ksi��kach w krakowskim "Dzienniku Polskim". Wyda� m.in. Portret :. pami�ci,
1959, Przystanek w szczerym polu, 1966, Wpefnym �wietle, 1970, Sceny, # �ycia m�-
czyzn w wieku �rednim,1982.
2 A 1 e k s a n d e r M i n k o w s k i (ur.1933), prozaik, autor ksi��ek dla m�odzie�y,
scenarzysta. W okresie wojny w ZSRR, uko�czy� filologi� rosyjsk� na UW. Debiutowa�
w 1956 na �amach prasy. W 1. 1969-70 w USA. Wyda� m.in. Bf�kitna mi�o��, 1958,
Nigdy na �wiecie,1959, Czterdziestu na g�rze,1961, Wielkipoker,1961, Wyznania od-
26
szczepie�ca,1963, Kwiaty: dla Klementyny,1964, Odmieniec,1982; wiele ksi��ek oraz
pozycji sensacyjnych dla m�odzie�y; sztuki i scenariusze TV, m.in. wsp�autor serialu
Dyrektorzy. W 1.1990-92 red. nacz. pisma "Skandale".
3 W � o d z i m i e r z O d o j e w s k i (ur.1930), prozaik, autor s�uchowisk radio-
wych i widowisk TV, krytyk teatralny. Debiutowa� w 1948 na �amach prasy jako poeta.
Uko�czy� socjologi� na Uniwersytecie Pozna�skim. W 1. 1945-51 redaktor w "Gazecie
Pozna�skiej", 1956-59 zast�pca redaktora naczelnego "Tygodnika Zachodniego". Od
1960 pracowa� w PR w Warszawie. W 1971 wyjecha�jako stypendysta do RFN i pozo-
sta� w Monachium. Wyda� m.in.: Miejsca nawiedzone, 1959, Wyspa ocalenia, 1962,
Zmierzch �wiata, 1962, Zasypie wszystko, zawieje..., 1973, Zabezpieczanie �lad�w,
1990.
4 N a t h a 1 i e S a r r a u t e (ur. 1900), powie�ciopisarka i eseistka francuska. Po-
chodzi�a z Rosji, sk�d wynios�a kult Dostojewskiego. P�niej wyznawczyni Kaflci. We
Francji podj�a reform� prozy. Portret nieznajomego (1947) sta� si� manifestem ruchu
"nowej powie�ci" ("nouveau roman"), do czego przyczyni�a si� te� przedmowa Sartre'a.
5 J o y c e A r t h u r L u n e 1 C a r y (1888-1957), powie�ciopisarz angielski, autor
dw�ch trylogu: Sama si� dziwi�, dotycz�cej spraw sztuki (1941-44) oraz Niewolnik fa-
ski, trylogii politycznej (1952-54). Ka�dy tom tych trylogu opowiadanyjest w pierwszej
osobie przez kogo innego.
6 A n g u s W i 1 s o n, w�a�c. Frank Johnstone, (ur.1913), powie�ciopisarz, noweli-
sta angielski. Obok Anglosaskich p�z (1956) - powie�ci: Dojrzafe fata pani Eliot
(1958) i P�ne wstawanie (1964) uznano za szczytowe przejawy zawsze silnego w pro-
zie an#ielskiej gatunku powie�ci psychologiczno-obyczajowej.
# Smier� (1893) - debiutancka powie�� Ignacego D�browskiego, kt�ry sam by�
gru�likiem.
9 II I960. Wtorek
Notatka. Pozycje literackie om�wione wy�ej id� te� wprost z tradycji
takich ksi��ek jak "Wsp�lny pok�j" Uni�owskiego. Recenzent z dzisiej-
szego "�ycia Warszawy" nie ma racji, twierdz�c, �e to ksi��ka o tema-
tyce przestarza�ej, nikogo dzi� ju� nie obchodz�cej. Uni�owski jest pre-
kursorem dzisiejszej "beat generation"'.
i Z b i g n i e w U n i � o w s k i (1909-1937), autor przede wszystkim Wsp�fnego
pokoju (1932) i Dwudziestu fat �ycia (1937). Po wojnie wci�� mia� mocn� pozycj� - co
prawda Wyka lansowa� go w studium Tragiczno��, dnvina i reafizm jako realist�, a nie
jako "m�odego gniewnego".
10 111960. �roda
Znowu zgie�k w domu, nic nie robi�. O czwartej zjawia si� Henryk.
Komunikujemy sobie r�ne zasz�e wydarzenia, z czego nic godnego
uwagi nie wychodzi. Grzecznie nudzimy si� z sob�, ale ch�tnie przysta-
j� n