2065
Szczegóły |
Tytuł |
2065 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2065 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2065 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2065 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Maria D�browska
DZIENNIKI POWOJENNE
1950 -1954 t. 2
Wyb�r
wst�p i przypisy
Tadeusz Drewnowski
Czytelnik Warszawa
1996
1950
2 I 1950. Poniedzia�ek
Na sz�st� wysz�am do kina "Palladium" - zaproszenie na inauguracj�
nowego polskiego filmu "Czarci �leb". Ze znajomych spotka�am Iwasz-
kiewicza, Wata z �on�' i Zawieyskiego. Poza tym - t�um obcych twarzy.
Kronika filmowa - trudna do zniesienia. Stalin, Stalin i Stalin fetowa-
ny przez Sejm, Teatr Polski etc., etc.2 M.in. pokazano konkurs zespo��w
# ch�opskich na... pie�ni radzieckie. My�la�am, �e b�d� �piewali te pie�ni
rosyjskie (w praktyce - radzieckie znaczy zawsze rosyjskie) przynaj-
mniej w polskim przek�adzie. Ot� nie! Pokazano ch�op�w z Bia�owie-
�y �piewaj�cych pie�� o komsomole nie tylko po rosyjsku, ale w rosyj-
skich strojach z dyrygentem w "kosoworotce"3. A� dusi�o od gniewu.
# Tego nie mo�e wymaga� nawet Rosja. To ju� jest najczystsza, upadlaj�-
ca s�u�alczo��, kt�r�, gdybym by�a Rosjaninem, pogardza�abym.
Film "Czarci �leb"' jest apoteoz� Wojsk Ochrony Pogranicza, kt�re
pokazuje w walce z band� przemytnik�w. Zachowano tyle jeszcze przy-
zwoito�ci, �e nie pokazano bandy politycznej. Ale i tak jest w tym fil-
mie, jak we wszystkim, bardzo problematyczne odwr�cenie warto�ci.
, Dotychczas �wiat przemytnik�w uwa�any by� za swego rodzaju �wiat
poetyczny, co� na pograniczu legendarnego �wiata zb�jnik�w. Wiado-
mo, �e przemytnicy bywali zawsze nie tylko przest�pcanu flskalnymi
i awanturnikami lubi�cymi ryzykowne a du�e zarobki, ale i przewodni-
kami, jak�e cz�sto bezinteresownymi, nieszcz�liwych zbieg�w polity-
cznych. My�l�, �e i samego Lenina m�g� taki zwyk�y przemytnik towa-
I r�w prowadzi� kiedy� przez zielon� granic�, nie m�wi�c o innych rosyj-
' skich i polskich rewolucjonistach. Wprawdzie w operze (i w noweli)
i, "Carmen" �wiat przemytniczy nie jest pokazany jako �wiat pozytywny.
Ale konflikt mi�dzy �wiatem legalnym a tym jego nierz�dnym margine-
sem spo�ecznym pokazano obiektywnie, jako �cieranie si� indywidual-
nych ludzkich nami�tno�ci. Tutaj - koniec z tym wszystkim. W o�wiet-
leniu marksizmu obiektywizm by�by tylko s�abo�ci� i wymigiwaniem
si� od odpowiedzialno�ci. Tu �wiat przemytnik�w pokazany jest odra�a-
5
j�co, jako stek zbrodniczych cynik�w bez jednego ludzkiego odruchu.
Natomiast ca�y bez wyj�tku posterunek graniczny potraktowany jest
z sympati�, czu�o�ci� i nawet humorem, rzek�by�: przyjemne sceny
z dobrego pensjonatu dla dobrze wychowanych anielskich ch�opc�w.
Poza tymi grzechami pierworodnymi film jest dobry. Pi�kne zdj�cia g�r
w zimie, emocjonuj�ce przygody, niez�e dowcipy, pi�kne g�ralskie
pie�ni, m.in. moja ulubiona: "P�d�ciez, ch�opcy, p�d�ciez zbija�..."
# A 1 e k s a n d e r W a t, w�a�c. Chwat (1900-1969), poeta, prozaik, t�umacz. Stu-
diowa� na Wydziale Filozoficznym I1W. W 1920-25 bra� udzia� w wyst�pieniach i wy-
dawnictwach futurystycznych oraz wsp�redagowa� czasopisma "Nowa Sztuka" i "A1-
manach Nowej Sztuki". W I. 1929-31 nale�a� do zespo�u "Miesi�cznika Literackiego"
i kierowa� Sp�dzielni� Wydawnicz� "Tom"; nast�pnie w 1. 1932-39 by� kierownikiem
literackim wydawnictwa Gebethnera i Wolffa. 23 I 1940 aresztowany przez Rosjan we
Lwowie; zwolniony zosta� na podstawie amnestii w listopadzie 1941 i do 1946 przeby-
wa� w Kazachstanie. Po powrocie do Polski by� redaktorem naczelnym PIW-u. Od 1963
przebywa� na emigracji we Francji. Pope�ni� samob�jstwo. Wyda� m.in.: Ja z jednej
strony i Ja z drugiej strony mego mopso�elaznego piecyka, 1920, Bezrobotny Lucyfer,
Opowie�ci, 1927, Wiersze, 1957, Wiersze �r�dziemnomorskie, �962, Ciemne �wiecidfo,
1968, oraz po�miertnie dwutomowy M�j wiek. Pami�tnik m�wiony, ze wst�pem Cz. Mi-
�osza, 1978; �wiat na haku i pod kluczem, 1985, Reduta, 1986, Dziennik bez samogfo-
sek, 1986, Ucieczka Lotha, I988, Poezje zebrane, 1992. W�r�d wielu utwor�w r�nej
warto�ci t�umaczy� m.in. Dostojewskiego, L. To�stoja, Gorkiego, T. Manna, Bernanosa.
P a u I i n a (Ola) W a t (1903-1991), �ona Aleksandra; wydano jej wspomnienia
Wszystko co najwa�niejsze, 1985.
2 Niedawno, 21 XII 1949, min�o siedemdziesi�ciolecie Stalina - szczytowy moment
jego kultu.
3 K o s o w o r o t k a - rubaszka rosyjska ze sko�nym ko�nierzykiem i bocznym za-
pi�ciem.
' Czarci �leb,1949, scen. Tadeusz Ka�ski, re�. T. Ka�ski i Aldo Vergano.
6 7
Na siedemdziesi�te urodziny Stalina...
,...podarki od spo�ecze�stwa polskiego"
6 I 1950. Pi#tek. Trzech Kr�li
Opowiadanie o pods�uchanej na ulicy rozmowie. W czasie gal�wki
stalinowskiej prosta kobieta w chustce przechodzi mimo portretu Stalina
i m�wi do drugiej: "Zn�w ten zaj�czy pysk wywiesili". I c� pomog�
tony propagandy kosztuj�cej miliardy? Lud widzi "zaj�czy pysk" za-
miast oblicza "najwi�kszego cz�owieka naszej epoki".
Dicta Tulci. Gdy Anna z ni� przechodzi�a zrujnowan� ulic�, Tulcia
powiada: "Ty zawsze m�wisz, �e ja wszystko niszcz�. A patrz, mnie tu
nie by�o, a wszystko zrujnowane". W zabawie z dzie�mi, gdy kt�re�
z nich m�wi, �e ma tatusia, Tulcia, kt�ra zaczyna ju� bole�nie odczuwa�
brak "tatusia", m�wi na to: "A ja mam Dziadzi�, Maryjk� i Jurka".
W drugi dzie� �wi�t, obudziwszy si�, pyta: "Czy to Maryjka przyjecha�a
dzi� do mojego domu?" Kiedy Anna wyja�nia, �e przyjad� dopiero za
10 dni #ak by�o w projekcie), Tulcia m�wi: "Za dziesi�� dni to ju� nie
warto. Swi�ta b�d� ju� stare, a moja wst��ka ##seledynowa#, zmi�ta. I nie
wiem, dlaczego w�a�nie dzisiaj chcia�am bardzo zobaczy� Maryjk� i po-
wiedzie� jej wierszyk o bobasku".
Po powrocie z apteki zasta�am Axera z paru rysunkami do "Nocy
i dni". Zaskoczy�o mnie, �e s� takie niedobre, ale nie �miem Axerowi
tego powiedzie�. Zapomnia�am doda�, �e wczoraj byli Erazm i p. Ma�y-
nicz�wna.
Anegdotka. Dzieciom w szkole powszechnej zadano wypracowanie
"urodzinowe": "Dlaczego kochamy Stalina?" Ch�opiec pyta w domu oj-
ca, co ma napisa�. Ojciec na to: "Daj mi pok�j ze Stalinem". Idzie do
matki, kt�ra m�wi mniej wi�cej to samo. Poradziwszy si� jeszcze paru
os�b zbywaj�cych go z t� sam� niecierpliwo�ci� lub oburzeniem, ch�o-
piec napisa�: "Kocham Stalina, bo go nikt nie kocha". To pewna, �e
w Polsce poza jego agentami (czy agent kocha?), nikt go nie kocha, na-
wet ci nieliczni, co mu przyznaj� jakie� racje czy jakie� znamiona sata-
nicznej wielko�ci.
10 I 1950. Wtorek
Wieczorem przychodzi Erazm dowiedzie� si� o zdrowie St. Wanda
zjawia si� o si�dmej. Przyjemna i dowcipna rozmowa. Anna opowiada
o Lubelskim Uniwersytecie Katolickim, w kt�rym sp�dzi�a z m�em
kilka miesi�cy w 1945. To wszystko z powodu wiadomo�ci w "�yciu
Warszawy", �e studenci Uniwersytetu im. M. Curie-Sk�odowskiej og�o-
sili protest przeciw decyzji senatu KUL-u, zabraniaj�cej jego s�ucha-
8
' czom nale�enie do Zwi�zku M�odzie�y Akademickiej (jako marksisto-
wskiego). Decyzja KUL-u jest odruchem samoobrony, ale i kr�powa-
niem swobody osobistej student�w. Ale takie skr�powanie jest zgodne z
i ca�� procedur� funkcjonowania systemu katolickiego, maj�cego i w prak-
tyce, i w filozofii du�e podobie�stwa do systemu marksistowskiego.
Ale Anna opowiada ciekawe rzeczy o istotnie ko�tu�skich i reakcyjnych
nastrojach tego uniwersytetu. Najbardziej wsteczne elementy reprezen-
towane w nim s� przez profesor�w �yd�w-neofit�w i przez... damy,
r�ne "po�amane" hrabiny, kt�re znalaz�y na terenie KUL-u azyl i ka�-
dego rozpatruj� pod k�tem "bien" albo "tres bien". P. Jerzy Kowalski
musia� w 1945 z�o�y� na pi�mie o�wiadczenie, �e Parandowska jest
�lubn� �on� Parandowskiego, aby Jasia przyj�to w poczet profesor�w
tego uniwersytetu. Elementem najbardziej post�powym i �wiat�ym byli
na tym uniwersytecie profesorowie ksi�a.
C Przeczyta�am wydan� przez "Czytelnika" ksi��k� Elsy Triolet (�ona
Aragona czy Eluarda, podobno �yd�wka) pt. "Kochankowie z Awinio-
nu". Tytu� oryginahz: "Le premier accroc co�te deux cent francs"'. Opo-
wiadania z czas�w okupacji tchn�ce �wie�o�ci� i dobrego gatunku opty-
; mizmem. Wra�enie, jakby autorka zrzuci�a festony starej �wietnej trady-
cji literackiej, kt�rej strz�pami �y�y wszystkie nowoczesne rafmerie lite-
rackie Francuz�w, i zacz�a z innego, prostego, skromnego, ale o�yw-
czego tonu. Te opowiadania przypominaj� mi troch� moje, zar�wno te
z czas�w okupacji, jak dawniejsze. Cho�by tym, �e stanowi� cykl z��-
czony mniej wi�cej jedno�ci� miejsca (Lyon i Awinion) i powtarzaniem
si� tych samych os�b. Opr�cz tego - tym, �e pokazuj� powszedni dzie�
okupacji bez makabry.
# E 1 s a T r i o 1 e t (1896-1970), pisarka francuska pochodzenia rosyjskiego, sio-
stra Lili Brik, �ona L. Aragona. Po francusku zacz�a pisa� w 1938. Podczas wojny we
francuskim ruchu oporu. Tego okresu dotyczy powie�� Biafy ko�, 1943, oraz wspo-
mniany zbi�r opowiada�, 1945, tytu� orygina�u: Pienvsze rozdarcie kosztuje dwie�cie
frank�w, kt�ry przyni�s� jej nagrod� Goncourt�w. Ponadto napisa�a m.in. cykl powie-
, �ciowy Era nylonu, 1959-63. T�umaczka literatury rosyjskiej, autorka studi�w o Gogo-
lu, Czechowie i Majakowskim.
12 I 1950. Czwartek
Dosta�am dzi� list od p. T. Czapczy�skiego z �odzi. Jego broszur�
o mojej tw�rczo�ci cenzura pu�ci�a bez skre�le�, ale broszura nie wyj-
dzie, bo nie dosta�a przydzia�u papieru. Prywatnie o�wiadczono, �e o
9
nieudzieleniu papieru zadecydowa� "zbyt �yczliwy stosunek autora do
pisarki", �e "D�browska sko�czy�a si� i przemin�a". Na kursie ��dzkim
dla polonist�w ucz�, �e "D�browska powtarza my�li �eromskiego z 21-let-
nim op�nieniem". Taki oto jest stosunek rzeczywisty tzw. czynnik�w
do mnie i mojej tw�rczo�ci. Tak wygl�da pozorna uprzejmo�� ludzi
regime'u dla mnie b�d�ca absolutnym fa�szem. Jedyne, co by im odpo-
wiada�o, to moja �mier� i - ostatecznie - pogrzeb na koszt pa�stwa.
Trudno, mimo wszystko b�d� tylko tym, czym by� mog�, to jest - sob�.
14 I 1950. Sobota
Do jedenastej drepcz� oko�o St. Potem wychodz� na poczt� z listami.
Odwil� i b�oto. Warszawa nie czyszczona, brudna, okropna - nigdy, jak
�yj�, tak zaniedbanej nie widzia�am. Tonie si� w b�ocie albo chodzi po
zwa�ach lodu. Po po�udniu wizyta Gucia Iwa�skiego u St. Wieczorem-
Ma�ynicz�wna. Nic nie robi�. Ta�cz� tylko ko�o chorego. Najwy�ej za-
�atwiam korespondencj� albo porz�dkuj� papiery.
IS I 1950. Niedziela
Rano w jakim� przypadkowym koncercie w radiu us�yszeli�my dwie
w�oskie pie�ni koloraturowe �piewane przez Mari� Kurenko. Zaton�li-
�my po prostu w tym g�osie. Co za rozkosz i jaka rzadko�� s�ucha� pi�k-
nego sopranu kszta�conego w wybornej szkole. Soprany s� przewa�nie
ostre, strident, a polskie soprany - cz�sto nienawistnie szpetne. Ten by�
czarowny jak �piew skowronka. Co za mi�kko��, delikatno��, precyzja.
I wspaniale postawiony g�os dos�ownie tryskaj�cy jak d�wi�czna woda
ze �r�d�a. W drugiej pie�ni akompaniowa� pr�cz fortepianu flet, ale naj-
czystsze tony fletu brzmia�y matowo w tym duecie z niepokalanym g�o-
sem. Soprany, tak rzadko wdzi�czne, maj� ten przywilej, �e s� jedynym
g�osem mog�cym �piewa� muzyk� instrumentaln�. Lecz za to koloratu-
ra �piewana przez z�y sopran jest koszmarem. Czarnym kontrastem do
tej rannej koloratury by�a dawana po po�udniu z ta�my "Goplana" �e-
le�skiego. Cztery �piewaczki wy�y jednym prawie g�osem, �e uszy
wi�d�y. Nie tylko gatunek g�os�w, ale i spos�b �piewania by� niezno�ny
z tymi tremolandami, z afektowan� "wibracj�". Czy ci nasi �piewacy s�
g�usi? Czy nigdy nie s�yszeli dobrego �piewu? M�skie g�osy nie by�y le-
psze. Sama opera s�aba.
O jedenastej wychodzi�am na chwil� po gazet�. Kupuj�c "Radio"
i "�ycie Warszawy" zapyta�am o "Tygodnik Powszechny". - "Jeszcze
nie wyszed� - odpowiedzia�a budka. - Pew�o mu papieru nie dali". Zo-
baczy�am wygl�daj�cy spod stosu gazet rosyjski "Ogoniok". "Czy to
kupuj�?" Gazeciarka wzruszy�a ramionami: - "Gdzie tam, prosz� pani.
Tego nikt nie kupuje. Pani widzi, tego si� nawet na wierzch nie wyk�a-
da, bo ludzie si� irytuj�".
I 7 I I 950. Wtorek
Mia�am dzisiaj koszmarny sen. �ni�o mi si�, �e w Polsce zapanowa�a
jaka� epidemia, wskutek kt�rej rz�d nie m�g� wys�a� ksi��ek na wysta-
w� w Pary�u. Jaki� uczony wynalaz� �rodek przeciw tej epidemii, pole-
gaj�cy na tym, �e zamiast szczepionki ochronnej dawano zagro�onym
jedzenie pomieszane z owym lekarstwem, tak truj�cym, �e szanse uod-
# pornienia na chorob� by�y takie same, jak szanse na nag�� �mier� w m�-
czarniach od zatrucia. Pognano nas, ca�� gromad� ludzi, pod eskort� po-
licji do jakiej� instytucji pa�stwowej maj�cej na nas wypr�bowa� owo
lekarstwo. Zdaje mi si�, �e pognano wszystkich literat�w, �e niby ich
uodpornienie na epidemi� pozwoli wys�a� owe ksi��ki na t� wystaw�.
' Ale widzia�am w tym t�umie same kobiety, sz�y�my parami, nastr�j by�
jak z opisu gnanych do gazowania w Treblince. Zap�dzono nas do wiel-
' kiej pi�knej sali z ma�ymi stolikami, niby do restauracji, gdzie miano
podawa� �w zatruty posi�ek. By�y nawet kartki z wypisanym menu.
Mia�y�my spo�y� dwie potrawy: jedna - groszek z amonem (tak!), dru-
ga, kt�rej nazwy zaraz po przebudzeniu zapomnia�am. Straszna m�czar-
nia, jak uda�, �e�my zjad�y, a nie zje��. Mam wra�enie, �e ja zjad�am
jednak �w groszek i jako� nic mi si� nie sta�o. Ale w panicznym prze-
ra�eniu zobaczy�am, �e inne uczestniczki tej makabry mdlej� i umie-
raj�. Z daleka zobaczy�am Ann�, �miertelnie blad� i wymiotuj�c�. Rzu-
ci�am si�, �eby j� ratowa�, i obudzi�am si� ze zgrozy. Oto jak wygl�-
f da w snach prawda naszych czas�w.
18 I I 950. �roda
Sensacj� dnia jest, �e wywieszona wczoraj na gmachu milicji (na
6 Sierpnia) bia�o-czerwona flaga (z powodu pi�tej rocznicy wyp�dzenia
z Warszawy Niemc�w) nagle zrobi�a si� bia�o-czarna. Z pocz�tku prze-
ciera�am oczy i my�la�am, �e to z�udzenie optyczne, ale nie. Dzie� ja-
skrawos�oneczny (9 stopni mrozu) i wida� doskonale. Trudno si� op�-
10 11
dzi� od my�li "magicznych", �e to wygl�da na jaki� symbol czy znak.
Ale dla kogo ta czerwona barwa zamieni�a si� w czarn�? Dla Polski?
Czy dla policji?
Mia�am niedobry nerwowo dzie�. Naturalna reakcja po napr�eniu
wywo�anym d�ugotrwa�� i niebezpieczn� w tym wieku chorob� St. Na-
pisa�am histeryczny list do Anny, czego �a�uj�. Nigdy nie jestem do��
elegancka w cierpieniu, cho� i tak cierpi� o wiele wi�cej ni� okazuj�.
Rano w Banku. Bank, w kt�rym mam konto (przymusowe, bo na r�-
k� honorari�w nie wyp�acaj�) zn�w zmieni� nazw� na Bank Rzemios�
i Handlu. Ale tym razem zmieni� i adres. Mie�ci si� teraz przy Jasnej 8,
w ca�kiem na nowo odbudowanym gmachu. Bardzo efektowne wn�trze
## j y
i i kne krat w bramie, w oknach, nad "okienkami. To aki� dziwn
symbol, �e w Warszawie robi� tak pi�kne kraty. Przela�am na konto An-
ny 50 tysi�cy - to ju� jedyna moja rado��, �e mog� jej �ycie u�atwi�.
St. wi�kszo�� dnia sp�dzi� ju� na nogach, zdaje si�, �e rekonwale-
scencja post�puje normalnie. Za to Frania zn�w chora. Jestem uwi�zio-
na mi�dzy dwojgiem chorych starc�w i nic mnie ju� z tego kr�gu nie
wyrwie.
19 I 1950. Czwartek
Listy od Anny i od Heli. Anna czuje si� szcz�liwa i wszystkim usz-
cz�liwiona. Wiem, �e to na skutek rozpocz�cia nowego �ycia w domu,
kt�ry pokocha�a. "Dla jej dobra" musz� i ja czu� si� szcz�liwa, �e od-
wracaj�c si� ode mnie, przesta�a czu� si� zrozpaczon�. Mnie ju� nic od
�ycia si� nie nale�y i ju� wszystko b�dzie si� ode mnie coraz bardziej
odwraca�o. A mo�e nie mam racji i pisz� to tylko w afekcie. Mo�e dam
sobie jeszcze z �yciem rad�, mo�e w�a�nie teraz nowe �ycie si� dla mnie
otworzy. Trzeba mie� tylko spok�j, cierpliwo�� i m�stwo.
Dzi� w "�yciu Warszawy" przeczyta�am wiadomo��, �e przemys�
sp�dzielczy wynalaz� "nowe �r�d�o surowc�w". Mianowicie z �apek in-
dyczych i g�sich b�dzie fabrykowa� "jaszczurcze sk�rki" na pantofle
letnie dla dam !
20 I 1950. Pi#tek
Dzi� napisa�am wi�kszo�� brulionu mojego opowiadania pt. "Sk�rka
od s�oniny". Ale od tej pierwociny daleko jeszcze do utworu. St. ju�
chodzi przewa�nie, ale ja straci�am du�o zdrowia i si� przez ten miesi�c.
By� Bogu�. Stawa� na wojskow� komisj� weryf#ikacyjn�, jak opowia-
da, pierwszy raz zosta� rozebrany do naga. Ujawni�o si�, �e wa�y zaledwie
64 kilo. Zaczyna mrue niepokoi� to jego wielkie wychudni�cie. Zweryfi-
kowano go jako podpu�kownika rezerwy broni pancernej. Wi�c jednak
nie sko�czy� z wojskiem i w razie wojny poszed�by biedak na trzeci�
w �yciu wojn�. Sko�czy� na 4 z plusem wst�pny kurs buchalterii, ale ma
przed sob� jeszcze trzy, to znaczy p�tora r�ku. Ale zdobycie tego fachu
da mu tak wydatn� szans� poprawy bytu, �e warto si� potrudzi�. [...] Ela
dosta�a pi�tk� na jakim� colloquium w Akademii Sztuk Plastycznych,
podobno zrobi�a wielkie post�py w rysunku. Jurek jest pierwszym ucz-
niem w swojej klasie i od kwietnia zaczyna ju� egzaminy maturalne. Ela
mia�a nawet stypendium po 5 tysi�cy miesi�cznie, ale teraz zawieszono
je, bo maj� dawa� stypendia wedle nowego klucza (oczywi�cie partyj-
nego i klasowego). Trzeba sk�ada� nowe podania, stypendia b�d� zwi�-
kszone do 8 tysi�cy, ale nie wiadomo, czy si� Eli dostanie.
12 13
Pp�k Bogumi� Szumski w dywizji gen. Maczka w Wielkiej Brytanii przed inwazj� 1944
22 I 1950. Niedziela
Do po�udnia nad porz�dkowaniem pokoju, �azienki etc. i robi� sobie
pedicure. Po poludniu �pi�. O sz�stej przyszed� Bogu�. Da�am mu w tym
miesi�cu razem z op�at� za kurs buchalterii 12 tysi�cy. Zosta� na kolacji,
jedli�my sandacza w galarecie.
Wczoraj by�a gal�wka z powodu 26. rocznicy �mierci Lenina. Cieka-
we, �e zesz�orocznej, 25., u nas nie obchodzono, wida� sprawa dopiero
teraz "dojrza�a". Stalin wywodzony jest od Lenina, mniej wi�cej tak jak
Chrystus od Boga Ojca. Kto te� b�dzie trzecim w tej nowej tr�jcy �wi�-
tej. W radiu na sz�stej cz�ci globu ziemskiego transmitowano w zwi�z-
ku z tym przem�wienie Stalina po �mierci Lenina w 1924 roku. Jest
w nim pi�� ust�p�w zaczynaj�cych si� #d s��w: "Odchodz�c od nas na-
kaza� nam towarzysz Lenin"... a ko�cz�cych si� s�owami: "Przysi�gamy
ci, towarzyszu Leninie, �e wykonamy z honorem etc."... Ostatni z tych
ust�p�w brzmi: "Odchodz�c od nas towarzysz Lenin nakaza� nam
wzmacnia� i rozszerza� Zwi�zek Republik Rad. Przysi�gamy ci, towa-
rzyszu Leninie, �e wykonamy z honorem r�wnie� i to twoje przykaza-
nie"'. Jako� i wykonuj�je w�a�nie.
# J. W. Stalin - Na �mier� Lenina. Przem�wienie wyg�oszone na II Wszechzwi�zko-
wym Zje�dzie Sowiet�w 26 I l924 r. w: O Leninie,1949. D�browska przytacza przed-
ostatni ust�p przysi�gi, ostatni - dotyczy "zwi�zku mas pracuj�cych ca�ego �wiata-
Mi�dzynarod�wki Komunistycznej".
25 I 1950. �roda
Zacz�am z mozo�em robi� drugi brulion opowiadania ("Sk�rka od
s�oniny"). PIW przys�a� nowe (trzecie) wydanie "Znak�w �ycia" (tylko
w 7 tysi�cach egzemplarzy). Bez przedmowy. St. wstaje ju� prawie nor-
malnie.
26 I 1950. Czwartek
W prasie ukaza�y si� obszerne sprawozdania z procesu ojc�w bo-
nifratr�w' prowadz�cych zak�ad dla nienormalnych dzieci na �l�sku.
Gdyby s�dy nie by�y tylko agendami politycznej propagandy, gdyby w
og�le sprawy do publicznego s�dzenia nie by�y wybierane wedle po-
trzeb polityki i propagandy, taki proces, obna�aj�cy zgnilizn� szerz�c�
si� pod p�aszczykiem cnoty (nie od dzi�, nie od wczoraj przecie na ca-
�ym �wiecie, tak�e i w tym, co dotyczy Ko�cio�a i klasztor�w, demasko-
wan�), mo�e by�by i wstrz�sem. Niestety, charakter stronniczy i nami�t-
ny, rozpatrywanie sprawy nie sine ira, lecz w�a�nie z najwi�ksz� pasj�,
sprawi, �e nikt nie b�dzie wierzy� ani w prawdziwo�� (mo�e cz�ciowo
rzeczywistych) fakt�w, ani w s�uszno�� wyroku.
Wieczorem pisa�am jeszcze do dziesi�tej. A potem nie spa�am a� do
trzeciej. Czyta�am "Kr�la-Ducha" i Conrada "Wykoleje�ca" i "Szale�-
stwo Almayera".
' Proces ojc�w bonifratr�w prowadz�cych zak�ad dla dzieci epileptycznych rozpo-
cz�ty we Wroc�awiu 24 I, poprzedza� Pierwsz� Krajow� Narad� Zrzeszenia "Caritas",
o kt�rej D�browska pisze dalej. Mia� on uzasadnia� atak na pozycj� Ko�cio�a w szkol-
nictwie, instytucjach opieku�czych, przeprowadzony na naradzie.
14 15
Proces oo. bonifratr�w z Namys�owa. Zeznaje przeor,
kierownik Zak�adu Wychowawczego, o. Florczak
2 7 I 1950. Pi�tek
Ma�y mr�z, pochmurno, ale nic nie pada. Rano ekspres z Krakowa-
korekta ca�ego pierwszego tomu "Nocy i dni". Bardzo si� zdziwi�am, bo
przys�ali odbitk� tego samego formatu, co wydanie poprzednie, ale nie
ow� dwuszpaltow� z ilustracjami, jak umawiali si� ze mn�, �e wydadz�.
Nie wiedz�c, czy to zmiana decyzji, czy wskutek panuj�cego dzi� "pla-
nowego" ba�aganu - nieporozumienie, pojecha�am taks�wk� do "Czy-
telnika" zasi�gn�� informacji. Nikogo, z kim zwykle m�wi�, nie zasta-
�am. Szyma�ska na urlopie, Stefczyk na urlopie, Dembi�ska je�dzi po
mie�cie z Francuzami, kt�rzy przybyli na ods�oni�cie pomnika Mickie-
wicza. Spotkany na schodach Kasi�ski skierowa� mnie wreszcie do
p. Rz�dkowskiej'. Ta osoba spodoba�a mi si� wi�cej ni� ktokolwiek
w "Czytelniku". Niedu�a szatynka, bardzo polskiej, skromnej i nie ma-
lowanej urody, umiarkowanie uprzejma, bez u�miechu, ale rzeczowa
i dok�adna w informowaniu. Z pocz�tku nie rozumia�a, o co mi idzie
(gdy� s�dzi�a, �e mnie o wszystkim powiadomiono), wreszcie wyja�ni-
�a, �e "Czytelnik" robi jednocze�nie dwa wydania "Nocy i dni". Wzna-
wia wydanie poprzednie w tym samym formacie w IO tys. egz. (i to dru-
kuje w Krakowie) oraz robi wydanie, jak oni to nazywaj�, ,.albumowe"
(na wz�r "Cichego Donu" Szo�ochowa) w 20 tys. egz., kt�re drukuje si�
w Katowicach. Kiedy napomkn�am, �e to wydanie ilustrowane mia�o
by� w 30 albo 40 tysi�cach egz., obja�ni�a mnie, �e przechodz� na nieco
mniejsze nak�ady, gdy� nie maj� do�� obszernych magazyn�w, aby po-
mie�ci� naraz tak wielk� ilo�� ksi��ek. Ale ja my�l�, �e w gr� wchodzi
tu kwestia przydzia�u papieru. W�tpi�, aby na mnie dali go tyle, co na
Szo�ochowa. W ka�dym razie rzecz si� przedstawia lepiej, ni� sobie wy-
obrazi�am. Ale nie trudz� si� nawet o niczym zawiadomi� pisarza.
B�d�c ju� na Wiejskiej wst�pi�am po raz drugi do apteki. Zrazu my-
�la�am, �e ju� jej nie ma, bo t� ruin� zacz�li rozbiera�. Ale wreszcie tra-
ft�am do gruz�w bramy i jako� przecisn�am si� mi�dzy stosami cegie�
a wozem w jednego konia do podw�rka i apteki. Chcia�am zapyta� o
zastrzyki w�troby, kt�rych potrzeb� przewiduje Sieramski dla St.
w zwi�zku z domnieman� anemi�. Pani z owej apteki (wci�� zapomi-
nam, jak si� nazywa) powiedzia�a, �e �adnego z trzech zapisanych na
recepcie zagranicznych wyci�g�w z w�troby nie ma i �e w�tpi, czy jesz-
cze gdziekolwiek takie zagraniczne zastrzyki w�troby znajd�. "A u nas
- pytam - czy si� ich nie wyrabia?" - "Owszem, wyrabia si�, ale s� ta-
kie bolesne i tak ma�o skuteczne, �e szkoda nizni chorych m�czy�".
"Wi�c - pytam - co robi� chorzy, dla kt�rych takie zastrzyki mog� de-
cydowa� o uratowaniu �ycia?" - "W niekt�rych wypadkach - m�wi ap-
tekarka - radz� sobie w ten spos�b, �e dostaj� za�wiadczenie lekarza, na
kt�re w rze�ni otrzymuj� raz lub dwa razy w tygodniu �wie�� w�trob�
ciel�c�". - "To� i na rynku - powiadam - mo�na czasem tak� w�trob�
dosta�". - "Nie, to musi by� z rze�ni, musi by� absolutnie �wie�a, do-
piero co wyj�ta. Tak� w�trob� nale�y utrze� albo zemle�, trzyma�
w ch�odzie i dodawa� do potcaw surow�, tak �eby chory dosta� dziennie
20 deka".
Oto jakie s� wyniki tryumfalnego "rozkwitu" planowanej wytw�r-
czo�ci. I to w dziedzinie tak wa�nej jak lecznictwo! Marnuje si� nie-
przebran� ilo�� materia�u, by produkowa� du�o, byle jak i coraz gorzej,
i to rzeczy z punktu widzenia potrzeb cz�owieka najmniej potrzebnych.
C� st�d, �e si� kraj fantastycznie uprzemys�owi (co wcale nie jest pro-
gramem socjalizmu), gdy ludzie b�d� zamiera�? Ile� to w�tr�b idzie na
te fatalne zastrzyki, kt�re nikogo nie s� w stanie uleczy�! [...]
Po powrocie zasta�am Bronk�w, kt�rzy przyszli z powodu urodzin
St. (sko�czy� dzi� 80 lat).
W "Tw�rczo�ci" (w numerze grudniowym) drukowana jest epopeja
o Stalinie jakiego� gruzi�skiego poety2, wzorowana zupe�nie na kanty-
czkach i kol�dach o narodzeniu Chrystusa. Jest i "�wi�ta rodzina" (dla
odmiany - szewc�w), i ludzie �piewaj�cy z darami etc. W og�le ze
wszystkich stron widzi si� tendencj� do wprowadzenia kultu Stalina na
miejsce kultu Chrystusa. I je�li dalej ta koszmarna inscenizacja si� uda-
�mier� Lenina i narodzenie Stalina b�d� �wi�towane zamiast Bo�ego
Narodzenia. Podobnie, co prawda, jak chrze�cija�stwo wprowadzi�o na-
rodziny Dzieci�tka Jezus na miejsce �wi�ta Nowego S�o�ca, a Wielka-
noc na nuejsce �wi�ta topienia zimowej Marzanny i powitania wiosny
�ady. Na uroczysto�ciach z okazji �mierci Lenina (pierwszy raz od cza-
su zagarni�cia nas przez Sowiety obchodzonych) Zambrowski u�y� ter-
minu "gomu�kizm" ("pozbyli�my si� gomu�kizmu"), a przem�wienie
swoje na cze�� Lenina zako�czy� s�owami: "Niech �yje Lenin dnia dzi-
siejszego, Stalin".
1 Teresa J�tkiewicz-Rz�dkowska (1905-1983), t�umaczka, wydawca.
Od 1949 pracowniczka "Czytelnika", najpienv sekretarz redakcji, potem do 1966 kie-
rownik redakcji literatury germa�skiej. Prze�o�y�a utwory Musila, T. Manna, Lenza,
Fallady, Uhse, Fontane, a zw�aszcza H. B�lla (11 pozycji); za ca�okszta�t pracy przek�a-
dowej nagrodzona w 1983 przez Instytut Niemiecko-Polski w Darmstadt.
2 Gieorgi Leonidze - Stalin. Dzieciristwo i lata chlopigce, prze�. (na podstawie ttuma-
czenia rosyjskiego) Maria Le�niewska, "Tw�rczo��" 1950, nr 12.
16 2 - Dzienniki, t. 2
28 I 1950. Sobota
S�ysza�am tak� anegdotk�: Jak�� wycieczk� zagraniczn� oprowadza-
no po Polsce. Na dworcu wita j� delegacja �yd�w rz�dowych �piewem:
"Nie rzucim ziemi, sk�d nasz r�d". Potem cudzoziemcy zwiedzaj� za-
k�ady dla ob��kanych w Tworkach, gdzie ch�r wita ich pie�ni�: "My�my
przysz�o�ci� narodu, pier� nasza pe�na si�, pe�na si�"... Wreszcie pragn�
zobaczy� wi�ziennictwo. Ch�r wi�ni�w za kratami wita ich �piewem:
"Jeszcze Polska nie zgin�a, p�ki my �yjemy". Co najciekawsze, to, �e
takie anegdotki uk�adaj� do�y spo�eczne, komponuje je lud.
Obsesja tych z�ych wyrob�w jest taka, �e kiedy po po�udniu na chwi-
l� zasn�am, przy�ni�o mi si�, �e kupi�am pude�ko zastrzyk�w kamfory
- kiedy je otworzy�am w domu, okaza�o si�, �e ka�da ampu�ka by�a in-
na, a cz�� ampu�ek - w og�le uszkodzona. Jedne by�y nieprawid�owo
p�kate, jak nap�cznia�a sakiewka, z innych kamfora wycieka�a, inne
mia�y od�amane czubki, a zawarto�� dawno w nich wysch�a, itd.
Dzi� jest ods�oni�cie zrekonstruowanego pomnika Mickiewicza. Dzi�
te� dopiero po po�udniu dosta�am przez specjalnych go�c�w zaprosze-
`;.;.#
# *t
nia: jedno na dzi� na przyj�cie w "Polonii" o godzinie... 22.30! Drugie
na jutro od Zwi�zku Literat�w na spotkanie z go��mi zagranicznymi
w owym klubie literackim PZPR na Pankiewicza. Jutro mo�e dla cieka-
wo�ci p�jd�, ale dzi�? Trzeba by� ob��kanym, a�eby w "pa�stwie pra-
cy" urz�dza� bankiety o wp� do jedenastej w nocy.
W "�yciu Warszawy" niezmiernie ciekawy reporta� Jacka Wo�o-
wskiego o Bia�ymstoku'. Opisuje tam, jak zwiedzaj�c szpitale i inne in-
stytucje pyta� o zabezpieczenia przeciwpo�arowe. Okaza�o si�, �e nig-
dzie nie by�o ga�nic, pokazywano mu natomiast stosy korespondencji
domagaj�cej si� na pr�no przydzia�u owych ga�nic. [...]
Wo�owski na ten krytyczny reporta� wybra� temat niewinny. Jestem
pewna, �e podobnych zaniedba� i niedorzeczno�ci, nie przechodz�cych
przez cenzur�, jako "tajemnica pa�stwowa", widzia� mn�stwo. Widzi je
ka�dy. Oto wystarcza kilka stopni mrozu, aby zdezorganizowa� zupe�-
nie komunikacj� kolejow�, zw�aszcza podmiejsk�, z kt�rej korzysta
dziesi�tki tysi�cy ludzi pracy mieszkaj�cych z konieczno�ci poza War-
szaw�. [...] Pyszne ambicje przeobra�ania �wiata, klimatu i przyrody-
i zupe�na bezradno��, nieudolno��, bezsilno�� wobec najprostszych wy-
maga� i potrzeb dnia powszedniego.
# Jacek Wo�owski - Listy zpodr�#v. Bia##stok, "�ycie Warszawy ' 1950, nr 28.
29 I 1950. Niedzielu
Rano myj� g�ow�, krz�tanina domowa. Pisz� z m�k� brulion opowia-
dania.
Po pohzdniu pojecha�am do tego klubu na Pankiewicza - spotkanie
z go��mi zagranicznymi przyby�ymi z powodu ods�oni�cia pomnika
Mickiewicza. Wej�cie po kilku schodkach wprost z ulicy. Na ka�dym
stopniu z obu stron stali jacy� - des types', nie wiem - szpicle czy szo-
ferzy czekaj�cych przed wej�ciem aut. Szatnia straszliwie ciasna, szat-
niarz oty�y troch� wygl�daj�cy na �yda czy po�udniowca. Zaraz w pro-
gu powitali mnie prawie owacyjnie Kruczkowski i Flora Bie�kowska,
eks-synowa Boguszewskiej, a teraz �ona W�adys�awa Bie�kowskiego
(eks-ministra i eks-herolda prasowego partii, teraz w nie�asce z pom�-
wieniem o "gomu�kizm"), dyrektora Biblioteki Narodowej.
Przybieg�a do mnie Melcer i jeszcze kto�, �e jaka� Angielka chce ze
mn� m�wi� (to znaczy, �e one chc�, aby ze mn� m�wi�a). Op�dza�am
si� chwil�, ale wreszcie uleg�am i posz�am do tej Angielki. Ogarn�o mnie
18 19
Przywr�cony pomnik Mickiewicza
roz�mieszone przera�enie. S�dziwa Angielczyca jak z Anny "Popo�ud-
nia w Tirynsie". Prastare pud�o niemal z epoki wiktoria�skiej, szpetne
jak zbrodnia, we wst��kach, fiokach, lokach. Jedna z tych strasznych
"c�r Albionu" (patrz Czechow), kt�re kiedy� szuka�y egzotycznych
krajobraz�w, a teraz szukaj� egzotycznych ideologii. Rodzaj angielskiej
Telimeny na wspak. Podobno autorka powie�ci historycznych - mo�e
i posta� czcigodna, ale wytrzyma�am ledwo kwadrans rozmowy, tym
bardziej �e w piekielnym ha�asie ledwo mog�am zrozumie� jej gard�ow�
wymow�. Podsun�a si� jaka� semicko wygl�daj�ca jejmo��, z czego
skorzysta�am, by umkn��.
W ma�ym lokalu k��bi� si� t�um ludzi, przewa�nie czarnookich i czar-
nouw�osionych. Jeszcze przed Angielk� spotka�am Borejsz�, kt�ry mi
powiedzia�: "Pani Mahjo, pani Mahjo, mam do pani jedn� wa�n� spha-
w�". Usiedli�my w k�cie przy stoliku. "Bo ja jestem jeszcze sekheta-
rzem Komisji do Sphaw Kultuhy i Sztuki przy phezydium Hady Minist-
h�w i trzymam w hezerwie pah� mieszka�. Da�em ju� mieszkanie Na�-
kowskiej i sphowadzi�em j� z �odzi. A mnie m�wiono, �e pani - ja nig-
dy u pani nie by�em - ale mnie m�wiono, �e pani mieszka na czwartym
pi�trze i ma ciemne wilgotne mieszkanie". M�wi�c to robi� wra�enie
nietrze�wego albo takiego, co w pi�tk� goni. "Nie, prosz� pana - m�wi�
ja - mieszkam na drugim pi�trze i nie mam ciemnego wilgotnego mie-
szkania. Je�li by�abym zainteresowana w zmianie, to tylko na domek z
ogrodem. Z�o�y�am nawet o to podanie do Zarz�du m. Warszawy. Ale
poniewa� nikt si� tym dla mnie nie zajmie, a ja nie umiem i nie mam
czasu si� tym zaj��, wi�c i to jest nierealne". Zamienili�my jeszcze par�
zdawkowych zda� i nie wiem ju� jak zgubili�my si� w t�oku.
Kiedy niebawem po tej Angielce wymyka�am si� do domu, zaczepi�
mnie Lewinz prosz�c, �ebym jeszcze zosta�a. "Mo�e pani porozmawia
z Rosjanami? Mo�e z Rylskim, kt�ry przet�umaczy� ##Pana Tadeusza"?"
- "Mam ten przek�ad i znam go - m�wi�. - I wiem du�o o rodzie Ryl-
skich"3. "Stary polski szlachcic" - odpowiedzia� na to Lewin. Podpro-
wadzi� mnie do Rylskiego. Dosy� ju� s�dziwy, chyba pod siedemdzie-
si�tk� siwawy pan, wygolony, o polskim, owszem, typie. Zdawa� si� za-
�enowany, �e m�wi� do niego po polsku. On m�wi� do mnie wy��cznie
po rosyjsku, cho� zaznaczy�am, �e rozumiem po ukrai�sku (tak ju�
zmoskwiczeni s� wszyscy Ukrai�cy). Zapyta� mnie, co s�dz� o "Dzia-
dach" i jaki zwi�zek maj� "Dziady" wile�skie z drezde�skimi. Potem-
dlaczego ksi�dz, do kt�rego przychodzi Gustaw, ma dzieci. "A bo to jest
ksi�dz unicki" - obja�niam. To go dopiero poruszy�o. "Wot odkrytje"-
zawo�a� i zwr�ci� si� z tym do Tichonowa4. Tichonow, tak�e starzec,
wygl�da bardzo po europejsku, mniej wi�cej w stylu Fi�osofowa (co te�
biedny "Dimka" powiedzia�by na dzisiejsz� sytuacj�!). Jakim sposobem
ci starcy s� bolszewikami?
Niebawem wycofa�am si� i z wielk� ulg� wr�ci�am do domu.
1 D e s t y p e s (fr.) - tu: go�cie
2 L e o p o 1 d L e w i n (1910-1995), poeta i t�umacz. Uko�czy� wydzia� prawa na
UW. Debiutowa� jako poeta 1929. Podczas wojny cz�onek ZPP i oficer I Armii im.
T. Ko�ciuszki. W 1. 1945-48 prowadzi� dzia� literacki "Robotnika". Pod�wczas w
1. 1948-50 sekretarz generalny ZG ZLP, p�niej wielokrotnie kierownik jego wydzia�u
zagranicznego.
3 M a k s y m R y 1 s k i (1895-1964), poeta ukrai�ski; syn polskiego szlachcica-
-ukrainofila i ukrai�skiej ch�opki. Studiowa� na uniwersytecie w Kijowie. W m�odo�ci
nauczyciel; od 1944 prowadzi� Instytut Sztuki Folkloru i Etnografsi Akademii Nauk
USRR. W poezji interesuj�ce pocz�tki symboliczno-parnasistowskie (zw�. Podjesienny-
mi gwiazdami) i p�na liryka (W cieniu skowronka). Du�y dorobek thimaczeniowy,
w kt�rym przek�ad Pana Tadeusza uchodzi za arcydzie�o.
4 N i k o � aj S. T i c h o n o w (1896-1979), pisan rosyjski. Nale�a � do Bractwa
Se-rapiona. Jego wczesna poezja opiewa�a rewolucj� (tw�rca Ballady o gwo�dziach).
P�niej obiektem jego poetyckiej i prozatorskiej tw�rczo�ci by�y republiki kaukaskie
i azjatyckie. Polski przek�ad Wierszy,1959.
2 II 1950. Czwartek
Z kartki kalendarza dowiedzia�am si�, �e dzi� jest rocznica zwyci�-
stwa nad Paulusem pod Stalingradem i �wi�to Matki Boskiej Gromnicz-
nej, w dodatku obchodzone �wi�to. Rano czuj� si� tak �le, �e wstawszy
tylko do �niadania, do po�udnia �pi�. Po po�udniu zacz�am porz�dko-
wa� biurko i papiery przed wyjazdem.
O pi�tej przyszed� Gucio Iw. M�wili�my o procesach Caritasu, i �e
rz�d stosunkowo nie srogo z t� instytucj� post�pi�. Mnie w tym interesu-
je technika funkcjonowania w�adzy, kt�ra u komunist�w wydaje mi si�
nader sprytna, przemy�lna i efektywna. Kiedy rz�d przedwrze�niowy
chcia� w kogo� uderzy�, czyni� to z regu�y w spos�b idiotyczny i prosta-
cki, nie osi�gaj�c skutk�w, a trac�c popularno��. Ci za� inaczej. Bo
o c� chodzi�o rz�dowi i partii? O to, �eby za wszelk� cen� utworzy�
prorz�dow� "parti�" ksi�y'. To im si� w jakim� stopniu uda�o. Zwo�ali
zjazd "wysanowanego" Caritasu, na kt�rym premier przemawia�, a ob-
rady zacz�to od�piewaniem "Pod Twoj� obron�". Zachwycili pobo�ne
siostrzyczki i proboszcz�w serdecznym przyj�ciem w Belwederze etc.
Jakich ksi�y zdo�ali pozyska� i w jakiej liczbie - to inna historia. My-
20 21
�l�, �e lichych i drobn� mniejszo��. Ale zainscenizowali to sugestywnie.
Popularno�ci straci� si� nie bali, bo jej za grosz nie maj�, a �e wzmog�a
si� niech�� do re�ymu, na to maj� moskiewski bat. Ale rozd�wi�k
w Ko�ciele posieli; tylko �e kto sieje wiatr, zbiera burz�.
Wieczorem przyszli Bronkowie Linke i zaimprowizowali�my kolacj�
z golonk� z puszki. Okaza�a si� �wietna. Nasze konserwy mi�sne s� le-
psze od ameryka�skich. Zostawili nam numer "Odrodzenia", w kt�rym
Andrzejewski cynicznie kaja si� z powodu "Popio�u i diamentu", �e nie
by� w tej ksi��ce do�� marksistowski, skoro "wrogowie chwalili go za
uczciwo�� i obiektywizm". W czym si� myli, gdy� ani wrogowie, ani
nawet przyjaciele go nie chwalili. Na ko�cu tego ekshibicjonizmu "su-
mienia" wzywa rz�d do stawiania pisarzom coraz ostrzejszych wyma-
ga�, gdy� s� opieszali i wymawiaj� si� tylko od s�u�by re�ymowi tym,
�e jakoby potrzebuj� d�u�szego czasu, �eby doj�� do "prawdy epoki".
Plugawe�ki typ.
W tym�e numerze jaki� Woroszylski2 "demaskuje" Jastruna, Lewina
i Wygodzkiego, �e nie s� marksistami, bo nie na�laduj� Majakowskiego
"klasyka epoki radzieckiej"#.
# W �wczesnym j�zyku tzw. ksi�y patriot�w.
2 W i k t o r W o r o s z y 1 s k i (ur.1927), literat, t�umacz. Studiowa� polonistyk�
w �odzi i Warszawie; 1952-56 uko�czy� Moskiewski Instytut Literacki. Debiutowat
w 1945 na �amach prasy jako poeta. W I.1950-52 nale�a� do zespo�u "Nowej Kultury",
1957-58 redaktor naczelny. Wyda� m.in. wiersze: �mierci nie rna,1949, Wiosna sze�cio-
latki (wesp� z A. Braunem i A. Mandalianem),1951, Ojczyzna,1953, Z rozm�w 1955,
1956, Wanderjahre, 1960, Niezgoda na uk�on, 1964, Zag�ada gatunk�w, 1970; proza:
Okrutna gwiazda, 1958, Sny pod �niegiem. Opowie�� z �ycia Saltykowa-Szczedrina,
1963, �ycie Majakowskiego, 1966, Dziennik iv�gierski wraz z glosami, 1976, Kto zabi�
Pu.szkina, 1983, Lustro. Dziennik internowania, 1983, wiele powie�ci dla m�odzie�y,
m.in. I ty #ostaniesz Indianinem,1960, Cyrvl, gdzie jeste�?, 1962, oraz liczne pozycje
publicystyczne i reporterskie. T�umacz literatury radzieckiej.
; Obydwa teksty: J. Andrzejewski - Notatki. Wyznania i rozw,a�ania oraz W. Woro-
szylski - Batalia o Majakow.skiego, zamieszczone w tym samym numerze "Odrodzenia '
(1950, nr 5) w przeddzie� konferencji w Radzie Pa�stwa, by�y wsparciem ze strony pi-
sarzy nowej fazy kampanii realizmu socjalistycznego w rok po jego proklamowaniu na
zje�dzie literat�w w Szczecinie.
4 II 1950. Sobota
Bogu� dosta� depesz� o �mierci na raka p�uc swego niegdy� kolegi
z pu�ku, a dot�d przyjaciela, St. Drzewi�skiego, kt�rego trzeci� �on� by-
�a siostrzenica Czekana - Ostrom�cka'. Pami�tam tego Drzewi�skiego
ze �lubu Bogusia. By� cudnej urody oficerkiem, troch� podobnym do Je-
rzego Stempowskiego, ale bardzo en beau`. P�niej zakocha�a si� w nim
hr. Zborowska, jakoby potomkini s�awnego niegdy� rodu, �miertelnie
chora na gru�lic�. Drzewi�ski wzi�� z ni� �lub w Warszawie, w klinice,
gdzie le�a�a. Po �lubie w kaplicy szpitalnej panna m�oda posz�a do ��-
ka, a pan m�ody z kolegami (�r�d kt�rych by� i Bogu�) poszli na uczt�
weseln� do knajpy i tam oblewali makabryczne za�lubiny do rana, wy-
wo�awszy nawet po pijanemu jaki� zatarg z policj�. Po powrocie do do-
mu (do nas na Poln�), o 8 rano, Bogu� chcia� w zwi�zku z t� awantur�
dok�d� zatelefonowa� i usn�� trzymaj�c zdj�t� s�uchawk� w r�ku. Drze-
wi�ski wyjecha� potem z ow� Zborowsk� do W�och, gdzie umar�a.
Wszyscy my�leli (a nawet przyjaciele podejrzewali go o to), �e o�eni�
si� z umieraj�c�, do szale�stwa w nim rozkochan� pann�, czyhaj�c na
jej maj�tek, bo to by� ch�opak rozrzutny, a biedny. Jako� w istocie zapi-
sa�a mu wielki maj�tek. Jednak okaza�o si�, �e o�enek by� wznio�le bez-
interesownym aktem jakiego� erotycznego mi�osierdzia, bo po �mierci
�ony Drzewi�ski zrzek� si� zapisu i pozosta� nadal w wojsku przeni�s�-
szy si� tylko do KOP-u, gdzie pobory dawali podw�jne. Potem o�eni�
si� znowu i mia� z t� drug� �on� syna, a wreszcie rozszed� si� z ni� dla
22 23
Na Polnej: Stanis�aw Stempowski, Anna Linke, Maria D�browska. Fot. B. Linke
siostrzenicy Czekanowskiego. Ostatnio, ju� jako cywil, pracowa� w ja-
kiej� instytucji w Sopocie mieszkaj�c z trzeci� �on� i jej matk� (siostr�
Czekana), a naprzeciwko poprzedniej �ony i syna. W cz�owieku tym
interesowa�a mnie jego uroda i ta romantyczna historia �lubu z umiera-
j�c� narzeczon�.
i E w a z Ostrom�ckich D r z e w i � s k a (1909-1984), absolwentka SGH, 3ovoto
Popielowa, zmar�a z Londynie.
2 E n b e a u (fr.) - w pi�kniejszej wersji
Wroclaw. 5 II 1950. Niedziela
O sz�stej by�am ju� na Lindego. Ku mojemu zdziwieniu parter ujrza-
�am o�wietlony. Anna ju� wsta�a i czekaj�c na mnie robi�a korekt� "Ze-
szyt�w". Nie potrzebowa�am nawet dzwoni�, bo us�yszawszy auto wy-
bieg�a do furtki w koszuli nocnej i szlafroku, za co j� zbeszta�am. Od ra-
zu jak naj�te zacz�y�my opowiada� sobie wszystko, co by�o do opo-
wiedzenia. [...]
Po �wietnym �niadaniu, kt�re zjad�am z apetytem, bo by�am g�odna,
rozpakowa�am si� cz�ciowo, a potem spa�am oko�o dwu godzin. Przed
spaniem oko�o dziewi�tej przywita�am si� z Tulci� i ofiarowa�am jej od
dziadzi lalk� krakowiank� roboty Anusi G�rskiej, kt�ra te lalki wysy�a
nawet do Ameryki. Tulcia by�a zachwycona, lecz jeszcze bardziej Anna,
kt�ra wr�cz jak dziecko zacz�a prosi�: "To w�a�ciwie lalka dla mnie.
B�dziesz mi j� po�ycza�a. Mo�esz zni j� chyba czasem po�yczy�?"-
"Mog� - odpowiada Tulcia marz�co. - Mo�e b�d� ci j� po�ycza�a... na
noc". "Inteligentna to ty jeste�" - orzek�a ze �miechem Anna.
O pierwszej zesz�am na obiad "wystawny" (barszcz czysty z fasol�
"pi�kny Ja�", zaj�c z makaronem i czerwon� kapust�, kompot z weko-
wych w�gierek). Potem zn�w si� po�o�y�am i zasn�am jak kamie�.
O czwartej chcia�am wsta� i wyj�� na ogr�d, ale poczu�am si� tak �le
i s�abo, �e zn�w si� po�o�y�am.
Anna opowiada�a mi sensacyjne rzeczy o dwu sprawach prowadzo-
nych przez Bie�kowskiegol. Jedna, to obrona m�odszego syna Wac�awa
Sieroszewskiego, Stanis�awa, agronoma, kt�ry by� w zarz�dzie jakiego�
zespohz PGR i zosta� oskar�ony o z�o�liwy sabota�, poniewa� po�owa
traktor�w si� zepsu�a. Grozi mu bodaj kara �mierci. Jako jeden z pun-
kt�w obci��aj�cych oskar�onego wysuni�to, �e ojciec jego by� faszyst�.
Bie�kowski zebra� wszystkie dane dotycz�ce rewolucyjnej tw�rczo�ci,
jego 16-letniej zsy�ki, jego na wskro� demokratycznej tw�rczo�ci, jego
zas�ug nawet dla Rosji w badaniu Kraju Jakut�w etc. Dowiedziawszy
si� o tej sprawie �a�owa�am, �e Anna nie przywo�a�a mnie na pomo�.
Mog�am bowiem da� Bie�kowskiemu troch� informacji o ostatnim
okresie �ycia starego Sirki. Je�li by� zwolennikiem "sanacji" znaczy�o
- by� faszyst�, to Sirko by� nim w latach niezmiernie s�dziwych, kie-
dy ju� zrobi� si� zdziecinnia�y i niezdolny do �adnego "bon discerne-
ment"2. By� do tego stopnia urzeczony zrealizowanym marzeniem Pol-
ski niepodleg�ej, �e w blasku tego faktu nie dostrzega� cieni. Ale jakie�
to upokarzaj�ce - broni� dobrej s�awy znakomitego pisarza przed shi-
�alcami Moskwy, kt�rzy chc� skaza� niewinnego cz�owieka, gdy na
pewno traktory wysz�y ju� licha warte z fabryki.
Drug� sensacj� jest sprawa Pafawagu. Dyrektorzy zostali tam posta-
wieni w stan oskar�enia z nast�puj�cego powodu. Pafawag, oczywi�cie,
robi wagony dla Rosji. Wagony s� malowane lakierem, kt�ry musi
schn�� 18 godzin. Ale wymagania planu trzyletniego nie dopuszczaj�
takiego czasu schni�cia. Lakier "musi" wyschn�� w ci�gu dwu i p� go-
dzin. Chc�c sprosta� temu ��daniu (boje�li nie sprostaj�, oskar�y si� ich
o sabota�) zainteresowani zacz�li dolewa� do lakieru spirytus w takiej
ilo�ci, aby lakier sech� w ��danych dwu i p� godzinach. Rezultat by� ta-
ki, �e lakier na wagonach (ju� w Rosji) poodpada�. Oskar�ono o sabota�
zar�wno dyrektor�w Pafawagu, jak przedstawicielk� firmy, kt�ra owe-
go lakieru dostarcza�a. Koszmar nonsensu i pod�o�ci, Conradowski
"
blady diabe� g�upoty"3. Znowu na rzecz molocha Rosji gin�� b�d�
w jamach wi�ziennych albo na szubienicach Polacy.
Dowiedzia�am si� te� ciekawych szczeg��w o procesie Caritasu.
Oczywi�cie, wszystko sk�amane, wypaczone, za�winione. Na procesie,
rzecz w normalnym, prawdziwym s�dzie niedopuszczalna, sugerowano
odpowiedzi �wiadkom i to nienormalnym, chorym nerwowo, epilepty-
cznym ch�opcom. [...]
W tym samym mniej wi�cej czasie, co Caritas, wynik�a sprawa bied-
nej Zosi Bogda�skiej z Rytra i jej syna, Leszka. Bardzo zdolny ch�opak,
mia� w�a�nie w Krakowie robi� magisterium z prawa, gdy nagle areszto-
wano go pod zarzutem, �e widywa� si� i rozmawia� z Amerykanami.
Ch�opak, typ naukowca chciwego wszelkiej wiedzy, chodzi� na kurs j�-
zyka angielskiego w YMCA" i dla wprawy w j�zyku rozmawia� z po-
znanym przy tej okazji Anglikiem czy Amerykaninem. W UB badano
go 26 godzin z wypraktykowanym (i opisanym przez Koestlera) syste-
mem �wiat�a jupiter�w w oczy przez ca�y ten czas. ��dano, oczywi�cie,
24 25
aby podpisa� deklaracj� wsp�pracy z UB. "Je�li nie podpiszesz - gro�o-
no - zrobimy z twojej matki szmat�". A matka jest podejrzana, bo mie-
szkaj�c w g�rach, gdzie by�y wielkie o�rodki walki AK z Niemcami,
pomaga�a im, s�u��c m.in. jako sanitariuszka. W ko�cu wymogli na tym
Leszku, �e zostaj�c pod jawnym nadzorem b�dzie si� co jaki� tam czas
meldowa�, a� p�ki nie podpisze ��danej deklaracji. Ch�opak jest podob-
no bliski samob�jstwa, matka b�aga, �eby gdzie� interweniowa�, �eby
mu dali spok�j, ale to s� marzenia �ci�tej g�owy5.
Oto "radosny" plon duchowy jednego dnia, dnia wypoczynku.
# K r z y s z t o f � a d a-B i e � k o w s k i ( 1902- I 973), prawnik. Studiowa� prawo na
uniwersytecie w Warszawie, Krakowie i Strasburgu. By� naczelnym redaktorem dwuty-
godnika "Nurt", organu M�odej Demokracji Polskiej. Od 1934 obj�� stanowisko p.o.
prokuratora S�du Najwy�szego, w 1936 za� prokuratora S�du Najwy�szego. W 1935
delegowany do Ministerstwa Sprawiedliwo�ci, wkr�tce dyrektor Departamentu Ustawo-
dawczego. W okresie mi�dzywojennym bywa� cz�stym go�ciem w domu Zofii i Tadeu-
sza �ele�skich. Wojn� przeby� w Rumunu, wpierw w Bukareszcie, nast�pnie by� wice-
dyrektorem Komisji Pomocy Uchod�com z Polski w Slatinie. Po powrocie w 1946 r. do
Polski osiedli� si� we Wroc�awiu, pocz�tkowo by� sekretarzem Uniwersytetu Wroc�a-
wskiego, nast�pnie zosta� adwokatem; od 1953 w Warszawie. Po wojnie (m.in. z okazji
tzw. procesu mi�snego) wyst�powa� przeciw karze �mierci. Domaga� si� reformy ustroju
adwokatury.
2 B o n d i s c e r n e m e n t (fr.) - dobre rozpoznanie, rozr�nienie
3 T� odmian� diab�a wprowadzi� Conrad w J�drze ciemno�ci w nast�puj�cy spos�b:
"...stoj�c tam na zboczu wzg�rza, poczu�em, �e pod o�lepiaj�cym blaskiem s�o�ca
w tym kraju zapoznam si� z rozlaz�ym, k�amliwym, bladookim diab�em, opiekunem
drapie�nej i bezlitosnej g�upoty". (wyd.1956, s. 85-6, przek�ad A. Zag�rskiej)
' YMCA - Young Men's Christian Association, Chrze�cija�skie Stowarzyszenie
M�odzie�y M�skiej; mi�dzynarodowa organizacja kulturalno-o�wiatowa, za�.1844, roz-
win�a si� w ruch masowy. Tak�e w Polsce mi�dzywojennej mia�a 13 plac�wek; po
wojnie dzia�a�a 1945#9, wznowiona w 1989.
5 A 1 e k s a n d e r B o g d a � s k i (1927-1994), wydawca, t�umacz. Uko�czy� stu-
dia prawnicze na UJ. W I.1955-81 pracowa� w PIW-ie w redakcji angielskiej, nast�pnie
prowadzi� redakcj� radzieck�. T�umaczy� z j�zyka angielskiego i rosyjskiego (m.in.
Sztuka mifo�ci Fromma, Chiny Fitzgeralda, Dawni mistrzowie �azariewa). Pozna� D�-
browsk� - dzi�ki rodzinnym zwi�zkom z A. Kowalsk� - w 1945. D�browska zareko-
mendowa�a go wydawnictwu. Wywi�za�a si� st�d za�y�a przyja��, wyra�aj�ca si� m.in.
w sta�ym wsp�lnym bywaniu na koncertach w Filharmonii.
6 II 1950. Poniedzia�ek
Po obiedzie pojecha�y�my z Ann� do miasta. Wroc�aw robi koszmar-
ne wra�enie jak gdyby domu, sk�d kto� wyjecha�. Wra�enie zaniedbania
i opuszczenia, jak gdyby ju� rezygnowano z tych ziem w przewidywa-
niu "odszkodowa�" dla sowieckiej Republiki Berli�skiej. Na ulicach
tuch ma�y i niemrawy. Ludzie biedniej ubrani jak dwa lata temu, smut-
ni, milcz�cy, spos�pnieli. Sklepy prywatne zamykaj� si� jedne po dru-
gich; zamkni�ta kawiarnia "Teatralna", kt�ra tak �wietnie prosperowa�a.
Nigdzie nie mo�na dosta�, czego si� szuka. Marzeniem np. okaza�o si�
kupienie bia�ej pasty do but�w. W ca�ym mie�cie nie ma innych jab�ek
opr�cz szarych renet, a i tych ma�o i brzydkie. W sklepach rz�dowych
nie dbaj�ju� nawet o urz�dzenie wystaw. Mniejsze "sp�dzielnie" wcale
ich nie maj�, nawet ksi�garnia "Czytelnika" - ponura i uboga. Uciek�y-
�my wprost do domu z miasta smutnego i okropnego, jak stolica zamie-
niona w marn� wiosk�. Nawet ja w moim pesymizmie nie spodziewa-
�am si�, �e tak pr�dko zacznie si� w�a�ciwy komunizmowi (rosyjskiemu
w ka�dym razie) rozk�ad gospodarczy. To wygl�da rzeczywi�cie, zgod-
nie z ksi��k� "Revolution necessaire", na gnij�cy koniec epoki, a nie na
nowy etap dziej�w. [...]
Dzisiejsza ranna rozmowa z Ann� z powodu listu Mi�osza z Amery-
ki. Einstein, kt�ry ma 80 lat, po trzydziestotrzyletniej pracy badawczej
doszed� do nowego wiekopomnego jakoby odkrycia naukowego (nie-
znanego gromow�adnym Sowietom), wedle kt�rego makrokosmos rz�-
dzi si� tymi samymi zasadami grawitacji elektromagnetycznej, co mi-
krokosmos. Teoria ta ma wie�czy� prac� ca�ego jego �ycia'. W naszej
zat�ch�ej prasie o tym ni s�ychu, ni dychu. �yjemy za�mierd�ym, za�nie-
dzia�ym w piwnicach tajnej policji "marksizmem", godnymjedynie Bis-
marcka i jego potomk�w - Lenina, Mussoliniego, Iiitlera, Stalina et
consortes.
Ta rozmowa o Einsteinie przypomnia�a mi rozmow� z dr. Sieram-
skim, gdy by� ostatni raz po grypie u St. Przewiduj�c pogrypowe os�a-
bienie i anemi�, zaleci� zastrzyki w�troby. Po czym doda�: "Jest jeszcze
jeden �rodek regeneruj�cy krew z b�yskawiczn� szybko�ci�. Jest to �ro-
dek ameryka�ski, nazywa si� Witamina B12. To te� wyci�g z w�troby,
ale inny ni� dotychczasowe. Wymagaj�cy znacznie wi�kszej ilo�ci su-
rowca". Tu wymieni� jak�� ogromn� ilo�� ton w�troby potrzebn� dla
uzyskania kilku gram�w owego lekarstwa. - "Idzie o wydobycie z w�-
troby nie tylko witaminy B, ale i pewnej ilo�ci kobaltu, kt�ry jest konie-
czny dla wytwarzania czerwonych cia�ek krwi". Kiedy zdumia�am si�,
�e drobina metalu mo�e mie� takie znaczenie, Sieramski powiedzia�:-
"
C� pani chce. Elektryczno��! Jeste�my tylko kombinacj� proces�w
elektrycznych mi�dzy metalami. Od napi�cia elektryczno�ci w organi-
zmie zale�y jego funkcjonowanie. Do tego potrzebna jest w�a�ciwa pro-
26
porcja metali w organizmie". Zapyta�am, czy te zastrzyki mo�na dosta�
w Polsce. "Owszem - powiedzia� - mo�na by je znale�� i w Polsce. Ale
to s� jeszcze eksperymenty i w danym wypadku chyba bym tego nie za-
leca�".
Ta zn�w rozmowa przypomnia�a mi opowiadanie Anny o �mierci jej
matki, kt�rej ostatnie s�owa przed zgonem by�y: - "Teraz wiem, �e B�g
to elektryczno��, a cz�owiek to taka sama elektryczno��". Dziwne to
wszystko, i przejmuj�ce do g��bi jestestwa.
Na dworze zrobi�a si� prawie wiosna. Dzi� pi�� stopni ciep�a. Popie-
latoz�oty kolor i nieba, i powietrza, i mgie�ek powiewnych. Wiosna w
delikatnych tchnieniach. A wyje�d�a�am �r�d srogiej zimy.
# Po sformu�owaniu teorii wzgl�dno�ci og�lnej A 1 b e r t E i n s t e i n (1879-1955)
pracowa� nad pr�b� po��czenia w jedn� unitam� ca�o�� teorii grawitacyjnej z innymi
teoriami pola, jak np. z teori� pola elektromagnetycznego, co absorbowa�o go przez wie-
le lat a� do ko�ca �ycia i spodziewanego sukcesu nie przynios�o.
15 II 1950. �roda
Wczoraj Anna dosta�a ekspres zapraszaj�cy j� do Warszawy na kon-
ferencj� w sprawie wyjazd�w pisarzy do o�rodk�w wiejskich i przemy-
s�owych w celu zapoznania si� z wynikami Planu Trzyletniego. Posta-
nowi�a jecha�. Zrazu chcia�am i ja z ni� jecha�. Ale potem zreflektowa-
�am si�, �e skoro przyjecha�am tu pracowa�, g�upstwem by�oby ju� po
10 dniach przerywa� sobie prac�. Opr�cz tego bardzo zn�w marnie czu-
j� si� ze zdrowiem.
Zabawn� ob