2064
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 2064 |
Rozszerzenie: |
2064 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 2064 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 2064 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
2064 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Maria D�browska
Dzienniki powojenne
1945 -1949
Wyb�r
wst�p i przypisy
Tadeusz Drewnowski
Czytelnik � Warszawa 1996
Ksi��ka wydana przy pomocy finansowej
Ministerstwa Kultury i Sztuki
O Copyright by Sp�dzielnia Wydawnicza "Czytelnik"
Warszawa 1996
ISBN 83-07-02399-8
ISBN 83-07-02409-9 (t. I)
Przedmowa do Dziennik�wpowojennych
Dzienniki Marii D�browskiej, wydane po raz pierwszy w 1988 r. w pi�cioto-
mowym wyborze, odnios�y wielki sukces. Znaczny jak na tego rodzaju publi-
kacje nak�ad, licz�cy 50 tysi�cy egzemplarzy, rozchwytany zosta�, cho� cena
by�a wysoka, w ci�gu dw�ch miesi�cy, by trafi� wkr�tce i na czarny rynek. Nie
by�o w owym czasie w polskim pi�miennictwie �adnej pozycji, kt�ra wywo�a-
�aby wi�cej zainteresowania w�r�d czytelnik�w i wi�cej odg�os�w w prasie
(nie wspominaj�c o korespondencji, jak� w zwi�zku z apelem o uzupe�nienia
i poprawki do komentarzy otrzyma�em na m�j adres prywatny). Dzienniki sta�y
si� przedmiotem istotnych dyskusji, a nawet awantur zar�wno w kraju, jak i na
emigracji. W Niemczech ukaza� si� w renomowanej Bibliotece Polskiej Dede-
ciusa wyb�r z wyboru dziennik�w, kt�ry w �wiecie te� przeszed� nie bez echa.
, Prawdziwy bestseller!
Sukces ten by� tym bardziej zastanawiaj�cy, �e pisarstwo D�browskiej nie
mia�o w�wczas dobrej passy. Wydane po�miertnie Przygody cz�owieka my�l�-
cego, kt�re w zamierzeniu stanowi� mia�y wsp�czesny odpowiednik Nocy
i dni, sprawi�y na og� zaw�d i krytyce, i czytelnikom. Tymczasem sukces po-
r�wnywalny z niebywa�ym niegdy� powodzeniem Nocy i dni zdoby�o co� ca�-
kiem innego - prywatne zapiski pisarki z ponad p�wiecza (1914-1965). I to
w pierwszym zaledwie wyborze, ograniczonym postanowieniami testamentu
i okoliczno�ciami, w kt�rych je wydawano.
Naturalnie, opinie o Dziennikach by�y podzielone, po cz�ci nawet spolary-
zowane. Najwierniejsi przedwojenni czytelnicy D�browskiej poczuli si� zbul-
wersowani, je�li nie zgorszeni tonem, swobod� czy bezceremonialno�ci� in-
i, tymnych dziennik�w swojej pisarki. Cz�sto te� rozczarowywali si� - na dru-
# gim biegunie - m�odzi, prze�ywaj�cy w�wczas sw�j nowy okres heroiczny,
kt�rych umiarkowanie polityczne i wolnomy�lno�� prababki nie mog�y zado-
# woli�. Ale wi�kszo�� czytaj�cych odkry�a w dziennikach nieznan� czy nie do��
znan� D�browsk�: osob� wra�liw�, my�l�c� i pe�n� niepokoju, nietypow�
w Polsce indywidualno��, wiod�c� sw�j burzliwy romans z ojczyzn�, cz�owie-
ka rozleg�ych horyzont�w i wyj�tkowego pi�ra. To odkrycie, jakie zawdzi�-
czamy Dziennikom, najlapidarniej wyrazi� Krzysztof Pomian, m�wi�c o pisarce
! jako "intelektuali�cie najwy�szej miary, czego, jak s�dz�, za �ycia D�bro-
; wskiej, jakby nie dostrzegano" ("Zeszyty Literackie" 1989, z. 26). Dzienniki
spowodowa�y zwi�kszon� fal� czytelnictwa D�browskiej, a tak�e dostarczy�y
nowych bod�c�w do bada� nad jej pisarstwem (czego dowodem mi�dzynaro-
dowa sesja naukowa, kt�r� w 1989 r., w stulecie urodzin D�browskiej, zorgani-
zowano w Kaliszu; niestety, z publikacj� materia��w wci�� boryka si� Kaliskie
Towarzystwo Przyjaci� Nauk).
Przy tym wszystkim pierwsze wydanie Dziennik�w wzbudzi�o, pr�cz roz-
maitych zastrze�e�, r�wnie� w�tpliwo�ci najdalej id�ce. Nie zabrak�o g�os�w,
kt�re uzna�y je za przedwczesne i nie bez racji wskazywa�y, �e w rok p�niej
mog�oby ono wygl�da� inaczej. Prze�om 1988/89 roku sam jakby tego rodzaju
pretensje narzuca�. Trzeba jednak pami�ta�, �e wydanie Dziennik�w nie by�o
spraw� chwili. Mia�o ono ju� sw� wieloletni� histori�. O ich wydanie, licz�c od
przygotowania wyboru, wojowa�em ponad pi�tna�cie lat. Z tego bez ma�a dzie-
si�� podlega�y one ca�kowitemu zakazowi KC PZPR i cenzury. Nie b�d� tu
wraca� do tych boj�w, cho� s� one malownicze i pikantne (opisa�em je w ob-
szernym szkicu w periodyku "Editor" 1990, t. 3), ale chyba nikogo nie zdziwi,
�e gdy po tych do�wiadczeniach, w okresie pierwszej "Solidarno�ci", dzi�ki
prezesowi "Czytelnika", Stanis�awowi B�benkowi, pojawi�a si� szansa powro-
tu do gotowego wyboru, podj��em j� skwapliwie. Proces wydawniczy solidnej
pi�ciotomowej edycji trwa� jednak w�wczas latami. Do ko�ca te� nie ustawa�y
wok� niej walki. W�tpi�, aby, na rok jeszcze przed czerwcem 1989, w�a�nie
kiedy ukaza�y si� Dzienniki, ktokolwiek m�g� przewidzie� tak rych�e ich za-
ko�czenie. A zreszt� je�li pierwsze wydanie, w niesprzyjaj�cych warunkach
podj�te, lecz zgodne z ostatni� wol� pisarki, nie tylko znios�o historyczny
wstrz�s, ale ju� w nowej rzeczywisto�ci osi�gn�o niew�tpliwy sukces, to
�wiadczy chyba wystarczaj�co, �e nie by�o ono wydaniem przedwczesnym czy
poronionym.
Oczywi�cie, by�oby dziwne, gdyby z tej nowej wielkiej przygody w prze�o-
mowych czasach D�browska wysz�a ca�kiem bez szwanku. Mimo moich usil-
nych ostrze�e� we wst�pie co do niepe�nej reprezentatywno�ci pierwszego wy-
boru, znale�li si� i tacy, kt�rzy bez ogl�dania si� na ca�o�� nie zawahali si�
przed bezwzgl�dnymi oskar�eniami. Jedn� z "niepokornych" nasi nowi ekstre-
mi�ci pom�wili o. . . "kolaboracj�", o. . . uleganie "urokom dworu" etc. S� to,
jak mi si� zdaje, a czytelnicy niniejszego wydania b�d� si� mogli przekona� sa-
mi, pos�dzenia z gruntu fa�szywe. Je�li D�browska w najbardziej beznadziej-
nym czasie staje si� zwolenniczk� normalnego, w miar� mo�no�ci, udzia�u
w �yciu i pogl�d taki jawnie wyg�asza, jest to kompromis w pe�ni przemy�lany
i �wiadomy. D�browska nie tylko nie wstydzi si� w niezb�dnych okoliczno-
�ciach koniecznych kompromis�w, lecz stawia je wysoko w kulturze ludzko�ci.
Pod pewnymi wszak�e warunkami, a mianowicie, byle by�y one kompromisami
ograniczonymi, �wiatowymi i p�odnymi. Czego jej oskar�yciele cynicznie nie
zauwa�ali.
Mimo zdobytego sukcesu dzienniki nie doczeka�y si� do tej pory nast�-
pnych wyda�. Ani przygotowanego dodruku wydania pierwszego, jaki mia� si�
ukaza� w 1989 r., ani rozszerzonego wyboru z ca�o�ci dziennika planowanego
na lata nast�pne. W owym czasie kondycja finansowa "Czytelnika", jak r�w-
nie� paru nowych wydawnictw, u kt�rych za jego wiedz� szuka�em mocy pro-
dukcyjnych, nie pozwoli�a podj�� tak du�ego przedsi�wzi�cia. A i dzi� "Czy-
telnik" zdolny jest je podj�� tylko po�owicznie.
Prawd� powiedziawszy przez d�u�szy czas, jak mog�em, sprzeciwia�em si�
koncepcji osobnego wydania tylko dziennik�w powojennych. Sprzeciwia�em
si�, rzecz prosta, z innych, akurat odwrotnych, przyczyn ni� kiedy�, przy pier-
wszej edycji, kiedy nie godzi�em si� na stopniowe wydawanie kolejnych to-
m�w w obawie, �e po ukazaniu si� dziennik�w przedwojennych do wydania
dziennik�w powojennych w og�le nie dojdzie. Po prostu dzienniki D�brow-
skiej z lat 1914-1965 stanowi� tw�r integralny. Do podstawowych ich warto�ci
nale�� w�a�nie ci�g�o�� i d�ugotrwa�o��. Konfrontacja dw�ch dwudziestoleci-
mi�dzywojennego i powojennego - stanowi wa�ny i fascynuj�cy w�tek powo-
jennych dziennik�w. Przepo�owienie dziennik�w jest dla nich operacj� bolesn�
i okaleczaj�c�.
C� by�ojednak pocz��!? Skoro nie da si� zrealizowa� czego� ambitniejsze-
go, zawsze lepsze jest co� ni� nic. Tym bardziej �e nie da si� zaprzeczy�, i�
dzienniki powojenne zawiera�y wi�cej materia��w, kt�re ze wzgl�d�w cenzu-
ralnych w pierwszym wydaniu nie by�y dost�pne. Z punktu widzenia dzisiej-
szego czytelnika s� to materia�y znacznie bardziej intryguj�ce, �eby nie powie-
dzie� - sensacyjne. Przysta�em wi�c na t� propozycj�, przyrzekaj�c sobie, �e
niezale�nie od szans wydawniczych w podobny spos�b przygotuj�, w miar�
mo�no�ci, r�wnie� rozszerzon� wersj� pierwszej po�owy dziennik�w, by cze-
ka�a na sposobn� chwil�. Zachowa�em te� w obecnym wydaniu wst�p omawia-
j�cy ca�o�� dziennik�w, a w jego aparat informacyjny wmontowa�em wa�niejsze
dane dotycz�ce cz�ci pomini�tej.
Obecne wydanie - pierwsze bez cenzury - poza przywr�ceniem ci�� i po-
praw� b��d�w i pomy�ek pierwszego wydania, rozszerza dzienniki powojenne
we wszelkich zakresach. Zamiast trzech w poprzednim wydaniu, obecny wy-
b�r dziennik�w z lat 1945-1965 przynosi cztery tomy (ponad pi��set stron no-
wego tekstu i sporo nowego materia�u ikonograficznego). Nie ulega w�tpliwo-
�ci, �e nie jest to tylko zmiana ilo�ciowa, lecz zmiana jako�ciowa w ca�o�ci
edycji. Niejeden s�d sformu�owany po lekturze pierwszej wersji wyboru zosta-
nie obalony albo b�dzie wymaga� skorygowania.
To, co w pierwszym wydaniu mog�o by� zaledwie zasygnalizowane czy na-
szkicowane, tutaj wzbogaca si� o dokumentacj� i argumentacj�. Poszerzenia te
nie pozosta�y bez wp�ywu na rytm przedstawianego wyboru. O ile poprzedni
by� do�� wartki, zwarty i skr�towy, o tyle nowy jest powolniejszy, bardziej
analityczny i refleksyjny.
Najwi�cej przyby�o materia�u politycznego. Epoka by�a na wskro� politycz-
na, a zapiski jej dotycz�ce najcz�ciej okazywa�y si� niecenzuralne. Zw�aszcza
okres tu� powojenny i okres szczytowego stalinizmu znajduj� tu wszechstronne
i wnikliwe na�wietlenie (z humorem tych lat w��cznie). Nie ma, jak mi si� wy-
7
daje, w pi�miennictwie polskim podobnie istotnego "dokumentu czas�w onie-
mia�ych".
Proporcjonalnie stara�em si� rozszerzy� i wiedz� o ludziach, i w�tek prywat-
ny dziennik�w. Z tekstu drukowanego znikn�y prawie trzykropki przed i po
nazwiskach wspominanych os�b, co mi cz�sto wytykano. Panuj�cy do niedaw-
na re�ym polityczny kszta�towa� nie tylko sposoby wypowiedzi, ale tak�e spo-
soby odbioru. Trzebi�c i wyciszaj�c istotne konflikty polityczne, totalitaryzm
stwarza� aur� zak�amanej sielanki r�wnie� w innych dziedzinach �ycia. Ka�da
wyrazistsza czy odst�puj�ca od schematu opinia budzi�a podejrzenia czy oskar-
�enia polityczne, nie daj�c r�wnocze�nie szans obrony. Wolna pluralistyczna
opinia oswaja z bardziej skomplikowanym czy surowszym sposobem pisania
o bli�nich, o sprawach w�tpliwych czy spornych, stwarzaj�c mo�liwo�ci dys-
kusji, obrony, sprostowa�. Nie dotyczy to oczywi�cie oskar�e�, pos�dze� czy
epitet�w go�os�ownych lub wr�cz nieprawdziwych (z tych powod�w z druko-
wanych w pierwszym wydaniu zapis�w musia�em si� wycofa�, na szcz�cie,
tylk# w jednym wypadku).
Pragn� jeszcze wyprowadzi� ze z�udze� w pewnej sprawie szczeg�lnej. Na
zasadzie plotkarskiej (a plotkarstwo, jak si� okazuje, nie jest te� obce krytykom
literackim obojga p�ci) rozsnuto wok� dziennik�w D�browskiej atmosfer�
skandalu erotycznego, kt�ry je�li nie znajduje pokrycia w tekstach, to wskutek
mojej pruderii. Zainteresowanych musz� rozczarowa�. W �yciu intymnym D�-
browska zachowa�a poczucie pe�nej osobistej swobody (zreszt� uznanie dla
wszelkich odmian erotyzmu wyst�puje te� w tw�rczo�ci, w Przygodach cz�o-
wieka my�l�cego), lecz na pr�no szuka�by kto w dziennikach jakiegokolwiek
ekshibicjonizmu. Zreszt� na dziennikach nie ko�czy si� intymne pisarstwo D�-
browskiej. Pozostaje jeszcze, pr�cz epistolografii, kt�rej czas ochronny w�a-
�nie min�� (19 maja 1995), korespondencja na wskro� intymna, �ci�le nadal za-
strze�ona, kt�ra kto wie, czy nie stanie si� kiedy� nast�pn� rewelacj� tego pi-
sarstwa.
W nowym wydaniu stosuj� ten sam co dawniej system obja�nie�, obja�nie�
rozszerzaj�cych, kt�ry w odniesieniu do wa�nych i szeroko czytanych dzienni-
k�w ma swoje uzasadnienie. Z tego tytu�u przy pierwszym wydaniu zebra�em
tyle� pochwa� co oskar�e� czy wym�wek. Ale te� w poprzednim wydaniu
z przypisami obchodzono si� srogo. O ile w sprawie tekstu wyboru dziennika
cenzura w ko�cu okaza�a si� do�� ust�pliwa, o tyle nader kategorycznie, a cz�-
sto i kapry�nie ingerowa�a w przypisy (np. w jednych biogramach tolerowa�a
literatur� drugoobiegow� czy emigracyjn�, w innych nie; ��da�a oficjalnej wer-
sji zdarze� historycznych, uzale�niaj�c od tego druk tekstu), na dodatek nie po-
zwala�a swoich dzia�a� oznakowa�. Skupiony na walce o same teksty, ulega-
�em, niestety, tej presji. Tote� obecnie poprawi�em niekt�re dawne przypisy,
niekt�rym przywr�ci�em dawne brzmienie, a z niekt�rych zrezygnowa�em.
Wszystkie stara�em si� wzbogaci� i poprawi� zgodnie zar�wno z uwagami
publikowanymi w prasie, jak i przekazanymi listownie.
We Wst�pie z roku 1982 mocno ostrzega�em, �e - wbrew temu jak D�bro-
wska charakteryzowa�a sw�j wyb�r dziennik�w Samuela Pepysa - pierwszy
wyb�r jej w�asnych dziennik�w nie powinien by� odbierany jako w pe�ni re-
prezentatywny i wyczerpuj�cy dla charakterystyki pisz�cej, jej �rodowiska
i czasu. Dzi� mog� stwierdzi�, �e istotno�� i stopie� reprezentatywno�ci dzien-
nik�w, oczywi�cie je�li chodzi o powojnie, znacznie si� podnios�y. Mam na-
dziej�, �e obecne wydanie, cho� tylko cz�ciowe i nadal niepe�ne, umocni re-
putacj�, jak� dzienniki D�browskiej sobie zdoby�y od pierwszego wydania.
7 sierpnia 1993
Tadeusz Drewnowski
8
Wst�p do Dziennik�w 1914-1965
Najwa�niejsz� rzecz�, jak� po �mierci Marii D�browskiej odkryto w pozo-
sta�ych po niej papierach, by�y poufne dzienniki pisarki. Nie mog�a z nimi kon-
kurowa� nawet ostatnia powie��. Przygody cz�owieka my�l�cego po wi�kszej
cz�ci znane by�y ju� w�wczas z druku w odcinkach i przynios�y rozczarowa-
nie; od czasu, kiedy na trzy lata przed �mierci� autorki przerwano publikacj�,
niewiele ich przyby�o i powie�� pozosta�a nie sko�czona.
Oczywi�cie, o dziennikach te� wiedziano co� nieco�, lecz to, co odnalezio-
no, przesz�o wszelkie spodziewania. Kilka drukowanych przez D�browsk� ury-
wk�w nie dawa�o najmniejszego poj�cia ani o ich skali, ani o charakterze. Kie-
dy� opowiada� mi prof. Kazimierz Wyka, jak przyjaciele D�browskiej i bada-
cze jej tw�rczo�ci, kt�rzy porz�dkowali jej pisarsk� sched�, popadli w zdumie-
nie i os�upienie, gdy z rosn�cej, pi�trz�cej si�, niebotycznej wprost sterty raptu-
larzyk�w, notatnik�w, zeszyt�w, brulion�w, kolonotamik�w wy�oni�a si� przed
nimi ca�o�� tego dziennika.
Przez z g�r� p� wieku D�browska prowadzi�a swoje dzienniki, nieraz rato-
wa�a je od niebezpiecze�stw, cz�sto je wertowa�a, przez wiele lat porz�dkowa-
�a i przepisywa�a, lecz zdradza�a si� z nimi rzadko i niech�tnie. Niekiedy tylko
w rozmowach z osobami bliskimi i zaufanymi pos�ugiwa�a si� jakimi� zapisa-
mi z przepastnych dziennik�w. Czasami przyjaciele, kt�rym podczas wojny
powierza�a dzienniki na przechowanie, zagl�dali do tego czy owego notatnika.
Pierwsze niewielkie fragmenty dziennika opublikowa�a D�browska po wojnie,
lecz czyni�a to jakby wbrew sobie. Dopiero pod koniec �ycia pod wp�ywem
Anny Kowalskiej, �wczesnej towarzyszki jej �ycia i najwi�kszej entuzjastki
dziennik�w, D�browska zacz�a si� zastanawia� nad ewentualnymi sposobami
ujawnienia swych zapisk�w. Nie by�a w�wczas daleka od my�li, by osobi�cie
zaj�� si� wybraniem starych dziennik�w do publikacji. Kiedy indziej rozwa�a-
�a, czy wzorem Gombrowicza nie drukowa� na bie��co cz�ci swego dzienni-
ka, i nawet czego� takiego pr�bowa�a. Ale �aden z tych projekt�w - przy ei�-
g�ym prowadzeniu dziennika - nie zosta� spe�niony. Ostatecznie w testamen-
cie, spisanym z 13 na 14 czerwca 1963, rozstrzygn�a: "Dzienniki moje mog�
by� publikowane w ca�o�ci w 40 lat po mojej �mierci. Fragmenty Dziennik�w
mog� by� drukowane wcze�niej". Wyznaezony termin dost�pno�ci pe�nego
dziennika up�ynie wi�c dopiero w roku 2005.
Nie czekaj�c tej daty, ustanowiona przez pisark� rada czuwaj�ca nad jej
spu�cizn� postanowi�a skorzysta� z dodatkowej klauzuli. W pocz�tku 1971 r.
przewodnicz�cy jej prof. Czes�aw Hernas razem z tradycyjnym wydawc� D�-
browskiej - "Czytelnikiem" zwr�cili si� do pisz�cego te s�owa z propozycj�
przygotowania wyboru dziennik�w. Niestety, dokonany w wyniku dwuip�let-
niej pracy wyb�r, publikowany partiami w czasopismach, mimo �e rozbudzi�
ogromne apetyty czytelnicze, nie m�g� si� w�wczas ukaza�. Czasy, jakie prze-
�ywali�my, nie sprzyja�y tego rodzaju przedsi�wzi�ciom. Nie mog�c og�osi�
wyboru, pozosta�o mi przynajmniej wykorzysta� dziennik jako jedno ze �r�de�
(ale jak�e istotne!) w przygotowywanym studium o pisarstwie Marii D�bro-
wskiej, kt�re pt. Rzecz russowska zd��y�o si� ukaza� w 1981 r. Dopiero w �lad
za nim, z wieloletnim op�nieniem, powsta�a szansa, by powr�ci� do wydania
dawnego wyboru. . .
Pierwsza publikacja, bodaj w wyborze, tak rozleg�ego i pot�nego dziennika
prywatnego by�aby wydarzeniem w ka�dym pi�miennictwie, a c� dopiero gdy
pojawia si� w pi�miennictwie pod tym wzgl�dem tak skromnym i w�t�ym jak
nasze - i pochodzi spod pi�ra Marii D�browskiej.
Dziennik stanowi osobn� domen� pi�miennictwa, to forma wypowiedzi na-
der specyficzna. Tej odr�bno�ci D�browska by�a �wiadoma. W uzupe�nieniach
do swego dziennika pochodz�cych z czasu okupacji por�wnywa�a trzy odmia-
ny pisarstwa: dziennik - pami�tnik - literatura. Dziennikowi przypisuje walor
bezpo�redniego, spontanicznego, cho� ze wszech miar wzgl�dnego �wiadec-
twa. "Docieranie do prawdy naszych prze�y� - pisze - jest podr� bez kresu
i podr� po manowcach. Jedno dodane albo uj�te s��wko, jeden pomini�ty al-
bo podkre�lony drobniutki szczeg� zbijaj� nas ju� z drogi. A kiedy nam si�
wydaje, �e z najwi�ksz� prostot� powiedzieli�my wszystko i bez obs�onek, na-
gle spostrzegamy, �e pod tym wszystkim zosta�o jeszcze do opowiedzenia
mn�stwo rzeczy, kt�re�my z r�nych powod�w i pod r�nymi pretekstami po-
min�li
Dwa pozosta�e rodzaje - pami�tnikarstwo i literatur� - traktuje D�browska
jako sposoby przetwarzania do�wiadczenia �yciowego w dw�ch r�nych po-
rz�dkach. Dla udanego dzie�a sztuki rezerwuje "przeb�yski prawdy", zg��bianie
tajemnicy, osi�ganie jakiego� wznosz�cego si� ponad incydentalne okoliczno-
�ci i ponad nami�tno�ci trwalszego �adu. Pami�tnik, cho�by najciekawszy, nie
osi�ga ich, gdy� stawia sobie zwykle zadania intelektualne, ideowe, tak czy
inaczej interesowne. "Dziennik - konkluduje - lepiej mi odpowiada. Pami�tnik
pozostawiam tym, kt�rzy nie maj� mo�no�ci ani umiej�tno�ci przetwarzania
wspomnie� w dzie�a sztuki".
Istotnie, dziennik r�ni si� zasadniczo i od tego, co zwa�o si� do niedawna
literatur� pi�kn�, i od wszystkich niefikcyjnych form pi�miennictwa, cz�sto bu-
szuj�cych na jej pograniczu b�d� w og�le poza ni� si� znajduj�cych, jak pa-
mi�tniki, wspomnienia, r�nego rodzaju pisarstwo autobiograficzne, epistolo-
10 11
grafia etc. Francuski badacz, Alain Girard, autor monografii pt. Le journal int�-
me (1963), g��wn� r�nic� mi�dzy dziennikiem a literatur� upatruje w tym, i�
dziennik nie jest dzie�em (w sensie z g�ry przemy�lanego i zakomponowanego
tworu). Bowiem ka�de dzie�o kieruje si� jakimi� rygorami, obowi�zuje w nim
jaka� wewn�trzna organizacja, jaka� konwencja i kompozycja. "Ten, kto pisze
dziennik (stwierdza Girard), przeciwnie - wydaje si� - jest pos�uszny tylko
swojemu kaprysowi, kt�ry raz odci�ga od kartki papieru, to zn�w go ku niej
popycha. Wprowadza on to, co mu przychodzi do g�owy, w porz�dku jedynie
chronologicznym. Nieobecno�� wyboru wydaje si� prawem". Pisz�cy dziennik
wolny jest od obowi�zuj�cych w literaturze konwencji i nie korzysta z dobro-
dziejstw fikcji: nie jest wi�c - w przyj�tym w tej dziedzinie sensie - autorem
ani te� narratorem, podmiotem lirycznym, medium, sobowt�rem itp., lecz cz�o-
wiekiem, konkretnym cz�owiekiem, kt�ry wprost od siebie, w swoim w�asnym
imieniu, bez �adnych po�rednictw i licencji z dnia na dzie� spisuje to i owo.
Teoretyk literatury, Micha� G�owi�ski, okre�la dziennik jako "form� bez fur-
my", jako pisarstwo z natury amorficzne, bez znacz�cego pocz�tku i znacz�ce-
go ko�ca, bezustannie na wszystkie strony otwarte, w kt�rym "regu��jest w�a�-
nie brak wszelkich regu�".
Nie mniej istotne r�nice dziel� dziennik od innych, nie operuj�cych w za-
�o�eniu fikcj� p�od�w pi�ra. Przede wszystkim wyr�nia go zapis dora�ny, mo-
mentalny. Ka�dy pami�tnik czy autobiografia wszystkie wspomnienia ujmuj�
sw�j przedmiot z pewnego oddalenia, z punktu widzenia mniej czy bardziej
rozleg�ej ca�o�ci. Takiego dystansu, takiej ca�o�ciowej ambicji dziennik jest po-
zbawiony. Jego odleg�o�� od zapisywanych fakt�w jest znikoma, a jakakol-
wiek ca�o�� dopiero w toku stawania si�. Ale r�ni go zwykle co� jeszcze: aura
sekretno�ci, intymno�ci wy��cznie jednostkowej, przeznaczenie dla siebie sa-
mego. Tym r�ni si� dziennik od najbardziej bodaj osobistej korespondencji,
zawsze pisanej dla kogo� innego. Je�li nawet dziennik nie bywa sporz�dzany
w zupeh#ym sekrecie i zachowywany w ca�kowitej tajemnicy tak�e przed naj-
bli�szymi, je�li towarzyszy mu skryta my�l o jakim� przysz�ym odbiorcy, czy-
najcz�ciej - o jakiej� bli�ej nie okre�lonej potomno�ci, to dla prowadz�cego
dziennik g��wnym jego adresatem pozostaje na razie przede wszystkim on
sam. Wszystkie te okoliczno�ci sprawia�y, �e spo�r�d wszystkich autentyk�w
dziennik mia� by� autentykiem najbardziej osobistym i intymnym, najautenty-
czniejszym. To dopiero p�niej pojawi�y si� dzienniki fingowane i stylizowa-
ne, a czasy naj�wie�sze wprowadzi�y ten typ pseudodziennika, wysy�anego
przez wzi�tego literata w gor�cym jeszcze maszynopisie do bie��cego numeru
tygodnika czy miesi�cznika literackiego.
Diariusze powstawa�y od dawien dawna. Jako pierwsze zapowiedzi dzienni-
k�w w �wiatowym pi�miennictwie traktowane s� kroniki codzienne anonim�w
z XIV wieku, notesy Leonarda da Vinci i zeszyty Monteskiusza. Ale rozwin�y
si� one, rozmno�y�y si� i sta�y si� pewnym gatunkiem pi�miennictwa dopiero
na prze�omie XVIII i XIX stulecia: sposobem wyrazu osoby ludzkiej, zwi�za-
nym z pewn� historyczn� faz� jej rozwoju i emancypacji. Jako tych, kt�rzy
umo�liwili wyzwolenie tego typu potrzeb ju� nie na zasadzie wyj�tk�w, Girard
wymienia z jednej strony Johna Locke'a i E. B. Condillaca, tw�rc� Traktatu
owra�eniach, i wywodz�c� si� od nich szko�� filozof�w drugiej po�owy
XVIII w., zajmuj�cych si� studiami do�wiadczalnymi nad bezpo�rednimi czu-
ciami i wra�eniami cz�owieka, pionier�w bada� nad osobowo�ci�, bada� psy-
chologicznych i psychiatrycznych; a z drugiej strony - Jean Jacques'a Rous-
seau, rewelatora uczu� i heretyka, tw�rc� indywidualnej, jednostkowej religu.
Rozw�j dziennika intymnego jako osobnej domeny pi�miennictwa dokonuje
si� wi�c - jak by mo�na powiedzie� - od momentu, gdy w czasach nowo�yt-
nych zainteresowanie cz�owieka samym sob� przestaje by� dodatkiem do mito-
logii, teologii, kosmogonii i w og�le wszelkiej wiedzy o �wiecie, a staje si� dla
niego samodzielnym obiektem poznania, kluczem do wszystkiego, z poszuki-
waniem transcendencji w��cznie.
Ten nowy gatunek pisarstwa rozkwita i szerzy si� z rozp�dem mody.
W ko�cowych dziesi�cioleciach XIX wieku, wraz z pocz�tkami modemy, kie-
dy nami�tnie odkrywano i publikowano prywatne dzienniki i zaczytywano si�
nimi, zacz�y one wp�ywa� i na literatur�. Po�rednio dziennik oddzia�ywa� tym
wszystkim, co nie mie�ci�o si� w konwencjach �wczesnej prozy. Ale i bezpo-
�rednio stawa� si� nierzadko jej now� konwencj�. Klasycznym przyk�adem tej
podw�jno�ci s�u�y� mo�e pisarstwo Andre Gide'a - i diarysty, i pisarza, wpro-
wadzaj�cego dziennik do powie�ci.
W miar� jak powie�� wyzwala�a si� ze swych XIX-wiecznych ogranicze�,
stylizacje te zreszt� traci�y swe pierwotne wzi�cie i znaczenie. Same natomiast
dzienniki zyska�y trwa�e obywatelstwo w pi�miennictwie �wiatowym. Znaw-
czyni przedmiotu, Mich2le Leleu, w monografii Les journaux intimes (1952)
sporz�dzi�a katalog ponad 200 dziennik�w wielokrotnie publikowanych, zna-
nych w �wiecie, a inni badacze ten spis znacznie rozszerzaj�. Wiele dzienni-
k�w, takich jak dzienniki Samuela Pepysa, Maine de Birana, Benjamina Con-
stanta, Emersona, Stendhala, Delacroix, Micheleta, Lwa To�stoja, Amiela, bra-
ci Goncourt�w, Kierkegaarda, Kafki, znajduje si� na r�wni z klasyk� literack�
i pami�tnikarsk� w sta�ym obiegu czytelniczym.
Naturalnie dzienniki, i te najdawniejsze, i te nowsze, bywaj� tak r�ne jak
ludzie, kt�rzy je pisywali. Istniej� dzienniki - kroniki codzienne, kroniki towa-
rzyskie, obyczajowe i historyczne; dzienniki - opowie�ci, dzienniki - wyzna-
nia czy studia w�asnej duszy i dzienniki my�li (traktaty, eseje, dyskursy, ma-
ksymy); dzienniki - worki i dzienniki po�wi�cone jakiej� jednej dziedzinie czy
jednej obsesji. Ju� z samej natury ich charakter i sk�ad s� nie do okre�lenia. Co
prawda Girard usi�uje to w�a�nie uczyni� i rozmaito�� rozwa�anych w swej
ksi��ce dziennik�w na gwa�t wt�acza w pewn� orientacj�, czyni z nich-
wbrew w�asnym za�o�eniom - nieomal kierunek czy szko�� literack� nazwan�
"intymizmem", kt�rego uj�cie i syntez� widzi te� w literackim proustyzmie.
Ale usi�owania te, cho� w stosunku do pi�miennictwa francuskiego mo�e nie
12 13
pozbawione pewnych podstaw, w odniesieniu do zjawiska w ca�ym jego bo-
gactwie i zr�nicowaniu wydaj� si� daremne.
W Polsce prywatne dzienniki nale�� do rzadko�ci. O ile nasza literatura pa-
mi�tnikarska jest do�� stara, bogata i oryginalna (dzi�ki czemu stanowi�a istot-
ny w�tek kultury, �wiadomie w nowszych czasach pobudzany, inspirowany
i wykorzystywany przez socjologi�), o tyle diariusze s� u nas czym� jeszcze
rzadszym i skromniejszym, obejmuj�cym zaledwie niewielkie skrawki czasu,
i jeszcze bardziej dorywczym ni� niebogata epistolografa. W dawnej Polsce,
opr�cz diariuszy sejmowych, s�dowych i ko�cielnych, uprawiano diariusze wy-
praw wojennych, pielgrzymek do miejse �wi�tych, podr�y dyplomatycznych,
p�niej dzienniki dworskie, nowiniarskie, a nawet kupieckie, ale wszystkie
one, b�d�c niezast�pionymi �wiadectwami �wczesnego �ycia i obyczaju, za-
wiera�y niewiele tre�ci indywidualnych, prywatnych. Najbli�sze opisowi losu
w�asnego s� pojawiaj�ce si� od wieku XVI raptularze rodzinne, kroniki domo-
we. Zwyczaj ich prowadzenia przyj�� si� w Polsce w warstwie szlacheckiej.
Raptularze zawiera�y wiadomo�ci o pochodzeniu rodziny, o pokrewie�stwach
i powinowactwach, o wydarzeniach rodzinnych, nierzadko w miar� inwencji
pisz�cego przynosz�c szersze i wnikliwsze opisy i daj�c mu pole do w�asnych
refleksji (zgodnie z dewiz�: "Sam sobie g�d�, sam wes� b�d�", jak� Samuel
Maskiewicz umie�ci� nad swym XVII-wiecznym raptularzem). Przejmowano
je cz�sto z r�k do r�k, z pokolenia na pokolenie i w ten spos�b przetrwa�y one
po dworach i folwarczkach do czas�w niedawnych. Poza raptularzami forma
starego diariusza z czasem sta�a si� u nas osnow� dla rozwijaj�cej si� historio-
grafu i nowiniarstwa (tzw. diariusze seryjne by�y prototypem prasy), a przede
wszystkim gaw�dy szlacheckiej i bogatego pami�tnikarstwa. Najstarszy i naj-
wi�kszy w tym zakresie ewenement, XVII-wieczne pami�tniki Jana Chryzosto-
ma Paska, odkryte w pocz�tkach XIX w., s� polskim prawie r�wie�nikiem s�yn-
nych dziennik�w Samuela Pepysa. Polskie pami�tnikarstwo XVll- i XVlll-wieczne
ma w niewielkim stopniu charakter autentyczny i indywidualny - rozwija si�
albo w stron� swobodnej gaw�dy, albo w stron� pami�tnika-historii. Nawet Ju-
lian Ursyn Niemcewicz prowadzi� dzienniki tylko okresowo, a swe bogate do-
�wiadczenia przedstawi� dopiero w pami�tnikach.
Jak si� wydaje, sytuacja ta ulega zmianie w ko�cu XIX w., co uzewn�trznia
si� dopiero od niedawna. Pami�tamy, jak� sensacj� wywo�a�y wydane po ostat-
niej wojnie m�odzie�cze dzienniki �eromskiego. Podobne nami�tno�ci wci��
budz� stopniowo publikowane, d�ugoletnie, ca�e prawie �ycie ogarniaj�ce
dzienniki Zofii Na�kowskiej (najbardziej zreszt� przystaj�ce do definicji Girar-
da, i z wrodzonych jakby predylekcji, i z po�niejszych upodoba� pisarki naj-
bli�sze francuskiemu psychologizmowi). Ale w�a�ciwie wszystkie publikacje
z tego zakresu: dzienniki Karola Irzykowskiego, Tadeusza Makowskiego, Wi-
tolda Gombrowicza, Jana Lechonia, Jana Cybisa i innych - przyjmowane s�
z podnieceniem w�a�ciwym nowo�ci. Bowiem, jak dotychczas, wci�� wi�cej
mamy - poczynaj�c od Dziennika Franciszki Krasihskiej Ta�skiej-Hoffmano-
wej po Kalendarz i klepsydr� Tadeusza Konwickiego i Miesi�ce Kazimierza
Brandysa - dziennik�w literackich fingowanych ani�eli dziennik�w autentycz-
nych. S�ycha� jednak, a czasem i wida� z jakich� fragmentarycznych publika-
cji, i� dzienniki prowadzili: W�adys�aw Broniewski, Jerzy Zawieyski, Jerzy
Andrzejewski, Teodor Parnicki, Anna Kowalska, Adolf Rudnicki, Miron Bia-
�oszewski - i kto jeszcze? Zdaje si�, i� fala dziennik�w, zwi�zana z odchodz�-
cym pokoleniem dwudziestolecia, dopiero do nas przyp�ywa. . . Mo�e sygna�y
te �wiadcz�, i� wreszcie wchodzimy i u nas w to stadium rozwoju i emancypa-
cji jednostki, kt�re - niezale�nie od warunk�w i koniunktur, niezale�nie od
publicznego �ycia kulturalnego - obradza r�wnie� wielo�ci� �wiadectw pry-
watnych, osobistych, intymnych?
Na sk�pym na razie tle polskiej diarystyki dziennik Marii D�browskiej jest
zjawiskiem pierwszej wielko�ci. Nie jest to tw�r przej�ciowy, m�odzie�czy, jak
dzienniki �eromskiego, kt�re ko�cz� si� w�wczas, gdy zaczyna si� tw�rczo��.
Nie jest on tak�e zwi�zany z jak�� jedn� faz� �ycia, jak dzienniki Irzykowskie-
go czy Lechonia, czy jakim� przedsi�wzi�ciem, cho�by najciekawszym i naj-
ambitniejszym (tak okre�la� sw�j dziennik Gombrowicz, za jego cel uznawa�
wprowadzenie siebie i swej tw�rczo�ci w �wiat). Nie ogranicza si� on wy��cz-
nie czy przewa�nie do spraw zawodowych, artystycznych, jak dzienniki Mako-
wskiego czy Cybisa. Dziennik D�browskiej wprawdzie nie bije rekordu d�ugo-
trwa�o�ci (pod tym wzgl�dem dystansuje go dziennik Na�kowskiej), lecz obej-
muje ca�e �wiadome �ycie i z pewno�ci� jest najobszerniejszym, najszerszym
w swych horyzontach i - co nie najmniej wa�ne - najbardziej szczerym doku-
mentem tego rodzaju w pi�miennictwie polskim. Na dodatek chadza on w�as-
nymi, nieprzetartymi �cie�kami, dotyczy spraw, ludzi, tradycji stosunkowo
mniej znanych i opisanych. Ze wzgl�du na ten ogrom, r�norodno�� i oryginal-
no��, a tak�e ze wzgl�du na jego zmienno�� trudno ten dziennik okre�li� jak�-
kolwiek jedn�, wsp�ln� formu��.
Niepodobna �ci�le ustali�, kiedy si� dziennik D�browskiej w�a�ciwie zacz��.
W stosie przechowywanych w Muzeum Literatury starych kalendarzyk�w
i mikroskopijnych notatnik�w z lat belgijskich i warszawskich znale�� mo�na
ju� zapiski typu dziennikowego (kiedy� pe�na edycja dziennik�w powinna
uwzgl�dni� r�wnie� t� faz� wst�pn�). Oznaczony numerem I Dziennik czas�w
wojennych (Sabin�w 1914-1915 rok, 1916-1917) wy�ania si� z utrwalonej
w Polsce tradycji raptularza: zaczyna si� mianowicie od przepisanej przez D�bro-
wsk� kroniki domu jej kuzynostwa Je�owickich, kroniki prowadzonej przez ich
krewnego z czasu, kiedy jej jeszcze w Sabinowie nie by�o, by wkr�tce przej��
w zapisy w�asne, coraz mniej kronikarskie. . .
I tak potoczy�o si� od 31 lipca 1914 do 8 maja 1965, przez lat 51! D�bro-
wska pisa�a sw�j dziennik od 25 do 76 roku �ycia. Przez prawie ca�e �wiadome
�ycie, niemal do samej �mierci. Przez dwie wojny �wiatowe, przez ca�e dwu-
14 15
dziestolecie mi�dzywojenne i dwadzie�cia lat Polski Ludowej. Od ostatnich lat
niewoli, poprzez ca�� niepodleg�o�� mi�dzywojenn� a� po czasy rewolucji. Od
epoki dyli�ans�w i tramwaj�w konnych po er� telewizji i sputnik�w. Jaka�
zmienno�� historii i cywilizacji, c� za parada czas�w, problem�w, ludzi! Czy
mo�e by� dokument bardziej fascynuj�cy ni� bezpo�rednie zapiski, i to spisy-
wane przez osob� na pewno nieprzeci�tn�, z czas�w tak niezwyk�ych?
Dzienniki wype�ni�y 80 r�nego formatu i r�nej obj�to�ci notatnik�w.
W sumie licz� one ok. 6-7 tys. stron maszynopisu (z tego du�� cz��, lecz nie
wszystko, D�browska przepisa�a na maszynie, nieco skracaj�c i nieznacznie
komponuj�c i stylizuj�c tekst; spora cz�� z przepisywanej z trudem po �mierci
D�browskiej reszty dotychczas pozostaje w r�kopisie).
Przy�wiecaj�cej dziennikom dewizy: nulla dies sine linea, ani dnia bez zna-
ku - nie nale�y, oczywi�cie, bra� dos�ownie. Zdarzaj� si� tu przerwy d�u�sze,
paromiesi�czne, bywaj� lata sk�pe w zapiski (zw�aszcza pocz�tkowe), ale
wszystko to nie narusza ci�g�o�ci dziennika. Do nie najwi�kszych, lecz najdo-
tkliwszych nale�y luka mi�dzy 7 IX 1939 a 14 VI 1940 - okres tu�aczki wrze�-
niowej, pobytu we Lwowie i powrotu do Generalnej Guberni, kiedy, jak si�
zdaje (nigdzie nie zosta�o to potwierdzone wprost), D�browska dziennika nie
prowadzi�a. W og�le w miar� lat dzienniki maj� tendencj� wzrostow�. Z tej
tendencji wy�amuje si� jedynie dziennik czasu I1 wojny �wiatowej. Sw� lakoni-
czno�ci� i kronikarskim przede wszystkim zapisem odbiega on od reszty dzien-
nik�w i nie da si� por�wna� ze swobodnym dziennikiem Na�kowskiej z tego
czasu. Wp�yn�y na to okoliczno�ci zewn�trzne (natychmiast po powrocie ze
Lwowa Stanis�aw Stempowski zosta� wezwany przez gestapo, co stanowi�o do-
stateczn� przestrog� dla domu). Najobszerniejsze i najbardziej skrupulatne s�
dzienniki powojenne.
W ca�o�ci dziennik jest najrozmaitszych materii przemieszaniem. Jest zapi-
sem potocznych zdarze� i powiernikiem serca, kronik� towarzysko-�rodowi-
skow� i dziennikiem my�l�cej pisarki, �wiadectwem intymnym i �wiadectwem
historycznym. Jest funkcj� osobistego losu i tego, co niesie �ycie i historia, wy-
padkow� zainteresowa�, prac i obowi�zk�w, rezultatem kl�sk i sukces�w,
przyp�yw�w i odplyw�w. Zale�nie od rytmu �ycia r�ne w�tki bior� w nim g�-
r�. Wbrew w�tpliwo�ciom, jakie �ywi na ten temat D�browska, sprawy osobi-
ste i domowe s� najbardziej trwale obecn� warstw� dziennik�w, je�li nie
w spos�b bezpo�redni, to poprzez najrozmaitsze szczeg�y, zachowania, na-
stroje. W�tek tw�rczo�ci literackiej przebiega dosy� zmiennie. Absorbuje on
D�browsk� podczas dochodzenia do debiutu literackiego. Okres tworzenia No-
cy i dni obfituje w rozterki i przemy�lenia pisarskie. R�wnie wiele zapis�w do-
tyczy d�ugoletniej, ponad �wier� wieku trwaj�cej pracy wok� Przyg�d cz�o-
wieka my�l�cego, lecz maj� one charakter mniej merytoryczny. Inne prace lite-
rackie zaznaczaj� si� w dzienniku s�abiej lub te�, jak pisanie Ludzi stamt�d-
poza sk�pymi notatkami do opowiada� - poprzez zawieszenie dziennika. Spra-
wy publiczne dominuj� wyra�nie w trzech fazach: prze�omu niewoli i niepod-
leg�o�ci, w ostatnim pi�cioleciu przedwojennym (po sko�czeniu Nocy i dni)
oraz w epoce Polski Ludowej, te� r�ni�c si� mi�dzy sob� i zakresem, i sto-
pniem szczeg�owo�ci. Zar�wno przyp�ywy jakiej� tematyki, jak i luki bywaj�
w dzienniku znacz�ce.
Nie tylko dzienniki si� zmienia�y, ale i poj�cia diarystki na ich temat. Tote�
mo�e lepiej ni� poprzez przeplyw i perseweracj� w�tk�w i temat�w spojrze�
na materi� dziennik�w poprzez r�ny w r�nych czasach stosunek do nich pi-
sz�cej. W pocz�tkowej fazie jej podej�cie do dziennika jest czysto prywatne
i bezinteresowne. "Te notatki codzienne, to niby listy do przysz�ej siebie, kt�ra
je mo�e odtr�ci" - pisa�a D�browska jeszcze w 1936 r. Zgodnie z tym za�o�e-
niem wewn�trzno-osobistym jej wczesne zapiski s� bardziej egotyczne, bar-
dziej przypadkowe i chaotyczne. T� pierwotn� naiwno�� i bezinteresowno��
dziennik D�browskiej utraci� do�� szybko. Ju� gdy pisarka okre�la�a sw�j
dziennik jako "listy do przysz�ej siebie", nie by�a to od do�� dawna jedyna pra-
wda jej dziennika. Pozostaj�c osobistym powiernikiem, stawa� si� on w prze-
konaniu D�browskiej tak�e zapleczem pisarstwa, spichlerzem gromadz�cym
zapasy na przysz�o��.
Gdy D�browska wzdycha: "O Samuelu Pepysie, o Goncourcie - dodajcie
mi si�, bym co dzie� notowa�a" (10 1 1953), �wiadczy to ju� o nowych zada-
niach i nowych jego ambicjach. Dziennik wymaga pieczo�owito�ci, staje si�
obowi�zkiem z uwagi na przysz�e prace. W tym nabytym z czasem poczuciu
interesowno�ci zawodowej wobec w�asnego dziennika D�browska nie jest
w�r�d pisarzy wyj�tkiem. Pocz�wszy od zamkni�cia Nocy i dni, a jeszcze bar-
dziej w okresie powojennym zapiski rozrastaj� si� i pog��biaj�, fakty, zdarze-
nia, charakterystyki ludzi obrastaj� w szczeg�y, staj� si� jakby surowcem lite-
rackim. Dziennik nasyca si� r�wnie� intelektualnie wedle przywo�ywanego
zdania Duhamela, i� "bez kartki i o��wka mo�na przespa� najwi�ksz� my�l
swego �ycia". Jak poka�e przysz�o��, po tworzywo do dziennika D�browska
b�dzie si�ga� w najrozmaitszych potrzebach.
Swe coraz obszerniejsze i coraz bardziej r�norodne zapiski D�browska tra-
ktuje wreszcie - i to jest trzecia u�wiadamiana sobie przez ni� funkcja dzienni-
ka - jako �wiadectwo historyczne. "To nie b�dzie �adne dzie�o - pisze 24 V 1956
- ale mo�e dokument b�dzie dla czas�w oniemia�ych". Uwaga ta dotyczy ko�-
cz�cego si� w�a�nie okresu stalinowskiego, lecz powstaje tak�e na marginesie
pracy nad dawnymi dziennikami i staje si� wskaz�wk� dla zapisk�w ostatniego
dziesi�ciolecia. I bogactwo do�wiadcze� i zwi�zk�w ludzkich, i rozleg�o��
spojrzenia czyni� rzeczywi�cie z dziennika D�browskiej wa�ne �wiadectwo hi-
storyczne, pod wieloma wzgl�dami wyj�tkowe i niezast�pione.
Ale i ta wielofunkcyjno�� (przy czym wyr�nione tu funkcje nie tyle po so-
bie nast�puj�, ile wsp�wyst�puj�c s� kolejnymi ich dominantami) nie okre�la
jeszcze zawi�ej materii dziennika. Sam dziennik nie daje wystarczaj�cego poj�-
cia o publicznej karierze D�browskiej. Czytaj�c go nie mo�na zapomnie�
o zmieniaj�cej si� pozycji prowadz�cej go osoby. D�browska jest wci�� t� sa-
- Dzienniki, t.1
m� osob�, lecz w miar� czasu kim� wci�� innym. Dziennik rozpoczyna�a 25-letnia
dzia�aczka i publicystka, ukszta�towana wprawdzie �wiatopogl�dowo i nie ano-
nimowa bynajmniej, lecz �yciowo zagubiona, nie wiedz�ca, co z sob� pocz��.
Dzi�ki U�miechowi dzieci�stwa, a zw�aszcza dzi�ki Ludziom stamt�d D�bro-
wska staje si� pisark�, cho� uznan� na razie w w�skim kr�gu literackim. Do-
piero Noce i dnie zmieniaj� jej sytuacj� i samopoczucie radykalnie. D�browska
staje si� nie tylko jedn� z najbardziej znanych i popularnych postaci literac-
kich, lecz - zgodnie z tradycja polsk� - r�wnie� wielkim autorytetem w spo�e-
cze�stwie. Jest ju� nie tylko sob�, nie tylko wybitn� pisark�, staje si� tak�e in-
stytucj�. Spo�ecze�stwo nie tylko oczekuje jej dzie�, r�wnie� ka�da jej
wypowied�, ka�dy krok s� bacznie przez nie obserwowane. I �w zdobyty przez
ni� autorytet - wbrew historycznym kataklizmom i wbrew k�opotom z w�asnym
pisarstwem - przetrwa do ko�ca jej �ycia. Mimo �e w dzienniku D�browska
pozostaje wci�� osob� prywatn�, a nawet boleje nad skr�powaniem i presj�, ja-
kim z zewn�trz podlega, czy� ta cho�by nie chciana rola spo�eczna mog�a nie
wp�yw-a� w jakiej� mierze r�wnie� na charakter i styl prywatnego dziennika?
Nie wolna od rozmaitych determinant i nacisk�w D�browska stara�a si� jed-
nak o szczero�� i swobod� swego dziennika we wszelkich zakresach. Gwaran-
towa� je mia�a przede wszystkim �cis�a poufno�� dziennika, przestrzegana na-
wet wobec bliskich. Zabiega�a r�wnie� o ich ochron� przed wp�ywami zewn�-
trznymi. Cho� D�browska nie nale�a�a do os�b lubi�cych ryzyko, w najci�-
szych nawet okresach (poza okresem okupacji) pisa�a sw�j dziennik bez �ad-
nych zewn�trznych skr�powa� (przy jakiej� okazji dzi�kuje premierowi J. Cy-
rankiewiczowi za zagwarantowanie "nietykalno�ci mieszkania", 1 V 1952).
W dzienniku broni�a swych racji, i przeciw swym plaskim apologetom, i prze-
ciw rozmaitym antagonistom, lecz tak�e wzgl�dy taktyki zawodowej nie sk�a-
nia�y jej do naruszania tajemnicy dziennika.
Broni�a go tak�e przed sam� sob�. Kiedy D�browska podczas okupacji i po
wojnie zajmowa�a si� porz�dkowaniem i przepisywaniem dziennik�w, os�dza-
�a je przewa�nie surowo. Z�yma�a si� na ich "straszliwe niepoczytalne afekty",
na "pochopne s�dy" i "pasj� resentyment�w", lecz na szcz�cie - o ile to mog�
stwierdzi� na podstawie wyrywkowych pr�bnych sprawdze� - wzdraga�a si�
przed ich poprawianiem, nieco tylko �agodz�c zbytnie drastyczno�ci.
Przy wszystkich wi�c zastrze�eniach co do subiektywizmu i wzgl�dno�ci te-
go rodzaju dokument�w jest to �wiadectwo osobiste maksymalnej wiarygodno-
�ci. �wiadectwo o sobie, o ludziach, o historu i o w�asnej tw�rczo�ci, wzboga-
caj�ce nasz� wiedz� i koryguj�ce zar�wno obiegowy wizerunek w�asny, jak
i ustalon� panoram� czas�w.
Bezpo�rednim impulsem do rozpocz�cia systematycznego dziennika z po-
cz�tkiem pierwszej wojny �wiatowej by�o dla D�browskiej przekonanie, �e �y-
je - jak pisa�a - "w wielkiej epoce". Ale nie to stanowi�o jego istotn� przyczy-
n� i nap�d na d�u�sz� met�. Przekonanie o wielko�ci czas�w nie tyle rozwia�o
si�, ile si� skomplikowa�o i historia na ca�e lata znika�a z jej zapisk�w. Nie
z impulsu zewn�trznego i przej�ciowego powstawa� i przez tyle lat kontynuo-
wany by� ten dziennik, lecz z przyczyn znacznie g��bszych.
M�od� D�browsk� usposabia�a do tej czynno�ci filozofia �ycia, z kt�r�
przed paru laty, podczas studi�w w Belgii, zetkn�a si� i uzna�a za swoj�, kt�ra
napawa�a j� entuzjazmem do �ycia i �wiata. Spotkanie z ideami Edwarda Abra-
mowskiego, a wkr�tce i z nim samym by�o dla Mariana i Maru D�browskich
zwrotnym momentem �ycia. Ta filozofia ukazywa�a jako g��wn� sw� podstaw�
i g��wny nakaz: "by� sob�", to znaczy urzeczywistnia�, jak pisa� Abramowski,
"ten idealny wz�r �ycia, jaki ka�dy z nas nosi w sobie".
�w nakaz D�browska poj�a bardzo serio. "By� sob�" to wed�ug Alfreda de
Vigny "reve fatigant", uci��liwe marzenie. To marzenie nie odst�puje D�bro-
wskiej. To ono w�a�nie stanowi�o g��bszy pow�d, dla kt�rego powsta� jej
dziennik, i zachowywa�o wa�no�� sta��, dla kt�rej, cho� nie bez zak��ce�
i zw�tpie�, okazywa� si� on tak wytrwa�y i dhigowieczny.
Ale na pocz�tku D�browska nie wiedzia�a, kim by� pragnie. Nie zamierza�a
poprzesta� na dzia�aniu i pisywaniu do gazet, czym zajmowa�a si� w Brukseli
i Warszawie przed I wojn� �wiatow�. Nie zamierza�a pozosta� urz�dniczk�,
mimo �e od 1917 r. pracowa�a w Ministerstwie Rolnictwa przez 7 lat. Jeszcze
bardziej nie chcia�a by� wy��cznie oficersk� �on�. "Drogo moja, wyja�nij mi
si� spo�r�d mrok�w" - pisa�a w dzienniku 1919 roku. Wyja�ni� swoj� drog�
i "by� sob�" coraz bardziej oznacza�o dla 30-letniej D�browskiej by� pisark�.
I wcze�niej pisywa�a wiersze i opowiadania, a aktualnie spe�nia�a rozmaite za-
m�wienia na utwory dla dzieci, dla sp�dzielc�w, dla �o�nierzy, ale to pisanie,
s�abe, niesamodzielne, zlecane, nie zadowala�o jej, zw�aszcza w �wietle prze-
�ytej przemiany. Nowa, prawdziwa tw�rczo�� mia�a si�ga� do w�asnych �r�de�
i po w�asny styl, mia�a - jak to formu�owa�a po debiutanckim U�miechu dzie-
ci�stwa w 1925 r. - "da� artystyczny ekwiwalent tych �rodowisk i tych zjawisk
�ycia, kt�re kolejno od dzieci�stwa stawa�y si� moim do�wiadczeniem �ycio-
wym i wewn�trznym".
Dziennik D�browskiej nie powsta� z rachuby literackiej, lecz z marzeniem
i programem literackim, tak jak si� jej klarowa�, by� wsp�bie�ny. Powsta�
z podobnej pobudki duchowej co jej przysz�a tw�rczo��, aby zintensyfikowa�
i utrwali� do�wiadczenie �yciowe i wewn�trzne. W m�odzie�czym zapale D�-
browska marzy�a nie o tw�rczo�ci - namiastce czy dope�nieniu �ycia, lecz
o tworzeniu z jego nadmiaru. Nie o pisarstwie zawodowym, lecz wci�� sponta-
nicznym. By� sob� to, naturalnie, by� tw�rczym, chcie� pozostawi� dzie�o. Ale
wpierw �y�, d�wiga� siebie, a p�niej - wedle prze�ytego i osi�gni�tego - two-
rzy�.
Zapiski spe�niaj� rol� nie tylko ekspresywn�, ale i impresywn�. W pier-
wszych dziennikach wyra�nie zaznacza si� d��enie, by zintensyfikowa�, roz-
szerzy� swoje skromne, raczej bezwydarzeniowe �ycie. W daty dziennika D�-
18 19
browska wpisuje noty atmosferyczne i synestezyjne. Pod��aj�c za badaniami
Abramowskiego nad ja�ni� g��bok�, zaczyna skrupulatnie odnotowywa� swoje
sny, jeszcze jeden obszar tajemnicy. Kultywuje poczucie w�asnej osoby i egzy-
stencji, autentyczny instynkt �ycia. Piel�gnuje sw�j emocjonalny stosunek do
ludzi i do �wiata.
Wbrew temu entuzjazmowi i zach�anno�ci �ycie obchodzi si� z ni� nie�aska-
wie. Nieuleczalny brak potomstwa, nag�a �mier� m�a, zwi�zek z wiele star-
szym od niej partnerem - wszystko to powoduje, i� po sprawdzeniu si� pisar-
skim w pierwszych dw�ch ksi��kach artystycznych punkt ci�ko�ci jej �ycia
i g��wne ambicje przesuwaj� si� na stron� tw�rczo�ci. "Moim jedynym domem
na �wiecie jest teraz s � o w o - je�li teraz sobie z nim nie poradz�, to zgin�"-
pisze po �mierci m�a w li�cie do Stanis�awa Stempowskiego latem 1926 r.
Wbrew woli i marzeniu tw�rczo�� staje si� wielk� rekompensat�. D�browska
stara si� jednak wobec literatury zachowa� dystans. Jeszcze w �rodku wielkiej
pracy nad Nocami i dniami nie waha si� pyta� i w�tpi�: "Po co ja tak �l�cz�
i tak si� dr�cz�? Mo�e to wcale nie moja droga?" (28 I 1929). Ale przede
wszystkim wyzwaniom losu stara si� odpowiedzie� odwa�nym spojrzeniem na
tragiczn� kondycj� cz�owieka i pr�b� g��bszej refleksji etycznej. Czas dorasta-
nia do Nocy i dni, ogromnej, 8-letniej pracy nad nimi, to czas osobistego prze-
�ywania i kszta�towania si� pod pi�rem D�browskiej etyki laickiej, kt�ra potra-
fi�aby sprosta� tragizmowi �ycia. Kult pracy i obowi�zku ��czy si� w niej z nie-
praktycznym idea�em osobistej godno�ci, osobistego honoru. By� sob� to ju�
nie tylko by� tw�rczym, ale i bez sankcji, bez powinno�ci, bez nadziei nagr�d
i kar by� wiernym, by� w porz�dku w stosunku do siebie, do innych, do szere-
gu. Bez tego prze�ycia immanentnej transcendencji i bez wynikaj�cych st�d
idei moralnych �wiat Nocy i dni pozbawiony by�by si�y i patosu.
Dzi�ki kolosalnemu wysi�kowi duchowemu i pisarskiemu D�browska osi�g-
n�a s�aw�. Prze�cigaj�cy wszelkie spodziewania sukces Nocy i dni stawia
przed ni� nowy dylemat: s�awa a szcz�cie. Na ile tw�rczo�� mo�e dawa� oso-
biste szcz�cie? D�browska nie ma �adnych z�udze�, i� tworzenie nie jest zaj�-
ciem uszcz�liwiaj�cym czy bodaj d�entelme�skim. Wobec ogromnych i sta-
�ych trud�w, jakich wymaga, dostarczana przez nie satysfakcja to zaledwie
przeb�ysk, zaledwie chwila szcz�cia. Czy zreszt� jakikolwiek zaw�d mo�e za-
st�pi� blisko�� ludzk�, tzw. osobiste szcz�cie? D�browska nie rezygnuje z nie-
go, poszukuje wei�� osobistego, emocjonalnego zaczepienia. I przed ni� staje
problem faustowski. Gdy ko�cz� si� zwi�zki D�browskiej z jej dwoma partne-
rami, zast�puje je dom kobiet. "Innego szcz�eia nie b�dzie" - notuje po po-
wrocie z Wroc�awia w 1949 r., gdy pozostaje ju� tylko jego perspektywa.
Ca�y ten obszerny nurt osobisty, intymny prowadzi D�browska z du��
otwarto�ci�. A r�wnocze�nie pow�tpiewa w mo�liwo�� pe�nej szczero�ci w tej
dziedzinie: "Ca�a prawda o �yciu cz�owieka - notuje 12 II 1953 - nie mo�e by�
powiedziana nawet samemu sobie". Zmagania o "ca�� prawd�" o sobie i wok�
tej "ca�ej prawdy" o sobie widoczne s� w dziennikach, a zw�aszcza w ich r�ko-
pisach w postaci poskre�lanych s��w, zamazywanyeh czy powyrywanych kart.
Mimo to wci�� zdobywa�a si� na prawd� o sobie w stopniu przekraczaj�cym
granic� tego, co w sprawach intymnych zwykle uchodzi za miar� szczero�ci,
nawet w dziennikach intymnych.
W p�niejszych latach D�browska nieraz ubolewa�a: "Jak nic w tych notat-
kach z mego istotnego �ycia"(1951). I r�wnie cz�sto zapewnia�a, i� sprawom
osobistym mog�aby po�wi�ci� drugi, nie mniej g�sty dziennik. Na pewno
w miar� lat zmieniaj� si� proporcje dziennika, lecz bynajmniej sprawy osobiste
z nich nie znikaj�. Ile tu rodzaj�w i niuans�w uczu�! Gdzie indziej znale��
mo�na tyle otwartych wyzna� o wstydliwie zwykle omijanym "okresie kryty-
cznym". Nie m�wi�c o niezr�wnanym studium staro�ci, kt�ra dla D�browskiej,
mimo otaczaj�cej j� wdzi�czno�ci i sympatu ludzkiej, ��czy�a si� z dramatem
zupe�nego osamotnienia. S� to inne ni� w poprzednich porach �ycia sprawy
osobiste, lecz sprawy w tym dzienniku nie mniej poruszaj�ce.
D�browska znana i s�awna pozostawa�a do ko�ca w swych pragnieniach
i gustach cz�owiekiem zwyczajnym. Jej wymagania �yciowe i spos�b �ycia od-
znacza�y si� skromno�ci�. B�d�c jak na nasze warunki osob� zamo�n�, w�asne
potrzeby sprowadza�a do minimum (nawet domek z ogr�dkiem pod miastem,
kt�ry naby�a w ko�cu �ycia, przyprawia� j� o wyrzuty sumienia), wola�a poma-
ga� ludziom. A r�wnocze�nie jakby w innym wcieleniu, we wcieleniu pisar-
skim, dr��y�a j� pycha. D�browska uwa�a�a si�, i uwa�a�a si� nie bez podstaw,
za kontynuatork� wielkich duch�w, zw�aszcza ducha Mickiewiczowskiego.
I dla tych swoich prze�wiadcze� szuka�a potwierdzenia nie tylko w skrz�tnie
odnotowywanych opiniach, lecz r�wnie� w prywatnej kabalistyce, jaka przewi-
ja si� w jej dzienniku. Splot tych skrajnych, jaskrawych sprzeczno�ci, ujawnia-
j�cych si� r�wnie� w codziennym obcowaniu, zw�aszcza pod koniec �ycia, An-
na Kowalska zwa�a "baletem skromno�ci".
Osobisty nurt dziennika jest nurtem pierwszym i zasadniczym. Motorem
wszystkiego, co D�browska w swoim �yciu osi�ga, jest wewn�trzna ambicja.
Pozbawiona oparcia w jakiej� religii czy ideologii, potrafi�a by� sob�, stworzy�
religi� w�asn�, religi� swego �ycia, kt�ra pod�ega�a do ci�g�ego wysi�ku, do
pomna�ania i przeskakiwania siebie. Zapewne dialektyka jej �ycia wewn�trz-
nego, tak wyra�na w dzienniku, dialektyka wynikaj�ca ze sprzeczno�ci mi�dzy
ludzkim a pisarskim, mi�dzy etyk� a pociechami �ycia, mi�dzy skromno�ci�
a pych� itp., itd., jest cz�sto zaskakuj�ca czy nawet szokuj�ca, wcale nie tak
prosta i poczciwa, jak to zachowa�a legenda, lecz stokro� ciekawsza i bardziej
ludzka ni� w legendzie. W ka�dym razie z ambicji i walki wewn�trznej wyra-
sta�a ta osobowo��, tak wyrazista i p�odna. R�wnie� z tych do�wiadcze� oso-
bistych powsta�o w jej pisarstwie to, co okre�li�em w Rzeczy russowskiej jako
wsp�czesny mit cz�owiecze�stwa.
Na jawie i w snach sz�a za marzeniem, i dalej za uci��liwym marzeniem-
usque ad finem.
20 21
D�browska nie by�a jednak natur� narcystyczn�, introwertyczk� zapatrzon#
i zas�uchan� w siebie. Tak�e jej filozofia nie zach�ca�a bynajmniej, aby po-
przestawa� na sobie. Ni