2047
Szczegóły |
Tytuł |
2047 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2047 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2047 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2047 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Edmund NiziurskI
Osobliwe Przypadki
Cymeona Maksymalnego
KRAJOWA AGENCJA WYDAWNICZA
Opracowanie graficzne
� JERZY FLISAK
KRAJOWA AGENCJA WYDAWNICZA
RSW �PKASA-KSI�2KA-RUCH" WARSZAWA 1977
Wydanie drugie. Nak�ad: 100000+260 egz. Obj�to��: ark. wyd.
U.M ark dr.Jk. 12,53. Nr prod. I. 1-14!6;76. Druk l oprawa
Rzeszowskie Zak�ady Graficzne �arn. 3165 16. H-5-o.
l. KO�
To mi si� zdarzy�o od razu w nowej budzie. Od trzech
dni, to jest od pocz�tku roku szkolnego, chodz� do no-
wej budy, czyli do szko�y nr 3, z racji tego, �e mieszkam
na Zabuczu. Prawie wszyscy z Zahucz� zostali umieszczeni
w tej okropnej budzie.
Szed�em w�a�nie do gabinetu lekarskiego po zwolnie-
nie, kiedy ujrza�em naszego fizyka, pana Rogera, zwanego
Rogerem Fizycznym w odr�nieniu od jego brata, znanego
psychiatry w naszym mie�cie. Ot� Roger Fizyczny zbli-
�a� si� z przeciwnej strony nios�c na ramieniu szklan�
rur� od pompy pr�niowej. Chcia�em zej�� mu z drogi, ale
on od razu mnie zatrzyma�.
� No i c�, spotykamy si� znowu, Ogromski!
� Tak jest, prosz� pana.
� Nie masz zbyt zachwyconej miny � zauwa�y�.
�� Chory jestem � j�kn��em, skurczy�em si� i zgar-
bi�em, jak mog�em na j �a�o�niej.
� Uprzedzam ci�, Ogromski � Roger potrz�sn�� gro�-
nie rur� od pompy pr�niowej � nie my�l sobie przypad-
kiem, �e b�dziesz tu zn�w dryfowa� korzystaj�c z faktu,
�e nikt ci� tu jeszcze nie zna! Ja ci� znam, Ogromski,
to ci powinno wystarczy�.
� Wystarcza mi, prosz� pana � zgodzi�em si� po-^
kornie.
� Ech, gdyby� by� m�dry, Ogromski � westchn�� Ro-
ger � toby� wykorzysta� okazj�.
� Jak� okazj�? � nadstawi�em chciwie ucha.
� Masz szans� zacz�� na nowo, to jest zupe�nie
nowa szko�a. Jeste� przesadzony na nowy grunt. W no-
wej szkole ka�dy jest jakby narodzony na nowo. Naj-
wa�niejsze, �eby� si� poczu� nowo narodzony, Ogrom-
ski, bez �adnych starych obci��e�.
� To jest my�l, prosz� pana! � przytakn��em �y-
wo. � Niczego wi�cej nie pragn� jak narodzi� si� na
nowo. Tylko... czy to jest mo�liwe, opinia p�jdzie za mn�
� j�kn��em dramatycznie i poci�gn��em nosem, �eby
wzruszy� Rogera.
Roger Fizyczny poprawi� rur� na ramieniu i chrz�k-
n��: �
� Nie p�jdzie.
� Pan nic nie powie?
� Nie. Zreszt� b�dziesz mia� nowego wychowawc�.
� Kogo?
� Pana magistra Szykonia. B�dzie zarazem was uczy�
polskiego...
� Wi�c nie pan dyrektor Biegunowicz?
� Nie. Pan magister Szyko�. �ci�gni�to go specjalnie
z Urz�dowa. Jest pe�en zapa�u i energii. Pami�taj, Ogrom-
ski, to twoja wielka szansa. Zapami�taj!
� Zapami�tam, prosz� pana!
Roger Fizyczny odszed�, a ja sta�em przez chwil� oszo-
�omiony. Szyko� z Urz�dowa! Co� takiego! A potem przy-
pomnia�em sobie, �e ten nowy okularnik z B., co ogra�
mnie w szachy, ten grubas, kt�rego nazywaj� Zezowaty
Dodo, podobno te� jest z Urz�dowa. Pobieg�em wi�c do
Doda zasi�gn�� bli�szych informacji.
Dodo pokiwa� g�ow�.
� Jasne, �e znam faceta. B�dzie was uczy� Ko�.
. � Ko�?!
� Dok�adnie magister Szyko�, ale wszyscy nazywaj�
go Koniem.
� Znasz go dobrze?
� Jasne. Uczy� nas w Urz�dowie.
� Co to za typ?
� Niesamowity.
� Okropny? Dr�twy? Nerwowy? Z�o�liwy? � dopyty-
wa�em.
� On? Co� ty?! � �achn�� si� Dodo.
� No wi�c, jaki jest? � zdenerwowa�em si�.
� Ko�? O, bracie, uwa�aj na Konia! On magluje...
� Magluje? W jakim sensie?
� Przewraca na drug� stron�, nicuje, on jest niebez-
pieczny. To znaczy, niebezpiecznie logiczny, zab�jczo
prosty i zdradziecko rzeczowy, a raczej chcia�em powie-
dzie� na odwr�t, to znaczy zdradziecko prosty i zab�jczo
rzeczowy, rozumiesz.
Skin��em g�ow�, ale szczerze m�wi�c, mia�em m�tlik
w g�owie.
� Musz� mie� jeszcze dok�adny opis postaci, cechy
charakteru, sk�onno�ci, ewentualnie u�omno�ci... � powie-
dzia�em.
� Po co ci to?
� Ko� jest moj� szans� � odpar�em � dlatego chc�
dok�adnie pozna� Konia.
Dodo stropi� si�.
� Nie wiem, co ci powiedzie�... to jest skomplikowa-
ne... Musia�bym si� zastanowi�.
� Zastanowisz si� p�niej � powiedzia�em � a teraz
poka� mi, jak on wygl�da...
� Nie widz� go tutaj... Musia�bym go poszuka�...
� Jak go znajdziesz, to mnie zawo�aj, b�d� w pocze-
kalni u lekarza szkolnego...
� Jeste� chory? � Dodo spojrza� na mnie zaskoczo-
ny, ale ja oddali�em si� szybko i znikn��em w drzwiach
gabinetu.
W poczekalni siedzia�o dwu pacjent�w: blady jak na�
piwniczna, ciemnow�osy, szczup�y i nieco ni�szy ode mnie
ch�opczyna, zupe�nie mi nieznany, oraz znany mi z widze-
nia niejaki Hipek z czwartej, jeden z licznych Tubkow-
skich zaludniaj�cych nasz� szko��. Biedak by� gn�biony
czkawk�, dlatego wola�em zaj�� miejsce przy tym obcym
ch�opcu.
Z gabinetu wysz�a Bia�a Niemi�osierna.
� Co ci jest? � zapyta�a.
� Mam md�o�ci i dreszcze � odpowiedzia�em � pr�cz
tego mam gniecenie, pieczenie i wiercenie... i jeszcze mi
si� troi w oczach...
� Naprawd� ci si� troi? � zapyta�a Bia�a Niemi�o-
sierna.
� No, nie wiem, mo�e nawet mi si� czworzy albo
pi�ciorzy. Faktem jest, �e widz� pi�ciu bli�niak�w, jeden
za drugim na krzes�ach i wszyscy maj� czkawk�.
� Zmierzysz sobie gor�czk� � powiedzia�a Bia�a Nie-
mi�osierna. Wsadzi�a mi pod pach� termometr i wr�ci�a
do gabinetu.
Natychmiast rozpocz��em intensywne mierzenie, ma-
j�c na uwadze prawo fizyczne, kt�re g�osi, �e przy tarciu
wytwarza si� ciep�o.
Siedz�cy obok mnie kole� przygl�da� si� tym zabiegom
z ciekawo�ci� i u�miechn�� si� do mnie przyja�nie, jak
mi si� zdawa�o. Postanowi�em wi�c zagai�, �eby skr�ci�
nud� oczekiwa�...
� Ty � odezwa�em si� � nie znam ci�. Jeste� chy-
ba nowy.
Pierwszy dzie� w waszej szkole � powiedzia�.
I od razu gor�czka? � mrugn��em okiem.
� Gorzej � powiedzia� � uczulenie. Jestem na r�-
ne rzeczy uczulony. Dosta�em w�a�nie zastrzyk pr�bny
i czekam na wynik pr�by...
� Znam to � mrukn��em � m�j ojciec te� jest uczu-
lony. To si� nazywa alergia. Jak si� nazywasz?
� Jacek � odpar�. � A ty?
� Ja mam imi� i nazwisko maksymalne � powiedzia-
�em. � Nazywam si� Maksymilian Ogromski, ale tu
wszyscy m�wi� na mnie Cymek.
Jacek u�miechn�� si�, a potem jakby zastyg� w tym
u�miechu i rozbawiony przygl�da� mi si� nachalnie, a�
mnie zacz�o to denerwowa�.
� Co tak bez przerwy szczerzysz z�by? � warkn�-
�em. � Weso�o ci? Jeszcze nie dosta�e� po kulach, ale po-
czekaj, dostaniesz i ty za swoje. � Wyja�ni�em mu j
dok�adnie, jakie niebezpiecze�stwa 'czyhaj� na niego ze
strony Rogera Fizycznego, si�str Burman od chemii i bio-
logii, tudzie� Iwana Gro�nego od historii. � Lecz najbar-
dziej uwa�aj na Konia � zako�czy�em, i
� Na Konia. Jakiego Konia?! � zaniepokoi� si�.
Postanowi�em nap�dzi� f�flowi troch� strachu.
� To nowy magister od polskiego. Niebezpieczny. On
magluje, a pr�cz tego nicuje. Jest przy tym zdradziecko
logiczny.
� Jak to � zdradziecko? � wykrztusi� Jacek. �
Dlaczego?
� Dlatego, �e jest zab�jczo rzeczowy � uci��em bez
namys�u. � To chyba zupe�nie proste.
� Taaak... zu-zupe�nie.
� Widz�, �e jeste� troch� zra�ony do Konia, ale nie
przejmuj si�, damy sobie rad� z Koniem.
� Jak?
� Za bardzo jeste� ciekawy � u�miechn��em si�
z wy�szo�ci�. � Ja sobie zawsze daj� rady � rzek�em
wyci�gaj�c termometr. � Zobacz, czterdzie�ci stopni go-
r�czki. Z tak� gor�czk� od razu dostan� zwolnienie co
najmniej na trzy dni.
� Nie lubisz szko�y?
� To nie o to chodzi...
� A o co?
Chcia�em powiedzie�, �e chodzi o film i o Gig�, ale
ugryz�em si� w j�zyk i powiedzia�em tylko: �
� Chc� nakr�ci� film. To moja pasja. Akurat jutro
b�d� mia� kamer�, bo b�d� m�g� po�yczy� od Cze�ka, bo
to jest kamera brata Cze�ka i ten brat wyjedzie zdawa�
egzaminy...
� Rozumiem � chrz�kn�� Jacek. � Czy... czy
wszystkie role masz obsadzone, mo�e i ja...
� Ty? � skrzywi�em si� i spojrza�em na niego po-
gardliwie. � Owszem, potrzebuj� kogo� do roli sportow-
ca, ale to musi by� si�acz i biegacz...
� Ja jestem silny. � Jacek napr�y� musku�y.
� Zaraz zobaczymy. � Poda�em mu si�omierz zawie-
szony na �a�cuszku przy wadze lekarskiej. � Naci�nij.
�cisn��, a ja spojrza�em zdumiony. Strza�ka skoczy�a a�
na koniec skali.
� D�br;7 jeste� � powiedzia�em. � Ile masz na czte-
rysta metr�w?
� Czasami schodz� poni�ej pi��dziesi�ciu sekund.
Przygl�da�em mu si� uwa�nie.
� Nie wygl�dasz na takiego zucha. Ty chyba jeste�
przero�ni�ty i starszy od mnie.
� Troch� � powiedzia�. � Wi�c jak, anga�ujesz
mnie?
� Mogliby�my za�o�y� zesp� filmowy... ale pami�taj,
ja b�d� g��wnym re�yserem i kierownikiem artystycz-
nym.
� A mnie co zostawisz??
� Ty m�g�by� gra�, no i pisa� scenariusze, o ile masz
cierpliwo�� i umiesz kleci� zdania...
� Spr�buj� � powiedzia� Jacek.
� Podobasz mi si� � o�wiadczy�em.
� Ty te� mi si� podobasz.
W tym momencie do poczekalni zajrza� zadyszany
i jak mysz spocony Dodo.
� Cymek? Jeste� tu?! � rozgl�da� si� po mrocznym
pomieszczeniu. Potem zdj�� okulary i zacz�� je przecie-
ra� nerwowo.
� O co chodzi? � zapyta�em flegmatycznie.
� Uwa�aj � zasapa� Dodo. � Ko� si� �le poczu�
i mia� tutaj przyj��... Lepiej pryskaj od razu. � W�o�y�
na nos okulary, spojrza�. � O rany! � wrzasn�� nagle,
z�apa� si� za usta i wybieg� przera�ony.
Ja te� poczu�em si� dziwnie s�abo, chrz�kn��em nie-
pewnie:
� Wyjd� na chwil� � b�kn��em.
� Odchodzisz? � Jacek spojrza� na mnie z wyrzutem.
�> Ju� ci si� nie podobam?
� Podobasz mi si� � warkn��em.
� Mia�e� mi zrobi�- gor�czk� i pokaza�, jak si� uje�-
d�a Konia...^
�� Potem � wykrztusi�em cofaj�c si� do drzwi.
� No to zostaw przynajmniej termometr � powiedzia�
Jacek.
� Termometr? A prawda! � Dopiero teraz przypo-
mnia�em sobie o termometrze. Wsun��em r�k� pod pach�,
ale termometru tam ju� nie by�o, poczu�em natomiast, �e
g�adki przedmiot �askocz�c mnie lekko przesun�� mi si�
po �ebrach. Nim zdo�a�em go z�apa�, wylecia� spod koszul-
ki, stukn�� o pod�og� i roztrzaska� si� na drobne ka-
wa�ki.
Akurat w tym momencie w drzwiach gabinetu stan�-
�a Bia�a Niemi�osierna.
� Ogromski, do pani doktor! Gdzie tw�j termometr?
Przera�ony da�em nura za drzwi.
� Ogromski, co ty wyrabiasz? � Bia�a Niemi�osierna
wytrzeszczy�a os�upia�e oczy.
� Niech siostra si� nie przejmuje � us�ysza�em jesz-
cze g�os Jacka. � Zdaje si�, �e kolega Ogromski jest ju�
wyleczony. �
To by�a oczywi�cie lekka przesada. Dopiero teraz poczu-
�em prawdziw� gor�czk� i dreszcze, zakrztuszenie, zad�a-
wienie oraz og�lne zatkanie. P�przytomny dopad�em
w k�cie korytarza Zezowatego Doda.
� Ty �otrze � zasapa�em � powiedz, �e si� pomyli-
�e�. To nie by� Ko�!
� To by� Ko� � j�kn�� Dodo>.
� Taki ma�y?
� On ma metr sze��dziesi�t dwa.
� Dlaczego mi nie powiedzia�e�, �e on jest - nieletni!
Najwa�niejszej rzeczy mi nie powiedzia�e�, �e to jest nie-
letni Ko�! Niedojrza�y!
i � On jest pe�noletni i dojrza�y � powiedzia� Dodo. �
On ma a� dwadzie�cia cztery lata, tylko tak m�odo wygl�-
da... on prowadzi sportowy tryb �ycia, mo�e dlatego...
gdyby� i ty...
� Co ty mi tu... takie rzeczy... � sapa�em z w�ciek�o-
�ci�. � Przez ciebie jestem sko�czony... skompromito-
wany, o�mieszony... Bo�e, co za wyg�up, co za nieszcz�-
�cie, co za pech! A tak si� uk�ada�o wszystko dobrze...
By�em jak nowo narodzony, zaczyna�em na nowo! Ko�
by� moj� szans� i od razu podpad�em! Co teraz my�li
o mnie Ko�?
� Nie wysz�o ci z Koniem, to fakt � poci�gn�� no-
sem Dodo � ale to dopiero trzeci dzie� szko�y. Masz
jeszcze dwie�cie dziewi��dziesi�t z g�r� dni...
� Jakich dni!? � j�kn��em. � I co teraz zrobi ze mn�
Ko�?!
� To w�a�nie b�dzie ciekawe. � Dodo przeciera�
okulary.
li
2. AGENDA, CZYLI MOJE WA�NE SPRAWY
Okropne dni. �yj� w ustawicznym napi�ciu jak skaza-
niec w oczekiwaniu na wyrok i kryj� si� przed panem
Szykoniem. Wiem, �e lada chwila mog� zosta� wezwany;
na zasadnicz� rozmow� do gabinetu dyra. Szyko� na
pewno pochwali� si� dyrowi Biegunowiczowi albo jego za-
st�pcy, panu Rogerowi, jak zr�cznie uda�o mu si� mnie
.podej�� w poczekalni gabinetu lekarskiego, jak sk�oni�
mnie do niebezpiecznych wynurze� i wywn�trze�. To
. fakt, �e wyci�gn�� ze mnie r�ne tajemnice szkolne
i opinie, kt�re w �aden spos�b nie powinny by�y dosta�
si� do wiadomo�ci grona nauczycielskiego w tej formie.
�Co ja m�wi�! W og�le nie powinny si� dosta� � w �adne]
formie! Sytuacja jest beznadziejna. Ko� nie przebaczy
mi nigdy, �e �mia�em go wzi�� za ucznia i potraktowa�
z g�ry. W�a�ciwie og�lny ton naszej rozmowy by� przy-
jazny, ale nie do przyj�cia dla przeci�tnego pedagoga.
Wprawdzie mog�em wpa�� jeszcze gorzej i nabija� si�
z�o�liwie z mizernego wygl�du Szykonia, nie zrobi�em
tego na szcz�cie, ale i tak powiedzia�em co najmniej
cztery razy za du�o. Tak, nie ma si� co �udzi�, podpad�em
Koniowi i jestem spalony w tej budzie. |
A do tego te fatalne stosunki personalne w samej k�a- |
si�! Nie mog�em wdepn�� gorzej. Kiedy by�em Paska-
rzem i chodzi�em do szko�y nr l, czyli do szko�y Jana
Chryzostoma Paska, my, Paskarze, darli�my ci�gle koty
z Cykanderami, to znaczy z uczniami szko�y nr 2, czyli
szko�y Cypriana Kamila Norwida. A teraz okaza�o si�
nagle, �e prawie ca�a moja klasa w nowej budzie � to;
w�a�nie Cykanderzy. Dziewcz�t si� nie boj�, nawet lubi�
niekt�re Cykanderki, ale rzecz w tym, �e w mojej klasie
znalaz� si� najwi�kszy, najgorszy, najbardziej zawzi�ty
Cykander, z kt�rym nieraz mia�em powa�nie na pie�ku,
niejaki Klemens M�yk czyli M�sio.
12
Od samego pocz�tku czuj� w klasie ten opar niech�ci,
jaki mnie otacza. Na razie jest to opar nieuchwytny.
Cykanderzy nie stawiaj� si�, nie zaczepiaj� mnie, nie
zauwa�aj�, jakbym by� dla nich powietrzem, ale ja wiem, .
�e to cisza przed burz�. Opar nienawi�ci musi si� w ko�cu
skropli�. I rozp�ta si� burza. Ju� teraz widz�, jak si�
zmawiaj�, jak szepcz� po k�tach, jak milkn� nagle, gdy
si� zbli�am. Nie ulega w�tpliwo�ci: knuj�. A ten naj-
mniejszy, niejaki Elek Gibas, syczy na m�j widok. Musz�
przyzna�, �e to syczenie Gibasa bardzo mnie denerwuje.
Najgorsze, �e jestem praktycznie sam jak mysz w ko-
smosie. Nie ma tu nikogo z mojej zesz�orocznej paczki.
Z poprzedniej budy chodz� tu ze mn� tylko trzy dziew-
czyny i dwu ch�opc�w, ale z tymi dziewczynami mia�em
w zesz�ym roku zadry, a ci ch�opcy... Z nich pociechy
nie b�dzie. Jeden to Tomek Bulwa, biedny, wiecznie za-
straszony kujon, kt�rego wielki �eb pracuje na zwolnio-
nych obrotach. Poczciwy nawet ch�opczyna, ale w niczym
nie mo�e pom�c. Tak, Bulwa si� praktycznie nie liczy.
Drugi kole� to Eugeniusz Tubkowski. W jakim stopniu on
jest eu � nie sprawdzi�em, ale �e jest geniusz, to na
pewno. Tubka jest przeciwie�stwem Bulwy. Nie przej-
muje si� szko��, wszystkie wiadomo�ci ma w ma�ym palcu
u nogi. Gdyby chcia�, m�g�by chyba zdawa� do drugiej
klasy liceum. Na przerwach jest niewidoczny. W dni po-
godne i ciep�e spaceruje z godno�ci� po ogrodzie szkol-
nym, samotnie zazwyczaj, czasem tylko w towarzystwie
podobnych mu geniuszy z �smej klasy. W dni deszczowe
i ch�odne zaszywa si� w bibliotece albo te� gromi w �wiet-
licy na j wytrawnie j szych szachist�w w partiach symulta-
nicznych, a mo�e takich partii gra� naraz dziesi�� i prze-
wa�nie wszystkie dziesi�� wygrywa, czasem tylko re-
misuje. Co do mnie, utrzymuj� z Tubkowskim stosunki
poprawne, ale raczej ch�odne. Nie mamy �adnych
13
wsp�lnych zainteresowa� ani interes�w. Tubkowski jest
to samowystarczalny geniusz szkolny. Nawet sojusz
obronny ze mn� go nie interesuje. W razie potrzeby ko-
rzysta z ochrony swego starszego brata, zwanego Ci�kim
Tubk�. Ten mocno zbudowany brzydal o ma�ych oczkach
i kwadratowej twarzy mimo pozor�w niezaradno�ci i oci�-
�a�o�ci ma opini� niebezpiecznego faceta. Widzia�em go
par� razy w akcji. Rzeczywi�cie jest skuteczny, wysporto-
wany i szybki, przy lada okazji lubi popisywa� si� swoj�
si��, rozsadza go bowiem energia. Schwytanych delik-'
went�w poddaje m�kom fizycznym i torturom. Wszyscy
omijaj� go z daleka.
Oto jak wygl�da w skr�cie moja sytuacja � z jakiem
gokolwiek spojrze� na ni� punktu, wygl�da okropnie.
Nic tu po mnie w tej klasie, trzeba wia� st�d p�ki czas,
�Szcz�ciem zosta�y skrzyd�a do odlotu, le�my i nigdy
wi�cej nie zni�ajmy lotu". Tak powiada Adam Mickie-
wicz i musz� si� zastosowa� do tej rady.
Trzeba przyzna�, �e ostatnio m�j lot by� fatalnie zani-
�ony. Zupe�nie niegodny Maksymiliana Ogromskiego, zwa-
nego Klawym Cymkiem. �Nie dotrzymujesz kroku, synu
� powiedzia� m�j dobry ojciec � da�em ci ogromne
nazwisko i wielkie, rzek�bym, maksymalne imi�, a ty
jako� nie nad��asz, nie dotrzymujesz kroku, synu". Nie
da si� temu zaprzeczy�. By�em kar�em. Pod wspania�ym
imieniem i nazwiskiem kry�a si� n�dza duchowa. I tak
ju� od roku... od roku z grubym ok�adem. Cud, �e w og�-
le przeszed�em do si�dmej klasy. Chyba tylko dlatego, �e
wszyscy zaj�ci byli reorganizacj�, siostry Burman choro-
wa�y na gryp� azjatyck�, a pan Roger gotowa� si� do
obj�cia nowego stanowiska w nowo zbudowanej szkole,
biega� po mie�cie trzykro� bardziej zaaferowany ni� zwy-
kle i trzykro� rzadziej pojawia� si� na lekcjach.,.-
Tak jest, fatalnie nisko lata�em, a par� dni temu na
14
dodatek mia�em ten przykry falstart. Grunt to dobrze
wystartowa� do nast�pnego etapu, a ja wystartowa�em
nierozwa�nie, mo�na by rzec nieroztropnie czy raczej �
/ delikatnie m�wi�c � nieco niefortunnie, by nie rzec nie-
I moralnie: wprost od pr�by oszustwa. Po prostu nie za-
stanawia�em si� wiele. Zabra�em si� do rzeczy jak nar-
wany Fedzio � �apu-capu, po ba�aganiarsku. Bo w og�le
jestem ba�aganiarz nie z tej ziemi i �yj� bez planu, a tu
trzeba z o��wkiem w r�ku jak wujek Cio�kosz, kt�ry jest
planist� Miejskiego Zak�adu Pogrzebowego. Wujek
twierdzi, �e podstaw� dynamicznego rozwoju jego przed-
si�biorstwa jest gospodarka planowa. A ojciec m�wi, �e
u nich w wodoci�gach dlatego jest niskie ci�nienie, bo nie
Wstawili do planu. Jak^ si� nie wstawi do planu,: to prze-
"t'5
pad�o. Dlatego ja te� musz� wstawi� do planu pewne
rzeczy, skoro chc� na serio zmieni� moje �ycie. To praw-
da, �e podpad�em Koniowi i �e jestem spalony w budzie
nr 3; jestem spalony, ale nie zniszczony. Nic nie jest jesz-
cze stracone w �yciu, skoro mo�na wystartowa� na nowo.
Pomy�la�em sobie, co m�wi� Roger Fizyczny o mojej szan-
sie. W nowej szkole b�d� mia� now� szans�. Gdyby tak
uda�o mi si� przenie�� do takiej szko�y, gdzie mnie jesz-
cze nie znaj� � na przyk�ad do Cykander�w. Tam
m�g�bym startowa� od nowa, no i, rzecz jasna, planowo.
Przemy�lawszy te rzeczy pobieg�em natychmiast do
sklepu papierniczego w rynku i kupi�em oprawny w ��-
te p��tno wielki kalendarz-notes z wyt�oczonym napi-
sem:
AGENDA
rok 1973/74
Nast�pnie w domu po kr�tkim namy�le zapisa�em tam
moje najwa�niejsze sprawy do za�atwienia w bie��cym
sezonie szkolnym:
1. Sprawa nag�a � emigracja. Konieczna zmiana
klimatu � przenie�� si� do szko�y C. K. Norwida i zo-
sta� Cykanderem (niestety!).
2. Nakr�ci� film (co najmniej �redniometra�owy). Ter-
min: 31 grudnia 1973 r. (potem nie b�dzie kamery �
brat Cze�ka przenosi si� na sta�e do Warszawy i zabiera
sprz�t z sob�).
3. Zej�� poni�ej 50 sekund na 400 metr�w. Wymaza�
ten kompromituj�cy czas z tabeli moich wynik�w! Ter-
min: 30 listopada (potem b�dzie za zimno).
4. Zdoby� 3 000 z� na kamer� i sprz�t turystyczny
(usk�ada�? zarobi�? wygra�?). Termin: do ko�ca roku
szkolnego.
Przebieg�em jeszcze raz wszystkie punkty uwa�nym
wzrokiem, stwierdzi�em, �e to s� moje najwa�niejsze
16
sprawy i �e wi�cej nie mam. Ponadto stwierdzi�em, �e s�
to wszystkie sprawy nies�ychanie trudne, postanowi�em
jednak nie zra�a� si� trudno�ciami i natychmiast ener-
gicznie przyst�pi� do realizacji poszczeg�lnych zada�.
Najpierw zmiana klimatu. W tym celu odby�em roz-
mow� z ojcem i za��da�em stanowczo, by przeni�s� mnie
do szko�y C. K. Norwida. Niestety, natrafi�em na r�wnie
stanowczy op�r. Ojciec by� zdania, �e nie powinienem si�
nigdzie przenosi�, �e szko�a, do kt�rej pbecnie chodz�,
jest pod ka�dym wzgl�dem idealna i wytoczy� argumenty
geograficzne, polityczne, socjologiczne i okulistyczne.
�Szko�a nr 3 jest najbli�sza � tylko pi�� minut do do-
mu" � powiedzia� (argument geograficzny); �b�dzie le-
piej, jak tu zostaniesz, bo tu ci� jeszcze nie znaj�" (argu-
ment polityczny, oczywi�cie najzupe�niej fa�szywy �
biedny ojciec nie wie, �e i tu zd��yli mnie ju� pozna�,
zw�aszcza grutownie pozna� mnie Szyko�); �szko�a jest
w spokojnej dzielnicy, nie b�dziesz przechodzi� przez
�r�dmie�cie, nie b�dziesz nara�ony na pokusy i na kon-
takty z elementami zepsutymi" (argument socjologiczny);
�b�d� ci� mia� na oku" (ojciec chcia� przez to powiedzie�,
�e z wysoko�ci swojej wie�y ci�nie� mo�e mnie mie�
w polu swojego widzenia � argument okulistyczny).
Wobec wielko�ci i ci�aru gatunkowego tych r�nora-
kich argument�w zrozumia�em, �e dalsza dyskusja jest
bezcelowa i od razu zwr�ci�em si� do instancji wy�szej,
to jest do mojej dobrej mamy, przedstawiaj�c szczerze,
acz w przejaskrawionych kolorach, moj� sytuacj� w szko-
le i aktualny stan rzeczy. Mama bardzo si� zmartwi�a
tym aktualnym stanem rzeczy, powiedzia�a, �e to zupe�nie
fatalne, bo zd��y�a si� ju� zaprzyja�ni� z nowymi ko-
le�ankami...
� Mama? Z kole�ankami? � zdziwi�em si�.
� Z kole�ankami z Komitetu Rodzicielskiego � wyja�-
ni�a spokojnie mama � z przemi�� pani� Dodo�sk� (to
2 � Osobliwe przypadki 17
matka Zezowatego Doda), z przezacn� pani�. Tubkow-
sk� (to matka wszystkich Tubk�w) oraz z urocz� pani�
Gafoniow� (chwilowo nie znam tej pani).
Ponadto mama o�wiadczy�a, �e zaanga�owa�a si� w pla-
now� prac� Komitetu Rodzicielskiego i wyrazi�a nadziej�,
i� nie b�d� jej psu� tej pracy i tych przyja�ni.
� Czy... czy mama zaanga�owa�a si� daleko? � zapy-
ta�em ponuro.
� Ca�ym sercem i kieszeni� � odpar�a mama. Wyj�a
z torebki chusteczk� i otar�a oczy.
� Kieszeni� czy torebk�? � zapyta�em rzeczowo, wie-
dz�c, �e kieszenie mamy s� raczej puste, w przeciwie�-
stwie do torebki.
� Torebk� � wyzna�a cicho mama.
� Pewnie mama po�pieszy�a si� niepotrzebnie i zap�a-
ci�a sk�adki za ca�y rok.
� Gorzej � powiedzia�a mama � ja wzi�am...
� Wzi�a mama? � zaniepokoi�em si�. � Co mama
wzi�a?
� Zaliczk� z Komitetu a conto mojego wynagrodze-
nia.
� Jakiego wynagrodzenia?!
� Ach, przecie� ty jeszcze nic nie wiesz! � powie-
dzia�a mama. � Zapomnia�am ci powiedzie�, �e zgodzi-
�am si� prowadzi� kuchni� i sto��wk� w waszej szkole!
� �adne rzeczy � j�kn��em. � Musi mama teraz.
zwr�ci� t� zaliczk�!
� To by�oby... raczej trudne � chrz�kn�a mama. �
Mamy takie potrzeby i wydatki... a tw�j ojciec, wiesz ile
on zarabia w tych wodoci�gach, wi�c za t� zaliczk� ku-
pi�am ju� komplet rondli... zawsze marzy�am o rondlach...
� Wi�c z powodu rondli b�d� musia� zosta� w tej bu-
dzie z Koniem?!
� Przebacz mi � powiedzia�a mama � tak mi przy-
18
kro, �e musisz przeze mnie z tym Koniem... ale gdyby�
si� przeni�s�, straci�abym funkcj� w Komitecie, no i ta
zaliczka... rozumiesz sam � �zy pojawi�y si� w oczach
mamy. � Mo�e za par� miesi�cy...
�al mi si� jej zrobi�o. To prawda, ca�e �ycie marzy�a
o komplecie nowych, l�ni�cych rondli... Poca�owa�em j�
i o�wiadczy�em:
� Niech si� mama nie martwi... jako� dam sobie rad�.
A potem wyci�gn��em moj� agend� i z ci�kim sercem
przy punkcie .1 (sprawa nag�a � emigracja � konieczna
zmiana klimatu) dopisa�em: na razie niemo�liwe z powo-
du rondli.
3. GIGA
To zdarzy�o si� akurat wtedy, kiedy straci�em nadzie-
j�, �e przenios� mnie do Cykander�w i b�d� m�g� w no-
wej budzie wystartowa� na nowo. Tego samego dnia, za-
raz po owej decyduj�cej rozmowie z mam�, nie czuj�c
si� zdolny do pracy umys�owej uda�em si� na boisko,
aby si� troch� odpr�y�. Pomy�la�em, �e skoro nie mog�
za�atwi� sprawy zanotowanej w punkcie pierwszym, to
mo�e uda mi si� przynajmniej za�atwi� spraw� nr 3
z mojej nieszcz�snej agendy, po�wiczy� biegi �redniody-
stansowe, a kto wie, mo�e zej�� nawet poni�ej pi��dzie-
si�ciu sekund na czterysta metr�w, bo ca�y by�em nap�cz-
nia�y z�o�ci�, a podobno z�o�� czasem dodaje si�y...
Niestety, nie �wiczy�em zbyt d�ugo, bo okaza�o si�, �e
tego� popo�udnia ma si� rozpocz�� turniej mi�dzyszkol-
ny siatk�wki i wyp�dzono nas z boisk. Nie mia�em nic
do roboty, wi�c zacz��em przygl�da� si� wyst�pom siat-
karzy. I wtedy w�a�nie zobaczy�em G i g �. Nie widzia-
�em jej par� miesi�cy i stwierdzi�em, �e czas dzia�a na
korzy�� Gigi. Opalona, tryskaj�ca zdrowiem, jej niesa-
mowicie jasne w�osy wydawa�y si� jeszcze ja�niejsze ni�
19
przedtem na tle ogorza�ego cia�a. Chcia�em podej�� do
niej, ale by�a w jakim� obcym towarzystwie. Obserwo-
wa�em j� za to przez ca�y mecz, nie spuszcza�em jej
z oka. Nast�pnego dnia zn�w przyszed�em i zn�w zamiast
na dzielnych siatkarzy i siatkarki patrzy�em na Gig�. To
spad�o na mnie nagle. By�em odurzony.
Wieczorem wyci�gn��em agend� i po namy�le dopisa-
�em na ko�cu wa�nych spraw spraw� sz�st�. Kr�tko. Po
prostu nr 6 � G i g a.
Jedno tylko u�wiadomi�em sobie jasno. Ze to jest bar-
dzo trudna sprawa. I nikt mi w tym nie pomo�e... Tote�
zdziwi�em si� bardzo, gdy nazajutrz po kolejnym meczu
podszed� do mnie znany cyklista J�zef Mleczko z klasy
�smej, zwany tak�e W�ochaczem, i powiedzia� bez ogr�-
dek:
� Tobie podoba si� Giga.
My�la�em zrazu, �e to ordynarna zaczepka albo �e fa-
cet chce si� nabija� ze mnie, jak to bywa w zwyczaju
niekt�rych smarkaczy, ale omsza�a twarz W�ochacza by-
�a zupe�nie powa�na.
� Tobie podoba si� Giga � powt�rzy�.
� To co z tego? � zapyta�em.
� Giga jest moj� siostr� � o�wiadczy�.
� Bredzisz. Ona nie nazywa si� Mleczko.
� Giga jest moj� cioteczn� siostr� � powt�rzy� nie-
zmieszany W�ochacz.
� Dobra, ale ja wci�� nie rozumiem, co z tego � po-
wiedzia�em.
� Potrzebuj� d�tki � o�wiadczy� cyklista � mog�
pozna� ci� z Giga, ale potrzebuj� d�tki.
� Rozumiem � spojrza�em na niego z pogard� �
proponujesz mi interes. Raczej brudny.
, � To jest czysty interes � powiedzia� Mleczko. �.No
wi�c?
� My�lisz, �e sam nie potrafi�bym si� przedstawi� Gi-
20
dze? � Wzruszy�em ramionami. � Zreszt� my si� ju�
znamy.
� Nie zauwa�y�em, �eby ci� uwielbia�a.
Zaczerwieni�em si�.
� Nie zale�y mi na tym � mrukn��em nieszczerze.
Mleczko przygl�da� mi si� uwa�nie przez chwil�, piesz-
cz�c sobie mech na twarzy.
� S�uchaj, Giga mo�e chodzi� do tej samej szko�y co
my... � powiedzia� wreszcie.
Milcza�em.
� Giga mo�e chodzi� do tej samej klasy, co ty, ra-
zem z tob� � o�wiadczy� Mleczko.
� Ty nie wiesz, dlaczego przygl�da�em si� Gidze �
odchrz�kn��em staraj�c si� opanowa� zmieszanie. � Gi-
ga jest mi potrzebna do filmu. Kr�c� film... Ona ma
twarz aktorki.
� Masz w klasie osiemna�cie dziewczyn i ka�da jest
przekonana, �e ma twarz aktorki � zadrwi� Mleczko.
� Och, nie chodzi mi o pierwsz� lepsz� aktork� �
zdenerwowa�em si�. � Ty tego nie rozumiesz, W�ochacz,
nie jeste� tw�rc�. W umy�le re�ysera powstaje idealny
obraz postaci i re�yser zaczyna si� rozgl�da�, szuka� ko-
go�, kto najlepiej pasuje do tego obrazu, przymierza�...
Wi�c ja te�... rozumiesz chyba...
h �Rozumiem. Ty te� zacz��e� przymierza� i okaza�o
|si�, �e do twojego filmu pasuje akurat Giga.
� W�a�nie.
� Zdarza si� � powiedzia� Mleczko. �- A mo�e obraz
xigi dr�czy� ci� jeszcze przed scenariuszem, zanim po-
ny�la�e� o filmie?
Chrz�kn��em niewyra�nie.
� Nie masz si� czego kr�powa� � powiedzia� Mlecz-
to. � I to si� zdarza. Czasem dla jednej aktorki re�yser
^my�la ca�y film! A zreszt� to niewa�ne. Skoro ci jest
21
oboj�tne, gdzie Giga b�dzie chodzi�a, do tej czy innej bu-
dy... � Obr�ci� si� na pi�cie.
� Zaczekaj � powstrzyma�em go nagle � to... to nie
jest mi oboj�tne... rozumiesz... skoro ten film... to lepiej,
jak b�d� mia� aktor�w pod r�k� i jak Giga b�dzie chodzi�
do naszej szko�y...
� Tak my�la�em � powiedzia� Mleczko � ale ja pil-
nie potrzebuj� d�tki, a do tego chcia�bym wypo�yczy�
wyposa�enie obozowe... W niedziel� mamy biwak, a przed-
tem przegl�d sprz�tu... wi�c gdyby� m�g� mi zorganizo-
wa� przynajmniej plecak i koc, to ja bym...
� W�a�nie, jestem ciekaw, co ty by� potrafi� w za-
mian? � zapyta�em ostro.
� Potrafi�bym sprowadzi� Gig� do twojej szko�y.
� Jak?
� Zamieni�bym si� z ni� na miejsca. Ja bym poszed�
na jej miejsce do Cykander�w, a ona na moje miejsce
przysz�aby tutaj...
� My�lisz, �e zgodzi�aby si�? � zapyta�em nieufnie.
� Moja w tym g�owa � u�miechn�� si� Mleczko �
zreszt� dla Gigi by�oby wygodniej, mieszka przecie� na,
Zabuczu. Zastan�w si�. Jutro mi dasz odpowied�
w szkole.
Przez reszt� dnia bi�em si� z my�lami. Czu�em, �e nie
powinienem zawiera� tej umowy, co� w niej by�o przy-
krego i niegodnego, czu�em, �e nie powinienem wpl�ty-
wa� w to Gigi, a jednak pokusa by�a zbyt silna. Nast�p^
nego dnia poszed�em do W�ochacza i przyj��em jego wa-
runki; opr�cz d�tki, koca i plecaka wycygani� jeszcze ode
mnie aparat fotograficzny �Druh" � oczywi�cie wszyst-
ko to mia�a by� po�yczka (z wyj�tkiem d�tki).
� Kiedy za�atwisz t� spraw�? � zapyta�em.
� To si� da zrobi� za trzy dni � powiedzia� � do-
k�adnie w czwartek.
Miotany na przemian nadziej� i niepewno�ci� oczeki-
22
wa�em niecierpliwie czwartku.- Lecz nadzieja opuszcza�a
mnie stopniowo. W czwartek rano obudzi�em si� z prze-
�wiadczeniem, �e by�em beznadziejnie naiwny godz�c si�
na podobn� transakcj� i �e W�ochacz zrobi� mnie w ko-
nia.
A jednak...
Nie chcia�em wierzy� w�asnym oczom. Gdy w czwar-
tek rano pojawi�em si� w szkole, zasta�em tam ju� Gig�,
a Mleczko zgodnie z umow� �wyby�". Zupe�nie niesamo-
-wita historia! W�ochacz musi mie� jaki� tajemny wp�yw
na Gig�. Patrzy�em na ni� jak urzeczony, niestety, nie
mog�em podej�� bli�ej, bo otacza�a j� chyba z setka kole-
�anek, a potem z sali biologicznej wysz�a pani Burman
i zaraz zabra�a Gig� do siebie...
Przez ca�� pierwsz� lekcj� zastanawia�em si�, jaki zro-
bi� nast�pny krok, jak przypomnie� si� Gidze, jak zagai�
rozmow�. Na razie nie pojawia�a si� w naszej klasie.
A wi�c chyba b�dzie chodzi� do B. To utrudnia spraw�,
ale z drugiej strony... I nagle u�wiadomi�em sobie, �e
wcale nie chcia�bym, aby Giga chodzi�a do mojej klasy.
Chcia�bym, �eby by�a w mojej szkole, ale nie w mojej
klasie. I to mnie bardzo zdziwi�o. B�d� musia� si� zasta-
nowi�, dlaczego nie chcia�bym, �eby Giga chodzi�a do tej
samej klasy, co ja.
Ostatecznie postanowi�em, �e zaraz na nast�pnej przer-
wie zastrzel� j� bezpo�redni� propozycj� filmow�. Co�
w tym rodzaju: �Giga, organizuj� k�ko filmowe..." Nie,
to brzmi dr�two, lepiej powiedzie�: ,,Organizuj � zesp�
filmowy, chc�, �eby� zagra�a jak�� fajn� rol� w naszym
filmie..." Tak b�dzie dobrze, tak powinienem powiedzie�.
Gdy jednak wyszed�em na przerw�, okaza�o si�, �e do
Gigi zn�w nie ma dost�pu. Co gorsza, stwierdzi�em rzecz
niesmaczn� w najwy�szym stopniu � ten goryl Ci�ki
Tubka spacerowa� po korytarzu z Giga! �obuz stara� si�
by� na poziomie, kroczy� napuszony z godno�ci�, a ko�o
23
wi�c transakcj�, Giga zjawi�a si� w szkole, a tego� same-
go dnia Mleczko wyruszy� triumfalnie w swoj� podr�.
Jak potem wyja�ni�, pragn�� naocznie sprawdzi� stan ro-
b�t i post�py przy budowie Zamku Kr�lewskiego oraz
przeprowadzi� inspekcj� Trasy �azienkowskiej i uchwy-
ci� moment ,, spinania prz�se� mostu". Wycieczka mia�a
by� rowerowa i p�ki jecha� rowerem, wszystko by�o
w porz�dku. Niestety, na czterdziestym czwartym kilo-
metrze zacz�y go bole� nogi i zdecydowa� si� zmieni�
�rodek lokomocji, innymi s�owy dalszy ci�g podr�y odby�
�za jeden u�miech", czyli autostopem. By wyt�umaczy�
sw�j dziwny ekwipunek i obecno�� na szosie, opowiada�
kierowcom ci�ar�wek bajeczk�, �e wiezie harcerski mel-
dunek w sprawie alertu do Kwatery G��wnej. Udawa�o
si� nadspodziewanie dobrze. Drugiego dnia rano ju� do-
je�d�a� do Warszawy. A jednak na samym ko�cu mia� pe-
cha. Ostatni kierowca, by�y harcerz, nie tylko odstawi� go
do Warszawy, ale by� w dodatku tak uczynny, �e posta-
nowi� zawie�� biednego Mleczk� do samej Kwatery
G��wnej. Na pr�no W�ochacz wi� si� i wykr�ca�, kierow-
ca by� uparty i asystowa� mu osobi�cie a� do gabinetu
samego Druha Naczelnika.
Tu dopiero si� wszystko wyda�o. Jeszcze tego samego
dnia J�zek musia� wr�ci� do domu pod eskort�...
Oczywi�cie oberwie ode mnie za to ohydne oszustwo.
Niestety, nie od razu. Gdy chcia�em mu sprawi� dora�ne
manto, zagrozi�, �e opowie wszystko o mnie i o Gidze
i jak mnie nabra� chytrze... �e jemu i tak nic ju� nie za-
szkodzi. Ohydny szanta�ysta! Musia�em opu�ci� bezsilnie
pi�ci. Mia� racj�, jemu nie mog�oby zaszkodzi�, ale mnie
zaszkodzi�oby mocno i Gig� wzi�to by na j�zyki...
Nie mam wi�c nawet tej satysfakcji, �e da�em W�ocha-
czowi po g�bie... Jedyna pociecha, �e inni po odej�ciu Gi-
gi te� czuj� si� jakby oszukani... Bractwo w��czy si� oso-
wia�e... A goryl Tubka popad� w ogromne rozdra�nienie
i bez powodu zacz�� �turbowa�" Cykander�w. Wszelka
nieprawo�� mnie oburza, tote� interweniowa�em u Ge-
niusza Tubkowskiego, a Geniusz Tubkowski po�pieszy� od
razu na miejsce i zdo�a� u�mierzy� gniew ci�kiego bra-
ta. Uwolnieni z opresji Cykanderzy, rzecz jasna, nie po-
dzi�kowali ani s�owem, to nie le�y w ich stylu, �ypali
natomiast na mnie bardzo zdumionym okiem, w kt�rym
migota�o co� na kszta�t wdzi�czno�ci. Faktem jest r�w-
nie�, �e przestali tego dnia knu� po k�tach, a ten okrop-
ny Gibas przesta� sycze� na m�j widok.
A na nast�pnej przerwie sam prze�y�em z kolei co� na
kszta�t zdumienia. Zbli�y� si� do mnie znienacka nie kto
inny, lecz M�sio, najgorszy z Cykander�w, i zagai�:
� Podobno chcesz prysn�� z tej budy.
� Tak � odpar�em coraz bardziej zaskoczony.
� Nie przenios� ci�. .
� Dlaczego?
� Nie my�l, �e je�li ci� tu wsadzili, to dlatego, �e jes-
te� z Zahucz�. Ci ze szko�y nr l chcieli si� pozby� k�o-
potu i dlatego tu ci� wsadzili. Jeste� �le notowany -� po-
wiedzia� nie bez satysfakcji. � Ja te� � doda� z diabel-
skim u�miechem. � Dlatego musimy si� tutaj sma�y� ra-
zem, no wi�c, jak ten sam los nas spotka�, to przynaj-
mniej trzymajmy si� razem... � wyci�gn�� do mnie kan-
ciast�, niezbyt czyst� r�k�.
4. KO� PO RAZ DRUGI
Od czasu tej historii z Gig� moje stosunki z Cykande-
rami bardzo si� poprawi�y. Najbardziej mi ul�y�o, �e ma-
�y Gibas przesta� sycze� na m�j widok i cho� up�yn�� ju�
tydzie�, nie wraca do syczenia. A przecie� mia�by po-
w�d, stwierdzi�em bowiem, �e jest zazdrosny o M�sia.
Faktem jest, �e M�sio okazuje mi specjalne wzgl�dy, raz
po raz zagaduje do mnie, dzisi^ nawet pr�bowa� mnie
pocz�stowa� papierosem w kiblu, ale odm�wi�em.
Kto wie, czy wskutek tych dzia�a� nie sta�bym si� po
pewnym czasie Cykanderem... Bardzo mo�liwe, gdyby...
gdyby nie rozp�ta�a si� zn�w ta heca z Koniem. Ko� sta-
n�� mi�dzy nami i okaza�o si�, �e ja i Cykanderzy mamy
r�ne pogl�dy.
Kwestia, kto nas b�dzie uczy� polskiego, wci�� jeszcze
nie by�a wyja�niona. Nadal na lekcjach ojczystego j�zyka
zbijali�my b�ki; w dni pochmurne grali�my w klasie
w szewca i w inne gry mniej lub bardziej towarzyskie,
a M�sio, znany talent graficzny, wprawia� si� w ryso-
waniu karykatur osobisto�ci szkolnych na tablicy; w dni
s�oneczne wygrzewali�my si� w �agodnym wrze�niowym
s�onku na dworze, pod oknami naszej klasy i prowadzi-
li�my dyskusje na r�ne tematy, mi�dzy innymi, co mo�e'
oznacza� taka przed�u�aj�ca si� laba. M�sio by� optymist�
i z tej przed�u�aj�cej si� laby wyci�ga� nader pocieszaj�-
ce wnioski.
� To dobry znak, panowie � m�wi� � by� mo�e na-1
sza klasa jest fatalna, by� mo�e sp�dzono tu nas, aby
podda� specjalnym zabiegom, by� mo�e jeste�my �ch�op-
cami do bicia", ale przynajmniej pod jednym wzgl�dem
trafili�my w dziesi�tk�: sam Biegus w chwale n�g swoich
� dyrektorska osoba � b�dzie naszym wychowawc�
i polonist�.
W tym miejscu M�sio przymyka� oczy i wystawiaj�c
pryszczat� twarz na s�o�ce, oddawa� si� przyjemnym ma-
rzeniom.
� Ty, Cymek, nie wiesz, kto to jest Biegus! Nie
ma lepszego goga pod s�o�cem i m�zg elektronowy
go nie wymy�li! My znamy go jeszcze z tamtej budy...
Biegus ju� wtedy by� za�atany. Musisz wiedzie�, �e on
jest m�czennikiem prac spo�ecznych. Nic w naszym mie�-
cie nie obejdzie si� bez Biegusa. On organizuje, rozkr�ca,
28
rozwija i popycha. I stale biega zadyszany, bo na nor-
malny ch�d dawno ju� nie ma czasu. Nie ma te� czasu
na normalne lekcje. W zesz�ym roku nie wiem, czy mie-
li�my z nim dziesi��... no powiedzmy, dwadzie�cia takich
lekcji... Rozumiesz wi�c, �e teraz, kiedy jeszcze zosta�
dyrektorem... Tak, bracie, b�dziemy z nim mieli dolce
vita, a w dodatku nikt na nas z�ego s�owa nie powie...
wiadomo, dyrektorska klasa, pod osobist� opiek� Biegusa
b�dziemy � w�os nam z g�owy nie spadnie.
� Nie wiadomo jeszcze, czy to on we�mie nasz� klas�
� mia�em w�tpliwo�ci. � To wcale nie jest pewne...
� Wiadomo i to jest pewne � twierdzi� M�sio. � To
wynika z logiki. Sprawdzi�em. Wszyscy nauczyciele maj�
ju� pe�ny wymiar godzin. Z wyj�tkiem naszej klasy
wszystkie godziny polskiego zosta�y obsadzone. Kto wi�c
zosta� dla nas? Tylko jeden Biegus w chwale n�g swoich.
� Zosta� jeszcze Ko� � zauwa�y�em spokojnie.
�Ko�?!
� Magister Szyko�.
� Ten ma�y? � M�sio skrzywi� si� lekcewa��co.
.�Napoleon te� by� ma�y i par� innych znakomito�ci,
a .narobili du�o zamieszania w historii. Mali bywaj� nie-
bezpieczni � powiedzia�em.
� Wiesz co� o nim?� M�sio spojrza� Ha mnie ba-
dawczo.
� Nie, sk�d... ja tylko tak sobie � przeczy�em nie-
szczerze. Ba�em si� przyzna� do znajomo�ci z Koniem,
|eeby nie wysz�a na jaw ta kompromituj�ca mnie histo-
ria w poczekalni lekarskiej. M�sio w �aden spos�b nie
fioze si� dowiedzie�, jak bardzo si� wtedy o�mieszy�em.^
Od tej rozmowy up�yn�o par� dni i w ko�cu ja sam
le�a�em �ywi� nie�mia�� nadziej�, �e ominie mnie w�t-
iliwa przyjemno�� �ko�skich lekcji". Kto wie nawet �
[�ysia�em � czy to ja sam nie zniech�ci�em go wtedy...
29
i
Nagada�em mu przecie� tyle strasznych rzeczy o naszej
klasie, �e m�g� si� sp�oszy�... Bardzo mo�liwe.. Mo�e nie
chcia� mie� do czynienia z takimi typami jak ja... �obu-
zami i leniami, a co gorsza � oszustami. Tak, ta rozmo-
wa mog�a mie� powa�ne znaczenie. Po prostu przestraszy-
�em Konia. Przestraszy� Konia, to du�a frajda i satysfak-
cja. Pomy�la�em wi�c z kolei, czy nie warto by by�o po-
chwali� si� tym przed M�siem... Na szcz�cie nie zd��y-
�em, bo wybuch�a bomba...
Bomba wybuch�a dok�adnie w poniedzia�ek siedemna-
stego wrze�nia o godzinie dziewi�tej minut czterdzie�ci.
Mieli�my zreszt� szczeg�lnego pecha. Tego dnia przed
lekcj� polskiego zabawiali�my si� rysowaniem koni na
tablicy. By�o tam ich ca�e mn�stwo: galopuj�ce konie,
k�usuj�ce konie, konie staj�ce d�ba i r�ne ko�skie pyski
� koni �miej�cych si�, szczerz�cych z�by, ziewaj�cych...
Najbardziej uda� si� jednak ko� M�sia � by� to wspa-
nia�y ko� sportowy, bior�cy w galopie przeszkod� na to-
rze. Oczywi�cie bractwo pewne, �e i tego dnia lekcja mu
si� upiecze, jeszcze pod koniec przerwy wyleg�o na dw�r
opala� si� na s�onku i nawet nikt si� nie poruszy�, kiedy
dzwonek na lekcje zad�wi�cza�. Ja osobi�cie jako dy�ur-
ny przebywa�em w tym czasie w umywalni i akurat
bi�em si� �cierk� z innymi dy�urnymi, gdy nagle
w drzwiach pojawi� si� Zezowaty Dodo i krzykn��:
� Uwa�aj! Ko� si� kr�ci!
Od razu pomy�la�em o tych koniach na tablicy i �e to
mo�e by� �le zrozumiane przez Konia, wi�c pop�dzi�em
ze �cierk� do klasy, �eby zetrze� te konie. Za p�no!
Za sto�em nauczycielskim siedzia� ju� Ko�.
� C� to za obyczaje?! � skrzywi� si�. � Ju� dawno
po dzwonku, a nikogo nie ma.
� My�leli�my... � zacz��em, ale pan Szyko� mi przer-
wa�.
� Zetrzyj te konie z tablicy.
w
� Tak jest � rzuci�em si� ze �cierk�.
� Zostaw tylko tego, co bierze przeszkod�.
� Jak to?!
� On mi si� podoba � o�wiadczy� Szyko�, a potem
doda�: � My si� chyba sk�d� znamy?
, � Nie � zaprzeczy�em gwa�townie. � To znaczy...
nie... niezupe�nie.
� Ty jeste� tym osobnikiem z poczekalni o maksymal-
: nym nazwisku � powiedzia� Ko�. � Zdaje si�, �e mam
przyjemno�� z Maksymilianem Ogromskim, czyli Cym-
kiem.
� Przykro mi � wyduka�em � ja wtedy nie...
� Stop! � przerwa� Ko�. � Nie m�wmy o przykro�-
ciach. Ju� powiedzia�em, �e mam przyjemno��, a nie przy- \
kro�� spotka� si� tutaj... z tob�... Tak sobie zreszt� �yczy-
�e�... O ile si� nie myl�, namawia�e� mnie, �ebym wybra�
wasz� klas�... no i nam�wi�e� mnie. Opowiedzia�e� mi ty-
le interesuj�cych rzeczy, �e zdecydowa�em si�... � u�-
miechn�� si� szyderczo, jak mi si� zdawa�o.
S�ucha�em przera�ony. Jasne, nale�a�o si� tego spodzie-
wa�. Ko� zaczyna odgrywa� si� na mnie.
� Wi�c pan przeze mnie... tutaj � wybe�kota�em,
� Tak.
� Niech pan tylko nie m�wi o tym g�o�no w klasie �
bekn��em b�agalnie.
[ � Rozumiem � powiedzia� Ko�. � Zgoda. A teraz
b�d� �askaw sprowad� do klasy tych nicponi.
Wybieg�em na korytarz i zawo�a�em bractwo przez ok-
no. Przybiegli wszyscy. Patrzyli na mnie z niepokojem.
� � Co si� sta�o?
� Tam jest Ko� � pokaza�em na drzwi do klasy.
� Ko�?! � zdumieli si�.
� Czeka na nas.
� Do licha � zdenerwowa� si� M�sio � star�e� chy-
to wszystko z tablicy?
31
� Nie zd��y�em... Zreszt�... zreszt� on kaza� zostawi�
twojego konia.
� Co on ci zrobi�? � zapyta� M�sio. � Wygl�dasz tak
strasznie...
� Dr�czy� mnie � powiedzia�em.
Wystraszony M�sio zajrza� ostro�nie do klasy. Z�by
oszcz�dzi� mu m�ki waha� i skr�ci� jego rozterki wepch- j
n��em go brutalnie do �rodka. Za nami wsypa�a si� reszta
podnieconej klasy.
Ko� odczyta� list� uczni�w i ka�demu przyjrza� si�
uwa�nie, potem zamkn�� dziennik i powiedzia�:
� S�ysza�em, �e zgromadzono tu same talenty, ale
musimy si� pozna� bli�ej... Wiem, �e umiecie nie�le ry-
sowa� konie, ale chcia�bym si� dowiedzie�, co my�licie
o r�nych rzeczach, na przyk�ad o ksi��kach, kt�re czyta-
cie,. albo o wierszach... � tak� zasun�� mow�, ale nikt
nie da� si� z�apa�. Wszyscy milczeli. � No wi�c, kto od-
powie?� zach�ca� Ko�. � A mo�e mam wezwa� imien-
nie?
� Bojarska! � rozleg�y si� g�osy. � Tak! Bojarska �
od razu zawt�rowa�a ca�a klasa.
Bojarska by�a u Cykander�w pokazow� uczennic�,
W razie czego wszyscy wyr�czali si� Bojarsk�. Wsta�a
wi�c Bojarska i m�wi�a, jak wielkim poet� by� Adam
Mickiewicz i jak bardzo podoba� si� jej wiersz pt. ,,Swite-
zianka", a potem m�wi�a jeszcze o innych wierszach
i 'wszystkie te� jej si� bardzo podoba�y i zachwyca�a siej.:
d�ugo jak nale�y ich pi�kno�ci�.
Ko� chcia� si� dowiedzie�, czy kto� ma w klasie inne
zdanie, ale okaza�o si�, �e nikt nie ma i �e wszyscy ko-
chaj�, rozumiej� i podziwiaj� te same wiersze tak samo
jak Bojarska.
� To zgo�a wspaniale � powiedzia� Ko�. � Widz�, �e
jeste�cie znawcami i smakoszami poezji. Wobec tego na
jutro zadaj� wam wiersz, �M�ka poety". Z pewno�ci� was
zainteresuje i zdo�acie go oceni� w�a�ciwie.
Wsta� i napisa� na tablicy taki oto wiersz:
Muzo poezji, unie� moje ci�kie cia�o,
aby. rozkoszy wzlotu nad poziom dozna�o!
Niech wzlec� poszturchuj�c oporne ob�oki
w �wiat u�udy bezdennej d�ugi i szeroki!
Podskoczy�em. Na pr�no! Co� trzyma za nog�!
A w dodatku tak jako� nieprzyjemnie skrzeczy.
To pospolito�� ziemska. Wi�c wzlecie� nie mog�
i pytam, co mam robi� w takim stanie rzeczy.
Uci�� nog� i wzlecie� � kaleka bez nogi,
czy te� zosta�, przykuty do n�dznej pod�ogi?
I wij� si� schwytany w dylematu kleszcze,
I wiem, �e do poezji st�d daleko jeszcze.
3 � Osobliwe przypadki
33
� Przepiszcie ten wiersz � Ko� wytar� r�ce z kredy
� a na jutro napiszecie wypracowanie: Jak oceniam
wiersz pt. �M�ka poety".
To powiedziawszy wyszed� z klasy.
� Troch� dziwny facet � zauwa�y� M�sio � ale mo-
gli�my trafi� gorzej. Nie m�czy gramatyk� ani ortografi�.
W og�le dobrze posz�o. Chyba by� zadowolony.
� Tak, my�la�em, �e b�dzie gorzej � przyzna�em os-
tro�nie � troch� ma hysia na punkcie poezji, ale to
chyba niegro�ne.
� W ka�dym razie � westchn�� M�sio � on nie umy-
wa si� do Biegusa. Du�o bym da�, �eby pozby� si� tego
Konia. Mo�e jest jaki� spos�b?
Na nast�pnej lekcji Ko� zapyta�, kto chcia�by przeczy-
ta� wypracowanie o �M�ce poety". Klasa jak zwykle wy-
pchn�a Bojarsk�.
� Dobrze, niech Bojarska przeczyta � zgodzi� si�
Ko�.
� �M�ka poety" to jeden z najwspanialszych wierszy
Adama Mickiewicza � zacz�a czyta� Bojarska. � Naj-
pierw opisa� genialnie poeta wspania�e marzenie o wzlo-
cie, a najpi�kniejszym obrazem jest tam dla mnie sztur-
chanie ob�ok�w. Ja te� � wyzna�a �mia�o Bojarska �
pragn�abym poszturcha� ob�oki i wzlecie� razem z poet�.
Niestety, wzlot nie dochodzi do skutku. Poeta ma ci�kie
cia�o, a poza tym co� go trzyma za nog� i skrzeczy. Jest
to pospolito��. Poeta opisa� to tak ciekawie i prawdziwie,
�e jak czyta�am, mnie te� zacz�o si� zdawa�, �e co� mnie
trzyma za nog�. Spojrza�am, ale to nie by�a pospolito��.
tylko Czaru�. Czaru� to nasz ma�y piesek. Chcia�, �eby
wypu�ci� go za drzwi. Najbardziej jednak podoba�a mi si�
m�ka poety na ko�cu wiersza. Jak pi�knie, jak wzruszaj�-
co pokaza� nasz wielki pisarz swoje wahanie, czy uci�� so-
bie nog�. Doskonale go rozumiem. Jest to bardzo praw-
dziwie opisane. Ja te� bym si� waha�a, poniewa� wzlecie�
34
bez nogi ju� nie tak przyjemnie. To w�a�nie nazywa si�
problem. Cudowny ten wiersz jest dlatego nie tylko uro-
czy, ale i problemowy. A teraz po kolei oceni� wszystkie
zalety wiersza.
Bojarska odetchn�a i przez dziesi�� minut ocenia�a za-
lety wiersza w s�owach najwy�szego uznania, a ca�a kla-
sa s�ucha�a z dum� Bojarskiej, �e umie tak szczeg�owo
ocenia�.
Wreszcie Bojarska zamkn�a zeszyt, potoczy�a wzro-
kiem po klasie, a gdy rozleg� si� szmer og�lnego uznania,
usiad�a u�miechni�ta i zadowolona.
Ko� milcza� przez chwil� jakby zaaferowany, a potem
zapyta�:
� Czy wszyscy zgadzaj� si� z ocen� Bojarskiej, czy
mo�e kto� ma inne zdanie?
Ale nikt nie mia� innego zdania i wszyscy si� zgadzali.
Ko� patrzy� na nas drwi�cym okiem.
� To dziwne... � powiedzia� � to dziwne, �e nikt nie
ma innego zdania. Ciekawe, dlaczego na przyk�ad nikt
nie zauwa�y�, �e ten wiersz jest przede wszystkim �miesz-
ny... I na tym polega chyba jego jedyna zaleta.
� Jedyna?! � klasa zakot�owa�a si�.
� W ka�dym razie nie ma tych zalet, kt�re przypisa�a
mu kole�anka Bojarska. I nie wierz�, aby�cie tego nie
zauwa�yli. Tylko udali�cie, �e nie widzicie. Po prostu nie
byli�cie szczerzy w ocenie. Chyba zreszt� nie pierwszy
raz. Ale tym razem wpadli�cie w pu�apk�! Ten wiersz
jest podrobiony!
� Podrobiony?!
� Niestety, to nie jest wiersz Adama Mickiewicza. Nie
twierdzi�em nigdy, �e jest, po prostu da�em wam go
do oceny, �eby si� przekona�, czy potraficie my�le� sa-
modzielnie i pisa� naprawd� to, co my�licie...
Bojarska poczerwienia�a, a ca�a Klasa milcza�a, delikat-
nie m�wi�c, zak�opotana. Wreszcie Tubkowski zapyta�:
3*
35
� W takim razie, czyj to jest wiersz? Kto go napisa�? ;
� Klasa VIII a. ' :
� Klasa?!
� Mieli woln� godzin� i, jak mi powiedzieli, dla zaba-
wy u�o�yli ten wiersz. No c�, na dzisiaj dosy� � powie-
dzia�. Ko� i zebra� si� do wyj�cia, bo w�a�nie zabrzmia�
dzwonek � jutro wr�cimy do tych spraw.
� No i macie Konia! � wycedzi� zdenerwowany M�-
sio. � Po prostu zrobi� nas w konia.
� M�wi�em, �e on mo�e by� niebezpieczny � przy-
pomnia�em. �
� On mi si� nie podoba � powiedzia� M�sio � przy
nim nie b�dzie �ycia.
� Nie zgadzam si� z tob� � o�wiadczy�em � dzisiaj
by�o ciekawie i nikt si� nie nudzi�.
� Kiedy dostajesz cios podbr�dkowy i wynosz� ci�
z ringu, te� jest ciekawie i nikt si� nie nudzi � zamru-
cza� M�sio � ale ja dzi�kuj�! Do licha, nie o to przecie�
chodzi � spojrza� na mnie ponuro.
5. JAK ZOSTA�EM PUZONIST�
Nowy nauczyciel polskiego, pan Szyko�, jest teraz
g��wnym tematem wszystkich rozm�w w szkole, no
i oczywi�cie � plotek. Nasza klasa podzieli�a si� na zwo-
lennik�w i przeciwnik�w Szykonia, czyli na hippist�w
i antyhippist�w (od s�owa greckiego hippos � ko�). Co
do mnie zrazu postanowi�em nie przyjmowa� tej ko�skiej
sprawy do wiadomo�ci. Wprawdzie podczas pierwszej
lekcji polskiego wzi��em stron� Konia przeciw Cykande-
rom, ale to nie znaczy, bym zosta� hippist�. Z wiado-
mych bowiem powod�w bynajmniej nie zachwyca mnie
perspektywa ca�orocznej zabawy z Koniem. Abym wi�c
nie musia� bra� udzia�u w dysputach na przerwach, za-
36
s�ywa�em si� w bibliotece szkolnej na drugim pi�trze
i wygodnie rozparty na fotelu studiowa�em Wielk� Ency-
klopedi� Powszechn�. Ale w ko�cu znalaz�a mnie tam
Szyperska, jedna z tych mo�liwych Cykanderek. Przy-
sz�a wymieni� ksi��k� i bardzo by�a zaskoczona, �e mnie
znalaz�a pogr��onego w studiach encyklopedycznych.
� Dziwnie si� zachowujesz � powiedzia�a z wyra�n�
pretensj� w g�osie.
� Dziwnie? � odpar�em. � Co w tym dziwnego, �e
si� ucz�? Po to chodz� do szko�y.
� Czy nic ci� nie obchodzi, �e przygotowuj� akcj�
przeciw Koniowi?
� Akcj�? W jakim sensie?
� B�d� starali si� zniech�ci� Konia. Oni zrobi� wszyst-
ko, �eby pozby� si� go z klasy.
� Oni? My�lisz o Cykanderach? � spojrza�em podej-
rzliwie na Szyperska. � Dziwna jest twoja mowa. Sama
przecie� jeste� Cykanderk�