2028
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 2028 |
Rozszerzenie: |
2028 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 2028 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 2028 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
2028 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Maria Nurowska
Panny i wdowy
Zniewolenie
Tom
Ca�o�� w tomach
Zak�ad Nagra� i Wydawnictw
Zwi�zku Niewidomych
Warszawa 1995
T�oczono pismem punktowym
dla niewidomych
w Drukarni Zak�adu Nagra�
i Wydawnictw
Zwi�zku Niewidomych,
Warszawa, ul. Konwiktorska 9
Przedruk z wydawnictwa
"Niezale�na Oficyna
Wydawnicza", Warszawa 1991
Sk�ad komputerowy
Logoscript Sp. z o.o.
Korekty dokona�a
K. Markiewicz
Przystanek po drodze -
pomy�la�a z lekk� ironi� -
tylko... do jakiego �ycia.
Czym by�o do tej pory jej
�ycie? Zb�dnym luksusem, ci�kim
obowi�zkiem czy te� mo�e
wyst�pkiem przeciw boskim i
ludzkim prawom... Co czeka j� u
ko�ca tej drogi? Wyzwolenie z
k�amstwa czy brni�cie w nie
dalej. Wszystko czego
do�wiadczy�a w ci�gu ostatnich
dni, by�o jak ma�o realny sen.
Narodziny dziecka Mani, rozpacz
Karoliny, wyjazd z domu. I oto
siedzi przy stoliku w ma�ej
dworcowej restauracji gdzie� na
granicy dw�ch �wiat�w, Europy i
Azji... Rosja objawi�a jej si�
jako obszar brudu i n�dzy. Ci
wszyscy ludzie patrz�cy spode
�ba, z ukryt� gro�b� w oczach.
Tak to odbiera�a, nie daj�c si�
zwie�� tej niby pokorze w
twarzach. Nieokie�znany �ywio� -
pomy�la�a, kiedy ci ludzie
schodzili z drogi daj�c miejsce
saniom. Siedzi teraz w pustej
sali dworcowej restauracji. Od
strony bufetu spieszy kelner,
jaki� groteskowy na tle grozy
czekaj�cej za oknem i grozy w
niej samej.
- Co ja�niepani sobie �yczy? -
pyta po rosyjsku.
Ewelina prawie nie zna tego
j�zyka. Jak ma wi�c do niego
m�wi�, po polsku? Po francusku?
- Co imiejetie? - b�ka
wreszcie.
- Jest sa�atka z �ososia, ale
przed tak� dalek� drog� trzeba
zje�� co� gor�cego.
Ewelina spogl�da na niego
zaskoczona. On si� u�miecha.
- Jak u nas pojawia si�
prawdziwa dama, to znaczy, �e
jedzie tam!
Wskazuje za siebie, Ewelina
odwraca si� i widzi, �e kilkoro
oberwanych dzieciak�w przylepia
nosy do szyby. U�miecha si� do
nich. Dzieci znikaj�. Cz�sto
zastawa�a twarz Karoliny w oknie
swojego pokoju. Tak samo
umorusana buzia. Karolina...
zawsze by�y z ni� k�opoty. Ich
ochmistrzyni, droga, nieoceniona
Katarzyna, wzdycha�a: powinna
urodzi� si� ch�opcem. Ale w ich
rodzinie rodzi�y si�
dziewczynki, a kiedy trafi� si�
ch�opak, schodzi� z tego �wiata
w tragicznych okoliczno�ciach, i
to w wieku dzieci�cym. Zabija�
go koklusz albo szkarlatyna,
albo jaka� zupe�nie niegro�na
choroba, na przyk�ad katar. Tak
by�o z jej starszym bratem
J�zefem. Przezi�bi� si�, kichn��
par� razy i ju� nie wsta� z
��ka. M�czy�ni pojawiali si� w
Lechicach z zewn�trz, poza
ojcem, ale on te� przecie�
pojawi� si� w pa�acu jako
staraj�cy si� o r�k� matki
Eweliny. Pa�ac... prawie
zobaczy�a go od strony alei
wjazdowej. �amany spadzisty dach
kryty gontem, bia�e ramy okien i
pobielony ganek uk�adaj�cy si� w
czterokolumnowy klasyczny
portyk. Fronton pa�acu by�
jednocze�nie frontonem jej
�ycia, ono toczy�o si� przecie�
w cieniu tych pobielonych
kolumn, a tak�e w otoczeniu
porozwieszanych na �cianach w
hallu obraz�w przodk�w. To
wszystko zobowi�zywa�o. Kiedy
przesz�o dwadzie�cia lat temu
wsun�a si� do pokoju matki
pe�na obaw, a nawet buntu, tamta
powiedzia�a zdecydowanym tonem:
- Ewelino, �ycie to przede
wszystkim obowi�zek, szczeg�lnie
dla nas, kobiet... I Ewelina
pos�ucha�a. Wysz�a za m�� za
starszego o dwadzie�cia lat
kuzyna, do kt�rego nie czu�a nic
poza rodzinnym przywi�zaniem.
Cyprian by� bardzo przystojny,
wysoki, o wyrazistej twarzy, w
kt�rej centraln� cz�� stanowi�y
oczy, ciemne, na wp� przykryte
powiekami. Sprawia�o to
wra�enie, jakby Cyprian by�
pogr��ony w my�lach, i nie
bardzo wiedzia�, co si� dzieje
dooko�a. Czasami wydawa�o jej
si�, �e on nie bardzo orientuje
si�, gdzie jest i kto stoi obok.
Nie przeszkadza�o jej to, by�o
jej nawet na r�k�. Lata, kt�re
wsp�lnie prze�yli, nie potrafi�y
niczego w niej zmieni�, jej
serce nie zabi�o �ywiej na jego
widok. Dopiero kiedy spotka�a
Jana, zrozumia�a, czym jest
mi�o�� kobiety do m�czyzny. To
by�o takie dziwne, zupe�nie
jakby los przys�a� go jej w
prezencie. Lechickie konie
posz�y do lasu, do powstania, i
jeden z nich po bitwie, kiedy
oddzia� zosta� doszcz�tnie
rozbity, po prostu wr�ci� do
domu, przywo��c ze sob� na
siodle ci�ko rannego powsta�ca.
Ewelina by�a wtedy w pokoju na
g�rze, us�ysza�a jakie�
zamieszanie i wyjrza�a przez
okno. Zobaczy�a konia stoj�cego
przed gankiem, z opuszczon�
g�ow�. Przewieszony przez siod�o
m�czyzna w burej, ch�opskiej
sukmanie, wydawa� si� bez �ycia.
Ta sukmana... Ewelina od razu
wiedzia�a, kim jest ten
cz�owiek. Zesz�a na d�, wyda�a
dyspozycje:
- Je�eli �yje, zanie�cie go na
sam� g�r�.
Oznacza�o to, �e nale�y
zanie�� rannego do pokoiku na
poddaszu, do kt�rego wchodzi�o
si� przez strych. Trzymano tam
jakie� rupiecie, zu�yte meble.
S�u��cy w mig to uprz�tn�li,
pozostawiaj�c tylko kanap�, na
kt�rej po�o�ono powsta�ca.
Ewelina nie zbli�a�a si� do
niego, odczuwaj�c dziwny l�k.
By�a pewna, �e jest ci�ko ranny
i nied�ugo umrze. To Katarzyna
zdejmowa�a z niego zakrwawione
ubranie, Katarzyna obmywa�a jego
rany.
Potem d�ugo nie mog�a sobie
tego darowa�...
Kelner patrzy� wyczekuj�co.
- Prosz�... tego �ososia... I
jeszcze kieliszek w�dki...
On u�miechn�� si� z aprobat�,
odchodz�c w stron� bufetu. Po
chwili wr�ci�, stawiaj�c przed
Ewelin� talerze. W�dka by�a z
lodu, szk�o pokry� szron.
Ewelina po�o�y�a na tacy
pieni�dze.
- Prosz� wypi� za moje
zdrowie... �eby mi si�
poszcz�ci�o w drodze...
Sk�oni� si� niemal do pasa,
odszed� zaraz, bo w drzwiach
stan�� brodaty ch�op w wielkim
baranim ko�uchu, w r�ku trzyma�
bat.
- Czego tutaj? - spyta� ostro
kelner.
- Ja do ja�niepani, konie
gotowe.
Kelner wskaza� mu drzwi.
- Tam czeka�. Ja�niepani
wyjdzie, jak b�dzie czas.
Ch�op wycofa� si� z tym
pokornym wyrazem twarzy, za
kt�rym kry�o si� co� mrocznego,
wywo�uj�cego w Ewelinie
nieokre�lony niepok�j. Ba�a si�
tych ludzi, nie zna�a dobrze ich
j�zyka, nie orientowa�a si�, co
naprawd� my�l�. A mo�e to ta
sytuacja tak kaza�a jej na nich
patrze�? Sytuacja kt�rej nie
potrafi�a sprosta�. Bo czy� w
jej wieku mo�na zmieni� �ycie?
Nie by�o wcale takie z�e. Dop�ki
nie spotka�a Jana, czu�a si�
zadowolona, otoczona zbytkiem,
uwielbiana przez m�a i dzieci.
By�a ozdob� wszystkich bal�w i
zgromadze�, zabiegano o jej
towarzystwo, chwalono jej urod�
i dobre maniery. Tak, to z
pewno�ci� by�o wygodne �ycie.
Gdyby nie og�lna sytuacja
mog�aby uwa�a� si� za kogo�,
komu si� uda�o. Ale ta
sytuacja... To dlatego jej �ycie
przenios�o si� z wygodnego
go�ci�ca na wyboist� drog�.
Dok�d ta droga j� zaprowadzi...
L�k przed w�asn� decyzj� by� jak
dotkni�cie lodowatej r�ki.
Co dalej? - pomy�la�a. To
wszystko, czym �y�a do tej pory,
wydawa�o si� na zawsze stracone.
Stan�a jej przed oczami nocna
rozmowa z c�rk�.
Chodzi�a po pokoju pakuj�c
rzeczy do podr�nego kufra.
Karolina pojawi�a si� w
drzwiach.
- Dlaczego nie idziesz si�
po�o�y�? - spyta�a c�rk�.
- Bo ty nas opuszczasz! - w
g�osie Karoliny by�o tyle
tragizmu, �e poczu�a si�
wstrz��ni�ta. Nie mog�a tego
okaza�, odpar�a wi�c oschle:
- Musz�.
Karolina przypad�a do niej,
histerycznie j� obejmuj�c.
- Nie! Wcale nie! Nigdy go nie
kocha�a�! Zawsze by� stary!
C�rka podbieg�a do nocnego
stolika, na kt�rym sta�a
fotografia Cypriana i wrzuci�a
j� do otwartego kufra.
- Skoro wolisz jego, to
zabierz ze sob� i t� podobizn�!
- Karolino - rzek�a ostro -
jeste� zbyt gwa�towna, jak
zawsze.
Po policzkach c�rki pociek�y
�zy.
- Mamo, ja ci� kocham. Ciebie
jedn�, nie mo�esz mnie opu�ci�!
Ramiona c�rki znowu j� obj�y,
pr�bowa�a si� uwolni�, ale nie
mog�a odczepi� r�k Karoliny.
Wygl�da�o to tak, jakby ze sob�
walczy�y. Chyba w tym momencie
otworzy�y si� drzwi i wszed�
doktor. Obie spojrza�y w jego
stron�.
- I po wszystkim -
powiedzia�. - Mamy nast�pn�
kandydatk� na pann� lub wdow�.
My�l, �e oto zosta�a babk�,
przej�a j� l�kiem. Czy nie za
p�no na planowanie nowego
�ycia. Sko�czy�a ju� przecie�
trzydzie�ci osiem lat,
przestawa�a by� m�oda. Wi�c po
co ta mi�o��, ten b�l, ta
t�sknota...
Mania le�a�a spokojnie, mia�a
zm�czon�, bardzo mizern� twarz.
Usiad�a obok c�rki.
- Szcz�liwa jeste�? -
spyta�a.
- Tak - odrzek�a s�abym g�osem
- ale to dziewczynka. Wola�abym,
�eby� inn� wiadomo�� zawioz�a
tatusiowi.
- W tym pa�acu zawsze rodzi�y
si� dziewczynki - odpar�a - wi�c
si� nie przejmuj.
- Ale tatu� bardziej by si�
cieszy� z wnuka.
- I tak b�dzie si� cieszy�, �e
wszystko dobrze posz�o. To
najwa�niejsze. Mizernie
wygl�dasz, mo�e chcesz, �ebym
jeszcze zosta�a par� dni? -
spyta�a z niejasnym uczuciem, �e
sk�ada teraz sw�j los w r�ce
Mani. Je�eli c�rka j� zatrzyma,
nie pojedzie.
- Jed� - odrzek�a. - On tam
czeka. Biedak, jest zupe�nie
sam.
Ewelina poczu�a cie�
zniecierpliwienia. Mania zawsze
bardziej kocha�a ojca. I z
pewno�ci� by�a jego c�rk�, tak
jak jej c�rk� by�a Karolina. O
ile� od Mani inteligentniejsza,
obdarzona wyobra�ni� i polotem.
Wsta�a i, przywo�uj�c u�miech,
pochyli�a si� nad c�rk�.
- Uwa�aj na siebie... i na
malutk�.
By�a przy drzwiach, kiedy
dobieg� j� s�aby g�os Mani.
Teraz powie, �ebym zosta�a -
przebieg�o jej przez my�l, ale
wiedzia�a ju�, �e tym razem
c�rka nie mog�aby jej zatrzyma�.
Tamten moment by� bezpowrotnie
stracony.
- Tak? - odrzek�a przystaj�c z
r�k� na klamce.
- Bardzo uca�uj tatusia.
- Dobrze.
Ewelina wysz�a przed dworzec.
Sanie czeka�y, wo�nica sta� obok
przytupuj�c od czasu do czasu.
Pada� �nieg, a poniewa� nie by�o
wiatru, p�atki obraca�y si� w
powietrzu, kr�c�c m�ynka.
Dope�nia�o to poczucia
nierealno�ci, w jakim Ewelina
znajdowa�a si� od czasu
opuszczenia rodziny. Grupa
dzieciak�w trzyma�a si� z
daleka, zanim Ewelina wsiad�a do
sa�, rzuci�a w ich stron� gar��
monet.
- �eby�cie pami�ta�y o mnie,
chocia� do wieczora -
powiedzia�a po francusku.
Nie ruszy�y si� z miejsca.
Wo�nica otuli� Ewelinie nogi
baranic�, zaci�� konie. Dopiero
wtedy dzieciarnia rzuci�a si�
wyszukuj�c w �niegu monety.
Ewelina obserwowa�a to z
przykro�ci�. Mign�a jej twarz
dziewczynki, kt�ra przypomina�a
ma�� Karolin�.
Po�egna�y si� w gniewie...
Kareta z herbem Lechickich na
drzwiach sta�a za�adowana
kuframi, na ganku zgromadzili
si� wszyscy domownicy, s�u�ba,
ochmistrzyni, doktor i kuzynki
zamieszka�e w pa�acu. Przedtem
by�y niewidoczne, Ewelina
zdziwi�a si� wi�c, �e jest ich
a� tyle. Niekt�rych nawet nie
odr�nia�a i nie pami�ta�a, jak
maj� na imi�, nie potrafi�aby
powiedzie�, czy pochodz� ze
strony ojca, czy matki.
Wszystkie ubrane na czarno, jak
i ona zreszt�. Bo taka by�a moda
po ostatnich wydarzeniach, w
ko�cu to jeszcze �wie�a data.
By� rok tysi�c osiemset
sze��dziesi�ty pi�ty...
- Gdzie Karolina? - spyta�a, nie
widz�c jej na ganku. -
Poszukajcie.
Jedna ze s�u��cych znikn�a w
pa�acu, a Ewelina zwr�ci�a si�
do ochmistrzyni:
- Miej na ni� oko, Katarzyno,
ona jest jeszcze taka
nierozwa�na.
Ochmistrzyni kiwn�a g�ow� na
znak, �e b�dzie to mia�a na
uwadze. Dobry, wypr�bowany
przyjaciel. Ona jedna wiedzia�a,
do kogo naprawd� jedzie Ewelina.
Obaj zostali zes�ani, Cyprian i
Jan, za udzia� w powstaniu. I to
niemal w to samo miejsce...
Z pa�acu wysz�a Karolina
ubrana jak do drogi, z torb�
podr�n� w r�ku.
- A to co znowu? - spyta�a c�rk�
ostro.
- Jad� z tob�.
- Nie mo�esz ze mn� jecha�.
Nie masz poj�cia, co to za
podr�, ja te� nie...
Oczy c�rki spogl�da�y
b�agalnie, jednocze�nie kry�a
si� w nich determinacja,
gotowo�� na wszystko. Poczu�a
ucisk w gardle. Karolina by�a
jej kim� bardzo drogim, w jej
buncie, w niezgodzie na �ycie
odnajdowa�a siebie z czas�w
m�odo�ci.
Mo�e dlatego tak cz�sto
wchodzi�y ze sob� w konflikt, �e
w gruncie rzeczy by�y bardzo do
siebie podobne. W nag�ym odruchu
zdj�a z szyi krzy�yk, kt�ry
dosta�a od ojca. By�a na nim
wyryta data: 1831. I to miejsce:
Olszynka Grochowska. Tam walczy�
ojciec Eweliny, zosta� nawet
ranny w kostk�. Rana odnowi�a
si�, utyka�. Kto wie, czy to
mu�ni�cie kuli nie okaza�o si�
mu�ni�ciem �mierci. Ojciec
Eweliny umar� na gru�lic� ko�ci.
Bardzo prze�y�a jego �mier�,
bo bardzo go kocha�a. Mia�
tubalny g�os, wsz�dzie go by�o
s�ycha�:
- Dawa� mi tu gazet�!
- Siod�a� mi tu konia!
Teraz nie mog�a znie�� niemal
tych snuj�cych si� po pa�acu
anemicznych, ubranych na czarno
kobiet.
Chcia�a zawiesi� c�rce krzy�yk
na szyi, ale Karolina cofn�a
si�.
- Po co mi to dajesz? -
spyta�a z nag�ym l�kiem.
- Mam to po ojcu, a teraz
chc�, �eby� mia�a to ty!
- Przecie� jad� z tob� -
odpowiedzia�a c�rka, ale w jej
g�osie nie by�o nadziei.
Patrzy�y na siebie, oczy
Karoliny z wolna wype�ni�y si�
�zami. Odwr�ci�a si� i wbieg�a
do pa�acu. Ewelina posz�a w
stron� karety. Kiedy wyjecha�a
na drog�, zwr�ci�a si� do
stangreta:
- Odwiedz� rodzic�w.
Konie skr�ci�y z g��wnej drogi
i stan�y przed ogrodzeniem
cmentarza, kt�ry zosta�
uformowany w kszta�cie herbu
rodu Lechickich. Ewelina
wysiad�a. Id�c po�r�d grob�w nie
umia�a ju� powstrzyma� �ez.
Tragiczna twarz m�odszej c�rki
majaczy�a jej przed oczami.
Gdyby rzeczywi�cie udawa�a si�
do Cypriana, by� mo�e by�oby jej
l�ej, wype�nia�aby sw�j
obowi�zek. Ale ona sz�a przecie�
za g�osem serca, dopuszcza�a do
siebie wyst�pn� mi�o��,
krzywdz�c tym kilkoro ludzi. I
by�o jej bardziej przykro z
powodu c�rki ni� z powodu
Cypriana, kt�ry przecie� traci�
najwi�cej. Ewelina zatrzyma�a
si� przed grobem rodzinnym
wyr�niaj�cym si� spo�r�d
innych. Kamienna muza wspiera�a
na d�oni twarz w g��bokiej
zadumie. Ewelina ukl�k�a
opieraj�c czo�o o ch�odn� p�yt�.
C� mam wam powiedzie� -
pomy�la�a - wiem, co oznacza
moja decyzja, nie potrafi� si�
ju� cofn��...
Ci�ko podnios�a si� z kl�czek
i ruszy�a w stron� karety. Las
si� sko�czy�, na jego skraju
zobaczy�a grup� rosyjskich
�o�nierzy wykopuj�cych bro�
powsta�cz�. Ewelina odprowadzi�a
ich wzrokiem, zamajaczy�a jej
nawet my�l, �e takim obrazem
�egna ojczyzn�...
Cytadela, 20 wrze�nia 1864
Sprawa zosta�a wyja�niona,
zaliczono mnie do drugiej
kategorii przest�pc�w stanu, co
oznacza wyw�zk� na Sybir.
S�dzi�em, �e b�dzie gorzej i m�j
los dope�ni si� na stoku
Cytadeli. B�g zap�a� i za to.
Niepokoj� si�, czy zabiegi
podj�te przez Ewelin� zostan�
uwie�czone sukcesem. By�bym
niepocieszonym, gdyby mia�a
straci� przeze mnie to, co
ukocha�a ca�ym sercem. I wiem,
�e nie us�ysza�bym od niej
jednego s�owa skargi. Zbyt dumn�
jest do tego, by okaza� po sobie
jakow� b�d� zgryzot�. Kiedym j�
po raz pierwszy zobaczy�, serce
moje zamar�o w zachwycie, i tak
jest do tej pory, to znaczy z
g�r� lat dwadzie�cia. I nie
opuszcza mnie zdumienie, �e
takie przecudne zjawisko by�o mi
dane poj�� za ma��onk� moj�. W
oczach mi stoi jej czarowna
posta�, kiedy wrze�niowego dnia
w kaplicy lechickiego pa�acu
�lub ze sob� brali�my, dzisiaj
mija dwudziesta pierwsza
rocznica tej daty. Ewelina mia�a
wszystkiego siedemna�cie wiosen,
a wi�c z g�r� ode mnie by�a lat
dwadzie�cia m�odsz�. G��wka
jasna, z�otopszeniczna, z
misternie upi�t� fryzur�,
bia�ymi r�yczkami przystrojon�.
Twarz przepi�kna, bliska
doskona�o�ci, o rysach
najszlachetniejszych, oczach tak
modrych, jakby farbami
malowanych. Posta� jej obleczona
w koronki najprzedniejsze
doskona�� by�a w ka�dym
szczeg�le, szyja przeszlachetnie
sklepiona, gors zgrabniutki
ciasno w biel tych�e koronek
uj�ty. I szcz�cie
wszechogarniaj�ce dusz� moj� i
cia�o moje, �e oto tego
do�wiadczam w �yciu, o czym bym
w naj�mielszych snach nie
marzy�. A teraz precz przyjdzie
mi od niej jecha�, od tej ponad
wszystko umi�owanej. Przecie�em
jej na d�u�ej ni� dni kilka
przez te lata nie pozostawi�
by�, bom�e nie m�g�, sercem
swoim osierocony zaraz b�d�c.
I po c� to wszystko, po c�
te wyrzeczenia dla sprawy tak od
pocz�tku przegranej? Jakby z
odkrytej karty czyta� by�o
mo�na. Chocia� i takie g�osy
by�y, �e szanse jako nar�d mamy.
Uzbrojenie by�o nawet dobre,
chocia� cz�� transport�w broni
w�adze pruskie i rosyjskie
rekwirowa�y. Wojsko nasze
powsta�cze karno�� zachowywa�o i
dyscyplin� wielk� oraz znajomo��
terenu lepsz� od naje�d�cy. Ale
mia��eby on nam pozwoli� do
wolno�ci doj�� przez krew nasz�
i ofiarno��, mia��eby cofn��
si�, skoro ju� przeciw nam swoje
armaty ustawi�? Ta moskiewska
szatanica zawczasu wszystko tak
przygotowywa�a, �eby�my na
straconej pozycji byli. Kaza�a
uczy� w�asn� m�odzie� rzeczy o
Polakach najgorszych, pokazywa�
same ich b��dy. Taki ich
wizerunek w m�odych stworzy�a,
�e im sama r�ka do szabli si�
garn�a na d�wi�k naszego
imienia. Jak� mieli�my szans�,
skoro si�y naje�d�cy dosz�y do
miliona i po�owy, a wi�c by�a to
armia najpot�niejsza, jak�
Rosja kiedykolwiek wystawi�a.
Wszyscy zgin�li. Wszyscy... 13
maja pad� Ludwik Narbutt pod
Dubiczami, 15 maja rozstrzelany
w P�ocku Padlewski, pod koniec
czerwca powieszony w Wilnie
Zygmunt Sierakowski, przyw�dca
Litwy, pod Kruszyn� leg� genera�
Taczanowski, w listopadzie
zabity przewaleczny genera�
Czachowski. Jego nast�pca
Zygmunt Chmieli�ski 19 listopada
rozstrzelany w Radomiu. W Bo�e
Narodzenie leg� pod Kockiem
genera� Kruk_Heidenreich, w
Kownie powieszono ksi�dza
Mackiewicza. Dziw bierze, �e
mnie taka �aska z ich strony nie
spotka�a, �e moje przest�pstwo
wycenili tak nisko, nie ka��c
wymazywa� go krwi�. Czasem taka
my�l nachodzi jednak, �e ja tam
z nimi by� powinienem. Jak z
wojskiem moim, kozackimi
szablami posieczonym...
Wi�c jed� sobie - pomy�la�a
Karolina m�ciwie, id�c po
schodach na g�r�.
Po raz drugi napotka�a oczy
matki, tym razem na portrecie.
Mia�y inny wyraz, by�y spokojne,
jakby nic si� nie wydarzy�o,
jakby nie by�o sceny przed
gankiem. Przez chwil� wyda�o si�
nawet Karolinie, �e oczy na
portrecie s� kpi�ce.
Przyspieszy�a kroku. Za drzwiami
pokoju poczu�a nagle przyp�yw
rozdzieraj�cej t�sknoty za
matk�. To by�o jak atak
duszno�ci, Karolina �apa�a
ustami powietrze w poczuciu, �e
jaki� przedmiot utkn�� jej w
krtani. Pot wyst�pi� jej na
czo�o, niemal po omacku dotar�a
do ��ka i po�o�y�a si�.
Spr�bowa�a nabra� powietrza, tym
razem mi�nie szyi pu�ci�y.
Le�a�a tak, oddychaj�c g��boko w
obawie, �e za chwil� co� takiego
znowu si� powt�rzy. Po raz
pierwszy w �yciu Karolina
pomy�la�a o �mierci. Nawiedzi�o
j� niejasne przeczucie, �e
�mier� przesz�a gdzie� blisko.
Niemal w tym samym momencie
us�ysza�a czyj� przera�liwy
krzyk. Zerwa�a si�, ale nie
mia�a odwagi zej�� na d�. Mo�e
co� si� sta�o mamie - pomy�la�a
- mo�e konie ponios�y... Czeka�a
w uczuciu odr�twienia, niemal
rezygnacji. By�a pewna, �e za
chwil� dowie si� czego�, co
zmieni ca�e jej �ycie. Bo skoro
mia�oby w nim zabrakn�� matki...
Na dole by�o s�ycha�
krz�tanin�, kto� wbieg� po
schodach, ale min�� drzwi pokoju
Karoliny. Potem wszystko
ucich�o. Karolina siedzia�a na
skraju ��ka nie maj�c jednak
odwagi zmieni� pozycji. Nie wie,
jak d�ugo to trwa�o. S�o�ce
o�wietla�o t� �cian� pa�acu, na
kt�rej znajdowa�o si� jej okno,
znaczy�o to, �e jest ju� dawno
po po�udniu. Promie� wsun�� si�
do jej pokoju, uko�nie
o�wietlaj�c parapet i fragment
pod�ogi, wygl�da�o to jak
ja�niejsza plama. By�o co�
pocieszaj�cego w tej drgaj�cej
na deskach plamie s�onecznej.
Karolina zapatrzy�a si� w ni�.
Min�o jeszcze troch� czasu,
promie� przesun�� si� teraz na
�cian�, potem znikn��. Pok�j
powoli pogr��y� si� w mroku.
Karolina nie poruszy�a si�,
kiedy drzwi si� otworzy�y. Nie
odwr�ci�a g�owy. Ochmistrzyni
usiad�a obok i obj�a j�
ramieniem.
- Tutaj si� ukry�o nasze
biedactwo - powiedzia�a ciep�o.
- Co� si� sta�o na dole? -
spyta�a Karolina.
Ochmistrzyni nie
odpowiedzia�a, wi�c poczu�a l�k.
- Czy mama...
- Ja�niepani w drodze, droga
przecie� daleka...
- Kto� krzycza� na dole.
- To dziewucha z kuchni,
g�upie stworzenie.
- Ale dlaczego krzycza�a?
Ochmistrzyni namy�la�a si�
chwil�, a potem powiedzia�a
wolno:
- Siostra ja�niepanienki
zesz�a z tego �wiata.
- Mania?
Kobieta skin�a g�ow�, ale
nawet takie potwierdzenie nie
zmieni�o w Karolinie poczucia
niedorzeczno�ci tego, co przed
chwil� us�ysza�a. Przecie� Mania
urodzi�a c�reczk�. Le�a�a w
��ku, by�a taka szcz�liwa.
Mo�na z ni� by�o porozmawia�.
Dlaczego nagle mia�aby umiera�.
I to teraz, kiedy mama wyjecha�a
tak daleko.
- Nie mia�a zdrowia -
powiedzia�a cicho ochmistrzyni.
- Niby urodzi�a dziecko, ale
pu�ci�a si� z niej krew...
Po tych s�owach Karolina
rzuci�a si� na ��ko i
wybuchn�a p�aczem. Poczu�a si�
nagle zupe�nie sama, jakby nikt
opr�cz niej nie pozosta� ju� na
tym �wiecie. Ochmistrzyni
g�adzi�a j� po plecach, a w
Karolinie wywo�ywa�o to jeszcze
wi�ksze uczucie �alu.
- Ja mam trzyna�cie lat -
poskar�y�a si� �kaj�c.
Ochmistrzyni podnios�a j� i
przytuli�a do siebie. Karolina
przywar�a do tego ciep�ego
rozleg�ego cia�a z uczuciem, �e
by� mo�e znajdzie w nim ratunek.
Uko�ysa�o j�, jak zawsze,
ilekro� dzia�o si� co�
nieprzyjemnego, kiedy piek�o
st�uczone kolano albo zosta�a
zraniona duma. Tym razem jednak
by�o to co� du�o gorszego i
Karolina niejasno zdawa�a sobie
spraw�, �e ulga jest chwilowa,
przyjmowa�a j� jednak
skwapliwie, niemal z pokor�. To
by�o jak przerwa w samotno�ci,
kt�rej tak naprawd� Karolina
do�wiadcza�a po raz pierwszy
tego ranka.
Cytadela, 6 grudnia 1864
Ta cisza za murem dotkliwsza
mi si� zdaje, jakby ca�y nar�d
na marach le�a�. Znik�a wszelka
nadzieja wskrzeszenia pa�stwa.
Polska wymazana z mapy Europy.
Trzydzie�ci pokole� jednym
poci�gni�ciem z bytu swojego
wyzutych zosta�o. I do czyjej
sprawiedliwo�ci si� odwo�ywa�?
Boskiej czy ludzkiej, jednako
�adnej nadziei stamt�d oczekiwa�
nie mo�na. Francja, co tak�
przyjazn� zdawa� by si� mog�a,
odwr�ci�a jednak od nas swoje
oczy, przestraszy�a si� cara.
Thiers ma dla nas jedn� rad�:
"Enrichissez vous". Kiedy si�
jeszcze ukrywa�em w wiosce,
dzieci� nieletnie siedz�c na
progu tak� oto pioseneczk�
za�piewa�o:
O Polska kraino, gdyby ci
rodacy,@ co za ciebie gin�,
wzi�li si� do pracy@ i po
garstce ziemi z ojczyzny
zabrali,@ ju� by d�o�mi swemi
Polsk� zbudowali.@
Dziwne to by�o, lekcji takiej
od dzieci�cia wys�uchiwa�, b�d�c
samemu jak wieprzek przywalonym
snopkiem jakowego� �yta. Wiara w
nasze si�y za�ama�a si� wraz z
upadkiem mitu ko�ciuszkowskiego,
�e w ludzie polskim widzie�
trzeba wskrzesiciela. I ja go w
nim widzia�em, w wojsku w kosy
uzbrojonym. �o�nierz to by�
waleczny, daniny krwi nie
�a�uj�cy. M�wiono mi, �e teraz
Rosja urz�dnik�w swoich nasy�a,
�eby klin pomi�dzy nas wbi�.
Podobno "jedn� �cian� chaty
budynku parobcza�skiego
przyznaj� chwilowemu
mieszka�cowi izby, a drug�
pozostawiaj� przy dworze". W
maju tego� roku deputacja
polskiego ch�opstwa przyby�a do
Petersburga do cara, a P�atonow
mow� do nich wyg�osi� po polsku,
dzi�kuj�c im za wierno��, oni
za� krzyczeli, �e b�d� wierni
carowi i "kr�lowi polskiemu". I
brali udzia� w bankiecie, jaki
car na ich cze�� wyda�. Dziwnym
mi si� to wyda�o, przeciem ja te
ch�opskie sukmany po zakamarkach
le�nych widzia�, po uroczyskach.
I mi�o�� do wolno�ci te� �em
widzia�... A teraz mia��eby ten
sam ludek ta�cowa� z carem i
zapomnie� tak szybko, �e w
innych obj�ciach ta�cowa� z jego
przyczyny, tyle �e w zimnych...
M�wi si�, �e pod koniec
miesi�ca rusz� kibitki spod
bramy Cytadeli. Kierunek:
Syberia... By�a u mnie Ewelina,
mieli�my kr�tkie pi�ciominutowe
widzenie, tyle tylko pozwolono
mi moje oczy obliczem ma��onki
nacieszy�. Smutna mi si� wyda�a,
jak tak sz�a w sukni czarnej, z
tak�� krynolin�, odbijaj�cej od
jej jasnych w�os�w.
Pod wiecz�r niebo por�owia�o,
a potem pojawi�y si� na nim
bladoniebieskie smugi, kolory
intensywnia�y z nastaniem mroku,
pojawi� si� ostry amarant,
fiolet i odcie� granatu. By�o to
czym� tak zadziwiaj�cym, �e
Ewelina na chwil� zapomnia�a,
gdzie si� znajduje. Nigdy nie
widzia�a takiego zestawu barw,
zupe�nie jakby malarzowi
pomiesza�y si� wszystkie farby.
�nieg le��cy doko�a z
pora�aj�cej bieli stawa� si�
coraz bardziej niebieski.
Sanie wjecha�y na g�rk� i w
dole Ewelina zobaczy�a nagle
jakby odbicie wszystkich kolor�w
nieba, przez chwil� nie
wiedzia�a, co to takiego, potem
dotar�o do niej, �e tak wygl�da
olbrzymia tafla wody. Po jej
bokach wida� by�o igie�ki
�wiate�, tam gdzie przycupn�y
ludzkie osiedla. Wiedzia�a, �e
po drugiej stronie tej wody
znajdowa�a si� ostatnia wi�ksza
miejscowo�� na jej syberyjskim
szlaku. B�dzie musia�a tutaj
zanocowa�, by przeprawi� si� na
drug� stron� statkiem. Czy s�
jakie� regularne kursy? Trzeba
b�dzie si� dopyta� u miejscowej
ludno�ci.
Nocleg znalaz�a do�� �atwo,
rozliczywszy si� przedtem z
wo�nic�, kt�ry te� tutaj gdzie�
na noc stan��. Zaprowadzono j�
do schludnej, chocia� zimnej
izby, ale na ��ku le�a�a wysoka
pierzyna. Wsun�a si� pod ni� z
uczuciem ulgi, czu�a, jak z jej
cz�onk�w powoli uchodzi
zm�czenie. Zaraz zmorzy� j�
mocny sen. Spa�a twardo do rana.
Patrz�c na uciekaj�c� za
statkiem wod� usi�owa�a
przypomnie� sobie sen, kt�ry j�
dziwnie prze�ladowa�. Jakie�
bia�e wn�trze, bia�y korytarz,
na ko�cu kt�rego wida� drzwi.
Ewelina by�a pewna, �e te drzwi
zaraz si� otworz� i stanie w
nich kto� dobrze znajomy.
Wpatrywa�a si� z napi�ciem, ale
drzwi ci�gle by�y zamkni�te.
Czeka�a do�� d�ugo, wreszcie
ruszy�a korytarzem, ju� chcia�a
uj�� za klamk�, kiedy gdzie� z
ty�u us�ysza�a g�os Mani: - Nie
wchod� tam, mamo - zawo�a�a
ostrzegawczo c�rka. Ewelina
obejrza�a si� i zobaczy�a taki
sam d�ugi korytarz i identyczne
drzwi, kt�re tym razem by�y
otwarte. W progu sta�a Mania w
d�ugiej bia�ej sukience, mia�a
rozpuszczone w�osy, a na nich
wianek z margerytek, trzyma�a za
r�czk� swoje nowo narodzone
dziecko. By�o jeszcze
niemowl�ciem, ale dziwnie umia�o
ju� chodzi�. Trzyma�o si� w
pionie, przebieraj�c t�ustymi
n�kami. Sprawia�o to wra�enie,
jakby oboje p�yn�li w powietrzu.
Mania u�miechn�a si� do
Eweliny, a potem uj�a za
klamk�. Zanim zamkn�a drzwi,
powiedzia�a dobitnie: - Tylko
tam nie wchod�... - Drzwi si� za
ni� zamkn�y. Ewelina pozosta�a
sama po�rodku d�ugiego
korytarza...
Patrzy�a na wod�, kt�ra
k��bi�a si� i bulgota�a za
burt�, tysi�ce drobnych
p�cherzyk�w uchodzi�o gdzie� w
g��b. Sprawia�o jej to
przyjemno��, to spogl�danie
wstecz za siebie, bo wida� by�o,
jak szybko porusza si� na wodzie
parowiec. Mo�na by�o powiedzie�,
�e �wiat ucieka� w ty�. Kiedy
spojrza�a wreszcie do przodu, ze
zdumieniem stwierdzi�a, �e
prawie przybijaj� do brzegu.
Mo�na by�o przeczyta� litery na
przystani: Tobolsk.
Ewelina z �atwo�ci� znalaz�a
tragarzy, kt�rzy wynie�li na
brzeg jej kufry, byli zwinni i
do�� grzeczni. Pozostawi�a
rzeczy na przystani i uda�a si�
do miasta, niezdecydowana
jeszcze, czy zostanie tu na noc,
czy te� tego samego dnia uda si�
dalej. Do miejsca przeznaczenia
by�o oko�o dwudziestu wiorst, to
znaczy do wioski, w kt�rej
przebywa� Cyprian. Chcia�a potem
wyruszy� w dalsz� drog�... Ale
jak mu o tym wszystkim
powiedzie�, od czego zacz�� t�
bez w�tpienia najtrudniejsz� w
jej �yciu rozmow�. Przecie� to,
co za�atwi�a ze sob�, by�o nie
mniej trudne, musia�a sam�
siebie przekona�, �e ma prawo do
mi�o�ci. Przecie� na dobr�
spraw� mog�aby by� jego matk�,
by� tylko o dwa lata starszy od
jej c�rki Mani. Jak do tego
dosz�o, �e uczucie do Jana
przes�oni�o jej �wiat?
Stara�a si� nie my�le�, �e on
tam le�y na g�rze, chocia�by z
tego powodu, �eby mie�
"naturalny wyraz twarzy" w razie
nieproszonej wizyty �andarm�w z
pobliskiego posterunku. Ci�gle
szwendali si� w okolicy,
widywa�a ich myszkuj�cych w
pobli�u pa�acu, na folwarku.
Teraz, kiedy ranny le�a� w
pokoiku za strychem, te wizyty
nabiera�y innego znaczenia i
inaczej nale�a�o je traktowa�.
Poleci�a nawet, aby zaprasza�
ich do kuchni na pocz�stunek, a
rz�dcy, aby by� dla nich nader
uprzejmy i cz�stowa� tytoniem,
ale korzy�� z tego by�a taka, �e
ci�gle mia�o ich si� teraz na
oczach. Tyle �e nie pchali si�
dalej, na pokoje. Tak wi�c
Ewelina na strych nie
zachodzi�a, dopytywa�a si� tylko
o zdrowie porucznika Darskiego.
Wys�ana te� zosta�a tajemna
wiadomo�� do jego matki, �e
�yje, jest w bezpiecznym
miejscu. Natomiast wizyt�
rodzicielki odradzano ze
wzgl�d�w konspiracyjnych. Po raz
pierwszy Ewelina posz�a na g�r�,
kiedy Jan dosta� nagle gor�czki.
Nie by�o ku temu wyra�nej
przyczyny, bo rana si� ju�
prawie zagoi�a. Katarzyna
przysz�a do niej zaniepokojona,
podobno chory nawet majaczy�.
Popatrzy�y po sobie zmartwione.
Ewelina poleci�a pos�a� po
doktora, a sama uda�a si� za
Katarzyn� na g�r�. Kiedy tam
wesz�a, uderzy� j� nieprzyjemny
zapach, jakby gnij�cego mi�sa.
By� to od�r choroby i gor�czki,
kt�ry bi� od rozpalonego cia�a
m�odego m�czyzny. Katarzyna
rozchyli�a mu koszul� na piersi
i pokaza�a Ewelinie do�� poka�ne
ci�cie od szabli, kt�re
wygl�da�o jak zgrubia�a
ciemnoczerwona kreska. Zaczyna�a
si� w po�owie piersi i schodzi�a
pod pach�. I tam znalaz�y co�
niepokoj�cego, sporej wielko�ci
guz podesz�y rop�.
- Jak to si� mog�o sta� -
spyta�a przestraszona Ewelina. -
Nie zauwa�yli�cie tego?
- Wczoraj jeszcze by�o w
porz�dku - odrzek�a ochmistrzyni.
- Musia�o nabra� przez noc.
Jan by� nieprzytomny, usta
mia� spieczone, nie pomaga�o
zwil�anie ich wilgotn� szmatk�.
Rzuca� si� niespokojnie, Ewelina
usiad�a i wzi�a na kolana jego
g�ow�. G�adzi�a go po w�osach.
To wszystko powodowa�o w niej
dziwny zam�t, nie wiedzia�a, czy
przera�a j� choroba tego
cz�owieka, czy to, �e trzyma na
kolanach jego g�ow�. Przyszed�
doktor i zacz�to przygotowania
do operacji. Tym razem Ewelina
ju� nie odchodzi�a. I by�o tak,
jakby nagle przesz�a na drug�
stron� swojego �ycia, nie
potrafi�c ju� odnale�� drogi
powrotnej. Wszystko przesta�o
si� liczy�, to �e by�a �on�,
matk�, �e mia�a obowi�zki.
Istnia� tylko ten cz�owiek, jego
twarz trawiona gor�czk�,
zamglone oczy, jego czepiaj�ce
si� jej r�ce. Trzyma�a je w
swoich d�oniach, okrywaj�c
poca�unkami. Nie wstydzi�a si�
tego, nie ukrywa�a swoich uczu�
ani przed doktorem, ani przed
Katarzyn�. A oni taktownie
milczeli. Kt�rego� dnia, kiedy
przysz�a na g�r�, powita�y j�
przytomne oczy Jana. Zatrzyma�a
si� w drzwiach, nie wiedzia�a,
co pami�ta� z przesz�o
dwutygodniowej maligny, czy
dociera�o do niego to, kto przy
nim jest, co m�wi, jak si�
zachowuje. Ewelina z pewno�ci�
zachowywa�a si� jak szalona...
- Jak si� pan czuje? - spyta�a
zmieszana.
Milcz�c patrzy� jej w oczy.
Wolno, bardzo wolno podesz�a do
��ka, a on wyci�gn�� w jej
stron� r�k�. Byli nagle blisko
siebie, obejmowa�a r�koma jego
g�ow�. Dotyk jego warg by�
elektryzuj�cy, wszystko w niej
dr�a�o z niepokoju i szcz�cia.
Rozbiera� j� jedn� r�k�,
poddawa�a si� temu, uwa�aj�c, by
nie sprawi� mu b�lu. Wsun�a si�
pod ko�dr�. To cia�o obok niej
by�o jak co� najdro�szego na
�wiecie, jak relikwia, gotowa
by�a si� do niego modli�. Dotyk
jego r�k by� jak szcz�cie, jak
co� niewyobra�alnego, co si�
w�a�nie stawa�o. Jan uni�s� si�
na boku, a potem wzi�� j� pod
siebie. Ich cia�a splot�y si� w
nierozerwalnym u�cisku,
pomiesza�y si� ich gor�czkowe
oddechy, s�owa, kt�rymi siebie
przywo�ywali. Ewelina uczy�a si�
fizycznej mi�o�ci do
m�czyzny...
Miasto by�o do�� rozleg�e,
po�o�one nier�wno, niekt�re
ulice pi�y si� w g�r�, inne
opada�y zakolami. Sta�y przy
nich drewniane domy, w�a�ciwie
wille z pi�knie rze�bionymi
gankami i okiennicami. Sprawia�o
wra�enie miejscowo�ci
letniskowej w niezbyt
sprzyjaj�cej porze. Po ulicach
hula� ostry wiatr, by�o bardzo
�lisko. Ewelina musia�a uwa�a�,
�eby nie upa�� i nie z�ama�
nogi. To by�aby w jej sytuacji
katastrofa. Na jednym z dom�w
zauwa�y�a tabliczk� z nazwiskiem
w�a�ciciela sklepiku. Nazywa�
si� H. Kaufmann. Jaki� Niemiec
albo �yd - przemkn�o jej przez
my�l, a poniewa� o wiele lepiej
zna�a niemiecki ni� rosyjski,
postanowi�a tam wst�pi�. Powita�
j� pot�ny m�czyzna o rozleg�ej
klatce piersiowej i
nieproporcjonalnie ma�ej g�owie.
Mia� spor� �ysin�, jasny zarost
na twarzy i bardzo niebieskie
oczy. Wi�c jednak Niemiec.
- Witam wasz� wielmo�no�� -
sk�oni� si� za lad�. - Od razu
czu� dam� na kilometr. Perfumy z
Francji rodem, nie myl� si�?
- Nie myli si� pan -
u�miechn�a si� Ewelina.
- W�a�nie, u mnie tak
wytwornych rzeczy nie ma, ale
mo�na znale�� co� ciekawego. Jak
si� umie szuka�...
- W�a�ciwie nie wiem, co
mog�oby mi si� przyda�. Mo�e
jaki� upominek dla... starszego
pana.
- Starszy pan... Mog�aby
wielmo�na pani wyra�a� si�
ja�niej?
- Lat sze��dziesi�t.
- W dobrej kondycji
zdrowotnej? - wypytywa�
sprzedawca.
- My�l�, �e tak. Mo�e
kupi�abym fajk�.
- �wietnie - ucieszy� si�. -
Mam du�y wyb�r fajek.
Si�gn�� za siebie, k�ad�c
potem na ladzie fajki r�nego
kroju i zabarwienia. Wida� by�o,
�e nie wszystkie s� z tego
samego drewna. Ewelina
spogl�da�a na nie bezradnie.
- A kt�r� by mi pan poleca�?
Sklepikarz zrobi� zafrasowan�
min�.
- No c�, wybra� fajk� to jak
wybra� narzeczon�, z kt�r�
chcia�oby si� sp�dzi� ca�e
�ycie... a to nale�a�oby czyni�
osobi�cie, ale skoro narzeczona
ju� jest, spr�bujemy dobra� do
niej fajk� - u�miechn�� si�
chytrze. - My�l�, �e najlepsza
by�aby ta - wskaza� na le��c�
po�rodku, ciemnowi�niow�, o
szczeg�lnie fantazyjnie wygi�tej
szyjce.
Ewelina wzi�a j� do r�ki,
obejrza�a ze wszystkich stron.
- Podoba mi si� - rzek�a.
M�czyzna u�miechn�� si�.
- Przy fajce to rzecz
najmniejsza. Wa�ne jest, jak
smakuje, a ta, zapewniam pani�,
ma smak boski.
Ewelina kupi�a jeszcze kilka
drobiazg�w, mi�dzy innymi
czajniczek do herbaty. O ma�y
w�os nie kupi�a tak�e samowara
do tego czajniczka, bo
sprzedawca posiada� szczeg�lny
dar przekonywania. Powstrzymywa�
j� tylko wyj�tkowy brak miejsca
w baga�ach.
Wydawa� by si� mog�o, �e �ycie
dojdzie do jakiego� punktu i
musi si� zatrzyma�, a ono toczy
si� dalej, chocia� przeczy to
wszystkim prawom ludzkiego
rozs�dku. Ot, chocia�by i ja,
cz�owiek ju� niem�ody, znalaz�em
si� nagle tysi�ce wiorst od
domu, od tego wszystkiego, co
nadawa�o moim poczynaniom sens.
Pozbawiony widoku �ony, dzieci.
A jednak i tutaj uda�o mi si�
dzie� z noc� pozlepia�, znale��
jakie� nici, kt�re by chocia� w
cz�ci potrafi�y to sito we mnie
powi�za�. Ju� i umarli tak
cz�sto nie zagl�daj� do mojej
izby. Gdym tak le�a� pod
�wierkiem, o par� krok�w ode
mnie dzicz kozacka twarze moich
przyjaci� masakrowa�a, by ich w
razie odnalezienia rodziny nie
rozpozna�y. A potem do do�u ich
wrzucali, jak popad�o, pod
ramiona, za nogi. I ziemi�
ubijali, �eby �lad �aden nie
zosta�. Nikt si� za nami nie
uj��, zawsze byli�my sami.
Sprawa polityk�w r�ne
przymierza zawi�zywa�, ale wida�
nigdy dobrych m��w stanu nie
mieli�my, zawsze przegrywali
przy stole to, co wywalczyli�my
w polu.
Tyle razy powtarza�a w
my�lach, co powie Cyprianowi,
ale kiedy go w ko�cu zobaczy�a,
s�owa stan�y jej w gardle.
Przywita�a si� z nim, ci�gle jak
�ona. I jak �ona zauwa�y�a, �e
bardzo zmizernia�, posiwia�.
Plecy mu si� pochyli�y.
- Zmarz�a�? - spyta�.
- Nie, kwater� mia�am dobr�.
Ludzie bardzo tutaj �yczliwi...
w drodze wydawa�o mi si�, �e
b�dzie gorzej...
- Ja te� my�la�em, �e b�dzie
gorzej. Nie s�dzi�em te�, �e do
mnie przyjedziesz. Odradza�em ci
nawet taki pomys�, cho� wiem, �e
m�g� ci posta� w g�owie...
- Nie do ciebie przyjecha�am,
Cyprianie - rzek�a cicho.
Przez chwil� wydawa�o jej si�,
�e nie zrozumia�, ale powoli
jego twarz zacz�a zmienia�
wyraz. Twarz Cypriana zapada�a
si�, stawa�a si� p�aska. To j�
przerazi�o.
- Co ci jest? - spyta�a,
ujmuj�c go za r�k�.
Patrzy� na ni�. Ewelina
si�gn�a do kieszeni i wyj�a
stamt�d fajk� i paczk� tytoniu.
Poda�a mu.
- To dla ciebie - rzek�a
zmienionym g�osem.
Pokiwa� g�ow�, uwa�nie
ogl�daj�c fajk�, jakby co�
takiego widzia� po raz pierwszy
w �yciu
- Co w domu? - spyta�.
- Dobrze - odrzek�a
prze�ykaj�c �lin�. - Mania
urodzi�a c�reczk�. Obie s�
zdrowe, ale Henryk ci�gle w
areszcie, nie wypu�cili go nawet
na po��g �ony...
- On? - zdziwi� si� Cyprian. -
Przecie� do niczego si� nie
miesza�.
- Im wystarczy, �e kto� jest
Polakiem.
Zapad�a cisza. Ewelina poczu�a
si� nagle bezradna wobec
sytuacji, kt�rej w �aden spos�b
nie potrafi�a sprosta�.
Przejecha�a tyle kilometr�w po
to, by zmieni� swoje �ycie, a
ono w �aden spos�b zmieni� si�
nie dawa�o. Na ko�cu tej drogi
spotka�a Cypriana.
- Ewelino - powiedzia� cicho -
jeste� moj� jedyn� nadziej�.
�zy nap�yn�y jej pod powieki.
Jak odej��, jak pozostawi�
m�czyzn�, kt�ry przez tyle lat
by� jej m�em, teraz o wygl�dzie
starca. Przecie� to by�oby zbyt
okrutne. Ale ju� raz zrobi�a mu
z siebie prezent, nie mo�e
uczyni� tego po raz drugi. Mo�na
udawa� mi�o��, ale nie mo�na
udawa�, �e si� jej nie czuje.
Wszystkie my�li Eweliny,
wszystkie jej t�sknoty by�y
skierowane w stron� Jana. By�a
ju� tak blisko, czy powinna
rezygnowa�, w�a�nie teraz.
- Cyprianie - powiedzia�a
wreszcie - ja ju� nie umia�abym
by� z tob�.
- By�a� ze mn� dwadzie�cia
lat.
- Ale wtedy by�am kim� innym.
Ja... kocham innego m�czyzn�.
Cyprian podszed� do okna,
widzia�a jego plecy. To by�
moment, kiedy mog�a wyj��. A
jednak sta�a jak wmurowana w
pod�og�. Co� jeszcze powinna
powiedzie�, co� wyja�ni�. Ale
ka�de s�owo, kt�re teraz pad�oby
mi�dzy nimi, by�oby zbyt
okrutne.
- Wybacz mi - odrzek�a cicho.
Potem odwr�ci�a si� i wysz�a.
Wo�nica czeka� przy saniach
za�adowanych jej kuframi.
Wsiadaj�c pomy�la�a, �e w �yciu
niczego nie mo�na by� pewnym.
�adna decyzja nie mo�e przeci��
gromadz�cych si� w�tpliwo�ci.
Gdyby wiedzia�a o tym na
pocz�tku swojej d�ugiej podr�y,
by� mo�e zabrak�oby jej odwagi.
Teraz musia�a i�� dalej swoj�
drog�.
Wst�powa�a po kr�tych
drewnianych schodach na poddasze
syberyjskiej chaty, czuj�c, jak
gwa�townie bije jej serce.
Jeszcze tylko kilka stopni i
b�d� drzwi, a za nimi ten jedyny
na �wiecie cz�owiek. To dla
niego jednym ci�ciem oddzieli�a
si� od swojej przesz�o�ci,
wiedzia�a, �e ju� nigdy nie
b�dzie mog�a wr�ci�. To, czym
�y�a do tej pory, by�o dla niej
na zawsze stracone. Uj�a za
klamk�.
Jan siedzia� przy stole, mia�
na sobie bia�� rozpi�t� pod
szyj� koszul� i futrzany serdak.
Wygl�da� tak m�odo, �e Ewelina
odczu�a nag�y zam�t. M�odo��
Jana zawsze by�a przeciwko niej,
ale w tej chwili powitania
wydawa�a si� czym� szczeg�lnie
okrutnym, jakby rodzajem
trucizny, kt�ra w ko�cu j�
zniszczy. S�owa uwi�z�y jej w
gardle. Patrzy�a na niego przez
�zy. Podni�s� si� zza sto�u.
Zobaczy�a, �e ma dziwne buty na
nogach, jakby �apcie przewi�zane
rzemieniem. Nagle rzucili si� w
swoj� stron�. Ewelina c