1976
Szczegóły |
Tytuł |
1976 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1976 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1976 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1976 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Tytu�: "Krokodyl z kraju Karoliny"
Autor: Joanna Chmielewska
Tom
Ca�o�� w tomach
Zak�ad Wydawnictw i Nagra�
Polski Zwi�zek Niewidomych
Warszawa 1990
T�oczono pismem punktowym
dla niewidomych
w Drukarni PZN,
Warszawa, ul. Konwiktorska 9
Pap. kart. 140 g kl. III_B�1
Przedruk z wydawnictwa:
"Alfa",
Warszawa 1989
Pisa� J. Podstawka
Korekty dokona�y
U. Maksimowicz
i B. Krajewska
W pierwszej chwili,
bezpo�rednio po powrocie, nie
zauwa�y�am nic niezwyk�ego.
Alicja by�a jak zwykle
roztargniona, jak zwykle
�yczliwa i jak zwykle mia�a ma�o
czasu. Ja te� mia�am ma�o czasu,
bo musia�am odwiedzi� wszystkich
znajomych i przyjaci� nie
widzianych od roku, wytarza� si�
na �onie st�sknionej rodziny i
nie w g�owie mi by�o jakie�
subtelne wnikanie w jej sprawy,
ku czemu zreszt� nie widzia�am
�adnych powod�w. Troch� mnie
dziwi� tylko jej brak
zainteresowania w�asnym,
zamierzonym zwi�zkiem
ma��e�skim, napotykaj�cym
nieprzewidziane wcze�niej
przeszkody i oddalaj�cym si� w
mglist� i nie sprecyzowan�
przysz�o��. S�dzi�am jednak, �e
mo�e si� po prostu rozmy�li�a i
nawet cieszy j� mo�no��
unikni�cia na razie
matrymonialnych wi�z�w, do
kt�rych nigdy nie mia�a
szczeg�lnego nabo�e�stwa.
Przywioz�am jej niezbyt dobre
wiadomo�ci na ten temat i sama
by�am nimi troch� zmartwiona,
Gunnar robi� takie wra�enie,
jakby si� chcia� rozmy�li�, ale
Alicja wys�ucha�a wszystkiego
bez zbytniego przej�cia. Robi�a
wra�enie, jakby my�la�a o czym�
innym.
Dopiero po blisko dw�ch
tygodniach pu�ci�a nieco farby.
Przysz�a do mnie z wizyt� po raz
pierwszy od mojego powrotu i
ogl�da�a w �azience przywiezion�
przeze mnie przepi�kn� now�
muszl� klozetow�, starannie
dobran� kolorem do istniej�cego
wn�trza. Pochwali�a wyb�r i
powiedzia�a, �e do tych
instalacji musz� sprowadzi�
dobrego stolarza, co mnie nie
zdziwi�o, bo wiedzia�am, �e ma
na my�li hydraulika.
- Jestem zdenerwowana - doda�a
natychmiast potem, patrz�c w
zamy�leniu na zielony, l�ni�cy
nowo�ci� sedes.
- Czym? - zainteresowa�am si�,
porzucaj�c my�l o umywalni,
kt�r� r�wnie� powinnam by�a
kupi� jako pendant do sedesu i
nie wiem, dlaczego tego nie
zrobi�am. Zdaje si�, �e to
wszystko razem nie chcia�o mi
si� ju� zmie�ci� w samochodzie.
Alicja oderwa�a oko od
urz�dze� sanitarnych i celem
zbagatelizowania wypowiedzi
uda�a, �e si� �mieje, co
wygl�da�o mniej wi�cej tak,
jakby warcza�a na co�, ze
wstr�tem szczerz�c z�by. Potem
spowa�nia�a i westchn�a.
- Nie masz przypadkiem tego
twojego lekarstwa? - spyta�a. -
Mam wra�enie, �e by mi dobrze
zrobi�o.
- Mam, oczywi�cie. Mog� ci da�
nawet ca�� butelk�, bo mam dwie.
Zanim zd��� to wypi�, to mi i
tak zaple�nieje, bo jako�
ostatnio nie widz� powod�w do
uspokajania si�.
Wyj�am butelk� z szafki w
�azience i wr�czy�am jej. Alicja
odkorkowa�a, pow�cha�a i
chlapn�a sobie zdrowo. Po czym
odstawi�a butelk� na umywalni�,
natychmiast o niej zapominaj�c.
- Rzeczywi�cie, to jest
rzadkie �wi�stwo - zauwa�y�a i
napi�a si� troch� wody.
- W�� j� od razu do torby, bo
potem zostawisz - powiedzia�am.
Zakorkowa�am butelk� bardzo
porz�dnie, zapakowa�am w
nylonow� torebk� i w�o�y�am jej
do torby, nie przypuszczaj�c
nawet, �e czyni� to wszystko na
w�asn� zgub�.
- Czym jeste� zdenerwowana? -
doda�am z zaciekawieniem ju� w
pokoju.
By�y�my same w domu, bo
Diabe�, m�j najdro�szy
m�czyzna, pojecha� po
czwartego do bryd�a. Lada chwila
mieli wr�ci�. Alicja zapali�a
papierosa, wrzuci�a zapa�k� do
fili�anki z kaw� i popatrzy�a w
okno.
- Boj� si� - powiedzia�a
bardzo powa�nie, tonem pe�nym
niesmaku.
- Czego?!
- Nie wiem. Trudno okre�li�.
Zreszt� nie wiem, mo�e mi si�
tylko zdaje. Jestem
zdenerwowana.
- Mo�e masz chandr�?
- Chandr�? Chyba nie. Nie,
chandry u siebie nie zauwa�y�am.
- No to co ci� gryzie? Masz
zmartwienia? Nie masz pieni�dzy?
- Mam pieni�dze i nie mam
zmartwie�. Jestem zdenerwowana.
- Mo�e �lubem?... -
powiedzia�am niepewnie po chwili
namys�u.
- Czyim �lubem? - zaciekawi�a
si� Alicja.
- Twoim, na lito�� bosk�!
- A, moim. Nie, sk�d. Na razie
przecie� jeszcze nie bior�
�lubu. Nie wiem, mo�e ja
przesadzam?
- Na pewno przesadzasz. Ka�dy
przesadza, jak jest
zdenerwowany, robi si� od tego
jeszcze bardziej zdenerwowany i
w ten spos�b popada w b��dne
ko�o. Mo�e sobie sprecyzuj
aktualny stan rzeczy na pi�mie?
Mam na my�li nasz spos�b na
chandr�.
Z dawien dawna ju� mia�y�my
opracowany znakomity spos�b na
chandr�. Polega on na tym, �e
nale�y sobie na kawa�ku papieru,
najlepiej w kratk�, w dw�ch
rubrykach, w punktach, zapisa�
wszystkie rzeczy z�e i wszystkie
rzeczy dobre. Wydarzenia ju�
zaistnia�e i przewidywane,
kl�ski trwa�e i sporadyczne,
objawy powodzenia, nieszcz�cia
i korzy�ci moralne i materialne,
fakty i wyobra�enia, w og�le
wszystko, co nas aktualnie
dotyczy. Je�eli ilo�� punkt�w w
rubryce "z�e" przewy�sza ilo��
punkt�w w rubryce "dobre", co
si� zreszt� zdarza nagminnie,
nale�y do�o�y� trzeci� rubryk� i
w niej wypisa� sobie r�wnolegle
sposoby zaradzenia z�u. Pomaga
jak r�k� odj��!
Kiedy�, w m�odych latach, jako
nieszcz�cia mia�am mi�dzy
innymi napisane jedno pod
drugim: 1. Nie mam fatyganta. 2.
Zgubi�am grzebie�. W rubryce
"jak zaradzi�" sta�o r�wnolegle:
"kupi� nowy!" - My�l
niew�tpliwie nader pocieszaj�ca,
acz jedynie w odniesieniu do
grzebienia.
W latach znacznie p�niejszych
zanotowa�am tragiczn�
informacj�: "Zgin�� plan
zagospodarowania terenu!" Obok
widnia�o beztroskie zdanie: "No
to co mnie to obchodzi? Nie ja
zgubi�am".
W przewidywaniach nie mia�am
zbyt wielkich osi�gni��,
wypisa�am sobie bowiem swymi
czasy wszystkie okropno�ci,
jakie tylko mog�y mi si�
przytrafi�, profilaktycznie
wyszukuj�c na nie antidotum, nie
przysz�o mi do g�owy tylko
jedno, a mianowicie, �e moje
dziecko podpali mieszkanie, co
te� istotnie nast�pi�o.
Alicja przed kilku laty w�r�d
innych nieszcz�� uwidoczni�a
wyznanie: "Zal�g�y mi si� mole".
Po d�ugim namy�le rad�
znalaz�y�my tylko jedn�:
"Pokocha�!" Rada okaza�a si�
s�uszna, w kr�tki czas potem
Alicja przyzna�a si�, �e do
swoich moli zaczyna �ywi� coraz
wi�ksz� sympati�, �r� bowiem
wy��cznie stare rzeczy, nie
tykaj�c nowych. Widocznie mole,
szlachetne zwierz�tka, na
sympati� r�wnie� odpowiedzia�y
�yczliwo�ci�.
Teraz jednak odm�wi�a
wykonania owego spisu rzeczy.
Zapali�a trzeciego papierosa,
zostawiaj�c na popielniczce dwa
poprzednie, ledwo napocz�te.
- Boj� si� - powt�rzy�a
stanowczo.
Przygl�da�am si� jej z lekk�
dezaprobat�. Podejrzewa�am, �e
nie znane mi przyczyny owego
tajemniczego l�ku s� wy��cznie
wytworem jej imaginacji.
Niemniej jednak rzeczywi�cie
robi�a wra�enie zdenerwowanej i
zaabsorbowanej jakim� jednym
tematem, w przeciwie�stwie do
zwyk�ego stanu rzeczy, kiedy
by�a zaabsorbowana tysi�cem
r�nych temat�w jednocze�nie.
Co� jej si� wid� musia�o
wyra�nie wybi� na pierwszy plan,
ale zupe�nie nie wiedzia�am co.
Mo�e nie tyle zlekcewa�y�am jej
stan, ile nie potraktowa�am go
wystarczaj�co powa�nie i przez
d�ugie tygodnie potem nie mog�am
sobie tego darowa�. To, co o
sobie p�niej w zwi�zku z tym
my�la�am, nie nadaje si� do
powt�rzenia w przyzwoitym
towarzystwie.
Na razie nie dowiedzia�am si�
niczego wi�cej, bo wr�ci� Diabe�
z Jank� i przyst�pili�my do
rozrywek w liczniejszym gronie,
a po bryd�u to on odwi�z� je
obie, a nie ja.
W dwa dni potem spotka�am
Alicj� na ulicy. Macha�a r�kami
na wszystkie bez wyboru
przeje�d�aj�ce pojazdy
mechaniczne. Jecha�am
volkswagenem Diab�a, cudownym
samochodem, z kt�rym wszystko
mo�na zrobi�, i widz�c j�
natychmiast zwolni�am. Ucieszy�a
si� na m�j widok nadzwyczajnie.
- S�uchaj, zawie� mnie, je�li
mo�esz! - zawo�a�a. - Mam
dos�ownie dwie minuty!
- Dobrze, prosz� ci� bardzo.
Do domu? - spyta�am i ruszy�am w
stron� Mokotowa.
- Nie, przeciwnie, na Stare
Miasto!
- O Bo�e! - powiedzia�am,
hamuj�c gwa�townie, �eby zd��y�
zawr�ci� przy wylocie
Sienkiewicza. Wylot Sienkiewicza
brzmi mo�e nieco dziwnie, ale
nic nie poradz�, �e to by�o
akurat to miejsce. - M�w�e od
razu! Gdzie na Stare Miasto?
- Zaraz - odpar�a Alicja,
ogl�daj�c si� do ty�u. - Nie
wiem, nie pami�tam, poka�� ci
palcem. S�uchaj - doda�a po
chwili - czy mo�esz co� zrobi�,
�eby ten samoch�d nas
wyprzedzi�? Ten granatowy opel,
co jedzie za nami?
- Mog�, oczywi�cie - odpar�am
z rezygnacj�, obserwuj�c w
lusterku sytuacj� z ty�u. -
Zdawa�o mi si�, �e ci si�
spieszy?
- Spieszy mi si�, ale, by�
mo�e, mam awersj� do granatowych
opl�w. Czy opli...? Wola�abym...
Zwolni�am zaraz za Kr�lewsk� i
zjecha�am w prawo, nie
wyrzucaj�c kierunkowskazu dla
zmylenia przeciwnika. Dla Alicji
by�am gotowa narazi� si� nawet
na mandat. Granatowy opel
wyprzedzi� nas i przez moment
mia�am wra�enie, �e profil jego
kierowcy ju� kiedy� gdzie�
widzia�am.
- Je�eli on skr�ci w
Senatorsk�, to ty jed� prosto, a
je�eli on pojedzie prosto, to ty
skr�� - poleci�a mi Alicja.
Zamierza�am si� zastosowa� do
jej �ycze�, ale nic z tego nie
wysz�o, bo opel zrobi� to samo
co ja. Zjecha� w prawo i zwolni�
tu� przed Senatorsk� tak bardzo,
�e musia�am go wyprzedzi�.
- Cholera - powiedzia�a
Alicja.
Nie wnikaj�c na razie w
przyczyny jej wstr�tu do, b�d�
co b�d�, zupe�nie �adnego
samochodu i w og�le nie
zastanawiaj�c si�, zrobi�am co�
ca�kowicie sprzecznego z
przepisami ruchu. Tego ju� opel
po mnie w �aden spos�b nie m�g�
powt�rzy�. Znajdowa�am si� na
�rodkowym pasie. Cudowny
volkswagen niemal w miejscu
skr�ci� w lewo, z imponuj�cym
zrywem dmuchn�� tu� przed nosem
nadje�d�aj�cych samochod�w i
pojecha� z powrotem, wepchn�wszy
si� w jedyn� luk� mi�dzy
nieprzerwanym sznurem, jad�cym
od strony trasy W_z. Milicjanta
nigdzie w pobli�u nie by�o
wida�.
- Bardzo dobrze - pochwali�a
mnie Alicja. - Co teraz zrobisz?
- Nie jestem pewna, czy s�u�ba
ruchu by�aby tego samego zdania
co ty. Nie wiem, o co ci
w�a�ciwie chodzi z tym oplem?
Chcesz jecha� za nim?
- Przeciwnie, chc� mu zej�� z
oczu - odpar�a stanowczo. -
Dziwnie cz�sto go ostatnio
widuj� i ju� mi si� znudzi�.
Jed� na Stare Miasto tak, �eby
go nie spotka�.
Pomy�la�am sobie, �e wobec
tego najlepiej b�dzie wr�ci� na
t� sam� drog�, bo przecie� opel
przy Senatorskiej wiekowa� nie
mo�e. Pomy�la�am te�, �e chyba
jednak Alicja ma obsesj�.
- Znasz tego faceta? -
spyta�am, przypominaj�c sobie
widziany gdzie� profil.
- Nie wiem - odpar�a Alicja
dziwnie. - Nie jestem pewna.
- Mam wra�enie, �e go kiedy�
gdzie� widzia�am. Nie wiesz
przypadkiem gdzie i kiedy?
- Mam nadziej�, �e go nie
widzia�a� nigdy w �yciu -
powiedzia�a po chwili milczenia
tonem zaskakuj�co powa�nym i
pe�nym napi�cia. I natychmiast,
zupe�nie innym, doda�a: -
S�uchaj, a mo�e by� mi jednak
odda�a moje s�owniki?
- O rany! - j�kn�am w
oszo�omieniu. - Alicja, czy ty
czasem nie przesadzasz w tych
skokach my�lowych? Chyba, �e ci
si� s�owniki skojarzy�y z
facetem? Gdzie teraz?
- Przejed� przez rynek i skr��
w lewo za Barbakanem. Nie zaraz,
w nast�pn�.
- Tam nie ma zakazu?
- Nie wiem, jak jest, to ja
wysi�d�.
- Dobrze, oddam ci s�owniki.
Przywioz� ci jutro. Nie,
pojutrze! Wieczorem. B�dziesz w
domu?
- Pewnie b�d�, zadzwo�
przedtem. Tu! Zatrzymaj si�, ja
sobie tu wysi�d�.
Zatrzyma�am si� pos�usznie,
nie wyja�niwszy kwestii faceta.
- Dzi�kuj� ci bardzo -
powiedzia�a Alicja wysiadaj�c. -
Nawet nie wiesz, jak� mi
przys�ug� odda�a�. Zadzwo�
pojutrze, cze��!
I oddali�a si�, id�c w
kierunku przeciwnym ni�
poprzednio jecha�y�my.
W tym wszystkim w�a�ciwie nie
by�o jeszcze nic dziwnego. Nie
po raz pierwszy Alicja
przejawia�a jakie� osobliwo�ci
post�powania. Nie po raz
pierwszy w �yciu te� by�a
zdenerwowana. Mia�a mo�e tym
razem powa�niejsze powody?
Granatowy opel?... Istotnie,
jecha�, to fakt, ale czy aby na
pewno za nami? Zgubi�y�my go tak
�atwo, chocia� mo�e to tylko
zas�uga zwrotnego, zrywnego
volkswagena? Nawet nie wiem,
jaki mia� numer... Co Alicja
robi�a, kiedy mnie nie by�o? W
tym, co o niej wiem, nie ma
niczego strasznego, niczego, co
mog�oby by� przyczyn�
powa�nych, uzasadnionych obaw.
Co�, o czym nie wiem?... Ten
�lub mia� si� odby� ju� kilka
miesi�cy temu, co go w�a�ciwie
odwlek�o? Gunnar by� ostatnio
jaki� wyra�nie niezadowolony,
jakby zniech�cony... I ten
profil, kt�ry chyba jednak na
pewno kiedy� widzia�am. Dlaczego
powiedzia�a: "mam nadziej�"?
My�la�am sobie o tym wszystkim
w spos�b mglisty i oderwany
wracaj�c do domu, a potem
zaj�am si� czym innym, bo
mia�am swoje prywatne k�opoty.
Zadzwoni�am do Alicji pojutrze,
ale nie by�o jej w domu.
Zadzwoni�am nast�pnego dnia i
zdziwi�am si�, s�ysz�c, jak
odnosi si� do mnie. Powita�a m�j
telefon tak, jak by�my si� nie
widzia�y co najmniej od pi�ciu
lat i jakby wszystkiego mog�a
si� spodziewa�, tylko nie tego,
�e zadzwoni�.
- Przyjd� koniecznie -
powiedzia�a mi�dzy innymi
rado�nie i zach�caj�co. - Musisz
zobaczy� moje mieszkanie po
odnowieniu!
Zbarania�am na to ju� do
reszty, bo ogl�da�am to jej
�wie�o odmalowane mieszkanie
zaraz po przyje�dzie, nie dalej
jak przed trzema tygodniami.
Uzna�am, �e chyba musi w tym co�
by�, bo niemo�liwe, �eby nagle
zapad�a na a� tak zaawansowan�
skleroz�. Nie wyja�niaj�c
w�tpliwo�ci, czy przypadkiem nie
bierze mnie za kogo� innego,
obieca�am wizyt� wieczorem i
wspomnia�am o s�ownikach.
- A, w�a�nie! - ucieszy�a si�
Alicja. - Wiedzia�am, �e mi jest
co� od ciebie potrzebne, ale
nie mog�am sobie przypomnie�,
co. Oczywi�cie, s�owniki! Od
si�dmej ju� b�d� na pewno w
domu!
Wobec tego przyjecha�am do
niej na wszelki wypadek po
�smej. Nie by�o w niej �ladu tej
beztroskiej rado�ci, jak�
demonstrowa�a przez telefon.
Wydawa�a si� znacznie mniej
roztargniona ni� zwykle,
skupiona i pe�na napi�cia.
- S�uchaj, boj� si� -
powiedzia�a cicho. - Boj� si�
jak cholera. Oczywi�cie
doskonale pami�tam, �e ju� u
mnie by�a�, ale musia�am co�
wymy�li�, �eby mie� pretekst dla
twojej wizyty. Zupe�nie
zapomnia�am o tych s�ownikach. A
propos, czy ty ich w og�le
u�ywasz?
- Nagminnie. Co prawda tylko
do lektury francuskich i
angielskich krymina��w, ale
akurat w�a�nie mam troch� do
czytania. Jakby� mi z�b wyrwa�a!
- Mo�esz je sobie zabra� z
powrotem przy nast�pnej wizycie.
Wcale mi nie s� potrzebne.
- Z �yw� rado�ci�, tylko nie
rozumiem, co ty m�wisz. Po
jakiego diab�a by� ci potrzebny
pretekst dla mojej wizyty? Nie
wolno ci� odwiedza� normalnie?
- Nie wiem. Boj� si�. Mam
wra�enie, �e kto� mnie bez
przerwy pilnuje. Nawet jestem
tego zupe�nie pewna.
Skrzywi�am si� i wzruszy�am
ramionami.
- No to co? - powiedzia�am z
niesmakiem. - Pope�niasz jakie�
przest�pstwa, kradniesz, chcesz
uciec z pieni�dzmi? Co ci� to
obchodzi, nawet je�li tak jest?
- Boj� si� - powt�rzy�a
Alicja. By�a wyra�nie
zdenerwowana. Nie mog�a
widocznie usiedzie� na miejscu,
bo podnios�a si� i przechodzi�a
na zmian� z jednego pokoju do
drugiego i z powrotem,
zatrzymuj�c si� przy r�nych
meblach. Nie maj�c ochoty lata�
za ni� w trakcie rozmowy,
przesun�am sobie fotel i
usiad�am w drzwiach, szerokich,
czteroskrzyd�owych drzwiach
otwartych na sta�e mi�dzy oboma
pokojami. Skrzyd�a drzwi by�y
nawet zastawione meblami, bo
Alicja, mieszkaj�c sama, nie
widzia�a powodu kiedykolwiek je
zamyka�.
- Czego si� boisz, do pioruna
ci�kiego? - spyta�am
niecierpliwie. - Przecie� chyba
masz jaki� pow�d?
Alicja zatrzyma�a si� przy
antycznej komodzie i zacz�a
przestawia� na niej r�ne
przedmioty.
- Obawiam si�, �e ja za du�o
wiem - powiedzia�a powoli i w
zamy�leniu.
Przyjrza�am si� jej i
zastanowi�am si� przez chwil�.
- Dobrze, powiedz cz�� tego,
co wiesz. B�d� si� ba�a razem z
tob�. Zawsze b�dzie ci troch�
ra�niej ba� si� w towarzystwie.
- Nie wyg�upiaj si�, ja si�
powa�nie boj�. Nie powiem ci, co
wiem, bo nie ma sensu ci� w to
wpl�tywa�. Ja wiem za du�o
przypadkiem. Pami�tasz, co ci
kiedy� m�wi�am? Wtedy, kiedy ci�
prosi�am, �eby� mi nie
przysy�a�a wszystkich list�w?
- Pami�tam. No? Nie by�o
�adnych list�w, z wyj�tkiem tego
od Solange. Chyba nie o to
chodzi?
- Nie, nie o to. Owszem, by�y
listy, ale inne. Nie przesz�y
przez ciebie.
- �adna strata, ja i tak nie
rozumiem tego j�zyka.
- Ca�e szcz�cie. Ja rozumiem.
Jeden z tych list�w trafi� do
mnie przypadkiem. Nie tu...
Zatrzyma�a si�, popatrzy�a na
mnie, ci�gle intensywnie
zamy�lona, potem przesz�a do
drugiego pokoju i dla odmiany
zacz�a obskubywa� p�atki z
go�dzik�w, stoj�cych na ma�ym
stoliku. Odwr�ci�am si� za ni�.
- No wi�c?
- Najgorsze jest to, �e nie
wiem, kt�rej strony powinnam
si� ba�. Chyba jednak tej, o
kt�rej za du�o wiem.
- A nie tej, kt�ra by chcia�a
wiedzie� tyle samo, co? -
zauwa�y�am bystrze. - Na twoim
miejscu chyba bym jednak posz�a
z kim� porozmawia�.
- Na pewno nie! - odpar�a
Alicja stanowczo. - To znaczy,
ty by� posz�a, ale ja nie. Nie
zapominaj, �e jeste�my r�nie
widziane. Poza tym mam swoje
powody...
Zostawi�a w spokoju go�dziki,
podesz�a do oszklonej szafy i
wyj�a z niej �wiece. Dwie
d�ugie, pi�kne, czerwone �wiece.
Zn�w odwr�ci�am si� w jej
kierunku i oko moje pad�o na
�cian� obok szafy, do kt�rej
dotychczas siedzia�am zwr�cona
ty�em.
- O! - powiedzia�am, nagle
ucieszona, nie wiadomo czemu. -
Alicja, widz�, �e lubisz
kontrasty jeszcze bardziej ni�
ja!
W �wie�o pomalowanej �cianie
tkwi� potwornej wielko�ci hak,
wystarczaj�cy chyba do
powieszenia mamuta. Z pewno�ci�
by wytrzyma�. Na haku, na
subtelnym czerwonym sznureczku
wisia�a para doskonale mi
znanych, czarnych kastaniet�w.
Samotny hak widzia�am ju�
poprzednio i oczekiwa�am
zawieszenia na nim lustra w
marmurowej ramie lub czego� w
tym rodzaju, a nie przedmiotu
wagi pi�ciu deka. Alicja
spojrza�a r�wnie� i roze�mia�a
si�.
- Tu wisia� przedtem ohydny
obraz, pami�tasz? Zas�ania�
dziur� w �cianie. Wyrzuci�am go
i zamierzam powiesi� co� innego,
ale na razie nic nie mam, a
skoro mam hak, to niech na nim
co� wisi. Co mi si� b�dzie hak
marnowa�. Czekaj, zrobi� kaw�.
Od�o�y�a na stolik wyj�te z
szafy �wiece i wyj�a z kolei
fili�anki. Patrzy�am na to z
�agodn� rezygnacj�, bo na
stoliku sta�y ju� dwie
fili�anki, wyj�te uprzednio.
- Alicja, opanuj si� -
powiedzia�am, wzdychaj�c. -
Przewidujesz nasze rozmno�enie
si� w ci�gu paru minut?
- A, rzeczywi�cie -
powiedzia�a Alicja i schowa�a
fili�anki na powr�t. - S�uchaj,
boj� si�. Jestem zdenerwowana.
Jestem potwornie zdenerwowana!
- A moje lekarstwo pijesz?
- Ju� mi niewiele zosta�o.
Owszem, pomaga, ale na kr�tko.
Przed snem pij� podw�jnie, bo
inaczej nie mog� spa� ze
zdenerwowania. Miewam koszmarne
sny. Jak si� budz�, to sobie
jeszcze poprawiam. Co ja mia�am
zrobi�?
- Kawy. Pewnie zamierza�a�
nastawi� wod�.
- O rany boskie! Przeciwnie!
Ju� si� pewnie wygotowa�a!
Nie lecia�am za ni� do kuchni,
tylko zamy�li�am si� na swoim
miejscu mi�dzy pokojami.
Wyobra�a�am sobie, �e powoli
zaczynam co� rozumie�. Jej sk�pe
wypowiedzi pozwoli�y mi wysnu�
sobie pewne domys�y i poczu�am,
jak w mojej duszy budzi si�
lekki niepok�j. Czy�by istotnie
Alicja wpakowa�a si� w jak��
kaba��? Jako� dziwnie powa�nie
zaczyna to wygl�da�...
Zapali�am papierosa i
obejrza�am si� szukaj�c
popielniczki, kt�r� znalaz�am
na male�kim stoliczku,
przysuni�tym tu� do skrzyd�a
drzwiowego. Pochyli�am si� ku
niej i z bliska przyjrza�am si�
futrynie. I futryna, i ramy
drzwi by�y nowe, z pi�knego,
surowego drewna, pomalowanego
przezroczystym, bezbarwnym
lakierem. Lubi� �adne, surowe
drewno i zawsze ciekawi mnie
rysunek s�oj�w. W zamy�leniu
popuka�am w nie lekko
paznokciem, przesun�am palcem
wzd�u� s�oj�w a� do s�ka i nagle
zobaczy�am ten s�k. Okr�g�y s�k,
otoczony owymi s�ojami, tak z
p� metra nad pod�og�.
Na chwil� zastyg�am z palcem
przy tym s�ku i co� mnie w nim
zastanowi�o. Ostatecznie wiem
przecie�, jak wygl�da s�k, nawet
lakierowany. Opu�ci�am fotel,
przykucn�am przy futrynie i
wytrzeszczy�am na� oczy,
przytykaj�c niemal nos do drewna
i przestaj�c oddycha�. To by�o
co� tak strasznie dziwnego i
niespodziewanego, �e w�a�ciwie w
og�le nie mog�am tego zrozumie�.
Doprawdy, �aden s�k nie miewa w
sobie takich element�w!...
Przez d�ug� chwil� tkwi�am tak
nieruchomo i bezmy�lnie,
wpatruj�c si� w ma�y kr��ek, a
potem poczu�am, jak mi si� robi
cholernie gor�co. W zestawieniu
z tym, co Alicja zd��y�a z siebie
wydusi�, w zestawieniu z
panuj�c� wok� niej atmosfer�
niepokoju i l�ku ten dziwny s�k
czyni� zgo�a wra�enie
przera�aj�ce! Potwierdza�
najgorsze obawy i najgorsze
przypuszczenia!
Umys� ruszy� mi nagle pe�n�
par� i w g�owie zakot�owa�o mi
sto tysi�cy r�nych my�li.
Uprzedzi� Alicj�... Ona chyba o
tym nie wie! Za wszelk� cen�
uprzedzi� j�, zanim zd��y
cokolwiek wi�cej powiedzie�!
Jak?! W kuchni...? Guzik, w
kuchni mo�e by� to samo! Diabli
wiedz�, co si� w tym mieszkaniu
znajduje i gdzie! Idiotka,
odnawia�a sobie!!!
Alicja wr�ci�a z dzbankiem
kawy. Usiad�am przy jej biurku i
na kawa�ku papieru napisa�am
nieforemnymi wo�ami: "Nic nie
m�w! R�b, co powiem! Dostosuj
si�!!!"
- Co ty robisz? - spyta�a
Alicja z zainteresowaniem.
- Rz�sa mi wlaz�a do oka -
odpar�am stanowczo, pokazuj�c
jej kartk�. - Czekaj, zaraz
wyd�ubi�.
Alicja przeczyta�a i spojrza�a
na mnie. W oczach mia�a dwa
wielkie, zaniepokojone znaki
zapytania. W przyp�ywie paniki
jeszcze przez chwil� nie
wiedzia�am, co zrobi� i jak to z
ni� za�atwi�. Nie mog�y�my
rozmawia� szeptem ani w
niesko�czono�� siedzie� w
milczeniu, bo zale�a�o mi na
tym, �eby nie by�o �adnych
�lad�w naszego zorientowania si�
w sytuacji. Chwyci�am drug�
kartk� papieru.
- Aha, gdzie masz te zdj�cia,
kt�re mi mia�a� pokaza�? -
spyta�am tonem, kt�ry mia� by�
beztrosko zaciekawiony. - Mo�e
by� je teraz znalaz�a?
- A, w�a�nie! - ucieszy�a si�
Alicja. By�a lepsza ode mnie, w
jej g�osie brzmia�o
najprawdziwsze, radosne
o�ywienie, dziwacznie
kontrastuj�ce z pe�n� napi�cia
twarz�. - Czekaj, zaraz
poszukam.
Sta�a nadal nieruchomo ko�o
mnie, wi�c gestem pokaza�am jej,
�e ma grzeba� w szufladach i
szele�ci� papierami.
Natychmiast zastosowa�a si� do
polecenia, wykazuj�c
nieprzeci�tn� inteligencj� i z
oczami utkwionymi w kartk�, na
kt�rej pisa�am, zacz�a
przewraca� biurko do g�ry
nogami. Od czasu do czasu
wydawa�a okrzyki w rodzaju: -
"Mo�e to to? Nie, nie to! S�!
Nie, nie ma! Gdzie ja je
w�o�y�am?"
W po�piechu, bazgrz�c okropnie,
wyk�ada�am w punktach
nast�puj�ce instrukcje:
1. Znalaz�a� co�.
Przypomnia�a� sobie piln�
robot�! Niech ja wyjd�!
2. Dialog! Ty - musz�
natychmiast zacz��! Ja - nie
odprowadzaj mnie, skocz� do
�azienki!
3. Troch� poszele�ci�!
4. Wychodzisz za mn� na
palcach!
5. Trzaskamy dzwiami od
�azienki, wychodzimy po cichu na
schody, tam ci powiem.
6. Wracaj�c spu�cisz wod�,
zrobisz ha�as, kran, trza�niesz
drzwiami.
Wychodzi�o to mo�e troch�
niejasno, ale liczy�am na
Alicj�, �e zrozumie. Wybuch�e
nagle podejrzenia zmusi�y mnie
do przesadnej ostro�no�ci.
Sprawa wygl�da niepi�knie.
Alicja ma racj�, �e si� boi. By�
mo�e, jej mieszkanie jest
obserwowane. By� mo�e, kto�
sobie policzy, jak d�ugo st�d
wychodzi�am. Trzeba stworzy�
wra�enie, �e wysz�am z pokoju od
razu i ca�y czas siedzia�am w
tej �azience, nie rozmawiaj�c
ju� z Alicj�. W �adnym wypadku
nie dopu�ci� do tego, �eby ten
ewentualny kto� domy�li� si�, �e
rozmawiamy na schodach! Schody
s� chyba niegro�ne...?
Poda�am Alicji kartk�, m�wi�c
r�wnocze�nie:
- A to, co trzymasz w r�ku?
To przecie� s� chyba te zdj�cia?
Alicja odruchowo spojrza�a na
trzymane w r�ku pude�ko z
pinezkami.
- A tak, rzeczywi�cie! -
ucieszy�a si� i r�wnie�
odruchowo wr�czy�a mi pude�ko...
- Masz, obejrzyj sobie.
Nie fatygowa�am si� ogl�daniem
pinezek, z natury raczej ma�o
atrakcyjnych, i nawet niczym
nie szele�ci�am, rozs�dnie
uznawszy, �e zwyk�e zdj�cia na
og� nie wywo�uj� efekt�w
akustycznych. Alicja przeczyta�a
kartk�, dopisa�a na ko�cu: "W
tej chwili?" i spojrza�a na mnie
pytaj�co.
Kiwn�am g�ow�, m�wi�c
r�wnocze�nie:
- A ta gruba baba ty�em, to
kto?
- Przyjaci�ka pana domu -
odpar�a Alicja bez namys�u. -
S�uchaj - doda�a niepewnie i z
zak�opotaniem: - Czekaj, zdaje
si�... Bo�e drogi!
- Co ci si� sta�o? - spyta�am
z rzekomym roztargnieniem. -
Bardzo dobrze tu wysz�a�.
- Gdzie wysz�am?! - j�kn�a
Alicja. - Aha! S�uchaj,
strasznie ci� przepraszam,
zupe�nie o tym zapomnia�am!
Okazuje si�, �e mam na jutro
rano zrobi� jeden obrazek.
Cholera ci�ka! W�a�ciwie na
dzisiaj, ale jak im oddam przed
�sm� rano, to jeszcze ujdzie.
Musz� si� natychmiast do tego
zabra�!
- Na lito�� bosk�, nie mog�a�
wcze�niej? - powiedzia�am z
dezaprobat�, zreszt� zupe�nie
szczer�, bo by�am zdania, �e
Alicja stanowczo za �agodnie
demonstruje wstrz�s, wywo�any
znalezieniem obrazka. Powinna
by�a rzuci� jakimi� bardziej
wyszukanymi kl�twami.
- Zapomnia�am! Przed chwil� to
znalaz�am, le�a� pod zj�ciami!
Naprawd� strasznie ci�
przepraszam!
- Ja chyba z tob� nied�ugo
zwariuj�. No trudno, r�b, zaraz
sobie p�jd�, tylko pozw�l mi to
obejrze� do ko�ca.
- Prosz� ci� bardzo, ale ja to
chyba ju� zaczn�. Cholernie du�o
roboty!
- A zaczynaj sobie. Nie
przejmuj si� mn�, mo�esz mnie
nie odprowadza� do drzwi,
trafi� i nic po drodze nie
ukradn�. Jak wiadomo, zwyczaj
odprowadzania go�ci wzi�� si�
nie tylko st�d, �e w starych
zamczyskach mogli zab��dzi�, ale
te� i z obaw gospodarzy, �e co�
r�bn� po drodze. Tylko jeszcze
sobie skocz� na chwil� do
�azienki. Nie masz nic przeciwko
temu?
- Nie mam nic przeciwko
niczemu, r�b, co chcesz!
- Bardzo �adne zdj�cia, masz,
tu ci k�ad�. No to cze��,
przyjemnych wysi�k�w! Zadzwo�
jutro, jak sko�czysz.
- Cze��, zadzwoni�. Dzi�kuj�
ci, przepraszam!
Ca�y dialog toczy�y�my siedz�c
nieruchomo naprzciwko siebie.
Alicja chwilami rzuca�a okiem na
napisan� przeze mnie kartk�,
zapewne celem zapami�tania
niezb�dnej kolejno�ci wydarze�.
Mia�a wci�� wyraz twarzy pe�en
napi�cia i znak zapytania w
oczach. Od�o�y�am na biurko
pude�ko z pinezkami, wsta�am
mo�liwie g�o�no, zabra�am
torebk�, przesz�am do
przedpokoju, otworzy�am drzwi do
�azienki i zaczeka�am, a� Alicja
bezszelestnie otworzy drzwi
wyj�ciowe. Trzasn�am drzwiami
od �azienki i na palcach wysz�am
za ni� na schody.
- No? - spyta�a z niepokojem.
Usiad�y�my na najwy�szym
stopniu.
- W futrynie drzwiowej masz
mikrofon - powiedzia�am szeptem.
- Wiedzia�a� o tym?
Alicja jakby na chwil�
przesta�a oddycha�.
- Nie - odpar�a r�wnie� cicho.
- Cholera ci�ka!
- Kto ci odnawia� mieszkanie?
- Rany boskie!...
Przez sekund� milcza�a,
patrz�c na mnie ze zmarszczonymi
brwiami, a wyraz niepokoju na
jej twarzy wzbogaci� si� o wyraz
ponurej nienawi�ci.
- Czekaj - powiedzia�a. -
Zaczynam cholernie du�o
rozumie�. Chyba sobie sama nie
dam rady. B�dziesz musia�a mi
pom�c.
- A co to si� w og�le dzieje?
- Chodz� za mn�. Je�d��.
Pilnuj� mnie. Ju� ci m�wi�am, za
du�o wiem. Boj� si� cholernie i
nie mog� si� do tego przyzna�.
Powiem ci wszystko...
Zawaha�a si� przez chwil� i
ci�gn�a dalej.
- Ale nie dzi�. Nie w tej
chwili. Musz� jeszcze co�
sprawdzi�, �eby mie� pewno��.
Ci�gle nie wiem, czy to nasi,
czy te� wr�cz przeciwnie, ale
my�l�, �e jednak przeciwnie. Mam
co�...
Zn�w si� zawaha�a.
- Mam co�...
- No co masz, u diab�a?!
- Wiem, gdzie to jest.
Chcia�abym im to odda�, to si�
mo�e odczepi�. Chyba nie wiedz�,
�e ja wiem, gdzie to jest. Nie
wiem, bardzo trudna sprawa.
S�uchaj, musimy si� jutro
spotka� w jakim� neutralnym
miejscu, gdzie nikt za nami nie
wejdzie.
- Dlaczego nie u mnie w domu?
- Lepiej, �eby nas w og�le nie
widziano razem. �eby nikomu nie
przysz�o do g�owy, �e ci co�
powiedzia�am. Prawd� m�wi�c,
boj� si� o ciebie.
- Zwariowa�a�?!
- Wiem, co m�wi� - o�wiadczy�a
Alicja stanowczo, patrz�c na
mnie dziwnie nieprzychylnie.
Zrezygnowa�am z oporu.
- Dobrze, jedyne miejsce,
gdzie nie wejdzie �aden facet,
je�eli chodz� za tob� faceci, to
damski wychodek. Babka klozetowa
go wyrzuci. Nic innego nie
przychodzi mi do g�owy.
Ewentualnie damska �a�nia.
- Bardzo dobrze, nie wiem,
gdzie jest �a�nia, ale mo�emy
si� spotka� w Europejskim na
dole, w tej kobylastej damskiej
toalecie. Wiesz kt�rej? Ko�o
kawiarni.
- Wiem. O kt�rej?
- Ja tam przyjd� o si�dmej, a
ty b�d� kwadrans wcze�niej i
czekaj na mnie ju� na dole.
- Rany boskie, kwadrans?!...
Dobrze, b�d� si� tapirowa�. A
kto ci odnawia� to mieszkanie,
bo to chyba na razie
najwa�niejsze?
- Zwyczajny malarz z
pomocnikiem. W�a�nie tego nie
rozumiem. To by� inny malarz.
- Jak to inny?
- Namawiano mnie na jednego
malarza, a ja wzi�am innego.
Sama go znalaz�am. Nie rozumiem.
- Kto ci� namawia�?
- Jutro ci powiem. Id� ju�, za
d�ugo tu siedzimy. Musz�
spokojnie pomy�le�.
- Napij si� lekarstwa i spu��
wod� w �azience. W Europejskim o
si�dmej. Cze��, trzymaj si� kupy!
- Cze��, dzi�kuj�!...
Alicja zn�w bezszelestnie
otworzy�a drzwi do mieszkania.
Zaczeka�am chwil�, a� us�ysza�am
ha�as w �azience i powt�rne
trza�ni�cie drzwiami, po czym
zesz�am na d�.
Nie wiem, o kt�rej godzinie
zadzwoni� telefon. W�a�nie
zasypia�am i by�am troch�
nieprzytomna.
- Nie �pisz? - powiedzia�a
Alicja. - S�uchaj, mam do ciebie
pro�b�. W razie gdyby mnie
trafi� nag�y szlag, przyjd�
koniecznie obejrze� moje zw�oki
przed wyprowadzeniem. B�dziesz
pami�ta�?
- Ur�n�a� si�?! Przecie�
mia�a� pracowa�!
- W�a�nie ca�y czas pracuj�.
Powa�nie m�wi�, b�dziesz mog�a?
Obejrze� moje zw�oki przed
wyprowadzeniem.
- Nie wiem, czy to b�dzie
atrakcyjny widok, ale skoro ci
zale�y...
- I jeszcze jedno. Zapami�taj
albo sobie zapisz. Po mojej
�mierci we� sobie to, czego
u�ywa�a� po naszej wizycie u
dobroczy�c�w, po tej whisky i
koniaku.
- Po wizycie u dobroczy�c�w
u�ywa�am jeszcze Soplicy...
- U�ywa�a�, nie chla�a�!
U�ywa�a�...
- �wi�ci pa�scy, czego ja
u�ywa�am?!
- ...tupi�c nogami.
- Alicja, masz kota?! Tupi�c
nogami...?!
- Przypomnij sobie. Dobranoc
- powiedzia�a Alicja stanowczo i
od�o�y�a s�uchawk�.
Wszystko to razem zdenerwowa�o
mnie wprawdzie mocno, ale nie do
tego stopnia, �ebym si� mia�a
rozbudzi�, oprzytomnie� i zacz��
zastanawia�. Chwilowo nie by�am
w stanie poj��, co mog�a mie�
na my�li. Uzna�am, �e jutro si�
dowiem, i zasn�am na powr�t z
mi�ym uczuciem oczekiwania na
rysuj�ce si� przede mn�
tajemnicze, atrakcyjne sensacje.
Przez trzy kwadranse czeka�am
w tym Europejskim spokojnie. O
wp� do dziewi�tej zacz�am si�
niecierpliwi�, zw�aszcza, �e
zabrak�o mi ju� czynno�ci, jakie
mog�am wykonywa� w damskiej
toalecie. Wysz�am na g�r� i
zadzwoni�am do Alicji bez
wielkich nadziei, �e si� odezwie.
Istotnie, w s�uchawce odezwa�a
si� nie Alicja, tylko jaki�
facet. Upewni�am si�, czy nie
pomy�ka, i poprosi�am pani�
Hansen.
- Kto m�wi? - spyta� na to
facet.
- Przyjaci�ka.
- Nazwisko pani!
- Chmielewska - powiedzia�am
odruchowo, zaskoczona dziwnym,
rozkazuj�cym tonem tego pytania.
C� to ma znaczy�? Alicja
wprowadza jakie� specjalne
�rodki ostro�no�ci?
- W jakiej sprawie? - spytano
po tamtej stronie nadal
rozkazuj�co.
Przesta�o mi si� to nagle
podoba�.
- Prosz� pana, ja chcia�am
m�wi� z pani� Hansen -
powiedzia�am na wszelki wypadek
bardzo uprzejmie, ale r�wnie
stanowczo. - Mo�e zechce pan j�
poprosi�.
- W jakiej sprawie chce pani
z ni� m�wi�?
Ju� si� rozp�dzi�am, �eby go o
tym informowa�. Kto to w og�le
jest?
- Prosz� pana, ja chc�
rozmawia� z moj� przyjaci�k�, a
nie z panem. Nie rozumiem, co
pan robi w jej mieszkaniu.
Prosz� j� poprosi� do telefonu,
je�eli jest w domu.
- Pani Hansen nie podejdzie do
telefonu. W jakiej sprawie pani
dzwoni?
A c� to za ba�wan z jak��
obsesj�! Sk�d go Alicja
wytrzasn�a? Nie dogadam si� z
nim, mo�e jej tam nie ma, mo�e
on si� tam w�ama�? Nic nie
rozumiem i za wszelk� cen�
musz� si� z ni� natychmiast
skontaktowa�!
Od�o�y�am s�uchawk� bez s�owa,
nie wdaj�c si� w dalsze
przekomarzania z facetem. Co
zrobi�? Jecha� do niej? Mo�e to
niedobrze? Mia�y�my si� nie
pokazywa� razem... Nie napadli
jej chyba bandyci, nie
odbieraliby telefon�w i to
jeszcze tak g�upio!
Coraz bardziej zaniepokojona
postanowi�am po namy�le
zadzwoni� do jej siostry, kt�ra
mieszka�a w tym samym domu
pi�tro ni�ej i mog�a co�
wiedzie�. Mog�a i�� na g�r� i
sprawdzi�. Zamierza�am mo�liwie
dyplomatycznie zainteresowa� j�
sytuacj�.
- Dzie� dobry pani -
powiedzia�am uprzejmie,
staraj�c si� nie okaza�
zdenerwowania. - Czy pani si�
nie orientuje, co tam si� dzieje
u Alicji? Nie mog� si� z ni�
dogada� przez telefon, zdaje
si�, �e tam s� jacy� ludzie...?
W s�uchawce przez chwil�
panowa�o milczenie, a potem
us�ysza�am nieoczekiwanie dziwny
d�wi�k. Siostra Alicji p�aka�a!
- Pani nic nie wie? - spyta�a
�a�osnym, zmienionym g�osem. -
Ju� si� pani z ni� nigdy nie
dogada. Alicja nie �yje! Zosta�a
zamordowana! Dzi� w nocy! Bo�e,
Bo�e! ...
Alicja nie �yje...
Przecie� to niemo�liwe. Alicja
nie �yje? Zosta�a
zamordowana...? Dzi� w nocy...!
Dobry Bo�e!!!
S�uchawka co� brz�cza�a, wi�c
od�o�y�am j� byle gdzie i
sta�am dalej oparta o lad�
szatni w Europejskim, wci�� nie
pojmuj�c tego idiotycznego
faktu, o kt�rym zosta�am przed
chwil� powiadomiona. Ja nie
chc�, ja sobie tego nie �ycz�,
ja si� nie zgadzam, �eby to by�a
prawda!!!
Alicja nie �yje... Dzi� w
nocy...
Dzi� w nocy dzwoni�a do mnie.
Kaza�a mi co� zapami�ta�! Co�
wa�nego! Prosi�a mnie o co�!
"...Obejrzyj moje zw�oki przed
wyprowadzeniem..."
Przez chwil� brzmia�y mi w
uszach tylko te s�owa, bez ma�a
jak d�wi�k tr�b na S�d
Ostateczny. Dziwaczna pro�ba
nabra�a nagle tragicznego
znaczenia. "Obejrzyj moje zw�oki
przed wyprowadzeniem..."
Mia�a przeczucie czy pewno��?
Co mog�a mie� na my�li? Chcia�a
czego� ode mnie i cokolwiek by
to by�o, musz� spe�ni� jej
�yczenie! Ba�a si� m�wi�
wyra�nie przez telefon, liczy�a
na to, �e si� domy�l�! "Obejrzyj
moje zw�oki..." Czy tu na pewno
chodzi�o o zw�oki? Przed
wyprowadzeniem... przed
wyprowadzeniem!... Chcia�a, �ebym
si� znalaz�a w jej mieszkaniu
jak najszybciej, natychmiast po
jej �mierci. Co� jest w jej
mieszkaniu... za wszelk� cen�
musz� si� tam dosta�! Jak?!
Milicja ju� tam jest i �ywego
ducha nie wpu�ci. Potem
mieszkanie zostanie zapewne
zaplombowane, zreszt�, co tam
potem, ja tam mam by� przed
wyprowadzeniem! To znaczy
jeszcze dzi�. To znaczy zaraz.
Jak?!... Milicja?...
Prawda, milicja!!!
Odzyska�am zdolno�� ruchu.
Jedyny cz�owiek, kt�ry m�g� mi w
tej sytuacji pom�c, to major.
Uroczy facet, szalenie
sympatyczny, pe�en zrozumienia
dla moich najdziwaczniejszych
pomys��w. Zna mnie i mo�e co�
zrobi...
Konieczno�� natychmiastowego
dzia�ania przywr�ci�a mi nieco
przytomno�ci umys�u. Na wstrz�sy
pozwol� sobie p�niej, teraz nie
ma czasu... Z gor�czkowym
po�piechem wyszarpn�am z
torebki kalendarz i zacz�am
kr�ci� numery.
Bez trudu, za pomoc�
niewinnego podst�pu dowiedzia�am
si� w Komendzie Miejskiej, �e
major jest w�a�nie w mieszkaniu
Alicji. Zadzwoni�am tam znowu i
poprosi�am go do telefonu.
Wiedzia�am, �e do niego nie mog�
si� wyg�upia� ani u�ywa�
podst�p�w, musz� wyzna�
przynajmniej cz�� prawdy,
dzi�ki czemu, by� mo�e, dojdzie
do wniosku...
- Panie majorze - powiedzia�am
- ja wiem, �e to sprzeczne z
wszelkimi przepisami, ale na
wszystko pana prosz�, niech mi
pan pozwoli tam przyj��! Alicja
by�a moj� najlepsz� przyjaci�k�
i prosi�a mnie o to kilka razy!
- O co pani� prosi�a?
- �ebym, w razie gdyby umar�a
niespodziewanie w domu,
przysz�a i spojrza�a ostatni raz
na jej zw�oki. Jeszcze w jej
w�asnym domu. Panie majorze,
Alicja zrobi�a dla mnie wi�cej
ni� ktokolwiek inny na ca�ym
�wiecie! Ja musz�!... Niech mi
pan patrzy na r�ce, niech mnie
pan zwi��e, zaknebluje, ale
niech mi pan pozwoli!!!
- Pani by�a jej przyjaci�k�?
D�ugo si� panie zna�y?
- Par� lat. Zaraz, niech si�
zastanowi�... Oko�o dziesi�ciu.
- Dobrze, niech pani przyjdzie
- powiedzia� major po chwili
milczenia.
- Dzi�kuj� panu, b�d� za pi��
minut!
Nie mia�am cienia w�tpliwo�ci
co do tego, �e dla majora jestem
z g�ry automatycznie podejrzana,
tak samo jak wszyscy inni ludzie
kontaktuj�cy si� z Alicj�. Z
pewno�ci� pozwoli� mi przyj��
tylko w nadziei, �e mo�e zrobi�
albo powiem co�, co naprowadzi
go na jaki� �lad. Mo�e b�d�
chcia�a schowa� albo zniszczy�
jaki� przedmiot? Na to zreszt�
w�a�nie liczy�am, na ow�
nadziej�, dzi�ki kt�rej udzieli�
mi pozwolenia. Na razie sama
jeszcze nie wiedzia�am, co tam
zrobi� i jak si� b�d� zachowywa�.
Niech�tnie wspominam jazd�
spod hotelu Europejskiego do
mieszkania Alicji na Mokotowie.
Osobom, kt�re �wie�o straci�y
najbli�szych przyjaci�, nie
powinno si� dawa� kierownicy do
r�ki.
Major uprzedzi� pilnuj�cych i
bez trudu dosta�am si� do
�rodka. Zatrzyma�am si� w
przedpokoju.
- Dzie� dobry pani -
powiedzia� uprzejmie. - Prosz�,
mo�e pani wej�� dalej. Sk�d pani
przyjaci�ce przyszed� do g�owy
taki dziwny pomys�, �eby pani
ogl�da�a jej zw�oki?
Westchn�am ci�ko.
Pr