1976

Szczegóły
Tytuł 1976
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1976 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1976 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1976 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Tytu�: "Krokodyl z kraju Karoliny" Autor: Joanna Chmielewska Tom Ca�o�� w tomach Zak�ad Wydawnictw i Nagra� Polski Zwi�zek Niewidomych Warszawa 1990 T�oczono pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni PZN, Warszawa, ul. Konwiktorska 9 Pap. kart. 140 g kl. III_B�1 Przedruk z wydawnictwa: "Alfa", Warszawa 1989 Pisa� J. Podstawka Korekty dokona�y U. Maksimowicz i B. Krajewska W pierwszej chwili, bezpo�rednio po powrocie, nie zauwa�y�am nic niezwyk�ego. Alicja by�a jak zwykle roztargniona, jak zwykle �yczliwa i jak zwykle mia�a ma�o czasu. Ja te� mia�am ma�o czasu, bo musia�am odwiedzi� wszystkich znajomych i przyjaci� nie widzianych od roku, wytarza� si� na �onie st�sknionej rodziny i nie w g�owie mi by�o jakie� subtelne wnikanie w jej sprawy, ku czemu zreszt� nie widzia�am �adnych powod�w. Troch� mnie dziwi� tylko jej brak zainteresowania w�asnym, zamierzonym zwi�zkiem ma��e�skim, napotykaj�cym nieprzewidziane wcze�niej przeszkody i oddalaj�cym si� w mglist� i nie sprecyzowan� przysz�o��. S�dzi�am jednak, �e mo�e si� po prostu rozmy�li�a i nawet cieszy j� mo�no�� unikni�cia na razie matrymonialnych wi�z�w, do kt�rych nigdy nie mia�a szczeg�lnego nabo�e�stwa. Przywioz�am jej niezbyt dobre wiadomo�ci na ten temat i sama by�am nimi troch� zmartwiona, Gunnar robi� takie wra�enie, jakby si� chcia� rozmy�li�, ale Alicja wys�ucha�a wszystkiego bez zbytniego przej�cia. Robi�a wra�enie, jakby my�la�a o czym� innym. Dopiero po blisko dw�ch tygodniach pu�ci�a nieco farby. Przysz�a do mnie z wizyt� po raz pierwszy od mojego powrotu i ogl�da�a w �azience przywiezion� przeze mnie przepi�kn� now� muszl� klozetow�, starannie dobran� kolorem do istniej�cego wn�trza. Pochwali�a wyb�r i powiedzia�a, �e do tych instalacji musz� sprowadzi� dobrego stolarza, co mnie nie zdziwi�o, bo wiedzia�am, �e ma na my�li hydraulika. - Jestem zdenerwowana - doda�a natychmiast potem, patrz�c w zamy�leniu na zielony, l�ni�cy nowo�ci� sedes. - Czym? - zainteresowa�am si�, porzucaj�c my�l o umywalni, kt�r� r�wnie� powinnam by�a kupi� jako pendant do sedesu i nie wiem, dlaczego tego nie zrobi�am. Zdaje si�, �e to wszystko razem nie chcia�o mi si� ju� zmie�ci� w samochodzie. Alicja oderwa�a oko od urz�dze� sanitarnych i celem zbagatelizowania wypowiedzi uda�a, �e si� �mieje, co wygl�da�o mniej wi�cej tak, jakby warcza�a na co�, ze wstr�tem szczerz�c z�by. Potem spowa�nia�a i westchn�a. - Nie masz przypadkiem tego twojego lekarstwa? - spyta�a. - Mam wra�enie, �e by mi dobrze zrobi�o. - Mam, oczywi�cie. Mog� ci da� nawet ca�� butelk�, bo mam dwie. Zanim zd��� to wypi�, to mi i tak zaple�nieje, bo jako� ostatnio nie widz� powod�w do uspokajania si�. Wyj�am butelk� z szafki w �azience i wr�czy�am jej. Alicja odkorkowa�a, pow�cha�a i chlapn�a sobie zdrowo. Po czym odstawi�a butelk� na umywalni�, natychmiast o niej zapominaj�c. - Rzeczywi�cie, to jest rzadkie �wi�stwo - zauwa�y�a i napi�a si� troch� wody. - W�� j� od razu do torby, bo potem zostawisz - powiedzia�am. Zakorkowa�am butelk� bardzo porz�dnie, zapakowa�am w nylonow� torebk� i w�o�y�am jej do torby, nie przypuszczaj�c nawet, �e czyni� to wszystko na w�asn� zgub�. - Czym jeste� zdenerwowana? - doda�am z zaciekawieniem ju� w pokoju. By�y�my same w domu, bo Diabe�, m�j najdro�szy m�czyzna, pojecha� po czwartego do bryd�a. Lada chwila mieli wr�ci�. Alicja zapali�a papierosa, wrzuci�a zapa�k� do fili�anki z kaw� i popatrzy�a w okno. - Boj� si� - powiedzia�a bardzo powa�nie, tonem pe�nym niesmaku. - Czego?! - Nie wiem. Trudno okre�li�. Zreszt� nie wiem, mo�e mi si� tylko zdaje. Jestem zdenerwowana. - Mo�e masz chandr�? - Chandr�? Chyba nie. Nie, chandry u siebie nie zauwa�y�am. - No to co ci� gryzie? Masz zmartwienia? Nie masz pieni�dzy? - Mam pieni�dze i nie mam zmartwie�. Jestem zdenerwowana. - Mo�e �lubem?... - powiedzia�am niepewnie po chwili namys�u. - Czyim �lubem? - zaciekawi�a si� Alicja. - Twoim, na lito�� bosk�! - A, moim. Nie, sk�d. Na razie przecie� jeszcze nie bior� �lubu. Nie wiem, mo�e ja przesadzam? - Na pewno przesadzasz. Ka�dy przesadza, jak jest zdenerwowany, robi si� od tego jeszcze bardziej zdenerwowany i w ten spos�b popada w b��dne ko�o. Mo�e sobie sprecyzuj aktualny stan rzeczy na pi�mie? Mam na my�li nasz spos�b na chandr�. Z dawien dawna ju� mia�y�my opracowany znakomity spos�b na chandr�. Polega on na tym, �e nale�y sobie na kawa�ku papieru, najlepiej w kratk�, w dw�ch rubrykach, w punktach, zapisa� wszystkie rzeczy z�e i wszystkie rzeczy dobre. Wydarzenia ju� zaistnia�e i przewidywane, kl�ski trwa�e i sporadyczne, objawy powodzenia, nieszcz�cia i korzy�ci moralne i materialne, fakty i wyobra�enia, w og�le wszystko, co nas aktualnie dotyczy. Je�eli ilo�� punkt�w w rubryce "z�e" przewy�sza ilo�� punkt�w w rubryce "dobre", co si� zreszt� zdarza nagminnie, nale�y do�o�y� trzeci� rubryk� i w niej wypisa� sobie r�wnolegle sposoby zaradzenia z�u. Pomaga jak r�k� odj��! Kiedy�, w m�odych latach, jako nieszcz�cia mia�am mi�dzy innymi napisane jedno pod drugim: 1. Nie mam fatyganta. 2. Zgubi�am grzebie�. W rubryce "jak zaradzi�" sta�o r�wnolegle: "kupi� nowy!" - My�l niew�tpliwie nader pocieszaj�ca, acz jedynie w odniesieniu do grzebienia. W latach znacznie p�niejszych zanotowa�am tragiczn� informacj�: "Zgin�� plan zagospodarowania terenu!" Obok widnia�o beztroskie zdanie: "No to co mnie to obchodzi? Nie ja zgubi�am". W przewidywaniach nie mia�am zbyt wielkich osi�gni��, wypisa�am sobie bowiem swymi czasy wszystkie okropno�ci, jakie tylko mog�y mi si� przytrafi�, profilaktycznie wyszukuj�c na nie antidotum, nie przysz�o mi do g�owy tylko jedno, a mianowicie, �e moje dziecko podpali mieszkanie, co te� istotnie nast�pi�o. Alicja przed kilku laty w�r�d innych nieszcz�� uwidoczni�a wyznanie: "Zal�g�y mi si� mole". Po d�ugim namy�le rad� znalaz�y�my tylko jedn�: "Pokocha�!" Rada okaza�a si� s�uszna, w kr�tki czas potem Alicja przyzna�a si�, �e do swoich moli zaczyna �ywi� coraz wi�ksz� sympati�, �r� bowiem wy��cznie stare rzeczy, nie tykaj�c nowych. Widocznie mole, szlachetne zwierz�tka, na sympati� r�wnie� odpowiedzia�y �yczliwo�ci�. Teraz jednak odm�wi�a wykonania owego spisu rzeczy. Zapali�a trzeciego papierosa, zostawiaj�c na popielniczce dwa poprzednie, ledwo napocz�te. - Boj� si� - powt�rzy�a stanowczo. Przygl�da�am si� jej z lekk� dezaprobat�. Podejrzewa�am, �e nie znane mi przyczyny owego tajemniczego l�ku s� wy��cznie wytworem jej imaginacji. Niemniej jednak rzeczywi�cie robi�a wra�enie zdenerwowanej i zaabsorbowanej jakim� jednym tematem, w przeciwie�stwie do zwyk�ego stanu rzeczy, kiedy by�a zaabsorbowana tysi�cem r�nych temat�w jednocze�nie. Co� jej si� wid� musia�o wyra�nie wybi� na pierwszy plan, ale zupe�nie nie wiedzia�am co. Mo�e nie tyle zlekcewa�y�am jej stan, ile nie potraktowa�am go wystarczaj�co powa�nie i przez d�ugie tygodnie potem nie mog�am sobie tego darowa�. To, co o sobie p�niej w zwi�zku z tym my�la�am, nie nadaje si� do powt�rzenia w przyzwoitym towarzystwie. Na razie nie dowiedzia�am si� niczego wi�cej, bo wr�ci� Diabe� z Jank� i przyst�pili�my do rozrywek w liczniejszym gronie, a po bryd�u to on odwi�z� je obie, a nie ja. W dwa dni potem spotka�am Alicj� na ulicy. Macha�a r�kami na wszystkie bez wyboru przeje�d�aj�ce pojazdy mechaniczne. Jecha�am volkswagenem Diab�a, cudownym samochodem, z kt�rym wszystko mo�na zrobi�, i widz�c j� natychmiast zwolni�am. Ucieszy�a si� na m�j widok nadzwyczajnie. - S�uchaj, zawie� mnie, je�li mo�esz! - zawo�a�a. - Mam dos�ownie dwie minuty! - Dobrze, prosz� ci� bardzo. Do domu? - spyta�am i ruszy�am w stron� Mokotowa. - Nie, przeciwnie, na Stare Miasto! - O Bo�e! - powiedzia�am, hamuj�c gwa�townie, �eby zd��y� zawr�ci� przy wylocie Sienkiewicza. Wylot Sienkiewicza brzmi mo�e nieco dziwnie, ale nic nie poradz�, �e to by�o akurat to miejsce. - M�w�e od razu! Gdzie na Stare Miasto? - Zaraz - odpar�a Alicja, ogl�daj�c si� do ty�u. - Nie wiem, nie pami�tam, poka�� ci palcem. S�uchaj - doda�a po chwili - czy mo�esz co� zrobi�, �eby ten samoch�d nas wyprzedzi�? Ten granatowy opel, co jedzie za nami? - Mog�, oczywi�cie - odpar�am z rezygnacj�, obserwuj�c w lusterku sytuacj� z ty�u. - Zdawa�o mi si�, �e ci si� spieszy? - Spieszy mi si�, ale, by� mo�e, mam awersj� do granatowych opl�w. Czy opli...? Wola�abym... Zwolni�am zaraz za Kr�lewsk� i zjecha�am w prawo, nie wyrzucaj�c kierunkowskazu dla zmylenia przeciwnika. Dla Alicji by�am gotowa narazi� si� nawet na mandat. Granatowy opel wyprzedzi� nas i przez moment mia�am wra�enie, �e profil jego kierowcy ju� kiedy� gdzie� widzia�am. - Je�eli on skr�ci w Senatorsk�, to ty jed� prosto, a je�eli on pojedzie prosto, to ty skr�� - poleci�a mi Alicja. Zamierza�am si� zastosowa� do jej �ycze�, ale nic z tego nie wysz�o, bo opel zrobi� to samo co ja. Zjecha� w prawo i zwolni� tu� przed Senatorsk� tak bardzo, �e musia�am go wyprzedzi�. - Cholera - powiedzia�a Alicja. Nie wnikaj�c na razie w przyczyny jej wstr�tu do, b�d� co b�d�, zupe�nie �adnego samochodu i w og�le nie zastanawiaj�c si�, zrobi�am co� ca�kowicie sprzecznego z przepisami ruchu. Tego ju� opel po mnie w �aden spos�b nie m�g� powt�rzy�. Znajdowa�am si� na �rodkowym pasie. Cudowny volkswagen niemal w miejscu skr�ci� w lewo, z imponuj�cym zrywem dmuchn�� tu� przed nosem nadje�d�aj�cych samochod�w i pojecha� z powrotem, wepchn�wszy si� w jedyn� luk� mi�dzy nieprzerwanym sznurem, jad�cym od strony trasy W_z. Milicjanta nigdzie w pobli�u nie by�o wida�. - Bardzo dobrze - pochwali�a mnie Alicja. - Co teraz zrobisz? - Nie jestem pewna, czy s�u�ba ruchu by�aby tego samego zdania co ty. Nie wiem, o co ci w�a�ciwie chodzi z tym oplem? Chcesz jecha� za nim? - Przeciwnie, chc� mu zej�� z oczu - odpar�a stanowczo. - Dziwnie cz�sto go ostatnio widuj� i ju� mi si� znudzi�. Jed� na Stare Miasto tak, �eby go nie spotka�. Pomy�la�am sobie, �e wobec tego najlepiej b�dzie wr�ci� na t� sam� drog�, bo przecie� opel przy Senatorskiej wiekowa� nie mo�e. Pomy�la�am te�, �e chyba jednak Alicja ma obsesj�. - Znasz tego faceta? - spyta�am, przypominaj�c sobie widziany gdzie� profil. - Nie wiem - odpar�a Alicja dziwnie. - Nie jestem pewna. - Mam wra�enie, �e go kiedy� gdzie� widzia�am. Nie wiesz przypadkiem gdzie i kiedy? - Mam nadziej�, �e go nie widzia�a� nigdy w �yciu - powiedzia�a po chwili milczenia tonem zaskakuj�co powa�nym i pe�nym napi�cia. I natychmiast, zupe�nie innym, doda�a: - S�uchaj, a mo�e by� mi jednak odda�a moje s�owniki? - O rany! - j�kn�am w oszo�omieniu. - Alicja, czy ty czasem nie przesadzasz w tych skokach my�lowych? Chyba, �e ci si� s�owniki skojarzy�y z facetem? Gdzie teraz? - Przejed� przez rynek i skr�� w lewo za Barbakanem. Nie zaraz, w nast�pn�. - Tam nie ma zakazu? - Nie wiem, jak jest, to ja wysi�d�. - Dobrze, oddam ci s�owniki. Przywioz� ci jutro. Nie, pojutrze! Wieczorem. B�dziesz w domu? - Pewnie b�d�, zadzwo� przedtem. Tu! Zatrzymaj si�, ja sobie tu wysi�d�. Zatrzyma�am si� pos�usznie, nie wyja�niwszy kwestii faceta. - Dzi�kuj� ci bardzo - powiedzia�a Alicja wysiadaj�c. - Nawet nie wiesz, jak� mi przys�ug� odda�a�. Zadzwo� pojutrze, cze��! I oddali�a si�, id�c w kierunku przeciwnym ni� poprzednio jecha�y�my. W tym wszystkim w�a�ciwie nie by�o jeszcze nic dziwnego. Nie po raz pierwszy Alicja przejawia�a jakie� osobliwo�ci post�powania. Nie po raz pierwszy w �yciu te� by�a zdenerwowana. Mia�a mo�e tym razem powa�niejsze powody? Granatowy opel?... Istotnie, jecha�, to fakt, ale czy aby na pewno za nami? Zgubi�y�my go tak �atwo, chocia� mo�e to tylko zas�uga zwrotnego, zrywnego volkswagena? Nawet nie wiem, jaki mia� numer... Co Alicja robi�a, kiedy mnie nie by�o? W tym, co o niej wiem, nie ma niczego strasznego, niczego, co mog�oby by� przyczyn� powa�nych, uzasadnionych obaw. Co�, o czym nie wiem?... Ten �lub mia� si� odby� ju� kilka miesi�cy temu, co go w�a�ciwie odwlek�o? Gunnar by� ostatnio jaki� wyra�nie niezadowolony, jakby zniech�cony... I ten profil, kt�ry chyba jednak na pewno kiedy� widzia�am. Dlaczego powiedzia�a: "mam nadziej�"? My�la�am sobie o tym wszystkim w spos�b mglisty i oderwany wracaj�c do domu, a potem zaj�am si� czym innym, bo mia�am swoje prywatne k�opoty. Zadzwoni�am do Alicji pojutrze, ale nie by�o jej w domu. Zadzwoni�am nast�pnego dnia i zdziwi�am si�, s�ysz�c, jak odnosi si� do mnie. Powita�a m�j telefon tak, jak by�my si� nie widzia�y co najmniej od pi�ciu lat i jakby wszystkiego mog�a si� spodziewa�, tylko nie tego, �e zadzwoni�. - Przyjd� koniecznie - powiedzia�a mi�dzy innymi rado�nie i zach�caj�co. - Musisz zobaczy� moje mieszkanie po odnowieniu! Zbarania�am na to ju� do reszty, bo ogl�da�am to jej �wie�o odmalowane mieszkanie zaraz po przyje�dzie, nie dalej jak przed trzema tygodniami. Uzna�am, �e chyba musi w tym co� by�, bo niemo�liwe, �eby nagle zapad�a na a� tak zaawansowan� skleroz�. Nie wyja�niaj�c w�tpliwo�ci, czy przypadkiem nie bierze mnie za kogo� innego, obieca�am wizyt� wieczorem i wspomnia�am o s�ownikach. - A, w�a�nie! - ucieszy�a si� Alicja. - Wiedzia�am, �e mi jest co� od ciebie potrzebne, ale nie mog�am sobie przypomnie�, co. Oczywi�cie, s�owniki! Od si�dmej ju� b�d� na pewno w domu! Wobec tego przyjecha�am do niej na wszelki wypadek po �smej. Nie by�o w niej �ladu tej beztroskiej rado�ci, jak� demonstrowa�a przez telefon. Wydawa�a si� znacznie mniej roztargniona ni� zwykle, skupiona i pe�na napi�cia. - S�uchaj, boj� si� - powiedzia�a cicho. - Boj� si� jak cholera. Oczywi�cie doskonale pami�tam, �e ju� u mnie by�a�, ale musia�am co� wymy�li�, �eby mie� pretekst dla twojej wizyty. Zupe�nie zapomnia�am o tych s�ownikach. A propos, czy ty ich w og�le u�ywasz? - Nagminnie. Co prawda tylko do lektury francuskich i angielskich krymina��w, ale akurat w�a�nie mam troch� do czytania. Jakby� mi z�b wyrwa�a! - Mo�esz je sobie zabra� z powrotem przy nast�pnej wizycie. Wcale mi nie s� potrzebne. - Z �yw� rado�ci�, tylko nie rozumiem, co ty m�wisz. Po jakiego diab�a by� ci potrzebny pretekst dla mojej wizyty? Nie wolno ci� odwiedza� normalnie? - Nie wiem. Boj� si�. Mam wra�enie, �e kto� mnie bez przerwy pilnuje. Nawet jestem tego zupe�nie pewna. Skrzywi�am si� i wzruszy�am ramionami. - No to co? - powiedzia�am z niesmakiem. - Pope�niasz jakie� przest�pstwa, kradniesz, chcesz uciec z pieni�dzmi? Co ci� to obchodzi, nawet je�li tak jest? - Boj� si� - powt�rzy�a Alicja. By�a wyra�nie zdenerwowana. Nie mog�a widocznie usiedzie� na miejscu, bo podnios�a si� i przechodzi�a na zmian� z jednego pokoju do drugiego i z powrotem, zatrzymuj�c si� przy r�nych meblach. Nie maj�c ochoty lata� za ni� w trakcie rozmowy, przesun�am sobie fotel i usiad�am w drzwiach, szerokich, czteroskrzyd�owych drzwiach otwartych na sta�e mi�dzy oboma pokojami. Skrzyd�a drzwi by�y nawet zastawione meblami, bo Alicja, mieszkaj�c sama, nie widzia�a powodu kiedykolwiek je zamyka�. - Czego si� boisz, do pioruna ci�kiego? - spyta�am niecierpliwie. - Przecie� chyba masz jaki� pow�d? Alicja zatrzyma�a si� przy antycznej komodzie i zacz�a przestawia� na niej r�ne przedmioty. - Obawiam si�, �e ja za du�o wiem - powiedzia�a powoli i w zamy�leniu. Przyjrza�am si� jej i zastanowi�am si� przez chwil�. - Dobrze, powiedz cz�� tego, co wiesz. B�d� si� ba�a razem z tob�. Zawsze b�dzie ci troch� ra�niej ba� si� w towarzystwie. - Nie wyg�upiaj si�, ja si� powa�nie boj�. Nie powiem ci, co wiem, bo nie ma sensu ci� w to wpl�tywa�. Ja wiem za du�o przypadkiem. Pami�tasz, co ci kiedy� m�wi�am? Wtedy, kiedy ci� prosi�am, �eby� mi nie przysy�a�a wszystkich list�w? - Pami�tam. No? Nie by�o �adnych list�w, z wyj�tkiem tego od Solange. Chyba nie o to chodzi? - Nie, nie o to. Owszem, by�y listy, ale inne. Nie przesz�y przez ciebie. - �adna strata, ja i tak nie rozumiem tego j�zyka. - Ca�e szcz�cie. Ja rozumiem. Jeden z tych list�w trafi� do mnie przypadkiem. Nie tu... Zatrzyma�a si�, popatrzy�a na mnie, ci�gle intensywnie zamy�lona, potem przesz�a do drugiego pokoju i dla odmiany zacz�a obskubywa� p�atki z go�dzik�w, stoj�cych na ma�ym stoliku. Odwr�ci�am si� za ni�. - No wi�c? - Najgorsze jest to, �e nie wiem, kt�rej strony powinnam si� ba�. Chyba jednak tej, o kt�rej za du�o wiem. - A nie tej, kt�ra by chcia�a wiedzie� tyle samo, co? - zauwa�y�am bystrze. - Na twoim miejscu chyba bym jednak posz�a z kim� porozmawia�. - Na pewno nie! - odpar�a Alicja stanowczo. - To znaczy, ty by� posz�a, ale ja nie. Nie zapominaj, �e jeste�my r�nie widziane. Poza tym mam swoje powody... Zostawi�a w spokoju go�dziki, podesz�a do oszklonej szafy i wyj�a z niej �wiece. Dwie d�ugie, pi�kne, czerwone �wiece. Zn�w odwr�ci�am si� w jej kierunku i oko moje pad�o na �cian� obok szafy, do kt�rej dotychczas siedzia�am zwr�cona ty�em. - O! - powiedzia�am, nagle ucieszona, nie wiadomo czemu. - Alicja, widz�, �e lubisz kontrasty jeszcze bardziej ni� ja! W �wie�o pomalowanej �cianie tkwi� potwornej wielko�ci hak, wystarczaj�cy chyba do powieszenia mamuta. Z pewno�ci� by wytrzyma�. Na haku, na subtelnym czerwonym sznureczku wisia�a para doskonale mi znanych, czarnych kastaniet�w. Samotny hak widzia�am ju� poprzednio i oczekiwa�am zawieszenia na nim lustra w marmurowej ramie lub czego� w tym rodzaju, a nie przedmiotu wagi pi�ciu deka. Alicja spojrza�a r�wnie� i roze�mia�a si�. - Tu wisia� przedtem ohydny obraz, pami�tasz? Zas�ania� dziur� w �cianie. Wyrzuci�am go i zamierzam powiesi� co� innego, ale na razie nic nie mam, a skoro mam hak, to niech na nim co� wisi. Co mi si� b�dzie hak marnowa�. Czekaj, zrobi� kaw�. Od�o�y�a na stolik wyj�te z szafy �wiece i wyj�a z kolei fili�anki. Patrzy�am na to z �agodn� rezygnacj�, bo na stoliku sta�y ju� dwie fili�anki, wyj�te uprzednio. - Alicja, opanuj si� - powiedzia�am, wzdychaj�c. - Przewidujesz nasze rozmno�enie si� w ci�gu paru minut? - A, rzeczywi�cie - powiedzia�a Alicja i schowa�a fili�anki na powr�t. - S�uchaj, boj� si�. Jestem zdenerwowana. Jestem potwornie zdenerwowana! - A moje lekarstwo pijesz? - Ju� mi niewiele zosta�o. Owszem, pomaga, ale na kr�tko. Przed snem pij� podw�jnie, bo inaczej nie mog� spa� ze zdenerwowania. Miewam koszmarne sny. Jak si� budz�, to sobie jeszcze poprawiam. Co ja mia�am zrobi�? - Kawy. Pewnie zamierza�a� nastawi� wod�. - O rany boskie! Przeciwnie! Ju� si� pewnie wygotowa�a! Nie lecia�am za ni� do kuchni, tylko zamy�li�am si� na swoim miejscu mi�dzy pokojami. Wyobra�a�am sobie, �e powoli zaczynam co� rozumie�. Jej sk�pe wypowiedzi pozwoli�y mi wysnu� sobie pewne domys�y i poczu�am, jak w mojej duszy budzi si� lekki niepok�j. Czy�by istotnie Alicja wpakowa�a si� w jak�� kaba��? Jako� dziwnie powa�nie zaczyna to wygl�da�... Zapali�am papierosa i obejrza�am si� szukaj�c popielniczki, kt�r� znalaz�am na male�kim stoliczku, przysuni�tym tu� do skrzyd�a drzwiowego. Pochyli�am si� ku niej i z bliska przyjrza�am si� futrynie. I futryna, i ramy drzwi by�y nowe, z pi�knego, surowego drewna, pomalowanego przezroczystym, bezbarwnym lakierem. Lubi� �adne, surowe drewno i zawsze ciekawi mnie rysunek s�oj�w. W zamy�leniu popuka�am w nie lekko paznokciem, przesun�am palcem wzd�u� s�oj�w a� do s�ka i nagle zobaczy�am ten s�k. Okr�g�y s�k, otoczony owymi s�ojami, tak z p� metra nad pod�og�. Na chwil� zastyg�am z palcem przy tym s�ku i co� mnie w nim zastanowi�o. Ostatecznie wiem przecie�, jak wygl�da s�k, nawet lakierowany. Opu�ci�am fotel, przykucn�am przy futrynie i wytrzeszczy�am na� oczy, przytykaj�c niemal nos do drewna i przestaj�c oddycha�. To by�o co� tak strasznie dziwnego i niespodziewanego, �e w�a�ciwie w og�le nie mog�am tego zrozumie�. Doprawdy, �aden s�k nie miewa w sobie takich element�w!... Przez d�ug� chwil� tkwi�am tak nieruchomo i bezmy�lnie, wpatruj�c si� w ma�y kr��ek, a potem poczu�am, jak mi si� robi cholernie gor�co. W zestawieniu z tym, co Alicja zd��y�a z siebie wydusi�, w zestawieniu z panuj�c� wok� niej atmosfer� niepokoju i l�ku ten dziwny s�k czyni� zgo�a wra�enie przera�aj�ce! Potwierdza� najgorsze obawy i najgorsze przypuszczenia! Umys� ruszy� mi nagle pe�n� par� i w g�owie zakot�owa�o mi sto tysi�cy r�nych my�li. Uprzedzi� Alicj�... Ona chyba o tym nie wie! Za wszelk� cen� uprzedzi� j�, zanim zd��y cokolwiek wi�cej powiedzie�! Jak?! W kuchni...? Guzik, w kuchni mo�e by� to samo! Diabli wiedz�, co si� w tym mieszkaniu znajduje i gdzie! Idiotka, odnawia�a sobie!!! Alicja wr�ci�a z dzbankiem kawy. Usiad�am przy jej biurku i na kawa�ku papieru napisa�am nieforemnymi wo�ami: "Nic nie m�w! R�b, co powiem! Dostosuj si�!!!" - Co ty robisz? - spyta�a Alicja z zainteresowaniem. - Rz�sa mi wlaz�a do oka - odpar�am stanowczo, pokazuj�c jej kartk�. - Czekaj, zaraz wyd�ubi�. Alicja przeczyta�a i spojrza�a na mnie. W oczach mia�a dwa wielkie, zaniepokojone znaki zapytania. W przyp�ywie paniki jeszcze przez chwil� nie wiedzia�am, co zrobi� i jak to z ni� za�atwi�. Nie mog�y�my rozmawia� szeptem ani w niesko�czono�� siedzie� w milczeniu, bo zale�a�o mi na tym, �eby nie by�o �adnych �lad�w naszego zorientowania si� w sytuacji. Chwyci�am drug� kartk� papieru. - Aha, gdzie masz te zdj�cia, kt�re mi mia�a� pokaza�? - spyta�am tonem, kt�ry mia� by� beztrosko zaciekawiony. - Mo�e by� je teraz znalaz�a? - A, w�a�nie! - ucieszy�a si� Alicja. By�a lepsza ode mnie, w jej g�osie brzmia�o najprawdziwsze, radosne o�ywienie, dziwacznie kontrastuj�ce z pe�n� napi�cia twarz�. - Czekaj, zaraz poszukam. Sta�a nadal nieruchomo ko�o mnie, wi�c gestem pokaza�am jej, �e ma grzeba� w szufladach i szele�ci� papierami. Natychmiast zastosowa�a si� do polecenia, wykazuj�c nieprzeci�tn� inteligencj� i z oczami utkwionymi w kartk�, na kt�rej pisa�am, zacz�a przewraca� biurko do g�ry nogami. Od czasu do czasu wydawa�a okrzyki w rodzaju: - "Mo�e to to? Nie, nie to! S�! Nie, nie ma! Gdzie ja je w�o�y�am?" W po�piechu, bazgrz�c okropnie, wyk�ada�am w punktach nast�puj�ce instrukcje: 1. Znalaz�a� co�. Przypomnia�a� sobie piln� robot�! Niech ja wyjd�! 2. Dialog! Ty - musz� natychmiast zacz��! Ja - nie odprowadzaj mnie, skocz� do �azienki! 3. Troch� poszele�ci�! 4. Wychodzisz za mn� na palcach! 5. Trzaskamy dzwiami od �azienki, wychodzimy po cichu na schody, tam ci powiem. 6. Wracaj�c spu�cisz wod�, zrobisz ha�as, kran, trza�niesz drzwiami. Wychodzi�o to mo�e troch� niejasno, ale liczy�am na Alicj�, �e zrozumie. Wybuch�e nagle podejrzenia zmusi�y mnie do przesadnej ostro�no�ci. Sprawa wygl�da niepi�knie. Alicja ma racj�, �e si� boi. By� mo�e, jej mieszkanie jest obserwowane. By� mo�e, kto� sobie policzy, jak d�ugo st�d wychodzi�am. Trzeba stworzy� wra�enie, �e wysz�am z pokoju od razu i ca�y czas siedzia�am w tej �azience, nie rozmawiaj�c ju� z Alicj�. W �adnym wypadku nie dopu�ci� do tego, �eby ten ewentualny kto� domy�li� si�, �e rozmawiamy na schodach! Schody s� chyba niegro�ne...? Poda�am Alicji kartk�, m�wi�c r�wnocze�nie: - A to, co trzymasz w r�ku? To przecie� s� chyba te zdj�cia? Alicja odruchowo spojrza�a na trzymane w r�ku pude�ko z pinezkami. - A tak, rzeczywi�cie! - ucieszy�a si� i r�wnie� odruchowo wr�czy�a mi pude�ko... - Masz, obejrzyj sobie. Nie fatygowa�am si� ogl�daniem pinezek, z natury raczej ma�o atrakcyjnych, i nawet niczym nie szele�ci�am, rozs�dnie uznawszy, �e zwyk�e zdj�cia na og� nie wywo�uj� efekt�w akustycznych. Alicja przeczyta�a kartk�, dopisa�a na ko�cu: "W tej chwili?" i spojrza�a na mnie pytaj�co. Kiwn�am g�ow�, m�wi�c r�wnocze�nie: - A ta gruba baba ty�em, to kto? - Przyjaci�ka pana domu - odpar�a Alicja bez namys�u. - S�uchaj - doda�a niepewnie i z zak�opotaniem: - Czekaj, zdaje si�... Bo�e drogi! - Co ci si� sta�o? - spyta�am z rzekomym roztargnieniem. - Bardzo dobrze tu wysz�a�. - Gdzie wysz�am?! - j�kn�a Alicja. - Aha! S�uchaj, strasznie ci� przepraszam, zupe�nie o tym zapomnia�am! Okazuje si�, �e mam na jutro rano zrobi� jeden obrazek. Cholera ci�ka! W�a�ciwie na dzisiaj, ale jak im oddam przed �sm� rano, to jeszcze ujdzie. Musz� si� natychmiast do tego zabra�! - Na lito�� bosk�, nie mog�a� wcze�niej? - powiedzia�am z dezaprobat�, zreszt� zupe�nie szczer�, bo by�am zdania, �e Alicja stanowczo za �agodnie demonstruje wstrz�s, wywo�any znalezieniem obrazka. Powinna by�a rzuci� jakimi� bardziej wyszukanymi kl�twami. - Zapomnia�am! Przed chwil� to znalaz�am, le�a� pod zj�ciami! Naprawd� strasznie ci� przepraszam! - Ja chyba z tob� nied�ugo zwariuj�. No trudno, r�b, zaraz sobie p�jd�, tylko pozw�l mi to obejrze� do ko�ca. - Prosz� ci� bardzo, ale ja to chyba ju� zaczn�. Cholernie du�o roboty! - A zaczynaj sobie. Nie przejmuj si� mn�, mo�esz mnie nie odprowadza� do drzwi, trafi� i nic po drodze nie ukradn�. Jak wiadomo, zwyczaj odprowadzania go�ci wzi�� si� nie tylko st�d, �e w starych zamczyskach mogli zab��dzi�, ale te� i z obaw gospodarzy, �e co� r�bn� po drodze. Tylko jeszcze sobie skocz� na chwil� do �azienki. Nie masz nic przeciwko temu? - Nie mam nic przeciwko niczemu, r�b, co chcesz! - Bardzo �adne zdj�cia, masz, tu ci k�ad�. No to cze��, przyjemnych wysi�k�w! Zadzwo� jutro, jak sko�czysz. - Cze��, zadzwoni�. Dzi�kuj� ci, przepraszam! Ca�y dialog toczy�y�my siedz�c nieruchomo naprzciwko siebie. Alicja chwilami rzuca�a okiem na napisan� przeze mnie kartk�, zapewne celem zapami�tania niezb�dnej kolejno�ci wydarze�. Mia�a wci�� wyraz twarzy pe�en napi�cia i znak zapytania w oczach. Od�o�y�am na biurko pude�ko z pinezkami, wsta�am mo�liwie g�o�no, zabra�am torebk�, przesz�am do przedpokoju, otworzy�am drzwi do �azienki i zaczeka�am, a� Alicja bezszelestnie otworzy drzwi wyj�ciowe. Trzasn�am drzwiami od �azienki i na palcach wysz�am za ni� na schody. - No? - spyta�a z niepokojem. Usiad�y�my na najwy�szym stopniu. - W futrynie drzwiowej masz mikrofon - powiedzia�am szeptem. - Wiedzia�a� o tym? Alicja jakby na chwil� przesta�a oddycha�. - Nie - odpar�a r�wnie� cicho. - Cholera ci�ka! - Kto ci odnawia� mieszkanie? - Rany boskie!... Przez sekund� milcza�a, patrz�c na mnie ze zmarszczonymi brwiami, a wyraz niepokoju na jej twarzy wzbogaci� si� o wyraz ponurej nienawi�ci. - Czekaj - powiedzia�a. - Zaczynam cholernie du�o rozumie�. Chyba sobie sama nie dam rady. B�dziesz musia�a mi pom�c. - A co to si� w og�le dzieje? - Chodz� za mn�. Je�d��. Pilnuj� mnie. Ju� ci m�wi�am, za du�o wiem. Boj� si� cholernie i nie mog� si� do tego przyzna�. Powiem ci wszystko... Zawaha�a si� przez chwil� i ci�gn�a dalej. - Ale nie dzi�. Nie w tej chwili. Musz� jeszcze co� sprawdzi�, �eby mie� pewno��. Ci�gle nie wiem, czy to nasi, czy te� wr�cz przeciwnie, ale my�l�, �e jednak przeciwnie. Mam co�... Zn�w si� zawaha�a. - Mam co�... - No co masz, u diab�a?! - Wiem, gdzie to jest. Chcia�abym im to odda�, to si� mo�e odczepi�. Chyba nie wiedz�, �e ja wiem, gdzie to jest. Nie wiem, bardzo trudna sprawa. S�uchaj, musimy si� jutro spotka� w jakim� neutralnym miejscu, gdzie nikt za nami nie wejdzie. - Dlaczego nie u mnie w domu? - Lepiej, �eby nas w og�le nie widziano razem. �eby nikomu nie przysz�o do g�owy, �e ci co� powiedzia�am. Prawd� m�wi�c, boj� si� o ciebie. - Zwariowa�a�?! - Wiem, co m�wi� - o�wiadczy�a Alicja stanowczo, patrz�c na mnie dziwnie nieprzychylnie. Zrezygnowa�am z oporu. - Dobrze, jedyne miejsce, gdzie nie wejdzie �aden facet, je�eli chodz� za tob� faceci, to damski wychodek. Babka klozetowa go wyrzuci. Nic innego nie przychodzi mi do g�owy. Ewentualnie damska �a�nia. - Bardzo dobrze, nie wiem, gdzie jest �a�nia, ale mo�emy si� spotka� w Europejskim na dole, w tej kobylastej damskiej toalecie. Wiesz kt�rej? Ko�o kawiarni. - Wiem. O kt�rej? - Ja tam przyjd� o si�dmej, a ty b�d� kwadrans wcze�niej i czekaj na mnie ju� na dole. - Rany boskie, kwadrans?!... Dobrze, b�d� si� tapirowa�. A kto ci odnawia� to mieszkanie, bo to chyba na razie najwa�niejsze? - Zwyczajny malarz z pomocnikiem. W�a�nie tego nie rozumiem. To by� inny malarz. - Jak to inny? - Namawiano mnie na jednego malarza, a ja wzi�am innego. Sama go znalaz�am. Nie rozumiem. - Kto ci� namawia�? - Jutro ci powiem. Id� ju�, za d�ugo tu siedzimy. Musz� spokojnie pomy�le�. - Napij si� lekarstwa i spu�� wod� w �azience. W Europejskim o si�dmej. Cze��, trzymaj si� kupy! - Cze��, dzi�kuj�!... Alicja zn�w bezszelestnie otworzy�a drzwi do mieszkania. Zaczeka�am chwil�, a� us�ysza�am ha�as w �azience i powt�rne trza�ni�cie drzwiami, po czym zesz�am na d�. Nie wiem, o kt�rej godzinie zadzwoni� telefon. W�a�nie zasypia�am i by�am troch� nieprzytomna. - Nie �pisz? - powiedzia�a Alicja. - S�uchaj, mam do ciebie pro�b�. W razie gdyby mnie trafi� nag�y szlag, przyjd� koniecznie obejrze� moje zw�oki przed wyprowadzeniem. B�dziesz pami�ta�? - Ur�n�a� si�?! Przecie� mia�a� pracowa�! - W�a�nie ca�y czas pracuj�. Powa�nie m�wi�, b�dziesz mog�a? Obejrze� moje zw�oki przed wyprowadzeniem. - Nie wiem, czy to b�dzie atrakcyjny widok, ale skoro ci zale�y... - I jeszcze jedno. Zapami�taj albo sobie zapisz. Po mojej �mierci we� sobie to, czego u�ywa�a� po naszej wizycie u dobroczy�c�w, po tej whisky i koniaku. - Po wizycie u dobroczy�c�w u�ywa�am jeszcze Soplicy... - U�ywa�a�, nie chla�a�! U�ywa�a�... - �wi�ci pa�scy, czego ja u�ywa�am?! - ...tupi�c nogami. - Alicja, masz kota?! Tupi�c nogami...?! - Przypomnij sobie. Dobranoc - powiedzia�a Alicja stanowczo i od�o�y�a s�uchawk�. Wszystko to razem zdenerwowa�o mnie wprawdzie mocno, ale nie do tego stopnia, �ebym si� mia�a rozbudzi�, oprzytomnie� i zacz�� zastanawia�. Chwilowo nie by�am w stanie poj��, co mog�a mie� na my�li. Uzna�am, �e jutro si� dowiem, i zasn�am na powr�t z mi�ym uczuciem oczekiwania na rysuj�ce si� przede mn� tajemnicze, atrakcyjne sensacje. Przez trzy kwadranse czeka�am w tym Europejskim spokojnie. O wp� do dziewi�tej zacz�am si� niecierpliwi�, zw�aszcza, �e zabrak�o mi ju� czynno�ci, jakie mog�am wykonywa� w damskiej toalecie. Wysz�am na g�r� i zadzwoni�am do Alicji bez wielkich nadziei, �e si� odezwie. Istotnie, w s�uchawce odezwa�a si� nie Alicja, tylko jaki� facet. Upewni�am si�, czy nie pomy�ka, i poprosi�am pani� Hansen. - Kto m�wi? - spyta� na to facet. - Przyjaci�ka. - Nazwisko pani! - Chmielewska - powiedzia�am odruchowo, zaskoczona dziwnym, rozkazuj�cym tonem tego pytania. C� to ma znaczy�? Alicja wprowadza jakie� specjalne �rodki ostro�no�ci? - W jakiej sprawie? - spytano po tamtej stronie nadal rozkazuj�co. Przesta�o mi si� to nagle podoba�. - Prosz� pana, ja chcia�am m�wi� z pani� Hansen - powiedzia�am na wszelki wypadek bardzo uprzejmie, ale r�wnie stanowczo. - Mo�e zechce pan j� poprosi�. - W jakiej sprawie chce pani z ni� m�wi�? Ju� si� rozp�dzi�am, �eby go o tym informowa�. Kto to w og�le jest? - Prosz� pana, ja chc� rozmawia� z moj� przyjaci�k�, a nie z panem. Nie rozumiem, co pan robi w jej mieszkaniu. Prosz� j� poprosi� do telefonu, je�eli jest w domu. - Pani Hansen nie podejdzie do telefonu. W jakiej sprawie pani dzwoni? A c� to za ba�wan z jak�� obsesj�! Sk�d go Alicja wytrzasn�a? Nie dogadam si� z nim, mo�e jej tam nie ma, mo�e on si� tam w�ama�? Nic nie rozumiem i za wszelk� cen� musz� si� z ni� natychmiast skontaktowa�! Od�o�y�am s�uchawk� bez s�owa, nie wdaj�c si� w dalsze przekomarzania z facetem. Co zrobi�? Jecha� do niej? Mo�e to niedobrze? Mia�y�my si� nie pokazywa� razem... Nie napadli jej chyba bandyci, nie odbieraliby telefon�w i to jeszcze tak g�upio! Coraz bardziej zaniepokojona postanowi�am po namy�le zadzwoni� do jej siostry, kt�ra mieszka�a w tym samym domu pi�tro ni�ej i mog�a co� wiedzie�. Mog�a i�� na g�r� i sprawdzi�. Zamierza�am mo�liwie dyplomatycznie zainteresowa� j� sytuacj�. - Dzie� dobry pani - powiedzia�am uprzejmie, staraj�c si� nie okaza� zdenerwowania. - Czy pani si� nie orientuje, co tam si� dzieje u Alicji? Nie mog� si� z ni� dogada� przez telefon, zdaje si�, �e tam s� jacy� ludzie...? W s�uchawce przez chwil� panowa�o milczenie, a potem us�ysza�am nieoczekiwanie dziwny d�wi�k. Siostra Alicji p�aka�a! - Pani nic nie wie? - spyta�a �a�osnym, zmienionym g�osem. - Ju� si� pani z ni� nigdy nie dogada. Alicja nie �yje! Zosta�a zamordowana! Dzi� w nocy! Bo�e, Bo�e! ... Alicja nie �yje... Przecie� to niemo�liwe. Alicja nie �yje? Zosta�a zamordowana...? Dzi� w nocy...! Dobry Bo�e!!! S�uchawka co� brz�cza�a, wi�c od�o�y�am j� byle gdzie i sta�am dalej oparta o lad� szatni w Europejskim, wci�� nie pojmuj�c tego idiotycznego faktu, o kt�rym zosta�am przed chwil� powiadomiona. Ja nie chc�, ja sobie tego nie �ycz�, ja si� nie zgadzam, �eby to by�a prawda!!! Alicja nie �yje... Dzi� w nocy... Dzi� w nocy dzwoni�a do mnie. Kaza�a mi co� zapami�ta�! Co� wa�nego! Prosi�a mnie o co�! "...Obejrzyj moje zw�oki przed wyprowadzeniem..." Przez chwil� brzmia�y mi w uszach tylko te s�owa, bez ma�a jak d�wi�k tr�b na S�d Ostateczny. Dziwaczna pro�ba nabra�a nagle tragicznego znaczenia. "Obejrzyj moje zw�oki przed wyprowadzeniem..." Mia�a przeczucie czy pewno��? Co mog�a mie� na my�li? Chcia�a czego� ode mnie i cokolwiek by to by�o, musz� spe�ni� jej �yczenie! Ba�a si� m�wi� wyra�nie przez telefon, liczy�a na to, �e si� domy�l�! "Obejrzyj moje zw�oki..." Czy tu na pewno chodzi�o o zw�oki? Przed wyprowadzeniem... przed wyprowadzeniem!... Chcia�a, �ebym si� znalaz�a w jej mieszkaniu jak najszybciej, natychmiast po jej �mierci. Co� jest w jej mieszkaniu... za wszelk� cen� musz� si� tam dosta�! Jak?! Milicja ju� tam jest i �ywego ducha nie wpu�ci. Potem mieszkanie zostanie zapewne zaplombowane, zreszt�, co tam potem, ja tam mam by� przed wyprowadzeniem! To znaczy jeszcze dzi�. To znaczy zaraz. Jak?!... Milicja?... Prawda, milicja!!! Odzyska�am zdolno�� ruchu. Jedyny cz�owiek, kt�ry m�g� mi w tej sytuacji pom�c, to major. Uroczy facet, szalenie sympatyczny, pe�en zrozumienia dla moich najdziwaczniejszych pomys��w. Zna mnie i mo�e co� zrobi... Konieczno�� natychmiastowego dzia�ania przywr�ci�a mi nieco przytomno�ci umys�u. Na wstrz�sy pozwol� sobie p�niej, teraz nie ma czasu... Z gor�czkowym po�piechem wyszarpn�am z torebki kalendarz i zacz�am kr�ci� numery. Bez trudu, za pomoc� niewinnego podst�pu dowiedzia�am si� w Komendzie Miejskiej, �e major jest w�a�nie w mieszkaniu Alicji. Zadzwoni�am tam znowu i poprosi�am go do telefonu. Wiedzia�am, �e do niego nie mog� si� wyg�upia� ani u�ywa� podst�p�w, musz� wyzna� przynajmniej cz�� prawdy, dzi�ki czemu, by� mo�e, dojdzie do wniosku... - Panie majorze - powiedzia�am - ja wiem, �e to sprzeczne z wszelkimi przepisami, ale na wszystko pana prosz�, niech mi pan pozwoli tam przyj��! Alicja by�a moj� najlepsz� przyjaci�k� i prosi�a mnie o to kilka razy! - O co pani� prosi�a? - �ebym, w razie gdyby umar�a niespodziewanie w domu, przysz�a i spojrza�a ostatni raz na jej zw�oki. Jeszcze w jej w�asnym domu. Panie majorze, Alicja zrobi�a dla mnie wi�cej ni� ktokolwiek inny na ca�ym �wiecie! Ja musz�!... Niech mi pan patrzy na r�ce, niech mnie pan zwi��e, zaknebluje, ale niech mi pan pozwoli!!! - Pani by�a jej przyjaci�k�? D�ugo si� panie zna�y? - Par� lat. Zaraz, niech si� zastanowi�... Oko�o dziesi�ciu. - Dobrze, niech pani przyjdzie - powiedzia� major po chwili milczenia. - Dzi�kuj� panu, b�d� za pi�� minut! Nie mia�am cienia w�tpliwo�ci co do tego, �e dla majora jestem z g�ry automatycznie podejrzana, tak samo jak wszyscy inni ludzie kontaktuj�cy si� z Alicj�. Z pewno�ci� pozwoli� mi przyj�� tylko w nadziei, �e mo�e zrobi� albo powiem co�, co naprowadzi go na jaki� �lad. Mo�e b�d� chcia�a schowa� albo zniszczy� jaki� przedmiot? Na to zreszt� w�a�nie liczy�am, na ow� nadziej�, dzi�ki kt�rej udzieli� mi pozwolenia. Na razie sama jeszcze nie wiedzia�am, co tam zrobi� i jak si� b�d� zachowywa�. Niech�tnie wspominam jazd� spod hotelu Europejskiego do mieszkania Alicji na Mokotowie. Osobom, kt�re �wie�o straci�y najbli�szych przyjaci�, nie powinno si� dawa� kierownicy do r�ki. Major uprzedzi� pilnuj�cych i bez trudu dosta�am si� do �rodka. Zatrzyma�am si� w przedpokoju. - Dzie� dobry pani - powiedzia� uprzejmie. - Prosz�, mo�e pani wej�� dalej. Sk�d pani przyjaci�ce przyszed� do g�owy taki dziwny pomys�, �eby pani ogl�da�a jej zw�oki? Westchn�am ci�ko. Pr