1903

Szczegóły
Tytuł 1903
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1903 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1903 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1903 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

tytu�: "Bia�y kamie�" autor: ANNA Bolecka Ksi��ka ta ukazuje si� jedynie dzi�ki �yczliwej pomocy Przyjaci�, kt�rym sk�adam podzi�kowania pe�ne wdzi�czno�ci i wzruszenia. A. B. KAMIE� wydawnictwo WARSZAWA 1994 Projekt ok�adki, karty tytu�owej oraz zdj�cie autorki PIOTR PIWOCKI Zdj�cie na ok�adce ze zbior�w rodzinnych NOEMI BOGUS�AWSKIEJ Reprodukcja zdj�cia na ok�adce ANNA BEATA BOHDZIEWICZ Ojcu Motto zaczerpni�to z: Carl Gustav Jung "Wspomnienia, sny, my�li", Warszawa 1993 (Prze�o�yli Robert Reszke i Leszek Kolankiewicz) Fragmenty powie�ci "Bia�y kamie�" ukaza�y si� w miesi�czniku "Tw�rczo��" (l 993, nr l) oraz w kwartalniku "Kresy" (1993, nr 15). Ca�o�� zosta�a przeczytana przez Stanis�awa Brejdyganta w I programie PR w sierpniu 1992 roku. Oziffitwa i Na*- Pf=ii�?cz * 69. 00-046 ' tel. 20-03-81 w. 295, Wydanie I Copyright (c) by Anna Bolecka ISBN 83-901443-0-1 Jestem Sierot�, sam; wszak�e znajduje si� mnie wsz�dzie. Jestem Jeden, lecz sobie przeciwny. Jestem zarazem M�odzie�cem i Starcem. Nie zna�em ni ojca, ni matki, ile �e trzeba mnie dobywa� z g��bin, jak ryb�. Albo znowu spadam z nieba jako bia�y kamie�. Tu�am si� po g�rach i lasach, lecz jestem ukryty w wewn�trznym cz�owieku. Dla ka�dego jestem �miertelny, a jednak nie dotyka mnie odmiana czasu. Cmi Gustm Jung ie zna�am mojego pradziadka. Urodzi�am si� czterna�cie lat po jego �mierci. Kiedy mia�am pi�� lat, znalaz�am si� pewnego dnia w domu, gdzie skrzypia�a pod�oga z jasnych sosnowych desek, a w sieni sta�y wiklinowe kosze pe�ne zielonego agrestu. Kto� mnie zawo�a�. Otworzy�am drzwi i wesz�am do przestronnej kuchni. Na ��ku siedzia� stary cz�owiek i u�miecha� si�. Wyci�gn�� do mnie r�k�. - Jestem twoim pradziadkiem - powiedzia�. Nic wi�cej nie pami�tam. Trzydzie�ci lat p�niej m�j ojciec m�wi�: - Nasz dziadek by� pi�knym m�czyzn�. Prze�y� dobre �ycie. O wnukach mawia�: "moje gieniera�y". W ciszy, kt�ra nas otacza, mo�na czasem us�ysze� dalekie g�osy. Wydaje si�, jak gdyby m�wi�o jednocze�nie wielu ludzi stoj�cych pod wielk� �cian�. Jeden z nich odchodzi na bok, zbli�a si�. Teraz s�yszysz wyra�niej, s�owa nabieraj� sensu. Jego g�os ci� przyzywa. Wchodzisz do jasnej kuchni. Na ��ku siedzi kto�, kogo widzisz pierwszy raz w �yciu. To najbli�szy ci cz�owiek na ziemi. Patrzycie na siebie. Czujesz, �e to pocz�tek �wiata. Twojego �wiata. inisja, gdzie s� moje buty? - Pradziadek sta� po�rodku kuchni i rozgl�da� si� bezradnie. - Buty, buty, my�la�by kto, �e buty s� najwa�niejsze - powiedzia�a Anisja i odwr�ci�a si�. - A tak, bo jak umr�, to nikt nie pomy�li o mnie, tylko o moich butach. Buty mnie prze�yj�. Synowa poda�a mu czarne sztyblety. - S� - powiedzia�a i u�miechn�a si�. - A gdzie jest moja "Pomalina"? Zn�w kto� bra�, a ja musz� wyj��. To jak? Wyjd� w zab�oconych butach? - siedzia� teraz na �awce z jednym butem wsuni�tym na stop�, drug� starannie owini�t� w onuc� trzymaj�c tu� nad pod�og�. - D�ugo tak b�d� si� m�czy�? - st�kn��. - Ojciec i zab�ocone buty - za�mia�a si� synowa. - Kto jak kto, ale ojciec ma zawsze buty wyczyszczone na glanc, a poza tym tyle razy m�wi�am, �e nie "Pomalina", bo to by�o przed wojn�, tylko "Dobrolin". Teraz ojciec u�ywa pasty "Dobrolin". - Dobrolin nie dobrolin, takiej pasty jak przedwojenna ju� teraz nie ma. Trzeba by�o tylko dobrze poplu� i b�yszcza�o si� jak... i buty te� nie takie - powiedzia� Pradziadek. - Jakie ja mia�em dawniej buty... Sam je szy�em. Najwa�niejsza w �yciu rzecz to umie� wszystko zrobi� samemu. Nikogo nie musia�em prosi�, wyszykowa�em buty, z cholewami, z juchtowej sk�ry... W zimie ciep�e, w lecie noga si� nie poci�a. M�wi� ci, Gieniera�, jak w raju. A mo�e ty wiesz, 8 edzie jest ta moja... ten "Dobrolin"? - spojrza� na wnuka. _ Wiem - powiedzia� ch�opiec i zeskoczy� z krzes�a. _ ^ _ st�kn�� Pradziadek, bior�c pude�ko z napisem F A i G. PAL. - Te moje buty nie tylko mnie s�u�y�y. Takie by�y dobre, �e mnie niejeden prosi� - sprzedaj, ale nie sprzeda�em, tylko da�em stryjowi Wiktorowi, wiesz, Anisja? Ca�� wojn� w nich przechodzi�em, ale jak przyszed� dwudziesty rok, to mu te buty da�em. On by� du�o ode mnie m�odszy, ale wzrostem byli�my r�wni i stop� te� mieli�my tak� sam�. Troch� narzeka� na pocz�tku, �e but zbyt do mojej nogi przyzwyczajony, ale ju� po tygodniu ta�cowa� i tak ta�cuj�cy poszed� wojowa�. W moich butach stryjo pogoni� bolszewika i wygra� wojn�. Kt�rego� razu, jesieni�, a wojna ju� si� ko�czy�a i wojsko wraca�o do domu, jego oddzia� zatrzyma� si� na kartoflisku pod lasem. Na skraju sobie siedli i �wiczyli "uwerturki". Gieniera�, ty nie wiesz, �e stryjo pi�knie gra� na kornecie w orkiestrze wojskowej. Graj� tak, ju� trzeci� uwerturk� prze�wiczyli, a tu z lasu wychodzi w��cz�ga. Wtedy wielu by�o takich, chodzili po kraju, nie wiedzie� z czego �yli, ale jako� �yli. I w�a�nie taki ch�opina wyszed� na to pole. Usiad� i s�ucha. "Mo�e by�cie i mnie dali pogra�", zagaduje. "A wy, dziadku, znacie te krzy�yki i bemole?", pytaj� go. "Nie znam - m�wi - ale wam grania nie zepsuj�". Rozchyla p�aszcz, wida�, �e nie ma spodni tylko jakie� obdarte gatki i �apcie na nogach, a na szyi ko�nierzyk bez koszuli. Wyjmuje spod p�aszcza tr�bk� i zaczyna gra�. I tak gra, �e wszystkim dech zapar�o. Stryjo Wiktor trz�sionki dosta�. Ty wiesz, Anisja, �e stryjo kocha� muzyk� i jak s�ysza� co� pi�knego, to albo p�aka� jak ma�e dziecko, albo nim rzuca�o. Sko�czy� gra� ten w��cz�ga i chce i��, ale go Wiktor zatrzymuje. "Dziadku - m�wi - but�w nie macie. Przymierzcie". Przymierzy�, troch� by�y za du�e, ale dobre. Zamienili si�. Wiktor wzi�� jego �apcie, a jemu da� moje buty. I z wojny bez but�w wr�ci�. _ Tai, ojciec o wojnie opowiada, jakby tam ludzie niej walczyli, nie gin�li, tylko jakie� gatki, tr�bki, buty... - ode-' zwa�a si� synowa. - A co, Anisja, czemu to wojna ma by� wa�niejsza ni� pi�kne granie czy dobre buty albo to, �e kto� idzie poln� drog� i widzi, jak wiatr �any �yta przygina do ziemi? Ty my�lisz, �e jak �o�nierz idzie na wojn�, to on wierzy, � �wiat zmieni? Mo�e on ogl�da ros� na li�ciach, s�yszy, �e mu burczy w brzuchu, bo g�odny, �e mu si� chce spa�, �e mu guzik wisi na ostatniej nitce. Tak, Anisja, o tym on my�li, a nie o �mierci, bo jakby o �mierci my�la�, toby zaraz wzi�� nogi za pas, i ju� by go nie by�o. My�lisz, �e tr�bka niewa�na, a wiesz, �e ten stryja kornet to mu �ycie uratowa�? Pi�knie gra�, to go przydzielili do orkiestry d�tej, a jego przyjaciela do artylerii. I co? Tamtego rozerwa�o na strz�py, �e nawet z kawa�k�w nie da�o si� z�o�y�, a stryjo w�drowa� ze swoj� orkiestr�, a� szcz�liwie przyw�drowa� do domu. Tak to jest, Anisja, a nie tak jak ty sobie wyobra�asz. Umilk� i zacz�� czy�ci� buty. - Co� mi ten Dobrolin nie za dobry. Patrzcie, jakie bez po�ysku - powiedzia� i zacz�� popluwa� na czubek bucika. - Ju� ja go wyczyszcz� w�asnym sposobem. Po chwili wyszed� przed dom i usiad� na w�skiej roz chwianej �aweczce, kt�ra sta�a tu, zanim zamieszka� w tym i domu z synem i m�od� synow�. i Nic si� nie dzia�o. Siedz�c nieruchomo, zasn�� na kr�tko p�ytkim snem starca. Drzema�, leciutko po�wistuj�c przez nos. By� nie ogolony. Kr�tkie siwiej�ce w�osy pokrywa�y ca�� jego twarz. Nogi w b�yszcz�cych trzewikach wysun�� daleko przed siebie. M�ode koguty o ma�ych g��wkach z jasnoczerwonymi grzebieniami podchodzi�y do niego i przygl�da�y mu si�. Nagle otworzy� oczy i si�gn�� do kieszonki. Wyci�gn�� p�aski zegarek. D�ugo sprawdza� czas, jakby nie m�g� uwierzy�, �e jest za siedem dwunasta. 10 Ostatnio coraz cz�ciej patrzy� na zegar. W domu mia� kilka, wisia�y na �cianach, sta�y na eta�erce i w r�nych dziwnych miejscach. Do szuflad chowa� zepsute, z wybebeszonymi wn�trzami. Sypa�y si� z nich male�kie �rubki, kt�re Gieniera� wyd�ubywa� d�ug� szpilk� ze szczelin w pod�odze. Ka�dy z zegar�w tyka� w innym rytmie, a ich g�osy zlewa�y si� w jeden monotonny d�wi�k, kt�ry towarzyszy� Pradziadkowi od rana do wieczora. Noc� budzi� si� i nas�uchiwa� w ciszy. Wciska� g�ow� w poduszk�, ale dochodzi�o spod niej g�uche tykanie. Si�ga� r�k� i patrzy�, szeroko otwieraj�c oczy w ciemno�ciach. By�a za siedem dwunasta, ale zupe�nie nie m�g� w to uwierzy�. Teraz siedzia� przed domem. Dzie� by� pogodny i zdawa�o si�, �e tak b�dzie zawsze. G��boko wci�gn�� powietrze. Z pobliskich p�l dolecia� go zapach ko�cz�cego si� lata. Wiedzia�, �e wysokie niebo ma w sobie przejrzyst� czysto��. W powietrzu unosi� si� zapach ostatnich letnich kwiat�w o nasyconej barwie, lekko wi�dn�cych li�ci, suchego ziarna i dojrzewaj�cych jab�ek. Tego dnia obudzi� si� o dwa lata starszy i poczu�, �e jest ju� starcem. Rozprostowa� ko�ci, kt�re zgrzytn�y nieprzyjemnie. Bola�y go wszystkie stawy, w g�owie mu szumia�o i wiedzia�, �e tak b�dzie do ko�ca, �e ten uporczywy b�l ju� go nie opu�ci. Zrozumia�, �e czas sta� si� w jego r�kach zetla�� materi�, kt�rej nie warto cerowa�. Min�a pora naiwnych pyta�, nag�ych ol�nie�, ma�ych przyjemno�ci. Zawsze lubi� chwil� przebudzenia. By�o ciep�o, wygodnie, pod powiekami dr�a�o migotliwe �wiat�o, odg�osy budz�cego si� domu dobiega�y �agodnie, nie naruszaj�c sennych obraz�w. Ale nie tego ranka. O �wicie ze snu wyrwa� go w�asny j�k. Le�a� w ��ku, bezradny, s�aby, i czu� swoje cia�o jak przeszkod�, jak ci�ar ponad si�y. Otworzy� szeroko oczy. Na �cianach wisia�y zegary. Ich uporczywe tykanie wype�nia�o ca�e wn�trze. Ka�dy pokazywa� inny czas. Si�gn�� pod poduszk� i mocno zacisn�� d�o�. 11 Kiedy rano Anisja wesz�a do kuchni, zdziwi�a si� widz�c, �e jeszcze le�y. Podesz�a bli�ej. Spa� lekko pochrapuj�c. Dotkn�a go. Obr�ci� si� na bok, z d�oni wysun�� mu si� zegarek. - Tato, niech tata si� obudzi - powiedzia�a - Kt�ra godzina? - podni�s� si� gwa�townie - Kt�ra godzina? - �sma. I czego ojciec krzyczy? Spojrza� na ni� zdziwiony. Zwykle by�a dobra i �agodna wi�c mo�e dzi� zobaczy�a w nim co� nowego, co L p straszy�o. Jest starytn cz�owiekiem. Mo�e jego dr�act c przypomnia�o jej, �e i ona kiedy� umrze? * jednak Pradziadek nie my�la� tego ranka o umieraniu. �ycie wci�� jeszcze zdawa�o mu si� silniejsze od �mierci. Promienie s�o�ca wpada�y przez okno. Listki rozmarynu dr�a�y delikatnie, z sufitu zbiega� w d� po niewidzialnej nitce ma�y paj�k. - Dlaczego czas zawsze tylko si� kurczy? - spyta�, ale nie by�o nikogo, kto m�g�by mu odpowiedzie�. Ten dzie�, jak tyle poprzednich, min�� niepostrze�enie. Jak zwykle o zmierzchu, Pradziadek le�a� na ��ku w kuchni, czytaj�c "Ma�y Dziennik". Gieniera� przysiad� na sto�eczku pod piecem, zagapiony w ogie�. - M�wi� ci, �eby� nie gryz� pazur�w - odezwa� si� Pradziadek. - Szpony ci w ko�cu wyrosn� jak diab�u. Ja mog�em robi� w dzieci�stwie dwie rzeczy: obgryza� paznokcie albo d�uba� w nosie. Wybra�em d�ubanie, bo to trzeba robi� w samotno�ci. I dobrze na tym wyszed�em. Gazeta zsun�a si� Pradziadkowi na brzuch, a on sam zapatrzy� si� w sufit. Wnuczek przerwa� swoj� mozoln� prac� i spojrza� na niego ukosem. Jego pociemnia�a twarz by�a nieruchoma, tylko wok� ust da�o si� zauwa�y� delikatne drganie. 12 Naftowa lampa stoj�ca na stole filowa�a coraz bardziej. - O, znowu - burkn�� Pradziadek i ch�opiec nie wiedzia�, czy to "znowu" odnosi si� do dalekiej przesz�o�ci, w kt�rej zn�w co� si� wydarzy�o, czy do filuj�cej lampy. A mo�e chodzi�o o Julci� S�owik, kt�ra w�a�nie teraz, jak zwykle o tej porze, przesuwa�a na g�rze krzes�o, �eby usi��� do fortepianu. Gieniera� zna� ka�dy jej ruch, ka�dy gest. Teraz prosi siostr� o akompaniament. Ona si� wzbrania, bo wie, �e s�siedzi wszystko s�ysz�. I to, �e nie mie�ci si� w tempie, i to, �e czasami gubi d�wi�ki, a wtedy Julcia przerywa �piew i tylko patrzy na ni� w milczeniu. Nic nie m�wi, �eby nie nadwyr�a� g�osu, tylko patrzy, i ta cisza przed�u�a si�. - O, znowu - powiedzia� Pradziadek i ch�opiec spojrza� w g�r�. Lampa przesta�a filowa�, z sufitu lecia� czarny �nieg, powoli osiadaj�c na meblach. I tak by�o zawsze, ale ch�opiec nigdy nie m�g� zrozumie�, w jaki spos�b z lampy mo�e wydoby� si� tyle sadzy. Na g�rze Julcia nadal namawia�a siostr� do grania. Trwa�o to ju� d�u�sz� chwil�, a� wreszcie rozleg�y si� pierwsze d�wi�ki. G�os Julci zabrzmia� jeszcze nie�mia�o, a potem coraz d�wi�czniej i by�o tak, jakby rozsypa�y si� korale i kto� je szybko zbiera�, ale one wci�� wypadaj� z r�k i podskakuj� na �liskiej pod�odze. Julcia d�ugo szuka�a swojego d�wi�ku. Tak w�a�nie okre�li�a to pewnego dnia, stoj�c na schodach pod drzwiami. - Znalaz�am sw�j d�wi�k - powiedzia�a wtedy i Gieniera� przypomnia� sobie te uciekaj�ce po pod�odze koraliki. - O, znowu - st�kn�� Pradziadek i przytrzyma� gazet� na brzuchu. Teraz Gieniera� wiedzia� ju� na pewno, �e chodzi o Julci�, i �e zaraz b�dzie �piewa�a pie�� o fio�ku. To by�o jak rozmowa: Julcia opowiada�a j� �piewem. Du�o smutku i s�o�ca, i s�aby, delikatny g�os fio�ka zdeptanego stop� p�ochej pasterki. Od roku Julcia S�owik chodzi�a do pana Apfelbauma na lekcje niemieckiego, a on nie chcia� od niej pieni�dzy, bo by� 13 wielbicielem Mozarta i wpada� w zachwyt, s�ysz�c, jak pi�knie Julcia �piewa i m�wi po niemiecku. - Mutter, ja si� urodzi�am, �eby �piewa� Mozarta. Kocham t� muzyk� i niemiecki j�zyk, on jest taki melodisch, taki... liedlich. Ja to musz� �piewa� - m�wi�a do matki, wywo�uj�c na jej twarzy b�ogi u�miech. Do kuchni wesz�a Anisja wnosz�c ze sob� zapach �wie�o wypranej i wykrochmalonej bielizny. - A wy znowu pr�nujecie. Czas nie czeka - powiedzia�a. - Wie ojciec - zwr�ci�a si� do Pradziadka - �e ta S�owik to si� tleni. Taka �yd�weczka, a chce by� podobna do jakiej� Gretchen... Co si� tu dzieje? - j�kn�a, widz�c wyszorowan� tego dnia pod�og� ca�� pokryt� p�atkami sadzy. - No znowu - powiedzia� Pradziadek. Julcia sko�czy�a �piewa� i Gieniera� wybieg� z kuchni. Cicho wszed� po schodach na g�r�. Po chwili trzasn�y drzwi. Dziewczyna wychodzi�a z domu. Wychyli� si� i patrzy�, niezauwa�ony, jak szybko zbiega w d�, a jej d�ugie w�osy zwi�zane br�zow� wst��k� ja�niej� w mroku. Z kieszonki spodni wyj�� scyzoryk i na drewnianej por�czy wyci�� pierwsz� liter� s�owa "utleniona". _ ego roku wrzesie� zacz�� si� pi�knie, polami snu�o si� babie lato, powietrze by�o �agodne i migotliwe. Jeszcze poprzedniego dnia na niebie nie by�o �ladu chmurki, ale noc� zacz�o pada�, zerwa� si� wiatr, kt�ry szarpa� ga��ziami drzew, unosz�c w powietrzu �mieci i rozmok�e papiery. Od rana po niebie gna�y sk��bione chmury. By�o ch�odno, wiatr szed� g�r�, przed domami parowa�y ka�u�e. Gieniera� wyszed� tego ranka w czapce z daszkiem i ciep�ym paletku, na nogach mia� przydeptane letnie buciki. - Tylko nie stercz przed domem, pobiegaj, �eby� nie zmarz� - powiedzia�a matka i lekko pchn�a go 14 w stron� drzwi. Na drodze nie by�o nikogo. Gdzie� obok deszczowo pia�y koguty. Co chwila wygl�da�o s�o�ce i zaraz znika�o za p�dz�cymi chmurami. Spojrza� w g�r�. Nad domami kr��y�o stado ptak�w. �wiat�o przesuwa�o si� po ich grzbietach i by�y jak ka�u�a, w kt�rej przegl�da si� b��kitne niebo. Po chwili zatacza�y ko�o i wtedy chwyta�y blask jasnymi brzuchami, a ich grzbiety mieni�y si� granatowo. Obserwowa� je pr�buj�c zrozumie� zasad� tej zmienno�ci. Zakr�ci�o mu si� w g�owie, spu�ci� wzrok i zobaczy�, �e stoi w ka�u�y, a skarpetka wy�a��ca z dziurawego buta nasi�ka wilgoci�. Z domu wyszed� Pradziadek. Nie zauwa�y� ma�ego, bo kroczy� z wysoko podniesion� g�ow�, trzymaj�c pod pach� sw�j ogromny czarny parasol. Spodnie wisia�y na nim lu�no i mo�na by�o policzy� fa�dy opadaj�ce na wyczyszczone do po�ysku czarne buciki. - Co si� tak gapisz? Gieniera� odwr�ci� si� gwa�townie. Za nim sta�a Julcia S�owik i gryz�a cebul�. Jej puszyste z�otorude w�osy rozwiewa�y si� na wietrze, s�o�ce w�a�nie wysz�o zza chmur i roz�wietli�o jej twarz. Ca�a w nag�ym blasku, z kilkoma piegami na bladej twarzyczce wyda�a si� ch�opcu bardzo pi�kna. Patrzy�a na niego z g�ry. Resztk� cebuli rzuci�a pod nogi. U�miechn�a si� ni to z wy�szo�ci�, ni z przyja�ni�, odkrywaj�c przy tym drobne ostre z�by pokryte bia�ymi plamkami. - Powiedz o tak - rozkaza�a nagle, zaciskaj�c mocno z�by, i wycedzi�a: - Nie mog� zgry�� chleba. Gieniera� znieruchomia� obezw�adniony strachem i zachwytem. - Nie mog� zgry�� chleba - powt�rzy� pos�usznie, prawie nie otwieraj�c ust. - To zgry� g�wno - zawo�a�a Julcia, odwr�ci�a si� i w podskokach pobieg�a uliczk� w stron� rynku. 15 Cjieniera�, zostali�my ju� tylko my dwaj - powiedzii Pradziadek nast�pnego dnia, kiedy po po�udniu zosta ca�kiem sami w kuchni, gdzie przy wygas�ym piecu bawi�y si� ma�e puchate koci�ta, a zegary cicho posuwa�y czas do przodu. - Nikt nie umie tak podawa� ognia jak ty. Zapali�bym fajeczk�. - Pradziadek usiad� przy stole. Gieniera� z niecierpliwo�ci� czeka� na t� chwil� w ci�gu dnia, kiedy dziadek wyjmie papierosa z p�askiej papiero�nicy i b�dzie czeka�, a� wnuk zapali zapa�k� jednym zr�cznym ruchem i poda mu j�. - Dobrze, ca�kiem nie�le - Pradziadek zaci�gn�� si� g��boko. Lekko nad�sane usta ch�opca rozchyli�y si� w u�miechu, jego �niade policzki pokry�y si� delikatnym rumie�cem. Po chwili Pradziadek zgni�t� niedopalon� po��wk� papierosa i przyci�gn�� do siebie ch�opca. Unosi�o si� wok� niego mi�e ciep�o, pachnia� gotowanym mlekiem i czym� s�odkim, jakby^ w zaci�ni�tych pi�stkach trzyma� lepkie cukierki. Pradziadek wzi�� jego ma�e r�ce w swoje i rozchyli� - byt mi�kkie, lekko wilgotne i puste. Wsun�� r�k� do kieszonki jege spodni i wyci�gn�� kolorowe papierki. Spojrza� zawiedziony. Ch�opiec u�miechn�� si� chytrze i z drugiej kieszeni wyj�� sugusa. Podzielili go na p� i �uli w milczeniu. - Ba�ki - pierwszy odezwa� si� Pradziadek i zrozumieli si� od razu. Po chwili obaj pe�zali po pod�odze, a mydlane ba�ki p�ka�y na sosnowych deskach. Rozchlapana woda, zapach dzieci�cej zabawy, a mo�e t�czowe blaski migaj�ce w powietrzu sprawi�y, �e z dna pami�ci Pradziadka wyp�yn�� obraz k�pi�cej si� dziewczynki. Mia�a wyp�owia�e od s�o�ca w�osy stercz�ce jak gar�� s�omy nad drobn� twarz�. By�a piegowata i brakowa�o jej przednich z�b�w. Balia, w kt�rej si� k�pa�a, by�a tak wielka, �e koszula unosi�a si� na wodzie jak kwiat. Czy wtedy po raz 16 pierwszy zobaczy� Podolank�, czy widzia� j� ju� wcze�niej? Gdy si� nie wie, co nast�pi p�niej, i jak wa�ne jest to, co w�a�nie nas spotyka, pami�� dzia�a kapry�nie, pozostawiaj�c nam na przysz�o�� zaledwie okruchy rzeczywisto�ci. Ma�y Pradziadek stan�� z boku i niemo przygl�da� si� piegusce. Piszcz�c rozpryskiwa�a wok� wod�. Patrzy�a spod zmru�onych powiek i g�adzi�a wok� siebie koszulk�. - A ty masz tak� kresk� i jak b�dziesz du�a, to ci si� przekr�ci - powiedzia� nagle ma�y Pradziadek. - Poka�! - rozkaza� po chwili. Dziewczynka patrzy�a w milczeniu, a jej jasnoniebieskie sko�ne oczy zaokr�gli�y si� ze zdziwienia. - Jak si� przekr�ci? - spyta�a. - W poprzek. A w og�le dziewuchy maj� �le, nie maj� ku�ki. - Maj� - za�mia�a si� i prysn�a mu wod� z balii w twarz. - Maj� - powt�rzy�a ju� bez �miechu - tylko schowan� w �rodku, �eby takie gawniuki jak ty nie widzia�y. Odwr�ci�a si� do niego ty�em. Mog�o si� zdawa�, �e nie zwraca na niego uwagi, ale on sta� nadal, zapatrzony. Nagle dziewczynka poczerwienia�a, chwyci�a si� za brzuch i j�cz�c wygramoli�a si� z balii. Mokra koszula oblepi�a jej po�ladki i nogi. - Och, bid try czorty - piszcza�a i zawodzi�a. - Jak tia�ko! - Chwyci�a k��b �cierek przygotowanych do prania i unosz�c koszul� wepchn�a go pod sp�d. Jej dzieci�ce �ono by�o p�askie i g�adkie.- Jak tia�ko! - zawodzi�a bez ustanku. Patrzy� na ni�, na jej zogromnia�y nagle brzuch, szeroko rozstawione nogi, spomi�dzy kt�rych mia�o si� wy�oni� ma�e, ciep�e, �liskie, jak w oborze, kiedy z krowy wypada�o ciel�. Dr�a� i krzywi� twarz, jakby czu� prawdziwy b�l. Chcia� by� t� ma�� dziewczynk�, kt�ra teraz tylko udaj�c bogink� p�odno�ci, za kilka lat b�dzie ni� naprawd�, a on ze swoim Pytaj�cym si� mi�dzy nogami ptaszkiem, kt�ry s�u�y� co a i a L i o T E K A 17 Wydzia�u Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego Tr najwy�ej do pi�knego siusiania w g�r� i na odleg�o��, wci�� b�dzie jej zazdro�ci� daru zwielokrotmema. Przygl�da� si� swojej p�ci, temu, z czego by� dot�d taki dumny, z niepokojem i zawstydzeniem. Zdawa�o mu si�, �e to naro�l, kt�r� przyczepi� mu z�o�liwy polny duszek. Postanowi� j� ukry� miedzy udami, tak aby w tym miejscu zrobi�o si� pusto i g�adko. Chodzi� wtedy ze �ci�ni�tymi nogami, a ciotka, kt�ra go wychowywa�a, �mia�a si� i m�wi�a, �e wygl�da jak kaczor, kt�remu kto� nadepn�� na ogon. Odwraca� g�ow� w stron� �miej�cej si� ciotki, kt�ra nie rozumia�a b�ysku nienawi�ci w jego oczach. Pr�ba z ukryt� p�ci� nie uda�a si�, a przemo�na ch��, �eby pozna� tajemnic� ma�ej dziewczynki, nie ust�powa�a. Odt�d cz�sto pojawia� si� w jego przedsennych marzeniach obraz bia�ej dzieci�cej pupy. Na jej widok �lina nap�ywa�a mu do ust, chcia� wgry�� si� w mi�kki po�ladek, i rozszarpa� go jak zwierz� swoj� zdobycz. Podnosi� r�k�, kt�ra z trudem poddawa�a si� ruchowi, i uderza� otwart� d�oni�. Zapada�a si� z bezg�o�nym pla�ni�ciem. Na bia�ej sk�rze zostawa�y czerwone �lady palc�w. Nie by�o w tym okrucie�stwa, raczej ciekawo�� i g��d. Aby je zaspokoi�, porusza� miarowo ustami, mlaska�, jakby chcia� wyliza� ociekaj�cy miodem palec. I kiedy ju� prawie czu� s�odycz rozp�ywaj�c� si� po podniebieniu, zasypia� nagle jak kociak na brzuchu matki. JLego wrze�niowego dnia to, co tkwi�o w nim dot�d zapomniane, wy�oni�o si� na powierzchni�. Prze�y� �ycie i zdawa�o mu si�, �e nasycony umrze i zapomni je na zawsze, ale tego popo�udnia poczu�, �e wszystko zachowa�o si� w nim nietkni�te. Gotowe czeka, aby je wydoby� z ciemno�ci na �wiat�o dnia. Zrozumia� jednak, �e cho� patrzy� na �wiat z uwag� i w skupieniu, nie zapami�ta� �adnej rzeczy tak, aby m�c powiedzie�: pami�tam wszystko. Nie m�g�by tak�e powiedzie�: zrozumia�em, ani nawet: rozumiem cokolwiek. Zawsze zdawa�o mu si�, �e �wiat zwr�cony jest twarz� do niego i �e jest to twarz otwarta i pogodna. Ostatnie dni sprawi�y, �e zobaczy� twarz inn� - ciemn�, niejasn� i tajemnicz�. By�o ju� tak kiedy� w dzieci�stwie. Sen pl�ta� si� zjaw�, rzeczywisto�� by�a nierozpoznawalna, przedmioty i ludzie, zwierz�ta i ro�liny odwraca�y si� od niego. Pr�bowa� je zrozumie� - bra� w palce pachn�ce gorzko zio�a, pyta� je o ich imiona, pragn�� od psa nauczy� si� cierpliwego milczenia, zagl�da� w oczy male�kich �uk�w, chc�c odkry� �r�d�o ich niewinno�ci i dobroci. Nie znajdowa� odpowiedzi. �wiat odwraca� si� od niego, jakby chcia� powiedzie�: Spr�buj zajrze� mi w twarz. Je�li ci si� to uda - zrozumiesz wszystko. Ale nie zrozumia�. Co gorsze - zapomnia�. Jego dzieci�stwo min�o niepostrze�enie i nie pami�ta� ju� pyta�, jakie pragn�� zada�. Niepok�j i niepewno�� opu�ci�y go. Wkroczy� w dojrza�o�� �atwo i bez b�lu. Uwierzy�, �e wszystko wok� odkrywa si� przed nim, staje zwr�cone twarz� do niego. Ju� nie pyta� zwierz�t, ro�lin i kamieni o ich tajemne sprawy. �y�. Ale pod powierzchni� �ycia pulsowa�a ciemno��, milczenie, pytania bez odpowiedzi. Patrzy� na wnuka, na jego twarz pe�n� zachwytu, na jego ma�e, silne, odwa�ne cia�o. �ledzi� rado��, kt�ra pojawia�a si� nie wiadomo sk�d, i nag�e �zy, ws�uchiwa� si� w jego milczenie i �miech - i my�la�, �e udane �ycie powinno spe�ni� w�asne dzieci�stwo. Nie powr�ci� do niego, bo to niemo�liwe, ale raczej wyci�gn�� ostateczne wnioski z tego czasu, gdy najbardziej dotykalna rzeczywisto�� nierozerwalnie ��czy si� z symbolem. 18 19 D -L* zieci�ca pami�� PrSLd 7:a^ nego zmierzchu sze��dzS. ?�Jawi�asiePe*nego jesie�-siedz�cego na p�ask^ S! * WCZe�nieJ' Oto widzi siebl nogami. Jego stopy ciasn�7� I (tm) sPuszczonymi w d� mii rzemykami, n^s^d^IS " pf�den^ ^ata kt�rej r�kawy zwi�zano^ l*osz�^ narzucon� kapot� obwarzanek. Boi J, Qg�o ^^ W ?ku **�. sLdkT bia�ego pieczywa. BezwiedS t mgdy jeszcze (tm) M zaczyna si� kruszy�. ^^^ka palce na ciastku, kt�re . Mrok g�stnieje. Jest zimnn v � � jego siostra, na kamienneTp�yc^oh W St�f dzie^Zynka>j go zaczyna si? wydobywa� LL t '? tobotek> z kt�re1 gruchania synogarlicy llw f Wllenie P�d�bne d Z drzew cicho onada ' ^czynach, ostatni b tai. S�ycha� jaki� Pierwsze nocne gryzon ny deszcz, kt�ry przera Jest mokro, ale za to trS ,d��k��a- nogi i kuli si� w swojej wieS T* ?' Ch��piec kuca i przyciska si? 'do murt J .^^ kap�cie' go�e kolana. Dr�y z zimna Ko^^ Okr* k"braczkiem nietoperz. Czuje na poli Ch�opca W r Zimno mi - s�y gdzie kuli si� jego st, dziechem, kt�re porzucon0 wTeJ? ^ PrZCStaJe b� z zimna, g�odu i strachu JeS16nna noc> �eby sczez�o Pami�ta, jak deszcz usta� a T�- ^ ksi�yc. Zeskoczy� z kamTenia i Za�wiec* CZC do 20 - Czekaj tu - powiedzia�, wcisn�� ma�ej do r�ki obwarzanek i ruszy� przed siebie. - To s� moje nogi - szepn��. - To s� moje r�ce - powt�rzy� i poczu�, �e ma cia�o kt�remu mo�e nakaza� pos�usze�stwo. - Jest mi ciep�o. Nie jestem g�odny. Zatrzyma� si� przed ma�ym domkiem z zakratowanym wej�ciem. Chwyci� kraty i potrz�sn��. By�y zamkni�te. Kopa� i szarpa�, a� zrobi�o mu si� gor�co, poczu� b�l. Spojrza� na r�ce. Sk�ra na kostkach by�a zdarta do krwi. Mia� suche oczy i zaci�ni�te usta. Przez chwil� nas�uchiwa�. Cisza dzwoni�a w uszach, przerywa� j� tylko daleki g�os nocnego ptaka, kt�ry po chwili ucich�. Odwr�ci� si�. S�ysza� g�uche uderzenia serca i w�asny oddech. Niedaleko zamkni�tego domku natrafi� na szerok� kamienn� p�yt�. By�a odsuni�t�, otw�r prowadzi� w g��b. Zawo�a� cicho. Siostra pojawi�a si� tak szybko, jakby by�a tu� obok. - W�a� - powiedzia� i wzi�� j� za r�k�. By�a zimna, jakby dziecko trzyma�o w niej tafelek lodu. Na p�ycie le�a�y pachn�ce deszczem i wiatrem ga��zie choiny. Zgarn�� je wszystkie i cisn�� do do�u. Ma�a zsun�a si� bezszelestnie, upad�a na spr�yste ga��zie i natychmiast zasn�a. Le�a�a zwini�ta jak liszka, a jej kszta�t rozmazywa� si� w ciemno�ciach. S�abe popiskiwania brata pomog�y mu znale�� drog�. Poczu� pod palcami szorstki materia� i ciep�y policzek dziecka. Zarzuci� tobo�ek na plecy. Dziecko owini�te szmatami i derk� by�o niewiele mniejsze ni� ch�opiec i bardzo ci�kie. Troch� ni�s�, troch� ci�gn�� sw�j ci�ar po opad�ych, nawilg�ych deszczem li�ciach. Zsun�� zawini�tko do do�u i wskoczy� za nim. Niemowl� wyczerpane p�aczem ucich�o. Pradziadek przycisn�� si� do siostry i nakry� ich oboje kapot�. Zasn�� z policzkiem przyci�ni�tym do pachn�cych �wierkowych igie�. 21 \Vnocy wia� wiatr, niebo si� wypogodzi�o. Zacz�o �wita�. S�o�ce szybko nasyci�o si� �wiat�em i ogrza�o przesuszon� wiatrem ziemi�. Wczesnym rankiem z pobliskiego dworu wysz�a kobieta z koszami. Skraca�a sobie drog� do miasteczka przez cmentarz. Mijaj�c �wie�o rozkopany gr�b, us�ysza�a dziwny ha�as. Przez chwil� zdawa�o jej si�, �e to nocny ptak, kt�remu pomyli�y si� pory dnia, ale ha�as powt�rzy� si�. P�aka�o dziecko. Kobieta upu�ci�a koszyk i p�dem rzuci�a si� do ucieczki. Zatrzyma�a si� dopiero na skraju cmentarza. Chwyci�a si� za g�ow�, �ciskaj�c j� r�kami, jakby chcia�a zag�uszy� g�os diab�a. Wreszcie opu�ci�a r�ce i nas�uchiwa�a; ptaki otrzepywa�y skrzyd�a, ostatnie krople nocnego deszczu uderza�y o li�cie. Kiedy dobieg�a do drzwi proboszcz�wki, strach zacz�� j� opuszcza�. Przytrzymuj�c kurczowo chust� na piersi, dr�� cym g�osem spyta�a o proboszcza. Po chwili nadszed� strony kaplicy. i - Duszyczka pot�piona doprasza si� �aski ksi�dza; proboszcza - szepn�a kobieta. Ksi�dz nawet si� nie zdziwi�. Wszed� do wn�trza domu i po chwili wr�ci� z krucyfiksem i �wi�con� wod�. Proboszczowa gospodyni jeszcze w po�piechu zarzuca�a chustk� na g�ow�, a ch�opak, kt�ry tu mieszka� i s�u�y� do mszy, bieg� za nimi. Szli szybko szerok� alej�. Kobiety mamrota�y pod nosem, chc�c modlitw� odegna� z�e moce. Ch�opak przytrzymuj�c portki na brzuchu sapa� zdyszany. W pobliskim domu otworzy�o si� okno, kobieta wychyli�a si� ciekawie do po�owy i mru��c oczy patrzy�a na id�cych. Zbiegaj�c ze schodk�w zawo�a�a m�a i dzieci. Wybiegli przed dom i zobaczyli, �e ksi�dz idzie w stron� cmentarza. Dogonili go, gdy przekracza� drewnian� bram� obok niebieskiego gipsowego anio�a na postumencie. Kobieta, kt�ra pierwsza us�ysza�a dzieci�cy p�acz, poprowadzi�a ich :1 do starego d�bu po�rodku cmentarza. Przystan�li onie�mieleni cisz�, kt�ra tu panowa�a. _ To gdzie� tutaj - szepn�a kobieta, jakby si� ba�a obudzi� kogo�, kto jeszcze �pi. - In nomine Patris et Filii et Spiritus Sancti... - zacz�� ksi�dz i w tym momencie z grobu w ko�cu w�skiej alejki wyjrza� ch�opiec. Zr�cznie wydosta� si� z do�u i stan�� na p�ycie, o�wietlony s�o�cem. Jego potargane w�osy prze�wietli�o �wiat�o, tworz�c aureol� wok� g�owy. Patrz�cy pod s�o�ce nie dostrzegli w pierwszej chwili jego twarzy ani strachu, kt�ry si� na niej pojawi�. Figurka dziecka sta�a nieporuszona. Kobiety cofn�y si�, ksi�dz zrobi� krok naprz�d i zatrzyma� si�, bo obok nogi ch�opca pojawi�a si� g��wka drugiego dziecka. - Si�a nieczysta, dusza pot�piona - j�kn�a kt�ra� z kobiet i zakry�a usta r�k�. - Cicho b�d�cie, kobiety, przecie� to dzieci, po prostu dzieci - powiedzia� ksi�dz i zdecydowanym krokiem zbli�y� si� do grobu. Ch�opiec pom�g� wydosta� si� siostrze i teraz sta�a obok niego ma�a, chudziutka, w pomi�tej koszuli, i krzywi�a buzi� do p�aczu. M�czyzna w czarnej sukni zbli�a� si� do nich, a dzieci obezw�adnione strachem, obola�e od snu, nadal sta�y bez ruchu. Ksi�dz podszed� na odleg�o�� kilku krok�w. Kto� krzykn�� g�o�no, widz�c, �e ksi�dz unosi sutann� i wskakuje do grobu. - Kobiety - zawo�a� po chwili i wyjrza� z do�u. - Chod�cie tu. Podbieg�y, wiedzione nakazem silniejszym ni� strach. Ksi�dz wyci�gn�� r�ce i poda� im zawini�tko. Rozleg� si� g�o�ny p�acz dziecka. Wszyscy ockn�li si� jak ze z�ego snu. Kto� chwyci� ch�opca za r�k�, kto� zdj�� p�aszcz i okry� nim dziewczynk�. Kobiety podawa�y sobie niemowl� i u�miecha�y si� do niego. 23 Ma�y Pradziadek zapami�ta� te chwile. Wszyscy m�wi] araz weso�o i g�o�no. �miali si�. Nie rozumia� tego �miechi j gwaru. Ludzi przybywa�o. Ka�dy chcia� go dotkn��, d r�ce na swojej twarzy i w�osach. Jedni muskali go tylko, jak �my, inni chwytali mocno, jakby chcieli si� przekona�, �e naprawd� istnieje. Jego ma�y brat krzycza� g�o�nym, nic nierozumiej�cym krzykiem. Na pewno by� g�odny i nie chcia� ju� d�u�ej czeka�. Po chwili znale�li si� w domu wielkim jak stodo�a, ale pe�nym �wiat�a, i Pradziadek zobaczy�, �e wsuwaj� mu do r�k misk� pe�n� gor�cego mleka. Rozejrza� si� na boki i zacz�� ch�epta� jak zwierze, kt�re czuje, �e opada z si�. Jego siostra i brat znikn�li gdzie�, ale teraz nie my�la� o nic�i upad� na co� mi�kkiego, poczu� pulsuj�ce ciep�o wok� siebi i zasn��. Spa� dwie doby. JViedy si� obudzi�, d�ugo le�a� z zamkni�tymi oczami i zupe�nie nie m�g� sobie uprzytomni�, gdzie ma g�ow�, a gdzie nogi. Gdy wreszcie odwa�y� si� otworzy� oczy, zobaczy� uchylone drzwiczki pieca i wn�trze rozgrzane do czerwono�ci. Obok kr�ci�a si� kobieta. Widzia� tylko fragment jej burej sukni z grubego szorstkiego materia�u. Pochyla�a si� wyjmuj�c co� z duch�wki. Poczu�a widocznie na sobie wzrok dziecka, bo odwr�ci�a g�ow� i spojrza�a przez rami�, wci�� zgi�ta w p�. Szybko zacisn�� powieki, ale to jej nie zmyli�o. Podesz�a do ��ka i pochyli�a si� nad nim. - Obudzi�e� si� ju�? - spyta�a i Pradziadek otworzy� szeroko oczy. - Czy tobie na imi� Franu�? Tym pytaniem kobieta wtr�ci�a go z powrotem w koleiny, z kt�rych ju� prawie ca�kiem wypad�. - Tak - szepn�� i zn�w zapad� w sen. Pradziadek rodzi� si� trzykrotnie. Urodzi�a go kobieta, kt�ra umar�a, kiedy mia� niespe�na siedem lat. Wkr�tce potem straci� te� ojca. Nikt nie chcia� zaopiekowa� si� tr�jk� 24 dzieci, a krewni pozbyli si� ci�aru, wywo��c sieroty na odleg�y o wiele kilometr�w cmentarz w Kurom�kach, j tam je porzucili. Gr�b sta� si� jego schronieniem i wy�aniaj�c si� z niego pewnego jesiennego ranka urodzi� si� po raz fl^ Trzeci raz narodzi� si� ze s��w: "Urodzi�a go z lito�ci CK^J^" I tak ju� zosta�o. To by�y jego prawdziwe narodziny v W osobie dalekiej krewnej zdoby� matk�, dzi�ki ^Tej w wieku o�miu lat raz na zawsze zerwa� p�powin� wi��^c� go z mroczn�, pe�n� krzyku, �alu i strachu przesz�o�ci�. Przez kilka nast�pnych dni ch�opiec walczy� z prze_ strzeni�, a czas liczy� si� od nowa. Wszystko, co by�o 4ot�d zosta�o szcz�liwie zapomniane i �atwo podda� si� ' dnia i nocy, tylko kierunki i odleg�o�ci wci�� mu si �rym Wreszcie na tyle oswoi� si� z nowym domem, �^ roz. poznawa� ju� jego zapachy, zacz�� te� odr�nia� - stukanie drzwi w sieni, przeci�g�y �piew wr�t trzaskanie kuchennych drzwiczek i postukiwanie o brzeg studni. Kiedy wreszcie opu�ci� k�t, w kt si� chroni�, i po raz pierwszy podszed� do sto�u, sta� talerz z kromkami chleba posypanymi sol�, nagrza�a sagan wody, po�rodku kuchni ustawi�a i przywo�a�a go do siebie. Szed� niepewnie, patrz�c sp�oszonym wzrokiem spO(j d�ugich sko�tunionych w�os�w. Stan�� obok balii, a L[ofea �agodnymi ruchami zdejmowa�a z niego koszul� i przetarte w najbardziej u�ywanych miejscach do cia�a. �okcie i kolana ch�opca by�y szare od w�aj.tego w nie brudu. Ciotka patrzy�a na to w�t�e dzieci�ce cia�o, na wystajace obojczyki, pod kt�rymi tworzy�y si� dwa niewielkie wg}ebje_ ni�, zapad�y brzuch, nogi tak cienkie, �e kolana wygl^ajy przy nich jak d�onie zaci�ni�te w pi��. Odwr�ci�a go t^jem Mog�a z �atwo�ci� policzy� wszystkie kr�gi, a �opatki rzuca�y cie� i wygl�da�y jak nie rozwini�te jeszcze skrzyde�ka^ Pog�adzi�a delikatnie jego po�ladki o sk�rze ja�ni^jsze: ni� reszta cia�a, ca�e pokryte drobnymi uk�szeniami. 25 - Oj, biedny ty, Franu� - powiedzia�a i Pradziada! lekko drgn�� na d�wi�k swego imienia. �cisn�� po�ladki, jakby broni�c si� przed obcym d. tkni�ciem. Tak dawno nikt do niego nie m�wi� i nL dotyka� go, �e zdziwiony odwr�ci� g�ow�. Ciotka zobaczy�a} b�ysk oczu, kt�re szybko przykry� powiekami o g�stych d�ugich rz�sach. - �adny jeste�, tylko taki zabiedzony. - Pomog�a m wej�� do balii i cierpliwie dolewa�a zimnej wody. Kiedy min�a pierwsza chwila zetkni�cia z gor�c� w_ da, ch�opiec zacz�� odczuwa� mi�kko�� i lekkie falowani^, wok� siebie. Napi�te dot�d mi�nie rozlu�ni�y si�, przy|| mkn�� oczy i przyczai� si� jak zwierz�tko, kt�re odpoczywa po d�ugim biegu. Dzieci ciotki podchodzi�y i przygl�da�y si� w milczeniu, gdy stan�� nagi w wodzie, a ich matka szorowa�a go wiechciem z zi� i mi�kn�cych w wilgoci �d�be� s�omy. Oszo�omiony nie zaznanym dot�d ciep�em Pradziadek; wodzi� wok� wzrokiem, zapami�tuj�c r�owe blaski ognia w piecu, brz�czenie much pod sufitem, cierpki zapach rozgrzanych wod� zi�, zarumieniony policzek ciotki tu� obok swojej twarzy. Ciotka nie omija�a �adnego zakamarka jego cia�a. Czy�ci�a uszy wilgotn�, a potem such� �ciereczk�, szorstkim kamykiem �ciera�a zgrubia�� na pi�tach sk�r�, zag��bia�a si� w p�pek, podnosi�a ramiona, aby dobrze wymy� boki, d�ugo szorowa�a szyj� i plecy, sp�ukiwa�a w�osy. Kiedy wyszed� z balii i sta� z lekko uniesionymi r�kami, a wok� tworzy�a si� plama szybko wsi�kaj�ca w pod�og�, ciotka okry�a go bia�ym prze�cierad�em, kt�re przylgn�o do jego sk�ry i osuszy�o j� do ostatniej kropli. Po chwili siedzia� na sto�ku, a ciotka przykucn�a obok. Spod prze�cierad�a wyj�a jego stop� i unios�a j� w g�r�. D�ugie po�amane paznokcie zaczyna�y ju� wrasta� w sk�r�, cia�o wok� by�o lekko obrzmia�e i zaczerwienione, brud wbi� si� g��boko, tworz�c czarne obw�dki. Wielkimi no�yca- 26 � nad podziw zr�cznie, ciotka obcina�a je, a dzieci zbiera�y Ilj.li J-I�*J~ r - , . i j � spadaj�ce na ziemi� paznokcie i wrzuca�y do ognia. _ Spalcie wszystkie - upomnia�a ciotka, bo wierzy�a, �e nozostawione po obci�ciu paznokcie przynios� w�a�cicielowi nieszcz�cie. Potem ciotka pr�bowa�a rozczesa� jego g�ste czarne w�osy spl�tane w setki supe�k�w, ale nie chcia�y si� podda�. Tymi samymi co poprzednio no�ycami �ci�a je. Mokre kosmyki pokry�y bia�e prze�cierad�o, a twarz Pradziadka wy�oni�a si� ja�niejsza i jakby pe�niejsza, ods�oni�y si� bystre oczy, �adnie zarysowane brwi, lekkie wkl�ni�cie skroni i delikatna szyja. Ciotka wytrzepywa�a resztki wilgoci z jego w�os�w. Sta�y si� teraz suche, sypkie i po�yskliwe. Przesun�a palcami, rozgarniaj�c je, spod spodu przeb�yskiwa�a b��kitnawa sk�ra. Poda�a mu p��cienn� koszul�, kt�r� w�o�y� niezr�cznymi ruchami ty�em do przodu. Ciotka u�miechn�a si� i nic nie powiedzia�a. Czu�a dla niego lito��. Z lito�ci� miesza�a si� czu�o��. Mimo ogarniaj�cej go coraz bardziej senno�ci Pradziadek ch�on�� wszystko i zapami�tywa� na zawsze ka�dy gest. Oto rodzi� si� na nowo, wy�uskiwany jak pestka z oboj�tno�ci, zapomnienia, z ciemno�ci i dzieci�cego cierpienia. Ciotka wzi�a go na r�ce i zanios�a na pos�anie. Patrzy� na ni� powa�nie i bez u�miechu. Pog�adzi�a jego ciep�y policzek. Zasn�� natychmiast po�wistuj�c leciutko przez nos. Nast�pnego dnia obudzi� si� rze�ki, bez wahania usiad� na �awie mi�dzy dzie�mi ciotki i zjad� misk� zacierek na mleku. Ciotka postanowi�a go podtuczy�. Chcia�a, �eby niczym nie r�ni� si� od jej krzepkich gruboko�cistych dzieciak�w. Karmi�a go pyzami ze s�onin� i w pami�ci wyg�odnia�ego Pradziadka skwarki i surowa s�onina pozosta�y jako co�, czego niczym nie da si� zast�pi�. Do ko�ca �ycia najbardziej lubi� ok�ada� kromki chleba grubymi plastrami s�oniny i posypywa� sol�. "W raju maj� dobrze - mawia� potem. - Tam jedz� s�onin� ze s�onin�". 27 Pradziadek szybko przybiera� na wadze i nad taler^ paruj�cego krupniku z kawa�kiem �wi�skiej sk�ry zapcwl na� o swoim smutnym dzieci�stwie. **' O jednym tylko nie m�g� zapomnie�. O tym, �e ma u<-at i siostr�. Zabrano ich do miasta, gdzie� daleko, i nigdy wk ju� ich nie zobaczy�. JViedy ma�y Pradziadek poradzi� sobie ju� z nieprzyja^n" przestrzeni�, zacz�� si� oddala� od domu ciotki. Zapuszc2aj si� mi�dzy drewniane chaty najbli�szych s�siad�w, pr^i stawa� na skraju ��ki, bieg� do ko�ca drogi prowadz�ce; w stron� miasteczka i tu wychwytywa� mieszaniny zajja. ch�w, smugi woni, wci�ga� g��boko powietrze, kt�r^ oddychali codziennie ludzie od dnia narodzin a� do �miei-cj WKurom�kach pachnia�o wtedy dymem i gnij�c� wocja Ku�nierze moczyli w beczkach sk�ry z d�bow� kor�. \ye wszystkich domach palono drzewem albo w�glowym mja. �em i te dwa zapachy nak�ada�y si� warstwami na siehje i snu�y daleko, zatrzymuj�c si� w niewielkich kotlinka^ pomi�dzy �agodnymi wzg�rzami. Czasami ch�opiec c^j mdl�cy od�r padliny, kt�r� karmiono zwierz�ta futerko\ve wo� pal�cego si� ja�owca, zapach mleka i moczu ci�gn�cy $je za stadami kr�w, kt�re p�dzono obrze�ami miasteczka B�oto sp�ywaj�ce p�ytkimi rowami by�o ��toszare i miaJ0 zapach �wie�o pobielonej �ciany, domy we wsi pachniaty wilgotnym drzewem, a uliczki miasteczka wydziela�y wo^ grzyb�w, wilgotnego kurzu i myszy pomieszan� z przenil^. liwym odorem kocich szczyn. Stamt�d te� dolatywa�y bardziej kusz�ce zapachy gor�cych obwarzank�w i s�oduj zapach palonego cukru. Rozpoznawanie smak�w rozpocz�� od skwark�w wy, �awianych z kapu�niaku. Inaczej smakowa�y te, kt�rymi ciotka krasi�a pyzy, inaczej rozsmarowane na pajdzie go, r�cego chleba. Chcia� spr�bowa� wszystkiego. Jad� nie 28 nane wcze�niej ro�liny, zbiera� nasiona mocno pachn�cych przydro�nych zi�, od�upywa� kor� drzew. Wkr�tce umia� rozpozna�, z jakiego jest drzewa. Gryz� porzucone przez �limaki skorupki, liza� zroszone deszczem li�cie, wyrywa� g�siom pi�ra, skrzypi�ce w z�bach jak cienkie tafelki lodu zim�, i futerko kr�likom, kt�re wype�nia�o usta i nie dawa�o si� wyplu�. P�na jesie� i zima wyt�umi�y zapachy, st�pi�y smak, ale jemu to nie przeszkadza�o. Butwiej�ce li�cie topoli by�y inne ni� rozmi�k�e �d�b�a s�omy, a u�pione na zim� p�dy bzu inne ni� �ci�te pierwszym mrozem g��by kapusty zbierane na jesiennym polu. Zakrada� si� do stajni i obory, pr�bowa� ko�skiego i krowiego �ajna, wracaj�c tym samym do wczesnego dzieci�stwa i zamykaj�c kr�g dzieci�cych wtajemnicze�. .fierwsz� zim� swojego nowego �ycia sp�dzi� g��wnie w chacie. Porusza� si�mi�dzy obor�, stodo��, kurnikiem, psi� bud� i studni�, ale i tu zbiera� liczne wra�enia i nowe do�wiadczenia. Ca�e popo�udnia i wieczory obserwowa� buzowanie ognia w piecu i zdawa�o mu si�, �e pozna� wszystkie jego tajemnice. S�ucha� wiatru przeciskaj�cego si� przez uszczelnione mchem i glin� szpary mi�dzy deskami. Wiatr z zachodu przynosi� �nieg lub odwil�, z p�nocy lodowate powiewy, wreszcie pewnego dnia wiatr po�udniowy zacz�� topi� zwa�y �niegu zamieniaj�c je w tward� skorup�. Wraz z zapachem sp�ywaj�cego zewsz�d �niegu pojawi� si� nowy powiew, gdzie� daleko tl�cego si� ognia. Wiedziony ciekawo�ci� i narastaj�cym niepokojem ma�y Pradziadek zaw�drowa� na skraj ��ki. Z daleka zobaczy� gromady wiejskich ch�opak�w podpalaj�cych suche trawy. Wia� wiatr, g�usz�c krzyki, i w szumi�cej ciszy p�on�y trawy, a wraz z nimi tysi�ce istnie�: owady, �aby, ma�e ptaki, kt�re me zd��y�y wzbi� si� w powietrze, i nowo narodzone 29 marcowe zaj�ce. Wiatr wydyma� �agielki ognia, kto bezlito�nie posuwa� si� naprz�d. Dzieci z rozwianymi w�osami w k��bach bia�ego dym bieg�y przed siebie, podpalaj�c wci�� nowe po�acie suchyc} traw. Ten widok przej�� ma�ego Pradziadka jak�� niepoj�t� groz�. Lecz w rok p�niej, wczesn� wiosn� i on bieg� krzycz�c, z gromadami dzieciak�w, wypala� zimow� traw�, Ciotka odnalaz�a go o zmierzchu zapatrzonego w do-gasaj�cy ogie�, przesi�kni�tego zapachem dymu jak dobr� uw�dzona kie�baska. Zabra�a go do domu, gdzie Pradziadek szybko och�on�� z wra�e� przy kolacji z�o�onej ze zsiad�eg� mleka i ziemniak�w okraszonych zasma�k� z cebuli, �mietany i m�ki. Stawa� si� coraz �adniejszym dzieckiem. R�ni� si� te� wyra�nie od swoich r�wie�nik�w, jasnow�osych i kr�pych On by� szczup�y i ciemny. Jego rosn�cy z wiekiem apetytj prawie �akomstwo, kt�re jego now� rodzin� i s�siad�w doprowadzi�oby szybko do wygl�du rze�nych tucznik�w, w niczym nie zmienia�o jego smuk�ego cia�a i szlachetnych rys�w twarzy. By� inny, a jego odmienno�� rzuca�a si� w oczy. Pochodzi� z innych stron i nie mia� w�asnej rodziny. Wi�c przygl�dano mu si� nie wci�gaj�c na razie we w�asny kr�g. Ciotka bez przekonania uczy�a go zasad, kt�re swoim rodzonym dzieciom wpaja�a z pe�n� mi�o�ci pasj�. S�abiej, bo bez �lepej matczynej mi�o�ci, strzeg�a go przed niebezpiecze�stwami �ycia i s�abiej te� przekazywa�a mu swoje l�ki. B�ogos�awiona by�a ta inno�� Pradziadka, cho� przysparza�a mu tylu zmartwie�. By� innym oznacza�o dla niego z mozo�em pokonywa� op�r zewn�trzno�ci. Czyni� wci�� nowe pr�by przystosowania si�, upodabnia� si�, na�ladowa� otoczenie, ale bez skutku. Nie wiedzia�, �e to, co w dzieci�stwie tak go dr�czy�o - obco�� - by�o w rzeczywisto�ci jego si��. Sta� poza obr�bem ko�a, w kt�rym z monotonn� jednostajno�ci� kr�ci�y si� losy mieszka�c�w Kurom�k. Patrzy� na siebie z boku, spojrzeniem uwa�nym i troch� nie�yczliwym, nieuf- 30 i mi�osnym zarazem, a �ycie by�o dla niego od pocz�tku otwarte i pe�ne wszelkich mo�liwo�ci. nadchodzi�a powoli i kapry�nie. Ka�dy dzie� rzynosi� co� nowego. Po�udniowa strona domu ocieka�a ciep�� wilgoci�, od p�nocnej le�a�y szkliste �achy �niegu. Ptaki nawo�ywa�y si� krzykliwie za dnia, a w mro�ne noce szuka�y schronienia pod ciep�ym dachem obory. Wiatr przywia� dymy z p�on�cych ��k i z daleka przyni�s� zapach wilgoci. �nieg topnia�, sp�ywa� po zboczach i wzd�u� polnych dr�g, a woda zatrzymywa�a si� w gliniastych zag��bieniach ��k. Dzie� si� wyd�u�y� i zmierzchy nie chcia�y si� sko�czy�, a wieczorami do domu ciotki schodzi�y si� kobiety i rozmawia�y. Pradziadek k�ad� si� razem ze swoimi nowymi bra�mi i siostrami na siennikach pod piecem i patrzy� na blask ognia pe�gaj�cego po bielonych �cianach i po twarzach kobiet. M�wi�y o duchach i upiorach, o chorobach i tragicznych przypadkach, i te opowie�ci wyp�ywa�y z nich wraz z oddechem, jak gdyby nieszcz�cie by�o w �yciu ludzkim czym� najbardziej oczywistym. Kiedy dzieci znu�one monotoni� niezrozumia�ych historii zaczyna�y si� uk�ada� do snu, ciotka przerywa�a rozmow� i m�wi�a zdanie, zawsze to samo, kt�re brzmia�o jak rozkaz i jak tajemne wezwanie: - Szukaj szpilki! By� to ostatni okruch smutnej historii, jaka wydarzy�a si� w rodzinie ciotki. Jeden z wujk�w umar� we �nie w wieku dziewi�ciu lat, i nikt nie zna�by przyczyny tej dziwnej �mierci, gdyby nie znaleziono w po�cieli szyd�a do zszywania sk�r. Matka domy�li�a si�, �e dziecko bawi�o si� ig�ami i jedna z nich wbi�a si� w jego cia�o, a przez noc wraz z krwi� dotar�a do serca. I tak wiecznie dziewi�cioletni wujek zastyg�y w jednej chwili swojego kr�tkiego �ywota rozpocz�� nowy byt umrzyka. Zdarzenie to wzbudzi�o wielki strach i odt�d ka�dego wieczoru matki zasiewa�y w dzieciach ziarno l�ku 31 i niepewno�ci. By� mo�e, m�wi�y, nie zbudzisz si� rano j zwykle. Nie wiesz, co ci� czeka. Ciotka tak�e, jak wi�kszo�� kobiet, by�a przekonana, to, i� nie zna si� swego losu, jest powodem do wielkie strachu. I zn�w Pradziadka ratowa�a jego obco��. Nie o dostatecznie w�asny i sw�j, �eby "szuka� szpilki", nie musia� si� ba�. Los jest cz�owiekowi znany. "Wszystko umiera" - mawia� doros�y Pradziadek, zarzynaj�c t�uste prosi�tko, id�c jesiennym polem, �egnaj�c si� z Podolank�, le��c na �miertelnym pos�aniu. "Wszystko umiera, wi�c czeg� si� ba�?" - powtarza�, aby oswoi� l�k. Ciotka straszy�a swoje dzieci, przekonana, �e strach najlepiej zahartuje je do �ycia pe�nego nieszcz�� i cierpienia. Straszy�a je kar� bosk�, chorob�, �mierci�, dziadem i wieczn� ciemno�ci� jego tu�aczego worka. Dzieci nie ba�y si� �mierci. Widzia�y j� codziennie. Podw�rze pe�ne by�o krwi niewinnych zwierz�t, krzyku s�abych, b�lu i �miertelnego strachu, bo �mier� zwierz�t by�a w porz�dku ludzkim warunkiem �ycia. Widzia�y te� codziennie ludzi, kt�rych porazi�a kara boska. �mia�y si� z ich powykr�canych r�k i n�g, garb�w, �lepoty, zidiocenia. Tak naprawd� ba�y si� tylko dziada. Ka�de z nich widzia�o go cho� kilka razy w �yciu, jak boso lub ze stopami omotanymi s�om� i szmatami w�druje od wsi do wsi. Bieg�y za nim w bezpiecznej odleg�o�ci i �ledzi�y w milczeniu. By� to zwykle chory albo dziwny cz�owiek bez domu i rodziny, zawsze w drodze. Duszne wn�trze jego worka by�o jak �mier�, ale nie ta, kt�r� dzieci widzia�y we wsi, w polu, na drodze, lecz ta, kt�ra jest ciemn� niepewno�ci� umierania. R�ne by�y ciemno�ci. Mrok izby wieczorem, gdy zasypia�y, roz�wietlony by� blaskiem ognia migaj�cego w szparze kuchennych drzwiczek. Ciemno�ci kom�rki, w kt�rej ch�opcy przepychali si� z dziewczynkami, mia�y smak pierwszego wtajemniczenia. Mrok pobliskiego lasu, g�sty od z�ych duch�w i pokrzykiwa� ptak�w, nie by� gro�ny, gdy mia�o si? za plecami ciep�e �ciany domu. 32 Ma�y Pradziadek nie ba� si� ciemno�ci i by� odporny na � da z workiem. Jemu przeznaczono strachy oswojone, te, w're biega�y po ��kach albo mieszka�y w stodole. __ Wyk, wyk, przyjdzie tu, zobaczysz! - wo�a�a ciotka na � sfornego Pradziadka i zakrywa�a usta fartuchem. Patrzy�a przy tym zawsze na belk� pod sufitem. Ch�opiec wodzi� wzrokiem po deskach w poszukiwaniu straszyd�a, ale widzia� tylko umykaj�ce w cie� paj�ki. Ba� si� troch�, bo wyk nie mia� twarzy i by� niewidzialny. Jeszcze wiele lat potem ka�dego wieczoru przed za�ni�ciem patrzy� na belk�, za kt�r� mieszka� wyk. Mniej ba� si� Kurzego P�ucka, kt�re by�o tak oswojone, �e skaka�o po podw�rzu i piszcza�o jak mysz. Czasami potrafi�o by� gro�ne, chwyta�o ofiar� za kark i �achota�o a� do ostatniego tchnienia. Najpi�kniejsza by�a Chawa. Tajemnicza, wzbudzaj�ca uczucia nie do ko�ca zrozumia�e, pozosta�a w nim na zawsze. � Chawa ci� wytarmosi, jak b�dziesz lata� po ��kach, a jak z�apie, to tak d�ugo b�dzie wlec, a� ca�ego ci� poharata - m�wi�a ciotka i lekko u�miecha�a si� do siebie, jakby tym samym odgania�a z�y czar, zdejmowa�a z niego prawdziwy strach i nieszcz�cie. Kiedy m�wi�a mu, �eby nie oddala� si� od domu, bieg� pe�en t�umionej rado�ci daleko za wie�. Przystawa� nad ��kami, zagapiony, znieruchomia�y, i zdawa�o mu si�, �e widzi kobiec� posta� z rozwianymi w�osami. Chawa przeskakiwa�a wodne oczka, unosi�a si� nad wysokimi trawami. W r�ku trzyma�a r�zgi, kt�rymi z przeci�g�ym �wistem siek�a powietrze. Mia�a rozdart� koszul� i piersi ci�ko zwisaj�ce po bokach. Musia� to by� powidok jakiego� zdarzenia z jego wczesnego, pozornie ca�kiem zapomnianego, dzieci�stwa. Obraz widzianych kiedy� nagich piersi na�o�y� si� na posta� wyobra�onego straszyd�a. Nie ba� si� Chawy dlatego, �e by�a kobiet�, dlatego �e mia�a twarz, i dlatego �e zawsze bieg�a przed siebie, nigdy nie 33 zbli�aj�c si� do czekaj�cego w�r�d traw ch�opca Sta� stronie mroku, ale by�a zarazem symbolem �ycia i tajemnicy Spe�ni�a powierzon� sobie rol� i W twarz' P�t*fi J6St na niewiadome kazano obraz �mierci' ktLa Pogodzi� si� z my�l� ze stano z warunk�w' szczerego 'yda / robi�o si� p�ne wiosenne popo�udnie. Ca�y dzie� pe�en by� m�odej zieleni, wilgoci, wiatru, pierwszych ptasich �piew�w i nie�mia�ego jeszcze brz�czenia owad�w. Ludzie wracali z pola g�odni i przemoczeni, dzieci oszo�omione wiosennym powietrzem wodzi�y dooko�a zaspanym wzrokiem. Ciotka wyj�a z ciep�ej jeszcze duch�wki garnek z kasz�. Skwarki nie zd��y�y si� pokry� bia�aw� warstw� t�uszczu. Kraja�a grube pajdy chleba, smarowa�a je smalcem i ok�ada�a kr��kami cebuli. Dzieci obsiad�y st�, ciasno, jedno obok drugiego. Pradziadek czu� ich g��d i niecierpliwo��. Wszyscy patrzyli na niego, kiedy wyci�ga� r�k� po ostatni� kromk�. Lubi� t� chwil�, a po�ywianie si� w gromadzie nape�nia�o go b�ogim uczuciem, prawie takim samym jak zjadanie ukradkiem, w tajemnicy przed wszystkimi, t�ustych kawa�k�w �wie�o uw�dzonej kie�basy. Nie pami�ta� tych chwil, kt�re dzieli�y sp�niony obiad od lepkiego wieczoru w dusznej kuchni, kiedy to ciotka zagarnia�a wszystkie dzieci do spania. By� wtedy zbyt zm�czony, �eby �ledzi� monotonn� jednostajno�� jej ruch�w. Od pieca do sto�u, od sto�u do balii z wod�, od balii do legowiska w k�cie izby, gdzie ch�opcy spali na przemian, tak 34 ano trzeba by�o zrzuca� z twarzy czyje� pociemnia�e Z6 tki albo wyci�ga� w�asn� zdr�twia�� jak kawa�ek drewna t oe spod zar�owionego od snu policzka brata. Le�a� ju� na pos�aniu. Jego bracia zasypiali. By�o cicho, s�ysza� delikatne chrobotanie myszy. Spod zmru�onych no wiek patrzy� na kr�c�c� si� po kuchni ciotk�. Widzia�, jak wyjmuje ze skrzyni p��cienny worek. Z worka wyci�ga miot�� zrobion� z gi�tkich ga��zek przetykanyc