1899
Szczegóły |
Tytuł |
1899 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1899 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1899 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1899 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Maria Rodziewicz�wna
Florian
atlantis - RUBICON
Opole 1991
producent wersji brajlowskiej
Altix Sp. z o.o.
ul. Surowieckiego 12A
tel/fax 644-93-77
Warszawa 1997.
tw�rca wersji dyskietkowej
0 0 72 224 0 114
Beata Witkowska
Rozdzia� I
0 1 72 0 3 108 1 24 1 32 1
0 1 72 0 3 108 1 24 1 32 1
- A to by�o tak. Ze czterysta lat temu jecha�a t�dy kr�lowa Bona. Babsko w�oskie chciwe i chy�
tre wymani�o od m�a ca�y ten kraj - i jecha�a z pocztem i zgraj� dworzan ziemi� dzier�awi�, zasta�
wia� i sprzedawa�. Kto dukaty mia�, albo drogie kamienie, lecia� jak pszczo�y na syt� i na ka�dym po�
pasie powstawali dziedzice, arendatory, ciwuny, gubernatory, a sepet W�oszki p�cznia�. Ot� si� zda�
rzy�o, �e gdy do H�uszy dotar�a, ju� wracaj�c ku Koronie, most si� pod karoc� zawali� i kr�lowa Bona
w bagnie ugrz�z�a. Kr�lowa i sepety, kt�re zaraz za karoc� podskarbi wi�z�. Zrobi� si� s�dny dzie�.
Rzucili si� dworzanie i ci, co jeszcze nic nie dostali, i cho� si� dw�ch utopi�o, reszta kr�low� na l�d
wynios�a, a franciszkanie dali jej pierwsze poratowanie i go�cin�. Wskutek tego przeby�a w H�uszy
trzy dni - na d�ugie wieki w historii tego kraju pami�tne. Czyni�a s�dy - wyroki i nagrody. Wi�c po
pierwsze wystawiono na rynku szubienic� i powieszono ciwuna i tylu ch�op�w, ilu da�o si� z�apa� - za
niezreperowanie mostu; po drugie gubernatorem zamianowano dworzanina Rupejk�, burmistrzem Sie�
lu�yckiego, a Wereszy�skiemu, kt�ry si�acz i olbrzym by� i ca�� karoc� z bagna wyd�wign��, i kr�low�
nad g�ow� nios�c na brzeg wysadzi�, dano w wiekuisty zastaw Murasznik i Czarne Jezioro.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
Franciszkanom op�aci�a si� te� kr�lewska go�cina. Otrzymali wiekuiste prawo po�owu ryb w je�
ziorze i pi��dziesi�t w��k lasu z obowi�zkiem utrzymywania w ca�o�ci owego niefortunnego mostu.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
I wtedy to ufundowa�a kr�lowa Bona wielki dzwon do franciszka�skiego ko�cio�a, kt�ry
otrzyma� na chrzcie w kr�lewskiej ludwisarni imi� Florian, jako �e wypadek i cudowne uratowanie
sta�o si� dnia czwartego maja w �wi�to Floriana M�czennika. Dopiero w trzy lata potem dzwon tu
zjecha� i zawis� w nowo zmurowanej dzwonnicy - ot, tej w�a�nie, w kt�rej ty teraz sznury ci�gasz.
0 1 72 0 3 1
Tak prawi� pan Micha� Horehlad do Florka Skowro�skiego, syna organisty przy ko�ciele po�
franciszka�skim w miasteczku Wielka H�usza, na dalekich kresach dawnej Rzeczypospolitej.
0 1 72 0 3 1
Florek s�ucha�, miarowo ci�gn�c sznur sygnaturki na Anio� Pa�ski i gapi�c si� na go��bie zalud�
niaj�ce dzwonnic�.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
W�r�d ich skrzyde� b�yska� czasem, barw� zielonoz�ot� wielki dzwon, s�awa miasteczka, �w his�
toryczny Florian.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
G�os zabiera� rzadko, w dorocznych �wi�tach i wielkich wypadkach. Zwykle duma� niemy i po�
t�ny, i przez �uki otwarte widny by� daleko w�r�d p�askiego piaszczysto-wodnego krajobrazu okoli�
cy, kt�rej str�owa� od czterystu lat.
Dzwonnica mie�ci�a si� w murze wysokim, kt�ry otacza� ko�ci�, klasztor, cmentarz i s�awne
ogrody i sady franciszka�skie, ci�gn�ce si� od rynku a� do jeziora, nad kt�rym szeroko rozsiad�o si�
szare, brudne, senne miasteczko. Popod murem wi�a si� ulica niebrukowana od piaszczystego go�ci�
ca, przez rynek i miasteczko do owego mostu nad przep�ywaj�c� przez jezioro rzek�. Most wysoki,
w�ski, bez por�czy ur�ga� wszelkim przepisom in�ynierii i sta� tylko dlatego, �e nie m�g� si� zdecy�
dowa�, w kt�r� stron� mia� run��.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Ciekawa historia? Co? - spyta� pan Micha� Florka, ogl�daj�c si� po ogr�dku przed furt� do
dawnego klasztoru.
0 1 72 0 3 1
- Ja j� znam i jeszcze wi�cej! - odpar� Florek urywaj�c dzwonienie na: "A S�owo Cia�em si� sta�
�o". Mnie opowiada� stary pan z Murasznika, jakem tam raki nosi�.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- I jeszcze wi�cej! - powt�rzy� u�miechaj�c si�.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Co wi�cej? - zagadn�� pan Micha�. - Stary ��e, bo stary. Co �ga�?
0 1 72 0 3 1
- Ot, o sepecie! Wydobyli podskarbiego bryk� i zabrak�o jednego sepetu. Kr�lowa obieca�a
grafski tytu� temu, co odnajdzie, bo by� pe�en dukat�w, a potem dali �ozy tym wszystkim, co szukali
i nurkowali, i nic nie pomog�o. A m�wi�, �e by� taki, co grafem by� nie chcia�, �ozy odle�a�, a dukaty
schowa�.
0 1 72 0 3 1
- Rozumnie zrobi�! - mrukn�� pan Micha� i doda�: - A gdzie ksi�dz?
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Tato go powi�z� do chorego za rzek�.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- To i majowego nabo�e�stwa nie b�dzie.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Sp�ni si�, ale b�dzie.
0 1 72 0 3 1
Florek zaczepi� sznur o ko�ek i wyszed� zamykaj�c drzwi dzwonnicy.
0 1 72 0 3 1
- Rozpytam �ydk�w o wojn� i wst�pi�, bo mam do proboszcza interes.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
Ju� odchodzi� - i w bramie jeszcze rzuci�:
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Tw�j tato si� upiera i dereszki mi sprzeda� nie chce, a s�ysza�em, �e lada dzie� konie do wojs�
ka bra� b�d�.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- To po co pan kupuje, kiedy mog� wzi��.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Ryzykuj�!
0 1 72 0 3 1
- Tato te� ryzykuje - odpar� Florek nikn�c w drzwiach zabudowa� klasztornych.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
Pan Micha� wgramoli� si� na ka�amaszk�, kt�r� sam powozi�, i ruszy� na rynek.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
By� to wielki piaszczysty plac z kwadratem drewnianych kramnic po�rodku i z wielk� zielon�
cerkwi� u przeciwleg�ej do ko�cio�a strony. Reszt� bok�w zdobi�y �ydowskie domy i karczmy z za�
jazdami. Powietrze pomimo pi�knego majowego popo�udnia przesycone by�o woni� dziegciu, konopi,
ryby i rogo�y - towar�w, kt�rymi handlowano; rynek jak zwykle w powszedni dzie� by� pusty i tylko
kilka k�z spacerowa�o, badaj�c warto�� spo�ywcz� �mieci pozosta�ych z ostatniego targu.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
Pan Micha� zatrzyma� sw� dereszowat� klacz przed najokazalszym domem, ustrojonym w szyld
sklepu kolonialnego, i wszed� do �rodka.
0 1 72 0 3 1
Kilku �yd�w rozprawia�o gwa�townie przez lad� sklepow� z gospodarzem, kt�ry g�aska� d�ug�
szpakowat� brod� i z zadowoleniem si� u�miecha�. Na dzwonek u drzwi gwar usta�, niespokojne spoj�
rzenia obj�y wchodz�cego, gospodarz do�� lekko g�ow� skin��.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Dobry wiecz�r, panie Abram. Co s�ycha� w gazetach? Bior� Germa�ce w sk�r�? - zagadn��
pan Micha�.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Ojoj! Bior�. Wczoraj uradniki (uradnik - po ros. podoficer policji) tu zbili na rynku!
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Sk�d�e? Je�c�w p�dzili?
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Ni! Tabor jecha�. Kolonisty z Polski. Precz ich goni�, na Sybir. Mo�na tanio konie i wozy ku�
pi�, bo ustaj�.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- S�usznie! Szpiegi, szelmy!
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- A jakie zuchwa�e! Jeden to w g�os gada�, �e Kajzer i na Sybir po nich przyjdzie.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- A policja co na to?
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Policja nie rozumie ich mowy. �ydki s�yszeli.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Trzeba by�o prystawowi (prystaw - po ros. naczelnik policji niewielkiej jednostki administra�
cyjnej) powt�rzy�.
0 1 72 0 3 1
- Nu, a jak on przyjdzie?
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Co za on?
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Nu, ten Kajzer!
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Tu do H�uszy? Zwariowali�cie!
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Dlaczego ja mam by� zwariowany, dlaczego nie gubernator! Ta jeden �ydek s�ysza�, �e maj�
mied� z gorzelni zabiera� i wywozi�, i dzwony te�. Po co to?
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Et, brednie! Gdzie wojna, gdzie my!
0 1 72 0 3 1
- Nie daj Bo�e, �eby brednia by�a!
0 1 72 0 3 1
Pana Micha�a oblecia� niepok�j. Wierzy� niezachwianie w �yd�w.
0 1 72 0 3 1
- To wy si� ich spodziewacie? - szepn��.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Och, niech ich nasze wrogi si� spodziewaj�. My zal�kane. Oni straszne grabie�niki.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
Tu pan Micha� ujrza� przez okno ksi�dza na wozie organisty i wyszed� pr�dko.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Proboszczu, poczekajcie - j�� wo�a� biegn�c za fur�. Ksi�dz - stary, od pi�tnastu lat osiad�y
w H�uszy - obejrza� si�, g�ow� skin�� i r�k� mu da� znak, �eby do plebanii szed�, bo si� spieszy.
0 1 72 0 3 1
Jako� gdy pan Micha� znowu pod ko�ci� zjecha�, dzwoniono na majowe nabo�e�stwo i ksi�dz
w kapie z zakrystii wychodzi�.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
Pobo�nych by�o niewiele, ale z ch�ru rozleg� si� �piew loreta�skiej litanii - na dwa g�osy kobie�
ce, tak czysty, silny i zgodny, �e dziw by�o, sk�d takie cudo istnia�o w dzikim poleskim miasteczku.
0 1 72 0 3 1
Pan Micha� jako odwieczny tubylec wcale si� nie dziwi�. Wiedzia�, �e panna Bronis�awa Were�
szy�ska sko�czy�a konserwatorium w Warszawie, �e mog�aby �piewa� na scenie, ale wedle woli dzia�
da, pana Melchiora, siedzi w Muraszniku i uczy �piewa� ch�opskie dzieci, a jako wielka demokratka
przyja�ni si� nawet ze Skowro�skimi i �piewa co niedziela na ch�rze z pi�kn� �usi� organi�ciank�,
kt�rym z tej racji wyros�y rogi, �e si� maj� za obywatelstwo - �yki, d�abidudy!
0 1 72 0 3 1
Pan Micha� nienawidzi� Wereszy�skich, nienawidzi� ich s�siad�w Sko�ub�w, nienawidzi� w og�
le s�siad�w, kt�rzy nie byli tak jak on groszorobem, koniarzem, jarmarkowiczem, plotkarzem i na p�
�ydowskim geszefciarzem. Ale pomimo swej poziomej natury nie m�g� si� powstrzyma�, by na Bron�
k� Wereszy�sk� nie popatrze� i przywita� j� uni�enie, gdy po sko�czeniu nabo�e�stwa zesz�a z ch�ru.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
By�a bo pi�kna, �e oczy rwa�a, pi�kna wzrostem, lini� m�odego cia�a, pi�kna z�ot� glori� w�o�
s�w nad g�ow� kszta�tn� i hardo osadzon�, pi�kna oczami prawie czarnymi, tak by�y fio�kowe, i bla�
dym koralem warg troch� dumnych w wyrazie, i z�otaw� barw� zdrowia na �ci�g�ych licach.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
Nik�a przy niej urodziwa �usia Skowro�ska; cho� nie by�o m�odego cz�owieka w miasteczku
i okolicy, kt�ry by si� nie podkochiwa� w pi�knej organi�ciance.
0 1 72 0 3 1
Odk�oni�a si� lekko Bronka Wereszy�ska panu Micha�owi i sz�a z nim przez ko�ci� do zakrystii,
gdzie ksi�dz kap� zdejmowa� i zaprosi� ich oboje za sob�.
0 1 72 0 3 1
Szli sklepionymi korytarzami dawnego klasztoru a� do mieszkania proboszcza, przerobionego
z dawnego refektarza i paru s�siednich cel. Pierwotne, nieudolne freski zdobi�y korytarze i oczy
Bronki ciekawie �ledzi�y naiwne sceny z �ycia wielkiego na�ladowcy Chrystusa, a pan Micha� recyto�
wa� ksi�dzu wie�ci �ydowskie.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Bro� Bo�e nieszcz�cia i Niemcy przyjd�.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Sko�uba b�dzie si� cieszy�! - za�mia� si� ksi�dz niefrasobliwie. - On ich wygl�da jak zbawienia.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- A co my�li dziad pani? - spyta� pan Micha� Bronki.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Dziad ich te� czeka, chocia� nie jak zbawienia. W�a�nie w kwestii dzwon�w kaza� mi do ksi�
dza wst�pi�. Moskale z Kr�lestwa ju� dzwony wywo��.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- To �le idzie? - niespokojnie szepn�� Horehlad.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Nie mo�e i�� dobrze w Rosji.
0 1 72 0 3 1
- No, no! Pan Melchior patrzy przez sw� nienawi��.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- A pan ich kocha? - rzuci�a ostro.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Kto by ga�gan�w kocha�, ale zawsze mniej straszni ni� Szwaby.
0 1 72 0 3 1
- Tote� Szwaby ich st�d przegoni�.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- To ju� my zginiemy z kretesem w takim razie.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- My odzyszczemy Ojczyzn�.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
Pan Horehlad poruszy� brwiami, skrzywi� si� i r�k� machn��. Wiadomo by�o, �e w Muraszniku
politykowano i spiskowano, i �e r�d Wereszy�skich przy ka�dej okazji stawa� z motyk� na s�o�ce
i karmi� si� chimer� - no i wskutek tego interesy by�y, �e po�al si� Bo�e.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- A jak�e ja, nieszcz�sny, uratuj� te dzwony? To� miasteczko, dw�ch pop�w, prystaw, uradniki!
- st�kn�� ksi�dz zwalony w fotel, jak ruina cz�owiecza. - Jeszcze par� sygnaturek, to mo�na by noc�
cichaczem ze Skowro�skimi �ci�gn��, ale Florian przepad�.
0 1 72 0 3 1
Krew uderzy�a do twarzy Bronki.
0 1 72 0 3 1
- A w�a�nie Floriana da� nie mo�na!
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- To niech�e pan Melchior nie daje! - mrukn�� ksi�dz. - �atwo komenderowa�!
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Dziad te� przypomina, �eby pochowa� zawczasu stare ornaty, cyny do organ�w, z�ote i srebr�
ne przybory i wszystko co jest cennym metalem.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Co znowu za panika i krakanie - oburzy� si� ksi�dz - gdzie front, gdzie my! Kto w te bagna,
piaski, wody i chaszcze zalezie, gdzie tu teren dla bitew. Kr�lestwo nietkni�te, a ja mam tu w H�uszy
spodziewa� si� Niemc�w. Aeroplanem zlec�?
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- My za Bugiem i Brze�ciem bezpieczni - nabra� rezonu pan Micha�. - Byle �niw si� doczeka�,
to i ceny b�d� wojenne, a �ydzi m�wi�, �e od tych kolonist�w, co przeci�gaj�, mo�na za bezcen ko�
nie kupi�. Niech pani to powie dziadowi, bo was podobno bardzo mobilizacja obra�a.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
Bronka zacz�a naci�ga� r�kawiczki.
0 1 72 0 3 1
- Polecenie spe�ni�am, wi�c �egnam proboszcza - rzek�a spokojnie. - Musz� spieszy�, bo na pie�
chot� si� wybra�am.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
Skin�a g�ow� w stron� pana Micha�a i wysz�a.
0 1 72 0 3 1
- Ot, b�dzie komu� j�dza! - rzek� pan Micha�. - W tym Muraszniku to gniazdo rewolucji. Ksi�dz
wie, �e obydw�ch wnuk�w stary gdzie� wys�a�, niby na studia za granic�, a przecie starszy powinien
w wojsku s�u�y�.
0 1 72 0 3 1
- Dzwon�w nie da�! Ukaz wyda� i basta. A jak�e ja ich nie dam! B�d� si� bi� z policj�, czy
mieszczan zbuntuj�, �eby kozak�w przys�ali na egzekucj�. Trudno, ka��, to i wezm�! - mrucza�
ksi�dz, w g��bi duszy czuj�c co� g�ucho niezadowolonego.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
A Bronka Wereszy�ska posz�a dalej korytarzem, a� do mieszkania Skowro�skich w ko�cu za�
budowa� klasztornych z wyj�ciem na gospodarskie podw�rza i ogrody.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
Znalaz�a ca�� rodzin� przy wieczerzy i usiad�szy w�r�d nich przy misie kwa�nego mleka, zagai�a
spraw� kr�tko i szczerze.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Lada dzie� Moskale b�d� dzwony zabiera�. Musimy uratowa� Floriana.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Rozumie si�! - odpar� Skowro�ski.
0 1 72 0 3 1
Przesta� je�� i zamy�li� si�.
- Nie damy! Bunt zrobimy, ca�e miasteczko poruszymy! - zawo�a�a Skowro�ska, kobieta pot꿽
nych bar�w i s�awna z bezczelnego zuchwalstwa.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
Bronka potrz�s�a g�ow�.
0 1 72 0 3 1
- Dziadek m�wi�, cichaczem zrobi�, noc�!
0 1 72 0 3 1
- Ile on wa�y, tatu? - spyta� Florek.
0 1 72 0 3 1
- Dwana�cie pud�w. (Pud - 16,38 kilogram�w.)
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Wind� spu�cimy.
- Po drodze mniejsze zawadzaj�.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Spu�cimy i mniejsze.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- G�upi�. Trzeba ze sze�ciu ludzi i noc majowa, i �oskot, i jak, dok�d wywie��? Trzeba du�o
pomy�le�. Ksi�dza si� poradzi�.
- Ksi�dz mi odm�wi�, na niego nie liczcie.
- Odm�wi�, bo mu tak wypada. Ju� ja go znam. Nie zechce o niczym wiedzie�, ale rad b�dzie,
jak zrobimy. Ludziom te� trudno ufa�, pewnychmie�. Jak si� zacznie �ledztwo, wygada� mo�e g�upi
albo pod�y, albo tch�rz.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Przygotujcie sznury, windy, ja wam czterech przyprowadz�. Przyp�yniemy ��dk� jeziorem a�
pod ogrody.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Panienka ma czterech pewnych ludzi? - zdziwi� si� Skowro�ski.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Mam! Czterech Sko�ubiak�w.
0 1 72 0 3 1
Zastanowi� si� Skowro�ski, pomy�la�, wreszcie si� u�miechn��.
- No, ci to i diab�a za rogi przyprowadz�, ale to dzieciuchy s�abe!
- Trudno! Moc musi by� i znajdzie si�. Zreszt� niech nam �wi�ty Florian sekunduje.
- My te� na co� si� zdamy! - rzek�a Skowro�ska wskazuj�c na c�rk�.
- A gdzie schowamy? - spyta� Florek.
- To mniejsza. Jezioro g��bokie.
- Ale do jeziora przez klasztor i mury nie przeniesiemy. Trzeba dereszk� wywie��.
- No to rozdzielmy robot�! - rzek�a Bronka. - Pan, panie Skowro�ski, obmy�lcie windy, bloki,
przygotujcie sznury. Pani Skowro�ska z �usi� przyszykuj� p��tna, lniane paku�y, �eby dzwon spowi�
n��, by g�osu nie wyda�. Florek zajmie si� wys�aniem i przykryciem wozu, ja na oznaczony wiecz�r
przyp�yn� z moj� komend� pod star� wierzb�. Jutro po majowym nabo�e�stwie dzie� postanowicie.
Trzeba si� spieszy�.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
Wsta�a i oni powstali wszyscy, by j� przeprowadzi�. Spojrza�a na nich.
0 1 72 0 3 1
- Nie straszno? - spyta�a z u�miechem.
0 1 72 0 3 1
- Ot i czego! - odpar� spokojnie Skowro�ski. - Wiadomo, �e trzeba zrobi�, nie mo�na da� �wi�
to�ci na poha�bienie.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Mnie tylko straszno tej wojny, co na nas idzie. A mo�e B�g odwr�ci! - st�kn�a Skowro�ska. -
Dzwon by im da�, to niedoczekanie tych �wintuch�w.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- A ja my�l�, jak go dobrze schowam, a potem wydob�d� i znowu zawi�nie, i b�dziemy we�
gra�, gra�! - rzek� swym powolnym g�osem Florek. - A gdzie schowam, to nikomu nie powiem, chyba
w chwili skonania!
- Ot, skonanie mu w g�owie, mazgaj - fukn�a rezolutna �usia.
Wypu�cili Bronk� gospodarsk� bramk� na zau�ek przy jeziorze i dziewczyna posz�a szybko ku
wodzie, rozgl�daj�c si� czy nie dojrzy sp�nionego rybaka z �odzi�. A wtem z jakiego� �ydowskiego
podw�rka wpad�a jej pod nogi wielka siwa koza, na kt�rej siedzia� ch�opak i pcha� uparte bydl� ku je�
zioru.
- Gawe�! - zawo�a�a uradowana.
Ch�opak si� obejrza�.
- Ja jestem Pawe�, ale to mniejsza. Ot, pom� mi koz� do cz�na dopcha�.
- Dobrze, to i mnie zabierzesz, i przy Muraszniku wysadzisz. A po co ta koza?
- A to dla Ewy. Matysowa powiada, �e dzieci powinny pi� kozie mleko. Sprzeda�em ryby Nu�
chimowi i kupi�em koz�. Pi�� rubli kosztuje.
Wsp�lnymi si�ami dopchali koz� do brzegu i wsadzili do ��dki. Kupa �ydziak�w im pomog�a
i gapili si� starsi. Nikt si� nie dziwi� tej robocie eleganckiej panny i strasznie oberwanego, bosego wy�
rostka.
Koza tak si� zachowywa�a niespokojnie w cz�nie, �e ch�opak zwi�za� j� rzemiennym paskiem
od spodni, a potem za��da� od Bronki paska od bluzy, a gdy odm�wi�a, kaza� jej trzyma� bydl� za ro�
gi - i tak odbili na jezioro.
Zziajany, wios�owa� sprawnie i kl��.
- M�wi�em Gaw�owi, �eby mi cho� Jud� da� do pomocy - to zabra� si� znimi na raki.
- Wuj w domu?
- Nie wiem, bom od rana w domu nie by�.
- To� bardzo g�odny.
- At, g�upstwo. Koz� kaza�em wydoi� �yd�wce na pr�b�, tom si� mleka napi�. Dobrze daje, na
raz trzy kwarty.
- I wszystko� wypi�.
- Przecie �yd�wce nie darowa�em.
- A c� u was si� dzieje?
- Do ojca z�e przyst�pi�o. Lekcje nam daje. Dwie godziny rano uczymy si� po niemiecku.
- No, no i naprawd� si� uczycie?
- Musimy! Obieca� ka�demu fuzj� prawdziw�.
- A ty umiesz po niemiecku?
- Umiem.
- To dobrze, bo ojciec m�wi, �e Niemcy wyp�dz� Moskali i zajm� nasz kraj.
- S�uchaj no, Pawe�. Ja do was pojutrze przyjad�, albo lepiej wy wszyscy przyjed�cie do nas, ale
�eby nikt o tym nie wiedzia�.
- A kto ma wiedzie�. Tylko napisz wezwanie do naszego zwi�zku na imi� naczelnika.
- Do jakiego zwi�zku? Kto naczelnik?
- My jeste�my "Kawalerowie Ciemno�ci". Naczelnikiem jest Gawe�, bo przeszed� zwyci�sko
pr�b� m�stwa. Leli�my mu lak roztopiony na plecy, a on gwizda�.
- Dobrze. Napisz�, tylko potrzymaj koz�.
Znalaz�a kawa�ek papieru w�r�d zwitka nut, nagryzmoli�a s��w par� i wr�czy�a mu.
- Czy mamy przyj�� z broni�?
- Na razie nie. To b�dzie narada.
- Poda�a� miejsce schadzki, godzin�, has�o?
- Znajdziecie mnie w gaju, za stodo��.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Co za g�upie, babskie gadanie. Musi by� oznaczone drzewo - ot, ta naro�na sosna, o p�nocy
mamy si� zej��, sygna�: wabienie kuropatwy.
0 1 72 0 3 1
- Dobrze, tak powiedz Gaw�owi. A teraz przybij tu do brzegu, bo mi najbli�ej do domu. Ale jak
dasz sam rad� kozie?
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Kurt� jej �eb obmotam?
0 1 72 0 3 1
- Czemu� tego od razu nie zrobi�, a ja si� tyli czas m�cz� z tym upartym stworzeniem.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Nie chcia�em rozbiera� si� przy damie.
0 1 72 0 3 1
Parskn�a �miechem, wyskoczy�a na brzeg i posz�a szybko ��k� ku g�stwinie dworu, a ch�opak
zdj�� kurt� i wtedy si� okaza�o, �e s�usznie si� �enowa�, ile �e koszuli mia� na sobie ledwie strz�py. Ale
zreszt� ma�o co sobie z tego robi�, bo skr�powawszy �eb kozy pu�ci� si� szybko na prze�aj ku piasz�
czystym g�rom nad wod� i po p�godzinie wyl�dowa� o p� wiorsty (wiorsta - 1067 metr�w) od ro�
dzinnego gniazda.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
By� to tak�e dw�r, a raczej by� nim kiedy�, bo teraz by�a to g�stwina drzew, krzak�w, bez
ogrodzenia, bez dr�g, bez most�w na poros�ych rz�s� kana�ach. W tej g�stwinie dzikich i owocowych
drzew wi�y si� �cie�ki w�r�d chwast�w, a� si� dobrn�o do wielkiego murowanego domu, w kt�rym
po�owa okien by�a zabita deskami, a ganek wchodowy poros�y przepi�kne okazy pokrzywy.
0 1 72 0 3 1
Dostawa�o si� do �rodka bocznym wej�ciem, widocznie kuchennym, s�dz�c po ilo�ci �mieci,
trzasek, cebr�w i zgrai r�nobarwnych chudych ps�w.
0 1 72 0 3 1
Na rozpaczliwe beczenie kozy zaroi�o si� przed domem. Wypad�o trzech ch�opc�w identycznie
podobnych do Paw�a, Matys spe�niaj�cy zbiorowefunkcje kucharza, ogrodnika i lokaja, �ona jego,
wszechw�adna Matysowa, i du�o mniejsza od ch�opc�w dziewczynka, siostrzyczka czeredy Sko�ubia�
k�w.
0 1 72 0 3 1
Powsta� istny jarmark. Ch�opcy urz�dzili jaki� indyjski (indyjski - tu: india�ski) taniec wko�o ko�
zy, Matys rozp�dzi� psy. Matysowa wydziera�a p�acz�c� dziewczynk�, kt�r� bracia chcieli wsadzi� na
koz� - a wszyscy krzyczeli wniebog�osy.
0 1 72 0 3 1
Na to widowisko wyszed� z domu pan i ojciec rodu, Sko�uba, pomimo ciep�a w watowanym
szlafroku, ma�y, szczup�y, z brod� zwieszon� i g�ow� dawno nie strzy�on� ni czesan�, i najspokojniej
w �wiecie zapyta�:
0 1 72 0 3 1
- Kt�ry z was by� w miasteczku?
0 1 72 0 3 1
- Ja! - odpar� Pawe�, nie przerywaj�c ta�ca.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Gazety masz?
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
Ch�opak zacz�� szpera� w bezdennych kieszeniach spodni i wydoby� zmi�ty numer. Sko�uba po�
rwa� skwapliwie pismo i znikn�� w domu.
Matysowa po chwili zrobi�a porz�dek. Koz� zamkni�to w sionce, dziewczynk� utuli�a na r�ku i,
odchodz�c rzuci�a ch�opcom tonem nie podlegaj�cym kwestii:
- Kto za pi�� minut nie b�dzie w jadalni, ten kolacji nie dostanie. A dzi� jest twar�g ze �mietan�.
By�o to magiczne zakl�cie. Taniec si� sko�czy�, zadudni�y w korytarzu bose pi�ty i wszyscy
"Kawalerowie Ciemno�ci" znale�li si� w jadalni, czekaj�c przy krzes�ach na ojca.
Matysowa i wzgl�dem chlebodawcy stosowa�a rygor, bo otworzy�a drzwi dalsze i stentorowym
g�osem oznajmi�a:
- Prosz� pana zaraz na kolacj�, bo mi do doju spieszno.
Zamrucza� Sko�uba, ale zjawi� si� z gazet� w r�ku, usiad� i, jedz�c, dalej czyta�.
Ch�opcy niewiele na� zwracali uwagi. Po�erali jak g�odne wilcz�ta i opowiadali sobie zdarzenia
dnia. Teraz, gdy tak siedzieli spokojnie, wida� by�o, �e by�y to dwie pary bli�ni�t, o rok r�nicy wieku.
Sko�uba o�eniony by� z c�rk� Wereszy�skiego i co rok rodzi�y si� im bli�ni�ta. Pierwszych
dw�ch nazwano Pawe� i Gawe�, drugich Szymon i Juda, na trzeci rok przyby� Adam i Ewa, ale Adam
umar� zaraz po urodzeniu, a matka w par� dni po nim.
Ca�� pi�tk� wychowa�a Opatrzno�� Boska pod postaci� Matysowej, bo Sko�uba ca�e �ycie zaj�
ty by� archeologi� i wertowaniem starych dokument�w, i o nic si� na �wiecie zreszt� nie troszczy�.
Ch�opcy sko�czyli je�� i rzucili si� do drzwi na swobod�, gdy ich powstrzyma� g�os ojca.
- Jutro w nocy b�d� was potrzebowa�.
Milczenie, spojrzeli po sobie i Gawe� odpar�:
- Jutro w�a�nie mamy noc zaj�t�.
Sko�uba a� oderwa� oczy od gazety.
- Taak, a gdzie� to i czym�e?
- Cudza tajemnica, nie mo�emy zdradzi�.
- Zapewne, to chwalebne. Wi�c mo�e pojutrze b�d� panowie wolni?
- Nie wiemy, co nam Bronka powie - wyrwa� si� Juda i j�kn��, bo go Gawe� zdzieli� pi�ci�
w kark.
- Ach wi�c to z Bronk� sprawa? - bada� Sko�uba.
Ale nikt mu nie odpowiedzia�, bo ca�a banda wyrwa�a si� na korytarz i zgin�a w chaszczach
ogrodu.
Wi�c Sko�uba zawo�a� Matysa i pocz�li tajemniczo szepta�, a potem poszli w g��b domu i do�
piero p�no w noc udali si� na spoczynek.
Matysowa, za�atwiwszy kwesti� mleczywa, drobiu, trzody, zajrza�a do sypialni dzieci i spos�
trzeg�a jedno puste pos�anie.
Zapali�a tedy �wiec� i przekona�a si�, �e brakuje Judy.
Z wielkim trudem, pro�b� i gro�b� rozbudzi�a obok �pi�cego Szymona.
- Gdzie Juda?
- Przy palu m�czarni! - sennym g�osem odpowiedzia�.
- Co takiego? Gadaj do sensu.
- Zdradzi� tajemnic�. Musi nocowa� uwi�zany u pala m�czarni, na pastw� czarnych mr�wek
i moskit�w.
- Jezu Nazare�ski! To szatany, nie dzieci. Gdzie�cie go zostawili? Gadaj, bo inaczej jutro ca�y
dzie� nie dam je��.
- Za kana�em pod star� grusz� sapie�ank� - be�kota� Szymon p�sennie i zachrapa�.
Matysowa posz�a na poszukiwanie w towarzystwie ps�w i ch�opca �winiarka. Na jej wo�anie
Juda odpowiedzia� p�aczliwie, bo mu si� czas d�u�y� i spa� chcia�.
By� istotnie uwi�zany do suchego drzewa, na kt�rego szczycie zatkni�ta by�a ko�ska czaszka
i dwie wysch�e sowy.
- Moje sznury od bielizny - warcza�a Matysowa odwi�zuj�c skaza�ca.
- Czemu� nie uciek�, nie wo�a� ratunku! A to by� do rana tu zmar�! - gdera�a prowadz�c ch�opa�
ka do domu.
- Kiedy, wedle naszego zaprzysi�enia, by�em winien! - sm�tnie, cicho m�wi� Juda. - Z�o�yli s�d,
przyj��em wyrok. Tak mi si� nieuwa�nie wymkn�o s�owo. Matysowa za�wiadczy, �e mnie sama od�
nalaz�a i odwi�za�a.
- Et, na czysto powariowali�cie! K�ad� si� i �pij. Powiem jutro, co o tym my�l�.
Ale gdy rano wr�ci�a z folwarku, ju� ani �ladu nie by�o po ch�opcach, a co najgorsza, �e zabrali
z sob� Ew� i koz�.
Dziewczynk� kocha�a Matysowa nade wszystko, wi�c w wielkiej alteracji poniechawszy pilnych
rob�t, pocz�a po ogrodzie szuka�, wo�a� i ledwie oko�o po�udnia odnalaz�a w jakiej� napowietrznej
altanie, skleconej w czarnym starym �wierku, gdzie ca�e towarzystwo zajmowa�o si� fabrykacj� �uk�w
i maczug, przy czym Matysowa przekona�a si� ze zgroz�, �e Ewa umie ju� �azi� po drzewach i gwiz�
da� przera�liwie, wk�adaj�c palce do ust.
Zabra�a jednak dziewczynk� i uprowadzi�a j� gderz�c i wstydz�c. Na po�egnanie Pawe� pos�a�
za ni� strza��, kt�ra utkwi�a w czepcu, nie czyni�c zreszt� wielkiej szkody, bo ostrze zrobione by�o
z ma�ego �wieczka. Gdy przysz�a obiadowa pora, ch�opcy zdecydowali, �e b�dzie bezpieczniej w do�
mu si� nie pokazywa�, bo sumienie mieli nieczyste i bali si�, �e Matys, kt�ry by� bardzo przebieg�y,
wymy�li co�, by im w nocnej wyprawie przeszkodzi�.
Wys�ali tedy Szymona, kt�ry zdoby� kartofli i chleba, i posiliwszy si� przesiedzieli ukryci
w g�szczach, do zmierzchu.
Wtedy Gawe� da� sygna� wymarszu. Odby�y si� r�ne indyjskie ceremonie i wreszcie ruszyli je�
den za drugim, w milczeniu, uzbrojeni w �uki i maczugi, zreszt� bosi i w obdartych kapeluszach, i bar�
dzo pierwotnym stroju.
Na wygonie by�o pusto, cz�no znale�li i pop�yn�li.
- Wolno m�wi�, ale cicho! - rozkaza� Gawe�.
Naturalnie z tego pozwolenia skwapliwie skorzysta� Juda.
- Wiem, co Bronka powie - szepn��. - Ona nam da do przechowania swoj� klacz, bo s�ysza�em,
jak uradnik m�wi� do Matysa, �e maj� zabiera� konie do wojska.
- To i u nas wezm�? Ot, by�oby dobrze, �eby i nas do koni wzi�li. U�yliby�my wojny, pognaliby
na kraj �wiata! - szepn�� �apczywie Szymon.
Spojrza� na Gaw�a, ale ten milcza�.
- Onegdaj mi m�wi� Florek Skowro�ski, �e widzia� kozaka czternastoletniego. U nich wszyscy,
co chc�, id� do wojska - rzek�Pawe�.
- To i co z tego - rzuci� ostro Gawe�.
- Ano, mo�e by i nas wzi�li.
- Kto? Moskale? A nam co do nich!
Gawe� by� brzydki. Nos mia� zadarty, usta szerokie, oczy bez brwi, mas� pieg�w na twarzy, ale
by�o co� w tej twarzy, wola i zawzi�to��. Bli�niaczo do� podobny Pawe� r�ni� si� wyrazem. Ten mia�
wypisane na twarzy niefrasobliwe zuchwalstwo.
- Juda plecie. W�a�nie Bronce w g�owie koby�a. Mo�e ona my�li parti� tworzy�.
- Szwabom pomaga�! - ruszy� ramionami Gawe�.
- No wi�c co?
- Idziemy, �eby si� dowiedzie�. A teraz milcze�, bo przybijamy.
Zostawili cz�no w tatarakach u brzegu i szeroko, okr��ywszy dw�r, wszyli si� w g�stwin� za�
gajnika poza folwarkiem. Teraz nale�a�o czeka� nocy, to jednak przechodzi�o miar� cierpliwo�ci
ch�opc�w i Juda zaproponowa�, �e si� nieznacznie w�lizgnie do ogrodu i sprowadzi Bronk�, pozostali
zaj�li si� szukaniem gniazd.
Zaledwie szarza�o, gdy pos�yszeli wabienie kuropatwy i zbiegli si� do starej sosny. Ale tam na
zwalonej k�odzie ujrzeli nie tylko Bronk�, ale i Dziada Zim�, jak nazywali matczynego ojca, pana
Melchiora Wereszy�skiego, dla kt�rego mieli wielki respekt i trwog�.
Dziad Zima by� olbrzymiego wzrostu, krzepki i prosty starzec, z brod� patriarchy i g�st� siw�
czupryn� nad czo�em. Spojrza� po nich bystro i rzek�:
- Stan�� na baczno��!
Ch�opcy zszeregowali si�, wyprostowali, stukn�li bosymi pi�tami i patrzyli na dziada.
- Starszy o p� kroku naprz�d!
Gawe� spe�ni� rozkaz.
- Kto jeste�cie?
Sekunda wahania, krew uderzy�a do oczu Gaw�a.
- M�oda Polska! - odpar�.
- Po co�cie tu przyszli?
- Po rozkaz.
Starzec i wyrostek patrzyli sobie w oczy z jednakim skupieniem i powag�.
- Rozkaz jest ten. Od dnia dzisiejszego przestajecie by� dzie�mi. Jeste�cie, jake�cie si� nazwali:
m�oda Polska. By�em od was dwa lata starszy, jakem poszed� w las z my�liwsk� dwururk� na ca��
moskiewsk� pot�g�. Wiedzieli�my, �e nie mo�emy zwyci�y�, ale w naszej historii niewoli ka�de po�
kolenie rzuca�o si� w walk� bez nadziei zwyci�stwa, ale by �wiadectwo krwi� z�o�y�, �e jeszcze Pol�
ska nie zgin�a. Polska musi zmartwychwsta�, i wy tego do�yjecie. Przyszed� czas na was obowi�zek
spe�ni�. Od dzi� stajecie pod moj� komend�.
Tu gor�cy i gadatliwy Juda nie wytrzyma�.
- My te� mamy dwururk� i...
Oniemia� pod wzrokiem Gaw�a i szturcha�cem Szymona, a dziad rzek�:
- Starszy, postawisz go z t� dwururk� na dwie godziny, za niesubordynacj�.
- Tak jest! - rzek� Gawe�.
- Przyjdzie dzie�, gdy was wyprawi� w pole, jak ju� wyprawi�em waszych braci starszych, Janka
i Kazika, kt�rym grozi�a moskiewska s�u�ba. Gdy ci przyjad� do kraju z Zachodu, wy si� z nimi z���
czycie pod jednym znakiem, teraz czeka was inna robota. Na �up jeste�cie oddani, na grabie� wrog�w,
co b�d� ust�powa� pod naciskiem drugiego wroga. Takzrz�dzi� B�g w swej cudownej sprawiedli�
wo�ci. Oni siebie nawzajem zniszcz�, ale i my na zniszczenie jeste�my skazani. Kamie� na kamieniu
nie zostanie z naszych siedzib, n�dzarze zostaniemy na pustyni. Trzeba ratowa�, kry�, chroni�, co jest
najcenniejsze. Jutrzejszej nocy w tajemnicy i cicho�ci musi by� zdj�ty i ukryty wielki dzwon z naszego
ko�cio�a. Czy czujecie si� na si�ach to zrobi�?
- Zrobimy! - rzek� Gawe�.
- Rzek�e�, musi by� spe�nione. Samochwalstwo - zdrada! Zadanie ci�kie. Lekkomy�lnie pory�
wa� si� i przegra�, to wstyd! Rozumiecie?
Tu Gawe� poczerwienia� i rzek�:
- Rozumia�em, �e to rozkaz.
- Tak jest. Bronka b�dzie z wami. Sko�czy�em, mo�ecie si� rozej��!
Rozpr�yli si� ch�opcy, a dziad wydoby� kapciuch z tytuniem, zapali� fajk� i ju� nie urz�dowo
otrzyma� poca�owanie w r�k� i pog�aska� spocone g�owy.
- Teraz narada! Jak�e wszystko to zrobi�.
- Trzeba dopu�ci� do tajemnicy Florka! - wyrwa� si� Juda.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- To ju� zrobione! - rzek�a Bronka. - Na jutrzejsz� noc postanowione. Robota bardzo ci�ka
wobec kr�tkiej nocy.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Trzeba w dzie� zacz��! - rzek� Gawe�. - My tam w dzwonnicy nieraz �apali�my go��bie. To
i jutro wielkie polowanie urz�dzim. Ludzie si� pogapi� i przyzwyczaj� si�. - M�wi� powoli, namy�la�
j�c si�.
0 1 72 0 3 1
- Fur� si� wywiezie! - dorzuci� Pawe�. - To �eby fura nie zwr�ci�a uwagi, trzeba rozgada� na
rynku, �e si� co� kupi�o u ksi�dza czy organisty.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- I to zrobione! - rzek�a Bronka. - Kupi�am u Skowro�skich kartofle. Florek ma je przywie��.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Dziadziu - ozwa� si� Szymon - to je�li nam wszystko popal�, trzeba porobi� lochy, pochowa�
bro� i te stare armaty co ojciec w b�otach znalaz�, i mied�, i mosi�dz, bo potem dla polskiego wojska
trzeba b�dzie broni.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Ukrywajcie, chro�cie i spodziewajcie si� i polskich or��w na chor�gwiach, i zbrojnych u�an�w,
i wolno�ci.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- A jak Moskale b�d� zmyka�, mo�na b�dzie paru po�o�y�. Dwururka dobra! - za�mia� si� Pa�
we�.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Jak�e to! Z ukrycia do uciekaj�cego b�dziesz strzela�?
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- A oni tak nie robili?
0 1 72 0 3 1
- Oni to nie my! Daj pok�j, na nich idzie dzie� pokuty i kary, a nam policzone dni ucisku. No,
chod�cie na wieczerz�. Zanocujecie, jutro rano do dzie�a.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
Dw�r w Muraszniku stary, odwieczny, szeroko by� rozbudowany, ton�� w sadach i starych li�
pach, tworz�c olbrzymi bukiet drzew w�r�d p�aszczyzny piaszczysto-b�otnej. Dom sam, za Sas�w
stawiany, niski, murowany, z �amanym dachem, du�o burz krajowych przetrwa�, a trzyma� si� krzep�
ko, jak i w�a�ciciel.
0 1 72 0 3 1
Pan Melchior jako siedemnastoletni ch�opak odby� powstanie, cudem unikn�� Sybiru, o�eni� si�
m�odo z kuzynk�, kt�ra si� chowa�a z nim razem pod opiek� matki, i wiek zby� na tej ziemi, trzymaj�c
si� z dala i od ludzi, i od �wiata. Gospodarzy�, chowa� byd�o i stadnin�, niebogaty by�, ale d�ug�w nie
mia�. Gdy dor�s� mu syn, o�eni� go, a sam z �on� osiad� na awulsie (awuls - niewielki folwark, zwykle
bez w�o�cian) w lesie, na do�ywociu, jak sobie roi�.
0 1 72 0 3 1
Ale oto pewnej wiosny syn z �on� uton��, przeprawiaj�c si� przez niepewne lody, i starzy wr�ci�
li do Murasznika do trojga
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
sierot-wnucz�t.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Co si� to �ycie na mnie uwzi�o, �e je na powr�t musz� odbywa�, wtakiej �a�o�ci! - poskar�y�
si� Wereszy�ski �onie i z powrotem zacz�� gospodarzy�, biedowa�, harowa� i roi�.
Bo stary by� i pozosta� romantykiem i marzycielem, i takim zaciek�ym szowinist� Polakiem, �e
wreszcie zosta� powa�nionym ze znajomymi i s�siadami, i osamotnionym nawet w rodzinie.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
W Muraszniku ma�o i rzadko kto bywa�.
Obywatelstwo, zaj�te materialnymi sprawami i ciasnymi stosunkami partykularza, (partykularz -
g�ucha prowincja, za�cianek) nie mia�o co robi� w domu, gdzie gospodarz nie pozwoli� gra� w karty,
nie mia� w�dki ni wina, nie sprawia� przyj�� �wi�tecznych i imieninowych, nie handlowa� ko�mi,
a ka�demu m�wi� bez ogr�dki sw�j s�d i krytyk�. "Do�� powiedzie� jakie nudy i m�ka w tym Mu�
raszniku, kiedy c�rka zdecydowa�a si� wyj�� za m�� za tego okropnego Sko�ub�" - mawiano omijaj�c
Murasznik jak zad�umiony. Sko�uba nie czyni� wyj�tku, bywa� rzadko i ka�da bytno�� ko�czy�a si� za�
jad�� k��tni� o przekonania polityczne i obowi�zki obywatelskie. Wereszy�ski nie znosi� jego zachwy�
tu dla Niemc�w i zaniedbania gospodarstwa, kt�re nazywa� zbrodni�.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
Wereszy�ska, kobieta anielskiego spokoju i dobroci, troska�a si� najbardziej o wnuk�w. Sko�u�
biaki, jak t� czered� nazywali wszyscy w okolicy, jej konszachtom z Matysow� zawdzi�czali odzie�
i bielizn�, nauk� pacierza i katechizmu, opiek� w chorobie i kalectwach.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
Sko�uba, z powo�ania uczony i zbieracz, rad by� z tego urz�dzenia i z te�ciow� utrzymywa�
zgodny stosunek, a ch�opcy przylatywali do babki na piechot�, zwierzaj�c jej swe sprawy i potrzeby.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
I teraz, gdy ich spotka�a na ganku domu, rzucili si�
0 1 72 0 3 1
z demonstracyjnym powitaniem, szturchaj�c j� w zapale swymi �ukami i maczugami.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Bo�e, jacy�cie znowu obdarci! - biada�a.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- My doprawdy nie drzemy, to tak samo si� robi - t�umaczy� si� Juda. - Ale latem to g�upstwo.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- A Ewa? Co porabia?
0 1 72 0 3 1
- Koz� ma - pochwalili si�. - Zreszt�, gdzie si� Ewa ma obedrze�, kiedy Matysowa jej pilnuje
jak kr�lewny. My za ni� nie bierzemy na siebie odpowiedzialno�ci.
0 1 72 0 3 1
- Dzi�ki Bogu! - mrukn�� Wereszy�ski. - No, siadajcie do kolacji. A jak�e wam idzie nauka
niemieckiego?
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Oj, to ca�a bieda! Ojciec ka�e uczy� si� na pami�� wierszy i pisa� ca�e stronice t�umacze�. I nie
spos�b mu dogodzi�. Napisze na g�rze: "Das Schaf hat ein Kind" a jak my piszemy: "Szafa ma dziec�
ko" - powiada, �e�my szlacheckie kretyny! Kto jest w stanie spami�ta�, �e "szafa" ma by� po szwabs�
ku "owca", a znowu "szafa" trzeba pami�ta�, �e po szwabsku jest ten "szaf', a s�owik - ta s�owika.
W g�owie si� robi taki zam�t, �e cz�owiek z tej nauki co dzie� g�upszy!
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- A rozumiecie, co deklamujecie?
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Niby tre�� ojciec opowiada, ale to si� zapomina i gada si� na pami��.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- No, powiedzcie co�kolwiek.
0 1 72 0 3 1
- Juda najlepiej umie, gadaj, Juda.
0 1 72 0 3 1
Juda si� zamy�li�, podrapa� si� w g�ow�, poci�gn�� nosem i zacz�� co� recytowa� bardzo pr�dko,
ale i bardzo kr�tko, bo utkn�� i po paru pr�bach niefortunnych zapcha� sobie usta kartoflem.
0 1 72 0 3 1
Bronka parskn�a �miechem i zawt�rowali jej ch�opcy.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Co to mia�o by�? - spyta� dziad.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Nie pami�tam! - przyzna� si� Juda.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- No, mo�e Niemcy zrozumiej�! - rzek�a spokojnie Wereszy�ska, dok�adaj�c ch�opcom na tale�
rze jajecznicy i kartofli, i patrz�c zlito�ci� na ich wyg�odzenie. A po kolacji zabra�a ich z sob� i zaj�a
si� reparacj� i uzupe�nieniem garderoby, a potem po�o�ono ich spa� w salce na sianie.
0 1 72 0 3 1
- Gorzej od sierot podrzutk�w! - warcza� Wereszy�ski. - �eby� to starsze, ale w tym wieku to
si� zdeprawuje zupe�nie w tych czasach, co nas czekaj�.
0 1 72 0 3 1
- Dopilnujemy! A zreszt� eleganccy Rupejkowie ani Sielu�yccy w wacie chowani nie uratuj�
Floriana! - rzek�a Bronka.
- O, ty gotowa� z nimi razem udawa� Indian lub Kawaler�w Ciemno�ci i w g��bi duszy ty si�
cieszysz na wszelkie awantury, �adnego nie maj�c poj�cia o grozie!
- B�dziemy czu�, �e si� �yje! - za�mia�a si� zuchwale Bronka.
0 1 72 0 3 1
O �wicie ch�opcy ulotnili si� bez po�egnania, a po po�udniu Bronka posz�a do miasteczka, jak co
dzie�, ze zwitkiem nut do �piewu.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
Starzy Wereszczy�scy po kolacji zostali na ganku, on pal�c bezustannie fajk�, ona przesuwaj�c
w palcach ziarna r�a�ca. Nie m�wili nic, tak z�yci i siebie rozumiej�cy, �e s�owa by�y zbyteczne.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
Zapad� mrok, wreszcie jasna noc majowa i nagle Wereszy�ski rzek�:
- Dziwnie jasno w stronie miasteczka.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- To jeszcze zach�d nie zgas�.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Nie, to po�ar.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
Zerwali si� i poszli w g��b ogrodu, gdzie by� widok otwarty. Zorientowa� si� Wereszy�ski.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- To na ko�cu Mieszcza�skiej ulicy nad jeziorem. Tam s� jatki. Ko�ci� bezpieczny.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
Pozostali o p�ot wsparci, zapatrzeni, zadumani, mo�e przypominaj�c r�ne po�ary, kt�re znie�li
przez d�ugie lata gospodarki, gdy wtem zza p�otu kto� ich po rusi�sku pozdrowi� i ch�op �rednich lat
poufale opar� si� o p�ot i zacz�� krzesa� ogie� do fajki.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- A to �ydowska �a�nia si� pali! - rzek� oboj�tnie.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- By�e� tam, Semenie?
0 1 72 0 3 1
- Chodzi�em a� na wygon koby�y szuka�, to stamt�d wida� jak na d�oni.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- To ci jeszcze siwej nie zabrali?
0 1 72 0 3 1
- Schowa�em, p�ki co. Uradnik prosi� dosta�, to milczy.
0 1 72 0 3 1
- U mnie tylko �lepe i kulawe zostawili.
0 1 72 0 3 1
Za�mia� si� ch�op.
0 1 72 0 3 1
- U pana �adnej chytro�ci nie ma. Pan Horehlad zda� wszystkie �lepe i kulawe, a teraz u "bie�
�e�c�w" za bezcen kupuje i na drugiej mobilizacji dobrze zarobi. Teraz kto chce, to mo�e pieni�dzy
worek nabra�. Ot i w dzwony bij�, co� drugiego si� zaj�o - doda� na �un� patrz�c.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Na gorsze b�dziemy patrze�! - rzek� Wereszy�ski.
0 1 72 0 3 1
- My�li pan, �e wojna do nas przyjdzie. To Germa�ce wszystkie w naszych b�otach si� potopi�.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- To pro�cie Boga o deszcze, bo jak jest albo tak potrwa, to i b�ota nie obroni�.
Ch�op umilk�.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Nie daj Bo�e, pan w z�� chwil� wyrzecze - rzek� po chwili. - To i siwej nie uratuj�! Dobranoc
panom!
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
I znikn�� w �anie �yta.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
A oni stali wpatrzeni, ws�uchani.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Nasze dzwony bij�, ale jako� dziwnie, bez�adnie. Co si� tam dzieje!
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Bo�my bardzo nieopatrznie dzieci wys�ali - st�kn�a Wereszy�ska.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Kiedy u nas inaczej si� dzieje! Zawsze dzieci id�, dzieci gin�, dzieci si� marnuj�. I tak nigdy
dojrze� nie mo�emy! - gorzko westchn�� Wereszy�ski.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
S�uchali, dr��cy, dzwon�w. Cerkiewne bi�y r�wno, ha�a�liwie, spiesznie; ko�cielne urywanie,
w odst�pach, wreszcie zupe�nie zmilk�y, ale w ch�rze ich nie by�o g�osu Floriana, ani razu nie prze�
m�wi�.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
Po�ar wykwit� na niebo chmur� dymu, a na tle p�omieni rysowa�a si� czarna plama ko�cio�a.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
Zdj�li - nie zdj�li! - targa�a trwoga dusze starych, �e dzwoni�o im w uszach, czerwone p�atki
m�ci�y oczy.
0 1 72 0 3 1
Godziny mija�y, po�ar przygasa�, umilk�a cerkiew, na wschodzie ja�nia� �wit. Wereszy�ski si�
prze�egna�.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Co si� mia�o sta�, to si� ju� sta�o. Wracajmy cichaczem do domu, ni� s�u�ba si� zbudzi. Bron�
ka co� wymy�li na swe wyt�umaczenie.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- A je�li ich przy�apali?
- Kto si� w opiek� poda Panu swemu! - zaintonowa� z cicha stary, i z tym szeptem wnurzyli si�
w g�szcze sadu.
A w kwadrans potem przez bram� wesz�a na podw�rze Bronka zamoczona po kolana i z ko�
bia�k� w r�ku, i za�mia�a si� w zdziwione oczy nocnego str�a, kt�ry bra� na �a�cuch Madeja i Borut�.
- A tom u�y�a. Patrzaj, Hnat, jakie�my jazie dostali w Jurahwie.
- A z kim�e panienka p�ywa�a?
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Z ch�opcami pana Sko�uby. Ca�� noc.
- A jazie jak kabany! - zachwyca� si� Poleszuk, rybak z krwi i ko�ci.
- Oddaj je w kuchni. Ja si� prze�pi�.
Wesz�a do domu, wprost do pokoju dziadk�w, obejrza�a si� i rzek�a salutuj�c dziada:
- Melduj� pos�usznie, rozkaz spe�niony!
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
I �mia�a si� okrutn� ochot� i zapa�em, a potem s�ysz�c kroki s�u��cego w korytarzu prys�a do
swej sypialni.
0 1 72 0 3 1
Przy �niadaniu szeroko opowiedzia�a wypraw� na jazie, a szczeg�ow� opowie�� po�aru i trwo�
gi w miasteczku przywi�z� dopiero pan Micha� Horehlad, rzadki go��, kt�ry nie m�g� si� powstrzy�
ma�, aby jad�c pod bram� Murasznika nie wst�pi� z plotk�.
0 1 72 0 3 1
- A to �ydki mia�y noc niespokojn�! Widzieli pa�stwo �un�? Nie wiadomo sk�d i jak zapali�a si�
"mykwa", przenios�o na "byd�ob�jni�", cud, �e nie wpad�o dalej. Ale gwa�t, wszystkie bety na ogro�
dach, nawet pop si� pakowa�. By�em rano u ksi�dza, ale wczoraj wyjecha� do dziekana i jeszcze nie
wr�ci�. Prystaw robi �ledztwo, bo to wygl�da na podpalenie.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Musieli mocno przed szabasem napali� i belka si� zatli�a. Ja ju� pami�tam trzy po�ary "myk�
wy"! - rzek� oboj�tnie Wereszy�ski.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- A wiedz� pa�stwo? W gazetach niewyra�nie.
- No, no, jeszcze potrwa par� miesi�cy.
- My�li pan, �e pok�j zawr�? Szwaby zawzi�te.
- My�l�, �e nam to wszystko oboj�tne.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Przecie pan z kim� trzyma.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Z Japoni�! - niecierpliwie rzuci� stary.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Zawsze wol� wroga znajomego i starego, jak nowego. Od tych mo�na co� dosta�, a tamten
pi�� sk�r zedrze.
0 1 72 0 3 1
- Wcale nie wybieram mi�dzy wrogami. Czekam, �eby obu diabli wzi�li.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- I nas z nimi razem.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
Wypr�niwszy torb� plotek i nowin, Horehlad ruszy� ku domowi, ale po drodze wst�pi� do Sko�
�uby.
Znalaz� rodzin� w jadalni, gdzie zamiast obiadu na stole le�a�y ksi��ki i papiery, i siedzieli
wszyscy ch�opcy z nosami nad dyktandem.
Sko�uba w nieodzownym watowanym to�ubie chodzi� po pokoju i dyktowa�:
"Zu Aachen in seiner Kaiserpracht
Im alterthmlichen Saale,
Sass Knigs Rudolf heilige Macht
Beim festlichen Krnungsmable."
Ch�opcy na widok go�cia zerwali si�, gotowi prysn�� na swobod�, ale ojciec rzek�:
- Panowie zechc� przepisywa� t�umaczenie.
Si�gn�li tedy po inne zeszyty i zacz�li pracowicie przepisywa�.
"Das Schaf hat ein Kind - Szaf ma dziecko."
Zapami�tali co�, �e szafa po niemiecku jest rodzaju m�skiego.
Horehlad spojrza� z u�miechem po oberwusach i rzek�:
- S�siad ju� przygotowuje swe latoro�le do s�u�by niemieckiej.
- A tak. Mo�e racz� wzi�� cho� na pucybut�w.
- Wi�c niezawodnie tu przyjd�?
- Tu! Oni p�jd� do Moskwy.
- Napoleon ucieka� jak niepyszny.
- Napoleon nie by� Hindenburgiem.
- No, no. Mo�e s�siad ju� i Aleksandra Macedo�skiego przekre�li.
- Nie potrzebuj� przekre�la�. Historia to beze mnie zrobi.
- Hindenburg te� mo�e kark skr�ci�.
- Hindenburg to Germania, a Germanii nie przekre�li historia. To pot�ga granitowa.
Tu znad zeszytu podni�s� nos Juda i niespodzianie si� odezwa�:
- Tato wie, �e Arnold Tkacz da� wczoraj w z�by pisarzowi za to, �e go Szwabem nazwa�.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
Wyrwasy Judy by�y zawsze spontaniczne.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Do czego to przyszy�? - wrzasn�� Sko�uba.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Nie wiem! Tak mi do g�owy strzeli�o! - skonfundowa� si� ch�opak.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Nie wiesz, to ci wyja�ni�. Gadanie bez sk�adu i logiki, co �lina do g�by przyniesie, to le�y
w charakterze Polaka czyli g�upca, kt�rym jeste�. A Arnold, od pradziada �yj�c w tym kraju, oddycha�
j�c polskimi fegocytami, nabra� w krew polskiej g�upoty i tyle.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- No, no, ja to inaczej rozumiem - za�mia� si� Horehlad. - Arnold si� boi rug�w wojennych, ale
jakby Szwaby przysz�y, odnajdzie swe rodowe tradycje.
- Wracam mu honor, je�li tak b�dzie.
- To i ja nie taki g�upi! - mrukn�� Juda do Szymona.
- Wlaz� na gruszk�, jad� pietruszk� - odpar� Szymon.
Gawe� nie s�ucha�, co si� woko�o dzia�o, i dr��cymi palcami kre�l�c fantastyczne hieroglify, my��
la� o swym raporcie. To blad�, to czerwienia� w jakiej� wewn�trznej walce w z�o�ci na samego siebie
za wahanie, skrupu�y. Powtarza� sobie s�owa raportu i urywa�: tyle nale�y powiedzie�, dalej nic. A je��
li dziad zada pytanie?
0 1 72 0 3 1
Pot wyst�powa� na skronie, niesfornie bi�o serce.
0 1 72 0 3 1
Musia� si� kogo� poradzi�, ale kogo? Kto tu wie, co �o�nierz czyni� powinien wobec zwierzch�
no�ci. Wreszcie, niezdolny do dalszego przymusu, zerkn�� na zegar, na ojca zaj�tego rozmow� z go��
ciem, szepn�� co� do Paw�a i nieznacznie ku drzwiom si� wy�lizgn��. Sko�uba by� zatokowany jak cie�
trzew i nic nie uwa�a�.
0 1 72 0 3 1
Gawe� wpad� w chaszcze, na wygon, do cz�na i pop�yn�� do Murasznika.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
Znalaz� dziada przy bronowaniu kartofli, wi�c wpad� do ogrodu i wyszuka� Bronk� zaj�t� na
warzywniku.
0 1 72 0 3 1
- Przyszed�em z raportem! - szepn��. - Ale musia�a� ju� wszystko opowiedzie�.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Nie. Dziad chce s�ysze� od ciebie.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
Gawe� podrapa� si� palcem lewej nogi w praw� �ydk�, po�u� zajadlepar� li�ci i powiedzia�:
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- W�a�ciwie wszystkiego szczeg�owo nie m�wi si� w wojskowym raporcie. Powiem, jake�my
�ci�gali, �adowali i tyle.
0 1 72 0 3 1
- No pewnie! A c� wi�cej? - Spojrza�a na� bystro.
0 1 72 0 3 1
- Po�ar to ju� nie nasza rzecz?
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
Bronka zdumia�a, wzi�a go za rami�.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Jak to? Chyba� sam podpali�!
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Co znowu! Tak pytam! To nam bardzo pomog�o! Ale nie b�d� pl�t�, jak Juda, co nie nale�y do
rzeczy.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Nie, je�li� nie podpali�, to nie masz co wspomina�. Ot, dziad z pola wraca! Id�!
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
Wereszy�ski usiad� w ustronnej grabowej altance i widocznie czeka�.
0 1 72 0 3 1
Gawe� stan�� przed nim w s�u�bowej postawie i czu�, jak go jaka� duchowa pi�� d�awi za gard�
�o.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Raport!
Odchrz�kn�� Gawe�.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Rozkaz spe�niony. Dzwon "Florian" zdj�ty, z�adowany na fur� i wywieziony szcz�liwie
z miasteczka. Ukry� go Florek Skowro�ski w sobie tylko wiadomym miejscu. Na szczyt wie�y, na
miejsce Floriana wci�gni�to dzwon �redni, a dwa mniejsze zawieszono ni�ej.
0 1 72 0 3 1
- Jak�e si� wszystko odby�o? Nikt nie podpatrzy�, nie zdradzi?
- W dzie�, pod pozorem �apania go��bi, za�o�yli�my bloki, sznury, okr�cili�my serca, nawet
spu�cili�my mniejsze, �eby drog� dla Floriana uczyni�. By�o nas przy robocie czterech, Bronka
i wszyscy Skowro�scy, razem dziewi�� os�b. Najgorsza cz�� pracy wypad�a na noc i nie wiem, jak
by si� powiod�o, �eby nie po�ar. Ale wtedy ca�e miasteczko opustosza�o, spu�cili�my Floriana wprost
na w�z, kt�ry wsun�li�my do dzwonnicy wyj�wszy odrzwia. Nakryli�my go s�om� i workami, i Florek
wywi�z�. My tymczasem wci�gali�my pozosta�e i dzwonili�my na trwog�. Wreszcie wstawili�my od�
rzwia na miejsce i pop�yn�li�my niby na ryb�, a �e mieli�my onegdaj z�apan�, oddali�my Bronce.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- I to wszystko? Sko�czy�e�?
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
Gawe� si� zaj�kn��.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Tak jest.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
Wereszy�ski oczu z niego nie spuszcza�.
0 1 72 0 3 1
- A jak�e to by�o z tym po�arem? Nie wiesz?
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
Ch�opak zmieni� si� na twarzy, otworzy� usta, czerwony by� jak upi�r.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Mo�e kto podpali�.
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Ale nie wiesz kto?
0 1 72 0 3 1
D�uga chwila milczenia. Raptem Gawe� si� przem�g�, wyprostowa�, w oczach b�ys�o mu stalow�
kling� i twardo rzek�:
0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1
- Ja!
0 1 72 0 3 1
Wereszy�ski wsta�.
0 1 72 0 3 1
- Sko�czy�e� raport, jak si� �o�nierzowi przed zwierzchno�ci� nale�y.
0 1 72 0 3 1
- Czu�em, �e inaczej rozkazu nie spe�nimy. Wtedy si� nie waha�em, potem strac