1899

Szczegóły
Tytuł 1899
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1899 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1899 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1899 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Maria Rodziewicz�wna Florian atlantis - RUBICON Opole 1991 producent wersji brajlowskiej Altix Sp. z o.o. ul. Surowieckiego 12A tel/fax 644-93-77 Warszawa 1997. tw�rca wersji dyskietkowej 0 0 72 224 0 114 Beata Witkowska Rozdzia� I 0 1 72 0 3 108 1 24 1 32 1 0 1 72 0 3 108 1 24 1 32 1 - A to by�o tak. Ze czterysta lat temu jecha�a t�dy kr�lowa Bona. Babsko w�oskie chciwe i chy� tre wymani�o od m�a ca�y ten kraj - i jecha�a z pocztem i zgraj� dworzan ziemi� dzier�awi�, zasta� wia� i sprzedawa�. Kto dukaty mia�, albo drogie kamienie, lecia� jak pszczo�y na syt� i na ka�dym po� pasie powstawali dziedzice, arendatory, ciwuny, gubernatory, a sepet W�oszki p�cznia�. Ot� si� zda� rzy�o, �e gdy do H�uszy dotar�a, ju� wracaj�c ku Koronie, most si� pod karoc� zawali� i kr�lowa Bona w bagnie ugrz�z�a. Kr�lowa i sepety, kt�re zaraz za karoc� podskarbi wi�z�. Zrobi� si� s�dny dzie�. Rzucili si� dworzanie i ci, co jeszcze nic nie dostali, i cho� si� dw�ch utopi�o, reszta kr�low� na l�d wynios�a, a franciszkanie dali jej pierwsze poratowanie i go�cin�. Wskutek tego przeby�a w H�uszy trzy dni - na d�ugie wieki w historii tego kraju pami�tne. Czyni�a s�dy - wyroki i nagrody. Wi�c po pierwsze wystawiono na rynku szubienic� i powieszono ciwuna i tylu ch�op�w, ilu da�o si� z�apa� - za niezreperowanie mostu; po drugie gubernatorem zamianowano dworzanina Rupejk�, burmistrzem Sie� lu�yckiego, a Wereszy�skiemu, kt�ry si�acz i olbrzym by� i ca�� karoc� z bagna wyd�wign��, i kr�low� nad g�ow� nios�c na brzeg wysadzi�, dano w wiekuisty zastaw Murasznik i Czarne Jezioro. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 Franciszkanom op�aci�a si� te� kr�lewska go�cina. Otrzymali wiekuiste prawo po�owu ryb w je� ziorze i pi��dziesi�t w��k lasu z obowi�zkiem utrzymywania w ca�o�ci owego niefortunnego mostu. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 I wtedy to ufundowa�a kr�lowa Bona wielki dzwon do franciszka�skiego ko�cio�a, kt�ry otrzyma� na chrzcie w kr�lewskiej ludwisarni imi� Florian, jako �e wypadek i cudowne uratowanie sta�o si� dnia czwartego maja w �wi�to Floriana M�czennika. Dopiero w trzy lata potem dzwon tu zjecha� i zawis� w nowo zmurowanej dzwonnicy - ot, tej w�a�nie, w kt�rej ty teraz sznury ci�gasz. 0 1 72 0 3 1 Tak prawi� pan Micha� Horehlad do Florka Skowro�skiego, syna organisty przy ko�ciele po� franciszka�skim w miasteczku Wielka H�usza, na dalekich kresach dawnej Rzeczypospolitej. 0 1 72 0 3 1 Florek s�ucha�, miarowo ci�gn�c sznur sygnaturki na Anio� Pa�ski i gapi�c si� na go��bie zalud� niaj�ce dzwonnic�. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 W�r�d ich skrzyde� b�yska� czasem, barw� zielonoz�ot� wielki dzwon, s�awa miasteczka, �w his� toryczny Florian. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 G�os zabiera� rzadko, w dorocznych �wi�tach i wielkich wypadkach. Zwykle duma� niemy i po� t�ny, i przez �uki otwarte widny by� daleko w�r�d p�askiego piaszczysto-wodnego krajobrazu okoli� cy, kt�rej str�owa� od czterystu lat. Dzwonnica mie�ci�a si� w murze wysokim, kt�ry otacza� ko�ci�, klasztor, cmentarz i s�awne ogrody i sady franciszka�skie, ci�gn�ce si� od rynku a� do jeziora, nad kt�rym szeroko rozsiad�o si� szare, brudne, senne miasteczko. Popod murem wi�a si� ulica niebrukowana od piaszczystego go�ci� ca, przez rynek i miasteczko do owego mostu nad przep�ywaj�c� przez jezioro rzek�. Most wysoki, w�ski, bez por�czy ur�ga� wszelkim przepisom in�ynierii i sta� tylko dlatego, �e nie m�g� si� zdecy� dowa�, w kt�r� stron� mia� run��. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Ciekawa historia? Co? - spyta� pan Micha� Florka, ogl�daj�c si� po ogr�dku przed furt� do dawnego klasztoru. 0 1 72 0 3 1 - Ja j� znam i jeszcze wi�cej! - odpar� Florek urywaj�c dzwonienie na: "A S�owo Cia�em si� sta� �o". Mnie opowiada� stary pan z Murasznika, jakem tam raki nosi�. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - I jeszcze wi�cej! - powt�rzy� u�miechaj�c si�. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Co wi�cej? - zagadn�� pan Micha�. - Stary ��e, bo stary. Co �ga�? 0 1 72 0 3 1 - Ot, o sepecie! Wydobyli podskarbiego bryk� i zabrak�o jednego sepetu. Kr�lowa obieca�a grafski tytu� temu, co odnajdzie, bo by� pe�en dukat�w, a potem dali �ozy tym wszystkim, co szukali i nurkowali, i nic nie pomog�o. A m�wi�, �e by� taki, co grafem by� nie chcia�, �ozy odle�a�, a dukaty schowa�. 0 1 72 0 3 1 - Rozumnie zrobi�! - mrukn�� pan Micha� i doda�: - A gdzie ksi�dz? 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Tato go powi�z� do chorego za rzek�. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - To i majowego nabo�e�stwa nie b�dzie. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Sp�ni si�, ale b�dzie. 0 1 72 0 3 1 Florek zaczepi� sznur o ko�ek i wyszed� zamykaj�c drzwi dzwonnicy. 0 1 72 0 3 1 - Rozpytam �ydk�w o wojn� i wst�pi�, bo mam do proboszcza interes. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 Ju� odchodzi� - i w bramie jeszcze rzuci�: 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Tw�j tato si� upiera i dereszki mi sprzeda� nie chce, a s�ysza�em, �e lada dzie� konie do wojs� ka bra� b�d�. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - To po co pan kupuje, kiedy mog� wzi��. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Ryzykuj�! 0 1 72 0 3 1 - Tato te� ryzykuje - odpar� Florek nikn�c w drzwiach zabudowa� klasztornych. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 Pan Micha� wgramoli� si� na ka�amaszk�, kt�r� sam powozi�, i ruszy� na rynek. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 By� to wielki piaszczysty plac z kwadratem drewnianych kramnic po�rodku i z wielk� zielon� cerkwi� u przeciwleg�ej do ko�cio�a strony. Reszt� bok�w zdobi�y �ydowskie domy i karczmy z za� jazdami. Powietrze pomimo pi�knego majowego popo�udnia przesycone by�o woni� dziegciu, konopi, ryby i rogo�y - towar�w, kt�rymi handlowano; rynek jak zwykle w powszedni dzie� by� pusty i tylko kilka k�z spacerowa�o, badaj�c warto�� spo�ywcz� �mieci pozosta�ych z ostatniego targu. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 Pan Micha� zatrzyma� sw� dereszowat� klacz przed najokazalszym domem, ustrojonym w szyld sklepu kolonialnego, i wszed� do �rodka. 0 1 72 0 3 1 Kilku �yd�w rozprawia�o gwa�townie przez lad� sklepow� z gospodarzem, kt�ry g�aska� d�ug� szpakowat� brod� i z zadowoleniem si� u�miecha�. Na dzwonek u drzwi gwar usta�, niespokojne spoj� rzenia obj�y wchodz�cego, gospodarz do�� lekko g�ow� skin��. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Dobry wiecz�r, panie Abram. Co s�ycha� w gazetach? Bior� Germa�ce w sk�r�? - zagadn�� pan Micha�. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Ojoj! Bior�. Wczoraj uradniki (uradnik - po ros. podoficer policji) tu zbili na rynku! 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Sk�d�e? Je�c�w p�dzili? 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Ni! Tabor jecha�. Kolonisty z Polski. Precz ich goni�, na Sybir. Mo�na tanio konie i wozy ku� pi�, bo ustaj�. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - S�usznie! Szpiegi, szelmy! 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - A jakie zuchwa�e! Jeden to w g�os gada�, �e Kajzer i na Sybir po nich przyjdzie. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - A policja co na to? 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Policja nie rozumie ich mowy. �ydki s�yszeli. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Trzeba by�o prystawowi (prystaw - po ros. naczelnik policji niewielkiej jednostki administra� cyjnej) powt�rzy�. 0 1 72 0 3 1 - Nu, a jak on przyjdzie? 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Co za on? 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Nu, ten Kajzer! 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Tu do H�uszy? Zwariowali�cie! 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Dlaczego ja mam by� zwariowany, dlaczego nie gubernator! Ta jeden �ydek s�ysza�, �e maj� mied� z gorzelni zabiera� i wywozi�, i dzwony te�. Po co to? 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Et, brednie! Gdzie wojna, gdzie my! 0 1 72 0 3 1 - Nie daj Bo�e, �eby brednia by�a! 0 1 72 0 3 1 Pana Micha�a oblecia� niepok�j. Wierzy� niezachwianie w �yd�w. 0 1 72 0 3 1 - To wy si� ich spodziewacie? - szepn��. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Och, niech ich nasze wrogi si� spodziewaj�. My zal�kane. Oni straszne grabie�niki. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 Tu pan Micha� ujrza� przez okno ksi�dza na wozie organisty i wyszed� pr�dko. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Proboszczu, poczekajcie - j�� wo�a� biegn�c za fur�. Ksi�dz - stary, od pi�tnastu lat osiad�y w H�uszy - obejrza� si�, g�ow� skin�� i r�k� mu da� znak, �eby do plebanii szed�, bo si� spieszy. 0 1 72 0 3 1 Jako� gdy pan Micha� znowu pod ko�ci� zjecha�, dzwoniono na majowe nabo�e�stwo i ksi�dz w kapie z zakrystii wychodzi�. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 Pobo�nych by�o niewiele, ale z ch�ru rozleg� si� �piew loreta�skiej litanii - na dwa g�osy kobie� ce, tak czysty, silny i zgodny, �e dziw by�o, sk�d takie cudo istnia�o w dzikim poleskim miasteczku. 0 1 72 0 3 1 Pan Micha� jako odwieczny tubylec wcale si� nie dziwi�. Wiedzia�, �e panna Bronis�awa Were� szy�ska sko�czy�a konserwatorium w Warszawie, �e mog�aby �piewa� na scenie, ale wedle woli dzia� da, pana Melchiora, siedzi w Muraszniku i uczy �piewa� ch�opskie dzieci, a jako wielka demokratka przyja�ni si� nawet ze Skowro�skimi i �piewa co niedziela na ch�rze z pi�kn� �usi� organi�ciank�, kt�rym z tej racji wyros�y rogi, �e si� maj� za obywatelstwo - �yki, d�abidudy! 0 1 72 0 3 1 Pan Micha� nienawidzi� Wereszy�skich, nienawidzi� ich s�siad�w Sko�ub�w, nienawidzi� w og� le s�siad�w, kt�rzy nie byli tak jak on groszorobem, koniarzem, jarmarkowiczem, plotkarzem i na p� �ydowskim geszefciarzem. Ale pomimo swej poziomej natury nie m�g� si� powstrzyma�, by na Bron� k� Wereszy�sk� nie popatrze� i przywita� j� uni�enie, gdy po sko�czeniu nabo�e�stwa zesz�a z ch�ru. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 By�a bo pi�kna, �e oczy rwa�a, pi�kna wzrostem, lini� m�odego cia�a, pi�kna z�ot� glori� w�o� s�w nad g�ow� kszta�tn� i hardo osadzon�, pi�kna oczami prawie czarnymi, tak by�y fio�kowe, i bla� dym koralem warg troch� dumnych w wyrazie, i z�otaw� barw� zdrowia na �ci�g�ych licach. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 Nik�a przy niej urodziwa �usia Skowro�ska; cho� nie by�o m�odego cz�owieka w miasteczku i okolicy, kt�ry by si� nie podkochiwa� w pi�knej organi�ciance. 0 1 72 0 3 1 Odk�oni�a si� lekko Bronka Wereszy�ska panu Micha�owi i sz�a z nim przez ko�ci� do zakrystii, gdzie ksi�dz kap� zdejmowa� i zaprosi� ich oboje za sob�. 0 1 72 0 3 1 Szli sklepionymi korytarzami dawnego klasztoru a� do mieszkania proboszcza, przerobionego z dawnego refektarza i paru s�siednich cel. Pierwotne, nieudolne freski zdobi�y korytarze i oczy Bronki ciekawie �ledzi�y naiwne sceny z �ycia wielkiego na�ladowcy Chrystusa, a pan Micha� recyto� wa� ksi�dzu wie�ci �ydowskie. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Bro� Bo�e nieszcz�cia i Niemcy przyjd�. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Sko�uba b�dzie si� cieszy�! - za�mia� si� ksi�dz niefrasobliwie. - On ich wygl�da jak zbawienia. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - A co my�li dziad pani? - spyta� pan Micha� Bronki. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Dziad ich te� czeka, chocia� nie jak zbawienia. W�a�nie w kwestii dzwon�w kaza� mi do ksi� dza wst�pi�. Moskale z Kr�lestwa ju� dzwony wywo��. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - To �le idzie? - niespokojnie szepn�� Horehlad. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Nie mo�e i�� dobrze w Rosji. 0 1 72 0 3 1 - No, no! Pan Melchior patrzy przez sw� nienawi��. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - A pan ich kocha? - rzuci�a ostro. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Kto by ga�gan�w kocha�, ale zawsze mniej straszni ni� Szwaby. 0 1 72 0 3 1 - Tote� Szwaby ich st�d przegoni�. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - To ju� my zginiemy z kretesem w takim razie. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - My odzyszczemy Ojczyzn�. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 Pan Horehlad poruszy� brwiami, skrzywi� si� i r�k� machn��. Wiadomo by�o, �e w Muraszniku politykowano i spiskowano, i �e r�d Wereszy�skich przy ka�dej okazji stawa� z motyk� na s�o�ce i karmi� si� chimer� - no i wskutek tego interesy by�y, �e po�al si� Bo�e. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - A jak�e ja, nieszcz�sny, uratuj� te dzwony? To� miasteczko, dw�ch pop�w, prystaw, uradniki! - st�kn�� ksi�dz zwalony w fotel, jak ruina cz�owiecza. - Jeszcze par� sygnaturek, to mo�na by noc� cichaczem ze Skowro�skimi �ci�gn��, ale Florian przepad�. 0 1 72 0 3 1 Krew uderzy�a do twarzy Bronki. 0 1 72 0 3 1 - A w�a�nie Floriana da� nie mo�na! 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - To niech�e pan Melchior nie daje! - mrukn�� ksi�dz. - �atwo komenderowa�! 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Dziad te� przypomina, �eby pochowa� zawczasu stare ornaty, cyny do organ�w, z�ote i srebr� ne przybory i wszystko co jest cennym metalem. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Co znowu za panika i krakanie - oburzy� si� ksi�dz - gdzie front, gdzie my! Kto w te bagna, piaski, wody i chaszcze zalezie, gdzie tu teren dla bitew. Kr�lestwo nietkni�te, a ja mam tu w H�uszy spodziewa� si� Niemc�w. Aeroplanem zlec�? 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - My za Bugiem i Brze�ciem bezpieczni - nabra� rezonu pan Micha�. - Byle �niw si� doczeka�, to i ceny b�d� wojenne, a �ydzi m�wi�, �e od tych kolonist�w, co przeci�gaj�, mo�na za bezcen ko� nie kupi�. Niech pani to powie dziadowi, bo was podobno bardzo mobilizacja obra�a. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 Bronka zacz�a naci�ga� r�kawiczki. 0 1 72 0 3 1 - Polecenie spe�ni�am, wi�c �egnam proboszcza - rzek�a spokojnie. - Musz� spieszy�, bo na pie� chot� si� wybra�am. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 Skin�a g�ow� w stron� pana Micha�a i wysz�a. 0 1 72 0 3 1 - Ot, b�dzie komu� j�dza! - rzek� pan Micha�. - W tym Muraszniku to gniazdo rewolucji. Ksi�dz wie, �e obydw�ch wnuk�w stary gdzie� wys�a�, niby na studia za granic�, a przecie starszy powinien w wojsku s�u�y�. 0 1 72 0 3 1 - Dzwon�w nie da�! Ukaz wyda� i basta. A jak�e ja ich nie dam! B�d� si� bi� z policj�, czy mieszczan zbuntuj�, �eby kozak�w przys�ali na egzekucj�. Trudno, ka��, to i wezm�! - mrucza� ksi�dz, w g��bi duszy czuj�c co� g�ucho niezadowolonego. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 A Bronka Wereszy�ska posz�a dalej korytarzem, a� do mieszkania Skowro�skich w ko�cu za� budowa� klasztornych z wyj�ciem na gospodarskie podw�rza i ogrody. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 Znalaz�a ca�� rodzin� przy wieczerzy i usiad�szy w�r�d nich przy misie kwa�nego mleka, zagai�a spraw� kr�tko i szczerze. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Lada dzie� Moskale b�d� dzwony zabiera�. Musimy uratowa� Floriana. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Rozumie si�! - odpar� Skowro�ski. 0 1 72 0 3 1 Przesta� je�� i zamy�li� si�. - Nie damy! Bunt zrobimy, ca�e miasteczko poruszymy! - zawo�a�a Skowro�ska, kobieta pot꿽 nych bar�w i s�awna z bezczelnego zuchwalstwa. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 Bronka potrz�s�a g�ow�. 0 1 72 0 3 1 - Dziadek m�wi�, cichaczem zrobi�, noc�! 0 1 72 0 3 1 - Ile on wa�y, tatu? - spyta� Florek. 0 1 72 0 3 1 - Dwana�cie pud�w. (Pud - 16,38 kilogram�w.) 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Wind� spu�cimy. - Po drodze mniejsze zawadzaj�. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Spu�cimy i mniejsze. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - G�upi�. Trzeba ze sze�ciu ludzi i noc majowa, i �oskot, i jak, dok�d wywie��? Trzeba du�o pomy�le�. Ksi�dza si� poradzi�. - Ksi�dz mi odm�wi�, na niego nie liczcie. - Odm�wi�, bo mu tak wypada. Ju� ja go znam. Nie zechce o niczym wiedzie�, ale rad b�dzie, jak zrobimy. Ludziom te� trudno ufa�, pewnychmie�. Jak si� zacznie �ledztwo, wygada� mo�e g�upi albo pod�y, albo tch�rz. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Przygotujcie sznury, windy, ja wam czterech przyprowadz�. Przyp�yniemy ��dk� jeziorem a� pod ogrody. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Panienka ma czterech pewnych ludzi? - zdziwi� si� Skowro�ski. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Mam! Czterech Sko�ubiak�w. 0 1 72 0 3 1 Zastanowi� si� Skowro�ski, pomy�la�, wreszcie si� u�miechn��. - No, ci to i diab�a za rogi przyprowadz�, ale to dzieciuchy s�abe! - Trudno! Moc musi by� i znajdzie si�. Zreszt� niech nam �wi�ty Florian sekunduje. - My te� na co� si� zdamy! - rzek�a Skowro�ska wskazuj�c na c�rk�. - A gdzie schowamy? - spyta� Florek. - To mniejsza. Jezioro g��bokie. - Ale do jeziora przez klasztor i mury nie przeniesiemy. Trzeba dereszk� wywie��. - No to rozdzielmy robot�! - rzek�a Bronka. - Pan, panie Skowro�ski, obmy�lcie windy, bloki, przygotujcie sznury. Pani Skowro�ska z �usi� przyszykuj� p��tna, lniane paku�y, �eby dzwon spowi� n��, by g�osu nie wyda�. Florek zajmie si� wys�aniem i przykryciem wozu, ja na oznaczony wiecz�r przyp�yn� z moj� komend� pod star� wierzb�. Jutro po majowym nabo�e�stwie dzie� postanowicie. Trzeba si� spieszy�. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 Wsta�a i oni powstali wszyscy, by j� przeprowadzi�. Spojrza�a na nich. 0 1 72 0 3 1 - Nie straszno? - spyta�a z u�miechem. 0 1 72 0 3 1 - Ot i czego! - odpar� spokojnie Skowro�ski. - Wiadomo, �e trzeba zrobi�, nie mo�na da� �wi� to�ci na poha�bienie. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Mnie tylko straszno tej wojny, co na nas idzie. A mo�e B�g odwr�ci! - st�kn�a Skowro�ska. - Dzwon by im da�, to niedoczekanie tych �wintuch�w. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - A ja my�l�, jak go dobrze schowam, a potem wydob�d� i znowu zawi�nie, i b�dziemy we� gra�, gra�! - rzek� swym powolnym g�osem Florek. - A gdzie schowam, to nikomu nie powiem, chyba w chwili skonania! - Ot, skonanie mu w g�owie, mazgaj - fukn�a rezolutna �usia. Wypu�cili Bronk� gospodarsk� bramk� na zau�ek przy jeziorze i dziewczyna posz�a szybko ku wodzie, rozgl�daj�c si� czy nie dojrzy sp�nionego rybaka z �odzi�. A wtem z jakiego� �ydowskiego podw�rka wpad�a jej pod nogi wielka siwa koza, na kt�rej siedzia� ch�opak i pcha� uparte bydl� ku je� zioru. - Gawe�! - zawo�a�a uradowana. Ch�opak si� obejrza�. - Ja jestem Pawe�, ale to mniejsza. Ot, pom� mi koz� do cz�na dopcha�. - Dobrze, to i mnie zabierzesz, i przy Muraszniku wysadzisz. A po co ta koza? - A to dla Ewy. Matysowa powiada, �e dzieci powinny pi� kozie mleko. Sprzeda�em ryby Nu� chimowi i kupi�em koz�. Pi�� rubli kosztuje. Wsp�lnymi si�ami dopchali koz� do brzegu i wsadzili do ��dki. Kupa �ydziak�w im pomog�a i gapili si� starsi. Nikt si� nie dziwi� tej robocie eleganckiej panny i strasznie oberwanego, bosego wy� rostka. Koza tak si� zachowywa�a niespokojnie w cz�nie, �e ch�opak zwi�za� j� rzemiennym paskiem od spodni, a potem za��da� od Bronki paska od bluzy, a gdy odm�wi�a, kaza� jej trzyma� bydl� za ro� gi - i tak odbili na jezioro. Zziajany, wios�owa� sprawnie i kl��. - M�wi�em Gaw�owi, �eby mi cho� Jud� da� do pomocy - to zabra� si� znimi na raki. - Wuj w domu? - Nie wiem, bom od rana w domu nie by�. - To� bardzo g�odny. - At, g�upstwo. Koz� kaza�em wydoi� �yd�wce na pr�b�, tom si� mleka napi�. Dobrze daje, na raz trzy kwarty. - I wszystko� wypi�. - Przecie �yd�wce nie darowa�em. - A c� u was si� dzieje? - Do ojca z�e przyst�pi�o. Lekcje nam daje. Dwie godziny rano uczymy si� po niemiecku. - No, no i naprawd� si� uczycie? - Musimy! Obieca� ka�demu fuzj� prawdziw�. - A ty umiesz po niemiecku? - Umiem. - To dobrze, bo ojciec m�wi, �e Niemcy wyp�dz� Moskali i zajm� nasz kraj. - S�uchaj no, Pawe�. Ja do was pojutrze przyjad�, albo lepiej wy wszyscy przyjed�cie do nas, ale �eby nikt o tym nie wiedzia�. - A kto ma wiedzie�. Tylko napisz wezwanie do naszego zwi�zku na imi� naczelnika. - Do jakiego zwi�zku? Kto naczelnik? - My jeste�my "Kawalerowie Ciemno�ci". Naczelnikiem jest Gawe�, bo przeszed� zwyci�sko pr�b� m�stwa. Leli�my mu lak roztopiony na plecy, a on gwizda�. - Dobrze. Napisz�, tylko potrzymaj koz�. Znalaz�a kawa�ek papieru w�r�d zwitka nut, nagryzmoli�a s��w par� i wr�czy�a mu. - Czy mamy przyj�� z broni�? - Na razie nie. To b�dzie narada. - Poda�a� miejsce schadzki, godzin�, has�o? - Znajdziecie mnie w gaju, za stodo��. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Co za g�upie, babskie gadanie. Musi by� oznaczone drzewo - ot, ta naro�na sosna, o p�nocy mamy si� zej��, sygna�: wabienie kuropatwy. 0 1 72 0 3 1 - Dobrze, tak powiedz Gaw�owi. A teraz przybij tu do brzegu, bo mi najbli�ej do domu. Ale jak dasz sam rad� kozie? 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Kurt� jej �eb obmotam? 0 1 72 0 3 1 - Czemu� tego od razu nie zrobi�, a ja si� tyli czas m�cz� z tym upartym stworzeniem. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Nie chcia�em rozbiera� si� przy damie. 0 1 72 0 3 1 Parskn�a �miechem, wyskoczy�a na brzeg i posz�a szybko ��k� ku g�stwinie dworu, a ch�opak zdj�� kurt� i wtedy si� okaza�o, �e s�usznie si� �enowa�, ile �e koszuli mia� na sobie ledwie strz�py. Ale zreszt� ma�o co sobie z tego robi�, bo skr�powawszy �eb kozy pu�ci� si� szybko na prze�aj ku piasz� czystym g�rom nad wod� i po p�godzinie wyl�dowa� o p� wiorsty (wiorsta - 1067 metr�w) od ro� dzinnego gniazda. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 By� to tak�e dw�r, a raczej by� nim kiedy�, bo teraz by�a to g�stwina drzew, krzak�w, bez ogrodzenia, bez dr�g, bez most�w na poros�ych rz�s� kana�ach. W tej g�stwinie dzikich i owocowych drzew wi�y si� �cie�ki w�r�d chwast�w, a� si� dobrn�o do wielkiego murowanego domu, w kt�rym po�owa okien by�a zabita deskami, a ganek wchodowy poros�y przepi�kne okazy pokrzywy. 0 1 72 0 3 1 Dostawa�o si� do �rodka bocznym wej�ciem, widocznie kuchennym, s�dz�c po ilo�ci �mieci, trzasek, cebr�w i zgrai r�nobarwnych chudych ps�w. 0 1 72 0 3 1 Na rozpaczliwe beczenie kozy zaroi�o si� przed domem. Wypad�o trzech ch�opc�w identycznie podobnych do Paw�a, Matys spe�niaj�cy zbiorowefunkcje kucharza, ogrodnika i lokaja, �ona jego, wszechw�adna Matysowa, i du�o mniejsza od ch�opc�w dziewczynka, siostrzyczka czeredy Sko�ubia� k�w. 0 1 72 0 3 1 Powsta� istny jarmark. Ch�opcy urz�dzili jaki� indyjski (indyjski - tu: india�ski) taniec wko�o ko� zy, Matys rozp�dzi� psy. Matysowa wydziera�a p�acz�c� dziewczynk�, kt�r� bracia chcieli wsadzi� na koz� - a wszyscy krzyczeli wniebog�osy. 0 1 72 0 3 1 Na to widowisko wyszed� z domu pan i ojciec rodu, Sko�uba, pomimo ciep�a w watowanym szlafroku, ma�y, szczup�y, z brod� zwieszon� i g�ow� dawno nie strzy�on� ni czesan�, i najspokojniej w �wiecie zapyta�: 0 1 72 0 3 1 - Kt�ry z was by� w miasteczku? 0 1 72 0 3 1 - Ja! - odpar� Pawe�, nie przerywaj�c ta�ca. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Gazety masz? 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 Ch�opak zacz�� szpera� w bezdennych kieszeniach spodni i wydoby� zmi�ty numer. Sko�uba po� rwa� skwapliwie pismo i znikn�� w domu. Matysowa po chwili zrobi�a porz�dek. Koz� zamkni�to w sionce, dziewczynk� utuli�a na r�ku i, odchodz�c rzuci�a ch�opcom tonem nie podlegaj�cym kwestii: - Kto za pi�� minut nie b�dzie w jadalni, ten kolacji nie dostanie. A dzi� jest twar�g ze �mietan�. By�o to magiczne zakl�cie. Taniec si� sko�czy�, zadudni�y w korytarzu bose pi�ty i wszyscy "Kawalerowie Ciemno�ci" znale�li si� w jadalni, czekaj�c przy krzes�ach na ojca. Matysowa i wzgl�dem chlebodawcy stosowa�a rygor, bo otworzy�a drzwi dalsze i stentorowym g�osem oznajmi�a: - Prosz� pana zaraz na kolacj�, bo mi do doju spieszno. Zamrucza� Sko�uba, ale zjawi� si� z gazet� w r�ku, usiad� i, jedz�c, dalej czyta�. Ch�opcy niewiele na� zwracali uwagi. Po�erali jak g�odne wilcz�ta i opowiadali sobie zdarzenia dnia. Teraz, gdy tak siedzieli spokojnie, wida� by�o, �e by�y to dwie pary bli�ni�t, o rok r�nicy wieku. Sko�uba o�eniony by� z c�rk� Wereszy�skiego i co rok rodzi�y si� im bli�ni�ta. Pierwszych dw�ch nazwano Pawe� i Gawe�, drugich Szymon i Juda, na trzeci rok przyby� Adam i Ewa, ale Adam umar� zaraz po urodzeniu, a matka w par� dni po nim. Ca�� pi�tk� wychowa�a Opatrzno�� Boska pod postaci� Matysowej, bo Sko�uba ca�e �ycie zaj� ty by� archeologi� i wertowaniem starych dokument�w, i o nic si� na �wiecie zreszt� nie troszczy�. Ch�opcy sko�czyli je�� i rzucili si� do drzwi na swobod�, gdy ich powstrzyma� g�os ojca. - Jutro w nocy b�d� was potrzebowa�. Milczenie, spojrzeli po sobie i Gawe� odpar�: - Jutro w�a�nie mamy noc zaj�t�. Sko�uba a� oderwa� oczy od gazety. - Taak, a gdzie� to i czym�e? - Cudza tajemnica, nie mo�emy zdradzi�. - Zapewne, to chwalebne. Wi�c mo�e pojutrze b�d� panowie wolni? - Nie wiemy, co nam Bronka powie - wyrwa� si� Juda i j�kn��, bo go Gawe� zdzieli� pi�ci� w kark. - Ach wi�c to z Bronk� sprawa? - bada� Sko�uba. Ale nikt mu nie odpowiedzia�, bo ca�a banda wyrwa�a si� na korytarz i zgin�a w chaszczach ogrodu. Wi�c Sko�uba zawo�a� Matysa i pocz�li tajemniczo szepta�, a potem poszli w g��b domu i do� piero p�no w noc udali si� na spoczynek. Matysowa, za�atwiwszy kwesti� mleczywa, drobiu, trzody, zajrza�a do sypialni dzieci i spos� trzeg�a jedno puste pos�anie. Zapali�a tedy �wiec� i przekona�a si�, �e brakuje Judy. Z wielkim trudem, pro�b� i gro�b� rozbudzi�a obok �pi�cego Szymona. - Gdzie Juda? - Przy palu m�czarni! - sennym g�osem odpowiedzia�. - Co takiego? Gadaj do sensu. - Zdradzi� tajemnic�. Musi nocowa� uwi�zany u pala m�czarni, na pastw� czarnych mr�wek i moskit�w. - Jezu Nazare�ski! To szatany, nie dzieci. Gdzie�cie go zostawili? Gadaj, bo inaczej jutro ca�y dzie� nie dam je��. - Za kana�em pod star� grusz� sapie�ank� - be�kota� Szymon p�sennie i zachrapa�. Matysowa posz�a na poszukiwanie w towarzystwie ps�w i ch�opca �winiarka. Na jej wo�anie Juda odpowiedzia� p�aczliwie, bo mu si� czas d�u�y� i spa� chcia�. By� istotnie uwi�zany do suchego drzewa, na kt�rego szczycie zatkni�ta by�a ko�ska czaszka i dwie wysch�e sowy. - Moje sznury od bielizny - warcza�a Matysowa odwi�zuj�c skaza�ca. - Czemu� nie uciek�, nie wo�a� ratunku! A to by� do rana tu zmar�! - gdera�a prowadz�c ch�opa� ka do domu. - Kiedy, wedle naszego zaprzysi�enia, by�em winien! - sm�tnie, cicho m�wi� Juda. - Z�o�yli s�d, przyj��em wyrok. Tak mi si� nieuwa�nie wymkn�o s�owo. Matysowa za�wiadczy, �e mnie sama od� nalaz�a i odwi�za�a. - Et, na czysto powariowali�cie! K�ad� si� i �pij. Powiem jutro, co o tym my�l�. Ale gdy rano wr�ci�a z folwarku, ju� ani �ladu nie by�o po ch�opcach, a co najgorsza, �e zabrali z sob� Ew� i koz�. Dziewczynk� kocha�a Matysowa nade wszystko, wi�c w wielkiej alteracji poniechawszy pilnych rob�t, pocz�a po ogrodzie szuka�, wo�a� i ledwie oko�o po�udnia odnalaz�a w jakiej� napowietrznej altanie, skleconej w czarnym starym �wierku, gdzie ca�e towarzystwo zajmowa�o si� fabrykacj� �uk�w i maczug, przy czym Matysowa przekona�a si� ze zgroz�, �e Ewa umie ju� �azi� po drzewach i gwiz� da� przera�liwie, wk�adaj�c palce do ust. Zabra�a jednak dziewczynk� i uprowadzi�a j� gderz�c i wstydz�c. Na po�egnanie Pawe� pos�a� za ni� strza��, kt�ra utkwi�a w czepcu, nie czyni�c zreszt� wielkiej szkody, bo ostrze zrobione by�o z ma�ego �wieczka. Gdy przysz�a obiadowa pora, ch�opcy zdecydowali, �e b�dzie bezpieczniej w do� mu si� nie pokazywa�, bo sumienie mieli nieczyste i bali si�, �e Matys, kt�ry by� bardzo przebieg�y, wymy�li co�, by im w nocnej wyprawie przeszkodzi�. Wys�ali tedy Szymona, kt�ry zdoby� kartofli i chleba, i posiliwszy si� przesiedzieli ukryci w g�szczach, do zmierzchu. Wtedy Gawe� da� sygna� wymarszu. Odby�y si� r�ne indyjskie ceremonie i wreszcie ruszyli je� den za drugim, w milczeniu, uzbrojeni w �uki i maczugi, zreszt� bosi i w obdartych kapeluszach, i bar� dzo pierwotnym stroju. Na wygonie by�o pusto, cz�no znale�li i pop�yn�li. - Wolno m�wi�, ale cicho! - rozkaza� Gawe�. Naturalnie z tego pozwolenia skwapliwie skorzysta� Juda. - Wiem, co Bronka powie - szepn��. - Ona nam da do przechowania swoj� klacz, bo s�ysza�em, jak uradnik m�wi� do Matysa, �e maj� zabiera� konie do wojska. - To i u nas wezm�? Ot, by�oby dobrze, �eby i nas do koni wzi�li. U�yliby�my wojny, pognaliby na kraj �wiata! - szepn�� �apczywie Szymon. Spojrza� na Gaw�a, ale ten milcza�. - Onegdaj mi m�wi� Florek Skowro�ski, �e widzia� kozaka czternastoletniego. U nich wszyscy, co chc�, id� do wojska - rzek�Pawe�. - To i co z tego - rzuci� ostro Gawe�. - Ano, mo�e by i nas wzi�li. - Kto? Moskale? A nam co do nich! Gawe� by� brzydki. Nos mia� zadarty, usta szerokie, oczy bez brwi, mas� pieg�w na twarzy, ale by�o co� w tej twarzy, wola i zawzi�to��. Bli�niaczo do� podobny Pawe� r�ni� si� wyrazem. Ten mia� wypisane na twarzy niefrasobliwe zuchwalstwo. - Juda plecie. W�a�nie Bronce w g�owie koby�a. Mo�e ona my�li parti� tworzy�. - Szwabom pomaga�! - ruszy� ramionami Gawe�. - No wi�c co? - Idziemy, �eby si� dowiedzie�. A teraz milcze�, bo przybijamy. Zostawili cz�no w tatarakach u brzegu i szeroko, okr��ywszy dw�r, wszyli si� w g�stwin� za� gajnika poza folwarkiem. Teraz nale�a�o czeka� nocy, to jednak przechodzi�o miar� cierpliwo�ci ch�opc�w i Juda zaproponowa�, �e si� nieznacznie w�lizgnie do ogrodu i sprowadzi Bronk�, pozostali zaj�li si� szukaniem gniazd. Zaledwie szarza�o, gdy pos�yszeli wabienie kuropatwy i zbiegli si� do starej sosny. Ale tam na zwalonej k�odzie ujrzeli nie tylko Bronk�, ale i Dziada Zim�, jak nazywali matczynego ojca, pana Melchiora Wereszy�skiego, dla kt�rego mieli wielki respekt i trwog�. Dziad Zima by� olbrzymiego wzrostu, krzepki i prosty starzec, z brod� patriarchy i g�st� siw� czupryn� nad czo�em. Spojrza� po nich bystro i rzek�: - Stan�� na baczno��! Ch�opcy zszeregowali si�, wyprostowali, stukn�li bosymi pi�tami i patrzyli na dziada. - Starszy o p� kroku naprz�d! Gawe� spe�ni� rozkaz. - Kto jeste�cie? Sekunda wahania, krew uderzy�a do oczu Gaw�a. - M�oda Polska! - odpar�. - Po co�cie tu przyszli? - Po rozkaz. Starzec i wyrostek patrzyli sobie w oczy z jednakim skupieniem i powag�. - Rozkaz jest ten. Od dnia dzisiejszego przestajecie by� dzie�mi. Jeste�cie, jake�cie si� nazwali: m�oda Polska. By�em od was dwa lata starszy, jakem poszed� w las z my�liwsk� dwururk� na ca�� moskiewsk� pot�g�. Wiedzieli�my, �e nie mo�emy zwyci�y�, ale w naszej historii niewoli ka�de po� kolenie rzuca�o si� w walk� bez nadziei zwyci�stwa, ale by �wiadectwo krwi� z�o�y�, �e jeszcze Pol� ska nie zgin�a. Polska musi zmartwychwsta�, i wy tego do�yjecie. Przyszed� czas na was obowi�zek spe�ni�. Od dzi� stajecie pod moj� komend�. Tu gor�cy i gadatliwy Juda nie wytrzyma�. - My te� mamy dwururk� i... Oniemia� pod wzrokiem Gaw�a i szturcha�cem Szymona, a dziad rzek�: - Starszy, postawisz go z t� dwururk� na dwie godziny, za niesubordynacj�. - Tak jest! - rzek� Gawe�. - Przyjdzie dzie�, gdy was wyprawi� w pole, jak ju� wyprawi�em waszych braci starszych, Janka i Kazika, kt�rym grozi�a moskiewska s�u�ba. Gdy ci przyjad� do kraju z Zachodu, wy si� z nimi z��� czycie pod jednym znakiem, teraz czeka was inna robota. Na �up jeste�cie oddani, na grabie� wrog�w, co b�d� ust�powa� pod naciskiem drugiego wroga. Takzrz�dzi� B�g w swej cudownej sprawiedli� wo�ci. Oni siebie nawzajem zniszcz�, ale i my na zniszczenie jeste�my skazani. Kamie� na kamieniu nie zostanie z naszych siedzib, n�dzarze zostaniemy na pustyni. Trzeba ratowa�, kry�, chroni�, co jest najcenniejsze. Jutrzejszej nocy w tajemnicy i cicho�ci musi by� zdj�ty i ukryty wielki dzwon z naszego ko�cio�a. Czy czujecie si� na si�ach to zrobi�? - Zrobimy! - rzek� Gawe�. - Rzek�e�, musi by� spe�nione. Samochwalstwo - zdrada! Zadanie ci�kie. Lekkomy�lnie pory� wa� si� i przegra�, to wstyd! Rozumiecie? Tu Gawe� poczerwienia� i rzek�: - Rozumia�em, �e to rozkaz. - Tak jest. Bronka b�dzie z wami. Sko�czy�em, mo�ecie si� rozej��! Rozpr�yli si� ch�opcy, a dziad wydoby� kapciuch z tytuniem, zapali� fajk� i ju� nie urz�dowo otrzyma� poca�owanie w r�k� i pog�aska� spocone g�owy. - Teraz narada! Jak�e wszystko to zrobi�. - Trzeba dopu�ci� do tajemnicy Florka! - wyrwa� si� Juda. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - To ju� zrobione! - rzek�a Bronka. - Na jutrzejsz� noc postanowione. Robota bardzo ci�ka wobec kr�tkiej nocy. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Trzeba w dzie� zacz��! - rzek� Gawe�. - My tam w dzwonnicy nieraz �apali�my go��bie. To i jutro wielkie polowanie urz�dzim. Ludzie si� pogapi� i przyzwyczaj� si�. - M�wi� powoli, namy�la� j�c si�. 0 1 72 0 3 1 - Fur� si� wywiezie! - dorzuci� Pawe�. - To �eby fura nie zwr�ci�a uwagi, trzeba rozgada� na rynku, �e si� co� kupi�o u ksi�dza czy organisty. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - I to zrobione! - rzek�a Bronka. - Kupi�am u Skowro�skich kartofle. Florek ma je przywie��. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Dziadziu - ozwa� si� Szymon - to je�li nam wszystko popal�, trzeba porobi� lochy, pochowa� bro� i te stare armaty co ojciec w b�otach znalaz�, i mied�, i mosi�dz, bo potem dla polskiego wojska trzeba b�dzie broni. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Ukrywajcie, chro�cie i spodziewajcie si� i polskich or��w na chor�gwiach, i zbrojnych u�an�w, i wolno�ci. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - A jak Moskale b�d� zmyka�, mo�na b�dzie paru po�o�y�. Dwururka dobra! - za�mia� si� Pa� we�. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Jak�e to! Z ukrycia do uciekaj�cego b�dziesz strzela�? 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - A oni tak nie robili? 0 1 72 0 3 1 - Oni to nie my! Daj pok�j, na nich idzie dzie� pokuty i kary, a nam policzone dni ucisku. No, chod�cie na wieczerz�. Zanocujecie, jutro rano do dzie�a. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 Dw�r w Muraszniku stary, odwieczny, szeroko by� rozbudowany, ton�� w sadach i starych li� pach, tworz�c olbrzymi bukiet drzew w�r�d p�aszczyzny piaszczysto-b�otnej. Dom sam, za Sas�w stawiany, niski, murowany, z �amanym dachem, du�o burz krajowych przetrwa�, a trzyma� si� krzep� ko, jak i w�a�ciciel. 0 1 72 0 3 1 Pan Melchior jako siedemnastoletni ch�opak odby� powstanie, cudem unikn�� Sybiru, o�eni� si� m�odo z kuzynk�, kt�ra si� chowa�a z nim razem pod opiek� matki, i wiek zby� na tej ziemi, trzymaj�c si� z dala i od ludzi, i od �wiata. Gospodarzy�, chowa� byd�o i stadnin�, niebogaty by�, ale d�ug�w nie mia�. Gdy dor�s� mu syn, o�eni� go, a sam z �on� osiad� na awulsie (awuls - niewielki folwark, zwykle bez w�o�cian) w lesie, na do�ywociu, jak sobie roi�. 0 1 72 0 3 1 Ale oto pewnej wiosny syn z �on� uton��, przeprawiaj�c si� przez niepewne lody, i starzy wr�ci� li do Murasznika do trojga 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 sierot-wnucz�t. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Co si� to �ycie na mnie uwzi�o, �e je na powr�t musz� odbywa�, wtakiej �a�o�ci! - poskar�y� si� Wereszy�ski �onie i z powrotem zacz�� gospodarzy�, biedowa�, harowa� i roi�. Bo stary by� i pozosta� romantykiem i marzycielem, i takim zaciek�ym szowinist� Polakiem, �e wreszcie zosta� powa�nionym ze znajomymi i s�siadami, i osamotnionym nawet w rodzinie. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 W Muraszniku ma�o i rzadko kto bywa�. Obywatelstwo, zaj�te materialnymi sprawami i ciasnymi stosunkami partykularza, (partykularz - g�ucha prowincja, za�cianek) nie mia�o co robi� w domu, gdzie gospodarz nie pozwoli� gra� w karty, nie mia� w�dki ni wina, nie sprawia� przyj�� �wi�tecznych i imieninowych, nie handlowa� ko�mi, a ka�demu m�wi� bez ogr�dki sw�j s�d i krytyk�. "Do�� powiedzie� jakie nudy i m�ka w tym Mu� raszniku, kiedy c�rka zdecydowa�a si� wyj�� za m�� za tego okropnego Sko�ub�" - mawiano omijaj�c Murasznik jak zad�umiony. Sko�uba nie czyni� wyj�tku, bywa� rzadko i ka�da bytno�� ko�czy�a si� za� jad�� k��tni� o przekonania polityczne i obowi�zki obywatelskie. Wereszy�ski nie znosi� jego zachwy� tu dla Niemc�w i zaniedbania gospodarstwa, kt�re nazywa� zbrodni�. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 Wereszy�ska, kobieta anielskiego spokoju i dobroci, troska�a si� najbardziej o wnuk�w. Sko�u� biaki, jak t� czered� nazywali wszyscy w okolicy, jej konszachtom z Matysow� zawdzi�czali odzie� i bielizn�, nauk� pacierza i katechizmu, opiek� w chorobie i kalectwach. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 Sko�uba, z powo�ania uczony i zbieracz, rad by� z tego urz�dzenia i z te�ciow� utrzymywa� zgodny stosunek, a ch�opcy przylatywali do babki na piechot�, zwierzaj�c jej swe sprawy i potrzeby. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 I teraz, gdy ich spotka�a na ganku domu, rzucili si� 0 1 72 0 3 1 z demonstracyjnym powitaniem, szturchaj�c j� w zapale swymi �ukami i maczugami. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Bo�e, jacy�cie znowu obdarci! - biada�a. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - My doprawdy nie drzemy, to tak samo si� robi - t�umaczy� si� Juda. - Ale latem to g�upstwo. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - A Ewa? Co porabia? 0 1 72 0 3 1 - Koz� ma - pochwalili si�. - Zreszt�, gdzie si� Ewa ma obedrze�, kiedy Matysowa jej pilnuje jak kr�lewny. My za ni� nie bierzemy na siebie odpowiedzialno�ci. 0 1 72 0 3 1 - Dzi�ki Bogu! - mrukn�� Wereszy�ski. - No, siadajcie do kolacji. A jak�e wam idzie nauka niemieckiego? 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Oj, to ca�a bieda! Ojciec ka�e uczy� si� na pami�� wierszy i pisa� ca�e stronice t�umacze�. I nie spos�b mu dogodzi�. Napisze na g�rze: "Das Schaf hat ein Kind" a jak my piszemy: "Szafa ma dziec� ko" - powiada, �e�my szlacheckie kretyny! Kto jest w stanie spami�ta�, �e "szafa" ma by� po szwabs� ku "owca", a znowu "szafa" trzeba pami�ta�, �e po szwabsku jest ten "szaf', a s�owik - ta s�owika. W g�owie si� robi taki zam�t, �e cz�owiek z tej nauki co dzie� g�upszy! 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - A rozumiecie, co deklamujecie? 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Niby tre�� ojciec opowiada, ale to si� zapomina i gada si� na pami��. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - No, powiedzcie co�kolwiek. 0 1 72 0 3 1 - Juda najlepiej umie, gadaj, Juda. 0 1 72 0 3 1 Juda si� zamy�li�, podrapa� si� w g�ow�, poci�gn�� nosem i zacz�� co� recytowa� bardzo pr�dko, ale i bardzo kr�tko, bo utkn�� i po paru pr�bach niefortunnych zapcha� sobie usta kartoflem. 0 1 72 0 3 1 Bronka parskn�a �miechem i zawt�rowali jej ch�opcy. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Co to mia�o by�? - spyta� dziad. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Nie pami�tam! - przyzna� si� Juda. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - No, mo�e Niemcy zrozumiej�! - rzek�a spokojnie Wereszy�ska, dok�adaj�c ch�opcom na tale� rze jajecznicy i kartofli, i patrz�c zlito�ci� na ich wyg�odzenie. A po kolacji zabra�a ich z sob� i zaj�a si� reparacj� i uzupe�nieniem garderoby, a potem po�o�ono ich spa� w salce na sianie. 0 1 72 0 3 1 - Gorzej od sierot podrzutk�w! - warcza� Wereszy�ski. - �eby� to starsze, ale w tym wieku to si� zdeprawuje zupe�nie w tych czasach, co nas czekaj�. 0 1 72 0 3 1 - Dopilnujemy! A zreszt� eleganccy Rupejkowie ani Sielu�yccy w wacie chowani nie uratuj� Floriana! - rzek�a Bronka. - O, ty gotowa� z nimi razem udawa� Indian lub Kawaler�w Ciemno�ci i w g��bi duszy ty si� cieszysz na wszelkie awantury, �adnego nie maj�c poj�cia o grozie! - B�dziemy czu�, �e si� �yje! - za�mia�a si� zuchwale Bronka. 0 1 72 0 3 1 O �wicie ch�opcy ulotnili si� bez po�egnania, a po po�udniu Bronka posz�a do miasteczka, jak co dzie�, ze zwitkiem nut do �piewu. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 Starzy Wereszczy�scy po kolacji zostali na ganku, on pal�c bezustannie fajk�, ona przesuwaj�c w palcach ziarna r�a�ca. Nie m�wili nic, tak z�yci i siebie rozumiej�cy, �e s�owa by�y zbyteczne. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 Zapad� mrok, wreszcie jasna noc majowa i nagle Wereszy�ski rzek�: - Dziwnie jasno w stronie miasteczka. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - To jeszcze zach�d nie zgas�. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Nie, to po�ar. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 Zerwali si� i poszli w g��b ogrodu, gdzie by� widok otwarty. Zorientowa� si� Wereszy�ski. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - To na ko�cu Mieszcza�skiej ulicy nad jeziorem. Tam s� jatki. Ko�ci� bezpieczny. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 Pozostali o p�ot wsparci, zapatrzeni, zadumani, mo�e przypominaj�c r�ne po�ary, kt�re znie�li przez d�ugie lata gospodarki, gdy wtem zza p�otu kto� ich po rusi�sku pozdrowi� i ch�op �rednich lat poufale opar� si� o p�ot i zacz�� krzesa� ogie� do fajki. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - A to �ydowska �a�nia si� pali! - rzek� oboj�tnie. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - By�e� tam, Semenie? 0 1 72 0 3 1 - Chodzi�em a� na wygon koby�y szuka�, to stamt�d wida� jak na d�oni. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - To ci jeszcze siwej nie zabrali? 0 1 72 0 3 1 - Schowa�em, p�ki co. Uradnik prosi� dosta�, to milczy. 0 1 72 0 3 1 - U mnie tylko �lepe i kulawe zostawili. 0 1 72 0 3 1 Za�mia� si� ch�op. 0 1 72 0 3 1 - U pana �adnej chytro�ci nie ma. Pan Horehlad zda� wszystkie �lepe i kulawe, a teraz u "bie� �e�c�w" za bezcen kupuje i na drugiej mobilizacji dobrze zarobi. Teraz kto chce, to mo�e pieni�dzy worek nabra�. Ot i w dzwony bij�, co� drugiego si� zaj�o - doda� na �un� patrz�c. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Na gorsze b�dziemy patrze�! - rzek� Wereszy�ski. 0 1 72 0 3 1 - My�li pan, �e wojna do nas przyjdzie. To Germa�ce wszystkie w naszych b�otach si� potopi�. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - To pro�cie Boga o deszcze, bo jak jest albo tak potrwa, to i b�ota nie obroni�. Ch�op umilk�. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Nie daj Bo�e, pan w z�� chwil� wyrzecze - rzek� po chwili. - To i siwej nie uratuj�! Dobranoc panom! 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 I znikn�� w �anie �yta. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 A oni stali wpatrzeni, ws�uchani. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Nasze dzwony bij�, ale jako� dziwnie, bez�adnie. Co si� tam dzieje! 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Bo�my bardzo nieopatrznie dzieci wys�ali - st�kn�a Wereszy�ska. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Kiedy u nas inaczej si� dzieje! Zawsze dzieci id�, dzieci gin�, dzieci si� marnuj�. I tak nigdy dojrze� nie mo�emy! - gorzko westchn�� Wereszy�ski. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 S�uchali, dr��cy, dzwon�w. Cerkiewne bi�y r�wno, ha�a�liwie, spiesznie; ko�cielne urywanie, w odst�pach, wreszcie zupe�nie zmilk�y, ale w ch�rze ich nie by�o g�osu Floriana, ani razu nie prze� m�wi�. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 Po�ar wykwit� na niebo chmur� dymu, a na tle p�omieni rysowa�a si� czarna plama ko�cio�a. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 Zdj�li - nie zdj�li! - targa�a trwoga dusze starych, �e dzwoni�o im w uszach, czerwone p�atki m�ci�y oczy. 0 1 72 0 3 1 Godziny mija�y, po�ar przygasa�, umilk�a cerkiew, na wschodzie ja�nia� �wit. Wereszy�ski si� prze�egna�. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Co si� mia�o sta�, to si� ju� sta�o. Wracajmy cichaczem do domu, ni� s�u�ba si� zbudzi. Bron� ka co� wymy�li na swe wyt�umaczenie. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - A je�li ich przy�apali? - Kto si� w opiek� poda Panu swemu! - zaintonowa� z cicha stary, i z tym szeptem wnurzyli si� w g�szcze sadu. A w kwadrans potem przez bram� wesz�a na podw�rze Bronka zamoczona po kolana i z ko� bia�k� w r�ku, i za�mia�a si� w zdziwione oczy nocnego str�a, kt�ry bra� na �a�cuch Madeja i Borut�. - A tom u�y�a. Patrzaj, Hnat, jakie�my jazie dostali w Jurahwie. - A z kim�e panienka p�ywa�a? 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Z ch�opcami pana Sko�uby. Ca�� noc. - A jazie jak kabany! - zachwyca� si� Poleszuk, rybak z krwi i ko�ci. - Oddaj je w kuchni. Ja si� prze�pi�. Wesz�a do domu, wprost do pokoju dziadk�w, obejrza�a si� i rzek�a salutuj�c dziada: - Melduj� pos�usznie, rozkaz spe�niony! 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 I �mia�a si� okrutn� ochot� i zapa�em, a potem s�ysz�c kroki s�u��cego w korytarzu prys�a do swej sypialni. 0 1 72 0 3 1 Przy �niadaniu szeroko opowiedzia�a wypraw� na jazie, a szczeg�ow� opowie�� po�aru i trwo� gi w miasteczku przywi�z� dopiero pan Micha� Horehlad, rzadki go��, kt�ry nie m�g� si� powstrzy� ma�, aby jad�c pod bram� Murasznika nie wst�pi� z plotk�. 0 1 72 0 3 1 - A to �ydki mia�y noc niespokojn�! Widzieli pa�stwo �un�? Nie wiadomo sk�d i jak zapali�a si� "mykwa", przenios�o na "byd�ob�jni�", cud, �e nie wpad�o dalej. Ale gwa�t, wszystkie bety na ogro� dach, nawet pop si� pakowa�. By�em rano u ksi�dza, ale wczoraj wyjecha� do dziekana i jeszcze nie wr�ci�. Prystaw robi �ledztwo, bo to wygl�da na podpalenie. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Musieli mocno przed szabasem napali� i belka si� zatli�a. Ja ju� pami�tam trzy po�ary "myk� wy"! - rzek� oboj�tnie Wereszy�ski. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - A wiedz� pa�stwo? W gazetach niewyra�nie. - No, no, jeszcze potrwa par� miesi�cy. - My�li pan, �e pok�j zawr�? Szwaby zawzi�te. - My�l�, �e nam to wszystko oboj�tne. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Przecie pan z kim� trzyma. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Z Japoni�! - niecierpliwie rzuci� stary. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Zawsze wol� wroga znajomego i starego, jak nowego. Od tych mo�na co� dosta�, a tamten pi�� sk�r zedrze. 0 1 72 0 3 1 - Wcale nie wybieram mi�dzy wrogami. Czekam, �eby obu diabli wzi�li. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - I nas z nimi razem. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 Wypr�niwszy torb� plotek i nowin, Horehlad ruszy� ku domowi, ale po drodze wst�pi� do Sko� �uby. Znalaz� rodzin� w jadalni, gdzie zamiast obiadu na stole le�a�y ksi��ki i papiery, i siedzieli wszyscy ch�opcy z nosami nad dyktandem. Sko�uba w nieodzownym watowanym to�ubie chodzi� po pokoju i dyktowa�: "Zu Aachen in seiner Kaiserpracht Im alterthmlichen Saale, Sass Knigs Rudolf heilige Macht Beim festlichen Krnungsmable." Ch�opcy na widok go�cia zerwali si�, gotowi prysn�� na swobod�, ale ojciec rzek�: - Panowie zechc� przepisywa� t�umaczenie. Si�gn�li tedy po inne zeszyty i zacz�li pracowicie przepisywa�. "Das Schaf hat ein Kind - Szaf ma dziecko." Zapami�tali co�, �e szafa po niemiecku jest rodzaju m�skiego. Horehlad spojrza� z u�miechem po oberwusach i rzek�: - S�siad ju� przygotowuje swe latoro�le do s�u�by niemieckiej. - A tak. Mo�e racz� wzi�� cho� na pucybut�w. - Wi�c niezawodnie tu przyjd�? - Tu! Oni p�jd� do Moskwy. - Napoleon ucieka� jak niepyszny. - Napoleon nie by� Hindenburgiem. - No, no. Mo�e s�siad ju� i Aleksandra Macedo�skiego przekre�li. - Nie potrzebuj� przekre�la�. Historia to beze mnie zrobi. - Hindenburg te� mo�e kark skr�ci�. - Hindenburg to Germania, a Germanii nie przekre�li historia. To pot�ga granitowa. Tu znad zeszytu podni�s� nos Juda i niespodzianie si� odezwa�: - Tato wie, �e Arnold Tkacz da� wczoraj w z�by pisarzowi za to, �e go Szwabem nazwa�. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 Wyrwasy Judy by�y zawsze spontaniczne. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Do czego to przyszy�? - wrzasn�� Sko�uba. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Nie wiem! Tak mi do g�owy strzeli�o! - skonfundowa� si� ch�opak. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Nie wiesz, to ci wyja�ni�. Gadanie bez sk�adu i logiki, co �lina do g�by przyniesie, to le�y w charakterze Polaka czyli g�upca, kt�rym jeste�. A Arnold, od pradziada �yj�c w tym kraju, oddycha� j�c polskimi fegocytami, nabra� w krew polskiej g�upoty i tyle. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - No, no, ja to inaczej rozumiem - za�mia� si� Horehlad. - Arnold si� boi rug�w wojennych, ale jakby Szwaby przysz�y, odnajdzie swe rodowe tradycje. - Wracam mu honor, je�li tak b�dzie. - To i ja nie taki g�upi! - mrukn�� Juda do Szymona. - Wlaz� na gruszk�, jad� pietruszk� - odpar� Szymon. Gawe� nie s�ucha�, co si� woko�o dzia�o, i dr��cymi palcami kre�l�c fantastyczne hieroglify, my�� la� o swym raporcie. To blad�, to czerwienia� w jakiej� wewn�trznej walce w z�o�ci na samego siebie za wahanie, skrupu�y. Powtarza� sobie s�owa raportu i urywa�: tyle nale�y powiedzie�, dalej nic. A je�� li dziad zada pytanie? 0 1 72 0 3 1 Pot wyst�powa� na skronie, niesfornie bi�o serce. 0 1 72 0 3 1 Musia� si� kogo� poradzi�, ale kogo? Kto tu wie, co �o�nierz czyni� powinien wobec zwierzch� no�ci. Wreszcie, niezdolny do dalszego przymusu, zerkn�� na zegar, na ojca zaj�tego rozmow� z go�� ciem, szepn�� co� do Paw�a i nieznacznie ku drzwiom si� wy�lizgn��. Sko�uba by� zatokowany jak cie� trzew i nic nie uwa�a�. 0 1 72 0 3 1 Gawe� wpad� w chaszcze, na wygon, do cz�na i pop�yn�� do Murasznika. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 Znalaz� dziada przy bronowaniu kartofli, wi�c wpad� do ogrodu i wyszuka� Bronk� zaj�t� na warzywniku. 0 1 72 0 3 1 - Przyszed�em z raportem! - szepn��. - Ale musia�a� ju� wszystko opowiedzie�. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Nie. Dziad chce s�ysze� od ciebie. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 Gawe� podrapa� si� palcem lewej nogi w praw� �ydk�, po�u� zajadlepar� li�ci i powiedzia�: 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - W�a�ciwie wszystkiego szczeg�owo nie m�wi si� w wojskowym raporcie. Powiem, jake�my �ci�gali, �adowali i tyle. 0 1 72 0 3 1 - No pewnie! A c� wi�cej? - Spojrza�a na� bystro. 0 1 72 0 3 1 - Po�ar to ju� nie nasza rzecz? 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 Bronka zdumia�a, wzi�a go za rami�. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Jak to? Chyba� sam podpali�! 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Co znowu! Tak pytam! To nam bardzo pomog�o! Ale nie b�d� pl�t�, jak Juda, co nie nale�y do rzeczy. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Nie, je�li� nie podpali�, to nie masz co wspomina�. Ot, dziad z pola wraca! Id�! 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 Wereszy�ski usiad� w ustronnej grabowej altance i widocznie czeka�. 0 1 72 0 3 1 Gawe� stan�� przed nim w s�u�bowej postawie i czu�, jak go jaka� duchowa pi�� d�awi za gard� �o. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Raport! Odchrz�kn�� Gawe�. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Rozkaz spe�niony. Dzwon "Florian" zdj�ty, z�adowany na fur� i wywieziony szcz�liwie z miasteczka. Ukry� go Florek Skowro�ski w sobie tylko wiadomym miejscu. Na szczyt wie�y, na miejsce Floriana wci�gni�to dzwon �redni, a dwa mniejsze zawieszono ni�ej. 0 1 72 0 3 1 - Jak�e si� wszystko odby�o? Nikt nie podpatrzy�, nie zdradzi? - W dzie�, pod pozorem �apania go��bi, za�o�yli�my bloki, sznury, okr�cili�my serca, nawet spu�cili�my mniejsze, �eby drog� dla Floriana uczyni�. By�o nas przy robocie czterech, Bronka i wszyscy Skowro�scy, razem dziewi�� os�b. Najgorsza cz�� pracy wypad�a na noc i nie wiem, jak by si� powiod�o, �eby nie po�ar. Ale wtedy ca�e miasteczko opustosza�o, spu�cili�my Floriana wprost na w�z, kt�ry wsun�li�my do dzwonnicy wyj�wszy odrzwia. Nakryli�my go s�om� i workami, i Florek wywi�z�. My tymczasem wci�gali�my pozosta�e i dzwonili�my na trwog�. Wreszcie wstawili�my od� rzwia na miejsce i pop�yn�li�my niby na ryb�, a �e mieli�my onegdaj z�apan�, oddali�my Bronce. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - I to wszystko? Sko�czy�e�? 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 Gawe� si� zaj�kn��. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Tak jest. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 Wereszy�ski oczu z niego nie spuszcza�. 0 1 72 0 3 1 - A jak�e to by�o z tym po�arem? Nie wiesz? 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 Ch�opak zmieni� si� na twarzy, otworzy� usta, czerwony by� jak upi�r. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Mo�e kto podpali�. 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Ale nie wiesz kto? 0 1 72 0 3 1 D�uga chwila milczenia. Raptem Gawe� si� przem�g�, wyprostowa�, w oczach b�ys�o mu stalow� kling� i twardo rzek�: 0 1 72 0 3 111 1 24 1 32 1 - Ja! 0 1 72 0 3 1 Wereszy�ski wsta�. 0 1 72 0 3 1 - Sko�czy�e� raport, jak si� �o�nierzowi przed zwierzchno�ci� nale�y. 0 1 72 0 3 1 - Czu�em, �e inaczej rozkazu nie spe�nimy. Wtedy si� nie waha�em, potem strac