1897
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 1897 |
Rozszerzenie: |
1897 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 1897 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 1897 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
1897 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Julian Stryjkowski
"Austeria"
"Czytelnik"
Warszawa 1993
Producent wersji brajlowskiej:
ALTIX Sp. z o.o
ul. W. Surowieckiego 12A
02-785 Warszawa
tel. 6444 94 78
0 0
l128 3
Pami�ci mojej siostry
0 0
l128 3
Marii Stark
0 0
l128 3
zmar�ej w Wiedniu
0 0
l128 3
w roku 1922
0 0
l128 3
0 0
l128 3
"Czy� zdusi cz�owiek ogie�
0 0
l128 3
w swym �onie, a odzie�
0 0
l128 3
si� nie spali?"
0 0
l128 3
0 0
l128 3
Przypowie�ci Salomona roz. VI, 27
0 0
l128 3
0 0
l128 3
Tak, to by�o szcz�cie. Nie ucieka� razem z innymi z miasta mo�e by� szcz�ciem. Kula, od kt�
rej zgin�a pi�kna Asia, c�rka fotografa Wilfa, jedynaczka (kocha� si� w niej szalenie k�dzierzawy
Bum), mog�a trafi�, nie daj Bo�e, Min�, synow� starego Taga, albo jego wnuczk�, trzynastoletni�
Lolk�. Nie zatrzymywa� ich. Stary Tag mo�e zosta� sam. Tu si� urodzi� on, jego ojciec, tu umarli jego
rodzice, �ona, tu chce umrze�. Je�li cz�owiek nie czuje si� pewny we w�asnym ��ku, gdzie mo�e si�
czu� pewny, pytam. W�r�d obcych? G�upcy! A, niech si� zbieraj�, skoro raz ruszyli ju� w drog�.
O niego niech si� nie troszcz�. Da sobie rad�. Krowy z g�odu nie zdechn�. Jewdocha pomo�e mu
w gospodarstwie i przy go�ciach w austerii. Zreszt� zbli�a si� jesie�. Min�� lipiec, min�o lato. I auste�
ria tak czy tak nikomu nie b�dzie potrzebna. Je�li w og�le cokolwiek b�dzie potrzebne id�cym na dno.
Tego stary Tag nie powiedzia� g�o�no. Mina i wnuczka Lolka nic nie rozumia�y. Ale czy tylko one?
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
Od �wi�t wielkanocnych, kiedy zaczynaj� si� spacery narzeczonych za miasto, zachodzono do
austerii starego Taga. Zajmowa� si� ni� jego ojciec i dziadek. On by� ostatni. Elo, jedyny syn, druga
ci��a sko�czy�a si� poronieniem i �ona ju� nie wr�ci�a do zdrowia, pracowa� jako buchalter w poblis�
kim m�ynie parowym Axelrada. Austeria sta�a na skraju miasta, przy dulibskim szlaku, wiod�cym na
Skole, na Karpaty, w pustkowiu prawie, daleko do�� od szko�y i b�nicy, i m�odzi na pewno by si�
wyprowadzili do miasta, gdyby Elo nie mia� tak blisko do pracy.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
Min�� lipiec, min�o lato, a na jesie�, kiedy nadchodz� Straszne Dni, u nas nawet �wi�ta musz�
si� nazywa� straszne, zaczynaj� si� deszcze i nikt nie ma w g�owie spacer�w. W czasie pokoju, a c�
dopiero teraz! Kiedy zaczyna si� szko�a (pytanie, czy w tym roku b�dzie nauka w og�le), dzieci maj�
swoje zaj�cia, policzki Lolki p�on� przy lampie nad pachn�cymi �wie�ym papierem zeszytami. Jeszcze
si� nie zacz�y zabawy ani �y�wy, ani sanki. A starsi nagrzeszyli, nagrzeszyli ca�y rok, Bo�e! To wszys�
tko wiesz! A przed S�dnym Dniem nagle sobie przypominaj�, �e jest Najwy�szy na �wiecie, i g�o�no
w b�nicach od skruchy, i g�sto w domach modlitwy od �al�w. Nawet ci, co trzymaj� si� �ydostwa na
w�osku, adwokaci i lekarze, ledwo, ledwo przypominaj�cy sobie przez ca�y rok, kim s�, kim byli ich
rodzice, czuj� niepok�j w sercu. Wielki Buchalter liczy, ile papieros�w wypalono w sobot�, ile kilo�
gram�w szynki kupiono u �winiob�jcy Pycia. Ale tak mi�dzy nami, te grzechy nie s� jeszcze najgorsze,
to s� g�o�ne grzechy, gorsze s� te najcichsze. Ale Wszechwiedz�cy o ka�dym pami�ta, a jak Sam nie
pami�ta, zawsze si� znajdzie taki us�u�ny, kt�ry Mu przypomni, i ka�e wpisa� do Ksi�gi �ycia razem
z wyrokiem, czy jeszcze raz wybaczono, czy te� grzesznik, nie daj Bo�e, zostaje wykre�lony ze �wiata.
Wstaj� najpobo�niejsi ojcowie i najpobo�niejsi synowie w�r�d jesiennej nocy, kiedy jest cisza, kiedy
nie s�ycha� skrzypienia k�, kiedy nawet psy skulone w budach nie daj� g�osu, tylko w ka�dym �ydo�
wskim domu piej� koguty. Wiadomo, �e zbli�a si� S�dny Dzie�, w kom�rkach i kojcach podkarmia si�
dr�b, koguty dla m�czyzn, kury dla kobiet. Trzepoc� skrzyd�ami, wrzeszcz� i wyrywaj� si� z r�k, gdy
im si� przydeptuje dzioby, aby ich �mier� odkupi�a �mier� cz�owieka, a przy sposobno�ci te� i choroby,
i n�dz�, Bo�e, chro� przed tym ka�dego �yda, i troski w domu i w sklepie. I znowu trzeba czeka� ca��
zim� ci�k� jak nied�wied�, a� wyschnie pod s�o�cem ziemia i kury znios� wielkanocne jaja z wiosen�
nym gdakaniem - dopiero wtedy znowu zaczn� si� spacery za miasto i do austerii. Raczej chodzi�o
o kwa�ne mleko, najlepsze w ca�ym mie�cie. Do tego podawano ciep�e jeszcze pszenno-razowe bu�
�eczki, z topniej�cym majowym mas�em, ��tym od mniszka g�sto rosn�cego na pobliskiej ��ce nad po�
tokiem na wp� ju� wyschni�tym, dok�d Jewdocha wyp�dza�a krowy na pastwisko. Raczej o posilenie
chodzi�o ni� o dobre powietrze pobliskiego lasku. Ros�y tam czarne olchy. Bo kto mia� takie mleko jak
stary Tag! Lekarze polecali je, nie daj Bo�e, chorym na suchoty, bra� dla chorych Szpital Powszechny,
naturalnie, kiedy by� jeszcze pok�j i nie zamieniono szpitala na wojskowy. Na par� zreszt� dni zaled�
wie, gdy� wczoraj rannych po�piesznie ewakuowano. Zosta�a tylko na dachu bia�a p�achta z czerwo�
nym krzy�em. Trzepota�a si� jak strach na wr�ble. Czerwony krzy�, m�wiono, to najlepsza ochrona
na ca�ym �wiecie. Um�wiono si�, �e do rannych nie wolno strzela�. Mo�e inni tego przestrzegali, ale
nie Rosjanie. Aeroplan przylecia� w jasny dzie�. Bez wstydu! I nie umia� celowa�! I gdy ludzie z zadar�
tymi g�owami pokazywali sobie niebo, zrzuci� bomb�! Ogromny ogie� spad� na parterowy domek nie�
daleko szpitala. Ca�e miasto przychodzi�o patrze� na zerwany dach i zburzon� do po�owy �cian�. Taka
gojowska si�a! Przyjecha�a baronowa w karecie, zaprz�gni�tej w dwa kare konie, z Amali� Diesenhoff,
pierwsz� w mie�cie esperantystk�, zbieraj�c� dzieci po podw�rzach i ucz�c� za darmo, kto tylko
chcia�. Przyszed� ksi�dz katecheta, lubi�cy �yd�w, mecenasowa Henrietta Maltzowa z m�odsz� siostr�
Ern�, obie c�rki �ydowskiego dziedzica, w�a�ciciela Stynawy, Lorbeera. Natychmiast zrobiono zbi�r�
k� pieni�dzy i odzie�y dla uciekinier�w. W Toynbeehalle otwarto kuchni�. By�y wakacje i nieszcz�li�
wych bezdomnych umieszczono w szkole imienia Czackiego. Sam widok tej nag�ej n�dzy le��cej na
s�omie, ten smr�d m�g� odstraszy� od uciekania. R�ne s�uchy chodzi�y o kozakach. Najwi�kszy
strach pad� na kobiety i dziewcz�ta. P� miasta, to znaczy �ydzi, pakowa�o si� i rozpakowywa�o. Za�
le�nie od wiadomo�ci, jakie roznosili plotkarze. Nigdy nie mieli tyle roboty. Rano wojsko rosyjskie by�
�o ju� blisko, wieczorem cofa�o si�. Wczoraj w nocy by�a kanonada.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
Dzi� izba austerii by�a pe�na.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
Zaszli, �eby odpocz�� i nabra� si� przed dalsz� ucieczk�. Jak daleko chc� ucieka�? Do samego
Wiednia? Jak daleko mo�na uciec na piechot�? Par� kilometr�w. Kto czeka do ostatniej chwili? Prze�
cie� mo�na by�o wygodnie wyjecha� poci�giem. Tydzie� temu zaj�te zosta�y Podwo�oczyska. "Ode�
brane zosta�y". Co znaczy "odebrane"? Odbiera si�, co si� kiedy� da�o, to znaczy w�asn� rzecz. A Ro�
sja Podwo�oczysk nigdy nie mia�a i nigdy nam ich nie darowa�a. Kto by pomy�la�, �e w tych Rusinach
cesarz mia� takich wrog�w! Ale Podwo�oczyska pad�y i dosy� by�o czasu, �eby si� z �on� naradzi�.
Miasto pada za miastem, jakby to by�y kr�gle, wr�g �pieszy si�. Wida� nie ma czasu. Dlaczego? To
ju� inny rozdzia� historii. Skoro kto� nie wyjecha� na czas poci�giem, a teraz nie ma pieni�dzy na fur�
mank� albo ma i nie chce wyda�, niech siedzi w domu.
0 0
l128 3
"Sydy i ne rypaj sia" - m�wi Jewdocha do krowy i krowa rozumie, a cz�owiek nie rozumie.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
Tak, wr�g si� �pieszy, wracaj�c do tego, o czym ju� by�a mowa. A wi�c dlaczego? Czy to mo��
liwe, �e nasze wojsko nie potrafi fonia powstrzyma�? Czy nie jest mo�liwe; �e to plan sztabu general�
nego?
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
Rano panowa� w mie�cie spok�j. Zawodowi plotkarze roznie�li wiadomo��, �e nasi odepchn�li
wojsko rosyjskie. A podczas obiadu, zawsze musi by� "podczas obiadu", wpad� lokator, jeszcze m�o�
dy, ale rozumu mia� wi�cej ni� niejeden starszy, samodzielny ju� od paru lat, pracuje we w�asnym war�
sztacie szewskim, mieszcz�cym si� w sieni naprzeciw, wpada wi�c z czarn� wie�ci�, �e zn�w si� paku�
j�. Wszyscy nazywali go szewc Gerszon. Po imieniu, biedni ludzie nie maj� nazwisk. Kozacy s� ju�
w Miko�ajowie. Trzydzie�ci zaledwie kilometr�w st�d. Kozacy na koniach. Piechota by�a gro�na dla
m�czyzn, bo �apa�a do sypania sza�c�w, ale kozacy byli o wiele gro�niejsi dla kobiet. Po co si� paku�
j�? Wszystko zostawi�. Nawet gdyby teraz chcieli zap�aci� z�otem za furmank�, nie znajd� g�upich.
Wyjecha� z koniem mo�na, ale wr�ci� b�dzie trudniej. Nie po to ukrywali podwody, kiedy nasi wy�
wozili rannych, �eby je obcy zarekwirowali. Na wojnie ko� jest cztery razy wa�niejszy ni� cz�owiek.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
Mina, synowa, i wnuczka Lolka sta�y pod oknem i pop�akiwa�y.
0 0
l128 3
- Uciekajcie te�! Ja zostan�. Mnie nic nie grozi. Co mi kozacy mog� zrobi�! Nic.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- Dlaczego? - spyta�a Lolka.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- G�upia. Zawsze udajesz g�upsz�, ni� jeste�.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- Ja mog� zosta� - odezwa�a si� synowa Mina - ale co si� stanie z Lolk�? Ona ju� ma trzyna�cie
lat - szepn�a przewracaj�c oczami - o tym nale�y pami�ta�. Gdyby by� Elo...
0 0
l128 3
Wraz z c�rk� odprowadzi�a go zaraz po rozlepieniu na murach i p�otach czarno-��tych afisz�w
o generalnym asenterunku. Byli ju� umundurowani i z kuferkami szli na dworzec. To ju� byli �o�nierze
i nale�eli do cesarza. Och, kochany cesarzu!... �eby� ty to wszystko widzia�, co si� dzia�o na dwor�
cu!... Na przodzie maszerowa�a orkiestra i gra�a na tr�bach, za ni� sz�a b��kitna kolumna. Po bokach
bieg�y, jak zwykle w czasach pokoju, dzieci. Z okien powiewano chusteczkami jak w piosence:
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
"Wenn die Soldaten durch die Stadt marschieren,
0 0
l128 3
ffnen die Mdchen Fenster und die Tren,
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
Warum? Ach, darum..."
0 0
l128 3
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
To by�o dobre kiedy�... Chusteczkami wycierano sobie oczy. Niejedna twarz kobieca by�a mokra
od �ez.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
Panie w szerokich kapeluszach rozdawa�y �o�nierzom cukierki i kwiaty, jak na zako�czenie roku
szkolnego. Pani mecenasowa Henrietta Maltz, przewodnicz�ca komitetu dobroczynnego "Ognisko
Kobiet", przybieg�a zdyszana z bukietem b�awatk�w, nieledwie si� sp�ni�a, gdy� z m�em i m�odsz�
siostr� Ern�, kt�ra nagle znik�a, pakowali rzeczy do wyjazdu. Mo�na powiedzie�, w pierwszym dniu
wojny... M�czy�ni, ci w cywilu, wtykali ukradkiem asenterowanym papierosy. Na peronie ta sama
kapela gra�a hymn: "Bo�e, wspieraj, Bo�e, ochro� nam cesarza i nasz kraj..." Panowie zdj�li meloniki,
stan�li na baczno��. �o�nierze wygl�dali z bydl�cych wagon�w. Oczami trzymali si� swoich, u�miecha�
li si�, wymachiwali r�kami, jakby wzywali, a zarazem si� �egnali. �artowano. Mrugano powiekami.
Wycierano pot z czo�a. Cywile rozpinali surduty, a m�odsi letnie marynarki. Powiewano d�o�mi lub
chusteczkami. Dla zabawy ukrywano si� pod bia�e parasolki dam. Teraz dla odmiany �o�nierze rzucali
kwiatki i cukierki cisn�cym si� do wagon�w dziewcz�tom. W�r�d �miechu chwyta�y je dzieci, dziew�
cz�tom nie wypada�o. Od czasu do czasu wzrok dam i pan�w zwraca� si� w stron� pani baronowej.
Mo�e chcia�a pozosta� nie poznana, ale na nic zda�a si� g�sta czarna woalka. Pani baronowa by�a jak
zawsze w czerni, od paru ju� lat. Poznano j� od razu zar�wno po �a�obie, jak i po karecie zaprz�onej
w dwa kare konie, czekaj�cej przed dworcem. Zreszt� nad kim trzyma�aby parasolk� pierwsza
w mie�cie esperantystka (esperantystka to gorzej jeszcze ni� socjalistka, m�wi� mecenas Maltz, �eby
dokuczy� swojej �onie, Henrietcie), Amalia Diesenhoff, w m�skim kapeluszu z czarnej s�omki, w bluz�
ce z krawatem, z cwikierem na tasiemce? Pani baronowa odprowadza�a m�odego leutnanta, kt�ry
m�g� by� jej synem, ale nie by�. Panna Amalia wetkn�a mu na po�egnanie nie kwiaty, nie cukierki, ale
gruby zeszyt z gramatyk� i s��wkami esperanto. Na wojnie mo�e si� przyda�. Rosjanie te� ucz� si� te�
go mi�dzynarodowego j�zyka. To j�zyk braterstwa i do niego nale�y przysz�o��. Leutnant sta� w oknie
salonki z b�awatkiem wpi�tym za b�czek czaka. By� leutnantem kawalerii. U�miecha� si�. Bi� od niego
blask brylantyny i zapach perfum. Nagle zrobi�o si� zamieszanie. Wo�ano: Spok�j! Spok�j! Nad t�u�
mem ukaza� si� ko�pak z czaplim pi�rem. By� to burmistrz Tralka w kontuszu. Swoje stanowisko za�
wdzi�cza� pani baronowej, ale to ju� by�o dawno. Obok burmistrza znalaz� si� dyrektor Gimnazjum
G��wnego w gali, przy szpadzie, w szamerowanym fraku i pirogu. Starosta natomiast mia� na sobie
zwyk�� jask�k�, melonik i spodnie w paski. Ksi�dz katecheta, ten, kt�ry lubi� �yd�w, cofn�� si� nieco
i stan�� obok miejskiego rabina w sobolowej czapce, l�ni�cej bekieszy, obaj wysocy, chudzi, cicho ze
sob� rozmawiali. Burmistrza wyd�wign�li na krzes�o, kt�re zatrzeszcza�o pod jego ci�arem. Czerwo�
n� chustk� wytar� kark i zawo�a�: "�o�nierze!" Zapanowa�a cisza. "My, Polacy, wierni poddani mi�o��
ciwie nam panuj�cego monarchy, jak jeden m�� stajemy u boku naszego cesarza, Franciszka J�zefa
Pierwszego, aby broni� wolno�ci pod ber�em najja�niejszego pana..." Wybuch�y okrzyki: Niech �yje!,
rozleg�y si� oklaski, w oczach dam pokaza�y si� �zy. Kapela wojskowa znowu odegra�a hymn "Bo�e,
wspieraj, Bo�e, ochro�..." Znowu wszyscy, nawet nieletnie dzieci, stan�li na baczno��. Kiedy zamilk�y
ostatnie tony hymnu, ruszy� ku wagonom komitet dobroczynny "Ognisko Kobiet". Panie nios�y kwiaty
w r�ku. Ale naprz�d przem�wi�a przewodnicz�ca, pani mecenasowa Maltzowa. Dr��cym g�osem czy�
ta�a z kartki o dzielnych oficerach i wiernych �o�nierzach maj�cych broni� losu ojczyzny i cesarza, losu
matek i dzieci, losu �on i si�str, kt�re wiernie czeka� b�d� na powr�t zwyci�zc�w. W imi� Bo�e, a On
pomo�e! Do widzenia za cztery, najdalej sze�� tygodni! Niech �yje cesarz Franciszek J�zef - sko�czy�a
w sam� por�, bo poci�g zacz�� ju� sapa�. Zasuni�to drzwi bydl�cych wagon�w. Kobiety i dzieci rzuci�
�y si� z p�aczem, krzykiem, wyci�ga�y r�ce. Poci�g ruszy�. Naprz�d powoli. Mo�na by�o za nim biec.
Przez szpary nie domkni�tych drzwi wagon�w chwytano wystaj�ce r�ce, wszystko jedno czyje. Pod�
ni�s� si� g�o�ny krzyk pe�en imion. Lokomotywa zwr�cona pyskiem na wsch�d wioz�a Ela na front.
Synowa Mina i wnuczka Lolka le�a�y sobie na piersiach i szlocha�y. Od razu na front! Jechali. Jechali.
Jechali ca�y dzie�. Zatrzymywano ich na ka�dej stacji. Czego� podobnego nie by�o! Stali po par� go�
dzin. Przepuszczano transporty z taborami, z amunicj�, sianem dla koni, fura�em, mi�sem dla ludzi.
Dzi�ki Bogu, znaczy, �e ich jeszcze nie wie�li na front. Na razie dali im spok�j. Dzi�ki Bogu za to, a
o reszt� b�dziemy si� modli�. Zatrzymali si� w Horodence, niedaleko austriacko-rosyjskiej granicy.
Nawet za czas�w pokojowych by�o strasznie za t� granic� zajrze�, a c� dopiero teraz! A wi�c jes�
te�my w pewnym mie�cie - pisa� Elo. List nie mia� adresu, tylko numer poczty polowej w obawie
przed szpiegami, kt�rych by�o wsz�dzie pe�no, ale wystarczy�o imi� Sara, to jest imi� ciotki, �eby si�
domy�li�, gdzie stan�� 29 regiment piechoty. W sobot�, pisa� Elo, dosta� przepustk�, �eby p�j�� do
b�nicy razem z Natanem Wohlem, synem piekarza z Lwowskiej ulicy, tego, co w�asnym furgonem
rozwozi po mie�cie pieczywo. I ma jeszcze jednego m�odszego syna, dobrze wykarmionego byczka...
Co za historia! Stary Tag przesta� czyta�. �eby p�j�� do b�nicy w sobot�, trzeba przepustki! Wkr�t�
ce b�d� wydawa� przepustki B�g wie na co !... Ale Elo nie poszed� wcale do b�nicy, tylko do cioci
Sary na dobry �wi�teczny obiad. Kochana ciocia rozp�aka�a si�, kiedy zobaczy�a na progu swojego
domu dw�ch �yd�w w wojskowych mundurach! �miali si� w t� smutn� sobot�, pierwsz� sobot� poza
domem, bo przez wzgl�d na Natana Wohla Elo opowiedzia� historyjk�, jak to na obiad do bogacza je�
den biedak zabra� drugiego, niby swego zi�cia, kt�rego ma na utrzymaniu. Ciocia Sara �mia�a si�
z dowcipu przez �zy, wcale si� nie gniewa�a, wprost przeciwnie, by�a bardzo rada, �e przyprowadzi�
go�cia, bo nasta�y takie czasy, kiedy nale�y sobie pomaga�. Kto wyleje k�piel? Na kim si� skrupi, jak
nie na nas? Ale niech kochana Mina si� nie martwi, prosi� Elo w li�cie, wszystko b�dzie dobrze. Jak
mo�na za paczk� tytoniu (tu by�o par� s��w po �ydowsku, �eby cenzura nie zrozumia�a) dosta� prze�
pustk� od samego feldfebla, to nie jest jeszcze tak �le. Z bo�� pomoc� wkr�tce zacznie si� nasza ofen�
sywa i nasze waleczne wojsko zada foniowi takie uderzenie, �e sobie popami�ta, odechce mu si� wo�
jowa� i nie b�dzie si� m�g� pozbiera�. Raz na zawsze. Nowy Rok sp�dz� ju� razem. To znaczy za kil�
ka tygodni. Wojna nie mo�e d�u�ej trwa�. Na �wi�ta Sza�as�w postawi kuczk� przed domem
w ogr�dku, a nie jak dot�d na podw�rzu niedaleko obory. Tylko niech kochana Mina uwa�a na siebie
i na kochan� Lolk� i strze�e siebie i c�rki jak oka w g�owie. R�ne rzeczy s�yszy si� o kozakach.
W jednym ma�ym miesteczku, kt�rego nazwy nie wolno mu wymieni� ze wzgl�d�w wojskowych, po�
wieszono na rynku �yda za to, �e znaleziono u niego w kom�rce telefon. Wszystkich sp�dzono i zmu�
szono, �eby patrzeli na straszn� �mier� niewinnego cz�owieka. Rabin miejski poszed� do komendanta
prosi�, �eby jego �o�nierze nie krzywdzili �on i c�rek �ydowskich, ale wi�cej nie wr�ci�. To nie jest
plotka. Opowiadali o tym ludzie stamt�d. Niech wi�c kochany ojciec uwa�a na siebie, bo on lubi si�
przepracowywa� i lubi te� wstawia� si� za innych. Je�li idzie o gospodarstwo, niech wi�cej si� nim
zajmie Jewdocha, nie trzeba pozwoli�, �eby wylegiwa�a si� na bar�ogu. Poza tym w austerii mo�e by�
teraz mniej roboty. Lepiej si� op�aci robi� ser i mas�o ni� sprzedawa� mleko. Bu�eczki wypieka� raz
w tygodniu, we czwartek, dla siebie. Go�ci teraz b�dzie ma�o, coraz mniej. Czy kto� wynaj�� pokoik
na g�rze? Czy szewc Gerszon zamiast pracowa� w warsztacie zajmuje si� cudzymi interesami? Bo on
to te� lubi. Jemu dobrze, jeszcze m�ody, na razie go do wojska nie wezm�. Jak przyjdzie jego rocznik,
miejmy nadziej�, wojny ju� dawno nie b�dzie. Niech ojciec si� nie martwi r�nymi sprawami. Zapom�
nia�, kiedy przypada rocznica �mierci matki, pami�ta tylko, �e to by�o latem, kiedy by�y deszcze i po�
tok zerwa� faszyny starej grobli ko�o m�yna Axelrada...
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
Przy d�ugim stole austerii by�o ju� g�o�no, gdy wszed� fotograf Wilf ze swoj� drug� �on� i c�rk�
jedynaczk�, pi�kn� Asi�, w kt�rej kocha� si� do szale�stwa k�dzierzawy Bum. Macocha nazywa�a si�
Blanka i by�a ma�o co starsza od pasierbicy, zaledwie o par� lat. Asia by�a wysoka, a Blanka ma�a
i pulchna, w staromodnej sukni z ogonem, �ci�gni�ta w pasie. Blanka siad�a i odetchn�a, zdejmuj�c
buciki. Fotograf Wilf przykl�k� i kiwaj�c g�ow� przygl�da� si� spuchni�tym palcom u n�g.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- M�wi�em, �e b�d� za ciasne - powiedzia�.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- Ledwo �yj� - skrzywi�a si� Blanka. - Asiu, moja droga - zwr�ci�a si� do pasierbicy - poka� mi
swoje. Mo�e b�d� na mnie dobre, a ty spr�buj moje. Dobrze?
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
Kiedy Lolka, wnuczka starego Taga, ujrza�a Asi�, kt�r� zna�a ze szko�y, Asia by�a o trzy klasy
wy�ej, rozp�aka�a si�.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- Mamusiu, jestem jeszcze m�oda. Ja chc� �y�. Uciekajmy te�. Wszyscy uciekaj�.
0 0
l128 3
Us�ysza� to szewc Gerszon i skurczy� nos.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- Lolka? Co ty wyprawiasz? Co ty opowiadasz? Zupe�nie niepotrzebnie tak powiedzia�a�. Ani
dziadek, ani ja nie damy ci zrobi� nic z�ego.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- Co winne jest dziecko? - spyta�a synowa starego Taga. - Chod�, Lolka, niech ci� przynajmniej
przebior�, bo dziadek nawet si� nie odzywa.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
Mina, synowa starego Taga, wzi�a c�rk� za r�k� i obie wysz�y z izby austerii do sypialni. Matka
wyci�gn�a z szafy stare suknie nie tylko dla Lolki, ale te� dla siebie. Rzuci�a je na ��ko, zamkn�a
drzwi i zacz�a si� przebiera�.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
Wszystkie �ony i c�rki w mie�cie przebiera�y si�. Blanka te� si� przebra�a, tylko biedna Asia nie.
Macocha o ni� nie dba�a. Blanka mia�a na sobie staromodn� sukni�, ale stara�a si� wygl�da� w niej
m�odo. Niepotrzebnie si� wi�c maskowa�a. So�owiejczykowa na przyk�ad lub Kramerowa i jej c�rka
R�a w�o�y�y najgorsze rzeczy, g�owy obwi�za�y chusteczkami jak zwyk�e ch�opki. Niby to, �e na
kurz szkoda czego� lepszego. Chcia�y ukrywa� przed najm�odszymi, o co naprawd� chodzi. A c�rki
udawa�y, �e nie wiedz�.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
Szewc Gerszon u�miecha� si�.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- Co to? Karnawa�? Bal maskowy? Purym? Nic to wprawdzie nie zaszkodzi, ale te� nie pomo�e.
I kto wymy�li� taki �rodek na kozak�w?
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
Swoj� drog�, kurzu w tym roku by�o du�o.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
Po d�d�ystej wio�nie nasta�o gor�ce i suche lato. Urodzajowi to, dzi�ki Bogu, nie zaszkodzi�o.
Zbo�e w ca�ej okolicy, zw�aszcza w Dulibach, gdzie ziemia by�a najlepsza, wyros�o jak las. Je�li wojna
ma wybuchn��, to w�a�nie w takie lato. Wr�g tylko czeka, a� ch�opi sprz�tn� z pola i wym��c�. Ziarno
zabierze wojsko, s�om� dla koni i na sienniki do koszar.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
By� jeszcze jeden znak. Pewniejszy. Szara�cza.
0 0
l128 3
Szewc pokaza� wtedy, co umie. Chodzi� po ludziach w mie�cie i mieszkaj�cych przy ulicy Po�
wszechnego Szpitala, zbiera�, wzywa� do walki. Organizowa� przede wszystkim cz�onk�w Zjednocze�
nia Szewc�w "Przysz�o��" i Zjednoczenia Pracownik�w Ig�y "Gwiazda", kt�re mia�y wsp�lny lokal
w rynku.
0 0
l128 3
- Jaka tam szara�cza - w�tpi� stary Tag.
0 0
l128 3
- A co? - irytowa� si� szewc Gerszon.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- Takie jakie� owady.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- Dlaczego? Co znaczy "takie jakie� owady"? - Wprawdzie nawet w sobot� nie chodzi do b�ni�
cy, woli swoje towarzystwo, kt�re na og�lnym zebraniu wybra�o go bibliotekarzem, woli poczyta� so�
bie Histori� Powszechn� w sze�ciu tomach po niemiecku, w z�otej oprawie, o sk�rzanych grzbietach,
z pocz�tku nic nie rozumia�, ale czyta�, nie rozumia� i czyta�, a� nagle zacz�� rozumie� prawie wszyst�
kie s�owa, troch� zawdzi�cza� towarzyszowi Szymonowi, ze Zjednoczenia Pracownik�w Ig�y, towa�
rzysz Szymon sko�czy� cztery klasy normalne, umia� wi�cej ni� niejeden student, wi�c Gerszon wola�
ksi��k� od b�nicy, jeszcze lubi� p�j�� w sobot� po po�udniu do kina na film z Maksem Linderem albo
z Ast� Nielsen, albo Waldemarem Psylandrem, i serce mu dr�a�o, gdy ju� bileter zamyka� okiennice
i gas�y �yrandole na suficie ruskiego "Domu Narodnego", i Hesio Mund zaczyna� gra� na skrzypcach,
a na p��tnie przesuwa�y si� �yj�ce obrazy, tak, ale tyle jeszcze pami�ta z chumesz, kt�rego uczy� si�
w chederze, �e szara�cza by�a to egipska plaga i mniej wi�cej wyobra�a� sobie, jak wygl�da�a, bo cho�
od tamtego czasu min�o du�o wiek�w, ale plagi ma�o si� zmieni�y.
0 0
l128 3
Stary Tag zakry� d�oni� usta.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- Owszem, owszem - przyzna� stary Tag - teraz masz s�uszno��! A poza tym jak chcecie mie�
koniecznie szara�cz�, prosz� bardzo. Jak wam tylko tego brakuje.
0 0
l128 3
Szara�cza spad�a nagle.
0 0
l128 3
W samo po�udnie zrobi�o si� ciemno, chmura nadci�gn�a od strony Powszechnego Szpitala. Le�
cia�a wysoko i p�ki nie przes�oni�a s�o�ca, zdawa�o si�, �e zaraz lunie deszcz z gradem i piorunami.
Ten szum to te� nie wiatr, nawet listek na drzewie nie drgn��, nawet py�ek na go�ci�cu si� nie pod�
ni�s�. Ciemno�� spada�a na ziemi� uko�nie: chmurami, jedna po drugiej. By�y tak g�ste, �e grz�z�
w nich g�os byd�a rycz�cego ze strachu, ps�w i ludzi. Psy wy�y, a ludzie wo�ali: Zamyka� okna! Zamy�
ka� stajnie! �ci�gano dzieci z ulic. Nie by�o wida�, kto krzyczy. Chmury bi�y po twarzy. Twardy sze�
lest skrzyde� przypomina� chrab�szcze i trwa� kr�tko. Owady wirowa�y, zderza�y si�, �ama�y lot, spada�
�y jak upieczone ptaszki, brunatne, chrz�szcz�ce, z czerwonym podbiciem skrzyde� jak milionem pod�
niebie�, szybowa�y tu� nad ziemi�, oci�a�e blisko�ci� ziemi, pijane blisko�ci� ziemi, szumi�ce zjadli�
wie, kiedy� lotne, teraz pe�zaj�ce skrzydlate robaki, kr�ci�y si�, pada�y i zn�w �azi�y po trawie, po
grz�dce, po kwiatach rezedy w ogr�dku przed austeri�, na jab�oniach i gruszach w sadzie za obor�, na
czarnych olchach na zakr�cie potoku, po ��ce, po go�ci�cu, na plecionym ogrodzeniu, po dachu.
Wciska�y si� do sieni, do kuchni, do mieszkania, do obory, do skopk�w z mlekiem. Chrz�ci�y stawa�
mi, k�apa�y nogami o blach� dachu, o deski pod�ogi. Pi�trzy�y si� na sobie warstwami, powszechne
pokrywanie dokonywane mimochodem w�r�d zdobywania �eru, bez doboru, na o�lep, ruchome i g�s�
te. Pole, dach, go�ciniec - wszystko pe�za�o jak olbrzymi sk�rzany grzbiet. Tylko kury lata�y po pod�
w�rzu jak zwariowane, ob�arte, z wolami ci�kimi od owad�w. Bia�y kot ukry� si� pod �cian� wym��
conych snop�w �yta w oborze. W ko�ciele i cerkwi bi�y dzwony, zgodnie. W�z stra�acki p�dzi� i brz�
cza� jak rozbity garnek. Puszcza� z w�a strumienie wody raz w lewo, raz w prawo, raz naprz�d, raz
wstecz, jakby si� sam op�dza� na o�lep od owad�w. Zreszt� by�a to kropla w morzu. Dopiero kiedy
szara�cza znik�a, ludzie mogli co� zrobi�. Szewc Gerszon biega� tam i sam. Zbiera� ch�opc�w z ulicy
i doros�ych z dom�w i lokalu Zjednoczenia. Ch�opcy dali si� nam�wi�, a doro�li przypatrywali si�, jak
inni kopi� do�y. Wygl�da�o, jakby sypano sza�ce. Kiedy szara�cza znik�a, patrzyli ludzie d�ugo jeszcze
na wszystkie cztery strony �wiata. Kobiety z prze�cierad�ami, jak kaza� szewc Gerszon, dla odp�dzenia
plagi, gdyby jeszcze raz si� ukaza�a. Rozpami�tywa�y, co im si� �ni�o tej nocy i tamtej nocy. Opowia�
da�y, co widzia�y. Kobiety widzia�y chore dzieci, kaleki, pogrzeby. Jedna widzia�a znarowione stado
kr�w, jedna widzia�a wariatk� Pesi�, siostr� tego krawca Szymona, biega�a znowu z krzykiem, chwy�
ta�a ch�opc�w za r�kawy i powtarza�a: "Ja ci� kocham, ja ci� kocham, ja ci� kocham", jedna widzia�a
ogie� nad dworcem kolejowym, jedna nawet widzia�a gwiazd� z ogonem. Nie wierzono, ale wszystko
mo�liwe, widziano miejskiego wariata Szulima, telefonuj�cego przy ka�dej rynnie do cesarza, a zaraz
potem znaleziono jego cia�o na szynach zmia�d�one przez ko�a poci�gu. Wszystko mo�liwe. Choroba
ma du�o znak�w: dreszcze, gor�czka, wrzody, sw�dzenie, wysypka, poty. Tak samo wojna. A po sza�
ra�czy przychodzi zaraza. Szewc Gerszon ju� pali� zdech�� szara�cz�, wrzucon� do do��w wykopa�
nych przez ch�opc�w, kiedy pokaza� si� policjant z b�bnem przewieszonym przez rami� i z pa�eczkami
w palcach. Odczytywa� z papierka nakaz, by polewa� wapnem i karbolem gnoj�wki, �cieki, kana�y
i wychodki. Kto tego nie zrobi, zap�aci kar� do pi�ciu koron. Bo istnieje mo�liwo�� epidemii cholery
albo tyfusu. Potem ukaza�y si� afisze podpisane przez komitet dobroczynny "Ognisko Kobiet" i jeszcze
inne komitety w sprawie zbi�rki myd�a, kt�re rozdzielano mi�dzy najbiedniejszych. Wtedy w�a�nie Er�
na, siostra mecenasowej Henrietty Maltz, zakocha�a si� w zwyk�ym krawcu Szymonie, mieszkaj�cym
w drewnianym domku przy najgorszej, mo�na powiedzie�, ulicy Krzywej, pe�nej z�odziei i pijak�w.
Sam burmistrz Tralka obje�d�a� fiakrem magistrackim miasto, zachodzi� na podw�rza, zagl�da� do
mieszka�. Pochwali� ofiarno�� mieszka�c�w, kt�rzy bohatersko stawili czo�o �ywio�owej kl�sce. Po�
chwali� szewca za pomys� palenia szara�czy. Burmistrz szybko wszed� do austerii starego Taga, nie
m�g� jednak prze�kn�� kropli kwa�nego mleka, poprosi� o szklank� zimnej wody, tak go zemdli�o od
dymu i sw�du trzaskaj�cych w ogniu owad�w. A tymczasem szewc Gerszon wpad� na nowy pomys�.
Zaprz�gni�ty do zardzewia�ego walca, kt�rym ugniatano �wir i kamienie na szosie, par� przed siebie
na o�lep, na niedobitki �ywych, leniwie pe�zaj�cych nieprzyjaci�, oci�a�ych jak brzemienne pluskwy.
Gerszon zach�ca� swoich pomocnik�w do wysi�ku okrzykiem: "Naprz�d! Naprz�d! Zawsze naprz�d,
nigdy, towarzysze, wstecz!" By�y to s�owa piosenki �piewanej na rynku podczas mityngu Zjednoczenia
Szewc�w i Zjednoczenia Pracownik�w Ig�y, kiedy na balkonie wsp�lnego lokalu wywieszono sztandar
czerwony ze z�otym napisem: "Niech �yje �ydowska Partia Socjalistyczna!" Na mityngu przemawia�,
naturalnie, towarzysz Szymon. Nawet inteligentne panie przychodzi�y go s�ucha�, tak pi�knie m�wi�,
czarny, wysoki, z du�� czupryn�. Nie to, co ma�y, chudy jak szyd�o szewc Gerszon.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
Do izby austerii wesz�a Jewdocha, dziewczyna do kr�w, i cho� nieraz widzia�a go�ci pij�cych
kwa�ne mleko u starego Taga, szybko si� wycofa�a.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
Synowa starego Taga, Mina, zd��y�a j� jeszcze spyta�, dlaczego dzisiaj tak szybko przygna�a
krowy z pastwiska.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- Wony tutka zaraz budut'!
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- Jakie "wony"? Co za "wony"? - zirytowa�a si� Mina.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- Moskali. Korowy zaberut'!
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- Jewdocha ju� jad�a?
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- Eee!
0 0
l128 3
- Nic nie ma. Kwa�ne mleko wypili. Kawa�ek chleba Lolka przyniesie do obory. Z serem. Obiadu
dzi� nie by�o.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- S�yszeli�cie? - So�owiejczyk pokaza� g�ow� na drzwi, kt�re si� ju� zamkn�y za Jewdoch�.
Wsta�, da� znak swojej pot�nej �onie i c�rkom, �e ju� czas w drog�.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
Ale nikt si� nie ruszy�. Siedzieli i gadali.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
Lolka ubrana ju� w taftow�, rozsypuj�c� si� sukni� babci zbiera�a ze sto�u kubki po kwa�nym
mleku, skorupy od jajek, ogryzione ko�ci m�odych kurczak�w.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- Nie �pieszycie si�? - spyta� stary Tag. - Mimo �e s�yszeli�cie, co powiedzia�a dziewczyna? Ma�
cie s�uszno��. Po co? Ile kilometr�w mo�na zrobi� przez jeden dzie� na w�asnych nogach?
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- Za to wr�g si� �pieszy - ostrzeg� So�owiejczyk - ja go znam. Stamt�d jeszcze. - To znaczy
z Kiszyniowa, sk�d uciek� ze swoj� �on�. Gdy przechodzili granic�, �ona by�a w ci��y z pierwsz� c�r�
k�. J� jeszcze nazwali po rosyjsku Lena. Reszta ju� nazywa�a si� inaczej. Na nieszcz�cie by�y to same
dziewczynki. Gdy na �wiat przysz�a czwarta c�rka, So�owiejczyk znowu ucieka�. Zostawi� winiarni�,
�on�, dzieci.Tego jeszcze u �yd�w nie widziano. Mo�e tam s� takie zwyczaje. Ale po tygodniu wr�ci�.
"Po co wr�ci�e�? Ju� wi�cej rodzi� nie b�d�, mo�esz by� pewny. Popsuj� sobie, nawet gdybym wie�
dzia�a, �e to b�dzie syn. Czego ode mnie chcesz? Ja jestem winna?" Najm�odsza sko�czy�a rok. Matka
trzyma�a j� na r�ku. Po niej te� dziecko wzi�o t�usto�� i biel.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- Nie rozumiem w�a�nie dlaczego - z�o�ci� si� gruby, ma�y Apfelgrn, w�a�ciciel sklepu eleganc�
kiego obuwia. B�ysn�� jeszcze z�otym cwikierem, odwracaj�c wzrok od zamkni�tych od d�u�szej ju�
chwili drzwi. Jakie ona ma czerwone nogi, ta bosa dziewczyna! Jakie� stare buciki by si� znalaz�y.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- No, kto winien, �e kto� nie rozumie? - So�owiejczyk pokr�ci� g�ow�. - Ka�dy rozumie tyle, ile
mo�e, albo ile musi.
0 0
l128 3
W�a�ciciel sklepu eleganckiego obuwia cofn�� g�ow�, �eby si� przyjrze� siedz�cemu naprzeciw
So�owiejczykowi.
0 0
l128 3
- Co? - zatrz�s�y mu si� policzki. Po chwili odwr�ci� si� ty�em.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- Ch�tnie bym si� napi� jeszcze jedn� szklaneczk� kwa�nego mleka - zacz�� po chwili milczenia
Apfelgrn. - Jak ja m�wi�, �e nie rozumiem dlaczego, to wiem, co m�wi�. Dobrze, jest wojna, ale co
to za wr�g? W tym samym dniu, w kt�rym zosta�a wypowiedziana wojna, fonio zajmuje Podwo�o�
czyska. Kto to widzia�? Kto to s�ysza�? Jak d�ugo historia histori�, to czego� podobnego nie by�o.
W prawdziwej wojnie, jak ja to rozumiem, wydaje si� bitw�, m�wi si�: bitwa b�dzie tu i tu, gdzie� pod
miastem, najlepiej nad rzek�. Ustawia si� armie vis vis, z armatami, z amunicj�, z konnic�, z piecho�
t�, z muzyk�, z tr�baczami i tak dalej, i tak dalej. A na pag�rku stoj� na koniach genera�owie, te� vis
vis, z lornetkami, obserwuj� pole i prowadz� bitw�, tak jak Pan B�g przykaza�, wie es im Buche steht.
Jak wr�g posy�a lewe skrzyd�o, nale�y wys�a� prawe, a jak wr�g wysy�a prawe, nale�y pos�a� lewe.
Ale tak? Ani Niemcy, ani Francuzi tak by nie zrobili. Ale czego ja si� irytuj�? Czego mo�na si� by�o po
foniu spodziewa�? My�licie, �e nasi Rusini s� lepsi? My�l� o tych ch�opach w �apciach albo nawet
chodz�cych boso. Dzi�ki Bogu, �aden z nich nie odwa�y�by si� przej�� przez pr�g mego sklepu. Ale
pami�tam ich jeszcze z czas�w, kiedy handlowa� z nimi m�j ojciec, b�ogos�awionej pami�ci. I m�j oj�
ciec, kiedy czu�, �e umiera, odm�wi� jak ka�dy pobo�ny �yd przed�miertn� spowied�: "Zawini�em,
zdradzi�em..." i tak dalej, potem przywo�a� mnie, ja by�em najstarszy syn, by�em jego oczkiem w g�o�
wie, i tak mi powiedzia� "Albo z�oto, albo b�oto". Od razu zrozumia�em. Wyrzuci�em ch�opskie czobo�
ty, juchtowe buty, znaczy, nie wyrzuci�em, tylko sprzeda�em i wi�cej tego towaru nie kupi�em, a na
szyldzie kaza�em napisa� "Sklep eleganckiego obuwia". I pod�ogi nie potrzeba wci�� zamiata�, i mam
spok�j.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- Gdyby nie by�o b�ota, nie by�oby z�ota. To raz. - By� to Pritsch. Siedzia� z boku, nieco odsuni�
ty od d�ugiego sto�u austerii, nie na �awce, jak wszyscy, ale na zydelku z oparciem, jak na wsi, z wyci�
tym w �rodku sercem. Tak samo jak Apfelgrn nie mia� ani �ony, ani c�rek. M�g� spokojnie zosta�
w domu, ale jako w�a�ciciel koncesji na trafik� i loteri� mia� du�o wrog�w i ba� si� donosu. Mo�e nie
tyle ze strony naszych braci �yd�w, ile Rusin�w. - Czy wojna to partia szach�w? To dwa - u�miechn��
si� w�skimi wargami w stron� Apfelgrna. - Ja robi� ci�g i czekam, a� m�j przeciwnik zrobi po mnie
ci�g, potem on robi ci�g i czeka, a� ja po nim zrobi� ci�g. I tak dalej, i tak dalej... A je�li idzie o z�oto,
mia�em taki wypadek...
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
Apfelgrn prychn��:
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- A prawa mi�dzynarodowego gdzie s� regu�y? Po co wi�c zawraca� komu� g�ow� szachami? Ja
robi� ci�g, ty robisz ci�g! Co to? Ja jestem dzieckiem? Co to ma wsp�lnego z wojn�? Trzeba mie� ja�
ki� wstyd! Jakie� ludzkie uczucie!
0 0
l128 3
- Akuratnie! Trafi�! - odezwa� si� zn�w So�owiejczyk. - Oni b�d� si� liczy� z regu�ami. Prosz�
mi wierzy�, znam ich lepiej, ni� mi to by�o potrzebne do szcz�cia, zreszt� nikomu tego nie �ycz�. Od
kogo oczekujecie wstydu? Od kogo oczekujecie ludzkiego uczucia? Od pogromszczyk�w z Kiszy�
niowa czy z innych miast? �wiat zna tylko Kiszyni�w, bo tam by� wielki pogrom. A temu, kto zosta�
zabity, wszystko jedno, czy to by� wielki pogrom, czy ma�y pogromek. Regu�y mi�dzynarodowe, his�
torie? Ech, dajcie mi spok�j. Takie historie babcia opowiada ma�ym dzieciom. Ca�y �wiat mo�e, jak si�
to m�wi, krzycze� "karau�!", a car sobie z tego nic nie robi. Prawda Chana? - szuka� poparcia u �ony.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
Nie odezwa�a si�, wzruszy�a lekko pot�nym ramieniem i dalej siedzia�a pochylona nad niemow�
l�ciem.
0 0
l128 3
Introligator Kramer zajmowa� szczyt sto�u i st�d spogl�da� na m�wi�cych, to na jednego, to na
drugiego, i kiwa� wci�� g�ow�. Wreszcie opar� si� �okciem o st�.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- Czemu si� dziwicie? - spyta� introligator Kramer. - Ten, kto zaczyna wojn�, chce j� od razu
sko�czy� i od razu wygra�. A nasz cesarz tego nie chce? Ale, trzeba przyzna�, nie wiem, czy prawe
skrzyd�o, czy lewe skrzyd�o, nie jestem Htzendorf, to niewa�ne, Apfelbaum, przepraszam, Herr Ap�
felgrn, ale trzeba przyzna�, �e wr�g si� �pieszy. To prawda. Ale dlaczego car si� �pieszy, mo�na spy�
ta�. To na to jest prosta odpowied�: bo musi. Jak czego� nie wiem, to m�wi�: nie wiem. Ale jedno jest
pewne, jak kto� si� �pieszy, znaczy, �e musi. By� mo�e, �e z amunicj� u niego nie jest tak r�owo, ale
to nie jest najwa�niejsze...
0 0
l128 3
- R�owo, nier�owo - pokr�ci� g�ow� Pritsch. - Na to oni maj� swoj� odpowied�: czapkami
was nakryjemy...
0 0
l128 3
- Pozw�lcie mi wszystko wypowiedzie� do ko�ca - poprosi� grzecznie introligator Kramer i rzu�
ci� okiem w stron� �ony, kt�ra k�dzierzaw� g�ow� g�rowa�a nad wszystkimi przy stole. Trzyma�a j�
wysoko, lekko odchylon� w ty�. Spod opuszczonych powiek rzuca�a spojrzenia w stron� syna, Buma,
i siedz�cej naprzeciw Asi, c�rki fotografa Wilfa. - Czapkami nakryj�? - sk�oni� g�ow�. - Mo�e. Prosz�
bardzo. Niech nakryj�. Od tego jeszcze nikt nie umar�. - Introligator sam si� roze�mia�. - Co? - Rozej�
rza� si� doko�a. - Mam s�uszno��?
0 0
l128 3
- A propos czapka - odezwa� si� Apfelgrn, w�a�ciciel sklepu eleganckiego obuwia - s�yszeli�cie
ten dowcip? Swoj� drog�, kto wymy�la tak na poczekaniu te dowcipy? O rosyjskim �o�nierzu? Pytaj�
go: "Kak twoja familia?" Po rosyjsku znaczy to: Jak pa�ska godno��? Na to on odpowiada, dajmy na
to, Chamowski. Wtedy pytaj�: "A kak tebe na ho�owu?" Na to on odpowiada: "Czapka". To propos
czapki. A w og�le, co to za j�zyk, �e "kak" to s�owo.
0 0
l128 3
- J�zyk jest j�zykiem - powiedzia� Pritsch. - Nas to mo�e �mieszy�, ale ich to nie �mieszy. Chcia�
�em panom opowiedzie� t� historyjk� ze z�otem, z kt�rej wynika, �e gdyby nie by�o b�ota, nie by�oby
z�ota. Ju� nie m�wi�c o tym, �e z�oto wydobywa si� z... - Pritsch pali� grube cygaro i zakrztusi� si�.
��ta jego twarz zrobi�a si� czerwona i nabrzmia�a. Szewc Gerszon nala� wody do szklanki. Wszyscy
czekali, a� kaszel minie. Apfelgrn stara� si� pom�c chrz�kaniem.
0 0
l128 3
- No wreszcie - odetchn�� Pritsch.
0 0
l128 3
- Czy pan chce jeszcze co� powiedzie� - spyta� grzecznie szewc Gerszon bo je�eli nie...
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
W�a�ciciel koncesji na trafik� i loteri� machn�� r�k�.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- No wi�c prosz� mi pozwoli�, �e ja co� wtr�c� do waszej dyskusji. - Gerszon przeczesa� palca�
mi czarn� g�ow�. Od tych czarnych w�os�w nazywano go Gerszon - smo�a. - To, co zosta�o powie�
dziane dotychczas,jest, prosz� wybaczy� moj� �mia�o��, nies�uszne. - Szewc spojrza� w stron� sztywno
siedz�cej �ony introligatora Kramera. Kiedy podnios�a powieki i podchwyci�a jego wzrok, opu�ci�a k��
ciki ust i jeszcze bardziej wyprostowa�a ramiona. - My�l�, �e panowie nie macie w swych pogl�dach
s�uszno�ci. Moim zdaniem, tak ja to my�l�, nie powiedziano tutaj nic o jednej bardzo wa�nej rzeczy,
a mianowicie o Francji. Bo jak m�wi�, �e car si� �pieszy, trzeba na to nieco inaczej spojrze�. Z jakiego
punktu? A wi�c przede wszystkim, kto to jest Francja. Ka�dy wie. Czy we Francji mo�e si� podoba�
car jako wsp�lnik do interesu? Ka�dy wie, �e nie. Dla ka�dego musi by� jasne jak dzie�, �e francuski
sztab generalny powiedzia�: M�j kochany wsp�lniku, b�d� taki dobry i zajmij mi miasto Wiede� w ci��
gu, powiedzmy, dwu miesi�cy. Najwy�ej. Ani dnia wi�cej! Weksel wystawiony z terminem dwu mie�
si�cy. M�wi� po kupiecku. Ale co si� dzieje dalej? Wiadomo, �e za dwa miesi�ce b�dziemy mieli pa��
dziernik, zaczn� si� nasze �wi�ta, zaczn� si�, jak wiadomo, deszcze, chlapa, b�oto, s�ota i te "wszystkie
siedem rzeczy", jak to si� po �ydowsku m�wi, i niech teraz rosyjska infanteria przejdzie przez karpac�
kie b�oto. Niech zajmie Wiede�. Na razie nieprzyjaciel cieszy si�, �e zaj�� Podwo�oczyska i inne miasta,
o kt�rych nikt by nic nie wiedzia�, gdyby nie wojna. Niech si� cieszy. Ale do Wiednia jeszcze daleko.
I naturalnie wsp�lnik weksla nie wykupi. Co wtedy robi francuski sztab generalny? Nadaje depesz�:
Koniec sp�ki. Sko�czy�a si� narzeczona, zn�w panna. I my przychodzimy jak na gotowe i wygrywa�
my wojn�. Chcia�em jeszcze co� powiedzie�, ale...
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
�ona introligatora Kramera wyrzuci�a przed siebie ramiona.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- Maks - powiedzia�a g�o�no - na co czekamy? Albo wracamy do domu, albo idziemy dalej. Albo
- albo... Nie mam zamiaru wys�uchiwa� tutaj tych wszystkich przem�wie�!
0 0
l128 3
- Mama ma racj� - podskoczy� m�ody Kramer, Bum z k�dzierzaw� g�ow�. Spojrza� rozszerzo�
nymi oczami na Asi�, c�rk� fotografa Wilfa.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
Introligator Kramer uspokoi� syna ruchem r�ki.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- Ty si� nie mieszaj. - A do �ony: - Zaraz p�jdziemy. No! No! - kiwn�� r�k� w stron� szewca
Gerszona. - Daj Bo�e, �eby tak by�o. Wcale nie takie g�upie, wcale nie takie g�upie! M�w dalej. M�w
dalej.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
Ale Gerszon usiad� sobie na ko�cu �awki i milcza�.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
Apfelgrn westchn��:
0 0
l128 3
- No tak? Francja! Francja! Przychodzi kto� i gada, jakby by� z Francj� za pan brat. By� tam? �y�
tam? Tak sobie lekko m�wi�!
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- Herr Apfelgrn - przerwa� mu w�a�ciciel koncesji na trafik� i loteri� - to jest zupe�nie inny roz�
dzia� historii. Co to kogo obchodzi, czy dany cz�owiek by�, czy nie by� i gdzie by� czy nie by�. To nie
jest �adne stanowisko.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- Bardzo s�usznie - kiwa� g�ow� introligator Kramer. - Bo to, co powiedzia� ten m�ody kawaler,
nie by�o takie g�upie.
0 0
l128 3
- Maks - szepn�a zduszonym szeptem �ona Kramera nie podnosz�c oczu - wracajmy do domu.
Siedzie� tutaj nie ma sensu.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
Kramer ci�gle przygl�da� si� szewcowi Gerszonowi.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- Tak, tak, zaraz p�jdziemy. Czym kawaler jest z zawodu?
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- Eee, co za r�nica. - Gerszon spojrza� na Kramera z ukosa i opu�ci� oczy.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- To wcale nie takie g�upie - rozpami�tywa� introligator Kramer.
0 0
l128 3
- A dlaczego mia�oby by� g�upie? - spyta� stary Tag.
0 0
l128 3
- Przypominam sobie - introligator Kramer �ci�gn�� wargi - m�wi�em przedtem o amunicji. Ro�
sja ma czy nie ma amunicji? Ja mam wiadomo�ci z pewnego �r�d�a. Ta wojna nie b�dzie na kule, ale
na bagnety. To nie jest m�j wymys�. Ja nie jestem taki m�dry. Jeszcze Sarajewo nikomu si� nie �ni�o
ani nikt jeszcze nie my�la� o mobilizacji, kiedy jeden wysoki oficer powiedzia� to mojemu synowi Leo�
nowi, mojemu doktorowi, kt�ry, jak wszyscy wiecie, jest lekarzem regimentu, to znaczy ma rang� ka�
pitana, kiedy wyjecha� do Abacji w podr� po�lubn�. By�o to dwa lata temu. Nie kule, tylko bagnety. -
Introligator Kramer opar� si� d�o�mi o blat sto�u, obj�� wszystkich wzrokiem, d�wign�� si� lekko, jak�
by ju� gotowa� si� do odej�cia. Czeka� jeszcze, czy nikt mu nie przyzna s�uszno�ci lub zapyta o co�.
Ale nikt si� nie odezwa�, wszyscy jakby si� zamy�lili. Introligator Kramer powoli znowu opad� na
krzes�o.
0 0
l128 3
Tylko k�dzierzawy Bum wsta� od sto�u i podszed� do okna.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
K�dzierzawy Bum kiwn�� na Asi�, �eby wysz�a. Asia siedzia�a w bia�ej markizetowej sukience
w r�owe kwiatki. Pi�a kwa�ne mleko ma�ymi �yczkami, udawa�a, �e pije, bo w kubku dawno ju� nic
nie by�o. Udawa�a, �e nie widzi znak�w, jakie daje jej Bum. Udawa�a, �e w og�le nie widzi Buma.
Wojna wprawdzie wybuch�a, ale macocha siedzia�a obok. Bosa, ze spuchni�tymi palcami u n�g. Mia�a
�zy w oczach. Ojciec szepta� macosze co� na ucho. Macocha odwraca�a wci�� od niego g�ow�. Biedny
ojciec! Biedny Bum! Ile si� przez niego nacierpia�a. Zaniedbywa� si� w nauce, by� o rok wy�ej od niej,
za rok mia� zdawa� matur�, a on ucieka� z ostatnich lekcji, bieg� pod �e�skie gimnazjum "Fiat Lux"
i czeka� na Asi�. Musia�a si� ukrywa� przed nauczycielkami i prze�o�on�, kt�ra mog�a wezwa� maco�
ch� do szko�y. Ile najad�a si� przez Buma strachu! Matka Buma wiedzia�a i macocha Asi wiedzia�a.
Matka Buma m�wi�a: jak sobie po�cielesz, tak si� wy�pisz. Nie zdasz matury, p�jdziesz do warsztatu
ojca. Leon jest doktorem, a ty b�dziesz rzemie�lnikiem. Wtedy mo�esz si� �eni�, z kim ci si� podoba.
Nawet z c�rk� szewca. Macocha Asi m�wi�a, �e wyrzuci j� z domu. By�aby dotrzyma�a s�owa, gdyby
nie wybuch�a wojna. Ale przedtem jeszcze wybuch� skandal. Dyrektor Gminazjum G��wnego wyrzuci�
Buma ze szko�y. Skandal mia� miejsce na przedstawieniu amatorskiego klubu dramatycznego "Nasza
Scena". Miasto przepada�o za teatrem. Gdy przyje�d�a�a trupa Boritza i Glimmera albo ukrai�ski teatr
(Rusini kazali si� nazywa� Ukrai�cami) Stadnyka, nie m�wi�c ju� o go�cinnych wyst�pach Ireny Trap�
szo czy Ludwika Solskiego, trudno by�o dosta� bilet. Ale nikt nie mia� takiego powodzenia, jak miejs�
cowy klub dramatyczny "Nasza Scena". I by�by si� cieszy� jeszcze d�ugo powodzeniem, gdyby nie
sztuka pi�ra Benedykta Horowitza, koncypienta adwokackiego, syna biednego, ale szanowanego po�
k�tnego pisarczyka. Benedykt Horowitz gra� sam we w�asnej sztuce. Za� w roli zakochanych wyst�pili
Asia i Bum. Asia na scenie nazywa�a si� Asta, jak s�ynna aktorka filmowa Asta Nielsen, kt�ra w�a�nie
gra�a w filmie "Oczy matki", a Bum nazywa� si� Alfred, jak aktor wiede�ski Alfred Gierasch. Rodzice
Alfreda nale�eli do prawdziwej arystokracji i nie chcieli s�ysze� o ma��e�stwie jedynaka i jedynego
spadkobiercy z ubog� panienk� z porz�dnego wprawdzie domu, ale ojciec panienki by� ma�ym urz�d�
nikiem na poczcie w prowincjonalnym miasteczku. Wobec tego zakochanym nie pozosta�o nic innego,
jak odebra� sobie �ycie! W dzie� urodzin Asty oboje postanowili za�y� trucizn�. Bo�e, jak oni strasz�
nie umierali! Trucizna pali�a im wn�trzno�ci. Wili si� z b�lu, dusili si�, chwytali za piersi! Trudno by�o
wprost patrze� na to. Kto� ze wsp�czucia krzykn��: "Dosy�, dosy�! Ju� wystarczy!" Pani Henrietta
Maltzowa, �ona mecenasa, kt�ra siedzia�a w pierwszym rz�dzie, zas�oni�a sobie wachlarzem twarz.
A jej m�odsza siostra, Erna, ukry�a twarz w chusteczce. Czy�by ju� przeczuwa�a, �e przeznaczenie go�
tuje jej podobny prawie los? Ale na szcz�cie, dzi�ki Henrietcie, unikn�a tragedii. Kiedy wi�c oboje
umierali i Asta jeszcze szepn�a: "Pali mnie, Alfred, pali mnie, ale my�l o sobie, ratuj siebie, je�li mnie
naprawd� kochasz, bo dla mnie ju� jest za p�no, ja ju� czuj� poca�unek �mierci na moich ustach, ko�
cham ci�, m�j pi�kny rycerzu, kocham twoje przepastne oczy, twoje usta, kt�re ju� nigdy nie dotkn�
spragnionych mych warg, kocham twoje d�onie, kt�re ju� nigdy nie b�d� g�aska� puszystych mych
w�os�w, kocham za wszystko i dlatego b�agam ci�, ratuj przede wszystkim siebie" - na sali rozleg� si�
p�acz. Dramat by� zatytu�owany: "Za p�no". Rodzice nieszcz�liwego Alfreda wracaj� z jakiego�
arystokratycznego przyj�cia w �wietnym humorze, nic nie przeczuwaj�c. Zapalaj� �wiat�o. Na pod�o�
dze le�� dwa zimne trupy. Matka Alfreda wydaje przera�liwy okrzyk: "Synu m�j, jedynaku m�j! Dla�
czego to zrobi�e�? Och, dlaczego? Gdyby� mi by� powiedzia�! Ptasiego mleka ci nie brakowa�o! Ach,
m�u, m�j m�u! Donaldzie! Spiesz po najlepszego lekarza! Mo�e zdo�a uratowa� przynajmniej na�
szego syna! Wybaczymy mu, niech bierze za �on�, kogo jego serce pragnie! Tylko niech �yje! P� ma�
j�tku za uratowanie naszego Alfreda! Spiesz si�, Donaldzie! Ka�da chwila jest na wag� z�ota! Och, ja
nieszcz�sna matka! Dlaczego mi si� to nale�a�o! Czy� nie jestem podobna do Niobe?" A gdy ojciec
chce wyj�� po lekarza i szuka kapelusza, ona krzyczy: "Ju� za p�no! Nie widzisz, �e ju� jest za p�
no? Nie zostawiaj mnie samej z dwoma trupami na pod�odze!" Potem pada zemdlona, wo�aj�c jeszcze,
jakby na przestrog�, w stron� publiczno�ci: "Za p�no!" By�y to zarazem ostatnie s�owa sztuki o tym
samym tytule. Ju� opada kurtyna. A gdy zamilk�y ostatnie tony skrzypiec, kt�re gra�y za kulisami, roz�
leg�y si� g�osy widowni: "Hesio Mund! Hesio Mund! Brawo, brawo, bis!" I przed ramp� wyszed� ma�y
ch�opczyk w d�ugich spodniach i marynarskiej bluzeczce z bia�ym ko�nierzem ozdobionym kotwicami,
dziecko zwyczajnego rzemie�lnika, trzyma� przyci�ni�te do piersi skrzypce, k�ania� si� jak prawdziwy
artysta raz w lewo, raz w prawo, raz na wprost. Tak samo k�ania� si� i u�miecha� autor sztuki, Bene�
dykt Horowitz, kt�ry wyst�pi� w roli ojca Alfreda. Zawo�a� do ty�u: "Kurtyna!" i kurtyna posz�a zn�w
w g�r�, a na scenie ustawili si� wszyscy aktorzy, wyszli te� Asia i Bum, oboje bardzo bladzi. Asia do�
sta�a pi�kny bukiet narcyz�w. Sala klaska�a i krzycza�a: "Brawo", kobiety wo�a�y: "Bis, bis!", m꿽
czy�ni te�, ale mniej i kwa�no si� u�miechali, jakby si� czuli nieco winni. Po dw�ch tygodniach sztuka
zosta�a powt�rzona. Benedykt Horowitz troch� dopisa�, mianowicie doda� jeszcze na zako�czenie
rozmow� dwu grabarzy na cmentarzu. Jeden pot�pia bogatych rodzic�w, a drugi �a�uje m�odych sa�
mob�jc�w. Ale do tego miejsca przedstawienie ju� nie dosz�o. Odby�y si� dodatkowe pr�by z aktora�
mi. Ukaza�y si� afisze z nadrukiem: "Na og�lne ��danie PT Publiczno�ci - repetycja z udzia�em m�o�
docianego wirtuoza Hesia Munda, kt�ry w ostatnim akcie odegra na skrzypcach Pie�� Solveigi".
Repetycja sko�czy�a si� skandalem. Stawi�a si� ca�a inteligencja, kt�ra nie przysz�a na pierwsze przed�
stawienie. Niekt�rzy przybyli po raz wt�ry. M�czy�ni w jask�kach i spodniach w paski, kobiety z ra�
jerami w wysokich fryzurach, w sukniach z aksamitu i at�asu, mieni�ce si� od drogich kamieni w kol�
cach, pier�cieniach i broszach, z r�nobarwnymi szalami na obna�onych ramionach. Gdy si� wchodzi�o
na sal�, uderza�o gor�ce powietrze, pe�ne zapachu perfum. Bilety zosta�y wyprzedane na par� dni
przed przedstawieniem. Jeszcze przed �sm� zamkni�to bram� ruskiego "Domu Narodnego", gdzie
mie�ci� si� kinoteatr "Edison". Seanse filmowe zosta�y odwo�ane i na miejsce bia�ego p��tna opuszczo�
no zas�on� r�cznie malowan�. By�a to olbrzymia kurtyna z grup� ruskich ch�opek w czerwono-zielo�
nych zapaskach i fa�dzistych sp�dnicach, ruchem r�ki zapraszaj�cych do "Narodnego Domu". Inne
pokazywa�y na obraz, gdzie namalowana p�yn�a rzeka, ros�y drzewa i wznosi�y si� wie�e ko�cio�a
i cerkwi. Od razu mo�na by�o pozna� w�asne miasto. Pali� si� nie tylko g��wny �yrandol na �rodku su�
fitu, ale �wieci�y si� lampy na schodach i wszystkich korytarzach. Ja�niej by�o i g�ciej ni� pierwszym
razem. Na ulicy zebrali si� te� ludzie i trzeba by�o zwi�kszy� ilo�� stra�ak�w z dw�ch do czterech, �e�
by powstrzyma� nap�r t�umu. Domagano si� wywo�ania autora sztuki i kierownika teatru amatorskie�
go, Benedykta Horowitza. ��dano bilet�w stoj�cych. Nikt nie chcia� nic za darmo. Na pr�no! Szew�
ca Gerszona wpuszczono jako wyj�tek. Krzykn��: "Protestuj�!", gdy wprowadzono tylnym wej�ciem
doktora Leona Kramera, syna introligatora. Benedykt Horowitz wysun�� g�ow� w siwej peruce, tak �e
trudno go