1885
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 1885 |
Rozszerzenie: |
1885 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 1885 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 1885 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
1885 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Georges Simenon
"Maigret i trup w kanale"
0 0
l128 3
0 0
l128 3
Sp�dzielnia Wydawnicza "Czytelnik"
0 0
l128 3
Warszawa 1993
0 0
l128 3
0 0
l128 3
Producent wersji brajlowskiej:
0 0
l128 3
Altix Sp. z o.o.
0 0
l128 3
ul. W. Surowieckiego 12a
0 0
l128 3
02-785 Warszawa
0 0
l128 3
tel. 644-94-78
0 0
l128 3
0 0
l128 3
Rozdzia� 1
0 0
l128 3
0 0
l128 3
Znalezisko braci Naud
0 0
l128 3
0 0
l128 3
Zaczyna�o �wita�, kiedy Jules, starszy z braci Naud, ukaza� si� na pok�adzie barki. Najpierw wy
�oni�a si� g�owa, potem ramiona, wreszcie ca�a posta�. Sta� teraz na pok�adzie, wielki i niezdarny,
przeczesuj�c r�k� rozczochrane w�osy koloru lnu. Spojrza� na �luz�, w lewo - na quai de Jemmapes,
w prawo - na quai de Valmy. Odetchn�� �wie�ym powietrzem wstaj�cego dnia, zrobi� sobie skr�ta, za
pali�. W chwil� p�niej rozb�ys�o �wiat�o w ma�ym bistro na rogu ulicy des Rcollets.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
W pierwszym porannym brzasku ��ta barwa fasady wydawa�a si� ostrzejsza ni� za dnia. Popaul,
w�a�ciciel bistra, rozmam�any i potargany, drepta� po chodniku otwieraj�c okiennice.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Jules zszed� z trapu i przeci�� nabrze�e skr�caj�c drugiego papierosa. Kiedy Robert Naud, nie
wiele ni�szy i chudszy od swego brata, wynurzy� si� z luku, ujrza� w o�wietlonym barze Jules'a oparte
go o kontuar i Popaula dolewaj�cego sobie koniaku do kawy.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Robert, jakby czeka� na swoj� kolejk�, skr�ci� papierosa identycznym ruchem co Jules. Kiedy
starszy brat wyszed� z bistra, m�odszy opu�ci� bark� i spotkali si� na �rodku jezdni.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Uruchomi� silnik - o�wiadczy� Jules.
0 0
l128 3
Bywa�o, �e ca�ymi dniami wymieniali najwy�ej dziesi�� tego rodzaju zda�. Ich ��d� zwa�a si�
"Dwaj bracia". Za �ony mieli siostry bli�niaczki i obie rodziny mieszka�y na barce.
0 0
l128 3
Robert zaj�� miejsce Jules'a w barze Popaula, gdzie unosi� si� aromat wzmocnionej koniakiem
kawy.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Zapowiada si� �adny dzie� - stwierdzi� ma�y, pulchny Popaul.
0 0
l128 3
Naud spogl�da� w milczeniu na krajobraz za oknem. Niebo r�owia�o. Stercz�ce rury komin�w
nabiera�y �ycia i barwy, ale kryte dach�wk� i �upkiem dachy oraz bruk na jezdni powleka�a jeszcze
miejscami delikatna warstwa nocnego szronu.
0 0
l128 3
Rozleg� si� charkot silnika. Z rufy dobywa�y si� rytmicznie k��by czarnego dymu. Naud po�o�y�
pieni�dze na ladzie, dotkn�� ko�cami palc�w czapki i ruszy� z powrotem nabrze�em. Umundurowany
nadzorca �luzy sta� przy komorze i szykowa� si� do otwarcia wr�t. W oddali, na quai de Valmy, s�y
cha� by�o kroki niewidocznych ludzi. Z barki dochodzi�y g�osy dzieci i kobiet szykuj�cych kaw�.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Jules, zas�piony, wychyli� si� przez burt�. Robert wiedzia�, o co chodzi. Za�adowali kamie� cio
sowy w Beauval, przy czterdziestym �smym s�upie kana�u de I'Ourcq, i swoim zwyczajem przeci��yli
bark� o kilka ton. Ju� wczoraj, kiedy wp�ywali z basenu La Villette do kana�u Saint-Martin, zahaczyli
o muliste dno.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
W marcu na og� poziom w�d jest wysoki. Tego roku jednak nie pada�o od dw�ch miesi�cy -
wody by�o ma�o.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Wrota �luzy rozwar�y si�. Jules stan�� przy kole sterowym. Robert zszed� na l�d, odcumowa�
bark�. �ruba nap�dowa zacz�a si� obraca� i sta�o si� to, czego obawiali si� bracia: na powierzchni po
jawi�y si� wielkie ba�ki g�stego b�ota.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Robert chwyci� bosak, opar� si� na nim ca�ym ci�arem cia�a i usi�owa� odepchn�� dzi�b od
brzegu. �ruba najwyra�niej si� zaci�a. �luzowy, nawyk�y do takich przestoj�w, czeka� cierpliwie, za
bijaj�c po doro�karsku r�ce dla rozgrzewki.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Bark� wstrz�sn�o, rozleg� si� niepokoj�cy zgrzyt przek�adni. Robert odwr�ci� si� do brata. Jules
zatrzyma� silnik. Co� si� musia�o sta�, ale co?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
�ruba nie mog�a wbi� si� w dno, gdy� os�ania�a j� p�etwa steru. Widocznie co� j� zaklinowa�o,
mo�e stara cuma, kt�rych pe�no w kanale. Je�li tak, trudno b�dzie j� odczepi�.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Robert z �erdzi� w gar�ci poszed� na ty� barki. Wychyli� si� i pr�bowa� dosi�gn�� �ruby w m�tnej
wodzie. Jules szuka� mniejszego bosaka. Laurence, �ona Jules'a, wyjrza�a z luku.
0 0
l128 3
- Co si� sta�o?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Sam nie wiem.
0 0
l128 3
Bracia w milczeniu manipulowali bosakami wok� zaklinowanej �ruby. �luzowy Dambois, zwa
ny powszechnie Charles'em, stan�� na nabrze�u i przygl�da� si� ich zmaganiom. Nie pyta�, nie komen
towa�, pyka� tylko powi�zan� drutem fajeczk�.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Pojawili si� pierwsi przechodnie. Szli w po�piechu w kierunku placu Rpublique; piel�gniarki
w bia�ych czepkach zmierza�y do szpitala Saint-Louis.
0 0
l128 3
- Masz co�?
0 0
l128 3
- Chyba tak.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Lina?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Nie wiem.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Jules Naud zaczepi� bosakiem o jaki� przedmiot. Po chwili mia� go ju� na haku, na powierzchni
pojawi�y si� nowe ba�ki.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Jules powoli ci�gn�� bosak do g�ry. Wreszcie wy�oni� si� dziwaczny pakunek w resztkach gaze
ty, przewi�zany sznurkiem.
0 0
l128 3
By�a to ludzka r�ka, od ramienia po d�o�, kt�ra w wodzie nabra�a sinej barwy i konsystencji
�ni�tej ryby.
0 0
l128 3
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Depoil, brygadier z trzeciej dzielnicy, ko�czy� nocn� s�u�b� na posterunku przy quai de Jemma
pes, kiedy w drzwiach pojawi�a si� d�uga sylwetka starszego z braci Naud.
0 0
l128 3
- Powy�ej �luzy des Rcollets stoi nasza barka "Dwaj bracia". Kiedy chcieli�my ruszy�, �ruba
zaklinowa�a si� i wyci�gn�li�my r�k� m�czyzny.
0 0
l128 3
Depoil, kt�ry od pi�tnastu lat pracowa� w dziesi�tym obwodzie, zareagowa� tak, jak zareago
wa�by ka�dy policjant z tego posterunku na tak� wiadomo��.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- M�czyzny? - zapyta� z niedowierzaniem.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Tak, m�czyzny. Ciemno ow�osiona...
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
�ruby nap�dowe nieraz zahacza�y o zw�oki w kanale Saint-Martin i wy�awiano je do�� cz�sto,
zwykle w ca�o�ci. W�r�d nich trafia�y si�, owszem, cia�a m�czyzn: kloszarda, kt�ry wypi� o jednego
za du�o i ze�lizgn�� si� do wody, czy opryszka, kt�rego pchn�� no�em cz�onek wrogiej bandy.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Po�wiartowane zw�oki r�wnie� nie nale�a�y do rzadko�ci, wyci�gano je �rednio dwa, trzy razy
do roku. Zawsze jednak, odk�d brygadier Depoil si�ga� pami�ci�, by�y to zw�oki kobiet. I to okre�lo
nych kobiet: w dziewi�ciu przypadkach na dziesi�� prostytutek najni�szej kategorii, takich, co szwen
daj� si� noc� po zau�kach. Raporty stwierdza�y niezmiennie: "Zbrodnia na tle sadystycznym".
0 0
l128 3
Policja zna�a ca�y �wiatek przest�pczy dzielnicy, mia�a aktualn� czarn� list�. Osobnika, kt�ry na
przyk�ad w�ama� si� do sklepu czy zaatakowa� kogo� z broni� w r�ku, aresztowano zazwyczaj po kilku
dniach. Rzadko natomiast udawa�o si� pochwyci� sprawc�w zab�jstw.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Przyni�s� j� pan? - spyta� Depoil.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- R�k�?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Gdzie j� pan zostawi�?
0 0
l128 3
- Na nabrze�u. Mo�emy rusza�? Musimy si� dosta� na quai deI'Arsenal i roz�adowa� bark�.
Czekaj� na nas.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Brygadier zapali� papierosa. Zg�osi� wypadek na Pogotowie Policyjne, po czym po��czy� si�
z mieszkaniem komisarza dzielnicowego Magrina.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Przepraszam, �e pana budz�... Szyper wyci�gn�� z kana�u r�k�... Nie! M�czyzny... To samo
sobie pomy�la�em... S�ucham?... Tak, tak, jest tutaj... Zaraz go spytam...
0 0
l128 3
Nie odk�adaj�c s�uchawki zwr�ci� si� do Jules'a:
0 0
l128 3
- Na pana oko d�ugo przebywa�a w wodzie?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Naud podrapa� si� w g�ow�.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Co to znaczy d�ugo?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Jest w rozk�adzie?
0 0
l128 3
- Nie, nie powiedzia�bym. Moim zdaniem p�ywa�a ze dwa, trzy dni.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Brygadier powt�rzy� przez telefon:
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Dwa, trzy dni...
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
I s�ucha�, bawi�c si� o��wkiem, instrukcji komisarza.
0 0
l128 3
- Mo�emy rusza�? - ponowi� pytanie Naud, gdy brygadier od�o�y� s�uchawk�.
0 0
l128 3
- Na razie nie. A nu� inne cz�ci cia�a przyczepi�y si� do barki? Przy uruchamianiu �odzi mog�yby
zagin��. Tak m�wi komisarz i s�usznie.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Nie mo�emy tu stercze� w niesko�czono��! Za nami stoj� ju� cztery statki, ludzie si� niecierp
liwi�.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Brygadier czeka� na po��czenie telefoniczne.
0 0
l128 3
- Halo! To ty, Victor? Obudzi�em ci�? Jad�e� �niadanie? �wietnie, mam dla ciebie robot�.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Victor Cadet mieszka� w pobli�u, przy ulicy du Chemin-Vert. Nie by�o miesi�ca, by nie wzywa
no go na poszukiwania w kanale Saint-Martin. I te� nikt inny nie wy�owi� z Sekwany i paryskich kana
��w tylu najr�niejszych przedmiot�w, w tym r�wnie� ludzkich zw�ok.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Musz� �ci�gn�� mojego pomocnika.
0 0
l128 3
0 0
l128 3
O godzinie si�dmej rano na bulwarze Richard-Lenoir pani Maigret, �wie�a, ubrana ju�, pachn�ca
myd�em, krz�ta�a si� po kuchni szykuj�c �niadanie. Komisarz jeszcze spa�. Na Quai des Orfvres Lucas
i Janvier pe�nili s�u�b� od sz�stej. Wiadomo�� o r�ce wy�owionej z kana�u przyj�� Lucas.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Dziwne! - mrukn�� do Janviera. - W kanale Saint-Martin znaleziono r�k� i nie jest to r�ka ko
biety.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- M�czyzny?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- A kog� by?
0 0
l128 3
- No... dziecka.
0 0
l128 3
Taki wypadek mia� miejsce jeden jedyny raz, trzy lata temu.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Zawiadomimy szefa?
0 0
l128 3
Lucas spojrza� na zegarek, zawaha� si�. Pokr�ci� g�ow�.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Nie pali si�. Niech sobie spokojnie wypije kaw�.
0 0
l128 3
Za dziesi�� �sma przed bark� "Dwaj bracia" zebra� si� ju� g�sty t�umek. Stra�nik odp�dza� ga
pi�w od przedmiotu, kt�ry le�a� pod plandek� na p�ycie. Przez �luz� przepuszczano ��d� Victora - za
cumowa�a przy nabrze�u.
0 0
l128 3
Victor Cadet by� ogromnym m�czyzn�. A� korci�o, by go zapyta�, czy skafander robi� sobie na
miar�. Jego pomocnik by� za to malutki, �u� tyto� i strzyka� do wody br�zow� �lin�. Za�o�y� drabink�,
pomp� i umocowa� na szyi Victora wielki mosi�ny he�m.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Na tylnym pok�adzie "Dw�ch braci" pokaza�y si� dwie kobiety i pi�cioro dzieci. Dzieciaki mia�y
w�osy jasnoblond, prawie bia�e. Jedna z kobiet by�a w ci��y, druga trzyma�a na r�ku niemowl�.
0 0
l128 3
Domy na quai de Valmy sta�y teraz w pe�nym s�o�cu. W jasnym, weso�ym blasku nabrze�e wcale
nie wygl�da�o ponuro, wbrew rozpowszechnionej opinii. Farba na fasadach nie by�a co prawda �wie�a,
biel i ��� wyblak�y, ale tego marcowego poranka ulica przypomina�a obraz Utrilla.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Za "Dwoma bra�mi" czeka�y cztery barki. Na pok�adach suszy�a si� na sznurze bielizna, barasz
kowa�y dzieci, pokrzykiwa�y kobiety. Unosi� si� zapach smo�y, dominuj�cy nad mniej przyjemn� woni�
kana�u.
0 0
l128 3
Pi�tna�cie po �smej, kiedy Maigret dopija� drug� fili�ank� kawy i ociera� usta przed zapaleniem
pierwszej porannej fajki, zatelefonowa� Lucas.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- R�ka m�czyzny, powiadasz?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Maigret te� by� zdziwiony.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Nic wi�cej nie znaleziono?
0 0
l128 3
- W akcji jest nurek, Victor Cadet. Trzeba jak najszybciej otworzy� �luz�, grozi korek.
0 0
l128 3
- Kto si� tym zaj��?
0 0
l128 3
- Judel.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Inspektor z dziesi�tki, ch�opak niczym si� nie wyr�niaj�cy, lecz skrupulatny. Mo�na by�o na
nim polega� przy czynno�ciach wst�pnych.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Przyjedzie pan, szefie?
0 0
l128 3
- Nawet nie na�o�� zbytnio drogi.
0 0
l128 3
- Dojecha� do pana?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- A kto jest dzisiaj?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Janvier, Lemaire... O, w�a�nie wchodzi Lapointe.
0 0
l128 3
Maigret zawaha� si�. Wok� niego pe�no by�o s�o�ca, mia� ochot� uchyli� okno. Mo�e to ca�kiem
prosta zagadka, b�aha sprawa, w sam raz dla Judela, kt�ry �wietnie poprowadzi j� od pocz�tku do
ko�ca. Trudno przewidzie�. Gdyby chodzi�o o r�k� kobiety, Maigret got�w by�by si� za�o�y�, �e resz
ta b�dzie zwyk�� rutyn�. Ale skoro to r�ka m�czyzny, wszystko jest mo�liwe. A nu� b�dzie to zawi�a
sprawa i komisarz osobi�cie zajmie si� �ledztwem? Wtedy najbli�sze dni zale�e� b�d� cz�ciowo od
doboru ludzi, zazwyczaj bowiem rozpoczyna�, prowadzi� i ko�czy� dochodzenie z tym samym inspek
torem.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Przy�lij mi Lapointe'a.
0 0
l128 3
Nie wsp�pracowa� z nim bezpo�rednio ju� od d�u�szego czasu. Bawi�y go jego m�odo�� i zapa�,
zmieszanie, kiedy ch�opcu wydawa�o si�, �e pope�ni� jak�� gaf�.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Mam uprzedzi� szefa?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Tak. Na pewno sp�ni� si� dzi� na raport.
0 0
l128 3
By� 23 marca. Wiosna kalendarzowa rozpocz�a si� przedwczoraj i, co nie zdarza si� rokrocznie,
czu�o si� j� w powietrzu. Maigret omal nie wyszed� bez p�aszcza.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Na bulwarze Richard-Lenoir wzi�� taks�wk�. Nie by�o st�d bezpo�redniego autobusu, a przy ta
kiej pogodzie nie spos�b dusi� si� w metrze. Do �luzy Rcollets dotar� przed Lapointe'em, tak jak si�
spodziewa�. Zasta� tam inspektora Judela wpatruj�cego si� w czarn� to�.
0 0
l128 3
- Znaleziono co� jeszcze?
0 0
l128 3
- Na razie nie, szefie. Victor okr��a bark�. Musimy mie� pewno��, �e nic tam nie ma.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Up�yn�o kolejne dziesi�� minut. Z ma�ego czarnego wozu Policji Kryminalnej wysiad� szybko
Lapointe. Na wodzie pojawi�y si� jasne ba�ki zapowiadaj�ce rych�e wyp�yni�cie na powierzchni� nur
ka.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Pomocnik Victora przyskoczy� do niego, by odkr�ci� he�m. Po chwili nurek pali� ju� papierosa
rozgl�daj�c si� woko�o. Pozna� Maigreta i skin�� mu r�k� jak dobremu znajomemu.
0 0
l128 3
- I co tam?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- W tym sektorze nic nie ma.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Barka mo�e rusza�?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Tutaj zgarnie najwy�ej mu� z dna.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Us�yszawszy te s�owa Robert Naud krzykn�� do brata:
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Zapalaj!
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Maigret zwr�ci� si� do Judela:
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Ma pan ich zeznania?
0 0
l128 3
- Tak. Podpisane. Zreszt� wy�adunek na quai de I'Arsenal zajmie im jeszcze dobrych kilka dni.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Quai de I'Arsenal le�a�o w dole, jakie� dwa kilometry od �luzy Rcollets, pomi�dzy Bastyli�
a Sekwan�.
0 0
l128 3
Uruchomienie �odzi troch� trwa�o. Prze�adowany kad�ub szorowa� po dnie. Wreszcie barka
przekroczy�a �luz�, wrota si� za ni� zamkn�y.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
T�umy ciekawskich zacz�y si� rozchodzi�. Ci, co pozostali, wyra�nie nie mieli nic do roboty
i zamierzali chyba stercze� tu ca�y dzie�.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Victor wci�� by� w gumowym skafandrze.
0 0
l128 3
- Je�li s� gdzie� inne cz�ci cia�a - t�umaczy� - to w g�rnym biegu. Tu��w, g�owa s� ci�sze od
r�ki i trudniej je poci�gn��.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Na powierzchni wody nie wida� by�o najmniejszego ruchu, unosz�ce si� odpadki trwa�y w miej
scu.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Nie ma tu oczywi�cie takiego pr�du jak w rzece, ale przy ka�dym otwarciu �luzy powstaje
ruch wody, prawie niewidoczny, wzd�u� ca�ego mi�dzy�luzia.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- A zatem trzeba by szuka� a� do nast�pnej �luzy?
0 0
l128 3
- W�adze p�ac�, a pan zarz�dza - stwierdzi� Victor mi�dzy jednym a drugim poci�gni�ciem papie
rosa.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Jak d�ugo to potrwa?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Zale�y, gdzie znajd� reszt�. O ile w og�le jest w kanale!
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
By�oby dziwne, gdyby jedn� cz�� cia�a wrzucono do wody, a inne ukryto gdzie� na l�dzie!
0 0
l128 3
- Szukajcie!
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Victor da� znak swemu pomocnikowi, by przycumowa� ��d� nieco dalej w g�rnym biegu, i za
cz�� nak�ada� he�m.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Maigret wzi�� na stron� Judela i Lapointe'a. Tworzyli grupk�, kt�r� gapie na nabrze�u obser
wowali z szacunkiem, jakim bezwiednie darzy si� przedstawicieli w�adzy.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Na wszelki wypadek przeszukajcie okoliczne tereny.
0 0
l128 3
- My�la�em o tym - odpar� Judel. - Czeka�em tylko na pana instrukcje.
0 0
l128 3
- Ilu ma pan ludzi?
0 0
l128 3
- Rano dw�ch. Po po�udniu mo�e by� trzech.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Dowiedzcie si�, czy nie by�o tu ostatnio jakich� b�jek, krzyk�w, wo�ania o pomoc...
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Jasne, szefie.
0 0
l128 3
R�ka, przykryta plandek�, wci�� le�a�a na kamiennej p�ycie nabrze�a i Maigret ustawi� na stra�y
umundurowanego policjanta.
0 0
l128 3
- Idziemy, Lapointe?
0 0
l128 3
Skierowali si� do naro�nego bistra "U Popaula" pomalowanego jaskrawo��t� farb�. Komisarz
pchn�� oszklone drzwi. Kilku m�czyzn w roboczych kombinezonach posila�o si� przy kontuarze.
0 0
l128 3
- Co dla pan�w? - spyta� w�a�ciciel.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Gdzie tu jest telefon?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
W tej samej chwili dojrza� aparat: telefon �cienny, bez kabiny, i do tego tu� przy ladzie.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Chod�my, Lapointe.
0 0
l128 3
Nie mia� ochoty rozmawia� przy �wiadkach.
0 0
l128 3
- Nic panowie nie zam�wi�?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Popaul wygl�da� na ura�onego. Komisarz przyrzek� mu:
0 0
l128 3
- P�niej.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Wzd�u� nabrze�a ci�gn�y si� rz�dy jednopi�trowych domk�w, budynk�w gospodarczych, war
sztat�w, sta�y te� wielkie betonowe biurowce.
0 0
l128 3
- Poszukamy kabiny telefonicznej.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Szli przed siebie. Widzieli teraz, po drugiej stronie kana�u, wyp�owia�� flag� i niebieski znak
�wietlny posterunku policji, a dalej ciemne mury szpitala Saint-Louis. Po blisko trzystu metrach mar
szu trafili na ponure ma�e bistro. Maigret pchn�� drzwi prowadz�ce do �rodka. Schodzi�o si� po dw�ch
kamiennych stopniach. Pod�oga z ciemnoczerwonych kwadratowych p�ytek przypomina�a mu budynki
w Marsylii.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
W sali nie by�o �ywej duszy, tylko wielki rudy kocur podni�s� si� leniwie ze swego legowiska
przy piecu, pomaszerowa� do uchylonych drzwi i znikn�� za nimi.
0 0
l128 3
- Jest tu kto? - zawo�a� Maigret.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
S�ycha� by�o szybkie tykanie zegara z kuku�k�. W powietrzu unosi�a si� wo� w�dki i st�ch�ej
kawy oraz l�ejszy zapach bia�ego wina.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Na zapleczu kto� si� poruszy�. Rozleg� si� kobiecy nieco znu�ony g�os:
0 0
l128 3
- Zaraz!
0 0
l128 3
Niski okopcony sufit, ciemne �ciany, p�mrok, przez kt�ry przebija�y si� pojedyncze promienie
s�o�ca, jak przez witra�e w ko�ciele. Na �cianie - karton z nabazgranym napisem: "Dania barowe".
0 0
l128 3
Inna wywieszka g�osi�a: "Dozwolony w�asny prowiant".
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
O tej porze nie by�o ruchu, Maigret i Lapointe byli zapewne pierwszymi go��mi. W rogu znaj
dowa�a si� kabina telefoniczna. Maigret czeka�, a� zjawi si� w�a�cicielka.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Wreszcie przysz�a, upinaj�c po drodze szpilkami w�osy, ciemnobr�zowe, prawie czarne. Chuda,
w nieokre�lonym wieku, mia�a mo�e czterdzie�ci, czterdzie�ci pi�� lat. Sz�a nachmurzona, szuraj�c fil
cowymi kapciami po p�ytkach pod�ogi.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Co dla pan�w?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Maigret spojrza� na Lapointe'a.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Ma pani dobre bia�e wino?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Wzruszy�a ramionami.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Dwa bia�e wina. Mog� prosi� o �etony do telefonu?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Zamkn�� si� w kabinie i zadzwoni� do biura prokuratora, by zda� raport. Po drugiej stronie linii
odezwa� si� zast�pca prokuratora, kt�ry, podobnie jak inni, wyrazi� zdziwienie, �e z kana�u wy�owiono
r�k� m�czyzny.
0 0
l128 3
- Nurek prowadzi dalsze poszukiwania. Twierdzi, �e reszta, je�li jest jaka� reszta, znajduje si�
w g�rnym biegu. Mam pro�b�, skontaktujcie si� jak najszybciej z doktorem Paulem, musi obejrze� r�
k�.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Sk�d pan telefonuje? Postaram si� go zaraz z�apa� i oddzwoni�.
0 0
l128 3
Maigret odczyta� numer na aparacie, poda� go rozm�wcy, po czym skierowa� si� do kontuaru,
gdzie czeka�y ju� dwa kieliszki.
0 0
l128 3
- Pani zdrowie! - zwr�ci� si� do w�a�cicielki.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Nie zareagowa�a, jakby nie us�ysza�a s��w komisarza. Spogl�da�a na obu m�czyzn bez cienia
sympatii, czeka�a, a� sobie p�jd�, by mog�a wr�ci� do swych zaj��, zapewne chcia�a doko�czy� po
rann� toalet�.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Niew�tpliwie �adna za m�odu. Przecie� by�a kiedy� m�oda, jak ka�dy cz�owiek. Teraz jej oczy,
usta, ca�e cia�o wyra�a�y tylko zm�czenie. Mo�e by�a chora i ba�a si� ataku choroby? Ludzie, kt�rzy
wiedz�, �e nieuchronnie nadejd� cierpienia, maj� taki w�a�nie t�py i napi�ty wyraz twarzy narkomana
czekaj�cego na now� dawk� narkotyku.
0 0
l128 3
- B�dzie tu do mnie telefon - mrukn�� Maigret, jakby chcia� si� usprawiedliwi�.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
By� to lokal publiczny, jak wszelkie bary i kawiarnie, miejsce w pewien spos�b anonimowe, obaj
mieli jednak poczucie, �e s� intruzami, �e wdarli si� do obcego �wiata.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Dobre ma pani wino.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
By�a to prawda. Wi�kszo�� paryskich bar�w zachwala lekkie wino regionalne, lecz najcz�ciej
jest to wino mieszane, pochodz�ce z rozlewni Bercy. To natomiast mia�o swoisty aromat, kt�ry komi
sarz usi�owa� rozpozna�.
0 0
l128 3
- Sancerre? - zapyta�.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Nie. Okolice Poitiers.
0 0
l128 3
Ach, wi�c st�d ten skalny posmak. S�ynne piwnice w grotach!
0 0
l128 3
- Ma tam pani rodzin�?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Nie odpowiedzia�a. Maigret patrzy� na ni� z podziwem: nieruchoma, z kamienn� twarz�, obser
wowa�a ich w milczeniu. Kot �asi� si� do niej, ocieraj�c si� o jej go�e nogi.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Gdzie pani m��?
0 0
l128 3
- Pojecha� tam.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Pojecha� po wino, o to jej chodzi�o. Rozmowa nie klei�a si� i komisarz skin��, by nape�ni�a kie
liszki. Z zak�opotania wybawi� go dzwonek telefonu.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Tak, to ja. Z�apa� pan Paula? Jest wolny? Za godzin�? Dobrze! B�d� tam.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Po chwili Maigret zas�pi� si�. Zast�pca prokuratora oznajmi�, �e spraw� powierzono s�dziemu
�ledczemu Comliau, kt�ry by� niemal osobistym wrogiem Maigreta, najwi�kszym konformist� i zrz�
d� w ca�ym S�dzie.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- M�wi�, �eby informowa� go pan na bie��co, to jego specjalne �yczenie.
0 0
l128 3
- Wiem, wiem.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Comliau b�dzie teraz kilka razy dziennie wydzwania� do Maigreta i oczekiwa� porannych spra
wozda� w swoim gabinecie!
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Trudno! - westchn��. - Jako� to b�dzie!
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Nic nie poradz�, panie komisarzu. To jedyny wolny s�dzia, poza tym...
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Promie� s�o�ca przeci�� na ukos sal� i odbi� si� w kieliszku Maigreta.
0 0
l128 3
- Idziemy! - mrukn�� wyci�gaj�c pieni�dze z kieszeni. - Ile p�ac�?
0 0
l128 3
Na dworze zapyta�:
0 0
l128 3
- Wzi��e� w�z?
0 0
l128 3
- Tak. Zostawi�em przy �luzie.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Pod wp�ywem wina policzki Lapointe'a zar�owi�y si�, a oczy mu lekko b�yszcza�y.
0 0
l128 3
Ju� z daleka zobaczyli grupk� gapi�w obserwuj�cych z nabrze�a wyczyny nurka. Kiedy dotarli
na miejsce, pomocnik Victora wskaza� na dno �odzi, gdzie le�a� tym razem wi�kszy pakunek.
0 0
l128 3
- Gole� i stopa - oznajmi� splun�wszy do wody.
0 0
l128 3
Drugie opakowanie by�o mniej zniszczone ni� pierwsze. Maigret nie mia� ochoty przygl�da� mu
si� z bliska.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- My�lisz, �e warto sprowadzi� transport? - spyta� Lapointe'a.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- To si� zmie�ci w tylnym baga�niku.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Taka perspektywa wcale im si� nie u�miecha�a, nie chcieli jednak,�eby lekarz s�dowy na nich
czeka�. Byli z nim um�wieni w Instytucie Medycyny S�dowej, kt�ry mie�ci� si� w nowoczesnym jas
nym budynku nad brzegiem Sekwany, nie opodal miejsca, gdzie kana� ��czy si� z rzek�.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Co mam robi�? - odezwa� si� Lapointe.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Maigret nic na to nie odpar�, wi�c inspektor, przezwyci�ywszy obrzydzenie, zani�s� oba pakun
ki, jeden po drugim, do samochodu i umie�ci� je w baga�niku.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Cuchnie? - spyta� komisarz, kiedy tamten wr�ci� na brzeg.
0 0
l128 3
Lapointe, trzymaj�c r�ce daleko od siebie, skrzywi� si� tylko w odpowiedzi.
0 0
l128 3
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Doktor Paul, odziany w bia�y kitel, w gumowych r�kawiczkach, pali� papierosa za papierosem.
Twierdzi�, �e tyto� jest jednym z najskuteczniejszych �rodk�w antyseptycznych. Bywa�o, �e w czasie
autopsji wypala� dwie paczki gauloise'�w.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Pe�en animuszu zabra� si� do pracy, nie opuszcza� go dobry humor. Pochylony nad marmuro
wym blatem, m�wi� zaci�gaj�c si� dymem:
0 0
l128 3
- Na razie nic definitywnego nie mog� panu powiedzie�, to jasne. Przede wszystkim, chcia�bym
zobaczy� reszt� zw�ok, kt�ra ujawni nam co� wi�cej ni� noga czy r�ka. Poza tym, przed ostateczn�
opini� musz� wykona� szereg analiz.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- W jakim by� wieku?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Wst�pne ogl�dziny wskazywa�yby na pi��dziesi�t, sze��dziesi�t lat. Bli�ej pi��dziesi�tki. Pro
sz� spojrze� na t� d�o�.
0 0
l128 3
- Co mam z niej wyczyta�?
0 0
l128 3
- D�o� du�a i mocna, nawyk�a w pewnym okresie �ycia do ci�kiej pracy.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- R�ka robotnika.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Nie. Raczej wie�niaka. Za�o�� si� jednak, �e ca�ymi latami nie trzyma�a ci�kiego narz�dzia.
Nie by� to cz�owiek zadbany, wystarczy spojrze� na paznokcie, zw�aszcza u nogi.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Kloszard?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Nie s�dz�. Jak m�wi�em, czekam na reszt�, o ile j� znajd�, potem wydam orzeczenie.
0 0
l128 3
- Od kiedy nie �yje?
0 0
l128 3
- Znowu mog� postawi� tylko hipotez�. Prosz� j� potraktowa� ze znakiem zapytania, bo wie
czorem czy jutro mo�e powiem panu co� innego. Na razie obstawa�bym, �e od trzech dni, nie d�u�ej.
A sk�ania�bym si�, �e kr�cej.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Od ubieg�ej nocy?
0 0
l128 3
- Nie. Niewykluczone, �e od poprzedniej.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Maigret i Lapointe tak�e palili, omijaj�c starannie spojrzeniem marmurowy st�. Za to doktor
Paul czerpa� wyra�n� przyjemno�� ze swojej roboty i manewrowa� narz�dziami z kuglarsk� zr�czno�
ci�.
0 0
l128 3
Lekarz ju� zamierza� si� przebra� w sw�j zwyk�y ubi�r, kiedy wezwano Maigreta do telefonu.
Dzwoni� Judel - stamt�d, z quai de Valmy.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Znaleziono korpus! - oznajmi� nie bez pewnego podniecenia.
0 0
l128 3
- A g�owy nie?
0 0
l128 3
- Jeszcze nie. Victor uwa�a, �e z tym p�jdzie trudniej, g�owa jest ci�sza i na pewno g��biej
wesz�a w mu�. Znalaz� te� pusty portfel i damsk� torebk�.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- W pobli�u tu�owia?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Nie. Dalej. Chyba te rzeczy nie maj� ze sob� zwi�zku. Victor m�wi, �e to, co m�g�by za ka�
dym razem wy�owi� z kana�u, wype�ni�oby ca�y pchli targ. Zanim trafi� na zw�oki, wydosta� sk�adane
��ko i dwa wiadra.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Doktor Paul nie zdj�� r�kawiczek i czeka� trzymaj�c r�ce daleko od siebie.
0 0
l128 3
- Jest co� dla mnie? - spyta�.
0 0
l128 3
Maigret skin�� g�ow�. Zwr�ci� si� do Judela:
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Da�oby si� przetransportowa� tu��w do Instytutu?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Zrobi si�.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- To czekam. Tylko si� pospieszcie, bo doktor...
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Wyszli i przystan�li na progu, gdzie by�o znacznie przyjemniej, powietrze rze�kie i sk�d mogli
obserwowa� nieustaj�cy ruch na mo�cie d'Austerlitz. Po drugiej stronie Sekwany, przed Magasins G
nraux, roz�adowywano jakie� barki i ma�y statek morski. Tego ranka Pary�
0 0
l128 3
t�tni� m�odzie�czym, radosnym rytmem, zaczyna�a si� kolejna pora roku, nowa wiosna, i ludzie patrzy
li na �wiat z optymizmem.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Nie znalaz� pan tatua�y, blizn?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Nie, nie na tych cz�ciach, kt�re bada�em. To sk�ra cz�owieka �yj�cego raczej w czterech
�cianach.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Chyba mocno ow�osiony.
0 0
l128 3
- Tak. Widz� ten typ, mog� go panu opisa�: ciemny, kr�py, szeroki w barach, muskularny, g�ste
czarne ow�osienie na r�kach, d�oniach, nogach i piersi. Wie�niak, jakich u nas wielu, silny, stanowczy,
uparty. Chcia�bym zobaczy� jego g�ow�.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Trzeba j� najpierw znale��!
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
W kwadrans p�niej dw�ch policjant�w w mundurach przynios�o tu��w. Doktor Paul niemal za
ciera� r�ce zmierzaj�c do marmurowego sto�u, niczym stolarz �piesz�cy do swego warsztatu.
0 0
l128 3
- Tak my�la�em, amatorska robota - mrukn��. - Rozumie pan, tego cz�owieka nie po�wiartowa�
ani zwyk�y rze�nik, ani fachowiec z
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
La Villette. A ju� na pewno nie chirurg. Ko�ci poci�to zwyk�� pi�� do metalu, reszt� wielkim no�em
kuchennym, s� takie w ka�dej restauracji i prawie w ka�dym gospodarstwie domowym. Trwa�o to
wszystko do�� d�ugo i sz�o opornie.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Po chwili doda�:
0 0
l128 3
- Sp�jrzcie, panowie, na te w�ochate piersi...
0 0
l128 3
Maigret i Lapointe ledwie rzucili okiem.
0 0
l128 3
- Nie ma rany?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Nic takiego nie widz�. Jedno jest pewne: �mier� nie nast�pi�a przez utopienie.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Zabrzmia�o to niemal jak dowcip. Po�wiartowany cz�owiek, znaleziony w kanale, mia�by si�
w nim utopi�...
0 0
l128 3
- Zaraz zajm� si� wn�trzno�ciami, szczeg�lnie interesuje mnie zawarto�� �o��dka. Panowie zos
tajecie?
0 0
l128 3
Maigret pokr�ci� g�ow�. Nie by� to widok, kt�ry go n�ci�, poza tym odczuwa� pal�c� potrzeb�
napicia si� czego� mocniejszego ni� wino. Musia� pozby� si� nieprzyjemnego smaku w ustach, koja
rz�cego si� z trupem.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Zaraz, Maigret... Co to ja m�wi�em?... Widzi pan to ja�niejsze pasmo i sine punkciki na brzu
chu?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Komisarz skin�� g�ow� nie patrz�c.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Pasmo to blizna pooperacyjna sprzed kilku lat. Wyrostek.
0 0
l128 3
- A punkciki?
0 0
l128 3
- To bardziej zagadkowe. Nie da�bym g�owy, ale jestem prawie pewny, �e to �lady po kulkach ze
�rutowej broni my�liwskiej. Potwierdzi�oby to moje przypuszczenia, �e cz�owiek mieszka� kiedy� na
wsi, by�, bo ja wiem, rolnikiem czy my�liwym. Dawno, ze dwadzie�cia lat temu, a mo�e i wi�cej, zos
ta� postrzelony. Widz� siedem... nie, osiem tego rodzaju blizn, w kszta�cie t�czy. Raz w �yciu takie
widzia�em, ale nie a� tak regularne. Musz� zrobi� zdj�cie do mojego archiwum.
0 0
l128 3
- Zadzwoni pan do mnie?
0 0
l128 3
- Gdzie pan b�dzie? Na Quai des Orfvres?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Tak, u siebie. Obiad zjem pewnie na placu Dauphine.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Dam panu zna�, jak co� odkryj�.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Znalaz�szy si� na dworze, w s�o�cu, Maigret otar� czo�o. Lapointe nie m�g� si� powstrzyma�, by
nie splun�� kilka razy na boki, jakby i on mia� gorzki smak w ustach.
0 0
l128 3
- Ka�� zdezynfekowa� baga�nik, jak tylko zajedziemy na Quai - stwierdzi�.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Nim odjechali, wst�pili do baru na kieliszek czystej. Alkohol by� tak mocny, �e Lapointe dosta�
md�o�ci, trzyma� chwil� d�o� przy ustach, ba� si�, �e zwymiotuje. Kiedy doszed� do siebie, wymamro
ta�:
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Przepraszam...
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Gdy wychodzili, szef knajpy powiedzia� do jednego z klient�w:
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Patrz pan, nast�pni, co ogl�dali umarlaka. Oni tak zawsze.
0 0
l128 3
A �e mia� naprzeciw Instytut Medycyny S�dowej, wiedzia�, co m�wi.
0 0
l128 3
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Rozdzia� 2
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Lak z butelki
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Kiedy Maigret kroczy� wielkim korytarzem na Quai des Orfvres, zata�czy� mu na moment
przed oczami weso�y promyk. Dzisiaj nawet tutaj, do tego korytarza, najbardziej szarego i ponurego
miejsca na ziemi, wdar�o si� s�o�ce, co prawda tylko pod postaci� l�ni�cego kurzu.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Mi�dzy drzwiami, na �awkach bez oparcia czekali ludzie, niekt�rzy z nich mieli na r�kach kaj
danki. Komisarz ju� chcia� wej�� do gabinetu szefa, by zda� mu sprawozdanie z wydarze� na quai de
Valmy, gdy jaki� m�czyzna podni�s� si� z miejsca i gestem powitania dotkn�� d�oni� ronda kapelusza.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Maigret zwr�ci� si� do niego z za�y�o�ci� �wiadcz�c� o codziennych wieloletnich kontaktach.
0 0
l128 3
- I co pan na to, Baronie? Zawsze pan grzmia�, �e taki los spotyka tylko prostytutki, a tu, masz
pan, po�wiartowany ch�op...
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Cz�owiek zwany Baronem nie zaczerwieni� si�, cho� zapewne poj�� aluzj�. By� pederast�, ale si�
do tego nie przyznawa�. "Robi�" Quai des Orfvres od ponad pi�tnastu lat dla pewnego paryskiego
dziennika, agencji prasowej i kilkunastu gazet regionalnych.
0 0
l128 3
Ostatni, co ho�dowa� jeszcze modzie bulwarowego teatru z pocz�tku wieku: nosi� na piersi mo
nokl na szerokiej czarnej wst��ce. Mo�e temu monoklowi, kt�rym zreszt� prawie nigdy si� nie pos�u
giwa�, zawdzi�cza� przydomek Barona.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Nie wy�owiono g�owy?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Z tego, co wiem, jeszcze nie.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Rozmawia�em przed chwil� z Judelem. Nic nowego. Jak b�dzie pan co� mia�, komisarzu, pro
sz� o mnie pami�ta�.
0 0
l128 3
Usiad� z powrotem na �awce, a Maigret wszed� do gabinetu szefa. St�d tak�e wida� by�o przez
otwarte okno sun�ce Sekwan� barki. M�czy�ni pogaw�dzili kilkana�cie minut, po czym Maigret uda�
si� do siebie.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Na bibularzu czeka�a na� karteczka. Tego si� w�a�nie spodziewa�! C� by innego: Comliau
prosi� o telefon.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Tu komisarz Maigret, panie s�dzio.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Witam, Maigret. Wr�ci� pan znad kana�u?
0 0
l128 3
- Z Instytutu Medycyny S�dowej.
0 0
l128 3
- Doktor Paul jest na miejscu?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Pracuje nad wn�trzno�ciami.
0 0
l128 3
- Nie zidentyfikowano cia�a?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Na to nie mo�emy liczy�, p�ki nie znajdziemy g�owy. Chyba �e jakim� cudem...
0 0
l128 3
- W�a�nie, chcia�em z panem pom�wi�. W zwyk�ej sprawie, kiedy ofiara jest zidentyfikowana,
wiadomo, czego si� trzyma�. Rozumie pan? Tutaj nie mamy poj�cia, kim si� ten cz�owiek oka�e... ju
tro, pojutrze, za godzin�. Wszystko jest mo�liwe, wszelkie niespodzianki, nawet najbardziej nieprzy
jemne, i dlatego musimy zachowa� najwy�sz� ostro�no��.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Comliau oddziela� sylaby, ws�uchiwa� si� we w�asne s�owa. Wszystko, co robi�, co m�wi�, by�o
"najwy�szej wagi".
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Zazwyczaj s�dzia �ledczy przyjmuje spraw� dopiero wtedy, kiedy policja si� z ni� upora. Com
liau chcia� trzyma� r�k� na pulsie od samego pocz�tku dochodzenia. Mo�e po prostu ba� si� komplika
cji? Jego szwagier by� znanym politykiem, jednym z tych deputowanych, jakich si� spotyka prawie
w ka�dym ministerstwie. Comliau zwyk� mawia�:
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Sami pa�stwo rozumiecie, maj�c takiego szwagra, jestem w sytuacji wyj�tkowo delikatnej.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Maigret przyrzek� mu w ko�cu, �e jak tylko pojawi si� co� nowego, da mu natychmiast zna�,
nawet wieczorem do domu. Przejrza� poczt�, po czym uda� si� do pokoju inspektor�w, by porozdzie
la� bie��ce sprawy.
0 0
l128 3
- Co dzi� mamy, wtorek?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Tak, szefie.
0 0
l128 3
Zak�adaj�c, �e doktor Paul nie pomyli� si� przy wst�pnej ocenie i cia�o rzeczywi�cie le�a�o w ka
nale Saint-Martin przez czterdzie�ci osiem godzin, zab�jstwa dokonano w niedziel�, i to wieczorem
lub noc�, bo przecie� trudno sobie wyobrazi�, by kto� pozbywa� si� paczek z cz�ciami cia�a za dnia,
maj�c pod nosem posterunek policji.
0 0
l128 3
- Czy mam przyjemno�� z pani� Maigret? - za�artowa� przez telefon do �ony. - Nie wr�c� na
obiad. Zrobi�a� co� dobrego?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Potrawka barania. Nie ma czego �a�owa�, zbyt ci�kie danie na taki dzie�.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Zadzwoni� do Judela.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Nic nowego?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Victor zrobi� przerw�, przegryza co� na �odzi. Wci�� nie znalaz� g�owy. Pyta, czy ma szuka�
dalej.
0 0
l128 3
- Oczywi�cie.
0 0
l128 3
- Moi ludzie te� s� w akcji, ale na razie nie mamy nic konkretnego. W niedziel� wieczorem by�a
jaka� rozr�ba w barze na ulicy des Rcollets. Nie, nie u Popaula. Dalej, przy faubourg Saint-Martin.
Poza tym pewna konsjer�ka powiadomi�a nas, �e zagin�� jej m��. Tyle �e nie ma go ju� od miesi�ca,
a rysopis si� nie zgadza.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Pewnie wpadn� tam do was po po�udniu.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Przed wyj�ciem na obiad do "Brasserie Dauphine", zajrza� do pokoju inspektor�w.
0 0
l128 3
- Idziesz, Lapointe?
0 0
l128 3
W�a�ciwie nie by�o najmniejszej potrzeby, by inspektor towarzyszy� mu przy posi�ku w knajpce
na placu Dauphine, gdzie komisarz mia� swoje sta�e miejsce. Przysz�o mu to do g�owy, kiedy w mil
czeniu szli obok siebie nabrze�em. I u�miechn�� si� nieznacznie na pewne wspomnienie: jego przyjaciel
Pardon, lekarz mieszkaj�cy na ulicy Popincourt, u kt�rego pa�stwo Maigret raz w miesi�cu bywali na
kolacji, zapyta� go kiedy� z ca�� powag�:
0 0
l128 3
- Niech mi pan powie, Maigret, dlaczego policjanci w cywilu zawsze chodz� parami, zupe�nie
jak hydraulicy?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Rzeczywi�cie! Nigdy si� nad tym nie zastanawia�. On sam rzadko prowadzi� �ledztwo bez towa
rzysz�cego mu inspektora.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Odpar� drapi�c si� w g�ow�:
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Hm, po pierwsze, jak s�dz�, si�ga to czas�w, kiedy ulice Pary�a nie by�y ca�kiem bezpieczne
i pewne dzielnice lepiej by�o obchodzi� we dw�jk� ni� samotnie, zw�aszcza noc�.
0 0
l128 3
Zreszt� teraz, my�la� Maigret, jest podobnie, na przyk�ad przy aresztowaniach czy zapuszczaniu
si� w podejrzane zau�ki.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Jest te� drugi pow�d, istotna sprawa dotycz�ca naszych przes�ucha� na Quai. Zeznania z�o�o
ne jednemu policjantowi mo�na zawsze potem odwo�a�, podejrzany m�wi� przecie� pod presj�. Co
dwa �wiadectwa, to nie jedno.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Tak, ten wyw�d mia� swoj� logik�, lecz Maigret nie by� w pe�ni zadowolony.
0 0
l128 3
- W praktyce to w�a�ciwie konieczno��. We�my przyk�ad: �ledzimy cz�owieka i trzeba zatelefo
nowa� nie trac�c go z oczu. Albo inna sytuacja: cz�owiek znika z budynku, kt�ry ma kilka wyj��.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Pardon zauwa�y� z u�mieszkiem:
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Zawsze gdy s�ysz� o kilku powodach naraz, mam wra�enie, �e tak naprawd� chodzi o co� in
nego.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
A Maigret na to:
0 0
l128 3
- W takim razie powiem za siebie. Wol� by� w towarzystwie, bo nie chc� si� nudzi�.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Nie powt�rzy� tej historyjki Lapointe'owi. M�odym ludziom nigdy nie nale�y okazywa� swego
sceptycyzmu, a Lapointe wci�� p�on�� �wi�tym ogniem.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Jedli obiad w pogodnym nastroju. Przy barze kr�cili si� inni inspektorzy i komisarze, niekt�rzy
siedzieli przy stolikach na sali.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- My�li pan, �e g�ow� wrzucono do kana�u? �e j� odnajdziemy?
0 0
l128 3
Maigret machinalnie zaprzeczy�. W�a�ciwie nie zastanawia� si� nad tym, odpowiada� instynktow
nie. Nie potrafi�by wyja�ni�, dlaczego wydawa�o mu si�, �e Victor nic wi�cej nie znajdzie na dnie kana
�u Saint-Martin.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Co si� z ni� mog�o sta�?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Nie wiedzia�. Mo�e znajdowa�a si� w walizce w dworcowej przechowalni - w pobli�u, na Gare
de I'Est, albo niewiele dalej, na Gare du Nord. A mo�e wyekspediowano j� ekspresem pod jakikolwiek
adres w g��b kraju jedn� z tych wielkich ci�ar�wek, jakie komisarz widzia� na ulicy odchodz�cej od
quai de Valmy. Cz�sto spotyka� na mie�cie te czerwone i zielone ci�ar�wy, kieruj�ce si� ku autostra
dom. Nie wiedzia�, sk�d wyruszaj�. Okaza�o si�, �e stamt�d, z ulicy Terrage, nie opodal kana�u. Ran
kiem naliczy� ich ponad dwadzie�cia - sta�y przy kraw�niku i widnia� na nich napis: "Transports Z
nith - Roulers et Langlois".
0 0
l128 3
Tak, nic konkretnego nie przychodzi�o mu do g�owy. Sprawa interesowa�a go, lecz na razie nie
wci�gn�a w pe�ni. Interesowa�a go g��wnie dlatego, �e dawno ju� nie pracowa� w okolicach kana�u.
Kiedy�, w pocz�tkach swej kariery, zna� tu ka�d� uliczk�, niemal ka�d� posta� przemykaj�c� si� noc�
pod murami.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Siedzieli jeszcze przy stole pij�c kaw�, kiedy komisarza poproszono do telefonu. Dzwoni� Judel.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Mo�e niepotrzebnie zawracam panu g�ow�, szefie. Na razie nie mo�na m�wi� o �adnym tropie,
ale jeden z moich ludzi, Blancpain, kt�rego ustawi�em na stra�y nad kana�em, zwr�ci� uwag� jak�� go
dzin� temu na ch�opaka z tr�jko�owym w�zkiem. Wydaje mu si�, �e widzia� go ju� wcze�niej, rano,
potem w p� godziny p�niej i jeszcze kilka razy. Grupy gapi�w sta�y d�u�szy czas na brzegu, ale ten,
zdaniem Blancpaina,trzyma� si� na uboczu i wygl�da� na szczeg�lnie zaciekawionego. Wie pan, troch�
to dziwne, bo zazwyczaj dostawca musi wykona� w�zkiem okre�lon� rund� i nie mo�e trwoni� czasu.
0 0
l128 3
- Blancpain rozmawia� z tym m�okosem?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Zamierza�, zacz�� i�� w jego stron�, mo�liwie dyskretnie, �eby go nie sp�oszy�. Ale c�, prze
szed� zaledwie kilka metr�w, kiedy tamten, wyra�nie przestraszony, wskoczy� na w�zek i oddali� si�
pospiesznie w stron� ulicy des Rcollets. Blancpain nie mia� pod r�k� �adnego pojazdu. Goni� zbiega,
ale na pr�no, tylko przechodnie ogl�dali si� za nim, a w�zek w��czy� si� w ruch ko�owy na faubourg
Saint-Martin i znikn�� mu z oczu.
0 0
l128 3
Zaleg�o milczenie. Oczywi�cie, by� to niepewny trop, r�wnie dobrze fakt bez znaczenia jak
i punkt wyj�cia.
0 0
l128 3
- Blancpain ma rysopis?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Tak. Ch�opak osiemnasto, dwudziestoletni, pochodz�cy chyba ze wsi, bo ma jeszcze ogorza��
twarz. D�ugow�osy blondyn, ubrany w sk�rzan� kurtk� i golf. Blancpain nie odczyta� napisu na w�zku,
wie tylko, �e jest tam wyraz ko�cz�cy si� na "ail". Sprawdzamy teraz list� dzielnicowych handlowc�w,
kt�rzy mogliby zatrudnia� dostawc� z tr�jko�owym w�zkiem.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Co m�wi Victor?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- �e kiedy p�ac�, wszystko mu jedno, czy jest pod wod�, czy nad wod�, ale �e z pewno�ci� traci
czas.
0 0
l128 3
- Znale�li�cie co� w terenie?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Na razie nie.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Wkr�tce powinienem dosta� raport lekarza, z danymi o zmar�ym.
0 0
l128 3
Paul zadzwoni� oko�o wp� do trzeciej do biura. P�niej mia� przes�a� orzeczenie na pi�mie.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Notuje pan, komisarzu?
0 0
l128 3
Maigret wyci�gn�� papier.
0 0
l128 3
- Podam panu moje oceny, na pewno nie odbiegaj�ce daleko od rzeczywisto�ci. Najpierw ryso
pis, to, co mo�na ustali� bez g�owy. M�czyzna niewysoki, oko�o 167 centymetr�w. Szyja kr�tka, ma
sywna, twarz przypuszczalnie szeroka, z siln� szcz�k�. W�osy ciemne, lekko siwe na skroniach. Waga:
74 kilo. Kr�py, kanciasty, muskularny, ale nie grubas, chocia� zaczyna� ty�. Analiza w�troby wskazuje
na cz�owieka nie stroni�cego od kieliszka, nie s�dz� jednak, �eby by� alkoholikiem. Raczej z tych, co
to sobie �ykn� raz na godzink� i gustuj� w bia�ym winie. Znalaz�em zreszt� �lady bia�ego wina w �o
��dku.
0 0
l128 3
- A �lady posi�ku?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Te� znalaz�em. Na szcz�cie dla nas by� to posi�ek ci�ko strawny. Jego ostatni obiad, czy ko
lacja, sk�ada� si� z pieczonej wieprzowiny i fasoli.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Jad� na d�ugo przed �mierci�?
0 0
l128 3
- Dwie godziny, mo�e dwie i p�. Pobra�em osad zza paznokci u ko�czyn i pos�a�em do labora
torium. Moers si� tym zajmie.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- A blizny?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Tak jak m�wi�em rano: operacja wyrostka mia�a miejsce pi��, sze�� lat temu i s�dz�c po jako�
ci roboty wykonywa� j� dobry chirurg. �lady po o�owiu pochodz� sprzed co najmniej dwudziestu lat,
a by�bym sk�onny teraz podwoi� t� cyfr�.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Wiek?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Pi��dziesi�t, pi��dziesi�t pi��.
0 0
l128 3
- Wi�c pana zdaniem otrzyma� postrza� z broni my�liwskiej, kiedy by� ch�opcem?
0 0
l128 3
- Tak uwa�am. Og�lny stan zdrowia zadowalaj�cy, nie licz�c obrz�ku w�troby. Serce i p�uca
w stanie dobrym. Lewe p�uco nosi blizn� po bardzo dawno przebytej gru�licy, rzecz bez znaczenia.
Dzieci i niemowl�ta cz�sto przechodz� lekk� gru�lic�, o czym w og�le nikt nie wie. C�, Maigret, je�li
chce pan mie� wi�cej informacji, prosz� przys�a� mi g�ow�, a zrobi�, co si� da.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Nie odnaleziono jej.
0 0
l128 3
- No to ju� si� nie znajdzie.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Potwierdzi� przypuszczenia Maigreta. Na Quai des Orfvres zakorzeniaj� si� pewne przekona
nia, kt�re w ko�cu staj� si� pewnikami. I tak po�wiartowane zw�oki nieomylnie wskazuj� na zwyk��
prostytutk�, a poszukiwania g�owy s� najcz�ciej daremne.
0 0
l128 3
Nie s� to rzeczy, kt�re pr�buje si� wyt�umaczy�, po prostu przyjmuje si� je jako fakt.
0 0
l128 3
- Gdyby kto� mnie szuka� - powiedzia� komisarz zagl�daj�c do pokoju inspektor�w - jestem na
g�rze.
0 0
l128 3
Wszed� powoli na ostatnie pi�tro Pa�acu Sprawiedliwo�ci, gdzie zasta� Moersa pochylonego nad
jakimi� pr�bkami.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Czym si� zajmujesz? Moim trupem?
0 0
l128 3
- Paul mi to przys�a� do zbadania.
0 0
l128 3
- I jak tam?
0 0
l128 3
Na wielkiej sali uwija�a si� ca�a ekipa specjalist�w. W rogu sta� manekin, s�u��cy do odtwarzania
przebiegu napa�ci, kiedy na przyk�ad trzeba sprawdzi�, z jakiej pozycji zadano cios no�em.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Mam wra�enie - b�kn�� pod nosem Moers, kt�ry zawsze m�wi� p�g�osem, jakby znajdowa� si�
w ko�ciele - �e pa�ski cz�owiek nie wychodzi� zbyt cz�sto z domu.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Dlaczego tak uwa�asz?
0 0
l128 3
- Zbada�em substancje zza paznokci i doszed�em do wniosku, �e mia� ostatnio na nogach grana
towe we�niane skarpetki. Znalaz�em r�wnie� resztki filcu, z jakiego robi si� domowe pantofle. St�d
m�j wniosek, �e facet wi�kszo�� czasu sp�dza� w kapciach.
0 0
l128 3
- Skoro tak by�o, Paul to potwierdzi. Sta�e chodzenie w kapciach, je�li trwa to latami, znieksz
ta�ca w ko�cu stopy, w ka�dym razie tak twierdzi moja �ona, kt�ra mi w k�ko powtarza...
0 0
l128 3
Nie doko�czy�. Dosta� po��czenie z Instytutem Medycyny S�dowej. Doktor Paul ju� wyszed�,
ale komisarzowi uda�o si� z�apa� go w domu.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- M�wi Maigret. Doktorze, mam pytanie, kt�re nasun�o mi si� w zwi�zku z pewnym spostrze
�eniem Moersa. Czy odni�s� pan wra�enie, �e nasz cz�owiek cz�ciej mia� na nogach kapcie ni� buty?
0 0
l128 3
- Brawo dla Moersa! Mia�em panu o tym powiedzie�, uzna�em jednak, �e to ma�o konkretna in
formacja. Ba�em si� wpu�ci� pana na fa�szywy trop. Przysz�o mi do g�owy, �e mo�e facet by� kelnerem.
U kelnera, szefa knajpy czy... policjanta, tak, zw�aszcza u policjanta kieruj�cego ruchem, spody st�p
maj� tendencj� do osiadania. Nie od chodzenia, lecz od przebywania w pozycji stoj�cej.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- M�wi� pan, �e mia� zapuszczone paznokcie u r�k.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Tak, w�a�nie. Na pewno szef restauracji nie nosi�by �a�oby za paznokciami.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Ani kelner w du�ej piwiarni czy w przyzwoitej kawiarni.
0 0
l128 3
- Moers wpad� na co� jeszcze?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Na razie nie. Dzi�kuj�, doktorze.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Maigret blisko godzin� �azi� po laboratorium, przystawa� to tu, to tam.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Wie pan, co jeszcze odkry�em za paznokciami u nogi? Ziemi� zmieszan� z saletr�.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
I Moers, i Maigret wiedzieli dobrze, gdzie spotyka si� tak� mieszank�: w piwnicy, zw�aszcza
wilgotnej.
0 0
l128 3
- Du�o tego?
0 0
l128 3
- W�a�nie, du�o. Nie mo�na si� tak zabrudzi� za jednym razem.
0 0
l128 3
- A wi�c schodzi� cz�sto do piwnicy?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- To tylko przypuszczenie.
0 0
l128 3
- Co z r�k�?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Za paznokciami znalaz�em podobn� substancj�, tyle �e zmieszan� z drobnymi odpryskami
czerwonego laku.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Takiego do uszczelniania kork�w w butelkach z winem?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Dok�adnie.
0 0
l128 3
Maigret by� wr�cz zawiedziony: sz�o zbyt �atwo!
0 0
l128 3
- W ko�cu jednak knajpiarz! - westchn��.
0 0
l128 3
I przysz�o mu do g�owy, �e sprawa, by� mo�e, zako�czy si� jeszcze tego wieczoru. Wci�� wra
ca�o mu wspomnienie ciemnow�osej chudej kobiety, kt�ra rankiem obs�ugiwa�a ich przy barze. Zain
trygowa�a go, nie m�g� o niej zapomnie�. I nie dlatego, �e kojarzy� j� ze spraw� po�wiartowanego cia
�a, ale dlatego, �e by�a to niezwyk�a posta�.
0 0
l128 3
W takiej okolicy jak quai de Valmy nie brak malowniczych os�b. Ale nie pami�ta�, kiedy spotka�
si� z tego typu bierno�ci�. Nie rozumia� jej. Ludzie na og� co� sobie przekazuj� spojrzeniem, cokol
wiek. Wytwarza si� kontakt, nawet je�li jest on rodzajem wyzwania.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Z t� kobiet� przeciwnie - �adnego kontaktu. Podesz�a do obu m�czyzn bez zdziwienia, bez
strachu. Z jej rys�w nie mo�na by�o wyczyta� nic poza zm�czeniem, kt�re zapewne nie opuszcza�o jej
ani na chwil�.
0 0
l128 3
A mo�e by�a to rezygnacja?
0 0
l128 3
S�cz�c wino Maigret kilkakrotnie spotyka� si� z ni� wzrokiem, lecz w jej oczach dostrzega� tyl
ko pustk�, nie wywo�a� te� u niej �adnego odruchu, najmniejszej reakcji.
0 0
l128 3
Jej pasywno�� nie wynika�a z g�upoty, to pewne. Kobieta nie by�a tak�e pijana. Ani pod dzia�a
niem narkotyku. W ka�dym razie nie tamtego ranka.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Ledwie od niej wyszed�, przyrzek� sobie, �e jeszcze tu wr�ci, cho�by po to, by zobaczy�, jaka
klientela tu bywa.
0 0
l128 3
- Ma pan jaki� pomys�, szefie?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Niewykluczone.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- M�wi pan tak, jakby by� pan z tego niezadowolony.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Maigret nie chcia