1881
Szczegóły |
Tytuł |
1881 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1881 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1881 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1881 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ROBIN COOK
ROK INTERNY
Prze�o�y� Marian Baranowski
Ksi��ka ta jest dedykowana idea�owi medycyny, kt�ry mieli�my w roku, w kt�rym zaczynali�my studia w akademii medycznej.
Podzi�kowania
Ksi��ka ta zosta�a napisana pod powierzchni� Oceanu Spokojnego, gdy autor przebywa� na pok�adzie okr�tu podwodnego klasy Polaris, USS "Kamehameha". Nie powsta�aby bez �yczliwo�ci i zrozumienia dow�dcy "Kamehamehy", komandora Jamesa Sagerholma, kt�remu winien jestem wdzi�czno��.
Dzi�kuj� r�wnie� dr med. Craigowi Van Dyke, psychiatrze, kt�ry praktykowa�, zanim rozpocz�� specjalizacj�, i dzi�ki temu podtrzymywa� autora na duchu przez okres zw�tpienia i przygotowywania ksi��ki do druku.
WST�P
Amerykanie trwaj� przy swoich mitach. Nigdzie nie jest to bardziej widoczne ni� w przepe�nionym emocjami �wiecie medycyny i opieki lekarskiej. Ludzie wierz� w to, w co chc� wierzy�, w co zawsze wierzyli, i albo lekcewa��, albo odrzucaj� jako fa�szywe wszystko, co zagra�a ich pokrzepiaj�cemu zaufaniu do swoich lekarzy albo do sposobu leczenia, jakiemu mog� by� poddani.
Dopiero ostatnio, i to z niech�ci�, szeroki og� spo�ecze�stwa zacz�� kwestionowa� swe ko�tu�skie za�o�enia, �e personel medyczny i opieka zdrowotna w Stanach Zjednoczonych s� najlepsze na �wiecie. To przykre przebudzenie dokona�o si� bardziej pod wp�ywem wzrastaj�cych koszt�w ni� samej jako�ci us�ug medycznych.
Pani Brown co prawda mo�e przyzna�, �e kilka rzeczy jest z�ych, jednak trwa niezmiennie w przekonaniu, �e jej w�asny kochany lekarz mieszkaj�cy na tej samej ulicy jest najlepszy na �wiecie - taki cudowny cz�owiek!
A ci wszyscy m�odzi sta�y�ci, niech ich B�g b�ogos�awi - tacy oddani i pe�ni po�wi�cenia!
Podstawa tego uwielbienia dla �wiata medycznego le�y g��boko w psychice wsp�czesnego Amerykanina. Jego mi�o�� do medycyny okazywana jest podczas godzin, jakie sp�dza przykuty do telewizora, ogl�daj�c triumfy diagnozy i terapii wszechwiedz�cych lekarzy.
Taki romantyzm wraz z jego ukierunkowan� wiar�, i st�d tak w�sk� tolerancj�, sprawia, �e g�oszenie przeciwstawnych pogl�d�w jest niezwykle trudne.
Niemniej jednak, celem autora tej ksi��ki jest odarcie owego roku na sta�u z ca�ej tej mitologii i mistyki i przedstawienie go ze wszystkimi twardymi, bezwzgl�dnymi realiami. Psychologiczne oddzia�ywanie sta�u na lekarza jest ogromne (poniewa� tak jest, wyobra�my sobie, jaki to ma wp�yw na nie ko�cz�cy si� poch�d pacjent�w).
Gor�co prosz� Czytelnika o rozpocz�cie lektury z otwartym umys�em, odrzucenie prawie nieprzepartej ch�ci gloryfikowania medycyny i ludzi z ni� zwi�zanych - prosz�c o zrozumienie prawdziwego wp�ywu sta�u na normalnego cz�owieka.
Osoby zwi�zane z medycyn� s� najnormalniejszymi lud�mi, kt�rym nieobce s� problemy i negatywne emocje - gniew, l�k, wrogo��, egocentryzm. Kiedy znajduj� si� w nieprzyjaznym �rodowisku, reaguj� jak zwykli ludzie, nie za� jak nadludzcy uzdrowiciele.
Mimo �e spektakle telewizyjne sugeruj� co� innego, sta� w obecnej formie wywo�uje w�a�nie taki nieprzyjazny stan emocjonalny (sam brak snu wystarcza, aby wyt�umaczy� mn�stwo zachowa� odbiegaj�cych od normy: ostatnie badania wykaza�y, �e cz�owiek szybko staje si� schizofrenikiem, je�li pozbawiony zostanie dostatecznej ilo�ci snu).
Wszystkie opisane zdarzenia s� prawdziwe. To typowe, zwyczajne - nie niezwyk�e - dni z �ycia sta�ysty. Sam doktor Peters jest syntez� moich w�asnych do�wiadcze� i do�wiadcze� koleg�w sta�yst�w, ogniskuje w sobie kilka prawdziwych postaci. Je�li nie wykazuje odchyle� konkretnej psychospo�ecznej osobowo�ci, to i tak odwzorowuje ka�dego sta�yst� - w mniejszym lub wi�kszym stopniu. Fakt ukazywania go jako jednostki narzekaj�cej i skar��cej si�, zawodz�cej w roli spo�ecznej czy towarzyskiej, ale rozwijaj�cej si� zawodowo nie powinien dziwi�. Doktor Peters podczas swego sta�u naprawd� zyskuje du�o wiedzy i do�wiadczenia, rozwija bardziej obiektywn� postaw� wobec �mierci.
Jednocze�nie wraz z tymi cechami narasta w nim gwa�townie t�umiony gniew i wrogo��, kt�re prowadz� do izolacji, niemal autystycznego zachowania, rozczulania si� nad sob� i niemo�no�ci nawi�zywania stosunk�w mi�dzyludzkich.
Inne aspekty praktyki lekarskiej przedstawione w tej ksi��ce zapewne r�wnie� zostan� odebrane jako rysy na powierzchni przyj�tych przekona�. Zn�w prosz� Czytelnika o zachowanie otwarto�ci spojrzenia, o zapami�tanie, �e du�a cz�� anonimowo�ci i bezosobowo�ci w kontaktach z pacjentami jest po prostu nieuniknionym skutkiem znajomo�ci ludzkich chor�b.
Ta bezosobowo�� mo�e oczywi�cie w swej skrajno�ci doprowadzi� do zredukowania pacjenta do roli leczonego obiektu. Jest to zdecydowanie patologiczne. W wypadku sta�ysty istnieje niebezpieczna mo�liwo�� osi�gni�cia takiego stanu.
Sta�ysta zmuszony jest do radzenia sobie bez �adnej pomocy, do dzia�ania tak, jak dyktuje mu jego charakter.
Jedno s�owo, kt�re wyprzedza szczeg�ln� krytyk�: doktor Peters odbywa� sta� w normalnym szpitalu, a nie w o�rodku uniwersyteckim, tote� niekt�rzy mog� twierdzi�, �e jakiekolwiek wnioski i uog�lnienia dotycz� jedynie takiego �rodowiska. Taka uwaga by� mo�e ma pewn� warto��, ale nie wierz�, aby obni�a�a s�uszno�� mego g��wnego argumentu. Wprost przeciwnie, do�wiadczenia Petersa mog�yby by� g��bsze, gdyby zosta� osadzony w realiach o�rodka uniwersyteckiego. Tam bowiem konkurencja mi�dzy sta�ystami, konieczno�� plasowania si� zawsze przed kim�, jest prawie zawsze silniejsza. W zwi�zku z tym w codziennym systemie warto�ci wa�niejsze staje si� przegl�danie literatury i praca papierkowa ni� pacjent.
Jestem przekonany, �e do�wiadczenia doktora Petersa mog� by� odniesione zar�wno do szpitali uniwersyteckich, jak i do normalnych klinik. To, co jemu si� przydarzy�o, udowodnione zosta�o poprzez przekonywaj�ce podobie�stwo do�wiadcze� moich i innych lekarzy odbywaj�cych najrozmaitsze sta�e.
Nie przedstawiono �rodowiska szpitala nieuniwersyteckiego, kt�ry nie prowadzi szkolenia. Mo�liwe, �e krytyka odniesie si� r�wnie� do sta�y w takich w�a�nie instytucjach.
R�kopis tej ksi��ki zosta� przeczytany przez o�miu lekarzy, kt�rzy byli nie d�u�ej ni� trzy lata po sta�u. Wszyscy, poza jednym, zgodzili si�, �e jest ona realistyczna, napisana bez ogr�dek, ca�kowicie reprezentatywna. Ten, kt�ry mia� odmienne zdanie, stwierdzi�, �e lekarze w szpitalu, w kt�rym odbywa� sta�, byli bardzo uczynni, bardziej otwarci na jego potrzeby ni� ci przedstawieni w ksi��ce. Przebywa� na sta�u w szpitalu uniwersyteckim na Zachodnim Wybrze�u.
Wniosek wyp�ywaj�cy z jego wypowiedzi m�g�by by� taki, �e wszyscy adepci medycyny powinni odbywa� sta� tam, gdzie on.
Powtarzam, �e ksi��ka ta jest prawdziwa. Je�li nie przedstawia wszystkich sta�y we wszystkich szpitalach, to przedstawia wi�kszo�� z nich. Uczciwie odzwierciedla szerz�cy si� stan, przynajmniej przygn�biaj�cy, a w najgorszym wypadku niebezpieczny. To ju� wystarczaj�cy pow�d do napisania Roku interny.
Dzie� 15
CHIRURGIA OG�LNA
Spa�em ju� chyba z p� godziny, zmarzni�ty, gdy zn�w zadzwoni� telefon. Odebra�em, zanim zamilk� pierwszy dzwonek, si�gaj�c po s�uchawk� instynktownie, prawie w panice. Podr�cznik chirurgii, kt�ry czyta�em, zanim zasn��em, spad� z ��ka na pod�og�.
- Cholera, co znowu?
Us�ysza�em zrozpaczony g�os piel�gniarki:
- Doktorze Peters, pacjent, kt�rego pan bada�, przesta� oddycha� i nie wyczuwam t�tna.
- Ju� id�.
Uda�o mi si� od�o�y� s�uchawk�. Wci�gn��em spodnie, koszul�, buty i zszed�em do windy, zaci�gaj�c zamek bluzy. Wcisn��em przycisk i us�ysza�em charakterystyczny d�wi�k pracuj�cego silnika elektrycznego. Oczekuj�c niecierpliwie na wind�, nagle zda�em sobie spraw� z tego, �e w�a�ciwie nie wiem, o jakim pacjencie m�wi�a piel�gniarka.
By�o ich wielu. Wszyscy, kt�rych widzia�em wieczorem, pojawili mi si� przed oczyma. Pani Takura, Roso, Sperry, ten nowy, starszy facet z rakiem �o��dka. To musi by� on. Nie by� to pacjent leczony u nas. Zetkn��em si� z nim pierwszy raz, gdy wyrwano mnie z izby przyj��, bo wyst�pi�y u niego gwa�towne b�le brzucha. Okaza�o si�, �e by� bardzo wyczerpany. Nie m�g� si� w og�le poruszy� i z trudem odpowiada� na pytania.
Nie mog�em si� doczeka� windy i opar�em g�ow� o drzwi. Moje informacje o tym facecie by�y bardzo sk�pe. Piel�gniarka te� niewiele wiedzia�a. Nie by�o historii choroby, a jedynie kr�tki zapis, z kt�rego wynika�o, �e ma siedemdziesi�t dwa lata i ju� trzeci rok cierpi na nowotw�r �o��dka; przed paroma miesi�cami przeprowadzono resekcj�. Tym razem zosta� przyj�ty do szpitala z uwagi na b�le, zawroty g�owy i og�lne os�abienie.
Winda, skrzypi�c i zgrzytaj�c, zjecha�a wreszcie i otworzy�y si� br�zowe drzwi. Wszed�em do �rodka, wcisn��em guzik i czeka�em z niecierpliwo�ci�, a� to pud�o zwiezie mnie na parter.
Wcze�niejsze badanie starszego pana nie przynios�o niczego niespodziewanego. Jasne by�o, �e odczuwa ogromny b�l i niew�tpliwie rak zaatakowa� ca�� jam� brzuszn�. Po kilku bezskutecznych pr�bach dodzwonienia si� do zajmuj�cego si� nim lekarza zdecydowa�em si� poda� mu kropl�wk� z demerolem jako �rodkiem nasennym. Nic innego nie przysz�o mi do g�owy.
W ko�cu winda dotar�a na parter. Szybko przeszed�em przez dziedziniec, wszed�em do g��wnego budynku, a nast�pnie tylnymi schodami dotar�em na oddzia�. Wkroczy�em do jego sali i w smutnym �wietle nocnej lampki zobaczy�em bezradn� piel�gniark�. Pacjent by� przera�liwie wychudzony. Mo�na mu by�o policzy� wszystkie �ebra; brzuch zapad� si� g��boko, tworz�c do�ek. Le�a� nieruchomo z zamkni�tymi oczami. Spojrza�em na jego klatk� piersiow�.
By�em przyzwyczajony do widoku klatek piersiowych, kt�re porusza�y si� miarowo w trakcie oddychania. Wydawa�o mi si�, �e i tym razem widz�, jak nieznacznie opada i wznosi si�. Jednak to nie by�a prawda. Sprawdzi�em t�tno - niewyczuwalne. Nieraz t�tno rzeczywi�cie bywa bardzo s�abe. Sprawdzi�em, czy trzymam jego przegub w odpowiedni spos�b, od strony kciuka, a p�niej uchwyci�em drug� r�k�. Znowu nic.
- Doktorze, to nie zatrzymanie akcji serca. Lekarz dy�urny powiedzia�, �e nie powinni�my tego uwa�a� za przyczyn� - stara�a si� usprawiedliwia� piel�gniarka.
Zamknij si�, pomy�la�em. By�em poirytowany, a jednocze�nie poczu�em ulg�. Nie martwi�o mnie przypisanie wszystkiego zatrzymaniu akcji serca. Chcia�em mie� zupe�n� pewno��, bo pierwszy raz musia�em wzi�� na siebie odpowiedzialno�� za stwierdzenie zgonu. W czasie studi�w zetkn��em si� z wieloma przypadkami �mierci; wtedy, w zesz�ym roku jeszcze, cho� to dawno, zawsze kto� s�u�y� pomoc� - zesp� lekarzy, sta�ysta albo bardziej do�wiadczony kolega. Nigdy nie decydowa� sam student. Teraz to ja stanowi�em zesp� lekarzy i musia�em sam podj�� decyzj�, ostateczny werdykt.
Zupe�nie jak w baseballu: aut czy w polu, pomy�la�em z kwa�n� min�, bez odwo�ywania si� do s�dziego.
Nie �yje. Czy na pewno? Demerol, chuda sylwetka, brak reakcji - po��czenie tego wszystkiego mog�o da� wra�enie �mierci.
Powoli wyj��em stetoskop, �wiadomie zwlekaj�c z orzeczeniem, i w�o�y�em ko�c�wki do uszu. Przy�o�y�em s�uchawk� w okolice serca starszego m�czyzny. Us�ysza�em kilka d�wi�k�w przypominaj�cych delikatne p�kanie, gdy przesuwa�a si� po jego ow�osieniu i reagowa�a na dr�enie mojej r�ki. Nie s�ysza�em serca, a mo�e prawie nie s�ysza�em? By�o gdzie� daleko albo st�umione?
Rozpalona wyobra�nia podtrzymywa�a we mnie wra�enie �yciodajnego bicia. Zda�em sobie jednak spraw� z tego, �e by�o to echo mojego w�asnego serca, kt�re brzmia�o mi w uszach. Zdj��em stetoskop, jeszcze raz poszuka�em t�tna na przegubach, szyi i w pachwinach. Nigdzie nie by�o wyczuwalne. Jakie� niesamowite wra�enie m�wi�o mi, �e on �yje, �e si� zaraz zbudzi, a ja wyjd� na wariata. Przecie� on nie mo�e by� martwy, skoro rozmawia�em z nim dopiero par� godzin temu. Nienawidzi�em tego miejsca. Komu mam powiedzie�, czy on �yje, czy nie? Komu?
Ja i piel�gniarka patrzyli�my na siebie w p�mroku. By�em tak bardzo zaj�ty swymi my�lami, �e prawie zaskoczy�a mnie jej obecno��. Przytrzyma�em powieki pacjenta, wpatruj�c si� w dwoje br�zowych oczu, kt�re wygl�da�y zupe�nie normalnie, ale tym razem powi�kszone �renice nie zareagowa�y zw�eniem, gdy wi�zka �wiat�a z mojej lampki penetrowa�a rog�wk�. By�em pewien, �e nie �yje; mia�em nadziej�, �e tak jest, bo mia�em to stwierdzi�.
- S�dz�, �e on nie �yje - odezwa�em si�, patrz�c zn�w na piel�gniark�, ale ona si� odwr�ci�a. My�la�a chyba, �e jestem os�em.
- To pierwszy pacjent, kt�ry umar� na moim dy�urze - powiedzia�a, raptownie zwracaj�c si� w moj� stron�. Jej r�ce opad�y bezsilnie.
Dopiero po chwili dotar�o do mnie, �e chcia�a, abym powiedzia� co� o demerolu, �e to nie by� demerol, kt�ry mu poda�a. Sk�d mia�em wiedzie�, co go zabi�o?
Po g�owie zacz�a mi si� pl�ta� scena ze starego horroru. By�o to uj�cie, w kt�rym cia�o zmar�ego powoli wstaje z cementowej p�yty w kostnicy. Roze�li�em si� na siebie, ale zn�w postanowi�em go os�ucha�. Ponownie si�gn��em po stetoskop. M�j w�asny oddech w tej nocnej ciszy wdziera� si� z �oskotem do g�owy. "Zmar�y", "�mier�", "zimno", "cisza" dociera�y do o�rodk�w my�lowych m�zgu. Powinienem powiedzie� piel�gniarce co� mi�ego.
- Musia�o to by� �agodne i spokojne; umar� godnie. Na pewno by� pani wdzi�czny za demerol.
Wdzi�czny? Co za dziwaczne s�owo. Walczy�em ze swoj� niepewno�ci�, ledwo trzymaj�c si� w ryzach, a tu usi�uj� przekona� kogo�, by zachowa� spok�j.
Powstrzymywa�em si� od tego, aby jeszcze raz sprawdzi� t�tno. Zakry�em g�ow� zmar�ego prze�cierad�em.
- Zadzwo�my do jego lekarza - powiedzia�em, gdy wychodzili�my z sali.
Lekarz domowy odebra� telefon tak szybko, �e jego g�os podzia�a� jak zimny kompres na twarz. Powiedzia�em mu, kim jestem i dlaczego dzwoni�.
- Dobrze, dobrze. Prosz� powiadomi� rodzin� i zrobi� sekcj� zw�ok. Chc� si� przekona�, jak wygl�da zespolenie, kt�re zrobi�em mi�dzy kikutem �o��dka a jelitem cienkim. By�o to zespolenie dokonane za pomoc� pojedynczego szwu. My�l�, �e jest to najlepsza i najszybsza technika. Prawd� m�wi�c, staruszek by� ciekawym przypadkiem, gdy� �y� znacznie d�u�ej, ni� si� spodziewa�em. Panie Peters, niech pan za�atwi sekcj�, dobrze?
- W porz�dku, postaram si�.
Pr�bowa�em uporz�dkowa� my�li, zanurzaj�c si� w wewn�trzn� cisz� po tym jowialnym monologu, bo przecie� nie rozmowie. Lekarz zmar�ego chcia� sekcji. W porz�dku. Gdzie jest numer telefonu do rodziny? Kobieca r�ka, kt�ra przesun�a si� nad moim ramieniem, wskazywa�a na kart� pacjenta. "Najbli�szy krewny: syn". Wszawa sytuacja. Nieznajomy g�upi sta�ysta dzwoni�cy w �rodku nocy. Usi�owa�em znale�� odpowiednie s�owo, kt�rym m�g�bym bezbole�nie powiadomi� go o tym. "Zmar�", "zgon"... nie, "zszed�".
D�wi�k w s�uchawce przerwa�o mi�e pozdrowienie.
- Tu doktor Peters; przykro mi, �e musz� powiadomi� o zej�ciu pa�skiego ojca.
Z drugiej strony zapanowa�a d�uga cisza; mo�e mnie nie zrozumia�. Po chwili zn�w us�ysza�em g�os.
- Spodziewa�em si� tego.
- Jest jeszcze jedna sprawa. - Na ko�cu j�zyka mia�em ju� "sekcja zw�ok".
- S�ucham?
- W�a�ciwie... Nic. Porozmawiamy o tym p�niej, ale musz� pana poprosi� o przyj�cie do szpitala.
Piel�gniarka przekaza�a mi to, energicznie gestykuluj�c.
- Tak, przyjd�. Dzi�kuj�.
- Bardzo mi przykro... i dzi�kuj� panu.
Starsza piel�gniarka wynurzy�a si� z ciemno�ci korytarza i podetkn�a mi pod nos kup� urz�dowych papier�w. Pokaza�a, gdzie mam wpisa� swoje nazwisko oraz godzin� zgonu pacjenta.
Zastanawia�em si�, kiedy zmar�. Nie wiedzia�em.
- O kt�rej nast�pi� zgon? - spyta�em przyby�ej siostry, kt�ra sta�a z mojej prawej strony.
- Zmar� wtedy, kiedy pan stwierdzi� zgon, doktorze.
Ta piel�gniarka, nocny nadzorca, znana by�a z bardzo zwi�z�ych wypowiedzi oraz uprzedzenia do sta�yst�w. Ani osch�y ton jej g�osu, ani oczywista pogarda dla mojej naiwno�ci nie mog�y jednak wymaza� obrazu nieboszczyka podnosz�cego si� w kostnicy z cementowego �o�a.
- Prosz� mnie powiadomi�, gdy zjawi si� rodzina.
- Tak, doktorze, dzi�kuj�.
- Dzi�kuj� - odpowiedzia�em.
Wszyscy wszystkim dzi�kuj�. Przy moim zm�czeniu ma�e sprawy przeradza�y si� w wielkie i absurdalne. Ci�gle co� mnie pcha�o, �eby jeszcze raz wej�� i zbada� puls. Przeszed�em z trudem ko�o sali, gdzie le�a� zmar�y; siostry mog�y mnie obserwowa�.
Dlaczego ci�gle przychodzi mi na my�l to, �e wstanie? Kim w�a�ciwie by�, jak� osobowo�ci�? Czy to mia�o jakie� znaczenie? Tak, oczywi�cie, ale ja przecie� go nie zna�em.
Zatrzyma�em si� na p�pi�trze. Fakt, nie zna�em go, ale by� to kto�. Starszy pan, siedemdziesi�t dwa lata - m�czyzna, ojciec, cz�owiek. Schodzi�em dalej. Nie mog�em si� zb�a�ni�. Gdyby teraz si� zbudzi�, kpi�by ze mnie ca�y szpital.
Pewno�� w tym zawodzie przychodzi powoli; taka wpadka oznacza�aby koniec. B�d�c ju� w windzie, stara�em si� przypomnie� sobie, kiedy si� zmieni�em; pami�ta�em jedynie jakie� oderwane obrazy, punkty zwrotne, takie jak moja pierwsza wizyta na oddziale podczas studi�w i jedenastoletnia dziewczynka le��ca na ��ku, kt�rej oczy wpatrywa�y si� w nas z ogromn� nadziej� na pomoc. Mia�a mukowiscydoz�, kt�ra jest przewa�nie nieuleczalna. Przys�uchuj�c si� rozmowie zespo�u lekarzy, zupe�nie si� rozklei�em i nie by�em w stanie nawet spojrze� na ni�. Jeden z lekarzy powiedzia�: "Jest ma�a szansa na to, �e prze�yje jeszcze par� lat". Po tym o ma�o nie zosta�em hydraulikiem.
Drzwi windy otworzy�y si�.
P�niej moje reakcje jako� uleg�y zmianie. Teraz martwi�em si�, �e kto� mo�e ockn�� si� z letargu w kostnicy, zniweczy� m�j image, narazi� mnie na kpiny. C�, zmieni�em si� - jasne, �e na gorsze. Ale co mog� zrobi�?
Wr�ci�em do siebie, po�o�y�em si� na ��ku, kt�re zaskrzypia�o pod moim ci�arem. Le��c w p�mroku, przypomnia�em sobie wszystkie najdrobniejsze szczeg�y tego wychudzonego cia�a. Czy inni sta�y�ci te� rozmy�lali o takich sprawach? Nie mog�em sobie tego wyobrazi�, a w�a�ciwie to nie mog�em sobie wyobrazi�, o czym by my�leli.
Sprawiali wra�enie bardzo opanowanych, pewnych siebie nawet wtedy, gdy nie mieli do tego podstaw. Przed studiami w akademii medycznej wyobra�a�em sobie, �e kryzys czy za�amanie u sta�ysty b�dzie wygl�da� inaczej, bardziej wzniosie.
Problem zawsze obraca� si� wok� utraty w�asnego pacjenta po d�ugiej walce; b�l po �yciu, kt�re przemin�o. Tym razem oblewa� mnie pot na sam� my�l o tym, �e jaki� pacjent zacznie zn�w oddycha�; czu�em si� tym wyczerpany i chcia�em to wszystko odsun�� od siebie.
By�a za pi�tna�cie dziesi�ta. Przekr�ci�em si� na ��ku, podnios�em s�uchawk� i zadzwoni�em do piel�gniarek.
- Poprosz� pani� Stevens. Jane, czy mog�aby� wpa��? Nie, nic si� nie sta�o. Oczywi�cie, przynie� par� owoc�w mango. Dobrze, jestem pod telefonem.
Przez firanki zobaczy�em kilka gwiazd. Od dw�ch tygodni by�em sta�yst�. By�y to najd�u�sze tygodnie w moim dwudziestopi�cioletnim �yciu, stanowi�y kulminacyjny punkt wszystkiego: szko�y �redniej, college'u, akademii. Jak bardzo o tym marzy�em!
W�a�ciwie teraz prawie ka�dy, kogo zna�em, by� w b�ogos�awionym okresie sta�u, kt�ry okaza� si� wszaw� robot�, a je�li nie wszaw�, to przynajmniej zwariowanym ba�aganem.
"No, Peters, nareszcie ci si� uda�o. Chc� tylko, �eby� zapami�ta�, jak �atwo wypa�� z uk�ad�w i �e prawie niemo�liwe, �eby wr�ci�". Tak dok�adnie powiedzia� m�j profesor chirurgii, gdy si� dowiedzia�, �e postanowi�em odby� sta� w o�rodku pozauniwersyteckim, z dala od wielkiego �wiata medycyny, gdzie� w "dziczy". W rozumieniu medycznego establishmentu ze Wschodu nie ma gorszej dziczy ni� Hawaje. Komputerowy system rankingu wyznaczy� mnie na sta� w ramach mo�liwo�ci Ivy League *.
W czasie studi�w w akademii zacz��em sobie uzmys�awia�, �e zosta� lekarzem, to odda� si� ca�emu systemowi bez reszty. Przypomina to obrabianie kawa�ka drewna na strugarce. Ko�cowy produkt jest g�adki i gotowy do sprzeda�y. W czasie obr�bki odpadaj� wi�ry, za� podczas studi�w medycznych - "nieprzydatne" cechy osobowe: empatia, cz�owiecze�stwo, instynkt opieku�czy. Gdybym m�g� i gdyby nie by�o za p�no, musia�bym si� przed tym broni�. W ostatnim momencie uda�o mi si� jednak zeskoczy� z tej machiny. "No, Peters, nareszcie ci si� uda�o".
�mier� tego staruszka wprowadzi�a mnie w stan napi�cia. Zeskoczy�em z ��ka, zanim Jane zapuka�a. Dobrze, �e najpierw nie zadzwoni�a. Ba�em si� telefon�w.
- Jane, �wietnie, �e jeste�, �e przynios�a� owoce i w og�le. Owoce mango to co�, czego mi brakowa�o. Oczywi�cie, mo�esz zapali� �wiat�o. Tak sobie siedz� i my�l�. Dobrze, od�� je. No�e i talerz? Chcesz teraz je�� te owoce?
Nie mia�em ochoty na mango, ale nie warto by�o si� spiera�. Wygl�da�a �licznie w �agodnie muskaj�cym jej w�osy �wietle i pachnia�a tak, jakby dopiero wysz�a spod prysznica. Bardziej s�odko ni� jakiekolwiek perfumy. Najwspanialszy by� jej g�os. Mo�e mi co� za�piewa.
Przynios�em talerz i dwa no�e. Usiedli�my na pod�odze i zacz�li�my je�� owoce. Nic nie m�wili�my, podoba�a mi si� w niej w�a�nie ta ma�om�wno��. Mi�o by�o na ni� patrze�. By�a bardzo m�oda. Wyszli�my gdzie� razem ze dwa razy i nie byli�my sobie zbyt bliscy, nie mia�o to jednak znaczenia. A w�a�ciwie mia�o, bo bardzo chcia�em j� pozna�, szczeg�lnie wtedy. By�o co� poetyckiego w jej blond w�osach i drobnych rysach. Poczu�em, �e powinni�my sta� si� sobie bli�si.
Owoc by� bardzo mi�kki. Obra�em ca�y i podszed�em do umywalki, �eby op�uka� r�ce. Kiedy si� odwr�ci�em, by�a daleko ode mnie, a �wiat�o z okna odbija�o si� srebrzy�cie w jej w�osach. Podpar�a si� na jednej r�ce i podwin�a nogi. O ma�o nie poprosi�em, �eby za�piewa�a Try to remember, ale powstrzyma�em si�, mo�e dlatego, �e na pewno by za�piewa�a - zawsze z ch�ci� spe�nia�a takie �yczenia. Gdyby zacz�a, wszyscy mogliby j� us�ysze�. W zasadzie to i tak wszyscy s�yszeli, jak jedli�my mango. Usiad�em ko�o niej; przechyli�a g�ow� i zobaczy�em jej oczy.
- Co� si� dzi� zdarzy�o - zacz��em.
- Wiem - powiedzia�a.
Prawie mnie to zatka�o. "Wiem". Nic nie wiedzia�a, a ja nie tylko wiedzia�em, �e ona nic nie wie, ale nie mia�em zamiaru jej wszystkiego wyja�nia�. Mimo to ci�gn��em dalej:
- Stwierdzi�em zgon chuderlawego starszego faceta, kt�ry chorowa� na raka, a teraz boj� si�, �e zadzwoni telefon i jaka� piel�gniarka mi powie, �e on �yje.
Odchyli�a g�ow� w drug� stron�, odwracaj�c oczy. P�niej powiedzia�a co� naprawd� trafnego. Powiedzia�a, �e to �mieszne. �mieszne?
- Nie uwa�asz, �e to g�upie?
Tak, to g�upie, ale i �mieszne.
- Wiadomo, �e wieczorem zmar� cz�owiek, a jedyne, co przychodzi mi teraz do g�owy, to my�l o tym, �e mo�e nadal �yje. To by�by kawa�! Kapitalny kawa� o mnie.
Przyzna�a, �e by�by to niez�y dowcip. Tak daleko si�ga�o jej zainteresowanie ca�� spraw�.
- Nie wydaje ci si� dziwne, �e w tak g�upi spos�b my�l� o ko�cu czyjego� �ycia? - zapyta�em.
Tego ju� by�o dla niej za du�o, bo zdoby�a si� na pytanie, czy nie lubi� mango. Lubi�, oczywi�cie, �e tak, ale akurat nie mam ochoty; nawet zaproponowa�em jej moj� porcj�.
Mimo tych paru niewypa��w poczu�em si� nieco lepiej. Powoli zaczyna�o do mnie dociera�, �e ten trup staje si� ju� mniej wa�ny. Zastanawia�em si�, czy Jane zacznie �piewa� Aquariusa. Ta dziewczyna najwyra�niej poprawia�a mi samopoczucie.
Obj��em j�, a ona wsun�a mi do ust kawa�ek mango, zupe�nie absurdalnie, bezwiednie odrzucaj�c wszelkie bariery. Pomy�la�em, �e nie b�dziemy ju� wi�cej rozmawia� o tym wychudzonym dziadku.
Poca�owa�em j�. Odwzajemni�a m�j poca�unek. Rozkosznie by�oby kocha� si� z ni�.
Nasze usta ponownie si� po��czy�y. Przywar�a do mnie tak mocno, �e poczu�em jej ciep�o i ca�� delikatno��. Przesuwa�em moje lepkie od mango d�onie po jej plecach i zastanawia�em si�, czy uleg�aby mi. Ta my�l ca�kowicie mn� zaw�adn�a.
Komiczne by�o to, �e znajdowali�my si� na pod�odze. Zastanawia�em si�, jak najlepiej si� przedosta� na ��ko. Nagle si� zorientowa�em, �e ona nie ma na sobie niczego poza cienk� sukienk�. Zbyt zapami�tale pie�ci�em jej plecy i po�ladki.
Wyczu�a m�j zamiar, �eby zmieni� niewygodne miejsce na pod�odze. Wstali�my r�wnocze�nie.
Zacz��em unosi� jej sukienk�. Powstrzyma�a mnie, przyciskaj�c moje r�ce. Odpi�a guziki na plecach i wysun�a si� z niej. By�a tak pi�kna w �agodnym, mi�kkim �wietle. Mo�e nie rozumia�a problemu, z kt�rym si� boryka�em, ale zupe�nie od�wie�a�a m�j umys�. �ci�gn��em koszul�, upu�ci�em stetoskop na pod�og� i si�gn��em po dziewczyn� w obawie, �eby nie znikn�a.
Nagle zadzwoni� telefon. Wszystko prys�o i chudy staruszek zn�w zaj�� miejsce w moich my�lach.
Jane le�a�a na ��ku, a ja sta�em, patrz�c na telefon. Zaledwie dziesi�� sekund wcze�niej by�em poch�oni�ty zupe�nie czym innym. Teraz na nowo mia�em zam�t w g�owie. Wr�ci�a ta okropna my�l: zacz�� oddycha�.
Nie odbiera�em telefonu jeszcze przez chwil�, maj�c nadziej�, �e przestanie dzwoni�. Podnios�em w ko�cu s�uchawk� i us�ysza�em g�os piel�gniarki:
- Doktorze Peters, przysz�a rodzina.
- Dzi�kuj�, zaraz tam b�d�.
Poczu�em ogromn� ulg�; to tylko rodzina. Stary nadal nie �y�.
Po�o�y�em d�o� na plecach Jane; jej delikatna, ciep�a sk�ra dopomina�a si� pieszczot. Wspania�a linia jej plec�w nie nastraja�a do my�lenia o tym, jak uzyska� zgod� rodziny zmar�ego faceta na przeprowadzenie sekcji.
Szybko odnalaz�em porzucon� koszul�, ale gorzej by�o ze stetoskopem. Odnalaz� si� dopiero wtedy, gdy nadepn��em na niego.
- Jane, musz� p�dzi� do szpitala. My�l�, �e zaraz wr�c�.
Mru��c oczy, wyszed�em z ciep�ego pokoju do jaskrawo o�wietlonego hallu, kieruj�c si� do br�zowej windy. Jest co� z�owieszczego w szpitalu pogr��onym we �nie i ciszy. By�a 22.30 i ca�y oddzia� �y� ju� nocnym rytmem, czym� w rodzaju powolnego t�tna, na kt�re sk�ada�y si� przyciszone g�osy i �agodne �wiat�o.
Szed�em d�ugim korytarzem w kierunku dy�urki piel�gniarek. Mija�em sale znaczone jedynie s�abym blaskiem nocnych lampek. Na drugim ko�cu widzia�em dwie piel�gniarki, kt�re zaj�te by�y rozmow�, ale nie dociera� do mnie �aden g�os. Tym razem korytarz wydawa� si� wyj�tkowo d�ugi, jak tunel. �wiat�o na ko�cu przypomina�o obraz Rembrandta; ostre, jasne plamy otoczone palon� umbr�.
Wiedzia�em, �e spok�j mo�e lada moment prysn��, stwarzaj�c mi nowe zagro�enie. Na razie ca�y ten �wiat jakby zastyg�.
Sekcja. Musia�em poprosi� o zgod�.
Pami�tam pierwsz�; by�em wtedy na drugim roku studi�w. Zaczynali�my akurat patologi�. Wtedy jeszcze my�la�em, �e medycyna jest dla ka�dego.
- Panowie, sta�cie wok� sto�u.
Wygl�dali�my jednakowo w bia�ych kitlach, podchodz�c jeden za drugim, jak grzeczni uczniowie, kt�rymi chyba byli�my.
Zobaczy�em nagle cia�o kobiety, ale nie tej, kt�r� mieli�my si� zaj��. Le�a�a na s�siednim stole, nast�pna w kolejce. Jej sk�ra by�a szaro��ta, a od r�ki poprzez klatk� piersiow� rozchodzi�a si� wysypka p�pa�ca.
P�pasiec objawia si� zmianami na sk�rze charakteryzuj�cymi si� du�� liczb� strup�w. W tych warunkach wszystko wygl�da�o na jeszcze bardziej wyolbrzymione.
Cia�o kobiety le�a�o na cementowej p�ycie. Wok� by�o pe�no plamek krwi. Woda obmywaj�ca to cia�o sp�ywa�a rowkami odleg�ymi od siebie o kilka centymetr�w i z obrzydliwym d�wi�kiem spada�a do �cieku. Prawa r�ka obwi�zana by�a papierow� ta�m�, na kt�rej nabazgrano co� o��wkiem. W�osy kobiety by�y rozwichrzone. Najbardziej zaintrygowa� mnie chorobliwy wygl�d jej sk�ry. Mia�a oko�o trzydziestu lat, niewiele wi�cej ni� ja teraz.
Widok ten nie wprowadzi� mnie w stan fizycznej odrazy czy zm�czenia, co by�o typowe dla wi�kszo�ci student�w medycyny.
By�a bezwzgl�dnie nie�ywa, prawdziwy trup, a nadal wygl�da�a tak, jakby �y�a; tylko ten niesamowity kolor sk�ry.
Martwa, �ywa, martwa... s�owa te, zupe�nie przeciwstawne, zaprz�ta�y mi g�ow�.
Cia�o, kt�re preparowa�em na pierwszym roku anatomii, by�o ca�kiem inne. By�o martwe i nic w nim nie sprawia�o wra�enia �ycia.
T�umaczy�em sobie, �e to tylko otoczenie dzia�a przygn�biaj�co; brudna, szara sala, s�abe �wiat�o przedzieraj�ce si� przez zakurzone okna.
Peters, czego by� chcia�? �o�a zas�anego pluszem, �wiec i r�? Mieli�my si� zaj�� innym cia�em. Wcisn��em si� pomi�dzy pozosta�ych student�w stoj�cych wok� sto�u do sekcji. Wbi�em wzrok w otwarty brzuch i us�ysza�em bulgocz�cy d�wi�k, gdy profesor patologii dokonywa� ci�cia. Nie widzia�em ze swojego miejsca na tyle dobrze, �eby uzna� te �wiczenia za wielce interesuj�ce. W�a�ciwie bardziej � ciekawi�o mnie to, co mia�em za plecami. Pozostali poch�oni�ci byli bez reszty narz�dami b�d�cymi przedmiotem �wicze�.
Nie mog�em si� powstrzyma� od spojrzenia na to drugie cia�o. Nie chcia�em dotkn�� tej kobiety. Dotkn��em jej jednak. Nie by�a zbyt zimna i to jeszcze pogorszy�o spraw�. Nie czu�em przera�enia, mo�e troch� strachu. Nie z powodu dotkni�cia, ale dlatego, �e zda�em sobie spraw� z oczywistego faktu: r�nica mi�dzy �yciem a �mierci� to tylko kwestia czasu i szcz�cia.
Dla niej nic nie mia�o ju� znaczenia. By�a m�od� kobiet�, po��dan� i pe�n� ekspresji. Teraz le�a�a martwa i ��ta na poplamionym cementowym blacie w suterenie.
Mo�na m�wi� o seksie, gdy pe�no w nim �ycia, gor�ca i wigoru. Tu nie mog�em da� si� ponie��. Moja roztrz�siona �wiadomo�� zarejestrowa�a setki my�li, w�r�d kt�rych by� bezsprzecznie i seks - wspomnienia moich w�asnych do�wiadcze�.
By�o to dawno temu, w miejscu oddalonym st�d o tysi�c mil. Teraz musia�em przej�� przez spraw� sekcji chudzielca.
- Doktorze, tam na kanapie siedzi rodzina zmar�ego - powiedzia�a jedna z piel�gniarek, gdy doszed�em do recepcji.
Nagle zobaczy�em dwoje ludzi tam, gdzie przedtem nikogo nie by�o. Zbli�a�em si� do nich. Sama my�l o "sekcji zw�ok" przywo�ywa�a tamte rozwichrzone w�osy i p�pasiec. Mo�e powinienem nazywa� to "post mortem", przynajmniej brzmi lepiej.
- Bardzo mi przykro.
- C�, spodziewali�my si� tego.
- Chcieliby�my przeprowadzi� sekcj� zw�ok. - Wysz�o mi to bardzo naturalnie.
- Nie mo�na ju� nic wi�cej zrobi�.
Nic wi�cej! Zdawa�o mi si�, �e musz� co� zrobi�. By�em tym zak�opotany.
I tak mia�em kiepski nastr�j, gdy� to w�a�nie ja musia�em dzwoni� do nich p�nym wieczorem z wiadomo�ci� o �mierci ich ojca. Teraz, prosz�c o zgod� na sekcj�, poczu�em si� winny. Oni te� do�wiadczali tego samego. Nie da si� nikogo obarczy� odpowiedzialno�ci� za �mier�, wi�c wszyscy dziel� si� win�.
Nic wi�cej nie da si� zrobi�? Czego innego m�g�bym od nich oczekiwa�? Oskar�e�? Wybuch�w gniewu?
Jak si� p�niej przekona�em, wiadomo�� o czyjej� �mierci parali�uje wi�kszo�� ludzi. Nast�pnie przychodz� zwyczajne, normalne zachowania.
- Panie doktorze, zajmiemy si� ca�� papierkow� robot� - zaoferowa�a jedna z piel�gniarek.
- Bardzo dzi�kuj�.
- Jeste�my wdzi�czni za to, co pan zrobi� - powiedzia� syn zmar�ego, gdy wychodzili�my z dy�urki.
- Dzi�kuj�.
Mili ludzie, pomy�la�em, gdy szli�my. Jak dobrze, �e nie mog� czyta� w moich my�lach. Nawet teraz co� mnie pcha�o, �eby podej�� do zmar�ego i sprawdzi� t�tno.
Czy byliby �li, czy tylko zszokowani, gdyby wiedzieli, czego si� boj�?
Najpierw byliby mo�e wstrz��ni�ci, a p�niej �li. Jak by zareagowali, gdyby ich ojciec nagle zmartwychwsta� w kostnicy? Tu roze�mia�em si� sam do siebie. Teraz ju� przecie� nikt nie le�y w kostnicy. Wszystkich zabiera si� do zak�ad�w pogrzebowych.
Naogl�da�em si� za du�o telewizji i kiepskich film�w. Te g�upoty dopada�y mnie wtedy, gdy by�em zm�czony i ogarnia�o mnie wyczerpanie.
- Telefon do pana, doktorze.
By�em ju� na ko�cu ciemnego korytarza. To musi by� Jane. Przypomnia�em sobie nagle, jak wspaniale wygl�da�a, stoj�c naga w moim pokoju. Jej wizerunek nak�ada� si� na obraz sali sekcyjnej akademii medycznej i ��tego cia�a ze zmianami sk�rnymi wywo�anymi przez p�pasiec.
Nie by�a to Jane. Dzwoni�a jaka� rozw�cieczona piel�gniarka z oddzia�u A. M�wi�a co� o zaniku ci�nienia �ylnego.
Syn zmar�ego staruszka wci�� nie rusza� si� z miejsca. Przez chwil� patrzyli�my na siebie. Poczu�em dum� z tego, �e tu jestem, a p�niej poczu�em si� g�upio.
Szybko poszed�em korytarzem w drug� stron�. Pomy�la�em, �e moja sytuacja jest jednak komfortowa.
Ci�nienie �ylne? Ca�a moja znajomo�� tematu ogranicza�a si� do pilnie zapami�tanej definicji: "Ci�nienie �ylne jest ci�nieniem spoczynkowym w g��wnych �y�ach organizmu". Poza tym prawie nic wi�cej nie pami�ta�em. Nie bacz�c na to, ruszy�em przed siebie. To moja robota.
Resztki odwagi opu�ci�y mnie, gdy zobaczy�em, �e piel�gniarki zebra�y si� przy sali, gdzie le�a�a Marsha Potts.
Marsha Potts by�a zupe�nie wyj�tkowa. Wszystko sta�o si� jasne dwa tygodnie temu, w czasie obchodu w pierwszym dniu mojego sta�u. Znalaz�a si� w klinice z powodu wrzodu ogromnych rozmiar�w, wyra�nie widocznego na zdj�ciu rentgenowskim.
Mo�liwo�� zobaczenia wrzodu zawsze wszystkim poprawia�a humor. Radiolog by� zadowolony, bo mia� dobr� klisz�, a chirurdzy nie posiadali si� z rado�ci z powodu trafno�ci diagnozy i "ostrzyli" skalpele. Sytuacja by�a wprost wymarzona, tak�e dla pacjenta, ale nie dla Marshy.
Lekarze wyci�li znaczn� cz�� �o��dka od strony jego wyj�cia i zablokowali jelito cienkie. Nast�pnie w odleg�o�ci paru cali wykonali w jelicie otw�r i doszyli tak powsta�y odcinek, tworz�c zespolenie. Mia�o ono pe�ni� funkcj� nowego, cho� mniejszego �o��dka. Operacja ta, zwana zabiegiem Billrotha, wymaga du�o ci�cia i szycia, tote� jest niezwykle popularna w�r�d chirurg�w.
Marsha przesz�a przez to wszystko do�� pomy�lnie; przynajmniej tak si� wszystkim zdawa�o. Na trzeci dzie� przyszed� kryzys; p�k�y szwy tworz�ce zespolenie mi�dzy jelitem a kikutem �o��dka. Spowodowa�o to nap�yw sok�w �o��dkowych i trzustkowych do jamy brzusznej oraz rozpocz�cie ich oddzia�ywania na organizm. Enzymy trawienne przesz�y przez naci�cie i ca�y jej brzuch sta� si� jedn� otwart� ran� o �rednicy dwunastu cali.
Piel�gniarki ob�o�y�y ran� jak�� od�ywk� w proszku, kt�ra mia�a wch�on�� cz�� sok�w trzustkowych i zneutralizowa� enzymy. Od tygodni obrzydliwy od�r doprowadza� wszystkich nieomal do torsji. Zdawa�em sobie spraw�, �e nie b�d� w stanie tego znie�� za �adne skarby. To by�o najgorsze.
Wszed�em do ma�ej izolatki, gdzie le�a�a Marsha. Jej stan nie m�g� ju� chyba by� gorszy. Sk�r� mia�a szar� jak przy ��taczce. R�ce bezw�adnie spoczywa�y wzd�u� tu�owia.
Piel�gniarka najwyra�niej odpr�y�a si� po przybyciu lekarza. Nie doda�o mi to pewno�ci. Ty g�wniaro, gdyby� mog�a zajrze� do mego wn�trza, nie zobaczy�aby� tam nic opr�cz ogromnej pustki, pomy�la�em. Marsha Potts najwyra�niej cierpia�a na niewydolno�� ca�ego organizmu. Przegl�daj�c stosy kart i wynik�w bada�, stara�em si� znale�� jaki� punkt zaczepienia i gra� na zw�ok�, aby zebra� my�li.
Du�y, czarny karaluch przycupn�� na �cianie nad ��kiem. Da�em mu spok�j. Zajmiemy si� nim p�niej. Trudno by�o sobie wyobrazi�, by �ycie w jakiejkolwiek formie mog�o zale�e� ode mnie.
Okruchy wiedzy zacz�y dociera� do mojej �wiadomo�ci. Tak, najpierw t�tno. Okaza�o si�, �e jest mocne, dobrze wyczuwalne, oko�o 72 uderze� na minut�, prawie normalne. Dobrze, teraz nast�pny krok. Je�li ci�nienie �ylne spad�o do zera przy poprawnej pracy serca, mog�o to tylko �wiadczy� o braku krwi w kr��eniu wielkim.
Zacz��em przynajmniej my�le�. Jedyn� rzecz�, kt�rej nie chcia�em, by�o wyj�cie sporego, rozmi�kczonego opatrunku z jamy brzusznej. Kropelki potu sp�yn�y mi po twarzy. W izolatce by�o piekielnie gor�co.
Co z ci�nieniem krwi? Piel�gniarka powiedzia�a, �e 110/90. Jak, do cholery, ci�nienie krwi i t�tno mog� by� tak dobre bez ci�nienia �ylnego? Bez ci�nienia �ylnego serce nie nape�nia si� krwi�, a tym samym nie mo�e ona z niego wyp�ywa�. Tak przynajmniej by� powinno, ale widocznie w tym wypadku by�o inaczej. Do diab�a z tymi profesorami fizjologii.
W laboratorium fizjologii na akademii by� pies, kt�rego serce, �y�y i t�tnice pod��czone by�y do rurek. Oczywi�cie, jak w ka�dym laboratorium, tam te� wszystko funkcjonowa�o bez zarzutu. Przy zmniejszeniu ilo�ci krwi w sercu psa poprzez obni�enie ci�nienia �ylnego spada�o gwa�townie ci�nienie krwi. By�o to zupe�nie automatyczne i powtarzalne - zupe�nie, jakby pies by� maszyn�.
Marsha Potts nie by�a maszyn�. Chocia�, dlaczego nie mog�a funkcjonowa� jak do�wiadczalne zwierz�ta, zamiast stwarza� mi tak powa�ny, przyt�aczaj�cy i trudny do rozwi�zania problem?
Nie wiedzia�em za bardzo, od czego zacz��. Nie mia�a na sk�rze obrz�k�w powstaj�cych na skutek zatrzymywania p�yn�w w organizmie. Na po�ladkach pojawi�y si� odle�yny, efekt d�ugotrwa�ego przebywania w ��ku. Marsha le�a�a na wznak od trzech miesi�cy.
Odgi��em jej lew� r�k�, kt�ra szybko opad�a z powrotem. �wietnie. Mia�a trzepocz�cy tremor przy niewydolno�ci w�troby. Gdy zanika funkcja w�troby, u pacjent�w pojawia si� zadziwiaj�cy odruch: przy odginaniu r�ki za nadgarstek opada ona z charakterystycznym trzepotaniem, jak u dziecka machaj�cego na po�egnanie. By�em bardzo zadowolony z tego odkrycia. Spojrza�em jeszcze raz na kart�. Nie by�o tam nic o trzepocz�cym tremorze, z kt�rym wcze�niej zetkn��em si� tylko raz.
Sprawdzi�em drug� r�k�; reakcja by�a identyczna. Oznacza�o to, �e stan Marshy jest bardzo z�y. W�a�ciwie, to nawi�zuj�c do mojej akademickiej diagnozy, kobieta umiera�a na moich oczach. Prawd� m�wi�c, by�a ju� nie�ywa, cho� z biologicznego punktu widzenia nadal �y�a.
Jej bliscy i przyjaciele uwa�ali j� za osob� �yj�c�. Nie by�a ju� w stanie m�wi�, a wszystkie jej organy przestawa�y funkcjonowa�. Czy by�a zdolna do my�lenia? Raczej nie.
Przez chwil� pomy�la�em, �e by�oby dla niej lepiej, gdyby umar�a. Natychmiast odrzuci�em t� natr�tn� my�l. Jak�e mo�na wiedzie�, czy komu� b�dzie lepiej na tamtym �wiecie? Nie da si� tego stwierdzi�; to tylko przypuszczenia. Przypadek Marshy Potts trudno by�o wyt�umaczy� z punktu widzenia fizjologii organizmu. Kobieta, kt�ra mia�a �lady p�pa�ca na sk�rze, wygl�da�a po �mierci jak �ywa. Tutaj natomiast, w tej ma�ej sali, by�o co� zupe�nie przeciwnego.
- Co z kropl�wk�? Ile p�ynu typu IV dosta�a w ci�gu ostatniej doby? - spyta�em.
- Wszystko jest tu wpisane. Oko�o czterech litr�w.
- Cztery litry! - Stara�em si� nie okazywa� zaskoczenia, chocia� zdawa�o mi si�, �e by�o to za du�o. - Co to by�o?
- Przewa�nie roztw�r fizjologiczny, ale te� troch� isolyte M - odpowiedzia�a piel�gniarka.
Co to za �rodek? Nigdy o nim nie s�ysza�em. Obr�ci�em umieszczon� w stojaku butelk� i zobaczy�em napis: "Isolyte M", a z drugiej strony: "L�d, chlorek, potas, magnez..." Nie musia�em dalej czyta�. By�a to najzwyklejsza kropl�wka.
Na karcie pacjentki odkry�em gmatwanin� r�nych, wygl�daj�cych na przypadkowe, cyfr, kt�re mimo wszystko spodoba�y mi si�. Od samego pocz�tku studi�w fascynowa�a mnie r�wnowaga p�yn�w i elektrolit�w. Fascynacja by�a tak g��boka, �e nieraz troska o s�d przes�ania�a mi samego pacjenta.
W tym wypadku r�wnowaga by�a prawie zachowana; r�nica mi�dzy ilo�ci� p�yn�w przyjmowanych a wydalanych mie�ci�a si� po prostu w ogromnym, mokrym opatrunku. Dren umieszczony w dolnej cz�ci rany nie by� zbyt skuteczny. Po�ywienie, kt�re otrzymywa�a, nie by�o wcale bogate. Dostawa�a je rurk� przez nos. Soki trawienne wytworzy�y co prawda przetok�, czyli kana� mi�dzy �o��dkiem a okr�nic�, jednak ca�y pokarm przedostawa� si� bezpo�rednio do jelita grubego i dalej do odbytnicy wcale nie przetrawiony.
Nic nie wskazywa�o na to, �e pacjentka jest odwodniona, a jednak jej mocz wykazywa� �lady krwi, ��ci i zawiera� drobiny substancji organicznych p�ywaj�ce w zbiorniku cewnika. Nale�a�o sprawdzi� ci�ar w�a�ciwy, �eby si� przekona�, czy nie jest zbyt st�ony.
- Nie s�dz�, aby�my mieli tu gdzie� hydrometr.
Piel�gniarka natychmiast wysz�a z sali, zadowolona, �e w og�le czego� si� od niej chcia�o. Nadal nie by�em w stanie wyja�ni� sprawy ci�nienia �ylnego Marshy. Kontynuowa�em badania w poszukiwaniu jakiej� oznaki niewydolno�ci serca, kt�ra t�umaczy�aby cokolwiek. Nic nie znalaz�em. Zostawa�a jeszcze jedna sprawa: powinienem obejrze� ran�.
- Doktorze, czy o to panu chodzi�o?
Wr�czy�a mi zw�j arkuszy papieru, kt�re s�u�y�y do badania zawarto�ci cukru w moczu.
- Nie, hydrometr to taki ma�y przyrz�d, kt�ry wk�ada si� do moczu. Wygl�da jak termometr.
Piel�gniarka ponownie znikn�a, a ja rzuci�em okiem na etykietk� na zwoju, kt�ry przed chwil� przynios�a. Mo�e sprawdz� ten cukier. Nie ma powodu, �eby tego nie robi�.
- Czy to w�a�nie jest hydrometr?
- Tak, dziecino.
Wzi��em hydrometr i zdj��em zbiorniczek cewnika. Wstrzymuj�c oddech, �eby nie czu� nieprzyjemnego odoru, przela�em nieco cieczy do fiolki. Wydawa�o mi si�, �e wystarczy. Bardzo ostro�nie wk�ada�em przyrz�d do fiolki, ale nie uda�o mi si� dokona� odczytu. Na nieszcz�cie hydrometr nie p�ywa� po powierzchni, ale przyczepia� si� do �cianek naczynia. Trzyma�em je w lewej r�ce i lekko opukiwa�em palcem wskazuj�cym prawej, aby si� oderwa� od �cianki. Jedyne, co mi si� uda�o, to obla� r�k� badanym moczem. Dola�em wi�cej do fiolki. Hydrometr zacz�� si� porusza� w g�r� i w d�. Ci�ar w�a�ciwy mie�ci� si� w granicach warto�ci normalnych - u Marshy nie nast�pi�o odwodnienie organizmu.
Z pewnych wzgl�d�w ludzie z kr�g�w medycznych niech�tnie u�ywaj� s�owa "normalny" bez okre�lnik�w, zwykle m�wi� "w normalnych granicach" lub "zasadniczo normalny".
Marsha zn�w j�kn�a. Wzi��em g��boki oddech i poczu�em ca�� mieszanin� r�nych obrzydliwych zapach�w. Nigdy nie znosi�em smrodu. W podstaw�wce, gdy kt�ry� z koleg�w zwymiotowa�, u mnie pojawia� si� odruch wsp�czulny, gdy tylko charakterystyczny smrodek dociera� do moich nozdrzy. P�niej, ju� w czasie studi�w, by�em znany z odruch�w wymiotnych na zaj�ciach z patologii, mimo zak�adania trzech masek i stosowania innych zabieg�w zabezpieczaj�cych.
Ci�gle usi�owa�em znale�� przyczyn� tak z�ego stanu zdrowia Marshy. Zastanawia�em si�, czy w jej krwi mog� si� znajdowa� bakterie Gram-ujemne. Mo�e jest to jakie� zatrucie wywo�ane, na przyk�ad, przez bakterie z rodziny Pseudomonadaceae, kt�re odpowiedzialne s� za niezwykle gro�n� posocznic� Gram-ujemn�. Pacjent mo�e si� czu� dobrze, nagle jednak pojawiaj� si� dreszcze i po wszystkim. To mog�o t�umaczy� problemy z ci�nieniem �ylnym.
Nie stwierdzi�em jednak �lad�w posocznicy. Marsha poj�kiwa�a od czasu do czasu. Ka�dy jej j�k by� jakby oskar�eniem pod moim adresem. Czemu nie mog�em sobie z tym poradzi�?
Chodz�c wok� ��ka, zwr�ci�em piel�gniarce uwag� na karalucha, kt�ry laz� po �cianie. Natychmiast wyskoczy�a z sali i po chwili wr�ci�a z d�ugim kawa�kiem papieru toaletowego, kt�rym usun�a robala.
Karaluchy nie dzia�a�y na mnie tak jak szczury w szpitalu nowojorskim. M�wi�o si�, �e prowadzona jest przeciw nim walka, ale wida� je by�o wsz�dzie.
Co� si� musia�o sta� z tr�jdro�nym kurkiem na przewodzie do�ylnym. Gdy przekr�ci�em go w po�o�enie odpowiadaj�ce pomiarowi ci�nienia �ylnego, nic nawet nie drgn�o. Szybko zamkn��em kurek, nape�ni�em kolumn� roztworem IV i prze��czy�em na podawanie. Przez jaki� czas utrzymywa� si� sta�y poziom, p�niej gwa�townie opad�, a nast�pnie, zgodnie z przewidywaniami piel�gniarki, zszed� do 10 cm3 i wreszcie do zera.
Trudno si� w tych kurkach po�apa�. Nigdy nie wiedzia�em, kt�rym kr�ci�, �eby uzyska� odpowiednie po��czenie. Poprosi�em piel�gniark� o du�� strzykawk� z roztworem fizjologicznym i odczepi�em ca�� pl�tanin� rurek z cewnika wchodz�cego do �y�y udowej poni�ej pachwiny.
Marsha od dawna od�ywiana by�a poprzez kropl�wk� i nie mo�na ju� by�o wprowadzi� roztworu IV do �y� w r�kach. Lekarze zacz�li wi�c pod��cza� kropl�wki do �y� w nogach. Zaskoczy�o mnie, �e ani kropla krwi nie przedosta�a si� do rurki cewnika - nawet wtedy, gdy ci�nienie roztworu fizjologicznego spad�o maksymalnie. Przez cewnik wt�oczy�em strzykawk� oko�o 10 cm3 roztworu i poczu�em op�r. Po chwili p�yn wchodzi� �atwiej. Wyci�gn��em strzykawk� i w cewniku ukaza� si� czerwony paseczek krwi.
Na ko�c�wce, wewn�trz �y�y, musia�a by� jaka� blokada, skrzep krwi, kt�ry dzia�a� jak zaw�r kulowy - umo�liwia� podawanie roztworu, ale powstrzymywa� przep�yw w odwrotnym kierunku.
Warto�� ci�nienia �ylnego zale�a�a od ilo�ci krwi, kt�ra mog�a przej�� przez cewnik. Powiedzia�em o wszystkim piel�gniarce, poza tym, �e Marsha mia�a najprawdopodobniej skrzep w p�ucach. Dzi�ki Bogu, m�g� to by� jedynie niewielki skrzep. Ponownie zawiesi�em kolumn�. Gdy si� upewni�em, �e b�dzie wskazywa� w�a�ciwe ci�nienie �ylne, prze��czy�em j� na podawanie.
- Przepraszam, doktorze. Nie wiedzia�am o tym - powiedzia�a piel�gniarka.
- Nie ma za co przeprasza�, najgorsze mamy za sob�.
Cieszy�em si� z tego, �e uda�o mi si� rozwi�za� cho� tak ma�y problem. Osi�gni�cie by�o tym wi�ksze, �e na pocz�tku nie mia�em o ca�ej sprawie najmniejszego poj�cia. U pacjentki jednak nie nast�pi�y �adne zmiany.
Marsha zn�w j�kn�a, wykrzywiaj�c wargi. By�a cieniem cz�owieka, a �wiadomo�� sytuacji zniwelowa�a moje odczucie, �e czego� dokona�em. Chcia�em si� teraz wydosta� st�d za wszelk� cen�, ale nie by�o mi to dane.
- Panie doktorze, czy m�g�by pan przy okazji zajrze� do pana Roso? Jego czkawka nie daje spokoju innym pacjentom.
Id�c z piel�gniark� na oddzia�, gdzie le�a� Roso, pomy�la�em, jak r�ni si� ten szpital od innych. Halle wychodzi�y bezpo�rednio na zewn�trz - przynajmniej w starej, niskiej cz�ci - i ��czy�y si� z trawnikami. Na dziedzi�cu kr�lowa�o ogromne drzewo, pochylaj�c si� i szeleszcz�c na wietrze. Tereny otaczaj�ce szpital by�y w idealnym porz�dku. Wok� ros�o mn�stwo pot�nych, tropikalnych drzew; zupe�nie inaczej ni� w innych szpitalach, w kt�rych pracowa�em. Gdzieniegdzie bywa�y jakie� pojedyncze drzewa - jak to, kt�re ros�o na terenie mojej akademii medycznej w Nowym Jorku i zosta�o �ci�te, zanim sko�czy�em studia - lecz reszta to by� tylko cement i ceg�a, wszystko ��te.
Nie by�o brzydszego miejsca ni� Bellevue, gdzie odbywa�em moj� ko�cow� praktyk� kliniczn� jako student czwartego roku (wype�nia�em obowi�zki sta�ysty, ale formalnie by�em jeszcze studentem). Korytarze pomalowano tam na przygn�biaj�cy br�zowy kolor, farba wsz�dzie odpada�a, a dotkni�cie takiej �ciany by�o raczej odra�aj�ce. Wszyscy chodzili�my �rodkiem. M�j pok�j mia� wybit� szyb� i niesprawn� instalacj� hydrauliczn�. Znajdowa� si� z drugiej strony szpitala, z dala od poszczeg�lnych oddzia��w, do kt�rych mog�em dotrze� jedynie przez pulmonologi�, gdzie le�eli chorzy na gru�lic�. Przechodz�c tamt�dy, pod�wiadomie wstrzymywa�em oddech. Gdyby Dante widzia� Bellevue, na pewno umie�ci�by je w swoim Piekle na czo�owym miejscu. Cholernie nienawidzi�em sp�dzonych tam dwu miesi�cy.
Widzia�em kiedy� film, kt�ry przypomnia� mi o Bellevue; by� to Proces Kafki. Postacie przemierza�y w nim niesko�czenie d�ugie korytarze, zupe�nie jak te, kt�rymi ja chodzi�em ze wstrzymanym oddechem.
Wszystkie okna by�y brudne i trudno by�o zobaczy� przez nie kolejny budynek z bezmiarem korytarzy. Ka�de, nawet z pozoru niewinne zdarzenie mog�o si� okaza� niebezpieczne. Kiedy� wszed�em szybko do m�skiej sali i natkn��em si� na grup� pacjent�w, kt�rzy zaj�ci byli wstrzykiwaniem sobie morfiny. Zagrozili mi �mierci�. Nie by� to, niestety, ostatni taki wypadek.
Hawaje to zupe�nie co� innego ni� Bellevue. Nikt mi tu nie grozi�, przynajmniej dotychczas. �ciany by�y starannie pomalowane i czyste, nawet w piwnicach. Wydawa�o mi si�, �e piwnice we wszystkich szpitalach wygl�daj� jednakowo, ale tu wszystko wr�cz l�ni�o.
Nie wiem, dlaczego czu�em tak� obaw� przed gru�lic�. By�o to co� irracjonalnego, co�, co siedzi wewn�trz i m�wi, co jest dobre, a co z�e. Gdy dowiedzia�em si� o nadci�nieniu z�o�liwym, zawsze my�la�em, �e towarzyszy ono ka�demu b�lowi g�owy. Gru�lica dr�czy�a mnie mo�e dlatego, �e m�j pierwszy badany pacjent w�a�nie na ni� chorowa�.
W czasach studenckich os�uchiwali�my wzajemnie swoje p�uca, przy czym zawsze by�o mn�stwo �miechu. P�niej zostali�my wys�ani do szpitala dla przewlekle chorych, �eby po raz pierwszy os�ucha� pacjent�w.
By� to szpital Goldwater Memorial, przy kt�rym Bellevue wygl�da�o jak Waldorf. Po wpisaniu jakiego� nazwiska na karcie podszed�em do ��ka, na kt�rym le�a� m�czyzna. Czu�em si� zupe�nie zielony. By�o mi tak nieswojo, jakbym mia� na czole napis: "Student drugiego roku medycyny, pierwsza pr�ba".
Wszystko sz�o mi dobrze a� do czasu, gdy os�uchiwa�em okolice �eber z lewej strony, stoj�c po prawej r�ce chorego. By�em nachylony nad klatk� piersiow� i poprosi�em pacjenta, �eby zakas�a�. Zrobi� to wprost w moje ucho. Poczu�em, jak kropelki czego� �ciekaj� mi po twarzy; kropelki ��tej flegmy z zarazkami gru�licy odpornymi na antybiotyki. W m�skiej toalecie nie by�o szamponu. Bardzo dok�adnie zmy�em wszystko myd�em. Po powrocie do swego pokoju kilkakrotnie umy�em g�ow� szamponem, jak lady Mackbeth.
P�niej nie mia�em ju� do czynienia z gru�likami. Mo�e tu, na Hawajach, wcale takich nie by�o.
Otrz�sn��em si� w ko�cu z zadumy i zamy�lenia. Spojrza�em na piel�gniark�, kt�ra sz�a ze mn� do Roso. By�a przyk�adem bogactwa Hawaj�w - bardzo �adna, z domieszk� chi�skiej i hawajskiej krwi, zgrabna, mia�a migda�owe oczy i pi�kne z�by.
- Lubi pani surfing? - zapyta�em, gdy dochodzili�my do drzwi oddzia�u m�skiego.
- Nie mam o tym poj�cia - powiedzia�a �agodnie.
- Mieszka pani w pobli�u szpitala?
- Nie, w Manoa Valley, z rodzicami.
Nie sk�ada�o si� zbyt dobrze. Chcia�em kontynuowa� rozmow�, �eby s�ysze� jej g�os, ale dochodzili�my do sali, gdzie le�a� Roso.
- Czy Roso wymiotuje?
- Nie, ma tylko czkawk�. Nigdy nie my�la�am, �e czkawka mo�e by� tak dokuczliwa. Jest taki biedny.
Przed wej�ciem na oddzia� spojrza�em na zegarek. Dochodzi�a p�noc. Nie mia�em nic przeciwko wizycie u Roso. Czu�em do niego wiele sympatii.
Ma�e nocne lampki przy pod�odze dawa�y swoiste �wiat�o, kt�re ��czy�o si� z r�wnomiernymi oddechami i chrapaniem. Nag�y odg�os czkawki rozdar� cisz� i zak��ci� rytm nocy. Mimo ciemno�ci �atwo by�o znale�� Roso, kieruj�c si� ku temu d�wi�kowi. Operowali�my go w drugim dniu mojego sta�u. W�a�ciwie "my" nie jest tu zbyt �cis�e, gdy� operacj� przeprowadzili starsi koledzy, a ja przez trzy godziny przytrzymywa�em jedynie retraktory. Doskonale zdawa�em sobie spraw� ze swej niezdolno�ci do tak powa�nych zabieg�w, wi�c to, co robi�em, by�o adekwatne do mojego do�wiadczenia.
W przeciwie�stwie do wielu student�w, kt�rzy z regu�y pal� si� do chirurgii, ja nie mia�em do�wiadczenia operacyjnego. Po pierwsze, wcale tego nie chcia�em, a ponadto bardziej interesowa�y mnie zagadnienia dotycz�ce gospodarki elektrolitami i p�ynami po operacji. Inni studenci medycyny nie zag��biali si� w chemi�, a ja z trudem wytrzymywa�em sze�� godzin stania na sali operacyjnej i patrzenia na ci�cia oraz szwy. Szczeg�lnie gdy wspomnia�em scen�, do kt�rej kiedy� dosz�o w Nowym Jorku.
Przygotowywano opera