1867
Szczegóły |
Tytuł |
1867 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1867 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1867 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1867 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
dodie smith
101 dalmaty�czyk�w
Tom
Ca�o�� w tomach
PWZN
Print 6
Lublin 1997
Tytu� orygina�u:
The Hundred and One
Dalmatians
William Heinemann Ltd
(c) 1956 by Dodie Smith
London 1956
Prze�o�y�:
Robert Ginalski
For the Polish edition:
(c) 1990 by Wydawnictwa "Alfa"
Isbn 83-gjja-bda-h
Warszawa 1990
Redakcja techniczna
wersji brajlowskiej:
Piotr Kali�ski
Sk�ad, druk i oprawa:
PWZN "Print 6" sp. z o.o.
20-bah Lublin, Hutnicza 9
tel./fax (0-ha) 746-ab-hj
Spe�niaj�c �yczenie Autorki, pani Dodie Smith, oraz firmy Walt Disney
Productions przekazujemy nale�ne im honoraria za odst�pienie praw
autorskich do tekstu i ilustracji na rzecz Fundacji Pomocy Niewidomym w
Polsce z przeznaczeniem dla niewidomych dzieci.
Wydawnictwa "Alfa"
Szcz�liwi ma��onkowie
Nie tak dawno temu mieszka�o w Londynie m�ode ma��e�stwo ps�w
dalmaty�czyk�w. On nazywa� si� Pongo, a ona Mimi Pongo (po �lubie doda�a
imi� m�a do swojego, ale i tak przewa�nie nazywano j� po prostu Mimi).
Szcz�liwym trafem stali si� w�a�cicielami m�odego ma��e�stwa - pa�stwa
Poczciwi�skich. Byli to ludzie �agodni, pos�uszni, a nade wszystko
inteligentni... czasami prawie tak inteligentni jak psy! Ca�kiem dobrze
orientowali si�, kiedy szczekanie oznacza "Prosz� wyj��!", a kiedy "Prosz�
wej��!", "Co z moim obiadem?" lub "Mo�e by�my tak wyszli na spacer?". A
je�li nawet czego� nie zrozumieli, potrafili si� tego domy�li� - gdy
spojrza�o si� na nich psim wzrokiem albo z zapa�em podrapa�o �ap�. Podobnie
jak inni rozpieszczani ludzie uwa�ali, �e to oni s� w�a�cicielami ps�w, nie
zdaj�c sobie sprawy, �e jest wr�cz odwrotnie. Pongo i Mimi przyjmowali to
ze wzruszeniem i rozbawieniem i nie wyprowadzali swoich pupil�w z b��du.
Pan Poczciwi�ski pracowa� w dzielnicy bank�w i by� szczeg�lnie dobry z
arytmetyki. Cz�sto nazywano go czarodziejem finans�w - czego nie nale�y
myli� z czarnoksi�nikiem, chocia� niekiedy podobie�stwo jest zadziwiaj�ce.
W czasie, gdy rozpoczyna si� ta historia, by� nadzwyczaj bogaty, a to z
r�wnie nadzwyczajnego powodu. W uznaniu dla jego zas�ug (zwi�zanych ze
sp�at� d�ug�w pa�stwowych) rz�d zwolni� go do�ywotnio z podatku
dochodowego, a tak�e odda� mu do dyspozycji domek na obrze�ach Parku
Regenta - domek w sam raz dla �onatego m�czyzny z psami.
Przed �lubem pan Poczciwi�ski i Pongo mieszkali w kawalerce, pod opiek�
starej niani Lokajskiej. Ich przysz�e �ony tak�e zajmowa�y kawalerk� (bo
mieszkania dla panien nie maj� osobnej nazwy), a opiekowa�a si� nimi stara
niania Kucharska. Psy nawi�za�y znajomo�� w tej samej chwili, co ich
pupile, i wsp�lnie dzielili rado�� z cudownych podw�jnych zar�czyn, cho�
wszystkich niepokoi� troch� dalszy los nia�. Gdyby tak rodzina
Poczciwi�skich powi�kszy�a si�, zw�aszcza o bli�niaki - po jednym dla
ka�dej niani - w�wczas nie by�oby problemu, ale co staruszki mia�y ze sob�
pocz�� do tego czasu? Bo chocia� potrafi�y przygotowa� �niadanie i poda� je
na tacy (zwano to "jajeczkiem przy kominku"), to jednak �adna z nich nie
mia�a poj�cia o prowadzeniu eleganckiego domu w Parku Regenta, gdzie
gospodarze zamierzali wydawa� proszone obiady.
W tej sytuacji nianie postanowi�y si� spotka�. Po chwili g��bokiej,
wzajemnej podejrzliwo�ci bardzo przypad�y sobie do serca i u�mia�y si�
serdecznie ze swoich nazwisk.
- Jaka szkoda, �e nie jestem prawdziw� kuchark�, a ty lokajem -
stwierdzi�a niania Kucharska.
- O, tak - przyzna�a niania Lokajska. - To by by�o bardzo na czasie.
I nagle przyszed� im- do g�owy Wspania�y Pomys�: wezm� si� do nauki i
niania Kucharska zostanie kuchark�, a niania Lokajska - lokajem.
Postanowi�y, �e zaczn� si� szkoli� ju� nazajutrz, aby zd��y� z
przygotowaniami przed �lubem:
- Ale tak naprawd� to chyba b�dziesz pokoj�wk�? - spyta�a niania
Kucharska.
- Co to; to nie - odpar�a niania Lokajska. - Nie mam do tego odpowiedniej
figury. Zostan� prawdziwym lokajem... a tak�e s�u��c� pana Poczciwi�skiego,
co nie b�dzie wymaga�o �adnej nauki, skoro opiekuj� si� nim od urodzenia.
Tak wi�c pa�stwo Poczciwi�scy i pa�stwo Pongo wyjechali, by sp�dzi� razem
miesi�c miodowy, a gdy wr�cili, w domku wychodz�cym na Park Regenta
powita�y ich obie nianie, w pe�ni przyuczone do swych nowych zawod�w.
- Widok niani Lokajskiej w spodniach przyprawi� ich zgo�a o wstrz�s.
- Czy nie by�oby ci lepiej w czarnej sukience i fartuszku z falbankami? -
podsun�a nie�mia�o pani Poczciwi�ska, stremowana tym, �e zwraca si� do nie
swojej niani.
- Bez spodni nie mo�na by� lokajem! - o�wiadczy�a stanowczo niania
Lokajska. - Ale jutro kupi� sobie fartuszek z falbankami. To b�dzie
oryginalny akcent.
Rzeczywi�cie, by� oryginalny. I to jak!
Nianie zapowiedzia�y, �e nie chc� by� d�u�ej "nianiami" i �e odt�d nale�y
si� do nich zwraca� po nazwisku, stosownie do ich zawod�w. Ale cho�
kucharza mo�na nazywa� kucharzem, to jednak w �adnym wypadku nie mo�na
lokaja tytu�owa� lokajem, dlatego te� koniec ko�c�w zwracano si� do nich
"nianiu, skarbie", czyli tak jak dotychczas.
W atmosferze og�lnej weso�o�ci min�o kilka tygodni od powrotu nowo�e�c�w
z podr�y po�lubnej, a� nagle wydarzy�o si� co� jeszcze weselszego. Pani
Poczciwi�ska zabra�a Pongo i Mimi do Lasku �w. Jana, po drugiej stronie
parku, gdzie odwiedzili dobrego znajomego - Cudownego Weterynarza. Wr�cili
z radosn� nowin�, �e pa�stwo Pongo wkr�tce zostan� rodzicami. Dzieci mia�y
przyj�� na �wiat za miesi�c.
Nianie poda�y Mimi obfity obiad, �eby nie opad�a z si�. R�wnie solidn�
porcj� przygotowa�y dla Pongo, �eby nie czu� si� zaniedbany, jak to si�
czasem zdarza przysz�ym ojcom. Nast�pnie psy uci�y sobie d�ug�
popo�udniow� drzemk� na najlepszej kanapie, a kiedy pan Poczciwi�ski wr�ci�
z pracy, by�y ju� wyspane i chcia�y wyj�� na spacer.
- �eby to uczci�, p�jdziemy wszyscy - zarz�dzi� pan Poczciwi�ski,
us�yszawszy dobre wie�ci. Niania Kucharska powiedzia�a, �e do kolacji
jeszcze daleko, a niania Lokajska, �e przyda�oby jej si� troch� ruchu,
wobec czego wszyscy razem udali si� do parku.
Przodem szli pa�stwo Poczciwi�scy. Prezentowali si� bardzo �adnie - ona w
zielonym wyj�ciowym kostiumie z wyprawy �lubnej, on za� w starej tweedowej
marynarce, zwanej "dalmatynk�", bo zawsze wk�ada� j� na spacery z psami.
(Pan Poczciwi�ski nie by� w�a�ciwie przystojny, ale mia� ciekaw� twarz). Za
nimi kroczyli pa�stwo Pongo.Wygl�dali imponuj�co; tylko dlatego nie zdobyli
tytu��w champion�w, �e zdaniem pana Poczciwi�skiego na wystawach ps�w i on,
i oni zanudziliby si� na �mier�. Oba dalmaty�czyki mia�y kszta�tne g�owy,
lekko wysklepione �ebra, silne nogi i proste ogony. Ich c�tki by�y czarne
jak smo�a; na tu�owiu wielko�ci pi�cioz�ot�wki, na g�owie, nogach i ogonie
troch� mniejsze. Nosy i obw�dki powiek tak�e mia�y czarne. Mimi wodzi�a
doko�a dumnym wzrokiem; Pongo, cho� by� urodzonym przyw�dc�, mia� nerwowy
tik w oku. Szli dostojnie rami� w rami�, bior�c Poczciwi�skich na smycz
tylko wtedy, gdy trzeba ich by�o przeprowadzi� przez jezdni�. Poch�d
zamyka�y t�ga niania Kucharska w bia�ym kitlu i jeszcze t�sza niania
Lokajska w dobrze skrojonym fraku, spodniach i zgrabnym fartuszku.
By� pi�kny wrze�niowy wiecz�r, bezwietrzny i spokojny. Z�ote promienie
zachodz�cego s�o�ca spowija�y park i otaczaj�ce go stare kremowe domy.
Nawet dolatuj�ce zewsz�d rozmaite d�wi�ki nie powodowa�y ha�asu. Krzyki
rozbrykanych dzieci i szum ruchu ulicznego wydawa�y si� nienaturalnie
ciche, jak gdyby udzieli� im si� nastr�j wieczoru. Ptaki �piewa�y sw�
ostatni� tego dnia pie��, a nieco dalej na skraju parku, w domu, gdzie
mieszka� s�awny kompozytor, kto� gra� na fortepianie.
- Nigdy nie zapomn� tego cudownego spaceru stwierdzi� pan Poczciwi�ski.
W tej samej chwili sielank� zburzy� przera�liwy klakson. Nadje�d�a�
olbrzymi samoch�d. zatrzyma� si� przed wielkim domem i- na frontowe schody
wysz�a wysoka kobieta. Nosi�a obcis�� szmaragdow� sukni� z at�asu, kilka
sznur�w rubin�w i proste, absolutnie bia�e norki, sp�ywaj�ce a� po wysokie
obcasy jej rubinowych but�w. Mia�a ciemn� cer�, czarne, po�yskuj�ce
krwi�cie oczy i nieprawdopodobnie spiczasty nos. Jej prosto zaczesane w�osy
z surowym przedzia�kiem po�rodku by�y zaiste niezwyk�e z jednej strony
czarne, a z drugiej bia�e.
- Ale� to Torturella de Mon! - zawo�a�a pani Poczciwi�ska. - Chodzi�y�my
do jednej klasy. Wyrzucono j� ze szko�y za picie atramentu.
- Czy aby nie nosi si� zbyt krzykliwie? - mrukn�� pan Poczciwi�ski i
chcia� zawr�ci�. Ale wysoka kobieta dostrzeg�a jego �on� i ruszy�a ku niej
po schodkach. Nie maj�c wyboru, pani Poczciwi�ska musia�a przedstawi� jej
m�a.
- Wejd�, poznaj, teraz mojego - powiedzia�a wysoka kobieta.
- Przecie� w�a�nie wychodzi�a� - odpar�a pani Poczciwi�ska spogl�daj�c na
szofera, kt�ry czeka� przy otwartych drzwiczkach samochodu. Limuzyna,
pomalowana w bia�o-czarne pasy, ju� z daleka wpada�a w oko.
- Nigdzie mi si� nie �pieszy. Koniecznie musicie do mnie wst�pi�.
Nianie powiedzia�y, �e wezm� Pongo i Mimi i wr�c� zaj�� si� kolacj�, ale
wysoka kobieta upar�a si�, �e psy tak�e musz� j� odwiedzi�.
- S� takie pi�kne. Chc� je pokaza� m�owi.
- Jak si� teraz nazywasz, Torturello? - spyta�a pani Poczciwi�ska, gdy
przechodzili zielonym marmurowym korytarzem do salonu wy�o�onego czerwonym
marmurem.
- Wci�� si� nazywam de Mon - odpar�a Torturella. - Jestem ostatnia z
rodu, wi�c zmusi�am m�a, �eby to on przyj�� moje nazwisko.
Wtem proste, absolutnie bia�e norki zsun�y jej si� z ramion na pod�og�.
Pan Poczciwi�ski schyli� si� po nie.
- C� za pi�kne futro - zauwa�y�. - Ale na t� pogod� jest chyba za
ciep�e?
- Mnie nigdy nie jest za ciep�o - o�wiadczy�a Torturella. - Nosz� futra
przez okr�g�y rok. Sypiam w po�cieli z gronostaj�w.
- Bardzo gustownie - mrukn�� pan Poczciwi�ski uprzejmym tonem. - A dobrze
si� pierze?
- Uwielbiam futra! - ci�gn�a Torturella, jak gdyby go nie us�ysza�a. -
To tre�� mojego �ycia! W�a�nie dlatego wysz�am za ku�nierza.
Na te s�owa do salonu wszed� pan de Mon - drobny cz�owieczek o wiecznie
zmartwionej twarzy. Poza tym, �e by� ku�nierzem, niewiele mo�na by o nim
powiedzie�. Torturella przedstawi�a go, po czym spyta�a:
- A gdzie� si� podzia�y te dwa rozkoszne psiska?
Pongo i Mimi siedzieli pod fortepianem g�odni jak wilki, bo czerwone
marmurowe �ciany przywodzi�y im na my�l plastry surowego mi�sa.
- Spodziewaj� si� dzieci - oznajmi�a weso�o pani Poczciwi�ska.
- Nie mo�e by�!
To wspaniale! - ucieszy�a si� Torturella. - Pieski, chod�cie no tu!
Pongo i Mimi podeszli uprzejmie.
- Mo�na by z nich zrobi� zachwycaj�ce futro, nie s�dzisz? - Torturella
zwr�ci�a si� do m�a. - Nosi�abym je wiosn�, na czarny kostium. �e te� nie
przysz�o nam do g�owy szy� futer z psich sk�r!
Pongo warkn�� gro�nie.
- Pongo, kochany, to by� tylko �art. - M�wi�c to, pani Poczciwi�ska
pog�aska�a go i zwr�ci�a si� do kole�anki: - Czasami mam wra�enie, �e one
rozumiej� ka�de nasze s�owo.
Ale oczywi�cie wcale w to nie wierzy�a. A tymczasem by�a to prawda.
A �ci�lej - by�a to prawda w wypadku Pongo. Mimi nie rozr�nia�a tylu
ludzkich s��w co on. Zrozumia�a jednak �art Torturelli i uzna�a, �e jest w
bardzo kiepskim gu�cie. Natomiast Pongo by� po prostu w�ciek�y. jak mo�na
powiedzie� co� takiego w obecno�ci jego �ony, i to akurat wtedy, gdy
spodziewa si� swoich pierwszych dzieci! Ucieszy� si� widz�c, �e Mimi nie
posmutnia�a.
- Musicie wpa�� do nas na obiad... w przysz�� sobot� - powiedzia�a
Torturella.
Nie znajduj�c �adnej wym�wki (bo by�a bardzo prawdom�wna), pani
Poczciwi�ska zgodzi�a si�, dodaj�c, �e nie powinni ju� d�u�ej zatrzymywa�
gospodarzy.
Gdy szli korytarzem do wyj�cia, przemkn�a ko�o nich prze�liczna bia�a
perska kotka i pobieg�a schodami na g�r�. Pani Poczciwi�ska zachwyci�a si�
ni�.
- W�a�ciwie to jej nie lubi� - stwierdzi�a Torturella. - Utopi�abym j�,
gdyby nie by�a taka cenna.
Kotka odwr�ci�a si� na schodach i prychn�a gniewnie. By� mo�e na Pongo i
Mimi... ale niekoniecznie.
- Musicie pos�ucha� mojego nowego klaksonu - powiedzia�a Torturella, gdy
wyszli przed dom. - Jest najg�o�niejszy w ca�ej Anglii.
Przecisn�a si� obok szofera i zatr�bi�a przeci�gle. Pongo i Mimi omal
nie og�uchli.
- �liczne, urocze psiska - zwr�ci�a si� do nich Torturella, wsiadaj�c do
limuzyny w bia�o-czarne pasy. - Tak by�cie pasowa�y do mojego samochodu...
i moich bia�o-czarnych w�os�w.
Szofer otuli� kolana de Mon�w pledem z soboli i pasiasta limuzyna
odjecha�a.
- Ten w�z wygl�da jak przej�cie dla pieszych na k�kach - za�artowa� pan
Poczciwi�ski i spyta� �on�: - Czy w szkole twoja przyjaci�ka te� mia�a
bia�o-czarne w�osy?
- Wcale si� z ni� nie przyja�ni�am - sprostowa�a. - Ba�am si� jej. Ale
rzeczywi�cie, w�osy mia�a takie same. Jeden warkocz bia�y, a drugi czarny.
"Ca�e szcz�cie, �e si� o�eni�em z tob�, a nie z Torturell� de Mon" -
pomy�la� pan Poczciwi�ski. �al mu by�o jej m�a. A Pongo i Mimi serdecznie
�a�owali bia�ej kotki.
Z�ociste s�o�ce zasz�o i nasta� niebieski zmierzch. Park by� ju� prawie
pusty; w oddali dozorca wo�a�: "Zamykamy! Zamykamy!" Spieczone trawniki
roztacza�y wo� siana, a od strony jeziorka dolatywa� zapach wody i
chwast�w. Wszystkie domy na obrze�ach parku, w kt�rych mie�ci�y si� biura
rz�du, by�y zamkni�te na cztery spusty, a �wiat�a w ich oknach wygaszone.
Tylko u Poczciwi�skich okna kusi�y jasnym blaskiem. Wkr�tce Pongo i Mimi
zwietrzyli smakowit� kolacj�. Poczciwi�scy te� lubili ten zapach.
Zatrzymali si�, by zajrze� przez �elazn� balustrad� do kuchni. Mie�ci�a
si� w suterenie, lecz wcale nie by�a ciemna. Mia�a drzwi i dwa wielkie okna
wychodz�ce na w�skie, brukowane podw�rko le��ce poni�ej poziomu ulicy, tak
typowe dla starych dom�w w Londynie. W�skie, schodki prowadzi�y stamt�d na
chodnik.
Zagl�daj�c przez barierk� pomy�leli, �e ich jasno o�wietlona kuchnia jest
naprawd� �adna. Pomalowana na bia�o, mia�a pod�og� wy�o�on� czerwonym
linoleum. Sta� tam kredens z porcelanow� zastaw� w niebieskie groszki,
nowoczesna kuchenka elektryczna do gotowania i - specjalnie dla nia� -
staro�wiecki piec w�glowy. Niania Kucharska wyci�ga�a co� w�a�nie z
piekarnika i podlewa�a t�uszczem, a niania Lokajska ustawia�a talerze w
windzie, kt�r� mia�y wyjecha� na g�r�, do jadalni, niczym lalki w teatrze
kukie�kowym. Ko�o pieca sta�y dwa wymoszczone poduszkami kosze dla ps�w.
Przed nimi za�, w dw�ch l�ni�cych miseczkach, czeka�a ju� na Pongo i Mimi
przepyszna kolacja.
- Mam nadziej�, �e nie zm�czyli�my Mimi - powiedzia� pan Poczciwi�ski,
otwieraj�c kluczem frontowe drzwi.
Mimi chcia�a odpowiedzie�, �e nigdy w �yciu nie czu�a si� lepiej. A �e
nie potrafi�a m�wi�, spr�bowa�a to wszystko okaza� i wymachuj�c ogonem,
pogna�a do kuchni. Pongo poszed� w jej �lady, nie mog�c si� doczeka�
kolacji i chwili, gdy za�nie przy ciep�ym piecu, u boku kochanej �ony.
- Szkoda, �e my nie mo�emy merda� ogonem o�wiadczy� pan Poczciwi�ski.
Narodziny szczeni�t
Kolacja u Torturelli de Mon odbywa�a si� w pokoju o �cianach wy�o�onych
czarnym marmurem, przy bia�ym marmurowym stole. Potrawy by�y zgo�a
niezwyk�e.
Zupa mia�a barw� ciemnoczerwon�. A jaki smak? Pieprzu!
Ryba by�a jasnozielona. A jak smakowa�a? Jak pieprz!
Mi�so by�o jasnoniebieskie. A co przypomina�o w smaku? Pieprz!
Wszystko, ale to wszystko smakowa�o jak pieprz, nawet lody... o zgrozo,
czarne!
Jedynymi go��mi byli pa�stwo Poczciwi�scy. Po kolacji przeszli do salonu
z czerwonego marmuru, gdzie rozpalono w olbrzymim kominku, i usiedli,
oddychaj�c �apczywie. Pan de Mon tak�e ci�ko dysza�. Torturella, w
at�asowej sukni o barwie rubin�w i ze szmaragdami na szyi, przysun�a si�
jak najbli�ej paleniska.
- Podsy� ogie�, niech bucha! - zwr�ci�a si� do m�a.
Pan de Mon wznieci� takie p�omienie, �e go�cie pomy�leli, i� zajmie si�
ca�y komin.
- Ach, c� za rozkosz! - zawo�a�a Torturella, bij�c brawo z rado�ci. -
Ale nigdy nie pali si� tak d�ugo, jak bym chcia�a! - Zaledwie ogie� nieco
przygas�, zadr�a�a i otuli�a si� prostymi, absolutnie bia�ymi norkami.
Go�cie zabawili tylko tyle, ile nakazywa�a uprzejmo��, i po�egnawszy si�
spiesznie, ruszyli skrajem parku, pr�buj�c och�on��.
- Przedziwne nazwisko... "de Mon" - odezwa� si� nagle pan Poczciwi�ski. -
Gdy je z��czy�, wychodzi "demon". Mo�e Torturella jest diab�em w ludzkiej
sk�rze? Pewnie dlatego tak lubi wszystko, co piecze!
Jego �ona u�miechn�a si�, wiedz�c, �e tylko �artuje. Nagle zawo�a�a:
- No tak! Skoro byli�my u nich na kolacji, to teraz musimy si� im
zrewan�owa�., Powinni�my tak�e zaprosi� kilka innych os�b. Lepiej uwi�my
si� z tym, zanim Mimi urodzi szczeni�ta. Wielkie nieba, a to co?
Co� mi�kkiego ociera�o jej si� o kostki.
- To kotka Torturelli - rzek� pan Poczciwi�ski. - Wracaj, kiciu. zgubisz
si�.
Ale kotka odprowadzi�a ich pod sam dom.
- Mo�e jest g�odna? - zaniepokoi�a si� pani Poczciwi�ska.
- Pewnie tak, chyba �e lubi pieprz - odpar� jej m��. Nadal �apczywie
wdycha� nocne powietrze, by ugasi� ogie� w gardle.
- Pog�aszcz j�, a ja jej naszykuj� co� do zjedzenia rzuci�a pani
Poczciwi�ska.
Zesz�a na podw�rko i na palcach w�lizn�a si� do kuchni, �eby nie zbudzi�
Pongo i Mimi, kt�rzy spali w swych koszach. Wkr�tce wr�ci�a nios�c mleko i
p� puszki sardynek. Bia�a - kotka spa�aszowa�a jedno i drugie, po czym
ruszy�a po schodkach na d�.
- Czy�by chcia�a u nas zosta�?
Na to wygl�da�o. Ale w�a�nie w tym momencie Pongo obudzi� si� i
zaszczeka� g�o�no. Bia�a kotka zawr�ci�a i znikn�a w ciemno�ciach.
- I ca�e szcz�cie - stwierdzi� pan Poczciwi�ski. - Torturella odda�aby
nas w r�ce policji, gdyby�my zabrali jej cenn� kotk�.
Zeszli do kuchni, gdzie stawili czo�a Pongo, kt�ry u�ciska� ich z ca�ej
si�y. Mimi, cho� jeszcze zaspana, tak�e natar�a na nich dzielnie. Ludzie i
psy kot�owali si� na dywaniku przed piecem, a� pani Poczciwi�ska
u�wiadomi�a sobie poniewczasie, �e ca�y smoking jej m�a b�dzie oblepiony
bia�ymi w�osami.
Mniej wi�cej trzy tygodnie p�niej Mimi zacz�a si� zachowywa� bardzo
dziwnie. Myszkowa�a po ca�ym domu szczeg�ln� uwag� po�wi�caj�c szafom i
kufrom. Najbardziej za� interesowa�a si� wielk� szaf� obok sypialni pa�stwa
Poczciwi�skich. Nianie trzyma�y tam rozmaite wiadra i szczotki, wi�c nie
by�o gdzie palca wetkn��. Je�li ju� Mimi udawa�o si� tam wcisn��, za ka�dym
razem potr�ca�a co� z �oskotem i wyskakiwa�a zmaltretowana.
- Co� takiego, ona chce tam urodzi� swoje ma�e! - zdumia�a si� niania
Kucharska.
- Mimi, skarbie, tylko nie w tej ciemnej, dusznej szafie! - zawo�a�a
niania Lokajska. - Potrzeba ci �wiat�a i �wie�ego powietrza.
Pani Poczciwi�ska zasi�gn�a rady Cudownego Weterynarza i us�ysza�a, �e
Mimi potrzebuje teraz ma�ego, zamkni�tego pomieszczenia, gdzie by si� czu�a
bezpieczna, wi�c skoro upodoba�a sobie schowek na miot�y, to trzeba j� tam
wpu�ci�. Najlepiej od razu, �eby si� mog�a oswoi� z nowym otoczeniem,
chocia� szczeni�ta mia�y przyj�� na �wiat dopiero za kilka dni.
Tak wi�c kub�y i szczotki wyw�drowa�y z szafy, a ich miejsce zaj�a
uszcz�liwiona Mimi. Pongo by� nieco ura�ony, �e nie pozwolono mu si�
przeprowadzi� razem z ni�, ale wyt�umaczy�a mu, �e psie matki wol� rodzi�
na osobno�ci, wi�c tylko czule wyliza� jej ucho i odpar�, �e rozumie.
- Mam nadziej�, �e dzisiejsza kolacja jej nie zdenerwuje - rzek� pan
Poczciwi�ski, gdy po powrocie zasta� Mimi zadomowion� w szafie. - Chcia�bym
ju� mie� to za sob�.
Przyj�cie mia�o si� odby� wieczorem. Ze wzgl�du na obecno�� innych go�ci
przygotowano normalne potrawy, ale pani Poczciwi�ska uprzejmie postawi�a
przed de Monami wysokie m�ynki do pieprzu. Torturella zmieli�a go tyle, �e
wi�kszo�� go�ci przy stole kicha�a, za to jej m�� wcale nie u�ywa�
przypraw. A jad� du�o wi�cej ni� u siebie.
Torturella posypywa�a w�a�nie pieprzem sa�atk� owocow�, gdy wesz�a niania
Lokajska i szepn�a co� pani domu na ucho. Zaskoczona gospodyni przeprosi�a
go�ci na chwil� i wybieg�a z jadalni. Kilka minut p�niej niania Lokajska
wesz�a znowu i szepn�a co� do pana Poczciwi�skiego. Tak�e i on przeprosi�
zebranych, wyra�nie zaskoczony, i wybieg�. Ci z obecnych, kt�rzy akurat nie
kichali, rozmawiali kulturalnie. Wtem niania Lokajska wesz�a po raz trzeci.
- Panie i panowie! - odezwa�a si� dramatycznie. - Szczeni�ta przychodz�
na �wiat wcze�niej, ni� si� spodziewano. W zwi�zku z tym pa�stwo
Poczciwi�scy przypominaj�, �e Mimi dotychczas nie by�a matk�. Potrzebuje
absolutnego spokoju.
Natychmiast zapad�a cisza, kt�r� przerwa�o tylko czyje� zduszone
kichni�cie. Go�cie wstali, szeptem wznie�li toast na cze�� m�odej matki i
na palcach wymkn�li si� z domu.
Wszyscy z wyj�tkiem Torturelli de Mon. Gdy znalaz�a si� w korytarzu,
podesz�a wprost do niani Lokajskiej, kt�ra odprowadza�a go�ci, i zapyta�a
stanowczo:
- Gdzie s� szczeniaki?
Niania Lokajska ani my�la�a odpowiada�, lecz Torturella us�ysza�a g�osy
gospodarzy i pobieg�a na g�r�. Tym razem mia�a na sobie czarn� at�asow�
sukni� i kilka sznur�w pere�, a do tego te same proste, absolutnie bia�e
norki. Siedzia�a w nich przez ca�� kolacj�, mimo i� w jadalni by�o bardzo
ciep�o (a pieprz te� piek� niezgorzej).
- Musz�, koniecznie musz� zobaczy� milusie szczeni�ta! - zawo�a�a.
Drzwi szafy by�y uchylone. Gospodarze siedzieli w �rodku i uspokajali
Mimi, kt�ra zd��y�a urodzi� troje szczeni�t, zanim niania Lokajska -
przynosz�c jej po�ywn� kolacj� z kurcz�cia - odkry�a, co si� dzieje.
Torturella gwa�townym szarpni�ciem otworzy�a drzwi na o�cie� i wlepi�a
wzrok w trzy male�stwa.
- Ale� to jakie� kundle... ca�e bia�e, bez jednej jedynej plamki! Musicie
je natychmiast potopi�!
- Dalmaty�czyki zawsze rodz� si� bia�e - wyja�ni� pan Poczciwi�ski,
przeszywaj�c j� w�ciek�ym spojrzeniem. - C�tki wychodz� p�niej.
- Zreszt� nawet gdyby nie by�y rasowe, i tak by�my ich nie utopili! -
dorzuci�a jego �ona z oburzeniem.
- Ale� to bardzo �atwe - stwierdzi�a Torturella. - Topi�am dziesi�tki,
setki ma�ych mojej kotki. Ona zawsze wybiera na ojca swoich dzieci jakiego�
paskudnego dachowca, tak �e nigdy nie warto ich zatrzymywa�.
- Ale zostawiasz jej chyba chocia� po jednym dziecku? - spyta�a pani
Poczciwi�ska.
- Jeszcze czego! Nie op�dzi�abym si� od kot�w. Jeste�cie pewni, �e te
okropne bia�e szczurki to ma�e dalmaty�czyki czystej rasy?
- Jak najbardziej! - warkn�� pan Poczciwi�ski. - A teraz prosz� ci�,
odejd�. Denerwujesz Mimi.
Istotnie, Mimi by�a zdenerwowana. Nawet w obecno�ci pa�stwa
Poczciwi�skich, kt�rzy mogli obroni� j� i jej dzieci, ba�a si� troch� tej
wysokiej kobiety o czarno-bia�ych w�osach i takim przenikliwym wzroku. No i
ta biedna kotka, kt�ra straci�a wszystkie koci�ta! Nigdy, przenigdy tego
nie zapomn�! - my�la�a Mimi, nie wiedz�c jeszcze, jak bardzo si� pewnego
dnia ucieszy, �e nie zapomnia�a.
- Ile czasu up�ynie, zanim mo�na b�dzie oddzieli� ma�e od matki? -
zainteresowa�a si� Torturella. - Pytam na wypadek, gdybym chcia�a je kupi�.
- Siedem, osiem tygodni - odpar� pan Poczciwi�ski. - Ale one nie b�d� na
sprzeda�. - Co rzek�szy, zamkn�� jej drzwi szafy przed nosem, a niania
Lokajska wyprowadzi�a j� bez ceregieli.
Tymczasem niania Kucharska pr�bowa�a dodzwoni� si� do Cudownego
Weterynarza, lecz nie zasta�a go, bo wyszed�, wezwany do nag�ego wypadku.
Jego �ona obieca�a przekaza� mu wiadomo��, jak tylko wr�ci, jednocze�nie
zapewniaj�c, �e nie ma powodu do obaw, bo wszystko wskazuje na to, �e Mimi
�wietnie sobie radzi.
I rzeczywi�cie. Na �wiat przysz�o czwarte szczeni�. Mimi umy�a je, a pan
Poczciwi�ski wytar�, podczas gdy jego �ona karmi�a Mimi ciep�ym mlekiem.
Male�stwo do��czono do pozosta�ych trzech, w koszyku tak ustawionym, by
matka mog�a na nie patrze�. Wkr�tce urodzi�o si� pi�te szczeni�. A potem
sz�ste... i si�dme.
Czas mija�. �sme szczeni�, dziewi�te! No, to ju� chyba koniec? Dalmatynki
rzadko kiedy rodz� wi�cej dzieci za pierwszym razem. Dziesi�� szczeni�t!
Jedena�cie!
Wtem pojawi�o si� dwunaste szczeni�, zupe�nie niepodobne do rodze�stwa.
Prze�wiecaj�ce przez bia�e w�oski cia�ko nie by�o r�owe, lecz chorobliwie
��te. I zamiast wierzga� ma�ymi n�kami, kruszyna le�a�a nieruchomo.
Siedz�ce przy drzwiach szafy nianie powiedzia�y, �e urodzi�a si� martwa.
- Ale maj�c ich tyle, matka nie odczuje tej straty pociesza�a niania
Kucharska.
Trzymaj�c male�stwo w otwartej d�oni, pan Poczciwi�ski spojrza� na nie z
�alem.
- To niesprawiedliwe, �eby mia�o w og�le nie zazna� �ycia - powiedzia�a
jego �ona ze �zami w oczach.
Nagle pan Poczciwi�ski przypomnia� sobie co�, o czym kiedy� czyta�.
Zacz�� masowa� szczeniaka, a potem naciera� go delikatnie r�cznikiem. I
naraz wok� ma�ego noska pojawi�a si� r�owa otoczka... a� wreszcie ca�e
cia�ko zar�owi�o si� pod �nie�nobia�ymi w�oskami. Szczeniak poruszy�
n�kami! Otworzy� pyszczek! �y�!
Pan Poczciwi�ski natychmiast przystawi� go do Mimi by mog�a go szybko
nakarmi�. Malec le�a� i ssa� mleko, dop�ki nie narodzi�o si� kolejne
szczeni� - bo na tym si� nie sko�czy�o. Razem by�o ju� wi�c trzyna�cie!
Tu� przed �witem rozleg� si� dzwonek do drzwi. Przyby� Cudowny
Weterynarz, kt�ry przez ca�� noc ratowa� �ycie psu potr�conemu przez
samoch�d. Do tej pory wszystkie szczeni�ta przysz�y ju� na �wiat, a Mimi
karmi�a osiem z nich - bo tylko tyle mog�a karmi� jednocze�nie.
- Znakomicie! - oznajmi� Cudowny Weterynarz. - Naprawd� wspania�a
rodzinka. A jak si� miewa m�ody tata?
Poczciwi�scy zawstydzili si�. Od narodzin pierwszych szczeni�t ani razu
nie pomy�leli o Pongo. On za�, zamkni�ty w kuchni, przez ca�� noc drepta�
tam i z powrotem i tylko raz czego� si� dowiedzia� - gdy niania Kucharska
zesz�a zaparzy� kaw� i przygotowa� kanapki. Powiedzia�a mu wtedy -
oczywi�cie �artem, bo nie s�dzi�a, �e zrozumie i� Mimi radzi sobie
doskonale.
- Biedny Pongo, musimy go wpu�ci� na g�r� - rzek�a pani Poczciwi�ska. Ale
Cudowny Weterynarz powiedzia�, �e psie matki nie lubi�, jak m�owie kr�c�
si� ko�o nich zaraz po porodzie. W tej�e chwili rozleg� si� stukot pazur�w
o wypolerowan� pod�og� korytarza i Pongo wbieg� na g�r�, przeskakuj�c po
cztery stopnie naraz. Niania Kucharska zesz�a zaparzy� herbat� dla
Cudownego Weterynarza i zaniepokojony ojciec przemkn�� obok niej, gdy tylko
uchyli�a drzwi.
- Uwa�aj, Pongo! - ostrzeg� Cudowny Weterynarz. - Ona mo�e ci� teraz nie
chcie�.
Ale Mimi uderza�a s�abo ogonem o dno szafy.
- Zejd� na �niadanie i wy�pij si� dobrze - przykaza�a m�owi, cho� opr�cz
niego nikt nic nie us�ysza�. On za� oczami i radosnym merdaniem ogona
powiedzia� jej wszystko, co czuje, wyrazi� ca�� sw� mi�o�� do niej i do
tych o�miu wspania�ych szczeni�t, jedz�cych pierwsze w swym �yciu
�niadanie. I do tych innych, w koszyku, czekaj�cych na swoj� kolej... ile
ich w�a�ciwie by�o?
- Szkoda, �e psy nie potrafi� liczy� - stwierdzi�a pani Poczciwi�ska.
Lecz Pongo potrafi� liczy�, i to doskonale. Zszed� do kuchni z wysoko
podniesion� g�ow� i nowym b�yskiem w pi�knych ciemnych oczach. Wiedzia�, �e
jest teraz dumnym ojcem pi�tna�ciorga dzieci.
Perdita
- A teraz musicie si� postara� o mamk� - o�wiadczy� Poczciwi�skim Cudowny
Weterynarz.
Wyja�ni�, �e wprawdzie Mimi da z siebie wszystko, by wykarmi� pi�tna�cie
szczeni�t, lecz strasznie przy tym wychudnie i opadnie z si�. A silniejsze
szczeni�ta b�d� dostawa� wi�cej mleka ni� s�absze. Male�stwo, kt�re pan
Poczciwi�ski przywr�ci� do �ycia, by�o bardzo drobne i wymaga�o specjalnej
opieki.
Najwi�ksze szczeni� mia�o czarn� �atk� na uchu i policzku. Jest to
powa�na wada u dalmaty�czyk�w, kt�re jak to pan Poczciwi�ski wyja�ni�
Torturelli de Mon - powinny si� rodzi� ca�kiem bia�e. Niekt�rzy utopiliby
pewnie takiego �aciatego szczeniaka, bo nigdy nie mia�by wi�kszej warto�ci.
Ale w�a�nie dlatego Poczciwi�scy szczeg�lnie go lubili. (No i cieszyli si�,
�e potrafi� go rozpozna� - dop�ki po kilku tygodniach nie zacz�y pojawia�
si� c�tki, odr�niali jedynie niewielkiego szczeniaka z �atk� i drobne,
delikatne male�stwo.)
Cudowny Weterynarz powiedzia�, �e mamk� mo�e zosta� tylko jaka� biedna
psica, kt�ra straci�a swoje dzieci, ale ma jeszcze mleko. Przypuszcza�, �e
uda mu si� za�atwi� takiego psa. Nie mia� jednak stuprocentowej pewno�ci,
wobec czego doradzi� Poczciwi�skim, �eby obdzwonili wszystkie schroniska
dla bezpa�skich ps�w. A do czasu znalezienia mamki niech pomagaj� Mimi
karmi�c szczeni�ta z butelki dla lalek albo ze zbiorniczka do staromodnych
wiecznych pi�r.
Co rzek�szy, Cudowny Weterynarz poszed� do domu zdrzemn�� si� godzink�
przed czekaj�c� go od rana prac�.
Niania Kucharska przygotowa�a �niadanie, a niania Lokajska wyprowadzi�a
Pongo, �eby troch� pobiega�. Mimi te� da�a si� przekona�, �eby zostawi�a
dzieci na chwil� i wysz�a na kr�ciutki spacer. Zanim wr�ci�a, pani
Poczciwi�ska zd��y�a ju� posprz�ta� w szafie. Mimi nakarmi�a drug� tur�
szczeni�t, po czym wraz z ca��, licz�c� pi�tna�cie sztuk gromadk� zapad�a w
g��boki sen. A na dole, w kuchni, Pongo tak�e spa� snem sprawiedliwego,
wiedz�c, �e wszystko jest w porz�dku.
Natychmiast po otwarciu sklep�w pani Poczciwi�ska wysz�a i kupi�a butelk�
dla lalek oraz zbiorniczek do wiecznego pi�ra. Potem jej m�� i obie nianie
na zmian� karmi�y szczeni�ta. Pani Poczciwi�ska sama chcia�a si� tym zaj��,
ale nie odchodzi�a od telefonu, pr�buj�c znale�� mamk�. Nianie by�y za
grube, �eby wygodnie usadowi� si� w szafie, tote� wkr�tce ca�e karmienie
spad�o na pana domu. Radzi� sobie znakomicie, cho� by� przy tym mo�e ciut
apodyktyczny. Oczywi�cie, nie m�g� p�j�� do pracy, co by�o mu nie na r�k�,
bo w�a�nie mia� zawrze� wa�n� transakcj�.
Na szcz�cie w sypialni znajdowa� si� telefon, i to z d�ugim sznurem. Tak
wi�c pan Poczciwi�ski m�g� jednocze�nie telefonowa� i karmi� szczeni�ta.
Siedzia� w ciemnej szafie, wraz z Mimi, jej pi�tna�ciorgiem dzieci i
telefonem. Niewiele brakowa�o, a korzystna transakcja nie dosz�aby do
skutku, gdy� w pewnej chwili przycisn�� sobie szczeniaka do ucha, a do
s�uchawki nala� mleka.
Jeszcze na dobre si� nie roz��czy�, a ju� Cudowny Weterynarz zadzwoni� z
wiadomo�ci�, �e niestety w ca�ym Londynie nie znalaz� mamki. Pani
Poczciwi�skiej tak�e si� to nie uda�o. Zacz�a ju� wydzwania� do
podmiejskich schronisk. Wreszcie pod wiecz�r dowiedzia�a si�, �e blisko
pi��dziesi�t kilometr�w od Londynu przebywa suczka kt�ra ma jeszcze troch�
mleka. Tyle �e dopiero co j� przywieziono do schroniska, wi�c musi tam
zosta� przez kilka dni, na wypadek, gdyby kto� si� po ni� zg�osi�.
Pan Poczciwi�ski wyjrza� z szafy. Po nie przespanej nocy i ca�ym dniu
sp�dzonym na karmieniu szczeniak�w by� ju� porz�dnie zm�czony, ale
zamierza� pomaga� Mimi a� do czasu znalezienia mamki. - A mo�e warto
pojecha� i sprawdzi�, czy nie uda si� po�yczy� tego psa? - zapyta�. -
Powiedz, �e je�li w�a�ciciel si� zg�osi, natychmiast go oddamy. Tak wi�c
pani Poczciwi�ska wyprowadzi�a samoch�d ze starej stajni na ty�ach domu i
pe�na nadziei ruszy�a w drog�. Ale po przyje�dzie do schroniska us�ysza�a,
�e w�a�ciciel suczki ju� j� odebra�. Maj�c na uwadze jej dobro cieszy�a
si�, a zarazem by�a straszliwie rozczarowana. My�la�a o Mimi, wyczerpanej
przez nadmiar szczeni�t, i o swoim m�u, kt�ry prawdopodobnie nie zechce
wyj�� z szafy, �eby si� przespa�, i zacz�a w�tpi�, czy kiedykolwiek
znajdzie mamk�.
By�o ju� prawie ca�kiem ciemno - ponury, d�d�ysty pa�dziernikowy wiecz�r.
Przez ca�e popo�udnie si�pi�o, ale pani Poczciwi�ska nie zwraca�a na to
uwagi, dop�ki mia�a resztki nadziei. Teraz, gdy rusza�a w drog� powrotn� do
Londynu, pogoda przygn�bia�a j� coraz bardziej. La�o jak z cebra,
wycieraczki nie nad��a�y zbiera� wody z szyby.
Jad�c szos� przecinaj�c� odludn� ��k� nagle ujrza�a przed sob� co�, co
przypomina�o le��cy na drodze tobo�ek. Zwolni�a, a kiedy podjecha�a bli�ej,
przekona�a si�, �e to nie �aden tobo�ek, lecz pies. Od razu pomy�la�a, �e
widocznie przejecha� go samoch�d. Boj�c si� tego, co mo�e zasta�,
zahamowa�a i wysiad�a.
W pierwszej chwili s�dzi�a, �e zwierz� nie �yje, lecz gdy si� nad nim
pochyli�a, pies wsta� z wysi�kiem. Najwyra�niej nic z�ego mu si� nie sta�o.
By� tak ubabrany w b�ocie, �e nie potrafi�a rozpozna� rasy. W �wietle
reflektor�w widzia�a jedynie, �e biedak jest straszliwie wychudzony.
Odezwa�a si� do niego �agodnie. Machn�� s�abo obwis�ym ogonem i zwiesi� go
z powrotem.
"Nie mog� go tak zostawi� - pomy�la�a. - Nawet je�eli nie wpad� pod
samoch�d, to na pewno umiera z g�odu. �adna historia!" Maj�c w domu ju�
siedemna�cie ps�w nie chcia�a przygarnia� jeszcze w��cz�gi, wiedzia�a
jednak, �e nie potrafi�aby odprowadzi� tego biedaka do komisariatu.
Pog�aska�a go, pr�buj�c nak�oni�, �eby poszed� za ni�. Wyra�nie chcia� to
zrobi�, lecz nogi tak mu si� trz�s�y, �e wzi�a go na r�ce i zanios�a do
samochodu. Mia�a wra�enie, �e d�wiga worek ko�ci. Nagle co� zauwa�y�a. Czym
pr�dzej po�o�y�a chudzielca na zakrytym pokrowcem siedzeniu wozu i zapali�a
�wiat�o. Ujrza�a, �e jest to karmi�ca suczka kt�ra pomimo zag�odzenia ma
jeszcze troch� mleka.
Wskoczy�a za kierownic� i pojecha�a do domu tak szybko, jak na to
pozwala�y warunki drogowe. Wkr�tce by�a ju� na przedmie�ciach Londynu.
Wiedzia�a, �e z powodu du�ego ruchu ulicznego niepr�dko dotrze do domu,
tote� zatrzyma�a si� przy ma�ej restauracji. W�a�ciciel sprzeda� jej troch�
mleka i zimnego mi�sa i po�yczy� naczynia swoich ps�w. Wyg�odzone psisko
�apczywie rzuci�o si� na jedzenie i picie, po czym natychmiast zapad�o w
sen. Uprzejmy w�a�ciciel restauracji zabra� naczynia i �yczy� pani
Poczciwi�skiej szcz�liwej drogi.
Zajecha�a przed dom r�wnocze�nie z Cudownym Weterynarzem, kt�ry przyby�
obejrze� Mimi i szczeni�ta. Zani�s� on suczk� do ciep�ej kuchni i po
dok�adnym zbadaniu o�wiadczy�, �e jego zdaniem jest wycie�czona nie tyle z
g�odu, co z przem�czenia po porodzie i �e przy odpowiednim karmieniu nie
powinna straci� mleka. Podejrzewa� �e odebrano jej dzieci i �e zgubi�a si�,
szukaj�c ich po okolicy.
- Trzeba by j� wyk�pa�, bo nam zapchli szczeni�ta - stwierdzi�a niania
Kucharska.
Cudowny Weterynarz przyzna�, �e to dobry pomys�, wi�c zaniesiono suczk�
do ma�ego pomieszczenia przeznaczonego na pralni�. Niania Kucharska uwija�a
si� z k�piel� jak w ukropie, ze strachu, �e pan Poczciwi�ski zechce sam si�
tym zaj��. Jego �ona posz�a w�a�nie na g�r�, powiadomi� go o tym, co
zasz�o.
Suczka by�a wyra�nie zachwycona gor�c� wod�. Ledwie zd��yli j� namydli�,
Pongo wr�ci� ze spaceru z niani� Lokajsk� i wbieg� do otwartej pralni.
- On nie zrobi krzywdy damie - powiedzia� Cudowny Weterynarz.
- Mam nadziej�, skoro ona b�dzie pomaga�a piel�gnowa� jego dzieci -
odrzek�a niania Kucharska.
Pongo stan�� na tylnych �apach i poca�owa� mokr� psic� w nos, m�wi�c jej,
jak bardzo go cieszy to spotkanie i jak wdzi�czna b�dzie jego �ona. (Ale
nikt z ludzi go nie s�ysza�). Suczka odpar�a:
- No c�, zrobi�, co w mojej mocy, ale niczego nie obiecuj�.
(Tego te� nikt z ludzi nie us�ysza�).
W tym momencie do pralni wpad� pan Poczciwi�ski chc�c obejrze� nowego
go�cia.
- Jakiej rasy jest ten pies? - zapyta�.
I w�a�nie wtedy niania Kucharska zacz�a sp�ukiwa� mydliny. Wszyscy
j�kn�li jak jeden m��. To te� by�a dalmatynka! Tyle �e c�tki mia�a nie
czarne, lecz br�zowe - co w wypadku dalmaty�czyk�w okre�la si� jako kolor
bursztynowy.
- Osiemna�cie dalmaty�czyk�w pod jednym dachem! - zawo�a� wniebowzi�ty
pan Poczciwi�ski. - Nie mo�e by� lepiej. (A jednak mog�o by� lepiej... jak
mia� si� wkr�tce przekona�).
Z mokr� sier�ci� biedna br�zowo c�tkowana psina wydawa�a si� jeszcze
chudsza.
- Nazwiemy j� Perdita - o�wiadczy�a pani Poczciwi�ska i wyja�ni�a
nianiom, �e jest to imi� jednej z postaci ze sztuk Szekspira. - Zgubi�a
si�. A "zaginiony" to po �acinie "perditus". - Nast�pnie poklepa�a Pongo,
kt�ry w tym momencie wygl�da� szczeg�lnie inteligentnie, i powiedzia�a, �e
mo�na by s�dzi�, i� on wszystko zrozumia�. Mia�a racj� - bo cho� poza "cave
canem" niewiele lizn�� �aciny, to jako m�ody szczeniak po�era� Szekspira
(w smacznych sk�rzanych oprawach).
Perdit� wytarto w kuchni, przed rozpalonym piecem, a potem dosta�a
kolejny posi�ek. Cudowny Weterynarz stwierdzi�, �e jak najszybciej powinna
zacz�� karmi�, gdy� dzi�ki temu b�dzie mia�a wi�cej mleka. Wobec tego pod
nieobecno�� Mimi, kt�ra wysz�a si� przewietrzy�, zabrano z szafy dwa
szczeni�ta i przekazano je Perdicie, gdy tylko - ca�kiem sucha - ockn�a
si� z drzemki. Cudowny Weterynarz zapewni�, �e Mimi niczego si� nie domy�li
- i pewnie tak by si� sta�o, skoro nie potrafi�a liczy� tak dobrze jak
Pongo. Dowiedzia�a si� jednak o wszystkim od m�a i przes�a�a nowej mamce
uprzejme pozdrowienia. By�o jej troch� �al, �e musi odda� cz�� dzieci, ale
zdawa�a sobie spraw�, �e to dla ich dobra.
Przed wyj�ciem Cudowny Weterynarz ostrzeg� gospodarzy, �e gdyby nawet
Perdita nie mog�a karmi�, to i tak nie wolno zwr�ci� szczeni�t matce, bo
zorientowa�aby si� po zapachu, �e przebywa�y z jakim� innym psem, i mog�aby
si� ich wyrzec. Istotnie, tak to czasem z psami bywa. Naturalnie, w wypadku
Mimi by�oby to nie do pomy�lenia, ale - jak mieli�my okazj� si� przekona� -
ona i Pongo byli zupe�nie niezwyk�ymi psami. Podobnie zreszt� jak Perdita i
wiele innych ps�w - cho� ludzie w og�le nie zdaj� sobie z tego sprawy. W
gruncie rzeczy zwyczajne psy s� du�o bardziej niezwyk�e ni� niezwyk�e psy.
W ka�dym razie Perdita mog�a wykarmi� dw�jk� szczeni�t. Pongo poszed� na
g�r� i zawiadomi� o tym �on� (chocia� Poczciwi�scy s�yszeli jedynie stukot
jego ogona). Nast�pnie po�egna� si� i wr�ci� do kuchni, gdzie czeka� ju� na
niego zas�any kosz. Perdita zaj�a koszyk, w kt�rym normalnie spa�a Mimi.
Nakarmi�a ju� i umy�a oba noworodki, a teraz zasiad�a do lekkiej kolacji.
(Cudowny Weterynarz powiedzia�, �e musi je�� jak najwi�cej, by odzyska�a
si�y). Pongo te� co nieco przek�si�, �eby nie czu�a si� onie�mielona.
Wkr�tce nianie posz�y spa� i kuchnia pogr��y�a si� w ciemno�ciach, kt�re
rozprasza� tylko blask rozpalonego pieca. A kiedy i oba szczeni�ta zasn�y,
Perdita opowiedzia�a Pongo o sobie.
Urodzi�a si� w wielkim domu na wsi, niedaleko miejsca, gdzie znalaz�a j�
pani Poczciwi�ska. Mimo ca�ej swej urody, nie by�a tak cenna jak reszta
rodze�stwa - c�tki mia�a niewielkie, a ogon nieco zawini�ty (wyprostowa�
si� z czasem). Nikt znany czy bogaty nie chcia� zosta� jej przyjacielem,
wobec czego oddano j� farmerowi, kt�ry wprawdzie nie by� dla niej okrutny,
ale te� nie okazywa� jej tyle mi�o�ci, ile potrzebuj� wszystkie
dalmaty�czyki. No i pozwala� jej biega� samopas, co �adnemu psu nie
wychodzi na zdrowie.
Nadszed� czas, gdy zapragn�a wyj�� za m��. Ale nikt nie postara� jej si�
o narzeczonego, a poniewa� farma oddalona by�a od wioski o blisko dwa
kilometry, �adne psy nie przychodzi�y do niej w zaloty. Wobec tego pewnego
dnia sama wyruszy�a na poszukiwanie m�a.
Droga do wsi wiod�a przez ��k�, na kt�rej ujrza�a wielki, �adny samoch�d,
zaparkowany na trawie. Kilka os�b wybra�o si� tam na maj�wk�... a z nimi
przepi�kny, br�zowo c�tkowany dalmaty�czyk! Trzeba wiedzie�, �e
dalmaty�czyki o br�zowych c�tkach zdarzaj� si� niezwykle rzadko. W rodzinie
Perdity tylko ona by�a tak ubarwiona i do tej pory uwa�a�a si� za wybryk
natury. Ale ujrzawszy tego psa na ��ce od razu zorientowa�a si�, �e to nie
�aden wybryk natury, lecz wyj�tkowo cenne zwierz�, poniewa� nosi� wspania��
obro��, a bogato ubrana dama podawa�a mu w�a�nie kawa�ek kurczaka. W tej
samej chwili dostrzeg� Perdit�.
By�a to mi�o�� od pierwszego wejrzenia. Zapominaj�c o kurczaku, pi�kni�
rzuci� si� ku niej w podskokach i zanim ktokolwiek zd��y� ich zatrzyma�,
oboje znikn�li w lesie. Tutaj niezw�ocznie poczynili niezb�dne kroki w celu
zawarcia ma��e�stwa, przyrzekaj�c sobie dozgonn� mi�o��. Potem szcz�liwy
pan m�ody przekona� �on�, �e bezwzgl�dnie musi zamieszka� razem z nim, i
zaprowadzi� j� z powrotem na ��k�. Lecz gdy tam dotarli, nadjecha� akurat
farmer, u kt�rego mieszka�a Perdita. Wci�gn�� j� do swego starego gruchota,
a wycieczkowicze wpakowali jej m�a do limuzyny. Oba psy pr�bowa�y si�
wyrwa� i wy�y... ale na pr�no. Samochody odjecha�y w przeciwnych
kierunkach.
Dziewi�� tygodni po �lubie Perdita urodzi�a osiem szczeni�t. Farmer nie
zapewni� jej dodatkowego po�ywienia ani pomocy przy karmieniu noworodk�w,
wi�c chud�a w oczach. Nim dzieci sko�czy�y miesi�c, zosta�a z niej sk�ra i
ko�ci. Farmer zacz�� wreszcie podawa� osobny pokarm dla szczeni�t, kt�re
szybko nauczy�y si� je�� same, ale nadal wypija�y ca�e mleko matki, wi�c
Perdita nie mia�a okazji przybra� na wadze. By�a taka m�oda, w�a�ciwie
jeszcze nie ca�kiem doros�a, ale kocha�a swe dzieci nad �ycie i robi�a dla
nich wszystko, co w jej mocy. W rezultacie im bardziej chud�a, tym bardziej
one ty�y.
U dalmaty�czyk�w pierwsze c�tki zaczynaj� si� pojawia� po dw�ch
tygodniach. Kiedy szczeni�ta mia�y p�tora miesi�ca, wiadomo ju� by�o, �e
b�d� �licznie nakrapiane i bardzo cenne. Perdita s�ysza�a, jak farmer
rozmawia� na ten temat z nieznajom�, kt�ra do nich kiedy� przyjecha�a.
Wci�� jeszcze pomaga�a karmi� swoje dzieci, kt�re zjada�y wszystko, co
podawa� im farmer, po czym przychodzi�y do niej napi� si� mleka. A potem
wszyscy razem zasypiali spokojnie w starej skrzyni, s�u��cej im za
legowisko.
Pewnego dnia obudzi�a si� po po�udniu i nie zasta�a przy sobie ani
jednego dziecka. Przeszuka�a ca�y dom, przeszuka�a obej�cie. Szczeni�ta
przepad�y bez �ladu. Wybieg�a na szos�, ca�a w strachu, �e mo�e kto� je
przejecha�. Sz�a coraz dalej, co chwila zatrzymuj�c si� i szczekaj�c. Bez
odpowiedzi. Wkr�tce rozpada�o si�. My�l�c o dzieciach, kt�re przemokn� na
deszczu, szczeka�a coraz bardziej rozpaczliwie. Omal nie wpad�a pod
samoch�d, w ostatnim momencie uratowa�a si� wskakuj�c do rowu, gdzie b�oto
zaklei�o jej nawet oczy i uszy. Zanim dotar�a na ��k�, na kt�rej pozna�a
swojego m�a, by�a ca�a roztrz�siona i dos�ownie wali�a si� z n�g. Do b�lu
po zagini�ciu dzieci dosz�o jeszcze wspomnienie utraconego m�a. Nie mia�a
nic w ustach od poprzedniego dnia - farmer karmi� j� tylko raz dziennie. W
ko�cu, mdlej�c z g�odu i ca�kiem za�amana na duchu, nieznajomej, kt�ra
przyjecha�a je kiedy� obejrze�. Kto wie, czy nie jest to dla nich najlepsze
wyj�cie, bo ze wzgl�du na swoj� warto�� b�d� mia�y zapewnion� troskliw�
opiek�. Gdyby doros�y na farmie, nie wystarczy�oby dla nich jedzenia.
Perdita wiedzia�a, �e wszystko to prawda. Poza tym jak�e koj�cy wp�yw
wywiera�y na ni� dwa przytulone w koszu male�stwa... a tak�e r�ne mi�e
rzeczy, kt�re us�ysza�a od Pongo, wdzi�cznego jej za pomoc w karmieniu
dzieci. Rozgrzana i najedzona do syta, szybko odzyska�a pogod� ducha i
u�o�y�a si� wygodnie do snu.
Pongo nie zasn��. Le�a� w koszu, �a�uj�c, �e Mimi i wszystkie szczeni�ta
nie mog� by� razem z nim w tej ciep�ej kuchni. Wsta�, by rzuci� okiem na
dwa male�stwa �pi�ce z now� mamk�. Przepe�nia�a go duma i uczucia
opieku�cze... a tak�e g��boki �al z powodu Perdity. Rzeczywi�cie, by�a
wyj�tkowo urodziwa... cho� oczywi�cie nie umywa�a si� do jego Mimi.
Wr�ci� do kosza, umy� si� i po�o�y�. Ogie� w piecu przygas�; wkr�tce
kuchni� o�wietla� tylko wpadaj�cy przez okna s�aby blask latarni. Pongo
zasn��. Perdita ju� spa�a. A dwa szczeniaki, kt�rym pomy�lnie uda�o si�
prze�y� pad�a na szos�, gdzie wkr�tce znalaz�a j� pani Poczciwi�ska. Ot i
ca�a historia. Perditaie przyzna�a si� tylko do tego, �e farmer wo�a� na
ni� "�aciata", bo nowe imi� podoba�o jej si� du�o bardziej. Pongo wsp�czu�
jej z ca�ego serca i stara� si� j� pocieszy� na wszelkie mo�liwe sposoby.
Stwierdzi�, �e jego zdaniem szczeni�ta nie zgin�y, lecz najprawdopodobniej
zosta�y sprzedane... by� mo�e tej sw�j pierwszy dzie� na tym �wiecie, spa�y
tak spokojnie, jak gdyby le�a�y u boku matki.
Tymczasem na g�rze Mimi sko�czy�a w�a�nie karmi� osiem noworodk�w i by�a
ciut zm�czona. Pan Poczciwi�ski upora� si� z kolacj� dla pozosta�ych pi�ciu
i po ca�ym dniu karmienia szczeni�t by� tak wyko�czony, �e wype�zn�� z
szafy na czworakach. �ona zapakowa�a go do ��ka i napoi�a gor�cym mlekiem
z termosu. Zasn�li przy otwartych drzwiach, na wypadek, gdyby Mimi czego�
potrzebowa�a lecz ona spa�a spokojnie... cho� zanim zasn�a, my�la�a troch�
o tej obcej dalmatynce, kt�ra zaj�a jej miejsce w kuchni przy Pongo. Co
nie znaczy, �e si� tym gryz�a... ot tak sobie po prostu my�la�a.
Na najwy�szym pi�trze niani Kucharskiej �ni�y si� malutkie dalmaty�czyki
przebrane za dzieci, a niani Lokajskiej - dzieci przebrane za szczeni�ta
dalmaty�czyk�w.
Czworo ludzi, trzy doros�e psy i pi�tna�cie szczeni�t �pi�cych pod jednym
dachem... to dopiero by� dom pe�en snu!
Torturella de Mon
dwukrotnie sk�ada wizyt�
Nast�pnego dnia Perdita dosta�a do karmienia jeszcze pi�� noworodk�w i
poradzi�a sobie z nimi wspaniale. Dzi�ki temu pan Poczciwi�ski m�g�
wreszcie p�j�� do pracy. Ale tak go ci�gn�o do karmienia szczeniak�w, �e
wr�ci� wcze�niej ni� zwykle i stwierdzi�, �e jego �ona karmi te, kt�re
mieszkaj� na g�rze, a nianie na zmian� zajmuj� si� tymi z kuchni. W
pierwszej chwili patrzy� na to zazdrosnym okiem, lecz szybko pogodzi� si� z
faktami. Wiedzia� przecie�, �e chodzi przede wszystkim o to, aby szczeni�ta
dosta�y jak najwi�cej mleka, a Mimi i biedna chuda Perdita nie traci�y si�
bez potrzeby.
Perdit� przeniesiono z ca�ym legowiskiem do kredensu, �eby zbyt ostre
�wiat�o nie razi�o maluch�w. Szczeni�ta otwieraj� oczy �smego dnia po
porodzie, a tydzie� p�niej wyst�puj� u nich pierwsze c�tki.
C�, to si� dzia�o, kiedy pan Poczciwi�ski zauwa�y� pierwsz� c�tk�! Odt�d
nowe pojawia�y si� cz�sto g�sto, cho� mia�y wychodzi� jeszcze przez par�
miesi�cy. Nie min�o kilka dni, a ju� mo�na by�o odr�ni� ka�d� z siedmiu
dziewczynek i ka�dego z o�miu ch�opc�w. Kruszyna, kt�rej pan Poczciwi�ski
uratowa� �ycie, by�a naj�adniejsza, ale drobniutka i bardzo delikatna. Pan
Poczciwi�ski zawsze nazywa� j� "Resztk�", a cho� cz�sto m�wi si� tak na
rozmaite odpadki, to imi� takie mo�e by� sympatyczne i wdzi�czne, je�li si�
wzi�o z mi�o�ci.
Ciapek - ten, kt�ry urodzi� si� z czarnym uchem wci�� by� najwi�kszy i
najsilniejszy. Nie odst�powa� Resztki ani na krok, zupe�nie jakby tych
dwoje ju� wtedy wiedzia�o, �e po��czy ich szczeg�lna przyja��. P�czu�
prze�mieszny gruby szczeniak - wiecznie wpada� w tarapaty. Ale najbardziej
imponuj�cy z ca�ego rodze�stwa by� malec, kt�rego c�tki na grzbiecie
tworzy�y idealn� podk�wk�. Dlatego te� nazwano go "Fart". Wprost kipia�
energi� i od samego pocz�tku udowadnia�, �e nikt inny, tylko on b�dzie
hersztem ca�ej gromadki.
Kilka dni po wyst�pieniu u szczeni�t pierwszych c�tek sta�o si� co�
bardzo smutnego - Perdita straci�a mleko. Strasznie si� tym martwi�a, bo
kocha�a siedmioro maluch�w, kt�re oddano jej do karmienia, jak swoje w�asne
dzieci. A jeszcze bardziej si� ba�a. Teraz, gdy na nic ju� nie mog�a si�
przyda�, Poczciwi�scy nie mieli powodu, �eby nadal trzyma� j� w tym
ciep�ym, wygodnym domu. W domu, gdzie - po raz pierwszy w �yciu - mog�a si�
naje�� do syta. Ale nie ciep�o i nie jedzenie liczy�y si� dla niej
najbardziej, lecz mi�o��. Traktowano j� jak cz�onka rodziny. My�l, �e
mia�aby to wszystko straci�, by�a nie do zniesienia.
A jaki los spotyka psy, kt�rych nikt nie chce? Perdita pe�na by�a
najgorszych przeczu�.
Tego ranka, gdy stwierdzi�a, �e nie ma dla szczeni�t ani kropli mleka,
wyczo�ga�a si� markotnie z kredensu i ujrza�a pani� Poczciwi�sk�, siedz�c�
z nianiami przy herbacie. Nie wzi�a proponowanego jej biszkopta. Z�o�y�a
tylko g�ow� na kolanach pani Poczciwi�skiej i j�kn�a cichutko.
- Biedna Perdita! - rzek�a pani Poczciwi�ska, g�aszcz�c j� po g�owie. -
Jak�ebym chcia�a jej powiedzie�, �eby si� nie martwi�a, bo pomagamy karmi�
jej siedmioro szczeni�t. Perdita, skarbie, tak wspaniale je myjesz i
ogrzewasz w nocy. Bez ciebie nie daliby�my sobie rady.
Nie liczy�a na to, �e Perdita zrozumie. My�la�a tylko �e pocieszy j�
koj�cym tonem. Ale Perdita z dnia na dzie� uczy�a si� coraz wi�cej s��w i
zrozumia�a doskonale. Omal nie oszala�a ze szcz�cia i ulgi. Po raz
pierwszy zaprezentowa�a naprawd� wyborny humor. Kiedy ju� dostatecznie
obskaka�a i wyca�owa�a pani� Poczciwi�sk�, wr�ci�a p�dem do dzieci, by umy�
je od nowa.
Kilka dni p�niej szczeni�ta zacz�y si� uczy� ch�epta� i wkr�tce jada�y
ju� kaszki na mleku i chleb rozmoczony w sosie z pieczeni. Uros�y tak, �e w
szafie zrobi�o si� dla nich za ciasno, tote� Mimi z o�miorgiem dzieci
przeprowadzi�a si� do pralni, a siedmioro malc�w Perdity mia�o dla siebie
ca�� kuchni�, gdzie okropnie wchodzi�y nianiom pod nogi.
- Jaka szkoda, �e nie mog� mieszka� w pralni, razem z reszt� rodze�stwa -
powiedzia�a pewnego razu niania Kucharska.
- Mimi mog�aby im zrobi� krzywd� - odpar�a niania Lokajska. - Nie pozna,
�e to jej w�asne dzieci. Kto wie, czyby si� nie pogryz�a z Perdit�.
S�ysz�c to, Pongo uzna�, �e co� z tym trzeba zrobi�. Wiedzia�, �e w
przeciwie�stwie do zwyk�ych ps�w Mimi rozpozna swoje