1867

Szczegóły
Tytuł 1867
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1867 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1867 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1867 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

dodie smith 101 dalmaty�czyk�w Tom Ca�o�� w tomach PWZN Print 6 Lublin 1997 Tytu� orygina�u: The Hundred and One Dalmatians William Heinemann Ltd (c) 1956 by Dodie Smith London 1956 Prze�o�y�: Robert Ginalski For the Polish edition: (c) 1990 by Wydawnictwa "Alfa" Isbn 83-gjja-bda-h Warszawa 1990 Redakcja techniczna wersji brajlowskiej: Piotr Kali�ski Sk�ad, druk i oprawa: PWZN "Print 6" sp. z o.o. 20-bah Lublin, Hutnicza 9 tel./fax (0-ha) 746-ab-hj Spe�niaj�c �yczenie Autorki, pani Dodie Smith, oraz firmy Walt Disney Productions przekazujemy nale�ne im honoraria za odst�pienie praw autorskich do tekstu i ilustracji na rzecz Fundacji Pomocy Niewidomym w Polsce z przeznaczeniem dla niewidomych dzieci. Wydawnictwa "Alfa" Szcz�liwi ma��onkowie Nie tak dawno temu mieszka�o w Londynie m�ode ma��e�stwo ps�w dalmaty�czyk�w. On nazywa� si� Pongo, a ona Mimi Pongo (po �lubie doda�a imi� m�a do swojego, ale i tak przewa�nie nazywano j� po prostu Mimi). Szcz�liwym trafem stali si� w�a�cicielami m�odego ma��e�stwa - pa�stwa Poczciwi�skich. Byli to ludzie �agodni, pos�uszni, a nade wszystko inteligentni... czasami prawie tak inteligentni jak psy! Ca�kiem dobrze orientowali si�, kiedy szczekanie oznacza "Prosz� wyj��!", a kiedy "Prosz� wej��!", "Co z moim obiadem?" lub "Mo�e by�my tak wyszli na spacer?". A je�li nawet czego� nie zrozumieli, potrafili si� tego domy�li� - gdy spojrza�o si� na nich psim wzrokiem albo z zapa�em podrapa�o �ap�. Podobnie jak inni rozpieszczani ludzie uwa�ali, �e to oni s� w�a�cicielami ps�w, nie zdaj�c sobie sprawy, �e jest wr�cz odwrotnie. Pongo i Mimi przyjmowali to ze wzruszeniem i rozbawieniem i nie wyprowadzali swoich pupil�w z b��du. Pan Poczciwi�ski pracowa� w dzielnicy bank�w i by� szczeg�lnie dobry z arytmetyki. Cz�sto nazywano go czarodziejem finans�w - czego nie nale�y myli� z czarnoksi�nikiem, chocia� niekiedy podobie�stwo jest zadziwiaj�ce. W czasie, gdy rozpoczyna si� ta historia, by� nadzwyczaj bogaty, a to z r�wnie nadzwyczajnego powodu. W uznaniu dla jego zas�ug (zwi�zanych ze sp�at� d�ug�w pa�stwowych) rz�d zwolni� go do�ywotnio z podatku dochodowego, a tak�e odda� mu do dyspozycji domek na obrze�ach Parku Regenta - domek w sam raz dla �onatego m�czyzny z psami. Przed �lubem pan Poczciwi�ski i Pongo mieszkali w kawalerce, pod opiek� starej niani Lokajskiej. Ich przysz�e �ony tak�e zajmowa�y kawalerk� (bo mieszkania dla panien nie maj� osobnej nazwy), a opiekowa�a si� nimi stara niania Kucharska. Psy nawi�za�y znajomo�� w tej samej chwili, co ich pupile, i wsp�lnie dzielili rado�� z cudownych podw�jnych zar�czyn, cho� wszystkich niepokoi� troch� dalszy los nia�. Gdyby tak rodzina Poczciwi�skich powi�kszy�a si�, zw�aszcza o bli�niaki - po jednym dla ka�dej niani - w�wczas nie by�oby problemu, ale co staruszki mia�y ze sob� pocz�� do tego czasu? Bo chocia� potrafi�y przygotowa� �niadanie i poda� je na tacy (zwano to "jajeczkiem przy kominku"), to jednak �adna z nich nie mia�a poj�cia o prowadzeniu eleganckiego domu w Parku Regenta, gdzie gospodarze zamierzali wydawa� proszone obiady. W tej sytuacji nianie postanowi�y si� spotka�. Po chwili g��bokiej, wzajemnej podejrzliwo�ci bardzo przypad�y sobie do serca i u�mia�y si� serdecznie ze swoich nazwisk. - Jaka szkoda, �e nie jestem prawdziw� kuchark�, a ty lokajem - stwierdzi�a niania Kucharska. - O, tak - przyzna�a niania Lokajska. - To by by�o bardzo na czasie. I nagle przyszed� im- do g�owy Wspania�y Pomys�: wezm� si� do nauki i niania Kucharska zostanie kuchark�, a niania Lokajska - lokajem. Postanowi�y, �e zaczn� si� szkoli� ju� nazajutrz, aby zd��y� z przygotowaniami przed �lubem: - Ale tak naprawd� to chyba b�dziesz pokoj�wk�? - spyta�a niania Kucharska. - Co to; to nie - odpar�a niania Lokajska. - Nie mam do tego odpowiedniej figury. Zostan� prawdziwym lokajem... a tak�e s�u��c� pana Poczciwi�skiego, co nie b�dzie wymaga�o �adnej nauki, skoro opiekuj� si� nim od urodzenia. Tak wi�c pa�stwo Poczciwi�scy i pa�stwo Pongo wyjechali, by sp�dzi� razem miesi�c miodowy, a gdy wr�cili, w domku wychodz�cym na Park Regenta powita�y ich obie nianie, w pe�ni przyuczone do swych nowych zawod�w. - Widok niani Lokajskiej w spodniach przyprawi� ich zgo�a o wstrz�s. - Czy nie by�oby ci lepiej w czarnej sukience i fartuszku z falbankami? - podsun�a nie�mia�o pani Poczciwi�ska, stremowana tym, �e zwraca si� do nie swojej niani. - Bez spodni nie mo�na by� lokajem! - o�wiadczy�a stanowczo niania Lokajska. - Ale jutro kupi� sobie fartuszek z falbankami. To b�dzie oryginalny akcent. Rzeczywi�cie, by� oryginalny. I to jak! Nianie zapowiedzia�y, �e nie chc� by� d�u�ej "nianiami" i �e odt�d nale�y si� do nich zwraca� po nazwisku, stosownie do ich zawod�w. Ale cho� kucharza mo�na nazywa� kucharzem, to jednak w �adnym wypadku nie mo�na lokaja tytu�owa� lokajem, dlatego te� koniec ko�c�w zwracano si� do nich "nianiu, skarbie", czyli tak jak dotychczas. W atmosferze og�lnej weso�o�ci min�o kilka tygodni od powrotu nowo�e�c�w z podr�y po�lubnej, a� nagle wydarzy�o si� co� jeszcze weselszego. Pani Poczciwi�ska zabra�a Pongo i Mimi do Lasku �w. Jana, po drugiej stronie parku, gdzie odwiedzili dobrego znajomego - Cudownego Weterynarza. Wr�cili z radosn� nowin�, �e pa�stwo Pongo wkr�tce zostan� rodzicami. Dzieci mia�y przyj�� na �wiat za miesi�c. Nianie poda�y Mimi obfity obiad, �eby nie opad�a z si�. R�wnie solidn� porcj� przygotowa�y dla Pongo, �eby nie czu� si� zaniedbany, jak to si� czasem zdarza przysz�ym ojcom. Nast�pnie psy uci�y sobie d�ug� popo�udniow� drzemk� na najlepszej kanapie, a kiedy pan Poczciwi�ski wr�ci� z pracy, by�y ju� wyspane i chcia�y wyj�� na spacer. - �eby to uczci�, p�jdziemy wszyscy - zarz�dzi� pan Poczciwi�ski, us�yszawszy dobre wie�ci. Niania Kucharska powiedzia�a, �e do kolacji jeszcze daleko, a niania Lokajska, �e przyda�oby jej si� troch� ruchu, wobec czego wszyscy razem udali si� do parku. Przodem szli pa�stwo Poczciwi�scy. Prezentowali si� bardzo �adnie - ona w zielonym wyj�ciowym kostiumie z wyprawy �lubnej, on za� w starej tweedowej marynarce, zwanej "dalmatynk�", bo zawsze wk�ada� j� na spacery z psami. (Pan Poczciwi�ski nie by� w�a�ciwie przystojny, ale mia� ciekaw� twarz). Za nimi kroczyli pa�stwo Pongo.Wygl�dali imponuj�co; tylko dlatego nie zdobyli tytu��w champion�w, �e zdaniem pana Poczciwi�skiego na wystawach ps�w i on, i oni zanudziliby si� na �mier�. Oba dalmaty�czyki mia�y kszta�tne g�owy, lekko wysklepione �ebra, silne nogi i proste ogony. Ich c�tki by�y czarne jak smo�a; na tu�owiu wielko�ci pi�cioz�ot�wki, na g�owie, nogach i ogonie troch� mniejsze. Nosy i obw�dki powiek tak�e mia�y czarne. Mimi wodzi�a doko�a dumnym wzrokiem; Pongo, cho� by� urodzonym przyw�dc�, mia� nerwowy tik w oku. Szli dostojnie rami� w rami�, bior�c Poczciwi�skich na smycz tylko wtedy, gdy trzeba ich by�o przeprowadzi� przez jezdni�. Poch�d zamyka�y t�ga niania Kucharska w bia�ym kitlu i jeszcze t�sza niania Lokajska w dobrze skrojonym fraku, spodniach i zgrabnym fartuszku. By� pi�kny wrze�niowy wiecz�r, bezwietrzny i spokojny. Z�ote promienie zachodz�cego s�o�ca spowija�y park i otaczaj�ce go stare kremowe domy. Nawet dolatuj�ce zewsz�d rozmaite d�wi�ki nie powodowa�y ha�asu. Krzyki rozbrykanych dzieci i szum ruchu ulicznego wydawa�y si� nienaturalnie ciche, jak gdyby udzieli� im si� nastr�j wieczoru. Ptaki �piewa�y sw� ostatni� tego dnia pie��, a nieco dalej na skraju parku, w domu, gdzie mieszka� s�awny kompozytor, kto� gra� na fortepianie. - Nigdy nie zapomn� tego cudownego spaceru stwierdzi� pan Poczciwi�ski. W tej samej chwili sielank� zburzy� przera�liwy klakson. Nadje�d�a� olbrzymi samoch�d. zatrzyma� si� przed wielkim domem i- na frontowe schody wysz�a wysoka kobieta. Nosi�a obcis�� szmaragdow� sukni� z at�asu, kilka sznur�w rubin�w i proste, absolutnie bia�e norki, sp�ywaj�ce a� po wysokie obcasy jej rubinowych but�w. Mia�a ciemn� cer�, czarne, po�yskuj�ce krwi�cie oczy i nieprawdopodobnie spiczasty nos. Jej prosto zaczesane w�osy z surowym przedzia�kiem po�rodku by�y zaiste niezwyk�e z jednej strony czarne, a z drugiej bia�e. - Ale� to Torturella de Mon! - zawo�a�a pani Poczciwi�ska. - Chodzi�y�my do jednej klasy. Wyrzucono j� ze szko�y za picie atramentu. - Czy aby nie nosi si� zbyt krzykliwie? - mrukn�� pan Poczciwi�ski i chcia� zawr�ci�. Ale wysoka kobieta dostrzeg�a jego �on� i ruszy�a ku niej po schodkach. Nie maj�c wyboru, pani Poczciwi�ska musia�a przedstawi� jej m�a. - Wejd�, poznaj, teraz mojego - powiedzia�a wysoka kobieta. - Przecie� w�a�nie wychodzi�a� - odpar�a pani Poczciwi�ska spogl�daj�c na szofera, kt�ry czeka� przy otwartych drzwiczkach samochodu. Limuzyna, pomalowana w bia�o-czarne pasy, ju� z daleka wpada�a w oko. - Nigdzie mi si� nie �pieszy. Koniecznie musicie do mnie wst�pi�. Nianie powiedzia�y, �e wezm� Pongo i Mimi i wr�c� zaj�� si� kolacj�, ale wysoka kobieta upar�a si�, �e psy tak�e musz� j� odwiedzi�. - S� takie pi�kne. Chc� je pokaza� m�owi. - Jak si� teraz nazywasz, Torturello? - spyta�a pani Poczciwi�ska, gdy przechodzili zielonym marmurowym korytarzem do salonu wy�o�onego czerwonym marmurem. - Wci�� si� nazywam de Mon - odpar�a Torturella. - Jestem ostatnia z rodu, wi�c zmusi�am m�a, �eby to on przyj�� moje nazwisko. Wtem proste, absolutnie bia�e norki zsun�y jej si� z ramion na pod�og�. Pan Poczciwi�ski schyli� si� po nie. - C� za pi�kne futro - zauwa�y�. - Ale na t� pogod� jest chyba za ciep�e? - Mnie nigdy nie jest za ciep�o - o�wiadczy�a Torturella. - Nosz� futra przez okr�g�y rok. Sypiam w po�cieli z gronostaj�w. - Bardzo gustownie - mrukn�� pan Poczciwi�ski uprzejmym tonem. - A dobrze si� pierze? - Uwielbiam futra! - ci�gn�a Torturella, jak gdyby go nie us�ysza�a. - To tre�� mojego �ycia! W�a�nie dlatego wysz�am za ku�nierza. Na te s�owa do salonu wszed� pan de Mon - drobny cz�owieczek o wiecznie zmartwionej twarzy. Poza tym, �e by� ku�nierzem, niewiele mo�na by o nim powiedzie�. Torturella przedstawi�a go, po czym spyta�a: - A gdzie� si� podzia�y te dwa rozkoszne psiska? Pongo i Mimi siedzieli pod fortepianem g�odni jak wilki, bo czerwone marmurowe �ciany przywodzi�y im na my�l plastry surowego mi�sa. - Spodziewaj� si� dzieci - oznajmi�a weso�o pani Poczciwi�ska. - Nie mo�e by�! To wspaniale! - ucieszy�a si� Torturella. - Pieski, chod�cie no tu! Pongo i Mimi podeszli uprzejmie. - Mo�na by z nich zrobi� zachwycaj�ce futro, nie s�dzisz? - Torturella zwr�ci�a si� do m�a. - Nosi�abym je wiosn�, na czarny kostium. �e te� nie przysz�o nam do g�owy szy� futer z psich sk�r! Pongo warkn�� gro�nie. - Pongo, kochany, to by� tylko �art. - M�wi�c to, pani Poczciwi�ska pog�aska�a go i zwr�ci�a si� do kole�anki: - Czasami mam wra�enie, �e one rozumiej� ka�de nasze s�owo. Ale oczywi�cie wcale w to nie wierzy�a. A tymczasem by�a to prawda. A �ci�lej - by�a to prawda w wypadku Pongo. Mimi nie rozr�nia�a tylu ludzkich s��w co on. Zrozumia�a jednak �art Torturelli i uzna�a, �e jest w bardzo kiepskim gu�cie. Natomiast Pongo by� po prostu w�ciek�y. jak mo�na powiedzie� co� takiego w obecno�ci jego �ony, i to akurat wtedy, gdy spodziewa si� swoich pierwszych dzieci! Ucieszy� si� widz�c, �e Mimi nie posmutnia�a. - Musicie wpa�� do nas na obiad... w przysz�� sobot� - powiedzia�a Torturella. Nie znajduj�c �adnej wym�wki (bo by�a bardzo prawdom�wna), pani Poczciwi�ska zgodzi�a si�, dodaj�c, �e nie powinni ju� d�u�ej zatrzymywa� gospodarzy. Gdy szli korytarzem do wyj�cia, przemkn�a ko�o nich prze�liczna bia�a perska kotka i pobieg�a schodami na g�r�. Pani Poczciwi�ska zachwyci�a si� ni�. - W�a�ciwie to jej nie lubi� - stwierdzi�a Torturella. - Utopi�abym j�, gdyby nie by�a taka cenna. Kotka odwr�ci�a si� na schodach i prychn�a gniewnie. By� mo�e na Pongo i Mimi... ale niekoniecznie. - Musicie pos�ucha� mojego nowego klaksonu - powiedzia�a Torturella, gdy wyszli przed dom. - Jest najg�o�niejszy w ca�ej Anglii. Przecisn�a si� obok szofera i zatr�bi�a przeci�gle. Pongo i Mimi omal nie og�uchli. - �liczne, urocze psiska - zwr�ci�a si� do nich Torturella, wsiadaj�c do limuzyny w bia�o-czarne pasy. - Tak by�cie pasowa�y do mojego samochodu... i moich bia�o-czarnych w�os�w. Szofer otuli� kolana de Mon�w pledem z soboli i pasiasta limuzyna odjecha�a. - Ten w�z wygl�da jak przej�cie dla pieszych na k�kach - za�artowa� pan Poczciwi�ski i spyta� �on�: - Czy w szkole twoja przyjaci�ka te� mia�a bia�o-czarne w�osy? - Wcale si� z ni� nie przyja�ni�am - sprostowa�a. - Ba�am si� jej. Ale rzeczywi�cie, w�osy mia�a takie same. Jeden warkocz bia�y, a drugi czarny. "Ca�e szcz�cie, �e si� o�eni�em z tob�, a nie z Torturell� de Mon" - pomy�la� pan Poczciwi�ski. �al mu by�o jej m�a. A Pongo i Mimi serdecznie �a�owali bia�ej kotki. Z�ociste s�o�ce zasz�o i nasta� niebieski zmierzch. Park by� ju� prawie pusty; w oddali dozorca wo�a�: "Zamykamy! Zamykamy!" Spieczone trawniki roztacza�y wo� siana, a od strony jeziorka dolatywa� zapach wody i chwast�w. Wszystkie domy na obrze�ach parku, w kt�rych mie�ci�y si� biura rz�du, by�y zamkni�te na cztery spusty, a �wiat�a w ich oknach wygaszone. Tylko u Poczciwi�skich okna kusi�y jasnym blaskiem. Wkr�tce Pongo i Mimi zwietrzyli smakowit� kolacj�. Poczciwi�scy te� lubili ten zapach. Zatrzymali si�, by zajrze� przez �elazn� balustrad� do kuchni. Mie�ci�a si� w suterenie, lecz wcale nie by�a ciemna. Mia�a drzwi i dwa wielkie okna wychodz�ce na w�skie, brukowane podw�rko le��ce poni�ej poziomu ulicy, tak typowe dla starych dom�w w Londynie. W�skie, schodki prowadzi�y stamt�d na chodnik. Zagl�daj�c przez barierk� pomy�leli, �e ich jasno o�wietlona kuchnia jest naprawd� �adna. Pomalowana na bia�o, mia�a pod�og� wy�o�on� czerwonym linoleum. Sta� tam kredens z porcelanow� zastaw� w niebieskie groszki, nowoczesna kuchenka elektryczna do gotowania i - specjalnie dla nia� - staro�wiecki piec w�glowy. Niania Kucharska wyci�ga�a co� w�a�nie z piekarnika i podlewa�a t�uszczem, a niania Lokajska ustawia�a talerze w windzie, kt�r� mia�y wyjecha� na g�r�, do jadalni, niczym lalki w teatrze kukie�kowym. Ko�o pieca sta�y dwa wymoszczone poduszkami kosze dla ps�w. Przed nimi za�, w dw�ch l�ni�cych miseczkach, czeka�a ju� na Pongo i Mimi przepyszna kolacja. - Mam nadziej�, �e nie zm�czyli�my Mimi - powiedzia� pan Poczciwi�ski, otwieraj�c kluczem frontowe drzwi. Mimi chcia�a odpowiedzie�, �e nigdy w �yciu nie czu�a si� lepiej. A �e nie potrafi�a m�wi�, spr�bowa�a to wszystko okaza� i wymachuj�c ogonem, pogna�a do kuchni. Pongo poszed� w jej �lady, nie mog�c si� doczeka� kolacji i chwili, gdy za�nie przy ciep�ym piecu, u boku kochanej �ony. - Szkoda, �e my nie mo�emy merda� ogonem o�wiadczy� pan Poczciwi�ski. Narodziny szczeni�t Kolacja u Torturelli de Mon odbywa�a si� w pokoju o �cianach wy�o�onych czarnym marmurem, przy bia�ym marmurowym stole. Potrawy by�y zgo�a niezwyk�e. Zupa mia�a barw� ciemnoczerwon�. A jaki smak? Pieprzu! Ryba by�a jasnozielona. A jak smakowa�a? Jak pieprz! Mi�so by�o jasnoniebieskie. A co przypomina�o w smaku? Pieprz! Wszystko, ale to wszystko smakowa�o jak pieprz, nawet lody... o zgrozo, czarne! Jedynymi go��mi byli pa�stwo Poczciwi�scy. Po kolacji przeszli do salonu z czerwonego marmuru, gdzie rozpalono w olbrzymim kominku, i usiedli, oddychaj�c �apczywie. Pan de Mon tak�e ci�ko dysza�. Torturella, w at�asowej sukni o barwie rubin�w i ze szmaragdami na szyi, przysun�a si� jak najbli�ej paleniska. - Podsy� ogie�, niech bucha! - zwr�ci�a si� do m�a. Pan de Mon wznieci� takie p�omienie, �e go�cie pomy�leli, i� zajmie si� ca�y komin. - Ach, c� za rozkosz! - zawo�a�a Torturella, bij�c brawo z rado�ci. - Ale nigdy nie pali si� tak d�ugo, jak bym chcia�a! - Zaledwie ogie� nieco przygas�, zadr�a�a i otuli�a si� prostymi, absolutnie bia�ymi norkami. Go�cie zabawili tylko tyle, ile nakazywa�a uprzejmo��, i po�egnawszy si� spiesznie, ruszyli skrajem parku, pr�buj�c och�on��. - Przedziwne nazwisko... "de Mon" - odezwa� si� nagle pan Poczciwi�ski. - Gdy je z��czy�, wychodzi "demon". Mo�e Torturella jest diab�em w ludzkiej sk�rze? Pewnie dlatego tak lubi wszystko, co piecze! Jego �ona u�miechn�a si�, wiedz�c, �e tylko �artuje. Nagle zawo�a�a: - No tak! Skoro byli�my u nich na kolacji, to teraz musimy si� im zrewan�owa�., Powinni�my tak�e zaprosi� kilka innych os�b. Lepiej uwi�my si� z tym, zanim Mimi urodzi szczeni�ta. Wielkie nieba, a to co? Co� mi�kkiego ociera�o jej si� o kostki. - To kotka Torturelli - rzek� pan Poczciwi�ski. - Wracaj, kiciu. zgubisz si�. Ale kotka odprowadzi�a ich pod sam dom. - Mo�e jest g�odna? - zaniepokoi�a si� pani Poczciwi�ska. - Pewnie tak, chyba �e lubi pieprz - odpar� jej m��. Nadal �apczywie wdycha� nocne powietrze, by ugasi� ogie� w gardle. - Pog�aszcz j�, a ja jej naszykuj� co� do zjedzenia rzuci�a pani Poczciwi�ska. Zesz�a na podw�rko i na palcach w�lizn�a si� do kuchni, �eby nie zbudzi� Pongo i Mimi, kt�rzy spali w swych koszach. Wkr�tce wr�ci�a nios�c mleko i p� puszki sardynek. Bia�a - kotka spa�aszowa�a jedno i drugie, po czym ruszy�a po schodkach na d�. - Czy�by chcia�a u nas zosta�? Na to wygl�da�o. Ale w�a�nie w tym momencie Pongo obudzi� si� i zaszczeka� g�o�no. Bia�a kotka zawr�ci�a i znikn�a w ciemno�ciach. - I ca�e szcz�cie - stwierdzi� pan Poczciwi�ski. - Torturella odda�aby nas w r�ce policji, gdyby�my zabrali jej cenn� kotk�. Zeszli do kuchni, gdzie stawili czo�a Pongo, kt�ry u�ciska� ich z ca�ej si�y. Mimi, cho� jeszcze zaspana, tak�e natar�a na nich dzielnie. Ludzie i psy kot�owali si� na dywaniku przed piecem, a� pani Poczciwi�ska u�wiadomi�a sobie poniewczasie, �e ca�y smoking jej m�a b�dzie oblepiony bia�ymi w�osami. Mniej wi�cej trzy tygodnie p�niej Mimi zacz�a si� zachowywa� bardzo dziwnie. Myszkowa�a po ca�ym domu szczeg�ln� uwag� po�wi�caj�c szafom i kufrom. Najbardziej za� interesowa�a si� wielk� szaf� obok sypialni pa�stwa Poczciwi�skich. Nianie trzyma�y tam rozmaite wiadra i szczotki, wi�c nie by�o gdzie palca wetkn��. Je�li ju� Mimi udawa�o si� tam wcisn��, za ka�dym razem potr�ca�a co� z �oskotem i wyskakiwa�a zmaltretowana. - Co� takiego, ona chce tam urodzi� swoje ma�e! - zdumia�a si� niania Kucharska. - Mimi, skarbie, tylko nie w tej ciemnej, dusznej szafie! - zawo�a�a niania Lokajska. - Potrzeba ci �wiat�a i �wie�ego powietrza. Pani Poczciwi�ska zasi�gn�a rady Cudownego Weterynarza i us�ysza�a, �e Mimi potrzebuje teraz ma�ego, zamkni�tego pomieszczenia, gdzie by si� czu�a bezpieczna, wi�c skoro upodoba�a sobie schowek na miot�y, to trzeba j� tam wpu�ci�. Najlepiej od razu, �eby si� mog�a oswoi� z nowym otoczeniem, chocia� szczeni�ta mia�y przyj�� na �wiat dopiero za kilka dni. Tak wi�c kub�y i szczotki wyw�drowa�y z szafy, a ich miejsce zaj�a uszcz�liwiona Mimi. Pongo by� nieco ura�ony, �e nie pozwolono mu si� przeprowadzi� razem z ni�, ale wyt�umaczy�a mu, �e psie matki wol� rodzi� na osobno�ci, wi�c tylko czule wyliza� jej ucho i odpar�, �e rozumie. - Mam nadziej�, �e dzisiejsza kolacja jej nie zdenerwuje - rzek� pan Poczciwi�ski, gdy po powrocie zasta� Mimi zadomowion� w szafie. - Chcia�bym ju� mie� to za sob�. Przyj�cie mia�o si� odby� wieczorem. Ze wzgl�du na obecno�� innych go�ci przygotowano normalne potrawy, ale pani Poczciwi�ska uprzejmie postawi�a przed de Monami wysokie m�ynki do pieprzu. Torturella zmieli�a go tyle, �e wi�kszo�� go�ci przy stole kicha�a, za to jej m�� wcale nie u�ywa� przypraw. A jad� du�o wi�cej ni� u siebie. Torturella posypywa�a w�a�nie pieprzem sa�atk� owocow�, gdy wesz�a niania Lokajska i szepn�a co� pani domu na ucho. Zaskoczona gospodyni przeprosi�a go�ci na chwil� i wybieg�a z jadalni. Kilka minut p�niej niania Lokajska wesz�a znowu i szepn�a co� do pana Poczciwi�skiego. Tak�e i on przeprosi� zebranych, wyra�nie zaskoczony, i wybieg�. Ci z obecnych, kt�rzy akurat nie kichali, rozmawiali kulturalnie. Wtem niania Lokajska wesz�a po raz trzeci. - Panie i panowie! - odezwa�a si� dramatycznie. - Szczeni�ta przychodz� na �wiat wcze�niej, ni� si� spodziewano. W zwi�zku z tym pa�stwo Poczciwi�scy przypominaj�, �e Mimi dotychczas nie by�a matk�. Potrzebuje absolutnego spokoju. Natychmiast zapad�a cisza, kt�r� przerwa�o tylko czyje� zduszone kichni�cie. Go�cie wstali, szeptem wznie�li toast na cze�� m�odej matki i na palcach wymkn�li si� z domu. Wszyscy z wyj�tkiem Torturelli de Mon. Gdy znalaz�a si� w korytarzu, podesz�a wprost do niani Lokajskiej, kt�ra odprowadza�a go�ci, i zapyta�a stanowczo: - Gdzie s� szczeniaki? Niania Lokajska ani my�la�a odpowiada�, lecz Torturella us�ysza�a g�osy gospodarzy i pobieg�a na g�r�. Tym razem mia�a na sobie czarn� at�asow� sukni� i kilka sznur�w pere�, a do tego te same proste, absolutnie bia�e norki. Siedzia�a w nich przez ca�� kolacj�, mimo i� w jadalni by�o bardzo ciep�o (a pieprz te� piek� niezgorzej). - Musz�, koniecznie musz� zobaczy� milusie szczeni�ta! - zawo�a�a. Drzwi szafy by�y uchylone. Gospodarze siedzieli w �rodku i uspokajali Mimi, kt�ra zd��y�a urodzi� troje szczeni�t, zanim niania Lokajska - przynosz�c jej po�ywn� kolacj� z kurcz�cia - odkry�a, co si� dzieje. Torturella gwa�townym szarpni�ciem otworzy�a drzwi na o�cie� i wlepi�a wzrok w trzy male�stwa. - Ale� to jakie� kundle... ca�e bia�e, bez jednej jedynej plamki! Musicie je natychmiast potopi�! - Dalmaty�czyki zawsze rodz� si� bia�e - wyja�ni� pan Poczciwi�ski, przeszywaj�c j� w�ciek�ym spojrzeniem. - C�tki wychodz� p�niej. - Zreszt� nawet gdyby nie by�y rasowe, i tak by�my ich nie utopili! - dorzuci�a jego �ona z oburzeniem. - Ale� to bardzo �atwe - stwierdzi�a Torturella. - Topi�am dziesi�tki, setki ma�ych mojej kotki. Ona zawsze wybiera na ojca swoich dzieci jakiego� paskudnego dachowca, tak �e nigdy nie warto ich zatrzymywa�. - Ale zostawiasz jej chyba chocia� po jednym dziecku? - spyta�a pani Poczciwi�ska. - Jeszcze czego! Nie op�dzi�abym si� od kot�w. Jeste�cie pewni, �e te okropne bia�e szczurki to ma�e dalmaty�czyki czystej rasy? - Jak najbardziej! - warkn�� pan Poczciwi�ski. - A teraz prosz� ci�, odejd�. Denerwujesz Mimi. Istotnie, Mimi by�a zdenerwowana. Nawet w obecno�ci pa�stwa Poczciwi�skich, kt�rzy mogli obroni� j� i jej dzieci, ba�a si� troch� tej wysokiej kobiety o czarno-bia�ych w�osach i takim przenikliwym wzroku. No i ta biedna kotka, kt�ra straci�a wszystkie koci�ta! Nigdy, przenigdy tego nie zapomn�! - my�la�a Mimi, nie wiedz�c jeszcze, jak bardzo si� pewnego dnia ucieszy, �e nie zapomnia�a. - Ile czasu up�ynie, zanim mo�na b�dzie oddzieli� ma�e od matki? - zainteresowa�a si� Torturella. - Pytam na wypadek, gdybym chcia�a je kupi�. - Siedem, osiem tygodni - odpar� pan Poczciwi�ski. - Ale one nie b�d� na sprzeda�. - Co rzek�szy, zamkn�� jej drzwi szafy przed nosem, a niania Lokajska wyprowadzi�a j� bez ceregieli. Tymczasem niania Kucharska pr�bowa�a dodzwoni� si� do Cudownego Weterynarza, lecz nie zasta�a go, bo wyszed�, wezwany do nag�ego wypadku. Jego �ona obieca�a przekaza� mu wiadomo��, jak tylko wr�ci, jednocze�nie zapewniaj�c, �e nie ma powodu do obaw, bo wszystko wskazuje na to, �e Mimi �wietnie sobie radzi. I rzeczywi�cie. Na �wiat przysz�o czwarte szczeni�. Mimi umy�a je, a pan Poczciwi�ski wytar�, podczas gdy jego �ona karmi�a Mimi ciep�ym mlekiem. Male�stwo do��czono do pozosta�ych trzech, w koszyku tak ustawionym, by matka mog�a na nie patrze�. Wkr�tce urodzi�o si� pi�te szczeni�. A potem sz�ste... i si�dme. Czas mija�. �sme szczeni�, dziewi�te! No, to ju� chyba koniec? Dalmatynki rzadko kiedy rodz� wi�cej dzieci za pierwszym razem. Dziesi�� szczeni�t! Jedena�cie! Wtem pojawi�o si� dwunaste szczeni�, zupe�nie niepodobne do rodze�stwa. Prze�wiecaj�ce przez bia�e w�oski cia�ko nie by�o r�owe, lecz chorobliwie ��te. I zamiast wierzga� ma�ymi n�kami, kruszyna le�a�a nieruchomo. Siedz�ce przy drzwiach szafy nianie powiedzia�y, �e urodzi�a si� martwa. - Ale maj�c ich tyle, matka nie odczuje tej straty pociesza�a niania Kucharska. Trzymaj�c male�stwo w otwartej d�oni, pan Poczciwi�ski spojrza� na nie z �alem. - To niesprawiedliwe, �eby mia�o w og�le nie zazna� �ycia - powiedzia�a jego �ona ze �zami w oczach. Nagle pan Poczciwi�ski przypomnia� sobie co�, o czym kiedy� czyta�. Zacz�� masowa� szczeniaka, a potem naciera� go delikatnie r�cznikiem. I naraz wok� ma�ego noska pojawi�a si� r�owa otoczka... a� wreszcie ca�e cia�ko zar�owi�o si� pod �nie�nobia�ymi w�oskami. Szczeniak poruszy� n�kami! Otworzy� pyszczek! �y�! Pan Poczciwi�ski natychmiast przystawi� go do Mimi by mog�a go szybko nakarmi�. Malec le�a� i ssa� mleko, dop�ki nie narodzi�o si� kolejne szczeni� - bo na tym si� nie sko�czy�o. Razem by�o ju� wi�c trzyna�cie! Tu� przed �witem rozleg� si� dzwonek do drzwi. Przyby� Cudowny Weterynarz, kt�ry przez ca�� noc ratowa� �ycie psu potr�conemu przez samoch�d. Do tej pory wszystkie szczeni�ta przysz�y ju� na �wiat, a Mimi karmi�a osiem z nich - bo tylko tyle mog�a karmi� jednocze�nie. - Znakomicie! - oznajmi� Cudowny Weterynarz. - Naprawd� wspania�a rodzinka. A jak si� miewa m�ody tata? Poczciwi�scy zawstydzili si�. Od narodzin pierwszych szczeni�t ani razu nie pomy�leli o Pongo. On za�, zamkni�ty w kuchni, przez ca�� noc drepta� tam i z powrotem i tylko raz czego� si� dowiedzia� - gdy niania Kucharska zesz�a zaparzy� kaw� i przygotowa� kanapki. Powiedzia�a mu wtedy - oczywi�cie �artem, bo nie s�dzi�a, �e zrozumie i� Mimi radzi sobie doskonale. - Biedny Pongo, musimy go wpu�ci� na g�r� - rzek�a pani Poczciwi�ska. Ale Cudowny Weterynarz powiedzia�, �e psie matki nie lubi�, jak m�owie kr�c� si� ko�o nich zaraz po porodzie. W tej�e chwili rozleg� si� stukot pazur�w o wypolerowan� pod�og� korytarza i Pongo wbieg� na g�r�, przeskakuj�c po cztery stopnie naraz. Niania Kucharska zesz�a zaparzy� herbat� dla Cudownego Weterynarza i zaniepokojony ojciec przemkn�� obok niej, gdy tylko uchyli�a drzwi. - Uwa�aj, Pongo! - ostrzeg� Cudowny Weterynarz. - Ona mo�e ci� teraz nie chcie�. Ale Mimi uderza�a s�abo ogonem o dno szafy. - Zejd� na �niadanie i wy�pij si� dobrze - przykaza�a m�owi, cho� opr�cz niego nikt nic nie us�ysza�. On za� oczami i radosnym merdaniem ogona powiedzia� jej wszystko, co czuje, wyrazi� ca�� sw� mi�o�� do niej i do tych o�miu wspania�ych szczeni�t, jedz�cych pierwsze w swym �yciu �niadanie. I do tych innych, w koszyku, czekaj�cych na swoj� kolej... ile ich w�a�ciwie by�o? - Szkoda, �e psy nie potrafi� liczy� - stwierdzi�a pani Poczciwi�ska. Lecz Pongo potrafi� liczy�, i to doskonale. Zszed� do kuchni z wysoko podniesion� g�ow� i nowym b�yskiem w pi�knych ciemnych oczach. Wiedzia�, �e jest teraz dumnym ojcem pi�tna�ciorga dzieci. Perdita - A teraz musicie si� postara� o mamk� - o�wiadczy� Poczciwi�skim Cudowny Weterynarz. Wyja�ni�, �e wprawdzie Mimi da z siebie wszystko, by wykarmi� pi�tna�cie szczeni�t, lecz strasznie przy tym wychudnie i opadnie z si�. A silniejsze szczeni�ta b�d� dostawa� wi�cej mleka ni� s�absze. Male�stwo, kt�re pan Poczciwi�ski przywr�ci� do �ycia, by�o bardzo drobne i wymaga�o specjalnej opieki. Najwi�ksze szczeni� mia�o czarn� �atk� na uchu i policzku. Jest to powa�na wada u dalmaty�czyk�w, kt�re jak to pan Poczciwi�ski wyja�ni� Torturelli de Mon - powinny si� rodzi� ca�kiem bia�e. Niekt�rzy utopiliby pewnie takiego �aciatego szczeniaka, bo nigdy nie mia�by wi�kszej warto�ci. Ale w�a�nie dlatego Poczciwi�scy szczeg�lnie go lubili. (No i cieszyli si�, �e potrafi� go rozpozna� - dop�ki po kilku tygodniach nie zacz�y pojawia� si� c�tki, odr�niali jedynie niewielkiego szczeniaka z �atk� i drobne, delikatne male�stwo.) Cudowny Weterynarz powiedzia�, �e mamk� mo�e zosta� tylko jaka� biedna psica, kt�ra straci�a swoje dzieci, ale ma jeszcze mleko. Przypuszcza�, �e uda mu si� za�atwi� takiego psa. Nie mia� jednak stuprocentowej pewno�ci, wobec czego doradzi� Poczciwi�skim, �eby obdzwonili wszystkie schroniska dla bezpa�skich ps�w. A do czasu znalezienia mamki niech pomagaj� Mimi karmi�c szczeni�ta z butelki dla lalek albo ze zbiorniczka do staromodnych wiecznych pi�r. Co rzek�szy, Cudowny Weterynarz poszed� do domu zdrzemn�� si� godzink� przed czekaj�c� go od rana prac�. Niania Kucharska przygotowa�a �niadanie, a niania Lokajska wyprowadzi�a Pongo, �eby troch� pobiega�. Mimi te� da�a si� przekona�, �eby zostawi�a dzieci na chwil� i wysz�a na kr�ciutki spacer. Zanim wr�ci�a, pani Poczciwi�ska zd��y�a ju� posprz�ta� w szafie. Mimi nakarmi�a drug� tur� szczeni�t, po czym wraz z ca��, licz�c� pi�tna�cie sztuk gromadk� zapad�a w g��boki sen. A na dole, w kuchni, Pongo tak�e spa� snem sprawiedliwego, wiedz�c, �e wszystko jest w porz�dku. Natychmiast po otwarciu sklep�w pani Poczciwi�ska wysz�a i kupi�a butelk� dla lalek oraz zbiorniczek do wiecznego pi�ra. Potem jej m�� i obie nianie na zmian� karmi�y szczeni�ta. Pani Poczciwi�ska sama chcia�a si� tym zaj��, ale nie odchodzi�a od telefonu, pr�buj�c znale�� mamk�. Nianie by�y za grube, �eby wygodnie usadowi� si� w szafie, tote� wkr�tce ca�e karmienie spad�o na pana domu. Radzi� sobie znakomicie, cho� by� przy tym mo�e ciut apodyktyczny. Oczywi�cie, nie m�g� p�j�� do pracy, co by�o mu nie na r�k�, bo w�a�nie mia� zawrze� wa�n� transakcj�. Na szcz�cie w sypialni znajdowa� si� telefon, i to z d�ugim sznurem. Tak wi�c pan Poczciwi�ski m�g� jednocze�nie telefonowa� i karmi� szczeni�ta. Siedzia� w ciemnej szafie, wraz z Mimi, jej pi�tna�ciorgiem dzieci i telefonem. Niewiele brakowa�o, a korzystna transakcja nie dosz�aby do skutku, gdy� w pewnej chwili przycisn�� sobie szczeniaka do ucha, a do s�uchawki nala� mleka. Jeszcze na dobre si� nie roz��czy�, a ju� Cudowny Weterynarz zadzwoni� z wiadomo�ci�, �e niestety w ca�ym Londynie nie znalaz� mamki. Pani Poczciwi�skiej tak�e si� to nie uda�o. Zacz�a ju� wydzwania� do podmiejskich schronisk. Wreszcie pod wiecz�r dowiedzia�a si�, �e blisko pi��dziesi�t kilometr�w od Londynu przebywa suczka kt�ra ma jeszcze troch� mleka. Tyle �e dopiero co j� przywieziono do schroniska, wi�c musi tam zosta� przez kilka dni, na wypadek, gdyby kto� si� po ni� zg�osi�. Pan Poczciwi�ski wyjrza� z szafy. Po nie przespanej nocy i ca�ym dniu sp�dzonym na karmieniu szczeniak�w by� ju� porz�dnie zm�czony, ale zamierza� pomaga� Mimi a� do czasu znalezienia mamki. - A mo�e warto pojecha� i sprawdzi�, czy nie uda si� po�yczy� tego psa? - zapyta�. - Powiedz, �e je�li w�a�ciciel si� zg�osi, natychmiast go oddamy. Tak wi�c pani Poczciwi�ska wyprowadzi�a samoch�d ze starej stajni na ty�ach domu i pe�na nadziei ruszy�a w drog�. Ale po przyje�dzie do schroniska us�ysza�a, �e w�a�ciciel suczki ju� j� odebra�. Maj�c na uwadze jej dobro cieszy�a si�, a zarazem by�a straszliwie rozczarowana. My�la�a o Mimi, wyczerpanej przez nadmiar szczeni�t, i o swoim m�u, kt�ry prawdopodobnie nie zechce wyj�� z szafy, �eby si� przespa�, i zacz�a w�tpi�, czy kiedykolwiek znajdzie mamk�. By�o ju� prawie ca�kiem ciemno - ponury, d�d�ysty pa�dziernikowy wiecz�r. Przez ca�e popo�udnie si�pi�o, ale pani Poczciwi�ska nie zwraca�a na to uwagi, dop�ki mia�a resztki nadziei. Teraz, gdy rusza�a w drog� powrotn� do Londynu, pogoda przygn�bia�a j� coraz bardziej. La�o jak z cebra, wycieraczki nie nad��a�y zbiera� wody z szyby. Jad�c szos� przecinaj�c� odludn� ��k� nagle ujrza�a przed sob� co�, co przypomina�o le��cy na drodze tobo�ek. Zwolni�a, a kiedy podjecha�a bli�ej, przekona�a si�, �e to nie �aden tobo�ek, lecz pies. Od razu pomy�la�a, �e widocznie przejecha� go samoch�d. Boj�c si� tego, co mo�e zasta�, zahamowa�a i wysiad�a. W pierwszej chwili s�dzi�a, �e zwierz� nie �yje, lecz gdy si� nad nim pochyli�a, pies wsta� z wysi�kiem. Najwyra�niej nic z�ego mu si� nie sta�o. By� tak ubabrany w b�ocie, �e nie potrafi�a rozpozna� rasy. W �wietle reflektor�w widzia�a jedynie, �e biedak jest straszliwie wychudzony. Odezwa�a si� do niego �agodnie. Machn�� s�abo obwis�ym ogonem i zwiesi� go z powrotem. "Nie mog� go tak zostawi� - pomy�la�a. - Nawet je�eli nie wpad� pod samoch�d, to na pewno umiera z g�odu. �adna historia!" Maj�c w domu ju� siedemna�cie ps�w nie chcia�a przygarnia� jeszcze w��cz�gi, wiedzia�a jednak, �e nie potrafi�aby odprowadzi� tego biedaka do komisariatu. Pog�aska�a go, pr�buj�c nak�oni�, �eby poszed� za ni�. Wyra�nie chcia� to zrobi�, lecz nogi tak mu si� trz�s�y, �e wzi�a go na r�ce i zanios�a do samochodu. Mia�a wra�enie, �e d�wiga worek ko�ci. Nagle co� zauwa�y�a. Czym pr�dzej po�o�y�a chudzielca na zakrytym pokrowcem siedzeniu wozu i zapali�a �wiat�o. Ujrza�a, �e jest to karmi�ca suczka kt�ra pomimo zag�odzenia ma jeszcze troch� mleka. Wskoczy�a za kierownic� i pojecha�a do domu tak szybko, jak na to pozwala�y warunki drogowe. Wkr�tce by�a ju� na przedmie�ciach Londynu. Wiedzia�a, �e z powodu du�ego ruchu ulicznego niepr�dko dotrze do domu, tote� zatrzyma�a si� przy ma�ej restauracji. W�a�ciciel sprzeda� jej troch� mleka i zimnego mi�sa i po�yczy� naczynia swoich ps�w. Wyg�odzone psisko �apczywie rzuci�o si� na jedzenie i picie, po czym natychmiast zapad�o w sen. Uprzejmy w�a�ciciel restauracji zabra� naczynia i �yczy� pani Poczciwi�skiej szcz�liwej drogi. Zajecha�a przed dom r�wnocze�nie z Cudownym Weterynarzem, kt�ry przyby� obejrze� Mimi i szczeni�ta. Zani�s� on suczk� do ciep�ej kuchni i po dok�adnym zbadaniu o�wiadczy�, �e jego zdaniem jest wycie�czona nie tyle z g�odu, co z przem�czenia po porodzie i �e przy odpowiednim karmieniu nie powinna straci� mleka. Podejrzewa� �e odebrano jej dzieci i �e zgubi�a si�, szukaj�c ich po okolicy. - Trzeba by j� wyk�pa�, bo nam zapchli szczeni�ta - stwierdzi�a niania Kucharska. Cudowny Weterynarz przyzna�, �e to dobry pomys�, wi�c zaniesiono suczk� do ma�ego pomieszczenia przeznaczonego na pralni�. Niania Kucharska uwija�a si� z k�piel� jak w ukropie, ze strachu, �e pan Poczciwi�ski zechce sam si� tym zaj��. Jego �ona posz�a w�a�nie na g�r�, powiadomi� go o tym, co zasz�o. Suczka by�a wyra�nie zachwycona gor�c� wod�. Ledwie zd��yli j� namydli�, Pongo wr�ci� ze spaceru z niani� Lokajsk� i wbieg� do otwartej pralni. - On nie zrobi krzywdy damie - powiedzia� Cudowny Weterynarz. - Mam nadziej�, skoro ona b�dzie pomaga�a piel�gnowa� jego dzieci - odrzek�a niania Kucharska. Pongo stan�� na tylnych �apach i poca�owa� mokr� psic� w nos, m�wi�c jej, jak bardzo go cieszy to spotkanie i jak wdzi�czna b�dzie jego �ona. (Ale nikt z ludzi go nie s�ysza�). Suczka odpar�a: - No c�, zrobi�, co w mojej mocy, ale niczego nie obiecuj�. (Tego te� nikt z ludzi nie us�ysza�). W tym momencie do pralni wpad� pan Poczciwi�ski chc�c obejrze� nowego go�cia. - Jakiej rasy jest ten pies? - zapyta�. I w�a�nie wtedy niania Kucharska zacz�a sp�ukiwa� mydliny. Wszyscy j�kn�li jak jeden m��. To te� by�a dalmatynka! Tyle �e c�tki mia�a nie czarne, lecz br�zowe - co w wypadku dalmaty�czyk�w okre�la si� jako kolor bursztynowy. - Osiemna�cie dalmaty�czyk�w pod jednym dachem! - zawo�a� wniebowzi�ty pan Poczciwi�ski. - Nie mo�e by� lepiej. (A jednak mog�o by� lepiej... jak mia� si� wkr�tce przekona�). Z mokr� sier�ci� biedna br�zowo c�tkowana psina wydawa�a si� jeszcze chudsza. - Nazwiemy j� Perdita - o�wiadczy�a pani Poczciwi�ska i wyja�ni�a nianiom, �e jest to imi� jednej z postaci ze sztuk Szekspira. - Zgubi�a si�. A "zaginiony" to po �acinie "perditus". - Nast�pnie poklepa�a Pongo, kt�ry w tym momencie wygl�da� szczeg�lnie inteligentnie, i powiedzia�a, �e mo�na by s�dzi�, i� on wszystko zrozumia�. Mia�a racj� - bo cho� poza "cave canem" niewiele lizn�� �aciny, to jako m�ody szczeniak po�era� Szekspira (w smacznych sk�rzanych oprawach). Perdit� wytarto w kuchni, przed rozpalonym piecem, a potem dosta�a kolejny posi�ek. Cudowny Weterynarz stwierdzi�, �e jak najszybciej powinna zacz�� karmi�, gdy� dzi�ki temu b�dzie mia�a wi�cej mleka. Wobec tego pod nieobecno�� Mimi, kt�ra wysz�a si� przewietrzy�, zabrano z szafy dwa szczeni�ta i przekazano je Perdicie, gdy tylko - ca�kiem sucha - ockn�a si� z drzemki. Cudowny Weterynarz zapewni�, �e Mimi niczego si� nie domy�li - i pewnie tak by si� sta�o, skoro nie potrafi�a liczy� tak dobrze jak Pongo. Dowiedzia�a si� jednak o wszystkim od m�a i przes�a�a nowej mamce uprzejme pozdrowienia. By�o jej troch� �al, �e musi odda� cz�� dzieci, ale zdawa�a sobie spraw�, �e to dla ich dobra. Przed wyj�ciem Cudowny Weterynarz ostrzeg� gospodarzy, �e gdyby nawet Perdita nie mog�a karmi�, to i tak nie wolno zwr�ci� szczeni�t matce, bo zorientowa�aby si� po zapachu, �e przebywa�y z jakim� innym psem, i mog�aby si� ich wyrzec. Istotnie, tak to czasem z psami bywa. Naturalnie, w wypadku Mimi by�oby to nie do pomy�lenia, ale - jak mieli�my okazj� si� przekona� - ona i Pongo byli zupe�nie niezwyk�ymi psami. Podobnie zreszt� jak Perdita i wiele innych ps�w - cho� ludzie w og�le nie zdaj� sobie z tego sprawy. W gruncie rzeczy zwyczajne psy s� du�o bardziej niezwyk�e ni� niezwyk�e psy. W ka�dym razie Perdita mog�a wykarmi� dw�jk� szczeni�t. Pongo poszed� na g�r� i zawiadomi� o tym �on� (chocia� Poczciwi�scy s�yszeli jedynie stukot jego ogona). Nast�pnie po�egna� si� i wr�ci� do kuchni, gdzie czeka� ju� na niego zas�any kosz. Perdita zaj�a koszyk, w kt�rym normalnie spa�a Mimi. Nakarmi�a ju� i umy�a oba noworodki, a teraz zasiad�a do lekkiej kolacji. (Cudowny Weterynarz powiedzia�, �e musi je�� jak najwi�cej, by odzyska�a si�y). Pongo te� co nieco przek�si�, �eby nie czu�a si� onie�mielona. Wkr�tce nianie posz�y spa� i kuchnia pogr��y�a si� w ciemno�ciach, kt�re rozprasza� tylko blask rozpalonego pieca. A kiedy i oba szczeni�ta zasn�y, Perdita opowiedzia�a Pongo o sobie. Urodzi�a si� w wielkim domu na wsi, niedaleko miejsca, gdzie znalaz�a j� pani Poczciwi�ska. Mimo ca�ej swej urody, nie by�a tak cenna jak reszta rodze�stwa - c�tki mia�a niewielkie, a ogon nieco zawini�ty (wyprostowa� si� z czasem). Nikt znany czy bogaty nie chcia� zosta� jej przyjacielem, wobec czego oddano j� farmerowi, kt�ry wprawdzie nie by� dla niej okrutny, ale te� nie okazywa� jej tyle mi�o�ci, ile potrzebuj� wszystkie dalmaty�czyki. No i pozwala� jej biega� samopas, co �adnemu psu nie wychodzi na zdrowie. Nadszed� czas, gdy zapragn�a wyj�� za m��. Ale nikt nie postara� jej si� o narzeczonego, a poniewa� farma oddalona by�a od wioski o blisko dwa kilometry, �adne psy nie przychodzi�y do niej w zaloty. Wobec tego pewnego dnia sama wyruszy�a na poszukiwanie m�a. Droga do wsi wiod�a przez ��k�, na kt�rej ujrza�a wielki, �adny samoch�d, zaparkowany na trawie. Kilka os�b wybra�o si� tam na maj�wk�... a z nimi przepi�kny, br�zowo c�tkowany dalmaty�czyk! Trzeba wiedzie�, �e dalmaty�czyki o br�zowych c�tkach zdarzaj� si� niezwykle rzadko. W rodzinie Perdity tylko ona by�a tak ubarwiona i do tej pory uwa�a�a si� za wybryk natury. Ale ujrzawszy tego psa na ��ce od razu zorientowa�a si�, �e to nie �aden wybryk natury, lecz wyj�tkowo cenne zwierz�, poniewa� nosi� wspania�� obro��, a bogato ubrana dama podawa�a mu w�a�nie kawa�ek kurczaka. W tej samej chwili dostrzeg� Perdit�. By�a to mi�o�� od pierwszego wejrzenia. Zapominaj�c o kurczaku, pi�kni� rzuci� si� ku niej w podskokach i zanim ktokolwiek zd��y� ich zatrzyma�, oboje znikn�li w lesie. Tutaj niezw�ocznie poczynili niezb�dne kroki w celu zawarcia ma��e�stwa, przyrzekaj�c sobie dozgonn� mi�o��. Potem szcz�liwy pan m�ody przekona� �on�, �e bezwzgl�dnie musi zamieszka� razem z nim, i zaprowadzi� j� z powrotem na ��k�. Lecz gdy tam dotarli, nadjecha� akurat farmer, u kt�rego mieszka�a Perdita. Wci�gn�� j� do swego starego gruchota, a wycieczkowicze wpakowali jej m�a do limuzyny. Oba psy pr�bowa�y si� wyrwa� i wy�y... ale na pr�no. Samochody odjecha�y w przeciwnych kierunkach. Dziewi�� tygodni po �lubie Perdita urodzi�a osiem szczeni�t. Farmer nie zapewni� jej dodatkowego po�ywienia ani pomocy przy karmieniu noworodk�w, wi�c chud�a w oczach. Nim dzieci sko�czy�y miesi�c, zosta�a z niej sk�ra i ko�ci. Farmer zacz�� wreszcie podawa� osobny pokarm dla szczeni�t, kt�re szybko nauczy�y si� je�� same, ale nadal wypija�y ca�e mleko matki, wi�c Perdita nie mia�a okazji przybra� na wadze. By�a taka m�oda, w�a�ciwie jeszcze nie ca�kiem doros�a, ale kocha�a swe dzieci nad �ycie i robi�a dla nich wszystko, co w jej mocy. W rezultacie im bardziej chud�a, tym bardziej one ty�y. U dalmaty�czyk�w pierwsze c�tki zaczynaj� si� pojawia� po dw�ch tygodniach. Kiedy szczeni�ta mia�y p�tora miesi�ca, wiadomo ju� by�o, �e b�d� �licznie nakrapiane i bardzo cenne. Perdita s�ysza�a, jak farmer rozmawia� na ten temat z nieznajom�, kt�ra do nich kiedy� przyjecha�a. Wci�� jeszcze pomaga�a karmi� swoje dzieci, kt�re zjada�y wszystko, co podawa� im farmer, po czym przychodzi�y do niej napi� si� mleka. A potem wszyscy razem zasypiali spokojnie w starej skrzyni, s�u��cej im za legowisko. Pewnego dnia obudzi�a si� po po�udniu i nie zasta�a przy sobie ani jednego dziecka. Przeszuka�a ca�y dom, przeszuka�a obej�cie. Szczeni�ta przepad�y bez �ladu. Wybieg�a na szos�, ca�a w strachu, �e mo�e kto� je przejecha�. Sz�a coraz dalej, co chwila zatrzymuj�c si� i szczekaj�c. Bez odpowiedzi. Wkr�tce rozpada�o si�. My�l�c o dzieciach, kt�re przemokn� na deszczu, szczeka�a coraz bardziej rozpaczliwie. Omal nie wpad�a pod samoch�d, w ostatnim momencie uratowa�a si� wskakuj�c do rowu, gdzie b�oto zaklei�o jej nawet oczy i uszy. Zanim dotar�a na ��k�, na kt�rej pozna�a swojego m�a, by�a ca�a roztrz�siona i dos�ownie wali�a si� z n�g. Do b�lu po zagini�ciu dzieci dosz�o jeszcze wspomnienie utraconego m�a. Nie mia�a nic w ustach od poprzedniego dnia - farmer karmi� j� tylko raz dziennie. W ko�cu, mdlej�c z g�odu i ca�kiem za�amana na duchu, nieznajomej, kt�ra przyjecha�a je kiedy� obejrze�. Kto wie, czy nie jest to dla nich najlepsze wyj�cie, bo ze wzgl�du na swoj� warto�� b�d� mia�y zapewnion� troskliw� opiek�. Gdyby doros�y na farmie, nie wystarczy�oby dla nich jedzenia. Perdita wiedzia�a, �e wszystko to prawda. Poza tym jak�e koj�cy wp�yw wywiera�y na ni� dwa przytulone w koszu male�stwa... a tak�e r�ne mi�e rzeczy, kt�re us�ysza�a od Pongo, wdzi�cznego jej za pomoc w karmieniu dzieci. Rozgrzana i najedzona do syta, szybko odzyska�a pogod� ducha i u�o�y�a si� wygodnie do snu. Pongo nie zasn��. Le�a� w koszu, �a�uj�c, �e Mimi i wszystkie szczeni�ta nie mog� by� razem z nim w tej ciep�ej kuchni. Wsta�, by rzuci� okiem na dwa male�stwa �pi�ce z now� mamk�. Przepe�nia�a go duma i uczucia opieku�cze... a tak�e g��boki �al z powodu Perdity. Rzeczywi�cie, by�a wyj�tkowo urodziwa... cho� oczywi�cie nie umywa�a si� do jego Mimi. Wr�ci� do kosza, umy� si� i po�o�y�. Ogie� w piecu przygas�; wkr�tce kuchni� o�wietla� tylko wpadaj�cy przez okna s�aby blask latarni. Pongo zasn��. Perdita ju� spa�a. A dwa szczeniaki, kt�rym pomy�lnie uda�o si� prze�y� pad�a na szos�, gdzie wkr�tce znalaz�a j� pani Poczciwi�ska. Ot i ca�a historia. Perditaie przyzna�a si� tylko do tego, �e farmer wo�a� na ni� "�aciata", bo nowe imi� podoba�o jej si� du�o bardziej. Pongo wsp�czu� jej z ca�ego serca i stara� si� j� pocieszy� na wszelkie mo�liwe sposoby. Stwierdzi�, �e jego zdaniem szczeni�ta nie zgin�y, lecz najprawdopodobniej zosta�y sprzedane... by� mo�e tej sw�j pierwszy dzie� na tym �wiecie, spa�y tak spokojnie, jak gdyby le�a�y u boku matki. Tymczasem na g�rze Mimi sko�czy�a w�a�nie karmi� osiem noworodk�w i by�a ciut zm�czona. Pan Poczciwi�ski upora� si� z kolacj� dla pozosta�ych pi�ciu i po ca�ym dniu karmienia szczeni�t by� tak wyko�czony, �e wype�zn�� z szafy na czworakach. �ona zapakowa�a go do ��ka i napoi�a gor�cym mlekiem z termosu. Zasn�li przy otwartych drzwiach, na wypadek, gdyby Mimi czego� potrzebowa�a lecz ona spa�a spokojnie... cho� zanim zasn�a, my�la�a troch� o tej obcej dalmatynce, kt�ra zaj�a jej miejsce w kuchni przy Pongo. Co nie znaczy, �e si� tym gryz�a... ot tak sobie po prostu my�la�a. Na najwy�szym pi�trze niani Kucharskiej �ni�y si� malutkie dalmaty�czyki przebrane za dzieci, a niani Lokajskiej - dzieci przebrane za szczeni�ta dalmaty�czyk�w. Czworo ludzi, trzy doros�e psy i pi�tna�cie szczeni�t �pi�cych pod jednym dachem... to dopiero by� dom pe�en snu! Torturella de Mon dwukrotnie sk�ada wizyt� Nast�pnego dnia Perdita dosta�a do karmienia jeszcze pi�� noworodk�w i poradzi�a sobie z nimi wspaniale. Dzi�ki temu pan Poczciwi�ski m�g� wreszcie p�j�� do pracy. Ale tak go ci�gn�o do karmienia szczeniak�w, �e wr�ci� wcze�niej ni� zwykle i stwierdzi�, �e jego �ona karmi te, kt�re mieszkaj� na g�rze, a nianie na zmian� zajmuj� si� tymi z kuchni. W pierwszej chwili patrzy� na to zazdrosnym okiem, lecz szybko pogodzi� si� z faktami. Wiedzia� przecie�, �e chodzi przede wszystkim o to, aby szczeni�ta dosta�y jak najwi�cej mleka, a Mimi i biedna chuda Perdita nie traci�y si� bez potrzeby. Perdit� przeniesiono z ca�ym legowiskiem do kredensu, �eby zbyt ostre �wiat�o nie razi�o maluch�w. Szczeni�ta otwieraj� oczy �smego dnia po porodzie, a tydzie� p�niej wyst�puj� u nich pierwsze c�tki. C�, to si� dzia�o, kiedy pan Poczciwi�ski zauwa�y� pierwsz� c�tk�! Odt�d nowe pojawia�y si� cz�sto g�sto, cho� mia�y wychodzi� jeszcze przez par� miesi�cy. Nie min�o kilka dni, a ju� mo�na by�o odr�ni� ka�d� z siedmiu dziewczynek i ka�dego z o�miu ch�opc�w. Kruszyna, kt�rej pan Poczciwi�ski uratowa� �ycie, by�a naj�adniejsza, ale drobniutka i bardzo delikatna. Pan Poczciwi�ski zawsze nazywa� j� "Resztk�", a cho� cz�sto m�wi si� tak na rozmaite odpadki, to imi� takie mo�e by� sympatyczne i wdzi�czne, je�li si� wzi�o z mi�o�ci. Ciapek - ten, kt�ry urodzi� si� z czarnym uchem wci�� by� najwi�kszy i najsilniejszy. Nie odst�powa� Resztki ani na krok, zupe�nie jakby tych dwoje ju� wtedy wiedzia�o, �e po��czy ich szczeg�lna przyja��. P�czu� prze�mieszny gruby szczeniak - wiecznie wpada� w tarapaty. Ale najbardziej imponuj�cy z ca�ego rodze�stwa by� malec, kt�rego c�tki na grzbiecie tworzy�y idealn� podk�wk�. Dlatego te� nazwano go "Fart". Wprost kipia� energi� i od samego pocz�tku udowadnia�, �e nikt inny, tylko on b�dzie hersztem ca�ej gromadki. Kilka dni po wyst�pieniu u szczeni�t pierwszych c�tek sta�o si� co� bardzo smutnego - Perdita straci�a mleko. Strasznie si� tym martwi�a, bo kocha�a siedmioro maluch�w, kt�re oddano jej do karmienia, jak swoje w�asne dzieci. A jeszcze bardziej si� ba�a. Teraz, gdy na nic ju� nie mog�a si� przyda�, Poczciwi�scy nie mieli powodu, �eby nadal trzyma� j� w tym ciep�ym, wygodnym domu. W domu, gdzie - po raz pierwszy w �yciu - mog�a si� naje�� do syta. Ale nie ciep�o i nie jedzenie liczy�y si� dla niej najbardziej, lecz mi�o��. Traktowano j� jak cz�onka rodziny. My�l, �e mia�aby to wszystko straci�, by�a nie do zniesienia. A jaki los spotyka psy, kt�rych nikt nie chce? Perdita pe�na by�a najgorszych przeczu�. Tego ranka, gdy stwierdzi�a, �e nie ma dla szczeni�t ani kropli mleka, wyczo�ga�a si� markotnie z kredensu i ujrza�a pani� Poczciwi�sk�, siedz�c� z nianiami przy herbacie. Nie wzi�a proponowanego jej biszkopta. Z�o�y�a tylko g�ow� na kolanach pani Poczciwi�skiej i j�kn�a cichutko. - Biedna Perdita! - rzek�a pani Poczciwi�ska, g�aszcz�c j� po g�owie. - Jak�ebym chcia�a jej powiedzie�, �eby si� nie martwi�a, bo pomagamy karmi� jej siedmioro szczeni�t. Perdita, skarbie, tak wspaniale je myjesz i ogrzewasz w nocy. Bez ciebie nie daliby�my sobie rady. Nie liczy�a na to, �e Perdita zrozumie. My�la�a tylko �e pocieszy j� koj�cym tonem. Ale Perdita z dnia na dzie� uczy�a si� coraz wi�cej s��w i zrozumia�a doskonale. Omal nie oszala�a ze szcz�cia i ulgi. Po raz pierwszy zaprezentowa�a naprawd� wyborny humor. Kiedy ju� dostatecznie obskaka�a i wyca�owa�a pani� Poczciwi�sk�, wr�ci�a p�dem do dzieci, by umy� je od nowa. Kilka dni p�niej szczeni�ta zacz�y si� uczy� ch�epta� i wkr�tce jada�y ju� kaszki na mleku i chleb rozmoczony w sosie z pieczeni. Uros�y tak, �e w szafie zrobi�o si� dla nich za ciasno, tote� Mimi z o�miorgiem dzieci przeprowadzi�a si� do pralni, a siedmioro malc�w Perdity mia�o dla siebie ca�� kuchni�, gdzie okropnie wchodzi�y nianiom pod nogi. - Jaka szkoda, �e nie mog� mieszka� w pralni, razem z reszt� rodze�stwa - powiedzia�a pewnego razu niania Kucharska. - Mimi mog�aby im zrobi� krzywd� - odpar�a niania Lokajska. - Nie pozna, �e to jej w�asne dzieci. Kto wie, czyby si� nie pogryz�a z Perdit�. S�ysz�c to, Pongo uzna�, �e co� z tym trzeba zrobi�. Wiedzia�, �e w przeciwie�stwie do zwyk�ych ps�w Mimi rozpozna swoje