1848
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 1848 |
Rozszerzenie: |
1848 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 1848 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 1848 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
1848 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Jan Nowak
(Zdzis�aw Jeziora�ski)
Kurier z Warszawy
Tom
Ca�o�� w tomach
Polski Zwi�zek Niewidomych
Zak�ad Wydawnictw i Nagra�
Warszawa 1991
T�oczono w nak�adzie 10 egz.
pismem punktowym
dla niewidomych w Drukarni
Pzn,
Warszawa, ul. Konwiktorska 9
pap. kart. 140 g kl. III_B�1
Przedruk z Wydawnictwa
"Res Publica" i Spo�ecznego
Instytutu Wydawniczego "Znak",
Warszawa - Krak�w 1989
Pisa� A. Galbarski,
Korekty dokona�y:
K. Markiewicz
i K. Kruk
Przedmowa
R�ne bywaj� pami�tniki,
szczere i podfarbowane,
pretensjonalne i proste, opisowe
i psychoanalityczne, czyli
egocentryczne. Materia� jest
obfity, mo�na wi�c mno�y� te
podzia�y dziel�c je przede
wszystkim zasadniczo na warte
czytania i r�nego gatunku
makulatur�.
Pami�tnik Jana Nowaka nale�y
bezwzgl�dnie do tych, kt�rych
przeoczy� nie wolno. Dotyczy
spraw dla ka�dego Polaka
najistotniejszych i m�wi o nich
otwarcie, bez zabezpieczania
si� przed krytyk� z tej lub
innej strony. Jest napisany z
talentem, kt�ry pozwoli�
autorowi odtworzy� w spos�b
uderzaj�cy atmosfer� opisywanych
wydarze�. Wprowadzaj�c siebie na
tle nakre�lonego obrazu - obraz
aktualizuje. Siebie za�
bynajmniej nie wynosi ponad
innych. Dba o to, by by� w swym
sprawozdaniu rzetelny, a przy
tym mo�liwie dok�adny.
Jan Nowak nale�y do bardzo
szczup�ego grona kurier�w,
kt�rzy zdo�ali si� przedrze� z
kraju pod okupacj� hitlerowsk�
do sojuszniczego Londynu i zda�
sprawozdanie naszemu rz�dowi na
uchod�stwie. Pozna�em go po jego
pierwszej udanej przeprawie -
uderzy�a mnie szybko�� jego
orientacji w sytuacji
politycznej brytyjskiej i
naszych polskich trudno�ciach i
k�opotach, a tak�e jasno�� i
precyzja w sprawozdaniach o
sytuacji w kraju. Te przymioty
zapewnia�y mu pos�uch u naszych
brytyjskich gospodarzy.
Zapraszano go na rozmowy i
zebrania, s�uchano uwa�nie i na
og� przychylnie.
Tre�� �wczesnych rozm�w i
dyskusji znajdzie czytelnik
przytoczon� szczeg�owo w
rozdziale ksi��ki po�wi�conym
pierwszej wizycie w Londynie. T�
niespotykan� na og� precyzj�
zawdzi�cza pami�tnik
dokumentacji przechowywanej w
Studium Polski Podziemnej,
Instytucie Polskim w Londynie
oraz brytyjskiemu Public Record
Office, kt�ry po up�ywie lat
trzydziestu udost�pnia
przechowywane dokumenty. Autor z
pomoc� �ony, kurierki "Grety"
ws�awionej w pami�tniku,
wykorzysta� te cenne �r�d�a
zapewniaj�c wspomnieniom tym
mocniej ugruntowan�
autentyczno��.
Ksi��ka Jana Nowaka nie jest
antypami�tnikiem sil�cym si� na
nowatorstwo literackie. Swoje
prze�ycia wojenne przytacza
kolejno jako przyczynek do
wspania�ej epopei Armii
Krajowej. W opisywanych
Epizodach Jan Nowak jest jedn� z
os�b dzia�aj�cych - obok
m�czyzn i kobiet, student�w,
robotnik�w i kolejarzy -
wprowadza j� w tok opowiadania
jak gdyby z zewn�trz, ka��c
czytelnikowi domy�la� si�
swoich prze�y� wewn�trznych i
patriotycznego uniesienia, kt�re
dla niego jak i dla wszystkich
�o�nierzy tej armii by�o �r�d�em
si�y.
Opisy poszczeg�lnych
indywidualnych i zbiorowych
wyczyn�w - jak pierwsza wyprawa
autora do Szwecji albo lot
brytyjsk� Dakot� na polan� pod
Tarnowem - s� pasjonuj�ce.
Przebieg wydarze� odda�
szczeg�owo jak w najlepszym
dreszczowcu. Im prostsze za� s�
s�owa opisu, tym bardziej
wzruszaj�ca jest aura, kt�ra t�
opowie�� osnuwa.
Pozosta�a w moich oczach
ch�opska gromada, popychaj�ca
angielski samolot do startu,
krzycz�ca nie bacz�c na
bliskich o kilkaset metr�w
Niemc�w - i zaraz potem obrazek
cha�upy bielonej na b��kitno i
jej gospodarzy - rzetelnych
potomk�w Piasta Ko�odzieja.
W ko�cowych rozdzia�ach
ksi��ki autor zestawia swoje
do�wiadczenia polityczne i dzieli
si� z czytelnikiem os�dem o
polskich i obcych politycznych
przyw�dcach. Zatrzymuje si�
d�u�ej przy r�nicy zda� i
polityki Kazimierza
Sosnkowskiego i Stanis�awa
Miko�ajczyka. Cho� trzydzie�ci
kilka lat min�o od opisywanych
wypadk�w - sprawy te dla opinii
polskiej nie przesz�y jeszcze do
historii i s�, zw�aszcza na
emigracji, przedmiotem polemiki.
Pami�tnik Nowaka dostarczy jej
paliwa. Przysporzy� by to mu
powinno czytelnik�w.
Wiem, �e pami�tnikarzowi nie o
to chodzi�o, ani te� o
zaostrzanie spor�w. Chcia� da�
�wiadectwo prawdzie, takiej,
jak� j� widzia�. Nie nale�y za�
w tym wzgl�dzie do nie�mia�ych.
dn. 12 czerwca 1977 r.
Edward Raczy�ski
Od autora
Jako emisariusz Armii Krajowej
nie wywar�em w czasie ostatniej
wojny �adnego wp�ywu na decyzje
polityczne i wojskowe, by�em
natomiast naocznym �wiadkiem,
kt�ry zetkn�� si� bezpo�rednio z
czo�owymi postaciami polskiego
dramatu lat 1943844 i ogl�da� go
w chwilach najbardziej
krytycznych z dw�ch stron: z
Warszawy i z Londynu.
Po zako�czeniu mojej misji
utrwali�em swe wspomnienia na
gor�co, dyktuj�c je angielskiej
stenotypistce z przeznaczeniem
dla obcego czytelnika.
Poniecha�em zamiaru wydania
ksi��ki po angielsku, gdy
znalaz�em si� w zespole, kt�ry
pomaga� gen. B�r_Komorowskiemu w
zbieraniu materia��w i
dokument�w do jego wspomnie�.
Ksi��ka "The Secret Army", ze
wzgl�du na osob� autora,
najlepiej spe�ni� mog�a zadanie
polityczne, jakim by�o
przedstawienie wypadk�w z
polskiego punktu widzenia i
przekonanie zachodniego
czytelnika o s�uszno�ci naszego
stanowiska. W p�niejszych
latach zanadto by�em zaj�ty
chwil� bie��c�, by m�c powraca�
do przesz�o�ci. Sta�o si� to
mo�liwe dopiero z chwil�
opuszczenia Radia Wolna Europa.
Zachowany d�ugi angielski
stenogram, zapiski, notatki,
sprawozdania, kalendarzyki,
zaproszenia - w po��czeniu z
dotycz�cymi mnie depeszami i
dokukentami w Studium Polski
Podziemnej, Instytucie im. gen.
Sikorskiego i w angielskich
archiwach (Hm Public Record
Office) pozwoli�y na odtworzenie
nazwisk, dat, fakt�w oraz ich
chronologii. Ogromn� pomoc� by�a
korespondencja z lud�mi
�yj�cymi, kt�rzy pojawiaj� si� w
tej ksi��ce, oraz wspomnienia
og�oszone drukiem. Stara�em si�
unikn�� b��d�w i nie�cis�o�ci
nieuniknionych jednak tam, gdzie
mog�em polega� wy��cznie na
w�asnej pami�ci.
Kurier czy emisariusz
przypomina troch� wystrzelonego
w przestrze� astronaut�. On
jeden tam w g�rze skupia na
sobie powszechn� uwag�, zbiera
laury i oklaski, podczas gdy na
ten wyczyn sk�ada si� mr�wcza
praca i ofiarny wysi�ek tych na
dole - zapomnianych i
niewidocznych anonim�w. Ka�da
moja wyprawa, a licz�c oba
kierunki, tam i z powrotem, by�o
ich w sumie pi�� - stanowi�a
owoc zabieg�w, �mudnych wysi�k�w
i pomys�owo�ci bardzo wielu
zapomnianych dzi� ludzi. Kilku
toruj�c mi drog� przyp�aci�o to
�yciem, inni wi�zieniem. Aby
uzmys�owi� czytelnikowi ten
z�o�ony mechanizm zbiorowego
wysi�ku i utrwali� go dla
przysz�ego historyka, za��czone
zosta�y w aneksie niekt�re
depesze wymienione mi�dzy
odleg�ymi punktami Europy.
Odbicie znalaz�y w nich nie
tylko moje w�asne poruszenia,
ale i starania tych, kt�rzy
organizowali i przecierali
kurierskie szlaki. Za��czone za�
wybrane dokumenty i raporty
pozwol� czytelnikowi zapozna�
si� z pogl�dami autora, kt�re
wypowiadane by�y w czasie
rozgrywaj�cych si� wydarze�, i
por�wna� je z ocenami
formu�owanymi w chwili pisania
tych wspomnie�, a wi�c po
up�ywie jednej trzeciej
stulecia.
Pragn� podzi�kowa� wszystkim,
kt�rzy w tej pracy przyszli mi z
pomoc�. W pierwszym rz�dzie
mojej �onie, kt�ra z najwi�kszym
oddaniem przepisywa�a kolejne
bruliony, wprowadza�a poprawki,
pomaga�a w sprawdzaniu danych i
w poszukiwaniu dokument�w. Z
wielk� wdzi�czno�ci� my�l� o
ambasadorze Edwardzie
Raczy�skim, kt�ry zechcia�
zaopatrzy� m�j pami�tnik w
�yczliw� przedmow�. Ksi��ka ta
zawdzi�cza bardzo wiele
przyjacio�om w kraju Z. i L. G.
oraz T. J., kt�rych z nazwiska
wymieni� niestety nie mog�. Za
zapoznanie si� z maszynopisem i
cenne uwagi wyra�am
podzi�kowanie pp. Lidii i
Adamowi Cio�koszom, dr. Janowi
Ciechanowskiemu, kt�ry odnalaz�
wi�kszo�� dotycz�cych mnie
dokument�w w angieslkich
archiwach, i dr. J�zefowi
Garli�skiemu.
Niesko�czenie cierpliwa i
uczynna kol. Halina Czarnocka
po�wi�ci�a wiele czasu i
benedykty�skiej pracy, szukaj�c
dla mnie depesz i raport�w w
Studium Polski Podziemnej. Z
podobn� pomoc� spotka�em si� ze
strony p. mgr Reginy Oppmanowej
i rtm. Wac�awa Milewskiego z
instytutu im. gen. Sikorskiego.
Wszystkie dokumenty pochodz�ce z
brytyjskiego Public Record
Office przedrukowane zosta�y za
zezwoleniem kustosza tych
archiw�w.
Waha�em si�, czy mog�
wymienia� z imienia i nazwiska
dawnych moich koleg�w �yj�cych w
kraju. Z tytu�u stanowiska
dyrektora Rozg�o�ni Polskiej
Rwe by�em od lat przedmiotem
kampanii oszczerstw i
falsyfikat�w. Zadawa�em sobie
pytanie, czy pisz�c o moich
dawnych powi�zaniach w Polsce
Podziemnej nie wystawiam swoich
koleg�w i towarzyszy na szanta�e
i naciski. Przewa�y�o
przekonanie, �e ich nazwiska i
zas�ugi p�jd� w zapomnienie,
je�li nie zostan� w tej ksi��ce
utrwalone.
Pami�tniki og�aszane
bezpo�rednio po wypadkach
wchodz� w zakres polityki.
Pomija� w nich trzeba wszystko,
co mo�e da� bro� do r�ki wrogowi
albo stanowi tajemnic� nale��c�
do innych. Wspomnienia spisywane
po latach s� ju� tylko histori�.
Pisz�c je, nie szed�em na �adne
kompromisy wobec ludzi �yj�cych
albo sympatyk�w ludzi zmar�ych.
Chcia�em przekaza� tym, kt�rzy
przyjd� po nas, obraz mo�liwie
pe�ny, tak jak sam go widzia�em,
aby z do�wiadcze� naszego
pokolenia mogli wyci�ga� w�asne
wnioski na przysz�o��.
Cz�� pierwsza
I
I - W domu i w szkole.
Ostatnie echa 1863. Osiem dw�j
za Sienkiewicza. Pi�sudski z
bliska. E. Kwiatkowski - bohater
pozytywny. Harcerska inwazja
Zaolzia. Ojcowski dukat otwiera
przysz�o��.
W pi�tna�cie lat po wojnie
jeden z moich szkolnych koleg�w
przys�a� mi z kraju niewielk�
broszurk� pt. "M�ody las".
Zawiera�a materia�y ze Zjazdu
Wychowank�w Gimnazjum Adama
Mickiewicza w Warszawie.
Po raz pierwszy od 1939 r.
zjechali si� przedstawiciele
rocznik�w przewa�nie urodzonych
i wychowanych w okresie
dwudziestolecia niepodleg�o�ci.
Wzajemna wymiana wie�ci o losach
koleg�w zamieni�a ten zjazd w
jeden wielki apel poleg�ych. Na
ko�cu ksi��eczki umieszczono ich
d�ug� list�. Odnajdywa�em
znajome nazwiska towarzyszy
szczeni�cych lat, kt�rzy
rozbiegli si� na wszystkie
strony ze starego budynku na
Seweryn�wku po ostatnim,
po�egnalnym, maturalnym
przyj�ciu. Teraz stawa�y mi
przed oczyma ich m�ode twarze,
gdy odczytywa�em nazwiska, przy
kt�rych jak w litanii powtarza�y
si� te same s�owa: rozstrzelany
na Pawiaku, powieszony w
O�wi�cimiu, zgin�� w Powstaniu
na Woli, zgin�� w ataku na
PAST�, zgin�� w bitwie pod
Kutnem, zgin�� na morzu, zgin��
�mierci� lotnika, zamordowany
przez gestapo... zgin�� w
Katyniu... rozstrzelany...
powieszony... �ci�ty...
zakatowany... zmar� w obozie...
zmar� z ran... zagin��...
Po raz pierwszy u�wiadomi�em
sobie wtedy w pe�ni, jak
straszliwie wytrzebione zosta�y
przez wojn� moje roczniki.
W �yciu cz�owieka jak w
mikrokosmosie odbijaj� si� losy
ca�ego pokolenia. Tym, kt�rzy
przyjd� po nas trudno b�dzie
znale�� klucz do historii
naszych lat, je�li nie wczuj�
si� w psychik� poprzednik�w, tak
lekko i ochotnie rzucaj�cych "na
szaniec" w�asne �ycie. Szare
Szeregi, Kedyw, "Zo�ka",
"Parasol", Akcja "N"...
Powstanie Warszawskie - le�ne
boje - to wszystko mia�o wsp�lny
rodow�d wywodz�cy si� z klimatu,
w jakim wyrasta� "m�ody las",
kt�ry pokotem po�o�y�a wielka
wojenna burza.
* * *
Jak daleko si�ga pami��
dziecka? Trudno ustali�, je�li
brakuje daty zapami�tanego
wydarzenia, kt�re mog�oby
pos�u�y� za punkt zaczepienia. W
moim �yciu tak� dat� by�a noc z
Wielkiego Pi�tku na Sobot� 28
marca 1918, kiedy umar� ojciec.
Pami�� czteroletniego dziecka
utrwali�a jego obraz, jak zdj�cia
z pietyzmem przechowywane w
starym albumie. Kiedy zamkn�
mocno oczy, widz� go przy
stole, gdy trzyma mnie na
kolanach, a ja zabawiam si� jego
d�ugimi w�sami. Widz�, jak rano
przed wyj�ciem do pracy staje w
drzwiach dziecinnego pokoiku i,
u�ywaj�c zabawnego zdrobnienia
imienia Zdzis�aw, wo�a: jak si�
masz Sisiu! Widz� go rano przy
goleniu, widz� go we fraku, jak
wraca z matk� z jakiego� balu.
Nikt nie przyprowadzi� mnie do
niego, gdy ci�ko zachorowa� i
gdy umiera�. A jednak
wyczuwa�em, �e tej nocy dzieje
si� co� strasznego: pali�y si�
wszystkie �wiat�a, w mieszkaniu
panowa�a niespokojna krz�tanina,
p�niej us�ysza�em okropny p�acz
matki.
Pami�� dziecka utrwali�a tak�e
niekt�re historyczne wydarzenia.
A wi�c pami�tam spasionych
�o�nierzy niemieckich w
okr�g�ych, mi�kkich czapkach bez
daszk�w, kt�rzy przy wyj�ciu na
peron wystawiali na Dworcu
Wiede�skim przepustki pasa�erom
wyje�d�aj�cym z Warszawy;
pami�tam odddzia� w
pikielhaubach maszeruj�cy
Alejami Ujazdowskimi i balon nad
miastem, �o�nierzy polskiego
wermachtu w ciemnopopielatych
mundurach i czapkach z
orze�kami.
Z okna balkonu naszego
mieszkania na Pi�knej w pobli�u
Marsza�kowskiej ogl�da�em poch�d
3 Maja w 1918 roku. Wzruszenie i
przej�cie doros�ych sprawi�o by�
mo�e, �e pami�� dziecka
utrwali�a i ten obraz.
Gdy bolszewicy zbli�ali si� do
Warszawy w 1920 roku, mia�em ju�
lat siedem. Pami�tam b�agaln�
procesj� na Krakowskim
Przedmie�ciu i zawodz�cy �piew
ludzkich t�um�w. A p�niej t�
noc, kiedy spod Radzymina
dochodzi� niepokoj�cy pomruk
bitwy. Dalekim odg�osom ognia
artylerii odpowiada�y cichutkim
pobrz�kiwaniem kryszta�owe
�yrandole w salonie i szept
matki odmawiaj�cej Zdrowa�ki.
Nikt nie spa� tej nocy.
Atmosfera grozy i niepokoju
udziela�a si� nawet dzieciom.
W chwili �mierci ojca, matka
by�a osob� zamo�n�, ale zupe�nie
�yciowo niezaradn�. Nie umia�a
sobie poradzi� z maj�tkiem,
kt�ry sk�ada� si� z du�ej
kamienicy na Pi�knej i ogromnego
placu na Targ�wku. W czasie
inflacji sprzeda�a jedno i
drugie. A poniewa� jedyny spos�b
utrwalenia kapita�u przed
spadkiem warto�ci pieni�dza -
kupno dolar�w - by�o czynem
niepatriotycznym, wi�c wszystko,
co mia�a, ulokowa�a w polskich
akcjach, kt�re ju� po roku tyle
by�y warte, �e mo�na by�o co
najwy�ej �ciany nimi
wytapetowa�.
Nagle znale�li�my si� w
biedzie. Matka i babka
utrzymywa�y siebie i nas - dw�ch
braci, z wynajmowania pokoi i
wyprzedawania rzeczy
nagromadzonych przez dobre kilka
pokole�. Odbywa�o si� to w ten
spos�b, �e pewien "zaufany"
antykwariusz z ulicy �urawiej,
nazwiskiem Celmaister,
wiedziony nieomylnym instynktem
zjawia� si� zawsze w momencie,
kiedy by� potrzebny. Po d�ugich
i m�cz�cych targach kupowa� za
bezcen i wynosi� stare szk�a,
porcelan�, srebra, zegary i
obrazy. Starczy�o tego na jaki�
czas. W p�niejszych latach
bieda coraz dotkliwiej dawa�a
si� we znaki. Pogl�dy polityczne
starszego pokolenia kszta�towa�
"Kurier Warszawski", czytany z
nabo�e�stwem od deski do deski,
poczynaj�c od artyku��w
Stro�skiego, a ko�cz�c na
nekrologach. Babka i matka
g�osowa�y na list� endeck�,
chocia� ich nacjonalizm - nie
pozbawiony wprawdzie uprzedze� -
by� �agodny i liberalny, wolny
na szcz�cie od wszelkiego
fanatyzmu i nienawi�ci.
�rodowisko rodzinne r�ni�o si�
zasadniczo od endek�w pod jednym
wzgl�dem. Ob�z Dmowskiego
pot�pia� surowo powstania
narodowe, a u nas w domu panowa�
kult i tradycja powsta�
zw�aszcza Styczniowego. Od
dziecka wbijano nam w g�ow�, �e
we wszystkich bez wyj�tku
powsta�czych zrywach brali
udzia� jacy� Jeziora�scy, a za
czas�w Ko�ciuszki prapradziadek
sprzeda� nawet nieruchomo�ci na
Solcu i ufundowa� oddzia� jazdy,
w kt�rym sam s�u�y�. W Pierwszej
Brygadzie �adnego Jeziora�skiego
nie by�o, ale za to w armii
Hallera jeden z kuzyn�w, Tadeusz
Jeziora�ski, zdoby� Virtuti
Militari.
Ka�dy ze starszych mia� co� do
opowiedzenia z czas�w Powstania
Styczniowego. Babka od strony
matki wspomina�a ze zgroz�, jak
to w zimie 1863 roku, kiedy
mia�a lat siedem, Kozacy wpadli
w nocy do dworu pod Suchedniowem
i wyp�dziwszy mieszka�c�w
spalili go na ich oczach. Babka
od strony ojca, jako
kilkunastoletnia panienka,
siedzia�a na balkonie kamienicy
Zamoyskich na Nowym �wiecie i na
swoje nieszcz�cie wyci�gn�a
chustk� do nosa w chwili, gdy na
przeje�d�aj�cego ulic�
genera�_gubernatora Berga
rzucono bomb�. Jaki� Moskal z
jego �wity przekonany by�, �e
wyci�gni�cie bia�ej chusteczki
stanowi�o sygna� dla zamachowca.
Przera�on� dziewczynk�
wywleczono z mieszkania.
Przesiedzia�a si� kilka dni w
Cytadeli. Ojcu jej, J�zefowi
Kurzenieckiemu, w�adze rosyjskie
skonfiskowa�y rodzinny maj�tek
na Grodzie�szczy�nie za
ukrywanie powsta�c�w. Na
szcz�cie by� ca�e �ycie skner�,
kt�ry nie pozwala� w swojej
obecno�ci zapali� papierosa
zapa�k�, je�li na stole pali�a
si� lampa naftowa. Za uciu�ane
grosze kupi� sobie po Powstaniu
ma�y folwarczek Piaski pod
��czyc�, gdzie urodzi� si� m�j
ojciec.
Od ma�ego dziecka uczono mnie
zdejmowa� czapk� na widok
weterana 1863 roku. Niekt�rych,
jak Aleksandra Kraushara,
Boles�awa Limanowskiego czy
Siehenia, zna�em z widzenia.
Kiedy� u znajomych matka
pokaza�a mi
dziewi��dziesi�cioletniego
starca ze wspania��, d�ug� siw�
brod� i szepn�a do ucha:
"Pami�taj synku, pan
Rudomina_Dusiacki by� w
Powstaniu dow�dc� partii na
Litwie".
Ledwo nauczy�em si� czyta�,
gdy jedna z ciotek zaprowadzi�a
mnie pod Krzy� na stokach
Cytadeli, gdzie z dum� pokazano
mi nazwisko Jana Jeziora�skiego,
wyryte obok nazwisk cz�onk�w
Rz�du Narodowego z Trauguttem na
czele, straconych w tym miejscu
na szubienicy. U tej samej
ciotki spotyka�em c�rk�
powieszonego, Bronis�aw� z
Jeziora�skich Romeyko. Nie
pami�ta�a ojca, kt�ry zgin��,
gdy mia�a rok, ale przez ca�e
�ycie nie rozstawa�a si� z
grubym wielkim pugilaresem, w
kt�rym przechowywa�a
kilkadziesi�t gryps�w pisanych
przez Jeziora�skiego na
bibu�kach od papieros�w i
przemycanych do �ony z Cytadeli.
Po stronie ojca matki nikt
wprawdzie nie walczy� w
Powstaniu Styczniowym, ale
matka wspomina�a zawsze z dum�,
�e jej dziadek i jego brat
nale�eli do "Deputacji"
obywateli miasta Warszawy, kt�ra
rz�dzi�a stolic� w okresie
przedpowsta�czych manifestacji i
niepokoj�w.
O Legionach i dawnych walkach
o niepodleg�o�� m�wi�o si� w
domu rzadziej ni� o Powstaniu.
Maj�c lat 10 przeczyta�em
ksi��eczk� dla m�odzie�y "Dzieci
Lwowa". By�em zafascynowany
autentyczn� postaci� Adama
Kalinowskiego, kt�ry jako
trzynastoletni ch�opiec ju� by�
�o�nierzem, bi� si� o Lw�w i
zgin�� za Ojczyzn�. "Dzieci
Lwowa" uwa�a�em za najwa�niejsz�
ksi��eczk�, jak� przeczyta�em,
dop�ki nie dorwa�em si� do
Sienkiewiczowskiej "Trylogii".
Czyta�em j� bez wytchnienia i
przez kilka tygodni �wiat
przesta� dla mnie istnie�.
Czyta�em ukradkiem w nocy, pod
ko�dr� przy latarce, a w dzie� w
godzinach przeznaczonych na
odrabianie lekcji. Czyta�em w
tramwaju i w klasie szkolnej,
nie zwracaj�c najmniejszej uwagi
na to, co si� dzia�o dooko�a.
Rezultat by� katastrofalny. Na
p�rocze przynios�em do domu
�wiadectwo, na kt�rym na
jedena�cie przedmiot�w by�o a�
osiem dw�j.
Chodzi�em wtedy do Gimnazjum
im. Batorego, kt�re mia�o by�
szko�� wzorow�, wyr�niaj�c� si�
nie tylko wszelkimi nowoczesnymi
urz�dzeniami, ale tak�e
elitarnym poziomem uczni�w. Aby
zapewni� sobie selekcj� tej
elity, dyrektor Antoni Rudzki
zastosowa� osobliw� i niezbyt
pedagogiczn� metod�. W ci�gu
pierwszych trzech lat tych
"gorszych" przesuwa� z klasy A
do klasy B, a "lepszych" w
kierunku odwrotnym. Po trzech
latach klasa B ulega�a
rozwi�zaniu i "gorsi" musieli
szuka� sobie "gorszej" szko�y.
Sienkiewiczowi mam do
zawdzi�czenia, �e znalaz�em si�
w�r�d "gorszych" i przeniesiony
zosta�em do Gimnazjum Adama
Mickiewicza dawniej
Konopczy�skiego.
Nie by�o chyba w Warszawie
innej szko�y o takich
tradycjach. Za�o�y� j� w latach
rusyfikacji w roku 1897
emerytowany nauczyciel Emilian
KOnopczyski. Za moich czas�w
szkolnych w�r�d kadry
profesorskiej przewa�ali wci��
weterani, kt�rzy - z dyrektorem
Janem Juraszy�skim na czele -
stoczyli w pocz�tkach stulecia
zwyci�sk� walk� o polski j�zyk
nauczania. Uwielbiany przez
m�odzie� wychowawca naszej
klasy, matematyk Jan Wysocki -
"Jasio" jak go pieszczotliwie
nazywano - wychowa� pi��dziesi�t
cztery roczniki. Zaczyna� po
strajku szkolnym, w 1907 roku,
uczy� i wychowywa� w ostatnich
latach zaboru rosyjskiego, w
czasie pierwszej wojny, w
okresie niepodleg�o�ci, w tajnej
szkole w czasie okupacji
hitlerowskiej, a po drugiej
wojnie - w Polsce Ludowej a� do
�mierci, gdzie� w pocz�tkach lat
sze��dziesi�tych.
Zaraz u wej�cia do budynku na
Seweryn�wku na marmurowej
tablicy wyryte by�y z�otymi
literami nazwiska profesor�w i
uczni�w poleg�ych w latach 1919-1920. Nauczyciele nie tylko
uczyli, ale wychowywali, a
niekt�rzy, jak polonista Jan
Zakrzewski, przezwany nie
wiadomo dlaczego "Matadorem",
albo Zdzis�aw Wilusz, historyk,
syn ch�opski, umieli budzi�
zainteresowanie, nawet pasj� do
przedmiot�w ojczystych.
Nieca�e grono nauczycielskie
by�o na tym samym poziomie. W
ni�szych klasach uczy� polskiego
niejaki Romuald Ma�kowski. W
trzeciej klasie tematem
wypracowania domowego mia�a by�
wiosna. Jeden z uczni�w zer�n��
dos�ownie opis wiosny z
"Ch�op�w" Reymonta. Wychodzi� ze
s�usznego za�o�enia, �e nikt nie
m�g� tego lepiej napisa�.
Wykaza� tym samym niez��
znajomo�� literatury ojczystej.
Gorzej by�o z profesorem. Zeszyt
z wypracowaniem powr�ci� pe�en
skre�le� i sarkastycznych
dopisk�w, wytykaj�cych na
marginesie napuszony i sztuczny
styl. Og�lna ocena,
niedostatecznie. W kilka dni
p�niej fotografia
zmaltretowanego wypracowania
ukaza�a si� w warszawskim
czerwoniaku pod wymownym
tytu�em: "Reymont z "Ch�op�w"
dosta� dw�jk�".
Gimnazjum Mickiewicza
szczyci�o si� wychowankami,
kt�rych nazwiska sta�y si�
p�niej g�o�ne. Do naszej "budy"
chodzi� Stefan Starzy�ski. Na
rozkaz policji carskiej musia�
j� opu�ci� w r. 1912 za
kolporta� bibu�y przemycanej z
Galicji. Jako prezydent Warszawy
przemianowa� uroczy�cie
Seweryn�wek na ulic�
Konopczy�skiego. Gimnazjum
Konopczy�skiego, p�niej
Mickiewicza, ko�czy� Leszek
Serafinowicz, znany jako Jan
Lecho�. Ju� w szkole zapowiada�
si� jako wybitny poeta, za to
uczniem by� kiepskim, a z
matematyk� i fizyk� po prostu
nie umia� sobie da� rady. Na
dodatek od najm�odszych lat
zdradza� sk�onno�ci
neurasteniczne. W czasie
pisemnej matury z matematyki
wpad� w panik� - siedzia� nad
otwartym zeszytem nie wiedz�c od
czego zacz��. Ocali� go
p�niejszy dyrektor szko�y, Jan
Juraszy�ski, kt�ry nachylaj�c
si� nad najlepszym uczniem
matematyki w klasie szepn�� mu
do ucha: "Daj Serafinowiczowi
�ci�gaczk�".
Wychowankowie Mickiewicza z
moich rocznik�w zapisali si� po
wojnie bardzo rozmaicie.
Przewodnicz�cym "k�ka
historycznego" by� starszy ode
mnie o kilka lat, Adam Rapacki,
przysz�y minister PRL, syn
pioniera polskiej
sp�dzielczo�ci. Jako ucze�
gimnazjalny mia� ju�
skrystalizowane pogl�dy
polityczne. Przedstawia� si�
jako zwolennik syndykalizmu
sorellowskiego i mawia�, �e jest
na lewo od PPS. Odcina� si�
jednak stanowczo od komunizmu w
wydaniu stalinowskim.
W mojej klasie zawi�za�a si�
pi�tka przyjaci� z�o�ona z
Rysia Matuszewskiego, Jana
Kotta, Jerzego Lenczowskiego,
Janka Kwiatkowskiego (syna
�wczesnego Ministra Przemys�u i
Handlu) i mnie. Wojna dziwnie
pokierowa�a naszymi drogami.
Kwiatkowski poleg� we wrze�niu,
Lenczowski, kt�ry chcia� by�
dyplomat�, zosta� po wojnie
profesorem w Berkeley, czo�owym
ekspertem ameryka�skim od spraw
Bliskiego Wschodu i doradc�
wielkich ameryka�skich koncern�w
naftowych. Kott i Matuszewski
wybili si� w PRL w partii, ale
ich drogi rozesz�y si� w
pa�dzierniku 1956, kiedy Kott
sta� si� jednym z bardziej
aktywnych prowodyr�w
zbuntowanych intelektualist�w i
student�w i w dziesi�� lat
p�niej znalaz� si� na
emigracji, a Matuszewski jako
krytyk literacki trzyma si�
dalej wiernie linii partyjnej.
Z mojego gimnazjum wyszli
tak�e za�o�yciele harcerstwa,
w�r�d nich znany adwokat Czes�aw
Jankowski, rozstrzelany w
Palmirach przez Niemc�w w 1940
roku, ojciec in�. Stanis�awa
Jankowskiego, s�ynnego "Agatona"
z AK. Nasza dru�yna, warszawska
"Tr�jka", jedna z najstarszych w
Polsce, kt�ra obra�a sobie za
patrona ksi�cia J�zefa
Poniatowskiego, odegra�a tak�e
powa�n� rol� w naszym
wychowaniu. To w�a�nie z tej
"tr�jki" od Mickiewicza
wywodzi�y si� p�niejsze kadry
Szarych Szereg�w, Kedywu,
batalion�w "Zo�ki" i "Parasola".
Harcerzem z "Tr�jki" by� m�j
daleki kuzyn Stanis�aw
Broniewski, przysz�y naczelnik
Szarych Szereg�w, kt�ry jako
"Stefan Orsza" dowodzi� s�ynn�
akcj� pod Arsena�em. Z szereg�w
"Tr�jki" wyszed� Stanis�aw
Sosabowski, kt�ry jako porucznik
"Stasinek" przeprowadzi� udan�
akcj� zniszczenia sk�ad�w
benzyny na Gniewkowskiej.
Harcerzem z "Tr�jki" by� tak�e
najm�odszy dow�dca "Parasola" -
por. "Jeremi" (Jerzy Zborowski),
poleg�y w Powstaniu na
Czerniakowie. Mo�na by t� list�
d�ugo jeszcze ci�gn��.
Dzi�, kiedy my, ludzie
pierwszego pokolenia
niepodleg�ej Polski, "wielk�
przygod�" mamy ju� za sob�,
nasuwaj� si� refleksje, jak
wiele zawdzi�czam tej
warszawskiej "Tr�jce". Kto m�g�
wtedy przewidzie�, �e s�dzone mi
b�dzie jeszcze tylko kilkana�cie
lat prze�y� w Polsce. O ile
ubo�sza by�aby znajomo��
w�asnego kraju wyniesiona na
obczyzn�, na ca�e dalsze �ycie,
gdyby nie coroczne w�drowne
obozy harcerskie. �aden opis nie
zast�pi bezpo�redniego
zetkni�cia z lud�mi i z
krajobrazem. Inaczej ten kraj
wygl�da z okna poci�gu albo z
podr�cznika geografii, a
inaczej, gdy si� go przemierza
w�asnymi nogami, w�druj�c ca�ymi
tygodniami z wioski do wioski.
Gdyby nie harcerstwo, p�niej
s�u�ba w wojsku, i wreszcie
w�dr�wki po kraju w latach
Podziemia - obraz Polski,
poznany w bezpo�rednim
prze�yciu, by�by zw�ony do
mieszcza�skiej inteligencji
warszawskiej oraz wiejskich
dwor�w i dwork�w bli�szych i
dalszych krewnych.
Szlak jednej z harcerskich
w�dr�wek prowadzi� poza granice
Polski. Zacz�o si� od Zlotu
Skaut�w S�owia�skich w Pradze.
Pami�tam, jak oklaskiwani przez
t�umy �piewali�my "Wizj�
szyldwacha" maszeruj�c ulicami
Pragi i pami�tam wielkie
ognisko, przy kt�rym oko�o
tysi�ca harcerzy s�ucha�o gaw�dy
Micha�a Gra�y�skiego. �wczesny
naczelnik ZHP przypomnia�, �e w
tym samym miejscu nad We�taw�
rozpala�y swe ogniska blisko
tysi�c lat temu wojska
Chrobrego. - Wprawdzie nie by�o
w tym przypomnieniu �adnych
zaborczych aluzji wobec
po�udniowego s�siada - niemniej
jednak Gra�y�ski, kt�ry nie
lubi� Czech�w, postanowi� -
niew�tpliwie za zgod� min. Becka
- sp�ata� im politycznego figla.
Po zlocie, w drodze powrotnej,
wydzielono grup� oko�o
trzystu harcerzy i kazano
nam opu�ci� poci�g Praga_Krak�w
w Morawskiej Ostrawie. Na
dziedzi�cu konsulatu RP odby�o
si� co� w rodzaju wojskowej
odprawy. W kr�tkich s�owach
przypomniano nam ca�� histori�
Zaolzia. "Jeste�cie na ziemi" -
m�wi� konsul - "zamieszka�ej od
wiek�w przez ludno�� polsk�. Tym
ludziom, odci�tym od Macierzy
kordonem granicznym - macie
�wiadczy� wasz� obecno�ci�, �e
Polska o nich nie zapomnia�a".
Z Morawskiej Ostrawy w ma�ych
grupach po kilkunastu
rozeszli�my si� na ca�e Zaolzie.
A szlaki nasze tak zosta�y
wytyczone, �e �adne miasteczko,
nawet najmniejsza wioska i osada
g�rnicza nie zosta�y pomini�te.
Entuzjazm, z jakim nas witano,
ogniska harcerskie, kt�re
�ci�ga�y dos�ownie wszystkich -
od starc�w do ma�ych dzieci -
wsp�lny �piew, wszystko to
utkwi�o mocno w pami�ci.
Gra�y�ski dzia�a� przez
zaskoczenie. Czesi nie byli
uszcz�liwieni, jednak nie
bardzo wiedzieli, co robi� z
ca�� t� harcersk� inwazj�.
Czescy �andarmi obserwowali nas
nieufnie, ale z przyzwoitej
odleg�o�ci. Do �adnych
incydent�w z w�adzami nie
dosz�o.
W Pradze napisa�em pierwszy w
�yciu reporta� i by�em dumny jak
paw, gdy og�osi� go Tygodnik
Ilustrowany "Siedem Dni".
Zach�cony sukcesem wys�a�em po
"Operacji Zaolzie" utrzymane w
sensacyjnej formie sprawozdanie
do krakowskiego "Ikc" i znacznie
powa�niejszy artyku� po�wi�cony
Polakom na �l�sku Zaolzia�skim
do warszawskiego "Tygodnika
Ilustrowanego". Tak wygl�da�y
moje dziennikarskie debiuty.
Inny ob�z w�drowny prowadzi�
przez Podkarpacie. W pogodne
noce spali�my pod namiotami, a w
czasie deszczu w ch�opskich
stodo�ach. Po raz pierwszy
zetkn�li�my si�, oko w oko, z
n�dz� ma�opolskiej wsi.
Pami�tam, jak zaszli�my pewnego
skwarnego popo�udnia do
ch�opskiej cha�upy napi� si�
mleka. Gospodyni poda�a nam ca��
ba�k�, a dzieci - by�o tego
drobiazgu chyba sze�cioro -
zacz�y si� drze� wniebog�osy i
p�aka�.
- Co si� sta�o, dlaczego
dzieciaki p�acz�?
- Nie b�d� mia�y mleka na
kolacj� - odmrukn�a kobiecina.
- Dlaczego sprzedajecie mleko,
zamiast da� je dzieciom?
- Bo nie mam na zapa�ki. Jak
nie zarobi� tych kilku groszy,
te� b�d� g�odne.
Mleko nagle nabra�o gorzkiego
smaku. Posypa�y si� z
uczniowskich portmonetek
z�ot�wki, cho� du�o ich sami nie
mieli�my. Kobiecina dzi�kowa�a,
pochlipuj�c i wycieraj�c oczy
fartuchem.
Po powrocie do Warszawy
zacz��em rozmy�la�. Ile jest
takich ch�opskich cha�up w
Polsce, gdzie brakuje mleka i
kartofli dla dzieci? Ja�mu�n�
nie rozwi��e si� problemu. A
przecie� chodzi o du�� wi�kszo��
ludno�ci, kt�rej my, miejska
inteligencja, nie dostrzegamy,
nie wiemy w og�le o jej
istnieniu. Pod wp�ywem tych
rozmy�la� zacz��em snu� pierwsze
w �yciu spo�eczno_polityczne,
bardzo jeszcze m�odzie�cze
koncepcje. W wolnych godzinach
chodzi�em do Biblioteki
Publicznej na Koszykowej i
zag��bia�em si� w lekturze
ksi��ek po�wi�conych ruchowi
sp�dzielczo�ci wiejskiej w
Danii.
Zbli�a�a si� matura i trzeba
by�o powzi�� zasadnicze decyzje,
kt�re przes�dz� o ca�ym
przysz�ym �yciu. Rozumowa�em
wtedy mniej wi�cej tak: udzia�em
starszego pokolenia by�o
wywalczenie niepodleg�o�ci i
granic. To by�a ich "wielka
przygoda", ale to si� ju� nie
powt�rzy. Zadaniem m�odych jest
podniesienie Polski z ni�u
cywilizacyjnego, kt�ry ogl�da�em
w czasie naszych harcerskich
w�dr�wek. Polska potrzebuje
kadry nowoczesnych, wysoko
wykwalifikowanych ekonomist�w, a
wzorem do na�ladowania powinni
by� tacy ludzie, jak
Drucki_Lubecki albo - w naszych
czasach - Eugeniusz Kwiatkowski.
Kwiatkowski by� moim
"pozytywnym bohaterem" ju� od
czwartej klasy gimnazjalnej. Z
jego synem Jontkiem (tak go
zdrobniale w domu nazywano)
siedzia�em na jednej �awce. Z
czasem stali�my si�
nieroz��cznymi przyjaci�mi.
Jego ojca pozna�em wkr�tce po
tym, gdy zosta� Ministrem
Przemys�u i Handlu. Mia� wtedy
lat 38, a ja 13. Od pierwszej
chwili imponowa� mi
nies�ychanie. Zdobywa� sobie
ludzi, zw�aszcza m�odych,
porywaj�cym entuzjazmem,
�ywo�ci� umys�u i cudownym darem
wys�owienia. Schlebia�o mi
nies�ychanie, �e oto wielki
dygnitarz, cz�onek rz�du, o
kt�rym g�o�no w prasie i w
radio, potrafi mnie,
szczeniakowi, cierpliwie
t�umaczy�, dlaczego na przyk�ad
nie nale�y dewaluowa� z�otego.
Jednego tylko nie mog�em u
Kwiatkowskiego zrozumie�. Jego
ba�wochwalczego stosunku do
Pi�sudskiego. Niech�� do
Marsza�ka wyniesiona z domu,
pog��bi�a si� po s�ynnym
epitecie "fajdanitis poslinis" w
przem�wieniu przeciwko opozycji
poselskiej. Uwa�a�em, �e obrazi�
nim ca�y nar�d.
Zrozumia�em lepiej stosunek
pi�sudczyk�w do ich Komendanta,
gdy po raz pierwszy zobaczy�em
go z bliska. Pa�stwo Kwiatkowscy
zabrali mnie kilka razy na
trybun� rz�dow� w czasie rewii
11 Listopada, najprz�d na placu
Saskim (po latach dopiero
przemianowanym na plac
Pi�sudskiego), p�niej na Polu
Mokotowskim, i do Filharmonii na
premier� filmu "Pan Tadeusz", na
kt�r� przyby� Marsza�ek.
Wra�enie, gdy zobaczy�em po
raz pierwszy z odleg�o�ci kilku
krok�w Pi�sudskiego i us�ysza�em
jego g�os, by�o ogromne. Sta�em
w pobli�u grupy ludzi, w�r�d
kt�rych znajdowali si�
ministrowie, generalicja,
marsza�kowie sejmu i senatu.
Przed nami defilada �wietnie
prezentuj�cych si� oddzia��w
kawalerii, piechoty, artylerii.
Tego wszystkiego nie widzia�em.
Dla mnie istnia�a w tym momencie
tylko ta jedna, raczej drobna
posta� stoj�ca na wysuni�tym do
przodu podwy�szeniu. Nie
odrywa�em od Pi�sudskiego wzroku
ani na chwil�, a gdy wmiesza�
si� po rewii w t�um dygnitarzy,
stara�em si� uchwyci� ka�de jego
s�owo. I to urzeczenie
powtarza�o si� p�niej, ilekro�
widzia�em go z bliska.
Sk�d si� to wzi�o? Czy
sprawi�a to legenda otaczaj�ca
Marsza�ka, kt�ry bardzo rzadko
pokazywa� si� ludziom
publicznie? Czy mo�e niezwyk�o��
stroju - strzelecki,
szaroniebieski mundur i
maciej�wka? Zdj�cia i podobizny
Pis�udskiego widzia�o si� na
ka�dym kroku. Patrzy� z nich
cz�owiek o marsowym obliczu i
�ci�gni�tych brwiach. A tu z
odleg�o�ci kilku krok�w
widzia�em Pis�udskiego, kt�ry
mia� jasnoniebieskie, pogodnie
patrz�ce oczy, cz�sto si�
u�miecha�, m�wi� zabawnym
wile�skim akcentem i przejawia�
w swoim sposobie bycia jak��
dziwn� mi�kko��, w�a�ciw�
ludziom z naszych dalekich
kres�w. Mi�kko�� by� mo�e
pozorn�, lecz zniewalaj�c�.
* * *
Wychowanek Gimnazjum
Mickiewicza Jan Dobraczy�ski tak
w swoich wspomnieniach opisa�
nastr�j maturzysty
opuszczaj�cego progi swojej
szko�y:
"Majowy wonny zmrok otula�
Seweryn�wek, gdy wychodz�c
zatrzyma�em si� na kamiennych
schodkach. Z s�siednich
ogr�dk�w, ci�gn�cych si� a� do
Wis�y, bi�y odurzaj�ce zapachy
kwitn�cych drzew. Od Kopernika
klekota�y kopyta ko�skie i
czasem sapi�c przejecha�
samoch�d. D�awi�c si� rado�ci�
my�la�em o najd�u�szych
wakacjach, jakie mia�em
rozpocz��..."
(Jan Dobraczy�ski:
"Tylko w jednym �yciu".
Warszawa 1970)
Nie mo�na by�o lepiej odda�
tego nastroju, w kt�rym i ja
tak�e opuszcza�em po maturze
star�, kochan� bud� na
Seweryn�wku. Przede mn� by�y nie
tylko te najd�u�sze wakacje, ale
ca�e �ycie. Przysz�o�� n�ci�a
wielk� niewiadom�, kt�r�
przynios� p�niejsze lata.
Wszystko wtedy wydawa�o si�
mo�liwe.
Zacz��em pomaturalne wakacje
od wizyty u Kwiatkowskich w
Mo�cicach pod Tarnowem. Tw�rca
Gdyni wycofa� si� na kilka lat z
rz�du i obj�� dyrekcj� nowej,
najwi�kszej i
najnowocze�niejszej fabryki
zwi�zk�w azotowych. Powiedzia�em
mu, �e chc� studiowa� ekonomi�
polityczn�. - W takim razie -
doradza� - niech pan jedzie na
studia do Taylora w Poznaniu.
Mia�em w ministerstwie kilku
m�odych ekonomist�w, kt�rzy
wyszli z jego szko�y. Niestety
jedyny wydzia�, raczej
podwydzia�, ekonomiczny istnieje
w Poznaniu. Za ma�o na nasze
potrzeby.
Zastosowanie si� do tej rady,
kt�r� natychmiast przyj��em,
napotka�o na nieoczekiwane
trudno�ci. Matka i babka
wyprzeda�y si� ju� ze
wszystkiego, co mia�y, by
przepchn�� starszego brata przez
studia, a mnie przez szko��. Pod
koniec zabrak�o ju� nawet na
wykupienie z zastawu
rodzicielskich obr�czek. Nie
by�o �adnych �rodk�w na wy�sze
studia w Poznaniu. Dzia�o si� to
w roku 1932, Polska osi�gn�a
dno kryzysu gospodarczego i
szczytowy punkt bezrobocia.
Zdobycie pracy zarobkowej przez
�wie�o upieczonego maturzyst� w
obcym mie�cie wydawa�o si�
prawie niemo�liwe. Na razie
jednak chodzi�o o to, by zdoby�
pieni�dze na wyjazd do Poznania,
zarejestrowanie si� w
dziekanacie, zap�acenie
wpisowego i powr�t do Warszawy.
O prac� zarobkow� w Poznaniu
mo�na by�o martwi� si� p�niej.
Tymczasem zbli�a� si� ostateczny
termin wpisu na uniwersytet.
Wyliczy�em z o��wkiem w r�ku, �e
na bilet, wpisowe i nocleg w
Domu Akademickim potrzebuj� 48
z�otych. Tych 48 z� znik�d jako�
nie mog�em zdoby�. A tymczasem
do 16 wrze�nia pozosta�o tylko
trzy dni.
Ambicja nie pozwala�a zwraca�
si� do ludzi o po�yczk�, kt�ra w
gruncie rzeczy musia�a by�
darowizn�. Telefonuj� wi�c do
stryja, jedynego cz�owieka,
kt�rego mog�em o to prosi�.
Odpowiada s�u��ca "pana nie ma,
wraca za tydzie�".
Odk�adam s�uchawk�
zrezygnowany. Nici z moich
plan�w.
W tych dniach w�a�nie
przeprowadzali�my si� z ulicy
Wilczej na Ok�lnik. Jak to
zwykle bywa przy
przeprowadzkach, r�ne rupiecie
powyci�gane z g��bi szuflad,
zapomniane i nigdy nie ogl�dane,
wala�y si� dooko�a. Zatrzyma�em
wzrok na pude�ku od cygar
zabitym gwo�dzikami. Zerwa�em
wieko. W �rodku by�y pami�tki po
ojcu: p�dzel do golenia i
brzytwa, scyzoryk, binokle,
pi�ro i ca�a masa innych
bezwarto�ciowych drobiazg�w.
Uwag� moj� zwr�ci� jednak ma�y
p��cienny woreczek. Bior� go do
r�ki. Jest zaszyty. Pod palcami
wyczuwam co� nieforemnego.
Szybko rozrywam p��tno...
znajduj� w �rodku wyschni�t� na
kamie� grudk� chleba, grudk�
soli i... Jezus Maria - spory
dukat z Matk� Bosk�, -
tradycyjny prezent, kt�ry
rodzice panny m�odej
ofiarowywali ka�demu z
m�odo�e�c�w. Bez sekundy namys�u
wylatuj� z domu, przeskakuj�c po
kilka schod�w na raz. P�dz� do
najbli�szego banku. Wiem, �e
banki skupuj� ka�d� zaofiarowan�
ilo�� z�ota. Dopadam okienka.
Flegmatyczny urz�dnik rzuca
dukata ojcowskiego na wag�, po
czym informuje:
- Czterdzie�ci osiem z�otych!
O ma�o nie zemdla�em ze
wzruszenia. To chyba ojciec
pom�g� mi w ostatniej chwili.
Ju� nast�pnego dnia meldowa�em
si� u dziekana i za�atwia�em
formalno�ci na Uniwersytecie
Pozna�skim.
II
II - Rozstanie z prac�
naukow�. Wrze�niowy koszmar.
Bitwa pod U�ci�ugiem. W niewoli
z Cyrankiewiczem. Ucieczka.
Od chwili gdy ojcowski dukat
op�aci� mi podr� do Poznania i
umo�liwi� studia w obranym
kierunku, wydawa�o si�, �e jaka�
niewidzialna r�ka otwiera przede
mn� po kolei wszystkie drzwi.
M�odym maturzyst�, kt�ry maj�c
na miejscu w stolicy wy�sze
uczelnie, wyprawia si� na nauk�
do innego miasta, by studiowa�
ekonomi�, zainteresowa� si� z
miejsca Edward Taylor. Profesor
pochodzi� ze szkockiej rodziny,
kt�ra podobnie jak
sienkiewiczowski Ketling
osiedli�a si� w Polsce w XVII
wieku. W kt�rym� tam pokoleniu
zachowa� jeszcze typow�
powierzchowno�� angielskiego
squira. Jego sucha, poci�g�a
twarz przypomina�a portrety
Anglik�w z pocz�tku ubieg�ego
wieku. By� nie tylko
najwybitniejszym z naszych
�yj�cych teoretyk�w ekonomii,
ale tak�e g��bokim my�licielem i
�wietnym pedagogiem. Przed
uczniami, kt�rzy si� umieli
zdoby� na wysi�ek przedarcia si�
przez jego nie�atwy styl -
ods�ania�y si� nagle nowe i
dalekie horyzonty, jak po
wspinaczce na stromy szczyt
g�rski.
Taylor zaopiekowa� si� mn� od
pierwszej chwili i od pocz�tku
namawia�, by sposobi� si� do
kariery naukowej. Przez pierwszy
rok musia�em sam dawa� sobie
rad�, zarabiaj�c na �ycie w
kancelarii notariusza Jaros�awa
Garli�skiego, ojca J�zefa,
p�niejszego �o�nierza i
historyka AK. Przez dalsze lata
studi�w przeszed�em dzi�ki
stypendium pa�stwowemu, o kt�re
wystara� si� profesor. Po
otrzymaniu dyplomu i odbyciu
s�u�by wojskowej Taylor zrobi�
mnie swoim starszym asystentem.
Zaraz po uzyskaniu doktoratu
mia�em i�� w �lady mego
poprzednika w seminarium
ekonomicznym - Witolda
Tr�mpczy